Gazeta „New York Times”otrzymała list przedprocesowy od prawnika prezydenta elekta Donalda Trumpa. Została w nim oskarżona o to, że jest „pełnogłośnym rzecznikiem Partii Demokratycznej”, który „na skalę przemysłową posługuje się zniesławianiem przeciwników politycznych”. Prawnik zażądał w imieniu swojego klienta 10 miliardów dolarów odszkodowania za „fałszywe i zniesławiające treści”.
Donald Trump pozywa słynną gazetę. Według doniesień prasowych, list przedprocesowy dotarł do redakcji na kilka dni przed wyborami prezydenckimi, ale dopiero niedawno ujrzał światło dzienne. „Dawno temu New York Times był uważany za »najważniejszą gazetę«” — napisał prawnik Trumpa, Edward Andrew Paltzik.
W liście wymieniono dwa artykuły, napisane wspólnie przez Susanne Craig i Russa Buettnera, „które odnoszą się do ich książki o Trumpie, która nosi tytuł: “Lucky Loser: How Donald Trump Squandered His Father’s Fortune and Created the Illusion of Success”.
W liście zwrócono również uwagę na październikowy artykuł zatytułowany „Dla Trumpa całe życie skandali zmierza ku momentowi osądu” autorstwa Petera Bakera oraz artykuł Michaela S. Schmidta z 22 października, zatytułowany „Trump będzie rządził jak dyktator”.
Adwokat Trumpa twierdzi w swoim liście, że NYT „miał zamiar zniesławić i zdyskredytować znaną na całym świecie markę Trump, którą konsumenci od dawna kojarzą z doskonałością, luksusem i sukcesem w branży rozrywkowej, hotelarskiej i nieruchomości, a także w wielu innych branżach, a także fałszywie i złośliwie zniesławić i zdyskredytować go jako kandydata na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych”.
„Biorąc pod uwagę długą listę znanych i historycznych osiągnięć biznesowych prezydenta Trumpa i jego rodziny, niezwykłe osiągnięcia prezydenta Trumpa w biznesie, literaturze, mediach i na rynku nieruchomości oraz fakt, że prezydent Trump – i historia jego życia – są uosobieniem amerykańskiego snu i tego, co znaczy być amerykańskim patriotą, te zniesławiające oświadczenia są godne pogardy w swojej fałszywości” – stwierdzono w liście do NYT.
NYT nie jest jedynym lewicowym medium, które znalazło się na celowniku prawników prezydenta-elekta. Kampania Trumpa pozwała również stację CBS na kwotę 10 miliardów dolarów za program “60 Minutes” z kandydatką Demokratów na prezydenta Kamalą Harris w październiku, twierdząc, że zmontowany materiał wideo, który został wyemitowany, wprowadził opinię publiczną w błąd i niesprawiedliwie przedstawiał kandydata Republikanów, co stanowi ingerencję w wybory.
Adwokat Trumpa oskarżył sieć o „partyjne i bezprawne akty ingerencji w wybory poprzez złośliwe, oszukańcze zniekształcanie rzeczywistości”.
Nie spodziewam się, że Trump okażę się jakimś „rycerzem na białym koniu” – nie można zapominać, że jest powiązany z żydowską oligarchią spod znaku Chabad Lubawicz. Tak więc „bezwarunkowe wsparcie dla Izraela” będzie kontynuowane i jest duże prawdopodobieństwo, że wojna z Iranem zostanie jednak rozpętana.
Przyznać trzeba jednak, że są pewne oznaki, że druga prezydentura Trumpa będzie pod wieloma względami dużo bardziej radykalna niż pierwsza. Już wskazują na to zarówno osoba v-ce prezydenta Vance jak i zapowiedzi Trumpa już po wygraniu wyborów. Wśród tych jego punktów szczególnie ciekawy jest pomysł poprawki do konstytucji ograniczającej liczbę kadencji reprezentantów (posłów). Znacznie utrudniłoby to funkcjonowanie na zasadzie „zawód-poseł”.
Ale niezależnie od tego co z tego uda się administracji Trumpa osiągnąć ważne jest to, co mówią i będą mówić osoby pełniące ważne funkcje w USA po 20 stycznia przyszłego roku.
I tak naprzykład zapowiedź, że Robert F. Kennedy Jr ma zająć się „sprzątaniem” w instytucjach związanych ze zdrowiem, przede wszystkim FDA i CDC jest o tyle znacząca, że jest on głośnym antyszczepionkowcem (w mediach głównego ścieku nazywają go „anti-vacine activist”). Jest więc szansa na ujawnienie oficjalnie ukrywanego przez te agencje związku szczepionek z autyzmem u dzieci oraz ogólnej ich szkodliwości a także ujawnienie afer związanych ze śmiercionośną szczepionką rzekomo przeciw Covid-19.
A więc może dojść do przesunięcia narracji – czyli „antyszczepionkarstwo” (a w rzeczywistości rozsądny stosunek do tych preparatów) przestanie być czymś wstydliwym, stanie się elementem oficjalnego stanowiska władz USA (i to popartego naukowo w efekcie uwolnienia danych ukrywanych przez agencje rządowe oraz przekierowania grantów na rzetelne badania). Może to mieć pozytywny wpływ na walkę z tymi szkodliwymi – zwłaszcza dla dzieci – preparatami nie tylko w USA ale na całym świecie – w tym w Polsce1.
Sam Trump mowi też wprost, że „globcio” to bzdura. To kolejny z elementów zaburzonej wizji świata, która tak niszczycielsko oddziaływuje na całą zachodnią cywilizację a przede wszystkim na Europę. W imię tej antyludzkiej ideologii opartej o kłamstwa na temat zarówno zmiany temperatur jak i roli CO2 zbudowano nie tylko cały fenomen handlu kredytami emisyjnymi (czyli darmowy zarobek dla pośredników na… handlu powietrzem) ale także różne szalone programy na poziomie Eurokołchozu i poszczególnych jego prowincyj. Niedawna tragiczna powódź w Hiszpanii była spowodowana m.in. wyburzeniem w regionie Walencjii ponad 200 tam w imię „przywracania dzikości”. Walka z energetyką cieplną i atomową doprowadziła do skrajnie wysokich cen prądu elektrycznego i energii w ogóle w Europie skutecznie dorzynając europejski przemysł. Jest więc bardzo znaczące, że teraz władze USA odrzucą w całości tą idiotyczną politykę – nie pozostanie to bez wpływu na sytuację polityczną w EU. Kontynuowanie klimatycznego szaleństwa stanie się trudniejsze jeśli władcy EU będą nadal chcieli zachowywać pozory demokracji, bo pomimo intensywnej propagandy będzie widać coraz wyraźniej, że reszta świata po prostu narastająco klimatyczną brednię ignoruje.
A przecież w administracji Trumpa niezwykle wpływową osobą będzie Elon Musk, który po tym jak jeden z jego synów zachorował psychicznie i uznał się za dziewczynkę poprzysiął wyeliminować tą ideologię, mówiąc, że „woke mind virus” zabił mu syna. Jak wiadomo Musk – przy wszystkich jego wadach – raczej dopina swego.
Wreszcie pojawiały się informacje, że Trump przygotowuje… masowe deportacje, które mogą dotyczyć milionów nielegalnych imigrantów i być przeprowadzane z użyciem wojska, z całą bezwzględnością. Wystarczy posłuchać typowanego na szefa amerykańskiej straży granicznej2 Homana który w wywiadzie na pytanie dziennikarki„czy da się przeprowadzić masowe deportacje nie rozdzielając rodzin?” odpowiada „oczywiście, rodziny można deportować razem”. Czyli dokładna odwrotność polityki „refugees welcome” stosowanej z takim „powodzeniem” przez poprzednią administrację jak i rządy wszystkich prowincji Eurokołchozu.
Oczywiście, to wszystko jest dalekie od tego czego potrzebuje zarówno USA jak i ogólnie cywilizacja białego człowieka. Nie ma tu mowy o dbałości o rasę, nie ma mowy o pozbyciu sie żydowskiej finansjery przez co najmniej likwidację systemu rezerwy federalnej, czy choćby zaprzestaniu wspierania ludobójczego reżimu w Izraelu bronią i pieniędzmi. Nie ma mowy o delegalizacji zboczeń i osadzeniu degeneratów, zakażonych „woke mind virus” w obozach odosobnienia aby nie zatruwali już społeczeństwa. Nie ma mowy o czystce na uczelniach (które stały się właściwie ośrodkami ideologicznej indoktrynacji) czy choćby w wojsku. Dalekie to bardzo jest od pełnej próby odwrócenia degrengolady jakiej nasza cywilizacja doznała przez ostatnie 90 lat.
Ale po raz pierwszy od wielu dekad jest szansa na przesunięcie się tzw. „okna Overtona” znacząco w prawo. Jeżeli administracja Trumpa złamie opór biurokratów i całych segmentów „deep state” (a będzie to wymagać użycia przemocy!) i wprowadzi choćby to, co teraz komunikuje to bardzo wiele osób przestanie się bać nazywać zboczeńcow i degeneratów po imieniu, przestanie się bać żądać deportacji imigrantów i tak dalej. W połączeniu z walką z cenzurą i zwiększoną wolnością słowa – jeden z 10 punktów Trumpa – daje to szansę na jakieś przynajmniej powstrzymanie degrengolady w USA.
Czy przełoży się to na podobne „odbicie” w Europie? Wątpię – wyniki wyborów we Francji i Wielkiej Brytanii wskazują jasno, że społeczeństwa europejskie są już dużo bardziej ogłupiałe i na dużo większą skalę zinfiltrowane przez obcych rasowo najeźdzców, którym przyznano już prawa obywatelskie. W Polsce sytuacja jest ciut lepsza, ale musiałoby dojść do jak najszybszego usunięcia lewackiego w istocie rządu Tuska na co widoków brak.
Tak więc, jak już napisałem, Trump to nie jest to to czego potrzebujemy – ale cieszmy się choćby i z tego.
Na razie sytuacja się pogorszyła po mianowaniu na stanowisko GIS Grzesiowskiego – sługusa korporacji farmaceutycznych, który na ich zlecenie świadomie chce szkodzić dzieciom „zacieśniając” system przymusowych zastrzyków szkodzących dzieciom już od narodzin. To, że ta odrażająca kreatura zamiast odbywać karę za swoją haniebną rolę w trakcie rzekomej pandemii pełni stanowisko, z którego bezpośrednio szkodzi zdrowiu polskich dzieci pokazuje skalę upadku rzekomo polskiego państwa. ↩︎
Prezydent elekt Donald Trump planuje wycofać Stany Zjednoczone z klimatycznego porozumienia paryskiego. Zamierza też uszczuplić niektóre rezerwaty przyrody, aby umożliwić wiercenia i wydobycie surowców.
O projektach Trumpa poinformował w piątek dziennik „New York Times”. Powołał się na projekty rozporządzeń wykonawczych i proklamacji sporządzanych przez zespół Republikanina przygotowujący przejęcie przez niego władzy w styczniu przyszłego roku.
Porozumienie paryskie zobowiązuje państwa-sygnatariuszy do przedstawiania nowych i „bardziej ambitnych” planów ograniczania emisji gazów cieplarnianych co pięć lat. Zgodnie z umową muszą być przedstawione do lutego przyszłego roku.
Administracja prezydenta Joe Bidena przyrzekła przedstawienie przed końcem kadencji takiego planu, „aby pokazać, co należy zrobić i co można zrobić”. Departament Energii USA zapowiedział projekt zaktualizowanej analizy, która pozwoli na zgłaszanie publicznych uwag.
Z raportu wynika, że Trump zakończy także moratorium na wydawanie pozwoleń na eksport skroplonego gazu ziemnego (LNG) na duże rynki w Azji i Europie.
Administracja Bidena wstrzymała w styczniu zatwierdzanie nowych transakcji eksportowych LNG. Jej celem było zakończenie procesu badań dotyczących wpływu eksportu na środowisko i gospodarkę.
Raport wskazuje zarazem na to, że ekipa Trumpa ma uchylić przepisy, które pozwalają Kalifornii i innym stanom wprowadzać bardziej rygorystyczne normy w sprawie zanieczyszczeń. Niektórzy członkowie zespołu Republikanina rozważają też przeniesienie z Waszyngtonu siedziby Agencji Ochrony Środowiska (EPA).
O komentarz w sprawie przewidywanych zmian indagowała przedstawicieli przyszłej republikańskiej ekipy agencja Reutera. Rzecznik zespołu przygotowującego przejęcie władzy, Karoline Leavitt, zaznaczyła, że podczas kampanii wyborczej Trump zapowiadał wiele działań wyszczególnionych w raporcie.
Jak uzasadniała, wyniki wtorkowych wyborów dały mu „mandat do realizacji obietnic i on je spełni”.
Poza Franklinem Roosveltem, który był z powodu drugiej wojny światowej czterokrotnie wybierany, nikt przed Trumpem nie był w stanie wygrać trzech wyborów prezydenckich!
Ostrzeszów 07.11.2024 r.
Na złość wszelkim prognozom, wbrew intensywnej, dyskryminującej kampanii pomówień, pomimo ponawianych prób zabójstwa, nie zważając na wiele spraw sądowych wytyczonych mu z powodów, które można byłoby zastosować praktycznie do wszystkich mieszkańców Stanów Zjednoczonych, na przekór „obrońcom demokracji”, którzy w październiku ponad 5 tysięcy razy udowadniali, że Trump to nowe wcielenie wąsatego Adolfa – został ponownie wybrany z druzgocącą przewagą na prezydenta USA. Poza Franklinem Roosveltem, który był z powodu drugiej wojny światowej czterokrotnie wybierany, nikt przed nim nie był w stanie wygrać 3 wyborów prezydenckich!
Nie sądzę, aby była to prawda, jednak rozbawiła mnie informacja, że Barack Obama właśnie opuścił Stany Zjednoczone. Samo wyobrażenie uciekających wraz z laureatem pokojowej nagrody Nobla w jednym samolocie Hilary Clinton, Nancy Pelosi, z bębniącym palcami po poręczy siedzenia Georgem Sorosem, z przykucniętą z tyłu samolotu i przerażoną Viktorią Nulland opierającą głowę na ramieniu dzielnego Billa Gatesa i trzymającego ją za rękę Antony’ego Fauciego, może poprawić humor każdemu z nas.
Kiedy prezydent Obama dowiedział się, że Trump jednak wygrał…
Ula Wodelejem pogratulowała Trumpowi zwycięstwa:
Urszula von der EU serdecznie gratuluje Donaldowi Trumpowi zwycięstwa w wyborach i wyobraża sobie, że Trump prawdopodobnie nie będzie miał nic lepszego do roboty niż współpraca z nią nad “silną agendą transatlantycką”.
Trump kandydował, aby uczynić Amerykę “znowu wielką”, nie było żadnej wzmianki o UE.
Do ponownego zaprzysiężenia Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych zostało ponad 10 tygodni. Jeśli czegoś globaliści nie wywiną, to ta uroczystość odbędzie się 20 stycznia 2025 roku. Jestem przekonany, że Trump zwolni z więzień wszystkich oskarżonych o „zamach na Kongres” 6 stycznia 2021 roku. W ten sposób zwolni się miejsce dla „bohaterów” oszustwa wyborczego z poprzednich wyborów.
Ostatni dolar dla Zełenskiego i jego banderowców.Źródło.
5 listopada Amerykanie wybierali nie tylko nowego prezydenta, ale w części stanów odbyły się także wybory uzupełniające do Kongresu. Republikanie zgarnęli wszystko. Przejęli kontrolę nad Senatem i najprawdopodobniej utrzymali większość w Izbie Reprezentantów. Niewiadomą pozostaje jeszcze skala ich zwycięstwa.
W USA co dwa lata odbywają się tzw. „wybory połówkowe”. Tym razem Amerykanie obsadzali 34 (ze 100) miejsca w Senacie i 435 (wszystkie) w Izbie Reprezentantów.
Pewne jest, że Republikanie przejmą po wtorkowym głosowaniu kontrolę na Senatem. W ten sposób zakończy się czteroletni okres przewagi Partii Demokratycznej w Senacie
Walka o kontrolę nad Senatem trwała głównie w Ohio i Montanie, czyli dwóch stanach kontrolowanych przez Demokratów, w których Donald Trump wygrał w 2016 i 2020 r. — i zwyciężył ponownie bez trudu we wtorek wieczorem.
Po zdobyciu mandatów w Wirginii Zachodniej, Ohio i Montanie Republikanie zapewnili sobie większość w Senacie. Aktualne dane wskazują, że będą mieli co najmniej 52 miejsca w Senacie. Demokraci na ten moment mają ich 43. W kolejnych stanach liczone są głosy, więc niewiadomą pozostaje jedynie skala zwycięstwa Republikanów. Większość zapewnia już 51 mandatów.
Wielce prawdopodobne jest także zwycięstwo Republikanów w wyborach do Izby Reprezentantów. W tym momencie ich przewaga nad Demokratami wynosi 201 do 184. Większość zapewnia 218 mandatów, co wydaje się formalnością.
Te wyniki wyborów oznaczają, że Republikanie mają de facto władzę absolutną przez najbliższe dwa lata.
To jest taka piękna katastrofa, jakiej jeszcze nie było – mówi o porażce „lewactwa światowego” Grzegorz Braun w rozmowie z Tomaszem Sommerem na kanale Rumble. Głównym tematem rozmowy były amerykańskie wybory, w których zdecydowanie zwyciężył Donald Trump.
Odnosząc się do wyników wyborów w USA niezgodnych z oczekiwaniami establishmentu, Braun stwierdził, że „to są te szczęki opadające na podłogę”. Podkreślił, że kampania wyborcza w USA była wyjątkowa, ponieważ „rozgrywała się w infosferze”, co oznacza dominację platform społecznościowych nad tradycyjnymi mediami. Sommer zauważył, że „Twitter wygrał z Youtube’em”, a Facebook „zniknął” z dyskursu publicznego.
Sommer i Braun przypomnieli kilka wypowiedzi krytycznych wobec Trumpa polskich polityków, którzy dziś są w kręgach władzy, a co niektórzy w pośpiechu kasują swoje dawne wpisy. Braun ocenił obraźliwe wypowiedzi o Trumpie jako „jawnie głupie” i sprzeczne z „polską racją stanu”.
Braun wiąże duże nadzieje z prezydenturą Trumpa, widząc w niej szansę korzystną dla Polski. Jak podkreślił, „jest obietnica kluczowa zakończenia wojny ukraińskiej” i oczekuje, że Trump będzie musiał „wywiązać się z tej obietnicy w tempie, które odpowiadałoby zapotrzebowaniu, oczekiwaniom mediów”.
Jednocześnie jeden z liderów Konfederacji przestrzega przed zagrożeniem, że Polska może zostać „pionkiem podstawionym do zbicia” w wielkiej grze geopolitycznej mocarstw. Ironizował, „oficerowie prowadzący” wrócą z urlopów i będą musieli dostosować swoje działania do nowej rzeczywistości.
Braun widzi jednak szansę, że nowa administracja przyniesie korzystne dla Polski zmiany, tylko trzeba to odpowiednio rozegrać. – Teraz jest moment, w którym trzeba iść na całość, to znaczy upominać się o Polskę, a nie produkt polsko-podobny – zaznaczył.
Braun wzywa polskich patriotów do szybkiego sformułowania „konkretnej listy spraw, których załatwienie jest oczekiwane” od nowej administracji w Białym Domu. Obawia się jednak, że obecny obóz władzy w Polsce będzie skłonny do „kolaboracji” z nowym „suwerenem”.
– Niestety właśnie nie w charakterze poważnego wasala, tylko w charakterze sprzedajnego lokaja. No to, czego najbardziej się obawiam, to kontynuacja polityki opisanej w „Dziadach” Mickiewicza, tylko że wtedy pod innym adresem – obawia się Braun.
Cieszy się natomiast ze stosunku Trumpa do polityki klimatycznej, którą określa jako „wariactwo” i „kupę szaleństw”. Wyraża nadzieję, że nowa sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych stworzy szansę na odejście od tej „antycywilizacyjnej” polityki.
Chociaż nie ogłoszono ostatecznych wyników, wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa wydaje się być pewne. Portal Newsmax jako pierwszy zdecydował się podać o godzinie 1:23 w nocy, że Trump zostanie 27. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Potem także inne stacje telewizyjne uznały, iż kandydatka Demokratów nie ma szans na odbicie kluczowych stanów. Jednocześnie już wiadomo, że Republikanie odzyskali nieznaczną przewagę w Senacie. Stąd będą mieć wpływ na nominacje kandydatów do czołowych stanowisk w państwie, w tym sędziów. Waha się kwestia utrzymania przewagi partii Trumpa w Izbie Reprezentantów.
Jak okazało się dość szybko, była głowa państwa uzyskała przewagę w Pensylwanii, co wraz ze zwycięstwem w innych stanach daje mu kluczowe 270 głosów elektorskich niezbędnych do stania się 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Mimo zaciętej rywalizacji, Harris nie była w stanie pokonać swego rywala. Potem, w miarę napływania danych po przeliczeniu większej liczby głosów w różnych stanach, przewaga Trumpa stawała się coraz bardziej widoczna. Na tyle, że redakcja Newsmax, a za nią kolejne media zdecydowały się mówić – przed ogłoszeniem oficjalnych wyników – iż Trump wygrał wybory.
Kandydat Republikanów pokonał Harris w kluczowych stanach „wahadłowych”: Georgii, Karolinie Północnej, Pensylwanii i Michigan.
Republikanie w Georgii wygrywali co drugie wybory od 1996 roku. W 2020 r. to Joe Biden miał nieznaczną przewagę w tym stanie. By lepiej prognozować zwycięstwo danego kandydata – a nie można zapominać, że jednak wyścig prezydencki był dość wyrównany – dla Trumpa i Harris kluczowe były sukcesy w siedmiu stanach: Arizona, Georgia, Pensylwania, Karolina Północna, Wisconsin, Michigan i Nevada.
Trump najpierw zajął Karolinę Północną, następnie Georgię, Pensylwanię i Wisconsin.
Wraz ze spływającymi wynikami wyborów nastroje w sztabie kandydatki Demokratów robiły się coraz gorsze. Współprzewodniczący kampanii Harris, Cedric Richmond, powiedział publiczności zgromadzonej na wieczorze wyborczym na Uniwersytecie Howarda, że obecna wiceprezydent nie będzie przemawiała, ale sztab nie rezygnuje z walki z Trumpem.
Już wcześniej ambasadorowie amerykańcy w stolicach europejskich, za wyjątkiem Rzymu, odwołali imprezy wyborcze, podczas których dyplomaci, dziennikarze i politycy spotykali się w oczekiwaniu na wyniki.
Republikanie mogą być zadowoleni także z odzyskania przewagi – co prawda nieznacznej – w Senacie. Dzięki temu będą mieć wpływ na nominację sędziów i wysokich urzędników na kluczowe stanowiska w państwie. Zadecydowało zwycięstwo dwóch kandydatów w Wirginii Zachodniej i Ohio. Waha się kwestia zachowania większości w niższej Izbie Reprezentantów, chociaż i tu republikanie odnotowali także pierwsze zyski. Wygrali w kontrolowanym przez rywali okręgu w Pensylwanii, który obejmuje Scranton, rodzinne miasto prezydenta Joe Bidena. Przejęli też mandaty w Karolinie Północnej, której granice jako okręgu wyborczego zostały zmienione na korzyść Demokratów. Ci zaś zdobyli mandaty trzymane dotąd przez Republikanów w północnej części stanu Nowy Jork oraz w Alabamie, którego granice zmieniono w związku z nakazem Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, wymagającego utworzenia okręgu z większością czarnych. Do przejęcia kontroli nad niższą Izbą Demokraci potrzebują „odbić” co najmniej sześć mandatów. Wyniki dotyczące Izby Reprezentantów będą znane za kilka dni. Różnice między partiami są nieznaczne i w razie przejęcia Izby przez Demokratów, administracja Trumpa może mieć utrudnione rządzenie.
Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to Donald Trump ma szansę zostać zaprzysiężonym na drugą kadencję, niemal cztery lata po opuszczeniu Białego Domu w atmosferze skandalu i z niepewną przyszłością polityczną. Niektórzy komentatorzy „pogrzebali” go za życia, uważając, że jest politycznie „skończony”.
Mierzył się nie tylko z licznymi oskarżeniami i procesami, ale także dwukrotnie usiłowano go pozbawić życia w trakcie kampanii prezydenckiej. Był również regularnie sekowany z dostępu do mediów głównego nurtu. Trump ma szansę być pierwszym prezydentem od ponad 120 lat, który stracił Biały Dom, a następnie wrócił i zdobył go ponownie – po Groverze Clevelandzie w 1892 roku.
Wyborców interesują sprawy migracji, bezpieczeństwa i wysokich kosztów życia
Amerykanie, wybierając Trumpa, mają nadzieję, że zajmie się on kwestiami inflacji, wysokich kosztów życia, migracji, a także wzrostem przestępczości i niestabilnością za granicą.
Co ciekawe, mimo usilnych zabiegów kampanii Harris, starającej się pozyskać absolutne poparcie ludności kolorowej, na Trumpa chętnie zagłosowali Latynosi – w tym wielu młodych mężczyzn – a także czarni i wyznawcy islamu.
Trump zobowiązał się do przeprowadzenia największej operacji deportacyjnej w historii kraju. Ma kontynuować obniżanie podatków, walczyć z ideologią gender, w tym w szczególności z przywilejami transseksualistów, które zmotywowały wiele środowisk do wszczęcia kontrrewolucji kulturowej. Ma zamknąć Departament Edukacji i nałożyć powszechne wysokie cła na towary importowane z zagranicy. Jednocześnie obiecał ograniczyć regulacje dotyczące ochrony środowiska i klimatu.
W trakcie kampanii wykonał woltę, uznając, że drażliwa kwestia swobody zabijania dzieci nienarodzonych powinna być rozstrzygana przez same stany. Obecnie, przy okazji wyborów prezydenckich i uzupełniających do Kongresu, w czterech stanach zagłosowano za utrzymaniem tak zwanych praw do aborcji. Są to: Missouri, Kolorado, Maryland i Nowy Jork. Na Florydzie zwycięstwo odnieśli obrońcy życia, a w pięciu innych stanach, w których głosowano nad poprawkami do stanowych konstytucji w tej sprawie, wyniki nie są jeszcze znane. Zwolennicy aborcji muszą teraz zwrócić się do sądów, aby uchyliły antyaborcyjne regulacje lub dostosowały je do wyników referendów w tej kwestii.
Orban: „piękne zwycięstwo”. Trump: „złoty wiek Ameryki”
Premier Węgier Victor Orban, do którego Trump zawsze zwracał się w pierwszej kolejności, jeśli chciał wiedzieć, co się dzieje w Europie, cieszy się z „pięknego zwycięstwa” kandydata Republikanów. Orban wskazał, że Europa będzie musiała przemyśleć swoje poparcie dla Ukrainy, bo Trump z pewnością będzie dążył do jego ograniczenia, a Europa „nie będzie w stanie sama udźwignąć ciężaru wojny”. W niedzielę przed wyborami węgierski przywódca mówił: – My [w Europie] musimy zdać sobie sprawę, że jeśli w Ameryce będzie prezydent opowiadający się za pokojem – w co nie tylko wierzę, ale także tak odczytuję dane – jeśli wydarzy się to, czego się spodziewamy i Ameryka stanie się pro-pokojowa, to Europa nie może pozostać pro-wojenna. Kwestia ukraińska ma być priorytetowo potraktowana podczas spotkania Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie.
Ekipa Orbana pomagała sztabowi Trumpa w zakresie polityki migracyjnej i prorodzinnej. Zresztą mówił o tym także były komisarz europejski ds. jednolitego rynku Thiery Breton, strasząc, że jeśli Trump wygra, będzie wraz z Orbanem prowadził „przerażającą politykę w obronie tradycyjnej rodziny”. Eurokrata dodał, że taki wybór oznaczać będzie „katastrofę dla Europy”.
Sam kandydat Republikanów na prezydenta zabrał głos, obiecując, że Amerykę czeka „złoty wiek”. Zwracając się do swoich sympatyków w West Palm Beach Convention Center – po tym, jak Newsmax ogłosił go zwycięzcą tegorocznych wyborów – obiecał „walczyć o każdego obywatela, o każdą waszą rodzinę i waszą przyszłość każdego dnia”.
Trump obiecał, że nie spocznie, dopóki nie wywalczy silnej, bezpieczniej i prosperującej Ameryki. Zaapelował do sympatyków Harris, aby przyłączyli się do niego w celu zjednoczenia podzielonego kraju.
Obroni wolność słowa?
Zwycięstwo Trumpa ma jeszcze inny ważny wymiar. Uznawano bowiem, że może on zawalczyć i ochronić wolność słowa w Ameryce, tak bardzo naruszaną przez administrację Biden – Harris, która dopuściła się skandalicznych działań w celu cenzurowania przekazów w mediach, prowadząc jednocześnie nachalną propagandę wokeizmu i genderyzmu, inicjując operacje wpływania na percepcję.
To między innymi obrona wolności słowa przyciągała sympatyków do Trumpa, a „toksyczna kobiecość i przebudzenie” odpychały mężczyzn, żydów, muzułmanów i miliarderów od Harris. Trump miał zyskać ogromną sympatię po wywiadzie udzielonym popularnemu youtuberowi Joe’mu Roganowi, podczas którego poruszono szereg tematów tabu. Rozmawiano m.in. na temat uczuć Whoopi Goldberg i kobiet z „The View”, jakimi darzyły one Trumpa, zanim zaczął kandydować na prezydenta, zabijania wielorybów przez farmy wiatraków, ujawnienia dokumentów dotyczących zabójstwa prezydenta JFK, które Trump obiecał opublikować oraz wiele innych kwestii.
Desperackie akcje Harris podejmowane w końcówce wyścigu prezydenckiego – gdy oskarżyła Trumpa o faszyzm i sympatyzowanie z Hitlerem – nie pomogły jej. Podobnie, jak inne, skandaliczne naruszenia mediów głównego nurtu.
W kierunku Trumpa zwrócił się także Sundar Pichai, dyrektor generalny Google, by pogratulować akcji w McDonaldzie. Podobnie, dyrektor generalny Apple Tim Cook zadzwonił do niego, by złożyć skargę na cenzorskie działania organów regulacyjnych Unii Europejskiej. Przywódcy społeczności arabskiej i muzułmańskiej w Michigan poparli Trumpa, ponieważ „obiecał pokój, a nie wojnę”.
A jak będzie w rzeczywistości, gdy już dojdzie do zaprzysiężenia nowego prezydenta?
Obawy o cła, spowolnienie handlu i politykę klimatyczną
Na pewno zwycięstwa Trumpa obawiają się specjaliści ds. łańcucha dostaw i handlu w ogóle. Z najnowszego raportu Dimerco, zajmującego się frachtem lotniczym, morskim i szeroko rozumianą logistyką z regionu Azji i Pacyfiku, wynika, iż wiele firm ma obawy co do potencjalnej 200-procentowej podwyżki ceł na chińskie towary. „Jeśli te obawy będą się utrzymywać, firmy mogą spieszyć się z finalizacją dostaw przed inauguracją 20 stycznia 2025 r. lub doświadczyć opóźnień do czasu ogłoszenia nowych taryf. Zainteresowane strony muszą zachować czujność i umieć dostosować się w tej niepewnej atmosferze”, radzi Dimerco, które jednocześnie wskazuje na spowolnienie działalności produkcyjnej. Wskaźnik PMI dla przemysłu światowego spadł z 49,5 do 48,8 we wrześniu, poniżej poziomów z tego samego miesiąca co w zeszłym roku. Indie odnotowały odczyt na poziomie 56,5, w porównaniu z 57,5 we wrześniu 2023 roku. Jednak najwyższe wskaźniki spośród monitorowanych regionów sugerują, że światowy wzrost gospodarczy w roku finansowym 2024 wyniesie prawdopodobnie około 2,5 procent, czyli mniej niż średni wzrost PKB przed tak zwaną pandemią, który wynosił 3,1 procent w poprzedniej dekadzie.
Europejscy logistycy spieszą się z importem wielu towarów. Na przesyłki czeka się coraz dłużej. Rosną koszty frachtu do Europy i Stanów Zjednoczonych z północnych i południowych Chin. Dodatkowo konflikty na Bliskim Wschodzie i Ukraina zakłócają zdolność przewozową ładunków lotniczych między Azją a Europą, co przekłada się na niedobory niektórych towarów.
Chińczycy dodatkowo obawiają się zakłóceń w handlu z powodu planowanego przez Europę wprowadzenia podatku węglowego na granicy. Dlatego już zwrócili się do Waszyngtonu i Brukseli o wszczęcie rozmów podczas szczytu klimatycznego ONZ COP 29 na temat granicznych podatków od emisji dwutlenku węgla i innych „restrykcyjnych środków handlowych”, które według Pekinu szkodzą krajom rozwijającym się.
Turecki „Daily Sabah” jeszcze przed wyborami zwrócił uwagę na przyszłą politykę USA wobec państw afrykańskich, przed którymi otwierają się nowe możliwości gospodarcze, a które są zagrożone nowymi wyzwaniami związanymi z bezpieczeństwem i wzmożoną globalną rywalizacją między USA a Chinami. Afryka niewątpliwie jest głównym obiektem międzynarodowego zainteresowania, często wywołując konkurencję między mocarstwami walczącymi o wpływy. Bez zaangażowania państw Afryki Północnej w dostarczanie wodoru do UE nie ma szans na powodzenie również Europejski Zielony Ład.
To dla afrykańskich przywódców i obywateli stawka wyborów w USA była ogromna, ponieważ druga administracja Trumpa lub prezydentura Harris mogły przynieść wyraźnie odmienne podejście do stosunków USA – Afryka.
Uwzględniwszy trzy krytyczne obszary, w których nowa administracja USA mogłaby znacząco wpłynąć na trajektorię polityki Afryki: zaangażowanie gospodarcze, współpraca w zakresie bezpieczeństwa oraz lawirowanie Afryki w rywalizacji USA-Chiny, turecki dziennik prognozował, że jeśli zostanie wybrany Trump, to jego administracja skupi się na pobudzaniu amerykańskich inwestycji biznesowych w Afryce poprzez usuwanie barier regulacyjnych i tworzenie korzystniejszych warunków dla amerykańskich firm. A „doświadczenie biznesowe Trumpa sugeruje, że może on realizować umowy, w których priorytetem będą natychmiastowe zyski, takie jak wydobycie zasobów i projekty infrastrukturalne, z wyraźnymi korzyściami dla amerykańskich firm”.
Administracja Trumpa miałaby wspierać więcej inwestycji sektora prywatnego i mniej rządowych programów pomocowych. Kapitał prywatny i umowy dwustronne będą napędzać szybszy wzrost, ale stwarza ryzyko pozostawienia mniejszych gospodarek lub tych nieposiadających znacznych zasobów w niekorzystnej sytuacji.
Jeśli chodzi o podejście Trumpa do handlu, to faworyzuje on umowy dwustronne z silnymi partnerami. Nowy prezydent miałby wspierać – podobnie jak w czasie pierwszej kadencji – afrykańską ustawę o wzroście i możliwościach (AGOA), która od dwóch dekad ułatwia eksport z Czarnego Lądu na rynek amerykański. Kwestią niepewną pozostaje wsparcie dla rozwoju infrastruktury i inwestycji w edukację oraz technologie, które są niezbędne dla trwałego wzrostu.
Jest duża szansa, że nowa administracja będzie chciała szybciej rozprawić się z zagrożeniem terrorystycznym w regionach takich jak Sahel, dorzecze Jeziora Czad i Róg Afryki. Dlatego jest prawdopodobne zaangażowanie wojskowe za pośrednictwem Dowództwa Stanów Zjednoczonych w Afryce (AFRICOM).
Jednocześnie należy spodziewać się zaostrzenia rywalizacji USA – Chiny o zasoby, infrastrukturę i telekomunikację. „Skłonność Trumpa do nakładania ceł na chińskie towary i ograniczanie dostępu do chińskiej technologii może zmusić kraje afrykańskie do wyboru między strategicznymi sojusznikami, co może doprowadzić do większej polaryzacji na kontynencie” – diagnozuje turecki dziennik. Radzi on przywódcom afrykańskim, by w sytuacji dynamicznej zmiany sił globalnej władzy „przejęli stery” i „określili ścieżki rozwoju kontynentu z większą autonomią i wizją”, jednocząc się za pośrednictwem Unii Afrykańskiej (UA) i organizacji regionalnych.
Kanadyjski „Global Times” obawia się przede wszystkim bardziej protekcjonistycznej polityki handlowej Trumpa niż ekipy Demokratów. W 2026 r. znów przypadnie na administrację Trumpa przegląd polityki umowy Kanada – USA – Meksyk. Kanadyjczycy obawiają się zapowiadanej 10-procentowej stawki nakładanej na wszystkie towary importowane do USA. Raport ich krajowej Izby Handlowej sugeruje, że cła te skurczyłyby rodzimą gospodarkę, powodując koszty gospodarcze rzędu 30 miliardów dolarów rocznie.
Amerykańscy ekonomiści ostrzegali, że plan Trumpa może spowodować inflację, a nawet recesję, co prawie na pewno będzie miało negatywne skutki w Kanadzie. Ponad 77 procent eksportu kanadyjskiego trafia do Stanów Zjednoczonych, a handel obejmuje 60 procent produktu krajowego brutto Kanady.
Wynik wyborów może również na nowo zdefiniować rolę Ameryki w świecie. Trump krytycznie odnosi się do udzielania pomocy Ukrainie, atakuje ONZ i inne organizacje międzynarodowe. Wielokrotnie twierdził, że nie będzie bronił członków NATO, którzy nie osiągną celów w zakresie wydatków na obronę w wysokości co najmniej 2 proc. PKB, a Kanada zamierza ten cel osiągnąć dopiero w 2032 roku.
Tuż przed wyborami także naukowcy [to pewnie literówka. ; powinno być “naukawcy” md] zajmujący się stosunkami międzynarodowymi z amerykańskich szkół wyższych i uniwersytetów zostali zapytani o konsekwencje wyboru Trumpa lub Harris dla amerykańskiej polityki zagranicznej. Uznali oni, że kandydatka Demokratów będzie skuteczniejsza w radzeniu sobie z wyzwaniami międzynarodowymi.
Badanie przeprowadzono w połowie października w ramach projektu Teaching, Research and International Policy Project w Global Research Institute William & Mary’s, przy wsparciu Carnegie Corporation z Nowego Jorku. Wyniki opublikowano w progresywnym magazynie „Foreign Policy”.
Ci „eksperci” wyraźnie faworyzowali Harris. Ankietowani uczeni obawiali się, że istnieje 80 proc. szans, iż Trump ponownie wycofa się z porozumienia paryskiego w sprawie łagodzenia zmian klimatycznych i zarządzania nimi. Zgodnie z umową z 2015 roku, państwa od 2020 r. przedstawiają swoje krajowe plany działań w dziedzinie klimatu, zwane wkładami ustalonymi na szczeblu krajowym (NDC). Każdy kolejny NDC ma odzwierciedlać coraz wyższy poziom ambicji w porównaniu z poprzednią wersją. Trump wielokrotnie wskazywał, że „zmiany klimatyczne” to „mistyfikacja” i problemem nie jest globalne ocieplenie, a „ocieplenie nuklearne”, zważywszy na to, jakie jedna nieduża bomba atomowa może spowodować spustoszenie, jeśli chodzi o zagładę ludzi i szkody dla środowiska. Trump jednak będzie miał trudności z uchyleniem ustawy o ograniczeniu inflacji, która obejmuje nadzwyczajne wsparcie dla „zielonych technologii” w wysokości 370 miliardów dolarów.
Eksperci nie spodziewają się wycofania Ameryki z NATO. Podobnie uważają, że Trump będzie prowadził konsekwentną politykę wobec Iranu, nie pozwalając temu krajowi na zdobycie broni nuklearnej. Na pewno jednak USA pod rządami nowej administracji podniosą cła. Eksperci spodziewają się także zwiększenia pomocy wojskowej dla Izraela, ale jedynie 16 proc. uważa, że Waszyngton wzmocni w kontekście takiego wyniku wyborów armię Ukrainy.
Na pytanie, który kandydat „częściej użyłby siły militarnej za granicą”, 26 proc. respondentów wybrało Harris, w porównaniu z 14 proc. Trumpa, którego postrzegają jako „nie-interwencjonistę”.
Jednak w niezwykle ważnej kwestii Chin uczeni dostrzegli podobieństwa między Trumpem i Harris, w tym jeśli chodzi o oszacowanie prawdopodobieństwa interwencji w razie, gdy Pekin użyje siły przeciwko Tajwanowi. Prawdopodobieństwo wynosi 32 proc. pod rządami Trumpa i wynosiłoby 25 proc. pod rządami Harris.
Eksperci przewidują także, że niezależnie od zwycięzcy, wydatki na obronność wzrosną. W górę pójdą również szanse na zaangażowanie większej liczby państw w bezpośredni konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie.
Zszokowała szczególnie jedna odpowiedź odnośnie do zdolności szefowania armii USA i bycia skutecznym naczelnym dowódcą. Aż 87 proc. “uczonych” [ a to kurwy… md] stwierdziło, że są albo „bardzo pewni”, albo „dość pewni” zdolności Harris. ale tylko 6 proc. stwierdziło to samo o Trumpie.
Podobnie aż 92 proc. pytanych ekspertów stwierdziło, że to Harris najskuteczniej poradziłby sobie z problemami polityki zagranicznej stojącymi dziś przed Stanami Zjednoczonymi. I zagraniczne rządy byłyby bardziej skłonne do współpracy z administracją Harris niż Trumpa.
Republikański prezydent z pewnością może pokrzyżować plany europejskich polityków dotyczących federalizacji Europy, jeśli część państw wejdzie w silny sojusz z USA. Na pewno utrudni handel z Chinami, co przełoży się na stan niemieckiej czy francuskiej gospodarki, a w konsekwencji całej gospodarki unijnej.
Przywódcy francuscy i niemieccy obiecali „silniejszą jedność europejską” po zwycięstwie Trumpa. Macron twierdzi, że Francja i Niemcy będą działać na rzecz „bardziej suwerennej Europy”, utrzymując jednocześnie współpracę z USA w obronie wspólnych interesów.
Francuski prezydent już dzwonił do niemieckiego kanclerza i uzgodnili, że będą działać „na rzecz bardziej zjednoczonej, silniejszej i bardziej suwerennej Europy w tym nowym kontekście”, „współpracując ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki i broniąc naszych interesów i wartości”.
Wraz ze zwycięstwem Trumpa nowa nadzieja wstąpiła w szeregi Zjednoczonej Prawicy.
[I co z tego?? Oni niewiele lepsi dla Polski i Polaków. MD]
Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może przerwać passę koalicji „uśmiechniętej Polski”. Złośliwi powiedzą, że być może niebawem światło dzienne ujrzą jakieś taśmy, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja wolę myśleć, że Amerykanie obsesyjnie troszczą się o swoich sojuszników. A to oznacza, że na Tuska przychodzą ciężkie terminy. Wybory prezydenckie to pierwsze poważne wyzwanie.
—————————————
W 1962 roku kanclerz Niemiec, Konrad Adenauer był bliski podpisania z Nikitą Chruszczowem, ówczesnym przywódcą ZSRR, paktu na wzór tego z Rapallo. Intencją kanclerza było, rzecz jasna, dążenie do zjednoczenie Niemiec i odprężenie na linii RFN i NRD, czemu sprzyjała odwilż, jaka zapanowała w Moskwie po śmierci Stalina.
Gdy Adenauer zdał sprawę z tego pomysłu prezydentowi Johnnowi F. Kennedy’emu, ten spokojnie odparł, iż nie jest to najlepszy pomysł. Niczego więcej nie musiał dodawać. Adenauer już wiedział, że o żadnym zbliżeniu z Moskwą nie ma mowy, wszak Waszyngton nie zgodzi się na wzmocnienie Niemiec w Europie i to przy udziale wrogiego mocarstwa.
Oczywiście sytuacja w ówczesnej Europie była specyficzna. Swoista była również rola Niemiec. Nie zmienia to jednak faktu, że Amerykanie potrafią twardo wpływać na rzeczywistość polityczną swoich junior partnerów. I skoro tak poczynali sobie z twardym i sprawnym politykiem, jakim był Adenauer, to nie ma powodu, by nie radzili sobie podobnie z decydentami nad Wisłą, oddziałując na politykę wewnętrzną naszego kraju.
Nie ulega wątpliwości, że świetnie zdaje sobie z tego sprawę Donald Tusk, który od tego, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych musi uzależniać to, kto będzie kandydatem PO w zbliżających się wyborach prezydenckich w Polsce.
Akcje Sikorskiego spadają
Jeszcze do wczoraj wydawało się, że faworytem jest Radosław Sikorski. Skoro na poważnie wystartował on do rywalizacji z Rafałem Trzaskowskim – wywiad, którego udzielił Sławomirowi Sierakowskiemu to w istocie manifest programowy kandydata na prezydenta – to znaczy, iż otrzymał zapewnienie, że jest w grze. Sikorski jest politykiem z wielkim ego. I tylko wsparcie samego Tuska mogło skłonić go, do jasnej deklaracji o chęć ubiegania się o prezydenturę.
Kalkulacja była prosta: Trzaskowski nie jest wcale faworytem Tuska, zaś ewentualne zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA dałoby mocny argument liderowi PO, by wystawić Sikorskiego, mającego świetne kontakty w obozie Demokratów.
Plan jednak spalił na panewce. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump i akcje Sikorskiego dramatycznie spadły. W kluczowym dla naszego bezpieczeństwa państwie do władzy doszedł człowiek, który – delikatnie mówiąc – raczej nie sprzyja Donaldowi Tuskowi i jego obozowi politycznemu. Twierdzenie, że Tuskowi jest to obojętne to przesada. O polskim premierze można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie można zarzucić mu głupoty. Świetnie zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają Stany Zjednoczone w obecnej sytuacji geopolitycznej, a dla nas dodatkowo istotną, że stanowią jedyny twardy gwarant naszego bezpieczeństwa w strefie zgniotu, w której żyjemy od ponad dwóch lat.
A może Tusk?
Co zatem zrobi Tusk na początku grudnia, kiedy ma ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta? Albo ogłosi siebie, albo uzna, że trzeba środek ciężkości relacji polsko-amerykańskich przenieść na poziom dyplomacji rządowej i uzna, że może wystawić kandydata wyłącznie z myślą o polityce krajowej czyli Rafała Trzaskowskiego. Ten drugi scenariusz niesie ze sobą poważne zagrożenie: Amerykanie na pewno będą chcieli w jakiś sposób ingerować w wybory w Polsce. Tusk będzie zatem musiał dowieść Waszyngtonowi, że Trzaskowski to jedynie marionetka, bez większego politycznego znaczenia a centrum decyzyjne i tak spoczywa w ośrodku rządowym. I ten scenariusz wydaje się dzisiaj bardzo prawdopodobny.
Tusk może jednak zaryzykować i postawić na siebie jako kandydata w prezydenckim wyścigu. Dlaczego? Po pierwsze, wynik wyborów w USA może stanowić dobre uzasadnienie zmiany decyzji o niekandydowaniu. Tusk, nieco bałamutnie, dowodzi, iż ma świetne relacje z Trumpem. Oczywiście jest w tym ziarno prawdy, wszak jakieś relacje z pewnością z nim ma, jeszcze z czasów, gdy za pierwszej prezydentury Trumpa polski premier pełnił funkcję szefa Rady Europejskiej. Bądźmy jednak szczerzy: Tusk jest jednak politykiem Brukseli, któremu bliżej do paradygmatu autonomii strategicznej, czyli marzenia części elit Europy o prowadzeniu polityki możliwie niezależnej od wpływów Waszyngtonu.
Po drugie, Tusk wie, że nowa administracja amerykańska wolałaby na prezydenckim stanowisku kogoś z PiS. To partia zdecydowanie bardziej proamerykańska i bliższa Trumpowi. Jednak jego kandydatura mogłaby przekonać Trumpa jednym, poważnym argumentem: skoro Tusk płynie z głównym nurtem polityki europejskiej, to jeśli Trump huknie na Berlin, Tusk w Warszawie dostanie dreszczy. Tymczasem ewentualny kandydat PiS, jeśli nie będzie to Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki, stanowi raczej niewiadomą. W dodatku pisowski prezydent – a wynika to z „ustawień fabrycznych” tej partii – raczej nie będzie miał najlepszych relacji z „europejskim centrum”, w związku z tym amerykańska dyplomacja będzie zmuszona do bardziej wytężonych działań w Polsce a ambasador w Warszawie, obok tradycyjnego wzywania polskich polityków na dywanik lub na „kurtuazyjne wizyty” w siedzibie ambasady, dostanie trudniejszą pracę, polegającą na balansowaniu pomiędzy liberalnym rządem a konserwatywnym prezydentem.
Tusk zatem będzie miał o czym myśleć w najbliższych tygodniach. Wynik wyborczy Trumpa z pewnością sprawia, że pot perli mu się na czole. Ciąg sukcesów PO może zostać przerwany, wszak wiemy, że dla Polaków kluczowe są dzisiaj kwestie bezpieczeństwa, a to oznacza, że chętnie używane przez ludzi Tuska i liberalny komentariat skojarzenie Trump – PiS, może okazać się paliwem dla partii Kaczyńskiego. Złośliwi zwolennicy teorii spiskowych dodadzą zapewne, że niebawem mogą wypłynąć jakieś taśmy z warszawskiej restauracji, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja jednak pozostanę przy opisanym wyżej spotkaniu Adenaura z Kennedym. Niech to będzie dowód tego, jak bardzo Amerykanie cenią swoich sojuszników. I są o nich obsesyjnie zazdrośni.
Policja na Florydzie zatrzymała mężczyznę, który zamierzał przeprowadzić zamach na życie byłego prezydenta Donalda Trumpa. Potencjalny zamachowiec ukrył się w krzakach koło pola golfowego, na którym grał kandydat Republikanów.
Jak poinformował na konferencji prasowej Ric Bradshaw, szeryf West Palm Beach, gdzie znajduje się klub golfowy Trumpa, około 13.30 czasu lokalnego (19.30 w Polsce) agenci Secret Service zauważyli mężczyznę kryjącego się z karabinem typu AK-47 w krzakach pod ogrodzeniem klubu. Mężczyzna znajdował się ok. 300-500 metrów od Trumpa i miał celownik optyczny. Jak ocenił Bradshaw, biorąc pod uwagę celownik, nie była to daleka odległość.
Ochrona prezydenta oddała w jego kierunku niecelnych 5-6 strzałów, po czym mężczyzna uciekł. Zostawił broń w krzakach i odjechał czarnym Nissanem. Niedługo później kierowcę Nissana zatrzymano w sąsiednim hrabstwie. Oprócz karabinu z lunetą był wyposażony w płyty ceramiczne [kuloodporne md] i kamerę GoPro.
Jak powiedział Bradshaw, Secret Service zdołała zauważyć kryjącego się mężczyznę, bo gdy Trump gra w golfa, zawsze sprawdza następne dwa dołki przed nim. Właśnie tam znajdował się niedoszły zamachowiec, a lufa jego karabinu wystawała zza ogrodzenia.
Kim jest niedoszły zamachowiec Trumpa?
Według telewizji Fox News mężczyzna, który miał zamiar zabić Trumpa, to Ryan Wesley Routh. 58-letni mężczyzna był w przeszłości cytowany przez „New York Timesa” jako członek jednej z grup cudzoziemców walczących w Ukrainie.
Według Fox News i należącego do tej samego właściciela dziennika „New York Post”, powołujących się na źródła w policji, Routh to 58-latek mieszkający ostatnio na Hawajach i pochodzący z Karoliny Północnej.
Mężczyzna o tym samym nazwisku i miejscu pochodzenia był cytowany w artykule „New York Timesa” w ub.r. o obcokrajowcach walczących w Ukrainie. Routh miał plan ściągnięcia do walki w Ukrainie byłych afgańskich żołnierzy, którzy zbiegli z kraju przed Talibami. W 2022 r. w mediach społecznościowych pisał też, że jest na Ukrainie i organizuje innych ochotników z zagranicy. Jego wpisy sugerują, że chciał również wysłać afgańskich żołnierzy do Tajwanu i Haiti.
W wywiadzie dla rumuńskiej wersji „Newsweeka” Routh powiedział, że nie został przyjęty do ukraińskiego Legionu Międzynarodowego ze względu na wiek i brak doświadczenia wojskowego. Twierdził jednak, że był zaangażowany w rekrutację cudzoziemskich żołnierzy.
Na portalu LinkedIn pisał z kolei, że na Hawajach był zaangażowany w budowę domów dla ubogich. Ogłaszał też, że „przyjąłby zaproszenie do przyłączenia się do jakiejkolwiek monumentalnej i godnej sprawy, która doprowadzi do realnych zmian na naszym świecie”.
Inne wpisy w mediach społecznościowych sugerują, że w 2016 r. głosował w wyborach na Trumpa, choć później zwrócił się przeciwko niemu. Cztery lata później popierał już Joe Bidena. Dane z Federalnej Komisji Wyborczej (FEC) wskazują, że przed wyborami 2020 r. poczynił szereg drobnych wpłat, od 1 do 19 dolarów, na kampanię Demokratów. W rejestrze był zarejestrowany jako bezrobotny.
Tuż po pierwszym nieudanym zamachu na Trumpa, Routh w mediach społecznościowych zwracał się do Kamali Harris i prezydenta Bidena, by odwiedzili rannych i rodziny ofiary zamachu. „Trump nigdy nic dla nich nie zrobi…Pokażcie światu, na czym polega empatia i człowieczeństwo” – pisał.
Wiadomo, że Ryan Routh był czterokrotnie skazywany za przestępstwa – wynika z danych ze spisu przestępców na stronach władz Karoliny Północnej. W latach 2001-2010 r. mężczyzna otrzymał wyroki za 13 wykroczeń i 4 przestępstwa, w tym za posiadanie karabinu maszynowego, kradzież i ucieczkę z miejsca wypadku samochodowego.
Jak pisała lokalna gazeta z Greensboro w Karolinie Północnej, Routh został w 2010 r. zatrzymany przez policję za jazdę bez ważnego prawa jazdy, jednak uciekł policjantom i zabarykadował się w sklepie z karabinem automatycznym.
President Trump’s round of golf was not on any public schedule. How did the suspect know President Trump was golfing there today and near the 5th Hole? 2nd Trump’s assassination attempt. Inside Job? God Bless President Trump!
Zgodnie z dokumentacją przekazaną w czwartek massmediom przez senatora Chucka Grassleya (R-Iowa) https://en.wikipedia.org/wiki/Chuck_Grassley, przed oddaniem strzałów do Trumpa i trzech innych osób podczas wiecu odbytego 13 lipca w hrabstwie Butler, Thomas Crooks odbył dziesiątki wizyt w lokalnym klubie sportowym, gdzie ćwiczył strzelanie z karabinu.
Informacje ujawnione przez Grassleya wykazują, że Crooks odwiedził strzelnicę dzień przed tym, jak otworzył ogień na terenie Butler Farm Show, trafiając byłego prezydenta w ucho, zabijając uczestnika wiecu Coreya Comperatore i poważnie raniąc dwie inne osoby.
Crooks, lat 20, z Bethel Park, często odwiedzał Clairton Sportsman’s Club, aby ćwiczyć tam strzelanie; robił to także w niektóre święta. Klub ma kilka strzelnic, w tym co najmniej jedną o długości 200 jardów. Śledczy powiedzieli, że Crooks strzelał do byłego prezydenta z karabinu typu AR – z dachu budynku znajdującego się mniej niż 150 metrów od sceny Trumpa.
Jak wynika z dokumentacji, Crooks w ciągu pierwszych czterech miesięcy członkostwa zarejestrował się na treningi strzeleckie 20 razy, a w roku bieżącym odbywał średnio od trzech do sześciu treningów miesięcznie. W sumie Crooks pojawił się na strzelnicy 43 razy.
Biuro Grassleya opisało wizyty Crooksa jako “intensywne przygotowania w miesiącach poprzedzających próbę zamachu na byłego prezydenta”. Według zapisów, Crooks około 80% swojego czasu spędził w klubie strzeleckim trenując strzelanie z karabinu. Dzienniki obecności pokazują, że Crooks nigdy nie przyprowadził ze sobą żadnego gościa na strzelnicę, także wtedy, gdy był tam w dni świąteczne. Na strzelnicy spędził czas w tegoroczne Walentynki, a także w ubiegłoroczne Boże Narodzenie oraz Halloween. Ostatnia wizyta Crooksa na strzelnicy została zarejestrowana o godzinie 14:45 w piątek, 12 lipca – dzień przed wiecem, podczas którego został śmiertelnie postrzelony przez snajpera Secret Service.
Z dokumentów wynika, że strzelnicę do szkolenia policji wykorzystał również amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS – Department of Homeland Security) – w dniach, w którym Crooksa tam nie było. Dokumentacja została dostarczona do biura Grassleya przez Clairton Sportsmen’s Club. (…)
Republikański kandydat na prezydenta USA Donald Trump podczas wiecu wyborczego w Karolinie Północnej w środę zaatakował kandydatkę Demokratów Kamalę Harris, nazywając ją „ultraliberalną siłą napędową”, którą należy pociągnąć do odpowiedzialności za politykę imigracyjną administracji Bidena. Poruszył też kwestię lobbowania przez Harris za bezkarnym zabijaniem dzieci w łonach matek.
– Kamala otworzyła nasze granice, co pozwoliło 20 milionom nielegalnych cudzoziemców z całego świata wjechać do naszego kraju – powiedział Trump podczas wiecu, pierwszego od czasu, gdy prezydent Joe Biden wycofał się z kampanii wyborczej.
Trump określił też Harris jako najbardziej liberalnego polityka w historii Ameryki. – Ona zniszczy nasz kraj, jeśli kiedykolwiek zostanie wybrana – powiedział były prezydent podczas wiecu, który odbył się w Charlotte w Północnej Karolinie, jednym z kilku stanów, uważanych za kluczowe dla wygrania wyborów prezydenckich 5 listopada.
Były prezydent oskarżył też swoją rywalkę o popieranie „egzekucji dzieci” w ramach agendy bezkarnych mordów prenatalnych. – Chce aborcji w ósmym i dziewiątym miesiącu ciąży, aż do porodu, a nawet po urodzeniu, egzekucji dzieci – mówił.
Wiec Trumpa rozpoczął się dwie godziny przed wystąpieniem Bidena do narodu, w którym prezydent z Gabinetu Owalnego wyjaśni, dlaczego zrezygnował z ubiegania się o reelekcję.
Podczas swojego przemówienia podczas republikańskiej konwencji wyborczej w stanie Milwaukee Donald Trump zapowiedział, że jego wybór na Prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie oznaczało całkowity odwrót od obecnej tzw. „polityki klimatycznej” w tym kraju.
Trump zapowiedział, że funduszu przeznaczone do tej pory na prowadzenie polityki klimatycznej zostaną przekierowane na ważne projekty infrastrukturalne.
– Przekierujemy fundusze na ważne projekty, takie jak drogi, mosty, tamy. Nie pozwolimy wydać ich na bezsensowne zielone szwindle. Pierwszego dnia prezydentury zniosę regulacje wymuszające kwoty pojazdów elektrycznych i uratuję amerykański przemysł motoryzacyjny – mówił w swoim przemówieniu kandydat Republikanów.
Rozjazd? “Przekierujemy fundusze na ważne projekty, takie jak drogi, mosty, tamy. Nie pozwolimy wydać ich na bezsensowne zielone szwindle. Pierwszego dnia prezydentury zniosę regulacje wymuszające kwoty pojazdów elektrycznych i uratuję przemysł motoryzacyjny.”
Tymczasem w Unii Europejskiej po raz drugi przewodniczącą Komisji Europejskiej została Ursula von der Leyen, która zapowiedział całkowicie odwrotny kierunek. Zamierza ona zaostrzyć politykę klimatyczną i ograniczyć emisję CO2 o 90 proc. do 20230 roku, czyli chce zarżnąć całkowicie europejski przemysł.
W Europie na dobre rozgości się bieda i brak perspektyw, a w USA rozwój i dobrobyt.
Co się stanie, gdy Biden odejdzie? Wszystkie te manipulacje ekonomiczne znikną, a prawdziwe dane wyjdą na jaw, gdy Trump będzie u władzy. Może rozpocznie się również III wojna światowa. I zgadnijcie, kto zostanie obwiniony? Palce wskażą na Trumpa, ale wskażą również na CIEBIE.
Powrót Trumpa: przygotuj się na chaos, który zostanie rozpętany a wina przerzucona na ciebie
Tak. To się dzieje. Druga połowa 2024 roku zapowiada się jako jedna z najbardziej szalonych politycznie od stulecia, a iskry już fruwają. Momentem największego absurdu, jak do tej pory, może być pierwsza debata prezydencka między Donaldem Trumpem a Joe Bidenem, w której jasno pokazano całemu światu, że Biden zmierza prostą ścieżką do wariatkowa [crazy town]. Od czterech lat mówimy, że facet jest skończony. To przypadek demencji podtrzymywany i chroniony przez Partię Demokratyczną i media. Teraz jest to już niezaprzeczalne:
W Gabinecie Owalnym siedzi warzywo, a kraj ogarnęła panika.
Lewicowcy panikują, ponieważ teraz już zdają sobie sprawę, że ich kandydat jest farsą, król jest nagi, a oni stawiają wszystkie swoje pieniądze na tego jednego bardzo upośledzonego konia wyścigowego. Konserwatyści świętują, ale też panikują, ponieważ uważają, że Biden w swojej starości może w każdej chwili odpalić broń nuklearną.
Są nawet ludzie wzywający do interwencji na podstawie 25. poprawki, aby usunąć Bidena, ponieważ naprawdę uważają, że on faktycznie podejmuje decyzje. Nie, nie podejmuje. Biden jest pełnomocnikiem potężniejszych interesów i zawsze nim był. Wczesne pozbycie się Bidena nie rozwiązuje problemu, ani nie zapobiegłoby nuklearnej apokalipsie (jeśli kiedykolwiek był taki plan). To inni ludzie podejmują za niego decyzje.
„ …Istnieje możliwość wystąpienia szokujących wydarzeń, takich jak ustąpienie Bidena w ostatniej chwili. Aresztowanie Trumpa, ale mimo wszystko wygrana. Albo poważny kryzys geopolityczny, który Demokraci wykorzystają jako pretekst do «odroczenia» wyborów…”
Coraz bardziej wygląda na to, że przynajmniej jeden z tych scenariuszy ma się spełnić (ustąpienie Bidena lub wypchnięcie go przez Demokratów). Coraz bardziej prawdopodobne staje się również to, że niezależnie od tego Donald Trump powróci do Białego Domu. Na razie wygląda na to, że Biden chce trzymać się swojego stanowiska, ale nawet jeśli ma być zastąpiony, to Demokraci nie mają jeszcze kandydata, który miałby wystarczające poparcie, aby zwyciężyć w listopadzie. A jeśli ktoś uważa, że oszustwo wyborcze będzie wchodziło w grę, to nie wolno zapominać, że liczby głosów muszą być zbliżone, aby można było sfałszować wynik.
Pytanie brzmi, co to będzie oznaczać dla konserwatystów i patriotów w przyszłości? Czy to powód do radości, czy Amerykanie powinni szykować się na to, że stracą grunt pod nogami?
Po zwycięstwie Trumpa w 2016r. (które przewidziałem na rok przed wyborami) zasugerowałem, że może on zostać ustawiony jako kolejny Herbert Hoover, kozioł ofiarny winny szeregu katastrof gospodarczych i społecznych spowodowanych przez niejasne i podejrzane interesy. Zadałem również pytanie, czy Trump chętnie weźmie udział w tym teatrze.
Proszę pamiętać, że jego wybory członków gabinetu w 2016r. były koszmarem – wypełnione rojem elit bankowych, członkiem kartelu Rothschildów (Wilber Ross), członkami CFR i innymi marnymi aktorami. Naprawdę miał jednych z najgorszych ludzi stojących mu nad ramieniem w tamtym czasie (chociażby jak Anthony Fauci, na przykład…). Nawet jeśli Trump miał dobre intencje, jego doradcy z pewnością już nie.
Połączenie zamieszek BLM, podwyżek stóp procentowych przez Rezerwę Federalną, histerii pandemicznej, covidowych pakietów stymulacyjnych wywołujących stagflację, czy „powstania” z 6 stycznia sprawiło, że Trump został uznany za wyrzutka (w większości przypadków niesłusznie). Konserwatyści w 2020 roku i później byli określani mianem największych złoczyńców, „niszczycieli demokracji”. Trump był pod wieloma względami szufladkowany jako kolejny Hoover.
Ale w trakcie tego procesu wydarzyło się coś, czego moim zdaniem globaliści nie zamierzali: agenda pandemiczna zawiodła. Paszporty szczepionkowe zawiodły. Nakazy zawiodły. Średnia śmiertelność infekcji wyniosła zaledwie 0,23%, a społeczeństwo nie było wystarczająco przerażone. Zbyt wielu patriotów odmówiło podporządkowania się. Liczby CDC dotyczące szczepień były wyraźnie zawyżone, aby wyglądało na to, że więcej osób przyjmuje szczepionkę. Prawie nikt nie przyjął dawek przypominających.
To był prawdopodobnie jeden z największych błędów, z jakimi kiedykolwiek zetknęli się globaliści. Klaus Schwab z WEF, sam Dr Zło, zniknął w tle i przeszedł na emeryturę ze stanowiska prezesa wykonawczego. Wielka gra o medyczną tyranię spełzła na niczym. Co tu teraz zrobić?
Czy to błąd, że establishment nadal trzyma się Bidena pomimo jego majaczeń? Czy też wysłali Bidena na pierwszą debatę wiedząc dokładnie, jak źle to się skończy? Czy to podstęp mający na celu dokończenie scenariusza Herberta Hoovera? W tym roku Trump zasugerował w wywiadzie dla Fox Business, że „nie chce zostać kolejnym Herbertem Hooverem”, odziedziczającym po Bidenie bombę zegarową w gospodarce. Biden argumentował w odpowiedzi, że Trump JUŻ JEST jak Herbert Hoover z powodu miejsc pracy utraconych podczas covid.
To oczywiście fałszywe twierdzenie. Ale ta narracja jest wszędzie: „Trump będzie nadzorował krach w Ameryce podobny do tego z 1929r.”
Zastanówmy się przez chwilę, ile różnych elementów gospodarki USA jest obecnie błędnie przedstawianych przez zmanipulowane statystyki. Biden stłumił statystyki inflacji, takie jak CPI, wrzucając na rynek strategiczne rezerwy ropy naftowej. Jego statystyki zatrudnienia to kompletny cyrk, w którym prawie każde „stworzone” miejsce pracy trafia do nielegalnych imigrantów, sztucznie zawyżając dane z BLS. Biden stworzył fałszywy wzrost w amerykańskiej produkcji, dotując zielone firmy energetyczne dolarami z podatków. Media wydają się mieć zamiar ignorować kwestię długu publicznego, z odsetkami na poziomie ponad 1 biliona dolarów co trzy miesiące. Wreszcie, wzrost liczby migrantów na granicy trwa nieprzerwanie (poza 74% spadkiem w Teksasie, gdzie stawiają prawdziwe mury z drutem kolczastym).
A co z sytuacją na Ukrainie? Tą, która szybko przeradza się w szerszy konflikt? Moi czytelnicy znają moje przewidywania na ten temat, ale pomyślcie o tym z perspektywy Trumpa: Biden zostawia za sobą wszystkie wybuchowe elementy nadchodzącej wojny światowej. Trump odziedziczy kocioł nitrogliceryny.
Co się stanie, gdy Biden odejdzie? Wszystkie te manipulacje ekonomiczne znikną, a prawdziwe dane wyjdą na jaw, gdy Trump będzie u władzy. Może rozpocznie się również III wojna światowa. I zgadnijcie, kto zostanie obwiniony? Palce wskażą na Trumpa, ale wskażą również na CIEBIE.
Celem będzie wystawienie konserwatywnych i wolnościowych zasad na próbę i przedstawienie ich jako ideałów nieszczęścia. Merytokracja, indywidualizm, niezależność, wolność osobista, odpowiedzialność i dyscyplina, wolny rynek, własność prywatna, wszystko, co stanowi fundamenty zachodniej cywilizacji, zostanie spalone na stosie. Podarowanie Trumpowi łatwego zwycięstwa nad osobą o niedostatkach poznawczych, taką jak Biden (lub jakikolwiek inny słaby kandydat), może być pułapką. Pozwolenie konserwatystom na chwilę władzy, tylko po to, by odkryć, że zasiedli na tronie rozpadającego się zamku.
Czy mówię, żeby nie głosować na Trumpa? Nie. Głosowanie na Trumpa przynajmniej wysyła wiadomość, że Amerykanie chcą tego, co Trump ma reprezentować, a odrzucają to, co Biden ma reprezentować. Kandydaci są o wiele mniej ważni niż ideały, które mają uosabiać. To, co mówię, to to, że te wybory mogą być wyjątkowo dziwne z jakiegoś powodu – fakt, że Trump jest wywyższany jako oczywisty wybór, jest podejrzany.
Czekające nas minimum, to zorganizowane lewicowe zamieszki w głównych miastach w całych Stanach Zjednoczonych. Jak widzieliśmy to we Francji, lewica polityczna nie ma zamiaru oddawać władzy i zrobi wszystko, aby ją utrzymać, ze spaleniem otoczenia włącznie. Bardziej powściągliwi liberałowie połączą siły z najbardziej ekstremalnymi socjalistycznymi grupami aktywistów, aby wygrać za wszelką cenę. Obecność Trumpa w Gabinecie Owalnym byłaby idealnym bodźcem do niekończącej się parady klaunów spod znaku DEI [Różnorodność, Równość, Inkluzywność] i świrów z Antify wywołujących jak największe zamieszanie.
Nie mówię tu o fałszywym paradygmacie lewica/prawica. Fałszywy paradygmat lewica/prawica jest nieistotny, jeśli chodzi o podstawowy problem, którym jest przewaga patriotycznych działań lub apatii. Gdyby Amerykanie w dużej liczbie zbuntowali się jutro i wszyscy naraz postanowili, że zamkniemy lewicowców, wyrzucimy globalistów i odzyskamy rząd, odnieślibyśmy sukces i nikt nie mógłby nic zrobić, aby nas powstrzymać. Jesteśmy największą uzbrojoną populacją na świecie i co za tym idzie, zdecydowanie największą armią na świecie.
To my, a nie Trump, musimy określić kierunek przyszłości naszego kraju. A jeśli on (lub jakikolwiek inny przywódca polityczny) nie sprosta naszym standardom, to w tym momencie będziemy musieli zrobić brzydką rzecz, o której wszyscy wiedzą, że jest konieczna, ale za którą nikt nie chce być odpowiedzialny. Pamiętajcie tylko, że gdy już podejmiemy ten krok, zostaniemy przedstawieni jako ci źli faceci, a nie bojownicy o wolność.
Robert Bridge jest amerykańskim pisarzem i dziennikarzem, autorem „Midnight in the American Empire”, “How Corporations and Their Political Servants are Destroying the American Dream”.
Ponieważ establishmentowi w Waszyngtonie i Brukseli najwyraźniej zależy tylko na dalszym rozlewie krwi, ktoś musi przemówić do rozsądku
Jedną z największych fars naszych czasów jest to, że ci, którzy najgłośniej krzyczą o demokracji i prawach człowieka, to ci sami ludzie, którzy przy każdej okazji łamią normy międzynarodowe.
W czerwcowym numerze The New Republic, lewicowego amerykańskiego czasopisma politycznego, na okładce widniał zmarszczony Donald Trump z wąsami Hitlera i podpisem: „Amerykański faszyzm — jak mógłby wyglądać”.
„Wybraliśmy okładkę, opartą na dobrze znanym plakacie kampanii Hitlera z 1932 r., z konkretnego powodu: każdy, kto zostałby przeniesiony do Niemiec w 1932 r., mógłby bardzo, bardzo łatwo wytłumaczyć ekscesy Herr Hitlera i zostać przekonanym, że jego krytycy przesadzają” – wyjaśnili redaktorzy w poście na X (dawniej Twitter). „W końcu [Hitler] spędził 1932 r. na kampanii, negocjacjach, udzielaniu wywiadów – będąc w większości normalnym politykiem. Ale on i jego ludzie przysięgali przez cały czas, że użyją narzędzi demokracji, aby ją zniszczyć, i dopiero po tym, jak objął władzę, Niemcy zobaczyły pełną twarz jego ruchu”.
Jest tylko jeden problem z nerwowym łamaniem rąk w czasopiśmie: Trump pełnił już czteroletnią kadencję jako przywódca USA i nie było widocznych oznak faszystowskiego gęsiego kroku na Main Street w tym okresie. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Podczas gdy Adolf Hitler najechał Polskę 1 września 1939 r., wywołując w ten sposób II wojnę światową, Trump zapisał się w księgach historii jako pierwszy amerykański naczelny dowódca w czasach nowożytnych, który uniknął konfliktu zbrojnego. Teraz, po raz drugi w trakcie kampanii wyborczej, gdy nienasycony przemysł zbrojeniowy oblizuje się dla większych zysków, faworyt Republikanów oświadczył, że zakończy konflikt ukraińsko-rosyjski w ciągu 24 godzin, jeśli zostanie ponownie wybrany.
Gdy weźmiemy pod uwagę, że „demokracja” dzisiaj działa przede wszystkim na rzecz kompleksu militarno-przemysłowego i innych powiązanych interesów biznesowych, łatwiej zrozumieć, dlaczego Trump jest opisywany w mediach będących własnością korporacji jako egzystencjalne zagrożenie dla amerykańskiej republiki. Pokój jest ostatnią rzeczą, o której myśli Waszyngton, a Rosja rozumie to lepiej niż jakikolwiek inny kraj.
W 2008 r. „dyktator” Władimir Putin wygłosił swoje słynne przemówienie na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, w którym ostrzegał swoich zachodnich kolegów przed niebezpieczeństwami związanymi z ekspansją militarną.
„Rozszerzenie NATO… stanowi poważną prowokację, która obniża poziom wzajemnego zaufania. I mamy prawo zapytać: przeciwko komu jest to rozszerzenie skierowane? I co stało się z zapewnieniami naszych zachodnich partnerów po rozwiązaniu Układu Warszawskiego? Gdzie są te deklaracje dzisiaj? Nikt ich nawet nie pamięta”.
Pomimo wyraźnego ostrzeżenia Putina, NATO dodało kolejnych sześciu członków do sojuszu, zwiększając jego łączną liczbę do 32, przy czym Ukraina, ignorując główną czerwoną linię Moskwy, planuje być numerem 33. Każdy, kto twierdzi, że jest to tylko „sojusz obronny”, powinien zastanowić się, jaka byłaby odpowiedź Ameryki, gdyby cała Ameryka Łacińska i państwo graniczne Meksyk dołączyły do sojuszu wojskowego kierowanego przez Moskwę. Nie trzeba dodawać, że od takiego momentu bylibyśmy po kolana w rozlewie krwi. A jednak Rosja ma zaakceptować niekończącą się inwazję militarną uderzającą w jej granicę.
Z pewnością nie był to ostatni raz, kiedy Rosja próbowała wynegocjować porozumienie pokojowe z Waszyngtonem. Prawie osiem lat po rewolucji na Majdanie w 2014 r. i kilka miesięcy przed rozpoczęciem przez Moskwę specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie, Kreml opublikował swój plan pokojowy na kontynencie. Między innymi projekt traktatu wzywał USA i Rosję do powstrzymania się od rozmieszczania wojsk w regionach, w których mogłyby być postrzegane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego drugiej strony, a także do zakazu wysyłania swoich wojsk i sprzętu wojskowego na obszary, w których mogłyby uderzyć na terytorium drugiej strony. Traktat miał również na celu zakazanie rozmieszczania pocisków średniego zasięgu w Europie. Gdyby mocarstwa zachodnie wyraziły zgodę na ten plan – który ledwo trafił on na pierwsze strony gazet w krajach NATO – łatwo sobie wyobrazić dziesięciolecia pokoju między Wschodem a Zachodem, ale to jest ostatnia rzecz, jakiej chce Waszyngton.
Zamiast tego, USA i ich europejskie marionetki postawiły Rosję w niemożliwej sytuacji w związku z trwającą militaryzacją i nazyfikacją Ukrainy, zmuszając ją do reakcji w taki sam sposób, w jaki zrobiłby to każdy inny kraj dbający o swoje bezpieczeństwo narodowe.
Prowadzi nas to do trzeciego ulubionego straszaka Zachodu, premiera Węgier Viktora Orbana, który odważył się zadeklarować, że jego kraj jest w przeważającej mierze chrześcijański i konserwatywny i ma wszelkie prawo, aby taki pozostał. Orban, którego kraj sprawuje obecnie rotacyjne przewodnictwo w Radzie UE, udał się w podróż pokojową z przystankami w Moskwie, Kijowie, Pekinie i Waszyngtonie (gdzie nastroszył pióra niejednego jastrzębia, odwiedzając Trumpa w Mar-a-Lago zamiast Bidena w DC). Frustracja Brukseli, gdy oglądała, jak węgierski „tyran” wypowiada się na rzecz ograniczenia sprzedaży broni, była śmieszna, jeśli nie wręcz żałosna.
„Węgry przedstawiły te podróże jako ‘misję pokojową’, aby pomóc wynegocjować zawieszenie broni w wojnie na Ukrainie. Orban może uważać się za jednego z niewielu, który może przemawiać do obu stron – ale w rzeczywistości nie ma mandatu, aby to robić” – napisała Armida van Rij, starsza pracownica naukowa w Chatham House, europejskim think tanku. Pozostaje jednak pytanie, kto będzie przemawiał w imieniu pokoju, jeśli nie Trump, Putin i Orban? Odpowiedź na razie brzmi: nikt.
Chociaż na arenie międzynarodowej oprócz Trumpa, Putina i Orbána są z pewnością inni mężowie stanu, którzy mogą przedstawić argumenty na rzecz pokoju, to czasu na wysłuchanie tych krytycznych głosów jest coraz mniej.
Credit where due: Photographer @evanvucci who risked his neck to get this shot. This will be in “100 photos that changed the world” books for generations to come.
Jill and I are in Athens (Greece) at the moment and were woken up in the middle of the night by our phones buzzing like bees.
There had been an assassination attempt on the life of President and candidate Donald Trump. I stayed up until 6:00 AM, going back and forth with Justine Inserlake and posting/crossposting breaking news on “X”. Suffice to say, alternative media ran circles around corporate media, while the same corporate media seemed bound and determined to validate the thesis that it remains “Mockingbird” controlled by the CIA/Blob.
The photographic and audio record of the series of events is amazing. All on “X” and analyzed literally within minutes.
During a Trump rally in Pennsylvania, (an Antifa-affiliated shooter named Mark Violets? Or was it Thomas Matthew Crooks?) climbed up on top of an unprotected building with a long rifle at a range of less than two football fields from the podium. This was noticed by people in the crowd who attempted to alert Police and Secret Service. Apparently to no effect. Apparently a single shooter. The shooter then had an unencumbered straight line of sight to the President as he was speaking, and took multiple shots before Police snipers (not Secret Service) took out the shooter- but not before he killed one Trump supporter, critically injured two others, and hit President Trump in the ear lobe.
Very suspicious. If true, at best, it would seem to be incompetence. At worst…
Name of Thomas Matthew Crooks per the NY Post.
It appears that as Trump was speaking to the crowd, he started to turn his head in response to the Police sniper activity behind and to his right just before the bullet hit him, which slight turn of head saved his life. In this video clip you can see Trump reach up and touch his ear as he drops down, just before the police sniper shots on target are taken.
This diagram helps in orienting the following block of video and images.
~~For Second Amendment aficionados~~
A remarkable series of high-speed burst photo frames captured the actual bullet flight and Trump’s immediate response.
NTD/Epoch Times posted video of the full scope of the event from a different point of view.
RFK jr’s son provided a succinct, spontaneous summary of the situation.
Trump’s response amazes all concerned.
“X” star DC_Draino posts what he claims is scripting guidance for corporate mockingbird media.
The provenance is unknown; who knows if it’s real, but the subsequent “approved narrative” closely adheres to what he has posted.
CNN tried to frame the assassination attempt as Trump falling and Secret Service catching him.
Fabricating a false equivalency between Biden repeatedly stumbling and falling and Trump reacting to an attempt on his life. The Mockingbird media are disgusting.
Pravda on the Potomac provides their spin. “Loud Noises”.
C’mon man...
Elon Musk responds with an endorsement of Trump and then starts (what for him is) rage tweeting.
Meanwhile, back at the ranch, while the “Intelligence Community” US Mockingbird media was busy spinning this as favorably as possible for the Democrat party, Australian Sky News scoops them with actual journalism.
Note that CNN initially framed this assassination attempt as a “fall” by Trump, seeking to make a false equivalency between an assassination attempt on Trump and Biden’s many falls.
We have a president who is unable to work off hours, so briefing of the assassination attempt on a Presidential candidate will have to wait until later in the day…
Remember, according to the White House, Biden can only function in his official duties between 10 AM and 4 PM. This is unacceptable.
Of course, even as the AP reports on this story, the AP fails to address this important element. Instead, the AP chose to highlight a photo of Biden walking down the stairs unassisted, as if we should be impressed.
This attempt at killing Trump has left me a little shaken. I suppose the assassinations of JFD, Bobby Kennedy, and MLK – penetrated my young brain in a way that left an indelible impression.
Let us not forget that one attendee of the rally is dead and 2 other people are critically injured.
Po zamachu na Donalda Trumpa pojawia się coraz więcej wątpliwości co do ochrony kandydata na prezydenta USA. Wygląda na to, że agenci Secret Service popełnili wszystkie możliwe błędy. Przypadek?
Były prezydent USA Donald Trump został w sobotę postrzelony w ucho podczas wiecu wyborczego w Butler w stanie Pensylwania. Zginęły dwie osoby, w tym zamachowiec, a dwie kolejne zostały poważnie ranne. Stan kandydata Republikanów jest dobry.
Seria zdjęć zrobiona przez fotografa New York Timesa, Douga Millsa, pokazuje kulę lecącą tuż za głową Trumpa. Dosłownie milimetry zadecydowały o życiu kandydata na prezydenta USA.[To dziwaczne.. jest w oryginale md]
Photo by New York Times photographer Doug Mills shows bullet flying just behind Trump’s head.
6,7 mln Wyświetlenia [w tej geometrii pocisk musiał mu rozwalić szczękę, lub cała czaszkę. MD]
Najwięcej wątpliwości budzi postawa ochrony Donalda Trumpa. Dlaczego zamachowiec zdołał oddać kilka strzałów, zanim został zlikwidowany? Dlaczego zignorowano sygnały od ludzi, którzy zgłaszali podejrzanego osobnika na pobliskim dachu? Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Okazuje się, że zamachowiec znajdował się wręcz w oczywistym i najlepszym miejscu do oddania strzałów. Wszedł na dach najbliższego budynku, naprzeciwko sceny z Donaldem Trumpem i wręcz tuż przed lufy karabinów snajperskich agentów Secret Service. Wydaje się to niewiarygodne, że ochrona dopuściła do takiego biegu wydarzeń. Błąd? Przypadek?
==============================
Świadek wydarzenia opisywał w BBC, że widział mężczyznę uzbrojonego w karabin wpełzającego na dach kilka minut po rozpoczęciu przemówienia Trumpa.
Wskazał nawet strzelca policji, zastanawiając się, dlaczego Trump kontynuuje swoje przemówienie i nie jest ewakuowany.
Strzelec wszedł sobie na dach z karabinem. Trump draśnięty, ktoś z tłumu zabity. Na pewno wypowiedzi konkurenta , Bidena są w tej sytuacji mocno niefortunne. Ciekawe jakie piekło by wybuchło gdyby to mówił Trump, a Biden został ranny?
Wedle świadka, ochrona Secret Service, była informowana o kimś podejrzanym na dachu.
Zdjęcie po postrzale przyniesie Trumpowi gigantyczne poparcie zwykłych obywateli.
Strzelec został zabity przez ochronę, co może oznaczać celowy brak możliwości przesłuchania, na razie o 08:51 14.07.2024 nie wiadomo nic o sprawcy. Zapewne “działał sam’ i “był chory psychicznie”….
===========================
Oficer FBI pytany, dlaczego odległy od sceny o ok. 120 m dach, z którego strzelał zamachowiec, nie został uprzednio zabezpieczony przez Secret Service, Rojek przyznał, że było to zaskakujące
At this point, does anyone else think that this is elder abuse?
It is definitely time for the 25th amendment to kick in…
The President’s cabinet must fulfill one of the most important duties, which is making the obvious decision to notify Congress that the President is unable to discharge the powers and duties of the office.
Jill’s presidency could be defined as “ignorant with initiative”
At this point, Joe Biden is nothing more than the village idiot. But Jill Biden—she is an “ignorant person with initiative,” as described by Napoleon (see the meme above). She has seized the reigns of power, and the Cabinet has a duty to ensure that the next seven months are free from the dangers of having an imbecile as President and his wife, who was not elected, acting as Commander-in-Chief.
Of course, as Biden’s support crumbles nationwide, so do the chances of Democrats maintaining the majority in the Senate and not falling even more behind in the House.
Now, the pressure is on to replace him. At this point, with the acting Commander-in-Chief (Jill) Biden as the president, she has no plans to let him go “quietly into the night.”
Hence, the 25th Amendment is the only viable solution for the Democrat party.
Politico is advocating for an open convention
This is not a good look.
The alarm bells for Democrats started ringing the second Biden started speaking in a haltingly hoarse voice. Minutes into the debate, he struggled to mount an effective defense of the economy on his watch and flubbed the description of key health initiatives he’s made central to his reelection bid, saying “we finally beat Medicare” and incorrectly stating how much his administration lowered the price of insulin. He talked himself into a corner on Afghanistan, bringing up his administration’s botched withdrawal unprompted. He repeatedly mixed up “billion” and “million,” and found himself stuck for long stretches of the 90-minute debate playing defense.
And when he wasn’t speaking, he stood frozen behind his podium, mouth agape, his eyes wide and unblinking for long stretches of time.
But the Politico article actually doesn’t explain how this could happen. Biden has an estimated 1,866 delegates out of the 1,968 needed to clinch the Democratic nomination. Therefore, it seems rather naive.
How long before the White House blames CNN for Biden’s performance?
What will tomorrow’s headline from the White House be?
Karine Jean-Pierre: “The debate was shot at all the wrong angles to make the president less presidential. CNN has a lot of explaining to do!”
What will they think of next?
Just blame it all on “a cold.”
Rumor has it that the dem operatives called every media outlet to tell them to say Biden has a cold, and so this debate and his dementia don’t really count. This is now the talking point, being dutifully repeated.
(It must have taken an enormous number of botox injections to get “that look!”)
This circles back around to Robert F. Kennedy Jr., waiting not so patiently in the wings.
The Democrat party would be crazy not to give Kennedy a second look and put him on the ticket as VP, as Kamala will have to go on as the Presidential candidate.
But wait, they can’t do that!
Cause RFKennedy Jr scares the pants off of the fascist-globalist private-partnerships (G3P) and their intelligence community attack dogs. Who are the ones who will actually decide what happens to Biden in the coming months.