Prezydent USA Donald Trump uczestniczył we wtorek rano w Narodowym Nabożeństwie Modlitewnym. Jedna z “biskupów episkopalnych” Marianne Budde zaapelowała do amerykańskiego przywódcy, aby okazał miłosierdzie imigrantom oraz mniejszościom seksualnym. – Jej wystąpienie było bardzo nudne i mało inspirujące – napisał w odpowiedzi Donald Trump na Truth Social.
Prezydent USA Donald Trump / PAP/EPA/AARON SCHWARTZ
Podczas wtorkowego nabożeństwa modlitewnego w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie, jedna z “biskupów” episkopalnych Marianne Budde zaapelowała do prezydenta Donalda Trumpa, aby ten “zlitował się” nad imigrantami.
Proszę, zlituj się nad ludźmi w naszym kraju, którzy teraz się boją. Mogą nie być obywatelami ani nie posiadać odpowiednich dokumentów, ale zdecydowana większość imigrantów nie jest przestępcami – zaapelowała Marianne Budde. Podkreśliła również, że “geje, lesbijki i osoby transpłciowe są w rodzinach demokratów, republikanów i niezależnych”. Stwierdziła, że teraz “boją się o swoje życie”.
Zwróciła się także do Trumpa o miłosierdzie dla nielegalnych imigrantów, zauważając, że to oni wykonują prace nisko-kwalifikowane i usługi w Stanach Zjednoczonych.
Ludzie, którzy zbierają nasze plony, sprzątają nasze biura, pracują na fermach drobiu i w zakładach mięsnych, zmywają naczynia po naszych posiłkach w restauracjach i pracują na nocnych zmianach w szpitalach, mogą nie być obywatelami ani nie mieć odpowiednich dokumentów – podkreśliła biskup episkopalna.
Zdecydowana większość imigrantów to nie przestępcy. Proszę cię o miłosierdzie, panie prezydencie, dla tych osób w naszych społecznościach, których dzieci boją się, że ich rodzice zostaną zabrani – dodała.
Odpowiedź Donalda Trumpa na apel biskup Budde
Amerykański przywódca postanowił odpowiedzieć na apel biskup episkopalnej Marianne Budde, nazywając ją “radykalnie lewicowym zagorzałym przeciwnikiem Trumpa”.
Tak zwany biskup, który przemawiał[-a] we wtorek rano na Narodowym Nabożeństwie Modlitewnym, była radykalnym lewicowym zagorzałym przeciwnikiem Trumpa – napisał na Truth Social.
Wprowadziła swój kościół do świata polityki w bardzo niegrzeczny sposób- podkreślił Donald Trump.
Zdaniem Donalda Trumpa, biskup Marianne Budde nie była “przekonująca ani mądra”. Zauważył również, że w jej kazaniu zabrakło informacji o przestępstwach, które mają dokonywać w USA nielegalni imigranci.
Była wstrętna w tonie, nie przekonująca ani mądra. Nie wspomniała o dużej liczbie nielegalnych imigrantów, którzy przybyli do naszego kraju i zabili ludzi. Wielu z nich zostało przeniesionych z więzień i zakładów psychiatrycznych. To gigantyczna fala przestępczości, która ma miejsce w USA – zaznaczył amerykański przywódca.
Prezydent USA podkreślił również, że powinna ona przeprosić amerykańskie społeczeństwo.
Oprócz jej nieodpowiednich wypowiedzi, nabożeństwo było bardzo nudne i mało inspirujące. Ona nie jest zbyt dobra w swojej pracy! Ona i jej kościół są winni przeprosiny opinii publicznej – napisał Trump.
Donald Trump podpisał kilkanaście dokumentów
W poniedziałek Donald Trump został zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wcześniej na 50. wiceprezydenta USA został zaprzysiężony JD Vance. 40-letni polityk został jednym z najmłodszych wiceprezydentów w historii USA.
Amerykański przywódca zdążył podpisać co najmniej kilkanaście dekretów i dokumentów, które dotyczą m.in. ogłoszenia stanu wyjątkowego na granicy z Meksykiem (zniesienie prawa ziemi dla nielegalnych imigrantów), wyjścia ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zapewnienia kary śmierci dla zabójców policjantów i zabójców nielegalnych imigrantów, wstrzymujące egzekwowanie ustawy o TikToku i ułaskawiające wszystkich skazanych za szturm na Kapitol.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można. Że się da. Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe mocarstwo – pisze Krystian Kratiuk na profilu Facebook. A jak zauważa, światowe poruszenie Donaldem Trumpem wynika z przypomnienia, że to o co walczymy, jest realne, choć tak często wydaje się być przegrane.
**
Widzę ogólne poruszenie po kolejnej fali radości, jaka wylewa się z kont polskich konserwatystów, katolików, kontrrewolucjonistów, antysystemowców, patriotów, po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa. Dostrzegam rytualne odcinanie się od tej radości, podkreślanie jakim to łotrem w życiu prywatnym bywa Trump, jaki to niemądry bywa w swej ekspresji Musk, i przypominanie, że przecież to są władcy USA a nie Polski. Spoglądam też na tych, którzy dziwią się temu dość powszechnemu poruszeniu.
Spieszę zatem wyjaśnić – jestem przekonany, że owa fala entuzjazmu nie wynika z tego, że ktoś postrzega Trumpa jako zbawiciela (to byłaby wyjątkowo głupia herezja), wybawcę Polski (to byłby politologiczny idiotyzm), polityka idealnego (takich nie ma), albo przedstawiciela Boga w USA (tak rzeczywiście wydaje się postrzegać Trump, ale to głównie jego problem).
Z czego więc wynika to masowe zainteresowanie i poruszenie? Z tego, że Amerykanom udało się to, co u nas wskazuje się jako absolutnie niemożliwe. Jako zakazane. Jako fejk-news nawet w kategoriach nadziei. I nie chodzi o zwycięstwo tego czy innego konkretnego człowieka, ale o przełamanie (być może chwilowe, być może pozorne – zobaczymy) tego, co miało być już zadekretowane na zawsze. Historia uczy przecież, że niezwykle rzadko udaje się cofnąć rewolucję, szczególnie tę ideologiczną, zatruwającą masy a potem implementowaną obowiązkowo odgórnie.
A Amerykanie, w swym potężnym ruchu, pokazali że jest to możliwe. Że ideologie WOKE, klimatyzmu, pandemizmu i gender, których efektem były te wszystkie bzdury, których aż szkoda czasu tu wyliczać, można zatrzymać i cofnąć. Dzięki wytrwałej pracy u podstaw, budowaniu dziesiątek mediów internetowych i radiowych, budowaniu formalnych i nieformalnych stowarzyszeń – i drugim efektem tej pracy (być może chwilowym i efemerycznym) są wyniki wyborów a w konsekwencji Trump w Białym Domu. Pierwszym efektem jest natomiast częściowe, ale dość doniosłe, przebudzenie społeczeństwa już kilka, kilkanaście miesięcy temu. Ono naprawdę jest imponujące, biorąc pod uwagę to przeciwko jak ogromnej machinie musieli się zbuntować.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można. Że się da. Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe mocarstwo. Że można przypominać, że są tylko dwie płcie. Albo, że można mieć inny pomysł na ochronę przyrody i planety, niż pomysły globalistów. I tak dalej. I tym podobne.
Tak więc, poruszenie nie wynika (a przynajmniej nie powinno) z miłości do Trumpa, do amerykańskich protestantów, z podziwu dla Muska, z elegancji Melanii ani nawet z kalkulacji geopolitycznych, bo te rzeczywiście mogą okazać się zaskakujące. Poruszenie to wynika z przypomnienia, że to o co walczymy, jest realne. A przecież tak często wydaje się przegrane, bo przecież „cały świat jest przeciw”. Guzik prawda.
Prezydent USA Donald Trump podpisał w poniedziałek w Białym Domu kilkanaście rozporządzeń i dokumentów, m.in ogłaszając stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem, znosząc prawo ziemi, wstrzymując egzekwowanie ustawy o TikToku i ułaskawiając wszystkich skazanych za szturm na Kapitol.
Podczas trwającej niemal godzinę ceremonii w Białym Domu, przerywanej improwizowaną konferencją prasową, Trump podpisał ponad 20 dokumentów, w tym rozporządzeń wykonawczych dotyczących migracji, polityki energetycznej, polityki celnej, ponownego wpisania Kuby na listę, wyjścia ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i zapewnienia kary śmierci dla zabójców policjantów i zabójców-nielegalnych imigrantów.
Wśród podpisanych przez Trumpa w Białym Domu dokumentów była proklamacja na temat ogłoszenia stanu wyjątkowego na południowej granicy, umożliwienia wysłania tam dodatkowych wojsk, przywrócenie polityki odsyłania ubiegających się o azyl do Meksyku, a także uznania karteli narkotykowych za organizacje terrorystyczne.
Pytany o to, czy rozważa wysłanie amerykańskich sił specjalnych do Meksyku przeciwko kartelom, Trump stwierdził, że to „może się zdarzyć”. – Zdarzały się dziwniejsze rzeczy – dodał.
Trump dekretem zmienił też obowiązywanie prawa ziemi, tj. nabywania obywatelstwa wraz z narodzinami na terenie USA. Według wydanego dokumentu, prawo to ma nie dotyczyć dzieci nielegalnych imigrantów i osób przebywających w USA krótkoterminowo, w tym np. w ramach ruchu bezwizowego. Podczas podpisywania aktu Trump sam przyznał, że spodziewa się, iż legalność tego dokumentu będzie kwestionowana w sądach, lecz dodał, że „zobaczymy, co się stanie”.
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Trump ogłosił też stan wyjątkowy w energetyce i podpisał szereg rozporządzeń znoszących regulacje w kwestii wydobycia ropy naftowej.
Nowy prezydent zdecydował też o wstrzymaniu egzekwowania ustawy zakazującej funkcjonowania TikToka pod chińską kontrolą. Trump przyznał, że zmienił zdanie na temat chińskiej aplikacji po tym, jak użył jej i jak pomogła mu pozyskać młodych wyborców. Ponowił też swoje wyrażane wcześniej stanowisko, że chce zmusić TikToka do wejścia w spółkę joint venture ze Stanami Zjednoczonymi, co może wprowadzić trochę kontroli dotyczących danych, lecz bagatelizował ten problem.
– Pamiętajcie, że TikTok w dużej mierze dotyczy dzieci, młodych dzieciaków. Jeśli Chiny mają wyciągnąć informacje o młodych dzieciach, to szczerze mówiąc, mamy większe od tego problemy – powiedział Trump. Nie wykluczył też, że odbędzie w tym roku podróż do Chin.
Do najbardziej kontrowersyjnych decyzji podjętych przez Trumpa należy ułaskawienie lub złagodzenie wyroków niemal 1,5 tys. uczestników szturmu na Kapitol, co obejmuje niemal wszystkich, którym postawiono w tej sprawie zarzuty. Wśród nich jest skazany na najdłuższy wyrok, 22 lat więzienia, szef prawicowej bojówki Proud Boys Enrique Tarrio.
Trump twierdził, że skazani „już długo siedzą w więzieniu”, zostali potraktowani niesprawiedliwie, nazywając ich „zakładnikami” i twierdząc, że do przemocy podżegali ich „zewnętrzni agitatorzy”, w tym FBI.
Prezydent podjął też szereg działań dotyczących polityki zagranicznej, w tym wycofania Ameryki ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), wstrzymania wszelkiej pomocy zagranicznej, unieważnienia decyzji prezydenta Bidena o wypisaniu Kuby z listy państw wspierających terroryzm, a także sankcji nałożonych na radykalnych żydowskich osadników na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Podczas ceremonii Trump odpowiadał na pytania dotyczące szerokiego wachlarza tematów, w tym wojny na Ukrainie. Potwierdził, że zamierza wkrótce odbyć rozmowy z Władimirem Putinem i jak najszybciej zakończyć tę wojnę. Dodał, że Putin „nie może być zachwycony” tym, jak idzie mu wojna, oceniając rosyjskie straty wojenne na milion.
– Myślę, że on niszczy Rosję, nie przyjmując porozumienia (…). Rosja jest w wielkich tarapatach – powiedział. Jak stwierdził, choć prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski chce dojść do porozumienia, to nie jest pewien, czy chce to zrobić Putin.
Trump powtórzył, że USA potrzebują kontroli nad Grenlandią ze względu „na potrzeby międzynarodowego bezpieczeństwa” oraz nie wykluczył nałożenia 25-procentowych ceł na Meksyk i Kanadę. Pytany o cła na towary z Chin, którym również groził, Trump stwierdził, że Chiny już są obłożone cłami. Powiedział jednak, że dalsze cła dotyczące Chin będą m.in. zależeć od losów Kanału Panamskiego, który – według Trumpa – kontrolują Chińczycy. Przyznał też, że choć zgodnie z wyborczą obietnicą rozważa nałożenie cła na wszystkie dobra z zagranicy, to jego administracja nie jest jeszcze gotowa, by to zrobić.
Prezydent Donald Trump podpisał w poniedziałek osiem rozporządzeń i dyrektyw wykonawczych, w tym o zniesieniu 78 działań swojego poprzednika ws. imigracji oraz o wycofaniu USA z porozumienia paryskiego o klimacie. Zapowiedział też ułaskawienie dużej liczby skazanych za udział w szturmie na Kapitol.
Wśród dekretów, podpisanych przez Trumpa w hali Capital One Arena przy pełnej publiczności, jest rozporządzenie znoszące 78 „rozporządzeń wykonawczych, rozkazów, memorandów i innych” wydanych przez prezydenta Joego Bidena, wstrzymanie wydawania nowych regulacji przez agencje rządowe, wstrzymanie zatrudnienia do „osiągnięcia pełnej kontroli nad państwem”, rozkaz do wszystkich agencji, by podjęły działania zmierzające do obniżenia cen, rozkaz powrotu wszystkich urzędników federalnych do pracy w biurze z pracy zdalnej, rozporządzenie wycofujące USA z paryskiego porozumienia klimatycznego, a także dyrektywy zakazujące „państwowej cenzury” oraz „zakończenia używania wymiaru sprawiedliwości jako broni”.
Jak wynika z opublikowanego tekstu pierwszego z rozporządzeń, wycofywane przez Trumpa działania Bidena to nie tylko regulacje dotyczące migracji, ale też rozporządzenia z czasów ogłoszonej pandemii, a także dotyczące środowiska, pracowników czy „inkluzywności”.
Podczas przemówienia, które poprzedziło podpisywanie dekretów, Trump twierdził, że zamierza zwolnić „większość” urzędników i zapowiedział, że jeden z podpisanych dokumentów jest rozkazem do wszystkich rządowych agencji, by zachować wszelkie dokumenty dotyczące „politycznego prześladowania” przeciwników poprzedniej administracji i rozpocząć ujawnianie „wszelkich nadużyć władzy”. Zaznaczył, że chodzi tu również o urzędników, których prezydent Biden prewencyjnie ułaskawił przed opuszczeniem urzędu, m.in. członków komisji śledczej Izby Reprezentantów ds. szturmu na Kapitol.
Potępiając Bidena za ułaskawienia ich oraz członków własnej rodziny, Trump zapowiedział, że po powrocie do Białego Domu podpisze szereg kolejnych dokumentów, w tym ułaskawienia dla dużej liczby „zakładników 6 stycznia”, tj. ludzi skazanych za udział w szturmie na Kapitol z 2021 roku. Trump stwierdził, że większość z nich nie zrobiła nic złego.
– Wszystko, co oni chcą zrobić, to ścigać zakładników 6 stycznia. 76-letnia babcia została aresztowana ostatnio, chyba dlatego że popatrzyła na Kapitol albo coś w tym stylu. Teraz nie będziemy już tolerować tego g… – powiedział Trump.
Do podpisania pierwszych rozporządzeń doszło w niecodziennej scenerii na oczach dziesiątków tysięcy widzów przybyłych na prezydencką paradę przeniesioną do hali sportowej z powodu zimna. Podczas parady występowały zespoły marszowe ze szkół w całym kraju, w tym szkół, gdzie uczyli się Trump i wiceprezydent JD Vance. Przed Trumpem wystąpił też specjalny wysłannik prezydenta ds. Bliskiego Wschodu Steven Witkoff, który opowiadał o zawartym rozejmie w Strefie Gazy i zaprosił na scenę rodziny zakładników Hamasu.
Przedstawił też cztery zasady, którymi Trump ma się kierować w polityce na Bliskim Wschodzie i ogólnie w polityce zagranicznej. Jak wymienił, są to: poszanowanie suwerenności państw i ich wolności od ingerencji innych krajów, rozwój gospodarczy jako „most ku stabilności”, „odważnej dyplomacji” i podejmowania trudnych decyzji oraz zasada wzajemności i odpowiedzialności.
– Stany Zjednoczone wymagają wzajemnych działań od naszych partnerów. Skończyliśmy z dźwiganiem ciężaru finansowego za narody, które nie są chętne, by go ponosić – powiedział Witkoff.
Poznamy po owocach, ale słowa jakie padły oznaczają deklaracje olbrzymich zmian:
Koniec „zielonego ładu”
Deportacja nachodźców
Wojskowa ochrona granicy
Koniec cenzury
Przywrócenie prawa i porządku w miastach Ameryki
Koniec z inżynierią społeczną związana z rasą i płcią. „Są tylko dwie płcie – mężczyzna i kobieta”.
Przywrócenie do służby żołnierzy, którzy zostali zwolnieni po odmowie przyjęcia „szczepionek na covid”.
Trump podsumował odchodzącą administrację. Niektóre fragmenty z przemówienia opisujące patologię za którą jest odpowiedzialna lewica, pasowały do krajów zachodniej Europy, w tym Polski:
Mamy system edukacji, który uczy, aby nasze dzieci wstydziły się samych siebie, aby nienawidziły kraju pomimo miłości, którą tak rozpaczliwie staramy się im dostarczyć. Wszystko to będzie zmieniało się od dzisiaj i będzie zmieniało się szybko.
Teraz mamy rząd, który nie może poradzić sobie z najmniejszym kryzysem u siebie, jednocześnie wchodząc w kolejne katastrofalne wydarzenia rozgrywające się za granicą niezdolny bronić naszych fantastycznych i bogobojnych obywateli. Zamiast tego chroniący i broniący niebezpiecznych przestępców wielu wypuszczonych z więzień i zakładów dla obłąkanych, którzy nielegalnie napłynęli do naszego kraju z całego świata.
Nasza suwerenność będzie odzyskana. Nasze bezpieczeństwo przywrócone, a szale sprawiedliwości zostaną znów wyrównane. Niesprawiedliwe wykorzystywanie departamentu sprawiedliwości w naszym rządzie jako broni dobiegnie końca.
Znalazły się też fragmenty buńczuczne i szowinistyczne ze stwierdzeniem, że Ameryka wytworzyła najlepszą cywilizacje na świecie.
Przemówienie Trumpa, sądząc po wpisach na X, wywołało przerażenie wśród zdegenerowanej lewicy.
Będziemy mierzyć nas sukces nie tylko wygranymi bitwami, ale także wojnami, które uda nam się zakończyć, a przede wszystkim wojnami do których nie przystępujemy/ tłumaczenie Onet_YouTube/
Prezydent Donald Trump podczas inauguracyjnego przemówienia zapowiedział, że przywróci do służby żołnierzy, którzy odmówili przyjęcia preparatów na kowida.
Prezydent Donald Trump ogłosił, że „przywróci do służby wszystkich żołnierzy, którzy zostali niesłusznie wydaleni z naszej armii za sprzeciw wobec szczepionki przeciwko COVID”.
– Z pełnymi zaległymi pensjami – podkreślił Trump, co spotkało się z aplauzem podczas przemówienia inauguracyjnego.
Ta obietnica nawiązuje do obietnicy Pete’a Hegsetha, kandydata prezydenta Trumpa na sekretarza Departamentu Obrony.
– Dziesiątki tysięcy żołnierzy zostało wyrzuconych z powodu eksperymentalnej szczepionki – powiedział Hegseth. – Zostaną przeproszeni i przywróceni do służby, przywróceni do służby z pensją i stopniem – podkreślił.
„Około 8000 żołnierzy zostało zmuszonych do opuszczenia służby za odmowę wykonania rozkazu” – przypomniał „Military Times”.
Trump ogłosił również, że oficjalną polityką rządu federalnego będzie to, że uznawane będą tylko dwie płci. Prezydent planował również być „twórcą pokoju”. Obiecał, że przyniesie pokój Ukrainie, Bliskiemu Wschodowi i zapobiegnie III wojnie światowej.
„Zakończę wojnę na Ukrainie. Zatrzymam chaos na Bliskim Wschodzie i zapobiegnę wybuchowi III wojny światowej” — powiedział Trump w niedzielny wieczór w CapitalOne Arena w Waszyngtonie.
Prezydent ma również podpisać wiele dekretów wykonawczych w nadchodzących dniach, aby zwiększyć niezależność energetyczną Ameryki, powstrzymać nielegalną imigrację i pozbyć się „różnorodności, równości i integracji” w rządzie federalnym.
Oto, jak zatrzymasz Traktat Pandemiczny raz na zawsze!
USA są największym finansowym wsparciem WHO — tylko w ubiegłym roku przekazano na jej działalność 1,3 miliarda dolarów.
=============================
Zespół Donalda Trumpa właśnie potwierdził, że USA opuszczą Światową Organizację Zdrowia (WHO) już w pierwszym dniu jego prezydentury (20 stycznia). To może być przełom, na który wspólnie pracowaliśmy od tak dawna!
Ten krok zadałby potężny cios Traktatowi Pandemicznemu — globalistycznemu projektowi mającemu na celu przejęcie kontroli nad naszym zdrowiem, wolnością i prawem do podejmowania decyzji. Już w 2020 roku Donald Trump określił WHO jako „skorumpowaną, niebezpieczną i szkodliwą dla Ameryki” oraz rozpoczął proces wycofywania USA z tej organizacji. Teraz jego zespół deklaruje gotowość do dokończenia tego, co zostało rozpoczęte.
I to w najlepszym możliwym momencie!
WHO już teraz stoi na krawędzi. Nie dotrzymała kluczowych terminów — najpierw w maju 2024 roku, a później pod koniec roku. Ich plan się sypie, brakuje im czasu, argumentów i wiarygodności.
Przez niemal dwa lata Ty i ja staliśmy ramię w ramię przeciwko tej globalistycznej próbie przejęcia władzy. Dzięki Twojemu zaangażowaniu widać, że ich plan zaczyna się sypać. To, co kiedyś wydawało się nie do zatrzymania, dziś wisi na włosku.
Kolejny termin WHO to maj 2025 roku — to nasza szansa, aby zadać ostateczny cios.
Jeśli zespół Trumpa dotrzyma obietnicy, może to oznaczać koniec Traktatu Pandemicznego i związanych z nim globalistycznych planów.
USA są największym finansowym wsparciem WHO — tylko w ubiegłym roku przekazano na jej działalność 1,3 miliarda dolarów z podatków. To te pieniądze finansują niekontrolowane globalne elity, które na tajnych spotkaniach planują odbieranie Twoich wolności i prawa do decydowania o zdrowiu.
Bez tych funduszy WHO nie będzie w stanie promować Traktatu Pandemicznego. Brak pieniędzy oznacza brak traktatu.
Wyobraź sobie, co to oznacza: koniec amerykańskiego finansowania, koniec Traktatu Pandemicznego i koniec działań niekontrolowanych biurokratów próbujących przejąć władzę.
Nic dziwnego, że globaliści wpadają w panikę — nazywają te wieści „katastrofą”. W rzeczywistości boją się, ponieważ wiedzą, że to może położyć kres ich planom.
Ale jest jeszcze coś.
Donald Trump wybrał Roberta Kennedy’ego Jr. na swojego Sekretarza Zdrowia. Kennedy od lat głośno krytykuje WHO, ujawniając, jak jej globalistyczna polityka wzbogaca Big Pharmę kosztem zwykłych ludzi, takich jak Ty i ja.
Teraz Trump i Kennedy mogą zadać decydujący cios WHO i Traktatowi Pandemicznemu.
Jednak prawda jest taka, że obietnice pozostaną tylko słowami, dopóki nie przypomnimy im, że muszą zostać spełnione. Tutaj wkraczasz Ty.
Wiesz, jaka jest stawka — Traktat Pandemiczny to próba przejęcia pełnej kontroli. Jeśli wejdzie w życie, niekontrolowani biurokraci z WHO będą mogli narzucać obowiązkowe szczepienia, wprowadzać lockdowny, forsować paszporty szczepionkowe, a nawet cenzurować tych, którzy ośmielą się ich kwestionować.
Przez niemal dwa lata walczyliśmy ramię w ramię, aby zatrzymać tę jawną próbę przejęcia władzy.
Pomyśl o tym, co już osiągnęliśmy — petycje, protesty, nieustanny nacisk na WHO i jej zwolenników. Dzięki Twojej determinacji wielokrotnie opóźnialiśmy ten traktat.
WHO jest obecnie w najgorszej pozycji w swojej historii, co czyni ten moment idealnym, by zadać im ostateczny cios.
Brakuje im wsparcia i tracą grunt pod nogami. Jeśli USA wycofa się z WHO, może to oznaczać definitywny koniec ich traktatu i wszelkich związanych z nim planów.
Wyobraź sobie: kluczowe finansowanie WHO — odcięte. Traktat Pandemiczny — zatrzymany. Suwerenność przywrócona, a globalistyczne elity odsunięte od ingerowania w nasze życie.
Nie możemy jednak liczyć na to, że to się stanie samo. Trump i Kennedy muszą poczuć presję. Muszą wiedzieć, że miliony ludzi takich jak Ty i ja patrzą im na ręce i oczekują realizacji złożonych obietnic.
Twoje zaangażowanie w tę walkę jest niezwykłe, i jestem Ci ogromnie wdzięczny za wszystko, co do tej pory zrobiłeś. To właśnie dzięki Tobie udało nam się zajść tak daleko. Teraz pora postawić kropkę nad „i” i wspólnie stworzyć historię.
Sebastian Lukomski i cały zespół CitizenGO
———————-
PS. Zespół Trumpa właśnie ogłosił gotowość do wycofania USA z WHO już w pierwszym dniu jego prezydentury (20 stycznia). Jednak bądźmy szczerzy — to nie stanie się bez naszego nacisku.
Włożyliśmy zbyt wiele pracy, aby teraz odpuścić. To nasza szansa, aby zatrzymać Traktat Pandemiczny i zakończyć globalistyczną agendę WHO na dobre.
Donald Trump jest bardzo wdzięcznym obiektem dla analityka, wykłada bowiem „kawę na ławę”.
Zwykle ważne sprawy rozgrywają się w kuluarach, publicznie padają okrągłe słówka, więc żeby dojść, jak naprawdę jest, trzeba pieczołowicie analizować fakty, wysnuwać wnioski, które publicznie nie są mile widziane…
A tu Donald wali prosto z mostu. Pisze otwarcie: „Powiedziałem Unii Europejskiej, że powinni wykorzystać swój potężny deficyt wobec Stanów Zjednoczonych na wielkie zakupy naszej ropy i gazu. Inaczej będą cła i to na całego!!!”
Donald Trump ma doświadczenie w smaganiu Europy taryfami celnymi. W 2018 roku nałożył cła na unijną stal i aluminium. Ale może nałożyłby i znacznie większe, gdyby nie wymusił z Europy zakupów amerykańskiego LNG, ostro oponując przeciwko budowie Nord Stream. I swoje cele osiągnął – Jean-Claude Juncker w Ogrodzie Różanym Białego Domu deklarował: „EU wybuduje więcej terminali do importu LNG z USA”, a prezydent Trump triumfalnie uzupełniał: „Europa chce importować więcej LNG ze Stanów i będzie wielkim, bardzo wielkim odbiorcą. Ułatwimy im to, a oni będą potężnym kupcem LNG.”
Trump zna się na biznesie i doskonale wie, że LNG nie jest konkurencyjny dla Europy. Sam o tym wtedy mówił: „Będziemy sprzedawać LNG i będziemy konkurować z sukcesem z rurociągami, choć mają one lokalnie niewielką przewagę”. Jak to osiągnął? Po widowiskowym upokorzeniu liderów Unii na szczycie w Brukseli wyjaśnił: „długo dyskutowaliśmy i Niemcy obiecali się poprawić”.
Wtedy Bruksela miała jeszcze wąską przestrzeń autonomii. Dzisiaj jest z jednej strony szantażowana cłami, z drugiej karana sankcjami za zbyt powolne odcinanie się od Rosji. Czy to sankcje na LNG, czy na płatności za gaz lub atom, czy żądanie od malutkiej Serbii zerwania więzi energetycznych z Rosją pod groźbą sankcji… wszystko to przypomina przyciskanie przez policjanta kolanem do ziemi leżącej w gospodarczych konwulsjach Europy.
Brukselskie elity już te tortury przechodziły. Dlatego na samą myśl o powtórce kładą się na plecy i machają wszystkimi odnóżami na znak poddania się.
I choć dla podtrzymania wizerunku wśród wyborców (a przepraszam, zapomniałem, że brukselskie elity nie pochodzą z wyborów) padają deklaracje o jakiejś „bardziej suwerennej Europie”, ale nikt tego już nie bierze poważnie. Po totalnej katastrofie koncepcji „strategicznej autonomii” to już tylko śmiech może ogarniać przy powtarzaniu takich haseł.
Dlatego chcąc uniknąć ponownych tortur i uprzedzając gniew Donalda Trumpa, Ursula von der Leyen zaproponowała, by całkowicie zrezygnować z rosyjskiego gazu i kupić więcej sojuszniczego LNG. Stwierdziła nawet, że ponoć jest on „tańszy”.
To oczywiście nijak się ma do faktów. Zarówno w raporcie Draghi’ego stoi jak byk, że sojusznicze dostawy amerykańskie były o połowę droższe niż dostawy rurociągowe w 2022 roku. Niemcy także podają, że próbując zastąpić rosyjską ropę dla rafinerii Schwedt, płacili za amerykańską o jedną trzecią drożej.
Ale to trzeba im wybaczyć te drobne nieścisłości. Ronald Reagan w 1982 roku europejskich liderów określał jako „zastrachane kurczaczki”, bojące się własnego cienia. A dzisiaj unijni politycy to przecież cień cienia ówczesnych przywódców tej klasy, co Margaret Thatcher czy Helmut Kohl.
Czy strach ten jest uzasadniony? Podobną kontrybucję ekonomiczną Donald Trump narzucił pięć lat temu Chińczykom. Bezceremonialnie i publicznie zażądał, by kupili od Stanów dodatkowo towarów za 200 miliardów dolarów. Była to potężna kwota, gdyż wcześniej import ten nie przekraczał 150 miliardów. Wyszczególniono konkretne produkty i z pompą kazano Chińczykom podpisać zobowiązanie. Potem odpowiednie instytuty badały na bieżąco, jak idzie realizacja.
Dzięki temu wiemy, że Chińczycy całkowicie zignorowali to narzucone im zobowiązanie. Import z USA nie zwiększył się, utrzymując się na poziomie 150 miliardów. Nic się im z tego powodu nie stało.
Dlatego w tytule użyłem określenia „kontrybucja”. Jego znaczenie dzisiaj może nie być jasne, nie jest zbyt często używane. To pojęcie od czasów imperium rzymskiego oznacza daninę, narzuconą przez państwo zwycięskie państwu pokonanemu. Oznacza też opłatę za odstąpienie od oblężenia lub zaniechanie agresji terytorialnej, co bardzo pasuje do szantażu, zastosowanego przez amerykańskiego prezydenta elekta.
I choć przegranymi w ostatniej wojnie światowej były państwa Osi, to Ameryka chłoszcze całą Europę kontrybucjami. Może jest tak, jak ostrzega Viktor Orbán, że członkowie NATO to nie sojusznicy, a „zakładnicy”?
Jasne stanowisko prezydenta elekta Stanów Zjednoczonych. Donald Trump stwierdził, zgodnie z prawdą, że istnieją tylko dwie płcie.
W swoim przemówieniu w Phoenix w Arizonie Trump stwierdził, że woke w USA musi się skończyć, ponieważ ideologia ta niszczy kraj. W tym miejscu wyliczył kilka konkretów, które jego administracja zamierza przeprowadzić lub rozpocząć już na początku kadencji, która rozpoczyna się w styczniu.
Wśród obietnic Trumpa znalazło się m.in. przywrócenie historycznych nazw amerykańskich, zmienionych w ideologicznym szale przez Demokratów i lewackich aktywistów.
– Jako naczelny dowódca przywrócę dumne i historyczne nazwy naszych wielkich baz wojskowych, takich jak Fort Bragg – zapewniał.
Chodzi o nazwę nadaną na cześć gen. Braxtona Bragga, jednego z najważniejszych generałów Konfederacji podczas wojny secesyjnej. Znajdujący się w Karolinie Północnej, w pobliżu miasta Fayetteville, fort przemianowano w październiku 2022 r. na Fort Liberty, decyzją Sekretarza Obrony Lloyda J. Austina.
– Oprócz baz wojskowych, rozumiem, że chcą teraz zmienić nazwy 14 statków. Chcemy je zmienić. Niektóre z tych statków miały wspaniałą i chwalebną przeszłość. Chcą usunąć nazwę i wpisać inną. Mogę sobie wyobrazić, czyją nazwę zamierzają umieścić. Nie stanie się to ze mną – oświadczył Trump.
Największy entuzjazm Trump wywołał jednak słowami o ideologii woke. Jak zaznaczył, jest to bzdura. Oświadczył też, że zakończy „transpłciowe szaleństwo”.
– Jednym pociągnięciem pióra pierwszego dnia powstrzymamy szaleństwo transseksualistów. (…) Podpiszę rozporządzenia wykonawcze, aby położyć kres okaleczaniu seksualnemu dzieci, usunąć osoby transseksualne z wojska, ze szkół podstawowych, średnich i wyższych. I nie dopuścimy mężczyzn do uprawiania sportu kobiecego – powiedział prezydent elekt.
– Pod rządami Trumpa oficjalną polityką rządu Stanów Zjednoczonych będzie to, że istnieją tylko dwie płcie: męska i żeńska. Nie brzmi to zbyt skomplikowanie, prawda? – dodał.
Gazeta „New York Times”otrzymała list przedprocesowy od prawnika prezydenta elekta Donalda Trumpa. Została w nim oskarżona o to, że jest „pełnogłośnym rzecznikiem Partii Demokratycznej”, który „na skalę przemysłową posługuje się zniesławianiem przeciwników politycznych”. Prawnik zażądał w imieniu swojego klienta 10 miliardów dolarów odszkodowania za „fałszywe i zniesławiające treści”.
Donald Trump pozywa słynną gazetę. Według doniesień prasowych, list przedprocesowy dotarł do redakcji na kilka dni przed wyborami prezydenckimi, ale dopiero niedawno ujrzał światło dzienne. „Dawno temu New York Times był uważany za »najważniejszą gazetę«” — napisał prawnik Trumpa, Edward Andrew Paltzik.
W liście wymieniono dwa artykuły, napisane wspólnie przez Susanne Craig i Russa Buettnera, „które odnoszą się do ich książki o Trumpie, która nosi tytuł: “Lucky Loser: How Donald Trump Squandered His Father’s Fortune and Created the Illusion of Success”.
W liście zwrócono również uwagę na październikowy artykuł zatytułowany „Dla Trumpa całe życie skandali zmierza ku momentowi osądu” autorstwa Petera Bakera oraz artykuł Michaela S. Schmidta z 22 października, zatytułowany „Trump będzie rządził jak dyktator”.
Adwokat Trumpa twierdzi w swoim liście, że NYT „miał zamiar zniesławić i zdyskredytować znaną na całym świecie markę Trump, którą konsumenci od dawna kojarzą z doskonałością, luksusem i sukcesem w branży rozrywkowej, hotelarskiej i nieruchomości, a także w wielu innych branżach, a także fałszywie i złośliwie zniesławić i zdyskredytować go jako kandydata na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych”.
„Biorąc pod uwagę długą listę znanych i historycznych osiągnięć biznesowych prezydenta Trumpa i jego rodziny, niezwykłe osiągnięcia prezydenta Trumpa w biznesie, literaturze, mediach i na rynku nieruchomości oraz fakt, że prezydent Trump – i historia jego życia – są uosobieniem amerykańskiego snu i tego, co znaczy być amerykańskim patriotą, te zniesławiające oświadczenia są godne pogardy w swojej fałszywości” – stwierdzono w liście do NYT.
NYT nie jest jedynym lewicowym medium, które znalazło się na celowniku prawników prezydenta-elekta. Kampania Trumpa pozwała również stację CBS na kwotę 10 miliardów dolarów za program “60 Minutes” z kandydatką Demokratów na prezydenta Kamalą Harris w październiku, twierdząc, że zmontowany materiał wideo, który został wyemitowany, wprowadził opinię publiczną w błąd i niesprawiedliwie przedstawiał kandydata Republikanów, co stanowi ingerencję w wybory.
Adwokat Trumpa oskarżył sieć o „partyjne i bezprawne akty ingerencji w wybory poprzez złośliwe, oszukańcze zniekształcanie rzeczywistości”.
Nie spodziewam się, że Trump okażę się jakimś „rycerzem na białym koniu” – nie można zapominać, że jest powiązany z żydowską oligarchią spod znaku Chabad Lubawicz. Tak więc „bezwarunkowe wsparcie dla Izraela” będzie kontynuowane i jest duże prawdopodobieństwo, że wojna z Iranem zostanie jednak rozpętana.
Przyznać trzeba jednak, że są pewne oznaki, że druga prezydentura Trumpa będzie pod wieloma względami dużo bardziej radykalna niż pierwsza. Już wskazują na to zarówno osoba v-ce prezydenta Vance jak i zapowiedzi Trumpa już po wygraniu wyborów. Wśród tych jego punktów szczególnie ciekawy jest pomysł poprawki do konstytucji ograniczającej liczbę kadencji reprezentantów (posłów). Znacznie utrudniłoby to funkcjonowanie na zasadzie „zawód-poseł”.
Ale niezależnie od tego co z tego uda się administracji Trumpa osiągnąć ważne jest to, co mówią i będą mówić osoby pełniące ważne funkcje w USA po 20 stycznia przyszłego roku.
I tak naprzykład zapowiedź, że Robert F. Kennedy Jr ma zająć się „sprzątaniem” w instytucjach związanych ze zdrowiem, przede wszystkim FDA i CDC jest o tyle znacząca, że jest on głośnym antyszczepionkowcem (w mediach głównego ścieku nazywają go „anti-vacine activist”). Jest więc szansa na ujawnienie oficjalnie ukrywanego przez te agencje związku szczepionek z autyzmem u dzieci oraz ogólnej ich szkodliwości a także ujawnienie afer związanych ze śmiercionośną szczepionką rzekomo przeciw Covid-19.
A więc może dojść do przesunięcia narracji – czyli „antyszczepionkarstwo” (a w rzeczywistości rozsądny stosunek do tych preparatów) przestanie być czymś wstydliwym, stanie się elementem oficjalnego stanowiska władz USA (i to popartego naukowo w efekcie uwolnienia danych ukrywanych przez agencje rządowe oraz przekierowania grantów na rzetelne badania). Może to mieć pozytywny wpływ na walkę z tymi szkodliwymi – zwłaszcza dla dzieci – preparatami nie tylko w USA ale na całym świecie – w tym w Polsce1.
Sam Trump mowi też wprost, że „globcio” to bzdura. To kolejny z elementów zaburzonej wizji świata, która tak niszczycielsko oddziaływuje na całą zachodnią cywilizację a przede wszystkim na Europę. W imię tej antyludzkiej ideologii opartej o kłamstwa na temat zarówno zmiany temperatur jak i roli CO2 zbudowano nie tylko cały fenomen handlu kredytami emisyjnymi (czyli darmowy zarobek dla pośredników na… handlu powietrzem) ale także różne szalone programy na poziomie Eurokołchozu i poszczególnych jego prowincyj. Niedawna tragiczna powódź w Hiszpanii była spowodowana m.in. wyburzeniem w regionie Walencjii ponad 200 tam w imię „przywracania dzikości”. Walka z energetyką cieplną i atomową doprowadziła do skrajnie wysokich cen prądu elektrycznego i energii w ogóle w Europie skutecznie dorzynając europejski przemysł. Jest więc bardzo znaczące, że teraz władze USA odrzucą w całości tą idiotyczną politykę – nie pozostanie to bez wpływu na sytuację polityczną w EU. Kontynuowanie klimatycznego szaleństwa stanie się trudniejsze jeśli władcy EU będą nadal chcieli zachowywać pozory demokracji, bo pomimo intensywnej propagandy będzie widać coraz wyraźniej, że reszta świata po prostu narastająco klimatyczną brednię ignoruje.
A przecież w administracji Trumpa niezwykle wpływową osobą będzie Elon Musk, który po tym jak jeden z jego synów zachorował psychicznie i uznał się za dziewczynkę poprzysiął wyeliminować tą ideologię, mówiąc, że „woke mind virus” zabił mu syna. Jak wiadomo Musk – przy wszystkich jego wadach – raczej dopina swego.
Wreszcie pojawiały się informacje, że Trump przygotowuje… masowe deportacje, które mogą dotyczyć milionów nielegalnych imigrantów i być przeprowadzane z użyciem wojska, z całą bezwzględnością. Wystarczy posłuchać typowanego na szefa amerykańskiej straży granicznej2 Homana który w wywiadzie na pytanie dziennikarki„czy da się przeprowadzić masowe deportacje nie rozdzielając rodzin?” odpowiada „oczywiście, rodziny można deportować razem”. Czyli dokładna odwrotność polityki „refugees welcome” stosowanej z takim „powodzeniem” przez poprzednią administrację jak i rządy wszystkich prowincji Eurokołchozu.
Oczywiście, to wszystko jest dalekie od tego czego potrzebuje zarówno USA jak i ogólnie cywilizacja białego człowieka. Nie ma tu mowy o dbałości o rasę, nie ma mowy o pozbyciu sie żydowskiej finansjery przez co najmniej likwidację systemu rezerwy federalnej, czy choćby zaprzestaniu wspierania ludobójczego reżimu w Izraelu bronią i pieniędzmi. Nie ma mowy o delegalizacji zboczeń i osadzeniu degeneratów, zakażonych „woke mind virus” w obozach odosobnienia aby nie zatruwali już społeczeństwa. Nie ma mowy o czystce na uczelniach (które stały się właściwie ośrodkami ideologicznej indoktrynacji) czy choćby w wojsku. Dalekie to bardzo jest od pełnej próby odwrócenia degrengolady jakiej nasza cywilizacja doznała przez ostatnie 90 lat.
Ale po raz pierwszy od wielu dekad jest szansa na przesunięcie się tzw. „okna Overtona” znacząco w prawo. Jeżeli administracja Trumpa złamie opór biurokratów i całych segmentów „deep state” (a będzie to wymagać użycia przemocy!) i wprowadzi choćby to, co teraz komunikuje to bardzo wiele osób przestanie się bać nazywać zboczeńcow i degeneratów po imieniu, przestanie się bać żądać deportacji imigrantów i tak dalej. W połączeniu z walką z cenzurą i zwiększoną wolnością słowa – jeden z 10 punktów Trumpa – daje to szansę na jakieś przynajmniej powstrzymanie degrengolady w USA.
Czy przełoży się to na podobne „odbicie” w Europie? Wątpię – wyniki wyborów we Francji i Wielkiej Brytanii wskazują jasno, że społeczeństwa europejskie są już dużo bardziej ogłupiałe i na dużo większą skalę zinfiltrowane przez obcych rasowo najeźdzców, którym przyznano już prawa obywatelskie. W Polsce sytuacja jest ciut lepsza, ale musiałoby dojść do jak najszybszego usunięcia lewackiego w istocie rządu Tuska na co widoków brak.
Tak więc, jak już napisałem, Trump to nie jest to to czego potrzebujemy – ale cieszmy się choćby i z tego.
Na razie sytuacja się pogorszyła po mianowaniu na stanowisko GIS Grzesiowskiego – sługusa korporacji farmaceutycznych, który na ich zlecenie świadomie chce szkodzić dzieciom „zacieśniając” system przymusowych zastrzyków szkodzących dzieciom już od narodzin. To, że ta odrażająca kreatura zamiast odbywać karę za swoją haniebną rolę w trakcie rzekomej pandemii pełni stanowisko, z którego bezpośrednio szkodzi zdrowiu polskich dzieci pokazuje skalę upadku rzekomo polskiego państwa. ↩︎
Prezydent elekt Donald Trump planuje wycofać Stany Zjednoczone z klimatycznego porozumienia paryskiego. Zamierza też uszczuplić niektóre rezerwaty przyrody, aby umożliwić wiercenia i wydobycie surowców.
O projektach Trumpa poinformował w piątek dziennik „New York Times”. Powołał się na projekty rozporządzeń wykonawczych i proklamacji sporządzanych przez zespół Republikanina przygotowujący przejęcie przez niego władzy w styczniu przyszłego roku.
Porozumienie paryskie zobowiązuje państwa-sygnatariuszy do przedstawiania nowych i „bardziej ambitnych” planów ograniczania emisji gazów cieplarnianych co pięć lat. Zgodnie z umową muszą być przedstawione do lutego przyszłego roku.
Administracja prezydenta Joe Bidena przyrzekła przedstawienie przed końcem kadencji takiego planu, „aby pokazać, co należy zrobić i co można zrobić”. Departament Energii USA zapowiedział projekt zaktualizowanej analizy, która pozwoli na zgłaszanie publicznych uwag.
Z raportu wynika, że Trump zakończy także moratorium na wydawanie pozwoleń na eksport skroplonego gazu ziemnego (LNG) na duże rynki w Azji i Europie.
Administracja Bidena wstrzymała w styczniu zatwierdzanie nowych transakcji eksportowych LNG. Jej celem było zakończenie procesu badań dotyczących wpływu eksportu na środowisko i gospodarkę.
Raport wskazuje zarazem na to, że ekipa Trumpa ma uchylić przepisy, które pozwalają Kalifornii i innym stanom wprowadzać bardziej rygorystyczne normy w sprawie zanieczyszczeń. Niektórzy członkowie zespołu Republikanina rozważają też przeniesienie z Waszyngtonu siedziby Agencji Ochrony Środowiska (EPA).
O komentarz w sprawie przewidywanych zmian indagowała przedstawicieli przyszłej republikańskiej ekipy agencja Reutera. Rzecznik zespołu przygotowującego przejęcie władzy, Karoline Leavitt, zaznaczyła, że podczas kampanii wyborczej Trump zapowiadał wiele działań wyszczególnionych w raporcie.
Jak uzasadniała, wyniki wtorkowych wyborów dały mu „mandat do realizacji obietnic i on je spełni”.
Poza Franklinem Roosveltem, który był z powodu drugiej wojny światowej czterokrotnie wybierany, nikt przed Trumpem nie był w stanie wygrać trzech wyborów prezydenckich!
Ostrzeszów 07.11.2024 r.
Na złość wszelkim prognozom, wbrew intensywnej, dyskryminującej kampanii pomówień, pomimo ponawianych prób zabójstwa, nie zważając na wiele spraw sądowych wytyczonych mu z powodów, które można byłoby zastosować praktycznie do wszystkich mieszkańców Stanów Zjednoczonych, na przekór „obrońcom demokracji”, którzy w październiku ponad 5 tysięcy razy udowadniali, że Trump to nowe wcielenie wąsatego Adolfa – został ponownie wybrany z druzgocącą przewagą na prezydenta USA. Poza Franklinem Roosveltem, który był z powodu drugiej wojny światowej czterokrotnie wybierany, nikt przed nim nie był w stanie wygrać 3 wyborów prezydenckich!
Nie sądzę, aby była to prawda, jednak rozbawiła mnie informacja, że Barack Obama właśnie opuścił Stany Zjednoczone. Samo wyobrażenie uciekających wraz z laureatem pokojowej nagrody Nobla w jednym samolocie Hilary Clinton, Nancy Pelosi, z bębniącym palcami po poręczy siedzenia Georgem Sorosem, z przykucniętą z tyłu samolotu i przerażoną Viktorią Nulland opierającą głowę na ramieniu dzielnego Billa Gatesa i trzymającego ją za rękę Antony’ego Fauciego, może poprawić humor każdemu z nas.
Kiedy prezydent Obama dowiedział się, że Trump jednak wygrał…
Ula Wodelejem pogratulowała Trumpowi zwycięstwa:
Urszula von der EU serdecznie gratuluje Donaldowi Trumpowi zwycięstwa w wyborach i wyobraża sobie, że Trump prawdopodobnie nie będzie miał nic lepszego do roboty niż współpraca z nią nad “silną agendą transatlantycką”.
Trump kandydował, aby uczynić Amerykę “znowu wielką”, nie było żadnej wzmianki o UE.
Do ponownego zaprzysiężenia Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych zostało ponad 10 tygodni. Jeśli czegoś globaliści nie wywiną, to ta uroczystość odbędzie się 20 stycznia 2025 roku. Jestem przekonany, że Trump zwolni z więzień wszystkich oskarżonych o „zamach na Kongres” 6 stycznia 2021 roku. W ten sposób zwolni się miejsce dla „bohaterów” oszustwa wyborczego z poprzednich wyborów.
Ostatni dolar dla Zełenskiego i jego banderowców.Źródło.
5 listopada Amerykanie wybierali nie tylko nowego prezydenta, ale w części stanów odbyły się także wybory uzupełniające do Kongresu. Republikanie zgarnęli wszystko. Przejęli kontrolę nad Senatem i najprawdopodobniej utrzymali większość w Izbie Reprezentantów. Niewiadomą pozostaje jeszcze skala ich zwycięstwa.
W USA co dwa lata odbywają się tzw. „wybory połówkowe”. Tym razem Amerykanie obsadzali 34 (ze 100) miejsca w Senacie i 435 (wszystkie) w Izbie Reprezentantów.
Pewne jest, że Republikanie przejmą po wtorkowym głosowaniu kontrolę na Senatem. W ten sposób zakończy się czteroletni okres przewagi Partii Demokratycznej w Senacie
Walka o kontrolę nad Senatem trwała głównie w Ohio i Montanie, czyli dwóch stanach kontrolowanych przez Demokratów, w których Donald Trump wygrał w 2016 i 2020 r. — i zwyciężył ponownie bez trudu we wtorek wieczorem.
Po zdobyciu mandatów w Wirginii Zachodniej, Ohio i Montanie Republikanie zapewnili sobie większość w Senacie. Aktualne dane wskazują, że będą mieli co najmniej 52 miejsca w Senacie. Demokraci na ten moment mają ich 43. W kolejnych stanach liczone są głosy, więc niewiadomą pozostaje jedynie skala zwycięstwa Republikanów. Większość zapewnia już 51 mandatów.
Wielce prawdopodobne jest także zwycięstwo Republikanów w wyborach do Izby Reprezentantów. W tym momencie ich przewaga nad Demokratami wynosi 201 do 184. Większość zapewnia 218 mandatów, co wydaje się formalnością.
Te wyniki wyborów oznaczają, że Republikanie mają de facto władzę absolutną przez najbliższe dwa lata.
To jest taka piękna katastrofa, jakiej jeszcze nie było – mówi o porażce „lewactwa światowego” Grzegorz Braun w rozmowie z Tomaszem Sommerem na kanale Rumble. Głównym tematem rozmowy były amerykańskie wybory, w których zdecydowanie zwyciężył Donald Trump.
Odnosząc się do wyników wyborów w USA niezgodnych z oczekiwaniami establishmentu, Braun stwierdził, że „to są te szczęki opadające na podłogę”. Podkreślił, że kampania wyborcza w USA była wyjątkowa, ponieważ „rozgrywała się w infosferze”, co oznacza dominację platform społecznościowych nad tradycyjnymi mediami. Sommer zauważył, że „Twitter wygrał z Youtube’em”, a Facebook „zniknął” z dyskursu publicznego.
Sommer i Braun przypomnieli kilka wypowiedzi krytycznych wobec Trumpa polskich polityków, którzy dziś są w kręgach władzy, a co niektórzy w pośpiechu kasują swoje dawne wpisy. Braun ocenił obraźliwe wypowiedzi o Trumpie jako „jawnie głupie” i sprzeczne z „polską racją stanu”.
Braun wiąże duże nadzieje z prezydenturą Trumpa, widząc w niej szansę korzystną dla Polski. Jak podkreślił, „jest obietnica kluczowa zakończenia wojny ukraińskiej” i oczekuje, że Trump będzie musiał „wywiązać się z tej obietnicy w tempie, które odpowiadałoby zapotrzebowaniu, oczekiwaniom mediów”.
Jednocześnie jeden z liderów Konfederacji przestrzega przed zagrożeniem, że Polska może zostać „pionkiem podstawionym do zbicia” w wielkiej grze geopolitycznej mocarstw. Ironizował, „oficerowie prowadzący” wrócą z urlopów i będą musieli dostosować swoje działania do nowej rzeczywistości.
Braun widzi jednak szansę, że nowa administracja przyniesie korzystne dla Polski zmiany, tylko trzeba to odpowiednio rozegrać. – Teraz jest moment, w którym trzeba iść na całość, to znaczy upominać się o Polskę, a nie produkt polsko-podobny – zaznaczył.
Braun wzywa polskich patriotów do szybkiego sformułowania „konkretnej listy spraw, których załatwienie jest oczekiwane” od nowej administracji w Białym Domu. Obawia się jednak, że obecny obóz władzy w Polsce będzie skłonny do „kolaboracji” z nowym „suwerenem”.
– Niestety właśnie nie w charakterze poważnego wasala, tylko w charakterze sprzedajnego lokaja. No to, czego najbardziej się obawiam, to kontynuacja polityki opisanej w „Dziadach” Mickiewicza, tylko że wtedy pod innym adresem – obawia się Braun.
Cieszy się natomiast ze stosunku Trumpa do polityki klimatycznej, którą określa jako „wariactwo” i „kupę szaleństw”. Wyraża nadzieję, że nowa sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych stworzy szansę na odejście od tej „antycywilizacyjnej” polityki.
Chociaż nie ogłoszono ostatecznych wyników, wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa wydaje się być pewne. Portal Newsmax jako pierwszy zdecydował się podać o godzinie 1:23 w nocy, że Trump zostanie 27. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Potem także inne stacje telewizyjne uznały, iż kandydatka Demokratów nie ma szans na odbicie kluczowych stanów. Jednocześnie już wiadomo, że Republikanie odzyskali nieznaczną przewagę w Senacie. Stąd będą mieć wpływ na nominacje kandydatów do czołowych stanowisk w państwie, w tym sędziów. Waha się kwestia utrzymania przewagi partii Trumpa w Izbie Reprezentantów.
Jak okazało się dość szybko, była głowa państwa uzyskała przewagę w Pensylwanii, co wraz ze zwycięstwem w innych stanach daje mu kluczowe 270 głosów elektorskich niezbędnych do stania się 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Mimo zaciętej rywalizacji, Harris nie była w stanie pokonać swego rywala. Potem, w miarę napływania danych po przeliczeniu większej liczby głosów w różnych stanach, przewaga Trumpa stawała się coraz bardziej widoczna. Na tyle, że redakcja Newsmax, a za nią kolejne media zdecydowały się mówić – przed ogłoszeniem oficjalnych wyników – iż Trump wygrał wybory.
Kandydat Republikanów pokonał Harris w kluczowych stanach „wahadłowych”: Georgii, Karolinie Północnej, Pensylwanii i Michigan.
Republikanie w Georgii wygrywali co drugie wybory od 1996 roku. W 2020 r. to Joe Biden miał nieznaczną przewagę w tym stanie. By lepiej prognozować zwycięstwo danego kandydata – a nie można zapominać, że jednak wyścig prezydencki był dość wyrównany – dla Trumpa i Harris kluczowe były sukcesy w siedmiu stanach: Arizona, Georgia, Pensylwania, Karolina Północna, Wisconsin, Michigan i Nevada.
Trump najpierw zajął Karolinę Północną, następnie Georgię, Pensylwanię i Wisconsin.
Wraz ze spływającymi wynikami wyborów nastroje w sztabie kandydatki Demokratów robiły się coraz gorsze. Współprzewodniczący kampanii Harris, Cedric Richmond, powiedział publiczności zgromadzonej na wieczorze wyborczym na Uniwersytecie Howarda, że obecna wiceprezydent nie będzie przemawiała, ale sztab nie rezygnuje z walki z Trumpem.
Już wcześniej ambasadorowie amerykańcy w stolicach europejskich, za wyjątkiem Rzymu, odwołali imprezy wyborcze, podczas których dyplomaci, dziennikarze i politycy spotykali się w oczekiwaniu na wyniki.
Republikanie mogą być zadowoleni także z odzyskania przewagi – co prawda nieznacznej – w Senacie. Dzięki temu będą mieć wpływ na nominację sędziów i wysokich urzędników na kluczowe stanowiska w państwie. Zadecydowało zwycięstwo dwóch kandydatów w Wirginii Zachodniej i Ohio. Waha się kwestia zachowania większości w niższej Izbie Reprezentantów, chociaż i tu republikanie odnotowali także pierwsze zyski. Wygrali w kontrolowanym przez rywali okręgu w Pensylwanii, który obejmuje Scranton, rodzinne miasto prezydenta Joe Bidena. Przejęli też mandaty w Karolinie Północnej, której granice jako okręgu wyborczego zostały zmienione na korzyść Demokratów. Ci zaś zdobyli mandaty trzymane dotąd przez Republikanów w północnej części stanu Nowy Jork oraz w Alabamie, którego granice zmieniono w związku z nakazem Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, wymagającego utworzenia okręgu z większością czarnych. Do przejęcia kontroli nad niższą Izbą Demokraci potrzebują „odbić” co najmniej sześć mandatów. Wyniki dotyczące Izby Reprezentantów będą znane za kilka dni. Różnice między partiami są nieznaczne i w razie przejęcia Izby przez Demokratów, administracja Trumpa może mieć utrudnione rządzenie.
Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to Donald Trump ma szansę zostać zaprzysiężonym na drugą kadencję, niemal cztery lata po opuszczeniu Białego Domu w atmosferze skandalu i z niepewną przyszłością polityczną. Niektórzy komentatorzy „pogrzebali” go za życia, uważając, że jest politycznie „skończony”.
Mierzył się nie tylko z licznymi oskarżeniami i procesami, ale także dwukrotnie usiłowano go pozbawić życia w trakcie kampanii prezydenckiej. Był również regularnie sekowany z dostępu do mediów głównego nurtu. Trump ma szansę być pierwszym prezydentem od ponad 120 lat, który stracił Biały Dom, a następnie wrócił i zdobył go ponownie – po Groverze Clevelandzie w 1892 roku.
Wyborców interesują sprawy migracji, bezpieczeństwa i wysokich kosztów życia
Amerykanie, wybierając Trumpa, mają nadzieję, że zajmie się on kwestiami inflacji, wysokich kosztów życia, migracji, a także wzrostem przestępczości i niestabilnością za granicą.
Co ciekawe, mimo usilnych zabiegów kampanii Harris, starającej się pozyskać absolutne poparcie ludności kolorowej, na Trumpa chętnie zagłosowali Latynosi – w tym wielu młodych mężczyzn – a także czarni i wyznawcy islamu.
Trump zobowiązał się do przeprowadzenia największej operacji deportacyjnej w historii kraju. Ma kontynuować obniżanie podatków, walczyć z ideologią gender, w tym w szczególności z przywilejami transseksualistów, które zmotywowały wiele środowisk do wszczęcia kontrrewolucji kulturowej. Ma zamknąć Departament Edukacji i nałożyć powszechne wysokie cła na towary importowane z zagranicy. Jednocześnie obiecał ograniczyć regulacje dotyczące ochrony środowiska i klimatu.
W trakcie kampanii wykonał woltę, uznając, że drażliwa kwestia swobody zabijania dzieci nienarodzonych powinna być rozstrzygana przez same stany. Obecnie, przy okazji wyborów prezydenckich i uzupełniających do Kongresu, w czterech stanach zagłosowano za utrzymaniem tak zwanych praw do aborcji. Są to: Missouri, Kolorado, Maryland i Nowy Jork. Na Florydzie zwycięstwo odnieśli obrońcy życia, a w pięciu innych stanach, w których głosowano nad poprawkami do stanowych konstytucji w tej sprawie, wyniki nie są jeszcze znane. Zwolennicy aborcji muszą teraz zwrócić się do sądów, aby uchyliły antyaborcyjne regulacje lub dostosowały je do wyników referendów w tej kwestii.
Orban: „piękne zwycięstwo”. Trump: „złoty wiek Ameryki”
Premier Węgier Victor Orban, do którego Trump zawsze zwracał się w pierwszej kolejności, jeśli chciał wiedzieć, co się dzieje w Europie, cieszy się z „pięknego zwycięstwa” kandydata Republikanów. Orban wskazał, że Europa będzie musiała przemyśleć swoje poparcie dla Ukrainy, bo Trump z pewnością będzie dążył do jego ograniczenia, a Europa „nie będzie w stanie sama udźwignąć ciężaru wojny”. W niedzielę przed wyborami węgierski przywódca mówił: – My [w Europie] musimy zdać sobie sprawę, że jeśli w Ameryce będzie prezydent opowiadający się za pokojem – w co nie tylko wierzę, ale także tak odczytuję dane – jeśli wydarzy się to, czego się spodziewamy i Ameryka stanie się pro-pokojowa, to Europa nie może pozostać pro-wojenna. Kwestia ukraińska ma być priorytetowo potraktowana podczas spotkania Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie.
Ekipa Orbana pomagała sztabowi Trumpa w zakresie polityki migracyjnej i prorodzinnej. Zresztą mówił o tym także były komisarz europejski ds. jednolitego rynku Thiery Breton, strasząc, że jeśli Trump wygra, będzie wraz z Orbanem prowadził „przerażającą politykę w obronie tradycyjnej rodziny”. Eurokrata dodał, że taki wybór oznaczać będzie „katastrofę dla Europy”.
Sam kandydat Republikanów na prezydenta zabrał głos, obiecując, że Amerykę czeka „złoty wiek”. Zwracając się do swoich sympatyków w West Palm Beach Convention Center – po tym, jak Newsmax ogłosił go zwycięzcą tegorocznych wyborów – obiecał „walczyć o każdego obywatela, o każdą waszą rodzinę i waszą przyszłość każdego dnia”.
Trump obiecał, że nie spocznie, dopóki nie wywalczy silnej, bezpieczniej i prosperującej Ameryki. Zaapelował do sympatyków Harris, aby przyłączyli się do niego w celu zjednoczenia podzielonego kraju.
Obroni wolność słowa?
Zwycięstwo Trumpa ma jeszcze inny ważny wymiar. Uznawano bowiem, że może on zawalczyć i ochronić wolność słowa w Ameryce, tak bardzo naruszaną przez administrację Biden – Harris, która dopuściła się skandalicznych działań w celu cenzurowania przekazów w mediach, prowadząc jednocześnie nachalną propagandę wokeizmu i genderyzmu, inicjując operacje wpływania na percepcję.
To między innymi obrona wolności słowa przyciągała sympatyków do Trumpa, a „toksyczna kobiecość i przebudzenie” odpychały mężczyzn, żydów, muzułmanów i miliarderów od Harris. Trump miał zyskać ogromną sympatię po wywiadzie udzielonym popularnemu youtuberowi Joe’mu Roganowi, podczas którego poruszono szereg tematów tabu. Rozmawiano m.in. na temat uczuć Whoopi Goldberg i kobiet z „The View”, jakimi darzyły one Trumpa, zanim zaczął kandydować na prezydenta, zabijania wielorybów przez farmy wiatraków, ujawnienia dokumentów dotyczących zabójstwa prezydenta JFK, które Trump obiecał opublikować oraz wiele innych kwestii.
Desperackie akcje Harris podejmowane w końcówce wyścigu prezydenckiego – gdy oskarżyła Trumpa o faszyzm i sympatyzowanie z Hitlerem – nie pomogły jej. Podobnie, jak inne, skandaliczne naruszenia mediów głównego nurtu.
W kierunku Trumpa zwrócił się także Sundar Pichai, dyrektor generalny Google, by pogratulować akcji w McDonaldzie. Podobnie, dyrektor generalny Apple Tim Cook zadzwonił do niego, by złożyć skargę na cenzorskie działania organów regulacyjnych Unii Europejskiej. Przywódcy społeczności arabskiej i muzułmańskiej w Michigan poparli Trumpa, ponieważ „obiecał pokój, a nie wojnę”.
A jak będzie w rzeczywistości, gdy już dojdzie do zaprzysiężenia nowego prezydenta?
Obawy o cła, spowolnienie handlu i politykę klimatyczną
Na pewno zwycięstwa Trumpa obawiają się specjaliści ds. łańcucha dostaw i handlu w ogóle. Z najnowszego raportu Dimerco, zajmującego się frachtem lotniczym, morskim i szeroko rozumianą logistyką z regionu Azji i Pacyfiku, wynika, iż wiele firm ma obawy co do potencjalnej 200-procentowej podwyżki ceł na chińskie towary. „Jeśli te obawy będą się utrzymywać, firmy mogą spieszyć się z finalizacją dostaw przed inauguracją 20 stycznia 2025 r. lub doświadczyć opóźnień do czasu ogłoszenia nowych taryf. Zainteresowane strony muszą zachować czujność i umieć dostosować się w tej niepewnej atmosferze”, radzi Dimerco, które jednocześnie wskazuje na spowolnienie działalności produkcyjnej. Wskaźnik PMI dla przemysłu światowego spadł z 49,5 do 48,8 we wrześniu, poniżej poziomów z tego samego miesiąca co w zeszłym roku. Indie odnotowały odczyt na poziomie 56,5, w porównaniu z 57,5 we wrześniu 2023 roku. Jednak najwyższe wskaźniki spośród monitorowanych regionów sugerują, że światowy wzrost gospodarczy w roku finansowym 2024 wyniesie prawdopodobnie około 2,5 procent, czyli mniej niż średni wzrost PKB przed tak zwaną pandemią, który wynosił 3,1 procent w poprzedniej dekadzie.
Europejscy logistycy spieszą się z importem wielu towarów. Na przesyłki czeka się coraz dłużej. Rosną koszty frachtu do Europy i Stanów Zjednoczonych z północnych i południowych Chin. Dodatkowo konflikty na Bliskim Wschodzie i Ukraina zakłócają zdolność przewozową ładunków lotniczych między Azją a Europą, co przekłada się na niedobory niektórych towarów.
Chińczycy dodatkowo obawiają się zakłóceń w handlu z powodu planowanego przez Europę wprowadzenia podatku węglowego na granicy. Dlatego już zwrócili się do Waszyngtonu i Brukseli o wszczęcie rozmów podczas szczytu klimatycznego ONZ COP 29 na temat granicznych podatków od emisji dwutlenku węgla i innych „restrykcyjnych środków handlowych”, które według Pekinu szkodzą krajom rozwijającym się.
Turecki „Daily Sabah” jeszcze przed wyborami zwrócił uwagę na przyszłą politykę USA wobec państw afrykańskich, przed którymi otwierają się nowe możliwości gospodarcze, a które są zagrożone nowymi wyzwaniami związanymi z bezpieczeństwem i wzmożoną globalną rywalizacją między USA a Chinami. Afryka niewątpliwie jest głównym obiektem międzynarodowego zainteresowania, często wywołując konkurencję między mocarstwami walczącymi o wpływy. Bez zaangażowania państw Afryki Północnej w dostarczanie wodoru do UE nie ma szans na powodzenie również Europejski Zielony Ład.
To dla afrykańskich przywódców i obywateli stawka wyborów w USA była ogromna, ponieważ druga administracja Trumpa lub prezydentura Harris mogły przynieść wyraźnie odmienne podejście do stosunków USA – Afryka.
Uwzględniwszy trzy krytyczne obszary, w których nowa administracja USA mogłaby znacząco wpłynąć na trajektorię polityki Afryki: zaangażowanie gospodarcze, współpraca w zakresie bezpieczeństwa oraz lawirowanie Afryki w rywalizacji USA-Chiny, turecki dziennik prognozował, że jeśli zostanie wybrany Trump, to jego administracja skupi się na pobudzaniu amerykańskich inwestycji biznesowych w Afryce poprzez usuwanie barier regulacyjnych i tworzenie korzystniejszych warunków dla amerykańskich firm. A „doświadczenie biznesowe Trumpa sugeruje, że może on realizować umowy, w których priorytetem będą natychmiastowe zyski, takie jak wydobycie zasobów i projekty infrastrukturalne, z wyraźnymi korzyściami dla amerykańskich firm”.
Administracja Trumpa miałaby wspierać więcej inwestycji sektora prywatnego i mniej rządowych programów pomocowych. Kapitał prywatny i umowy dwustronne będą napędzać szybszy wzrost, ale stwarza ryzyko pozostawienia mniejszych gospodarek lub tych nieposiadających znacznych zasobów w niekorzystnej sytuacji.
Jeśli chodzi o podejście Trumpa do handlu, to faworyzuje on umowy dwustronne z silnymi partnerami. Nowy prezydent miałby wspierać – podobnie jak w czasie pierwszej kadencji – afrykańską ustawę o wzroście i możliwościach (AGOA), która od dwóch dekad ułatwia eksport z Czarnego Lądu na rynek amerykański. Kwestią niepewną pozostaje wsparcie dla rozwoju infrastruktury i inwestycji w edukację oraz technologie, które są niezbędne dla trwałego wzrostu.
Jest duża szansa, że nowa administracja będzie chciała szybciej rozprawić się z zagrożeniem terrorystycznym w regionach takich jak Sahel, dorzecze Jeziora Czad i Róg Afryki. Dlatego jest prawdopodobne zaangażowanie wojskowe za pośrednictwem Dowództwa Stanów Zjednoczonych w Afryce (AFRICOM).
Jednocześnie należy spodziewać się zaostrzenia rywalizacji USA – Chiny o zasoby, infrastrukturę i telekomunikację. „Skłonność Trumpa do nakładania ceł na chińskie towary i ograniczanie dostępu do chińskiej technologii może zmusić kraje afrykańskie do wyboru między strategicznymi sojusznikami, co może doprowadzić do większej polaryzacji na kontynencie” – diagnozuje turecki dziennik. Radzi on przywódcom afrykańskim, by w sytuacji dynamicznej zmiany sił globalnej władzy „przejęli stery” i „określili ścieżki rozwoju kontynentu z większą autonomią i wizją”, jednocząc się za pośrednictwem Unii Afrykańskiej (UA) i organizacji regionalnych.
Kanadyjski „Global Times” obawia się przede wszystkim bardziej protekcjonistycznej polityki handlowej Trumpa niż ekipy Demokratów. W 2026 r. znów przypadnie na administrację Trumpa przegląd polityki umowy Kanada – USA – Meksyk. Kanadyjczycy obawiają się zapowiadanej 10-procentowej stawki nakładanej na wszystkie towary importowane do USA. Raport ich krajowej Izby Handlowej sugeruje, że cła te skurczyłyby rodzimą gospodarkę, powodując koszty gospodarcze rzędu 30 miliardów dolarów rocznie.
Amerykańscy ekonomiści ostrzegali, że plan Trumpa może spowodować inflację, a nawet recesję, co prawie na pewno będzie miało negatywne skutki w Kanadzie. Ponad 77 procent eksportu kanadyjskiego trafia do Stanów Zjednoczonych, a handel obejmuje 60 procent produktu krajowego brutto Kanady.
Wynik wyborów może również na nowo zdefiniować rolę Ameryki w świecie. Trump krytycznie odnosi się do udzielania pomocy Ukrainie, atakuje ONZ i inne organizacje międzynarodowe. Wielokrotnie twierdził, że nie będzie bronił członków NATO, którzy nie osiągną celów w zakresie wydatków na obronę w wysokości co najmniej 2 proc. PKB, a Kanada zamierza ten cel osiągnąć dopiero w 2032 roku.
Tuż przed wyborami także naukowcy [to pewnie literówka. ; powinno być “naukawcy” md] zajmujący się stosunkami międzynarodowymi z amerykańskich szkół wyższych i uniwersytetów zostali zapytani o konsekwencje wyboru Trumpa lub Harris dla amerykańskiej polityki zagranicznej. Uznali oni, że kandydatka Demokratów będzie skuteczniejsza w radzeniu sobie z wyzwaniami międzynarodowymi.
Badanie przeprowadzono w połowie października w ramach projektu Teaching, Research and International Policy Project w Global Research Institute William & Mary’s, przy wsparciu Carnegie Corporation z Nowego Jorku. Wyniki opublikowano w progresywnym magazynie „Foreign Policy”.
Ci „eksperci” wyraźnie faworyzowali Harris. Ankietowani uczeni obawiali się, że istnieje 80 proc. szans, iż Trump ponownie wycofa się z porozumienia paryskiego w sprawie łagodzenia zmian klimatycznych i zarządzania nimi. Zgodnie z umową z 2015 roku, państwa od 2020 r. przedstawiają swoje krajowe plany działań w dziedzinie klimatu, zwane wkładami ustalonymi na szczeblu krajowym (NDC). Każdy kolejny NDC ma odzwierciedlać coraz wyższy poziom ambicji w porównaniu z poprzednią wersją. Trump wielokrotnie wskazywał, że „zmiany klimatyczne” to „mistyfikacja” i problemem nie jest globalne ocieplenie, a „ocieplenie nuklearne”, zważywszy na to, jakie jedna nieduża bomba atomowa może spowodować spustoszenie, jeśli chodzi o zagładę ludzi i szkody dla środowiska. Trump jednak będzie miał trudności z uchyleniem ustawy o ograniczeniu inflacji, która obejmuje nadzwyczajne wsparcie dla „zielonych technologii” w wysokości 370 miliardów dolarów.
Eksperci nie spodziewają się wycofania Ameryki z NATO. Podobnie uważają, że Trump będzie prowadził konsekwentną politykę wobec Iranu, nie pozwalając temu krajowi na zdobycie broni nuklearnej. Na pewno jednak USA pod rządami nowej administracji podniosą cła. Eksperci spodziewają się także zwiększenia pomocy wojskowej dla Izraela, ale jedynie 16 proc. uważa, że Waszyngton wzmocni w kontekście takiego wyniku wyborów armię Ukrainy.
Na pytanie, który kandydat „częściej użyłby siły militarnej za granicą”, 26 proc. respondentów wybrało Harris, w porównaniu z 14 proc. Trumpa, którego postrzegają jako „nie-interwencjonistę”.
Jednak w niezwykle ważnej kwestii Chin uczeni dostrzegli podobieństwa między Trumpem i Harris, w tym jeśli chodzi o oszacowanie prawdopodobieństwa interwencji w razie, gdy Pekin użyje siły przeciwko Tajwanowi. Prawdopodobieństwo wynosi 32 proc. pod rządami Trumpa i wynosiłoby 25 proc. pod rządami Harris.
Eksperci przewidują także, że niezależnie od zwycięzcy, wydatki na obronność wzrosną. W górę pójdą również szanse na zaangażowanie większej liczby państw w bezpośredni konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie.
Zszokowała szczególnie jedna odpowiedź odnośnie do zdolności szefowania armii USA i bycia skutecznym naczelnym dowódcą. Aż 87 proc. “uczonych” [ a to kurwy… md] stwierdziło, że są albo „bardzo pewni”, albo „dość pewni” zdolności Harris. ale tylko 6 proc. stwierdziło to samo o Trumpie.
Podobnie aż 92 proc. pytanych ekspertów stwierdziło, że to Harris najskuteczniej poradziłby sobie z problemami polityki zagranicznej stojącymi dziś przed Stanami Zjednoczonymi. I zagraniczne rządy byłyby bardziej skłonne do współpracy z administracją Harris niż Trumpa.
Republikański prezydent z pewnością może pokrzyżować plany europejskich polityków dotyczących federalizacji Europy, jeśli część państw wejdzie w silny sojusz z USA. Na pewno utrudni handel z Chinami, co przełoży się na stan niemieckiej czy francuskiej gospodarki, a w konsekwencji całej gospodarki unijnej.
Przywódcy francuscy i niemieccy obiecali „silniejszą jedność europejską” po zwycięstwie Trumpa. Macron twierdzi, że Francja i Niemcy będą działać na rzecz „bardziej suwerennej Europy”, utrzymując jednocześnie współpracę z USA w obronie wspólnych interesów.
Francuski prezydent już dzwonił do niemieckiego kanclerza i uzgodnili, że będą działać „na rzecz bardziej zjednoczonej, silniejszej i bardziej suwerennej Europy w tym nowym kontekście”, „współpracując ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki i broniąc naszych interesów i wartości”.
Wraz ze zwycięstwem Trumpa nowa nadzieja wstąpiła w szeregi Zjednoczonej Prawicy.
[I co z tego?? Oni niewiele lepsi dla Polski i Polaków. MD]
Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może przerwać passę koalicji „uśmiechniętej Polski”. Złośliwi powiedzą, że być może niebawem światło dzienne ujrzą jakieś taśmy, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja wolę myśleć, że Amerykanie obsesyjnie troszczą się o swoich sojuszników. A to oznacza, że na Tuska przychodzą ciężkie terminy. Wybory prezydenckie to pierwsze poważne wyzwanie.
—————————————
W 1962 roku kanclerz Niemiec, Konrad Adenauer był bliski podpisania z Nikitą Chruszczowem, ówczesnym przywódcą ZSRR, paktu na wzór tego z Rapallo. Intencją kanclerza było, rzecz jasna, dążenie do zjednoczenie Niemiec i odprężenie na linii RFN i NRD, czemu sprzyjała odwilż, jaka zapanowała w Moskwie po śmierci Stalina.
Gdy Adenauer zdał sprawę z tego pomysłu prezydentowi Johnnowi F. Kennedy’emu, ten spokojnie odparł, iż nie jest to najlepszy pomysł. Niczego więcej nie musiał dodawać. Adenauer już wiedział, że o żadnym zbliżeniu z Moskwą nie ma mowy, wszak Waszyngton nie zgodzi się na wzmocnienie Niemiec w Europie i to przy udziale wrogiego mocarstwa.
Oczywiście sytuacja w ówczesnej Europie była specyficzna. Swoista była również rola Niemiec. Nie zmienia to jednak faktu, że Amerykanie potrafią twardo wpływać na rzeczywistość polityczną swoich junior partnerów. I skoro tak poczynali sobie z twardym i sprawnym politykiem, jakim był Adenauer, to nie ma powodu, by nie radzili sobie podobnie z decydentami nad Wisłą, oddziałując na politykę wewnętrzną naszego kraju.
Nie ulega wątpliwości, że świetnie zdaje sobie z tego sprawę Donald Tusk, który od tego, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych musi uzależniać to, kto będzie kandydatem PO w zbliżających się wyborach prezydenckich w Polsce.
Akcje Sikorskiego spadają
Jeszcze do wczoraj wydawało się, że faworytem jest Radosław Sikorski. Skoro na poważnie wystartował on do rywalizacji z Rafałem Trzaskowskim – wywiad, którego udzielił Sławomirowi Sierakowskiemu to w istocie manifest programowy kandydata na prezydenta – to znaczy, iż otrzymał zapewnienie, że jest w grze. Sikorski jest politykiem z wielkim ego. I tylko wsparcie samego Tuska mogło skłonić go, do jasnej deklaracji o chęć ubiegania się o prezydenturę.
Kalkulacja była prosta: Trzaskowski nie jest wcale faworytem Tuska, zaś ewentualne zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA dałoby mocny argument liderowi PO, by wystawić Sikorskiego, mającego świetne kontakty w obozie Demokratów.
Plan jednak spalił na panewce. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump i akcje Sikorskiego dramatycznie spadły. W kluczowym dla naszego bezpieczeństwa państwie do władzy doszedł człowiek, który – delikatnie mówiąc – raczej nie sprzyja Donaldowi Tuskowi i jego obozowi politycznemu. Twierdzenie, że Tuskowi jest to obojętne to przesada. O polskim premierze można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie można zarzucić mu głupoty. Świetnie zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają Stany Zjednoczone w obecnej sytuacji geopolitycznej, a dla nas dodatkowo istotną, że stanowią jedyny twardy gwarant naszego bezpieczeństwa w strefie zgniotu, w której żyjemy od ponad dwóch lat.
A może Tusk?
Co zatem zrobi Tusk na początku grudnia, kiedy ma ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta? Albo ogłosi siebie, albo uzna, że trzeba środek ciężkości relacji polsko-amerykańskich przenieść na poziom dyplomacji rządowej i uzna, że może wystawić kandydata wyłącznie z myślą o polityce krajowej czyli Rafała Trzaskowskiego. Ten drugi scenariusz niesie ze sobą poważne zagrożenie: Amerykanie na pewno będą chcieli w jakiś sposób ingerować w wybory w Polsce. Tusk będzie zatem musiał dowieść Waszyngtonowi, że Trzaskowski to jedynie marionetka, bez większego politycznego znaczenia a centrum decyzyjne i tak spoczywa w ośrodku rządowym. I ten scenariusz wydaje się dzisiaj bardzo prawdopodobny.
Tusk może jednak zaryzykować i postawić na siebie jako kandydata w prezydenckim wyścigu. Dlaczego? Po pierwsze, wynik wyborów w USA może stanowić dobre uzasadnienie zmiany decyzji o niekandydowaniu. Tusk, nieco bałamutnie, dowodzi, iż ma świetne relacje z Trumpem. Oczywiście jest w tym ziarno prawdy, wszak jakieś relacje z pewnością z nim ma, jeszcze z czasów, gdy za pierwszej prezydentury Trumpa polski premier pełnił funkcję szefa Rady Europejskiej. Bądźmy jednak szczerzy: Tusk jest jednak politykiem Brukseli, któremu bliżej do paradygmatu autonomii strategicznej, czyli marzenia części elit Europy o prowadzeniu polityki możliwie niezależnej od wpływów Waszyngtonu.
Po drugie, Tusk wie, że nowa administracja amerykańska wolałaby na prezydenckim stanowisku kogoś z PiS. To partia zdecydowanie bardziej proamerykańska i bliższa Trumpowi. Jednak jego kandydatura mogłaby przekonać Trumpa jednym, poważnym argumentem: skoro Tusk płynie z głównym nurtem polityki europejskiej, to jeśli Trump huknie na Berlin, Tusk w Warszawie dostanie dreszczy. Tymczasem ewentualny kandydat PiS, jeśli nie będzie to Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki, stanowi raczej niewiadomą. W dodatku pisowski prezydent – a wynika to z „ustawień fabrycznych” tej partii – raczej nie będzie miał najlepszych relacji z „europejskim centrum”, w związku z tym amerykańska dyplomacja będzie zmuszona do bardziej wytężonych działań w Polsce a ambasador w Warszawie, obok tradycyjnego wzywania polskich polityków na dywanik lub na „kurtuazyjne wizyty” w siedzibie ambasady, dostanie trudniejszą pracę, polegającą na balansowaniu pomiędzy liberalnym rządem a konserwatywnym prezydentem.
Tusk zatem będzie miał o czym myśleć w najbliższych tygodniach. Wynik wyborczy Trumpa z pewnością sprawia, że pot perli mu się na czole. Ciąg sukcesów PO może zostać przerwany, wszak wiemy, że dla Polaków kluczowe są dzisiaj kwestie bezpieczeństwa, a to oznacza, że chętnie używane przez ludzi Tuska i liberalny komentariat skojarzenie Trump – PiS, może okazać się paliwem dla partii Kaczyńskiego. Złośliwi zwolennicy teorii spiskowych dodadzą zapewne, że niebawem mogą wypłynąć jakieś taśmy z warszawskiej restauracji, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja jednak pozostanę przy opisanym wyżej spotkaniu Adenaura z Kennedym. Niech to będzie dowód tego, jak bardzo Amerykanie cenią swoich sojuszników. I są o nich obsesyjnie zazdrośni.
Policja na Florydzie zatrzymała mężczyznę, który zamierzał przeprowadzić zamach na życie byłego prezydenta Donalda Trumpa. Potencjalny zamachowiec ukrył się w krzakach koło pola golfowego, na którym grał kandydat Republikanów.
Jak poinformował na konferencji prasowej Ric Bradshaw, szeryf West Palm Beach, gdzie znajduje się klub golfowy Trumpa, około 13.30 czasu lokalnego (19.30 w Polsce) agenci Secret Service zauważyli mężczyznę kryjącego się z karabinem typu AK-47 w krzakach pod ogrodzeniem klubu. Mężczyzna znajdował się ok. 300-500 metrów od Trumpa i miał celownik optyczny. Jak ocenił Bradshaw, biorąc pod uwagę celownik, nie była to daleka odległość.
Ochrona prezydenta oddała w jego kierunku niecelnych 5-6 strzałów, po czym mężczyzna uciekł. Zostawił broń w krzakach i odjechał czarnym Nissanem. Niedługo później kierowcę Nissana zatrzymano w sąsiednim hrabstwie. Oprócz karabinu z lunetą był wyposażony w płyty ceramiczne [kuloodporne md] i kamerę GoPro.
Jak powiedział Bradshaw, Secret Service zdołała zauważyć kryjącego się mężczyznę, bo gdy Trump gra w golfa, zawsze sprawdza następne dwa dołki przed nim. Właśnie tam znajdował się niedoszły zamachowiec, a lufa jego karabinu wystawała zza ogrodzenia.
Kim jest niedoszły zamachowiec Trumpa?
Według telewizji Fox News mężczyzna, który miał zamiar zabić Trumpa, to Ryan Wesley Routh. 58-letni mężczyzna był w przeszłości cytowany przez „New York Timesa” jako członek jednej z grup cudzoziemców walczących w Ukrainie.
Według Fox News i należącego do tej samego właściciela dziennika „New York Post”, powołujących się na źródła w policji, Routh to 58-latek mieszkający ostatnio na Hawajach i pochodzący z Karoliny Północnej.
Mężczyzna o tym samym nazwisku i miejscu pochodzenia był cytowany w artykule „New York Timesa” w ub.r. o obcokrajowcach walczących w Ukrainie. Routh miał plan ściągnięcia do walki w Ukrainie byłych afgańskich żołnierzy, którzy zbiegli z kraju przed Talibami. W 2022 r. w mediach społecznościowych pisał też, że jest na Ukrainie i organizuje innych ochotników z zagranicy. Jego wpisy sugerują, że chciał również wysłać afgańskich żołnierzy do Tajwanu i Haiti.
W wywiadzie dla rumuńskiej wersji „Newsweeka” Routh powiedział, że nie został przyjęty do ukraińskiego Legionu Międzynarodowego ze względu na wiek i brak doświadczenia wojskowego. Twierdził jednak, że był zaangażowany w rekrutację cudzoziemskich żołnierzy.
Na portalu LinkedIn pisał z kolei, że na Hawajach był zaangażowany w budowę domów dla ubogich. Ogłaszał też, że „przyjąłby zaproszenie do przyłączenia się do jakiejkolwiek monumentalnej i godnej sprawy, która doprowadzi do realnych zmian na naszym świecie”.
Inne wpisy w mediach społecznościowych sugerują, że w 2016 r. głosował w wyborach na Trumpa, choć później zwrócił się przeciwko niemu. Cztery lata później popierał już Joe Bidena. Dane z Federalnej Komisji Wyborczej (FEC) wskazują, że przed wyborami 2020 r. poczynił szereg drobnych wpłat, od 1 do 19 dolarów, na kampanię Demokratów. W rejestrze był zarejestrowany jako bezrobotny.
Tuż po pierwszym nieudanym zamachu na Trumpa, Routh w mediach społecznościowych zwracał się do Kamali Harris i prezydenta Bidena, by odwiedzili rannych i rodziny ofiary zamachu. „Trump nigdy nic dla nich nie zrobi…Pokażcie światu, na czym polega empatia i człowieczeństwo” – pisał.
Wiadomo, że Ryan Routh był czterokrotnie skazywany za przestępstwa – wynika z danych ze spisu przestępców na stronach władz Karoliny Północnej. W latach 2001-2010 r. mężczyzna otrzymał wyroki za 13 wykroczeń i 4 przestępstwa, w tym za posiadanie karabinu maszynowego, kradzież i ucieczkę z miejsca wypadku samochodowego.
Jak pisała lokalna gazeta z Greensboro w Karolinie Północnej, Routh został w 2010 r. zatrzymany przez policję za jazdę bez ważnego prawa jazdy, jednak uciekł policjantom i zabarykadował się w sklepie z karabinem automatycznym.
President Trump’s round of golf was not on any public schedule. How did the suspect know President Trump was golfing there today and near the 5th Hole? 2nd Trump’s assassination attempt. Inside Job? God Bless President Trump!
Zgodnie z dokumentacją przekazaną w czwartek massmediom przez senatora Chucka Grassleya (R-Iowa) https://en.wikipedia.org/wiki/Chuck_Grassley, przed oddaniem strzałów do Trumpa i trzech innych osób podczas wiecu odbytego 13 lipca w hrabstwie Butler, Thomas Crooks odbył dziesiątki wizyt w lokalnym klubie sportowym, gdzie ćwiczył strzelanie z karabinu.
Informacje ujawnione przez Grassleya wykazują, że Crooks odwiedził strzelnicę dzień przed tym, jak otworzył ogień na terenie Butler Farm Show, trafiając byłego prezydenta w ucho, zabijając uczestnika wiecu Coreya Comperatore i poważnie raniąc dwie inne osoby.
Crooks, lat 20, z Bethel Park, często odwiedzał Clairton Sportsman’s Club, aby ćwiczyć tam strzelanie; robił to także w niektóre święta. Klub ma kilka strzelnic, w tym co najmniej jedną o długości 200 jardów. Śledczy powiedzieli, że Crooks strzelał do byłego prezydenta z karabinu typu AR – z dachu budynku znajdującego się mniej niż 150 metrów od sceny Trumpa.
Jak wynika z dokumentacji, Crooks w ciągu pierwszych czterech miesięcy członkostwa zarejestrował się na treningi strzeleckie 20 razy, a w roku bieżącym odbywał średnio od trzech do sześciu treningów miesięcznie. W sumie Crooks pojawił się na strzelnicy 43 razy.
Biuro Grassleya opisało wizyty Crooksa jako “intensywne przygotowania w miesiącach poprzedzających próbę zamachu na byłego prezydenta”. Według zapisów, Crooks około 80% swojego czasu spędził w klubie strzeleckim trenując strzelanie z karabinu. Dzienniki obecności pokazują, że Crooks nigdy nie przyprowadził ze sobą żadnego gościa na strzelnicę, także wtedy, gdy był tam w dni świąteczne. Na strzelnicy spędził czas w tegoroczne Walentynki, a także w ubiegłoroczne Boże Narodzenie oraz Halloween. Ostatnia wizyta Crooksa na strzelnicy została zarejestrowana o godzinie 14:45 w piątek, 12 lipca – dzień przed wiecem, podczas którego został śmiertelnie postrzelony przez snajpera Secret Service.
Z dokumentów wynika, że strzelnicę do szkolenia policji wykorzystał również amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS – Department of Homeland Security) – w dniach, w którym Crooksa tam nie było. Dokumentacja została dostarczona do biura Grassleya przez Clairton Sportsmen’s Club. (…)