„Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera – wolny już!” – głoszą słowa kultowej pieśni Wojska Polskiego, „Warszawianki”. Przypomniała mi się ta „Warszawianka” na wiadomość, że prezydent Józio Biden wezwał przed swoje oblicze premiera Donalda Tuska i pana prezydenta Andrzeja Dudę. Skoro ich wezwał i to obydwu, to znaczy, że ma do nich jakiś ważny interes. Właśnie do nich, a nie na przykład – do Księcia-Małżonka, dla którego sekretarz stanu Antoni Blinken, nie mógł znaleźć nawet chwili czasu. A skoro sam prezydent Biden wzywa i to od razu obydwu naraz, to nie ma rady; interes nie tylko musi być ważny, ale i pilny. Jaki to może być interes?
Pewne światło na tę sprawę rzuca rewelacja, z jaką niedawno wystąpił amerykański wywiad – że mianowicie złowrogi Putin „zamierza” umieścić broń jądrową w przestrzeni kosmicznej. Dopiero „zamierza” – co pokazuje, że w amerykańskim wywiadzie najwyraźniej stosują się do wskazówek Alfreda Hitchcocka, który radził, że najpierw trzeba zdetonować bombę atomową, a potem napięcie powinno stopniowo narastać.
Jak tedy pamiętamy, całkiem niedawno Kongres USA zajmował się i to całkiem serio, kosmitami, którzy wprawdzie odwiedzają nas na latających talerzach, ale konspirują się, niczym moja Prześladowczyni, Hermenegilda Kociubińska. O ile mi wiadomo, nie wzbudziło to specjalnego zainteresowania tak zwanej „szerokiej publiczności”, więc nic dziwnego, że w tej sytuacji musiały pojawić się doniesienia o broni jądrowej, którą „zamierza” umieścić w przestrzeni kosmicznej zimny ruski czekista Putin. Co tu gadać; Putin jest dobry na wszystko!
Nie sądzę jednak, żeby prezydent Józio Biden wzywał premiera Tuska i pana prezydenta Dudę akurat w tej sprawie. Myślę, że do nich to on ma inny interes, a nawet dwa.
Pierwszy interes wiąże się z pomocą dla Ukrainy. Kongres uchwalił już trzy tymczasowe budżety, ale w żadnym z nich nie było i nie ma ani centa na pomoc dla Ukrainy. W tej sytuacji do Senatu USA napisał Kukuniek, że „nasze wnuki nam nie wybaczą”. Na takie dictum Senat pękł i zgodził się przyznać pomoc Ukrainie, ale Izba Reprezentantów nadal pozostaje nieugięta. Nie ma rady, Związek Ukraińców w Polsce powinien podkręcić Kukuńka, na przykład – żeby znowu wygrał w totolotka i żeby napisał i tam, a wtedy – kto wie? Ale to interes do Kukuńka, a nie do premiera Tuska czy pana prezydenta Dudy.
Do premiera Tuska i pana prezydenta Dudy Józio Biden ma interes następujący: Po pierwsze – jak już mogliśmy zorientować się po przebiegu Rady Gabinetowej 13 lutego, premier Tusk, w odróżnieniu od pana prezydenta Dudy, nie jest przekonany co do konieczności budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Doszło nawet do tego, że funkcjonariusze rządowego Propaganda Abteilung zaczęli się z tego pomysłu naigrawać Tymczasem CPK to tylko taki kamuflaż, bo tak naprawdę – chodzi o zbudowanie wielkiego lotniska wojskowego, na które Amerykanie mogliby w razie czego szybko przerzucić do Europy Środkowej wielkie ilości ludzi i sprzętu, w dodatku na lotnisko leżące zaledwie 200 km od granicy wschodniej. Toteż prezydent Józio Biden może powiedzieć Donaldu Tusku tak: wiecie, rozumiecie Tusk; wy nie bluźnijcie przeciwko CPK, ani nie wierzgajcie przeciwko ościeniowi, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Jakże inaczej, kiedy wszystkie koszty budowy ma pokryć nasz nieszczęśliwy kraj, a Nasz Najważniejszy Sojusznik nie dokłada do interesu ani centa?
No dobrze – ale dlaczego prezydent Józio Biden nie wzywał Donalda Tuska w tej sprawie wcześniej, skoro on naigrawał się z CPK jeszcze podczas kampanii wyborczej? Dlatego, że – po pierwsze – Niemcy wtedy jeszcze nie przeprowadziły podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, więc jakże prezydent Biden miałby pospolitować się z jegomościem, który nie był nawet prostym posłem? Teraz, to co innego, Teraz Donald Tusk stoi na czele swego vaginetu, a poza tym uczestniczy w „tójkącie weimarskim”, do którego wciągnęli go panowie Macron i Scholz. A dlaczego oni go do tego trójkąta wciągnęli? Tu przychodzi nam z pomocą analogia z trójkątem małżeńskim, gdzie zawsze jeden z uczestników jest dymany. Chyba nie mamy tedy wątpliwości, że w „trójkącie weimarskim” dymana ma być Polska? Żadnych wątpliwości co do tego mieć nie można tym bardziej, że zarówno Emanuel Macron, jak i kanclerz Scholz, żeby nie wspomnieć o Naszym Najważniejszym Sojuszniku, coraz częściej wspominają o wojnie z Rosją.
Co prawda Niemcy dopiero podjęły decyzję o przeznaczeniu 2 procent PKB na zbrojenia, co pozwoli im na zbudowanie potęgi militarnej w ciągu 10, a może nawet 7 lat, podobnie jak w przypadku Francji, gdzie jeszcze prezydent Chirac armię zredukował – tymczasem wojna ma wybuchnąć nie za 10 lat, tylko wkrótce.
Co z tego wynika? Ano, to samo, co w 1939 roku. Ponieważ ukraińskie mięso armatnie powoli zaczyna się kończyć, to żeby Putin sobie nie pomyślał, że wojnę wygrał, trzeba zużyte ukraińskie mięso armatnie zastąpić nietkniętym polskim. I taki właśnie interes ma prezydent Józio Biden do pana prezydenta Dudy: wiecie, rozumiecie Duda; wy chcieliście przeprowadzić unię z Ukrainą. No to na co czekacie? Przeprowadzajcie – bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa!
Toteż na początek, zanim jeszcze powstanie wspólny, ukraińsko-polski rząd, w Bydgoszczy ma powstać Centrum Edukacji i Szkolenia NATO-Ukraina. Omnia principia parva sunt – mawiali starożytni Rzymianie – co się wykłada, że wszystkie początki są skromne – ale jak już Polska zostanie wepchnięta do wojny z Rosją i to w dodatku – w sposób, który nie rodzi żadnych zobowiązań dla NATO – to w ramach zrekompensowania Ukrainie nieuniknionej, jak się wydaje, utraty co najmniej 20 procent terytorium, Nasi Sojusznicy będą podejmowali kolejne kroki, popychające nasz nieszczęśliwy kraj w stronę „unii”, o której marzy pan prezydent Duda. Jestem pewien, że ten kierunek polityczny spotka się z aprobatą ponad podziałami. Będzie go popierała zarówno „Gazeta Polska”, która dla Ukrainy zrobiłaby wszystko, jak i koncern Polska Press, który – po dymisji prezesa Obajtka – z rąk pani red. Doroty Kani prawdopodobnie przejmie pan redaktor Andrzej Rozenek, ongiś zastępca nieboszczyka, czy jak kto woli – piekłoszczyka Jerzego Urbana w tygodniku „Nie”.
Już tam stare kiejkuty należycie obsadzą wszystkie media, tak, że za wojną z Putinem będą wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, z Judenratem wiadomej gazety na czele – a kto nie będzie, to Agencja Wywiadu załatwi go na szaro. Właśnie na rogu Dobrej i Tamki zauważyłem afisz firmowany przez tę Agencję, z apelem: „co mógłbyś zrobić dla Polski?”. Jeśli pyta wywiad, to odpowiedź jest jasna: mógłbym donieść na kogo trzeba. W ten sposób znowu będziemy zwarci i gotowi, by nie oddać ani guzika.
Ponad 80 procent cudzoziemców osiedlających się w Polsce to obywatele Ukrainy – wynika z danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Łącznie ważne zezwolenie na pobyt posiada 1,49 mln osób. Do tej statystyki nie wliczają się osoby przebywające w Polsce w ramach wiz, lub na podstawie ruchu bezwizowego.
Według UdSC od 24 lutego 2022 r. sytuacja migracyjna w Polsce zdominowana jest przez wzmożony napływ obywateli Ukrainy. Większość z nich przebywa w Polsce korzystając z ochrony czasowej, czego potwierdzeniem jest otrzymanie numeru PESEL. Obecnie zarejestrowanych na tej podstawie jest 950 tys. osób.
Rzecznik UdSC dodał, że łącznie ważne zezwolenia na pobyt w kraju posiada natomiast 1,49 mln osób. Dla porównania, rok temu było to 1,4 mln osób.
Wśród obywateli Ukrainy objętych obecnie ochroną czasową około 63 procent stanowią kobiety. Jednocześnie wśród osób pełnoletnich kobiety to 75 procent. Co drugi zarejestrowany obywatel Ukrainy to dziecko.
Powyższe dane nie uwzględniają osób przebywających w Polsce w ramach ruchu bezwizowego lub na podstawie wiz.
MRPiPS: 800 plus dla Ukraińców także po 30 czerwca 2024 r.
17:35
Jeżeli zgodnie z proponowaną przez MSWiA nowelizacją ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy termin ich legalnego pobytu zostanie wydłużony, to wydłużone będzie też ich prawo do świadczeń socjalnych (w tym np. 800 plus) – poinformowało PAP Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W grudniu 2023 r. 500 plus otrzymywało 209,7 tys. dzieci ukraińskich.
800 plus dla Ukraińców w Polsce
Świadczenie 800 plus przysługuje obywatelom Ukrainy, którzy przybyli z tego państwa do Polski po 23 lutego 2022 r. w związku z działaniami wojennymi i uzyskali legalny pobyt w naszym kraju na podstawie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. Zgodnie z obecnymi przepisami ustawy pobyt Ukraińca jest legalny, jeśli przybył do Polski w okresie od 24 lutego 2022 r. do 4 marca 2024 r.
W wykazie prac legislacyjnych rządu poinformowano o pracach MSWiA nad projektem nowelizacji tej ustawy. Zmiany wynikają z decyzji Rady UE, która przedłużyła tymczasową ochronę dla ukraińskich uchodźców do 4 marca 2025 r. Projekt zakłada m.in. przedłużenie legalności pobytu ukraińskich uchodźców wojennych do 30 czerwca 2024 roku.
PAP zapytał resort rodziny, czy pracuje nad zmianami zasad wypłaty 800 plus dla obywateli Ukrainy. Ministerstwo przekazało, że jeśli MSWiA wydłuży termin uznawania pobytu obywateli Ukrainy za legalny, to odpowiednio wydłużone będzie prawo do świadczeń dla uchodźców wojennych z Ukrainy.
“Jeśli zostaną wprowadzone zmiany w zakresie leżących we właściwości MSWiA przepisów ustawy z dnia 12 marca 2020 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa i wydłużony zostanie wskazany w art. 2 ust. 1 tej ustawy termin uznawania pobytu obywateli Ukrainy za legalny, to odpowiednio wydłużone będzie – tak jak miało to miejsce poprzednio – prawo do świadczeń dla uchodźców wojennych z Ukrainy, których warunkiem otrzymywania jest prawo do legalnego pobytu w Polsce” – poinformował resort.
Ważne
Według danych MRPiPS w grudniu 2023 r. świadczenie 500 plus (od 1 stycznia 800 plus) otrzymywało 209,7 tys. dzieci, obywateli Ukrainy.
Miało być do marca jest do czerwca .I tak będą przedłużać na kolejne miesiące i może lata. Dostają mieszkania za darmo ,wszystkie miedia. Ukry nie pracują a żyją dostatniej od Polaków.192
SKANDAL
2024-02-07 18:03:16
tragedia. Polacy zapitalają na obcy naród. Jest tyle niezaspokojonych potrzeb POLAKÓW i sprawiedliwie byłoby te pieniądze przeznaczyć na POLAKÓW ! skandal i tyle
Jak długo
2024-02-07 22:38:26
będziemy tak w nieskończoność przedłużać ich prawo pobytu w Polsce. Wojna może trwać przez długie lata a rząd koalicji 15 pażdziernika nie kończy z tą pomocą. Oni ciągną nasz kraj na dno. W Polsce jest bardzo dużo Polaków potrzebujących wsparcia od państwa. Głosowałam na KO i zawiodłam się. Takie działania rządu nie zachęcają do głosowania w wyborach samorządowych i do PE. Politycy kłócą się a ukraińcy korzystają, bo nie mają czasu na zajęcie się ważnymi sprawami dotyczącymi finansów. Pieniądze należy przeznaczyć np. na renty wdowie zeby seniorzy we własnym kraju żyli godnie.
Zmęczony
2024-02-08 23:15:12
2 lata nie wystarczyły, aby osoby z ukrainy znalazły sobie pracę i były w stanie się same utrzymać? widocznie są nieporadne życiowo. Mi nikt nic nie daje, ba w ciągu roku płace spore podatki. Też chciałbym dopłatę do mieszkania. Niestety, ja na nich mam robić ale ciekawe jest to, że jak rano jadę tramwajem do pracy to słyszę polski, a jak wieczorem zdaży się wyjść na miasto – słychać głównie ukraińców. Wniosek jest prosty, wielu z nich przyjechało tu się bawić, biedni zostali bronić swojego dobytku, jak choćby rodzice mojego znajomego, który od lat tu pracuje. A bogaci biorą socjal i się bawią.
[po analizie uważam, że nagranie może być autentyczne. Niektóre ceny wyglądają jednak na zaniżone, jakby “promocja”, czy w okolicach trudniej dostępnych. Nie wiem, co to “Światło”. MD]
Sądząc po nagraniu, “bandery” znaleźli „pracę na pół etatu” dla Sił Zbrojnych Ukrainy na stanowiskach w bibliotece.
Według cen:
Nerki – 15 000 – 25 000 dolarów
Wątroba – 30 000 dolarów
Światło – 50 000 dolarów
Oczy – 6000 dolarów
Serce – 200 000 dolarów
Nogi – 10 000 dolarów
Ręce – 2000
Szpik kostny – 20 000 dolarów
Jajnik – 12 000 dolarów
Penis – 8000 dolarów
Uszy – 3000 dolarów
1 litr krwi – 150 dolarów
Stałe punkty pobierania narządów i oddzielania części ciała znajdują się w Izyum i na terenie osady. Borovaya (obwód charkowski).
W ulotce zawarto także informację, że mobilne jednostki na kołach mogą udać się do bojowników w celu zebrania biomateriału. Kolejny sposób ukraińskich dowódców na zarabianie pieniędzy na rannych bojownikach.
Gorące komentarze po decyzji Tuska. „Pierwszeństwo ukraińskiej racji stanu nad polską”
22.02.2024
Autor:Redakcja NCzasCzyli rozwiązanie protestu rolników, bez rozwiązania protestu Panie Premierze?
W sieci zawrzało po decyzji premiera Donalda Tuska o wprowadzeniu na listę infrastruktury krytycznej przejść granicznych z Ukrainą i wskazanych odcinków dróg i torów kolejowych. „Czyli rozwiązanie protestu rolników, bez rozwiązania protestu Panie Premierze?” – pyta Anna Bryłka z Konfederacji.
Przypomnijmy, że na konferencji prasowej premier powiedział, że jednym z zadań rządu, z którego ten wywiązuje się w sposób efektywny, jest pełna przepustowość na granicy jeśli chodzi o transporty wojskowe i pomoc humanitarną zmierzającą na Ukrainę.
– Dla zapewniania 100 proc. gwarancji że pomoc wojskowa, sprzęt, amunicja, pomoc humanitarna i medyczna będą docierały bez żadnych opóźnień na stronę ukraińską, będziemy wprowadzali na listę infrastruktury krytycznej przejścia graniczne z Ukrainą i wskazane odcinki dróg i torów kolejowych. To jest kwestia najbliższych godzin – zapowiedział.
Decyzja premiera Tuska jest szeroko komentowana w sieci. „Tusk idzie na zwarcie z rolnikami. Co ciekawe prawo o zgromadzeniach nie zakazuje organizacji zgromadzeń w pobliżu obiektów infrastruktury krytycznej, ale pewnie będą próbować postępować jak PiS z przewoźnikami co ostatecznie upadło przed sądem. #ProtestRolników nie dajcie się!” – napisał na portalu X Mateusz Marzoch, asystent wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka.
Lider Konfederacji na Lubelszczyźnie, Rafał Mekler, napisał natomiast: „Tusk ogłasza wprowadzenie przejść granicznych na listę infrastruktury krytycznej, czyli jak rozwiązać protest bez rozwiązywania go. Zboże ma jechać z Ukrainy bez przeszkód! Państwa już nie mamy”.
W swoich mediach społecznościowych prof. Adam Wielomski stwierdził, że „Tusk właśnie uznał pierwszeństwo interesu oligarchów ukraińskich nad polskimi rolnikami; pierwszeństwo ukraińskiej racji stanu nad polską”. „I czego nie rozumiecie?” – pyta.
Z kolei poseł Stanisław Tyszka z Konfederacji napisał tak: „Premier Tusk wpisując przejścia graniczne, odcinki dróg i torów na listę infrastruktury krytycznej działa przeciw polskim rolnikom i konsumentom, przeciw bezpieczeństwu żywnościowemu Polski, za to w interesie międzynarodowych korporacji produkujących na Ukrainie”.
„To jest działanie wbrew polskiemu interesowi. Rozumiem, że za moment rząd wyśle na protestujących milicję?” – skomentował publicysta Łukasz Warzecha. „Nie wiem, czy zauważyliście, ale Tusk właśnie ogłosił stan wojenny na wschodniej granicy. Teraz pytanie, czy policja i wojsko wykonają rozkaz »ochrony infrastruktury krytycznej« siłą” – stwierdził z kolei Rafał Ziemkiewicz.
„To już wiecie, do czego był potrzebny Tuskowi ten JEDEN baner na traktorze” – napisała dziennikarka Katarzyna Treter-Sierpińska. Przytaczany już Mekler stwierdził natomiast: „Jednego dnia proputinowski baner, drugiego dnia Tusk ogłasza zablokowanie możliwości protestowania na granicy bo pojawiają się ci »którzy bezwstydnie wspierają Putina i służą propagandzie rosyjskiej«. Budkę pod rosyjską ambasadą pamiętacie?”.
Redaktor Radosław Piwowarczyk kpi zaś w mediach społecznościowych, pisząc: „Jak sprawnie i szybko działa nasz rząd! Ledwo się pojawił proputinowski baner na proteście rolników, a premier już zareagował. Dobrze, że nie zareagował na niego zanim się pojawił, bo byłaby głupia wpadka”.
Mam na imię Adam i jestem rolnikiem i hodowcą krów z Mazowsza. Dziś zwracam się do Was z prośbą, w związku z tragiczną sytuacją nie tylko moją, ale wspólną dla rolników z Polski i całej Unii.Nasze gospodarstwa i nasze pola stały się miejscem walki o przetrwanie.Niedawno wsiadłem na traktor i z moimi kolegami rolnikami, wziąłem udział w demonstracji, która zmieniła moje postrzeganie świata. To tam, wśród zgranych szeregów, poczułem coś więcej – jedność, siłę, determinację. Zrozumiałem, że teraz musimy działać, nim będzie za późno. Zastanawiacie się, czemu podjęliśmy walkę? Życie polskiej wsi jest zagrożone nie tylko przez rynek, ale przez “zieloną” politykę UE, która niesie ze sobą straszne skutki. Europejski Zielony Ład uderza w nas mocno. Do tego dochodzi napływ ukraińskich produktów, które zalewają rynek, obniżając ceny i wydając na nas wyrok: ciężko jest konkurować, trudno utrzymać gospodarstwo. Weźcie pod uwagę mój przykład: ubiegłoroczny spadek cen mleka w skupie oznaczał dla mnie stratę około 200 000 PLN. A przecież ja mam ogromne koszty… Podobne historie rozgrywają się w całej Polsce. To kryzys, który dotyka nie tylko nas – rolników i hodowców. Ale to nie tylko kwestia finansów. To także ludzkie dramaty. W Polsce niemal połowa wszystkich samobójstw jest popełniana przez mieszkańców wsi. To mówi wszystko o naszej o walce, która toczy się daleko od oczu społeczeństwa i od oczu polityków. Latem 2023 odpoczywałem zaledwie dwa dni w górach z żoną. To był cały mój urlop. Na dłużej nigdy nie mogę nigdzie wyjechać z powodu tzw. obrządku i wielu innych codziennych obowiązków… Martwię się też o moją przyszłą emeryturę. Chciałbym również zapewnić dobrą przyszłość czwórce moich dzieci. Najstarsze dziecko już studiuje, a najmłodsze jest w przedszkolu… Dlatego proszę Was o wsparcie. Podpisując petycję do Komisji Europejskiej, stajecie po stronie sprawiedliwości, po stronie przetrwania społeczności lokalnych, po stronie naszego, polskiego rolnictwa i tak naprawdę nas wszystkich. Proszę, wesprzyj naszą walkę poprzez podpisanie i udostępnienie tej petycji skierowanej do Komisji Europejskiej. Razem stawmy czoła planom Unii Europejskiej, które zagrażają polskiemu rolnictwu! Wasz podpis to nie tylko symbol, to ostatnia deska ratunku. To sygnał, że los rolnika, człowieka ziemi, nie jest Wam obojętny.Może nie siedzicie za kierownicą traktora, może nie doicie krów o świcie, ale Wasze wsparcie łączy Was z nami, z ludźmi, którzy Was żywią i dbają o przyszłe pokolenia.Przyłączcie się do nas. Podpiszcie i podajcie dalej tę petycję. Walczymy o sprawiedliwe warunki, o koniec polityk i importów, które zagrażają naszej egzystencji.Dziękuję, że jesteście z nami. Wasze wsparcie dużo dla nas znaczy. Z serca dziękuję,Adam, dzięki uprzejmości pracowników CitizenGO
,Tysiące rolników i hodowców protestuje właśnie teraz w Polsce, na Węgrzech i w całej Europie przeciwko niebezpiecznym działaniom Komisji Europejskiej! Teraz mamy możliwość i szansę wesprzeć naszych rolników i hodowców, podpisując petycję do Komisji Europejskiej, w której domagamy się uczciwej konkurencji i braku dodatkowych obciążeń dla naszych rolników ze strony Unii Europejskiej! Naszą petycję kierujemy również do Janusza Wojciechowskiego, unijnego komisarza ds. rolnictwa i reprezentanta Polski w UE, który ma dbać o sprawy polskich rolników.My wszyscy, na czele z naszymi rolnikami i hodowcami stoimy w obliczu ogromnego kryzysu! Ostatnia decyzja Komisji Europejskiej, która pozwala na bezcłowy import ukraiński do UE przynajmniej do czerwca 2025 roku, wywołała szerokie zaniepokojenie i protesty. Polityka Komisji prowadzi do nieuczciwej konkurencji dotyczącej produktów rolnych z Ukrainy, podważa stabilność ekonomiczną naszych rolników poprzez zalewanie naszych rynków tańszymi produktami, które nie są poddawane takim samym rygorystycznym standardom, jakich przestrzegają nasi lokalni rolnicy. Na dodatek, polityka tzw. Zielonego Ładu Unii Europejskiej pod pretekstem transformacji gospodarek w kierunku neutralności klimatycznej, stwarza nowe zagrożenie dla rolnictwa. Ograniczenia w używaniu nawozów,wymogi przejścia na energię odnawialną i promowanie mniej intensywnych metod uprawy mogą znacząco zwiększyć koszty produkcji, zagrażając istnieniu wielu gospodarstw.Szczerze mówiąc, polityki zielone UE, mające na celu promowanie tzw. zrównoważonego rozwoju, są całkowicie sprzeczne z ekonomicznymi realiami, z jakimi mierzą się rolnicy i pogłębiają ich problemy! Przyłącz się do protestu polskich rolników i hodowców podpisując naszą petycję skierowaną do Komisji Europejskiej. Razem możemy wpłynąć na zmianę! Poprzez tę petycję adresowaną do Komisji Europejskiej mamy możliwość wesprzeć polskich rolników i hodowców. Oni biją na alarm, zwracając uwagę, że wdrażane regulacje będą eskalować koszty działania, zagrażać przetrwaniu wielu gospodarstw i niszczyć tradycyjne rolnictwo.
Wspierajmy z zaangażowaniem naszych rolników i hodowców w ich proteście pamiętając o tym, że ich rola producentów żywności w naszym społeczeństwie jest niezastąpiona.
W Polsce, od 9 lutego, rolnicy rozpoczęli serię protestów, które objęły około 300 różnych lokalizacji w całym kraju, co wskazuje na ogromną skalę i determinację tego ruchu. Ich protesty będą trwały 30 dni. Te masowe mobilizacje, z tysiącami traktorów blokujących drogi i miasta, takie jak demonstracja w Poznaniu, gdzie aż 1000 traktorów zablokowało kluczowe arterie komunikacyjne, są potężnym sygnałem dla polityków i decydentów.Węgierscy rolnicy również rozpoczęli protesty na granicy z Ukrainą, wysyłając jasny komunikat do Komisji Europejskiej mówiący o tym, że również sprzeciwiają się ukraińskiemu dumpingowi i polityce Zielonego Ładu UE. Jesteśmy przekonani, że UE teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musi zwrócić uwagę na te połączone głosy protestu i musi dostosować swoją politykę środowiskową do potrzeb sektora rolnego! Ogłaszamy czerwony alarm! Dołącz do ruchu wspierającego polskich rolników i hodowców i podpisz naszą petycję JUŻ TERAZ! Znajdujemy się w kluczowym momencie, gdy musimy stanąć przeciwko szkodliwym działaniom Komisji Europejskiej, aby chronić rolników i hodowców w Polsce!
Sytuacja jest krytyczna.Teraz jest czas, by podjąć działanie. Nie możemy stracić tej okazji! Bruksela już ustąpiła w niektórych obszarach obawiając się, że protesty rolników mogą negatywnie wpłynąć na nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego. Stań w obronie polskich rolników: Podpisz naszą petycję już teraz, aby domagać się uczciwego handlu i ochrony lokalnego rolnictwa! Dziękuję, że jesteście Państwo z nami i pomagacie ratować polskich rolników i hodowców! Adam, dzięki uprzejmości pracowników CitizenGO =========================================================================
PS Po podpisaniu petycji, proszę, udostępnij ją swoim przyjaciołom, rodzinie i współpracownikom, aby szerzyć świadomość o problemach, z jakimi borykają się nasi rolnicy i hodowcy. Razem możemy im pomóc; razem możemy pomóc naszemu narodowi! Więcej informacji: Czego chcą rolnicy? Mapa online protestów
Piątkowska – Zboże z Ukrainy nadal dociera na rodzimy rynek https://www.ppr.pl/wiadomosci/rolnicy-protestuja-w-slusznej-sprawie Ukraiński portal: napływ ukraińskich towarów powoduje straty dla polskich rolników https://www.wrp.pl/ukrainski-portal-naplyw-ukrainskich-towarow-powoduje-straty-dla-polskich-rolnikow/ Rolnicy protestują nie tylko w Polsce. Jak wygląda sytuacja w Europie? Wyjaśniamy https://www.pap.pl/aktualnosci/rolnicy-protestuja-nie-tylko-w-polsce-jak-wyglada-sytuacja-w-europie-wyjasniamy Janusz Wojciechowski zamienił PSL na PiS. Kim jest komisarz UE ds. rolnictwa?https://wiadomosci.radiozet.pl/polska/polityka/janusz-wojciechowski-wiek-rodzina-komisja-ds-rolnictwa-kim-jest-posel-pis Więcej informacji po angielsku: Węgierscy i polscy rolnicy organizują protest na granicy z Ukrainą – Hungarian and Polish farmers stage protest on border with Ukraine https://www.euronews.com/2024/02/09/hungarian-and-polish-farmers-stage-protest-on-border-with-ukraine Węgierscy rolnicy protestują przeciwko nieograniczonym importom z Ukrainy – Hungarian farmers protest over unlimited Ukrainian imports https://abouthungary.hu/news-in-brief/hungarian-farmers-protest-over-unlimited-ukrainian-imports Polski rolnicy rozpoczynają 30-dniową blokadę Ukrainy, przejmują ukraińskie zboże do kontroli – Polish farmers begin 30-day blockade of Ukraine, seize Ukrainian grain for inspection https://rmx.news/article/polish-farmers-begin-30-day-blockade-of-ukraine-seize-ukrainian-grain-for-inspection/
„Rosja wkracza w trzeci rok wojny na Ukrainie z bezprecedensową ilością gotówki w kasie rządowej. Wzmocniona przez rekordową w zeszłym roku sprzedaż ropy naftowej do Indii o wartości 37 miliardów dolarów, jak pokazuje nowa analiza, z której wynika, że część ropy została rafinowana przez Indie, a następnie wyeksportowano do Stanów Zjednoczonych jako produkty naftowe o wartości ponad 1 miliarda dolarów”
Oszustwo związane z sankcjami: mieszkańcy Zachodu i tak płacili za rosyjską ropę przez Indie
CNN: „Kreml nigdy nie był bogatszy”.
CNN donosi, że Kreml „nigdy nie był bogatszy” dzięki temu, że Indie kupowały ogromne ilości ropy od Rosji, rafinowały ją, a następnie sprzedawały z powrotem do USA i Europy.
Ojej!
„Rosja wkracza w trzeci rok wojny na Ukrainie z bezprecedensową ilością gotówki w kasie rządowej. Wzmocniona przez rekordową w zeszłym roku sprzedaż ropy naftowej do Indii o wartości 37 miliardów dolarów, jak pokazuje nowa analiza, z której wynika, że część ropy została rafinowana przez Indie, a następnie wyeksportowano do Stanów Zjednoczonych jako produkty naftowe o wartości ponad 1 miliarda dolarów” – podaje CNN.
Indie zwiększyły zakupy rosyjskiej ropy 13-krotnie w porównaniu do poziomów przedwojennych, pokrywając praktycznie wszystko, co Rosja utraciła w wyniku zachodnich sankcji.
Po wybuchu wojny powiedziano mieszkańcom Zachodu, że w ramach poświęcenia na rzecz „wsparcia Ukrainy” będą musieli ponieść koszty ogromnych podwyżek cen energii.
Media establishmentu zapewniały nas również, że sankcje nałożone na Moskwę „złamią kark” Rosji i pomogą Ukrainie wygrać wojnę.
„Podczas gdy Amerykanie i Europejczycy są zmuszeni płacić rekordowe ceny za paliwo jako «koszt obrony wolności», wolne Indie kupują ropę od Rosji za szokujące 35 dolarów za baryłkę i odsprzedają nam w ramach jakiegoś zabawnego arbitrażu”.
Stany Zjednoczone umożliwiły także Indiom zbudowanie swojej bazy przemysłowej, pozwalając im na obejście sankcji po tym, jak Indie zagroziły odwróceniem się od USA i w zamian zawarciem sojuszu z Chinami i Rosją.
Podwyżki cen energii na Zachodzie wywołały kryzys kosztów życia, który zrujnował dochody rozporządzalne, a wielu ubogich ludzi trzęsło się przez całą zimę, ponieważ nie było ich stać na ogrzanie swoich domów.
Teraz dowiadujemy się, że w zasadzie i tak wciąż kupowaliśmy rosyjską ropę, ale dopiero po tym, jak Indie zebrały ogromne zyski z pośrednictwa.
To wszystko jest jednym, wielkim, okrutnym żartem.
If you don’t know what freedom is, better figure it out now!
komentarz
pokutujący łotr 21 lutego 2024
“Pociechą” jest to, że Boża kara głupoty spada, jak widać, nie tylko na Polaków, ale też na cały Zachód. Widocznie ma to być przypomnieniem, jakim twórczym i płodnym było chrześcijaństwo w kulturze Europy a jakim nieszczęściem i zapaścią jest nawrót do pogaństwa. Ale już jest po dzwonku i nikt w tym się nie połapie. Będą dalej zwalać wszystko “na Putina” i przy okazji na “Polaków antysemitów” i jeszcze niejeden wykręt się znajdzie, byle nie było, że to oni sami są już tylko zgnilcy i durnie.
Ukraińscy funkcjonariusze z Państwowego Biura Śledczego zatrzymali żołnierza i jego wspólnika, którzy sprowadzali do kraju samochody. Przestępcy – by nie płacić cła – wykorzystywali specjalne, wojenne przepisy dotyczące dostarczania sprzętu dla wojska. Następnie pojazdy trafiały na internetowe aukcje sprzedaży.
Samochody z pomocy militarnej dla Ukrainy trafiały na sprzedaż. O wykryciu procederu poinformował oficjalny kanał społecznościowy Państwowego Biura Śledczego Ukrainy. Zatrzymani to ukraiński żołnierz i jego cywilny wspólnik, którzy rzekomo zajmowali się “pomocą humanitarną” dla sił zbrojnych.
W ramach oficjalnej działalności wojskowy i jego wspólnik mieli sprowadzać do kraju samochody, które następnie miały trafiać do jednostek walczących na froncie i służyć do transportu zaopatrzenia i rannych. Nie płacili za nie cła, na co pozwalają specjalne, ukraińskie przepisy oraz uzgodnienia ze stroną polską, obowiązujące podczas wojny.
“Zamiast przekazywać je wojsku, wystawiali je na sprzedaż w internecie. Udało im się sprzedać dwa pojazdy za prawie 12 tysięcy dolarów: Nissan X-Trail (4800 dolarów) i Hyundai Santa Fe (7000 dolarów)” – napisali funkcjonariusze. “Pracownicy Państwowego Biura Śledczego zatrzymali wszystkich zaangażowanych w przestępstwo. Obydwa samochody zostały skonfiskowane” – dodali.
Mężczyźni zostali oskarżeni o nielegalne wykorzystywanie pomocy humanitarnej w celach zarobkowych. Za tego typu działalność przestępczą w Ukrainie grozi do siedmiu lat pozbawienia wolności.
Wtorkowe zatrzymanie to nie jedyny przypadek tego typu działań wykryty przez ukraińskie służby. Kilka miesięcy wcześniej zakarpacka Służba Celna poinformowało o wykryciu nielegalnego wwozu, pod pozorem pomocy humanitarnej, łącznie 69 samochodów.
Pojazdy, według dokumentów, miały być przekazane do jednej z organizacji publicznych, a następnie trafić na front. Po dokładnym sprawdzeniu dokumentów okazało się jednak, że rzekomy odbiorca nie zajmuje się tego typu działalnością, a pojazdy zostały sprzedane bogatym urzędnikom. Samochody zostały skonfiskowane, a osoby zatrzymane usłyszały zarzuty dotyczące m.in. fałszowania dokumentów.
NASZ KOMENTARZ: Nie wątpimy, że omawiane przypadki stanowią jedynie wierzchołek góry lodowej. Doskonale znamy zdjęcia z przejść granicznych, na których widać gigantyczne kolejki lawet wożących luksusowe samochody.
Opieranie się na dokumentach ze strony ukraińskiej, wiedząc jaki jest poziom korupcji po tamtej stronie, jest dla mnie uwłaczające jako konsumenta – mówi prof. Arkadiusz Artyszak, który opowiada o tym, dlaczego rolnicy protestują przeciwko ukraińskim produktom rolnym.
Rolnicy w całej Polsce protestują przeciwko europejskiemu „Zielonemu Ładowi”, który ich wykańcza, oraz importowi zboża z Ukrainy. Co jest nie tak z ukraińskimi produktami i jak ogólnie wygląda sytuacja, w programie „Biznes. Między wierszami” opowiedział prof. Arkadiusz Artyszak ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Na Litwę podróżują tylko dokumenty
Ekspert podkreślił, że produkty sprowadzane z Ukrainy nie są produkowane zgodnie z takimi standardami, jakie musi spełniać polski rolnik. Na Ukrainie w tym sektorze rządzą oligarchowie, których gospodarstwa mają kilkaset tysięcy hektarów. – Żadne z naszych gospodarstw nie jest w stanie z nimi konkurować na takich zasadach, jakie obecnie obowiązują – zaakcentował.
Główny problem to zalew tanią, kiepskiej jakości żywnością z Ukrainy. Prof. Artyszak opowiedział o pewnym procederze. – Słyszymy, że zboże może jechać na Litwę i wraca z Litwy jako litewskie. Jak rozmawiam z osobami, które pracują w firmach transportowych, mówią, że to jest bez sensu, bo się nie opłaca. Przejazd tony ziarna spod granicy ukraińskiej na Litwę zwiększa koszty takiego zboża o 100 złotych na tonę. Biznes się nie opłaca. W związku z tym najprawdopodobniej samochody jadą tam, gdzie mają jechać, natomiast na Litwę podróżują tylko dokumenty – mówi.
Państwo nie istnieje. Będą blokady torów?
Sugeruje, by sprawdzać firmy, które przetwarzają zboża i produkują paszę, czy mają zboże importowane z Litwy. – Jeżeli mają zboże importowane z Litwy, muszą mieć dokumenty zakupu. Wystarczy pobrać próbki ziarna i określić zawartość pestycydów. Jeżeli znajdziemy pestycydy, czyli środki ochrony roślin, których od dwudziestu lat w Unii nie można stosować, to odpowiedź jest prosta, skąd to zboże wjechało. Natomiast w tej chwili sytuacja jest taka, że – ze smutkiem muszę zgodzić się z stwierdzeniem pana Wiesława Gryna podczas ostatniego spotkania czwartkowego Ministerstwie Rolnictwa – państwo nie istnieje. Jeżeli my nie wiemy, co wpuszczamy przez granicę, później tego nie nadzorujemy, to jedynym rozwiązaniem jest zatrzymanie ruchu na granicy – mówił ekspert z SGGW.
Przypomina, że rolnicy na razie blokują przejścia drogowe na granicy polsko-ukraińskiej, ale niebawem mogą także zacząć blokować tory, nawet jeśli spotkają ich za to konsekwencje prawne. Jak mówi, transport ciężarówkami przez granicę to tylko „ułamek problemu”, bo zdecydowana większość produktów rolnych z Ukrainy wjeżdża torami.
– Według moich informacji, na przejściu w Hrubieszowie w ciągu doby co trzy godziny wjeżdża skład z Ukrainy. To jest osiem składów wagonów na dobę. Zakładając, że połowa to nie są produkty rolnicze, to i tak zostają nam cztery składy. Cztery składy po 60 wagonów. To ja zadaję pytanie, jak służby na granicy są w stanie sprawdzić, co jest w tych składach i czy spełnia to wymogi Unii Europejskiej? 240 wagonów. Nikt tego nie sprawdza. Są wyrywkowe kontrole i dlatego później widzimy takie obrazki, jakie widzimy – mówił prof. Artyszak.
Produkty oznaczone jako polskie coraz częściej ukraińskie
Ujawnia, że coraz częściej sprawdzane są produkty w sklepach oznaczone jako polska żywność. – Po dokładnej analizie etykiety okazuje się, że jednak są to produkty, które są wytwarzane na bazie surowców z Ukrainy – przedstawia.
– Nie mamy pretensji do producentów z Ukrainy, nie boimy się z nimi konkurować. Natomiast mamy pretensje, że te produkty wjeżdżają do naszego kraju, nie spełniając wymogów Unii Europejskiej – podkreślił raz jeszcze. Spełnianie wszystkich unijnych wymogów sprawia, że produkty od polskich rolników są droższe, bo koszty produkcji są znacznie wyższe.
Przypomniał, że w ubiegłym roku była możliwość importu ukraińskiego zboża zgodnie z prawem. – Firmy, które były zrzeszone w izbie zbożowo-paszowej, sprowadziły duże ilości tego zboża. My to zboże zjedliśmy albo w pieczywie, bo poszła mąka, albo w mięsie, które zostało przerobione na paszę. Natomiast chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Wtedy, kiedy importowano zboże konsumpcyjne czy paszowe zgodnie z prawem, to ja chciałbym wiedzieć, ile te firmy wykonały analiz jakości ziarna we własnych laboratoriach. Opieranie się na dokumentach ze strony ukraińskiej, wiedząc jaki jest poziom korupcji po tamtej stronie, jest dla mnie uwłaczające jako konsumenta. Ja nie mam zaufania, że to, co ja kupuję, produkty z tych firm – pieczywo czy mięso – że ono nie jest dla mnie niebezpieczne. W trosce o konsumenta, ja bym oczekiwał, żeby te firmy podały informację: tak, kupiliśmy 50 tysięcy ton, wykonaliśmy w naszych laboratoriach badania, żeby potwierdzić, czy nic złego tam w tym zbożu nie ma. Wykonaliśmy tyle i tyle analiz. Nie znajdzie pan (zwrócił się do redaktora prowadzącego rozmowę – red.) nigdzie żadnej informacji, że ktoś jakąkolwiek analizę wykonał – kontynuował prof. Artyszak.
Pestycydy w ukraińskich produktach
Wskazał, że rolnicy nie protestują tylko w swoim interesie, ale także w interesie konsumentów. – Dla mnie, do niedawna, żywność produkowana w Polsce oznaczało takie pojęcie, że to jest żywność najwyższej jakości, że my jesteśmy kontrolowani przez różnego rodzaju inspekcje, że nie ma możliwości robienia jakichkolwiek przekrętów. W tej chwili, kiedy wlewają nam się tysiące ton różnych produktów – nie wiemy, co w nich jest tak naprawdę, bo nikt tego nie sprawdził – to mnie to przeraża – mówił dalej.
Przypomniał, że Niemcy robili kontrole produktów ukraińskich, które wjeżdżały do ich kraju przez Polskę i zaczęli wykrywać pestycydy czy nawet toksyny. Znajdowali takie środki ochrony roślin, których w UE nie można stosować już co najmniej kilkanaście lat. W takiej sytuacji transport był niszczony na koszt dostawcy.
– Jeżeli coś nie spełnia wymogów, które są ustanowione na terenie wspólnoty, to uważamy, że to jest niebezpieczne dla człowieka – podkreślił prof. Artyszak.
Opowiedział też o sytuacji z kwietnia ubiegłego roku, gdy na granicy polsko-ukraińskiej zatrzymano transport zgniłej kukurydzy z Ukrainy. Co ciekawe, do dziś wagony te stoją na bocznicy.
– Nikomu to nie przeszkadza. A ten transport powinien być wycofany za granicę, bo trzeba ponieść koszty utylizacji. Ktoś to musi posprzątać, ktoś musi za to zapłacić. Nic się nie dzieje od kwietnia. Wkrótce będziemy mieli pierwszą rocznicę – opisuje absurdalną sytuację.
Dodał, że ostatnio zaczęło się coś dziać, lecz nie przynosi to chluby państwu. – Rolnicy, którzy teraz chcieli zobaczyć (tę kukurydzę – red.), spotkali się ze szczelnym kordonem policji, która nie pozwalała już zbliżać się do tego transportu. Moje pytanie brzmi: gdzie jest państwo w tym wszystkim? – mówił gorzko prof. Artyszak.
Ukraina, często nazywana spichlerzem Europy, jest jednym z wiodących światowych producentów i eksporterów produktów rolnych, w tym kukurydzy, pszenicy, jęczmienia i oleju słonecznikowego.
Jednak w ostatnich latach przed wojną rynek rolny w tym kraju przeszedł znaczące zmiany, a spora liczba dużych zagranicznych firm nabyła udziały własnościowe w ukraińskich gruntach rolnych i agrobiznesie. A zatem blokowanie ukraińskich produktów rolnych grozi przede wszystkim ich interesom.
“To sytuacja, która każdego dnia pokazuje erozję solidarności. To, co dzieje się na naszej zachodniej granicy – granicy z Polską – nie może być postrzegane jako coś normalnego i zwyczajnego. Potrzebujemy sprawiedliwości, prostej i jasnej” – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w przemówieniu opublikowanym w mediach społecznościowych.
Ale według raportu Ukraińskiego Klubu Agrobiznesu (UCAB) z listopada 2021 r., to zagraniczni inwestorzy kontrolują obecnie około 40 proc. ukraińskich gruntów rolnych, w porównaniu z zaledwie 5 proc. dekadę temu. Trend ten był napędzany tuż przed rosyjską inwazją przez kilka czynników, w tym bogatą glebę kraju, korzystny klimat i stosunkowo niskie ceny gruntów.
Jednym z najbardziej znaczących zagranicznych graczy na ukraińskim rynku rolnym jest amerykański gigant agrobiznesu, Cargill. Firma działa na Ukrainie od 1992 roku i zainwestowała ponad 1 miliard dolarów w sektor rolniczy tego kraju. Działalność Cargill na Ukrainie obejmuje magazynowanie, przetwarzanie i eksport zboża, a także sieć elewatorów zbożowych i terminali portowych. Ponadto firma nabyła kilka ukraińskich przedsiębiorstw rolniczych, w tym zakład przetwórstwa oleju słonecznikowego i zakład tłoczenia soi.
Z firmą tą wiąże się wiele kontrowersji. W październiku 2007 r. Cargill ogłosił wycofanie prawie 850 tys. mrożonych pasztecików wołowych wyprodukowanych w zakładzie pakowania w Butler w stanie Wisconsin, które były podejrzane o skażenie bakterią E. coli.
W marcu 2009 r. Australijska Służba Kwarantanny i Inspekcji (AQIS) tymczasowo zawiesiła licencję Cargill Australia na eksport mięsa do Japonii i USA po wykryciu bakterii E. coli w kontenerach eksportowych Cargill z zakładu Wagga Wagga.
Z kolei w sierpniu 2011 r. USDA i Cargill wspólnie ogłosiły wycofanie 36 milionów funtów mielonego indyka wyprodukowanego w zakładzie Cargill w Springdale, Arkansas, z powodu obaw o salmonellę. We wrześniu 2011 r. firma Cargill ogłosiła drugie, natychmiastowe i dobrowolne wycofanie z rynku 185 000 funtów 85% chudego, świeżo mielonego indyka z powodu możliwego skażenia Salmonellą Heidelberg. W lipcu 2012 r. Departament Zdrowia Publicznego stanu Vermont poinformował, że 10 osób w tym stanie zachorowało z powodu mielonej wołowiny wycofanej przez Cargill Beef.
Innym ważnym zagranicznym graczem na ukraińskim rynku rolnym jest francuska (ale z siedzibą główną w Holandii) firma Louis Dreyfus Company (LDC). LDC jest obecna na Ukrainie od 1992 roku i zainwestowała ponad 500 milionów dolarów w sektor rolniczy tego kraju. Działalność firmy na Ukrainie obejmuje magazyny zboża i obiekty eksportowe, a także sieć elewatorów zbożowych i terminali portowych. LDC nabyła również kilka ukraińskich przedsiębiorstw rolnych, w tym zakład przetwórstwa oleju słonecznikowego i zakład produkcji cukru. Warto tu dodać, że w 2011 r. w Argentynie wyszedł na jaw przypadek niewłaściwego ustalania cen transferowych z udziałem czterech największych na świecie firm handlujących zbożem: ADM, Bunge oraz właśnie Cargill i LDC. Argentyńskie służby skarbowe i celne rozpoczęły dochodzenie w sprawie tych czterech firm, gdy ceny towarów rolnych wzrosły w 2008 r., a mimo to do urzędu zgłoszono bardzo niewielki zysk tychże spółek.
Inne duże firmy zagraniczne posiadające znaczące udziały w ukraińskim rynku rolnym to szwajcarska Glencore, francuska Soufflet i niemiecka BayWa. Według raportu UCAB, firmy te zainwestowały łącznie ponad 1 miliard dolarów w ukraiński sektor rolny w ostatnich latach.
Rosnący wpływ własności zagranicznej na ukraiński rynek rolny ma zarówno zalety, jak i wady. Z jednej strony, inwestycje zagraniczne przyniosły bardzo potrzebny kapitał i wiedzę fachową do krajowego sektora rolnego, pomagając zmodernizować i poprawić wydajność ukraińskich gospodarstw rolnych. Zagraniczne firmy pomogły również rozszerzyć krajowy rynek eksportowy, a Ukraina przed rosyjską agresją eksportowała swe produkty rolne do ponad 180 krajów na całym świecie.
Z drugiej strony rosnąca koncentracja własności w rękach kilku dużych zagranicznych firm doprowadziła do zmniejszenia konkurencji i wyższych cen dla ukraińskich rolników. Istnieją również obawy o wpływ rolnictwa przemysłowego na dużą skalę na środowisko (oraz jakość produktów), a także o możliwość zawłaszczania ziemi i wysiedlania drobnych rolników.
Przed wojną ukraiński rząd wdrożył nawet kilka środków mających na celu promowanie przejrzystości i odpowiedzialności w sektorze rolnym. Na przykład w 2019 r. władze wprowadziły moratorium na sprzedaż gruntów rolnych obcokrajowcom, które miało obowiązywać do 2024 roku. Rząd ustanowił również rejestr gruntów w celu poprawy przejrzystości i bezpieczeństwa własności gruntów oraz wprowadził bardziej rygorystyczne przepisy środowiskowe dla dużych przedsiębiorstw rolnych.
Polski miód jest uważany za jeden z najlepszych na świecie. Wolny od chemikaliów i GMO jest ceniony i lubiany przez konsumentów. Obecnie na Polski rynek trafiły setki ton miodu z Ukrainy, bez badań sanitarnych i norm. UE pomaga w oszustwie polskich konsumentów usuwając informacje o kraju pochodzenia takiego miodu!
Jak alarmuje Polski Związek Pszczelarski do Polski napłynęło około 25 milionów słoików miodu z Ukrainy.
Jest to produkt niewiadomego pochodzenia bez atestów i badań wymaganych od Polskich producentów.
Mód taki jest tańszy i kupowany głównie przez duże sieci hipermarketów.
Aby pomóc w sprzedaży takiego miodu w Polsce, Unia Europejska zmieniała przepisy dotyczące oznaczeń pochodzenia produktów.
Jak poinformowała Polska Izba Miodu z etykiet znikną takie sformowania jak:
„mieszanka miodów pochodzących z UE i niepochodzących z UE”,
„mieszanka miodów pochodzących z UE”,
„mieszanka miodów niepochodzących z UE”.
Zostaną one zastąpione obowiązkowym oznaczeniem kraju lub krajów, w których miód został zebrany.
Takie oznaczenie może wprowadzać w błąd konsumentów. Bo nie wiadomo, skąd ten miód naprawdę pochodzi.
A ceny “Ukraińskiego miodu” są nawet 4-krotnie niższe niż zdrowego polskiego produktu pszczelarskiego.
(Protest rolników z 9 lutego 2024/ Michal Kosc / Forum)
Z Andrzejem Babulem przewodniczącym Podlaskiej Rady Wojewódzkiej NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, na temat sytuacji polskiego rolnictwa oraz trwających strajków, rozmawia Adam Białous.
Co może Pan nam powiedzieć o obecnej sytuacji polskiego rolnictwa?
Sytuacja polskich rolników jest tragiczna. Rujnuje nas m.in. to, że koszty produkcji rosną, a ceny za produkty rolne stoją w miejscu lub spadają. W roku 2019 cena pszenicy w Polsce wynosiła 820 zł, obecnie rolnikom płaci się za nią 750 zł. Natomiast w roku 2019 cena litra oleju napędowego wynosiła 5 zł, obecnie jest to 6,80 zł.
Podobnie zdrożały nawozy. Do tego bardzo podrożały kredyty. Kiedy rolnicy je brali, te kredyty oprocentowane były na cztery do pięciu procent. Teraz jest to 12 procent. W takiej sytuacji, która trwa już wiele miesięcy, coraz więcej gospodarstw staje w obliczu bankructwa.
Napływ towarów rolnych z Ukrainy rzeczywiście jest tragedią dla polskich rolników?
Przez masowe transporty ukraińskich produktów rolnych do UE już mamy ogromne straty. Nie możemy związać końca z końcem. Nasze produkty rolne leżą w magazynach. Trudno je sprzedać, kiedy rynek zalały tańsze produkty z Ukrainy. Ten dziki import z Ukrainy rośnie. W krajowych mediach o tym się nie mówi. My jednak nasłuchujemy media ukraińskie, które tego nie ukrywają i podają informacje o lawinowo rosnącym eksporcie ich produktów do UE. Od grudnia ubiegłego roku ten wzrost nasila się bardzo mocno. My nie damy rady konkurować z producentami zboża na Ukrainie, którymi są zresztą przeważnie zachodnie koncerny. Polscy rolnicy uprawiają zboża według ostrych norm zdrowej żywności, a na Ukrainie przy uprawach stosuje się preparaty chemiczne, które u nas zostały zabronione już 30 lat temu. Są to preparaty toksyczne, które nieświadomi nabywcy spożywają wraz z ukraińskim zbożem.
Pomimo embarga ukraińskie produkty rolne trafiają do Polski?
Embargo na zboże niewiele daje, gdyż nawet kiedy produkty z Ukrainy przejadą przez nasz kraj tranzytem i tak są potem wrócą z powrotem do nas, wwożone przez zachodnią granicę. Gospodarka i handel krajów UE to system naczyń połączonych. Jeżeli jakiś towar wjedzie na teren UE, to może trafić do każdego z krajów należących do Unii. Druga sprawa, że nasycenie ukraińskimi towarami rynków Europy Zachodniej powoduje to, że Polska nie może tam produktów swoich rolników eksportować. Tracimy rynki zbytu. Jesteśmy za tym, aby przywrócić handel z Ukrainą do poziomu jaki był przed wojną Rosji z Ukrainą, a nadwyżki produkcji naszych sąsiadów UE powinna pomóc sprzedawać poza Unią, w krajach bardzo potrzebujących żywności m.in. afrykańskich. Aktualnie ukraińska żywność nie dociera do tych, którzy jej naprawdę potrzebują, a niszczy rolnictwo polskie i europejskie.
Drugim najważniejszym powodem prowadzonego przez polskich rolników strajku jest tzw. „zielony ład”, który próbują narzucić nam władze UE. Jak groźne dla polskiego rolnictwa są zapisy tego programu?
Nie zgadzamy się na rozwiązania jakie proponuje tzw. zielony ład, gdyż prowadzą one do zniszczenia polskiego rolnictwa. Co można dobrego powiedzieć o ugorowaniu części naszych ziem, co narzuca „zielony ład”. Nie po to rolnik kupował ziemię, dbał o nią, nawoził, pielęgnował, żeby leżała ona odłogiem. Po pierwsze to marnowanie ziemi, a po drugie okradanie polskiego rolnika z dochodu. Jak można zabraniać korzystania właścicielowi z jego własności? To robił komunizm. Inne zapisy zielonego ładu zabraniają nawożenia gleby do końca lutego. A więc właśnie wtedy kiedy trzeba zasilić rośliny, szczególnie rzepak, nawozem, aby prawidłowo wzrastał. Kolejny absurd zielonego ładu to nakaz pozostawienia korzeni kukurydzy na polach. To się wiąże z zapisem o pozostawieniu na polach „70 procent pokrywy”. Kiedy jednak byśmy to wprowadzili w życie, to orać musielibyśmy na wiosnę, co drastycznie przesuszyłoby gleby. A i tak ostatnie lata są bardzo suche. Te propozycje zielonego ładu są po prostu niezgodne ze sztuką uprawy ziemi, czyli z agrotechniką. Podejrzewam, że ich autorami są pseudoekolodzy, którzy nie mają pojęcia o agrotechnice. Kolejną rzeczą, którą próbuje narzucić rolnikom zielony ład, jest drastyczne ograniczenie emisji dwutlenku węgla, co mocno ogranicza produkcję zwierzęcą.
Oprócz postulatów dotyczących wstrzymania napływu tanich produktów z Ukrainy i zaniechania zielonego ładu, macie jeszcze inne postulaty?
Są to m.in. ustawowe wprowadzenie cen minimalnych na produkty takie jak m.in. mleko, zboża, trzoda chlewna i wołowina, natychmiastowe uruchomienie skupu interwencyjnego zbóż, przywrócenie wcześniejszych emerytur dla rolników czy wprowadzenie dopłaty do paliwa – 2 zł od roku 2024.
Jak na to wszystko zapatruje się rząd?
Bardzo niepokoi nas postawa obecnego rządu. Nasz strajk trwa już dosyć długo, a ze strony rządzących, jak do tej pory, nie ma żadnej reakcji. Nikt nas nie zaprasza do rozmów, w tej coraz bardziej napiętej sytuacji, rządzący nie proponują żadnych rozwiązań. Nie zamierzają nas też bronić w Radzie Europy. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy urzędowania, kiedy rolnicy mają „nóż na gardle”, z ministerstwa rolnictwa nie wyszedł do Sejmu żaden projekt ustawy. Żaden poprzedni rząd tak nie postępował. Wygląda na to, że rządzący są bezradni. Weźmy takiego wiceministra Kołodziejczaka, który przyjeżdża do nas na protesty i nie wie co ma robić – czy stać z nami na blokadzie, jak to wcześniej robił, czy podejmować decyzje jako minister? To jakieś nadzwyczajne zjawisko?
Jeżeli rząd nadal nie będzie reagował mogą wziąć górę emocje…
Emocje rolników są coraz trudniejsze do opanowania. Głównie z tego powodu, że rząd nie reaguje. Idzie wiosna, trzeba będzie wkrótce wyjeżdżać na pola, a my musimy stać na blokadach, to mocno irytuje. Ostatnio we Wrocławiu widzieliśmy wybuch niezadowolenia gospodarzy, kiedy nerwy im puściły, w stronę policji zaczęły lecieć jakieś przedmioty i organizator manifestacji musiał ją rozwiązać. Obawiam się, że jeżeli rząd nie zacznie spełniać postulatów rolników, sytuacja mocno się zaostrzy. Czy tak będzie, okaże się już 20 lutego, kiedy rolnicy przeprowadzą kolejny, dokładnie trzeci, protest ogólnopolski. Blokowane będą m.in. trasy krajowe i to w godzinach szczytu od 11.00 do 16.00. Również protest na granicy z Ukrainą jest bardzo istotną częścią naszych manifestacji. 20 lutego działania protestacyjne, będą skoncentrowane na całkowitej blokadzie wszystkich przejść granicznych Polski z Ukrainą i protestów w terenie. Będą również blokowane węzły komunikacyjne i drogi dojazdowe do przeładunkowych stacji kolejowych oraz portów morskich.
A więc rolnicze protesty będą trwały?
My rolnicy nie możemy wycofać się z naszych protestów, bo jeżeli to zrobimy, to będzie koniec polskiego rolnictwa. A to grozi nędzą dla milionów Polaków i uzależnieniem się od produkcji rolnej innych krajów, czyli utratą bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Taką sytuację, dobrze że tylko tymczasową, mieliśmy w czasie kiedy wybuchła „pandemia”. Ze sklepowych półek momentalnie znikała żywność, bo ludzie wystraszyli się, że łańcuch dostaw może zostać przerwany. Bezpieczeństwo żywnościowe może zapewnić jedynie produkcja polskich rolników. Wtedy żywność jest blisko i nie musimy prosić o łaskę, żeby dały nam jeść, obce narody.
A Sanepid? Nie skontroluje tych firm? Jak była “pandemia” to ochoczo kontrolowali wszystko, wlepiali mandaty, a teraz siedzą cicho? No, tak, już teraz nie płacą im dodatkowo , więc po co kontrolować?
Poseł Konfederacji Ryszard Wilk przeprowadził interwencję poselską w Medyce, na granicy polsko-ukraińskiej. Choć funkcjonariusze nie chcieli dopuścić do kontroli towaru wjeżdżającego z Ukrainy, poseł Wilk niewzruszony ruszył sprawdzić, co znajduje się w wagonach. Nagranie robi furorę w internecie.
Od kilkunastu dni rolnicy protestują w całej Polsce m.in. przeciwko niekontrolowanemu napływowi produktów rolnych z Ukrainy, które nieobłożone licznymi podatkami, nieobjęte wieloma wymyślanymi przez urzędników procedurami, są po prostu znacznie tańsze i tym samym demolują polski rynek.
Niekontrolowany napływ produktów rolnych z Ukrainy, w przypadku których nie można mówić o równej konkurencji, to niejedyny powód, dla którego protestują rolnicy. W tej kwestii jednak na granicy z Ukrainą, w Medyce, interweniował poseł Konfederacji Ryszard Wilk.
Straż Ochrony Kolei nie chciała dopuścić Wilka do pociągu, twierdząc, że nikt niepowołany nie może kontrolować towaru. Poseł za nic miał jednak zakaz strażników. Poinformował, że jest tu w trybie interwencji poselskiej, to teren PKP Cargo, więc jak najbardziej może towar sprawdzić. Swojemu asystentowi polecił wszystko nagrywać.
Strażnicy szli za Wilkiem, jeden z nich gdzieś dzwonił, ale generalnie nie utrudniali interwencji. Raz zasugerowali jedynie, że mogą mieć kłopoty. Wilk odpowiedział: – Wiecie, dlaczego tutaj jestem. To nie jest przytyk do was, szanuję mundur, ale nie może być zgody na coś takiego.
– Co to ma być? Co to ma, k***a, być? – dopytywał, wskazując na wysypany z wagonów towar. – Wiecie, dlaczego nam nie pokazali kwitów, służba celno-skarbowa? Bo dokładnie wiedzą, co idzie w tych kontenerach. Wyrok śmierci dla polskich rolników – mówił Wilk.
– Bierzemy próbkę do inspekcji, żeby zobaczyć, co to w ogóle za gówno jest, przez które bankrutują polskie rodziny – zakończył Wilk.
Przypomnijmy, że we wrześniu 2023 roku Polska w teorii wprowadziła embargo na ukraińskie produkty rolne, m.in. pszenicę, kukurydzę, nasiona rzepaku, słonecznika. Rolnicy alarmują jednak, że zakazy są łamane i ukraińskie produkty nadal destabilizują rynek. Jednocześnie Polska dopuściła przez swoje terytorium tranzyt ukraińskich produktów do innych krajów.
CZYTAJ WIĘCEJ O PROTESTACH ROLNIKÓW W CAŁEJ EUROPIE:
Kiedy w lutym 2022 roku rozpoczęła się tzw. “specjalna operacja wojskowa” Rosji na Ukrainie – będąca de facto kolejnym etapem wojny trwającej od 2014 roku – w Polsce i za Zachodzie rozkręciła się rusofobia na niespotykaną dotąd skalę. Przy tej okazji różni podżegacze dali sobie „prawo”, by wzniecać antyrosyjską nienawiść i dehumanizować cały rosyjski naród.
Ilekroć ktokolwiek podjudza przeciwko Rosjanom, tylekroć bagatelizuje przy tym fakty o tragicznej historii tego narodu. A przecież w minionym stuleciu zafundowano im terror i zniszczenie w postaci rewolucji bolszewickiej. Tak okrutnego i bezwzględnego systemu świat dotąd nie widział.
Dzisiejsze wydarzenia za naszą wschodnią granicą należy zatem rozpatrywać także przez pryzmat tego, że Rosja Putina jest przedłużeniem Sowiecji. Natomiast Sowiecja to twór, którzy powstał na trupie prawosławnej Carskiej Rosji, zamordowanej na zlecenie i za pieniądze judeo-masońskich rewolucjonistów z Zachodu.
Dlatego w przededniu takich wydarzeń jak: jubileusz dziesięciolecia aneksji Krymu czy druga rocznica „operacji specjalnej”, warto sprawdzić co głoszą Rosjanie, o których raczej nikt w Polsce nie słyszał. Mam tutaj na myśli tych Rosjan, którzy – mimo rewolucyjnego terroru jaki trawił ich kraj przez dziesięciolecia – nie dali w sobie zabić prawdziwej rosyjskości. A ta, nieodłącznie związana jest z prawosławiem.
ANTYTEZA ROSJI
Związek Sowiecki (lub, jak kto woli, Związek Radziecki) to największy wróg Rosji. To właśnie Rosjanie – których mordowano milionami – ponieśli największą ofiarę systemu tworzącego ZSRS (ZSRR). Zabijaniu ciała towarzyszyło metodyczne niszczenie rosyjskiego ducha, w tym rosyjskiej kultury i religii. W celu wyplewienia rosyjskiej tożsamości, wyrżnięto inteligencję, zgładzono duchowieństwo i palono cerkwie.
Na przestrzeni lat poznałam wielu Rosjan, także wykształconych i uznających siebie za prawosławnych. Byłam zdumiona, że brakowało w nich stanowczego potępienia systemu, który brutalnie zniszczył ojczyznę ich przodków.
Z drugiej strony jestem świadoma, że współcześni Rosjanie i ich rodzice wychowali się w czerwonej propagandzie oraz kulcie wielkiej wojny ojczyźnianej, sławiącej dokonania sowieckiego sojuza. Czy to ich wina, że w takim systemie się urodzili i dorastali? Nie! Czy ponoszą moralną odpowiedzialność za to, że nie dążą do poznania prawdy? Nie mnie to oceniać.
Tymczasem pewne niszowe kanały w internecie – głównie na niecenzurowanej aplikacji Telegram – osłoniły przede mną nieznane mi wcześniej oblicze niektórych żyjących dziś Rosjan. Dowiedziałam się o istnieniu świadomych i pobożnych ludzi, którzy bardzo kochają swoją ojczyznę i (właśnie dlatego, że kochają?) w najmniejszym stopniu nie utożsamiają się z panującym tam systemem.
Przed laty przylgnęła do mnie w Polsce łatka „ruskiej agentki”. Zatem najwyższy czas wypełnić jakąś konkretną misję specjalną na odcinku polsko-rosyjskim. Zrobię to teraz, podsuwając polskim Czytelnikom prawdziwie rosyjski przekaz, którego w oficjalnej przestrzeni nigdzie nie znajdziecie.
W tym celu pozwolę sobie przytoczyć niezwykłą publikację, znalezioną na Telegramie, pt. „Dzień Rosyjskiej Golgoty”. Wymowny tekst zamieścił Rosyjski Ruch Sobornoje (Русское Соборное Движение) z okazji kolejnej rocznicy rewolucji bolszewickiej. Oto treść przesłania:
«Dziś jest tragiczny dzień w naszej historii, nazywany przez sprawców antyrosyjskiego triumfu „Wielką Rewolucją Październikową”. Niemniej jednak jest wielu rosyjskojęzycznych ludzi, którzy dziś opowiedzą o „paradach naszego dzieciństwa”, o „wielkim zwycięstwie Października”, o „dumnych czerwonych sztandarach” i tak dalej.
Niektórzy starsi ludzie, urodzeni i wychowani w wielkim oszustwie marksizmu-leninizmu, idą z goździkami pod pomnik „dobrego dziadka” Lenina – walczącego z Bogiem, opętanego przez demony terrorysty i rusofoba. Nawiasem mówiąc, ci starsi ludzie nie będą musieli iść daleko – takie pomniki są nadal w każdym mieście i miasteczku naszego kraju.
Czego tak naprawdę sobie gratulowali? Jeśli to nie ma być sowiecka propagandowa bajka, ale prawda historyczna – [to trzeba stwierdzić, że] rosyjskojęzyczni ludzie, w większości nawet ochrzczeni, gratulowali dziś sobie nawzajem milionów naszych rodaków i współwyznawców, którzy zostali zabici i zgnili w obozach. Gratulowali sobie wojny domowej, głodu lat 20-tych, zniszczenia głównych stanów rosyjskich: chłopstwa, duchowieństwa i innych.
Ci, którzy dziś gratulują sobie „Października” – w rzeczywistości gratulują sobie rytualnego mordu całej rodziny carskiej, śmierci czystych dziewcząt, które dusiły się we krwi pod ciosami bolszewickich bagnetów.
Ochrzczeni Rosjanie gratulują sobie nawzajem bezczeszczenia prawosławnych świątyń, relikwii sprawiedliwych, niszczenia cerkwi. Z masowym mordem nie tylko całego zastępu rosyjskich Nowych Męczenników (których ikona jest teraz reprezentowana w każdym kościele) – ale także z represjami na największą skalę.
Dlatego utożsamianie walczącego z Bogiem Związku Radzieckiego z Rosją jest historyczną i duchową ignorancją.
Tak, wiele wielkich czynów zostało dokonanych przez Rosjan nawet w warunkach Związku Radzieckiego – ale było to podobne do sposobu, w jaki człowiek żyje i rozwija się w więzieniu: może czytać i komponować dzieła literackie, może ćwiczyć fizycznie, może się modlić. Jednak robi to w warunkach więziennych, przez które przeszedł również ojciec naszej kosmonautyki Siergiej Korolow.
Tym właśnie jest walczący z Bogiem ZSRR w porównaniu z tysiącletnią Rosją. I ta prawdziwa Święta Ruś – dla nas tam pozostaje, w oczach tych dziewcząt, aż do ich rytualnego mordu przez nowe żydowskie jarzmo.
„Przeklęte jest królestwo, które bije swoich proroków”. A każdy, kto gratuluje dziś powstania bezbożnego reżimu Zła, a także przywraca w rosyjskich miastach pomniki karykaturalnego Antychrysta – jest albo głupim rusofobem, albo klinicznym idiotą, albo po prostu prowokatorem. (…)».
SZYDERCZY TEATR PUTINA
W dalszej części odezwy, wytknięto obecnym władzom Federacji Rosyjskiej, że akceptują bezpardonowe bezczeszczenie świętego miejsca, które kalane jest przez zabalsamowane truchło Lenina. W tym kontekście, autor cytowanego przesłania zwraca uwagę na fakt, że Plac Czerwony był w przeszłości poświęcony jako obszar świątynny.
«Sobór Opieki Matki Bożej na Fosie, popularnie zwany Soborem Wasyla Błogosławionego, został zbudowany jako przestrzeń ołtarzowa, podczas gdy cały obszar wzdłuż muru Kremla od soboru do samej Bramy Iwerskiej [Bramy Zmartwychwstania] był przestrzenią świątynną.
Car Aleksander III powiedział kiedyś: „Moskwa jest świątynią Rosji, a Kreml jest jej ołtarzem”. [Tymczasem] na Kremlu, zamiast dwugłowych orłów, widnieją do dziś satanistyczne gwiazdy, wzniesione na jego wieżach przez największych terrorystów, wojujących ateistów i rusofobów.
A w obecnych warunkach wojny całego świata z Rosją – czyż nie jest to czerwona linia, żeby usunąć ze swojego domu przynajmniej te wyraźnie antyrosyjskie symbole?
Tak długo, jak ci, w których mocy jest zburzenie całego tego obrzydliwego plugastwa z rosyjskiej ziemi, nie mają woli, aby to zrobić, tak długo ich słowa o „duchowych i moralnych tradycyjnych wartościach” są bezwartościowe» – wyjaśniono w publikacji pt. „Dzień Rosyjskiej Golgoty”.
W związku z powyższym, przypomniały mi się słynne słowa prezydenta Rosji, które przed laty sama z entuzjazmem cytowałam, gdyż niejako idealizowałam wówczas ich autora. W 2016 roku Władimir Putin powiedział, że przywódca bolszewików Włodzimierz Lenin «podłożył bombę atomową pod gmach, który nazywa się Rosja».
Powyższe słowa Putina rozumiałam niegdyś w ten sposób, że były one krytyczne pod adresem zbrodniarza Lenina. Z czasem, obserwując owoce obecnej prezydentury, zaczęło do mnie docierać, że cytat o bombie atomowej mógł być jednak uznaniem dla przywódcy rewolucji (a wręcz docenieniem, że rozsadził on Carską Rosję?).
Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że tak potężny człowiek jakim jest prezydent Federacji Rosyjskiej, do dziś nie podjął kluczowej decyzji o potępieniu zbrodniarzy, którzy zniszczyli Świętą Ruś i wymordowali miliony niewinnych Rosjan? Nie górnolotnymi słowami, ale autentycznym gestem mógł Putin potwierdzić, że prawdziwe rosyjskie dziedzictwo jest mu bliskie.
Prezydent jednym rozkazem mógł dać kres profanacji świętego miejsca, które szpeci ohydne mauzoleum z wysuszonym trupem Lenina w środku. Dlaczego Putin tego nie zrobił? Ponieważ – wbrew obiegowej opinii – nie jest rosyjskim patriotą.
I wreszcie, mimo iż Władimir Putin rokrocznie w blasku kamer zanurza się w przeręblu z okazji prawosławnego święta Chrztu Pańskiego, nie jest on chrześcijaninem. Chrześcijaństwa nie da się bowiem pogodzić z akceptacją truchła zbrodniarza i satanistycznych symboli bezczeszczących Kreml.
A skoro pozwalam sobie na krytyczne uwagi pod adresem prezydenta Rosji, to całą jego prezydenturę skwituję następująco: Putin jest wielkim przegranym, bez względu na ostateczne rozstrzygnięcie wojny na Ukrainie. Dlaczego? Ponieważ okazał się być słabym przywódcą, skoro mając wcześniej Ukrainę pod swoją strefą wpływów, pozwolił na to, aby dusze i umysły mieszkańców tego kraju przejął podstępny Zachód.
Wyszło więc na to, że Putin to cienki bolek, gdyż dał się sprowokować ekspansji NATO na Wschód, doprowadzając do rozlewu słowiańskiej krwi bratnich niegdyś narodów. Co znamienne, wielokrotnie słyszałam krytyczne głosy z samej Rosji, tym razem niezwiązane z prawosławiem.
Wielu Rosjan nie kryje niezadowolenia z faktu, że „sprawa” nie została załatwiona w 2014 roku, tj. tuż po odpaleniu Euromajdanu, tylko odczekano kilka lat, w trakcie których Zachód dozbroił Ukrainę. Globalni podżegacze konkretnie wykorzystali ten czas, podsycając Ukraińców do coraz większej nienawiści i wrogości, przez co jeszcze bardziej się zradykalizowali.
A może właśnie o to chodziło, by rytualnie złożyć w ofierze Rosjan i Ukraińców, zmuszając ich do walki na froncie? Tak to się kończy, kiedy prezydent Federacji Rosyjskiej w ramach rozwiązania problemu czerpie z wzorców satanistycznej Sowiecji i wysyła wojska pod czerwonym sztandarem, zamiast wzorować się na carskiej Świętej Rusi, która miała wspaniałą tradycję dyplomatyczną.
CHRZEŚCIJANIE W KATAKUMBACH
Wielu wyznawców Chrystusa na świecie – bardziej lub mniej świadomych – zszokowało stanowisko Cyryla, który poparł wojnę na Ukrainie. Patriarcha moskiewski i całej Rusi, po odpaleniu tzw. „operacji specjalnej”, powiedział: «rozpoczęliśmy walkę, która ma znaczenie nie fizyczne, ale metafizyczne».
Nieznający historii odbiorca, mógł to odebrać jako pewną antyreklamę rosyjskiego prawosławia. W związku z tym, warto wyjaśnić polskiemu Czytelnikowi z jakim tragicznym zjawiskiem mamy do czynienia. Trzeba wiedzieć, że postawa patriarchy Cyryla to niejako konsekwencja tego, co zrobiono na rosyjskiej ziemi przed stu laty.
W 1918 roku organizatorzy rewolucji bolszewickiej zdelegalizowali w Rosji Cerkiew, praktycznie jej zakazując. Następnie rozpoczęły się prześladowania i ucisk. Komuniści wymordowali większość duchowieństwa i dokonali swoistej podmianki – w miejsce pobożnych zgładzonych hierarchów podstawili zdrajcę.
Tak oto, w 1927 roku metropolita Sergiusz Stragorodski podjął oficjalną i otwartą współpracę z władzą bolszewicką. Duchowni, którzy za nim poszli, otrzymali własne chramy, zaczęli się modlić za rząd komunistyczny i nie odmawiali modlitwy za męczenników, więźniów oraz wygnańców. W ten sposób Cerkiew w Rosji została podzielona na białą i czerwoną.
Biskupom i batiuszkom „Białej Cerkwi” zabrano wszystkie monastery i świątynie, w większości byli prześladowani, więzieni, umieszczani w obozach i rozstrzeliwani. Nieliczni, którzy przeżyli, zeszli do podziemia, gdzie wraz z pobożnymi wiernymi tworzyli Cerkiew katakumbową. Część Cerkwi zachowała się za granicą, nazywano ją „Rosyjską Cerkwią Prawosławną za Granicą”.
Tymczasem kontynuatorzy „drogi sergiańskiej” trwają w moskiewskim patriarchacie po dziś dzień. Układają się z władzą na Kremlu i bezkrytycznie popierają wszelkie jej działania, z wojną na Ukrainie włącznie.
Okazuje się bowiem, że podział na „czerwonych” i „białych” wciąż obowiązuje. I jest to niezwykle ciekawa informacja, wszak oznacza, że nie wszystkich prześladowanych udało się unicestwić, dzięki czemu katakumbowa Cerkiew także zachowała się po dziś dzień. Właśnie tam bije prawdziwie rosyjskie serce.
Bolesna historia rosyjskiej Cerkwi została przypomniana w reportażu z 2023 roku pt. „Czekam, aż mnie zabiją lub uwięzią” (Я жду, чтобы меня убили или посадили). Filmowy dokument został opublikowany na YouTube (na kanale: Новая газета Европа) i opowiada o życiorysie oraz obecnych zmaganiach arcybiskupa Wiktora Piwowarowa, nieuznawanego przez patriarchat moskiewski. Władyka ten posługuje w parafii Sławiańsk nad Kubaniem.
W poruszającej opowieści wyłania się obraz ascetycznego i pokornego starca, który z oddaniem służy Chrystusowi. Fragmenty modlitwy w świątyni oraz codziennego życia parafii, ukazują skromne i ubogie warunki, jakże dalekie od złota i przepychu wokół patriarchy Cyryla. Nade wszystko, wokół władyki Wiktora, posługujących przy nim braci i modlących się wiernych, widz dostrzega autentyczną pobożność i miłość.
Bohater reportażu stawia czoła prześladowaniom, jakie fundują mu obecne władze rosyjskie. Powód nękania? Władyka nie ukrywa, że jest przeciwny wojnie na Ukrainie, a nawet aneksji Krymu. Mimo zastraszania, duchowny pozostaje nieugięty, także dlatego, że sam sporo w życiu przeszedł. Przed kamerą opowiada, że w przeszłości widział okrucieństwa komunistów, w tym torturowanie jego schorowanej matki.
Jak wyjaśniał, poszedł do seminarium, aby się uczyć i otwarcie walczyć z bolszewickim kłamstwem. Skąd potrzeba takiej walki? «Inaczej Rosja by zginęła» – uzasadnił. A kiedy przełożeni odkryli, że jest antybolszewikiem, został wyrzucony z seminarium. Święcenia kapłańskie przyjął więc w Cerkwi za granicą.
I wreszcie, o wojnie na Ukrainie, władyka Wiktor powiedział wprost:
«Taka wojna jest przeklęta zarówno przez Boga, jak i ludzi. Wojna ta jest wielkim złem.»
Za antywojenne wypowiedzi nałożono na niego grzywnę. Ponadto, kapłan jest zastraszany i oczerniany.
CZEGO PRAGNĄ LUDZIE?
Pod reportażem o władyce Wiktorze, internauci napisali blisko 7 tysięcy komentarzy, z czego zdecydowana większość, to wyrazy uznania dla nieugiętego hierarchy. Za stanowczą postawę dziękowali mu zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy. Zdarzały się też ciekawe głosy z Kaukazu – od prawosławnej Gruzji, po muzułmańską Czeczenię.
Przejrzałam ogrom tych komentarzy, a z wybranymi dzielę się poniżej:
«Panie, czy to możliwe, że w Twojej Świątyni są jeszcze pasterze, którzy nie zaprzedali się władzom? Niech Bóg da zdrowie i siłę temu światłemu człowiekowi!»
«Dzięki Bogu, że mamy takich duchownych, którzy nie boją się mówić prawdy swoim parafianom! Dobrego zdrowia dla władyki Wiktora!»
«Cerkiew przestaje być Cerkwią, jeśli zaczyna służyć państwu, a nie Bogu.»
«Wielomilionowe nieruchomości hierarchii cerkiewnej patriarchatu moskiewskiego, praca agenturalna w KGB i występy chóru klasztoru Sretensky na rocznicy FSB, świątynia sił zbrojnych, jachty, prywatne samoloty i obecność w całym prorządowym programie oczywiście nie zawstydzają. Dla niektórych wszystko jest bożą rosą. Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć od Cerkwi prawdziwej prawdy o wojnie na Ukrainie. To odważny człowiek, który służy Bogu, a nie chlebowi. Niech Bóg błogosławi ojca Wiktora. Panie, ratuj, chroń i zmiłuj się nad nim!»
«Kiedy czekiści w sutannach mówili nam, jak zrobić znak krzyża na rakietach gradowych przed ich zainstalowaniem i wystrzeleniem, zaniemówiłem. Byłem w cerkwiach i słyszałem informacje polityczne od skorumpowanych kapłanów, a potem poszedłem do spowiednika i powiedziałem na spowiedzi, że nie wierzę już w Cerkiew Prawosławną i hierarchów, nie chcę już chodzić do świątyni, gdzie zachęca się do morderstw i przemocy. Spowiednik powiedział, że hierarchowie to nie cała Cerkiew, że on osobiście jest przeciwko wojnie, podobnie jak wielu innych duchownych i modli się o szybki pokój. A jeśli chodzi o patriarchę i wszystkich innych wysokich urzędników kościoła, duchowny powiedział, że będą musieli odpowiedzieć za swoje grzechy przed Bogiem.»
«Boże Wszechmogący, jakże się cieszę, że w Rosji są tacy kapłani. Boże, chroń i zachowaj ojca Wiktora! Żadnej wojny na Ukrainie!»
«Dziękuję za wsparcie, bo nie mogę już tego znieść. Nasza Ukraina jest pokryta krwią.»
«Boże Dzieci Rosji i Boże Dzieci Ukrainy, módlcie się w jedności o pokój między bratnimi narodami.»
«Ojcze Wiktorze! Kłaniam się! Jestem z Odessy. Słuchałam cię i płakałam.»
«Jestem z Ukrainy, czytam komentarze i płaczę. Dziękuję za wsparcie wszystkich myślących ludzi w Rosji. Dzięki Bogu za batiuszkę Wiktora!!!»
«Władyko Wiktorze, ukłony z Ukrainy! Nie mogę nawet uwierzyć, że takie słowa można dziś usłyszeć w Federacji Rosyjskiej! Niech Bóg błogosławi ciebie Władyko, twoją parafię i wszystkich, którzy cię wspierają.»
«Oglądałam ten film ze łzami w oczach. Nigdy nie sądziłam, że w Rosji są tacy ludzie.»
«Najgorszym grzechem jest, gdy zło podaje się za dobro. Człowiek zmaga się z tym całe życie. Ilu dziś nie widzi, nie słyszy, nie myśli. To przerażające. Szacunek dla biskupa, dobrego zdrowia.»
«Wygląda na to, że ten miły człowiek wciąż pamięta Dekalog. Jestem z Moskwy, patrzę z wielką czcią na takich ludzi. „Nie zabijaj!”, „Nie mów fałszywego świadectwa!”, „Nie kradnij!”, itd.»
«Miłosierny Panie, ocal i zachowaj prawdziwego pasterza Twojej Cerkwi.»
«Dziękuję, Ojcze. To uszczęśliwia moje serce.»
«Niech Allah błogosławi tego starca. Co za mądry człowiek, ciekawie się go słucha. Pozdrowienia z Czeczenii.»
«Nie jestem osobą religijną, ale chcę wyrazić honor i szacunek dla arcybiskupa Wiktora i jego współpracowników. Cieszę się, że mam takich rodaków. Długiego życia i zdrowia dla nich wszystkich!»
«Kiedy widzi się takich ludzi jak ojciec Wiktor, to ja, ateista, jestem bardzo szczęśliwy! Wreszcie można zrozumieć, dlaczego religia jest w ogóle potrzebna. Zdrowia i siły dla tych ludzi!»
«Niski ukłon w twoją stronę, Ojcze, i szczera wdzięczność od wszystkich Ukraińców. Niech Pan ma cię w swojej opiece!»
«Ojcze, jesteś moją radością. Przedłużasz moje życie. Cieszę się, że wciąż istnieją prawdziwi słudzy Boga.»
«Niski ukłon i serdeczna wdzięczność dla batiuszki Wiktora i wszystkich tych, którzy zachowali Wiarę w Ojca Wszechmogącego i dają nam Nadzieję i Światło tam, gdzie powinniśmy iść.»
«To tutaj jest prawdziwa wiara! Nisko kłaniam się tym nielicznym kapłanom, którzy wciąż trzymają Boga w swoich sercach.»
«Co za piękna dusza, co za błyskotliwa osoba. Dziękuję Bogu za takich ludzi.»
«Dzięki Bogu, biskupowi i wszystkim odważnym ludziom, którzy nie boją się mówić prawdy.»
«To są prawdziwi wierzący, wszystko jest skromne, nie w złotych pałacach. Boże, jacy porządni wierzący. Arcybiskupie Wiktorze, jesteś prawdziwym, błogosławionym człowiekiem, jak twoja świta i ci, którzy przychodzą do ciebie. Jak miło jest na ciebie patrzeć. Dziękuję wam wszystkim za to, kim jesteście.»
«Już dawno przestałem chodzić do kościołów Putina. Ale ten reportaż sprawił, że chcę przyjść do tej parafii! Niech Bóg ich błogosławi!!!»
«Dziękuję batiuszce za prawdę. Dzięki Bogu jest jeszcze Światło wśród kapłanów.»
«Z Gruzji: Cieszę się z takich ludzi. Radujcie się i bądźcie silni. Chwalcie Boga!»
«Dzięki Bogu, że są tacy ludzie na ziemi jak batiuszka Wiktor. Siły, zdrowia, Bożej pomocy w Twojej pracy. Bardzo cierpię z powodu tego wszystkiego, co się dzieje, co dzieli ludzi, pielęgnuje nienawiść, prowadzi nas w otchłań. Uratuj nas Boże!»
«Co za szczęśliwa wspólnota w tej parafii! Nie miałem pojęcia, że tak może być! Niech Bóg błogosławi ich wszystkich!»
«Potężny starcu! To prawda: chrześcijanin nie może milczeć, gdy wokół niego dzieje się zło. Chrystus nie milczał. Niesamowita historia! Dziękuję za tę historię, przyjaciele. Życzę ojcu Wiktorowi zwycięstwa w jego i naszej walce. Nam również.»
«Starszy arcybiskup w połatanej sutannie pokazuje prawdziwą siłę ducha i oddanie Chrystusowi, w przeciwieństwie do pokrytego złotem oportunisty Gundiajewa [Cyryla].»
«Cerkiew [sergiańska, przyp. AP] jest nastawiona na strumień pieniędzy. Dlatego modlimy się w domu przed ikonami naszych przodków. Niski pokłon dla ciebie za prawdziwą Wiarę w Boga.»
«Dziękuję za tę historię. Niech Bóg błogosławi tych odważnych ludzi. Niech Bóg błogosławi ich za prawdziwą służbę Chrystusowi.»
«Arcybiskup Wiktor jest prawdziwym wierzącym. Człowiek o wielkim sercu i sumieniu, prawdziwy chrześcijanin! Niech Bóg obdarzy go dobrym zdrowiem i długim życiem. Takich ludzi potrzeba na ziemi jak powietrza!»
«Modlimy się codziennie, aby zatrzymać wojnę! Płaczemy za niszczony piękny kraj i za prawosławnych i nieprawosławnych, którzy w nim zginęli.»
«Błogosław Rosję i wszystkich, którzy są przeciwko wojnie! Pomóż nam nie stracić światła i nadziei w naszych duszach i nie wpaść w kamienie młyńskie polityków!»
«To wielka odwaga służyć prawdzie na terytorium Mordoru. Ten kapłan jest bohaterem naszych czasów.»
«To prawdziwy sługa Boży, a nie ktoś, kto jeździ Maybachem po Moskwie.»
«Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie. Ten kapłan jest sprawiedliwy. Chwała Jezusowi Chrystusowi.»
Podobnych komentarzy jest tam jeszcze tysiące. Cóż mogę dodać? Drodzy Czytelnicy z Polski, o takiej Rosji mieliście nigdy się nie dowiedzieć. Jesteście karmieni propagandą demonizującą cały rosyjski naród. A tymczasem, mimo potężnych prześladowań jaki zafundowała im rewolucja, w sercach wielu Rosjan wciąż pozostało czyste pragnienie dobra. Czyż nie warto o tym mówić i przekazywać to dalej?
W oszalałej Ojczyźnie bawiłem pod koniec grudnia ubiegłego już roku. Wojna domowa wkroczyła w nową fazę, choć można było obserwować dopiero jej zaczątki. Boć fizyczne przepychanki pomiędzy „wybrańcami ludu” i awantury w Sejmie, to dopiero przedsmak ulicznych zamieszek, których można się spodziewać w roku bieżącym. Przedmiotem zmagań są przede wszystkim podstawowe instrumenty władzy w eurodemokracji – media i sądy. Obie strony zarzucają sobie wzajemnie łamanie prawa i… mają przy tym rację! Tyle że nic z tego nie wynika. Na obecnym etapie europeizmu przepisy prawa mają niewielkie znaczenie, chyba że chodzi o regulacje wprowadzone w ramach ideologicznej poprawności — jak „mowa nienawiści”, „rasizm”, „homofobia” itp. Istnieje już nawet jakaś komórka o skomplikowanej nazwie (prościej byłoby określić ją jako „euro-czerezwyczajkę”), która za pomocą donosów, kierowanych do prokuratury, dba o to, aby żadna „zbrodnia myślowa” nie uszła uwadze organów ścigania. Niedawno komórka złożyła donos na Monikę Jaruzelską za to, że umieściła na swoim blogu rozmowę z Grzegorzem Braunem — jedynym posłem, który — gasząc chanukowe świeczki — wystąpił przeciwko naruszaniu godności parlamentu. Sejm Rzeczypospolitej nie jest właściwym miejscem do inscenizowania przez sekty religijnych czy pseudoreligijnych obrządków, ale Reprezentanci Narodu widocznie są innego zdania.
A skoro już jestem przy nazwisku Jaruzelski, to nie mogę się powstrzymać od uwagi, że w porównaniu z zakazami, wprowadzonymi przez obecną ideologiczną dyktaturę i surowością ich egzekwowania, czasy późnego Jaruzelskiego można wspominać niemal jako raj wolności.
W Polsce anarchia prawna stała się faktem – do jej zaistnienia walnie przyczyniła się Komisja Europejska — a to jest namacalny symptom rozpadu państwa. Tym bardziej alarmująca powinna być zapowiedź „reform” Unii Europejskiej, które przewidują ostateczną likwidację państwowości jej członków. Tym samym Berlin przystępuje do realizacji wypracowanego już w latach III Rzeszy planu „niemieckiej Europy”. „Skażone źródła” Unii Europejskiej przedstawił John Laughland w opublikowanej w 1998 roku pracy „The Tainted Source: The Undemocratic Origins of The European Idea”. Autor cytuje m.in. wypowiedź niemieckiego ministra oświaty i propagandy, doktora Josepha Goebbelsa, z 1940 roku: „Za 50 lat nie będziemy potrzebowali państwa”. I faktycznie: 50 lat później państwa zdezintegrowanego obozu sowieckiego wkroczyły na drogę „europeizacji”. Vaclav Klaus, jeden z niewielu mężów stanu we współczesnej polityce, już w latach 1990-tych zauważył, że po raz pierwszy w historii państwa same z siebie decydują się na utratę suwerenności. Nie będzie to, rzecz jasna, dotyczyło Niemiec, które już teraz stosują się do prawa europejskiego tylko wówczas, gdy jest to dla nich korzystne.
A tymczasem problem utraty suwerenności pojawiał się w MMM [media masowej manipulacji] w czasie mego pobytu w Polsce sporadycznie; dominował antyputinowski dżihad i służba Naszym Braciom. Miałem wrażenie, iż 3/4 wiadomości i komentarzy nadawanych pod koniec grudnia 2023 roku przez Polskie Radio 24, dotyczyło wojny na Ukrainie. Również inne tematy starano się łączyć z tym konfliktem. Np. wojna w Strefie Gazy: związek z sytuacją na Ukrainie rozgłośnia skonstruowała za pomocą wypowiedzi jednego z zaproszonych ekspertów, który twierdził, że za atakiem Hamasu na Izrael stoi Putin. Przypomniałem sobie wówczas (mam pamięć może nie najlepszą, ale odporną na próby wywołania amnezji przez MMM), iż jeszcze nie tak dawno temu, gdy nasz sojusznik Izrael zażądał od Polski odszkodowań za holokaust, w rządowej telewizji twierdzono, że – „jak wiadomo” (dosłownie!) – za sprawą tych roszczeń – stoją „służby Federacji Rosyjskiej”. Z tych przekazów można wyprowadzić tylko jeden wniosek: Putin popiera zarówno Hamas, jak i Izrael.
Do podgrzania nastrojów przyczyniła się sprawa obiektu, który ze wschodu wleciał w przestrzeń powietrzną Rzeczypospolitej. Jak ustaliły czujne służby — stosunkowo szybko tę przestrzeń opuścił. Jednak przez 3 dni trwały jego poszukiwania na polskim terytorium. Nic nie znaleziono, nie zidentyfikowano latającego obiektu, aliści władza ludowa, środki przekazu i eksperci zgodnie orzekli, że chodziło o rosyjską rakietę, czyli o „kolejną prowokację Putina”. Ten zaś – i w tej materii panuje absolutna jednomyślność – planuje atak na państwa NATO, a w pierwszej kolejności na Polskę.
Nie tylko u nas, lecz w całym Postępowym Świecie, media głównego nurtu rozpowszechniają dzień w dzień wzajemnie sprzeczne lub wręcz niedorzeczne twierdzenia. Głównym problemem jest zatem nie treść medialnego przekazu, lecz podatność odbiorców na manipulację. Publiczność w Polsce wierzy we wszystko, co ma antyrosyjską wymowę, zwłaszcza jeśli pochodzi ze źródeł amerykańskich lub ukraińskich. A tymczasem zastosowanie elementarnego kryterium weryfikacji – zdrowego rozsądku i podstawowych zasad logiki – pozwoliłoby uchronić się przed myślową intoksykacją. Innym problemem jest kwestia bardziej lub mniej specjalistycznej wiedzy. Redakcja radiowego programu zaprasza eksperta, właśnie dlatego, że ten − w przeciwieństwie do przeciętnego słuchacza – taką wiedzą dysponuje. A przynajmniej powinien. Z tym różnie jednak bywa. „Ekspert” komentujący w Polskim Radiu 24 konflikt żydowsko-palestyński, określał Benjamina Netanjahu jako „prezydenta Izraela”. Skoro jednak ignorancja jest charakterystyczna dla działań polskich elit politycznych – czego można się spodziewać po ekspertach, z usług których korzystają przywódcy partyj i państwa?
W zasadzie postanowiłem nie zajmować się więcej komentowaniem treści, propagowanych w Polsce przez media „głównego nurtu”. Jeśli odchodzę w tym miejscu od swego zamiaru, czynię to z uwagi na istotny wątek, który pojawił się w Polskim Radiu 24. Ponieważ chodzi o jedno z czołowych mediów, można przyjąć, że sprawa „opcji atomowej” – bo o niej myślę – jest już elementem politycznych rozważań. Mówił o niej ekspert nazwiskiem Samson (nomen omen!), zapewne profesor którejś z wyższych uczelni, a tych mamy w Polsce bez liku (przy czym — wbrew teorii Marksa — w tym wypadku ilość uczelni nie zawsze przechodzi w jakość, czyli w wysoki poziom wiedzy absolwentów). Samson oświadczył, że aby zwyciężyć w wojnie z Rosją, trzeba również brać pod uwagę „opcję atomową”.
W 2019 roku przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych symulację wojny NATO – Rosja, której przyczyną był konflikt dotyczący Ukrainy. Tę wojenną grę opisał jeden z jej uczestników – Harry J. Kazianis – dyrektor ds. badań nad obronnością w Center for the National Interest – politycznym think thanku, utworzonym przez prezydenta Nixona. Artykuł Kazianisa powstał w marcu 2022 roku, krótko po ataku Rosji na Ukrainę. Już wtedy autor zwracał uwagę na podobieństwa pomiędzy wstępnym etapem, przewidzianym w scenariuszu „symulacji”, a rzeczywistością. W 2019 roku amerykańscy stratedzy założyli, że w wojnie NATO – Rosja o Ukrainę, czy też na Ukrainie, dojdzie do eskalacji, włącznie z użyciem broni atomowej. W wyniku konfliktu zginie około miliarda ludzi (omówienie artykuł Kazianisa opublikowano w „Głosie” nr 16 z 23.4.2022 r.).
W ostatnim czasie liczba zwolenników „opcji atomowej” wyraźnie wzrosła. Na początek przypomnieć wypada, że nieustraszony prezydent Zełeńskij już 22 lutego 2022 roku zaapelował o dostarczanie Ukrainie broni nuklearnej. W ubiegłym roku z postulatem wyposażenia Bundeswehry w arsenał atomowy wystąpił były sympatyk RAF [Rote Armee Fraktion], były pacyfista i były niemiecki minister spraw zagranicznych Joseph („Joschka”) M. Fischer. Partia „zielonych”, której jedną z „gwiazd” jest Joschka, konsekwentnie opowiada się za „wojną totalną” przeciwko Rosji, by sięgnąć do określenia, jakim Joe Goebbels posłużył się 18 lutego 1943 roku w swym słynnym przemówieniu w berlińskim Pałacu Sportu. Obecna ministerka spraw zagranicznych RFN, partyjna towarzyszka Joschki, Annalena Baerbock, otwarcie deklaruje, że Niemcy znajdują się w stanie wojny z Rosją.
Joschka trzykrotnie bez powodzenia próbował zdać maturę. Annalena nie tylko zdała maturę, ale nawet studiowała przez 4 lata nauki polityczne w Hamburgu, nie uzyskując jednak dyplomu. Pomimo braku formalnych przesłanek London School of Economics dopuściła Annalenę do studiów podyplomowych i już po roku przyszła ministerka dysponowała dyplomem LL.M w dziedzinie public international law. Można jednak przypuszczać, że drogę do politycznej kariery w dobie globalizmu utorowały Annalenie kontakty z innymi instytucjami: była praktykantką w British Institute of International and Comparative Law a później stypendystką German Marshall Fund, przy czym instytucja ta – wbrew nazwie – jest amerykańską fundacją promującą „współpracę transatlantycką”. Prócz tego Annalena skakała z trampoliny do wody i jako juniorka zdobyła nawet 3 brązowe medale w mistrzostwach Niemiec. Joschka z trampoliny co prawda nie skakał, ale za to w „dziedzinie naukowej” przeskoczył swoją partyjną towarzyszkę: mianowano go profesorem na jednym z amerykańskich uniwersytetów! Wiadomo: „Nie matura, lecz chęć szczera…”
O tym, że Stany Zjednoczone przygotowują atak atomowy na Federację Rosyjską, nie informują wprawdzie MMM, aliści inwestując czas i wysiłek na poszukiwania w mediach alternatywnych lub w periodykach specjalistycznych, można dotrzeć do odpowiednich danych. Głównym powodem rosyjskiej „operacji specjalnej” z 24 lutego 2022 roku, była perspektywa rozmieszczenia na terytorium Ukrainy – po jej włączeniu do Paktu Północnoatlantyckiego — amerykańskich rakiet „tomahawk”, przystosowanych do przenoszenia głowic nuklearnych. To umożliwiłoby uderzenie atomowe w Moskwę czy Petersburg w ciągu kilku minut. O naruszeniu równowagi w dziedzinie bezpieczeństwa Wowa Putin mówił już w 2007 roku w Monachium, na corocznej „Konferencji Bezpieczeństwa”. 7 lat później, po puczu w Kijowie, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji: utrata Sewastopola – głównej bazy floty czarnomorskiej – oznaczałaby uniemożliwienie Rosji operacji militarnych w basenie Morza Śródziemnego. Kolejne lata NATO zużytkowało na przygotowania do wojny i na zbrojenie Ukrainy. Z tego jednak Putin sprawy sobie nie zdawał, negocjując w Mińsku niemal do upadłego z Niemcami i z Francją sprawę pokojowego zakończenia konfliktu w Donbasie; łamanie przyjętych ustaleń przez stronę ukraińską nie zniechęciło rosyjskiego prezydenta do kontynuowania pertraktacji. Charakterystyczna była reakcja Wowy, gdy w grudniu 2022 roku była niemiecka kanclerzyca oświadczyła, iż jedynym celem mińskich negocjacji było zyskanie czasu, aby przygotować Ukrainę i państwa NATO do wojny z Rosją: Putin powiedział, że „jest rozczarowany”.
Także premier Holandii Mark Rutte, gotów jest zaakceptować „opcję atomową” w wojnie z Rosją; mówił o tym holenderski europoseł Marcel de Graaff, a wywiad z nim streścił na łamach „Myśli Polskiej” Karol Dwornik. Szczególnie istotne są przede wszystkim głosy w Niemczech, wzywające do użycia wszystkich środków (podkr. TM), jakimi dysponuje Europa (chodzi rzecz jasna o UE) i Stany Zjednoczone, aby wesprzeć Ukrainę w „walce z rosyjskim agresorem”. Z takim postulatem wystąpili 19 listopada 2023 roku na łamach „Zeit Online” Nico Lange – senior fellow, pracujący dla wspomnianej powyżej monachijskiej Konferencją Bezpieczeństwa oraz Carlo Masala, profesor Uniwersytetu Bundeswehry. Zarówno miejsce publikacji („Die Zeit” należy do najbardziej opiniotwórczych tygodników w niemieckim obszarze językowym), jak i stanowiska autorów artykułu, świadczą o tym, że chodzi o konkretną opcję rozważaną w politycznym establishmencie RFN.
Trzeba wiedzieć, że Niemcy — wspierając w perspektywie globalnej hegemoniczną politykę Stanów Zjednoczonych — realizują na Ukrainie własne cele, obliczone na rozszerzenie wpływów na kontynencie europejskim (w sensie geograficznym). Zaangażowanie RFN w regime change w Kijowie w 2014 roku miało na celu zainstalowanie na Ukrainie proniemieckiego rządu; kandydatem Berlina na prezydenta był bokser w stanie spoczynku Witalij Kliczko. Rząd RFN gotów był przy tym sięgnąć do radykalnych środków. Niemiecki politolog i dziennikarz, Gerhard Wisniewski, autor „roczników” zawierających informacje przemilczane w MMM, opublikował treść kontaktów pomiędzy ambasadą niemiecką w Kijowie a urzędem kanclerskim, bardzo intensywnych w dniach „Majdanu”. Uzyskawszy wiadomość, że w Kijowie może dojść do rozlewu krwi, Angie Merkel bez wahania zaakceptowała tę perspektywę. Krew się polała, ale to Amerykanie, a nie Niemcy, decydowali o obsadzaniu najważniejszych stanowisk politycznych na Ukrainie. Z uwagi na zbliżające się wybory w Sanach Zjednoczonych, które mogą osłabić globalistyczne tendencje w polityce amerykańskiej, RFN zwiększa swoje zaangażowanie na Ukrainie. Pomimo trudności budżetowych kanclerz Oli Scholz zapowiedział podwojenie pomocy dla Kijowa: w 2024 roku jej wartość ma wzrosnąć do 8 miliardów eurosów. Równocześnie w niemieckiej prasie pojawiły się wywiady z Kliczką, który otwarcie krytykował Zełeńskiego. Tego typu publikacje w MMM nie są przypadkowe.
Jeden z autorów niezależnego szwajcarskiego dwutygodnika „Zeit-Fragen”, komentując wypowiedzi Langego i Masali, przywołał „wojnę totalną”, do której Joe Goebbels wzywał w 1943 roku. W jego przemówieniu chodziło jednak przede wszystkim o to, aby każdy członek narodu niemieckiego, niezależnie od zawodu, pozycji społecznej czy wieku (może z wyjątkiem noworodków), przyczynił się do ostatecznego zwycięstwa – Endsieg – Rzeszy.
Na dobrą sprawę w Polsce wszyscy obywatele, nie tylko rolnicy czy transportowcy, chcąc nie chcąc ponoszą ofiary na rzecz wojny z Rosją. Wystarczy wspomnieć o inflacji, wzroście cen energii, rosnących kosztach utrzymania, wydatkach z publicznych funduszy na pomoc dla Ukraińców w Polsce, czy też udziale – poprzez wpłaty do budżetu UE – w finansowaniu Ukrainy. Do „wojny totalnej” ex cathedra nikt nie wzywał, ale obywatele już w niej uczestniczą finansowo, choć trudno dokładnie określić, kto i w jakim zakresie odczuwa dodatkowe obciążenia; z pewnością nie dostrzegają ich przedstawiciele politycznych elit. Eksperci, którzy udzielają się w polskich mediach (prof. Samson nie jest jedyny), nie tyle wzywają do „wojny totalnej”, co proponują zwiększenie pomocy militarnej dla Ukrainy ze strony NATO – jako warunek ostatecznego zwycięstwa nad Rosją.
Istnieje natomiast inna analogia pomiędzy położeniem Rzeszy w 1943 roku a obecną sytuacją na Ukrainie. Otóż Goebbels wystąpił ze swym wezwaniem w momencie, gdy stało się jasne, iż Niemcy potrzebują na gwałt żołnierzy, i to w bardzo pokaźnej liczbie: mówiono o 1,5 milionie. Obecnie nawet MMM wspominają o problemie Ukrainy: zaczyna brakować ludzi na front – szacunkowo kilkuset tysięcy. Ochotnicy z Polski i innych postępowych państw – to za mało. Podobnie w 1943 roku: oddziały z różnych krajów, wspomagających Rzeszę lub przez nią podbitych, nie wystarczały. W tej sytuacji Wunderwaffen, o których Goebbels również wspomniał, nie mogły zmienić niekorzystnego dla Niemiec rozwoju wydarzeń. Także obecnie coraz bardziej śmiercionośne uzbrojenie, które państwa NATO kierują na Ukrainę, nie zmienią rezultatu wojny.
Jednak najważniejsza analogia, którą można dostrzec pomiędzy wystąpieniem Goebbelsa a obecną sytuacją, dotyczy dziedziny ideologiczno-propagandowej: Otóż Joe podkreślił w 1943 roku przeciwieństwo pomiędzy „zjednoczoną Europą” i zagrażającą jej Rosją. Nie ma wątpliwości, że ten element przemówienia skierowany był do zachodnich aliantów (Goebbels był zwolennikiem zawarcia odrębnego pokoju z Wielką Brytanią). Dziś „Europa” jest już zjednoczona w postaci kierowanej przez Berlin UE, zaś rządów w państwach „globalnego Zachodu” nie trzeba przekonywać do konieczności wojny z Rosją.
Równocześnie konflikt na Ukrainie jest pierwszą wojną prowadzoną w celu rozszerzenia UE. Jedną z przyczyn, dla których obwody zamieszkałe przez ludność rosyjską, czy rosyjskojęzyczną, oderwały się od Ukrainy, była obawa przed wcieleniem do Unii Europejskiej. W Polsce zapewne mało kto uwierzy, że na kontynencie europejskim nie tylko mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa czy Szwajcarii nie chcą znaleźć się w UE. A tymczasem we wschodniej części kontynentu zdecydowanie przeważa niechęć do „postępu” w postaci importowanej kultury masowej, genderyzmu, ateizmu, ideologicznej nowomowy, wszechobecności globalnych koncernów. „My nie chcemy do Jewrosojuza” – mówili protagoniści dokumentalnego filmu „Maidan – The Way to War”. Dokument pozwala również zrozumieć, dlaczego mieszkańcy obwodów donieckiego i ługańskiego nie mieli innego wyjścia, niż chwycić za broń. Ludność rosyjskojęzyczna na wschodnich i południowych obszarach Ukrainy została praktycznie postawiona poza prawem, nie mając żadnych możliwości obrony przed coraz bardziej brutalnym uciskiem ze strony władz centralnych. Informacja o spaleniu żywcem w domu związków zawodowych w Odessie ponad 50 osób przedostała się nawet do mediów globalnego Zachodu. Teraz jednak odbiorca mass mediów w postępowym świecie nie ma żadnej możliwości zorientowania się w przyczynach konfliktu na Ukrainie ani w rzeczywistym rozwoju wydarzeń tamże. Patrick Lawrence — jeden z niewielu wybitnych dziennikarzy (był wieloletnim korespondentem International Herald Tribune), którzy nie zaakceptowali nowej, manipulacyjnej funkcji prasy — podkreśla, że obecna sytuacja nie ma precedensu. Tę ocenę Lawrence sformułował na podstawie obserwacji środków przekazu w Ameryce Północnej i w Zjednoczonym Królestwie, ale odnosi się ona również do prasy w pozostałych państwach globalnego Zachodu. Zwłaszcza w Polsce liczba alternatywnych mediów, publikujących wiadomości objęte cenzurą w MMM, jest niewielka, a korzystanie z nich wymaga większego wysiłku niż siedzenie przed telewizorem. Zbrodnie, których dopuszczają się władze i wojska ukraińskie w czasie obecnego konfliktu, są co prawda rejestrowane przez obserwatorów z OECD, ale informacje na ten temat nie mogą się ukazywać w prasie głównego nurtu.
Wojnę o rozszerzenie UE można więc interpretować jako nowe wydanie niemieckiego Drang nach Osten. Zbrojna próba z lat 1940-tych zakończyła się niepowodzeniem. Natomiast obecne wysiłki utrwalą niemieckie wpływy na Ukrainie, przy czym najbardziej gorliwym (niekiedy aż za bardzo) sojusznikiem Berlina jest Polska. Cóż, Polacy nie od dziś są mistrzami świata w szkodzeniu samym sobie.
Na koniec podkreślić wypada, że „opcja atomowa” wchodzi już w fazę realizacji, choć na razie w formie light. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania dostarczyły Ukrainie amunicji ze zubożonym uranem (depleated uranium weapons). Jej użycie ma zwiększyć straty zadawane siłom rosyjskim. Koncepcja jest logiczna: Zadeklarowanym celem Imperium Dobra w wojnie jest maksymalne osłabienie Rosji. Jest ona najpoważniejszą przeszkodą na drodze do kontroli Euro-Azji, to zaś jest kluczem do panowania globalistów nad światem.
Nie wiadomo, kiedy Waszyngton zleci Ukraińcom wykorzystanie amunicji ze zubożonym uranem. Pewne jest jednak, że wówczas również Rosja sięgnie do tej samej broni. Humaniści z NATO użyli jej już w wojnie przeciwko Jugosławii w 1999 roku; stosowano ją na terenie Serbii oraz Kosowa i Metohiji. Od ćwierćwiecza serbscy naukowcy, wspierani przez Instytut Nanotechnologii z Turynu, badają skutki użycia pocisków z uranem. We wrześniu ubiegłego roku na uniwersytecie w Nišu odbyło się 3. międzynarodowe sympozjum poświęcone tej sprawie. Równocześnie grupa serbskich prawników, z profesorem Srdanem Aleksićem na czele, stara się o uzyskanie odszkodowań dla ofiar natowskich pocisków. Profesor Rita Celi z Turynu ustaliła, że napromieniowanie zubożonym uranem doprowadziło do 100-krotnego przekroczenia granicy szkodliwej koncentracji 21 metali ciężkich w organizmach ofiar. [To jakieś nieporozumienie: Jeśli w pociskach był U, to nie może być “21 metali ciężkich “. MD]
Równocześnie stwierdzono u nich koncentrację zubożonego uranu w wysokości 2,98 mSv (milisiwert), podczas gdy dopuszczalna granica to 0,0055 mSv. Skażenie środowiska jest trwałe, bowiem potrzeba 4 i pół miliarda lat, aby stężenie zubożonego uranu w glebie zmniejszyło się o połowę.
Nie chcę tu wchodzić w szczegóły techniczne, tym bardziej że Aleksić opublikował w ubiegłym roku książkę „The Projectiles of Justice”, poświęconą problematyce użycia przez siły NATO pocisków ze zubożonym uranem. Byłoby natomiast wskazane, aby polscy zwolennicy „opcji atomowej” zapoznali się z wynikami wspomnianych badań, na co się jednak nie zanosi. Zastosowanie depleated uranium shells w wojnie na Ukrainie doprowadzi do tego, że nanocząstki uranu skażą również tereny sąsiednie. A skutki tego będą dla mieszkańców wschodnich obszarów Polski (ale nie dla Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii czy USA) groźniejsze, niż niezidentyfikowana rakieta, która wleciała na terytorium Rzeczypospolitej. Rakieta spowodowała alarm na najwyższym szczeblu sił zbrojnych, wystąpienia przywódców państwa i rządu, wezwanie rosyjskiego posła do MSZ. Perspektywa użycia pocisków z materiałem radioaktywnym w pobliżu polskiej granicy wschodniej nie wywołała, o ile mi wiadomo, żadnej reakcji ze strony patriotycznego rządu PiS-u. Trudno się również spodziewać jakichkolwiek kroków ze strony postępowego rządu pod kierunkiem Platformy Obywatelskiej. Jedynym politykiem na „wschodniej flance” NATO, który ostrzega przed „opcją atomową”, jest Viktor Orbán. Słowacki premier Robert Fico zapowiedział, że będzie przeciwny włączeniu Ukrainy do Paktu Północnoatlantyckiego, ponieważ zwiększyłoby to niebezpieczeństwo wybuchu trzeciej wojny światowej. Rozszerzanie sojuszu rzecz jasna przybliża taką perspektywę. Ukraina jest jednak już teraz de facto członkiem NATO, ale z pewnym ograniczeniem: żołnierze z państw sojuszniczych nie biorą bezpośrednio udziału w walkach (np. oddziały polskich saperów na Ukrainie brały udział w akcji rozminowywania). Co więcej, ilość państw zaangażowanych w konflikt pozwala przyjąć, że już obecnie ma on charakter globalny; tylko obszar bezpośrednich walk jest ograniczony terytorialnie. Nie można jednak wykluczyć jego rozszerzenia na basen Morza Bałtyckiego czy rejon Kaukazu.
Wojna na Ukrainie jest początkiem długotrwałego konfliktu, który nie skończy się, nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni. Walki mogły zakończyć się już wiosną 2022 roku, w dodatku na warunkach korzystnych dla Ukrainy: strona rosyjska proponowała powrót do sytuacji terytorialnej sprzed 24 lutego 2022 roku. Głównym nierozwiązanym problemem była kwestia gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, która miała powstrzymać się od przystąpienia do NATO. Waszyngton, wspierany przede wszystkim przez Londyn, nie zezwolił na zakończenie wojny. Wynika to z natury globalizmu, który ma w sobie, podobnie jak nie tak dawno sowiecki komunizm, immanentną potrzebę ekspansji. Dysponuje przy tym potężnym „zbrojnym ramieniem” dla realizacji swych celów, w postaci stale powiększanego Paktu Północnoatlantyckiego.
Wojna, do której Polska ochoczo przystąpiła u boku Najważniejszego Sojusznika, będzie nie tylko totalna, ale również długotrwała i można się obawiać, że kres położy jej dopiero realizacja „opcji atomowej” na pełną skalę.
Skandal związany z suszonymi jabłkami importowanymi z Ukrainy ujrzał światło dzienne, gdy polskie służby wykryły obecność bifentryny i chloropiryfosu w produktach. To odkrycie doprowadziło do natychmiastowego cofnięcia towaru z granicy.
Wprowadzenie: Brak Suszonych Jabłek w Polsce czy Kwestia Ceny?
Cofnięcie partii suszonych jabłek z Ukrainy rodzi pytania o dostępność tego produktu w Polsce. Czy rzeczywiście brakuje suszonych jabłek na rodzimym rynku, czy też istotnym czynnikiem jest cena, skłaniająca przedsiębiorców do sprowadzania ich ze wschodu?
Skrupulatna Kontrola: Spleśniałe Maliny a Przekroczone Pozostałości w Jabłkach
Informacje o kontroli mrożonych malin, które okazały się spleśniałe, zdobyły natychmiastową uwagę mediów.
Niemniej jednak, równie ważna kontrola dotyczyła suszonych jabłek i mogła umknąć uwadze opinii publicznej.
Incydent z Datą: Cofnięcie Partii Suszonych Jabłek na Ukrainę
Z wpisu w unijnej bazie RASFF wynika, że 31 stycznia bieżącego roku partia suszonych jabłek została cofnięta na granicy polsko-ukraińskiej. Jakie były powody tego ruchu? Wyniki kontroli granicznej ujawniły przekroczenia najwyższych dopuszczalnych poziomów bifentryny i chloropiryfosu. Pozostałości chloropiryfosu przekroczyły normy sześciokrotnie, a bifentryny dwukrotnie.
Substancje Wycofane, Ale Nie na Wschodzie: Bifentryna i Chloropiryfos w Suszonych Jabłkach
Nie do przeoczenia jest fakt, że obie substancje – bifentryna od 2009 roku, a chloropiryfos od 2020 roku – zostały wycofane z użycia na terenie Unii Europejskiej. Jednak wciąż są one szeroko stosowane na Ukrainie czy w Turcji, co stawia pod znakiem zapytania kwestie kontroli jakości i standardów w regionie.
To roboczy tytuł określający efekt przypadków w polityce i gospodarce z negatywnym skutkiem końcowym dla polskiego rolnictwa i zdrowia polskich konsumentów. Wyrażenie “koalicja chanukowa” funkcjonuje od pewnego czasu w publicystyce i w wypowiedziach niektórych polityków jako określające nieformalną koalicję przeciw polskiej racji stanu.
Dziś w Aktualnościach przedstawiamy efekt dotychczasowego śledztwa polskich internautów kto zarabia a kto traci na imporcie „ukraińskiego zboża”.
Największym importerem toksycznego ukraińskiego ziarna jest spółka “Złote Ziarno”, zarządzana przez obywatela narodowości izraelskiej – Borisa Pogolier. Wątpliwości co do działań spółki “Złote Ziarno” sięgają aż 2016 roku. Sprawa śmierdzi na kilometr.
Tak rozpoczyna tematyczny wątek na Twitterze internauta Maltaquas
Największym importerem toksycznego ukraińskiego ziarna jest spółka “Złote Ziarno”, zarządzana przez obywatela narodowości izraelskiej – Borisa Pogolier. Wątpliwości co do działań spółki “Złote Ziarno” sięgają aż 2016 roku. Sprawa śmierdzi na kilometr.
Czyli w 2012 roku pojawia się w Polsce żydowski “spadochroniarz” i zakłada spółkę celową z kapitałem zakładowym 20 milionów złotych pod import ukraińskich towarów do Polski i EU. Co najmniej od 2016 spółka jest obiektem zainteresowań służb sanitarnych i weterynaryjnych. Pomimo tego, w latach 2022-2023 spółka importuje rekordową ilość ukraińskich zbóż o łącznej wartości ponad 500 milionów złotych. Czy spółka “Złote Ziarno” działa pod parasolem służb? Jeśli tak to jakiego kraju są to służby?
4 274 Wyświetlenia
“Boris Pogoriler jest również udziałowcem w spółce Acre Pay Limited zarejestrowanej w UK. Drugim udziałowcem w spółce jest Ukrainiec Vitaliy Shram, rezydent Monako. Czyli można przypuszczać, że spółka “Złote Ziarno” ma kapitał ukraiński”.
“Nowy terminal przeładunkowy w Woli Żydowskiej”
Notatka z portalu echodnia.eu: “W środę, 15 czerwca 2016, Andrzej Bętkowski wicewojewoda świętokrzyski, Krzysztof Słonina, wójt gminy Kije, Boris Pogoriler, prezes firmy Złote Ziarno, a także inwestorzy dokonali symbolicznego przecięcia wstęgi, uroczyście otwierając w ten sposób Terminal Przeładunkowy oraz Elewator Złote Ziarno.
Czym zajmuje się Złote Ziarno?
Firma istnieje od 2012 roku, jednak dopiero w tym roku rozpoczęła działalność operacyjną. Specjalizuje się w szeroko pojętym transporcie i magazynowaniu masowych produktów rolnych, w tym zboża, surowych olejów roślinnych, ziarna kukurydzy oraz śruty sojowej. Złote Ziarno współpracuje z największymi uczestnikami rynku rolnego z Ukrainy, zasięgając porad od ekspertów z Polski, Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Holandii”.
Już na pierwszy rzut oka widać było, że inwestycja bazująca m.in. na imporcie do Polski nie przysłuży się polskiemu rolnictwu. Rozpoczęły się problemy… Poniżej skany pism urzędowych z 2016 roku. /link/
Jak wiadomo poprzedni rząd PiS sprawy nie rozwiązał pozwalając na zalew polskiego rynku produktami gorszej jakości z Ukrainy.
Co zrobił w tej sprawie rząd Tuska? Nic. Tak sądzą polscy rolnicy organizujący trwające od wielu miesięcy protesty. Sprawa oczywiście nie powinna się ogniskować wokół jednej spółki, na którą zwrócili uwagę internauci. Problem dotyczy wszystkich importerów trucizny ze wschodu.
Polskie młyny otrzymują propozycje zakupu taniej gotowej mąki pochodzącej z Ukrainy, a następnie przepakowują ją, aby móc ją sprzedawać jako własny produkt, donosi portal Onet. W sieci dostępne są oferty zakupu większych ilości mąki prosto z Ukrainy. Sytuacja ta wywołuje obawy i niepokój wśród właścicieli młynów.
Onet zwraca uwagę, że do Polski nie tylko napływa z Ukrainy surowiec rolny bez wymaganych certyfikatów, ale także gotowa mąka pochodząca z tego kraju. W rezultacie właściciele młynów alarmują, obserwując rozwijającą się sytuację na rynku.
„Właściciele młynów biją na alarm. Okazuje się, że nie tylko transport zboża, przeciwko któremu protestują rolnicy, ale także gotowej już mąki, może trafiać do Polski i zalewać rynek. Ofertę zakupu całych ciężarówek wypełnionych mąką z Ukrainy (po “okazyjnej cenie”) można bardzo łatwo znaleźć w internecie” – pisze Onet.
Portal relacjonuje historię właściciela młyna z Dolnego Śląska, który otrzymał propozycję zakupu gotowej mąki z Ukrainy, którą mógłby następnie przepakować i sprzedawać jako własny produkt. Pomimo tego, że młynarz produkuje wysokiej jakości mąkę, która trafia do klientów bezpośrednio lub wysyłkowo, od kilku miesięcy otrzymuje atrakcyjne oferty dotyczące gotowej mąki z Ukrainy, czasem dostarczanej nawet „cysternami”. Warto zaznaczyć, że wiele młynów, m.in. z Jeleniej Góry, Poznania, Wielunia oraz okolic Nowego Sącza, otrzymywało podobne propozycje handlowe. Mimo korzystnych cen, oferowana mąka nie posiada certyfikatów potwierdzających brak zawartości pestycydów w surowcach.
Internauci mogą łatwo natrafić na oferty firm zajmujących się „mąką z Ukrainy” w sieci, gdzie cena za tonę wynosi początkowo 1400 zł i jest do negocjacji. Młynarze podkreślają, że sytuacja ta może być poważniejsza niż kwestia samego importowanego zboża, gdyż dotyczy gotowego produktu, który nie spełnia norm unijnych. Z powodu niższych kosztów produkcji na Ukrainie, mąka ta może być oferowana po znacznie niższych cenach niż polska, co stanowi poważne zagrożenie dla polskich rolników.
Dodatkowo, podobne problemy zauważalne są w przypadku gryki. Właściciel jednego z młynów zaznacza, że obecnie gryka nie cieszy się popularnością w Polsce do produkcji kaszy. Kaszarnie na Lubelszczyźnie przyznają bezpośrednio, że nie produkują, a jedynie przepakowują kaszę z Ukrainy czy Kazachstanu, dostarczaną w big bagach po niższej cenie niż kosztowałoby samo ziarno w Polsce, z pominięciem kosztów prądu i robocizny.
Ministerstwo Rolnictwa zostało poinformowane o problemie z mąką z Ukrainy. Minister rolnictwa, Czesław Siekierski, potwierdza w rozmowie z Onetem, że resort jest świadomy sytuacji i pracuje nad sposobami przeciwdziałania temu problemowi.
==================================
MD: To nie mamy służb celnych?? Wszystkie są skorumpowane – i bezkarne??
12 lutego ukraińskie organy ścigania ogłosiły, że były ukraiński poseł Serhij Paszynskij wraz z pięcioma innymi podejrzanymi zostali oskarżeni o sprzeniewierzenie i sprzedaż 97 000 ton produktów naftowych przeznaczonych na potrzeby wojskowe.
Nowy skandal korupcyjny na Ukrainie. Straty dla budżetu państwa jakie spowodował Paszyński i jego wspólnicy to zawrotna kwota prawie 1 miliarda hrywien (26 milionów dolarów). Pięciu podejrzanym grozi teraz do 12 lat więzienia.
Zarzuty ogłosiły ukraińska służba bezpieczeństwa SBU, Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU) i Specjalistyczna Prokuratura Antykorupcyjna (SAPO). Chodzi o lobby polityczne Paszyńskiego, które przejęło kontrolę nad jednym z przedsiębiorstw państwowych. Produkty naftowe konfiskowane przy różnych okazjach przez rząd były przekazywane na sprzedaż temu przedsiębiorstwu w celu zapełnienia budżetu państwa. Władze spółki prowadziły sprzedaż produktów naftowych po znacznie obniżonych cenach grupie firm należących do partnera biznesowego Paszyńskiego.
„Te produkty naftowe zostały następnie sprzedane na stacjach benzynowych tej grupy przedsiębiorstw oraz na innych stacjach benzynowych sieci, a wpływy skoncentrowano wśród beneficjentów programu” – podała SBU.
Aby sprawiać wrażenie, że zajęte produkty naftowe przekazywane były na potrzeby ukraińskiego MON, państwowa spółka dokonywała odpowiednich dostaw na zasadach komercyjnych, za które ministerstwo w pełni zapłaciło. Do Ministerstwa Obrony Narodowej trafiło jednak jedynie 1,6% tych produktów naftowych.
„W tym samym czasie oskarżeni sprzedali swojej grupie spółek ten sam asortyment towarów po cenie o połowę niższej niż Siłom Zbrojnym” – czytamy w komunikacie.
Według śledczych, były poseł zapewnił polityczną przykrywkę dla tych transakcji, wykorzystując swoje wpływy w przedsiębiorstwach państwowych, organach sądowych i organach ścigania zaangażowanych w konfiskatę tych produktów naftowych.
NASZ KOMENTARZ: Ukrainie może zabraknąć amunicji, rekrutów do wojska, może nawet zabraknąć zboża. Jednego tam jednak nigdy nie braknie – korupcji.