– Stoi za tym jakiś cel. Mianowicie, wzmocnienie obecności islamu w Europie, a to kosztem chrześcijaństwa (…) Nie możemy być aż tak naiwni, by tego nie widzieć – mówił o masowej migracji muzułmanów do Europy biskup Athanasius Schneider.
W wywiadzie udzielonym serwisowi LifeSiteNews biskup podkreślił, że choć w duchu chrześcijańskim należy pomagać osobom w potrzebie, to jednak masowa migracja uchodźców do Europy jest zagadnieniem zupełnie innym. Elity europejskie nie mają faktycznie na celu pomocy uchodźcom, lecz starają się „zmienić tożsamość Europy, narodów europejskich, poprzez masową obecność ludzi z zupełnie innej kultury”.
Główną grupą przybyszów są muzułmanie, a ich kultura znacząco odbiega od europejskiej. Tymczasem zbyt duża liczba wyznawców islamu przybywająca obecnie do Europy stanowi zagrożenie dla naszej chrześcijańskiej tożsamości.
– Stoi za tym [migracją] jakiś cel. Mianowicie, wzmocnienie obecności islamu w Europie, a to kosztem chrześcijaństwa, to całkiem jasne – alarmował hierarcha. -Nie możemy być aż tak naiwni, by tego nie widzieć; to staje się coraz bardziej oczywiste – dodał.
Biskup zachęcił wszystkich Europejczyków, by w obecnej sytuacji nie pozostali bierni. Raczej, powinni wywierać naciski na przywódców państw oraz innych wpływowych ludzi, aby ci położyli kres nadmiernej migracji osób spoza Europy. To pozwoli „obronić europejskie wartości”.
Hierarcha dodał, że wartości, o których tu mowa, to nie są „wartości Unii Europejskiej”, czyli neo-komunizm i masoneria.
– Prawdziwe wartości europejskie, te historyczne,to te, które zbudowały chrześcijańską politykę i chrześcijańską kulturę – wyjaśnił bp Schneider. – I dlatego powinniśmy po raz kolejny promować zdrowy patriotyzm, miłość do ojczyzny, do naszych historycznych wartości chrześcijańskiej kultury europejskiej. Myślę, że to jest nasze zadanie na dziś – podsumował.
W czasach pierwszej komuny, sprawujące terror w Polsce, podległe Moskwie, dwie zbrodnicze frakcje: „Żydy i Chamy” pomawiały Polaków, nawet zasłużonych bohaterów II Wojny Światowej, o współpracę z Niemcami Hitlera i z USA. Zgodnie z ówczesną mądrością etapu kolaboracja z Rosją Stalina była cnotą, a eurokołchoz (ZSRR + “demoludy”) nową Ojczyzną.
W czasach współczesnych, zasługujących na miano czasów komuny drugiej, środowiska lewicowe (neomarskiści et consortes) robią to samo. Kolaborując z Berlinem i Brukselą równocześnie pomawiają Polaków, tym razem, o współpracę z Rosją. Jak widać zmiana dotyczy zmiany etykietek – dawny przyjaciel komuny stał się jej wrogiem, a poprzedni wróg, przyjacielem.
W rzeczywistości ani Rosja, ani Niemcy nigdy nie były i nadal nie są naszymi przyjaciółmi.
Zmienił się tylko wektor. Dawny okupant (ZSRR) stracił geopolityczną dominację na rzecz nowego: Unii Antyeuropejskiej zwanej drugim euro-kołchozem.
Analogia nie jest pełna, ale w wielu zasadniczych punktach podobieństwa pomiędzy dzisiejszym eurokołchozem a eurokołchozem pod egidą Moskwy są uderzające. Na pewno nie ma różnicy w zachowaniach funkcjonariuszy partyjnych pierwszej i drugiej komuny, którzy traktują każdy kolejny totalitarny twór – jak swoją nową Ojczyznę. Pierwszy eurokołchoz wprowadził terror z dnia na dzień, eurokołchoz unijny wprowadzał go stopniowo zaczynając od tolerancji represywnej, a kończąc na myślozbrodni i mowie nienawiści.
“Tarcza Wschód”
Trzy komentarze Witolda Gadowskiego
Ruch Obrony Polaków protestuje przeciwko zdradzie Polski jaką jest próba oddania kontroli nad polską armią potomkom hitlerowców. Szykujemy nasze Gniazda do działania.
“Tarcza Wschód” to plan obrabowania Polski ze zdolności obronnych na rzecz Niemiec, które po cichu właśnie dogadują się z Putinem. Kto jest zdrajcą?
Niemcy potajemnie dogadują się z Rosją aby odnowić sojusz a “Tarcza Wschód” jest szkodliwym, dla naszej niepodległości, centralizowaniem Europy pod wodzą IV Rzeszy i jej trockistów. Zasłona dymna.
Tak samo jak kiedyś Związek Sowiecki uczynił z nas tarczę na zachodzie swojego imperium, tak i teraz zarządzana przez “Bestię” Unia będzie próbować nas wykorzystać do samego końca, w zależności od wariantu, jako dojną krowę, śmietnik i tarczę.
O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne
1 komentarz
jan 22 marca 2025
A jednak języczkiem politycznej uwagi teraz powinien być Izrael który prze do wojny.Nie UE,nie Ukraina,nie Rosja.To całkowicie zmieni układ sil politycznych w Europie, na Bliskim Wschodzie,także w Rosji
Niemiecka policja coraz częściej zatrzymuje osoby, które przy użyciu sfałszowanych dokumentów uzyskały wizy pracownicze – informuje magazyn „Spiegel”. Nadużycia związane z migracją zarobkową do Niemiec stają się coraz większym problemem.
Z danych przedstawionych przez niemieckie służby wynika, że oszuści wykorzystują ustawę o imigracji wykwalifikowanej siły roboczej, posługując się fałszywymi umowami o pracę, certyfikatami szkoleniowymi oraz dokumentami poświadczającymi kwalifikacje zawodowe. Fałszowane są także dyplomy uczelni wyższych oraz zaświadczenia z instytucji odpowiedzialnych za uznawanie zagranicznych kwalifikacji edukacyjnych.
Podczas kontroli okazało się, że wielu posiadaczy wiz nie zna swoich rzekomych pracodawców, a ich znajomość języka niemieckiego jest zerowa. Policja wskazuje, że proceder ten szczególnie nasilił się w ambasadach i konsulatach w Afryce Północnej, Wschodniej oraz w Azji. Dokładna liczba przypadków pozostaje jednak nieznana, gdyż zjawisko to nie jest rejestrowane w statystykach.
Zdaniem niemieckich służb główną przyczyną rosnących nadużyć jest łatwiejszy dostęp do niemieckiego rynku pracy, który umożliwiła ustawa o imigracji wykwalifikowanej siły roboczej. Zmniejszenie biurokracji i obniżenie wymagań miało na celu przyciągnięcie specjalistów z zagranicy, jednak okazało się również furtką dla oszustów. Jak podkreśla rzecznik policji, każdy legalny sposób wjazdu do Niemiec wiąże się z ryzykiem nadużyć.
Nowe przepisy wprowadzone dwa lata temu przez rząd koalicyjny SPD, Zielonych i FDP miały ułatwić legalną migrację zarobkową, jednak teraz pojawiają się głosy wzywające do zaostrzenia kontroli i skuteczniejszego wykrywania fałszerstw.
Wojna na Ukrainie pochłonęła już setki tysięcy istnień ludzkich, jednak szef niemieckiego wywiadu przewiduje, że straty będą o wiele większe, a ukraińska opozycja reaguje oburzeniem.
Bruno Kahl, szef Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), skomentował to w wywiadzie, mówiąc: „Jeśli wojna na Ukrainie zakończy się wcześniej niż (w 2029 lub 2030 r.), wówczas wszystkie środki (Rosji) – zarówno techniczne, jak i materialne – będą w stanie znacznie wcześniej zagrozić Europie”.
Na Ukrainie ta część wywiadu spotkała się z ostrą krytyką.
Niemiecka gazeta Berliner Zeitung pyta teraz: „Czy wojna będzie prowadzona na plecach Ukrainy?” Być może śmieszne pytanie na ten temat jest już prowadzone na ich plecach przez ostatnie trzy lata.
Gazeta pisze dalej: „Na Ukrainie ten fragment wywołuje emocje. Odczytano w Kijowie: Szef niemieckiego wywiadu publicznie oświadcza, że wojna na Ukrainie nie powinna zakończyć się przed 2029 r. W przeciwnym razie Rosja mogłaby szybciej wykorzystać swoje zasoby, aby zagrozić Europie”.
Innymi słowy, porozumienie pokojowe nie przyniosłoby korzyści Europie, gdyby doszło do niego przed upływem najbliższych pięciu lat. Zamiast tego niemiecki szef sugeruje, że w interesie Europy leży dalsze wysyłanie fal ukraińskich mężczyzn na śmierć na froncie.
Była premier Ukrainy, która nadal pozostaje jednym z najpotężniejszych głosów w kraju, Julia Tymoszenko, zareagowała na wypowiedzi Kahla. Na swojej stronie na Facebooku napisała, że „coś wymknęło się” z ust Kahla, czego Ukraińcy „nie chcieli przyznać” sami przed sobą.
„Czy ktoś postanowił zapłacić za wyczerpanie Rosji w imię bezpieczeństwa w Europie istnieniem Ukrainy i życiem setek tysięcy Ukraińców? Nigdy nie myślałam, że będzie to omawiane tak oficjalnie i otwarcie” – napisała. Następnie wezwała Zełenskiego do natychmiastowego zakończenia wojny i podpisania porozumienia pokojowego.
Jako przewodnicząca opozycyjnego Stowarzyszenia Ojczyzna Tymoszenko [Батьківщина] skarżyła się, że nawet najbliżsi sojusznicy Ukrainy przede wszystkim realizują własne interesy. Wzywa ukraiński parlament do zajęcia się oświadczeniem Kahla.
Oleksij Hontscharenko z Europejskiej Grupy Solidarności również złożył podobne oświadczenie na Telegramie: „Nie za pięć czy dziesięć lat. Zakończmy to. Aby odbudować gospodarkę i rozbudować armię. Ważne jest, aby zachować nasz kraj teraz. Nie musimy nikogo ratować. Musimy ratować siebie”.
Ukraiński politolog Anatolij Oktysjuk powiedział, że wypowiedzi Kahla tylko potwierdzają to, co mówił od jakiegoś czasu. „Oczywiście, negocjacje pokojowe i zakończenie naszej wojny są niekorzystne dla Europy. Czy Ukraińcy powinni walczyć tak długo, jak to możliwe, aby w Europie pozostał spokój?”
W mediach społecznościowych Oktysjuk napisał, że Kahl dopiero teraz szczerze przyznał się do tego, o czym Oktysjuk mówił przez ostatnie dwa lata.
Na Ukrainie rośnie niepokój z powodu ogromnych strat, jakie wojna zbiera wśród ludności ukraińskiej, która przeżywa najgorszy upadek demograficzny w całym świecie ze względu na wysoki wskaźnik śmiertelności, niski wskaźnik urodzeń i ogromną falę emigracji.
Tymoszenko stała się bardziej otwarta w mediach w ostatnich miesiącach i zaczęła krytykować Zełenskiego. Zełenski jednak nie ma się czego obawiać, ponieważ wybory zostały zawieszone na Ukrainie, dopóki trwa wojna. [g. od niego pajaca, to zależy ! md]
The demographic implosion of Ukraine: Women fleeing Ukraine and finding new partners while men find death at the front.
Demograficzna implozja na Ukrainie: Kobiety uciekają z kraju i znajdują nowych partnerów, podczas gdy mężczyźni giną na froncie.
————
NOWOPOLSKI: W III RP mamy tego “przedsmak” od 30 z górą lat: kobiety do zachodnich burdeli, a mężczyźni na zmywaki!
Pakt Migracyjny Unii Europejskiej, który zakłada przymusową relokację uchodźców między państwami członkowskimi, stwarza realne zagrożenie dla Polski. Choć nasz kraj przyjął w ostatnich latach tysiące [no, chyba miliony… md] uchodźców z Ukrainy, to polityka migracyjna UE nie gwarantuje bezpieczeństwa ani stabilności, a wręcz sprzyja rozprzestrzenianiu się chaosu w państwach, które nie są przygotowane na tak ogromny napływ osób z kultur obcych naszej cywilizacji chrześcijańskiej.
Zamiast skutecznej ochrony granic, Pakt Migracyjny opiera się na ideologii otwartych drzwi, która nie bierze pod uwagę realnych zagrożeń, takich jak dezintegracja społeczna, wzrost przestępczości oraz islamizacja, która w krajach Europy Zachodniej doprowadziła do upadku tradycyjnych zasad chrześcijańskich i erozji ładu społecznego.
Nie możemy pozwolić, by Polska stała się ofiarą nieodpowiedzialnej polityki migracyjnej, która zagraża naszej suwerenności, bezpieczeństwu oraz katolickiej tożsamości narodowej. Wiele państw zachodnioeuropejskich, które już przyjęły masową migrację, boryka się teraz z poważnymi problemami, które odbijają się na ich społecznej i gospodarczej stabilności.
Polska, chcąc uniknąć powtórzenia tych błędów, musi stanowczo sprzeciwić się Paktowi Migracyjnemu i dążyć do polityki ochrony swoich granic oraz interesów narodowych. Naszym obowiązkiem jest obrona polskiej kultury, naszej chrześcijańskiej tożsamości oraz zapewnienie bezpieczeństwa przyszłym pokoleniom.
Szanowny Panie Premierze,
Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, z pełną odpowiedzialnością i troską o przyszłość naszej Ojczyzny, wyrażam zdecydowany sprzeciw wobec przyjęcia Paktu Migracyjnego. Zgadzam się, że Polska nie powinna być zmuszana do przyjmowania przymusowej relokacji uchodźców, szczególnie w obliczu kryzysu migracyjnego, który zagraża nie tylko naszemu bezpieczeństwu, ale również naszej kulturze, cywilizacji chrześcijańskiej i katolickiej tożsamości narodowej. Polska, choć otwarta na pomoc dla tych, którzy naprawdę jej potrzebują, nie może pozwolić na masowy napływ imigrantów, którzy nie integrują się z naszym społeczeństwem, a w dłuższej perspektywie mogą stać się zagrożeniem dla naszego ładu społecznego.
Proszę wziąć pod uwagę moje zdanie i wszystkie argumenty, które przemawiają za tym, by Polska zachowała pełną kontrolę nad swoimi granicami i polityką migracyjną. Jako obywatele tego kraju, mamy prawo do decydowania o przyszłości naszej Ojczyzny, a przymusowe przyjęcie uchodźców stoi w sprzeczności z naszymi zasadami i interesami narodowymi. Proszę o głębokie zastanowienie się nad skutkami tej decyzji i o podjęcie działań na rzecz ochrony naszej suwerenności.
Projekt reformy UE przedstawiony w Waszyngtonie przez polski Instytut Ordo Iuris i węgierskie Mathias Corvinus Collegium wywołuje histerię w mediach finansowanych z USAID
Fala histerii rozpętała się w zeszłym tygodniu po prezentacji w siedzibie Heritage Foundation w Waszyngtonie projektu gruntownej reformy Unii Europejskiej.
Histeria. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com
Prezentacja raportu „The Great Reset: Restoring Member State Sovereignty in the European Union” (Wielki Reset: przywrócenie suwerenności państw członkowskich w Unii Europejskiej) odbyła się 11 marca podczas wydarzenia zorganizowanego w Waszyngtonie przez wpływową Heritage Foundation. Raport ten został przygotowany przez polski Instytut Ordo Iuris i węgierskie Mathias Corvinus Collegium (MCC). Przedstawia dwa możliwe scenariusze reformy Unii Europejskiej w celu przywrócenia demokracji i suwerenności jej państw członkowskich.
„Najbardziej wpływowy think tank administracji Trumpa, The Heritage Foundation, otrzymuje od nieliberalnych sił w Polsce i na Węgrzech propozycje dotyczące tego, jak kształtować przyszłość Unii Europejskiej. Propozycje, uzyskane przez VSquare, obejmują demontaż kluczowych instytucji UE i zmianę nazwy całego bloku.”
Cały artykuł, opublikowany w języku angielskim i szeroko powielany w europejskich mediach, a w szczególności polskich, nosił wymowny tytuł: „Zmiana nazwy UE, demontaż Komisji: na co polscy i węgierscy liberałowie szukają wsparcia w USA”.
Takich prezentacji bez wątpienia będzie więcej (jedna jest już planowana w Warszawie, choć nie znamy jeszcze dokładnej daty). Jest to szczególnie istotne, ponieważ dążenie do alternatywnego projektu reformy UE wykracza poza polskie Ordo Iuris i węgierskie MCC, obejmując szerszą koalicję prawicowych, konserwatywnych środowisk w całej Europie.
Stąd też prawdopodobnie panika i oburzenie po stronie lewicowo-liberalnych mediów, a nawet niektórych wiodących polityków, jak chociażby samego polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Choć sprawy wyglądają nieco inaczej, polski minister mówi nawet „o inicjatywie węgierskiej, w partnerstwie z polską organizacją Ordo Iuris, aby za pomocą think-tanku w Waszyngtonie, doradzać administracji amerykańskiej, jak rozmontowywać Europę”.
Dwie wizje Unii Europejskiej
W rzeczywistości inicjatywa opracowania kontrpropozycji dla planu reformy przegłosowanego przez Parlament Europejski w listopadzie 2023 r. – silnie wspierana przez prezydenta Francji i kanclerza Niemiec – rozpoczęła się na konferencji zorganizowanej wspólnie we wrześniu w Warszawie przez Ordo Iuris i The Heritage Foundation. Konferencja zatytułowana „Na progu państwa Europa: gospodarka, obronność, ideologia i ochrona suwerenności w perspektywie transatlantyckiej” zgromadziła przedstawicieli think tanków, polityków, naukowców, działaczy społecznych i znanych intelektualistów z Polski, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Bułgarii, Słowacji, Rumunii, Węgier, Chorwacji i USA.
„Heritage Foundation planuje teraz zniszczyć UE – z pomocą polskich i węgierskich partnerów”
– napisała amerykańska komentatorka Anne Applebaum, reagując na artykuł VSquare w mediach społecznościowych. Jak wiemy, Applebaum jest też żoną polskiego ministra spraw zagranicznych, którego Elon Musk nazwał niedawno „marionetką Sorosa” podczas ich głośnej kłótni na X. Applebaum jest też zagorzałym krytykiem Donalda Trumpa. Podczas zeszłorocznej kampanii prezydenckiej w USA posunęła się nawet do napisania: „Trump mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini”.
Jednak to nie Heritage Foundation jest autorem raportu, o którym tu mowa, ale dwa niezależne europejskie think tanki. Do tego zaproszone do wniesienia wkładu w trwające prace nad tym wstępnym projektem są europejskie, a nie amerykańskie, środowiska patriotyczne wspierające demokrację i wolność.
Elon Musk w swoich postach na X porównywał dzisiejszą Unię Europejską do byłego Związku Radzieckiego, a wiceprezydent USA J.D. Vance ostrzegał na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa: „Zagrożeniem, o które najbardziej się martwię w stosunku do Europy, nie jest Rosja, nie są to Chiny, ani żaden inny podmiot zewnętrzny. To, co mnie martwi, to zagrożenie wewnętrzne – odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej fundamentalnych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki.”
Plan reform zakorzeniony w komunistycznym Manifeście z Ventotene, którego orędownikami są gorliwi eurofederaliści, tacy jak eurodeputowany Guy Verhofstadt, Emmanuel Macron i były kanclerz Niemiec Olaf Scholz, oznaczałby koniec demokracji na kontynencie – chyba że spowodowałby rozpad Unii Europejskiej. Ich plan jest nie tyle nawet federalistyczny, co centralistyczny.
Instytut Ordo Iuris szczegółowo opisał to w zeszłorocznym raporcie„Po co nam suwerenność? 10 obszarów postulowanej cesji narodowej suwerenności w świetle rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie propozycji dotyczących zmiany Traktatów”. Natomiast alternatywna wizja zaproponowana przez europejskich konserwatystów została przedstawiona w nowo zaprezentowanym raporcie pt.: “The Great Reset: Restoring Member State Sovereignty in the European Union.” (Wielki Reset: przywrócenie suwerenności państw członkowskich w Unii Europejskiej).
W odpowiedzi na krytykę Anne Applebaum, napisałem na X:
„Wielki Reset przewiduje przywrócenie prawdziwej wolności i suwerennej władzy państwom narodowym. Wspólny rynek wolny od nadmiernej regulacji. Koniec z biurokratycznymi regulacjami. Elastyczna Unia Europejska o wielu prędkościach, gotowa na globalne wyzwania.”
Potrzeba takiego alternatywnego projektu reform staje się coraz pilniejsza, a jego celem jest ponowne uczynienie Europy wielką. Podczas gdy prezydent USA Donald Trump skrytykował UE jako „paskudną” („nasty”) w kontekście polityki handlowej, blok ten staje się coraz bardziej opresyjny i rzeczywiście paskudny w sensie politycznym.
Liberalna lewica w Europie postrzega teraz wojnę na Ukrainie i nowe podejście Ameryki do tej wojny pod rządami Donalda Trumpa jako okazję do przyspieszenia „integracji europejskiej” – co w rzeczywistości przekłada się na dalszą centralizację władzy w rękach niewybieralnych eurokratów, którzy za nic nie odpowiadają przed wyborcami.
Nie czekając nawet na formalne reformy traktatowe – obecnie dyskretnie procedowane przez europejskie elity przy prawie pełnej ciszy medialnej w większości krajów – Komisja Europejska i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) już teraz twierdzą, że prawo UE i jego interpretacja przez TSUE powinny mieć pierwszeństwo przed konstytucjami krajowymi. Ma to spowodować bezpośrednie podporządkowanie sądownictwa i sądów konstytucyjnych państw członkowskich UE sędziom zasiadającym w Luksemburgu, sprawiając, że krajowe procedury demokratyczne nie będą miały już większego znaczenia.
Sądownicze europejskie superpaństwo jest w tej chwili budowane w miejsce demokracji parlamentarnych, z pominięciem woli krajowych wyborców. Zmianę tę podkreślają ostatnie wydarzenia, takie jak odwołanie wyborów prezydenckich w Rumunii, finansowana przez UE „demokracja walcząca” w Polsce (co ma utrwalić władzę liberalnej lewicy) oraz mrożąca krew w żyłach deklaracja komisarza UE Thierry’ego Bretona, że UE może interweniować w Niemczech, jeśli AfD wygra, a także w innych miejscach, tak jak to miało miejsce w Rumunii.
Dlaczego „Wielki Reset”?
Zainteresowanie Heritage Foundation tym projektem wynika z faktu, że Amerykanie są żywotnie zainteresowani losem swoich europejskich sojuszników. Zachodnia cywilizacja wymaga zarówno silnej amerykańskiej demokracji, jak i dynamicznej, demokratycznej Europy. Taka Europa nie może istnieć bez silnych, demokratycznych i suwerennych państw narodowych.
Rozmowa o reformie Unii Europejskiej powinna zatem odejść od wizji reformy brukselskiej elity w kierunku oddolnej inicjatywy dla transformacji Unii Europejskiej. Ta alternatywna ścieżka zakłada odejście od inspirowanego komunizmem modelu superpaństwa, przewidzianego w Manifeście z Ventotene (do którego wyraźnie odwołuje się propozycja reformy przyjęta przez Parlament Europejski w 2023 r.), i powrót do chrześcijańsko-demokratycznej wizji Roberta Schumana, jednego z patronów powojennej integracji europejskiej.
Schuman napisał kiedyś:
„Demokracja musi być chrześcijańska, inaczej nie będzie jej wcale.”
Dziś widzimy, jak prawdziwe są te słowa – po obu stronach Atlantyku.
Vance ostrzega, że wiele krajów europejskich ryzykuje popełnieniem „samobójstwa cywilizacyjnego” z powodu m.inn. niedbałej polityki kontroli granic i ograniczeń wolności słowa.
W wywiadzie dla Fox News wiceprezydent USA podkreślił głębokie więzy kulturowe i religijne łączące USA i Europę, nazywając kontynent „kolebką zachodniej cywilizacji”, która jego zdaniem jest obecnie poważnie zagrożona.
Powiedział: „Cała idea cywilizacji chrześcijańskiej, która doprowadziła do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki, powstała w Europie. Więzi kulturowe, więzi religijne… te rzeczy przetrwają polityczne nieporozumienia”, po czym dodał: „ Ale myślę, że Europa, a szczerze mówiąc, powiedziałbym to samo o Ameryce rok temu, jest zagrożona, moim zdaniem, popełnieniem samobójstwa cywilizacyjnego ” .
Vance ostrzegł, że niechęć lub niemożność kontrolowania granic, w połączeniu z wysiłkami zmierzającymi do ograniczenia wolności słowa, gdy obywatele protestują przeciwko takim kwestiom jak nielegalna imigracja, może mieć poważne konsekwencje.
„Oni nie są w stanie lub nie chcą – zbyt wiele krajów – kontrolować swoich granic… Widzisz, że zaczynają ograniczać wolność słowa swoich własnych obywateli, nawet gdy ci obywatele protestują przeciwko takim rzeczom jak inwazja na granicę, która doprowadziła do wyboru [prezydenta USA] Donalda Trumpa i wielu europejskich przywódców” – wyjaśnił wiceprezydent, wyrażając nadzieję, że kraje europejskie zaczną zajmować się tymi kwestiami.
Odpowiadając na krytykę, że jego stanowisko może nadwyrężyć stosunki między USA a europejskimi partnerami, Vance stwierdził, że szczere dyskusje między sojusznikami są koniecznością.
„Jeśli mamy kraj taki jak Niemcy, gdzie przybywa kilka milionów imigrantów z krajów, które są całkowicie kulturowo niezgodne z Niemcami, to nie ma znaczenia, co myślę o Europie” – stwierdził.
Vance dodał, że niekontrolowana imigracja do UE może mieć negatywne konsekwencje dla Stanów Zjednoczonych, gdyż niektórzy ludzie mogą w końcu chcieć wjechać do Ameryki.
„Chcę, aby Europa się rozwijała. Chcę, aby byli ważnym sojusznikiem. Częścią tego będzie szacunek Europy dla własnych obywateli, szacunek dla własnej suwerenności, a Ameryka nie może wykonać tej pracy za nich” – powiedział.
W lutym Vance wygłosił płomienną mowę na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, krytykując europejskich przywódców za strach przed własnymi wyborcami i brak przestrzegania wartości demokratycznych, przy jednoczesnym cenzurowaniu głosów sprzeciwu pod pretekstem walki z „dezinformacją”.
„Zagrożenie, o które najbardziej się martwię w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor… to, o co się martwię, to zagrożenie z wewnątrz” – powiedział Vance w przemówieniu, które Trump później określił jako „bardzo błyskotliwe”.
Szef Departamentu Efektywności Rządu (DOGE) USA w niewybredny sposób skrytykował Unię Europejską zamieszczając grafikę, na której widnieją sierp i młot otoczone unijnymi gwiazdkami.
Podpis głosi: Wyobraź sobie tak kochać bycie rządzonym, że chcesz rządu rządzącego twoim rządem.
Relacje USA i UE znajdują się w fazie narastających napięć handlowych. USA, pod przywództwem Donalda Trumpa wprowadziły lub planują wprowadzić wysokie cła na europejskie towary, takie jak 25% taryfy na stal i aluminium, a potencjalnie także na szerszą gamę produktów, w tym samochody. Działania te są motywowane chęcią wyrównania deficytu handlowego USA z UE, który Trump szacuje na około 300 miliardów dolarów rocznie, oraz zarzutami o ograniczony dostęp amerykańskich produktów (np. samochodów i żywności) na rynek UE.
UE z kolei przygotowuje odpowiedź w postaci ceł odwetowych. Komisja Europejska zapowiedziała przywrócenie ceł na amerykańskie towary o wartości 8 miliardów euro (z 2018 roku, np. na bourbon, motocykle Harley-Davidson czy sok pomarańczowy) oraz nałożenie nowych taryf na kolejne towary warte 18 miliardów euro, aby zrównoważyć straty spowodowane amerykańskimi cłami. UE argumentuje, że jej rynek jest bardziej otwarty (średnie cła na produkty z USA to 0,9% wobec 1,4% w USA), choć w przypadku samochodów cła unijne są wyższe (10% wobec 2,5% w USA).
Te wzajemne działania grożą eskalacją wojny handlowej, która może zaszkodzić obu stronom – podnieść ceny, zakłócić łańcuchy dostaw i zahamować wzrost gospodarczy. UE ma nadwyżkę w handlu towarami z USA (ok. 150-200 miliardów euro rocznie), ale w usługach przewagę mają Stany Zjednoczone (deficyt UE wynosi ok. 100 miliardów euro). Obie strony deklarują gotowość do negocjacji, jednak bez kompromisu konflikt handlowy może się zaostrzyć, zwłaszcza po 1 kwietnia 2025, gdy planowane cła mają wejść w życie.
Nie mogą więc dziwić różne przytyki między przedstawicielami obu stron, choć przyznać należy, że uwaga Muska była, nomen omen, celna.
Najwyraźniej w interesie Europy nie leży jednoczenie się przeciwko prezydentowi USA z powodu przegranej wojny.
Oni (elity euro) nie mają szans: „Jeśli Trump wprowadzi te cła [25%], USA wpadną w poważny konflikt handlowy z UE” – grozi premier Norwegii. A co jeśli Bruksela odpowie odwetem?
„ Mogą próbować, ale nie mogą” – odpowiedział Trump. Von der Leyen obiecała jednak już podjęcie działań odwetowych. Mimo to, połączone siły brytyjskich sił zbrojnych raczej nie zmuszą Trumpa do wysłania wojsk amerykańskich na Ukrainę w celu ochrony europejskich interesów (i inwestycji!).
W rzeczywistości każdy europejski członek NATO – z różnym stopniem zażenowania – teraz publicznie przyznaje, że żaden z nich nie chce uczestniczyć w zabezpieczaniu Ukrainy bez wsparcia militarnego USA dla tych europejskich sił. To oczywisty plan, mający na celu skłonienie Trumpa do kontynuowania wojny na Ukrainie – podobnie jak groźby Macrona i Starmera dotyczące zerwania umowy wydobywczej, aby skłonić Trumpa do ponownego zaangażowania się w wojnę na Ukrainie. Trump wyraźnie przejrzał tę taktykę.
Problem jednak polega na tym, że Zełenski wydaje się bardziej obawiać zawieszenia broni niż dalszej utraty terytorium na polu bitwy. Wydaje się, że jemu również zależy na kontynuacji wojny (być może chce utrzymać się przy władzy).
Wezwanie Trumpa do zakończenia przegranej wojny na Ukrainie najwyraźniej wywołało pewnego rodzaju dysonans poznawczy wśród europejskich elit. Oczywiście, już od jakiegoś czasu było jasne, że Ukraina nie przywróci granic z 1991 r. i nie zmusi Rosji do zajęcia na tyle słabej pozycji negocjacyjnej, by Zachód mógł dyktować własne warunki zakończenia konfliktu.
Jak pisze Adam Collingwood:
„Trump spowodował ogromną rysę w granicy bańki fantazji… rządząca elita [w następstwie zmiany kursu Trumpa] widzi nie tylko porażkę wyborczą, ale dosłowną katastrofę. Klęska wojenna, która pozostawia [Europę] w dużej mierze bezbronną; gospodarka zdeindustrializowana; rozpadające się usługi publiczne i infrastruktura; wysokie deficyty budżetowe; stagnacja poziomu życia; społeczna i etniczna niezgoda – oraz potężna populistyczna rebelia kierowana przez tak poważnych wrogów jak Trump i Putin w manichejskiej walce z pozostałościami czasów liberalnych – i strategicznie wciśnięta pomiędzy dwóch przywódców, którzy zarówno nimi gardzą, jak i nie szanują ich…”.
„Innymi słowy, przez pęknięcie w bańce fantazji elity Europy widzą swój własny upadek…”
„Każdy, kto potrafił dostrzec rzeczywistość, wiedział, że od jesieni 2023 r. sytuacja na froncie będzie się tylko pogarszać, ale z perspektywy swojego świata fantazji nasze elity nie były w stanie tego dostrzec. Władimir Putin, podobnie jak Deplorables i Gammons w kraju, był atawistycznym demonem, który nieuchronnie zostanie zabity w nieubłaganym marszu w stronę liberalnej, postępowej utopii.
Wielu przedstawicieli europejskich klas rządzących jest wyraźnie wściekłych. Ale co tak naprawdę mogą zrobić Wielka Brytania lub Niemcy? Szybko stało się jasne, że państwa europejskie nie mają potencjału militarnego umożliwiającego skoordynowaną interwencję na Ukrainie. Ale przede wszystkim, jak zauważa Conor Gallagher, to gospodarka europejska, która stoi na skraju załamania – w dużej mierze w wyniku wojny z Rosją – sprawia, że rzeczywistość wychodzi na pierwszy plan.
Nowy kanclerz Niemiec Friedrich Merz stał się najbardziej nieustępliwym europejskim przywódcą, opowiadając się zarówno za rozbudową armii, jak i poborem młodzieży – to europejski model oporu mający na celu powstrzymanie zwrotu Trumpa w stronę Rosji.
Mimo to zwycięska partia CDU/CSU Merza uzyskała jedynie 28% głosów i straciła znaczną część elektoratu.
Trudno uznać to za wykonalne zadanie, by wspólnie stawić czoła Rosji i Ameryce!
„Pozostaję w bliskim kontakcie z wieloma premierami oraz szefami państw i rządów krajów UE i dla mnie absolutnym priorytetem jest jak najszybsze wzmocnienie Europy, abyśmy mogli krok po kroku osiągnąć niezależność od USA” – powiedział Friedrich Merz.
Alternatywa dla Niemiec (AfD) zajęła drugie miejsce w wyborach w Niemczech, zdobywając 20% głosów. Partia była faworytem wśród osób w wieku 25-45 lat. Zależy jej na dobrych stosunkach z Rosją i zakończeniu wojny na Ukrainie, a także chce współpracować z zespołem Trumpa.
A jednak, co absurdalne, AfD jest wykluczona z „zasad zapory sieciowej”. Jako partia „populistyczna” z silnym elektoratem młodzieży, jest ona automatycznie wygnana na „złą stronę” unijnej zapory. Merz już odmówił dzielenia się z nimi władzą, przez co CDU stała się „centralną” partią, między upadającą SPD, która straciła większość głosów, a AfD i Die Linke , kolejnym odrzuconym ugrupowaniem, które podobnie jak AfD zyskało głosy, zwłaszcza wśród osób poniżej 45. roku życia.
Problem tutaj – i to poważny – polega na tym, że zarówno AfD, jak i Partia Lewicy (8,8%), które otrzymały najwięcej głosów wśród osób w wieku 18–24 lat, są przeciwne wojnie. Łącznie te dwie partie mają ponad jedną trzecią głosów w parlamencie – mniejszość blokującą w przypadku wielu ważnych głosowań, zwłaszcza w sprawie poprawek do konstytucji.
Jak wyjaśnia Wolfgang Münchau, sprawi to Merzowi wielki ból głowy:
„Z jednej strony nowy kanclerz chciał pojechać na szczyt NATO w czerwcu tego roku i zdecydowanie opowiadać się za zwiększeniem wydatków na obronę. I choć Lewica i AfD nienawidzą się pod każdym względem, to zgadzają się, że nie dadzą Merzowi pieniędzy na wzmocnienie Bundeswehry. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że nie poprą reformy konstytucyjnych zasad finansowych (hamulca zadłużenia), której Merz i SPD absolutnie chcą.
Zasady są skomplikowane, ale w skrócie mówią, że jeśli Niemcy chcą przeznaczyć więcej pieniędzy na obronę i pomoc Ukrainie, to trzeba będzie dokonać cięć w innych pozycjach budżetu (najpewniej w wydatkach socjalnych). Jednak z politycznego punktu widzenia cięcie wydatków socjalnych w celu wsparcia Ukrainy nie zostanie dobrze przyjęte przez niemiecki elektorat. Ostatnia koalicja poniosła klęskę właśnie w tej kwestii.
Nawet w gronie Zielonych Merz nie zdobędzie większości dwóch trzecich głosów niezbędnej do zmiany konstytucji, a „centrum” po prostu nie ma wystarczającej swobody finansowej, aby rzucić wyzwanie Rosji bez wsparcia finansowego ze strony USA. Von der Leyen będzie próbowała wyczarować gdzieś pieniądze na obronę, ale młodzież niemiecka głosuje przeciwko znienawidzonym partiom establishmentu. Jeśli chcą, mogą zbudować parę lampartów. „Nie znajdą żadnych rekrutów”.
Podczas gdy UE i Wielka Brytania proponują wydanie miliardów na uzbrojenie się przeciwko wyimaginowanej inwazji Rosji, stanie się to na tle wyraźnego oświadczenia Trumpa – dotyczącego groźby rosyjskiej inwazji na NATO – „Nie wierzę w to; Nie wierzę w to ani trochę.
Kolejny europejski slogan obalony przez Trumpa.
Jak więc zareaguje społeczeństwo europejskie, w dużej mierze zmęczone wojną na Ukrainie, na wyższe koszty energii i dalsze cięcia dodatków i usług socjalnych, mające na celu prowadzenie niemożliwej do wygrania wojny na Ukrainie? Starmer został już ostrzeżony, że strażnicy obligacji zareagują negatywnie na kolejne zadłużenie brytyjskiego rządu, biorąc pod uwagę niepewną sytuację finansową.
Nie ma oczywistych rozwiązań dla obecnej sytuacji Europy: z jednej strony jest to dla Merza zagadka egzystencjalna. Z drugiej strony, jest to to samo, do czego dąży cała UE: aby cokolwiek osiągnąć, podstawową koniecznością jest większość parlamentarna.
„Zapora ogniowa”, która pierwotnie miała chronić „centrystów” w Brukseli przed prawicowymi „populistami”, została następnie w Brukseli wzmocniona decyzją Bidena w sprawie polityki zagranicznej skierowaną do wszystkich „aktorów” amerykańskiej polityki zagranicznej, że populizm jest „zagrożeniem dla demokracji” i należy z nim walczyć.
W praktyce jednak okazało się, że w całej UE powstały koalicje blokujące, składające się z nierównych (mniejszościowych) sojuszników, którzy zgodzili się utrzymać centrowców u władzy. Prowadziło to jednak do niekończącej się stagnacji i coraz większego oddalania się od „nas, ludzi”.
Angela Merkel rządziła w ten sposób i odkładała reformę na lata – aż sytuacja stała się (i nadal jest) nierozwiązywalna.
„Czy kolejna koalicja krótkowzrocznych centrystów może powstrzymać recesję gospodarczą, naprawić błędy przywódców i uwolnić kraj ze zgubnej pułapki politycznej? „Myślę, że znamy odpowiedź” – pisze Wolfgang Münchau.
Ale jest większy problem: jak Vance bardzo wyraźnie ostrzegał na niedawnym Monachijskim Forum Bezpieczeństwa, wrogiem Europy nie jest Rosja, ale sama Europa. Vance powiedział, że leży to w fakcie, że istnieje stała biurokracja, która twierdzi, że ma wyłączną prerogatywę autonomicznego zarządzania, ale stopniowo oddala się coraz bardziej od własnej bazy.
Vance opowiadał się za zburzeniem tych barier i powrotem do (porzuconych) zasad dawnej demokracji, pierwotnie podzielanej przez Stany Zjednoczone i Europę. Vance pośrednio atakuje brukselskie (głębokie) państwo administracyjne.
Eurokraci widzą w tym nowym froncie kolejny, wspierany przez Amerykanów atak na ich państwo administracyjne – i w efekcie ich własny upadek.
W Stanach Zjednoczonych uznaje się, że Departament Obrony, Departament Sprawiedliwości i FBI stawia „ instytucjonalny opór Trumpowi ”. Jak twierdzi Margot Cleveland, dowodzi to, że ci, którzy wychwalają potrzebę „instytucjonalnego oporu” i rzekomej niezależności od władzy wykonawczej, są wrogami demokracji – i Trumpa.
Biorąc pod uwagę ścisłe powiązania między USA, Wielką Brytanią i europejskimi państwami cienia, pojawia się pytanie, dlaczego wśród europejskich głów państw i rządów istnieje tak silny równoległy opór wobec Trumpa.
Najwyraźniej w interesie Europy nie leży stawianie skoordynowanego oporu prezydentowi USA z powodu przegranej wojny. Czy europejska gorączka jest zatem podsycana przez szersze (amerykańskie) pragnienie Państwa Głębokiego, by zneutralizować „rewolucję Trumpa” poprzez pokazanie, oprócz sprzeciwu wewnętrznego w USA, że Trump sieje spustoszenie wśród europejskich sojuszników USA? Czy Europa jest popychana tą drogą dalej, niż by się odważyła?
Aby Niemcy zmieniły swój kurs – nawet jeśli dla Merza jest to nie do pomyślenia – wystarczy odrobina wyobraźni, aby wyobrazić sobie ponowne połączenie Niemiec z Eurazją. Dzięki takiemu programowi AfD uzyskała 20% głosów. Prawdopodobnie nie ma innej opcji.
James David Vance. / foto: Wikimedia, Gage Skidmore, CC BY-SA 2.0
Wydaje się, że od końca stycznia br. władze i siły USA już nie tylko przestały być pewnym sojusznikiem władz Unii Europejskiej, Republiki Francuskiej i RFN, ale też stopniowo stają się ich przeciwnikiem. Co zapewne kiedyś w końcu wymusi jakieś istotne zmiany w polityce władz UE – też w tej wewnętrznej, gospodarczej i „klimatycznej”.
Na mocno krytyczne wobec polityki władz i rządów UE przemówienie wiceprezydenta USA w Monachium (14 lutego), setki przedstawicieli euro-komuny, tj. pasożytującej na narodach Europy wielotysięcznej sitwy euro-komunistycznych polityków, wyższej rangi urzędników i funkcjonariuszy mediów, którzy od lat zarządzają krajami Europy, zareagowały panicznym oburzeniem i wielką złością. Oczywiście na razie jeszcze nie zanosi się na jakąś znaczącą zmianę ich poglądów, postaw i konkretnej polityki.
W cieniu licznych tematów i codziennych newsów dot. spraw USA i ich nowej polityki, wielu wydarzeń i wypowiedzi dyplomatycznych – związanych też ze sprawami Ukrainy czy Rosji, od stycznia przemykały kolejne niedobre wieści z unijnej Brukseli. Okazało się, że pomimo wielkiej zmiany sytuacji i polityki w Ameryce, lewicowi komisarze i politycy z większości państw UE chcą nadal kontynuować ich katastrofalny dla narodów Europy „Zielony Ład”, „zrównoważony rozwój”, zgubne przyjmowanie i ogromnie kosztowne utrzymywanie milionów imigrantów, ograniczanie wolności słowa i prasy, cenzurowanie Internetu itd. Nic więc dziwnego, że konserwatywno-wolnościowy, młody [40 lat] i dynamiczny wiceprezydent USA J. D. Vance skrytykował te i inne neo-sowieckie „zagrożenia dla Europy” i dla jej różnych tradycyjnych wolności, w tym dla „demokracji” w rozumieniu amerykańskim.
W okresie od 20 stycznia do 17 lutego br. w USA i na całym Zachodzie wydarzyło się już wystarczająco wiele, żeby doprowadziło to rządzących Europą do jakiegoś otrzeźwienia i do zmiany ich politycznego kursu. Przynajmniej w tak naglących sprawach, jak zatrzymanie masowej nielegalnej imigracji czy niszczenia przemysłu, budownictwa i transportu krajów Europy przez kolejne polityki „ochrony klimatu”, redukcje emisji gazów, ETS-sy itp. absurdalne i wręcz zbrodnicze w swoich skutkach projekty i „polityki” neo-sowieckich (w tym sensie) rządów i władz Unii Europejskiej. Ale przynajmniej do 17 lutego br. nic takiego w unijnej Brukseli, w rządowym Paryżu czy Berlinie nie wydarzyło się, co by wskazywało na jakieś otrzeźwienie rządzących UE polityków, komisarzy i urzędników i na tę zmianę ich kursu. Wręcz przeciwnie – np. 12 lutego komisarze i posłowie UE, podczas posiedzenia parlamentu UE, potwierdzili swój „cel redukcji emisji dwutlenku węgla o 90 procent” do roku 2040.
Okazało się po raz kolejny, że „klimatyczny” obłęd wcale nie opuszcza umysłów rządzących UE eurokomunistów. Bo w okresie od 20 stycznia, gdy Stany Zjednoczone i kilka innych istotnych krajów już powracają do gospodarki opartej na paliwach kopalnych i ich rosnącym wydobyciu, a największe w świecie banki i fundusze inwestycyjne już rezygnują z dalszego finansowania i wspierania absurdalnej „dekarbonizacji”, tak mocno forsowanej przez władze UE od prawie 20 lat, lewicowi władcy UE nadal trwają w oparach swej „klimatycznej” i „zielonej” utopii, która już tak wiele kosztuje europejskie kraje i narody.
Potwierdziły się więc obawy zwolenników wolności i rozsądku w polityce gospodarczej, że przygotowywana w unijnej Brukseli rewizja tzw. Zielonego Ładu wcale nie dotyczy jego celów, ale wyłącznie środków „niezbędnych” do ich osiągnięcia. A toczone w Brukseli od kilku miesięcy dyskusje dotyczą nie likwidacji, ale wyłącznie przesunięcia w czasie lub „uelastycznienia” tzw. dyrektywy wywłaszczeniowej, systemu ETS2 czy zakazu samochodów spalinowych. Jak widać, nawet już znaczny kryzys gospodarczy w Niemczech i innych krajach UE, rekordowe ceny paliw czy rewolucja „zdrowego rozsądku” w USA nie są w stanie zmusić tych eurokomunistów do jakiejś zasadniczej zmiany ich polityki.
W związku z tym wydaje się, że (wbrew opinii niektórych gazet niemieckich, włoskich i innych) nawet ww. stanowcze i pro-wolnościowe przemówienie wiceprezydenta USA, choć niewątpliwie wstrząsnęło rządzącymi w Brukseli i krajach UE euro-socjalistami i lewakami, jednak nie przyniesie jakiegoś przełomu w konkretnej polityce obecnych władz UE i jej najważniejszych rządów – przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach.
W stronę obrony wolności i tradycji
Wiceprezydent J. D. Vance, który reprezentował USA w Monachium, w swoim przemówieniu zaznaczył, że „Europa” nie może nadal liczyć na ciągłe i bezwarunkowe poparcie władz USA. I mocno skrytykował władców i rządy UE – między innymi za ich deficyty wolności i demokracji. W ponad 18-minutowym przemówieniu Vance nie skupił się, jak tego oczekiwali organizatorzy tej corocznej „konferencji bezpieczeństwa”, komisarze UE i rządy RFN i innych państw, na oczekiwaniach władz USA co do zwiększenia wydatków państw Europy na wojsko czy na sprawach dot. ich większego zaangażowania w pomaganie kijowskiej Ukrainie. Zamiast tego oskarżył komisarzy i inne władze UE oraz kilka europejskich rządów (w tym także rząd brytyjski) między innymi o silne ograniczanie wolności i demokracji w ich krajach, o cenzurowanie Internetu, prasy i wypowiedzi, o dalsze tolerowanie niekontrolowanej, masowej i nielegalnej imigracji. W związku z tym wywołał dość powszechne „oburzenie europejskich polityków” i „za swoje przemówienie nie otrzymał prawie żadnych braw” od zaskoczonych słuchaczy – w znacznej większości reprezentujących różne władze i rządy Europy (wg DPA).
Vance stwierdził między innymi, że główne zagrożenie dla Europy pochodzi nie z Rosji czy z Chin, lecz z wewnątrz kontynentu i od jego władz. To główne zagrożenie to „odchodzenie Europy od jej dawnych wartości”. Powiedział: – Zagrożenie, które najbardziej mnie martwi, gdy myślę o Europie, to nie Rosja czy Chiny, to nie jakakolwiek inna potęga zewnętrzna. To, co mnie martwi, to zagrożenie wewnętrzne, odejście Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości – tych wspólnych ze Stanami Zjednoczonymi”. Zarzucił rządom państw i władzom Unii Europejskiej cenzorskie zapędy pod pretekstem tzw. „walki z dezinformacją” i z „mową nienawiści”, ignorowanie woli własnych obywateli i zasad wolnościowej demokracji, prześladowanie chrześcijan i ich zasad. Podał przykłady wielu kar dla chrześcijan protestujących przeciwko aborcji czy islamskiej imigracji w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i Szwecji. I wręcz porównał niektóre projekty i polityki władz UE i władz brytyjskich do tych ze Związku Sowieckiego. Jako jeden z nagannych przykładów wskazał anulowanie przez krajowe władze [pod naciskiem władz UE] wyborów prezydenckich w Rumunii. Wezwał też Europejczyków do pilnej „zmiany kursu” w kwestii imigracji. Przypomniał im, że „żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn, żeby otworzyć wrota dla milionów nielegalnych imigrantów”. Dodał, że „masowa imigracja” jest „najpilniejszym” problemem, z jakim zmagają się wszystkie kraje Zachodu.
Wiceprezydent USA zwrócił też uwagę, że Ameryka od lat broni przed zagrożeniami zewnętrznymi te europejskie państwa i rządy, które teraz już „nie słuchają swoich narodów”. Słusznie! Zasygnalizował więc wątpienie obecnych władz USA w sens dalszej obrony tych państw i ich władz. Spytał wprost: „Czy jeszcze warto bronić takiej Europy?”.
Prasa o wystąpieniu Vance’a: to afront i zimny prysznic
Jak na te słowa wiceprezydenta USA zareagowała prasa niemiecka czy np. włoska? Niemal wszystkie te gazety były pełne słów oburzenia na stwierdzenia i opinie wiceprezydenta. Np. wielkonakładowa i lewicowa „Süddeutsche Zeitung” napisała, że „powiedzieć, że to był afront, to za mało powiedzieć”. A ponadto: teraz to „już nikt nie wie, jaką wartość ma jeszcze sojusz NATO”.
Zu Recht!
Z kolei tygodnik „Die Zeit” stwierdził, że słowa wiceprezydenta USA były „dla Europy” jak „uderzenie obuchem”. I to jest „epokowy zwrot”, bo „fundamentem relacji UE z USA już przestały być wspólne wartości”. To był „zimny prysznic dla Europy” – stwierdził natomiast dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. A mocno lewicowy „Der Spiegel” pisał: „Czołowi politycy europejscy nadal liczą na to, że USA zmuszą Putina do sprawiedliwego pokoju na Ukrainie. Teraz Trump i Vance uzmysłowili im, że uważają ich za zbędnych”. I „wiceprezydent USA dostrzega w europejskich rządach już większe zagrożenie, niż we Władimirze Putinie [..]. [Vance] nie widzi też wspólnej podstawy do wspólnej obrony”. Więc jego przemówienie „uzmysłowiło Europejczykom” [tj. władcom UE], że teraz „pozostali oni osamotnieni w swoich dążeniach”, stwierdzał Markus Becker. Ocenił, że „reakcje w Europie sprawiają wrażenie bezradnych i rozpaczliwych”, ale „Europejczycy powinni wreszcie zaakceptować prawdę [..], że Stany Zjednoczone już przestały czuć się odpowiedzialne za bezpieczeństwo Europy. Więc najwyższy czas, aby sami się o to zatroszczyli, nawet jeśli będzie to wiele kosztowało” – podsumował komentator „Spiegla”.
Z kolei dziennik „Augsburger Allgemeine” ostrzegał: „Po tym wystąpieniu [Vance’a] nie ma już wątpliwości, że administracja Trumpa stanowi realne zagrożenie dla Europy i Niemiec. Jeden post Trumpa w mediach społecznościowych może już na zawsze zniszczyć wiarygodność NATO i jego gwarancje wsparcia. Jeśli Niemcy już teraz nie obudzą się i nie wyłożą więcej pieniędzy na swoją armię i nie spróbują wykuć europejskiej odpowiedzi dla Trumpa i Putina, to wtedy już nie da się nam pomóc”. Należy podkreślić, że polityków i komentatorów niemieckich jeszcze bardziej oburzyło sugerowanie przez wiceprezydenta Vance’a i Elona Muska czołowym niemieckim politykom – przede wszystkim tym z CDU i bawarskiej CSU, żeby po wyborach współpracowali także z konserwatywną i opozycyjną Alternatywą dla Niemiec.
Donnerwetter!
A np. euro-komunistyczna „La Repubblica” z Rzymu pisała w tytule o rzekomo już rozwijającym się „buncie Europy” przeciwko władzom USA i zwracała uwagę na [w istocie bezsilne i dość żałosne] „protesty” władz RFN i republiki francuskiej przeciwko „ingerencjom ze strony władz USA” i „wykluczaniu Europy” z negocjacji w sprawie Ukrainy. Lewicowa komentatorka Natalia Tocci stwierdziła, że „USA stanowią już bezpośrednie zagrożenie dla Unii Europejskiej”, którą „dodatkowo chcą rozmontować skrajnie prawicowe europejskie ugrupowania polityczne oraz Kreml”.
No proszę – chcą UE „rozmontować”. Co za skandal! W opinii tej euro-komunistki, ze strony USA „doszło do zwrotu akcji”. Celem tego jest „zniszczenie nas”, „celowe osłabienie, a może nawet zniszczenie Europy” (wg PAP). Jakiej „Europy”? Czy Europy chrześcijańskich narodów, wolności i tradycji? Na pewno nie. Bo w pojęciu wszelkiej maści euro-socjalistów i lewaków ta ich „Europa” to jest ta ich euro-komunistyczna, neo-sowiecka sitwa – rządząca krajami i narodami Europy już ponad 40 lat i pasożytująca na nich!
Ww. dziennik napisał też, że „w Europie” [tj. na rządowych salonach i w gabinetach urzędników i funkcjonariuszy UE] zapanował „alarm i stan nerwowości rządów”, czego wyrazem była m.in. decyzja prezydenta Emmanuela Macrona o zwołaniu nagłego „szczytu” szefów rządów 7 państw UE i Wielkiej Brytanii (17 lutego). Jak należało się spodziewać, ich rozmowy nie przyniosły ponoć żadnych wiążących i konkretnych postanowień w sprawach wojskowych, finansowych i ukraińskich.
Super!
Agencje prasowe podały, że ten „szczyt” nie zakończył się żadnym wspólnym komunikatem „ze względu na różnice zdań uczestników” w kwestii możliwego wysłania wojskowych kontyngentów na Ukrainę. A tego samego dnia, nazajutrz po zakończeniu zlotu dyplomatów i mediów w stolicy Bawarii, przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Christoph Heusgen (były ambasador Niemiec przy ONZ w latach 2017–2021) stwierdził natomiast, że tegoroczna konferencja obnażyła „głębokie pęknięcie w sojuszu USA i Europy”.
Richtig!
Ale najważniejsze wydaje się to, że pod presją licznych ww. i innych perturbacji i problemów już wywołanych w tej ich „Europie” przez „złego” i „nieobliczalnego” Donalda Trumpa i członków jego rządu, już faktycznie zaczyna pękać i kruszyć się niemal cały system polityczny i ustrojowy zwany Unią Europejską.
Emanuel Macron, prezydent Francji, który miesiącami przeciągał rozmowy z Putinem, teraz „ostrzega przed pokojem, który byłby kapitulacją”. W wywiadzie dla „Financial Times” opublikowanym w piątek, 14 lutego, prezydent Francji Macron powątpiewał, czy jego rosyjski odpowiednik Władimir Putin jest „szczerze” gotowy na „trwałe” zawieszenie broni. To ten sam prezydent, który jeszcze długie tygodnie po rosyjskiej inwazji starał się dalej z Putinem negocjować. Teraz prezydent Francji ostrzegał, że pokój byłby równoznaczny z „kapitulacją” Ukrainy.
– Pokój, który jest kapitulacją, to zła wiadomość dla wszystkich – powiedział Emmanuel Macron, w pośredniej odpowiedzi na inicjatywy Donalda Trumpa. W czasie zawierania tzw. porozumień mińskich Paryż uważał inaczej. Podobnie było zaraz po agresji rosyjskiej i ciągłych telefonach na Kreml. Teraz Emmanuel Macron podkreśla, że to Europejczycy muszą zasiąść do stołu negocjacyjnego w sprawie przyszłej architektury bezpieczeństwa kontynentu i zwołał spotkanie w Paryżu.
Słowa i czyny Macrona to pośrednio echa wystąpienia wiceprezydenta USA JD Vance’a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Wywołało ono szok establishmentu UE. Niemcy protestowały przeciw ingerencji USA w „wewnętrzne sprawy” kraju i swoje wybory, Wielka Brytania rządzona przez lewicową Partię Pracy czerwieniła się za zarzut prześladowania chrześcijan modlących się za dzieci nienarodzone, Rumunia łykała wstyd za łamanie demokracji i unieważnione wybory prezydenckie, a inne kraje mogły brać do siebie krytykę za ograniczanie wolności słowa, cenzurę czy wpuszczanie do siebie mas imigrantów, które niszczą ich społeczeństwa.
Vance przypomniał „tubylczym” politykom, że „żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn, żeby otworzyć wrota dla milionów niekontrolowanych imigrantów”. Poruszył również kwestię wolności słowa, wyjaśniając, że ta wolność wyraźnie „słabnie”, zwłaszcza w Europie, a administracja Donalda Trumpa będzie „walczyć w obronie wolności słowa”, bo „w Waszyngtonie jest nowy szeryf w mieście”.
Cenzura, ignorowanie opinii wyborców i prześladowanie chrześcijan to według Vance’a największe zagrożenie dla Europy. Politykę moderacji mediów społecznościowych w Europie porównał do cenzury z czasów sowieckich. Zakpił też z krytyki Muska: „Jeśli amerykańska demokracja przetrwała 10 lat łajania ze strony Grety Thunberg, wy przetrwacie kilka miesięcy Elona Muska” i zacytował przy tym wezwanie Jana Pawła II („Nie lękajcie się!”) nawołując, by europejscy liderzy nie bali się woli własnych wyborców… Cytat z papieża wywołał nawet ripostę Donalda Tuska, który tłumaczył, że „każdy, kto cytuje słowa Jana Pawła II (…) powinien pamiętać, że miały one na celu wzmocnienie oporu narodu polskiego przeciwko dominacji rosyjskiej”. Jak zwykle kłamał, bo słowa te dotyczyły akurat komunizmu, który teraz premier sam wspiera w formie marksizmu kulturowego, który rozpanoszył się na poziomie eurokołchozu.
Wróćmy jednak do Francji, której media pisały o „lekcji udzielonej Europejczykom” w tematach imigracji, demokracji, wolności słowa. „Le Figaro” stwierdzał, że już „pierwszego dnia Konferencji Bezpieczeństwa, wybrzmiała godzina konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Starym Kontynentem”, a „w ciągu miesiąca rozpadł się sojusz zawarty przez zachodnich zwycięzców II wojny światowej, wzmocniony czterdziestoletnią zimną wojną”. „Le Figaro” stwierdzało, że przemówienie Vance’a było „chaotyczne” i „pełne jadu”.
Podobnie inne gazety. „Le Point” oceniało, że „J. D. Vance szokuje Europejczyków jadowitym przemówieniem” i prowadzi „kampanię na rzecz swojego modelu demokracji, »wolności słowa«, tej koncepcji wolności wypowiedzi, która nie zna europejskich ograniczeń przeciwko mowie nienawiści, wezwaniom do przemocy, propagowania rasizmu, antysemityzmu”. „Bohater i zwolennik Trumpa wśród wieśniaków z Ohio wygłosił miażdżącą krytykę Starego Kontynentu” – z wyższością stwierdzał komentator tygodnika, dla którego było to „kazanie” i „frontalny atak, który wywołał u publiczności dreszcze”.
Dziennik „Le Monde” stwierdzał, że w Monachium J. D. Vance „wypowiedział Europie wojnę ideologiczną”. Gazeta porównywała nawet przemówienie wiceprezydenta USA z 2025 roku, do wystąpienia w tym miejscu Putina w roku 2007. „Dwie daty, dwa wrogie przemówienia, które wywołały symetryczny szok wśród elit obronnych i dyplomatycznych, które co roku gromadzą się w stolicy Bawarii”. Gazeta „Le Parisien” skupiła się na kwestii regresu „wolności słowa” w Europie i sprawie aborcji oraz „rzekomym” prześladowaniom obrońców życia poczętego. Publiczne France Info komentowało przemówienie Vance’a krótko: „W Monachium wiceprezydent USA JD Vance jeszcze bardziej pogłębił przepaść między Waszyngtonem a jego europejskimi sojusznikami, szczególnie Niemcami”.
Mainstreamowe media francuskie miały trudności z przełknięciem jasno stawianych tez i obroną wartości, które do tej pory klasyfikowały jako „język skrajnej prawicy”. W przypadku polityka nr 2 wielkiego mocarstwa, przypinanie takiej łatki nie jest już tak proste, więc mają problem. Wpływ zmiany administracji w USA na politykę UE widać już zaledwie miesiąc od inauguracji prezydentury Donalda Trumpa.
Po mediach do kontrataku przystąpiły też elity polityczne. Na wezwanie Macrona do Paryża polecieli unijni politycy… Francuskie media nazajutrz pisały, że „kilkunastu europejskich przywódców zaprezentowało mniej więcej zjednoczony front przeciwko Trumpowi i Putinowi”. Przypomniano, że „na zakończenie trzyipółgodzinnego spotkania nie zapadła żadna spektakularna decyzja”, a „Europejczycy” próbują pozostać w grze…
Koniec kroplówki dla lewactwa
Odcięcie amerykańskiej kroplówki finansowej przez prezydenta Donalda Trumpa dla różnych „postępowych” organizacji wywołało prawdziwy kociokwik całej lewicy światowej. Przypomnijmy, że 20 stycznia Donald Trump podpisał rozporządzenie wstrzymujące na 90 dni wszystkie międzynarodowe programy pomocowe. Za większość pomocy zagranicznej USA odpowiada USAID (istniejącą od 1961 r. Amerykańska Agencja ds. Rozwoju Międzynarodowego) i Departament Stanu. Na razie lewicowi sędziowie blokują dekret Trumpa, ale na wiele organizacji „pozarządowych” padł blady strach utraty dotacji… rządowych.
W roku 2022 przekazano rożnym organizacjom 61,7 mld dolarów. Pokaźna część tej kasy zasilała lewicowych darmozjadów. USAID działał w ponad 100 krajach świata, a z amerykańskich pieniędzy korzystały również organizacje pozarządowe działające w Polsce, jak m.in. Polskie Forum Migracyjne, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Kampania Przeciw Homofobii, czy też wydawcy „Krytyki Politycznej”, „Kultury Liberalnej” i „Tygodnika Powszechnego”. Kociokwik słychać też we Francji. Miejscowa prasa ubolewa, że 10 tysiącom dzieci w Demokratycznej Republice Konga grozi śmierć głodowa… Stany Zjednoczone są bowiem głównym źródłem finansowania Action Against Hunger France.
Czy jednak o dzieci tutaj chodzi? Pojawiły się głosy, że USAID stała się „największą korupcyjną maszyną w dziejach ludzkości”, a amerykańska lewica za setki miliardów dolarów budowała „nowy wspaniały świat”. Portal Atlatnico pytał nawet, czy „fala uderzeniowa” tej decyzji Trumpa dotrze i do Francji? Portal przypominał, że „prasa postanowiła skupić się wyłącznie na aspekcie humanitarnym” decyzji, ale pieniądze i działania USAID „ewidentnie nie ograniczają się wyłącznie do celów humanitarnych”. Atlantico zauważa, że „ogromna część europejskich mediów jest w dużej mierze zaopatrywana ze środków USAID, co idzie w parze z infiltracją ze strony Stanów Zjednoczonych”. Na liście organizacji pozarządowych, które żyły z pieniędzy USA są m.in. stowarzyszenia, takie jak Connexio, które specjalizuje się w „szkoleniach dla migrantów”, Secours Islamique Français, Médecins du Monde, Lekarze bez Granic, czy Acted, które działa na rzecz „solidarności międzynarodowej”. W sumie około 182 tylko francuskich organizacji pozarządowych skorzystało z dofinansowania ze środków USAID.
Ciekawa jest opinia, że mówienie o „organizacjach pozarządowych” jest dość paradoksalne, ponieważ są one bezpośrednio zależne od finansowania rządowego i tylko dlatego mogą istnieć. Atlantico wskazuje, że tzw. pomoc humanitarna „stała się narzędziem w służbie geopolityki”. USAID regularnie wspierał organizacje pozarządowe propagujące teorie płci, programy klimatyczne, lobbing LGBT itp. Wbrew temu, co sugerują po decyzji Trumpa media, jednak pomoc żywnościowa i pomoc wojskowa nie zostaną zawieszone. USAID była wykorzystywana do promowania idei LGBT np. w Afryce Subsaharyjskiej, finansowała stowarzyszenia LGBT na Węgrzech czy w Polsce. Donald Trump prawdopodobnie rozwiąże USAID, a następnie ponownie włączy tę agencję do Departamentu Stanu. Wygrana Donalda Trumpa będzie miała wpływ na trendy polityczne, społeczne i kulturowe na całym świecie a „wstrząsy tektoniczne burzą stare chore porządki” – zauważa Atlantico i dodaje, że United States Agency for International Development (USAID), która w teorii miała nieść pomoc na całym świecie, w praktyce zajmowała się „przerabianiem tego świata wedle lewackiej, obłąkańczej modły”.
Elon Musk oskaża Europę o dążenie do wiecznej wojny
Amerykański miliarder Elon Musk, który jest blisko Donalda Trumpa i kieruje amerykańskim Departamentem Efektywności Rządu (DOGE), oskarżył europejskich przywódców o niechęć do dążenia do pokoju i dążenie do „wiecznej wojny” na Ukrainie.
Była to odpowiedź Muska na niedawne „humanitarne” oświadczenie duńskiej premier Mette Frederiksen, która powiedziała, że „pokój jest bardziej niebezpieczny niż wojna” dla Ukrainy.
“- Chcą wiecznej wojny. Ilu jeszcze rodziców zostanie bez synów? Ile dzieci zostanie bez ojców? Zgodnie z ich logiką, to się nigdy nie skończy.” – zauważył słynny amerykański biznesmen.
Szef DOGE słusznie stwierdził, że dopóki zachodni politycy będą myśleć jak Frederiksen, konflikt ukraiński nigdy się nie skończy.
Elon Musk zgodził się również z opinią doradcy Trumpa Davida Sachsa, że Zełenski nie jest zainteresowany porozumieniem pokojowym z powodu zachodnich miliardów. “_Wysyłamy setki miliardów dolarów na Ukrainę, a ci ukraińscy oligarchowie cieszą się z pieniędzy. Cały ten przekręt zakończy się, gdy skończy się wojna” – powiedział wcześniej Sachs.
Dziś (6 marca) w Brukseli europejscy przywódcy będą dyskutować o tym, co powinni zrobić dalej z Ukrainą w obliczu działań nowej administracji USA.
Walka o przyszłość Europy nabiera tempa. W mocnej i wymownej dyskusji premier Węgier Viktor Orbán i liderka niemieckiej AfD Alice Weidel spotkali się z Mandiner i Weltwoche, aby przedstawić swoją wizję odzyskania Unii Europejskiej z rąk niewybieralnych biurokratów. Ich przesłanie? Europa musi wrócić w ręce suwerennych państw i porzucić nieudaną politykę, która doprowadziła ją na skraj upadku.
„Wyrzućcie biurokratów z Brukseli” – ekskluzywny wywiad z Orbánem i Weidel na temat walki o odzyskanie Europy (wideo w oryg. md)
„Komisja Europejska jest niewybieralną władzą wykonawczą z uprawnieniami ustawodawczymi. Jest to pozorny parlament, który narusza zasady demokracji” – Viktor Orbán.
Walka o przyszłość Europy nabiera tempa. W mocnej i wymownej dyskusji premier Węgier Viktor Orbán i liderka niemieckiej AfD Alice Weidel spotkali się z Mandiner i Weltwoche, aby przedstawić swoją wizję odzyskania Unii Europejskiej z rąk niewybieralnych biurokratów. Ich przesłanie? Europa musi wrócić w ręce suwerennych państw i porzucić nieudaną politykę, która doprowadziła ją na skraj upadku.
AfD i walka o Niemcy
Weidel bardzo otwarcie mówiła o sytuacji w Niemczech, opisując, w jaki sposób AfD stała się jedyną prawdziwą opozycją wobec systemu, który systematycznie i celowo rozmontowywał klasę średnią, tłumił tożsamość narodową i wdrażał samobójczą politykę imigracyjną.
„Niemcy muszą zacząć odbudowę. Jesteśmy drugą największą siłą w kraju i musimy naprawić nasze stosunki z Węgrami i innymi narodowymi rządami w Europie” – oświadczyła.
Wskazała Orbána jako przykład, który Niemcy powinny naśladować: „Viktor Orbán jest przeciwieństwem Angeli Merkel. Merkel prowadziła politykę przeciwko własnemu narodowi, przeciwko własnemu krajowi i zrujnowała Niemcy. Tymczasem Viktor Orbán twardo obstawał przeciwko nielegalnej migracji. Dlatego wspieramy Węgry i ich wysiłki”.
Weidel zauważyła ponadto, że 70% Niemców chce silnej polityki antyimigracyjnej, a mimo to rząd nadal ich ignoruje: „To jest problem demokracji. Ludzie domagają się bezpiecznych granic, ale klasa rządząca odmawia działania”.
Liderka AfD jasno dała do zrozumienia, że pod rządami AfD przyszłość Niemiec będzie wyglądać zupełnie inaczej: „Pierwszego dnia rządu kierowanego przez AfD rozszerzymy dostawy energii, uruchomimy ponownie elektrownie jądrowe, odwrócimy wycofywanie węgla i kupimy gaz i ropę tam, gdzie jest najtaniej – najlepiej z Rosji”. Obiecała również obniżyć podatki, znieść podatek od CO2 i rozpocząć masowe deportacje nielegalnych imigrantów: „W Niemczech mamy nadmierną przestępczość, szczególnie wśród przestępców zagranicznych i nieletnich. Prawo i porządek muszą zostać przywrócone”.https://rumble.com/embed/v6nsgtc/?pub=4
Strategia Orbána na rzecz reform europejskich
Orbán był równie bezpośredni w swojej ocenie Brukseli: „UE to niezorganizowany, nieustrukturyzowany biurokratyczny skład, który jest również drogi. Każda decyzja pochodząca z Brukseli jest szkodliwa”.
Premier Węgier nakreślił deficyt demokratyczny leżący u podstaw dysfunkcji UE: „Komisja Europejska jest niewybieralną władzą wykonawczą z uprawnieniami ustawodawczymi. Jest to pozorny parlament, który narusza zasady demokracji”. Podkreślił pilną potrzebę przywrócenia władzy parlamentom narodowym: „Decyzje muszą być podejmowane przez wybranych przedstawicieli, a nie biurokratycznych „ufoludków z Brukseli” oderwanych od rzeczywistości”.
Zapytany, czy UE jest w ogóle reformowalna, Orbán odrzekł bez ogródek: „Nie znamy jeszcze odpowiedzi, ponieważ nie próbowaliśmy. Jeśli się nie powiedzie, musimy szukać alternatywnych rozwiązań. Priorytetem jest przywrócenie władzy parlamentom narodowym, z dala od Brukseli”. Wyraźnie zaznaczył również, że same Węgry nie mogą uratować Europy: „Niemcy i Francja mają zdolność uratowania Unii Europejskiej. W tej chwili nie widzę, żeby to się miało wydarzyć”.
Europa bez granic czy Europa narodów?
Oboje przywódcy zgodzili się, że obecna polityka migracyjna UE jest katastrofą. „Elity UE prowadzą politykę, która zagraża naszym narodom” – ostrzegł Orbán. „Gdyby ludzie postawili na swoim, kryzys migracyjny zostałby rozwiązany dawno temu”.
Weidel to poparła, wskazując na niepowodzenia rządzących partii w Niemczech: „CDU i CSU całkowicie skopiowały nasz program, ponieważ wiedzą, że mamy rację. Prowadzą kampanię na podstawie naszej polityki, ale nigdy jej nie wdrożą, ponieważ mają zobowiązania wobec Zielonych i Czerwonych”.
Orbán podkreślił, że migracja jest kwestią egzystencjalną: „Przetrwanie Europy zależy od powstrzymania migracji. Jeśli nam się nie uda, Unia Europejska upadnie”. Weidel zgodziła się: „Niemcy można uratować, ale tylko wtedy, gdy ludzie podejmą działania i zażądają zmiany”.
Efekt Trumpa: Nowa era realizmu
Dyskusja naturalnie zeszła na Donalda Trumpa i jego wpływ na globalną politykę. „Trump jest bojownikiem o wolność” – oświadczył Orbán. „Nie pochodzi z polityki, ale wkroczył do walki o suwerenność i interesy narodowe. Rozumie, że migrację należy powstrzymać, że pokój musi być priorytetem nad wojną, a polityka energetyczna musi być ekonomicznie opłacalna”.
Weidel powtórzyła ten pogląd: „Trump stawia Amerykę na pierwszym miejscu. Europa musi zrobić to samo dla swoich ludzi. Zamiast tego ugrzęźliśmy z biurokratycznymi elitami, które odmawiają przewodzenia. AfD jest tutaj, aby to zmienić”.
Orbán przedstawił pięć głównych sposobów, w jakie Trump zmienia świat:
Migracja – „Trump jasno mówi: migracja jest zła i należy ją powstrzymać. Nielegalna migracja jest najgorsza”. _
Wojna i pokój – „Trump chce pokoju, podczas gdy europejscy przywódcy, z wyjątkiem Węgier, chcą pokonać Rosję”. _
Polityka energetyczna – „Nie można ignorować realiów gospodarczych w imię «zielonej polityki».” _
Chrześcijaństwo – „Trump nie wyśmiewa chrześcijaństwa. Na Zachodzie elity traktują chrześcijan jak średniowieczne relikwie”. _
Wolność słowa – „Poprawność polityczna musi zostać zniesiona. Wolność słowa musi zostać przywrócona”.
Przyszłość, o którą warto walczyć
Na zakończenie wywiadu, Weidel wyraziła optymizm: „Niemcy można uratować. AfD rośnie, ponieważ ludzie chcą powrotu do normalności – bezpiecznych ulic, silnych rodzin, bezpieczeństwa ekonomicznego. Alternatywa dla Niemiec jest jedyną partią, która może to zapewnić”.
Orbán był jednak mniej optymistyczny co do trajektorii Unii Europejskiej: „Unia Europejska walczy o przetrwanie. Bez fundamentalnych zmian upadnie”.
Weidel, niezrażona, jasno przedstawiła swoją misję: „Kocham Niemcy. Chcę odzyskać swój kraj. Chcę, aby Niemcy znów mieli normalne życie, bezpieczne ulice, możliwość zakładania rodzin, bezpieczeństwo ekonomiczne. To zostało zdemontowane w ciągu kilku krótkich lat”.
Końcowe słowa Orbána były mocnym ostrzeżeniem: „Węgry skupią się na tym, by stać się silnymi i niezależnymi. Ale Europa? Bez poważnych reform nie przetrwa”.
Patrioci dla Europy: rosnąca siła
Jedno przesłanie było jasne: w Europie pojawia się nowa siła polityczna. Ruchy nacjonalistyczne, na czele których stoją postaci takie jak Orbán i Weidel, przygotowują się do odzyskania kontroli nad Brukselą. Niezależnie od tego, czy poprzez reformy, czy też całkowitą przebudowę, ich wizja zyskuje na popularności.
„Mamy misję historyczną” – oświadczył Orbán. „Musimy oddać władzę ludziom. Czas rządów biurokratów minął”.
W ramach Funduszu Odbudowy po epidemii koronawirusa państwa Unii Europejskiej zaciągnęły dług o wysokości 300 mld euro. Obecnie nadchodzi pierwszy etap spłaty długu. Z tego powodu rząd Donalda Tuska, a także Francja i Włochy, szukając środków na spłatę zadłużenia, chcą podniesienia unijnego podatku od emisji dwutlenku węgla.
Według doniesień Politico kraje, które lobbują za podniesieniem opłat w ramach unijnego programuCarbon Border Adjustment Mechanism (CBAM), twierdzą, że Unia Europejska potrzebuje nowych źródeł dofinansowania. Warto przypomnieć, że powstanie Funduszu Odbudowy po epidemii koronawirusa oznaczało zaciągnięcie przez państwa członkowskie długu w wysokości 300 mld euro. Teraz nadchodzi spłata pierwszych części długu.
Rząd Tuska chce podwyżki unijnych podatków
Choć mechanizm CBAM nie zaczął jeszcze obowiązywać, to grupa państw już chce podniesienia wysokości pobierania opłat. Według doniesień dziennikarzy, jednym ze zwolenników podniesienia opłat ma być rząd Donalda Tuska. Warto przypomnieć, że Polska sprawuje obecnie prezydencje w Radzie Unii Europejskiej, a funkcję komisarza ds. budżetu sprawuje Piotr Serafin.
«Musimy znaleźć “nowe zasoby własne”» – powiedział Politico wiceminister finansów Polski Paweł Karbownik, używając brukselskiego żargonu na określenie dochodów podatkowych płynących bezpośrednio do budżetu UE. «A z tych nowych zasobów własnych na stole najbardziej obiecujące mogą być CBAM»
Już w grudniu ubiegłego roku Austria, Bułgaria, Włochy i Polska rozpoczęły dyskusję na temat zmian w CBAM.
Można ich dokonać na trzy sposoby: można go rozszerzyć na nowe sektory; zmienić, aby obejmował zarówno eksport, jak i import, lub zmodyfikować, aby obejmował produkty “z dalszego łańcucha” wytworzone z importu objętego CBAM, co oznacza produkty gotowe lub półprodukty zamiast podstawowych towarów, takich jak stal
W swojej propozycji z grudnia kraje te opowiedziały się za rozbudową łańcucha dostaw. Ponadto jak podaje Politico.eu, podniesienie podatku miałoby pomóc przy spłacie długu związanego z epidemią koronawirusa.
Bruksela potrzebuje nowych źródeł dochodów – podaje Politico.eu.
W liście do przewodniczącego Rady Europejskiej Antonio Costy premier Węgier Viktor Orban zapowiedział, że nie podpisze się pod konkluzjami przyszło-tygodniowego szczytu Rady Europejskiej w sprawie unijnego wsparcia dla Ukrainy. „UE powinna rozpocząć bezpośrednie rozmowy z Rosją” – przekonywał.
W wysłanym w sobotę liście Orban oświadczył, że Węgry nie mogą zgodzić się na uzgodnione wstępnie przez unijnych ambasadorów przy UE konkluzje ze szczytu, mówiące o wsparciu UE dla Ukrainy. Przywódcy państw członkowskich mieli przyjąć te konkluzje na szczycie Rady Europejskiej w czwartek 6 marca w Brukseli. „Stało się oczywiste, że istnieją strategiczne różnice w naszym podejściu do Ukrainy” – napisał Orban.
Wyraził przekonanie, że UE wzorem USA powinna rozpocząć bezpośrednie rozmowy z Rosją w sprawie zawieszenia broni i trwałego pokoju w Ukrainie. „To podejście jest nie do pogodzenia z podejściem odzwierciedlonym w konkluzjach” – ocenił.
Zdaniem Orbana na czwartkowym szczycie Rada nie powinna przyjąć projektu konkluzji w sprawie Ukrainy. Zamiast tego zaproponował, by ograniczyć pisemne konkluzje ze szczytu do poparcia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ przyjętej 24 lutego. Chodzi o przygotowaną przez USA rezolucję na temat wojny w Ukrainie, w której Rosja nie jest wymieniona jako agresor, nie potępia się rosyjskiej agresji, mowa jest o „wojnie rosyjsko-ukraińskiej” i wzywa się do trwałego jej zakończenia.
„Rezolucja sygnalizuje nowy etap w historii tego konfliktu i sprawia, że wszystkie poprzednie uzgodnienia Rady Europejskiej stają się nieistotne” – napisał w liście premier Węgier, dodając, że próby przyjęcia wcześniej zapisanych wniosków dotyczących Ukrainy pokazałyby tylko podział w UE.
——————
Z kolei premier Słowacji Robert Fico napisał na X, że w sprawie konkluzji ze szczytu jego kraj zaproponuje zapis o natychmiastowym zawieszeniu ognia w Ukrainie, niezależnie od tego, kiedy uda się zawrzeć porozumienie pokojowe. Zdaniem Ficy porozumienia pokojowego nie chce ani ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski, ani wiele krajów unijnych.
„Słowacja żąda też, by konkluzje zawierały wyraźny zapis o przywróceniu tranzytu (rosyjskiego – PAP) gazu przez Ukrainę do Słowacji i Europy Zachodniej” – napisał polityk. Jeśli przywódcy „nie uszanują faktu, że istnieją inne opinie niż te o kontynuowaniu wojny”, Radzie nie uda się porozumieć co do wspólnego stanowiska – zagroził.
W projekcie konkluzji, o którym mówią Orban i Fico, a które widziała PAP, podkreślono niezachwiane poparcie Ukrainy przez UE. W dokumencie zaznaczono, że wszelkie negocjacje pokojowe nie mogą toczyć się bez udziału Ukrainy i Europy, a do zawieszenia broni może dojść tylko w ramach kompleksowego porozumienia pokojowego, któremu towarzyszyć muszą solidne i wiarygodne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. W projekcie zapisano też, że wszelka pomoc dla Ukrainy, w tym wojskowa, będzie udzielana „z pełnym poszanowaniem polityki bezpieczeństwa i obrony niektórych państw członkowskich” oraz przy uwzględnieniu interesu wszystkich państw UE. Rada podkreśliła też, że konieczne są większe wysiłki w zakresie dostarczania Kijowowi m.in. systemów obrony powietrznej, pocisków rakietowych oraz kontynuowania szkoleń ukraińskich żołnierzy. Zwróciła się też do szefowej unijnej dyplomacji Kai Kallas, by przeanalizowała możliwości wsparcia Ukrainy w ramach wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (WPBiO) UE.
Projekt wniosków dotyczył też wzmocnienia unijnej obronności – podkreślono, że UE powinna przyspieszyć mobilizację niezbędnych instrumentów i finansowania, by wzmocnić swoje bezpieczeństwo, gotowość obronną i zmniejszyć strategiczne zależności od sojuszników. W dokumencie znalazł się też zapis o konieczności ochrony i obrony granic UE, a zwłaszcza wschodniej granicy Unii, najbardziej narażonej na zagrożenia ze strony Rosji i Białorusi. Przyczyni się to do bezpieczeństwa całej Europy – podkreślono.
Donald Trump oraz prof. Adam Wielomski i flaga Unii Europejskiej. / foto: domena publiczna/screen (kolaż)
Wszyscy znaliśmy zapowiedzi Donalda Trumpa, że ma zamiar natychmiast zakończyć toczącą się wojnę ukraińsko-rosyjską, ale chyba nikt nie spodziewał się, że pierwsze spotkanie Rosjan i Amerykanów w Rijadzie doprowadzi do tak szybkiego zbliżenia stanowisk. Było to możliwe tylko dlatego, że do negocjacji siedli sami wielcy i nie zaproszono ani państw europejskich, ani fantomowej Ukrainy, funkcjonującej wyłącznie dzięki amerykańskiemu wsparciu. Dla Unii Europejskiej, dla Komisji Europejskiej i osobiście dla Ursuli von der Leyen była to prawdziwa potwarz.
Donald Trump całkowicie olał Europę, nie traktując jej jako partnera i strony godnej do negocjowania o zakończeniu wojny. Oczywiście wiedział, że Europejczycy narobią wielkiego rwetesu, lecz zdaje się pomyślał sobie „A co mi zrobicie?”. Przecież gdy Stany Zjednoczone podpiszą z Rosją traktat pokojowy, to z przedpokoju zawołany zostanie Wołodymyr Zełenski, dostanie długopis i Trump mu powie „Tutaj masz podpisać. Nie musisz czytać”. Ursula von der Leyen, Emmanuel Macron, Anglicy, Niemcy i Polacy zawyją, powrzeszczą i będę musieli traktat uznać. Bo co innego zrobią?
Wszyscy wiedzą, że militarnie UE jest dramatycznie słaba i sama nie wesprze Kijowa dostatecznie mocno, aby mógł prowadzić wojnę. Pieniądze Europa ma, odgraża się, że jest gotowa wyasygnować na tę wojnę 700 miliardów euros, lecz przecież nikt nie traktuje tych zapowiedzi poważnie. W końcu kanclerz Olaf Scholz już powiedział, że ewentualne wydatki wojenne nie mogą uszczuplić dotychczasowych wydatków budżetowych Niemiec. W tej sytuacji trafne jest stwierdzenie jednego z niemieckich komentatorów, że przy toczących się rozmowach pokojowych przy dużym stole, politycy unijni „siedzą przy stoliku dla dzieci”.
Zwołany przez Emmanuela Macrona szybki szczyt unijny w Paryżu jeszcze bardziej obnażył słabość UE. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że przywódcy zgromadzą się i wydadzą ogólnikowe oświadczenie, że „tak być nie może i coś trzeba z tym zrobić”, ale nawet nie udało im się wydać oświadczenia. Giorgia Meloni przyjechała spóźniona, gdy Scholz już zbierał się do wyjścia.
Wielka Unia Europejska nie zdołała zgromadzić nawet 25 tysięcy żołnierzy, gdyż Hiszpanii konflikt na Ukrainie nie interesuje, Polska graniczy z Rosją i się obawia (zresztą słusznie), a Włochy nie będą działać przeciwko Trumpowi. W tej sytuacji premier Wielkiej Brytanii oświadczył, że Londyn właściwie nie ma wojsk lądowych, a Macron, że Francuzi sami nie pojadą. Kompromitacja, słabość i żenada. Ale że tak to się skończy wiedziałem ja, wiedział Trump i wiedział Putin.
Jeden Zełenski nie zrozumiał, odmówił oddania Amerykanom połowy ukraińskich metali ziem rzadkich i dwa dni później dowiedział się od Trumpa, że sam odpowiada za wybuch wojny i jest „dyktatorem” nielegalnie sprawującym władzę. Jak dobrze pójdzie, to dojdzie do całkowitego odwrócenia sojuszy, największego w świecie od 1756 roku, i powstanie alians amerykańsko-rosyjski przeciwko unijno-ukraińskiemu.
Kompromitacja Unii Europejskiej i jej biurokratycznej klasy politycznej jest kompletna. Tym gorsza, że Trump całkiem świadomie pozwolił, aby ten Muppet’s Show w Paryżu odbył się, aby przywódcy unijni pokazali całemu światu swoją słabość, brak woli, brak pomysłu, gadulstwo, napuszenie, etc. Po wyborze na prezydenta Trumpa UE była ostatnim centrum globalizmu i wizji świata Anne Applebaum i jej małżonka. Na naszych oczach ten świat wali się jak domek z kart. Był bowiem kosmpolityczno-liberalną utopią. The world of Anne Applebaum is over!
Gdy Unia Europejska ponosi kolejne porażki, to odpowiedź elit unijnych jest zawsze taka sama: Skoro nasza Unia Europejska zawodzi, to trzeba przyśpieszyć integrację na wszystkich poziomach. Jak bowiem wiadomo, zdaniem europejskiego establishmentu na wszystkie niedomagania unijne lekarstwem zawsze jest tylko idea „więcej Unii”. Stąd też politycy niemieccy i francuscy – ci sami, którzy od jakiegoś czasu domagają się tzw. federalizacji Europy – już nawołują do przyśpieszenia. Trzeba natychmiast skasować zasadę jednomyślności i prawo veta narodowego, powołać wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa, stworzyć armię europejską, wzmocnić Komisję Europejską i ogłosić Frau von der Leyen Imperatorin Europy. Przecież gdyby była wspólna europejska polityka zagraniczna i obronna, to nie byłoby klęski występu Muppet’s Show w Paryżu, gdyż Komisja Europejska sama podjęłaby decyzję o wysłaniu wojsk! Gdyby była armia europejska, to nie byłoby problemu ze zmobilizowaniem 25 tysięcy ludzi!
Będziemy słyszeć raz po raz takie głosy i nawoływania, lecz rzeczywistość jest odmienna. Klęska zjazdu w Paryżu wynikała ze skrajnej odmienności interesów „grubej szóstki”, którą Macron do Paryża zaprosił: Francja chce wysłać wojska, gdyż macroniści muszą mieć sukces i projekcję siły przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi; Wielka Brytania usiłuje uwikłać Rosję w wojnę i czym dłużej, tym lepiej; Hiszpanie ledwo wiedzą, gdzie leży Ukraina i nic ich ona nie obchodzi; Niemcy boją się wojny, gdyż leżą zbyt blisko Rosji; Polska boi się, gdyż z Rosją graniczy; Włochy widzą w intrydze Macrona wyłącznie akt wrogości wobec Trumpa. Słowem, interesów tej szóstki krajów nic, ale to absolutnie nic nie łączy. Każdy z nich ma swoje interesy, a „interes paneuropejski”, „interes unijny” to kompletna fikcja. Gdy więc teraz Paryż i Berlin będą krzyczeć „więcej Unii”, to Hiszpanie i Włosi zareagują apatycznie. Orban z Fico przyjdą i powiedzą, że szczyt w Paryżu pokazał, że nie istnieje wspólny interes unijny i każde z państw członkowskich musi samodzielnie zadbać o swoje bezpieczeństwo. W tym czasie Donald Tusk nic nie powie, bo jeszcze nie ma nowego kanclerza Niemiec i nie wie, jakie jest polskie zdanie.
A jaki jest z tego wniosek dla Polski? Ano taki, że w polityce światowej powstaje „koncert mocarstw” – USA, Rosji i Chin. I wszystkie gwarancje bezpieczeństwa poza tymi mocarstwami są nic nie warte. Szczególnie unijne.
Trump zapowiada 25% cła na towary z UE – rośnie napięcie w relacjach transatlantyckich
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump w dniu 26 lutego 2025 roku ogłosił plany nałożenia 25-procentowych ceł na wszystkie towary importowane z Unii Europejskiej. Zapowiedź ta, przedstawiona podczas spotkania gabinetowego, obejmuje szeroki zakres produktów, w tym samochody i inne wyroby przemysłowe.
W swojej wypowiedzi Trump argumentował, że Unia Europejska “traktuje USA niesprawiedliwie”, wskazując na deficyt handlowy wynoszący około 300 miliardów dolarów. Prezydent zarzucił również UE, że nie przyjmuje amerykańskich samochodów ani produktów rolnych, podczas gdy Stany Zjednoczone importują od Unii znaczne ilości towarów.
Zapowiedź ta wpisuje się w szerszy kontekst polityki handlowej administracji Trumpa, która wcześniej nałożyła już cła na towary z Kanady, Meksyku i Chin. W lutym 2025 roku USA podniosły również cła na import stali do 25% z wcześniejszych 10%, co spotkało się z krytyką ze strony UE.
Komisja Europejska, odpowiedzialna za politykę handlową Unii, natychmiast zareagowała na oświadczenie amerykańskiego prezydenta. W oficjalnym komunikacie podkreślono, że UE będzie reagować “stanowczo i natychmiast” na wszelkie nieuzasadnione bariery handlowe. Przedstawiciel Komisji, cytowany przez The Guardian, oświadczył: “UE będzie reagować stanowczo i natychmiast na nieuzasadnione bariery w wolnym i uczciwym handlu, w tym gdy taryfy są używane do kwestionowania legalnych i niedyskryminujących polityk. UE zawsze będzie chronić europejskie firmy, pracowników i konsumentów przed nieuzasadnionymi środkami taryfowymi.”
Choć szczegółowe plany odpowiedzi Unii Europejskiej nie zostały jeszcze ujawnione, analitycy wskazują na kilka możliwych scenariuszy działań. W przeszłości, w reakcji na amerykańskie cła na stal i aluminium nałożone w 2018 roku, UE odpowiedziała odwetowymi taryfami na amerykańskie produkty o wartości 2,8 miliarda euro, w tym na motocykle, bourbon i dżinsy. Według doniesień Reutersa, Unia może rozważyć podobne środki, ale priorytetem wydają się być negocjacje mające na celu uniknięcie eskalacji konfliktu handlowego.
Innym potencjalnym krokiem jest złożenie skargi do Światowej Organizacji Handlu (WTO), choć eksperci z Bruegel Institute zwracają uwagę, że jest to strategia długoterminowa, która może nie przynieść natychmiastowych rezultatów.
Wpływ zapowiedzianych ceł na gospodarki europejskie może być znaczący, szczególnie dla branży motoryzacyjnej. Według szacunków Oxford Economics, eksport samochodów z Niemiec i Włoch do USA może spaść odpowiednio o 7,1% i 6,6%, co odzwierciedla zależność tych gospodarek od amerykańskiego rynku. UE, jako największy partner handlowy Stanów Zjednoczonych z obrotem towarów i usług na poziomie 1,5 biliona euro w 2023 roku, stoi w obliczu potencjalnego wzrostu kosztów dla firm i konsumentów, co może prowadzić do wzrostu inflacji.
Niemiecki odchodzący kanclerz Olaf Scholz wyraził determinację Unii do podjęcia działań odwetowych, oświadczając, że UE jest gotowa do reakcji “w ciągu godziny”. Podobne stanowisko przyjęły inne państwa członkowskie, podkreślając jedność bloku w obliczu amerykańskich gróźb.
Warto zauważyć, że wcześniejsze groźby Trumpa dotyczące ceł na europejskie samochody z 2019 roku nie zostały ostatecznie wprowadzone w życie, co sugeruje unijnym elitom, że możliwe są ustępstwa i kompromisy w toku dalszych negocjacji. Sytuacja pozostaje jednak napięta, a rynki finansowe już zareagowały niepokojem na możliwość globalnej wojny handlowej.
Eksperci ekonomiczni podkreślają, że eskalacja napięć handlowych między USA a UE mogłaby mieć negatywne konsekwencje dla europejskiej gospodarki, która wciąż zmaga się z następstwami pandemii COVID-19 i szalonego planu Zielonego Ładu. Oznacza to też, że bardzo szybko może dojść do kwestionowania NATO, co dodatkowo zmieni i tak trudną sytuację geopolityczną Europy.
Plan zakłada stworzenie pojedynczej aplikacji wydanej przez rząd, w której przechowywane będą dokumentacje medyczna, zatrudnienia, podróży, wykształcenia, szczepień, podatków, finansów, a także (potencjalnie) kopie podpisu, odcisków palców, skanów twarzy, próbek głosu i DNA. Wszystko przechowywane pod ręką w twoim telefonie… i udostępniane rządom dziewiętnastu krajów (plus Ukraina) i ponad 140 innym partnerom publicznym i prywatnym.
Już wkrótce: Europejski portfel tożsamości cyfrowej
“Elita” prowadzi już szeroko zakrojone programy pilotażowe dla przyszłości, jakiej oni chcą, a my nie. Nie są w tym szczególnie subtelni. Nie ukrywają tego.
Plan zakłada stworzenie pojedynczej aplikacji wydanej przez rząd, w której przechowywane będą dokumentacje medyczna, zatrudnienia, podróży, wykształcenia, szczepień, podatków, finansów, a także (potencjalnie) kopie podpisu, odcisków palców, skanów twarzy, próbek głosu i DNA.
Wszystko przechowywane pod ręką w twoim telefonie… i udostępniane rządom dziewiętnastu krajów (plus Ukraina) i ponad 140 innym partnerom publicznym i prywatnym. Wszystkim od Deutsche Bank po ukraińskie Ministerstwo Postępu Cyfrowego i Samsung Europe.
Za pomocą tej aplikacji będziesz mógł dokonywać płatności, składać wnioski o pożyczki, płacić podatki, odbierać recepty, przekraczać granice, zakładać firmy, umawiać wizyty lekarskie, ubiegać się o pracę, a nawet podpisywać cyfrowe umowy online.
Przedsiębiorstwa i agencje rządowe uzyskają dostęp do tych danych z zaplecza, aby przeprowadzić „zautomatyzowane sprawdzanie przeszłości”.
Niemiecka Federacja Organizacji Konsumenckich (Verbraucherzentrale Bundesverband, VZBZ) wyraziła obawy, że taka aplikacja „może stanowić zagrożenie dla prywatności i danych”, na co jedyną reakcją jest „oczywiście, do tego to służy!”.
Nic z tego nie jest hipotetyczne, nawiasem mówiąc. To jest Potencjalne.
To tylko jeden z programów pilotażowych „tworzących prototypy i testujących przypadki użycia” dla europejskiego portfela tożsamości cyfrowej (EUDI), a są jeszcze co najmniej trzy inne.
Jest to najnowszy krok w kierunku wdrożenia tej technologii od wybuchu pandemii covid-19, a o portfelu EUID mówi się już od 2021r.
Chashchin jak się okazuje jest przewodniczącym grupy inwestycyjnej technologii finansowych N7, a jego artykuł jest całkiem dobrym przykładem tego, czego można się spodziewać w większych mediach głównego nurtu, w miarę zbliżania się do pełnej implementacji EUID. Rozprawia o kosztach oszustw i o tym, jak schematy cyfrowych identyfikatorów uczynią wszystko o wiele bezpieczniejszym i wydajniejszym, ale ubolewa nad „brakiem harmonizacji” ponad granicami i między systemami.
To jest standard.
Ale co ciekawe, zwraca on również uwagę na fakt, że krajowe systemy identyfikacji cyfrowej otrzymały ogromne wsparcie w wyniku „pandemii” covid [podkreślenie dodane]:
«w Belgii w latach 2021–2022 szybkie przyjęcie itsme, internetowego systemu identyfikacji, było napędzane przez rządowy nakaz posiadania przepustki covid-19 na wizyty w restauracjach. Cyfrowa tożsamość itsme oferowała konsumentom najwygodniejszy sposób uzyskania takiej przepustki, podwajając bazę użytkowników z 3 milionów do 6 milionów w ciągu roku. Pokazuje to, że przyjęcie przez konsumentów następuje, gdy usługa jest potrzebna i wspierana przez rząd.»
Ma rację. Covid zapoczątkował cyfrową identyfikację/kartę szczepień, ale od tamtej pory straciła ona impet. Więc może naprawdę musimy wypatrywać kolejnego wielkiego „Powodu”. „Katastrofalnego wydarzenia katalizującego”, jak to ktoś ujął.
Co twoim zdaniem zaplanowali już coś, co sprawi, że ludzie nagle zaczną potrzebować cyfrowego portfela identyfikacyjnego?
Myślę, że się tego niedługo dowiemy.
Z innych wiadomości związanych z identyfikacją cyfrową: Jordania ogłosiła, że identyfikacja cyfrowa zostanie wdrożona i będzie wymagana do głosowania w kolejnych wyborach.
Kamerun zaledwie kilka dni temu uruchomił nowy krajowy system identyfikacji, który w niedalekiej przyszłości może stać się całkowicie cyfrowy.
Mam nadzieję, że żaden czytelnik z USA nie myśli, że Donald i Elon oszczędzą wam tego bałaganu. Departament ds Efektywności Rządu [DoGE] będzie pod każdym względem za tożsamością cyfrową.
W końcu, co może być bardziej „efektywnego” niż pojedyncza aplikacja używana do wszystkiego? Czy Elon nie powiedział już, że chce, aby X była „aplikacją do wszystkiego”?
Jedyną różnicą jest to, że wersja amerykańska może być bardziej prywatna niż publiczna, ale czy istnieje jeszcze jakaś realna różnica?
Elon X czyli iluzja wyboru Elon Musk ogłosił ponad rok temu, że planuje przekształcić Twittera w aplikację do wszystkiego, taką jak chiński WeChat. Aplikacja do wszystkiego, w tym do bankowości internetowej i finansów. W kwietniu ubiegłego roku Musk ogłosił, że Twitter Inc. został przemianowany na X Corp., stworzył nową firmę zajmującą się sztuczną inteligencją znaną jako X.AI i nawiązał współpracę z eToro w zakresie wymiany akcji i kryptowalut. […]
_____________
Unijny portfel tożsamości cyfrowej jest niepostrzeżenie wdrażany Unijny portfel cyfrowy, często nazywany unijnym portfelem tożsamości cyfrowej (EUDI), ma zostać udostępniony społeczeństwu europejskiemu w nadchodzących latach. Według Komisji Europejskiej „europejskie portfele tożsamości cyfrowej to osobiste portfele cyfrowe umożliwiające obywatelom cyfrową identyfikację, przechowywanie danych identyfikacyjnych i dokumentów urzędowych oraz zarządzanie nimi w formacie elektronicznym. Mogą one obejmować prawo jazdy, recepty lekarskie lub wykształcenie.” […]
[Uwaga, w tym tekście jest ogromne wodolejstwo, jak u Geremka, co to nie było wiadomo, czy wchodzi na schody, czy też schodzi. Czytać b. krytycznie. md]
================
„UE nie ma dość gotówki, aby załatać dziurę budżetową powstałą po wstrzymaniu finansowania programów humanitarnych przez amerykańską agencję USAID”, ostrzega francuski minister rozwoju Thani Mohamed-Soilihi.
Szereg podmiotów na świecie, które korzystały ze środków USAID obawia się utraty aż 55,8 miliarda euro amerykańskiej pomocy zagranicznej zaplanowanej na rok 2025. Większość pracowników agencji dostało już wypowiedzenie z pracy lub wysłano ich na płatny urlop. [To kto to płaci, Kotku?? md]
Euractiv.com sugeruje, że stracą bezpośredni sąsiedzi UE, czyli Ukraina, Bałkany i Europa Wschodnia. – Sama UE nie jest w stanie zrekompensować wycofania pomocy [USAID] – podkreślił francuski minister ds. frankofonii i partnerstw międzynarodowych. Stolice europejskie raczej muszą ciąć wydatki niż je zwiększać.
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Lammy uważa, że drastyczne cięcia pomocy amerykańskiej są „wielkim błędem strategicznym”, który może zagrozić globalnej stabilności.
UE jako całość odpowiadała za 42% całej globalnej pomocy rozwojowej udzielonej w 2023 r., wartej 95,9 mld euro – podaje OECD. W latach 2021-2027 przewidziano w ramach inicjatywy Global Gateway pozyskanie łącznie 300 mld euro na inwestycje w krajach rozwijających się, by walczyć o zasoby i większe wpływy w Afryce oraz innych krajach, gdzie zyskują Chińczycy i Rosjanie.
Mimo tej chęci, udział budżetów rządów UE przeznaczonych na pomoc rozwojową stale spadał w ostatnich latach. Przykładowo Berlin, drugi co do wielkości pojedynczy darczyńca na świecie po Waszyngtonie (ale wpłacający dużo mniej od Ameryki), zmniejszył pomoc o prawie 5 miliardów euro w 2024 r. Francja zmniejszyła budżet pomocy zagranicznej na 2025 r. aż o 32,7% w porównaniu z poprzednim rokiem.
Paryż promuje „ambitną reformę międzynarodowej architektury finansowej”, by w większym stopniu wykorzystać Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i regionalne banki rozwoju na inicjatywy w tzw. zieloną gospodarkę, które jednocześnie miałyby realizować szereg celów zrównoważonego rozwoju, przyczyniając się do poprawy sytuacji mieszkańców mniej rozwiniętych regionów świata. [Ależ zakłamany bełkot.. Naprawdę, dosłownie rzygać mi się chciało, gdy to przeczytałem. md]
Francja walczy z deficytem wynoszącym 6% PKB. Rząd planuje cięcia we wszystkich ministerstwach. Pomoc zagraniczna ma być „efektywniej” rozdzielana.
Premier Wielkiej Brytanii Sir Keir Starmer ogłosił we wtorek, że zwiększy wydatki wojskowe do 2,5% PKB od 2027 r., a wzrost ten zostanie w całości pokryty z cięć w budżecie Wielkiej Brytanii na pomoc zagraniczną.
Ograniczenie środków USAID wpłynie na politykę dawnych imperiów kolonialnych, które rozciągały swoje wpływy w byłych koloniach. Oczekuje się więc, że to Europejczycy wezmą na siebie ciężar zwiększenia wydatków na pomoc rozwojową, która będzie sprzyjać utrzymaniu „miękkiej siły” Francji czy Wielkiej Brytanii w ich dawnych koloniach.
Pojawił się pomysł, by z większą starannością planować programy pomocowe i kierować je tam, gdzie są zagrożone europejskie interesy.
Pomimo orzeczeń sądowych kwestionujących zamrożenie finansowania, los Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego pozostaje niepewny. Administracja Trumpa poddała przeglądowi wszystkie projekty, sprawdzając, czy są one zgodne z prawem i polityką prezydenta Donalda Trumpa „America First”.
Organizacje pozarządowe dobijają się do drzwi różnych instytucji, prosząc o datki. Ostatnio także Komisja Europejska zaznaczyła, że „Każdy w społeczności międzynarodowej musi wziąć na siebie swoją odpowiedzialność. UE nie może wypełnić tej luki pozostawionej przez innych”.
Z jednej strony zabrakło środków na programy promowania aborcji i ideologii gender, z drugiej – zwalczania chorób itp. – To jak powrót do lat 80. i 90., kiedy przyjeżdżaliśmy z food truckami. To ryzyko, że powrócimy do złych praktyk z przeszłości – ubolewa Jean-Yves Terlinden, dyrektor ds. pomocy humanitarnej w Caritas Europa, sieci katolickich organizacji humanitarnych, które również korzystały z dotacji amerykańskiej agencji.
Stany Zjednoczone w 2024 r. dostarczały około 42% światowej pomocy humanitarnej. UE i Niemcy odpowiadały za około 8% pomocy każda z osobna – podaje ONZ.
Niemcy obcięły 500 milionów dolarów ze swojego finansowania pomocowego w latach 2023–2024 w ramach ogólnego zaciskania pasa. Holandia poinformowała, że ograniczy wydatki na zagraniczną pomoc rozwojową o ponad dwie trzecie w ciągu trzech lat, a belgijskie finansowanie współpracy rozwojowej spadnie o jedną czwartą pod rządami nowego rządu utworzonego w tym roku.
ONZ domaga się, by kraje rozwinięte, do których zalicza się także Polska przeznaczały 0,7% swojego dochodu narodowego brutto (DNB) na pomoc rozwojową. Wielka Brytania, która wcześniej osiągnęła ten cel, ogłosiła cięcia w 2021 r., a jej budżet na pomoc zagraniczną pozostaje na poziomie 0,5% DNB.
Cięcia te zostały tylko częściowo zrównoważone przez wzrosty pomocy zagranicznej od darczyńców, takich jak Norwegia, która podpisała wieloletnie umowy o finansowaniu na kwotę 170 milionów dolarów z norweskimi organizacjami pozarządowymi.
O pomoc NGO-sy mają zwrócić się do państw arabskich, Brazylii, Indii i oczywiście Chin oraz Rosji.
– UE ma interes w kwestiach bezpieczeństwa, migracji, globalnych wyzwań zdrowotnych, a brak działań teraz jeszcze bardziej zagrozi jej interesom – ostrzega Anita Käppeli, dyrektor ds. polityki europejskiej w waszyngtońskim think tanku Center for Global Development.
Afryka znajduje się na szczycie listy regionów otrzymujących pomoc zagraniczną UE w latach 2007–2023, a następnie Europa i Azja.
USAID i podsycanie powstań
USAID nie tylko udzielała dotacji różnym NGO-om realizującym określone programy pomocowe, ale co gorsza, jest odpowiedzialna za podsycanie powstań i protestów w różnych regionach świata. Mocno zaangażowała się w programy „obrony demokracji” pod pretekstem „walki z kleptokracją”.
We wrześniu 2023 r. Stany Zjednoczone opublikowały plan wdrożenia strategii walki z kleptokracją na świecie. Przewodnik w tym zakresie opracowała USAID. Ekipa Joe Bidena, przejmując władzę w Stanach Zjednoczonych zaznaczyła, że jej priorytetem jest walka z kleptokracją na świecie. Korupcjogenne sieci podważają bowiem model demokracji promowany przez Amerykę.
Kleptokracja to bardzo szerokie pojęcie. Może oznaczać „rządy złodziei”, tych, którzy „zawłaszczają państwo” i „legalizują” złodziejstwo. Walka z kleptokracją obejmuje nie tylko działania wymierzone w skorumpowane rządy dyktatorów, autokratów, czy też podmioty, które umożliwiają trwanie korupcjogennego systemu rządów, ale także w rządy, które pośrednio rzekomo mu sprzyjają, podzielając i broniąc „tradycyjnych wartości”.
Warto odnotować, że jesienią 2021 r. i wiosną 2022 r. Instytut Studiów nad Dyplomacją Georgetown University zwołał trzy spotkania grupy roboczej New Global Commons z udziałem przedstawicieli środowisk akademickich, ośrodków doradczych, rządów, organizacji międzynarodowych, organizacji pozarządowych i biznesu.
Grupa przyjęła roboczą definicję korupcji, oceniła zagrożenia polityczne, zwłaszcza związane „ze strategiczną korupcją” ze strony Rosji i Chin. Opracowała także zalecenia dla rządów i innych podmiotów. Uznano, że konieczne jest stworzenie nowej globalnej struktury opierającej się na skoordynowanej akcji wielu rządów.
Uniwersytet Georgetown w raporcie przygotowanym dzięki grantowi Carnegie Corporations na temat konfrontacji z kleptokratami w kraju i za granicą, opisał prace grupy roboczej.
Powołując się na ostrzeżenia renesansowego myśliciela politycznego Niccoli Machiavelliego – autora „Księcia” – przypomniano, że zawsze trzeba bać się korupcyjnego wpływu oligarchii. „Chociaż często błędnie odczytywano go [Machiavelliego – przyp. AS] jako apologetę amoralnego księcia, nasz włoski przyjaciel był zawsze wyczulony na tych, którzy gromadzą wielką władzę i fortunę kosztem tych, którymi rządzą.
Dzisiejsi oligarchowie, kleptokraci i książęta, którym służą, nie różnią się materialnie od tych, którzy przyspieszyli upadek republik w Atenach, Rzymie i Florencji… tyle że ich zasięg jest globalny, a ich korupcja ma charakter strategiczny” – czytamy w raporcie pt. „Enemies Foreign and Domestic: Confronting Kleptocrats at Home and Abroad”.
Autorzy zwrócili uwagę na wielkie koszty wszechobecnej korupcji. Doprowadziła ona m.in. do „groteskowej inwazji Putina na Ukrainę” czy szybkiego upadku Afganistanu.
W Strategii Bezpieczeństwa Narodowego 2022 Amerykanie opisali trzy odrębne, ale nakładające się dychotomie: demokracja kontra autokracja; oparty na zasadach a przeciwny regułom; oraz geopolityczne a transnarodowe. Te dychotomie widoczne są w przypadku korupcji i kleptokracji.
Inwazja rosyjska miała pokazać nierozerwalne powiązania pomiędzy wielką, polityczną i strategiczną korupcją, kleptokracją i bezpieczeństwem narodowym.
Przyznano, że do niedawna konfrontacja z korupcją „nigdy nie była tak naprawdę kwestią priorytetową w amerykańskiej polityce zagranicznej i dyplomacji” a „przez dziesięciolecia rządy demokratyczne – w tym Stany Zjednoczone – przymykały oko na korupcję w kraju i na świecie”.
Według raportu wpływowej uczelni amerykańskiej, chociaż udało się wyeliminować „rażącą korupcję w biznesie i rządzie”, to jednak problem „kleptokratycznych uprawnień niektórych elit w kraju i za granicą nie został rozwiązany” i często oskarżenia o korupcję traktowane są jedynie jako „pałka polityczna”.
Tymczasem korupcja i kleptokracja ma „hamować wzrost gospodarczy; wspierać autorytarne rządy; zwiększać nierówności społeczne; karmić cynizm polityczny i opozycję; zaostrzać pandemie i osłabiać systemy opieki zdrowotnej; degradować środowisko; w odpowiedzi napędzać ucisk państwa; i może prowadzić do politycznych, jeśli nie brutalnych niestabilności”.
Nabrała ona szczególnego znaczenia w kontekście dzisiejszej rywalizacji geopolitycznej między demokracjami i rządami autorytarnymi. Kwestia ta – zdaniem administracji Bidena i jej sojuszników – ma odegrać główną rolę i stanowić największe wyzwanie, przed którym stanie świat w nadchodzących dziesięcioleciach.
Dlatego uznano, że trzeba zainicjować szeroki sojusz walki z korupcją i kleptokracją. Miały zmienić się zasady zarządzania, normy legislacyjne, międzynarodowe i społeczne, aby skutecznie stłumić „egzystencjalne zagrożenie”. Bez tego nie uda się zwalczyć „zmian klimatycznych”, przyszłych pandemii i innych globalnych zagrożeń związanych z kurczeniem się zasobów naturalnych, zanikiem różnorodności biologicznej itp.
Grupa wskazała, że korupcja obejmuje nie tylko „codzienne nadużywanie powierzonej władzy przez funkcjonariuszy publicznych w ich kontaktach ze zwykłymi obywatelami chcącymi skorzystać z podstawowych usług w miejscach takich, jak: szpitale, szkoły, komisariaty policji i inne agencje. Obejmuje także wielkie nadużycie władzy wysokiego szczebla, które przynoszą korzyści nielicznym kosztem ogółu i powszechne szkody jednostkom i całemu społeczeństwu, a także manipulację polityką, instytucjami i regułami w społeczeństwie w celu alokacji zasobów i finansów przez decydentów politycznych, którzy nadużywają pozycji do utrzymania swojej władzy, statusu i bogactwa”.
Tworzy się sieć korupcyjna, w której obowiązują pewne mechanizmy zarządzania, a która wpływa na „korupcję strategiczną”, obejmującą wykorzystanie oficjalnych stanowisk, zasobów i procesów do celów geopolitycznych, podważania zaufania do władzy i organizacji w danym kraju. Jest ona o tyle groźna, że stanowi część strategii bezpieczeństwa narodowego niektórych krajów.
Amerykanie uważali, że korupcja, podważanie wyników wyborów, dezinformacja i inne działania przyczyniły się do szeregu niepowodzeń ich polityki zagranicznej m.in. w Afganistanie, Nikaragui, Wenezueli, w krajach Trójkąta Północnego, czyli Salwadorze, Gwatemali i Hondurasie, w RPA i innych państwach afrykańskich czy azjatyckich np. w Bangladeszu i Sri Lance.
6 grudnia 2021 r. prezydent Biden wydał pierwszą strategię Stanów Zjednoczonych dotyczącą zwalczania korupcji transnarodowej, która jest zagrożeniem dla krajowego bezpieczeństwa.
Strategia powstała w oparciu o działania między-agencyjnej grupy roboczej i opierała się na pięciu filarach. Pierwszy obejmował modernizację i koordynację oraz finansowanie wysiłków USA na rzecz walki z korupcją. Departament Stanu mianował pierwszego koordynatora ds. globalnej walki z korupcją i utworzył Radę ds. Polityki Antykorupcyjnej wyższego szczebla, by sprawa ta zyskała priorytetowe znaczenie w polityce zagranicznej. Departamenty Skarbu i Handlu oraz Agencja Rozwoju Międzynarodowego Stanów Zjednoczonych (USAID) utworzyły organy koordynujące, a Development Finance Corporation powołała specjalistę ds. uczciwości i przeciwdziałania korupcji.
USAID opublikowała w 2022 r. podręcznik walki z kleptokracją na świecie. Opracowany Przewodnik USAID zatytułowany „DEKLEPTIFICATION GUIDE. Seizing Windows of Opportunity to Dismantle Kleptocracy” zdefiniował pojęcia. I tak „wielka korupcja” jest wtedy, „kiedy elity polityczne kradną duże sumy środków publicznych lub w inny sposób nadużywają władzy w celach osobistych lub uzyskania przewagi politycznej”.
„Korupcja administracyjna” to „nadużycie powierzonej władzy dla prywatnych korzyści – zwykle chodzi o urzędników niskiego lub średniego szczebla w kontaktach z obywatelami i sektorem prywatnym, w tym omijanie oficjalnych przepisów i wyłudzanie środków od obywateli na podstawowe usługi”.
„Korupcja transnarodowa” „przekracza granice, angażuje globalne sieci i wykorzystuje wyrafinowane plany wysysania bogactwa kraju od jego prawowitych właścicieli: obywateli”.
„Korupcja strategiczna” ma miejsce, kiedy rząd broni praktyk korupcyjnych jako zasady polityki zagranicznej, a „kleptokracja” to „rząd kontrolowany przez urzędników, którzy używają władzy politycznej, by przywłaszczyć sobie bogactwo narodu”.
„Dekleptyfikacja” to „proces demontażu umocnień kleptokratycznych struktur, sieci i norm – i zastępowanie ich instytucjami zarządzającymi, które zapewniają przejrzystość, odpowiedzialność i inkluzywność – w czasie historycznych okien otwarcia na reformy i zdecydowanego powszechnego popytu na reformy lub przemiany”.
Agencja poleciła skupić się na korupcji odnośnie do: globalnego zdrowia, bezpieczeństwa żywności, czystej wody, równości genderowej, edukacji i klimatu. Polecono ścigać nepotyzm, oligarchów, przekupnych sędziów, prokuratorów i nieformalne sieci, które przeplatają się ze zorganizowaną przestępczością oraz zagranicznymi kleptokracjami.
Licząc na współpracę tak zwanych dziennikarzy śledczych, organizacji pozarządowych i wszelakich aktywistów, przewodnik wskazuje, w jaki sposób społeczeństwo może pozbyć się skorumpowanych rządów. Powołano nowy fundusz na walkę z korupcją, b y USAID nie zabrakło środków na pomoc „powstańcom”. Wzorem dla tych, którzy chcą obalić skorumpowaną władzę ma być Euromajdan i reformy państwa ukraińskiego.
Przewodnik jest pokłosiem I Szczytu Demokracji, wydarzenia zorganizowanego w grudniu 2021 r. przez prezydenta Joe Bidena.
Departament Stanu i USAID uznały walkę z korupcją za priorytet we wspólnym planie strategicznym na lata 2022–2026; zwiększając liczbę personelu zajmującego się „inicjatywami antykorupcyjnymi”.
Departament Sprawiedliwości w swej strategii na ten sam okres również nadał priorytet zwalczaniu korupcji w przedsiębiorstwach oraz wspieraniu międzynarodowych wysiłków antykorupcyjnych i partnerstw z władzami zagranicznymi. Biały Dom poinformował o lepszej koordynacji prac Departamentu Sprawiedliwości i ujawnianiu danych na temat korupcji przez Federalne Biuro Śledcze w celu prowadzenia dochodzeń i ścigania korupcji w kraju i za granicą.
Departamenty Stanu i Obrony utworzyły między-agencyjną Grupę Roboczą ds. Zarządzania Sektorem Bezpieczeństwa, aby zwalczać finansowe nadużycia w systemach związanych z zakupem broni itp.
Waszyngton polecił USAID utworzyć Biuro ds. Demokracji, Praw Człowieka i Zarządzania ze specjalnym Centrum Antykorupcyjnym.
Drugi filar strategii dotyczył ograniczenia nielegalnego finansowania. Stąd ustawa o przejrzystości korporacyjnej (CTA) i zapobieganiu wykorzystywaniu przez przestępców firm fasadowych do prania nielegalnych dochodów, wymogi związane z podawaniem informacji na temat beneficjentów rzeczywistych. Powstała sieć ds. egzekwowania kar za przestępstwa finansowe (FinCEN) i poradnik dotyczący kleptokracji oraz korupcji zagranicznej, Departament Stanu i USAID wraz ze społeczeństwem obywatelskim utworzyły w ramach Szczytu na rzecz Demokracji wielostronną „kohortę demokracji” ds. przejrzystości i uczciwości finansowej. Wspierała ona dziennikarzy śledczych i aktywistów klimatycznych w tropieniu nieprawidłowości. Powstała Globalna Sieć Operacyjna Organów Egzekucji Prawa Antykorupcyjnego (GlobE) ONZ.
Departament Skarbu przewidywał zwiększenie przejrzystości sektora nieruchomości oraz ocenę ryzyka związanego z nielegalnym finansowaniem podmiotów finansowych, doradców inwestycyjnych, prawników i księgowych.
Filar trzeci strategii odnosił się do pociągania do odpowiedzialności skorumpowanych podmiotów poprzez skoordynowane działania na poziomie krajowym i globalnym. Sankcje oraz konfiskata mienia i przekierowywanie „odzyskanych” środków na pomoc rozwojową dla krajów, z których pochodzą przestępcy – to główny cel tych działań.
Departament Skarbu zidentyfikował setki osób i podmiotów winnych korupcji, w tym obecnych lub byłych urzędników w Ameryce Środkowej, Afryce, na Bałkanach Zachodnich i Europie Wschodniej.
Departament Stanu publicznie nałożył ograniczenia wizowe na kilkudziesięciu urzędników zagranicznych oraz członków ich rodzin, uniemożliwiając wjazd do USA.
Departament Sprawiedliwości, federalne organy ścigania, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd oraz Komisja ds. Handlu Kontraktami Terminowymi na Towary podjęły działania, które doprowadziły do przyznania się do korupcji przez międzynarodowe koncerny lub spółki zależne i zapłacenia kar w wysokości ponad 1 miliarda dolarów.
Prowadzono także akcję wobec byłego urzędnika Goldman Sachs w ramach wielomiliardowego programu, czy urzędników wenezuelskich oskarżonych o defraudację miliarda dolarów.
Jednocześnie Departament Sprawiedliwości i federalni doradcy ds. egzekwowania prawa, a także USAID pomogły innym krajom we wzmocnieniu ich systemów antykorupcyjnych lub przyjęciu strategii i ustawodawstwa antykorupcyjnego.
Stany Zjednoczone w porozumieniu z partnerami zagranicznymi utworzyły grupę zadaniową ds. rosyjskich elit, pełnomocników i oligarchów (REPO).
Departament Sprawiedliwości i federalne organy ścigania powołały także międzyagencyjną grupę zadaniową KleptoCapture, która bada przypadki naruszeń sankcji, ograniczeń eksportowych i ekonomicznych środków zaradczych nałożonych w związku z wojną na Ukrainie.
Departament Skarbu, w porozumieniu z Departamentami Sprawiedliwości i Departamentem Stanu uruchomiły program nagród dla osób i podmiotów, które umożliwiły odzyskanie skradzionych aktywów zagranicznych powiązanych z kleptokracjami. Za dostarczenie informacji można było uzyskać do 5 milionów dolarów.
Czwarty filar strategii przewidywał wzmocnienie wielostronnej architektury antykorupcyjnej. Są więc zawierane sojusze z rządami o podobnych poglądach. Stany Zjednoczone osiągnęły konsensus 189 stron w sprawie Konwencji Narodów Zjednoczonych przeciwko korupcji (UNCAC) co do organizacji 10. Konferencji Państw Stron (COSP) w 2023 r.
Rząd USA organizuje także co dwa lata Międzynarodową Konferencję Antykorupcyjną wraz z Transparency International, wspierając globalną wymianę i partnerstwo wśród ponad 2200 uczestników z rządów, NGO-sów i biznesu.
Przygotowywane są ramy gospodarcze Indo-Pacyfiku na rzecz dobrobytu (IPEF) przy wsparciu wszystkich 14 krajów na rzecz filaru podatkowego i antykorupcyjnego, w tym środków mających na celu zapobieganie korupcji i jej zwalczanie oraz zwiększania przejrzystości transakcji na rynku nieruchomości i własności użytecznej.
Ponadto USA uczestniczą w charakterze państwa członkowskiego Grupy Europejskich Państw Przeciwko Korupcji (GRECO)
Wraz z 43 innymi krajami Amerykanie zawarli sojusz w celu przygotowania nowych wytycznych odnośnie do dalszego zwalczania przekupstwa zagranicznych urzędników publicznych w międzynarodowych transakcjach biznesowych w ramach Grupy Roboczej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) ds. przekupstwa oraz promują etyczne praktyki biznesowe w Azji- Pacyfiku za pośrednictwem Forum Etyki Biznesowej APEC dla małych i średnich przedsiębiorstw (ESG, raportowanie pozafinansowe).
Waszyngton uruchomił V Narodowy Plan Działań w ramach Partnerstwa Otwartego Rządu (OGP), by zwiększyć przejrzystość, odpowiedzialność i udział społeczeństwa w zarządzaniu. USAID i Departament Stanu wsparły także zagraniczne i międzynarodowe inicjatywy wielostronne, w tym inicjatywę tropienia korupcji w przemyśle wydobywczym (EITI).
W ramach NATO podjęto działania na rzecz budowania integralności sojuszu i opracowywane są wytyczne zwiększające przejrzystość w sektorach obronnych.
Podczas II Szczytu Demokracji Amerykanie próbowali nakłonić więcej państw do współpracy i przyjęcia konkretnych zobowiązań w zakresie walki z korupcją.
Piąty filar strategii odnosił się do poprawy zaangażowania dyplomatycznego i wykorzystanie pomocy zagranicznej na wsparcie dla dziennikarzy śledczych i aktywistów wszczynających protesty w różnych krajach. USAID uruchomiło Reporters Shield, mający na celu ochronę dziennikarzy, media NGO przed procesami sądowymi za pomówienia.
Zwiększono nakłady na Globalne Konsorcjum Antykorupcyjne. Departament Stanu opracował Globalną Inicjatywę na rzecz ożywienia sektora prywatnego jako partnerów w walce z korupcją (GPS).
Już podczas wirtualnego wydarzenia inaugurującego 7 grudnia 2021 r. I Szczyt Demokracji, przywódcy amerykańskiego Klubu Przeciwko Korupcji Zagranicznej i Kleptokracji, Intergrupy ds. Przeciwdziałania Korupcji Parlamentu Europejskiego oraz Ogólnopartyjnej Grupy Parlamentarnej Wielkiej Brytanii ds. Przeciwdziałania Korupcji i Odpowiedzialnego Opodatkowania formalnie zainicjowały Sojusz Międzyparlamentarny przeciwko Kleptokracji. Sojusz tworzyli politycy, którzy walczyli z „autorytarnym modelem rządów, w którym przywódcy polityczni rutynowo angażują się w działania prowadzące do nielegalnego wzbogacenia się, utrzymują władzę poprzez skorumpowane sieci patronackie, wykorzystują demokracje do ukrywania i ochrony skradzionych aktywów oraz wykorzystują korupcję strategiczną jako narzędzie wyzysku w polityce zagranicznej”.
– Korupcja to nowy komunizm. Jest to siła jednocząca dyktatorów i system, który chcą eksportować – mówił jeden z uczestników Joe Wilson.
– Od lat widzimy, jak autokraci tacy jak Viktor Orbán skutecznie podważają europejską demokrację od wewnątrz, przy rosnącym wsparciu ze strony swoich doświadczonych odpowiedników w Rosji i poza nią. Jeśli oni zwierają szeregi, to także wszystkie partie demokratyczne muszą zrobić to samo. To nie jest walka, którą pojedynczy podmiot może wygrać – ocenił eurodeputowany Daniel Freund z Niemiec, współprzewodniczący Intergrupy ds. Przeciwdziałania Korupcji w Parlamencie Europejskim.
Członkowie grupy mówili, że kleptokracja stanowi najpoważniejsze wyzwanie dla rządów demokratycznych w XXI wieku, ponieważ niszczy od wewnątrz praworządność.
Podczas drugiego Szczytu na rzecz Demokracji USAID przedstawiła nowe wysiłki na rzecz wspierania demokracji za granicą w ramach Prezydenckiej Inicjatywy na rzecz Odnowy Demokratycznej (PIDR).
Chodzi o osiem inicjatyw, w tym Partnerstwa na rzecz Rozwoju Demokratycznego (PDD), Program Media Viability Accelerator, Reporters Shield, kampanie promujące uczciwość na rzecz rozwoju, akcelerator na rzecz przejrzystości i rzetelności finansowej (FTI), który miał pomóc w tropieniu korupcji związanej m.in. z minerałami ziem rzadkich, Program Powering a Just Energy Transition Green Minerals Challenge, Program wzmacniania pozycji agentów zmian antykorupcyjnych (EACCA) – aktywacja „agentów zmian antykorupcyjnych i dziennikarzy śledczych” na całym świecie, itd.
USAID dokonała zwrotu i postawiła na politykę odnosząca się do praworządności. Szczodrze finansowała NGO-sy o lewicowym zapatrywaniu, które miały być „obrońcami demokracji oraz praw człowieka”. Miała także opracować z partnerami międzynarodowymi zasady cyfrowej filantropii, by utrudnić niektórym NGO-som korzystanie z technologii i informacji opartych na danych do realizacji swoich celów statutowych. Działa już Advancing Digital Democracy (ADD) na rzecz wspierania otwartych, bezpiecznych, włączających i szanujących prawa demokracji cyfrowych.
Pośród szeroko zakrojonych działań USAID nie mogło zabraknąć „inicjatywy na rzecz obrony wolnych i uczciwych wyborów oraz procesów politycznych”. Zapowiedziano zwiększenie wydatków na wsparcie demokratycznych wyborów na całym świecie, opracowując wytyczne dotyczące pomocy wyborczej USAID w XXI wiek, które są zgodne z wartościami rządu USA.
Źródło: euractiv.com, cyprus-mail.com, PCH24.pl AS