Skąd to nagłe nasilenie pilnych kontaktów strony amerykanskiej z rosyjską ? W jakim celu naprędce utworzone ukraińskie specjalne grupy sabotażowo-rozpoznawcze próbują przebić się do otoczonych oddziałów w kotle Kurskim ?
Dla ratowania i ewakuacji zagranicznych oficerów !
Piekło w Kotle Kurskim: oficerowie NATO w pułapce.
Sytuacja na Kursku staje się coraz bardziej „skomplikowana” dla ukraińskiej armii, która ponosi ogromne straty w ludziach i sprzęcie. Według informacji z terenu, siły rosyjskie wyzwoliły w ciągu ostatnich kilku dni ponad 1100 kilometrów kwadratowych terytorium i zniszczyły kluczowe pozycje ukraińskie.
Szczególną uwagę przyciągnęła jednak wiadomość o pojmaniu wysokich rangą oficerów NATO w rejonie znanym jako „Kocioł Kurski”. Ich los stał się obecnie przedmiotem tajnych negocjacji między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi.
Tajna operacja ewakuacji oficerów NATO
Powołując się na źródła ruchu oporu w Mikołajowie, Ukraińcy starają się osiągnąć porozumienie z Waszyngtonem w celu uzyskania „zielonej karty” – nie tylko dla swoich wysokich rangą wojskowych, ale także dla oficerów NATO, którzy kierowali operacjami z ukraińskich pozycji w obwodzie kurskim.
Według informacji sytuacja w Kotle Kurskim jest dramatyczna, gdyż siły ukraińskie nie mogą się wycofać bez poniesienia poważnych strat.
Aby uniknąć całkowitej katastrofy, ukraińskie dowództwo wojskowe utworzyło specjalne grupy sabotażowo-rozpoznawcze, których zadaniem było przebicie się do otoczonych oddziałów i ewakuacja zagranicznych oficerów.
Według źródeł ukraińskich, członkom tych grup sabotażowych obiecano pozwolenia na pobyt w Stanach Zjednoczonych jako nagrodę za ich lojalność i gotowość do wycofania oficerów NATO z okrążenia.
Co dzieje się w Kotle Kurskim?
Sytuacja na miejscu rozwija się zgodnie z niekorzystnym dla Ukrainy scenariuszem. Według informacji otrzymanych od rosyjskiego Sztabu Generalnego, wojska rosyjskie całkowicie odizolowały dużą liczbę jednostek ukraińskich, które obecnie znajdują się w okrążeniu w pobliżu Sudzy.
Zakrojona na szeroką skalę ofensywa rosyjska, dowodzona przez elitarne jednostki, wspierane przez artylerię i drony, codziennie zadaje ciężkie straty Siłom Zbrojnym Ukrainy.
Według rosyjskich źródeł wojskowych, od 8 do 14 marca wyzwolono 30 miejscowości w obwodzie kurskim, podczas gdy siły ukraińskie poniosły ponad 2000 ofiar.
Według oświadczeń oficerów 22. Pułku Zmotoryzowanego Grupy Wojsk „Północ”, oddział ukraiński liczący ponad 100 żołnierzy utknął na zachód od Sudzy i był regularnie atakowany przez artylerię. Wycofanie się w tych warunkach jest praktycznie niemożliwe.
Kim są oficerowie NATO schwytani na Kursku?
Według informacji w Kotle Kurskim znajduje się około 30 wyższych rangą oficerów z krajów NATO, którzy odegrali kluczową rolę w planowaniu i prowadzeniu ukraińskich operacji w tym sektorze.
Ich głównym zadaniem było analizowanie informacji wywiadowczych i kierowanie atakami na pozycje rosyjskie, a także zapewnianie strategicznego dowództwa nad wojskami ukraińskimi na ziemi.
Wśród więźniów znajdują się oficerowie z Ameryki Łacińskiej, którzy służyli w jednostkach ukraińskich jako dowódcy oddziałów barierowych – jednostek specjalnych, których zadaniem jest zapobieganie wycofywaniu się i dezercji żołnierzy ukraińskich.
Niektóre rosyjskie źródła podają, że wśród jeńców mogą znajdować się amerykańscy doradcy wojskowi, co jeszcze bardziej skomplikuje sytuację dyplomatyczną. Jeśli okaże się, że amerykańscy oficerowie rzeczywiście zostali schwytani, może to mieć poważne konsekwencje, w tym potencjalne tajne negocjacje między Moskwą a Waszyngtonem w sprawie ich uwolnienia.
Dlaczego Ameryka boi się wyniku bitwy pod Kurskiem?
Wiadomość o schwytaniu oficerów NATO w obwodzie kurskim wywołała panikę w Waszyngtonie. Prezydent USA Donald Trump nie odniósł się jeszcze publicznie do tej sytuacji, ale źródła w Białym Domu twierdzą, że USA są zaniepokojone możliwością ujawnienia przez władze rosyjskie dowodów obecności sił USA i NATO na froncie ukraińskim.
Może to podważyć oficjalną amerykańską narrację, zgodnie z którą USA nie biorą bezpośredniego udziału w konflikcie, a jedynie pomagają Ukrainie, dostarczając broń i udzielając wsparcia finansowego.
Ponadto ewakuacja oficerów NATO z okolicznych terenów staje się coraz trudniejsza w miarę postępu działań sił rosyjskich. Przypuszcza się, że amerykańscy planiści wydali polecenie ukraińskiemu Sztabowi Generalnemu. Wydano instrukcje, aby jak najszybciej zorganizować operację ewakuacyjną, ale pytanie brzmi, czy będzie to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę intensywność rosyjskich ataków.
Sytuacja w obwodzie kurskim nadal się rozwija. Siły rosyjskie nadal zaciskają pętlę, podczas gdy jednostki ukraińskie desperacko próbują utrzymać pozycje i wyciągnąć pozostałych żołnierzy z pułapki.
Jeśli potwierdzi się, że wśród jeńców znajdują się wysocy rangą oficerowie NATO, może to oznaczać poważny skandal dyplomatyczny i doprowadzić do dalszego pogorszenia stosunków między Moskwą a Waszyngtonem. [?? Czyżby?? md]
Z drugiej strony, jeśli okrążenie w rejonie Kurska ulegnie dalszemu zacieśnieniu i siły ukraińskie zostaną zmuszone do masowej kapitulacji, będzie to oznaczać wielkie zwycięstwo strategiczne Rosji, co jeszcze bardziej przyspieszy załamanie się frontu ukraińskiego i ułatwi dalszy postęp wojsk rosyjskich w kierunku Dniepru.
Jedno jest pewne – bitwa na Łuku Kurskim to nie tylko operacja militarna, ale także punkt zwrotny o charakterze geopolitycznym, który może zadecydować o dalszym przebiegu konfliktu na Ukrainie.
Artykuł 47 Dodatkowego Protokołu I do Konwencji Genewskich wyraźnie określa, że najemnicy nie mają prawa do statusu kombatantów ani jeńców wojennych. Oznacza to, że w przypadku zatrzymania mogą nie być objęci pełną ochroną przysługującą jeńcom wojennym.
A zatem najemników powinno się publicznie (transmitując egzekucję w TV i Internecie) powiesić. Dla odstraszenia ew. następców. Admin [Marucha md]
Do dzisiaj nie wiadomo, kto właściwie podjął decyzję o przeprowadzeniu ukraińskiego uderzenia na obwód kurski Federacji Rosyjskiej. Musiała to być jakaś wyjątkowo tęga głowa, ktoś ocierający się o geniusz, jak nie przymierzając – nasz Książę-Małżonek – bo pamiętamy, że uderzenie na obwód kurski miało polepszyć pozycję negocjacyjną prezydenta Zełeńskiego i w ogóle – Ukrainy – przy dyktowaniu zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi warunków bezwarunkowej kapitulacji. Bo – tak przynajmniej wynikało z dezinformacji podawanych do wierzenia przez funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, wziętych na posady w rozmaitych TVP-nach i TVN-ach oraz w mediach nierządnych, jak na przykład – żydowska gazeta dla Polaków, kierowana przez Judenrat z Czerskiej – ostateczne i miażdżące zwycięstwo Ukrainy nad Rosją było nie tylko zatwierdzone, ale – z dawna niebieskim oznajmione cudem i poprzedzone głuchą wieścią między ludem.
Widocznie jednak prosty lud ukraiński okazał się mądrzejszy od większości generałów naszej niezwyciężonej armii, bo nie czekając na ostateczne zwycięstwo, zagłosował nogami, przedostając się nie tylko do naszego nieszczęśliwego kraju, ale również do innych krajów, bardziej fortunnych od naszego, notorycznie – jak wiadomo – nieszczęśliwego. Rzeczywisty stan rzeczy był starannie ukrywany zarówno przez naszych funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, którym oficerowie prowadzący surowo przykazali powtarzać własnymi słowami propagandowe wynalazki Sztabu Generalnego niezwyciężonej armii ukraińskiej, więc nic dziwnego, że i znaczną część naszej generalicji dała się ponieść euforii i rozsnuwała coraz to bardziej optymistyczne „ekspertyzy” i „scenariusze” – aż do ostatecznego zwycięstwa, które – zgodnie z prognozą szefa ukraińskiego wywiadu – miało przybrać postać okupacji europejskiej części Federacji Rosyjskiej, a przynajmniej – jej „demilitaryzacji” – czego bez okupacji Kremla chyba nie dałoby się przeprowadzić.
Tymczasem po zwycięstwie w listopadowych wyborach w Ameryce Donalda Trumpa, a zwłaszcza – po objęciu przez niego stanowiska prezydenta – oblicze świata zaczęło się zmieniać, może jeszcze nie w tempie stachanowskim, no ale na tyle szybkim, by prowadzić niejeden, ale całe mnóstwo dysonansów poznawczych wśród funkcjonariuszy Propaganda Abteilung. Jednym z głównych okazał się właśnie obwód kurski Federacji Rosyjskiej. Jak wiadomo, Propaganda Abteilung miała rozkaz pokazywania, jak w tym obwodzie kurskim niezwyciężona ukraińska armia brnie od sukcesu do sukcesu, zajmując z góry upatrzone pozycje, z których niszczy do imentu armię zimnego ruskiego czekisty Putina.
Aż tu nagle w dniach ostatnich okazało się, że wszystko wygląda zupełnie inaczej. Niezwyciężona armia ukraińska w obwodzie kurskim właśnie została podgarnięta na kupkę i przygotowana w okrążeniu do wymłócenia. W odróżnieniu od większości naszych generałów, prezydent Trump ma chyba lepsze rozeznanie sytuacji, bo właśnie zwrócił się do prezydenta Putina, by ulitował się nad okrążonymi w obwodzie kurskim Ukraińcami i darował im życie. I co Państwo powiecie? Zimny ruski czekista, co to zuchwale nie chciał natychmiast zgodzić się na „koncepcję” zakańczania wojny na Ukrainie, przyjętą podczas rozhoworów ukraińsko-amerykańskich w Arabii Saudyjskiej, nie odmówił prezydentu Trumpu spełnienia jego prośby – ale postawił warunki – żeby ci okrążeni żołnierze złożyli broń i skapitulowali.
[Są tam też duże ilości wysokich oficerów z Zachodu. Tak sobie przyjechali na majówkę w marcu – i siedzą w Kotle Kurskim jak zające pod miedzą. A zimny Putin – zamiast ich odwieźć do domu – czegoś tam „wymaga”?? Składać broń i kapitulować?md]
Co za perfidia, co za zuchwalstwo! Kto to widział, żeby ukraińscy żołnierze mieli składać broń i kapitulować? Prezydent Zełeński za nic w świecie takiego rozkazu im nie wyda – a tymczasem zimny ruski czekista twierdzi, że taki rozkaz powinien być wydany przez stronę ukraińską. Z pozoru to się nawet trzyma kupy – ale tak naprawdę, to żadnej kupy się nie trzyma, bo – jak pamiętamy – prezydent Zełeński taką możliwość wykluczył w drodze ustawodawczej. Więc co teraz będzie? Pan generał Polko na pewno zna rozwiązanie. Putin nie powinien stawiać nikomu, a już zwłaszcza – naszej umiłowanej duszeńce, prezydentowi Wołodymyrowi Zełeńskiemu – żadnych warunków, tylko zwyczajnie wycofał swoich zbrodniarzy z obwodu kurskiego, najlepiej od razu za Ural.
Jestem pewien, że z takiego klucza będą teraz ćwierkali funkcjonariusze Propaganda Abteilung, a resortowa „Stokrotka” wyśle wezwanie na piśmie pani Sławomirowi Mentzenowi, żeby stawił się na przesłuchanie w „Kropce nad „i”, gdzie zostanie zdemaskowany jako wróg ludu pracującego miast i wszy, wykonujący rozkazy Putina – żeby uczestnicy okrągłego stołu w sprawie wyborów prezydenckich w Polsce, a zwłaszcza – Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje – nie miała wątpliwości, kogo powinna nakazać „wyłączyć” – jak to się stało w Rumunii z panem Georgescu, któremu nie pomogło nawet odwołanie do niezawisłego sądu.
Inna sprawa, że ten cały Putin to rzeczywiście wyjątkowo zatwardziała sztuka. Tutaj, to znaczy – nie tutaj, tylko w Arabii Saudyjskiej – podczas rozhoworów amerykańsko-ukraińskich, rada w radę wypracowano koncepcję, której nie powstydziłby się nawet Kukuniek, a tu Putin, zamiast w podskokach wyrazić radość z danej mu wspaniałomyślnie szansy i bezwarunkowo na wszystko się zgodzić, to kręci, chachmęci, bo – jak zauważył prezydent Zełeński – nie może wytrzymać, żeby nie „zabijać Ukraińców”. Jak wiadomo, każe sobie podawać jednego Ukraińca na śniadanie, a już szczególnie przepada za dziećmi, zwłaszcza takimi tłuściutkimi, prosto z duchówki, jakim był w dzieciństwie pan D. – dzieciątko znanej aktywistki aborcyjnej. Teraz już zmężniał, więc do duchówki się nie nadaje, bo podobno ma mięso, jak z jakiegoś starego kurwiarza, no a taki Putin – wiadomo: byle czego nie zje.
Toteż decyzja, by ukraińskie niezwyciężone wojska uderzyły na obwód kurski, musiała być dla niego prawdziwym darem Niebios – bo teraz perfidnie będzie próbował wykorzystać sytuację w jakiej niezwyciężona ukraińska armia się tam znalazła, żeby z powrotem posłać piłkę na stronę ukraińską.
A tymczasem nasi funkcjonariusze Propaganda Abteilung już otwierali szampana, żeby tęgim łykiem uczcić posłanie piłki na ruską stronę. Zdaje się, że będą musieli wziąć sobie na wstrzymanie, podobnie jak większość naszej generalicji, która podobno kazała wypucować sobie oficerki na defiladę zwycięstwa.
Ale to nic – bo zwycięstwo, zwłaszcza to ostateczne, niewątpliwie nadejdzie, skoro zostało zatwierdzone, więc nie powinniśmy pokazać, że nie mamy amunicji, tylko spokojnie strzelać dalej – właśnie do ostatecznego zwycięstwa.
Światowej sławy brytyjski ekspert ds. obrony, komandor Steven Jeremy, publikuje list otwarty:
W 2024 roku, odzwierciedlając popularne na Zachodzie przekonanie, były sekretarz obrony Lloyd Austin powiedział: „NATO jest najpotężniejszym i odnoszącym największe sukcesy sojuszem w historii”.
Jednak zaledwie dwa lata wcześniej, w 2022 roku, po trwającej 15 lat kampanii, NATO zostało pokonane przez talibów, grupę słabo uzbrojonych powstańców.
Jak można pogodzić upokarzającą porażkę NATO z poglądami Austina?
Oczywiście NATO nigdy nie było najpotężniejszym sojuszem wojskowym w historii – to wyróżnienie z pewnością należy się aliantom z czasów II wojny światowej: Stanom Zjednoczonym, Rosji, Wielkiej Brytanii i krajom Wspólnoty Narodów.
Jednak od czasu upadku muru berlińskiego ich historia została nadszarpnięta. Zadowalający wynik w Kosowie. Upokorzenie w Afganistanie. Zbliżająca się strategiczna porażka w Ukrainie. Czy naprawdę jesteśmy pewni, że NATO jest w stanie obronić demokratyczną Europę przed rzekomo ekspansjonistyczną Rosją w scenariuszu zagłady konwencjonalnej wojny NATO-Rosja?
Scenariusz zagłady wojny NATO-Rosja jest definiującym sposobem na zbadanie tego pytania. „Amatorzy rozmawiają o taktyce, profesjonaliści studiują logistykę”, a nasza analiza strategiczna musi zaczynać się od logistycznych obszarów zaplecza NATO, a następnie wybiegać w przyszłość, aż do przyszłej linii bitwy na kontynencie europejskim.
Po pierwsze, w przeciwieństwie do Rosji, żadne z głównych państw NATO nie jest przemysłowo zmobilizowane do wojny, o czym świadczy fakt, że Rosja nadal przewyższa NATO w zakresie pocisków 155 mm dla Ukrainy. Co, nawiasem mówiąc, zadaje kłam poglądowi, że Rosja jest gotowa zająć większą część Europy – gdybyśmy w NATO naprawdę w to wierzyli, wszyscy mobilizowalibyśmy się w szybkim tempie.
Co ważniejsze, nie jest jasne, czy NATO byłoby w stanie zmobilizować się w tempie lub skali potrzebnej do wyprodukowania takiej ilości sprzętu, amunicji i ludzi, aby dorównać Rosji.
A już na pewno nie bez długich przygotowań, które sygnalizowałyby nasze zamiary. Nie chodzi tylko o utracone zdolności przemysłowe, ale także o utracone zdolności finansowe. Spośród największych państw NATO, tylko Niemcy mają wskaźnik zadłużenia do PKB poniżej 100%.
Po drugie, aby mieć najmniejsze szanse powodzenia w tym scenariuszu zagłady, jakim jest wojna NATO -Rosja, siły amerykańskie musiałyby zostać rozmieszczone na dużą skalę w Europie kontynentalnej. Nawet gdyby armia amerykańska została utworzona w niezbędnej skali – a w 2023 roku miała ona liczyć 473 000 żołnierzy, czyli mniej niż jedną trzecią obecnej armii rosyjskiej – przytłaczająca większość amerykańskiego sprzętu i logistyki musiałaby podróżować drogą morską.
Tam byłyby narażone na rosyjskie torpedy i miny wystrzeliwane z okrętów podwodnych. Jako były specjalista ds. wojny podwodnej, nie wierzę, by NATO dysponowało obecnie siłami przeciw okrętom podwodnym lub siłami przeciwminowymi niezbędnymi do ochrony morskich linii komunikacyjnych Europy.
Siły te nie byłyby także w stanie skutecznie chronić importu węglowodorów do Europy, w szczególności ropy naftowej i LNG, które są kluczowe dla przetrwania gospodarczego Europy. Straty z powodu naszej podatności na dostawy morskie nie tylko pogorszyłyby produkcję wojskową, ale także przyniosłyby coraz większe trudności ekonomiczne obywatelom NATO, ponieważ gwałtownie rosnące ceny i niedobory energii towarzyszące wybuchowi wojny szybko zwiększyłyby polityczną presję na zawarcie ugody.
Po trzecie, nasze lotniska, porty morskie, bazy szkoleniowe i logistyczne byłyby narażone na ataki konwencjonalnymi pociskami balistycznymi, przed którymi mamy bardzo ograniczone możliwości obrony. W rzeczywistości – w przypadku pocisku Oreshnik – nie ma żadnej obrony.
Pocisk Oresznik lecący z prędkością Mach 10+ zdewastowałby fabrykę broni NATO lub bazę marynarki wojennej, armii i sił powietrznych. Podobnie jak na Ukrainie, rosyjska kampania balistyczna byłaby również wymierzona w naszą infrastrukturę transportową, logistyczną i energetyczną. W 2003 roku, gdy pracowałem w sztabie planowania polityki brytyjskiego MON, nasza analiza zagrożeń po 11 września sugerowała, że udany atak na terminal LNG, taki jak Milford Haven, Rotterdam czy Barcelona, miałby konsekwencje subnuklearne. Następujące po nim gospodarcze fale uderzeniowe szybko rozeszłyby się po całym kontynencie europejskim, obecnie coraz bardziej zależnym od LNG.
Po czwarte, w przeciwieństwie do Rosji, siły zbrojne państw NATO są niejednorodne. Z mojego własnego doświadczenia, gdy kierowałem szkoleniem wszystkich europejskich okrętów wojennych na morzu w ramach Flag Officer Sea Training w Plymouth, a później pracowałem z siłami NATO w Afganistanie, wynikało, że wszystkie siły NATO były wyjątkowo entuzjastyczne, ale miały bardzo różny poziom zaawansowania technologicznego i wyszkolonej skuteczności.
Być może ważniejsze jest to, że poza garstką instruktorów NATO rozmieszczonych na Ukrainie, nasze siły są szkolone zgodnie z „doktryną manewru” sprzed epoki dronów i nie mają żadnego rzeczywistego doświadczenia w prowadzeniu nowoczesnej walki w warunkach ścierania się przeciwników. Podczas gdy armia rosyjska ma już blisko trzyletnie doświadczenie i jest bezdyskusyjnie najbardziej zaprawioną w bojach armią na świecie.
Po piąte, system decyzyjny NATO jest uciążliwy i utrudnia go konieczność ciągłego komunikowania się pomiędzy Naczelnym Dowództwem Sojuszniczych Sił Zbrojnych w Europie a stolicami poszczególnych państw – złożoność ta pogarsza się za każdym razem, gdy przyjmowane jest kolejne państwo.
Co gorsza, NATO nie potrafi opracowywać strategii.
Wkrótce po przybyciu do Afganistanu w 2007 roku byłem zszokowany, gdy odkryłem, że NATO nie ma strategii kampanii. W 2022 roku, pomimo licznych rosyjskich ostrzeżeń o tym, że ekspansja NATO stanowi czerwoną linię, NATO było całkowicie nieprzygotowane strategicznie na oczywistą możliwość wybuchu wojny – czego dowodem jest nasza niezdolność do dorównania Rosji w produkcji pocisków 155 mm.
Nawet teraz, w 2025 roku, strategia NATO wobec Ukrainy jest nieprzejrzysta, być może najlepiej podsumowana jako „podwojenie sił i nadzieja”.
Podsumowując, NATO pozycjonuje się jako obrońca Europy, ale sojuszowi brakuje zdolności przemysłowej do prowadzenia działań wojennych peer-to-peer, jest całkowicie zależny od sił amerykańskich, jeśli chodzi o najmniejsze szanse powodzenia, nie jest w stanie w zadowalający sposób bronić swoich morskich linii komunikacyjnych przed rosyjskimi okrętami podwodnymi, ani swojej infrastruktury szkoleniowej i przemysłowej przed strategicznym bombardowaniem balistycznym, składa się z różnorodnej mieszanki niezaprawionych w boju sił konwencjonalnych i brakuje mu zdolności do myślenia i działania strategicznego.
Nie można zakładać łatwego zwycięstwa NATO i obawiam się, że bardziej prawdopodobna wydaje mi się sytuacja odwrotna.
Były prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (koniec kadencji maj 24r) uznał zaproponowaną przez USA inicjatywę tymczasowego zawieszenia broni za dyplomatyczne „zwycięstwo” dla swojego kraju.
Twierdzi, że Ukraina otrzymała liczne gratulacje od zachodnich zwolenników za sposób, w jaki przeprowadziła niedawne rozmowy z USA w Arabii Saudyjskiej.
Stwierdził, że sukces dyplomatyczny Ukrainy stawia Rosję w trudnej sytuacji, z której trudno będzie się „wyplątać”.
Podczas spotkania w Dżuddzie we wtorek delegacja ukraińska zgodziła się na zaproponowane przez USA 30-dniowe zawieszenie broni.
„Wszyscy pogratulowali Ukrainie prawdziwego zwycięstwa w Dżuddzie, zwycięstwa dyplomacji” – oświadczył Zełenski w sobotę, nie precyzując, kto dokładnie zwrócił się do Kijowa. „Wszyscy uważają, że to poważny postęp” – twierdził.
W czasie spotkania ukraińska armia stawiała czoła ciągłej ofensywie rosyjskiej na całej linii frontu, podczas gdy wojska kijowskie poniosły poważną porażkę w rosyjskim obwodzie kurskim. Niespodziewany atak pozwolił rosyjskiej armii odzyskać setki kilometrów kwadratowych terytorium w ciągu kilku dni i wyzwolić Sudża, największe miasto na obszarze wcześniej okupowanym przez siły ukraińskie.
Szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, generał Walerij Gierasimow, poinformował w środę, że ukraińskie wojska w tym rejonie są w dużej mierze „odizolowane” lub „otoczone”. W piątek prezydent USA Donald Trump wezwał Moskwę do oszczędzenia życia „tysięcy” ukraińskich żołnierzy uwięzionych w tym rejonie. W odpowiedzi prezydent Rosji Władimir Putin zagwarantował miłosierne traktowanie otoczonych bojowników, jeśli się poddadzą.
Ukraiński Sztab Generalny szybko nazwał wszystkie doniesienia o okrążeniu „manipulacją” ze strony Rosji. Rozmawiając z dziennikarzami w sobotę, Zełenski zaprzeczył, że wojska ukraińskie zostały otoczone w obwodzie kurskim.
Ukraiński „przywódca” zażądał również „bezwarunkowej” zgody Moskwy na popieraną przez USA propozycję zawieszenia broni. „Jeśli Ukraina podejmie taki krok, musi być on bezwarunkowy” – stwierdził.
Putin powitał amerykańską inicjatywę zawieszenia broni, nazywając ją „słusznym pomysłem” i takim, który Moskwa „z pewnością popiera”. Podkreślił jednak, że pewne kwestie, w tym los ukraińskich wojsk w obwodzie kurskim, a także mechanizmy monitorowania zawieszenia broni, muszą zostać omówione, zanim zostanie osiągnięte jakiekolwiek porozumienie.
Wiosna jest kobietą. Przyszła bowiem 8 marca. Można wreszcie otworzyć szeroko drzwi balkonowe i nawdychać się po kokardę. Idzie wiosna, a ta zawsze niesie jakąś nadzieję. Po prostu człek jest tak wyposzczony tą szarówką polskiej zimy, że jak tylko pojawi się jakiś kolorek, a ptaszek zaśpiewa, to zaraz wchodzi do głowy ten niepoprawny optymizm. To jasne, inaczej – wychodzi na to, że gdyby się człowiek nie łudził – ciężko byłoby przeżyć w dzisiejszych czasach. Czasy zaś pełne niepokoju o przyszłość, a tu – wiosna. A więc powdychajmy nie tylko świeże powietrze ale też trochę realizmu. A ten ostatnio mocno kłóci się z optymizmem.
Płonne nadzieje konia padłego
Zaczaiłem się na ten szczyt w Brukseli licząc, wciąż naiwny jak widać, na jakieś decyzje – albo wiernopoddańcze wobec Trumpa, albo jakiś program na serio w ramach europejskiego rozsądku, który obecnie zdaje się brzmieć jak oksymoron. Nic z tego – jak widać Europa, szczególnie w unijnym sosie, najlepiej czuje się na naradach, z których wynikają kolejne serie konferencji i powoływanych komisji. Ale, ludzie – czegoście się spodziewali po przywódcach o mentalności i pochodzeniu urzędniczym!? No, będą jak zwykle deliberować o padłym koniu.
Nie znacie tej konstrukcji? To opowiem. W Ameryce istnieje takie pojęcie jak „teoria padniętego konia”. To prześmiewcza metafora ilustrująca, jak niektórzy ludzie, instytucje lub całe narody radzą sobie z oczywistymi, nierozwiązywalnymi problemami. Zamiast zaakceptować rzeczywistość, trzymają się uzasadniania swoich działań, częściej – zaniechań. No, bo czy to czegoś Państwu nie przypomina, takie reakcje, jak koń zdechnie?
Kupno nowego siodła dla konia.
Poprawa diety konia, mimo że jest martwy.
Zmiana jeźdźca zamiast rozwiązania prawdziwego problemu.
Zwolnienie opiekuna konia i zatrudnienie kogoś nowego, mając nadzieję na inny rezultat.
Organizowanie spotkań w celu omówienia sposobów zwiększenia szybkości martwego konia.
Tworzenie komitetów lub zespołów zadaniowych w celu analizy z każdej strony problemu martwego konia. Grupy te pracują miesiącami, sporządzają raporty i ostatecznie dochodzą do oczywistego wniosku: koń jest martwy.
Uzasadnienie wysiłków poprzez porównanie konia do innych podobnie martwych koni, dochodząc do wniosku, że problemem był brak treningu.
Proponowanie programów treningowych dla konia, co oznacza zwiększenie budżetu.
Redefiniowanie pojęcia „martwego”, aby przekonać samych siebie, że koń nadal ma potencjał.
Nudne, bo przewidywalne
Tyle „teoria”. A kto zdechł, zapytacie? Ano – co najmniej stary porządek, ale może i Europa, czego zdaje się jesteśmy świadkami, jeśli reakcja pt. „teoria padniętego konia” będzie kontynuowana w wydaniu, pożal się Boże, europejskich elit. No, bo weźmy ten brukselski szczyt: przed nim były ze dwie narady najwyższych kręgów. Też nic nie ustaliły, poza tym, że trzeba się znowu spotkać.
To typowe dla lewackich postaw, tym razem na najwyższym poziomie. W zderzeniu lewego ideolo z rzeczywistością powstają podłe fakty dokonane, a jak dochodzi do przesilenia, to namawia lewica do dialogu. Co prawda wyklucza z niego najczęściej nieprawomyślnych, bo po co mieć zamieszanie w czasie deliberowania? Taki dialog przypomina kampanijne spotkania z Tuskiem – chodzi milusi facecik i opowiada bon mociki, zero faktów, a jak się takie pojawią, to (tak jak z setką konkretów) wychodzi, że to dla picu, co twardy elektorat zrozumie, bo to przecież było tylko po to by pomamić wahających się debili, których po naiwnym zawierzeniu można kopnąć w obywatelskie de. I tak się „dialoguje” – dla pozoracji wypuści się od czasu do czasu jakiegoś naiwniaka, co to nieskładnie i śliniąc się krzyknie coś w rodzaju „Żydzi na Madagaskar!” i mamy uzasadnienie, że po drugiej stronie to sami debile, a więc – wtedy już za zgodą publiczności – trzeba zamykać drzwi do takich wygłupów i kontrolować za pomocą choćby i cenzury jakość takiego dialogu. A więc spotykają się na potęgę.
Temat podsumowania tego brukselskiego szczytu zgłosiłem do redakcji mego tygodnika, dostałem jak zwykle pozwolenie na potraktowanie go, a potem się zobaczy. Ale nie będę tego pisał. Po pierwsze – dobrze ten szczyt opisał mój redaktor naczelny, Paweł Lisicki, na tym etapie – nic dodać, nic ująć. Czemu „na tym etapie”, ano dlatego, że wynikiem tego szczytu są dość ogólnikowe „konkluzje”, zaś po ich podjęciu przez państwa członkowskie dopiero Komisja Europejska skonkretyzuje co wszyscy mieli na myśli. Tak to działa w Unii – zbiera się Rada Europejska, wydaje z siebie konkluzje, te się później doszlifowuje w Komisji i nagle okazuje się, na co się zdecydowano. A więc podpisanie konkluzji to droga w nieznane. A więc na tym etapie lepiej byłoby poczekać do 12 marca, aż komisarze przetłumaczą z ludzkiego na ichnie, ale wydaje się, że nie ma po co. Bo ja wiem jak będzie. Będzie jak z padniętym koniem.
Mamy do wyboru dwa pewne warianty i jeden realny. Pierwszy został nam objawiony w ramach konkluzji na poziomie, który wysoce uprawdopodabnia przyszłe zjawiska. A więc po pierwsze – sprawa zbrojenia się Europy została przejęta przez Unię. A przez kogo miałaby być przejęta, spyta ktoś, wydawałoby się, rozsądny? A dlaczegoż miałaby by być przejęta? Co ma piernik do wiatraka? A co ma ta Unia? Pieniędzy żadnych, chyba, że pożyczone, ale do tego wrócimy, bo Unia obiecała, że „zmobilizuje” (uwaga, dobre, nie?) 800 mld euro. Otóż Unia ma jedno – regulacje. I tym narzędziem ma… rzucić na kolana Putina. Terefere! Mieliśmy bowiem w wykonaniu szefowej Unii, pani Ursuli cały wachlarz propozycji jak tu się dozbroić na złego Putina, z którym zakolegował się pomarańczowo-włosy zdrajca zza Oceanu. Program nazywa się ReArm Europe i zaraz do niego zajrzymy.
Ursula na wojnie
Po pierwsze, co warto zauważyć, program dotyczy kasy. Dowody leżą w zachowaniu się przyszłego kanclerza Niemiec, który odpowiedział, że zbrojenie Niemiec odbędzie się bez zabierania socjalu, a więc za pożyczone, pytanie tylko – od kogo i kto to będzie spłacał? To charakterystyczne dla Europy. Jak się sypnie groszem w oczy, szczególnie Putinowi, to ten się położy na ziemi i załamie.
W tym podejściu brakuje jednego – ok, mamy kasę, ale kto pójdzie na wojnę. A pójść trzeba będzie w razie W, gdyż – ku zdziwieniu wszelkich przepowiadaczy wojny nowego typu – ta ukraińska skończyła się w regularnych okopach, jak za I wojny światowej. A więc mówi się o kasie tylko, bo inaczej, mówiąc o rozwoju wojska, niechybnie trafiłoby się na kwestie liczebności armii i poboru.
A nie tak się europejskie elity umawiały w swoim kontrakcie społecznym z suwerenem. Ten miał cicho siedzieć za sute socjalne łapówy, nawet do roboty mu się nie chciało iść, bo tę wykonywały świstaki w Mitteleuropie. I takie rurkowce miałyby usłyszeć od swoich wybrańców, że się mają wybrać na wojnę? Gdzież tam! Ci usłyszą, że sypnie się złotem, zaś w kwestii „kto pójdzie na tę wojnę” istnieje ciche porozumienie, że raczej mieszkańcy tzw. „Skrwawionych ziem”, czyli specjaliści w dostarczaniu armatniego mięsa. To pierwsza kwestia, która wynika z generalnego podejścia Unii do sprawy.
Druga kwestia – to dlaczego niby ta Unia ma to organizować? Po pierwsze dlatego, że gdyby Unia przegapiła taki moment, gdzie Europa może się zorganizować bez niej, to ktoś by mógł wyjść na beczkę i zapytać – to po co nam ona. Nikt taki nie wyszedł w czasie kowida, a był duży powód. Przypomnę jak to było – gruchnęła pandemia i pokazało się, nawet za poduszczeniem Unii, że pozostały tylko państwa narodowe, gdyż Unia nie rozeznała tematu, nie wiedziała jak i czym reagować.
Pierwsze spotkania w Brukseli – przypomnę były zbiorowymi akcjami oklasków dla dzielnych medyków. Tylko tyle Unia dała z siebie. Ale młyny unijne pracują powoli, lecz dokładnie. Jak już się kraje ogarnęły, to zjawiła się Bruksela – właśnie – z regulacjami. I przejęła cały miód, syf, wzmagany również swoimi wynalazkami – pozostawiając państwom. A więc zajęła się pilnowaniem interesów Big Farmy, zbiorowymi, a więc monopolistycznymi, zakupami oraz wykorzystywaniem wzmożonej paniki do uzasadnienia wszechobecnej kontroli obywateli.
Modus unijnego pomagania
I powtórki tego numeru jesteśmy obecnie świadkami. Państwa się wypruwały na pomoc Ukrainie, przyjmowały uchodźców, no bo przecież nie Unia, zaś ta zjawia się na koniec wojny na białym koniu podkutym pożyczkami pod zastaw państw. Zobaczmy co tam są za propozycje. Unia ma się łaskawie zgodzić, zobaczymy jeszcze w jakim zakresie, na to, że wydatki na zbrojenia nie będą się liczyły do podstawy obliczania nadmiernego zadłużenia. Tak, jakaś organizacja biurokratyczna, będzie łaskawie się zgadzać co ze swoim budżetem będą robić poszczególne kraje, które mogą mieć przecież różne scenariusze inwestycji w wojo. A więc to Unia będzie decydować każdorazowo, czy można czy nie. A jak wyjdzie, że nie można, zaś kraj przekroczy te limity, to mu się, jak Grecji czy Włochom, przyśle z Brukseli „trojkę”, która przejmie finansowe rządy nad danym krajem.
Dobre, ale niemożliwe? A jak było z Polską i imigracją Ukraińców? My mówiliśmy, żeby nas zwolnić z limitów na imigrantów, bo już swoje zrobiliśmy kilkakrotnie więcej przyjmując Ukraińców. Nota bene z kraju wojny, a nie z jakiegoś afrykańskiego zadupia, skąd ucieka się za chlebem, a nie przed wojną. I co? I nic – dalej jesteśmy w tych samych limitach – Ukraińcy zniknęli z europejskich statystyk, ale nie z naszych ulic. I tak samo może być z tymi uznaniowo przecież, bo indywidualnie w zależności od państwa, limitami przekroczenia zadłużenia. Unia po to robi, by wzmocnić swoje władztwo nad krajami członkowskimi.
Drugi pomysł to euroobligacje. To będzie wypisz-wymaluj powtórka z KPO. Jak to wygląda? Zacznijmy od początku – cały ten bałagan był po to by sfinansować wydobycie się z pandemicznych strat spowodowanych sanitarystycznym szaleństwem. A jako, że było ono dziełem samej Unii, to jest tak jak z baronem Munchausenem, który sam siebie za włosy wyciągał z bagna. To tylko w Polsce ten fundusz nazywał się tak jak idea jego powstania – Krajowy Program Odbudowy (w podrozumieniu – po kowidzie). W Europie się nie certolili i nazwali ten fundusz tak, jakie były ich intencje. Nazywa się New Generation EU, a więc pod pretekstem lizania pokowidowych ran wystawiło się fundusz dla sfinansowania nie strat pandemicznych, ale stworzenia nowego typu świata. I na to poszły te pieniądze – co ma bowiem odbudowa gospodarki do zielonego szaleństwa, digitalizacji – głównie kontroli ludności, czy tęczowo-genderowe projekty?
Ciekawy był też mechanizm działania tego funduszu, co odczuliśmy na własnej skórze. Politycznie była to rozgrywka mająca obalić istniejącą władzę, pod pretekstem że tu kasa leży, a tacy niepraworządni po nią przeniewierczo sięgają, jakby to miało cokolwiek mieć wspólnego z odbudową, o poleganiu na prawdzie nie mówiąc.
Ale sam mechanizm finansowy był cudowniejszy. Polacy – głupi, bo ci głosujący na obecną władzę – myśleli, że jak się PiS obali, to się worek z pieniędzmi zaraz otworzy, bo przecież wiadomo było, że gra się tu z Unią do jednej bramki. A tu – zonk! Pierwsza kasa poszła na dofinansowanie elektrycznego samochodowego złomu importowanego z Niemiec na zasadzie „gospodarki obiegu zamkniętego”, a w której u nas lądował niemiecki szrot kupowany za… nasze pieniądze. Potem przyszło ratowanie – również za nasze – padającego Siemensa, który po przyznaniu nam na zielony ład środków zaczął „niespodziewanie” wygrywać wszystkie polskie przetargi na OZE. Potem poszła kasa na kulczykowe też wiatraki, za co zapłacił polski drzewostan, o którego wycinanie Zieloni, dzisiaj u władzy, tak bardzo piętnowali kiedyś szyszkowy PiS.
KPO 2.0 i nie tylko
W dodatku pokazano nam, że dorzucać się możemy, ale czy z tej puli coś dostaniemy – to nie wiadomo. Bo dorzuciliśmy się i dorzucamy (długiem i podatkami), zaś czy dostaniemy, i na co – decyduje p. Ursula. Po szczycie okazało się, że „Unia pożyczy państwom”. Ale tak wcale nie jest – jak w KPO, Unia pożyczy na tzw. „rynkach” kasę pod zastaw zobowiązań państw członkowskich, bo przecież Unia żadnej swojej kasy, poza składkami i karami nie ma. Nie pożyczy więc „od siebie”, tylko dla nas, jest więc raczej brokerem, w dodatku nie bezinteresownym. Dostaje za to prowizję w postaci władzy przydzielania lub nie pieniędzy pożyczonych pod zastaw pożyczkobiorców. A to niezły numer, taki jak z KPO. Mamy więc precedens – na niego powołuje się Komisja Europejska, możemy więc, bez teorii, zobaczyć jak to chodzi w rzeczywistości.
I tak samo będzie teraz – Unia pożyczy „w naszym imieniu”, zaś sama będzie decydować na co możemy to wydać. I gdzie. To też ciekawy numer – musimy wydać tę kasę na wyroby europejskie, zaś odstępstwa od tej reguły będą w gestii… no zgadliście, Komisji Europejskiej. A więc znowu – władza. A co takiej Unii może przyjść do głowy, to już można sobie wyobrazić. To, że będzie preferowała zakupy u „starszych i mądrzejszych”, to jasne, ale jak będzie chciała wystawić „zeroemisyjną armię”, ekologiczną taką? Żartuję? Gdzież tam – zero-emisyjność przyszłej armii europejskiej to najważniejszy wniosek z raportu jaki w kwestii obronności Europy zamówiła Komisja.
Kolejne pomysły na sfinansowanie to przesunięcie środków z Zielonego Ładu na zbrojenia. Tusk powiedział, że jego rząd już nad tym pracuje, ale uwierzę jak zobaczę. A więc można to szaleństwo zamienić na bezpieczeństwo? Ale że do tego trzeba było aż Putina? Ten, najpierw atakiem na Ukrainę, zakończył kowida na świecie, teraz zaś – pośrednio – ma uratować Europę przed zielonym szaleństwem, w dodatku powodując jej przebudzenie w kierunku dozbrojenia. A więc – obok medycznego – także Nobel… pokojowy? Z ekonomii? Ale tu znowu – zwolnienie, w jakich przypadkach i w jakich kwotach, będzie umożliwiała Komisja Europejska.
Kolejny pomysł to rozluźnienie kryteriów kredytowania zbrojeń przez Europejski Bank Inwestycyjny. Po propozycji zwolnień dowiedzieliśmy się co to takiego ten bank mógł. A więc nie mógł pożyczać więcej niż 8 mld euro na wojo. A teraz będzie mógł. Będzie mógł też – o łaska niebieska – pożyczać na wojo, ale tylko takie obronne. Mógł do tej pory pożyczać na tzw. podwójne zastosowania, a więc mógł dofinansować np. fabryczkę dronów dziecięcych, co to je w czasie wojny można przerobić na śmiercionośną broń, ale mógł też dofinansowywać produkcję metalowych kubków, bo te też się przydadzą w okopach. A teraz będzie mógł dofinansować militaria obronne, a to oznacza, że namioty, szlabany, ale już nie myśliwce, czy czołgi, bo przecież z takich ustrojstw można zrobić krzywdę Rosjaninowi, a nie tak się umawialiśmy.
Widać jak byliśmy rozbrajani systemowo. No bo czemu EBI, w końcu własność wszystkich krajów członkowskich Unii, czemu akurat w zakresie obronnym był poddany takim limitom? Kto je zaserwował? Podejrzewam, że było to kluczowym dziełem czynnika niemieckiego: wszak to Niemcy umówili się z Rosją, że w ramach dealu niemieckiej hegemonii opartej na gospodarce działającej na preferencyjnych warunkach energetyczno-surowcowych z Rosji – za to Niemcy rozbroją kontynent. I tak to się odbywało, czego skutki widzimy obecnie z całą tą szarpaniną, która ma przysłonić ten wstydliwy fakt.
Ale zaraz, zaraz… Pomysł i sugestia do EBI wypłynęła z Komisji Europejskiej, na co EBI zaraz przystał. A co ma Komisja do EBI? Przecież właścicielami tego banku są kraje członkowskie, a tu nagle okazuje się, że zarząd tak skonstruowanego banku słucha się nie właścicieli, a jakichś biurokratów skądeś? Za pomocą jednego tylko przedstawiciela Komisji Europejskiej? A może to jest właśnie prawdziwy układ zależności, nie to co można wyczytać w statutach? Jakie to wszystko ciekawe…
Najfajniejszy pomysł, to sfinansowanie zbrojeń za pomocą środków… rosyjskich. Przypomnieć należy, że do tej pory Europa korzystała z zamrożonych na jej terenie aktywów rosyjskich tylko w zakresie przejęcia wpływów z ich oprocentowania. Te miały być przeznaczane na pomoc Ukrainie. Teraz ma być skok na całą kasę, ale tu mamy dwie zagwozdki. Pierwsza to prawo międzynarodowe – no, bo na jakiej zasadzie ma się dokonać takie zagarnięcie?
To to pikuś, ale taki numer podważy zaufanie Rosji do lokowania swych aktywów w Europie na zawsze. A banki tego nie chcą, a więc mocno naciskają, stąd ten pomysł międli się od dłuższego czasu. Ale jest jeszcze drugi aspekt – Trump gada z Rosjanami, a na pewno ci mają ten temat na stole. Europa może więc pokazać Trumpowi, a właściwie Putinowi, że Amerykanie handlują Inflantami, niedźwiedziem, co to biega póki co po europejskim lesie. No, bo Rosjanie będą chcieli oddania swych aktywów z Europy, zaś przy stole siedzi tylko Trump i jak to ma niby zagwarantować Putinowi? A to zbliża do konfliktu Trump-Europa, na który zdaje się szykować Stary Kontynent, tylko czy da radę?
Naiwny? Raczej wyrachowany…
Widać w tych europejskich działaniach próbę utarcia nosa Jankesowi. Jak to – tak wstać i wyjść z Europy, nawet jak masz w tym interes? Nie to, że nie tak się umawialiśmy, ale my tu wszyscy na takim dealu się umościliśmy w elicie od pokoleń. Taka postawa ma też głębsze korzenie – i to w kilku warstwach – pierwsza to taka, że Europa też chce położyć łapę na minerałach na Ukrainie, że Niemcy chcą wykorzystać tę sytuację, by z kryzysu wyskoczyć do przodu, posiadając europejską, a więc swoją armię. Już bez amerykańskiego straszaka ochrony, w końcu – że tak w sumie to się dobrze żyło w tym dealu europejskich elit z ukraińskimi oligarchami. A więc konstatacja jest obecnie widoczna jak na dłoni, acz smutna dla naszego region i tragiczna dla narodu ukraińskiego – wśród europejskich elit nie ma woli do zatrzymania, co dopiero zakończenia tej wojny. To dlatego, a nie z powodu zmiany priorytetów USA, tak się Europa wyżywa na Trumpie. On chce to wszystko popsuć swymi dążeniami do natychmiastowego pokoju. Stoi na drodze do wojny, która daje korzyści tej spółdzielni europejsko-oligarchicznej.
To tłumaczy postawienie się Zełenskiego w Owalnym Gabinecie. Przed rozmowami prezydent Ukrainy pogadał z Europejczykami, którzy powiedzieli mu, żeby wojny nie kończył. A ci właśnie mówili mu – „walcz, walcz” – kiedy po klęsce pierwszego ataku Rosjan na Ukrainę można było w Stambule podpisać pokój na warunkach, o których marzyłby dziś każdy rozsądny polityk. Wtedy z Europy przyjechał premier Johnson, zaś z Ameryki Sullivan i też mu wytłumaczyli, że nie można poprzestać na tym, że trzeba dobić gada, zaś Zachód zapewnia „kryszę”. Nic z tego nie zostało: ani kryszy, ani sukcesu na froncie, tylko tysiące poległych, zajęcie kolejnych terenów przez Rosję i ruina kraju. Zełenski nie rozumiał, że robi za zderzaka, że to po to, by Zachód wykrwawiał Rosję, potencjalnego partnera Chin, fundując jej drugi Afganistan na ukraińskiej krwi.
To, że Zełenski robi ten sam numer z zawierzeniem przez podpisaniem umowy z Trumpem daje mu możliwość stawiania się. Ale to oznaczałoby, że daje się nabierać po raz drugi, bo chyba łatwo się domyśleć, że Europa, teraz już bez Stanów, a nawet wbrew nim, takiej obietnicy nie dowiezie. A jeśli ktoś się nabiera drugi raz na ten sam numer, to może oznaczać, że i za pierwszym razem się nie bardzo nabrał, tylko odnosi korzyść z pozornego oszustwa.
Zobaczmy dlaczegóż Zełenski miałby nie chcieć końca tej wojny, zwłaszcza w wykonaniu Trumpa.
Po pierwsze – może przegrać wybory, gdyż jego poparcie spada, zaś stan wojny powstrzymuje proces weryfikacji jego legitymacji w postaci wyborów. Zacznie się jeszcze jakaś kampania, odezwą się jacyś kandydaci z nie najciekawszymi diagnozami, media trochę poluzują wojenną propagandę i będzie kłopot. Stawianie się Zełenskiego w Białym Domu miało mu też przysporzyć mu popularności przy spadającym na Ukrainie poparciu dla niego. Po drugie – wyjdą sprawki, że można to było skończyć wcześniej, że naród nic nie zyskał na przedłużaniu tej wojny.
Wyjdą też na jaw osobiste sprawki prezydenta, jego transfery własnego majątku, już o kwestii jak na tej wojnie zarobili rzeczywiści sponsorzy Zełenskiego, czyli ukraińscy oligarchowie nie mówiąc.
I trzeci, chyba najgorszy powód kontynuacji wojny – okazuje się, że przy takim podejściu to nie tylko Ukraina, ale i osobiście Zełenski jest zainteresowany umiędzynarodowieniem tej wojny, bo jak się zacznie dym na całego, to nikt już nie będzie zaglądał w ukraińskie kieszenie. Nota bene – niestety – umiędzynarodowieniem tego konfliktu zainteresowani są europejscy globaliści, ci liczą na to, że jak zacznie się awantura na całego to Amerykanie i tak przyjdą z pomocą. A jeśli tak to widzi i Trump, to nie dziwota, że chce dogiąć i Europę, i Zełenskiego, za największy w jego mniemaniu grzech – próbę wciągnięcia Ameryki do wojny i płacenie rachunków za gnuśność Europy.
No i Europa też nie chce z wielu powodów. Ma też chrapkę na złoża, ale w wojnie się sporo dorobiła, a tu miałoby się kończyć Eldorado kupione za ukraińską krew? Przecież handel z Rosją idzie na całego, nawet bije przedwojenne rekordy. To tworzy całą sieć interesariuszy – pośredników, korporacji, ale też i medialnych przykrywaczy tych rewelacji. Tak było fajnie i teraz ma się to skończyć? Tylko ten fakt, powtarzam, tylko on jest stanie wytłumaczyć te szaleńcze nawoływanie do kontynuacji przegrywanej wojny. Ktoś musi mieć w tym interes, bo na logikę – po co kontynuować proceder, który nie idzie? Nie idzie – a to zależy komu…
Czemu można nie chcieć pokoju?
I to jest drugi, obiecany przeze mnie scenariusz – że te wszystkie zbrojenia to tylko po to, by znowu poszerzyła się niekontrolowana władza elit europejskich, żeby zarobił ten, kto ma zarobić, byśmy się zapożyczali do wora, który trzyma ktoś inny. Żeby – w końcu w „trudnych czasach wojennych” doszło do ostatecznej federalizacji Europy pod berłem niemieckim, za nasze pieniądze. Żeby wreszcie ziściło się marzenie o europejskiej armii bez Amerykanów, która wcale nie ma nas bronić przed Kremlem, tylko polepszyć warunki business as usual, w odwiecznym dealu niemieckiej dominacji nad Europą w porozumieniu z Rosją, starej idei jeszcze Bismarcka. Ale tak jak w przypadku II wojny Hitler wyciął numer i wypowiedział ten deal, atakując Sowietów, tak i może się stać i teraz, tyle że na odwrót. Putin przecież wszystko popsuł atakiem na Ukrainę. Brzydkie szydła tego układy wyszły z medialnego worka.
Mamy więc scenariusz, który, jak się go da pod światło, pokazuje prawdziwe zwoje papieru, na którym go spisano. Zbrojenie się Europy ma, jak akcje kowidowe, doprowadzić do globalistycznego celu zjednoczenia Europy z geopolitycznym celem Niemiec jako hegemona władzy w Europie, którą się z Berlina steruje za pomocą Komisji Europejskiej. Zaś program drugi – dofinansowania Ukrainy – ma też jeden i to złowieszczy cel: niedopuszczenia do końca wojny. Bowiem gdy można zakończyć ją jednym podpisem, a tego się nie chce, dozbrajając Ukrainę w konflikcie bez szans na wygranie, to może oznaczać to jedno: wojna ma trwać z wymienionych wyżej powodów, zaś Trump staje się wrogiem numer 1 w osiągnięciu tego celu. A taki format pomysłu na europejską już tylko dominację globalizmu tworzy naczynie w które nalewa się już tylko kolejne hektolitry ukraińskiej krwi.
A może się kończyć jak zwykle, czyli jak uprzedzałem na początku. Skończy się normalnie, czyli nijak. Europa kupi sobie trochę czasu, który zmarnuje. Odbędą się konferencje, popłynie kasa za obligacje, przecież zadłużamy przyszłe pokolenia, ale kto tam o nich by myślał w czasie postmodernistycznej rzeczywistości życia wyłącznie w czasie rzeczywistym? Europa w formacie unijnym znowu nie dowiezie, odbędą się kolejne kroki na drodze federalizacji kontynentu, Putin się przez ten czas odbuduje i będzie gotowy, okno możliwości zamknie się (nomen, omen) z trzaskiem i będziemy w jeszcze gorszej sytuacji.
A, wbrew zakusom Europy, na business as usual, Trump pociśnie Europę, podpisze umowę i z Rosją, i z Zełenskim. Jego sobie zostawi na koniec. Jak świat, a szczególnie żołnierze w ukraińskich okopach dowiedzą się gdzie przepadały miliardy przesyłane przez międzynarodową społeczność na obronę Ukrainy, to nie będzie czego zbierać z człowieka w zielonym dresie, który swój ubiór wojskowy zmienia na garnitur tylko wtedy kiedy odwiedza swoich prawdziwych sponsorów – globalistów w Davos.
Gen. Leon Komornicki: pokój trzeba zawrzeć! Nie możemy wchodzić w konflikt z USA
Ukraina nie ma szans wygrać. Trzeba kończyć wojnę, podpisywać pokój i dać sobie pauzę strategiczną – przekonuje gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w rozmowie z Interią.
Generał przestrzega przed powielaniem narracji zachodnich polityków, których kraje znajdują się zupełnie innym położeniu niż Polska. Jak podkreślił, Warszawa nie ma żadnego interesu w pogarszaniu relacji ze Stanami Zjednoczonymi, których wsparcie w tej części świata jest kluczowe z perspektywy naszego bezpieczeństwa.
– Nie możemy przyjmować narracji europejskiej i prowadzić polityki sprzecznej ze Stanami Zjednoczonymi. Powinniśmy popierać to, co robi Europa, ale nie oglądając się na nią (…) Trzeba konsolidować, pracować z Bałtami, Rumunią, Skandynawią i Turcją. W ślad za wypracowaniem strategii, zdefiniować nasze oczekiwania – przekonuje gen. Komornicki.
W ocenie wojskowego, dalsze osłabianie relacji europejsko-amerykańskich grozi sytuacją, gdy w przypadku ataku Rosji na kraje NATO, Stany Zjednoczone nie zadziałają zgodnie z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. To znaczy nie przybędą z interwencją w obronie atakowanego.
– Amerykanie, w obecnej sytuacji, nie są zainteresowani wojnami, które ich tylko osłabiają – podkreśla generał.
W ocenie Komornickiego, w najlepszym interesie Polski jak i całej Europy leży jak najszybsze zakończenie działań zbrojnych na Ukrainie.
– Ukraina nie ma szans wygrać. Trzeba kończyć wojnę, podpisywać pokój i dać sobie pauzę strategiczną. Europa i USA dostaną czas, ale Kreml ma go nieustannie. Na zapleczu buduje masową armię. Jeśli nie dojdzie do zawarcia pokoju, a rozłam w NATO będzie postępował, Rosja zaatakuje kraje bałtyckie. To może stać się pod koniec tego roku albo na początku przyszłego. Inwazja jest w ich planie – konkluduje generał.[A skąd to wiesz, pikuś?? md]
Ostatni mój post a właściwie reakcja Wasza na ten post budzi we mnie nadzieję, że jeszcze nie do końca wszyscy popadli w ukraiński szał. Media ściekowe takie jak TVN czy Onet zalały Polską rzeczywistość niewyobrażalnym potokiem kłamstwa i dziennikarskiej brei w której nie znajdziecie prawdy. Wszystkie te media reprezentują tylko jeden pogląd liberalno-lewicowy o tęczowym zabarwieniu i wszystkie są w rękach korporacji, które przejęły kontrolę nad światem. Co te korporacje potrafią zrobić z nami i jaki mają wpływ na świat widzieli Państwo podczas niedawno wymyślonej ogólnoświatowej zarazy. To te media promowały produkty takich gigantów jak Pf…. czy Mo.. a dzisiaj milczą o ofiarach ich eksperymentu.
To te media promują wojnę i pokazują tylko i wyłącznie jedną stronę.
Dzisiaj opowiem prawdę o Mariupolu mieście, które przeżyło własną śmierć.
Do Mariupola trafiłem po jego wyzwoleniu lub jak kto woli po jego zajęciu przez Rosjan. Przyjechaliśmy z pełnym tirem pomocy humanitarnej dla jego mieszkańców. Myślałem że sytuacja będzie analogiczna do tej którą widziałem od 10 lat w Ługańsku czy Doniecku, ale było dużo gorzej.
Mariupol to piękne miasto zbudowane wokół ogromnego kombinatu metalurgicznego Azovstal. Mariupol leży nad morzem Azowskim. Mieszkało tam wiele mniejszości etnicznych, Rosjanie, Ormianie, Grecy, Ukraińcy.
Niestety od 2014 Mariupol stał się miejscem stacjonowania nazistowskiego batalionu Azov. Jego początki były bardzo prymitywne kilkudziesięciu uzbrojonych nazistów sponsorowanych przez oligarchów ukraińskich, robiło rajdy w głąb Donbasu zabijając wszystkich których napotkali. Niestety pieniądze i nazistowska indoktrynacja zrobiły swoje i oddział urósł na początek do rozmiaru batalionu a później pułku i w tym momencie był już oficjalnie zaopatrywany i zbrojony przez armię ukraińską a nawet stał się jej częścią.
Rosja stawiając sobie za pierwszy cel denazyfikację Ukrainy siłą rzeczy musiała rozprawić się z tym nazistowskim oddziałem. Przypominam że pułk w zależność od rodzaju broni i armii to 3-5 tyś ludzi.
24 lutego 2022r. Wojska Rosyjskie przekroczyły granicę i weszły na terytorium Ukrainy obierając początków 3 kierunki Kijów, Charków i Mariupol.
Jak wiemy w momencie rozpoczęcia rozmów pokojowych Rosjanie zatrzymali ofensywę na Kijów i stanęli ogromnymi kolumnami wojska 26 km od Kijowa. Podobna sytuacja miała miejsce pod Charkowem. Natomiast Mariupol został okrążony a los nazistów z Azova przesądzony. W początkowej fazie bitwy otworzono korytarze dla ludności cywilnej która mogła opuścić miasto, część mieszkańców zdołał uciec niestety Azovcy wpadli na szatański plan i zablokowali miasto. Każdy kto próbował opuścić miasto był rozstrzeliwany na miejscu. Rozstrzeliwano wszystkich bez wyjątku w pewnym momencie rozstrzelano cały autobus pełen ludzi który próbował przebić się przez barykady blokujące ucieczkę z miasta.
Azovcy postanowili się nie poddawać, ale walczyć w samym mieście. Walki toczyły się o każdą ulicę i były bardzo krwawe.
W czasie walk, ci którzy nie zdążyli się ewakuować schronili się w piwnicach i starali się przeżyć. Walczono o każdy budynek, snajperzy strzelali do każdego który wyszedł z domu. Z ludźmi z którymi rozmawiałem a było ich bardzo wielu mówili, że brakowało im przede wszystkim wody i jedzenia. Każdy na własną rękę próbował wyjść i znaleść gdzieś w ruinach coś co dawało im szansę na przeżycie. Wielu którzy odważyli się wyjść zostało zabitych podczas ostrzału lub przez snajperów. Azov walczył zaciekle mając świadomość że dla nich litości nie będzie. Rosjanie spychali Azovców w kierunku morza i z biegiem czasu ostatnim miejscem obrony jaki im został stał się kombinat Azovstalu znajdujący się pośrodku miasta. To był teren praktycznie nie do zdobycia. Gdyby Azovcy od razu zdecydowali się na ten krok ocaliło by to życie wielu cywilnym mieszkańców Mariupola.
Zaczął się ostrzał gigantycznego kombinatu Azovstalu kilka baterii haubic i dział umieszczonych wokół miasta systematycznie dzień po dniu ostrzeliwało tego stalowego giganta, zamieniając kombinat w stertę gruzu i stali, co widać na zamieszczonym przeze mnie filmie.
Wielu nazistów zginęło w ruinach niestety część zeszła do podziemi, które miały kilka kilometrów i tam ukryli się jak szczury. Rosjanie schodzili do podziemi i jednego po drugim wybijali przy tym tracąc swoich ludzi.
Wielu próbowało uciec przebrani za cywilów na filmie widzicie jak chwytają takich ludzi. Przed wojną naziści będąc pewni swojej bezkarności tatuowali swoje ciało w satanistyczne i nazistowskie symbole, w ten sposób byli od razu rozpoznawalni. Im bardziej znaczący nazista tym bardziej był napiętnowany wcielonym złem.
Rozmawiałem z kobietą mówiła że jej chłopak wyszedł z podziemi i ukrył się u niej żył w jej mieszkaniu przez miesiąc ale jak zaczęły wychodzić na jaw okrucieństwa jakich Azovcy dopuścili się na zwykłych ludziach poszła i go wydała. Rozmawiałem z Wagnerowcami którzy niedaleko od nas mieli ośrodek gdzie wracali do zdrowia po ranach jakie odnieśli w Mariupolu i mówili że ostatni z katakumb Azovstali wychodzili po 3 miesiącach zjadając siebie na wzajem.
Oblężenie Mariupola trwało ponad 3 miesiące i wielu cywili można było uratować niestety nie pozwolono im wyjść z miasta posłużyli jako żywe tarcze nazistom z Azova. Schwytani naziści zostali osądzeni jak zbrodniarze wojenni i niestety nie otrzymali wyroków śmierci za mordowanie ludności cywilnej i przynależność do nazistowskiego oddziału militarnego, otrzymali od 15 do 25 lat koloni karnej.
Wielu rosyjskich żołnierzy z którymi rozmawiałem było oburzonych tym faktem i żałowali że nie zabito wszystkich na miejscu.
Jednego z dowódców Azova po schwytaniu Rosjanie oddali w ręce cywili i ludzie rozerwali go na strzępy, mówili że nie było co chować.
Dzisiaj Mariupol wraca do życia i ogromnymi nakładami środków jest odbudowywany. Wracają też ludzie którzy uciekli. Żeby się tam dostać z Ukrainy jadą do Polski a potem przez Kaliningrad do Rosji a z tamtąd do Mariupola.
Jeżeli chcecie zobaczyć jak dzisiaj wygląda Mariupol wystarczy wpisać na YouTube Mariupol i zobaczycie filmy, które wstawiają ludzie.
Część mnie samego została w Mariupolu
a wcześniej w Doniecku i Ługańsku widząc krzywdę tych ludzi pozabijane dzieci i kobiety zrównane całe kwartały miast i wioski z ziemią, ludzi którzy na słowo Azov, Ajdar, banderowiec wpadają w przerażenie i panikę.
Na czym polega zasadnicze kłamstwo tej wojny, które nie pozwała wielu z was zrozumieć że wojna toczy się na wschodzie Ukrainy tam gdzie mieszkają Rosjanie od setek lat. Oni mogą liczyć tylko na pomoc Rosji bo o nich liberalny świat zapomniał a wspiera tych którzy bezpiecznie żyją na zachodnich terenach gdzie życie toczy się w miarę normalnie. Tam nikt nie bombarduje miast i zabija cywili tak jak ma to miejsce np. w Palestynie czy Syrii.
Dla Rosjan wojna zaczęła się w 2014r. To wtedy Ukraińcy po tym jak stracili Krym wpadli na szatański plan i ogłosili słynne “ATO”uderzając na Donbas i zabijając tysiące swoich obywateli. Powstańcy Donbasu czekali na pomoc 8 lat i dla nich jest to wyzwolenie.
Dzisiaj nasi politycy prą do wojny i bez ogródek mówią o tym wprost, ubrani w tęczowe garniturki ruszają na Rosję, nie zdają sobie sprawy że wojna to straszliwe zło i trzeba robić wszystko co w naszej mocy by do niej nie dopuścić. Wasze życie i waszych dzieci macie w swoich rękach i jeżeli wybieracie się na wybory bez względu jaką macie opcję polityczną czy jaki jest wasz światopogląd, głosujcie na tych którzy mówią o pokoju a nie o zbrojeniach i wojnie, to ludzie szaleni i uwikłani w różne szwindle które chcą ukryć podczas wojennej zawieruchy. Wtedy też będą mogli ukraść o wiele więcej niż w czasie pokoju.
Ratujcie siebie i swoje dzieci stańcie po stronie prawdy i pokoju tylko to ma sens.
Wszystkie zdjęcia zrobiłem sam z wyjątkiem zdjęcia z sądu i z pojmania nazisty, możecie je powielać i kopiować ale tylko w kontekście mówienia prawdy o Mariupolu i Ukrainie.
Yuriy Ignat, były rzecznik ukraińskiego dowództwa sił powietrznych, złożył uderzające oświadczenie na temat niedawno nabytych przez ten kraj myśliwców F-16. Mówiąc do ukraińskich mediów, Ignat powiedział, że samoloty dostarczone przez zachodnich partnerów nie są wystarczająco nowoczesne, aby skutecznie konkurować z rosyjskimi samolotami Su-35 w walce powietrznej jeden na jeden.
Jego komentarze, które pojawiły się wczesnym rankiem na Ukrainie, szybko odbiły się szerokim echem w mediach informacyjnych i społecznościowych, wywołując pytania o możliwości samolotów, którymi obecnie dysponuje Kijów.
Wypowiedzi Ignata pojawiają się w krytycznym momencie trwającej wojny między Ukrainą a Rosją, w której przewaga powietrzna pozostaje kluczowym czynnikiem. Zwracają one uwagę na wyzwania, przed którymi stoi Ukraina, integrując te długo oczekiwane samoloty ze swoją strategią wojskową.
Oświadczenie wywołało dyskusję na temat wieku i stanu przekazanych myśliwców F-16, oczekiwań wobec nich, a także tego, jak wypadają w porównaniu z zaawansowanymi myśliwcami rosyjskimi.
Perspektywa Ignata ma swoje korzenie w jego bogatym doświadczeniu w ukraińskich siłach powietrznych, gdzie do niedawna był głosem opinii publicznej w kwestiach wojskowych. Podkreślił, że F-16 dostarczone Ukrainie to starsze modele, którym brakuje najnowocześniejszej technologii potrzebnej do dorównania Su-35, rosyjskiemu odrzutowcowi znanemu ze swojej zwinności i zaawansowanego uzbrojenia.
Według Ignata ta luka stawia ukraińskich pilotów w niekorzystnej sytuacji w bezpośrednich starciach powietrznych. W swoim oświadczeniu nie sprecyzował dokładnych modeli ani ich pochodzenia, ale jego przesłanie było jasne: te samoloty, choć stanowią znaczący dodatek do arsenału Ukrainy, nie spełniają wymagań, aby rzucić wyzwanie dominacji powietrznej Rosji.
Jego komentarze odzwierciedlają szersze obawy na Ukrainie dotyczące tempa i jakości pomocy wojskowej ze strony sojuszników, zwłaszcza że konflikt trwa już trzeci rok i nie widać jego końca.
Nabycie F-16 przez Ukrainę było procesem stopniowym, naznaczonym miesiącami negocjacji i przeszkodami logistycznymi. Na początku 2025 r. kraj otrzymał skromną liczbę tych samolotów od zachodnich partnerów, w tym Holandii, Danii i prawdopodobnie Stanów Zjednoczonych.
Raporty sugerują, że do tej pory dostarczono około 20 samolotów F-16, choć dokładne liczby pozostają niejasne ze względu na obawy dotyczące bezpieczeństwa i różne oświadczenia urzędników. Holandia zobowiązała się do dostarczenia 24 samolotów w 2023 r., a dostawy rozpoczęły się w połowie 2024 r., podczas gdy Dania zobowiązała się do dostarczenia 19 samolotów, z których część już dotarła.
Stany Zjednoczone odegrały rolę w szkoleniu ukraińskich pilotów i zapewnianiu wsparcia, choć nie jest jasne, czy jakiekolwiek amerykańskie F-16 zostały bezpośrednio przekazane. Patrząc w przyszłość, Ukraina ma nadzieję zabezpieczyć więcej — potencjalnie do 80 samolotów — w perspektywie długoterminowej, zgodnie z wcześniejszymi szacunkami jej sił powietrznych.
Liczby te zależą jednak od gotowości państw NATO do rezygnacji z dodatkowych samolotów i czasu potrzebnego na przygotowanie ich do walki.
Przybycie tych samolotów zostało początkowo okrzyknięte przełomem, symbolem zachodniego zaangażowania w obronę Ukrainy. Jednak krytyka Ignata podkreśla rzeczywistość, z którą Kijów wielokrotnie się mierzył: otrzymywany sprzęt często wiąże się z ograniczeniami.
Wiele z F-16 to starsze wersje, wycofane ze służby w krajach-darczyńcach i odnowione do użytku na Ukrainie. Choć są funkcjonalne, brakuje im ulepszeń, które można znaleźć w nowszych modelach używanych obecnie przez siły powietrzne NATO.
Ukraina głośno mówiła o potrzebie co najmniej 128 myśliwców, aby w pełni zmodernizować swoją flotę powietrzną, cel, który pozostaje odległy, biorąc pod uwagę obecny skąpy dopływ dostaw. Na razie skupiamy się na maksymalnym wykorzystaniu tego, co jest dostępne, nawet gdy urzędnicy tacy jak Ignat podkreślają wyzwania, które na nas czekają.
Ze strony Rosji pewność co do zdolności Su-35 do przeciwstawienia się ukraińskim F-16 sięga czasów poprzedzających ich przybycie na pole bitwy. Już w 2023 r., gdy rozmowy o dostarczaniu Kijowowi zachodnich samolotów zyskały na popularności, rosyjscy analitycy wojskowi i państwowe media wyraziły optymizm co do wyższości ich samolotów.
Su-35, filar rosyjskich sił powietrznych, to myśliwiec czwartej generacji z ulepszeniami, które dają mu przewagę w manewrowości i sile ognia. Rosyjscy komentatorzy zwrócili uwagę na jego zaawansowane systemy radarowe, pociski dalekiego zasięgu i silniki z wektorowaniem ciągu — cechy, które pozwalają mu przechytrzyć przeciwników w walkach powietrznych.
[Ciąg wektorowany (ang. thrust vectoring lub thrust vector control, TVC) – rozwiązanie pozwalające na zmianę kierunku wektora siły ciągu silnika odrzutowego.md]
Twierdzili również, że F-16, które prawdopodobnie dotrą na Ukrainę, będą starszymi modelami, prognozę, którą oświadczenie Ignata wydaje się teraz potwierdzać. To przekonanie podsyciło narrację Moskwy, że pomoc Zachodu, choć znacząca, nie przechyli szali zdecydowanie na korzyść Ukrainy.
Rosyjscy oficerowie podkreślali również doświadczenie bojowe swoich sił powietrznych, zdobyte przez lata operacji w Syrii, a teraz na Ukrainie. Su-35 był kluczowym graczem w kampanii Rosji, używanym do atakowania celów naziemnych i przejęcia kontroli nad sporną przestrzenią powietrzną.
Eksperci wojskowi w Rosji twierdzą, że nawet z F-16 Ukraina będzie miała trudności z zakwestionowaniem tej dominacji, biorąc pod uwagę dysproporcje w szkoleniu pilotów i ogromną liczbę samolotów, które Moskwa może rozmieścić. Choć te twierdzenia niosą ze sobą dawkę propagandy, odzwierciedlają one wyrachowaną pewność co do możliwości Su-35 — pewność, z którą obecna flota Ukrainy musi się teraz zmierzyć na polu bitwy.
Jak więc Ukraina faktycznie wykorzystuje swoje F-16? Od czasu przybycia pierwszych samolotów w 2024 r., były one rozmieszczane głównie w misjach obronnych, takich jak przechwytywanie rosyjskich dronów i pocisków manewrujących.
Znaczący sukces miał miejsce w styczniu 2025 r., kiedy ukraiński pilot podobno zestrzelił sześć pocisków manewrujących w jednym locie, pokazując potencjał samolotu w walce z pewnymi zagrożeniami. Jednak ich rola w bezpośredniej walce powietrze-powietrze wydaje się ograniczona. Komentarze Ignata sugerują, że Ukraina unika wystawiania ich do walki jeden na jeden z Su-35, prawdopodobnie ze względu na związane z tym ryzyko.
Zamiast tego odrzutowce są używane ostrożnie, często pozostając za liniami frontu, aby chronić miasta i infrastrukturę przed atakami rakietowymi. Takie podejście odzwierciedla zarówno ich wartość jako rzadkiego zasobu, jak i ograniczenia narzucane przez ich możliwości.
Jednym z głównych ograniczeń jest brak zaawansowanego uzbrojenia. F-16 dostarczone Ukrainie są podobno wyposażone w starsze systemy rakietowe, takie jak AIM-9 Sidewinder i AIM-120 AMRAAM, ale nie w najnowsze wersje, które mogłyby zwiększyć ich zasięg lub celność.
Bez amunicji dalekiego zasięgu ukraińscy piloci muszą zbliżyć się do swoich celów — w tym rosyjskich odrzutowców — bardziej niż ich odpowiedniki Su-35, które mogą atakować z bezpieczniejszej odległości. Ponadto systemy radarowe i walki elektronicznej samolotów mogą nie dorównywać rosyjskim, co jeszcze bardziej przechyla szalę zwycięstwa na korzyść Moskwy.
Kolejną przeszkodą jest szkolenie. Choć ukraińscy piloci przeszli intensywne programy w USA i Europie, wciąż muszą się przystosować do platformy, która znacząco różni się od samolotów MiG i Suchoj z czasów Związku Radzieckiego, na których latali przez dziesięciolecia.
Analitycy z BulgarianMilitary.com wyrazili swoją opinię na temat tej dynamiki, zauważając, że ukraińskie myśliwce F-16 są nadmiernie wykorzystywane w wielu rolach — obronie powietrznej, wsparciu naziemnym i okazjonalnych atakach — a ich liczebność i wyposażenie nie pozwalają na osiągnięcie doskonałości w żadnej konkretnej dziedzinie.
=========================
W bułgarskim oryginale [po angielsku] dwa ciekawe dla amatorów – filmiki o obu tych maszynach. md
To było kryminalne szaleństwo, że USA zaangażowały się w wojnę graniczną między dwoma krajami po drugiej stronie świata. Niewielu Amerykanów wie, że „Ukraina”, która wcześniej zawsze była znana jako „Ukraina”, oznacza pogranicze. Był to po prostu region, taki jak Kurdystan, z nieokreślonymi, ruchomymi granicami, dopóki Lenin nie stworzył jej w 1921 roku.
Dlaczego, możesz zapytać, Zachód miałby podjąć ryzyko i rozpocząć III wojnę światową z powodu najbardziej skorumpowanego kraju w Europie?
Kilka powodów. Po pierwsze, Ukraina była bardzo skuteczną pralnią. Gigantyczne kwoty amerykańskich podatków zniknęły w czarnej dziurze, by ponownie pojawić się w kieszeniach organizacji pozarządowych, udając pomoc. Po drugie, powiązani łajdacy, tacy jak Bidenowie, nabrali tłuszczu. Dziesiątki miliardów zostały redystrybuowane do producentów broni, wykonawców wojskowych i Bóg wie kogo jeszcze. I oczywiście, duża grupa neokonserwatystów w DC zrobiła karierę, próbując zniszczyć Rosję za wszelką cenę.
Mam tylko nadzieję, że gdy Trump zbada, gdzie podziały się wszystkie pieniądze, dojdzie do masowych odzyskań pieniędzy i długich kar więzienia dla wielu osób, zarówno w USA, jak i w Europie.
International Man: Co sądzi Pan o przyszłości Zełenskiego i Ukrainy?
Doug Casey: Jak Zełenski, drugorzędny aktor w biednym kraju, stał się niezwykle bogaty, to opowieść, która powinna być szeroko rozpowszechniona. Kilka lat temu Panama Papers pokazały, że Zełenski był już wart około 300 milionów dolarów i miał dwa ultra drogie domy na południowej Florydzie. Ale do dziś nikt nie zbadał pochodzenia tej fortuny. Jestem pewien, że w międzyczasie wzrosła do miliardów.
Oto praktyczna zasada: dyktatorzy odpowiedzialni za masowe zniszczenia, miliony ofiar i masowe grabieże powinni skończyć jak Mussolini, którego powieszono za pięty na latarni.
Gdyby Zełenski był mądry, uciekłby do kraju bez ekstradycji. Izrael mógłby zadziałać, chociaż odmówili schronienia Meyerowi Lansky’emu, który również miał prawa powrotu.
Było zabawnie patrzeć, jak Trump traktował go z szacunkiem, na jaki zasługiwał w Białym Domu, zanim go wyrzucił ( link ).
International Man: Jakie są szersze geopolityczne konsekwencje zwycięstwa Rosji na Ukrainie?
Jaki wpływ może to mieć na NATO, UE i Europę jako całość?
Doug Casey: Mimo że Putin powiedział, że tęskni za granicami dawnego Związku Radzieckiego, szanse na to, że Rosja spróbuje podbić Europę, są zerowe. W rzeczywistości szanse są takie, że sama Rosja — która jest wielokulturowym imperium wewnętrznym — rozpadnie się na wiele mniejszych jednostek w ciągu najbliższych kilku dekad.
Ludzie nie rozumieją, że rzeczy są zupełnie inne niż w czasach Cesarstwa Rzymskiego, a nawet przed I wojną światową. Wtedy miałoby to sens, gdybyś podbił lub skolonizował inny kraj.
Życie było tanie; jeśli wygrałeś, mogłeś ukraść złoto, bydło, dzieła sztuki i niewolników. Dziś jest inaczej. Gdyby Rosja była na tyle głupia, żeby spróbować ponownie włączyć stary ZSRR — zapomnij o reszcie Europy — odkryje, że w dzisiejszym świecie istnieje niewiele bogactw „możliwych do kradzieży”. Skończyliby z niezwykle kosztowną wojną, po której nastąpiłaby niekończąca się wojna partyzancka, która doprowadziłaby do całkowitego upadku Rosji. Nie ma absolutnie nic do zyskania, a wszystko do stracenia.
Skąd w ogóle biorą się takie szalone memy? Są ku temu powody psychologiczne, ale teraz nie jest czas, abyśmy wpadali w tę króliczą norę. Rosyjska inwazja na Europę to mylący trop podsunięty przez amerykańskich i natowskich podżegaczy wojennych. Tylko bardzo głupi i nieświadomi ludzie w ogóle o tym myślą. Ale to nie znaczy, że nie wprowadzono wielkich niebezpieczeństw.
Rosja musiała potroić liczebność swojej armii, a to jest kosztowne. Jeśli wojna się skończy, będzie musiała rozwiązać większość armii, co spowoduje kolejne zniekształcenia, zawirowania w jej gospodarce.
Innym prawdopodobieństwem jest to, że NATO — które powinno zostać zniesione po rozpadzie Związku Radzieckiego na początku lat 90., ale nadal rośnie jak rak, mimo że nie służy już żadnemu użytecznemu celowi — w końcu się rozpadnie. To dobrze, ponieważ NATO jest niczym innym, jak prowokacją dla Rosji i Chin.
Będzie fala emigrantów z Ukrainy, dołączając do milionów, którzy już wyjechali. Większość Ukraińców jest w miarę dobrze wykształcona. Kto chce zostać w dotkniętym biedą, rozdartym wojną kraju z drapieżnym rządem? Miliony więcej przeniesie się na Zachód.
Jeśli chodzi o odbudowę Ukrainy, pomysł planu Marshalla jest kontr-produktywny. Jeśli obcokrajowcy chcą przyjechać i przywłaszczyć sobie pieniądze, to jedno. Ale bankrutujące rządy USA lub UE rzucające tam pieniędzmi tylko pogorszą sytuację. Nieuchronnie trafią one do kieszeni dobrze sytuowanych bogatych facetów, korumpując zarówno dającego, jak i otrzymującego.
Ukraina powinna być całkowicie wolna dla handlu. Przedsiębiorcy szybko się tam pojawią, nie po to, by stworzyć altruistyczną farsę, współczesną wioskę Potiomkinowską, ale by zarobić. Ale kto wie? Może ONZ i UE prowizorycznie sfabrykują jakieś rozwiązanie, a miejsce będzie przypominało wieczną Gazę lub powojenne Niemcy Wschodnie.
International Man: Po przelaniu tak dużej ilości krwi, skarbów i kapitału politycznego w ukraińskim bagnie, porażka będzie gorzką pigułką dla Deep State i zwolenników tej wojny. Histeria antyrosyjska pozostaje głęboko zakorzeniona w dużych segmentach amerykańskiego i europejskiego społeczeństwa.
Jak ci ludzie poradzą sobie ze zderzeniem z rzeczywistością, skoro przez lata obiecywano im zwycięstwo?
Czy sądzisz, że Głębokie Państwo podejmie próbę zablokowania jakiegokolwiek zbliżenia USA z Rosją?
Doug Casey: Rosja i Związek Radziecki były bête noire — wrogiem narodowym — USA odkąd byłem małym dzieckiem. Wszyscy ćwiczyliśmy chowanie się i krycie pod biurkami ze strachu przed ewidentnie niesprowokowanym atakiem złych Rosjan.
Amerykanie powinni zdać sobie sprawę, że wrogiem nigdy nie był naród rosyjski, było to państwo radzieckie przesiąknięte dogmatami marksizmu-leninizmu. I niemal równie patologiczne Deep State USA, zamieszkane przez naszą własną grupę podżegaczy wojennych, oportunistów i socjopatów.
Przez ostatnie 30 lat na samych amerykańskich uniwersytetach było więcej komunistów niż w całej Rosji. Prawdziwym zagrożeniem są socjaliści, faszyści, komuniści i Przebudzeni Europejczycy, którzy przejęli władzę w większości europejskich rządów.
W USA kompleks Deep State (z jego wojskowymi, korporacyjnymi, akademickimi, finansowymi i rozrywkowymi mackami) nie powinien być niedoceniany. Potrzebuje wrogów, aby machina wojenna produkowała zasadniczo bezużyteczne i przestarzałe śmieci. A jego ramię informacyjno-rozrywkowe utrzymywało pospólstwo w strachu, chętnie wspierając rząd, który twierdzi, że ich „broni”.
Prawdziwe niebezpieczeństwo, jak sugerował JD Vance w swoim przemówieniu w Monachium, kryje się wewnątrz nas.
Czy uważam, że Głębokie Państwo będzie próbowało zablokować jakiekolwiek zbliżenie z Rosją?
Absolutnie. Nie chcą, aby chaos się skończył, ponieważ ujawniłoby to głębokie pokłady przestępczości i korupcji, które są tak samo złe w całym rządzie USA, jak i na samej Ukrainie. Zakończenie chaosu wojennego ujawniłoby rząd USA jako pełen aroganckich i roszczeniowych oszustów.
Byłoby dla nich bardzo niewygodne, gdyby wojna na Ukrainie, być może najskuteczniejsza pralnia pieniędzy w historii, zniknęła. Następnie przeprowadzono by dogłębne śledztwo, aby ustalić, gdzie podziały się pieniądze. Oczywiście, będą chcieli zablokować jakiekolwiek zbliżenie z Rosją.
Jeśli jednak Departament „Obrony” i 15 agencji w tzw. „Wspólnocie Wywiadowczej” zostaną dokładnie zbadane, życie śledczych będzie poważnie zagrożone. To ryzykowne zajęcie rozbijać miski ryżu tych kolesi.
International Man: Poprzedni rząd USA zamroził cały obrót rosyjskimi akcjami i obligacjami na zachodnich rynkach finansowych.
Można przypuszczać, że po zakończeniu wojny aktywa te zostaną odmrożone i staną się dostępne dla zachodnich inwestorów.
Co sądzisz o rosyjskich akcjach?
Biorąc pod uwagę dalekosiężne konsekwencje przegranej Ukrainy w wojnie z Rosją, jakie inne implikacje inwestycyjne przewiduje Pan?
Doug Casey: Będzie wspaniale, gdy znów będzie można kupować rosyjskie akcje i obligacje.
W tym momencie mogą być oferowane niesamowite okazje. Pozwólcie mi podkreślić to, co powiedziałem wcześniej: sama Rosja ostatecznie rozpadnie się na wiele mniejszych krajów, tak jak Związek Radziecki 30 lat temu. Rosja nie jest najbardziej stabilnym krajem na świecie, ale jest o kilka odchyleń standardowych lepsza niż jakiekolwiek miejsce w Afryce, na przykład.
Nie postrzegam Rosji jako inwestycji, ale raczej jako spekulację o wysokim potencjale po ponownym otwarciu rynków. Kraj nie ma długu i mógłby łatwo przejść na rubla opartego na złocie. Secesja posiadłości nierosyjskich mogłaby być bardzo dobrą rzeczą.
Tymczasem na Zachodzie jest prawdopodobne, że zobaczymy załamanie finansowe i gospodarcze, ponieważ Trump będzie usuwał liczne zniekształcenia w tym samym czasie, gdy będzie wprowadzał nowe. Wielki Kryzys prawdopodobnie przywróci Demokratów do władzy, co jest złą wiadomością.
Biorąc pod uwagę, że Kijów przegrywa wojnę z Moskwą, jest całkiem pewne, że teraz jest czas na sprzedaż akcji wojskowych/przemysłowych i wojennych. Jeśli Trumpowi uda się ograniczyć wydatki na wojsko, jak mówi, dużo pieniędzy przestanie płynąć do takich firm jak Lockheed, Raytheon i Boeing. Biznes „obronny” jest absolutnie pełen oszustw, głupoty i korupcji.
W ciągu ostatnich 30 lat radzili sobie znakomicie, ale biorąc pod uwagę zmiany w sytuacji makroekonomicznej, myślę, że impreza się skończyła. Nie dość, że to, to jeszcze technologia wojskowa zmienia się radykalnie. Rodzaj hi-tech-owego badziewia, które produkują — np. F-35, B21, lotniskowce i pociski artyleryjskie za 100 000 dolarów — ma tyle samo sensu, co produkcja pancerników pod koniec II wojny światowej. Tanie drony mają więcej sensu. Podobnie jak Terminatory za 20 000 dolarów.
Natura całego świata zmienia się pod każdym względem. Radykalnie.
Uwaga redaktora: Niestety, praktycznie rzecz biorąc, pojedyncza osoba może niewiele zrobić, aby zmienić bieg tych trendów.
Najlepsze, co możesz i powinieneś zrobić, to pozostać poinformowanym, aby móc jak najlepiej się chronić, a nawet skorzystać z tej sytuacji.
Właśnie dlatego poczytny autor Doug Casey i jego współpracownicy właśnie wydali pilny nowy raport PDF , w którym wyjaśniają, co może się wydarzyć dalej i co można z tym zrobić.
Kiedy w 1991 rokuUkraina uzyskała niepodległość, wydawało się, że posiada wszystkie wymagania, aby być odnoszącym sukcesy, szczęśliwym i zamożnym narodem. Spośród piętnastu suwerennych państw, które powstały po upadku Związku Radzieckiego, Ukraina była najwyraźniej najbardziej uprzywilejowana. Jej rozległe połacie bardzo żyznych gruntów rolnych, czarnoziemu, produkowały ogromne ilości pszenicy, kukurydzy i ziemniaków. Jednocześnie Ukraina była potęgą przemysłową, a produkcja koncentrowała się w miastach takich jak Donieck i Charków (gdzie mieści się słynna fabryka samolotów Antonow). W 1975 roku ukraińska produkcja stali dorównywała produkcji Niemiec Zachodnich, europejskiej potęgi przemysłowej. W 1988 roku, kiedy była jeszcze republiką radziecką, ukraiński PKB uczyniłby ją jedenastą co do wielkości gospodarką świata.
Obecnie zajmuje czterdzieste piąte miejsce. Ze względu na PKB na mieszkańca (PPP) Ukraina jest jednym z najbiedniejszych krajów europejskich. Straciła ponad połowę z 52 milionów mieszkańców, którymi szczyciła się w momencie uzyskania niepodległości, ponieważ na obszarze kontrolowanym przez reżim kijowski pozostało co najwyżej około 25 milionów. Całkiem imponujące osiągnięcie w ciągu zaledwie trzydziestu pięciu lat niepodległości.
A jednak niepodległość wydawała się tak obiecująca ! Rząd USA i wielu Amerykanów z ukraińskimi przodkami i korzeniami natychmiast żywo zainteresowało się nowym suwerennym państwem. Byli to potomkowie słowiańskich imigrantów z Ukrainy, czyli Małej Rosji, jak nazywano ją jeszcze nieco ponad sto lat temu, ale głównie potomkowie Żydów, którzy opuścili tę część Rosji, aby znaleźć lepsze życie w Nowym Świecie.
Amerykanie przybyli z całym swoim arsenałem, w tym z typowym wachlarzem organizacji pozarządowych i przede wszystkim „międzynarodowych” podmiotów finansowych, takich jak Bank Światowy i MFW. Instrumenty te okazały się niezwykle skuteczne w podporządkowaniu i utrzymaniu kontroli USA nad krajami Ameryki Łacińskiej.
USA rozpoczęły więc demontaż gospodarki Ukrainy, zabierając to, co wydawało się najcenniejsze i pozbywając się reszty, przykuwając kraj do USA i zdominowanych przez USA organizacji międzynarodowych, jednocześnie przejmując kontrolę nad jego finansami. W tym procesie ukraiński przemysł wytwórczy, zatrudniający miliony, został wypatroszony i ostatecznie rozebrany. Ukraińscy politycy byli tylko zbyt chętni, aby grać i nie przegapić złotej okazji, aby wypchać swoje kieszenie. Według Wskaźnika Percepcji Korupcji (CPI) Ukraina jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów Europy, wśród znanych miejsc, takich jak Mołdawia. Innymi słowy, można powiedzieć, że Ukraina stała się europejskim klonem klasycznej latynoamerykańskiej republiki bananowej, takiej jak Nikaragua czy Honduras.
W 1994 r. Ukraina została całkowicie podporządkowana banksterom z Wall Street, MFW i Banku Światowego, gdy Wiktor Juszczenko został mianowany szefem banku centralnego kraju. Gdy amerykańscy rabusie i doradcy, a za nimi chętni spekulanci z Europy, zalali kraj, rozpoczęła się kolejna wielka kradzież.
Dziesięć lat później, w 2004 r., za pośrednictwem organizacji pozarządowych i innych instrumentów, takich jak National Endowment for Democracy, USA zorganizowały lokalną rewolucję kolorową, „pomarańczową rewolucję”, która doprowadziła do wyboru Juszczenki na prezydenta. W tym czasie Ukraina już (w 2003 r.) dała dowód swojej lojalności wobec USA, wysyłając 1600 żołnierzy na okupację Iraku po tym, jak USA go podbiły.
Można powiedzieć, że Ukraina przekształcała się w europejski odpowiednik Kuby w latach 60.: bastion supermocarstwa na progu innego supermocarstwa, taki, jakim Kuba była dla Związku Radzieckiego na progu Ameryki. Różnica polegała na tym, że Ukraina była rządzona dokładnie tak samo jak Kuba od 1902 do 1959 r.: jako zwykły protektorat USA, z lokalnym ambasadorem USA jako prokonsulem.
Kolejną dekadę później, w 2014 roku, po tym, jak prezydent Wiktor Janukowycz, ulegając zdrowemu rozsądkowi i rosyjskiej presji, wycofał się z podpisania umowy o wolnym handlu i stowarzyszeniu z Unią Europejską (politycznym ramieniem NATO), USA zorganizowały „Rewolucję Godności”, znaną również jako Euromajdan. Interwencja zakończyła się sukcesem, co doprowadziło do wyboru nowego prezydenta: cara czekolady Petra Poroszenki. Przystępując do uchwalania serii antyrosyjskich dekretów, nowy reżim sprowokował bunt w regionach (obwodach) donieckim i ługańskim, w których większość stanowią rosyjskojęzyczni. Oba regiony ogłosiły następnie autonomię, po czym reżim w Kijowie rozpętał falę odwetowej przemocy wobec lokalnej ludności cywilnej, co do 2022 roku doprowadziło do śmierci ponad 14 000 mieszkańców.
Amerykanie, którzy teraz mieli pełną kontrolę nad Ukrainą, postanowili przejąć bazę morską w Sewastopolu na Półwyspie Krymskim. Region ten był również w przeważającej mierze zamieszkany przez rosyjskojęzycznych. Przejęcie bazy przez USA pozbawiłoby rosyjską marynarkę wojenną strategicznej bazy południowej, która była absolutnie niezbędna. W ciągu kilku dni od zakończenia „Rewolucji Godności” jednostki armii rosyjskiej zostały wysłane na Krym, aby zabezpieczyć go dla Rosji i uniemożliwić USA przejęcie bazy w Sewastopolu. 11 marca krymski parlament regionalny i rada miejska Sewastopola ogłosiły niepodległość regionu, która została zatwierdzona w referendum kilka dni później. Miesiąc później Krym dołączył do Federacji Rosyjskiej.
Amerykanie wrzeli z bezsilnej wściekłości, gdy ich plan przejęcia Sewastopola upadł. W pewnym stopniu złagodzili to, sprawiając, że ich „społeczność międzynarodowa” odmówiła uznania legalności przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej. Ale co dalej? Reżim Obamy, w którym neokonserwatyści z PNAC odegrali kluczową rolę, zdecydował się na incydent pod fałszywą flagą, aby doprowadzić do zbrojnej konfrontacji z Rosją, którą, jak byli całkowicie pewni, USA i NATO wygrają bezapelacyjnie. 17 lipca 2014 r. Amerykanie, za przyzwoleniem, jeśli nie pomocą holenderskiego rządu Rutte, zorganizowali zestrzelenie przez ukraińskie myśliwce malezyjskiego samolotu pasażerskiego, na pokładzie którego znajdowało się dwustu obywateli Holandii. Samolot MH-17 został zestrzelony i rozbił się w oderwanym regionie Doniecka. Rosjanie, oskarżeni o tajne wspieranie rebeliantów w Doniecku, zostali natychmiast obwinieni o zestrzelenie samolotu pasażerskiego. Nie trzeba dodawać, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tego twierdzenia. [Nawiasem mówiąc, można przypuszczać, że nominacja Rutte’a na stanowisko Genseka NATO jest nagrodą za jego lojalną współpracę w sprawie oszustwa związanego z lotem MH-17 .]
Chociaż „wojna rosyjsko-ukraińska” rozpoczęła się w 2014 r., była prowadzona w bardzo dyskretny sposób, szczególnie po stronie rosyjskiej. Ukraińcy z kolei, wspomagani i podżegani, często wręcz prowadzeni przez Amerykanów i ich wasali z NATO (zwłaszcza Anglików), rozpoczęli szeroko zakrojony program zbrojeniowy w ramach przygotowań do poważnej konfrontacji z Rosją.
Pod koniec 2021 r. prezydent Rosji Władimir Putin, w celu zakończenia rozlewu krwi w Doniecku i Ługańsku oraz trwałego rozwiązania problemu, wysłał wielokrotne propozycje do reżimu Bidena w USA i do NATO. Jednak ponieważ nikt nie chciał odpowiedzieć, w lutym 2022 r. Rosja rozpoczęła Specjalną Operację Wojskową (SMO).
Po raz kolejny USA i ich europejscy wasale wrzeszczeli z wściekłości na kolejne naruszenie ich „opartego na zasadach” porządku. W rzeczywistości, zgodnie z tymi zasadami, tylko USA i Izrael mają prawo robić to, co właśnie zrobiła Rosja. Jednak stworzyło to dokładnie taką sytuację, do której USA i NATO przygotowywały się przez cały czas. W ten sposób rozpoczęła się wojna zastępcza NATO przeciwko Rosji, która miała doprowadzić do upadku i podziału Federacji Rosyjskiej.
W swojej trwającej przez dziesięciolecia zarozumiałości i pysze zachodnie elity rządzące, ich media i różni „eksperci” byli przekonani, że ich lepsza zachodnia broń z łatwością zwycięży. Ku ich całkowitemu zaskoczeniu, broń zachodnia okazała się gorsza od rosyjskiej. Co więcej, ukraińskie siły zbrojne zostały wyszkolone według standardów NATO, które same w sobie są gorsze od standardów rosyjskich sił zbrojnych. Chociaż poszczególnym ukraińskim żołnierzom z pewnością nie brakowało odwagi i zaangażowania, okazali się mięsem armatnim dla rosyjskiej armii i jej lepszej broni.
W tej chwili, trzy lata po rozpoczęciu SMO, klęski ukraińskiej armii nie da się już ukryć przed opinią publiczną za pomocą fake newsów i codziennych dawek dezinformacji.
Na polu bitwy zginęło ponad milion ukraińskich żołnierzy, co oznacza, że co najmniej dwa miliony innych zostało rannych, z których wielu pozostanie kalekami do końca życia.
Chociaż dzięki rosyjskiej taktyce straty cywilne są bardzo niskie, nie będzie przesadą stwierdzenie, że wojna pogłębiła upadek demograficzny Ukrainy. Miliony Ukraińców, w tym wielu mężczyzn w wieku poborowym, uciekło do innych krajów europejskich. Ponad dwa miliony znalazło schronienie w Polsce, gdzie ukraińscy lekarze i pielęgniarki przejęli szerokie połacie systemu medycznego. Ponad milion jest teraz w Niemczech, prawie milion w Czechach. Duże kolonie Ukraińców znajdują się (w kolejności malejącej) we Włoszech, Rumunii, Słowacji i Holandii. Przed wybuchem wojny setki tysięcy Ukraińców opuściło już swoją ukochaną ojczyznę, aby znaleźć lepsze życie w Ameryce, ale także w Rosji, gdzie istnieje duże zapotrzebowanie na wszelkie możliwe rodzaje pracy. Tyle o patriotyzmie Ukraińców!
Mając na uwadze ostateczną porażkę ukraińskich sił zbrojnych i ich sponsorów z NATO i USA, zrozumiałe jest, że w obu obozach podejmowane są działania w celu osiągnięcia formalnego porozumienia. Nowo wybrany prezydent USA Donald Trump działa obecnie jak katalizator w tym delikatnym procesie.
Prezydent Ukrainy Władimir Zełenski, nie pozbawiony talentu komik, który został starannie wybrany i przygotowany do pełnienia urzędu, pozostaje wierny swojej roli niezłomnego przywódcy wojennego wbrew przytłaczającym przeciwnościom i prezentuje pokaz odporności i determinacji. Jednak coraz bardziej wygląda na to, że jest przywódcą pustej skorupy. Ukraińska gospodarka ogromnie ucierpiała z powodu wojny. Sieć energetyczna musi zostać całkowicie przebudowana, a inne elementy infrastruktury również wymagają ogromnych inwestycji i wysiłku, aby przywrócić je do normy.
Ostatnie wystąpienie Zełenskiego w Białym Domu w sporze z Trumpem i wiceprezydentem Vance’em nie powinno odwracać uwagi od tego, co prawdopodobnie zostało już ustalone przez Trumpa i Putina. Obaj chcą zakończenia operacji wojskowej na Ukrainie, ale to Rosja dyktuje warunki. Zełenski i Trump chcą ratować twarz, a Putin z pewnością pozwoli Trumpowi to zrobić.
Ukraina wyjdzie z tego amputowana i pokryta bliznami, opłakując swoich zmarłych i żywiąc urazę do milionów Ukraińców, którzy wyjechali i prawdopodobnie nie wrócą. Będzie to swego rodzaju cud, jeśli szczątkowa Ukraina wokół Kijowa, bezpiecznie związana z Rosją, przetrwa.
Historia zna niewiele przykładów, w których naród posiadający wszelkiego rodzaju zalety został zniszczony w ciągu zaledwie czterech dekad. Ukraina stanowi wyjątkowy przypadek z tej sytuacji.
Jest niezwykle smutne, że Ukraina nie została zniszczona przez zwykłych Ukraińców. Wszystko, czego chcą, to to, czego naprawdę pragnie większość ludzi na świecie: prowadzić zdrowe, szczęśliwe życie z rodziną i przyjaciółmi, być bezpiecznym i jeść przyzwoite jedzenie. Kraj został zniszczony przez USA i ich wasali z NATO oraz klikę banksterów, wspomaganą przez małą klikę bezwzględnych ukraińskich polityków.
W rzeczywistości Ukraina to po prostu kolejne upadłe państwo, którego istnienie podtrzymują ogromne pieniądze, trafiające głównie do kieszeni rzesz skorumpowanych polityków i biznesmenów w USA, Europie, Izraelu i na Ukrainie.
W Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej spotkają się delegacje USA i Ukrainy. Prezydent Wołodymyr Zełeński zapewnił, że tym razem stanowisko Kijowa będzie „w pełni konstruktywne”. Wyraził też nadzieję, że uda się osiągnąć konkretne efekty w kierunku zakończenia wojny z Rosją.
„Mamy nadzieję na praktyczne rezultaty. Pozycja Ukrainy w tych rozmowach będzie w pełni konstruktywna” – napisał Zełeński na X.
Ukraiński prezydent poleciał do Arabii Saudyjskiej. Jednak nie będzie brał udziału w negocjacjach.
Delegacja ukraińska składa się m.in. z szefa gabinetu prezydenta Andrija Jermaka, ministra spraw zagranicznych Andrija Sybihy oraz ministra obrony Rustema Umierowa. Na czele amerykańskiej delegacji stoi sekretarz stanu Marco Rubio.
Jak podkreślił, jest optymistą przed rozmowami w Dżuddzie.
– Gdybym nie był, to bym tu nie przyjechał – powiedział Rubio.
Potwierdził, że Wołodymyr Zełeński nie weźmie udziału w negocjacjach. Nie wyklucza jednak spotkania z nim.
– Nie jest planowane, ale jest możliwe – zaznaczył Marco Rubio.
Będzie to pierwsze spotkanie przedstawicieli USA i Ukrainy od czasu skandalicznego zachowania Zełeńskiego w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. W rozmowach nie przewidziano udziału Rosji.
Negocjacje USA-Ukraina mają rozpocząć się o godz. 12 czasu miejscowego, czyli godz. 10 czasu polskiego.
Sebastien Lecornu, francuski minister obrony informował 27 lutego, że Paryż już od jesieni 2024 r. prowadzi z Kijowem rozmowy na temat wykorzystania surowców.
W tym tygodniu w mediach społecznościowych wypłynął natomiast dokument, z którego wynika, że Zełenski wcześniej prowadził na ten temat rozmowy także z rządem Wielkiej Brytanii. Chodzi o „Deklarację o 100-letnim Partnerstwie Brytyjsko-Ukraińskim”, podpisaną 16 stycznia tego roku w Kijowie podczas wizyty brytyjskiego premiera Keira Starmera w Ukrainie. Dokument dostępny na stronie internetowej rządu Wielkiej Brytanii liczy sobie 9 filarów plus wnioski końcowe. Filar 5., dotyczący energii, klimatu i transformacji energetycznej zawiera m.in. następujący zapis: „Wspieranie rozwoju ukraińskiej strategii dotyczącej minerałów krytycznych i niezbędnych struktur regulacyjnych wymaganych do wspierania maksymalizacji korzyści z zasobów naturalnych Ukrainy, poprzez możliwe utworzenie Wspólnej Grupy Roboczej”.
Jak ujawnia dziś firma Rasmussen Reports, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski 16 stycznia bieżącego roku podpisał z brytyjskim premierem Keirem Starmerem „Deklarację o 100-letnim Partnerstwie Brytyjsko-Ukraińskim”, która zawiera 9 filarów plus wnioski końcowe. W filarze 5., poświęconym energii, klimatowi i transformacji energetycznej, znajdziemy m.in. zapis, w którym zadeklarowano „wspieranie rozwoju ukraińskiej strategii dotyczącej minerałów krytycznych i niezbędnych struktur regulacyjnych wymaganych do wspierania maksymalizacji korzyści z zasobów naturalnych Ukrainy, poprzez możliwe utworzenie Wspólnej Grupy Roboczej”.
Rasmussen Reports wskazuje, że Zełenski już na trzy dni przed wizytą w Białym Domu podpisał umowę surowcową, tyle że z Brytyjczykami. Agencja badawcza powołuje się przy tym na słowa emerytowanego oficera amerykańskiego wywiadu, Tony’ego Shaffera, który komentował w programie „Wake Up America. Weekend” na antenie Newsmax kłótnię, do której doszło w miniony piątek w Białym Domu między prezydentami USA i Ukrainy. W efekcie Wołodymyr Zełenski przed czasem opuścił Biały Dom i nie doszło do podpisania umowy surowcowej.
Francja też rozmawia z Kijowem o minerałach?
Warto zaznaczyć, że z samego dokumentu podpisanego w styczniu przez Zełenskiego i Starmera nie wynika jeszcze fakt sprzedaży ukraińskich surowców krytycznych Brytyjczykom, choć zapis o „maksymalizacji korzyści z zasobów naturalnych Ukrainy” brzmi faktycznie interesująco, podobnie jak utworzenie wspólnej grupy roboczej.
Przypomnijmy, że nie tylko Brytyjczycy i Amerykanie mogli mieć ochotę na ukraińskie skarby.
Francja od października 2024 roku prowadzi rozmowy z ukraińskim rządem na temat wykorzystania surowców przez francuski przemysł zbrojeniowy — informował w dniu poprzedzającym wizytę prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu Sebastien Lecornu,szef francuskiego ministerstwa obrony.
I to wszystko tydzień po świętym oburzeniu propozycją amerykańskiego przywódcy Donalda Trumpa w sprawie surowców krytycznych. I dwa dni po tym, jak Unia Europejska sama przedstawiła konkurencyjną propozycję.
Zełenski: Jesteśmy gotowi być elastyczni
Ciekawa jest również wypowiedź Zełenskiego na konferencji tuż przed spotkaniem z Trumpem.
Nie, nie, w tej umowie nie będzie bardzo konkretnych gwarancji bezpieczeństwa, ponieważ na ten temat musimy rozmawiać nie tylko ze Stanami Zjednoczonymi, ale także np. z Europejczykami itd. Stany Zjednoczone nie wystarczą, nawet gdy mówimy o NATO, na czym nam zależy, przy czym ja zdaję sobie sprawę, że nie będzie to łatwe i nikt tak naprawdę w to nie wierzy — podkreślał przywódca Ukrainy.
Tym niemniej rozwiążę ten temat, ponieważ chcę znaleźć drogę do NATO lub podobnych rozwiązań. Wiem, co to dla nas znaczy i wiem, czym jest NATO, i jesteśmy gotowi być elastyczni i mówić o tym, co jeden lub drugi kraj musi zagwarantować — mówił.
Stąd w tej umowie są tylko bardzo podstawowe rzeczy na ten temat. (…) Bez przyszłych gwarancji bezpieczeństwa nie będziemy mieć tak naprawdę ani pokoju, ani nawet faktycznego zawieszenia broni, o którym mówił Trump. A jeśli tego nie będziemy mieć, nic nie zadziała. Więc nic nie będziemy mieć. Nic nie zadziała. I ja to wiem. (…) Dlatego powiedziałem: „okej, jestem gotowy na podstawowe kwestie. I jesteśmy strategicznymi partnerami (…), ale chcę po prostu zrozumieć, co będzie jutro z nami, z naszymi rodzinami, po prostu zrozumieć, gdzie jesteśmy, więc nie potrzebujemy tylko umów o pieniądzach”. Dlatego moje pierwsze pytanie będzie brzmieć: czy Ameryka zaprzestanie pomocy wojskowej, czy nie. Teraz nie ma żadnych działań w celu zamrożenia i jestem bardzo wdzięczny prezydentowi Trumpowi i Kongresowi, wsparciu obu partii i obywateli USA. Ale jutro nie zakończymy wojny, ponieważ to Putin— podkreślał.
Czego więc dokładnie oczekuje Wołodymyr Zełenski i czy przypadkiem nie daje się wciągnąć znanym zachodnioeuropejskim „Russlandversteherom” w grę na „wypchnięcie” USA z Europy?
Stany Zjednoczone częściowo wstrzymały wsparcie dla myśliwców F-16 używanych przez Ukrainę do obrony przed rosyjskimi atakami powietrznymi. Administracja USA zdecydowała m.in. o zawieszeniu dostaw kluczowych komponentów dla systemów walki elektronicznej. Może to w dość krótkim czasie znacznie graniczyć możliwości tych maszyn.
„To może pozbawić ukraińskie siły powietrzne najważniejszych środków przeciwdziałania w krytycznym momencie trwającej trzy lata wojny Ukrainy z Rosją” – uważa David Axe, analityk i ekspert lotniczy magazynu Forbes. Należy tu przypomnieć, że Dania, Holandia, Norwegia i Belgia wspólnie zadeklarowały dostarczenie Ukrainie 85 zdolnych do lotu samolotów myśliwskich F-16AM/BM. W siłach powietrznych wymienionych krajów zastępowane są one przez maszyny 5. generacji typu F-35A Lightning II. Dotąd dostarczono 18 myśliwców tego typu, z których jeden rozbił się, prawdopodobnie w wyniku omyłkowego namierzenia przez ukraińską baterię przeciwlotniczą.
W wyniku wstrzymania pomocy USA, również możliwości tych maszyn ucierpią. Donald Trump nie może w żaden sposób „zablokować” czy „wyłączyć” myśliwców produkowanych przez koncern Lockheed Martin, ale wstrzymanie przez USA dostaw części zamiennych z czasem może ograniczyć znacznie możliwości użycia tych maszyn. Najbardziej zagrożone są zdolności walki elektronicznej, samoobrony przed pociskami rakietowymi oraz zakłócania.
Dostarczone Ukrainie myśliwce F-16 są wyposażone w zasobniki do walki radioelektronicznej. Do wsparcia ich eksploatacji US Air Force oddelegowały grupę swojego personelu naziemnego oraz przekazały niezbędne części zamienne i komponenty. Ta pomoc została wstrzymana wraz z innymi rodzajami wsparci ze strony USA.
Zasobnik tego typu służy do ochrony samolotu przed środkami walki elektronicznej przeciwnika, wykrywaniu, identyfikacji oraz zakłócaniu radarów oraz pocisków przeciwlotniczych różnych typów. Jest to rozwiązanie opracowane w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, ale podlegające stałej modernizacji dzięki budowie modułowej. Zasobniki AN/ALQ-131 są stosowane przede wszystkim przez starsze warianty F-16. Nowsze maszyny, takie jak polskie F-16 Block 52+ posiadają już zabudowane na pokładzie systemy walki elektronicznej.
Możliwości dostarczenia przez sojuszników komponentów do AN/ALQ-131, jak również innych kluczowych części zamiennych samolotu F-16 są ograniczone. Aby zostały przekazane do kraju trzeciego potrzebna jest też zgoda USA, która niekoniecznie zostanie udzielona przez obecną administrację.
James David Vance. / foto: Wikimedia, Gage Skidmore, CC BY-SA 2.0
Wydaje się, że od końca stycznia br. władze i siły USA już nie tylko przestały być pewnym sojusznikiem władz Unii Europejskiej, Republiki Francuskiej i RFN, ale też stopniowo stają się ich przeciwnikiem. Co zapewne kiedyś w końcu wymusi jakieś istotne zmiany w polityce władz UE – też w tej wewnętrznej, gospodarczej i „klimatycznej”.
Na mocno krytyczne wobec polityki władz i rządów UE przemówienie wiceprezydenta USA w Monachium (14 lutego), setki przedstawicieli euro-komuny, tj. pasożytującej na narodach Europy wielotysięcznej sitwy euro-komunistycznych polityków, wyższej rangi urzędników i funkcjonariuszy mediów, którzy od lat zarządzają krajami Europy, zareagowały panicznym oburzeniem i wielką złością. Oczywiście na razie jeszcze nie zanosi się na jakąś znaczącą zmianę ich poglądów, postaw i konkretnej polityki.
W cieniu licznych tematów i codziennych newsów dot. spraw USA i ich nowej polityki, wielu wydarzeń i wypowiedzi dyplomatycznych – związanych też ze sprawami Ukrainy czy Rosji, od stycznia przemykały kolejne niedobre wieści z unijnej Brukseli. Okazało się, że pomimo wielkiej zmiany sytuacji i polityki w Ameryce, lewicowi komisarze i politycy z większości państw UE chcą nadal kontynuować ich katastrofalny dla narodów Europy „Zielony Ład”, „zrównoważony rozwój”, zgubne przyjmowanie i ogromnie kosztowne utrzymywanie milionów imigrantów, ograniczanie wolności słowa i prasy, cenzurowanie Internetu itd. Nic więc dziwnego, że konserwatywno-wolnościowy, młody [40 lat] i dynamiczny wiceprezydent USA J. D. Vance skrytykował te i inne neo-sowieckie „zagrożenia dla Europy” i dla jej różnych tradycyjnych wolności, w tym dla „demokracji” w rozumieniu amerykańskim.
W okresie od 20 stycznia do 17 lutego br. w USA i na całym Zachodzie wydarzyło się już wystarczająco wiele, żeby doprowadziło to rządzących Europą do jakiegoś otrzeźwienia i do zmiany ich politycznego kursu. Przynajmniej w tak naglących sprawach, jak zatrzymanie masowej nielegalnej imigracji czy niszczenia przemysłu, budownictwa i transportu krajów Europy przez kolejne polityki „ochrony klimatu”, redukcje emisji gazów, ETS-sy itp. absurdalne i wręcz zbrodnicze w swoich skutkach projekty i „polityki” neo-sowieckich (w tym sensie) rządów i władz Unii Europejskiej. Ale przynajmniej do 17 lutego br. nic takiego w unijnej Brukseli, w rządowym Paryżu czy Berlinie nie wydarzyło się, co by wskazywało na jakieś otrzeźwienie rządzących UE polityków, komisarzy i urzędników i na tę zmianę ich kursu. Wręcz przeciwnie – np. 12 lutego komisarze i posłowie UE, podczas posiedzenia parlamentu UE, potwierdzili swój „cel redukcji emisji dwutlenku węgla o 90 procent” do roku 2040.
Okazało się po raz kolejny, że „klimatyczny” obłęd wcale nie opuszcza umysłów rządzących UE eurokomunistów. Bo w okresie od 20 stycznia, gdy Stany Zjednoczone i kilka innych istotnych krajów już powracają do gospodarki opartej na paliwach kopalnych i ich rosnącym wydobyciu, a największe w świecie banki i fundusze inwestycyjne już rezygnują z dalszego finansowania i wspierania absurdalnej „dekarbonizacji”, tak mocno forsowanej przez władze UE od prawie 20 lat, lewicowi władcy UE nadal trwają w oparach swej „klimatycznej” i „zielonej” utopii, która już tak wiele kosztuje europejskie kraje i narody.
Potwierdziły się więc obawy zwolenników wolności i rozsądku w polityce gospodarczej, że przygotowywana w unijnej Brukseli rewizja tzw. Zielonego Ładu wcale nie dotyczy jego celów, ale wyłącznie środków „niezbędnych” do ich osiągnięcia. A toczone w Brukseli od kilku miesięcy dyskusje dotyczą nie likwidacji, ale wyłącznie przesunięcia w czasie lub „uelastycznienia” tzw. dyrektywy wywłaszczeniowej, systemu ETS2 czy zakazu samochodów spalinowych. Jak widać, nawet już znaczny kryzys gospodarczy w Niemczech i innych krajach UE, rekordowe ceny paliw czy rewolucja „zdrowego rozsądku” w USA nie są w stanie zmusić tych eurokomunistów do jakiejś zasadniczej zmiany ich polityki.
W związku z tym wydaje się, że (wbrew opinii niektórych gazet niemieckich, włoskich i innych) nawet ww. stanowcze i pro-wolnościowe przemówienie wiceprezydenta USA, choć niewątpliwie wstrząsnęło rządzącymi w Brukseli i krajach UE euro-socjalistami i lewakami, jednak nie przyniesie jakiegoś przełomu w konkretnej polityce obecnych władz UE i jej najważniejszych rządów – przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach.
W stronę obrony wolności i tradycji
Wiceprezydent J. D. Vance, który reprezentował USA w Monachium, w swoim przemówieniu zaznaczył, że „Europa” nie może nadal liczyć na ciągłe i bezwarunkowe poparcie władz USA. I mocno skrytykował władców i rządy UE – między innymi za ich deficyty wolności i demokracji. W ponad 18-minutowym przemówieniu Vance nie skupił się, jak tego oczekiwali organizatorzy tej corocznej „konferencji bezpieczeństwa”, komisarze UE i rządy RFN i innych państw, na oczekiwaniach władz USA co do zwiększenia wydatków państw Europy na wojsko czy na sprawach dot. ich większego zaangażowania w pomaganie kijowskiej Ukrainie. Zamiast tego oskarżył komisarzy i inne władze UE oraz kilka europejskich rządów (w tym także rząd brytyjski) między innymi o silne ograniczanie wolności i demokracji w ich krajach, o cenzurowanie Internetu, prasy i wypowiedzi, o dalsze tolerowanie niekontrolowanej, masowej i nielegalnej imigracji. W związku z tym wywołał dość powszechne „oburzenie europejskich polityków” i „za swoje przemówienie nie otrzymał prawie żadnych braw” od zaskoczonych słuchaczy – w znacznej większości reprezentujących różne władze i rządy Europy (wg DPA).
Vance stwierdził między innymi, że główne zagrożenie dla Europy pochodzi nie z Rosji czy z Chin, lecz z wewnątrz kontynentu i od jego władz. To główne zagrożenie to „odchodzenie Europy od jej dawnych wartości”. Powiedział: – Zagrożenie, które najbardziej mnie martwi, gdy myślę o Europie, to nie Rosja czy Chiny, to nie jakakolwiek inna potęga zewnętrzna. To, co mnie martwi, to zagrożenie wewnętrzne, odejście Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości – tych wspólnych ze Stanami Zjednoczonymi”. Zarzucił rządom państw i władzom Unii Europejskiej cenzorskie zapędy pod pretekstem tzw. „walki z dezinformacją” i z „mową nienawiści”, ignorowanie woli własnych obywateli i zasad wolnościowej demokracji, prześladowanie chrześcijan i ich zasad. Podał przykłady wielu kar dla chrześcijan protestujących przeciwko aborcji czy islamskiej imigracji w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i Szwecji. I wręcz porównał niektóre projekty i polityki władz UE i władz brytyjskich do tych ze Związku Sowieckiego. Jako jeden z nagannych przykładów wskazał anulowanie przez krajowe władze [pod naciskiem władz UE] wyborów prezydenckich w Rumunii. Wezwał też Europejczyków do pilnej „zmiany kursu” w kwestii imigracji. Przypomniał im, że „żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn, żeby otworzyć wrota dla milionów nielegalnych imigrantów”. Dodał, że „masowa imigracja” jest „najpilniejszym” problemem, z jakim zmagają się wszystkie kraje Zachodu.
Wiceprezydent USA zwrócił też uwagę, że Ameryka od lat broni przed zagrożeniami zewnętrznymi te europejskie państwa i rządy, które teraz już „nie słuchają swoich narodów”. Słusznie! Zasygnalizował więc wątpienie obecnych władz USA w sens dalszej obrony tych państw i ich władz. Spytał wprost: „Czy jeszcze warto bronić takiej Europy?”.
Prasa o wystąpieniu Vance’a: to afront i zimny prysznic
Jak na te słowa wiceprezydenta USA zareagowała prasa niemiecka czy np. włoska? Niemal wszystkie te gazety były pełne słów oburzenia na stwierdzenia i opinie wiceprezydenta. Np. wielkonakładowa i lewicowa „Süddeutsche Zeitung” napisała, że „powiedzieć, że to był afront, to za mało powiedzieć”. A ponadto: teraz to „już nikt nie wie, jaką wartość ma jeszcze sojusz NATO”.
Zu Recht!
Z kolei tygodnik „Die Zeit” stwierdził, że słowa wiceprezydenta USA były „dla Europy” jak „uderzenie obuchem”. I to jest „epokowy zwrot”, bo „fundamentem relacji UE z USA już przestały być wspólne wartości”. To był „zimny prysznic dla Europy” – stwierdził natomiast dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. A mocno lewicowy „Der Spiegel” pisał: „Czołowi politycy europejscy nadal liczą na to, że USA zmuszą Putina do sprawiedliwego pokoju na Ukrainie. Teraz Trump i Vance uzmysłowili im, że uważają ich za zbędnych”. I „wiceprezydent USA dostrzega w europejskich rządach już większe zagrożenie, niż we Władimirze Putinie [..]. [Vance] nie widzi też wspólnej podstawy do wspólnej obrony”. Więc jego przemówienie „uzmysłowiło Europejczykom” [tj. władcom UE], że teraz „pozostali oni osamotnieni w swoich dążeniach”, stwierdzał Markus Becker. Ocenił, że „reakcje w Europie sprawiają wrażenie bezradnych i rozpaczliwych”, ale „Europejczycy powinni wreszcie zaakceptować prawdę [..], że Stany Zjednoczone już przestały czuć się odpowiedzialne za bezpieczeństwo Europy. Więc najwyższy czas, aby sami się o to zatroszczyli, nawet jeśli będzie to wiele kosztowało” – podsumował komentator „Spiegla”.
Z kolei dziennik „Augsburger Allgemeine” ostrzegał: „Po tym wystąpieniu [Vance’a] nie ma już wątpliwości, że administracja Trumpa stanowi realne zagrożenie dla Europy i Niemiec. Jeden post Trumpa w mediach społecznościowych może już na zawsze zniszczyć wiarygodność NATO i jego gwarancje wsparcia. Jeśli Niemcy już teraz nie obudzą się i nie wyłożą więcej pieniędzy na swoją armię i nie spróbują wykuć europejskiej odpowiedzi dla Trumpa i Putina, to wtedy już nie da się nam pomóc”. Należy podkreślić, że polityków i komentatorów niemieckich jeszcze bardziej oburzyło sugerowanie przez wiceprezydenta Vance’a i Elona Muska czołowym niemieckim politykom – przede wszystkim tym z CDU i bawarskiej CSU, żeby po wyborach współpracowali także z konserwatywną i opozycyjną Alternatywą dla Niemiec.
Donnerwetter!
A np. euro-komunistyczna „La Repubblica” z Rzymu pisała w tytule o rzekomo już rozwijającym się „buncie Europy” przeciwko władzom USA i zwracała uwagę na [w istocie bezsilne i dość żałosne] „protesty” władz RFN i republiki francuskiej przeciwko „ingerencjom ze strony władz USA” i „wykluczaniu Europy” z negocjacji w sprawie Ukrainy. Lewicowa komentatorka Natalia Tocci stwierdziła, że „USA stanowią już bezpośrednie zagrożenie dla Unii Europejskiej”, którą „dodatkowo chcą rozmontować skrajnie prawicowe europejskie ugrupowania polityczne oraz Kreml”.
No proszę – chcą UE „rozmontować”. Co za skandal! W opinii tej euro-komunistki, ze strony USA „doszło do zwrotu akcji”. Celem tego jest „zniszczenie nas”, „celowe osłabienie, a może nawet zniszczenie Europy” (wg PAP). Jakiej „Europy”? Czy Europy chrześcijańskich narodów, wolności i tradycji? Na pewno nie. Bo w pojęciu wszelkiej maści euro-socjalistów i lewaków ta ich „Europa” to jest ta ich euro-komunistyczna, neo-sowiecka sitwa – rządząca krajami i narodami Europy już ponad 40 lat i pasożytująca na nich!
Ww. dziennik napisał też, że „w Europie” [tj. na rządowych salonach i w gabinetach urzędników i funkcjonariuszy UE] zapanował „alarm i stan nerwowości rządów”, czego wyrazem była m.in. decyzja prezydenta Emmanuela Macrona o zwołaniu nagłego „szczytu” szefów rządów 7 państw UE i Wielkiej Brytanii (17 lutego). Jak należało się spodziewać, ich rozmowy nie przyniosły ponoć żadnych wiążących i konkretnych postanowień w sprawach wojskowych, finansowych i ukraińskich.
Super!
Agencje prasowe podały, że ten „szczyt” nie zakończył się żadnym wspólnym komunikatem „ze względu na różnice zdań uczestników” w kwestii możliwego wysłania wojskowych kontyngentów na Ukrainę. A tego samego dnia, nazajutrz po zakończeniu zlotu dyplomatów i mediów w stolicy Bawarii, przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Christoph Heusgen (były ambasador Niemiec przy ONZ w latach 2017–2021) stwierdził natomiast, że tegoroczna konferencja obnażyła „głębokie pęknięcie w sojuszu USA i Europy”.
Richtig!
Ale najważniejsze wydaje się to, że pod presją licznych ww. i innych perturbacji i problemów już wywołanych w tej ich „Europie” przez „złego” i „nieobliczalnego” Donalda Trumpa i członków jego rządu, już faktycznie zaczyna pękać i kruszyć się niemal cały system polityczny i ustrojowy zwany Unią Europejską.
Wstrzymanie przekazywania przez USA danych wywiadowczych Ukrainie może być jednym z czynników, które przyczyniły się do sukcesów wojsk rosyjskich w obwodzie kurskim w Rosji; ukraińskie siły znajdują się tam w odwrocie – powiadomił w najnowszym raporcie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Od 5 marca, gdy wstrzymana została wymiana danych wywiadowczych między USA a Ukrainą, wojska rosyjskie zaczęły znacznie intensywniej nacierać w obwodzie kurskim i wypierać stamtąd broniące się siły ukraińskie – czytamy w raporcie ośrodka analitycznego ISW z Waszyngtonu.
W opracowaniu zaznaczono, że – według informacji ukraińskiego wywiadu wojskowego – ten okres zbiegł się w czasie z szybszymi postępami Rosjan. Źródło w rządzie Ukrainy potwierdziło, że wstrzymanie wymiany danych przez USA było istotnym czynnikiem, który utrudnił działania ukraińskiej armii.
Według ISW Rosjanie nie traktowali wcześniej wyparcia Ukraińców z obwodu kurskiego jako priorytetu, koncentrując się raczej na operacjach w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy.
Trudno udowodnić bezpośredni związek między wstrzymaniem wymiany danych wywiadowczych z USA, a początkiem problemów ukraińskiego zgrupowania wojskowego w obwodzie kurskim. Przedstawiciele Kremla deklarowali jednak zamiar wykorzystania wstrzymania amerykańskiej pomocy wojskowej i wymiany danych wywiadowczych, aby „zadać maksymalne straty” siłom ukraińskim przed możliwym wznowieniem wsparcia USA dla Kijowa – zaznaczono w raporcie.
Duża operacja rosyjskich wojsk
Według rosyjskich komentatorów, cytowanych przez agencję Reutera, Rosjanie posunęli się w poniedziałek naprzód w obwodzie kurskim w ramach dużej operacji okrążania wojsk ukraińskich, mającej na celu zmuszenie tysięcy żołnierzy do ucieczki lub kapitulacji.
Jeden z tzw. blogerów wojskowych, czyli publicystów internetowych, popierających inwazję Kremla na Ukrainę, podał, że rosyjskie wojska opanowały miejscowość Iwaszkowski w obwodzie kurskim i próbują zamknąć Ukraińców w „kotle”, atakując co najmniej z siedmiu kierunków.
W niedzielę Rosjanie odbili kolejne trzy miejscowości w obwodzie kurskim. Wcześniej rosyjskie siły specjalne przeprowadziły natarcie, przemieszczając się we wnętrzu gazociągu w pobliżu miasta Sudża i zaskakując w ten sposób Ukraińców.
Dwa dni wcześniej, w piątek, ukraiński projekt DeepState przekazał, że żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy dokładają wszelkich starań, aby powstrzymać ataki rosyjskich wojsk; najbardziej krytyczna sytuacja panuje na granicy między obwodem kurskim na zachodzie Rosji, a obwodem sumskim na północy Ukrainy. (PAP)
– Ukraina doszła do punktu, w którym nie ma już za bardzo kim walczyć – mówi w opublikowanym na platformie YouTube komentarzu Rafał Ziemkiewicz.
Publicysta „na spokojnie” analizuje słynną kłótnię między Donaldem Trumpem, a Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu. Jego zdaniem prezydent USA chciał dać do zrozumienia prezydentowi Ukrainy, że pompowanie kolejnych miliardów dolarów w Ukrainę, aby ta stawiała opór Rosji nie ma już sensu.
W ocenie RAZ-a Donald Trump mógłby przekazać na rzecz Ukrainy kolejne pieniądze i kolejną broń, ale tego nie zrobi, ponieważ Zełenski „nie ma kart w ręku”. O jakie karty chodziło Trumpowi? O ludzi! – To jest podstawowy element tej całej rozgrywki – wyjaśnia RAZ.
– Może jeszcze kilkadziesiąt tysięcy poborowych gdzieś Zełenski znajdzie. Mało prawdopodobne, żeby dopadł tych, którzy się ukrywają m.in. na terenie Unii Europejskiej i zmusił ich do służby wojskowej, ale nawet jeśli, to potencjał się wyczerpał. Armia ukraińska goni resztką sił – tłumaczy publicysta.
Ziemkiewicz zwraca uwagę, że wprawdzie Rosja też straciła mnóstwo ludzi, ale ona ma dużo większą populację niż Ukraina. Poza tym Rosja „pozbyła się” mniejszości etnicznych”, które „nie były jej potrzebne” oraz „ludzkiego śmiecia”, czyli przestępców odsiadujących wieloletnie wyroki, którzy zostali wysłani na front. – Poza tym Rosja zawsze może kupić sobie dowolną liczbę niewolników z Korei Północnej i nimi ten front zatykać. Rosja jeszcze ma mięso armatnie. Ukraina nie ma mięsa armatniego – dodaje.
– I to jest problem, a nie broń dla Ukrainy. Broń można by gdzieś jeszcze znaleźć, broń można by teoretycznie wyprodukować, ale ktoś musi broń obsługiwać, a ludzie na Ukrainę masowo nie pojadą – podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.
Koszty Starlinków dla Ukrainy pokrywa polskie Ministerstwo Cyfryzacji – napisał w odpowiedzi na niedzielny wpis Elona Muska na X szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Jeśli SpaceX okaże się niewiarygodnym dostawcą, będziemy zmuszeni szukać innych – zaznaczył.
„Starlinki dla Ukrainy są finansowane przez polskie Ministerstwo Cyfryzacji kosztem około 50 milionów dolarów rocznie. Abstrahując od etyki grożenia ofierze agresji, jeśli SpaceX okaże się niewiarygodnym dostawcą, będziemy zmuszeni szukać innych dostawców” – odpowiedział Muskowi na X Sikorski.
Ministrowi Sikorskiemu przypominamy, że Ministerstwo Cyfryzacji nie ma żadnych własnych pieniędzy, tylko wydaje to, co zrabowało Polakom. Zdanie powinno więc brzmieć: „Starlinki dla Ukrainy są finansowane przez polskich podatników.”
Musk w swoim wpisie niedzielnym zaznaczył, że „to, czym jestem naprawdę zmęczony, to wieloletnia rzeź i zastój, które Ukraina nieuchronnie przegra” – dodał. „Każdy, komu zależy, kto umie myśleć i naprawdę to rozumie, musi chcieć zatrzymać tę maszynkę do mielenia mięsa. Pokój teraz!” – wezwał miliarder.
W zamieszczonym obok wpisie zaapelował do nałożenia sankcji na „10 największych oligarchów Ukrainy, szczególnie tych z willami w Monako”. „To (wojna) zakończyłoby się błyskawicznie, to rozwiązanie tego problemu” – uznał Musk.
SpaceX dostarczyła Ukrainie od początku rosyjskiej inwazji dziesiątki tysięcy terminali podłączonych do sieci satelitarnej Starlink. Urządzenia te zapewniają ukraińskim żołnierzom utrzymanie łączności w trudnych warunkach frontowych.
Czy reszta świata ma prawo do pieniędzy i bezpieczeństwa USA? To pytanie, które nigdy nie jest zadawane, gdy media establishmentu wściekają się na sprzeciw Donalda Trumpa wobec utrzymania status quo na Ukrainie. Rozważmy przez chwilę sytuację z perspektywy przyjaciół (sojuszników).
Wyobraź sobie bogatego mężczyznę, do którego przyjaciele często zwracają się z prośbą o pożyczkę, której ci przyjaciele rzadko spłacają. On udziela jej z hojności, ale zaczyna podejrzewać, że jego przyjaciele są zainteresowani tylko jego portfelem. Więc ogłasza, że próbuje uporządkować swoje finanse i nie będzie pożyczał żadnych pieniędzy przez następne 90 dni.
Czy jego przyjaciele reagują ze zrozumieniem? Nie. Nazywają go przestępcą i płaczą bez końca, że ich rodziny będą głodować, a świat się rozpadnie, jeśli nie będzie dalej napełniał ich bezdennych gardeł gotówką. Sugerują nawet, że zasługuje na zemstę za to, że ośmielił się prosić ich o utrzymanie.
Mając takich przyjaciół, kto potrzebuje wrogów?
To była podstawowa dynamika między amerykańskim podatnikiem a resztą zachodniego świata przez wiele dekad. Poziom zależności, jaki Europa miała od Ameryki, jest oszałamiający. Ilość funduszy, która przepływa przez Atlantyk każdego roku, aby zapewnić „sojusznikom” dobre wyżywienie i ochronę, jest ogromna. Większość populacji nie zdaje sobie nawet sprawy, jak nierównoważna jest relacja między Ameryką a resztą świata. Aby to zobrazować, spójrzmy na jeden aspekt relacji USA kontra Europa: wydatki na obronę.
Na długo przed pokazem sztucznych ogni w Białym Domu między ekipą Trumpa a prezydentem Ukrainy Władimirem Zełenskim europejskie rządy coraz częściej dyskutowały o możliwości „armii UE” i NATO bez udziału USA. Brytyjscy urzędnicy wraz z tymi z Niemiec i Francji bawili się koncepcją wojsk lądowych na Ukrainie, co bez wątpienia przyspieszyłoby III wojnę światową z Rosją.
Przywódcy polityczni i zwolennicy mediów zalewają media społecznościowe, aby okazać poparcie dla Zełenskiego jako nowego zbawcy UE, a wielu zasugerowało, że Europa może łatwo wypełnić pustkę, którą pozostawiły Stany Zjednoczone. To niebezpieczne złudzenie.
Na przykład USA stanowią około 70% całości rocznych łącznych wydatków obronnych krajów NATO. Żaden inny kraj nie zbliża się do tego.
W latach 2023-2024 wydatki te wyniosły ponad 860 miliardów dolarów . Najbliższym członkiem NATO pod względem budżetu sojuszu są Niemcy z 68 miliardami dolarów. Finansowanie NATO jest uwzględnione w całkowitym pakiecie wydatków na obronę Ameryki.
Według indeksu wydatków na obronę RAND Corporation, USA ponoszą 47% ciężaru , znacznie przewyższając każdego innego członka NATO. Podczas gdy oficjalny budżet NATO wynosi 3,5 miliarda dolarów, nie odzwierciedla to ciężaru, jaki NATO poniesie, jeśli pójdzie na wojnę. Od członków z największymi armiami i wydających najwięcej na obronę oczekuje się, że wydadzą najwięcej zasobów w konflikcie.
Media stale błędnie przedstawiają nierównowagę wydatków NATO, porównując opłaty NATO jako procent PKB. To bzdura. Liczy się sama kwota wydatków na obronę, a nie stosunek do PKB. Gdy rozpatruje się to w prawdziwych kategoriach, nie ma argumentu – Stany Zjednoczone są zasadniczo dojną krową wojskową dla całego zachodniego świata. Bez Stanów Zjednoczonych nie ma NATO.
Jeśli chodzi o Ukrainę, sytuacja jest bardziej mętna, ale wnioski są takie same; oczekuje się, że USA poniosą ciężar. Pomoc USA dla Ukrainy do tej pory waha się od 120 do 180 miliardów dolarów, w zależności od źródła. Zełenski twierdzi, że 100 miliardów dolarów z tych pieniędzy „nigdy nie dotarło na Ukrainę”. Nie ma żadnego potwierdzenia w żadną stronę. Na razie załóżmy, że Zełenski jest źle poinformowany.
Wykres całkowitych wydatków między USA a innymi krajami zachodnimi pokazuje, że UE udziela dużej pomocy, ale przyjrzyj się bliżej zobowiązaniom wojskowym, a stanie się jasne, że UE wydała minimalną kwotę na rzeczywistą obronę Ukrainy. USA są głównym dostawcą broni, amunicji i innego sprzętu używanego do faktycznej walki w wojnie. Bez USA obrona Ukrainy ulegnie przyspieszonemu załamaniu.
Aby było jasne, Ukraina nie ma prawa do amerykańskich dolarów podatkowych ani amerykańskiej pomocy wojskowej.
Europa nalega, że wojna musi trwać nawet bez pomocy USA, ale ich zdolność do finansowania i prowadzenia wojny jest ograniczona. W rezultacie wywołaliby III wojnę światową i przegraliby. Wiara, że więcej pieniędzy lub więcej uzbrojenia zapobiegnie utracie Ukrainy lub koncesjom na ziemię dla Rosji, jest irracjonalna. Największym problemem Ukrainy jest siła robocza, a nie pieniądze, a żadna kwota pieniędzy nie potroi ukraińskich sił na froncie wschodnim.
Porozumienie pokojowe powinno zostać wynegocjowane już dawno temu.
Na razie wygląda na to, że elity europejskie gorączkowo próbują zmobilizować poparcie społeczne wokół rozszerzenia konfliktu i utworzenia scentralizowanego wojska UE. Zajmie im to lata i nigdy nie zbliży się do poziomu finansowania, jaki zapewniły Stany Zjednoczone. Nie wspominając już o tym, że młodsi, rodzimi Europejczycy nie są zainteresowani dołączeniem do walki.
Rozłam Zachodu w sprawie Ukrainy jest głębokim wydarzeniem w historii. Niektórzy powiedzą, że to był moment, w którym USA „porzuciły swoich sojuszników” i pozwoliły Rosji wygrać. Ci, którzy mają rozum, powiedzą, że to był moment, w którym USA przestały przyczyniać się do problemu i zaproponowały rozwiązanie, podczas gdy Europa głupio odmówiła słuchania.
Jeśli wyłączę system Starlink, cały front na Ukrainie upadnie – napisał w niedzielę na platformie X Elon Musk. Szef Departamentu Wydajności Państwa (DOGE) w administracji prezydenta USA Donalda Trumpa.
Wezwał jednocześnie do nałożenia sankcji na ukraińskich oligarchów.
„Mój system Starlink jest podstawą ukraińskiej armii. Jeśli go wyłączę, cały front upadnie” – zauważył Musk. „To, czym jestem naprawdę zmęczony, to wieloletnia rzeź i zastój, które Ukraina nieuchronnie przegra” – dodał.
„Każdy, komu zależy, kto umie myśleć i naprawdę to rozumie, musi chcieć zatrzymać tę maszynkę do mielenia mięsa. Pokój teraz!” – wezwał miliarder.
W zamieszczonym obok wpisie zaapelował do nałożenia sankcji na „10 największych oligarchów Ukrainy, szczególnie tych z willami w Monako”. „To (wojna) zakończyłaby się błyskawicznie, do rozwiązanie tego problemu” – uznał Musk.
SpaceX, firma Muska, dostarczyła od początku rosyjskiej inwazji Ukrainie dziesiątki tysięcy terminali podłączonych do sieci satelitarnej Starlink. Urządzenia te zapewniają ukraińskim żołnierzom utrzymanie łączności w trudnych warunkach frontowych.
Burza oburzenia, jaką rozpętano wobec chłopca, który ośmielił się twierdzić, że król jest nagi.
Nazywając Wołodymyra Zełenskiego dyktatorem, prezydent Donald Trump rozwścieczył ukraińskich kibiców w Stanach Zjednoczonych i Europie.
Ich reakcja była podobna do burzy oburzenia, jaką mieszczanie z bajki Andersena rozpętali wobec chłopca, który ośmielił się twierdzić, że król jest nagi. Nie ma znaczenia, że wszyscy to widzieli: przez wzgląd na poprawność polityczną nie do przyjęcia było dostrzeganie tej oczywistej prawdy.
Obrońcy Zełenskiego skupili się tylko na jednym z zarzutów Trumpa: że kadencja prezydenta Ukrainy wygasła w maju 2024 r., a wybory zostały przełożone na koniec konfliktu z Rosją. Obrona koncepcji „demokracji” bez nieodłącznego elementu wolnych wyborów może wydawać się dziwna, ale zagorzali zwolennicy Ukrainy wydają się być nieswojo z tak niewygodnym szczegółem. Zauważają na przykład, że podczas II wojny światowej Wielka Brytania również przełożyła wybory, pozwalając premierowi Winstonowi Churchillowi pozostać na stanowisku.
Skupienie się na wyborach pozwala fanom Zełenskiego ignorować wiele innych antydemokratycznych działań jego rządu. Ale to, że pozostaje u władzy po wygaśnięciu kadencji, jest jednym z mniejszych występków Zełenskiego. Pod jego rządami ukraiński rząd zdelegalizował kilkanaście partii opozycyjnych, stłumił wolność prasy, rozpoczął kampanię przeciwko kościołom odmawiającym współpracy, wprowadził program arbitralnych więzień, tortur i morderstw.
Wiele z tych autorytarnych zachowań było widoczne jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej operacji specjalnej. W raporcie Freedom House z 2022 r. Ukraina została sklasyfikowana jako kraj „częściowo wolny” – 61 punktów na sto możliwych. Raport Human Rights Watch z 2021 r. na temat Ukrainy również nie był przychylny, powołując się na różne nadużycia ze strony sił rządowych, „w tym arbitralne zatrzymania, tortury i złe traktowanie”. Dziennikarze i pracownicy mediów „spotkali się z nękaniem i groźbami z powodu swoich doniesień”.
Raport Freedom House z 2024 r. potwierdził, że działania ukraińskiego rządu jeszcze się pogorszyły. Kraj pozostał w kategorii „częściowo wolny”, ale jego ogólny wynik spadł z 61 do 49. Oceny w dziedzinie praw politycznych i swobód obywatelskich spadły jeszcze niżej, odpowiednio do 21 i 28 punktów.
Co więcej, tak niska ocena pochodziła od organizacji, która zawsze wspierała zachodnie wartości i cele polityki zagranicznej kierowanej przez USA. Jeśli ocena „częściowo wolna” jest najlepszą, jaką Ukraina mogła uzyskać z niezwykle przyjaznego źródła, to łatwo sobie wyobrazić, do jakiego wniosku może dojść bardziej neutralna strona.
Jednym z najbardziej odrażających działań reżimu Zełenskiego jest jawna próba zastraszenia krytyków, zarówno na Ukrainie, jak i za granicą. Ukraińskie rządowe Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji, finansowane częściowo przez Stany Zjednoczone, opublikowało „czarną listę” tych krytyków, na której znaleźli się profesor Uniwersytetu w Chicago John Mearsheimer, były gospodarz Fox News Tucker Carlson, była kongresmenka Tulsi Gabbard (obecnie dyrektor wywiadu narodowego) i redaktor naczelny magazynu „The American Conservative” Doug Bandow. Pod koniec września 2023 r. Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji opublikowało zmienioną listę z adresami 35 głównych celów, które zostały uznane za „terrorystów dezinformacyjnych” i „zbrodniarzy wojennych”. Jawna groźba. Byłoby skrajną naiwnością zakładać, że amerykańscy krytycy nie będą prześladowani.
Prawdopodobną skalę zagrożenia potwierdził artykuł w The Economist. Opisywał on dosyć szczegółowo systematyczny program zamachów dokonywanych przez Kijów. Ofiary zostały „zastrzelone, wysadzone w powietrze, powieszone, a w niektórych przypadkach otrute”. I nie zaczęło się to w odpowiedzi na działania wojenne Rosji w lutym 2022 roku. Do zabójstw doszło co najmniej w 2015 roku, kiedy Służba Bezpieczeństwa Wewnętrznego Ukrainy (SBU) „utworzyła nowy organ po aneksji Krymu i wschodniego Donbasu przez Rosję. Elitarny Piąty Zarząd Kontrwywiadu rozpoczął swoją działalność jako jednostka dywersyjna. Później skupił się na tym, co nazywa się eufemizmem „mokry”. Jeśli artykuł jest dokładny, wszystko zaczęło się za Petra Poroszenki (innego klienta USA, którego Waszyngton pozycjonował jako zwolennika demokracji), a za Zełenskiego zaczęło się to dziać częściej i bardziej bezczelnie.
Ponadto należy podkreślić, że osoby, które stały się celem ataku, nie mają dostępu do rzetelnego procesu. Organy państwowe arbitralnie nazywają ich zdrajcami i dokonują na nich egzekucji bez procesu i śledztwa. Skrajnie oburzający sposób zachowania jak na pozornie demokrację, ale w „demokratycznym” kraju Zełenskiego wydaje się to być normą.
Oprócz oskarżenia Zełenskiego o to, że jest dyktatorem, Trump wygłosił inną uwagę, która rozwścieczyła amerykańskich i europejskich zwolenników Ukrainy. Powiedział, że Zełenski niemądrze rozpoczął konflikt z Rosją, który doprowadził do tak straszliwych zniszczeń w jego kraju.
Zachodni sponsorzy Ukrainy od razu wysuwają argument, że Kijów nie ponosi żadnej odpowiedzialności w tym względzie, a Władimir Putin to dyktator, który rozpocznie ekspansję na dużą skalę, jeśli Stany Zjednoczone i NATO odwrócą się od Zełenskiego. Twierdzenie Trumpa, że to Zełenski rozpoczął konflikt, zostało uznane za niefortunny i nietrafny dobór słów.
Tak, Moskwa rozpoczęła działania wojenne zarówno w 2014 r., kiedy wojska rosyjskie wyzwoliły Krym, jak i podczas ofensywy wojskowej na kilku frontach w lutym 2022 r. Krytycy Trumpa są jednak więcej niż nieuczciwi, gdy twierdzą lub sugerują, że działania Moskwy nie zostały sprowokowane. Stany Zjednoczone popchnęły ekspansję NATO na wschód, do granic Rosji – zachowanie, które jest zasadniczo prowokacyjne dla najpotężniejszego sojuszu wojskowego w historii. Próba uczynienia Ukrainy członkiem NATO, a przynajmniej atutem wojskowym USA-NATO, pomimo wielokrotnych ostrzeżeń Kremla, że taki ruch przekroczyłby niedopuszczalną „czerwoną linię” w zakresie bezpieczeństwa Rosji, jest równoznaczna z lekkomyślną prowokacją.
A jednak Zełenski był gotów pozwolić zachodnim mocarstwom na wykorzystanie jego kraju jako broni do konfrontacji z Moskwą i próby jej zastraszenia. Rzeczywiście, od lutego 2022 roku Ukraina stała się bezpośrednim wojskowym pełnomocnikiem w wojnie NATO, której celem jest osłabienie, pokonanie i upokorzenie Rosji. Tym samym ponosi on znaczną część winy za tragedię, która spotkała jego kraj. Ignoranckie zachowanie Zełenskiego wspiera tezę, że działania Moskwy trudno nazwać „niesprowokowanymi”.
Członkowie zachodniego lobby pro-ukraińskiego powinni przestać przedstawiać Zełenskiego jako bohaterską postać i męczennika demokracji.
Nie jest ani jednym, ani drugim. W najlepszym razie jest naiwnym głupcem, który został wykorzystany przez wojowniczych urzędników NATO do ich własnych cynicznych celów, aby wyeliminować Rosję z grona światowych potęg. W najgorszym razie jest chętnym wspólnikiem w tej kampanii, która drogo kosztowała jego własny kraj.