







[HoReCa to skrót wykorzystywany jako łączne określenie sektora hotelarskiego oraz gastronomicznego]
===================================

Miliony na jednym obrazku
————————










[HoReCa to skrót wykorzystywany jako łączne określenie sektora hotelarskiego oraz gastronomicznego]
===================================

Miliony na jednym obrazku
————————


Lech Makowiecki https://wpolityce.pl/polityka/182882-wspomnienia-jelenia-gralem-z-wielka-orkiestra-swiatecznej-pomocy-prawie-od-poczatku-wiele-lat-z-rzedu

Grałem z Orkiestrą prawie od początku, wiele lat z rzędu. Czasem jednego dnia dawaliśmy z „Zayazdem” trzy koncerty. Za friko. Kilka razy brałem nawet udział w licytacji; na ścianie salonu wiszą do dziś dwa nagie miecze, zakupione rok po roku od Bractwa Rycerskiego z Gniewu. Zwłaszcza ten drugi kosztował mnie stanowczo zbyt słono. Było akurat po wymianie pieniędzy, pomyliły mi się zera. W rezultacie nabyłem kawał żelastwa za 10-krotnie wyższą cenę! Miałem potem ciche dni w domu; styczeń to dla naszej branży raczej przednówek niż żniwa… Przebolałem i to; cel był tak szczytny, że warto było się zdebetować.
Zdarzało się, że graliśmy na Długim Targu w Gdańsku wielki finał – „światełko do nieba”. To, że w tym czasie przybyłe z Warszawy Gwiazdy Estrady lansowały się z gdańskiego studia na cały kraj nie wzbudzało mej zazdrości; oni mieli do pokonania (charytatywnie – jak w swej naiwności mniemałem) po kilkaset kilometrów…
Pierwszy zimny prysznic spadł na mnie niespodzianie, gdy po kolejnym wielko-orkiestrowo -świateczno-pomocowym finale wpadł do garderoby znany mi z widzenia muzyk i rzucił krótkie pytanie: „Gdzie tu płacą kaskę?”. Widząc moje zdziwione spojrzenie („Jaką kaskę? To przecież wszystko … charytatywnie…”) – zmieszany nieco kolega-artysta ugryzł się w język, zawinął się na pięcie i popędził dalej. Zacząłem powoli kojarzyć pewne fakty i mniej euforycznie przyglądać się działalności radosnej, „owsianej” ekipy…
Kiedy w następnym roku otrzymałem propozycję zagrania w Gdyni lokalnego finału Orkiestry – postawiłem jeden jedyny warunek: wszyscy mają występować za darmo. Jeśli wyda się, że ktokolwiek bierze szmal – zrywam umowę. Organizator zaklinał się na wszystkie świętości, że u niego obowiązują czyste reguły. Miał pecha; w ostatniej chwili, zupełnie przypadkiem dowiedziałem się, że renomowany zespół kasuje na imprezie 15 tys. złotych. Nie przyjąłem tłumaczenia, że płaci jakiś „zewnętrzny sponsor”. Telefonicznie podziękowałem za współpracę; tego finału WOŚP nie oglądałem już nawet w telewizji… Koniec imprezy był przezabawny; wspomnianą wyżej kapelę podkupili „orkiestrowicze” z Polski południowej. W rezultacie gdyński finał toczył się przy muzyce mechanicznej…
Dziś wiemy o Orkiestrze i generowanym przez nią Woodstocku znacznie więcej. Polityczny charakter imprezy, czytelny zwłaszcza w garniturze zapraszanych lewicowo-platformerskich polityków i modernistyczno-demoralizatorskich celebrytów nie zostawia nawet cienia wątpliwości, o co tu naprawdę chodzi. Rząd dusz młodego pokolenia wart jest każdych pieniędzy (szaleństwo sponsorów!) i każdego czasu antenowego.
Reasumując – zdecydowanie polecam „Caritas”; mniej szumu, większy efekt. Za każdym razem, gdy wspierałem akcje charytatywne z ich udziałem 100% zebranych pieniędzy wpływało na konto potrzebujących… Państwo ma psi obowiązek dbać z urzędu o zdrowie obywateli. „Orkiestrowy” PR tego nie uzdrowi. Dochód WOŚP to kropla w morzu potrzeb, do tego finansowana z naszych podatków. I z abonamentu. A w wychowawczy aspekt Orkiestry Owsiaka (zwłaszcza po lekturze „Resortowych Dzieci”) – trudno mi dziś uwierzyć. Przecież główne hasło naszego guru brzmi: „Róbta, co chceta”…
P.S. Przy okazji z tomiku „PRO PUBLICO BONO” przypominam odę dedykowaną niektórym mainstreamowym dziennikarzom; propagandowa machina nie zwalnia ani na krok… Ponieważ są ponoć problemy z nabyciem tej pożytecznej książeczki – polecam stronę wydawcy: http://www.sklep.zysk.com.pl/pro-publico-bono.html
=======================================
ODA DO SPRZEDAJNYCH ŻURNALISTÓW
O, dziennikarskie hieny! Wy sprzedajne dziewki! Znam ja was jak zły szeląg. Znam te wasze śpiewki.
To wy, z licem przymilnym, lub z pianą na pysku. Zacnych ludzi niszczycie. Dla sławy. Dla zysku.
Mnożycie się, plugawcy niczym karakany. Bez honoru, sumienia – słudzy swoich panów.
Cóż, że czasem skamlecie do przyjaciół, w domu:„ Wiesz… Kredytów nabrałem… Córce muszę pomóc…”
Albo – w pijanym widzie – gdy was strach zadręcza – Wypłakujecie grzechy, by ich nie pamiętać.
Tacyście mądrzy zawsze… Tacy wykształceni…O! Gdybyście zechcieli, świat by można zmienić! Lecz wyście już wybrali…
Wiem ja, co to znaczy:J a przez swój wybór tracę. Wam ktoś zań zapłaci!
Po was – chociażby potop! Czas rzezi baranów.Kraj nasz w biedę popadnie. Wy – pod nowych panów…
Jesteście ZŁYMI LUDŹMI! Dziećmi swoich maci!Brzydzę się wami, podlcy – demokracji kaci!
Wiem, że próżna ma mowa, daremne me żale.Śmiejecie się z naiwnych, drwicie z dawnych zalet.
Iluż ludzi zgubicie? Ilu przez was błądzi?Naród kiedyś to przejrzy, a Bóg was osądzi…
I z cyklu – znalezione w sieci: „Gęby za lud krzyczące” Mickiewicza (z płyty „Zayazd u Mistrza Adama”); posłuchajcie sami – czy nie zasłużył na miano Wieszcza?








=================

[ja na podobną prośbę do NFZ nawet nie dostałem odpowiedzi, mimo, że była popierana przez Kancelarię Prezydenta. MD]
===========================



Marzena Nykiel

https://wpolityce.pl/historia/743426-grob-rodzicow-chopina-tez-przykryty-plandeka

Są dwa miejsca w Warszawie, które w rocznicę śmierci Fryderyka Chopina ludzie wierzący chcą odwiedzić przede wszystkim. To bazylika św. Krzyża, gdzie spoczywa serce kompozytora i Stare Powązki, gdzie spoczywają jego rodzice oraz siostra, Ludwika Jędrzejewiczowa, która dokonała brawurowej akcji przewiezienia serca brata z Paryża do Warszawy.
Jeśli ktoś myślał, że rozkopane okolice Filharmonii Narodowej, zasłonięty Pomnik Chopina, remont Łazienek Królewskich i zastawione przez plan filmowy wejście do bazyliki to szczyt nieprzygotowania do Konkursu Chopinowskiego, jest w błędzie. Okazuje się, że jeszcze wczoraj grób rodziców Chopina był zasłonięty plandeką. Wszystko przez to, że trwają tam prace renowacyjne, których odpowiedzialne za to instytucje nie uruchomiły na czas. Po medialnej awanturze, dziś plandekę podniesiono. Niesmak jednak pozostaje.
„Prace mogliśmy rozpocząć dopiero dwa tygodnie temu. Wcześniej nie było formalnych zgód i decyzji – mówi portalowi wPolityce.pl wykonawca zajmujący się konserwacją pomnika. Płachtą przykryty jest także odnawiany właśnie grób Józefa Elsnera – kompozytora, pianisty i wybitnego pedagoga, nauczyciela Fryderyka. Z kolei grobowiec rodzinny siostry Chopina – Ludwiki, został niemal doszczętnie okradziony.
Wczorajsze doniesienia wywołały ogromne oburzenie. Na Facebooku pojawiło się zdjęcie grobu rodziców najwybitniejszego polskiego kompozytora – Tekli Justyny z Krzyżanowskich i Mikołaja Chopinów. Z uwagi na to, że dziś 176. rocznica śmierci wirtuoza, a do Warszawy na Konkurs Chopinowski przyjechali ludzie z całego świata, należało przygotować to miejsce w sposób odświętny. Tymczasem grób był zakryty plandeką. Ujawnił to wczoraj na Facebooku profil ABC Warszawy.

Narodowy Instytut Fryderyka Chopina potwierdził, że trwają prace renowacyjne na ich zlecenie, ale odpowiada za nie Komitet Powązkowski. W rozmowie z portalem o2 rzecznik NIFC obiecał, że odsłonięcie nastąpi 21 października. Wersję tę potwierdza Michał Laszczkowski z zarządu Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa. Tyle, że rocznica śmierci Chopina jest dzisiaj!
Portal wPolityce.pl sprawdził, jak dziś wygląda grób rodziców Fryderyka Chopina. Na miejscu rozmawiamy z przedstawicielem Pracowni Konserwatorskiej Bogusława Korneckiego, od lat zajmującej się renowacją powązkowskich zabytków, który przyznaje, że prace są na ukończeniu. Pozostała jedynie impregnacja powierzchni kamiennych, które należało wcześniej kilkakrotnie wyczyścić i za każdym razem osuszyć. To czynności, których nie sposób przyspieszyć, zwłaszcza w takich warunkach atmosferycznych. Okazuje się, że rozpoczęcie działań przez długi czas blokowały kwestie formalne i administracyjne. „Prace mogliśmy rozpocząć dopiero dwa tygodnie temu. Pogoda im nie sprzyjała. Trzeba było przykrywać grób, aby chronić go przed deszczem i wilgocią” – wyjaśnia konserwator. Co ciekawe, ze strony zleceniodawcy nie było żadnego konkretnego terminu, w którym prace miałyby zostać zakończone. Dopiero po wczorajszym odkryciu internautów, gdy wybuchła kolejna afera, zaczęto czynić gorączkowe ruchy. Plandekę już podniesiono.


Ja wygląda grób najstarszej siostry Fryderyka Chopina – Ludwiki, spoczywającej w rodzinnym grobowcu Jędrzejewiczów? Przygnębiająco! Ludwika była kompozytorką, pisarką i pierwszą nauczycielką muzyki brata. Dokonała brawurowej akcji przewiezienia jego serca do Polski, ukrywając pod suknią słój z alkoholem, w którym zostało zabezpieczone.
Rodzinny grobowiec Ludwiki Jędrzejewiczowej jest wprawdzie w planie renowacyjnym, ale dziś wygląda strasznie. Ograbiony z ozdób i liter sprawia wrażenie, że nikt nie zajmuje się nim od lat.

[więcej strasznych zdjęć- w oryginale. md]


Pomnik Józefa Elsnera pod plandeką
Niestety nie można jeszcze zobaczyć grobu Józefa Elsnera – kompozytora, pianisty i wybitnego pedagoga, nauczyciela Fryderyka Chopina. Z informacji, które otrzymaliśmy od konserwatora, renowacja jest już na etapie zaawansowanym, ale wciąż przykryty jest plandeką.

Wszystko to razem tworzy obraz przytłaczający. Wygląda to tak, jakby żadna z instytucji nie uznała Konkursu Chopinowskiego za wydarzenie priorytetowe.
Przed Filharmonią Narodową – rozkopane ulice, zerwany asfalt, bałagan i ordynarny brud. Przesłuchaniom konkursowym towarzyszył impuls młota pneumatycznego, dobiegający z remontowanej obok kamienicy. Dyrekcja Łazienek Królewskich zarządziła właśnie teraz remont oczka wodnego z rozmachem owijając Pomnik Chopina „prześcieradłem”. Wejście do bazyliki św. Krzyża zostało zablokowane przez filmowców realizujących „Lalkę”, więc do kościoła trzeba było wchodzić przez zakrystię, od innej ulicy, nawet na niedzielną Mszę Świętą. Na koniec nie przygotowano na czas renowacji grobów osób Chopinowi najbliższych.
Czy takie natężenie organizacyjnej dysfunkcji może być dziełem przypadku?
==========================
mail:
Od lat działają celem pomniejszenia, nawet ośmieszenia Kompozytora.
Najpierw w Żelazowej Woli.
Ni to wieże ni kominy przy bramie wjazdowej.
Obok w restauracji ściany powyklejane kopiami rękopisów Artysty,
nawet ściany toalety.
Na Krakowskim Przedmieściu ławki-samograje z Jego melodiami.
Rewolucja kulturalna w najlepsze.
Autor: CzarnaLimuzyna, 1 października 2025

Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono.
Z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła
Św. Jan pisze o tych, którzy stają się aktywnymi sługami Antychrysta. Do nich bez wątpienia należy senator USA, członek Partii Demokratycznej, Dick Durbin, zwolennik mordowania dzieci nienarodzonych. Durbin głosował m.in. przeciwko ustawie, która miała zablokować zabijanie dzieci w trakcie porodu, a więc chodzi o zbrodnię wyjątkowo potworną.
Dick Durbin utracił możliwość przystępowania do Komunii świętej. Po przeprowadzce do Chicago tamtejszy modernista, promigracyjny kardynał Blase Cupich obdarował Durbina „prestiżową archidiecezjalną nagrodą”, co wywołało zrozumiały protest środowisk katolickich, w tym duchowieństwa.
Myślę, że jest bardzo ważne, żeby spojrzeć na ogólny obraz pracy, którą wykonał senator w ciągu – jeżeli się nie mylę – 40 lat służby w senacie Stanów zjednoczonych. Rozumiem trudności i napięcia, ale tak jak mówiłem już w przeszłości, trzeba spojrzeć na wiele rzeczy, które są związane z nauką Kościoła. Ktoś, kto mówi: jestem przeciwko aborcji, ale mówi: jestem za karą śmierci, nie jest naprawdę pro-life. Ktoś, kto mówi: jestem przeciwko aborcji, ale zgadzam się z nieludzkim traktowaniem imigrantów w Stanach Zjednoczonych – nie wiem, czy to jest pro life. To są bardzo złożone kwestie. Nie wiem, czy ktokolwiek ma całą prawdę na ten temat.
Wypowiedź Leona XIV została już skrytykowana. Osobiście uważam ją za wielce zasmucającą. Jest przesycona fałszem.
Ktoś, kto mówi: jestem przeciwko aborcji, ale mówi: jestem za karą śmierci, nie jest naprawdę pro-life
Nie można kłaść na dwóch szalach, celem porównania lub ustanowienia symetrii, z jednej strony życia niewinnych, zamordowanych dzieci, a z drugiej życia słusznie ukaranych morderców. To jest para-logika diabła. Podobnie jest z traktowaniem intruzów, którzy są narzędziem używanym przez globalistów w celu niszczenia społeczeństw USA i Europy.
To są bardzo złożone kwestie. Nie wiem, czy ktokolwiek ma całą prawdę na ten temat.
Nieprawda. To nie są „złożone kwestie”, a prawda spoczywa w depozycie Kościoła katolickiego do którego Leon XIV wzorem swojego poprzednika – heretyka Bergoglio, najwyraźniej nie chce nawet zajrzeć.
Na koniec zacytuję opinię Pawła Chmielewskiego z PCh24 z którą się zgadzam prócz jednego szczegółu.
“Stanowisko papieża Leona XIV budzi poważne wątpliwości. Kardynał Józef Ratzinger w 2004 roku wyraźnie pisał, że nie wszystkie sprawy etyczne mają takie samo znaczenie – aborcja i eutanazja są wyjątkowe i tutaj katolicy muszą mieć konkretny, negatywny osąd. W przypadku kary śmierci, wskazywał, możliwe są różne opinie. Kościół katolicki w ostatnich latach odrzucał karę śmierci, ale przez wiele wieków było inaczej, dlatego nie wolno mówić o pryncypialnym jej odrzuceniu – co do zasady jest możliwa, chodzi raczej o jej odrzucenie w obecnych okolicznościach. Zbrodnia aborcji jest z kolei zawsze zła.
Leon XIV wypowiada się w ten sposób już kolejny raz. W 2023 roku wygłosił przemówienie na Uniwersytecie Chiclayo w Peru, odbierając doktorat honoris causa. Powołał się wówczas na ideę „seamless garment”, czyli „bezszwowej szaty”. Koncepcja jest znana inaczej jako „consistent ethic of life”, czyli „spójna etyka życia”. Zgodnie z tym poglądem kwestię ochrony życia trzeba traktować holistycznie – kto sprzeciwia się aborcji, musi też sprzeciwiać się karze śmierci czy popierać opiekę dla migrantów.
W praktyce koncepcja „seamless garment” jest używana w USA przez zwolenników Partii Demokratycznej do tego, by zachowywać dobre relacje z Kościołem. Dzięki tej idei mogą z jednej strony popierać interesy przemysłu mordowania dzieci nienarodzonych – a z drugiej pozorować bycie „dobrymi katolikami”, bo są przeciwko karze śmierci czy popierają migrację. Stąd cała ta idea jest w ocenie wielu katolików przejawem skrajnej hipokryzji“.
(…) chodzi raczej o jej odrzucenie w obecnych okolicznościach.
Tutaj zabrakło Pawłowi Chmielewskiemu precyzji, czym bowiem są „obecne okoliczności”? W mojej ocenie wynikają z presji środowisk satanistycznych, które prócz nieustannej promocji aborcji wywołują na świecie różne, rzekomo „nasze wojny”, równocześnie wzywając do łagodnego traktowania zwyrodniałych morderców.
Autor: AlterCabrio , 19 października 2025
Jedną z najbardziej zdumiewających sytuacji na świecie jest fakt, że Watykan akceptuje i popiera praktycznie każdy rozpowszechniony na świecie zbiór przekonań „religijnych” poza tradycyjnym katolicyzmem, który jest niczym innym jak przekonaniami wszystkich dobrych katolików przed Soborem Watykańskim II.
◊
Watykan zachęca „katolików na całym świecie do angażowania się w dialog i współpracę z wyznawcami innych tradycji religijnych”. Ponieważ Watykan traktuje to poważnie, łatwo sobie wyobrazić Leona XIV obsypującego pochwałami muzułmanów, buddystów, żydów i wszelkiego rodzaju protestantów za sposób, w jaki te grupy wyznają i praktykują swoje fałszywe religie. Jednakże, gdyby Leon XIV w podobny sposób pochwalił i zachęcił tradycyjnych katolików, wywołałoby to szok w całym Kościele i na świecie.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
Jeśli spojrzymy na wszystkich, którzy nazywają siebie katolikami, stanie się jasne, że tradycyjni katolicy są jedynymi prześladowanymi przez Rzym za próby poważnego praktykowania religii katolickiej. Dzięki Bogu, że jesteśmy prześladowani dzisiaj za dochowywanie wiary! Gdyby moderniści i liberałowie próbujący zniszczyć Kościół uważali nas za swoich sojuszników, z pewnością zmierzalibyśmy ku piekłu.
Jedną z najbardziej zdumiewających sytuacji na świecie jest fakt, że Watykan akceptuje i popiera praktycznie każdy rozpowszechniony na świecie zbiór przekonań „religijnych” poza tradycyjnym katolicyzmem, który jest niczym innym jak przekonaniami wszystkich dobrych katolików przed Soborem Watykańskim II.
Rozważmy na przykład niedawne „Orędzie Dykasterii ds. Dialogu Międzyreligijnego do Hindusów z okazji święta Dipawali”:
„Dykasteria ds. Dialogu Międzyreligijnego z przyjemnością składa Wam najserdeczniejsze pozdrowienia i najlepsze życzenia z okazji święta Dipawali, które obchodzicie 20 października tego roku. Niech to święto świateł rozjaśni wasze życie i przyniesie szczęście, jedność i pokój waszym rodzinom i społecznościom!
Ósmy dzień po Dipawali w tym roku przypada sześćdziesiąta rocznica uchwalenia Nostra Aetate (28 października 1965r.), przełomowego dokumentu Kościoła katolickiego, który zachęcał katolików na całym świecie do dialogu i współpracy z wyznawcami innych tradycji religijnych. Wzywał on wszystkich do „uznawania, ochrony i promowania dóbr duchowych i moralnych, a także wartości społeczno-kulturowych”, które w nich tkwią (NA 2), w służbie pokoju. W ciągu ostatnich sześciu dekad ta historyczna inicjatywa dialogu międzyreligijnego przekształciła się w projekt o zasięgu globalnym, hojnie wspierany i popierany zarówno przez ludzi o różnych przekonaniach religijnych, jak i niewierzących, wnosząc tym samym znaczący wkład w pokój na świecie”.
Watykan zachęca „katolików na całym świecie do angażowania się w dialog i współpracę z wyznawcami innych tradycji religijnych”. Ponieważ Watykan traktuje to poważnie, łatwo sobie wyobrazić Leona XIV obsypującego pochwałami muzułmanów, buddystów, żydów i wszelkiego rodzaju protestantów za sposób, w jaki te grupy wyznają i praktykują swoje fałszywe religie. Jednakże, gdyby Leon XIV w podobny sposób pochwalił i zachęcił tradycyjnych katolików, wywołałoby to szok w całym Kościele i na świecie.
Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ta zdumiewająca rzeczywistość może być źródłem rozpaczy dla tradycyjnych katolików. Ale jeśli spojrzymy poza pozory, powinno być jasne, że Bóg obdarzył tradycyjnych katolików licznymi pocieszeniami i potwierdzeniami, że rzeczywiście mamy rację, pragnąc wyznawać religię taką, jaką ją znali katolicy przed Soborem Watykańskim II.
Przyjmujemy ostrzeżenia papieży
Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że ostrzeżenia papieży sprzed Soboru Watykańskiego II sprzeciwiają się tak wielu przejawom zła, które nęka Kościół od czasu Soboru. Oto niektóre najważniejsze z tych ostrzeżeń:
Mirari Vos, encyklika papieża Grzegorza XVI z 1832 r. o liberalizmie i indyferentyzmie religijnym
Qui Pluribus, encyklika błogosławionego Piusa IX z 1846r. o wierze i religii
Quanta Cura, encyklika błogosławionego Piusa IX z 1864r. potępiająca współczesne błędy (wraz z Syllabus Errorum)
Libertas Praestantissimum, encyklika papieża Leona XIII z 1888r. o wolności człowieka
Pascendi Dominici Gregis, Encyklika św. Piusa X z 1907r. o modernizmie
Notre Charge Apostolique, encyklika św. Piusa X z 1910r. na temat Sillon
Przysięga antymodernistyczna, przysięga św. Piusa X z 1910r., którą mają składać duchowni
Mortalium Animos, encyklika papieża Piusa XI z 1928r. o jedności religijnej
Humani Generis, encyklika papieża Piusa XII z 1950r. o fałszywych poglądach zagrażających podważeniem fundamentów doktryny katolickiej
Tradycyjni katolicy nadal wierzą w te wszystkie pisma w tym samym sensie, w jakim papieże je wyraźnie zamierzyli. Ostrzegali nie tylko katolików swoich czasów, ale także wszystkich katolików, którzy będą dążyć do zbawienia swoich dusz aż do końca świata, że potępiane przez nich błędy są trucizną dla wiary katolickiej. „Jeśli przyjmiecie te błędy” – mówili nam – „spowoduje to nieobliczalne szkody dla katolików, Kościoła i świata”.
Ponieważ tradycyjni katolicy wciąż wierzą w to, w co papieże sprzed Soboru Watykańskiego II chcieli, aby wszyscy katolicy zawsze wierzyli, łatwo zrozumieć, dlaczego Kościół stoi w obliczu kryzysu, który obserwujemy dzisiaj: Jan XXIII i jego następcy zignorowali papieskie ostrzeżenia, a zatem katolicy, Kościół i świat ponieśli szkody, które przewidzieli papieże sprzed Soboru Watykańskiego II. Dlatego tradycyjni katolicy czerpią pocieszenie ze zrozumienia, jak i dlaczego Kościół doświadcza obecnego kryzysu.
Co więcej, jeszcze głębszą pociechę odczuwamy, gdy uświadomimy sobie, jak prorocze były te papieskie ostrzeżenia, które w oczywisty sposób stały się bardziej wiarygodne i istotne. Po tym, jak Bóg natchnął papieży do wydania swoich ostrzeżeń, nie stał z boku, by obserwować, czy ludzie pójdą za nimi. Przeciwnie, Opatrzność Boża pozwoliła, by wydarzenia okresu posoborowego nauczyły nas o wiele głębszych prawd o wierze (i potrzebie jej obrony), niż moglibyśmy zrozumieć, gdyby nie kryzys. Proces przyswajania tych lekcji pozwolił tradycyjnym katolikom umocnić i oczyścić swoją wiarę oraz zbliżyć się do Boga. W ten sposób Bóg może wydobyć z kryzysu wielkie dobro w postaci umocnienia wiary tych katolików, którzy trzymają się tego, czego Kościół zawsze naucza.
Nasz Pan i Święci przygotowali nas na te czasy
Mimo to niektórzy katolicy twierdzą, że tradycyjny katolicki pogląd na obecny stan kryzysu nie może być trafny, ponieważ oznaczałby, że Kościół odstąpił od Kościoła. Wielu konserwatywnych obrońców Soboru Watykańskiego II uważa, że poniższe słowa Jezusa wykluczają sytuację, w której Kościół zdaje się nauczać błędu:
„A Ja ci powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Ewangelia Mateusza 16:18).
Teologowie na przestrzeni wieków z oczywistych powodów starali się wyjaśnić, co oznacza ta obietnica, odnosząc się do tego, jak wyglądałoby zwycięstwo bram piekielnych nad Kościołem. Choć takie wyjaśnienia są być może do pewnego stopnia użyteczne, istnieje niebezpieczeństwo traktowania słów naszego Pana jako papierka lakmusowego, za pomocą którego można zidentyfikować Kościół, a nie pocieszającej obietnicy, że On zawsze będzie chronił Kościół przed całkowitym zniszczeniem. To On decyduje, jak wygląda ta ochrona, a my powinniśmy zaufać.
Oprócz obietnicy naszego Pana, że zawsze będzie chronił Kościół, musimy również rozważyć Jego słowa, które sugerują, jak wielkie szkody mogą spowodować ataki z piekła:
„Powstaną bowiem fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby w błąd wprowadzić (jeśli to możliwe) także wybranych” (Ewangelia Mateusza 24:24).
„Ale czyż Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 8,18)
Gdyby kryzys osiągnął punkt, w którym nawet wybrani zostaliby zwiedzeni, gdyby Bóg nie interweniował, wówczas wielu z pewnością uznałoby, że bramy piekielne zwyciężyły. To właśnie w tych czasach obietnica naszego Pana byłaby najcenniejsza i najbardziej pocieszająca. W tym sensie widzimy, że Bóg przygotował nas na czasy takie, jak te, w których obecnie żyjemy.
Mamy również ostrzeżenia Matki Bożej Fatimskiej, a zwłaszcza tzw. Trzecią Tajemnicę Fatimską. Chociaż istnieją liczne rozbieżności co do faktycznej treści tego przesłania, kilku duchownych, którzy znali tajemnicę, wskazało, że dotyczy ona apostazji na najwyższym szczeblu Kościoła katolickiego:
Ściśle rzecz biorąc, katolicy nie muszą uznawać ważności objawień Matki Bożej Fatimskiej, ani tym bardziej interpretacji Trzeciej Tajemnicy. Niemniej jednak, jak omówiono w poprzednim artykule, te interpretacje Trzeciej Tajemnicy wyjaśniają nie tylko poważny kryzys, jakiego doświadcza Kościół od czasu, gdy Jan XXIII odmówił ujawnienia tajemnicy przed Soborem, ale także, dlaczego Watykan zaproponował ewidentnie wadliwą interpretację Trzeciej Tajemnicy w 2000 roku. Niebo przygotowywało nas na to, co teraz przeżywamy, i tylko ci, którzy są prześladowani przez Rzym za próby przestrzegania tego, czego Kościół zawsze nauczał, naprawdę doceniają ostrzeżenia Matki Bożej Fatimskiej.
Jesteśmy wierni temu, czego Kościół zawsze nauczał
Mimo to niektórzy katolicy próbują argumentować, że tradycyjny katolicki opór wobec rewolucji SW II jest równoznaczny ze schizmatyckim odrzuceniem żywego Magisterium. Prawdziwa wierność, argumentują, wymaga, abyśmy interpretowali te nowinki Soboru Watykańskiego II i posoborowych papieży w świetle tego, czego Kościół zawsze nauczał. Niewystarczająco często wskazywano, że ten sposób życia „hermeneutyką ciągłości” koniecznie wymaga tak zniuansowanej osobistej interpretacji odmiennego i niejednoznacznego nauczania, że skutecznie redukuje koncepcję wierności Magisterium do bluźnierczego przesądu. Innymi słowy, jeśli musimy wyjść poza proste znaczenie tego, co było przekazywane przez ostatnie sześćdziesiąt lat, aby sformułować w naszych umysłach jakąś wersję, która jest zgodna z tym, czego Kościół zawsze nauczał, możemy równie dobrze przyznać, że staliśmy się protestantami w jedności z „biskupem Rzymu”. Nawiasem mówiąc, jest to właśnie cel Kościoła synodalnego.
Tradycyjni katolicy przyjmują inne podejście, zgodne ze słowami zawartymi przez św. Piusa X w Przysiędze Antymodernistycznej, mającej chronić Kościół przed złem panującym obecnie w Rzymie:
„Szczerze wierzę, że doktryna wiary została nam przekazana przez apostołów poprzez prawowiernych Ojców w dokładnie tym samym znaczeniu i zawsze w tym samym przesłaniu. Dlatego całkowicie odrzucam heretyckie błędne przekonanie, że dogmaty ewoluują i zmieniają znaczenie z jednego na drugie, odmienne od tego, które Kościół wyznawał wcześniej”.
Tylko tradycyjni katolicy mogli szczerze złożyć Przysięgę Antymodernistyczną w tym samym sensie, w jakim najwyraźniej zamierzał to uczynić św. Pius X. Katolicy, którzy promują jakąś formę hermeneutyki ciągłości, zaprzeczają tym słowom Przysięgi Antymodernistycznej, ponieważ wierzą, że możemy zaakceptować mutacje katolickich dogmatów promowane przez Sobór Watykański II i posoborową hierarchię.
Jesteśmy prześladowani za naszą wiarę
W styczniu 1907 roku św. Pius X mówił o prześladowaniach jako o znaku rozpoznawczym Kościoła:
„Kościół nazywany jest jednym, świętym, katolickim, apostolskim, rzymskim i dodałbym, prześladowanym. Czyż Jezus Chrystus tego nie powiedział? Jedną z cech Kościoła jest ciągłe prześladowanie. Prześladowanie jest znakiem, że naprawdę jesteśmy dziećmi Kościoła Jezusa Chrystusa”.
Jeśli przyjrzymy się wszystkim tym, którzy nazywają siebie katolikami, staje się jasne, że tradycyjni katolicy są jedynymi prześladowanymi przez Rzym za próby poważnego praktykowania religii katolickiej. Jest to tym bardziej istotne, że wyznajemy religię, która jest prawdziwie Jedna, Święta, Katolicka i Apostolska, podczas gdy ci, którzy nas teraz prześladują, wyznają religię synodalną, która jest całkowitym odwróceniem Kościoła.
Jesteśmy prześladowani nie tylko przez modernistów i liberałów w Rzymie, ale także przez rzesze katolików, którzy z samozadowoleniem potępiają nas za opieranie się próbom zniszczenia Kościoła.
Jeśli gnostycyzm charakteryzuje się przekonaniem, że jego wyznawcy posiadają „wiedzę tajemną”, która czyni ich prawdziwymi wierzącymi, to wydaje się, że niektórzy katolicy broniący rewolucji soborowej w istocie promują „odwrócony gnostycyzm”. W tym odwróconym gnostycyzmie katolików popierających Sobór Watykański II – którzy upierają się, że fałszywy ekumenizm, błogosławieństwa związków osób tej samej płci i Kościół synodalny są zgodne z Tradycją – prawdziwi wierzący są zbawieni nie przez posiadanie wiedzy tajemnej, ale przez głębokie odrzucenie wiedzy powszechnej. I w oczywisty sposób prześladują nas proporcjonalnie do naszego uporu w przekonaniu, że prawdy katolickiej nie można odrzucić, nawet jeśli papież tego chce.
Dzięki Bogu, że jesteśmy dziś prześladowani za wiarę! Gdyby moderniści i liberałowie próbujący zniszczyć Kościół uważali nas za swoich sojuszników, z pewnością zmierzalibyśmy ku piekłu.
O wiele lepiej jest znaleźć pocieszenie w tym, że możemy zrozumieć słowa z klasycznego dzieła arcybiskupa Marcela Lefebvre’a z 1986 roku, Listu otwartego do zdezorientowanych katolików:
„To, co duchowni i świeccy osiągnęli pomimo prześladowań ze strony liberalnego duchowieństwa (bo, jak mawia Louis Veuillot, „nikt nie jest bardziej sekciarski niż liberał”), jest niemal cudem. Nie daj się zwieść, drogi czytelniku, terminowi „tradycjonalista”, który chcieliby, żeby ludzie postrzegali w negatywnym świetle. W pewnym sensie jest to pleonazm, ponieważ nie widzę, kto może być katolikiem, nie będąc tradycjonalistą. Myślę, że dostatecznie wykazałem w tej książce, że Kościół jest tradycją. My jesteśmy tradycją. Mówią również o „integryzmie”. Jeśli przez to rozumiemy poszanowanie integralności dogmatu, katechizmu, moralności chrześcijańskiej, Najświętszej Ofiary Mszy Świętej, to tak, jesteśmy integrystami. I nie widzę, jak można być katolikiem, nie będąc integrystą w tym znaczeniu tego słowa. Mówiono również, że po mnie moja praca zniknie, ponieważ nie będzie biskupa, który by mnie zastąpił. Jestem pewien, że będzie przeciwnie. Nie martwię się o to. Mogę umrzeć jutro, ale dobry Bóg odpowiada na wszystkie problemy. Znajdzie się na świecie wystarczająco dużo biskupów, by wyświęcić naszych seminarzystów: to wiem. Nawet jeśli w tej chwili On milczy, któryś z tych biskupów otrzyma od Ducha Świętego odwagę potrzebną, by powstać w swoim czasie. Jeśli moja praca jest od Boga, On będzie jej strzegł i wykorzysta ją dla dobra Kościoła. Nasz Pan obiecał nam, że bramy piekielne go nie przemogą. Dlatego trwam, a jeśli chcecie poznać prawdziwy powód mojej wytrwałości, to jest on następujący: w godzinie mojej śmierci, kiedy Pan spyta mnie: „Co zrobiłeś ze swoim biskupstwem, co zrobiłeś ze swoją łaską biskupią i kapłańską?”, nie chcę słyszeć z Jego ust tych strasznych słów: „Pomogłeś zniszczyć Kościół razem z całą resztą”.”
W każdym rozdziale książki arcybiskupa Lefebvre’a prawdopodobnie kryje się więcej aktualnej prawdy katolickiej niż we wszystkich dziełach tych wszystkich, którzy potępiali go przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Niech Bóg obdarzy nas łaską, abyśmy stali u jego boku w sprzeciwianiu się zniszczeniu Kościoła i z Matką Bożą u stóp Krzyża, gdy wrogowie Jezusa nadal nas prześladują za próby zachowania tego, co nam pozostawił. Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!
________________
−∗−
Warto porównać:
Problem pomylonego posłuszeństwa
Posłuszeństwo w Kościele nie jest kwestią autonomiczną. Posłuszeństwo w Kościele zawiera się w granicach prawdy i dobra. Władza w Kościele pozostaje w służbie posłuszeństwa woli Bożej. Dlatego nikt nie może sobie uzurpować prawa do żądania posłuszeństwa absolutnego i totalnego – poza granicami prawdy i dobra, poza perspektywą woli Bożej. […]
Cyfrowe więzienie
Autor: Uwe Froschauer
Tożsamość elektroniczna
Punkt widzenia Uwe Froschauera. https://apolut.net/das-digitale-gefangnis-von-uwe-froschauer
Niewybrani globaliści, tacy jak Bill Gates czy klan Rockefellerów, rzekomo chcą zbudować wygodny i szybki cyfrowy świat – w rzeczywistości cyfrowe więzienie na świeżym powietrzu – „dla nas” – ale w rzeczywistości przeciwko nam.
——————————-
Tożsamość elektroniczna (eID) niewątpliwie ma również zalety, takie jak wygoda, szybkość oraz redukcja biurokracji i związanych z nią kosztów. Jednak moim zdaniem wady znacznie przewyższają istniejące korzyści. Więcej na ten temat później.
Globalne wysiłki na rzecz tożsamości cyfrowej
Wielka Brytania zamierza wprowadzić obowiązkową identyfikację cyfrową dla wszystkich obywateli brytyjskich, a także dla rezydentów, studentów i pracowników z Unii Europejskiej. SkyNews poinformował, że brytyjski premier Keir Starmer ogłosił niedawno, że wszyscy obywatele brytyjscy będą musieli posiadać dokument tożsamości potwierdzający prawo do pobytu i pracy w kraju, który będzie przechowywany w portfelu podobnym do Apple Wallet lub Google Wallet.
To jednak dopiero pierwszy krok. Od tego czasu wyciekły informacje, że tożsamość cyfrowa nie tylko stanie się obowiązkowa dla wszystkich pracowników, ale że korzystanie z tego mechanizmu kontroli będzie wykraczać poza to. W przyszłości młodzi ludzie mogą być nawet zobowiązani do okazania dowodu cyfrowego przy zakupie alkoholu, co oznacza, że system pierwotnie przeznaczony dla rynku pracy ma teraz przeniknąć do życia prywatnego.
Każdy niezależny myśliciel powinien zrozumieć, że autokraci tacy jak Keir Starmer chcą użyć taktyki salami, aby rozszerzyć kontrolę obywatelską na wszystkie dziedziny życia – i zrobią to, jeśli nie powstrzymamy tych totalitarystów.
Kampania „50 w 5”, zainicjowana w listopadzie 2023 roku przez Organizację Narodów Zjednoczonych, Fundację Billa i Melindy Gatesów oraz ich partnerów, mająca na celu przyspieszenie wprowadzania dowodów cyfrowych, szybkich systemów płatności i udostępniania danych w 50 krajach do 2028 roku, zdobyła już poparcie ponad 30 krajów. Celem jest posiadanie co najmniej jednego komponentu Cyfrowej Infrastruktury Publicznej (DPI) w 50 krajach do 2028 roku. Platforma Technologii Cywilnych DPI składa się z następujących głównych komponentów: identyfikatorów cyfrowych, systemów szybkich płatności, masowej wymiany danych między podmiotami publicznymi i prywatnymi oraz rejestrów cyfrowych.
30 krajów, których obywateli już żałuję, to Bangladesz, Brazylia, Republika Dominikańska, Estonia, Etiopia, Francja, Gwatemala, Jamajka, Kambodża, Kazachstan, Lesotho, Malawi, Meksyk, Mołdawia, Nigeria, Norwegia, Zambia, Senegal, Sierra Leone, Singapur, Sri Lanka, Republika Południowej Afryki, Sudan Południowy, Somalia, Togo, Trynidad i Tobago, Uganda, Ukraina, Urugwaj i Uzbekistan.
Ministrowie gospodarki cyfrowej Nigerii i Togo zaapelowali o stworzenie interoperacyjnego systemu tożsamości cyfrowej dla całego kontynentu afrykańskiego podczas wydarzenia towarzyszącego Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ w Nowym Jorku, 22 września 2025 r.
Europejski Portfel Tożsamości Cyfrowej (Portfel EUDI) ma zapewnić wszystkim obywatelom możliwość potwierdzenia swojej tożsamości od 2026 r. Portfele te mają być dostępne na poziomie krajowym, ale interoperacyjne w całej UE. 30 czerwca 2023 r. na stronie internetowej Komisji Europejskiej napisano:
„Komisja z zadowoleniem przyjmuje tymczasowe porozumienie polityczne osiągnięte przez Parlament Europejski i Radę UE w sprawie kluczowych elementów wniosku dotyczącego ram prawnych dla europejskiej tożsamości cyfrowej.
Kluczowym, innowacyjnym elementem tych ram jest osobisty portfel cyfrowy w formie bezpiecznej i wygodnej aplikacji mobilnej. Zapewni on wszystkim obywatelom UE, rezydentom i przedsiębiorstwom zaufany dostęp do publicznych i prywatnych usług online w całej Europie.
Unijny portfel tożsamości cyfrowej zrewolucjonizuje identyfikację cyfrową, dając Europejczykom kontrolę nad swoimi danymi osobowymi z pełną wygodą aplikacji mobilnych. Będą oni mogli korzystać z usług online i potwierdzać tożsamość, zachowując pełną kontrolę nad swoimi danymi osobowymi”.
Dziewięć miesięcy później, w marcu 2024 r., Rada UE przyjęła ramy prawne dla „bezpiecznego, zaufanego” portfela UE. W ten sposób europejskie rozporządzenie w sprawie tożsamości cyfrowej zostało prawnie uchwalone, a jego pełne wdrożenie we wszystkich państwach członkowskich jest spodziewane do 2026 roku.
Funkcje tej aplikacji obejmują potwierdzanie tożsamości, zarządzanie i udostępnianie dokumentów cyfrowych, takich jak prawa jazdy i certyfikaty, oraz bezpieczeństwo elektroniczne.
Ochrona danych i kontrola użytkowników to podstawowe zasady, a udostępniane jest tylko niezbędne minimum danych. Szczerze mówiąc, czuję się z tym nieswojo. Szczepionki przeciwko koronawirusowi zostały również uznane przez te same osoby za w 100% bezpieczne i spowodowały wielokrotnie więcej skutków ubocznych niż wszystkie inne szczepienia od czasu ich wprowadzenia.
Czy nadal możemy ufać tym ludziom, którzy świadomie i celowo narażali zdrowie obywateli podczas pandemii koronawirusa?
UE niedawno rozpoczęła nową kampanię na rzecz weryfikacji wieku za pomocą elektronicznej weryfikacji tożsamości. Obowiązkowa weryfikacja wieku za pomocą cyfrowego dowodu tożsamości ma zostać wprowadzona dla użytkowników usług internetowych oferowanych przez gigantów technologicznych, takich jak Google, Apple i YouTube – ale także przez mniejszych dostawców – w ramach ustawy o usługach cyfrowych. Platformy technologiczne zostały zapytane, w jaki sposób uniemożliwiają nieletnim dostęp do treści, które UE klasyfikuje jako szkodliwe lub nielegalne. Dotyczy to treści dotyczących e-papierosów, narkotyków i tym podobnych.
Po raz kolejny szantaż jak podczas pandemii koronawirusa: z elektronicznym dowodem tożsamości masz dostęp do internetu; bez niego jesteś pomijany. To bardzo przypomina 3G, 2G i tak dalej, prawda? Elektroniczny dowód tożsamości ma stać się twoim biletem do internetu. Prawdziwym celem tej kampanii technologicznych autokratów przebranych za filantropów jest całkowita kontrola! Tyle o wygodzie i bezpieczeństwie – to tylko marchewki machane przed osłami, żeby skłonić je do podążania w pożądanym kierunku. Niestety, osłów jest mnóstwo.
Moim zdaniem plany komisarzy w Brukseli przewidują, że od 2026 roku swoboda przemieszczania się wszystkich obywateli UE zostanie drastycznie ograniczona, tak że nie będą mogli się już przemieszczać bez tożsamości cyfrowej. To – moim zdaniem – bezpośredni atak na swobodę przemieszczania się obywateli. Nieposłuszni powinni być karani, a posłuszni nagradzani – współczesne niewolnictwo!
Portfel EUDI ma być stopniowo wdrażany w Niemczech do 2027 roku i będzie dostępny z rozszerzoną funkcjonalnością. Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych napisało 30 września 2024 r.:
„Kluczowym, innowacyjnym elementem tych ram jest osobisty portfel cyfrowy w formie bezpiecznej i wygodnej aplikacji mobilnej. Zapewni on wszystkim obywatelom UE, rezydentom i przedsiębiorstwom zaufany dostęp do publicznych i prywatnych usług online w całej Europie.
Unijny portfel tożsamości cyfrowej zrewolucjonizuje identyfikację cyfrową, dając Europejczykom kontrolę nad swoimi danymi osobowymi z pełną wygodą aplikacji mobilnych. Będą oni mogli korzystać z usług online i potwierdzać tożsamość, zachowując pełną kontrolę nad swoimi danymi osobowymi”.
Rząd federalny opracuje rządowy portfel cyfrowy na smartfony, za pomocą którego obywatele będą mogli w przyszłości identyfikować się cyfrowo w całej UE. Rząd federalny podjął już stosowną decyzję.
Dzięki Europejskiemu Portfelowi Tożsamości Cyfrowej (EUDI Wallet) obywatele będą mogli w przyszłości identyfikować się cyfrowo za pomocą smartfonów, a także cyfrowo przechowywać i udostępniać swoje dane tożsamości oraz dokumenty urzędowe, a także podpisywać je kwalifikowanym podpisem elektronicznym (QES). Jednocześnie tworzone są warunki dla podmiotów pozarządowych, aby ich własne portfele EUDI były uznawane”.
Federalna Minister Spraw Wewnętrznych Nancy Faeser: „Chcemy, aby obywatele mogli szybko, bezpiecznie i łatwo potwierdzić swoją tożsamość bezpośrednio za pomocą smartfona – bez dodatkowej karty lub czytnika. Czy to w życiu codziennym, podczas ubiegania się o pracę, korzystania z bankowości internetowej, czy w kontaktach z urzędami, znacznie ułatwi to weryfikację tożsamości. Portfel EUDI gwarantuje najwyższe standardy bezpieczeństwa i chroni prywatność użytkowników”. Portfel EUDI będzie dostępny bezpłatnie i przyczyni się do włączenia cyfrowego, ponieważ każdy – niezależnie od sytuacji finansowej – będzie miał dostęp do usług cyfrowych”.
Wyraziłem już swoją opinię na temat Nancy Faeser w różnych artykułach i książkach. Moim zdaniem była minister spraw wewnętrznych dążyła do sprawowania nieproporcjonalnej kontroli nad obywatelami, co jest sprzeczne z demokracją. Często podejrzliwie mówiła o „naszej demokracji” – inni antydemokraci również przy każdej okazji podkreślają tę formę rządów, której nie traktują poważnie.
Kiedy faszyzm powróci, nie powie: „Jestem faszyzmem”. Nie, powie: „Jestem antyfaszyzmem”. Ignazio Silone
UE, a także rząd niemiecki, kładą wyraźny nacisk na bezpieczeństwo i ochronę danych. I właśnie w tym tkwi sedno sprawy: praktycznie wszystkie systemy i technologie, które rzekomo zostały opracowane wyłącznie dla dobra ludzkości, ostatecznie zostały wykorzystane przeciwko niej. Ciemne siły zawsze testowały istniejące systemy pod kątem potencjalnych nadużyć i wykorzystywały je przeciwko ludziom.
Podczas gdy UE i Niemcy dążą do ujednoliconej, zatwierdzonej przez państwo tożsamości cyfrowej za pośrednictwem portfela EUDI, Stany Zjednoczone obecnie trzymają się zdecentralizowanego, zorientowanego rynkowo podejścia z dobrowolnym korzystaniem i ścisłym oddzieleniem identyfikacji rządowej od sektora prywatnego. To przede wszystkim osłabi ochronę danych.
Może to wynikać z obaw o wolność wśród Amerykanów i rządu USA, dla których pojęcie „wolności” jest ważniejsze niż w Europie, a także z federalnej struktury USA, w której stany same zarządzają wieloma kwestiami tożsamości.
O wiele bardziej podoba mi się amerykańskie podejście do tożsamości i indywidualności człowieka niż chęć europejskich polityków do sprawowania większej kontroli nad obywatelami.
Zalety i wady tożsamości cyfrowej
Poniżej opisano typowe argumenty za i przeciw tożsamości cyfrowej, aby dać Państwu przegląd zalet i wad tego tematu.
Argumenty przemawiające za tożsamością cyfrową to:
Przede wszystkim zazwyczaj wymienia się wydajność i wygodę, które są niewątpliwie niezaprzeczalne. Procedury administracyjne i rządowe można zrealizować szybciej, niezależnie od czasu i miejsca, na przykład dzięki możliwości korzystania z formularzy online lub przesyłania dokumentów bez konieczności potwierdzania tożsamości. Można na przykład zarejestrować pojazd cyfrowo i ubiegać się o zasiłek rodzicielski lub BAföG (niemiecki kredyt studencki-przyp. tłum.) cyfrowo.
To stosunkowo mocne argumenty, ponieważ zwolennicy wiedzą, jak bardzo obywatele się poczuli. Jednak argumenty te nie przemawiają do lepiej poinformowanych i samodzielnie myślących osób, które od dawna wyczuwają prawdziwy cel – inwigilację obywateli.
Innym często cytowanym uzasadnieniem elektronicznej weryfikacji tożsamości jest bezpieczniejsze uwierzytelnianie i ochrona przed fałszerstwami. Zmienione rozporządzenie UE eIDAS 2.0 wyraźnie stanowi, że:
„Dostęp do europejskiego portfela tożsamości cyfrowej musi być zabezpieczony silnym, wieloskładnikowym uwierzytelnianiem”.
(Źródło: Rozporządzenie UE w sprawie europejskiej tożsamości cyfrowej, art. 6a ust. 5 z 2024 r.)
Oznacza to, że każdy krajowy „portfel EUDI” musi wymagać co najmniej dwóch czynników dostępu – jednym z nich jest posiadanie smartfona lub aplikacji portfela, a drugim znajomość kodu PIN lub danych biometrycznych, takich jak odcisk palca lub rozpoznawanie twarzy. Zabawne, mam na myśli właśnie Chiny.
Innym popularnym argumentem jest to, że obywatele bardziej ufają państwu niż prywatnym dostawcom w zakresie weryfikacji tożsamości. Strona internetowa Bundesdruckerei stwierdza między innymi:
„Badanie przeprowadzone w 2020 roku przez Bundesdruckerei GmbH sugeruje również, że Niemcy z pewnością mogliby zaakceptować rozwiązanie w postaci suwerennej tożsamości. Na pytanie, kto powinien wydawać tożsamości cyfrowe, 49 procent wskazało państwo. 8 procent wolałoby otrzymywać swoją tożsamość cyfrową bezpośrednio z Unii Europejskiej. Prywatni dostawcy z Europy otrzymali zaledwie 1 procent głosów. Firmy amerykańskie uzyskały wynik w skali promila”.
Cóż, jeszcze kilkadziesiąt lat temu ufałem państwu bardziej niż prywatnym dostawcom. To się zmieniło najpóźniej od czasu kłamstw protagonistów państwa związanych z koronawirusem. Teraz ufam państwu tak samo mało, jak prywatnym dostawcom. Wycofuję zaufanie do każdej instytucji lub osoby, która chce zgromadzić władzę i/lub bogactwo. Chciwość jest lub była główną przyczyną możliwych do uniknięcia kryzysów ludzkości w przeszłości, teraźniejszości i nie tak różowej przyszłości.
„Proliferacja tożsamości” – liczne hasła wymagane obecnie do logowania się do różnego rodzaju usług online – musi zostać ograniczona. Przyznam, że mnie również irytuje dwucyfrowa liczba kodów PIN, które muszę teraz pamiętać. Wiele osób liczy na dostęp do jak najszerszego zakresu usług prywatnych i rządowych za pomocą elektronicznego dowodu osobistego (eID).
W administracji publicznej szczególnie powszechne są „struktury silosowe IT” z własnymi, niepowiązanymi ze sobą rozwiązaniami IT. Na przykład urząd skarbowy ma własny system informatyczny do obsługi danych podatkowych, urząd meldunkowy ma inny system do obsługi danych adresowych, a urząd ds. praw jazdy korzysta z jeszcze innego systemu informatycznego do własnych celów. Praktycznie nie ma wspólnych interfejsów cyfrowych ani standardów, które umożliwiałyby wymianę danych, a tym samym ułatwiałyby komunikację i współpracę. Interoperacyjność i cyfryzacja usług publicznych mają zostać usprawnione dzięki eID.
Oczywiście eID obiecuje również potencjał innowacyjny, który może i powinien pojawić się zgodnie z potrzebami użytkowników. Wprowadzenie portfela cyfrowego ma otworzyć drogę do nowych usług i modeli biznesowych. Wymaga to określonych przez rząd minimalnych wymogów i warunków ramowych. Niemiecki Związek Bankowy pisze:
„Mówiąc dokładniej: funkcja identyfikacji online zapewnia obywatelom suwerenną tożsamość cyfrową, ale wciąż brakuje potencjalnych zastosowań w administracji cyfrowej i sektorze prywatnym. Ten ostatni problem można by rozwiązać, zwiększając atrakcyjność eID dla prywatnych dostawców usług, w tym banków, firm ubezpieczeniowych i operatorów telefonii komórkowej, najlepiej poprzez ekonomiczne i łatwe połączenie z rządową infrastrukturą eID.
Co przemawia przeciwko tożsamości cyfrowej?
Najważniejszym argumentem przeciwko tożsamości cyfrowej jest nadzór nad obywatelami, którzy dzięki temu stają się transparentni, na każdym kroku. Moim zdaniem ten argument sam w sobie przeważa nad wszystkimi zaletami.
Według taz.de, ustawa o wspieraniu elektronicznej weryfikacji tożsamości (eID) stanowi, że „liczne organy otrzymają automatyczny dostęp do centralnej bazy danych organów paszportowych – w tym do danych biometrycznych milionów obywateli”.
Otwiera to drogę do niebezpieczeństwa nadzoru i nadużyć.
Nawet finansowany przez globalistów „Der Spiegel” skrytykował w maju 2017 r. – w związku ze zdjęciami biometrycznymi w dowodach osobistych – fakt, że Bundestag domyślnie zezwala władzom na odczytywanie zdjęć dowodowych, „znacznie rozszerzając w ten sposób uprawnienia służb bezpieczeństwa do dostępu do zdjęć dowodowych”. Służby wywiadowcze, podatkowe i celne Śledczy i tym podobne osoby również mogą uzyskać dostęp do zdjęć i powiązanych z nimi danych. Innymi słowy, masowy nadzór.
W artykule w „Epoch Times” z 12 listopada 2023 r. zatytułowanym „Czek in blanco na inwigilację: Inspektorzy Ochrony Danych Osobowych ostro krytykują poprawkę UE do eIDAS” poprawka ta została potępiona jako potencjalna furtka do wszechstronnego nadzoru.
„Chociaż na etykiecie widnieje „łatwe”, grozi dalekosiężnym nadzorem”.
Patrick Breyer z Partii Piratów ostrzega:
„To rozporządzenie jest czekiem in blanco na inwigilację obywateli online i zagraża naszej prywatności i bezpieczeństwu w internecie”.
Innym mocnym argumentem przeciwko eID jest iluzja, że akceptacja eID jest dobrowolna – tak jak „dobrowolne” było szczepienie przeciwko koronawirusowi.
Każdy, kto nie zaszczepił się w niektórych zawodach, tracił pracę. W tym kontekście ten „dobrowolny” charakter niekiedy śmiertelnego zastrzyku był niczym innym jak szantażem szczepieniowym. Każdy, kto się nie zaszczepił, był traktowany jak obywatel drugiej kategorii. Mam na myśli 3G/2G i tym podobne. EID jest z tego samego materiału: jeśli go zaakceptujesz, zostaniesz wpuszczony; jeśli nie, zostaniesz wykluczony. To czysto pozorny, dobrowolny proces, tak jak w przypadku koronawirusa. Nawet w obliczu zbliżającego się poboru do wojska, o którym osoby odpowiedzialne wiedziały od początku, początkowo przedstawiano go jako dobrowolny. A wy, polityczne marionetki, jesteście zaskoczeni, że nikt wam już nie ufa, poza kilkoma niewidomymi i głuchymi? Krytycy słusznie ostrzegają, że tożsamość cyfrowa stanie się stałym warunkiem wstępnym dla niektórych usług, co może zmusić ludzi do korzystania z elektronicznego dowodu tożsamości – jak szczepienia podczas pandemii koronawirusa – aby znów móc swobodniej się poruszać.
Problemy wielu obywateli z brakiem zaufania i akceptacją eID i powiązanych z nim instytucji rządowych lub prywatnych są więcej niż uzasadnione. Moim zdaniem, ani bezpieczeństwo danych, ani ochrona przed nadużyciami nie będą zagwarantowane.
Bezpieczeństwo techniczne również nie jest zagwarantowane – jak twierdzą. Na przykład luki w zabezpieczeniach oprogramowania i związane z nimi cyber-ataki mogą prowadzić do „Kradzieży tożsamości”. „Nikt nie mógł się tego spodziewać” – krzyczą zwolennicy. Istnieje ogromne ryzyko, że ujawnienie tożsamości cyfrowej może spowodować znaczne szkody, ponieważ zapewnia dostęp do wielu usług lub organów. Ujawnienie tożsamości cyfrowej ma miejsce, gdy osoby trzecie mają nieautoryzowany dostęp do tożsamości cyfrowej lub powiązanych z nią danych i mogą ją wykorzystać w niewłaściwy sposób. Może to mieć poważne konsekwencje, ponieważ tożsamość cyfrowa często zapewnia dostęp do usług rządowych, kont bankowych lub danych osobowych. Dane powiązane z tożsamością cyfrową, takie jak adres, informacje podatkowe lub dane dotyczące zdrowia, mogą zostać zmienione, usunięte lub skradzione. W najgorszym przypadku może to prowadzić do znacznych strat finansowych, kradzieży tożsamości lub problemów prawnych. Już z tego powodu: Nie, dziękuję!
Na koniec, eID stwarza również problemy z integracją. Osoby bez dostępu technicznego lub o niższych umiejętnościach cyfrowych – takie jak osoby starsze lub grupy wykluczone społecznie – mogą znaleźć się w niekorzystnej sytuacji, jeśli wymagane będą tożsamości cyfrowe. Osoby z niepełnosprawnościami lub obywatele nieposiadający nowoczesnych smartfonów również mogą zostać wykluczeni. Wtedy Twoja podróż na Majorkę się skończy. „Co, nie masz tożsamości elektronicznej?” W takim razie niestety nie możemy wystawić Ci biletu. Następny, proszę!
Moim zdaniem, tożsamość cyfrowa ma służyć jako prekursor systemu kredytu społecznego – takiego jak w Chinach: posłuszni obywatele – czyli współcześni niewolnicy – otrzymują przywileje, a dysydenci są karani, jak to miało już miejsce podczas pandemii koronawirusa.
Wnioski
Plany komisarzy w Brukseli i wspierających ich polityków w Niemczech zakładają, że w dającej się przewidzieć przyszłości obywatele UE nie będą mogli swobodnie przemieszczać się bez „cyfrowego portfela”. Tożsamość elektroniczna stanowi fundament, na którym można budować wszystkie inne totalitarne technologie cyfrowe – w tym CBDC (Cyfrową Walutę Banku Centralnego), systemy kredytu społecznego, osobiste certyfikaty CO2 i inteligentne miasta (15-minutowe dzielnice, czyli getta obywatelskie). Globalistyczni antydemokraci i technokraci, którzy nie zostali wybrani przez lud, chcą nas przenieść do cyfrowego więzienia na świeżym powietrzu. Cyfrowa tożsamość to pierwszy krok w tym kierunku. Niezależnie od argumentów i pretekstów promujących wolność, elity, instruowane globalnie, jakie mogą przynieść agresywni zwolennicy tożsamości elektronicznej: ostatecznie chodzi o drastyczne ograniczenie wolności jednostki.
Zmierzamy w kierunku autokracji. Żegnaj demokracjo, to były czasy…
„Proszę nie marudzić, panie Froschauer, nigdy nie mieliśmy »naszej demokracji«!”
To też prawda.
Uwe Froschauer
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Artykuł ukazał się 18 października 2025 roku na stronie : https://apolut.net/das-digitale-gefangnis-von-uwe-froschauer
Geopolityka nigdy nie ustaje, a geostrategia sąsiadów Polski jest dobrze znana i zmierza do likwidacji Polski. Polskę można zlikwidować na kilka sposobów. Kiedyś spróbowano likwidacji i eksterminacji przy pomocy środków militarnych, teraz próbuje się innych metod, bo Polska opiera się na polskości, zaś polskość to zbiór cech. Więc zamiast eksterminacji populacji, można ludzi pozbawić określonych cech, można je wygumkować. I tym sposobem można Polaków pozbawić polskości – pozostanie tylko skorupka pod nazwą Polska bez polskiej treści.
Zabiegi w tym kierunku można sprowadzić do 5D – pięciu zadań dekonstrukcji – dechrystianizacji, depolonizacji, depolityzacji, dezindustrializacji i dezagraryzacji.
Z żabiej perspektywy może tego nie było widać, ale z perspektywy dłuższej widać doskonale. Tusk jest realizatorem opisywanego przeze mnie rozpadu cywilizacji.
Polska jest poddawana od lat dechrystianizacji, depolonizacji, depolityzacji, dezindustrailizacji i dezagraryzacji. Jest kwestią drugorzędną czy był to proces zaplanowany czy kroczący, stopniowo adaptacyjny.
[Ludzie znający dorobek Feliksa Konecznego mówią: Celowe niszczenie Cywilizacji Łacińskiej md]
————————————————
Najpierw idzie depolityzacja – pozbawienie populacji zaangażowania politycznego. Trzeba więc mieć stale na uwadze ostrzeżenie starożytnych Ateńczyków, którzy ludzi ignorujących politykę określali mianem idiotes. Zaangażowania politycznego można ludzi pozbawić na parę sposobów.
Najprościej można to osiągnąć odstraszając ich od angażowania się w proces polityczny przy pomocy represji. Ale represje prowadzą do rozmaitych turbulencji i może to się skończyć otwartym buntem. Więc można skorzystać z innej ścieżki – obrzydzając polskość na różne sposoby i budząc rozmaite kompleksy i urojone aspiracje. Może to być przemysł pogardy lub pedagogika wstydu – deprecjonujące polskość i oferujące w zamian kosmopolityczne błyskotki. W ten sposób można dokonać depolonizacji.
Depolityzacja wymagała znalezienia odpowiednich kadr do jej przeprowadzenia i działań w zakresie sfery politycznej i medialnej. Wprowadzono więc zagraniczne finansowanie przy pomocy grantów , dotacji i fundacji dla środowisk, na które można było liczyć w strukturach politycznych i medialnych. W sferze politycznej wygenerowano Tuska, a potem by go wspomóc, wygenerowano 3D. Przewidziano także likwidację opozycji przy pomocy środków represji prawnej.W sferze medialnej postawiono na kapitał obcy a najlepszym przykładem są TVN, Springer i Agora.
Nie ma lepszego przykładu dążenia do depolityzacji Polaków niż billboardy z czasów pierwszych rządów Tuska, na których Tusk wołał: „Nie róbcie polityki, budujcie mosty”. Czy jest ktoś, kto tego nie widział ? Depolityzacja oznacza zaś odebranie suwerenności demosowi.
W tym procesie w polskiej przestrzeni politycznej instalowano bądź tworzono obcą agenturę na bazie NGOsów, a przykładem może być Klaus Bachmann. Te instytucje prowadziły przygotowanie artyleryjskie przy pomocy pedagogiki wstydu i przemysłu pogardy. Zasięg obcego finansowania ujawniła decyzja Donalda Trumpa o likwidacji funduszy USAID.
Tusk nadaje się doskonale do de-strukcji. Bo nie nadaje się do kon-strukcji. Tę cechę Tuska ujawnił Jan Rokita mówiąc o jego umiejętności wyzwalania w ludziach tego co najgorsze. I widzimy to na obrazku: de-polityzację, dez-industrializację i dez-agraryzację. A te wszystkie de-konstrukcje są podszyte wspólnym mianownikiem de-chrystianizacji, bo nasza cywilizacja oparta jest na chrześcijaństwie.
Najnowszym doskonałym przykładem tego, co wyzwala Tusk w ludziach jest wydarzenie, pokazujące jak wyzwala on w swoich psychofanach głupotę. Proszę zajrzeć tu:
https://wpolityce.pl/polityka/743252-ona-naprawde-to-powiedziala-komiczna-scena-z-udzialem-tuska
Wymienione kadry z Tuskiem na czele były niezbędne w procesie dezindustrializacji, czego najlepszym dowodem była likwidacja przez Tuska przemysłu stoczniowego oraz program likwidacji projektów przygotowanych przez rząd PIS. Kolejnym etapem jest zbliżający się projekt dezagraryzacji i zastąpienia rolnictwa polskiego importem z krajów Mercosur i Ukrainy.
I tak właśnie wygląda projekt V rozbioru Polski.
Sabotaż Nord Stream pozostaje geopolitycznym polem minowym
Polski sąd blokuje ekstradycję
Komentarz Janine Beicht. https://apolut.net/nord-stream-sabotage-bleibt-ein-geopolitisches-minenfeld-von-janine-beicht/
Sąd w Warszawie podjął decyzję, która wywołała oburzenie wśród niemieckiej opinii publicznej: Wołodymyr Z. [Wołodymyr Żurawlow md] , ukraiński nurek i domniemany uczestnik ataków na gazociąg Nord Stream, nie zostanie ekstradowany do Niemiec. (1)

Odmowa Polski w sprawie ekstradycji 46-latka, który został aresztowany w Pruszkowie pod Warszawą, to coś więcej niż akt prawny. To policzek dla niemieckiego śledztwa i kolejny rozdział geopolitycznego dramatu, który trzyma Europę w napięciu. Prokuratura Federalna w Karlsruhe oskarża Wołodymyra Z. o przynależność do grupy, która podłożyła ładunki wybuchowe pod gazociągi w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm we wrześniu 2022 roku, i stawia mu zarzuty „spowodowania eksplozji” oraz „niekonstytucyjnego sabotażu”. (2) Jednak Polska, pod przewodnictwem premiera Donalda Tuska, nie widzi powodu do ekstradycji podejrzanego – obnażając tym samym kruchość europejskiej współpracy.
Sabotaż na Morzu Bałtyckim: Atak na europejską arterię energetyczną
Wspominając: 26 września 2022 roku eksplozje wstrząsnęły rurociągami Nord Stream na Morzu Bałtyckim, w pobliżu wyspy Bornholm. Trzy z czterech nitek Nord Stream 1 i 2 uległy zniszczeniu, a z nieszczelności wydobywały się [tysiące ton] gazu przez wiele dni – obraz, który na stałe wpisał się w europejską pamięć (3). Rurociągi, niegdyś drogi do taniego rosyjskiego gazu, który zapewniał niemieckiemu przemysłowi konkurencyjność, były wyłączone z eksploatacji. W tym czasie Nord Stream 1 został zablokowany przez rosyjskie przerwy w dostawach, a Nord Stream 2 przez niemiecki rząd. Niemniej jednak atak był szokujący. Śledztwa, które natychmiast rozpoczęły się w Niemczech, Szwecji i Danii, szybko potwierdziły podejrzenie: sabotaż. Szwedzkie władze zidentyfikowały ślady materiałów wybuchowych i mówiły o „poważnym akcie sabotażu”. Ale kto tak naprawdę za tym stał? Pytanie to do dziś pozostaje politycznym przedmiotem sporu.
Niemieckie śledztwo, prowadzone przez Federalnego Prokuratora Generalnego w Karlsruhe, napotkało wyjątkowe trudności. Miejsce zbrodni znajdowało się na głębokości od 70 do 80 metrów (4), na terenie, który był nieznany nawet dla doświadczonych śledczych BKA. Podwodne drony niemieckich sił zbrojnych (Bundeswehry) i statki badawcze, takie jak „Alkor” z Kilonii, zebrały dowody (5): szczątki, próbki gleby i zdjęcia pękniętych rur, które wskazywały na obecność wojskowych materiałów wybuchowych. Jednak przeszkody biurokratyczne były groteskowe: niemieccy nurkowie policyjni mogli nurkować tylko na głębokość 50 metrów, zgodnie z przepisami, co opóźniło śledztwo (6). Pomimo intensywnych analiz kryminalistycznych, autorstwo pozostaje niejasne, jak twierdzi Federalny Prokurator Generalny Peter Frank.
„Nie można tego obecnie udowodnić; śledztwo jest w toku”. Peter Frank (7)
Stanowisko Polski: ochrona sabotażysty czy geopolityczne kalkulacje?
Decyzja polskiego sądu o odmowie ekstradycji Wołodymyra Z. odzwierciedla stanowisko, które premier Donald Tusk otwarcie wyraził na antenie X:
„Problem z Nord Stream 2 nie polega na tym, że został wysadzony w powietrze. Problem polega na tym, że został zbudowany”. Donald Tusk (8)
Tusk, zagorzały krytyk gazociągów, postrzega ich zniszczenie nie jako szkodę, lecz korzyść. Dla Polski, która rozszerza eksport gazu do Europy, rosyjskie gazociągi były solą w oku. Odmowa ekstradycji podejrzanego podkreśla, że Warszawa przedkłada swoje interesy geopolityczne nad europejską solidarność. Wołodymyr Z., mieszkający z rodziną w Polsce, zaprzecza zarzutom. Jego adwokat, Tymoteusz Paprocki, stwierdził:
„Mój klient nie przyznaje się do winy, nie popełnił przestępstwa przeciwko Niemcom i nie rozumie, dlaczego te oskarżenia zostały wysunięte przez stronę niemiecką”. Tymoteusz Paprocki | BILD (9)
Paprocki argumentował również, że żaden Ukrainiec nie powinien zostać ukarany za działania przeciwko Rosji. Stanowisko to uznaje rurociągi za uzasadniony cel w wojnie z Rosją.
To stanowisko znajduje poparcie w Polsce i uwypukla napięcia w UE. Podczas gdy Niemcy postrzegają sabotaż jako atak na swoją infrastrukturę krytyczną, Polska postrzega go jako cios wymierzony w interesy Rosji. Decyzja ta jest zgodna z pewnym schematem: Włochy wstrzymały już ekstradycję kolejnego podejrzanego, Serhija K., uważanego za dowódcę oddziału saperskiego (10). Brak współpracy pokazuje, jak głębokie są podziały między państwami europejskimi, gdy w grę wchodzą interesy narodowe.
Teoria jachtu żaglowego: Taktyka dywersyjna?
Niemieckie śledztwa koncentrują się na jachcie żaglowym Andromeda (11), który został skradziony przez grupę Ukraińców i Polaków.
Teoria głosi, że grupa ta, w tym Wołodymyr Z., podłożyła ładunki wybuchowe na głębokości 80 metrów. Wersja ta spotyka się jednak ze sceptycyzmem. W artykule w „Apolucie” na temat scenariusza Nord Stream, Thomas Röper zwięźle i sarkastycznie podsumowuje, jak absurdalne są obecne narracje.
„Domniemani sabotażyści niezauważeni przywieźli sprzęt do nurkowania, kilkaset kilogramów materiałów wybuchowych i inny niezbędny sprzęt na molo oddalone o sto metrów od bazy morskiej NATO w Rostocku i spokojnie wypłynęli w morze”. Thomas Röper | Apolut (12)
Nawet w niemieckich kręgach wywiadowczych istnieją wątpliwości. Pomysł, że 16-metrowy jacht mógłby przeprowadzić tak skomplikowaną operację w silnie monitorowanym regionie, takim jak Morze Bałtyckie, wydaje się wielu absurdalny.
„Jeśli śledztwa – jak w tym przypadku – są zbyt proste, to nie należy mieć wątpliwości; trzeba je mieć”. Gerhard Schindler | Welt (13)
Niemiecki magazyn informacyjny Focus (14) zacytował prof. dr. Joachima Krause, emerytowanego dyrektora Instytutu Polityki Bezpieczeństwa Uniwersytetu w Kilonii, znanego z transatlantyckiego podejścia, z trzeźwym ostrzeżeniem przed przedwczesnym obwinianiem. Krause podkreśla logistyczne i fizyczne przeszkody oficjalnej teorii:
„Aby uwolnić ogromną siłę eksplozji z Andromedy, którą zmierzono sejsmicznie 22 września, jacht musiałby zostać załadowany ponad dwiema tonami materiałów wybuchowych, a także dziesiątkami butli tlenowych, boi sygnalizacyjnych, pomocy nawigacyjnych, poduszek podnoszących i innego sprzętu. Zostałoby to zauważone w małym porcie”. Prof. dr Joachim Krause (14)
Krause w ten sposób zwięźle podsumowuje absurdalność oficjalnej narracji: Operacja, w obecnej formie, przeczy fundamentalnym zasadom fizycznym, logistycznym i strategicznym. Każdy, kto ignoruje rzeczywistość i pochopnie przypisuje winę, ryzykuje wykorzystanie śledztwa do celów politycznych.
Rewelacje Hersha: Cień rzucany na USA
Podczas gdy teoria „Andromedy” chwieje się w posadach, raport amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha (15) wywołał poruszenie. Hersh, znany z ujawnienia masakry w My Lai, twierdzi, że USA wysadziły rurociągi pod przykrywką ćwiczeń NATO BALTOPS 22.
„W czerwcu ubiegłego roku nurkowie Marynarki Wojennej, działając pod przykrywką szeroko nagłośnionych ćwiczeń NATO w środku lata, znanych jako BALTOPS 22, podłożyli zdalnie odpalane ładunki wybuchowe, które trzy miesiące później zniszczyły trzy z czterech rurociągów Nord Stream, według źródła mającego bezpośrednią wiedzę o planowaniu operacyjnym”.
„W czerwcu ubiegłego roku, pod pretekstem szeroko nagłośnionych ćwiczeń NATO w środku lata, znanych jako BALTOPS 22, nurkowie Marynarki Wojennej podłożyli zdalnie detonowane ładunki wybuchowe, które trzy miesiące później zniszczyły trzy z czterech rurociągów Nord Stream, według źródła posiadającego bezpośrednią wiedzę na temat planowania operacyjnego”. Seymour Hersh (15)
Według jego anonimowego źródła posiadającego „bezpośrednią wiedzę na temat planowania operacyjnego”, nurkowie Marynarki Wojennej USA z Panama City rozmieścili zdalnie detonowane ładunki wybuchowe C4 podłożone z norweskiego okrętu, a następnie zdetonowane przez boję sonarową. Według Hersha operacja była bezpośrednim rozkazem prezydenta Joe Bidena, wspieranego przez doradców takich jak Jake Sullivan i Victoria Nuland, którzy postrzegali rurociągi jako zagrożenie dla dominacji Zachodu. Sam Biden oświadczył 7 lutego 2022 roku w obecności kanclerza Niemiec Olafa Scholza:
„Jeśli Rosja dokona inwazji, nie będzie już Nord Stream 2”. Joe Biden | RND (16)
Stany Zjednoczone i Norwegia zaprzeczyły tym zarzutom. Adrienne Watson, ówczesna rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nazwała raport Hersha „całkowicie fałszywym i całkowicie sfabrykowanym”. (17) Jednak relacja Hersha nabiera jeszcze większego znaczenia ze względu na swoje motywy polityczne. Według Hersha Stany Zjednoczone obawiały się, że Niemcy będą mniej zdeterminowane we wspieraniu Ukrainy, jeśli Nord Stream 2 zostanie wznowiony. Zniszczenie rurociągów wymusiło na Europie zależność od amerykańskiego gazu łupkowego (18) – co stanowi wyraźną korzyść ekonomiczną dla amerykańskiego przemysłu energetycznego. Norwegia, główny eksporter gazu, również skorzystała, ponieważ wyeliminowanie rosyjskiej konkurencji wzmocniło jej pozycję rynkową. Hersh wymienia Jensa Stoltenberga, byłego premiera Norwegii i obecnego sekretarza generalnego NATO, jako kluczową postać, która ułatwiła tę operację.
Jens Stoltenberg, zagorzały antykomunista, pełnił funkcję premiera Norwegii przez osiem lat, zanim w 2014 roku, dzięki wsparciu Ameryki, przeniósł się na wysokie stanowisko w NATO. Był twardym zwolennikiem Putina i Rosji, współpracował z amerykańskim wywiadem od czasów wojny w Wietnamie. Od tamtej pory cieszy się pełnym zaufaniem. „Jest jak rękawiczka, która pasuje do amerykańskiej dłoni”.
„Jens Stoltenberg, zagorzały antykomunista, pełnił funkcję premiera Norwegii przez osiem lat, zanim w 2014 roku, dzięki wsparciu USA, objął wysokie stanowisko w NATO. Był twardym politykiem we wszystkich kwestiach związanych z Putinem i Rosją i współpracował z amerykańskim wywiadem od czasów wojny w Wietnamie. Od tego czasu cieszy się pełnym zaufaniem. „Jest rękawiczką, która idealnie pasuje do amerykańskiej dłoni” – Seymour Hersh (15)
Rząd niemiecki: Milczenie zamiast wyjaśnień
Postawa rządu niemieckiego pod rządami Olafa Scholza była uderzająco powściągliwa. Hersh krytykuje Scholza za to, że nie „poczynił żadnych znaczących kroków” w celu zidentyfikowania osób odpowiedzialnych (19). Zamiast tego rząd powołuje się na trwające śledztwa prowadzone przez Prokuratora Generalnego, nie podejmując żadnej inicjatywy z własnej inicjatywy. Ta bierność podsyca oskarżenia, że Niemcy chcą uniknąć konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi, nawet jeśli to Stany Zjednoczone były odpowiedzialne za atak. AfD wzywa do powołania komisji śledczej w celu ustalenia, czy „wiodące mocarstwo NATO przeprowadziło atak na kluczową infrastrukturę krytyczną naszego kraju na wodach europejskich” (20).
Nowy rząd pod przewodnictwem Friedricha Merza, który we wrześniu 2025 r. zastąpił koalicję „sygnalizacji świetlnej”, zasygnalizował na razie twardszą linię, ale pozostaje ostrożny w kwestii samego sabotażu i koncentruje się na sankcjach i niezależności energetycznej. Merz wielokrotnie wypowiadał się przeciwko ponownemu uruchamianiu lub naprawie rurociągów, aby nie dać Rosji przewagi, i ostrzega przed „krokiem wstecz” w polityce energetycznej. (21) W debacie podkreślił, że sabotaż, niezależnie od sprawcy, utrwala wstrzymanie importu gazu z Rosji i zwiększa zależność Niemiec od amerykańskiego LNG, nie krytykując przy tym wprost USA. (22) To stanowisko podkreśla prozachodnią orientację Merza, który unika konfrontacji z partnerami z NATO, jednocześnie przedstawiając konsekwencje gospodarcze dla Niemiec jako nieuniknione. Wybuch rurociągów mocno uderzył w Niemcy. Tani gaz pomógł uczynić z Niemiec dominujący ośrodek przemysłowy w Europie Zachodniej. Teraz grozi deindustrializacja, ponieważ firmy przenoszą się do Stanów Zjednoczonych, kuszone niższymi kosztami energii. Odmowa ekstradycji podejrzanych przez Polskę i Włochy wzmacnia wrażenie, że Niemcy są pozostawione same sobie.
Szwecja, która zamknęła śledztwo i przekazała jego wyniki Niemcom, również stawia opór: szczegółowe ustalenia pozostają tajne.
Geopolityczny przegrany
Sabotaż Nord Streamu to coś więcej niż sprawa karna; to przede wszystkim geopolityczna gra o władzę, w której Niemcy ryzykują przegraną. Polska decyzja o ochronie Wołodymyra Z. jest symptomem rozbitej jedności europejskiej. Podczas gdy Tusk uznaje rurociągi za błąd i uważa odmowę ekstradycji podejrzanego za słuszną (23), pytanie, kto tak naprawdę stoi za atakiem, pozostaje bez odpowiedzi. Teoria Hersha, że USA i Norwegia działały z pobudek ekonomicznych i strategicznych, jest kontrowersyjna, ale wciąż nieudowodniona. Jednak oficjalne zaprzeczenia Waszyngtonu i bierność Berlina budzą wątpliwości co do gotowości do ujawnienia prawdy.
Wysadzenie rurociągów było jednak bez wątpienia atakiem na europejską infrastrukturę energetyczną i niemieckie podstawy ekonomiczne. Odmowa współpracy Polski z Niemcami dowodzi, że interesy narodowe górują nad europejską solidarnością. W miarę trwania śledztwa Morze Bałtyckie pozostaje teatrem działań hybrydowych, w którym prawda jest największą ofiarą. Niemiecka opinia publiczna zasługuje na odpowiedzi, ale przywódcy polityczni zdają się preferować milczenie niż zadawanie niewygodnych pytań.
Janine Beicht
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Artykuł ukazał się 18 października 2025 roku na stronie : https://apolut.net/nord-stream-sabotage-bleibt-ein-geopolitisches-minenfeld-von-janine-beicht
Źródła i Przypisy:
(1) https://www.tagesschau.de/ausland/europa/nord-stream-sabotage-auslieferung-100.html
(3) https://www.tagesschau.de/investigativ/wdr/nord-stream-sabotage-101.html
(4) https://www1.wdr.de/radio/wdr5/sendungen/tiefenblick/tiefenblick-tatort-ostsee-100.html
(6) https://www.tagesschau.de/investigativ/wdr/nord-stream-sabotage-101.html
(8) https://x.com/donaldtusk/status/1975570626682495482
(12) https://apolut.net/neue-beschuldigung-zur-nord-stream-sprengung-von-thomas-roper/
(13) https://archive.ph/4spPN#selection-2531.26-2531.43
(15) https://archive.is/VLXqb#selection-817.0-1242.3
(17) https://www.tagesschau.de/faktenfinder/nord-stream-usa-hersh-101.html
(18) https://www.dw.com/de/streit-um-amerikanisches-fracking-gas/a-47483363
(20) https://www.tagesschau.de/faktenfinder/nord-stream-usa-hersh-101.html
Adrian Fyda https://pch24.pl/po-co-nam-az-cztery-ewangelie
Czy nie wystarczyłoby chrześcijanom posiadanie tylko jednej Ewangelii, zawierającej dokładny opis życia i działalności Chrystusa? Po co nam aż cztery przekazy, w wielu miejscach mówiące o tym samym?
Okazuje się jednak, że każdy z Ewangelistów miał inny cel, pisał do innej grupy odbiorców i skupiał się na innych aspektach życia, działalności, męki i zmartwychwstania Zbawiciela. Czterej Ewangeliści są niczym cztery twarze, pokazujące różne aspekty Bożej chwały.
Ewangelia według św. Mateusza
O Ewangelii według św. Mateusza mówi się, że ma strukturę chiastyczną, czyli taką, która dąży do punktu kulminacyjnego, a następnie w sposób symetryczny oddala się od niego. Mateusz rozpoczął swój przekaz od Narodzin Chrystusa, dalej skupił się na nauczaniu Zbawiciela, a wspomnianym punktem kulminacyjnym jest siedem przypowieści o Królestwie niebieskim w rozdziale 13. Od tego momentu obserwujemy symetryczne odbicie wcześniejszych wydarzeń: poprzez kolejne opisy dalszej działalności Chrystusa dochodzimy wreszcie Jego do męki, śmierci i zmartwychwstania.
Nie ulega wątpliwości, że Mateusz pisał do Żydów. Zdecydowanie częściej od innych Ewangelistów cytował on Stary Testament oraz nawiązywał do znanych żydowskich zwyczajów i tradycji. Prawdopodobnie używał głównie języka hebrajskiego, mimo iż język ten był już wtedy powszechnie wyparty przez język aramejski. Niektórzy bibliści twierdzą jednak, że oryginał Ewangelii Mateusza został napisany po grecku i dopiero później przetłumaczony na język hebrajski.
Przyświecającym Mateuszowi celem było nauczanie nawróconych na chrześcijaństwo Żydów i pokazanie im, że to właśnie Jezus Chrystus był tym obiecanym Mesjaszem; że wszystkie starotestamentalne proroctwa wypełniły się właśnie w Jego Osobie. Stąd też Ewangelia Mateusza jest niczym pomost łączący Stare i Nowe Przymierze.
Mateusz położył również nacisk na aspekt Chrystusa jako prawodawcy. I tak choćby w kazaniu na Górze widzimy Mistrza dającego nowe Prawo niczym Mojżesz, a pięć wielkich mów Chrystusa nawiązuje do mojżeszowego Pięcioksięgu. Jezus różni się jednak od Mojżesza tym, że nie tylko przekazał Boże prawo, lecz również sam był jego autorem, uosobił je i wypełnił.
Ewangelia według św. Marka
Marek był towarzyszem św. Piotra, a w jego Ewangelii widać wpływ Pierwszego Papieża i inspirację jego nauczaniem. Niektórzy nazywają tę Ewangelię właśnie „Ewangelią według św. Piotra”, której on jako niepiśmienny rybak nie mógł spisać. Tradycyjnie przypuszcza się, że Piotr znał już Ewangelię św. Mateusza i używał jej w swoim nauczaniu. Stąd też Ewangelia Marka – w której piotrowe nauczanie jest widoczne – jest echem dzieła Mateusza i jego nieco krótszą wersją. Niektórzy bibliści nie zgadzają się jednak z tą hipotezą i twierdzą, że Ewangelia Marka powstała jako pierwsza, a Mateusz ją tylko „rozszerzył”.
Niezależnie od kolejności powstania obu Ewangelii, widać w każdej z nich nacisk na inne kwestie. W przeciwieństwie do Mateusza pokazującego, że Stary Testament wypełnił się wraz z przyjściem Chrystusa, Marek skupił się bowiem na tym, co było „nowe” w Osobie Jezusa – przede wszystkim, podkreślał Jego Bóstwo. Aż trzykrotnie pokazał dowody, że jest On Synem Bożym i obiecanym Chrystusem. Po raz pierwszy – w ustach św. Piotra, który wyznał: „Ty jesteś Mesjasz” (Mk 8,29). Ponownie mówił setnik: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,39). Trzecim wreszcie dowodem Bóstwa Chrystusa było Jego zmartwychwstanie, przez które pokonał śmierć.
Co do formy przekazu, Ewangelia Marka jest bardzo dynamiczna, napisana w stylu żywym i niemal reporterskim. Autor bardzo lubił używać słowa „zaraz”, by podkreślić wspomnianą dynamikę akcji – jak w słowach: „Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię” (Mk 1:12). W przeciwieństwie do Mateusza, nie znajdziemy tu już opisu długich mów Zbawiciela, lecz nacisk kładziony jest na Jego działanie.
Ewangelia według św. Łukasza
Św. Łukasz był uczniem św. Pawła Apostoła, co da się zauważyć w języku jego Ewangelii. Łukasz nigdy Chrystusa nie spotkał, a swoją Ewangelię napisał na podstawie opowieści usłyszanych od naocznych świadków działalności Zbawiciela. I co ciekawe, potrafił opisać wydarzenia w taki sposób, jak gdyby sam był ich uczestnikiem. Widać u niego wiele odniesień do Matki Bożej oraz opis niektórych wydarzeń jakby z Jej punktu widzenia, co pozwala przypuszczać, że to właśnie Ona była jednym z tych naocznych świadków opowiadających Łukaszowi o Chrystusie. Łukasz był świadom istniejących już przekazów Mateusza i Marka, a sam chciał jedynie pogłębić treści przez nich przekazane.
Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono – pisze św. Łukasz na początku swojej Ewangelii (Łk 1,4), pokazując, że jego przekaz ma być także potwierdzeniem tego, co spisali Mateusz i Marek. Jego celem było stworzenie wiarygodnego i chronologicznie uporządkowanego opisu wydarzeń.
Ewangelia według św. Łukasza tworzy z Dziejami Apostolskimi pewną całość, stanowiącą aż 30 proc. Nowego Testamentu. Łukasz zaadresował obie Księgi do Teofila i – choć nie wiadomo kim ów adresat był – to jego imię oznacza „umiłowany przez Boga” lub „kochający Boga”.
W swojej Ewangelii Łukasz położył duży nacisk na człowieczeństwo Chrystusa. Jego zapis życia Zbawiciela jest najdokładniejszy i zdaniem ekspertów – najbardziej wiarygodny, co widać choćby w szczegółowym opisie narodzin Mesjasza. Łukasz starał się pokazać nie tylko teologiczne aspekty nauczania Pana Jezusa, lecz także potwierdzić Jego historyczną prawdziwość. Stąd też umieścił konkretne dane historyczne: m.in. nazwiska władców czy też połączenie czasu narodzin Chrystusa ze spisem ludności zarządzonym przez cezara Augusta. U Łukasza widoczne są też motywy miłosierdzia i przebaczenia. Nie dziwi zatem obecność historii Zacheusza, czy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie i synu marnotrawnym, oraz zauważenie obecności ubogich i grzeszników wokół Jezusa.
Ewangelia według św. Jana
Ewangelia według św. Jana jest bez wątpienia odmienna od trzech pozostałych. Jest ona najbardziej bogata teologicznie, co widać już od samego początku. Jan zaczął dzieje Zbawiciela od Prologu mówiącego o Słowie, czyli drugiej Osobie Trójcy Świętej – Synu Bożym, który przyjął ludzkie ciało. Jan wyjaśnił, że „na początku było Słowo” (J 1,1), czyli, że Syn Boży istnieje odwiecznie i jest współistotny Ojcu. Zaraz potem podkreślił Jego Bóstwo, mówiąc, że „Bogiem było Słowo” oraz zaakcentował fakt, że wszystko stało się przez Syna (J 1,3).
Podobnie w słynnym szóstym rozdziale Jan dowiódł realnej obecności Chrystusa w Eucharystii. Zwrócił uwagę na szczegóły mowy Chrystusa pokazujące, że nie była to przypowieść czy alegoria, ale słowa odnoszące się do Jego prawdziwego Ciała. Jan podkreślił realistyczny język użyty przez Mistrza, w tym użyte greckie słowo „trogo” (znaczące „spożywać”, a wręcz „przeżuwać”), powtórzenia (pięć razy mówi o spożywaniu Ciała i cztery razy o piciu Krwi), czy też zastosowane przysłówki („zaprawdę”, „prawdziwie” itd.). Wreszcie Jan wspomniał na początku rozdziału, że „zbliżało się święto żydowskie, Pascha” (J 6,4), łącząc mowę Chrystusa o spożywaniu Jego Ciała z Jego śmiercią na krzyżu; to właśnie te dwa wydarzenia łączą się we Mszy św.
Jan znał już Ewangelie przekazane przez trzech synoptyków i uzupełnił ją opisem długich mów Chrystusa, pełnych teologicznej treści. I tak zamiast opisywać scenę ustanowienia Eucharystii, którą wyczerpująco przekazali już pozostali trzej Ewangeliści, Jan skupił się na jednym jej aspekcie, czyli Modlitwie Arcykapłańskiej Chrystusa. Ma ona charakter mowy pożegnalnej Zbawiciela, lecz przede wszystkim wyjaśnia ona sens Jego męki i śmierci.
Po co nam aż cztery Ewangelie?
Można jednak postawić pytanie: czy tego wszystkiego nie można było zmieścić w jednej Ewangelii? Czy potrzebne były aż cztery zapisy życia i działalności Chrystusa? Tak naprawdę „Ewangelii” – czyli przekazów opisujących życie i działalność Chrystusa – było więcej, ale tylko te cztery zostały uznane przez Kościół za natchnione. Należy zwrócić uwagę, że liczba „4” jest symboliczna i oznacza uniwersalność, w nawiązaniu do czterech stron świata.
Wydaje się jednak, że obecność konkretnie czterech Ewangelii była wyraźnie zamierzona przez Boga. Prorok Eziechiel otrzymał bowiem wizję „czterech istot żyjących” – czterech cherubinów, z których każdy miał cztery oblicza: człowieka, lwa, cielca i orła (Ez 1,5-10). To właśnie te cztery twarze Kościół uważa za wyjaśnienie istnienia właśnie czterech Ewangelii. Każdy z Ewangelistów był niczym osobna twarz i pokazał odrębny aspekt Bożej chwały. Pierwsza z twarzy – ludzka – oznacza Ewangelię według św. Mateusza, zaczynającą się od genealogii Chrystusa. Na początku przekazu św. Marka czytamy opis działalności Jana Chrzciciela na puszczy i stąd przypisuje się mu twarz lwa. Wół kojarzący się z betlejemskim żłóbkiem nawiązuje do św. Łukasza, który na początku opisuje Boże Narodzenie. Wreszcie Jan to orzeł, ponieważ w swojej Ewangelii wzniósł się na najwyższe przestrzenie teologii.
Co zaś tyczy się samych synoptyków, czyli Mateusza, Marka i Łukasza, to ich liczba też jest symboliczna. Trzy to przecież liczba Trójcy św., a każdy z nich rozpoczyna swoją Ewangelię od nawiązania do innej Osoby Boskiej. Opisując genealogię Chrystusa, Mateusz skupił się na ojcostwie; Marek rozpoczął swój opis od Chrztu Syna Bożego, a Łukasz jeszcze w pierwszym rozdziale mówił o Wcieleniu, będącym dziełem Ducha Świętego.
U każdego z Ewangelistów widać nacisk na inne aspekty życia Chrystusa. Mateusz chciał podkreślić fakt, że Jezus Chrystus był wypełnieniem starotestamentalnych proroctw mówiących o mającym nadejść Mesjaszu i posłużył się do tego licznymi odniesieniami do proroków i opisami mów Chrystusa. Marek z kolei zaakcentował to, co było nowe i unikatowe w Osobie Chrystusa – przede wszystkim, że był On Synem Bożym, a zamiast długich mów Chrystusa, położył nacisk na akcję i dynamiczny język. Łukasz zdecydowanie częściej wspominał o Matce Bożej oraz podkreślał znaczenie miłosierdzia Chrystusa i przebaczenia, którym On obdarza. Wreszcie Jan – umiłowany uczeń Pana, którego Ewangelia powstała najprawdopodobniej najpóźniej ze wszystkich – zawarł w swoim przekazie niezwykłe bogactwo teologiczne, będące podstawą do ogłoszenia wielu dogmatów w Kościele.
Adrian Fyda
Goran Andrijanić https://wpolityce.pl/kosciol/743497-nasz-wywiad-kindziuk-ks-popieluszko-powraca
„Mimo, że minęło już 41 lat od śmierci ks. Jerzego, nie ustalono ani wszystkich okoliczności porwania i śmierci, ani też sprawstwa kierowniczego zabójstwa. Obecnie, śledztwo prowadzi prokurator IPN Mieczysław Góra. Należy oczekiwać, że po jego zakończeniu rozpocznie się, przynajmniej powinien się rozpocząć uczciwy proces sądowy” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Milena Kindziuk z UKSW, biografka bł. ks. Popiełuszki, członek Rady Naukowej Muzeum Ks. Jerzego Popiełuszki.
wPolityce.pl: Wciąż nie są znane wszystkie fakty związane ze śmiercią ks. Popiełuszki. Jak dobrze wiemy, jest Pani autorką najważniejszych biografii ks. Jerzego – co zatem wiadomo na pewno?
Milena Kindziuk: Pewne jest, że ks. Jerzy został uprowadzony wieczorem 19 października 1984 roku po drodze z Bydgoszczy do Warszawy. To porwanie nie było przypadkowym aktem, lecz kulminacją wielomiesięcznej inwigilacji, która nasiliła się w 1982 roku – SB śledziła każdy jego krok, w tym Msze za Ojczyznę w parafii św. Stanisława Kostki, które stały się symbolem oporu wobec komunistycznego reżimu. Wiadomo też, że samochód, którym Popiełuszko jechał z kierowcą, został zatrzymany w miejscowości Górsk (są świadkowie) przez trzech funkcjonariuszy MSW. Natomiast o tym, co działo się później, wiadomo zasadniczo z relacji porywaczy – przedstawili oni swoją wersję zdarzeń na procesie sądowym w Toruniu (przełom 1984/85 roku) i została ona przyjęta jako tzw. wersja oficjalna zbrodni. Proces toruński był jednak sterowany przez ówczesne władze komunistyczne, w części zmanipulowany, stąd jego ustalenia nie są w pełni wiarygodne.
Śledztwo w tej sprawie wciąż się toczy, prawda?
Tak, prowadzi je IPN – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, delegatura w Bydgoszczy. Mimo, że minęło już 41 lat od śmierci ks. Jerzego, nie ustalono ani wszystkich okoliczności porwania i śmierci ani też sprawstwa kierowniczego zabójstwa.
Wcześniej, tj. od początku lat. 90. dogłębne śledztwo w tej sprawie prowadził prokurator Departamentu Prokuratury Ministerstwa Sprawiedliwości Andrzej Witkowski wraz z całym zespołem prokuratorów, policjantów, ekspertów. Ustalili oni wtedy wiele nowych faktów, przesłuchali świadków, których całkowicie pominięto w procesie toruńskim. Efekt był jednak taki, że prokuratora Witkowskiego od śledztwa odsunięto. W 2002 roku ponownie zaczął je prowadzić jako prokurator IPN, po czym – po kolejnych nowych ustaleniach, jakie podjął – ponownie został od śledztwa odsunięty.
Także osobiście badam te kwestie, co się wydarzyło między porwaniem księdza 19 października, a wyłowieniem jego ciała z Wisły 30 października, przygotowuję osobną publikację na ten temat.
Obecnie, śledztwo prowadzi prokurator IPN Mieczysław Góra. Należy oczekiwać, że po jego zakończeniu rozpocznie się, przynajmniej powinien się rozpocząć uczciwy proces sądowy.
Najnowsza książka. którą Pani napisała razem z ks. prof. Józefem Naumowiczem. poświęcona jest objawieniom Popiełuszki, których już od 2009 roku doświadcza Francesca Sgobbi. Co było głównym motywem napisania tej publikacji? Pytam, bo trzeba przyznać, że tematyka prywatnych objawień jest zawsze dość wrażliwa.
Dziękuję za to pytanie – rzeczywiście, prywatne objawienia to temat delikatny, wymagający ostrożności i rzetelności, zwłaszcza w kontekście nauczania Kościoła, które podkreśla, że nie zobowiązują one do wiary, ale mogą służyć pogłębianiu życia duchowego i przypominaniu prawd Ewangelii.
Nasza książka „Niezwykłe objawienia ks. Jerzego Popiełuszki we Włoszech”, wydana w tym roku przez Wydawnictwo Esprit, powstała po szesnastu latach od momentu, w którym Francesca Sgobbi, jak stwierdza, doznaje tych nadzwyczajnych spotkań z ks. Jerzym, widzi go, słyszy jego głos, zapisuje jego „messaggi”, czyli przesłania. W ostatnim czasie informacje o nich zaczęły się coraz bardziej rozprzestrzeniać, budząc zainteresowanie, ale i wiele pytań. Naszą intencją było zapobieżenie tworzenia się sensacji wokół tych objawień – bo taka atmosfera zaczynała się wokół nich robić. Celem było też uporządkowanie i przybliżenie treści, oczywiście po dokładnym sprawdzeniu, czy nie są one sprzeczne z zasadami wiary i nauczaniem Kościoła. Chcieliśmy też wyjaśnić, dlaczego bł. ks. Jerzy „powraca” w tych wizjach właśnie teraz.
A dlaczego?
Nie po to, by przypominać o sobie, ale by dalej wskazywać na Chrystusa i Ewangelię, jak czynił to za życia. Trzeba pamiętać, że objawienia zwane prywatnymi, nawet jeśli są uznane przez Kościół, nie dodają nic do objawienia, które jest zawarte w Biblii, a jedynie przypominają o pewnych chrześcijańskich prawdach, a przez to ożywiają wiarę i przyczyniają się do jej pogłębienia. Tak też jest z objawieniami ks. Jerzego we Włoszech.
Jak te objawienia mogłyby przyczynić się do dynamiki kultu księdza Jerzego? Jak Pani, jako osoba dobrze znająca jego postać i duchowe znaczenie, to postrzega?
W książce, którą napisaliśmy z ks. prof. Józefem Naumowiczem, podkreślamy, że te wizje – trwające od 2009 roku – niosą przesłania, które idealnie wpisują się w duchowe dziedzictwo ks. Popiełuszki: modlitwę za Kościół, za ojczyznę i rządzących, siłę przebaczenia oraz sens cierpienia jako drogi do świętości. Mogą one ożywić kult, przypominając, że ks. Jerzy nie jest tylko historyczną postacią, ale żywym orędownikiem, który „powraca”, by wzywać do nawrócenia i miłości, która zwycięża zło dobrem – dokładnie tak, jak głosił za życia podczas Mszy za Ojczyznę. Życie ks. Jerzego badam od 30 lat i widzę w tych objawieniach naturalną kontynuację jego prorockiej roli. Francesca opisuje widzenia cielesne i słowa wewnętrzne, w których ks. Jerzy podkreśla, że cierpienie jest „wizytą Boga” i zachęca do ofiary dla zbawienia dusz – to echo jego własnych kazań.
Jak silny jest obecnie ten kult ks. Jerzego? Obchodzimy teraz 41. rocznicę jego śmierci.
Kult błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki jest dziś silniejszy niż kiedykolwiek, co doskonale widać w tych dniach, gdy w Warszawie i w całej Polsce, gdy trwają różne uroczystości upamiętniające 41. rocznicę jego męczeńskiej śmierci.
Fenomenem jest, że do tej pory grób ks. Jerzego odwiedziło ponad 24 miliony ludzi z całego świata, że wciąż ludzie proszą o jego relikwie – ostatnio zostały przekazane nawet na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie dokonuje się wiele niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień za wstawiennictwem polskiego męczennika za wiarę.
=================================
mail:
Ks. Popiełuszko był męczennikiem.
Jednak jest pytanie, czy męczennikiem Sprawy Chrystusowej.
W swoim czasie popularne były fotografie, jak Adam Michnik obejmuje się
z ks. Popieluszką.
Czy śmierć Księdza nie miała uwiarygodnić sprawy Michnika?
A dzisiaj czytamy:
Prezydent Karol Nawrocki wziął udział w niedzielnej mszy świętej w 41.
rocznicę śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a po niej złożył wieniec
na jego grobie. Bez tej ofiary nie byłoby naszej wolności – ocenił we
wpisie na X.
„Żyć w prawdzie, żyć dla prawdy i dla prawdy umrzeć – to trzy
najtrudniejsze drogi. Ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan Solidarności,
duchowny niezłomny, przeszedł je wszystkie. Nie uląkł się komunistycznej
dyktatury i nie wycofał w godzinie próby” – napisał w niedzielę
prezydent na X.
Czy nie wykorzystuje się tej śmierci, by mówić o wolności, której nie ma.
Czy składa się wieniec na grobie Męczennika zamiast tego, by
powiedzieć, że samemu żyje się w prawdzie?
[Z doświadczenia: A lekarze? W jakim procencie?? md]

(fot. pixabay,com )
Do zastosowania w medycynie sztuczna inteligencja nie nadaje się najlepiej. Taki wniosek płynie z badania włoskich uczonych. Naukowcy dowiedli, że chatboty podczas diagnozowania schorzeń mylą się w ok 70 procentach przypadków. Wyniki badań opublikowano na łamach specjalistycznego pisma „European Journal of Pathology”.
W ramach projektu badawczego, rozpoczętego w 2023 roku pod kierunkiem Vincenzo Guastafierro z Instytutu Klinicznego i Uniwersytetu Humanitas w Rozzano koło Mediolanu, przeanalizowano odpowiedzi dostarczone przez ChatGPT w 200 przypadkach klinicznych dotyczących różnych specjalizacji lekarskich.
Każdy z przedstawionych narzędziom sztucznej inteligencji wymyślonych przypadków powstał we ścisłej współpracy ze specjalistami medycyny i zgodnie z najnowszymi wskazówkami diagnostycznymi.
Stwierdzono błędne odpowiedzi w ok. 70 proc. przypadków, a także niedokładne odwołania do źródeł lub wręcz całkowicie wymyślone w 30 proc.
ChatGPT udzielił częściowo przydatnych odpowiedzi w 62 proc. przypadków, ale wolnych od błędów było tylko 32 procent.
Wśród najpoważniejszych błędów była niewłaściwa diagnoza dotycząca raka skóry oraz pomylenie dwóch różnych rodzajów nowotworu piersi. Oprogramowanie cytowało przy tym nieistniejące źródła medyczne.
Jak zaznaczył Vincenzo Guastafierro, którego wypowiedź przywołał dziennik „Il Messaggero”, rezultaty te pokazują, jak bardzo konieczna jest ostrożność przy wykorzystywaniu AI na polu medycyny, bo pomyłki w diagnozie, które wykryto, mogłyby mieć poważne konsekwencje.
– Oko kliniczne lekarza pozostaje niezastąpione. AI musi być uważana za wsparcie, ale nie za zamiennik kompetencji człowieka – zaznaczył.
(PAP)/oprac.FA
https://pressmania.pl/prawdziwy-autor-zwyciestwa-1920-roku-i-ofiara-zazdrosci-pilsudskiego
18 października 1928 r. zmarł w Warszawie gen. broni Tadeusz Samuel Szymon Jordan Rozwadowski (ur. 19/20 maja 1866 w Babinie). W 97. rocznicę jego śmierci warto przypomnieć go nie tylko jako znakomitego teoretyka i praktyka sztuki wojennej, konstruktora innowacyjnych pocisków i reformatora kawalerii, lecz także jako jednego z kluczowych architektów polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej 1920 r. oraz jako żołnierza, którego po przewrocie majowym usunięto z życia publicznego i poddano kampanii dyskredytacji.
Wykształcony w wiedeńskiej Akademii Technicznej i Szkole Wojennej, w c.k. armii doszedł do rangi feldmarszałka-porucznika. Już w I wojnie światowej zasłynął jako wybitny artylerzysta i taktyk (ruchoma zasłona ogniowa, precyzyjne współdziałanie artylerii i piechoty). Z Armii Habsburgów przeszedł do Wojska Polskiego (1918), organizował jego centralne instytucje, dowodził Armią „Wschód”, współ-bronił Lwowa i szefował Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu, budując kanały wsparcia polityczno-wojskowego (m.in. z Francją i Rumunią) oraz inspirując powstanie Eskadry Kościuszkowskiej.
22 lipca 1920 r., w najcięższym momencie wojny polsko-bolszewickiej, został ponownie szefem Sztabu Generalnego. Jego pierwszym sukcesem było opanowanie odwrotu i zorganizowanie wielkoskalowego przegrupowania na linię Wisły. Z dokumentów i relacji oficerów wynika, że:
W praktyce oznaczało to manewr okrążająco-rozrywający: przywiązanie sił Tuchaczewskiego pod Warszawą, rozbicie jego lewej flanki nad Wkrą i uderzenie w odsłonięte operacyjne zaplecze z rejonu Dęblin–Kock–Lubartów. Rozwadowski wykonał tu robotę „sztabową”: zsynchronizował logistykę, marsze i osiłował narzucić tempo, w którym przeciwnik tracił inicjatywę. Dowodzenie całością operacji pozostawało przy Naczelnym Wodzu, lecz wkład Rozwadowskiego polegał na tym, że plan stał się spójnym, wykonalnym schematem działania. Za 1920 r. odznaczono go podwójnie „Virtuti Militari” (V i II kl.).
Spór o autorstwo Bitwy Warszawskiej ma wymiar polityczny i pamięciowy. Obok Piłsudskiego (koncepcja zwrotu zaczepnego znad Wieprza), wskazuje się wkład gen. Hallera, Sikorskiego, francuskiej misji wojskowej (Weygand, Henrys), a także – konsekwentnie – szefa Sztabu, gen. Rozwadowskiego. Dziś ostrożny konsensus badawczy brzmi: zwycięstwo było rezultatem zbiegu kilku planów, rzetelnej pracy sztabowej i sprawnego wykonania, a nie jednego „genialnego natchnienia”. W tym zespole Rozwadowski był „inżynierem bitwy”: porządkował odwroty, urealniał rozdział sił, wzmacniał krytyczny kierunek północny i nadawał operacji wymiar dwuskrzydłowy.
W latach 1921–1926 jako Generalny Inspektor Jazdy (potem Kawalerii) forsował koncepcję wojsk szybkich, modernizację szkolnictwa (Grudziądz) i wczesne komponenty broni pancernej. Mentorsko wspierał przyszłe filary dowodzenia (m.in. Sikorski, Kutrzeba, Sosabowski, Kleeberg). Tu także widać jego „techniczną” wrażliwość: nacisk na mobilność, łączność, zgrywanie broni i rezerw.
12–15 maja 1926 r. stanął po stronie legalnych władz przeciw przewrotowi Józefa Piłsudskiego. Dowodził obroną Warszawy, próbował utrzymać spójność dowodzenia i doprowadzić do kontrakcji – ostatecznie prezydent Wojciechowski przerwał walki, aby uniknąć wojny domowej. Dla Rozwadowskiego to był rozkaz o honorowym ciężarze, który wykonał bez zastrzeżeń. Następnie aresztowano go i przez wiele miesięcy przetrzymywano bez aktu oskarżenia; towarzyszyła temu nagonka prasowa i próba przypisania mu „bombardowania Warszawy”. W 1927 r. przeniesiono go w stan spoczynku. Zdrowie, nadwątlone więzieniem, nie wróciło.
Zmarł 18 października 1928 r. Zgodnie z wolą spoczął wśród swoich – na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Los jego szczątków po zniszczeniach i profanacjach w okresie sowieckim pozostaje niepewny. Pamięć o nim długo kształtowały dwie narracje: piłsudczykowska (marginalizująca jego rolę) i „antysanacyjna” (czyniąca go niemal jedynym autorem zwycięstwa). Dziś, wraz z edycją źródeł i spokojniejszą historiografią, coraz częściej wraca obraz Rozwadowskiego jako kluczowego współautora sukcesu 1920 r. i wybitnego oficera sztabowego.
[O otruciu jako przyczynie tej śmierci – p. Prokop nawet nie wspomina. Czemu? A o interwencji Królowej Polski?? Czemu? md]
Rozwadowski pozostaje symbolem profesjonalizmu sztabowego i żołnierskiej lojalności. Jego życiorys pokazuje, że „wielkie zwycięstwa” rodzą się z połączenia politycznej decyzji i rzemiosła wojennego – a to drugie bywało przez dekady niedoceniane. W rocznicę jego śmierci warto przywracać proporcje: Bitwa Warszawska miała wielu autorów; Rozwadowski był jednym z najważniejszych. I warto pamiętać, jak wysoką cenę zapłacił za wierność przysiędze w 1926 roku.
====================================================================
M.Dakowski
Autor nie wspomina o prawdziwej Przyczynie zwycięstwa z sierpnia 1920 roku:
O Matce Boskiej, Jej dwukrotnych objawieniach sołdatom, z 14 i 15 sierpnia. Czemu??
„Pianista musi nie tylko pięknie grać, ale również rytualnie potępić Putina”
Zapewne pamiętacie film Wojciecha Marczewskiego „Dreszcze” z 1981 roku. Żeby zrozumieć film trzeba wczuć się w epokę rządów Bermanów i Fejginów. Obowiązująca wtedy doktryna stała się parareligią, która co prawda pozbawiona jest sensu – ale niewielu ma odwagę o tym głośno mówić. Oczekiwaniem ośrodków decyzyjnych była bezgraniczna wiara w panującą ideologię, rządzących i sojusze. I w to, że zewnętrzny wróg jest zły, podstępny i tylko czeka by nas zaatakować. By temu zapobiec trzeba tępiąc przede wszystkim wroga wewnętrznego, który jest przeciw, ma wątpliwości lub może mieć wątpliwości.
Cyniczni kapłani kłamstwa hartowali fanatycznych wiernych wyznawców tych idei. Ci zaś pilnowali, by wszyscy powszechnie je wyznawali lub udawali, że je wyznają. Propaganda była sączona przez ówczesne środki przekazu. Prasa, radio, pogadanki. Do tego wszystkiego niezbędne okazały się teatralne przedstawienia samokrytyki. W „Dreszczach” powodem takiej samokrytyki była tragedia, która zaistniała z powodu słuchania przez jednego z bohaterów zachodniego ośrodka dezinformacji.
Ale co się tak naprawdę zmieniło? Dzisiaj wektor jest zwrócony w drugą stronę, ale mechanizm pozostał dokładnie ten sam. Uwzględniając oczywiście wszystkie zmiany czasu, atlantyści reagują na słuchanie „RIA Nowosti” dokładnie tak samo jak reagowały wtedy bermany na słuchanie „Głosu Ameryki”. Ba, często twórcami i strażnikami obecnego ustroju są dzieci i wnuki, tych co tworzyli tamten system – a wpływy stracili na rzecz polskiej lewicy w 1956 i 1968 roku.
Karol Marks napisał „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. Włączam rano radio i słyszę, w XIX Konkursie Chopinowskim wystąpiło dwóch Rosjan Andriej Żenin i Filip Lynow. Ze względu na wojnę na Ukrainie wystąpili nie pod flagą Rosji, ale pod neutralną.
To jednak zbyt mało dla hunwejbinów atlantyzmu. Rzecznik prasowy Konkursu Chopinowskiego Aleksander Laskowski powiedział: „Oczekiwaliśmy od tych uczestników jednoznacznego stanowiska wobec rosyjskiej agresji, czyli jej potępienia, i oni się na to decydowali. Dlatego zostali dopuszczeni”. Młodzi pianiści musieli według ukraińskich mediów „jednoznacznie potępiać wszelkie działania Federacji Rosyjskiej stanowiące naruszenie prawa międzynarodowego” by brać udział w polskim konkursie. Pozostawiam to bez komentarza.
PS. Czy może być żałośniej i bardziej karykaturalnie? Okazuje się, że jak najbardziej może!
Słucham dalej radia i słyszę, że w gminie Dołhobyczów zamalowano pomnik bandziorów z Ukraińskiej Powstańczej Armii Pomnik ukraińskiej formacji odpowiedzialnej za ludobójstwo Polaków na Kresach Wschodnich II RP. Na obelisku namalowano flagę Polski. Napisał o tym „Najwyższy Czas!” i potwierdziła to policja.
Słyszę o „powszechnym oburzeniu”. Słucham o „dewastacji, zniszczeniu, akcie wandalizmu!” Gdzie my żyjemy! Dewastacją zbiorowej pamięci, zbezczeszczeniem naszej historii i zniszczeniem zdrowego rozsądku jest istnienie na terenie Polski takich obiektów! Co będzie kolejne – pamiątkowy obelisk dla rodziny komendanta i załogi KL Auschwitz?
łj
| ROBERT W MALONE MD, MS OCT 19 |


So, the newspapers were full of “no-kings” protest stories this morning.
The shocking thing about the coverage was how they completely missed the part that Soros-backed organizations largely funded these events, and all those protesters were far-left. You would think that it was everyday Americans out protesting – instead of the far-left socialists, progressives, and social justice “warriors.”
Not a mention in the press of Biden’s tyranny, or Harris’ stolen primary, or the hypocrisy of the protestors. Because the truth is:

















“Good morning, and welcome to the War Department, because the Department of Defense is over”
– Secretary of War Pete Hegseth



Kiedy Unia Europejska buduje mury i niszczy mosty na wschodzie, Rosja i USA planują jeden z najbardziej ambitnych projektów infrastrukturalnych w historii. Kirill Dmitriev, szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RDIF), ogłosił 17 października 2025 roku plan budowy tunelu pod Cieśniną Beringa, który miałby połączyć Alaskę z Syberią. Projekt ten, nazwany roboczo “tunelem Putin-Trump”, mógłby na zawsze zmienić układ sił gospodarczych na świecie.
Pomysł budowy połączenia między Eurazją a Ameryką Północną nie jest nowy. Pierwsze koncepcje pojawiły się już w 1890 roku, gdy gubernator Kolorado William Gilpin opublikował traktat “The Cosmopolitan Railway”, proponując połączenie Ameryki z Eurazją jedną linią kolejową. W 1905 roku francuski podróżnik Loic de Lobel, reprezentujący amerykańskich magnatów kolejowych, przedstawił carski rząd plan budowy Kolei Syberyjsko-Alaskańskiej z tunelem pod Cieśniną Beringa.
Jednak dopiero teraz, w czasach gwałtownych zmian geopolitycznych, projekt ma szansę na realizację. Według Dmitrieva, tunel o długości 112 kilometrów mógłby zostać zbudowany w ciągu zaledwie ośmiu lat, a koszt jego budowy wyniósłby około 8 miliardów dolarów. To wielokrotnie mniej niż wcześniejsze szacunki, które mówiły o 65 miliardach dolarów. Tak znaczące obniżenie kosztów miałoby być możliwe dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii firmy The Boring Company należącej do Elona Muska.
Prezydent Donald Trump, zapytany o propozycję Kremla, określił ją jako “interesującą” i dodał, że “musi się nad tym zastanowić”. To pozytywne nastawienie nie jest zaskakujące, zważywszy na ocieplenie relacji amerykańsko-rosyjskich od czasu powrotu Trumpa do Białego Domu. Przywódcy obu mocarstw spotkali się już w sierpniu 2025 roku na Alasce i planują kolejny szczyt w Budapeszcie.
Korzyści z budowy tunelu byłyby ogromne. Transport kolejowy jest bardziej efektywny energetycznie niż morski i powietrzny. Tunel umożliwiłby przewóz do 100 milionów ton towarów rocznie, co stanowi około 8% światowego ruchu towarowego. Skróciłby też czas transportu towarów między Azją a Ameryką Północną, odciążając przeciążone porty na zachodnim wybrzeżu USA.
Projekt miałby również wymiar symboliczny, oznaczając nową erę współpracy między Rosją a USA. W czasach, gdy Europa odwraca się od Rosji, budując mury i wprowadzając sankcje, Ameryka dostrzega potencjał w pogłębieniu więzi gospodarczych z Moskwą. Tunel pod Cieśniną Beringa mógłby stać się nowym “Jedwabnym Szlakiem”, umożliwiającym transport surowców z bogatej w zasoby naturalne Syberii do Ameryki Północnej.
Co więcej, projekt zakłada nie tylko budowę tunelu, ale całego korytarza transportowego łączącego istniejące sieci kolejowe od Jakucka w Rosji przez Alaskę do Fort Nelson w Kanadzie. To stworzyłoby nieprzerwane połączenie kolejowe między Ameryką Północną, Rosją, Azją i Europą.
Europa tymczasem koncentruje się na rusofobii i izolowaniu się od wschodu. Zamiast budować mosty, tworzy bariery handlowe i polityczne. W efekcie może znaleźć się na marginesie nowego światowego porządku gospodarczego, w którym główną rolę będą odgrywały Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny.
Eksperci szacują, że jeśli budowa tunelu rozpocznie się w najbliższych latach, pierwsze pociągi mogłyby przejechać pod Cieśniną Beringa już w 2033 roku. Za dekadę możemy być świadkami nowej ery w globalnym handlu, a Europa może zostać w tyle w wyścigu mocarstw o dominację gospodarczą.
W świecie, w którym drogi handlowe determinują układ sił, tunel Putin-Trump może okazać się projektem stulecia, zmieniającym bieg historii. Pytanie brzmi: czy Europa zdoła dostosować się do nowej rzeczywistości, czy też pozostanie uwięziona w przestarzałym paradygmacie geopolitycznym?
Źródła:
https://www.foxnews.com/politics/russia-proposes-putin-trump-tunnel-elo…
https://en.wikipedia.org/wiki/Bering_Strait_crossing
https://www.cnbc.com/2025/10/17/musk-trump-putin-tunnel-russia-alaska.h…
https://www.intercontinentalrailway.com/about
https://en.iz.ru/en/1974579/2025-10-18/what-will-construction-tunnel-th…
https://www.aljazeera.com/news/2025/10/18/kremlin-envoy-proposes-putin-…

Piekło Weroniki będzie trwało dłużej. Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował, że uzasadnienie wyroku w jej sprawie zostanie sporządzone dopiero do 15 listopada. To strasznie długo, bo to uzasadnienie powinno być już od kilku dni gotowe. Pod zarządzeniem Prezesa SO w Gdańsku podpisał się Wiceprezes, SSO Tomasz Adamski. To kolejne tygodnie niepewności dla młodej mamy i jej najbliższych. Sąd przedłuża ten trudny czas…

Poniżej piszę więcej, co dzieje się z Weroniką – w newsletterze, który wysłałam do Pana w mijającym tygodniu. Jeśli nie miał Pan jeszcze sposobności, aby zapoznać się z moim listem – zapraszam, bo sytuacja jest nadzwyczaj poważna.
Serdecznie pozdrawiam,
Kaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl
==================================================
Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci,
To właśnie prawdziwe piekło kobiet. Weronika popłakała się na antenie, gdy dziennikarka zapytała ją o wyrok w procesie z aborterem.

W tym tygodniu byłam razem z Weroniką w programie red. Edyty Paradowskiej w telewizji internetowej PL1. Widać było, że emocje Weroniki są wciąż żywe i intensywne. Mimo że stara się być silna, widać, że gehenna, jaką zgotował jej aborter, kosztuje ją bardzo wiele.
Nie tak powinno wyglądać życie tej kobiety. Weronika powinna dziś spokojnie zajmować się trójką swoich dzieci.
Zamiast tego zmuszona jest mierzyć się z machiną prawną i medialną – uruchomioną przez człowieka, który jedno z jej dzieci chciał zabić.
Morderca nienarodzonych dzieci, z przeszłością kryminalną, napadł na swoją byłą pacjentkę.
Dziś bez żadnych konsekwencji przyjmuje kolejne kobiety, a Weronika ma prawomocny wyrok [skazujący… md].
W obecnej chwili sytuacja jest dramatyczna: nie mamy pieniędzy, by rozpocząć kolejne działania, by bronić Weroniki. Zebraliśmy dotąd tylko 8500 złotych z potrzebnych 20 tysięcy.
Nie możemy uruchomić dużej akcji zbiórkowej pod petycją o ułaskawienie, bo jest to znaczne przedsięwzięcie logistyczne. I brakuje na nie środków.
Kwota, którą pozyskaliśmy to za mało, by wszystko przygotować, wystartować z drukiem pakietów zbiórkowych, rozesłać je po całej Polsce, zrealizować kampanię zbiórki podpisów o ułaskawienie Weroniki i dopilnować, by jej głos dotarł do Prezydenta.
A czas ucieka. I każdy dzień zwłoki zwiększa ryzyko, że Weronika zostanie wezwana do odbycia prac społecznych, a następnie… do więzienia. Tę karę z całą pewnością jej zasądzą, bo nie będzie przepraszała abortera za to, że nie zabiła swojego dziecka i ostrzegła inne mamy. I wtedy do akcji wkroczy sąd i Ją zamknie.
Szanowny Panie,
Ludzie myślą, że teraz nie ma co przekazywać wsparcia, bo wyrok został już wydany.
Tymczasem właśnie w tym momencie zaczyna się największa nasza walka. TERAZ wychodzimy na front, na pierwszą linię: czy uda się wydrzeć Weronikę z rąk złych ludzi, którzy zaatakowali Ją samą i Jej Dziecko?
Czy może Pan pomóc? Czy może Pan wpłacić darowiznę o wysokości, jaką sam Pan określi? Czy może Pan nie odkładać tej sprawy na później, na jutro, aż będzie spokój?
Dane do wpłaty:
Fundacja Życie i Rodzina
Numer konta:
47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
Kod swift: BIGBPLPW
BLIK, karta, szybki przelew: www.RatujZycie.pl/wesprzyj
Proszę o dopisek „ułaskawienie”.
W tej chwili człowiek, który zamordował wiele dzieci, siedzi sobie w wygodnym fotelu i cieszy się, że wygrał proces z matką, którą znienawidził za obronę życia.
Musimy wszyscy o Nią walczyć.
Nie pozwólmy, aby zło tryumfowało.
Serdecznie Pana pozdrawiam,
![]() Kaja Godek Fundacja Życie i Rodzinawww.RatujZycie.pl |
PS – program, w którym Weronika płakała, może Pan zobaczyć tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=9NDleUadUHo. Przesyłam ten link w zaufaniu, bo wiem, że Pan nie wyśmieje tej dzielnej dziewczyny, ona naprawdę ma powód do ogromnego smutku i niepokoju.
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Starlink – Cicha militaryzacja nieba
Autor: Günther Burbach
Jak prywatna sieć satelitarna zmienia wojnę, politykę i atmosferę.
Punkt widzenia Günthera Burbacha.
Przebrany za cywilny projekt technologiczny
Starlink jest często przedstawiany jako triumf nowoczesnej inżynierii, globalna sieć tysięcy małych satelitów, zaprojektowana w celu zapewnienia dostępu do internetu nawet w odległych regionach. Obietnica łączności i postępu, równości cyfrowej i innowacji technologicznych.
Jednak za tą zbawczą narracją kryje się projekt, który tak naprawdę dawno wyrósł poza sferę cywilną. Starlink to nie tylko infrastruktura komunikacyjna, ale geopolityczna architektura zaprojektowana w celu projekcji władzy, sprawowania kontroli i zapewnienia cyfrowej supremacji na orbicie.
Oficjalna narracja opiera się na prostym schemacie: SpaceX jako rewolucyjna firma demokratyzująca niebo. Elon Musk jako wizjoner wprowadzający internet tam, gdzie rządy zawodzą. W rzeczywistości model biznesowy jest tak hojnie dotowany, że termin „sektor prywatny” praktycznie nie ma już zastosowania. Ponad połowa kosztów rozwoju pochodzi z kontraktów rządowych – wojskowych, związanych z bezpieczeństwem i tajnych.
Skutek strukturalny jest jeszcze bardziej problematyczny: Starlink pozbawia globalną infrastrukturę komunikacyjną kontroli publicznej. To, co kiedyś podlegało regulacjom krajowym lub wielostronnym, teraz należy do firmy z siedzibą w USA, która nie podlega ani organom międzynarodowym, ani regulacjom demokratycznym.
Kto chce dostępu, płaci. Ci, którym go zablokowano, milczą.
Fakt, że taki system od początku był projektowany z myślą o strategicznej dominacji, jest widoczny w jego architekturze. Satelity poruszają się po niskich orbitach, są modułowo wymienne i można je wymienić w ciągu kilku dni. To „żywy rój”, który jest stale rozbudowywany, wymieniany i optymalizowany. Kontrola leży w rękach zautomatyzowanych stacji naziemnych, których oprogramowanie jest centralnie sterowane za pośrednictwem serwerów w USA. Żaden kraj na świecie nie ma do niego dostępu.
Oznacza to, że warstwa komunikacji planetarnej jest skutecznie sprywatyzowana. A ta prywatyzacja jest nieodwracalna, dopóki nie powstanie alternatywny system o porównywalnym zasięgu.
Europa planuje taką przeciwwagę z IRIS², ale jest ona o lata w tyle pod względem technologicznym, finansowym i politycznym.
Starlink jest zatem podręcznikowym przykładem nowoczesnej polityki siły przebranej za cyfrową innowację: cywilnego projektu, który od dawna pełni funkcję strategiczną.
Podczas gdy rządy wciąż mówią o „cyfryzacji”, niebo nad nimi jest już podzielone na strefy prywatne, sieć, która sama się reguluje, odnawia i nie służy już swojemu deklarowanemu celowi.
Ukraina – Próba generalna
Wojna na Ukrainie była momentem, w którym Starlink ujawnił swoją prawdziwą postać. To, co wcześniej było przedstawiane jako cywilna obietnica szybkiego internetu dla odległych regionów, wiosną 2022 roku przekształciło się w wojskowy szkielet. Podczas gdy rosyjskie wojska niszczyły maszty radiowe, przecinały światłowody i w ciągu kilku godzin unieruchamiały krajowe sieci komunikacyjne, na ukraińskich bazach wojskowych nagle pojawiły się małe, niepozorne szare walizki: terminale Starlink. Dotarły one nie przez kanał humanitarny, ale oficjalnymi kanałami Pentagonu.
W ciągu kilku tygodni kilka tysięcy urządzeń było już w użyciu. Znajdowały się one w stanowiskach dowodzenia, szpitalach polowych i improwizowanych bazach dronów. Przepływały przez nie rozkazy, zdjęcia satelitarne i dane o celach. Ukraińskie Ministerstwo Obrony mówiło o „odrodzeniu łączności”. Mało kto to zauważył: ta linia ratunkowa przebiegała nie przez ukraińską infrastrukturę, ale przez prywatną sieć należącą do Amerykanów.
Starlink nie tylko umożliwił wymianę informacji między jednostkami. Zmienił też sam sposób prowadzenia wojny. Piloci dronów mogli sterować swoimi urządzeniami w czasie rzeczywistym z odległości setek kilometrów, oficerowie artylerii otrzymywali precyzyjne współrzędne celów z chmury, a medycy przesyłali obrazy na żywo z obszarów frontu. Szybkość przepływu informacji była rewolucyjna pod względem wojskowym i politycznie wrażliwa. Ponieważ zależała od jednego człowieka: Elona Muska.
We wrześniu 2022 roku wybuchł skandal. Połączenie Starlink zostało przerwane w niektórych częściach Krymu w obawie, że Ukraina mogłaby wykorzystać system do ataku na pozycje rosyjskie i tym samym „uwikłać się w wojnę światową”. Nagle całe floty dronów zostały pozbawione sygnału. W nowoczesnej wojnie, gdzie komunikacja to podstawa życia, było to taktyczne trzęsienie ziemi.
Ten moment ujawnił nową rzeczywistość: prywatny kontrahent decydował o losie operacji wojskowych suwerennego państwa. Żaden generał, żaden sekretarz obrony, żaden prezydent, żadna firma technologiczna nie kontrolowała arterii komunikacyjnych armii.
Pentagon zareagował mieszaniną podziwu i paniki. Podziwu, ponieważ system był tak solidny i skuteczny. Paniki, ponieważ nie należał do państwa.
Od tego czasu Waszyngton starał się zabezpieczyć swoje wpływy poprzez umowy kontraktowe. Precedens jednak pozostaje niezmienny: po raz pierwszy w historii wojny prywatna sieć stała się zarówno decydującym instrumentem taktycznym, jak i ryzykiem politycznym.
Starlink nie był organizacją pomocową na Ukrainie. Był próbą. Demonstracją tego, jak technologia może przesunąć władzę: od państw w stronę firm.
A ta próba okazała się tak udana, że dziś integracja wojskowa to jedynie kwestia formalnego wdrożenia.
Integracja wojskowa – Starshield i nowa wojna orbitalna
Po rozmieszczeniu na Ukrainie stało się jasne: Starlink nie był już tylko infrastrukturą cywilną; był infrastrukturą wojskową, zarządzaną jedynie przez podmioty prywatne. Zaledwie rok później ta intuicja stała się oficjalnym programem. W grudniu 2022 roku SpaceX ogłosiło nową markę: Starshield. Nazwa nie była przypadkowa. Reprezentowała ona kolejny krok: integrację prywatnej konstelacji satelitów z architekturą wojskową Stanów Zjednoczonych.
Starshield jest technicznie niemal identyczny ze Starlink, ale oprogramowanie i priorytetyzacja różnią się fundamentalnie. Podczas gdy Starlink został opracowany z myślą o użytkownikach cywilnych, Starshield wykorzystuje wojskowe protokoły szyfrowania, wielopoziomowe poziomy dostępu i kanały danych przeznaczone wyłącznie dla Pentagonu. Oficjalne dokumenty Amerykańskiej Agencji Rozwoju Kosmicznego (SDA) opisują system jako „elastyczną, skalowalną sieć komunikacyjną do operacji taktycznych”. Idea, która się za nim kryje, jest prosta:
Jeśli wojna jest cyfrowa, sieć nie musi znajdować się w rękach publicznych, ale w rękach bezpiecznych. A „bezpieczny” w tym przypadku oznacza amerykański.
Pentagon znacząco rozszerzył współpracę od 2023 roku. Starshield jest testowany pod kątem komunikacji w czasie rzeczywistym między rojami dronów, transmisji danych między satelitami rozpoznawczymi oraz połączenia z systemami namierzania wspomaganymi przez sztuczną inteligencję. Jest częścią koncepcji „Joint All-Domain Command and Control” (JADC2), której celem jest ujednolicenie przepływu informacji między operacjami lądowymi, powietrznymi, morskimi, cybernetycznymi i kosmicznymi. Innymi słowy:
Starlink i Starshield stanowią trzon cyfrowego poziomu dowodzenia przyszłych wojen.
Podczas gdy rządy wciąż debatują nad ochroną danych lub kontrolą zbrojeń, armia USA tworzy własną, redundantną sferę komunikacyjną. I nie jest ona już na Ziemi, lecz na orbicie. Stany Zjednoczone nie potrzebują już infrastruktury naziemnej do koordynacji swoich sił zbrojnych; dysponują prywatną chmurą aluminium, ogniw słonecznych i częstotliwości radiowych, która działa na całym świecie.
Jednak konsekwencje wykraczają daleko poza efektywność militarną. Wraz z wprowadzeniem Starshield pojawia się zupełnie nowy sektor: skomercjalizowana wojna kosmiczna. Dziedzina, w której firmy realizują kontrakty obronne, zachowując jednocześnie fizyczną kontrolę nad systemem. SpaceX pozostaje właścicielem satelitów, nawet jeśli są one wykorzystywane przez Pentagon. Jest to innowacyjne pod względem prawnym i politycznie kontrowersyjne. W przypadku kryzysu nie byłoby jasne, kto decyduje o rozmieszczeniu, wyłączeniu lub priorytetyzacji celów: państwo czy operator.
Jednocześnie inne kraje pracują nad podobnymi modelami: Chiny ze swoją konstelacją „Guowang”, Rosja ze „Sferą”. Rezultatem jest globalny wyścig zbrojeń na orbicie, „Wyścig Kosmiczny 2.0”, tym razem nie między państwami, ale między sieciami wojskowo-komercyjnymi.
Starshield pokazuje, dokąd zmierzają: przestrzeń kosmiczna nie jest już przestrzenią neutralną, lecz zmilitaryzowaną strefą danych. Niebo nad nami nie jest już puste; jest wypełnione systemami, które słyszą, widzą, transmitują i podejmują decyzje. I nie należą one do ludzkości, lecz do tych, którzy kontrolują je poprzez kontrakty, oprogramowanie i kapitał.
Dźwignia geopolityczna
Starlink od dawna jest czymś więcej niż systemem technicznym; to dźwignia geopolityczna. Kto kontroluje infrastrukturę komunikacyjną kraju, kontroluje również zakres jej działania. I właśnie to się dzieje, nie otwarcie, nie agresywnie, ale podstępnie, pod przykrywką cyfryzacji.
Dzięki Starlinkowi Stany Zjednoczone stworzyły instrument wykraczający daleko poza tradycyjną dyplomację czy obecność militarną. To narzędzie strategicznej zależności. Państwa, które zezwalają na sieć, stają się częścią zdominowanej przez Amerykę architektury danych. Państwa, które ją blokują, muszą budować własne alternatywy, co kosztuje lata i miliardy.
To nie teoria, ale widoczna praktyka:
Kraje afrykańskie, które przyjęły Starlink, mogą teraz połączyć się w ciągu kilku dni, ale cała infrastruktura techniczna, od orbity do ziemi, pozostaje własnością Stanów Zjednoczonych. Żadne państwo, żaden dostawca usług telekomunikacyjnych, żaden międzynarodowy regulator nie jest w stanie śledzić, co dzieje się na tych kanałach.
Ta asymetryczna zależność jest wysoce skuteczna geopolitycznie. Starlink jest w zasadzie pierwszym cyfrowym odpowiednikiem amerykańskich lotniskowców:
mobilny, możliwy do rozmieszczenia w dowolnym miejscu, trudny do zaatakowania i aktywowany w dowolnym momencie.
Tam, gdzie kiedyś infrastruktura musiała być budowana, chroniona lub niszczona, dziś wystarczy sygnał z orbity. Naciśnięcie przycisku może połączyć całe regiony z internetem lub je odłączyć.
Dla Waszyngtonu to strategiczne marzenie. Starlink umożliwia to, czego tradycyjna polityka sojusznicza często nie jest w stanie osiągnąć:
Kontrolę bez bezpośredniej załogi.
Obecność wojskowa zostaje zastąpiona obecnością cyfrową, a suwerenność narodowa prawami licencyjnymi. Wszystko to odbywa się legalnie, na podstawie umów handlowych.
Chiny i Rosja od dawna dostrzegają konsekwencje tego zjawiska. Obie strony pracują nad alternatywnymi modelami:
Oba systemy mają technologicznie odzwierciedlać Starlink, ale pozostają pod kontrolą państwa.
Europa natomiast śpi. Projekt IRIS², którego celem jest utworzenie niezależnej europejskiej sieci satelitarnej do 2027 roku, przynosi niewielkie postępy.
Cięcia budżetowe, spory o jurysdykcję i polityczna naiwność co do szybkości działania podmiotów prywatnych sprawiają, że UE staje się cyfrowym obserwatorem.
Podczas gdy Bruksela opracowuje przepisy dotyczące ochrony danych, amerykańskie korporacje podbijają orbitę.
Konsekwencje geopolityczne są oczywiste: ktokolwiek obsługuje Starlink, ma nie tylko suwerenność danych, ale także suwerenność nad wpływami.
Granica między suwerennością cyfrową a faktyczną kontrolą zewnętrzną staje się płynna. Kraj, który komunikuje się za pośrednictwem obcej sieci, nie jest już państwem suwerennym; jest protektoratem technicznym.
Starlink zjednoczył Zachód, ale podzielił resztę świata.
Dla wielu krajów jest to zarówno błogosławieństwo, jak i zagrożenie: dostęp do sieci w zamian za oddanie kontroli. I w tym tkwi geopolityczna siła nacisku, subtelna, dyskretna, ale skuteczniejsza niż jakakolwiek sankcja.
Zależność jako system
Ukraina była eksperymentem, Starshield prototypem, ale prawdziwy cel leży dalej: globalna sieć komunikacyjna, którą można selektywnie kontrolować w sytuacjach kryzysowych lub konfliktach. To, co początkowo brzmi jak techniczna wizja, dawno stało się rzeczywistością. Starlink stworzył nową formę zależności, niewidzialną i cichą, ale strukturalnie głęboką.
Ta zależność funkcjonuje na kilku poziomach.
Po pierwsze, technologicznie:
Po połączeniu ze Starlinkiem, praktycznie nie ma drogi powrotnej. Terminale, oprogramowanie, częstotliwości – wszystko jest zastrzeżone, zaszyfrowane i zamknięte. Nawet rządy, które oficjalnie zatwierdziły system, nie mają dostępu do jego elementów sterujących. Jeśli SpaceX zdecyduje się zamknąć region, zostaje on wyłączony. Żadne prawo ani umowa nie mogą temu zapobiec. To, co kiedyś oznaczało suwerenność – kontrola nad własną infrastrukturą komunikacyjną – jest w tym modelu powiązane z kluczami prywatnymi.
Druga warstwa jest ekonomiczna.
Starlink to nie tylko sieć, ale globalny system subskrypcji. Ci, którzy są częścią systemu, płacą i w ten sposób pozostają na stałe w cyklu cyfrowej zależności. Państwa, które wykorzystują Starlink jako krajową platformę komunikacyjną, inwestują miliony w terminale, licencje i wsparcie. Ale nic z tego nie należy do nich. Dzierżawią własne połączenie ze światem. Nie jest to już klasyczna relacja handlowa, lecz strukturalny szantaż technologiczny.
I wreszcie jest warstwa polityczna.
Starlink działa jako „prywatna infrastruktura”, ale z bezpośrednim dostępem do wojskowych struktur decyzyjnych. Rząd USA może ustalać priorytety na podstawie umowy, bez wiedzy innych państw. Taka struktura przekształca sieć w instrument kontroli politycznej, subtelny, ale skuteczny. Jeśli kraj działa wbrew interesom USA, teoretycznie ograniczenie przepływu danych wystarczy, aby wywrzeć presję ekonomiczną i społeczną.
Koncepcja, która się tu pojawia, jest nowa: hegemonia cyfrowa poprzez kontrolę infrastruktury. Władzę określa nie broń, ale częstotliwości. Nie kolumny czołgów, ale farmy serwerów. W tym modelu wojny nie są już wyłącznie terytorialne, ale infrastrukturalne, a zwycięzcą jest ten, kto utrzymuje dostęp do sieci.
Zależność jest celowa. Nie chodzi o straty uboczne innowacji, ale o jej cel. Starlink i podobne systemy mają na celu nie tylko łączyć, ale i wiązać się z zachodnim porządkiem technologicznym. To forma współczesnego wasalstwa, zakodowana w pakietach danych i warunkach użytkowania.
I tej logiki nie da się już odwrócić. Gdy raz staniesz się częścią sieci, nie możesz jej opuścić bez regresji. Oto nowa zasada globalnej kontroli:
Nie własność, ale dostęp decyduje o władzy, a ten, kto go przyznaje, ustala zasady.
Cień Ekologiczny
Chociaż polityczne i militarne wpływy Starlink stale rosną, jego ślad ekologiczny prawie nigdy nie jest omawiany. A jednak jest on ogromny. Pozornie niewidoczna infrastruktura kosmiczna ma bardzo realną cenę ekologiczną i rośnie z każdym nowym wystrzeleniem satelity.
Zaczyna się od produkcji: każdy satelita Starlink waży około 260 kilogramów i jest wykonany głównie z aluminium, krzemu, pierwiastków ziem rzadkich, miedzi i litu. Jego produkcja wymaga około 20 do 25 megawatogodzin energii, a także wysoce wyspecjalizowanych procesów produkcyjnych w warunkach sterylnych. Oznacza to ogromny ślad węglowy na długo przed startem satelity. Z ponad 6000 jednostek na orbicie i tysiącami kolejnych w planach, skutkuje to gigantyczną równowagą materiałową, cyklem topienia, startu i spalania.
Każdy z tych satelitów ma żywotność zaledwie około pięciu lat. Następnie przechodzi kontrolowany zjazd i spala się w atmosferze. To, co brzmi jak czysty proces recyklingu, w rzeczywistości jest masową emisją tlenków metali. Podczas powrotu do atmosfery aluminium utlenia się do drobnego pyłu – tlenku glinu – który pozostaje w mezosferze i stratosferze. Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej i Narodową Agencję ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA) pokazują, że kilkaset ton tego materiału jest już uwalnianych do górnych warstw atmosfery rocznie. Przy planowanych konstelacjach, do 2030 roku może to wynieść kilka tysięcy ton rocznie.
Te cząstki nie są nieszkodliwe. Tlenek glinu jest chemicznie stabilny i odbija promieniowanie ultrafioletowe. W dużych ilościach zmienia bilans radiacyjny atmosfery, podobnie jak cząsteczki sadzy czy siarczany. W dłuższej perspektywie może to wpłynąć na rozkład temperatur w górnych warstwach atmosfery, a być może nawet na procesy zachodzące w warstwie ozonowej. Nikt jeszcze nie wie dokładnie, jaki wpływ na niebo będzie miał ten nowy, stworzony przez człowieka cykl materii, ale to, że będzie miał on wpływ, jest bezdyskusyjne.
Do tego dochodzi zużycie energii podczas startów rakiet. Pojedyncza rakieta Falcon 9 spala około 112 ton nafty (RP-1) i emituje około 350 ton CO₂. SpaceX wystartował ponad sto razy w samym 2024 roku, emitując ponad 35 000 ton CO₂ tylko w celu transportu nowych satelitów. Emisje te są uwalniane bezpośrednio do górnych warstw atmosfery, gdzie mają inny wpływ na klimat niż na Ziemi. Przyczyniają się do ocieplenia, ale mogą również powodować lokalne anomalie zimna.
Do tego dochodzi aspekt złomu: niektóre z satelitów, które spłonęły, nie dotarły do Ziemi całkowicie zniszczone. Fragmenty metalu, zwłaszcza te wykonane ze stopów żaroodpornych, przetrwały ponowne wejście w atmosferę i lądowały, często niezauważone, w oceanach lub odległych regionach. NASA regularnie dokumentuje takie przypadki. Z każdym dniem, w którym spala się kilka satelitów, całkowita masa materiału wchodzącego w globalny cykl materiałowy rośnie.
Starlink jest zatem nie tylko siecią cyfrową, ale także systemem materialnym o globalnym zasięgu. Każda wiadomość przesyłana przez sieć pozostawia za sobą ślad energii, aluminium i nafty. Im bardziej rozrasta się konstelacja, tym bardziej niewidoczny staje się koszt ekologiczny, ponieważ dosłownie został on przeniesiony w przestrzeń kosmiczną.
Przemysł kosmiczny mówi o „zrównoważonej łączności”. W rzeczywistości jest odwrotnie: to stale rotujący cykl produkcji, startu, użytkowania i zniszczenia, zaawansowany technologicznie system konsumpcji, który przekształca przestrzeń kosmiczną w strefę składowania.
Nowa forma władzy
Starlink oznacza przejście do nowej ery władzy politycznej i technologicznej. To pierwszy system, który pokazuje, jak suwerenność jest redefiniowana w świecie cyfrowym – nie poprzez terytorium czy broń, ale poprzez kontrolę nad sieciami, danymi i infrastrukturą, które nie podlegają konstytucji. Państwo nie traci stopniowo, lecz otwarcie swojej centralnej funkcji: ochrony suwerenności komunikacyjnej.
Kiedyś tylko państwa mogły obsługiwać globalne sieci komunikacyjne, kable podmorskie, częstotliwości radiowe i satelity. Dziś jednak prywatne korporacje kontrolują systemy, które mogą łączyć lub wyłączać całe kraje w czasie rzeczywistym.
Starlink to tylko najbardziej widoczny przykład rozwoju, który wykracza daleko poza orbitę: Amazon z Kuiperem, OneWeb z brytyjsko-indyjskim kapitałem, Chiny z Guowangiem. Ale żaden inny system nie rozrósł się tak, tak szybko i tak głęboko zintegrował z procesami wojskowymi, jak sieć SpaceX.
To fundamentalnie zmienia równowagę sił. Nowa forma władzy nie opiera się już na legitymacji państwa, ale na przewadze technologicznej. Można powiedzieć: monopol na użycie siły zostaje zastąpiony monopolem na infrastrukturę. A ten monopol jest o wiele skuteczniejszy, ponieważ jest ledwo widoczny.
Starlink działa poza tradycyjnymi jurysdykcjami prawnymi. Nie podlega prawu międzynarodowemu, regulacjom ONZ ani jasnej odpowiedzialności. Satelity poruszają się po niskich orbitach, przemieszczając się między przestrzenią powietrzną kraju a globalną próżnią, legalną ziemią niczyją. Gdyby kraj został dotknięty awarią lub manipulacją, nie miałby prawa domagać się odszkodowania. Nawet jeśli państwo sprzeciwia się jego użyciu, jak Rosja czy Chiny, nie może technicznie temu zapobiec bez militarnego kontestowania orbity.
To tworzy nową formę władzy: suwerenność technologiczną bez odpowiedzialności politycznej. To jest prawdziwa rewolucja, którą zapoczątkował Starlink. Możliwość tworzenia, zmieniania lub usuwania przestrzeni komunikacyjnych jest dziś cenniejsza niż jakakolwiek armia. Ponieważ ten, kto kontroluje to, co ludzie widzą, słyszą lub transmitują, kontroluje również ich światopogląd. Ta władza nie jest hipotetyczna. Jest już wykorzystywana:
Wyłania się tu cyfrowy feudalizm, świat, w którym korporacje rządzą terytoriami komunikacyjnymi niczym książęta, a państwa stają się wasalami własnej infrastruktury. Płacą za dostęp, ale go nie posiadają. Mogą z niego korzystać, ale nie mogą go kształtować. Ponoszą odpowiedzialność bez kontroli. To nie dystopijna przyszłość, ale teraźniejszość. Starlink pokazał, jak szybko władza może się zmieniać, gdy jest zapośredniczona przez technologię.
Stworzył on wzór, za którym podążą inni: podmioty prywatne, które wyprzedzają państwa nie dlatego, że są silniejsze, ale dlatego, że działają szybciej, bardziej globalnie i mniej odpowiedzialnie.
Wniosek – Niebo jako nowa granica władzy
Starlink nie jest siecią komunikacyjną w tradycyjnym sensie. Jest narzędziem władzy, precyzyjnie skonstruowanym, strategicznie rozmieszczonym i politycznie niedocenianym. To, co zaczęło się jako innowacja techniczna, stało się systemem, który wprowadza państwa, armie i całe społeczeństwa w relację cyfrowej zależności. Jest logicznym produktem porządku świata, w którym kapitał, technologia i bezpieczeństwo się łączą.
Niebo, niegdyś symbol wolności człowieka, jest teraz niewidzialną granicą nowych rządów. Kto je kontroluje, kontroluje Ziemię.
I nie odbywa się to już poprzez okupację militarną, ale poprzez infrastrukturę orbitalną. Władza nie leży już na polach bitew, ale w sieciach, algorytmach i częstotliwościach.
Starlink uosabia zatem nową formę ekspansji imperialnej: brak kolonii, granic, flag, jedynie siatka danych, która pokrywa Ziemię niczym druga atmosfera. Ta forma dominacji jest subtelniejsza, ale jednocześnie bardziej wszechstronna. Może jednocześnie jednoczyć i podporządkowywać, łączyć i izolować. Kontrola spoczywa w rękach kilku aktorów, którzy działają globalnie, ale nie są nikomu dłużni. Są niewybieralni, niekontrolowani i nieodpowiedzialni, i właśnie to czyni ich niebezpiecznymi.
W czasach, gdy państwa spierają się o cele klimatyczne i ochronę danych, nad ich głowami tworzy się nowa struktura władzy, działająca poza jakąkolwiek konstytucją. Starlink to pierwszy etap tego rozwoju. Po nim pójdą inni: Amazon z Kuiperem, Chiny z Guowangiem, a być może wkrótce wojskowe systemy sztucznej inteligencji, które autonomicznie monitorują całe regiony.
Jeśli nie będzie sprzeciwu politycznego, przyszłość będzie kształtowana nie przez rządy, ale przez infrastrukturę. Nie przez decyzje, ale przez sieci. Nie przez demokratyczną kontrolę, ale przez techniczną wydajność.
Niebo stało się zatem nową linią frontu, nie wojny w dawnym znaczeniu, lecz suwerenności. Kto je kontroluje, kontroluje linie komunikacyjne ludzkości. A kto je kontroluje, pisze historię. Starlink jest początkiem tej historii.
To, jak się skończy, zależy od tego, czy świat zrozumie, że największe zagrożenie nie pochodzi z góry, lecz z jego własnej samozadowolenia w oddawaniu władzy w ręce tych, którzy ponoszą najmniej odpowiedzialności.
Günther Burbach
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Artykuł ukazał się 16 października 2025 roku na stronie : https://apolut.net/starlink-die-stille-militarisierung-des-himmels-von-gunther-burbach
Przypisy i Źródła:
Washington Post (Korrektur & Erläuterung, Sept. 8/13, 2023)
„Korrektur: Musk hat den Dienst nicht abgeschaltet; die Abdeckung war in bis 100 km vor der Krim nicht aktiviert, Ukraine bat um Aktivierung, die verweigert wurde“ (inkl. Interview/Video mit Isaacson).
Link: https://www.washingtonpost.com/world/2023/09/08/elon-musk-starlink-ukraine-war
Walter Isaacson – öffentliche Klarstellung (X/Twitter, 9. Sept. 2023)
„Die Ukrainer dachten, die Abdeckung reiche bis Krim; sie baten Musk um Aktivierung – er aktivierte nicht …“
Link: https://x.com/WalterIsaacson/status/1700342242290901361
Reuters-Investigation (25. Juli 2025) – separater Vorwurf eines regionalen Blackouts in besetzten Gebieten (Kherson etc.) Ende Sept. 2022; SpaceX bestreitet Teile. Eigenständiger Komplex, sauber von der Krim-Episode zu trennen.
Link: https://www.reuters.com/investigations/musk-ordered-shutdown-starlink-satellite-service-ukraine-retook-territory-russia-2025-07-25/ Starshield / militärische Integration – offen belegbar
Offizielle SpaceX-Seite (Starshield, seit Dez. 2022 öffentlich)
Link: https://www.spacex.com/starshield/
Reuters Exklusiv (16. März 2024) – klassifizierter NRO-Vertrag (~$1,8 Mrd.) für Aufklärungs-/Spionagesatelliten-Netz (Hunderte Sats)
Link: https://www.reuters.com/technology/space/musks-spacex-is-building-spy-satellite-network-us-intelligence-agency-sources-2024-03-16/
Umwelt/Atmosphäre (Aluminiumoxid/Partikel, Ozon) – Peer Review & Behörden
PNAS (Murphy et al., NOAA, 2023) – Messungen: Metals from spacecraft reentry in stratospheric aerosol particles
Link (PNAS): https://www.pnas.org/doi/10.1073/pnas.2313374120
NOAA/CIRES (2025) – Szenarien: Within 15 years, plummeting satellites could release enough aluminum oxide to alter winds & temperatures in stratosphere
NOAA-CSL: https://csl.noaa.gov/news/2025/427_0428.html
FCC – Presse & Order (Sept. 29/30, 2022) – verbindliche 5-Jahres-Regel für LEO-Satelliten nach Missionsende (statt 25 J.)
Presse: https://www.fcc.gov/document/fcc-adopts-new-5-year-rule-deorbiting-satellites
Reuters (4. Apr. 2025) – Deutschland/EU fördern Alternativen (Eutelsat/OneWeb) wegen Abhängigkeit von Starlink
Link: https://www.reuters.com/business/media-telecom/germany-funds-eutelsat-internet-ukraine-musk-tensions-rise-2025-04-04
WELT (2022–23) – militärischer Nutzen/Abhängigkeit, Krim-Episoden (s. oben)
Links: https://www.welt.de/241304403









