Pozytywy wygranej Trumpa

Zorard Myśli nie do pomyślenia

Pozytywy wygranej Trumpa

9 listopada, 2024 zorard/pozytywy-wygranej-trumpa

Nie spodziewam się, że Trump okażę się jakimś „rycerzem na białym koniu” – nie można zapominać, że jest powiązany z żydowską oligarchią spod znaku Chabad Lubawicz. Tak więc „bezwarunkowe wsparcie dla Izraela” będzie kontynuowane i jest duże prawdopodobieństwo, że wojna z Iranem zostanie jednak rozpętana.

Przyznać trzeba jednak, że są pewne oznaki, że druga prezydentura Trumpa będzie pod wieloma względami dużo bardziej radykalna niż pierwsza. Już wskazują na to zarówno osoba v-ce prezydenta Vance jak i zapowiedzi Trumpa już po wygraniu wyborów. Wśród tych jego punktów szczególnie ciekawy jest pomysł poprawki do konstytucji ograniczającej liczbę kadencji reprezentantów (posłów). Znacznie utrudniłoby to funkcjonowanie na zasadzie „zawód-poseł”.

Ale niezależnie od tego co z tego uda się administracji Trumpa osiągnąć ważne jest to, co mówią i będą mówić osoby pełniące ważne funkcje w USA po 20 stycznia przyszłego roku.

I tak naprzykład zapowiedź, że Robert F. Kennedy Jr ma zająć się „sprzątaniem” w instytucjach związanych ze zdrowiem, przede wszystkim FDA i CDC jest o tyle znacząca, że jest on głośnym antyszczepionkowcem (w mediach głównego ścieku nazywają go „anti-vacine activist”). Jest więc szansa na ujawnienie oficjalnie ukrywanego przez te agencje związku szczepionek z autyzmem u dzieci oraz ogólnej ich szkodliwości a także ujawnienie afer związanych ze śmiercionośną szczepionką rzekomo przeciw Covid-19.

A więc może dojść do przesunięcia narracji – czyli „antyszczepionkarstwo” (a w rzeczywistości rozsądny stosunek do tych preparatów) przestanie być czymś wstydliwym, stanie się elementem oficjalnego stanowiska władz USA (i to popartego naukowo w efekcie uwolnienia danych ukrywanych przez agencje rządowe oraz przekierowania grantów na rzetelne badania). Może to mieć pozytywny wpływ na walkę z tymi szkodliwymi – zwłaszcza dla dzieci – preparatami nie tylko w USA ale na całym świecie – w tym w Polsce1.

Sam Trump mowi też wprost, że „globcio” to bzdura. To kolejny z elementów zaburzonej wizji świata, która tak niszczycielsko oddziaływuje na całą zachodnią cywilizację a przede wszystkim na Europę. W imię tej antyludzkiej ideologii opartej o kłamstwa na temat zarówno zmiany temperatur jak i roli CO2 zbudowano nie tylko cały fenomen handlu kredytami emisyjnymi (czyli darmowy zarobek dla pośredników na… handlu powietrzem) ale także różne szalone programy na poziomie Eurokołchozu i poszczególnych jego prowincyj. Niedawna tragiczna powódź w Hiszpanii była spowodowana m.in. wyburzeniem w regionie Walencjii ponad 200 tam w imię „przywracania dzikości”. Walka z energetyką cieplną i atomową doprowadziła do skrajnie wysokich cen prądu elektrycznego i energii w ogóle w Europie skutecznie dorzynając europejski przemysł. Jest więc bardzo znaczące, że teraz władze USA odrzucą w całości tą idiotyczną politykę – nie pozostanie to bez wpływu na sytuację polityczną w EU. Kontynuowanie klimatycznego szaleństwa stanie się trudniejsze jeśli władcy EU będą nadal chcieli zachowywać pozory demokracji, bo pomimo intensywnej propagandy będzie widać coraz wyraźniej, że reszta świata po prostu narastająco klimatyczną brednię ignoruje.

Trump również zapowiedział daleko idące organiczenia we wsparciu państwa dla „tranzycji” nieletnich a także uznawanie przez administrację federalną tylko dwóch (biologicznych) płci. Również Vance atakował mocno tą ideologię.

A przecież w administracji Trumpa niezwykle wpływową osobą będzie Elon Musk, który po tym jak jeden z jego synów zachorował psychicznie i uznał się za dziewczynkę poprzysiął wyeliminować tą ideologię, mówiąc, że „woke mind virus” zabił mu syna. Jak wiadomo Musk – przy wszystkich jego wadach – raczej dopina swego.

Wreszcie pojawiały się informacje, że Trump przygotowuje… masowe deportacje, które mogą dotyczyć milionów nielegalnych imigrantów i być przeprowadzane z użyciem wojska, z całą bezwzględnością. Wystarczy posłuchać typowanego na szefa amerykańskiej straży granicznej2 Homana który w wywiadzie na pytanie dziennikarki „czy da się przeprowadzić masowe deportacje nie rozdzielając rodzin?” odpowiada „oczywiście, rodziny można deportować razem”. Czyli dokładna odwrotność polityki „refugees welcome” stosowanej z takim „powodzeniem” przez poprzednią administrację jak i rządy wszystkich prowincji Eurokołchozu.

Oczywiście, to wszystko jest dalekie od tego czego potrzebuje zarówno USA jak i ogólnie cywilizacja białego człowieka. Nie ma tu mowy o dbałości o rasę, nie ma mowy o pozbyciu sie żydowskiej finansjery przez co najmniej likwidację systemu rezerwy federalnej, czy choćby zaprzestaniu wspierania ludobójczego reżimu w Izraelu bronią i pieniędzmi. Nie ma mowy o delegalizacji zboczeń i osadzeniu degeneratów, zakażonych „woke mind virus” w obozach odosobnienia aby nie zatruwali już społeczeństwa. Nie ma mowy o czystce na uczelniach (które stały się właściwie ośrodkami ideologicznej indoktrynacji) czy choćby w wojsku. Dalekie to bardzo jest od pełnej próby odwrócenia degrengolady jakiej nasza cywilizacja doznała przez ostatnie 90 lat.

Ale po raz pierwszy od wielu dekad jest szansa na przesunięcie się tzw. „okna Overtona” znacząco w prawo. Jeżeli administracja Trumpa złamie opór biurokratów i całych segmentów „deep state” (a będzie to wymagać użycia przemocy!) i wprowadzi choćby to, co teraz komunikuje to bardzo wiele osób przestanie się bać nazywać zboczeńcow i degeneratów po imieniu, przestanie się bać żądać deportacji imigrantów i tak dalej. W połączeniu z walką z cenzurą i zwiększoną wolnością słowa – jeden z 10 punktów Trumpa – daje to szansę na jakieś przynajmniej powstrzymanie degrengolady w USA.

Czy przełoży się to na podobne „odbicie” w Europie? Wątpię – wyniki wyborów we Francji i Wielkiej Brytanii wskazują jasno, że społeczeństwa europejskie są już dużo bardziej ogłupiałe i na dużo większą skalę zinfiltrowane przez obcych rasowo najeźdzców, którym przyznano już prawa obywatelskie. W Polsce sytuacja jest ciut lepsza, ale musiałoby dojść do jak najszybszego usunięcia lewackiego w istocie rządu Tuska na co widoków brak.

Tak więc, jak już napisałem, Trump to nie jest to to czego potrzebujemy – ale cieszmy się choćby i z tego.

  1. Na razie sytuacja się pogorszyła po mianowaniu na stanowisko GIS Grzesiowskiego – sługusa korporacji farmaceutycznych, który na ich zlecenie świadomie chce szkodzić dzieciom „zacieśniając” system przymusowych zastrzyków szkodzących dzieciom już od narodzin. To, że ta odrażająca kreatura zamiast odbywać karę za swoją haniebną rolę w trakcie rzekomej pandemii pełni stanowisko, z którego bezpośrednio szkodzi zdrowiu polskich dzieci pokazuje skalę upadku rzekomo polskiego państwa. ↩︎
  2. U.S. Immigration and Customs Enforcement (ICE
  3. [?? nie dokończył?? md]

Niepodległość? Nie, to nie dzisiaj. Rocznica odzyskania prawdziwej niepodległości była ponad miesiąc temu

Niepodległość? Nie, to nie dzisiaj. Rocznica odzyskania prawdziwej niepodległości była ponad miesiąc temu

11.11.2024 Niepodleglosc-nie-to-nie-dzisiaj-rocznica-odzyskania-prawdziwej-niepodleglosci-byla-ponad-miesiac-temu

Flaga Polski Fot. Pixabay
Flaga Polski Fot. Pixabay

11 listopada Polacy obchodzą Święto Niepodległości… a nie powinni!

Polska odzyskała bowiem niepodległość miesiąc wcześniej, a datę 11 listopada jako święto ustanowiły lewicowe elity.

11 listopada to rocznica oddania władzy w ręce socjalistycznego rewolucjonisty Józefa Piłsudskiego, czym m.in. pogrzebano szansę na restaurację monarchii w Polsce.

Tak naprawdę niepodległość Polska odzyskała 7 października, gdy Rada Regencyjna Królestwa Polskiego proklamowała, że Polska jest zjednoczona i niepodległa. Wtedy też Przejęła zwierzchność nad wojskiem polskim i rozpoczęła proces przejmowania władzy i formowania państwa Polskiego.

11 listopada świętujemy zgodnie z lewicową tradycją historyczną, a tymczasem prawica od lat postuluje, by święto przenieść na prawidłową datę.

Niedawno nawet pojawił się pomysł, by Święto Niepodległości Polski przenieść na prawidłową datę, czyli na 7 października, ale temat nie został szerzej podjęty.

Czytaj więcej: Święto Niepodległości zostanie w końcu przeniesione na dobrą datę? Jest nadzieja

„11 listopada właściwie nic takiego się nie stało”

Stanisław Michalkiewicz podkreślał, że „11 listopada właściwie nic takiego się nie stało, żadna niepodległość nie została wówczas proklamowana″. – Niepodległość Polski po 123 latach niewoli została proklamowana 7 października przez Radę Regencyjną na wieść o tym, że Niemcy próbują utworzyć niepodległą Ukrainę, do której chcieliby inkorporować Lwów – mówił publicysta.

Rada Regencyjna uznała, że to zagraża żywotnym interesom państwa Polskiego i w związku z tym 7 października 1918 roku proklamowała niepodległość Polski. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę. Czyli co dokładnie? Przekazała mu zorganizowane wcześniej państwo – wyjaśnił Michalkiewicz.

Dopiero 16 listopada 1918 roku Piłsudski notyfikował powstanie państwa Polskiego opartego na podstawach demokratycznych. (…) Z tego wynika, że proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości był rozciągnięty w czasie – dodawał.

„11 listopada nie jest żadną rocznicą”

Janusz Korwin-Mikke podkreślił, iż „jesteście państwo okłamywani od początku, 11 listopada nie jest żadną rocznicą odzyskania niepodległości″. – 11 listopada nastąpiło jedynie przekazanie władzy przez Radę Regencyjną towarzyszowi Ziukowi z partii socjalistycznej, czyli Piłsudskiemu – mówił poseł.

7 października Rada Regencyjna zadekretowała oderwanie się od mocarstw centralnych i tę rocznicę świętujemy, a nie rocznicę przekazania władzy socjaliście (…) niestety takie były wówczas nastroje społeczne, że Rada Regencyjna uznała, że lepiej przekazać władzę Piłsudskiemu, niż żeby miał być rząd lubelski złożony z komunistów – przypominał Korwin-Mikke.

11 listopada jako data odzyskania niepodległości został ogłoszony dopiero w 1937 roku i tylko dwa razy był obchodzony przed wojną. Rząd londyński zakazał obchodzenia tego (…) Chodzi o zamanifestowanie, że 7 października nastąpiło odzyskanie niepodległości, a 11 listopada władzę przejęli socjaliści, którzy potem gnębili Polskę podatkami i doprowadzili do klęski. 11 listopada to jest rocznica klęski – wyjaśnił.

Święty Mikołaj nie kupowałby w Lidlu. – To jest Polska, nie Niemcy !!

[uwaga, umieszczam tekst pisany ze strony naszych wrogów. Więc złośliwy i ignorancki. Celowo mylą Konfederację Korony Polskiej z Konfederacją w sejmie – tj. zlepkiem różnych tendencji. Bo chyba tacy głupi nie mogą być ??

Widać, że nasze protesty przestraszyły potężnych [biznesowo] wrogów Boga i Polski. M. Dakowski]

===============================================

Konfederacja grzmi ws. planu Lidla. Mówią o Maryi i objawieniach

biznes/konfederacja-grzmi-ws-planu-lidla-mowia-o-maryi-i-objawieniach

Konfederacja Korony Polskiej sprzeciwia się inwestycji Lidla w Gietrzwałdzie. – To jest Polska, nie Niemcy – grzmiał po niemiecku Roman Fritz, poseł Konfederacji. Zaś Wojciech Siński, reprezentujący Komitet Polityczny KKP, stwierdził, że święty Mikołaj nie kupowałby w Lidlu.

Konfederacja grzmi ws. planu Lidla. Mówią o Maryi i objawieniach
Konfederacja chce zatrzymać inwestycję Lidla (Adobe Stock, YouTube, Konfederacja Korony Polskiej)

Na początku konferencji Konfederacji Korony Polskiej rzeczniczka Marta Czech podkreśliła, że spotkanie dotyczy budowy “centrum dystrybucyjnego Lidl Gietrzwałd wraz z bardzo obszerną infrastrukturą przyległą”. Po tych słowach oznajmiła, że Konfederacja sprzeciwia się realizacji tego przedsięwzięcia.

Gietrzwałd, malutka miejscowość niedaleko Olsztyna, gdzie w 1877 roku miały miejsca objawienia Matki Bożej, która już niemal 100 lat po utraceniu niepodległości mówiła do Polaków po polsku. Historia Gietrzwałdu jest bardzo bogata, a zarazem bardzo trudna – mówił Wojciech Siński, Komitet Polityczny KKP.

Jednocześnie stwierdził, że jeżeli centrum dystrybucyjne zostanie stworzone, to “miejscowość straci swój charakter”.

Zbliża się okres adwentu, a później święta Bożego Narodzenia. Jedno jest pewne – święty Mikołaj nie kupowałby w Lidlu. Nigdy – dodawał Siński.

Następnie do głosu doszedł Piotr Heszen z Komitetu Politycznego KKP. – Chrońmy Gietrzwałd, żeby on obronił nas. Wiadomo, poza tym Kartagina musi zostać zniszczona, więc odmawiajmy nowennę pompejańską – nawoływał.

Nagle zaczął mówić po niemiecku

O objawieniach Maryi mówił też Roman Fritz, poseł Konfederacji.

A do szefów Lidla mam pewny apel w ich języku – wypalił w pewnym momencie.

Najważniejszym przesłaniem tego krótkiego apelu skierowanego przede wszystkim pod adresem dyrektora zarządzającego Lidla: “To jest Polska, nie Niemcy” – grzmiał.

Fritz podkreślał, że Lidl wraz z zakładem utylizacji odpadów, nie może wejść do Gietrzwałdu.

Jest to rzecz niewyobrażalna – mówił, nawiązując do innych świętych miejsc. – Mamy apel, aby Lidl nie wjeżdżał do Gietrzwałdu, aby zachować charakter pięknego maryjnego sanktuarium, duchowej stolicy Polski – kontynuował.

15 listopada Konfederacja Korony Polskiej zamierza zorganizować pikietę pod główną siedzibą Lidla w Tarnowie Podgórnym. Wszystko po to, by nie dopuścić do realizacji inwestycji.

Może ona powstać wszędzie, ale nie w Gietrzwałdzie – zaznaczył Włodzimierz Skalik z Komitetu Politcznego KKP.

Będą też protesty przed sklepami Lidl Polska. – Będziemy masowo protestować po to, by Lidl przestał prowadzić wrogą, antypolską akcję przeciwko Gietrzwałdowi – podsumował Skalik.

Igorski_EU @EuIgorski

Kosmici są wśród nas #Konfederacja, chce zatrzymać budowę centrum dystrybucyjnego (miejsca pracy) Lidla, bo… (?)… Musicie tego posłuchać. Mi kopara opadła

[ten wypływ złości – w oryginale. med]

Zobacz także: Zatrzymać inwestycję Lidla w Gietrzwałdzie!

Jak obronić Sanktuarium Matki Bożej w Gietrzwałdzie?

Jak obronić Sanktuarium Matki Bożej w Gietrzwałdzie?

Mirosław Dakowski, 23 X 2024

– Gietrzwałd jest jedynym spośród wielu autentycznych miejsc objawień Matki Bożej w Polsce, oficjalnie uznanym przez Kościół.

– Gietrzwałd jest wielkim źródłem rozkrzewiania nabożeństwa różańcowego wśród Polaków.

– Grzegorz Braun odkrył, czy ujawnił, tak w swojej publicystyce, jak i filmie „Gietrzwałd 1877. Wojna światów”, że te objawienia powstrzymały I wojnę światową o cztery dziesięciolecia, co – między innymi – umożliwiło fizyczne przeżycie Polaków oraz zachowanie polskości.

– W ostatnich dziesięcioleciach do stóp Matki Bożej Gietrzwałdzkiej udaje się coraz więcej pielgrzymek.

Komu to tak bardzo przeszkadza?

– temu Komuś służą od dawna właściciele sieci Lidl:

Na przykład już przed laty z ich reklam z obrazami miast i miasteczek znikły krzyże na kościołach. Wtedy był mały bojkot Lidla, ale jednak skuteczny. Teraz planują wielohektarowe hale [7 plus 9 ha!] w bliskości Sanktuarium.

Olbrzymi stały ruch setek czy tysięcy tirów, co skutecznie i trwale zakłóciłoby życie religijne w Sanktuarium oraz utrudniło skupienie dziesiątków tysięcy modlących się tam pielgrzymów.

Jak temu zapobiec?

Apele zrozpaczonych, ale i zdeterminowanych katolików dotarły oczywiście do władz Lidla, dotarły też do gospodarza Diecezji Warmińskiej arcybiskupa Metropolity Józefa Górzyńskiego.

Na razie bezskutecznie, a inwestycja Lidla, jak przerzut rakowy, wżera się w ciało Gietrzwałdu.

Widzę dwie równoległe drogi:

Pierwsza:

Zorganizować i nagłośnić ogólnopolską akcję bojkotu Lidla i jego towarów. Do skutku – tj. do wycofanie się Lidla z Gietrzwałdu.

Druga:

Wpłynąć, zażądać od naszych pasterzy – protestów, tj. mocnej reakcji biskupów, może również przez struktury Konferencji Episkopatu Polski.

Żądajmy, by stanowczo zaprotestowali osobiście, jako ordynariusze diecezji czy metropolii polskich [oraz zespołowo – KEP] przeciw tej agresji Mamona na Sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.

Ja jestem za mały i zbyt samotny, by te dwie akcje animować.

Ale proszę, domagam się, by organizacje katolickie szybko i sprawnie obie te akcje uruchomiły.

Ad majorem Dei gloriam

Prof dr hab. Mirosław Dakowski

PS

Proszę o opublikowanie tego apelu na portalach, które są katolickie i polskie

Sunday Strip: Possums Never Learn – But the lessons just keep coming.

Sunday Strip: Possums Never Learn

But the lessons just keep coming.

Robert W Malone MD, MS Nov 10, 2024















Yet, Trump is the one labeled by MSM as spewing violent rhetoric… Funny how that works.


Bye-Bye to the Bid-obama administration!





This video is fascinating…

https://www.youtube-nocookie.com/embed/kgSHE7Ubxy0?rel=0&autoplay=0&showinfo=0&enablejsapi=0








965 Likes

·

Dupiarz i Przydupas – kandydaci D.Tuska na prezydenta Polski

Wysłane przez Alina@Warszawa w 10-11-2024 Dupiarz-i-przydupas-kandydaci-dtuska-na-prezydenta-polski

Dupiarz i Przydupas – kandydaci D.Tuska na prezydenta Polski 


Wczoraj media roztrząsały wiekopomną decyzję Donalda Tuska, który zgłosił 2 kandydatów Platformy Obywatelskiej do prawyborów, które mają wyłonić kandydata tej partii na prezydenta Polski. Chodziły słuchy, że PO chciała jednego kandydata dla całej rządzącej teraz koalicji, ale coś się chłopcy nie dogadują i mamy taki oto teatrzyk przedwyborczy, albo kolejna farsę, której prawdziwym celem jest odwrócenie naszej uwagi od dużo ważniejszych rzeczy, które dzieją się za kulisami. 
Ci dwaj panowie to Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, i Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych.

Tu muszę się nieco wytłumaczyć z użytych słów. To zupełnie nie mój styl, to poza zwykłą kulturą, którą staram się zachowywać w swoich wpisach. 
“Dupiarz” to cytat z Rafała Trzaskowskiego, który sam tak siebie określił, chwaląc się, że niby taki “pies na baby”. Drugie brzydkie słówko “Przydupas” jest niejako ze słownika samego Radka Sikorskiego, który nie ma żadnych zahamowań w stosowaniu takiego języka i gdyby to J. Kaczyński miał żonę słynną Żydówkę, dziennikarkę w USA, na pewno określiłby go takim rzeczownikiem. 

Moja reakcja na ogłoszenie Tuska była natychmiastowa – wielki wybuch śmiechu. Bo oto Tusk zgłosił dwóch niewybieralnych kandydatów – niewybieralnych dla każdego, kto ma jakieś pojęcie o państwie i prezydenturze. Może to jakaś gra, w wyniku której okaże się, że sam musi startować na tę funkcję? Jestem pewna, że gdyby kandydatów było trzech – jeden z Tuskowych i np. Jakubiak i Braun, to do drugiej tury przeszliby Braun i Jakubiak!
O walorach intelektualnych obu kandydatów Tuska nie ma co pisać, bo codziennie je pokazują, ku uciesze jednych i zdumieniu innych, że tak można. Ktoś z USA mógłby powiedzieć, że Tusk zgłosił swoje dwie Kamale…

Jest też bardzo smutny aspekt tych kandydatur. Oto Donald Tusk, przywódca koalicji rządzącej, nie ma żadnych poważnych kandydatów, którzy nadawaliby się na prezydenta Polski. Bo kto w Polsce będzie głosował na warszawskiego dupiarza, albo przydupasa słynnej Żydówki z Chobielina?
Chociaż w sumie może to dobra wiadomość, że rządząca mafia nie ma szansy przejęcia urzędu prezydenta? 
Niestety reszta koalicji chce wystawić Hołownię, albo inną Żukowską.
Nie wiadomo, czy Wł. Kosiniak-Kamysz też nie przymierza się do kandydowania. Co do K-K, to warto posłuchać jednego z ostatnich wystąpień Mariana Kowalskiego w TV Republika, który ujawnia związek stryja K-K, Zenona, ze zleceniem remontu rządowych samolotów Tu-154M w Samarze, zamiast w polskich firmach. Marian Kowalski zastanawia się, czy zlecenie miało jakiś związek z późniejszą śmiercią dzieci  Zenona(link is external)

Miejmy nadzieję, że w USA dojdzie do przejęcia urzędu prezydenta zgodnie z harmonogramem i nie będzie żadnych niespodzianek. Bo gdyby się jakieś pojawiły, to nie wiem, czy będą w Polsce jeszcze kiedyś jakieś wybory …. 

Skojarzenia

Małgorzata Todd 9 listopada  2024 r. | Nr 45/2024 (697)

mtodd
Skojarzenia

       Szanowni Państwo!
      Mojemu zaprzyjaźnionemu poecie koń kojarzy się z koniakiem, a słoń ze słoniakiem.
       Politycy mają zgoła inne skojarzenia. Szefowi polskiego rządu polskość kojarzy się z nienormalnością, a prawo z kadukiem. Jego „ministrzycy” szkoła kojarzy się z seksem i niczym innym. To samo skojarzenie zdają się podzielać  kierownicy pozostałych resortów. Jedyne, co mają do powiedzenia na dowolny temat, to osiem gwiazdek, których sami są warci.
       Niemcom Polacy kojarzą się ze szparagami. Innych narodów nie warto wymieniać, bo wkrótce pewnie zabroni się nazywać je narodami.
       Na szczęście Tramp kojarzy się z triumfem. Nie wszystko zatem stracone. Poetom zostawmy koniak dla konia i słoninę dla słonia, a sami wróćmy do normalności.
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd ---

Zdradek dyplomatyczny i rakietowy

Zdradek dyplomatyczny i rakietowy

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    10 listopada 2024 Michalkiewicz

Wprawdzie jest zatwierdzone, że Ukraina odniesie ostateczne zwycięstwo, które – jak to w swoim czasie ujawnił szef tamtejszego wywiadu – ma polegać na „demilitaryzacji” europejskiej części Rosji, czego nie da się chyba osiągnąć bez osadzenia Kremla ukraińską załogą – ale póki co sytuacja zmierza w kierunku odwrotnym, co sprawia, że prezydent Zełeński w coraz większych nerwach. Doszło nawet do tego, że w jakimś akcie desperacji postawił coś w rodzaju ultimatum przywódcom najważniejszych państw NATO – że jak Ukraina nie zostanie przyjęta do Sojuszu Atlantyckiego, jak nie dostanie forsy, broni i amunicji, jak nie dostanie pozwolenia na atakowanie celów w głębi Rosji i wreszcie – jeśli Amerykanie nie zgodzą się na zluzowanie ich wojska w bazach w Europie przez wojsko ukraińskie, czyli na okupację Europy przez Ukrainę – to Ukraina postara się o broń jądrową, a wtedy zobaczymy.

Jak wiadomo, obradująca w Berlinie „wielka czwórka”, czyli Józio Biden, francuski prezydent Macron, niemiecki kanclerz Olof Scholz i brytyjski premier Keir Starmer, nie chciała go nawet widzieć na oczy, tylko zdalnie dała żydowskiemu komikowi po łapach za to zuchwalstwo (‘to ty frędzlu tak chciałeś z nami pogrywać?!), aż następnego dnia ukraiński rząd pokornie wyjaśniał, że komik miał na myśli zupełnie coś innego. Więc wprawdzie wycofał się z ultimatum z podkulonym ogonem – no ale jakiegoś winowajcę klęski wojennej Ukrainy trzeba przecież zawczasu wytypować – więc od czego jest Polska? Wprawdzie na podstawie ciągle chyba jeszcze obowiązującej umowy z 2 grudnia 2016 roku, Polska nieodpłatnie przekazała Ukrainie wszystko, co tylko mogła – ale właśnie dlatego, że już nic więcej przekazać nie może, znakomicie nadaje się na winowajcę ukraińskiej klęski. Toteż prezydent Zełeński pryncypialnie Polskę skrytykował, że nie robi wszystkiego, co powinna dla ostatecznego, ukraińskiego zwycięstwa, a zwłaszcza, że nie chce przystąpić do wojny z Rosją po stronie Ukrainy. Przybrało to postać nie tylko roszczeniowych utyskiwań, ale przede wszystkim oskarżeń, że Polska nie chce zestrzeliwać nadlatujących nad Ukrainę rosyjskich rakiet.

Do tej pory rzeczywiście nie chciała, chociaż ukraińscy agenci w polskich władzach co i rusz takie balony próbne wypuszczali. Przyczyna jest taka, że oznaczałoby to wkręcenie również Polski w maszynkę do mięsa i to w dodatku bez żadnych zobowiązań ze strony pozostałych państw NATO. Rzecz w tym, iż słynny art. 5 traktatu waszyngtońskiego przewiduje wprawdzie uruchamianie rozmaitych procedur sojuszniczych, ale pod jednym warunkiem – że państwo członkowskie padnie ofiarą „zbrojnej napaści”. Jeśli natomiast państwo członkowskie samo na kogoś napadnie – a tak właśnie wyglądałoby zestrzeliwanie przez Polskę rosyjskich rakiet nad Ukrainą – albo włączy się do trwającego już konfliktu, w dodatku po stronie państwa, które do NATO nie należy, to dla sojuszników żadne zobowiązania z tego tytułu nie powstają. I do niedawna Polska powstrzymywała się przed takim włączeniem się do wojny – ale ostatnio Książę-Małżonek, który dopuścił sobie do głowy, żeby zostać tubylczym prezydentem, czyli (Zd)Radek Sikorski, zaczął wykazywać w tym kierunku entuzjazm tym bardziej, że amerykańscy twardziele z obydwu tamtejszych politycznych gangów dają do zrozumienia, że nie mieliby nic przeciwko temu. Miejmy nadzieję, że to tego głupstwa jednak nie dojdzie, chociaż fakt, że urodzony w czepku Książę-Małżonek, któremu obywatel Tusk Donald dał w swoim vaginecie fuchę ministra spraw zagranicznych (czyżby w ramach zgniłego kompromisu Niemiec z USA musiał to zrobić?) zaczyna się taką możliwością entuzjazmować, budzi w polskiej opinii wielkie zaniepokojenie.

Tymczasem w ramach tak zwanych „rozliczeń” vaginet obywatela Tuska Donalda nie tylko zasypał prokuratury ponad 150 tysiącami donosów, ale ostatnio rozpoczął polowanie z nagonką na złowrogiego Antoniego Macierewicza. Komisja do badania ruskich i białoruskich wpływów w naszej – pożal się Boże – „polityce”, powolna w miejsce tej rozpędzonej, PiS-owskiej, właśnie oskarżyła złowrogiego Antoniego Macierewicza od „zdradę dyplomatyczną” z art.129 kodeksu karnego, za co grozi do 10 lat wiezienia. Na czele tej nowej – tuskowej – komisji, stoi generał Jarosław Stróżyk, którego korzenie prowadzą do starych kiejkutów. To ciekawa postać w ruchu robotniczym, bo kiedy we wrześniu 2013 roku, wypączkowana ze zlikwidowanych w roku 2006 przez złowrogiego Macierewicza Wojskowych Służb Informacyjnych Służba Kontrwywiadu Wojskowego, podpisała z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB) porozumienie o współpracy, to akurat wtedy pan generał Strużyk został attache wojskowym polskiej ambasady we Waszyngtonie. Czy miało to związek z zawartym właśnie porozumieniem – tego ma się rozumieć – nie wiem, ale przecież nie można tego z góry wykluczyć. Zwłaszcza w takiej sytuacji pan generał Jarosław Stróżyk dawałby absolutne gwarancje, że polowanie z nagonką na złowrogiego Antoniego Macierewicza będzie przebiegało w myśl politycznego zapotrzebowania starych kiejkutów i Volksdeutsche Partei.

Wspominam o „nagonce” bo oto jak tylko pojawiło się oskarżenie o „zdradę dyplomatyczną”, złowrogiego Antoniego Macierewicza obleźli niezależni dziennikarze z pisma „Fakt”. I kiedy złowrogi Antoni Macierewicz spieszył się na jakieś spotkanie, sygnaliści z „Faktu” zameldowali, że naruszył mnóstwo przepisów ruchu drogowego. Skoro oni jechali z top za nim, to też musieli te przepisy ponaruszać – ale wiadomo, że ustawa o ochronie sygnalistów zapewnia im bezkarność. Krótko mówiąc – jak już oskarżać, to oskarżać – o co tylko się da, zwłaszcza, że w powodzi tych oskarżeń można ukryć to zasadnicze – że w roku 1976 złowrogi Antoni Macierewicz, wbrew zakazowi rządu, partii i bezpieki, założył Komitet Obrony Robotników, do którego potem doskoczył Michnikuremek w trzech osobach, dostrzegając w tym przedsięwzięciu znakomity polityczny geszeft dla „lewicy laickiej”. Wtedy złowrogiemu Antoniemu Macierewiczowi się upiekło; pan generał Stanisław Kowalczyk, ówczesny szef bezpieki, najwyraźniej zaniedbał wtedy ten odcinek, ale to nic, bo dzisiaj stare kiejkuty, dzięki panu generałowi Jarosławowi Stróżykowi, spuszczą na złowrogiego Antoniego Macierewicza surową rękę sprawiedliwości ludowej za tamtą zbrodnię – no i oczywiście za wszystkie inne, których przeciw autorytetom moralnym i starym kiejkutom uzbierało się sporo. Oczywiście – jak to u nas – nigdy nie jest tak, żeby nawet najsmutniejszej sprawie nie towarzyszył niezamierzony efekt komiczny. Oto z jednej strony komisja generała Stróżyka poluje z nagonką na złowrogiego Antoniego Macierewicza, a tymczasem w gmachu zajmowanym przez spółkę „Agora” przy ulicy Czerskiej w Warszawie, gdzie ma swoją siedzibę Judenrat „Gazety Wyborczej”, jak gdyby nigdy nic, urzęduje białoruska firma, która nawet ostentacyjnie wiesza sobie na ścianach wynajmowanych pomieszczeń portrety prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Jak się okazuje, Żydowie nie pogardzą żadnymi pieniędzmi, a pan generał Stróżyk pod żadnym pozorem nie ośmiela się ich ruchnąć, bo zaraz by mu przypomniano, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Spotkania Franciszka z satanistami. Kto następny?

Spotkania Franciszka z satanistami. Kto następny?

Autor: CzarnaLimuzyna , 9 listopada 2024

Dlaczego Bergoglio lubi satanistów?

Kiedy przeczytałem informację o spotkaniu Franciszka z jego diaboliczną znajomą przypomniałem sobie ostatni atak kardynała Rysia na wiernych i kapłanów, którym zarzucał grzechy przeciw pewnemu duchowi fałszywie nazywając go świętym. Kardynał w swoim wywodzie stworzył analogię między krytykowanym Franciszkiem a atakowanym Chrystusem, któremu żydzi zarzucali diabelską inspirację.

Pewnie i tym razem moderniści na czele z kardynałem Rysiem po raz kolejny rzuciliby się do obrony biskupa Rzymu, być może argumentując, że Franciszek również ma prawo do życia prywatnego. Być może niejednego z nich oburzyłoby słowo: diaboliczna

Diaboliczna przyjaciółka Bergoglio nazwana przez Franciszka “Wielką Włoszką”

  • Czy aborcje polegające na odsysaniu żyjących dzieci przy użyciu pompki rowerowej i wkładanie rozerwanego ciała do słoików po dżemie nie są diaboliczne?
  • Czy trwająca nieustannie od kilkudziesięciu lat nienawiść do Kościoła i wielu dobrych rzeczy jak rodzina i macierzyństwo nie jest diaboliczna?
  • Czy zajście w ciążę z zamiarem zamordowania własnego dziecka i jego zabicie nie jest diaboliczne?
  • Czy zachęcanie kobiet do zachodzenia w ciążę, aby następnie mogły dokonać aborcji nie jest diaboliczne?
  • Czy współpraca z agendą Sorosa, której celem jest niszczenie Europy nie jest diaboliczna?

Nie chodzi o sam fakt spotkania, lecz o dokonane przy tej okazji pozytywne wyróżnienie będące promocją i współdziałaniem w niektórych aspektach jak na przykład celowym zalewaniem Europy migracją barbarzyńców.

Nie trzeba kończyć teologii, aby wiedzieć, że promocja bezdzietności, legalizacja aborcji, a także dokonywanej, poza wolą i świadomością chorego, „eutanazji”, legalizacja eksperymentów na komórkach macierzystych z ludzkich embrionów jest działaniem diabolicznym.

Emma Bonino. Jest postacią historyczną włoskiego satanizmu, tego prawdziwego – mającego na koncie niezliczoną liczbę dzieci zamordowanych podczas aborcji.

O działalności politycznej nie będę się rozpisywać. Reprezentowała najgorszy typ lewactwa niszczący Europę. Była m.in. o zgrozo!  komisarzem europejskim ds.  zdrowia i ochrony konsumentów, wiceprzewodniczącą włoskiego Senatu oraz ministrem MSZ. Uczestniczka spotkań Grupy Bilderberg, jedna z głównych postaci tzw. Partii Radykalnej, która zmieniła nazwę na +Europa (Więcej Europy), co oznacza wzmocnienie neokomunistycznej UE. Kiedy miała stanąć przed sądem za swoje zbrodnie, uniknęła oskarżenia, uciekając do Francji, gdzie otrzymała azyl polityczny.

Informacje na temat jej działalności na rożnych portalach, w tym katolickich, są porażające. Nie sposób wymienić wszystkich nikczemności, których dokonała.

Informacje na podstawie m.in.: Statthalterin Sorosa, Emma Bonino poniosła porażkę w wyborach parlamentarnych

Po zalegalizowaniu we Włoszech morderstwa dzieci Bonino wróciła do Włoch bezkarnie i triumfalnie. Podczas swojej nieobecności została nominowana i wybrana w wyborach parlamentarnych w 1976 r. jako rzekoma „ofiara” „faszystów, patriarchów i Kościoła” przez Partię Radykalną.

W 2003 r. Bonino otrzymała Nagrodę Prezydenta Włoch za „zaangażowanie w promowanie praw człowieka na świecie – DOSTAŁA NAGRODĘ ZA SWOJE ZBRODNIE.

W 2004 roku, otrzymując Nagrodę Społeczeństwa Otwartego, stwierdziła, że ​​jej praca „zawsze służyła humanizmowi i Europie”.

Od Partii Radykalnej do +Europy (Więcej UE), sponsorowanej przez George’a Sorosa.

Apostoł nieograniczonej „gościnności”.

Namaszczenie przez Franciszka i nazwanie jej “Wielką Włoszką” spotkało się z protestem katolików, którzy napisali list La nostra lettera a Jorge Bergoglio: “No, la Bonino non è una grande!”

Emma Bonino z Franciszkiem, który wychwalał ją jako „wielką” i prosił, aby „działała dalej”

Od czasu wsparcia przez Franciszka, Emma Bonino może nawet wygłaszać odczyty w kościołach, w obronie „kultury gościnności”. Gościnności Nieograniczonej. W praktyce chodzi o zamysł zniszczenia demograficznego Europy poprzez promocje bezdzietności i nieograniczonej aborcji z równoczesną nieograniczoną gościnnością dla każdego barbarzyńcy – bez stosowania elementarnych norm moralnych i kulturowych.

Tak jak napisałem nie chodzi o fakt spotkania, lecz o dokonywanie, przy podobnych okazjach, pozytywnego wyróżnienia osób zaangażowanych w realizację diabolicznego planu zniszczenia Europy i jej rdzennych mieszkańców.

O autorze: CzarnaLimuzyna

Izrael uchwalił “prawo” pozwalające zamykać palestyńskie dzieci w więzieniach

Izrael uchwalił prawo pozwalające zamykać palestyńskie dzieci w więzieniach

izrael-uchwalil-prawo-zamykac-palestynskie-dzieci-w-wiezieniach

7 listopada br. izraelski parlament Kneset przyjął ustawę zezwalającą na zamykanie do więzień nieletnich Palestyńczyków poniżej 14. roku życia. Nowe prawo zostało uchwalone stosunkiem głosów 55 do 33.

Izrael uchwalił prawo pozwalające zamykać palestyńskie dzieci w więzieniach. Przepisy będące “środkiem tymczasowym” zostały przyjęte na okres pięciu lat. Pozwalają sądom na nakazanie zatrzymania dzieci poniżej 14. roku życia w więzieniach, w przypadku skazania ich za morderstwo związane z „działalnością terrorystyczną”. Zgodnie z oświadczeniem Knesetu, po ukończeniu 14. roku życia, dziecko będzie nadal odbywać karę w więzieniu. Obowiązywanie tego środka może zostać przedłużone o maksymalnie dwa lata po uzyskaniu zgody ministrów sprawiedliwości i opieki społecznej oraz Komisji Konstytucyjnej Knesetu.

Ustawa zawiera również trzyletni przepis pozwalający sądom na osadzanie nieletnich w więzieniu zamiast -jak dotychczas- w ośrodkach dla nieletnich, na okres do dziesięciu dni, jeśli zostaną uznani za niebezpiecznych lub stanowiących zagrożenie dla innych. Sądy mogą również przedłużyć ten okres, jeśli okoliczności tego wymagają.

Według organizacji praw człowieka, w żydonazistowskich więzieniach przetrzymywanych jest obecnie ponad 270 nieletnich Palestyńczyków, pomimo rezolucji ONZ i międzynarodowych traktatów zakazujących więzienia dzieci.

Kneset uchwalił również inne kontrowersyjną ustawę, która umożliwia deportację członków rodzin Palestyńczyków biorących udział w atakach na Izraelczyków. Prawo nie określa, gdzie dokładnie rodziny i krewni zostaną deportowani. Mimo to izraelskie media twierdzą, że miejscem docelowym dla deportowanych ma być getto w Gazie.

Powszechnie uważa się, że oba akty prawne wymierzone są w arabskich obywateli Izraela i palestyńskich mieszkańców okupowanej Wschodniej Jerozolimy. Nie dotyczą one bowiem odpowiednio dzieci i członków rodzin Żydów.

NASZ KOMENTARZ: Różnicowanie prawa wobec obywateli zgodnie z ich pochodzeniem etnicznym, było fundamentem hitlerowskich tzw. ustaw norymberskich.

Ptaszek Boży obrażony

Ptaszek Boży obrażony

Stanisław Michalkiewicz    9 listopada 2024 michalkiewicz

Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, nasi Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki mają od Naszych Sojuszników surowo zakazane, to kierują swoją aktywność na rozmaite przekomarzania – chyba, że chodzi o wykonywanie zadań zleconych przez któregoś z Naszych Sojuszników – na przykład „przywrócenia praworządności” w naszym bantustanie. Pod tym kryptonimem kryje się, jak wiadomo, operacja przywrócenia w naszym bantustanie rządów monopartyjnych – w tym przypadku – rządów Volksdeutsche Partei – no bo jakaż inna partia może sprawować przewodnią rolę w budowie narodowego socjalizmu w Generalnym Gubernatorstwie, instalowanym tu w ramach IV Rzeszy, jeśli właśnie nie Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda?

Partia Lenina simwoł swabody, partia nasza sowiest’ i czest’, partia eto sierdce i rozum naroda, budiet, była i jest” – głosiła rymowanka komunistycznej politgramoty w okresie pierwszej komuny – a wiadomo, że słuszna myśl raz rzucona w powietrze, prędzej czy później znajdzie swego amatora – w naszym przypadku w osobie Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, która w obywatelu Tusku Donaldu dlaczegoś sobie upodobała. Zresztą – powiedzmy sobie szczerze i otwarcie – któż inny lepiej wykona zadanie niwelacji terenu pod budowę Generalnej Guberni, jeśli nie obywatel Tusk Donald? Inne zadania najwyraźniej go przerastają („nie na naszą głowę, Eminencjo” – jak podobno powiedział niejaki Stanisław, kamerdyner kardynała Kakowskiego na wiadomość, że kardynał został członkiem Rady Regencyjnej, która ma rządzić krajem) – ale to właśnie dobrze, bo nie będzie próbował żadnych samowolek tym bardziej, że w razie czego bodnarowcy od pana ministra sprawiedliwości uriezaliby mu szyję.

Z władzą radziecką nie będziesz się nudził – twierdził Aleksander Sołżenicyn. Z narodowo-socjalistyczną też. Toteż właśnie jesteśmy świadkami scen myśliwskich ze złowrogim Antonim Macierewiczem w roli zwierzyny. Co się odwlecze, to nie uciecze; złowrogiemu Antoniemu Macierewiczowi jakoś upiekło się za pierwszej komuny, kiedy to, wbrew zakazowi płynącemu od partii i rządu, zorganizował był Komitet Obrony Robotników, do którego potem doszlusował Michnikuremek – ale stare kiejkuty są pamiętliwe i na takiego zbrodniarza spuszczą surową rękę sprawiedliwości ludowej nawet po 50 latach. Czego wtedy nie dopilnował generał Stanisław Kowalczyk, to dzisiaj dopilnuje generał Jarosław Stróżyk – chociaż oczywiście pod całkiem innym pretekstem.

Ale mniejsza już ze złowrogim Antonim Macierewiczem, chociaż widać gołym okiem, że mściwe stare kiejkuty zagięły na niego parol i musiały obywatelu Tusku Donaldu przypomnieć powinność jego służby: wiecie, rozumiecie Tusk, zróbcie wy mi tu porządek z tym całym Macierewiczem, bo inaczej to my z wami pogadamy! Nawiasem mówiąc, stare kiejkuty muszą mieć cały Legion konfidentów nie tylko w organach władzy i administracji, nie tylko w kluczowych segmentach gospodarki, nie tylko w prokuraturze i niezawisłych sądach, ale również w mediach i przemyśle rozrywkowym, gdzie na użytek „demokracji walczącej” wytwarzane są przez rozmaitych inżynierów ludzkich dusz masowe nastroje. Jednym z elementów tej wytwórczości są autorytety moralne. Doszło do tego, że w niektórych środowiskach, zwłaszcza tych, co to i za pierwszej komuny i teraz tworzą „obóz demokratyczny” tak się roi od autorytetów moralnych, że wprost nie można splunąć, by w któregoś nie trafić.

I taki właśnie casus pascudeus przytrafił się panu prezydentu Andrzeju Dudu. Pan prezydent Andrzej Duda uwija się jak w ukropie, żeby tylko dogodzić umiłowanej Ukrainie, a tymczasem niewdzięcznemu roszczeniowcu Zełeńskiemu wszystkiego mało i mało. A przecież, kiedy byłem latem w Toskanii, dowiedziałem się, że ma on tam posiadłość, że daj Boże każdemu. Więc chociaż pan prezydent stara się jak może i gdyby mógł, to nie oddałby zimnemu ruskiemu czekiście Putinu ani „jednego centymetra kwadratowego Ukrainy” – no ale wedle stawu grobla, więc w tej sprawie – podobnie zresztą, jak w bardzo wielu innych – nie ma on nic do gadania. Tymczasem funkcjonariusze Propaganda Abteilung w Judenracie „Gazety Wyborczej” I innych niezależnych mediach głównego nurtu, rozpętali taki jazgot w sprawie „przywracania praworządności”, że musiało to doprowadzić do zawrotu w rozmaitych głowach. Właścicielem jednej z takich głów jest pan prof. Adam Strzembosz, którego właśnie z tego powodu ostatnio nawet resortowa Stokrotka wołała do telewizji, żeby – jak autorytet moralny – zdemaskował i przygwoździł wskazanego przez nią nieubłaganym palcem delikwenta. Pan prof. Strzembosz, jako jegomość starej daty, a kto wie, czy trochę nie wyposzczony telewizyjną abstynencją, skwapliwie demaskował i przygważdżał, za co był przez reżyserów scen myśliwskich chwalony przed frontem pododdziału płomiennych szermierzy demokracji i praworządności. Najwyraźniej musiało mu to zaszkodzić, bo rozdokazywał się do tego stopnia, że podjął się liczenia przypadków, kiedy to pan prezydent złamał konstytucję. Doliczył do 16, a potem dlaczegoś przestał liczyć. Panu prezydentu tylko tego było trzeba i stwierdził, że pan prof. Strzembosz „ma wielkie doświadczenie w podtrzymywaniu komuny”.

Nic tak nie gorszy, jak prawda, toteż nie tylko pan prof. Adam Strzembosz obraził się na „taką głowę państwa”, ale gniewem zawrzało nie tylko środowisko autorytetów moralnych, ale i funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, których spuszczono z łańcucha, żeby obsikiwali pana prezydenta. Tymczasem pan prezydent skomplementował pana prof. Strzembosza trochę na wyrost. Nie sądzę bowiem, by miał on rzeczywiście „wielkie doświadczenie” w „podtrzymywaniu komuny”. Raczej był, a może nawet jest nadal – bo jeśli nie zdaje sobie sprawy, że ta cała „walka o praworządność”, to tylko parawan, za którym odbywa się niwelacja terenu pod budowę Generalnej Guberni – człowiekiem wielkiej naiwności.

Oto będąc Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego uznał, że środowisko sędziowskie „samo się oczyści”, to znaczy – pozbędzie się ze swoich szeregów konfidentów SB, a zwłaszcza – wywiadu wojskowego PRL , który po transformacji ustrojowej przepoczwarzył się w Wojskowe Służby Informacyjne. Nie tylko nic takiego nie nastąpiło, ale przeciwnie – wiele wskazuje na to, że pozycja konfidentów w sądownictwie w tym właśnie okresie się umocniła. Pan prof. Strzembosz nie mógł przecież nie wiedzieć, że w 1990 roku, gdy tylko rozwiązała się PZPR, niezawiśli sędziowie zaraz założyli organizację „Iustitia”. PZPR była transmisją bezpieki do środowiska sędziowskiego, no a „Iustitia”? Jaką rolę w powstaniu tej organizacji odegrały stare kiejkuty i czy wyznaczyły jej jakieś – jakie? – zadania? Czy to nie w czasie sprawowania prezesury SN przez pana prof. Strzembosza Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozpoczęła operację „Temida”, której celem był werbunek agentury wśród sędziów? Czy powstała obok „Iustitii” organizacja sędziowska „Themis” nie ma przypadkiem jakiegoś związku z tą operacją? Oczywiście pan prof. Strzembosz nie musiał być o tym wszystkim oficjalnie informowany, ale przecież rozmaite ważne informacje trafiają do nas również nieoficjalnie. Nie znaczy to że miał jakieś „wielkie doświadczenie” w „podtrzymywania komuny” w wymiarze sprawiedliwości, ale nie ulega wątpliwości, że dla starych kiejkutów jego naiwność mogła być prawdziwym darem Niebios właśnie dla utrwalenia wpływów, czy może nawet dominacji bezpieczniackiej agentury w środowisku sędziowskim.

Stanisław Michalkiewicz

Klimatyczna rewolucja Trumpa. Zieloni się zapłaczą.

Klimatyczna rewolucja Trumpa. Zieloni się zapłaczą. Tak wygląda plan nowego prezydenta USA

9.11.2024 nczas/klimatyczna-rewolucja-trumpa-zieloni-sie-zaplacza

Prezydent elekt Donald Trump planuje wycofać Stany Zjednoczone z klimatycznego porozumienia paryskiego. Zamierza też uszczuplić niektóre rezerwaty przyrody, aby umożliwić wiercenia i wydobycie surowców.

O projektach Trumpa poinformował w piątek dziennik „New York Times”. Powołał się na projekty rozporządzeń wykonawczych i proklamacji sporządzanych przez zespół Republikanina przygotowujący przejęcie przez niego władzy w styczniu przyszłego roku.

Porozumienie paryskie zobowiązuje państwa-sygnatariuszy do przedstawiania nowych i „bardziej ambitnych” planów ograniczania emisji gazów cieplarnianych co pięć lat. Zgodnie z umową muszą być przedstawione do lutego przyszłego roku.

Administracja prezydenta Joe Bidena przyrzekła przedstawienie przed końcem kadencji takiego planu, „aby pokazać, co należy zrobić i co można zrobić”. Departament Energii USA zapowiedział projekt zaktualizowanej analizy, która pozwoli na zgłaszanie publicznych uwag.

Z raportu wynika, że Trump zakończy także moratorium na wydawanie pozwoleń na eksport skroplonego gazu ziemnego (LNG) na duże rynki w Azji i Europie.

Administracja Bidena wstrzymała w styczniu zatwierdzanie nowych transakcji eksportowych LNG. Jej celem było zakończenie procesu badań dotyczących wpływu eksportu na środowisko i gospodarkę.

Raport wskazuje zarazem na to, że ekipa Trumpa ma uchylić przepisy, które pozwalają Kalifornii i innym stanom wprowadzać bardziej rygorystyczne normy w sprawie zanieczyszczeń. Niektórzy członkowie zespołu Republikanina rozważają też przeniesienie z Waszyngtonu siedziby Agencji Ochrony Środowiska (EPA).

O komentarz w sprawie przewidywanych zmian indagowała przedstawicieli przyszłej republikańskiej ekipy agencja Reutera. Rzecznik zespołu przygotowującego przejęcie władzy, Karoline Leavitt, zaznaczyła, że podczas kampanii wyborczej Trump zapowiadał wiele działań wyszczególnionych w raporcie.

Jak uzasadniała, wyniki wtorkowych wyborów dały mu „mandat do realizacji obietnic i on je spełni”.

800 plus dla Ukraińców, nawet jeśli dziecko nie uczy się w Polsce

800 plus dla Ukraińców, nawet jeśli dziecko nie uczy się w Polsce

dorzeczy/800-plus-dla-ukraincow

Poseł Grzegorz Płaczek otrzymał odpowiedź z ZUS. Chodzi o świadczenie socjalne 800 plus dla Ukraińców.

Wraz z nowym rokiem szkolnym wszystkie ukraińskie dzieci mieszkające w Polsce zostały objęte obowiązkiem szkolnym. W przypadku niezastosowania się rodzicom grozić ma postępowanie egzekucyjne i 100 zł grzywny, a od czerwca 2025 roku utrata prawa do korzystania z programu socjalnego 800 plus.

800 plus dla Ukraińców wciąż bez zmian

Poseł Grzegorz Płaczek, który interweniował w tej sprawie w ZUS, zwrócił uwagę, że podatnicy w dalszym ciągu finansują 800 plus Ukraińcom bez względu na to, czy dziecko mieszka w Polsce i uczy się w polskiej szkole, czy nie. Polityk podniósł temat m.in. dlatego, że w przestrzeni publicznej pojawiły się nieprecyzyjne informacje dotyczące ograniczeń socjalnych wypłat.

“Świadczenie 800+ nadal i nieprzerwanie jest wypłacane rodzicom ukraińskich dzieci NAWET WTEDY, gdy NIE uczą się w polskim systemie i nie mieszkają w Polsce (bowiem tej kwestii polskie państwo skutecznie nie kontroluje)!” – twierdzi parlamentarzysta.

ZUS potwierdza

Polityk załączył do swojego wpisu pismo z ZUS, które otrzymał w odpowiedzi na swoją interwencję poselską. [pismo w oryginale.md]

“Odsyłam także do przemilczanego Art. 17 Ustawy z dnia 15 maja 2024 r. o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa, który wskazuje, że przepisy «mają zastosowanie po raz pierwszy przy ustalaniu prawa do świadczenia wychowawczego na okres rozpoczynający się dnia 1 czerwca 2025 r. W sprawach dotyczących świadczenia wychowawczego za okresy, które rozpoczęły się przed dniem 1 czerwca 2025 r. stosuje się przepisy dotychczasowe»”. – pisze Płaczek.

“Oznacza to, że Polska nadal wypłaca 800+ ukraińskim uczniom bez względu na to, czy mieszkają w Polsce oraz czy uczą się w polskich szkołach, WYDAJĄC MILIARDY ZŁOTYCH POLSKICH PODATNIKÓW! Jako poseł Konfederacji zastanawiam się, jak można w tak smutny sposób manipulować Polakami? Wstyd” – podsumował swój post Płaczek.

TO NIE POMOC, TO BLEF

TO NIE POMOC, TO BLEF

Krzysztof Baliński

Gdy w kwietniu tego roku Kongres przegłosował kolejny pakiet pomocowy dla Ukrainy, administracja Bidena pochwaliła się, że już wcześniej przekazała Ukrainie pomoc w wysokości 111 miliardów i że z przegłosowanym pakietem daje to łącznie 172 miliardy. Słowo „pomoc” należy ująć w cudzysłów. To wielki blef. Zaledwie 20 procent z przyznanych miliardów trafia bezpośrednio do Ukrainy i zasila jej budżetu. Konstrukcja pakietu pozwala, zamiast wspierać ukraińskie siły zbrojne, przekazywać środki na wsparcie… amerykańskich sił zbrojnych. W pakiecie zaszyto mechanizm pozwalający przekierować środki na uzupełnienie amerykańskich zapasów. Wygląda on tak: Armia USA przekazuje czołg ze swoich zapasów lub czołg używany od kilkunastu lat, „bo tylko on jest fizycznie dostępny i tylko on może być szybko dostarczony”. W jego miejsce kupowany jest dla armii taki sam czołg (oczywiście nowszej generacji) za 10 mln dolarów, i koszt tego zakupu wliczany jest w pakiet. Ale to nie wszystko – czołg jest przewożony przez ocean, potem jeszcze polskim pociągiem do Medyki, a to też kosztuje, bo trzeba zapłacić PKP Cargo (chociaż akurat to nie jest pewne, bo polscy frajerzy robią to za darmo).

Ale to nie wszystko – przeszło 1/5 wartości pakietu idzie na wsparcie działań armii USA w regionie, nie tylko żołnierzy, ale i pracowników administracyjnych Pentagonu oraz w ogóle ludzi, „którzy w jakiś sposób pracują na rzecz Ukrainy”. W pakiet wliczono koszty wzmocnienia bezpieczeństwa placówek USA na Ukrainie – i tak okrągła sumka przeznaczona jest na wzmocnienie ogrodzenia wokół ambasady USA w Kijowie. Krótko mówiąc – to nie jest pakiet pomocowy dla Ukrainy, ale głównie pakiet pomocy dla Ameryki, dla amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego, wspierający tworzenie miejsc pracy dla Amerykanów.

Według Davida Camerona, brytyjskiego ministra spraw zagranicznych celem USA nie jest pokonanie, ale osłabienie Rosji: „Za 10 proc. budżetu obronnego USA zniszczono połowę potencjału armii Rosji”. Brytyjscy eksperci oceniają, że USA swoje cele w tej wojnie już osiągnęły, a były nimi, poza osłabieniem Rosji, sprzedaż amerykańskiej broni i wyczyszczenie magazynów. Potwierdził to republikański spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson,który głosował za pakietem, podobnie jak wszyscy Demokraci i 101 Republikanów (112 było przeciw): „Uważam, że lepiej jest wysłać amunicję na Ukrainę, niż amerykańskich żołnierzy”. Także Joe Biden przekonywał: „Ten pakiet pomocowy służy przede wszystkim nam”, a sekretarz obrony Lloyd Austin, zachęcając członków Kongresu do zatwierdzenia pakietu,uciekł się do argumentu: „Ta pomoc jest korzystna dla USA, ponieważ produkcja broni dla Ukrainy zmniejsza bezrobocie i powstają nowe miejsca pracy”.

Victoria Nuland, podsekretarz stanu USA (pochodząca zresztą z rodziny ukraińskich żydów) ujawniła, że rzeczywistym odbiorcą finansowego wsparcia dla Ukrainy jest amerykański kompleks zbrojeniowy: „A tak przy okazji, musimy pamiętać, że większość tych pieniędzy wraca z powrotem do USA, aby wyprodukować tę broń”. Sekundował jej „Washington Post” wyliczając korzyści, jakie poszczególne stany wyciągną z pakietu, i do których trafi najwięcej pieniędzy. Nawet senator J.D. Vance, który głosował przeciw pakietowi, przyznał: „Konflikt na Ukrainie trwa, bo zarabiają na nim solidnie amerykańskie firmy zbrojeniowe i instytucje finansowe”. Temat doprecyzował Ron Paul, podczas konferencji w instytucie swego imienia: Czy ktokolwiek wierzy, że 200 miliardów, które wydaliśmy na Ukrainę rzeczywiście trafiły do Ukrainy? Oczywiście nie. Trafiły do dobrze ustosunkowanych, z których większość operuje wewnątrz Beltway (czyli wewnątrz obwodnicy otaczającej Waszyngton).

„Sprzedaż amerykańskiej broni za granicę gwałtownie wzrosła w ubiegłym roku, osiągając rekordowy poziom 238 miliardów dolarów, głównie dzięki wojnie na Ukrainie i z uwagi na fakt, że inwazja Rosji nakręciła popyt. Rząd USA bezpośrednio wynegocjował kontrakty o wartości 81 mld dolarów” – poinformowała BBC, podkreślając, że zakupowym liderem jest Polska. Stacja wymienia zakup helikopterów Apache za 12 mld dolarów, systemów rakietowych Himars za 10 mld dolarów, czołgów M1A1 Abrams za 3,75 mld dolarów, systemów dowodzenia obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową za 4 mld dolarów. Dodaje też, że nowy premier zobowiązał się do kontynuowania programu modernizacji wojskowej poprzedniego konserwatywnego rządu. „Polska pomoc dla Ukrainy przebiła wszystkich”. „Polska jest wśród liderów wsparcia” – to tytuły polskojęzycznych gazet. „Polska jest mocarstwem humanitarnym” – to słowa ambasadora Marka Brzezińskiego.

Wielką i mierzalną w pieniądzu pomoc militarną, finansową i humanitarną ofiarowaną Ukrainie, kompleksowo oszacowali analitycy z niemieckiego Instytutu Gospodarki Światowej w Kiel. Stworzyli ranking państw najbardziej zaangażowanych w pomoc. Jak wypada w nim Polska? Jest na drugim miejscu, wyprzedzając takie kraje jak Niemcy, Wielka Brytania czy Francja, a na miejscu pierwszym przy uwzględnieniu wielkości gospodarki kraju niosącego pomoc, to jest procenta PKB. Polska wydała, sumując pomoc rządową (ale nie licząc pomocy prywatnej i organizacji charytatywnych) 11,92 mld euro (czyli w przeliczeniu 56,6 mld zł). Żaden kraj w Europie nie udzielił Ukrainie tak wielkiego wsparcia jak Polska. W pierwszym roku wojny polski rząd przeznaczył na nią 2% PKB. Pod koniec 2023 r. było to już 3,1%, a dziś wynosi 4,9% PKB. Liczby robią wrażenie nawet na bogatych Niemcach. Dla porównania – zobowiązanie w zakresie pomocy wojskowej wynosi tylko 0,2 procent amerykańskiego PKB.

Rządzący Polską bardzo skąpo dzielą się informacjami na temat wysokości i zakresu pomocy. Z nieoficjalnych źródeł wiemy tylko, że 50 procent paliw wytwarzanych w polskich rafineriach trafia na Ukrainę, że nasi żołnierze i policjanci ćwiczą strzelanie kapiszonami, bo armii ukraińskiej przekazaliśmy wszystkie zapasy amunicji, że rzeczywista pomoc dla Ukrainy wynosi łącznie 140 mld zł (oprócz militarnej, humanitarna – 4,4 mld; świadczenia socjalne – 71,4 mld; pomoc prywatna – 10 mld itp.). Do tych kwot należały dodać środki na leczenie Ukraińców. Tylko od marca do września 2022 wykonano 752 tys. świadczeń dla pacjentów z Ukrainy. W roku 2023 wydano na nie 828 mln. W dodatku znikąd nie ma pomocy w wyliczeniu tej pomocy. Co prawda dr Leszek Sykulski, prezes partii Bezpieczna Polska (który sprzeciwia się udzielaniu Ukrainie bezwarunkowej pomocy wojskowej oraz ostrzega przed zorganizowaną akcją przesiedlania Ukraińców na teren Polski) obiecał takie wyliczenie a nawet zapowiedział powołanie w tym celu specjalnego zespołu, ale zajął się kombinowaniem, jakby tu umieścić przy władzy w Warszawie Komunistyczną Partię Chin.

Analitycy z Kiel policzyli, w jakim stopniu kraje wspomagające Ukrainę ogałacają swoje zasoby zbrojeniowe. W przypadku Polski, która obdarowała Ukrainę 300 czołgami (uprzednio zmodernizowanymi kosztem 1,5 mld zł), stanowi to 30 procent zasobów tej broni, czyli wyposażenie dwóch brygad pancernych. Amerykanie zaledwie uszczknęli swój arsenał – „przekazali” 3,9 proc. posiadanej ciężkiej broni. Ukraińcy dostali 30 proc. naszych haubic, 54 sztuki, na 188, które były w zasobach polskiej armii. Dostali też 40 sztuk bojowych wozów piechoty i 40 sztuk pojazdów opancerzonych. W sumie Polska darowała sprzęt o wartości 2,4 mld euro. Równocześnie mówili, że braki będą sukcesywnie uzupełniane dostawami z Korei Południowej i USA. Ale nie mówili, że uzupełnienie braków będzie kosztować kilkadziesiąt miliardów dolarów.

W tym miejscu przypomnieć należy, że 2 grudnia 2016, a więc ładnych kilka lat przed wybuchem wojny, rząd PiS zawarł z rządem ukraińskim umowę (a właściwie tajne porozumienie, bo nie było ratyfikowane przez Sejm i ujawniono je dopiero 3 lata później), która zawiera postanowienia lub raczej jednostronne zobowiązania rujnujące nasz kraj, pozbawiające go suwerenności, pozwalające na przejmowanie wszystkich zasobów ekonomicznych Polski. To ewenement w skali światowej. To tak, jakby Polska wypłacała Ukrainie kontrybucje wojenne.

Umowa mówi o nieodpłatnym przekazaniu Ukrainie uzbrojenia, produktów podwójnego zastosowania i mienia niebojowego pochodzącego z zasobów sił zbrojnych, zarówno w sprzęcie bojowym i niebojowym, wojskowym i cywilnym, czyli praktycznie zakładała przekazanie stronie ukraińskiej wszystkich zasobów, jakimi dysponuje Państwo Polskie, bez wyznaczania górnej granicy pomocy. Ze strony polskiej podpisał ją ówczesny minister obrony Antoni Macierewicz.

Pytany o udział amerykańskich wojsk w wojnie na Ukrainie, Joe Biden każdorazowo oświadcza, że nie zamierza wysłać tam amerykańskich żołnierzy. Ale od czego jest sojusznik, który przekonuje swoich obywateli o nieuchronności wojny z Rosją, kupuje ogromne ilości broni i reklamuje amerykańskie czołgi (które na Ukrainie grzęzną w błocie, a w Jemenie palą się wraz z zawartością jak zapałki, po ostrzelaniu z prymitywnych granatników). Krótko mówiąc wielki geszeft – zero kosztów, zero strat w ludziach i jeszcze bardzo dobry zarobek i dużo nowych miejsc pracy.

Przeciwko pakietowi głosowało w Senacie 112 Republikanów. Skąd takie nastawienie? Przeprowadzony przez konserwatywny Heritage Foundation sondaż ujawnił, że 56% Amerykanów uważa pomoc dla Ukrainy za zbyt dużą, zwraca uwagę na korupcyjną naturę ukraińskiego rządu i brak możliwości sprawdzenia, gdzie i na co idą pieniądze amerykańskiego podatnika, podkreślają, że Ameryka jest już zadłużona na 35 bilionów (i musi pożyczać co 100 dni 1 bilion), że powinna zabezpieczyć własne granice, a nie granice państwa, które większość Amerykanów nie potrafi znaleźć na mapie.

Donald Trump jest za zakończeniem wojny na Ukrainie, jest za dokończeniem budowy muru na granicy z Meksykiem oraz uważa programy pomocowe dla niebędących obywatelami USA za karygodne marnotrawstwo i rozdawnictwo pieniędzy podatnika. I czy tu podejście Trumpa różni się od podejścia tych w Polsce, którzy sprzeciwiają się wciąganiu Polski do wojny. Czy polski patriota nie powinien powtarzać za Trumpem: Dlaczego wydawać miliardy na obronę granicy Ukrainy, a nie na obronę granic przed nielegalnymi imigrantami i na budowę płotu na granicy z Ukrainą? Zatem, nikt myślący w kategoriach interesu swego kraju nie powinien być zmartwiony powrotem Trumpa, a już z pewnością nie powinni to być Polacy. Krótko mówiąc– zwycięstwo Trumpa to najlepsze, co nam się mogło przytrafić w tych ciężkich dla Polski czasach.

Wszystko to nie oznacza, że Trump, po wprowadzeniu się do Białego Domu, zmieni mechanizmy pomocowe dla zagranicy. Gdy był przy władzy uważał takie podejście za patriotyczne i w interesie Ameryki. Zwłaszcza, że za główny cel w polityce gospodarczej postawił reindustrializację Ameryki, a kompleks zbrojeniowy to ostatnie resztki przemysłu, które nie przeniesiono do Chin. Tu natrafi na sprzeciw lobby bankiersko-lichwiarskiego, które swój interes widzi nie w rozwoju przemysłu, ale w inżynierii finansowe i w lichwiarstwie, to jest wprowadzaniu w życie, jak to określił jeden z nich, największego i najgenialniejszego żydowskiego wynalazku – procenta od pożyczki.

USA na „pomocy” (w cudzysłowie) dla Ukrainy zarobiły. A co Polska na pomocy (bez cudzysłowu) dla Ukrainy zyskała? Faktury do opłacenie za amerykańską broń. W zamian za miliardy na utrzymanie przy władzy Zełenskiego i jego oligarchów, dostaliśmy „uchodźców” na utrzymanie i obowiązek finansowania nauczania dzieci ukraińskich o Banderze. Dostaliśmy też obowiązek przekazywania Ukrainie stałego procenta PKB. No i mamy doktrynę Dudy: Pomóżmy Ukraińcom wygnać Rosjan z Krymu (który z Ukrainą, nie ma nic wspólnego, gdzie Ruscy mieszkają równie długo jak biali i czarni Amerykanie w USA), aby tam sobie nastawiali pomników UPA i gdzie Polacy pojadą na wczasy pić piwko w cieniu marmurowego pomnika Bandery. W zamian za bezwarunkową pomoc dla Ukrainy, dostaliśmy też, na otarcie łez, niekończące się żądania, groźby i pomiatania oraz wyrazy wdzięczności w postaci roszczeń terytorialnych. Bo przypomnijmy – niedawno szef finansowanego z budżetu federalnego niemieckiego Instytutu Maxa Plancka, postawił tezę: „Ukraina może rzeczywiście mieć silniejsze roszczenia do polskiego Podkarpacia niż do Krymu lub Donbasu”. Innymi słowy, Ukraińcy lufy podarowanych im polskich haubic i czołgów skierują na nas.

Zapytany w kanadyjskiej telewizji CTV News o spotkanie z Donaldem Trumpem, nasz prezydencki dureń dokonał genialnego odkrycia: „Zatrzymanie rosyjskiej agresji pieniędzmi, nie poświęcając życia amerykańskich żołnierzy, jest opłacalne dla amerykańskiego podatnika”. Duda przypomniał o amerykańskich żołnierzach walczących i ginących na frontach I i II wojny światowej: „Dziś można uniknąć kolejnej takiej sytuacji, po prostu tylko płacąc pieniądze. I to się na pewno opłaca amerykańskiemu podatnikowi – zatrzymać tę wojnę pieniędzmi, nie poświęcając życia amerykańskich żołnierzy”. Czyli, przy okazji, dokonał szokującego odkrycia: USA dbają o swoje interesy!

Dlaczego o tym piszemy? Nie z troski o Ukrainę i Zełenskiego, ale po to, żeby w relacjach zagranicznych myśleć kategoriami polskiego interesu narodowego. I tu kilka uwag: To nie prezydent USA, ale prezydent RP ma obowiązek zabiegać o interes Polski; Trump nie będzie prezydentem Polski, lecz prezydentem USA i nie na nim będzie spoczywał obowiązek troszczenia się o polskie interesy; Nic nie zrobi dla Polski, jeśli nie będzie to w interesie USA; W obronie Polski nie kiwnie palcem, jeśli nie będzie to obrona Ameryki. Z Trumpem będzie można robić interesy, ale pod warunkiem unikania „murzyńskości” i „robienia laski”, twardego negocjowania, i że po naszej stronie do rozmów z nim zasiądą obrońcy interesu Polski, a nie interesu Ukrainy. Czy to krytyka Trumpa i przyznanie, że z Polską postąpi tak samo, jak z Ukrainą? Wprost przeciwnie! To wyraz uznania, bo interes własnego kraju dla prezydenta powinien być zawsze na pierwszym miejscu.

Czy pomysły pokojowe Trumpa są niebezpieczne dla Polski? Może tak się stać. Bo zamiast, jak Ameryka, wykorzystać wojnę dla umocnienia własnego kraju, umocnili Ukrainę. Bo zamiast zbroić siebie, zbroili Ukrainę. Bo marnowali czas, uznając, że od pilnowania polskich interesów ważniejsza jest walka z sezonowymi przeziębieniami, (których śmiertelność wynosiła 0,23 procenta), wyszczepienie wszystkich żołnierzy, wydawanie na tarczę antycovidową 140 miliardów, wykończenie tzw. Polskim Ładem setek tysięcy małych i średnich firm, nękanie polskich rolników (przez zalanie Polski śmieciowym zbożem z Ukrainy), walka z polskim antysemitami i „ruskimi onucami”, uczenie segregowania śmieci, inwestowanie w wiatraki i nowe plastikowe nakrętki do butelek. Gdy darowali Ukrainie 300 czołgów, nie myśleli o interesie Polski. Było tylko głupkowate gadanie: „Ha, ha, i tak byśmy je zezłomowali, toż to nic nie jest warte”. Nie kalkulowanie tak, jak Amerykanie: skoro oddajemy czołg, to musimy wojsku kupić w zamian inny. Jeśli to wszystko zbierzemy do kupy, to, o co w tym wszystkim chodzi? O głupotę? O zdradę stanu? A może o jedno i o drugie?

Krzysztof Baliński

Regeneracja wałów

Regeneracja wałów

Izabela Brodacka

Na ścianie jednej z kamienic w Alejach Ujazdowskich w pobliżu Placu Trzech Krzyży wisiał swego czasu szyld: „Regeneracja wałów”. Pod tym szyldem zbierali się podochoceni bywalcy sąsiednich knajp zaśmiewając się do łez. Zniecierpliwiony właściciel warsztatu dopisał własnoręcznie na szyldzie niezgrabnym pismem słowo „ korbowych” lecz to tym bardziej śmieszyło podpitych przechodniów. Takie były uroki nocnego życia w PRL. Nie miejmy złudzeń – bywalców nocnych lokali nie rozśmieszała perspektywa naprawy prawdziwych wałów korbowych, ani nawet ewentualnie wałów nadrzecznych. Termin „regeneracja wałów” nieodmiennie kojarzył im się z koniecznością zreformowania państwa polskiego, które trzeba zacząć od oddania do naprawy i zregenerowania rządzących nim wałów. To wynikało z ich rozmów, które wracając z pracy mimo woli podsłuchiwałam czekając na przystanku na autobus. Ekipy podpitych elegantów zmieniały się, lecz ku memu zdumieniu wszyscy mówili prawie to samo a przesłanie szyldu kojarzyło im się nieodmiennie z polityką. To zjawisko, które Michel Foucault nazwałby episteme – emanacja zbiorowej świadomości epoki, manifestowanej i werbalizowanej na różne sposoby i w różnych okolicznościach. Wszyscy w Polsce, poczynając od dozorcy a kończąc na profesorze uniwersytetu mieli świadomość, że rządzą nami wały i trzeba próbować jakoś te zużyte wały zregenerować, naprawić. Głęboko zakorzenione było również przeświadczenie, że w danych warunkach geopolitycznych nie da się tych wałów po prostu wymienić. Trzeba by było ich wszystkich powywieszać czego wbrew pobożnemu życzeniu wyrażonemu w znanej piosence („a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”) nikt tak naprawdę nie chciał, ani nie oczekiwał. Jasne było przede wszystkim, że komuniści nie dadzą się tak łatwo usunąć więc jedynym sposobem zmiany socjalistycznego ustroju jest przeciągnięcie tych komunistycznych wałów na naszą stronę, zregenerowanie ich.

Faktem bezspornym było, że rządziły nami wały. Ludzie którzy dzięki rosyjskim tankom zyskali swoje stanowiska i przywileje i którzy bali się wykonać jakikolwiek ruch, nawet jeżeli widzieli idiotyzmy, w których uczestniczą. Mam na myśli czasy po październiku, gdyż za czasów Stalina uczestniczyli w zbrodniach. W morderstwach sądowych, w torturowaniu akowców i innych uczestników niepodległościowego podziemia. Takie drobiazgi jak rabunek mieszkań, mebli obrazów i kosztowności nie zasługują nawet na wypominanie wobec ogromu tamtych, prawdziwych zbrodni. Socjalizm z odrobinę bardziej ludzką twarzą, o który zabiegali wszelkiej maści rewizjoniści charakteryzowała przede wszystkim wszechogarniająca głupota, niewolnicze zapatrzenie w Związek Sowiecki i niemożność. Obecnie nazywa się taki stan rzeczy imposybilizmem władz. Wtedy niemożność kojarzyła się z byciem kastratem, wałachem czyli wałem i za takich uważano powszechnie tych wszystkich ministrów, dyrektorów oraz dyplomatów. Nauką zarządzał człowiek, który nie umiał nawet pisać ortograficznie, przemysłem ktoś nie znający zasad mechaniki, gospodarką mędrek, który nie umiał obliczyć procentu a ambasadorowie nie znali na ogół żadnego języka w tym języka własnego kraju. „Gdyby oni rządzili dobrze to niech by sobie rządzili, ale niestety rządzą beznadziejnie i w tym kraju nie da się wytrzymać” – taką opinię słyszało się na co dzień w kawiarni i na ulicy.

Aktualne przez cały czas było przesłanie wierszyka, który faktycznie powstał dużo wcześniej, za czasów prezydentury Trumana czyli w latach pięćdziesiątych: „Truman, Truman, spuść ta bania, bo jest nie do wytrzymania. Jedna bombka atomowa i wrócimy znów do Lwowa. Choć zastaniem same zgliszcza, jednak ziemia to ojczysta. Druga mała, ale silna, i wrócimy też do Wilna”. Przesłanie to sprowadzało się do stwierdzenia, że za czasów komunizmu, a potem realnego socjalizmu w Polsce jest nie do wytrzymania. Nędza, brak mieszkań, braki w zaopatrzeniu. Kiełbasa zwyczajna i pasztetówka zwana szpachlówką jako rarytasy stołu. „Trybuna Ludu” zamiast papieru toaletowego na haku w toalecie. Maluch na talony dla przodowników pracy socjalistycznej i pralka Frania wystana w kolejce albo kupiona spod lady. Braki w zaopatrzeniu nie dotyczyły wyższych szarż komunistycznych lecz dotykały również szeregowych partyjników. Marzyła im się poza tym prawdziwa własność ziemi czy nieruchomości, a nie mieszkania funkcyjne przyznawane z łaski przywódców. Choć w teorii gardzili prywatną inicjatywą i badylarzami tak naprawdę nie mieliby nic przeciwko denacjonalizacji środków produkcji. Oczywiście pod warunkiem, że to oni staliby się fabrykantami i właścicielami ziemskimi. Socrealistyczni pismacy dochrapawszy się miana pisarza za wydawane w wielomilionowych nakładach nędzne produkcyjniaki, których tytułów nikt obecnie nie pamięta, uważali się za elitę intelektualną kraju. Jedni i drudzy sądzili, że oni i ich potomkowie będą zawsze rządzić Polską. To miał im zapewnić kontrakt Okrągłego Stołu. Przy jego okazji wały dały się łatwo zregenerować czyli nawrócić na liberalizm. Koncepcja regeneracji wałów była podstawowym błędem opozycji. Nadzieje, że komunista gdy się uwłaszczy i stanie się kapitalistą zacznie lepiej myśleć okazały się złudne. Wały się replikują, wały produkują kolejne wały. Inaczej mówiąc -ludzie tworzą struktury a struktury kształtują ludzi, Złudne było, pozytywistyczne przeświadczenie, że małe zmiany na lepsze doprowadzą do wielkich rezultatów. Jest inaczej –małe zmiany na gorsze prowadzą zawsze do rezultatów fatalnych lecz małe zmiany na lepsze też kończą się często źle. Dobrym przykładem jest naprawa samolotu przez regenerację jakiejś jego części. Zregenerowana część, na przykład jakiś wał, pęka doprowadzając do katastrofy. Zużyte i uszkodzone części samolotu należy wymieniać, a nie regenerować.

Okrągłostołowa regeneracja wałów doprowadziła do tego, że nadal nami rządzą wały jeszcze głupsze, mniej kompetentne i bardziej bezczelne od komunistycznych. Wały prowadzące państwo- jak ten samolot- wprost do katastrofy.

Polsko – żydowskie pogaduszki w roku 2024

Polsko – żydowskie pogaduszki w roku 2024

Autor: Redakcja Legionu, 8 listopada 2024

W atmosferze przyjaźni i wzajemnego zrozumienia, w tajemniczych zakamarkach u nowojorskiego rabina, odbyło się spotkanie w którym uczestniczyli:

Rabin Shmuley Boteach znany jako „Amerykański rabin”, syjonista, uczeń Menachema Mendela Schneersona, związany w przeszłości z Chabad-Lubawicz, a także znany z dwóch artykułów opisujących koszerne kolacje z Mateuszem Morawieckim.

W 2022 r. czasopismo Jewish Journal uznało Boteacha za jedną z 10 najlepszych gwiazd reality show w rankingu “The Top 10 Jewish Reality TV Stars of All Time.”.

Adrian Kubicki, konsul generalny III RP w Nowym Jorku. Były rzecznik prasowy PLL LOT. Mianowany w okresie rządu Morawieckiego. Kubicki jest znany z postulatu włączenia części  amerykańskich Żydów do Polonii.

Być może to zabrzmi w jakimś stopniu kontrowersyjnie, ale uważam, że diasporę żydowską w nowojorskim okręgu konsularnym, należy włączyć w szeroką definicję Polonii, dlatego że znakomita większość Żydów, którzy zamieszkują dzisiaj nowojorski okręg konsularny, to są Żydzi pochodzenia polskiego, z czego sobie bardzo często nie zdają sprawy i nie rozumieją nawet, jaką wartość to niesie dla ich osobistych historii.

Do poczynań pana Kubickiego, odniosła się swego czasu, Katarzyna Treter-Sierpińska publicystka wprawo.pl, pisząc:

“O tym, jak wygląda polsko-żydowski dialog w Nowym Jorku, mogliśmy przekonać się w kwietniu 2018, kiedy urządzono nagonkę na dr Ewę Kurek. Dr Kurek została laureatką nagrody im. Jana Karskiego przyznawanej przez Komitet Dialogu Polsko-Żydowskiego związany z Kongresem Polonii Amerykańskiej. Nagroda miała być wręczona podczas gali w Konsulacie RP w Nowym Jorku. Gala została jednak odwołana, a w nagonce wziął udział m.in. ówczesny sekretarz premiera Morawieckiego, Andrzej Pawluszek, który stwierdził, że uroczystość z udziałem dr Kurek „prowadziłaby do podziałów”

W nagonce na dr Kurek wziął również udział Jonny Daniels (na zdjęciu z ówczesnym rzecznikiem LOT i obecnym konsulem Kubickim). Zdjęcie zostało zrobione w maju 2018, a więc tuż po haniebnym ataku na polską historyk. Najwidoczniej Adrian Kubicki nie widział nic niestosownego w robieniu sobie fotek z Żydem, który zmieszał z błotem dr Kurek. Tak zachowuje się człowiek, który będzie teraz dbał o polsko-żydowski dialog w Nowym Jorku.

Kubicki już wykazał się na tej niwie jako szef Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. W ramach dialogowania instytut urządził chanukową celebrę połączoną z wystawą zdjęć chasydów z Jerozolimy oraz uczestniczył w organizowaniu festiwalu Jidysz Nowy Jork”. /Były rzecznik LOT został konsulem RP w Nowym Jorku…/

Trzecim uczestnikiem spotkania był Michał Rachoń dziennikarz „PiS-owskich mediów”

Przebieg spotkania był nagrywany i sprawiał wrażenie rytualnego w sensie wygłaszanych wciąż tych samych standardowych formułek.

Shmuley Boteach  przedstawiając do kamery Kubickiego powiedział: Robiliśmy wspaniałą pracę razem, w Carnegie Hall /nowojorska hala koncertowa – przypis red./ i innych miejscach, aby wzmocnić polsko-żydowskie relacje, ale również w Polsce. Nowojorski rabin pochwalił  rząd PiS, który „robił tyle dla promocji Holokaustu”. Zwracając się do Rachonia podkreślił, ze zarówno rząd PiS oraz stacja telewizyjna w której pracuje Rachoń są bardzo pro-izraelskie.

Film pierwszy

Film drugi “dlaczego przychodzisz z flagą Izraela?”