Będąc w domu, grając na komputerze, konsoli, telefonie, nie wychodzimy do znajomych, mniej poznajemy, mamy słabsze relacje społeczne, więc jest nam trudniej z kimś się poznać.
◊
Czy nie jest łatwiej spędzić czas z serialem, czy z grą i traktować bohaterów, z którymi tam ‘obcujemy’, jako swoich przyjaciół, niż porozmawiać z innymi ludźmi i spróbować razem z nimi zbudować prawdziwe relacje? Bardzo często ludzie wybierają po prostu to, co jest łatwiejsze, to, co jest dostępne, to, co jest natychmiastowe. A żyjemy też w społeczeństwie natychmiastowej gratyfikacji.
−∗−
WSTRZĄSAJĄCY DOKUMENT! BEZ DZIECI, BEZ JUTRA: POLSKA UMIERA!
Zobacz wstrząsający dokument Łukasza Korzeniowskiego o kryzysie demograficznym. Czy jest jakieś wyjście z sytuacji?
For anyone wanting to watch the ACIP meeting today at the CDC, here is the link:
If you stop watching or the video is paused, refresh the page to watch the current debate. Otherwise, the site will play from where it was last watched.
Thanks for reading Malone News! This post is public, so feel free to crosspost, forward via email, or share it on social media and notes!
Koło historii się kręci. Chiny budują, Indie rosną w siłę, BRICS wyprzedza G7 – podczas gdy Ameryka karze swoich sojuszników i wzmacnia wrogów.
Na Zachodzie rok 1492 jest pamiętany z dwóch wydarzeń: przybycia Kolumba do Ameryki i upadku Granady, ostatniego bastionu mauretańskiej Hiszpanii. Jednak poważniejszym geopolitycznym następstwem był obrót igły kompasu na zachód, zapoczątkowując trwającą wieki zmianę globalnego układu sił.
Bogactwo, które niegdyś płynęło do Azji, płynęło do Europy. Srebro, złoto, cukier i przyprawy z Ameryki służyły jako paliwo, napędzając naukę, przemysł i imperia. Hiszpania, Francja, Wielka Brytania i Holandia – drapieżniki morskie i handlowe – podniosły się i wyparły Imperium Osmańskie, kierując handel z Indii i Chin do Nowego Świata.
Dziś świat stoi w podobnym punkcie zwrotnym. Niewypowiedziany strach Waszyngtonu dramatycznie się powtarza – siła grawitacji gospodarczej przesuwa się na wschód, na czele z Chinami i, co najważniejsze, Indiami.
W latach 90-tych Pekin odważył się eksperymentować z uwolnieniem kapitalizmu, przyciągając kapitał zagraniczny i inwestując biliony w infrastrukturę – krok tak znaczący, jak stulecie amerykańskiego wzrostu przemysłowego. Warta ponad bilion dolarów Inicjatywa Pasa i Szlaku to nie tyle plan infrastrukturalny, co globalny system stalowych i betonowych arterii, który przekierowuje krwiobieg handlu z powrotem do Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu.
Z kolei Waszyngton nie inwestował w transport morski ani w szybką kolej i zbyt mocno polegał na sile militarnej. Przez 25 lat Ameryka marnowała się na pustyniach i w górach, w kosztownych wojnach, które kosztowały biliony, pochłonęły tysiące ofiar i przyniosły niewiele korzyści strategicznych.
Co gorsza, technologia wojenna nie jest już wyłączną domeną Ameryki. Precyzyjne uderzenia, robotyka, sztuczna inteligencja i ciągły nadzór od dna morskiego po kosmos – niegdyś rzadkie zalety – są teraz dostępne nawet dla mocarstw średniej wielkości. Oceany, niegdyś narzędzie handlu i projekcji siły USA, stały się potencjalnymi polami minowymi. Rozmieszczenie wojsk na Pacyfiku, Atlantyku lub Oceanie Indyjskim w stylu II wojny światowej byłoby dziś nie tylko niebezpieczne, ale wręcz samobójcze.
Okrutna prawda historii pozostaje niezmienna: ostatnia wielka wojna rzadko przypomina kolejną. Pole bitwy przyszłości pozostaje niezbadane, a mimo to siły zbrojne i strategia militarna Ameryki tkwią w przeszłości.
Utrata przewagi militarnej odzwierciedla podział między pragnieniem globalnej hegemonii Waszyngtonu a słabnącą potęgą gospodarczą Ameryki.
Indie coraz częściej przejmują rolę gwaranta bezpieczeństwa na Oceanie Indyjskim – po części dlatego, że Waszyngton jest wyczerpany. Jednocześnie Indie ponoszą ciężar walk z rebeliantami wspieranymi przez Pakistan, ponosząc ciężkie straty – podobnie jak kiedyś Stany Zjednoczone. Indie są członkiem Quadu wraz z USA, Japonią i Australią; Ameryka przeprowadza ćwiczenia wojskowe z Indiami częściej niż z jakimkolwiek innym krajem.
A jednak Waszyngton niedawno nałożył cła w wysokości 50% na towary indyjskie – ponad dwukrotnie więcej niż 15% cło na kontrolowany przez talibów Afganistan i więcej niż 19% cło na Pakistan. Absurdalny paradoks: strażak jest karany surowiej niż podpalacz.
W tym samym czasie Indie mają niespełnione zamówienia na samoloty pasażerskie Boeing o wartości 35 miliardów dolarów, co zapewni 150 000 miejsc pracy w USA – i wciąż muszą się liczyć z karami na granicy.
Głębszy problem USA ma charakter strukturalny: dominacja militarna nie jest już w stanie maskować spadku gospodarczego. Według MFW, BRICS przewyższa obecnie G7 pod względem globalnego PKB. Biorąc pod uwagę parytet siły nabywczej, Chiny mają 40,7 bln USD, Indie 20,5 bln USD, a Stany Zjednoczone zaledwie 29 bilionów USD. Chiny i Indie łącznie mają 61,2 bln USD – ponad dwukrotnie więcej niż Stany Zjednoczone. To nie prognoza, to rzeczywistość.
Przełom nastąpił w 2022 roku, kiedy Waszyngton odpowiedział na inwazję Rosji na Ukrainę masowymi sankcjami. „Uzbrojenie” dolara miało swoje konsekwencje: dolar wydawał się mniej bezpieczną przystanią, a bardziej zapadnią. Od Rijadu po Delhi, od Brasilii po Pekin, stolice zdały sobie sprawę z ryzyka związanego z prowadzeniem handlu walutą, którą można było dezaktywować w dowolnym momencie. De-dolaryzacja przekształciła się z teorii w strategię.
Nic dziwnego, że kraje Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej jednoczą się wokół BRICS i Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO). Postrzegają zachodni porządek jako niesprawiedliwy i oparty na wyzysku. Indie stoją pomiędzy dwoma światami – z jednej strony pogłębiają więzi z Waszyngtonem poprzez Quad, a z drugiej rozwijają partnerstwa z Moskwą i Pekinem w ramach BRICS i SCO. Udział Modiego w niedawnym szczycie SCO w Pekinie, obok Xi i Putina, jasno pokazał Waszyngtonowi, że kompas Indii wskazuje więcej niż jeden kierunek.
Lekcja historii jest jasna: szlaki handlowe kształtują nawyki, nawyki tworzą rynki, a rynki przetrwają armie. Imperia nie giną w jednej bitwie, ale w powolnej erozji tych nawyków. Osmanowie również zdali sobie z tego sprawę za późno. Narody, które konsumują więcej niż produkują, które zastraszają zamiast rozwijać innowacje, same doprowadzają się do upadku.
Dominacja dolara już się chwieje. Handel juanami, rupiami i innymi walutami rośnie z miesiąca na miesiąc. Zmiana ma nie tylko charakter monetarny, ale i strategiczny.
Ale świat nie powinien zapominać, do czego zdolna jest amerykańska innowacyjność: w ciągu ostatniego stulecia wynalazki, które zmieniły globalne życie, narodziły się w sercu kraju – od lotnictwa, przez półprzewodniki i biotechnologię, po rewolucję cyfrową. Ten potencjał zasługuje na szacunek. Jeśli zostanie odnowiony, może podtrzymać dobrobyt Ameryki nawet w epoce wielobiegunowej.
Koło historii znów się kręci. Niektóre narody podniosą się razem z nim. Inne ryzykują zmiażdżenie pod jego ciężarem.
Jeśli Waszyngton znajdzie odwagę, by się dostosować – jeśli handel i wymiana, a nie niekończące się interwencje militarne, staną się domeną Ameryki w nowym porządku świata – kraj może uniknąć losu Imperium Osmańskiego. Ale korekta kursu musi nastąpić wkrótce.
„Ponad siedem milionów migrantów pozostaje poza rynkiem pracy Unii Europejskiej, pomimo twierdzeń liberalnej klasy politycznej, że miliony przybyłych migrantów w ostatnich dziesięcioleciach przyniosłyby korzyści Europie” – alarmuje „European Conservative”.
Flaga UE / Pixabay
Życzeniowe myślenie środowisk lewicowo-liberalnych, jakoby masowa migracja z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu miała przynieść Europie gospodarcze korzyści nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Według najnowszego raportu Komisji Europejskiej na temat zatrudnienia i rozwoju społecznego w Europie (ESDE) stopa bezrobocia wśród migrantów jest dwukrotnie wyższa od średniej UE: 11,8% w porównaniu do 5,9%. Migranci są również najbardziej narażeni na ubóstwo – 38% żyje w niebezpieczeństwie.
Ponad połowa migrantek nigdy nie pracowała
Chociaż Komisja twierdzi, że pomocne mogą być lepsze zachęty podatkowe, prostsze zezwolenia na pracę i silniejsze szkolenia językowe, dane wskazują również na głębsze przeszkody natury społecznej. Otóż okazuje się, że ponad połowa imigrantek, które nie są na rynku pracy, nigdy nie pracowała. Nie bez znaczenia są tu tradycje kulturowe: w wielu społeczeństwach muzułmańskich kobiety nie są zachęcane do podejmowania pracy zarobkowej, co utrzymuje się po migracji do Europy.
Pomaga to wyjaśnić, dlaczego wskaźnik aktywności zawodowej imigrantek pozostaje tak znacząco w tyle zarówno za mężczyznami, jak i kobietami urodzonymi w domu.
Kolejną barierę stanowi brak znajomości języka kraju, do którego wyemigrowali. W 2021 r. tylko jedna czwarta migrantów spoza UE zgłosiła, że po przybyciu biegle włada językiem kraju przyjmującego. Nic dziwnego, że sami migranci uznali “brak umiejętności językowych” za najczęstszą przeszkodę w znalezieniu pracy.
Niemcy mają problem
Kolejny problem to, jak wskazuje „European Conservative” uznawanie kwalifikacji – często “długi, złożony i kosztowny” proces, który sprawia, że wiele osób z wyższym wykształceniem jest zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin lub całkowicie wykluczonych.
Jak ustaliła w swoim raporcie katolicka organizacja charytatywna Malteser, trzy czwarte dorosłych bez żadnych kwalifikacji szkolnych i prawie połowa bez przeszkolenia zawodowego było pochodzenia migracyjnego. Wiele dzieci w domu nie mówi po niemiecku, a w 2024 r. około 14% dzieci przebywających w placówkach opieki nad dziećmi finansowanych ze środków publicznych w ogóle nie mówiło po niemiecku.
Totalne odrealnienie Brukseli
Mimo tego Bruksela w dalszym ciągu podkreśla korzyści płynące z migracji. Cytowana przez „European Conservative” Roxana Mînzatu, wiceprzewodnicząca wykonawcza Komisji ds. praw socjalnych, powiedziała: „Musimy zrobić więcej, aby zapewnić każdemu możliwość wniesienia swoich umiejętności i talentów. Usuwając przeszkody, podważając stereotypy i promując równość płci, możemy uporać się z niedoborami siły roboczej, zwiększyć naszą konkurencyjność i zbudować bardziej sprawiedliwe, bardziej włączające społeczeństwo”.
Słowa te świadczą o kompletnym odrealnieniu brukselskich urzędników. Wśród muzułmańskich imigrantów lewicowe zdobycze kulturowe w postaci tzw. równości płci z pewnością nie są i nie będą propagowane, podobnie jak i nie będą negowane tradycyjne role kobiet i mężczyzn. Natomiast próba podważenia tego stanu rzeczy doprowadzi jedynie do protestów społeczności imigranckich, a już na pewno nie przyczyni się do wzrostu zatrudnienia. Odpowiedzią na kryzys na rynku pracy jest nie migracja, ale polityka pronatalistyczna, którą niestety wiele liberalno-lewicowych rządów a priori odrzuca. Dla przykładu Francja chce sprowadzać tyle migrantów, ile morduje się w niej dzieci poczętych.
Jest jeszcze jedna kwestia – muzułmańscy imigranci traktują świadczenia socjalne, jako dżizję, czyli podatek od niewiernych, stąd nie zamierzają podejmować jakiejkolwiek pracy. Brak zrozumienia przez europejskie “elity” kultury islamu z pewnością spowoduje w Europie poważne perturbacje. Jest to tylko kwestią czasu.
Autor: Marco Travaglio(włoski dziennikarz mainstreamowy)
Standardowi imbecyle myślą, że zajmujemy się atlantyckimi fake newsami mówiącymi o zbliżającym się lub nawet trwającym już ataku Rosji na Europę, ponieważ jesteśmy tzw. putinistami.
Od samego początku pisaliśmy, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest bezpodstawnym międzynarodowym przestępstwem, chociaż została sprowokowana przez NATO. Ale wystarczy zestawić oświadczenia i decyzje zdychających lub zagrożonych (polityczną śmiercią) przywódców europejskich, aby zdać sobie sprawę, że chcą ocalić własne fotele, wciągając nas w III wojnę światową z Rosją.
Codziennie wymyślają więc fałszywe preteksty, podejmując wspólne przedsięwzięcia z Kijowemi coraz częściej z Warszawą.
Rosyjskie rakiety w Polsce były ukraińskie. Rosyjski atak na gazociągi był ukraiński. Rosyjski atak na budynek rządowy w Kijowie był pożarem, którego żadne dowody nie łączą z rosyjskimi dronami. Rosyjski sabotaż samolotu Von der Leyen był mistyfikacją. Rosyjski zabójca ukraińskiego nazisty Paribija był Ukraińcem.
A teraz podwójny rosyjski atak dronów na Polskę w dniach 10 i 13 września również zaczyna się rozsypywać. Premier Tusk błyskawicznie stwierdził: „Nigdy nie byliśmy tak blisko konfliktu od czasów II wojny światowej”. Następnie, powołując się na artykuł 4 NATO, uzyskał militaryzację wschodniej granicy poprzez operację „Eastern Sentinel”. Ponieważ drony nie zabiły ani nie raniły, rząd powiedział, że jeden z nich uderzył w dom pod Lublinem, rozbijając jego dach i parking.
Obecnie, gazeta Rzeczpospolita, powołując się na dane wywiadowcze, obala to: dom został trafiony nie przez rosyjskiego drona, ale przez amerykański pocisk AIM 120, wystrzelony z polskiego F16, który na szczęście nie eksplodował.
Praktycznie rzecz biorąc, z powodu awarii systemu celowniczego, Polska zbombardowała się sama. Prezydent Nawrocki domaga się od rządu „pilnych wyjaśnień w sprawie incydentu. Nie ma zgody na zatajanie informacji. W warunkach dezinformacji i wojny hybrydowej przekaz kierowany do Polaków powinien być sprawdzany”.
Tusk odpowiada, że to i tak wina Moskwy. Ale w międzyczasie, dowództwo operacyjne Sił Zbrojnych RP również zaprzecza drugiemu przypadkowi naruszenia przestrzeni powietrznej 13-go: „Podjęte działania nie potwierdziły wskazań systemów radarowych, a w konsekwencji naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej”. Fałszywy alarm mógł być spowodowany „warunkami pogodowymi”, podobnie jak ten w Rumunii.
Jak do tej pory – zauważa Gian Andrea Gaiani na portalu Analisi Difesa – nie ma ani krzty dowodu na rosyjski atak na Polskę: wręcz przeciwnie, zdjęcia patchworkowych dronów(szczególnie tego mitycznego, spoczywającego niczym bibelot na dachu królikarni) upoważniają do wysuwania najgorszych podejrzeń.
W związku z rozwijającą się na Legionie dyskusją, jak Bóg w sposób nadprzyrodzony interweniuje (czy może nie?) w losy człowieka, warto przypomnieć cud różańcowy w Austrii, który dokonał się na oczach świata w 1955 roku, wyrywając ten katolicki kraj dosłownie w ostatniej chwili spod stalinowskiego knuta.
Tego szczęścia czy raczej wyróżnienia Bożą Łaską za wstawiennictwem Maryi niestety nie zaznały inne zajęte wtedy przez Sowietów katolickie kraje Europy Środkowej, jak Czechy, Słowacja, Węgry czy Polska. Zabrakło determinacji, nieustępliwej wiary – no i duchowego przywództwa kogoś w rodzaju ojca Petrusa Pavlička.
Błogosławiony Kościoła katolickiego, austriacki franciszkanin o. Petrus Pavliček, lata 1940te XX w.
Mamy rok 1945. W obozie jenieckim w Cherbourgu, powstałym po udanym lądowaniu aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 r., przebywa 19 tys. jeńców niemieckich. Wśród nich austriacki zakonnik franciszkański, który nigdy nie nosił broni, był sanitariuszem: to przyszły „wyzwoliciel” Austrii przez modlitwę różańcową, Otto Augustin Pavliček zwany Petrusem.
Urodzony w 1902 roku w Innsbrucku jako syn cesarsko-królewskiego oficera Augustina Pavlička i Gabrieli Alscher, która zmarła gdy miał dwa lata. Ojciec i synowie przenieśli się wtedy do Wiednia, a w 1915 roku do Ołomuńca w obecnej Republice Czeskiej. Tam, w 1920 roku ukończył szkołę średnią i pracował w fabryce mebli. Jego wychowanie katolickie chyba było niedbałe, bo w 1921 roku opuszcza Kościół katolicki i wstępuje do wojska. Po dwóch latach zamieszkuje w Pradze, gdzie pracuje w fabryce sprzętu elektrotechnicznego, jednak porzuca pracę i zaczyna studia w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. W tym poszukiwaniu celu swego życia, trafia w kręgi bohemy artystycznej w Paryżu i Londynie, tam w 1932 r. bierze ślub cywilny z Angielką lecz małżeństwo rozpadło się po paru miesiącach. Wraca do Pragi, gdzie zapada na ciężką chorobę, z której ratuje go gorąca modlitwa i rozwijające się w jego duszy pragnienie poświęcenia się Bogu. Powraca na łono Kościoła katolickiego i w 1936 r. spotyka mistyczkę Teresę Neumann, która mówi mu: „już najwyższy czas, abyś został kapłanem. Będę się modliła za ciebie”.
Po tych słowach, skierował swe kroki do najbliższego kościoła, a był to kościół franciszkański. Ukląkł i po długiej modlitwie podjął decyzję, że zostanie franciszkaninem. Nie przyjęto go jednak do zakonu w Wiedniu, gdyż ukończył już 35 lat, zgodę wyraziła dopiero trzecia prowincja, w Pradze. Tam w 1938 r. złożył proste śluby zakonne przyjmując imię Petrus, a w grudniu 1941 przyjął święcenia kapłańskie. Rok później został aresztowany przez Gestapo za rzekome uchylanie się od służby wojskowej. Wysłany na front zachodni jako sanitariusz, 15 sierpnia 1944 roku trafia do niewoli amerykańskiej w Cherbourgu.
W obozie jenieckim pełnił funkcję księdza i tam, ze znalezionej broszurki, po raz pierwszy dowiedział się o objawieniach maryjnych w Fatimie. Wstrząsem byłą dla niego myśl, że nieszczęścia, których był świadkiem, były zapowiadane przez Matkę Najświętszą i można było ich uniknąć, gdyby ludzie posłuchali jej prośby. Poza tym, przekaz jej nie dotyczy tylko tego, co się stało na jego oczach, ale także przyszłości. Albo dokona się nawrócenie Rosji i nastanie czas pokoju, albo w przeciwnym razie zatryumfuje komunizm, nastanie głód, wojny, prześladowania dobrych ludzi. Zastanawiał się wtedy nad nieszczęsnym losem swej ojczyzny: która wpierw zaprzedała się Hitlerowi, potem zniszczona została przez bomby alianckie, aby teraz przeżywać terror ze strony Sowietów. Na mocy postanowień konferencji w Poczdamie z 1945r. Austria i Wiedeń podobnie jak Niemcy i Berlin, została bowiem podzielona przez aliantów na cztery strefy okupacyjne. Sowieci zajęli najbogatszą i największą wschodnią część Austrii, wprowadzając tam reżim komunistyczny, rujnując gospodarkę i traktując zajęty przez siebie teren jako zdobycz wojenną.
Ostatnie zdania broszurki o Fatimie stały się dla o. Pavlička życiowym drogowskazem: „Niech ludzie już więcej nie obrażają Boga, który i tak jest już bardzo obrażony” – prosi Maryja 13 października 1917 roku. Czyż to nie ludzkie grzechy były przyczyną wszelkiego nieszczęścia, które dane było mu oglądać w czasie długoletniej wojny?- zastanawiał się Pavlicek. – Czyż to nie ludzkie grzechy ściągną na ludzkość kolejne tragedie? Czy więc najskuteczniejszą bronią w walce nie jest oręż zbrojny, ale właśnie walka z grzechem? Nawrócenie jak największej liczby dusz ludzkich?
*
Zwolniony z niewoli 16 lipca 1945 roku, Pavliček udaje się do Wiednia by powrócić do zakonu i odbyć pielgrzymkę dziękczynną do sanktuarium Mariazell, za uratowanie podczas wojny. Zadaje też sobie pytanie: dlaczego przeżył? Czy był w tym jakiś zamysł Boży? Odpowiedź usłyszy przed cudownym wizerunkiem Wielkiej Patronki Austrii: „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”. Podobne słowa wypowiedziała Maryja w Fatimie: „Gdy uczynicie to, co wam powiem, wiele dusz zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie”.
Cudowny wizerunek Matki Bożej Patronki Austrii w Mariazell
————————————–
Ojciec Pavliček wstał z klęczek przekonany, że Wolą Boga jest by walczył o cud wolności i pokoju dla swej ojczyzny. Przyszłość Austrii malowała się w coraz ciemniej: jego kraj zalany przez wojska sowieckie stawał się centrum przemytu, prostytucji, zbrodni… Słowa „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój” rozbrzmiewały w sercu Pavlička dzień i noc, zwłaszcza sformułowanie „czyńcie”, skierowane nie tylko do niego samego, ale do większej liczby ludzi. Czyżby Patronka Austrii wzywała go, by poderwał do modlitwy ludzkie rzesze? Ale w jaki sposób on, nic nie znaczący zakonnik, miałby to zrobić? Nagle któregoś dnia wszystko stało się jasne. Ma pomóc Matce Najświętszej w zorganizowaniu pokutnej wspólnoty różańcowej. Jego rola ma być pomocnicza, bo to sama Maryja obejmie kierownictwo nad tym ruchem, którego celem jest nie tylko różaniec, ale i pokuta, o którą Maryja prosiła w Fatimie.
Ok. 1950: jedna z różańcowych procesji światła z udziałem setek tysięcy wiernych, na wiedeńskim Ringu
2 lutego 1947 r. ojciec Pavliček na wiedeńskiej starówce w parafii franciszkańskiej pw. św. Hieronima odbył pierwszą pokutną procesję różańcową, na której ogłosił rozpoczęcie Krucjaty Różańcowej o wyzwolenie kraju od Rosjan. [chodzi o sowietów md]
W dwa lata później Krucjata została oficjalnie zatwierdzona przez austriacką Konferencję Biskupów. Ten ruch modlitewny stawiał przed sobą trzy cele: modlić i pokutować w imieniu tych wszystkich, którzy zapomnieli o Bogu, błagać o pokój na świecie i prosić o wolność dla Austrii. Poprzez głoszone rekolekcje i kazania, ale przede wszystkim dzięki swemu pielgrzymowaniu od miasta do miasta i powtarzaniu usłyszanego przesłania od Maryi, o. Pavliček zaczął pozyskiwać coraz liczniejszych członków Krucjaty. Zawsze towarzyszyła mu figura Matki Bożej Fatimskiej, niesiona przez niego samego. Zdawał sobie bowiem sprawę, że chrześcijaństwo jest nie tylko modlitwą indywidualną, ale jest „religią współdziałania”, gdy Bóg chce uczestnictwa człowieka w apostolstwie i wypraszaniu cudów. To przez zaangażowanie i gorliwość człowieka, Pan zsyła na świat łaskę.
Austriacki kanclerz Raab i min. spraw zagranicznych Figl na czele procesji różańcowej w Wiedniu, wczesne lata 1950.
Wszędzie, gdzie znalazł się Petrus Pavliček, wylewała się obficie łaska. Jednały się skłócone rodziny, wielu ludzi wracało na dobre drogi, pojawiały się liczne powołania zakonne i kapłańskie. Zdarzenia te zyskiwały coraz liczniejsze świadectwa składane przez nawróconych. Wśród członków krucjaty pojawiły się też najważniejsze osoby w państwie, jak minister Figl i kanclerz Raab. Również oni, początkowo letni religijnie, poddali się żarliwej wierze i pojawiali się z różańcem na procesjach krucjaty. Od września 1948 roku co miesiąc w kościele franciszkanów w Wiedniu odbywały się nabożeństwa za pokój i wolność, gromadzące tysiące wiernych. Od 1949 roku Pavliček zaczął wydawać pismo, które obecnie nosi tytuł „Betendes Gottesvolk”. A począwszy od 1950 r. w każdy wrzesień ogromna procesja ze świecami i różańcami okrążała miasto wzdłuż wiedeńskiego Ringu. W maju 1955 r. ilość Austriaków odmawiających codziennie Różaniec za ojczyznę i wolność przekroczyła 700 tysięcy.
*
Pomimo trwających już ósmy rok akcji modlitewnych, ziszczenie się tych próśb jeszcze w dniu Bożego Narodzenia 1954 r. zdawało się nierealne. Kilka dni wcześniej Mołotow, sowiecki minister spraw zagranicznych, w rozmowie z ministrem Figlem kategorycznie wykluczył jakiekolwiek negocjacje w sprawie wycofania wojsk sowieckich z Austrii. ZSRR uważał ten kraj i metropolię nad Dunajem za swą cenną zdobycz wojenną i nie zamierzał jej nikomu oddawać. Rząd Austrii uznał, że możliwości dyplomatyczne już się wyczerpały: ponad trzysta przeprowadzonych dotąd prób negocjacji zakończyło się fiaskiem. Jednak 24 marca 1955 r. sowieccy towarzysze niespodziewanie zaprosili Austriaków na jeszcze jedne rozmowy do Moskwy. Austriacy stawili się tam już nazajutrz, 25 marca, w święto Zwiastowania. Przed wyjazdem kanclerz Julius Raab powiedział do ojca Pavlička: „Ojcze, proszę, módlcie się i proście wasz lud, aby teraz modlił się mocniej i więcej niż kiedykolwiek”.. .
Krucjata poderwała się do szaleńczego ataku. Tłumy klękały na ulicach z różańcami w rękach. Nie ustawały modlitwy w kościołach i domach przez cały czas pobytu delegacji w Moskwie. Osobisty sekretarz kanclerza tak opisuje w swych notatkach tamte chwile: „Raab wyjął oprawiony w skórę kalendarz z 1955 r. i otworzył go na notatce: <Dziś jest dzień fatimski 13 kwietnia. Rosjanie stwardnieli, są stanowczy, nie zmieniają zdania. Akt strzelisty do Matki Bożej, by upraszała łaski dla narodu austrackiego».
I wtem Rosja zmienia front. 13 maja 1955 r., w dzień Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej, Mołotow nieoczekiwanie zgadza się podpisać protokół, w którym reżim marksistowski rezygnuje z dalszej okupacji Austrii. Dwa dni później, 15 maja, w Wiedniu ministrowie spraw zagranicznych czterech zwycięskich mocarstw: Antoine Pinay, Harold Macmillan, John Dulles i Wiaczesław Mołotow na 354. i ostatnim spotkaniu w tej sprawie podpisują międzypaństwowy traktat kończący sowiecką okupację Austrii i gwarantujący jej niepodległość.
Kanclerz Raab i minister Figl na tarasie Belwederu, prezentują traktat o wycofaniu wojsk sowieckich z Austrii, 15 maja 1955
Z belwederskiego tarasu w Wiedniu minister Figl może wołać do narodu austriackiego: „Dziękując Bogu Wszechmogącemu, podpisujemy umowę i z radością wołamy: Austria jest wolna!” Równie wzruszony kanclerz federalny Raab unosząc dokument ogłasza tłumom zebranym pod Belwederem: „Chcę podziękować przede wszystkim Bogu!”.
W dniach od 13 do 15 maja w Wiedniu i innych miastach niezliczone rzesze Austriaków maszerowały w procesjach z pochodniami i różańcami w dłoniach niosąc figury Matki Bożej Fatimskiej – Wybawicielki z komunistycznego zniewolenia. Przez trzy dni nieprzerwanie w kościołach biły dzwony dniem i nocą. W maryjnym październiku opuszcza Austrię ostatni żołnierz radziecki.
Biskup prof. Rudolf Graber z Eichstätt, wołął w kazaniu wygłoszonym 1 października 1961 r.: „Nasze czasy domagają się całkowitego oddania się Bogu! Pan uznał modlitwy 500 tys. wiernych, to jest jednej dziesiątej ludności katolickiej Austrii, za wystarczające, aby dać temu krajowi wolność!”.
Módlmy się i my. Może Królowa Świata natchnie kogoś w Polsce, jak niegdyś o. Pavlička, aby dzięki nawróceniu i najbardziej ofiarnemu, wręcz szaleńczemu oddaniu w wierze i współdziałaniu człowieka z Bogiem, powstała również u nas rzeczywista unia maryjnych serc, która bez trudu może zmienić oblicze udręczonej Polski.
A co jest teraz? Do czego jesteśmy szykowani? Szykowani jesteśmy do tego, aby przyjąć całą Afrykę i Azję. Wszyscy do Polski! Polska taka gościnna. Polacy wszystko przyjmą, bo to miłosierdzie chrześcijańskie. I wszystko mamy im oddać i mamy im płacić za nic. Polacy nie mają takiego wsparcia. Obcy mają mieć.
◊
Opowiadają nam bajki. Ale po co? Żeby nas przygotować do kolejnej narodowej próby samobójczej. Bo to, co toczy się poza mediami głównego nurtu, o czym główne media nie mówią, to są gorączkowe plany rozszerzenia wojny ukraińskiej na ziemie polskie. To są poważne podejrzenia o szykowane prowokacje na ziemi polskiej. Mamy tutaj bardzo dużo obcych ludzi…
−∗−
Bartosz Kopczyński: Chcą nas przygotować do kolejnej narodowej próby samobójczej!
Dyskurs polityczny uległ degradacji, został przekształcony w czystą manipulację. Słowa nie niosą już znaczenia, są jedynie bodźcami mającymi na celu zablokowanie myśli. „Demokracja” oznacza wszystko, co służy władzy. „Nauka” oznacza wszystko, co wspiera agendę. „Dezinformacja” oznacza niewygodną prawdę.
Kiedy słowa tracą ustalone znaczenia, kiedy każde stwierdzenie staje się czysto emocjonalne, racjonalny opór staje się niemożliwy. Nie da się argumentować przeciwko mgle. Nie da się dyskutować z kimś, kto zmienia definicje w połowie zdania. O to właśnie chodzi.
Jak polityczny szum zamienia słowa w broń i wywołuje zgodę
Hitler. Nazista. Faszysta. Te słowa kiedyś oznaczały coś konkretnego, coś historycznego, coś przerażającego. Teraz oznaczają „osobę, która nie zgadza się z obowiązującą dziś narracją”. Inflacja języka sprawiła, że rzeczywiste zło jest nieodróżnialne od zwykłego sprzeciwu. Kiedy wszyscy są Hitlerami, nikt nim nie jest.
Ale o to właśnie chodzi, prawda? Kiedy raz nazwiesz kogoś nazistą, nie musisz angażować się w jego idee. Nie musisz dyskutować. Nie musisz nawet myśleć. To Hitler, dyskusja skończona, z czystym sumieniem. To ostateczny, miażdżący myślenie banał, powtarzany miliony razy dziennie na każdej platformie, zamieniający każdy polityczny spór w Norymbergę.
Nazywają to „populizmem” – to pierwsze kłamstwo. To, czego jesteśmy świadkami, to nie oddolny bunt nieokrzesanych mas. To zaaranżowany teatr, starannie zarządzany zawór bezpieczeństwa, zaprojektowany tak, by wypuszczać parę bez narażania kotła. Ludzie, których nazywają „populistami”, po prostu odgrywają przypisane im role w scenariuszu napisanym przez te same ręce, które twierdzą, że się im sprzeciwiają.
Pomyślcie tylko. Każdy rzekomy ruch „populistyczny” (tak, w tym również „MAGA”) jest szeroko komentowany w mediach, finansowany przez korporacje nieoficjalnymi kanałami i jakimś cudem zawsze pojawia się akurat wtedy, gdy establishment potrzebuje wygodnego wroga. Nie są outsiderami – są wyznaczoną opozycją, niczym Washington Generals wobec establishmentowych Harlem Globetrotters.
A prawdziwi dysydenci? Ci, którzy mogą zagrozić systemowi? Oni nie udzielają wywiadów telewizyjnych. Tracą pamięć, tracą konta w mediach społecznościowych lub nagle odkrywają dziecięcą pornografię na swoich komputerach. „Populiści”, których widzicie w telewizji, to wytresowani buntownicy, sztucznie generowany sprzeciw, mający na celu skierowanie prawdziwego gniewu w nieszkodliwe strony.
Nie pokazują nam przeciętnej duszy, która ledwo wiąże koniec z końcem, zachowując odrobinę dumy i spokoju. Nie. Widzimy paradujących niczym w cyrku wściekłych fanatyków, ukazywanych jako „głos rozsądku”, ludzi, którzy oddają się przekształcaniu osobistych porażek w systemową opresję. „Rasizm”, „seksizm”, „uprzedzenia klasowe” – to uniwersalne wymówki, karty do wymigania się od odpowiedzialności dla każdego, kto nie potrafi konkurować.
Nie dostałeś pracy? To pewnie dyskryminacja. Nie zdałeś testu? System jest zmanipulowany. Twój biznes upadł? Strukturalna nierówność. Nigdy nie chodzi o zalety, nigdy o wysiłek, nigdy o prosty fakt, że niektórzy pracują ciężej, myślą jaśniej lub bardziej czegoś pragną.
Genialność tego oszustwa polega na tym, że tworzy stałych klientów dla całej branży skarg. Kiedy przekonasz kogoś, że jego porażki nie są jego winą, zyskasz klienta na całe życie. Będą potrzebować ciągłego potwierdzania, ciągłych wrogów do obwiniania, ciągłych „obrońców”, aby walczyć w swoich sprawach. To haracz, a ochroną jest sama rzeczywistość.
Zobacz, jak szybko ktoś, kto ucieka z tego mentalnego więzienia, zostaje zaatakowany. Mniejszość, która odnosi sukces, nie odgrywając ofiary? To „zdrajcy”. Kobieta, która odrzuca feministyczną ortodoksję? „Zinternalizowana mizoginia”. Przesłanie jest jasne: siedź w zagrodzie, albo cię zniszczymy.
Dyskurs polityczny uległ degradacji, został przekształcony w czystą manipulację. Słowa nie niosą już znaczenia, są jedynie bodźcami mającymi na celu zwarcie myśli. „Demokracja” oznacza wszystko, co służy władzy. „Nauka” oznacza wszystko, co wspiera agendę. „Dezinformacja” oznacza niewygodną prawdę.
Kiedy słowa tracą ustalone znaczenia, kiedy każde stwierdzenie staje się czysto emocjonalne, racjonalny opór staje się niemożliwy. Nie da się argumentować przeciwko mgle. Nie da się dyskutować z kimś, kto zmienia definicje w połowie zdania. O to właśnie chodzi.
Stworzyli językowy labirynt, z którego każde wyjście prowadzi z powrotem do centrum, gdzie każda forma opozycji została prewencyjnie zatruta. Próbujesz dyskutować o imigracji? Jesteś ksenofobem. Kwestionujesz wydatki? Nienawidzisz biednych. Sprzeciwiasz się wojnie? Jesteś niepatriotyczny. Sam język został tak zmanipulowany, że sprzeciw jest dosłownie niewyobrażalny.
Architekci kontroli odkryli coś pięknego w swojej prostocie: nie musisz kontrolować myśli, jeśli możesz całkowicie je powstrzymać. Zalej strefę śmieciami. Stwórz przepych informacyjny. Spraw, by ludzie byli tak wyczerpani samą ilością hałasu, że zaakceptują wszystko, byle tylko to zatrzymać.
Nie chodzi tu tyle o cenzurę, co o nieistotność, nie o pozbawienie, lecz o przesyt. Daj im tyle „informacji”, że prawda stanie się tylko kolejną opcją, wtłaczaj im do mózgów niekończący się strumień śmieci, stwórz im cyfrowe bańki informacyjne, wybór spośród mnóstwa na rynku idei, gdzie wszystkie produkty są równie bezwartościowe.
Media społecznościowe to nie platforma komunikacyjna. To generator zamieszania. Maszyna do tworzenia iluzji zaangażowania, jednocześnie uniemożliwiająca rzeczywiste zrozumienie. Wszyscy mówią, nikt nie słucha, a prawdziwe decyzje zapadają w pomieszczeniach, do których nigdy nie wejdziesz, przez ludzi, których nigdy nie poznasz.
To właśnie ci ludzie tworzą kolejny kryzys, którego powinniście się bać. Każdy wzrost władzy wymaga kryzysu. „Wojna z terrorem” jest idealna, ponieważ terroru nigdy nie da się pokonać. To taktyka, a nie wróg. Równie dobrze można wypowiedzieć wojnę manewrom oskrzydlającym czy zasadzkom. Chodzi o niejasność – czek in blanco na wieczyste uprawnienia nadzwyczajne.
Od 2001 roku ponad 5 bilionów dolarów zostało przelane z kieszeni podatników na rzecz firm zbrojeniowych, firm ochroniarskich i firm nadzorujących. Całe branże istnieją wyłącznie dzięki temu sztucznie wywołanemu kryzysowi. Nie chcą wygrać wojny z terroryzmem, bo zwycięstwo oznaczałoby bankructwo.
Te same rządy, które walczą z terroryzmem, są jego głównymi twórcami. Finansują ekstremistów, destabilizują regiony, tworzą warunki, które generują dokładnie te zagrożenia, z którymi rzekomo walczą. To samoliżący się rożek lodów, perpetuum mobile kryzysu i reakcji.
Państwo inwigilacji, erozja praw, normalizacja tortur – to wszystko nie miało nic wspólnego z bezpieczeństwem. Chodziło o kontrolę. A wiesz co jest w tym najlepsze? Ludność tego żądała. Błagała o własne łańcuchy, błagała o ochronę przed zagrożeniami, jakie stwarzali jej opiekunowie.
Przekonali cię, że są tylko dwie strony. Lewica kontra prawica, postępowcy kontra konserwatyści. Ale przyjrzyj się bliżej. Wszyscy chodzili do tych samych szkół, mieszkają w tych samych dzielnicach, chodzą na te same imprezy. Ich dzieci odbywają staże w fundacjach tych drugich. Kłócą się przed kamerą i śmieją się razem przy kolacji.
„Radykalna lewica” i „skrajna prawica” to dwa skrzydła tego samego ptaka, oba służące temu samemu celowi: sprawieniu, by te pożyteczne, zidiociałe masy wyglądały na rozsądne w porównaniu. Jakimś cudem zawsze popierają wojnę, zawsze ratują banki, zawsze rozszerzają inwigilację, zawsze służą interesom korporacji i nie mówią o tym w mediach społecznościowych. Po prostu myślą, że tak to działa i zawsze tak było.
Prawdziwy podział nie jest poziomy, lecz pionowy. Nie chodzi o lewicę kontra prawica, ale o tych, którzy podejmują decyzje i tych, którzy ponoszą ich konsekwencje, o tych, którzy tworzą zasady, i tych, którzy ich przestrzegają, o tych, którzy się liczą, i tych, którzy się nie liczą.
Każdy system potrzebuje zaworów bezpieczeństwa, wyznaczonych przestrzeni dla sprzeciwu, które nigdy nie zagrażają samej strukturze. Właśnie tym jest większość „alternatywnych” ruchów – rodzajem miejsc, gdzie gniew może się ulotnić i wyładować, nie osiągając niczego.
Zobacz, co dzieje się z rzeczywistymi zagrożeniami dla systemu. Nie są one przedmiotem debaty – znikają. Ich finansowanie wysycha, ich platformy znikają, a ich liderzy nagle stają w obliczu skandali lub wypadków. „Populiści” i „radykałowie”, których możesz zobaczyć, to ci, którzy zostali zweryfikowani, zatwierdzeni i rozmieszczeni.
Establishment nie boi się „populistycznej prawicy” ani „socjalistycznej lewicy”, ponieważ to oni je stworzyli. To markowe produkty, każdy zaprojektowany tak, by trafić do określonych segmentów rynku, które są niezadowolone. Podobnie jak w wrestlingu, wyniki są z góry ustalone, ale publiczność jest zachęcana, by wierzyć, że to na poważnie.
Prawdziwa zmiana oznaczałaby przyznanie, że całe ramy są oszukańcze. Że demokracja to w praktyce teatr. Że kapitalizm w obecnej formie to kumoterstwo. Że stosowane prawo jest arbitralne. Że cała skomplikowana struktura współczesnego rządzenia stworzona jest nie by służyć, ale by wyłudzać.
Ale to przyznanie się do winy zakończyłoby grę. Zamiast tego oferują fałszywe wybory, sterowane rebelie, kontrolowaną opozycję. Pozwalają głosować na ulubiony kolor łańcuchów, preferowany rodzaj wyzysku. Pozwalają protestować w wyznaczonych strefach, w dozwolonych godzinach, z zatwierdzonymi hasłami.
Geniusz systemu polega na tym, że czyni cię współwinnym własnego zniewolenia. Bierzesz udział w wyborach, które nie mają znaczenia. Konsumujesz media, które cię okłamują. Powtarzasz hasła, które cię rozbrajają. Pilnujecie się nawzajem skuteczniej, niż oni kiedykolwiek by potrafili.
A jeśli zaczniesz się budzić, zaczniesz dostrzegać powiązania? Cóż, na to też jest etykieta. „Teoretyk spiskowy”. „Ekstremista”. „Niebezpieczny”. System ma z góry ustalone sposoby deprecjonowania dla każdej formy rozpoznanych wzorców, każdej chwili przebłysku, każdego przejawu rzeczywistego zrozumienia.
To jest ta pułapka. A świadomość, że to pułapka, nie uwalnia cię od niej. Bo pułapka nie jest tylko zewnętrzna – tkwi w języku, którym mówisz, w myślach, którymi się posługujesz, w samych koncepcjach, których używasz do rozumienia świata. Zawładnęli nie tylko instytucjami. Zawładnęli samym znaczeniem.
6 września do Stolicy Apostolskiej zawitały z „pielgrzymką” środowiska promujące grzechy homoseksualizmu. W rzeczywistości wizyta „tęczowych” organizacji była przede wszystkim wydarzeniem propagandowym. Na fakt ten zwrócił uwagę kard. Gerhard Ludwig Müller.
W sobotę 13 września, przy okazji odbierania tytułu obywatela honorowego włoskiej miejscowości Belmonte del Sannio, kard. Müller wyraził ubolewanie „pielgrzymką” subkultury LGBT do Watykanu.
– Linia doktryny Kościoła jest bardzo jasna: akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym i z tego powodu trzeba odrzucić tę politykę, którą niektórzy uprawiają, przechodząc przez Drzwi Święte celem propagandy dla własnej korzyści, a nie po to, żeby pokutować i zmienić życie– stwierdził kardynał.
Jak przypomniał kard. Müller, katolicka doktryna jednoznacznie traktuje zachowania homoseksualne jako sprzeczne z prawem naturalnym. – Akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym. Nie można błogosławić grzechu – mówił były prefekt, odnosząc się do praktyki błogosławienia grzesznych związków zgodnie z treścią deklaracji Fiducia Supplicans.
Prezydent USA Donald Trump ogłosił w czwartek, że uznał Antifę za organizację terrorystyczną. Polecił również zbadanie osób finansujących działalność ruchu tzw. antyfaszystów.
„Z przyjemnością informuję licznych amerykańskich Patriotów, że kwalifikuję ANTIFĘ, CHORĄ, NIEBEZPIECZNĄ, RADYKALNIE LEWICOWĄ KATASTROFĘ, JAKO ZNACZĄCĄ ORGANIZACJĘ TERRORYSTYCZNĄ. Będę również stanowczo zalecał dokładne zbadanie osób finansujących ANTIFA, zgodnie z najwyższymi standardami i praktykami prawnymi” – napisał Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social. Jego wpis został zamieszczony późną nocą czasu brytyjskiego, gdzie prezydent USA przebywa z wizytą.
Prezydent już wcześniej sygnalizował, że opowiada się za tym krokiem, zapowiadając działania przeciwko lewicowym organizacjom, które obwinia za promocję przemocy politycznej i za zabójstwo aktywisty Charliego Kirka.
Trump już podczas swojej pierwszej kadencji planował podobny krok w następstwie antypolicyjnych zamieszek po śmierci George’a Floyda, lecz ostatecznie tego nie zrobił. Był to m.in. wynik oporu wewnątrz administracji, m.in. byłego szefa FBI Christophera Wraya. Wray twierdził, że nie może uznać żadnej krajowej organizacji za terrorystyczną, bo naruszałoby to swobody konstytucyjne członków tych grup.
Krytycy wskazywali też, że Antifa, antyfaszystowski ruch wywodzący się z Niemiec, nie jest klasyczną organizacją, lecz luźnym zbiorem różnych grup bez centralnej struktury i liderów.
Nie jest jasne, co w praktyce oznacza ogłoszenie Trumpa, bo w amerykańskim prawie nie ma formalnej kategorii „znaczącej organizacji terrorystycznej” (major terrorist organization), lecz jedynie „zagraniczne organizacje terrorystyczne” (foreign terrorist organization, FTO). Wpisanie na listę FTO daje amerykańskim władzom rozszerzone możliwości ścigania członków organizacji – również poza granicami USA – za wspieranie ich działalności, czy ich finansowanie.
Dokładnie 86 lat temu, w nocy z 17 na 18 września 1939 (piszę to dokładnie o północy), z Polski haniebnie zwiał rząd z ministrem Beckiem oraz Naczelny Wódz Rydz-Śmigły. Zachowały się świadectwa, że Rydz-Śmigły miał jakieś wątpliwości, rozważał dołączenie do walczących oddziałów i chwalebne polegnięcie na froncie, Beck – główny grabarz II RP – zwiewał bez takich skrupułów. Człowiek, który pół roku wcześniej przesądził o losie Polski bredząc o honorze teraz okrywał się hańbą ucieczki.
Czy Beck i Śmigły-Rydz rozumieli wtedy błąd, który popełnili stawiając Polskę w sytuacji, z której nie było już dobrego wyjścia i trwając w tym uporze do końca? Źródła historyczne na to nie wskazują. Przeciwnie, raczej jeszcze bardziej racjonalizowali swoje fatalne decyzje.
Rydz-Śmigły wita się z Beckiem – 1938, jeszcze można było uniknąć katastrofy…
Ten dzień – 17 września 1939 – to dzień ostatecznego końca niepodległego państwa polskiego. Warto ten dzień wspominać póki jeszcze w ogóle są jacyś Polacy.
Warto, bo niepodległości tej nigdy nie odzyskaliśmy: PRL był sowieckim protektoratem rządzonym przez moskiewską agenturę, III RP jest kondominium żydowsko-amerykańskim rządzonym przez jawnych zdrajców, różnych Sikorskich, Morawieckich czy Tusków, ludzi żałośnie małych i całkowicie zaprzedanych swoim mocodawcom.
Ba! O ile PRL był formalnie niepodległy to III RP nie jest niepodległa nawet formalnie, bo formalnie jest częścią Eurokołchozu ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami – i tymi, które już odczuwamy i tymi, które odczujemy. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w 1956 roku towarzysz Gomułka miał większe pole manewru niż obecnie mają lokalne władze nawet zakładając optymistycznie, że „dzierżące znamiona władzy” żałosne kreatury chciałyby z takowego pola manewru skorzystać.
Warto ten dzień wspominać i II RP wspominać także dlatego, że II RP – choć splamiona przeżarciem struktur rządowych masonerią, podwiązaną głównie pod loże francuskie – była jednak państwem niepodległym. A mimo intensywnych badań nie udało się znaleźć choćby cienia dokumentu, który potwierdzałby, że członkowie ówczesnego rządu czy naczelnego dowództwa sił zbrojnych byli zdrajcami, świadomie działającymi na szkodę Polski. *)
Oni po prostu byli zbyt głupi, zbyt otumanieni sukcesem jakim było w ogóle powstanie II RP, zbyt prostolinijni by rozumieć perfidię „sojuszników”, nie dość wyedukowani by rozumieć rolę żydowskich bankierów pociągających zza kulis za sznurki. Ale chcieli dobrze, tylko im to katastrofalnie nie wyszło bo sytuacja przerosła ich i to o kilka długości.
Więc choć na nich pluję we wstępie, to jednak i tak stali o niebo wyżej od obecnych naszych – pożal się Panie Boże – współczesnych mężyków stanu (że o „żonach stanu”, tych różnych ministrach i posłankach, nie wspomnę, bo ich poziom intelektualny przynosi wstyd i hańbę nie tylko Polsce ale w ogóle kobietom). To, że są to zdrajcy nie wymaga potwierdzenia w dokumentach – jest praktycznie jawne. Taki Sikorski na przykład, podwójne obywatelstwo, syn, który jest oficerem w US Army i żona Żydówka. Czy trzeba coś więcej by wiedzieć, że komuś takiemu nie leży na sercu los Polski i Polaków lecz jedynie jego pozycja w klubie globalistycnych kanalii, w którym odgrywa rolę lokalnego chłopca na posyłki?
Tu powinna nastąpić jakaś krzepiąca puenta, ale nie ma jej, bo ciężko oprzeć się pewnej analogii, pewnemu deja vue, kiedy akurat dziś naczelny zdrajca Tusk wygłasza przemówienia o potędze naszej armii, ponoć najsilniejszej w Europie a niedawna żałośnie grubymi nićmi szyta prowokacja z dronami (ktoś naprawdę w to wierzy? Albo w brednie, że Rosja dronami atakowała fabrykę strategicznych towarówjakimi są z pewnością panele podłogowe?) pokazuje, że nawet ta żałosna podróbka państwa polskiego może zostać wepchnięta w zupełnie zbędną wojnę z Rosją i Białorusią.
Dowodem w tej sprawie jest dokument przejęty przez hitlerowców po zdobyciu Warszawy wraz z 80 skrzyniami akt MSZ, a relacjonujący rozmowy polskiego ambasadora, hr. Jerzego Potockiego z ambasadorem USA w Paryżu, Williamem Bullitem w dniu 21 listopada 1938.
Bullit w rozmowie stwierdza, że państwa demokratyczne potrzebują jeszcze dwóch lat do pełnego uzbrojenia. W tym czasie Niemcy będą prawdopodobnie usiłowały kontynuować ekspansję w kierunku wschodnim.
Życzeniem państw demokratycznych jest, by na wschodzie doszło do starcia między Rzeszą a ZSRR.
Po wybuchu tej wojny może sie zdarzyć, że Niemcy oddalą się zbyt daleko od swej bazy i skazani będą na długie osłabiające działania wojenne. Wtedy dopiero państwa demokratyczne zaatakowałyby Niemcy i zmusiły je do kapitulacji. Na pytanie Potockiego, czy USA wezmą udział w tej wojnie, Bullit odpowiedział: Bez wątpienia tak, ale dopiero, gdy Francja i Wielka Brytania uderzą pierwsze. W sprawie sytuacji Polski Bullit miał powiedzieć, że jest ona jeszcze jednym krajem, który podejmie walkę zbrojną, jeśli Niemcy przekroczą swe granice. Z tego ostatniego zdania zestawionego z wcześniejszymi wizjami uwikłania Niemiec na wschodzie, można wysnuć jasny wniosek, iż Bullit zakładał naszą klęskę, komunikował to Potockiemu, a jednocześnie oczekiwał, że Polska ten wybór podejmie, by znaleźć się ostatecznie w obozie zwycięzców. W końcu amerykański dyplomata miał przedstawić Potockiemu swą prognozę przebiegu wojny, mówiąc, że potrwa ona 6 lat i zakończy się zupełnym zdruzgotaniem Europy i komunizmem we wszystkich państwach, na czym skorzysta Sowiecka Rosja.
12 września Sejm ma przystąpić do wyboru nowego prezesa Najwyższej Izby Kontroli, jako że kadencja dotychczasowego prezesa, pana Mariana Banasia już się zakończyła. Warto w związku z czym przypomnieć, jak się kadencja pana Mariana Banasia na stanowisku prezesa NIK zaczęła. Wprawdzie Leszek Miller przenikliwie zauważył, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym – jak kończy, ale – po pierwsze – musimy założyć, że pan Marian Banaś jest prawdziwym mężczyzną, a nie jakimś takim fałszywym, a po drugie – że nawet w przypadku prawdziwego mężczyzny decydujący jest koniec kariery – ale początkom też niepodobna odmówić jakiegokolwiek znaczenia. A właśnie początki kariery pana prezesa Banasia zasługują na uwagę.
Najpierw z jakichś zagadkowych powodów pan Marian Banaś musiał podpaść obozowi zdrady i zaprzaństwa, bo podesrała go w opinii publicznej telewizyjna stacja TVN, która tradycyjnie wysługuje się obozowi zdrady i zaprzaństwa kierowanemu przez Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda. W tym czasie Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie mógł się pana Mariana Banasia nachwalić, jako człowieka „kryształowego” – ale potem coś musiało pójść nie tak, bo okazało się, że pan Banaś nie tylko nie jest człowiekiem kryształowym, ale ma powiązania ze światem przestępczym i w ogóle. Żeby w tej sytuacji nie znaleźć się między nogami – jak to przytrafiło się Kukuńkowi, który najpierw wspierał prawą nogę, a potem lewą, aż znalazł się między nogami – pan prezes Banaś stanął na nieubłaganym gruncie bezstronności, skierowanej trochę bardziej przeciwko obozowi „dobrej zmiany”, a trochę mniej przeciwko obozowi zdrady i zaprzaństwa. Ten przechył jednostronny dał się zauważyć zwłaszcza po odsunięciu obozu „dobrej zmiany” od władzy przez Volksdeutsche Partei z satelitami w roku 2023, kiedy to pan prezes Banaś nieubłaganym palcem wskazywał nieprawości kolaborantów Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, włączając się tym samym siłą rzeczy w walkę o praworządność, której prowadzenie nakazała nam Nasza Złota Pani jeszcze w lutym 2017 roku, a która pod rządami Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje nabiera coraz większego rozmachu. Biczem karzącym w walce o praworządność został były sędzia, obywatel Żurek Waldemar, którego obywatel Tusk Donald wziął do swojego vaginetu na chłopaka od mokrej roboty na odcinku praworządności. Toteż obywatel Żurek Waldemar w walce o praworządność idzie na skróty do tego stopnia, że – jak głoszą fałszywe pogłoski – przy pomocy zarządzeń zmienia ustawy, a już szczególnie jest zażarty na odcinku neo-sędziów, których by chętnie utopił w łyżce wody. Dopiero na tym tle widać, jak obywatel Żurek Waldemar poświęca się dla Polski – że dla praworządności gotów jest łamać prawo. Tak właśnie uważał Adam Mickiewicz, skoro w „Reducie Ordona” napisał był, że „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia”. A cóż jest lepszą sprawą, niż praworządność socjalistyczna? Żadnej lepszej sprawy od tej nie ma. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji na zakończenie swojej kadencji na stanowisku prezesa NIK, pan prezes Banaś przekazał obywatelu Żurku Waldemaru cały zestaw „przerażających” kompromatów, dzięki którym obywatel Żurek Waldemar będzie mógł dokonać przyspieszenia na odcinku walki o praworządność.
Historia się powtarza i to właśnie na odcinku kontroli państwowej. Jak pamiętamy, po obaleniu Władysława Gomułki, I sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek, którego zapragnął wysadzić z siodła Mieczysław Moczar. W tym celu zwołał do Olsztyna sekretarzy wojewódzkich i nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdyby nie dowiedział się o tym Edward Gierek, który znienacka też przyjechał do Olsztyna i w ten sposób pucz spalił na panewce. Ale Mieczysław Moczar za karę został odsunięty na boczny tor, to znaczy – na stanowisko prezesa NIK. Tam pracowicie zbierał kompromaty – i kiedy wskutek sierpniowych strajków w roku 1980 Edward Gierek przestał być I sekretarzem, Mieczysław Moczar przeszedł do natarcia. Powstała „komisja Grabskiego”, przy pomocy której, dzięki zgromadzonym kompromatom, partia stworzyła złudzenie przywracania praworządności socjalistycznej, rzucając na pożarcie „Solidarności”, jak nie jednego, to drugiego kolaboranta Edwarda Gierka. W porównaniu z dzisiejszymi standardami, tamte afery sprzed lat, to mizeria – ale wtedy budziły sensację i wielkie emocje – podobnie, jak tedzisiejsze, panabanasiowe, będą budziły przynajmniej w części opinii publicznej, podbechtanej przez niezależne media głównego nurtu, pozostające na usługach Volksdeutsche Partei – no i oczywiście – Judenratu.
W ten sposób były już prezes NIK może zapewnić sobie nie tylko życie po życiu, ale i zdobyć coś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej na wypadek, gdy już nie będzie miał immunitetu, który przez całą kadencję dawał mu jakąś ochronę zarówno przez Scyllą, jak i Charybdą, to znaczy – zarówno przed Volksdeutsche Partei, jak i Prawem i Sprawiedliwością. Wprawdzie na razie sroży się w ministerstwie i prokuraturze obywatel Żurek Waldemar, który choćby ze względu na kompromaty, będzie chyba musiał pana Mariana Banasia oszczędzać, choćby z tego powodu, by zeznawał on prawidłowo w charakterze świadka na pokazowych procesach – ale jak tylko koalicji 13 grudnia powinie się noga – to ręka, noga, mózg na ścianie! Już tam nowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny, przy pomocy neo-sędziów, którzy wszystkich staro-sędziów pewnie poprzenoszą w stan spoczynku wiekuistego – chyba, że ci z gorliwością neofitów, będą kontynuować walkę o praworządność, tyle, że z drugiej strony frontu – więc nowy minister i tak dalej, ze wszystkich podejrzanych osób, których nieubłaganym palcem wskaże mu Naczelnik Państwa – zrobi marmoladę.
Jedyny ratunek – w Putinie – na co wskazuje skwapliwość, z jaką zarówno uczestnicy obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i kolaborantów Naczelnika Państwa, przyjęli rozkaz, że drony, co to spadły na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju, zostały wysłane przez Putina w ramach prowokacji. Pragnienie wdania się w wojnę aż bije w oczy – i to jest całkiem w tej sytuacji zrozumiałe. Nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara, a w takiej sytuacji wybuch wojny jawi się jako całkiem pociągająca alternatywa. Kto tam będzie rozgrzebywał gruzy, żeby odszukać tam jakieś kompromaty, zwłaszcza, że zamiast nich, mogą tam być już tylko sadze? „Ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła” – deklarowała Pani, co to zabiła Pana w balladzie „Lilie” Skoro towarzyszy temu aż taka determinacja, to rzeczywiście – jedyna nadzieja w Putinie – chyba, że okaże się on bardziej perfidny, niż przewiduje ustawa i wraz z prezydentem Trumpem zakończy wojnę na Ukrainie.
FBI zajmuje się oczyszczaniem swoich szeregów z ludzi, którzy prześladowali tradycyjnych katolików. Powiedział o tym dyrektor tej służby, Kash Patel.
Kash Patel objął zwierzchnictwo nad Federalnym Biurem Śledczym (FBI) po objęciu urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa. Za prezydentury Joe Bidena FBI angażowała się w zwalczanie katolickich tradycjonalistów. Między innymi w Richmond nieopodal Waszyngtonu działał zespół, który prowadził operację rozpoznania lokalnego środowiska tradycjonalistycznego.
Agenci FBI zarzucali katolikom działalność antypaństwową. Chodziło o… sprzeciw wobec zabijania dzieci nienarodzonych czy ideologii gender. Zarzucano im również rasizm, jakkolwiek w tym obszarze służby nie miały żadnych dowodów. Jedną z metod wykorzystywanych przez FBI była próba wprowadzenia do środowiska tradycjonalistycznego swojego „kreta”. Analogiczne czynności prowadzono również w innych miejscach niż Richmond, ale ta sprawa stała się symbolem całego procederu ze względu na wyciek dokumentów w 2023 roku.
Kash Patel był pytany o konsekwencje tych wydarzeń przez senatora Republikanów Josha Hawleya. Odparł, że pracownicy FBI odpowiedzialni za śledzenie tradycyjnych katolików zostali wyrzuceni z pracy. Niektóre osoby miały też same zrezygnować z pracy.
Senator Hawley podczas przesłuchania Patela przez komisję senacką podkreślił, że działania FBI naruszały pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji, która gwarantuje wolność wyznania. Problem polegał na tym, że FBI nie miała informacji wskazujących na rzeczywiste zagrożenie stwarzane przez konkretne osoby w ruchu tradycjonalistycznym, ale wzięła to środowisko pod obserwację zakładając, że jest niebezpieczne jako takie. Dotyczyło to zarówno Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X jak i tradycjonalistów chodzących na Mszę święte sprawowane za zgodą biskupa miejsca.
Senator Hawley pytał szefa FBI również o problem narastającej przemocy antychrześcijańskiej, wskazując, że w 2024 roku doszło do 400 przejawów wrogości wobec kościołów, a od roku 2020 doszło do 500 ataków konkretnie na katolickie parafie. Patel wyjaśnił, że FBI zajmuje się 60 przypadkami przestępstw z nienawiści do katolicyzmu. Wymienił takie miasta jak Kansas City, Louisville, Houston, Nashville oraz Richmond.
A Filial and Apprehensive Supplication to His Holiness Pope Leo XIV
Most Holy Father,
In view of your recent and auspicious statements in defense of the family and the consistency that Catholics must maintain in public life by upholding the principles of the Faith, the undersigned associations—heirs to the thought and action of the great Brazilian Catholic leader Plinio Corrêa de Oliveira—filially address Your Holiness to express their apprehensions about the future of the family.
In 2015, we addressed Pope Francis between the two Synods on the Family to denounce the alliance of influential organizations, political forces, and media outlets promoting so-called gender ideology. This ideology served as a seal of approval for a sexual revolution that favors customs contrary to natural and divine law. Even more seriously, we noted a widespread confusion among Catholics, “arising from the possibility that a breach ha[d] opened within the Church that would accept adultery—by permitting divorced and then civilly remarried Catholics to receive Holy Communion—and would virtually accept even homosexual unions.” As a result, we asked Pope Francis “to clarify the growing confusion amongst the faithful” and prevent “the very teaching of Jesus Christ from being watered down.”1
Among the Filial Appeal signatories were 211 prelates (cardinals, archbishops, and bishops), a large number of priests and religious, and numerous renowned lay members of the faithful in the West and elsewhere. In his speech at the colloquium titled Catholic Church: Where Are You Going? held in Rome on April 7, 2018, Cardinal Walter Brandmüller mentioned our petition as one of the most evident manifestations of the consensus fidei fidelium, exercising an immunizing role to preserve the Church from error.
With great sorrow in our hearts, we must note that, far from responding to this just request from the flock, your predecessor in the Chair of Peter further aggravated the situation. On the one hand, by abusively admitting civilly remarried divorcees to Eucharistic Communion through Amoris laetitia’s footnote 351 and granting pontifical approval to its interpretation by the bishops of the Buenos Aires Pastoral Region, Argentina. On the other hand, through statements and gestures that legitimized homosexual civil unions, culminating in the “pastoral blessings” authorized in the Fiducia supplicans Declaration of December 18, 2023, signed by the prefect of the Dicastery for the Doctrine of the Faith.
Since then, the situation has continued to worsen, especially concerning the acceptance of homosexual relationships. There has been a proliferation of statements by high-ranking prelates calling for an updating of Church teaching. This includes changing paragraphs in the Catechism of the Catholic Church that affirm that the homosexual inclination is “objectively disordered,” and that homosexual acts are “intrinsically disordered” and Sacred Scripture presents them as “acts of grave depravity.”
Although employing a seemingly moderate language, some prelates and theologians are already demanding the discarding of so-called moralist prejudices by historicizing situations, updating the Church’s two-thousand-year-old language, and adapting it to the present times. This is the view, for example, of personages such as Most Rev. Francesco Savino, vice-president of the Italian Bishops Conference,2 French Archbishop Hervé Giraud,3 and Cardinal Jean-Claude Hollerich, archbishop of Luxembourg. The latter has gone so far as to say that Catholic teaching on homosexuality “is incorrect,” since its sociological and scientific basis is allegedly no longer valid.4
Likewise, Sister Jeannine Gramick5 and Father James Martin6 wish to remove the expression intrinsically disordered and propose alternative formulations tending to make admissible what is not and cannot be accepted. The German Synodal Path does the same by calling for a revision of the Catechism to adapt it to “human science,” which is tantamount to saying that the modern world has more authority than God.7
Unfortunately, some go even further, calling not only for change to words, but to the very practice of the Church’s moral teaching. For example, Cardinal Robert W. McElroy denies that sexual sins are grave, which paves the way for the legitimization and normalization of impurity.8 He also affirms that the “radical inclusion” of practicing homosexuals should be sacramental, in other words, that a lifestyle objectively contrary to the divine commandment would not constitute an obstacle to receiving absolution and the Holy Eucharist.9 After affirming that Catholic teaching is “sound and good,” Cardinal Timothy Radcliffe dilutes it by saying it must be understood with “nuance.”10 He indirectly reiterated what he said earlier in the Pilling Report, namely, that homosexual relationships could be understood in a eucharistic key, as an image of “Christ’s self-gift” in Holy Communion.11 Austrian theologian Father Ewald Volgger insists on this same line of thinking when he says that same-sex unions are an image of divine solicitude for men, which justifies blessing them.12 Swiss theologian Daniel Bogner directly undermines the sacrament of marriage by claiming that it needs to be given a new understanding, freeing it from its “shell of perfection,” so as not to discriminate against irregular and homosexual unions. He argues that it is necessary to end “the rigid fixation on biological sex and the necessary heterosexuality of spouses,” since “fertility does not have to be understood exclusively in terms of biological reproduction.”13
Given all this, Most Holy Father, we cannot help but conclude that, under the pretext of mercy and adapting to science, some forces are striving to reinvent the Catholic Faith according to worldly passions, making it unrecognizable.
In this context of an open offensive to impose the acceptance of homosexual unions, it was particularly shocking to see that, under the pretext of obtaining Jubilee indulgences, groups that openly profess such errors were offered an occasion of great visibility. They were allowed to enter in procession into St. Peter’s Basilica, carrying a rainbow cross. Even more serious, this “homosexual pride” parade was preceded by an audience granted to Father Martin, who later attributed to Your Holiness words of encouragement for his activism on behalf of the L.G.B.T. movement. Similarly, Bishop Francesco Savino, at the end of his homily in the Church of the Gesù, declared that Your Holiness had told him: “Go and celebrate the Jubilee organized by Jonathan’s Tent and other organizations that care for [your homosexual] brothers and sisters.”14
We are aware that some of these shocking events (and others still on the agenda) were organized by Holy See agencies during the previous pontificate and that Your Holiness, perhaps in a desire to ensure the unity of the Church, seemingly wants to change the orientation of the Roman Curia gradually. However, while it is legitimate to yield on secondary points for the sake of unity, it does not seem legitimate to do so when it involves sacrificing the truth. To do the truth is not only to say what is true, but also to practice it before many witnesses, as Saint Augustine teaches.15
A great hope arose in the hearts of millions of Catholics when, during the Jubilee of Families, Your Holiness quoted the encyclical Humanae vitae and asserted, “Marriage is not an ideal, but the measure of true love between a man and a woman.”16 This statement echoed your address to the Diplomatic Corps, in which you reiterated that the family is “founded upon the stable union between a man and a woman.”17 However, this hope turns to alarm given the fear that, as in the previous pontificate, concrete pastoral attitudes will continue to belie in practice what is taught in theory.
This fear leads us to renew the request made in our 2015 Filial Appeal to His Holiness Pope Francis:
Truly, in these circumstances, a word from Your Holiness is the only way to clarify the growing confusion amongst the faithful. It would prevent the very teaching of Jesus Christ from being watered down and would dispel the darkness looming over our children’s future should that beacon no longer light their way.
Holy Father, we implore You to say this word. We do so with a heart devoted to all that You are and represent. We do so with the certainty that Your word will never disassociate pastoral practice from the teaching bequeathed by Jesus Christ and his vicars—as this would only add to the confusion. Indeed Jesus taught us very clearly that there must be coherence between life and truth (cf. John 14:6–7); and He also warned us that the only way not to fall is to practice His doctrine (cf. Matt. 7:24–27).18
We boldly and respectfully add two specific requests that would make clear the realignment of practice with the Church’s traditional teaching.
We beseech you to annul Pope Francis’s June 5, 2017 rescript, which conferred special magisterial value on the heterodox interpretation of the ambiguities of Amoris laetitia, and clearly reiterate that those who are divorced and civilly remarried and living more uxorio cannot receive sacramental absolution nor, as public sinners, Holy Communion.
We implore you to revoke the Declaration Fiducia supplicans and reaffirm the prohibition on granting any blessing to homosexual pairs as established in the Responsum of the Congregation for the Doctrine of the Faith of February 22, 2021, regarding a dubium on blessings for same-sex pairs.
Beseeching your apostolic blessing, we assure you of our prayers to Our Lady of Good Counsel and Saint Augustine. May they enlighten Your Holiness at this delicate beginning of your pontificate, in which you find yourself involuntarily confronted with a difficult-to-mend legacy of confusion and division.
September 15, 2025 Liturgical feast of Our Lady of Sorrows
Nie żyje szef sztabu 12. Bazy Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu podpułkownik Konrad Barnaś. Wojskowy zmarł 12 września w wieku 45 lat. Uroczystości pogrzebowe zaplanowano w Czarnej na piątek.
„Nie umiera ten, kto trwa w sercach i pamięci naszej” – takimi słowami ppłk. Barnasia pożegnali koledzy z jednostki, oddając mu tym samym szacunek i zapewniając pamięć o zasługach i oddaniu służbie.
Ppłk. Barnaś był szefem sztabu 12. Bazy Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu. To jednostka powstała 1 stycznia 2016 r. podporządkowana Dowódcy 1. Skrzydła Lotnictwa Taktycznego.
Baza ta gromadzi, analizuje i interpretuje informacje rozpoznawczo-wywiadowcze oraz zajmuje się przekazywaniem ich do władz polityczno-wojskowych. Ponadto Zabezpiecza też funkcjonowanie lotniska na potrzeby Sił Zbrojnych RP oraz Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Podczas misji w Afganistanie w 2011 r. był Dowódcą Klucza BSR w Grupie Rozpoznawczej Polskich Sił Zadaniowych. Ppłk. Barnaś był także spadochroniarzem.
Podkreśla, że krytycy, tacy jak prawnik Reiner Fuellmich, są prześladowani i więzieni, podczas gdy prawdziwi twórcy „największej zbrodni przeciwko ludzkości” pozostają nietykalni.
Niebezpiecznej elicie wywrotowej udało się przeniknąć na najwyższe szczeble zachodnich instytucji i rządów, aby wprowadzić w życie zbrodniczy plan Agendy 2030.
W wielu samozwańczych „demokratycznych” państwach głosy potępiające ten globalny zamach stanu są uciszane za pomocą cenzury, zastraszania, leczenia psychiatrycznego, a nawet aresztowań.
Wśród ofiar reżimu totalitarnego, który po cichu umacnia się w Europie, Kanadzie, Australii i innych państwach wasalnych Organizacji Narodów Zjednoczonych, NATO, Światowej Organizacji Zdrowia i Światowego Forum Ekonomicznego (wszystkie to podmioty prywatne finansowane przez te same mocarstwa), znajduje się prawnik Reiner Fuellmich, niesłusznie uwięziony i wciąż oczekujący na sprawiedliwy proces. Jego „zbrodnią” było mówienie prawdy w świecie pełnym zbrodniczych kłamstw.
Wzywam katolików i wszystkich ludzi dobrej woli do zabrania głosu w obronie prześladowanych przez reżim globalistyczny. To nie prokurator Fuellmich powinien trafić do więzienia, ale ci, którzy popełnili największą zbrodnię przeciwko ludzkości wszech czasów: Anthony Fauci, Bill Gates, Klaus Schwab, George Soros, Ursula von der Leyen, Albert Bourla i wszyscy ich wspólnicy i poplecznicy, zwłaszcza ci na stanowiskach instytucjonalnych.
Dzieli się filmem, w którym przemawiają światowej sławy głosy.
Wskaźniki urodzeń spadają wszędzie. Większość analityków wskazuje na przyczyny materialne tego zjawiska: trudności ekonomiczne, niewystarczającą opiekę nad dziećmi oraz niepewność polityczną. Wszystko to ma być powodem, dla którego ludzie nie chcą mieć dzieci.
Ci, którzy myślą w kategoriach czysto materialistycznych, nie dopuszczają innych przyczyn. Dlatego proponują coraz więcej świadczeń państwowych, ulg podatkowych i programów wsparcia dla rodzin, które — jak mają nadzieję — odwrócą ten trend. Programy takie mogą nieznacznie zwiększyć liczbę urodzeń, ale rzadko wywierają wystarczająco silny wpływ, by zapobiec demograficznej katastrofie. Co więcej, są niezwykle kosztowne.
Niestety, niemal nikt nie chce brać pod uwagę przyczyn duchowych ani duchowych rozwiązań, które mogłyby pomóc w zwiększeniu liczby urodzeń.
Uznanie czynnika religijnego
Nieliczni analitycy przyznają, że religia odgrywa rolę w podnoszeniu wskaźnika urodzeń. Fakty są jasne: im bardziej zsekularyzowane społeczeństwo, tym niższy wskaźnik dzietności. Coraz więcej dowodów potwierdza, że osoby regularnie uczęszczające do kościoła, zwłaszcza katolicy, mają więcej dzieci.
Jednak świeccy analitycy, którzy przyjmują te fakty, interpretują je wyłącznie przez pryzmat materializmu. Dochodzą do wniosku, że parafie i wspólnoty religijne zapewniają rodzinom brakujące wsparcie materialne.
Parafie postrzegane są jako swoiste „siatki bezpieczeństwa” i sieci wsparcia, które ułatwiają rodzicom wychowanie większej liczby dzieci. Innymi słowy, Kościół robi to, co powinno robić państwo — i robi to taniej.
Społeczne korzyści płynące z Kościoła
Przykładem jest Kościół katolicki, który dawniej wysyłał siostry zakonne do prowadzenia szkół i szpitali. Ekonomistka rodzinna Kasey Backles powiedziała w wywiadzie dla magazynu Newsweek:
„Kiedy w drugiej połowie XX wieku liczba zakonnic w Europie dramatycznie spadła, zniknęły również szpitale, szkoły i instytucje wspierające rodziny, które one prowadziły. To doprowadziło do dużego spadku dzietności wśród europejskich katolików”.
Z perspektywy materialistycznej dostrzega się także społeczne korzyści płynące z religii jako czynnik sprzyjający większej dzietności wśród wierzących.
Demograf Lyman Stone, dyrektor Pronatalism Initiative w Instytucie Studiów nad Rodziną, potwierdza:
„Wspólnota religijna jest ogromnym wsparciem dla rodziców. Zmniejsza ciężar wychowania dzieci, dostarcza wzorców dużych rodzin oraz umożliwia wymianę doświadczeń i praktyk wychowawczych”.
Dla analityków materialistycznych rozwiązaniem jest tworzenie „środowisk sprzyjających” wychowaniu dzieci — chodzi przede wszystkim o poczucie finansowego bezpieczeństwa, a nie o miłość rodzicielską.
Zaniedbane aspekty duchowe
Niemal nikt nie chce przyznać, że właśnie względy duchowe mogą być jedynym sposobem na wzrost dzietności. Wychowanie dziecka zawsze było kosztowne — i z czasem staje się coraz droższe. Jednak decyzja o rodzicielstwie nigdy nie jest wyłącznie kwestią finansową.
Kościół katolicki od zawsze dawał największą zachętę do posiadania dzieci — zachętę, która przewyższa wszystko, co mogą zaproponować współczesne ideologie materialistyczne.
Kościół naucza, że każde dziecko posiada duszę i wieczne przeznaczenie. Każdy człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga. Każde dziecko istnieje po to, by poznać, kochać i służyć Bogu w tym życiu, a następnie cieszyć się Nim w wieczności.
Rodzice, którzy kochają Boga, rozumieją, że ich dzieci mogą oddawać chwałę Bogu, jeśli zostaną dobrze wychowane. Z tego powodu starają się mieć wiele dzieci i nadają sens oraz cel tym, które zostały im powierzone. Ufają w Opatrzność Bożą, która zatroszczy się o utrzymanie rodziny. Ich celem nie jest jedynie zaspokojenie potrzeb materialnych, lecz przede wszystkim pomoc w uświęceniu dzieci — i własnym. Ostatecznym celem jest nie ziemia, lecz niebo.
Kościół ceni dzieci dla chwały Bożej
Z tego powodu Kościół dostarcza wszelkich materialnych zasobów, które tak bardzo podziwiają świeccy analitycy. Sieci wsparcia i zabezpieczenia są zawsze ukierunkowane na cel duchowy — oddanie chwały Bogu. Kościół daje wiernym wzory w postaci świętych. Wszystko to odbywa się w atmosferze miłości i ofiarności, w której każdy daje coś od siebie, by osiągnąć wspólny cel. W takim klimacie wszystko staje się możliwe.
Kościół od zawsze cenił dzieci, ponieważ troszczy się o ich dusze. Kultury pogańskie (tak jak współczesne społeczeństwa postmodernistyczne) nie wierzą w duszę, dlatego nie przypisują dzieciom żadnej wartości i tym samym promują aborcję oraz dzieciobójstwo.
Aby zwiększyć wskaźnik urodzeń, należy zwrócić wzrok ku górze — ku tym duchowym prawdom. Dopiero wtedy ludzie będą w stanie pokonać przeszkody, które prowadzą do spadku dzietności.
Wciąż aktualny pozostaje temat naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez drony, które wleciały do Polski w nocy z wtorku na środę. Poseł Konfederacji Korony Polskiej Włodzimierz Skalik zwrócił uwagę na jeden szczegół, który budzi wątpliwości.
– Odnośnie ostatniej akcji dronowej z upływem czasu pojawiają się coraz to nowe, ciekawe wątpliwości. Jak podaje SkyNews, holenderski samolot cysterna wleciał do Polski, zanim drony wleciały w przestrzeń powietrzną naszego kraju. Pierwszy dron miał przekroczyć granicę polsko-ukraińską około godz. 1:50. Airbus A330 wystartował z Eindhoven dwie godziny wcześniej, bo już o 23:45. Po przylocie nad Polskę rozpoczął krążenie nad Lublinem i oczekiwał ponad godzinę, aż pierwszy bezpilotowiec przekroczy granicę – podkreślił Skalik.
– Pytanie, jak to możliwe, by użycie tego samolotu cysterny wyprzedziło napad dronów o kilka godzin, bo trzeba było jeszcze ten lot zorganizować i przygotować samolot? – zauważył.
– O rakiecie w Przewodowie też na początku twierdzono, że była to rosyjska rakieta, a później okazało się, że wystrzelili ją Ukraińcy. W świetle tego, co niedawno mówił Andrzej Duda, była to ukraińska próba wciągnięcia Polski do wojny – przypomniał poseł Konfederacji Korony Polskiej.
– Jesteśmy za wzmacnianiem zdolności obronnych Wojska Polskiego. Ostatnie wydarzenia wskazują, że Wojsko Polskie nie ma kompletnie systemu obrony przeciwdronowej. Potrzebuje go natychmiast. Zachowajmy spokój, nie podżegajmy do wojny – zakończył Włodzimierz Skalik.
Jego słowa skomentował na portalu X lider Konfederacji Korony Polskiej i polski poseł do PE Grzegorz Braun.
„Fakt niezwykle istotny dla uświadomienia rozmiarów prowokacji, jakiej podlegamy. Istotny również dla identyfikacji prowokatorów. Nota bene: czy służby MON, Sztab Generalny Wojska Polskiego, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego informowały, czy dezinformowały w tej sprawie Naród i Prezydenta RP?” – napisał.
Poseł, który uciekł z Ukrainy, relacjonuje sytuację w kraju
Poseł, który uciekł z Ukrainy w 2024 roku i należał do rządzącej partii Zełenskiego, napisał artykuł o swoich doświadczeniach i życiu we współczesnej Ukrainie, odnosząc się do „reżimu terroru Zełenskiego”.
Anti-Spiegel
18 wrzesień 2025
Artiom Dmitruk został wybrany do ukraińskiego parlamentu w 2019 roku jako członek partii Zełenskiego „Sługa Narodu”, ale w 2024 roku został zmuszony do ucieczki z Ukrainy po próbach zamachu z powodu jego krytyki Zełenskiego. W artykule opublikowanym przez rosyjską agencję prasową TASS opowiada o swoich doświadczeniach i wyjaśnia, dlaczego nazywa Ukrainę „reżimem terroru Zełenskiego”.
Dmitruk nie jest jedynym, który wysuwa te oskarżenia. Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Kuleba niedawno uciekł z Ukrainy z tego samego powodu, co jednak niemieckie media zataiły przed swoimi odbiorcami.
Przetłumaczyłem artykuł Dmitruka.
Początek tłumaczenia:
Od Buzyny do Tachtaja: Morderstwo jako narzędzie ukraińskiej władzy
Artiom Dmitruk o tym, jak terror i zabójstwa polityczne stały się narzędziem utrzymania reżimu Zełenskiego.
Jako patriota mojego kraju, jako ktoś, kto kocha swój kraj i swoje miasto Odessę ponad wszystko, zawsze trudno mi pisać takie teksty. W końcu dotyczą one tragedii mojego narodu – ludobójstwa.
Doświadczenia osobiste
Na Ukrainie doszło do trzech prób zamachu na moje życie. Kiedyś byłem torturowany w piwnicach ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa (SBU) na osobisty rozkaz i pod nadzorem Władimira Zełenskiego. I później, pomimo codziennych gróźb, nadal mieszkałem i pracowałem w swoim domu.
Tym, którzy radzili mi wyjechać po każdej nowej informacji o planowanym zamachu, zawsze odpowiadałem: „Nie wyjadę, to mój dom. Oni powinni wyjechać”. Ale nadszedł moment, kiedy zostałem otoczony ze wszystkich stron. Najgorsze było to, że prześladowano nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. I zdałem sobie sprawę: nie mogę ich chronić. Dlatego dziś jestem poza Ukrainą. Kontynuuję jednak swoją działalność i z bólem stwierdzam: rząd Ukrainy uciska mój naród i dopuszcza się ludobójstwa.
Doskonale rozumiem, co czują ci, którzy próbowali mówić prawdę i bronić interesów państwa. Ci ludzie zawsze stanowili zagrożenie dla reżimu, niezależnie od tego, kto nim kierował: Leonid Kuczma, który w swojej książce „Ukraina to nie Rosja” nazwał Ukrainę „projektem antyrosyjskim”, czy Petro Poroszenko i Władimir Zełenski, którzy nie ukrywając tego, stali się liderami prywatnej firmy wojskowej.
Jesteśmy świadkami rozwoju projektu „antyrosyjskiego”, a jednocześnie rozpadu państwa ukraińskiego, które nigdy nie zdołało się w pełni uformować po rozpadzie ZSRR.
Definicja terroru
Określam rząd Zełenskiego i jego samego mianem terrorystów. Nie jest to klasyfikacja emocjonalna, lecz obiektywna.
Terror (od łacińskiego terror – strach, terror) w polityce to systematyczne stosowanie przemocy, morderstw i represji wobec ludności cywilnej lub przeciwników politycznych w celu utrzymania władzy i stłumienia społeczeństwa. Organizacja terrorystyczna to struktura, której głównym narzędziem jest przemoc, porwania i zastraszanie.
Reżim terrorystyczny to forma rządów, w której same instytucje państwowe stają się źródłem terroru. Wojsko, służby specjalne, policja i sądy stają się instrumentami niszczenia przeciwników, zastraszania ludności i tłumienia wszelkiej krytyki. Reżim Zełenskiego w pełni wpisuje się w tę definicję.
Metody terroru
Zabójstwa
Dziennikarze, aktywiści, politycy, księża – każdy, kto stanie na drodze reżimowi, może stać się celem. Każde morderstwo można określić jako „stratę na froncie” lub zbagatelizować zwrotem „zaginiony”.
Reżim organizuje również akty sabotażu za granicą. Czwarta próba mojego zabójstwa, na przykład, miała miejsce w Londynie i została zorganizowana przez Aleksandra Pokłada (zastępcę szefa ukraińskich służb specjalnych). Morderstwa i zastraszanie poza Ukrainą nabrały już charakteru systematycznego i stały się, że tak powiem, znakiem firmowym kijowskiego reżimu.
Tortury
Piwnice ukraińskich służb specjalnych (SBU) stały się prawdziwym symbolem arbitralnej władzy. Ludzie są bici i przetrzymywani bez procesu.
Prześladowania
Zakazywanie działalności partii opozycyjnych. Zamykanie kanałów telewizyjnych i mediów. Sankcje wobec polityków i ekspertów, blokowanie portali społecznościowych. Wszystko to jest również częścią codziennego życia na dzisiejszej Ukrainie. Zełenski nałożył na mnie sankcje, a moje konta w kraju są codziennie blokowane.
Terror mobilizacyjny
Obławy na ulicach, w transporcie publicznym, w szpitalach, a nawet w naszych domach. „Bilety dożywotnie” sprzedawano za 30 000–50 000 dolarów. Setki tysięcy osób porwano i wysłano na front.
Terror wobec Kościoła prawosławnego
Bezpośrednie prześladowanie wiary.
Z naukowego punktu widzenia oznacza to również: reżim Zełenskiego to reżim terroru, w którym terror został wyniesiony do rangi polityki państwa.
„Po owocach ich poznacie” (Mt 7,16), czytamy w Ewangelii Mateusza. Owocem reżimu jest krew, strach, tortury i śmierć.
Systematyczny charakter morderstw
Zabójstwo dziennikarza Aleksandra Tachtaja na początku września, który badał korupcję przy budowie fortyfikacji, nie jest przypadkowe. To kontynuacja systematycznej praktyki. Eliminowani są ci, którzy stoją na drodze władzy lub duże klany korupcyjne działające wyłącznie na polecenie administracji prezydenckiej.
Chciałbym przypomnieć kilka przykładów zabójstw politycznych. Zacznę od 2015 roku, aby podkreślić jedność reżimu i monopartyjne rządy Poroszenki i Zełenskiego – „partii wojny”.
2015: Dziennikarz Ołeś Buzyna. Zamordowany przed własnym domem.
2021: Poseł Anton Polakow.
2022: Polityk i poseł Rady Najwyższej Aleksiej Kowaliow. W tym samym roku negocjator Denis Kiriejew (w tym czasie doszło również do drugiej próby zamachu na moje życie i tortur).
2023: Dziennikarka, politolog i aktywistka Daria Dugina.
2025: Andriej Portnow, zamordowany w Hiszpanii. Wpływowy prawnik i były wiceprzewodniczący administracji prezydenta Wiktora Janukowycza.
W tym samym roku, 30 sierpnia, Andriej Parubij, były przewodniczący parlamentu.
Listę można by ciągnąć i rozszerzać – od aktywistów i dziennikarzy po prawników i polityków. Te morderstwa również nie są przypadkowe, lecz stanowią metodę reżimu.
Kto na tym korzysta?
Odpowiedź jest oczywista: ukraiński rząd, obecnie sam Zełenski. Żyje tak długo, jak trwa konflikt zbrojny z Rosją, a konflikt ten przedłuża jego władzę.
Tachtay badał wielomiliardowe machinacje Ministerstwa Obrony. Jego zamordowanie służy ochronie interesów samego reżimu.
Milczenie rządu mówi więcej niż tysiąc słów. Morderstw nie potępia się. Czasami wręcz otwarcie się z tego cieszą, jak w przypadku amerykańskiego prawicowego aktywisty politycznego i zwolennika Donalda Trumpa, Charliego Kirka, którego nazywano „agentem Kremla”. Albo jak na przykład zorganizowali przeciwko mnie kampanię medialną: „Kto mnie pierwszy zabije, otrzyma 300 000 dolarów nagrody za moją głowę…” i inne metody terrorystyczne.
Dlaczego dla rządu tak ważne jest wyeliminowanie Dmitruka? Ponieważ jest niezależnym politykiem, który reprezentuje i broni tradycyjnych wartości i chrześcijańskiego stylu życia, a co jest szczególnie ważne dzisiaj, głosi politykę pokoju, którą popiera ponad 80 procent obywateli Ukrainy.
Oznacza to, że może ostatecznie wyzwolić Ukrainę spod tego reżimu.
Dlaczego Portnow i Parubij zostali zabici? Ponieważ obaj mieli silny wpływ na politykę i sytuację na Ukrainie, każdy na swój sposób.
Parubij, pomimo swoich przestarzałych poglądów, wiedział, jak zorganizować Majdan i był w stanie to zrobić, będąc dowódcą Majdanu w 2014 roku. Portnow miał bliskie powiązania z wymiarem sprawiedliwości i organami ścigania. Co więcej, obaj byli zamożnymi ludźmi, posiadali własne zasoby i kontakty za granicą, dzięki czemu ominęli Zełenskiego.
Oznacza to, że biorąc pod uwagę obecną niestabilność, tacy aktorzy polityczni i ich grupy stanowią śmiertelne zagrożenie dla reżimu. Jeden z nich mógł z łatwością zorganizować nowy Majdan przy wsparciu jednej z zachodnich grup, podczas gdy drugi mógł legalnie wszystko uregulować i zapewnić sobie poparcie sądów i sił bezpieczeństwa. I Zełenski doskonale to rozumie. Dlatego ich obu już nie ma.
Logika jest prosta: każdy, kto mógłby stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla reżimu, musi zostać zabity lub uwięziony.
Zełenski i globalna „partia wojny”
Dziś Ukraina jest platformą dla globalnej „partii wojny”. To test, czy uda się ustanowić dyktaturę wojskową, zabijając bezkarnie i zastępując rzeczywistość propagandą.
Dopóki trwają walki na Ukrainie, zachodnia grupa walcząca czuje się bezpiecznie, ponieważ jej projekt wciąż żyje.
Zełenski stał się jednym z liderów tej „partii”. Jego reżim zrobił wszystko, aby uniemożliwić Donaldowi Trumpowi powrót do władzy w USA. Zabójstwo Charliego Kirka jest kontynuacją tej linii. Sygnatura jest ta sama, od zamachu na Trumpa po zabójstwo Kirka. To dzieło „partii wojny”.
Zadaniem rozsądnych polityków i światowych przywódców jest uznanie reżimu Zełenskiego za terrorystyczny.
Prywatna firma wojskowa „Ukraina”
Ukraina nie jest już państwem w klasycznym sensie. Nie ma systemu prawnego. Nie ma instytucji chroniących jej obywateli. Jest tylko reżim działający zgodnie z zasadami terroru.
Krytykę utożsamia się z „pracą dla wroga”. Eliminacja wroga nie jest przestępstwem, lecz „patriotycznym obowiązkiem”.
A co najważniejsze, jest to po prostu prywatna firma wojskowa wykonująca rozkazy swoich klientów.
Ukraina stała się krajem, w którym ludzie giną za mówienie prawdy. Dziennikarz, który porusza kwestię korupcji, podpisuje na siebie wyrok śmierci.
Rząd milczy, bo stoi za tymi morderstwami.
Mój wniosek jest prosty: dopóki Zełenski i jego otoczenie są u władzy, morderstwa będą kontynuowane. Bo dla nich to nie tragedia, a metoda.
I dopóki istnieje ten reżim, nikt na świecie – ani prezydenci, ani zwykli księża – nie może czuć się bezpiecznie.
Zbiorowość Zełenskiego jest zdolna zabić każdego. Od zwykłych ludzi na Ukrainie po prezydenta Stanów Zjednoczonych. I to nie są puste słowa.
Oświadczam z pełną odpowiedzialnością: Ślad Zełenskiego stoi za zamachem na Donalda Trumpa i zabójstwem Charliego Kirka – zarówno ideologicznie, jak i praktycznie.
Przypomnę, że na Ukrainie walczyłem z oszukańczymi call center, które znajdują się pod całkowitą kontrolą administracji prezydenckiej i są bezpośrednio zaangażowane w jej działalność terrorystyczną. Struktury te nie służą wyłącznie do oszukiwania ludzi. Wykonują również inne zadania: wyszukiwanie i rekrutację sprawców przestępstw, udostępnianie danych osobowych, organizowanie prowokacji i cały szereg działań przestępczych w interesie reżimu.
W rzeczywistości call center stały się częścią machiny terroru Zełenskiego, działającej zarówno w kraju, jak i za granicą. Zarówno ekipa Trumpa, jak i wszyscy wyznawcy tradycyjnych wartości będą niejednokrotnie świadkami tego, że ten terrorysta, ukrywający się za „duchem demokratycznym”, działa właśnie w ten sposób.
Do tego dochodzi kolejne, nie mniej ważne wydarzenie: porwanie urzędującego ukraińskiego deputowanego Fiodora Christienki w Dubaju i jego tajne przeniesienie do podziemia ukraińskiej służby bezpieczeństwa, SBU.
Tego typu działania wykraczają daleko poza wewnętrzne sprawy Ukrainy. Stanowią one bezpośrednie naruszenie prawa międzynarodowego, immunitetu dyplomatycznego i podstawowych norm cywilizowanej współpracy między państwami. Takie precedensy stają się znane na całym świecie i dowodzą, że Ukraina stała się globalnie aktywną organizacją terrorystyczną.
Zełenski jest terrorystą nie tylko w swoim kraju. Jego reżim stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego.