Archiwum autora: Mirosław Dakowski
Izrael podąża samobójczą ścieżką – media nie powiedzą ci, co się naprawdę dzieje
Izrael podąża samobójczą ścieżką
– media nie powiedzą ci,
co się naprawdę dzieje
Wywiad Pâmeli Messias z polskim dubbingiem
| DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 29 |
Porwanie przez Specnaz FR dwu pułkowników brytyjskich kierujących dywersją banderowską. „Polityczna katastrofa NATO”.
Szokujące porwanie przez Specnaz FR dwu pułkowników brytyjskich kierujących dywersją banderowską na kierunku krymskim
Nowa doktryna Moskwy; ostre zwiększenie dynamiki i surowości rosyjskich odpowiedzi na niekończący się strumień prowokacji NATO na Ukrainie i w FR.
| DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28 |
Od 2014 roku na Ukrainie funkcjonują nieprzerwanie nie tylko agenci natowskich wywiadów, ale także „najemnicy”, lub „doradcy wojskowi” przebrani w ukraińskie mundury. Fakt ten był ignorowany przez FR.
Natomiast podejście Kremla do tych „obrońców demokracji i wolności” ewoluował w czasie ostatnich 3,5 roku konfliktu.
Początkowo Rosja udawała, że ich nie zauważa, potem zaczęła likwidować ich większe skupiska przy pomocy ataków rakietowych. Przy czym obie strony (NATO & FR) udawały, że nic się nie stało. Rutynowo też, Rosja nie atakowała „delegacji NATO” odwiedzających Ukrainę.
Sytuacja zmieniła się jednak dramatycznie. FR straciła cierpliwość, a także zapewne po niewczasie doszła do słusznego skądinąd wniosku, że ZIK (zachodnie imperium kłamstwa) rozumie jedynie brutalną siłę, a każdy gest wyrozumiałości pojmowany jest jako dowód słabości.
Niedawna wizyta natowskich oficjeli w Kijowie, zakończyła się krwawą jatką. Następnie zlikwidowano „polskiego generała” Skrzypczaka w Stanisławowie w Małopolsce Wschodniej ( obecnie okupowanej przez banderowców).
Kolejną eskalacją było porwanie dwu brytyjskich pułkowników w ukraińskiej bazie nad morzem Czarnym, dowodzących banderowskimi oddziałami sabotażowymi na kierunku krymskim.
Z głębokiego zaplecza Ukrainy zostali oni dostarczeni do Moskwy.
ZIK rutynowo zareagował litanią kłamstw, twierdząc, że byli to „turyści” zwiedzający miejsca bitewne na Ukrainie.
Ponieważ jednak, wraz z nimi zarekwirowano kompromitujące materiały wywiadowcze, paszporty dyplomatyczne, schematy organizacyjne podległych im ukraińskich jednostek i plany kolejnych akcji terrorystycznych na terytorium FR, to propaganda ZIK musiała się zamknąć i ignorować ten incydent.
Nazwiska tych pułkowników są następujące: Edward Blake i Richard Carroll.
W poniższym materiale filmowym zaprezentowane są facjaty tych dwu wojskowych (3:25 min nagrania).
Zaprezentowane też są zdjęcia paszportów dyplomatycznych i innej dywersyjnej dokumentacji, wraz z obszernym komentarzem.
Strona brytyjska próbowała zakwalifikować tych terrorystów w mundurach, jako jeńców wojennych, ale RF odpowiedziała, że nie znajdują się oni w tej kategorii. W końcu, z formalnego punktu widzenia, UK i FR nie są w stanie wojny. Będą więc traktowani jak dywersanci lub terroryści, za co grozi im stryczek. Na rozstrzelanie nie zasługują.
Osobiście śmierć „generała” globalistycznego WP, Skrzypczaka, czy pozostałych „polskich wojskowych” z już ponad 10 tysięcznej listy najemników, którzy stracili swe życie w obronie banderowców niewiele mnie interesuje. Chcieli zarobić na zdradzie Ojczyzny, to zarobili!
Natomiast, to co jest krytyczną informacją dla tych mieszkańców III RP, którzy jeszcze czują się Polakami, to fakt rozpoczęcia przez Rosję eskalacji konfliktu proxy NATO-Rosja na Ukrainie, na jej natowskich uczestników, jak na razie na ukraińskim obszarze, ale zgodnie z zapowiedziami, dynamicznego jego rozszerzenia, również na terytoria państw, których obywateli i sprzęt wojskowy uczestniczą w obecnej akcji kinetycznej.
„Oresznik moment” zbliża się do nas milowymi krokami. Jak już niejednokrotnie wyjaśniałem, to hipersoniczna broń jest nie do przechwycenia, a na dodatek efekty jej użycia są identyczne do kataklizmu broni jądrowej, jedynie za wyjątkiem promieniowania nuklearnego. Po rozmieszczeniu wyrzutni tej broni na Białorusi, FR jest w stanie z przeciągu 5 minut zniszczyć całą natowską Europę od wschodniej granicy Polski do Lizbony.
Głębokość jej rażenia jest taka, że „europejskie elity” wraz ze swoją ignorancką „generalicją” nie znajdą sanktuarium nawet w najpotężniejszych schronach przeciwatomowych.
Jak pokazuje ponad trzyletnia historia, możliwości intelektualne nie pozwalają im na zrozumienie tego prostego FAKTU, który na dodatek został już kilkakrotnie praktycznie zademonstrowany na Ukrainie.
Likwidacja tych obłąkanych globalistycznych szumowin wyszłaby tylko na dobre Europie i jej mieszkańcom. Problem jednak tkwi w tym, że ta najnowocześniejsza broń nie jest na tyle „inteligentna”, by odróżnić Ludzi od szatańskich kreatur!
Obywatele Europy MUSZĄ więc wziąć sprawy w swoje ręce zanim będzie ZA PÓŹNO.
====================
mail:
Nie zlikwidowano polskiego generała Skrzypczaka… tylko gen. Marczaka i innych 58 polskich oficerów-doradców, w bunkrze pod Kijowem, bodajże 19 kwietnia br
To był odwet za atak, 18 pijanych Azerów lub Kazachów na podmoskiewskie „Krokus Center” w piątek 4 dni wcześniej
Pozdrawiam dr
=============================
mail:
Poprawione daty…
25.03.2024, poniedziałek 10.32am. Kijów
Sześć Zirconów spadło na MON Ukrainy w Kijowie, gmach MSW -FSB w Kijowie, na koszary wojskowe i hotel wojskowy i bunkier dowodzenia.
Zginęło ponad 2000 osób, oraz polski gen. Matczak i 58 oficerów WP
A napad na Krokus Center był 3 dni wcześniej, w piątek ok 20tej
21 lip 2025 — Generał miał 69 lat. Zmarł po długiej walce z chorobą..
https://wiadomosci.wp.pl/gen-skrzypczak-nie-zyje-kosiniak-kamysz-potwierdza-7180757368818272a
Los pasierba. Biografia Floriana Czarnyszewicza III.
Los pasierba
Biografia Floriana Czarnyszewicza
[tyle zdołałem skopiować z : Nostalgiczna pieśń powrotu…
Przepraszam za niechlujne linijki, ale z .pdf nie potrafię lepiej.
Gorąco zachęcam do kupienia, jeśli gdzieś jest, tej książki. MD]
=======================
Florian Czarnyszewicz urodził się 2 lipca 1900 roku najprawdo-
podobniej w okolicach zaścianka szlacheckiego Przesieka Druga.
Z wielkiego eposu Nadberezyńcy wiemy, że osada znajdowała się
„w głuszy bezkresnych zaberezyńskich lasów” (NBZ 9), na skraju
potężnej puszczy, której legendarny matecznik przypominał
dzikie ostępy z Pana Tadeusza. Położona nieopodal Kliczewa,
miasteczka leżącego około sześćdziesięciu kilometrów na północ
od Bobrujska, Przesieka stała się pierwowzorem powieściowej
Smolarni. Ta część dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego
należała wówczas do ziem zabranych, a więc wschodnich województw Rzeczypospolitej wcielonych w trakcie rozbiorów do Rosji.
W 1793 roku Polska utraciła okolice Bobrujska. To właśnie na Bia-
łorusi, między dwiema potężnymi rzekami: Berezyną i Dnieprem
mieszkali Nadberezyńcy – szlachta zagrodowa, której unikalny
język i obyczaje Czarnyszewicz utrwalił w swoich powieściach.
Twórcę „Pana Tadeusza XX wieku” łączyło z Adamem Mickie-
wiczem i innymi pisarzami z tak zwanej szkoły litewskiej silne
poczucie kresowego patriotyzmu osadzonego w staropolskim
republikanizmie i w sarmacko-jagiellońskiej idei wielonarodowej
Rzeczypospolitej:
Kochałem i kocham swój kraj – pisał [Czarnyszewicz] do p. Akuły, pi-
sarza białoruskiego – dlatego, że żyli w nim obok siebie Białorusini,
Polacy, Litwini, Żydzi starowiercy i Tatarzy, że w miastach były kościoły,
cerkwie, synagogi i kirki, że byli chłopi i szlachta i mieszczanie. Współ-
życiu naszemu szkodziły tylko niesprawiedliwy podział dóbr ziemskich
oraz intrygi sąsiadów. Różnice ras i kultury wśród obywateli nie stają na
przeszkodzie postępu i szczęśliwości.
[…] jestem synem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mój ojciec i dziad
i dziad mego dziada urodzili się i złożyli swe kości w tej ziemi i sądzę,
1 Życiorys pisarza podajemy na podstawie ustaleń Bartosza Bajkowa. Zob. tegoż,
Florian Czarnyszewicz. Przyczynek do biografii, „Arcana” 2017, nr 6 (138).
8
Biografia Floriana Czarnyszewicza że wolno mi rodzinny kraj kochać i tęsknić do niego i myśleć o nim,
i cieszyć się gdy gospodarze czynią coś mądrego i szlachetnego, a smucić
gdy popełniają błędy…2
Wiedza o dzieciństwie i wczesnej młodości Czarnyszewicza jest
niepełna. Pewne wyobrażenie na ten temat przynoszą perypetie
głównych bohaterów powieści Nadberezyńcy – Stacha Bałaszewi-
cza i Kościka Wasilewskiego. Autor ukończył zaledwie cztery klasy
rosyjskiej szkoły powszechnej („Gorodskoje Uczyliszcze”), a zdol-
ność pisania po polsku zawdzięczał – jak wspomina – „domorosłym
nauczycielom tajnych polskich szkółek”3. Następnie sam pełnił
misję takiego nauczyciela, czego odzwierciedleniem była wyprawa
powieściowego Stacha do najbardziej zruszczonych zaścianków. We
wrześniu 1919 roku wielkopolskie oddziały generała Daniela Kona-
rzewskiego wyparły bolszewików za Berezynę i zajęły pozycje na linii
rzeki. Wówczas Czarnyszewicz przedostał się do opanowanego przez
Polaków Bobrujska i rozpoczął służbę w wywiadzie. Wielokrotnie
przedzierał się za linię frontu do swojej okupowanej przez Sowie-
tów małej ojczyzny i zdobywał cenne informacje o ruchach wojsk
nieprzyjaciela. Także te przygody stały się kanwą awanturniczo-
-łotrzykowskich szpiegowskich dziejów Stacha i Kościka. Kiedy
w lipcu 1920 roku polska armia wycofywała się znad Berezyny pod
naporem bolszewickiej ofensywy, Czarnyszewicz wstąpił do wojska
już jako żołnierz frontowy. Przeszedł cały ówczesny szlak bojowy
wraz z odwrotem pod Warszawę i ponownym zwycięskim marszem
na wschód. Bił się w Cudzie nad Wisłą, a w bitwie niemeńskiej wal-
czył o Grodno, Lidę i Wilno. Uczestniczył w buncie Żeligowskiego
i swoją żołnierską epopeję skończył na Wileńszczyźnie w stopniu
podoficera. Tam też po demobilizacji oczekiwał na wynik rozmów
pokojowych z bolszewikami. Wobec braku szerszego społeczne-
go i politycznego poparcia dla walki o najdalsze Kresy 18 marca
1921 roku został podpisany w Rydze traktat pokojowy. Na jego pod-
stawie Rzeczpospolita zrzekła się na rzecz Sowietów większości
ziem wschodnich utraconych w pierwszym i drugim rozbiorze.
2 Cyt. za: M. Czapska, Florian Czarnyszewicz (1895– 1864 [sic!]), „Kultura” 1965,
nr 1– 2, s. 211.
3 List Floriana Czarnyszewicza do Józefy Radzymińskiej, oprac. K. Polechoński,
„Arcana” 2005, nr 1– 2 (61– 62), s. 158.
9
Biografia Floriana Czarnyszewicza
Wśród ówczesnych polityków przeważała opcja opowiadająca się
za „granicą kompromisową”, która nie wywoła ze strony Rosji chęci
odwetu. Zdaniem elit ewentualne przyłączenie kraju Czarnysze-
wicza sprawiłoby, że odsetek mniejszości narodowych zagrażał-
by stabilności państwa. Jeden z bohaterów Nadberezyńców powie
o Polsce: „jesteśmy szóstym, niepotrzebnym Jej palcem” (NBZ 513).
Idea wskrzeszenia federacyjnej Rzeczypospolitej, w którą wierzyli
Nadberezyńcy, upadła. Ostatecznie w Rosji pozostało półtora mi-
liona Polaków, których praw do życia w żaden sposób nie zabez-
pieczono, zdając się na dobrą wolę Sowietów. Miało to straszliwe
konsekwencje. Tylko w czasie antypolskiej akcji NKWD w latach
1937– 1938 zamordowano strzałem w tył głowy 111 091 osób. Ogółem
w czasie Wielkiego Terroru zabito ponad dwieście tysięcy Polaków,
a dziesiątki tysięcy zmarło w łagrach. Eksterminacji poddawano
również Białorusinów i Ukraińców – narody dawnej Rzeczypo-
spolitej. Rodacy z najdalszych Kresów nie mogli również liczyć na
to, że dzięki ewakuacji do II RP uda im się uniknąć represji. Akcja
była prowadzona w ograniczonym zakresie. Co prawda po wojnie
przybyło do Polski ze Wschodu milion sto tysięcy ludzi, lecz wśród
nich było zaledwie dwieście dwadzieścia tysięcy Polaków, resztę
zaś stanowili białoruscy i ukraińscy chłopi. W powieści Chłopcy
z Nowoszyszek do rangi symbolu urasta obraz „Czarnyszewiczów
bieżeńców”, którym nadano ziemię przy samej granicy. Narażeni
na ciągłe ataki sowieckiej partyzantki, musieli spać z karabina-
mi pod głową, a po roku ratowali się ucieczką (CZN 228). Dlatego
też główną ideą pisarstwa Czarnyszewicza jest protest przeciwko
granicom ryskim i zawężaniu polskiej świadomości kulturowej do
granic etnograficznych.
Klęska idei niepodległości nad Berezyną sprawiła, że autor osied-
lił się na Wileńszczyźnie. Na Białorusi pozostawił rodziców, dwóch
braci i siostrę. Wkrótce wstąpił do policji w Wojstomiu w powiecie
święciańskim i nadrabiał szkolne zaległości. Uczęszczał na prywat-
ne lekcje gramatyki, historii i literatury. Oprócz tego chodził po
okolicznych wsiach i pomagał chłopom, pisząc dla nich podania
do sądów i inne dokumenty. Jego krótki pobyt w niepodległej Pol-
sce skończył się w 1924 roku. Wówczas życiorys Czarnyszewicza
najpełniej pokrywa się z biografią Cezarego Baryki z Przedwiośnia.
10
Biografia Floriana Czarnyszewicza Pytanie: „Gdzież są twoje szklane domy?” przynosi najdramatycz-
niejszą odpowiedź:
wyżarto mię z policji za to, że służyłem Polsce za wiernie. Nie mogłem
dotrzymać łajdakom towarzystwa w piciu i w nadużyciach służbo-
wych. Zadarłem z tajną 5. f[unkcjonariuszy?] i ta zmajstrowała „do-
wody”. Aktów mi nie pokazano. Oficjalnie powiedziano, że jestem
obcokrajowiec, że powinienem starać się o nadanie obywatelstwa.
Nieoficjalnie dowiedziałem się, że byłem za mało polski, mówiłem
z chłopami po białorusku, kumałem się z obcym Polsce elementem.
Serdeczne chłopaki z naszych stron i znajomy mi adwokat w St[arych]
Święcianach radzili mi jechać do wojewody w Wilnie ze skargą. A był
nim zwierzchnik nasz poprzedni Wł[adysław] Raczkiewicz. Ale Bóg
pokierował inaczej. Listy krewnych mej żony z Argentyny zadecydo-
wały o wyjeździe z Polski4.
Pod koniec lipca 1924 roku Florian i Stanisława Czarnyszewiczowie
oraz ich roczna córeczka Władysława wyruszyli z portu w Trieście
w rejs na drugą półkulę5. Do Buenos Aires statek dotarł 20 sierpnia.
W liście do Marii Czapskiej twórca wspominał, że przybył do Ame-
ryki „bez grosza przy duszy, bez znajomości języka, bez fachu i bez
końskiej siły do taskania taczek. A źle było podówczas w Argentynie,
daleko gorzej niż teraz. Robotnik – obcokrajowiec uważany był za
bydlę”6. Dlatego też przez kilka pierwszych miesięcy Czarnyszewicz
pracował dorywczo na kolei i przy żniwach. Dopiero na początku
1925 roku zatrudnił się jako robotnik w Frigorifico Armour de La
Plata w Berisso. Był to wielki zakład przemysłu mięsnego, a zarazem
chłodnia, rzeźnia, masarnia i fabryka konserw. Położona w porcie
nad La Platą – olbrzymim ujściem rzek Parany i Urugwaju do Oce-
anu Atlantyckiego – Frigorifico Armour zaopatrywała w argentyń-
ską wołowinę setki płynących do Europy transatlantyków. Dużą
część personelu stanowili niewykwalifikowani emigranci zarobkowi
ze Starego Kontynentu. Dołączył do nich również Czarnyszewicz,
Ciekawostką jest, że dziadkiem słynnego amerykańskiego wokalisty Stevena Ty-
lera (lidera grupy Aerosmith) był trzeci brat autora – Feliks Czarnyszewicz, który
jeszcze przed pierwszą wojną światową wyemigrował do USA i zmienił nazwisko
na Blancha.
===================
Biografia Floriana Czarnyszewicza
który przez trzydzieści jeden lat przenosił na plecach zamrożone
ćwiartki krów. Charakter zatrudnienia w chłodni, specyfika wyko-
nywanych obowiązków narażały go na gwałtowne zmiany tempera-
tur, bardzo dotkliwe w wilgotnym klimacie doliny La Platy. Pisarz
zachorował na astmę, miał problemy z sercem i powracające bóle
głowy. Dlatego w 1956 roku po przejściu na emeryturę przeniósł się
wraz z rodziną do górskiej miejscowości Villa Carlos Paz, położonej
nad jeziorem San Roque. Tamtejszy sanatoryjny klimat pozwolił
Czarnyszewiczowi nieco podreperować nadwątlone zdrowie. Autor
tęsknił jednak za krajem rodzinnym. Nawet w domu, który wła-
snoręcznie zbudował, odczuwał dojmującą pustkę: „Chandra mnie
często napastuje i płakać się chce, objaw jak dla mężczyzny bardzo
niepochlebny. Ciągle jak by na kogoś i na coś czekam…”7.
Pomimo skrajnie wyczerpującej pracy zarobkowej autor Losów
pasierbów był aktywnym społecznikiem i animatorem polonijnego
życia kulturalnego. Latami należał do Związku Polaków w Berisso,
w którym przez rok pełnił funkcję prezesa. Choć w Frigorifico pra-
cował nawet po szesnaście godzin na dobę, nie ustawał w trosce
o emigracyjne czasopisma. Nieraz chodził od domu do domu i prosił
rodaków, aby nie przerywali kontaktu z polonijnymi periodykami,
zachęcał do prenumeraty, a gdy miał możliwość, przynosił darmowe
egzemplarze.
Czarnyszewicz publikował również artykuły i krótkie
opowiadania na łamach „Głosu Polskiego” i „Kuriera Polskiego”.
Prowadził dość obfitą korespondencję z pisarzami, którzy stali się
wielkimi admiratorami jego powieści. Przez lata wymieniał listy mię-
dzy innymi z Marią Czapską, Józefą Radzymińską i z pochodzącym
znad Berezyny Michałem Kryspinem Pawlikowskim – ziemianinem
i emigracyjnym prozaikiem. Do grona wielbicieli jego talentu na-
leżeli również: Czesław Miłosz, Józef Czapski, Jerzy Stempowski
i Melchior Wańkowicz. Znani krytycy zgodnie uważali Nadberezyń
ców (wydanych w 1942 roku) za arcydzieło polskiego eposu, choć
sam Czarnyszewicz skromnie nazywał siebie literacką „samosiejką”.
Jednakże entuzjastyczne opinie recenzentów przyniosły twórcy pew-
ne uznanie dopiero w latach 50., gdy książka dotarła do szerszych
kręgów emigracji. W Polsce pod sowiecką okupacją pisarz był objęty zakazem druku.
Na pełen powrót do krajowego obiegu literackiego
czekał aż do roku 2010, gdy jego wielki epos został przedrukowany
w szerszym nakładzie. Czarnyszewicz we wspomnieniach przetrwał
jako cichy, ale wielce sympatyczny społecznik i patriota. Na wieść
o tym, że Circulo Argentino Polonia Libre wyda jego Nadberezyń
ców, wciąż nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, podobno „miał
ochotę rozpłakać się jak bóbr z radości”8. Nie mógł przewidzieć, że
w kolejnych latach wyda jeszcze trzy powieści: w 1953 roku Wicika
Żywicę, w 1958 Losy pasierbów, a rok przed śmiercią Chłopców z No
woszyszek.
Zmarł na zawał serca we własnym domu w Villa Carlos
Paz rankiem 18 sierpnia 1964 roku. Jego nagrobek zdobi tablica
w języku hiszpańskim: „Żołnierz, Robotnik, Pisarz i Patriota Polski”.
Rozdział II
Królestwo znad Berezyny
O twórczości Floriana Czarnyszewicza
1.
Nadberezyńcy. „Pan Tadeusz XX wieku”
Czy wiesz, że dziesięć lat temu wyszła książka po polsku w Argentynie,
o której boję się ci pisać w za dużych superlatywach, bo tak namiętnie
ją pokochałem. Pisana przez zagrodowego szlachcica znad Berezyny.
Język słowotwórczy, dźwięczny, półbiałoruski. Konkretność wizji, miłość
ziemi, drzew, chmur, obok której Reymont sztuczny jest i zimny, obok
której myśleć można tylko o Panu Tadeuszu. […] Wierz mi, ta książka, nad
którą z Marysią jak stare osły płaczemy, ZOSTANIE i będzie świadczyć
o tamtej Atlantydzie.
Tak o Nadberezyńcach pisał Józef Czapski w liście do Jerzego Stem-
powskiego.
Z kolei Czesław Miłosz na łamach paryskiej „Kultury”
w roku 1953 notował w entuzjastycznej recenzji: „wystarczyło jednej
stronicy, żebym uległ wpływowi tego narkotyku i przeczytał jednym
tchem 577 stronic dużego formatu”1.
Akcja „Wojny i pokoju naszych Kresów”2 – jak nazwał powieść Mi-
chał Kryspin Pawlikowski – rozgrywa się od czerwca 1911 do stycznia
1920 roku w okolicach Bobrujska, na ziemi rodzinnej Czarnyszewi-
cza. Narracja ukazuje dzieje mieszkającej w zaścianku Smolarnia
nadberezyńskiej szlachty zagrodowej. Otoczona lasami i puszczą
osada liczy dwadzieścia dwa gospodarstwa. Na plan pierwszy wy-
suwają się cztery postaci: Stanisław Bałaszewicz (Stach), Konstanty
Wasilewski (Kościk), Karolina Sokołowszczanka (Karusia) i Mieczy-
sław Piotrowski (Mieczyk). Stach, Kościk i jego dziewczyna Karusia
należą do młodego pokolenia, Mieczyk zaś reprezentuje starszych
gospodarzy. Za głównego bohatera uznawano Staszka, w rysach
którego dopatrywano się biografii samego autora. Istotnie, chłopiec
jest niemal rówieśnikiem Czarnyszewicza, pełnił misję tajnego
polskiego nauczyciela, a także walczył jako wywiadowca w wojnie
[urywam.. poczytaj w oryginale MD.]
Królestwo znad Berezyny. O twórczości Floriana Czarnyszewicza II.
Tytułowa Berezyna w najwyższym stopniu wpływa na metaforykę, współtworzy warstwę wyobrażeniową, kształtuje sferę obrazowo-leksykalną, w sposób symboliczny
wpływa na fabułę i charakterystykę postaci. Łukasz Marcińczak
pisał, że dzięki powieści: rzeka ta uwzniośla się i polszczy, pojawiając się w nostalgicznym atlasie ze swoimi lepiej znanymi siostrzycami Niemnem, Wilejką, Smotryczem
i wszystkimi rzekami Hellady, zmierzającymi przecież do Styksu.
Bo czy tamten Bobrujsk nie leży nad Skamandrem, tamta Troja nad
Berezyną?
Dzięki temu kraina Czarnyszewicza zyskuje miejsce w epopeicz-
nej geografii przygody, pośród wielkich opowieści kształtujących
kulturową tożsamość.
W dziele odnajdziemy wiele „rzecznych” figur literackich i sinu-
soidalnych rozwiązań kompozycyjnych. Poetyka naśladuje naturę
samej rzeki, objawia się w „wodnej” warstwie powieści, w nagłych
zmianach tonacji uczuciowej, w napięciu między obiektywnym
realizmem a lirycznym subiektywizmem narracji czy też w zgo-
ła nieoczekiwanych zwrotach akcji. Symbolikę dzieła kształtuje
wyobraźnia akwatyczna. Topika wodna wiąże się tradycyjnie z no-
stalgią za utraconym upływającym czasem.
Nadberezyńcy są literackim świadectwem kresowej Atlantydy zalanej przez morze historii.
Istotne okazują się figury nautyczne. Dość powiedzieć, że oddziały
Dowbor-Muśnickiego „Przebijały się poprzez zastępy wojska bolsze-
wickiego […] jakoby statki małe po wzburzonym oceanie” (NBZ 241).
Motyw żeglugi wiąże się bezpośrednio z tradycyjnym wyobrażeniem
ojczyzny jako statku albo arki: „Jak Bóg zechce, to cały świat między
sobą może się wyrznąć, a nasza Smolarnia, jak ten korab Noego,
nietknięta tak ostanie” . Mit wielkiego potopu jest zresztą
charakterystyczny dla literatury Kresów utraconych. W dziele Czar-
nyszewicza ma wymiar o tyle wyjątkowy, o ile ostateczna katastrofa
to widmo wciąż jeszcze odległe. Gdzieś z głównych frontów pierwszej
wojny światowej docierają straszliwe wieści: „Krew płynęła rzeką,
ludzie ginęli, jak muchy” (NBZ 105). Jednak hekatomba nie dociera
jeszcze do rodzimej Smolarni. Rzeka krwi to raczej ponury rewers
występującej często w powieści rzeki-ludzi, zapowiedź przyszłe-
go losu bohaterów. Woda to imago princeps – obraz wiodący. Nie
mogło być inaczej, skoro rzecz dzieje się „W głuszy bezkresnych
zaberezyńskich lasów” , czyli za… morzem! Wskazuje na
to nie tylko symbolika kresowej Atlantydy, ale też ukryty komen-
tarz. W najbardziej poetyckiej scenie czytamy: „Puszcza wrzała. Jak
morze wzburzone” . Jaki jest program tego płynącego
okrętu? Kazik mówi: „Nie za burżujów, ale za szczęście swoje i ludu
idziemy. Za wolność – za Polskę całą, wielką, ludową i sprawiedliwą”.
Zdaniem Czarnyszewicza odrodzona Rzeczpospolita
stanie się nowoczesną, opartą na ideach jagiellońskich federacją,
„ludową monarchią”, w której demokratycznym podmiotem będzie
wielonarodowy i wieloetniczny lud-naród. „Otóż Polska niesie swo-
bodę nie tylko dla nas, Polaków, lecz dla wszystkich narodów w Jej
granicach zamieszkałych. Jednaką będzie dla nas, Białorusinów,
Żydów i innych” (NBZ 312). Jerzy Jarzębski słusznie zauważył: „Pa-
triotyzm Czarnyszewicza – najpiękniejszy, jaki znam – nie jest więc
w żadnym razie solidarnością opartą o etniczne podstawy, lecz
wiernością pewnym odwiecznym ideałom”10.
Duża liczba aluzji literackich sprawia, że powieść przywodzi na
myśl staropolską sylwę, wielowątkową księgę-kronikę. Maestria ar-
tystyczna polega tu na umiejętnie stosowanym narracyjnym skrócie.
Dzięki niemu poszczególne cząstki-rozdziały zyskują pewną „nowel-
kową” autonomię. Choćby wątek szkoły rosyjskiej, do której uczęsz-
czają Stach i Kościk, to materiał na co najmniej cały pierwszy tom
powieści. Czarnyszewicz wybiera jednak tylko kilka najważniejszych
epizodów. Czytelnik nawet się nie spostrzegł, a już dziewięcioletni
Staszek staje się dwunastoletnim młodzieńcem. Aby uzyskać taki efekt kompozycyjny, autor stosuje strategię sugestii, która polega
na sygnalizowaniu istnienia wątków pobocznych, które jednak nie
zostają rozwinięte w głównym nurcie narracji. Dzięki temu dzieło
zbliża się do poetyki gawędy szlacheckiej o cechach rekonstru-
owanej na bieżąco opowieści. Ważną rolę odgrywają określenia
stylizowane na żywą mowę (na przykład „I znowu ludzie doczekali
wiosny”, dynamizujące narrację, a także dające odczuć
odbiorcy, że opowieść do pewnego stopnia dzieje się poza nim.
Wyraźnym przykładem są legionowe dzieje Kościka Wasilewskie-
go, których ogólny przebieg poznajemy dopiero po dwóch latach,
choć przecież smolarski żołnierz to jeden z głównych bohaterów
powieści.
Założenia programu artystycznego Czarnyszewicz zawarł
w liście do Marii Czapskiej, pisząc o swej powieści Chłopcy z No
woszyszek:
Aby wyczerpać wszystkie poruszane […] tematy, trzeba by kilku grubych
tomów […] i lektura mogłaby wypaść nudna. […] Czytelnik niech się resz-
ty domyśla. Uważałem, że lepiej nie zagłębiać się w problemy, a tylko
drapnąć pazurem za żywe, to wystarczy, by człowiek przeniósł się myślą
w swe strony, podumał i potęsknił11.
Zasada czytelniczej domyślności prowadzi do częstego posługiwa-
nia się aluzją literacką. Swoista cytatowość sprawia, że powieść jest
epopeją w najwyższym stopniu, ponieważ staje się syntezą kanonu
wielkich narracji tożsamościowych. Ta idea twórcza niesie za sobą
ważne przesłanie. Czarnyszewicz, wpisując dzieje Nadberezyńców
w krąg polskich mitów, upomina się o bohaterów, których traktat
ryski skazał na zapomnienie, oddalił poza mapę narodowej historii.
W związku z tym dzieje „berezyńskich rycerzy” przypominają pery-
petie Soplicy, Zagłoby, Skrzetuskiego czy Bohatyrowiczów. Łukasz
Marcińczak słusznie zauważa:
Wszystko w tej powieści zdaje się być nieciągłym, dygresyjnym ko-
mentarzem, w którym jedne skojarzenia nakładają się na drugie – nie
tylko jeden bohater przechodzi w drugiego […], ale też jedne utwory
w inne […]. A więc co – palimpsest? puzzle literackie? O paradoksie!
Dziś ta powieść to jakby wielki eksperyment postmodernistyczny. Cóż
z tego, że tak nie było – istotne, że dzisiaj nie potrafimy jej odczuwać
inaczej.
Nie mniej „dziwaczny” wydawał się klasykom romantyczny poemat Mickiewicza. Co jednak niektórych szokowało w XIX wieku,
w wieku XX mogło budzić tylko uznanie. Jeśli za epopeję narodo-
wą uważa się wielką „Księgę Wszechrzeczy” i literacką pochwałę
miłości ojczyzny, a zarazem syntezę najlepszych tradycji epickich,
to Nadberezyńcy spełniają te wymogi z nawiązką. Tak rozumiana
konwencja epopeiczna odsyła wprost do epiki homeryckiej, w której
pieśniarz układa poemat bohaterski z motywów mocno zakorzenio-
nych w tradycji, a przez to ogólnie znanych.
Są Nadberezyńcy „Księgą Wszechrzeczy”, ponieważ autor wy-
kracza poza proste ponowienie dawnych wzorów. Tworzy dzieło
będące dygresyjnym komentarzem do polskiego mitu, a to już
myślenie bardzo nowoczesne. W jego eposie krzyżują się ze sobą
trzy koncepcje artystyczne: literatura z biografii (kronika i świa-
dectwo), literatura z literatury (aluzje i topika) oraz literatura
o literaturze (kulisy opowiadania historii). Właśnie ta ostatnia
sytuuje Czarnyszewicza pośród klasyków polskiego moderni-
zmu. Autor utrwala Polskę domkniętą w mit, a jednocześnie mit
ten przekracza, mając świadomość subtelnej gry między życiem
a legendą. Eksponuje pedagogiczną funkcję mitu, który z definicji
przesadzony i nie do końca prawdziwy, bo stanowiący artystyczne
przetworzenie rzeczywistości, odgrywa jednak wielką rolę edu-
kacyjną, przekazuje wartości moralne i patriotyczne. Znakomitym rozwiązaniem metaliterackim jest ukazanie mechanizmów
parenetycznych – mitologizowania czynów bohaterskich, a więc
jednoczesne odsłanianie „kulis i widowni” opowieści. Czarnysze-
wicz pokazuje nie tylko tych, którzy w legendy wierzą, ale również
tych, którzy je świadomie tworzą, chcąc przez zawarte w opowie-
ściach wzorce osobowe pobudzić swoich współbraci do działania,
zmotywować do walki zbrojnej, a co ważne – słowem i dzięki słowu
uczynić ich lepszymi ludźmi. Działa tu prawo samospełniającej
się przepowiedni. Gdy Stach wyprawia się do szlachty z okolicy
z misją szukania ochotników do polskiego wojska, dziwi się swemu
powodzeniu: „Anim ja widział te wojsko, ani co. Okazuje się, że gdy
zechcę, to i mądrych ludzi do butelek nabić mogę. A gdyby im tak
przyznał się, żem ze Smolarni i nie nawymyślał, nie podchwalił,
to nie wiadomo, czy poszliby od razu” . Cóż z tego, że
stworzył legendę, którą naocznie poznał Kościk, nie on sam, skoro
dzięki temu inni chłopcy staną się ową legendą naprawdę i wstą-
pią w legiony. Pisze więc Maria Zadencka, że książka „pokazuje
wyraźnie i bez mistyfikacji, jak historyczny stereotyp, poprzez to,
że działa jako pedagogiczny: etyczny i estetyczny wzór, zamienia
się w rzeczywistość, jak współgra z dziejącą się historią i życiem,
i znów zamienia się w mit”.
Nawiązań jest w powieści bardzo wiele i warto wymienić choćby
kilka z nich. W przedakcji dowiadujemy się, że w 1875 roku stary
Bałaszewicz przybył do nadberezyńskiej puszczy i „w otoku dwóch
rzeczułek” „zwalił pokotem pagórek lasu dziesięciny dwie”. Tam też założył chutor Rogi. Dzieje Bałaszewiczów przecinają się z losami Bohatyrowiczów z Nad Niemnem. Jakby z epopei Elizy Orzeszkowej wzięte są opisy kresowego „zielnika”, którym
autentyczności dodają drobiazgowe wyliczenia zawierające liczne
nazwy gatunkowe:
Z kęp łęgowych wywijała się krzywymi haczykami paproć, rosnąc
w oczach i rozkładając się jak palma, między nimi podnosiły się buj-
nie leżaje, asak, kozielce, gdzie indziej – w miejscach przepastnego
bagna – wschodziła mokrzyca, kopytnik, rozrastały się rohoże i jawór.
Z kolei przygody Stacha i Kościka w szkole rosyjskiej przypominają
niektóre karty Syzyfowych prac i Ludzi bezdomnych. Idźmy dalej.
Rozdział Taniec z żalu to niemal powtórzenie wesela z Chłopów
Władysława Reymonta. Sarmacka fantazja Mieczyka Piotrowskie-
go i jego na poły wydumane opowieści o heroicznych czynach
z dawniejszych czasów, w których sam ze zdwojoną siłą wiódł
prym, to kolejne wcielenie Sienkiewiczowskiego Zagłoby. Mieczyk
przypomina słynnego Onufrego również fizjonomią (sumiasty wąs
i słuszna postawa) i niezawodnym sprytem. Ten sam Piotrowski
jesienią 1919 roku zwraca się do Konarzewskiego: „Panie generale,
ja przyszedłem prosić pokornie, ażeby pan naszą zaberezyńską zie-
mię raczył przyłączyć do Polski” . Miłosz na marginesie
tej sceny pisał: „Czas staje w miejscu; oto rok 1812, Pan Tadeusz
i słowa zwrócone przez Jankiela do generała Dąbrowskiego: «Jene-
rale, rzekł, ciebie długo Litwa nasza / Czekała długo, jak my Żydzi
Mesyjasza».
Z kolei słowa:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szy-
kany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspo-
mnienie, kojące ból tęsknicy, w długiej i dalekiej tułaczce! (
odsyłają do księgi XI arcypoematu, w której czytamy: „O wio-
sno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wio-
sno wojny, wiosno urodzaju!”. Czarnyszewicz nawiązuje do słów
wieszcza: „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną
taką wiosnę miałem w życiu”. Co jeszcze łączyło te dwie wiosny?
Silna wiara w męża opatrznościowego. Wiosną 1812 roku okazał
się nim Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów szedł na czele
Wielkiej Armii na Moskwę. W 1918 roku „nowym Napoleonem”
miał być generał Muśnicki – twórca tak zwanej Rzeczypospolitej
Bobrujskiej, której dzieje wiążą się ze szlakiem bojowym Białych
Legionów (1914 – 1918)15.
Były to polskie formacje służące w szeregach wojska Cesarstwa
Rosyjskiego. Dla dziesiątków tysięcy ochotników z dawnych Kresów
stały się szansą walki o niepodległość. „Białymi” legionistami byli
również bohaterowie eposu. Kościk Wasilewski jesienią 1915 roku
wstąpił do formowanej w Bobrujsku Brygady Strzelców Polskich16,
by potem znaleźć się w Pułku Ułanów Krechowieckich. Największe
nadzieje bohaterowie wiązali z późniejszą służbą w I Korpusie
Polskim pod komendą generała Dowbor-Muśnickiego. Gdy „biała”
14 C. Miłosz, Notatki z lektury…, s. 61.
15 Zarówno dzieje tamtejszych legionistów, jak i Rzeczypospolitej Bobrujskiej dobrze
opisał W.J. Muszyński. Autor zamieścił w swojej książce setki niepublikowanych
dotąd zdjęć, a także fragmenty dokumentów i wspomnień, między innymi Dowbor-
-Muśnickiego.Nazwa tej formacji nie pojawia się w dziele Czarnyszewicza, jednak okoliczności powstania Brygady pokrywają się z sytuacją fabularną.
Rosja pod naporem bolszewików zaczęła chylić się ku upadkowi,
dowborczycy zmuszeni byli podjąć walkę z Armią Czerwoną. Obsadziwszy strategiczne punkty w mieście, 3 lutego 1918 roku Polacy
zdobyli twierdzę Bobrujsk bez jednego wystrzału: „Rozumem […]
naszego Pana Generała Dowbora-Muśnickiego i naszą legiońską
odwagą” . Niebawem powstała Rzeczpospolita Bobrujska.
Było to pierwsze od 1831 roku (detronizacja cara Mikołaja I) pań-
stwo w całości rządzone przez Polaków, zupełnie niepodległe i nie-
zależne od któregokolwiek z trzech zaborców. Enklawa obejmowała
zasięgiem trójkąt między Słuckiem na zachodzie, Mohylewem na
północy i ujściem Berezyny do Dniepru na południu. Wschodnią
granicę „Dowborii” wyznaczała linia Dniepru z miasteczkami
Rohaczewem i Żłobinem. Rzeczpospolita Bobrujska istniała do
czerwca 1918 roku. Nadberezyńcy są najważniejszym literackim
świadectwem tamtych czasów.
Napięcie między eposem a sielanką prowadzi do pozornego paradoksu. Wielkie epickie dzieło czasu wojen i okupacji pozbawione
jest w istocie scen zarówno krwawych, jak i batalistycznych. Wątki te
zostały celowo oddalone poza główny nurt narracji. Czarnyszewicz
uzyskuje wrażenie świata poza dziejową katastrofą, poza czasem,
umieszczonego w wiecznym teraz. Horyzonty poznawcze dzieła
sugerują, że narrator nigdy nie opuścił rodzinnych stron. Ta poetyka
łączy Nadberezyńców z tradycją epopeiczną, zwłaszcza w wydaniu
homeryckim. W klasycznie rozumianym eposie akcja powinna być
osadzona w zamierzchłym legendarnym „bezczasie”, kiedy wszystko
było większe, lepsze i heroiczne, ponieważ bliższe złotemu wiekowi
ludzkości. Dystans między momentem opowiadania a opisywany-
mi dziejami musiał wydawać się na tyle niezmierzony, że „nawet
najstarsi” nie pamiętają przedstawianych wydarzeń. A przecież
u Czarnyszewicza jest dokładnie odwrotnie! Akcja Nadberezyńców
kończy się w styczniu 1920 roku, powieść zaś ukazuje się w roku
1942. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Pana Tadeusza. Finał
poematu rozgrywa się w 1812 roku, dzieło wychodzi drukiem w roku
1834. Ten zaledwie dwudziestodwuletni dystans dzielący moment
dziejowy od jego artystycznego przetworzenia zbliża oba eposy do
poetyki powieści historycznej. Jednak to nie wielka historia jest
głównym tematem. W dziełach rządzi raczej znana z Epilogu Pana
Tadeusza reguła „«świata małego» (właściwie obszernego), ale «bez-
pośrednio znanego» i «świata szczegółowo zapamiętanego»”17. To
właśnie na podstawie losów indywidualnych postaci, dzięki mikro-
narracji poznajemy dzieje zbiorowe na tle przełomowych wydarzeń.
Te wkraczają do na poły mitycznego Soplicowa dopiero w ostatniej
księdze poematu, wraz z pochodem Wielkiej Armii na Moskwę.
Wówczas również nie śledzimy ich z perspektywy ułana awangardy
albo szefa sztabu generała Jana Henryka Dąbrowskiego, lecz wciąż
pozostajemy na poziomie „świata małego” i relacji „z drugiej ręki”.
Podobnie w Nadberezyńcach o generale Muśnickim wspomina się
bardzo dużo, lecz sam bohater pojawia się tylko w epizodycznej roz-
mowie z delegacją Smolarzan (NBZ 238– 240). Niewątpliwie jednak
dziejowe batalie o wiele bardziej wpływają na fabułę i kompozycję
eposu Czarnyszewicza, niż miało to miejsce w poemacie Mickie-
wicza. Natomiast wieści o nich poznajemy głównie „ze słyszenia”,
z perspektywy panoramicznej, która oddala nieujarzmiony żywioł
historii poza granice rodzimej Smolarni. „Pamięć ziemi wydaje się
silniejsza […] niż pamięć wydarzeń”1
Nadberezyńcy. „Pan Tadeusz XX wieku”. I.
Gdy Stach wyprawia się do szlachty z okolicy z misją szukania ochotników do polskiego wojska, dziwi się swemu powodzeniu: „Anim ja widział te wojsko, ani co. Okazuje się, że gdy zechcę, to i mądrych ludzi do butelek nabić mogę. A gdyby im tak
przyznał się, żem ze Smolarni i nie nawymyślał, nie podchwalił,
to nie wiadomo, czy poszliby od razu”. Cóż z tego, że stworzył legendę, którą naocznie poznał Kościk, nie on sam, skoro dzięki temu inni chłopcy staną się ową legendą naprawdę i wstąpią w legiony. Pisze więc Maria Zadencka, że książka „pokazuje
wyraźnie i bez mistyfikacji, jak historyczny stereotyp, poprzez to,
że działa jako pedagogiczny: etyczny i estetyczny wzór, zamienia
się w rzeczywistość, jak współgra z dziejącą się historią i życiem,
i znów zamienia się w mit”.
Nawiązań jest w powieści bardzo wiele i warto wymienić choćby
kilka z nich. W przedakcji dowiadujemy się, że w 1875 roku stary
Bałaszewicz przybył do nadberezyńskiej puszczy i „w otoku dwóch
rzeczułek” „zwalił pokotem pagórek lasu dziesięciny dwie”. Tam też założył chutor Rogi. Dzieje Bałaszewiczów przecinają się z losami Bohatyrowiczów z Nad Niemnem. Jakby z epopei
Elizy Orzeszkowej wzięte są opisy kresowego „zielnika”, którym
autentyczności dodają drobiazgowe wyliczenia zawierające liczne
nazwy gatunkowe:
Z kęp łęgowych wywijała się krzywymi haczykami paproć, rosnąc
w oczach i rozkładając się jak palma, między nimi podnosiły się buj-
nie leżaje, asak, kozielce, gdzie indziej – w miejscach przepastnego
bagna – wschodziła mokrzyca, kopytnik, rozrastały się rohoże i jawór
(NBZ 326– 327).
Z kolei przygody Stacha i Kościka w szkole rosyjskiej przypominają
niektóre karty Syzyfowych prac i Ludzi bezdomnych. Idźmy dalej.
Rozdział Taniec z żalu to niemal powtórzenie wesela z Chłopów
Władysława Reymonta. Sarmacka fantazja Mieczyka Piotrowskie-
go i jego na poły wydumane opowieści o heroicznych czynach
z dawniejszych czasów, w których sam ze zdwojoną siłą wiódł
prym, to kolejne wcielenie Sienkiewiczowskiego Zagłoby. Mieczyk
przypomina słynnego Onufrego również fizjonomią (sumiasty wąs
i słuszna postawa) i niezawodnym sprytem. Ten sam Piotrowski
jesienią 1919 roku zwraca się do Konarzewskiego: „Panie generale,
ja przyszedłem prosić pokornie, ażeby pan naszą zaberezyńską zie-
mię raczył przyłączyć do Polski” (NBZ 523). Miłosz na marginesie
tej sceny pisał: „Czas staje w miejscu; oto rok 1812, Pan Tadeusz
i słowa zwrócone przez Jankiela do generała Dąbrowskiego: «Jene-
rale, rzekł, ciebie długo Litwa nasza / Czekała długo, jak my Żydzi
Mesyjasza»”.
Z kolei słowa:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szy-
kany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspo-
mnienie, kojące ból tęsknicy, w długiej i dalekiej tułaczce! (NBZ 328)
odsyłają do księgi XI arcypoematu, w której czytamy: „O wio-
sno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wio-
sno wojny, wiosno urodzaju!”.
Czarnyszewicz nawiązuje do słów
wieszcza: „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną
taką wiosnę miałem w życiu”. Co jeszcze łączyło te dwie wiosny?
Silna wiara w męża opatrznościowego. Wiosną 1812 roku okazał
się nim Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów szedł na czele
Wielkiej Armii na Moskwę. W 1918 roku „nowym Napoleonem”
miał być generał Muśnicki – twórca tak zwanej Rzeczypospolitej
Bobrujskiej, której dzieje wiążą się ze szlakiem bojowym Białych
Legionów (1914 – 1918).
Były to polskie formacje służące w szeregach wojska Cesarstwa
Rosyjskiego. Dla dziesiątków tysięcy ochotników z dawnych Kresów
stały się szansą walki o niepodległość. „Białymi” legionistami byli
również bohaterowie eposu. Kościk Wasilewski jesienią 1915 roku
wstąpił do formowanej w Bobrujsku Brygady Strzelców Polskich,
by potem znaleźć się w Pułku Ułanów Krechowieckich.
Największe
nadzieje bohaterowie wiązali z późniejszą służbą w I Korpusie
Polskim pod komendą generała Dowbor-Muśnickiego. Gdy „biała”
Rosja pod naporem bolszewików zaczęła chylić się ku upadkowi,
dowborczycy zmuszeni byli podjąć walkę z Armią Czerwoną. Ob-
sadziwszy strategiczne punkty w mieście, 3 lutego 1918 roku Polacy
zdobyli twierdzę Bobrujsk bez jednego wystrzału: „Rozumem […]
naszego Pana Generała Dowbora-Muśnickiego i naszą legiońską
odwagą” (NBZ 232). Niebawem powstała Rzeczpospolita Bobrujska.
Było to pierwsze od 1831 roku (detronizacja cara Mikołaja I) pań-
stwo w całości rządzone przez Polaków, zupełnie niepodległe i nie-
zależne od któregokolwiek z trzech zaborców. Enklawa obejmowała
zasięgiem trójkąt między Słuckiem na zachodzie, Mohylewem na
północy i ujściem Berezyny do Dniepru na południu. Wschodnią
granicę „Dowborii” wyznaczała linia Dniepru z miasteczkami
Rohaczewem i Żłobinem. Rzeczpospolita Bobrujska istniała do
czerwca 1918 roku. Nadberezyńcy są najważniejszym literackim
świadectwem tamtych czasów.
Napięcie między eposem a sielanką prowadzi do pozornego pa-
radoksu. Wielkie epickie dzieło czasu wojen i okupacji pozbawione
jest w istocie scen zarówno krwawych, jak i batalistycznych. Wątki te
zostały celowo oddalone poza główny nurt narracji. Czarnyszewicz
uzyskuje wrażenie świata poza dziejową katastrofą, poza czasem,
umieszczonego w wiecznym teraz. Horyzonty poznawcze dzieła
sugerują, że narrator nigdy nie opuścił rodzinnych stron. Ta poetyka
łączy Nadberezyńców z tradycją epopeiczną, zwłaszcza w wydaniu
homeryckim. W klasycznie rozumianym eposie akcja powinna być
osadzona w zamierzchłym legendarnym „bezczasie”, kiedy wszystko
było większe, lepsze i heroiczne, ponieważ bliższe złotemu wiekowi
ludzkości. Dystans między momentem opowiadania a opisywany-
mi dziejami musiał wydawać się na tyle niezmierzony, że „nawet
najstarsi” nie pamiętają przedstawianych wydarzeń.
A przecież u Czarnyszewicza jest dokładnie odwrotnie! Akcja Nadberezyńców
kończy się w styczniu 1920 roku, powieść zaś ukazuje się w roku
1942. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Pana Tadeusza. Finał
poematu rozgrywa się w 1812 roku, dzieło wychodzi drukiem w roku
1834. Ten zaledwie dwudziestodwuletni dystans dzielący moment
dziejowy od jego artystycznego przetworzenia zbliża oba eposy do
poetyki powieści historycznej. Jednak to nie wielka historia jest
głównym tematem.
W dziełach rządzi raczej znana z Epilogu Pana
Tadeusza reguła „«świata małego» (właściwie obszernego), ale «bez-
pośrednio znanego» i «świata szczegółowo zapamiętanego»”17. To
właśnie na podstawie losów indywidualnych postaci, dzięki mikro-
narracji poznajemy dzieje zbiorowe na tle przełomowych wydarzeń.
Te wkraczają do na poły mitycznego Soplicowa dopiero w ostatniej
księdze poematu, wraz z pochodem Wielkiej Armii na Moskwę.
Wówczas również nie śledzimy ich z perspektywy ułana awangardy
albo szefa sztabu generała Jana Henryka Dąbrowskiego, lecz wciąż
pozostajemy na poziomie „świata małego” i relacji „z drugiej ręki”.
Podobnie w Nadberezyńcach o generale Muśnickim wspomina się
bardzo dużo, lecz sam bohater pojawia się tylko w epizodycznej roz-
mowie z delegacją Smolarzan (NBZ 238– 240). Niewątpliwie jednak
dziejowe batalie o wiele bardziej wpływają na fabułę i kompozycję
eposu Czarnyszewicza, niż miało to miejsce w poemacie Mickie-
wicza. Natomiast wieści o nich poznajemy głównie „ze słyszenia”,
z perspektywy panoramicznej, która oddala nieujarzmiony żywioł
historii poza granice rodzimej Smolarni. „Pamięć ziemi wydaje się
silniejsza […] niż pamięć wydarzeń”. Czarnyszewicz zatem umie-
jętnie operuje epickim dystansem.
Perspektywa opowieści, która dzieje się z dala od głównych
frontów wojennych, oraz bardzo liczne sceny rodem z powieści
łotrzykowskiej łączą się z szerszą tradycją epicką. Zamiast walnej
bitwy obserwujemy drobne potyczki oraz indywidualne wyczyny
partyzantów. Smolarzanie dzięki zręcznym fortelom wychodzą
nawet z najgorszych opresji. To znany topos Odyseusza, niezwykle
popularny w dobie sarmackiej. W XVII wieku w polskich poematach
bohaterskich opiewano rycerza, który nie tylko jest odważny i mą-
dry (fortitudo et sapientia), ale też dzięki sprytowi potrafi pokonać
silniejszego przeciwnika „bez srogiego ludzkiej krwie rozlania”. Tę
chrześcijańską zasadę odnajdujemy chociażby w eposie Samuela
Leszczyńskiego Potrzeba z Szeremetem, hetmanem moskiewskim i Ko
zakami w Roku Pańskim 1660 od Polaków wygrana (1661). Doceniano
wówczas heroiczne wysiłki szpiegów, zawadiaków i obdarzonych
ułańską fantazją wojowników. Ideałem takiego Sarmaty był również
Zagłoba. Po trosze doń podobni, bohaterowie Nadberezyńców są więc
sprytni i odważni niczym Odyseusz. W walce z bolszewikami kierują
się zasadą „dobrego podstępu” (dolus bonus), znaną już z eposów Ho-
mera. Znakomitym przykładem jest zainscenizowana przez Mieczy-
ka Piotrowskiego egzekucja bolszewickiego zbrodniarza Kurtopalca
(NBZ 220– 224). Ruszający na pogrom smolarskiej szlachty bandyci
zostają najpierw przemyślnie wpuszczeni w sam środek zaścianka,
a potem otoczeni i zmuszeni do kapitulacji. Wyreżyserowany przez
Mieczyka sąd szlachecki podejmuje decyzję o skazaniu na śmierć
przez powieszenie najniebezpieczniejszych delikwentów. Dzięki
sztuczce z uprzednio podciętym powrozem herszt bandy zamiast
zawisnąć, pada na ziemię, a reszta przerażonych bolszewików błaga
o litość. Konceptysta Mieczyk triumfuje: „Piotrowski mrugnął okiem
znacząco i podkręcił z fantazją wąsa” (NBZ 224). Nadberezyński
szlachcic realizuje sarmacki ideał człowieka, który w służbie Rze-
czypospolitej walczy również za pomocą fortelu i humoru (tradycja
homo ludens i homo politicus). Stach, wydostawszy się z bolszewic-
kiej celi, pisze na ścianie złośliwy wierszyk pod adresem swego
niedawnego oprawcy: „– Już mię nie ujrzysz, bałwanie. / Wziąłem
twoją szablę i odziewanie […]” (NBZ 183).
Czarnyszewicz utrwalił unikalną, pełną białorutenizmów i rusycy-
zmów gwarę drobnej szlachty żyjącej w widłach Berezyny i Dniepru.
Oprócz znanych już wcześniej kresowizmów dzięki tej twórczości
do słownika polszczyzny północnokresowej językoznawcy dopisali
około pół tysiąca nowych słów. Bogactwem leksyki Nadberezyńców
zachwycali się wszyscy recenzenci powieści. Melchior Wańkowicz
pisał:
Sam język zmienia się; schodząc coraz bardziej w głąb, nieraz w trzech
czwartych staje się białoruskim. Język „pełen rusycyzmów” […] żyje
w książce Czarnyszewicza nieoczekiwanym pięknem neologizmów,
prastarych rdzennych źródłosłowów i nic to nie przeszkadza, że jest
obrosły pleśnią rusycyzmów, skoro się nastał w niewoli rosyjskiej jak
stare tęgie wino (WŻ 8– 9).
Ciekawe są chociażby prowincjonalizmy i archaizmy będące eks-
presywnymi zdrobnieniami. Do szczególnie bogatych należą czułe
określenia ukochanej: lubka, hołubka, krasawica, kraska, kraśka,
kwietka, ptuszaczka, burbałka, złotka, miłka, lisiczka, rybka złota,
zorka jasna, orliczka moja, kraska tęczowa, zuzula serdeczna, lilij-
ka biała… Na drugim biegunie sytuują się przezwiska skierowane
pod adresem chłopców i mężczyzn: ludorez, hołupiec, moszenik,
knyr, babczur, mordaty, kobylatnik, skupierda, wałacuha, wstydnik,
paskudnik, zabijaka, świński tato… Interesujące jest zróżnicowanie
językowe postaci. Szlachta z najbardziej zruszczonych zaścianków
mówi w połowie z ruska: „Wot hdzie Hańka nasza! Wot hdzie jana! […]
A jakajaż pięknaja wyhadawała się! Jakajaż rosłaja! Wot dziewczyna!”
(NBZ 249). W dialogach występuje również stylizacja wybiórcza.
Wówczas całe kwestie zapisywane są w polskim tłumaczeniu, jedynie
zaś pojedyncze zwroty sygnalizują mowę obcą. Do specyfiki nadbe-
rezyńskiej gwary należy częsta obecność imiesłowów przysłówko-
wych zakończonych na „-szy”: „Jeszcze nie wiadomo, czy zabity. Nie
rusza się, nie odzywa, ale podobno nie umarłszy” (NBZ 297). Pełne
staropolskiego uroku są: niekiedy inwersyjna składnia z orzecze-
niem na końcu zdania (wpływ łaciny i języka biblijnego), ruskie
makaronizmy oraz archaiczno-dialektalne zwroty, takie jak: „Jak
ja po tobie zbiedowałam się!” (NBZ 344), „Jakże ty, chłopcze, hodu-
jesz się?” (co znaczy: „jak się masz?”, NBZ 11), „Co ty wklepała się
w tego oblizańca, że żałujesz, by mu nie wsypali” (NBZ 296), „Jakiż
On nieudały!” (NBZ 56). Na weselu tak kawaler wyraża zaintereso-
wanie dziewczyną: „Panna Karolina, ja chcę pannie cości bardzo
ważnego powiedzieć. […] Ja mam wielką elektryczność do panny
Karoliny” (NBZ 271). Uwagę zwraca także szczególna łączliwość
niektórych słów, na przykład: „Stachowi z trwogi i żalu za stryjami
aż serduszko boli” („komu?” zamiast „kogo?”, NBZ 27); „jest takie
arendarzy” (północnokresowe „jest” zamiast „są”, tu w znaczeniu:
„są tacy dzierżawcy”, NBZ 67). Wielką zaletą języka Czarnyszewicza
jest jego różnorodność, mariaż stylu wysokiego z niskim i dosadnym,
łączenie polszczyzny literackiej z dialektalną, a także zamiłowanie
do słowotwórstwa i poetyckiej metaforyki
Kiedy wystawa o „naszych chłopcach” z SS?
Kiedy wystawa o „naszych chłopcach” z SS?
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 29 lipca 2025
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5867
Powszechne potępienie, z jakim spotkała się wypowiedź Grzegorza Brauna, podająca w wątpliwość podany do wierzenia dogmat o Auszwicu, będącym – jak wiadomo – filarem przemysłu holokaustu – ilustruje nie tylko stopień przejęcia przez środowiska żydowskie kontroli nad dyskursem publicznym w Polsce, a śledztwo, wdrożone przez prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej przeciwko sprawcy owej myślozbrodni skłania do przypomnienia, jak doszło do wprowadzenia do ustawy o IPN art. 55, przewidującego penalizację tzw. „kłamstwa oświęcimskiego”, to znaczy – każdej próby weryfikacji wspomnianego dogmatu.
Myślę, że przyczyną ustanowienia tego dogmatu była obawa kapitanów przemysłu holokaustu, że jeśli nie zostanie zadekretowana niepodważalna wersja o Auszwicu, to filar przemysłu holokaustu zacznie się rysować, co popsuje nie tylko znakomity interes finansowy, ale również odbije się na niebagatelnych korzyściach moralnych, jakie strona żydowska czerpie z holokaustu w postaci sparaliżowania obiektywnej oceny poczynań władz bezcennego Izraela na arenie międzynarodowej. Jak wiadomo, władze bezcennego Izraela, pod pretekstem obawy przed następnym holokaustem, przyznają sobie prawo karcenia narodów uznanych za mniej wartościowe – aż do ostatecznego rozwiązania – z czym właśnie mamy do czynienia w Strefie Gazy.
Wracając do dogmatu o Auszwicu, to warto zwrócić uwagę, że z dogmatem się nie dyskutuje, tylko przyjmuje się go do wierzenia pod rygorem ekskomuniki – co w tym przypadku oznacza rodzaj wyjęcia spod prawa. Tymczasem wypada przypomnieć, że w okresie przed dogmatycznym ustalona „ponad wszelką wątpliwość” liczba ofiar tego, obozu ewoluowała. Z dzieciństwa pamiętam, że początkowo chodziło o 6 milionów ofiar – która to liczba w żydowskiej martyrologii ma chyba charakter kabalistyczny.
Jak wiadomo, na tyle właśnie szacowana była liczba żydowskich ofiar tak zwanych „pogromów” w carskiej Rosji. Potem okazało się, że w następstwie tych pogromów z Rosji uciekło 6 milionów Żydów – być może były to te same osoby, które wcześniej zginęły w pogromach – no bo skąd by się w Rosji wzięły?
Wreszcie, po II wojnie światowej, okazało się, że 6 milionów zginęło w Auszwicu. Musiało to budzić już wtedy niejakie wątpliwości, bo już w latach 60-tych liczba 6 milionów została arbitralną decyzją zmniejszona do 4, aż wreszcie, u progu lat 90-tych, stanęło na milionie. Jeśli chodzi o te 4 miliony, to mogły one swoje źródło mieć w oświęcimskim raporcie rotmistrza Witolda Pileckiego. Wprawdzie mógł on dość swobodnie poruszać się po obozie – ale oczywiście nie wszędzie, bo do komór gazowych, czy krematoriów swobodnego dostępu nie miał i dlatego liczbę ofiar oceniał szacunkowo. Pisze on m.in, że Niemcy wprowadzili nowoczesne, elektryczne piece krematoryjne, w których nieboszczyków spalano w trzy minuty. Na tej podstawie wyliczył, że liczba ofiar mogła sięgnąć nawet 5 milionów. Jak wiadomo, stanęło na 4, ale w rezultacie badań, które wtedy były jeszcze możliwe i żadną ekskomuniką nie groziły, została zredukowana do miliona z hakiem.
Pojawiło się w związku z tym niebezpieczeństwo, że jak tak dalej pójdzie, to liczba ofiar Auszwicu będzie się nadal zmniejszała, aż przestanie robić wrażenie, w następstwie czego filar przemysłu holokaustu, który środowiskom żydowskim przynosi takie korzyści, może się zarysować i nawet runąć. Ryzyko to stało się tym większe, odkąd Niemcy, ustami kanclerza Gerharda Schroedera, uznały, że okres niemieckiej pokuty dobiegł końca, co zmusiło kapitanów przemysłu holokaustu do koordynacji żydowskiej polityki historycznej z historyczną polityką niemiecką, która ma na celu stopniowe przerzucanie odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową i towarzyszące jej ekscesy, na winowajców zastępczych, wśród których na pierwszym miejscu znalazła się Polska. Zapowiadał to już w 1996 roku ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer, grożąc, że jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom odnoszącym się do własności bezdziedzicznej, to będzie „upokarzana na arenie międzynarodowej”. Chodziło nie tylko o przyprawienie narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców, ale również – o wdrożenie tak zwanej „pedagogiki wstydu”, to znaczy – zaszczepianie Polakom bliżej nieuzasadnionego poczucia winy wobec Żydów tak, żeby już nigdy w przyszłości nie ośmielili się oni w żadnej sprawie środowiskom żydowskim sprzeciwić. Powszechny charakter potępienia Grzegorza Brauna ponad wszelkimi podziałami pokazuje, że ta operacja przyniosła nadspodziewane rezultaty.
Aby jednak nie puszczać „pedagogiki wstydu” na nieprzewidywalne flukta masowych nastrojów, strona żydowska postanowiła ująć całą operację w żelazne ramy ustaw. Zanim tedy Sejm w roku 1998 uchwalił ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, na żądanie strony żydowskiej został w niej umieszczony art. 55, przewidujący odpowiedzialność karną, za każdą próbę „publicznego i wbrew faktom” zaprzeczania zbrodniom określonym w art. 1 wspomnianej ustawy. W tej sytuacji zaistniała paląca potrzeba ustanowienia zestawu „faktów”, zaprzeczanie którym byłoby karane.
Pierwszą operacją „pedagogiki wstydu” były uroczystości w Jedwabnem, które zostały poprzedzone rodzajem programu pilotażowego. Oto u pana Jana Tomasza Grossa, który na tę okoliczność został obwołany „historykiem” i to od razu „światowej sławy”, została obstalowana książka „Sąsiedzi”, napisana przy użyciu – co przyznał sam autor – nowatorskiej w historiografii metody „objawienia”.
Gwoli wyjaśnienia – pan dr Jan Tomasz Gross w ogóle nie jest historykiem, tylko socjologiem, zaś posłużenie się przezeń nowatorską metodą „objawienia” sprawia, że jego dzieło ma cechy charakterystycznego dla kultury żydowskiej literackiego gatunku haggady. W odróżnieniu od opracowań historycznych, haggada nie troszczy się o zgodność z faktami, tylko je nagina, a niekiedy nawet kreuje, żeby służyły zaprojektowanemu z góry tak zwanemu „morałowi”. Jak pamiętamy, operacja „Jedwabne”, niestety również w następstwie kolaboracji z Żydami, jakiej dopuścił się ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, który – odpowiadając na oczekiwania „pedagogów wstydu”- w imieniu „narodu polskiego” za Jedwabne „przeprosił”, znakomicie się udała.
W tej sytuacji również IPN zatwierdził podaną do wierzenia wersję pana dra Jana Tomasza Grossa, zaś minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny RP Lech Kaczyński, skwapliwie uwierzył jakiemuś rabinowi, który mu powiedział, że Żydowie swoich nieboszczyków nie ekshumują i ekshumację przerwał, uniemożliwiając w ten sposób zweryfikowanie „objawień” Jana Tomasza Grossa, co do liczby Żydów spalonych w tamtejszej stodole. Jednak mimo ujęcia pedagogiki wstydu w żelazne ramy ustawy, trzeba ją niestety uzupełniać starą metodą zamilczania na śmierć.
Oto bowiem pan prof. Marek Chodakiewicz i pan dr Tomasz Sommer wykonali benedyktyńską pracę sprawdzenia, co naprawdę wydarzyło się 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem. Rezultatem tej benedyktyńskiej pracy jest dwutomowa monografia, której jeden tom zawiera opis wydarzeń, a drugi, znacznie obszerniejszy – zestaw dokumentów. Ustalony w ten sposób przebieg wydarzeń w Jedwabnem jest całkiem inny od zaprezentowanego w haggadzie autorstwa pana doktora Jana Tomasza Grossa i przyklepanego przez funkcjonariuszy Instytutu Pamięci Narodowej. Książka prof. Chodakiewicza i doktora Sommera została wydana „publicznie” – ale jak dotąd żaden prokurator nie postawił jej autorom zarzutu z art. 55 ustawy o IPN.
Najwyraźniej funkcjonariusze IPN nie są do końca pewni, czy przyklepali właściwą wersję i jakie śmierdzące dmuchy mogłyby wyjść na zewnątrz, gdyby doszło do konfrontacji między autorami tej pracy, a oskarżycielami przed niezawisłym sądem. Co prawda z tą niezawisłością nie ma co przesadzać, ale z drugiej strony nie ma też co kusić losu – więc na wszelki wypadek wszyscy zachowują się tak, jakby książki prof. Chodakiewicza i doktora Sommera nie było.
Kiedy od uchwalenia ustawy o IPN minęło 20 lat, pedagogika wstydu została ubogacona o nowe wątki w postaci „polskich obozów zagłady”, których budowę vaginessa z vaginetu obywatela Tuska Donalda, Wielce Czcigodna Nowacka Barbara przypisała „polskim nazistom”, rząd powołany przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego postanowił skorzystać z pomysłu strony żydowskiej, która w 1998 roku kazała wstawić do ustawy o IPN art.55, żeby zyskać narzędzie do dyscyplinowania oskarżycieli narodu polskiego o autorstwo „polskich obozów zagłady”. W tym celu do ustawy o IPN wstawiony został art. 55a, który przewidywał penalizację „kłamstwa obozowego”. Najwyraźniej jednak strona żydowska uznała to za karygodne naruszenie swojego monopolu na martyrologię i krzyknęła na cały świat „gewałt!”. Skoro Żydowie krzyknęli „gewałt!” to ten sam okrzyk wydał z siebie Departament Stanu USA, ostrzegając władze naszego nieszczęśliwego kraju, że jeśli się nie opamiętają, to „zagrozi to polskim interesom strategicznym”.
Co Nasz Najważniejszy Sojusznik miał konkretnie na myśli – tego już się nie dowiedzieliśmy i chyba nigdy się nie dowiemy, bo na taką poważną zastawkę ze strony Naszego Najważniejszego Sojusznika rząd zareagował przeprowadzeniem uchylenia tej nowelizacji ustawy o IPN i w ten sposób „strategiczne interesy” naszego nieszczęśliwego kraju zostały uratowane. Ciekawe, czy prokuratorzy IPN, prowadzący postępowanie przeciwko Grzegorzowi Braunowi przypomną sobie o tym incydencie?
Dzięki wykazanej w ten sposób dbałości tubylczego rządu o „interesy strategiczne” naszego nieszczęśliwego kraju, pedagogika wstydu oraz przerzucanie odpowiedzialności na winowajcę zastępczego mogą rozwijać się bez zakłóceń – również dzięki aktywności niektórych samorządów terytorialnych oraz instytucji kultury i „dziedzictwa narodowego”, które najwyraźniej nie są już pewne, w służbie którego narodu pozostają. Odnosi się to m.in. do Dulczessy Wolnego Miasta Gdańska, która chyba nie może się doczekać przyłączenia administrowanego przez siebie miasta do Macierzy – no a ścisłe kierownictwo Muzeum II Wojny Światowej chyba te oczekiwania podziela.
Świadczy o tym wystawa „Nasi Chłopcy”, poświęcona mieszkańcom Pomorza wcielonym podczas II wojny światowej do armii niemieckiej. Nie wiadomo, czy któryś z tych „naszych chłopców” przypadkowo nie trafił do Jedwabnego – ale gdyby okazało się, że trafił, to pedagogika wstydu nabrałaby dodatkowych impulsów rozwojowych. Nie jest to zresztą ostatnie słowo, bo skąd pewność, że żaden z „naszych chłopców” nie trafił do SS? Takiej pewności chyba nikt nie ma, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by kolejna edycja wystawy z tego cyklu nosiła tytuł „Nasi Chłopcy z SS”. W ten sposób, przynajmniej na odcinku „naszych chłopców”, przerzucenie odpowiedzialności na winowajcę zastępczego dobiegnie szczęśliwego końca – no a wtedy strona żydowska będzie mogła przejść do kolejnego kroku w postaci wyegzekwowania od Polski roszczeń majątkowych, odnoszących się do tzw. własności bezdziedzicznej – od czego przecież wszystko się zaczęło.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
To nie są wakacje. To katolicka kontrrewolucja!
| W czasach, gdy młodzież pogrąża się w nihilizmie, a Kościół coraz częściej atakowany jest przez media i polityków, dzieje się coś niezwykłego. Młodzi katolicy z całej Europy nie tylko nie wstydzą się swojej wiary – oni chcą jej bronić. Publicznie. Odważnie. Właśnie zakończyła się Letnia Akademia 2025 w Creutzwald (Francja). W wydarzeniu wzięli udział również młodzi Polacy związani z kampanią Polska Katolicka, nie laicka. Codzienne wykłady, Msza Święta, zawierzenia Matce Bożej, a także nocna Droga Krzyżowa – wszystko to służyło jednemu celowi: formacji wojowników Chrystusa. Ale nie poprzestali na modlitwie. Już dziś ruszają w Karawanę Pro-Life! Przemaszerują przez Niemcy i Austrię, głosząc publicznie prawdę o świętości życia – modląc się na różańcu, rozdając ulotki, rozmawiając z przechodniami. To nie są wakacje. To katolicka kontrrewolucja! Dlatego Mirosławie, zobacz pełną relację z tego niezwykłego wydarzenia. To młodzi, którzy wciąż wierzą. I wciąż walczą. Ale potrzebują modlitewnego wsparcia. Potrzebują nas. Kliknij tutaj, aby przeczytać cały artykuł i dowiedzieć się, co jeszcze wydarzyło się podczas Letniej Akademii: Przeczytaj relację z Letniej Akademii 2025 → W modlitwie, Rafał Topolski Polska Katolicka, nie laicka Mirosławie, wyobraź sobie młodych mężczyzn klęczących z różańcem w ręku w centrum dużego miasta. Śpiewających Ave Maria pośród przechodniów. Modlących się o powstrzymanie aborcji. Czy nie tego właśnie dziś potrzebuje Europa? Kliknij tutaj i zobacz to na własne oczy. |
| www.polskakatolicka.org © 2025 Fundacja Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi 02-951 Warszawa, ul. Rotmistrzowska 18 kontakt@polskakatolicka.org |
Tusku odejdź!
Wielomski: Tusku odejdź!
https://konserwatyzm.pl/wielomski-tusku-odejdz/
Nawet zwolennicy Koalicji Obywatelskiej przyznają, że od powrotu do władzy półtora roku temu „Tuskowi nie idzie” i „nic nie wychodzi”. Coraz głośniej mówi się o wypaleniu premiera, braku pomysłów na cokolwiek, a jednocześnie o jego kurczowej woli trzymania się władzy, której celem jest sama… władza. Gdy w końcu z szeregów własnego zaplecza ktoś wreszcie odważy się rzucić cicho „Tusku odejdź!”, to jest rzeczą prawdopodobną, że zostanie to podchwycone i władza Donalda Tuska zakończy się rewolucją.
Katalizatorem procesów rozkładowych rządu Tuska była druga tura wyborów prezydenckich, gdy popierany przezeń światopoglądowy radykał Rafał Trzaskowski niespodziewanie przegrał z nikomu nieznanym jeszcze pół roku temu Karolem Nawrockim. Tusk, popierająca go część elitki politycznej, media i jego sfanatyzowani wyborcy postawili na te wybory dosłownie wszystko. Przez półtora roku Tusk tłumaczył, że rząd nic nie może zrobić, gdyż Andrzej Duda rzekomo wszystko wetuje, więc rząd jest bezradny. Stąd impet, że gdy tylko Trzaskowski zostanie prezydentem, to nastąpi tąpnięcie. Oczywiście, był to mit, gdyż dopytywani Tusk czy Trzaskowski nie bardzo potrafili powiedzieć co to miały być za mistyczne ustawy, które miały wszystko zmienić. Naciskani, mówili, że chodzi o wykluczenie „neosędziów” – tak jakby dla przeciętnego Kowalskiego miało jakiekolwiek znaczenie wedle jakiej procedury i ustawy został mianowany sędzia w Warszawie lub Poznaniu. Po wyborach dowiedzieliśmy się, że mogło chodzić też o ustawę abolicyjną dla „bodnarowców” za łamanie przez nich prawa w celu odbudowy „praworządności”. Innymi słowy, żadnego projektu istotnych dla Polaków reform nie było, nie ma i, prawdopodobnie, nigdy od tego rządu nie będzie.
Nieważne, że ustaw nie było i nie ma – chodziło o budowanie mitu ekipy Tuska gromiącej „kaczyzm” i idącej od zwycięskich wyborów do zwycięskich wyborów. I nagle nastąpiło zderzenie ze ścianą i przysłowiowe zbieranie zębów z podłogi w sytuacji, gdy nikt nie dopuszczał ewentualności przegranej, choć sondaże i analizy wskazywały, że zwycięstwo Trzaskowskiego wcale nie jest pewne. Proszę zwrócić uwagę na osobliwość tej sytuacji: przed wyborami prezydenckimi rządził Tusk i miał pisowskiego prezydenta i po wyborach rządzi Tusk i ma pisowskiego prezydenta. Nic, ale to kompletnie nic się nie zmieniało w istniejącym układzie sił.
Mimo to nastąpił przełom o charakterze psychologicznym. Tusk przestał iść od zwycięstwa do zwycięstwa. Już przed wyborami prezydenckimi czuć było jego zadyszkę, lecz teraz zobaczyliśmy psychiczne zmiażdżenie. Zmiażdżenie żałosne, zakończone podważaniem wyników wyborów, mecenasem Giertychem opowiadającym o spiskach w lokalach wyborczych zorganizowanych przez „Jaszczura” i „Ludwiczka”. Giertych stał się dla Koalicji Obywatelskiej takim odpowiednikiem Antoniego Macierewicza dla PiS, opowiadającym o wielkim magnesie, którzy miał ściągnąć siłą Tupolewa na brzozę pod Smoleńskiem.
Zaklinanie rzeczywistości hasłem „Trzaskowski musi wygrać”, postawienie wszystkiego na jedną kartę bez przygotowania się na wypadek możliwej wyborczej porażki, kompromitacja w wieczór wyborczy i „dwugodzinna” kadencja Prezydenta Rafała – wszystko to razem spowodowało potężny psychologiczny nokaut. Używając kategorii bokserskich można rzec, że Tusk jest w tej chwili cały czas liczony i nie może ustać po ciężkim ciosie. Jednak nie to jest najgorsze. Prysł mit niezwyciężonego Tuska, prysł mit czego to Tusk nie zrobi, gdy opanuje Pałac Prezydencki. Nic nie zrobi, niczego nie opanuje.
Co gorsza, zarówno wyniki wyborów prezydenckich, jak i kolejne sondaże przynoszą kolejne zapowiedzi przyszłej porażki. Tym razem w wyborach sejmowych za 2,5 roku. Trzecia Droga przestała istnieć, a sondaże nie dają jej szans wejścia do Sejmu ani razem (próg 8%), ani po podziale na PSL i Polskę 2050, efektem czego są dramatyczne próby Szymona Hołowni a to rozmów z Kaczyńskim, a to walki o utrzymanie się w fotelu marszałka sejmu, a to czegokolwiek, aby zupełnie nie zniknąć i nie zejść ze sceny politycznej. Podzielona na „zandbergistów” i „czarzaczystów” lewica także ma szansę zniknąć, co jest skutkiem i słabości ogólnej i podziału na bolszewików i mieńszewików. W międzyczasie Tusk zrobił sobie jeszcze problem na granicy z Niemcami, najpierw wykonując polecenia z Berlina odnośnie „inżynierów” i „doktorów” ciągnących przez Odrę z Niemiec, a potem wysyłając bodnarowców i policję na Ruch Obrony Granic. Jakieś idiotyczne zakazy latania dronów nad granicą i jej fotografowania dopełniają tylko ogólnego obrazu nędzy, rozpaczy i bezradności Donalda Tuska.
Jakie Tusk ma w tej chwili ruchy? O ile nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to widzę w tej chwili tylko dwa. Możliwość pierwsza to trwać i rządzić przez 2,5 roku do końca kadencji. Ale to nie będzie rządzenie. To będzie dryf bez pomysłu, bez inicjatywy politycznej, będąc tarczą strzelniczą do której będą strzelać dosłownie wszyscy, od Zandberga po Bąkiewicza. To będzie 2,5 roku cieszenia się władzą i pieniędzmi w atmosferze powszechnego znęcania się nad upadającym i chylącym się ku otchłani reżimem. Po wyborach nadejdzie czas wielkich rozliczeń, znaczonych wizytami o 6.00 rano i wyprowadzaniem kolejnych oskarżonych. Nikt z tej ekipy tego nie uniknie i nawet mdlenie na zawołanie nie pomoże znanemu Mecenasowi. Najbardziej winni będą musieli emigrować przed uchylaniem kolejnych immunitetów. Formacja Tuska zostanie rozbita i zmiażdżona. Najpierw przez wyborców, potem przez prokuratorów-ziobrystów. Druga opcja to nie czekać, nie patrzeć jak w każdym kolejnym sondażu partie rządzące będą tracić co miesiąc 1% elektoratu, aby „ustabilizować” poparcie na końcowych 15%. Iść na wybory przyśpieszone, przegrać je, oddać władze, ale nie dać opozycji zdobyć większości konstytucyjnej – dopóki jest to jeszcze możliwe. Ale do uchylania immunitetów i wyprowadzania o 6-tej rano nie trzeba większości konstytucyjnej… Tusk ma tylko dwa ruchy: zły i gorszy.
Adam Wielomski
Kryzys demograficzny w Chinach. Komunistyczny rząd zapowiada… zasiłki na dzieci
Kryzys demograficzny w Chinach.
Komunistyczny rząd zapowiada
… zasiłki na dzieci
https://pch24.pl/kryzys-demograficzny-w-chinach-komunistyczny-rzad-zapowiada-zasilki-na-dzieci

(Chińska rodzina, zdjęcie ilustracyjne / Źródło: Flickr / Philip McMaster)
Pekin ogłosił w poniedziałek wprowadzenie rocznych dopłat w wysokości 3,6 tys. juanów za każde dziecko poniżej trzeciego roku życia. Specjaliści jednak ostrzegają, że same dotacje mogą nie wystarczyć, by skutecznie przeciwdziałać pogłębiającemu się kryzysowi demograficznemu.
Nowe przepisy, opublikowane w dokumencie „Plan wdrożenia systemu dotacji na opiekę nad dziećmi”, weszły w życie z mocą wsteczną od 1 stycznia 2025 r. To pierwszy raz, gdy program subsydiów obejmuje cały kraj, a nie tylko wybrane regiony.
Zgodnie z zasadami programu rodzice dzieci urodzonych po 1 stycznia 2025 r. otrzymają 3,6 tys. juanów (ok. 1,8 zł) rocznie aż do ukończenia przez dziecko trzeciego roku życia. Rodziny dzieci urodzonych wcześniej, które w momencie wejścia programu w życie nie ukończyły jeszcze trzech lat, także otrzymają dopłaty, ale ich wysokość będzie odpowiednio niższa.
Do tej pory podobne inicjatywy istniały jedynie lokalnie. Na przykład w Hefei, stolicy prowincji Anhui, pary otrzymują jednorazową dopłatę w wysokości 20 tys. juanów za drugie dziecko i 5 tys. za trzecie.
Nowe środki mają na celu przeciwdziałanie gwałtownemu spadkowi liczby urodzeń w Państwie Środka. W 2024 r. populacja Chin zmniejszyła się już trzeci rok z rzędu, a liczba nowo narodzonych dzieci w 2023 r. spadła do rekordowo niskiego poziomu 9,02 mln – najmniej od momentu rozpoczęcia prowadzenia statystyk w 1949 r.
W zamyśle chińskich władz subsydia mają „zmniejszyć presję związaną z rodzicielstwem” i zachęcić młode pary do posiadania dzieci. Eksperci są jednak sceptyczni co do tego, czy skromne wsparcie finansowe wystarczy, by odwrócić niekorzystny trend.
– Walka ze spadkiem urodzeń to proces długofalowy, który wymaga kompleksowego podejścia – powiedział Song Jian, profesor wydziału populacji i zdrowia na Uniwersytecie Ludowym (Renmin), cytowany przez rządową agencję Xinhua. – Potrzebne są polityki wspierające opiekę nad dziećmi, ale również w zakresie mieszkalnictwa, edukacji czy rynku pracy – dodał.
Istotną przyczyną obecnego kryzysu demograficznego pozostaje „polityka jednego dziecka”, prowadzona w Państwie Środka przez około cztery dekady. Choć formalnie zakończono ją w 2015 r., a sześć lat później zniesiono wszelkie limity, jej konsekwencje są głęboko zakorzenione społecznie.
Polityka ta bowiem nie tylko ograniczała przyrost naturalny za pomocą sankcji i presji administracyjnej, ale także trwale zmieniła model życia rodzinnego, wzmacniając pozycję kobiet na rynku pracy i obniżając aspiracje rodzicielskie.
Zjawisko to nakłada się na rosnące koszty życia, wysokie ceny nieruchomości, konkurencyjny system edukacyjny oraz brak stabilnych form wsparcia w opiece nad dziećmi – zwłaszcza w dużych miastach.
Efektem ubocznym „polityki jednego dziecka” było też pojawienie się zjawiska „małych cesarzy” – pokolenia jedynaków, w które rodzice i dziadkowie inwestowali wszystkie swoje zasoby emocjonalne i finansowe. Tak wychowane osoby – otoczone uwagą i presją sukcesu – same nie mają doświadczenia życia w większej rodzinie i często nie odczuwają potrzeby jej zakładania.
Źródło: PAP
Globalny porządek liberalny umiera i nie da się restaurować, ogłasza „Foreign Affairs”
Globalny porządek liberalny umiera i nie da się restaurować, ogłasza „Foreign Affairs”
https://pch24.pl/globalny-porzadek-liberalny-umiera-i-nie-da-sie-restaurowac-oglasza-foreign-affairs

(fot. https://freerangestock.com)
Liberalny porządek międzynarodowy umiera i nie da się go restaurować w dotychczasowej formie. System globalny musi być bardziej elastyczny, akceptując regionalne różnice i nie domagając się ścisłej, legalistycznej dominacji uniwersalnych rozwiązań, pisze czworo profesorów na łamach „Foreign Affairs”.
Artykuł na ten temat opublikowali w „Foreign Affairs” Stacie E. Goddard, Ronald R. Krebs, Christian Kreuder-Sonnen oraz Berthold Rittberger, uczeni z Massachusets i Minnesoty w USA oraz Jeny i Monachium w Niemczech.
Międzynarodowy liberalny porządek umiera, a jego zwolennicy po obu stronach Atlantyku są w rozpaczy. Za pierwszej administracji Trumpa wielu temu zaprzeczało. Teraz robi to już tylko niewielu” – piszą autorzy.
„Modlitwa o powrót tego porządku jest nie tylko naiwna; jest też kontrproduktywna. [Ci, którzy tęsknią za dawnym porządkiem], nie dostrzegają jego najgłębszej choroby i stąd próbują zastosować niewłaściwe lekarstwo. Kryzysu liberalnego porządku międzynarodowego nie można sprowadzić do specyficznego, Trumpowskiego nihilizmu politycznego, do twardego zwrotu neoliberalnego w latach 90. ani też do rozwoju nieliberalnych potęg rewizjonistycznych, jak Chiny i Rosja. Czynniki te odegrały pewną rolę, ale powojenny porządek ostatecznie uległ rozpadowi, ponieważ to, co wielu uważało za jego największą siłę – oparcie instytucji, norm i zasad na zasadach liberalnych – było w rzeczywistości źródłem słabości” – piszą autorzy.
W ich ocenie liberalizm wytworzył wyjątkowo „sztywny i niewrażliwy” porządek, a to oznacza, że jeżeli na świecie ma wrócić ład międzynarodowy oparty na współpracy i sprzyjający pokojowi oraz dobrobytowi, konieczne są odpowiedzi bez sztywnego przywiązania do zasad liberalnych. Porządek ten powinien zostać wskrzeszony „w znacznie bardziej pragmatycznej i pluralistycznej formie, zastępując liberalny proceduralizm większą polityczną kontestacją”, sądzą.
„Śmierć porządku była przesądzona. Choroba, która ostatecznie okazała się śmiertelna dla powojennego porządku międzynarodowego, została zakodowana w jego liberalnym DNA” – zaznaczyli.
Autorzy zwrócili uwagę, że architektura światowego porządku liberalnego reagowała na różne wyzwania i kryzysu zawsze w ten sam sposób: tworząc kolejne przepisy, starając się udoskonalać legislację, powołując sądy arbitrażowe i tak dalej. Dotyczy to na przykład światowego handlu. Nikt nie myślał o tym, jak pozwolić poszczególnym państwom lepiej uwzględniać własne interesy: dążono do tego, aby lepiej egzekwować istniejące już przepisy. Wspierał to na przykład Międzynarodowy Trybunał Karny. Globalni biurokraci zajmowali się dosłownie wszystkim: od zbrodni przeciwko ludzkości aż po normy dla statków wycieczkowych. W latach 1990-2020 liczba organizacji międzynarodowych, w tym pozarządowych, wzrosła z 6000 do… 72 500. Wszelką niejednoznaczność w przepisach próbowano eliminować, traktując ją jako źródło niestabilności i zagrożenia. Co ciekawe, wielkie traktate założycielskie świata liberalnego, jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka czy Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej zostały zaakceptowane przez kraje na świecie tylko dlatego, że były dość niejednoznaczne i nie określały szczegółowo sposobu działania państw.
Z czasem doszło do „odsunięcia instytucji międzynarodowych… od odmładzającego źródła, jakim jest polityka krajowa”. Państwa nie miały możliwości wpływania na kształt przepisów rządzących porządkiem międzynarodowym i jeżeli czuły się w jego ramach pokrzywdzone, musiały szukać innej ścieżki.
„Porządek liberalny zakładał eliminację różnic: inspirując się rzekomo uniwersalnymi wartościami, odmawiał legitymacji nieliberalnym wspólnotom politycznym i dążył do przekształcenia ich w dobrych liberałów, czy to poprzez przymus, czy zaangażowanie. Trwalszy porządek musi uznać, zaakceptować, a nawet celebrować rzeczywistość świata naznaczonego głębokimi różnicami wartości. Jednym ze sposobów osiągnięcia takiego pluralistycznego celu byłoby wspieranie wzmacniania instytucji regionalnych – nie jako alternatywy dla obecnych instytucji globalnych, lecz jako ich uzupełnienia” – przekonują autorzy.
Są świadomi, że mogłoby to zaszkodzić wizji uniwersalnych praw człowieka; ich zdaniem nie należy z tej wizji rezygnować i aktorzy globalni mogą nadal współpracować z takimi podmiotami jak Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka; z drugiej strony liberałowie powinni „uznać, że istnieje wiele moralnie uzasadnionych formuł równoważenia sprzecznych praw i obowiązków”.
„Poprawa powiązań między porządkiem międzynarodowym a narodową legitymacją polityczną będzie również wymagać od wszystkich państw, a zwłaszcza liberalnych demokracji, odnowienia zobowiązania do nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych krajów. Nacjonalistyczni krytycy liberalnego porządku międzynarodowego zyskali ogromną popularność dzięki twierdzeniom, że są ofiarami tego porządku, a jego instytucje podważają interesy narodowe. Prezydent Rosji Władimir Putin, na przykład, wskazuje na napływ prodemokratycznych organizacji pozarządowych na obszar postsowiecki jako przyczynę rosyjskiego poczucia niepewności, tzw. kolorowych rewolucji, a ostatecznie wojny na Ukrainie” – piszą dalej.
„Pluralistyczny, wielostronny porządek globalny może nie do końca spełniać aspiracje liberalne, ale sprzyjałby współpracy transnarodowej oraz byłby bardziej elastyczny, responsywny i odporny. Zmniejszając ryzyko katastrofalnych konfliktów między głównymi mocarstwami i stawiając czoła kluczowym globalnym wyzwaniom, taki porządek pomógłby utrzymać świat, w którym liberalna demokracja mogłaby rozkwitnąć. To najlepsze, na co możemy liczyć – i w zupełności by wystarczyło” – konkludują.
Źródło: Foreign Affairs
Pach
„Witamy na Ukrainie, najbardziej skorumpowanym kraju Europy”.
Ian Proud; Od bohatera do zera
Szefowie państw i rządów ZIK stopniowo przestają udawać, że prezydent Zełenski nie jest demokratą walczącym z korupcją, ale ich marionetką, która pozwoliła sobie na okradanie ich samych!
| DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28 |

Od początku wojny na Ukrainie w lutym 2022 roku Wołodymyr Zełenski został wyniesiony do rangi króla-bohatera, czystego w myślach i czynach, zainteresowanego jedynie ratowaniem skromnej Ukrainy przed nacierającymi hordami rosyjskich orków. Niczym Aragorn z „Władcy Pierścieni”, tylko niższy, o cieńszej skórze i z chrapliwym głosem. Był całkowicie odporny na wszelką krytykę ze strony Zachodu; wszystkie oskarżenia były odrzucane i uznawane za kremlowską propagandę.
Jednak iluzja ta rozwiała się za jednym zamachem.
Po raz pierwszy od lutego 2022 r. ujawniono, że Zełenski praktycznie niczym nie różni się od innych prezydentów Ukrainy, którzy sprawowali urząd od czasu uzyskania przez kraj niepodległości w sierpniu 1991 r.: są skorumpowani i autorytarni.
Dla większości realistów nie będzie to żadnym zaskoczeniem, ale dla wiernych neoliberałów, którzy zainwestowali swoją reputację i pieniądze w walkę z Rosją, będzie to druzgocący cios.
W tym tygodniu prezydent Zełenski podpisał ustawę pozbawiającą niezależność dwóch kluczowych agencji antykorupcyjnych – Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAPO) – i przekazującą je pod nadzór wyznaczonego przez niego Prokuratora Generalnego.
Mówiąc wprost, korupcja jest i była ogromnym problemem symbolicznym na Ukrainie od początku protestów na Majdanie pod koniec 2013 roku. Podczas moich wizyt na Ukrainie, gdy stacjonowałem w Rosji, uświadomiłem sobie, że młodzi ludzie postrzegają walkę z korupcją jako priorytet rządu. Było to częścią ich pragnienia przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej, aby ich kraj mógł zintegrować się ze wspólnotą ściślej powiązaną z demokracją i rządami prawa.
Czy uważają Unię Europejską za demokratyczną dzisiaj, biorąc pod uwagę, że niewybieralna przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen coraz bardziej centralizuje władzę, to osobna kwestia. Jednak to europejskie i antykorupcyjne dążenie było bardzo realne w 2013 roku.
Od tego czasu jednak poczyniono niewielkie postępy w walce z korupcją. W lutym 2015 roku, rok po kulminacyjnym momencie protestów na Majdanie, brytyjski dziennik „The Guardian” opublikował długi artykuł zatytułowany „Witamy na Ukrainie, najbardziej skorumpowanym kraju Europy”. Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk, osobiście wybrany przez Victorię Nuland z Departamentu Stanu USA, został zmuszony do rezygnacji w kwietniu 2016 roku w związku z oskarżeniami o powszechną korupcję w jego rządzie.
W 2021 roku Europejski Trybunał Obrachunkowy opublikował raport zatytułowany „Zwalczanie korupcji na wielką skalę na Ukrainie: szereg inicjatyw UE, ale wciąż niewystarczające rezultaty”. Zdefiniował on korupcję na wielką skalę jako „nadużycie władzy na wysokim szczeblu, które przynosi korzyści nielicznym, a powoduje poważne i powszechne szkody dla jednostek i społeczeństwa”.
W styczniu 2023 roku artykuł w „The Hill” podkreślił potrzebę walki z korupcją jako „drugim wrogiem” Ukrainy. Wkrótce po tym artykule ukazał się kolejny artykuł, również w „Guardianie”, omawiający wyzwania stojące przed szefem ukraińskiej Narodowej Agencji ds. Zapobiegania Korupcji (NACP), która ściśle współpracuje z nieistniejącymi już NABU i SAPO.
W raporcie wskazano w szczególności konkretne przykłady korupcji w bliskim otoczeniu prezydenta Zełenskiego. Zełenski sporadycznie przeprowadzał czystki w swoim gabinecie, aby zademonstrować swoje zaangażowanie w reformy rządu, na przykład odwołując byłego ministra obrony, Ołeksija Reznikowa, po licznych oskarżeniach o masowe defraudacje zagranicznych darowizn przez ukraińskie Ministerstwo Obrony. Jednak sporadyczne pokazowe procesy nigdy nie rozwiały wrażenia, że rząd Zełenskiego jest równie skorumpowany, jak jego poprzednicy.
A prezydent Zełenski został wybrany w 2019 roku, obiecując walkę z korupcją na Ukrainie. W rzeczywistości nie zrobił nic, aby ją zwalczyć.
Wojna wyniosła korupcję na nowy, jeszcze bardziej odrażający poziom. Fundusze na projekty infrastrukturalne zostały sprzeniewierzone, zamówienia na broń sfałszowane, a urzędnicy zgarnęli zyski. W Kijowie można zobaczyć tyle samo super-samochodów, co na Grand Prix Monako. Chcesz uniknąć poboru? Za odpowiednią kwotę możemy to załatwić. Potrzebujesz przekroczyć granicę? Po prostu przekaż pieniądze.
Doprowadziło to do momentu absolutnego niedowierzania, w którym europejscy politycy szybko zdali sobie sprawę, że ich bohater jest po prostu człowiekiem z wadami, takim „jak wszyscy inni”. [Nie jak wszyscy ludzie, tylko jak wszyscy rabusie. md]
Być może zaczynają się martwić, jak uzasadnić miliardy, które kraje zachodnie wciąż pompują w Ukrainę. Dwie trzecie wydatków rządowych Ukrainy jest w rzeczywistości finansowane przez nas, osoby spoza Ukrainy, z darowizn od rządów zachodnich.
Jednak Ukraina stała się jeszcze bardziej skorumpowana, Zełenski zaostrzył wojnę, aby utrzymać osobistą władzę, a teraz najwyraźniej osłabia niezależne agencje antykorupcyjne, częściowo po to, aby uniemożliwić im znalezienie trupów w szafie.
Szerzej rzecz ujmując, Zełenski represjonuje również tych, którzy sprzeciwiają się jego coraz bardziej autorytarnym rządom, nakładając sankcje na byłego prezydenta Petro Poroszenkę za „zdradę stanu” w lutym, a na znanego byłego doradcę i krytyka Ołeksija Arestowicza 1 maja. Sankcje obejmują zamrożenie aktywów, cofnięcie odznaczeń państwowych, ograniczenia handlowe oraz zakaz dystrybucji mediów na Ukrainie. Środki te wydają się mieć na celu pozbawienie wpływów finansowych działaczy opozycji i uniemożliwienie im zabierania głosu i bycia wysłuchanymi przez ukraińskich wyborców.
W tym roku ponad 80 Ukraińców i podobna liczba organizacji zostały w ten sposób ukarane. Ile jeszcze osób pójdzie tą samą drogą po tym legislacyjnym zamachu stanu przeciwko organom antykorupcyjnym?
To było zawsze przewidywalne na Ukrainie. Realizm wymaga uczciwego i sceptycznego spojrzenia na naturę ludzką, takiego, które widzi ludzi takimi, jakimi są naprawdę. Polityka to głęboko skorumpowany biznes i nikt nie jest odporny na pokusy. Neoliberałowie, którzy nigdy nie wyobrażali sobie, że coś takiego może się przydarzyć Zełenskiemu, są po prostu naiwni.
Wyzwaniem dla europejskich przywódców politycznych jest wyjaśnienie tego własnym wyborcom, nie dając się przy tym nabrać. Wojna z Rosją była podsycana hasłami w rodzaju „wspieranie dobrych przeciwko złym”. Europejczycy nie musieli ginąć w tej wojnie. Ale stali się biedniejsi.
teraz nasz naczelny wódz, Zełenski, wydaje się być co najmniej tak samo zły jak Rosjanie, jeśli nie gorszy. Podejrzewam, że poparcie dla dalszego finansowania przez Europę wojny zastępczej na Ukrainie bardzo szybko zmaleje. Długoterminowe konsekwencje dla głównych partii politycznych w Europie w parlamencie mogą być jeszcze bardziej druzgocące.
Trump: „Musimy powstrzymać tę straszną inwazję, która ma miejsce w Europie”. Imigracja „zabija Europę”.
Trump ostrzega Europę przed imigracją
Przybywając w piątek do Szkocji, prezydent USA Donald Trump ostrzegł, że nielegalna migracja to „inwazja”, która „zabija Europę”.
| DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28 |

Trumpa, który przebywał w tym kraju z czterodniową wizytą, witały tysiące ludzi, którzy mieli nadzieję zobaczyć go choć raz po wylądowaniu na lotnisku Glasgow Prestwick w Ayrshire.
Jak podaje The Independent : Po wyjściu z samolotu Air Force One na lotnisku w Prestwick pan Trump został przywitany przez szkockiego sekretarza stanu Iana Murraya , po czym odpowiadał na pytania dziennikarzy.
Zapytany o imigrację, pan Trump powiedział: „Lepiej się ogarnijcie.
„Nie będziecie już mieli Europy, musicie się ogarnąć.
„Jak wiecie, w zeszłym miesiącu nikt nie wjechał do naszego kraju – nikt, (my) to zamknęliśmy”.
Dodał: „Musimy powstrzymać tę straszną inwazję, która ma miejsce w Europie”.
Prezydent USA twierdził, że imigracja „zabija Europę”.
Dodał, że niektórzy europejscy przywódcy „nie dopuścili do tego” i „nie otrzymują należnego im uznania”, choć prezydent nie sprecyzował, o kim mówi.
Pan Trump zamierza rozpocząć dzień w swoim klubie golfowym w Turnberry,po czym uda się do swojej drugiej posiadłości w Aberdeenshire, gdzie otworzy nowe pole golfowe.
W niedzielę Trump spotkał się z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, aby omówić kwestie handlowe, a w poniedziałek uda się do Trump International Links Aberdeen w towarzystwie premiera Keira.
„Lubię waszego premiera, jest nieco bardziej liberalny ode mnie – jak zapewne słyszeliście – ale to dobry człowiek. Doprowadził do zawarcia umowy handlowej” – powiedział.
„Wiesz, pracowali nad tą umową przez 12 lat, udało mu się ją doprowadzić do końca – to dobra umowa, dobra umowa dla Wielkiej Brytanii”.
Trump zasugerował również, że spotka się z Keirem w sobotę wieczorem, chociaż uważa się, że spotkanie obu panów nastąpi dopiero w poniedziałek.
Abp Carlo Maria Viganò. Zielona „konwersja”. Oświadczenie w sprawie watykańskiego poparcia dla klimatycznego oszustwa
Zielona „konwersja”. Oświadczenie w sprawie watykańskiego poparcia dla klimatycznego oszustwa w ramach Agendy 2030
Abp Carlo Maria Viganò https://exsurgedomine.it/250714-green-eng/

Teza, jakoby zmiany klimatyczne spowodowane były emisjami dwutlenku węgla przez działalność człowieka, znajduje poparcie jedynie u wyraźnej mniejszości środowisk naukowych, które ponadto pozostają w poważnym i oczywistym konflikcie interesów. Ich nadreprezentacja w mediach wynika z systemowej cenzury wobec niezależnych i autorytatywnych głosów, co prowadzi do całkowitego zniekształcenia rzeczywistości.
Cały aparat propagandowy legitymizujący tzw. „zieloną transformację” oparty jest na postulacie redukcji CO2. W rzeczywistości dwutlenek węgla jest niezbędnym elementem dla życia na Ziemi, a jego redukcja stanowiłaby zagrożenie egzystencjalne dla biosfery. Nawet jeśli globalne ocieplenie ma miejsce, nie pozostaje ono w istotnym związku z działalnością ludzką, lecz z aktywnością słoneczną. Co więcej, proponowane rozwiązania zmierzające do redukcji CO2 są skrajnie nieefektywne, ponieważ są implementowane jedynie przez nieliczne państwa, podczas gdy takie kraje jak Chiny czy Indie nadal rozwijają energetykę opartą na węglu. Jednocześnie, technologie odnawialne generują większe zanieczyszczenia niż tradycyjne systemy energetyczne.
Narracja ta została wpisana w program ONZ znany jako „Agenda 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju” i jest promowana przez organizacje międzynarodowe inspirowane neomaltuzjanizmem, traktującym ludzkość jako nowotwór planety i dążącym do redukcji populacji o miliardy ludzi. Aby nadać wiarygodność rzekomemu kryzysowi klimatycznemu, te organizacje finansują instytucje, przedsiębiorstwa, ekspertów oraz influencerów w ramach skoordynowanej operacji medialnego zastraszania. Równolegle wymuszają na rządach cenzurę wobec głosów sprzeciwu, określając je jako „teorie spiskowe” lub „klimatyczny denializm” – analogicznie jak miało to miejsce podczas tzw. pandemii.
W celu redukcji populacji światowej organizacje takie jak ONZ, Światowe Forum Ekonomiczne, Bank Światowy, MFW czy Komisja Europejska przeznaczają znaczne zasoby do wdrażania projektów, które skutkują ubóstwem, chorobami, bezpłodnością i śmiercią miliardów ludzi.
Jednocześnie zapewniają olbrzymie zyski międzynarodowym korporacjom współrealizującym ten plan. Wojny, przestępczość generowana przez masową migrację, pandemie, masowa sterylizacja (poprzez szczepienia, ideologię gender i LGBTQ+), aborcje, mutacje genetyczne i nowotwory wywołane pseudo-szczepionkami, zatrucie powietrza, wody i żywności oraz zanieczyszczenie elektromagnetyczne – oto jeźdźcy apokalipsy globalistycznej rewolucji zwanej Wielkim Resetem.
Pomimo szczegółowych i udokumentowanych analiz formułowanych przez naukowców, filozofów, historyków, intelektualistów i polityków, propaganda medialna, finansowana z pieniędzy podatników, dominuje narrację publiczną. Żadne z założeń „Agendy 2030” nie stanowi realnego rozwiązania rzekomego kryzysu ekologicznego. Są to fałszywe rozwiązania fałszywych problemów, mające na celu depopulację, zniewolenie jednostek (poprzez ograniczanie wolności i narzędzia kontroli społecznej) oraz centralizację władzy politycznej w rękach lichwiarskiej finansjery.
Mamy do czynienia z globalnym zamachem stanu, przed którym przestrzegam od roku 2020.
Wobec tego przerażającego obrazu korupcji – zarówno na poziomie rządowym, naukowym, jak i medialnym – należy przypomnieć kilka podstawowych tez:
Kryzys klimatyczny to oszustwo niepoparte obiektywnymi danymi, niebędące skutkiem działalności człowieka, a tym bardziej niemożliwe do przezwyciężenia poprzez jednostronną deindustrializację Zachodu.
Kryzys ten, podobnie jak pandemia, inflacja i wojna, służy jako pretekst do wprowadzenia środków przymusu godnących w obywateli, zagrażając ich własności, zdrowiu i istnieniu.
Zielony ład (Green Deal) ma na celu fizyczną eliminację znacznej części populacji i ustanowienie technokratycznej dyktatury społecznej kontroli.
Do wdrażania tego oszustwa stosowane są środki inżynierii społecznej i manipulacji opinią publiczną, w tym fabrykowanie zdarzeń pogodowych przy użyciu geo-inżynierii (np. HAARP).
Kościół katolicki powinien był zabrać głos nie w kwestiach naukowych, lecz w obronie prawdy i przeciwko instrumentalizacji fałszywych kryzysów mających usprawiedliwiać zbrodnicze agendy, takie jak aborcja, eutanazja czy ideologia gender.
Poprzednie poparcie Watykanu dla eksperymentalnych preparatów genetycznych wyprodukowanych z komórek pozyskanych z aborcji oraz promowanie segregacji sanitarnej – stanowiło współudział w zbrodniczej polityce pseudomedycznej. Teraz podobna współpraca dotyczy ideologii klimatycznej.
Nie jest potrzebna żadna „ekologiczna konwersja”, szczególnie gdy zastępuje ona prawdziwą konwersję serca do Jezusa Chrystusa. Próba nadania jej wymiaru liturgicznego jedynie potwierdza współudział hierarchii kościelnej w planach Nowego Ładu Światowego, zagrażającego zarówno duszom, jak i całej ludzkości.
Carlo Maria Viganò, arcybiskupViterbo, 14 lipca 2025 r.Wspomnienie św. Bonawentury, biskupa i doktora Kościoła
Transhumanizm. Ta ideologia ma wielki potencjał… ludobójstwa
Transhumanizm. Ta ideologia ma wielki potencjał… ludobójstwa
https://pch24.pl/transhumanizm-ta-ideologia-ma-wielki-potencjal-ludobojstwa

(Oprac. GS/PCh24.pl)
Elon Musk od kilku tygodni grozi, że założy własną partię, która podważy duopol Republikanów i Demokratów. Czy mu się to uda, pozostaje wątpliwe, ale rosnące wpływy polityczne tego miliardera nie powinny napawać optymizmem. Wszystko za sprawą idei – i konkretnych rozwiązań technologicznych.
Na pierwszy rzut oka Elon Musk to bohater z prawicowej opowieści trzeciej dekady XXI wieku. Dzięki swoim wyborom politycznym podważa dominację lewicy, neguje kłamstwa ideologii LGBT, upomina się o wolność słowa i rzeczywiście zwiększa jej zakres za sprawą swobody wypowiedzi panującej w serwisie X. Musk wyznaje zarazem ideologię, która nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem sensu stricto. Jego sukcesy polityczne mogą szybko obrócić się przeciwko porządkowi, jaki dziś zdaje się wspierać – nawet, jeżeli on sam w ogóle o tym nie wie i wcale by tego nie chciał. Idee mają jednak konsekwencje.
„Coraz więcej wskazuje na to, że ludzkość jest tylko biologicznym programem rozruchowym dla cyfrowej superinteligencji”. To zdanie Elon Musk wypowiedział już kilkukrotnie, wskazując na perspektywę właściwego rozwoju AI. Wizja kosmosu, która kryje się za tym zdaniem, jest całkowicie niehumanistyczna. Można ją nazwać „kosmologią teleocyfrową”, czyli przekonaniem, że kosmos „dąży” do wytworzenia super-AI. Ale po kolei.
Chrześcijańska wizja świata mówi, że wszystko zostało stworzone ze względu na Chrystusa. Chrystus przyjął ludzkie ciało, w ten sposób wynosząc człowieka do nowej godności. W całym stworzeniu nie ma zatem nic, co równałoby się z człowiekiem odkupionym w Chrystusie. Cywilizacja chrześcijańska jest teocentryczna zgodnie z nakazem Dekalogu. W porządku społeczno-politycznym można mówić również o antropocentryzmie, tak, jak ujmował to św. Jan Paweł II wskazujący na konieczność nieustannego stawiania w centrum człowieka. Dziś papieże mówią chętnie o nowym humanizmie. Zgodnie z zasadami nowego humanizmu, doskonale zgodnego z nauką Ewangelii, człowiek nie może być uprzedmiotowiony, zwłaszcza przez państwo. Ta doktryna jest zrozumiałą reakcją na ludobójczy totalitaryzm XX wieku, ale ma wielkie znaczenie również współcześnie. Człowiek nie może stawać się narzędziem osiągania żadnych celów politycznych ani społecznych. Człowiek sam jest celem każdej sprawiedliwej polityki. Oczywiście nie w sensie absolutnym, a jedynie względnym; człowiek jako taki również ma cel, a jest nim chwalenie Boga i zjednoczenie z Nim w Chrystusie Jezusie w Królestwie Bożym.
W wizji kosmosu Elona Muska nie może być o tym mowy. Komos – niezależnie od tego, czy jest odwieczny, czy miał swój początek – wydaje się w tej wizji nieustannie ewoluować. Antropocentryzm byłby dlatego zrozumiałą ideologią ludzkich społeczności, ale dziś już przebrzmiałą, swoistym temporalnie ograniczonym mitem. Jak to możliwe? W tej wizji w kosmosie istniałoby immanentne parcie do zyskania samoświadomości. Powstanie ziemi, wreszcie życia na niej, jego rozwoju – wszystko byłoby przez długie eony nakierowane na to, by zaistniał człowiek. Ludzki umysł – o „duszy” nie ma oczywiście mowy – byłby przedmiotem celowej ewolucji kosmosu. Innymi słowy, cały wszechświat opowiadał o przyszłej chwale istoty ludzkiej i do niej dążył. Kiedy Protagoras powiedział, że człowiek jest miarą wszechrzeczy – miałoby to znaczenie niemal absolutne – ale tylko w „erze człowieka”. Bo ostatecznie w kosmologii Muska nastawienie Wszechświata na wytworzenie ludzkiej świadomości nie byłoby ostatnim tego Wszechświata aktem, ale tylko jednym z kolejnych etapów.
Kolejnym – który rozpoczyna się za naszych dni – ma być powstanie AI. „Ludzkość jest tylko biologicznym programem rozruchowym dla cyfrowej superinteligencji” – to oznacza, że tak naprawdę immanentna dążność Wszechświata do samoświadomości byłaby nakierowana na wytworzenie „bytu superinteligencji”. Nie na zdolności ludzkie zakotwiczone w biologicznie uwarunkowanym i krótkotrwałym działaniu indywidualnego mózgu, ale na osiągnięcie niezależnego od biologii, bardziej żywotnego i przede wszystkim nieograniczonego przez zdolności jednostkowe „bytu” AI.
Skoro tak, to człowiek w konieczny sposób zostaje pozbawiony własnej wartości. Inaczej niż naucza Kościół, człowiek nie ma żadnej ontologicznej godności, według Kościoła zakotwiczonej w Bogu i „zaciąganej” przez człowieka jako Jego stworzenie odkupione przez Chrystusa. W teleocyfrowym kosmologizmie człowiek ma godność całkowicie skończoną, a nawet tymczasową. Można ją porównać do godności kurczaka w rzeźni. Kurczak w rzeźni służy podtrzymaniu przy życiu człowieka. Człowiek służy stworzeniu sztucznej inteligencji. W tym łańcuchu wartości właściwą godność ma tylko to, co znajduje się na jego końca. Nie jest to człowiek.
Elon Musk nie jest ani twórcą, ani nawet najbardziej radykalnym adherentem kosmologizmu teleocyfrowej, czyli rozumienia kosmosu jako nastawionego na wypracowanie cyfrowej inteligencji. Ruch transhumanistyczny, którego kosmologizm teleocyfrowy jest jednym z istotnych elementów, ma wielu członków, od informatyka i futurysty Raya Kurzweila, przez miliardera zaangażowanego na rzecz Republikanów Petera Thiela, aż po ideologów nowego społeczeństwa w rodzaju Curtisa Yarvina (Mencius Moldbug) czy Nicka Landa (autora terminu „The Dark Enlightenment”). Musk jest jednak najbardziej prominentną figurą tego ruchu – i jedyną, która ma potencjalne zdolności do przekucia idei w życie.
Stawiam tymczasem tezę, że kosmologizm teleocyfrowy ma zadatki na stanie się kolejną ludobójczą ideologią, piątą już z kolei (poprzedziły ją: francuski egalitaryzm, niemiecki nazizm, sowiecki marksizm, liberalny aborcjonizm). Ludobójczy charakter kosmologizmu teleocyfrowego nie musi uwidaczniać się w systemowych akcjach mordowania ludzi tak, jak w przypadku trzech pierwszych ideologii ludobójczych. W swoich skutkach praktycznych może być o wiele podobniejszy do aborcjonizmu, jakkolwiek mieć silniejszy zasięg destruktywny. Podam prosty, teoretyczny przykład, który pokazuje, jak sądzę, naturę problemu.
Kosmologizm teleocyfrowy jako ideologia praktyczna byłby nakierowany na maksymalizację zysków podmiotów gospodarczych, które widzą swój interes w rozbudowie potęgi AI. Te podmioty chciałyby następnie użyć tej potęgi celem poddania swojej kontroli jak największej części ludzkiej populacji. Teoretycznie – dla „dobra” jej samej, „dobra” rozumianego jako wypełnienie swojego właściwego przeznaczenia, czyli stania się „nawozem” dla AI.
Aprioryczne, ideologiczne przekonanie gigantów cyfrowych co do prawdziwości przyjętego kierunku, pozwalałoby na całkowitą instrumentalizację człowieka celem optymalizacji polityki tak, by zwiększać szansę realizacji wypełnienia tego domniemanego przeznaczenia – stania się faktycznym „nawozem” dla superAI. W praktyce codzienności politycznej cel główny – osiągnięcie superinteligencji – byłby oczywiście nieodróżnialny od celu obiektywnie pobocznego, choć subiektywnie kluczowego jako motor napędowy działań „władców” od AI – czyli wspomnianej maksymalizacji zysków.
Załóżmy, że adherentom kosmologizmu teleocyfrowego udaje się przejąć władzę polityczną i ją ustabilizować, na przykład dzięki wykorzystaniu narzędzia kontroli umysłów, jakim są media społecznościowe w ich rękach.
Pierwszym znamieniem ludobójczej polityki kosmologizmu teleocyfrowego stałoby się być może in vitro. Polityka prowadzona w ramach ideologii nie powinna dopuszczać, by na świat przychodzili ludzie zbędni z perspektywy realizacji właściwego celu polityki, czyli nastania superinteligencji. Byłoby to nieoptymalnym marnowaniem zasobów ziemi, przynależnych z samej swojej natury superinteligencji. Dlatego należałoby objąć prokreację powszechnym programem in vitro, tak, by rodzić mogli się tylko ludzie posiadający określone cechy, wybrane przez władzę polityczną zgodnie z kluczem celowościowym kosmologizmu teleocyfrowego. Dodatkowo konieczne stałoby się zbudowanie systemu kastowego i podziału ludzkości na grupy przeznaczone do odrębnych zadań.
Przykład. Kosmoligizm teleocyfrowy może zakładać, że celem przetrwania cyfrowej superinteligencji konieczne jest jej zakotwiczenie na innej planecie, niż tylko ziemia. Może być to Mars, o którym chętnie mówi Elon Musk. Potrzebni są zatem ludzie, którzy dokonają transferu biologicznej podstawy funkcjonowania superinteligncji na Marsa. Wykorzystując opłacone surogatki można byłoby wytworzyć ludzi zaprogramowanych tak, by lepiej znosić warunki podróży kosmicznych; człowiekowi narodzonemu w ramach takiego programu nie przysługiwałaby już wolność osobista, ponieważ poniesione nakłady na jego zaistnienie musiałby się zwrócić w postaci wysłania go na Marsa.
Sukces takiego programu emisji ludzkiego nawozu na Marsa zależałby oczywiście od optymalnej pracy wielu „elementów nawozu zamieszkujących ziemię” („ludzi”), ale dzięki in vitro można byłoby optymalizować ich pracę. Jeżeli potrzebni są tacy, których misją życiową będzie zdobycie pożywienia dla wysyłanych na Marsa, to nie jest wskazane, by posiadali cechy negatywnie wpływające na zdolność do realizacji tego zadania. Mogliby zatem zostać odpowiednio zaprogramowani w ramach in vitro – na przykład ogłupieni. Oczywiście in vitro ma swoje ograniczenia i nawet w najbliższych dekadach będzie je pewnie mieć, ale niewykluczone, że część z problemów nieprzezwyciężalnych w fazie programowania pożądanych ludzi udałoby się rozwiązać dzięki zmianie w funkcjonowaniu mózgów tych, którzy narodzili się bez takiego programowania – na przykład dzięki implementacji odpowiednich czipów.
W tym nowym świecie istniałaby tylko jedna grupa ludzi prawdziwie wolnych, to znaczy wąskiej kasty quasi-kapłanów AI zawiadującej systemem optymalizacji społecznej. Reszta byłaby dosłownie i w przenośni tylko nawozem.
To wszystko wydaje się być tylko pokrętną i naprędce stworzoną dystopią. Jednak w 1933 roku mało kto był w stanie przewidzieć, że osiągnięta właśnie „niemiecka stabilizacja polityczna” kulminuje w ciągu dekady w bezprecedensowej akcji eliminacji „materiału biologicznego” uznanego przez władze III Rzeszy za zbędny z perspektywy realizacji celów tejże III Rzeszy, czyli zabezpieczenia jej istnienia i maksymalizacji wpływów terytorialnych i politycznych. Ideologia była najważniejsza: władze niemieckie były gotowe zainwestować duże środki materialne i ludzkie, by wymordować jak największą liczbę Żydów czy też znaczną część społeczności Polski i innych krajów podbitych. Zarówno w przypadku masowo mordowanych Polaków jak i masowo mordowanych Żydów, przy wszystkich rozróżnieniach stosowanych przez Niemców, zabijanych uznawano za „podludzi” czyli za byty pozbawione właściwej „prawdziwym” ludziom godności. Potencjalność ludobójstwa istniała w ruchu nazistowskim zawsze, już w 1933 roku, nawet jeżeli mało kto potrafił to dostrzec. Było tak, bo w jego założeniach filozoficznych nie było miejsca dla godności człowieka niezależnej od przypadłości etnicznych, intelektualnych czy zdrowotnych.
Podobnie w ruchu transhumanistycznym istnieje nieusuwalna potencjalność ludobójstwa, bo teleo-cyfrowy kosmologizm, tak jak nazizm, nie uznaje „absolutnej” ludzkiej godności w sensie kategorycznego odrzucenia wykorzystywania człowieka jako narzędzia.
Tego ryzyka nie wolno bagatelizować.
Zakładam, że Elon Musk jak i wielu innych transhumanistów czy kosmologicznych teleocyfrystów może o tym w ogóle nie wiedzieć; byliby być może poważnie zdziwieni tymi rozważaniami. Fakty są jednak faktami – instrumentalizacja człowieka jest potencjalną drogą do ludobójstwa. Zasiane dziś idee w połączeniu z nowymi zdobyczami technicznymi mogą w przyszłości zrodzić kulturowe monstrum, które zrealizuje piąte ludobójstwo.
Ostatecznie tylko cywilizacja oparta na mocnej, bo objawionej wierze w stworzenie człowieka przez Boga i jego wyniesienie do nowej godności poprzez odkupienie w Chrystusie jest gwarancją (ułomną, bo ludzką, ale jednak gwarancją) sprawiedliwości polityki.
Bez Chrystusa możliwe stają się wszelkie zbrodnie.
Paweł Chmielewski
Orban: Donald Trump po prostu zjadł Ursulę von der Leyen na śniadanie
Orban: Donald Trump po prostu zjadł Ursulę von der Leyen na śniadanie
28.07.2025 https://nczas.info/2025/07/28/orban-donald-trump-po-prostu-zjadl-ursule-von-der-leyen-na-sniadanie

Umowa handlowa, którą Stany Zjednoczone i Unia Europejska zawarły w niedzielę, jest gorsza od porozumienia osiągniętego wcześniej przez USA z Wielką Brytanią – ocenił w poniedziałek premier Węgier Viktor Orban.
– To żadne porozumienie; prezydent USA Donald Trump po prostu zjadł (przewodniczącą Komisji Europejskiej) Ursulę von der Leyen na śniadanie – powiedział Orban w trakcie podcastu Fight Hour emitowanego na Facebooku i YouTube. – Podejrzewaliśmy, że tak się stanie, bo prezydent USA jest zawodnikiem wagi ciężkiej, jeśli chodzi o negocjacje, a szefowa KE reprezentuje wagę piórkową – dodał węgierski premier.
Orban już w sobotę skomentował rozmowy UE z USA, mówiąc, że „obecne kierownictwo UE zawsze będzie zawierało najgorsze umowy ze Stanami Zjednoczonymi”.
Trump spotkał się w niedzielę z von der Leyen w Turnberry w Szkocji. Po spotkaniu ogłoszono warunki porozumienia handlowego między Wspólnotą a USA, w ramach których ustalono 15-procentowe cło na większość unijnych towarów eksportowanych do Stanów Zjednoczonych.
Amerykański przywódca zapowiedział, że UE zobowiązała się też do znacznych zakupów amerykańskiego sprzętu wojskowej oraz energii. Dodał, że porozumienie przewiduje również inwestycje UE w USA o wartości 600 mld dolarów.
Ogłoszone w czerwcu porozumienie pomiędzy Waszyngtonem i Londynem przewiduje z kolei otworzenie przez Wielką Brytanię swojego rynku i wyeliminowanie barier pozacelnych dla amerykańskich produktów, w tym wołowiny i etanolu. Stany Zjednoczone zobowiązały się natomiast obniżyć cła na 100 tys. brytyjskich samochodów z 27,5 proc. do 10 proc.
USA mają też przyznać zwolnienie z 50-procentowych ceł na stal i aluminium pewnej ilości brytyjskich produktów oraz ustanowić wolnocłowy handel w obszarze przemysłu lotniczego.
Gigantyczna placówka aborcyjna będzie zamknięta. Wielka porażka Planned Parenthood. Odgoniona od koryta.
Gigantyczna placówka aborcyjna będzie zamknięta.
Wielka porażka Planned Parenthood.
Odgonili od koryta.
28.07.2025 https://nczas.info/2025/07/28/gigantyczna-placowka-aborcyjna-bedzie-zamknieta-wielka-porazka-planned-parenthood/

Aborcyjny gigant Planned Parenthood poinformował w piątek, że jesienią zamknie potężną placówkę aborcyjną w Teksasie. Uchodzą one za jedne z największych tego typu ośrodków znanych na zachodniej półkuli ziemskiej.
Planned Parenthood Gulf Coast ogłosiło w piątek, że jesienią zamknie dwie placówki, w tym placówkę Prevention Park, jedną z największych i najbardziej znanych na półkuli zachodniej.
Prevention Park to siedmiopiętrowy budynek o powierzchni 78 tys. stop (7300 m2). Zamknięte zostanie też centrum aborcyjne Southwest.
„Placówki w Northville, Northwest, Spring i Stafford pozostaną otwarte, ale zostaną wchłonięte przez Planned Parenthood of Greater Texas, jak donosi Houston Chronicle. Finansowanie Planned Parenthood zostało drastycznie ograniczone, co zmusiło placówki w całym kraju do zamknięcia” – wskazuje lifesitenews.com.
Melaney Linton, prezes i dyrektor generalna Planned Parenthood Gulf Coast, ubolewała nad zamknięciem placówek.
– Konieczność redukcji personelu i przyszłej obecności w Houston jest bolesna, frustrująca i jest bezpośrednim skutkiem […] ciągłych ataków politycznych – przekonywała Linton.
Placówka Prevention Park stała się znana w 2015 roku, gdy urzędnik Planned Parenthood pracujący w ośrodku przyznał się ukrywającemu swoją tożsamość reporterowi z Center for Medical Progress, a co nagrała ukryta kamera, że osoby wykonujące zabieg zamordowania dziecka czasem dostarczają „nienaruszone” części ciała zamordowanych dzieci w celu pobierania narządów do eksperymentów medycznych.
Polskie państwo to nienażarty pasożyt. Najgorszy w całej Unii Europejskiej
Polskie państwo to nienażarty pasożyt. Najgorszy w całej Unii Europejskiej
28.07.2025 AW https://nczas.info/2025/07/28/polskie-panstwo-to-nienazarty-pasozyt-najgorszy-w-calej-unii-europejskiej/

Państwo wydaje coraz więcej, a ponieważ nie ma na to pełnego pokrycia w dochodach, rośnie też dług publiczny – wynika raportu „Rachunek od państwa” Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), który w poniedziałkowym wydaniu przytacza „Rzeczpospolita”. Tempo wzrostu wydatków publicznych mamy najwyższe w całej UE.
Jak wskazali eksperci FOR, w 2024 r. całkowite wydatki sektora publicznego w Polsce sięgnęły 1,8 bln zł. W przeliczeniu na mieszkańca daje to kwotę prawie 48 tys. zł.
Jak analizuje FOR, w 2024 r. koszty funkcjonowania państwa osiągnęły poziom 49,4 proc. PKB. To więcej niż średnia unijna i o wiele więcej niż w innych krajach naszego regionu. W porównaniu z 2015 r. wydatki publiczne w Polsce są wyższe aż o 7,9 proc. PKB (wówczas było to ok. 41,5 proc.). „Wydatki państwa rosną w zatrważającym tempie i w tym roku przekroczą 50 proc. PKB” – ostrzega FOR.
Jak zauważyła „Rz”, dla przeciętnej osoby pracującej ten „rachunek” był jeszcze wyższy – wyniósł ponad 103 tys. zł. Łączne wydatki per capita były o 6396 zł wyższe od dochodów, a różnicę państwo pokrywa, zwiększając dług publiczny, który wynosił w minionym roku już ok. 53,7 tys. zł w przeliczeniu na jednego Polaka (o 8,5 tys. zł więcej niż w 2023 r.).
Tempo wzrostu jest też najwyższe w UE – w tym samym czasie aż 11 krajów członkowskich obniżyło swoje wydatki publiczne w stosunku do PKB.
Gazeta zwróciła uwagę, że tylko w 2024 r. wydatki publiczne okazały się o 12 proc. wyższe niż w 2023 r. i aż o 140 proc. niż w 2015 r. (wówczas wynosiły niecałe 20 tys. zł na osobę). Zarówno w ujęciu nominalnym, jak również realnym kolejne rządy wydają coraz więcej.
„Polityka fiskalna nie powinna polegać na ściganiu się na obietnice transferów i innych wydatków. Potrzebujemy równowagi między wydatkami i dochodami, ale też między teraźniejszością i przyszłością. Bo rachunek – prędzej czy później – przychodzi zawsze” – zaznaczył główny ekonomista FOR Marcin Zieliński, cytowany przez „Rz”.
Konfederacji Korony Brauna rośnie, KO i PiS potrzebują Konfederacji do utworzenia rządu
Braun rośnie, KO i PiS potrzebują Konfederacji do utworzenia rządu [SONDAŻ]
28.07.2025 nczas/braun-rosnie-ko-i-pis-potrzebuja-konfederacji

Najnowszy sondaż United Surveys dla „Wirtualnej Polski” wskazuje, że wybory wygrałoby PiS. Trzecie miejsce zajęła Konfederacja Wolność i Niepodległość, ponadto do Sejmu weszłaby – z rosnącym poparciem – Konfederacja Korony Polskiej.
PiS uzyskało w sondażu 28,3 proc. głosów. Wyprzedza tym samym KO, która uzyskała 25,8 proc. głosów.
WP podkreśla, że KO zanotowała spadek o 2,4 pproc. w stosunku do poprzedniego badania. Wówczas różnica między PiS a PO wynosiła 1 pproc., dziś wyniosła 2,5 pproc..
Trzecie miejsce zajęła Konfederacja WiN z wynikiem 17,4 proc. Zanotowała wzrost o 4,9 pproc. w stosunku do poprzedniego badania.
Lewica otrzymała 6,7 proc. poparcia. Jest to spadek o 0,1 pproc..
Do Sejmu weszłaby także Konfederacja Korony Polskiej z wynikiem 5,4 proc. Partia Grzegorza Brauna zyskała 1,2 pproc. poparcia.
Więcej partii do Sejmu by nie weszło. Razem otrzymało 3,6 proc. głosów, czyli 0,6 pproc. więcej, niż w poprzednim.
Polska 2050 zanotowała wynik 4,1 proc., co jest wzrostem o 1,3 pproc.. PSL zdobyło 3,7 proc. głosów, co oznacza wzrost o 0,2 pproc..
5,1 proc. to wyborcy niezdecydowani. To niemal dwukrotny spadek w stosunku do poprzedniego badania, gdzie wówczas taką postawę wykazało 9,7 proc. badanych.
W takim układzie podział mandatów w Sejmie wyglądałby następująco: PiS 170, KO 153, Konfederacja 96, Lewica 25, KKP 16. Żadna z partii nie mogłaby rządzić samodzielnie.
Zarówno PiS jak i KO musiałyby szukać koalicjantów. Właściwie tylko z Konfederacją WiN byłaby taka możliwość.
Sondaż partyjny przeprowadziła United Surveys by IBRiS dla Wirtualnej Polski metodą CATI / CAWI w dniach 25-27 lipca 2025 roku na próbie 1000 osób.
======================
Oczywiście te dupki i kłamcy „sondażowi” nie piszą, że ta, żałośnie mała statystyka nie upoważnia do takich „precyzji”, bo do porządnej statystyki potrzeba 100 tysięcy, a nie tysiąc. M. Dakowski
Katar grozi UE. Nie ma zamiaru poddawać się rygorom Zielonego Ładu
Katar grozi UE wstrzymaniem dostaw gazu, bo nie ma zamiaru poddawać się rygorom Zielonego Ładu
27.07.2025 .tysol/katar-nie-ma-zamiaru-poddawac-sie-rygorom-zielonego-ladu
Katar straszy Unię Europejską wstrzymaniem dostaw gazu. Powodem jest unijna dyrektywa CSDDD, która narzuca firmom obowiązek wdrażania planów klimatycznych. Katar nie zamierza się do tych reguł dostosowywać i rozważa sprzedaż gazu na innych rynkach – podaje Money.pl

Gazociąg – zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com
Co musisz wiedzieć?
- Unijna dyrektywa CSDDD zakłada wprowadzenie obowiązku należytej staranności dla określonych grup przedsiębiorstw w celu przeciwdziałania negatywnym skutkom prowadzenia działalności biznesowej m.in. w zakresie polityki klimatycznej.
- Katar zapowiedział, że nie wdroży zapisów dyrektywy.
- Zapowiedział, że z powody rygorystycznych zapisów dyrektywy może ograniczyć dostawy gazu do krajów UE.
Katar nie wdroży nowych regulacji
„Katar zagroził ograniczeniem dostaw skroplonego gazu ziemnego (LNG) do krajów Unii Europejskiej. Powodem jest unijna dyrektywa CSDDD, zobowiązująca firmy do przestrzegania zasad zrównoważonego rozwoju w całym łańcuchu dostaw” – wynika z pisma, które cytuje Money.pl
Podpisany przez ministra energii i prezesa QatarEnergy Saada al-Kaabi list, który miał powstać w maju, otrzymała Komisja Europejska oraz belgijski rząd. W piśmie padło ostrzeżenie, że Katar nie zamierza w najbliższej przyszłości realizować wdrożenia nowych regulacji narzucających m.in. konieczność posiadania planów osiągnięcia zerowej emisji netto.
„Dyrektywa odbiera prawo do wyboru”
Jak podaje Money.pl, zdaniem katarskich władz, dyrektywa „odbiera krajom spoza UE prawo do wyboru środków realizacji celów klimatycznych” i może skłonić Katar do szukania bardziej przyjaznych rynków zbytu.
„Bruksela przyznała, że otrzymała list z ostrzeżeniem. Komisja Europejska podkreśla, że zmiany w dyrektywie CSDDD są w toku – planowane jest m.in. uproszczenie przepisów oraz przesunięcie wejścia regulacji w życie na połowę 2028 r.” – czytamy na portalu.
Katar jednak nie zaakceptował takich rozwiązań. W aneksie do listu miał naciskać na całkowite usunięcie zapisów dotyczących transformacji klimatycznej. W przeciwnym razie QatarEnergy „może poważnie rozważyć inne rynki dla naszego LNG”.
Katar to trzeci największy eksporter LNG na świecie (po USA i Australii). Zaspokaja do 14 proc. unijnego popytu na skroplony gaz – przypomina Money.pl.