Po wyborach we Francji. Protesty w obronie demokracji
Demokracja całkowita często nazywana liberalną: stan społecznej anomii-totalnego ogłupienia i moralnej degeneracji obywateli wybierających status quo: demokrację, wartości unijne, transatlantyckie, nazywany zielonym-czerwony ład, czarny ląd w Europie, przykry swąd palonych opon i samochodów, stabilny wzrost liczby gwałtów i zabójstw, słuszne i nieuniknione uszczuplenie majątków, cykliczne i przewidywalne pandemie.
Demokracja zagrożona: wszelkie wahania nastrojów i preferencji wyborczych grożących likwidacją dotychczasowego stanu. Wzrastają zagrożenia antysemityzmem, rasizmem, patriotyzmem, islamofobią, ksenofobią, qrwofobią i nacjonalizmem. Pojawia się postulat reemigracji.
Koniec demokracji: Zwycięstwo wyborcze nie posiadających ważnej koncesji politycznej, ugrupowań. Nie zawsze jest to równoznaczne ze zwycięstwem prawicy.
Co się stało we Francji?
Na początek trzeba uspokoić nastroje. „Sznurki Rotszyldów” (nazwa gatunku oprzyrządowania) nie zostały przecięte. Wszystkie marionetki reagują prawidłowo udzielając poprawnych odpowiedzi. W Polsce, w której jak wiemy demokracja została dopiero co przywrócona wypowiedział się doświadczony demokrata, Tusk
„Lubią Putina, pieniądze i władzę bez kontroli. Rządzą lub właśnie sięgają po władzę na wschodzie i na zachodzie Europy. Łączą swoje siły w Parlamencie Europejskim” — W Polsce w ostatniej chwili odwróciliśmy ten fatalny bieg rzeczy. Nie zmarnujmy tego”
Demokracja w Polsce oznacza, że będziemy beneficjentem paktu migracyjnego i być może czeka nas szybsza ścieżka przyjęcia Euro, zwiększy się rola Ukraińców i innych przesiedleńców w życiu społecznym, utrzyma się trend wzrostu przestępczości w wymienionych grupach, związki partnerskie uzyskają należny im status, a z powodu nowej definicji gwałtu wzrośnie ich liczba do prawdziwego, ukrywanego przez skrajną prawicę, europejskiego poziomu.
Odezwali się też doświadczeni współpracownicy komunistycznych służb:
Ewentualne zwycięstwo Le Pen we Francji, a później ewentualne zwycięstwo Trumpa w USA da niesłychany power innym populistom – prognozował w @faktypofaktach Andrzej Olechowski, były szef MSZ i były agent komunistycznych służb o pseudonimie Must. /TVN/
Jak głosowali katolicy?
Decydujące o ostatecznym wyniku wyborów okażą się wyniki drugiej tury.
W pierwszej turze wyborów do parlamentu mandaty otrzymują tylko ci kandydaci, którzy uzyskają większość bezwzględną przy minimalnej frekwencji wynoszącej 25 proc. Lewica już zapowiedziała sojusz łącznie z wycofywaniem się poszczególnych kandydatów.
Na jakie miano zasługuje Zjednoczenie Narodowe? Narodowych socjalistów, skrajnej prawicy czy może swoistego Centrum popierającego częściowo w osobach niektórych swoich członków i sympatyków aborcję i lgbt?
Na to pytanie odpowiedział mi Adam Gwiazda @delestoile
Postgaullistowska socjalna centroprawica o zabarwieniu patriotycznym
Po wyborach we Francji. Protesty w obronie demokracji
Szczegółowe wyniki wyborów parlamentarnych we Francji spływają, zatem kilka słów na temat systemu wyborczego i jak to się przekłada na szanse RN.
Francuska ordynacja wyborcza to JOW w dwu turach. Żeby zdobyć mandat należy przekroczyć 50% w pierwszej turze albo wygrać w drugiej turze. Żeby wejść do drugiej tury trzeba zdobyć w pierwszej co najmniej 12,5% głosów uprawnionych do głosowania.
Baaaardzo teoretycznie w drugiej turze kandydatów może być ośmiu (100:12,5), gdyby wydarzył się cud i zagłosowało 100% uprawnionych, każdy oddał głos ważny, a głosy rozłożyły po równo. Ale furda zabawy intelektualne – w realu do drugiej tury przechodzi zwykle dwóch najlepszych, niekiedy trzech, bardzo rzadko czterech. Im większa frekwencja, tym mniej “pojedynków”, a więcej “triangulacji”. Według szacunków Ipsos, opartych na 539 okręgach wyborczych we Francji metropolitarnej, tym razem pierwszej turze wybranych zostanie od 65 do 85 deputowanych. Wiele nazwisk już znamy np. Marine Le Pen została wybrana. Warto pamiętać, że 2022 r. w pierwszej turze weszło tylko trzech kandydatów.
W drugiej turze tym razem odbędzie się potencjalnie od 285 do 315 “triangulacji” i od 150 do 170 pojedynków (to prognozy). RN będzie w drugiej turze w 390 do 430 okręgów, lewica w 370 do 410, większość prezydencka w 290 do 330, a Republikanie w 70 do 90. Przebrnęliście przez cyferki? To jedziemy dalej. Dlaczego jest to ważne. Z powodu strategii “frontu republikańskiego”. Co to za zwierz? Francuski. Kiedy mianowicie w drugiej turze jest pojedynek, to cała klasa polityczna przerzuca głosy na ich kandydata przeciw kandydatowi RN. Robi się pospolite ruszenie od burżuazyjnej prawicy przez centrystów i zielonych po skrajną lewicę. Ludzie, którzy w pierwszej turze obrzucali się błotem robią wspólny front. Kapitalistyczni krwiopijcy głosują na kandydata komunistów, antifa woke na rentiera pod krawatem mieszkającego w pałacu. Najczęściej to działa, a właściwie działało od lat 1980 do niedawna. Republikańska tama sprawiała, że partia z poparciem 25% miała jednego, dwóch, potem ośmiu posłów, a najczęściej wcale.
Teraz, gwoli ścisłości, RN szklany sufit przebija i system JOW obraca się na jego korzyść (tłumaczyłem szczegółowo u @lkwarzecha
). Stąd owe 250 możliwych mandatów, o czym na początku tweeta. Jednak w wypadku “triangulacji” pojawia się problem. Jeśli w drugiej turze jest kandydat RN, systemowej lewicy i systemowej prawicy, to głosy “systemu” się rozbijają. Wystarczy konfiguracja 35/33/32 i wchodzi “faszysta”. Tak właśnie w przeszłości FN odnosił rzadkie sukcesy. Strategia “frontu republikańskiego” zakłada zatem, że kandydat mający gorsze szanse na pobicie “faszysty” powinien się wycofać z kandydowania i wezwać do głosowania na drugiego kandydata systemu. I znowu: komuch na prawicowca, burżuj na lewaka etc. Zabawne. Tylko, że pojawia się problem nieobcy znawcom natury ludzkiej. Często obaj kandydaci systemu uważają, że to oni mają największe szanse na wygranie lokalnego Stalingradu, więc to ten drugi powinien się wycofać. Czasem grają lokalne animozje i ambicje, na które paryskie centrale partyjne nie mają wpływu. Wtedy obaj kandydaci się utrzymują i czasem wygrywa RN z poparciem 35%. Jeszcze inna sprawa: czy wyborcy są posłusznymi baranami, którzy mechanicznie przerzucają głosy na przeciwny obóz? Kiedyś tak, dziś mniej. Dla wielu wyborców centrum czy prawicy bardziej naturalny jest głos na RN, niż na bolszewików Mélenchona albo choć pozostanie w domu. Z kolei wyborcy lewicy nie widzą różnicy między faszystą Macronem a faszystką Le Pen i wcale nie jest pewne czy w wypadku pojedynku oddadzą głos na faceta, który przeprowadził reformę emerytalną etc. Tu miejsce na inny długi wpis: w jaki sposób w ciągu kilku ostatnich lat Marine Le Pen udała się w dużej mierze “dediabolizacja” RN i jak jej miejsce politycznego Szatana zajęła skrajna lewica z jej bolszewizmem, wokizmem, islamizmem, imigracjonizmem etc. Ma w tym “zasługę” i obóz prezydencki, któremu lewica zaszła za skorę i który nie wahał się użyć wpływów polityczno-medialnych, by zaczernić jej wizerunek. Wszystko to gra na korzyć RN. Tym razem. Tym razem 7 lipca możemy być świadkami sporej niespodzianki.
=========================
z PCh:
Socjalista i członek koalicji Frontu Ludowego, Raphaël Glucksmann, patetycznie stwierdził, że „dziś wieczorem stawiamy czoła historii”. „Nie ma wahania: będzie wycofywanie kandydatów i wsparcie dla polityków zdolnych pokonać RN, niezależnie od naszych różnic. Czy po raz pierwszy w naszej historii pozwolimy skrajnej prawicy przebić się przez urnę wyborczą? Musimy się zjednoczyć, musimy mieć demokratyczne głosowanie i zapobiec zatonięciu Francji” – dorzucił Glucksmann.
Także Marine Tondelier z partii Zielonych (EELV) wezwała do „budowy nowego frontu republikańskiego” w II turze. Premier Attal, w podobnym tonie ostrzegał, że „skrajna prawica jest u bram”, ale „nasz cel jest jasny: uniemożliwić RN wybieranie posłów w drugiej turze i ani jeden głos nie powinien pójść na Zjednoczenie Narodowe” – dodał szef rządu.
Francuscy wolnomularze przeciwko skrajnej prawicy!
===================================
[Zjednoczenie Narodowe (RN – Rassemblement national), którego liderem jest Jordan Bardella, otrzymało 31,4% głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
“Paris Match”: 36 proc. Francuzów ma nadzieję na wygraną Zjednoczenia Narodowego
Pierwsza tura odbędzie się 30 czerwca, druga – 7 lipca.
RN to partia raczej socjalizująca, z „prawicą” ma niewielki związek, ani w dziedzinie duchowej, ani gospodarczej. Ale jest pro-francuska, ku rozpaczy masonów.
Ich logika: Nawet, gdyby wrogowie mieli 80% głosów, to dla nich zawsze będą oni “skrajni“.
A złośliwa ordynacja dwu-stopniowa [do parlamentu] masonom tę “walkę” bardzo ułatwia: Nakażą wszystkim partiom – marionetkom głosować wspólnie w drugiej turze – nic to, że wbrew deklarowanym programom – i juuuuż... MD]
Ryzyko powstania skrajnie prawicowego rządu we Francji po tym, jak prezydent Emmanuel Macron wezwał do rozpisania przedterminowych wyborów, zmobilizowało postępową Francję. Francuscy masoni z pięciu organizacji, z inicjatywy Wielkiego Wschodu Francji (Grand Orient of France / GODF), wydali oświadczenie wzywające braci i siostry do zaangażowania.
Wielcy Mistrzowie GODF, Francuskiej Federacji Międzynarodowego Mieszanego Zakonu Masońskiego Droit Humain, Uniwersalnej Wielkiej Loży Mieszanej, Wielkiej Loży Mieszanej Francji i Mieszanej Wielkiej Loży Memphis-Misraïm ostrzegają francuskie społeczeństwo, że “najbardziej reakcyjne siły dążą do porozumienia, mając jako jedyną ambicję zakwestionowanie wszystkich podstaw filozofii oświecenia, źródeł postępu”.
(…)
9 czerwca, po tym jak prezydent Macron ogłosił przedterminowe wybory, Wielki Wschód Francji natychmiast zareagował. Guillaume Trichard, Wielki Mistrz GODF, wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że organizacja stoi na czele walki ze skrajną prawicą i obrony uniwersalistycznej i braterskiej Republiki. [tricheur– to oszust… md]
“Dzisiejszego wieczoru Francja wkroczyła w bardzo niepokojącą fazę swojej historii, wraz ze zbliżającym się powrotem skrajnej prawicy do władzy. Bardziej niż kiedykolwiek humanistyczne zasady wolności, równości i braterstwa, zasady, którym masoni zawsze służyli i których bronili, są w niebezpieczeństwie” – stwierdził Trichard.
“Wielki Wschód Francji podejmie w nadchodzących dniach wszystkie inicjatywy, które uzna za użyteczne, w porozumieniu z zaprzyjaźnionymi Obediencjami masońskimi, aby bronić uniwersalistycznej i braterskiej Republiki, którą pielęgnujemy”, zakończył.
13 czerwca pięć organizacji zebrało się w siedzibie GODF, aby wystosować “uroczysty apel o mobilizację wszystkich masonów, braci i sióstr, aby powiedzieć “nie” nieuchronności zwycięstwa skrajnej prawicy i jej ideologii nienawiści”.
W “Wezwaniu do rozpoczęcia Republiki Braterskiej” zauważono, że “za trzy tygodnie, przy okazji przedterminowych wyborów parlamentarnych, ryzyko dołączenia Francji do ciemnej kohorty skrajnie prawicowych populistycznych i nacjonalistycznych rządów nigdy nie było tak wysokie”.
“W tym roku, kiedy czcimy pamięć tych, którzy polegli za naszą wolność w obliczu nazistowskiego jarzma i kolaboracyjnego reżimu, masoni nie mogą milczeć.
“Wierni i głęboko przywiązani do swojej humanistycznej i uniwersalistycznej tradycji, masoni będą bardziej niż kiedykolwiek zaangażowani w tę istotną walkę, jaką jest obrona braterskiej Republiki. Nie możemy już tylko bić na alarm, ale musimy działać.
“Działać w terenie, w naszych lożach, poza świątyniami. Działanie oznacza również wysłuchanie gniewu tych, którzy ze zmęczenia lub rozpaczy byli w stanie głosować 9 czerwca na grabarzy Republiki, aby przekonać ich, że skrajna prawica to ślepy zaułek.
“Masoni, którzy zawsze stawiali opór nienawistnej hydrze skrajnej prawicy, wierni ideałom wolności, równości, braterstwa, sekularyzmu, powstają, zdeterminowani, by wziąć udział w odbudowie republikańskiej nadziei dla wszystkich”.
Nowym premierem Francji został dotychczasowy minister edukacji i zaufany prezydenta Macrona Gabriel Attal, który ma zaledwie 34 lata. Kim jest nowa gwiazda francuskiej polityki?
Nowy premier Francji Gabriel Attal cieszy się ogromną popularnością Zdjęcie: Raphael Lafargue/abaca/picture alliance
Wcześniej był najmłodszym ministrem edukacji w historii Francji, teraz jest najmłodszym premierem: we wtorek (9.01.2024) nowym szefem francuskiego rządu został Gabriel Attal. Jest następcą premier Elisabeth Borne, która w poniedziałek podała się do dymisji.
Nominacja nie jest wielkim zaskoczeniem. Attal uchodzi za zaufanego prezydenta Emmanuela Macrona już od jego pierwszych wyborów w 2017 roku. – To pierwszy raz, kiedy Macron mianował osobę tak mu bliską – powiedziała minister chcąca pozostać anonimową. – Po sporze dotyczącym prawa imigracyjnego zrozumiałe jest, że szuka solidarności – dodała. Ustawa, uchwalona w grudniu 2023, była tak kontrowersyjna, że minister zdrowia Aurélien Rousseau w proteście podał się do dymisji.
Attala i Macrona łączą nie tylko młody wiek, duże ambicje i mała potrzeba snu. Podobnie jak Macron, Attal jest także byłym socjalistą. W 2017 roku przeszedł z Partii Socjalistycznej do socjalliberalnego i centrowego ruchu En marche! Macrona. Przed powołaniem na stanowisko premiera pełnił już kilka funkcji we francuskim rządzie – mimo że ma zaledwie 34 lata.
Kariera jak z bajki
Urodzony w 1989 roku na przedmieściach Paryża jako syn prawnika, producenta filmowego i pracownicy umysłowej, Attal zdobył doskonałe wykształcenie. Po ukończeniu prywatnej szkoły studiował prawo na Université Paris-Panthéon-Assas, a następnie nauki polityczne w elitarnej paryskiej Science Po. Jeszcze przed ukończeniem studiów został najmłodszym doradcą i autorem przemówień ówczesnej minister zdrowia Marisol Touraine.
Jego kariera polityczna gładko toczyła się dalej: w wieku 28 lat został najmłodszym sekretarzem stanu, w wieku 29 lat rzecznikiem partii, a w wieku 33 lat ministrem.
Attal żyje w związku ze Stéphane’em Séjourné, przewodniczącym liberalnej frakcji Odnówmy Europę w Parlamencie Europejskim. Jest pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem Francji.
Między mobbingiem a abają
Jako minister edukacji Attal wzbudził ostatnio kontrowersje. Tuż po wakacjach rozpoczął kampanię na rzecz zakazu noszenia abai – długiego, szerokiego płaszcza, powszechnego wśród muzułmanek. Wywołało to oburzenie i temat był komentowany w mediach przez wiele tygodni. – Podobnie jak Macron dryfuje on coraz bardziej na prawo – komentuje pracownik ministerstwa.
Chciał także wprowadzić obowiązek noszenia przez uczniów mundurków szkolnych i wspierał w niektórych szkołach fazę testową. Także powtarzanie klasy z powodu złych ocen znów stało się możliwe. Po samobójstwie ucznia jednej ze szkół zaangażował się również w walkę z mobbingiem. Ponadto zamierzał na wzór duński wprowadzić w szkołach tzw. kursy empatii, by uwrażliwić uczniów na zjawisko przemocy.
Ulubieniec wszystkich?
Mianując Attala, Macron wybrał polityka, który – jak wynika z sondaży – cieszy się wśród społeczeństwa ogromną popularnością. Po wybuchach szalonego entuzjazmu podczas jego wystąpień publicznych francuskie media mówiły wręcz o „Attalmanii”.
Jego pierwszym zadaniem jest teraz sformowanie nowej ekipy rządzącej. Nie będzie prawdopodobnie miał tu zbyt dużej swobody. Przypuszczalnie sam prezydent już dawno podjął decyzję o obsadzeniu stanowisk.
Plac Republiki w Paryżu wypełnił się demonstrantami po wstępnych wynikach wyborów do Parlamentu Europejskiego i idącą w związku z tym zapowiedzią Emmanuela Macrona. Zdaniem organizacji związkowej FSU we Francji trwa “podwójne polityczne trzęsienie ziemi”, a eksperci wyjaśniają, że będzie to miało negatywny wpływ dla Polski.
Prezydent Francji Emmanuel Macron w niedzielę 9 czerwca ogłosił, że rozwiązuje parlament i zapowiedział przedterminowe wybory. Jest to reakcja na wyniki sondażu do Parlamentu Europejskiego, w których “skrajnie prawicowa partia”, Zjednoczenie Narodowe RN związana z Marie Le Pen, uzyskała rekordowy wynik wynoszący ponad 31,5 procent głosów. Decyzja wywołała sprzeciw ludności, która zademonstrowała swoje niezadowolenie.
[logika tych żydków: partia, która reprezentuje 31% Francuzów – jest “skrajnie prawicowa”… A ta “ludności“…. Nie lubią już swojej ulubionej “demokracji” MD]
====================
[Opuszczam bełkocik lewacki, można znaleźć w oryginale. Ale poniżej suche liczby:]
Francuski parlament rozpoczął w poniedziałek obrady nad projektem ustawy „o końcu życia”, która ma stworzyć możliwość „pomocy w umieraniu” niektórym ciężko chorym i cierpiącym pacjentom. Planom tym towarzyszą obawy i podziały, nie zawsze zgodne z przynależnością partyjną posłów.
Projekt ustawy wniósł rząd, a zapowiadał ten krok w marcu br. prezydent Emmanuel Macron. Propozycja rządowa mówiła o „pomocy w umieraniu”, która pozwoli pewnym pacjentom zgodnie ze „ścisłymi warunkami” otrzymać substancję śmiercionośną. Chodzi o osoby dorosłe, zdolne do jasnego wyrażenia wolnej woli, odczuwające ból nie do zniesienia bądź niepoddający się leczeniu.
Komisja parlamentarna zmodyfikowała projekt naruszając – według rządu – jego równowagę. W pierwotnym tekście, wśród innych kryteriów, mowa była o tych osobach cierpiących na ciężką i nieuleczalną chorobę, których życie jest zagrożone w krótkiej lub średniej perspektywie. Komisja zastąpiła to sformułowaniem o chorobie „w stadium zaawansowanym albo terminalnym”. Zdaniem niektórych deputowanych ten termin rozszerza grupę, która potencjalnie mogłaby korzystać z „pomocy w umieraniu”.
Inną wywołującą spory poprawką jest zapis pozwalający pacjentowi wybrać rodzaj „pomocy w umieraniu” w razie, gdyby „stracił świadomość w sposób nieodwracalny”. [ta francuska logika.. md]
W całym projekcie zachowano przy tym kryterium mówiące o zdolności do wyrażenia przez chorego wolnej i jasnej woli.
Kolejna poprawka rozszerzyła pierwotną wersję w kwestii podania substancji śmiercionośnej. Propozycja rządu przewidywała, że pacjenci przyjmą ten środek samodzielnie, z wyjątkiem sytuacji, gdy nie będą w stanie tego zrobić. Poprawka wniesiona przez komisję daje pacjentowi możliwość swobodnego wyboru w sprawie scedowania tego prawa na osoby trzecie.
Rząd zapowiadał już, że będzie dążył do przywrócenia pierwotnej wersji projektu. Minister zdrowia Catherine Vautrin przekonywała w parlamencie, że propozycja rządu „nie jest modelem eutanazji, ponieważ nie ingeruje nikt z zewnątrz, chyba że dana osoba fizycznie nie może podać sobie środka śmiercionośnego”.
Wsparcie dla projektu powinny zapewnić partie obozu prezydenckiego i lewica; prawica i skrajna prawica odrzucają ustawę. Większość organizacji religijnych wyraziła poważne zaniepokojenie projektem.
Osobna część ustawy ma dotyczyć opieki paliatywnej, za której wzmocnieniem opowiadają się wszyscy deputowani.
Ponad 20 organizacji opieki medycznej (paliatywnej, pielęgniarskiej, stowarzyszenia psychologów i geriatrów) zaapelowało o odrzucenie projektu w liście otwartym opublikowanym w dzienniku „Le Figaro”. Zwracając się do deputowanych sygnatariusze listu oświadczyli, że propozycja nie jest zgodna z obietnicami, które składano w ostatnich miesiącach.
„Zaręczano nam, że będzie to ustawa wyjątkowa”, która będzie dotyczyła wyłącznie osób „w rzadkich sytuacjach ogromnego cierpienia” – głosi list. Projekt przyjęty przez komisję parlamentarną jest zaś, zdaniem sygnatariuszy, modelem, którego cel zakłada „możliwość zbliżenia się do sprowokowanej śmierci” w najszerszych sytuacjach medycznych, „w tym takich, które pozostawiają nadzieję na kilka lat życia”.
Projekt będzie przechodził ścieżkę legislacyjną co najmniej do lata 2025 roku i nie jest wykluczone, że ulegnie zmianom. Na dyskusje w pierwszym czytaniu przeznaczono dwa tygodnie – głosowanie ma się odbyć 11 czerwca br.
Budynek Parlamentu Europejskiego w Brukseli. / foto: Wikimedia, Jorge Franganillo,
Na dwa miesiące przed wyborami sondaże dotyczące wyborów do Parlamentu Europejskiego stają się coraz bardziej ciekawe. Badanie Ifop-Fiducial dla „Le Figaro”, LCI i Sud Radio daje prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordana Bardelli dużą przewagę nad innymi partiami. Sondaże przyznają tej partii 32-33 proc.
Lista RN pilotowana jest przez Jordana Bardellę i ma 32 proc. głosów poparcia oraz dynamikę wzrostową. To najwyższy poziom sondażowy. 89 proc. deklarujących obecnie poparcie narodowców twierdzi, że swoich preferencji nie zmieni. W przypadku partii prezydenckiej „Renesans” taki odsetek „zdecydowanych” wynosi tylko 72 proc. To właśnie lista Renesansu jest na drugim miejscu, ale powodów do zadowolenia Emmanuel Macron raczej nie ma. Listę „macronistów” pilotuje Valérie Hayer i może ona liczyć na 19 proc. głosów. Trzecie miejsce na podium zajmuje podnosząca się z gruzów Partia Socjalistyczna (PS – Place Publique) kierowana przez Raphaëla Glucksmanna. 11 proc. Francuzów twierdzi, że jest gotowa do jej poparcia.
Nieoczekiwanie PS stała się liderem lewicowego peletonu, bo reszta nie przekracza wyniku dwucyfrowego.
ZbuntowanaFrancja (LFI) otrzymuje zaledwie 7,5 proc., ekolodzy (EELV) – 6,5 proc., lista komunistyczna kierowana przez Léona Deffontainesa ma zaledwie 3 proc. głosów poparcia i może swoich europosłów nie wprowadzić. Słabo prezentuje się też centroprawica i niegdyś silni Republikanie (LR). Ich lista, którą pilotuje François-Xavier Bellamy może liczyć na 7,5 proc., czyli poniżej wyniku z 2019 r. Liderką listy prawicowej „Reconquête!” Zemmoura jest Marion Maréchal Le Pen (siostrzenica Marie). W przypadku jej listy notowania wynoszą 6 proc., co oznacza przekroczenie progu wyborczego.
Niezbyt pomyślne dla uniofilów sondaże uzupełnia też spadek popularności Emmanuela Macrona i jego premiera Gabriela Attala. W sondażu YouGov dla HuffPost z kwietnia, Francuzi dość surowo ocenili politykę obu panów. 74 proc. respondentów uważa, że zwłaszcza źle zarządzają gospodarką. Liczba pozytywnych opinii na temat Macrona wynosiła na początku marca jeszcze 27 proc., w kwietniu jest to 25 proc. Wychodzi na to, że tylko co czwarty Francuz ma pozytywny stosunek do głowy państwa.
Francuzi bardzo krytycznie oceniają też sytuację gospodarczą kraju i sposób zarządzania gospodarką przez rząd. Notowania premiera Attala także spadły o 2 punkty procentowe w porównaniu z sondażem z marca. Obecnie ma 31 proc. pozytywnych ocen, ale od czasu objęcia urzędu szefa rządu stracił 6 punktów procentowych. Sondaż kwietniowy pokazuje, że spada odsetek Francuzów „bez swojego zdania na ten temat”, a rośnie ilość osób z opiniami niepochlebnymi o premierze i rządzie. Odsetek opinii negatywnych przekroczył ważną granicę 50 proc. Większość Francuzów pozostaje zwłaszcza bardzo krytyczna wobec zdolności Gabriela Attala do uporządkowania finansów publicznych. Tylko 23 proc. ankietowanych uważa, że Attal będzie w stanie przeprowadzić taką reformę. 74 proc. uważa, że władza wykonawcza źle radzi sobie z zarządzaniem gospodarką. Nawet w szeregach zwolenników prezydenckiej partii Renesans, odsetek zaufania dla rządu wynosi tylko 67 proc.
est prête pour son relais de la Flamme olympique RDV cet été, les 14 & 15 juillet prochains, pour le passage de la Flamme dans la capitale !
·
1,1 mln Wyświetlenia
Marion Maréchal (należąca do klanu Le Pen) w #BonjourLaMatinaleTF1 na temat niesienie ognia olimpijskiego przez drag queen Minimę Gesté: “Po raz kolejny musimy udawać, że to reprezentuje Francję (…) Nie sądzę, że to dobry sposób na reprezentowanie Francji w oczach świata”.https://en.wikipedia.org/wiki/Marion_Mar%C3%A9chal
Port de la flamme olympique par Minima Gesté, drag queen : "Là encore faut-il faire semblant que cela représente la France (…) Je ne considère pas que ce soit une bonne façon de représenter la France aux yeux du monde", Marion Maréchal dans #BonjourLaMatinaleTF1pic.twitter.com/dCHVNChVZ2
Cordoned by French Gendarmes mobile riot unit, migrants queue to embark buses for temporary shelter during the evacuation of their makeshift camp gathering hundreds, mostly Afghan, in Paris on November 17, 2022.
Christophe ARCHAMBAULT / AFP
With the much anticipated Summer Olympic Games fast approaching, and with Macron’s deeply unpopular government scrambling both to ensure the security of international guests and conceal Paris’s visible degeneration, new crime figures show the capital city in a less-than-favorable light and call into question authorities’ ability to keep women safe.
The figures, recorded by Paris Police Headquarters, revealed that 77% of rape cases in the capital solved in 2023 had been committed by perpetrators who do not hold French passports, with the majority of sexual crimes transpiring in and around tourist areas like Champs de Mars—soon to be packed with visitors to the games.
French broadcaster Europe 1, which saw the Paris Police Headquarters report, revealed 97 rapes were recorded across the capital in 2023, a figure up by 2% compared to those from 2022. Before this past year, the number had stayed relatively stable since 2018. Of the total recorded cases, 30 were solved with 36 perpetrators being arrested.
Apart from the fact that the vast majority of perpetrators were not French, most were drug-addicted, homeless, and unemployed, according to the report. Twenty were already known to police, including four for acts of sexual assault.
Grégory Joron, General Secretary of the Unité SGP Police-Force Ouvrière, one of France’s largest police unions, lamented the report’s findings.
That’s still one rape every three days in Paris… This raises a real question since it’s been stable since almost 2018 and overall, we can see that it’s a phenomenon that we can’t manage to extinguish.
For the union chief, the report’s findings are especially worrying in light of the upcoming Olympic games, where Paris is expected to welcome—and maintain the safety and security of— some 15 million visitors.
These are supposed to be places that have 0% delinquency since we are waiting to welcome millions of tourists for the Olympic Games, but, for the moment, these are still places where, unfortunately, we still have a lot of problemson our hands. After a certain time, at night, there is unfortunately still a risk of a woman walking alone to return from a party or even from work.
News of the report from Paris Police Headquarters comes days after Germany’s Federal Interior Minister Nancy Faeser presented the Federal Criminal Police Office’s (BKA) annual crime statistics report which painted a similar picture of the state of affairs there. Like the figures out of Paris, the BKA’s numbers also revealed foreign passport holders were massively overrepresented among sexual assault suspects at a national level.
Unfortunately, France and Germany are not outliers. The trend has also been recorded in recent years in Switzerland, Finland, Denmark, Italy, and elsewhere across Europe.
Francja w marcu 2020 r. była jednym z krajów, które w celu powstrzymania pandemii Covid-19, przyjęły najbardziej restrykcyjne zasady lockdownu. Historyk i socjolog Nicolas Mariot przyjrzał się temu eksperymentowi masowego posłuszeństwa:
Wiosną 2020 r. wszystkie rządy znalazły się w tej samej sytuacji w tym samym czasie – musiały, jak powiedział wówczas premier Holandii, podejmować 100% decyzji na podstawie 50% informacji. Państwa członkowskie przyjęły jednak radykalnie różne polityki. W Europie pięć krajów południowych – Francja, Włochy, Hiszpania, Grecja i Cypr – zastosowało jedne z najsurowszych środków, łącznie z zaświadczeniami, poddając wszelkie przemieszczanie się ich ludności surowym zasadom, monitorowanym przez siły porządkowe. Jednocześnie kraje skandynawskie, takie jak Szwecja, Finlandia, Dania, Norwegia i Holandia, a także Szwajcaria i Bułgaria, przyjmując takie same środki zdrowotne jak w innych krajach (noszenie masek, zakaz zgromadzeń, zalecenia dotyczące mycia rąk itp.), pozostawiły obywatelom swobodę przemieszczania się. W rezultacie we Francji liczba osób odwiedzających tereny zielone wiosną 2020 r. była o połowę mniejsza niż zimą, podczas gdy w Danii podwoiła się w tym samym okresie.
W podejściu do ludności ton również był inny. Podczas gdy prezydent Emmanuel Macron czterokrotnie powtórzył 16 marca w swoim przemówieniu do Francuzów słynne zdanie „Jesteśmy w stanie wojny” przeciwko „wrogowi sanitarnemu, co prawda” ale „nieuchwytnemu i postępującemu”, prezydent Republiki Federalnej Niemiec Frank-Walter Steinmeier oświadczył, że „nie, ta pandemia to nie jest wojna”. Holenderskie władze opublikowały natomiast podręcznik komunikacji dotyczący wirusa zakazujący stosowania języka wojennego na rzecz przesłania podkreślającego wymiar zbiorowy walki z Covidem.
We Francji dekretem z 23 marca prefekci i burmistrzowie zostali zachęceni do „wykorzystania w pełni swoich uprawnień policyjnych” i „wprowadzenia bardziej restrykcyjnych środków – niż te podjęte na szczeblu krajowym – gdy okoliczności prawne tego wymagają”. I nie zawahali się skorzystać z tej władzy. Siedemnaście prefektur wprowadziło godziny policyjne dla obywateli, trzydzieści dla sklepów, dziewięć departamentów wybrało obie opcje; ponad dwieście gmin również wprowadziło własne godziny policyjne, które nałożyły się – lub nie – na te prefektur. Ograniczenie przemieszczania się zostało zaostrzone: osiemdziesiąt trzy departamenty nałożyły ograniczenia w dostępie do miejsc natury i relaksu, czasami z absurdalnym uzasadnieniem, jak: „lockdown to nie wakacje!”, lub z dziwacznymi zapisami, jak: „zakaz kupowania bagietki lub jednej gazety naraz”, lub jeszcze: „zakaz siadania na ławkach miejskich”. Te różne dodatkowe środki często prowadziły do zerwania z jedną z fundamentalnych zasad uzasadnienia lockdownu: równości wszystkich wobec zakazów.
Chociaż Włochy były pierwszym europejskim krajem narażonym na wirusa, który podjął drastyczne środki, to kraje, które później przyjęły najbardziej restrykcyjne zasady, nie były bardziej zagrożone pod względem zdrowotnym niż inne. Różnica w reakcji jest wyraźnie związana z przyzwyczajeniami do przymusu ze strony rządów: pokazujemy, że im więcej państwo europejskie ma policjantów na mieszkańca, lub im bardziej przyzwyczajone jest do naruszania wolności publicznych, tym bardziej zamknęło swoją ludność. W związku z pandemią odżyły więc stare nawyki karania populacji. Dla Francji polityka ta prawdopodobnie świadczyła również o braku zaufania władz do zdolności mieszkańców do przestrzegania zalecanej polityki. Kraj ten wyłaniał się z kryzysu „żółtych kamizelek” i manifestacji przeciw reformie emerytalnej, więc rządzący prawdopodobnie obawiali się wrogiej reakcji.
Francja była jednym z niewielu krajów, które wprowadziły słynne pozwolenie samemu sobie na opuszczenie miejsca pobytu (attestation de sortie), które zostało przedstawione jako środek zachęcający ludzi do wzięcia za siebie odpowiedzialności, a które szybko stało się narzędziem masowych kontroli. Przemieniając każdego w swojego własnego policjanta, to właśnie ten system (zapożyczony od Włochów) pozwolił na wyludnienie przestrzeni publicznej. We Francji zostało w tym czasie przeprowadzonych 21 milionów kontroli. W niektórych departamentach liczba kontroli równała się liczbie dorosłych mieszkańców.
Jak wytłumaczyć fakt, że ludność w dużej mierze przestrzegała tych bardzo restrykcyjnych zasad? Są dwie hipotezy wyjaśniające, dlaczego 80% populacji zgodziło się pozostać w domach: strach przed wirusem i strach przed policją. Przeprowadzone badanie (Vico) pokazało, że przez cały ten okres nie więcej niż 50% osób przestrzegało zaleceń zdrowotnych (noszenie maski, mycie rąk itp.). Tak więc sam strach przed wirusem nie wystarczy, aby wyjaśnić masowe przestrzeganie zasad.
Musimy również podkreślić bardziej horyzontalny wymiar posłuszeństwa, jakim jest porównanie z innymi. Faktem jest, że wiele osób chciało dać przykład i/lub upewnić się, że ich sąsiedzi nie korzystają z przywilejów, choćby najmniejszych. Eksplozja liczby donosów w tym okresie (skierowanych do burmistrzów, posterunków policji lub lokalnych stacji radiowych) jest oznaką tej fundamentalnej troski: zasady nie są kwestionowane, o ile ich stosowanie wydaje się nie pozostawiać miejsca na arbitralność. Wreszcie, ważne jest, aby podkreślić usunięcie wszelkiej ludzkiej obecności z przestrzeni publicznej: bary i parki były zamknięte, plaże i lasy zakazane, a nocne oświetlenie często wyłączone. Wszystkie te środki doprowadziły do tego, co nazwaliśmy „obawą przed byciem na zewnątrz”. W szczególności dla kobiet wyjście w opuszczone miejsce stało się niepokojącym doświadczeniem z obawy przed światem zewnętrznym, który stał się nieprzyjazny.
Wszyscy widzieliśmy przerażające obrazy Chińczyków uwięzionych lub brutalnie wyrzucanych ze swoich domów, trzeba jednak zwrócić uwagę na znaczną różnicę między Chinami a Francją: w Chinach to zawsze motyw zdrowotny decyduje o ustanowieniu nowych zasad. Lockdown jest stosowany w różnych prowincjach sukcesywnie w zależności od rozprzestrzeniania się epidemii i różnie w zależności od statusu osób – „negatywny”, „kontakt” lub „zakażony”. W przeciwieństwie do Francji, nigdy nie dotyczy wszystkich obywateli jednocześnie i w tym samym wymiarze.
Byłem bardzo zaskoczony, widząc, że nie tylko żadne duże media, ale także żaden zespół badawczy we Francji, a nawet, o ile się nie mylę, w Europie, nie był zainteresowany podsumowaniem tego okresu, nie z punktu widzenia zdrowia, ale z punktu widzenia regulacji. A przecież z tego doświadczenia można wyciągnąć wiele wniosków – nie jesteśmy bowiem odporni na kolejną pandemię. Co więcej, z perspektywy czasu widzimy, że lockdown, który zostało zaakceptowany, ponieważ dotyczył wszystkich, niezależnie od klasy społecznej, wieku, poziomu dochodów czy miejsca zamieszkania, był w rzeczywistości stosunkowo nierówny w sposobie jego stosowania, ze względu na dużą swobodę daną władzom lokalnym oraz siłom porządkowym. Wreszcie, jako historyk specjalizujący się w wojnie 1914-1918, badałem już taki eksperyment posłuszeństwa na dużą skalę. I byłem zaskoczony, że nowa forma świętej unii uzasadniająca zawieszenie wolności i niekontrolowanego rządu może zostać powtórzona niemal identycznie sto lat później.
Francja zaczyna zakazywać najmu tzw. nieefektywnych energetycznie budynków. To samo grozi Polsce, jeśli zastosuje się do dyrektywy EPBD.
“Do 2028 roku aż 5,2 miliona francuskich domów z najniższymi ocenami efektywności energetycznej nie będzie już kwalifikować się do wynajmu. Polskę czekają podobne zmiany” – pisze Piotr Maciążek, dziennikarz serwisu www.strefainwestorow.pl
EPBD. Francja zaczyna zakazywać najmu
Francuskie władze w swoich restrykcjach idą nawet dalej, niż wymaga obecnie Unia Europejska. Wskazują, że celem jest “zielona”, zeroemisyjna Europa i dlatego trzeba wykluczyć z najmu tzw. nieefektywne energetycznie mieszkania.
Właściciele nieruchomości zostali objęci nowymi, surowymi przepisami, przeforsowanymi przez rząd prezydenta Emmanuela Macrona, które nakładają wymogi w zakresie efektywności energetycznej na domy i mieszkania, co ma zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych oraz zużycie energii. Na tym etapie chodzi o budynki w klasie energetycznej F i G. Władze proponują tzw. zachęty, czyli dofinansowanie przymusowych remontów z budżetu.
Jednak, jak przypomina Maciążek, drakońskie przepisy w planach Brukseli mają objąć całą Unię Europejską, w tym Polskę. Państwa członkowskie mają bowiem wdrażać dyrektywę ws. charakterystyki budynków (EPBD). Rzecznik prasowy Ministra Klimatu i Środowiska Hubert Różyk zapowiedział już “środki administracyjne” za niewyremontowanie budynków zgodnie z unijną dyrektywą.
Nowe budynki tylko zeroemisyjne
“W Polsce jest około 6,3 mln domów. Z tego około 2 miliony z tych domów jest w złym stanie technicznym. Ponad 1,7 mln z nich nie ma żadnej izolacji cieplnej. Ponad 347 tys. domów ma natomiast niewystarczającą izolację biorąc pod uwagę parametry proponowane przez UE” – czytamy w tekście dziennikarza.
“Jednym z najbardziej radykalnych aspektów planowanej dyrektywy jest również nakładanie obowiązku budowy nowych budynków zeroemisyjnych od 2028 roku. To oznacza, że nowo powstające budynki mieszkalne będą musiały być w pełni zdekarbonizowane, co z kolei przyspieszy rozwój technologii przyjaznych środowisku, takich jak źródła energii odnawialnej i zaawansowane technologie izolacyjne” – pisze Maciążek w tekście “Francja zaczyna zakazywać najmu nieefektywnych energetycznie budynków. W Polsce czeka nas to samo“.
Kazimierz Grześkowiak w utworze „Odmieniec” obarczał winą za „odmianę” m.in. nawozy sztuczne. Piosenka miała być satyrą na ciemnotę krajowego chłopa, ale okazuje się prorocza i znacznie wyprzedzająca swoje czasy. Okazuje się, że to co kojarzono z „chłopską ciemnotą” jest „awangardą postępu”.
Zacznijmy jednak od fragmentu tekstu samej piosenki:
„Chłop jest z morgami i urodziwy
w rękach mocarny, że istne dziwy
Jedno go tylko hańbi i plami:
Czemu nie lata za dziewuchami?
Może to przez te nawozy sztuczne,
Może był w szkole zbyt pilnym uczniem,
Może to wszystko przez te atomy,
Że wariata mamy!”.
Nieoczekiwanie taką samą diagnozę w sprawie „odmieńców” postawiła czołowa polityk socjalistów w Europie. Chodzi o Francuzkę, Ségolène Royal, m.in. minister ds. środowiska, kandydatkę Partii Socjalistycznej w wyborach prezydenckich w 2007, byłą „partnerkę” prezydenta Francois Hollande’a. Odniosła się do raportu senackiego, w sprawie mody na zmianę płci wśród nieletnich we Francji i wyjaśniła to zjawisko wpływem… nawozów sztucznych.
Konkretnie obwinia służący do niszczenia chwastów glifosat, który ma zawierać substancje zaburzające funkcjonowanie układu hormonalnego. W 2017 roku Europejska Agencja Chemikaliów podtrzymała opinię, że glifosat silnie uszkadza oczy i jest niebezpieczny dla organizmów wodnych, ale wyjaśniała, że badania nie pozwalają sklasyfikować glifosatu jako kancerogennego, mutagennego i środka zagrażającego reprodukcji.
Segolene Royal uznaje, że wpływ tego środka nie jest wystarczająco zbadany i na antenie BFMTV stwierdziła, że ta substancja zaburzając funkcjonowanie układu hormonalnego jest odpowiedzialna za wzrost dysforii płciowej wśród nieletnich. „Nie wolno nam zapominać, że wzrost liczby tych przypadków wynika z substancji zaburzających funkcjonowanie układu hormonalnego” – oświadczyła, zapewniając dodatkowo, że powiązanie to zostało „udowodnione”.
Jej zdaniem „na obszarach, gdzie masowo stosuje się pestycydy, wiek dojrzewania małych dziewczynek rozpoczyna się czasami w wieku 8–9 lat. No i okazuje się, że trzeba było czekać ponad pół wieku, żeby wyśpiewana przez Kazimierza Grześkowiaka prawda, znalazła potwierdzenie w wystąpieniu „postępowej” polityk i to w samej Francji.
Dodajmy, że dyskusja o dysforii płciowej ma miejsce w związku z propozycją Partii Republikanie, która chce złożyć jeszcze w tym półroczu projekt ustawy zakazującej „zmian płci” dla osób nieletnich. Opublikowany kilka dni w wcześniej raport senacki, uznał odpowiedzialność w możliwym krzywdzeniu dzieci zwłaszcza „ideologii transafirmatywnej”, która rozprzestrzeniła się wśród pracowników służby zdrowia. Lewica woli obarczać winą… nawozy sztuczne.
Anne Brunette, CitizenGO” <petycje@citizengo.org> Jestem bliska płaczu. Elity polityczne Francji postanowiły, że zabijanie dziecka w łonie matki to podstawowe prawo mojego kraju, na tyle istotne, że zostało ono wpisane do konstytucji!Więź między matką a dzieckiem powinna być pełna troski i miłości. Jednak politycy zadecydowali, że we Francji jest to więź, którą można nieodwracalnie zerwać, uznając to za podstawowe konstytucyjne prawo.Zamiast wspierać kobiety, to rzekome konstytucyjne prawo prowadzi do śmierci, nieszczęścia i bólu. Śmierć nienarodzonych dzieci została cynicznie wykorzystana przez globalizm, by zademonstrować siłę swojej ideologii.Francja przyjęła tę odrażającą praktykę wzorując się na słynnym amerykańskim orzeczeniu w sprawie Roe v. Wade z 1973 r., na mocy którego uznano, że każda kobieta ma prawo do wykonania aborcji (z możliwością wprowadzenia pewnych ograniczeń w II i III trymestrze w prawie stanowym).To kulturowa wojna, której ofiarami są dzieci… ludzie! Widzimy, jak wszędzie odbywa się wpływanie na kobiety, które są przekonywane, że aborcja jest jedyną opcją dla nich. Dane opublikowane przez Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości wskazują, że 42% Francuzek, które dokonały aborcji przed ukończeniem 25 roku życia, cierpi na depresję, a około połowa z tych kobiet, które dokonały aborcji będąc nieletnimi, zmaga się z myślami samobójczymi. Statystyki również pokazują, że kobiety, które przeszły przez aborcję, są trzy razy bardziej narażone na cierpienie fizyczne, psychiczne lub seksualne niż kobiety, które donosiły ciążę do porodu. Śmierć. Nieszczęście. Ból. To jest to, co Francja uczyniła swoim tak zwanym konstytucyjnym prawem.
. Co gorsza, są teraz tacy, którzy próbują rozprzestrzenić tę kulturę śmierci na inne kraje, Europę i resztę świata.
Reporter lewicowego dziennika The Guardian napisał, że:„jest teraz nadzieja, że inne europejskie kraje pójdą w ślady Francji”. Również Associated Press (AP) opublikowało nagłówek o tym, że w następstwie decyzji Francji„inne europejskie kraje szukają sposobów na rozszerzenie dostępu do aborcji”. Legalizacja aborcji już ma katastrofalne konsekwencje w Europie i na całym świecie, dając pomysły radykalnej lewicy, która chce pójść jeszcze dalej w zabijaniu nienarodzonych dzieci. Hiszpańska minister pracy Yolanda Diaz wezwała, aby aborcja została włączona również do hiszpańskiej konstytucji! I nie jest w tym podejściu odosobniona. Dyrektor Generalny Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus również zabrał głos, tweetując:„Bezpieczna #aborcja to opieka zdrowotna. Witamy decyzję #Francji o zabezpieczeniu praw kobiet i ratowaniu ich życia”. Wyraźnie widać, że zasłona opadła. W przeszłości Światowa Organizacja Zdrowia i inne organizacje o globalnym zasięgu preferowały stosowanie bardziej dyskretnych określeń na aborcję, takich jak „prawa reprodukcyjne” czy „opieka zdrowotna kobiet”. Obecnie jednak te organizacje otwarcie wspierają aborcję, argumentując, że może ona przyczynić się do ratowania życia. We Francji rocznie przeprowadza się ponad 200 000 aborcji, co prowadzi do zakończenia życia ponad 200 000 nienarodzonych istnień! Te setki tysięcy nienarodzonych dzieci mogłyby zostać uratowane, gdybyśmy dokonali lepszych wyborów jako społeczeństwo; gdybyśmy zapewnili autentyczne wsparcie młodym kobietom w potrzebie i ułatwili proces adopcji. Bezpłodne pary, które często czekały latami na założenie rodziny, pokochałyby te dzieci. Zamiast tego, ich życie zostało zakończone… Teraz jest to „konstytucyjnym prawem”. A jednak nawet w takiej ciemności jest nadzieja. W Stanach Zjednoczonych aborcja została uznana za konstytucyjne prawo na skutek znanego przypadku sądowego Roe v. Wade w 1973 roku. Przez ostatnie 50 lat wydawało się, że próba unieważnienia tej decyzji to jedynie polityczne mrzonki. Jednak w zeszłym roku doszło do przełomu. Sąd Najwyższy wydał orzeczenie, w którym stwierdził, że Konstytucja Stanów Zjednoczonych nie zapewnia prawa do przerywania ciąży.Ta decyzja nie zdarzyła się „po prostu”. Przez pięć długich dekad ludzie mobilizowali się w modlitwie i działaniu, aby upewnić się, że kultura śmierci nie zatriumfuje.Teraz we Francji i na całym świecie ci, którzy opłakują życie nienarodzonych dzieci przerwane w łonie, muszą się zmobilizować. CitizenGO będzie kluczową częścią tej mobilizacji na rzecz życia. Chcemy, aby Państwo byli częścią tego wysiłku, który pokona “kulturę” śmierci i przywróci zwycięstwo dla życia.Miejmy wiarę, że nasze modlitwy i działania doprowadzą do zwycięstwa.Dziękuję za wszystko, co Państwo robicie,Anne Brunette z całym zespołem CitizenGOPS Stań z nami do walki! Jako organizacja na pierwszej linii obrony życia i zwalczająca agendę proaborcyjną, każda pomoc napędza nas do przodu. Państwa wsparcie odgrywa kluczową rolę, byśmy mogli kontynuować naszą pracę. Każda darowizna, niezależnie od wielkości, wzmacnia nasz wspólny głos. Jeżeli pragniesz wspierać CitizenGO w osiąganiu pozytywnych zmian i aktywnie przyczyniać się do naszej działalności, serdecznie zachęcamy do złożenia darowizny.
CitizenGO to społeczność aktywnych obywateli, która stara się, aby ludzkie życie, rodzina i wolność były darzone szacunkiem na całym świecie. Członkowie CitizenGO zamieszkują wszystkie kraje świata. Nasz zespół pracuje w 16 państwach na 5 kontynentach i działa w 12 językach. Więcej o CitizenGO dowiedzą się Państwo tutaj. Mogą nas Państwo także śledzić na Facebooku i Twitterze.
[Tragedia Haiti; voodoo, “Southern Decadence”] Oczy i uszy mocno zamknięte [Przypominam analizę sprzed 14 lat. Ciągle aktualna M. Dakowski
Najwyżsi urzędnicy państwowi w tym Emile Jonassaint czy Jean-Bertrand Aristid, który w 2003 podniósł ten kult do rangi religii państwowej.
29 sierpnia 2005 w Nowy Orlean uderzył jeden z najsilniejszych w historii Stanów Zjednoczonych huraganów – Huragan Katrina. Po przejściu przez Zatokę Meksykańską nabrał impetu, który w całości wyładował na mieście, którego 80% zostało zalane. Zginęło ponad 2500 osób a populacja tego półmilionowego miasta spadła do 273 tysięcy. Dziś obserwujemy jeszcze bardziej przerażające skutki trzęsienia ziemi na nieodległej Haiti. Zniszczenia są ogromne, w gruzach leży pałac prezydencki, liczby ofiar wciąż nie sposób oszacować, ale coraz częściej mówi się o 200 tysiącach. Skutkami trzęsienia może być dotkniętych aż 3 miliony ludzi, czyli jedna trzecia całkowitej populacji. Na ulicach zapanował chaos i anarchia. Niektórzy dziennikarze zadają pytanie “Gdzie w tym całym piekle jest Bóg?” Nie odpowiem na to pytanie, bo jest ono retoryczne i najczęściej stawiane w prowokacyjnych celach, ale gdyby je postawić inaczej “Gdzie w tym wszystkim nie ma Boga?” znalazłoby się sporo osób mówiących, że właśnie w Nowym Orleanie i na Haiti. [w 2024 doszła Francja MD] Po pamiętnej tragedii sprzed 5 lat, sporo takich głosów odezwało się w Stanach Zjednoczonych. Wskazywano na zbieżność huraganu z corocznym festiwalem homoseksualnym pod wyzywającą nazwą “Southern Decadence”, co można przetłumaczyć, jako “Południowy Upadek“. Nie inaczej jest i teraz. Znany amerykański duchowny Pat Robertson, który kiedyś zasugerował, że huragan Katrina był dla Amerykanów karą zesłaną na nich przez samego Boga, powiedział, że tragiczne trzęsienie ziemi na Haiti to wynik “paktu z diabłem” – poinformował serwis CNN. Można dyskutować z radykalizmem i pewnością siebie pastora, zwłaszcza że mówi o rzeczach, które trudno by mu było udowodnić w racjonalny sposób. Także koncepcja bezwzględnie karzącego Boga, jakoś tak bliżej ma do judaizmu niż chrześcijaństwa. W chrześcijaństwie, to co często nazywamy “Karą Bożą”, jest po prostu skutkiem wolnego wyboru człowieka, efektem odrzucenia Boga i wyboru innej drogi, która tylko w naszym zadufaniu wydaje się być niezależną, w istocie nią nie jest. Dlaczego o tym piszę? Dlaczego poruszam tak delikatne tematy, które łatwo ktoś może nazwać profanacją ofiar i przejawem bezduszności wobec cierpienia ludzi, którzy przeżyli kataklizmy? Od chwili, gdy dotarły pierwsze informacje o trzęsieniu ziemi na Haiti, nieodparcie przychodzi mi na myśl pewien ścisły związek między tymi miejscami. Związek tak ścisły, że wbrew logice każe mi się zastanawiać nad definicją słowa “przypadek“. Otóż zarówno Nowy Orlean jak i Haiti są największymi w regionie, jeśli nie na świecie skupiskami wyznawców voodoo – okultystycznego kultu przez wielu nazywanego kultem demonów. Voodoo to synkretyczny kult, bo trudno go nazwać religią, łączący elementy wierzeń afrykańskich, animizmu, spirytyzmu i słabo przyswojonego chrześcijaństwa. Mimo iż uznaje on istnienie jednego Boga (Bon Dieu) to w rzeczywistości czczone są inne duchowe istoty-duchy (loa). Podstawą kultu są “rytuały opętania“, podczas których w rytmie bębnów uczestnicy zapadają w trans i zapraszają “istoty duchowe” do swego wnętrza. Do tego jeszcze dochodzi wiara w możliwość wskrzeszania zmarłych i wykorzystywania ich w pracy jako zombie, oraz wszechobecna magia ze znanymi wszystkim “laleczkami voodoo” na czele. W Nowym Orleanie wciąż istnieją setki sklepów gdzie można się zaopatrzyć w przedmioty magiczne oraz drużyna futbolowa New Orlean VooDoo.
Na Haiti wśród wyznawców kultu byli najwyżsi urzędnicy państwowi w tym Emile Jonassaint czy Jean-Bertrand Aristid, który w 2003 podniósł ten kult do rangi religii państwowej. Mimo iż oficjalnie jego wyznawcami jest tylko kilka procent mieszkańców wyspy, to jego wpływy są szerokie. Wielu Haitańczyków uznawanych za katolików praktykuje magię, nosi amulety voodoo czy uczestniczy w ceremoniach, które z nazwy są chrześcijańskie a w istocie odnoszą się do “bóstw voodoo”. Tak jest w przypadku corocznej pielgrzymki do wodospadu Saut d’Eau (Wodny Skok). Gdzie pielgrzymi obnażeni do połowy dokonują rytualnego obmycia, wierząc że z wodami wodospadu zstępuje na nich “bogini wody” Erzulie (przy okazji patronka czarownic, prostytutek i wyznawczyń ‘voodoo). Czy zatem należy wyśmiać i zakrzyczeć tych wszystkich, którzy próbują w tych wydarzeniach dopatrzeć się czegoś więcej niż tylko kataklizmów i straszliwych ludzkich tragedii? Może czasem wypada spojrzeć na wydarzenia dziejące się w świecie z trochę innej niż racjonalistyczna perspektywy i uświadomić sobie, ze nic nie dzieje się przypadkiem. W każdym wydarzeniu, nawet tym najbardziej tragicznym, można odnaleźć przesłanie skierowane do tych co ocaleli. To nasz wybór czy tego chcemy, czy zamkniemy uszy i oczy. konserwa
Poprawka do konstytucji przyjęta obecnie w kraju nad Sekwaną nie dotyczy prawnej dopuszczalności aborcji, ponieważ przerywanie ciąży jest legalne w tym państwie od 1975 roku. Chodzi o symboliczne uznanie aborcji za jedno z praw podstawowych. To prawdziwy przewrót kopernikański. Warto w tym miejscu dodać, że w ostatnich latach Francja stała się liderem zmian obyczajowych, dokonujących się w całym świecie. W 1988 roku to właśnie w kraju nad Sekwaną dopuszczono po raz pierwszy do obrotu pigułkę aborcyjną RU-486. Następnie w 2000 roku Francja była pierwszym krajem na świecie, w którym wprowadzono do aptek pigułki „po”. Obecnie w tym kraju takie tabletki są dostępne bezpłatnie i bez recepty dla wszystkich kobiet – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Andrzej Kobyliński.
Jak Ksiądz Profesor zareagował na artykuły pt. „Francja włączyła prawo do aborcji do konstytucji. Jako pierwszy kraj na świecie”; „Prawo do aborcji w konstytucji: Francja chce dać przykład światu”; „Francja pierwszym krajem z prawem do aborcji w konstytucji”?
Moją pierwszą reakcją był smutek połączony z przerażeniem. Nie rozumiem obojętności, z jaką to niezwykle ważne wydarzenie spotkało się wśród zdecydowanej większości katolików w naszym kraju. Należy jednoznacznie stwierdzić, że w dniu 4 marca 2024 roku stało się coś bardzo przełomowego. Francja jako pierwszy kraj na świecie podjęła decyzję dotyczącą wpisania do konstytucji „prawa do aborcji”. Chodzi o decyzję Kongresu Parlamentu Francuskiego, czyli wspólnego posiedzenia obu izb parlamentu, które jest zwoływane m.in. wówczas, gdy istnieje potrzeba przegłosowania poprawek do konstytucji. Zdecydowaną większością głosów uznano prawną dopuszczalność dokonywania aborcji za prawo konstytucyjne. Ostatecznie przyjęto sformułowanie kompromisowe: nie będzie w konstytucji wyrażenia „prawo do aborcji”, ale „gwarantowana swoboda”.
Jest to kolejny etap radykalnej rewolucji obyczajowej, która obecnie dokonuje się w Europie i na całym świecie. W najbliższym czasie ustawę przyjętą przez Kongres Parlamentu Francuskiego podpisze prezydent Emmanuel Macron, który jest autorem tej inicjatywy ustawodawczej. W ten sposób kraj nad Sekwaną stanie się pierwszym państwem na świecie, w którym prawna dopuszczalność niszczenia życia dzieci nienarodzonych będzie zapisana w konstytucji jako jedno z praw człowieka. Aborcja jako uprawnienie konstytucyjne o charakterze „nieodwracalnym” to szokujące i przerażające zburzenie dotychczasowego rozumienia praw podstawowych i najważniejszych kategorii etycznych.
Aborcja to przecież morderstwo. Jak „prawo do aborcji” może być wpisane do konstytucji?
Zmiany na poziomie prawnym są konsekwencją zmian na poziomie moralnym i kulturowym. Najpierw zmienia się świadomość, a później prawo. Wcześniej zachodzą zmiany w umysłach ludzi, a później do tego dopasowuje się normy prawa stanowionego. Francja jest dobrym przykładem tego procesu. W decyzji Kongresu Parlamentu Francuskiego przerażają przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsza to uznanie legalnego uśmiercania ludzkich embrionów za jedno z praw podstawowych. Druga to przytłaczające poparcie dla tej decyzji wśród francuskich parlamentarzystów: 780 było „za”, a tylko 72 „przeciw”. Żadna poważna siła polityczna we Francji nie była przeciwna takiej inicjatywie. To dobrze pokazuje, jak głębokie zmiany nastąpiły w umysłach mieszkańców kraju nad Sekwaną. Warto zauważyć, że coraz częściej podobną sytuację można zaobserwować w całym świecie zachodnim i w wielu innych regionach naszej planety.
Jak to możliwe, że jest przyzwolenie na zabijanie dziecka, które najbardziej potrzebuje ochrony?
Niestety, coraz częściej ludzkie embriony nie są uznawane za dzieci, osoby czy odrębne podmioty, ale tylko i wyłącznie jako część ciała kobiety. W ostatnich dniach zwróciła na to uwagę Papieska Akademia Życia, która opublikowała specjalną notę wspierającą stanowisko Konferencji Episkopatu Francji. Biskupi francuscy stanowczo stwierdzili w swoim niedawnym oświadczeniu, że „aborcja, która od samego początku pozostaje zamachem na życie, nie może być postrzegana wyłącznie z perspektywy praw kobiet”.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że przez wiele lat w Chinach aborcja była nie tylko „prawem”, ale wręcz „obowiązkiem”. Gdy w 1977 roku Komunistyczna Partia Chin wprowadziła politykę jednego dziecka, to wówczas zaczęto zmuszać do aborcji wszystkie kobiety, które posiadały już jedno dziecko i zaszły w kolejną ciążę. W ten sposób uśmiercono kilkaset milionów dzieci nienarodzonych. Polityka jednego dziecka obowiązywała w Państwie Środka do 2015 roku.
Obecnie wielkim dramatem jest tzw. późna aborcja (ang. late abortion), czyli uśmiercanie dzieci nienarodzonych do samego końca ciąży. Taka forma aborcji jest obecnie prawnie dopuszczalna m.in. w USA w stanie Nowy Jork. W 2019 roku odpowiednią ustawę podpisał ówczesny gubernator tego stanu Andrew Cuomo, który jest katolikiem i członkiem Partii Demokratycznej. Oznacza to, że w kraju, który jest symbolem demokracji i praw człowieka dla całego świata, dziewięciomiesięczne dziecko nienarodzone może być uśmiercone w placówkach służby zdrowia w majestacie prawa.
Czego dokładnie dotyczy zmiana we Francji?
Poprawka do konstytucji przyjęta obecnie w kraju nad Sekwaną nie dotyczy prawnej dopuszczalności aborcji, ponieważ przerywanie ciąży jest legalne w tym państwie od 1975 roku. Chodzi o symboliczne uznanie aborcji za jedno z praw podstawowych. To prawdziwy przewrót kopernikański. Warto w tym miejscu dodać, że w ostatnich latach Francja stała się liderem zmian obyczajowych, dokonujących się w całym świecie. W 1988 roku to właśnie w kraju nad Sekwaną dopuszczono po raz pierwszy do obrotu pigułkę aborcyjną RU-486. Następnie w 2000 roku Francja była pierwszym krajem na świecie, w którym wprowadzono do aptek pigułki „po”. Obecnie w tym kraju takie tabletki są dostępne bezpłatnie i bez recepty dla wszystkich kobiet.
To, co się stało 4 marca 2024 roku jest zwieńczeniem długiego procesu radykalnych zmian zachodzących w społeczeństwie francuskim. Uznanie aborcji za prawo konstytucyjne oznacza, że niebawem stanie się niemożliwa jakakolwiek negatywna ocena przerywania ciąży, ponieważ krytyka aborcji będzie traktowana jako zamach na największą świętość w państwie demokratycznym, jaką jest konstytucja. W konsekwencji każdy, kto będzie przeciwnikiem aborcji, stanie się automatycznie wrogiem wartości konstytucyjnych, przeciwnikiem praw człowieka i nieprzyjacielem Republiki Francuskiej. W ten sposób będzie się zamykać usta środowiskom pro-life i wszystkim obrońcom życia dzieci nienarodzonych. Z pewnością rozwiązanie przyjęte w kraju nad Sekwaną będzie powoli stawać się standardem europejskim i normą prawną promowaną przez władze Unii Europejskiej.
Kościół katolicki we Francji chyba nie spełnił swojej roli?
Częściowo tak. Pamiętajmy o tym, że w kraju nad Sekwaną w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat dokonała się głęboka rewolucja w wymiarze światopoglądowym. Czynnikiem, który ją przyspieszył był głęboki kryzys Kościoła katolickiego we Francji, który rozpoczął się po Soborze Watykańskim II, czyli na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Wraz z szybkim rozpadem francuskiego katolicyzmu zaczęły także przyspieszać zmiany obyczajowe, dokonujące się w całym społeczeństwie. Postępująca sekularyzacja doprowadziła do radykalnych zmian, gdy chodzi o rozumienie małżeństwa, rodziny, seksualności czy takich zagadnień bioetycznych, jak chociażby początek lub koniec życia ludzkiego.
Kiedy powstaje człowiek?
Nowe życie ludzkie powstaje w momencie zapłodnienia, gdy żeńska komórka rozrodcza łączy się z męską komórką rozrodczą. Połączenie plemnika z komórką jajową oznacza narodziny nowego organizmu. To początek życia nowej jednostki ludzkiej. Okres między zapłodnieniem a całkowitym zagnieżdżeniem się nowego embrionu w macicy wynosi 12-14 dni. Przez dwa tygodnie po zapłodnieniu mamy nowe życie, które jeszcze nie jest zagnieżdżone w macicy.
Kobiety z lewicy krzyczą, że walczą o prawa kobiet. Osobiście nie życzę sobie, by walczyły o moje prawa. Księże Profesorze, o jakie prawa tak naprawdę walczą kobiety z lewicy?
Międzynarodowy ruch praw kobiet to zjawisko o wiele szersze niż inicjatywy podejmowane w niektórych krajach przez działaczki partii lewicowych. Z jednej strony trzeba zgodzić się z wieloma postulatami tego ruchu, który mam charakter ogólnoświatowy. Z pewnością należy pozytywnie ocenić m.in. walkę z przemocą wobec kobiet i ich dyskryminacją w krajach muzułmańskich. Z drugiej strony nie można się zgodzić m.in. z promocją „prawa do aborcji”. Osoby zaangażowane w walkę o prawa kobiet akcentują znaczenie wolności osobistej kobiety, natomiast nie podejmują zagadnienia podmiotowości i praw nowego, poczętego życia.
Niestety, w świecie zachodnim są słabo słyszalne głosy upominające się o prawo do życia dzieci nienarodzonych. Ale bądźmy sprawiedliwi, problem dotyczy nie tylko Zachodu. Warto w tym miejscu przypomnieć, że pierwszym krajem na świecie, który wprowadził legalną aborcję był Związek Sowiecki – już w 1922 roku. To było mniej więcej pięćdziesiąt lat przed uchwaleniem podobnych ustaw aborcyjnych w większości krajów zachodnich i trzy dekady przed legalizacją aborcji w państwach socjalistycznych. W Polsce taką ustawę przyjęto w 1956 roku.
Tabletka „po” ma działanie wczesnoporonne czy antykoncepcyjne?
I takie, i takie. W tej sprawie Polska się podzieliła na dwa wrogie obozy. Jedno plemię twierdzi, że preparaty medyczne „po” są tabletkami antykoncepcyjnymi, a drugie – że to pigułki aborcyjne. To absurd. Odbywa obozy mówią nieprawdę, ponieważ specyfika tych środków polega na tym, że mają podwójne działanie: antykoncepcyjne i aborcyjne. Wszystko zależy od tego, w jakiej fazie cyklu miesiączkowego są stosowane.
Jeśli są przyjmowane przed owulacją, to mają działanie antykoncepcyjne, ponieważ hamują bądź opóźniają owulację, nie dopuszczając do zapłodnienia i powstania nowego ludzkiego embrionu. Istnieją dwie generacje tabletek „po”, które różnią się między sobą. Pierwsza generacja to pigułka „72 godziny po”, czyli preparat medyczny, który można przyjmować nie później niż trzy doby po stosunku seksualnym. Jego nazwa handlowa to Escapelle i Livopill. Preparaty te mają działanie antykoncepcyjne, jeśli są przyjmowane do trzech dni przed owulacją. Druga generacja preparatów medycznych „po” to tabletka „pięć dni po”, którą można stosować nie później niż 120 godzin po stosunku seksualnym. Jej nazwa handlowa to ellaOne. Preparat ma działanie antykoncepcyjne, jeśli jest przyjmowany 1-2 dni przed owulacją.
A tyle się mówi o tzw. antykoncepcji awaryjnej…
Kłamstwo, które zawiera ta nazwa reklamowa polega przede wszystkim na ukrywaniu działania wczesnoporonnego, czyli aborcyjnego tego rodzaju preparatów medycznych.
Kiedy należy mówić o działaniu wczesnoporonnym?
Jeśli tabletki Escapelle, Livopill i ellaOne są przyjmowane po relacji seksualnej, w której doszło do zapłodnienia, wówczas mają działanie wczesnoporonne, czyli aborcyjne, ponieważ blokują możliwość zagnieżdżenia się ludzkiego embrionu w macicy i doprowadzają do jego uśmiercenia. Pigułki „po” blokują działanie progesteronu, który odgrywa kluczową rolę w procesie przygotowania endometrium do implantacji. Endometrium to błona śluzowa wyściełająca jamę macicy. Stanowi miejsce, gdzie zagnieżdża się zarodek. Tabletki „po” prowadzą do tego, że następuje zmiana śluzu, który otacza ścianki macicy, endometrium staje się „niegościnne”, macica się kurczy. Jeśli po stosunku seksualnym doszło do zapłodnienia, to „niegościnne” endometrium albo nie przyjmuje ludzkiego embrionu, albo usuwa już zagnieżdżony zarodek.
Warto pamiętać o tym, że bardzo ważnym argumentem, który wykorzystuje się do ukrywania działania aborcyjnego tych preparatów jest nowa definicja ciąży, którą w 1985 roku przyjęła Międzynarodowa Organizacja Zdrowia. Według tej definicji ciąża rozpoczyna się dopiero w momencie zagnieżdżenia się zarodka w macicy, a nie w chwili połączenia dwóch komórek rozrodczych: męskiej i żeńskiej. W opinii Międzynarodowej Organizacji Zdrowia początkiem ciąży nie jest poczęcie nowego życia, ale implantacja zarodka.
Co to w praktyce oznacza?
Konsekwencje tej rewolucyjnej zmiany są bardzo poważne. Zgodnie z nową definicją to wszystko, co zapobiega rozpoczęciu ciąży, ma tylko i wyłącznie działanie antykoncepcyjne. Działanie antyimplantacyjne, czyli antyzagnieżdżeniowe jest traktowane jako „antykoncepcja awaryjna”. Niszczenie ludzkiego życia przed zagnieżdżeniem w macicy nie jest uznawane za działanie aborcyjne. Skoro preparaty medyczne „dzień później” czy „pięć dni później” nie dopuszczają do implantacji zarodka, „tylko” zapobiegają jego zagnieżdżeniu w łonie matki, to w świetle nowej definicji ciąży nie można mówić o działaniu aborcyjnym, ponieważ aborcja jest tylko wówczas, jeśli jest ciąża.
Do czego doprowadzi łatwiejszy dostęp do tabletek „po”?
Szersza możliwość posiadania tej pigułki bez recepty z pewnością zwiększy liczbę abortowanych ludzkich embrionów. Warto w tym miejscu dodać, że regulacje prawne dotyczące zagadnień bioetycznych mają coraz mniejsze znaczenie. Niezależnie od takiej czy innej ustawy, rozwój internetu ułatwia dostęp do różnego rodzaju preparatów medycznych. Umożliwia w pewien sposób „antykoncepcję po” i aborcję chemiczną dla wszystkich w wymiarze globalnym. Dlatego trzeba przede wszystkim kształtować sumienia, które pomogą ludziom podejmować decyzje moralne niezależnie od prawa, które obowiązuje. Podkreślam, że spory dotyczące ustaw, recept są de facto mało istotne.
Niestety, nowa definicja ciąży i „prawo do aborcji” są promowane w całym świecie przez różne agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. W pewnym sensie te dwa podmioty międzynarodowe narzucają rewolucję bioetyczną całemu światu. W tym kontekście można mówić o swego rodzaju kolonizacji ideologicznej.
Stosowanie preparatów „po” jest niemoralne?
Przyjmowanie tabletek „po” jest niemoralne, ponieważ zawiera w sobie akceptację zniszczenia ludzkiego życia na wczesnym etapie jego rozwoju. Oczywiście w praktyce trudno precyzyjnie rozstrzygnąć, w których przypadkach było działanie tylko antykoncepcyjne, a kiedy doszło do zablokowania implantacji zarodka i jego uśmiercenia. Trudno ocenić, czy doszło już do zapłodnienia, gdy kobieta przyjęła tabletkę „po”. A jeśli tak, to czy przypadkiem nie nastąpiło naturalne wydalenie ludzkiego embrionu. Jest wiele pytań bez odpowiedzi. Może być tak, że osoba, która zastosowała ten preparat, jest w swoim sumieniu przekonana, że doszło tylko i wyłącznie do działania antykoncepcyjnego, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Ale mogą być także sytuacje odwrotne: ktoś żyje z poczuciem winy, ponieważ sądzi, że nowe życie zostało uśmiercone, a faktycznie w ogóle nie doszło do zapłodnienia.
Kościół katolicki nie stanął na wysokości zadania, jeśli chodzi o tabletki „po”?
I tak, i nie. Było wiele ważnych inicjatyw, gdy chodzi o działania podejmowane przez Stolicę Apostolską, natomiast zdumiewa prawie całkowita obojętność w tej sprawie władz Kościoła katolickiego w naszym kraju. Szczególnie doceniam zaangażowanie w tym obszarze Papieskiej Akademii Życia. Ten ważny organ watykański opublikował pierwszy dokument na temat tabletki „po” w dniu 31 października 2000 roku. W specjalnym oświadczeniu stwierdzono wówczas bardzo stanowczo i jednoznacznie, że ciąża rozpoczyna się w momencie zapłodnienia, a nie od momentu implantacji zarodka, a spowodowanie usunięcia embrionu poza organizm matki jest zniszczeniem poczętego życia ludzkiego. Dlatego też jakiekolwiek rozprowadzanie, przepisywanie i zażywanie tego środka należy uznać za moralnie niedopuszczalne.
Chciałbym w tym miejscu dodać, że od trzydziestu lat analizuję debatę bioetyczną w Polsce i na świecie. W tym czasie przygotowałem wiele opracowań dotyczących tabletek „po”, aborcji chemicznej, pigułki aborcyjnej RU-486, sztucznego zapłodnienia, klauzuli sumienia pracowników służby zdrowia, początku życia człowieka i statusu ludzkiego embrionu itd. Nagrałem na ten temat wiele audycji radiowych i telewizyjnych, udzieliłem wielu wywiadów, przygotowałem podcasty itp. Próbowałem nawet przekonać niektórych biskupów, aby problemy bioetyczne znalazły odpowiednie miejsce w nauczaniu religii w szkole. Niestety, bez skutku. W naszym kraju tabletki „po” zostały wprowadzone do aptek bez wyraźnego sprzeciwu moralnego ze strony Kościoła katolickiego.
Dlaczego?
Ponieważ nie ma odpowiedniej wrażliwości moralnej. Brakowało także właściwego kształtowania poglądów bioetycznych wśród lekarzy, farmaceutów, pielęgniarek, studentów, członków ruchów i stowarzyszeń katolickich. Do tego w ostatnich latach biskupi, księża i ludzie świeccy skoncentrowali swoją uwagę na furtkach złego ducha, grzechach międzypokoleniowych, egzorcyzmach, uzdrowieniach, cudach, spoczynkach w duchu, spotkaniach z ks. Johnem Bashoborą na Stadionie Narodowym w Warszawie itp. Warto przypomnieć, że w 2016 roku na Jasnej Górze odprawiono nawet egzorcyzm nad całą Polską…
Jedną z konsekwencji promowania w naszym kraju szkodliwej religijności synkretycznej z elementami zielonoświątkowymi jest akceptacja magii i zabobonu wśród wielu katolików. Niestety, zwyciężyło podejście irracjonalne do religii. Dlatego trudno się dziwić temu, że dzisiaj w Polsce tak niewiele osób jest rzeczywiście zainteresowanych fundamentalnym zagadnieniem początku życia ludzkiego i konieczności jego ochrony.
Dziękuję za rozmowę
Marta Dybińska
Ks. Prof. Andrzej Kobyliński – filozof i etyki, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, kierownik Katedry Etyki w Instytucie Filozofii tej uczelni. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Autor kilkuset publikacji naukowych i publicystycznych poświęconych problematyce filozoficznej, religijnej, moralnej i społecznej.
Masońskie ceremonie, gloryfikacja dzieciobójstwa. Francja celebruje wpisanie aborcji do Konstytucji. Chce też doprowadzić do wpisania aborcji do „Karty praw podstawowych Unii Europejskiej”.
(fot. EPA/Gonzalo Fuentes / POOL MAXPPP OUT Dostawca: PAP/EPA.)
Z okazji 8 marca, czyli tzw. międzynarodowego dnia walki o „prawa kobiet”, we Francji oficjalnie ogłoszono wpisanie swobody aborcyjnej do ustawy zasadniczej. Co prawda owo „prawo” do zbijania dzieci nienarodzonych będzie „konstytucyjne” dopiero po ogłoszeniu w rządowym monitorze, ale rozmaitym „postępowym” uroczystościom nie ma nad Sekwaną końca.
Na Placu Vendome, Strażnik Pieczęci, czyli minister sprawiedliwości, odcisnął prasą „pieczęć” na dokumencie, a na okazję ceremonii zmodyfikowano nawet hymn, czyli „Marsyliankę”, która wykonała przy tej okazji piosenkarka Catherine Ringer. Była to państwowa część uroczystości obchodów „Międzynarodowego Dnia Praw Kobiet” w postaci symbolicznego „zapieczętowania aborcji w Konstytucji”. Wcześniej zwołany 4 marca do Wersalu Kongres, czyli połączone obrady dwóch izb parlamentu, przyklepał taką decyzję większością 780 głosów przy 73 głosach sprzeciwu.
Teraz Francja chlubi się, że jest „pierwsza na świecie”, z tym, że owo pierwszeństwo dotyczy tematu „cywilizacji śmierci” i przynosi chlubę wątpliwą. Ceremonia „pieczętowania” rozpoczęła się w piątek 8 marca, w samo południe, z udziałem prezydenta Emmanuela Macrona na Placu Vendôme w Paryżu. Zaproszono publiczność, bo prezydent chciał tu „ceremonii ludowej”, która ma uczcić „kulminację zbiorowej walki”. Po uroczystości „pieczętowania”, prezydent ma jeszcze składać kwiaty na grobach „wielkich postaci feminizmu”, które przyczyniły się do tego zapisu w konstytucji, w tym Françoise Giroud, Gisèle Halimi, Joséphine Baker, Louise Michel, Simone de Beauvoir i Simone Veil.
Pieczęć na dokumencie odciskał minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti za pomocą 300-kilogramowej prasy z 1810 roku, przy głośnym aplauzie zebranego tłumu. Macron złożył z kolei hołd „pionierkom”, które „wydarły swoje prawa z dławiącej zbroi patriarchatu”. Na placu wyświetlono też „klip” przedstawiający „walkę o prawo do aborcji”.
Ogłosił przy tej okazji, że chce też doprowadzić do wpisania aborcji do „Karty praw podstawowych Unii Europejskiej”. „Będziemy przewodzić tej walce na naszym kontynencie, gdzie siły reakcyjne najpierw atakują prawa kobiet, a następnie prawa mniejszości” – deklarował francuski prezydent. „Dziś nie ma końca tej historii, a jest to początek walki” – straszył Macron. „Ile Francuzek mogło wygrać swoje życie i być wolnymi?” – pytał prezydent, ale pominął milczeniem fakt, że liczba aborcji we Francji zabiła więcej poczętych dzieci, niż było w tym kraju ofiar wojen światowych. Puentą może tu być pytanie Jana Pawła II – „Francjo, najstarsza córko Kościoła, czy jesteś wierna obietnicom twego chrztu?” Masońska w wymowie ceremonia pokazała, że Francja weszła już na inną drogę.
W programie „Antysystem” DoRzeczy.pl Wojciech Cejrowski i dziennikarz Paweł Lisicki rozmawiali o aborcji, którą Francja wpisała do konstytucji.
– Myślałem, że w sposób bardziej radosny rozpoczniemy naszą rozmowę, ale przeczytałem informację, której należało się spodziewać, a mianowicie, że Francja jest pierwszym państwem na świecie, które wpisało tzw. prawo do aborcji, czyli zabijania nienarodzonych dzieci do konstytucji. Nie pojawia się tam słowo „prawo”, ale „gwarantowana wolność” i dotyczy ona dzieci do 14 tygodnia życia – powiedział Paweł Lisicki.
– Sama ta informacja jest dramatyczna, ale i wszystko, co działo się wokół tego. Nie wiem, czy gorszy jest sam fakt, czy wynik głosowania (780 do 72). 780 członków obu izb parlamentu zagłosowało za zabijaniem dzieci. Do tego towarzyszy temu entuzjazm w mediach. Koszmar – dodał redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Wojciech Cejrowski stwierdził, że jest to „koszmar i diabelstwo”. Dodał jednak, że można się było tego spodziewać.
– Czego się pan spodziewał po demokracji? Jeżeli przyjmujemy taki system, że większość decyduje w głosowaniu i ta większość przegłosuje jakiś absurd, to jest to słabość demokracji. Korwin-Mikke ujął to kiedyś syntetycznie, że dwóch pijaków spod budki z piwem ma dwa razy więcej głosów od jednego profesora, czy patrioty. Kwaśne owoce demokracji są takie, że głosuje każdy, a we Francji 80 proc. popiera aborcję. Do tego stopnia wyprali sobie mózgi w kierunku wygodnictwa. Nie chcą żadnej odpowiedzialności za nic. W przypadku rozpasania moralnego nie chcą być za nic odpowiedzialni. Mieliśmy to też w starożytnym Rzymie i Grecji. Zboczenia, które wcześniej były obrzydliwe, w najwyższych warstwach podniesiono do rangi cnoty. I Rzym padł i Grecja padła i my też jesteśmy w upadku. Pierwsza córa Kościoła, czyli Francja, też upada w ten sposób – tłumaczył podróżnik z Kociewia.
– To zakończenie pewnego etapu upadku. Sama sprawa zaczęła się w latach 70. i też się zaczęła bardzo niewinnie na zasadzie wyjątku od reguły, bo przecież takie rzeczy się zdarzają, więc trzeba to zmienić. Od tego wyjątku i tej troski doprowadzono do sytuacji, w której nie ma żadnego mniejszego zła, tylko mamy już „gwarancję wolności” – odpowiedział Paweł Lisicki.
———————
MD. Ależ skądże! Zaczęło się – jawnie – od Wielkiej Rewolucji Anty-francuskie, 1789. A loże kwitły wcześniej.
Francja. Koszmar i diabelstwo. 780 do 72!! – 780 członków obu izb parlamentu zagłosowało za zabijaniem dzieci.
Cejrowski: Dwóch pijaków spod budki z piwem ma dwa razy więcej głosów od jednego profesora, czy patrioty.
W programie „Antysystem” DoRzeczy.pl Wojciech Cejrowski i dziennikarz Paweł Lisicki rozmawiali o aborcji, którą Francja wpisała do konstytucji.
– Myślałem, że w sposób bardziej radosny rozpoczniemy naszą rozmowę, ale przeczytałem informację, której należało się spodziewać, a mianowicie, że Francja jest pierwszym państwem na świecie, które wpisało tzw. prawo do aborcji, czyli zabijania nienarodzonych dzieci do konstytucji. Nie pojawia się tam słowo „prawo”, ale „gwarantowana wolność” i dotyczy ona dzieci do 14 tygodnia życia – powiedział Paweł Lisicki.
– Sama ta informacja jest dramatyczna, ale i wszystko, co działo się wokół tego. Nie wiem, czy gorszy jest sam fakt, czy wynik głosowania (780 do 72). 780 członków obu izb parlamentu zagłosowało za zabijaniem dzieci. Do tego towarzyszy temu entuzjazm w mediach. Koszmar – dodał redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Wojciech Cejrowski stwierdził, że jest to „koszmar i diabelstwo”. Dodał jednak, że można się było tego spodziewać.
– Czego się pan spodziewał po demokracji? Jeżeli przyjmujemy taki system, że większość decyduje w głosowaniu i ta większość przegłosuje jakiś absurd, to jest to słabość demokracji. Korwin-Mikke ujął to kiedyś syntetycznie, że dwóch pijaków spod budki z piwem ma dwa razy więcej głosów od jednego profesora, czy patrioty. Kwaśne owoce demokracji są takie, że głosuje każdy, a we Francji 80 proc. popiera aborcję. Do tego stopnia wyprali sobie mózgi w kierunku wygodnictwa. Nie chcą żadnej odpowiedzialności za nic. W przypadku rozpasania moralnego nie chcą być za nic odpowiedzialni. Mieliśmy to też w starożytnym Rzymie i Grecji. Zboczenia, które wcześniej były obrzydliwe, w najwyższych warstwach podniesiono do rangi cnoty. I Rzym padł i Grecja padła i my też jesteśmy w upadku. Pierwsza córa Kościoła, czyli Francja, też upada w ten sposób – tłumaczył podróżnik z Kociewia.
– To zakończenie pewnego etapu upadku. Sama sprawa zaczęła się w latach 70. i też się zaczęła bardzo niewinnie na zasadzie wyjątku od reguły, bo przecież takie rzeczy się zdarzają, więc trzeba to zmienić. Od tego wyjątku i tej troski doprowadzono do sytuacji, w której nie ma żadnego mniejszego zła, tylko mamy już „gwarancję wolności” – odpowiedział Paweł Lisicki.
———————
MD. Ależ skądże! Zaczęło się – jawnie – od Wielkiej Rewolucji Anty-francuskie, 1789. A loże kwitły wcześniej.
Francuzi wpisali sobie aborcję do konstytucji. Za włączeniem mordowania dzieci do “gwarantowanych praw” było 780 przedstawicieli obu izb francuskiego parlamentu, a przeciw zaledwie 72. Prezydent Emmanuel Macron wyraził zadowolenie, deputowani przyjęli wynik wiwatami i owacjami na stojąco.
Nikt nie pyta, co na to poczęte dzieci. Słabsi nie mają głosu…
Wydarzenia we Francji to nie przypadek. Od 1971 roku zwolennicy zabijania urabiali tamtejszą opinię publiczną, używając do swojej propagandy mediów, aborcyjnych aktywistów udających oddolny ruch społeczny, pisali ustawy poszerzające prawo do mordowania. Od 1975 roku zmienili prawo 9 razy, za każdym razem w stronę większej dopuszczalności mordowania dzieci. 17 stycznia 1975 uchwalili ustawę Veil (od nazwiska ówczesnej minister zdrowia Simone Veil). Powstały wówczas ramy prawne dla legalizacji aborcji. Francuska Rada Konstytucyjna w 2001 roku orzekła, że aborcja nawiązuje do pojęcia wolności z Deklaracji Praw Człowieka z 1789. Deklaracja jest do dziś częścią francuskiej ustawy zasadniczej.
Choć mordowanie poczętych dzieci już od dawna ma miejsce we Francji, to wpisanie tego prawa do konstytucji odbyło się w sposób wyjątkowy. Członkowie Zgromadzenia Narodowego i Senatu zebrali się razem w sali pałacu w Wersalu. Były oklaski, łzy wzruszenia i poczucie, że dzieje się historia. W wystąpieniach parlamentarzystów pobrzmiewało, że Francja ma stać się wzorem dla innych państw. Na galerii przebywały aktywistki z międzynarodowego ruchu aborcyjnego ubrane w charakterystyczne zielone chusty – znak, że wydarzenia w Wersalu to część globalnej zmiany.
Proszę obejrzeć poniższy materiał. Czy nie ma Pan wrażenia, że zarejestrowane sceny przypominają diaboliczny rytuał?
Szanowny Panie!
Porażka Francji jest przestrogą dla Polski, bo lobby aborcyjne otwarcie mówi, że chcą zmian w konstytucjach kolejnych państw. Robert Biedroń uważa, że także polska konstytucja powinna zawierać prawo do aborcji. Dlatego musimy działać dokładnie odwrotnie od tego, co robili Francuzi, by nie podzielić ich losu. Przede wszystkim tworzyć silny i niepoddający się lewicowej władzy ruch społeczny, który nie odstąpi od obrony życia.
Odkąd powstała Fundacja Życie i Rodzina, budujemy ją właśnie w taki sposób – jesteśmy od skutecznej obrony dzieci przed aborcją. Szczególnie teraz, gdy aborcyjna hydra podnosi łeb i realnie grozi nienarodzonym. Jesteśmy na ulicach, bronimy życia w sądach, mediach i w Internecie. Głos bezbronnych musi być słyszany. Organizujemy Publiczne Różańce o zatrzymanie aborcji, pokazujemy zdjęcia zabitych dzieci, aby obudzić sumienia.
W mijającym tygodniu byliśmy tam, gdzie aborcjoniści organizowali swoje manify żądając „praw kobiet”, czyli mordowania maleńkich ludzi. Właśnie tam wystawialiśmy banery z ofiarami aborcji – bo tam były najbardziej potrzebne. Puszczaliśmy z megafonów płacz dziecka, aby dotarł do uszu aborterów.
Kiedy pokazuje się prawdę o aborcji, nawet feministki zaczynają rozumieć, że jest to okrutne morderstwo. Wciąż bronią zabijania, ale robią ten pierwszy krok – nazywają zabójstwo zabójstwem. Tak jak kobieta, z którą rozmawiała jedna z warszawskich wolontariuszek ŻiR-u. Było to pod Pałacem Prezydenckim, gdzie kontrowaliśmy aborcyjną manifę.
Przed nami gorący czas. Nie chcemy, by w Polsce stało się to, co we Francji, a równo za miesiąc pod obrady Sejmu mają wejść projekty legalizujące aborcję. Jednocześnie następuje próba obalenia wyroków Trybunału Konstytucyjnego, które nie podobają się obecnej koalicji, w tym wyroku o aborcji eugenicznej z 2020 r.
Nie odpuścimy.
Z nieoficjalnych źródeł wiem, że właśnie teraz aborterzy planują zwiększyć presję na najważniejszych polityków. Na razie nie chcą się tym chwalić, ale otrzymałam wiarygodne informacje o ich kolejnych akcjach. Zespół ŻiR-u regularnie przeszukuje grupy aborcyjne w Internecie i stamtąd docierają do mnie niepokojące wiadomości o intensyfikacji działań przeciw życiu. Dlatego my też musimy zewrzeć szyki.
Moim ogromnym zmartwieniem jest to, że przez inflację i liczne ataki na Fundację mamy trudności finansowe. Potrzebujemy pomocy Dobrych Ludzi, aby zamknąć luty – wciąż zostały nieopłacone faktury na kwotę prawie 5800 złotych.
Do tego wydatki na najbliższe kontry do aborcyjnych działań – szacuję je na co najmniej 9 000 złotych. W tych kosztach jest m.in. szkolenie prawne z zachowania na ulicy po tym, co robiła Policja w trakcie protestu rolników. Nie mogę zostawić wolontariuszy bez osłony, chcę, by byli bezpieczni.
Czy może Pan nam pomóc?
Czy może Pan wpłacić 50, 100, 150 złotych, a może inną wybraną kwotę? Byśmy mogli skutecznie bronić dzieci przed aborcją.
Mam do zebrania 14 800 złotych i muszę zdobyć te pieniądze szybko.
Bardzo Pana proszę o pomoc.
Bardzo proszę o wpłatę bezpośrednio na konto Fundacji Życie i Rodzina:
47 1160 2202 0000 0004 7838 2230. Kod SWIFT: BIGBPLPW.
Wpłaty Blikiem/kartą/przelewem online można zrealizować pod linkiem:
Media francuskie podają, że w reaktorze elektrowni jądrowej Blayais w Żyrondzie, wykryto korozję. Elektrownia znajduje się w Braud-et-Saint-Louis. Operator państwowy, firma EDF pociesza jednak konsumentów, że korozja, która już ubiegłej zimy unieruchomiła część potencjału elektrowni atomowych, nie wpłynie znacząco na prognozy produkcji energii na 2024 rok.
[To reaktory PWR, oddane do użytku przed czterdziestu paru laty, to-to jeszcze się turla?
Wszystkie reaktory we Francji pochodzą sprzed 40 paru lat, cztery wyjątki -“nowe” – sprzed 24 lat. Szczegóły umieszczam na dole, pod tą notką. Mirosław Dakowski]
Korozję wykryto na spoinach czterech reaktorów. Od czasu kryzysu w latach 2022–2023 zaplanowano „program szczególnych kontroli” podczas przestojów reaktorów, w celu ich konserwacji. Spoiny zostaną zabezpieczone.
Według rzecznika EDF, „jedno wyłączenie na trzy reaktory prawdopodobnie będzie trwało średnio około 30 dni” celem usunięcia problemu korozji.Zakłóceń dostaw prądu nie będzie.
Uszkodzone części zostaną wkrótce wymienione. „Kryzys korozyjny” miał już miejsce wcześniej. Dotyczył jednak awaryjnych rur wodociągów przeznaczonych do chłodzenia reaktora. Do początku 2022 roku spowodował wyłączenie „wielu” reaktorów z 56, które są zainstalowane we Francji.
Za najbardziej „wrażliwe” na problem uznano 16 najnowszych i najpotężniejszych reaktorów (po 1300 i 1450 MW). Według EDF piętnaście z nich zostało naprawionych, a szesnasty – Cattenom 4, jest obecnie sprawdzany w ramach dziesięcioletniego przeglądu.
========================
Skąd ta liczba 16 najnowszych i najpotężniejszych i najpotężniejszych??
Na poniższej liście oficjalnej jest tych 16 najnowszych i najpotężniejszych -sprzed dwudziestu lat ledwie cztery…
MDakowski
=================================
Pozostałe, starsze o mocy 900 MW i starsze, do których zalicza się Blayais, są uważane za mniej narażone na ten problem. W 2022 r. produkcja energii jądrowej EDF spadła do 279 TWh, najniższego poziomu od 30 lat, co zmusiło Francję do importu energii elektrycznej, po raz pierwszy od 42 lat. W 2023 r. przywrócono częściowo moce i produkcja wzrosła o 15% w porównaniu z 2022 r., osiągając 320,4 TWh.
=================================
MD: W wiki jakoś nie zauważono “nowego” reaktora we Flamanville, projektowanego przed dwudziestu laty, zmienianego wielokrotnie, którego cena wzrosła w czasie budowy czterokrotnie – a oddano [chyba??] do użytku w… Nie, jeszcze się kłębią!! Piszę wg. danych francuskich 9 marca 2024
Od czasu „Raportu Tanguy” , czyli 40 lat, Francuzi wiedzą, że prawdopodobieństwo wybuchu któregoś z ich reaktorów mocy jest spore. Raport ten był długo zatajniony.
A zbiorników ciśnieniowych nie można naprawić np. dwuskładnikowym klejem epoksydowym. Wymiany kosztują kosmicznie. Z napromieniowanym starym zbiornikiem czy rurą zaś nie ma co zrobić, nie ma gdzie umieścić.