Szokujące fakty na temat papieża Franciszka. Jego osoba budzi grozę. 16 minut. + Skandal na Lateranie.

Szokujące fakty na temat papieża Franciszka. Jego osoba budzi grozę.

16 minut 23 maj 2023

Kim naprawdę jest papież Franciszek !??

==================================================

NIEBYWAŁY SKANDAL W RZYMIE. OTO KTO ODPRAWIŁ MSZĘ W BAZYLICE ŚW. JANA NA LATERANIE

=======================================

Nigdy nie był i nie może być częścią Magisterium Kościoła dokument, który diametralnie zaprzecza zarówno Pismu Świętemu, jak i Tradycji.

BKP: Ogłoszenie Bożej anatemy – Bożego przekleństwa:

wykluczenie z Chrystusowego Kościoła biskupa Tomasza Holuba

wideohttp://vkpatriarhat.org/pl/?p=20471  https://camino-de-la-vida.wistia.com/medias/liua3j4kl0

https://rumble.com/v2hcxhe-holub.html  https://bcp-video.org/pl/wykluczenie-holuba/  

cos.tv/videos/play/43672956018136064bitchute.com/video/IkmEMqJ0Nx7i/

Na początku Wielkiego Postu heretycki biskup Holub opublikował tzw. pasterski list o obłudnym tytule: „Miłosierdzie dla rozwiedzionych”. Opublikował do niego również szczegółową instrukcję. Jej  podstawą jest heretycka adhortacja „Amoris laetitia”. Natychmiast po jej opublikowaniu czterech kardynałów wzniosło „dubia”. Ta tak zwana adhortacja pseudopapieża nie tylko unieważnia Boże prawa, ale także zaprzecza istnieniu obiektywnie obowiązujących moralnych norm. Zawiera herezje, które niszczą istotę zbawczej wiary. Następnie przeciwko temu heretyckiemu dokumentowi wypowiedziało się dziesiątki czołowych teologów i chrześcijańskich autorytetów, którzy opublikowali analizę o nazwie „Korekta”. Złożyli wniosek do Franciszka o rozróżnienie w tej adhortacji tego, co prawowierne, od tego, co heretyckie. Do dziś, a minęło już osiem lat, żadnej odpowiedzi, żadnego słuchania, żadnego rozróżnienia! Adhortacja „Amoris laetitia” jest bez wątpliwości heretycka!

Dziś dla Kościoła kopie grób wielu z tych, którzy uważają się za apostołów Chrystusa. Apostoł Jan mówi o nich: „Wielu antychrystów powstało” (1 J 2:18). Apostoł Paweł nazywa ich „fałszywymi apostołami” i „sługami szatana” (por. 2 Kor 11). Należy do nich także Tomasz Holub.

Podstawowe pytanie brzmi: czy Franciszek Bergoglio, który okupuje najwyższy urząd w Kościele, jest prawowitym papieżem? Odpowiedź jest absolutnie jasna. Heretyk, który jako arcy-kacerz przeciwstawił się Bogu, likwiduje Jego przykazania i wprowadza zbrodniczą, antychrystową pseudo-ewangelię, aby zwieść dusze, nie jest żadnym papieżem. Ściągnął na siebie wielokrotną Bożą anatemę zgodnie z Ga 1:8-9 oraz ekskomunikę latae sententiae. Urząd, według bulli dogmatycznej Pawła IV „Cum ex apostolatus officio”, sprawuje, jak okupant, nielegalnie.

Kolejne pytanie brzmi: Czy kara za pseudo-ewangelię według Ga 1:8 spada także na pilzneńskiego biskupa Tomasza Holuba? Tak, spada. Holub nadużywa władzy biskupiej i wprowadza w życie wierzących heretycki dokument „Amoris laetitia”. Ponadto, w pełnej wewnętrznej jedności z arcy-heretykiem Franciszkiem Bergoglio, promuje legalizację LGBTQ w Kościele. Przy tym termin „Q” obejmuje również morderstwa na tle seksualnym. Na Ukrainie pewien mężczyzna z Q-orientacją poderżnął gardła ponad 50 kobietom. Te i inne przestępstwa, ukryte za literą Q, mają zostać zalegalizowane przez Kościół! To satanizacja Kościoła! Nic tego faktu nie zmienia, nawet wzniosłe i pochlebne frazesy i stwierdzenia  Holuba.

Herezje arcy-heretyka Franciszka w adhortacji „Amoris laetitia” Holub wychwala jako szczyt jego tak zwanej otwartości na Boże przewodnictwo. Holub fałszywie twierdzi, że „Amoris laetitia” rzekomo jest częścią Magisterium Kościoła. Nigdy nie był i nie może być częścią Magisterium Kościoła dokument, który diametralnie zaprzecza zarówno Pismu Świętemu, jak i Tradycji.

Cytat Holuba: „Drodzy siostry i bracia, cieszę się, że dzięki swojej podatności na Boże przewodnictwo papież Franciszek tę szczególną troskę o rozwiedzionych uczynił częścią właściwego Magisterium Kościoła”.

Holub brutalnie kłamie wierzących i naraża ich zbawienie. Pytamy, czym jest ta otwartość na Boże przewodnictwo? Może intronizacja demona Pachamamy w Watykanie? Albo poświęcenie Franciszka demonom i szatanowi w Kanadzie pod przewodnictwem szamana? To nie jest podatność na Boże przewodnictwo, to jest podatność na przewodnictwo duchem kłamstwa i śmierci. W zależności od tego przewodnictwa, Holub promuje również sakramenty dla rozwiedzionych. W ten sposób ciągnie do zguby wszystkich, którzy dają się nim oszukać.

W odniesieniu do Eucharystii Boże słowo mówi: „Kto je i pije niegodnie, wyrok sobie spożywa i pije (1 Kor 11: 29-30). Bóg przez proroka Izajasza ostrzega przed takimi zwodzicielami, jak Bergolio i Holub: Zwodzicielami się stali przywódcy tego narodu, a ci, którym przewodzą, zgubili się” (Iz 9:15).

Jeśli chodzi o tak zwane rozróżnienie, którym Bergoglio w adhortacji odrzucił Boże przykazania, zobaczmy, jak rozróżnia on a jak rozróżnia apostoł Paweł. Bergoglio odebrał jako Boże przewodnictwo to, że pozwolił poświęcić się szatanowi i demonom pod przewodnictwem szamana gwiżdżącego na kości dzikiego indyka. Natomiast św. Paweł, kiedy spotkał podobnego szamana na Cyprze, miał zupełnie inną podatność na Boże przewodnictwo. Natychmiast pokarał szamana: O, synu diabelski, pełny wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogu wszelkiej sprawiedliwości, czyż nie zaprzestaniesz wykrzywiać prostych dróg Pańskich?” (Dz 13:10).

Te słowa w pełni odnoszą się nie tylko do szamana, ale jeszcze bardziej do obecnego pseudo-papieża, a także do odstępcy Tomasza Holuba. Obaj zdradzili Chrystusa i Jego Ewangelię i obaj są sługami diabła. Jest to właściwe rozróżnienie w duchu apostoła Pawła.

Następnym szczytem demagogii i manipulacji Holuba, który prowadzi duszę szeroką drogą do potępienia, jest to, że nazywa tę drogę zagłady szerokością Bożej miłości.

Cytat Holuba: „I modlę się, aby i w naszej diecezji ta ponownie odkryta szerokość Bożej miłości i Bożego miłosierdzia stała się dla każdego z nas powodem do duchowej radości i głębokiej wdzięczności”.

Holub zaprzecza tym grzech, zwodzi ludzi, odwodzi ich od Boga i drogi zbawienia, a to, rzekomo, ma być powodem do duchowej radości i głębokiej wdzięczności. On robi z uczciwych księży i wierzących głupców i śmieje się im w twarz. Manipuluje pojęciem Bożego miłosierdzia, ale milczy, że warunkiem Bożego miłosierdzia jest prawdziwa skrucha. Wierząca kobieta, zdezorientowana wypowiedziami Holuba, napisała:

„Mam pytanie, jak mam wytłumaczyć słowa «papieża» o Komunii Świętej? Jestem po rozwodzie i mieszkam z innym mężczyzną. Gdybym miała przyjąć Komunię Świętą, byłoby to świętokradztwo. W liście pasterskim biskupa Holuba i jego wskazówkach jest napisane, że od teraz jest to możliwe. Ale boję się, że popełnię grzech. Proszę o radę”.

Ta wierząca kobieta nazywa grzech grzechem i świętokradztwo świętokradztwem, podczas gdy Holub uważa grzech i świętokradztwo za nic.

Zarówno Bergoglio, jak i Holub tragicznie oszukują wiernych i systematycznie wciągają ich w proces odstęstwa od Boga. Do takich fałszywych apostołów, którzy nawet twierdzą, że w imieniu Jezusa czynili cuda i znaki, Jezus wyraźnie mówi: Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości! Nie znam was” (Łk 13:27).

Co apostoł Jan mówi na pytanie, czy należy modlić się za zatwardziałych heretyków, takich jak Bergoglio i Holub? Apostoł Jan wskazuje: „Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlili” (1 J 5:16). Grzech, który sprowadza śmierć, jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.

Jednak księża będą zmuszeni, mimo że Holub sprowadził na siebie przekleństwo, nadal wymieniać jego imię w Liturgii. Jak w tym momencie wierzący mogą oddzielić się od przekleństwa, które przechodzi na tych, którzy są w jedności z Holubem? Niech po cichu powiedzą: „Anatema!”, a w ten sposób, zgodnie z Ga 1:8, zjednoczą się z Bożym stanowiskiem i uchronią się przed przekleństwem.

Jakie konsekwencje niesie dla biskupa Tomasza Holuba Boża anatema, czyli przekleństwo, które sam na siebie sprowadził? Nie należy już do Ciała Chrystusa – Kościoła. Sam się wykluczył. On ale urzędu dobrowolnie nie opuści. Wierni nie powinni brać go za prawowiernego biskupa. Muszą być świadomi, że on jest religijnym oszustem z duchem apostoła Judasza. Jego pochlebne pasterskie listy i inne dyrektywy są nieważne i szkodliwe. Biskup Holub nie jest apostołem Chrystusa, ale apostołem antychrysta.

Swoją apostazję publicznie ujawnił łamiąc prawa Boże i propagując niemoralną sodomię. Poprzez tak zwane błogosławieństwo Holuba Bóg nie błogosławi, ale działa duch kłamstwa i śmierci. Z Holuba przechodzi przekleństwo na tych, którzy jemu wewnętrznie podporządkowują się i słuchają go. Księża i wierzący, którym zależy na zbawieniu dusz, muszą wiedzieć, że biskup Holub jest pod Bożą anatemą zgodnie z listem do Galatów 1,8-9.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr              + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

Zwolennik Bergoglio Tomasz Holub został wydalony z Kościoła

vkpatriarhat.org/en/?p=22925  /english/

vkpatriarhat.org/it/?p=9767  /italiano/

vkpatriarhat.org/fr/?p=16309  /français/

vkpatriarhat.org/es/?p=12937  /español/

W katedrze we Fromborku przed głównym ołtarzem zgasła już „wieczna lampka”. V2 burzy. Zjazd KEP.

W katedrze we Fromborku przed głównym ołtarzem zgasła już „wieczna lampka”. V2 burzy. Zjazd KEP.

UrzędnicyKurii Archidiecezji Warmińskiej kłamią. BEZCZELNIE.

Marcin Austyn nie-o-remont-chodzilo-w-katedrze

Nie o remont chodziło! Znamy oficjalne powody przeniesienia tabernakulum we fromborskiej katedrze

Głosy zaniepokojonych wiernych potwierdziły się i tabernakulum w katedrze we Fromborku zostało przeniesione z głównego do bocznego ołtarza. Tak zmiana kierunku sprawowania liturgii stała się faktem.

I, jak się okazuje, powodem zmian nie był remont, a sprawa umiejscowienia tabernakulum nie jest tymczasowa – jak wcześniej próbowano tłumaczyć.

Przypomnimy. Do PCh24.pl zgłosili się zaniepokojeni wierni, którzy alarmowali, że w Archikatedrze we Fromborku mają zajść poważne zmiany. Jak wskazywali, ze starego, zabytkowego ołtarza, zaplanowano usuniecie tabernakulum, bo „przeszkadza ono w odprawianiu Mszy Św. twarzą do ludu”.

W dotychczasowym układzie celebracje sprawowane były ad orientem (kapłan i wierni znajdowali się po tej samej stronie ołtarza, zwróceni w jego stronę).

To już przeszłość. Tabernakulum zostało przeniesione na boczny ołtarz, a kierunek celebracji został zmieniony. Wobec faktu, że dotychczasowe wyjaśnienia sprawy były dość niejasne (o czym za chwilę), skierowaliśmy do kancelarii parafii katedralnej oficjalne zapytanie. Odpowiedź otrzymaliśmy… z Kurii.

***

„Szczęść Boże!
Do redakcji pch24.pl napływają zdjęcia i relacje dokumentujące usunięcie tabernakulum z ołtarza w katedrze. Stało się to, choć na początku maja pracownica kancelarii przekazała nam informację, że żadne zmiany nie są prowadzone.
Jako, że brak jest oficjalnych informacji o poczynionych zmianach, a to budzi niepokoje wśród wiernych, uprzejmie proszę o możliwie szeroką informację, tak by sprawę jednoznacznie wyjaśnić.
Czym spowodowane są wspomniane zmiany?
Czy mają związek z remontem, obchodami kopernikańskimi czy docelową zmianą kierunku sprawowania liturgii?
Czy zmiany dokonane są w porozumieniu ze służbami konserwatorskimi?
Czy tabernakulum zostało przeniesione na stałe czy czasowo?
Gdzie obecnie znajduje się tabernakulum?
Czy planowane są także inne zmiany w katedrze, które mogą potencjalnie zaskoczyć wiernych?
Z Panem Bogiem,
Marcin Austyn, PCh24.pl”

***

Dzień dobry,
w odpowiedzi na Pana zapytania pragnę poinformować, że zmiany dokonane we fromborskiej katedrze podyktowane są dostosowaniem przestrzeni sakralnej do wymogów dokumentów Soboru Watykańskiego II i Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego. Wszystkie prace w katedrze prowadzone są pod nadzorem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Obecnie tabernakulum zostało przeniesione do bocznego ołtarza, by ułatwić wiernym skupienie na osobistej modlitwie.
Pozdrawiam
Ks. Marcin Sawicki
Rzecznik Kurii Archidiecezji Warmińskiej”

***

Czemu służyło zamieszanie? [I oszukiwanie?? md]

To zupełnie inne wyjaśnienie, niż to z początku maja 2023 roku. Skontaktowaliśmy się wówczas z kancelarią katedralnej parafii pytając o plany przeniesienia tabernakulum. Wierni twierdzili, że już trwają przygotowania do przenosin, że zgasła już „wieczna lampka”, a sprawa ma być „załatwiona” przed czerwcowym zjazdem KEP, który ma zawitać do Fromborka.

Co usłyszeliśmy? Że tabernakulum jest na swoim miejscu i na nim pozostanie. Że owszem, są plany jego tymczasowego przeniesienia – ale tylko na czas remontu. Zaś termin prac nie jest jeszcze ustalony, gdyż trwają formalności w tym zakresie. Co więcej, wspomniana lampka miała zgasnąć, gdyż prowadzone były prace elektryczne i czasowo prąd został wyłączony.

Tyle tylko, jak dopowiedzieli już wierni będący z nami w kontakcie, owe prace były związane m.in. z przeniesieniem owej lampki. O tym kancelaria oczywiście nie wspomniała. Natomiast kilka razy usłyszeliśmy zapewnienie, że „wszystko pozostaje na swoim miejscu”.

Nie wiemy z jakiego powodu przyjęto taką politykę informacyjną. Być może chciano dokonać zmian bez rozgłosu i protestów wiernych. Wszak trwają obchody „kopernikańskie”. Już 21 maja 2023 r. w katedrze odbędą się centralne obchody 480. rocznicy śmierci Mikołaja Kopernika oraz wydania jego traktatu De revolutionibus orbium coelestium (O obrotach sfer niebieskich). O godz. 11.00 zostanie odprawiona uroczysta Msza Święta, na którą zaproszono najwyższe władze państwowe. Mszy Świętej przewodniczyć ma ks. abp Józef Górzyński, Metropolita Warmiński, homilię zaś wygłosi ks. abp Stanisław Budzik, Metropolita Lubelski. Msza Św. będzie transmitowana na kanale TVP Polonia – można zatem będzie zobaczyć co zmieniło się w katedrze.

Po Soborze Watykańskim II w archikatedrze były już podejmowane próby zmiany miejsca przechowywania Najświętszego Sakramentu. I zawsze w obronie centralnego jego miejsca stawali wierni. Czy tym razem historia się powtórzy?

O horrorze obecnego pontyfikatu – dyplomatycznie.

O horrorze pontyfikatu w Watykanie – dyplomatycznie.

Aktualne trendy pontyfikatu papieża Franciszka.

=======================

Większość paragrafów jest przerażająca! Są tam jednak zwłaszcza dwa ustępy, które, jak sądzę, wyrażają intencję całego dokumentu, a w szczególności pragnienie zmiany samej istoty Kościoła katolickiego

==================================

Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX aktualne-trendy-pontyfikatu-franciszka

Czcigodny Księże Przełożony, niedawno przypadała 10. rocznica wyboru papieża Franciszka na Stolicę Piotrową. Co, w opinii Księdza, stanowiło najważniejsze wydarzenie tych kilku ostatnich lat?

Trudno nie zauważyć, że po jego dwóch głównych oraz nowatorskich ideach: miłosierdzia, rozumianego jako „powszechna amnestia”, oraz nowej moralności, opartej na szacunku do Ziemi jako „wspólnego domu całej ludzkości”, ostatnie lata były zdominowane przez ideę synodalności. Nie jest to zupełnie nowa idea1, jednak papież Franciszek uczynił ją osią swojego pontyfikatu.

Idea ta jest tak wszechobecna, że wielu ludzi przestało się nią zbytnio interesować, choć stanowi ona kwintesencję dojrzałego i pełnego modernizmu. Z punktu widzenia eklezjologii rewolucja synodalna ma wywrzeć na Kościół poważny wpływ i dogłębnie przeobrazić jego hierarchiczną strukturę, jego funkcjonowanie, a przede wszystkim nauczanie wiary.

Dlaczego ludzie stali stracili zainteresowanie synodalnością?

Być może była ona postrzegana jako problem wyłącznie krajów niemieckojęzycznych lub też – zachowując wszystkie proporcje – jako problem zasadniczo belgijski, a świadomość jego uniwersalnego wymiaru z czasem zanikła. Jest pewne, że Niemcy odgrywali szczególną rolę w procesie synodalnym, jednak sam problem dotyczy Rzymu – a więc jest powszechny, dotyczy Kościoła katolickiego jako całości.

Jak zdefiniowałby Ksiądz proces synodalny?

Przede wszystkim ten proces jest raczej konkretną rzeczywistością niż wcześniej zdefiniowaną doktryną. Jest on zagmatwaną metodą czy też „praktyką”, która została przyjęta bez wcześniejszej znajomości wszystkich możliwych skutków. Mówiąc konkretnie, stanowi on wyraz pragnienia postawienia Kościoła „na głowie”. Kościół nauczający nie uważa się już za depozytariusza Bożego Objawienia, którego jest strażnikiem, ale za grupę biskupów w jedności z papieżem, którzy słuchają wiernych, a zwłaszcza głosów z peryferii, przywiązując szczególne znaczenie do tego, co mogłyby postulować najbardziej wyalienowane jednostki. Jest to Kościół, w którym pasterze stają się owcami, a owce – pasterzami.

U źródła tej idei leży przekonanie, że Bóg nie objawia się poprzez Pismo św. i Tradycję, których strażnikiem jest hierarchia Kościoła, ale poprzez „doświadczenie ludu Bożego”. Właśnie dlatego proces synodalny rozpoczął się od konsultacji z wiernymi wszystkich diecezji świata. W oparciu o te dane konferencje biskupów sporządziły podsumowania, których owocem była opublikowana kilka miesięcy temu pierwsza synteza rzymska.

Jakie jest znaczenie idei, wedle której Bóg objawia się i daje poznać swoją wolę poprzez doświadczenia ludu Bożego?

Ta idea stanowi fundament całego gmachu modernizmu. Na potępieniu tej błędnej idei dotyczącej Objawienia św. Pius X oparł swoją encyklikę Pascendi dominici gregis. Jeśli wiara, zamiast odwoływać się do Pisma św. i Tradycji, jest redukowana do doświadczenia – najpierw jednostkowego, a następnie wspólnotowego – to wówczas jej treść, a w konsekwencji ustrój Kościoła, mogą podlegać wszelkim możliwym ewolucjom. Doświadczenie – z samej definicji – dotyczy pewnego momentu lub okresu czasu. Jest to rzeczywistość pojawiająca się w czasie i w historii, która ze swej natury ma charakter ewolucyjny. W analogiczny sposób w życiu każdego z nas występuje ruch, a więc to życie ewoluuje.

Taka wiara-doświadczenie, z konieczności podlegająca ewolucji zgodnie ze zmianą świadomości i potrzebami kolejnych etapów historycznych, jest stale „wzbogacana” o nową treść, a równocześnie odrzuca to, co nie jest już aktualne. W ten sposób wiara staje się rzeczywistością przede wszystkim ludzką, związaną – podobnie jak historia ludzkości – z coraz to nowymi i zmieniającymi się warunkami. W dłuższej perspektywie niewiele pozostaje z tego, co wieczne, transcendentne i niezmienne. Jeśli wciąż mówimy o Bogu i Kościele katolickim, to te dwie rzeczywistości stają się projekcją tego, co doświadczenie może odczuć hic et nunc. W nieunikniony sposób zmienia się sens oraz zakres tych dwóch pojęć, wraz ze wszystkimi innymi dogmatycznymi elementami naszej wiary. Stopniowo są one wchłaniane przez to, co jest jedynie światowe i zmienne. Ich znaczenie ewoluuje wraz z ludzkością oraz jej doświadczeniem Boga. Ta idea nie jest nowa, jednak proces synodalny stanowi nową kulminację jej zakresu.

Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na temat wspomnianej przed chwilą „syntezy rzymskiej”?

Mam tu na myśli dokument opublikowany w październiku 2022 r., zatytułowany Rozszerz przestrzeń twego namiotu2. Jest to dokument roboczy etapu kontynentalnego synodu, a więc przeznaczony dla biskupów spotykających się na poszczególnych kontynentach3. Jest on prezentowany jako wyraz sensus fidei wiernych, zaś biskupom zaleca się, aby go czytali „oczami ucznia, który uznaje go za świadectwo drogi nawrócenia w kierunku Kościoła synodalnego, który uczy się ze słuchania, jak odnowić swoją misję ewangelizacyjną w świetle znaków czasu”4. Tak więc oczekuje się, że to właśnie na podstawie tego rzekomego wyrazu sensus fidei wiernych biskupi będą wyciągali wnioski i podejmowali ostateczne decyzje.

Jednak treść tego dokumentu oraz zawarte w nim sugestie są po prostu katastrofalne. Nie ma w nim praktycznie niczego, co mogłoby zostać uznane za wyraz wiary katolickiej. Przeciwnie, większość sugestii zaleca transformację Kościoła w całkowicie nową jakość. Możemy poniekąd zrozumieć, że wierni, a nawet księża – zwłaszcza obecnie – głoszą różne dziwaczne opinie, jest jednak całkowicie niedopuszczalne, żeby takie twierdzenia znalazły się w syntezie opracowanej przez watykański Sekretariat Generalny synodu.

Czy w tej syntezie są jakieś ustępy, które należy uznać za szczególnie niebezpieczne?

Niestety, trzeba powiedzieć, że większość paragrafów jest przerażająca! Są tam jednak zwłaszcza dwa ustępy, które, jak sądzę, wyrażają intencję całego dokumentu, a w szczególności pragnienie zmiany samej istoty Kościoła katolickiego w wyniku procesu synodalnego. Przede wszystkim, w odniesieniu do władzy, można dostrzec wyraźne pragnienie akceptacji Kościoła, który funkcjonowałby odwrotnie niż w sposób tradycyjny i w którym Kościół nauczający nie miałby już czego nauczać: „Ważne jest budowanie synodalnego modelu instytucjonalnego jako eklezjalnego paradygmatu dekonstrukcji władzy piramidalnej, która uprzywilejowuje jednoosobowe zarządzanie. Jedyną słuszną władzą w Kościele musi być władza miłości i służby, na wzór Pana”5.

Możemy się zastanawiać, czy mamy tu do czynienia z herezją, czy też po prostu z pustosłowiem, którego nie potrafimy bliżej sklasyfikować. Heretyk w istocie wciąż w coś „wierzy” i wciąż może mieć jakieś pojęcie o Kościele, nawet jeśli jest ono wypaczone. Tu jednak mamy do czynienia z ideą Kościoła, który byłby nie tylko niespójny, ale również – by posłużyć się współczesnym określeniem – „płynny”. Proponuje się Kościół bez doktryny, bez dogmatów, bez wiary, Kościół, w którym nie jest już potrzebna żadna władza do nauczania czegokolwiek. Wszystko rozpływa się w duchu „miłości i służby”, choć nikt nie wie, co to w istocie oznacza – o ile faktycznie coś oznacza – oraz do czego zmierza.

Wspomniał Ksiądz również o drugim szczególnie niebezpiecznym fragmencie.

Zgadza się. Jest też drugi ustęp, który wydaje mi się wyrażać ducha całego tekstu, a równocześnie prawdziwą atmosferę tych kilku ostatnich lat pontyfikatu papieża Franciszka: „Świat potrzebuje «Kościoła wychodzącego», który odrzuca podział na wierzących i niewierzących, który zwraca się ku ludzkości i oferuje jej, zamiast doktryny czy strategii, doświadczenie zbawienia, «przepełnienie darem», który odpowiada na wołanie ludzkości i przyrody”6. Jestem przekonany że ten krótki fragment posiada znacznie głębszy sens i znaczenie, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.

Odrzucanie podziału na wierzących i niewierzących jest z pewnością szaleństwem, choć w obecnym kontekście należy to uznać za logiczne. Jeśli wiara nie jest już rzeczywistością autentycznie nadprzyrodzoną, wówczas zmieniają się sama racja bytu oraz misja Kościoła, ustanowionego, aby tę wiarę zachowywał i głosił. Jeśli bowiem wiara jest tylko jednym z wielu doświadczeń, jak można przedstawiać ją jako lepszą i twierdzić, że powinna być powszechnie przyjmowana? Po prostu uczucie-doświadczenie nie może odpowiadać prawdzie absolutnej – posiada jedynie wartość opinii, która nie może być już prawdą w tradycyjnym sensie tego słowa. Logicznie prowadzi nas to do odrzucenia podziału na wierzących i niewierzących. Pozostaje jedynie ludzkość, z jej oczekiwaniami, opiniami i pragnieniami; ludzkość, która jako taka nie rości sobie prawa do niczego nadprzyrodzonego.

Zatem Kościół oferuje ludzkości nauczanie, które nie odpowiada już przekazowi transcendentnego Objawienia. Kościół ogranicza się do proponowania okrojonej i pozbawionej elementów nadprzyrodzonych „ewangelii”, która staje się księgą refleksji i pocieszenia, dopasowaną do wszystkich bez żadnej różnicy. W tej perspektywie rozumiemy, jak nowa teologia i nowa moralność ekologiczna, przedstawione w Laudato si’, są oferowane ludzkości, która nie potrzebuje już nawrócenia i w której nie ma już podziału na wierzących i niewierzących.

Środki masowego przekazu podkreślają zwłaszcza uwagę, jaką synod poświęca związkom osób tej samej płci. Jak Ksiądz postrzega ten problem?

Nie ulega wątpliwości, że ogólnoświatowa presja w tej sprawie przekłada się na proces synodalny. Wywiera się presję, żeby Kościół stał się bardziej otwarty na tych ludzi i wrażliwy na ich potrzeby uczuciowe, zwłaszcza po tym, jak otwarto dla nich drzwi poprzez ogłoszenie adhortacji Amoris laetitia. Jest to jedna ze spraw, co do których oczekiwania są największe. Z jednej strony możemy odnieść wrażenie, że władze Kościoła potwierdzają niemożliwość błogosławienia takich par – np. odpowiedź Kongregacji Nauki Wiary z marca 2021 r.; natomiast z drugiej strony obserwujemy przypadki udzielania im błogosławieństwa – przy czym niekiedy przychodzą one do kościoła, aby otrzymać błogosławieństwo po zawarciu świeckiego związku w ratuszu.

Kilka miesięcy temu biskupi flamandzcy opublikowali nawet oficjalny obrzęd błogosławieństwa takich par; do tej pory Watykan nie zareagował na tę inicjatywę. Według biskupa Antwerpii Ojciec Święty wiedział o tym, jednak postanowił nie podejmować żadnych kroków. Poważne i jawnie rewolucyjne zmiany w tej kwestii postulują również biskupi niemieccy. Wszystko to w nieunikniony sposób wywołuje reakcje niektórych biskupów oraz wiernych. Wielu innych ogranicza się jednak do biernej obserwacji.

W ten sposób powstaje pewna dialektyka, pewne zamieszanie – zarówno w tej dziedzinie, jak i w wielu innych – które powodują, że wszyscy w naturalny sposób oczekują na wypowiedź kompetentnej władzy… Władza ta może – gdy dane kroki wydają się jej zbyt pochopne – wyhamowywać takie inicjatywy; jednak może też zaaprobować je i pozwolić, aby sprawy potoczyły się własnym biegiem, aż ostatecznie będzie można mówić o lokalnych „tradycjach” i zwyczajach. Niekiedy tradycyjna doktryna Kościoła jest potwierdzana, a nawet określana jako niezmienna, co dodaje otuchy konserwatystom. Równocześnie w innych przypadkach władza powołuje się na potrzeby duszpasterskie, stosując „cudowne” miłosierdzie, które godzi rzeczy nie do pogodzenia. W ten sposób tradycyjne zasady moralne, tak jak i wiara, stają się opcjonalnymi opiniami. Jest to typowe dla władzy, która nie opiera się już na transcendentnych zasadach, ale wykazuje wrażliwość na oczekiwania chwili – i jest zdecydowana je spełnić, kierując się względami czysto pragmatycznymi.

Należy jednak zrozumieć, że to wszystko nie skończy się w jakimś konkretnym momencie. Taki sposób sprawowania władzy przypomina mechanizm funkcjonowania współczesnych demokracji: coś, czego nie można zaaprobować dziś, zostanie zaaprobowane jutro, kiedy za sprawą tej samej dialektyki i pod wpływem nowych nacisków i precedensów sytuacja do tego dojrzeje, a umysły ludzi zostaną stosownie przygotowane. Jest to krótki opis mechanizmu uruchamianego przez synodalność – i pokazuje, dlaczego mamy tu do czynienia z najdoskonalszym przykładem modernizmu.

Ogłoszony niedawno reskrypt papieża Franciszka potwierdził, że każdy nowy kapłan pragnący odprawiać Mszę trydencką musi uzyskać stosowne pozwolenie Stolicy Apostolskiej. Ponadto, żeby móc odprawiać tradycyjną Mszę św. w kościele parafialnym, również należy uzyskać jej zgodę. Jak Ksiądz ocenia te decyzje?

Myślę, że nie trzeba być szczególnie doświadczonym ekspertem, aby dostrzec wyraźną chęć wyrugowania tradycyjnej Mszy św. Wspomniany reskrypt, opublikowany w lutym 2023 r., podobnie jak list apostolski Desiderio desideravi z czerwca 2022 r., mają na celu maksymalne ograniczenie posługiwania się tradycyjnym mszałem, a także odstraszenie wszystkich, którzy pragnęliby go używać. W takich okolicznościach trudno mi sobie wyobrazić, aby jakikolwiek młody kapłan miał odwagę prosić Stolicę Apostolską o zgodę na odprawianie Mszy trydenckiej. Czy nam się to podoba, czy też nie, od czasu motu proprio Traditionis custodes ta Msza została w Kościele praktycznie zakazana. Jak ostatnio przypomniał nam kard. Roche, wraz z soborem „zmieniła się teologia Kościoła”7, a w konsekwencji także jego liturgia, gdyż stanowi ona wyraz tej teologii.

W tej sytuacji różne wspólnoty Ecclesia Dei odczuwają zaniepokojenie oraz niepewność co do swej przyszłości. Słyszy się, że niebawem ma zostać ogłoszony nowy dokument papieski dotyczący właśnie ich. Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na ten temat?

Nic nie wiem na temat takiego dokumentu. Myślę jednak, że nie można przeżywać swego kapłaństwa w sposób satysfakcjonujący godząc się z tym, iż nad naszą głową nieustannie wisi miecz Damoklesa. Nie można też żyć w pokoju, ciągle zajmując się wszelkiego rodzaju pogłoskami. Kapłan powinien żyć zjednoczony ze swoją Mszą, nie musząc zastanawiać się, czy jutro jego przełożeni pozwolą mu ją odprawiać. Ma troszczyć się przede wszystkim o dzielenie się z innymi duszami tym wielkim skarbem, bez nieustannej obawy, że sam zostanie go pozbawiony, czy też żyjąc nadzieją na cud, który pozwoli mu wybrnąć z obecnej, niepewnej sytuacji. Naprawdę nie sądzę, żeby Boża opatrzność pragnęła tego rodzaju sytuacji.

Ponadto – niestety – członkowie tych instytutów, podobnie jak wielu innych księży, którzy pragną odprawiać Mszę w tradycyjnym rycie, żyją w takim strachu, że są zmuszeni zachowywać milczenie na temat bieżących wydarzeń z życia Kościoła. Bardzo dobrze wiedzą, że w dniu, w którym zaczęliby wyrażać zastrzeżenia wobec tego, co dziś dzieje się w Kościele, na ich karki mógłby spaść miecz Damoklesa – a kard. Roche gotów jest im w każdej chwili o tym przypomnieć! Mówię to z całą miłością: ta sytuacja rodzi permanentną dychotomię między sferą liturgii a sferą doktryny, co stwarza niebezpieczeństwo, że ci kapłani będą żyć w zakłamaniu, które ich nieuchronnie sparaliżuje, gdy staną wobec konieczności publicznego wyznania swej wiary. Właśnie z tego powodu, zwłaszcza w pewnych krajach, reakcję przeciwko szaleństwu drogi synodalnej można zaobserwować – paradoksalnie – raczej w środowiskach nieprzywiązanych do tradycyjnego mszału.

A jak Ksiądz widzi przyszłość Bractwa św. Piusa X?

Widzę ją po prostu jako wierną kontynuację tego, co czyniło ono do tej pory. Bractwo musi zajmować się bieżącymi sprawami Kościoła, nie przywiązując wagi do pogłosek o tym, co taki a taki kardynał powiedział w zaufaniu takiemu a takiemu seminarzyście, co mogłoby się wydarzyć w Kościele czy też nawet co mogłoby spotkać nas… Musimy żyć ponad tym wszystkim.

Dla dobra Kościoła katolickiego Bractwo musi zachować i zapewniać swoim kapłanom oraz wiernym możliwość sprawowania tradycyjnej liturgii oraz uczestnictwa w niej. Równocześnie w dalszym ciągu musi strzec tradycyjnej teologii katolickiej, która tej liturgii towarzyszy i która ją podtrzymuje. Nikt, kto wciąż jeszcze posiada sensum catholicum, nie może wyrzec się tej doktryny. Parafrazując kard. Roche’a, wprowadzona przez sobór zmiana w doktrynie stanowiła w istocie inspirację dla nowej Mszy! Mamy obowiązek dochować wierności zarówno Mszy, jak i doktrynie katolickiej, równocześnie zachowując pełną swobodę do przeciwstawiania się błędom oraz tym, którzy ich nauczają. Ostatecznie, jeśli liturgia jest z definicji publiczna, to również wyznawanie wyrażanej przez nią wiary ma charakter publiczny.

Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy być świadomi, że tradycyjna liturgia w Kościele katolickim ma również związek z moralnością, której zasad nie mamy prawa zmieniać. Wszechmogący Bóg w centrum naszej religii umieścił krzyż oraz prawdziwą ofiarę. Nikt nie może osiągnąć zbawienia bez krzyża i bez tej ofiary. Nikt nie może osiągnąć zbawienia akceptując, w imię fałszywej miłości i fałszywie rozumianego miłosierdzia, wszelkiego rodzaju zgorszenia. Zbawienie daje tylko jeden rodzaj miłości – ponieważ istnieje tylko jedna prawdziwa miłość, która oczyszcza: miłość krzyża, miłość odkupienia, miłość okazana nam oraz przekazana przez Chrystusa Pana, a którą On nazwał caritas. Ta miłość nie może jednak istnieć bez wiary ani bez tych, którzy jej nauczają.

Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX, przeprowadzony przez FSSPX.Actualités w Menzingen 5 maja 2023 r., w uroczystość św. Piusa V.

Źródło

Przypisy

  • 1 Proces synodalny rozpoczął się bezpośrednio po II Soborze Watykańskim, od czasu którego odbyło się ponad tysiąc synodów diecezjalnych – często z udziałem świeckich, co stanowi całkowitą nowość. Papież Franciszek precyzował koncepcję synodalności od początku swego pontyfikatu: najpierw poprzez interpretację sensus fidei oraz pobożności ludowej jako źródła Objawienia (por. Evangelii gaudium, par. 119–120), a następnie poruszając kwestię synodalności bardziej otwarcie w swojej Mowie z okazji 50 rocznicy utworzenia synodu biskupów (17 października 2015). Na tej podstawie Międzynarodowa Komisja Teologiczna zredagowała tekst Synodalność w życiu i misji Kościoła, przedstawiający podstawy teoretyczne procesu, którego świadkami jesteśmy obecnie.
    Synod o synodalności można więc postrzegać jako praktyczne zastosowanie, w skali całego Kościoła, idei głoszonych i rozwijanych w trakcie obecnego pontyfikatu, a które stanowiły punkt wyjścia dla wielu eksperymentów podejmowanych od czasu Vaticanum II.
  • 2 Cytat z Iz 54, 2 – przyp. red.
  • 3 Zorganizowano siedem oddzielnych grup kontynentalnych, osobno dla obu Ameryk oraz dla Bliskiego Wschodu.
  • 4 Rozszerz przestrzeń twego namiotu, par. 13. Wszystkie cytaty za: https://www.diecezja.kielce.pl/sites/default/files/etap_kontynentalny.pdfprzyp. tłum.
  • 5 Ibidem, par. 57.
  • 6 Ibidem, par. 42.
  • 7 Kard. Roche powiedział, że „teologia Kościoła zmieniła się. Wcześniej kapłan, oddalony od wiernych, reprezentował ich wszystkich. Byli oni niejako kierowani przez tego, który jako jedyny odprawiał Mszę św. [Dziś jednak] liturgię sprawuje nie tylko kapłan, ale razem z nim także ci, którzy są ochrzczeni. I ta konstatacja jest wręcz przełomowa” (audycja w BBC Radio 4, 19 marca 2023).

Watykan dzisiaj – a zetknięcie się z Jezusem „najpierw dla Żyda, potem dla Greka”

Watykan dzisiaj – a zetknięcie się z Jezusem „najpierw dla Żyda, potem dla Greka”

3 mar 2016 Posted by Sacerdos Hyacinthus

O. Benedykt J. Huculak*

WATYKAN DZISIAJ

Nawet dla osób nawykłych do częstego gradu w postaci coraz to nowych wytworów myśli katolicko-reformowanej, która pieczętuje się – często na wyrost – Soborem Watykańskim II, wstrząsem stał się niedawny dokument Watykanu o wyłączeniu żydów[1] spośród tych środowisk, ludów i narodów, do których Kościół będzie kierował nauczanie Chrystusa[2]. Ma to wynikać głównie stąd, że oni rzekomo są „nosicielami Słowa Bożego”[3], lecz gdyby tak było, to komu – według Kurii – potrzebne byłoby przyjście Jezusa? Czy nie wystarczyłaby droga Chazarów, owego ludu i państwa nad Morzem Czarnym, które w wieku IX przyjęło judaizm? Wstrząs wynika stąd, że reformowanie[4], które dotąd – przy pewnym wysiłku – można było postrzegać jako przejściowe gorączkowanie w postaci herezji materialnej, czyli nieświadomego błądzenia w wierze[5], w danym oświadczeniu przekroczyło granice herezji formalnej; a to już pociąga skutki ciężkie, i to zarówno dla chrześcijan świeckich, jak i duchownych, także dla biskupa.
…….Już „krewni Jezusa” przyszli Go odciągnąć od nauczania w imię jakiejś poprawności potocznej, wręcz „zabrać Go”, mówiąc, że „odszedł od zmysłów” (Mk 3, 21). Dzisiaj Watykan zwraca się ku prawomyślności tego świata, którym od wieku XVIII – naznaczonego buntem Ameryki i przewrotem we Francji – kieruje gwiazda ludu (am) Dawida[6]. Wokół niej zaś od lat trzystu pośród narodów (gojím) posłusznie krąży pięcioramienna gwiazda masonów, której zgodną odmianą jest czerwony znak socjalistów. Sprawa jest groźna, bo stanęła na granicy, o której rzekł Pan, jedyny Ješuah – Zbawiciel (Jezus)[7]: „Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie; lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32-33). Także jednak na ziemi rzecz mocą prawa Kościoła miewa skutki ciężkie.
.
.
…….PAWEŁ

Dokument Watykanu wstępnie zaskakuje tym, że powołuje się na krótkie i ogólne, a z kontekstu wyjęte, powiedzenie Pawła[8], owego Szawła z Tarsu, który był nie tylko rodowitym Żydem z pokolenia Beniamina, lecz niegdyś także gorliwym faryzeuszem, a nawet zaciekłym oraz urzędowym inkwizytorem i prześladowcą chrześcijan. Otóż według tegoż pisma chwalebny Jezus nie miałby prawa nawrócić go u bram Damaszku, a jeśli już do tego doszło, to stałoby się coś niestosownego, wysoce niepożądanego. Pośrednio wskazuje się na Chrystusa jako na kogoś, kto narobił niepotrzebnego kłopotu. W tym względzie jednak bardzo jednoznaczny jest Nowy Testament, a w nim św. Paweł, który z naciskiem stwierdza: „Jeśli usprawiedliwienie dokonuje się przez prawo [Mojżesza], to Chrystus dôreán apéthanen – umarł na darmo” (Gal 2, 21).
…….Religia więc żydów, odrzucających Jezusa, nie jest i nie może być równoległą drogą do zbawienia, jak to zostało jasno wyłożone przez Kurię wcześniej, w składzie innego pokroju[9]. Także męczennicy krwią wyznawali nie tylko to, że On był Bogiem – więc dla Greków i Rzymian bezpieczne mniemanie, jakoby był jednym z bogów Panteonu –, lecz głównie prawdę o tym, że jest On zbawicielem jedynym. Otóż samej wysokiej radzie Żydów z arcykapłanami na czele jasno oświadczył apostoł Piotr: Poza „Jezusem Chrystusem Nazarejczykiem, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg [Ojciec] wskrzesił z martwych […] nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano pod niebem żadnego innego imienia, przez które my [Żydzi] powinnibyśmy zostać zbawieni (deí sôthếnai hêmás)” (Dz 4, 10. 12). W tej samej sprawie później rodacy ze strony Pawła przeczytali słowa: „Mamy więc, bracia, pewność, że wejdziemy do miejsca świętego [w niebie] przez krew Jezusa. On nam [Żydom] zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje […] Przystąpmy z sercem prawym, z wiarą czystą… obmyci na ciele czystą wodą [chrztu]” (Hbr 10, 19-22).
…….Kuria Rzymska zasłania się ogólnym i skądinąd oczywistym powiedzeniem Pawła, że „Bóg nie żałuje [swych] darów łaski i wezwania”[10]. Słowa te zostały tu wyjęte z kontekstu jego rozważań o dziejach Izraela, który w końcu jednak przyjmie Pana Jezusa Chrystusa (Rz 11, 25-26). Niniejszą część Listu do Rzymian umieszczono w tle soborowego oświadczenia „Nostra aetate”, skierowanego do wyznawców religiach niechrześcijańskich, w jego części dotyczącej żydów. Dane powiedzenie Pawła jest tam przytoczone, lecz Soborowi nie tylko daleko było do tego, co z nimi zrobił ostatnio Watykan, ale w tymże piśmie Sobór nawet podkreślił konieczność głoszenia ewangelii wszystkim, a zwłaszcza muzułmanom i żydom, gdy rzekł: „Kościół katolicki […] głosi i jest zobowiązany (tenetur) nieustannie głosić Chrystusa, który jest, ‹drogą i prawdą, i życiem› (J 14, 6), w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym Bóg wszystko [więc również żydów] ze sobą pojednał”[11]. – Należy to podkreślić, bo Kuria chciała sprawić żydom miłą niespodziankę w pięćdziesięciolecie pisma „Nostra aetate”. Okazuje się jednak, że usiłowała to uczynić za wszelką cenę, i to nie tylko wbrew tamtemu oświadczeniu Soboru, lecz także stronniczo nadużywając słów Pawła, a co najważniejsze – wbrew samemu Chrystusowi Panu.
…….Prawdziwa myśl Pawła jest jasno zarysowana już na tej samej stronicy jego Listu do Rzymian, gdzie pisze on, że wrogość Żydów względem Jezusa jest tymczasowa, a tajemniczo przez Boga dopuszczona po to, „aby i [oni] sami teraz dostąpili miłosierdzia” (Rz 11, 31) dokładnie tak samo, jak tymczasem narody „z powodu ich nieposłuszeństwa dostąpiły miłosierdzia” (30) drogą chrzcielnego włączenia w tajemnicę Chrystusa. „Zatwardziałość – pisze Paweł – dotknęła część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie [do Kościoła] pełnia narodów; i tak cały Izrael zostanie zbawiony” (25-26) w Kościele Chrystusa. „Jeżeli zaś ich [Żydów] upadek przyniósł bogactwo światu, a ich [nawróconych] mała liczba – wzbogacenie narodom, to o ileż więcej przyniesie ich zebranie w całości” (12) wokół Pana Jezusa. To zaś nastąpi także dlatego, że z woli Chrystusa przed końcem tego świata „ewangelia musi być głoszona wszystkim narodom”[12], przeto również Żydom, a nawet „najpierw Żydowi, a potem Grekowi”[13], czyli synowi jakiegoś narodu wewnątrz Cesarstwa, gdzie mowa grecka była używana wszędzie. „Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem, ponieważ ten sam jest Pan wszystkich” (Rz 10, 12), a „Ten [Jezus] jest ustanowiony na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34).
…….Przede wszystkim zaś, jeśli Żydzi – także według Pawła – mają przyjść do Jezusa, to nasuwa się pytanie, na które on jasno odpowiedział w sąsiednim miejscu tegoż Listu do Rzymian: „Jak mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jak mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? […] Przeto wiara ex akoếs – z usłyszenia [pochodzi], a usłyszenie [dokonuje się] przez słowo Chrystusa” (Rz 10, 14-17). Według Pawła więc Żydom koniecznie trzeba kêrýssein – ogłaszać Dobrą Nowinę Jezusa. Oświadcza on: „Ja nie wstydzę się ewangelii. Jest ona bowiem mocą Boga ku zbawieniu dla każdego wierzącego, Ioudaíô te prốton – najpierw dla Żyda, potem dla Greka” (1, 16). Paweł nie tylko był tego pewien, lecz również tak czynił, wszędzie – począwszy od Damaszku i Antiochii poprzez Efez i Korynt aż do Rzymu – kierując swoje kroki i słowo najpierw do Żydów, wbrew temu, czego chciałaby obecna Kuria.
…….Jej wymysł nie pomieściłby się w głowie nawet owym ioudaizóntes – żydującym przeciwnikom, a nawet wrogom Pawła, dla których prawo Mojżesza było częścią całości zbawczej, należącej jednak do Chrystusa. Nawet ci ludzie – których Paweł nie waha się nazwać „fałszywymi apostołami, podstępnymi działaczami, udającymi apostołów Chrystusa”, a nawet „sługami jego [szatana]” (2 Kor 11, 13-15) – z obrzydzeniem odrzuciliby twierdzenie, jakoby do zbawienia wystarczył Mojżesz, więc religia żydowska byłaby względem chrześcijaństwa jakąś drogą równoległą do zbawienia. Coś takiego więc nikomu nie mogło nawet przyjść do głowy, natomiast ów żydujący pogląd o przyjęciu prawa jako warunku dojścia do Chrystusa, został na szczeblu najwyższym odrzucony przez samych apostołów na Soborze Jerozolimskim w roku 49 (Dz 15, 1-33).
…….Zasadniczo tej sprawie św. Paweł poświęcił swe listy do Rzymian i do Galatów, gdzie z naciskiem rzekł: „Jeżeli zbawienie dokonuje się przez prawo [Mojżesza], to Chrystus umarł na darmo” (Gal 2, 21). W przekonaniu Pawła – wbrew temu, co usiłuje mu podsunąć Kuria – całe dzieje Izraela zmierzały ku Jezusowi i w Nim miały znaleźć wypełnienie (Mt 5, 17): „Nasi ojcowie – pisze on – wszyscy byli pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy w [imię] Mojżesza zostali zanurzeni w obłoku i w morzu; wszyscy też jedli ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili bowiem z towarzyszącej im skały duchowej; a tą skałą był Chrystus” (1 Kor 10, 1-4). Owo kluczowe Pawła zdanie warunkowe: „Jeżeli usprawiedliwienie – przez prawo…”, w domniemanym trybie nierzeczywistości działające jako ‘dowód nie wprost’, jest doniosłe tak samo, a zasadniczo jest nawet tożsame z tym jego zdaniem także warunkowym: „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach […] Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (15, 17. 20).
.
.
…….JEZUS

Od jasnej postawy Pawła daleko ważniejsze jest nauczanie i dzieło Chrystusa, których zresztą odzwierciedleniem były starania Jego ucznia z Tarsu, owego Żyda, a nawet faryzeusza przezeń nawróconego u bram Damaszku. Jezus Nazarejczyk[14] wychował się, wzrastał i pracował, a potem głosił naukę w zielonej, kwitnącej rolnictwem północnej części Palestyny, zwanej Galil hag-gojím – Galileą narodów[15], odróżnianych od jedynego ludu (am), którym miał być Izrael. Wynikało to stąd, że już w VIII wieku podbił ją król Asyrii, który Żydów uprowadził w głąb swojego kraju, by tam osiedlić Asyryjczyków; a później – po Aleksandrze Wielkim – napłynęli tam Grecy. Królowej judzkiej Aleksandrze około roku 70 przed Chr. tylko w małej mierze udało się zmusić Galilejczyków do religii żydowskiej, skąd w oczach Judejczyków oni nadal pozostali narodem osobnym[16]. Zachowali odmienną kulturę syryjską, opartą o najstarszy i wielki dorobek sumeryjsko-babiloński, także w dziedzinie piśmiennictwa, prawa i religii. Wyróżniali się też osobliwą, bliższą klasycznej, wymową języka aramejskiego (Mt 26, 73), którym wówczas mówiono w Palestynie i na Bliskim Wschodzie[17]. – Jezusa, syna Maryi z „miasta w Galilei, zwanego Nazaret” (Łk 1, 26), powszechnie uznawano za Galilejczyka; Jego uczniów – także[18]. Nie bez związku z ową kulturą wysoką, wolną od usposobienia nazbyt prawniczego, pozostają wielekroć powtórzone słowa Zbawiciela: „Słyszeliście, że powiedziano [według prawa Mojżesza]… Ja natomiast mówię wam…”[19].
…….Dla każdej osoby, „najpierw dla Żyda, potem dla Greka” zetknięcie się z Jezusem jest rozstrzygające, bo wymaga zajęcia postawy, której treść ma skutki na wieczność. On jest probierzem, gdyż „ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”[20]. On „jest ustanowiony na upadek i powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34). „On jest – rzecze Piotr – kamieniem, odrzuconym hyph’hymốn – przez was [Żydzi] budują­cych: tym, który stał się głowicą węgła” (Dz 4, 11). „Wam zatem, co [w Niego] wierzycie [niech będzie] cześć, natomiast niewierzącym tenże kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się… kamieniem potknięcia się i skałą obrazy” (1 P 2, 7-8). Niniejsze słowa Piotra i Pawła tylko rozwijają to, co rzekł sam Pan Jezus na krótko przed męką: „Każdy, kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go” (Łk 20, 18).
…….Według rozporządzenia Boga głoszenie ewangelii, podczas gdy Syn Boży chodził po tej ziemi, miało dokonywać się w Palestynie i skupiać się wyłącznie na Żydach. On nie tylko o sobie rzekł: „Jestem posłany [osobiście] tylko do owiec, które poginęły oíkou Israếl – z domu Izraela” (Mt 15, 24) – choć poszedł w okolice fenickiego Tyru i Sydonu, a także do greckiego Dziesięciogrodu (Dekápolis) –, lecz zakazał też uczniom: „Nie idźcie do narodów i nie wstępujcie do żadnego miasta Samarytan. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela” (10,5-6). Czyż te słowa nie są wprost przeciwne temu, co wyznacza Watykan? Ich moc w tym względzie nie zmniejsza się na tle tego, co Jezus oświadczył uczniom po swym zmartwychwstaniu, gdy oświecił uczniów, „aby rozumieli Pisma” (Łk 24, 45), czyli Biblię Żydów, i rzekł im: „Tak jest napisane [tam]: Mesjasz (ton Christón) będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie. W Jego imię będzie głoszone nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, [lecz] począwszy od Jerozolimy” (46-47). Dzieło to mieli zacząć po zesłaniu Ducha Świętego, a Jezus przed wniebowstąpie­niem, bezkreśnie rozszerzając ich pole działania, powtórzył im: „Będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii [czyli w Izraelu], i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8).
…….Wówczas to uczniom nakazał: „Pójdźcie na cały świat i ogłoście (kêrýxate) ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, ten będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16). Innej możliwości nie ma „ani dla Żyda ani dla Greka”, czyli dla nikogo. Praca więc apostołów oraz ich następców miała wyrastać niezmiernie ponad proste zachęcanie do czegoś wartościowego obok innych rzeczy podobnie dobrych i pięknych, gdyż miała ona być kếrygma – ogłoszeniem tego, co do zbawienia jest konieczne potrzebne, czyli przylgnięcia do Jezusa, czego uwieńczeniem jest chrzest. Dlatego to już w dzień Pięćdziesiątnicy, gdy Żydzi w Jerozolimie wysłuchawszy pierwszego kazania Piotra, „przejęci do głębi serca” zapytali, co mają czynić, on rzekł im: „Nawróćcie się i niech każdy z was zostanie ochrzczony w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego […] Ratujcie się spośród tego przewrotnego plemienia!” (Dz 2, 37-40).
…….Znamienne jest, że Pan Jezus nakazał nie tylko podtrzymywanie działania ciągłego, jakby liniowego w postaci ‘głoście (kêrýssete)’, lecz dokonanie czynności jakby punktowej, gdy rzekł: „ogłoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15), czemu zresztą doskonale odpowiada zapis Mateusza: „Pójdźcie więc i nauczcie (mathêtéusate) wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, [i] ucząc je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (28, 19). – Ostatnio jednak najlepsi katolicy, którzy według woli Pana starają się „zachowywać wszystko”, nie szczędząc wysiłków, a nawet ofiar, oni – zwłaszcza w okresie niedawnego synodu i po nim – ze strony Kurii bywają piętnowani jako rzekomi faryzeusze, ludzie niemiłosierni, zapatrzeni w literę, bałwochwalcy, buntownicy, a nawet jako fundamentaliści podobni do bojowników państwa islamskiego. Cóż to jednak jest wobec tych potwarzy, które zniósł Pan Jezus, zwłaszcza od arcykapłanów i rady żydowskiej?
…….Według obecnej Kurii powodem wyłączenia żydów spośród tych, do których będzie kierowana nauka Chrystusa, ma być głównie to, że oni rzekomo są „nosicielami Słowa Bożego”[21], a przecież sam Jezus tuż po zmartwychwstaniu „zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im [uczniom], co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 27). Później zaś rzekł: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi wypełnić się wszystko, co jest o Mnie napisane w prawie Mojżesza, u proroków i w psalmach” (44).
…….Wcześniej natomiast oświadczył, że nie przyszedł znieść prawa czy proroków, „lecz wypełnić [je]” (Mt 5, 17), uwagę skupiając na ich korzeniu, a także na zwieńczeniu, którym jest dwoiste prawo miłości, a przede wszystkim to, że jedyny Bóg istnieje w trójcy Osób i że On sam, Jezus, jest odwiecznym Synem Bożym, który w „pełni czasu”[22] przyjął naturę ludzką w łonie Maryi Panny[23]. Jest On więc „Tym, który [ostatecznie] wyznacza treść wiary (ho tês písteôs archêgós)”, przeto ją „wydoskonala” (Hbr 12, 2), doprowadzając do odwiecznie zamierzonego stanu pełnego Słowa Bożego. O tym w kręgu Pawła napisano, że „wielekroć i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna…, który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty” (Hbr 1, 1-3). Głównie w tym odniesieniu rzekł On: „Oto czynię wszystko nowe… Ja jestem Alfą i Omegą, początkiem i końcem” (Ap 21, 5-6).
…….On więc jest koniecznym szczytem i zwornikiem całego łuku biblijnego, a tegoż pełnego Słowa nosicielami nie mogą być żydzi, którym już na początku rzekł Piotr z Galilei: „Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg [Ojciec] potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami… przybiliście rękami nieprawych do krzyża i zabiliście […] Zaparliście się Go przed obliczem Piłata, gdy ten postanowił uwolnić [Go]… Zabiliście dawcę życia, lecz Bóg Go wskrzesił z martwych”[24]. Ich ziomek zaś Paweł z rodu Beniamina w liście, który jest najstarszą częścią Nowego Testamentu, pisze: „Bracia, wy staliście się naśladowcami Kościołów Boga, które są w Judei w Chrystusie Jezusie, gdyż to samo, co one od Żydów, wycierpieliście także wy od własnych współziomków. Żydzi zabili Pana Jezusa i proroków; i nas prześladowali, a nie podobają się Bogu i wrodzy są wszystkim ludziom. Zabraniają nam przemówić do narodów, [co jednak czynimy] aby ci zostali zbawieni; a tak dopełniają miary swoich grzechów. Na koniec jednak pośpieszył przeciw nim gniew [Boga]” (1 Tes 2, 14-16).
…….Gdy Pan Jezus, na oślęciu jadąc ku stolicy Żydów, „zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli […] Niektórzy jednak faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: ‹Nauczycielu, zabroń tego uczniom swoim›. Odrzekł: ‹Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, to kamienie wołać będą›” (Łk 19, 37-40). Obecna Kuria natomiast nie tylko zamilkła, lecz – dołączając do tamtych faryzeuszy – domaga się milczenia od uczniów Jezusa. Kościół Katolicki jednak nie przestanie śpiewać owej pięknej antyfony: Pueri Hebraeorum, portantes ramos olivarum – Hebrajskie pacholęta, niosąc gałązki oliwne, wybiegły naprzeciw Pana, śpiewając radośnie Mu: ‹Hosanna na wysokości!›[25]. Wcześniej zaś Jezus oświadczył Żydom w Jerozolimie: „Abraham, ojciec wasz, rozradował się stąd, że ujrzał mój dzień: ujrzał [go] i ucieszył się” (J 8, 56).
.
.
…….KURIA

Okoliczności wskazane wyżej wskazują na to, że watykańskie oświadczenie w sprawie żydów – w którego tle widnieje obraz jakiegoś Kościoła zbytecznego, nikomu w istocie niekoniecznego, a nie prawdziwy Kościół „jeden, święty, powszechny (katholikế) i apostolski”[26] – nie tylko przekroczyło granice herezji formalnej, lecz nawet zbliżyło się do odstępstwa od wiary katolickiej, co z grecka bywa zwane apostazją. Kuria rzymska, z kongregacjami i podległymi urzędami, jest osobistym narzędziem papieża, działającym jako jego alter ego, czyli przedstawiciel jego osoby. Żadne więc działanie Kurii, a już zupełnie żaden jej dokument, nie jest głosem samej Kurii, lecz jest odbierany jako pochodzący ze strony papieża. Stąd wynika ogromna odpowiedzialność urzędów watykańskich, a beztroskie obchodzenie się z nauką i zwyczajem apostolskim, do których należy powszechna konieczność wiary oraz chrztu, to droga prowadząca do skutków najgorszych. Taka beztroska urzędów może wynikać ze zwodniczego poczucia, że nic im nie grozi, bo za nimi stoi papież, który może wszystko, a także z mniemania, jakoby papież był wyrocznią prawdy.
…….Zapominają jednak, że papież nie jest jakimś bogiem, lecz tylko biskupem, a jako biskupowi Rzymu przysługuje mu szczególne stanowisko w Kościele. Metropolitą Lacjum, prymasem Włoch, patriarchą Zachodu – jednym z pięciu starożytnych[27] – i pasterzem całego Kościoła staje się on ze względu na to, że został biskupem Rzymu. Owo stanowisko, ów zakres władzy jest nadbudową jego tożsamości biskupiej, sprawowanej w Rzymie. Jako następca Piotra, bywa nieomylny w okolicznościach ściśle określonych, czyli tylko wówczas, gdy jako pasterz całego Kościoła – ponad patriarchami i obrządkami – sprawuje nauczanie uroczyste. Ostatnim razem miało to miejsce w roku 1950 przy ogłoszeniu dogmatu o wniebowzięciu Maryi. Oczywiście nie jest to żadna twórczość, lecz tylko stwierdzenie, że dana treść – jak roślina w ziarnie skryta pod ziemią, a potem kiełkująca i rozwijająca się – zawsze należała do skarbca Objawienia, którego źródłami są Pismo i Tradycja, a głównie ta druga, bo jest o wiele starsza i tylko według niej ustalono wykaz ksiąg biblijnych.
…….Narzędziem zaś przekazywania treści Objawienia jest według woli Chrystusa żywe słowo apostołów oraz ich następców, którymi są biskupi; a jest ono nieomylne wtedy i tylko wówczas, gdy oni – w łączności z następcą Piotra – sprawują nauczanie uroczyste na soborze powszechnym albo gdy rozproszeni po całym świecie sprawują nauczanie zwyczajne, które musi być całkowicie zgodne, czyli powszechne, i to nie tylko w przestrzeni – kiedy to w danym okresie biskupi wyrażaliby jakieś twierdzenie –, lecz także w czasie, czyli w zgodzie z nauczaniem poprzednich pokoleń biskupów aż do apostołów. Na tym tle o czym świadczy wypowiedź kard. L. J. Suenensa, że Sobór Watykański II był rewolucją francuską w Kościele, lub podobne słowa o. Y. Congara OP, że był on bezkrwawo przeprowadzoną rewolucją październikową?
…….Na co dzień więc papież nie jest nieomylny i jak każdy inny biskup święcenia wprawdzie ma nieutracalne, lecz nie jest wykluczona utrata jego władzy w diecezji, a z nią – całej nadbudowy, i to nawet niekoniecznie drogą postępowania w sądzie, lecz samoczynnie, mocą samego prawa. Stwierdzają to na przestrzeni wieków niektórzy papieże, lecz także znamienici teologowie i prawnicy, z których wielu Kościół ogłosił świętymi[28]. Powody takiej utraty, skądinąd oczywiste, wyszczególnia prawo Kościoła, gdy stanowi w kanonie 1364: „§ 1. Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, przy zachowaniu przepisu kan. 194, § 1, n. 2; duchowny może być ponadto ukarany karami, o których w kan. 1336, § 1, n. 1, 2 i 3. – § 2. Jeśli tego domaga się długotrwały upór lub wielkość zgorszenia, można dołączyć także inne kary, nie wyłączając wydalenia ze stanu duchownego”. Ów zaś kanon 194, § 1, n. 2 brzmi: „§ 1. Mocą samego prawa zostaje usunięty z urzędu kościelnego: […] 2° kto publicznie odstąpił od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem”. Tutaj posoborowy reformator prawa pomylił się, gdyż powtórzył treść kanonu 1364, a chodziło z pewnością o § 2 kanonu 194: „Usunięcie, o którym w nn. 2 i 3, tylko wtedy może być uskutecznione, jeśli wiadomo, że to [wykroczenie] stwierdziła odpowiednia władza (competens)”. – Jest to wymóg zrozumiały, bo dla poczucia praworządności stosowne jest, aby społeczność wiernych wiedziała, dlaczego ich przełożony stracił stanowisko. Przepis ten zakłada, że herezja pasterza nie jest powszechnie znana (notoria) w jego środowisku, więc odnośne stwierdzenie władzy wyższej zapewnia też jawność. Wiąże się to ze wstępną prawdą o widzialności Kościoła, który jako taki może być rozpoznany jako prawdziwy, czyli „jeden, święty, powszechny (katholikế) i apostolski”[29].
…….Względem biskupa Rzymu zaś, jako patriarchy najwyższego, nie ma wprawdzie ludzkiej władzy odpowiedniej, czyli zwierzchniej, która by stwierdziła zajście wykroczenia (factum), ale w danym przypadku nie jest to konieczne, bo z całą oczywistością zostało to wykazane przez samo oświadczenie Watykanu o żydach, które jest dokumentem najbardziej urzędowym, więc powszechnie jawnym oraz rozgłoszonym, a jaskrawo przeciwstawnym ewangelii Jezusa i całemu Testamentowi Nowemu[30]. Taka rzecz zaś, jako notoria et palam divulgata – poznana i otwarcie rozgłoszona[31], będąc kościelno-społecznym zjawiskiem postrzegalnym i powszechnie znanym, wystarczająco wykazuje sam krok urzędowy i wyszczególnia treść jego. Trudno zresztą byłoby o jawność i rozgłoszenie większe niż to, które sam Watykan zapewnił swemu oświadczeniu, przez co ze strony Pawła ściągnął on na siebie ocenę jako autokatákritos – zasądzony przez samego siebie (Tt 3, 11), a już wstępnie dlatego, że w Kościele władza – jak podkreśla tenże Paweł – jest nadawana „ku budowaniu, a nie ku burzeniu” wiernych[32]. Rzecz zaś dodatkowo jest opieczętowana swym stanem jubileuszowego daru dla żydów w pięćdziesięciolecie soborowego pisma „Nostra aetate”, jak również wypowiedziami podczas nieco późniejszego spotkania w synagodze rzymskiej.
…….Niczego tu nie zmienia wzmianka, że ów dokument nie jest głosem dogmatycznym. Cóż bardziej oczywistego? To jednak nie zmienia jego treści i nie umniejsza jej przedmiotowości i powszechnie nagłośnionej jawności. Tak samo zresztą przed Soborem i w czasie jego trwania Jan XXIII, potem Paweł VI, a z nimi Kuria, wielekroć powtarzali, że to zgromadzenie nie ma celów dogmatycznych, lecz tylko duszpasterskie. Celem było uspokojenie biskupów, by otworzyć bramy dla głębokich i zasadniczych zmian w Kościele rzymskim; a rzecz za Pawła VI była już tak nie do ukrycia, że nawet dwom pismom szumnie i na wyrost nadano tytuł ‘konstytucja dogmatyczna’, choć ów przymiotnik mógł wskazywać tylko na jakąś teologię, czyli naukę o treściach wiary, jako odróżnioną od teologii moralnej czy duszpasterskiej[33]. Dogmatyzm natomiast, tyle bezwzględny co nieuzasadniony, wykazano czynnie tuż po soborze, przy wprowadzaniu reform, podobnie jak ostatnio powalono jedyny zakon owocujący i młodzieńczy, mianowicie Franciszkanów Niepokalanej z ich gałęzią żeńską.
…….Chrystus Pan wprawdzie obiecał uczniom, że Duch Święty, którego im ześle po wniebowstąpieniu, doprowadzi ich „do całej prawdy” (J 16, 13), lecz nie jakoby wówczas mieli otrzymać nowe objawienie, ale że Duch poprowadzi ich w głąb tej prawdy, którą On objawił, chodząc po tej ziemi. Ona bowiem jest jedna i niezmienna, bo tożsama ze sobą, co więcej – On jest jej uosobieniem, jak sam rzekł: „Ja jestem drogą i prawdą [ową jedyną] (hê alếtheia), i życiem” (14, 6). Ona więc jest niezmienna, lecz jej poznanie może się rozwijać głównie przy wsparciu Ducha, podobnie jak gorczyca od stanu ziarna ukrytego w ziemi, które jest „najmniejsze ze wszystkich”, stopniowo rozwija się i „staje się drzewem” (Mt 13, 32), niezmiennie zachowując bytową tożsamość.
…….Objawienie, które się wypełniło w Chrystusie, stanowi skarbiec pełny i zamknięty, Dlatego to św. Paweł swego ucznia Tymoteusza, biskupa Efezu, niemal „zaklina” (1 Tm 5, 21), gdy list kończy w słowach: „O, Tymoteuszu, tên parathếkên phýlaxon – ustrzeż [tego] skarbca” (6, 20); a podobnie na początku listu drugiego pisze mu: „Zdrowe zasady, które usłyszałeś ode mnie, zachowaj w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie. Dobrego skarbca ustrzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka” (1, 13-14).
.

*     *     *

Dokument o żydach jest kroplą, która przepełniła czarę, a raczej ogromną stągiew, bo rzecz zasadniczo rozpoczęła się już w dniu wyboru papieża, kiedy to przemówienie było tak zaskakujące, że już nazajutrz rano na odległą jeszcze Mszę rozpoczęcia urzędu wprosił się prawosławny patriarcha Konstantynopola (Stambułu). O czymś takim zaś nie tylko „od wieków nie słyszano”, nawet po Soborze Watykań­skim II, ale przez ponad tysiąclecie – począwszy od Focjusza w wieku IX – było to wręcz nie do pomyślenia. Patriarcha jednak podjął tę podróż chętnie, gdyż „między wierszami” usłyszał własne nuty o biskupie Rzymu, który wśród patriarchów Kościoła ma miejsce pierwsze nie według zwierzchności, lecz tylko honoru, jak przewodniczący obrad okrągłego stołu. To jednak przeczy katolickiej prawdzie orzeczonej[34]. – Beztrosko tworząc nowe teorie, Kuria zapomniała, że nawet w owych rzadkich chwilach, gdy głos papieża bywa nieomylny, „następcom Piotra został obiecany Duch Święty nie po to, by dzięki Jego objawieniu (eo revelante) przedkładali [jakąś] naukę nową, lecz po to, by przy Jego wsparciu (eo assistente) święcie strzegli i wiernie wykładali objawienie, czyli skarbiec wiary przekazanej przez apostołów”[35].
…….Prawo Kościoła także w danej sprawie ma być odzwierciedleniem zasad właściwych czasom apostołów, a zapisanym w Nowym Testamencie. Jeżeli niedawno synod biskupów greckoprawosławnego patriarchatu Jerozolimy i całej Palestyny usunął ze stanowiska patriarchę Ireneusza, a nawet sprowadził go do stanu mniszego za to, że w długoterminową dzierżawę oddał Żydom pewne nieruchomości kościelne w Mieście; jeżeli Paweł już o tych, co prawo Mojżesza stawiali jako warunek otrzymania chrztu, powiedział, że są kłamliwymi apostołami i sługami szatana (2 Kor 11, 13. 15), – to co rzekłby o tych, co dzisiaj uznają samo to prawo za drogę do zbawienia, sprzeciwiając się Jezusowi, który polecił ogłosić ewangelię wszystkim ludom i narodom „aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8), „począwszy od Jerozolimy” (Łk 24, 46), stolicy Żydów, i od Izraela, do którego wyłącznie był On osobiście posłany? Są podstawy, by się domyślać, bo już w odniesieniu do tamtych ludzi Paweł wyznaczył zasadę: „Jeżeli ktoś głosiłby wam ewangelię różną od tej, którą otrzymaliście, anáthema éstô – niech będzie wyklęty” (Gal 1, 9).
…….„Jeżeli Mię miłujecie – rzecze Pan Jezus –, będziecie zachowy­wać moje przykazania” (J 14, 15). Wespół ze św. Pawłem, owym Żydem z rodu Beniamina, wyznać należy: „Miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5, 14), przeto „gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla narodów, natomiast dla tych, co są powołani [do zbawienia], tak spośród Żydów, jak i spośród Greków – Mesjaszem (Christón), mocą Boga i mądrością Boga” (1 Kor 1, 22-24).
…….W chwili zbawczej śmierci Jezusa nie przypadkiem „zasłona przybytku”, czyli miejsca najgodniejszego w świątyni Jerozolimy, stolicy Żydów, „rozdarła się na dwoje, z góry na dół”; a przy tym „ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać” (Mt 27, 51). Także na tym tle trzeba wsłuchać się w oczywiste skądinąd oświadczenie Pawła: „My jesteśmy phýsei Ioudaíoi – Żydami z urodzenia…, a jednak przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie prawa [Mojżesza] za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa […] Jeśli bowiem usprawiedliwienie dokonuje się przez prawo, to Chrystus umarł na darmo” (Gal 2, 15-21).

.

Kopiowanie możliwe wyłącznie za pisemną zgodą Autora artykułu… [Ojciec Huculak zmarł 9 listopada 2022 r. md]a 2022 r.

– – –

* Autor jest doktorem habilitowanym teologii ze specjalnością w teologii dogma­tycznej (przypis redakcji).
[1] Według pisowni polskiej wyraz ten pisze się literą małą, gdy oznacza wyznawców religii Mojżesza, nie przyjmujących Jezusa za Mesjasza, natomiast literą dużą, gdy chodzi o członków narodu hebrajskiego, których duża część nie wyznaje żadnej religii lub jakąś inną, głównie chrześcijańską. W niniejszym piśmie nie chodzi o naród, tym bardziej, że znaczna większość obecnie żyjących wyznawców Mojżeszowych wywodzi się z ludu Chazarów, których państwo, w okresie VII-X w. położone nad Morzem Czarnym między Wołgą a Donem, w wieku IX przyjęło judaizm.
[2] Komisja d/s Stosunków z Żydostwem Papieskiej Rady d/s Jedności Chrześcijan [!], ‹Perché i doni e la chiamata di Dio sono irrevocabili› (Rm 11, 29). Riflessioni su questioni teologiche attinenti alle relazioni cattolico-ebraiche in occasione del 50o di ‹Nostra aetate› (11 XII 2015), n. 40: „La Chiesa cattolica non conduce né incoraggia alcuna missione istituzionale rivolta specificamente agli ebrei. Fermo restando questo rifiuto – per principio – di una missione istituzionale diretta agli ebrei, i cristiani sono chiamati…”. Streszczenie pt. Un nuovo contesto teologico zamieszczono w ‘L’Osservatore Romano’ 11 XII 2015, ss. 1. 4.
[3] Tamże.
[4] Zostało ono pilnie opisane oraz udokumentowane przez R. Amerio w potężnym tomie pt. ‹Iota unum›. Analiza zmian w Kościele katolickim w XX wieku, którego tłumaczenie polskie (z języka włoskiego) zostało wydane w roku 2009.
[5] Ono może wynikać np. z niedouczenia, które jednak – jako brak wiedzy należnej (ignorantia) – w przypadku osób duchownych jest zawinione.
[6] L. de Poncins, Les forces secrètes de la Révolution, Cadillac 2005. – „Ciebie wybrał Jahwe, Bóg twój, abyś spośród wszystkich narodów, które są na powierzchni ziemi, był ludem stanowiącym Jego szczególną własność […] Dziś Jahwe wybrał cię, byś był Jego ludem szczególnym… i by uczynić cię wyższym od innych narodów” (Pwt 7, 6; 26, 18-19). Nawet rzekomo otwarty na narody Izajasz mówi jasno: „Do ciebie napłyną bogactwa zamorskie, zasoby narodów przyjdą ku tobie” (60, 5). „Stawią się obcy, by paść waszą trzodę, cudzoziemcy będą u was orać i uprawiać winnice. Wy natomiast będziecie nazywani kapłanami Jahwe, nazywać was będą sługami Boga naszego. Żywić się będziecie bogactwem narodów, dobra ich przywłaszczycie sobie” (61, 5-6). Z narodów zaś tylko „niektórych wezmę sobie jako kapłanów i lewitów – mówi Jahwe” (66, 21), oczywiście jeśli owi „niektórzy” przyjmą prawo Mojżeszowe. „Pamiętaj, co uczynił ci Amalek […] Gdy Jahwe, Bóg twój, da ci bezpieczeństwo…, wygładzisz imię Amaleka spod nieba. Nie zapominaj o tym!” (Pwt 25, 17-19).
[7] „Nadasz [Mu] imię Jezus, albowiem On zbawi swój lud [Żydów] od Jego grzechów”: Mt 1, 21.
[8] Rz 11, 29.
[9] Kongregacja Nauki Wiary, Oświadczenie Dominus Iesus o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła (6 VIII 2000), nn. 13-14: „Właśnie ze względu na tę świadomość jedynego i powszechnego daru zbawienia, pochodzącego od Ojca poprzez Syna w Duchu (Ef 1, 3-14), pierwsi chrześcijanie zwrócili się do Izraela, ogłaszając mu dokonanie się zbawienia, które przekra­czało Prawo, a następnie stawili czoło ówczesnemu pogańskiemu światu, który próbował osiągnąć zbawienie za pośrednictwem wielu zbawczych bóstw […] Należy dążyć do głębszego zrozumienia, na czym polega ów współudział w pośrednictwie [zbawczym], który wszakże musi być zawsze podporządkowany zasadzie jedynego pośrednictwa Chrystusa: ‹Jeśli nie są wykluczone różnego rodzaju i porządku pośrednictwa, to jednak czerpią one znaczenie i wartość wyłącznie z pośrednictwa Chrystusa i nie można ich pojmować jako równoległe i uzupełniające się›”.
[10] Rz 11, 29. Paweł używa strony biernej, według której wspomniane dary ‘nie są przedmiotem żałowania (ametamélêta)’ ze strony Boga.
[11] Nostra aetate, n. 2. Nawiązuje się tu do 2 Kor 5, 18-19.
[12] Mk 13, 10; Mt 24, 14.
[13] Rz 1, 16; 2, 9. 10.
[14] J 19, 19; Dz 3, 6; 4, 10: Iêsoús ho Nazôraíos.
[15] Iz 8, 23; 1 Mch 5, 14; Mt 4, 15.
[16] Widać to np. w cierpkich wypowiedziach: „Czy może być coś dobrego z Nazaretu?” (J 1, 20); „Zbadaj i zobacz, iż [żaden] prorok nie powstaje z Galilei” (J 7, 52).
[17] Początkowo Żydzi przyjęli alfabet odwiecznych i właściwych mieszkańców Palestyny, czyli Kananejczyków – przez Greków zwanych Fenicjanami –, których dużą część wymordowali, począwszy od ludności Jerycha, a resztę zepchnęli na zachodni kraniec nadmorski. Znacznie później zaś, bo między wiekiem IV a II przed Chr. alfabet fenicki zastąpili właśnie aramejskim, który potocznie, choć błędnie, jest nazywany hebrajskim głównie dlatego, że wyłącznie nim zapisano Biblię hebrajską. To jednak, obok innych znamion, świadczy o tym, że jest ona o wiele mniej starożytna od literatury greckiej, nie mówiąc o sumeryjsko-babilońskiej czy syryjsko-fenickiej, tj. aramejskiej. – Żydzi zaś uznają kształt tych liter za święty nośnik duchowych mocy, a poznawanie ich – za sposób przybliżania się do Jahwe.
[18] Łk 23, 6-7; Mt 26, 73; Dz 1, 11; 2, 7.
[19] Mt 5, 21. 27. 31. 33. 38. 43.
[20] Mt 3, 12; Łk 3, 17.
[21] „Portatori della Parola di Dio”: Komisja d/s Stosunków z Żydostwem Papieskiej Rady d/s Jedności Chrześcijan, ‹Perché i doni e la chiamata di Dio sono irrevocabili› (Rm 11, 29). Riflessioni su questioni teologiche, n. 40.
[22] Gal 4, 4; Ef 1, 10; Mk 1, 15.
[23] Breviarium Romanum, Antiphona II ad Laudes die 1 I (Octava Nativitatis Domini): „Quando natus es ineffabiliter ex Virgine, tunc impletae sunt Scripturae: sicut pluvia in vellus descendisti, ut salvum faceres genus humanum: te laudamus Deus noster”.
[24] Dz 2, 22-23; 3, 14-15.
[25] Procesja Niedzieli Palmowej, według Mk 11,4-10; Mt 21, 6-11.
[26] Mszalny Symbol Konstantynopolski: DS 150.
[27] Sobór Konstantynopolski IV, Kanon 21: DS 661; Sobór Florencki, Bulla Laetentur caeli o zjednoczeniu z Grekami: DS 1307-1308.
[28] Św. Ambroży, De poenitentia I, c. 2; św. Hieronim, In epistulam Pauli ad Titum 3, 10-11; św. Augustyn, De gratia Christi, c. 20; Enchiridion, c. 65; św. Leon II, List Regi regum do cesarza w Konstantyna IV: DS 563; Innocenty III, Sermo II: PL 218, 656; Sermo IV: PL 218, 670; Paweł IV, Bulla Cum ex apostolatus officio (16 II 1559); św. Robert Bellarmin SJ, De Romano pontifice II, c. 30; F. Sylvius, Commentarium in totam II-II S. Thomae Aquinatis, Antwerpia 1697, q. 39, a. 1; św. Alfons Liguori, Oeuvres complètes IX, Paryż 2013, s. 232; C. Mazella SJ, De religione et Ecclesia, Rzym 1880, s. 617; C. Badii, Institutiones iuris canonici, in usum scholarum, Florencja 1921, 160. 165; F. X. Wernz, P. Vidal, Ius canonicum II: De personis, Rzym 1943, s. 453; U. Beste, Introductio in Codicem, Collegeville 1946, kan. 221: „W tym ostatnim przypadku [herezji] papież utraciłby swą władzę samoczynnie i to bez ogłaszania żadnego wyroku, bo stolica pierwsza [czyli rzymska] przez nikogo nie bywa sądzona”; A. Vermeersch, I. Creusen, Epitome iuris canonici, Rzym 1949, s. 340; M. Conte a Coronata OFMCap, Institutiones iuris canonici I, Rzym 1950, ss. 313. 316; E. F. Regatillo, Institutiones iuris canonici I, Santander 1956, s. 396; I. Iragui, Manuale theologiae dogmaticae, Madryt 1959, s. 371. – Także względem nowego Kodeksu zob. np. The Code of Canon Law. A Text and Commentary (wyd. J. A. Corridan i inni), Nowy Jork 1985, kan. 333.
[29] Mszalny Symbol konstantynopolski: DS 150.
[30] Ten zaś kończy się następująco: „Ja, Jezus, posłałem mego anioła, by wam za­świadczyć o tym, co dotyczy Kościołów [miejscowych, …] Gdyby ktoś odjął coś ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg jemu odejmie udział w drzewie życia i w Mieście świętym” (Ap 22, 16-19), którym jest niebo.
[31] F. X. Wernz, P. Vidal, Ius canonicum, s. 433.
[32] 2 Kor 10, 8; 13, 10.
[33] Świadczy o tym tytuł drugiego pisma o Kościele, które nazwano „Konstytucją duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym”. Obecnie zaś ta owijająca w bawełnę mowa o niedogmatyczności, zwłaszcza po wstępie soborowym, ma kierować myśl w stronę jakiejś niegroźnej doraźności pasterskiej, podczas gdy przeczy temu nie tylko treść, lecz nawet tytuł dokumentu (Riflessioni teologiche…), jak i jego streszczenia w ‘L’Osservatore Romano’ (Un nuovo contesto teologico); zob. przypis 2.
[34] Sobór Konstantynopolski IV, Kanon 21: DS 661-664; Sobór Florencki, Bulla Laetentur caeli o zjednoczeniu z Grekami: DS 1307.
[35] Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna Pastor aeternus o Kościele Chrystusa, c. 4: DS 3070.

Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

analogon-piekla-czy-kosciol-zatrzyma

Zrównoważony rozwój, jak każda świecka ideologia, stara się wykorzystać Kościół katolicki do własnych celów. Próbuje tym samym odwrócić właściwy porządek rzeczy, zgodnie z którym to w Kościele musi spoczywać najwyższa suwerenność w dziedzinie dekretowania tego, co jest prawdą, a co fałszem. Świeccy ideologowie sobie przypisuję tę suwerenność, oczekując, że Kościół będzie realizował ich wizję.

Niestety, Stolica Apostolska nie staje im na przeszkodzie, wprost przeciwnie. Tymczasem u kresu tej drogi jest przekształcenie ludzkiej cywilizacji na podobieństwo piekła.

Agenda ŚDM ‘23
Niekiedy w mediach słyszymy o głośnych przypadkach, gdzie w pewnym ograniczonym zakresie poddawanie Kościoła wpływom globalistycznej władzy świeckiej rzeczywiście się udaje. Przykładem są Światowe Dni Młodzieży, które odbędą się w tym roku w portugalskiej Lizbonie. Obok Ewangelii jednym z fundamentów ŚDM jest tym razem Agenda 2030. Uczestnicy będą uczyć się wcielania w życie jej założeń. Jak, tego dokładnie nie wiadomo; jednak sam fakt, że wielkie katolickie spotkanie pomyślane jako czas, w którym młodzież powinna zbliżać się do Chrystusa, zostaje wykorzystane po to, by tę samą młodzież kierować na ścieżkę zrównoważonego rozwoju, jest nader wymowny:Organizatorzy ŚDM ze Stolicy Apostolskiej, we współpracy z lokalnymi portugalskimi władzami kościelnymi, pozwolili się instrumentalnie wykorzystać do promowania celów, które są nie tylko niekatolickie, ale które bywają też rażąco antykatolickie. Elementem Agendy 2030 jest to przecież między innymi różnorodność płciowa, inkluzja orientacji seksualnych czy wreszcie tak zwane zdrowie reprodukcyjne, czytaj: antykoncepcja i aborcja.

Fauci w Watykanie
Inny przykład tego rodzaju polityki władz kościelnych stanowi konferencja, jaka odbyła się w Watykanie w 2021 roku. Pod hasłem „Zjednoczeni dla zapobiegania” (ang. Unite to prevent) zebrali się kierownicy walki z Covid-19 z całego świata. Jednym z nich był Anthony Fauci, doradca ds. sanitaryzmu przy amerykańskim prezydencie. Fauci przekonywał, że skoro większość ludzi na świecie jest wierząca, istnieje ogromna potrzeba zaangażowania autorytetu osób duchownych dla promocji najskuteczniejszych metod walki z pandemią, to znaczy – szczepionek. Amerykański sanitarysta, zaangażowany w prowadzenie eksperymentów medycznych z wykorzystaniem tkanek pobranych od zabitych w aborcjach dzieci, wezwał wobec tego Watykan do zalecenia księżom promowania wakcynacji.

Rzeczywiście, taką „szczepionkową ewangelię” głosili w wielu krajach świata zarówno księża, jak i biskupi; działo się to również w Polsce, gdzie pod kościoły podstawiano szczepionkobusy. Nie byłoby w tym, być może, nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że promowane przez księży za namową Fauciego szczepionki były związane ze zbrodnią aborcji – i z moralnego punktu widzenia, tak jak tego nauczał zawsze Kościół, ich wykorzystanie było co najmniej wątpliwe lub zgoła niedopuszczalne. Duchowni promotorzy szczepień nie troszczyli się tymczasem nawet o to, by z dostępnej gamy szczepionek wybierać te, które mają z aborcją bardziej odległy związek: było im wszystko jedno. Ponownie Kościół dał się wprząc globalnym sanitarystom w realizację ich wizji budowy „światowego porządku zdrowia”, niezależnie od kwestii moralnych.

FBO Catholic Church
Z perspektywy promotorów agendy zrównoważonego rozwoju Kościół katolicki jest jedną z FBO – Faith Based Organization, „organizacji bazujących na wierze”. To zarazem FBO szczególna, ba, wręcz wyjątkowa, dająca niesamowite możliwości. Porównajmy „FBO Kościół katolicki” z innymi FBO. Prawosławnych jest niewielu i są rozdrobnieni; kontroluje ich częściowo Kreml. Protestanci nie mają żadnej konkretnej wspólnoty, dzielą się na dziesiątki tysięcy kościołów, stąd nie sposób ich opanować. Islam nie ma żadnego ośrodka centralnego: w każdym kraju kieruje się swoistymi zasadami, zależnie od dominującej szkoły prawnej i odczytania przez aktualnie wpływowych imamów. Co innego Kościół: 1,378 mld ludzi na całym świecie, a wszyscy wpatrzeni w jednego człowieka – papieża. Do tego gigantyczna infrastruktura, ogromne zasoby ludzkie… Jest o co walczyć.

Odwieczna groźba
Świeckie ideologie walczą o zdominowanie Mistycznego Ciała Chrystusa od zawsze. Żydzi współcześni Chrystusowi myśleli, że założy ziemskie królestwo; oczekiwali tego nawet Apostołowie, a niektórzy spierali się, jakie miejsce zajmą u boku takiego Jezusa-doczesnego władcy. Rzymscy imperatorzy próbowali narzucać Kościołowi swoją doktrynę. Jeden sprzyjał arianizmowi, drugi Nicei, trzeci był semi-arianistą – a niektórzy biskupi, nie potrafiąc oprzeć się naciskom, głosili, co im się każe. W średniowieczu zdominować Kościół próbowali królowie i cesarze, nawet jeżeli nie rościli sobie prawa do definiowania doktryny – choć gdyby tak głęboko pogubionym religijnie imperatorom jak Fryderyk Barbarossa udało się ugruntować swoją dominację nad papieżem, mogłoby dojść i do tego. Wreszcie po rewolucji Lutra religia została w wielu krajach skutecznie wzięta pod but władzy świeckiej.

Nie dziwi nas, że dzisiaj podejmowane są analogiczne próby: w pewnym sensie, to normalne. Gdyby problem ograniczał się do organizacji Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie czy nawet sanitarystycznej konferencji w Watykanie, znajdowalibyśmy się wciąż na płaszczyźnie dobrze nam znanej walki o autonomię Kościoła wobec doczesnej tyranii. Niestety, od rozpoczęcia pontyfikatu przez papieża Jorge Mario Bergoglia jesteśmy w sytuacji o wiele poważniejszej niż to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej.

Za dużo ludzi
Jednym z głównych celów ideologii zrównoważonego rozwoju jest depopulacja. W 1968 roku po stare tezy Thomasa Malthusa, spodziewającego się rychłego przeludnienia ziemi, sięgnął amerykański biolog Paul Ehrlich, publikując głośną książkę „The Population Bomb”. Świat miał się wkrótce zawalić pod ciężarem ludzkości; nie dosłownie, oczywiście, ale nadmierne potrzeby konsumpcyjne w połączeniu z błyskawicznym zużywaniem zasobów miały w wizji Ehrlicha spowodować gwałtowne kataklizmy, wojny i głód. Neomaltuzjańskie tezy Ehrlicha przeszły od tego czasu znaczne przeobrażenia; dziś człowiek „zagraża światu” przede wszystkim z powodu emisji gazów cieplarnianych. Istota problemu jest jednak ta sama: jest nas za dużo. Stąd w agendzie zrównoważonego rozwoju wiele uwagi poświęca się sposobom ograniczenia przyrostu ludzi. Najprostszym rozwiązaniem jest promocja tak zwanych praw reprodukcyjnych: wszyscy powinni stosować antykoncepcję, a gdy ona zawiedzie, po prostu zabijać dzieci przed narodzeniem. Kościół katolicki sprzeciwiał się zawsze tym pomysłom. W 1968 roku św. Paweł VI wydał encyklikę Humanae vitae, w której potępił antykoncepcję. Św. Jan Paweł II podtrzymując to nauczanie, angażował się zarazem na rzecz ochrony godności życia ludzkiego, głosząc na ten temat wiele homilii i wydając liczne dokumenty. Co robi jednak papież Franciszek?

Watykan daje depopulatyzatorom „zielone światło”
Gdy w Stanach Zjednoczonych trwało starcie między proliferskim Donaldem Trumpem a proaborcyjnym Josephem Bidenem, Franciszek jednoznacznie poparł tego drugiego. Następnie, już po objęciu przez Bidena władzy, Watykan zablokował plan ówczesnego przewodniczącego Episkopatu USA abp. José Horacio Gómeza, który pragnął razem z innymi biskupami Ameryki wydać dokument potępiający proaborcyjną postawę nominalnie katolickiego Bidena. Wreszcie papież Franciszek pozwolił Bidenowi na przyjmowanie Komunii świętej, choć poprzedni papieże uznawali poparcie aborcji za okoliczność uniemożliwiającą przystępowanie do Sakramentu Ołtarza.

Co więcej Franciszek pozwolił na rozpoczęcie w Watykanie prac nakierowanych na rewizję Humanae vitae Pawła VI. Papieska Akademia Życia, którą kieruje abp Vincenzo Paglia, jesienią 2021 roku zorganizowała w Rzymie sympozjum, na którym wygłoszono szereg referatów zawierających próbę teologicznego uzasadnienia stosowania antykoncepcji. Latem 2022 roku wygłoszone referaty zostały zebrane w jednej publikacji i wydane przez Akademię drukiem. Jednocześnie na łamach wpływowego jezuickiego „La Civiltà Cattolica” ukazał się artykuł sugerujący, że papież Franciszek przygotowuje encyklikę pod tytułem Gaudium vitae, w której zrewiduje nauczanie swoich poprzedników. Sam papież pytany przez dziennikarzy o działania Akademii abp. Paglii powiedział, że teologowie od tego są, by zadawać pytanie, a nauka moralna musi iść naprzód; on, jak zapewnił, „podejmie decyzję”. Jaką, tego nie powiedział.

Biorąc to pod uwagę – a to przecież tylko drobne obrazki, ukazujące w pewnym skrócie ogólną politykę Franciszka względem problemu depopulacji – Stolica Apostolska stała się dziś funkcjonalnym sojusznikiem agendy zrównoważonego rozwoju w zakresie ograniczania przyrostu ludności. Nawet jeżeli Watykan jej wprost nie popiera, a papież czasem potępi aborcję jako „wynajęcie zabójcy”, to na płaszczyźnie konkretnych działań Watykan na pewno nie przeszkadza. Biden może rozwijać proaborcyjną machinę Planned Parenthood, a papież nie piśnie nawet słowem, ba, udzieli mu jeszcze Komunii świętej. Na tym jednak nie koniec, bo w grę wchodzi też powtórzenie wielkiego grzechu Izraela: bałwochwalstwa.

Religia w ręku globalistów
Religia jest z perspektywy globalistycznej poręcznym narzędziem, ale co do zasady – to strasznie uciążliwa rzecz. Religii jest wiele, a ich wyznawcy się kłócą. Byłoby lepiej, gdyby przestali się spierać. Jako że wykorzenianie religijności idzie rewolucjonistom dość opornie, przynajmniej w skali globalnej, próbują sięgnąć po alternatywę: zmienić treść „przekazu religijnego”.

W 1779 roku Gotthold Lessing opublikował poemat dramatyczny „Nathan der Weisse” (pol. Natan Mędrzec), w którym starał się wykazać brak istotnych różnic pomiędzy chrześcijaństwem, judaizmem oraz islamem. Lessing był masonem. W tamtych środowiskach widziano religię tak, jak wyraził to Immanuel Kant w swoich dziełkach krytykujących wiarę: jako mityczną narrację dla mas, która jest o tyle przydatna, że trzyma je w pewnych ryzach; sama w sobie nie jest jednak prawdziwa.

Kościół katolicki w XVIII, XIX i XX wieku wielokrotnie potępiał jako herezję indyferentyzm religijny: przekonanie, że różne religie są różnymi tradycyjnymi ścieżkami zasadniczo zmierzającymi do tego samego.

Z perspektywy agendy zrównoważonego rozwoju rozpowszechnienie indyferentyzmu to doskonały cel: wierzący przestaliby się między sobą spierać i szukać niedostępnej dla ludzkiego rozumu prawdy (agnostycyzm), godząc się na to, że ich religie to tylko zespół tradycyjnych przekonań i obrzędów, które należy traktować z pewnym przymrużeniem oka, jako mityczne narracje mówiące zasadniczo o wzajemnej ludzkiej współpracy i budowie lepszego jutra. Zniknęłaby wtedy przyczyna sporu, a religia mogłaby zostać użytecznie zinstrumentalizowana na cele doczesne.

Franciszek, ich sojusznik
Papież Franciszek jest doskonałym sojusznikiem globalistów w tym zakresie. W 2019 roku pozwolił na to, aby ulicami Rzymu obnosić figurkę pogańskim bogini Pachamamy, a nawet stawiać ją w kościołach. Za inkulturacją kultu bożków latynoamerykańskich kryje się właśnie indyferentystyczne przekonanie, że Indianie, czcząc swoich bogów, czcili tak naprawdę tego samego Boga, którego czcimy i my, jedynie pod innymi postaciami. Chrześcijanie wierzą w
Chrystusa, który mówi im o Wielkim Architekcie, Indianie w Pierzastego Węża Quetzalcoatla czy Pachamamę, ale to bez różnicy.

W tym samym 2019 roku Franciszek ogłosił Deklarację z Abu Zabi, gdzie wyraził tę ideę wprost: różnorodność religii jest „wyrazem mądrej woli Bożej”, ogłosił razem z wielkim imamem z uniwersytetu Al-Azhar w Egipcie. Skoro tak, to Bóg „stworzył” i Chrystusa, i Buddę, i Mahometa, i Quetzalcoatla, i Światowida… Jedne tradycje wyrażają tę samą prawdę czytelniej, inne mniej, ale chodzi o to samo.

W encyklice Fratelli tutti z 2020 roku Franciszek w ogóle zrezygnował z głoszenia Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Odwołując się do powszechnej wiary ludzkości w „Boga” w sensie „Ojca wszystkich” – mógłby to być równie dobrze grecki Zeus, nazywany przez swoich wyznawców „ojcem bogów i ludzi” – potraktował Pana Jezusa jako nauczyciela powszechnego braterstwa, wolności, tolerancji i wyzwolenia z ucisku.

Wreszcie w 2023 roku Watykan otworzył w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abu Zabi, kompleks świątynny: kościół, meczet i synagoga stoją tam razem, połączone ogrodami, zewnętrznie wyglądające niemal identycznie, wypisz-wymaluj architektoniczna adaptacja „Nathana Mędrca” Lessinga.

Po co kłócić się o różne religie? Razem z Franciszkiem promotorzy zrównoważonego rozwoju mogą zakrzyknąć, że jest jeden Architekt Świata i rozpocząć indyferentystyczny kult Najwyższej Istoty.

Cywilizacja jako analogon
Ze zrównoważonym rozwojem musimy mierzyć się dziś dosłownie wszędzie. Próbuje się nam wciskać jego cele na każdym kroku. Nie będziemy jeździć samochodami, nie będziemy jeść mięsa, nie będziemy kupować nowych ubrań… Ostatecznie, nie będziemy mieć niczego – i będziemy „szczęśliwi”. Pozbawienie własności to jednak tylko początek, celem jest pozbawienie wolności – także wolności wiary w Boga.

Ludzie od zarania dziejów budują swoje społeczeństwa jako analogię. Wielkie cywilizacje Bliskiego Wschodu, Chin czy nawet Ameryki Środkowej, pisał Eric Voegelin, powstawały jako analogon kosmosu. Orientowano się na ruch gwiazd, fazy księżyca, dzień i noc; urządzenia społeczne próbowano wpisać w ten kosmiczny ład.

Dopiero Izrael przełamał ludzką zależność od kosmosu: narodowi wybranemu objawił się Bóg. Izraelici zaczęli więc budować swoje społeczeństwo jako analogon Bożego porządku. Wreszcie Bóg objawił się ostatecznie w Jezusie Chrystusie – i chrześcijaństwa cywilizacja powstawała jako analogon Królestwa Chrystusa.

Zrównoważony rozwój nie chce znać Chrystusa, to oczywiste. Nie chce znać również Boga. Więcej jednak, nie chce znać nawet porządku kosmicznego – porządku natury, czego wyrazem jest zarówno ideologia gender jak i transhumanizm.

Jedynym wyznacznikiem zrównoważonego rozwoju jest ludzka wola. To konsekwencja idei, którą przyniosła ze sobą rewolucja francuska: demokracja wyzwolona od Boga, porządek doczesny jako wyraz woli kolektywnej, volonté générale. Kto definiuje volonté générale? Ten, kto ma władzę. Robespierre, Napoleon, Stalin, światowa finansjera – w każdym razie, aktualny tyran.

Porządek społeczny, który jest budowany na tym fundamencie, musi mieć swoją analogię. Człowiek, oczywiście, uczestniczy poprzez swoją sprawczość w Boskim dziele tworzenia; twórczość jest istotą wolności, właściwą jej przestrzenią, zasadniczym miejscem spotykania człowieka i Boga, uczył Mikołaj Bierdiajew. Jednak tylko pod warunkiem, że twórczość chce być partycypacją: chce współ-uczestniczyć w stwarzaniu razem z Bogiem. Tworzyć przeciwko Bogu chciał szatan. To kreacja całkowicie autorska: diabelski hiper-indywidualizm wykluczający jakąkolwiek partycypację w dziele Boga.

Hierarchia kościelna musi z całych sił przeciwstawiać się projektowi zrównoważonego rozwoju, a naszym zadaniem jest ją w tym wspierać. Jeżeli zapomina o swoich zadaniach i z oportunizmu lub złej woli wspiera jego realizację – budzić ją, prosząc Boga o mądrość dla pasterzy.

Dlaczego? Dlatego, że „porządek”, jaki konsekwentnie budują promotorzy zrównoważonego rozwoju, jest w swoich ostatecznych konsekwencjach niczym innym, jak po prostu: analogonem królestwa szatana; prawdziwym piekłem na ziemi.

Nie gódźmy się na taką cywilizację. Naszą cywilizacją jest Cywilizacja Chrystusa, Króla Wszechświata.

Paweł Chmielewski

Bp Vitus Huonder: Należało bardziej słuchać abp. Lefebvre’a. Pontyfikat Franciszka, to „pontyfikat zerwania z Tradycją”.

Bp Vitus Huonder: Należało bardziej słuchać abp. Marcela Lefebvre’a

Pontyfikat Franciszka, to „pontyfikat zerwania z Tradycją”. Franciszek stara się wykorzenić starą Mszę, będąc zdecydowanym orędownikiem tak zwanej „religii światowej”.

nalezalo-sluchac-abp-marcela-lefebvrea

Bp Vitus Huonder, emerytowany biskup diecezji Chur w Szwajcarii, wydał oświadczenie w formie wideo w sprawie abp. Marcela Lefebvre’a i Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, z którym z woli Watykanu prowadził przez lata dialog. Hierarcha nazwał obłożenie arcybiskupa ekskomuniką mianem niesprawiedliwości, wskazując, że założyciela Bractwa „należało bardziej słuchać”.

Bp Vitus Huonder kierował szwajcarską diecezją Chur w latach 2007 – 2019. Był ostatnim z normalnych, wiernych Tradycji biskupów tej diecezji. Po jego odejściu Chur popadło w duże kłopoty; dziś rządzi tam bp Joseph Bonnemain, wykazujący dużą otwartość na środowiska LGBT oraz udzielający Komunii świętej niekatolikom.

Biskup Huonder w 2015 roku zaangażował się z inicjatywy kard. Gerharda Müllera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, w dialog z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X (FSSPX). Miano rozmawiać zarówno o kwestiach administracyjnych jak i doktrynalnych, dotyczących między innymi dokumentów II Soboru Watykańskiego. Celem tego dialogu było kanoniczne uznanie FSSPX.

Na gruncie tych kontaktów bp Huonder zagłębił się w biografię i pisma założyciela FSSPX, abp. Marcela Lefebvre’a.

W 2019 roku biskup przeszedł na emeryturę, którą postanowił spędzić w jednym z instytutów Bractwa. Zrobił to za zgodą watykańskiej komisji Ecclesia Dei, która – jak powiedział w nagraniu – wręcz go do tego zachęcała.

W nagraniu hierarcha pokrótce omówił najważniejsze wydarzenia z historii Kościoła za jego życia; zwrócił uwagę na wewnętrzny kryzys, który wywołały reformy II Soboru Watykańskiego, a zwłaszcza reforma liturgiczna; odniósł się też do spotkania międzyreligijnego w Asyżu w 1986 roku, wskazując, że dzień ten wywołał dużą utratę zaufania do kierownictwa Kościoła wśród wielu katolików.

Jak podkreślił, dopiero papież Benedykt XVI rozumiał zerwanie, do jakiego doszło w Kościele wskutek II Soboru Watykańskiego i starał się tę sytuację naprawić, zwłaszcza w sprawie liturgii. Zwrócił uwagę na wydanie w 2007 roku motu proprio Summorum pontificum. Z kolei w roku 2009 Benedykt XVI zdjął „niesprawiedliwą ekskomunikę” z abp. Lefebvre’a oraz biskupów, których arcybiskup wyświęcił. „W ten sposób wynagrodził za część niesprawiedliwości, która zalegała na Kościele wielkim ciężarem” – powiedział bp Huonder.

Pontyfikat Franciszka, podkreślił bp Huonder, można określić mianem „pontyfikatu zerwania z Tradycją”. Jak podkreślił, Franciszek stara się wykorzenić starą Mszę z Kościoła, zarazem będąc zdecydowanym orędownikiem tak zwanej religii światowej.

„Kościół w roku 2023 znajduje się w momencie jednego z największych kryzysów w swojej historii. To wewnątrzkościelny kryzys, który dotyka wszystkich płaszczyzn życia Kościoła. […] To głęboki kryzys Kościoła” – stwierdził hierarcha.

Mówiąc o Bractwie podkreślił, że abp Marcel Lefebvre po to założył FSSPX, by pomóc Kościołowi; był „zainteresowany przede wszystkim wiarą Kościoła oraz wiernymi, którzy – porzuceni – znaleźli się w niebezpieczeństwie”. Dla arcybiskupa najwazniejsze było zbawienie dusz – tymczasem po II Soborze Watykańskim wielu wiernych stało się jak owce bez pasterzy. Kluczowe było dla niego też przechowanie czystości wiary, mówił bp Huonder. „Wiara jest drogą do zbawienia. Dlatego nie może być fałszowana. To właśnie w tej perspektywie należy oceniać Bractwo oraz jego założyciela” – stwierdził. Wskazał też, że podczas rozmowy Ojciec Święty Franciszek powiedział mu wprost, iż członkowie FSSPX „to nie są schizmatycy”.

Według bp. Huondera decyzja abp. Lefebvre’a o tym, by nie iść bezwarunkowo za wszystkimi wypowiedziami Soboru, była „usprawiedliwiona faktami i w pełni zgodna z linią wiary Kościoła”.

„Należało go bardziej słuchać”- powiedział hierarcha.

Źródło: YouTube/Certamen – DE

Synod o Synodalności: Bezczelniejsze biskupy-lutry – od Lutra. ‘Kochamy sekularny świat, chcemy iść „naprzód” ‘

Synod o Synodalności: Bezczelniejsze biskupy-lutry – od Lutra.

Synod o Synodalności. Biskupi Europy ogłosili: Kochamy sekularny świat, chcemy iść „naprzód”

Paweł Chmielewski synod-o-synodalnosci-kochamy-sekularny-swiat

Rada Konferencji Episkopatów Europy opublikowała dokument podsumowujący spotkanie synodalne w Pradze. Konkluzja jest prosta: Europa ogłasza „jedność w różnorodności”, co będzie sprzyjać decentralizacji doktrynalnej. Ma być więcej „kobiet w Kościele”, „inkluzja wobec LGBTQIA+” i rozwodników, otwarcie na „sekularny świat”. Zmian w doktrynie ma nie być, ale po co komu one potrzebne, skoro i tak każdy robi, co mu się podoba?

Rzeczywistość kościelna w Europie ulega gwałtownym przeobrażeniom. Rewolucyjni biskupi z wielu krajów przekonują, że wkrótce dojdzie do zmian „głębszych niż reformacja Lutra” (bp Overbeek, Niemcy). W kilku krajach błogosławi się związki homoseksualne, w kilku udziela Komunii świętej protestantom. Ta sytuacja rozpadu doktrynalnego była przedmiotem debaty na spotkaniu synodalnym Europy w Pradze, ale tylko po to, by zrezygnować z batalii o prawdę – i zgodzić się na „różnorodność”. Widać to w dokumencie, który wreszcie, po długim oczekiwaniu, opublikowała Rada Konferencji Episkopatów Europy (CCEE) – organ organizujący synodalność na naszym kontynencie, na zlecenie samej Stolicy Świętej.  

Czekaliśmy aż dwa miesiące

Ponad dwa miesiące po zakończeniu spotkania synodalnego w Pradze opublikowany został wreszcie dokument finalny. Tekst podsumowuje debaty toczone na tym spotkaniu; jako taki stanowi wkład w globalny proces synodalny, równoważny z analogicznymi dokumentami z innych kontynentów. Specjalna komisja pracuje obecnie w Watykanie nad zebraniem wszystkich tych tekstów razem, tak, by stworzyć dokument roboczy dla „pierwszej rzymskiej fazy Synodu o Synodalności”, która odbędzie się w październiku tego roku.

W tym artykule zajmę się krótkim omówieniem dokumentu europejskiego, zaproponuję ocenę dotyczącą jego znaczenia dla dyskusji światowej oraz zastanowię się nad rolą, jaką odegrała Polska w jego tworzeniu i co za tym idzie w całym procesie synodalnym. 

Krótkie przypomnienie, o co chodzi w Procesie Synodalnym

W maju 2021 roku Franciszek ogłosił, że <<Kościół katolicki na całym świecie wchodzi na „drogę synodalną”>>. Zarządził przeprowadzenie szerokich dyskusji biskupów, księży i świeckich w każdej diecezji na świecie. Te dyskusje odbywały się na przełomie lat 2021 i 2022. Ich wyniki trafiły do Rzymu i zostały przetworzone w dokument roboczy, który wysłano później do synodalnych zespołów kontynentalnych. Takie zespoły przygotowały obrady na każdym z kontynentów, w Europie była to Praga. W lutym tego roku w Pradze obradowali delegaci wszystkich episkopatów z Europy i ustalili to, co opiszemy poniżej. Ustalenia kontynentalne trafiły do Watykanu.

Tam są właśnie przerabiane w dokument roboczy, o którym będą radzić uczestnicy Synodu o Synodalności w Rzymie w październiku tego roku. To jeszcze nie koniec. To, co uradzą, stanie się z kolei podstawą drugiego Synodu o Synodalności w Rzymie – w październiku 2024 roku. Na wtedy przewidziany jest koniec całego Procesu Synodalnego: po nim ma rozpocząć się etap wcielania w życie synodalnych postanowień.

Swoim rozmachem i szerokością tematyki przypomina to Sobór Powszechny, tyle, że rozszerzony o konsultowanie świeckich oraz pozbawiony jakiejkolwiek przejrzystości procedur. Jakie są założenia i cele całego Procesu, pisałem szeroko w książce „Papież Franciszek i mafia z Sankt Gallen. Kto stoi za rewolucją w Kościele”, wydanej w 2022 roku. W skrócie można też znaleźć kilka kluczowych idei w tekście „Nadchodzi nowa era. Oto Kościół synodalnego Weltethosu” opublikowanym w styczniu 2023 roku na łamach PCh24.pl (kosciol-synodalnego-weltethosu ).

Spotkanie w Pradze

Synodalne spotkanie w Pradze odbywało się w dniach 5 – 12 luty tego roku. Z Polski uczestniczyli w nim: abp Stanisław Gądecki, abp Adrian Galbas, prof. Aleksander Bańka, s. Mirona Turzyńska. Dodatkowo w Pradze obecny był jeszcze współpracownik abp. Gądeckiego, ks. Mirosław Tykfer. To między innymi ks. Tykfer zasiadał w wąskim Komitecie Redakcyjnym, który przygotował Dokument Finalny. Owocem praskiego spotkania są w sumie trzy dokumenty: oprócz „Dokumentu Finalnego” to także „Uwagi Końcowe” oraz „Notatka Konkludująca Biskupów”. Notatka Biskupów to wyłącznie rodzaj podziękowań.

Kluczowe są za to „Uwagi Końcowe”, które stanowią rodzaj „podsumowania wykonawczego” spotkania w Pradze i są tak naprawdę próbą zwięzłego ujęcia clue całego „Dokumentu Finalnego”. Dlatego w opublikowanym teraz przez CCEE PDF-ie podsumowującym całe spotkanie z Pragi to właśnie „Uwagi Końcowe” zostały podane jako pierwsze, poprzedzając „Dokument Finalny”.

Hasło: „Jedność w różnorodności”

W „Uwagach Końcowych” bardzo mocno zaznaczyła się dominacja Kościołów z Europy Zachodniej. Czytamy w nich, że na spotkaniu w Pradze dużą rolę odegrał problem nadużyć seksualnych, co domaga się „prośby o przebaczenie” dla „pojednania, uleczenia pamięci i przyjęcia zranionych”. Zamieszczenie tego wątku w „Uwagach Końcowych” na eksponowanym miejscu jest ważne, bo to właśnie kryzys nadużyć seksualnych jest wykorzystywany przez dzisiejszych modernistów jako „punkt rewolucyjny” – tak jak Marcin Luter zasłaniał się handlem odpustami by uzasadniać rewolucję w teologii, tak współcześni moderniści zasłaniają się nadużyciami seksualnymi.

Następnie w „Uwagach Końcowych” zawarto następująco apel: „Musimy kochać różnorodność w naszym Kościele i wspierać się we wzajemnym poszanowaniu”; wskazano dalej na fundamentalną wagę „jedności w różnorodności, która pozwala na ucieczkę od pokusy uniformizacji”. Budowę Kościoła „w kulturze naznaczonej różnorodnością” wskazano też jako jeden z głównych celów wynikających ze spotkania w Pradze.

To ważne, bo hasło „jedność w różnorodności” jest próbują wyjścia z impasu, jaki stwarza następująca sytuacja: Belgowie błogosławią związki homoseksualne i mówią, że są one dobre, a Polacy zgodnie z nauką Kościoła odrzucają to i nazywają je grzesznymi; Niemcy dopuszczają do Komunii świętej protestantów, a Słowacy zgodnie z nauką Kościoła odrzucają to i nazywają błędem – i tak dalej. Zamiast konfrontować się w walce o prawdę, w Pradze postanowiono zadekretować „jedność w różnorodności” – każdy robi mniej więcej to, co mu się podoba.

Wśród celów „Uwag Końcowych” zwarto też „podjęcie konkretnych i odważnych decyzji dotyczących roli kobiet na wszystkich płaszczyznach, także w procesie decyzyjnym”. W tle jest debata o dopuszczeniu kobiet do diakonatu oraz kapłaństwa, a także debata o udziale kobiet w strukturach kierowniczych w Kościele.

Wreszcie „Uwagi Końcowe” wskazują na konieczność budowy „Kościoła synodalnego” poprzez ponowne rozważenie relacji między kapłanami a świeckimi czy nowe odczytanie Eucharystii w kontekście synodalnym. W tle jest debata o nowych posługach dla osób świeckich i demokratyzacji procesów decyzyjnych w Kościele, a także o zwiększeniu roli świeckich w liturgii.

Dokument Finalny: Kościół chce uczyć się od sekularnego społeczeństwa

„Uwagi Końcowe” ogłoszono jeszcze podczas spotkania w Pradze, stąd to tekst znany. Przypominam o nim, bo pozostaje najważniejszy. Opublikowany teraz „Dokument Finalny” jest o wiele dłuższy, mając aspirację do reprezentowania całości debaty w Pradze, ale – jak wskazano – nie jest tak istotny, jak „Uwagi Końcowe”.

Również w Dokumencie Finalnym czytamy wiele o „jedności w różnorodności”. Niemal na samym początku dokumentu pojawia się na przykład następujący passus: „W tej podróży wzajemnego słuchania zrozumieliśmy, że możemy być zjednoczenie w różnorodności: «Różnorodność, której nie brakuje – w historii, kulturze, tradycjach, kontekstach społeczno-religijnych – jest wielkim bogactwem. Doświadczyliśmy piękna dialogu na 360 stopniach, nie tylko między Wschodem a Zachodem, ale także Północą i Południem, nie zapomnijmy: od Cypru i Malty po kraje skandynawskie. Wymieniamy cenne dary, które budują braterstwo i pozwalają nam prowadzić misję»”. Kilka stron dalej pojawia się podobne stwierdzenie: „Ze świadomością, która rosła podczas zgromadzenia, czujemy dziś, że możemy wyznać, iż nasz Kościół jest piękny, jest nosicielem żywotnej różnorodności, która jest także naszym bogactwem”.

Niestety, to, co bolesne z polskiej perspektywy, to pewna dewaluacja doświadczenia naszego kraju i innych z naszego regionu. W Dokumencie Finalnym czytamy bowiem o podziale „na Wschodnią i Zachodnią Europę, który jest dziedzictwem podziału kontynentu na opozycyjne bloku pod koniec II wojny światowej”. W debacie zachodnioeuropejskiej ten motyw używany jest zwykle do tego, by wykazać niższość i „naturalne braki rozwojowe” krajów Europy Wschodniej, które nie doszły jeszcze do tego samego rozpoznania, co ich sąsiedzi z Zachodu, bo najpierw muszą przezwyciężyć dziedzictwo komunizmu.

Ze względu na ilość miejsca, które temu poświęcono, za kluczowy element można uznać postulat Dokumentu Finalnego dotyczący relacji Kościoła ze światem. Mamy tu do czynienia z proklamacją „pozytywnego podejścia” znanego z II Soboru Watykańskiego i lat bezpośrednio po Soborze. Dokument Finalny wskazuje, że Europa jest zsekularyzowana – ale ta sekularyzacja miałaby stać się źródłem bogactwa dla Kościoła. „Negatywne podejście, które potępia świat i społeczeństwo, jest bezpłodne. Mamy wiele do zaoferowania światu, ale musimy też od niego wiele otrzymać. Otwartość na świat może pomóc w lepszym zrozumieniu Ewangelii” – głosi dokument, powołując się na raport z Belgii. Z kolei Portugalczycy wezwali do wejścia „w dialog ze współczesną kulturą i myślą, na takie tematy jak AI, roboty czy sprawy tożsamości płciowej (LGBTQIA+)”. I dalej: „W Europie zmiana przybiera specyficzną formę w związku z konfrontacją z coraz bardziej zeświecczonym społeczeństwem. Tak naprawdę jednorodne społeczności chrześcijańskie już nie istnieją. Nie jest niczym dobrym po prostu obserwować tę sytuację albo doświadczać jej jako zagrożenia i czegoś, czemu należy się sprzeciwiać. Jako Kościół żyjemy w świecie, ale niekoniecznie w chrześcijańskim świecie. To wymaga zmiany mentalności i prawdziwego nawrócenia po naszej stronie”. Dopiero w dalszej części dokumentu pojawiają się zastrzeżenia względem takiej otwartości na świat, która mogłaby wpłynąć na rozmywanie Ewangelii; tutaj cytowana jest także Polska. Wybrzmiewa to dość wyraźnie, niemniej jednak ze względu na układ tekstu jest jakby mniej ważne.

Wątek jest kluczowy nie tylko ze względu na ilość miejsca, którą zajmuje, ale także z powodu jego strategicznego znaczenia dla pryncypiów konstytuujących plan „przebudowy” Kościoła. Pozytywne podejście do sekularyzmu jest niebezpiecznie bliskie filozofii idealistycznej, która wychodząc z pozycji agnostycznych posługuje się kategorią „mitycznej prawdy” zamiast „prawdy obiektywnej” głosi dyktaturę relatywizmu i zmienności w czasie wszystkich przekonań i twierdzeń, również dogmatycznych. Pozytywna ocena świata, w którym chrześcijaństwo nie pełni roli definiującej, jest nielogiczna. W zgodzie z nauką Kościoła o społecznym panowaniu Jezusa Chrystusa, społeczeństwo winno być swoistą analogią Królestwa Bożego. Uznanie, że nią być nie musi, oznacza zgodę na tworzenie analogii innego porządku – a przyjęcie postawy, zgodnie z którą te urządzenia społeczne wyrastające z niekatolickiego porządku mają kreatywnie wpływać na Kościół, kończy się w sposób oczywisty: sekularyzacją katolicyzmu. Dlatego, w pełnej zgodzie z relatywistyczną koncepcją „prawdy mitycznej”, część ludzi Kościoła głosi dziś, jakoby nauczanie na przykład na tematy moralne mogło się zmieniać, ponieważ „nowe światło” rzuciły na te kwestie twierdzenia socjologiczne przyjmowane dzisiaj za pewnik.

W „Dokumencie Finalnym” wiele mówi się w tekście o kobietach, zapowiadając zmiany w tym zakresie. Niemniej jednak w kluczowej sprawie diakonatu i/lub kapłaństwa wspomina się tylko o konieczności „dalszego namysłu” i „pogłębienia refleksji”. Mimo wszystko nie brakuje głosów przynajmniej sugerujących możliwość dopuszczenia ich większej roli w liturgii oraz sprawowaniu władzy w Kościele. „Obecne doświadczenie synodalne jest ważnym znakiem nadziei dla wielu i zachęca ich do wspólnego poszukiwania nowych wiarygodnych ścieżek. Dotyczy to rozpoznania godności i powołania wszystkich ochrzczonych osób, a zwłaszcza kobiet”; „Zaangażowanie kobiet nie jest substytucją spowodowaną przez brak mężczyzn, ale odpowiedzialną implementacją teologii powszechnego kapłaństwa wiernych” – czytamy w Dokumencie. „Problem kobiet”, podkreśla dokument, urasta do niezwykle ważnej rangi ze względu powszechność jego podnoszenia. „Wkład prawie wszystkich delegacji dotyczył tematu partycypacji kobiet i ich roli w Kościele. «Wiele kobiet mówiło o swoim bólu i niezgodzie na uczestnictwo w życiu Kościoła, mówiło o uczuciach wykluczenia i dyskryminacji. Kobiety odgrywają kluczową rolę w życiu Kościoła, ale wielu mężczyzn i kobiet mówiło o Kościele, który wyklucza pełnię darów kobiet» . To jeden z najczęściej powracających punktów we wszystkich raportach, ujmowany w podobnych słowach” – podaje Dokument Finalny, powołując się na doświadczenie różnych krajów, z całej Europy.

Może mieć to szczególnie duże znaczenie w zestawieniu z dokumentem choćby z Ameryki Łacińskiej, który również kładzie nacisk na konieczność wypracowania nowego miejsca dla kobiet w Kościele. W dyskusji latynoamerykańskiej szczególnie żywe są tutaj propozycje dotyczące liturgii.

W kwestii homoseksualizmu nie pojawiły się żadne twarde konkluzje. Z jednej strony w dokumencie nagminne jest absurdalne wymienianie „społeczności LGBT” jako grupy „marginalizowanej w Kościele”, jednym tchem z – uwaga – „biednymi, opuszczonymi, migrantami, niepełnosprawnymi”, a także z „rozwodnikami w powtórnych związkach”. Przypomniano jednak, że otwartość na „osoby LGBTQIA+” musi wiązać się z podkreślaniem, że w Kościele „nie wszystko jest dozwolone”.

Liturgia trydencka jest w dokumencie niemal nieobecna. Wspomniano tylko krótko o „napięciach” w obszarze liturgii, a konkretnie kwestia Mszału z 1962 pojawiła się tylko jako wspominana przez delegacje z Francji, Anglii, Walii i krajów skandynawskich.

Podsumowanie: co z tego wyniknie?

Tekst Uwag Końcowych oraz Dokumentu Finalnego jest w sumie dość nieprecyzyjny i nie wynikają z niego żadne twarde wnioski. Z perspektywy celów rewolucji nie musi to być jego wada, bo podstawę do argumentacji mogą w nim znaleźć zarówno środowiska progresywne jak i konserwatywne. Te pierwsze mają pewną przewagę w ilości materiału. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo ostateczne decyzje będą zapadać na innym szczeblu: w Watykanie, po obu Synodach w Rzymie, jesienią tego i następnego roku. Kluczowe będzie to, co ostateczni redaktorzy i zawiadowcy procesu synodalnego „wyciągną” z dokumentu z Pragi. Jeżeli będą chcieli wspierać radykalną przebudowę Kościoła, znajdą do tego dość podstaw.

Można tylko bardzo ostrożnie prognozować, że jako całość, dokument synodalny z Pragi będzie wspierał zmiany w Kościele w następujących obszarach:

– pozytywne podejście do świata i epoki sekularyzmu;

– nowa rola kobiet w strukturach zarządzania w Kościele;

– nowe rozumienie kapłaństwa, przemodelowane w duchu „walki z klerykalizmem”;

– kontynuacja debaty o diakonacie i kapłaństwie kobiet;

– nowa rola świeckich w zarządzaniu w Kościele

– większa „demokratyzacja” liturgii;

– zgoda na „nowe duszpasterskie podejście” do homoseksualistów czy rozwodników;

– decentralizacja „duszpasterska”: w różnych krajach i diecezjach wiara jest rozumiana różnie, ale nie wpływa to na doktrynę, a „jedynie” na konkretne rozwiązania duszpasterskie.

Takie są główne kierunki synodu z Pragi. Jak zostaną przetworzone w praktyce w życie, zdecyduje papież i najbliżsi mu ludzie. Wydaje się, że różnorodne zmiany wynikające z paradygmatycznego „pozytywnego” oceniania świeckiej kultury są nieuchronne. Ich głębokość zależy jednak także od naszych działań. Jak wyznał niedawno austriacko-brazylijski progresywny biskup, Erwin Kräutler, papież Franciszek niekiedy cofa się przed pewnymi rewolucyjnymi krokami, bo boi się, że inaczej doprowadziłby do schizmy. Nacisk i działania przeciwko Rewolucji choćby dlatego mają sens.

Paweł Chmielewski

Liturgia Majów i bluźnierstwo Europy. Nowa rewolucja uderza w Mszę świętą

Liturgia Majów i bluźnierstwo Europy. Nowa rewolucja uderza w Mszę świętą

Paweł Chmielewski liturgia-majow-i-bluznierstwo-europy

Kościół katolicki może zostać wkrótce „ubogacony” o nowy ryt liturgiczny. Będzie to ryt Majański, oparty o inkulturację pogańskich wierzeń Majów. W sieci został opublikowany kilkudziesięciostronicowy projekt tego rytu. Wkrótce Stolica Apostolska będzie podejmować w tej sprawie decyzje. Jednocześnie w Europie wchodzi w użycie ryt „homoseksualny”, oparty na bluźnierstwie.  Dokąd zmierza nowa rewolucja liturgiczna?

Destrukcja Mszy świętej: to cel, który stawiają się sobie progresywni rewolucjoniści zarówno z Ameryki Południowej jak i z Europy. Właśnie wykonali kolejny ważny krok na drodze do zniszczenia tego, co w Kościele najświętsze. Wszystko zdaje się iść zgodnie z „synodalnym” planem postepowania. Dwoma „taranami”, jakich używa teraz rewolucja, są dwie „mniejszości” – Indianie oraz homoseksualiści.

Cele Synodu Amazońskiego

Synod Amazoński, który odbywał się jesienią 2019 roku, przyciągał uwagę z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze, debatowano na nim o zniesieniu obowiązku celibatu, najpierw dla Amazonii a później także w innych regionach; zastanawiano się też nad wprowadzeniem w Kościele sakramentalnego diakonatu kobiet.

Drugim sensacyjnym elementem Synodu Amazońskiego był bezprecedensowy w historii Kościoła rzymskiego kult Pachamamy, na jaki zezwolono na Watykanie, ba, który wręcz promowano. Pogańska boginka znalazła się w centrum tamtego Synodu, za co do dziś żaden z watykańskich oficjeli nie przeprosił ani nie odpokutował.

Takich kroków nie należy się, oczywiście,  spodziewać, bo kult Pachamamy nie znalazł się w centrum Synodu Amazońskiego przypadkiem, wskutek jakiegoś niedopatrzenia czy nawet jako element nieprzemyślany. Bynajmniej, był w centrum, bo w centrum miał się znaleźć, jako przygotowanie do wprowadzenia w Kościele katolickim nowych rytów liturgicznych, garściami czerpiących z pogaństwa. To sami ojcowie Synodu Amazońskiego poprosili papieża, by zgodził się na opracowanie rytu Amazońskiego, na co ten w swojej posynodalnej adhortacji Querida Amazonia rzeczywiście przystał.

Bystrzy obserwatorzy wskazywali wówczas, że ryt Amazoński nie jest celem samym w sobie: chodzi raczej o otwarcie liturgicznej puszki Pandory, o rodzaj ogólnego zezwolenia na nową decentralizację liturgii, tak, by lokalnie coraz bardziej nasiąkała różnymi ideologiami. Tak się właśnie teraz dzieje, między innymi za sprawą rytu Majańskiego.

Ryt Majański w praktyce

Na początku marca grupa biskupów z Meksyku spotkała się z biskupem Aurelio Garcia Maciasem, podsekretarzem Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Spotkanie odbyło się w na terenie diecezji San Cristóbal de las Casas. Tematem było opracowanie liturgicznego rytu Majańskiego. Na terenie diecezji San Cristóbal de las Casas żyje duża społeczność Majów, podobnie jak w kilku innych miejscach Meksyku, a także w Gwatemali, Belize oraz Hondurasie. Łącznie za Majów uważa się dziś około 8 mln ludzi.

W diecezji San Cristóbal de las Casas w Meksyku eksperymenty z liturgią Majańską trwają już od bardzo dawna. Problem pojawił się na fali zmian posoborowych, zwłaszcza w kontekście dopuszczenia wyświęcania na diakonów żonatych mężczyzn. W diecezji takie wyświęcanie zaczęto praktykować w skali nieledwie masowej, a to między innymi ze względu na chęć silniejszego włączenia do liturgii kobiet. Żony diakonów stałych w diecezji San Cristóbal de las Casas pełnią różne funkcje, będąc traktowane w pewnym sensie jako współ-wyświęcone z diakonem. Nie ma to żadnej podstawy w prawie kanonicznym ani w teologii, ale taka jest lokalna praktyka, wspierana przez biskupów. Próbował ją zwalczyć Benedykt XVI, Franciszek poszedł w zupełnie drugą stronę, wspierając ten kreatywny „podwójny diakonat”. Ponadto w diecezji szeroko wykorzystywane jest posoborowe przyzwolenie na manipulowanie liturgią i samowolne wprowadzanie różnych elementów lokalnych tradycji. W San Cristóbal przejawia się to między innymi inkorporacją do liturgii różnych obyczajów pogańskich, związanych w sposób ścisły z przedchrześcijańskimi wierzeniami – kultem ziemi, kultem demonów, kultem przodków.

Plany rewolucjonistów w cieniu Sankt Gallen

Co ma zatem zawierać liturgia Majańska, tak, jak życzyliby sobie tego biskupi Meksyku wspierający jej formalne zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską? Byłyby to między innymi: okadzanie ołtarza przeprowadzane przez osoby świeckie, dowolnej płci; prowadzenie modlitw przez świeckich, dowolnej płci; wprowadzenie nowej posługi „przełożonego”, dowolnej płci, który odgrywałby quasi-kierowniczą rolę podczas Mszy; majańskie tańce; majański ołtarz. Głównym zwolennikiem wprowadzenia rytu Majańskiego jest kardynał Felipe Arizmendi Esquivel. To właśnie on przesłał ponad 30-stronicowy projekt rytu do portalu LifeSiteNews.com, który opisał jego treść.

„Przewodniczącym” ma zostawać osoba wybierana przez lokalną wspólnotę, na poziomie parafialnym lub odpowiadającym parafialnemu. „Przewodniczący” będzie jedynie zatwierdzany przez biskupa. Będzie głównym współpracownikiem księdza, prowadząc modlitwy w różnych momentach Mszy świętej. W czasie nieobecności księdza na terenie parafii/wspólnoty to on właśnie ma pełnić kierowniczą rolę. Ma mieć istotniejsze funkcje niż diakon. Jest tak prawdopodobnie dlatego, bo „przewodniczącymi” będą mogły być również kobiety.

Ponadto powołany ma zostać urząd okadzającego, który będzie okadzać ołtarz, kapłana, święte obrazy oraz wiernych, w różnych momentach Mszy świętej. Okadzającym może być zarówno mężczyzna jak i kobieta. Tego rodzaju posługa jest w niektórych Majańskich regionach praktykowana już od dawna.

Do rytu Mszy świętej ma zostać ponadto wprowadzony obrzęd zapalania rytualnych świec połączony ze wspólnym odmawianiem modlitwy, którą prowadzić ma przewodniczący. Ryt przewiduje, że będzie to jeden z centralnych momentów Mszy świętej, bez którego „wierny nie wszedłby odpowiednio w osobistą relację z Bogiem”.

Wreszcie w kościołach, w których sprawowana będzie liturgia Majańska, mają pojawić się oficjalnie tzw. Majańskie ołtarze. Chodzi o ułożony na posadzce, naprzeciwko stołu ołtarzowego, okrąg z kwiatów, gdzie zatknięte będą kolorowe świece o bogatej pogańskiej symbolice (4 strony świata, ziemia, woda, ogień, powietrze, duchy przodków etc.).

Autorem projektu rytu jest Felipe Jaled Ali Modad Aguilar SJ. Jezuita od lat pracuje w diecezji San Cristóbal de las Casas w Meksyku. Był uczestnikiem prac przygotowawczych prowadzonych przed Synodem Amazońskim, zarówno jawnych jak i tajnych. Jezuita uzasadniając niektóre propozycje liturgiczne odwołał się do osoby… kardynała Carlo Marii Martiniego, wieloletniego arcybiskupa Mediolanu i przywódcy grupy z Sankt Gallen, która osadziła na tronie Piotrowym Jorge Mario Bergoglia. Odwołanie do Martiniego można uznać albo za próbę zjednania przychylności papieża (captatio benevolentiae) albo za sygnał wskazujący, z jakiego środowiska pochodzi autor projektu rytu.

Projekt rytu ma trafić pod obrady biskupów Meksyku w kwietniu, w maju ma zostać przedłożony w Watykanie.

Ryt tęczowy w Europie?

Podczas gdy w Ameryce Południowej opracowywane są ryty Majański czy Amazoński, nowa rewolucja liturgiczna trwa również w Europie. Na naszym kontynencie coraz częstsze są nieautoryzowane przez Stolicę Apostolską zmiany, które idą jednak w kierunku oczekiwanym przez ludzi sprawujących realną władzę na Watykanie, w tym samego papieża. Chodzi z jednej strony o zmiany w Belgii, z drugiej o przestrzeń niemieckojęzyczną.

Od około pół roku w Belgii funkcjonuje oficjalny ryt błogosławienia par jednopłciowych. Papież nieoficjalnie zgodził się na jego wprowadzenie, o czym powiedzieli sami biskupi belgijscy (zrobili to pośrednio kard. Josef de Kesel, prymas Belgii, a wprost bp Johan Bonny z Antwerpii).

Taki sam ryt opracowują teraz Niemcy na gruncie decyzji Drogi Synodalnej. Prawdopodobnie powstanie jeden homoseksualny ryt dla wszystkich krajów niemieckojęzycznych, bo to samo chcieliby zrobić u siebie Austriacy i część Szwajcarów. W przyszłości być może wspólny homoseksualny ryt europejski lub nawet „zachodni” – podobne ryty chcieliby wprowadzić również niektórzy biskupi Włoch albo USA.

Europejska „demokratyzacja” i Synod o Synodalności

Co więcej w Europie i Ameryce Północnej trwają też prace, a częściowo są już wprowadzane konkretne rozwiązania, nad szerszym dopuszczeniem do udziału w liturgii osób świeckich oraz zwłaszcza kobiet, które miałyby wygłaszać kazania, prowadzić modlitwy czy udzielać niektórych sakramentów. W tym miejscu cele rewolucji liturgicznej w Ameryce Południowej oraz w Europie zazębiają się, co zresztą jest wiadome już od czasów Synodu Amazońskiego: kiedy protagoniści tamtego synodu zapowiadali wprowadzenie nowych posług dla kobiet czy też zniesienie celibatu dla Amazonii, europejscy progresiści natychmiast deklarowali, że zrobią to samo u siebie.

Jednak kluczem do zrozumienia obecnej sytuacji nie jest tylko ta bezpośrednia zbieżność. Zasadniczym celem takich działań jak te, które podejmowane są w Meksyku czy Amazonii, jest faktyczne przeprowadzenie swoistej „decentralizacji liturgicznej”. To otworzy szerokie możliwości dekretowania „zdecentralizowanych” liturgii także w innych regionach. Kiedy w Kościele pojawią się ryty Majański, Amazoński i inne – europejskim rewolucjonistom będzie o wiele łatwiej przeprowadzać swoje zamierzenia. Wszystko może zostać spięte w całość na płaszczyźnie Synodu o Synodalności, który w swoich dokumentach założycielskich mówi bardzo wiele o zmniejszeniu roli kapłana (mniejszy „protagonizm liturgiczny”), otwartości na wykluczonych (LGBT, rozwodnicy, poligamiści, niewierzący) i tak dalej. Oczywiście decentralizacja liturgiczna nie dotyczy sprawowania Najświętszej Ofiary w przedsoborowym rycie rzymskim, którego duchowe bogactwo jest niekompatybilne z wizją Kościoła przyszłości.

II Rewolucja Liturgiczna

W ten sposób, 60 lat po II Soborze Watykańskim, dokonuje się druga rewolucja liturgiczna. Celem pierwszej było zniszczenie jednolitego rytu Mszy świętej, który zachowywał rzymski porządek i stawiał w centrum Najświętszą Ofiarę. Zgodnie z wizją heretyckich protestantów zrelatywizowano ofiarny charakter Mszy świętej na rzecz charakteru wspólnotowego i wprowadzono szereg niekorzystnych zmian, zaciemniających wiele elementów katolickiej doktryny wyrażanej w Tradycji liturgicznej. Wskutek tamtych zmian liturgia zmieniła się zewnętrznie w stopniu dramatycznym, a wewnętrznie została ogołocona.

W nowych rytach nie wprowadzono jednak treści, które byłyby jako takie wprost i oczywiście niezgodne z wiarą Kościoła. Wydaje się, że to jest celem drugiej rewolucji liturgicznej. W efekcie jej przeprowadzenia liturgia staje się skrajnie plastyczna i podatna na „inkulturację” już nie tylko co do lokalnej zewnętrznej obrzędowości, ale również co do treści – wiara katolicka będzie zamieniana na różne ideologie.

W efekcie w Ameryce Południowej możliwy staje się bałwochwalczy liturgiczny kult bogini-Matki Ziemi, a w Europie – na przykład – udzielanie w imię Boże błogosławieństwa grzechowi.

Być może emblematyczne dla tego strategicznego celu jest to, co wydarzyło się w jednym z kościołów Innsbrucka, gdzie biskup kazał zawiesić nad ołtarzem zdjęcie świńskiego serca w prezerwatywie, co bluźnierczo nawiązywało do obrazów Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Kult demonów, obrzydliwości i kłamstwa w przebraniu katolickiej Mszy świętej: cel antychrześcijańskiej rewolucji, która wdarła się do Kościoła i czyni w nim coraz bardziej przerażające spustoszenie.

Paweł Chmielewski

======================

============================

mail:

Majowie i Aztekowie przejęli rytuał składania ofiar z ludzkiego serca od Tolteków – Indian znanych z masowych rzezi na jeńcach wojennych. Majowie wierzyli w pakt z bóstwem, zobowiązujący człowieka do karmienia istot demonicznych ofiarami z ludzi w zamian za ich przychylność.

Czy ten element również znajdzie się w “rycie majańskim”?

Nasz Pan Jezus Chrystus nie głosił tego samego przesłania co Budda czy Mahomet. Ani Talmud Babiloński.

Nasz Pan Jezus Chrystus nie głosił tego samego przesłania co Budda czy Mahomet. Ani Talmud Babiloński.

Tradition-in-action Artykuł napisany w roku 2011

Nasz Pan Jezus Chrystus nie głosił tego samego przesłania co Budda czy Mahomet. Różnica jest jeszcze wyraźniejsza między Ewangelią Chrystusa a nauką żydów, którzy odrzucili Jezusa i  popełnili Bogobójstwo. Co wiecej, wraz ze swoim Talmudem Babilońskim weszli w satanizm i tym samym wypełnili proroctwo Apokalipsy (2:9, 3:9).

Te różnice pokazują wagę spotkania w Asyżu, gdzie Jan Paweł II – jako najwyższy przedstawiciel modernizmu SW II – próbował zatrzeć te różnice, mieszając herezje z Ewangelią i przedstawiając fałszywe religie jako równoważną konkurencję dla Kościoła w oddawaniu czci Bogu.

Cechą prawdziwego Kościoła katolickiego jest podkreślanie Jego różnic w odniesieniu do fałszywych religii i dystansowanie się od nich jako jedynej religii oddającej cześć Chrystusowi. Kościół definiował i potępiał heretyków. Promował misje, aby nawrócić te zagubione owce.

Zamiast tego, Nowy Kościół, motywowany szacunkiem do człowieka, promował ekumenizm. Zminimalizował wszystkie różnice i nawiązał dialog z heretykami. Kończy się to jednym wspólnym mianownikiem dla wszystkich czyli religią człowieka.

Dawny Kościół katolicki był wyjątkowy i niepowtarzalny, ponieważ Chrystus, nasz Mistrz i Pan, jest jeden i niepowtarzalny. Jeśli Kościół porzuca swoją tożsamość i nie należy już do Jedynego Prawdziwego Boga, traci swoją rację bytu.

Jak to więc możliwe, że biskupi nie odróżniają Kościoła katolickiego, który wywyższa Chrystusa ponad wszystkich i ponad wszystko, od Kościoła posoborowego, który tą samą godnością obdarza wyznawców Buddy, Mahometa i Talmudu, stawiając się na równi z najskuteczniejszymi wrogami katolickiego dogmatu i Mszy Świętej?

W trzech swoich encyklikach – Redemptor Hominis, Dives in Misericordia i Dominum et Vivificantem, trafnie przeanalizowanych przez ks. Johannesa Dörmanna w serii trzech książek o Asyżu – Jan Paweł II nie wspomina nawet o Czyśćcu czy Piekle. Czyniąc to, zaprzecza Bogu jako Sędziemu Sprawiedliwemu, który karze i wynagradza. To samo czyni w odniesieniu do trzech wrogów duszy – świata, ciała i diabła. W sposób dorozumiany zaprzeczył diabłu, gdy zaprzeczył Piekłu; co do ciała, zamiast pokazać je jako wroga duszy, afirmował ludzkie ciało; co do trzeciego wroga, świata, jego jedyną troską było wychwalanie ONZ jako rozwiązania światowych problemów.

Wbrew temu, czego należałoby się spodziewać po Wikariuszu Chrystusa, Jan Paweł II stwierdził: “Wszystkie drogi Kościoła prowadzą do człowieka”. “Człowiek jest drogą Kościoła (…) Każdy człowiek, bez wyjątku, został odkupiony przez Chrystusa, ponieważ każdy w jakiś sposób już zjednoczył się z Chrystusem, nawet wtedy, gdy nie jest tego świadomy”.

Tym samym papież zaprzeczył, że Bóg jest celem i drogą dla Kościoła; zamiast tego wskazuje na człowieka jako jedyną drogę dla Kościoła. Czyniąc tak, zastępuje Boga człowiekiem.

Takie postawienie sprawy ujawnia niemożliwe do pogodzenia różnice między Kościołem katolickim a Kościołem Antychrysta, który teraz postawił się w miejscu Kościoła Chrystusowego, jak przepowiedziała to Najświętsza Panienka w La Salette.

Mając to wszystko na uwadze, beatyfikacja Jana Pawła II staje się najbardziej palącym problemem w Historii. Jest nim ogłoszenie świętym papieża, który nazwał Chrystusa kłamcą, gdy zaprzeczył Piekłu, gdy nauczał doktryny powszechnego zbawienia, gdy we wspomnianych encyklikach zaprzeczył roli Trzech Osób Trójcy Świętej, gdy wystąpił przeciwko Jedynemu Prawdziwemu Bogu i zbuntował się przeciwko Bogu jako Sędziemu i sprowadził Go do poziomu człowieka, aby służyć “religii człowieka”.

Kto inny może rościć sobie prawo do zniżenia Boga do poziomu człowieka, jak nie ten, kto twierdzi, że jest więcej niż Bogiem? Tak właśnie stało się w trzech wspomnianych encyklikach.

Św. Paweł tak prorokował: “Niech was nikt nie zwodzi żadnym sposobem. Dzień ten bowiem nie nadejdzie, jeśli nie nastąpi najpierw apostazja [powszechna] i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, nieprzyjaciel, który wywyższa się ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub jest czczone, tak że jako bóg zasiada w świątyni Boga, stawiając się za Boga” (2 Tes 2, 3-4).

Luis de Guerrero Osio y Rivas

tłum. Sławomir Soja

„Nowy ryt Mszy Świętej Majów”. Zawiera  elementy kultu pogańskiego oraz – “świeckich pryncypałów”

„Nowy ryt Mszy Świętej Majów”. Zawiera  elementy kultu pogańskiego oraz – “świeckich pryncypałów”

mayan-rite-of-mass-confirms-of-ancient-pagan-worship
..,,.Dwa nowe urzędy liturgiczne: “Pryncypał”, drugi “Okadzacz”.
————————-

(LifeSiteNews) – Pozyskany przez LifeSiteNews projekt nowego rytu mszy Majów zapowiada wprowadzenie do liturgii katolickiej elementów religii Majów, które są bałwochwalcze i zwiększają rolę świeckich.

Jak już donosił LifeSiteNews, watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów (obecnie Dykasteria) wysłała 28 lutego do Meksyku wysokiego rangą urzędnika w celu omówienia tego nowego obrządku z lokalną diecezją San Cristobal de Las Casas w Chiapas. Demonstruje to wysoki poziom zaawansowania tego projektu.

Kardynał Felipe Arizmendi Esquivel, emerytowany biskup diecezji San Cristobal de Las Casas w Meksyku i jeden z czołowych promotorów tego nowego obrządku, uprzejmie udostępnił LifeSite oficjalny projekt obrządku Mszy Św. Majów, który zostanie najpierw przedstawiony w kwietniu konferencji biskupów meksykańskich, a w maju Watykanowi.

Dokument, który nosi tytuł “Adaptacje porządku Mszy Świętej dla rdzennej ludności diecezji San Cristobal de las Casas, Chiapas” i datowany jest na kwiecień 2023 roku, liczy 31 stron i szczegółowo wyjaśnia każdą zmianę, która ma być wprowadzona do zwyczajnego rytu Mszy Świętej z Mszału Rzymskiego. Proponuje też konkretne zmiany w rubrykach Mszy Św. w “rycie  zwyczajnym”.[to ta msza posoborowa. md] Dokument ten przygotowała komisja złożona z blisko 20 osób – dwóch biskupów, wielu księży i kilku kobiet.

Diecezja San Cristobal de Las Casas została już zdyscyplinowana za pontyfikatu Benedykta XVI za wprowadzenie nowej formy  diakonatu stałego, w którym żony  diakonów świeckich  zostały włączone do posługi, otwierając tym samym furtkę dla żonatych kapłanów. Rzym nakazał nawet w 2005 roku, ówczesnemu biskupowi Arizmendiemu wstrzymanie takich święceń.

Sytuacja ta została jednak całkowicie odwrócona po wyborze Franciszka, a papież aktywnie zachęca do liturgicznej “inkulturacji”, do której dąży się w południowym Meksyku.

Jak zobaczymy niżej, oficjalny dokument dotyczący nowego rytu Mszy Świętej, podąża drogą wzmacniania roli laikatu w Mszy Świętej oraz włączania wielu rytuałów, które w religii Majów są wyrazem bałwochwalstwa.

Wśród kluczowych zmian zawartych w oficjalnym projekcie wymienia się trzy następujące: kadzenie w czasie całej Mszy jest wykonywane przez świeckich mężczyzn i kobiety; modlitwy prowadzone przez całą Mszę przez osobę świecką dowolnej płci zwaną “Pryncypałem”, co jest nowym urzędem liturgicznym; oraz tańce liturgiczne Majów. Ponadto  włączono do liturgii ołtarz Majów, bez nazwania go.

Kardynał Arizmendi, w swojej korespondencji do LifeSite z 18 marca, napisał: “Przesyłam wam propozycję  adaptacji  Mszy Świętej dla potrzeb rdzennych mieszkańców, która podlega zatwierdzeniu przez episkopat Meksyku, który dokona jej przeglądu na swoim zgromadzeniu zwyczajnym w kwietniu przyszłego roku. Dlatego nie jest to jeszcze wersja ostateczna”.

Wspomniał również o ołtarzu Majów, dodając, że “zawartość tzw. ołtarza Majów jest zachowana, ale z nową nazwą OFIARA MAJÓW.”
Meksykański hierarcha, który przez 17 lat był biskupem diecezji San Cristobal, przesłał również LifeSite nowe Dyrektorium Diakonatu Stałego w wersji zatwierdzonej przez Watykan w 2013 roku za czasów papieża Franciszka. Dziękujemy kardynałowi Arizmendi za jego szczerość i hojność.

W dalszej części pragniemy przedstawić naszym czytelnikom niektóre elementy tego nowego obrządku, w celu przeprowadzenia w Kościele Powszechnym właściwej debaty na temat tych reform.

Nowy urząd “Pryncypała” liturgicznego
Diecezja chce ustanowić dwa nowe urzędy liturgiczne, sprawowane przez osobę świecką płci męskiej lub żeńskiej, nie wybieraną przez hierarchię kościelną, ale przez wspólnotę parafialną, a następnie potwierdzaną przez biskupa.

Jeden z tych dwóch urzędów nazywa się “Pryncypał”, drugi “Okadzacz”. Pryncypał stoi  obok kapłana, odgrywając główną rolę w odmawianiu wspólnych modlitw ze zgromadzeniem na początku, w środku i na końcu Mszy Św. Ten nowy urząd znacznie redukuje znaczenie kapłana podczas Mszy Św.

W projekcie stwierdza się na przykład :
Po wstępnym pozdrowieniu, osoba przewodnicząca celebracji [kapłan] zaprasza pryncypała, mężczyznę lub kobietę, aby wezwał donośnym głosem zgromadzenie do otwarcia serc i wyrażenia intencji wobec Boga Ojca.

Wygląda na to, że temu nowemu urzędowi przypisuje się duże znaczenie. Projekt wyjaśnia, że “liturgiczny urząd pryncypała przysługuje osobie, mężczyźnie lub kobiecie, która jest autorytetem moralnym w swoim środowisku, która przewodzi swojemu ludowi w modlitwie i wierze. To on kieruje i udziela rad dotyczących życia, wiary, tradycji religijnych, a także troszczy się o dobre wykonywanie pracy przez tych, którzy pełnią posługę we wspólnocie chrześcijańskiej. W ramach celebracji liturgicznych, jego funkcją jest przewodzenie ludowi w chwilach modlitwy wspólnotowej.”

Opis ten zdaje się wskazywać, że ów pryncypał kieruje nawet kapłanem. Z pewnością jest uważany za przewodnika dla wszystkich innych osób zaangażowanych w duszpasterstwo i liturgię tej wspólnoty.

Dokument stwierdza, że pryncypał “jest uznawany za przewodnika duchowego”. Jego funkcja “staje się jeszcze bardziej istotna w czasie braku duchownych w naszej diecezji” – dodaje dokument. Pojawia się tu jednak pytanie, dlaczego diecezja nie podejmuje wysiłków w celu zwiększenia powołań kapłańskich wśród autochtonów, zamiast wspierania religijnego przywództwa osób świeckich.

Projekt Mszy Majów stawia tych pryncypałów – czyli “starszych” – ponad wyświęconym diakonem stałym i jego żoną:

Pryncypałowie lub “starsi”, jako przedstawiciele tubylczej wspólnoty kościelnej, są bardzo ważnymi podmiotami formacji. Mają oni za zadanie towarzyszyć swoją radą, doświadczeniem i mądrością tubylczemu diakonowi stałemu i jego żonie, zapewniając im mocne zakorzenienie we wspólnocie, zgodnie z ich kulturą.

Jak już wcześniej informowaliśmy, urząd indiańskiego, żonatego diakona stałego w diecezji, charakteryzuje się tym, że obejmuje również żonę diakona w formie quasi-posługi. Żona jest obecna również w prezbiterium, pełniąc rolę turyfera, co jest rolą często podejmowaną przez kobiety w religii Majów.

Nowy urząd okadzacza(ki) liturgicznej( w Kościele katolickim, taką rolę pełni ministrant-turyfer- dop. tłumacza))

Drugim nowo wynalezionym urzędem liturgicznym jest urząd “okadzacza(ki)”, który(a) kadzi ołtarz, kapłana, święte obrazy i zgromadzenie, na różnych etapach Mszy Świętej, zaczynając od samego początku Mszy i znów tym sposobem pomniejszając rolę kapłana.

Projekt mówi o “kadzeniu krzyża i ołtarza oraz, jeśli to stosowne, obrazów Maryi i świętych, dokonywanym przez osobę, której wspólnota powierzyła liturgiczny urząd kadzenia. Po zakończeniu kadzenia, ministranci podchodzą do ołtarza, aby go uczcić.”  Dokument precyzuje, że nowy urząd liturgiczny również może być sprawowany zarówno przez mężczyznę, jak i kobietę:

“Z tego powodu proponuje się, aby wśród pierwotnych ludów diecezji, liturgiczny urząd okadzacza, pozostawał w rękach osób, mężczyzn lub kobiet, wyznaczonych przez wspólnotę i zatwierdzonych przez ordynariusza”.

Te dwa nowe urzędy są już sprawowane przez rdzennych mieszkańców regionu Chiapas. Daje się tam zauważyć silną obecność świeckich w prezbiterium. Na przykład na Mszy dla “tubylców” w parafii Misji Bachajon w Chiapas,  cztery dorosłe kobiety służą do Mszy, przez co liturgia wydaje się być sprawowana bardziej przez świeckich niż przez księdza.

Uwzględnienie modlitw Majów w liturgii

Najbardziej niepokojące jest, jak już wcześniej informowano, a teraz widać, że zostało to potwierdzone w oficjalnym projekcie dokumentu, włączenie do katolickiej liturgii, praktyk religijnych Majów.

Zanim przejdziemy do szczegółów, musimy zwrócić uwagę, że nigdzie w oficjalnym projekcie, autorzy nowego obrządku Majów nie wyjaśniają, w jaki sposób unikną bałwochwalczej interpretacji elementów rytualnych wywodzących się z religii Majów, a  przesiąkniętych politeizmem, animizmem, kultem przodków, a nawet ofiarami z ludzi. Autorzy nie wydają się być zaniepokojeni taką profanacją, mimo że Arizmendi w odpowiedzi dla LifeSite , uparcie twierdzi, że „rytuały te nie będą używane na stary bałwochwalczy sposób”.
Hierarcha napisał: “W obrzędach Majów, których włączenie do Mszy proponujemy, nie ma nic z animizmu, politeizmu itp. starożytnych Majów. Obrzędy, które proponujemy mają podstawę katolicką, ale opracowaną przez ludy, które mają korzenie w kulturze Majów, ale jednocześnie dystansują się od starożytnych Majów.”
Jednak w samym projekcie można znaleźć sformułowania i wyjaśnienia, które nie wydają się być zgodne z katolickim rozumieniem Mszy. Projekt posuwa się do stwierdzenia, że praktyki Majów są niezbędne tubylcom do nawiązania relacji z Bogiem, sugerując tym samym, że stary pogański sposób modlitwy jest nawet bardziej skuteczny niż modlitwy Świętej Ofiary Mszy Świętej.

Modlitwa wspólnotowa ważniejsza od Ofiary Mszy Świętej?

Oficjalny projekt tego nowego rytu mówi na przykład, o znaczeniu modlitwy wspólnotowej prowadzonej przez głównego celebransa, której towarzyszy ceremonia zapalania świec i  muzyka. Ten rytuał, stwierdza dokument, jest niezbędny, aby tubylcy mogli spotkać się z Bogiem, przez co wydaje się stawiać go na wyższym poziomie niż sama Ofiara Mszy.  Przytaczamy obszerny cytat:“Głośna, wspólnotowa modlitwa, pod przewodnictwem pryncypała jest sposobem, w jaki człowiek otwiera swoje serce na Boga, wchodzi z Nim w bezpośrednią relację, prowadzi z Nim dialog. Bez tego elementu człowiek nie ma serca do uczestnictwa, do słuchania Jego słowa. Z tego powodu modlitwa wspólnotowa prowadzona przez pryncypała jest istotnym elementem, który musi być włączony do obrzędu Mszy Św. odprawianej dla pierwotnych mieszkańców tej diecezji. Bez tego elementu nie wchodzi się w sposób adekwatny w osobistą relację z Bogiem, co jest celem  obrzędów wstępnych Eucharystii”.

 Znaczy to, nie mniej nie więcej, że bez starożytnej głośnej modlitwy, z prastarym obrzędem zapalania świec stojących na ziemi przed ołtarzem – praktyką wywodzącą się z pogańskich obrzędów Majów – waga Ofiary Mszy Świętej wydaje się być niepełna. Jeszcze jeden cytat z projektu:

“Mamy tutaj także element historyczny, ponieważ był to właściwy sposób przeżywania relacji z Bogiem przez te kultury. W ten sposób, celebracja Eucharystii i właściwy dla tych ludów sposób modlitwy, nie pozostają wobec siebie obce czy odrębne, ale dokonują się razem, włączając w to stworzenie”.

Nie jest jasne, w świetle wiary katolickiej, jak katolicy uczestniczą we Mszy Świętej w poczuciu “harmonii ze stworzeniem”.

Co ciekawe, właśnie w tym miejscu dokument cytuje kardynała Carlo Marię Martiniego, nieżyjącego już arcybiskupa Mediolanu, który stał na czele modernistycznej grupy Sankt Gallen i który podobno na rok przed faktem, poprosił papieża Benedykta o rezygnację z urzędu papieskiego. W projekcie czytamy:

“Refleksja kardynała Martiniego nad potrójnym wyznaniem wiary pozwala nam głębiej zrozumieć znaczenie tego sposobu modlitwy. Widzimy, że w tym rodzaju modlitwy sprawowana jest owa potrójna confessio: confessio laudis (wyznanie chwały), confessio vitae (wyznanie życia), confessio fidei (wyznanie wiary).”

Jezuickie skrzywienie

 Cytat z tego modernistycznego hierarchy w dokumencie napisanym przez meksykańskich biskupów i księży może zaskakiwać. Jednak patrząc na projekt i widząc nazwisko  autora, jego obecność staje się  bardziej zrozumiała.

Autorem projektu jest ksiądz Felipe Jaled Ali Modad Aguilar, jezuita, podobnie zresztą jak kardynał Martini i papież Franciszek, który od samego początku swojego pontyfikatu w 2013 roku w pełni popierał ten proces inkulturacji w diecezji San Cristobal de las Casas.

Ten sam ksiądz jezuita był już zaangażowany w przygotowanie synodu amazońskiego w 2019 roku. W czerwcu 2019 roku LifeSite opublikował listę uczestników tajnego spotkania pod Rzymem w ramach przygotowań do tego synodu, wśród których był Aguilar. Jest on również wymieniony jako koordynator diecezjalnej komisji ds. nowego obrządku dla tubylców w Chiapas.

Jest on również członkiem komisji Towarzystwa Jezusowego ds. relacji międzyreligijnych i jako taki jest odpowiedzialny za wyznania tubylcze w obu Amerykach.  Gdy papież Franciszek przybył do San Cristobal de las Casas w 2016 roku, Aguilar tłumaczył papieską homilię podczas Mszy Św. na jeden z rdzennych języków.
Skoro odgrywa on tak ważną rolę w odniesieniu do tego nowo opracowanego obrządku Mszy Św. w języku Majów, to może warto zacytować go bezpośrednio. W poście internetowym z 2021 roku na temat synodu o synodalności, Aguilar wyraził się o duchowości rdzennych mieszkańców w pozytywnych słowach:
“Dla mnie, elementem, który przykuł największą uwagę w procesie rozeznawania w tradycjach religijnych ludów tubylczych, jest waga, jaką przywiązują one do zapewnienia, że podejmowane decyzje są w harmonii z naturą, ze stworzeniem. W wielu przypadkach konieczna jest konsultacja z Przodkami (przodkami, którzy zmarli, ale którzy nadal są częścią społeczności,), aby upewnić się, że podjęte decyzje są również w harmonii z nimi. Harmonia jako rezultat podjętej decyzji jest istotnym elementem każdego procesu rozeznawania”.

Ksiądz z synkretycznej parafii San Juan Chamula jest członkiem komisji liturgicznej
Inną wskazówką, że meksykańska komisja ds. nowego obrządku Majów może być pozytywnie nastawiona do akceptacji symboli i rytuałów Majów, które zamierzają włączyć do obrządku Mszy Świętej, jest fakt, że jeden z kapłanów należących do diecezjalnej komisji, przewodniczy parafii, w której panuje kult pogański. Jest nim  ks. Víctor Manuel Pérez Hernández z parafii San Juan Chamula. Tak wygląda jego kościół  https://www.youtube.com/watch?v=wV0U_gBOxyI

Parafia San Juan Chamula jest znana z ofiar ze zwierząt i innych niekatolickich  lub pogańskich praktyk kultycznych. Nawet świecka strona internetowa poświęcona podróżom opisuje tę parafię jako coś niezwykłego. Podczas gdy kościół jest “ekstrawagancki” z zewnątrz, strona internetowa stwierdza, że wewnątrz ” czciciele angażują się w niecodzienne rytuały, które obejmują katolickich świętych, bimber, wylewy emocji i ofiary ze zwierząt.” W tekście czytamy:
“Po wejściu do środka, zwiedzających przytłacza aromat kadzideł z żywicy kopalowej i dym z tysięcy świec. Ściany są wyłożone posągami świętych ozdobionymi lustrami, które mają odpędzać zło. Nie ma ławek, całą podłogę pokrywają świeże igły sosnowe. Wierni rozkładają się w małych grupach. Każda rodzina zamiata przestrzeń dla siebie i bezpośrednio na posadzce rozstawia świece.Podczas i po zakończeniu prywatnych ceremonii, zostawiają świece aby się całkowicie wypaliły, pozostawiając po sobie kałuże różnokolorowego wosku.  Modlą się głośno w języku Tzotzil [język tubylców], czasami płaczą i wielokrotnie robią znak krzyża. Piją Coca-Colę i “pox” – regionalny destylat – i bekają w intencji wypędzenia złych duchów. Czasami do rodziny dołącza curandero [szaman], który kładzie ręce na chorych, aby wchłonąć ich dolegliwości do kurzego jaja lub wyleczyć ich machając żywą kurą nad ich głowami. W skrajnych przypadkach zabijają kurę na miejscu”.

Już sam ten opis daje do zrozumienia, że pogańskie ceremonie opanowały ten dawniej katolicki kościół, a przecież parafia ta ma wciąż katolickiego księdza Hernándeza. Jest on wymieniony w oficjalnym dokumencie diecezjalnym, jako jeden z członków komisji pracującej nad nowym obrządkiem Mszy Świętej Majów, a jako jego parafię podaje się San Juan Chamula.

W maju ubiegłego roku, Hernández poinformował na przykład na Facebooku o Mszy odprawionej w tym samym kościele. Na początku tego miesiąca zamieścił również film z wizyty duszpasterskiej miejscowego biskupa, Rodrigo Aguilara Martineza, na którym widać, jak podczas Mszy na świeżym powietrzu, uczestniczy w rytualnym tańcu z grzechotkami. W innym nagraniu z tej samej wizyty duszpasterskiej, również widać biskupa na tle tego samego  kościoła.
Hernandez zamieścił w Internecie film z 2018 roku, na którym widać moment konsekracji podczas Mszy. Na filmie widać księdza używającego jako ołtarza stołu, który jest jednocześnie ołtarzem Majów, a zamiast dzwonków, dmucha się w tubylcze rogi.
Teraz, gdy czytelnik ma wgląd w sposób myślenia dwóch członków komisji, która napisała nowy obrządek Majów, powróćmy do kilku niepokojących elementów tego rytu.

Palenie świec
Oficjalny projekt nowego rytu w następujący sposób wyjaśnia potrzebę zapalania tych wszystkich świec podczas Mszy Św.:

“Modlitwa wspólnotowa połączona z zapaleniem świec była jednym z najczęściej stosowanych u ludów tubylczych sposobów modlitwy, za pomocą którego wyrażają one wszystkie prośby, jakie wspólnota ma w swoim sercu. Oprócz celebracji eucharystycznej, ta forma modlitwy służy proszeniu Boga o pomoc w najróżniejszych okolicznościach życiowych: modlitwy w polu, na początku siewu, prośba o dobre zbiory, ofiarowanie pierwszych plonów, przy narodzinach dzieci, w modlitwach przy źródłach wody,  modlitwy o zdrowie dla zwierząt domowych, błogosławieństwo domu, modlitwy za zmarłych… Taka modlitwa jest jednym ze sposobów, jakimi te ludy wyrażają mocniej swoje zaufanie do Boga, ponieważ jest to gest złożenia w Jego ręce najważniejszych momentów życia”.
Tym komentarzem, autorzy projektu zdają się sugerować, że starożytny obrzęd zapalania świec jest potężniejszym narzędziem dla tubylców niż Święta Ofiara Mszy Świętej.

Matka Ziemia i bałwochwalstwo
 To jednak nie wszystko. Ta ceremonia, w której ludzie pochylają głowy i dotykają ziemi oraz śpiewający łagodne melodie, ma na celu nie tylko nawiązanie kontaktu z Bogiem, ale także ze swoimi przodkami i Matką Ziemią, stawiając tym samym Pana Boga na tym samym poziomie, co te  byty.
“Ta modlitwa – stwierdza projekt nowej Mszy – wyraża również cztery sensy relacji: relację z Trój-jedynym Bogiem, relację z innymi żyjącymi lub zmarłymi ludźmi (która obejmuje świętych i wszystkich zmarłych, którzy odeszli przed nami w wierze), relację ze sobą i relację z siostrą matką ziemią.”
Ponownie widzimy tutaj, jak kult Pana Boga wydaje się być umieszczony na tym samym poziomie, co kult bożków. To tak, jakby szatan mówił, że przynależy mu się to samo miejsce, co Bogu.

Wyraża się to również w symbolice okultystycznej, takiej jak symbole Yin i Yang lub sześcioramienna gwiazda.
Słynny psychiatra i gnostycki autor, Carl Gustav Jung, w następujący sposób podsumował kiedyś tę ideę Boga i Szatana stojących na tym samym poziomie, lub uzupełniających się nawzajem (cytowany przez nieżyjącego już katolickiego artystę i eksperta od okultyzmu, H. Reeda Armstronga):
“W naszym diagramie, Chrystus i diabeł występują jako sobie równi i zarazem przeciwni, co odpowiada idei “przeciwnika”. Ta opozycja oznacza stały konflikt;  zadaniem ludzkości jest przetrwać ten konflikt aż do czasu lub punktu zwrotnego, w którym dobro i zło zaczną się relatywizować, wątpić w siebie, i pojawi się wołanie o moralność “ponad dobrem i złem”.


Gdy 27 października 2019 roku,  podczas swojej papieskiej Mszy na zakończenie Synodu Amazońskiego, papież Franciszek oficjalnie umieścił misę Pachamamy na ołtarzu Bazyliki  Św. Piotra, H. Reed Armstrong wyjaśnił portalowi LifeSite, że wydarzenie to jawiło mu się jako liturgiczna ceremonia, poprzez którą szatan (tutaj za pośrednictwem fałszywego boga, Pachamamy) został symbolicznie wprowadzony do Kościoła jako równy Panu Bogu.


Armstrong natychmiast spostrzegł tę symbolikę. Wyjaśnił również, że użycie grzechotek podczas kultu Pachamamy w ogrodach watykańskich, miało samo w sobie okultystyczne znaczenie. Mając to wyjaśnienie w pamięci, moglibyśmy łatwiej dostrzec niebezpieczeństwa związane z tym nowym obrządkiem Mszy i skłoniłoby to nas do bardziej stanowczego oporu i sprzeciwu.
LifeSite przedstawił kardynałowi Arizmendi kilka budzących zastrzeżenia elementów tej nowej Mszy (modlitwa do czterech kierunków świata, użycie muszli Majów, kult przodków, ołtarz Majów), zapraszając go do dialogu, ale jak dotąd nie odpowiedział na to zaproszenie.
Wróćmy do elementów tradycji Majów, które według oficjalnego projektu diecezji San Cristobal de las Casas mają być wprowadzone do nowej Mszy.

Ołtarz Majów
Z ceremonią zapalania świec wiąże się również ustawienie ołtarza Majów, który został opisany w projekcie komisji bez podania jego właściwej nazwy. Dokument opisuje ten ołtarz, który ma być umieszczony wewnątrz kościoła, w pobliżu prawdziwego ołtarza( chyba stołu – dop. tłumacza), a także wspomina o symbolicznych kolorach Majów: czerwonym, czarnym, białym i żółtym, jak również o czterech punktach kardynalnych, czyli kierunkach:
“Obok ołtarza umieszcza się regionalne rośliny, kwiaty, owoce i nasiona oraz świece w różnych kolorach (czerwone, czarne, białe, żółte, zielone i niebieskie). W miejscu wyznaczającym kierunek wschodni, umieszcza się czerwoną świecę oraz owoce i kwiaty tego samego koloru; w kierunku zachodnim umieszcza się czarną świecę wraz z owocami i kwiatami zbliżonymi do tej tonacji; w kierunku północnym umieszcza się białą świecę oraz owoce i kwiaty tego samego koloru; w kierunku południowym umieszcza się żółtą nitkę wraz z owocami i kwiatami tego koloru. Wreszcie w centrum tej przestrzeni, gdzie przecinają się cztery orientacje, umieszczony zostanie krucyfiks, Biblia, a po jej bokach niebieska i zielona świeca wraz z wodą, ziemią i ślimakiem (!!!!).”
Jeśli chodzi o wykorzystanie muszli, to LifeSite wykazał w naszym pierwszym raporcie na ten temat, że są one używane przez tubylców w celu komunikacji z przodkami, co jest częścią ich kultu przodków.

Modlitwa w cztery strony świata
Projekt proponuje, aby wspólne modlitwy prowadzone przez “pryncypała” mogły być skierowane w cztery strony świata: “Przy szczególnych okazjach”, mówi projekt, “ta modlitwa może być urzeczywistniona poprzez przywoływanie Boga z czterech kardynalnych punktów”. Wzywanie Boga z czterech punktów kardynalnych implikuje w tradycji Majów politeizm: cztery kierunki ziemi – północ, zachód, południe, wschód – są tradycyjnie związane z bogami.
Archeolog i ekspert dziedzinie religii Majów, dr Diane Davies z University College London, stwierdza, że “bogowie Majów mogli jednocześnie istnieć w kilku formach lub aspektach. Pawahtuun, na przykład, był cztero-składnikowym bóstwem, które stało na czterech rogach (kardynalnych kierunkach) wszechświata.”
Każdy z czterech “Pawahtunów”, nazwanych “Cantzicnal”, “Hosanek”, “Hobnil” i “Saccimi”, przewodniczył jednemu z czterech kierunków kardynalnych. Mieli oni przypisany jeden kolor:

Cantzicnal: Północ, biały
Hosanek: Południe, żółty
Hobnil: Wschód, czerwony
Saccimi: Zachód, czarny

Jak widać, również kolory czarny, biały, żółty i czerwony mają znaczenie religijne wynikające z religii politeistycznej. Jak zobaczymy później, kolory te są proponowane do użycia w projekcie nowego rytu Mszy Świętej.
Modlitwa do czterech kierunków ziemi jest opisana przez diecezjalną komisję ds. nowego obrzędu w sposób, który stawia Boga na równi z przodkami. Tutaj przytaczamy obszernie dokument, który jeszcze raz łączy cztery kierunki z tym obrzędem:
“Po zaproszeniu do modlitwy, zapala się czerwoną świecę i wszyscy udają się na Wschód, robi się skłon i pryncypał kieruje modlitwę do Boga, dziękując za światło słoneczne, które jest zasadą życia. Następnie zapala się czarną świecę i wszyscy idą na Zachód, robi się skłon i pryncypał kieruje modlitwę do Boga, przedstawiając ciemność życia, problemy i noc. Następnie zapala się białą świecę i wszyscy idą na północ, robi się skłon i pryncypał kieruje modlitwę do Boga wspominając przodków, historię wspólnoty, ale także niebezpieczeństwa lodu i zimna, które zagrażają ludziom. Następnie zapala się żółtą świecę i wszyscy udają się na południe, robi się skłon i pryncypał kieruje modlitwę do Boga, dziękując za płodność ziemi, za dar kobiet jako dawczyń życia.”
Następnie, w centrum zapala się zielone i niebieskie świece; wszyscy udają się do tego miejsca, a pryncypał kieruje do Boga modlitwę, by głosić Jezusa Chrystusa, serce nieba i serce ziemi, w którym ludzka ręka łączy się z boską, niebo z ziemią, i jest centrum naszego chrześcijańskiego życia, sercem naszej celebracji eucharystycznej.
Taniec liturgiczny: “Stopy pieszczą oblicze Matki Ziemi
Według oficjalnego projektu nowego obrzędu, “zamiast pieśni pochwalnej”, jak zaleca Kościół, “dziękczynienie można wyrazić tańcem”. Nazywa się to “zbiorowym podziękowaniem”.

Według projektu:“W tańcu, stopy pieszczą twarz Matki Ziemi, wykonując lekkie ruchy. Boskie oblicze jest witane poprzez ruch w czterech kierunkach wszechświata. Tańczy się sercem w rytm muzyki instrumentalnej, właściwej dla tych ludów i dialoguje się z Bogiem osobiście. To moment radości lub wzruszenia, odczuwania Bożego miłosierdzia, Jego pokoju i miłości. To czas, aby poczuć bliskość naszych braci i sióstr, tańczących razem, dla tej samej istoty.
Bóg tańczy z nami, patrzymy w górę, aby zobaczyć twarze braci i uśmiechamy się do siebie. Ale jest to również odczuwanie obecności Jezusa, świętych, naszych przodków, którzy tańczą z nami, nie jest to wymuszone wyobraźnią, ale jest to rzeczywista duchowa obecność, we wspólnej harmonii.”
Jakże słusznie zauważył Św. Augustyn,  “kto śpiewa, modli się dwa razy”, a z tego doświadczenia możemy wysnuć: kto tańczy, modli się trzy razy.
Na uwagę w tym tekście zasługuje stwierdzenie, że przodkowie są “rzeczywiście duchowo” obecni w tym rytualnym tańcu, co wydaje się być sprzeczne z katolickim rozumowaniem. W  projekcie dokumentu ten taniec liturgiczny jest jednak “integralną częścią akcji liturgicznej. Jest to roztańczona liturgia, a nie tylko taniec w liturgii”.

==============================
LifeSite dotarł zarówno do diecezji San Cristobal de Las Casas, jak i do watykańskiego biura prasowego, ale nie otrzymał jeszcze odpowiedzi na swoje wątpliwości.

Dr Maike Hickson
tłum. Sławomir Soja

Dr Maike Hickson urodziła się i wychowała w Niemczech. Uzyskała tytuł doktora Uniwersytetu w Hanowerze w Niemczech, po napisaniu w Szwajcarii pracy doktorskiej na temat historii szwajcarskich intelektualistów przed i w czasie II wojny światowej. Obecnie mieszka w USA i jest żoną dr Roberta Hicksona, z którym ma dwoje pięknych dzieci. Jest szczęśliwą gospodynią domową, która lubi pisać artykuły, gdy tylko czas na to pozwala.

Dr Hickson opublikowała w 2014 roku, Festschrift, zbiór około trzydziestu esejów napisanych przez rozmaitych autorów na cześć jej męża w 70. rocznicę jego urodzin, a który nosi tytuł A Catholic Witness in Our Time.( Katolickie świadectwo w naszych czasach)

Hickson uważnie śledzi pontyfikat papieża Franciszka i rozwój sytuacji w Kościele katolickim w Niemczech, a także pisze artykuły na temat religii i polityki dla wydawnictw amerykańskich i europejskich oraz stron internetowych, takich jak LifeSiteNews, OnePeterFive, The Wanderer, Rorate Caeli, Catholicism.org, Catholic Family News, Christian Order, Notizie Pro-Vita, Corrispondenza Romana, Katholisches.info, Der Dreizehnte, Zeit-Fragen i Westfalen-Blatt.

=========================

Porażające słowa Franciszka: Jestem komunistą i był nim też Jezus

Porażające słowa Franciszka: Jestem komunistą i był nim też Jezus

28 listopada 2022 https://pch24.pl/papiez-franciszek-jestem-komunista-i-byl-nim-tez-jezus/

#Ewangelia #komunizm #marksizm #Papież Franciszek #socjalizm

(fot. EPA/MAURIZIO BRAMBATTI ITALY OUT Dostawca: PAP/EPA.)

„Kiedy patrzę na Ewangelię tylko z socjologicznego punktu widzenia, tak, jestem komunistą i był nim też Jezus” – powiedział papież Franciszek w wywiadzie dla America Magazine, czasopisma wydawanego przez jezuitów w Stanach Zjednoczonych.

Franciszek w nawiązaniu do tego, że niektórzy uważają go za socjalistę bądź nawet komunistę odparł: „Staram się podążać za Ewangelią. Osiem Błogosławieństw to fragment, który bardzo mnie oświeca, ale przede wszystkim wyznacza normę, według której będziemy sądzeni: Mt 25. Byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem chory, a odwiedziliście mnie, byłem w więzieniu a przyszliście do mnie. Czy zatem Jezus jest komunistą?”.

Zdaniem papieża, problem polega na redukowaniu przesłania Ewangelii wyłącznie do wymiaru społeczno-politycznego. – Kiedy patrzę na Ewangelię tylko z socjologicznego punktu widzenia, tak, jestem komunistą i był nim też Jezus – przyznał. [No, był… ale na szczęście umarł.. Tak, Franiu?? md]

„Komuniści ukradli nam trochę chrześcijańskich wartości. Inni uczynili z nich katastrofę” – stwierdził. 

Źródło: americamagazine.com / PAP

PR

https://pch24.pl/prof-marek-kornat-katolik-ktory-ma-sympatie-prokomunistyczne-z-definicji-jest-pseudo-katolikiem/

Oficjalne konto „Synodu o synodalności” promuje LGBT i kapłaństwo kobiet

Oficjalne konto „Synodu o synodalności” promuje LGBT i kapłaństwo kobiet

https://pch24.pl/skandal-oficjalne-konto-synodu-promuje-lgbt-i-kaplanstwo-kobiet/

Na facebookowym koncie Synodu o synodalności pojawiła się niepokojąca grafika, przedstawiająca kobietę w ornacie i pod koloratką, oraz mężczyznę w koszulce z napisem PRIDE – symbol ruchu LGBT. Złączone rękoma postaci tańczą na tle kościoła, a z ich ust wydobywa się napis „jesteśmy przyszłością, a przyszłość jest dzisiaj”.

Grafika pojawiła się na facebookowym koncie Synod.va 24 września i do dzisiaj nie została usunięta. Co więcej, promujące sprzeczny z nauką Magisterium przesłanie obraz opatrzony został oficjalnym logiem Generalnego Sekretariatu Stolicy Apostolskiej ds. Synodu.

Jak ustalili dziennikarze amerykańskiej Catholic News Agency, ta, oraz inne grafiki z podobnie niepokojącym przesłaniem pochodzą ze zgromadzenia studentów w Filadelfii. Spotkanie synodalne liczyło około 400 uczestników i odbyło się pod auspicjami abp. Nelsona Pereza.

Grafiki stworzyła Becky McIntyre, absolwentka Uniwersytetu św. Józefa. Na swojej profesjonalnej stronie internetowej informuje, że ​​„została zatrudniona jako wizualny protokolant, aby ułatwić powstanie interaktywnej instalacji artystycznej i stworzyć cyfrowe, zsyntetyzowane notatki z sesji odbywających się w Philadelphia Catholic Higher Education Synod”.

Ilustracje najwidoczniej zachwyciły administratorów watykańskich kont do tego stopnia, że postanowili podzielić się nimi szerzej.

„W #Frascati22 [spotkanie synodalne zorganizowane we włoskim mieście Frascati – red.] nasi eksperci pracują nad syntezami powstałymi w fazie konsultacji lokalnych. Spotkania pełne historii, spostrzeżeń, w niektórych przypadkach owocują prawdziwymi dziełami sztuki” – napisano na Twitterze.

Jedna z zaprezentowanych grafik przedstawia przejście kładką „komunikacji i transparentności” ze „starego Kościoła”, zobrazowanego w postaci jałowej i surowej góry, do „nowego Kościoła synodalnego” symbolizowanego przez amazońską dżunglę. Wśród dotychczasowych „grzechów”, z których Kościół powinien się oczyścić, autorzy zawarli m.in. „dyskryminację LGBTQ i gender”, „strach”, „hipokryzję”, „wykluczenie” a nawet samą…hierarchię. Z kolei po drugiej stronie rzeki, wraz z wyrastającą bujnie roślinnością, kwitnie również „wspólnota”, „współczucie”, „akceptacja”, „tolerancja”, „uczciwość” czy „wrażliwość”.

Z kolei na innej grafice, na zasadzie kontradykcji zaprezentowano stary, obecny Kościół i nową wspólnotę, do której zmierza proces synodalny. Z lewej strony obrazu, do jednego worka z takimi przewinami jak nietolerancja, nadużycia czy dyskryminacja, wrzucono również „tożsamość katolicką” oraz „liturgię”. Co bardziej skandaliczne, jako alternatywę tożsamości katolickiej zaprezentowano…”tożsamość LGBTQ+” (LGBTQ+ identity).

Obraz
Obraz

Publikowane otwarcie pod szyldem watykańskiego urzędu grafiki spotkały się z druzgocącą reakcją społeczności. „Kobieta w sutannie i koszulka PRIDE. To musi być hasło Kościoła Episkopalnego?!” – pyta zdumiona Amanda Gandolf. „Jeszcze nie usunęliście tych odrażających i obraźliwych grafik? Widać, że wyraźnie promujecie herezję! Ktoś po prostu naprawdę chce obrzydliwego kościoła woke. Wstydźcie się!! Przestańcie przekonywać, że mówicie w imieniu ludzi, których tak naprawdę wcale nie słuchacie!!” – pisze Jordan DeRouen.

Obraz

„Dziękuję za przyznanie przed całym światem, że proces synodalny polega na promocji niewierności i niemoralności. Zauważyłem, że opublikowaliście to w święto Matki Bożej z Walsingham. Interesujące, że zawsze wybieracie święta maryjne, aby zbezcześcić Kościół” – zauważa z kolei Gregory DiPippo.

Facebookowy profil Synodu o synodalności zachęca do modlitwy za cały proces i Kościół synodalny. Jak widać, modlitewny szturm do nieba w intencji organizatorów i uczestników jest potrzebny jak nigdy.

Źródło: catholicnewsagency.com / Twitter.com / Facebook.com

PR

St. Krajski: Kto tworzy światową religię – Kazachstan 2022. Rola Bergoglio. 22 minuty.

St. Krajski: Kto tworzy światową religię – Kazachstan 2022. Rola Bergoglio.

Kazachstan jest obecnie kolebką sufizmu – i kabały. Władze tam tę doktrynę reprezentują.

https://www.youtube.com/watch?v=5LbW0T93hz4

22 minuty

Bergoglio otworzył Kongres…

Bergoglio przyjął w Kazachstanie “religię światową”.

Mormoni są „za” !!

Podsumowania dokonał prezydent Kazachstanu.

Dwie wersję „Deklaracji”…

=============

Kom. Zbigniew Lachowicz :

Bergoglio jest wolny i może przyjmować jaką chce religię, jako Bergoglio ! Naszą religię założył Sam Syn Boży Jezus Chrystus ! I nikt tego zmienić nie może ! Pan Bóg znajdzie rozwiązanie właściwe do zaistniałej sytuacji i Bergoglio trafi tam, gdzie jego miejsce !!!

Buddyzm: Religia bez boga, w Astana, stolicy szatana.

BKP: Uczestnicy VII Kongresu Religijnego w Kazachstanie, rękę na sercu! 

Сzęść 2: Buddyzm

wideohttps://vkpatriarhat.org/pl/?p=19741  https://the-essence.wistia.com/medias/owor6303q6

https://rumble.com/v1jbz0w-uczestnicy-vii-kongresu.html  cos.tv/videos/play/38844304486863872

ugetube.com/watch/J8wmIvlbwn9F2sN  bitchute.com/video/NDukGA8nZjUt/

W pierwszej części rozmawialiśmy o istocie chrześcijaństwa, teraz krótko o buddyzmie.

Sami buddyści zgadzają się z charakterystyką buddyzmu, która mówi, że buddyzm jest religią bez Boga, ale czci mnóstwo bóstw.

Buddyzm radykalnie odrzuca Boga, Stwórcę świata. Ideałem buddyzmu jest całkowite zniszczenie świata, a przede wszystkim zniszczenie osobistej egzystencji – samozniszczenie. Właśnie do tego dziś zmierza masowe chipowanie.

Kobieta, jako nosicielka nowego życia, w buddyzmie, który dąży do zniszczenia życia, jest znienawidzona. Żadna religia nie traktuje kobiet tak wrogo i pogardliwie jak buddyzm. W całej masie swoich licznych legend buddyzm nie przestaje przedstawiać jej jako coś obrzydliwego.

Również do rolnictwa buddyzm ma całkowicie negatywny stosunek, ponieważ rzekomo „nic tak nie niszczy owadów jak rolnictwo”.

Buddyzm czci ponad 30 milionów bóstw. Tylko jednego Boga, Stwórcy i Zbawiciela, buddyści nie akceptują. Buddyści są zarówno ateistami, jak i czcicielami demonów. Największym paradoksem są tzw. międzyreligijne spotkania, podczas których liberalni chrześcijanie sugestywnie twierdzą, że podobno mamy jednego Boga. To jest manipulacja. Tak, jest jeden Bóg, który wszystko stworzył, ale buddyści Go zaprzeczają.

W Asyżu 1986r. papież Jan Paweł II modlił się z buddystami, a także był obecny Dalajlama, którego czczą jako wcielonego boga.

Były zwolennik Dalajlamy S. M. złożył szokujące świadectwo o tybetańskim buddyzmie:

„Byłem buddystą. Buddysta, powtarzając mantrę, przywołuje do siebie demony i diabły. Najbardziej znana praktyka tybetańskiego buddyzmu, tzw. gchod, odbywa się na cmentarzyskach, które w rzeczywistości są doliną ludzkich zwłok  ciał, rzuconych sępom. To samo robi w swojej wyobraźni medytujący, ale zamiast sępom rzuca kawałki mięsa ze swojego ciała demonom i buddyjskim bóstwom. Ja również w dżogczenu wykonywałem tę medytację. Sam tekst brzmi: „Oferuję wam moje ciało, mięso, ciasto z krwi, serce i mózg, odcinam sobie czaszkę i rzucam to wszystko wam”.

 Tybetański buddyzm  to jedno wielkie kłamstwo szatana. Dalajlama, podobnie jak panczenlama czy karmapa, są lamami, którzy od dzieciństwa są mediami złych duchów. Nirwana jest wielkim zwiedzeniem demona – anioła światła (por. 2 Kor 11:14).

Buddyzm i tak zwany chrześcijański zen

Zen buddyzm powstał w VII wieku. Sztuki walki, takie jak judo, aikido i inne, wywodzą się z zenu. Na początku intensywnej medytacji uczniów zenu czekają absurdalne zagadki – koany. Celem zenu jest wyeliminowanie normalnego i zdrowego myślenia oraz ludzkiego sumienia – Bożego głosu w nas. Cały system jest oparty na demonicznej pysze i kłamstwach, które nadużywają zepsutą ludzką naturę i rozwijają w nas korzeń zła – pierworodny grzech. Z tą wężową mocą – grzechem w nas – dusza poprzez medytację jednoczy się – czyli jednoczy się z duchem kłamstwa i śmierci – diabłem (J 6:11).

Buddyzm i chrześcijaństwo dzielą różnice nie do pogodzenia: chrześcijaństwo wierzy w jednego Boga Stwórcę, który jest osobistym Bogiem. Chrześcijaństwo postrzega człowieka jako istotę potrzebującą zbawienia i niezdolną do samozbawienia. Buddyzm, w przeciwieństwie do tego, nie wierzy i nie uznaje Boga jako Stwórcę, ani jako osobistego Boga. Dalej twierdzi, że człowiek może zostać zbawiony własnymi wysiłkami. Widzi to zbawienie w tzw. nirwanie. Ale to wszystko jest wielkim kłamstwem.

„Odkupienie – jest podobno poznaniem, że wszystko jest nieistotne!” To może narodzić się tylko w głowach tych, którzy utracili zdrowy zmysł rozróżniania rzeczywistości, czyli dobra i zła. Taka filozofia prowadzi do całkowitego rozkładu człowieka i społeczeństwa, do utraty zdrowego rozsądku, do wprowadzenia prawa dżungli i piekła na ziemi.

Piekło jest miejscem dla tych, którzy odrzucili Miłość i Prawdę i uwierzyli w fundamentalne kłamstwo, że wszystko jest nieistotne. Aż się im tam otworzą oczy, będzie za późno.

Co oznacza odkupienie dla chrześcijanina? „Bóg wybawił nas z mocy ciemności i przeniósł nas do królestwa swego umiłowanego Syna. W Nim mamy odkupienie i przebaczenie grzechów” (Kol 1:13-14). Tak więc Bóg nas wyzwolił – odkupił, a nie fałszywa ścieżka zen-buddyjskich medytacji. W Nim – to znaczy w Chrystusie – mamy odkupienie i przebaczenie grzechów i w nikim i niczym innym! Nirwana – to demoniczne oszustwo. Za fałszywym oświeceniem w buddyzmie stoi anioł światła – Lucyfer ,diabeł!!!

Buddyzm nie uznaje Boga Stwórcy i odrzuca Jezusa jako Odkupiciela. Bajkami o karmie, reinkarnacji i nirwanie uwalnia człowieka od moralnej odpowiedzialności i daje mu fałszywą nadzieję na inne formy życia (zwierząt, ptaków, gadów, owadów). Jednak po śmierci człowiek otrzymuje albo wieczną nagrodę, albo wieczną karę. Reinkarnacja zaprzecza podstawowym prawdom chrześcijaństwa: osobisty Bóg, nieśmiertelna dusza, grzech, Jezus Odkupiciel, niebio i piekło.

Sztuki walki: Obecnie prowadzona jest najpotężniejsza misja buddyzmu na terenie byłego  chrześcijańskiego świata. Nie ma już ani jednego miasta, w którym nie są promowane sztuki walki, które wcale nie są zwykłym sportem. Wiążą się z buddyjskimi medytacjami, które prowadzą chrześcijan do odstępstwa od Chrystusa. Masowa popularyzacja rozpoczęła się już 50 lat temu poprzez filmy, literaturę i pokazy.

Okultystyczne praktyki: wróżbiarstwo i magia. Jest to na przykład wróżenie przez tzw. I-Ching, potem to są chińskie horoskopy z ich znakami zodiaku itp.

Magiczne uzdrawianie: Akupunktura, akupresura i chińskie masaże wywodzą się z nauk o tzw. pozytywnych i negatywnych energii, o yin-yang, i tzw. meridianów.

Bonsai – to okultystyczna dekoracja ogrodu. W bonsai rzekomo żyją duchy zmarłych przodków.

 Sztuka chińska – chińskie smoki, symbole demonów na gobelinach, porcelanie, tatuaże smoków i okultystyczna symbolika na ciele, figurki Buddy, kadzidełka, dzwonki tybetańskie, feng shui – tzw. dekoracja mieszkania żabami, żółwiami, słoniami…, którym przypisuje się magiczną moc. Wszystko to ma okultystyczne korzenie i dziś staje się częścią życia niedoinformowanych chrześcijan.

Herbaciarnie: Są już prawie w każdym mieście. Wiele herbat ma charakter narkotyczny i powoduje uzależnienie. Picie herbaty wiąże się z pewnym okultystycznym rytuałem, a często z medytacjami.

Katoliccy teologowie kłamliwymi sformułowaniami usypiają sumienia chrześcijan. Wielu katolickich mnichów, zamiast wypełniać prawdziwe misje, wypełniają antymisje – otwierając drzwi do Kościoła buddyzmu (np. ksawerynie we Włoszech, benedyktyni, jezuici…).

W 1998 roku zmarł jeden buddyjski mnich, należący do birmańskiej większości etnicznej w Birmie. Setki jego braci mnichów i jego krewnych zgromadziły się, aby wziąć udział w rytuale. Zanim jego zwłoki zostały poddane kremacji, mnich nagle usiadł i zaczął krzyczeć: „Wszystko jest kłamstwem! Widziałem tam Buddę i wszystkich buddyjskich nauczycieli. Wszyscy byli w jeziorze ognia!”

Mnich zaczął nalegać: „Musicie słuchać chrześcijan! Chrześcijanie są jedynymi, którzy znają Prawdę!” To wydarzenie wstrząsnęło całą okolicą. Ponad 300 buddyjskich mnichów zostało chrześcijanami i zaczęło  akceptować nauki chrześcijańskie. Zmartwychwstały człowiek nadal zachęcał wszystkich aby uwierzyli w Jezusa Chrystusa, ponieważ On jest jedynym prawdziwym Bogiem. Niedługo potem mnich zniknął bez śladu.

7 przeciwieństw chrześcijaństwa i buddyzmu – patrz załączony plik

Fałszywe nauki buddyzmu utrzymują w ciemności miliony dusz i ciągną je na doczesną i wieczną zagładę. Za całym zwodniczym systemem nie stoi Duch prawdy i życia, ale duch kłamstwa i śmierci. Miliony dusz tęsknią za prawdą i zbawieniem. Ale II Watykański Sobór deklaracją Nostra aetate de facto zlikwidował misję i otworzył drzwi do samobójczej antymisji, zwanej międzyreligijnym dialogiem. Dlatego kościelni prałaci muszą pokutować i nazwać II Watykański Sobór tym, czym naprawdę był i czym jest, to znaczy heretyckim. Duchowni muszą wyrzec się herezji modernizmu, który historyczno-krytyczną metodą zatruł Kościół. Tylko wtedy mogą przywrócić prawdziwą relację z Bogiem i rozpocząć wewnętrzną ponowną ewangelizację. Następnie, poprzez głoszenie Ewangelii Chrystusa w mocy Ducha Świętego, mogą rozpocząć zbawczą misję całych terytoriów, znajdujących się pod rządami buddyzmu i hinduizmu. Ci, którzy przyjmą Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela, otrzymają przebaczenie grzechów i życie wieczne.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr                 + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

04.09.2022

Uczestnicy VII Kongresu Religijnego w Kazachstanie, rękę na sercu! Сzęść 2: Buddyzm

vkpatriarhat.org/en/?p=22209  /english/

vkpatriarhat.org/fr/?p=15587  /français/

vkpatriarhat.org/es/?p=12290  /español/

vkpatriarhat.org/cz/?p=48748  /čeština/

Zapisz się do naszego newsletter  bit.ly/3PJRfYs

Kryzys posoborowia w Kościele w Polsce.

Fatalne dane i zmiany w Kościele. Biskup podjął nietypową decyzję.

[Zmieniłem tytuł, bo w Kościele, ale gałęzi Tradycji Katolickiej jest ogromny przyrost ilości kapłanów i wiernych. O dziwacznych działaniach biskupa Andrzeja Czaji pisywali, m. inn. u mnie wierni katolicy z Opola i okolic. Mirosław Dakowski]

=============

https://nczas.com/2022/06/02/fatalne-dane-i-zmiany-w-kosciele-biskup-podjal-nietypowa-decyzje/
Ze względu na brak dostatecznej ilości duchownych, już w tym roku na terenie diecezji opolskiej niektóre parafie będą łączone – ogłosił ks. biskup Andrzej Czaja. Pogłębia się kryzys w Kościele.

Na stronie diecezji opolskiej opublikowano „Odezwę Biskupa Opolskiego w związku z tegorocznymi święceniami kapłańskimi”. Jej autor, biskup Andrzej Czaja, odniósł się do malejącej liczby duchownych.

„W całym dzisiejszym dostatku życia na Śląsku Opolskim dopadła nas jedna straszna bieda – wielki niedostatek powołań kapłańskich i zakonnych! W murach naszego seminarium jest zaledwie 28 kleryków naszej diecezji, 14 z diecezji gliwickiej i 1 kleryk z Togo, w Afryce” – rozpoczął biskup Czaja.

Przybędzie 14 kapłanów, ubędzie 72 kapłanów

„Biorąc pod uwagę fakt, że do święceń dochodzi połowa kleryków, można przyjąć, że nasze prezbiterium do roku 2027 wzbogaci się o 14 kapłanów. Tymczasem, ze względu na ukończenie 75 roku życia, do 2030 roku odejdzie na emeryturę 72 kapłanów. Trzeba się ponadto liczyć z tym, że niektórzy kapłani mogą wcześniej umrzeć, bądź stan zdrowia nie pozwoli im na dalsze posługiwanie. Nie można też wykluczyć, że ktoś odejdzie z szeregów kapłańskich. I pytanie, co robić?” – kontynuuje duchowny.

W dokumencie biskup poinformował wiernych, że z powodu braku wystarczającej liczby duchownych do obsadzenia wszystkich parafii, sześć z nich zostanie połączonych z innymi.

„W takiej sytuacji wierni dwóch parafii będą musieli się dzielić jednym proboszczem. Przyniesie to pewien uszczerbek dla życia i funkcjonowania parafii, m.in. zmniejszenie liczby Mszy św., aby proboszcz mógł podołać obowiązkowi sprawowania liturgii w drugiej parafii” – przyznaje biskup.

„Pojawia się też konieczność większego zaangażowania wiernych świeckich w życie parafialne. Chodzi o wsparcie proboszcza w jego funkcjonowaniu w dwóch parafiach, które pozwoli zminimalizować powstałe niedogodności i następstwa. I tu bardzo liczę na Waszą dojrzałość, że razem, kapłani i wierni, podejmiemy trud zaradzania naszej biedzie. Kapłanów proszę, aby się więcej otwarli na swoich wiernych, bardziej weszli w dialog i w bezpośrednich relacjach formowali i przygotowywali wielu do podejmowania różnych posług we wspólnocie parafialnej. Wiernych proszę zaś o jak najwięcej zaangażowania w budzenie świadomości, że razem jesteśmy Kościołem i że naszą wspólną odpowiedzialnością jest dobre funkcjonowanie i rozwój wspólnoty parafialnej, włączanie w nią dzieci i młodzieży” – napisał biskup Andrzej Czaja.

CZYTAJ TAKŻE: Kryzys w Kościele. W tej diecezji nie będzie święceń kapłańskich po raz pierwszy od ponad 70 lat

W Watykanie [i Kościele] istnieje podziemie, które się nie ujawnia i tylko czeka na koniec pontyfikatu.

Echa memorandum „Demosa” – Wywiad ks. Mikołajem Buxem

https://www.bibula.com/?p=133207

Wprowadzenie

Po latach narastającego kryzysu w Kościele katolickim – podkreślanego przez ogromne skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym przez duchownych i powszechnym chaosem liturgicznym – wydaje się, że już nie tylko kilku wpływowych kardynałów podejmuje wreszcie kroki, aby zatamować krwawienie.

Oprócz kilku interwencji George’a kardynała Pella, Raymonda kardynała Burke’a i innych, CNA donosi, że 12 kwietnia 2022 roku ponad 70 biskupów z całego świata wystosowało „braterski list otwarty” do biskupów niemieckich, ostrzegając tę Konferencję, a pośrednio cały świat, że „ścieżka synodalna” papieża Franciszka może „doprowadzić do schizmy”:

Wbrew Duchowi Świętemu i Ewangelii, działania ścieżki synodalnej podważają wiarygodność autorytetu Kościoła, w tym papieża Franciszka, antropologii chrześcijańskiej i moralności seksualnej, a także wiarygodność Pisma Świętego.

Jest to następstwo tajemniczej notatki, która w ostatnich tygodniach krążyła wśród Kolegium Kardynalskiego, sugerującej powszechne niezadowolenie z Franciszka w Watykanie. Autor memorandum twierdzi, że pontyfikat papieża Franciszka jest „klęską pod wieloma lub większością względów: po prostu katastrofą”.

Kto stoi za tą notatką?  Szanowany dziennikarz watykański, Sandro Magister, wyjaśnia: 

Od początku Wielkiego Postu, kardynałowie, którzy będą wybierać przyszłego papieża, przekazują sobie to memorandum. Jego autor, który po grecku nazywa się Demos, czyli „lud”, jest nieznany, ale wykazuje się gruntowną znajomością tematu. Nie można wykluczyć, że sam jest kardynałem.

Wskazując na niemiecki episkopat jako dowód ogólnego problemu w Kościele pod rządami papieża Franciszka, „Demos” ostrzega przed nadchodzącą „herezją synodalną”, która może podważyć nieomylnie zdefiniowane nauczanie Kościoła na temat ludzkiej seksualności.

Jeśli nie nastąpi rzymska korekta takiej herezji, Kościół zostanie zredukowany do luźnej konfederacji Kościołów lokalnych, wyznających różne poglądy, prawdopodobnie bliższej modelowi anglikańskiemu lub protestanckiemu niż prawosławnemu.

Ponieważ „Demos” nie wyklucza papieża Franciszka ze swojej listy poważnych niepokojów, wielu zadaje sobie teraz pytanie: Kim jest Demos, jak poważnie jego notatka jest traktowana w samym Kolegium Kardynalskim i co to oznacza dla następnego konklawe?

Aby dowiedzieć się więcej na temat tej szybko nabierającej rozgłosu historii, zwracamy się do dziennikarki watykańskiej, Diane Montagna, która z kolei skonsultowała się z ks. Mikolajem Buxem w sprawie tego tajemniczego „Memorandum Demosa”.

Czytelnicy The Remnant dobrze znają pracę ks. Buxa, cenionego teologa, który przez lata pełnił funkcję konsultanta kilku dykasterii Stolicy Apostolskiej, w tym Kongregacji Nauki Wiary za czasów Benedykta XVI. 

Michael J. Matt

— * —

Wywiad z ks. Mikołajem Buxem

Diane Montagna (DM): Na ile opinie „Demosa” są reprezentatywne dla ludzi z Watykanu?

Ksiądz Mikołaj Bux (MB): Aby tego się dowiedzieć, trzeba by przeprowadzić dochodzenie na różnych szczeblach, od woźnych, przez urzędników, po władze. Memo mogło pochodzić z tego ostatniego poziomu. Niezadowolenie jest powszechne, ale jest oczywiste, że istnieje podziemie, które się nie ujawnia i tylko czeka na koniec pontyfikatu.

Papież powiedział prawosławnemu patriarsze Cyrylowi, że musimy mówić językiem Jezusa, a nie polityki. To prawda! Jednak wydaje mi się, że on sam stosuje język polityki, ponieważ na innym forum powiedział, że nie wie, dlaczego cierpią niewinni: oznacza to, że nie wie, dlaczego Chrystus umarł na krzyżu.

Dla większości ekspertów z Watykanu bilans pontyfikatu Franciszka, od doktryny wiary po moralność, wykazuje deficyt w porównaniu z jego poprzednikami, nie mówiąc już o finansach. Ten pontyfikat przyczynił się do pogłębienia sekularyzacji Zachodu, ponieważ papież podejmował działania na płaszczyźnie społecznej i politycznej oraz wspierał duchowość bez katolickiej tożsamości. Pojawia się więc pytanie: na czym polega posługa Piotrowa?

Jesteśmy świadkami emocjonalnego kultu papieża, który wyolbrzymia go teologicznie, jak to miało miejsce od czasów Piusa IX, a obecnie ma miejsce w mediach. Ludzie średniowiecza odróżniali rolę papieża od osoby, która ją uosabia, tak jak odróżniali Kościół od ludzi Kościoła, to co ludzkie i ziemskie, od tego, co Boskie. Dlatego Dante mógł umieścić papieży w piekle. Tak się składa, że wielu, którzy na początku byli bergoglianami, zdystansowało się od obecnego pontyfikatu i uważa go za chaotycznego i despotycznego.

Umiarkowani też są niespokojni. Niektórzy wyobrażają sobie rozwiązanie, opowiadając się za Kościołem synodalnym, a inni za pontyfikatem przejściowym. Tymczasem jednego dnia interweniuje Marks, a innego Mueller, Hollerich i – na szczęście Pell. Zatrzymajmy się na kardynałach. Ale ani Ladaria, ani Franciszek nie mówią, kto ma rację. Jeśli przejdziemy do biskupów, księży, teologów kościelnych i świeckich, to mamy do czynienia z biczami szkockimi [francuskie wyrażenie oznaczające szybkie przejście między bardzo ciepłą a bardzo zimną wodą]. W Watykanie doskonale zdają sobie sprawę z apostazji katolików w Ameryce Łacińskiej, których ilość spadła do 52% w obliczu 25% wzrostu liczby członków sekt.

13 stycznia The Wall Street Journal zamieścił nagłówek: „Kościół katolicki wybrał ubogich, a ubodzy wybrali zielonoświątkowców”. Jest to ogromny wkład w proces samozniszczenia, o którym mówił Paweł VI. Kościół przekształcił się w agencję zajmującą się rozwiązywaniem problemów społecznych, ekonomicznych, psychologicznych, a nawet środowiskowych, porzucając swoją misję zbawiania dusz. Na synodzie o Amazonii mówiono nie o ponownej ewangelizacji regionu, ale o środowisku naturalnym, nie o wspieraniu osobistego spotkania z Panem, ale o kwestiach politycznych i społecznych. Krótko mówiąc, podczas gdy wierni proszą o więcej religii, biskupi proponują socjalizm.

DM: Jak wysokie jest prawdopodobieństwo, że Memorandum wpłynie na wybór następnego papieża?

MB: Wydaje mi się, że na początku wskazuje ono na istotne cechy posługi Piotrowej, które muszą być punktem odniesienia przy wyborze na każdym konklawe. Papież ma być  postrzegany jako duszpasterz i nauczyciel, a nie jako ideolog czy polityk. W ten sposób jego relacja do Kościoła jest relacją członka i sługi, a nie absolutnego monarchy.

Zaskakujące jest to, że moderniści i postępowcy, którzy byli anty-rzymscy aż do czasów Benedykta XVI włącznie, milczą w obliczu obecnej papolatrii, jak to ujął Martini. Papież, jak każdy chrześcijanin, podlega objawionemu prawu Bożemu, a jeszcze wcześniej prawu naturalnemu, a następnie prawu kanonicznemu, które wiąże go w zakresie zasadniczej doktryny i konstytucji Kościoła, który nie jest synodalny, lecz hierarchiczny. Memorandum zdaje się o tym przypominać.

Przy tych ograniczeniach posługa Piotrowa musi służyć budowaniu, a nie niszczeniu (por. 2 Kor 13, 10), co jest ważne przy stanowieniu prawa i wymierzaniu sprawiedliwości. Nie można w nieskończoność stosować motu proprio, modyfikować artykuły Katechizmu i czynić daremnymi odwołania do Sygnatury Apostolskiej. Istnieją prawa nabyte osób trzecich, których papież nie może naruszać; ponieważ jest on najwyższym stróżem prawa, nie może pozwalać na nadużycia, a nawet się ich dopuszczać.

Podobnie jak Piotr Pawłowi, papież musi pozwolić się po bratersku korygować. W przeciwnym razie nie można być mu posłusznym, ponieważ na pierwszym miejscu jest sumienie, które – zgodnie z cytowanym w Katechizmie powiedzeniem Św. Johna Henry’ego Newmana – jest pierwszym „wikariuszem Chrystusa”.

Dostrzegam również wpływ Memorandum w sensie ekumenicznym, ponieważ ujawnia ono nadużycia władzy papieskiej, które moim zdaniem do tej pory sprzyjały nastrojom anty-rzymskim, zwłaszcza na Wschodzie. Wzrost liczby dymisji biskupów za tego pontyfikatu, tak jakby papież był muftim islamskim, jest nadużyciem urzędu i ma podtekst patologiczny. Franciszek posunął się nawet do stwierdzenia: „Chcieli mojej śmierci”. Być może obawia się, że to, co zrobiono, aby wpłynąć na jego wybór, zostanie powtórzone przeciwko niemu. Ale granice władzy papieskiej są również regulowane przez władzę biskupów, która również pochodzi z prawa Bożego. Należy o tym pamiętać i przedyskutować to na zgromadzeniach ogólnych następnego konklawe.

DM: Jakie według Księdza powinny być priorytety następnego konklawe?

MB: Zdaniem autorytatywnych osób świeckich jak i kościelnych, następne konklawe powinno wybrać papieża, który jest świadomy swojego mandatu apostolskiego, swoich zobowiązań i obowiązku zachowania statusu generalis ecclesiae (Kościoła Powszechnego). Powinno wybrać papieża, który będzie krzewił wiarę katolicką, położy kres zmniejszaniu się liczby księży i wiernych na Zachodzie, spowodowanemu sekularyzacją, która przeniknęła do Kościoła. Peguy uważał, że winę za tę dechrystianizację ponoszą duchowni – ponieważ  główne wartości, na których opierają się społeczeństwa, nie są religijne, a jeśli są, to muszą być uzasadnione w sposób „świecki” lub racjonalny.

Rezultatem jest politycznie poprawny język, pozbawiony konotacji religijnych, utrata poczucia granic (przykładem jest aborcja, związki osób tej samej płci, gender, eutanazja itp.), utrata sacrum i przekształcenie wiary religijnej w religię „humanitarną”, przekształcenie Ewangelii w moralizatorstwo, a homilii w wiec. Priorytetem konklawe jest więc wybór katolickiego papieża; w przeciwnym razie utrata wiary będzie nie tylko skutkiem, ale i przyczyną sekularyzacji chrześcijaństwa, które w końcu straci znaczenie.

Następne konklawe będzie musiało wyjaśnić, co to znaczy być „duszpasterzem”. Jak dotąd nikt tego nie wie, a w Kościele używa się tego pojęcia jako passe-par-tout dla usprawiedliwienia wszystkiego. Musi ponownie postawić w centrum misję Kościoła, która obecnie jest zdewaluowana, oraz wyjaśnić granice ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. Nawet moderniści i postępowcy zdają sobie z tego sprawę.

Z sekularyzacją należy walczyć poprzez ewangelizację. Walka z klerykalizmem nie może podważać tożsamości kleru, który jest „zgromadzeniem” odrębnym od wiernych i zakonników. Następny papież musi na pierwszym miejscu postawić umacnianie i wzrost wiary, aby mogły rozkwitać chrześcijańskie rodziny oraz powołania kapłańskie i zakonne. Konieczny jest powrót do magisterium, które nieomylnie orzeka w sprawach moralności rodzinnej, poprzez mianowanie biskupów, którzy akceptują tradycję apostolską. Ukryta obecnie schizma prawdopodobnie ulegnie złagodzeniu, nawet jeśli nasilą się „prześladowania” ze strony sekularystycznych mediów.

Musimy wyzwolić żywe siły Kościoła poprzez pontyfikat, który będzie z niecierpliwością nauczał katolicyzmu, który wypełnia kościoły pobożnymi wiernymi, a przestrzeń publiczną świadkami wiary i życia, udowadniając, że „działa”, ponieważ powoduje nawrócenia. Kościół katolicki musi mieć papieża, który mówi i robi to, co jest katolickie – moralnie, doktrynalnie i liturgicznie. Przypomnijcie sobie okładkę magazynu Time: „Czy papież jest katolikiem?”.

Czy to dziwne, że Kościół katolicki ma prawo do katolickiego papieża? Prawosławni też chcą takiego papieża, w przeciwnym razie tendencje odśrodkowe wśród nich wezmą górę. Katolicki papież jest konieczny, aby rozbitemu światu protestanckiemu przywrócić jedność, a licznym poszukującym świeckim – powrót do wiary, ale także aby upewnić tych Żydów, muzułmanów i wyznawców innych religii, którzy w papieżu widzą autorytet moralny wskazujący, że granica między dobrem a złem nie została zniesiona.

Nowy papież będzie musiał umieć stawić czoła nowemu porządkowi świata, który wyłania się po śmierci starego, z mniejszą rolą Zachodu i zachodniego systemu kapitalistycznego. Będzie musiał różnić się od Franciszka, który miał do niego mieszany i sprzeczny wewnętzrnie stosunek – między ideologią a utopią. Aby położyć kres zamętowi w Kościele, następne konklawe będzie musiało szukać kandydatów, którzy odpowiedzą na Dubia w sprawie Amoris laetitia.

Kandydatów, którzy poprawią Evangelii gaudium, gdzie mówi się, że najgorszym złem społecznym jest nierówność, czyli zła dystrybucja dóbr, a nie grzech; Laudato si, gdzie wychwala się neomaltuzjański ekologizm, który w rzeczywistości jest źródłem wszystkich problemów ostatnich pięćdziesięciu lat; Fratelli tutti, w której ogłasza się koniec kapitalizmu, a następnie podpowiada, jak przetrwać, kamuflując to  magicznymi słowami „inkluzja” i „zrównoważony rozwój”. Przede wszystkim jednak encyklika nie mówi o tym, że jeśli nie uznajemy Ojca naszego, który jest w niebie, nie możemy uważać się za braci. Jezus to powiedział.

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant (April 13, 2022) – „THE DEMOS MEMO: Francis Fatigue in the College of Cardinals (An Interview with Msgr. Nicola Bux)”

Wesprzyj naszą działalność [Bibuły. MD]

Biłgoraj – Odważny i rozważny głos synodalny katolików z ziemi biłgorajskiej

Istotą nieba i piekła jest obecność lub brak Boga. Piekło rozpoczęło się, kiedy aniołowie-apostaci utracili na zawsze wizję Boga.

o. Atanazy Maria Wojtal „Kilka rozważań nad Stabat Mater Dolorosa

——————

Biłgoraj, 21 lutego 2022 r. https://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/?p=9411

Koordynator Prac Synodalnych w Diecezji Zamojsko- Lubaczowskiej Ks. Dr Sławomir Korona

GŁOS SYNODALNY KATOLIKÓW Z ZIEMI BIŁGORAJSKIEJ

Dokąd zmierza droga synodalna Kościoła Katolickiego?

My, jako katolicy świeccy z Ziemi Biłgorajskiej, pragniemy przedstawić nasze przemyślenia na synod szczebla diecezjalnego Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej. Na początku zastanawiamy się nad ogłoszonym przez Watykan logo synodu, które przedstawia wielkie, majestatyczne drzewo sięgające nieba, które ma stanowić krzyż Chrystusa, drzewo Eucharystyczne. Przed drzewem widzimy lud Boży w ruchu i biskupa idącego pod koniec ludu. Widać, że biskup nie prowadzi owiec i że nie ma hierarchii między podążającymi ludźmi. Zastanawiamy się, kto ma prowadzić Kościół, dlaczego nie prowadzi biskup? Czy drzewo przedstawione przypadkiem nie symbolizuje ekologizmu i matkę ziemię?

W Ewangelii lud szedł za Chrystusem, często wbrew Sanhedrynowi i lud słuchał osobiście Chrystusa. Chrystus uzdrawiał chorych i opętanych. Czy w logo nie chodziło o zasugerowanie, żeby stworzyć inny Kościół, otworzyć na nowości tego świata, rozproszyć władzę w Kościele kosztem biskupów i autorytetu Stolicy Apostolskiej?                   

Kto ma nawracać na wiarę Chrystusową w tym Kościele? Czy Kościół nie ma być apostolski, hierarchiczny, a tylko synodalny i protestancki, gdzie biskup idzie z tyłu a zdanie każdego świeckiego jest tak samo uprawnione? Mamy się nie przekonywać, tylko wysługiwać, a grzech ciężki, sodomski ma stać się dopuszczalny? Czy mamy nie słuchać Ducha Świętego, tylko ducha tego świata? Czy ma to być Kościół, w którym Sachs, doradca Balcerowicza i Sorosa, zostaje członkiem Papieskiej Akademii Nauk Społecznych?

Braterstwo czy zbawienie? Kościół walczący

Następnie nawiązujemy do encykliki papieża Franciszka „Fratelli tutti” (o braterstwie i przyjaźni społecznej), w której zawarta jest krytyka „wojny sprawiedliwej” wbrew Katechizmowi Kościoła Katolickiego zatwierdzonego przez Jana Pawła II, wezwanie do wolności wszystkich religii w przekonaniu, że każda religia może zbawić (zrównanie religii wbrew nauce Kościoła Katolickiego) – papież Franciszek powiedział, że Bóg chce istnienia różnych religii, jak buddyzm, islam, judaizm – czy tak jest w Ewangelii i dwutysiącletniej nauce Kościoła? Nas nauczono, że nie ma zbawienia bez Chrystusa. Porzucenie idei Kościoła walczącego, uznawanego przez tysiące lat, to jedna z podstawowych przyczyn obecnego kryzysu wiary katolickiej.

Kościół, który nie chce być Kościołem walczącym z grzechem i diabłem oraz systemami, które reprezentują szatana i zło (gender, komunizm, faszyzm, demokracja bez wartości itp.) traci rację bytu. Obecnie, jeśli Kościół już potępia zło, to w taki sposób, aby nikogo nie urazić. Mówi się w nim o powszechnej solidarności, braterstwie, wspólnym domu, społeczeństwie otwartym. We wspomnianej encyklice „Fratelli tutti” odnajdujemy fragmenty książki Sorosa, powoływanie się na imama islamu, jakby nie było Ewangelii i nauki Kościoła Katolickiego. Nie odnajdujemy w niej zachęty do nawracania na wiarę Chrystusową.

Na pierwszym miejscu powinno być głoszenie zbawienia, a nie braterstwa, ekologii, dialogu i przyjaźni społecznej. Trzeba być pokornym i dobrym wojownikiem, a nadstawianie tylko drugiego policzka ma sens wtedy, gdy się uleczy tego, który mnie bije. Nadstawianie policzka nie może być głupie. Trzeba sprzeciwiać się szantażowi ideologii LGBT, która mówi, że katolik nie może się bronić, bo ma etykę, a atakujący może wszystko. Czy bitwa pod Wiedniem, Chocimiem była zbędna, bo trzeba było nadstawić drugi policzek, a nie bronić chrześcijaństwa?

Dziś organizujemy zbiórki na pomoc islamskim imigrantom, ale czy ich ewangelizujemy? Jezus użył siły przeganiając kupców ze świątyni. Siła miłości się nie sprzeciwia, jeżeli ma na celu doprowadzić ludzi do zbawienia. Głoszenie, że walka jest niepotrzebna jest z góry ogłaszaniem kapitulacji. Taki Kościół wydawany jest na pastwę złych mocy, które swobodnie wkraczają do jego wnętrza. Prawdziwy rodzic, kochający swoje dzieci, jest dla nich wymagający, aby doprowadzić ich do zbawienia. Kościół nie może przyjmować i chwalić polityków głosujących za aborcją i piszących projekty ustaw dopuszczających aborcję i eutanazję.

Kremacja w Kościele. Sprawowanie sakramentów w szpitalu

Kościół nie może milczeć, gdy kapelani szpitalni nie wchodzą na oddziały covidowe, aby spowiadać, dać rozgrzeszenie, Komunię świętą, namaszczenie, często na ostatnią drogę do wieczności. Na sale covidowe wchodzą lekarze, pielęgniarki, salowe, sprzątaczki, tylko nie wchodzi kapłan. Czy to jest normalne? Czy taki Kościół będzie potrzebny wiernym?

W historii podczas różnych epidemii Kościół pełnił zawsze posługę do końca. Art. 37 Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta mówi, że należy umożliwić choremu kontakt z duchownym danego wyznania.

Z obecną zarazą związany jest problem kremowania ciał katolików. Trudno usłyszeć w świątyniach o warunkach kremacji, a kremacja staje się coraz bardziej widoczna. Chcemy przypomnieć, że kremację dopuszczono w Kościele Katolickim po Soborze Watykańskim II. Dopuszczono – nie pochwalano. Wcześniej kremacja była zakazana przez Kościół. Nie można było grzebać po kremacji na cmentarzu katolickim, a osoby dopuszczające się wykonania kremacji były pozbawiane odpuszczenia grzechu. Kodeks Postępowania Kanonicznego zabraniał spalania ciała po śmierci, siebie lub innych. Kremacja wywodzi się z pogaństwa. Tam, gdzie na świecie pojawiało się chrześcijaństwo, kremacja zanikała.   

Kremacja jest zaprzeczeniem Zmartwychwstania Chrystusa. Ciało Chrystusa po śmierci było namaszczane, owijane i pielęgnowane. Kremacja niszczy ciało w sposób jak ogień, wprowadza chaos, niszczy ciało totalnie. Cała liturgia Kościoła oddaje cześć ciału ludzkiemu. Ciało i dusza tworzą całego człowieka. Kremacja jest przeciwna kultowi świętych, cząstki ciała świętych są relikwiami pierwszego stopnia.  Bezbożna Rewolucja Francuska wprowadziła ponownie kremację, aby zanegować idee Zmartwychwstania Chrystusa, aby zanegować naukę i wiarę o zmartwychwstaniu i poszanowanie godności ciała ludzkiego. 

Dokument Episkopatu Polski z 2010 r. zaleca, aby obrzędy liturgiczne były odprawiane w obecności ciała przed kremacją w kościele, kaplicy szpitalnej, cmentarnej czy pomieszczeniu przy krematorium, a sam pochówek prochów na cmentarzu.

Tam, gdzie nie ma wiary, tam jest lęk. Dopust i kara Boża

Obecny strach przed zarazą spowodował depresję i upadek wiary w społeczeństwie wychowywanym na kulcie zdrowia, bogactwa i przyjemności. Kościół nie może milczeć na temat dopustu i kary Bożej. Sodoma i Gomora były bezpośrednią interwencją Boga, aby grzechy LGBT tam panujące nie zepsuły wszystkich mieszkańców tych miast i nie doprowadziły ich do piekła. Bóg postanowił unicestwić wszystkich mieszkańców, aby w ten sposób zbawić ich część, którzy nie poddali się sodomskiemu grzechowi. Pan Bóg karze takie społeczeństwa i narody, które nie rokują poprawy, są tak zepsute. Dla Boga najważniejsze jest zbawienie ludzi, a nie ich śmierć.

Pandemonium, z greckiego tłumaczy się, jako „wszystkie demony”, jako symbol okresu diabolicznego. Jezus ma moc nad każdą chorobą. Jednak tam, gdzie nie ma wiary, jest lęk. Choroby, zarazy były przed wiekami, ale nigdy nie zamykano świątyń i dostępu do sakramentów. Kościół powinien wrócić do mówienia o śmierci, grzechu własnym i cudzym, o Sądzie Bożym. Kwestionowanie głównych prawd wiary, „że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze” jest głoszeniem fałszywego miłosierdzia. Należy przypominać, że grzech publiczny (głosowanie za aborcją, eutanazją) jest cięższy od grzechu indywidualnego, że śmierć i zło wynika z grzechu, że Bóg karze za grzechy społeczne i narodowe plagami, wojną, głodem, katastrofami i zarazą, że grzech pierworodny nie istnieje w wymiarze społecznym, ale istnieje jednak grzech kolektywny ludzi tworzących dane społeczeństwo, że Bóg nagradza i karze społeczeństwa już na ziemi w perspektywie ziemskiej egzystencji, ponieważ społeczeństwo nie ma wieczności. Narody nie są wieczne.

Kara ma miejsce w historii, np.: głód, wojna, zaraza, katastrofa, o czym mówią Objawienia Fatimskie. Lucyfer wybrał cierpienie i śmierć zamiast posłuszeństwa i zaufania Bogu. Diabeł też wierzy, że Bóg istnieje, ale Mu nie zaufał. Bądźmy katolikami, którzy nie tylko wierzą, ale i ufają Bogu. W okresie zarazy zawsze ludzie uciekali się do Boga, a nie od Boga. Jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam? „Bez Boga ani do proga”. Nie może tak być, aby Bóg był z boku i woda święcona, a w centrum maseczki, szczepionki, dezynfekcje.  Komunia święta na rękę, którą wprowadzili Kalwin i Luter nieuznający Chrystusa za Boga świadczy o braku zaufania Bogu i protestantyzacji obrzędów. Luter uważał, że klęknięcie do Komunii świętej jest to bałwochwalstwo. Bóg nie zaraża, ale uzdrawia duszę i ciało po to, aby nas zbawić i abyśmy nie grzeszyli powtórnie po uzdrowieniu.

Katastrofy, zarazy były zawsze uznawane przez Kościół, jako ostrzeżenie i wezwanie do nawrócenia. Nie można sprowadzić Komunii świętej do wydawania jak towar w sklepie. Zawsze kapłan po Przeistoczeniu miał obowiązek obmycia palców (ablucji) w specjalnym płynie. Czy my jeszcze ufamy Bogu, czy bardziej ufamy maseczkom i preparatom chemicznym? Kapłan święcąc wodę wypowiada formułę, aby woda święcona chroniła nas duchowo i cieleśnie. Ostatnie badania naukowe wykazały, że woda nie przenosi wirusów. Modlimy się „bądź wola Twoja”, a ufamy władzy świeckiej, a nie Bogu. Dlaczego nie wierzymy w pomoc Boga w sprawach naszego życia cielesnego, skoro wierzymy w cud, jaki dzieje się w każdej Mszy Świętej?

Chrystus powiedział, „twoja wiara ci pomogła”. Nie możemy tworzyć Kościoła bez wymagań, nakazów i budować go, aby było tylko w nim miło, przyjemnie i wesoło. Msza św. nie może być antropocentryczna, na potrzeby człowieka. Msza św. jest ofiarą bezkrwawą śmierci Chrystusa, a ofiara potrzebuje ołtarza, a nie stołu. Zaczynamy się bać wszystkiego, tylko nie boimy się Pana Boga. Katolik powinien być mężny, walczący. Ręka Boga daje nam zwycięstwo, a nie nasza siła i rozum. Trzeba ascezy, walki, a nie tylko ducha pojednania. Źle się dzieje, że za życia lubimy grzech, a po śmierci oczekujemy nagrody bez pokuty. Nie możemy bezczelnie myśleć i mówić o przebaczeniu bez skruchy i niebie bez zasług. Nie głośmy fałszywego miłosierdzia bez sprawiedliwości.

Jeśli odrzucamy piekło, to po co starać się żyć z wyrzeczeniami, zasadami Dekalogu i prawa naturalnego, jeżeli np. Hitler, Stalin zostaną zbawieni bezwarunkowo – jak np. święty Franciszek? Negowanie tego jest wyznaniem ateizmu i bluźnierstwem. Zamiast grać rolę humanitarnych ateistów, stańmy przy krzyżu jak dobry łotr. Chrystus wszedł do nieba przez krzyż, a my chcemy wejść do nieba przez grzech bez pokuty? Nie można sprowadzić religii do uczuciowego dobrostanu, dobrego samopoczucia, niewychylania się, „świętego spokoju”. Kary spadające na ludzkość, na odrzucających pokutę i spowiedź świętą zostały zapowiedziane w Fatimie. Tak jak w protestantyzmie dziś podkopuje się Dekalog, chce się usprawiedliwić przed Bogiem, we własnych oczach, zmieniając interpretację odwiecznych prawd wiary albo niektóre prawdy przemilczając.

W protestantyzmie każdy pastor ma inną wizję Boga, dlatego powstało 90 odłamów protestantyzmu. Istnienie prawdy objawionej jest negowane. Obecnie to przenika do Kościoła Katolickiego w Polsce. Gdy umiera duch nadprzyrodzony w Kościele, może on stać się korporacją świeckiej, naturalistycznej ideologii uzależnionej od innych ludzi, partii i finansów, a nie od Boga. Kapłan we Mszy Św. celebruje mękę Chrystusa, a nie siebie. Idea Chrystusa sługi na życzenie, partnera, a nie Króla jest herezją. Człowiek nie jest partnerem dla Boga. Winna go cechować postawa uniżenia, a nie pychy. Tradycja to ciągłość i trwanie z ojca na syna i wnuka. Czy musimy ciągle coś wymyślać na nowo, mówiąc, że nowe to lepsze? Tam, gdzie Bóg nie jest na pierwszym miejscu, jest chaos, zamęt, wojna i upadek. Cierpienie oddajemy Chrystusowi przez sakrament pokuty i pojednania. Pokuta wyzwala a nie przytłacza. Bóg najlepszym wychowawcą i pedagogiem, może nas ocalić.

Kościół powinien być mecenasem w świecie kultury i nauki. W szkołach uczyć religii, a nie religioznawstwa. Mówienie tylko o zdrowiu, które każdemu przeminie, nie jest najważniejsze. Co każdemu po zdrowiu, gdyby miał zdrowym – pójść do piekła, gdy tymczasem cierpienie, dopust Boży oczyści duszę i umożliwi zbawienie. Najbardziej potrzebującymi są nasi zmarli. Dla nich czas się zatrzymał. Oni dla samych siebie już uczynić nic nie mogą. Mogą im pomóc tylko żyjący w postaci modlitwy i Mszy Świętej.

Uważamy, że błędem było zwolnienie księży z przysięgi antymodernistycznej. Nie można dostosowywać wiary do świata i człowieka, bo dogmaty kościelne nie zmieniają się i nie ewoluują. Kościół ma mówić prawdę i prowadzić ludzi do zbawienia, a nie tylko stawać się organizacją charytatywną i pozarządową. Czujemy się zażenowani rozpoczęciem drogi synodalnej w niektórych diecezjach, np. ksiądz arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś – przewodniczący Episkopatu d/s Nowej Ewangelizacji, zorganizował protestancką Arenę Młodych, a synod rozpoczął wykładem dostojnika protestanckiego Marka Izdebskiego na temat kierunków Kościoła Katolickiego, a następnie rektor Seminarium Duchowego w Łodzi wspólnie z protestantami zorganizował „nabożeństwo tęczowe”. Ks. biskup Piotr Jarecki z Diecezji Warszawskiej pierwsze spotkanie synodalne zorganizował z grupą LGBT.

Ekumenizm a Chrystus

Jako katolicy możemy mówić o ekumenizmie tylko wtedy, gdy Chrystus jest w centrum, jak stale twierdził o. prof. Mieczysław Krąpiec. Dialog ekumeniczny zawsze był prowadzony z religiami uznającymi Trójcę Świętą. Czy wobec tego Kościół Katolicki ma głosić wiarę Chrystusa, czy upamiętniać różne światowe religie? Trudno mówić o ekumenizmie, gdy po tygodniu modlitwy o jedność chrześcijan, następnie obchodzimy w polskim Kościele dzień judaizmu i dzień islamu. Co myśli wyznawca prawosławia, gdy widzi w Watykanie jak bije się pokłony bałwochwalcze przed Pachamamą – czy prawosławni zechcą takiej jedności?

Encyklika Leona XIII „Aeterni Patris”, jako wzór ekumenizmu zaczyna się prośbą o nawrócenie na katolicyzm, nie ma zrównania wszystkich religii i jest sukcesja apostolska, która mówi o jedności w krzyżu świętym. Utopią jest budowanie chrześcijaństwa na likwidowaniu tego, co nas dzieli, a robieniu tego, co nas łączy (destylacja wiary). Luteranie, kalwini, anglikanie mają awersję do kultu Matki Bożej. Protestantyzm Lutra głosi dogmat o usprawiedliwieniu wiary, odrzucając sprawiedliwość, sąd i karę Bożą, sprowadzając Kościół do klubu towarzyskiego.

Dostosowanie się Kościoła do świata, duchowość świata, to dokładne zachowanie protestantów. Zaprzecza się zbawiennej misji Chrystusa, że tylko przez Kościół Katolicki można być zbawionym. Poglądy, że islam i judaizm prowadzą też do zbawienia są źródłem kryzysu Kościoła. Kościół bez krzyża, doczesny, to Kościół bez grzechu, a bez grzechu oznacza bez dobra i zła, bez bojaźni Bożej, aby nie poddawać się kontroli sumienia. Dobro wymaga poświęcenia i ofiary, a nie religii własnego ciała.

Pojawiają się nowi kapłani w „Odeonie”, którzy głoszą hasła: ,,ja kościół, mój Bóg, moja wiara”. Nie można głosić multikulti, siedzieć na laurach, ale trzeba wstać z kanapy i głosić Chrystusa. O fałszywym rozumieniu dialogu ekumenicznego pisze Pius XI w encyklice ,,Mortalium animos”: „katolicy nie mogą żadnym paktowaniem podzielić takich usiłowań, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne …na przykład z islamem”. Powinniśmy się modlić o nawrócenie wyznawców islamu, judaizmu, buddy i innych religii oraz ateistów.

Dlaczego cuda eucharystyczne w Polsce? 

Ostatnie cuda eucharystyczne w Legnicy i Sokółce, tak nieliczne na świecie, skierowane do Polaków, są zwróceniem uwagi na coraz większy brak wiary w obecność Chrystusa po Przeistoczeniu w czasie Mszy Świętej oraz jej liczne profanacje w Polsce i lekceważące podejście sanitarne poprzez segregację i podział wiernych, co do sposobu udzielania komunii świętej. W Starym Testamencie znajdujemy opis niesienia Arki. W pewnym momencie, gdy Arka podczas niesienia mogła upaść na ziemię, dwóch ludzi nieuprawnionych do jej dotykania powstrzymała Arkę, aby nie upadła. Mimo to po dotknięciu Arki osoby te poniosły śmierć na miejscu.

Kościół wieczny. Słuchać Boga

Napisane jest w Ewangelii, „że bramy piekielne nie przemogą Kościoła”, ale jest też postawione pytanie w Ewangelii, „gdy przyjdzie Syn Człowieczy, czy zastanie wiarę?” Św. Paweł apostoł uczy nas, abyśmy byli posłuszni i złym pasterzom „czyńcie i zachowujcie, ale uczynków ich nie naśladujcie”. Dla posłuszeństwa trzeba argumentów silnych, a nie tylko argumentu siły. Powinniśmy być posłuszni wtedy, gdy polecenie jest godziwe. Nie można praktykować posłuszeństwa nierozważnego pod grzechem śmiertelnym, polecenie nie może zmuszać do grzechu, takiego polecenia nie wolno spełnić, bo trzeba najpierw słuchać Boga. Jezus też sprzeciwiał się prawom Synagogi. Św. Paweł powiedział „wierzyć w to, co przekazałem, kto mówi inaczej niech będzie przeklęty”.

Ostatnio pod pretekstem zagrożenia wirusem widzimy proces rugowania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej, abdykacji Kościoła. Nawet katolickie media stały się narzędziem do budowania histerii strachu. W ogłoszeniach internetowych jednej z biłgorajskich parafii w czasie początków zarazy można było zobaczyć napis „Zostań w domu!”. Kościół zwracał uwagę na wykorzystywanie w medycynie komórek z abortowanych dzieci do produkcji szczepionek. Ukazało się na ten temat oświadczenie Watykańskiej Kongregacji i Komisji Episkopatu Polski.

W „Naszym Dzienniku” zamieszczono artykuł na ten temat ,,Medycyna Frankensteina”. Zauważamy brak jednoznaczności postępowania w tym względzie dostojników kościelnych. Powoduje to kompletny chaos, zamęt i odejścia od Kościoła, gdy instrumentalnie traktuje się wiarę. Zdrowie cielesne nie jest wartością absolutną. Świątynia nie może się stać zamkniętą twierdzą przed wiernymi w czasie zarazy. Nie możemy zgadzać się na wpuszczanie do świątyni ludzi tylko zaszczepionych. Kościół Katolicki, czyli powszechny, ma być dostępny dla ludzi chorych i ułomnych. 

Trudno się zgodzić ze stwierdzeniami, że Msza Św. w telewizji zastępuje Mszę Św. w świątyni i udzielaniem dyspensy od przykazania Bożego, którego człowiek nie może zmieniać i wybierać. Kościół nie powinien pozostawiać wiernych w chwilach strachu i trudnych doświadczeń. Przez 2000 lat budowano świątynie, w których odprawiano Msze Św. wszechczasów. Obecnie mówi się dużo o dialogu, braterstwie, tolerancji, a zamyka się świątynie dla tych, którzy ją budowali i kultywują ciągłość tradycji Kościoła bez dialogu (nowe motu proprio).

Kościół nie zaczął się na Soborze Watykańskim II. W ostatnich latach spotykamy za dużo eksperymentów, a za mało ciągłości Kościoła. W Konstytucji Dogmatycznej Soboru Watykańskiego I ,,Pastor aeternus” czytamy ,,Duch Święty został bowiem obiecany następcom św. Piotra nie dlatego, aby z pomocą Jego objawienia ogłaszali nową naukę, ale by z Jego pomocą święcie strzegli i wiernie wyjaśniali Objawienie przekazane przez apostołów, czyli depozyt wiary” (nr 32). Pan Jezus nie używał popularnych sloganów, aby się przypodobać, zawsze mówił prawdę (trudna jest ta mowa). Jeżeli słuchacze odchodzili, nie biegał za nimi, aby powrócili, nie zmieniał języka ani formy przekazu czy uatrakcyjnienia miejsca.

Pompowanie uczuć przy braku ascezy prowadzi do odejścia od wiary. Nie można kusić Boga, oczekując cudu. Nawrócony neofita to krótki błysk. Świętość polega na Łasce Bożej, cnotach wypracowanych w spokoju, a nie ciągłym napięciu woli. Dawanie pierwszeństwa ciału ze szkodą dla zdrowia duchowego i perspektywy wieczności, represje wobec katolików wiernych tradycji mogą doprowadzić do nowej religii zdrowia. Słowo Boże ma moc i nie jest tylko materiałem do medytacji, dialogowania i rozpoznawania. Kościół to przede wszystkim mistyczne Ciało Chrystusa, nadprzyrodzony, a nie tylko ziemski i ludzki.

Jesteśmy zanurzeni w świecie, który jest antychrześcijański, ale powinniśmy tak żyć, aby naszą wiarę było widać w tym świecie, a nie przypodobywać się osobom i partiom, które uznają, że aborcja i eugenika (letalność) jest prawem człowieka, a zwierzątka i drzewa są ważniejsze od ludzi i Boga. Społeczeństwo, które rezygnuje z wiary i wolności w imię bezpieczeństwa sanitarnego, nie będzie miało ani wiary, ani wolności, ani bezpieczeństwa. Wszystkie nowości tego świata wprowadzone do Kościoła okazały się szkodliwe. Opustoszały klasztory, seminaria, zniszczono powołania kapłańskie i zakonne. Zepchnięto Kościół na margines społeczeństwa czyniąc go żałosnym w jego niezdarnych próbach przypodobania się światu.

Nie należy narzucać obrządku luterańskiego, który przez 50 lat spowodował olbrzymią katastrofę Kościoła poprzez zsekularyzowanie obrzędów i zmienianie doktryny. Nie można w imię dobrobytu na ziemi i kariery deptać prawa Bożego i dusze powierzone opiece pasterskiej. Mamy nadzieję, że obecny Synod nie przekształci się w kościelny demokratyczny parlament, jak stało się to w Kościele Anglikańskim, który powołując Synod Generalny nazwał go kościelnym parlamentem. Każda demokracja bez wartości może przegłosować każdą bzdurę, nawet taką, że prawem człowieka jest zabijanie dzieci poczętych i osób chorych nazywając to letalnością. Niedługo później Synod Generalny Anglikański przegłosował, że piekła nie ma, a duszę zatwardziałego grzesznika po śmierci czeka nie potępienie, lecz unicestwienie. Drogą demokratycznej procedury zakwestionowano podstawową prawdę wiary o nieśmiertelności duszy.

Pomysł przekształcenia Kościoła Katolickiego w wielki klub dyskusyjny, do czego zmierzają orędownicy permanentnej synodoalizacji doprowadzi do rozmycia i degeneracji Ewangelii oraz nauki i Tradycji Kościoła. Dla ideologa synodoalizacji arcybiskupa Carla Marii Martiniego synodalność miała być narzędziem umożliwiającym Kościołowi dogonienie świata, autonomii sumienia bez Dekalogu, poluzowania celibatu, diakonatu kobiet, uznania pogańskich i świeckich kultur. Niemiecka Droga Synodalna trwająca od 2018 r. w Kościele Katolickim ustaliła w swoich agendach cztery punkty: podział władzy w Kościele, kapłaństwo kobiet, zmiany w etyce seksualnej (akceptacja homoseksualnych związków i innych relacji za zgodą partnera), zniesienie celibatu kapłańskiego. Usiłowanie doprowadzenia do przymierza między światłością a ciemnością.  

Według tej nowej nauki to lud (kolektyw) ma decydować, co jest katolickie. W 2021 r. w Warszawie Kongres Katoliczek i Katolików na czele z dominikaninem Pawłem Gużyńskim wysyła sygnały o nowym spojrzeniu na homoseksualizm, zapraszając do Polski brytyjskiego działacza homoseksualnego, byłego zakonnika Martina Pendergasta. Rozumienie Ewangelii, jako odpowiedzi na ludzkie tęsknoty z pominięciem potrzeby nauki krzyża, walki z grzechem, poszukiwanie chrześcijańskiej przyjemności, kariery jest iluzją i pozbawia Kościół misji zbawienia. Ewangelia nie jest magicznym instrumentem służącym spełnianiu naszych aspiracji. Niektóre ruchy charyzmatyczne wprowadzają do Kościoła Katolickiego nowinki protestanckie, np. kurs Alpha, który jest też propagowany w naszej diecezji w publikacji katechez przed Mszą Św. czy ,,spoczynek w Duchu Św.”.

Powołanej w 2021 r. przez papieża Franciszka Fundacji Fratelli Tutti bliższe są hasła Rewolucji Francuskiej niż Katechizmu Kościoła Katolickiego. W deklaracji programowej Fundacji brak odniesienia do Boga, Trójcy Św., Jezusa Chrystusa i  Matki Bożej. Znajdujemy natomiast hasła obecnie poprawne politycznie, jak troska o środowisko, braterstwo między wierzącymi a niewierzącymi, różnorodności religii i humanizmu braterskiego. Zadaniem Kościoła Katolickiego nie może być budowa nowego, humanistycznego, doczesnego królestwa ludzkości i kultu „zdrówka”. Unia Europejska tworzy społeczeństwa bez tradycji, aby utraciły swoją tożsamość. Kościół powinien się temu przeciwstawić, a nie niszczyć swoją Tradycję.

Mieszanie kultur i religii doprowadzi w ostateczności do walki kultur i religii, bo zawsze któraś jest silniejsza od pozostałych. Przeżywaliśmy już walkę klas, obecnie przeżywamy walkę płci nawiązującą do ideologii Marksa. Ci zaś, którzy najbardziej pragną wielokulturowości, w istocie nie są przywiązani do żadnej kultury. Etyk KUL, ks. prof. Alfred Wierzbicki pochwala gender i nazywa innego księdza profesora publicznie w TVN durniem.  Kościół musi powstać z kolan i wyzbyć się lęku.

Nadzieja

W historii Kościoła było różnie, był chaos, herezje, było też wielu świętych, którzy Kościół uratowali. Mimo że dziś mówi się i pisze o Kościele źle, nie ma lepszej instytucji na świecie niż Kościół Katolicki. Za czasów ariańskich większość biskupów stała się arianami, heretykami, ale Kościół przetrwał, powstało wielu świętych. Dziś mamy wielkie zagrożenie, które często wychodzi z wnętrza Kościoła, ale też zostanie przezwyciężone, bo Bóg jest większy.

Dziękujemy kapłanom, którzy w tych trudnych czasach nie odwracają się od  wiernych i dbają o ich życie w kontekście wieczności, a nie jedynie najbliższych lat życia doczesnego.

Kościół w Polsce powinien podziękować za wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w sprawie ustawy aborcyjnej, bo nie jest to tylko sprawą sądu. Mamy nadzieję, że polscy biskupi staną w obronie prawdy o naturze Kościoła nie pozwalając na wprowadzenie rewolucyjnych myśli i idei protestanckich. Odbudowa Kościoła wymaga pokory, nadprzyrodzonego spojrzenia i ufności w opatrznościową interwencję Boga. Należy aktualnie właściwie odczytać znaki czasu, co Bóg nam chce dziś powiedzieć i czego od nas oczekuje doświadczając nas ideologią gender i sanitaryzmu. Tylko energiczna reakcja na zło może nas ocalić. Nowa rewolucja LGBT głosząca wybór płci, kult jednostki, która sama siebie zbawia, bez zewnętrznych norm etycznych, musi znaleźć odpór ze strony Kościoła. Na herezje Lutra odpowiedzią był Sobór Watykański I.

Ojciec Dolindo mówił, że różaniec to karabin przeciwko diabłu i trzeba go nosić przy sobie.

W Biłgoraju, gdy w 2020 r. odbywał się dwukrotnie tzw. strajk kobiet, władze zezwalały na przemarsze z gorszącymi hasłami LGBT, natomiast nie pozwalały na marsze z różańcami w ręku Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę, mimo to dalej modlimy się, idąc procesją ulicami Biłgoraja.

 Obecnie trzeba większego zdecydowania, męstwa, gorliwości o Boga i zasady Dekalogu, a nie uciekania się do fasadowości, formalności, „świętego spokoju”, przypodobania się zwierzchnikom, z których nic nie wynika dla ewangelizacji.

Módlmy się za Kościół Katolicki w Polsce i na świecie, aby nie utracić wiary w tym zamęcie, bo gdzie zamęt, tam jest szatan.

Stanisław Schodziński, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju i Akademia Myśli Chrześcijańskiej

Stanisław Dzido, parafia św. Jana Pawła II w Biłgoraju

           Krystyna Wasyluk, parafia Trójcy Świętej i WNMP w Biłgoraju

           Gustaw Pawłowski, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

           Barbara Pawłowska, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

           Andrzej Sagan, parafia Matki Bożej Bolesnej w Korytkowie Dużym

           Danuta Zań, parafia Chrystusa Króla w Biłgoraju

           Jan Perkowski, parafia św. Jerzego w Biłgoraju

           Tadeusz Oleszczak, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju

            Bronisław Jabłoński, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju

             Stanisław Poluga, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju

             Adam Herda, parafia św. Jana Pawła II w Biłgoraju

             Ryszard Jasiński, parafia św. Jana Nepomucena i MB Szkaplerznej we Frampolu  

             Paweł Maciocha, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju

             Edward Kwiatkowski, parafia Wniebowzięcia NMP w Łukowej

             Elżbieta Schodzińska, parafia św. Marii Magdaleny w Biłgoraju 

             Bronisław Misiągiewicz, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

             Franciszek Falandysz, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

             Maria Smoluch, parafia Niepokalanego Poczęcia NMP w Luchowie Górnym    

             Jan Waluda, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

             Bernardyna Gurdziel, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie

             Tadeusz Maciocha, parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Aleksandrowie

             Jan Michoński, parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Aleksandrowie

             Wiesław Konieczny, parafia Przemienienia Pańskiego w Tarnogrodzie   

Do wiadomości:

   Ks. Bp Marian Rojek – ordynariusz Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej

   Kapłani  i wierni           

Demo[NO]kracja. Kiedy rządzi motłoch. Utopia w służbie zła.

O demokracji nie tylko w Kościele.

Karol Kilijanek, Zawsze wierni, nr 118, styczeń-luty 2022

Temat numeru: Demo[no]kracja w Kościele.

Całkiem niedawno jeszcze żyliśmy w świecie, który lubił słowa. Mogły być mówione, pisane, śpiewane czy krzyczane, różne. Nie wzgardzono by także tymi pomyślanymi w cichości, a nigdy niewyartykułowanymi w jakikolwiek sposób; owszem, one też były na swój sposób przydatne. Świat lubił różne słowa, ale niektóre uparł się ukochać szczególnie – nawet jeśli nie były tego warte, a może właśnie szczególnie te! Ukochać, w tym wypadku, nie znaczy rozumieć.

Jednym z takich słów jest „demokracja”.

Dlaczego akurat demokracja? Czemu tak szczególnie brzmiało to słowo w wieku XX i wciąż jeszcze brzmi, a właściwie to coraz częściej raczej się wyświetla? Co z rzeczywistością która się za tym słowem kryje? jak mamy rozumieć to słowo, chcąc rozumieć je właściwie? Skąd tak wiele pytań o tak dobrze znane wszystkim pojęcie? Może w istocie dlatego, że prawie każdy je zna, ale mało kto rozumie?

Teoretycznie brzmi to spiskowo. Jak można dopuszczać, że tak ważnego i znanego słowa nie rozumieją ci, którzy go używają? Czy to nie próba wprowadzenia w kolejną narrację konspiracyjną?

Na pierwszy rzut oka, być może, ale przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.

Skąd ta demokracja? Najprościej rzecz ujmując, był to sposób sprawowania władzy, stosowany w niektórych miastach-państwach starożytnej Grecji. Polegało to na rozstrzygnięciu jakiejś sprawy przez głosowanie garstki uprawnionych obywateli miasta płci męskiej. Zasięganie opinii grupy wydawało się lepszym rozwiązaniem niż zdanie się na decyzję jednego mężczyzny, nawet takiego, któremu pomagało jakieś ciało doradcze – również męskie, ponieważ w tamtym systemie kobiety nie miały praw politycznych.

Działanie systemu świetnie obrazuje domniemane głosowanie nad tym, czy znany filozof Sokrates winny był gorszenia młodzieży poprzez głoszenie innych niż przyjęte nauk religijnych, czy nie. Demokratycznie uznano, że był winny, i Sokrates musiał pożegnać się z życiem. Demokracja, jak widać na załączonym przykładzie, bywała „śmiertelnie skuteczna”. Proszę jednak zauważyć, że głosowano raczej nad tym, kogo zabić i za co, a nie czy wolno zabić, czy nie. Oznacza to, przy całej „zamaszystości” przytoczonego przykładu, że pewne zasady pozostawały poza zasięgiem starożytnej demokracji, czego nie da się powiedzieć o jej współczesnym wydaniu.

Do różnie adaptowanego pomysłu Greków wracano tu i ówdzie na przestrzeni dziejów, ale system o tak nieprzyjemnej nazwie [demokracja oznacza rządy ludu, a właściwie motłochu] nigdzie nie zagrzał miejsca. Zmieniło się to dopiero w wieku-XX. Dlaczego? Czy nazwa mniej zniechęcała czy lud stał się mniej przaśny? Czy rządy zmieniły swój elitarny charakter? A może skończyła się historia i wobec braku problemów politycznych i społecznych nie trzeba było już tak mocno i indywidualnie dzierżyć steru państwowej nawy?

Wszystko wskazuje raczej na zmianę tożsamości i postrzegania ludu, zmianę politycznego paradygmatu, społeczny upadek i na tyle znaczne przyspieszenie historii, że niektórzy nie wyrobili się na zakręcie.

Podstawy

Sięgając tak daleko wstecz do samego zarania demokracji nie zrozumiemy jej dzisiejszej kariery. Są to w końcu dwie różne rzeczywistości, z pozoru tylko do siebie podobne. W istocie, demokracja dwudziestowieczna jest nie tyle adaptacją starożytnej idei do obecnych czasów, co niebezpiecznym mutantem, który ze względu na swoje degenerujące właściwości oraz skrajną podatność na uleganie ludzkim słabościom używany jest do walki z ludzkością jako taką. Są to słowa mocne i P.T. Czytelnicy, czytając je, mogą odczuwać dyskomfort powodowany swoistym dysonansem poznawczym.

Czy chce im się tu wmówić, że demokracja (zwana zdobyczą cywilizacji) emancypująca masy ludu, zapewniająca wolność, dobrobyt i sprawiedliwość (jak się wszędzie, czyli w mediach, mówi) miałaby być szkodliwa, wywrotowa, nienaturalna (ba!) wręcz – w niektórych jej przejawach zbrodniczą w rzeczy samej!

Autor niniejszych słów nie ma co do demokracji żadnych złudzeń i nie uczestniczy w kulcie tej powszechnie uznanej „świętości”. Obrazoburstwu nie stało się jeszcze zadość, kiedy wciąż nienaruszony stoi ołtarz ludu! Za hasłem demokracji stoi bezwstydnie pomysł, że tak zwany lud może naprawdę rządzić, robić to skutecznie i zgodnie ze swoją wolą. Drobnym drukiem na dole strony dopisuje się, że rządzi się on za pomocą przedstawicielstwa inaczej za dużo byłoby nas do pieczenia demokratycznego chleba.

Jak widzimy, cechy jednostki przypisuje się tu grupie, o której Le Bon słusznie napisał:

Tylko sąd narzucony tłumowi znajdzie u niego uznanie nigdy zaś sąd będący wynikiem skrupulatnych badań i roztrząsań. Pewne opinie jedynie dlatego zbyt szybko się rozpowszechniają, że większość ludzi woli bez dowodu przyjąć gotowy już sąd od drugich, aniżeli zastanawiać się i formułować własny sąd.

Jeśli lud taki rządzi, głosując większościowe, oto właśnie ukazuje się nam chram relatywizmu. Wszystko można poddać pod głosowanie i mając odpowiednie narzędzia i umiejętności można skłonić lud do przegłosowania każdego absurdu. Pole do manipulowania głosującym tłumem jest wręcz nieograniczone. Temu właśnie totemowi relatywizmu kłania się lud i, nie będąc w stanie podjąć decyzji za pomocą rozumu (rozum, posiadają jednostki, a nie jakiś lud) prosi o wróżbę. Odpowiedź bożka relatywizmu i dyletantyzmu wyłoni się z gazety, telewizji czy innego medium vel monstrum, a lud przyjmie to bezkrytycznie, czując pod skórą, że lepiej nie zaprzeczać „autorytetom” i że w sumie to i tak wszystko jedno.

Czy można sobie wyobrazić, że jakiś władca uważający kraj za swoją własność rzecz którą ma oddać synowi, a mającą stanowić o jego statusie – wyprzedałby należące do tego państwa przedsiębiorstwa, lasy czy złoża naturalne? Czy można pomyśleć o królu, który umyślnie osłabia własną armię? A czy może znane są przypadki, gdzie Władca działa tak, że znaczna część jego ludu ucieka z kraju? Pewnie można odszukać kilka przykładów nieudolnych władców którzy z różnych powodów doprowadzili swoje kraje do upadku, ale czy można uznać, że robili to specjalnie lub na obce zlecenie? Takich przykładów raczej nie znajdziemy.

Przypadki państw demokratycznych, z Polską na czele zdają się przekonywać, że tak właśnie się dzieje rządy wybrane demokratycznie działają na niekorzyść własnych państw, za to na korzyść różnych innych potęg. jednak co na to tak zwany lud, który wybrał tych rządców – zaufał im.

Czyżby nie wiedział, co robi? Czyżby głosowanie nie zaowocowało podjęciem najlepszej decyzji? Jak to możliwe, że większość się pomyliła? Czyżby głupich było więcej niż mądrych? Lud to jak i sama demokracja upstrzony kokardą frazes, dobry na rewolucyjny pochód, ale w starciu z rzeczywistością przegrywający ze szczętem. Lud należałoby nazwać tłumem i opisać za Le Bonem następująco:

Wnikając W psychologię tłumów, przekonujemy się, […] że tłum nie posiada zdolności do wytworzenia sobie własnych poglądów, lecz przyjmuje za swoje te, które zostały mu narzucone”.

Niezły materiał na instancję decydującą o losach państwa, nieprawdaż?

A co z równością?

Bez tego nie ma dzisiejszej demokracji, nie ma głosowania powszechnego. Obróćmy w niwecz kolejny ołtarz, na którym współcześni składają ońarę całopalną z rozumu bożkowi demokracji. W swym geniuszu, wodzireje demokratycznego balu, a w swej pysze i głupocie wszyscy inni, uznali, że oto nadszedł czas traktowania wszystkich równo. W pewnym zakresie, rzecz jasna, bo mimo wszelkich absurdów i dyrdymałów, jakich przyszło mi słuchać, nie pamiętam, aby ktoś donosił o, dajmy na to, pomyśle zarządzania przedsiębiorstwem przy pomocy demokratycznie podejmowanych przez załogę decyzji. (Chciałby ktoś poznać wyniki głosowania nad podwyżkami dla pracowników?)

Dla lepszego efektu zaczęto też mieszać równość ze słowem „sprawiedliwość” przy pomocy nie najlepiej pasującego spójnika. Nie ma więc być równa i sprawiedliwie, ale równo, czyli sprawiedliwie. Jaka szkoda, że równość i sprawiedliwość jeszcze mniej mają do siebie niż piernik do wiatraka. Czy jeśli jeden pracuje, a drugi się leni, to obaj po równo powinni korzystać z owoców pracy pierwszego? Czy egalitaryści mogą odpowiedzieć na pytanie: czy głupi jest równy mądremu, biedny bogatemu? lub dlaczego, co wolno wojewodzie, to nie komuś innemu? Intuicja, przebijająca z tej ludowej mądrości, trafia według mnie w samo sedno problemu równości.

Jeśli lud jest taki, jakim go opisuje Gustave Le Bon, to dana mu władza musi albo służyć chuciom, albo cwaniakom, którzy potrafią kierować ludem. Wynikiem głosowania nie będzie prawda, bo znalezienie jej musiałoby wynikać z rozumowania i być przyjęte wolą, a rozum i wola to władze duszy ludzkiej osoby a nie tłumu. Wynikiem głosowania będzie czyjaś wola, ale nie ma gwarancji, że będzie poddana rozumowi i prawdzie.

Czy można jednak zakładać, że chociaż w większości przypadków wynik będzie dobry? Nie, bo musielibyśmy znaleźć czynnik przeważający na stronę prawdy. Nie jest nim ani liczebność, ani cnota kierującego tłumem. Zresztą obecność kierującego tłumem już uderza w istotę demokracji, jaką chcieliby ją widzieć jej protagoniści. W końcu lud nie wybiera, czego chce, ale to, do czego został on nakłoniony. Brak możliwości rozwagi tłum nie rozważa utrudnia bądź nawet uniemożliwia stwierdzenie, że jest to świadomy akt woli wielu jednostek. Raczej jest to przesunięcie wykonania aktu woli jednostki z niej samej na siłę tłumu. W rezultacie mamy albo uznanie przez jednostkę polecanej opcji, albo milczącą bierność w przypadku braku jej uznania.

W ostateczności demokracją rządzi sprytny lider. Może on oczywiście być pseudonimem nielicznej i zorganizowanej grupy. Czy przestępczej? Demokracja bardzo chce się o tym przekonać… szkoda tylko, że na naszej skórze. Wiemy, że wszystko można. Problemem staje się krótka pamięć o tym, że nie wszystko niesie korzyść, ale demokracja się tym nie przejmuje. Czyż nie można przegłosować, że niekorzyść uznana zostanie za korzyść? Idźmy Więc dalej aby wykorzystać cały potencjał rządów ludu—motłochu i uznajmy, że człowiek to nie człowiek, ale zwierzę, lub że nie ma Boga, albo że jest tylko wtedy, gdy Go chcemy, i tak, jak Go chcemy. Poza tym a kysz?

Straszny system nam się wyłania z powyższego opisu. Czy jest na świecie ktoś, kto chciałby żyć w takim świecie lub cieszyłby się z jego istnienia?

Popularność demokracji

Jak to Więc możliwe, że system ów rozprzestrzenił się tak szeroko i tak Wielu ludzi ma go za najlepszy? Zawrotna kariera demokracji jest fenomenem, który mógł zaistnieć tylko tu, tylko teraz i tylko raz. Jest to system tak misterny, że jedynie splot wielu czynników mógł spowodować jego zaistnienie i bujny rozrost. Jego założenia są tak absurdalne, że jedynie społeczeństwa na określonym poziomie mogły je zaakceptować. Rządy demokratyczne są tak bardzo niemożliwe, że musiały pojawić się ciała, które rządzą W sposób rzeczywisty, ale ukryty, aby nie doszło do anarchii z jednej strony oraz aby prowadzenie ukrytych interesów nie wyszło na jaw z drugiej. Demokracja mogła więc wystąpić tylko w cywilizacji, w której ludzie czują się bądź w rzeczywistości są wyemancypowani w wystarczającym stopniu. To brzydkie słowo na „e” oznacza tutaj uzyskanie świadomości bądź przekonania, względnie urojenia, o swojej niezależności (w pewnym stopniu, rzecz jasna) finansowej, społeczno – politycznej i bytowej. Większość ludzi nie była już przywiązana do ziemi czy warsztatu, nie była uważana (wprost i publicznie) za czyjąś własność bądź za osoby o niższym statusie i przez to ograniczonych możliwościach rozwoju zawodowego i osobistego. Zdobywali oni wykształcenie dające wrażenie rozumienia bieżących spraw politycznych i problemów społeczeństwa, w którym żyli.

Trudno odróżnić wrażenie rozumienia od rzeczywistego rozumienia, ale ten problem musi być pominięty, a za przykrywkę służy propaganda wmawiająca ludziom, że są wykształceni, bo chodzili do szkoły; są samodzielni, bo mogą posłuchać „eksperta”; świadomi, bo oglądają telewizję; że to nie średniowiecze, że lud musi wyrazić swoje zdanie (jakby je kiedykolwiek miał) etc….

Wystarczy się tylko rozejrzeć, aby stwierdzić, jak piorunujące rezultaty daje to w połączeniu ze standardowo w człowieku występującą pychą.

Niezbędne możliwości emancypacyjne oferowała jedynie cywilizacja chrześcijańska. Europa i jej kolonie stwarzały więc warunki, które po odpowiedniej obróbce pozwalały na zagnieżdżenie się na ich podłożu niektórych założeń demokracji, a to wystarczało za podstawę do rozwinięcia propagandy, która zrobiła resztę. W szczególności chodzi tu o założenie politycznej, społecznej i intelektualnej dojrzałości, pozwalającej na udział w wyborze rządu. Demokracja mogła też pojawić się w znanej nam, ohydnej postaci tylko teraz. Zgubne zasady tego systemu nie mogły trafić na czasy, w których ludzie poważnie traktowaliby rozum i realnie podchodzili do problemów życia społecznego. Nie wyszłaby demokracja i nie wyszła w czasach tzw. średniowiecza, kiedy to ńlozońa stała na wysokim poziomie a ludzie wiedzieli, że należy raczej słuchać prawdziwego autorytetu kogoś stojącego wyżej, kogoś z elity, pana, uczonego, księdza niż krzykacza obiecującego gruszki na wierzbie.

Pomysły mówiące o równości wszystkich i w każdym aspekcie znajdowały zwolenników we wszystkich epokach, ale jedynie nasze czasy sformułowały społeczny dogmat egalitaryzmu i nie napotkały oporu na tyle silnego, aby te szkodliwe mrzonki przyprawić o historyczną śmierć z zapomnienia. Tylko one dały możliwość walki z naturą, otwierając drogę do zachowań zgubnych na dłuższą metę, a haniebnych lub zbrodniczych — jak aborcja i antykoncepcja od początku.

Absurd demokracji ochlokracji mógł się też zdarzyć tylko raz. Tak, to po raz pierwszy i ostatni w dziejach mamy do czynienia z tym potworem. Starożytna forma demokracji tylko w ogólnym zarysie przypominała dzisiejszy, wynaturzony stan. W starożytnej Grecji nie doszło do prób Wprowadzania totalnej równości, wbrew oczywistym różnicom między ludźmi, nie doszło do przeniesienia demokracji winne sfery niż polityczna, nie tworzono przekonania ojej nadrzędnej wartości i bezalternatywności.

Trąd demokracji dopadł dopiero zdegenerowane liberalizmem i jego tragicznymi skutkami w postaci różnych socjalizmów społeczeństwa XX wieku i rozłożył ich nadwątlone ciała na kawałki. Ale dlaczego nie miałoby się to jeszcze kiedyś powtórzyć? Wszak ludzie nie należą do czempionów W wyciąganiu wniosków z własnych błędów. Z jednego, ważnego powodu: katastrofa społeczno-polityczna, W jakiej system demokratyczny gra jedną z ważniejszych ról, nie miała sobie równych ani nawet podobnych w przeszłości i nie będzie miała w przyszłości. Wychodząc z upadku obecnych czasów, ludzkość zapamięta pośród wielu nauczek bardzo dobrze tę jedną: nigdy więcej systemu odróżniającego zło od dobra za pomocą głosowania powszechnego. Nie zdziwiłbym się, gdyby nawoływanie do demokracji było za jakiś czas karalne tak jak dzisiaj nawoływanie do komunizmu.

Utopia w służbie zła

Czemu służy system tak dogłębnie zdegenerowany, jeśli już wiemy, że nie może służyć dobru ludzkości, nie wspominając już o Dobru Najwyższym? Utopia demokratyczna ze wszystkimi jej sprzecznymi i absurdalnymi składnikami służy, mówiąc krótko, złu. Nie szukajmy tu jakiegoś konkretnego zła czy chociażby kilku różnych jego przejawów, ale powiedzmy wprost o służeniu złu jako takiemu; o przyłączeniu się do wiecznego non serviam w służbie pychy i jej syna – błędu. Demokracja jest labiryntem błędów, po którym klucząc, nieostrożny podróżnik ma zapomnieć, gdzie i kim jest, dokąd idzie, oraz traktować każdą ślepą uliczkę jako upragniony cel wystarczy aby większość temu przyklasnęła. Nie jest jednak tak, że demokracją steruje sam szatan. Ludzie są tak prości do rozegrania, że gospodarzowi piekieł wystarczą obleczeni w cielesną powłokę podwykonawcy. To oni wielcy tego świata -jako jedyni odnoszą doraźna korzyść z demokracji. Korzyść ta demonstruje się we władzy o jakiej cesarze czy dyktatorzy mogli jedynie marzyć, choć sam nie wiem, który ze znanych z historii monarchów poważyłby się na tak zuchwałe marzenia. Władzę tę umożliwia posiadanie zasobów finansowych o niespotykanych w dziejach wartościach zgromadzonych w rękach nielicznych.

A to możliwe było między innymi przez wykorzystanie ostatecznych rezultatów liberalizmu gospodarczego, czyli tzw. wolnego rynku, który dał możliwość monopolizacji gospodarczej. Drugą nogą, na której wspiera się to monstrum, jest rządzenie narodami na sposób demokratyczny, co daje z kolei możliwość manipulowania wyborami a przede wszystkim wprowadzania na najwyższe stanowiska koniunkturalistów, których nie interesuje dobro narodu, ale wygrana w następnych wyborach, zapełnienie sobie kieszeni i podziękowanie tym, którym zawdzięczają swoją pozycję… ale nie tym, którzy oddali na nich głos.

Demokracja i Kościół

A gdyby tak zdemokratyzować Kościół? Jakaś forma demokracji w postaci konklawe już w nim istnieje. Może to skromne dobrego początki? Skoro można wybrać w głosowaniu papieża, to czemu nie biskupa albo proboszcza? Nie jest, jak sądzę, „wielkim” problemem zmiana podwykonawcy woli Bożej z biskupa na radę parafialną czy wszystkich wiernych w parafii. Także przez grupę przemówić może Bóg, jeśli tylko zechce.

Kościół wprawdzie nigdy nie odrzucił samej demokracji, jednak dzisiejsza jej forma nie może działać bez elementów, które wprost potępił, albo które grożą grzechem. Pierwszym i głównym elementem demokracji jest potępiony przez Kościół liberalizm. Demokracja dzisiejszej doby nie może się bez niego obejść. Jej istnienie to właściwie skutek zainfekowania społeczeństw liberalizmem, który nie znosi autorytetów. Jakiż może być lepszy sposób na rozprawę z autorytetem a takim, zaraz po rodzinie, jest Kościół niż pozbawienie go władzy i uzależnienie od zdania tych, którymi dotąd rządził? Liberalizm celuje właśnie w tym. Nie może się udać, o ile istnieją autorytety… inne niż akceptowane przez liberalnych prowodyrów, a więc utrwalających liberalny zamordyzm! Brzmi trochę jak sprzeczność?

W systemach piekielnej proweniencji to naturalne. Chodzi o dekompozycję porządku społecznego. Jeśli uda się zachwiać panującym dotąd układem stosunków, dezorientacja społeczeństwa spowoduje tęskne spojrzenia za czynnikiem, który nada nowy ton, wskaże nowe środki do jakiegokolwiek (sic!) celu, ale nie pozostawi w niepewności, w dryfie, w nieznośnym stanie bezkrólewia – nomen omen. Za tym dzwoneczkiem podaży społeczeństwo wprost W otchłań upadku ikompletnej dezintegracji z czym mamy do czynienia Właśnie dzisiaj a resztki normalności wycofają się na ostatnią linię obrony, opartą o naturę, czyli do rodziny. Kierunek ucieczki normalności przed liberalizmem nie jest oczywiście ani niezauważony przez architektów liberalizmu, ani pozostawiony bez adekwatnej reakcji, czyli niszczenia autorytetu w rodzinie, aby wszystkim było „liberalniej”. To wszystko mogłoby nie przeszkadzać żadnej innej religii, ale ta jedyna, prawdziwa nie może patrzeć na to spokojnie. Ona nie ma możliwości zmiany swojej nauki, rezygnacji z jej części czy dodania czegoś zgodnego z aktualnym stanem ludzkiego ducha. To powoduje natychmiastowy konflikt z liberalizmem i w rezultacie kurs kolizyjny z demokracją na nim fundowana i nim dokarmianą. Zdemokratyzowanie Kościoła w jakimkolwiek aspekcie jest równoznaczne z jego upadkiem i wyrzeczeniem się niezmienności nauki, nieomylności i ostatecznie bycia jedyną drogą do zbawienia.

Procedury demokratyczne wprowadzone do wnętrza instytucji która wymaga niezmienności w pewnych kluczowych obszarach, spowodowałyby jej natychmiastowe wynaturzenie i zdanie na łaskę zmiennej koniunktury. Poniżenie jakiemu uległaby święta instytucja, odwołując się przy podejmowaniu decyzji do zdania tych, którym miała nieomylnie wskazywać drogę, to już tylko sprawa poboczna.

—————–

Na początku napisałem, że demokracja to słowo. Tylko słowo i nic więcej. Przez zarządców percepcji tłumu jest ono wykorzystywane do tworzenia propagandy, a także wrażenia, że za hasłem demokracji stoi adekwatna rzeczywistość. Demokracja to jednak utopia pozorna rzeczywistość której tak naprawdę nie ma. Za fasadą tego pojęcia stoją architekci tego świata ludzie bez skrupułów, którzy posiadając media, pieniądze (a w związku z tym i władze), kierują tym, co dzieje się na świecie. Ich podwładni szafują tym słowem na lewo i prawo, chwalą, nie dają alternatywy a gdy ktoś nie jest przekonany, na siłę racza go tym specjałem, aż ten dostaje mdłości. Demokracja idealnie nadaje się na przykrywkę działań zaborczych, monopolizujących, niemoralnych, złych. Jeśli bowiem odwołuje się do zdania ogółu, które nie, istnieje nie musi w rezultacie przestrzegać żadnych zasad. Nie może działać jednak w próżni, więc tworzy własne zasady dopasowane do celów, które przyświecają architektom tego świata. Czy trudno wykreować takie zasady, nowe wartości mniemane zdanie ludu? Mając szkolnictwo systemowe, kontrolę nad finansami i media, wielcy tego świata nie mają większych problemów z przekonaniem ludu do pewnych kwestii bądź chociaż ze skłonieniem go do nieprotestowania w reakcji na nie. Jedyną szansą zaistnienia tego „systemu permanentnej awarii aksjologicznej” czy to w Kościele, czy w państwie i niedoprowadzenia ich obu do upadku jest bytowa transformacja ludzi w anioły.

Kto dopuszcza taki scenariusz, może być spokojny o działanie demokracji i przestać nazywać ją utopią.

Każdy jednak, kto nie przyjmuje opcji rodem z baśni powinien unikać jej jak ognia.

Synod o synodalności. Kto? Do kogo? Po co? Sapienti sat – mądremu dość!

Sapienti sat – mądremu dość! Kilka refleksji o synodzie papieża Franciszka.

9 października 2021 r. w Rzymie papież Franciszek rozpoczął nowy Synod o synodalności pod hasłem: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”. Synod ma składać się z trzech etapów, z czego pierwszy – rozpoczęty na szczeblu diecezjalnym 17 października 2021 r. – budzi wiele emocji, ponieważ dotyczy konsultacji całego „ludu Bożego”.

ks. Piotr Świerczek https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3028

———————

Drugi etap odbędzie się na szczeblu kontynentalnym, na którym ma być przygotowana wielka synteza wszystkich wypowiedzi ludu. Zaś trzeci, wieńczący etap, jest przewidziany na jesień 2023 r., kiedy w Rzymie odbędzie się zgromadzenie biskupów z całego świata. Watykan przygotował specjalne Vademecum na temat przeprowadzenia poszczególnych etapów. W obliczu tego wydarzenia – na podstawie Vademecum, wypowiedzi hierarchów i samego papieża – spróbujmy odpowiedzieć sobie na trzy proste pytania o Synod: Kto? Do kogo? Po co?

Kto?

Kto „zwołał” ten synod? Niewątpliwie ostateczną przyczyną sprawczą tego wydarzenia jest decyzja papieża. Papież Franciszek nie zaskoczył nas swym pomysłem o nowym sposobie synodowania po tylu innych zaskakujących inicjatywach, tym bardziej, że z wykształcenia jest posoborowym jezuitą, a zatem metoda dialogowania dla wspólnego rozeznania jest mu dość bliska. Jednak nie możemy być na tyle naiwni, aby sądzić, że to pomysł jednej osoby. Kardynał Duka, prymas Czech, w swoim liście pasterskim z okazji rozpoczęcia Synodu na szczeblu archidiecezji praskiej przypomina, że już przed ostatnim konklawe purpuraci domagali się wprowadzenia poważnych reform w Kościele, by odpowiedzieć m.in. na fakt podwojonej liczby katolików od czasów II Soboru Watykańskiego. Arcybiskup Pragi dodaje także, że ów synod jest przygotowaniem do nowego soboru. W tym kontekście przenieśmy się do 1923 roku. Na sekretnym konsystorzu papież Pius XI zapytał kardynałów, czy należałoby odpowiedzieć na coraz silniejsze w tamtym czasie głosy i zwołać sobór, aby dokończyć przerwany I Sobór Watykański. Kardynał Billot odpowiedział: „Najpoważniejszy powód, który w moim przekonaniu jednoznacznie przesądza o negatywnej odpowiedzi, jest następujący: wznowienie obrad soborowych jest z upragnieniem wyczekiwane przez najgorszych wrogów Kościoła, to znaczy przez modernistów, którzy – jak na to wskazują najpewniejsze oznaki – już teraz przygotowują się, by wykorzystać te stany generalne Kościoła do przeprowadzenia rewolucji, do zorganizowania nowego roku 1789, co jest przedmiotem ich marzeń i największych nadziei. Obawiamy się, że wprowadzone zostaną metody dyskusji i propagandy bardziej odpowiadające zwyczajom demokratycznym niż tradycjom Kościoła”. W tej wypowiedzi mamy wskazówkę do odpowiedzi na pierwsze pytanie. Nie wydaje się koniecznym dalej rozwijać tematu – sapienti sat!

Do kogo?

Do kogo adresowane jest to powszechne zgromadzenie? Do wszystkich – twierdząc najprościej – ale nie tyle wszystkich katolików, co wszystkich ludzi. Na pierwszych kartach Vademecum Synodu o synodalności mamy wrażenie, że chodzi o Kościół katolicki, czytamy tam: „Papież Franciszek zaprasza cały Kościół”; „Misja Kościoła wymaga, aby cały Lud Boży podążał razem” itp. Ale mamy też i takie stwierdzenie: „Bycie Kościołem synodalnym znajduje swój wyraz w radach ekumenicznych, synodach biskupów, synodach diecezjalnych oraz radach diecezjalnych i parafiach”. Wydaje się, że nie jest bez znaczenia kolejność podania składowych synodalnego Kościoła, gdzie na pierwszym miejscu są postawione rady ekumeniczne. Potwierdzeniem tej nowej hierarchii w strukturach kościelnych po II Soborze Watykańskim są liczne zdania w obrębie całego dokumentu, które po części odsłaniają już cel ostateczny Synodu. Oto przykłady: „Równie cenny będzie wkład innych jednostek kościelnych”; „Aby […] proces synodalny był wsłuchiwaniem się w głos wszystkich ochrzczonych. […] Wszyscy ochrzczeni wspólnie stanowią podmiot sensus fidelium, żywego głosu Ludu Bożego. Jednocześnie w pełnym uczestnictwie w akcie rozeznawania ważne jest usłyszenie przez ochrzczonych głosów innych ludzi w ich lokalnym środowisku, w tym osób, które porzuciły praktykowanie wiary, osób innych tradycji wiary, ludzi niereligijnych itd.”; „Chociaż wszyscy ochrzczeni są w szczególny sposób wezwani do udziału w procesie synodalnym, to nikt – niezależnie od przynależności religijnej – nie powinien być wykluczony z dzielenia się swoją perspektywą i doświadczeniem, o ile chce pomóc Kościołowi na jego synodalnej drodze poszukiwania tego, co dobre i prawdziwe”.

Rozważmy, co nam tu zostało powiedziane. Po pierwsze, wezwani są wszyscy ochrzczeni, a dokument nie podkreśla, że chodzi o ochrzczonych katolików. W ogóle ma się wrażenie, że przymiotnik „katolicki” jest przynajmniej niemile widziany w tym dokumencie. Po drugie, o sprawach życia Kościoła będą rozmawiać ci, którzy z tego życia zrezygnowali i nie praktykują swojej wiary – mają czynny głos w rozeznawaniu. Po trzecie, w całym dokumencie używa się słowa Kościół, pisanego wielką literą w domniemanym odniesieniu do Kościoła katolickiego, ale tak samo określa się wszystkie inne schizmatyckie wspólnoty. Po czwarte, członkiem Synodu może być każdy, nie tylko w obrębie wspólnot schizmatyckich, ale także innowierców, a nawet ateistów.

Uzupełnieniem treści Vademecum rozwiewającym wszelkie wątpliwości są słowa kard. Kocha, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, który w wywiadzie dla niemieckiego „katolickiego” tygodnika „Die Tagespost” powiedział: „Byłoby dobrze, aby partnerzy ekumeniczni byli zaangażowani w proces synodalny na wszystkich jego poziomach”. Kardynał odsłonił także cel starań ekumenicznych: „W pogłębianiu i umacnianiu synodalności można widzieć ważny ekumeniczny wkład Kościoła katolickiego na rzecz uznania prymatu biskupa Rzymu także przez inne Kościoły”. Mamy tu nie tylko zrównanie wszystkich wspólnot zwanych przez purpurata „Kościołami”, ale jeszcze podanie przyczyny podziału – brak uznania prymatu Rzymu. Nie ma tu jednak ani słowa o doktrynie, która z tym uznaniem powinna się wiązać. Zdaje się, że cały ruch ekumeniczny sprowadza się już tylko do przezwyciężenia kwestii administracyjno-prawnych, czego przyczyną jest smutny fakt zarzucenia głoszenia i nauczania prawdy katolickiej w samym Rzymie. Trudno zatem spierać się o coś, co zostało skrzętnie schowane w ciemnej piwnicy za sprawą stwierdzenia, że teraz Kościół naucza inaczej i tyle. Ma to sens tylko wtedy, gdy przyjmiemy a priori, że nikt nie ma monopolu na prawdę, ponieważ nie jest nam ona dostępna ostatecznie, oraz że chrzest jest wydarzeniem, które włącza wszystkich do wielkiej rodziny zwanej Kościołem, który dzieli się na różne partie, a wspólnie uznany prezydent przywróci upragnioną jedność.

W takiej mieszaninie opinii, zdań, przeżyć, doświadczeń Vademecum każe wyróżnić pewną grupę: „Szczególną troską należy otoczyć te osoby, które mogą być wykluczone: kobiety, osoby niepełnosprawne, uchodźców, migrantów, osoby starsze, osoby żyjące w ubóstwie, katolików, którzy rzadko lub nigdy nie praktykują swojej wiary itd.”. Trudno na początku zrozumieć, o co dokładnie chodzi w stwierdzeniu „szczególną troską”. Wydaje się stosownym odczytać znaczenie tego zdania w kontekście innego: „Synteza powinna zwracać szczególną uwagę na głosy tych, którzy nie są często słyszani, i integrować to, co można nazwać «raportem mniejszości»”, ponieważ „Bóg – jak stwierdza dokument – często przemawia głosami osób łatwo wykluczanych, odrzucanych lub pomijanych”. I może należałoby przyznać tej tezie rację, gdybyśmy umieścili ją w bardzo konkretnym kontekście egzystencjalnym, czego dowodzą życiorysy świętych, a nawet samo życie i śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jednak wyemancypowanie takiego pobożnego ogólnika z podkreśleniem jego znaczenia dla całego Synodu jest kolejną furtką, która prowadzi do chaosu, a przez to zamiast rozjaśniać – zaciemnia.

Na podstawie tylko małych wycinków z Vademecum widać jasno, że synod jest drogą, w której bardzo szeroko rozumiany lud podejmie refleksje i postanowi o sposobie życia Kościoła. W rozważaniach nad tym nowym sposobem ustanawiania kościelnych zarządzeń warto przywołać słowa Piusa IX z bulli Ineffabilis Deus ogłaszającej dogmat o Niepokalanym Poczęciu, o którym „świadczą przedziwne Księgi natchnione, czcigodna Tradycja, ustawiczne przeświadczenie Kościoła, osobliwa jednomyślność w tej sprawie katolickich biskupów i wiernych oraz doniosłe akty i konstytucje Naszych poprzedników”. Od razu widać różnicę w podejściu do kwestii tak istotnych jak prawda. Dogmat o Niepokalanym Poczęciu przeszedł bardzo długą drogę. Na jego temat panowały na przestrzeni wieków różne ludzkie opinie, nawet ze sobą sprzeczne, a co więcej – wypowiadane także przez świętych. Dopiero dogłębne badania pozwoliły na podstawie odniesienia do niezmiennej pełni prawdy ogłosić w Kościele Niepokalane Poczęcie, obecne w Objawieniu od samego początku, choć czasem niedostatecznie dostrzegane przez ułomne, ludzkie rozumowanie. Jeśli synod powołany przez papieża Franciszka ma dotyczyć istoty Kościoła, a takie przeświadczenie wynosi chyba każdy po przeczytaniu Vademecum, to czy do podjęcia tak istotnej refleksji, za którą zapewne pójdą i akty prawne, można wykorzystać tylko ludzkie opinie, choćby nawet w tym przypadku były nazwane działaniem Ducha Świętego? I choćby obrońcy synodu twierdzili, że tu chodzi tylko o praktykę, a nie o dogmaty, to nie możemy zapominać, że wynika ona właśnie z dogmatów. Jeśli zmieni się praktykę wbrew prawdzie, trzeba będzie w końcu zmienić i prawdę. Jest to gwałt zadany istocie Magisterium Kościoła, ponieważ, jak pisał w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus papież Pius XII: „Urząd Nauczycielski Kościoła istnieje nie dzięki ludzkiej zapobiegliwości, lecz dzięki opiece Ducha Prawdy, i dlatego bez wszelkiego błędu wypełnia zalecone zadanie przechowywania przez wszystkie wieki prawd objawionych w stanie czystym i nienaruszonym: toteż i przekazuje je nieskażone, nic do nich nie dodając ani od nich odejmując”.

W obliczu zdrowego rozsądku, który towarzyszy ludziom zaniepokojonym pomysłami Watykanu, twórcy Vademecum bronią się wezwaniem na świadka cnoty pokory, która ma autoryzować drogę słuchania wszystkich i mówienia, czego się chce: „Pokora w słuchaniu musi odpowiadać odwadze w mówieniu: Każdy ma prawo do bycia wysłuchanym, tak jak każdy ma prawo do wypowiedzi. Dialog synodalny zależy od odwagi zarówno w mówieniu, jak i w słuchaniu. Nie chodzi o angażowanie się w debatę po to, by przekonać innych. Jest to raczej przyjmowanie tego, co mówią inni, jako sposobu, w jaki objawia się Duch dla wspólnego dobra (1 Kor 12, 7)”.

W odpowiedzi na te słowa, a zarazem podsumowując drugą kwestię niniejszych rozważań, odwołajmy się do wydarzenia z życia Pana Jezusa, który pod Cezareą Filipową podjął „dialog” ze św. Piotrem. Pan Jezus najpierw zapewnił, że prawdę o Chrystusie-Mesjaszu rzeczywiście objawił Piotrowi Ojciec Niebieski, ale za chwile skarcił go, gdyż to, co następnie powiedział, nie było z natchnienia Ducha, ponieważ nie było zgodne z prawdą:

„Błogosławiony jesteś, Szymonie, Bar Jona; bo ciało i krew nie objawiły tobie, ale Ojciec mój, który jest w niebiosach. […] Odtąd począł Jezus wykazywać uczniom swoim, iż potrzeba, aby szedł do Jeruzalem i wiele wycierpiał od starszych, od doktorów i od przedniejszych kapłanów, i był zabity, i trzeciego dnia zmartwychwstał. I wziąwszy go Piotr, począł go karcić, mówiąc: Boże cię uchowaj, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie. A on obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Idź za mną, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie rozumiesz, co jest Bożego, a co jest ludzkiego” (Mt 16, 17.21–23).

Sapienti sat!

Po co?

Po co synod? Korzystając ze słownictwa Vademecum, na trzecie pytanie niniejszego artykułu można odpowiedzieć najkrócej, że celem procesu synodalnego jest „odnowa mentalności i struktur kościelnych tak, aby żyć wezwaniem Boga do Kościoła w obliczu aktualnych znaków czasu”. Metodą dzielenia się posoborowe struktury Kościoła mają prowadzić „dialog prowadzący nas do nowości”, by być gotowym do „zmiany naszych opinii w oparciu o to, co usłyszeliśmy”. Jest to także czas „ćwiczenia w rozeznawaniu” oraz „uwolnienia naszych umysłów i serc od uprzedzeń i stereotypów”. W procesie synodalnym ważne jest i to, aby „przezwyciężyć plagę klerykalizmu” poprzez swobodne wyrażanie swoich poglądów. Na synodzie i w posynodalnych strukturach nie będzie już miejsca na „ideologię”: „Musimy unikać ryzyka nadawania większego znaczenia ideom niż rzeczywistości życia wiarą, którą ludzie przeżywają w sposób konkretny”. Ostatecznie czas synodu to także marzycielstwo w ramach dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego o jedności całej rodziny ludzkiej.

Żeby jeszcze lepiej zrozumieć intencje papieża powołującego Synod, przytoczmy kilka fragmentów z homilii wygłoszonej podczas obrzędów rozpoczęcia „nowej drogi” w Rzymie. Papież opisał Synod w świetle odczytanej Ewangelii o bogatym młodzieńcu (Mk 10, 17–30). Zachęca tam, byśmy w Kościele podjęli wspólne wędrowanie z Jezusem, który poprzez bycie w drodze znajdował się zawsze blisko ludzkich spraw. Wspólna droga – pierwszy element Synodu. W spotkaniu z młodzieńcem Jezus podejmuje drugi etap – słucha: „Pan nie jest obojętny, nie okazuje poirytowania czy zaniepokojenia […]. Jest gotów na spotkanie. […] Jezus się nie lęka słuchać sercem. […] Kiedy słuchamy sercem, to właśnie się dzieje: druga osoba czuje się mile widziana, nieosądzana, ma swobodę opowiadania o swoich doświadczeniach i drodze duchowej”. Trzecim elementem Synodu jest rozeznawanie, które według papieża w opowieści ewangelicznej zawiera się w tym, że nasz Pan Jezus Chrystus „proponuje” młodzieńcowi, aby spojrzał w głąb siebie. „Synod jest procesem rozeznawania duchowego […] wydarzeniem łaski, procesem uzdrawiania prowadzonym przez Ducha Świętego”. Papież przez Synod wzywa Kościół, „byśmy wsłuchiwali się w świat” i zadali sobie pytanie, ogołociwszy siebie z „zamknięć i powtarzających się wzorów duszpasterskich […], w jakim kierunku chce nas Bóg poprowadzić?”.

Chcąc ostatecznie rozprawić się z tym pomysłem, wystarczy – na wzór papieża – wziąć na warsztat komentowaną przez niego opowieść o rozmowie Jezusa z bogatym młodzieńcem: „Jeden przybiegłszy [do Jezusa], upadł na kolana przed Nim i pytał Go: Nauczycielu dobry! […]”. W pierwszym zdaniu widzimy już zaprzeczenie idei wspólnego wędrowania bez hierarchii, bez przewodnika. Młodzieniec upadł przed Panem na kolana – znak uniżenia, a Pan Jezus z tych kolan go nie podniósł. Z piersi uniżonego bogacza wychodzi okrzyk sławiący dobrego Nauczyciela, a Pan Jezus zaraz reaguje: „Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg”. Święty Ambroży komentuje tę odpowiedź: „On nie zaprzecza, iż jest dobry, lecz określa siebie jako Boga”. Jakże zatem mylnym jest stwierdzenie, że my sami sobie wystarczymy, że my możemy na równi z Jezusem, naszym Nauczycielem, rozmawiać. Potrzebujemy Jego boskiego autorytetu, aby poznać prawdę daną nam już w Objawieniu i w Kościele zachowaną (choć dziś raczej schowaną). Autorytet Chrystusa został dany apostołom i ich następcom, ale został on dany w Chrystusie. To znaczy, że każdy kapłan ma nie tylko prawo, ale i obowiązek występować w imieniu Chrystusa i posiada Chrystusowy autorytet, jeśli służy Chrystusowi, głosząc tylko to, co nasz Pan przekazał. Dobry Pasterz prowadzi swoje owce i wskazuje im drogę, jak dobitnie podkreśla Psalm 22: „Pan mną rządzi […]. Prowadził mię ścieżkami dla sprawiedliwości imienia swego”. Arcybiskup Marcel Lefebvre dawał klerykom cenne wskazówki co do misji kapłana: „Trzecia funkcja pełniona przez kapłana polega na prowadzeniu dusz, to znaczy użyciu wszystkich środków ułatwiających im drogę do nieba. Jego rolą jest ratowanie dusz […] kapłan jest również drogą. Idąc za przykładem Pana Jezusa, winien okazywać wiernym drogę do nieba”. Natomiast obecna wersja synodu stanowi coś przeciwnego. Logo promujące nową drogę bez pasterza ukazuje lud idący za dzieckiem, zaś pasterz idzie wmieszany w tłum. Nad wszystkimi wędrującymi roztoczona jest rozmazana postać, której znaczenie jest tak pomieszane jak cały pomysł na nowy synod, w którym promuje się braterstwo bez ojcostwa, a to nic innego jak droga rewolucji z 1789 roku.

Wracając do ewangelicznego opowiadania, zobaczmy, jak Pan Jezus naucza młodzieńca, przypominając przykazania dotyczące relacji międzyludzkich. Pomija zaś pierwsze trzy dotyczące relacji do Boga, gdyż ten stosunek stworzenia wobec Stwórcy jest już wyrażony w klęczącej postawie młodzieńca, który słucha Boga. Po wysłuchaniu pierwszej zachęty młodzieniec odpowiada: „Nauczycielu! Tego wszystkiego strzegłem od młodości mojej. Jezus zaś wejrzawszy nań, umiłował go i rzekł mu: Jednego ci nie dostaje; idź, sprzedaj, cokolwiek masz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, i przyjdź, naśladuj mię”.

Odpowiadając młodzieńcowi, cóż uczynił Pan Jezus? Osądził, czego mu brak, a przecież osądzanie jest zabronione…? Tylko Bóg może osądzić! Zatem każdy z nas musi poddać swoje myśli, sądy, pragnienia tylko pod jeden sąd – Boży. Nawet jeśli nie uczynimy tego za życia, przyjdzie nam i tak stanąć na sądzie po śmierci, ponieważ Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze. Sam papież Franciszek w swojej homilii przypomniał jakby przeciwko sobie, że słowo Boże jest „ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, […] zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (por. Hbr 4, 12). Bez zdrowego osądu Kościoła, który w obliczu prawdy zweryfikuje każde inne ludzkie słowo, wszystkie wypowiedzi nie mają żadnego znaczenia. Wiedział o tym doskonale ów młodzieniec, ponieważ odszedł smutny. Jego smutek wynikał z wielkiego dysonansu między wezwaniem do życia z Bogiem a naturalnymi pragnieniami. A przecież był to młodzieniec pobożny… Jeśli w drodze synodalnej wszyscy będą mogli wyrazić swoje pragnienia bez względu na wszystko, to do czego to doprowadzi?

Słusznie mówi papież Franciszek, że musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim kierunku chce nas Bóg poprowadzić. Problem polega na tym, że mało kto jeszcze pamięta odpowiedź daną dwa tysiące lat temu i niezmienną do dziś: „Jeśli kto chce iść za mną, niech sam siebie zaprze, i weźmie krzyż swój, a naśladuje mnie” (Mt 16, 24). Prawdą jest nasz Pan Jezus Chrystus i nie można Jedynego Boga, który sam się objawił, zinterpretować na wiele różnych sposobów. Można Go różnymi sposobami wyrażać, inaczej mówiąc do dziecka, a inaczej do studenta teologii, inaczej na misjach podczas pierwszej katechezy, a inaczej na rekolekcjach kapłańskich.

Sposobów ukazywania Prawdy jest wiele, wszystkie jednak muszą prowadzić na jedną drogę, ponieważ dróg nie ma wielu. Jest jedna – ciasna brama – to droga na Golgotę, jest to droga Najdroższej Ofiary Chrystusa, jest to w końcu katolicka Msza Święta wszech czasów, która wieńczy całą Prawdę i jest źródłem odpowiedzi na każde pytanie o Pana Boga, katolicką wiarę oraz jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół – to jest droga dla każdego katolickiego synodu – sapienti sat!