Dwie tony marihuany skonfiskowano w Cherbourgu na żaglówce pływającej pod norweską banderą. Prokuratura mówi o znalezieniu tzw. „marokańskich walizek”, czyli paczek ze stemplem „Hermès”. Zatrzymano dwóch mężczyzn w wieku 41 i 56 lat, posiadających obywatelstwo norweskie.
Wizyta 14-metrowego jachtu wycieczkowego w małym porcie w Cherbourgu zakończyła się odwiedzinami celników, którzy odkryli 56 marokańskich paczek „typu walizkowego”, zawierających łącznie 2,114 kg żywicy konopnej.
„Biorąc pod uwagę ilość skonfiskowanego produktu i zastosowaną metodę działania, sprawa ma wymiar międzynarodowy” – stwierdziła prokuratura w Cherbourgu i przekazała sprawę do prokuratury wyspecjalizowanej w jurysdykcji międzyregionalnej w Rennes.
Podobnie pod drugiej stronie Atlantyku. W Stanach Zjednoczonych skonfiskowano dwie tony metamfetaminy ukryte w arbuzach. Amerykańscy celnicy, którzy zatrzymali ciężarówkę na granicy amerykańsko-meksykańskiej, szacują wartość swojego połowu na równowartość ponad pięciu milionów euro.
To dość oryginalna próba ukrycia narkotyków. Jednak celnicy z Otay Mesa (Kalifornia) nie dali się zwieść i przechwycili ciężarówkę jadącą z Meksyku z arbuzami. Ładunek zawierał upodobnione do tych owoców pakunki pomalowane w dwa odcienie zieleni i podobne do owoców.
Celnicy znaleźli 1220 fałszywych arbuzów wypełnionych dwiema tonami metamfetaminy. To kolejny przemyt tego rodzaju. Tydzień wcześniej funkcjonariusze na tym samym przejściu granicznym odkryli w dostawie selera prawie 300 kilogramów metamfetaminy. Łączna wartość dwóch konfiskat dokonanych przez celników wynosi sześć milionów dolarów (5,4 miliona euro).
Do tej pory przemytnicy ładowali towar głównie do transportu bananów. Ostatnio przerzucają się jednak na inne produkty. W USA odkrywano ostatnio narkotyki w transportach awokado i sera gouda. Meksykańskie kartele narkotykowe należą do największych dostawców metamfetaminy do Stanów Zjednoczonych.
Funkcjonariusze Zarządu w Poznaniu Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości wraz z Wielkopolskim Wydziałem Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Poznaniu Prokuratury Krajowej rozbili grupę przestępczą zajmującą się przemytem, produkcją i handlem dużymi ilościami narkotyków w Darknecie. Funkcjonariusze zabezpieczyli m.in. 1770 kilogramów środków odurzających, psychoaktywnych i ich prekursorów oraz dwie linie produkcyjne.
Darknet to raj dla przestępców
W Darknecie kwitnie handel towarami, które wiele osób zna tylko z opowieści kryminalnych. Bo Darknet to ciemna strona Internetu, ukryta i niewidoczna przed zwykłymi jego użytkownikami. Aby uzyskać dostęp do stron w Darknecie niezbędne jest specjalne oprogramowanie, które zapewnia dostęp do sieci Tor, w której działa Darknet, potrzebna jest też odpowiednia konfiguracja przeglądarki. Podczas gdy w normalnym Internecie komunikację można prześledzić, przeglądarka TOR zapewnia, że użytkownik Darknetu pozostaje anonimowy. Jest to tzw. głęboka sieć, w większości zawierająca obszary, jak np. bazy danych, które nie są dostępne w zwykłych wyszukiwarkach.
Anonimowość Darknetu sprawia, że stron tych korzystają ci, którzy potrzebują wysokiej ochrony komunikacji. Strony te powszechnie wykorzystywane są też do różnych nielegalnych działań, np. znajdują się tam fora internetowe, sklepy i różne platformy handlowe nielegalnych usług i towarów oraz takich, które podlegają surowym regulacjom prawnym, jak np. nielegalny handel bronią, narkotykami, pirackimi kopiami, itp.
Darknet pod lupą służb
Policjanci od dłuższego czasu zajmowali się rozpracowaniem jednego z takich darknetowych forów internetowych, które umożliwiało jego użytkownikom pozostanie anonimowym, między innymi dzięki używaniu szyfrowanych komunikatorów. Na forum oferowane były do sprzedaży przeciwbólowe leki narkotyczne, psychotropowe oraz bardzo duże ilości narkotyków tzw. kryształu w postaci 3-CMC i 4-CMC, które są pochodnymi mefedronu. To bardzo niebezpieczne substancje psychoaktywne pobudzające układ nerwowy. Ich przedawkowanie prowadzi do zaburzeń sercowo-naczyniowych (tachykardii, zwiększenia ciśnienia tętniczego) i znacznego podniesienia temperatury ciała (hipertermii). Wywołują one również niepokoje i lęki, drgawki, zaburzenia świadomości oraz zaburzenia ze strony układów krążenia i oddechowego, w tym nagłego zatrzymania krążenia. O wzroście zgonów związanych z zażyciem tych syntetycznych specyfików ostrzegał w sierpniu 2023 roku Główny Inspektor Sanitarny. Według raportu GIS, tylko w ubiegłym roku w Polsce zmarło z przedawkowania tych substancji 15 osób.
Policjanci ustalili tożsamość osób mających związek z produkcją i handlem narkotykami na terenie całej Polski. Pod koniec czerwca na terenie woj. wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego funkcjonariusze pojawili się jednocześnie w wytypowanych 8 lokalizacjach. W jednym z domów jednorodzinnych pod Koninem, podczas procesu wytwarzania narkotyków, zatrzymano m.in. dwóch mężczyzn w wieku 52 i 29 lat, jeden z nich jest magistrem chemii. Ujawniono również miejsca, w których ukrywano gotowe narkotyki, prekursory, dwie linie produkcyjne służące do ich wytwarzania, które pozwalały produkować tygodniowo 700 kg narkotyków. Ujawniono tez miejsca, w których znajdowały się dokumenty służące do legalizowania majątku pochodzącego z przestępczej działalności oraz ustalono sposób prania pieniędzy pochodzących z przestępstwa.
Zabezpieczono także około 400.000 zł w gotówce, szereg nośników elektronicznych oraz 1770 kilogramów środków odurzających, psychoaktywnych i ich prekursorów. Z zabezpieczonych narkotyków można było wytworzyć kilka milionów porcji dilerskich.
Jest to dotychczas największa ilość narkotyków zabezpieczonych przez komórki zwalczające cyberprzestępczość w Europie. Czarnorynkowa wartość tych substancji to ponad 17 mln złotych.
Czynności na terenie nielegalnej fabryki trwały 4 dni i brali w nich udział funkcjonariusze laboratoriów kryminalistycznych z KWP w Łodzi i KWP w Bydgoszczy oraz trzech wyspecjalizowanych jednostek do zwalczania zagrożeń chemicznych Państwowej Straży Pożarnej.
Na wniosek prokuratora, Sąd Rejonowy w Poznaniu zastosował wobec zatrzymanych tymczasowy areszt. Za przemyt narkotyków, ich wytwarzanie i posiadanie oraz inne przestępstwa grozi im kara nawet 20 lat pozbawienia wolności.
Problem sprzedaży narkotyków, leków oraz innych zabronionych rzeczy jest znany od lat. Zaskakuje jednak jego otwartość i skala. W całej Polsce powstają regionalne grupy łączące dilerów oraz przestępców z ich klientami. W Warszawie można liczyć na narkotyki z dowozem w 30 minut. To szybciej niż pizza na dowóz z osiedlowej pizzerii. Na jednej grupie znajdują się setki dilerów, ale policja od lat nie jest w stanie ukrócić procederu. Przez 3 dni opublikowano ponad 4000 postów, z czego większość była cennikami narkotyków i innych nielegalnych substancji.
Ludzkość od zarania dziejów szukała sposobów na odurzenie się i poszerzenie świadomości swego największego daru – jaźni. Przez wieki szamani, piwowarzy i winiarze przygotowywali mikstury, które umożliwiały to lub po prostu oddziaływały na szlak dopaminowy. Każdy mógł spróbować tego owocu i sam dokonać oceny przydatności substancji w swoim życiu.
Antynarkotykowa fikcja
Dopiero industrialny świat przyniósł politykę narkotykową oraz podział substancji, w zależności od kultury. Wśród społeczeństw zachodnich ukuto określenie narkotyki, które oznaczało niedozwolone przez prawo substancje oddziaływujące na ośrodkowy układ nerwowy. Odrzucało one niektóre tradycyjne substancje, takie jak np. marihuana jednocześnie dopuszczając inne jak nikotyna czy alkohol etylowy. Z kolei w kulturze islamu sekowany jest bardziej alkohol niż haszysz. Wypowiedziana w 1971 roku przez prezydenta USA Richarda Nixona „wojna narkotykowa” działała według zasady całkowitej prohibicji. Karane są zarówno posiadanie narkotyków, jak i ich posiadanie. Poprzez swoje wpływy Stany Zjednoczone rozpowszechniły ten model na cały świat.
Fiasko tej polityki podkreśliła w swoim raporcie z 2011 roku Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej, w której zasiadał m.in. Kofi Annan, były sekretarz generalny ONZ. Na świecie było więcej pól uprawianych pod produkcję narkotyków, a także z roku na rok zwiększa się odsetek osób, które przebywają w więzieniach z tego powodu. Prohibicja stała się całkowitą fikcją, a nielegalny rynek przynosi miliardowe zyski grupom przestępczym. Dlatego wiele krajów uznało, że lepsza jest częściowa depenalizacja posiadania substancji narkotycznych.
Według European Drug Report 2012 przeprowadzonego przez Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii 9.8% (ponad 2.5 miliona) Polaków w wieku 15-34 lat używało marihuany. Szacunki na lata 2021-2022 mówią nawet o pięciu milionach Polaków, którzy sięgają po „trawkę”. Według Onetu w jeden tylko weekend w aglomeracji warszawskiej spala się 1,5 do 2 ton marihuany. Jeśli założymy, że 10 procent warszawiaków popala „ziółko”, daje nam to 1,5 do 2 gram na osobę na tylko te dwa dni. Do tego należałoby doliczyć inne narkotyki, jak chociażby mefedron o niezwykle mocnym potencjale uzależniającym, którego fabryki w Polsce produkują tonami. Taką ilość trzeba wwieźć do miasta i rozdystrybuować.
Warszawa tonie w narkotykach
W stolicy znajdują się 24 komendy policji oraz 1600 km głównych dróg – tyle bowiem podlega zimą odśnieżaniu – średnio jedna komenda na 66 kilometrów. Nawet licząc na wyrost, że transporty odbywają się średnio w 5-kilogramowych paczkach oznacza to, że w ciągu roku odbywa się 20 800 przejazdów hurtowych z marihuaną tylko dla zaspokojenia weekendowego popytu. Zakładając prędkość 50 kilometrów na godzinę daje to co godzinę dwa przejazdy pod samą komendą. To jednak szacunki dotyczące tylko konopi indyjskiej spożywanej tylko w weekendy oraz tylko hurtowego transportu. Detaliści mają przy sobie od 10 do 100 gramów specyfiku, zaś na ulicach Warszawy pracuje ponad 1000 policjantów dysponujących samochodami, końmi oraz skuterami. Prawdopodobnie nie ma momentu, kiedy kilkadziesiąt metrów od stróżów prawa przenoszone są narkotyki, również w chwili gdy szanowny czytelniku czytasz te słowa.
Według danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, w 2015 roku policja przechwyciła 1830 kilogramów marihuany i 843 kilogramów haszyszu, czyli niewiele więcej, niż mieszkańcy Warszawy i okolic spalają każdego weekendu.
Prohibicja w Polsce jest więc kompletną fikcją. We wzmiankowanym roku policja zatrzymała za „gandzię” 30 638 osób, z czego 89% dotyczy posiadania lub używania marihuany, zaś zaledwie 11% dotyczy handlu marihuaną. Licząc średnią z zatrzymania użytkownika i dilera daje nam to „imponujące” 5,97 grama marihuany na zatrzymanego. Jest to mniejsza ilość od zdepenalizowanej w prawie Republiki Czeskiej.
W ten sposób policja z pewnością nie walczy z podziemiem narkotykowym. Są to więc głównie przypadkowe zatrzymania, wynikające z natknięcia się patrolu na transakcję lub zażywanie. Okazuje się, że w internecie może być miejsce z setkami dilerów i… nikt nie będzie im przeszkadzał w dystrybucji swojego towaru. Bez problemu można kupić silnie uzależniający lek dla koni – Ketaminę. Już pierwsza dawka może okazać się uzależniająca, zaś złe dobranie porcji może zakończyć się zgonem. Na grupach bowiem nie brak oczywiście marihuany, ale większą część oferty stanowią twarde i silnie uzależniające substancje o bardzo negatywnym wpływie na zdrowie oraz zdolności kognitywne.
Koka, hera, hasz, LSD – z dowozem pod drzwi
Grupy na serwisie Telegram kojarzące przestępców z nabywcami są dostępne dla każdego większego miasta. Największe z nich mają po kilka tysięcy użytkowników. Wśród ofert sprzedających znajdują się nie tylko narkotyki, ale także leki na receptę jak np. Xanax, a także skradzione oraz podrabiane dowody osobiste, zarejestrowane “na słupa” karty sim do telefonu czy krople GBL – zwane często “pigułką gwałtu”. Mogą działać silnie uspokajająco, prowadząc do głębokiej senności lub nawet śpiączki. Wszystkie oferowane przedmioty mają swoją cenę jak w sklepie internetowym. By zapobiegać oszustom, użytkownicy nadają sobie tzw. LC – jest to rodzaj uwierzytelnienia, na który składają się screeny opinii o użytkowniku od innych osób.
-Grupy te znalazłem, gdy mój osiedlowy diler wyjechał do pracy w Belgii. – opowiada Adrian, jeden z użytkowników – Kupisz tu tak naprawdę wszystko, a i chyba jest bezpiecznie, bo niektóre grupy śledzę od dwóch lat. Na pewno te zaletą jest ekspresowość dostaw. Zamówienie zazwyczaj jest realizowane w pół godziny – do godziny. Szybciej dostanę więc “trawę” niż pizzę z lokalnej pizzerii.
Policja nie nadąża za przestępcami
Policja zna problem, ale nie jest w stanie infiltrować wszystkich grup. W korespondencji mundurowi podesłali link z udaną akcją z Trójmiasta marca tego roku. Aresztowano wówczas trzy osoby, które za pomocą szyfrowanych komunikatorów sprzedawały środki odurzające. W przypadku opisywanych grup mamy do czynienia nie z trzema, a co najmniej kilkudziesięcioma lub kilkuset detalistami sprzedającymi narkotyki w internecie. Zdjęcia oraz filmiki z prezentacji “towaru” codziennie pojawiają się na kanale. Takich postów na grupie warszawskiej jest ponad 1000 dziennie. Policja nie zadeklarowała jednak zajęcia się sprawą.
Grupy internetowe oferujące narkotyki. / Inne / Telegram
-Kwestia handlu narkotykami w sieci lub na różnego rodzaju komunikatorach, jest oczywiście znana Policji i działania w tym zakresie prowadzą piony kryminalne wszystkich jednostek Policji w całym kraju.
Mimo, iż handel środkami odurzającymi w Internecie nie jest głównym zadaniem policjantów Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości, to także i my podejmujemy działania zmierzające do zwalczania tego rodzaju przestępczości. – mówi podkomisarz Marcin Zagórski z Zespołu Prasowego Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości.
Spytaliśmy również anonimowo o sprawę oficera policji z mokotowskiego komisariatu.
-Skala tego procederu jest porażająca. Rzeczywiście mamy tu do czynienia z narkotykową giełdą. Niestety nie mamy możliwości, by zapanować nad wszystkimi tego typu grupami. To jak z dilerami z ulicy – złapiesz jednego, przyjdzie kolejny. – wyjaśnia mundurowy. – Chciałbym, żebyśmy mieli ludzi i środki sprzętowe, by ścigać osoby handlujące narkotykami w sieci, ale to jest na razie niemożliwe. – dodaje.
Przestępcy zza naszej wschodniej granicy dominują polski półświatek, zajmując miejsce polskiej mafii. Rząd udaje, że problemu nie ma, służby nie chcą ujawniać przynależności narodowej aresztantów, a resort obrony unika odpowiedzi na pytanie, czy poprze słowacki pomysł wysłania ukraińskich przestępców na front.
Ponad 7 tysięcy cudzoziemców przebywa łącznie w polskich jednostkach penitencjarnych – wynika z danych Służby Więziennej. Wśród nich najwięcej jest obywateli Ukrainy, Gruzji i Wietnamu. Ci pierwsi trafiają za kratki nie tylko za akty przemocy i wandalizmu czy prowadzenie samochodu po pijanemu, ale również za przestępstwa popełniane w ramach zorganizowanych grup. Uchodźcy z Ukrainy, którzy nie chcieli wracać do swojej ojczyzny, aby z bronią w ręku przeciwstawić się rosyjskiej agresji, nie zawsze wybierali uczciwe życie w Polsce. Dziś, kilkaset kilometrów od frontu w Donbasie, biorą udział w innej wojnie. Wojnie w świecie przestępczym. Jej stawką są gigantyczne pieniądze, wpływy i władza.
Szokujące informacje
Jednym z ostatnich dokumentów, które w listopadzie 2023 roku trafiły na biurko odchodzącego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego (podlegały mu służby specjalne) był raport sporządzony przez Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji wspólnie z Centralnym Biurem Śledczym. Raport – opatrzony klauzulą niejawności – opisywał nowe zjawisko w świecie przestępczym. Jego głównym wnioskiem było to, że w polskim półświatku toczy się zażarta walka o władzę i pieniądze między polskimi gangsterami a ich konkurentami z Ukrainy. Jak się okazuje, ci ostatni odnoszą tam zwycięstwo za zwycięstwem.
Jakie obszary działalności przestępczej stają się domeną gangów ukraińskich? Z cytowanego dokumentu wynika, że pierwszym jest brutalna egzekucja długów. Oznacza to powrót do lat 90.tych. Polega to na uprowadzeniu dłużnika i znęcaniu się nad nim do momentu aż odda swoje zobowiązanie. Gangsterzy dokonują tego, używając młotków, pałek i wiertarek do rozwiercania kolan. W 2023 roku komórki policyjne zajmujące się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości w województwie mazowieckim dowiedziały się o kilkudziesięciu takich przypadkach. O powadze sprawy świadczy fakt, że żaden z dłużników zidentyfikowanych przez policję nie chciał oficjalnie zgłosić sprawy. A sami bandyci działali bardzo profesjonalnie. Gdy znęcali się nad dłużnikiem, mieli ubrane maski zasłaniające twarz. Porozumiewali się albo w języku ukraińskim albo rosyjskim, a częściej tzw. „surżykiem”, czyli popularnym w środkowej Ukrainie dialektem zawierającym elementy wszystkich języków używanych w tym kraju. Bandyci nie zabrali też ze sobą na akcję telefonów komórkowych, co spowodowało, że nie można było ich namierzyć poprzez lokalizację miejsc logowania.
Drugi obszar działań to handel narkotykami na skalę hurtową. Dotychczas ten sektor działalności, kontrolowany przez polskie mafie, opierał się na precyzyjnych ustaleniach i rozliczeniach. Dealer, który chciał na swoim terenie (czyli w jakimś obszarze miasta) rozprowadzać narkotyki – np. w szkołach, dyskotekach lub nocnych klubach – musiał co miesiąc uiszczać określoną, nieformalną opłatę za pozwolenie na taką działalność. Pieniądze trafiały do gangu rządzącego miastem. Dealer mógł kupować narkotyki tylko od jednego, znanego mu hurtownika. Hurtownik również płacił za pozwolenie na swoją działalność. Narkotyki kupował zaś od producentów, czyli z wytwórni podlegającej konkretnej mafii i zarządzanej przez jej człowieka. Gdy któryś z dealerów choćby próbował działać na własną rękę i powstawały wątpliwości co do rozliczeń, przyjeżdżało do niego uzbrojone mafijne komando i siłą perswadowało mu, że popełnił bardzo poważny błąd. Na tym tle dochodziło często do wzajemnych animozji między gangsterami, co nie raz kończyło się tym, że pobity zgłaszał się na policję i w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary sypał swoich wspólników. Te wzajemne animozje pozwalały policjantom odnosić sukcesy w walce z narkogangami. Teraz jednak w ich miejsce dynamicznie wchodzą Ukraińcy. Po pierwsze dysponują większą gotówką i mogą kupować jednorazowo większe ilości narkotyków. Po drugie opanowali kilka bardziej skutecznych metod transportu środków odurzających. Wspomniany raport opisuje następującą historię: w zachodniej Polsce zorganizowano akcję charytatywną polegającą na zbiórce towarów dla ogarniętej wojną Ukrainy. Towary miały pojechać mikrobusami na wschód. W jednym z nich, między skrzyniami z darami od hojnych Polaków, znajdowały się pakunki z marihuaną i amfetaminą. W okolicach Warszawy kierowca odłączył się od konwoju i na jednym z parkingów spotkał się z dealerami, by przekazać kontrabandę. Kilkadziesiąt kilogramów narkotyków trafiło na czarny rynek w stolicy.
Trzeci obszar działalności ukraińskich mafii to handel bronią. Jeśli wierzyć w ustalenia BWK KGP, to przestępcy zza wschodniej granicy zaopatrują w broń gangsterów nie tylko w Polsce, ale również w krajach zachodniej Europy. Broń (pistolety ręczne i automatyczne, karabiny, granatniki) pochodzą z frontu we wschodniej Ukrainie. Tam ma miejsce proceder handlu bronią; kupcy odkupują broń od żołnierzy walczących z Rosjanami. Potem specjalni kurierzy przerzucają duże ilości przez „zieloną” granicę, m.in. szlakami w Bieszczadach albo w ciężarówkach, wykorzystując legalną wymianę towarową między Polską a Ukrainą. Z ustaleń policjantów wynika, że zjawisko jest możliwe dzięki korupcji wśród pograniczników ukraińskich i niekiedy polskich. W zamian za łapówkę celnicy przymykają oko na nielegalny towar na kontrabandę. Co ciekawe: jeden z przemytników broni zatrzymany w Niemczech zeznał, że pistolety na handel dla gangów sprzedawali nawet rosyjscy żołnierze (!).
Wreszcie czwarty obszar działalności ukraińskich mafii to prostytucja. Powszechnym procederem jest werbowanie młodych kobiet z ubogich rejonów kraju do pracy w charakterze prostytutek w polskich agencjach towarzyskich. Ukraińcy pełnią w nich rolę ochroniarzy, nadzorców i kasjerów. Ale nie tylko. Miłosne igraszki w domach uciech są filmowane i wykorzystywane jako materiały umożliwiające szantażowanie klientów, szczególnie bogatych biznesmenów, działaczy samorządowych i polityków. Są oni bowiem wiele zrobić, aby kompromitujące ich taśmy nie ujrzały światła dziennego.
Inna “kultura”
Dlaczego ukraińskie mafie skutecznie dominują konkurencję? „W ich świecie obowiązują inne zasady” – tłumaczy Zbigniew Wróblewski – emerytowany oficer CBŚP. – „Pierwsza to jasna hierarchia zarządzania. Jest jasne, kto komu podlega. Gdy ktoś chce się wyłamać z tej struktury, ryzykuje śmiercią”. Druga, niemniej ważna przyczyna to hermetyczność tych środowisk. – „W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do tego, że w polskiej grupie przestępczej zawsze znajdzie się jeden gotów wsypać kolegów za uniknięcie albo złagodzenie kary” – mówi Wróblewski. – „We wschodnim gangu to nie przejdzie. Kandydat na świadka koronnego doskonale wie, że jeśli zacznie »sypać«, to dawni kompani zamordują jego rodzinę. A jeśli będzie milczał, to nawet gdy pójdzie siedzieć, koledzy będą pomagać jemu i jego najbliższym, wysyłając im pieniądze”. Taki ukraiński gangster ma więc wybór: siedzi w kryminale ile trzeba, trzymając gębę na kłódkę i wówczas zapewnia rodzinie byt, albo współpraca z policją, która równa się śmierci najbliższych. Policjanci zwracają też uwagę na trzeci powód: ukraińskie gangi bardzo trudno jest inwigilować. Jeśli bandyci korzystają z telefonów zarejestrowanych na Ukrainie, to założenie podsłuchu wymaga zgody ukraińskich władz, co jest procedurą długotrwałą. A nawet jeśli korzystają z polskich numerów, to w rozmowach między sobą posługują się slangiem trudnym do zrozumienia dla kogoś z zewnątrz. Co z tego, że od czasu do czasu uda się podsłuchać rozmowę, jeśli trzeba czekać na specjalistycznego tłumacza, który pomoże zrozumieć jej treść?
Jest też inny, ważny problem. Gangsterzy polscy w ostatniej dekadzie starali się unikać krwawych porachunków. Lepiej było po cichu produkować i sprzedawać narkotyki, niż wchodzić w zbrojne konfrontacje, ryzykować śledztwa i akcje policyjne. Ukraińscy bandyci są całkowicie wolni od takich zahamowań. Nie unikają konfrontacji, nawet gdy wiąże się ona z koniecznością użycia karabinu. Doskonale wiedzą, że polskim policjantom znacznie trudniej będzie ich „namierzyć”.
Wskazane problemy nie dotyczą tylko Polaków. Na rosnące w siłę gangi ukraińskie kilka tygodni temu zwróciła uwagę również policja słowacka. Gdy sprawa wyszła na jaw, minister spraw wewnętrznych tego państwa zgłosił oficjalnie pomysł, żeby obywateli Ukrainy przebywających w więzieniach słowackich deportować za wschodnią granicę, aby władze w Kijowie mogły ich wcielić do wojska i wysłać na front. Ze wszystkich Ukraińców przebywających za kratkami w Polsce można byłoby stworzyć kilka batalionów. Dlaczego rząd w ogóle na to nie zwraca uwagi?
Policjanci z Warszawy zatrzymali dwójkę “uchodźców” z Ukrainy, którzy zajmowali się dilerką narkotyków na masową skalę. W ich mieszkaniu zabezpieczono niemal 40 kg narkotyków wartych 2,5 mln zł. Para handlarzy dysponowała szerokim asortymentem. Miała marihuanę, mefedron, LSD, MDMA, haszysz i amfetaminę. Nielegalny towar, Ukraińcy rozprowadzali po całym kraju.
“Uchodźcy” zatrzymani z 40 kg narkotyków. Na trop “uchodźców”-dilerów wpadli kryminalni zwalczający przestępczość pseudokibiców w Warszawie. Kiedy weszli do mieszkania zajmowanego przez 31-latka i 21-letnią kobietę – obywateli Ukrainy, potwierdziły się ich dotychczasowe podejrzenia.
Ukraińcy byli całkowicie zaskoczeni wizytą mundurowych, gdyż myśleli, że jako “uchodźcy” są poza wszelkimi podejrzeniami. Ich lokum okazało się dobrze wyposażonym magazynem narkotykowym.
Kryminalni znaleźli niemal 40 kg różnego rodzaju środków odurzających i substancji psychotropowych, a także sprzęt służący do ich porcjowania, tj.: zgrzewarki i opakowania foliowe, wagi elektroniczne. Dilerzy w swojej ofercie mieli: mefedron, marihuanę, LSD, tabletki MDMA, haszysz oraz amfetaminę o czarnorynkowej wartości sięgającej 2,5 mln zł.
Oboje usłyszeli już zarzuty uczestnictwa w obrocie znaczną ilością narkotyków. Zastosowano wobec nich tymczasowe aresztowanie na okres 3 miesięcy. Grozi im do 12 lat pozbawienia wolności.
USA, Chiny i nowa wojna opiumowa. Komu zależy, aby Amerykanie zaćpali się na śmierć?
Problem chiński to dla USA przede wszystkim problem negatywnego bilansu w handlu z Pekinem; to pośrednie zaangażowanie się Chin w wojnę na Ukrainie; to są przede wszystkim rosnące imperialne ambicje Chin na Pacyfiku, przede wszystkim w okolicy Tajwanu. Kwestia narkotyków na pewno nie jest dla Waszyngtonu tak istotna jak wymienione przeze mnie kwestie. Narkomania to problem dla przeciętnego Amerykanina, który nawet nie wie, kto to jest Xi Jinping. Dla niego tego rodzaju sprawy – sprawy narkotykowe – mogą się wydawać istotne, ale dla administracji Bidena już nie – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jakub Polit.
Ostatnie spotkanie na szczycie dwóch najpotężniejszych ludzi na świecie, czyli prezydenta USA Joe Bidena i przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga, według relacji medialnych, zdominował temat fentanylu – syntetycznego opioidu do stu razy silniejszego od morfiny, pięćdziesiąt razy od heroiny. Czy problem narkomanii jest aż tak poważny, że stał się tematem numer jeden rozmów Waszyngtonu z Pekinem?
Wesprzyj nas już teraz!
25 zł
50 zł
100 zł
Zapewne zdaje Pan sobie sprawę, że to mimo wszystko temat zastępczy. Może to, co powiem, będzie niepopularne, ale ważniejsze jest, przynajmniej dla strony amerykańskiej, że w ogóle doszło do tego spotkania, niż to, o co w tym spotkaniu chodziło.
Jak wiadomo, prezydent Biden kończy swoją kadencję i zaczyna już coraz intensywniej myśleć o kampanii wyborczej. A w takim razie jego zadaniem jest pochwalić się jakimiś sukcesami międzynarodowymi. Wiadomo też, że opozycja będzie mu zarzucała zaangażowanie w sprawy europejskie, głównie w wojnę ukraińsko-rosyjską, i lekceważenie spraw Chin. Biden chce więc pokazać, że tak nie jest, i że wykonuje jakieś istotne ruchy.
Tutaj trzeba podkreślić, że żyjemy w epoce coraz bardziej informatycznej. Dawniej przywódcy spotykali się po to, żeby rozwiązać jakieś ważne sprawy. Obecnie jest odwrotnie: ważne sprawy rozwiązuje się zakulisowo po to, żeby się mogli spotkać przywódcy.
Wydaje się jednak, że problem fentanylu w USA jest poważny. Póki co, w skali roku narkotyk ten zabija około 100 tysięcy Amerykanów. Kolejne setki tysięcy co roku go albo próbują, albo się od niego uzależniają. Wydaje się więc, że dla Chin to złoty interes. Nic, tylko sprzedawać fentanyl…
W jakiejś mierze ma Pan rację, ale z drugiej strony, nie przesadzajmy.
Nie przesadzajmy dlatego, że na pewno funkcjonowanie Chińskiej Republiki Ludowej nie jest uzależnione od narkotyków, tak samo jak funkcjonowanie Imperium Brytyjskiego w wieku XIX, nawet w dobie ważnych i osławionych wojen opiumowych, nie było uzależnione od przepływu opium. Jest inaczej.
W polityce wewnętrznej Stanów Zjednoczonych wskazuje się, że rząd niewystarczająco walczy z groźbą narkomanii i dlatego „trzeba coś zrobić”. W przeszłości wskazywano na „ślad panamski” aż w końcu doszło do inwazji na Panamę w 1989 roku.
Innym razem wskazywano na „ślad kolumbijski”. Wtedy dokonywało się rozmaitych nacisków na rząd tego kraju. Niekoniecznie były one istotne, ale sprzedawano je opinii publicznej jako jakieś przełomowe ruchy w walce z narkotykami.
Ponieważ zaś dzisiaj twierdzi się, że narkomania w USA inspirowana jest z Chin, to aby pokazać jak sprawa ta jest niesłychanie ważna, dokonuje się rozmów na ten temat z przywódcą ChRL.
Problem chiński to dla USA przede wszystkim problem negatywnego bilansu w handlu z Pekinem; to pośrednie zaangażowanie się Chin w wojnę na Ukrainie; to są przede wszystkim rosnące imperialne ambicje Chin na Pacyfiku, przede wszystkim w okolicy Tajwanu. Kwestia narkotyków na pewno nie jest dla Waszyngtonu tak istotna jak wymienione przeze mnie. Narkomania to problem dla przeciętnego Amerykanina, który nawet nie wie, kto to jest Xi Jinping. Dla niego tego rodzaju sprawy – sprawy narkotykowe – mogą się wydawać istotne, ale dla administracji Bidena już nie.
Czy Xi Jinping podczas listopadowego spotkania z Joe Bidenem w pewien sposób upokorzył prezydenta USA? Mam tu na myśli zdjęcie przez Stany Zjednoczone sankcji nałożonych na chiński Instytut Medycyny Sądowej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego za prześladowanie Ujgurów. Jakiś czas temu Amerykanie upominali się o Ujgurów, zapowiadali że są z nimi duchem i myślami, a Pekin zachowuje się w sposób niedopuszczalny, no i co? Ujgurzy już się nie liczą dla Waszyngtonu?
Ujgurzy nigdy nie liczyli się dla Waszyngtonu. Mogła się liczyć ich sprawa podnoszona okazjonalnie, żeby polepszyć wizerunek prezydenta USA.
Spójrzmy na to w inny sposób. Niestety Chińczycy mają przywilej polegający na tym, że jak już wspomniałem, prezydent Biden ma problemy z reelekcją. W USA będą wybory i Biden będzie się musiał ubiegać o stanowisko. Gdyby nie musiał, bo na przykład dopadnie go jakaś choroba, albo media zdemaskują jego rzekomą czy prawdziwą demencję, albo interesy jego syna Huntera, albo coś jeszcze, to problem przejdzie z Bidena na innego reprezentanta Partii Demokratycznej. Tymczasem Xi Jinping problemu z reelekcją nie ma. Jeżeli przed końcem kadencji odejdzie ze swojego stanowiska, być może na tamten świat, to na pewno nie będzie miało to nic wspólnego z niepowodzeniami wyborczymi. Innymi słowy, już przed pierwszym uściskiem dłoni przywódca Chin miał mocniejszą pozycję niż Amerykanin.
Ponieważ zaś to Amerykanom bardziej zależało na tym spotkaniu, to musiało dojść do jakichś ustępstw. Przypuszczam, że jedną z tych kwestii była właśnie sprawa ujgurska. Tutaj jeszcze jedno wyjaśnienie. Od kilku tygodni mamy do czynienia z wojną na Bliskim Wschodzie, a w każdym razie z quasi-wojną. Hamas nie jest instytucją popularną w USA. W związku z tym sprawy muzułmanów, którymi bez wątpienia są Ujgurzy, można odłożyć na boczny tor.
A co do samych muzułmanów to należy stwierdzić, że chociaż uważani są oni za reagujących spontanicznie i irracjonalnie, to jednak świat islamski jest światem rozumnym. Proszę tylko zobaczyć: w pierwszym lepszym starciu w chińskim Turkiestanie, czyli w Ujgurii, a konkretnie w Sinciangu, może być zastrzelonych w jednym starciu więcej osób niż w XXI wieku w całej wojnie izraelsko-palestyńskiej do 7 października. I co? I nic. Liga Państw Arabskich nic z tym nie robi. Co prawda Ujgurzy nie są Arabami, ale są jednak wyznawcami islamu. Organizacja Współpracy Islamskiej nic nie robi. Nikt do dżihadu przeciwko Chinom nie nawołuje, nawet tak przejmujący się Hamasem rząd w Ankarze. I to pomimo faktu, że Ujgurzy są ludem tureckim. Jest to niewątpliwie wielce roztropne.
Dlaczego więc o Ujgurów miałyby się troszczyć Stany Zjednoczone? To jest tak jak ze sprawą polską pod koniec XIX wieku. Interesowała ona wyłącznie samych Polaków. Jeśli w tej kwestii coś się działo na arenie międzynarodowej, to wyglądało tak, jak na przykład w latach 70. XIX wieku, kiedy Rosjanie przygotowywali wojnę z Turkami pod pretekstem gnębionej mniejszości prawosławnej w Turcji, konkretnie w Bułgarii. Wtedy to prasa brytyjska gotowa była wyciągnąć spod sukna kilka sensacyjnych informacji o prześladowaniu przez Rosjan unitów w Polsce. Kiedy kryzys międzynarodowy mijał, to i prześladowania się kończyły, oczywiście tylko na łamach „Timesa”.
Jestem świeżo po lekturze książki prof. Michała Lubiny „Chiński obwarzanek”. Autor zwraca uwagę, że sprawa Turkiestanu Wschodniego jest dla Pekinu niezwykle istotna podobnie jak sprawa Tajwanu, Hongkongu, Makau etc…
Jest Pan krok przede mną, bo w chwili gdy rozmawiamy, ja jeszcze książki prof. Michała Lubiny nie czytałem. Znam jednak jego inne publikacje i sposób myślenia. Oczywiście tutaj – punktowo – prof. Lubina ma absolutną rację…
Bo ja ogólnie zgadzam się z Panem profesorem, że Amerykanie jak prawie zawsze zachowali się w sposób cyniczny i wykorzystali cierpienie Ujgurów do swoich własnych rozgrywek. Odnoszę jednak wrażenie, właśnie po lekturze „Chińskiego obwarzanka”, że dla Pekinu jest to sprawa niezwykle ważna, i że odnieśli tutaj wielkie zwycięstwo propagandowe nad USA…
Oczywiście, że tak, ale tylko na forum wewnętrznym. Chińczycy rzeczywiście mają obsesję, że świat niechiński chce ich okraść ze zdobytego przez nich imperium. Musimy również pamiętać, że chociaż Chiny mają imponującą metrykę historyczną, to jednak ich imperium w Azji Środkowej nie jest znacząco starsze niż Imperium Rosyjskie. Jeszcze za czasów Piotra Wielkiego, który objął władzę w przedostatniej dekadzie XVII wieku, ani do Rosji, ani do Chin Azja Środkowa nie należała.
Wiek XVIII i początek XIX to jest rozbiór Azji Środkowej między Rosję i Chiny. Pojawił się wtedy rosyjski Turkiestan Zachodni, czyli dzisiejsze Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan i chiński Turkiestan Wschodni, czyli właśnie Sinciang.
Rosja straciła formalnie, gospodarczo i politycznie swój Turkiestan Zachodni. Wszystkie kraje leżące na jego obszarze są dziś niezależne i coraz bardziej grawitują w stronę czy to Turcji, czy to Chin. Nic więc dziwnego, że Chińczycy obawiają się o losy swojego, wschodniego Turkiestanu zwłaszcza, że sąsiednie kraje, chociażby rząd w Kazachstanie mają tutaj coś do powiedzenia. Stąd również obawa, że mocarstwa, które zabierają głos w sprawie Tajwanu czy Tybetu, mogą się odezwać głośniej w kwestii ujgurskiej. Przy czym Xi Jinping jest tutaj w pewnym sensie cyniczny, bowiem prowadzi działania utwierdzające w przekonaniu część jego partyjnych kolegów, czy też rozgrzanych nacjonalistycznie mieszkańców Chińskiej Republiki Ludowej, że Amerykanie dybią na Ujgurię. I co? I teraz czytamy, że dzięki geniuszowi przewodniczącego Xi zdecydowanie się wycofali.
Natomiast dla Bidena na pewno sprawa Ujgurów sama w sobie w ogóle nie była ważna. Ona być może jest ważna o tyle, o ile ktoś tak (jak my w naszej rozmowie) zakonkluduje: „Patrzcie, prezydent Biden poniósł porażkę”. Biden poniósł porażkę tylko w tym sensie, jeśli jego elektorat uzna, że tak się stało.
Pozwolę sobie wrócić jeszcze na moment do kwestii fentanylu. Niektórzy sugerują, że mamy do czynienia z nową wojną opiumową z tą różnicą, że to nie Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Chinom, tylko Chiny wypowiedziały wojnę Anglosasom. Zgadzałoby się to z jedną z zasad prowadzenia wojny mistrza Sun Zi, który twierdził, że przed klasyczną bitwą – walką żołnierzy – trzeba zdezintegrować przeciwnika wewnętrznie. Czym lepiej zdezintegrować przeciwnika, jeśli nie narkotykami?
Chińczycy mają bez wątpienia ułatwione zadanie, ponieważ Stany Zjednoczone są społeczeństwem demokratycznym zajmującym się przede wszystkim własnymi problemami. Prezydent Biden nawet gdyby chciał skupić uwagę rodaków na sprawach zewnętrznych, na przykład na wojnie prowadzonej dziś przez Rosję, na Ukrainie, to nie wszyscy zechcą się tym zająć. Chińczycy z kolei nie mają tego problemu. U nich o sprawach wewnętrznych – tych naprawdę istotnych – rozmawiać nie wolno i nie warto. Można skierować całą złość i energię gdzieś na zewnątrz, na przykład na USA.
Natomiast porównanie do wojen opiumowych, które Pan przywołał, na pewno jest efektowne, ale w pewnym sensie mylące. Po pierwsze, dla Wielkiej Brytanii sprawa mącenia kijem w chińskim stawie w XIX wieku była trzecio-, a nawet czwartorzędna. W Wielkiej Brytanii w latach 40. XIX wieku martwiono się ekspansją Rosji w kierunku cieśnin czarnomorskich; zastanawiano się nad tym, co knuje francuski rząd Ludwika Filipa; trochę się przejmowano, czy Stany Zjednoczone będą atakować Meksyk, czy jednak będą chciały rewizji granicy z brytyjską Kanadą. Sprawy Dalekiego Wschodu nie były zbyt ważne. Były one istotne dla Chin, które nagle zdały sobie sprawę, że nie są supermocarstwem i że kilka pułków indyjskich sipajów potrafi dać im w skórę.
Owszem, podobieństwo polega na tym, że już wtedy istnieli wpływowi dziennikarze i oba kraje – to znaczy Stany Zjednoczone w XXI wieku i Imperium Brytyjskie w wieku XIX – były państwami parlamentarnymi i sterowanymi przez media. Więc oczywiście można było napisać kilka artykułów, że w Państwie Środka rozwija się flagę brytyjską w celu ochrony haniebnego handlu. Wskazywano, że społeczeństwo chińskie jest narkotyzowane, chociaż było to wielce przesadzone. Odsetek Chińczyków uzależnionych w XIX w. od opium był z grubsza podobny do liczby narkomanów w obecnej Wielkiej Brytanii – w obu wypadkach mniej niż 1% populacji. Wszak nie wszyscy zażywający opium (a była to jednak mniejszość poddanych Wielkiego Cesarstwa Qing) uzależnili się od tego narkotyku, tak jak nie wszyscy Polacy, którzy „strzelają sobie kielicha” są nałogowymi alkoholikami. Ponieważ tego rodzaju figury retoryczne łatwo się sprzedają, to w takim razie można wytoczyć pewną paralelę: tak jak Brytyjczycy w osobie cnotliwego lorda Palmerstona chcieli w podły sposób znarkotyzować chiński naród i zmiękczyć go, ażeby stanął on otworem przed brytyjską inwazją, tak dziś prawdopodobnie Xi Jinping i jego Chińczycy zamierzają podrzucać narkotyki mieszkańcom USA.
Nie mam najmniejszego powodu występować tutaj jako adwokat rządu w Pekinie, który oczywiście robi pewne interesy na fentanylu. Niemniej wydaje mi się, że lokalne mafie – Kolumbijczycy, Meksykanie, Kubańczycy – robią interesy porównywalne, mimo że nie mogą się aż tak bardzo tym chwalić. Wizja upokorzonych Amerykanów, którzy „biorą prochy”, a ich prezydent musi w związku z tym dokonywać strategicznych odwrotów, na pewno dobrze się sprzedaje w mediach chińskich.
A może po prostu chodzi o zwykłą, ludzką zemstę, na którą Chińczycy czekali prawie 200 lat. Zacytuję fragment książki prof. Michała Lubiny:
„Od początku siłą napędową rozwoju Hongkongu był handel opium, dający niemal połowę oficjalnych wpływów do budżetu i tworzący fortuny kupieckie tajpanów, wielkich przedsiębiorców, dalekowschodnich burżujów. Najsłynniejszy z nich, William Jardine, sportretowany w powieści Clavella, jako Dirk Struan, zbił majątek na znarkotyzowaniu milionów ludzi, czym się szczególnie nie przejmował: z prawdziwie anglosaską hipokryzją głosił, że opium jest dla Chińczyków pocieszycielem. Wtórował mu John Stuart Mill, znany liberalny filozof, dowodzący, że Chińczykom należy się wolność do nabywania narkotyku”.
Profesor Michał Lubina – i to jest komplement z mojej strony – ma ten sam talent, jakim obdarzony jest skądinąd bardzo od niego różny Norman Davies. Jest to talent do efektownych bon motów i paradoksów, które czasami są trochę przesadne.
Jestem przekonany, że te cytaty są prawdziwe. Tylko w takim razie należy się zastanowić, jacy to imperialiści sprzedawali luminal i morfinę mieszkańcom Anglii, Szkocji i Walii. Specyfiki te były wówczas nie tylko całkowicie legalne, ale uchodziły za znakomite lekarstwo na wszelkiego rodzaju problemy. A kiedy się okazało, że morfina jest niezbyt w porządku, to znaleziono „o wiele lepszy” od niej środek, a mianowicie heroinę, która miała być absolutnie bezpieczna i nie powodująca uzależnień.
Imperium Brytyjskie było liberalne, przez znaczny okres, na zmianę z torysami, rządzili tam liberałowie. Rzeczywiście twierdzili oni, że chcącemu nie dzieje się krzywda. Wobec tego, jeśli się w aptekach sprzedaje morfinę, tak samo jak się sprzedaje opium w Chinach, to właściwie, jaki w tym problem? Argumentowano tak, jak dziś odpowiadają liberałowie przeciwnikom aborcji: jesteś przeciw, to nie rób tego, ale nie zabraniaj innym.
To jednak było prawie 200 lat temu i dziś sposób myślenia ówczesnych dżentelmenów może się nam wydawać szokujący. Bynajmniej nie staję w jego obronie. Ale tak rozumowali panowie William Jardine i James Matheson, sprzedający narkotyki w Chinach i na Wyspach Brytyjskich.
Narkotykowy koszmar dotyka Warszawy. Już są tam miejsca, w które lepiej się nie zapuszczać. Władze stolicy są świadome problemu… i „nieco bezradne”. Co na to prezydent miasta, Rafał Trzaskowski ma do powiedzenia mieszkańcom?
Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami warszawskiej Pragi-Północ. Mieszkańcy zapytali swojego włodarza o sytuację w rejonie Bazaru Różyckiego i ulicy Brzeskiej. Jak mówili, ulica jest opanowana przez gangi narkotykowe, pełno na niej handlarzy i narkomanów, którzy chcą kupić narkotyki lub są pod ich wpływem. To rodzi duże obawy o bezpieczeństwo.
Trzaskowski przyznał, że Praga zmieniła się przez ostatnie 30 lat, ale niestety, w niektórych miejscach dalej jest niebezpiecznie, tak jak na przykład na ulicy Brzeskiej. – My z policją współpracujemy na tyle, ile możemy. Wiemy, że w tej okolicy dochodzi do handlu narkotykami, specjalnie dlatego finansujemy dodatkowe patrole policji – powiedział.
I dodał, że… również, że nie chodzi po nocy w okolicy Bazaru Różyckiego. – Wiem, że jest to miejsce newralgiczne. Sam po nocach się tam nie szlajam, zdaję sobie sprawę, że sytuacja bezpieczeństwa w tym miejscu jest wyjątkowa. Policja też zdaje sobie z tego sprawę, nawet jeśli kilku handlarzy narkotyków zostanie zatrzymanych, to pojawiają się zaraz nowi – zaznaczył.
Ulica Brzeska jest dobrze znana stołecznym stróżom prawa, którzy zatrzymują tam handlarzy narkotyków. We wrześniu mundurowi przechwycili prawie 1,3 kg różnego rodzaju narkotyków. Zatrzymany został 45-latek, usłyszał zarzuty za ich posiadanie, trafił na trzy miesiące do aresztu.
Fentanyl to niezwykle silny, „syntetyczny” narkotyk. Corocznie w Stanach Zjednoczonych z powodu jego przedawkowania giną dziesiątki tysięcy osób. Amerykański Sekretarz Stanu Antony Blinken zwrócił uwagę, że wkrótce problem może przenieść się także do Europy. Sęk w tym, że w ogóle nie jesteśmy nań przygotowani.
Fentanyl to potężny lek opioidowy stosowany głównie do złagodzenia silnego bólu, zwłaszcza w przypadku chorób nowotworowych. Narkotyk działa na receptory opioidowe w mózgu, podobnie jak morfina, ale jest od niej 50-100 razy silniejszy (i 50 razy silniejszy od heroiny). Środek ten jest nader często przepisywany przez lekarzy (zwłaszcza za Wielką Wodą). Ponadto coraz większe jego ilości produkuje się i rozprowadza na czarnym rynku.
Nadmierne stosowanie fentanylu powoduje niekiedy poważne skutki uboczne. Przedawkowanie może prowadzić do depresji oddechowej (nieprawidłowy oddech, niedotlenienie i w konsekwencji nawet zatrzymanie oddechu). Inne możliwe konsekwencje to utrata przytomności, a nawet śpiączka. Fentanyl może także wpływać na układ krążenia, doprowadzając do niskiego ciśnienia krwi, zawrotów głowy, a w skrajnych przypadkach nawet -zatrzymania krążenia i śmierci.
Wesprzyj nas już teraz!
25 zł
50 zł
100 zł
Warto zauważyć, że co roku fentanyl jest również przyczyną dziesiątek tysięcy zgonów w USA wskutek jego przedawkowania.
Problem trafi do Europy?
Amerykańskie nagrania wideo ukazujące narkomanów budzą przerażenie. Widzimy na nich ludzi idących jakby w zwolnionym tempie, oderwanych od rzeczywistości. Ich skrajnie nienaturalne zachowanie przypomina pod wieloma względami popularne filmy o zombie. Tym razem to już nie jest iluzjon, lecz rzeczywistość.
„W ostatnim czasie na Twitterze pojawiają się filmiki, na których widać osoby, które prawdopodobnie są po fentanylu. Stoją w miejscu, pochyleni, wykonują bardzo wolne ruchy. Niemal jak ludzkie zombie. Tak też nazywany jest inaczej nowy narkotyk tranq – fentanyl zmieszany z ksylazyną, silnym środkiem uspokajającym. Nazwa pochodzi również od bolesnych i gnijących ran, które pojawiają się na ciele tych, którzy zażyją tę mieszankę” – trafnie opisał portal Interia.
Według tego portalu od 2000 roku aż milion Amerykanów zmarło z powodu przedawkowania narkotyków. W większości -na skutek opioidów. Zbierane przez nie krwawe żniwo wynosi 1500 osób tygodniowo. Trudno jednak dokładnie określić, jak często jest to przedawkowanie samego fentanylu, a jak często jego wymieszanie z innymi substancjami, takimi jak heroina.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden i amerykański Sekretarz Stanu Antony Blinken wprost ostrzegli Europejczyków, że problem może wkrótce trafić i do nas. Kraje Unii Europejskiej dysponują bowiem potencjałem laboratoryjnym niezbędnym do produkcji fentanylu (Amerykanie zaś muszą „korzystać” z meksykańskiego importu). W Europie siedzimy więc na bombie zegarowej i – jak się wydaje – nie jesteśmy odpowiednio przygotowani. Co gorsza, w tak zwanych liberalnych mediach pojawiają się próby oswojenia nas z opoidami (o czym opowiemy w kolejnym artykule).
Trochę historii – wojny opiumowe
Zagrożenie fenantylem można porównać do problemów XIX wiecznych Chińczyków z opium. U zarania XIX stulecia panująca w Chinach dynastia Quing zdecydowała się ograniczyć dostęp do swojego rynku brytyjskim towarom. Wszystko w imię prowadzenia protekcjonistycznej polityki. Za nabywane w Państwie Środka jedwab, ryż i herbatę trzeba było odtąd obficie zastawiać srebro, czyli ówczesny pieniądz. Nie spodobało się to brytyjskim i francuskim kupcom z Kompanii Wschodnioindyjskiej. Europejczycy nie zamierzali dać za wygraną. Zamiast tradycyjnych towarów zaczęli więc sprzedawać opium, posuwając się też do kontrabandy.
W pewnym momencie Chińczycy zaczęli jednak mieć tego dość. Z polecenia cesarza Daoguanga zniszczyli 20 tysięcy skrzyń uprzednio zarekwirowanego od Brytyjczyków narkotyku. Brytyjczycy początkowo nie chcieli dokonywać odwetu, lecz zmiana w albiońskim parlamencie dała na to przyzwolenie. Rozpoczęta w 1839 roku „wojna opiumowa” zakończyła się zwycięstwem Wielkiej Brytanii, która w ramach traktatu nankińskiego otrzymała dostęp do kilku portów. Natomiast w latach 1856-60 wybuchła II wojna opiumowa. Ta zaś doprowadziła do pełnego otwarcia Państwa Środka na dostawy opium (a także na zachodnie ambasady i chrześcijańskie misje).
Brak tu miejsca na szczegółowe opisywanie wojennych kolei losu. Dość powiedzieć, że chińskie władze dobrze wiedziały, jaką szkodę wyrządza narkotyk. Jednak wróg narzucił jego sprzedaż siłą. Trudno bowiem o lepszy biznes niż sprzedaż towarów łatwo uzależniających i ulegających szybkiemu zużyciu. Gwarantuje to ciągły popyt. Dobrze wiedzą o tym producenci nikotyny, alkoholu czy napojów energetycznych. W przypadku opioidów skala szkodliwości jest jednak nieporównywalnie większa.
Ponadto władzę najlepiej jest przecież narzucić ludziom odrealnionym i niezdolnym do krytycznego myślenia o rzeczywistości. Narkoman nic więcej nie potrzebuje do „szczęścia” oprócz kolejnej dawki. Nie przeszkadzają mu złe rządy, niesprawiedliwość czy obce wpływy. Prawda jest brutalna – „naćpanym” społeczeństwem łatwo sterować.
Narkotyki a etyka
Choć problemy związane z narkotykami dostrzegają przedstawiciele obydwu stron politycznego spectrum, to ze zrozumieniem głębokich przyczyn zjawiska jest już różnie. Tymczasem jednoczesne występowanie kryzysu rodziny oraz kryzysu narkotykowego nie wydaje się być dziełem przypadku. Na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie kryzys związany z fenantylem jest szczególnie silny, rozwodem kończy się 40-50 procent małżeństw. Co więcej, niemal co czwarty nieletni Amerykanin wychowuje się w domu z tylko jednym dorosłym. Statystycznie rzecz biorąc sytuacje te mogą sprzyjać kryzysom psychicznym, wchodzeniu w złe towarzystwo i szukaniu łatwych rozwiązań – jak właśnie ucieczka w narkotyki.
Problemem jest także zaniechanie przez wychowawców nauczania o cnocie umiarkowania. W efekcie ludzie coraz częściej nie potrafią pojąć, że z przyjemności należy korzystać w sposób wyważony i popadają w hedonizm.
Kto dziś zaprząta sobie głowę lekturą świętego Tomasza z Akwinu i jego nauki o umiarkowaniu? Jak pisał święty Tomasz w Summie teologicznej „chociaż piękno idzie w parze ze wszystkimi cnotami, ponad wszystko jednak przypisuje się je umiarkowaniu. Z dwóch powodów, po pierwsze z racji ogólnej natury umiarkowania, którą cechuje pewna powściągliwa i właściwa proporcja, będąca podstawową cechą piękna (…). Drugim powodem jest to, że umiarkowanie powstrzymuje człowieka przed tym, co w nim najniższe, co ma cechy natury zwierzęcej (…), i dlatego najbardziej przyczynia się do tego, że człowiek staje się brzydkim”.
Istota myśli Akwinaty jest łatwa do pojęcia i obowiązuje również w XXI wieku. Umiarkowanie znajduje się między niepowściągliwością i niewrażliwością. To złoty środek między pożałowania godną nieumiejętnością czerpania z darów Bożych i przeżywania radości życia a dawaniem upustu każdej namiętności. Osoba mająca wyrobioną cnotę umiarkowania nie da się skusić syrenim powabom opioidów. Umie bowiem rozróżnić godziwą przyjemność od szaleństwa. Nie pozwoli podporządkować się najniższym, zwierzęcym instynktom.
Jeśli jest katolikiem, to w sukurs przyjdzie jej Katechizm Kościoła Katolickiego. Jak czytamy w nim „używanie narkotyków wyrządza bardzo poważne szkody zdrowiu i życiu ludzkiemu. Jest ciężkim wykroczeniem, chyba że wynika ze wskazań ściśle lekarskich. Nielegalna produkcja i przemyt narkotyków są działaniami gorszącymi; stanowią one bezpośredni współudział w działaniach głęboko sprzecznych z prawem moralnym, ponieważ skłaniają do nich”.
W obliczu zaniku rodziny, wspólnoty i różnych form religijności opioidy łatwo znajdują swoje miejsce w umyśle współczesnych ludzi. Natura bowiem – jak wiedzieli już starożytni – nie znosi próżni.
🇨🇦 City Walk. Downtown Vancouver BC, Canada. July 2023.
================================================
mail:
W tekście z 10 września 2023
“Maryśka” dla mas! Itd. Dwa filmiki z dużych miast..
pani Joanna M.Wiórkiewicz przedstawia marihuanę jako bardzo degradujący i uzależniający narkotyk.
Zupełnie inaczej marihuanę przedstawia prof. Andrzej Frydrychowski w trakcie bardzo interesującego wykładu “JAK ZOSTAĆ SUPER STULATKIEM” na SYMPOZJUM ZIELARSKIM w 2022 r.
od 31min 14 sek do 34min 47sek
W tym świetle czy tekst pani Joanna M.Wiórkiewicz przyczynia się do powstania dobra czy wręcz przeciwnie?
Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło
=========================
MD:
Pani Wiórkiewicz pokazuje ćpunów “prawdziwych”, tych od amfy itp.
Naukowcy przypuszczają, że rekiny pożerają paczki z kokainą wyrzucane z łodzi przemytników
(fot. shutterstock/Narchuk)
Naukowcy obserwujący rekiny na Morzu Karaibskim odnotowują dziwne zachowanie rekinów. Przypuszczają, że nieskoordynowane ruchy drapieżników, to efekt pożerania przez nie paczek z kokainą wyrzucanych z łodzi przemytników.
Informująca o tym telewizja CNN Portugal zauważa, że w ostatnich latach szczególnie liczne kontrole łodzi domniemanych przemytników miały miejsce u brzegów Florydy. USA.
Stacja twierdzi, że w obawie przed zatrzymaniem przemytnicy wolą wyrzucić ładunek narkotyków do Morza Karaibskiego niż dać się złapać na gorącym uczynku.
Z badań biologów Toma Hirda i Tracy Fanary wynika, że część rekinów pływających w rejonie wysp Florida Keys może być już uzależniona od kokainy lub innych substancji psychoaktywnych, których wysokie stężenie notowane jest u brzegów Florydy. Wśród obecnych w wodzie substancji potwierdzili m.in. metamfetaminę oraz ketaminę.
Podczas obserwacji rekinów badacze odnaleźli u brzegów Florida Keys puste opakowania, w których wcześniej znajdowała się kokaina.
Okazuje się, że dziki są zmorą nie tylko rolników, ale także dilerów. Dzięki swojemu zamiłowaniu do rycia w ziemi dziki z Włoch przyczyniły się do rozbicia mafii narkotykowej. Dilerzy kokainy przetrzymywali towar lesie, gdzie został znaleziony i skonsumowany przez zwierzęta.
Albańsko-włoski gang narkotykowy wpadł na pomysł rozdzielenia dwóch kilogramów kokainy do mniejszych woreczków i zakopania ich w lesie we włoskiej dolinie Val di Chiana. Grupa składała się z trzech Albańczyków i jednego Włocha.
Dziki wytropiły kokainę w lesie
Dilerom udało się zabezpieczyć skutecznie towar przez ludźmi, lecz nie przed zwierzętami. Na ich trop trafiły dziki, które lubią ryć w ziemi. Zwierzęta po odkryciu narkotyków zjadły ich zawartość, przez co wprawiły się w stan odurzenia. Dilerzy szybko odkryli “dziką imprezę”, co wywołało ich wściekłość i brak ostrożności. Dzięki temu zdarzeniu policji udało się podsłuchać, jak dilerzy rozmawiali ze sobą o zdarzeniu i “naćpanych dzikach” w lesie. W efekcie funkcjonariusze zebrali ostateczne dowody obciążające handlarzy i doprowadzili do ich zatrzymania. Nie doszłoby do tego gdyby nie dziki.
Dzikie straty
Dziki zjadły dwa kilogramy kokainy, której wartość hurtowa oceniana jest na 900 tys. zł, ponieważ dilerzy liczyli sobie za gram 450 zł. Dwa kilogramy potrafili sprzedać w ciągu miesiąca.
Policja zabezpieczyła puste paczki pozostawione przez dziki, a resztki niezjedzonych narkotyków zostały skonfiskowane. Pomimo konsumpcji tak dużej ilości narkotyków, zwierzęta nie ucierpiały na zdrowiu ze względu na dużą masę.
{Nie jest to racjonale wyjaśnienie: Ostre zatrucie u człowieka występuje po pół grama [na pierwszy raz, więc u dzika – po gramie. Ta ilość starczyłaby na ponad tysiąc dzików. Najpewniej – zećpały, zniszczyły]}
Zdaniem policji dziki wytrzeźwiały już w ciągu kilkunastu godzin.
Działalność grupy przestępczej trwała zaledwie pół roku. Rozpoczęła się we wrześniu 2018 r. i została rozbita przez dziki w marcu 2019 r.
When we hear the term “narco-state,” certain countries usually come to mind—Mexico, Colombia, perhaps Italy and some African countries. In those places, the drug mafias rule with impunity, journalists and lawyers are assassinated and politicians receive death threats.
Not anymore. Thanks to globalization, government paralysis, a cultural acceptance of drug use and mass immigration, the lucrative international drug trade is bringing the same violence and corruption to the first-world countries of northern and western Europe, including the Netherlands, Belgium, France, Germany, Spain, and the U.K. Although Western countries have not seen the tens of thousands of drug-related murders that Mexico has every year, they are seeing the worst drug violence in their histories. It is a disaster that is only worsening but has been a long time coming.
A potent sign of this drug gang crisis was the July 2022 assassination of Peter R. de Vries, a well-known Dutch journalist and renowned crime reporter. De Vries, who was involved in the prosecution of a Moroccan drug lord, was shot to death in downtown Amsterdam, with his assassins recording the act on video. Although his murder sent shock waves through the country and the rest of Europe, De Vries’ death was merely the latest in a string of killings orchestrated by Moroccan gangs, dubbed the “Mocro Mafia.”
In response, the Dutch government subsequently pledged €500 million to fight organized crime. Still, the mayors of Amsterdam and Rotterdam have warned of a “culture of crime and violence that is gradually acquiring Italian traits.”
“I call the Netherlands a ‘narco-state 2.0,’” said Jan Struijs, chairman of the Nederlandse PolitieBond police union, in an interview with Swedish broadcaster SVT.
“We aren’t Mexico, with 14,000 dead bodies, but in our parallel economy, there is an attack on public order and unprecedented numbers of people with personal security—politicians, judges, prosecutors, police staff, journalists—because there is still a serious risk from organized crime. It is a huge problem being tackled on every front, but we have a long way to go.” The fear is that the flood of drug money into the country will necessarily lead to a death spiral of government corruption, inaction and lawlessness that would be nearly impossible to reverse.
Previously, the low crime rate in the country allowed prominent citizens to travel without security. All that has changed. Dutch Prime Minister Mark Rutte—who used to cycle alone to work in The Hague, now has permanent police protection. Princess Amalia, the daughter of King Willem-Alexander, was forced to abandon her plans last year to attend university in person over fears she would be attacked or abducted.
Fueling the drug trade is cocaine, the most profitable narcotic for the drug mafia. With tens of billions of dollars at stake, the drug gangs are not simply street thugs but organized international crime syndicates.
Police have discovered massive “factories” all over the country producing billions of euros worth of cocaine, ecstasy, methamphetamines and heroin. Gangs use automatic weapons and even grenades in their fights over territory. Illustrating the grisly methods of the drug mafia, police found seven soundproof containers near Rotterdam used to interrogate and torture rival gang members, and in 2016 discovered the severed head of a Moroccan gang member on the streets of Amsterdam.
Dutch police, overwhelmed with the flood of drugs, are simply unable to deal with the problem. Amsterdam ombudsman Arre Zuurmond acknowledged that at night the city center becomes “lawless” and turns into a “jungle.” “In the city center, criminal money is leading at night. The authority is no longer present,” he said, adding that “the police can no longer handle this situation.”
The same is happening across the Western world. In neighboring Belgium, an estimated €60 billion worth of illegal drugs pass through the port of Antwerp every year. Belgian Justice Minister Vincent Van Quickenborne was put under enhanced protection after police discovered a plot to kidnap him. “I think we’ve entered in a new phase, a new phase called narco-terrorism, a phase where the narco-terrorists try to destabilize the society and get their grip on society,” Van Quickenborne toldThe Associated Press. “And of course, we will never allow our countries to become narco-states like you see them sometimes in Latin America.” In response, government ministers from six European countries—Netherlands, Belgium, Germany, France, Italy, and Spain—met last October in Amsterdam to discuss cooperation in the fight against the drug mafia.
Cocaine, in particular, is spiraling out of control. In France, police confiscations of cocaine increased from 1.6 tons in 1990 to 26.5 tons in 2021. In February 2021, German police in Hamburg seized 16 tons of cocaine with a street value of €1.5 billion, a European record. In January 2023, Spanish police seized 4.5 tons of cocaine worth €105 million in the Canary Islands. In the U.S., the total amount of drugs seized by the Border Patrol increased from 29.5 to 50 metric tons between 2016 and 2021. Yet the drugs seized by police represent a small fraction of the total.
The facts about the drug trade—deaths, overdoses, arrests and quantity of drugs seized—are easy to measure. More challenging to quantify and even more difficult to admit are the deeper, more philosophical reasons for its stratospheric climb. While the €600 billion global drug trade is undeniably complex, its principal causes can be laid squarely at the feet of the permissive, post-Christian, libertarian culture that dominates the Western world.
The main reason for the drug crisis is Western liberal ideology that, since the sixties, has destigmatized illicit drug use. Thanks to the influence of Christianity, drug intoxication used to be looked down upon as a sin, something that only criminals and vagabonds do. This Christian moral framework was replaced by a libertine individualism which made all morality relative and reduced society to a sand heap of individuals who could perform any act—even self-destructive ones—as long as they didn’t physically harm others. Western liberals spread myths and sophisms about drug use that successfully shifted public opinion in favor. They claimed that tolerating “soft drugs” such as marijuana would solve the drug problem. “Medical marijuana” was not only good but necessary to alleviate suffering. Legalization would eliminate the black market while reducing drug crime. One by one, Western countries began decriminalizing or implementing “tolerant” drug policies, starting with the Netherlands.
Only a few decades later, with the negative effects of widespread drug use becoming self-evident, many countries are regretting that decision.
A significant reason for this—apart from the growing consensus about the serious health effects of illicit drugs—is that drugs and crime are inseparable. Criminals have always been among the largest consumer of drugs, and where drugs are freely available, crime almost inevitably follows. Moreover, drug legalization expands, not eliminates, the black market. When drugs are legalized, consumption necessarily increases. Drug gangs almost always provide drugs cheaper than their legal (and taxed) competition. In Europe and the United States, the legalization of marijuana has led to greater profits for drug gangs than ever before.
Marijuana is a gateway drug for hard drugs such as cocaine and heroin. Not everyone who smokes marijuana will move on to cocaine, but nearly everyone who takes cocaine began with marijuana. When a culture of drug intoxication takes root, and drug abuse becomes just another lifestyle choice, it is more or less inevitable that hard drugs will follow. There is no moral justification to draw the line at marijuana if there is no absolute morality.
The same liberals who relaxed drug laws were at the same time responsible for the immigration crisis that is directly responsible for much of the drug crisis. For decades, these liberals have both eliminated borders thanks to the European Union while eliminating trade barriers through globalization. Both were indispensable conditions for the drug trade. They also encouraged large-scale immigration into the West, mostly from poor countries in Africa, the Middle East and Latin America. Although “politically correct” commentators refuse to recognize this, it is simply a fact that in Europe, these immigrants, most of them Muslim, are disproportionally responsible for the drug trade and the violence connected to it.
In the third decade of the twenty-first century, the crucial enablers of drug gangs are the far-left proponents of “woke” ideology. These radical progressives see drug dealers and criminals as an oppressed class at war with the oppressive structures of the West, notably the police, the rule of law, and “racist” anti-drug policies. “Woke” progressives and drug dealers are allies in the war to overthrow “capitalism,” the free market and what remains of traditional Christian morality and Western European civilization. At the end of the day, both are anarchists who seek to eliminate the state and replace it with a tribal society “with neither gods nor masters.”
The slide of the Netherlands into “narco-state” status is destroying the rule of law, the social fabric of society and traditional Dutch culture. A strong police response is indispensable, but only by addressing the roots of the drug crisis can the West hope to eliminate this scourge of the twenty-first century.
Grupa ukraińskich gangsterów przemycała marihuanę z Hiszpanii do różnych krajów europejskich, pod przykrywką pomocy humanitarnej dla ogarniętej wojną ich ojczyzny.
Handlarze narkotyków nawiązali współpracę z operującymi na terenie Andaluzji gangami w tym marokańskimi i skupowali duże ilości „trawki”. Skończyło się to [?? Czyżby? md] aresztowaniem 29 osób i przejęciem ok. 800 tys. euro.
[Nie „skończyło”.. To gałązka wielkiego DRZEWA. MD]
Ponad stu funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej (Guardia Civil) wzięło udział w operacji wymierzonej w wyjątkowo [?? hi, hi.. md] cynicznych handlarzy narkotyków. Śledczy odkryli niedawno, że na Costa del Sol pojawiła się grupa ukraińskich gangsterów. Skupowali znaczne ilości marihuany i wysyłali ją do Europy. Gangsterzy ukrywali narkotyk w kartonach mających zawierać pomoc humanitarną dla Ukrainy. Furgonetki z „trawką” włączały się do konwojów jadących do ogarniętego wojną kraju. A po drodze odbijały od nich, ruszając do odbiorców marihuany.
Gwardia Cywilna wykryła w Fuengiroli (Malaga) dwie furgonetki zarejestrowane na Ukrainie, w których ukryto łącznie 109 paczek pakowanej próżniowo „trawki”. Aresztowano cztery osoby jadące tymi pojazdami.
Porządki
Po zebraniu dowodów i ustaleniu powiązań ukraińskich gangsterów z lokalnym półświatkiem [??] śledczy uderzyli. W pierwszej fazie operacji, funkcjonariusze dokonali serii przeszukań w prowincji Malaga. Znaleźli wówczas 740 tys. euro, 25,2 tys. dolarów amerykańskich i 20 kg pąków marihuany.
Gwardziści przejęli też kilka pistoletów oraz akcesoria policyjne i nadajniki GPS. Gangsterzy ze wschodu nie zamierzali się ograniczać li tylko do przemytu narkotyków. Zatrzymano wówczas 11 osób. Faza druga dotyczyła dostawców marihuany z w prowincjach Granada, Kordoba i Sewilla. Aresztowano wówczas 14 osób. Tym razem przejęto 1,5 tys. krzaków konopi, 10 kg zapakowanej hermetycznie marihuany, pięć sztuk broni i 15 tys. euro. Dwóch podejrzanych próbowało uciec, taranując radiowóz Gwardii, ale zostali zatrzymani.
[Wiedzieliśmy o tym od razu. Żadna „władza” nie zareagowała. M. Dakowski]
Były minister rolnictwa i poseł Gabriel Janowski opublikował w mediach społecznościowych dokument, z którego wynika, że 16 stycznia 2000 r. został „otruty przez podanie narkotyków”. To zdaniem polityka wyjaśnia, dlaczego w trakcie sejmowej debaty tamtego dnia zachowywał się w nietypowy sposób. Janowski opublikował nowe nagranie, w którym wskazuje, kto dokonał tego „zamachu”.
O Gabrielu Janowskim i jego nietypowym zachowaniu podczas debaty w Sejmie głośno było w połowie stycznia 2000 r. Parlamentarzyści debatowali wówczas nad odwołaniem ministra skarbu Emila Wąsacza, a Janowski blokował mównicę, skakał w miejscu oraz całował kobiety i mężczyzn po rękach.
Polityk, który od początku lat 90. sprzeciwiał się prywatyzacji polskich cukrowni, sektora bankowego i energetycznego oraz PZU, poinformował kilka dni temu, że na jego zachowanie przed 22 laty wpłynęły podane mu narkotyki.
„Doktor Arwid Hansen w styczniu 2000 r., czyli natychmiast po wydarzeniach – wydał niezależną ekspertyzę, która potwierdza, iż w dniu 16 stycznia 2000 r. zostałem celowo otruty narkotykami. Cel działania był świadomy i miał on mnie wyeliminować z życia społecznego” – pisał w sobotę były poseł w mediach społecznościowych.
Teraz Janowski opublikował w sieci nowe nagranie. „Pytacie mnie Państwo w komentarzach i wiadomościach prywatnych, kto podał mi narkotyki 16 stycznia 2000 r.? Odpowiadam” – napisał.
– Pytacie, kto mi to zrobił. Kto tak niegodziwie wobec mnie postąpił. Otóż środki narkotyczne podał mi Zygmunt Hortmanowicz, lekarz z wykształcenia. Mój zastępca w związku. Został zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa 20 sierpnia 1971 r. Nie podano przyczyny zarejestrowania. Ten fakt zamachu na mnie miał miejsce 16 stycznia 2000 r. – mówi na nagraniu były polityk.
To nie pierwszy raz, kiedy Janowski wskazuje na Hortmanowicza. Już wcześniej w Polskim Radiu mówił, że w 2000 r. podano mu pewną ampułkę.
– Chodziło o uśmiercenie mnie. Zygmunt Hortmanowicz świadomie dał mi narkotyki, a kiedy „dojrzałem” wyprowadził przed kamery, żeby mnie skompromitować, żebym nie miał wpływu na polską politykę. Swoim działaniem naruszyłem wielkie interesy grup politycznych. To był zamach. Była afera na cały świat, gdy otruto Wiktora Juszczenkę. A u nas? Politycy byli zastraszeni lub przekupieni – tłumaczył Janowski.
Kim jest Gabriel Janowski?
Gabriel Janowski w czasach PRL był aktywnym opozycjonistą. Za udział w organizacji strajków na SGGW w 1968 r. został relegowany z uczelni i skierowany do wojska (przed służbą udało mu się uciec).
Brał udział w obradach Okrągłego Stołu. Będąc posłem na sejm w latach 1997-2001 zasiadał w Komisji Skarbu Państwa, gdzie sprzeciwiał się prywatyzacji m. in. polskich cukrowni i mleczarni. W 2002 r. blokował mównicę sejmową, domagając się wstrzymania sprzedaży warszawskiego przedsiębiorstwa energetycznego STOEN.
Reżim Joe Bidena wysunął w listopadzie 2021 r. kandydaturę Roberta Califf na szefa federalnej agencji FDA (Food and Drug Administration – „Agencja Żywności i Leków”). Senat, nieznaczną większością głosów (50-46) zatwierdził właśnie kandydaturę Califfa, który po zaprzysiężeniu zastąpi Janet Woodcock, która od stycznia 2021 r. pełniła obowiązki szefa FDA (bez pełnej nominacji).
————————————
Tak jak dotychczasowa szefowa, tak i dr Robert Califf nie jest osobą z zewnątrz systemu, lecz służą mu wiernie od wielu lat: Woodcock pracuje w FDA od 36 lat, a Califf był już szefem tej agencji, za kadencji Baracka Husseina Obamy. I to właśnie nie kto inny, tylko Woodcock i Califf przyłożyli się do wtenczas największego kryzysu medycznego w Stanach Zjednoczonych, czyli epidemii opioidów [to np. kodeina, morfina i heroina]. To oni właśnie stali na czele FDA i najważniejszych jej komitetów, gdy ta „niezależna” instytucja wydawała autoryzację na „bezpieczne” leki opioidowe, które zabiły co najmniej pół miliona Amerykanów (oficjalne, zaniżone dane), a uzależniła dziesiątki milionów.
Tylko w latach 2016-17 FDA wydała zezwolenie na pięć „bezpiecznych” opioidów, w czasie gdy Califf był szefem tej przestępczej organizacji, pomimo ostrzeżeń wielu lekarzy i naukowców. Siła lobby przemysłu farmaceutycznego przeważyła jednak i opioidy – najbardziej uzależniające substancje znane człowiekowi – stały się powszechnie przepisywanymi lekami przez lekarzy, którzy „w dobrej wierze” przepisywali te preparaty, wierząc w zapewnienia FDA, że są to „leki” i to na dodatek „bezpieczne”. Podczas senackiego głosowania nad nową kandydaturą nawet kilku senatorów z Partii Demokratycznej zagłosowało przeciwko, zdając sobie sprawę z – trudnej do ukrycia – roli FDA i jej czołowych przedstawicieli, w stworzeniu plagi uzależnień narkotykowych.
FDA, strojąca się w szatę niezależnej federalnej agencji, od kilkudziesięciu lat stała się coraz bardziej ostentacyjnym wykonawcą życzeń przemysłu farmaceutycznego, często, masowo i bezdyskusyjnie aprobując przesyłane wnioski. Należy po raz kolejny przypomnieć, że statutowa działalność FDA obejmuje jedynie przegląd dostarczonych przez producenta leku/szczepionki danych i FDA nie prowadzi żadnych własnych badań nad bezpieczeństwem czy skutecznością produktu. Wszystko co wiemy – albo nie wiemy, gdyż często trudno jest uzyskać informacje – pochodzi zatem od producenta i poprzez FDA otrzymuje jedynie stempel autoryzacji, co czytane jest później zupełnie błędnie jako potwierdzenie „bezpieczeństwa i skuteczności” produktu. A producenci, w tym osławiony „szczepionką przeciwko Covid-19” Pfizer, był w przeszłości wielokrotnie karany wielomiliardowymi karami właśnie za fałszowanie danych.
Nakładane kary nie stanowią jednak żadnego hamulca w dalszym oszukiwaniu i manipulacji danymi, gdyż 1) produkty szczepionkowe są w większości zwolnione z jakiejkolwiek odpowiedzialności; 2) produkty zwane lekami mają tak skalkulowaną cenę, że w jej skład wchodzą przyszłe możliwe odszkodowania.
Należy też pamiętać, że wszystkie wycofane leki kiedyś były autoryzowane przez FDA. Ich wycofanie to jedynie efekt nacisków społeczeństwa, lekarzy, którzy wskazywali na ich tzw. skutki uboczne. No i trzeba przypominać bez przerwy, że NIE MA LEKU BEZ SKUTKÓW UBOCZNYCH.
Pomiędzy FDA a przemysłem farmaceutycznym istnieje długa i bardzo obfita wymiana kadr, włącznie z niedawnym przypadkiem samego szefa FDA, Scotta Gottlieb (2017-2019), który zasiada teraz w Radzie dyrektorów koncernu Pfizer. Zaś nowo wybrany szef FDA Robert Califf jest przykładem coraz ściślejszego uzależnienia od koncernów informatycznych, gdyż przybywa do federalnej agencji jako szef d/s strategii medycznych holdingu Alphabet, czyli firmy-matki znanego Googla.
Rola kryminalnej organizacji, w jaką przepoczwarzyła się federalna agencja FDA (wraz z CDC i innymi), w uzależnianiu społeczeństwa od leków, w tym najniebezpieczniejszych opioidów oraz promocji eksperymentalnych produktów zwanych „szczepionkami przeciwko Covid-19”, z pewnością zwiększy się wraz z nowym/starym szefostwem.
Ujawnione przez Projekt Veritas nagranie, w którym wysoki funkcjonariusz FDA, Christopher Cole przyznaje, że FDA planuje narzucenie obowiązku regularnego, corocznego wyszczepiania całego społeczeństwa, preparatem reklamowanym jako „szczepionka przeciwko Covid-19”, stanowi kolejny dowód na konspiracyjną działalność tych federalnych agencji.
Nagranie powyższe bez przeszkód wyświetlane jest na Youtube, pomimo kompromitujących agencję FDA działań ujawnionych przez jej wysokiego funkcjonariusza, działań w pełni zasługujących na miano „teorii konspiracji”. Przeważa jednak przekaz wypowiedzi, gdyż obowiązkowe wyszczepianie niebezpiecznymi preparatami jest ważniejsze niż wszystko inne, a jak widać, są „lepsze” i „gorsze” teorie konspiracji.
San Francisco, miasto które znałem jest zrujnowane.
Zamiast kwiatów jest brud. Ulice są nim przepełnione. Ekskrementy, igły, przestępczość. Ojcowie miasta, zbieranina białych liberałów i seksualnych zboczeńców, zalegalizowali rabunki dokonywane przez czarnych do wysokości 950 dolarów za jeden napad. Jest to forma reparacji. Właściciele sklepów, kierownicy i ochroniarze stoją bezradni, podczas gdy czarni plądrują sklepy. Duża liczba sklepów w San Francisco została zamknięta, ponieważ są one traktowane przez czarnych jako centra darmowej dystrybucji.
Grabież rozprzestrzeniła się teraz po zatoce, aż do Walnut Creek. Kiedy byłem studentem na UC Berkeley, Walnut Creek było dzielnicą mieszkaniową dla wyższej klasy średniej. Dziś, 90 szabrowników potrafi tam wpaść do sklepu i opróżnić go. [link1, link2]
W następnej kolejności będą okradać gości hotelowych pokój po pokoju. Pamiętam, jak w latach 80-tych zameldowałem się w eleganckim hotelu na plaży Copacabana w Rio de Janeiro. Zapytałem recepcjonistę, dlaczego w lobby hotelowym było 30 uzbrojonych strażników z karabinami maszynowymi. Odpowiedział, że w zeszłym tygodniu jakiś gang przejął hotel i okradał gości pokój po pokoju. To samo wydarzenie może mieć miejsce w którymś z naszych kurortów już w niedalekiej przyszłości. Demokraci już teraz pozwalają czarnym palić i plądrować dzielnice biznesowe w miastach kontrolowanych przez Demokratów. Wystarczy zapytać każdego mieszkańca Nowego Jorku, Chicago, Minneapolis, Seattle, Portland, Atlanty, jak wygląda życie w miastach demokratów.
Demokraci i inni głupcy, mówią, że to tylko proces dostosowawczy, okres przejściowy w którym kształtuje się wielokulturowość, pokonując rozmaite nierówności. A jednak liczba zabójstw białych przez czarnych wzrasta każdego dnia.
Wielokulturowość wymusiła prawne przywileje dla czarnych. Biały, który kradnie w sklepie, jest ścigany. Biały nie musi przekroczyć $950 wartości skradzionego towaru, zanim zostanie aresztowany.
Wielokulturowość wymusiła odwrotną dyskryminację białych przy przyjmowaniu na uniwersytety, zatrudnianiu i awansowaniu. Biali tracą również prawo do samoobrony. Jeśli czarna osoba atakuje białą, jest to zwykła napaść, ale jeśli biała osoba stawia opór lub przeszkadza, gdy czarny atakuje innego białego, jest to rasizm i przestępstwo z nienawiści.
Te same zarzuty wysuwane są przeciwko białym policjantom, którzy próbują egzekwować prawo i chronić własność.
Wielokulturowość wymogła zniesienie standardów edukacyjnych zarówno w wymaganiach wstępnych, jak i w ocenach wyników. Wszystkie standardy zostały obniżone, nawet w przedmiotach STEM (biologia, chemia, technologia, inżynieria, matematyka). Przodujące w tych dziedzinach szkoły średnie, zostały zniszczone, ponieważ standardy były „wykluczające”. Dzisiaj szkoła STEM nie różni się niczym od jakiejkolwiek innej szkoły.
Wielokulturowość wymagała napisania na nowo amerykańskiej historii, aby wytłumaczyć słabe wyniki preferowanych mniejszości jako rezultat rasizmu i dyskryminacji rasowej.
Wielokulturowość wymaga zniszczenia spójności społecznej. Nie ma już asymilacji. Jedność ustąpiła miejsca wieży Babel. Nie ma już narodu amerykańskiego.
Wieża Babel nie jest narodem. Stąd erozja suwerenności narodowej na rzecz podmiotów ponadnarodowych.
Wielokulturowość udowodniła, że jest siłą destrukcyjną. Nie wzbogaca kultury. Niszczy ją. Taki jest cel krytycznej teorii rasy, projektu 1619 New York Timesa, twierdzeń o niebiologicznej płci i kurczenia się języka angielskiego przez wokeizm (ograniczenia językowe wynikające z obawy przed posądzeniem o uprzedzenia rasowe lub dyskryminację). Tracimy nawet zdolność do wyrażania siebie.
Nie ma już wartości amerykańskich. Zarówno uniwersytety, jak i media, instytucje całkowicie zależne od wolności słowa i otwartej debaty, nie wierzą już w żadne z nich. Uniwersytety i media zdegenerowały się do roli organów propagandowych narzucających oficjalne narracje, jak w stalinowskiej Rosji i nazistowskich Niemczech.
W ciągu mojego życia obserwowałem powolne, ale stałe niszczenie Stanów Zjednoczonych. Mój kraj nigdy nie był doskonały, ale miał Konstytucję, która chroniła wolność obywatelską i miał ludność z kręgosłupem moralnym. Gdzie to dzisiaj jest?
KOMENTARZ BIBUŁY: Tak, destrukcja Ameryki jest procesem trwającym od kilkudziesięciu lat, może trwa od początku powstania tego antykatolickiego eksperymentu jakim są Stany Zjednoczone, a może nawet ten gnilny proces został wbudowany w same podwalinach tego systemu.
Powyższy opis dr. Robertsa nie wnosi jednak wiele, poza przypomnieniem bolączek Kalifornii oraz całej upadającej krainy. Ponadto, jakby nie chce zauważyć, że powoływanie się z sentymentem na hipissowiskie „złote lata” różnych dzieci-kwiatów – jak w podanym nostalgicznym linku na wstępie – jest brakiem dystansu, gdyż to właśnie te rewolucyjne ruchy były prekursorami zjawisk doświadczanych dzisiaj, a ukształtowani wtenczas młodzi ludzie zasiadają dziś w rządach, parlamentach, agencjach.
Zamiast utyskiwać – bo niemal każdy może napisać całą litanię wszechobecnego zła, choć jeden barwniej, a inny mniej – lepiej byłoby się zastanowić nad przyczynami oraz nad sprawcami.
A realnymi sprawcami tej destabilizacji nie są jacyś „Demokraci” czy „Republikanie”, jacyś medialni celebryci czy nawet znani bilionerzy, bo głęboka władza jest, właśnie – głębiej. A im głębiej będziemy sięgali, tym dostrzeżemy, że przeróżne „teorie konspiracji”, włącznie z wyśmiewanymi Prokotołami Mędrców, mają uzasadnienie i pokrycie w rzeczywistości. Przyjrzyjmy się kto, jakie grupy etniczne kontrolują finanse, rynek medialny, rozrywkę i setki innych aspektów życia. Kontrolują, wpływają, zmieniają – według własnych wzorów, kodów moralnych, całkowicie przeciwnych „amerykańskiemu kręgosłupowi”.
Wracając jednak do dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Oto kilka filmików co mogą zrobić wspólne rządy Demokratów i Republikanów, od początku krasomówczo walczących „o dobro obywateli”, lecz w sumie będących na służbie sił wyższych. Takich przykładów można mnożyć, gdyż nie ma dzisiaj większego amerykańskiego miasta bez takich klimatów – wszystko jest zniszczone, bądź w procesie ruiny. Może zresztą i o to chodzi – o zniszczenie wszystkiego, a na ruinach zbudowanie Nowego Wspaniałego Świata, jak w hippisowskich i sowieckich piosenkach.
[W oryginale parę filmików. STRASZNE. Nie umieszczam, też dlatego, że się umieszczania (jeszcze??) nie nauczyłem. Ale – brzydzę się tym. Mirosław Dakowski]
Ulice Filadelfii, największego miasta Pennsylvani – zarejestrowane w sierpniu 2021 r
Gdyby ktoś pytał się dlaczego takie dziwne zachowania tych ludzi-zombie, to wyjaśniamy, że jest to efekt narkotyku o nazwie fentanyl, bądź jeszcze groźniejszych mieszanek. Fentanyl należy do grupy opioidów, a ze swą mocą (100x silniejszy od morfiny) zabiera życie co najmniej 100 tysięcy Amerykanów rocznie. Oczywiście oficjalna „walka z narkobiznesem” trwa od kilkudziesięciu lat i jej skutkiem jest właśnie wzrost spożycia/użycia narkotyków i takie obrazy, jak w Filadelfii. Ci co dzielnie „walczą z narkotykami” wcale nie chcą zwalczyć i zlikwidować problemu, bo co te różne agencje federalne (jak DEA) robiłyby – sadziły drzewka, rozdawały cukierki, przeprowadzały staruszki przez ulice? Oni są po to aby „walczyć”. I walczą – jak widać na zdjęciach. Według oficjeli z DEA fentanyl napływa głównie z Meksyku, a południowa granica jest… niemal otwarta: w ciągu roku napłynęło przez nią 2 miliony nielegalnych imigrantów. Co ze sobą przynieśli? Ale agencje „walczą” i „walczą” tworząc teatr na lotniskach, gdzie normalnym ludziom sprawdzają buty, paski i laptopy, a nawet zaglądają do d…, natomiast z Meksyku płynie fala narkotyków większa niż kiedykolwiek.
I O TO CHODZI, bo „walka” polega na kontroli przepływu, nie odcięciu, nie zlikwidowaniu, ale KONTROLI. Zaś władze takiego Nowego Jorku poszły już nieco dalej: właśnie wprowadziły oficjalne „centra dystrybucji narkotyków”. Poważnie: każdy ćpun może sobie w czystych i komfortowych warunkach, legalnie wstrzyknąć co chce. Tak działa machina „pomocy” narkomanom i „walka z narkotykami”. Oczywiście cała rzesza „ekspertów” i medyków przyklasnęła temu „humanitarnemu” projektowi, bo przecież trzeba pomagać bliźniemu w potrzebie.
Ulice Filadelfii – zarejestrowane we wrześniu 2021 r. [w oryg.]
Epidemia narkomanii w USA. Ponad 100 tys. osób zmarło z przedawkowania w ciągu roku łz, mnie 18.11.2021 https://www.tvp.info/56984060/epidemia-narkomanii-w-usa-cdc-przedstawia-dane-joe-biden-oswiadcza
Rekordowa liczba ponad 100 tys. Amerykanów zmarła z powodu przedawkowania narkotyków w okresie od kwietnia 2020 roku do kwietnia 2021 roku – wynika z danych Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC). – Walcząc z COVID-19, nie możemy zapomnieć o tej drugiej epidemii – oświadczył prezydent Joe Biden.
Według opublikowanych w środę szacunkowych danych CDC liczba ofiar przedawkowań w ciągu 12 miesięcy od kwietnia 2020 r. wyniosła 100 306, o 29 tys. więcej, niż w ciągu poprzedniego roku. Dane wskazują, że liczba ofiar przedawkowań – choć stale rosła już wcześniej – dodatkowo zwiększyła się podczas pandemii COVID.
„Kontynuując walkę z pandemią COVID nie możemy przeoczyć tej epidemii strat, która dotknęła rodziny i społeczności w całym kraju” – oznajmił w wydanym oświadczeniu prezydent Biden. Działania administracji
Zapowiedział, że władze nie ustaną w wysiłkach, by odwrócić obecny trend, między innymi za pomocą zwiększenia zakresu ubezpieczeń zdrowotnych i inwestycji w programy prewencyjne, terapię oraz ograniczanie podaży niebezpiecznych substancji.
Głównymi przyczynami zgonów – odpowiedzialnymi za ponad trzy czwarte przypadków – było przedawkowanie opioidów, które od dawna są jednym z największych problemów w walce z uzależnieniami. W ostatnich latach szczególnie wzrosła popularność fentanylu, syntetycznego środka sprowadzanego między innymi z Chin. Ale rośnie też liczba śmierci z przedawkowania innych opioidów, takich jak heroina oraz leki przeciwbólowe wydawane na receptę, zawierające morfinę, kodeinę czy oksykodon.