Seksualizujące zajęcia w szkołach – „normą”?? – np. w Warszawie – Chirurżka…

Długi i groźny „marsz przez język”, nie tylko w oświacie

dlugi-i-grozny-marsz-przez-jezyk

Obrona przed tzw. „tęczowymi piątkami”, organizacjami LGBT prowadzącymi antydyskryminacyjne – a faktycznie seksualizujące – zajęcia w szkołach, lewicowymi samorządami, które jak w Warszawie, Gdańsku czy Poznaniu, bezpośrednio oddziałują na podległe im szkoły – to rzeczywistość, z jaką zmagamy się w Polsce od lat.

Grzechem pierworodnym jest ustawa o systemie oświaty, która czyni z samorządów organy prowadzące placówki oświatowe. Sprawują one nadzór nad szkołami i placówkami w zakresie niepedagogicznym, a wchodzą w ten zakres również kwestie kadrowo-płacowe. To skutecznie wykorzystywana metoda, by zawłaszczać coraz większe obszary oświaty w Polsce. Ignorowanie przez samorządy nadzoru pedagogicznego sprawowanego przez Kuratoria i formatowanie umysłów nauczycieli, pedagogów i psychologów oraz pracowników administracji, a nawet rodziców, w ramach szkoleń i warsztatów jest powszechne i nie napotyka na realne przeciwdziałanie. Na ten cel płynie strumień finansowania, w dużej mierze z Unii Europejskiej. Także oddziaływanie na uczniów poprzez zajęcia dodatkowe, wszelkie wydarzenia oraz konkursy szkolne, biblioteczne, świetlicowe jest stałą praktyką.

Formy oddziaływania na dzieci, począwszy od przedszkoli, mają wiele twarzy, nie zawsze na tyle groźnych, by od razu wzbudzić zainteresowanie i czujność rodziców czy nauczycieli oraz reprezentujących rodziców społecznych organizacji. Wpływ organów państwa na oświatę maleje, zwiększa się strefa wpływu samorządów, NGO-sów, gorliwie realizujących agendę zrównoważonego rozwoju promowaną przez UE i ONZ poprzez sowite finansowanie. Proces rozpływania się oświaty jest milcząco akceptowany przez rząd, gdyż zdejmuje z rządzących odpowiedzialność za wielkie obszary życia społecznego. Pod pozorem usamorządowienia – ongiś naiwnie jak się okazało utożsamianego z oddolnym sprawowaniem władzy lokalnej – oddaje je we władanie siłom, z którymi tylko deklaratywnie się walczy i którym nieprzekonująco się sprzeciwia.

Przykładem takiego miękkiego oddziaływania na świadomość uczniów dosłownie z ostatnich dni może być choćby pozornie niewinny konkurs „artystyczny” ogłoszony dla uczniów 14 maja na stronie Biura Edukacji Urzędu m.st. Warszawy. Ma on popularyzować nie poprawną ortografię, nie polskie przysłowia ani synonimikę wzbogacającą język czy choćby zabawy z licznymi w polszczyźnie homonimami. O nie! Celem konkursu jest popularyzacja „idei języka równościowego ze względu na płeć (feminatywy)”. „Idei języka równościowego” – podkreślmy.

Adresatami konkursu są uczniowie szkół podstawowych, począwszy od klas pierwszych. Organizator konkursu, Warszawska Rada Kobiet wraz z partnerami, którymi są m.in. Biuro Edukacji Urzędu m.st. Warszawy i Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń [podległe Urzędowi m.st. Warszawy], oczekuje obecnie na prace plastyczne i filmowe: kolaże, filmy nagrywane komórką, komiksy, plakaty etc. promujące tę „ideę”. Równość płci w języku na filmikach nagrywanych przez dzieci – sam pomysł budzi grozę!

Przypomnijmy, Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń, znane jest z antydyskryminacyjnych projektów szkoleń, jakie objęły wszystkie warszawskie dzielnice i pracowników oświaty oraz rodziców, a których podwykonawcami są najbardziej światopoglądowo lewicujące NGO-sy, mające często wprost LGBT w nazwach i statutach. Kwestie te głośno podnosił Instytut Ordo Iuris wskazując na zatrudnianie promujących narkotyki i seks homoseksualistów do prowadzenia zajęć antydyskryminujących dla nauczycieli w szkołach oraz na powszechne finansowanie przez warszawski samorząd wielu organizacji o tęczowych barwach. 

FINANSOWANIE WARSZAWSKICH ORGANIZACJI LGBT – zobacz raport

Konkurs reklamuje plakacik-krzyżówka z takimi potworkami językowymi, jak: „gościni”,”burmistrzyni”, ”chirurżka”, a rozwiązaniem jest oczywiście wyraz „feminatywy”. Czy to tylko zachęta do tworzenia takich ośmieszanych językowych absurdalnych potworków, jak rodzice i rodzicki czy ta profesora? Czy raczej – skoro o „idei języka równościowego” mowa – do ilustrowania, a więc ugruntowywania w dziecięcej świadomości genderowego lewackiego projektu „świata silnych kobiet”, który ma zastąpić naturalny symetryczny świat dwu płci o odmiennych rolach społecznych, wynikających z biologicznych różnic kobiety i mężczyzny?

Pan profesor i pani profesor – mają zniknąć najpierw z języka, a potem ze świadomości uczniów, wraz z podziałem na dwie płcie i wszelkimi dalszymi konsekwencjami. Mieszanie, płynność i relatywizm, zamiana ról, zmiana płci, tranzycje, retranzycje – to skutki procesu „marszu przez język”. Jest on nadal niedoceniany i nie do końca rozpoznany przez konserwatywną część społeczeństwa, pomimo upowszechnienia pojęcia lewicowego „marszu przez instytucje”, który w ciągu ostatnich dziesięcioleci zmienił całkowicie naszą rzeczywistość. Ideolodzy neomarksistowscy zaś znakomicie posługują się tym narzędziem, poprzez język działając na wyobraźnię coraz młodszych dzieci i powolnie formatując ich świadomość.

„Językoznawcy i językoznawczynie, socjologowie i socjolożki są zgodni co do tego, że zmiany społeczne mają swój początek w języku. Zatem walka w tym obszarze nie jest drobiazgiem”[…] Sięganie po żeńskie formy rodzajowe wynika z dbałości o język ojczysty, o jego tradycję i logikę. Natomiast używanie wyłącznie form męskich ugruntowuje patriarchalny układ rzeczywistości” – czytamy w tekście „Chirurżka, posełka i gościni. Kogo denerwują feminatywy?” Magdaleny Raczek na łamach kultura.trójmiasto.pl

Czy faktycznie sięganie po żeńskie formy rodzajowe to wyraz dbałości o polszczyznę? Czy raczej jest formą walki o przeprowadzenie głębokich zmian społecznych, o której wprost pisze się chwilę wcześniej?

Nazwa konkursu warszawskiego Ratusza daje jednoznaczną odpowiedź – język jest stricte genderowym orężem w równościowej walce z normalnością.

Debata na temat specyfiki polszczyzny i form męskich powraca od wielu lat. „Nie ma jednak potrzeby używania konstrukcji typu Polki i Polacy, studenci i studentki w każdym tekście i zdaniu, ponieważ formy męskie mogą odnosić się do obu płci”. – to puenta bardzo ostrożnego stanowiska Rady Języka Polskiego przy PAN z 2019 r., w którym wcześniej ciepło dywaguje się o feminatywach.

Niestety, nawet w podręcznikach szkolnych do języka polskiego stosuje się od lat takie właśnie nadużywanie poprawnych „równościowo” form, utrwalając w uczniach nadwrażliwość na tę kwestię. Wymagają tego zalecenia recenzentów MEiN, do których muszą się stosować autorzy podręczników. Przybiera to niekiedy dość zawiłe formy i komplikuje polecenia np. ”Jeśli próbowałeś/próbowałaś pisać poezję podziel się z kolegami i koleżankami swoim doświadczeniem.” itp. Czy nie warto by tego wreszcie zmienić?

Jak długo jeszcze możliwe będzie „odnoszenie się do obu płci” form męskich w polszczyźnie, wspominane w stanowisku Rady? Jak szybko to, co dziś dopuszczane przez Radę Języka Polskiego – czyli dziwne i często groteskowo brzmiące feminatywy – staną się jedynymi i wyłącznie obowiązującymi formami, pod nakazem sądowym ich stosowania, a językowa tradycja, stanowiąca o specyfice polszczyzny, będzie interpretowana jako patriarchalna przemoc i forma dyskryminacji, i jako taka – surowo karana?

Przykład aresztowanego za proste stwierdzenia o istnieniu dwu płci kanadyjskiego ucznia powinien być dla nas ostrzeżeniem. Obecny festiwal nienawiści w Kanadzie i USA, agresja uczniów wobec nauczycieli dokumentowana na rozpowszechnianych filmikach poraża brutalnością „obrońców” LGBT wobec każdego, kto głosi inne poglądy. Ta młodzież odrobiła lekcję z „języka równościowego” i nauczyła się już, czym jest w praktyce segregacja i dyskryminacja oraz kogo ma objąć. Tym kimś są „wrogowie równości”, nie męskie końcówki wyrazów.

Inne ostrzeżenie płynie ostatnio z Augsburga. Decyzje władz diecezji w Augsburgu, o czym informował pch24.pl .postanowiły, iż w dokumentach pisanych diecezji należy „uwidaczniać różne płcie” tak, aby zapewnić „równouprawnienie oraz równe traktowanie kobiet, mężczyzn oraz pozostałych płci”. Nie wolno od teraz mówić – na przykład – o „nauczycielach”, bo to wykluczałoby kobiety; należy mówić „nauczyciele i nauczycielki” albo „nauczycielstwo”.

„W 2018 roku w Niemczech wprowadzono oficjalnie „trzecią płeć” – tzw. divers, „różny”. Obywatele RFN mogą wskazywać taką płeć w dokumentach. Od momentu zapadnięcia tej państwowej decyzji Kościół katolicki wprowadza elementy genderyzmu w duszpasterstwie i administracji” – czytamy. A jeśli „trzecich płci” będzie więcej, gdyż prawodawstwo niemieckie oficjalnie je nakaże? Za chwilę to „uwidocznienie płci” obejmie wszelkie zboczone postaci i dewiacje, i to w języku kościelnych dokumentów?

By takie zjawiska mogły zaistnieć i podobne zarządzenia, nawet w administracji kościelnej, funkcjonować, potrzebna była gruntowna przebudowa języka i świadomości. Zaczęto przed laty od przedszkola i szkoły.

W Polsce jesteśmy na początku stosowania totalnego języka, ale „marsz przez język” nabiera coraz większego rozpędu.

Równościowe konkursy dla 7-latków – jak wspomniany powyżej – mają naturalnie oswajać, a następnie przygotować nowe kadry bojowników o równość najpierw do braku oporu, zaś w przyszłości do aktywnego działania i walki. Nie tylko na polu języka. Powinniśmy o tym pamiętać.

Warto jednak pilnie już dziś poddać reedukacji w zakresie stosowanego języka kadry rządzących, gdyż równościowy język polityków tzw. prawicy nie różni się niczym od politycznie poprawnej mowy unijnych, w pełni zrównoważonych, eurokratów.

Sprzeciwiamy się, protestujemy, nie zgadzamy się wobec LGBT , światopoglądu lewicowego, łamania norm świata chrześcijańskiego etc. – takie deklaracje słyszą wyborcy z ust sprawujących władzę. Jaka jest jednak praktyka?

 „Codziennie używany język kształtuje naszą rzeczywistość i ją wyraża. Kształtuje też naszą świadomość, czyli to, jak widzimy świat” – tu cytowana wcześniej publicystka ma stuprocentową rację. Na stosowane przez modernistów niebezpieczne mechanizmy językowe, które powodują powszechną erozję świadomości, wielokrotnie wskazuje ceniona dr Marguerite Peeters w swoich licznych publikacjach i wykładach [np. „Gender – światowa norma polityczna i kulturowa” i „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej”]. Czy jednak jest słuchana i właściwie rozumiana przez tych, od których zależy stanowienie prawa i rządzenie po prawej stronie sceny politycznej w Polsce?

Jak więc „widzą świat” ci, którzy w imieniu polskiego rządu podpisali umowę partnerstwa pomiędzy Polską a UE 30 czerwca 2022 z tzw. Funduszu Partnerstwa, który definiuje szkoły specjalne jako “segregacyjne” i z tego powodu pozbawia je finansowania?

„Szkoły specjalne i inne placówki prowadzące do segregacji lub utrzymania segregacji jakiejkolwiek grupy defaworyzowanej i/lub zagrożonej wykluczeniem społecznym nie będą wspierane w zakresie infrastruktury i wyposażenia” – głoszą dokumenty wszystkich, poza jednym, województw w Polsce, kopiujące skandaliczne zapisy z rządowych dokumentów.

Segregacja, dyskryminacja, wykluczenie, defaworyzacja – to równościowe etykiety językowe używane przez unijnych dysponentów środków dla tych form szkolnictwa i całych obszarów innych instytucji, które przeznaczono do likwidacji. A po drugiej stronie: równość, inkluzja, włączenie. Bez dania racji, argumentów, badań naukowych. Znakomity przykład stosowania „idei języka równościowego”. Jak idea – to idea! Żadna z ideologii nie posługiwała się wszak dowodami – wystarczyło zbudowanie powszechnego przekonania u wyznawców i bezkrytyczna wiara lub… zastraszanie.

Wyłącznie edukacja włączająca, czyli równościowy projekt o globalistycznym rodowodzie, niwelujący narodowy system oświaty, zostanie dofinansowana z bilionowego budżetu z UE do 2027 r. Poprzez pozbawienie finansowania szkół specjalnych i innych placówek oraz promocję inkluzji chce się osiągnąć w każdej dziedzinie: “potrzebę deinstytucjonalizacji usług” , ochronę „grup defaworyzowanych”, „otwieranie systemu” i docelowo – zrealizować ideologiczną „politykę spójności” w ramach UE.

Uważajmy na te pojęcia z wyższej równościowej półki! Długi „marsz przez język” skutecznie wspiera „marsz przez instytucje”.

To już nie konkursowe ABC „języka równościowego”, to faktyczna przebudowa struktury społecznej pod dyktat niepolskich decydentów. Wbrew dobru dziecka. Wbrew polskiej racji stanu.

Hanna Dobrowolska ekspert oświatowy

Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba

Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba

Sojusznicy reagują

Stanisław Michalkiewicz sojusznicy-reaguja

„Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba” – śpiewał w 1980 roku Andrzej Rosiewicz. Chodziło o to, że rząd napożyczał na Zachodzie pieniędzy, a tu nagle wybuchł bunt przeciwko partii, z którym partia i rząd nie bardzo mogły sobie poradzić, aż dopiero soldateska 13 grudnia 1981 roku odniosła miażdżące zwycięstwo nad niewdzięcznym narodem, przywracając porządek przy pomocy „surowych praw stanu wojennego”, kiedy to stosowny dekret za byle co przewidywał karę śmierci, a w najlepszym razie – długoletnią turmę.

Wspominam o tym również po to, by przywrócić poczucie rzeczywistości rozmaitym mądralom z wyższych szkół gotowania na gazie, którzy bredzą, że „surowość kary nie ma większego znaczenia w postępowaniu z przestępcami”. Wisienką na torcie jest historia pewnego ruskiego „wora w zakonie”, czyli zawodowego złodzieja, którego Aleksander Sołżenicyn spotkał w jakimś łagrze. Ów wor przechwalał się, że nigdy nie pracował – z jednym, jak szczerze przyznawał, wyjątkiem. Otóż w trakcie wojny niemiecko-sowieckiej jakoś zamarudził i nie zdążył uciec z Kijowa przed wkroczeniem tam Niemców. Wtedy pracowałem – opowiadał – bo przyłapanych na kradzieży Niemcy na miejscu rozstrzeliwali.

Wracając do zachodnich bankierów, to włosy stawały im dęba z obawy, że zbuntowany lud nie zechce spłacać kredytów zaciągniętych przez partię i rząd. Dlatego też po wprowadzeniu stanu wojennego zachodni bankierzy poczuli ulgę, a w ich imieniu gratulacje generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu złożył miłujący pokój i demokrację niemiecki kanclerz Helmut Schmidt.

[por.: Czemu
ukrywanie bankructwa Banku Handlowego sprzed pół wieku jest tak
istotne dla Polaków lat trzydziestych Trzeciego Tysiąclecia.

To właśnie była zdrada, a raczej rabunek tysiąclecia !! md]

Historia się powtarza, ale – ma się rozumieć – niedokładnie, bo nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a już sławny starożytny rosyjski filozof Pantarejew odkrył, że wsio pławajet [точнее – всё плывёт. md] . W ogóle warto przypomnieć, ile świat zawdzięcza Rosjanom. Na przykład Pietia Goras wynalazł matematykę i sformułował słynne twierdzenie, a z kolei w czasach nowożytnych polarną zorzę wynalazł Łomonosow, „by oświetlała carski tron, a w której blasku wielki Soso milionom podejrzanych osób zgotował zasłużony zgon” – pisze poeta.

Jak widzimy, rosyjskie wpływy są widoczne wszędzie, więc trudno, by nie było ich widać w polskiej polityce – o ile postępowanie naszych Umiłowanych Przywódców zasługuje na tę szlachetną nazwę. Więc kiedy z inicjatywy Naczelnika Państwa Sejm uchwalił ustawę o czeriezwyczajnej komisji do zbadania rosyjskich wpływów w polskiej polityce, to zaraz zachodni bankierzy, a właściwie nie tyle bankierzy, co dygnitarze, pospieszyli z gorzkimi słowami krytyki.

Chodzi o tak zwaną „lex Tusk”, której celem jest nie tyle może zbadanie rosyjskich wpływów, bo te widoczne są na każdym kroku, co o zablokowanie Donaldu Tusku, a być może również wielu jego kolaborantom możliwości zajmowania stanowisk publicznych nawet przez najbliższe 10 lat.

Tymczasem Donald Tusk od lat pozostaje umiłowaną duszeńką – najpierw Naszej Złotej Pani, a teraz – Naszego Złotego Pana, więc nic dziwnego, że w Komisji Europejskiej zaraz objawił się kolejny niemiecki owczarek w osobie Didiera Reindersa, ludowego komisarza od sprawiedliwości, który nie tylko wyraził zaniepokojenie tą ustawą, ale w dodatku zapowiedział, że „nie zawaha się” przed podjęciem „działań”.

Jakie to będą „działania” – tego jeszcze nie wiemy, ale w stosownym czasie zostanie nam to objawione: „aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki. Wnet się posypią piękne wyroki!”. Sęk bowiem w tym, że ustawę tę w podskokach podpisał pan prezydent Andrzej Duda, chociaż – jak twierdzi Judenrat „Gazety Wyborczej” – między nim a Naczelnikiem Państwa topór wojenny wcale nie został zakopany. Skąd zatem taka skwapliwość ze strony pana prezydenta?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zdać sobie sprawę, w obliczu jakiej konieczności powoli staje pan prezydent. Na trzecią kadencję kandydować nie może, bo zabrania mu tego konstytucja, więc musi rozejrzeć się za jakąś prestiżową synekurą – albo w ONZ, albo w NATO, albo jeszcze gdzie indziej.

Jak przytomnie zauważył pan Leszek Miller, który o takich sprawach coś tam musi wiedzieć, bez protekcji amerykańskiej objęcie takiej synekury jest absolutnie niemożliwe. Skoro tak, to pan prezydent Duda najwyraźniej wykombinował sobie, że jak podpisze ustawę blokującą Donaldu Tusku i jego kolabom start w wyborach, to jego Volksdeutsche Partei wyborów nie wygra, dzięki czemu nic nie zagrozi amerykańskiej kurateli nad naszym bantustanem. W takiej sytuacji oddanie pana prezydenta dla Naszego Najważniejszego Sojusznika zostanie zauważone i stosownie wynagrodzone.

Temu rozumowaniu niczego zarzucić nie można, a jednak Departament Stanu, zamiast złożyć panu prezydentowi gratulacje, jak w swoim czasie Kanclerz Schmidt generałowi Jaruzelskiemu, „wyraził zaniepokojenie”, że przepisy tej ustawy mogą zostać „niewłaściwie użyte”, co może zagrozić „wolnym wyborom w Polsce”.

W tej pozornie surowej formule tkwi jednak wskazówka, jak zrobić, by i wilk był syty, i demokratyczna owca cała. Jeśli bowiem przepisy lex Tusk zostaną użyte „właściwie”, to znaczy, że w naszym fachu nie ma strachu i że nie ma co martwić się na zapas.

Lawinowy wzrost liczby cudzoziemców zatrudnionych w Polsce. Ukraińcy – 82%. Reszta – ze 177 krajów…

Lawinowy wzrost liczby cudzoziemców zatrudnionych w Polsce. Ukraińcy – 82%. Reszta – ze 177 krajów…

lawinowy-wzrost-liczby-cudzoziemcow-zatrudnionych

„W 2022 r. wśród 15,2 mln osób pracujących w Polsce aż 3,8 proc. stanowili cudzoziemcy. Rok wcześniej udział pracujących cudzoziemców wynosił 1,6 proc., a w 2017 r. tylko 0,7 proc.”, informuje PolskieRadio24.pl.

Wśród pracujących w Polsce cudzoziemców dominują obywatele Ukrainy (81,6 proc.). Oprócz nich zatrudnienie w Polsce znajdują również Białorusini (5,8 proc.), Gruzini (3,8 proc.) i Mołdawianie (2,5 proc.). „Pozostałe 6,3 proc. stanowiły pozwolenia na pracę cudzoziemców z innych 174 krajów”.

„W 2022 r. najwięcej cudzoziemców pracowało w przedsiębiorstwach zajmujących się przetwórstwem przemysłowym – 110,3 tys. osób, z czego 47,1 tys. stanowiły kobiety. Niewiele mniej pracowników z zagranicy było zatrudnionych w branży transportowej (109,8 tys. osób, w tym niecałe 11 tys. kobiet). Trzecią najczęściej wybieraną przez cudzoziemców branżą było budownictwo, w której pracowało blisko 70 tys. obcokrajowców”, informuje PolskieRadio24.pl.

„Trzeba mieć świadomość, że duży przyrost liczby cudzoziemców pracujących w Polsce odnotowany w 2022 r. jest zjawiskiem wyjątkowym, spowodowanym wojną na Ukrainie. Po zakończeniu wojny może się okazać, że znaczna część pracowników powróci na Ukrainę, a polski rynek pracy będzie odnotowywał większe deficyty pracowników”, podsumowuje serwis.

Gorące tematy zastępcze

Gorące tematy zastępcze

 Stanisław Michalkiewicz 8 czerwca 2023 michalkiewicz

Jak wiadomo, nasz bantustan został – częściowo „bez swojej wiedzy i zgody” – uwikłany w trzy wojny: jedna – to wojna, jaką USA i NATO prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca, druga – to wojna hybrydowa, jaką Niemcy, przy wykorzystaniu instytucji Unii Europejskiej , prowadzą przeciwko Polsce od stycznia 2016 roku gwoli odzyskania wpływów politycznych, częściowo utraconych wskutek przejścia Polski w roku 2014 pod kuratelę amerykańską i trzecia – to wojna z klimatem. Otóż w związku z tą drugą wojną, mamy w Polsce rodzaj konfliktu domowego między obozem „dobrej zmiany”, a obozem zdrady i zaprzaństwa, reprezentowanym przede wszystkim przez Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Volksdeutsche Partei jest – zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową – ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, podczas gdy obóz „dobrej zmiany”, reprezentowany przez Prawo i Sprawiedliwość z Naczelnikiem Państwa na czele, jest ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.

Ponieważ Niemcy, budujące IV Rzeszę metodą pokojowego jednoczenia Europy, czyli korumpowania biurokratycznych gangów, okupujących poszczególne państwa europejskie, nie życzą sobie, by jacyś Amerykanie sypali im piasek w tryby rozpędzonego parowozu dziejów, a z kolei Amerykanie mają co do nas swoje plany – przekłada się to na antagonizm między obydwoma obozami. Żaden z nich jednak nie może przecież powiedzieć, o co naprawdę chodzi, tylko gwoli zachęcenia jednych i drugich sympatyków do statystowania w tym widowisku, używają tematów zastępczych.

Do niedawna na przykład Donald Tusk, który rzeczywiście był najukochańszą duszeńką Naszej Złotej Pani, a obecnie – najukochańszą duszeńką Naszego Złotego Pana z Berlina, był oskarżany o nadskakiwanie Niemcom. Dopóki jednak w Niemczech stacjonuje amerykańskie wojsko, to Donald Tusk demaskowanie obozu „dobrej zmiany” jako agentury amerykańsko-żydowskiej musi mieć surowo zakazane, więc zastępczo oskarża Naczelnika o „łamanie demokracji” a w porywach uniesienia – nawet o „faszyzm”. Naczelnik bowiem rzeczywiście odgrywa w Polsce historyczną rekonstrukcję przedwojennej sanacji, jako że w 1989 roku w Magdalence powierzono mu odcinek patriotyczny, podczas gdy jego konkurentom – odcinek „nowoczesności”.

Na szczęście wybuchła wojna na Ukrainie, dzięki czemu obydwa konkurujące ze sobą obozy znalazły ujście dla swoich emocji w wymyślaniu Putinowi i Rosji. Na tym właśnie tle doszło do uchwalenia ustawy o utworzeniu nadzwyczajnej komisji badającej ruskie wpływy w – pożal się Boże! – polskiej polityce, co pozwoliło na obudzenie przysypiających namiętności, a nawet – ich eskalację. Nie wiadomo jeszcze, jak sytuacja się rozwinie, bo pan generał Nosek przewąchał właśnie i podzielił się tym odkryciem z Judenratem „Gazety Wyborczej”, że „przesiąknięte” ruską agenturą jest właśnie PiS. Na razie, w odpowiedzi na tę inicjatywę Naczelnika Państwa, który najwyraźniej musiał stracić nadzieję, że kiedykolwiek jego rząd dostanie z Unii Europejskiej jakieś pieniądze, Donald Tusk wyznaczył dzień 4 czerwca na uroczyste obchody Ogólnopolskiego Święta Konfidenta. Data ta nie jest bowiem przypadkowa, jako że właśnie 4 czerwca 1992 roku konfidenci SB i ich poplecznicy, w atmosferze zamachu stanu, obalili rząd premiera Jana Olszewskiego. Oczywiście z konfidentami, jak to z konfidentami – pewne minimum konspiracyjne musi być zachowane – toteż Ogólnopolski Dzień Konfidenta oficjalnie przyjął nazwę „Marszu Przeciwko Drożyźnie, Złodziejstwu i Kłamstwu” – ale przecież wiadomo, o co chodzi naprawdę. Dodatkową poszlaką jest bowiem deklaracja Kukuńka, że w tej uroczystości weźmie osobisty udział. No naturalnie, jakże by inaczej? Bez niego wszyscy uczestnicy musieliby odczuwać niedosyt.

W ramach tedy przygotowań do wspomnianej uroczystości, pan red. Tomasz Lis, co to 4 czerwca 1992 roku chwycił za rękę wchodzącego do Sejmu Kukuńka, który przybył zrobić porządek z rządem premiera Olszewskiego, z okrzykiem: panie prezydencie, niech pan NAS ratuje! – więc pan red. Lis wystąpił z hasłem: „znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora!” Nietrudno było się domyślić, że chodzi mu o komorę gazową, toteż PiS natychmiast zareagowało spotem, przedstawiającym chwilowo nieczynny obóz w Oświęcimiu, przypominając, że zginęło tam około miliona ludzi i opatrując całość retorycznym pytaniem skierowanym do uczestników ogólnopolskich uroczystości 4 czerwca – czy rzeczywiście pragną w czymś takim uczestniczyć. W odpowiedzi całe stado autorytetów moralnych zawyło jednym głosem, podobnie jak to miało miejsce 4 czerwca 1992 roku – że to objaw „zdziczenia” politycznego dyskursu, bo kto to widział, żeby dla potrzeb przepychanki posługiwać się wspomnianym obozem? Autorytety – jak to autorytety – ze strachu przed posądzeniem ich o antisemitismus – nie ośmielają się zauważyć, że obóz w Oświęcimiu jest bez ceregieli używany przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu z pobudek jeszcze niższych to znaczy – z chęci zysku w postaci tak zwanych „roszczeń” odnoszących się do „własności bezdziedzicznej”. Inna sprawa, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, więc i autorytety, zwłaszcza takie, co to mają do tych spraw specjalnego nosa, wiedzą, kiedy płonąć świętym oburzeniem, a kiedy „zamilczeć roztropnie”, by nie narazić się na utratę przyzwoitości, co bywa gorsze od śmierci.

Przekonuje się o tym właśnie pan mecenas Roman Giertych, który ogłosił pragnienie kandydowania do Senatu. Gdyby bowiem został senatorem, to nie tylko poświęciłby się dla Polski, ale w dodatku – miałby immunitet, który – jak mogliśmy się przekonać – tak bardzo się przydał panu marszałkowi Tomaszowi Grodzkiemu. Pan mecenas, gwoli podlizania się mondowi i autorytetom – nawet potępił sprośne „błędy młodości”, jakich w przeszłości się dopuścił, Ale to pokajanije niewiele mu pomogło, bo ugrupowania nieprzejednanej opozycji zawarły były tak zwany „pakt senacki”, czyli porozumienie „róbmy sobie na rękę”. Chodzi o to, by nie konkurować między sobą w poszczególnych okręgach; jak w jednym okręgu kandyduje, dajmy na to, ktoś z Volksdeutsche Partei, to inne ugrupowania obozu zdrady i zaprzaństwa swoich faworytów tam nie wystawiają. Tymczasem pan mecenas żadnego takiego miejsca sobie nie załatwił, toteż pani Barbara Nowacka pryncypialnie go skrytykowała, a z kolei pan Tomasz Siemoniak oświadczył, ze Volksdeutsche Partei nie będzie go „wystawiała”.

Okazało się, że nawet kicanie w obronie demokracji i praworządności, to za mało, by wkraść się w łaski Salonu, toteż pan mecenas rzutem na taśmę spróbował włączyć się do chóru autorytetów moralnych oświadczając, że jak można sporządzać takie spoty w sytuacji, gdy w oświęcimskim obozie ginęli Żydzi? Ale nie ma pewności, czy nawet taka – jak to nazywają gitowcy – „poważna zastawka” mu pomoże. To już prędzej przydałaby się drobna operacja chirurgiczna. Akurat jest odpowiedni moment, bo do wyborów wszystko by się zagoiło.

Sokółka – ks. kan. Stanisław Gniedziejko: Cud eucharystyczny wciąż trwa

Sokółka – ks. kan. Stanisław Gniedziejko: Cud eucharystyczny wciąż trwa

3 czerwca 2021

09:39

Wicekustosz sanktuarium Najświętszego Sakramentu w Sokółce oraz świadek cudu eucharystycznego z 2008 roku, ksiądz kanonik Stanisław Gniedziejko podkreśla, że ”cud eucharystyczny przemiany Hostii w Ciało Chrystusa wciąż trwa”. Kościół katolicki obchodzi dziś Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa.

Boże Ciało jest jednym z głównych świąt obchodzonych dla uczczenia Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Były proboszcz parafii pw. świętego Antoniego Padewskiego w Sokółce, zaznacza, że, gdy przygotowujemy się do uroczystości Bożego Ciała, nasze myśli koncentrują się na Eucharystii.

– Na żywej obecności Jezusa Chrystusa, który powiedział „Oto Ja Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” Pozostał z nami, by dalej realizować Boży plan zbawienia poprzez spotkania z człowiekiem: w modlitwie, we mszy świętej, w nabożeństwach, w adoracjach – wciąż do nas mówi: ”Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” przytacza słowa Jezusa ksiądz Stanisław Gniedziejko. – Prawda o Bożej Opatrzności jest różnorodnie przyjmowana, dlatego Pan Jezus przychodzi do nas poprzez znaki – dodaje ksiądz kanonik z Sokółki.

– Takim znakiem jest cud eucharystyczny w Sokółce. Badania patomorfologiczne potwierdziły, że ten znak, który się pokazał na konsekrowanej małej Hostii, to jest tkanka mięśnia sercowego człowieka w agonii. Ten Sokólski znak jest potwierdzeniem, że Eucharystia to prawdziwe Ciało i prawdziwa Krew Jezusa Chrystusa. To rzeczywista obecność Jezusa Chrystusa pod postaciami Chleba i Wina– wyjaśnia świadek cudu eucharystycznego w Sokółce.

– W ten szczególny dzień dziękujemy Jezusowi Chrystusowi, że spełnia w sakramentach świętych Boży plan wobec człowieka – dodaje duchowny. – Chcemy oddać Jezusowi Chrystusowi należny hołd i uwielbienie za ten dar miłości objawionej w Eucharystii. Chcemy wyznać wiarę […] w tę Bożą prawdę. Kościół ustanawia ten szczególny dzień dla uwielbienia Chrystusa, podziękowania Jemu za obecność oraz wyznania wiary w żywą obecność Jezusa Chrystusa- podkreśla były proboszcz parafii pw. świętego Antoniego Padewskiego w Sokółce.

Cud Eucharystyczny w kościele św. Antoniego w Sokółce związany jest z [uwidocznionym ] przemienieniem Hostii we fragment ludzkiego serca. Objawienie jest pierwszym w Polsce cudem eucharystycznym, dotychczasowe objawienia związane były z Maryją.

Cud miał miejsce w 12 października 2008 roku. W czasie, gdy udzielano Komunii Świętej, podczas porannej mszy w kościele św. Antoniego, jeden z komunikantów upadł na stopień ołtarza. Zgodnie z procedurą kościelną, hostia została umieszczona w naczyniu liturgicznym i w celu rozpuszczenia zalana wodą. Zgodnie z liturgią, rozpuszczony komunikant nie jest już Ciałem Zbawiciela, którym stał się podczas przemienienia na mszy świętej. Zalaną wodą Hostię przeniesiono do sejfu w kościelnej zakrystii. Po dwóch tygodniach na nierozpuszczonej wciąż Hostii, w Jej środku powstała krwista plamka. Wydarzenie zaczęła badać komisja kościelna oraz niezależni profesorowie medycyny, stwierdzając, że czerwonobrunatna plamka na Hostii to fragment serca ludzkiego w stanie agonalnym.

Komunikant, który upadł na schodek ołtarza w kościele św. Antoniego w Sokółce stał się widoczną przemianą Hostii w Ciało Chrystusa. 2 października 2011 roku w kościele w Sokółce odbyły się uroczystości przeniesienia cudownej Hostii z plebanii do przygotowanego specjalnie miejsca w kościele. Od tego czasu, przed cudownie objawioną Cząstką Ciała Pańskiego w Hostii, modlą się pielgrzymi z całego świata.

Ogólnomiejskie uroczystości Bożego Ciała rozpoczną się o godz. 10-tej Mszą św. przed archikatedrą Białostocką. Eucharystii przewodniczył będzie Abp Senior Edward Ozorowski, a homilię wygłosi biskup Henryk Ciereszko.

Po Mszy św. odbędzie się tradycyjna procesja Eucharystyczna ulicą Rynek Kościuszki i Lipową do kościoła św. Rocha. Poprowadzi ją bp Henryk Ciereszko. Uroczystość zakończy się błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem.

Msza św. będzie transmitowana na kanale YouTube ArchiBial MEDIA.

Cuda Eucharystyczne – wołanie o nawrócenie i przypomnienie o Jego realnej obecności.Czemu wiara polskich katolików słabnie ?

Cuda Eucharystyczne – wołanie o nawrócenie i przypomnienie o Jego realnej obecności.

Czemu wiara polskich katolików w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Eucharystii słabnie ?

Adam Białous cuda-eucharystyczne

Tegoroczne przeżywanie uroczystości Bożego Ciała powinno być przez nas wzbogacone świadomością dotyczącą Cudów Eucharystycznych, które w ostatnich latach miały miejsce w Polsce. To co stało się w Sokółce i Legnicy, a być może jeszcze w kilku miejscach naszego kraju (badania trwają) nie może być przez nas niezauważone. Cuda Eucharystyczne mają wzmocnić naszą wiarę w prawdziwą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina, która dokonuje się w czasie Mszy Świętej.

=================================

Jeżeli wiara nas Polaków ma być wzmocniona, to może warto zadać pytanie jaka obecnie jest nasza wiara? I  czy wiara w narodzie rośnie, czy słabnie? Aby szukać odpowiedzi na to pytanie, sięgnijmy do kościelnych statystyk. Z ostatnich badań tzw. dominicantes, przeprowadzonych w roku 2022, wynika że w niedzielnych Mszach Św. uczestniczyło w ubiegłym roku niecałe 30 procent katolików. Jeszcze w 2019 roku, czyli przed tzw. pandemią COVID-19, ten wskaźnik wynosił 36,9 procent. Najwyższy wskaźnik dominicantes był w roku 1990  i wynosił 50,3 %. Widzimy więc, że „różowo” nie jest. A niski procent katolików biorących udział w niedzielnej Mszy Świętej świadczy również o tym, iż wiara przynajmniej 70 % polskich katolików w rzeczywistą obecność Chrystusa w Hostii jest mizerna. Gdyby w nią wierzyli, biegliby (przynajmniej) w niedziele na Mszę Świętą.

Kryzys wiary w Polsce pokazują też dane CBOS. Według nich od marca 1992 roku do czerwca 2022 roku odsetek osób dorosłych określających się jako wierzący, spadł z 94 do 84 procent, a podejmujących praktyki religijne regularnie, takie jak m.in. modlitwa (raz w tygodniu lub częściej) z blisko 70 procent do niemal 42 procent. Jednocześnie wzrósł odsetek niepraktykujących (nie modlą się, nie uczestniczą w żadnych nabożeństwach) – z niespełna 9 do 19 procent. Praktyki religijne porzucają najczęściej mieszkańcy wielkich miast (37 proc.), częściej młodzi (nastolatkowie) niż osoby starsze (odpowiednio 38 proc. wobec 13 proc.)

Jak wynika z tych statystyk wiara polskich katolików w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Eucharystii słabnie. Może to być również wynikiem nieznajomości Pisma Świętego.  Do czytania Pisma Świętego, przynajmniej raz w roku, przyznaje się zaledwie 19,2 procent Polaków. A to właśnie w Ewangelii jest napisane „To jest Ciało moje… To jest Krew moja… To czyńcie na moją pamiątkę”. Słowa Chrystusa wypowiedziane podczas ostatniej wieczerzy, a powtarzane przez kapłana podczas każdej ofiary Mszy Św.

Może właśnie z powodu słabnięcia wiary w polskim narodzie, który swoją drogą jest dziś od niej odciągany przez wyjątkowo wiele toksycznych ideologii, jest powodem Bożego wołania do nas poprzez Cuda Eucharystyczne. Bowiem autentyczne Cuda Eucharystyczne odsyłają wiernych do udziału w sercu naszej modlitwy, czyli do Eucharystii, w której prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie jest obecny Chrystus. Przy tym Cuda Eucharystyczne nic cudownej przemianie chleba w Ciało Chrystusa, a wina w Jego Krew, co ma miejsce podczas każdej Mszy Św., nie dodają. Nie ulepszają tej Boskiej Tajemnicy, a jedynie odsłaniają przed naszymi zmysłami, to co od czasu pierwszej Eucharystii w Wieczerniku, aż do dziś na ołtarzach naszych kościołów podczas Mszy św. się dzieje.

Mają nam również przypomnieć, że jest inny świat, świat Ducha. Raj, w którym czeka na nas Bóg. Cuda sygnalizują nową jakość nadchodzącej rzeczywistości, zapowiadają nowe stworzenie, odkupioną cielesność, uczestnictwo w chwale uwielbionego Ciała Chrystusa. Mistyczne Ciało Chrystusa, które spożywamy podczas Komunii, jest dla nas pokarmem na życie wieczne. To właśnie uświadamiają nam Cuda Eucharystyczne. Uświadomić nam również powinny, że bez tego duchowego pokarmu, możemy mocno osłabnąć w wierze i nie mieć siły dojść tam, gdzie nas Bóg woła.

Cuda Eucharystyczne, a również uroczystość Bożego Ciała, są też przesłaniem dla nas, abyśmy nie zapomnieli o tym, jak wielką cenę musiał zapłacić Bóg za nasze grzechy, abyśmy mogli prawdziwie żyć. Relikwie cudu są przejmującym znakiem męki i wyniszczenia Chrystusa z miłości ofiarnej do ludzi. Naukowcy, patomorfolodzy, którzy badali relikwie powstałe wskutek Cudów Eucharystycznych w Sokółce oraz w Legnicy, zgodnie stwierdzili, że są to „mięśnie serca ludzkiego, będącego w agonii”. Jeden z badaczy Hostii z Legnicy zaznaczył „Na obrazie wyraźnie wyodrębniono włókna mięśnia serca ludzkiego, mocno pofragmentowane. Taki obraz towarzyszy agonii” – powiedziała dr Barbara Engel.

Tak więc myśląc o Cudach Eucharystycznych, nie powinniśmy zatrzymywać się jedynie na zachwycaniu się niezwykłością tych wydarzeń, ale podjąć też głębszą refleksję. Ksiądz Krzysztof  Wiśniewski w jednym ze swoich artykułów poświęconych Cudowi Eucharystycznemu w Legnicy, tak oto zachęca do głębszego spojrzenia: „Konsekwentne przyjęcie tej perspektywy wyklucza takie manifestacje religijności, w których zachwyt cudownością zdarzenia eucharystycznego górowałby nad rachunkiem sumienia oraz cichą i pokorną ekspiacją za grzechy przeciwko wierze w Eucharystię”.

Uczestnicy marszu 4 czerwca zdecydowanie za “Wielkim Resetem”

Uczestnicy marszu 4 czerwca zdecydowanie za “Wielkim Resetem”

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, Ważne

Autor: CzarnaLimuzyna , 5 czerwca 2023

W ostatnią niedzielę zwyciężyła demokracja. Był to jeden z największych zrywów w obronie nie tylko tego co już było, ale tego co jest i tego co ma być. Tysiące uśmiechniętych twarzy, rzadziej skrzywionych w grymasie niezadowolenia, tysiące wymownych transparentów i flag. Święto “demokracji i wolności” pod wspólnym jednoczącym hasłem j…. PiS.

Uczestnicy marszu zdecydowanie opowiedzieli się za kontynuacją dotychczasowej linii politycznej trzeciej RP z jednym fundamentalnym zastrzeżeniem. Nie może tego robić PiS. Formacja Kaczyńskiego i Morawieckiego za dużo kradnie, a za mało wspiera nowoczesne kierunki „zrównoważonego rozwoju”.

Przeciw czemu nie zaprotestował marsz

Nie zaprotestował przeciwko zaplanowanej i realizowanej,  całkowitej likwidacji polskiego górnictwa

Nie zaprotestował przeciwko niszczeniu polskiej gospodarki z powodu absurdalnych limitów klimatycznych

Nie zaprotestował przeciwko cenzurze i prześladowaniu za poglądy ludzi normalnych, lecz przy okazji trzeba stwierdzić, że wsparł promocje środowisk „normalnych inaczej”.

Nie zaprotestował przeciwko niekontrolowanemu napływowi imigrantów, w tym przeciwko przesiedlaniu do Polski, Ukraińców.

Nie zaprotestował przeciwko gigantycznemu marnotrawstwu środków publicznych w Ratuszu rządzonym przez pana Trzaskowskiego

Nie zaprotestował przeciwko szkalowaniu dobrego imienia Polski i polskich bohaterów przez środowiska żydowskie i lewicowe

Nie zaprotestował przeciwko polityce wykonywania dyrektyw WEF, co skutkowało lockdownem w „Służbie Zdrowia”, powodując ponad 200 tys. ofiar śmiertelnych

Nie zaprotestował przeciwko wprowadzeniu na rynek wielu nieskutecznych, a także niebezpiecznych dla zdrowia i życia preparatów BiGpharmy

Nie zaprotestował przeciwko planom zniszczenia dotychczasowego rolnictwa opartego na wolnej hodowli zwierząt i wolnej uprawie naturalnych roślin, owoców

Parafrazując powiedzenie starych komunistów z PZPR, którzy wraz z młodymi zwolennikami Szkoły Frankfurckiej przybyli tłumnie na marsz – “Socjalizm tak, wypaczenia nie” – możemy podsumować

RÓŻNICUJĄC DWA ROZBIEŻNE STANOWISKA dwóch opcji politycznych

KO: Globalizm, nowy porządek, kradzież (…) zmiana przy korycie –  tak!

PiS: Globalizm, nowy porządek, kradzież (…) –  tak, zmiana przy korycie –  nie!

Poniżej, krótki filmowy reportaż z wypowiedziami uczestników.

https://youtube.com/watch?v=juDVB74WqIY%3Ffeature%3Doembed

________________________________________________________________________________________________________

Dbasz o zdrowie? Dostaniesz mandat

Dbasz o zdrowie? Dostaniesz mandat

, 7 czerwca 2023

Dla głupców jest to wiedzą tajemną lub teorią spiskową, lecz dla osób, które zapoznały się z opiniami wielu naukowców, oraz miały okazję zobaczyć na własne oczy lub przeżyć to na własnej skórze, przymus stosowania wielu preparatów BiGpfarmy może oznaczać trwałą utratę zdrowia lub śmierć.

Tymczasem, instytucja pod nazwą Ministerstwo Zdrowia „planuje uprościć karanie” osób chcących samodzielnie decydować o sposobach dbania o własne zdrowie. Zgodnie z propagandową praktyką osoby chcące korzystać ze swoich konstytucyjnych uprawnień określa się jako „uchylające się od obowiązku szczepień”.

Warto zapytać: Od uzasadnionego obowiązku czy od bezprawnego przymusu narzucanego pod groźbą okradania obywatela? Pytanie jest zasadne, bo uzasadnienia piszą dziś najczęściej płatni lobbyści, a głos uczciwych lekarzy jest poddany cenzurze, a oni sami stają się ofiarami prześladowań ze strony skorumpowanego i oportunistycznego środowiska. 

MZ zaostrzy kary za “uchylanie się”

– Nie uchylam się od niczego. To oni mnie nagabują, molestują i nękają. Mnie i moją rodzinę. Ja po prostu nie mam ochoty rozmawiać z obcymi osobami na temat jak o siebie dbam. O siebie i o moją rodzinę, o żonę i dzieci. – mówi Piotr, trzydziestolatek, któremu urodziło się drugie dziecko. – Moja pierwsza córeczka na szczęście nie choruje, a wychowujemy ją w zgodzie z normalną wiedzą medyczną, omijając starannie zalecenia farmaceutycznej mafii – dodaje.

Na portalu Rynek.Zdrowia.pl została zamieszczona wczoraj informacja o planowanym zaostrzeniu represji wobec osób nie zgadzających się na wstrzykiwanie sobie lub swoim dzieciom wątpliwej jakości specyfików. W komunikacie czytamy:

Mandat zamiast wieloetapowego postępowania egzekucyjnego. W ten sposób Ministerstwo Zdrowia (MZ) planuje uprościć karanie uchylających się od obowiązku szczepień.

Wdroży także wymóg prowadzenia elektronicznej karty szczepień. – To istotnie poprawi monitorowanie poziomu wyszczepienia – zapowiedział Dariusz Poznański, dyrektor departamentu zdrowia w MZ. / MZ zaostrzy kary…/

Elektroniczna karta szczepień połączona z aktualnym statusem niewolnika (przywileje i zakazy) to stary pomysł NWO, którego wdrażanie rozpoczęto korzystając z okazji, którą stworzyła „fałszywa pandemia”.

Dziwnym trafem informacja o planowanych represjach i promocji szkodliwych preparatów w Polsce zbiegła się w czasie z następującym komunikatem:

UE/ WHO i KE podpisały umowę o wykorzystaniu unijnego systemu cyfrowych zaświadczeń COVID-19 do stworzenia systemu ogólnoświatowego

W ramach partnerstwa prowadzone będą prace nad “etapowym rozwojem technicznym systemu WHO w celu uwzględnienia dodatkowych form jego zastosowania, na przykład cyfryzacji międzynarodowego świadectwa szczepienia lub profilaktyki”.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP) /naukawpolsce.pl/bankier.pl/

________________________________________________________________________________________________________

Szkodliwość szczepionek mRNA

“Zwiększona synteza IgG4 spowodowana wielokrotnym szczepieniem mRNA z wysokimi stężeniami antygenu może również powodować choroby autoimmunologiczne i sprzyjać wzrostowi raka i autoimmunologicznemu zapaleniu mięśnia sercowego u podatnych osób” /link/

Oszukana szczepionka HPV

“Ginekolog z II stopniem specjalizacji – dr med. Jacek Madej – powołując się na oficjalne dane i artykuły naukowe, wyjaśnia dlaczego „szczepionki przeciwko rakowi szyjki macicy, to największe oszustwo w historii medycyny XXI wieku!” i ostrzega przed skutkami ubocznymi” /link/

dr Piotr Witczak/TT/

Happy Meal… McDonald’s w Polsce gorszy dzieci pedalstwem. Protestuj !!!

Happy Meal… McDonald’s w Polsce gorszy dzieci pedalstwem. Protestuj !!!

NIE-dla-indoktrynacji-lgbt-w-mcdonalds

NIE dla indoktrynacji LGBT w McDonald’s

CitizenGO zaczął tę petycję do Dyrektora Generalnego McDonald’s Polska Tomasza Rogacza – 31.05.2023

Ostatnio wokół sieci McDonald’s w Polsce wybuchłooburzenie związane z dystrybucją książeczki dla dzieci pt. “Mogę zostać zdolnym muzykiem” w zestawach Happy Meal. Książeczka przedstawia życie i karierę Eltona Johna, słynnego brytyjskiego muzyka i wspomina o jego homoseksualnym małżeństwie i synach… 

Cytat z tej książeczki brzmi: Elton John “wziął także ślub – wraz ze swym mężem Davidem i dwoma synami stworzył rodzinę, o jakiej zawsze marzył.”

Nie występujemy przeciwko Eltonowi Johnowi ani żadnej innej osobie, ale występujemy przeciwko indoktrynacji dzieci.

CitizenGO, jako organizacja o charakterze pro-family, stanowczo sprzeciwia się propagandzie LGBT zawartej w książeczce.

Uważamy, że przedstawianie małym dzieciom informacji na temat homoseksualizmu czy małżeństw osób tej samej płci i adoptowaniu przez nich dzieci, może wprowadzać zamęt w umysłach młodych dzieci.

Chcemy również zwrócić uwagę na fakt, że okładka książeczki nie informuje o jej zawartości, pozostawiając rodziców nieświadomymi tego, co przedstawią swoim dzieciom, dopóki nie zaczną czytać. Brak przejrzystości budzi nasze niezadowolenie i rozczarowanie.

Żądamy, by McDonald’s natychmiast zaprzestał dystrybucji książeczki “Mogę zostać zdolnym muzykiem” w zestawach Happy Meal oraz by zapewnił polskich rodziców, że tego rodzaju sytuacje nie będą miały miejsca w przyszłości.

Apelujemy o utrzymanie restauracji McDonald’s w Polsce wolnych od wszelkiej formy propagandy LGBT.

CitizenGO stoi na straży wartości rodziny i broni tradycyjnego modelu rodziny. Wzywamy wszystkich, którzy cenią wartości tradycyjne i rodzinne, do zjednoczenia się i wyrażenia swojego sprzeciwu wobec tego rodzaju publikacji i materiałów edukacyjnych, które mogą negatywnie wpływać na wychowywanie dzieci w duchu wartości, które uważamy za ważne.

Jesteśmy przekonani, że McDonald’s, jako globalna korporacja, powinna być odpowiedzialna za treści, które promuje w swoich restauracjach i dbać o to, aby były one zgodne z oczekiwaniami klientów oraz wartościami, które są ważne dla większości Polaków.

CitizenGO będzie kontynuować swoje działania na rzecz ochrony wartości rodziny i tradycyjnych przekonań, wspierając osoby, które dążą do zapewnienia odpowiedniego środowiska wychowawczego dla swoich dzieci, zgodnego z wartościami i przekonaniami, które są istotne dla naszej społeczności.

Podpisz petycję do Dyrektora Generalnego McDonald’s nawołującą do natychmiastowego wycofania kontrowersyjnej książeczki z zestawów Happy Meal oraz do wprowadzenia jasnych zasad dotyczących prezentowanych w McDonald’s treści edukacyjnych i promocyjnych, które będą zgodne z wartościami tradycyjnego modelu rodziny.

ZOBACZ ZDJĘCIE TEJ KSIĄŻECZKI na facebooku CitizenGO Polska https://www.facebook.com/CitizenGOPolska/posts/pfbid036tmXdSQ4xsMxCVzmzi…

Niedziela, 11.06.2023 – Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

11.06.2023 Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

07/06/2023przez antyk2013

Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu

BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!

WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.

Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).

Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie:  Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w  ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa). Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich. Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).

Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był  j e d y n ą  Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści.

Share

Mimo deklaracji władz, kościół pw. św. Mikołaja w Kijowie nie został oddany katolikom

Mimo deklaracji władz, kościół pw. św. Mikołaja w Kijowie nie został oddany katolikom

oblaci.pl 2 czerwca 2023

Mimo deklaracji władz Ukrainy, które zapowiedziały zwrot kościoła pw. św. Mikołaja w Kijowie wiernym, świątynia ta nadal pozostaje w rękach państwa, a decyzja o jej przekazaniu jest blokowana – oświadczył proboszcz działającej tam parafii rzymskokatolickiej, Paweł Wyszkowski OMI.

Niestety, ta sprawa, która trwa tak długo, jak niepodległość naszego kraju, nie została dotąd rozwiązana. Walczymy obecnie z rosyjskim okupantem, ale ten Boży dom również jest okupowany przez prorosyjskie [??? md] , komunistyczne [??? md] decyzje, by nie oddawać tej świątyni właścicielowi, naszej parafii – powiedział na konferencji prasowej w Kijowie.

Kijowscy katolicy od lat prowadzą starania o odzyskanie świątyni, zaprojektowanej w 1909 roku przez polskiego architekta Władysława Horodeckiego. Ukraińskie władze deklarowały, że przekażą kościół wiernym 1 czerwca 2022 r.

Niezrealizowane memorandum

Nie zważając na nasze nadzieje i oczekiwania, że w naszym kraju coś zmienia się na lepsze, nasz kościół dotychczas nie został zwrócony wiernym, a memorandum nie zostało zrealizowane. Ktoś stale blokuje proces przekazania kościoła parafii. I jest to dla nas ogromna rana  – podkreślił ojciec Wyszkowski.

Ambasador Polski na Ukrainie Bartosz Cichocki zwrócił uwagę na zły stan budynku kościoła, który potrzebuje pilnego remontu i zabezpieczenia przed dalszym niszczeniem.

Uważamy w Polsce, że jest to część naszego dziedzictwa kulturowego. Nie rościmy sobie prawa własności, ale to Polacy ufundowali ten kościół i to Polak, Władysław Horodecki, go zaprojektował. Chcielibyśmy, żeby ta unikalna, jedyna w Kijowie budowla neogotycka trwała dalej i cieszyła oczy kolejnych pokoleń, a widzimy, że będzie to możliwe tylko, kiedy wróci on do prawowitych właścicieli – powiedział ambasador. – Dla nas jest faktem, że nie powrócił on dotychczas w ręce wiernych i niszczeje, a czasu do ratowania jest niewiele – podkreślił Cichocki.

Akt sprawiedliwości

Nuncjusz apostolski na Ukrainie arcybiskup Visvaldas Kulbokas stwierdził, że przekazanie kościoła św. Mikołaja wiernym będzie aktem sprawiedliwości. W jego ocenie będzie to też miało wpływ na obronę Ukrainy w wojnie, którą prowadzi przeciw niej Rosja.

Sprawiedliwy pokój i zwycięstwo dobra nad złem jest możliwy do osiągnięcia, kiedy połączymy aspekt duchowny z ludzkim. Jestem przekonany, że jeśli ta i inne świątynie zostaną jak najszybciej zwrócone katolikom i innym konfesjom, to będzie to też miało bardzo duży wpływ na obronę Ukrainy, bo jest to obrona ze strony Boga. Staniemy się w ten sposób silniejsi – powiedział.

Kościół św. Mikołaja, to neogotycka świątynia rzymskokatolicka, położona w centrum Kijowa przy ul. Wełykiej Wasylkiwskiej 75. Zbudowany w latach 1899–1909 według projektu Władysława Horodeckiego kościół był użytkowany przez katolików Kijowa do 1936 r., gdy zamknęły go władze radzieckie, przeznaczając pomieszczenia na cele gospodarcze.

Budynek potrzebuje

Zgodnie z przyjętym w 2002 r. prezydenckim dekretem o restytucji mienia kościelnego miał on zostać zwrócony Kościołowi katolickiemu jako właścicielowi pierwotnemu, ale zniknął z listy obiektów do oddania. Do niedawna przy kościele działał Państwowy Dom Muzyki Organowej i Kameralnej, który zorganizowano tam w 1978 roku, a parafia była jedynie dzierżawcą pomieszczeń dolnej kondygnacji świątyni. Tylko w niedziele i większe święta pozwalano na odprawienie nabożeństw przy głównym ołtarzu.

Wieloletnie próby przejęcia świątyni przez katolików kończyły się niepowodzeniem. Tymczasem ostatnie kapitalne remonty wykonano 40 lat temu, a z powodu niezabezpieczonej przed wibracjami linii metra, ułożonej tuż pod świątynią, budynek dosłownie zaczął się rozpadać.

Władze kościelne twierdziły, że są w stanie odrestaurować popadającą w ruinę świątynię pod warunkiem jednak, że zostanie ona oddana wiernym. Argumentowały, że sponsorzy nie zgodzą się na finansowanie odbudowy kościoła, który nie jest własnością parafii.

We wrześniu 2021 r. kościół został uszkodzony przez pożar. Zniszczeniu uległy między innymi zabytkowe organy i żyrandole oraz część wyposażenia liturgicznego. 6 listopada 2021 r. zawarto porozumienie między parafią św. Mikołaja oraz Ministerstwem Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. Porozumienie głosiło, że kościół zostanie oddany do użytku miejscowej parafii katolickiej 1 czerwca 2022 r. Tego dnia ukraiński minister kultury podczas wizyty w kościele św. Mikołaja potwierdził, że „zostanie on oddany wiernym”.

(PAP)

”Fallocentryzmem i antropologią jedzenia”. Jak Niemcy organizują “dialog Polek, Czeszek, Rosjanek, Białorusinek”.

Fallocentryzmem i antropologią jedzenia”. Niemiecka czyli stalinowska propaganda w kinach i szkołach polskich. Jak Niemcy organizują “dialog Polek, Czeszek, Rosjanek , Białorusinek”

Artur Liebhart , niemieckie fundacje, festiwale filmowe

pink-panther niemcy-stalinowska-propaganda-w-kinach-i-szkoach-polskich

Notka pod tytułem ” Torcik z krzyżykiem albo jak pięknie przejść na lewą stronę” popełniona przez BeaM a szczególnie nazwa festiwalu, na którym film niby-dokumentalny został pokazany czyli Millenium Docs Against Gravity przypomniał mi moją starą notkę, popełnioną 2 stycznia 2014 roku na salonie24. Notka nosi dość drastyczny tytuł, więc miałam lekkie wyrzuty sumienia z jego powodu. Ale chyba niepotrzebnie, bo “dzieło” pana Artura Liebharta, człowieka wielu talentów czyli “festiwal filmów dokumentalnych” pod nazwą Millennium Docs Against Gravity a wcześniej Planete Doc Review  trwał od roku 2014 aż do dzisiaj i nic nie wskazuje, aby się zakończył.

A co jest celem tego festiwalu i do kogo NAPRAWDĘ jest w Polsce skierowany, można poczytać w notce pod tytułem “Masturbacja warzywem czyli misja fundacji Bölla w Polsce”

Masturbacja warzywem to wedle strony internetowej Against Gravity wątek przewodni filmu „Wilgotne miejsca”( Feuchtgebiete) niemieckiego reżysera Davida Wnendta lansowanego na stronie internetowej tej spółki z o.o. zajmującej się dystrybucją filmów „ambitnych, głównie niemieckiej i skandynawskiej produkcji. KRS nr 0000199919. Rzecz jest o nieletniej Helen, która pod wpływem rozwodu rodziców „łamie jedno tabu za drugim”. Informację ”o produkcie” możemy znaleźć dzięki stronie internetowej Fundacji Heinricha Bölla Oddział w Warszawie, dla której to fundacji firma dystrybucji filmów pana Artura Liebharta jest jedną z 17 a właściwie 40 „partnerek”, które ta agenda niemieckiej Partii Zielonych –„wspiera jakoś” w Polsce.

Nie interesowalibyśmy się „nieletnią Helen” i jej masturbacją, panem Arturem Liebhartem i firmą Against Gravity spółka z o.o. gdyby nie manifest pana Artura –oferta handlowa skierowana przez tego pana do „nauczycieli, organizacji pozarządowych, domów kultury i innych, którzy chcieliby organizować pokazy naszych filmów”. Rodzi się pytanie: jak utrzymać biuro w Warszawie na ulicy Widok nr 5/7/9 pok. 410 oraz sześcioro pracowników etatowych z dystrybucji filmów do „nauczycieli i domów kultury” po 31 zł „za sztukę” i prowadząc „misję” w postaci „światowego festiwalu Planete+DOC dla gimnazjalistów i licealistów”. Z pomocą przyszła , jak widać, Fundacja Heinricha Bölla. Jak, nie wiemy, ale interes się kręci od ładnych kilku lat.

Fundacja Heinricha Bölla Oddział w Warszawie agenda niemieckiej Partii Zielonych pomaga (jakoś) nie tylko panu Liebhartowi. Liczba tych beneficjentów, choć nie różnorodność tematyczna, zapiera dech w piersiach. A niemiecka Partia Zielonych ma zainstalowaną w Warszawie jeszcze jedną fundację: im. Róży Luksemburg, która „opiekuje się” dwudziestoma trzema innymi polskimi fundacjami – organizacjami pozarządowymi.

Są wśród nich: fundacja Zielony Instytut, w którego władzach są m.in. Dariusz Szwed jeden z liderów Partii Zielonych w Polsce oraz Robert Biedroń (serio) i Anna Grodzka (serio) i dla przykładu panna/pani Liliana Religa “studentka Gender Mainstreaming w Instytucie Badań Literackich PAN” w innym wcieleniu etatowa pracownica pana Artura Liebharta od pijaru. Młode to dziewczę poza odbieraniem telefonów dla pana prezesa Wolfganga Templina, zajmuje się , cytuję: ”fallocentryzmem i antropologią jedzenia”.

Inne jednostki to: Koalicja Klimatyczna – ciało koordynujące KOLEJNE 23 podmioty “ekologiczne” (w tym m.in Fundacja Ekologiczna Arka,Klub Gaja, oraz Polskie Kluby Ekologiczne – Górnośląski , Dolnośląski, Wschodniopomorski (czyli: Schlesien Dolny i Górny oraz Ost Preussen), Eko-Unia w Breslau, Instytut Energetyki Odnawialnej( ekspertyzy dla polskiego rządu nt. m.in. turbin wiatrowych Siemensa) i Instytut na Rzecz Ekorozwoju.

Działka druga to 12 fundacji w zakresie “demokracji” a w tym: Feminoteka (aborcja na życzenie), eFKa( feministki, gender, w tym kwartalnik ZADRA- pisarki feministycznych i genderowe) W tym też pani Monika Płatek doktor habilitowana zatrudniona na państwowym uniwersytecie na stanowisku profesora nadzwyczajnego i jej i artykuł pt.”Co gryzie księdza Oko ” a w nim zdania warte zauważenia:”… Ksiądz Oko wymiotuje pomyjami; nie potrafi ukryć, że jedyne, co mu w głowie, to seks i władza i że utraty tej ostatniej boi się najbardziej..” i „…Trzeba mieć tupet, żeby tkwić w organizacji odpowiedzialnej za seksualne molestowanie dzieci i kobiet i zamiast uderzyć się w pierś, przeprosić i zadziałać w sposób krzykliwy i monstrualny – odsuwać od siebie uwagę i odpowiedzialność kreując nowego, dogodnego wroga….”. Artykuł jest z listopada 2013 a w grudniu Szostkiewicz zapodaje do TVN24 , że „Biskupi przykrywają genderem pedofilię w kościele”. Tak to działa.

Inni beneficjenci to: NEWW – Network for East West Women ta sama co podlega Fundacji Róży Luksemburg, fundacja Kultura dla Tolerancji (do niedawna praktycznie była wyłącznym organizatorem tzw. Marszu dla Tolerancji czyli parada LBTG), Krytyka Polityczna (znamy: m.in Sławomir Sierakowski, Agnieszka Graff, Yael Bartana, Kazia Szczuka), Instytut Spraw Publicznych “niezależny ośrodek analityczno -doradczy”,a w radzie programowej m.in b. minister Bochniarz, b. minister Cimoszewicz i obecna minister Kozłowska- Rajewicz, Against Gravity – już wiemy:dystrybucja filmów o tytułach w stylu “Dotyk grzechu” czy “Fuck for Forest” -o sprzedaży porno dla ratowania lasów(serio).Jest jeszcze Gender Studies, ale to już dla Czech i Możnost dla Słowacji.

Druga fundacja zainstalowana przez niemiecką Partię Zielonych w Polsce jest chyba jeszcze efektywniejsza , zwłaszcza politycznie. „Obsługuje” 23 beneficjentów, a wśród nich :Centrum Edukacji Obywatelskiej – “instytucja edukacyjna” “wprowadza do szkół programy” (czyli wiadomo, kto m.in. popycha “gender”), Demokratyczna Unia Kobiet (marksistki feministki), Federacja na rzecz Planowania Kobiet i Planowania Rodziny “Federa” ( “aborcja koniecznie w Polsce”), Forum Dialogu Publicznego- nazwa neutralna ale cała działalność wyłącznie na terenie “Prus Wschodnich”- Olsztyn , Kętrzyn i okolice czyli Kaliningrad, Kaszubi i z „ekologii”- „obszary leśne”, Fundacja Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL (pewnie usiłują zobaczyć, jakie kwity na temat zbrodni niemieckich można wyrwać z polskich urzędów),Fundacja Przestrzenie Dialogu – dialog, a jakże dialog – tu obrabiają Wybrzeże od Gdańska do Międzyzdrojów (Pommern) przy okazji lobbując za Siemensem i jego turbinami wiatrowymi (zielona energia),

Moje najbardziej „ulubione” to: Fundacja Współpracy East West Europe- czyli jak Niemcy organizują “dialog Polek, Czeszek, Rosjanek , Białorusinek” (to już było: w koncłagrach i na robotach przymusowych), Fundacja “Replika”- popieranie LBTG, Instytut Podkarpacki czyli Robert Biedroń w Krośnie (serio!),Kampania przeciw Homofobii (jeszcze raz Robert Biedroń, serio), Klub współczesnej Myśli Politycznej (Longin Pastusiak w Gdańsku),są jeszcze dwie instytucje naukowe RZĄDOWE (polskiego rządu) pod egidą pana prof. Kleibera czyli PAN: Instytut Badań Literackich i Żydowski Instytut Historyczny. Czyli mogę podejrzewać, że niemieckie rządowe pieniądze idą jako pieniądze lobbystyczne na kształtowanie polityki badawczej w literaturze polskiej (Sienkiewicz – zły, zwłaszcza Krzyżacy) i historii Holocaustu. Jest jeszcze Związek Zawodowy Górników W POLSCE (nie “polskich” a w “Polsce”) czyli lobby w górnictwie i energetyce.

Na stronie głównej Fundacji Bölla Oddział w Warszawie znajdujemy przesłanie ideologiczne pokazujące, w jakich obszarach niemiecka Partia Zielonych zamierza mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski używając do tego jej obywateli.

Oto jego znamienny fragment: „..Aktywnie działający obywatele i obywatelki są motorem rozwoju demokracji Europy, szczególnie w obszarach realizacji demokratycznych wartości, takich, jak przestrzeganie praw człowieka, demokracja płci lub w obszarze zapobiegania negatywnym zjawiskom hamującym rozwój demokratycznej Europy jak ksenofobia, antysemityzm, czy też skrajna prawicowość. Rozwój demokracji to podstawowe założenie zielonej polityki realizowanej w działaniach Fundacji ..”.

Można zapytać Szefa Oddziału w Warszawie pana Wolfganga Templina (dawniej w NRD, do 1983 r. działacz SED- enerdowskiego odpowiednika PZPR), czy, kiedy już połączonym siłom pani Płatek, pani minister Rajewicz Kozłowskiej, panu posłowi Biedroniowi, pani posłance Annie Grodzkiej uda się przeforsować „gender” do przedszkoli i szkół podstawowych, to niemiecka fundacja Heinricha B. będzie do polskich szkół dostarczała bezpłatnie warzywa, aby w ramach „zajęć” dziatwa szkolna mogła je wykorzystać celem „przekraczania różnych tabu”.

Bo o to, dlaczego niemiecka Partia Zielonych przez swoje fundacje używa kilkuset polskich obywateli do ataków na wybrane polskie partie polityczne (legalne), do podważania polskiego systemu prawnego w obszarze wychowania dzieci, ochrony życia człowieka, do brutalnych ataków Kościół Katolicki, księży i lobbowania na rzecz niemieckich firm i produktów – nie trzeba chyba pytać. Wszystko jasne: niemiecka misja cywilizacyjna na Wschodzie.

Koniec notki.

W tym miejscu warto dodać, że na swoją misję firma dystrybucyjna pana Artura Liebharta otrzymała od polskiego rządu wsparcie finansowe jak niżej:

2021 r.  – 420,6 tys. zł

2020 r.  – 240,1 tys. zł

2019 r  – 151 tys. zł

2018 r.  –  150 tys. zł

A wcześniej też nie było źle, bo w latach 2015-2017  owo “wsparcie finansowe” wyniosło co najmniej 700 tysięcy zł. A pomoc finansowa może nieco mniejsza ciągnie się nieprzerwanie od roku 2005. W roku 2017 ten ekstremalnie lewacki festiwal otrzymał również wsparcie do Narodowego Centrum Kultury. Polskiego oczywiście. Ile dały w tym czasie niemieckie fundacje nie sprawdzałam. Z pewnością się nie oszczędzały, sądząc po zachowaniu niemieckich polityków wobec polskich.

https://rejestr.io/krs/339312/fundacja-okonakino

https://rejestr.io/krs/199919/against-gravity

https://www.salon24.pl/u/bobry7/558453,masturbacja-warzywem-czyli-misja-fundacji-b-lla-w-polsce

=================

Ciekawe komentarze – w oryginale MD

================================

mail:

Przeżyłem w Polsce (Generalnej Guberni) czasy hitleryzmu i  stalinizmu,

lecz coś takiego było nie do pomyślenia.

To nie piekło hitleryzmu i stalinizmu, ale raj amerykański.

Braun w obronie polskich rolników. „Żaden program «locha plus» nie zmieni sytuacji”. W gęstniejącym gąszczu euro-kołchozowych przepisów i eko-schematów..

W gęstniejącym gąszczu euro-kołchozowych przepisów i eko-schematów.

Braun w obronie polskich rolników. „Żaden program «locha plus» nie zmieni sytuacji”.

zaden-program-locha-plus-nie-zmieni

Szczęść Boże i ratuj się, kto może, gdy rząd Mateusz Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego z ministrem Telusem występuje z kolejnym łże-pomocowym programem dla rolnictwa – mówił Grzegorz Braun podczas konferencji prasowej Konfederacji.

Żaden program „locha plus” nie zmieni sytuacji, jeśli polskie rolnictwo dalej będzie wykańczane przez wprowadzanie rozmaitych schematów eurokołchozowych, a to pod pretekstem z afrykańskim pomorem świń, a to pod pretekstem walki z chorobą szalonych krów, ptasią grypą i co tam jeszcze było na rozkładzie mówił w Sejmie Grzegorz Braun.

Jeden z liderów Konfederacji stwierdził, że rząd PiS tworzy „skansen dla wybranych, niestety – kurczący się skansen”.

– Jedyna realna pomoc dla polskiego rolnictwa, to byłoby, owszem, zredukowanie pogłowia świń… przy państwowym, rządowym korycie – stwierdził polityk.

Braun stwierdził, że „świnie” przy korycie się zmieniają i tylko Konfederacja chce to koryto zlikwidować,

– Oddzielić urzędnika od rolnika – o to apelujemy. Polski rolnik, nie w ciemię bity, świetnie sobie radzi nawet i w tym gęstniejącym gąszczu eurokołchozowych przepisów i eko-schematów. No, ale to jest gra w trzy karty z oszustami. To jest system, w którym ostatecznie czeka nas bankructwo i likwidacja wszystkiego – oczywiście poza dobrobytem i zamożnością dla wybranych – powiedział poseł.

Grzegorz Braun nazwał także unijne przepisy „neokomunistycznymi schematami”, które „odbierają nam wolność, atakując zdrowy rozsądek”.

Locha plus

– Kolejną ustawą, rozporządzeniem które już jest w przygotowaniu, to jest program „Locha plus”, w którym dopłacamy do lochy, do naszych polskich prosiąt – apowiedział minister rolnictwa Robert Telus.

Dopłaty, które rząd w Warszawie szykuje dla rolników, mają być rekompensatą za szkody, jakie gospodarstwom rolnym wyrządzi wprowadzanie w życie tzw. eko-schematów.

Baza i nadbudowa

Baza i nadbudowa

Małgorzata Todd    m.todd

        Szanowni Państwo!
           Marks zalecał rewolucyjne przejęcie „bazy”, czyli wszelkich dóbr materialnych. Gołodupce zatańczą, jak im nowa władza zagra… na nosie i zagna do roboty za półdarmo. Według tej teorii „nadbudową” nazywano kulturę, którą należy zniszczyć do cna, nie przewidując dla niej nawet jakiejś alternatywy, bo po co to komu?
           Rosjanie bez trudu dali sobie odebrać, to co tam jeszcze im zostało po carskich rządach. Do nowego „cara”, najpierw Lenina, później Stalina modlili się jak do Boga. Zwycięstwo Związku Sowieckiego w sferze „nadbudowy” było totalne! Ale niestety, też totalna klapa w gospodarce planowej.
           Na Zachodzie trzeba było zacząć od drugiego końca, czyli od „nadbudowy”. Ludzie zbyt mocno byli przywiązani do własności prywatnej, za to mniej do religii, zastępowanej co raz częściej kulturą o coraz niższych lotach, tworzonej przez nieloty.

Zalecany przez komunistów „marsz przez instytucje” dał oczekiwane rezultaty. Po wygranej walce z kościołem, bohomazy zastąpiły malarstwo, a potem było już z górki.

Naukę zastępuje się ideologią o rzekomym ociepleniu klimatu, „pandemii”, czy niezliczonej ilości płci. To wszystko działa!
           Pomnik Marksa przed siedzibą Unii Europejskiej, chiński „bezcenny” podarunek, jest widomym znakiem zwycięstwa komunizmu na każdym polu. Europejczycy oddali „nadbudowę” czcząc najpierw złotego cielca, a później przyjmując antykulturę za dobrą monetę. Nie zauważyli przy tym, jak sprytnie została im odbierana „baza”. To co realnie posiadają, to już tylko kredyty do spłacania.

Z pozdrowieniami

Małgorzata Todd

Ireneusz Krzemiński – najmita i klient

Ireneusz Krzemiński – najmita i klient 

motto: „Walnąłem go laską” [posła Brauna, po jego interwencji w czasie „wykładu” polakożercy Grabowskiego u Niemców – powiedział z dumą OKO.press prof. Ireneusz Krzemiński, znany socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Krzemiński przyszedł na wykład, poruszając się o kulach.

====================================

Gallux  nowyekran [już padł, dostałem mail’em. … md] 10.04.2013.

Chcę Państwu przybliżyć sylwetkę “polskiego naukowca” pana Ireneusza Krzemińskiego. Powodem, dla którego to czynię, był wczorajszy występ tego pana w programie Kraśki “Na pierwszym planie”. Cudzysłów, w jaki ująłem cenzus naukowy tego pana, jest wyrazem braku akceptacji, z mojej strony, dla takich “naukowców”.  To nie są żadni naukowcy, to aparatczycy i funkcjonariusze systemu. Żałośnie monotematyczni, wyposażeni w duży zakres przymiotników czyli słów określających jakość lub relację do rzeczownika i używających ich w nadmiarze. Logorea przymiotnikowa. Wybitnym przedstawicielem, wręcz stojącym na czele tej grupy “polskich naukowców“, jest Stefan Szczaw Niesiołowski-mać.

Poniżej zapis tyrady jaką wygłosił wczoraj w studio TVP1 nasz bohater. W trzy lata po katastrofie. Przez te trzy lata wiele wrzutek co do Smoleńska, zostało zweryfikowanych i odrzuconych. “Jak nie wyląduję, to mnie zabije”, “Tak lądują debeściaki”, cztery podejścia do lądowania, brzoza co się czołgom nie kłania… I w te trzy lata od katastrofy, wparowuje do studia “polski naukowiec, socjolog” i zaczyna od drzwi:

 “Komisja Millera to nie było coś, co nie było zbiorowiskiem przygodnie dobranych sobie przygodnych facetów, to byli wybitni specjaliści, z ogromnym stażem, zresztą pochodzący z różnych orientacji, że tak powiem, poglądów, młodsi, starsi, wybitni polscy specjaliści i nie widzę żadnego powodu żeby ktoś mógł podważać to stanowisko. Po prostu uważam, że nasza dyskusja powinna polegać na czymś innym, bo ja bym zaczął od tego że tak naprawdę katastrofą stało się to, w jaki sposób politycznie, perfidnie, cynicznie i całkowicie w przemyślany sposób wykorzystano i wykorzystuje się katastrofę do dramatycznego podziału Polski i Polaków, do zakwestionowania demokratycznych władz, demokratycznych wyborów….”

Swoją drogą to wielka szkoda się stała, że żaden z obecnych w studio dziennikarzy nie poprosił o wymienienie przez Krzemińskiego przynajmniej trzech wybitnych specjalistów, z ogromnym stażem, w tej “komisji”. Ja słyszałem o mjr Benedictcie, tym któremu zabrakło wachy i zrypał się awionetką na ulicę. Ten ci jest zaiste wybitnym z ogromnym.

Tu nasz drogi uczony i chluba nauki polskiej, na dowód swoich racji, wygłaszanych tonem nie znoszącym sprzeciwu, wyjął ściągę i chciał odczytać hasła, jakie nieśli na transparentach uczestnicy marszu 10.04.2012 roku. Marszu zorganizowanego przez PiS, podkreślił z naciskiem “polski naukowiec“. Domniemywam, że dla takiego demokraty, jak nasz uczony, organizowanie marszy, to jedna z najcięższych pisowskich zbrodni. Zdrada stanu! Na pal! Wszystkich!

“To jest właściwie coś co raczej jeżeliby odwołałbym się do historii, to odwołałbym się do innego momentu, bo nasza historia jest o tyle dramatyczna, że w pewnych sytuacjach Polacy potrafią doskonale działać, po czym zarzynają się nawzajem. I to jest właśnie taka sytuacja. To jest właśnie dokładnie taka sytuacja, która rozbija pewne wspólne dzieło, kwestionuje zasady działania państwa, która całkowicie podważa zaufanie do państwa, w prostej linii jest kontynuacją idei pisowskiej , krytyki III RP, tylko w nowej wersji”.

Ten idealny wręcz wzorzec “polskiego naukowca”, nie wyskoczył dopiero wczoraj na naszą krajową Scenę Osobliwości i Fenomenów Naukowych. Na podobne tyrady pozwalał sobie dużo wcześniej. W lipcu 2010 roku, w okresie przyspieszonej kampanii prezydenckiej, zajść wokół Krzyża i innych ówczesnych wydarzeń, został zaproszony do studia TVN24 w roli eksperta. Już na samym wstępie, nie przebierając w słowach, zaczął z buta:

“Mam nadzieję, że to co robi PiS spowoduje, że ta formacja zniknie ze sceny politycznej”

Co sądzi o obrońcach krzyża sprzed prezydenckiego pałacu?

“PiS chce zagospodarować takich szaleńców”.

Jak ocenia zaś pomysł powołania sejmowego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej?

“Co to za zespół, do zakładu psychiatrycznego!“. Przypominam, jest lipiec 2010 roku.

Do pewnego momentu chciałem panu Krzemińskiemu poświęcić więcej czasu, opisać i skomentować jego medialne występy, przy użyciu dosadnego języka. Lecz w jego wczorajszej wypowiedzi w TVP1, znalazłem coś co w sposób wręcz idealny opisuje  postać tego “polskiego naukowca”. Można by rzec, że nasz “uczony” dokonał autoprezentacji. Otóż pan Krzemiński wygłosił pogląd o naukowcach, w domyśle chodziło mu o naukowców pracujących dla SK Macierewicza. Chciał czy nie chciał, to mało istotne, ale w tym jedynym przypadku, był rozbrajająco szczery:

“A co do naukowców, to dostatecznie długo żyję żeby wiedzieć, że różni naukowcy mają różne poglądy, wtedy kiedy one są jeszcze przydatne, kiedy konstruują ich kariery z politycznych powodów…”

Pan Krzemiński Ireneusz, polski socjolog, doktor habilitowany i profesor Uniwersytetu Warszawskiego – tak brzmi krótki opis wstępny w Wikipedii – na początku lat 90. należał do Kongresu Liberalno-Demokratycznego, bez powodzenia w 1991 kandydował z listy tej partii do Sejmu.
Pan “polski naukowiec”, jak również niespełniony polityk partii aferalno liberalnej, występował też w obronie Janusza Palikota. Można z tego wnioskować, że sposób uprawiania polityki, w stylu Chama z Biłgoraja, jest mu bliski i bynajmniej nieobojętny.

To kolejny “polski uczony”, który trzepie kasiore na badaniu polskiego antysemityzmu współcześnie. Kasiore trzepał i wcześniej, kierując projektem poświęconym sytuacji mniejszości seksualnych w Polsce, w świetle badań empirycznych. Jest pederastą. Bezdzietnym, miejmy nadzieję.

Dla mnie pan Krzemiński nie jest żadnym “polskim naukowcem”. To zwykła, prymitywna gęba najmity i klienta. To zwykły cham mianowany i wynajęty do pyskowania klient.

Paradoksem jest, ale to w Polsce dość powszechne zjawisko, że wynajęty przez rządzących klient, pyskuje przeciw ludziom, za podatki których prowadzi te swoje pseudonaukowe badania, nawet i “empiryczne”. To jest właśnie fenomen i schizofrenia naszych czasów. Pluć na ludzi, którzy choć sobie tego nie życzą i niczym na to nie zasłużyli, zmuszeni są za to plucie płacić.

Wydaje mi się, że uczelnie takie jak UW powinny być zamknięte, mury rozebrane, a zapełniający je stadnie “polscy naukowcy”, w tym i nasz dzisiejszy bohater, rozpędzeni na cztery wiatry. Te chroniczne nieroby i społeczne pasożyty nie zasługują na nic lepszego. Lufa i paszoł won z klasy.

Tytułem epilogu. Myśl złota “polskiego naukowca” o książce “Złote żniwa” Grossa:

“Ale powiedzieć trzeba, że jest ona dostatecznym powodem do tego, by pokazać nam Polakom, jak podle i zbrodniczo zachowywaliśmy się czasami wobec naszych współobywateli: Żydów. I to jest podstawowe przesłanie książki Grossa”.

WSZYSTKO, CO MAMY, OBCYM ODDAMY czyli atak z podkulonym ogonem

WSZYSTKO, CO MAMY, OBCYM ODDAMY czyli atak z podkulonym ogonem

Krzysztof Baliński 1 czerwiec 2023

„Wzruszająca wystawa w Kijowie pokazująca paralele między niszczonymi przez rosyjskich barbarzyńców ukraińskimi miastami, a niszczoną przez niemieckich barbarzyńców Warszawą w 1944 r.” – poinformował na Twitterze niejaki Łukasz Adamski.

Czyli za własne pieniądze zawieźliśmy do Kijowa ekspozycję wykazującą, że kilka chałup zniszczonych przez Rosjan to to samo, co Warszawa zniszczona w niemal 100 procentach przez Niemców w roku 1944. W tyle nie odstawał inny Ukrainiec – ambasador Ukrainy: „Jak powstańcy warszawscy, dziś żołnierze ukraińscy stanęli do nierównej walki z brutalnym wrogiem. Jak powstańcy warszawscy, dziś potrzebujemy jak najwięcej broni. I jak powstańcom warszawskim, dziś nam, Ukraińcom i Ukrainkom, nie brakuje odwagi i determinacji w walce o wolność i niepodległość”. Do medialnego świństwa przyłączył się wiceminister Paweł Jabłoński. Komentując doniesienia o odkryciu grobów w  Izjum, wydurnił się na Twitterze: „Przerażające. I nie da się nie porównać tego do Katynia”. Przyznać jednak trzeba, że w głupocie nie pobił Michnika, który do Katynia przyrównał… marzec 1968.

Powstanie Warszawskie w służbie Ukrainy to działalność antypolska, to plucie Polakom w twarz, to demolowanie polskiej polityki historycznej. Głupotą jest przyrównywanie zniszczenia Warszawy do kilku zniszczonych ukraińskich chałup. Zaprzaństwem stawianie znaku równości między ukraińskim chutorem a Katyniem. To zdrada stanu. To naruszenie świętej zasady, że rocznica Powstania to POLSKIE święto, nie ukraińskie. To kwintesencja polskiej polityki historycznej nie różniącej się od propagandy Stalina, że Katyń to robota Niemców. I czy nie usłyszymy wkrótce, że UPA to tacy polscy żołnierze wyklęci, którzy razem z AK na Wołyniu walczyli z Rosjanami? A co do Izjum, to po jego „wyzwoleniu” Ukraińcy natychmiast przystąpili do „derusyfikacji ulic” i już tam mamy aleję Bandery i ulicę Szuchewycza.

Przypominanie zbrodni na Polakach to nasz główny oręż w zwalczaniu obowiązującego paradygmatu: Ofiarami wojny byli wyłącznie Żydzi, a prześladowcami Naziści oraz Polacy. To także oręż w staraniach o reparacje od Niemiec i w odpieraniu żydowski roszczeń majątkowych. Gdy Zełenski przyrównał ofiary Mariupola do Holokaustu, izraelskie media nie zostawiły na nim suchej nitki. Schłostany został za słowa w Knesecie, że Ukraina i Izraela stoją wobec tego samego zagrożenia: „Podziwiamy prezydenta Ukrainy, ale porównywanie eksterminacji milionów Żydów w komorach gazowych w ramach ostatecznego rozwiązania do zwyczajnej wojny jest zniekształcaniem historii. To graniczy z negowaniem Holokaustu. To próba napisania na nowo historii i wymazania udziału narodu ukraińskiego w eksterminacji Żydów”. „Wojna jest zawsze straszna, ale jakiekolwiek porównanie zwyczajnej wojny do zagłady milionów Żydów w komorach gazowych w ramach ostatecznego rozwiązania jest kompletnym fałszowaniem historii” – podsumował dziennik „Israel Hajom”.

Podobne oburzenie wywołała wypowiedź o „Ukraińcach ratujących Żydów podczas II wojny”. Z tym, że to nie był niesmaczny żart byłego komika. Tu chodziło o wysłanie w świat przesłania: To nie Ukraińcy, ale Polacy tworzyli formacje pomocnicze w niemieckich obozach zagłady; To nie UPA, ale Polacy „uciskając Ukraińców w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić” (jak rzekł ambasador Melnyk) przećwiczyli mordowanie Żydów. Tymczasem, gdy Zełenski powiedział, że „między Polakami a Ukraińcami nigdy nie było poważniejszych sporów”, Duda przytakiwał. Nie przypomniał, że to UPA mordując Polaków przećwiczyła mordowanie Żydów przez ukraińskie formacje pomocnicze w niemieckich obozach zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince oraz mordowanie powstańców i ludności cywilnej Warszawy.

Izrael nieprzerwanie narzuca światu dogmat o „wyjątkowości żydowskiego cierpienia” i nie dopuszcza do zrównywania innych ofiar z Holokaustem, bowiem status największej ofiary w dziejach ludzkości wiąże się z namacalnymi korzyściami politycznymi (i materialnymi). My robimy dokładnie odwrotnie pozwalamy innym na propagandowe wykorzystywanie polskiej martyrologii, a nawet sami podsuwamy pomysły.

Dlaczego nie prowadzimy polityki historycznej podobnej do żydowskiej? Dlaczego nie przypominamy, że straty Polski w ludziach były nie mniejsze, a materialne nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam? Dlaczego nie pokazujemy istotę kłamstwa, że Polacy byli pierwszymi ofiarami Hitlera, że mamy swoich męczenników, że Auschwitz był przeznaczony najpierw dla Polaków, że polskie ofiary od żydowskich gorsze nie są? Dlaczego na wszystko mamy prostą odpowiedź: O dobre imię Polski w świecie zatroszczy się Amerykański Kongres Żydów, a o bezpieczeństwo polskich granic Ukraińcy? I wreszcie – dlaczego, zamiast wzywać Żydów na pomoc w uzyskaniu odszkodowań od Niemców, nie naśladujemy żydowskich metod?

My nie naśladujemy, ale Ukraińcy to już tak. Przykładem ambasador w Berlinie, który zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami. Polskie władze odniosły się do tego tak, jak do pomówień żydowskich, czyli schowały głowę w piasek. Rau uznał za „prywatną opinię”, a Duda za „wewnętrzną sprawę Ukrainy”. A jak na „prywatną opinię” eksperta ukraińskiego zareagowali Żydzi? „To przeinaczanie faktów historycznych, bagatelizowanie Holokaustu i zniewaga dla tych, którzy zostali zamordowani przez Banderę i jego ludzi”. I jeszcze jedno – fałszowanie historii jest nagradzane nie tylko w Kijowie – prezydencki minister Jakub Kumoch porównał Banderę do Romana Dmowskiego. Także relacje polsko-ukraińskie zaczynają przypominać polsko-żydowskie. Z tym, że w roli Żydów obsadzają się Ukraińcy. Przy tym rzecz ciekawa: Żydobanderowców (termin wymyślony skądinąd przez matkę b. premiera Wołodymyra Hrojsmana) wspiera rządząca Polską żydokomuna, redaktorzy „Gazety Wyborczej”, a osłonę medialną zapewnia Anne Applebaum i „Gazeta Polska” (która niedawno urządziła marsz Żołnierzy Wyklętych w barwach ukraińskich). Wszystkich łączy pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski.

Do tego, że ambasador USA mówi „jak ma być” przywykliśmy. Ale Ukrainy! Następny w kolejce ambasador Kazachstanu? W przeciwieństwie do „Naszych” (tu przypomnijmy: narodowość pisze się z dużej litery), ukraińscy dyplomaci są agresywni. Pozwalają sobie na aroganckie pouczania, a nawet traktowanie polskich polityków, jak chłopców na posyłki. To kuriozum na skalę światową, bo Ukraina nie jest podmiotem politycznym w regionie, to kraj przegrany, upadły, z nikłą tradycją państwowości, rządzony przez osobnika osadzonego na stolcu prezydenckim przez szemranego oligarchę znajdującego się na listach gończych USA, którego ugrupowanie wzięło nazwę z programu satyrycznego. No i mamy to, co mamy: „Robicie dobrą robotę, róbcie tak dalej”; „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”. Dlaczego pozwalają sobie na takie zachowanie? Nie tylko dlatego, że „sługa narodu ukraińskiego” nie może dyktować swemu panu, co ma robić. Także dlatego, bo widzą, jacy Polacy są słabi wobec Żydów.

Gdy ukraiński IPN ogłosił, że „Siły Zbrojne Ukrainy kontynuują tę samą walkę, jaką prowadziła UPA”, gdy ukraiński Sąd Najwyższy uznał, że symbol dywizji SS-Galizien nie jest nazistowski, gdy doradca prezydenta Zełenskiego ujawnił, że Polacy zgodzili się zapomnieć Rzeź Wołyńską a „Polscy dyplomaci we wszystkich organizacjach międzynarodowych biją się za nas nieraz bardziej niż my sami”, Duda ogłosił, że „trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia”. I podparł się słowami Zełenskiego, że „wobec tego, co zrobili Polacy cała historia jest nieważna”. Gdy gościliśmy w Warszawie sekretarza stanu, świat dowiedział się, że bohaterem obu narodów nie są Kościuszko i Puławski, lecz Frank Blajchman, żydowski funkcjonariusz UB, nadzorca stalinowskich łagrów i herszt żydowskiej bandy rabunkowej. A gdy gościliśmy w Warszawie amerykańskiego prezydenta, świat dowiedział się, że bohaterem narodów polskiego i ukraińskiego jest Zełenski.

Zagrożenie ukraińskimi roszczeniami terytorialnymi jest mało realne. Ale realnym jest agresywnie forsowana przez Kijów antypolska polityka historyczna. W przeciwieństwie do Polski, która nie ma żadnej polityki, Ukraina taką ma, i to jasno zdefiniowaną. Tym bardziej skuteczną, że rządzący Polską ustępstwami Ukrainy nie są zainteresowani, wyręczają ambasadora Ukrainy w wyciszaniu wszelkich głosów domagających się stawiania polskich interesów względem Kijowa, a nawet blokują i torpedują wszelkie próby obrony tych interesów. Bo wiedzieć trzeba, że polscy dyplomaci mają dużą wprawę w pilnowaniu cudzych interesów, i to zawsze kosztem własnych.

Ale oni się dopiero rozkręcają, a to oznacza, że dla udobruchania Ukraińców zbudują 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (nie wyłączając miejsca obok pomnika Lecha K. na Placu Piłsudskiego) i przeproszą za „polski kolonializm”. Czy rządząca ekipa nie konspiruje przed własnym narodem? Odpowiedź brzmi: Tak. Decyzja o udobruchaniu potomków rezunów już zapadła, a Ukraińcy, po zwróceniu im przez Polskę lasów w Bieszczadach, w zamian popilnują Polaków, gdy Żydzi będą odbierać majątki, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz. Dlatego właśnie, oprócz bezustannego kłucia w oczy obrazami zniszczonej Warszawy należy prowadzić ofensywną polityką historyczną wobec Ukrainy, mówić o tym że ukraińscy strażnicy obozowi w Auschwitz z niezwykłym bestialstwem mordowali więzionych tam Polaków i że mieli swój udziale w zdławieniu Powstania Warszawskiego. No i pokazać w Kijowie „wzruszającą wystawę” pokazującą paralele pomiędzy mordami w Buczy a mordami OUN/UPA w Hucie Pieniackiej.

Codziennie widzimy, jak Rosjanie niszczą kulturę i bogate dziedzictwo Ukrainy. Dlatego od pierwszego dnia wojny jesteśmy zaangażowani we wspieranie instytucji kultury i ochronę dziedzictwa na Ukrainie (…) polskie archiwa stworzyły i koordynują projekt „Mamo, ja nie chcę wojny!!!” – wyjątkową dwujęzyczną wystawę, na której zestawione zostały przechowywane w polskich zasobach historyczne rysunki polskich dzieci z roku 1946, będące zapisem ich przeżyć z czasu II wojny światowej i okupacji niemieckiej 1939–1945, oraz współczesne rysunki dzieci ukraińskich, związane z wojną toczącą się obecnie na Ukrainie – to słowa polskiego ministra kultury, który na promowanie Ukrainy wyasygnował 5 mln euro. Dla porównania – na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów przeznacza 10 milionów złotych (i 10 razy mniej niż na renowację żydowskiego cmentarza). Krótko mówiąc – na katów wydaje tyle, że na ofiary już mu nie starcza.

Gliński zdradził, że wystawa zaprezentowana została w większości placówek dyplomatycznych na całym świecie i że słudzy narodu ukraińskiego w polskim MSZ zalecili placówkom aktywne służenie polityce historycznej Ukrainy. I tak – konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak otwarł wystawę „Mamo, ja nie chcę wojny” (która jest zestawieniem przechowywanych w polskich zasobach historyczne rysunków polskich dzieci z roku 1946, będących zapisem ich przeżyć z czasu wojny i okupacji niemieckiej, oraz współczesnych rysunków dzieci ukraińskich), a państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, za trzy miliony dolarów, wynajął dwie żydowsko-amerykańskie firmy public relations, dla wsparcia propagandy ukraińskiej na terenie USA.

Gdy Kaczyński zwrócił się o pomoc do Żydów w zmaganiach z Niemcami, to włączył rząd RP do antypolskiej polityki historycznej Żydów i Niemców, utrzymujących, że Polacy są współodpowiedzialni za holokaust. Sekundował mu Arkadiusz Mularczyk: „Rosja musi zapłacić reparacje wojenne Ukrainie, a Niemcy muszą zapłacić Polsce”. Minister w kancelarii premiera zapowiedział: „Sami zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Czyli – odbudujemy Charków w ramach polskich reparacji dla Ukraińców tak, jak wcześniej odbudowaliśmy Warszawę (bez reparacji niemieckich). W takiej sytuacji nie można wykluczyć, że już wkrótce Duda wystąpi z pomysłem – odebrać Niemcom i dać Ukraińcom. I wszystko skończy się tak: Żydom wypłacimy odszkodowania za mienie pożydowskie; z Żydami podzielimy się odszkodowaniami od Niemców; Ukraińcom wypłacimy odszkodowania w postaci odbudowy Charkowa; zadowolimy się jakimś gestem w kwestii rzezi wołyńskiej pod warunkiem, że będzie poprzedzony przeproszeniem Żydów, a z Ukraińcami będzie tak, jak z Żydami – pomogli im i ratowali Polacy, ale to Niemcy okazali się przyjaciółmi. Innymi słowy – Mularczyk jeździ po świecie w interesie odszkodowań dla Żydów, a Duda w interesie odszkodowań dla Ukraińców.

Wszystkie państwa mają własną narrację, tylko nie my. My przyjęliśmy narrację ukraińską, a o swojej boimy się nawet myśleć. Nadzorowany przez MSZ i utrzymywany z budżetu państwa kwotą 9 milionów rocznie Ośrodek Studiów Wschodnich rozesłał do instytucji państwowych opracowanie, w którym lansuje doktrynę: Akcji „Wisła” była „czystką etniczną, stanowiącą zbrodnię przeciwko ludzkości”. Szybki rzut oka na życiorysy autorów raportu pozwala zrozumieć, skąd tezy wpisujące się w 100 procentach w politykę historyczną Ukrainy. Wszyscy byli zatrudnieni w Fundacji Batorego lub w „Wyborczej”, albo współpracowali z kwartalnikiem „Nigdy Więcej”. Nawiasem mówiąc autor wpisu o „wzruszającej wystawie w Kijowie” to też wychowanek Ośrodka, i też obcoplemieniec. I czy to nie jest najlepszą ilustracją tego, kto „broni” dobrego imienia Polski? A tak w ogóle – czy ze strony takich ludzi można liczyć na obronę dobrego imienia Polski z pozycji innej, niż sługa narodu ukraińskiego”?

Zmarnowaliśmy i utraciliśmy kompletnie wszystkie dyplomatyczne zasoby. Została tylko polityka historyczna, ale i tej karty się pozbywamy. Wszyscy kierują się własnym interesem, definiują go i bronią. My kierujemy się doktryną: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. No i mamy to, co mamy: Zamiast obrony dobrego imienia Polski, tchórzliwy propagandowy bełkot. Zamiast walki z antypolską hołotą, przymilanie się do niej. Zamiast demaskowania wrogów Polski, wchodzenie z nimi w szemrane geszefty. Zamiast mężów stanu, łajzy, którym, gdy napotykają małego Żydka, uginają się nogi. Nie ma Panów, są zalęknione kmioty, potulnie i tchórzliwie merdające ogonkami. Mamy prezydenta, który szepcze głosem przymilnym, główkę na bok przechyla i służalczo patrzy w oczy Zełenskiego. Mamy ministra od tajnych służb o buzi zbitego psa. Mamy ministra wojny o wyglądzie przedszkolanki. Mamy ministra spraw obcych i spraw przegranych. Mamy też okazję do smutnych podsumowań: Polacy raz po raz dostają w pysk i tylko się oblizują.

Krzysztof Baliński

Przerwany wykład Grabowskiego. TO działo się tuż przed interwencją Brauna

We wtorek 30 maja w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie poseł Konfederacji Grzegorz Braun wkroczył z interwencja na wykład prof. Jana Grabowskiego. W kulminacyjnym punkcie jego przemówienia po prostu je przerwał.

„Moment kulminacyjny kiedy Grabowski nazywa żołnierzy NSZ i Żołnierzy Wyklętych «mordercami żydów» po długiej tyrradzie w której opowiadał jak instruował partie demokratyczną i republikańską w USA jak powinni traktować PL” – relacjonował na Twitterze Michał Specjalski, załączając nagranie z tego momentu.

W dalszych wpisach nakreślił też szerszy kontekst, w którym doszło do interwencji Brauna.

„Grabowski opowiadał jak to w 2016 roku przebywał w Muzeum Holokaustu w USA jako wykładowca i otrzymać miał telefon z departamentu stanu Zaproszono go aby opowiadał na temat poszczególnych polskich polityków, ich profilować i wyjaśniać działania związane z nowelizacją ustawy o IPN” – napisał.

„Spotkał się z doradcami politycznymi partii demokratycznej i republikanów w departamencie stanu USA. Doradcy partii wypytywali Grabowskiego o decyzje rządu ZJEP i poszczególnych polityków tego rządu. Grabowski wyjaśniał, że rząd ZJEP jest zaściankowymi autorytarnymi populistami” – dodał.

„Przedstawiał amerykanom, że «przekłamana» historia i mity narodowe polaków są wykorzystywane przez rząd ZJEP do rządzenia wewnątrz kosztem relacji międzynarodowych. Następnie stwierdził, że czuł że pokierował się racją stanu przedstawiając opinie mimo, że wcześniej nazwał się kanadyjskim historykiem” – czytamy dalej.

„Następnie żalił się, że chodzenie po prokuraturze IPN, ABW i sądach w Polsce zabiera mu czas aby następnie zarzucić @MorawieckiM i@CzarnekP nagonkę na «niezależnych badaczy holokaustu», granie na antysemickich strunach, zniekształcanie holokaustu, kampanii nienawiści” – relacjonował.

„Następnie zaczął wywód o historii i polityce «wtórnego antysemityzmu» powołując się na Bilewicza z UW. Tyradę zakończył oskarżeniem Narodu Polskiego o udział w Holokauście żydów systemowo i zaprzeczył, że Polacy systemowo pomagali żydom. Stwierdził, że pomoc Polaków żydom to kłamstwo” – pisał Specjalski.

„Wtedy wkroczył poseł @GrzegorzBraun_ odbierając mikrofon i uniemożliwiając kontynuacji pomówień Narodu Polskiego przez Grabowskiego mówiąc «Wystarczy! Enough is Enough! Ten wykład się zakończył». Na okrzyki «Hańba! Hańba!» stwierdził, że hańba tak krzyczącym na sali” – zakończył.

Nagranie, jakie zamieścił w tym wątku, zaczyna się w momencie, gdy Grabowski mówi o ustawie o IPN, „w której przewidziano karę do trzech lat więzienia dla historyków, mających na historię zagłady nieco odmienne poglądy od tego, co władza uważała za słuszne”.

– Była to jedna z bardziej haniebnych ustaw ostatnich lat, a było ich sporo. Tu wypada postawić pytanie: Na 465 posłów zasiadających w Sejmie, ilu zdecydowało się zagłosować przeciwko temu prawnemu skandalowi? Czterech. Warto to powtórzyć: czterech – grzmiał.

– To samo dotyczyło podziękowań dla prawdziwych patriotów, morderców Żydów z NSZ z Brygady Świętokrzyskiej – mówił dalej. W tym momencie widać, jak poseł Grzegorz Braun wstał ze swojego miejsca.

– To samo uznanie dla Żołnierzy Wyklętych ze szczególnym wskazaniem na Józefa Kurasia „Ognia” – słyszymy jeszcze, zanim Braun wymontował mikrofon ze stojaka.

– Dość tego – powiedział poseł Konfederacji, po czym zaczął uderzać mikrofonem o pulpit, a następnie rzucił nim o podłogę. Z sali dało się słyszeć nawoływania „ochrona”. Poseł natomiast kontynuował, wyrywając kable z głośnika i przewracając go na ziemię.

„Dumny jesteś z siebie, Braun?”, „To jest zachowanie posła?” – grzmieli zgromadzeni na wykładzie Grabowskiego.

– Tak, to jest zachowanie posła Rzeczypospolitej – odparł ze spokojem Braun.

Obecni na sali skandowali także „hańba”. – Zdrajcy pod panowaniem niemieckim nauczają Polaków, na ich własnym terenie. Hańba, wam hańba – mówił ktoś z otoczenia Brauna. – Istotnie, hańba wam, hańba wam wszystkim – skwitował Braun.

Z widowni dało się jeszcze słyszeć: „Wstyd faszysto” oraz „Jak można być faszystą i Polakiem?”.

W pewnym momencie do Brauna podszedł mężczyzna o kuli. – Tą laską pana naleję (…) Ty łobuzie jeden a nie pośle. Reprezentujesz jakieś pomyje ludzkie – grzmiał.

– Niech pan poprosi kierownika tego Instytutu – zwrócił się chwilę później Braun do ochroniarza.

=============================

mail:

[to nie żaden „mężczyzna”, lecz znany pederasta – „ciota Irenka”, jak lubi siebie nazywać – Ireneusz Krzemiński:

Walnąłem go laską” – powiedział z dumą OKO.press prof. Ireneusz Krzemiński, znany socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Krzemiński przyszedł na wykład, poruszając się o kulach.]

Wstydliwe zakątki niezwyciężonej armii. Chwyt za nosek.

Wstydliwe zakątki niezwyciężonej armii

Stanisław Michalkiewicz Buffalo Bill 1 czerwca 2023

Jak głosi słynny „Alfabet” („Anioł jest to sługa Boży, Buffalo Bill, Buffalo … a potem np. Karabin to broń zdradziecka, Buffalo Bill, Buffalo…”itd.) – Armia nasza jest zwycięska – oczywiście „Buffalo Bill, Buffalo”. Jak dotąd największym zwycięstwem naszej niezwyciężonej armii, była wiktoria nad głupimi cywilami 13 grudnia 1981 roku. Nasza niezwyciężona armia rozgromiła wtedy wszystkich głupich cywilów i to nawet bez takich jatek, jak w grudniu 1970 roku, kiedy to tylko w okolicach przystanku kolejowego Gdynia-Stocznia zginęło ich aż kilkudziesięciu.

Podczas stanu wojennego ofiar było znacznie mniej, przede wszystkim dlatego, że głupi cywile nie stawili specjalnego oporu, z wyjątkiem kilku młodych ludzi, którzy podczas próby rozbrojenia, zastrzelili sierżanta milicji nazwiskiem Karos. Do transformacji ustrojowej nasza niezwyciężona armia już się nie wtrącała. Zresztą po co miałaby się wtrącać, kiedy całą transformację ustrojową w naszym bantustanie przeprowadziły stare kiejkuty, zgodnie z ustaleniami dokonanymi przez pana Daniela Frieda z Departamentu Stanu ze strony amerykańskiej i szefa KGB Władimira Kriuczkowa ze strony sowieckiej?

Wszystko było pod kontrolą, podobnie, jak wojna na Ukrainie, gdzie i Amerykanie i Rosjanie się pilnują, by nie przekraczać cienkiej, czerwonej linii. Kto tę cienką, czerwoną linię nakreślił – tajemnica to wielka – ale ktoś nakreślić ją przecież musiał, skoro największym zmartwieniem sekretarza generalnego NATO, pana Stoltenberga, którym zresztą się z nami podzielił, była obawa, żeby ta wojna nie wymknęła się spod kontroli? Dopóki bowiem wojna nie wymyka się spod kontroli, to wszystko jest w jak najlepszym porządku; pociski i bomby mają prawidłowe – jak pisał w „Żywotach pań swawolnych” Brantome – „kalibery”, a ginie tylko ten, kto ma zginąć. Na przykład na Ukrainie jest rozkaz, że ginąć mają tylko „bandyci Putina” – i rzeczywiście – śmierć dziesiątkuje ich każdego dnia, aż dziw, że jeszcze któryś został przy życiu, podczas gdy po stronie ukraińskiej nie ginie nikt, może poza jakimiś cywilami, no i dziećmi, na które Putin jest dlaczegoś szczególnie zawzięty. W tej sytuacji można się tylko dziwić, że ostateczne zwycięstwo, które przecież zostało zatwierdzone na najwyższym szczeblu, jeszcze nie nadeszło – ale przecież nadejdzie, niech nikogo głowa o to nie boli.

Jak wiadomo, wstępnym warunkiem powodzenia jakichkolwiek operacji militarnych jest rozpoznanie. Używa się do tego celu wywiadu, albo płytkiego, albo głębokiego, a jak nie ma na to czasu, bo sytuacja nagli, to stosuje się metodę rozpoznania walką. Uderzamy na nieprzyjaciela takimi siłami, żeby rozpoznanie nie zamieniło się w paniczną ucieczkę, to znaczy pardon – jaką tam znowu „paniczną ucieczkę”? O tym nie ma mowy; nasza niezwyciężona armia takich manewrów w ogóle nie dopuszcza, a jeśli już – to tylko wycofanie na z góry upatrzone pozycje. Nieprzyjaciel wtedy będzie musiał pokazać wszystko, co tam ma i w ten sposób zdobędziemy potrzebne informacje. W ogóle w wojsku wiele zależy od fortelów – o czym lubił mówić pan Zagłoba, któremu fortele przebiegały przez głowę z szybkością błyskawicy – zwłaszcza podczas ucie… to znaczy pardon – podczas wycofywania się na z góry upatrzone pozycje. Na przykład – żeby nie zdradzić się przed nieprzyjacielem, że wyszła nam cała amunicja, spokojnie strzelamy dalej, jakby nigdy nic – i tak, aż do ostatecznego zwycięstwa.

Rozpisałem się na ten temat, bo zdumiała mnie informacja, jaką z Judenratem „Gazety Wyborczej podzielił się pan generał Janusz Nosek. Pan generał jest żywym dowodem na to, że każdy, nawet najgłupszy cywil, nosi w swoim tornistrze buławę marszałkowską. Skończył był bowiem historię na KUL, potem nawet nauczał tego przedmiotu w szkole. Stamtąd trafił do UOP, potem do ABW, aż wreszcie, w 2008 roku premier Tusk powierzył mu kierowanie Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która wypączkowała ze „zlikwidowanych” Wojskowych Służb Informacyjnych”, a prezydent Komorowski awansował go na generała brygady.

Ale w roku 2013 został z tej funkcji odwołany, czemu towarzyszyły fałszywe pogłoski, jakoby z siedziby SKW był wyprowadzony „chwytem za nosek”, a w 2017 roku reżym „dobrej zmiany” zawlókł go przed prokuratora, który podejrzewał go współpracę z obcym wywiadem. Najwyraźniej podejrzenia te się nie potwierdziły, bo nie słychać, by pan generał został zawleczony przed niezawisły sąd, tylko – jak to u nas – wszystko zakończyło się wesołym oberkiem. No a teraz pan generał Nosek, za pośrednictwem Judenratu „Gazety Wyborczej”, poinformował nas, że „PiS jest przesiąknięty agenturą rosyjską”.

Przypadek zrządził, czy dobry los – jak głosi piosenka – że rewelacja o przesiąknięciu PiS rosyjską agenturą ukazały się akurat w momencie, gdy rząd „dobrej zmiany” usiłuje przeforsować w Sejmie ustawę o komisji, która zbadałaby rosyjskie wpływy w polskiej polityce. Jak wiadomo, pomysłowi utworzenia takiej komisji zdecydowanie sprzeciwia się obóz zdrady i zaprzaństwa, z kierującą nim politycznie Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Ostatnią nadzieję upatruje w panu prezydencie Dudzie – że się opamięta i ewentualnej ustawy nie podpisze, na wszelki wypadek kierując ją do Trybunału Konstytucyjnego, a panujący w nim „burdel i serdel” sprawi, że się tam zaśmierdzi i nigdy nie nabierze mocy obowiązującej. Głos zabrał nawet ambasador USA w Warszawie pan Marek Brzeziński, przestrzegając panią kierowniczkę Sejmu Elżbietę Witek, że „z procedowanych w Sejmie przepisów” mogą skorzystać „kraje nie budzące zaufania”, co mogłoby wpłynąć na „dwustronne relacje” USA z Polską.

Jak pamiętamy, Polska już raz otarła się o groźbę naruszenia swoich interesów strategicznych, kiedy Sejm w 2018 roku znowelizował ustawę o IPN. Kiedy jednak Departament Stanu udzielił nam przestrogi, reżym „dobrej zmiany” wycofał się z tej nowelizacji z podwiniętym ogonem i stosunki USA z Polską wkroczyły w etap idylli. List pana ambasadora Brzezińskiego pokazuje, że ten etap chyba dobiega końca. Coś może być na rzeczy, bo skoro Polska oddała już Ukrainie wszystko, co tylko mogła, a w Ameryce kupiła wszystko, co tamtejsi twardziele jej wtrynili, to w stosunkach z Polską można wrócić do stanu normalnego i skrócić jej smyczkę, żeby nikomu nie przewróciło się w głowie. Dlatego też pani minister Jadwiga Emilewicz, wciągnięta do rządu ze względów wyborczych, nie potrafiła odpowiedzieć nie tylko na pytanie, za jakie pieniądze będzie odbudowywana, pozostająca na zachodniej już nie kroplówce, ale transfuzji finansowej Ukraina, ale również – czy Polska nadal ma odbudowywać Donbas, który – póki co – pozostaje w rękach rosyjskich.

Inna rzecz, że pan red. Rymanowski taktownie jej o to nie zapytał, co by wskazywało, że i Polsat został podporządkowany ukraińskiemu Sztabowi Generalnemu, jak telewizja rządowa, czy druga telewizja nierządna. A tymczasem pan generał Nosek powiada, że PiS, który na rozkaz Pana Naszego z Waszyngtonu dla Ukrainy zrobił wszystko, a nawet więcej – jest „przesiąknięty agenturą rosyjską”. W tej sytuacji mamy dwie możliwości; albo pan generał Nosek przewąchał coś, czego my jeszcze nie wiemy, albo niczego nie przewąchał, tylko wykonuje zadanie w ramach kampanii wyborczej. Myślę, że ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna od tej pierwszej, a jeśli tak, to może lepiej, gdybyśmy nie mieli służb wywiadowczych, ani żadnych innych, które nic nie wiedzą, tylko załatwiają swoje prywatne porachunki i kręcą lody. Wtedy bylibyśmy ostrożniejsi, a tak, to wydaje nam się, że ktoś pilnuje interesu, a tymczasem nikt niczego nie pilnuje – byle zdrowie było.

Polacy przeciwni PiS-owskiej komisji do „badania rosyjskich wpływów”. [SONDAŻ].

Polacy przeciwni PiS-owskiej komisji do „badania rosyjskich wpływów”. [SONDAŻ].

polacy-przeciwni-kontrowersyjnej-pis-owskiej-komisji

Andrzej Duda błyskawicznie zdecydował o podpisaniu ustawy, dzięki której warszawski rząd będzie mógł stworzyć zależną od polityków komisję weryfikacyjną do spraw badania rosyjskich wpływów. Polakom nie podoba się jednak, że władza PiS-u zyska tak niebezpieczne narzędzie.

Sejm powołał komisję, odrzucając weto Senatu, pod koniec ubiegłego tygodnia. Z obozu prezydenckiego, płynęły wieści, że prezydent decyzję o podpisaniu bądź zawetowaniu ustawy podejmie w „mniej niż trzy tygodnie”.

Duda zrobił to już po kilku dniach. W poniedziałek 29 maja przed południem oświadczył, że zdecydował się „na podpisanie ustawy”. Jednocześnie Duda poinformował, że poza podpisaniem ustawy, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. To raczej rzadki ruch – dotychczas, przy ewentualnych wątpliwościach, prezydent najpierw kierował ustawę do TK, a potem podpisywał.

Publicyści ostrzegają, że komisja może być niebezpiecznym narzędziem w rękach państwa. Warszawa będzie mogła jak nigdy wcześniej zastraszać dziennikarzy i osoby publiczne.

Polacy przeciwni PiS-owskiej komisji

Instytut Badań Pollster, w sondażu dla „Super Expressu”, zapytał Polaków jak oceniają pomysł powołania komisji. Ankietowanym zadano pytanie: „Czy to dobrze, że powstaje komisja do zbadania wpływów rosyjskich, tzw. »lex Tusk«?”.

Przeciwnych powstaniu PiS-owskiej komisji jest aż 58 proc. polskich obywateli. 44 proc. ankietowanych wybrało odpowiedź „Zdecydowanie nie”, a 14 proc. „Raczej nie”.

„Za” daniem warszawskiemu rządowi tak niebezpiecznej broni opowiedziało się 42 proc. uczestników badania. 24 proc. z nich wybrało odpowiedź „Zdecydowanie tak”, a 18 proc. „Raczej tak”.

Tylko Braun zachował się jak trzeba

Tylko Braun zachował się jak trzeba

Gdyby – biorąc przykład z Brauna – wszyscy odmówili noszenia masek, pandemiczny terror skończyłby się z dnia na dzień. Gdyby – biorąc przykład z posła Brauna – wszyscy odebrali mikrofon Grabowskiemu, jego paszkwilancka kariera skończyłaby się z dnia na dzień.

Katarzyna Treter-Sierpińska maj 31, 2023 tylko-braun-zachowal-sie-jak-trzeba

We wtorek (30.05.2023) poseł Konfederacji Grzegorz Braun przerwał antypolski, oszczerczy i kłamliwy wykład prof. Jana Grabowskiego pt. „Polski (narastający) problem z historią Holokaustu”. Grabowski jest synem ocalonego z Holokaustu Ryszarda Abrahamera, czyli Żyda uratowanego przez Polaków.

Natomiast wykład, w którym Grabowski po raz kolejny obarczał Polaków współwiną za Holokaust, odbywał się w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie. To doskonała ilustracja niemiecko-żydowskiej współpracy w budowaniu antypolskiej narracji, której celem jest propagandowe przerobienie Polaków z narodu ofiar (którym był) na naród katów (którym nie był).

Tym sposobem Niemcy zdejmują z siebie odium za zbrodnie przodków i nurzają w szambie Polaków, których ich przodkowie mordowali. Żydowski geszeft polega zaś na tym, że jak już wzięli od Niemców pieniądze, wypłacone jako odszkodowanie za niemieckie ludobójstwo na Żydach, chcą teraz za to samo wydębić kasę od Polaków. ]Grabowski, który robi karierę na produkcji antypolskich kłamstw, jest jednym z filarów tego geszeftu. I zupełnie nie przejmuje się naukowymi polemikami obnażającymi jego brednie. Po prostu idzie w zaparte i przekracza kolejne granice.

Podczas wykładu w Niemieckim Instytucie Historycznym Grabowski po raz kolejny wygłaszał tezy o polskiej współwinie za Holokaust utrzymując, że Polacy nie ratowali Żydów, tylko ich mordowali i to systemowo. Gdy Grabowski nazwał żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej NSZ „mordercami Żydów”, poseł Braun wstał, podszedł do prelegenta, zabrał mu mikrofon, powiedział „Dość tego” i uderzył mikrofonem w mównicę. Następnie przewrócił głośnik i w ten sposób zakończył wykład antypolskiego oszczercy. Brawo! Ktoś musiał w końcu dobitnie pokazać, że nie wolno dłużej tolerować tej antypolskiej hucpy. Tym kimś okazał się Grzegorz Braun, bo tylko on miał odwagę to zrobić.

Inni słuchali bredni Grabowskiego, żeby po wykładzie tradycyjnie podjąć z nim „naukową polemikę”, która i tak nic nie daje, bo przecież w całej tej antypolskiej nagonce nie chodzi o prawdę i naukę, tylko o obrzucanie Polaków łajnem w myśl zasady, że zawsze coś się przyklei.

Gdy Braun spektakularnie zakończył wykład paszkwilanta Grabowskiego, został obrzucony wyzwiskami, wśród których znalazły się określenia „faszysta”, „łobuz” i „pomyje ludzkie”.  Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Wojciech Czuchnowski, nazwał Brauna „ruską onucą” i „ruskim agentem”, a prof. Ireneusz Krzemiński próbował uderzyć go laską. Krzyczano „Hańba!”, na co poseł Braun odparł: „Istotnie, hańba wam wszystkim”.

Natomiast w oświadczeniu złożonym przed kamerami wskazał, że przerwanie wykładu Grabowskiego było „działaniem w stanie wyższej konieczności”. – Za wyższą konieczność uważam kładzenie kresu tego typu prowokacjom wobec narodu polskiego. Wkroczyłem w momencie, kiedy znany notorycznie z antypolskiej, łajdackiej, kontrfaktycznej, ahistorycznej propagandy osobnik  zdecydował się snuć narrację, w której jak zwykle w jego twórczości polscy patrioci zostali obsadzeni w roli czarnych charakterów. Ja temu przysłuchiwać się biernie nie zamierzam – powiedział Braun.

Reakcja na czyn posła Brauna po stronie lewicowo-liberalnej jest następująca: „faszysta i ruski agent dokonał bandyckiej napaści na wybitnego naukowca”.

Spójrzmy teraz, co na ten temat piszą osoby kojarzone z poglądami prawicowymi. I tu mamy dwa rodzaje reakcji. Pierwsza, liczniejsza, to „Brawo Braun”. Natomiast druga to twierdzenie, że swoją akcją Braun dał pożywkę zwolennikom Grabowskiego, a jego samego uwiarygodnił i uczynił ofiarą.  Oto dwa cytaty z Twittera reprezentujące tę opcję.

– Akcja Grzegorza Brauna była, jak rozumiem, obliczona na zwiększenie własnej popularności polityka z 1 proc. do 1,25 proc. kosztem sprawy, bo takie naśladowanie bojówkarskich zachowań lewicy raczej uwiarygadnia oszczerstwa Grabowskiego, niż im przeciwdziała – napisał Rafał Ziemkiewicz.

– Grabowski to postać wyjątkowo szkodliwa i antypatyczna, ale Braun swoim idiotycznym, chamskim zachowaniem tylko wyświadczył mu przysługę. Żenujący prymityw i szkodnik z tego Brauna – napisał publicysta „Do Rzeczy” Maciej Pieczyński.

Moim zdaniem obaj panowie mylą się, przy czym pierwszy wykazuje się również daleko posuniętą hipokryzją. Przypominam, że Rafał Ziemkiewicz wręcz specjalizuje się we wpisach obliczonych na wywołanie gigantycznej awantury. To przecież on zamieścił wpis, w którym użył słowa „parchy”. I to on niedawno nazwał ukraińskiego ambasadora „chachłem” oraz kazał mu „spierdalać”. A tu nagle nie podoba mu się, że Braun zabrał mikrofon antypolskiemu oszczercy. A jego redakcyjny kolega nazywa Brauna „prymitywem i szkodnikiem”.

Powtarzam: obaj panowie mylą się i do tego wykazują daleko posuniętą naiwnością. Na czym ona polega? Na tym, że – wnosząc z ich wpisów – wierzą, iż kłamstwom i prowokacjom Grabowskiego można skutecznie przeciwdziałać wchodząc z nim w polemikę. Otóż czas pokazał, że to nie działa. Każda polemika z Grabowskim jest i tak przedstawiana jako „faszystowski i antysemicki atak na wybitnego badacza Holokaustu”. Co z tego, że dr Piotr Gontarczyk wyjaśnia, iż prof. Grabowski manipuluje źródłami, fałszuje cytaty i nie weryfikuje oczywistych kłamstw? Nic z tego nie wynika! Grabowski w ogóle się tym nie przejmuje, a gdy Filomena Leszczyńska wytoczyła jemu i prof. Barbarze Engelking cywilny proces o ochronę dóbr osobistych jej stryja śp. Edwarda Malinowskiego, którego w książce „Dalej jest noc” kłamliwie określono jako „współwinnego zabójstwa Żydów”, i gdy w pierwszej instancji sąd nakazał im przeprosić za to kłamstwo, to żydowskie instytucje darły się na cały świat, że w Polsce nie można prowadzić badań nad Holokaustem.

ZOBACZ: Żydowskie organizacje atakują Polskę w związku z procesem przeciwko Engelking i Grabowskiemu za kłamstwo w “Dalej jest noc”

ZOBACZ: „Jestem przerażony”. Przewodniczący Światowego Kongresu Żydów o wyroku w procesie przeciwko Engelking i Grabowskiemu

Po tym wrzasku Sąd Apelacyjny szybciutko uchylił wyrok twierdząc, że nakaz przeprosin za kłamstwo stanowi „niedopuszczalną ingerencję w wolność badań naukowych i swobodę wypowiedzi”.

Jeżeli nie działa naukowe wykazywanie, że Grabowski kłamie, a pod wpływem żydowskich wrzasków polski sąd daje przyzwolenie na te kłamstwa, to w jaki sposób Polacy mają bronić się przed pluciem tego paszkwilanta? Dotychczasowe metody nie tylko go nie powstrzymały, ale wręcz rozzuchwaliły.

Przypominam, że gdy Grabowski puścił w świat informację o tym, jakoby Polacy zamordowali 200 tys. Żydów, IPN wykazał, że jest to kłamstwo sprokurowane poprzez manipulację wynikami badań Szymona Datnera, który twierdził, że 200 tys. Żydów uciekło z gett i transportów, a Polakom udało się uratować ok. połowę z nich. To było w 2018 roku. Od tego czasu minęło pięć lat. Na stronie IPN wisi komunikat w tej sprawie. I co? I po demaskacji tego kłamstwa Grabowski nadal jest traktowany jako „poważny badacz Holokaustu”, a na szkalujący Polaków wykład zaprasza go Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie.

Dość tego!

Dalsze traktowanie prowokatora i paszkwilanta Grabowskiego jako naukowca, z którym toczy się polemiki, jest drogą donikąd. Dlatego bardzo dobrze się stało, że poseł Grzegorz Braun zabrał mu mikrofon i przerwał ten antypolski sabat. Oczywiście Żydzi urządzą wrzask na cały świat. I niech wrzeszczą. Pora przestać przejmować się tym wrzaskiem. Tego wrzasku i tak nie uciszą polemiki naukowe i wykazywanie, że Grabowski kłamie. Siedzenie na jego wykładach i słuchanie wygłaszanych przez niego oszczerstw, a następnie polemizowanie z jego tezami, do niczego nie prowadzi. Dlaczego? Dlatego, że mało kto tych polemik słucha i mało kto o nich wie. A dzięki akcji posła Brauna wszyscy dowiedzieli się, że są Polacy, którzy nie będą dłużej tolerować tej hucpy.

Tak jak podczas pandemii tylko Grzegorz Braun – spośród wszystkich parlamentarzystów – zachował się jak trzeba odmawiając noszenia bezużytecznej szmaty na twarzy, tak teraz tylko poseł Braun zachował się jak trzeba odbierając mikrofon paszkwilantowi, który ma w nosie naukowe polemiki i śmieje się w twarz tym, którzy demaskują jego kłamstwa. Gdyby – biorąc przykład z Brauna – wszyscy odmówili noszenia masek, pandemiczny terror skończyłby się z dnia na dzień. Gdyby – biorąc przykład z posła Brauna – wszyscy odebrali mikrofon Grabowskiemu, jego paszkwilancka kariera skończyłaby się z dnia na dzień.

Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie jestem przeciwniczką polemiki naukowej i nie popieram odbierania głosu osobom, które mają inne poglądy. Ale na kłamstwa nie może być przyzwolenia. Dość już traktowania Grabowskiego jako badacza Holokaustu. To nie jest żaden badacz, tylko manipulant, kłamca, paszkwilant i prowokator.

Dość tego! Brawo Pośle Braun!