W ZUS-ie w cztery lata na nagrody i premie wydali 1,82 miliarda zł.

W ZUS-ie w cztery lata na nagrody i premie wydali 1,82 miliarda złotych

Konrad Bagiński 12 lutego 2023, https://innpoland.pl/190832,zus-w-4-wydal-1-8-miliarda-zl-na-nagrody-i-premie

W ciągu ostatnich 4 lat Zakład Ubezpieczeń Społecznych wydał na premie i nagrody dla swoich pracowników ponad 1,82 mld zł. Absolutny rekord został pobity w 2021 roku, gdy na te cele poszło ponad 670 milionów. Wtedy na każdego zatrudnionego przypadło po prawie 16 tysięcy.

  • Warszawska centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przy ul. Szamockiej
  • ===================================
  • W 4 lata ZUS wydał na nagrody i premie dla swoich pracowników ponad 1,8 mld zł
  • Na pieniądze pracownicy ZUS nie mogli narzekać szczególnie w roku 2021
  • Wtedy na nagrody dla nich poszło ponad 670 mln zł, prawie 16 tys. zł na głowę
  • ZUS jest za to oszczędny, jeśli chodzi o kwestie reprezentacji

Od 2019 do 2022 roku włącznie ZUS wydał prawie 236 mln zł na nagrody i premie dla kadry kierowniczej liczącej ponad 2900 osób. W rekordowym 2021 roku kierownicy dostali średnio po prawie 25 tys. zł na głowę. W ciągu ostatnich 4 lat ich premie i nagrody nie schodziły poniżej 13 tys. zł rocznie.

To wszystko wynika z danych, jakie INNPoland.pl udostępniła posłanka Hanna Gill-Piątek. Dane otrzymała z samego ZUS w odpowiedzi na swoje pismo. Dane nie są pełne, jak przyznaje ZUS. Wysokość premii i nagród przypisana do roku 2022 nie obejmuje wypłat zrealizowanych w 2023 r. oraz m.in. premii za IV kwartał 2022 r.

Skąd tak wysoka kwota na nagrody w 2021 roku? ZUS twierdzi, że w 2021 roku fundusz wynagrodzeń osobowych został dodatkowo zasilony „środkami na nagrody indywidualne o kwotę 200 mln zł”. Stąd m.in. wzięło się 670 milionów na premie i nagrody.

W tym roku statystyczny pracownik ZUS dostał prawie 16 tys. zł ekstra. Tak się jednak składa, że w 2021 roku pracownicy ZUS grozili strajkiem. Czy to dlatego ich premie poszybowały w górę?

W tym samym roku świetnie obłowiła się kadra kierownicza. Zgarnęła nagrody i premie o łącznej wartości ponad 80 mln zł. Wyszło prawie 25 tysięcy na głowę. W latach 2019, 2020 i 2022 na nagrody i premie dla kadry kierowniczej szło odpowiednio prawie 49, prawie 67 i prawie 41 milionów. Dawało to rocznie ponad 13, prawie 19 i prawie 14 tys. zł na głowę.

ZUS podkreśla, że zatrudnia łącznie ponad 42 800 osób, z czego ponad 2900 osób na stanowiskach kierowniczych.Reprezentacja też kosztuje

Jak wynika z odpowiedzi ZUS na pismo posłanki Hanny Gill-Piątek, Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie ma osobnego funduszu reprezentacyjnego i okolicznościowego. I raczej nie szasta pieniędzmi na takie cele.

ZUS w zeszłym roku wydał niecałe 3,4 mln zł na reprezentację i ubrania dla pracowników. Z tej sumy prawie 2,9 miliona poszło na ubrania: apaszki, krawaty, naszywki z logo ZUS i ekwiwalent pieniężny za strój służbowy. Niecałe 550 tysięcy ZUS wydał na udział w targach i konferencjach oraz przyjmowanie zagranicznych delegacji.

A jak zarabia się w ZUS-ie?

W 2021 r. przeciętne całkowite miesięczne wynagrodzenie w ZUS wynosiło 6412,13 zł i było wyższe o 523,13 zł od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku. Przeciętne wynagrodzenie zasadnicze z angaży na dzień 31 grudnia 2021 r. wyniosło 4855 zł – to dane z MRiPS.

Resort podał je, kiedy pracownicy ZUS grozili strajkiem. Co ciekawe, pierwsze poważnie brzmiące informacje o możliwym strajku generalnym w ZUS-ie pojawiły się w roku 2021. Czy wysokie nagrody miały zniechęcić pracowników do strajku?

[—]

Największy błąd Marszałka Piłsudskiego

Mirosław Dakowski listopad 1999

[wyciągnięte z mego Archiwum. Każdy może tam sobie wejść i poszukać więcej. Ale nie potrafię dać poprawnego adresu. md, 2023]

Największy błąd Marszałka Piłsudskiego

Mija 81 lat od odzyskania przez Polskę niepodległości. Niepodległość tę mieliśmy jedynie lat dwadzieścia.
Obecnie, sześćdziesiąt lat po zdławieniu II Rzeczypospolitej, spory między „narodowcami” a „piłsudczykami” są raczej przebrzmiałe. W polityce polskiej wyłonił się podział między nurtem, dla którego najwyższą wartością polityczną jest interes Polski i Polaków, oraz dwoma przenikającymi się obozami: „internacjonalistami” i t.zw. „socjal-demokratami” spod znaku Marksa oraz obozem zwolenników rozmycia się narodów w „postępowej Europie”, czyli pod rządami synarchii – „nieznanych mędrców” rządu światowego, jak się w swej pysze nazywają. Warto więc teraz zastanowić się, czy nasi ojcowie mogli w dwudziestoleciu II-giej Rzeczypospolitej osiągnąć więcej korzyści dla Polski i dla nas.
Tak wielbiciele, jak i przeciwnicy Marszałka Piłsudskiego (w każdym razie ogromna ich większość) zgadzają się z tym, że był on polskim patriotą i że kochał Polskę. Nie miał jednak wysokiego mniemania o zdolnościach Polaków do samo-rządzenia się. Znana jest jego myśl, że dla Polski można wiele zrobić, lecz we współpracy z Polakami – raczej niewiele.
Z tego pewnego lekceważenia umiejętności Polaków wynikła brzemienna dla nas w skutki decyzja o sposobie wybrnięcia z „sejmokracji” panującej w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. Skutkiem decyzji Piłsudskiego był krwawy przewrót z połowy maja 1926 roku. Z jednej strony kosztował on życie prawie czterystu młodych Polaków, a z drugiej był przyczyną powstania rządów jednej grupy – „bezpartyjnej partii” – BBWR. Tę nielogiczną groteskę próbowano małpować jeszcze przed paru laty. Po roku 1926-tym zamiast bałaganu sejmokracji powstały rządy co prawda stabilne, ale ułatwiające wzrost klik i „układów nieformalnych”. Dla nas, Polaków na przełomie stuleci, jest najważniejsze, iż życie polityczne współczesnej Polski jest zarażone obiema powyższymi chorobami. Tak sejmokracją i nieodpowiedzialnością „koalicji”, jak i mafijnością. Czyżby Nabyty Brak Odporności ? NIE:
Gdyby Marszałek bardziej wierzył w rozum swoich doradców, czy w rozsądek Polaków, to zrozumiałby na czas, że sposób doboru elit politycznych narzucony przez socjalistyczna przecież, „postępową” konstytucję marcową był receptą na rozdrobnienie nurtów politycznych. Narzucono tam przecież naszym ojcom i dziadom „ordynację proporcjonalną”, sztuczny twór socjalistów belgijskich sprzed (wtedy) pół wieku.
Czy człowiek światły i uczciwy mógł nie widzieć, że prowadzi to w sposób nieunikniony do rozdrabniania nurtów politycznych na partie, partyjki, ruchy i odłamy? Ano, jak widać, mógł!
Gdyby Józef Piłsudski w maju 1926 r. wymusił zmianę ordynacji wyborczej do Sejmu na znaną już wtedy od 150-ciu lat ordynację z jednomandatowymi okręgami wyborczymi [por. IV Księga Pana Tadeusza, „Daj kreskę Dowejce”] – JOW, to spowodowałby tym samym powstanie dwóch stabilnych obozów (raczej partii) politycznych. A chyba o stabilne rządy rzetelnych patriotów Mu w rzeczywistości chodziło. Najpewniej byłby to obóz socjalizująco-równościowy oraz partia narodowa. Partie te musiałyby mieć wewnętrznie spójne programy – i musiałyby je realizować (po ewentualnym wygraniu wyborów). Zostaliby do tego zmuszeni wszyscy politycy, włączając w to tak mężów stanu, jak i t.zw. „intrygantów” i „warchołów”. Nie wchodzę w to, czy były to epitety słuszne. Stwierdzam tylko, że przy ordynacji jednomandatowej nie opłaca się posłom ani partii będącej u władzy nie spełniać swych obietnic przedwyborczych. Po drugie: partia rządząca na skutek wyboru poprzez JOW nie ma kuli u nogi w postaci „koalicjanta”, z którym musi zawsze zawierać „kompromisy”. Taka choroba (bardzo groźna dla społeczeństwa) trafia się zaś zwykle w państwach niby-demokratycznych na skutek wyborów pseudo-proporcjonalnych. Jest też wygodną wymówką dla nieuczciwych, małych polityków: Powoduje możność lekceważenia swych programów przedwyborczych przez partię u władzy, czyli jest przyczyną nie-rządu.
Światowe doświadczenie krajów zdrowej demokracji parlamentarnej pokazuje, że wyborcy po jednej czy dwóch kadencjach zniechęcają się do partii u władzy, co przy następnych wyborach większościowych powoduje odmianę. Wystarczy do tego jednak jedynie zmiana poparcie z np. 53 % na 47%, a „nowa” partia u władzy już uzyskuje większość zdolną do wyłonienia stabilnego rządu. I stoi przed koniecznością spełnienia klarownego, jednoznacznego programu. Nic więc dziwnego, że kliki partyjne mające na celu wyciągniecie największych korzyści osobistych tak lubią mętną wodę „umów koalicyjnych” i zwalania przyczyn swych klęsk gospodarczych czy społecznych na „koalicjanta”, A nieczysty „kompromis” z koalicjantem musi się pojawić przy ordynacji pseodo-proporcjonalnej.
Gdyby w latach 20-tych wprowadzono w Polsce ordynację JOW, to w partiach powstałych na podstawie takich mechanizmów doboru, ogromna rolę graliby działacze terenowi, powiatowi, a nie „oficerowie legionowi” (zresztą cudownie wtedy, na początku lat trzydziestych, rozmnożeni). Gdyby Marszałek w dziesięcioleciu po 1925r. znał te cechy ordynacji Jednomandatowej i ją wprowadził, to mieliśmy szansę , by każda „ziemia” czy powiat wystawiła najlepszego ze swych reprezentantów. Polska pod koniec Drugiej Rzeczypospolitej byłaby na pewno zdrowsza, silniejsza i … łatwiej przeżyłaby następne kataklizmy narzucone nam z zewnątrz.
Obecna sytuacja Polski i Polaków jest na pewno o wiele bardziej krytyczna, niż w latach 30-tych. Konieczne jest więc, byśmy dołożyli wszystkich sił, by tego największego błędu Marszałka nie powtórzyć. Jesteśmy dojrzalsi o trzy pokolenia, uczmy się na cudzych błędach oraz w bibliotekach i w dyskusjach.
Ciężkie milczenie mediów na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych świadczy o tym, że ośrodki decydujące o czym mówić wolno i należy, boją się poruszenia sprawy JOW. Zażenowana bierność polityków znajdujących się już w sejmie czy senacie w czasie targów przepychanek i intryg związanych z wymuszoną przez „reformę administracji” zmianą ordynacji źle Polsce wróżą. Świadczą o tym, iż kto już doszedł do władzy, to stara się przy niej pozostać, nawet kosztem niespełnienia swych programów i obietnic przedwyborczych.
Nadzieja w działaczach młodych, rzutkich i z doświadczeniem samorządności terenowej. Inaczej „warszawka”, czy jak te samozwańcze i samo-podtrzymujące się „elity polityczne” nazwać, nas dobije. Ruch oddolny może sytuację zmienić.

Zmagania pomiędzy USA, a Chinami, a harcownicy w Europie Wschodniej. Rola Armii Polskiej.

Zmagania pomiędzy USA, a Chinami, a harcownicy w Europie Wschodniej. Rola Armii Polskiej.

źródło: https://adarma.pl/2023/02/01/co-oznacza-luka-w-zdolnosciach/

Komentarz do sytuacji militarnej Polski, fundacji Ad Arma:

Baza przemysłowo-wojskowa USA nie jest wystarczająco przygotowana na międzynarodowe środowisko bezpieczeństwa, które teraz istnieje. W dużym konflikcie regionalnym, takim jak wojna z Chinami w Zatoce Tajwańskiej, zużycie amunicji prawdopodobnie przekroczyłoby obecne zapasy USA – wynika z raportu autorstwa think-tanku Center for International Strategic Studies. Główne tezy raportu przedstawiła w języku polskim Polska Agencja Prasowa.

Wedle analiz CISS, Ameryce najprawdopodobniej zabrakłoby precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu już po niecałym tygodniu wojny, a amerykański przemysł zbrojeniowy nie ma obecnie zdolności do szybkiej rozbudowy potencjału. CISS zwraca też uwagę na zbiurokratyzowane procesy sprzedaży broni sojusznikom, które wydłużają dostawy nawet o 2 – 4 lata.

Analitycy CISS przypominają również, że USA wciąż nie dostarczyły sprzętu o łącznej wartości 19 mld dolarów, jaki miał trafić na Tajwan od 2019 r.

Komentarz Fundacji Ad Arma: Cała zdolność obronna Ukrainy wisi na wsparciu amerykańskim. Uzupełnienie braków w broni pancernej i w artylerii w Polsce wisi na wsparciu amerykańskim oraz na zakupach w Korei. Obie te rzeczy zależą bezwzględnie od sytuacji pomiędzy USA, a Chinami.

Jakikolwiek konflikt wokół Tajwanu stawia pod wielkim znakiem zapytania dostawy sprzętu nie tylko na Ukrainę, ale również do Polski. Szczególnie warto w tym momencie przypomnieć wnioski z analizy pt. „Preserving the balance. A U.S. Euroasia defence strategy”, autorstwa Center for Strategic and Budgetary Asessments z 2017 roku. CSBA przypomina, że Europa Wschodnia wraz z Polską jest, z punktu widzenia interesów USA, drugorzędnym rejonem świata i teatrem działań wojennych, a utracenie całej Europy Wschodniej jest dla USA akceptowalną ewentualnością.

Od maja zeszłego roku wiadomo, że wysyłamy na Ukrainę duże ilości sprzętu. Jest to sprzęt wysyłany głównie z jednostek wojskowych, a nie z zapasów i magazynów.

NATO z kolei poważnie nadwyrężyło zapasy magazynowe, a w USA publicznie się mówi o tym, że ilość broni przeciwpancernej i lekkiej przeciwlotniczej gwałtownie zmalała nie tylko w magazynach, gdyż te rodzaje broni były wycofywane również z jednostek polowych. To wszystko w sytuacji, w której Polska ogłasza duże zakupy, jednak nie na terenie własnego kraju, a u sojuszników leżących na drugim końcu świata. W związku z tym, terminowa realizacja zamówień nie zależy wyłącznie od nas.

W USA już pojawiają się głosy, że mogą być trudności z dotrzymaniem terminów w przekazaniu Polsce używanych Abramsów, do których się zobowiązano. Oznacza to lukę w zdolnościach wojskowych Wojska Polskiego nawet w przypadku terminowej realizacji dostaw. Luka ta, na dzień dzisiejszy będzie, miała prawdopodobnie około trzy lata. Całe plany operacji obronnych Wojska Polskiego, jakie mieliśmy, od roku są nieaktualne. Z tej prostej przyczyny, że część jednostek nie ma sprzętu.

Brak możliwości wystawienia jednostek to nie tylko luka, brakujący puzzel, w układance, w której brak kilku puzzli nie zaburza całości obrazu. To raczej efekt domina, gdzie jeden przewrócony klocek wpływa na ruinę wszystkiego. Na czym to polega? Część polskich jednostek miała być użyta wewnątrz narodowego wysiłku operacji obronnej, która zgodnie z planami NATO miała wytrzymać 30 dni, w ciągu których NATO miało wystawić 30 batalionów, a więc w uproszczeniu 10 brygad, które wsparłoby Wojsko Polskie. Kolejna część polskich jednostek została zgłoszona przez państwo Polskie do sił szybkiego reagowania. Tych sił, które Polskę miałyby ratować, pod dowództwem sojuszu NATO.

W związku z tym, w razie rozpoczęcia wojny, kierownictwo państwa Polskiego stanie przed dylematem – czy pozostałe jednostki, których jest za mało w stosunku do planów, wysłać do obrony państwa polskiego łamiąc zobowiązania sojusznicze, czy też wypełnić zobowiązania sojusznicze, mając za mało sił do obrony kraju przez 30 dni? W obu przypadkach jest to poważny problem również polityczny, ponieważ jeśli nie utrzymamy się przez 30 dni, państwa NATO mogą uznać, że nie ma już kogo bronić. Natomiast jeżeli zdecydujemy się złamać zobowiązania sojusznicze, żeby spróbować utrzymać się 30 dni, państwa Sojuszu mogą uznać, że są zwolnione ze zobowiązań, które sami złamaliśmy, nie wysyłając jednostek, które obiecaliśmy Sojuszowi.

Patrząc zaś z innej perspektywy, w momencie rozpoczęcia operacji, jednostki o podwyższonej gotowości osłaniać mają rozwinięcie kolejnych. W związku z tym, brak sprzętu może oznaczać, że nie ma jednostki, która osłania rozwijanie kolejnych, albo jednostki osłaniające nie będą mogły być zastąpione przez jednostki drugiego rzutu, które po prostu przestały istnieć z powodu braku sprzętu. W całym skomplikowanym przecież planie obrony, wyjęcie jednego puzla, będzie jak przełamanie frontu w jednym punkcie. Zdarzenie lokalne skutkuje efektem całościowym. Jak niedawno przyznano publicznie, nowe plany operacyjne, w zgodzie z nową ustawą, opracowują w znacznej części politycy z cywila zamiast Sztabu Generalnego, bo obowiązki te przekazano ze Sztabu Generalnego do Ministerstwa Obrony Narodowej. Samo to powinno wystarczyć za szokujące podsumowanie sytuacji Polski.

Jeśli tego jednak mało i jeżeli ktoś czuje euforię z tego, że Polacy są w pierwszym szeregu wspierających Ukrainę, i że to my zmuszamy do czegoś Niemcy w dyplomacji, a nie na odwrót, pragniemy przypomnieć, że w 1938 roku odzyskaliśmy Zaolzie, unormowaliśmy stosunki z Litwą Kowieńską, mieliśmy Ligę Kolonialną i marzenia o modnych wtedy koloniach i uznawaliśmy się niemal za mocarstwo, przynajmniej regionalne. Przed ministrem Beckiem w Londynie rozwijano czerwone dywany. Natomiast w zaciszu gabinetów Rydz-Śmigły niecały rok przed rozpoczęciem wojny mówił generałom, że nie mamy wystarczającej ilości amunicji na prowadzenie kampanii. W samej kampanii zaś, którą Brytyjczycy szacowali na 6 miesięcy przed kompletnym upadkiem Polski, przegraliśmy w trzy tygodnie. Z perspektywy wojskowej katastrofa była całkowicie pewna, czasem przyszłym dokonanym, 5 września.

Niech to będzie memento i kubłem zimnej wody dla wszystkich, którzy oglądają rzeczywistość przez różowe okulary.

„Obozowe męczeństwo” hitlerowskiego kolaboranta Stepana Bandery

„Obozowe męczeństwo” hitlerowskiego kolaboranta Stepana Bandery

  Jacek Boki – 12 Luty 2023 r. http://kresywekrwi.blogspot.com/2023/02/obozowe-meczenstwo-hitlerowskiego.html?m=0

SS Stepan Bandera – Reichskommissariat Ukraine

Oficjalna, zakłamana propaganda wmawia dziś ludziom, nie znającym historii, że po rozpędzeniu przez Niemców tzw. Rządu Stecki, który 30 czerwca ogłosił we Lwowie samowolnie, bez zgody Niemców niepodległość Ukrainy, Niemcy wraz z tym tzw. ,,ukraińskim rządem”, aresztowali także Stepana Banderę i umieścili go, jak głosi to oficjalna hagada, rzekomo w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, jako takiego samego więźnia, jak wszyscy pozostali.

 Od czasu do czasu jednak, jakby mimochodem, od niechcenia, gdy odzywają się w nich pozostałości resztek, ich brudnych wyrzutów sumienia, kołaczących się w ich pustych duszach, jak zjawy szukające ukojenia, zdarza się wtedy, tym wszystkim dyżurnym autorytetom, przebąknąć czasem po cichu pod nosem, niby od niechcenia, że nie był on tak naprawdę, wcale żadnym więźniem tegoż obozu w dosłownym tego słowa rozumieniu, jak dziesiątki tysięcy innych pensjonariuszy tej jednej z tysięcy niemieckich fabryk śmierci, tylko osadzonym w specjalnym budynku dla tzw więźniów VIP, czasowo tylko zatrzymanym gościem tysiącletniej Rzeszy.

Jednak jak się okazuje, po dokładnym zbadaniu tej historii, otóż i ta opowieść również, nie wytrzymała próby czasu i krytyki, okazując się kolejną bajką wymyśloną, na użytek prostaczków, by tym sposobem wmówić im i podtrzymać w nich fałszywe przekonanie i naiwną wiarę, jakie to straszne, obozowe katusze, cierpiał pierwszy prowydnyk Samostijnej, oraz by tym prostym sposobem, jeszcze bardziej zalegendować rzekomy, heroiczny opór tej zbrodniczej kreatury, przeciwko swoim niemieckim panom, którego nie tylko, nigdy wobec nich nie okazał w żadnym momencie swego parszywego życia, ale w kilka dni po swoim aresztowaniu, wykazał się kundlizmem, nie mieszczącym się w żadnych ramach cywilizowanych zachowań jakiegokolwiek człowieka, wydając osobisty rozkaz, który potwierdza zachowany do dziś dokument datowany na dzień 18 lipca 1941 roku, z widniejącym na nim osobistym podpisem Stepana Bandery, który kategorycznie zabraniał wszystkim formacjom ukraińskich nacjonalistów, wszelkich zbrojnych akcji przeciwko Niemcom, to jest absolutnego zakazu atakowania niemieckich żołnierzy i niemieckiej administracji na wszystkich terenach, będących w zasięgu działania bojówek ukraińskich nacjonalistów pod rygorem kary śmierci. I był on, z nielicznymi, pojedynczymi wyjątkami, przestrzegany z żelazną konsekwencją, aż do zakończenia wojny.

 Dwa dni temu wpadła mi w ręce stara publikacja z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, oparta o dokumenty na ten temat z roku 1947, w rozdziale której, zatytułowanym ,,Walka z ukraińskim podziemiem nacjonalistycznym i kureniem Żeleźniaka w latach 1944 – 1947”, znajduje się opis, jakie to straszliwe, obozowe męczeństwo w latach 1941 – 1944 przeszedł pierwszy heroj obecnej UPAdłej Ukrainy, wraz ze swoją przyboczną świtą. A mianowicie, po aresztowaniu Bandery i jego ludzi w lipcu 1941 roku i przewiezieniu ich do miejscowości Oranienburg nieopodal Berlina, i ,,osadzeniu” całego tego towarzystwa, nie w samym obozie KL Sachsenhausen, ani też w części hotelowej tegoż obozu, stanowiącej specjalna strefę dla więźniów VIP, ale całkowicie poza terenem tego obozu, którego Stepan Bandera i jego przyboczni, w ogóle nigdy nie ujrzeli nawet na swoje oczy, przez trzy i pół roku swojego tzw. uwięzienia, ale przebywali przez cały ten okres w specjalnie przygotowanej dla nich wcześniej i przeznaczonej do ich wyłącznego użytku luksusowej willi, w której mieli do dyspozycji telefon, do swobodnego kontaktowania się ze światem zewnętrznym, jak również radio i doskonale wyposażoną, dużą bibliotekę, a wyżywienie stanowił, dostarczany Banderze i jego kompanom trzy razy dziennie, specjalny katering z miejscowej restauracji. 

 Prowydnyk i jego kompanii przez cały okres swojego tzw. ,,ograniczenia wolności”, mieli pełną swobodę opuszczania tejże rezydencji, w której ich ulokowano i udawania się w dowolnie wybranej przez siebie chwili, na wypady do pobliskiego  Oranienburga, kupowania prasy i swobodnego kontaktowania się z kimkolwiek tylko zapragnęli.

Tak wyglądało w rzeczywistości, to arcy okrutne uwięzienie i obozowe męczeństwo przywódcy OUN – UPA Stepana Bandery, w odróżnieniu od zmitologizowanych bredni, podawanych dziś do wierzenia ciemnemu ludowi, również w Polsce, przez funkcjonariuszy frontu ideologicznego z IPN, że ten ukraiński, najwierniejszy i to do samego końca III Rzeszy kolaborant Adolfa Hitlera, cierpiał rzekome, niesłychane wręcz męki w obozie koncentracyjnym KL Sachsenhausen, którego bram, nigdy nawet nie przekroczył.

Opowiadanie więc ordynarnych bredni na ten temat, przez różnych pseudo historyków w Polsce, wybielaczy Bandery, że w okresie swego tzw uwięzienia, a raczej internowania, nie miał on żadnych możliwości wydawania rozkazów podległym sobie przywódcom OUN – UPA, ani świadomości o dokonującym się rękami jego podwładnych na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej ludobójstwie wobec polskiej ludności tych ziem, jest kłamstwem tak bezczelnym, że urągającym, zarówno ludzkiej inteligencji, jak też będącym w ich wydaniu zwykłym, cynicznym skurwysyństwem, za co powinno się obić im wszystkim pyski, poddać bezwzględnemu ostracyzmowi i na zawsze wyrzucić poza nawias wszelkiego życia politycznego i społecznego w Polsce, jako zwykłych, pospolitych, zdrajców, którymi w istocie byli od zawsze i dla których nie ma i nigdy nie powinno być miejsca zarówno w polskim społeczeństwie, jak i na polskiej ziemi.

 Jacek Boki – 12 Luty 2023 r.

  Źródła:

 ,,Walka z ukraińskim podziemiem nacjonalistycznym i kureniem Żeleźniaka w latach 1944 – 1947” – str. 367 – Wydawnictwo MON 1966 r.

 Kresy Wschodnie we krwi polskiej tonące – praca zbiorowa pod redakcją Jana Sokoła i Józefa Sudo – Wydawnictwo Ośrodka pojednania Polsko – Ukraińskiego w Chicago 2004/2005 r.

Niech przemówią fakty  http://kresywekrwi.blogspot.com/2019/04/niech-przemowia-fakty.html 

 ===================

 Prowadzenie tego bloga to moja pasja ale także wielogodzinna praca. Jeśli uważasz, że to co robię ma sens to możesz wesprzeć mnie w tym co robię, za co serca już teraz dziękuję.

 PKO BP SA Numer konta: 44 1020 1752 0000 0402 0095 7431

Maurice Duverger: Factors in a Two-Party and Multiparty System


Maurice Duverger, in Party Politics and Pressure Groups
(New York: Thomas Y. Crowell, 1972), pp. 23-32.

The Technical Factor: The Electoral System

To these socio-economic and historical factors a technical factor must be added: the electoral system. I expressed its effects in 1946 in the formulation of three sociological laws: (1) a majority vote on one ballot is conducive to a two-party system; (2) proportional representation is conducive to a multiparty system; (3) a majority vote on two ballots is conducive to a multiparty system, inclined toward forming coalitions.

The brutal finality of a majority vote on a single ballot forces parties with similar tendencies to regroup their forces at the risk of being overwhelmingly defeated. Let us assume an election district in which 100,000 voters with moderate views are opposed by 80,000 communist voters. If the moderates are divided into two parties, the communist candidate may well win the election; should one of his opponents receive more than 20,000 votes, the other will be left with less than 80,000, thereby insuring the election of the communist. In the following election, the two parties with moderate views will naturally tend to unite. Should they fail to do so, the weaker party would gradually be eliminated as a dual consequence of „under-representation” and „polarization.” Under representation is a mechanical phenomenon. Elections determined by a majority vote on one ballot literally pulverize third parties (and would do worse to fourth or fifth parties, if there were any; but none exist for this very reason). Even when a single ballot system operates with only two parties, the one that wins is favored, and the other suffers. The first one is over-represented–its proportion of seats is greater than its percentage of the votes-while the party that finishes second is usually under-represented–its proportion of seats is smaller than its percentage of the votes. The English, with their two-party system, have expressed this phenomenon by the law of the cube: the relationship in the percentage of seats held by the two parties would be equal to the relationship of the cubes of the percentages of the votes received (if a and b are the percentages of the votes, and a’ and b’ the percentages of theseats, then we find that a’ / b’ = a3 / b3).

[Janda’s note: The cube law attempts to predict the percentage distribution of seats won in parliament from the percentage distribution of the electoral vote in a two-party system. If the parties divide the vote 50-50, each would win 50% of the seats. But as a party’s vote increases over 50%, the percentage of seats won is not linear, but curvilinear. That is, each percentage point advantage in vote won yields more than one percentage point increase in seats won. This curvilinear relationship can formulated mathematically. The ratio of seats won equals the ratio of the cubes of the votes won.]

When there is a third party, it is even more under-represented than the second. The gap is generally quite large, with the proportion of seats far below the proportion of the votes received. In 1964, the British Liberal party received 11.2 per cent of the votes cast, but only 1.4 per cent of the parliamentary seats. This under-representation tends to eliminate the effects of any votes cast for a third party. But voters are aware of this phenomenon. They also know that a division of votes between two parties holding similar views favors their common adversary. In the case mentioned before, the moderate voters would see clearly that a split between the moderate candidates guarantees a Communist victory: in a subsequent election they would drop the weaker of the two moderate candidates. Thus it is that voters tend to abandon the third party in order to concentrate their votes on the two strongest parties. This tendency toward polarization, a psychological phenomenon, strengthens the mechanical factors conducive to a two-party system.

In a system of proportional representation, the situation is quite different. The very principle of proportional representation explains the multiplicity of parties it produces. Since every minority, no matter how weak it may be, is assured of representation in the legislature, nothing prevents the formation of splinter parties, often separated only by mere shades of opinion. If the conservative party has 6 million votes in the country, corresponding to 300 seats in parliament, and if it splits into three groups about equal in numbers, proportional representation will give each of these about a hundred deputies, and the conservative family will have the same strength in parliament. In other respects, this electoral system does not encourage parties to unite. A coalition is useless from an electoral point of view since the entire system tends to permit everyone to take his chances at the polls.,Hence the reciprocal independence of the political parties.

In a system in which elections arc decided by a majority vote on the second of two ballots, political parties are numerous because the existence of a second ballot permits each party to test its chances on the first one without risking irrevocable defeat through the splintering of parties holding similar views; the regrouping occurs on the second ballot through the game of „withdrawals.” Let us again use the illustration of an election district in which the conservatives have 100,000 voters and the communists, 80,000. If the conservative electorate divides into two parties, with the first receiving 60,000 votes and the second, 40,000, while the communists vote as a bloc on the first ballot, there will still be a second ballot. For the second round, the weaker conservative candidate will withdraw. His supporters will switch their votes to the stronger candidate, who will normally be elected. New parties can thus multiply, but they are usually driven to form alliances with one another to check their opponents by means of „retreats” and „withdrawals.” The second ballot is essentially a voting by coalitions, as was seen in France during the Third Republic and in Imperial Germany, the two large countries that have practiced this system.

Although the preceding laws have been much discussed, often in heated debate, they have never been seriously challenged. The criticism directed against them has not questioned the reality of the phenomenon they express, which is fairly obvious, as much as the precise extent of its influence. It is clear that an electoral reform by itself will not create new parties: parties are a reflection of social forces; they are not born of a simple legislative decision. We can be sure that the relationship between electoral systems and party systems is not something mechanical and automatic. A given electoral regime does not necessarily produce a given party system; it simply exerts an influence in the direction of a particular type of system; it is a force, acting in the midst of other forces, some of which move in an opposite direction. It is also clear that the relationship between electoral and party systems is not a one-way phenomenon; if a one-ballot vote tends toward a two-party system, a two party system also favors the adoption of a single ballot voting system.

The exact role of the electoral system seems, in the last analysis, to be that of an accelerator or that of a brake. An election by a majority vote on a single ballot has a dual effect: first, it poses an obstacle to the appearance of a new party, although this obstacle is not insurmountable (the role of a brake); secondly, it tends to eliminate the weakest party (or parties) if there are more than two (the role of an accelerator). The braking effect was noticeable in Great Britain at the end of the nineteenth century, in the face of a socialist drive, and again after World War 1, in the face of communist and fascist movements. The accelerating effect was even more apparent in the case of the Liberal party, which was practically eliminated in fifteen years (1920-35), although it retains a certain number of supporters who are compelled by the electoral system to choose between Conservatives and Labourites. Deciding by a majority vote on one ballot accelerated in Great Britain the substitution of a two-party system for any other kind.

Proportional representation plays just the opposite role. It does not slow down the development of new parties. It passively registers their appearance, sometimes amplifying the vibrations they generate, like an echo chamber or a seismograph. (In order to check this tendency, proportional representation is rarely applied in toto; it is modified by such measures as permitting local districts to apportion residual votes and by establishing rules regarding the percentage of votes required to gain representation in the legislative assembly.) On the other hand, it retards the elimination of old parties which would otherwise tend to disappear as the social and political scene changes. The „salvaging” of the Belgian Liberal party through proportional representation, beginning in 1900, is a typical example of this phenomenon. Instead of giving way to a twentieth-century-style two-party system, the nineteenth-century system survived with the new system superimposed on it, producing an essentially three-party system (this was also the case in Germany and Austria), However, we must of course distinguish between old movements, deeply rooted among a portion of the population, and superficial movements reflecting temporary political moods or fashions. Proportional representation registers just as clearly the appearance as it does the disappearance of parties of this latter type. Typical examples were the case of „rexism” in Belgium, and, in France, the RPF [Rassemblement du Peuple Francais] in 1951, and Poujadism in 1956.

The results of the two-ballot majority system are similar to those of proportional representation, with a few differences. The two-ballot system seems to be more discouraging to the formation of new parties than proportional representation (but it is far less effective in this than the single-ballot majority vote). Perhaps it is also more helpful to older parties, but it is difficult to formulate any definite conclusions in this matter. Furthermore, it seems to present a certain barrier to brusque changes of political opinion, to movements reflecting momentary moods or impulses, to political groups that are „fashionable” but ephemeral (even though the example of the UNR [Union Nouvelle pour la Republique, the Gaullist party] in 1958 proved to be of a different kind: but the circumstances in this instance were very special). The sharpest difference with the system of proportional representation concerns electoral alliances, A coalition system par excellence, the two ballot regime can sometimes permit the formation of a dual system of alliances, introducing a sort of two-party system in the midst of a multi-party situation. This phenomenon was quite evident in France during the Third and the Fifth Republics, and in Germany from 1870 to 1914.

Having said all this, the fact remains that a change in the electoral system does not always have a decisive influence on the existing party system. However, it seems certain that if proportional representation were to replace the majority vote in Great Britain, a three-party system would appear before very long, making party splits within the ranks of the Labourites and the Conservatives much more likely. The influence of a one-ballot vote in maintaining an already established two-party system is beyond question. It is much less certain that the adoption of such an electoral system would destroy an already existing multiparty system and, for example, reduce to two the number of parties in France or Italy. In any event, a reform of this nature is inconceivable, because an election determined by a majority vote on a single ballot gives rise to unforeseen results when more than two parties are involved. Yet in the German Federal Republic and in Austria, such an electoral reform would very likely hasten the trend, already underway, toward a two-party system. Above all, it would prevent any move in the opposite direction by posing a serious obstacle to possible splits within the two major parties, and would also discourage the revival of small political parties.

Factors in a Two-Party and Multiparty System


Maurice Duverger, in Party Politics and Pressure Groups
(New York: Thomas Y. Crowell, 1972), pp. 23-32.

The Technical Factor: The Electoral System

To these socio-economic and historical factors a technical factor must be added: the electoral system. I expressed its effects in 1946 in the formulation of three sociological laws: (1) a majority vote on one ballot is conducive to a two-party system; (2) proportional representation is conducive to a multiparty system; (3) a majority vote on two ballots is conducive to a multiparty system, inclined toward forming coalitions.

The brutal finality of a majority vote on a single ballot forces parties with similar tendencies to regroup their forces at the risk of being overwhelmingly defeated. Let us assume an election district in which 100,000 voters with moderate views are opposed by 80,000 communist voters. If the moderates are divided into two parties, the communist candidate may well win the election; should one of his opponents receive more than 20,000 votes, the other will be left with less than 80,000, thereby insuring the election of the communist. In the following election, the two parties with moderate views will naturally tend to unite. Should they fail to do so, the weaker party would gradually be eliminated as a dual consequence of „under-representation” and „polarization.” Under representation is a mechanical phenomenon. Elections determined by a majority vote on one ballot literally pulverize third parties (and would do worse to fourth or fifth parties, if there were any; but none exist for this very reason). Even when a single ballot system operates with only two parties, the one that wins is favored, and the other suffers. The first one is over-represented–its proportion of seats is greater than its percentage of the votes-while the party that finishes second is usually under-represented–its proportion of seats is smaller than its percentage of the votes. The English, with their two-party system, have expressed this phenomenon by the law of the cube: the relationship in the percentage of seats held by the two parties would be equal to the relationship of the cubes of the percentages of the votes received (if a and b are the percentages of the votes, and a’ and b’ the percentages of theseats, then we find that a’ / b’ = a3 / b3).

[Janda’s note: The cube law attempts to predict the percentage distribution of seats won in parliament from the percentage distribution of the electoral vote in a two-party system. If the parties divide the vote 50-50, each would win 50% of the seats. But as a party’s vote increases over 50%, the percentage of seats won is not linear, but curvilinear. That is, each percentage point advantage in vote won yields more than one percentage point increase in seats won. This curvilinear relationship can formulated mathematically. The ratio of seats won equals the ratio of the cubes of the votes won.]

When there is a third party, it is even more under-represented than the second. The gap is generally quite large, with the proportion of seats far below the proportion of the votes received. In 1964, the British Liberal party received 11.2 per cent of the votes cast, but only 1.4 per cent of the parliamentary seats. This under-representation tends to eliminate the effects of any votes cast for a third party. But voters are aware of this phenomenon. They also know that a division of votes between two parties holding similar views favors their common adversary. In the case mentioned before, the moderate voters would see clearly that a split between the moderate candidates guarantees a Communist victory: in a subsequent election they would drop the weaker of the two moderate candidates. Thus it is that voters tend to abandon the third party in order to concentrate their votes on the two strongest parties. This tendency toward polarization, a psychological phenomenon, strengthens the mechanical factors conducive to a two-party system.

In a system of proportional representation, the situation is quite different. The very principle of proportional representation explains the multiplicity of parties it produces. Since every minority, no matter how weak it may be, is assured of representation in the legislature, nothing prevents the formation of splinter parties, often separated only by mere shades of opinion. If the conservative party has 6 million votes in the country, corresponding to 300 seats in parliament, and if it splits into three groups about equal in numbers, proportional representation will give each of these about a hundred deputies, and the conservative family will have the same strength in parliament. In other respects, this electoral system does not encourage parties to unite. A coalition is useless from an electoral point of view since the entire system tends to permit everyone to take his chances at the polls.,Hence the reciprocal independence of the political parties.

In a system in which elections arc decided by a majority vote on the second of two ballots, political parties are numerous because the existence of a second ballot permits each party to test its chances on the first one without risking irrevocable defeat through the splintering of parties holding similar views; the regrouping occurs on the second ballot through the game of „withdrawals.” Let us again use the illustration of an election district in which the conservatives have 100,000 voters and the communists, 80,000. If the conservative electorate divides into two parties, with the first receiving 60,000 votes and the second, 40,000, while the communists vote as a bloc on the first ballot, there will still be a second ballot. For the second round, the weaker conservative candidate will withdraw. His supporters will switch their votes to the stronger candidate, who will normally be elected. New parties can thus multiply, but they are usually driven to form alliances with one another to check their opponents by means of „retreats” and „withdrawals.” The second ballot is essentially a voting by coalitions, as was seen in France during the Third Republic and in Imperial Germany, the two large countries that have practiced this system.

Although the preceding laws have been much discussed, often in heated debate, they have never been seriously challenged. The criticism directed against them has not questioned the reality of the phenomenon they express, which is fairly obvious, as much as the precise extent of its influence. It is clear that an electoral reform by itself will not create new parties: parties are a reflection of social forces; they are not born of a simple legislative decision. We can be sure that the relationship between electoral systems and party systems is not something mechanical and automatic. A given electoral regime does not necessarily produce a given party system; it simply exerts an influence in the direction of a particular type of system; it is a force, acting in the midst of other forces, some of which move in an opposite direction. It is also clear that the relationship between electoral and party systems is not a one-way phenomenon; if a one-ballot vote tends toward a two-party system, a two party system also favors the adoption of a single ballot voting system.

The exact role of the electoral system seems, in the last analysis, to be that of an accelerator or that of a brake. An election by a majority vote on a single ballot has a dual effect: first, it poses an obstacle to the appearance of a new party, although this obstacle is not insurmountable (the role of a brake); secondly, it tends to eliminate the weakest party (or parties) if there are more than two (the role of an accelerator). The braking effect was noticeable in Great Britain at the end of the nineteenth century, in the face of a socialist drive, and again after World War 1, in the face of communist and fascist movements. The accelerating effect was even more apparent in the case of the Liberal party, which was practically eliminated in fifteen years (1920-35), although it retains a certain number of supporters who are compelled by the electoral system to choose between Conservatives and Labourites. Deciding by a majority vote on one ballot accelerated in Great Britain the substitution of a two-party system for any other kind.

Proportional representation plays just the opposite role. It does not slow down the development of new parties. It passively registers their appearance, sometimes amplifying the vibrations they generate, like an echo chamber or a seismograph. (In order to check this tendency, proportional representation is rarely applied in toto; it is modified by such measures as permitting local districts to apportion residual votes and by establishing rules regarding the percentage of votes required to gain representation in the legislative assembly.) On the other hand, it retards the elimination of old parties which would otherwise tend to disappear as the social and political scene changes. The „salvaging” of the Belgian Liberal party through proportional representation, beginning in 1900, is a typical example of this phenomenon. Instead of giving way to a twentieth-century-style two-party system, the nineteenth-century system survived with the new system superimposed on it, producing an essentially three-party system (this was also the case in Germany and Austria), However, we must of course distinguish between old movements, deeply rooted among a portion of the population, and superficial movements reflecting temporary political moods or fashions. Proportional representation registers just as clearly the appearance as it does the disappearance of parties of this latter type. Typical examples were the case of „rexism” in Belgium, and, in France, the RPF [Rassemblement du Peuple Francais] in 1951, and Poujadism in 1956.

The results of the two-ballot majority system are similar to those of proportional representation, with a few differences. The two-ballot system seems to be more discouraging to the formation of new parties than proportional representation (but it is far less effective in this than the single-ballot majority vote). Perhaps it is also more helpful to older parties, but it is difficult to formulate any definite conclusions in this matter. Furthermore, it seems to present a certain barrier to brusque changes of political opinion, to movements reflecting momentary moods or impulses, to political groups that are „fashionable” but ephemeral (even though the example of the UNR [Union Nouvelle pour la Republique, the Gaullist party] in 1958 proved to be of a different kind: but the circumstances in this instance were very special). The sharpest difference with the system of proportional representation concerns electoral alliances, A coalition system par excellence, the two ballot regime can sometimes permit the formation of a dual system of alliances, introducing a sort of two-party system in the midst of a multi-party situation. This phenomenon was quite evident in France during the Third and the Fifth Republics, and in Germany from 1870 to 1914.

Having said all this, the fact remains that a change in the electoral system does not always have a decisive influence on the existing party system. However, it seems certain that if proportional representation were to replace the majority vote in Great Britain, a three-party system would appear before very long, making party splits within the ranks of the Labourites and the Conservatives much more likely. The influence of a one-ballot vote in maintaining an already established two-party system is beyond question. It is much less certain that the adoption of such an electoral system would destroy an already existing multiparty system and, for example, reduce to two the number of parties in France or Italy. In any event, a reform of this nature is inconceivable, because an election determined by a majority vote on a single ballot gives rise to unforeseen results when more than two parties are involved. Yet in the German Federal Republic and in Austria, such an electoral reform would very likely hasten the trend, already underway, toward a two-party system. Above all, it would prevent any move in the opposite direction by posing a serious obstacle to possible splits within the two major parties, and would also discourage the revival of small political parties.

Męczeństwo Księcia-Małżonka

Stanisław Michalkiewicz https://www.magnapolonia.org/meczenstwo-ksiecia-malzonka/

Przysłowie powiada, że słowo wylata wróblem, a powraca wołem. Wiem coś o tym, bo kiedy tylko skomentowałem pewien wyrok sądowy, to zaraz wpadłem w tryby machiny przemysłu molestowania, na którego usługach są nie tylko rozmaici filuci, ale i niezawisłe sądy. Właśnie jeden taki niezawisły sąd, konkretnie – dla dzielnicy Warszawa- Żoliborz, który w ubiegłym roku wydał na mnie “wyrok nakazowy”, czyli tak zwaną “kiblówkę”, od której złożyłem sprzeciw – wyznaczył był termin rozprawy, którą zresztą wcześniej utajnił w całości – na wszelki wypadek – żeby opinia publiczna o niczym nie mogła się dowiedzieć. Ja w piśmie procesowym zwróciłem uwagę, że sąd dla dzielnicy Warszawa-Żoliborz jest chyba niewłaściwy  miejscowo, bo ja mieszkam na Powiślu i tam piszę teksty na swoją internetową stronę, więc właściwy miejscowo byłby chyba niezawisły sąd dla Dzielnicy Warszawa-Śródmieście. Myślałem, że głuche milczenie będzie mi odpowiedzią, ale nie – dostałem właśnie pismo informujące, że zgodnie z obowiazującym prawem sąd bada swoją właściwość “z urzędu”. Tak się stało i tym razem; sąd “zbadał” i uznał się za niewłaściwy, w związku z czym przekazał sprawę do Śródmieścia. Dlaczego rok temu niezawisły sąd z Żoliborza z urzędu nie zbadał swojej właściwości i wydał na mnie wyrok w “kiblówce” nawet nie widząc mnie na oczy – tajemnica to wielka, której nawet nie śmiem się domyślać, żeby nie padło na mnie kolejne podejrzenie o myślozbrodnię. Tedy zgodnie z zaleceniem św. Pawła, który radzi: “w każdym położeniu dziękujcie” – dziękuje niezawisłemu sądowi, że tym razem, przy niejakiej mojej pomocy, zorientował się w niewłaściwości swojej i w ten sposób zapobiegł złamaniu prawa, co – jak wiadomo – gorsze jest od śmierci.

————————————-

Ale mniejsza już o to, bo znacznie ważniejsze, a przy tym – chyba rozwojowe – jest męczeństwo Księcia-Małżonka, czyli Radosława Sikorskiego. Jeszcze kilka lat, a nawet jeszcze rok temu, Książę-Małżonek nie kojarzył się nikomu z palmą męczeńską. Przeciwnie – sprawiał wrażenie pieszczocha losu, który niczym motylek z kwiatka na kwiatek, przeskakuje na coraz to bardziej prestiżowe, a przy tym – intratne stanowiska. Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy tym bardziej, że Książę-Małżonek najwyraźniej uwierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, nawet mimo niekorzystnego splotu wydarzeń w roku 2015.

Jak wiadomo, w związku z powrotem USA do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy, co zaowocowało najpierw Majdanem, a obecnie wojną, którą Stany Zjednoczone prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca, w roku 2015 doszło do podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu. Ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego zastąpiła na pozycji lidera ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.

Wskutek tego Książę Małżonek nie tylko przestał być ministrem spraw zagranicznych – co nastąpiło wcześniej – ale nawet Marszałkiem Sejmu – aż po różnych przejściach wylądował w luksusowym przytułku dla “byłych ludzi”, czyli – Parlamencie Europejskim. To jeszcze nie było żadne męczeństwo, bo  w Parlamencie Europejskim “byli ludzie” mają wszelkie luksusy – i pieczone i smażone – a jak się niedawno okazało, mogą nawet się korumpować, chociaż nikt dobrze nie wie dlaczego, skoro ten cały Parlament jest tylko takim demokratycznym kwiatkiem do totalniackiego unijnego kożucha i właściwie nie ma żadnej władzy. Ale nie jest to jedyna tajemnica Brukselskich kazamatów, na którą lepiej rzucić zasłonę.

Można powiedzieć, że Książę-Małżonek również i tam pełnymi garściami korzystał w dobrego fartu, co w końcu musiało doprowadzić go do utraty rewolucyjnej czujności. Takie rzeczy zdarzają się i innym. Dawno temu w magistracie w Nicei wybuchła afera korupcyjna, której bohaterem był szef jednego z wydziałów, przypadkowo Żyd.  Mer Nicei, przesłuchiwany intensywnie przez tamtejszych niezależnych dziennikarzy, trzeciego dnia stracił czujność rewolucyjną i powiedział, że “nie zna Żyda, który nie przyjąłby prezentu, nawet jak mu się nie podobał”. Klangor podniósł się aż pod Niebiosa, w których – jak wiadomo – przebywa Najwyższy; w rezultacie mer został zmuszony do ustąpienia, a w tym zamieszaniu o skorumpowanym szefie wydziału wszyscy zapomnieli.

Tak było i z Księciem-Małżonkiem. Upojony powodzeniem złożył Stanom Zjednoczonym gratulacje z powodu wysadzenia przez nieznanych sprawców gazociągu NordStream 2. Amerykanie na ten wybryk zareagowali z pozoru bardzo miękko, stwierdzając, że te gratulacje były “niefortunne”. Najwyraźniej zachęciło to rozdokazywanego Księcia-Małżonka do dalszego komentowania otaczającej nas coraz ciaśniej rzeczywistości. Powiedział mianowicie, że rząd “dobrej zmiany” w pierwszych tygodniach wojny rozważał przystąpienie do rozbioru Ukrainy, żeby odzyskać Lwów z przyległościami. Wprawdzie rząd “dobrej zmiany” energicznie to zdementował, ale za to ruscy szachiści, kierując się wskazówką księcia Gorczakowa, co to nie wierzył informacjom niezdementowanym mało nie rozpłynęli sie z zachwytu nad okazją, jaką Książę-Małżonek wepchnął im w ręce. Na nic się zdała umowa z 2 grudnia 2016 roku, na podstawie której Polska zobowiązała się do bezpłatnego udostępnienia Ukrainie zasobów całego państwa, na nic zdało się nadskakiwanie pana prezydenta Dudy, któremu się wydawało, że posadę kierownika antyrosyjskiej koalicji europejskiej ma już w zasięgu ręki, na nic zdały się umizgi rządu “dobrej zmiany” do Ukraińców.

Ziarno nieufności zostało zasiane i w rezultacie prezydent Zełeński namawia się w Londynie z Angielczykami, a w Paryżu z prezydentem Macronem i kanclerzem Scholzem, podczas gdy premier Morawiecki w Brukseli na ucałowanie ręki prezydenta Zełeńskiego musi czekać w długiej kolejce.

Ale to jeszcze nic, bo najwyraźniej miarka sie przebrała i amerykańska bezpieka zabrała się za Księcia-Małżonka po swojemu. Jak w “Rzeźni numer 5” pisze Kurt Vonnegut, amerykańska bezpieka, komunikując rodzicom oficera, że przeszedł on na stronę Vietcongu, powiedziała: “z waszym chłopcem jest brzydka sprawa” .  Co amerykańska bezpieka powiedziała niezależnym holenderskim dziennikarzom i dlaczego właśnie ich wyznaczyła do zoperowania Księcia-Małżonka – to oczywiście tajemnica wielka, ale tak czy owak zabrali się oni do medialnej podgotowki pod rysujące się męczeństwo  Księcia-Małżonka, któremu rozgrzebują intratne ale potencjalnie niebezpieczne związki ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.

Nie wiadomo jeszcze jak się na to zapatruje bezcenny Izrael,  a od tego zależy, czy sprawa zakończy sie wesołym oberkiem, jak wszystkie dotychczasowe przygody Księcia-Małżonka, czy też będzie musiał on obrywać kolejne listki z męczeńskiej palmy.

W 2022 r. rząd PiS zezwolił na pracę w Polsce 136 tys. imigrantów z krajów muzułmańskich.

W 2022 roku PiS zezwolił na pracę w Polsce 136 tys. imigrantów z krajów muzułmańskich! Szokujące dane ministerstwa pracy

https://wkraju24.pl/w-2022-roku-pis-zezwolil-na-prace-w-polsce-136-tys-imigrantow-z-krajow-muzulmanskich-szokujace-dane-ministerstwa-pracy/

Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w 2022 roku wydano w Polsce 365,5 tys. zezwoleń na pracę dla cudzoziemców. Aż 136 tys. wniosków dotyczyło imigrantów z krajów muzułmańskich, choć Prawo i Sprawiedliwość od wielu lat tytułuje się jako partia antyimigrancka.

Jeszcze w 2016 roku wydano w Polsce 3,7 tys. pozwoleń na pracę dla imigrantów z krajów muzułmańskich. Już w 2021 roku było to 58,6 tys., co oznacza, że w ciągu kilku lat nastąpił kilkunastokrotny wzrost. Jednak ubiegły rok okazał się rekordowy. Jak wynika z danych dostępnych na stronie psz.praca.gov.pl/-/8180075, w 2022 roku pozwolenia na pracę w naszym kraju otrzymało łącznie ponad 136 tys. imigrantów z państw, w których islam jest religią dominującą.

===========================

Elżbieta Łukacijewska

@elukacijewska

Pamiętacie jaką aferę zrobił PIS, gdy ⁦ @EwaKopacz ⁩ chciała przyjąć do Polski 7 tys uchodźców w ciągu 3 lat, mając możliwość wyboru np. chrześcijan spośród uchodźców. Dzisiaj, tylko w jednym roku,PiS zezwolił na pracę 136 tys. pracowników z krajów muzułmańskich i co? cisza?

Najwięcej pracowników z krajów muzułmańskich przyjechało do Polski z Uzbekistanu (33,3 tys. osób). W czołówce zestawiania opracowanego przez MRPiPS znalazły się: Turcja (25 tys.), Bangladesz (13,5 tys.), Turkmenistan (11,9 tys.), Indonezja (10 tys.), Kazachstan (8,8 tys.), Kirgistan (8 tys.), Azerbejdżan (7,7 tys.), Tadżykistan (niecałe 5,4 tys.), a także Pakistan (4,6 tys.). Pod względem miejsca wykonywania pracy, najwięcej zezwoleń wydano dla woj. mazowieckiego (66,7 tys.), wielkopolskiego (53,2 tys.) oraz śląskiego (37,2 tys.).

Gdy w czasach rządów PO-PSL do Polski miało trafić 7 tys. imigrantów w ramach relokacji, to politycy Prawa i Sprawiedliwości bili na alarm, obiecując, że gdy dojdą do władzy, taka sytuacja nie będzie miała miejsca. “Dziś po cichu, bez pytania opinii publicznej PiS sprowadza ich wielokrotnie więcej” – przypomniał poseł Krystian Kamiński z Konfederacji. “Proimigracyjny PiS oszukał i zdradził wyborców – fala przyjętych przez rząd PiS muzułmanów to już wielokrotność tego co chciała nam przysłać UE w 2015 roku” – skomentował Krzysztof Bosak.

@_BeataKozlowska

@K_Kaminski_ „Wice MSZ Piotr Wawrzyk stwierdził, że ponad 136 tys. muzułmańskich imigrantów zostało sprowadzonych w 2022 roku do Polski na prośbę…rolników .” (FB)

Źródło: Fronda.pl, psz.praca.gov.pl

Ukraińcy – bandyci w Gdańsku obrabowali, bili i dusili pasażera taksówki

Ukraińcy – bandyci w Gdańsku bili i dusili pasażera taksówki.

Na podst.: https://nczas.com/2023/02/10/bili-i-dusili-pasazera-taksowki-trzech-mezczyzn-uslyszalo-zarzuty/

Pobili 40-latka, który wsiadł do taksówki. W trakcie napadu założyli mu foliowy worek na głowę i okradli. Trzy dni temu trzech mężczyzn zostało zatrzymanych przez gdańską policję. W czwartek sąd zastosował wobec nich trzymiesięczny areszt.

=========================

Na al. Grunwaldzkiej w Gdańsku ok. godz. 4 nad ranem pokrzywdzony zatrzymał auto, które miało oznaczenia taksówki i usiadł na przednim fotelu pasażera – relacjonowała przebieg zdarzenia, które rozegrało się pod koniec stycznia, oficer prasowa KMP Ciska.

Podała, że w samochodzie poza kierowcą na tylnym siedzeniu siedziało jeszcze dwóch mężczyzn, którzy po chwili zaatakowali 40-letniego pasażera.

Napastnicy założyli pokrzywdzonemu foliową siatkę na głowę, zaczęli dusić, bić pięściami, a następnie ukradli pokrzywdzonemu kurtkę, portfel z dokumentami, kartę bankomatową, kluczyki do samochodu i telefon po czym wyrzucili 40-latka z samochodu i odjechali – podała Ciska.

Funkcjonariusze zabezpieczyli monitoring i ustalili pojazd, którym poruszali się sprawcy.

Do zatrzymań mężczyzn doszło we wtorek w godzinach porannych. – Kryminalni z Wrzeszcza weszli do jednego z salonów gier i podczas przeszukania pomieszczenia na zapleczu lokalu zatrzymali 19-latka. Tego samego dnia zatrzymali również 27-latka. Kilka godzin później na terenie Sopotu w ręce funkcjonariuszy wpadł 40-letni mężczyzna – wskazywała Ciska.

Trzej Ukraińcy zostali doprowadzeni do prokuratury, gdzie usłyszeli zarzuty za rozbój oraz za usiłowanie wykonania transakcji kartą bankomatową należącą do pokrzywdzonego.

W czwartek Sąd Rejonowy zastosował wobec podejrzanych środek w postaci trzymiesięcznego aresztu. Za przestępstwo rozboju grozi do 12 lat pozbawienia wolności. Za usiłowanie kradzieży z włamaniem grozi do 10 lat więzienia. [Ciekawe, ile dostaną? MD]

===========================

mail, oficer policji:

Wpuszczano bez sprawdzania.. Teraz – nie wiem, czy da się złapać choć jednego z dziesięciu.

Jasnogórskie gusła z „Polskim Ruchem Antywojennym” w tle.

Jasnogórskie gusła z „Polskim Ruchem Antywojennym” w tle.

8 lutego 2023

Tym artykułem zapowiadamy cykl publikacji omawiających rozpoczynającą się polityczno-medialną „sraczkę wyborczą” sezonu 2023.

Początek sezonu wyborczego, a więc Polacy (głównie ci o krótkiej pamięci politycznej lub zbyt młodego wieku) dają się kolejny raz nabierać karierowiczom prącym do parlamentarnego żłobu.

Rozpoczynamy od „jasnogórskich” bajerów pod chwytliwą nazwą „Polski Ruch Antywojenny”.

Jak Wałęsa z Matką Boską w klapie w 1981 r., tak samo, grając na emocjach, góral spod samiuśkich Tater, Sebastian Pitoń w góralskim kapelusicku, miłośnik politycznie sprostytuowanej Konfederacji, – 40 lat po KORowsko – Solidarnościowej ściemie, ponownie prowadzi naiwnych Polaków w „patriotyczne” maliny. Sekunduje mu Leszek Sykulski, komediant wychowany przy PiSowskim żłobie (praktykował w syjonistycznym mateczniku, czyli w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego), potem miłośnik Nowoczesnej (startował w 2015 z list tej partii), a teraz twórca „sieciowej inicjatywy antywojennej” rzucający sloganami, że „do każdego patrioty wyciąga dłoń”, i który za chwilę… odbiera mikrofon uniemożliwiając zadawanie „niewygodnych politycznie pytań”.

Czy Polakom znowu, odebrało rozum – ?!

Sykulski powiedział przecież wprost na sabacie w Częstochowie, że „ich inicjatywa obliczona jest na pół roku”, czyli… do wyborów, gdyż właściwy plan i cel inicjującego duetu, to – na nośnym obecnie hasełkach „To nie nasza wojna”, „Stop amerykanizacji Polski”, – dostać się w wyborach do żłobu na Wiejskiej (najprawdopodobniej z list Konfederacji, a jak nie to z jakiejś Nowej Nadziei, Polska Jest Jedna lub nawet od Hołowni, wszystko jedno, byle do żłobu !).

W uproszczeniu obowiązujący slogan środowiskowy brzmi : to My, to My – „W-O-L-N-O-Ś-C-I-O-W-C-Y”, czyli w większości bękarty stojącego nad grobem JKM, piewcy prywatnej przedsiębiorczości, wolnego rynku, „minimalnego państwa” i jak najmniejszych podatków, który to nierób od ponad 30 lat żyje z diet poselskich (do Sejmu lub Parlamentu Europejskiego), czyli z pieniędzy podatników oraz z intryg politycznych.

JKM i jego przydupasy, zaczadzili w swoim czasie naiwne głowy liberalno-wolnorynkowymi bzdurami, „ideami” ustroju, którego nigdy nie było i prowadzą od 30 lat młodych, naiwnych (do niedawna Kolibrów, a obecnie w średnim wieku zagubionych korpoludków albo zbankrutowanych mikroprzedsiębiorców) w łapska korporacji i finansowej oligarchii, wywodzącej się z „narodu wybranego”….przez ich plemiennego boga Mamona.

PoKorwinowe bękarty kokietują także rozmodlonych „Polaków-katolików”, czyli ludzi, którym wydaje się, że są solą ziemi polskiej, rycerzami walczącymi w okopach przedmurza „ cywilizacji łacińskiej”.

Zmanipulowani „polako-katolicy” raz walczą w okopach skierowanych na Zachód (to wmawiano im, gdy za sprawą unijnej indoktrynacji „naszego papieża” JP II, ponoć mieli dawać świadectwo wiary i ewangelizować Europę Zachodnią – a jak się okazało większość skończyła jako ekonomiczni emigranci, pomywacze, opiekunowie starców schyłkowej Europy, a w najlepszym razie jako hydraulicy, kierowcy, robotnicy magazynowi lub rolno-ogrodniczy), ale przede wszystkim walczą w okopach skierowanych na Wschód – przeciwko potopowi sowieckiemu, przeciwko „bezbożnictwu”, „komunizmowi” i antycywilizacji.

Jak się jednak okazało z kierunku wschodniego przywiało nie sowietów, ale zagorzałych banderowców lub zmanipulowanych obywateli Ukrainy, okradanych przez tychże samych, jakże nam znajomych przedstawicieli „ narodu wybranego”…przez ich plemiennego boga Mamona.

Elity „narodu wybranego” przez boga Mamona realizują dwa scenariusze.

Główny, nadrzędny – polegający w pierwszym etapie na pozbyciu się „nadmiarowej”, nieprodukcyjnej części światowej populacji drogą ludobójczego eksperymentu medycznego nazwanego eufemistycznie „pandemią”, w drugim etapie na skatalogowaniu roboczo-konsumpcyjnego stada i wydzieleniu mu w drodze cyfrowego nadzoru pola „wolności” skorelowanego z reglamentowanym- gwarantowanym dochodem oraz ze stopniem uległości wobec narzuconych standardów polityczno-cywilizacyjnych. W skrócie jest to soft wersja cyfrowego obozu koncentracyjnego i współczesnego feudalizmu.

Cel o drugim stopniu ważności, podrzędny – polegający na etapowej, ale konsekwentnej depopulacji najliczniejszej etniczno-cywilizacyjnej grupy białej rasy człowieka, jaką stanowią rdzenne ludy słowiańskie, zamieszkujące Europe Środkowo-Wschodnią. Osłabienie populacji tych ludów w wyniku wojen najeźdźczych, rewolucji, wojen i konfliktów regionalnych ma stworzyć warunki do przejęcia władzy nad zamieszkałymi przez te ludy terytoriami i ich zasobami naturalnymi. Temu służy m.in. trwająca wojna domowa ruskiej ludności na terenach tzw. Ukrainy, która ma przerodzić się – w wyniku wciągnięcia w nią Polaków, Białorusinów, a być może także Słowaków, Serbów, Bułgarów itd. – w regionalną wojnę wewnątrzsłowiańską.

Dla odwrócenia uwagi od rzeczywistych inicjatorów i zaplanowanych beneficjentów wspomnianej wojny regionalnej, czyli „ psychopatycznych panów świata” z narodu wybranego … przez boga Mamona inicjowane są wprowadzające chaos inicjatywy na wzór omawianego tu „Polskiego Ruchu Antywojennego”. Głoszącego oprócz połowicznie słusznego skądinąd hasła „To nie jest nasza wojna” ( gdyż sedno tkwi w tym, kogo uważamy za „ naszego”?) także drugie, ogólnikowe i kłamliwe hasło: „ Stop amerykanizacji Polski”, które właściwe winno brzmieć „ Stop judaizacji Polski”.

Warto bowiem przypomnieć panom Sykulskiemu i Pitoniowi, że 13 grudnia 2023 r. przypada 110 rocznica powołania do życia w USA, w wyniku spisku kilku rodzin żydowskich finansistów, Banku Rezerwy Federalnej. Powołanie tego banku było skutecznym zamachem na republikańsko-wolnościowe ideały państwa amerykańskiego, a zarazem odebraniem Amerykanom praw obywatelskich i podstaw suwerenności państwowej.

Hasło „Stop amerykanizacji Polski” podobnie jakrozgrzebane i zarazem pogrzebane hasło „ Stop ustawie Just 447” przez fałszywy, gdyż w swych strukturach przywódczych niepolski tzw. Ruch Narodowy – jest odwracaniem uwagi Polaków od zasadniczego zagrożenia ich bytu państwowego i rodzinnego przez agresywne, grabieżcze i destrukcyjne środowiska żydowskie.

Właściwy duet haseł antywojennych, precyzujący niebezpieczeństwo, winien brzmieć:

Właściwy duet haseł antywojennych, precyzujący niebezpieczeństwo, winien brzmieć:

To nie nasza wojna ! , Stop judaizacji Polski !

Dodatek edukacyjny:

Około 1:06:42 przykład ” wolnościowych reakcji „

PZ

______________________________________

PS

Z pewnością u wielu z Państwa czytających powyższy tekst wywoła on reakcję niezgody na zawarte w nim refleksje, dotyczące panów L.Sykulskiego i S.Pitonia. Bo jakże to tak można, atakować przyzwoitych Polaków, którzy dzielą się z nami swoimi rozsądnym politycznymi spostrzeżeniami i poglądami, z którymi zgadzają się myślący, świadomi Polacy -? Czy tylko Autor tych refleksji posiada placet na jedynie słuszną PRAWDĘ i tylko On jest jedynym jej głosicielem?

Otóż, nikt tu nie kwestionuje poglądów panów L.Skulskiego i S.Pitonia, ich antycowidowych opinii, a zwłaszcza antywojennych postulatów. Rzecz leży w zupełnie innym miejscu. Zawiadowcy syjonistycznego, żydowskiego reżimu IIIRP/Polin doszli do wniosku, że wojna z Rosją na Ukrainie i angażowanie w nią Polaków poprzez militarną i gospodarczą pomoc żydowskiemu reżimowi Ukrainy, a być może i przyszłe zaangażowanie w działaniach militarnych przeciw Rosji, nie cieszą się aprobatą polskiego społeczeństwa. Wojna Zachodu z Rosją pozwoliła Polakom dostrzec, że między bandą rządzących w IIIRP/Polin syjonistów i bandą syjonistycznej opozycji nie istnieją praktycznie jakiekolwiek różnice polityczne – jedna i druga banda syjonistów opowiada się za wojną z Rosją. A to może odbić się negatywnie na wyborczej frekwencji. 

Niewielu już pamięta jak reżim IIIRP/Polin przygotowywał się do referendum akcesyjnego do UE. Media o.T.Rydzyka udzielały swojej propagandowej tuby przeciwnikom wejścia do UE. W 2001r. powstała partia LPR pod przywództwem R.Giertycha, która organizowała nas do referendum akcesyjnego – to było jej główne zadanie zlecone przez założycielską agenturę – organizowała nas w proteście „NIE dla UE”. Autor tekstu i ja angażowaliśmy się w „NIE dla UE” – młodsi o dwadzieścia lat i niestety, także o brak doświadczenia politycznego z syjonistycznym reżimem, daliśmy się ograć jak dzieci. Poszliśmy do referendum akcesyjnego głosując na NIE. Syjonistycznemu reżimowi IIIRP/Polin właśnie o to chodziło – chodziło wyłącznie o frekwencję, resztę reżimowi specjaliści załatwili już sami i wyniki referendum sfałszowali. Czy można to sprawdzić? – NIE, ponieważ dokumentacja referendalna decyzją sejmu IIIRP/Polin została całkowicie zniszczona 30 dni po referendalnym przekręcie.

Dzisiaj panowie L.Sykulski i S.Pitoń organizują frekwencję na wybory parlamentarne – grają po stronie syjonistycznego, żydowskiego, reżimu IIIRP/Polin, który boi się niskiej frekwencji. I o to w tej imprezie chodzi. Wypada jednak zastanowić się, dlaczego żydo-katolicki Kościół, który oficjalnie popiera walkę Zachodu z Rosją, udzielił swoich pomieszczeń „antyamerykańskiej” inicjatywie antywojennej (?).

___

L.Skulski był także członkiem komisji weryfikacyjnej A.Macierewicza.

Były oficer MO i SB, absolwent szkoły KGB cenzuruje lekarzy kwestionujących sanitaryzm

https://pch24.pl/byly-oficer-mo-i-sb-absolwent-szkoly-kgb-cenzuruje-lekarzy-kwestionujacych-sanitaryzm/

„Milicjant, esbek i absolwent szkoły KGB, napisał dla Naczelnej Izby Lekarskiej opinię pozwalającą ścigać lekarzy antyszczepionkowców” – poinformował vloger i publicysta Piotr Wielgucki.

Twórca portalu PatrzyMy.pl śledzi sprawę represji, jakie branżowy samorząd medyków nakłada na tych pracowników służby zdrowia, którzy nie podzielają „jedynie słusznej” narracji i praktyki postępowania z „pandemią” covid-19.

Portal poinformował o instrukcji wysłanej przez przewodniczącego Naczelnego Sądu Lekarskiego Jacka Miarkę do Okręgowych Sądów Lekarskich w całej Polsce. Nadawca powołał się w swoich dyspozycjach postępowania w sprawach covidowych negacjonistów na opinię prawników, w tym profesorów prawa, którzy zakreślili ramy, w jakich lekarze i dentyści mogą korzystać z wolności słowa.

W opinii znalazł się między innymi następujący fragment:

„(…) w przypadku osoby wykonującej zawód zaufania publicznego, jakim jest zawód lekarza oraz zawód lekarza dentysty, konstytucyjna zasada wolności wypowiedzi może, na podstawie i w zakresie wynikającym z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP, doznawać ograniczenia ze względu na konieczność zapewnienia zdrowotnego bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego lub ochrony zdrowia – także w zakresie dotyczącym publicznego wypowiadania się, w szczególności należącego do przedmiotowego zakresu promocji zdrowia, na tematy dotyczące ochrony zdrowia, w szczególności metod diagnozowania i leczenia chorób, niezgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, lub publicznego propagowania postaw, które mogą być uznane za postawy antyzdrowotne (czyli stanowią w istocie „antypromocję zdrowia”)”.

Aby nie było już żadnych wątpliwości, o jakie wypowiedzi chodzi, prawnicy dodali, że opinia dotyczy przede wszystkim poglądów kwestionujących niebezpieczeństwo wynikające z pandemii covid-19, zaprzeczających „konieczności przeprowadzenia masowych szczepień przeciwko covid-19, a tym bardziej uznających szczepienia za działanie niebezpieczne czy wręcz skierowane przeciwko społeczeństwu (…)”, itd.

Piotr Wielgucki przyjrzał się życiorysowi jednego z twórców opinii – prof. hab. Stanisława Hoca. „Życiorys tego fachowca od konstytucyjnych wolności robi olbrzymie wrażenie i idealnie koresponduje z samą opinią, jak również z intencjami zleceniodawcy!” – podkreślił publicysta.

Jak wynika m.in. z akt IPN, na jakie powołuje się autor artykułu, prof. Hoc uzyskał habilitację w Związku Sowieckim, gdzie przez 4 lata studiował w szkole KGB.

Całą karierę naukową od początku do końca Stanisław Hoc zawdzięcza Milicji Obywatelskiej i Służbie Bezpieczeństwa. W 1969 został inspektorem, a cztery lata później starszym inspektorem Komendy Wojewódzkiej MO w Opolu. Lata osiemdziesiąte, to okres błyskotliwej kariery Stanisława Hoca w Służbie Bezpieczeństwa. Między innymi pod okiem generała Kiszczaka zostaje specjalistą i później starszym specjalistą w Departamencie II Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, tam też dosłużył się stopnia podpułkownika. Prócz kariery w SB Hoc szkoli młode kadry, od 1973 do 1981 roku wykłada w Wyższej Szkole Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie, w 1989 roku pracuje jako docent w Akademii Spraw Wewnętrznych” – wyliczał Piotr Wielgucki.

Źródło: PatrzyMy.info

WHO żąda dla siebie superkompetencji do ogłaszania pandemii, do określania „prawdy naukowej” i zwalczania „dezinformacji”.

WHO żąda dla siebie superkompetencji do ogłaszania pandemii, do określania „prawdy naukowej” i zwalczania „dezinformacji”.

Jerzy Kwaśniewski Ordo Iuris <kontakt@ordoiuris.pl>

WHO żąda dla siebie superkompetencji do ogłaszania pandemii, do określania „prawdy naukowej” i zwalczania „dezinformacji”, a nawet chce zmusić wszystkie państwa świata do przekazania pod kontrolę WHO stałej części ich budżetów.

=======================

kilka dni temu specjalny organ Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) opublikował założenia „traktatu pandemicznego”. To zapowiedź rewolucyjnych zmian w globalnym systemie opieki zdrowotnej. WHO żąda dla siebie superkompetencji do ogłaszania pandemii, do określania „prawdy naukowej” i zwalczania „dezinformacji”, a nawet chce zmusić wszystkie państwa świata do przekazania pod kontrolę WHO stałej części ich budżetów.

Na razie wszystkie niemal decyzje w tej sprawie zapadają w zaciszu urzędniczych gabinetów – bez konsultacji społecznych i bez rozgłosu. Jednak skutki tego przełomu odczujemy wszyscy.

Dlatego eksperci Ordo Iuris, wykorzystując nasz status w ONZ, włączają się w prace WHO i ujawniają ich wyniki. Składamy też uwagi do publikowanych projektów i przekonujemy rząd, że kierunek reformy WHO to kolejne zagrożenie dla polskiej suwerenności – tym razem niebezpieczne także dla skutecznej polityki ochrony zdrowia.

O aktualności prac WHO świadczyć mogą emocje, z jakimi światowe i polskie media informowały w ubiegłym tygodniu o wystąpieniu w kraju pierwszych przypadków nowego wariantu Covid‑19, zwanego Krakenem.

Zmiana w traktatach WHO doprowadzi do tego, że to nie demokratycznie wybierane rządy, ale zależni od dotacji wielkich lobbystów urzędnicy WHO będą decydować o tym, kiedy polskie władze mają wprowadzać lockdown, zamykać kościoły, szkoły, miejsca pracy i ograniczać liczbę planowych zabiegów w szpitalach.

O tym, jak nieskuteczne jest globalne i jednolite zarządzanie kryzysem zdrowotnym świadczą statystyki dotyczące liczby nadmiarowych zgonów w okresie pandemii Covid‑19. Zróżnicowane podejście takich państw jak Polska, Niemcy, Włochy czy Szwecja pozwala dzisiaj badaczom wskazywać na dobre i złe reakcje na zagrożenie zdrowotne. Zbiorcze dane gromadzone przez OECD pokazują zresztą, że państwa stosujące się do zaleceń WHO nie radziły sobie najlepiej z ochroną obywateli przed śmiertelnymi skutkami pandemii.

Nasze zaufanie do WHO powinno być dodatkowo ograniczone po wydaniu przez tę organizację skandalicznych „Standardów edukacji seksualnych” przywoływanych w Deklaracji LGBT+ Rafała Trzaskowskiego. Widać jasno, że urzędnicy WHO łatwo poddają się perswazji wpływowych lobbystów…

Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk

Eksperci Ordo Iuris uczestniczyli w konsultacjach traktatu, organizowanych przez WHO. Podkreślaliśmy wówczas konieczność zachowania suwerenności państw w sferze ochrony zdrowia oraz wartość wolnej debaty naukowej w poszukiwaniu skutecznych rozwiązań kryzysów zdrowotnych. Co ciekawe, nasz głos poparło większość uczestników konsultacji, wyrażając sprzeciw wobec wzmocnienia pozycji WHO. Jak można było jednak przewidzieć, konsultacje w żaden sposób nie wpłynęły na dyktatorskie zapędy urzędników WHO.

Po buncie prezydenta Donalda Trumpa, który wycofał USA ze struktur Światowej Organizacji Zdrowia, pozostali członkowie organizacji nie kwestionują reform. Także polski rząd unika wyrażenia sprzeciwu wobec kierunku prac narzuconego przez kierownictwo WHO. W sierpniu 2022 r. polski minister zdrowia poparł starającego się o reelekcję prezydenta WHO Tedrosa Ghebreyesusa, powszechnie krytykowanego za uległość wobec Chin i błędy w walce z pandemią.

Obecnie dokładnie analizujemy nowy projekt traktatu pandemicznego i szykujemy się do udziału w zbliżających się pracach oraz konsultacjach WHO. Rezultatem tych działań będzie memorandum skierowane do polskiego rządu, w którym wskażemy, jakie punkty i postulaty projektu traktatu pandemicznego stanowią zagrożenie dla suwerenności naszej Ojczyzny i skuteczności polityki zdrowotnej. Mam nadzieję, że w ten sposób przekonamy rząd o konieczności lobbowania za odrzuceniem projektów przygotowanych przez urzędników WHO.

Badamy także zaangażowanie Unii Europejskiej w prace nad traktatem. Dlatego zwróciliśmy się do Komisji Europejskiej z wnioskiem o przekazanie dokumentów związanych z tą sprawą. Z naszej analizy wynika, że UE nie tylko wspiera utworzenie systemu globalnego zarządzania polityką zdrowotną, ale także próbuje wykorzystać prace nad dokumentem do zmuszenia suwerennych państw (także spoza UE) do uznania koncepcji „praw seksualnych i reprodukcyjnych”, w której lobby aborcyjne widzi między innymi „prawo do aborcji”.

Prawnicy Ordo Iuris kontynuują także wsparcie prawne dla rodziny mężczyzny, który zmarł na zawał wskutek tego, że medycy nie udzielili mu należytej pomocy, gdyż po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na Covid‑19 nadmiernie odwlekali przyjście mu z pomocą. Widzimy w tej sprawie ważny precedens, który powinien być przestrogą dla służby zdrowia w przyszłości.

Gdy na forum WHO żądamy gwarancji wolności dociekań naukowych, mówimy o tym także w imieniu lekarzy, których bronimy w postępowaniach dyscyplinarnych.Samorząd lekarski próbuje bowiem ukarać swoich członków za wezwanie do otwartej debaty naukowej czy krytykowanie odgórnych wytycznych dotyczących leczenia pacjentów w pierwszej fazie Covid‑19.

Jeśli utracimy suwerenność w obszarze ochrony zdrowia, eksperci WHO będą arbitralnie decydować o wielu istotnych kwestiach dotyczących życia każdego z nas.Nie tylko będą mogli zamknąć polską gospodarkę, szkoły i kościoły, ale za podszeptem urzędników UE mogą narzucić aborcję „na życzenie” pod hasłem „praw reprodukcyjnych i seksualnych”. Jestem pewien, że Pana wsparcie pomoże nam zapobiec realizacji tej mrocznej wizji.

Aby dowiedzieć się więcej o działaniach, które podejmujemy na polu walki o suwerenną i racjonalną politykę w obszarze zdrowia, proszę kliknąć w poniższy przycisk.

CZYTAJ WIĘCEJ


Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w powyższy przycisk

Razem ochronimy suwerenność Polski w sferze polityki zdrowotnej

Instytut Ordo Iuris od początku epidemii Covid‑19 konsekwentnie zabiega o racjonalną i skuteczną politykę zdrowotną państwa. Jednocześnie stoimy po stronie ekspertów, którzy podkreślają wartość swobody podejmowania przez różne kraje zróżnicowanej polityki zdrowotnej wobec nowych zagrożeń.

Zaangażowanie w prace nad traktatem pandemicznym to dla naszych ekspertów tysiące przeczytanych stron i godziny długotrwałych sesji konsultacyjnych. Jednak bez nas zabrakłoby w Polsce elementarnej wiedzy o konkretnych rozwiązaniach przygotowywanych w WHO, UE i ONZ.

W okresie wzmożonych prac nad „traktatem pandemicznym” nasze koszty to blisko 25 000 zł. miesięcznie. Dzięki temu możemy jednak reagować natychmiast, gdy tylko Światowa Organizacja Zdrowia przedstawia projekt dokumentu oraz alarmować Polaków, jeśli dokument przybiera niekorzystny dla polskiej suwerenności kształt.

Podobne wydatki wiążą się z monitorowaniem prac organów UE, które mogą wykorzystać negocjacje nad traktatem WHO do zmuszenia konserwatywnych narodów do przyjęcia aborcyjnych postulatów. Z kolei przygotowanie każdej analizy dotyczącej wymienionych zagrożeń to koszt co najmniej 8 000 zł.

Walka o sprawiedliwość dla rodziny mężczyzny, który zmarł na zawał serca, wymaga zaangażowania najbardziej doświadczonych z naszych prawników, na co musimy przeznaczyć nie mniej niż 10 000 zł. Bez naszego udziału w sprawie, winni śmierci mężczyzny pozostaną bezkarni a podobna tragedia może powtórzyć się w przyszłości.

Kontynuowanie każdego z dwóch postępowań w obronie szykanowanych lekarzy to wydatek po około 8 000 zł. Uczestnicząc w tych sprawach, bronimy wolności słowa i sumienia oraz swobodnej debaty naukowej, bez której nie uda nam się wypracować skutecznych metod walki z epidemiami.

Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 50 zł, 80 zł, 130 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli skutecznie zabiegać o suwerenną, skuteczną i racjonalną politykę państwa w obszarze opieki zdrowotnej.

Z wyrazami szacunku

P.S. Jeśli dziś suwerenne narody nie sprzeciwią się próbom narzucania im ponad ich głowami pandemicznego dyktatu niewybieralnych ekspertów WHO, to jutro mogą nie mieć żadnego wpływu na to, jaką politykę zdrowotną będą prowadzić ich państwa.Będą jednak ponosić konsekwencje decyzji ekspertów WHO, którzy mogliby zdecydować o wprowadzeniu uderzających w gospodarkę lockdownów albo zamknięciu dzieci w domach. Nie możemy na to pozwolić. Musimy działać, dopóki możemy zatrzymać ten proces. Liczę, że dzięki Pana pomocy obronimy suwerenność naszej Ojczyzny.


Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.

Cejrowski o Zełenskim: Wróg Polski gorszy od Putina… 

Cejrowski o Zełenskim: Wróg Polski gorszy od Putina… 

Na antenie Radia Wnet, Wojciech Cejrowski wypowiedział się na temat Wołodymira Zełenskiego. Określił go nie tylko wrogiem Polski ale stwierdził, że jest bardziej niebezpieczny niż Putin.

Podczas rozmowy na antenie Radia Wnet, Wojciech Cejrowski, znany podróżnik i komentator polityczny wypowiedział się na temat Wołodymira Zełenskiego – prezydenta Ukrainy.

Według Cejrowskiego, Zełenski to wróg Polski.

To raczej wróg Polski, bo za Wołyń nie przeprosił do tej pory, a pieniążki bierze z Polski – mówił Cejrowski.

Podróżnik ocenił także postępowanie Putina, oceniając jego działania jako racjonalne w odróżnieniu od postępowania Zełenskiego.

Zełenski wzywa NATO, żeby prewencyjne uderzenie atomowe zrobić na Rosję. To w tej sytuacji w Ameryce to oceniono (…), że ześwirował.

Poprzednio myśleliśmy, że świrem jest Putin. Doszliśmy do wniosku – ja z panem – w tej rozmowie, że wycofano się z tego, że jednak nie świr, klepki mu się nie poprzesuwały, tylko zbrodniarz wojenny – stwierdził Cejrowski.

Trzeba się rakiem wycofać z kontaktów ze świrem. Trzeba grać na zmianę reżimu na Ukrainie. Przecież ten człowiek jest niepoczytalny. I jeszcze zapisuje się do NATO – podkreślił.

Cejrowski stwierdził, że winę za toczącą się wojnę i brak rozmów pokojowych ponosi głównie prezydent Ukrainy. Jednocześnie podróżnik nawołuje do zmiany reżimu na Ukrainie i odsunięcie Zełenskiego od władzy.

Źródło: RadioWnet/pp

 Głos ubeckich klanów 

 Głos ubeckich klanów 

Witold Gadowski https://niezalezna.pl/474152-glos-ubeckich-klanow

Jako tacy powinni zostać trwale odsunięci od wpływu na sprawy publiczne, a wielu z nich, w normalnym kraju, otrzymałoby długoletnie wyroki więzienia za zdradę własnego narodu. Tyle powinno starczyć za cały wykład historyczny, bo w tej sprawie nie istnieją żadne półcienie i niuanse.

Tymczasem oszustwo przedstawione publicznie jako „umowy Okrągłego Stołu” zagwarantowało bezpieczniakom zupełnie inną przyszłość. Wielu z nich, bez żadnej szkody, przeszło do III Rzeczypospolitej, ba… wielu komunistycznych zdrajców dorobiło się tak wielkich majątków, że zaczęło wpływać na obecną rzeczywistość. Ubecy zawładnęli mediami i wieloma gałęziami gospodarki. Przez wiele lat – dzięki gwarancjom Czesława Kiszczaka i uzależnionej od niego części tzw. opozycji – byli esbecy zaludniali branżę finansową, cieszyli się owocami złodziejskiej „prywatyzacji” i trzeba jasno przyznać, że tylko leniwi ubecy i wyjątkowo nieudaczni liczyli na swoje sowite wówczas i gwarantowane emerytury. 

Dla większości byłych ubeków emerytury były jedynie dodatkami do nowych wynagrodzeń. Ubecy też – zwłaszcza cywilni – szybko znaleźli drogę do wkupienia się w łaski Stanów Zjednoczonych i przehandlowania Amerykanom wszystkich tajemnic, które wykradli w okresie swojej służby komunizmowi. Wszystko, o czym piszę, to historyczne truizmy, jednak muszą być przypominane w momencie, gdy drugie już pokolenie ubeckich rodów rości sobie nieuzasadnione zupełnie prawo do przewodzenia polskiej społeczności. Kiedy zatem, co jakiś czas, politycy partii zinfiltrowanych przez ubeckie dynastie podnoszą problem „ubeckich emerytur”, można to jasno rozumieć. To gra na przypodobanie się wciąż potężnemu ubeckiemu sektorowi gospodarki i na przyciągnięcie pieniędzy na wybory, a także na pozyskanie głosów wyborców, na których ubeckie pieniądze i media mają wpływ. Wdzięczenie się w kierunku ubeckich rodów ciągle ma spore znaczenie na naszej scenie politycznej. Kto bowiem pogardzi wsparciem prywatnych telewizji, kapitału wielu firm tylko z zewnątrz wyglądających na normalne oraz ubeckich wpływów za granicą? Co ciekawe, dzisiejsi ubecy mają deklaratywnie antyrosyjskie poglądy, jednak wiele ich biznesów silnie jest powiązanych z moskiewskimi wpływami.

Kiedy zatem Donald Tusk jasno deklaruje, choćby na spotkaniu w Siedlcach, że obniżone emerytury ubeków zostaną „sprawiedliwie” wyrównane, aby naprawić szkody, jakie wyrządził im „pisowski reżim”, nie należy się temu zupełnie dziwić. Platforma Obywatelska kiedyś wyrosła jako partia mająca swoje źródła w tzw. etosie Solidarności, teraz jednak coraz mocniej nasycona jest pierwiastkami komunistycznego ancien régime. Jeśli ten sam Tusk dodaje, że nad zadośćuczynieniem ubekom pracuje m.in. były pismak z Urbanowskiego „NIE” – Andrzej Rozenek, to przecież żadnych wątpliwości nie powinno być.

Bezczelność ubeckich klanów polega na tym, że będąc najważniejszymi beneficjentami przemian ostatnich trzydziestu lat, ciągle robią z siebie ofiary tego procesu. Te emerytury nie są im do niczego potrzebne, ale wychowani w sowieckiej tradycji bezwzględnego dojenia państwa, postanowili nie odpuszczać. Tworzone przez ich środowisko kolejne „partie” okazują się być produktami jednorazowego użytku i ciągle muszą dbać o wpływy w tym, co na stałe pozostaje na scenie. Nieprzypadkowy jest więc fakt, że po zaostrzeniu retoryki pomiędzy Tuskiem a Hołownią ten pierwszy natychmiast wysłał czytelny sygnał do ubeckich środowisk: nie musicie się martwić, ja dostatecznie zadbam o wasze interesy. Samo potraktowanie kogoś takiego jak Rozenek jako pełnoprawnego polityka pokazuje, że Tusk wręcz apeluje do ubeckich klanów o wsparcie w walce o wewnętrzne przywództwo wśród tzw. antypisowskiej opozycji.

Jeżeli Tusk stanie na czele wszystkiego, co jest przeciw PiS, i co gorsza, jego ugrupowanie odniesie wyborczy sukces, to możemy porzucić wszelkie złudzenia. Do łask wrócą nie tylko TVN i „Gazeta Wyborcza”, lecz także w swoje stare siodła wsiądą najbardziej parszywi ubecy. Gdański lawirant będzie przecież musiał płacić serwituty za poparcie.

Niestety, niewiele zmieni się w momencie, gdy Tusk przegra z Rafałem Trzaskowskim. Ten zupełnie już nie ogląda się na historyczne podziały, a pieniądze ubeków są dla niego nawet bardziej naturalne niż dla Tuska. 

Powiedzmy sobie zatem jasno: zwycięstwo lepionych przez Tuska czy Trzaskowskiego koalicji będzie powrotem do dawnych wpływów ubeckich klanów, które do dziś bezczelnie obsiadły niemal każdą dziedzinę naszego życia i ani myślą się posunąć. O ich poczuciu winy raczej należy zapomnieć, to azjatycka tradycja, że dopiero trzaśnięcie w pysk wyjaśnia sytuację.

===============================

mail:

No, z ci, obecnie u koryta? Taki Morawiecki, koleś Tuska? Czy Kaczyński – współ-autor „Lizbony”??

Problemy supermocarstwowe i pomniejsze

Czy rząd dopuścił się malwersacji, transferując do państwa trzeciego pieniądze polskich podatników bez żadnej gwarancji ich odzyskania ?

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  7 lutego 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5334

Supermocarstwowa pozycja Polski zaczyna przekładać się na konkrety. Właśnie okazało się, że Niemcy, nie mogąc już wytrzymać naporu zorganizowanego na nich przez pana prezydenta Dudę i przez pana premier Morawieckiego – bardzo możliwe że przy udziale wschodzącej gwiazdy naszej dyplomacji w osobie pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka) – wreszcie puściły farbę i według – jeszcze nieoficjalnych informacji, które tylko patrzeć, jak przepoczwarzą się w oficjalne – zadeklarowały przekazanie Ukrainie kompanii czołgów marki „Leopard”, czyli 14 maszyn. Skoro tak, to nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej…” – no, mniejsza z tym), że ostateczne zwycięstwo Ukrainy mamy już jak w banku, no bo czegóż więcej jeszcze trzeba do ostatecznego zwycięstwa?

Przy okazji Polska pod wodzą Naczelnika Państwa i jego pierwszego ministra Mateusza Morawieckiego, właśnie przepoczwarzyła się w supermocarstwo – o czym zapewnił nas emerytowany oficer brytyjskiej piechoty morskiej, pan Kemp. W takiej sytuacji nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej..,.” – już miałem dopisać, że mniejsza z tym, ale przypomniałem sobie, że w papierowym wydaniu „Najwyższego Czasu”, w odróżnieniu od nagrań na Youtube, cenzura nie ma zastosowania, więc dokończę – stara niania twierdziła, że lepiej ciupciać bez miłości, niźli kochać bez ciupciania.

Nie wiem, czy ujawniając tę wielką tajemnicę nie dopuszczam się aby jakiejś myślo-zbrodni, za którą 22 marca będę sądzony przez niezawisły sąd dla dzielnicy Warszawa-Żoliborz, do którego moja Prześladowczymi musiała przeborować sobie nie tylko dostęp, ale i pełne zrozumienia, siostrzane współczucie. Jak sobie przeborowała – tajemnica to wielka, której nie odważam się wyjawiać, bo jeden z wielu procesów mi wystarczy, więc musimy przyjąć do wiadomości, że w oskarżeniach, jakie miotane są pod adresem Polski o niedostatki praworządności, jakieś ziarno prawdy musi tkwić. Mniejsza jednak o te prywatniackie sprawy, bo na pewno niezawisły sąd sprokuruje jakiś wyrok, od którego ja będę apelował – i tak, aż do ostatecznego zwycięstwa, które wydaje się zatwierdzone i to nawet lepiej, niż ostateczne zwycięstwo Ukrainy, które wprawdzie też jest zatwierdzone, ale do odwołania, podczas gdy w przypadku sądowej mafii żadne odwołanie nie pomoże, bo to by zachwiało stabilnością państwa, czyli fundamentem Rzeczypospolitej, którego funkcję pełni sprawiedliwość. Tak w każdym razie zostało lekkomyślnie wyryte na gmachu sądów przy Alei Solidarności, w którym w czasach stalinowskich mieściły się sekcje tajne, ferujące wyroki w tak zwanych „kiblówkach”. Teraz „kiblówki” przeżywają renesans, więc nic dziwnego, że i napisu na gmachu sądów nikt nie zamierza zmieniać. Jak powiadają gitowcy – „wszystko gra i koliduje”.

Wracając tedy de publicis, przy okazji zaoferowanej przez Polskę intencji przekazania kompanii czołgów marki „Ledopard” w ilości sztuk czternastu, warto postawić pytanie, jaka właściwie jest wartość polskiej pomocy dla Ukrainy. Niedawno ministressa od życia rodzinnego ujawniła, że sam socjal dla ukraińskich uchodźców przekroczył 3 mld złotych, a przecież to zaledwie kropla w morzu polskiej pomocy dla Ukrainy, dla której nasi Umiłowani Przywódcy oddaliby wszystko – łącznie z uzbrojeniem tubylczych jednostek liniowych – co ujawnił w Davos pan prezydent Duda. Ciekawe, że nic nie było słychać, by nasi mężni generałowie przeciwko temu ogołoceniu polskiej armii zaprotestowali – ale widać takich mamy generałów. Najważniejsze jest dowodzenie, nawet jak nie ma czym dowodzić, czyli mówiąc potocznie – posada, od której liczy się emerytura.

W odwadze wojskowej nikt nie potrafi ich wyprzedzić; taki pan generał Polko z panem generałem Skrzypczakiem i jeszcze jakimś trzecim na dokładkę, stanąłby samotrzeć przeciwko całej ruskiej armii – a przynajmniej tak wynika z jego tromtadrackich przemówień w rządowej telewizji.

Z odwagą cywilną jest chyba gorzej, bo każdy stara się dotrwać jakoś na w miarę intratnym stanowisku do emerytury, po której, ja wiadomo, zaczyna się prawdziwe życie. Kto by się w takiej sytuacji przejmował rozbrajaniem państwa? Wyjaśnił to już Fraciszek Maria Arouet, pseudonim Voltaire, pisząc, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Feldkurat Otto Katz z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, napawał się nadzieją, że „Watykan się nim interesuje”. Teraz zainteresowanie Watykanu nie ma żadnego znaczenia; co innego, jak którymś generałem zainteresuje się Nasz Najważniejszy Sojusznik. Taki ma szansę na stanowisko w organach NATO, gdzie emerytura jest wielokrotnie wyższa, niż na służbie dla naszego bantustanu.

Mniejsza jednak o generałów; dlaczegóż to mieliby być inni, niż za komuny, kiedy to gotowi byli na wszystko, gwoli ocalenie ustroju socjalistycznego? Czym skorupka za młodu nasiąknie... – zresztą mniejsza z tym. Ciekawsze są dwie rzeczy. Po pierwsze – ile właściwie jest warta w liczbach bezwzględnych dotychczasowa pomoc Polski dla Ukrainy – bo tego tubylcza opinia publiczna nie wie, tumaniona przez rządową i nierządną telewizję, że Polska jest supermocarstwem, rozstawiającym po kątach nie tylko całą Europę, ale nawet cały świat. A tymczasem byłoby dobrze, gdybyśmy się dowiedzieli, jaka część podatków, które płacimy i jaka część zadłużenia, które zaciągnął rząd „dobrej zmiany” u lichwiarzy z lichwiarskiej międzynarodówki, poszła na rozkurz na Ukrainie. Tyle chyba od naszych Umiłowanych Przywódców, którzy na nas pasożytują, nam się należy.

Osobiście oceniam optymistycznie, że wartość rządowej pomocy, nie licząc zaangażowania samorządów, dochodzi, albo nawet przekracza 50 miliardów złotych – ale przecież mogę patriotycznego zaangażowania naszych Umiłowanych Przywódców dla bezcennej Ukrainy nie doceniać. Druga sprawa, to formuła, według której ta pomoc jest dla Ukrainy świadczona. Czy mianowicie pomoc ta świadczona jest za darmo, czy też rząd „dobrej zmiany” postarał się choćby o jakieś bezwartościowe ukraińskie weksle, jako zabezpieczenie polskiej pożyczki.

Myślę, że zamiast urządzać demonstracje przeciwko „ukrainizacji Polski”, albo nawet niezależnie od nich, warto, by Konfederacja złożyła formalną interpelację, zarówno w jednej, jak i w drugiej sprawie – a gdyby okazało się, że rząd dopuścił się malwersacji, transferując do państwa trzeciego pieniądze polskich podatników bez żadnej gwarancji ich odzyskania – żeby postarała się postawić pana prezydenta Dudę i pana premiera Morawieckiego przed Trybunałem Stanu.

To wprawdzie nikomu jeszcze nie zaszkodziło, ale trochę skomplikowałoby kampanię wyborczą – w czym może być zainteresowany również obóz zdrady i zaprzaństwa.

12 lutego, niedziela: Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

12.02.2023 Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

06/02/2023przez antyk2013

Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu

BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!

WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.

Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).

Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie:  Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w  ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa). Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich. Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).

https://youtube.com/watch?v=zL3tg863fSE%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dpl-PL%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent
https://youtube.com/watch?v=FA-B8j-Tgbk%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dpl-PL%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był  j e d y n ą  Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści.

FacebookTwitter

https://www.facebook.com/v3.1/plugins/like.php?app_id=0&channel=https%3A%2F%2Fstaticxx.facebook.com%2Fx%2Fconnect%2Fxd_arbiter%2F%3Fversion%3D46%23cb%3Df20fda94fbaf5d6%26domain%3Dkrucjatarozancowazaojczyzne.pl%26is_canvas%3Dfalse%26origin%3Dhttps%253A%252F%252Fkrucjatarozancowazaojczyzne.pl%252Ff3f08cddb7ade24%26relation%3Dparent.parent&container_width=0&href=https%3A%2F%2Fkrucjatarozancowazaojczyzne.pl%2F%3Fp%3D9892&layout=button&locale=pl_PL&ref=addtoany&sdk=joey&width=90LinkedInEmailWykopPrint

Gmail Kategorie Biłgoraj, Msze św. za Ojczyznę, Pokutne Marsze Różańcowe, Warszawa Tagi Biłgoraj, Jasnogórskie Śluby Narodu, Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, modlitwa za Ojczyznę, Msza Święta za Ojczyznę, Pokuta, Pokutny Marsz Różańcowy, różaniec za Ojczyznę, Warszawa

4.02.23 Łomża – Publiczny Różaniec święty wynagradzający Niepokalanemu Sercu Maryi

Skandaliczne kulisy sprawy dr Martyki.

Skandaliczne kulisy sprawy dr Martyki.

https://nczas.com/2023/02/06/szokujace-kulisy-sprawy-dr-martyki-okreslenie-to-jest-skandaliczne/

Dr Zbigniew Martyka na swojej stronie napisał, że otrzymał uzasadnienie wyroku sądu lekarskiego pierwszej instancji, który skazał go na rok zawieszenia w wykonywaniu zawodu. Lekarz opublikował je, ponieważ – w przeciwieństwie do procesu – nie jest objęte utajnieniem.

Lekarz zwrócił uwagę, że w jego przypadku „naruszona została zasada domniemania niewinności”.

„W uzasadnieniu w wielu miejscach podkreślone jest, iż przekazywane przeze mnie informacje są niezgodne z aktualną wiedzą medyczną – nigdzie natomiast nie jest wskazane, co to za wiedza, co się na nią składa” – wskazał.

„Niezmiernie istotny jest fakt, iż jako wnioski dowodowe złożyłem 700 badań naukowych (w tym tych najwyższej jakości, czyli randomizowanych oraz meta-analizy), które potwierdzają prawdziwość każdego z moich słów. Skład orzekający nie ustosunkował się do tego ani jednym zdaniem” – podkreślił.

„Wg Sądu nie mam prawa kwestionować publicznie przyjętej strategii walki z pandemią, a mogę to robić jedynie w «polemice naukowej» czy na sympozjach lub konferencjach. Przekazywanie Państwu wiedzy naukowej, wprawdzie opartej na wynikach konkretnych badań, ale niezgodnej z oficjalną strategią – zostało uznane za art. 71 Kodeksu Etyki Lekarskiej. Tym samym odmówiono mi wolności słowa i wypowiedzi, które są gwarantowane w Konstytucji – a Państwu prawa dostępu do rzetelnej informacji” – napisał lekarz.

„W uzasadnieniu Sąd nie przywołuje jakiegokolwiek materiału dowodowego, na którym oparłby się skład orzekający. Wyłączona została nawet opinia «biegłego» – dr. Pawła Grzesiowskiego. Tym samym wyrok ma charakter opinii nie popartej żadną aktualną wiedzą medyczną” – wskazał dr Martyka.

Lekarz ujawnił też, że „ze względu na liczne naruszenia jego praw” postanowił skorzystać z prawa do odmowy odpowiedzi na pytania składu orzekającego. „Sąd uznał, że tym samym uchylam się od odpowiedzialności za popełnione przewinienia” – napisał.

„Określenie to jest skandaliczne. W odpowiedzi na zarzuty przedstawiłem setki badań naukowych – co zostało przez Sąd w uzasadnieniu całkowicie zignorowane. Stwierdzenie Sądu, że uchylam się od odpowiedzialności – jest formą nadużycia procesowego, które należy uznać za niedopuszczalne” – wskazał dr Martyka.

Lekarz podkreślił też, że podczas postępowania przed sądem lekarskim „w żaden sposób nie została mu udowodniona wina – a mimo to został uznany za winnego”. „W moim przypadku wina nie została udowodniona, ale <stwierdzona>” – ocenił.

Cały wpis można przeczytać TUTAJ.

======================

==================

„EROTOMAN MORAWIECKI. NIEŚLUBNE DZIECKO I KOCHANKA W PAŃSTWOWYM BANKU”. Gangi wzięły się za łby, już dość jawnie. BGK, „tajny” Fundusz Kowidowy a bankructwo Polski.

EROTOMAN MORAWIECKI. NIEŚLUBNE DZIECKO I KOCHANKA W PAŃSTWOWYM BANKU. Gangi wzięły się za łby, już dość jawnie.

Leszek Szymowski TV

Tu nie chodzi jedynie o „rotomanię”. Wystaje spod tej pierzyny… Bank Gospodarstwa Krajowego, „tajny” Fundusz Kowidowy. Czy tu jest 200 miliardów złotych? Czy służy ukryciu strasznego zadłużenia państwa? Chyba niedługo to się ujawni.

=========================

Po zastanowieniu – umieszczam.

Na czyje zlecenie L. Szymowski podjął się tej – przecież bardzo niebezpiecznej – roboty?

To ukryte przed nami gangi, działające w Polsce, wzięły się za łby, już dość jawnie.

Panie Leszku, masz nadzieję na przeżycie tej akcji?

Niejasna przeszłość Morawieckiego. Braun: „Służby państwowe MUSZĄ odnieść się do tej kwestii”.

Reakcja bidnej spanikowanej kobiecinki [Marszałek Witek] wskazuje, że agenturalna przeszłość Morawieckiego jest prawdą. Poseł Braun zawiadamia służby.

Morawiecki agentem Stasi?

====================================

To drugi wybuch bomby w akcji „Bij Vateuszka”.

Po pierwszej zapadła cisza. Czyżby była to cisza GROBOWA?

Dla kogo? Zobaczymy?

Mirosław Dakowski

===========================

mail:

Tak, to na pewno syn Kornela. Tamten też był „rotomanem”.

W domu wisielca

W domu wisielca

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  5 lutego 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5333

Kiedy tylko Polska, ku euforii naszych Umiłowanych Przywódców, została przez emerytowanego żołnierza brytyjskiej piechoty morskiej Ryszarda Kempa, awansowana na „supermocarstwo”, zaraz okazało się, że Niemcy się zawstydziły swojej zatwardziałości i puściły farbę w sprawie „Leopardów” dla Ukrainy. Gwoli zachowania twarzy utrzymują, że owszem, zgodziły się, ale dopiero wtedy, gdy USA spełniły ich warunek i obiecały Ukrainie dostarczenie „Abramsów”, tyle, że bez płaszcza ze zubożonego uranu. Ale pan Jakub Kumoch, niedawno odwołany z Kancelarii Prezydenta, spenetrował prawdę, że wcale nie dlatego się zgodziły, tylko – że zostały zawstydzone przez Polskę, która – będąc supermocarstwem – zawstydza kogo się tylko da. Skoro tak, to może niedobrze, że pan prezydent Duda zgodził się na odwołanie pana Kumocha – chyba, że ktoś mu surowo to przykazał? Ale Niemcy, to jedna sprawa; zostały zawstydzone aż do bólu i teraz będą pamiętały, by we wszystkim słuchać pana prezydenta Dudy, a zwłaszcza – pana premiera Morawieckiego.

Pan premier Morawiecki bowiem dostarcza dobrego przykładu; we wszystkim słucha Niemiec, ale swoje posłuszeństwo maskuje tromtadracką retoryką. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Niemcy też zaczną uprawiać tromtadrację. Kto może wiedzieć, co zrobią? Tego nie wie nikt, więc jesteśmy skazani na domysły. Ja na przykład się domyślam, że gdyby tak Niemcy razem z „Leopardami” wysłały na Ukrainę generała Heinza Guderiana, albo jeszcze lepiej – feldmarszałka Ericha Mansteina, to po wojnie zostałyby nam tylko wspomnienia. Widocznie jednak Nasz Najważniejszy Sojusznik, zainteresowany, by wojna jeszcze trochę potrwała, nie pochwala takich pomysłów.

Toteż pan Andrzej Jermak, szef kancelarii prezydenta Zełeńskiego niedawno powiedział, że ma „pozytywne sygnały” z Polski, że nasz nieszczęśliwy kraj gotów jest przekazać Ukrainie swoje samoloty F-16. Wszystko to być może; nasz nieszczęśliwy kraj przekazał już Ukrainie wszystko, co miał i co kupił lub pożyczył, właśnie z wyjątkiem samolotów. Wynika to z umowy, jaką rząd RP zawarł z rządem Ukrainy jeszcze 2 grudnia 2016 roku (umowa jest opublikowana w Monitorze Polskim, dlaczegoś dopiero z roku 2019, pod pozycją 50). Na podstawie art. 12 tej umowy Polska zobowiązała się do nieodpłatnego dostarczania Ukrainie wszystkich swoich zasobów, bojowych i niebojowych, przy czym żadna górna granica tego poświecenia nie została nawet zamarkowana.

Dopiero na tym tle w pełni rozumiemy, co miał na myśli pan Łukasz Jasina z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, kiedy powiedział, że „Polska jest sługą narodu ukraińskiego”. Pewnie dlatego gospodarską wizytę w Warszawie zapowiedział pod koniec lutego prezydent Józio Biden. Pańskie oko konia tuczy, więc skoro Polska jest sługą narodu ukraińskiego, który od roku wkręcany jest w maszynkę do mięsa w interesie USA, to nic dziwnego, że prezydent Stanów Zjednoczonych chce osobiście przekonać się, jak jest; komu wyciągnąć głowę do góry, a kogo trzepnąć po łbie. Wydaje się to konieczne tym bardziej, że prezydent Zełeński właśnie przeprowadza na Ukrainie kurację przeczyszczającą; po dygnitarzach z intendentury, przyszła kolej na ministrów. Kto wie, czy jak ta kuracja się rozszerzy, na Ukrainie zostanie ktoś jeszcze – oczywiście poza prezydentem i jego urzędnikami i doradcami?

Jak tam będzie, tak tam będzie; w swoim czasie wszystko to zostanie nam objawione, a tymczasem co się okazuje? Okazuje się, że moja ulubiona teoria spiskowa sprawdza się na całej linii! Jak wiadomo, od lat twierdzę, że Polską rządzi bezpieka za pośrednictwem swojej agentury i że czy w ogóle można być u nas skutecznym politykiem, nie będąc niczyim agentem?

Niedawno np. gruchnęła wieść, że pan Mateusz Morawiecki był zarejestrowany przez STASI jako jej tajny współpracownik i to aż o dwóch pseudonimach. Rewelacja ta została przyjęta głuchym milczeniem, które dowodzi, że nasi Umiłowani Przywódcy, zarówno z rządu, jak i opozycji, wiedzą, że nie mówi się o sznurze w domu wisielca. To znaczy – raz się nie mówi, a innym razem się mówi. Właśnie Judenrat „Gazety Wyborczej” doniósł, że pan prezes Orlenu Daniel Obajtek, był (był!) tajnym współpracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a jego oficerem prowadzącym była pewna przedsiębiorcza pani, która nawet miała po drodze złamać prawo. Była to „dzika lustracja”, którą w 1992 roku Judenrat „Gazety Wyborczej” pryncypialnie piętnował.

Mądrość etapu jednak podpowiada, że kiedy lustrują naszych, to jest rzecz karygodna, natomiast kiedy my lustrujemy, to zawsze w słusznej, a nawet świętej sprawie. To jasne, natomiast niejasne jest, skąd Judenrat „Gazety Wyborczej” nie tylko ma informacje „tajne specjalnego znaczenia”, ale jeszcze w dodatku je publikuje, bez obawy, że ktoś za te przestępcze niedyskrecje pociągnie go za konsekwencje? Tajemnica to wielka, więc w celu uchylenia jej rąbka muszę odwołać się do swojej ulubionej teorii spiskowej. Głosi ona, jak wiadomo, że u progu transformacji ustrojowej bezpieczniacy asekuracyjnie przewerbowali się do naszych przyszłych sojuszników i że te zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii. Jedni tedy przewerbowali się do niemieckiej BND i być może w roku 2015 podpowiedzieli Naczelnikowi Państwa, by wicepremierem, a potem nawet premierem rządu „dobrej zmiany” mianował pana Mateusza Morawieckiego? Właśnie Judenrat podał, że akta paszportowe Naczelnika Państwa gdzieści „zaginęły”.

Jak pamiętamy, Wielce Czcigodny minister Antoni Macierewicz w informacji przekazanej 4 czerwca 1992 roku posłom i senatorom o stanie zasobów archiwalnych MSW podał, że przez rozpoczęciem niszczenia dokumentów Ministerstwa, zostały one zmikrofilmowane co najmniej w trzech kompletach, z których dwa są „za granicą”, a jeden – „w kraju”. Gdzie „w kraju”? Aaaa, to wielka tajemnica, a kto by ją zdradził, umrze podwójnie; ciałem i duszą.

Wracając tedy do pana Obajtka, to został on zlustrowany ponieważ najwyraźniej popsuł czyjeś interesy, sprzedając udziały w Lotosie saudyjskiemu Aramco, podczas gdy te udziały nabyć miał kto inny – być może nawet w myśl ustawy nr 447? Tedy stare kiejkuty wyznania mojżeszowego, co to w 1988 roku musiały przewerbować się do Mosadu, mogą dzisiaj informacyjnie obsługiwać Judenrat „Gazety Wyborczej”, który nie waha się takich informacji publikować, świadomy, że nie ma w Polsce takiej władzy, która ośmieliłaby się podnieść rękę na pana redaktora Adam Michnika.

Taka ręka bowiem zostałaby natychmiast odrąbana przez Naszego Najważniejszego Sojusznika, który już kilka razy pokazał, na straży czyich interesów tutaj stoi.