Kryzys energetyczny. Trzeba natychmiast wyjść z ETS, zlikwidować opłaty mocowe i OZE.

Kryzys energetyczny. Tomasz Sommer: „Trzeba natychmiast wyjść z ETS, zlikwidować opłaty mocowe i OZE.

https://nczas.com/2022/10/01/kryzys-energetyczny-tomasz-sommer-trzeba-natychmiast/

Tomasz Sommer, redaktor naczelny Najwyższego Czasu! twierdzi, że w dobie obecnego kryzysu energetycznego Polska powinna m.in. opuścić Europejski System Handlu Emisjami [ ETS].

Kryzys energetyczny dotyka wszystkich Polaków. Kolejne miasta informują o tym, że będą wyłączać oświetlenie na danych obszarach lub w danych godzinach. Dodatkowo zarówno osoby prywatne jak i firmy i samorządy dotykają wysokie ceny prądu.

Trzeba natychmiast wyjść z ETS, zlikwidować opłaty mocowe i OZE. Odłączyć fotowoltaikę od systemu. Wyjść z przymusu sprzedaży energii przez giełdy.

Nie ma powodu oglądać się na UE w sytuacji gdy jej działania prowadzą do bankructwa milionów Polaków” – napisał Tomasz Sommer.

BUDUJEMY NOWY… MUR


  Sławomir M. Kozak www.oficyna-aurora.pl https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/budujemy-nowy-mur,p1879973718

Z wszelakich kajdan, czy? te są –

Powrozowe, złote czy stalne?..

– Przesiąkłymi najbardziej krwią i łzą …

Niewidzialne!”

(C. K. Norwid, Zagadka)

————————-

Sięgnąłem w ostatnim felietonie do swoich wspomnień, które mam zamiar wydać w przyszłości w formie książki. Dziś także zaczerpnę z nich niewielki urywek, by zwrócić uwagę na pozornie nie związane ze sobą, acz ważne tematy. Otóż, w r. 1994 brałem, wraz z kilkoma kolegami kontrolerami, udział w 33 Dorocznej Konferencji Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Kontroli Ruchu Lotniczego w stolicy Kanady – Ottawie. Obrady miały się odbywać w sali konferencyjnej obok naszego hotelu, sąsiadującego zresztą z Parlamentem Kanadyjskim. Jako, że na miejsce przybyliśmy dzień przed rozpoczęciem zgromadzenia, mieliśmy trochę czasu na  zwiedzenie otoczenia. Pisałem wówczas tak:

„Część z nas odwiedziła nieodległe Muzeum Lotnictwa, część spacerowała po pięknych uliczkach Ottawy. Ja zajrzałem między innymi do pobliskiego budynku Centrum Konferencyjnego. To, co mnie wówczas zaskoczyło, to stojący w jego głównym holu kilkumetrowej długości, wysoki na ponad dwa metry, kawał muru pokrytego graffiti. Kiedy podszedłem bliżej okazało się, że jest to fragment … muru berlińskiego, który rozebrano w r.  1990, a jego części sprzedawano później na aukcjach w Berlinie i Monte Carlo. Patrzyłem na te resztki reliktu czasów minionych i złych, który widziałem wcześniej jeden raz w życiu, gdy wyglądał jeszcze groźnie i dzielił dwa, jakże różne światy. Było to w latach 80., kiedy przekraczałem granicę wewnątrz-niemiecką na słynnym przejściu Charlie.

Stojąc w lobby rządowego budynku w odległej Kanadzie, robił wrażenie zaskakujące, zupełnie nierealne. Pierwsze, co przychodziło na myśl to, że nieźle musiano się namęczyć, by dostarczyć go w tak wielkim kawałku, przez ocean, aż do tego miejsca. Drugie, że wskazuje wyraźnie na rolę, jaką świat zachodni przykłada do tego symbolu, o wiele większą w jego opinii dla upadku komunizmu, od solidarnościowych strajków w Polsce. To również pokazuje rzeczywistą pozycję Niemiec, postrzeganych przez świat w kategoriach najważniejszego państwa Europy.

Podobnie, jak zacierana jest od lat, coraz skuteczniej zresztą, rzeczywista rola Niemców w rozpętaniu II Wojny Światowej i zagładzie milionów istnień ludzkich, tak i teraz od samego niemal początku, podkreślane jest znaczenie tego państwa w przemianach europejskich lat 90.. Całkiem zresztą słusznie, bo jak wskazują dziś nieliczne jeszcze, ujawnione dokumenty historyczne, rzeczywistymi architektami owej zmiany ustrojowej na naszym kontynencie były Rosja i Niemcy. Polska, z jej marionetkowym przywódcą, który ‘obalił komunę’ traktowana była zaledwie w charakterze zapalnika, którego głównym zadaniem od początku było i tak tylko, uczynienie kontrolowanego wyłomu w tym murze”.

Dlaczego wspominam o tym dzisiaj? Z tego powodu, że to moje ówczesne zdziwienie, trzy lata po pierwszych, jak do dziś się z naciskiem podkreśla „demokratycznych wyborach”parlamentarnych w Polsce, było oczywiste. Kanada zawsze szczyciła się swoją wielokulturowością, ale przecież nie spotkałem w niej nigdy oznak liczebnej przewagi diaspory niemieckiej nad, na przykład żydowską, ukraińską, czy polską. Stąd, widok tego muru w najważniejszym miejscu Kanady, musiał zaskakiwać. Dziś, z perspektywy 30-lecia, a zwłaszcza ostatnich paru lat, patrzę na to już zupełnie inaczej. Być może jeszcze lepiej spoglądać na to przez fakt, iż jakkolwiek Kanada jest demokracją parlamentarną z federalnym systemem administracyjnym, to poza wszystkim innym pozostaje nadal monarchią konstytucyjną, a głową państwa jest przedstawiciel brytyjskiej Korony. Od 8 września tego roku jest nią Karol III, król Zjednoczonego Królestwa Wlk. Brytanii i Irlandii Północnej oraz 14 innych królestw wspólnotowych, pośród których poczesne miejsce, bo już od r. 1931, zajmuje właśnie Kanada.

To wtedy powstała, tak zwana Brytyjska Wspólnota Narodów, powołana do życia przez Wlk. Brytanię i 6 dominiów brytyjskich, na czele z Kanadą. Obecna Wspólnota Narodów zrzesza 56 państw, a oficjalnym jej celem jest współpraca na rzecz, jakżeby inaczej, rozwoju, demokracji i pokoju. Karta Wspólnoty Narodów mówi, że łączy je język, historia, kultura i takie wartości, jak demokracja, prawa człowieka i rządy prawa. Można by tutaj zauważyć, że my, choć formanie nie zrzeszeni w tej wspólnocie, poszliśmy daleko dalej, od dawna mając u siebie nie tylko rządy prawa, ale i sprawiedliwości. Wracając do wspólnoty jednak – mimo, że od r. 1949 warunkiem członkostwa w niej przestało być uznawanie monarchy brytyjskiego za głowę państwa i podkreśla się w niej niezależnośc państw członkowskich od Wlk. Brytanii, to pamiętajmy, że premier Kanady i jego gabinet mianowani są przez gubernatora generalnego, który jest kanadyjskim przedstawicielem króla Karola III.

Piszę o tym także dlatego, iż ten król jest nie tylko przewodniczącym Wspólnoty Narodów, naczelnym dowódcą brytyjskich sił zbrojnych, ale i świecką głową Kościoła Anglii. Pod jego fotografią w Wikipedii widnieje podpis „Z Bożej łaski król Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz innych Jego posiadłości i terytoriów, Głowa Wspólnoty, Obrońca Wiary”.

Nie wiem zaprawdę, z czyjej łaski został on królem i jakiej wiary broni, wiem, że nie wybrał go Bóg, w którego wierzę ja i miliony moich rodaków katolików, zarówno tu w Polsce, czy Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii, o Irlandii nie wspominając. Wiem też, co wielokrotnie podkreślałem w swoich książkach, że Brexit nie był dziełem przypadku, a ilekroć Wielka Brytania wycofywała się z Europy, kryjąc za swoim kanałem, tylekroć w tej Europie pozostawały na scenie zwaśnione ze sobą Niemcy i Rosja, obrotowa Francja i niezdecydowane Włochy.

W tych ostatnich, kilka dni temu, krótko przed wyborami, były premier Berlusconi ośmielił się krytycznie wypowiedzieć o eskalacji działań za naszą wschodnią granicą, na co w sposób bezczelny zareagowała niejaka Von der Leyen, nawiasem mówiąc nie wybrana nigdy w żadnych powszechnych wyborach biurokratka, mówiąc „zobaczymy, jakie będą wyniki wyborów we Włoszech. Jeśli sprawy pójdą w trudnym  kierunku, mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier”!

Nie ma tu miejsca, by przywoływać zaangażowanie Korony w niemal wszystkich polskich, narodowowyzwoleńczych powstaniach, które większość historyków zamyka Powstaniem Warszawskim, planowanym ponoć przez Churchilla już w Teheranie w 1943 r., a do których ja zaliczam także, powstanie Solidarności.

Oponentom, próbującym mówić, że to ostatnie było ruchem oddolnym, a do tego bezkrwawym, nie będę przypominał, w których zakładach pracy  rozpoczynały się strajki o przysłowiowy już boczek, nie sposób także wymienić nazwisk wszystkich tych, którzy byli mordowani przez całe lata 80., bo przedsięwzięcie pod nazwą „Solidarność” było tylko jednym z kilku elementów zwijania ówczesnego Związku Radzieckiego, podobnie, jak dużo wcześniej zaplanowane wprowadzenie stanu wojennego. W jego wyniku,  pomijając już ofiary oczywistej zbrodni w kopalni „Wujek”, wielu Polaków nie było w stanie uzyskać choćby niezbędnej pomocy medycznej, z powodu paraliżu komunikacyjnego, polegającego na zawieszeniu połączeń telefonicznych, restrykcjach w przemieszczaniu, czy wprowadzeniu godziny milicyjnej. To także eliminowanie nie zdeprawowanej przez system elity, mogącej stanąć w opozycji do mającego wkrótce nastapić przekrętu stulecia, w tym robotników, przedstawicieli środowisk wiejskich, wielu księży, a nawet młodzieży.

Rozpocząłem od opowieści o murze. O tym artefakcie czasów żelaznej kurtyny, którego usunięcie było najistotniejsze dla dokonania rzeczywistych zmian na mapie politycznej ówczesnej Europy. Z tego powodu, w budynku kanadyjskiego parlamentu na początku lat 90. nie znalazły się biało-czerwone opaski, kopia Pomnika Poległych Stoczniowców, czy słynnej tablicy z postulatami polskich robotników. 

Nie znaczyły tak wiele, jak ten mur, który można było dzięki nim pokojowo i w sposób wydawałoby się wówczas naturalnie konsekwentny, zburzyć. Nie będę rozwijał ekonomicznych, demograficznych, czy kulturowych efektów tego upadku. Borykamy się z nimi na co dzień. I będziemy je odczuwać coraz poważniej. Wspólnota Narodów zaczyna się kruszyć, a obecnemu przewodniczącemu  wróżę, że stanie sie jej grabarzem.

Pani Von der Leyen nie mówi w moim imieniu, i choć teoretycznie jest przewodniczącą Komisji Europejskiej, to przede wszystkim pozostaje politykiem niemieckim. Rosja mobilizuje rezerwistów. Chiny stają się wszechobecne. Na naszych oczach powstaje kolejny mur, znacznie dłuższy i wyższy, aniżeli poprzedni, choć wciąż jeszcze dla wielu, niewidzialny.

Sławomir M. Kozak, Warszawska Gazeta nr 39/2022

W roku 2019, USA przeprowadziły symulację “wojny NATO-Rosja” – rozpoczynającej się na Ukrainie i powodującej śmierć miliarda ludzi

16 aprile 2022 https://babylonianempire.wordpress.com/

Interwencja NATO na Ukrainie może wywołać wojnę nuklearną: Oto, jak może do tego dojść

Przerażająco realistyczna symulacja z roku 2019, przewiduje to, co obecnie częściowo dzieje się w rzeczywistości, a co w przypadku eskalacji może doprowadzić do katastrofy na skalę światową. Jednym z uczestników owej “gry wojennej” był Harry J. Kazianis – dyrektor senior agencji o nazwie Center for the National Interest, tj. waszyngtońskiego think tanku zajmującego się amerykańskim bezpieczeństwem narodowym, założonego przez prezydenta Richarda Nixona https://cftni.org/ https://en.wikipedia.org/wiki/Center_for_the_National_Interest. Harry J. Kazianis jest również autorem zamieszczonego poniżej artykułu, napisanego 4 marca 2022. https://cftni.org/expert/harry-kazianis/

W symulacji, którą przygotowaliśmy, nie tylko NATO zostaje mimowolnie wciągnięte, ale także Rosja w swojej desperacji używa broni jądrowej.

«Jak to się stało, że zabiliśmy właśnie miliard ludzi?»

Pod koniec roku 2019, w ciągu zaledwie trzech dni – tak jak miało to miejsce niezliczoną ilość razy w ciągu ostatnich kilku lat – grupa byłych i obecnych wyższych urzędników rządowych USA z obu stron sceny politycznej zebrała się, aby przeprowadzić symulację wojny NATO-Rosja. Szacujemy, że w trakcie tego, co nazwaliśmy wojną NATO-Rosja z roku 2019, zginęło miliard ludzi. A jeśli nie będziemy ostrożni, to, to co się stało podczas symulacji, może wydarzyć się w przypadku wybuchu wojny NATO-Rosja o Ukrainę.

Faktycznie, we wspomnianej przeze mnie symulacji z roku 2019, podczas której Rosja najeżdża na Ukrainę w podobny sposób, jak miało to miejsce mniej więcej w ciągu ostatniego tygodnia, nie tylko NATO zostaje wciągnięte w konflikt w sposób niezamierzony, ale także Rosja ze swojej desperacji w końcu używa broni jądrowej. Wynikiem tego jest eskalacja działań z użyciem potężniejszej i bardziej niebezpiecznej broni jądrowej, w wyniku czego ginie ponad miliard ludzi.

Zanim jednak zaczniemy spoglądać w otchłań, pozwólcie, że wyjaśnię cel tego rodzaju symulacji. NATO miałoby oczywiście ogromną przewagę konwencjonalną w każdej wojnie z Moskwą, co gwarantuje, że w bezpośredniej walce Putin przegrałby. Jednak Rosja wielokrotnie powtarzała, że użyje broni jądrowej w obronie swojego terytorium i systemu, jeśli poczuje się śmiertelnie zagrożona. Nasza symulacja zawsze sprowadza się do pytania: czy możemy pokonać prezydenta Rosji Władymira Putina w konflikcie zbrojnym o Ukrainę lub kraje bałtyckie i nie wywołać przy tym wojny jądrowej?

Jak dotąd – na przestrzeni co najmniej kilku lat i przy udziale co najmniej 100 różnych uczestników, z których każdy miał inne wyobrażenie o wojnie i inne sympatie polityczne – odpowiedź jest jednoznaczna: nie.

=======================

Budowa scenariusza wojny

Scenariusz, który grupa postanowiła przetestować pod koniec roku 2019, był podobny do dzisiejszego: Rosja zdecydowała się na inwazję na Ukrainę pod pretekstem, że musi bronić rosyjskojęzycznych narodów, które są “uciskane” przez faszystowski rząd Ukrainy.

W naszym wariancie założyliśmy, że Rosja zachowuje się o wiele godniej niż obecnie, ale ma bardziej ograniczone cele – tj., że Moskwa chce połączyć Krym z separatystycznymi regionami we wschodniej Ukrainie, które są pod jej realną kontrolą. Założyliśmy, że Rosja zrobi to szybko, osiągając większość swoich celów wojskowych w ciągu mniej więcej czterech dni.

Ale Ukraina nie poddaje się łatwo, podobnie jak ma to miejsce w dzisiejszych realiach. Siły ukraińskie, po poniesieniu ciężkich strat, przeprowadzają imponujący kontratak, w wyniku którego Rosja traci ponad 100 czołgów i ponad 2500 żołnierzy. Zdjęcia w mediach społecznościowych pokazują, jak płoną rosyjskie czołgi, elitarne myśliwce Su-35 zostają strącone z nieba, a z Zachodu masowo napływa broń.

Putin jest wściekły. Sądził, że Ukraina po prostu się podda, przy czym w jego kalkulacji nie uwzględnił trwającego prawie dekadę szkolenia, jakie Kijów otrzymał od USA i NATO, ani też rozbudowy ukraińskiej armii w ciągu ostatnich kilku lat, która skupiła się na tym właśnie scenariuszu.

Następnie Rosja decyduje, że jej ograniczone cele wojskowe były błędem i że cała Ukraina powinna zostać “zdemilitaryzowana”. Moskwa rozpoczyna masowe uderzenie rakietami balistycznymi i manewrującymi, a następnie rosyjskie siły powietrzne rozpoczynają własną kampanię “wstrząsu i trwogi”, podczas której niszczą zdecydowaną większość ukraińskich struktur dowodzenia i kontroli, sił powietrznych, obrony przeciwlotniczej i jednostek pancernych. W tym samym czasie Rosja rozpoczyna przerzucanie wojsk do granic Ukrainy, co zdaje się świadczyć o zbliżającej się inwazji i okupacji całego kraju.

Iskra

W owym momencie sytuacja przybiera najgorszy obrót. System naprowadzania rosyjskiej rakiety balistycznej zawodzi, która spada na terytorium Polski należącej do NATO, zabijając 34 cywilów w wyniku tragicznego uderzenia w zaludnioną wioskę przy granicy polsko-ukraińskiej. Choć rakieta nie była skierowana celowo w Polskę, na zdjęciach w mediach społecznościowych widać dzieci płaczące po swoich matkach, ciała niemożliwe do rozpoznania, i pojawiają się także żądania sprawiedliwości i zemsty.

Polska, która ma za sobą trudną historię ze Związkiem Radzieckim i Rosją, okazuje powściągliwość. Nie odpowiada własnym wojskiem, ale stara się, by Moskwa zapłaciła wysoką cenę za swoją agresję na Ukrainie i działania, także niezamierzone, w Polsce. Warszawa prowadzi dyplomatyczny i ekonomiczny bojkot Moskwy, który skutkuje wykluczeniem Rosji z systemu SWIFT, a także bezpośrednimi sankcjami wobec rosyjskich banków, podobnymi do tych, które obserwujemy obecnie.

W naszym scenariuszu, reakcja Rosji jest równie szybka. Moskwa decyduje się przeprowadzić zmasowany cyberatak na Polskę, rozstawiając cyberwojowników na całym terytorium NATO, wykorzystując ich położenie geograficzne i serwery proxy do zamaskowania pochodzenia ataku. W ciągu zaledwie dwóch godzin, Rosja wyłącza z sieci całą polską sieć elektryczną, sektor bankowy, elektrownie oraz wiele innych obiektów – cofając tym samym Polskę do epoki kamienia łupanego.

I tu zaczyna się koszmar. Mimo że kwestia przypisania winy jest trudna do rozstrzygnięcia, Polska zwraca się do NATO i zaczyna prywatnie wyrażać chęć powołania się na artykuł 5 Karty NATO, zgodnie z którym atak na jedno państwo jest atakiem na cały Sojusz.

NATO jest zaniepokojone, ponieważ trwa debata, w jakim stopniu ukarać Rosję, a jednocześnie odnosi się wrażenie, że państwa członkowskie nie mają jasno określonego celu wojskowego, ponieważ niektóre chcą zareagować na to, co stało się w Polsce, podczas gdy inne uważają, że konieczna jest interwencja militarna na Ukrainie.

Odpowiedź

W tym miejscu NATO zaskakuje wszystkich. Sojusz decyduje się utworzyć ograniczoną strefę zakazu lotów wokół ukraińskiego Lwowa, aby chronić cywilów i uchodźców, którzy znaleźli się w pułapce i nie mają dokąd pójść. Rosja zostaje ostrzeżona: NATO nie będzie interweniować w konflikcie, ale zapewni ochronę swoim samolotom i przestrzeni powietrznej wokół Lwowa. NATO wyraźnie zaznacza, że jego odrzutowce znajdą się w przestworzach nad Ukrainą, ale nie będą prowadzić operacji z terytorium Ukrainy.

W Moskwie, Putin odnosi teraz wrażenie, że NATO gotowe jest do interwencji po stronie Ukrainy. Rosja obawia się, że NATO wykorzysta ów chroniony korytarz jako bazę operacyjną do wysyłania na Ukrainę coraz to bardziej zaawansowanej broni. A ponieważ gospodarka Rosji przeżywa załamanie z powodu sankcji, Putin czuje, że mury wokół niego zamykają się. Zanim NATO zdąży wprowadzić strefę zakazu lotów, Putin rozkazuje uderzyć na wszystkie pozostałe lotniska i zasoby wojskowe wokół Lwowa.

Ale w tym miejscu Putin popełnia błąd w kalkulacjach i przygotowuje scenę dla wojny NATO-Rosja. Putin zarządza kolejny zmasowany atak cybernetyczny na infrastrukturę wojskową krajów bałtyckich, uważając, że NATO wykorzysta kraje bałtyckie do przeprowadzenia inwazji na Rosję.

W tym przypadku, NATO dochodzi do wniosku, iż miarka przebrała się i decyduje się na bezpośrednią interwencję na Ukrainie, aby odeprzeć agresję rosyjską. Jeszcze przed ogłoszeniem komunikatu w tej sprawie, rosyjski wywiad dostrzega ruchy rakiet i wojsk, które wskazują na zbliżający się atak NATO, i Rosja decyduje się uderzyć jako pierwsza – używając taktycznej broni jądrowej. NATO decyduje się odpowiedzieć w ten sam sposób.

Rosja atakuje europejskie miasta bronią jądrową, a NATO i Ameryka odpowiadają tym samym.

To, co następuje, to nic innego jak apokalipsa, w wyniku której – jak szacujemy – ginie miliard ludzi.

Żadna wojna nie przebiega zgodnie z planem

W każdym scenariuszu, w którym brałem udział, obecny jest ten sam wspólny wątek: Kiedy Władimir Putin czuje się osaczony oraz odnosi wrażenie, że Rosja jest bezpośrednio zagrożona – zazwyczaj z powodu błędu popełnionego na polu bitwy – decyduje się na dowolny krok eskalacyjny, aby spróbować to naprawić.

Choć niewykluczone, że Ukraina i Rosja wkrótce znajdą dyplomatyczną drogę wyjścia z tejże okrutnej wojny, obie strony wydają się być bardzo zdeterminowane. Oznacza to, że szanse na eskalację, jak opisana powyżej, są wysokie.

A jeśli Rosja i NATO zaangażują się w bezpośredni konflikt, Putin wie, że w starciu konwencjonalnym jego reżim zostałby pokonany. Oznacza to, że Rosja wybierze wojnę jądrową.

Podstawowe pytanie w przypadku wojny NATO-Rosja wydaje się oczywiste: ile milionów lub miliardów ludzi straci życie w jej wyniku?

——————————-

Harry J. Kazianis jest dyrektorem ds. badań nad obronnością w Center for the National Interest w Waszyngtonie i redaktorem naczelnym wydawnictwa The National Interest. Poglądy wyrażone w tym artykule są jego własnymi poglądami. Można go znaleźć na Twitterze pod adresem @grecianformula.

https://thefederalist.com/2022/03/04/nato-involvement-in-ukraine-could-spark-nuclear-genocide-heres-how-it-could-happen/ (odnośniki w tekście oryginalnym)

—————–

KATASTROFA w UE: W Azji energia tańsza nawet 20-krotnie. W USA siedem razy mniej za gaz.

KATASTROFA w UE: Gwałtownie rosnące ceny energii miażdżą biznes. Przestajemy być konkurencyjni. W Azji energia tańsza nawet 20-krotnie. W USA siedem razy mniej za gaz.

https://nczas.com/2022/09/26/widmo-katastrofy-gwaltownie-rosnace-ceny-energii-miazdza-biznes-przestajemy-byc-konkurencyjni/

Kryzys energetyczny, będący następstwem m.in. tzw. zielonej unijnej polityki, zbiera tragiczne żniwo. Z powodu kosmicznych cen energii firmy głowią się, jak pozostać konkurencyjnym. W Azji energia jest nawet 20 razy tańsza.

Europa, w imię „walki z globalnym ociepleniem”, od lat prowadzi politykę antywęglową. Z węgla można tanio produkować prąd, ale eko-lobbyści tego zabronili, nakładając nowe podatki w postaci chociażby ETS.

Do tego nałożyła się rosyjska agresja na Ukrainę, w następstwie której Rosja zakręciła kurek z gazem dla Europy i jesteśmy świadkami gospodarczej katastrofy. Na razie raczkującej.

Europa przestaje być konkurencyjna. Firmy się wynoszą

Za względu na koszty energii europejski przemysł staje się coraz mniej konkurencyjny. Pierwsze firmy już wynoszą się z Europy – w dużym stopniu ograniczając tutaj produkcję.

Producent stali ArcelorMittal znacznie redukuje działalność w dwóch niemieckich zakładach i przenosi je do amerykańskiego Teksasu. Na podobny krok zdecydowała się holenderska firma OCI, zajmująca się chemikaliami. Także stawia na wolnościowy Teksas.

Ekspansję w USA, kosztem europejskiej, planuje duński potentat jubilerski Pandora. Z kolei Tesla poinformowała, że z uwagi na ceny energii wstrzymuje plany produkcji baterii samochodowych w Niemczech.

W Azji energia tańsza nawet 20-krotnie. W USA siedem razy mniej za gaz

Producent tworzyw sztucznych Covestro AG wskazuje, że w obecnej sytuacji nie ma szans na nowe inwestycje w Europie. Pokazuje rachunki, z których wynika, że tylko za energię w 2022 roku firma zapłaci 2,2 miliarda euro. Jeszcze w 2020 roku koszty były czterokrotnie niższe.

Dodaje, że jeśli nic się nie zmieni, to przeniesie się do Azji, gdzie na rynku spot można zakontraktować energię 20 razy taniej niż aktualnie w Europie.

„W przypadku wielu chemikaliów import z USA lub Chin jest już tańszy niż produkcja lokalna” – konkluduje Covestro.

Także Volkswagen, największy producent samochodów w Europie, ostrzega, że może skończyć z produkcję w Niemczech i Europie Wschodniej. W Europie za gaz płaci się aż siedem razy więcej niż w USA.

Mercedes Benz AG przewiduje, że ceny energii na rynku europejskim będą jeszcze wyższe. W ostatnich tygodniach podjął decyzję o zwiększonej produkcji kluczowych części samochodowych. Będzie je magazynować na wypadek, gdyby koniecznością było w najbliższym czasie zamknięcie fabryki. I zwolnienie pracowników.

Francuska firma Duralex poważnie zastanawia się nad wstrzymaniem działalności na pięć miesięcy. Ma nadzieję, że do tego czasu politycy „coś” wymyślą i ceny energii się ustabilizują. Politycy o tym „czymś” mówią od kilku tygodni, ale efektów na razie nie widać.

„Kontynuowanie produkcji po obecnych cenach byłoby aberracją finansową” – powiedział Jose-Luis Llacuna, prezes Duralex, czyli firmy, która eksportuje swoje produkty do 110 krajów.

„Przed nami spektakularne bankructwa albo chleb po 12 złotych”

Problemy mamy także na polskim podwórku. Upadają firmy, które to nie zostały objęte programem „zamrożenia cen”, a u których energia stanowi lwią część kosztów. Na przykład w Pszowie zamknęła się piekarnio-cukiernia z 50-letnią tradycją.

Przed nami spektakularne bankructwa albo chleb po 12 złotych – mówiła niedawno w rozmowie z „Business Insider” Hanna Mojsiuk, Prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.

Wiesław Żelek, właściciel piekarni w Kamieniu Pomorskim, wskazuje, że w jego przypadku cena gazu od maja wzrosła o 760 proc. Szczeciński piekarz Andrzej Wojciechowski rachunki za energię ma o tysiąc procent wyższe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Andrzej Wodzyński, właściciel Grupy Tubądzin, produkującej płytki ceramiczne dla połowy Europy, uważa, że ceny energii będą miały „katastrofalne” następstwa.

„W obliczu obecnych poziomów cenowych, mówimy już nie tylko o głębokim spadku rentowności i wspieraniu naszej produkcji przez obce podmioty, ile o zagrożeniu dla dalszego istnienia branży ze względu na szybko postępującą utratę płynności, konieczność gwałtownego ograniczania, a nawet całkowitego wygaszania produkcji, redukcję zatrudnienia i wstrzymanie współpracy z kooperantami” – pisze w liście do polityków Wodzyński.

To przykłady pierwsze z brzegu. Z takimi problemami, jak Grupa Tubądzin czy piekarnie, w Polsce w najbliższym czasie zmagać się będzie mnóstwo firm. Nadchodzi kryzys energetyczny, jakiego nie widziano od wielu pokoleń. Jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest tzw. zielona polityka prowadzona pod pretekstem „walki z globalnym ociepleniem”. Wszyscy za to drogo (za)płacimy.

=====================

mail:

“Rosja zakręciła kurek z gazem dla Europy”

Nie Rosja zakręciła kurek, tylko Europa postanowiła dać nauczkę Rosji.
Demokratyczna Europa obraziła się na Rosję, bo ta robi porządek z 
banderowcami.
Tymczasem Rosja wysyła gaz nawet na Ukrainę, z którą podobno walczy.

Węgry mają męża stanu. To Orban: W globalnej wojnie gospodarczej każdy kraj chroni swoje własne interesy.

[a Polacy – Kaczora… md] https://nczas.com/2022/09/26/orban-w-globalnej-wojnie-gospodarczej-kazdy-kraj-posiada-swoje-wlasne-interesy/

Zachodnie sankcje nałożone na Rosję w związku z atakiem na Ukrainę zmieniły lokalny konflikt zbrojny w globalny konflikt gospodarczy – powiedział w poniedziałek w parlamencie premier Viktor Orban.

W globalnej wojnie gospodarczej każdy kraj posiada swoje własne interesy; dla Węgier najważniejsze są ochrona bezpieczeństwa, gospodarki i suwerenności – dodał Orban, twierdząc, że Zachód stoi po stronie wojny, a Węgry – po stronie pokoju.

Premier powiedział też, że wojna na Ukrainie będzie się przedłużać, jako że Kijów jest wspierany przez UE i USA bronią i pieniędzmi, a Rosja posiada niewyczerpane rezerwy. Wezwał jednocześnie do natychmiastowego zawieszenia broni i rozpoczęcia rozmów pokojowych.

Zaznaczył, że drastyczny wzrost cen energii nie jest winą gospodarki, ale wynikiem decyzji politycznych. Przywołał sytuację w USA, gdzie ceny gazu i energii elektrycznej są dużo niższe niż w Europie.

Sankcje poważnie szkodzą Europie; zostały wprowadzone niedemokratycznie przez biurokratów – stwierdził Orban. Potwierdził jednocześnie informacje medialne sprzed kilku dni o przygotowaniu narodowych konsultacji na temat sankcji nałożonych na Rosję.

Premier powiedział również, że rząd węgierski udzielił największej w UE pomocy w zakresie cen energii. Obiecał, że wsparcie to będzie poszerzane w następnych miesiącach.

Orban wystąpił w poniedziałek przed Zgromadzeniem Narodowym, prezentując „Sprawozdanie z decyzji rządu podjętych między sesjami parlamentu”.

Kaczyński wprost: Chcieliśmy myśleć o dojściu do władzy – no to musieliśmy ratyfikować ten traktat [Lizbonę].

Sommer: „Pan powiedział, że dla władzy sprzeda Pan Polskę”

https://nczas.com/2022/09/26/kaczynski-przyznal-to-wprost-sommer-pan-powiedzial-ze-dla-wladzy-sprzeda-pan-polske-video/

Szerokim echem w mediach społecznościowych odbiło się nagranie ze spotkania z Jarosławem Kaczyńskim. Prezes PiS szczerze odpowiedział na pytanie o ratyfikację Traktatu Lizbońskiego.

Wypowiedź polityka skomentował Tomasz Sommer.

– W 2008 roku Sejm i Senat wyraził zgodę na ratyfikację traktatu lizbońskiego, pomimo sprzeciwu polskich środowisk patriotycznych, na kanwie której powstał Obywatelski Komitet Europa Wolnych Ojczyzn – Akcja Polska przekształciły się później w Europę Wolnych Ojczyzn – Partię Polską. Czy z perspektywy lat nie uznaje pan dzisiaj ratyfikacji traktatu lizbońskiego za błąd? zapytano Jarosława Kaczyńskiego.

Polityk ustosunkował się do tego pytania w szczerych prostych słowach. – Polityka to jest niestety sfera konieczności a nie sfera wolności. Nic się na to nie poradzi – stwierdził.

– Myśmy wtedy w gruncie rzeczy nie mieli innego wyjścia, jeżeli chcieliśmy myśleć o perspektywie dojścia do władzy środowisk patriotycznych, a – oczywiście oddając pełen szacunek innym środowiskom – my jesteśmy tym najsilniejszym i tym jedynym, które miało i ma szansę na władzę, no to musieliśmy ratyfikować ten traktat, bo Polacy w ogromnej większości łączyli z Unią bardzo wielkie nadzieje i w żadnym razie nie chcieli wyjścia z Unii – dodał Kaczyński.

W dalszej części swojej wypowiedzi dodał, że „po prostu tak było, że nie mogliśmy wtedy uczynić niczego innego, inaczej byśmy zamknęli drogę dla polskich patriotów do władzy na bardzo wiele lat”.

– Bo my, co do Platformy Obywatelskiej żadnych złudzeń żeśmy nie mieli. Tyle na takie pytanie mogę powiedzieć – zakończył.

Do słów naczelnika odniósł się Sommer:

Jak Jarosław ma do wyboru władzę i niepodległość to wybiera to pierwsze. A wiecie dlaczego? Bo jest patriotą. Nie Panie Jarosławie. Pan powiedział, że dla władzy sprzeda Pan Polskę” – skwitował Tomasz Sommer.

Fratelli d’Italia: „Tak” dla naturalnej rodziny. „Nie” dla lobby LGBT. „Tak” dla krzyża. „Nie” dla przemocy islamu. „Nie” dla biurokratów w Brukseli.

————–

[Wkrótce zobaczymy, co z tych haseł zrealizują. MD]

=========================

Ostre przemówienie Meloni hitem sieci. „Tak dla rodziny, nie dla lobby LGBT!”

26.09.2022, https://www.tvp.info/62971566/giorgia-meloni-nowa-premier-wloch-w-tych-nagraniach-podsumowala-swoje-poglady-ws-lgbt-unii-europejskiej-i-imigrantow

Spełnił się koszmar lewicowych mediów i brukselskich urzędników. Wybory we Włoszech wygrała prawica. Internet błyskawicznie obiegają teraz nagrania ostrych przemówień Giorgii Meloni, nowej premier. – Tak dla tożsamości płciowej, nie dla ideologii gender. Tak dla krzyża, nie dla przemocy islamu. Tak dla bezpiecznych granic, nie dla masowej imigracji. Tak dla zatrudnienia naszych obywateli, nie dla międzynarodowych finansjer – woła z mównicy na nagraniach włoska polityk.

Blok centroprawicy wygrał wybory parlamentarne we Włoszech otrzymując łącznie około 41-45 proc. głosów – wynika z sondażu exit poll telewizji RAI, podanego w niedzielę tuż po zamknięciu lokali wyborczych.

Najwięcej głosów, od 22 do 26 proc. uzyskała prawicowa partia Bracia Włosi [nie, to znaczy dosł.: „Bracia Włoch” md] (Fratelli d’Italia) Giorgii Meloni.

Użytkownicy sieci przypominają teraz nagrania z jej wystąpień, w których Włoszka jasno przedstawiała swoje poglądy.

Nie ma kompromisów. Albo jesteś na tak, albo jesteś na nie. „Tak” dla naturalnej rodziny. „Nie” dla lobby LGBT. „Tak” dla tożsamości płciowej. „Nie” dla ideologii gender. „Tak” dla kultury życia. „Nie” dla czeluści śmierci. „Tak” dla krzyża. „Nie” dla przemocy islamu. „Tak” dla bezpiecznych granic. „Nie” dla masowej imigracji. „Tak” dla zatrudnienia dla naszych obywateli. „Nie” dla dużych międzynarodowych finansjer. „Tak” dla suwerenności ludu – na wideo z czerwca mówiła do zebranych. 

Na koniec Meloni mówiła coś, co na pewno nie spodobało się unijnym urzędnikom: „Nie” dla biurokratów w Brukseli. I „tak” dla naszej cywilizacji. I „nie” dla tych, którzy chcą ją zniszczyć. (…) Niech żyje Europa patriotów!

Jestem Giorgia, jestem kobietą, jestem matką, jestem chrześcijanką! – deklarowała innym razem Giorgia Meloni, a słowa te są rozpowszechniane w sieci.

Budzą się? Minister Wójcik: Timmermans do dymisji, to szaleniec, a polityka klimatyczna UE to błąd. [Bo już ręce w nocniku…]

Budzą się? Minister Wójcik: Timmermans do dymisji, to szaleniec, a polityka klimatyczna UE to błąd. [Bo ręce w nocniku…]

https://www.tvp.info/62922768/wojcik-pomysly-szalenca-timmermansa-i-cala-polityka-klimatyczna-ue-to-blad 23.09.2022,

Główny problem widzę w unijnej polityce Brukseli – powiedział minister w KPRM Michał Wójcik, który ostro skrytykował politykę klimatyczną Unii Europejskiej, a Fransa Timmermansa nazwał szaleńcem. Polityk w programie „ Kwadrans Polityczny” na antenie TVP 1 odniósł się także do wypowiedzi szefowej komisji, która w publicznym Wystąpieniu życzyła Donaldowi Tuskowi powrotu do funkcji premiera w Polsce. – Dzisiaj mamy problem z KE, z von der Leyen, z KPO, to jest jasne gdzie prowadzą te wszystkie ślady – ocenił Wójcik.

=========================

Minister podkreślił, że Frans Timmermans jeszcze kilkanaście miesięcy temu w Glasgow twierdził, że w polityce klimatycznej UE nie ma miejsca dla węgla. – To jest szaleniec i nie boję się tego powiedzieć w telewizji publicznej – powiedział polityk. Jak dodał „Timmermans potem zmienił pogląd, bo zobaczył, że sytuacja jest dramatyczna w różnych krajach, że węgiel jest konieczny i że w kraju jego pochodzenia, kiedy elektrownie opalane węglem pracowały na 30 procent, przyjęto regulacje, że mają pracować na sto procent”.

Mówiąc o polityce klimatycznej polityk stwierdził, że „trzeba ratować sytuację. To jest błąd UE. Cała polityka klimatyczna Unii Europejskiej to jest błąd”.

– Timmermans powinien podać się do dymisji – zaznaczył Wójcik, który podkreślił, że przede wszystkim należy „wysadzić w powietrze system ETS”. Skomentował także wstrzymywanie funduszy z KPO Polsce. – My mamy inną sytuację, ponieważ ten mechanizm warunkowości nie jest stosowany do KPO. Chcę powiedzieć, że w tej trudnej sytuacji kiedy jest wojna i kiedy wstrzymuje się fundusze to jest decyzja polityczna – powiedział. 

– Jeśli przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówi: „Donald, przyjacielu ja Ciebie widzę w fotelu premiera” to za coś takiego kiedyś trzeba było się podać do dymisji. Takie są zasady gry w UE – albo jesteś bezstronny albo nie – wyjaśnił. Polityk powiedział, że w tej sytuacji, kiedy „dzisiaj mamy problem z KE, z von der Leyen, z KPO”, to „jest jasne gdzie prowadzą te wszystkie ślady”.

Kamienie milowe i KPO

Polityk był pytany także o to czy utworzenie Izby Odpowiedzialności Zawodowej wypełnia jeden z kamieni milowych związanych z wypłatą funduszy z KPO.

– To jest wypełnienie tego kamienia – powiedział Wójcik. – Jest taka łacińska paremia „pacta sunt servanda” (umów należy dotrzymywać –przyp. red.) i Ursula von der Leyen tego nie rozumie – podkreślił.

– Jeżeli z kimś się dogadujemy to trzeba się wywiązać z obowiązków. My się wywiązaliśmy, a oni się nie wywiązują. Powstała nowa izba, bo sędziowie nie są nadzwyczajną kastą, musi być system dyscyplinarny. Sędziowie muszą być rozliczani jeśli jakieś przewinienia popełnią – zaznaczył. Jak wyjaśnił „Brukseli jednak chodzi o to, żeby to kręcić, a ślady prowadzą do Tuska i całej opozycji”.

– Cały problem polega na tym, że od siedmiu lat polska opozycja uwiarygodniła instytucje unijne w tego typu podejściu tak, że potem ktoś ma tę czelność powiedzieć kto jest legalny a kto nie – mówił Wójcik – Jakaś Barley (Katarina Barley – niemiecka eurodeputowana) – kto to w ogóle jest w Parlamencie Europejskim? Raz mówi, że zagłodzi ludzi z tej części Europy, a potem ma czelność mówić kto jest legalny a kto nie. Niech spojrzy na swój kraj – dodał. 

– Ja dzisiaj słyszę, że jest wątpliwość, że prezydent decyduje o tym, kto ma być sędzią. To jest polska konstytucja. Mianowanie sędziów to jest jedna z najważniejszych prerogatyw prezydenta i ktoś w Brukseli mówi, że on nie może tego robić, bo jest politykiem. To jest coś niewyobrażalnego – podkreślił minister. 

Trudna zima

Polityka zapytano również o sytuację związaną z kryzysem energetycznym i gospodarczym. 

– Oczywiście sytuacja jest trudna i nie ma co ludzi czarować – powiedział Wójcik. – Myślę, że węgiel będzie. Uczestniczę w posiedzeniach Rady Ministrów i my co tydzień rozmawiamy jak zwalczyć kryzys, który jest na rynku energetycznym – dodał. Minister zapewnił, że „węgiel systematycznie z różnych części świata spływa do Polski”. [A polski węgiel, gnojki ?!! Mirosław Dakowski].

Wójcik mówił, że okres zimy „to nie będą łatwe miesiące”. – To trzeba ludziom powiedzieć. Jest wojna, trudna sytuacja gospodarcza na całym świecie, największy kryzys energetyczny od kilkudziesięciu lat. Robimy wszystko, co możemy, by pomóc ludziom – podkreślił. 

Rok wyborczy [bla- bla. MD]

Kryzys energetyczny: Hipokryzja unijnych bandytów

https://babylonianempire.wordpress.com/2022/09/20/kryzys-energetyczny-hipokryzja-unijnych-bandytow/

Date: 20 settembre 2022Author: Uczta Baltazara0 Commenti

Kryzys energetyczny: Hipokryzja Unii Europejskiej, która wzywa do ograniczenia zużycia energii o 15%, ale sama wydaje 17 milionów euro rocznie na ogrzewanie i oświetlenie 3 swych siedzib

(Artykuł opublikowany przez wloski dziennik mainstreamowy)

Parlament Europejski jest jedyną instytucją na całym świecie, która posiada dwie identyczne siedziby plus trzecią – administracyjną. Uchwały zalecające “jedną siedzibę” są poddawane pod głosowanie od roku 1981, ale pozostają one makulaturą. Europejczycy płacą więc trzy rachunki, które razem z kosztami podróży europosłów kosztują 30 milionów euro rocznie. Kilku europosłów apeluje o fuzję siedzib, ale Francja i Luksemburg wetują inicjatywę.

Bruksela żąda od obywateli europejskich, aby zaoszczędzili 15 procent na rachunkach za energię, ale jednocześnie pozwala sobie na luksus płacenia potrójnych rachunków, wydając niebotyczną kwotę 17,5 miliona euro rocznie na ogrzewanie i oświetlenie budynków w Strasburgu, Brukseli i Luksemburgu.

Jest to marnotrawstwo, o którym dyskutuje się od 70 lat, ponieważ próby przekonania Francji i Luksemburga do rezygnacji z prestiżu, władzy i biznesu związanego z podróżującymi europosłami – co zawyża koszty transportu parlamentarzystów aż do 28,5 miliona euro rocznie, plus wszystkie produkowane zanieczyszczenia – spełzły na niczym.

Kwestia ta pojawia się za każdym razem, gdy przez hemisferę Parlamentu wieje wiatr kryzysu. Zdarza się więc, że podczas gdy w Brukseli wygłasza się płomienne przemówienia na temat tego, jak przeciwdziałać eskalacji cen energii, jakiś nierdzewny miłośnik logiki, uczciwości i dobrego przykładu podnosi paluszek i pyta: przepraszam, ale dlaczego, do cholery, wciąż płacimy rachunek trzy razy?

Sierpniowa zapowiedź szlachetnego odstąpienia przez Parlament Europejski od wydania 6,7 mln euro na 14 projektów odnowy biur, w tym nowe wykładziny i bary, w celu pokrycia “drastycznego wzrostu” cen energii, stanowiła właściwą okazję. W dniu 19 sierpnia komisja budżetowa parlamentu zatwierdziła usunięcie tych prac z budżetu dyrekcji ds. infrastruktury i logistyki. Zawieszone modernizacje, jak podaje Politico.com, obejmowały nowy system klimatyzacji, 250 tys. euro na nowe wykładziny i 400 tys. euro na oświetlenie muzeum “Domu Europejskiego”. Plus remont sali prasowej za 1 mln w Brukseli. Zawieszono prace związane z obsadzaniem i upiększaniem o wartości 1,4 mln euro oraz budową nowego tarasu z barem o wartości 500 tys. euro w Strasburgu. Wszyscy bili brawo, lub prawie wszyscy. Ponieważ europosłowie i pracownicy Europarlamentu doskonale wiedzą, że są to okruchy w monstrualnym, dwumiliardowym budżecie, w którym trójca biur powoduje największe marnotrawstwo: samo zużycie energii w trzech budynkach kosztowało w roku 2021 17,5 mln euro (o dwa więcej niż w roku 2019), 16 mln euro na monitoring i ochronę, 67 mln euro na konserwację, sprzątanie itp. Przy czym od lat podejmowane są próby wyliczenia potencjalnych oszczędności wynikających z integracji.

Według Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, koszty “rozproszenia geograficznego” już w roku 2014 wynosiły 114 mln euro rocznie. Rok wcześniej, raport Foxa-Hafnera szacował je na 156 do 204 milionów, co stanowiło kwotę odpowiadającą około 10% rocznego budżetu Parlamentu. Według własnego sprawozdania Parlamentu, 78% wszystkich podróży służbowych pracowników Parlamentu to podróże między jego trzema siedzibami. Oprócz kosztu ekonomicznego istnieje również koszt środowiskowy, ponieważ podróż z Brukseli do Strasburga wiąże się z emisją od 11 000 do 19 000 ton CO2. Wreszcie, Europejski Trybunał Obrachunkowy obliczył, że wartość netto oszczędności w okresie 50 lat przekracza 3 miliardy euro.

Dlatego nie jest demagogią, że niektórzy eurodeputowani wznawiają kwestię zmniejszenia liczby siedzib zamiast oświadczeń, które niczego nie zmieniają. Niemiecki europoseł Zielonych, Daniel Freund nalegał, mówiąc, że “zaprzestanie kosztownych dojazdów do Strasburga byłaby najprostszą i najbardziej oczywistą decyzją, aby zmniejszyć rosnące koszty energii. Trudno jest wytłumaczyć obywatelom europejskim, dlaczego parlament ma ogrzewać dwa kompleksy budynków, a tysiące ludzi jeździć do Strasburga, podczas gdy cała Europa namawiana jest do oszczędzania energii”.

Ale natychmiast zainterweniował europoseł z Francji, w tym przypadku Pierre Karleskind z grupy Renew Europe, który powiedział portalowi Politico.com, że “jedyną prawowitą siedzibą Parlamentu jest ta w Strasburgu”. Mario Furore, poseł do PE z ramienia Ruchu 5 Gwiazd stwierdził: “Postawa UE to hipokryzja. Z jednej strony domaga się od swoich obywateli ograniczenia konsumpcji o 15%, z drugiej utrzymuje podwójne i potrójne siedziby, co jest monumentem marnotrawstwa energii. Potrzebujemy konsekwencji, a zamknięcie siedziby w Strasburgu przywróciłoby wiarygodność instytucjom europejskim”.

Z drugiej strony, istnieją udowodnione dowody, że owszem, można to zrobić, nawet jeśli przy wecie Francji trudno jest zmienić traktaty. Zamknięcie jednego z dwóch miejsc nie spowoduje upadku meteorytów, topnienia lodowców czy utraty demokracji. Na przykład w marcu 2020 roku, w szczytowym momencie kryzysu covidowego, były przewodniczący parlamentu David Sassoli odwołał sesje parlamentarne w Strasburgu po tym, jak władze francuskie ogłosiły ten obszar strefą czerwoną ze względu na koronawirusa. Francuscy urzędnicy wielokrotnie wyrażali frustrację z powodu owej decyzji i ostatecznie posłowie wznowili sesje parlamentarne w Strasburgu w grudniu 2020 roku. Po upływie dwóch lat nic się nie zmieniło, poza rachunkiem, który wzrósł z 16,1 do 17,5 mln euro. https://www.ilfattoquotidiano.it/2022/09/02/crisi-energetica-lipocrisia-delleuropa-chiede-di-ridurre-i-consumi-ma-spende-17-milioni/6788053/

………..

VIDEO: Unijne “pielgrzymowanie” https://www.youtube.com/embed/9RtxbrU9Q5k?version=3&rel=1&showsearch=0&showinfo=1&iv_load_policy=1&fs=1&hl=it&autohide=2&wmode=transparent

Condividi:

Drożyzna zatrzymuje tramwaje i autobusy

Drożyzna zatrzyma tramwaje i autobusy

Miejską komunikację mogą zatrzymać podwyżki cen energii elektrycznej. Według nowych stawek eksploatacja tramwajów, trolejbusów czy autobusów elektrycznych staje się nieopłacalna.

13.09.2022 https://www.rp.pl/transport/art37050041-drozyzna-zatrzyma-tramwaje-i-autobusy

Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Poznaniu musiałoby zapłacić za prąd w przyszłym roku 178 mln zł zamiast niecałych 40 mln jak w obecnym – wynika z przetargu, który prawdopodobnie zostanie unieważniony. – Zaproponowane przez oferenta stawki są drastycznie wysokie, w naszej ocenie spekulacyjne – stwierdził prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

W Kutnie Miejski Zakład Komunikacyjny, eksploatujący sześć autobusów elektrycznych, otrzymał ofertę na dostawy energii za cenę niemal dziesięciokrotnie wyższą od płaconej obecnie. Z kolei Lublin musiał ogłosić kolejny już przetarg na prąd dla elektrobusów i trolejbusów, bo zwycięzca poprzedniego wycofał się z podpisania umowy, uznając, że zaoferował energię za tanio. Natomiast MPK Wrocław dołoży do diesla dla autobusów: nowy dostawca prawdopodobnie będzie chciał ustalić ceny na podstawie notowań hurtowych, kształtowanych w znacznym stopniu przez dominujący na rynku Orlen, a nie giełdowych jak dotychczas.

Wobec galopujących kosztów zakupu prądu i diesla eksploatacja tramwajów, trolejbusów czy autobusów elektrycznych staje się kompletnie nieopłacalna.

Drożeje także eksploatacja autobusów na gaz. – Dochodzi do absurdalnych sytuacji, w których użytkowanie ich w miastach jest ograniczane do minimum, a w zamian na trasy wysyłane są starsze pojazdy z silnikami na olej napędowy – mówi Aleksander Kierecki, szef branżowego serwisu TransInfo.

Samorządy alarmują, że ich budżety, najpierw spustoszone przez pandemię, a teraz drenowane przez Polski Ład, nie są w stanie udźwignąć tak ogromnego wzrostu kosztów miejskiej komunikacji. Konieczne będą duże podwyżki cen biletów. Prawdopodobnie także cięcia w rozkładach jazdy i ograniczanie nakładów na inwestycje w nowy tabor.

Ciemność widzę. Krosno wyłącza na noc latarnie. Nie stać go na prąd.

Konrad Bagiński https://innpoland.pl/183955,krosno-wylacza-latarnie-na-noc-miasta-nie-stac-na-prad

Dziś po północy latarnie uliczne w Krośnie zgasną. Włączą się dopiero o 4 nad ranem. Miasto szuka oszczędności, bo dostało nowy cennik energii elektrycznej. Musi płacić za prąd aż cztery razy więcej niż dotychczas. Urzędnicy przepraszają, ale twierdzą, że nie mają innego wyjścia.

Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl >>

  • Polskie miasta zaczynają wyłączać uliczne oświetlenie
  • Powód to rosnące ceny prądu: Krosno musi płacić 4 razy więcej, niż do tej pory
  • Rachunki w Opalenicy wzrosły sześciokrotnie, miasto wyłącza połowę latarni

Latarnie uliczne w Krośnie będą od dziś wyłączane po północy, włączą się dopiero nad ranem — o czwartej. To efekt podwyżek cen prądu, jakie dostało to miasto. Do tej pory płaciło 34 grosze za kilowatogodzinę. Teraz musi płacić 1,69 zł netto/kWh — to cztery razy więcej. “Jest to zatem ogromny wzrost cen, który ukazuje dużą niestabilność i nieprzewidywalność sytuacji energetycznej w nachodzącym czasie” – piszą władze Krosna w komunikacie dla mieszkańców.

“Rozumiemy, że te ograniczenia najbardziej dotkną osoby przemieszczające się w godzinach nocnych, zwłaszcza pracujące w nietypowych godzinach. Mamy jednak nadzieję, że wprowadzone — przykładem innych miast — ograniczenia nie wpłyną znacząco na komfort życia mieszkańców. Przepraszamy za niedogodności z tym związane” – piszą urzędnicy.

W tym miejscu miał pojawić się niestandardowy element artykułu lub reklama, ale nie widzisz żadnego z tych elementów, ponieważ nie wyraziłeś zgody. Swoje ustawienia prywatności możesz zmienić tutaj.

Dodają, że miasto, dla potrzeb obiektów miejskich i oświetlenia ulicznego kupuje energię elektryczną poprzez grupę zakupową organizowaną przez Krośnieński Holding Komunalny. W zakończonym kolejnym postępowaniu przetargowym najkorzystniejszą cenę zaproponował dotychczasowy sprzedawca energii. Krosno nie miało więc wyjścia i nie może kupić energii taniej.

Drogi prąd dobija gminy i firmy

W podobnej sytuacji znajdują się inne samorządy oraz firmy. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl ceny prądu drenują portfele obywateli i budżety miast. Sześciokrotną podwyżkę rachunku dostały już władze Opalenicy. W związku podjęto decyzję o ograniczeniu oświetlenia nocą. Działać ma tylko co druga latarnia.

“Aktualna cena na potrzeby oświetlenia ulicznego wynosi netto 1,674 zł za KWh”. Jak wskazują przedstawiciele miasta, do tej pory było to 0,57 zł za KWh. Jeszcze wyższe są koszty oświetlenia budynków publicznych m.in. szkół, sal wiejskich czy Centrum Kultury i biblioteki. Obecnie miasto wydaje na ten cel 2,1950 zł netto za KWh, a wcześniej płaciło 0,41 zł za KWh. [5.3 raza md]

Do podwyżek cen energii elektrycznej należy doliczyć także rosnące koszty dystrybucji. Władze Opalenicy tłumaczą, że w 2021 r. za energię elektryczną zapłaciły około 550 tys. zł brutto. Obecnie prąd pochłonie 3,5 mln zł. To podwyżka rachunku o ponad 630 proc. w przeciągu zaledwie roku.

Jednak przedstawiciele Opalenicy deklarują, że w mieście nie zapanują egipskie ciemności. Oświetlenie “przejść dla pieszych, skrzyżowań i miejsc szczególnie niebezpiecznych w ruchu drogowym” będzie funkcjonowało bez zmian.

Niewykluczone, że kolejne gminy pójdą w ślady Opalenicy, ponieważ przyszły rok może być równie trudny pod kątem finansowym. Szczyt podwyżek dopiero przed nami, a koszty będą podbijać utrzymujące się wysokie ceny gazu i rosnące koszty zakupu uprawnień do emisji CO2.

– Przy intensywności emisji związanej z wytwarzaniem energii elektrycznej w Polsce wynoszącej ponad 700 gCO2ekw/kWh przekłada się to na koszt ok. 280 PLN/MWh. To 3-krotnie więcej niż średnia dla krajów UE-27, ponad 2-krotnie więcej niż dla Niemiec i aż 12-krotnie więcej niż dla Francji — wyliczył Polski Instytut Ekonomiczny. Zdaniem ekspertów tego rządowego think tanku wysoki średni koszt uprawnień wynika z bardziej emisyjnej struktury produkcji energii elektrycznej wobec innych państw UE.

105 miliardów złotych Polska wydała na “cele klimatyczne”! Ta kwota szokuje

[Greta się cieszy… I wagaruje dalej.. md]

https://nczas.com/2022/09/08/niewiarygodne-tyle-polska-wydala-na-cele-klimatyczne-ta-kwota-szokuje/

Ministerstwo klimatu i środowiska poinformowało, ile oficjalnie z pieniędzy podatników wydano na cele klimatyczne od 2013 roku. Polacy zapłacili za tzw. zieloną politykę aż 105 miliardów złotych.

Ministerstwo przypomniało, że dyrektywa 2003/87/WE (Dyrektywa ETS) przewiduje, że wpływy ze sprzedaży uprawnień na aukcjach są dochodami publicznymi rozdysponowywanymi przez państwa członkowskie. Zgodnie z dyrektywą ETS co najmniej 50 proc. wpływów lub ich równowartość powinno być przeznaczane na cele klimatyczne.

Dodajmy, że za te słynne już prawa do emisji CO2 finalnie płacą Polacy w postaci wyższych rachunków – finalnie bowiem koszty zawsze przerzucane są na odbiorcę.

Według MKiŚ, pieniądze ściągnięte od Polaków przeznaczono m.in. na transformację sektora energetycznego, inwestycje w odnawialne źródła energii czy „zachęty” do przestawiania się na mniej emisyjny transport.

Wydatki obejmują też środki służące poprawieniu efektywności energetycznej (cokolwiek to znaczy), sieci ciepłowniczych i termomodernizacji budynków lub dostarczeniu wsparcia finansowego w celu uwzględnienia aspektów społecznych w przypadku gospodarstw domowych o niższych i średnich dochodach.

Jak podał resort klimatu, całkowita kwota finansowania na cele klimatyczne wyniosła w Polsce co najmniej 105 mld złotych. Stanowi to więcej niż wyniosły w tym czasie wpływy ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2.

Cele klimatyczne. Na co wydano pieniądze?

Ministerstwo wskazało, że w latach 2013-2022 (sierpień) na cele klimatyczne przeznaczono kolejno na wsparcie:

  • OZE – 18,7 mld zł
  • najuboższych odbiorców energii – 14,1 mld zł
  • publicznego transportu zbiorowego – 39,2 mld zł
  • przemysłów energochłonnych – 5,1 mld zł
  • podmiotów sektora energetycznego z przeznaczeniem na działania inwestycyjne wpisujące się w strategię jego transformacji – 6,8 mld zł
  • odliczenia od dochodów w ramach wspierania termomodernizacji i remontów przez wprowadzenie tzw. ulgi termomodernizacyjnej – 21,4 mld zł
  • na rozwój elektromobilności – 0,3 mld zł

Rządzący twierdzą, że wszystkie te cele są zgodne z celami wyszczególnionymi i opisanymi w dyrektywie.

Ponadto zgodnie z obowiązującym prawem państwa członkowskie zobowiązane są do corocznego przygotowania i przedłożenia Komisji Europejskiej sprawozdania o wykorzystaniu dochodów uzyskanych z aukcji uprawnień do emisji lub ich równowartości finansowej. Komisja Europejska nie zgłaszała uwag do przedstawionego sprawozdania. Dotyczy to zarówno ostatniego rozliczenia jak i wszystkich sprawozdań z wydatkowania środków z aukcji ETS, jakie Polska przedłożyła od 2013 r.” – zaznaczyło ministerstwo.

================================

Mail:

A K. Tytko (OKOPZN) prosi od 7 lat o jedyne 2 mld PLN na instalację podziemnego zgazowania węgla na Śląsku.

Unia „zbrojnym ramieniem” WHO?


Weronika Przebierała Ordo Iuris <kontakt@ordoiuris.pl>

Szanowny Panie, jeszcze we wrześniu odbędzie się druga tura konsultacji społecznych traktatu pandemicznego WHO, w ramach którego Światowa Organizacja Zdrowia ma otrzymać kompetencje do ustalania jednej – wspólnej dla całego świata – strategii walki z pandemią, próbując naruszyć kompetencje rządów do stanowienia własnej polityki zdrowotnej. Z kolei na październik zaplanowano kolejny szczyt WHO, który będzie prawdopodobnie następnym etapem ograniczania naszej narodowej suwerenności. Eksperci Ordo Iuris wezmą udział w konsultacjach, zabierając głos i przekazując na piśmie nasze stanowisko. Chcemy także uczestniczyć w szczycie WHO w Berlinie. Liczę na to, że będziemy mogli pojawić się na miejscu, ale jeśli nie otrzymamy stosownej zgody – weźmiemy udział w wydarzeniu zdalnie. Skierujemy również pismo do polskiego Ministerstwa Zdrowia, pytając o to, kto będzie reprezentował Polskę w Berlinie i jakie będzie stanowisko polskiego rządu. Tymczasem urzędnicy UE rozpoczęli właśnie prace nad komunikatem Komisji Europejskiej, ustanawiającym „strategiczne ramy UE dotyczące zdrowia na świecie”.Wydaje się, że dokument ma dla KE znaczenie priorytetowe. Rozpoczęte dopiero konsultacje mają się zakończyć już w połowie września, a finalny projekt ma być przyjęty jeszcze w tym roku. Pośpiech Komisji jest zastanawiający zwłaszcza w kontekście coraz bardziej zaawansowanych prac nad traktatem pandemicznym WHO. Pomimo tego, że traktat pandemiczny ma poszerzać kompetencje Światowej Organizacji Zdrowia, to na tę chwilę nie ma ona ani prawa, ani narzędzi do narzucania rządom swojej polityki. Inaczej jest natomiast w przypadku urzędników Unii Europejskiej, którzy nie mają oporów, by – stosując szantaż finansowy – wymuszać konkretne rozwiązania prawne na państwach członkowskich UE. Dlatego przyjęcie unijnego dokumentu, pozostającego w korelacji z założeniami traktatu WHO, może skutkować umożliwieniem urzędnikom unijnym rzeczywistego egzekwowania postanowień traktatu. Dzięki temu Unia Europejska stałaby się swego rodzaju władzą wykonawczą prawa stanowionego przez ekspertów WHO. Nietrudno sobie wyobrazić jak to egzekwowanie mogłoby wyglądać. Wystarczy zwrócić uwagę na to, w jaki sposób eurokraci odbierają Polsce suwerenność przy pomocy mechanizmu warunkowości i funduszy pochodzących z Krajowego Planu Odbudowy.Komisja Europejska wie, że w obliczu kryzysu gospodarczego, wywołanego przez pandemię i wojnę na Ukrainie, Polska bardzo potrzebuje przysługujących nam pieniędzy z KPO. Dlatego korzystając z sytuacji, Komisja szantażuje polski rząd, używając do tego zwłaszcza pojęcia „praworządności”. W tym celu sporządzono kolejny coroczny raport o praworządności, w którym Komisja Europejska ocenia stan „rządów prawa” w każdym z państw członkowskich. Raport zawiera też po raz pierwszy zalecenia dla rządów krajowych. Komisja już zapowiedziała, że w przyszłym roku zamierza poddać ocenie realizowanie zaleceń. Tymczasem w raporcie, Polska jest krytykowana za ochronę uczuć religijnych, walkę z cenzurą w internecie, ochronę dzieci i młodzieży przed ideologiczną indoktrynacją w szkołach czy nawet wprowadzenie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej. Prawnicy Ordo Iuris interweniują wszędzie tam, gdzie najbardziej zagrożona jest nasza suwerenność. Zorganizowaliśmy w Brukseli międzynarodową konferencję z udziałem eurodeputowanych i przedstawiliśmy anglojęzyczny raport, zawierający zbiór naszych analiz, poświęconych zagadnieniu „praworządności”. Opublikowaliśmy szereg ekspertyz i komentarzy prawnych dotyczących Krajowego Planu Odbudowy i skutków wdrożenia „kamieni milowych”, które przyjęto w ramach umowy o KPO. Przygotowaliśmy analizę najnowszego raportu KE nt. praworządności w Polsce. Monitorujemy prace nad traktatem pandemicznym WHO oraz alarmujemy w tej sprawie polski rząd i opinię publiczną. Przekazaliśmy także Komisji Europejskiej opinię prawną w sprawie projektu „Strategiczne ramy UE dotyczące zdrowia na świecie”. Więcej na temat naszych działań napiszę poniżej. Jeżeli nadal będziemy mogli liczyć na wsparcie ludzi takich jak Pan, nasi prawnicy będą monitorować działania wszystkich organów biorących udział w tworzeniu prawa międzynarodowego i reagować na wszelkie pojawiające się z tej strony zagrożenia.Tylko w ten sposób możemy obronić polską suwerenność. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Traktat globalizmu, cenzury i ideologii Prawnicy Instytutu Ordo Iuris od samego początku monitorują, alarmują i biorą aktywny udział w pracach nad tekstem traktatu pandemicznego Światowej Organizacji Zdrowia.Zabraliśmy głos w trakcie pierwszej sesji konsultacji społecznych dokumentu i zwracamy uwagę rządu na konieczność zatrzymania potencjalnego ataku na polską suwerenność. Tym bardziej, że projekt traktatu to nie tylko centralna rola WHO w tworzeniu polityki zdrowotnej na świecie, ale także globalna cenzura osób wzywających do otwartej debaty naukowej na temat sposobów walki z zagrożeniem epidemicznym i… „równość genderowa”, która stała się stałym elementem większości istotnych dokumentów prawa międzynarodowego. Przeanalizowaliśmy już pierwszą wersję projektu i przesłaliśmy do Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej wniosek o udostępnienie wszystkich dokumentów, dotyczących prowadzonych negocjacji traktatu. Będziemy także obecni podczas kolejnej sesji wysłuchań publicznych, które odbędą się jeszcze w tym miesiącu. Nadal organizujemy również sprzeciw społeczny. Pod naszą petycją w tej sprawie podpisało się już prawie 30 000 osób. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Skąd ten pośpiech? Równolegle do prac nad traktatem WHO, będą się toczyć prace nad ogłoszonym właśnie komunikatem Komisji Europejskiej na temat „strategicznych ram UE dotyczących zdrowia na świecie”. Inicjatywa ma być „aktualizacją” przyjętego w 2010 r. Komunikatu Komisji do Rady, Parlamentu Europejskiego, Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Komitetu Regionów pt. „Rola UE w kontekście zdrowia na świecie”. Tamten dokument zapoczątkował działania Unii Europejskiej w dziedzinie ochrony zdrowia w kontekście ogólnoświatowym. Urzędnicy KE podkreślają, że tekst bardzo się „zdezaktualizował” przez ostatnie 12 lat. I rzeczywiście nie sposób nie zauważyć, że dzisiaj podobne dokumenty wyglądają zupełnie inaczej – w tym nie znajdziemy bowiem informacji na temat „zdrowia i praw reprodukcyjnych i seksualnych”, nieskrępowanego dostępu do aborcji czy „równości genderowej”. Dlatego teraz, w zapowiedzi dokumentu jest już mowa choćby o „Celach Zrównoważonego Rozwoju 2030”, wśród których znajduje się między innymi „równość genderowa”, czy „powszechny dostęp do świadczeń z zakresu zdrowia seksualnego reprodukcyjnego” i „korzystanie z praw reprodukcyjnych” (co w języku ideologów oznacza po prostu powszechny dostęp do aborcji na życzenie). W kontekście pandemii Covid-19 stwierdzono natomiast, że „systemy opieki zdrowotnej na świecie nie są wystarczająco silne i odporne, aby radzić sobie z globalnymi zagrożeniami, w tym chorobami zakaźnymi”. Komisja podkreśla, że nowy projekt ma wzmocnić „wiodącą pozycję UE i jej wkład w politykę w tym obszarze”. Dodatkowym sygnałem do niepokoju jest ekspresowe wręcz tempo przyjęcia projektu.Konsultacje społeczne ogłoszonej dopiero inicjatywy zakończą się już 19 września, a finalny dokument ma zostać przyjęty jeszcze w tym roku. Nasze stanowisko w tej sprawie zostało już przesłane do Komisji. W przekazanej KE opinii prawnej, nie tylko odnosimy się krytycznie do prób ideologizacji dokumentu i odbierania rządom krajowym suwerenności w dziedzinie polityki zdrowotnej, ale także przekazujemy propozycje konkretnych działań, jakie UE mogłaby podjąć w ramach nowej strategii. Wśród nich znalazło się między innymi zapobieganie wpływom lobby farmaceutycznego w odniesieniu do łańcuchów dostaw leków czy reforma programu kształcenia w zawodach medycznych, która pozwoliłaby na poprawę warunków pracy lekarza i jednocześnie ograniczyła możliwość ich pracy poza granicami państwa, które sfinansowało ich edukację medyczną. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Ryzyko chaosu w systemie prawnym Potwierdzenie tez traktatu pandemicznego w oficjalnym dokumencie UE może być o tyle niebezpieczne, że organy unijne mają już doświadczenie w narzucania państwom członkowskim swoich rozwiązań siłą, czyli w praktyce – finansowym szantażem. Doskonałym przykładem jest tu choćby Krajowy Plan Odbudowy, czyli środki finansowe, jakie powinna otrzymać Polska na odbudowę gospodarczą – po kryzysie związanym z pandemią. Choć pieniądze z funduszu dostają wszystkie państwa unijne, to w przypadku Polski, wypłata środków z KPO od początku była instrumentem finansowego szantażu. Wychodząc naprzeciw żądaniom unijnych decydentów, Polska wycofała się z istotnej części reformy polskiego systemu sądownictwa, likwidując powołaną wcześniej Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. W czerwcu Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała KPO, ale szefowa Komisji Ursula von der Leyen stwierdziła, że… nie oznacza to automatycznej wypłaty środków dla naszego kraju. – Nowa ustawa nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Tę kwestię należy rozwiązać, aby spełnić warunki przyznania środków z KPO i umożliwić Komisji uruchomienie pierwszej płatności – mówiła w rozmowie z polskimi mediami Ursula von der Leyen. Choć ingerowanie unijnych urzędników – niewybieranych w demokratycznych procedurach – w wewnętrzne sprawy suwerennych państw nie zaskakuje, to te słowa budzą zdziwienie. Szefowa Komisji Europejskiej domaga się bowiem w praktyce zalegalizowania swego rodzaju anarchii prawnej w Polsce. Pozwolenie na kwestionowanie statusu sędziowskiego każdego polskiego sędziego, zrodzi chaos w całym systemie prawnym. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Cóż to jest „praworządność”? Wypowiadając te słowa, Ursula von der Leyen powoływała się na przygotowywany przez Komisję Europejską raport o praworządności, w którym unijni urzędnicy oceniają co roku stan rządów prawa w poszczególnych państwach członkowskich UE. W przypadku Polski, Komisja zarzuciła rządowi między innymi rzekome promowanie projektu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „wymierzonego w osoby LGBTIQ”.Prawdopodobnie chodzi tu o projekt, dotyczący ograniczenia możliwości propagowania działań kwestionujących wartości rodzinne – głównie przez ruch LGBT. Ta inicjatywa polskich obywateli nie była jednak w żaden sposób promowana przez polskie władze, a jedynie została – zgodnie z obowiązującym prawem – dopuszczona do procedowania w sejmie. Krytyka ze strony Komisji to zatem de facto wezwanie rządu do łamania polskiego prawa i ograniczania praw obywateli do składania obywatelskich inicjatyw ustawodawczych. W raporcie pojawiają się też po raz kolejny kłamstwa o rzekomym istnieniu w Polsce tzw. „stref wolnych od LGBT”, a jego autorzy powołują się na raport ILGA Europe – lobbystów, którzy umieścili Polskę na ostatnim miejscu w rankingu państw „tolerancyjnych dla osób LGBT”. Za oznakę problemów z praworządnością unijny urzędnicy uznali też między innymirządowy projekt ustawy dotyczący „transparentności organizacji pozarządowych”, projekt ustawy o zmianie przepisów dotyczących obrazy przekonań religijnych oraz zawetowany przez Prezydenta Andrzeja Dudę projekt chroniący szkoły przed ideologiczną indoktrynacją środowisk LGBT. Polska jest także krytykowana za brak uznawania zawartych za granicą adopcji przez pary jednopłciowe, próbę ustanowienia organu odwoławczego do cenzorskich decyzji administratorów portalów społecznościowych oraz za wprowadzenie w ubiegłym roku stanu wyjątkowego w związku z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Ujawniamy prawdę o unijnych manipulacjach Szukając przyczyny tak stronniczej treści raportu, warto spojrzeć na zamieszczoną na końcu dokumentu listę źródeł oraz instytucji i organizacji pozarządowych, z którymi spotykali się twórcy raportu, przy pracy nad jego zawartością. Na liście dominują takie media jak Gazeta Wyborcza, Onet, TOK FM, TVN 24 oraz organizacje takie jak Amnesty International, Fundacja Batorego, Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” czy Kampania Przeciw Homofobii. Nasi prawnicy także wzięli udział w spotkaniu z przedstawicielami Komisji, prezentując odmienne stanowisko na temat tego zagadnienia – oparte na przepisach prawa. Niemniej, pozostaliśmy w mniejszości. W odpowiedzi na opublikowany raport, przygotowaliśmy analizę, w której wykazujemy, że unijne traktaty nie zawierają żadnej legalnej definicji „praworządności” czy „rządów prawa”, co sprawia, że wszelkie zawarte w nim zarzuty i zalecenia są oparte na subiektywnym pojmowaniu „praworządności” przez przedstawicieli KE. Zwróciliśmy też uwagę na fakt, że Komisja jest wybiórcza i stronnicza w ocenie rzekomego upolityczniania wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich. Krytykując Polskę choćby za łączenie stanowisk Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, unijni urzędnicy nie widzą jednocześnie żadnego problemu w tym, że w Niemczech ważne funkcje w sądownictwie sprawują politycy partii rządzącej. Przykładem może być wiceprzewodniczący grupy parlamentarnej CDU, Stephan Harbarth, który został powołany na stanowisko Prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Co istotne, tegoroczne sprawozdanie po raz pierwszy zawierało także konkretne zalecenia, których wdrożenie ma poprawić stan praworządności w poszczególnych państwach członkowskich. Komisja już zapowiedziała, że kolejne edycje raportu „będą koncentrowały się na działaniach następczych podejmowanych w związku z tymi zaleceniami”, co może sugerować, że wkrótce Komisja przejdzie do egzekwowania swoich zaleceń. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Polska suwerenność jest w naszych rękach Presja rośnie i niewątpliwie będzie narastać, ale wiele razy udało nam się już zatrzymać działania europejskich federalistów i globalistów. Często jako społeczność Ordo Iuris mieliśmy spory udział w międzynarodowych zwycięstwach z potężnymi lobbystami. Dlatego nie mam wątpliwości, że musimy razem walczyć do końca. Nie ukrywam, że liczymy w tej walce także na Pana wsparcie, bo praca kompetentnych, profesjonalnych i skutecznych prawników kosztuje. Choć rozsądnie dysponujemy przekazywanymi nam środkami i minimalizujemy wszelkie wydatki to są konkretne koszty, które musimy ponieść, by na bieżąco monitorować działalność międzynarodowych organów i reagować na powracające zagrożenia. Monitorowanie prac nad traktatem pandemicznym i projektem KE, który może być jego faktyczną realizacją to miesięczny wydatek rzędu 5 000 zł. Drugie tyle musimy przeznaczyć na monitoring prac pozostałych organów unijnych. Do tego dochodzą koszty wszystkich analiz, opinii prawnych i memorandów, które nie tylko są publikowane na naszej stronie internetowej i trafiają do polskiej opinii publicznej, ale są też przesyłane do polskich polityków, eurodeputowanych oraz organów decydujących o ich procedowaniu, takich jak Komisja Europejska czy WHO. Na przygotowanie każdej takiej analizy musimy wydać co najmniej 6 000 zł. Kolejne środki musimy przeznaczyć na dotarcie z naszymi publikacjami do kluczowych polskich i zagranicznych decydentów. W najbliższym czasie musimy się także liczyć z wydatkami związanym z uczestnictwem w drugiej turze konsultacji społecznych traktatu pandemicznego oraz ewentualnym udziałem w nadchodzącym szczycie WHO w Berlinie. Chcemy być tam obecni, by mieć pewność, że Pana głos będzie usłyszany. Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 50 zł, 80 zł, 130 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli konsekwentnie bronić suwerenności naszej Ojczyzny. Z wyrazami szacunku P.S. Instytucje unijne produkują każdego miesiąca tysiące stron dokumentów i odnalezienie wśród nich realnych ataków na życie, rodzinę oraz wolność i suwerenność wymaga wielu godzin mozolnej pracy naszych analityków. To wielki wysiłek i konkretny koszt, ale wiem, że musimy to robić, bo nasze zniechęcenie i zrezygnowanie z czujnego monitoringu to coś, na co radykałowie czekają najbardziej. Jeśli będziemy zmuszeni do rezygnacji z tej aktywności, polskie społeczeństwo nawet nie dostrzeże, kiedy ideologiczne postulaty zostaną wprowadzone do polskiego porządku prawnego. Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.

 
Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa (22) 404 38 50 www.ordoiuris.pl



Europejska katastrofa energetyczna przychodzi z Berlina i Brukseli, nie z Moskwy.

..

Autor: F. William Engdahl* Global Research, 01 września 2022 https://www.globalresearch.ca/europe-energy-armageddon-from-berlin-brussels-not-moscow/5792005
Za tłumaczenie i redakcję tekstu w języku polskim: Jan Rybski

22 sierpnia notowana na giełdzie cena gazu ziemnego w niemieckim hubie gazowym THE (Trading Hub Europe) była o ponad 1000% (10x) wyższa niż przed rokiem.

Neomarksistowski (a de facto neofaszystowski) reżim kanclerza Niemiec Scholza wmawia obywatelom, że przyczyną wzrostu cen jest “Putin” i jego wojna, czyli “wojna Rosji na Ukrainie”. A prawda jest zupełnie inna. Unijni politycy i główne ośrodki finansjery światowej wykorzystują Rosję do czerpania korzyści z kryzysu energetycznego made in Germany i w Brukseli. Konsekwencje w postaci wzrostu ceny gazu i paliw nie są przypadkowe, tylko celowe zamierzone.

Nie dzieje się tak dlatego, że politycy tacy jak Scholz (mason najwyższego 33 stopnia), czy niemiecki minister ds. zielonej gospodarki (kompletnie cyniczny kretyn) Robert Habeck, ani wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. zielonej energii (faszysta z krwi i kości) Frans Timmermans są głupi lub nie mają o czymkolwiek pojęcia. Nie, oni są “tylko” do cna skorumpowani i zbrodniczy wobec obywateli UE. I dokładnie wiedzą, co robią. Wnikliwie zapoznali się ze scenariuszem, którego kryzys energetyczny jest częścią unijnego planu deindustrializacji jednej z najbardziej efektywnych koncentracji przemysłowych na świecie. Jest to Zielona Agenda ONZ 2030, znana również jako “Wielki Reset” Klausa Schwaba.

Deregulacja rynku gazu w UE

To, co Komisja Europejska i ministrowie rządów w Niemczech i w całej UE skrzętnie ukrywają, to transformacja, jaką dokonali w sposobie ustalania dzisiejszej ceny gazu ziemnego. Przez prawie dwie dekady Komisja Europejska, wspierana przez big-banks, takie jak JP MorganChase, czy duże spekulacyjne fundusze hedgingowe, zaczęła kłaść podwaliny pod to, co dziś jest całkowitą deregulacją rynku gazu ziemnego. Promowano ją jako „liberalizację” unijnego rynku gazu ziemnego, która teraz pozwala na nieuregulowany handel na wolnym rynku w czasie rzeczywistym w celu ustalenia cen, a nie ustalania ich na podstawie kontraktów długoterminowych. 

Od około 2010 r. UE zaczęła forsować radykalną zmianę zasad ustalania cen gazu ziemnego. Wcześniej większość cen gazu była ustalana w stałych kontraktach długoterminowych na dostawę gazociągiem. Największy dostawca, rosyjski Gazprom, dostarczał gaz do UE, przede wszystkim do Niemiec, w kontraktach długoterminowych powiązanych z ceną ropy. Do kilku ostatnich lat kraje UE prawie nie importowały gazu LNG.. Wraz ze zmianą przepisów w USA z 2016 roku, umożliwiającą eksport LNG z ogromnej produkcji gazu łupkowego, amerykańscy producenci gazu rozpoczęli poważną rozbudowę istniejących i budowę nowych terminali eksportowych LNG. Budowa terminali zajmuje średnio od 3 do 5 lat.

W tym samym czasie Polska, Holandia i inne kraje UE rozpoczęły budowę terminali importowych LNG do odbioru LNG z zagranicy.

Wychodząc z II wojny światowej jako wiodący światowy dostawca ropy, anglo-amerykańscy giganci naftowi, nazywani wówczas Siedmioma Siostrami, stworzyli światowy monopol na ceny ropy. Jak zauważył Henry Kissinger podczas szoków naftowych w latach 70.: „Kontroluj ropę, a kontrolujesz całe narody”. Od lat 80. banki na Wall Street, kierowane przez Goldman Sachs, stworzyły nowy rynek „papierowej ropy”, czyli kontraktów terminowych i instrumentów pochodnych na przyszłe ceny za baryłkę ropy. Stworzone zostało ogromne kasyno umożliwiające osiąganie spekulacyjnych zysków, które było kontrolowane przez garstkę gigantycznych banków w Nowym Jorku i londyńskim City.

Te same potężne interesy finansowe od lat pracowały nad stworzeniem podobnego zglobalizowanego rynku „gazu papierowego” w kontraktach terminowych, które mogliby kontrolować. Komisja UE i jej program Zielonego Ładu mający na celu „dekarbonizację” gospodarki do 2050 r., eliminując ropę, gaz i paliwa węglowe, zapewniły idealną pułapkę, która doprowadziła do gwałtownego wzrostu cen gazu w UE od 2021 r. Aby stworzyć „jednolity” rynek kontroli, UE była lobbowana przez przedstawicieli globalistycznych interesów, aby narzucić drakońskie i de facto nielegalne zmiany przepisów na Gazprom, i aby zmusić rosyjskiego właściciela różnych sieci gazociągów dystrybucyjnych w UE do otwarcia ich na konkurencyjny gaz.

Wielkie banki i biznes energetyczny, które kontrolują politykę UE w Brukseli, stworzyły nowy, niezależny system cen równoległych do długoterminowych, stabilnych cen rosyjskiego gazu rurociągowego, którego nie kontrolowały.

Do 2019 roku seria biurokratycznych dyrektyw energetycznych brukselskiej Komisji UE umożliwiła w pełni zderegulowany handel na rynku gazu, aby de facto ustalać ceny gazu ziemnego w UE, mimo że Rosja była nadal zdecydowanie największym źródłem importu gazu. W kilku krajach UE utworzono szereg wirtualnych „hubów” handlowych w celu handlu kontraktami terminowymi na gaz. Do 2020 roku holenderski TTF (Title Transfer Facility) był dominującym centrum handlu gazem UE, tzw. benchmarkiem gazu UE. Warto zauważyć, że TTF to wirtualna platforma handlu kontraktami terminowymi na gaz pomiędzy bankami i innymi inwestorami finansowymi, „Over-The-Counter”. Oznacza to, że jest de facto rynek nieuregulowany, poza jakąkolwiek regulowaną giełdą. Ma to kluczowe znaczenie dla zrozumienia gry prowadzonej obecnie w UE.

W 2021 r. tylko 20% całego importu gazu ziemnego do UE stanowił gaz LNG, którego ceny w dużej mierze determinowały transakcje terminowe w hubie TTF, unijnym de facto benchmarku gazowym, którego właścicielem jest rząd holenderski, ten sam, który niszczy swoje farmy oszukańczym roszczeniem dotyczącym zanieczyszczenia azotem.

Największy udział w imporcie europejskiego gazu pochodził z rosyjskiego Gazpromu, który w 2021 r. dostarczał ponad 40% importu do UE. Gaz ten pochodził z długoterminowych kontraktów na rurociągi, których cena była znacznie niższa niż dzisiejsza cena spekulacyjna TTF. W 2021 r. państwa UE zapłaciły “szacunkową” karę za gaz ziemny w 2021 r., który kosztował około 30 miliardów dolarów więcej, niż gdyby trzymały się cen indeksowanych przez Gazprom. Banki to uwielbiały. Przemysł amerykański i konsumenci nie.

Tylko niszcząc rosyjski rynek gazu w UE, big-finance i zwolennicy Zielonego Ładu mogą stworzyć kontrolę nad rynkiem LNG.

Zamknięcie gazociągu w UE

Mając pełne poparcie UE dla nowego rynku hurtowego gazu, Bruksela, Niemcy i NATO zaczęły systematycznie zamykać stabilny, długoterminowy gaz rurociągowy do UE.

Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Marokiem w sierpniu 2021 r. na spornych terytoriach, Algieria ogłosiła, że ​​uruchomiony w 1996 r. gazociąg Maghreb-Europa (MGE) przestanie działać 31 października 2021 r., po wygaśnięciu odpowiedniej umowy.

We wrześniu 2021 r. Gazprom ukończył swój wielomiliardowy podmorski gazociąg Nord Stream 2 z Rosji przez Morze Bałtyckie do północnych Niemiec. Podwoiłoby to przepustowość Nord Stream 1 do 110 mld m sześc. rocznie, pozwalając Gazpromowi na uniezależnienie się od ingerencji w dostawy gazu gazociągiem Sojuz biegnącym przez Ukrainę. Komisja Europejska, wspierana przez administrację Bidena, zablokowała otwarcie rurociągu za pomocą biurokratycznej sabotażu, a ostatecznie kanclerz Niemiec Scholz 22 lutego nałożył na rurociąg sankcję za uznanie przez Rosję Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Wraz z narastającym od tamtej pory kryzysem gazowym niemiecki rząd odmówił otwarcia Nord Stream 2 pomimo jego ukończenia.

Następnie 12 maja 2022 r., mimo że dostawy Gazpromu do gazociągu Sojuz przebiegającego przez Ukrainę były nieprzerwane przez prawie trzy miesiące trwania konfliktu, pomimo rosyjskiej „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie, kontrolowany przez NATO reżim Zełenskiego w Kijowie zamknął główny rosyjski rurociąg przez Ługańsk, którym płynął rosyjski gazu zarówno na Ukrainę, jak i do państw UE, deklarując, że pozostanie on zamknięty, dopóki Kijów nie uzyska pełnej kontroli nad systemem rurociągów przebiegającym przez dwie republiki Donbasu. Ten odcinek ukraińskiej linii Sojuz odciął jedną trzecią gazu płynącego przez Sojuz do UE. Z pewnością nie pomogło to gospodarce UE w czasie, gdy Kijów błagał o więcej broni z tych samych krajów NATO. Sojuz został otwarty w 1980 roku w Związku Radzieckim, czerpiąc gaz z pola gazowego Orenburg.

Dalej funkcjonował gazociąg jamalski przez Białoruś i przez Polskę do Niemiec.W grudniu 2021 r., na dwa miesiące przed konfliktem na Ukrainie, polski rząd zamknął polską część gazociągu, odcinając dostawy gazu Gazpromu po niskich cenach do Niemiec i Polski.

Zamiast tego polskie firmy gazowe kupowały rosyjski gaz w magazynach niemieckich koncernów gazowych za pośrednictwem polsko-niemieckiego odcinka gazociągu jamalskiego po wyższej cenie w rewersie. Niemieckie koncerny gazowe pozyskały rosyjski gaz na podstawie kontraktu długoterminowego za bardzo niską cenę kontraktową i odsprzedały do ​​Polski z ogromnym zyskiem.

To szaleństwo zostało celowo zbagatelizowane przez ministra gospodarki ekologicznej Habecka i kanclerza Scholza oraz niemieckie media, mimo że wymusiło to jeszcze wyższe ceny niemieckiego gazu i pogłębiło niemiecki kryzys gazowy. Polski rząd odmówił przedłużenia kontraktu gazowego z Rosją, a zamiast tego kupuje gaz na wolnym rynku po znacznie wyższych cenach. W efekcie nie płynie już rosyjski gaz do Niemiec przez Jamal.

Ostatecznie dostawy gazu rurociągiem podmorskim Nord Stream 1 zostały przerwane z powodu konieczności naprawy turbiny gazowej Siemensa. Turbina została wysłana do specjalnego zakładu Siemensa w Kanadzie, gdzie antyrosyjski reżim Trudeau przetrzymywał ją przez miesiące, zanim ostatecznie wypuścił ją na żądanie rządu niemieckiego. Jednak celowo odmówili dostawy rosyjskiemu właścicielowi, a zamiast tego firmie Siemens Germany, gdzie znajduje się siedziba, ponieważ rządy Niemiec i Kanady odmawiają zwolnienia z prawnie wiążących sankcji za transfer do Rosji. W ten sposób dostawy gazu Gazpromu przez Nord Stream 1 zostały również drastycznie zredukowane do 20% normalnego przesyłu.

W styczniu 2020 r. Gazprom rozpoczął przesyłanie gazu z gazociągu TurkStream przez Turcję oraz do Bułgarii i Węgier. W marcu 2022 r. Bułgaria jednostronnie, przy wsparciu NATO, odcięła dostawy gazu z TurkStream. Z kolei węgierski premier Viktor Orban zapewnił sobie kontynuację dostaw gazu z Rosji via TurkStream. W rezultacie dziś Węgry nie przeżywają kryzysu energetycznego i importują rosyjski gaz rurociągowy po bardzo niskich, stałych cenach kontraktowych .

Poprzez systematyczne sankcjonowanie lub zamykanie dostaw gazu z długoterminowych, tanich rurociągów do UE, spekulanci gazowi za pośrednictwem holenderskiego TTP byli w stanie wykorzystać każdą czkawkę lub wstrząs energetyczny na świecie, niezależnie od tego, czy była to rekordowa susza w Chinach, czy konflikt na Ukrainie, czy ograniczenia wywozowe w USA, do licytowania hurtowych cen gazu w UE do możliwych granic. W połowie sierpnia cena kontraktów terminowych na TTP była o 1000% wyższa niż rok temu i rosła z dnia na dzień.

Niemieckie szaleństwo najwyższych cen

Celowy sabotaż cen energii i elektryczności staje się jeszcze bardziej absurdalny. 28 sierpnia niemiecki minister finansów Christian Lindner, jedyny członek gabinetu z Partii Liberalnej (FDP), ujawnił, że zgodnie z niejasnymi warunkami przedłożonych warunków reformy rynku energii elektrycznej w UE producenci energii elektrycznej ze słońca lub wiatru automatycznie otrzymują tę samą cenę za swoją „odnawialną” energię elektryczną sprzedawaną spółkom energetycznym do sieci, jakby była wytwarzana z gazu ziemnego!

Lindner wezwał do „pilnej” zmiany niemieckiego prawa energetycznego w celu oddzielenia różnych rynków. Fanatyczny (de facto faszystowski) minister ds. gospodarki ekologicznej Robert Habeck natychmiast odpowiedział, że „ Ciężko pracujemy, aby znaleźć nowy model rynku”, ale ostrzegł, że rząd musi uważać, aby zbytnio nie interweniować: „Potrzebujemy funkcjonujących rynków, a jednocześnie musimy ustalić właściwe zasady, aby nie nadużywać pozycji na rynku ”.

Habeck w rzeczywistości robi wszystko, co możliwe, aby zbudować Zieloną Agendę i wyeliminować gaz, ropę i energię jądrową, które są obecnie jedynymi niezawodnymi źródłami energii. Odmawia ponownego otwarcia trzech zamkniętych rok temu elektrowni jądrowych ani przesunięcia  zamknięcia pozostałych trzech w grudniu. Deklarując w wywiadzie dla Bloomberga, że ​​„nie będę podchodzić do tego pytania ideologicznie”, w kolejnym tchu zadeklarował: „Energetyka jądrowa nie jest rozwiązaniem, to jest problem”. Habeck, podobnie jak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, wielokrotnie deklarowali, że zwiększenie inwestycji w zawodną energię wiatrową i słoneczną jest odpowiedzią na kryzys cen gazu, który celowo wywołali swoją polityką. Pod każdym względem samobójczy kryzys energetyczny trwający w Europie został „wyprodukowany w Niemczech”, a nie w Rosji.

*F. William Engdahl jest konsultantem ds. ryzyka strategicznego i wykładowcą, ukończył studia polityczne na Uniwersytecie Princeton i jest autorem bestsellerów na temat ropy naftowej i geopolityki. Jest pracownikiem naukowym Centrum Badań nad Globalizacją (CRG).

—————————

Komentarz JR:

Jak widać, Unia Europejska pod zarządem kompletnie ogarniętych ideologicznie neomarksizmem niemieckich polityków, prowadzi samobójczą politykę spychającą własne społeczeństwa do roli zniewolonych pariasów, do tego z(a)marzniętych i głodnych. Udział Polski w tym zbiorowym harakiri popełnianym z woli kompletnie zidiociałych i skorumpowanych ideologów nie wydaje się być konieczny. Warunkiem nie uczestniczenia w tym zbiorowym szaleństwie jest pójście w ślady Viktora Orbana. Co jednak na dzisiaj wydaje się równie abstrakcyjne, jak wygrana Ukrainy w konflikcie z Rosją.

Pozostaje nam zatem czekać na ekonomiczny upadek i rozpad moralnego, politycznego i demograficznego trupa, jakim jest już UE. Zmiana polityki energetycznej w wykonaniu naszych zbrodniczych zdrajców z rządu warszawskiego nie jest możliwa. Tego im ich panowie nie pozwalają. Podjęcie decyzji o wyjściu z UE przed jej rozpadem zależy niby od nas. Ale nadal jest w tym kraju zbyt wielu skorumpowanych szeklami płynącymi z Brukseli, oby mogło to nastąpić. Pozostaje zatem czekać na upadek, niestety, będąc jego uczestnikiem. Cóż, jak wszem i wobec zapowiadam: Nowa Polska powstanie na gruzach a nie wyniku rekonstrukcji systemu, skazanego, jako dzieło Szatana, na wieczną zagładę i potępienie. Miejmy nadzieję, że już wkrótce to nastąpi.

Serdecznie pozdrawiam

Jan Rybski
Inicjator-Założyciel Inicjatywa na Rzecz Zmian w Polsce "BASTA!"

Podbój przez pokojowe jednoczenie

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5240

„Najwyższy Czas!”  •  30 sierpnia 2022

Nieubłaganie zbliża się 84 rocznica wybuchu II wojny światowej, która – jak pamiętamy – zaczęła się od niemieckiego ataku na Polskę. Jak to pięć lat później napisał w rozkazie dla wojska Naczelny Wódz, generał Kazimierz Sosnkowski – Polska przystąpiła do tej „samotnej walki”, „wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego”. Ponieważ nic tak nie gorszy jak prawda, a poza tym rząd Rzeczypospolitej był wtedy na łasce Brytyjczyków, którzy wkrótce i tak mu tę łaskę cofnęli, to generał Sosnkowski, za powiedzenie rodakom tej prawdy, utracił stanowisko Naczelnego Wodza.

Ciekawe, czy podobne będą losy Ukrainy, która też „wysłuchała zachęty” rządu amerykańskiego, a chyba i brytyjskiego, bo w przeciwnym razie Angielczykowie by się tak wokół Ukrainy nie uwijali – ale o to mniejsza, bo jak tam będzie, tak tam będzie, a ważne jest, by nasze społeczeństwo zdało sobie sprawę, że interes państwowy Polski jest inny, niż interes państwowy ukraiński i powstrzymało zarówno rząd „dobrej zmiany”, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa, które w sprawie ukraińskiej idą ręka w rękę, przed głupstwami, których skutkiem byłoby wciągnięcie Polski do bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją.

Co prawda, nie obiecuję sobie po tym zbyt wiele, bo – podobnie jak w 1939 roku i w roku 1944, przed wybuchem Powstania Warszawskiego, nasze społeczeństwo jest, podobnie jak było wtedy, wprawiane przez pierwszorzędnych fachowców w stan zbiorowej histerii, ale mimo to trzeba próbować dopuszczać do dyskursu również głos rozsądku. Skoro tedy rozpamiętujemy rocznicę wybuchu II wojny światowej, to musimy melancholijnie stwierdzić, że Polska wojnę tę przegrała. Podjęła walkę w imię obrony niepodległości, której nie udało się obronić ani wtedy, ani odzyskać w roku 1945, więc nie ma co się pocieszać, że Polacy „walczyli na wszystkich frontach”.

W polityce nie liczy się stopień, w jakim ktoś się poświęcił dla „sprawy”, tylko rezultaty. Nie jest to punkt widzenia powszechnie akceptowany, bo przeciwko niemu wytacza się ciężkie działa w postaci zarzutu „szargania” narodowych świętości i bohaterów, ale mimo to warto postawić pytanie, co jest lepsze – czy utrata całego państwa, które zostało rozebrane między dwóch wrogów i pozostawienie narodu ich łaskę, czy też zgoda na utratę części terytorium państwowego, by za tę cenę zachować kontrolę nad resztą? Przeciwnicy tego sposobu myślenia podnoszą zarzut, że „nie było gwarancji”, że Hitler nie będzie wysuwał kolejnych żądań. To akurat prawda; takich gwarancji nie było, ale dlatego, że w stosunkach międzynarodowych niczego nie można zagwarantować absolutnie, więc nie ma polityki bez ryzyka.

Ale jedno wydaje się prawdopodobne, że gdyby Polska nie wysłuchiwała „zachęt” rządu brytyjskiego i jeszcze wiosną 1939 roku przyjęła warunki niemieckie, to Niemcy we własnym interesie nie podpisywaliby 23 sierpnia paktu „Ribbentrop-Mołotow”, bo nie mieliby żadnego powodu, by w ten sposób, bez żadnej konieczności, dopuszczać Stalina bliżej Niemiec. W takim razie ta część terytorium państwowego, która by pozostała po przyjęciu żądań niemieckich, pozostawałaby pod kontrolą rządu polskiego, a więc uniknęłaby, przynajmniej przez jakiś czas, masakry, zarówno z jednej, to znaczy – niemieckiej – jak i z drugiej, to znaczy – sowieckiej strony.

O zaletach takiej sytuacji przekonuje przykład węgierski. Węgry – owszem – zostały wprzęgnięte w niemiecki rydwan wojenny i w związku z tym musiały ponieść ofiary w postaci wykrwawienia się armii węgierskiej nad Donem, ale do 1944 roku, to znaczy – do obalenia admirała Horthy’ego, gestapo na Węgrzech nie szalało i nawet tamtejszym Żydom nic złego się nie działo, bo Eichmann zaczął wywozić ich do Oświęcimia dopiero potem.

Ale to są tematy z zakresu tak zwanej „historii alternatywnej”, w ramach której można snuć rozmaite, mniej lub bardziej wiarygodne i spójne wewnętrznie hipotezy. Warto jednak postawić pytanie, dlaczego w takim razie te same środowiska, które stoją na nieubłaganym stanowisku zbrojnego przeciwstawienia się żądaniom niemieckim w roku 1939, tak skwapliwie stręczyły Polakom Anschluss podczas referendum akcesyjnego w roku 2003 i ratyfikację traktatu lizbońskiego w roku 2007, 2008 i 2009? Dla człowieka myślącego w kategoriach historycznych i politycznych było przecież oczywiste, że po dwukrotnym, nieudanym eksperymencie jednoczenia Europy i podporządkowania jej sobie metodami siłowymi, Niemcy odwołają się do strategii jednoczenia pokojowego.

Było to jasne zwłaszcza po wejściu w życie w roku 1993 traktatu z Maastricht, który w sposób zasadniczy zmieniał formułę funkcjonowania wspólnot europejskich z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. Kamieniem milowym na drodze budowy IV Rzeszy tą strategią był traktat lizboński, podpisany przez przedstawiciela Volksdeutsche Partei Donalda Tuska i Księcia-Małżonka 13 grudnia 2007 roku, a którego ratyfikacja przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpiła 10 października 2009 roku, na podstawie ustawy z 1 kwietnia 2008 roku, za którą głosował zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i część PiS-u z Naczelnikiem Państwa na czele.

To ten traktat dostarcza pozorów legalności dla prowadzonej przez Niemcy przeciwko Polsce wojnie hybrydowej, której celem jest całkowite obezwładnienie naszej kraju i pozbawienie go nawet pozorów niepodległości. Opowieści Naczelnika Państwa, że traktaty nie pozwalają Niemcom za pośrednictwem organów Unii Europejskiej doprowadzać do anarchizacji państwa poczynając od wymiaru sprawiedliwości, można bowiem włożyć między bajki. Wprawdzie traktat lizboński ustanawia zasadę przekazania, według której Unia Europejska, to znaczy – jej organy – mają tylko takie kompetencje, jakie zostały jej przekazane przez kraje członkowskie, ale nie można zapominać, że ten sam traktat ustanawia też zasadę lojalnej współpracy, według której państwo członkowskie musi powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej.

Ponieważ chodzi o cele Unii Europejskiej, to wyłączną właściwość oceny, czy coś mogłoby im zagrozić, czy nie, ma Unia Europejska, czyli jej organy. Wystarczy tedy proklamować – co właśnie się stało – że jednym z ważnych celów UE jest praworządność, a już na tej podstawie można sztorcować nieposłuszne państwa i obmyślać sposoby surowego ich karania. Wprawdzie Donald Tusk z rozbrajającą szczerością przyznał, że traktat lizboński podpisał bez czytania, co całkowicie rozumiem, bo niby po co miałby go czytać, skoro starsi i mądrzejsi, w osobie Naszej Złotej Pani już go przeczytali i kazali podpisać? O Księciu-Małżonku szkoda nawet wspominać.

Dlaczego jednak Naczelnik Państwa nie tylko nie poprosił brata – prezydenta, by zapobiegł jego podpisaniu, ani też nie przekonał go, żeby – mimo ustawy z 1 kwietnia 2008 roku, która mu zezwalała na jego ratyfikację – z tego pozwolenia jednak nie skorzystał? Przypuszczenie, że również Naczelnik Państwa tego traktatu nie przeczytał, podobnie jak w 2003 roku nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji traktatu z Maastricht, byłoby niegrzeczne, ale wykluczyć tego przecież nie można, skoro to właśnie Naczelnik, korzystając z pomocy klubu parlamentarnego Lewicy, całkiem niedawno przeforsował ustawę o zasobach własnych Unii Europejskiej, która wyposaża Komisję Europejską w dwa nowe uprawnienia – do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii i do nakładania bezpośrednich „unijnych” podatków. Być może że doradził mu to zły duch w osobie pana premiera Mateusza Morawieckiego, którego uważam za postać coraz bardziej zagadkową z uwagi na konsekwencje dla Polski jego decyzji. Nietrudno zauważyć, że wspólną konsekwencją posunięć pana Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera rządu, jest coraz głębsze, wieloaspektowe uzależnienie Polski od Niemiec, które kontrolują instytucje Unii Europejskiej od samego początku.

Dlaczego jednak Naczelnik Państwa nie tylko dopuścił do siebie złego ducha w roku 2015, kiedy zrobił go gospodarczym dyktatorem Polski za plecami poczciwej Beaty Szydło, a w roku 2017, wskutek „głębokiej rekonstrukcji rządu” wyniósł go na stanowisko premiera? Żadnymi względami wyborczymi, ani politycznymi uzasadnić się tego nie da, bo Mateusz Morawiecki, ani w 2015, ani w 2017 roku nie reprezentował żadnego potencjału – a w takim razie – co zadecydowało o jego, powołaniu do rządu, a potem – o awansowaniu na stanowisko premiera? Ja nie twierdzę, że pan premier Morawiecki wykonuje zadania, które dyskretnie powierzają mu Niemcy, ale cóż innego by robił, gdyby je wykonywał? Też przeprowadziłby dekarbonizację i inne tego typu wynalazki, też pod pozorem gorliwości w walce z Rosją nałożyłby embargo na import rosyjskiego węgla na kilka miesięcy przedtem, zanim zrobiła to Unia – i tak dalej? Dlaczego jednak Naczelnik Państwa, który przecież jest dużym chłopczykiem, na to mu pozwala, jednocześnie ciskając bezzębne pogróżki, jak to będzie własną piersią zasłaniał Polskę przez niemieckim pokojowym naporem?

Zwróćmy uwagę, że wskutek tych wszystkich posunięć Niemcy są bardzo bliscy osiągnięcia w Polsce celu jeszcze bardziej ambitnego, od tego, który formalnie stawiał sobie wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler. On chciał tylko Gdańska, autostrady do Prus wschodnich, ewentualnie części Wielkopolski, podczas gdy teraz Niemcy nie tylko przejmują kontrolę nad całą Polską, ale nawet ustanawiają dla niej prawa.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Triumf „Zielonego Ładu”. Krótkie kąpiele, mniej smartfonów, bez oświetlania nocą. Mamy oszczędzać energię.

https://nczas.com/2022/08/29/tak-mamy-oszczedzac-energie-krotkie-kapiele-mniej-smartfonow-bez-oswietlania-noca/

Poszczególne kraje Unii Europejskiej ogłosiły kampanie oszczędności energii. Niemcy, Francja i Hiszpania uchwalają prawa ograniczające ogrzewanie pomieszczeń zimą. Wprowadzono zakazy oświetlania budynków nocą, wzywa się obywateli do krótszych kąpieli. Finowie namawiają zaś ludzi do rezygnacji z sauny i ograniczenia czasu spędzonego z telefonem komórkowym.

Europejskie ceny gazu osiągnęły w miniony piątek, 26 sierpnia, 341 euro za MWh, blisko rekordowego poziomu 345 euro z marca – poinformował portal France24. Ceny energii poszybowały w górę m.in. dlatego, że Rosja, która w przeszłości pokrywała około 40 proc. zapotrzebowania UE na gaz, ograniczyła jego dostawy. Sankcje miały więc wymiar obusieczny.

Jedna piąta energii elektrycznej w Europie jest wytwarzana przez elektrownie gazowe, więc spadki podaży nieuchronnie prowadzą do wyższych cen.

Dlatego część krajów UE już wprowadza przepisy dotyczące oszczędzania energii.

Niemcy. Zakaz podświetlania sklepów nocą, bez ogrzewania publicznych korytarzy i hal

W Niemczech od 1 września do 28 lutego w Niemczech drzwi sklepów nie mogą być stale otwarte, pomniki i obiekty reklamowe, w tym witryny sklepowe, nie mogą być podświetlane w godzinach 22.00 – 6.00.

W miejscu pracy temperatura zimą nie może przekraczać 19 stopni Celsjusza, a w budynkach użyteczności publicznej korytarze i hale muszą pozostać nieogrzewane, podobnie jak woda do mycia rąk. Zwolnione z tego są tylko placówki medyczne, żłobki, przedszkola i szkoły.

Prywatne baseny wewnętrzne i zewnętrzne nie mogą być ogrzewane gazem lub energią elektryczną z sieci, ale nie dotyczy to basenów w hotelach, obiektach wypoczynkowych czy ośrodkach rehabilitacyjnych.

Francja i Hiszpania. Ogrzewanie do 19 st. C

W połowie lipca we Francji, która otrzymuje około jednej piątej dostaw gazu z Rosji, ogłoszono plan „umiaru energetycznego”, który ma zostać przedstawiony pod koniec września. Rząd zamierza zabronić sklepom pozostawiania otwartych drzwi w czasie, kiedy działa klimatyzacja lub ogrzewanie, podświetlania reklam i bilbordów od godziny 1 w nocy do 6 rano, co obowiązuje już dziś w miastach do 800 tys. mieszkańców.

Do października francuskie sieci supermarketów mają zmniejszyć oświetlenie powierzchni handlowych o 30 proc. i obniżyć temperaturę do 17 stopni w godzinach szczytu zakupów.

We Francji uchwalono już prawo ograniczające klimatyzację do 26 stopni Celsjusza i ogrzewanie do 19 stopni, ale dopiero teraz władze mają zadbać o jego przestrzeganie.

W Hiszpanii zgodnie z nowym prawem zatwierdzonym przez parlament w czwartek 25 sierpnia, w budynkach publicznych ogrzewania zimą nie może być wyższe niż 19oC. Po godzinie 22 budynki użyteczności publicznej i witryny sklepowe nie mogą być podświetlane, a do końca września każdy klimatyzowany lub ogrzewany lokal musi mieć zainstalowany mechanizm automatycznego zamykania drzwi, by uniknąć marnowania energii.

Włochy. Krótsze ogrzewanie domów i biur

We Włoszech mowy plan zmniejszenia konsumpcji energii może zostać zatwierdzony na posiedzeniu gabinetu już w przyszłym tygodniu.

Może on obejmować obniżenie temperatur i skrócenie godzin ogrzewania w domach i biurach w okresie zimowym, ograniczenie oświetlenia miejsc publicznych i sklepów w nocy, a także wydłużenie działania elektrowni węglowych.

Grecja. Kontrola temperatury w budynkach

Grecki rząd ogłosił już w czerwcu środki mające na celu ograniczenie zużycia energii w sektorze publicznym o 10 proc. Władze będą oferować zachęty finansowe organizacjom oszczędzającym energię, a także stworzą cyfrowy system monitorowania zużycia energii. Przewidywane środki obejmują kontrole temperatury w budynkach, wyłączanie świateł i komputerów w nocy i zmiany w oświetleniu ulic.

Finlandia. Mniej używania smartfonu

Fiński rząd ogłosił kampanię wzywającą gospodarstwa domowe, a także firmy i organizacje do ograniczenia konsumpcji energii. Kampania ma na celu trwałe obniżenie zużycia energii i oficjalnie rozpocznie się w październiku. W jej ramach ma dojść do obniżenie temperatury w pomieszczeniach zimą, zwiększenie wykorzystania transportu publicznego oraz zmniejszenia prędkości pojazdów, zażywania krótszych kąpieli i skrócenie czasu spędzanego na komputerach i telefonach. Rząd zachęca również do spędzania mniej czasu w saunach, które są fińską tradycją narodową.

Kąpiel do 5 minut

Z kolei gabinet premier Szwecji Magdaleny Andersson ma nadzieję przeznaczyć równowartość ok. 28 mld złotych na rekompensaty dla gospodarstw domowych i firm, które pomogą zmniejszyć zużycie energii. Chodzi tutaj m.in. o izolację poddaszy i elewacji, wymianę baterii umywalkowych na bardziej wydajne, uszczelnianie lub wymianę okien i drzwi zewnętrznych oraz uzupełnienie systemów grzewczych o pompę ciepła.

Duńskie władze zalecają obywatelom m.in. skrócenie kąpieli do 5 minut i nieużywanie elektrycznych suszarek do ubrań.

Również nienależąca do UE Szwajcaria zwróci się do gospodarstw domowych i przedsiębiorstw z apelem o m.in. obniżanie temperatury ogrzewania w pomieszczeniach zimą w celu zmniejszenia zużycia gazu o 15 proc.

Polska Grupa Górnicza zwiększa limity na węgiel. Będzie można kupić mniej.

https://biznes.wprost.pl/gospodarka/10830013/pgg-zwieksza-limity-na-wegiel-bedzie-mozna-kupic-mniej.html

Węgiel
Węgiel Źródło: Adobe Stock / alexanderuhrin

Polska Grupa Górnicza zwiększa limity na zakup węgla. Jednorazowo będzie można kupić maksymalnie 3 tony.

„Aby zwiększyć dostępność surowca dla odbiorców indywidualnych oraz umożliwić kupno węgla jeszcze większej liczbie klientów, spółka wprowadziła od 22 sierpnia w odbiorze gotówkowym na kopalniach limit 3 ton dla jednego klienta (dotychczas 5 ton)” – poinformowała Polska Grupa Górnicza.

Spółka argumentuje, że chce w ten sposób zwiększyć dostępność węgla dla klientów indywidualnych. Przypomina też, że poprawiła funkcjonalność swojego sklepu internetowego. Od połowy tygodnia dodanie towaru do koszyka gwarantuje możliwość jego zakupu.

Ceny węgla rosną

W zeszłym tygodniu Polska Grupa Górnicza podniosła ceny węgla. Stawki za tonę poszły w górę średnio o 20 proc., tona węgla opałowego zamiast 1 tys. kosztuje 1,2 tys. za tonę. Jednocześnie do sprzedaży trafiło ponad 120 tys. ton węgla dla gospodarstw domowych.

Jak podaje PGG, przeznaczenie do sprzedaży takiej ilości węgla umożliwiło dokonanie rekordowej ilości transakcji. Od wtorku, według zapewnień spółki, węgiel mogło kupić 26 tys. klientów.

Składy węglowe boją się o przyszłość

Z końcem lipca Polska Grupa Górnicza rozwiązała dotychczasowe umowy z autoryzowanymi sprzedawcami węgla. Nowa sieć dystrybucji ma pojawić się za kilka tygodni. Nie wiadomo, na jakich zasadach będzie działała i kto będzie w niej handlował – pisze „Rzeczpospolita”.

Na razie składy świecą pustkami, a ich pracownicy obawiają się o to, czy firmy będą dalej istnieć.

Na początku czerwca odbyło się spotkanie przedstawicieli Solidarności z zarządem Polskiej Grupy Górniczej. Pytany później przez dziennikarzy Dominik Kolorz, przewodniczący związkowców, powiedział, że nowa sieć ma funkcjonować w sposób zbliżony do franczyzy.

„Składy działające według nowych umów będą miały określoną maksymalną marżę, którą będą mogły naliczać. PGG ma ściśle nadzorować, czy ta zasada jest przestrzegana. Każdy, kto będzie sprzedawał węgiel w wyższej cenie lub mieszał węgiel z PGG z innym i sprzedawał go drożej, zapłaci gigantyczną karę finansową” – wyjaśnił.

Unia Europejska zakazuje cynamonu, a zezwala na aspartam

https://biznes.wprost.pl/gospodarka/447963/unia-europejska-zakazuje-cynamonu-a-zezwala-na-aspartam.html

Unia Europejska uznała i oficjalnie ogłosiła, że aspartam jest niegroźny – jednocześnie chce wpłynąć na dozwoloną ilość cynamonu w produktach. Nową dyrektywę odczują przede wszystkim Duńczycy ze względu na ich narodowy przysmak – pebber nodder, ale również piekarze, ciastkarze i przedstawiciele wszystkich gałęzi przemysłu gdzie wykorzystywany jest cynamon. Według badań cynamon jest dobrym dodatkiem do potraw – cynamon uwrażliwia organizm na insulinę, przez co ma właściwości obniżające glikemię, ma właściwości antywirusowe, antyseptyczne, stymuluje krążenie krwi, poprawia trawienie (zawiera dużo błonnika).

Przeciwny nowej ustawie był Paul Nuttal, który powiedział – Człowiek musiałby zjeść tyle wypieków z cynamonu, że prędzej umarłby z powodu otyłości, niż odczuł efekty uboczne tej przyprawy – dodatkowo do chwili obecnej nie zanotowano by ta przyprawa wywoływała efekty uboczne (spożycie cynamonu jest wielokrotnie większe np.: w Azji).

Jedynym argumentem dla ograniczenia użycia cynamonu jest badanie przeprowadzone w 2013 r. przez Amerykanów i Saudyjczyków, w którym udowodniono, że przyprawa w zastosowaniu przemysłowym, powstała z tzw. cynamonu chińskiego zawiera 63 razy więcej kumaryny – która ma wywoływać problemy z wątrobą.

O ile cynamon ma niewielu przeciwników, tak na temat aspartamu toczą się nieustanne spory zespołów badawczych – ostatnie analizy z grudnia 2013 roku dowodzą, że jeśli jego spożycie nie przekroczy 40mg/kg masy ciała dziennie, aspartam jest nieszkodliwy dla naszego organizmu. Nadal nie ma jednak jednostronnej opinii na jego temat.

Europejskie wartości

https://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=514&user_id=0&wysijap=subscriptions

      Szanowni Państwo!
       Co to są wartości europejskie? Wiedzą to tylko ci, którzy je ustalają, czyli Niemcy. Takimi przejściowymi, nieudanymi wartościami było „multi-kulti”. Niestety, tak zwani uchodźcy, zawiedli panią kanclerz na całej linii. Nie dość, że do żadnej roboty się nie rwali, to i jako siła destrukcyjna, w krajach takich jak Polska, nie sprawdzili się. Socjal był za mały. Przy rozwalaniu państwa trzeba się napracować, nie wystarczą same hasła w imię praworządności. Z destrukcją Państwa Polskiego boryka się teraz dość nieporadnie (dla nas na szczęście) Tusk. Ale on nie ma innego wyjścia odkąd został delegowany do „tego kraju”.
       Może jednak są jakieś unijn
o-europejskie wartości? Zależy dla kogo. Niemcy, Holendrzy, czy Francuzi zdają się gorliwie popierać kult zboczeńców, czego przejawem są parady, nie wiadomo dlaczego zwane skromnie paradami „równości”. Dodawanie do tego jeszcze praw szariatu, to idiotyzm, do jakiego Polacy nie dorośli. Dlatego trzeba ich najpierw ucywilizować, wprowadzając „wartości” specjalne, tylko dla nich przeznaczone. Te wartości europejskie dla Polaków różnią się zasadniczo od innych, którymi mogliby, czy powinni kierować się Niemcy, albo Francuzi. Unia Europejska żąda od nas wprowadzenia kuriozalnego prawa zezwalającego każdemu sędziemu, kwestionowanie kompetencje dowolnego innego sędziego do orzekania. Czegoś takiego nie ma w żadnym cywilizowanym kraju. I o to właśnie chodzi! O wykazanie, że Polacy są anarchistami i potrzebują pruskiej dyscypliny, którą można by wprowadzić ruskimi bagnetami. A to przełożyłoby się na polską tanią siłę roboczą i znowu miałby kto zbierać niemieckie szparagi.
       Nie mnie jednak osądzać europejskie wartości, skoro nie umiem nawet połapać się w wartościach facebookowych. Co bym napisała, to jestem banowana, dlatego nie szukajcie moich tekstów na tej platformie. Jakoś tak, z platformami mi nie po drodze.

 

Z pozdrowieniami

Małgorzata Todd

Piąty Ojciec – Założyciel UE: Adolf H.

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  23 sierpnia 2022

http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5236

W wywiadzie udzielonym braciom Karnowskim Naczelnik Państwa buńczucznie oznajmił, że będzie zwalczał Unię Europejską. Jak słusznie uważają przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa, oznacza to, że utracił już nadzieję na uzyskanie z Unii szmalu. Wszystko to być może, ale ja zwróciłbym uwagę również na to, że od 2003 roku, a może nawet wcześniej, Naczelnik Państwa Unię Europejską Polakom stręczył, podobnie jak lider obozu zdrady i zaprzaństwa, szef Volksdeutsche Partei, Donald Tusk, który w tej sprawie z Naczelnikiem Państwa szedł ręka w rękę („róbmy sobie na rękę”).

Tak było w roku 2003, podczas referendum w sprawie Anschlussu, kiedy to obydwaj antagoniści zgodnie stręczyli do Unii. Tak było również 13 grudnia 2007 roku, kiedy to w Lizbonie szef Volksdeutsche Partei Donald Tusk, razem z Księciem-Małżonkiem Radosławem Sikorskim, podówczas wystruganym na ministra spraw zagranicznych, podpisali z Lizbonie słynny traktat lizboński, w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który ze względów konstytucyjnych traktatu podpisać nie mógł, ale gdyby mógł, to podpisałby go obydwoma rękami.

Mogliśmy się o tym przekonać, kiedy to 1 kwietnia 2008 roku w Sejmie obóz zdrady i zaprzaństwa oraz PiS (przy sprzeciwie części posłów), z Naczelnikiem Państwa na czele, głosował za ustawą upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania tego traktatu. 10 października 2009 roku prezydent Kaczyński skwapliwie z tego upoważnienia skorzystał, traktat ratyfikował, dzięki czemu wszedł on w życie 1 grudnia 2009 roku, proklamując Unię Europejską, jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego.

Taki oto jest rodowód („oto rodowód jest rodziny żony Wuera – Wuerzyny”) Unii Europejskiej, z którą Naczelnik Państwa zapowiada teraz walkę do upadłego. Gdyby naprawdę chciał uwolnić Polskę od unijnej dominacji, to jeszcze pani Beata Szydło mogła złożyć w Brukseli stosowne dokumenty i dzisiaj – kto wie – może bylibyśmy poza Unią Europejską, jak Szwajcaria, Norwegia, czy Wielka Brytania.

Tymczasem nic z tych rzeczy; Naczelnik Państwa żadnych procedur nie wszczyna, tylko trzaska dziobem, że będzie „dążył”, podobnie jak wcześniej „dążył” do „prawdy” w sprawie katastrofy smoleńskiej, a teraz „dąży” do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych – ale też żadnej noty do rządu niemieckiego nie składa. Nawet szef opozycyjnej CDU powiedział mu w Warszawie, że chyba nie znajdzie takiego rządu niemieckiego, który by się na reparacje dla Polski zgodził, toteż wszystkie te inicjatywy obliczone są jedynie na uwodzenie wyznawców Naczelnika Państwa przy pomocy usłużnych niezależnych mediów, które tych wyznawców będą rozhuśtywać emocjonalnie, żeby głosowali na PiS, jako jedynego defensora Ojczyzny.

Ciekawe, że podobny program głosi lider obozu zdrady i zaprzaństwa, szef Volksdeutsche Partei Donald Tusk, który zachowuje się, jakby miał obsesję na punkcie Naczelnika – a Naczelnik – jakby miał obsesję na punkcie Tuska. W ten sposób wyznawcy obydwu obrządków są rozhuśtywani emocjonalnie, dzięki czemu, żeby pozyskać ich głosy, nic już nie trzeba mówić o państwie. Wcale bym się tedy nie zdziwił, gdyby się okazało, że Naczelnik Państwa zwyczajnie się z Donaldem Tuskiem po cichu podzielili rolami – co zresztą wiele lat temu sugerował Ludwik Dorn, kiedy jeszcze uchodził za „trzeciego bliźniaka” – że mianowicie trzeba w naszym nieszczęśliwym kraju wprowadzić system dwupartyjny.

Wróćmy jednak do Unii Europejskiej, której ojcostwo przypisuje się Robertowi Schumanowi, który – tylko patrzeć – jak zostanie wyniesiony na ołtarze i będziemy musieli się do niego modlić, a kto wie – może nawet będzie miał własną świątynię, niczym Jerzy Waszyngton w Ameryce. Występuje on tam w postaci nadnaturalnej wielkości posągu w pełnej gali masońskiej – ale to w głównej nawie, bo w podziemiach świątyni jest jeszcze jeden jego posąg, tylko mniejszy.

Zwiedzając ten przybytek byłem trochę zawiedziony, że w jakiejś bocznej nawie nie ma posągu Jerzego Waszyngtona jako dziecka – ale USA, to nie Związek Sowiecki, więc jakieś różnice muszą być. Innym Ojcem Założycielem Eurokołchozu jest też Jean Monnet, który – niczym Stanisław Wokulski – wykazał niebywały talent przy organizowaniu dostaw wojskowych podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, a trzecim był niemiecki kanclerz Konrad Adenauer. Ojcostwo Unii Europejskiej przypisuje się też Włochowi, Alcide de Gasperiemu, który również – tylko patrzeć – jak zostanie wyniesiony na ołtarze.

Jak się okazuje, ten sukces ma wielu ojców, ale chyba przez niedopatrzenie nie wymienia się jeszcze jednego, piątego Ojca Założyciela, mianowicie wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera. On też marzył o zjednoczonej Europie, tyle, że po swojemu, ale przecież liczą się nie tylko skutki, ale również intencje – a Adolf Hitler – jak się okazuje – intencje miał zacne, podobnie jak obecnie – Klaus Schwab.

Do wiadomości potomności, żeby prawdziwa cnota nie pozostała bez nagrody, przypominam tedy rekapitulację przemówienia Adolfa Hitlera na zebraniu reichs – i gauleiterów, zapisaną pod datą 8 maja 1943 roku w „Dziennikach” Józefa Goebbelsa:

Z tego wszystkiego Fuhrer wyciągnął jednak taki wniosek, że cała ta gromada małych państw, istniejących obecnie w Europie, musi zostać zlikwidowana tak szybko, jak to możliwe. Celem naszej walki musi pozostać stworzenie jednolitej Europy. Klarowną organizację może Europa uzyskać jedynie od Niemców. Innej siły przywódczej praktycznie nie ma (…) Naszym celem musi być przy tym nadanie Europie nowej formy. Ta nowa forma może być skutecznie realizowana jedynie pod niemieckim przywództwem. Żyjemy dzisiaj w świecie zniszczenia i zniszczeń, które nastąpią. My nie stworzyliśmy tego świata. Jedynie wielokrotnie wyprzedziliśmy naszych wrogów w uświadomieniu sobie, że ten świat jest bytem rzeczywistym i nie pozostaje nam nic innego, jak wykorzystanie go w ten sposób, aby osiągnąć nasze cele. Fuhrer daje wyraz niezachwianej pewności , że Rzesza w którymś momencie opanuje całą Europę. Będziemy musieli stoczyć jeszcze bardzo wiele bojów, ale będą one prowadzić bez wątpienia do najznakomitszych sukcesów. Od tego moment będzie już praktycznie wytyczona droga do panowania nad całym światem. Kto ma Europę, ten zagarnia dla siebie światowe przywództwo.

Adolf Hitler był zwolennikiem militarnego podboju, jako metody jednoczenia Europy. Jak wiemy, to się nie udało – ale każda słuszna myśl, raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora. I tak się stało w tym przypadku.

Historia jednak nigdy nie powtarza się w sposób identyczny, toteż metoda militarnego podboju została zastąpiona metodą pokojowego jednoczenia Europy, która – jak wynika z niedawnego artykułu kanclerza Olafa Scholza we „Frankfurtet Allgemeine Zeitung” wchodzi obecnie w etap stopniowego likwidowania „małych państw”, a z umowy koalicyjnej trzech partii tworzących aktualny rząd niemiecki, wyłania się program budowy w Europie IV Rzeszy, jako europejskiego imperium o strukturze federalnej. Czegoż innego mógłby dzisiaj chcieć Adolf Hitlera, skoro Unia Europejska na naszych oczach ewoluuje w kierunku IV Rzeszy, a wszystkie koła kręcą się ku ostatecznemu zwycięstwu – co niedawno zauważył nawet Naczelnik Państwa?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.