Wokół wyborów do PE

Wokół wyborów do PE

Stanisław Michalkiewicz  serwis „Prawy.pl”   11 maja 2024 michalkiewicz

W związku z wyborami do Parlamentu Europejskiego, w których swoje kandydatury powystawiali nie tylko liczni ministrowie rządu koalicji 13 grudnia pod przewodnictwem Donalda Tuska, jak i wybrani niedawno do Sejmu parlamentarzyści, pojawiły się na mieście fałszywe pogłoski, że nie jest to przypadek i że wcale nie chodzi o to, iż posłowie do PE dostają znacznie większe pieniądze, niż ministrowie, nie mówiąc już o parlamentarzystach tubylczych. Owszem, pieniądze są większe, a poza tym podobno żadna Schwein nie stoi nad takim jednym z drugim posłem i nie patrzy mu na ręce – podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju nad każdym byłym ministrem czy posłem wydziwia nie jakaś pojedyncza Schwein, tylko cały chlewik, w którym porozumiewawczo chrząkają, albo dla odmiany — przeraźliwie kwiczą – płomienni szermierze praworządności ludowej pod batutą pana ministra Bodnara.

Nie to jednak jest przyczyną dla której dygnitarze uczestniczący w koalicji 13 grudnia, kierowanej przez Volksdeutsche Partei, jeden przez drugiego stają do wyborów. Pozornie idzie o to, by zmobilizowani przez Reichsfuhrerin Urszulę von der Leyen folksdojcze wszystkich krajów połączyli się i viribus unitis dali odpór tym wszystkim, którzy pragną sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, co to pędzi prosto do Ausch… to znaczy pardon – nie do żadnego „Auschwitz”, tylko ku świetlanej przyszłości – ale prawdziwa przyczyna, o której mówią wspomniane fałszywe pogłoski może być całkiem inna. Chodzi o to, że kto jak kto – ale ministrowie, a nawet niektórzy parlamentarzyści – coś tam przecież muszą wiedzieć, więc kto wie, czy już się nie dowiedzieli, że zaraz po czerwcowych wyborach do PE, tak, żeby zdążyć ze wszystkim przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w Ameryce, a już najpóźniej – do stycznia następnego roku, kiedy to wybrany w listopadzie na prezydenta USA twardziel obejmie urzędowanie – nasz nieszczęśliwy kraj zostanie zlikwidowany, nie tyle może w sensie dosłownym, chociaż oczywiście wszystko jest możliwe – tylko w tym sensie, że III Rzeczpospolita zostanie przekształcona w Generalne Gubernatorstwo.

A w Generalnym Gubernatorstwie nie będzie potrzeby zatrudniać aż tylu ministrów, zwłaszcza na stanowiskach czysto operetkowych, jak na przykład resort równości, którym kieruje Wielce Czcigodna pani Kotula, czy resort kultury, z którego właśnie czmycha do PE moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, co to myśli, że Średniowiecze było „ciemne” – i wielu innych. Toteż, zgodnie z rozkazem zawartym w „Międzynarodówce” („ruszamy z posad”), opuszczają tubylcze dygnitarstwa, żeby w nowej sytuacji ustrojowej zająć odpowiednią pozycję społeczną, materialną i polityczną w aparacie nadzoru i terroru nad mniej wartościowymi narodami tubylczymi, o których zarówno Alfiero Spinelli, jak i wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler mówili, że powinny zostać zlikwidowane.

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc nic dziwnego, że w sytuacji gdy nasz mniej wartościowy naród tubylczy ze swoim – pożal się Boże! – państwem, zostanie poddany likwidacji, lepiej się trzymać od niego z daleka. Przecież ośrodek przygotowawczy dla przyszłych kadr pełniących służbę wartowniczą i porządkową w uruchomionych, a chwilowo nieczynnych obozach, w Trawnikach koło Lublina nie został jeszcze uruchomiony, chociaż pan minister Bodnar już zapowiadał zwolnienie co najmniej 20 tys. więźniów kryminalnych, którzy te wszystkie obowiązki przejmą. A z doświadczenia wiadomo, że nie ma nic gorszego, niż takie niedoszkolone kadry, które jeszcze nie do końca rozróżniają między interesem państwowym i prywatnym. Dopóki zatem Generalne Gubernatorstwo ze swoimi kadrami nie okrzepnie, lepiej trzymać się od niego z daleka, żeby nie oberwać nawet przypadkowo, jakimś rykoszetem.

A tu jeszcze jak na złość, na Ukrainie sytuacja się komplikuje. Wprawdzie ostateczne zwycięstwo nadejdzie, bo – jak wiadomo – nadejść musi, ponieważ taki jest rozkaz, ale na razie brakuje tam 200 tysięcy żołnierzy. Tak w każdym razie uważa jeden z naszych generałów, który chwilowo odzyskał poczucie rzeczywistości. Spora część tych brakujących żołnierzy, a może nawet wszyscy, znajduje się w naszym nieszczęśliwym kraju. Problem jednak w tym, że nie chcą oni wcale wracać na Ukrainę, by tam chwalebnie zginąć w amerykańskiej wojnie o osłabienie Rosji, tylko woleliby przyczyniać się do nieubłaganego postępu w naszym nieszczęśliwym kraju. W takim razie ukraińskie władze mogą nakazać naszym Umiłowanym Przywódcom, żeby zaczęli ich wyłapywać i dostarczać na Ukrainę, gdzie… – i tak dalej.

Jakieś zobowiązania musiały zostać podjęte, bo jeszcze niedawno Książę-Małżonek wprawdzie wspominał o takiej możliwości, ale właśnie – jako o „możliwości”, która w dodatku obfitowałaby w „trudności natury etycznej”, ale cóż robić; Polska nadal pozostaje przecież „sługą narodu ukraińskiego”, więc nic dziwnego, że pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz niedawno oznajmił, że jak padnie taki rozkaz, to Ukraińcy będą łapani. Czy te łapanki będzie prowadziła nasza niezwyciężona armia, czy też 16 tysięcy żołnierzy brytyjskich, o których niedawno mówił brytyjski premier – tego jeszcze nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, czy ci młodzi Ukraińcy nie stawią na przykład jakiegoś desperackiego oporu. W takiej sytuacji również ukraińskie władze mogłyby dopatrzyć się plusów dodatnich, bo niewątpliwie ułatwiłoby to uzyskanie dla Ukrainy jakiejś rekompensaty za terytoria utracone na rzecz Rosji w ostatniej wojnie Ameryki z Rosją, prowadzonej do ostatniego Ukraińca.

To niewątpliwie ułatwiłoby Ukrainie podjęcie decyzji o nawiązaniu z Rosją jakichś rokowań, a z drugiej strony ułatwiłoby to Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, albo jakiemuś innemu Reichsfuhrerowi, jaki objawi się po czerwcowych wyborach do PE, przeprowadzenie zamiany III RP w Generalne Gubernatorstwo, łącząc ją z dokończeniem procesu zjednoczenia Niemiec, zgodnego z aktualną konstytucją, czyli – do granicy z 1937 roku. W takiej sytuacji mandaty parlamentarzystów zarówno z tamtych okręgów wyborczych chyba by wygasły, podobnie jak z terenów przeznaczonych na rekompensatę dla Ukrainy. Nie jest wykluczone, że jakimści sposobem wszyscy zainteresowani już się o tym dowiedzieli i dlatego obserwujemy taki exodus części Wybrańców Narodu do Brukseli, gdzie te wszystkie zawirowania będzie można bezpiecznie przeczekać, aż do momentu, gdy wszystko się – jak pisał Adam Mickiewicz – „jak figa ucukruje, jak tytuń uleży”.

Stanisław Michalkiewicz

Nie da się pogodzić niepodległości Polski z ideą wspólnego państwa europejskiego pod kierownictwem Niemiec

Witold Gadowski: nie da się pogodzić niepodległości Polski z ideą wspólnego państwo europejskiego pod kierownictwem Niemiec

nie-da-sie-pogodzic

„Przywykliśmy traktować wybory do Parlamentu Europejskiego jako swoistą ciekawostkę, która wybranym otwiera drzwi do obłowienia się i życiowego ustawienia. Podobnie wybory te traktują władze największych partii politycznych, które wysyłają tam swoich zaufanych funkcjonariuszy na sowite emeryturki”, pisze na łamach tygodnika „Niedziela” Witold Gadowski.

Publicysta zwraca uwagę, że tegoroczne wybory do PE powinny jednak zbudzić większe emocje i zainteresowanie, ponieważ odbywają się w momencie, kiedy w decydująca fazę wkracza projekt superpaństwa o nazwie Unia Europejska.

Czym jest to superpaństwo? Jest to, jak wyjaśnia Gadowski, „jedno wielkie i biurokratycznie owładnięte przez neokomunistyczne idee państwo zmierzające do odebrania państwom narodowym – w tym Polsce – większości atrybutów suwerenności narodowej”. Tworzona jest więc struktura, którą można nazwać Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich.

„Nie da się pogodzić niepodległości Polski z ideą wspólnego państwa europejskiego pod kierownictwem unijnej biurokracji, w praktyce zdominowanej przez Niemcy, z pewnym udziałem Francji. (…) Na szali jest polska niepodległość, za którą wiele pokoleń naszych przodków przelewało swoją krew. Czy teraz, w obliczu ich poświęceń, mamy prawo zrzec się suwerenności na rzecz skomunizowanego superpaństwa, które już zaczyna nie radzić sobie samo ze sobą?!”, pyta ekspert programu „Prawy Prosty PLUS” na antenie PCh24 TV.

„Jeśli oddamy niepodległość i przyświecające jej wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna, staniemy się jedynie uczestnikami katastrofy, nawet w tej sytuacji jednak będziemy tylko uczestnikami drugiej kategorii”, podsumowuje Witold Gadowski.

Źródło: tygodnik „Niedziela” TG

Mentis Hospitium – pars duo.

Mentis Hospitium – pars duo. Jasiek 🙂 jasiek/mentis-hospitium-pars-duo

Jeszcze Polska nie zginęła. Isten, áldd meg a magyart. يا رب احفظ الفلسطينيين.

Oj nie tak miało być, nie tak!

Mija 20 lat od anszlusu naszej Ojczyzny do czwartego rajchu
*
Przez ten okres udało nam się rozwiązać wszysktie problemy: spłacić długi, zażegnać kryzys demograficzny, odzyskać suwerenność monetarną, odbudować przemysł ciężki, lekki, farmaceutyczny, uzyskać nadwyżki w ZUS, a po ulicach jeździ już milion ałtów (pisownia celowa) elektrycznych, które same ładują się bezprzewodowo podczas jazdy (to polski wynalazek). Każdy ma już willę z basenem albo przynajmniej dwa mieszkania i bungalowa, a banki pękają w szwach i dyskach od oszczędności zgromadzonych tam przez Polaków. W OFE też ;-( 
Dobrobyt do polskich domów i mieszkań wlewa się już natomiast nie tylko przez okna i drzwi, ale przebija się z niespotykaną wręcz nachalnością przez każdą szczelinę/czerpnię/klimatyzację/ pompę ciepła i dobrobytu.
Oto dowód:
https://gospodarka.dziennik.pl/artykuly/9499836,ludnosc-polski-gus-podal-najnowsze-dane.html

****

Chiny wbijają klin między “przodującą demokrację” a UE
*
5 maja rozpocznie się podróż przywódcy Chin Xi Jinping’a do Europy. Odwiedzi on Francję, Serbię i Węgry – państwa zabiegające o chińskie inwestycje. 
Jednak niektórzy martwią się, że przwodniczący Xi będzie przekonywał, że Chiny mają Europie do zaoferowania więcej niż “przodująca demokracja”,a sama wizyta to próba wbicia klina między nie. Co więcej okazuje się, że unijni dyplomaci zastanawiają się nad wprowadzeniem kolejnych ograniczeń dla chińskich firm w odwecie za wspieranie Rosji. 
*
Oto link do artykułu:
https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/9499584,bloomberg-przywodca-chin-sprobuje-wbic-klin-miedzy-ue-i-usa.html
*
Panie Xi, życzę żeby ten klin się Panu wbić udało i żeby Europa i Chiny zostały dzięki niemu odcięte od nienażartych pośredników zza oceanu, ich marż i  kolorowych rewolucji.
*
Panie Blómberkovitz, zapraszam do… Mentis Hospitium. Serdecznie 🙂

*****
Również w Suomi jest coraz… “dobrzej”

Dzięki anszlusowi do czwartego rajchu, pozbyciu się własnej waluty, wejsciu do strefy Euro, nałożeniu sankcji na Federację Rosyjską oraz po widowiskowym byciu zrobioną w członka NATO także w Suomi odnotowuje się “postępy”:

 – wzrośnie podstawowa stawka VAT z 24 do 25,5 % 
– książki i leki zostaną przeniesione z grupy 10% VAT do grupy 14%
– wydłuży się maksymalny ustawowy czas oczekiwania na leczenie z robiących wrażenie dwóch tygodni (można?) na… trzy miesiące.

Czyli pięknie wszystko rośnie! 
No dobra – jest też jeden spadek: podatku na piwo.
I od razu wiadomo o co chodzi.

https://www.alv13.fi/uusi-arvonlisavero/
https://www.hs.fi/politiikka/art-2000010386376.html

****

Tymczasem w Palestynie
*
Na granicy izraelsko – palestyńskiej pojawiła się grupa osób chcących dostarczyć żywność dla głodujących w Strefie Gazy.
W grupie tej było siedmioro rabinów i amerykańska pisarka.
Jak skończyła się sprawa?
Wszystkich aresztowano.
Oto fragment wypowiedzi jednej z aresztowanych – rabin Alissy Wise dla “Democracy Now!” na temat tego jak traktowani są Palestyńczycy:

“Wartości żydowskie uczą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni b’tselem elohim, na obraz boskości. I nie tak traktuje się boskość.” 
*
https://www.democracynow.org/2024/4/29/rabbis_for_ceasefire_erez_crossing
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ayelet_Waldman


****

Wracamy do Skandynawii
*
I co my tu mamy? Wzrost zachorowań na… małpią ospę.
Na razie 10 osób.
Lokalne władze badają sprawę. Przyczyna wzrostu ilości zachorowań nie jest znana, ale infekcja dotknęła mężczyzn głównie o orientacji homoseksualnej.
Oczywiście pojawił się także apel o szczepienia, bo nie widzę inaczej.
*
https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/9499845,w-sztokholmie-wybuchlo-ognisko-rzadkiej-choroby-niezwykle-duza-liczb.html
*
Ja NATOmiast podejrzewam, że i Szwecja zaznaje już “korzyści” z tego, że zrobiono ją w członka SPA, bo jeśli “przodująca demokracja” w ramach “badań” nie żałowała sobie stosowania rozamitych paskudztw na ludziach na całym świecie (w tym także i na własnych obywatelach), to dlaczego nagle Szwedów mieliby potraktować inaczej jeśli ci sami (?) się tak nadstawili. Ciekawe co im dolegało, że tak postąpili? Coś na umyśle?
*
Tym nawiązujacym do nazwy cyklu “Mentis Hospitium” pytaniem kończę wpis stanowiący jego drugą część.
A Szanownym Czytelnikom życzę dużo zdrowia w tym… zwariowanym świecie.

Unia Sowiecka czy Związek Europejski?

Unia Sowiecka czy Związek Europejski?

Autor: Redakcja , 30 kwietnia 2024

Od wypowiedzenia tych słów upłynęło ponad 20 lat.

W międzyczasie sytuacja stała się jeszcze gorsza. Unia, dziś już jawnie antyeuropejska i jawnie antypolska otwarcie nazywana przez niektórych eurokołchozem stała się agendą globalistów budujących kolejny i zgodnie z zapowiedzią najbardziej satanistyczny, a tym samym najbardziej niszczący ludzki świattotalitaryzm.

Władimir Bukowski (ur. 1942; zm. 2019).Pisarz, publicysta, więzień polityczny. Urodził się w rodzinie o polskich korzeniach, był prawnukiem polskiego oficera wziętego przez Rosjan do niewoli w bitwie pod Ostrołęką (1831) i zesłanego na Syberię – od 18 roku życia aktywny działacz antykomunistycznej opozycji.

fot. Rob C. Croes (ANEFO) – GaHetNa (Nationaal Archief NL) /pfafere/

„W 1963 roku po raz pierwszy aresztowany i skazany za “antysowiecką propagandę”. Po ekspertyzie uznany za niepoczytalnego, skierowany do leningradzkiego szpitala psychiatrycznego, gdzie spędził 15 miesięcy. Ponownie aresztowany w 1965 roku za organizowanie manifestacji w obronie uwięzionych opozycjonistów. W 1967 roku znów aresztowany i skazany na trzy lata więzienia za działalność opozycyjną. Zwolniony w 1970 roku. W 1971 roku wysłał na zachód pierwszy raport o nadużywaniu psychiatrii w Związku Sowieckim do celów politycznych. Za tę akcję kolejny raz trafił do więzienia, tym razem z siedmioletnim wyrokiem. W 1976 roku znalazł się na Zachodzie na skutek umowy między Augusto Pinochetem a Leonidem Breżniewem. Wymieniono go na sekretarza Chilijskiej Partii Komunistycznej…” /lubimyczytac.pl/

Bukowski: Unia Europejska jak Związek Sowiecki

Przypomina mi to stary dowcip, jeszcze z czasów sowieckich, o dwóch statkach, z których jeden, pełen emigrantów ze Związku Radzieckiego płynie w stronę Zachodu, drugi, pełen emigrantów z Zachodu płynie w stronę Związku Radzieckiego… Oba statki spotykają się na środku morza, a ludzie na nich są bardzo zdziwieni, patrzą na siebie jak na idiotów. I rzeczywiście, trudno jest teraz, w krajach Europy Środkowej i Wschodniej wytłumaczyć dlaczego Unia Europejska jest zła, ale ja mam pewną praktykę, bo przez ostatnie dwadzieścia lat tłumaczyłem z kolei na Zachodzie, dlaczego Związek Sowiecki jest zły, co też nie było przyjmowane z dużym aplauzem. Wynikało to przecież z tego, że ludzie na Zachodzie po prostu nie byli w stanie zrozumieć, czym komunizm radziecki jest.

Ale mówienie o tym, dlaczego Unia Europejska jest zła jest teraz zajęciem jeszcze bardziej frustrującym, ponieważ mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej nie podchodzą do sprawy racjonalnie. Europa jest dla nich przede wszystkim marzeniem. Przez lata wszystko, co było złe płynęło ze Wschodu, natomiast wszystko, co było dobre płynęło z Zachodu. Ludzie w Europie Środkowej i Wschodniej tak się do tego przyzwyczaili, że zbawienia zaczęli szukać tylko na Zachodzie. I zresztą tego typu marzenie było prawdziwe dwadzieścia lat temu. Wtedy nie mieliśmy Unii Europejskiej, tylko mieliśmy europejski wspólny rynek. I oczywiście wspólny wolny rynek był rzeczą dobrą. Gwarantował zlikwidowanie wszystkich barier w przepływie towarów, osób i dewiz, był po prostu unią ekonomiczną. Jeśli byście więc spróbowali wstąpić do Unii dwadzieścia lat temu, przyklasnął bym temu.

Sytuacja zaczęła się zmieniać od połowy lat osiemdziesiątych.

(…) Żeby zobaczyć odpowiedniość obecnych struktur europejskich w stosunku do struktur sowieckich spróbujmy porównać oba systemy…

W jaki sposób Związek Radziecki był rządzony? Był rządzony przez piętnastu, przez nikogo nie wybranych ludzi, którzy przed nikim nie odpowiadali i przez nikogo nie mogli zostać zwolnieni.

W jaki sposób rządzona jest Unia Europejska? Przez 25 ludzi, których nikt nie wybrał, którzy przed nikim nie odpowiadają i którzy przez nikogo nie mogą zostać zwolnieni.

Czym był Związek Sowiecki? Związek Sowiecki był związkiem socjalistycznych republik.

A czym jest Unia Europejska (na początku była to ”Wspólnota Europejska”- przypis red.) od momentu swojego powstania w 1992 roku? Unią socjalistycznych republik.

W jaki sposób Związek Radziecki został stworzony? Przez naciski, przez szantaże, przez siłę, a czasem nawet przez okupację.

Oczywiście Unia Europejska jak dotychczas nie posunęła się do militarnej okupacji, natomiast wszystkie inne stosowane u zarania Związku Sowieckiego metody już były stosowane. Wywierano ekonomiczne naciski na kraje, które nie chciały przystąpić do Unii Europejskiej. Stosuje się niesamowicie silną propagandę, która przypomina mi propagandę sowiecką. Całkiem niedawno, gdy w Irlandii powtarzano referendum w sprawie traktatu nicejskiego, cały kraj został zalepiony lansowanymi przez Unię Europejską plakatami, na którym było napisane, że jeśli nie wybierzecie Unii Europejskiej będziecie mieli głód i nędzę.

W większości krajów przed wstąpieniem do Unii Europejskiej przeprowadza się referendum, tak jak będzie to miało miejsce w Polsce. I oczywiście nie ma niczego złego w pomyśle referendum. To jest stwierdzenie jaka jest wola ludu. Ale Unia Europejska stosuje taką metodę, że przeprowadza te referenda tak często, aż w końcu uzyska taki wynik jakiego zapragnie. To się zdarzyło w Irlandii, to się zdarzyło w Danii. Jeśli tylko wynik tego referendum jest niepomyślny dla Unii Europejskiej, referendum jest powtarzane dotąd, aż wynik będzie prawidłowy. W Szwajcarii było już pięć referendów w sprawie wstąpienia do UE. Pięć razy Szwajcarzy powiedzieli nie Unii Europejskiej. Ale wszyscy dobrze wiemy, że to nie jest koniec. Jednak gdy tylko ten kraj zagłosuje za Unią fala referendów skończy się. Ale jeśli oczywiście ktoś zamarzy, aby przeprowadzić referendum sprawdzające, czy ludzie nadal chcą być w Unii, to na to nie zostanie wyrażona zgoda. I to jest kolejne podobieństwo pomiędzy Związkiem Sowieckim a Unią Europejską.

W ZSRS, w stalinowskiej konstytucji istniał zapis, że każdy kraj ma prawo do wystąpienia ze związku sowieckiego. Oczywiście ten zapis istniał wyłącznie w celach propagandowych i nikt nawet nie mówił o możliwości wystąpienia ich kraju ze Związku Sowieckiego. Dlatego też nie było oczywiście żadnej drogi prawnej do takiego procesu. Ale przynajmniej twórcy stalinowskiej konstytucji czuli się zobligowani, by wstawić paragraf umożliwiający wystąpienie danego kraju ze Związku Sowieckiego. Tymczasem w pierwszym projekcie konstytucji europejskiej, która nadal jest tworzona, takiego zapisu brakuje. W tej chwili toczy się w tej sprawie dyskusja, ale na dzień dzisiejszy niema takiego projektu, który umożliwiałby wystąpienie jakiemuś krajowi z Unii Europejskiej.

Sowiecki system, jak wiecie, był wysoko zbiurokratyzowany, przepisy regulowały niemal każdą dziedzinę życia. Europejski system, system unijny niczym się w tym obszarze nie różni. Także jest bardzo wysoko zbiurokratyzowany. Każdego roku Unia Europejska wydaje setki tysięcy stron różnego rodzaju praw, dekretów, dyrektyw. I te regulacje, podobnie jak to było w Związku Sowieckim, dotyczą niemal każdej dziedziny życia. Mówi się na przykład, że jeśli ogórek ma zły kształt to nie możemy go nazwać ogórkiem. Jeśli kiełbasa ma zbyt wiele tłuszczu, zgodnie z wytycznymi Brukseli, nie może się nazywać kiełbasą. A jeśli jajka są nieco mniejsze od przewidzianych przez Brukselę rozmiarów, nie możecie ich nazywać jajkami. Dochodzi do sytuacji rzeczywiście karykaturalnych. Całkiem niedawno z Unii Europejskiej wypłynęły przepisy, które zobowiązują każdego właściciela chlewów, aby zapewnił świniom piłki, którymi zwierzęta te będą mogły się bawić.

Nawet korupcja, która panuje w Unii Europejskiej jest w sowieckim stylu. W normalnym kraju korupcja płynie od dołu do góry. W krajach bloku sowieckiego korupcja płynęła od góry do dołu. I dokładnie tak samo dzieje się w Unii Europejskiej. Nie jest to zresztą niczym dziwnym, gdyż tysiące czołowych urzędników unijnych ma zapewniony immunitet.

Ale podobieństwo pomiędzy systemem sowieckim a unijnym idzie dużo głębiej. Występuje ono także w zakresie ideologii…

…Jaki był cel powstania Związku Sowieckiego? Uczono nas w szkołach, że celem powstania ZSRS było stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, człowieka radzieckiego?

Jaki jest cel istnienia Unii Europejskiej? Tym celem jest stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, Europejczyka.

Oba systemy zgodnie z tradycją socjalistyczną dążą do tego, by jak najbardziej osłabić państwa narodowe. W Związku Sowieckim panowała tzw. doktryna Breżniewa, doktryna ograniczonej suwerenności. Jeśli tylko któryś z krajów bloku sowieckiego nieco zmieniał swoją politykę, na którą nie zgadzała się Moskwa, natychmiast był powstrzymywany. I tak na przykład w 1968 roku, gdy Czesi zaczęli eksperymentować ze swoim systemem, najechały ich sowieckie czołgi.

Socjaliści na zachodzie bali się, że ewentualne załamanie się systemu sowieckiego może doprowadzić także do ich własnej klęski. Tak więc pomiędzy stroną radziecką a socjalistami zachodnimi doszło do współpracy, do stworzenia wspólnego planu i w ten sposób obie strony mogły przetrwać. Plan ten był kolejnym wcieleniem znanego pomysłu tzw. konwergencji. Teoria konwergencji zakładała, że z jednej strony Związek Radziecki powinien nieco złagodnieć, z drugiej strony kraje zachodnie powinny stać się bardziej socjalistyczne. W końcu te dwa światy powinny spotkać się gdzieś po środku. To było takie marzenie europejskiej lewicy, że dzięki takiemu dwustronnemu procesowi dojdzie do tej konwergencji i powstanie świat pokoju, raj na ziemi.

Tak więc pod koniec lat osiemdziesiątych przywódcy sowieccy oraz przywódcy socjalistyczni na Zachodzie postanowili wprowadzić taki plan w życie. Ze strony zachodniej polegało to na tym, aby kraje socjalistyczne przejęły projekt jedności europejskiej. I według tych planów, w momencie kiedy udałoby im się tego dokonać miały wywrócić do góry nogami unię ekonomiczną Europy Zachodniej. Zamiast wolnego rynku, zamiast wolnego przepływu towarów i usług Europa miała się stać jednolitym państwem federalnym. W dodatku to państwo federalne musiało mieć strukturę jak najbardziej zbliżoną do struktury państwa sowieckiego żeby mogło dojść do planowanej konwergencji. Ze strony radzieckiej podobne działania określono mianem budowy wspólnego europejskiego domu. I budowa tych struktur ze strony zachodniej postępowała, ale do 1992 roku Związek Radziecki przestał istnieć. I nagle lewica została jakby tylko z zachodnią częścią tego wspólnego europejskiego domu i w poczuciu niepewności. Zamiast jednak zatrzymać dalszy postęp tego projektu i zapobiec wprowadzeniu go w życie, postanowiła go kontynuować. Oczywiście dlatego, że zorientowała się, że dzięki temu będzie mogła zostać u władzy. Jakiekolwiek byłyby wyniki wyborów w poszczególnych krajach struktury europejskie pozostaną na dawnym miejscu. I oczywiście cała ideologia lewicowa będzie cały czas włączona w europejskie prawodawstwo.

Moglibyśmy mnożyć te porównania. Zapewniam, że oba systemy są bardzo zbliżone. Oczywiście Unia Europejska jest dużo łagodniejszą formą niż Związek Sowiecki, ciągle nie ma tam represji przeciwko dysydentom. ( już są – przypis red.) Ale to się powoli zaczyna, pojawiają się pierwsze mechanizmy. Zgodnie z Traktatem Nicejskim ma powstać policja europejska. Ta policja, europol, będzie miała wyjątkowe możliwości działania, w tym immunitet dyplomatyczny. Będzie mogła ścigać obywateli krajów członkowskich za 42 rodzaje przestępstw. Dwa z tych przestępstw są szczególnie interesujące, ponieważ jak dotąd nie są przestępstwami w żadnym z krajów członkowskich. Jedno z nich nazywa się rasizmem, drugie ksenofobią. Ponieważ w kodeksach karnych krajów członkowskich nie ma definicji tego typu przestępstw Unia Europejska pewnie zdefiniuje je sobie sama i będzie wcielała te interpretacje w życie.

Ale jest jedna pozytywna strona podobieństwa między tymi systemami. Wiemy jak doszło do upadku Związku Sowieckiego, możemy się więc domyślać, jak dojdzie do upadku Unii Europejskiej. My już żyliśmy w tej przyszłości i wiemy jaka ona będzie. Po pierwsze wiemy więc, że efekty istnienia Unii Europejskiej będą dokładnie przeciwne tym obietnicom, które tam są teraz składane. W systemie sowieckim obiecywano nam, że jest on szczęśliwą rodziną narodów, a skończyliśmy nienawiściami między narodami, które niemal doprowadziły do wybuchu. I to samo będziemy mieli w Unii Europejskiej. Obecnie nie ma wrogości pomiędzy narodami europejskimi, ale na koniec eksperymentu europejskiego ta nienawiść będzie.

Dzisiaj obiecuje się nam, że przyszłość ekonomiczna krajów europejskich będzie świetlana i będziemy mogli konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Dokładnie to samo obiecywali swym obywatelom przywódcy sowieccy. Ale efekty tych obietnic były łatwe do przewidzenia. Biurokracja, przeregulowanie oraz zmniejszanie możliwości współzawodnictwa doprowadzą do stagnacji i w końcu do recesji. I oczywiście możemy przewidzieć, że Unia Europejska skończy tak jak Związek Sowiecki, czyli po prostu się rozpadnie. I podobnie, jak to miało miejsce w przypadku ZSRS, bałagan po rozpadzie będzie tak potężny, że potrzeba będzie wielu generacji, by doprowadzić sprawy do porządku. Wiedząc to wszystko nie mogę zrozumieć, dlaczego tyle krajów chce teraz wstąpić do Unii Europejskiej i wziąć udział w tym eksperymencie.

Szczególnie dziwi mnie to w przypadku Polski, kraju, który tak bardzo cierpiał walcząc o swoją wolność i uzyskał niepodległość po tak długim okresie niewoli. Dlaczego Polska chce oddać tę swoją tak ciężko wywalczoną niepodległość za nic? Tylko po to, by stać się częścią kolejnego fałszywego, socjalistycznego eksperymentu.

Mimo wszystko mam nadzieję, że większość Polaków, podczas zbliżającego się referendum będzie głosowała przeciwko.

_________________________________________________________________

Wystąpienie Władimira Bukowskiego wygłoszone podczas Konferencji Uniosceptycznej w dniu 11 kwietnia 2003 roku w auli Akademii Świętokrzyskiej w Piotrkowie Trybunalskim/źródło/pfafere.org/

Wizja Unii Europejskiej pod dominacją niemiecką zaczęła się kształtować po 1915 roku i obejmowała swym zasięgiem tereny dawnej Rzeczpospolitej wraz z terenami dzisiejszej Ukrainy i terenami spornymi pomiędzy Rosją a Ukrainą

Od wypowiedzenia tych słów upłynęło ponad 20 lat. W międzyczasie sytuacja stała się jeszcze gorsza. Unia jawnie antyeuropejska i jawnie antypolska otwarcie nazywana przez niektórych eurokołchozem  stała się agendą globalistów budujących kolejny i zgodnie z zapowiedzią najbardziej satanistyczny, a tym samym najbardziej niszczący ludzki świat totalitaryzm.

Przypomnienie przeznaczone jest do „podania dalej” głupcom ku przestrodze. Redakcja poczyniła nieznaczne skróty.

O autorze: Redakcja

1 komentarz

  1. kolejarz 1 maja 2024
  2. Zamiast sowieckiego obozu pod dyrygenturą Moskwy do 1989 r., mamy niemiecki pod dyrygenturą Reichu od 1989 r. Anszlus z Unią od 2004 r. tylko przyklepał zależność od Niemiec. Tylko Polexit w polskim interesie.

Ile straciliśmy na Unii?

Ile straciliśmy na Unii?

30.04.2024 Autor:Tomasz Sommer nczas/ile-stracilismy-na-unii

Pieniądze Unia Europejska

Jak możemy podsumować dwie dekady członkostwa Polski w Unii Europejskiej? O tym redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” dr Tomasz Sommer rozmawia z ekonomistą Tomaszem Cukiernikiem, autorem książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, która została właśnie wydana m.in. pod patronatem naszego dwutygodnika.

Tomasz Sommer: Skąd pomysł na taką książkę?

Tomasz Cukiernik: W 2021 roku w Łodzi wraz z redaktorem Stanisławem Michalkiewiczem uczestniczyłem w spotkaniu autorskim promującym moją nowo wydaną książkę „Michalkiewicz. Biografia. Na ostatniej prostej”. Po naszych wystąpieniach jeden z uczestników spotkania zapytał mnie, czy po napisaniu mojej książki „Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa” – podsumowania cieszącego się dużym zainteresowaniem czytelników, którego nakład wraz z dodrukiem się wyczerpał – planuję napisać pracę podsumowującą dwie dekady członkostwa Polski w bloku. Wówczas jeszcze o tym nie myślałem, ale dzięki temu człowiekowi uznałem, że może warto to zrobić. I tak doszło do napisania tej książki.

– To jak wychodzi ten dwudziestoletni bilans członkostwa Polski w Unii Europejskiej?

– Przede wszystkim – wbrew temu, co mówią niedouczeni dziennikarze i politycy – bilansem członkostwa Polski w Unii Europejskiej nie jest dodatnie saldo przepływów finansowych pomiędzy budżetem unijnym a polskim. To saldo w ciągu dwudziestu minionych lat wychodzi ok. 2 proc. PKB na korzyść Polski. W gruncie rzeczy nie ma ono większego znaczenia gospodarczego, a jeśli już – to negatywne, tym bardziej że są to pieniądze publiczne zasilające głównie wydatki urzędnicze. Najważniejsze są kwestie gospodarcze. Na przykład przez niemal całe dwie dekady Polska miała ujemne saldo zagranicznych obrotów towarowych, a z drugiej strony przez cały ten okres notowała dodatnie saldo zagranicznych obrotów usługami. Ale ktoś powie: przecież import towarów i usług nie jest naszą stratą. No, właśnie. To wszystko nie jest takie jednoznaczne. Co jednak pewne, Polska zyskiwała na uczestnictwie we wspólnym rynku, a traciła na konieczności wdrażania unijnych regulacji. Można przyjąć, że były to podobne wartości w relacji do PKB.

Z kolei liczby podane przez Ministerstwo Finansów mówią jednoznacznie, że w latach 2005-2022 do krajów Unii wytransferowano z Polski łącznie ok. 1,15 bln złotych i prawdopodobnie są to kwoty zaniżone. Z drugiej strony polskie firmy też uzyskiwały dochody z tytułu zagranicznych inwestycji. Jednak mamy w tym olbrzymią nierównowagę. O ile jeszcze w 2004 roku dochody z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce były aż ponad tysiąc razy wyższe od dochodów polskich firm z tytułu ich inwestycji zagranicznych, to w 2022 roku – już tylko nieco ponad cztery razy. Łącznie w okresie 2004-2022 dochody z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce były ponad 13 razy wyższe niż łączne dochody z tytułu polskich inwestycji bezpośrednich za granicą. Do tego dochodzi bardzo niekorzystne dla Polski zjawisko emigracji Polaków, którzy zamiast budować bogactwo swojego kraju, budują dobrobyt Niemców, Holendrów i Irlandczyków. Ta strata to co najmniej 6 proc. PKB. Ale są jeszcze straty niepoliczalne, takie jak na przykład kwestia utraty suwerenności, której Polska stopniowo wyzbywa się na rzecz centrali w Brukseli. A przecież trzeba zdać sobie sprawę z tego, że Unia Europejska nie działała, nie działa i nigdy nie będzie działała na rzecz polskiej racji stanu. Co najwyżej na rzecz niemieckiej czy francuskiej racji stanu, a w najlepszym z naszego punktu widzenia wypadku – na rzecz ogólnoeuropejskiej racji stanu.

Jednak to wszystko to już historia i będzie tylko gorzej. Zaproponowane w 2023 roku zmiany traktatów Unii Europejskiej, których celem jest budowa scentralizowanego państwa europejskiego, doprowadzą do całkowitej utraty niezależności krajów członkowskich. Zostaniemy też w końcu zmuszeni do przyjęcia waluty euro, co będzie miało również negatywny wpływ na gospodarkę. Z kolei Europejski Zielony Ład zdemoluje gospodarkę szczególnie w przypadku Polski. Według wyliczeń francuskiego Instytutu Rousseau co roku do 2050 roku tzw. dekarbonizacja i osiągnięcie tzw. neutralności klimatycznej mają nas kosztować 2,4 biliona euro. To znacznie więcej niż korzyści wynikające z uczestnictwa we wspólnym rynku. To niemal dziesięć razy więcej niż wszystkie dotacje unijne, jakie Polska dostała przez dwadzieścia lat!

– Warto zadać pytanie, jaka jest alternatywa. Do czego mógłby doprowadzić Polexit?

– Po pierwsze, nie oznacza to, że nagle wszystkie kraje Unii się na nas obrażą, tym bardziej że szczególnie Niemcy i Holandia sporo by straciły na zerwaniu więzi gospodarczych z Polską. Nie wierzę w taki scenariusz. Może nastąpiłoby rozluźnienie, ale na pewno nie zerwanie powiązań gospodarczych. Po drugie, będąc poza Unią Europejską, Polska nie byłaby związana unijnymi traktatami i mogłaby podpisywać dowolne umowy z krajami trzecimi czy blokami państw jak BRICS, który rozwija się zdecydowanie szybciej niż Unia Europejska. Można budować Trójmorze, współpracować w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku czy przyłączyć się do bloku państw Regional Comprehensive Economic Partnership (państwa ze Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej oraz Chiny, Japonia, Korea Południowa, Australia i Nowa Zelandia). To największa strefa handlowa na świecie. W państwach bloku mieszka 2,2 mld ludzi, którzy wytwarzają 30 proc. światowego PKB. Pod względem PKB to dwa razy większy rynek niż Unia Europejska.

Pamiętajmy, że gospodarka światowa nie kończy się na Unii. Unia Europejska to zaledwie ok. 15 proc. światowego PKB, a ok. 85 proc. generują państwa pozaunijne. Po trzecie, ktoś skomentował w mediach społecznościowych hasło Polexit słowami, że Putin czeka z otwartymi ramionami. Czyli co – że musimy być niewolnikami albo jednych, albo drugich i wykonywać ich szkodliwe dla nas rozkazy? Że do końca świata mamy pracować na Ruska albo na Niemca? To mentalność niewolnika, który nie myśli o tym, żeby stać się wolnym, tylko o tym, żeby służyć lepszemu panu. I to nie obiektywnie lepszemu, tylko lepszemu według mądrości etapu.

– Eurostat podał, że PKB per capita według standardu siły nabywczej w Polsce w 2023 roku wyniósł 80 proc. unijnej średniej. W 2003 roku było to 50 proc. Czyli jednak dzięki Unii się szybko rozwijamy…

– To nie Unia buduje nam dobrobyt. Budujemy go sami ciężką pracą i oszczędnościami. Rozwijaliśmy się szybciej, zanim weszliśmy do Unii Europejskiej. W latach 1995-2024 średnioroczny wzrost PKB Polski wyniósł 4,6 proc., a w latach 2004-2023 – już tylko 3,9 proc. Poza tym ta unijna średnia z 2003 roku i z 2023 roku to całkiem inne średnie. Pamiętajmy o stagnacji panującej w krajach tzw. starej Unii. Wzrost jest tam bardzo powolny w związku z kryzysami finansowymi, lockdownem covidowym, a także z powodu tego, że inne państwa są członkami Unii. Z bloku wypadła bogata Wielka Brytania, a przystąpiły biedne Bułgaria, Rumunia i Chorwacja, co tę średnią obniżyło. W okresie referendalnym euroentuzjaści głosili, że Unia przyniesie nam niespotykany wzrost dobrobytu, że za 10-15 lat będziemy tak bogaci, jak mieszkańcy Europy Zachodniej, a może nawet jak Niemcy. Tymczasem w dogonieniu poziomu życia Niemców niewiele się zmieniło: w 2021 roku eksperci Warsaw Enterprise Institute przewidywali, że Polska może dogonić ten kraj już za… 34 lata.

Dlaczego zadedykowałeś książkę właśnie śp. Michałowi Marusikowi i śp. Markowi Bernaciakowi?

– Działacz opozycji antykomunistycznej, a potem europoseł nieżyjący już niestety Michał Marusik miał bardzo trzeźwe i odważne podejście do Unii Europejskiej. Nie obawiał się mówić prawdy. Także w Parlamencie Europejskim wygłaszał śmiałe przemówienia. Miałem to szczęście, że kilka razy się z nim spotkałem i mogłem z nim rozmawiać, a jego poglądy na temat Unii umieściłem w książce. Wykorzystałem w niej również wypowiedzi nieżyjącego Marka Bernaciaka. Szkoda, że spotkałem się z nim tylko raz. Planowałem przeprowadzić jeszcze z nim wywiad, ale nie zdążyłem. To przedsiębiorca z Koła, który nie bał się publicznie piętnować brania przez firmy unijnych dotacji. Wbrew powszechnemu trendowi otwarcie argumentował, w jaki sposób szkodzą one zarówno firmom, jak i całemu państwu. Zwracał przede wszystkim uwagę, że dotacje odciągają biznes od podstawowego zadania, czyli działań gospodarczych, na rzecz myślenia o subwencjach i bezproduktywnego wypełniania wniosków. Teraz trudno nawet znaleźć menadżera, który by publicznie skrytykował skrajnie szkodliwą dla firm unijną regulację ESG (sprawozdawczość przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju) – ona również powoduje koszty i odciąga firmy od ich zasadniczych zadań.

Skąd na okładce informacja, że wydanie książki nie zostało sfinansowane z funduszy Unii Europejskiej?

– Właściwie powinienem napisać, że wydanie mojej książki nie było WSPÓŁFINANSOWANE z funduszy unijnych podatników. Bo po pierwsze Unia nie finansuje projektów w stu procentach, tylko wszystkie współfinansuje. Po drugie Unia nie ma swoich pieniędzy, a dysponuje pieniędzmi zabranymi pod przymusem unijnym podatnikom. Po prostu irytują mnie unijne tablice propagandowe rozmieszczone na każdym rogu ulicy. Przez to ludziom się wydaje, że wszystko, co w Polsce jest realizowane, powstaje z unijnych srebrników. Tymczasem nic bardziej mylnego. W mojej książce udowadniam, że wszystkie „unijne” projekty w Polsce przez dwie dekady Unia Europejska sfinansowała w mniej niż jednej trzeciej (30,5 proc.), a w ponad dwóch trzecich (69,5 proc.) to były pieniądze polskie! Co więcej, w przypadku samych inwestycji te proporcje są jeszcze bardziej druzgocące. Otóż w inwestycjach z lat 2004–2018 pieniądze pochodzące z Brukseli stanowią zaledwie 3 proc., czyli 97 proc. wartości inwestycji w Polsce w tym okresie zostało zrealizowanych za pieniądze POLSKIE!

Gdzie można książkę kupić?

– Zarówno na stronie mojej księgarni internetowej tomaszcukiernik.pl, jak i w innych księgarniach prawicowych, jak na przykład sklep-niezalezna.pl. Zapraszam.

Dziękuję za rozmowę.

Nie mogę uwierzyć w to, co wydarzyło się na ostatniej konferencji w Brukseli!

Sebastian Lukomski, CitizenGO” <petycje@citizengo.org>

Muszę podzielić się z Państwem tym, co się właśnie wydarzyło. 

Nie uwierzycie Państwo, jak duże zamieszanie miało miejsce tutaj, w Brukseli. 

Konferencja (NatCon) organizowana przez europejskie środowiska konserwatywne to coroczne spotkanie osób publicznych, naukowców, polityków oraz organizacji w celu omówienia kluczowych kwestii politycznych i zagrożeń dla tradycyjnych wartości.

Udaliśmy się tam, aby zobaczyć, jak w tych kręgach postrzegane są kluczowe dla nas kwestie.

Dostrzeżenie, które aspekty naszych wartości są akceptowane, a które pomijane przez konserwatywnych liderów, jest dla nas niezwykle istotne. Zwłaszcza gdy wiele osób nie popiera naszych spraw, tak bardzo, jak wcześniej deklaruje. 

W tym roku skupiono się na promowaniu suwerenności narodowej w duchu idei konserwatywnych.

Jestem wciąż poruszony tym, co się wydarzyło. Wyobraźcie sobie Państwo tę sytuację – pierwszy dzień, wszyscy z niecierpliwością oczekują rozpoczęcia jednej z najważniejszych konserwatywnych konferencji w tym roku.

Gdy spotkanie się rozpoczęło, dostrzegłem spory ruch na zewnątrz.

Nie przywiązałem do tego większej uwagi – pewnie jacyś lewicowi awanturnicy protestowali przeciwko konserwatywnemu zgromadzeniu – taki widok, to dla mnie codzienność.

Jednak sytuacja zaczęła się komplikować, gdy na scenę wszedł gość specjalny, Nigel Farage, architekt ruchu Brexitowego i znacząca postać w europejskiej polityce konserwatywnej.

Cóż, nie minęło 5 minut jego wystąpienia, gdy nagle wtargnęła policja i ogłosiła natychmiastowe zakończenie wydarzenia.

Funkcjonariusze zabarykadowali też wejście do budynku!

Mimo ciągłego zamieszania przy drzwiach kontynuowaliśmy konferencję, ignorując obecność policji, ponieważ byliśmy pewni, że nie robimy nic złego ani niezgodnego z prawem.

Wydaje się, że wszyscy dosyć szybko postanowili postąpić tak samo – NIE opuszczać miejsca spotkania, ale zmusić policjantów do wyrzucenia nas siłą, i pokazać światu, na co ich stać!

Tymczasem Farage kontynuował swoje przemówienie w atmosferze rozgrywającego się dramatu, krytykując władze Brukseli za ich „potworną” próbę uciszenia naszych głosów.

Mogą mi Państwo wierzyć lub nie, ale oni próbowali odciąć zasilanie, aby go powstrzymać!

To wyglądało jak prawdziwa konfrontacja, taka, podczas której człowiek czuje, że jest świadkiem czegoś ważnego.

Policjanci nie zamierzali używać siły, jednak nie wpuszczali nikogo do budynku. Całe miejsce przekształciło się w rodzaj fortecy, z nami uwięzionymi w środku.

Nie mogliśmy nawet dostać jedzenia, ponieważ firma cateringowa nie została wpuszczona. Musieliśmy wszyscy wytrzymać na skąpych przekąskach. 

Całe wydarzenie trwało do popołudnia i ze względu na policyjną blokadę nie mogliśmy opuścić budynku. Niektórzy prelegenci i goście nie uzyskali nawet dostępu. 

Sytuacja praktycznie mrożąca krew w żyłach, prawda?

W tym momencie policja nieustannie podkreślała, że działa z troski o bezpieczeństwo publiczne, sugerując potencjalne zakłócenia spowodowane planowanym protestem przeciwko naszej konferencji.

Tak naprawdę, myślę, że dotarło do nich, jak skandaliczna była ich poranna interwencja i chcieli się jakoś wytłumaczyć.

Taki widok miałem z wnętrza budynku. To jest nie do pomyślenia! 

Na szczęście właściciel miejsca, wykazał się odwagą i zawarł w ostatniej chwili porozumienie, dzięki któremu wydarzenie mogło być kontynuowane pomimo ogromnej presji ze strony władz, które chciały je zamknąć.

Sytuacja była co najmniej dynamiczna.

Wieczorem nie byliśmy nawet pewni, czy następnego dnia zostaniemy wpuszczeni z powrotem.

Później, gdy już straciliśmy nadzieję, belgijski sąd administracyjny rozpatrzył nasze pilne odwołanie i wczesnym rankiem następnego dnia wydał korzystny wyrok.

Interwencja policji miała miejsce na polecenie Emira Kira, burmistrza tej dzielnicy Brukseli, który twierdził, że konferencja gości osobistości z „konserwatywnej, religijnej prawicy”.

Dodał także, że wizja organizatorów jest „nie tylko konserwatywna, ale także wroga wobec legalizacji aborcji, związków jednopłciowych itp., oraz wspiera suwerenność narodową”.

Nie mogę tego zrozumieć – oni w sposób jawny robią wszystko, co w ich mocy, aby zagłuszyć inną narrację niż ich własna – to przypomina praktyki totalitarne!

Nie oszukujmy się – tutaj chodzi o coś więcej niż tylko kaprys lewicowego burmistrza brukselskiej dzielnicy.

Ta sytuacja wyraźnie pokazuje, że pewne rzeczy są w Brukseli po prostu zakazane.

Znam to miasto bardzo dobrze – pracowałem tu przez kilka lat i wierzcie mi Państwo, to miejsce jest wyjątkowo nietolerancyjne.

Jeśli przyjadą Państwo do Brukseli, prezentując inny punkt widzenia, szczególnie na temat Unii Europejskiej, to zostaną Państwo dosłownie uciszeni. Przyznam, że sam doświadczyłem tego na własnej skórze.  

To zadziwiające, jak szybko rozwinęła się ta cała sytuacja. Jednakże takie praktyki nie mają miejsca tylko tutaj; słyszałem o podobnych przypadkach w Szwajcarii, a w całej Europie uciszanie konserwatystów staje się coraz bardziej powszechne.

Mimo że sprawiedliwości ostatecznie stało się zadość, wydarzenia, które miały miejsce, pokazały, czym tak naprawdę jest europejska demokracja. 

Wydarzenia z 16 kwietnia były brutalnym przypomnieniem tego, jak kruche mogą być nasze wolności i jak szybko mogą zostać zakwestionowane, szczególnie w przypadku osób takich jak my, którzy głoszą i wierzą w konserwatywne wartości.

Musimy pozostać czujni. 

Ten rodzaj autorytarnej cenzury, który znam z własnego doświadczenia, należy do ciemnych rozdziałów historii Europy, a my nie możemy pozwolić na jego powrót. 

Musimy pozostać silni i walczyć o wolność i demokrację. 

Na ten moment odczuwam ulgę, że udało nam się zorganizować konferencję i kontynuować dialog pomimo wszystkich przeciwności. Jednak w obecnych czasach nic nie jest pewne.

Jeszcze raz serdecznie Państwu dziękuję za wszystko, co Państwo robią,

Sebastian Lukomski z całym zespołem CitizenGO

PS Pozostańcie Państwo czujni i zaangażowani! Jak widzieliśmy dzisiaj, nasze podstawowe wartości są atakowane, a próby uciszenia naszych głosów się nasilają. Państwa wkład w nasze kampanie na rzecz obrony życia, rodziny, wolności i kluczowych wartości, takich jak wolność słowa, jest teraz ważniejszy niż kiedykolwiek.

Wspierając nasze działania, odgrywają Państwo kluczową rolę w naszym wspólnym sukcesie. Razem możemy wywrzeć znaczący wpływ – dziękujemy za Państwa niezłomne wsparcie i za to, że stoicie razem z CitizenGO w tych przełomowych czasach!

Więcej informacji:

Policja przerwała konferencję konserwatystów w Brukseli

https://www.pap.pl/aktualnosci/policja-przerwala-konferencje-konserwatystow-w-brukseli-premier-belgii-nie-do-przyjecia

Więcej informacji w języku angielskim:

NatCon Brussels Opens New Front in EP-Election Campaign: The Fight for Freedom of Speech

Free speech PREVAILS for “NatCon”: Belgian court strikes down order shuttering conservative conference

Brussels ban on conservative conference featuring Farage OVERTURNED after ‘totalitarian’ attempt to cancel right-wing voices

https://www.gbnews.com/politics/brussels-nat-con-ban-high-court-ruling-farage

NatCon Cancellation Attempt Shows Rising Threat to Free Speech in Europe

https://archive.ph/enyjT#selection-2533.0-2536.0

Farage and Orbán’s Brussels jamboree descends into mayhem amid police siege

https://www.politico.eu/article/brussels-police-shut-down-nigel-farage-viktor-orban-right-wing-jamboree

========================

mail:

Nie trzeba wierzyć.
Przecież już sama pandemia kowidowa była dowodem totalitaryzmu.

Od Unii Lubelskiej do bezbożnej Unii Europejskiej. Jak Kościół „wprowadził nas do Europy” 

Od Unii Lubelskiej do bezbożnej Unii Europejskiej. Jak Kościół „wprowadził nas do Europy” 

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/jak-papiez-polak-i-biskupi-wprowadzili-nas-do-bezboznej-unii-europejskiej


Św. Jan Paweł II pokonał komunizm, powiadają. Niechby. Jeżeli jednak Karol Wojtyła przyczynił się do obalenia czerwonej tyranii, to równocześnie przemożnie dopomógł ogarnięciu Polski przez nową tyranię – neokomunistyczną i europejską. Bez zachęt papieża i biskupów, którzy podchwytywali i rozdymali jego prounijną narrację, referendum akcesyjne w czerwcu 2003 mogłoby się po prostu nie powieść. Trudno wytłumaczyć ówczesne zaślepienie inaczej, jak tylko głęboką polityczną naiwnością; a może także zwykłą ignorancją.

W referendum zorganizowanym w dniach 7-8 czerwca 2003 roku „za” przystąpieniem do UE zagłosowało 77,45 proc., „przeciw” było 22,55 procent. Na pozór wydaje się, że wynik był jednoznaczny. Trudno jednak przewidzieć, jak wielu ludzi zagłosowało na „tak” pod wpływem tez głoszonych przez najważniejszych ludzi Kościoła. Co byłoby, gdyby papież i biskupi stanęli na przeciwnym stanowisku niż zdecydowanie prounijne? Nawet jeżeli zwolennicy integracji mieliby większość, referendum mogłoby być nieważne: ostatecznie frekwencja wyniosła tylko 58,55 proc., przy wymaganej 50-procentowej. Być może dla odwrócenia biegu historii wystarczyłby po prostu brak zachęt ze strony hierarchii albo stanowisko neutralne. Kościół wybrał jednak inaczej: papież i biskupi aktywnie zachęcali Polaków do tego, by włączyć się do programowo bezbożnej politycznej wspólnoty europejskiej.

Cóż z tego, powie krytyk… Przecież gdybyśmy nie weszli do Unii, bezbożni bylibyśmy najpewniej i tak: zanik wiary i degrengolada moralna to robak toczący całą cywilizację zachodnią i jej rubieże. Dotyka państw Unii Europejskiej na równi z tymi, którzy są poza nią – czy to postsowieckie Ukraina i Białoruś, czy północnoamerykańskie USA i Kanada, czy latynoskie Brazylia, Chile, Argentyna… Rewolucja pożera wszystkich; Unia Europejska jest tylko jednym z jej narzędzi; prawda, że skutecznym, ale jednak – narzędziem. Bez akcesji unijnej polska bezbożność rozwijałaby się pewnie bardziej na modłę postsowiecką niż zachodnieuropejską, ale byłaby tak samo głęboka. Takiemu krytykowi przyznam chętnie rację. Bo nie o to chodzi, czy Polska daje się zniewalać gospodarczo Niemcom za sprawą dyrektyw Brukseli czy skorumpowanych bilateralnych umów; ani czy przyjmie ustawę o homozwiązkach szantażowana przez pieniądze na KPO czy też przez fundacje powiązane z amerykańskimi Demokratami. Chodzi o szczerość, uczciwość i rzetelność debaty; a tego – zwłaszcza gdy o rzetelność idzie – po stronie kościelnej poważnie zabrakło.

Papieża myślenie życzeniowe
Jeżeli należałoby obarczać kogoś osobistą odpowiedzialnością za tę decyzję, to przede wszystkimi samego św. Jana Pawła II. Karol Wojtyła wielokrotnie deklarował zdecydowane poparcie dla akcesji Polski do UE. Owszem, w swoich wypowiedziach formułował różne zastrzeżenia, ale czysto teoretyczne albo nawet życzeniowe: Polska powinna przystąpić do UE, ale niech to nie będzie „bożek”; Polska powinna przystąpić do UE, ale niech UE będzie „chrześcijańska”; Polska powinna, ale… „Ale” nie miało żadnego znaczenia, bo ani Polska, ani Jan Paweł II nie posiadali władzy definiowania natury i celów Unii Europejskiej; te były już od dawna określone, a kto tego nie widział, grzeszył ciężką polityczną ślepotą. W europejskich wypowiedziach papieża liczyło się tylko: „Polska powinna”. Miliony Polaków słuchało głosu papieża, uważając go za nieomylny. Utwierdzeni w tej interpretacji przez biskupów, poszli do urn i powiedzieli UE „tak”.

Jak argumentował Karol Wojtyła? Twierdził, że Polska powinna wejść do Unii i nawracać ją na chrześcijaństwo. „Rzecz jasna, nie jestem przeciwny tzw. wejściu Polski do Europy. […] Ważne, by weszła do niej ze swymi wartościami, nie dostosowując się bezkrytycznie i ślepo do zachodnich
obyczajów, nie przyswajając sobie tego, co w nich najgorsze” – mówił w wywiadzie dla „La Stampa” w 1993 roku. W homilii wygłoszonej do Polaków w Rzymie w 1997 roku wskazywał, że Polacy mają szczególną „misję” w zjednoczonej Europie. Nasza integracja miałaby Unię „ubogacić”. „Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków” – przekonywał. W tym samym przemówieniu akcentując zrozumienie dla przeciwników wejścia Polski do UE – kategorycznie się im przeciwstawiał. „Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji” – powiedział.

Podczas pielgrzymki do Polski w tym samym roku wejście do UE nazwał nawet „wskazanym nam [tj. Polakom – red.] kierunkiem”, od którego „nie możemy się uchylać”, mogąc „ofiarować jednoczącej się Europie swoje przywiązanie do wiary, swój natchniony religijnością obyczaj, duszpasterski wysiłek biskupów i kapłanów, i zapewne wiele jeszcze innych wartości, dzięki którym Europa mogłaby stanowić organizm pulsujący nie tylko wysokim poziomem ekonomicznym, ale także głębią życia duchowego”. W 1999 roku zapewnił już oficjalnie o „pełnym wsparciu” dla wejścia do UE. Przemawiając w parlamencie powiedział: „Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską”.

Wreszcie na trzy tygodnie przed referendum w przemówieniu z 19 maja stwierdził kategorycznie: „Europa potrzebuje Polski. Polska potrzebuje Europy” i wygłosił absurdalny slogan: „Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Tym stanowiskiem zamknął usta wielu krytykom integracji. Nawet w Radiu Maryja przyjęto wówczas złagodzoną optykę, nie chcąc spierać się z papieżem.

Papugi
Tę papieską prounijną propagandę przejęli niektórzy najważniejsi polscy biskupi, doprowadzając ją do skrajności. Prymas Józef Glemp, pełniący zarazem funkcję szefa KEP, w kwietniu 2003 roku w rozmowie z „Rzeczpospolitą” przedstawił wejście do Unii Europejskiej jako wolę Bożą. „Bóg chce, żebyśmy weszli do wspólnej Europy” – stwierdził krótko. Wyjaśniając później swoje słowa Monice Olejnik powoływał się na determinizm historyczny ubrany w chrześcijańskie szaty. „Rozumiem to jako pewien proces historyczny, który nie rozwija się bez opatrzności bożej. Bo przyjmujemy to z wiarą, że jest ten główny autor, Stwórca, który dalej kontroluje pewien bieg wypadków zostawiając samorządzenie ludźmi ludziom, jednak jakieś zasadnicze linie od Boga zależą. I dlatego myślę, że ten rozwój, który jest uczciwy, który zmierza ku jednoczeniu ludzi, jest zgodny z opatrznością bożą. I stąd też takie moje wypowiedzenie, które się właściwie odnosi do przeniesienia kłótni czy dyskusji bardziej na płaszczyznę wyznaniową, czyli uwzględnienie nadprzyrodzoności”. „[…] widzę, że ma to swoją logikę dziejową” – dodał, stwierdzając, że ma nadzieję, iż polskie „przekorne” społeczeństwo „jednak zrozumie, że jest pewien postęp w rozwoju ludzkości”, którym to postępem miałaby być właśnie Unia. Prymasowi wtórowali inni hierarchowie. Na przykład metropolita lubelski abp Józef Życiński przekonywał, że albo będziemy w Unii Europejskiej, albo Polska zostanie przekształcona „w drugą Białoruś”. Twierdził też, że nie ma sensu obawiać się o utratę tożsamości we Wspólnocie, bo to samo może nas spotkać na skutek oglądania zagranicznych filmów oraz obserwacji zachodnich turystów odwiedzających nasz kraj.

W końcu cały Episkopat poparł przystąpienie do Unii. Na tydzień przed referendum akcesyjnym biskupi polecili odczytanie w kościołach listu. „Każdy Polak, tym bardziej człowiek wierzący, w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość i należne naszej Ojczyźnie miejsce w rodzinie narodów europejskich, powinien wziąć udział w referendum” – stwierdzili. Pozornie nie zajmując własnego stanowiska, zrzucili odpowiedzialność za decyzję na św. Jana Pawła II. Stwierdzili, że Jan Paweł II, „upominając się o prawa wiary, religii i moralności chrześcijańskiej w zjednoczonej Europie, wyraźnie dostrzega miejsce Polski w strukturach europejskich”, a w związku z tym katoliccy wyborcy „powinni poważnie uwzględnić w swoich wyborach głos papieża”.

Już po referendum abp Henryk Muszyński przyznawał otwarcie, że – w jego ocenie – do Unii Europejskiej wprowadził Polskę Jan Paweł II. „Bez tych słów [JPII – red.] referendum by się nie powiodło. Ogromna większość ludzi wierzących, idąc do głosowania, opierała się właśnie na autorytecie papieskim. Nie mogli sobie wyrobić zdania na podstawie sprzecznych opinii polityków, zaufali więc człowiekowi, który jest dla nich niezwykłym autorytetem moralnym, religijnym i jest największym Polakiem” – podkreślił.

Ignorancja 
Znamienne, że prounijnej propagandzie kościelnej towarzyszyło dość wulgarne zakłamywanie rzeczywistości, to znaczy początków Unii Europejskiej. Powszechnie twierdziło się, że zjednoczona Europa jest ideą „zrodzoną z inspiracji chrześcijańskich polityków”, jak pisali polscy biskupi w marcu 2002 roku, wymieniając Alcide De Gasperiego, Roberta Schumana i Konrada Adenauera. Wymienianie jednym tchem tej trójki bez jakiegokolwiek nawiązania do dużego grona socjalistów i komunistów dążących do budowy wspólnej Europy stanowiło poważny błąd poznawczy. Gdzie komunista Altiero Spinelli i jego manifest z Ventotene? Gdzie socjalista Paul – Henri Spaak? Co ze zrodzoną jeszcze przed wojną ideą europejskiej jedności – z internacjonalistycznym paneuropeizmem Richarda Coudenhove-Kalergiego i późniejszymi działaniami Ottona Habsburga? Co wreszcie – last but not least – z niemieckimi wizjami Europy zjednoczonej bynajmniej nie wokół chrześcijaństwa, ale wokół potęgi Prus? Kościelni propagandziści zachowywali się tak, jakby to wszystko nie istniało. Być może dali się przekonać zachodnim Europejczykom, którzy chętnie zapraszali ich na salony, olśniewali bogactwem kontrastującym z ówczesną polską biedą i gorąco zapewniali o rzekomej bezalternatywności UE.

Być może nikt nie zadał sobie po prostu trudu sprawdzenia prawdziwej historii idei europejskiej integracji. Problem w tym, że po roku 2000 moralna degrengolada Europy zachodniej była doprawdy dość dobrze widoczna. Masowa aborcja, permisywna edukacja seksualna, prawo do zawierania związków partnerskich, promocja legalnej prostytucji, eutanazja – to wszystko już się działo; Europa budowała się w wyraźnej opozycji do chrześcijaństwa, na rewolucyjnych zasadach, czego oficjalny wyraz dano odrzucając odniesienia do Boga w projekcie pierwszych artykułów europejskiej „konstytucji” zaprezentowanych u progu 2003 roku. Dla wyrobienia sobie zdania o z gruntu bezbożnym charakterze Unii Europejskiej nie trzeba było sięgać do historii integracji; wystarczyło obserwować aktualną rzeczywistość – i to bynajmniej nawet nie dogłębnie; antychrystianizm ujawniał się już nawet na powierzchni wydarzeń. Papież i biskupi to wszystko zignorowali – i to pomimo faktu, że w latach 90. sam Jan Paweł II wielokrotnie zabierał głos w dyskusji o Europie, ubolewając nad faktycznym rozwojem wypadków. Najwyraźniej wspomnienie czasów sowieckich i zachodnio-europejski blichtr okazały się silniejsze od obaw.

Wreszcie – przekonanie o polskim mesjanizmie i rzekomej sile naszego katolicyzmu. Problem w tym, że ostatni raz prawdziwie po katolicku Polacy w swojej masie żyli może za Gomułki. Od lat 70. drastycznie zaczęła spadać liczba urodzeń. W przededniu referendum akcesyjnego wskaźnik dzietności wynosił w Polsce 1,25. W sytuacji tak namacalnie obserwowalnego zachłyśnięcia się konsumpcjonizmem i odrzucenia katolickich pryncypiów moralnych, o dynamizmie katolickiego życia w Polsce mógł mówić tylko ten, kto kompletnie pozbawił się zdolności wyjrzenia za pozory tworzone przez papieskie pielgrzymki.

Lekcja
Jaka płynie z tego nauka? Sądzę, że krótka i prosta: tam, gdzie idzie o politykę, trzeba w pierwszej kolejności zaufać wnikliwej analizie rzeczywistości opartej o znajomość historii i zasad antychrystycznej Rewolucji. Papolatria była i pozostaje niebezpiecznym zjawiskiem; bo papieże i biskupi, którzy formułują głęboko uproszczone i zależne od opinii mainstreamu rady polityczne, to w ostatnich dziesięcioleciach raczej norma niż wyjątek, czy będzie to wojtyliański euroentuzjazm czy bergogliański promigracjonizm i globalizm. Oddzielajmy roztropnie ziarno od plew.

Paweł Chmielewski

Orban: W tym roku możemy zakończyć hegemonię “postępowego liberalizmu” w Europie i przywrócić suwerenność narodom.

Victor Orban: w tym roku możemy zakończyć liberalną hegemonię w Europie i przywrócić suwerenność pch24.pl/victor-orban

(fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK HUNGARY OUT / PAP)

W tym roku możemy zamknąć niechlubną erę cywilizacji zachodniej, zbudowaną na hegemonii postępowego liberalizmu, ustanawiając w jej miejsce suwerenny porządek świata – mówił premier Viktor Orbán w dniu otwarcia węgierskiej edycji CPAC (Konferencja Konserwatywnej Akcji Politycznej). Zaznaczył też, że w czasie, gdy „postępowo-liberalny ocean pochłonął Europę”, to Węgry „cudownie ostały się jako wyspa konserwatyzmu”.

Orbán wskazał, że liberalny porządek odniósł porażkę, ponieważ sprowadził na świat wojny, chaos, niepokoje, upadek gospodarek i zamieszanie. Zwolennicy liberalizmu doszli do momentu, gdy ich rolą nie jest reprezentowanie narodu, ale wdrażanie własnych ideologii. Dokonali przy tym podziału świata na rzekome „demokracje” i „autokracje”, twierdząc, że ich rolą jest prowadzenie krucjaty przeciwko samozwańczo osądzanym autokracjom.

Ten porządek świata wyprodukował przywódców, którzy nie nadają się do tego zadania, popełniają błędy za błędami i ostatecznie pędzą ku własnej zgubie – kontynuował, charakteryzując przywódców liberalnych jako zwolenników kontroli ideologicznej, do której każdy musi się dostosować, ponieważ – według ich narracji – pokój na świecie nastanie, gdy wszyscy się podporządkują. Kiedy ich słucham, wydaje mi się, że ci niezdarni przywódcy wiedzą mniej o pokoju na świecie niż uczestniczki konkursu piękności – ironizował premier Węgier.

Jak podkreślił, nadszedł moment, by zastąpić ten porządek innym – suwerennym porządkiem, w którym interes narodowy determinuje działania poszczególnych państw. W tym porządku za słuszne przyjmuje się to, co stanowią reprezentujący naród politycy, a nie to, co dyktują organizacje pozarządowe, korporacje, media oraz „podejrzani eksperci i głupkowaci akademicy”.

Victor Orbán zaznaczył przy tym, że oznacza to zakończenie projektu, jakim jest „społeczeństwo otwarte” George’a Sorosa. W zamian za to należy postawić na poważne państwa, które faktycznie chronią swoich obywateli.

Podkreślił, że zwolennicy liberalnego zamordyzmu siedzą obecnie w Unii Europejskiej i Waszyngtonie. Odnosząc się do wyborów do europarlamentu, zachęcił do walki o to, by przeważyła koncepcja suwerenności. – Podejmujemy się w tym roku ich stamtąd wypędzić. Niech wreszcie nadejdzie era zwolenników suwerenności, powróćmy na pokojową i bezpieczną ścieżkę, która uczyniła Zachód wielkim! Uczyńcie Amerykę znów wielką, uczyńcie Europę znów wielką, śmiało, Donaldzie Trumpie, śmiało, europejscy zwolennicy suwerenności! – apelował.

Orbán przekonywał, że świat stoi obecnie przed szansą wyparcia postępowo-liberalnej hegemonii. Wróg jest wprawdzie silny i pozbawiony moralnych skrupułów, ale wyczuwa zmiany nastrojów w kierunku konserwatywnym i boi się, że zostanie wyparty.

Mają władzę i nie zawahają się użyć dostępnych im środków. Tak jak to zrobili to w przeszłości komuniści, teraz postępowcy podejmują pięć kroków, aby przekształcić instytucje państwowe w narzędzia ucisku – mówił, wskazując na owe pięć kroków, którym są kolejno: przedefiniowanie tego, co normalne w celu odwrócenia znaczeń; szerzenie owej „odwróconej normalności” przy pomocy aparatu państwa; zidentyfikowanie osób o „niebezpiecznych poglądach”; szczucie mediów i aktywistów politycznych na osoby stanowiące rzekome zagrożenie; a na końcu okrzepnięcie tego porządku we wszystkich instytucjach publicznych.

Źródło: hungarianconservative.com FO

„Nasi synowie wkrótce będą walczyć i umierać w piekle Ukrainy za multimiliarderów w Ameryce”. Wypowiedź Holendra do Parlamentu Europejskiego.

„Nasi synowie wkrótce będą walczyć i umierać w piekle Ukrainy za multimiliarderów w Ameryce”

Wypowiedź z Parlamentu Europejskiego video i tłumaczenie

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 26

Izrael zbombardował ambasadę Iranu w Syrii. Następnie Iran zbombardował dwa odległe lotniska wojskowe w Izraelu. Nagle cała UE jest przeciwko Iranowi, ponieważ łamie on tam wszystkie prawa człowieka. Nonsens – stwierdził poseł do Parlamentu Europejskiego Marcel de Graaff w Parlamencie Europejskim.

„Iran najwyraźniej musi zostać ukarany za wspieranie Rosji. I dlatego mówię wszystkim obywatelom UE: to właśnie robią wasi przywódcy w UE” – powiedział de Graaff.

Chwalą naszą wolność, ale zmuszają ludzi do szczepień. Chwalą naszą demokrację, ale cenzurują i demonizują opozycję. Chwalą nasz dobrobyt, ale zabierają nam pieniądze i zastępują je cyfrowymi punktami lojalnościowymi – wymienia poseł.

„Ogłaszają pokój, ale nasi synowie wkrótce będą musieli walczyć na Ukrainie i umrzeć za multimilionerów w Ameryce, ponieważ kończą im się żołnierze po pół milionie zabitych i niepełnosprawnych”.

Ale cóż, UE nie dyskryminuje. W piekle Ukrainy mogły zginąć także dzieci imigrantów.

Minister obrony Rosji Szojgu powiedział we wtorek, że od lutego 2022 roku zginęło prawie 500 000 ukraińskich żołnierzy.

De Graaff wezwał społeczeństwo do głosowania przeciwko UE w nadchodzących wyborach.

Tarczyński. Już wielu takich oratorów było, a jak przyszło do czynów…

Ekonomat @ekonomat_pl

Tarczyński wygarnął Ursuli von den Leyen i Weberowi wszystko, co myśli o ich polityce – zarówno jeśli chodzi o Zielony Ład, jak i migrantów. To szaleństwo skończy się po tych wyborach. Uczynimy Europę potęgą, my, konserwatyści. Przegracie te wybory! – grzmiał #Tarczyński w kierunku von den Leyen. Europa nie jest bezpieczna. Niemcy – 6 milionów przestępstw, historyczny rekord, a wy chcecie to kontynuować?! – dodał, celując palcem w Webera. Jest moc? Dobrze gada, co? Byle to nie była gadka-szmatka, bo już wielu takich oratorów było, a jak przyszło do czynów… #UE #greendeal #Migracion #ILLEGALimmigrants #paktmigracyjny #Wybory #parlament

7 389 Wyświetlenia 53 Wpisy podane dalej 196 Polubień

Zaszufladkowano do kategorii O Polskę | Otagowano

Konieczność PolEXITU.

Rusza #AkcjaEwakuacjaZeu. „Trudne, ale konieczne dla odzyskania naszej niepodległości”

21.04.2024 konieczne-dla-odzyskania-naszej-niepodleglosci

Flagi Polski i Unii Europejskiej.
Flagi Polski i Unii Europejskiej. / Fot. PAP

Rusza #AkcjaEwakuacjaZeu organizowana przez Fundację Kampanii Społecznych im. św. Stanisława Papczyńskiego. Inicjatorzy chcą przekonać Polaków do konieczności PolEXITU.

Jak wskazali organizatorzy, pierwszym celem ich kampanii jest „poszerzenie świadomości Polaków dotyczącej neokolonializmu, którego jednym z najniebezpieczniejszych narzędzi jest Unia Europejska”.

„Chcemy przedstawić Polakom prawdziwą historię i cele tzw. «ojców założycieli»” – dodali.

Organizatorzy kampanii #AkcjaEwakuacjaZeu podkreślili, że w wizji „ojców założycieli” od samego początku „Zjednoczona Europa nie mała być związkiem wolnych narodów a europejskim państwem”.

„Aby mogło ono powstać przeprowadza się powolną operację odzierania narodów europejskich z ich kompetencji, co na końcu musi skutkować odebraniem narodom ich prawa do samostanowienia” – czytamy.

Powołano się także na prof. Jerzego Chodorowskiego, który „udowodnił, że nie ma możliwości zmiany tak ustawionego kierunku integracji”. „Dlatego będziemy przekonywać Polaków do opuszczenia Unii Europejskiej jako projektu, który ma zamknąć naszą drogę do niepodległości” – oświadczono.

Zdaniem przedstawicieli Fundacji, najtrudniejsze będzie rozpoczęcie konsultacji społecznych „dotyczących powstania Europy niepodległych narodów, która będzie konkurencją dla unijnej utopii”. Według nich, podstawą konsultacji powinna być cywilizacja łacińska w rozumieniu prof. Feliksa Konecznego.

Organizatorzy kampanii za cel stawiają sobie podniesienie odsetka Polaków widzących konieczność wyjścia z Unii Europejskiej z 11 do 20 proc. w najbliższym roku. W ciągu trzech lat ma on osiągnąć już 30 proc. Do 2028 roku przekonana ma być już ponad połowa Polaków.

„Cele te chcemy realizować poprzez tworzenie struktur do regularnej pracy społecznej na ulicach polskich miast. Będziemy wychodzić z banerami i megafonami. Merytorycznie przygotowani do dyskusji wolontariusze będą poruszać tematy trudne ale konieczne dla odzyskania naszej niepodległości” – czytamy.

Polska poza Unią?

Dochodzenia przeciwko von der Leyen docierają do Bundestagu

Dochodzenia przeciwko von der Leyen docierają do Bundestagu

18 kwiecień 2024 altershot.tv/prawo/dochodzenia-przeciwko-von-der-leyen

Politycy opozycji w Bundestagu wzywają Niemcy do współpracy w śledztwie przeciwko Ursuli von der Leyen.

Dochodzenie prowadzone przez Prokuraturę Europejską (EPPO) przeciwko przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen zostało po raz pierwszy omówione w niemieckim Bundestagu.

W odpowiedzi na drobne pytanie posła BSW Christiana Leye, niemiecki rząd potwierdził, że brukselskie władze badają tajne negocjacje von der Leyen z szefem Pfizera Albertem Bourlą w sprawie miliardowych kontraktów na zakup szczepionek na Covid-19. Odpowiedź udostępniła gazeta Berliner Zeitung.

W tym kontekście niemiecki rząd stwierdza, że “nie jest świadomy żadnych wniosków o wzajemną pomoc prawną lub innych kontaktów między Prokuraturą Europejską a władzami niemieckimi w związku z dochodzeniami w sprawie umów Komisji Europejskiej z Pfizerem dotyczących szczepionek na Covid-19”. Prokuratura Europejska działa jako niezależny organ śledczy. Co do zasady, dochodzenia transgraniczne w państwach członkowskich uczestniczących w Prokuraturze Europejskiej są prowadzone na podstawie art. 31 rozporządzenia Rady (UE) 2017/1939 z dnia 12 października 2017 r. wdrażającego wzmocnioną współpracę w zakresie ustanowienia Prokuratury Europejskiej. Nie miało to jeszcze miejsca w przypadku dochodzeń przeciwko von der Leyen. Rząd niemiecki “uczestniczył w inicjatywie Komisji Europejskiej dotyczącej szczepionek”. W tym kontekście “wynegocjowano i zawarto unijne umowy na szczepionki przeciwko Covid-19 od firm Biontech i Pfizer”. Rząd niemiecki jest “reprezentowany w odpowiednich komitetach na szczeblu UE, a także w Komisji Europejskiej”.

zobacz też:

Zarzuty karne przeciwko Ursuli von der Leyen

New York Times pozywa UE za sms-y von der Leyen z Pfizerem

Szefowie PE blokują publiczną kontrolę von der Leyen ws kontraktu z Pfizerem

Problem polega na tym, że nikt obecnie nie wie, co dokładnie zostało wynegocjowane. Negocjacje i umowy podlegają ścisłej tajemnicy. Von der Leyen jak dotąd odmówiła ujawnienia swojej rozmowy z Pfizerem, która odbyła się za pośrednictwem wiadomości tekstowych. Rzeczniczka Praw Obywatelskich UE odrzuciła już tę prośbę, a Trybunał Obrachunkowy UE również błądzi po omacku.

W następstwie prywatnej skargi, EPPO przejęła dochodzenie od swoich belgijskich kolegów i najwyraźniej próbuje rzucić światło na tę sprawę. Christian Leye oczekuje, że Niemcy poprą ten wniosek. Powiedział Berliner Zeitung: “Należy mieć nadzieję, że śledczy nie pozostawią kamienia na kamieniu, a niemieckie władze – jeśli to konieczne – będą w pełni współpracować”. “Niemiecki przewodniczący Komisji Europejskiej, który uzgadnia SMS-em kontrakty na szczepionki warte miliardy euro, a następnie odmawia przekazania wiadomości tekstowych Parlamentowi Europejskiemu, depcze praworządność i jest żenujący dla Niemiec”, powiedział Leye.

Jego kolega z BSW, Fabio De Masi, dostrzega fundamentalny problem. Powiedział Berliner Zeitung: “Wszystko, czego dotyka pani von der Leyen – czy to jako minister obrony ds. uzbrojenia, czy jako szefowa Komisji UE ds. szczepionek, czy też przyznanie stanowiska komisarza ds. MŚP – jest owiane mgłą”. Kiedy von der Leyen ogłasza, że chce w przyszłości zorganizować zamówienia na broń w UE zgodnie z “udanym” modelem zamówień na szczepionki, “można się przestraszyć”, powiedział De Masi.

Ursula von der Leyen doświadczyła “klęski” na innym froncie w tym tygodniu, jak napisała dpa: “Ursula von der Leyen poniosła poważną polityczną porażkę w środku kampanii wyborczej na drugą kadencję jako przewodnicząca Komisji Europejskiej. Po oskarżeniach o faworyzowanie, polityk CDU musiała ogłosić późnym wieczorem w poniedziałek, że jej partyjny kolega Markus Pieper nie obejmie stanowiska komisarza Komisji Europejskiej ds. małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP), jak planowano. Wieloletni eurodeputowany z Münsterland powinien był objąć to stanowisko we wtorek, co wiąże się z podstawowym miesięcznym wynagrodzeniem w wysokości ponad 18 000 euro”.

Zarzuty zostały podniesione, ponieważ dwóch kandydatów ze Szwecji i Czech zostało ocenionych wyżej niż Pieper na początku procesu aplikacyjnego. Polityk CDU, który jest członkiem Parlamentu Europejskiego od 2004 roku, zwyciężył dopiero w rozmowach kwalifikacyjnych. W oczekiwaniu na nowe stanowisko Pieper nie kandydował już do parlamentu i według dpa rozważa ponowne ubieganie się o stanowisko wraz z von der Leyen.

Autor: Michael Maier źródło: https://www.berliner-zeitung.de/wirtschaft-verantwortung/pfizer-nachrichten-ermittlungen-gegen-ursula-von-der-leyen-erreichen-bundestag-li.2206864

Dług względem UE ma być wieczny, ale coraz większy

Dług UE będzie dożywotni? Unijny komisarz gospodarki stawia ostre żądania

Dług UE będzie dożywotni? Unijny komisarz gospodarki stawia ostre żądania 

https://pch24.pl/dlug-ue-bedzie-dozywotni-unijny-komisarz-gospodarki-stawia-ostre-zadania


Szef gospodarczy UE, komisarz Paolo Gentiloni, oficjalnie wezwał do przekształcenia Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF) – mechanizmu, który miał być jednorazowym uwspólnotowieniem długu – w „stałe” zasoby UE. Gentiloni przekonuje, że „tymczasowy charakter” programu uniemożliwia uwolnienie pełnego potencjału, a UE potrzebuje dodatkowo ponad 650 mld euro rocznie na transformację eko-cyfrową.

Kraje UE są ogromnie zadłużone. Istnieje zapotrzebowanie na nowe kredyty z powodu realizacji antyspołecznego Zielonego Ładu (od 2028 r. zacznie się również spłacanie zaciągniętego przez Brukselę na 30 lat wspólnego długu w celu „ratowania” gospodarki zniszczonej z powodu lockdownów). Uwspólnotowienie długów ma pomóc w centralizacji władzy i stworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy.

Na spotkaniu śródokresowym poświęconym wspólnemu mechanizmowi RRF, komisarz Gentiloni ostrzegł, że na transformację eko-cyfrową bloku potrzebne są dodatkowe fundusze w wysokości aż 650 miliardów euro rocznie. Oprócz tego Europa musi się zbroić z powodu wojny na Ukrainie. Dlatego fundusze z mechanizmu Odbudowy i Zwiększania Odporności są niewystarczające.

– Cztery lata temu nasze gospodarki znajdowały się w środku najgorszej recesji gospodarczej od dziesięcioleci. Państwa członkowskie starały się wspierać firmy i pracowników na wszelkie możliwe sposoby. Komisja zawiesiła już nasze reguły fiskalne i zasady pomocy państwa, aby dać rządom jak największą swobodę. Stawało się jednak jasne, że nie wszystkie państwa członkowskie dysponują taką samą siłą finansową, aby wesprzeć swoje gospodarki. A bez wspólnej odpowiedzi, rozbieżności między państwami członkowskimi pogłębią się, podważając istotę naszej Unii. Istniała wyraźna potrzeba podjęcia zdecydowanych działań, by uniknąć ryzyka Wielkiej Fragmentacji – zauważył Gentiloni, nawiązując do półmetka funkcjonowania RRF.

W maju 2020 r. KE zaproponowała plan NextGenerationEU, a dwa miesiące później – podczas jednego z najdłuższych posiedzeń Rady Europejskiej w historii – przywódcy państw osiągnęli porozumienie w sprawie zaciągnięcia wspólnego długu w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF).

Zdaniem unijnego komisarza, porozumienie w sprawie NextGenerationEU „zmieniło zasady gry w przywracaniu zaufania”. Państwa zaczęły przygotowywać swoje „plany odbudowy i zwiększania odporności”, które miały być „czymś więcej niż zwykłym odbiciem”. Ich celem było skierowanie krajowych gospodarek na „ścieżkę silniejszego, bardziej zrównoważonego rozwoju gospodarczego, bardziej sprzyjającego włączeniu społecznemu”.

Z RRF wypłacono do tej pory 225 mld euro, które miały nie tylko wesprzeć gospodarki, ale także w bezprecedensowy sposób zwiększyć poziom inwestycji i reform. Środki jednak w zdecydowanej mierze mogły być kierowane na ekologizację i cyfryzację gospodarki.

Gentiloni uznał, że „RRF okazuje się być sukcesem”. Pomógł uspokoić rynki. Środki z uwspólnotowienia długu miały pomóc „w utrzymaniu silnego odbicia po pandemii”. Gospodarka europejska powróciła do poziomu produkcji sprzed „pandemii” znacznie wcześniej, niż oczekiwano. Po kryzysie w 2007-2008 r., pełne ożywienie produkcji zajęło siedem lat.

Pieniądze z RRF miały pomóc zwiększyć inwestycje publiczne. Do 2025 r. wskaźnik inwestycji publicznych w UE ma wzrosnąć do 3,5% PKB, w porównaniu z 3,0% w 2019 r.

– Po trzecie, RRF nadały nowy wymiar unijnym instrumentom finansowania. Uzależniając finansowanie inwestycji od wdrożenia reform, RRF zachęciło państwa członkowskie do stawienia czoła długotrwałym wyzwaniom. Widzimy to po wyraźnej poprawie postępu w zakresie zaleceń dla poszczególnych krajów we wszystkich państwach członkowskich – uznał komisarz.

Najważniejszą zaletą ma być jego zdaniem to, że „dzięki NextGenerationEU Komisja stała się głównym graczem na rynkach kapitałowych”. „Wolumen naszej emisji wzrósł z 0,4 miliarda euro w 2019 r. do 120 miliardów euro w 2021 r. i od tego czasu nasza roczna emisja utrzymuje się na poziomie powyżej 100 miliardów euro. To z kolei pomogło również wzmocnić międzynarodową rolę euro” – powiedział.

Niektóre państwa członkowskie bardzo szybko otrzymały środki ze wspólnego długu. Inne, jak Polska, są szantażowane i żąda się od nich spełnienia wszystkich „kamieni milowych”, w tym bezprawnego uznania agnostycznych zapisów Karty Praw Podstawowych, od obowiązywania której wyłączyliśmy się w 2009 r. Opóźnienia z wypłatami środków uwspólnotowienia długu, który od 2028 r. i tak musimy spłacać (obecnie spłacamy odsetki), pozostawia bardzo mało czasu na terminową realizację planów inwestycyjnych. Wszystkie kraje są zobowiązane zrealizować plany do 2026 r. To termin ostateczny – przypomniał komisarz ds. gospodarki.

Gentiloni przyznał, że co prawda, „po Covid-19 nastąpiło silne odbicie, jednak wzrost spowolnił”. – W zeszłym roku 11 państw członkowskich odnotowało ujemny wzrost, a przyspieszenia aktywności gospodarczej spodziewamy się dopiero w drugiej połowie tego roku – komentował, zrzucając winę za niepowodzenie pobudzenia wzrostu gospodarczego na wojnę na Ukrainie.

– Tak naprawdę dużą część ubiegłego roku poświęcono na dostosowanie planów do konsekwencji wojny i uzgodnienie rozdziałów REPowerEU, mających na celu przyspieszenie transformacji energetycznej. Podsumowując, RRF okazał się elastycznym instrumentem i pomógł nam poruszać się po tych bardzo wzburzonych wodach – mówił.

Wspomniał także o pewnych niepowodzeniach. Na przykład państwa członkowskie skarżą się na to, że wdrażanie programu stanowi obciążenie dla ich zdolności administracyjnych. 
Najważniejszy fragment przemówienia Gentilonego dotyczył jednak przekształcenia mechanizmu RRF w stałe narzędzie. Zatem KE ciągle mogłaby zaciągać – w imieniu pozostałych państw – nowe długu, aby sprostać niezwykle kosztownej, wymagającej i obciążającej dla obecnych oraz przyszłych pokoleń transformacji eko-cyfrowej.

Komisarz zaznaczył, że oprócz środków, którymi obecnie dysponują państwa i przeznaczają na inwestycje potrzebujemy wydatkować rocznie dodatkowo 650 miliardów euro na transformację ekologiczną i cyfrową.

– RRF pomoże wypełnić tę lukę inwestycyjną przynajmniej do jej wygaśnięcia w 2026 r. Ale oczywiście nasze potrzeby inwestycyjne nie kończą się w 2026 r. Na pierwszy plan wysunęły się nowe priorytety, takie jak obronność czy odbudowa Ukrainy – wskazał eurokrata, zadając pytanie, w jaki sposób będziemy finansować te „strategiczne inwestycje”?

Ciągłe zadłużanie ma uwolnić „ogromny potencjał” Europy. Gentiloni przyznał między wierszami, że zalety RRF właściwie wyczerpały się w pierwszych czterech latach jego obowiązywania. Teraz, druga połowa „pod wieloma względami będzie trudniejsza”. – Nie możemy jednak sobie pozwolić na poddawanie się zmęczeniu związanemu z odpornością. Musimy kontynuować wspólną pracę, aby wykorzystać tę wyjątkową szansę i odnieść sukces. I równolegle, aby rozpocząć refleksję nad tym, co nastąpi po RRF. Ponieważ rok 2026 jest tuż za progiem – puentował.

Włoski komisarz ds. gospodarki właściwie ponownie otworzył dyskusję, jaką toczono przed kilkoma laty, gdy George Soros zaproponował, aby UE stworzyła wspólny skarb i zaciągnęła dożywotnie długi. Mówił wówczas o obligacjach wieczystych. Państwa UE nigdy nie mogłyby wyzwolić się od wierzycieli i cały czas musiałyby spłacać odsetki od stale narastającego długu.

Zbliża się 20 lat, odkąd Polska przystąpiła do UE. Niewielu zdaje sobie sprawę, że po 2028 r. będziemy płatnikiem netto, czyli będziemy więcej wpłacać do wspólnego budżetu, niż z niego otrzymywać. UE już jest bardzo zadłużona. Od 2028 r. zacznie się spłacanie 30-letniego wspólnego długu. Odsetki płacimy już teraz i są wyższe niż pierwotnie zakładała KE. Do tego trzeba będzie poszukać środków w związku z ewentualnym rozszerzeniem UE o Ukrainę i Mołdawię oraz kraje Bałkanów Zachodnich, nie mówiąc o kolosalnych kosztach transformacji eko-cyfrowej.

Bruksela musi zwiększyć wpłaty państw członkowskich do wspólnego budżetu albo poszukać innych stałych wpływów (nowe podatki) lub wprowadzić na stałe mechanizm wspólnego zaciągania długu. Spowoduje to jeszcze większą centralizację władzy, szantaż i jeszcze trudniej państwom członkowskim będzie wyrwać się z „uścisku” UE.

Źródło: ec.europa.eu AS

Piotr 11 kwiecień 2024

Ta płatna, ideologiczna banda grabarzy Europy coraz bardziej i bezczelniej posuwa otumanionych Europejczyków do totalnej bankowej niewoli, a Chiny, Wall Street i City of London razem z globalistami od Szwaba się śmieją.

 PILNE – Powstrzymajmy plany dotyczące aborcji! Brońmy nienarodzonych dzieci! 🤰

“Anne Brunette, CitizenGO” <petycje@citizengo.org>

Jako Francuzka, jestem wściekła, że nasz prezydent Emmanuel Macron forsuje straszną agendę. Jego dążenie do wpisania “gwarantowanej wolności dostępu do dobrowolnego przerwania ciąży” do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, może wkrótce zostać zrealizowane.

Parlament Europejski znów próbuje przedstawić aborcję jako prawo kobiet w Karcie Praw Podstawowych UE. To może być ogromne zwycięstwo dla organizacji proaborcyjnych.  

Głosowanie odbędzie się 11 kwietnia i zamierzam użyć mojego słusznego oburzenia, by walczyć w imieniu nienarodzonych dzieci. Czy dołączą Państwo do mnie?

Czy macie Państwo świadomość, że w Parlamencie Europejskim podjęto nawet próby, by zmienić reguły, tak aby już nie była potrzebna jednomyślność państw członkowskich, by to przeforsować? To przebiegły ruch, by uciszyć jakąkolwiek opozycję. I może być użyty jako narzędzie do grożenia w przyszłości rządom, które są pro-life.  Kraje, które będą sprzeciwiać się podczas głosowania 11 kwietnia, mogą zostać poddane sankcjom ekonomicznym.

Zabierz głos TERAZ. Podpisz naszą petycję, w której apelujemy o odrzucenie aborcji jako prawa podstawowego.

Chcę głośno spytać – a co z nienarodzonymi dziećmi, których serca biją już w szóstym tygodniu i które są w pełni uformowane w 14 tygodniu? Ich prawo do życia jest okrutnie pomijane…

Czy zauważyli Państwo, że te niewinne dzieci nigdy nie są wspominane, ani nazywane? Mówi się o aborcji, o prawach reprodukcyjnych i seksualnych, ale nigdy o dziecku w łonie matki…

Nikt nie mówi o nienarodzonym dziecku, o tym, jak ono się czuje, ani nawet o jego cierpieniu podczas aborcji… Nikt nie wspomina o wielu milionach skradzionych historii…

Pokażmy im wspólnie, że nie pozwolimy, by mordowanie stało się prawem…

Z determinacją,

Anne Brunette z całym zespołem CitizenGO

PS Jeśli już podpisali Państwo petycję, proszę. by przekazali Państwo ten email każdemu, kogo znacie. Zbierzmy jak najwięcej podpisów. Każdy głos się liczy!

Poniżej wiadomość, którą wysłaliśmy Państwu wcześniej:


 Nasz głos jest dziś ważniejszy niż kiedykolwiek!Przyszłość Europy stoi na szali. Posłowie i posłanki do Parlamentu Europejskiegosą o krok od głosowania nad kwestią, która dotyka sedna naszych przekonań: świętości życia nienarodzonych dzieci.
Musimy działać TERAZ!Powiedzmy przewodniczącej, pani Robercie Metsoli oraz naszym posłom i posłankom w Parlamencie Europejskim,aby głosowali ZA życiem i PRZECIW uznaniu aborcji za prawo podstawowe w Unii Europejskiej!#NieDlaAborcji #ZaŻyciem #RazemZmieniamyŚwiat PROSZĘ PODPISAĆ PETYCJĘ

W dniu 4 marca Francja wprowadziła aborcję do konstytucji, pod pretekstem ochrony praw kobiet.

Wszyscy, począwszy od Dyrektora Generalnego WHO, Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, wychwalają tę decyzję “jako zabezpieczenie praw kobiet i jako ratowanie życia“.

14 marca w Parlamencie Europejskim (PE), Emmanuel Macron zaproponował dodanie “prawa do aborcji” do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej (UE). 

Głosowanie posłów w PE w tej sprawie odbędzie się już w tym tygodniu, 11 kwietnia 2024 roku, więc musimy działać szybko!

Jeśli aborcja stanie się częścią Europejskiej Karty Praw Podstawowych, nikt nie będzie mógł przeciwstawić się prawu kobiety do aborcji dopuszczalnej aż do porodu.

A co z prawami nienarodzonych dzieci? Jak można to nazwać fundamentalnym prawem, skoro nienarodzone dziecko nie ma głosu, by się bronić? 

Jak doszło do tak przerażającej afirmacji eksterminacji niewinnych istnień ludzkich?

Poświęcanie bezbronnych nienarodzonych dzieci nie jest krokiem naprzód, ale krokiem wstecz naszej cywilizacji.

Współczynnik aborcji we Francji jest już prawie tak wysoki, jak w Wielkiej Brytanii, gdzie prawo jest bardzo liberalne, a dzieci mogą być zabijane nawet tuż przed narodzeniem!

Ważne jest, aby Państwo podpisali naszą pilną petycję TERAZ, aby poprosić Przewodniczącą Parlamentu Europejskiego, Robertę Metsolę oraz posłów i posłanki PE o głosowanie przeciwko włączeniu aborcji do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej i o głosowanie na rzecz życia i ochrony nienarodzonego dziecka!

Aby zmienić obecną zasadę wymagającą jednomyślnego porozumienia wszystkich państw członkowskich w kwestii włączenia aborcji jako prawa podstawowego, posłowie PE apelują również do Rady Europy o “rezolucję w sprawie rewizji traktatów”. Ma to na celu zlikwidowanie zasady jednomyślności.

Taka zmiana w Karcie Praw Podstawowych UE spowodowałaby, że państwa, które ją zaakceptowały, nie mogłyby już ograniczyć dostępu do aborcji.

Jeśli ta rezolucja wejdzie w życie, mogłaby stać się precedensem i niewątpliwie zostałaby wykorzystana przeciwko rządom pro-life w Komisji Europejskiej.

W rzeczywistości prawo dotyczące aborcji należy do jurysdykcji poszczególnych państw członkowskich, ponieważ polityka zdrowotna nie podlega władzy unijnej. Jakiekolwiek zmiany traktatów naruszające tę jurysdykcję powinny zaniepokoić państwa popierające stanowisko pro-life. Te “zbuntowane” kraje mogą jednak stanąć w obliczu znacznego nacisku i różnych sankcji ekonomicznych (cięcia funduszy, wzrostu odsetek itp.).

W trakcie debaty w PE 14 marca aborcjoniści mocno zaatakowali głosy pro-life w Parlamencie Europejskim. To nowa próba uciszenia opozycji.

Głosowanie w PE odbędzie się 11 kwietnia, a lewicowa większość, zachęcona niedawnym włączeniem aborcji do francuskiej Konstytucji, próbuje zapewnić ogromne zwycięstwo lobby feministycznemu.

Trudno sobie wyobrazić, że Karta Praw Podstawowych mogłaby zawierać prawo do zabijania niewinnej istoty ludzkiej. Karta powinna chronić KAŻDE życie na każdym etapie jego rozwoju.

Innymi słowy, ten głos posłów PE za umieszczeniem aborcji w Karcie Praw Podstawowych UE, to głos przeciwko życiu i demokracji!

Podpisz naszą petycję i wezwij Przewodniczącą Parlamentu Europejskiego Robertę Metsolę oraz posłów PE, aby stanęli w obronie życia i sprzeciwili się włączeniu aborcji do Karty Praw Podstawowych UE.

Co z prawem do życia nienarodzonego dziecka? Kto je obroni, jeśli nie my?

W Europie przepisy dotyczące dopuszczenia aborcji różnią się od 14 tygodnia we Francji i Hiszpanii do 24 tygodnia w Holandii (faktycznie, aborcja jest dozwolona do momentu, gdy dziecko nie jest zdolne do życia poza macicą).

Warto zauważyć, że w 14 tygodniu dziecko ma wielkość pomarańczy, wszystkie jego organy są już w pełni wykształcone, twarz staje się rozpoznawalna, włosy i paznokcie u rąk i nóg rosną, a odruchy działają. To w tym czasie matki zaczynają odczuwać ruchy dzieci.

Czy chcemy, aby poczęte dzieci w całej Europie mogły być zabijane aż do momentu narodzin z dowolnego powodu?

Nasza petycja może mieć wpływ! Dzięki głosom tysięcy zaangażowanych obywateli, którzy bronią prawa do życia, możemy prowadzić kampanię przeciwko partiom i posłom, którzy głosują za aborcją i pociągać ich do odpowiedzialności.

Jesteśmy głosem tych dzieci, które jeszcze nie mają głosu.

Prosimy, podpisz i udostępnij pilnie naszą petycję, by jak najwięcej osób stanęło w obronie nienarodzonych dzieci w Europie i w Polsce!

Dziękuję za wszystko, co Państwo robicie, by chronić bezbronne, niewinne dzieci,

Anne Brunette z całym zespołem CitizenGO

PS Prosimy, stańcie Państwo z nami i wesprzyjcie naszą walkę udostępniając tę petycję! Dla nas jako organizacji na pierwszej linii frontu broniącej życia i walczącej z agendą proaborcyjną, każde wsparcie jest cenne. Dziękujemy za wspieranie CitizenGO!

Więcej informacji:

MEPs back to debate abortion as EU fundamental right/ Posłowie europejscy wracają do debaty na temat aborcji jako prawa podstawowego UE: https://www.eunews.it/en/2024/03/14/meps-back-to-debate-abortion-as-eu-fundamental-right/

Les eurodéputés réclament d’inscrire l’avortement dans la Charte des droits fondamentaux/ Eurodeputowani domagają się wpisania aborcji do Karty Praw Podstawowych. https://www.lesechos.fr/monde/europe/les-eurodeputes-reclament-dinscrire-lavortement-dans-la-charte-des-droits-fondamentaux-1775259

Zielone staje się brunatne

Zielone staje się brunatne

Izabela Brodacka

Przypominam dziecięcą zgadywankę: „Co to jest? Czarna jagoda. A dlaczego czerwona? Bo jeszcze zielona”. Trująca zielona jagoda jaką jest terroryzujący społeczeństwa „ zielony ład” dojrzewając bynajmniej nie staje się czerwona lecz jak dobrze widać staje się czarna, brunatna.

Do siedziby wydawnictwa 3DOM, którego właścicielem jest Tomasz Stala weszła ABW, policja i prokuratura. Łącznie było to przeszło 20 osób. Przeszukane zostało również prywatne mieszkanie wydawcy i jego działka letniskowa. Pretekstem do najścia były książki Dariusza Ratajczaka. Zarekwirowano również książki Radosława Patlewicza i Stanisława Trzeciaka. Były wśród nich „ Pogrom w Krakowie”, „Mord rytualny w Rzeszowie” oraz „ Protokoły mędrców Syjonu ze wstępem krytycznym” .

Łatwo zauważyć według jakiego klucza były wybierane te książki. Wątpię czy chciałbym obecnie kupować i czytać książki, które zostały zarekwirowane przez ABW. Sprzed lat pamiętam spór z pewnym znajomym, który opierając się na tezach Ratajczaka wmawiał mi, że w Oświęcimiu nie było prawdziwych komór gazowych, bo budynki tych komór były nieszczelne i gaz uciekałby nie spełniając swojej morderczej roli. Kiedy argumentowałam, że mój ojciec, który był więźniem karnej kompanii w Oświęcimiu potwierdzał gazowanie ludzi, odparł: „ wybacz większym autorytetem jest dla mnie Ratajczak niż twój świętej pamięci ojciec” co mocno mnie rozjuszyło i wyraziłam się brzydko na temat – również już wówczas świętej pamięci – pana Ratajczaka. Mogę przytaczając z pamięci jego tezy coś przekłamać bo nie chciało mi się wówczas nawet zajrzeć do jego książek i z nim polemizować.

Nie przyszłoby mi jednak do głowy, żeby postulować ich zakazanie czy zniszczenie. Jak pisze w „Warszawskiej Gazecie” pan Srokowski istnieją instytucje, których zadaniem jest polemizowanie z niesłusznymi poglądami. Istnieją krytycy, historycy, naukowe gremia i również prywatne światłe osoby. Kto ma decydować o wartości książek? Straż Pożarna, Pomoc Drogowa, czy Koło Gospodyń Wiejskich? A może urząd cenzora z ulicy Mysiej w Warszawie, który część z nas dobrze pamięta, a ci którzy z racji wieku nie mogą pamiętać, powinni się o nim uczyć. To co uczyniła koalicja „ !3 grudnia” jest moim zdaniem o wiele gorsze niż gdyby reaktywowała urząd cenzorski.

Pozwolono aby o poziomie i przeznaczeniu książek decydowali prości niewykształceni funkcjonariusze, nie posiadający żadnych poglądów na ich temat. A gdyby nawet mieli poglądy, to powinni zachować je dla siebie, albo zaprezentować u cioci na imieninach, albo pisać listy do redakcji, założyć stowarzyszenie walczące z tezami Ratajczaka czy wygłaszać przeciwko tym tezom filipiki z ławki w najbliższym parku. Cała władza w ręce mas – to czasy stalinowskie gdy młodociani hunwejbini jeździli po wsiach rozkułaczać chłopów zabierając im według swego widzi mi się sprzęty rolnicze i ziarno siewne. Nawet jeżeli mieli jakieś wytyczne od partyjnych władz nic nie może usprawiedliwić ich zbrodniczej, a wcale nie młodzieńczej aktywności, choć prześladowanie niewinnych ludzi umożliwił im system. Podobnie teraz to system umożliwia prześladowanie książek i poglądów podobnie jak system umożliwia czy inspiruje bicie na ulicach niewinnych spokojnych ludzi i wycieranie sobie butów polską flagą. Od tego jest już tylko jeden krok do palenia książek na placach. Pamiętamy jaki system to inspirował i przeprowadzał.

Wybieranie książek przeznaczonych do zniszczenia czy tylko aresztowania przez prostych funkcjonariuszy prawa (a raczej bezprawia) przypomina mi zabawne wydarzenia sprzed trzydziestu bodajże lat. Otóż w Instytucie naukowym imienia Nenckiego, zajmującym się badaniami w dziedzinie fizjologii mózgu, niezwykle istotnymi dla leczenia ludzi, specjalna komisja etyki naukowej, na mocy ustawy o zwierzętach, którą wówczas spłodzono, miała zajmować się przyznawaniem naukowcom określonej liczby szczurów do badań laboratoryjnych. Ponieważ żaden z naukowców nie chciał wejść do tej idiotycznej komisji zmuszono do tego bodajże portiera i dwie sprzątaczki i oni odtąd decydowali o przydziale zwierząt laboratoryjnych. Nic nie ujmując portierowi i sprzątaczkom – niech każdy robi to co potrafi i się tego trzyma – jak jednak pamiętamy to Pol Pot zmuszał prostych rolników do przeprowadzania operacji chirurgicznych, a chirurgów do kopania rowów. Operowani przez rolników umierali w męczarniach, a chirurdzy, gdy zbyt wolno kopali rowy, byli zabijani motyką. Jest to najczarniejszy okres w dziejach Kambodży.

Wracając do koalicji „ 13 grudnia”. Usłyszałam na własne uszy jak ktoś zachwalając niejakiego Majchrowskiego jako męża opatrznościowego Krakowa powiedział, że ma on niebieskie oczy oraz – nie pamiętam – habsburską, nordycką czy teutońską szczękę i dlatego jest najlepszym kandydatem na wieczne sprawowanie urzędu prezydenta miasta. Osłupiałam. Czy to znaczy, że czekają nas znowu ustawy norymberskie?. Oczy czarne i piwne są już znowu w niełasce? A o czym ma właściwie świadczyć habsburska szczęka? O przynależności do rasy nordyckiej?

Dobrze widać, że wraca stare. Zapanowała cywilizacja śmierci likwidująca osoby chore pod pretekstem ich własnego dobra. Przecież to nie tylko postulował, lecz zrealizował Hitler każąc zabijać chorych psychicznie i upośledzone dzieci. Od aresztowania czy internowania książek prezentujących niewłaściwe zdaniem rządzących poglądy już blisko do palenia książek na stosach co robili hitlerowscy siepacze. Od bicia na ulicach niewinnych ludzi i likwidowania siłą różnych instytucji publicznych może być blisko do „nocy długich noży”. Podobnie groźne jest tworzenie przez rządzących własnego prawa czyli bezprawia.

Naiwni uważali, że trująca zielona jagoda jaką jest „zielony ład” dojrzewając poczerwienieje. To znaczy, że zielony ład grawituje w kierunku komunizmu. Jest o wiele gorzej. Trująca zielona jagoda na naszych oczach staje się brunatna. U bram Europy stoi prawdziwy faszyzm, a nie straszak faszyzmu, którym nas faszerowano przez wiele lat w ramach pedagogiki wstydu.

===========================================

mail:

O Ratajczaku. Pisze Pani: „ Mogę przytaczając z pamięci jego tezy coś przekłamać bo nie chciało mi się wówczas nawet zajrzeć do jego książek”.

Gdzie tu sens, gdzie logika? – jak mówił chłopczyk wyrzucony z klasy za zanieczyszczenie powietrza. Ja nasmrodziłem, a oni w tym siedzą”.

Jeśli Panie nie czytała, co widać, to powtarza Pani kłamstwa z Gazety Wybiórczej i okolic. Dariusz Ratajczak tylko cytował, zresztą krytycznie i krótko, jakieś poglądy cudze. A zajęło to może 2% jednej z jego książki.

Warto jednak choć zajrzeć do książek, o których wydaję się sądy.

A mord rytualny wykonany wtedy na NIm przeraził i “uspokoił” wielu badaczy.

Niemcy potrafią grać w zielone

Niemcy potrafią grać w zielone

Andrzej Krajewski na-czym-swiat-stoi

Polski przemysł ma się słabo, za to niemiecki otrzyma kilkadziesiąt miliardów euro dotacji. Aplikowanych tak, żeby żadna z unijnych instytucji, stojących na straży uczciwej konkurencji, nie miała nic przeciwko temu.

Jeśli się zajrzy do Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE), a konkretnie do działu „Tytuł VII”, to zapisano tam wielkimi literami, że Wspólnota zakazuje nieuczciwej konkurencji na swym obszarze. Co więcej, w artykule 107 uszczegółowiono nawet, iż zabroniona jest: „wszelka pomoc przyznawana przez Państwo Członkowskie lub przy użyciu zasobów państwowych w jakiejkolwiek formie, która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom, lub produkcji niektórych towarów”.

Wprawdzie w kolejnych artykułach wyliczono okoliczności, które pozwalają na czasowe odejście od tej reguły, lecz jednocześnie ustanowiono szereg instytucji zobowiązanych stać na straży uczciwej konkurencji w UE. Tak, aby najzamożniejsze z państw Wspólnoty, wspierając rodzime firmy, nie dokonały eksterminacji pośród przedsiębiorstw z państw biedniejszych. W zamian mali i słabsi zgodzili się na rezygnację z narzędzi służących do obrony własnej gospodarki, czyli ceł. Wzajemne gwarancje uczciwości i bezpieczeństwa umożliwiają bowiem prowadzenie wspólnej polityki celnej, której reguły ujęto w oddzielnych zapisach traktatowych. Tyle teorii.

W poniedziałek 11 marca Robert Habeck zademonstrował, jak się ma ona w UE do praktyki. Niemiecki minister gospodarki i ochrony klimatu przekazał mediom, iż od następnego dnia rusza „Klimaschutzverträge”, dzięki której: „Zapewniamy miejsca pracy i konkurencyjność oraz chronimy klimat” – stwierdził. Habeck zaprezentował konkretne założenia nowego instrumentu ekonomicznego, jaki stworzył rząd RFN. Nazywa się go: węglowymi kontraktami różnicowymi. Polegają one na tym, że firmy przemysłowe z branż emitujących dużo gazów cieplarnianych: huty, cementownie, zakłady chemiczne i papiernicze, etc. startują w specjalnych aukcjach. Przedsiębiorstwa prezentują plany takiej modernizacji technologicznej w procesie produkcji, która umożliwi im redukcję emisji gazów cieplarnianych. Po czym rząd federalny kontraktuje na to specjalną dotację.

„Kontrakt różnicowy ma obowiązywać przez 15 lat i obejmować dofinansowanie zarówno inwestycji w nowe instalacje wytwórcze (capex), jak i bieżących kosztów operacyjnych (opex) do określonej wartości referencyjnej. Wymagana redukcja emisji wynosi co najmniej 60 proc. po trzech latach i minimum 90 proc. po 15 (latach – przy. aut.)” – opisuje w opracowaniu Ośrodka Studiów Wschodnich pt. „Kontrakty różnicowe – nowy instrument dekarbonizacji przemysłu w Niemczech” Michał Kędzierski.

Podczas aukcji przeprowadzonej 12 marca wydzielono 4 miliardy euro dotacji. Na aukcję jesienną planuje się rozdysponowanie 19 mld euro. „Robert Habeck chce, aby niemiecki przemysł był neutralny dla klimatu” – donosił z entuzjazmem 11 marca „Handelsblatt”. Dodając, że planowany od miesięcy program wreszcie ruszył. Zaś w specjalnym komunikacie prasowym niemieckie Ministerstwo Gospodarki i Ochrony Klimatu oznajmiło, iż: „Nowy, innowacyjny instrument finansowania przeszedł już wcześniej pomyślnie proces zatwierdzania pomocy publicznej przez Komisję Europejską”. Jaka kwota zostanie ostatecznie użyta w ramach „instrumentu”, jeszcze nie określono. Mowa jest o kilkudziesięciu miliardach euro. Może 60, a może 80 miliardach?

Nic tylko się cieszyć. Produkcja przemysłowa w Niemczech od kliku lat stacza się po równi pochyłej i jest już o 10 proc. niższa, niż była przed pandemią. Dzięki „Klimaschutzverträge” niczym po dawce sterydów, może złapać drugi oddech. Zwłaszcza że, jak zapowiedział Habeck, program kontraktów różnicowych zostanie rozszerzony na: „małe i średnie przedsiębiorstwa przemysłowe”. A wszystko to w imię ratowania klimatu.

Wprawdzie w ramach Europejskiego Zielnego Ładu cały niemiecki przemysł i tak musiałby się zdekarbonizować, no ale dzięki „Klimaschutzverträge” zrobi to szybciej. Zatem stojące na straży uczciwej konkurencji w Unii – Komisja Europejska, dwie komisje w Parlamencie Europejskim, Rada Unii Europejskiej, Rada Europejska, Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny są zadowolone. Każda z tych instytucji ma traktatowe uprawienia do dbania o zasady uczciwiej konkurencji w UE i żadna nawet nie pisnęła, że coś tu jest nie tak. Choćby dlatego, że w takiej Polsce (będącej było nie było także członkiem Unii) przemysł również nie miewa się najlepiej. Produkcja wedle danych GUS jest o 3,9 proc. niższa niż rok temu. Co gorsza, w niektórych branżach odnotowany spadek produkcji sprzedanej prezentuje się dramatycznie. Produkcja sprzedana chemikaliów i wyrobów chemicznych to 23,8 proc. na minusie, gumy i tworzyw sztucznych minus 13,3 proc.

Przemysł na terenie III RP będzie musiał zostać zdekarbonizowany tak jak niemiecki. Jednakże nie otrzyma 200 miliardów złotych od państwa na ten cel (to jedna trzecia całego budżetu Polski). Nie kupi sobie za te pieniądze nowoczesnych instalacji wytwórczych, nie zapewni bezemisyjnych źródeł energii elektrycznej, nie stworzy nowych technologii. Jednym słowem starci swą konkurencyjność na unijnym rynku wobec niemieckiego. Zaś Polska nie może chronić go cłami.

Niegdyś na pytanie – „A gdzie uczciwość i unijna solidarność?” kanclerz Angela Merkel szczerze się uśmiechała i po przybraniu takiego wyrazu twarzy oznajmiała pytającemu: „Nord Stream 2 jest projektem czysto ekonomicznym”. W sumie „Klimaschutzverträge” także.

Prokuratorzy UE jednak rozpoczynają śledztwo w sprawie korupcji Von der Leyen. Szczepionki w ramach kontraktu z firmą Pfizer będą nadal napływać do UE, co najmniej do 2027r.

Prokuratorzy UE rozpoczynają śledztwo w sprawie korupcji Von der Leyen – Politico

Detektywi badają prywatne wiadomości tekstowe pomiędzy przewodniczącym Komisji Europejskiej a dyrektorem generalnym firmy Pfizer.

Szczepionki w ramach kontraktu z firmą Pfizer będą nadal napływać do UE, co najmniej do 2027r.

1 kwietnia 2024 r.

Parlament Europejski / Wikimedia (CC BY 2.0 DEED)

Najwyżsi prokuratorzy UE przejęli toczące się śledztwo w sprawie korupcji wobec przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, poinformowało w poniedziałek Politico, powołując się na anonimowego rzecznika prokuratury w Liège w Belgii.

Dochodzenie dotyczy zakupu prawie 2 miliardów dawek szczepionki Pfizer Covid-19 dla UE w szczytowym okresie pandemii koronaawirusa. Prokurator utrzymuje, że szefowa KE negocjowała wielomiliardową umowę z dyrektorem generalnym farmaceutycznego giganta Alberem Bourlą prywatnie za pomocą SMS-ów, zanim zakończono badania kliniczne szczepionki, podaje Politico.

Von der Leyen odmówiła ujawnienia treści tych wiadomości, twierdząc, że nie może ich znaleźć.

Detektywi z Prokuratury Europejskiej (EPPO), którzy pracowali nad tą sprawą w ostatnich miesiącach, według doniesień uważają, że Von der Leyen może być winna „ingerencji w funkcje publiczne, niszczenia wiadomości tekstowych, korupcji i konfliktu interesów”.

Pomimo zarzutów i mimo tego, że sama von der Leyen przyznała, że przez prawie miesiąc przed podpisaniem wartej prawie 20 miliardów euro korespondencji rozmawiała z Bourlą prywatnie, szefowej KE nie postawiono dotychczas żadnych formalnych zarzutów.

Sprawę popierają rządy Polski i Węgier, które również złożyły oficjalne skargi dotyczące roli von Der Leyen w negocjacjach dotyczących szczepionek, podają źródła Politico. Gazeta zauważyła jednak, że Warszawa wycofała skargę po dojściu do władzy w ubiegłym roku prounijnego rządu premiera Donalda Tuska.

   „Zazdrość o szczepionki” to najnowsza kampania propagandowa szerzona przez media

„The New York Times”, który po raz pierwszy w 2021 r. doniósł, że prywatne rozmowy między Von Der Leyen a Bourlą rzeczywiście miały miejsce przed podpisaniem umowy w sprawie szczepionek, również złożył pozew przeciwko Komisji Europejskiej za odmowę sprawdzenia treści SMS-ów i odrzucił wniosek o dostęp do dokumentów.

Zdaniem urzędników UE sprawa przeciwko szefowi KE wzbudziła „niezwykle duże zainteresowanie opinii publicznej” w związku z obawami, że blok zakupił znacznie więcej szczepionek na Covid-19, niż to konieczne.

W grudniu ubiegłego roku Politico poinformowało, że państwa UE porzuciły co najmniej 215 milionów dawek, co kosztowało podatników aż 4 miliardy euro (4,3 miliarda dolarów). Niemniej jednak szczepionki w ramach kontraktu z firmą Pfizer będą nadal napływać do UE, co najmniej do 2027 r.

Czy Prokuratorzy Europejscy będą ścigać za mowę nienawiści w Polsce?

Czy Prokuratorzy Europejscy będą ścigać za mowę nienawiści w Polsce?

Autor: AlterCabrio , 28 marca 2024 ekspedytczy-prokuratorzy-europejscy-beda-scigac

«Głównym celem konstruktorów integracji europejskiej była przemiana świadomości narodowej Europejczyków na świadomość paneuropejską i ukształtowanie tym samym nowego człowieka dla nadchodzącej ery globalizacji. Uświadamiał przy tym, że do realizacji utopii, a następnie do jej kontynuacji potrzebni są ludzie, z utopią łączy się konieczność wychowania nowego człowieka. Musi to być człowiek nowy, który zaaprobowałby negację pewnych praw naturalnych, stanowiącą sedno programu utopijnej doktryny.»

Właśnie dlatego Kościół wraz z katolickim państwem narodowym stoją na kursie kolizyjnym ze Stanami Zjednoczonymi Europy, a każdy człowiek, który wierzy w prawdziwe wartości Europy, mówiąc o nich będzie oskarżany o rzekomą „mowę nienawiści”.

−∗−

Czy Prokuratorzy Europejscy będą ścigać za mowę nienawiści w Polsce?

Włodarze Unii Europejskiej wcale nie potrzebują zmiany traktatów, żeby stworzyć Państwo Europa. Ono powstaje na naszych oczach poprzez powolne, ale sukcesywne przejmowanie kompetencji państw narodowych i wychowywanie nowego człowieka – unijczyka. Władze krajowe tracą na znaczeniu, rosną natomiast kompetencje organów unijnych.

Po wyborach w 2023 roku i zwycięstwie ugrupowań, których liderem jest Donald Tusk, nadszedł czas na kolejny krok, który wraz z obecnym premierem wykonał minister Adam Bodnar. Jest nim skierowanie do Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej notyfikacji o przystąpieniu do Prokuratury Europejskiej (EPPO). O jego możliwej sile i tragicznym oddziaływaniu na Polskę możemy przekonać się już niebawem, a to za sprawą pułapki w zapisach Traktatu z Lizbony, dzięki której wkrótce może się okazać, że Polacy będą stawiani przed sądami za tzw. „mowę nienawiści” przez unijnych prokuratorów.

Drugie dno przepisów ustanawiających Prokuraturę Europejską

Pozornie sprawa przystąpienia do Prokuratury Europejskiej jest banalna, a w odczuciu przeciętnego obywatela wręcz konieczna. Prokuratura wszak będzie miała za zadanie prowadzić postępowania przygotowawcze, wnosić i popierać oskarżenia oraz wytaczać powództwa w sprawie przestępstw na szkodę budżetu UE, takich jak nadużycia finansowe, korupcja, pranie pieniędzy i transgraniczne oszustwa VAT-owskie. Niech tylko wystawi głowę ten, kto by nie chciał, żeby pieniądze z naszych podatków nie trafiały do wyłudzaczy i przestępców – przeciętny Polak nie zrozumie, dlaczego ktoś mógłby przeciwstawić się tak ważnym zadaniom Prokuratury Europejskiej – temu zaraz łeb odetnie propaganda zagranicznej władzy medialnej w Polsce. Tymczasem wszyscy powinniśmy przeciwstawić się pomysłowi przystąpienia do EPPO, bo jak to zwykle bywa z prawem stanowionym przez lewicę, za wzniosłymi sprawami kryją się zapisy, które mają ujarzmić polski lud tubylczy, który przecież jeszcze nie dorósł do „unijnej wersji Europy”. Jeżeli jednak ktoś głowę podniesie, to musi przekonać Polaków, że walka będzie dotyczyć ustanowienia nowej prokuratorskiej władzy, którą Bruksela uczyni swą nową oligarchią w Polsce. Ta zaś stanie w jednym rzędzie z mediami i kapitałem zagranicznym działającymi w Polsce. Bronić będą interesów zewnętrznych i posłużą jako narzędzia terroru ścinające głowy tych, którzy z projektem Mittelleuropy się nie zgadzają.

Jak będzie wyglądać skazywanie za mowę nienawiści?

Wspomnijmy sprawę niezbyt odległą dotyczącą prezesa Fundacji Pro – Prawo do Życia, Mariusza Dzierżawskiego, który został skazany za zniesławienie aktywistów LGBT. Czym aktywiści zostali zniesławieni? Informowaniem Polaków między innymi o wynikach badań naukowych dotyczących powiązań między homoseksualizmem a pedofilią. Na stronie fundacji możemy przeczytać: Sąd stwierdził, że to na nim [M. Dzierżawskim – przyp. aut.] spoczywa ciężar udowodnienia prezentowanych przez Fundację treści, po czym sędzia w ogóle nie odniósł się do przedstawianych na piśmie wniosków z poważnych artykułów naukowych, które potwierdzały tezy głoszone w trakcie akcji „Stop pedofilii”. Potem sąd odrzucił prawie wszystkie pytania, które obrońca próbował zadać świadkom oraz odmówił powołania kluczowego dla Fundacji świadka. Dowody na piśmie zostały przez sąd zignorowane, świadkom oskarżenia nie mogliśmy zadawać pytań, bo sąd je uchylał, a powołania istotnego świadka sąd odmówił¹. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe, skazał Mariusza Dzierżawskiego na rok ograniczenia wolności w wymiarze 20 godzin prac społecznych miesięcznie, nakazał przeproszenie pokrzywdzonych, a także zapłatę nawiązki na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej w wysokości 15 tys. zł oraz pokrycie kosztów sądowych. Skoro dzisiaj sąd skazuje obywatela za przedstawianie faktów naukowych na ulicach polskich miast, to co nas czeka po zmianach, które szykują nam uniokraci używając sformułowania „mowa nienawiści”? W zasadzie zablokuje to możliwość obrony prawdziwych wartości europejskich jakimi jest prawo do życia każdego człowieka czy opartej na katolickiej moralności. I o to właśnie chodzi!

Traktat lizboński z pułapką o wymiarze transgranicznym

Traktat z Lizbony powołał tzw. Prokuraturę Europejską w rozdziale 4 w artykule 69e. Autorzy traktatu, wiedząc jak ważna jest dla powołania Stanów Zjednoczonych Europy Prokuratura Europejska oraz znając realia związane z oporem rządów państw członkowskich, pozostawili zapis, w którym możemy przeczytać, że w przypadku braku porozumienia i w sytuacji gdy co najmniej dziewięć Państw Członkowskich pragnie ustanowić wzmocnioną współpracę na podstawie danego projektu rozporządzenia, informują one o tym Parlament Europejski, Radę i Komisję. W takim przypadku uznaje się, że upoważnienie do podjęcia wzmocnionej współpracy (…)². W ten sposób powołano Prokuraturę Europejską, do której nie weszła między innymi Polska, która pomimo tego miała większe sukcesy w walce z mafią VAT-owską niż większość krajów członkowskich wzmocnionych o prokuratorów europejskich. Moim jednak zdaniem nie brak efektywności Prokuratury Europejskiej był powodem rezygnacji z organu, który przecież mógł walczyć ze zorganizowaną przestępczością. Najbardziej prawdopodobną przyczyną była furtka, która pozwalała na poszerzenie zakresu działań Prokuratury Europejskiej. Ustęp 4 wspomnianego artykułu daje Radzie Europejskiej możliwość zmiany ustępu 1. Możemy tam przeczytać, że Rada Europejska może, jednocześnie lub później, przyjąć decyzję zmieniającą ustęp 1 w celu rozszerzenia uprawnień Prokuratury Europejskiej na zwalczanie poważnej przestępczości o wymiarze transgranicznym oraz odpowiednio zmieniającą w związku z tym ustęp 2 w odniesieniu do sprawców i współsprawców poważnych przestępstw dotykających więcej niż jedno Państwo Członkowskie. Rada Europejska stanowi jednomyślnie po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego i po konsultacji z Komisją³. Co to oznacza? Po pierwsze, że konstruktorzy tego traktatu dali sobie czas na przygotowanie zmian wśród opornych państw europejskich. Po drugie, wiedząc, że UE jest tak zaprojektowana (a w szczególności jej system wyborczy), że to i tak oni nadają jej kierunek oraz, że wcześniej czy później i tak do zmiany władzy w państwach zatrzymujących integrację dojdzie, zostawili sobie furtkę, która umożliwi rozszerzenie kompetencji Prokuratury Europejskiej w innych krajach, a następnie rozszerzenie jej kompetencji. Prawdopodobieństwo, że w każdym „demokratycznym” kraju członkowskim władza będzie przez następną dekadę wyłącznie uniosceptyczna jest równe zeru. Natomiast kiedy w uniolandzie, do władzy dojdzie już ta prounijna, świadomie lub nie, wprowadzi do swojego kraju Prokuraturę Europejską. Po trzecie, kiedy już takie państwo wejdzie do projektu EPPO, to uniosceptyków będzie można dyscyplinować już poprzez prokuratorskie struktury unijne. Prokuratorzy Europejscy w Polsce odnajdą jakieś wadliwe rozliczenie funduszy, które dzisiaj są powszechne i niszczą rynek europejski. Zaś specjalne polityczne komisje przyznające fundusze unijne wyszukają powody, żeby nie przyznawać pieniędzy firmom, które takich proeuropejskich, ale antyunijnych, ekstremistów wspierają.

Fundusze unijne tak zdominowały rynek, że bez nich nie sposób konkurować z innymi firmami, które z nich korzystają. Taki układ tworzy rynek zniewolony przez centralę, scentralizowaną gospodarkę, która powoli będzie niszczyła unijną utopię tak, jak komuna zniszczyła ZSRR.

Mamy zatem jeden pewnik, tylko odsunięty w czasie, niebawem Prokuratura Europejska będzie mogła śmiało ścigać w Unii ludzi za tzw. mowę nienawiści, a może jej to umożliwić zwrot „przestępczość w wymiarze transgranicznym”. Dlaczego?

Jak mowa nienawiści staje się transgraniczna

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen już w swoim programie zawarła informację o poszerzeniu kompetencji EPPO. Prokuratura Europejska powinna mieć większą siłę i uprawnienia, powinna mieć możliwość prowadzenia postępowań w sprawach dotyczących terroryzmu transgranicznego i jego ścigania – komunikowała do europosłów zasiadających w Parlamencie Europejskim. Był to jeszcze etap, kiedy prowadzona przez nią Komisja Europejska starała się rozszerzyć kompetencje Prokuratury Europejskiej poprzez wykazanie, że terroryzm jest przestępstwem o wymiarze transgranicznym. Należy tu dodać, że w ten sposób rozpoczęła dzielną walkę z błędami unijnej polityki multi-kulti, a konsekwencjami błędów wielokulturowej utopii polityków z Brukseli są obciążeni wszyscy. Zgwałcone kobiety, atakowani cywile, czy też ofiary zamachów. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy nie była to wyrafinowana gra, która od początku była nastawiona na poszerzenie kompetencji EPPO w krajach europejskich? Jedno rozszerzenie zakresu spraw, którymi mogą zajmować się Prokuratorzy Europejscy, ułatwi bowiem otwarcie się społeczeństwa na kolejne, a Traktat z Lizbony i jego zapis o rozszerzeniu kompetencji EPPO jest niebitym dowodem, że taki plan był od początku.

We wrześniu 2021 roku Komisja Europejska wystosowała do Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej komunikat o tytule: Bardziej inkluzywna i bezpieczna Europa: rozszerzenie wykazu przestępstw UE o nawoływanie do nienawiści i przestępstwa z nienawiści. Jego autorką jest nikt inny jak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. W jej komunikacie nie przeczytają państwo nic o Prokuraturze Europejskiej. Jest natomiast wiele o mowie nienawiści, która stała się problemem wagi najcięższej i, co najistotniejsze, odkryto tam wymiar transgraniczny mowy nienawiści. Transgraniczny wymiar przestępstw z nienawiści jest bezpośrednio związany z transgranicznym wymiarem nawoływania do nienawiści. Nienawiść przemieszcza się ponad granicami państw, prowadząc do spirali przemocy. Podobnie jak w przypadku nawoływania do nienawiści ideologie leżące u podłoża przestępstw z nienawiści mogą być rozwijane na arenie międzynarodowej i szybko rozpowszechniane w internecie – napisała Ursula von der Leyen⁴. W jej komunikacie wyszczególnione są zachowania związane z antysemityzmem, ale nie tylko. Możemy też przeczytać, że UE w ramach prawa karnego zapewni zdecydowaną reakcję w szczególności ze względu na płeć, orientację seksualną, wiek i niepełnosprawność⁴. Czytając te fragmenty miałem przed oczyma nienawistne hordy zwolenników aborcji na ulicach polskich miast w 2020 roku, które butelkami i kamieniami rzucały w ludzi broniących kościołów, ale niestety nie odnalazłem takich przykładów nienawiści w dokumencie Komisji Europejskiej. Pomimo, że chrześcijanie są na świecie najczęściej prześladowaną grupą społeczną (również w UE), to nie znalazłem w tym materiale choćby najmniejszej wzmianki na ich temat. Ujawniono natomiast brakujące ogniwo, które już niebawem poszerzy kompetencje Prokuratury Europejskiej. Oto terroryzm i mowa nienawiści stają się przestępstwami transgranicznymi. Przypomnę tylko, że Rada Europejska zgodnie z artykułem 69e ustęp 4 Traktatu z Lizbony może zmienić ustęp 1 w celu rozszerzenia uprawnień Prokuratury Europejskiej na zwalczanie poważnej przestępczości o wymiarze transgranicznym. Potrzeba już tylko jedności Rady Europejskiej. Widząc, że w wielu sprawach odpuszcza już osamotniony (między innymi przez poprzedni rząd Prawa i Sprawiedliwości) w walce premier Węgier Wiktor Orban, obawiam się, że nastąpi to szybciej niż nam się wydaje.

Oczywiście nie dyskutuję tu ze stwierdzeniem, że mowa nienawiści i terroryzm mają charakter transgraniczny, staram się uzmysłowić, że było to sformułowanie kluczowe do dalszej realizacji planu Państwa Europa, kolejnym elementem układanki, który odbierze nam możliwości realnego przeciwdziałania próbie zniszczenia Polski.

Bomba z opóźnionym zapłonem

W Polsce wszystko odbywa się w sposób niezauważony. W grudniu 2023 roku rząd przyjął wniosek ministra sprawiedliwości o przystąpienie do Prokuratury Europejskiej, a w styczniu bieżącego roku skierował do Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej formalną notyfikację o przystąpieniu do niej. Tego samego miesiąca w Luksemburgu z przedstawicielami Prokuratury Europejskiej spotkali się pełniący obowiązki Prokuratora Krajowego Jacek Bilewicz oraz wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha, a na koniec stycznia przyjechała do Polski prokurator europejska Laura Kövesi. W żadnym komunikacie nikt nie informował o planach Komisji Europejskiej o poszerzeniu kompetencji Prokuratury Europejskiej, nikt też nie mówił, czym są przestępstwa transgraniczne, o które mogą się poszerzyć kompetencje EPPO. W zasadzie nie dziwi tempo, w jakim minister Bodnar realizuje cel, jakim jest dołączenie do Prokuratury Europejskiej. Znając jego poglądy, dziwię się raczej wielu środowiskom politycznym, że nie robią z tego tematu ważnego tematu społecznego. Wszyscy znamy go ze ślepej wręcz obrony środowisk LGBT, które według niego były w Polsce prześladowane. Dziwne, bo do tej pory nie znam osobiście żadnego zwolnionego z pracy przez swoje skłonności homoseksualisty, znam natomiast kilka osób, które swą pracę straciły z powodu obrony wartości, które zbudowały silną Europę.

Inna droga dla rozszerzenia uprawnień Prokuratury Europejskiej

Zmiana Unii Europejskiej w coraz bardziej scentralizowany byt państwowy wiedzie dwiema drogami: oficjalną i nieeksponowaną. O tej drugiej metodzie napisałem powyżej, nazywa się ją w Unii drogą przenoszenia kompetencji. Jest ona niczym innym jak wykorzystywaniem prawa i organów unijnych do trwałych zmian zasad funkcjonowania UE poprzez jej wewnętrzne prawne regulacje. Pierwsza, oficjalna, dotyczy zmian tzw. Traktatów Unii Europejskiej, które są umowami międzynarodowymi dotyczącymi porządku organizacyjnego, prawnego Unii Europejskiej i wskazują jej tzw. wartości. Obecne zmiany przegłosowane w listopadzie 2023 roku przez Parlament Europejski, które wymagają między innymi akceptacji Rady Europejskiej, nazywane są przez swych autorów i zwolenników konstytucją Stanów Zjednoczonych Europy. Należy tu odrzucić jakiekolwiek podobieństwo ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. Ktokolwiek przeanalizuje te dwa byty, szybko zauważy jak odmienne są to pomysły na państwowość. Powinniśmy też zwrócić uwagę na różnice wyznaniowe, kulturowe i historyczne tych dwóch obszarów. Wiara, kultura i historia Europy sprawiają, że mówienie o Państwie Europa jest zwykłą utopią, która doprowadzi do tragedii. O tym jednak napiszę innym razem. Wrócę do drogi oficjalnej. Ma ona wiele wad, jedną z nich jest jej czasochłonność. Przekonali się o tym „ojcowie założyciele” Unii Europejskiej, którzy nie dożyli realizacji planów, które sobie postawili. Niemniej widać jak krok po kroku, traktat po traktacie, przynosi efekty i realizuje się ich sen, w którym wymarzyli sobie fałszywy pokój dla Europy. Kontynuatorzy ich planu działają i krok po kroku osiągają kolejne jego cele, nawet jeżeli miałoby to oznaczać zniewolenie dla milionów Europejczyków!

Warto tu się na chwilę zatrzymać i wskazać czym jest integracja oraz jak pokój jest postrzegany przez elity niemieckie. O pokoju wspominał już w kontekście projektu Mitteleuropy Paul Anton de Lagarde, który stwierdził, że: pokój w Europie zapanuje wówczas, gdy Niemcy będą sięgać od Ems do ujścia Dunaju, od Dźwiny do Triestu, od Metz do Bugu, gdy zjednoczone siły niemieckie pokonają Francję i Rosję. Ponieważ cały świat chce pokoju, musi zaakceptować Niemcy w takich granicach⁵. W 1951 roku dowiedzieliśmy się też, jak Niemcy rozumieją integrację. Wtedy to minister handlu w rządzie Konrada Adenauera dr Seebolm pytał Czy wolna Europa chce się przyłączyć do Niemiec. Mówił o Niemczech jako o sercu Europy i o tym, że to członki organizmu powinny się dostosować do serca, a nie na odwrót⁶. W tym samym roku Adenauer miał uznawać utworzenie Europy silnej ekonomicznie i politycznie za jedyną drogę prowadzącą do odzyskania przez Niemcy wschodnich terytoriów⁶.

Polacy muszą pojąć, że rozumienie znaczeń poszczególnych słów przez niemieckie elity różni się od naszego, i trzeba zawsze analizować je przez pryzmat interesu niemieckiego. Dziwi to, że w świetle trudnych i krwawych historycznych relacji polsko-niemieckich nadal trzeba o tym przypominać.

Spójrzmy teraz na proponowane zmiany w traktatach. Wspominałem już o obecnym artykule Traktatu z Lizbony, który do rozszerzenia kompetencji Prokuratury Europejskiej wymaga jednomyślności Rady Europejskiej. Zostanie on całkowicie zastąpiony poprawką, która daje Parlamentowi Europejskiemu i Radzie w drodze rozporządzeń, zgodnie ze zwykłą procedurą ustawodawczą, określać zasady funkcjonowania Prokuratury Europejskiej. Inny będzie zatem sposób zmiany funkcjonowania EPPO. Pozostawi się w tym zakresie dobrowolność Państwu Europa. Patrząc na pozostałe zmiany, które odbiorą państwom członkowskim zasadę jednomyślności, będzie to w praktyce oznaczać, że europosłowie z Francji, Włoch, Luksemburga, Belgii, Holandii i Niemiec, stanowiący od początku grupę kierującą w UE, będą mogli w komitywie narzucić zasady działania Prokuratury Europejskiej. To nie wszystko, bo w ten sam sposób będą mogli decydować o wielu innych sprawach związanych z neokolonią Polska.

Wraz z przegłosowaniem przez Parlament Europejski poprawek Traktatu o funkcjonowaniu UE zmieniono również wiele zapisów wzmacniających kierunek ekoszaleństwa europejskiego. Pomimo kiepskich, na tle świata, wyników gospodarczych UE, ekoideologia stanie się obowiązującą doktryną prawną. Inne poprawki czynią z Unii Europejskiej wspólnotę już nie gospodarczą a ideologiczną. Przykładem jest kolejna przegłosowana poprawka w Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej, gdzie w artykule 3 dodano punkt 2a o brzmieniu: Każdy ma prawo do autonomii cielesnej, do swobodnego, świadomego, pełnego i powszechnego dostępu do zdrowia i praw seksualnych i reprodukcyjnych oraz do wszystkich związanych z tym usług opieki zdrowotnej bez dyskryminacji, w tym do dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji⁷. Nowy wspaniały świat! Jeżeli te zmiany zostaną w dalszym procesie legislacyjnym zaaprobowane, to swoboda wypowiedzi stanie się ograniczona, a w zasadzie, w zależności od interpretacji przepisów przez prokuratury i sądy, nawet zakazana. Publicyści, politycy, działacze społeczni, jeżeli tylko urażą kogoś z jednej z faworyzowanych przez UE grup, zostaną publicznie oskarżeni i skazani, tak jak wspomniany w tym materiale prezes Mariusz Dzierżawski. Jeszcze raz powtórzę: to prawo szykowane jest dla wyznaczonej grupy ludzi, która utożsamia się z prawem naturalnym i prawdziwymi wartościami Europy. Tyrania ideologiczna będzie powszechnie obowiązującą doktryną w Europie, a system będzie oparty o zamkniętą kastę: sędziów i polityków, którzy – jak to pisał ojciec public relations Edward Bernays – w wielu przypadkach nawet sami nie będą świadomi istnienia grup nimi sterujących, bo istotną cechą społeczeństwa demokratycznego jest świadome i inteligentne sterowanie zachowaniami oraz opiniami tłumu. Ci, którzy manipulują tymi zachodzącymi w społeczeństwie procesami, tworzą niewidoczny rząd sprawujący rzeczywistą władzę nad krajem⁸. Czy sprawujący rzeczywistą władzę nad rządem dusz w Polsce są Polakami? A może Polakami wyłącznie posługują (między innymi przez poprzedni rząd Prawa i Sprawiedliwości) tworząc oligarchiczny system władzy nad neokolonią? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom. Przypomnieć warto, kto w Polsce przyczynił się do dalszej drogi legislacyjnej tych skandalicznych poprawek. Została ona przegłosowana między innymi przez europosłów wybranych w Polsce takich jak: Łukasz Kohut, Róża Thun, Sylwia Spurek, Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Bogusław Liberadzki i Leszek Miller. Zapamiętajmy te nazwiska – choć nie wiem, czy ktoś moich słów nie zinterpretuje jako mowy nienawiści.

Nowy wspaniały człowiek

Unia Europejska, która miała dbać o wymiar gospodarczy państw europejskich, stała się nagle organem nadzoru moralnego, który chce dyscyplinować wszystkich stosujących mowę nienawiści. Problem polega na tym, że twarde postawienie faktów może być też za taką mowę uznane. Wszyscy zaś, którzy w UE nie chcą być „fajni”, lecz pragną bronić prawdy, twardo pokazując fakty, w dodatku nie chcą zrozumieć, że wiara katolicka i jej zasady powinny znaleźć się na śmietnisku historii, będą musieli przyjąć do wiadomości, że Europa nie jest miejscem dla nich. No chyba że marzą o europejskim więzieniu! Twarde i zgodne z prawem naturalnym i prawdą obiektywną argumenty mogą ranić. Natomiast jak się zrani katolika, zbezcześci miejsca kultu, to nie są jeszcze akty nienawiści, bo przecież sądy uniewinniają ludzi dokonujących różnego rodzaju profanacji. O dziwo najczęściej sprawcami są ludzie związani ze środowiskiem LGBT. Zatem jak zrozumieć mowę nienawiści? Gdzie znaleźć jej definicję, która sprawi, że każda grupa społeczna będzie miała prawo poprzez dyskusję szukać prawdy? Niestety, nie o prawdę tu chodzi. Chodzi o władzę, którą można zdobyć, wykorzystując grupy mniejszościowe. Kosztem ma być cierpienie dzieci wykorzystywanych przez homoseksualnych pedofilów, a przyzwolenie na to jest osiągalne choćby rękami sądów skazujących za prezentowanie danych naukowych o przestępstwach pedofilii w tych środowiskach. Dzieci staną się „słusznymi” ofiarami, na ich cierpieniu zostanie zrealizowany utopijny projekt wizji integracji „ojców założycieli” – Państwo Europa. Niewielu wszak ludzi wie, że dla powstania Stanów Zjednoczonych Europy, jak ów projekt nazwał Martin Schultz, potrzeba nowego człowieka.

Prof. Jerzy Chodorowski pisał:

głównym celem konstruktorów integracji europejskiej była przemiana świadomości narodowej Europejczyków na świadomość paneuropejską i ukształtowanie tym samym nowego człowieka dla nadchodzącej ery globalizacji. Uświadamiał przy tym, że do realizacji utopii, a następnie do jej kontynuacji potrzebni są ludzie, z utopią łączy się konieczność wychowania nowego człowieka. Musi to być człowiek nowy, który zaaprobowałby negację pewnych praw naturalnych, stanowiącą sedno programu utopijnej doktryny⁹.

Właśnie dlatego Kościół wraz z katolickim państwem narodowym stoją na kursie kolizyjnym ze Stanami Zjednoczonymi Europy, a każdy człowiek, który wierzy w prawdziwe wartości Europy, mówiąc o nich będzie oskarżany o rzekomą „mowę nienawiści”. Czy potrafimy jeszcze walczyć o zmianę kierunku, w którym podąża zjednoczona wokół utopijnego projektu Europa?

Źródła:

¹ Fundacja Pro – Prawo do życia, Proces Mariusza Dzierżawskiego przed sądem w Gdańsku, 2024.01.18

² Baza aktów prawnych Unii Europejskiej, Traktat z Lizbony zmieniający Traktat o Unii Europejskiej i Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską podpisany w Lizbonie dnia 13 grudnia 2007 r.

³ Baza aktów prawnych Unii Europejskiej, Traktat z Lizbony zmieniający Traktat o Unii Europejskiej i Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską podpisany w Lizbonie dnia 13 grudnia 2007 r.

⁴ Ursula von der Leyen, Bardziej inkluzywna i bezpieczna Europa: rozszerzenie wykazu przestępstw UE o nawoływanie do nienawiści i przestępstwa z nienawiści, 2021.12.21

⁵ A. Wolff-Powęska, E. Schulz, Przestrzeń i polityka w niemieckiej myśli politycznej, s. 34–35.

⁶ Michael, Adenauer zawsze myślał o integracji Europy przez pryzmat interesu Niemiec

⁷ Parlament Europejski, Wnioski Parlamentu Europejskiego w sprawie zmiany Traktatów. Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia 22 listopada 2023 r. w sprawie propozycji Parlamentu Europejskiego dotyczących zmiany Traktatów (2022/2051(INL)), 2023.11.22

⁸ Edward L. Bernays, Propaganda, Wydawnictwo Wektory, 2020 r, s. 19

⁹ Jerzy Chodorowski, Rodowód ideowy Unii Europejskiej, wydanie I,  Dom wydawniczy “Ostoja”, 2005 rok,   s. 12

____________

Czy Prokuratorzy Europejscy będą ścigać za mowę nienawiści w Polsce?, Mariusz Piotrowski, 27 marca 2024

−∗−

Warto porównać:

Czerwony ład unijny czyli pełen wachlarz zakazów
Miesiąc miodowy z Unią Europejską już dawno za nami, a teraz rozwija się szara codzienność związku. Okazuje się więc, że związek ten nie jest ani z miłości, ani z rozsądku. […]

____________

Od ekologizmu do klimatyzmu
Trwające aktualnie protesty rolników stanowią doskonałą okazję ku temu, by przyjrzeć się ideologii, która jest dziś jednym z podstawowych źródeł ich obaw i problemów. Ideologia ta nie jest bowiem tym, […]

Kosztowna utopia klimatystów. Polska nie musi być posłuszna

Grzegorz Grzymowicz dorzeczy/utopia-zielony-lad-polska-nie-musi-byc-posluszna-klimatystom

Projekt Zielonego Ładu z ETS i EPBD jak każda utopia kiedyś padnie, ale na razie biegniemy drogą do zniewolenia. Nie warto nie upominać się o wolność i suwerenność, bo unijna wyrocznia kazała Polsce realizować klimatyzm.

Już sam fakt, że od 2030 roku Unia Europejska zamierza zacząć zakazywać ludziom sprzedaży lub wynajmu własnych nieruchomości, jeżeli nie będą spełniały unijnych wymogów klimatycznych w zakresie poziomu emisyjności, powinien wywołać w Polsce alarm. I automatycznie jasną deklarację każdego rządu, że w naszym prawie nigdy nie będzie miejsca na takie unormowanie. Jeśli przepisy tak radykalnie łamiące prawo własności rzeczywiście zostaną ustanowione, będziemy mieli mechanizm jak z totalitaryzmu, a nie demokratycznego państwa prawnego, jak zwykli ze znaczną przesadą określać współczesne europejskie formuły państwowe liberalistokraci i ich medialni pupile.

Zapytana, czy Zielony Ład powinien być przedmiotem referendum, minister klimatu Paulina Hennig-Kloska oznajmiła, że nie i że jest to agenda, która musi być realizowana. Perspektywy nieuchronności podporządkowania Polski klimatyzmowi nie podzielił Krzysztof Bosak, apelując: “wyzwólmy się z myślenia, że my coś musimy, bo ktoś sobie coś wymyślił. Jesteśmy w swoim kraju, jesteśmy wolnymi ludźmi i tutaj powinny być zasady, które nam sprzyjają”.

Klimatyzm nie musi być obowiązkowy

To tylko przykłady z ostatnich dni przywołane nie celem przypominania znanych stanowisk koalicji czy Konfederacji wobec unijnej polityki klimatycznej, ale by raz jeszcze zwrócić uwagę na różnicę w mentalności. Abstrahując od rozmaitych przyczyn, podległość kierujących Polską “elit” wobec Unii dawno stała się nieznośna.

Miniona gospodarcza Wspólnota Europejska została poddana metamorfozie w politycznego centralnego zarządcę, a myślenie establishmentu ani drgnęło. Teraz kiedy forsują zaoranie całych sektorów gospodarki i daleko idące zubożenie społeczeństwa po to, żeby zrealizować koncepcję “zielonej” Europy, dobrze byłoby, gdyby Polacy – rządzący na razie nie są do tego zdolni, stosują jedynie socjotechnikę – odważyli się przyjąć założenie, że rząd nie musi robić wszystkiego, co podyktuje Unia Europejska. Że ma prawo odmówić. Dywersyfikację źródeł energii Polska może prowadzić bez histerii z powodu “zbrodniczego” dwutlenku węgla, spokojnie, rynkowo (a nie odgórnie), w tempie na jakie pozwolą możliwości finansowe, bez destrukcji małych i średnich firm oraz bez wyznaczonych przez UE terminów.

Program brukselskich komisarzy zakłada zaś osiągnięcie przez całą Europę tzw. całkowitej neutralności klimatycznej do 2050 r. Jak na sumiennych centralnych planistów przystało drogę ku powszechnej, “zielonej” szczęśliwości podzielili oni na szereg etapów. W stosunku do 1990 r. poziom emisji CO2 ma zostać zredukowany do 2030 r. o 55 proc (Fit for 55) i o 90 proc. do 2040 r. (na razie propozycja Komisji Europejskiej).

Przy czym emisje prawdopodobnie wzrosną gdzie indziej. Podczas gdy Bruksela forsuje ideologiczną dekarbonizację, Chiny konsekwentnie stawiają nowe elektrownie węglowe i zwiększają wydobycie. Przypomnijmy, że UE odpowiada za ok. 8 procent globalnych emisji CO2, Chiny za 27 proc., USA 15 proc., Indie 7 proc., Rosja 5 proc., Japonia niecałe 4 procent.

ETS i ETS 2. Sztuczny koszt jako “korzyść”

Polacy już ponoszą miliardowe straty w rezultacie funkcjonowania sztucznego europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS), tj. obejmującego emisje wytwarzane przez przemysł energochłonny (m.in. elektrociepłownie). Każde przedsiębiorstwo w branży objętej systemem i emitujące dwutlenek węgla musi kupić uprawnienie na każdą jego wyemitowaną tonę. Obowiązek ten w oczywisty sposób przekłada się na wzrost cen produktów, w tym rachunków za prąd.

[Ja ciągle nie wiem, od kogo?? Kto nas oschwabia? M. Dakowski]

Wbrew propagandzie etatowych treserów do klimatyzmu, ETS nie jest rynkowy, m.in. dlatego, że został sztucznie wymuszony. I właśnie w tym, że w ogóle istnieje leży jego największy mankament. W założeniu ma nakłonić przedsiębiorstwa do ekologicznych alternatyw gazu, oleju opałowego czy węgla. W praktyce napędza ceny energii elektrycznej i zyski wielkich spekulantów finansowych, co to wiedzą jak uprawnieniami “handlować”.

Mamy więc sytuację orwellowską – wmawia się ludziom, że sztucznie narzucony wydatek jest dla nich korzystny.

Warszawa dawno powinna jednostronnie wypowiedzieć uczestnictwo Polski w tym systemie (postulują to Konfederacja i Suwerenna Polska). Tymczasem od 2027 r. wejdzie w życie ETS2. Na tym etapie uniokraci wezmą się za budownictwo i transport. Uprawnienia do emisji CO2 będą musiały kupować firmy dostarczające paliwa kopalne do odbiorców. Jako że każdy podatek jest przerzucalny, także ten w praktyce zapłacą konsumenci. Firmy doliczą cenę zakupionych uprawnień do rachunków za ogrzewanie, więc każdy, kto korzysta z gazu, oleju opałowego czy węgla, poniesie dodatkowe koszty ideologii klimatyzmu. Podatek zostanie też wliczony w cenę paliwa, zatem zdrożeje transport, a co za tym idzie większość towarów i usług.

Według często przywoływanego raportu ekonomisty dr Marka Lachowicza dla Warsaw Enterprise Institute, koszt ETS2 dla Polski w 2030 r. to od 21 miliardów do 96 miliardów złotych. Będzie to potężne obciążenie gospodarstw domowych, na które Polaków po prostu nie stać, na które żaden polski rząd nie powinien pozwolić.

EPBD. Przymusowe remonty

Elementem, który prawdopodobnie w największym stopniu doprowadzi do masowej pauperyzacji polskiego społeczeństwa i dokończy eliminację klasy średniej, będzie prawdopodobnie dyrektywa w sprawie charakterystyki energetycznej budynków (EPBD). To część pakietu “Fit for 55”, która nałoży na Europejczyków obowiązek termomodernizacji, czy też “renowacji klimatycznej” – różnie to nowomowa określa – niewymagających remontu nieruchomości, by spełniały standardy tzw. zero-emisyjności. Każdy budynek w UE (z bardzo nielicznymi wyjątkami, np. zabytki) ma do 2050 r. nie emitować dwutlenku węgla.

System będzie obowiązywał właścicieli nieruchomości na terytorium państw Unii Europejskiej. Uderzy też po kieszeni wszystkich najmujących, bo wzrosną opłaty. Bruksela podzieliła budynki na klasy energetyczne – co dla samych celów klasyfikacyjnych nie jest niczym złym – ale oni wyznaczyli zakresy czasowe, w których nieruchomości mają być przymusowo remontowane. Według różnych szacunków w Polsce modernizacja ma objąć co najmniej 70, a nawet ponad 80 proc. budynków.

Pomijając rażącą sprzeczność tej regulacji z polską Konstytucją, m.in. z artykułem 64, (zresztą z traktatami unijnymi również, ale do tego się już przyzwyczailiśmy), nie ma tu uzasadnienia ekonomicznego. Większość budynków nie wymaga remontu, a mimo to ludzie zostaną zmuszeni do wydatkowania na ten cel swoich pieniędzy, zamiast sami zdecydować, co z nimi zrobić. Kogo nie będzie stać na “renowację”, będzie musiał się zapożyczyć. Dyrektywa przewiduje w tym celu utworzenie instrumentu “zielonych kredytów” hipotecznych i detalicznych. Ludzie zostaną zmuszeni przez władze do zaciągania kredytów wbrew swojej woli na niepotrzebne im cele. Nie jest to praktyka dopuszczalna w państwie, które chciałoby zachować choćby pozory praworządności.

Zielony Ład. Chcą wziąć biliony

Zarządzający Europą kolektywiści nie kryją, że na realizację ich ideologii poniesiemy bezprecedensowe koszty. Szefowa KE towarzyszka Ursula von der Leyen zapowiedziała w grudniu ub. r., że “jeśli chodzi o finansowanie działań związanych ze zmianą klimatu, musimy przejść od miliardów do bilionów“. Jej obłędnym wezwaniom wtórowali inni, równie oderwani od codzienności zwykłego człowieka maniacy z brukselskiego bizancjum.

Koszt realizacji przez Polskę dyrektywy EPBD, przed którą Konfederacja ostrzegała od dłuższego czasu, i którą nazywa dyrektywą wywłaszczeniową, jest szacowany na 1 bilion – 1,5 biliona zł. W tym drugim przypadku oznacza ok. 100 tys. zł na każdego pracującego Polaka.

Z opublikowanego w styczniu raportu francuskiego Institut Rousseau “Droga do zeroemisyjności” wynika, że całościowy koszt inwestycji w politykę klimatyczną przez najbliższe 26 lat sięgnie 40 bilionów euro. Rocznie jest to ponad 1,5 bln euro. To 200 tys. euro na osobę do 2050 r., co daje 7,4 tys. euro co roku, a więc 32 tys. zł rocznie na jednego pracującego Polaka“.

Do 2050 r. ok. 830 tys. zł na głowę.

Wariant Polexit bez kompleksów

Dlatego o opcjach Polexit czy nawet PolEsacpe – jak to sformułował Rafał Ziemkiewicz, pokazując podobieństwo obecnej Unii do upadającego ZSRS – powinno się mówić otwarcie, bez strachu i bez kompleksów.

Póki rząd warszawski zachowuje jeszcze trochę suwerenności, w tym zwierzchnictwo nad polskim wojskiem. Od lat widać wyraźnie, że uniokraci nie zmienią kursu na centralizację swojej władzy, tylko będą jeszcze bardziej podkręcać tempo. W europejskich społeczeństwach wreszcie zaczyna budzić się nieśmiały sprzeciw, a więc czas im ucieka. Protestujący rolnicy wiedzą, co mówią, alarmując, że szykowane jest doprowadzenie ich do upadłości i przejęcie ich gospodarstw przez zagraniczne agroholdingi.

Powodów do postawienia kwestii polexitu jest mnóstwo. Tzw. polityka klimatyzmu (raczej rodzaj wierzenia religijnego) i wynikające z niej m.in.: EPBD, ETS czy ETS2, to tylko wysuwające się na pierwszy plan oznaki szaleństwa klimatystycznych wyznawców i elementy uwidaczniające interesy gospodarcze piewców stachanowskiego tempa transformacji energetycznej. Chodzi o dalsze narzucanie metodami administracyjnymi uprzywilejowania politycznego kierownika Unii, czyli Niemiec kosztem potencjału i owoców pracy ludności państw peryferyjnych.

Ponadto za rozważeniem wyjścia z Unii przemawiają m.in. raportowanie ESG, trwająca likwidacja górnictwa, wspomniana zmiana struktury własnościowej w rolnictwie, kolejne unijne podatki czy wspólny unijny dług (pożyczka na KPO jest w całości do spłaty przecież nie z kieszeni premierów Tuska czy Morawieckiego, którzy nas w to wkręcili, tylko przez społeczeństwo w podatkach, cenach produktów i usług).

To stopniowe, celowe, metodyczne niszczenie małej średniej i przedsiębiorczości, ustawiające cały system pod interesy wielkich międzynarodowych korporacji. To również polityka migracyjna, w tym nadchodząca przymusowa relokacja Afrykanów i Azjatów (albo kara 20 tys. euro za każdego nieprzyjętego).

To wreszcie ogólnie pojęta centralizacja władzy w Brukseli (nie federalizacja, bo taki model w istocie już mamy). I przede wszystkim to konsekwentnie wdrażany model gospodarczy Unii Europejskiej, czyli eurosocjalizm.