Unia dała na ładowarki, ale nie dała na prąd. Sowite dotacje przyjęte, a stacje nie działają.

Unia dała na ładowarki, ale nie dała na prąd. Sowite dotacje przyjęte, a stacje nie działają.

Maciej Brzeziński ktos-wzial-za-to-sowite-dotacje-a-ladowarki-nie-dzialaja

W Polsce jest około 2,7 tys. stacji ładowania samochodów elektrycznych. Nie wiadomo jednak, ile jest działających. Rośnie bowiem liczba ładowarek, które zostały oddane do użytku, ale wkrótce potem je wyłączono. Są i takie, które postawiono, podłączono do sieci, ale nigdy nie uruchomiono. I takie, które zepsuły się i w stanie zepsucia postoją do 2025-2026 r. Auto Świat przyjrzał się sowitym dotacjom pozyskanym z programów unijnych.

Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat

Stacja nieczynna do odwołania

  • Część publicznych stacji ładowania samochodów na prąd powstaje dzięki wykorzystaniu środków unijnych
  • Na najwyższe dofinansowanie mogą liczyć te podmioty, które zadeklarują darmowe udostępnianie stacji ładowania kierowcom przez określony czas
  • Ponieważ właściciele dofinansowanych stacji ładowania przez kilka lat nie mogą pobierać pieniędzy od kierowców, część z nich wyłącza ładowarki, czekając aż minie “okres trwałości projektu”
  • Po naszej interwencji co najmniej jedna z wyłączonych przez samorząd ładowarek już działa

“W związku z otrzymanymi rozliczeniami za sprzedaż energii elektrycznej. (…) Miasto Jelenia Góra podjęło decyzję, że od dnia 11 kwietnia br. miejskie darmowe punkty do ładowania samochodów elektrycznych przy ulicach Podgórzyńskiej, Noskowskiego, Sygietyńskiego, Grodzkiej, Bankowej oraz Ptasiej zostają wyłączone” – czytamy na facebookowym profilu prezydenta tego miasta Jerzego Łużniaka. – To pewnie tymczasowa decyzja – ma nadzieję pani w sekretariacie rzecznika prasowego miejscowego urzędu, lecz po konkrety odsyła do bardziej kompetentnej osoby, w tym przypadku dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów. Dyrektor na urlopie, ale w sumie prezydent miasta na swoim profilu FB precyzyjnie wyjaśnił przyczyny usterki: spodziewano się, że dostawca energii elektrycznej zastosuje wobec miasta preferencyjne stawki za energię elektryczną, ale tak się nie stało. Miasta nie stać na to, aby w kolejnych tygodniach i miesiącach kierowcy ładowali swoje samochody na jego koszt.

Ładowarki do samochodów elektrycznych za unijne fundusze

W październiku ubiegłego roku niespodziewane koszty dopadły podwarszawskie Legionowo. Nikt chyba wcześniej nie policzył dobrze, w co się pakuje – Legionowo oddało do dyspozycji kierowców darmową ładowarkę o bardzo przyzwoitej jak na polskie warunki mocy 50 kW. Jak na darmową ładowarkę to moc wręcz szokująca – za jej sprawą co godzina budżet miasta był uszczuplony o ok. 100 zł. Przez dwa tygodnie miasto patrzyło bezczynnie na podjeżdżających do ładowarki taksówkarzy, zresztą nie tylko miejscowych – także z Warszawy opłacało się tu przyjeżdżać. Po czym ładowarkę wyłączono, umieszczając na niej kartkę “stacja nieczynna do odwołania”.

Sąsiednią darmową stację uruchomiono już rozsądniej: z mocą ograniczoną do 6 kW (podobno do czasu budowy lepszego przyłącza). Ładowarka jest darmowa, ale po pierwszej bezpłatnej godzinie postój kosztuje 5 zł. Taki układ nie zrujnuje miejskiego budżetu, zresztą chętnych jest mniej.

Przeczekać warunki umowy

Zasadne staje się pytanie: skoro miasta nie stać na sponsorowanie kierowcom energii elektrycznej, to czemu nie wprowadzić opłat – z pewnością znalazłoby się dość chętnych, by naładować baterie na warunkach komercyjnych. A jednak się nie da: jeśli ktoś wziął najwyższą możliwą dotację unijną na budowę stacji ładowania warunkowaną udostępnianiem jej za darmo przez określony czas, to w okresie “trwałości projektu” nie jest to możliwe pod rygorem zwrotu dotacji.

W tym momencie pojawia się kolejne pytanie: jaki sens ma taka inwestycja, skoro to tak, jakby ktoś brał dotację na wybudowanie stacji benzynowej po to, aby rozdawać za darmo benzynę. Wiadomo przecież, że pod darmową stacją natychmiast ustawi się niekończąca się kolejka i nie ma rady – darmowego paliwa dla wszystkich nie wystarczy.

Podobna sytuacja ma zresztą miejsce w podwarszawskich Ząbkach. Burmistrz tego miasta w piśmie kolportowanym w internecie na forach użytkowników samochodów elektrycznych bez ogródek tłumaczy, z jakich funduszy uzyskano dotacje na budowę i że “w związku ze znaczącym wzrostem cen energii elektrycznej byliśmy zmuszeni odstąpić od pierwotnych założeń udostępniania bezpłatnej usługi ładowania. Udostępnienie płatnej usługi ładowania będzie możliwe w 2026 r.”.

Darmowe ładowarki o parę lat za późno

Kilka lat temu darmowy słupek do ładowania samochodów elektrycznych był sposobem na manifestację nowoczesności, otwarcia na nowe, mógł też zachęcić wątpiących do zakupu pierwszego elektryka. Zresztą – nie każdy to pamięta – jeszcze stosunkowo niedawno, jakieś 8-10 lat temu prąd był na tyle tani, że “po prostu był” i panowało przekonanie, że ten, kto kupi małe autko na prąd, jeździ może nieprzesadnie wygodnie, ale tak jakby za darmo. Samochodów na prąd było mało i nawet gdy ktoś postawił ładowarkę, to koszt zorganizowania systemu ściągania pieniędzy za ładowanie przekraczał w wielu wypadkach spodziewane przychody. Więc np. przy sklepach Lidl (ale nie tylko tam) ładowarki nie tylko były darmowe, lecz także mocne. I dostępne, często po prostu czekały na chętnych. To faktycznie była promocja.

Z czasem, gdy aut na prąd robiło się coraz więcej i były coraz większe, darmowe słupki stawały się coraz większym problemem dla ich właścicieli. Przy darmowych stacjach coraz częściej ustawiały się kolejki i to z reguły tworzone przez te same osoby, najczęściej mieszkające nieopodal. Jeśli jakiś prawdziwy klient Lidla czy innej firmy zdołał dopchać się do promocyjnej ładowarki, nierzadko robił małe zakupy i w tym czasie odbierał prąd o wartości przewyższającej wydatki w sklepie. Firmy zaczęły ograniczać czas trwania sesji ładowania najpierw do 30, potem 20 minut, aż zdecydowano – w wielu wypadkach – o zaprzestaniu promocji do czasu wprowadzenia opłat, co ze względów formalnych i technicznych wcale nie jest proste.

Foto: Przemek Wąworek / Onet

Ładowarka przed Lidlem.

Gdy pojawiły się ładowarki samorządowe stawiane z wykorzystaniem unijnych dotacji, trafiły na dość już rozwinięty rynek, który tej formy wsparcia nie potrzebuje. Bez względu na dostępność darmowej energii samochód elektryczny to nie jest sprzęt dla ubogich, barierą wejścia jest znaczna suma pieniędzy albo wysoka rata leasingowa. To nie darmowy prąd przesądza o decyzji o kupnie elektryka, choć chętnych na podłączenie się do sponsorowanego gniazdka nigdy nie zabraknie.

Niektórzy udają, że się zepsuło

Samorządy, które pieniądze unijne zainwestowały w darmowe stacji ładowania, zaczęły kombinować. Urządzenia, których z uwagi na zapisy w umowach o dotacje nie można chwilowo zamienić na stacje płatne ani przekazać prywatnym operatorom, nagle wymagają pilnych remontów albo przebudowy, na które – co za niespodzianka – w budżetach na 2023 rok nie przewidziano środków. Jedni więc bez żenady wyłączają ładowarki, inni drastycznie ograniczają moc, a jeszcze inni twierdzą, że sprzęt się zepsuł. Przez przypadek “zepsuły się” więc ładowarki w podwarszawskim Pruszkowie, w Michałowicach, w Nadarzynie. Nie działa stacja przy Zalewie Komorowskim. To tylko przykłady podwarszawskie. Przypadek?

Nietrafiona, bezsensowna inwestycja?

Pomysłem udostępniania bezpłatnych stacji ładowania nie jest zachwycony, o dziwo, Maciej Mazur z PSPA (Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych), które mocno zaangażowało się w promocję elektromobilności. Tłumaczy, że sam nie lubi darmowych stacji, bo prawie zawsze coś z nimi jest nie tak: albo są złe (np. mają sztucznie ograniczoną moc), albo zajęte. Jego zdaniem samorządy nie powinny w ogóle angażować się w zarządzanie stacjami ładowania, bo nie są w stanie zrobić tego tak dobrze jak profesjonalni operatorzy. PSPA nie zna skali zjawiska, nie wie, ile takich samorządowych stacji postawionych za pieniądze UE lub mieszkańców działa na ćwierć gwizdka, zepsuło się lub oficjalnie czeka na koniec trwałości projektu, by można było wprowadzić opłaty za ładowanie samochodów.

Pomysł stawiania darmowych ładowarek z wykorzystaniem środków unijnych nie jest zresztą nowy i to nie samorządy były pierwsze. Już 10-12 lat temu na parkingach galerii handlowych montowano szybkie ładowarki, do których nie sposób się było podłączyć. Przedstawiciele firm, które tym zarządzały, byli trudno uchwytni, procedury były skomplikowane i zniechęcające. Wiele z tych stacji znikło po zakończeniu trwałości projektu – załadowano je na ciężarówki i prawie nieużywane wywieziono do krajów, gdzie łatwo było znaleźć na nie kupca.

Oczywiście z ładowarkami samorządowymi miało być inaczej, nikt nie planował wzbogacić się na ich późniejszej likwidacji i sprzedaży. Pomysł po prostu nie sprawdził się biznesowo.

Ciszej nad tą trumną

Okazuje się przy tym, że temat jest mocno wstydliwy – większość zainteresowanych woli milczeć w tej kwestii, zwłaszcza jeśli w tle pojawia się widmo zwrotu unijnych dotacji oraz niegospodarnie wydatkowana tzw. pomoc publiczna. Na pytanie, co jest przyczyną niedziałania publicznych stacji ładowania należących do miasta i czy wskazane inwestycje powstały z udziałem środków UE, Urząd Miasta Pruszkowa nie odpowiedział przez miesiąc. Na takie samo pytanie skierowane do urzędu w podwarszawskich Ząbkach też nie nadeszła odpowiedź, a po telefonie dostałem propozycję osobistej rozmowy w urzędzie. Szybko jednak zmieniono tę propozycję na e-mailową. Skorzystałem.

Zapytałem m.in., czy to prawda, że wyłączono ładowarkę z powodu wysokich cen energii i “czy nie obawiają się Państwo konieczności zwrotu otrzymanej dotacji?” i… to tyle. Nie naciskam już, gdyż nie będę pierwszym, który o to pyta. Na forach pasjonatów elektromobilności krąży pismo burmistrza Ząbek, który szczerze opisuje sytuację – skąd wzięto pieniądze na budowę stacji i dlaczego nie działa. Z pisma nie wynika, czy miasto nie obawia się konieczności zwrotu dotacji, ale jest dość jasne, że mu to grozi.

==============================

Dalej – w oryginale... MD

======================

mail:

wzięli dotacje i wyłączyli sprzęt do 2026 roku..

nawet media głównego ścieku piszą już o głupocie jednych a sprycie drugich.

Opłaty za emisję CO2 przez każde mieszkanie. Zorganizowana, od dawna przygotowywana grabież zuchwała. SPRYWATYZOWALI SOBIE TLEN !

Opłaty za emisję CO2 przez każde mieszkanie. Zorganizowana, od dawna przygotowywana grabież zuchwała. SPRYWATYZOWALI SOBIE TLEN!

8-05-2023 – Alina@Warszawa

Mój wpis z 2008 roku o audytach energetycznych: AUDYTY ENERGETYCZNE GŁUPOTY. Trzeba idioty, żeby to liczyć. „Ciepło metaboliczne”. Ostrzeżenie sprzed 15 lat !!


To dowód od jak dawna jesteśmy “podgrzewani” tą idiotyczną narracją ekologicznych oszustów i jak daleko to już zaszło.

Krok następny, o którym już oficjalnie się mówi, to opłaty za emisję CO2 przez każde mieszkanie. To jest zorganizowana, od dawna przygotowywana grabież zuchwała. Unia europejska okazuje się już oficjalnie tym, czym była od początku: sztucznym tworem, którego urzędnicy myślą (?) tylko o tym jak oskubać mieszkańców UE.

Nadprodukcja idiotycznych “przepisów” ma tylko jeden cel – okraść innych i żyć na cudzy koszt dożywotnio. 
Nie ma żadnego uzasadnienia aby Polacy podporządkowywali się każdemu unijnemu kretyństwu. Szczególnie tym, które dotyczą spraw energetycznych. Albo przestaniemy stosować się do tych zbrodniczych dyrektyw (i w końcu wyjdziemy z UE), albo stracimy własne państwo, kontrolę nad wszystkimi dziedzinami, od których zależy byt narodu.


Płacić jakimś oszustom kary za emisje CO2 to nie tylko kretyństwo. To przyznanie, że jest jakaś grupa ludzi, którzy mają prawo pobierać opłaty od oddychania!


Emisja CO2 to produkcja gazu, którego 1. składnikiem jest węgiel – substancja normalnie występująca jako ciało stałe, a 2. składnikiem tlen niezbędny do oddychania. Czyli faktycznie ci oszuści uważają się za posiadaczy prawa do tlenu! SPRYWATYZOWALI SOBIE TLEN! 
W latach 90-tych moim szefem był właściciel małej firmy, który twierdził, że najlepszy interes to ukraść państwo (pewnie wiedział lepiej, co jego ziomkowie robią akurat w Polsce). Po latach latach widać, że jeszcze lepszy interes to ukraść cała Unię Europejską, a potem nawet cały tlen do oddychania. 
To tylko z zaleceń UE wynika zagrożenie energetyczne Polski! Zalecenia zaś są określone przez agentów moskiewskich i niemieckich. To Niemcy i Rosja przez lata tworzyły w UE zalecenia, które praktycznie są elementem agresji ekonomicznej i energetycznej przeciwko Polsce!

Patrz “Tarczyński: Afera w PE ma nie tylko charakter korupcyjny, ale i szpiegowski” Szkoda, że poseł Tarczyński nie mówi o wojnie energetycznej Rosji i Niemiec przeciwko Polsce,  wojnie nowego typu, w której “bronią” są paliwa. W tym kontekście zamykanie polskich kopalń jest takim samym rozbrojeniem jak likwidacja jednostek wojskowych przez rząd PO-PSL i Tuska!


Tym bardziej trzeba natychmiast wypowiedzieć wszystkie “pakty klimatyczne” a wówczas Polska nie będzie miała żadnych problemów energetycznych. Tu nie ma się nad czym zastanawiać, tylko trzeba mieć własny plan, niezależny od Rosji, od USA, ani od żadnego jednego dostawcy gazu, ropy, czy węgla. Należy przede wszystkim korzystać z własnych zasobów.

AUDYTY ENERGETYCZNE GŁUPOTY. Trzeba idioty, żeby to liczyć. „Ciepło metaboliczne”. Ostrzeżenie sprzed 15 lat !!

AUDYTY ENERGETYCZNE GŁUPOTY. Trzeba idioty, żeby to liczyć. „Ciepło metaboliczne”.

[Ostrzeżenie sprzed 15 lat !! md]
Autor: Alina  Data:   18-09-2008 ojczyzna
 Jak to dobrze czasem oderwać się od obowiązków. No prawie – tym razem, udało mi się dokształcić zawodowo. No może nie tyle zawodowo co przepisowo. Już któryś raz z kolei na wykładach dla ludzi zajmujących się procesem budowlanym omawiana była zmiana prawa budowlanego narzucająca obowiązek wykonywania audytów energetycznych.

Oczywiście nie sens tego obowiązku, ale kto ma prawo wykonywać ten “dokument”, jakie musi skończyć szkoły i kursa, oraz kto nie ma prawa wykonać audytu. Projekt “prawa” określa też co ma być policzone. Oprócz zdawałoby się logicznych strat ciepła, rocznego zużycia energii, pojawił się tam termin “ciepło metaboliczne“. Dla kogoś spoza branży grzewczo-klimatyzacyjnej wszystko to wygląda niewinnie.
Dziennikarze odpowiednio napuszczeni już zawczasu urabiają przyszłe ofiary tego przepisu porównaniem budynku z pralką. Przecież każde urządzenie ma podaną klasę energetyczną, wiadomo ile zużywa energii. No niby racja. Tylko, że zużycie energii przez pralkę można zmierzyć w ciągu 1 cyklu prania przy pomocy małego miernika prądu, a ile energii trzeba zużyć do ogrzania budynku jest zależna od tylu warunków, że trzeba idioty, żeby to liczyć.
Trzeba koniecznie wiedzieć, że każdy budynek, który został zaprojektowany zgodnie z przepisami i normami (te od lat sprawdzają się w naszych warunkach klimatycznych) ma dobrany kocioł, węzeł cieplny, urządzenia wentylacyjne i klimatyzacyjne. Urządzenia są dobierane odpowiednio do strefy klimatycznej w jakiej znajduje się budynek. Polska norma określa 5 zimowych stref klimatycznych o różnych temperaturach obliczeniowych od -16 st.C na zachodzie Polski do – 24 st.C na północnym wschodzie i w Tatrach. Normy podają też wymagany współczynnik przenikania ciepła U (wcześniej k), z którego wynika grubość izolacji cieplnej ścian.
W projektach centralnego ogrzewania, wentylacji i klimatyzacji obliczane są dokładne straty i zyski ciepła każdego pomieszczenia w budynku. Każdy budynek, który ma projekt c.o. ma też podstawowy parametr budynku czyli obliczeniowe starty ciepła. W projektach podane są wszystkie grzejniki – jakie gdzie montować, jakie rury poprowadzić, żeby było ciepło i ekonomicznie.
I to jest zupełnie wystarczające do szczęścia. Szczególnie jak po uruchomieniu dobrze zaprojektowanej instalacji wszystko działa bez zarzutu.


Do czego jest audyt energetyczny budynku? Otóż – a mogę to łatwo udowodnić – audyt jest do niczego. Na kilkanaście audytów, z którymi musiałam się zapoznać żaden nie “trafił”. Różnice miedzy startami ciepła określonymi w audycie, a tymi policzonymi w projekcie c.o. wynoszą od 30 do 200%. To przekracza technicznie dopuszczalny (branżowy) margines 5-10%.
Celem audytu wg pana urzędnika jest określenie „klasy energetycznej” budynku oznaczonej jakimiś tajemniczymi symbolami cyfrowo-literowymi. Nie wiem po co komu to porównywanie. Przecież budynek, dom, biuro kupuje się nie ze względu na zużycie energii!
Więc porównanie pralki z budynkiem to jak porównanie wielkości mózgu dziennikarza i urzędnika z mózgiem normalnego człowieka.
Ubawiło mnie ciepło metaboliczne“. Oznacza konieczność policzenia zysków ciepła od osób w pomieszczeniu, pewnie w zależności kiedy zjedli ostatni posiłek i ile wypili wody ognistej. Poza tym pominięty jest na razie problem gazów jelitowych użytkowników budynków. Gdyby tak zebrać te gazy i wykorzystać do spalania, jakie to będą kokosy. Tylko żeby było łatwiej wyłapać te gazy trzeba wydać następną nowelizację prawa budowlanego i zrobić mega-osiedle całkiem jak w “Seksmisji” Juliusza Machulskiego. Oczywiście budowanie czegokolwiek na powierzchni ziemi będzie zabronione.
Warto też będzie policzyć wzrost wydzielanego ciepła metabolicznego i gazów w zależności od zawartości grochu, cebuli i kapusty w potrawach podawanych w najbliższej knajpie.

===================================
Takie to poronione pomysły kocą się w głowach urzędasów, którzy konsumują nasze pieniądze. Jak widać przysiedli sobie rozumy i jeszcze tego nie zauważyli.
Kiedy nie wiadomo o co chodzi na pewno chodzi o pieniądze. Jest grupa entuzjastów audytów, którzy koniecznie chcą je robić, a jeszcze lepiej nie robić a uczyć robić, bo wtedy to już na prawdę można brać pieniądze bez wysiłku, bez odpowiedzialności. Nie mam nic przeciwko robieniu audytów – to ciekawe zajęcie jak ktoś nie ma nic pożyteczniejszego do roboty – jest jak rozwiązywanie głupawej krzyżówki – pod warunkiem, że jest to zajęcie DOBROWOLNE.
Do tej pory do zrobienia audytów zmuszani byli przez banki właściciele budynków wielorodzinnych, spółdzielczych, wspólnotowych, jeśli chcieli wziąć kredyt termo-modernizacyjny. Już to było mocno naciągane. Ale teraz ta zaraza ma być obowiązkiem każdego! Nawet właściciela mieszkania w bloku. Na szczęście audyty mają nie dotyczyć zabytków, bud. inwentarskich, szop, budynków sakralnych, i domów do 50 m2.
Koszt audytu wynosi od jednego do kilku tysięcy zł.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że ten przepis już działa. Mam mieszkanie, chcę je sprzedać, mój blok nie ma audytu, a ja nie mam ochoty płacić 1 tys. zł za nic.
Idę do notariusza z chętnym do nabycia mojego mieszkania, a notariusz oznajmia nam: nic z tego bez audytu nie macie prawa do transakcji.
Czy jest to konstytucyjne? Nagle każde z nas zostało pozbawione prawa dysponowania swoją własnością! Tylko dlatego, że urzędnik nie wie jakiej klasy energetycznej jest mój lokal! A co go to g….obchodzi? I co to obchodzi unię?


Z całą pewnością opartą na doświadczeniu zawodowym stwierdzam, że wszyscy, którzy dążą do wprowadzenia obowiązkowych świadectw energetycznych budynków są albo idiotami albo malwersantami, czyli “lodziarzmi” jak nauczycielka Sawicka.
Idioci nie mają pojęcia o technicznych aspektach zagadnienia, nie mają pojęcia, że są ludzie, którzy oddają noworodka, żeby 4 starszych dzieci miało co jeść (jak w najkoszmarniejszych regionach 3 świata); że ludzie mieszkają w starych drewnianych domach bez wody i łazienki, że 1/4 dzieci nie ma co jeść, bo ich rodzice są bezrobotni, albo spłacają lichwiarski kredyt mieszkaniowy!
Lodziarze już się uczą robić audyty. Nawet poloniści i historycy. Teraz nawet Julia Pitera może zrobić audyt. Planowane zmiany mogą pozbawić ją tego prawa. Z audytów cieszą się audytorzy i administratorzy budynków – ci zawsze mogą dostać % od zlecenia. Inni mogą zdechnąć z głodu, byle moja kasa była pełna.


OBOWIĄZEK POSIADANIA ŚWIADECTWA ENERGETYCZNEGO BUDYNKU JEST NIEKONSTYTUCYJNY, NIEMORALNY, JEST SPRZECZNY Z INTERESEM POJEDYNCZEGO OBYWATELA I CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA, A WIĘC JEST SPRZECZNY Z INTERESEM PAŃSTWA.
Każdy, kto przyczyni się do wprowadzenia tego “prawa” powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.    Alina

————

Autor: Alina  Data:   15-01-09

W “Naszym Dzienniku” o świadectwach energetycznych: nasz-dziennik
Podsumowanie autora: “kto pierwszy ten lepszy” nie bardzo wiem czego dotyczy – czy tych co płacą, czy tych co robią.
Jest to jeden z najbardziej bezczelnych urzędniczych przekrętów sezonu 2008/2009.
Roczne zapotrzebowanie na energię cieplną i elektryczną budynku jest znane już po roku użytkowania – jako konkret. Po co więc właściciel ma płacić za tę “tajemną wiedzę” policzoną wg urzędniczych zaleceń? Wystarczy jak sam sobie to podzieli przez kubaturę budynku. Za zaoszczędzone pieniądze przeżyje w cieple następny rok.
Z niecierpliwością czekam, kiedy minister lub może prezydent zawróci to wariackie koło jednym dekretem i wycofa przepis o obowiązkowym sporządzaniu certyfikatów energetycznych budynku. Minister jest w stanie uratować honor, pozostawiając wolny wybór inwestorowi lub nabywcy.

A co jeśli pedofilia jest jedną z preferencyjnych dróg dla kooptacji na wysokie urzędy w UE?

A co jeśli pedofilia jest jedną z preferencyjnych dróg dla kooptacji na wysokie urzędy w UE?

17 Maggio 2023 pedofilia-jest-jedna-z-preferencyjnych-drog-dla-kooptacji-na-wysokie-urzedy-w-ue?

FOTO: Zboczeniec Joris

Warto przypomnieć…

Euro-pedofilska sieć odsłania swój ogon. Gdzie? – w Turcji…

Pewnego dnia w roku 1995, 12-letni turecki chłopiec pojawia się na posterunku policji i mówi, że uciekł z luksusowego jachtu zakotwiczonego w porcie turystycznym, na którym kilku Europejczyków gwałci nieletnich.

Policja interweniuje i zaskakuje Europejczyków w trakcie uprawiania seksu z chłopcami; odkrywa również tysiące CD z pornografią dziecięcą, ewidentnie wyprodukowaną przez “turystów”. Jednym z aresztowanych jest Joris Demmink: sekretarz generalny holenderskiego ministra sprawiedliwości. Dowiadujemy się również, że dzieci były mu dostarczane przez tureckiego policjanta Mehmeta Korkmaza, który był ochroniarzem Demminka podczas jego “wakacji”. Demmink

Tureckie służby oferują holenderskiemu rządowi wymianę: uwolnienie pedofila i milczenie w zamian za przysługę. Przysługa ma polegać na aresztowaniu kurdyjskiego opozycjonisty, który jest również potężnym handlarzem narkotyków (za pomocą których finansuje kurdyjski ruch oporu) – Husseina Baybasina. Umowa została najprawdopodobniej zawarta bezpośrednio między premierem Turcji a holenderską minister sprawiedliwości, Winnie Sorgdrager  Baybasin

Sorgdrager.

Jak postanowiono, tak zrobiono: Baybasin – który zazwyczaj działa bezkarnie w Londynie – nieroztropnie przybywa do Holandii i tam zostaje aresztowany. Sam Demmink dopilnowuje, by oskarżony był przetrzymywany w izolatce, by nie mógł widywać się z krewnymi. Baybasin otrzymuje wyrok dożywocia od holenderskiego wymiaru sprawiedliwości. Turcy wywierają dalsze naciski na wydanie Baybasina: holenderska minister sprawiedliwości zgadza się, ale próba zostaje zablokowana przez Sąd Najwyższy, który odmawia ekstradycji, jako że w Turcji Baybasinowi grozi kara śmierci. Przekazanie go Turcji nie jest politycznie poprawne.

Demmink zaprzecza, że kiedykolwiek był w Turcji. Tureckie władze graniczne zgadzają się na tę grę: nie ma śladu jakiegokolwiek przejazdu ważnego turysty europejskiego.

Niektóre gazety tureckie zagłębiają się w sprawę i w kwietniu 2013 roku pokazują oryginalny turecki raport celny potwierdzający, że Demmink wjechał do kraju w czerwcu 1996 roku. Jest to wprawdzie na rok przed skandalicznym wydarzeniem, ale przynajmniej dowodzi, że Demmink kłamie. A jego przyjazd do Turcji w roku 1996 był oficjalnie uzasadniony faktem, że jako sekretarz ds. międzynarodowych ministerstwa Holandii był członkiem Europejskiego Komitetu ds. kwestii kurdyjskiej w Turcji… Dziennikarze odkrywają również, że Demmink używał trzech pseudonimów podczas swoich podróży po Turcji. Ponadto agenci celni potwierdzają, że Demmink przebywał w Turcji w latach 1997, 1998, 1999, 2000, 2001, 2002 i 2003.

Niektóre holenderskie gazety donoszą, że Demmink dużo podróżował, by zaspokoić swoje – nazwijmy to – «hobby»; jego ślady pozostały w różnych haut-lieux pederastii – w tym w barze Pinokio w Pradze, gdzie w latach ’90 spotykali się pedofile należący do wyższych sfer sfrefy Europy północnej oraz Wielkiej Brytanii directeur-bijlmerbajes.

W Turcji, jedna z ofiar, która próbowała pozwać Demminka, była bezpośrednio zastraszana przez szefa tajnych służb, Emina Arslana, zostaje przez niego zgwałcona. Arslan jest tym, który długo współpracował z Demminkiem przy przygotowywaniu akcji przeciwko Kurdowi Bajbasinowi. Fragmenty wywiadu z ofiarą pod («wyczyszczonym» linkiem: interview.

W roku 2012, holenderski dziennikarz śledczy, Micha Kat Micha_Kat, zostaje aresztowany zaraz po wylądowaniu na lotnisku Amsterdam-Schiphol: według niego dlatego, że ujawnił coś na temat skandalicznego zachowania Demminka oraz wysoko postawionych osób, które tak skutecznie go kryją. Wśród rzeczy, które Kat miał ujawnić, była pikantna historia kazirodztwa – sięgająca pradziadka holenderskiej królowej Beatrix… ale nie oddalajmy się od tematu.

Przed sądem, podczas procesu wytoczonego Kat’owi wspomniano o zeznaniach jednej z ofiar Demminka, która twierdzi, że była obecna przy kręceniu filmu typu snuff  nuff_film w Pradze, podczas czego nieletni chłopiec miał umrzeć po tym, jak został sodomizowany wibratorem. («Holenderski demaskator pedofilów stanie przed sądem, wysoki rangą pedofil wciąż na wolności»: truth-seeker (link «wyczyszczony»))

Trudno powiedzieć, że brzmi to bardzo nowo w Holandii. W roku 1998, prokuratorzy w Amsterdamie rozpoczęli dochodzenie w tak zwanej Sprawie Rolodex“: dotyczyła ona gangu bardzo ważnych osób zaangażowanych w sieć gwałtów seksualnych na nieletnich. W sprawę zamieszani byli były minister, osobisty doradca królowej Beatrix i dwaj wysocy rangą sędziowie karni. Policja była bliska aresztowania ich wszystkich oraz przeszukania ich (nietykalnych) domów, kiedy całe śledztwo zostało zablokowane i zamiecione pod dywan.

Później okazało się, że to niejaki Sekretarz Generalny Sprawiedliwości o nazwisku – zgadliście – Joris Demmink zablokował śledztwo. Okazało się również, że Demmink odegrał bardzo dziwną rolę w owym śledztwie: ujawnił informacje o gangu pederastów (którego był członkiem) oraz ostatecznie uratował ichzamykając śledztwo. Był to oczywisty szantaż skierowany do “przyjaciół” i kolegów-euro-pederastów: «Kryjcie mnie, bo w przeciwnym razie, to ja was odkryję».

14-letni holenderski chłopiec zeznał przed Komitetem Helsińskim jak uciekł z domu pociągiem do Amsterdamu i znalazł się w pedofilskim burdelu, zmuszany do kręcenia obscenicznych filmów i uczestniczenia w orgiach. Na dworcu centralnym podszedł do niego uprzejmy mężczyzna, który zaoferował mu miejsce do spania na noc. Rano obudził się zupełnie nagi i otoczony zdjęciami przedstawiającymi go dokonującego aktów obscenicznych. “Opowiem wszystko twojej rodzinie, jeśli…” – zagroził mu uprzejmy mężczyzna. (Zeznanie: Ofiara handlu dziećmi w Amsterdamie, Holandia – Fuse-Action

Nieletni chłopcy byli odurzani i upijani, aby rozluźnić ich powściągliwość; często byli “wynajmowani” na prywatne imprezy; również następny chłopiec opowiadał o filmach snuff, które kończą się śmiercią ofiary gwałtu. Świadek powiedział, że «pracował» w FestivalBar – holenderskim wyspecjalizowanym domu publicznym (dziecięcym), odwiedzanym, zwłaszcza w latach 80-tych, przez wpływowe osobistości brytyjskie (niektóre z nich osiedliły się w Holandii, ponieważ tamtejsze ustawodawstwo było łaskawsze dla ich zboczenia).

Oprócz Demminka, FestivalBar był ponoć odwiedzany przez Fritsa Salomonsona, który był osobistym prawnikiem królowej Beatrix do roku 1996, a także kochankiem księcia Clausa (męża Beatrix). netherlands-the-pedophile-kingdom-and-sodom-and-gomorrah

Przypomnijmy, że królowa Beatrix jest patronką Klubu Bilderberg. Co rok, inauguruje jego tajne spotkania, witając uczestników z wielką powagą.

Ofiara zeznała, że FestivalBar odwiedzał także Geer Van Roon, profesor uniwersytecki, który był tak «miły», że przyjmował zbiegłych od rodzin chłopców do własnego domu (w raportach policyjnych można znaleźć pewne ślady na ten temat), który przedstawił go Demminkowi pozostawiającemu swój duży służbowy samochód na zewnątrz. W tej sprawie, w roku 2004, policjanci chcieli przesłuchać kierowcę Demminka: bez powodzenia, mężczyzna odebrał sobie życie, gdy tylko się o tym dowiedział. «Z pewnością od dłuższego czasu cierpiał na depresję».

Profesor Van Roon znał wiele wysoko postawionych w Belgii osób – gdzie afera pedofilska i dzieciobójcza «Dutroux» Marc_Dutroux na jakiś czas uchyliła zasłonę wiszącą nad eurokratyczną siecią pedofilską –  zasłonę, która natychmiast opadła – i stała się znacznie bardziej nieprzenikniona niż wcześniej. Ale to wystarczyło, aby Jacques Delors Jacques_Delors, “ojciec założyciel” Zjednoczonej Europy – nowego więzienia narodów – i czczony mistrz całej dokooptowanej eurokracji, przeszedł na emeryturę. (Bliższe spojrzenie na sieci wykorzystywania dzieci w Holandii i Belgii child_abuse_networks_in_Netherlands_and_Belgium)

Wśród osób, z którymi Van Roon się spotykał, były osoby o niższej randze społecznej, na przykład Lothar Glandorf, producent filmów pedo-pornograficznych, prawomocnie skazany. paedophile-network-trafficks-young-boys-across-europe the-guardian

Dochodzenie wykazało, że towarzystwo wpływowych VIP-ów odbywało częste podróże do Azji Południowo-Wschodniej i krajów Europy Wschodniej w celu zapewnienia sobie przyjemności: Polski, Rumunii…

Istnieją nagrane rozmowy telefoniczne, w których Demmink “zamawia” dzieci na weekend. Pomimo, iż holenderska policja otrzymała 40 skarg w tylu sprawach dotyczących jego aktów perwersji, holenderski rząd przesuwał go na wyższe stanowiska, tak, że w końcu – w roku 2002 – został pierwszym sekretarzem Ministerstwa Sprawiedliwości. Demmink pozostaje na swym urzędzie pomimo narastającej fali doniesień, a jego rząd utrzymuje go na tym stanowisku aż do roku 2012, kiedy to podaje się do dymisji. Joris_Demmink_scandal

Faktem jest, że Komisja Helsińska – która jest instytucją amerykańską – zaczęła pytać rząd holenderski, dlaczego nie postawił Demminka w stan oskarżenia. (Prawdopodobnie również w ten sposób Amerykanie sprawują kontrolę nad naszymi eurokratami). Zaczęto również publikować zaprzysiężone zeznania oskarżycieli i ofiar: (Zeznanie: Adèle van der Plas) csce.gov

Opublikowano nawet list Kongresu USA, w którym oficjalnie wezwano premiera Erdogana do “pilnego” rozpatrzenia sprawy: podkreślono w nim, że nie należy ukrywać sprawy pedofila Demminka, ponieważ “liczne” tureckie dzieci oskarżają go o pedofilię.

Dokument znajduje się pod linkiem: canalblog

Memorandum sądowe w sprawie Demmink’a – pod linkiem: storage

Warto zauważyć, jak rozległa, jak wysoko sięgająca, potężna i jak skuteczna jest sieć, która chroniła Demmink’a niemal do niemożliwości, i jak wydaje się ona pokrywać z niektórymi rządami w ich całości. Mowa o rządach krajów Beneluksu (Belgia-Holandia-Luksemburg), gdzie znajdują się duże i szanowane instytucje Unii Europejskiej. (Ponadto, ów krąg wydaje się być w jakiś sposób styczny z Klubem Bilderberg).

A co jeśli pedofilia (rytualna lub spontaniczna) jest jednym z warunków i preferencyjnych dróg dla kooptacji na wysokie urzędy w owych instytucjach? – W tego rodzaju kontekście – ci, którzy nami rządzą, mogą być szantażowani przez obce rządy i obce czynniki.

INFO: effedieffe

…………………………

11 kwiecień 2023: Teoretyk spiskowy Micha Kat został skazany przez sąd w Hadze na 28 miesięcy więzienia, z czego 4 miesiące w zawieszeniu, po tym jak uznano go winnym kilku zarzutów, w tym podburzania i gróźb. (…) W samym środku kryzysu związanego z koronawirusem, Kat, wraz z innymi teoretykami spiskowymi Wouterem Raatgeverem i Joostem Knevelem, rozpowszechniał bezpodstawne plotki o rzekomych satanistycznych sieciach pedofilskich i rytualnych morderstwach dzieci w Bodegraven. Robili to na platformie internetowej o nazwie Red Pill Journal. (…) Kat został aresztowany w Irlandii Północnej latem 2021 roku. Pod koniec sierpnia, sędzia w Dublinie zdecydował, że może on zostać przekazany Holandii. conspiracy-theorist-micha-kat

„Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” czyli Wielki Reset Żywnościowy

„Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” czyli Wielki Reset Żywnościowy

AlterCabrio bez-rolnikow-bez-jedzenia-bez-przyszlosci

Według Roosa ta nieludzka polityka prowadzi do katastrofalnych konsekwencji, a co roku od 20 do 30 rolników popełnia samobójstwo. Co więcej, za brakiem rolników czają się niedobory żywnościowe, o czym świadczy głód i chaos na Sri Lance, który był wynikiem perfekcyjnego wdrożenia środowiskowego zarządzania społecznego [ESG]

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

___________***___________

Holenderski eurodeputowany Rob Roos krytykuje globalistyczną politykę „Wielkiego Resetu Żywnościowego”: „Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” (wideo w oryg. md)

Apel Roosa by chronić i dbać o naszych rolników oraz domaganie się przejrzystości w etykietowaniu żywności jest wyraźnym wezwaniem do działania.

W niedawnym przemówieniu w Parlamencie Europejskim holenderski polityk i obecny poseł do Parlamentu Europejskiego, Robert „Rob” Roos, wypowiedział się przeciwko unijnej polityce „Wielkiego Resetu Żywnościowego”, która, jak twierdzi, prowadzi do wstrząsających scen w Holandii. Roos argumentował, że rolnicy produkują żywność od wieków i są istotną częścią europejskiego dziedzictwa i kultury. Jednak umowy handlowe UE i Organizacji Narodów Zjednoczonych zalewają rynek produktami z połowy świata, podczas gdy rolników zabijają przepisy mające na celu działania na rzecz klimatu, w tym zakaz stosowania nawozów azotowych, niezbędnych składników nowoczesnego rolnictwa.

Według Roosa ta nieludzka polityka prowadzi do katastrofalnych konsekwencji, a co roku od 20 do 30 rolników popełnia samobójstwo. Co więcej, za brakiem rolników czają się niedobory żywnościowe, o czym świadczy głód i chaos na Sri Lance, który był wynikiem perfekcyjnego wdrożenia środowiskowego zarządzania społecznego [ESG – Environmental, Social and Corporate Governance]. Dlatego Roos wezwał do zakończenia Ustawy o odtwarzaniu przyrody i Agendy 2030, które, jak stwierdził, niszczą rolników dla ideału utopii bez CO2.

Roos podkreślił potrzebę ponownej ochrony i dbałości o rolników, stwierdzając, że bez rolników nie może być żywności ani przyszłości. To przemówienie odzwierciedla rosnące obawy wśród farmerów w całej Europie, którzy obawiają się, że ich źródła utrzymania są zagrożone przez politykę UE, która przedkłada kwestie ochrony środowiska nad ich dobrobyt ekonomiczny.

W innym niedawnym przemówieniu Roos skrytykował politykę UE polegającą na wprowadzaniu owadów do żywności bez wyraźnego oznakowania. Chociaż od 2020r. UE dopuściła cztery różne rodzaje owadów jako składniki żywności, Roos twierdzi, że konsumenci muszą dokładnie wiedzieć, co znajduje się w ich żywności, a zwodnicze łacińskie nazwy owadów na opakowaniach nie są wystarczająco jasne i zamiast tego są używane, aby ukrywać składniki.

Roos wezwał do tego, aby produkty żywnościowe na bazie owadów miały przejrzyste etykiety, z normalną nazwą owada wymienioną prostym językiem oraz ikoną na opakowaniu, aby ostrzec konsumentów, co produkt zawiera. Wierzy, że zapobiegnie to przypadkowemu spożyciu owadów, jeśli ktoś nie może lub nie chce tego robić. Przemówienie Roosa podkreśla potrzebę przejrzystości i uczciwości w etykietowaniu żywności, zwłaszcza jeśli chodzi o wprowadzanie nowych i nieznanych składników.

Przemówienia Roosa są potężnym sygnałem alarmowym dla Unii Europejskiej i całego świata. Podkreślają one krytyczną potrzebę przejrzystości i uczciwości w przemyśle spożywczym oraz pilną potrzebę znalezienia równowagi między ochroną środowiska a wspieraniem naszych rolników. Globaliści z Unii Europejskiej muszą przestać forsować swój lewicowy program środowiskowy. Jego wezwanie do ochrony i troski o naszych rolników oraz żądanie przejrzystości w etykietowaniu żywności jest wyraźnym wezwaniem do działania. Bez rolników „nie może być żywności, przyszłości ani nadziei”.

_________________

Dutch MEP Rob Roos Slams Globalists ‘Great Food Reset’ Policy: ‘No Farmers, No Food, No Future’ (Video), Amy Mek, May 15, 2023

−∗−

Powiązane tematycznie:

Zielone bankructwo czyli kto następny po Sri Lance
Według WEF na Sri Lance wszystko szło świetnie, ale co widzimy cztery lata później: bankructwa, inflację, niewypłacalność, braki żywności, braki towarów, braki paliwa i przemoc na ulicach. […]

_________________

Od Sri Lanki do Niderlandów czyli jak działać
Wiedzą, że kiedy ludzie stają się wściekłym, głodnym tłumem, mogą być kontrolowani jak zwierzęta. I tego typu reakcje są dokładnie tym, na co liczą ci globalistyczni oszuści. Dlatego niszczą światowe gospodarki i wywołują kryzys żywnościowy. […]

“Wymiana etniczna” czyli erozja i unicestwienie kultur i narodów

Wymiana etniczna czyli erozja i unicestwienie kultur i narodów

Autor: AlterCabrio

, 15 maja 2023

„Nie możemy ulegać idei wymiany etnicznej. Wymiana etniczna oznacza: Włosi mają mniej dzieci, więc zastępujemy je kimś innym. To nie jest rozwiązanie. W regionach z mniejszą liczbą programów socjalnych odnotowuje się bardziej znaczące załamanie demograficzne niż w innych obszarach”.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

___________***___________

Wybuch kontrowersji po tym, jak włoski minister wezwał do zwiększenia wskaźnika urodzeń, aby uniknąć „wymiany etnicznej” (wideo)

Z każdym dniem coraz trudniej jest zaprzeczyć, że masowe migracje mają na celu erozję, a ostatecznie unicestwienie unikalnych kultur społeczności lokalnych i narodowych.

Włoski minister rolnictwa Francesco Lollobrigida ostrzegł, że niski wskaźnik urodzeń we Włoszech i wzrost nielegalnej imigracji mogą doprowadzić do „wymiany etnicznej”, wywołując tym gniew lewicowej opozycji w tym kraju.

Uwagi szwagra i bliskiego sojusznika politycznego włoskiej premier Giorgii Meloni są odpowiedzią na niedawny raport, z którego wynika, że ​​Włochy mają jeden z najniższych na świecie wskaźników urodzeń z mniej niż 400 000 urodzeń w 2022r.

Wypowiedzi F. Lollobrigidy padły na wtorkowym kongresie krajowym w Cisal, gdzie omawiał kwestię wzrostu demograficznego i znaczenie stworzenia systemu opieki społecznej, który umożliwi ludziom pracę i założenie rodziny. Lollobrigida podkreślił, że ​​zwiększenie wskaźnika urodzeń nie polega na przekonaniu ludzi do dłuższego pozostawania w domu, ale na stworzeniu środowiska, w którym młode pary mogą znaleźć zatrudnienie i zbudować przyszłość dla siebie i swoich rodzin.

Rozwiązaniem jest pomoc młodym parom w znalezieniu zatrudnienia. Odpowiedzią jest umożliwienie wszystkim zapoznania się z danymi, które pokazują, że wzrost demograficzny i lepsza pomoc publiczna działają równolegle, nawet na terytorium naszego kraju.

„Nie możemy ulegać idei wymiany etnicznej. Wymiana etniczna oznacza: Włosi mają mniej dzieci, więc zastępujemy je kimś innym. To nie jest rozwiązanie. W regionach z mniejszą liczbą programów socjalnych odnotowuje się bardziej znaczące załamanie demograficzne niż w innych obszarach”.

Lollobrigida podkreślił, że wymiana etniczna nie jest rozwiązaniem, a imigracja może być szansą na wzrost gospodarczy kraju. Twierdził, że legalna imigracja, zorganizowana z regularnymi przepływami ludzi, jest drogą naprzód, ale nielegalna i potajemna imigracja jest pierwszym wrogiem legalnej imigracji. Stwierdził, że jego ministerstwo pracuje nad powstrzymaniem głównych przepływów migrantów i stworzeniem zorganizowanych przepływów odbywających się co trzy lata, dzięki którym migranci będą mogli łatwo zintegrować się ze społeczeństwem włoskim.https://rumble.com/embed/v2gsvbq/?pub=4

Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Włochy odnotowały w tym roku rekordową liczbę nielegalnych migrantów drogą morską, z ponad 34 715 osobami przybyłymi na dzień 19 kwietnia.

Sam Lollobrigida jest wnukiem imigrantów i podkreślał, że imigracja jest naturalnym, potwierdzonym faktem. Zauważył jednak: „Uważam, by nie wierzyć, że emigracja i imigracja są problemem. Wręcz przeciwnie: mogą stać się szansą dla wzrostu gospodarczego kraju. Jeśli pojawi się zapotrzebowanie na pracowników, kiedy wewnętrzna siła robocza się wyczerpie, będziemy musieli polegać również na sile roboczej pochodzącej z innych krajów”.

Spór

Wielu chwaliło poglądy Lollobrigidy na temat imigracji i wzrostu demograficznego, stwierdzając, że przedstawiają odświeżające spojrzenie na ten temat. Jego zaangażowanie w znajdowanie rozwiązań, które przyniosą korzyści zarówno obywatelom Włoch, jak i imigrantom, jest godne pochwały, zachwycali się centryści. Jednak Elly Schlein, radykalna nowa szefowa włoskiej Partii Demokratycznej, określiła oświadczenie Lollobrigidy jako „obrzydliwe” i „przypominające faszystowski reżim Benito Mussoliniego”.

Oskarżyła Lollobrigidę o powrót do mentalności z lat 30., mówiąc, że jego słowa „mają posmak białej supremacji”. Schlein powiedziała dziennikarzom, że ma nadzieję, że rząd Meloni zdystansuje się od jego wypowiedzi.

Niski wskaźnik urodzeń we Włoszech jest głównym zmartwieniem konserwatywnego rządu Włoch, który doszedł do władzy w październiku 2022r. Meloni prowadziła kampanię m.in. w oparciu o zobowiązanie do pomocy Włochom w posiadaniu dzieci. Powiedziała, że ​​Włochy zbyt długo nie inwestowały w zachęty do zwiększenia wskaźnika urodzeń.

Meloni od lat martwi się wymierającą, kurczącą się populacją Włoch. W 2016 roku powiedziała, że ​​trwa „wymiana etniczna” [znana jako Wielka Wymiana] z powodu przybycia do Włoch 153 000 imigrantów, głównie afrykańskich mężczyzn. Stwierdziła, że ​​rządzący próbują „zniszczyć naszą europejską i chrześcijańską tożsamość poprzez niekontrolowaną masową migrację”, a organizacje pomagające uchodźcom zaniedbują głodujących Wenezuelczyków pochodzenia włoskiego.

Jean Renaud Gabriel Camus, współzałożyciel i przewodniczący Narodowej Rady Europejskiego Ruchu Oporu, jest francuskim pisarzem znanym z ukucia zwrotu „Wielka wymiana” [“Great replacement”] — odnoszącego się do doniesień o kolonizacji Europy Zachodniej przez imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.

Wielka Wymiana

Według raportu Gatestone, Włochy i znaczna część Europy przejdą znaczące zmiany demograficzne w nadchodzących dziesięcioleciach. Ponieważ rodzima populacja europejska starzeje się i nie rozmnaża się na poziomie zastępowalności, a rośnie napływ migrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji. Ci przybysze wnoszą ze sobą bardzo różne wartości kulturowe związane z seksualnością, nauką, władzą polityczną, ekonomią i rolą religii w społeczeństwie. Rezultatem jest Europa, która może stać się nie do poznania w ciągu jednego pokolenia.

Jak informowaliśmy wcześniej w RAIR, do 2050r. „dwadzieścia procent populacji Europy będzie muzułmanami z powodu dążenia Europy Zachodniej do wielokulturowości i masowej migracji”.

Według raportu ONZ „Replacement Migration: Is It a Solution to Decline and Aging Populations” [Migracja zastępująca: czy jest to rozwiązanie problemu spadku i starzenia się populacji] w 2050r. jedną trzecią populacji Włoch będą stanowić obcokrajowcy.

Włoski think-tank Fondazione Fare Futuro przewiduje, że do końca wieku połowa populacji Włoch może być muzułmanami z powodu masowej migracji i różnych wskaźników urodzeń chrześcijan i muzułmanów. W ciągu zaledwie dziesięciu lat liczba migrantów we Włoszech wzrosła o 419%.

Z każdym dniem coraz trudniej jest zaprzeczyć, że ostatecznym celem masowej migracji jest podważenie, a ostatecznie wymazanie charakterystycznych kultur społeczności lokalnych i narodowych. Dowody z ostatnich kilkudziesięciu lat pokazują, że systemy prawne, normy kulturowe i fundamentalne zasady równości, które od dawna stanowią podstawę społeczeństw Europy i Ameryki Północnej, ulegają erozji w zastraszającym tempie. Oprócz tej i tak niepokojącej rzeczywistości, poprawność polityczna często wypiera rządy prawa i swobody jednostki, pomagając w realizacji „wielkiej wymiany” poprzez karanie wszelkich form krytyki.

______________

Controversy Erupts After Italian Minister Calls for Boosting Birth Rate to Avoid ‘Ethnic Replacement’ (Video), Amy Mek, April 20, 2023

−∗−

BONUS

Film z archiwum Sumienia Narodu
Plan Richarda Coudenhove-Kalergi – ludobójstwo narodów Europy, Zbigniew Modrzejewskihttps://banbye.com/embed/v_K1bEkZtJC_Ke

−∗−

Powiązane tematycznie:

Great Replacement czyli kto jest przyszłością
Coraz trudniej zaprzeczyć, że masowa migracja ma na celu zniszczenie kultur lokalnych i narodowych poprzez ich rozcieńczenie. Mamy wystarczająco dużo danych historycznych z ostatnich kilkudziesięciu lat, aby wiedzieć, że europejskie i północnoamerykańskie systemy prawne, normy kulturowe i równe prawa są zacierane. […]

______________

Afrykanizacja EU czyli jadą goście
Ursula von der Leyen promuje „afrykanizację” Europy, ostrzega niemiecki eurodeputowany Gunnar Beck. W szokującym raporcie ujawnia plany KE dotyczące zastąpienia ludności Europy afrykańskimi azylantami. […]

Można jedynie opuścić UE lub pogodzić się z agonią demokracji.

Unia Europejska: Permanentny pucz “technokracji fasadowej”

Nie można bowiem ani prowadzić innej polityki w owych ramach, ani ich zreformować. Można jedynie opuścić UE lub pogodzić się z agonią demokracji.

Date: 14 Maggio 2023 Author: Uczta Baltazara

Ze swoją Komisją, Parlamentem i Trybunałem Sprawiedliwości, Unia Europejska wygląda jak wzorcowy system demokratyczny. Tyle tylko, że jest to jedynie katastrofalna fikcja.

Jean Monnet, który z kupca koniaku stał się bankierem w San Francisco, wolał służyć Brytyjczykom niż reprezentować wolną Francję w Waszyngtonie Jean_Monnet. Następnie, w 1943 roku, jego nowi amerykańscy pracodawcy wysłali go do Algieru, aby zapewnić polityczne przewodnictwo wysoce podatnemu na manipulacje generałowi Giraud, którym zamierzali zastąpić generała de Gaulle’a.

Giraud de_Gaulle

Później, w Europie zimnej wojny, ten najbardziej amerykański z Francuzów stał się inspiracją – według słów de Gaulle’a – dla wszystkich inicjatyw mających na celu zorganizowanie zachodniej części kontynentu jako filii Stanów Zjednoczonych: a były nimi Europejska Wspólnota Węgla i Stali (EWWiS), Europejska Wspólnota Obronna (EDC), stała struktura NATO, Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG), Europejska Wspólnota Energii Atomowej (EURATOM), storpedowanie traktatu francusko-niemieckiego z 1963 roku przez dodanie przez Bundestag jednostronnej preambuły.

Poprzez tego rodzaju inicjatywy Monnet chciał zapobiec «robieniu rzeczy głupich przez obywateli», stosując następującą metodę: zredukowanie demokracji do formy wyborczej pozbawionej wszelkiego znaczenia, ponieważ decyzje podejmowane są przez niewybieralne organy, które «lepiej niż obywatele wiedzą, co jest dla nich dobre».

W rzeczywistości mamy do czynienia z permanentnym zamachem stanupolegającym na mnożeniu faktów dokonanych o charakterze technicznym – których ostatecznego celu obywatele nie powinni być w stanie dostrzec. Realizowane jest to poprzez zamknięcie polityki w takiego rodzaju ograniczeniach, że na koniec możliwa jest wyłącznie jedna polityka – tj. ta “rozsądna”.

To właśnie powiedział de Gaulle podczas swojej konferencji prasowej w dniu 12 listopada 1953 roku: połączyć “państwa, armie, ideologie […] w sposób, w jaki łączy się kapitały dwóch konkurujących ze sobą firm” –  neutralizując suwerenność narodów za pomocą “technokracji fasadowej”, czyli czynnika sprawczego owej wielkiej transformacji.

Oto cała filozofia “konstrukcji europejskiej” ostatnich siedemdziesięciu lat. I nie ma innej.

Magiczna zapadka Ratchet_effect

W demokracji naród jest suwerenem. To znaczy, że poprzez swoich okresowo wybieranych przedstawicieli w uczciwym i pluralistycznym głosowaniu, naród może cofnąć to, co ustalił. Jeśli jedna większość znacjonalizowała, inna może sprywatyzować, a następna prowadzić jeszcze bardziej przeciwstawną politykę. Żadna dziedzina życia narodowego nie wymyka się tej zasadzie.

W systemie Unii Europejskiej to uprawnienie już nie istnieje. Od roku 1951, każdy traktat, każda dyrektywa, każde rozporządzenie, każde orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości coraz bardziej pozbawiło przedstawicieli wybranych przez obywateli tychże uprawnień – uprawnień, które są podstawą każdej demokracji: tj. prawa inicjatywy i głosowania nad ustawami oraz zatwierdzania budżetu.

Ponieważ w UE żaden tekst mający wartość legislacyjną nie jest omawiany ani zatwierdzany przez prawdziwy parlament, żaden dokument nie może zostać zmieniony – a możliwość zmiany jest kolejnym przywilejem parlamentu leżącym u podstaw demokracji. Wszystko musi zostać “przetransponowane do prawa krajowego”, pod groźbą grzywny, jeśli termin jest zbyt długi, przez parlamenty zredukowane do roli biur protokolarnych, jak dzieje się to w reżimach autorytarnych. Jeśli chodzi o budżet, to on również jest ustalany z góry przez traktaty i nakazy wydawane okresowo przez “technokrację fasadową” za pośrednictwem Ogólnych Wytycznych Polityki Gospodarczej (Gope); w przeciwnym razie państwo członkowskie, które od nich odstąpi, zostanie ukarane.

Do tej pory ponad 36 000 aktów prawnych (tj. ponad 100 000 stron!) zostało opracowanych i przyjętych bez interwencji instytucji (PE), która powstała w wyniku głosowania powszechnego i której istnienie nie zostało zlikwidowane w kolejnym głosowaniu. Każdy z owych aktów prawnych uruchomił trybik w “zapadce” tzw. «acquis communautaire» wikipedia, którego żadna władza wyłoniona w wyborach nie może cofnąć, pozbawiając obywateli – dzień po dniu – środków do zmiany polityki i wpływu na ich własny los. Wszystko to jest produktem “technokracji fasadowej”, którą metoda Moneta postawiła ponad demokracją, aby ją zneutralizować.

Fikcyjny Parlament Europejski

Zgromadzenie deliberujące.

Wiele reżimów autorytarnych posiadało, lub nadal posiada, powszechnie wybierane zgromadzenia, w których dopuszczono do rywalizacji kilka partii. Sposób powoływania nie czyni zgromadzenia parlamentem; ono staje się nim jedynie wtedy, gdy posiada pewne uprawnienia: inicjatywę ustawodawczą, prawo do wprowadzania poprawek, prawo do głosowania na temat podatków, możliwość powoływania i kwestionowania władzy wykonawczej – lub blokowania jej działań w przypadku systemu prezydenckiego.

Parlament Europejski nie dysponuje żadnym z wyżej wymienionych uprawnień; przemawia w próżni i o niczym nie decyduje: nazywanie go “parlamentem” jest zorganizowanym zbiorowym oszustwem.

Wyłącznie Rada Unii Europejskiej – działając na wniosek Komisji w Brukseliustala ustala dochody budżetu; Parlament Europejski natomiast może zmienić podział wydatków jedynie za zgodą Rady – przy braku której wymagane jest 3/5 głosów oddanych, reprezentujących co najmniej bezwzględną większość posłów! – Nie ma więc nic wspólnego z uprawnieniami budżetowymi parlamentu zasługującego na to miano.

Jeśli chodzi o inicjatywę ustawodawczą, Parlament Europejski ma jedynie prawo wyrazić własne oczekiwanie, zanim zostanie mu przedłożona propozycja. Ale to wyłącznie Komisja – czyli “technokracja fasadowa” – ściśle uzależniona od lobbyjej pracodawców (które później oferuje lukratywne kariery urzędnikom europejskim, dobrze im słyżącym) – opracowuje dyrektywy i rozporządzenia, z własnej inicjatywy lub na wniosek Rady.

Tak czy inaczej, głosowanie Parlamentu Europejskiego nigdy nie jest wystarczające do przyjęcia tekstu, ponieważ musi go zatwierdzić Rada. A prawo do poprawek jest zredukowane do symulakrum (gdy nie jest ono zabronione), ponieważ w niektórych sprawach przyjęta poprawka musi być zatwierdzona przez Radę. Wymagana jest nawet jednomyślności Rady, jeśli Komisja jest przeciwna!

Powoływanie członków Komisji również jest parodią demokracji. Komisarze, mianowani przez każdy rząd, są zazwyczaj tzw. «kulawymi kaczkami», których pragnie się pozbyć ze sceny krajowej. Tak było w przypadku Jean-Claude’a Junckera – skompromitowanego serią skandali, które zmusiły go do rezygnacji, i tak jest również w przypadku obecnej przewodniczącej, Ursuli von der Leyen, która według sondaży cieszyła się godnym pozazdroszczenia tytułem najgorszego ministra w rządzie Merkel.

Jeśli chodzi o przesłuchanie kandydatów przez Parlament Europejski, to jest to przede wszystkim okazja do pokazania ich niekompetencji i ukrycia ich konfliktu interesów. Jest to oczywiste, ponieważ to “technokracja fasadowa” ma rządzić. Tak więc konserwatywni posłowie do PE z Europejskiej Partii Ludowej i ci z Europejskiej Partii Socjalistycznej, do których teraz dołączyli liberałowie, zatwierdzają wszystko, na koniec śmiesznej komedii, w której ci pierwsi, którzy udawali, że chcą zablokować kandydata popieranego przez drugich, zgadzają się go zatwierdzić, gdy ci drudzy zrezygnują z udawania, że blokują kandydata popieranego przez tych pierwszych. Trzeba było wręcz niemożliwego do ukrycia skandalu, by Sylvie Goulard została odrzucona w roku 2019 Sylvie_Goulard.

Parlament Europejski funkcjonuje wyłącznie dzięki zmowie i wymianie przysług, między partiami, które rywalizują przed wyborcami, ale dogadują się we wszystkim.

Równie groteskowe jest votum nieufności, gdyż aby obalić władzę wykonawczą, w przeciwieństwie do prawdziwego parlamentu, gdzie wystarczy większość bezwzględna, wymagane są dwie trzecie oddanych głosów reprezentujących co najmniej bezwzględną większość deputowanych. Dopiero seria niemożliwych do zduszenia skandali doprowadziła do ustąpienia Komisji Santera w roku 1999 zanim doszło do niemal pewnego votum nieufności. wikipedia.

Jednym z warunków koniecznych do zaistnienia demokracji jest podział władzy: na władzę ustawodawczą, która przygotowuje i poddaje pod głosowanie ustawy; władzę wykonawczą, która kieruje działaniami rządu, poddaje proponowane przez siebie ustawy pod głosowanie władzy ustawodawczej i egzekwuje je; oraz władzę sądowniczą (która, o czym często się zapomina, tak naprawdę nie stanowi “władzy”, ponieważ nie jest wybierana przez naród), która osądza wykroczenia, przestępstwa i zbrodnie karane przez prawo.

Ten rozdział może być mniej lub bardziej kompletny w zależności od rodzaju systemu; jest to warunek, który pozwala obywatelowi zorientować się, kto jest odpowiedzialny za co i w ten sposób oddać świadomy głos.

Jednakże owa podstawowa zasada została zlekceważona od samego początku “budowy Europy”, do tego stopnia, że żaden obywatel nie jest w stanie odróżnić, kto jest odpowiedzialny za co – w UE opartej na całkowitym pomieszaniu władzy. A dzieje się tak, ponieważ Parlament Europejski nie tylko nie posiada władzy ustawodawczej, ale władzę tę sprawuje zarówno Komisja, jak i Rada (reprezentująca państwa członkowskie), czyli te same organy, które pełnią również funkcję wykonawczą.

Krótko mówiąc, mamy pseudo-prawodawczy organ, który nie stanowi prawa oraz dwa organy wykonawcze – z których jeden jest czysto technokratyczny – które wspólnie sprawują funkcję ustawodawczą… razem z trzecim podmiotem, który stanowi najgorsze zaprzeczenie zasady demokracji: Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Faktycznie, zamiast być organem sądowym, który rozstrzyga spory wynikające ze stosowania traktatów i zasad uchwalonych przez obu ustawodawców, sąd ten nadał sobie uprawnienia do produkcji prawa w sposób ciągły.

Dzień 20 lutego 1979 roku był czarnym dniem dla demokracji: podczas drobnego sporu handlowego między firmą L’Héritier-Guyot, producentem likieru z czarnej porzeczki, a niemieckim importerem odkryto, że Trybunał – utworzony przez EWWiS (Europejską Wspólnotę Węgla i Stali) Monneta – przypisał sobie prawo – którego nie przyznał mu żaden traktat, żaden parlament ani żaden naród – do “suwerennego” interpretowania traktatów europejskich i wydawania nowych przepisów w oparciu o swe interpretacje, bez żadnej demokratycznej kontroli czy sankcji. Jest to świetne i doskonałe zobrazowanie “metody Moneta”, która polega na ogołoceniu polityki z wszelkich treści poprzez permanentny zamach stanu realizowany przez “technokrację fasadową”.

Odbyło się to przy aktywnej współpracy francuskiej Rady Państwa i Rady Konstytucyjnej oraz wszystkich tzw. partii rządzących – jest to dobrowolna kapitulacja naszych elit, która jest w istocie zbrodnią przeciwko demokracji.

Ale UE narusza tę demokrację jeszcze bardziej otwarcie. Po duńskim referendum w sprawie traktatu z Maastricht w roku 1992, w wyniku którego Dania musiała uzyskać prawo do zachowania własnej waluty narodowej, “technokracja fasadowa” postanowiła, że tego rodzaju wydarzenie już nigdy więcej się nie powtórzy: odtąd, jeśli jakiś naród zagłosowałby źle, głosowanie to powinno zostać w taki czy inny sposób unieważnione.

Kiedy Irlandczycy powiedzieli “nie” traktatom z Nicei (2001), a następnie z Lizbony (2008), musieli zadowolić się kilkoma nic nie znaczącymi deklaracjami dobrych intencji i głosować ponownie pod groźbą obcięcia funduszy europejskich. A kiedy Francuzi i Holendrzy odrzucili rzekomy traktat konstytucyjny (którego jedynym celem była konstytucjonalizacja liberalnego porządku gospodarczego zgodnie z ideologią niemiecką), doświadczyli nie tylko permanentnego zamachu stanu, ale także zamachu parlamentarnego. Ich przedstawiciele – pokazując w ten sposób, że reprezentują wyłącznie siebie – zignorowali oczywistość zasady, że to, o czym zadecydował naród, może zostać unieważnione wyłącznie przez naród, i wepchnęli obywatelom do gardła (z pewnymi symbolicznymi rezygnacjami) kopiuj-wklej odrzuconego traktatu.

Następnie, w roku 2011, w ciągu pięciu dni – z palcem na spuście finansowania – UE zażądała dymisji dwóch wybranych szefów rządów, Georgiosa Papandréou w Grecji i Silvio Berlusconiego we Włoszech, aby zastąpić ich dwoma niewybranymi, fasadowymi technokratami: Grekiem Loukásem Papadimosem – byłym wiceprezesem Europejskiego Banku Centralnego (EBC) oraz Włochem Mario Montim – byłym komisarzem europejskim, który wcześniej pracował w amerykańskim banku Goldman Sachs, w którym – od roku 2016 –szczęśliwe dni spędza były przewodniczący Komisji Europejskiej – José Manuel Barroso. Pucz został powtórzony w lutym 2021 roku, za sprawą zdrady włoskich wyborców przez partię Pięciu Gwiazd i Ligę, na rzecz Mario Draghiegoktóry z Goldman Sachs przeniósł się na stanowisko prezesa EBC.

Grecja: nasza przyszłość w UE

Ale to właśnie w Grecji, gdzie się narodziła, demokracja została naruszona z największą brutalnością. W styczniu 2015 roku partia Syriza wygrała wybory dzięki obietnicy zerwania z polityką oszczędnościową narzucaną Grecji od 2009 roku. Ale po sześciu miesiącach konfrontacji – prawdziwej czy symulowanej – oraz referendum, w którym “nie” dla żądań UE, EBC i Międzynarodowego Funduszu Walutowego wygrało 61,3% głosów, premier Tsipras oraz bardzo wąskie grono jego otoczenia zdecydowało się skapitulować i wdrożyć trzeci (i najgorszy) z memorandów narzuconych przez tzw. trojkę.

Owe memoranda są całkowitym zaprzeczeniem demokracji. Polegają one na narzuceniu parlamentowi państwa członkowskiego setek środków, z których niektóre są sprzeczne z obowiązującą w tym państwie konstytucją.

Listy, o których mowa są sporządzane w języku angielskim przez “technokrację fasadową”, bez najmniejszego udziału urzędników wybranych w wyborach. Środki te dotyczą wszystkich dziedzin życia narodowego i wymuszają sprzedaż/rozbiórkę majątku publicznego. Setki stron owych memorandów nie są nawet w pełni przetłumaczone przed wysłaniem ich do posłów, którzy – nie mając fizycznej możliwości zapoznania się z nimi – są zmuszeni głosować na nie pod groźbą wstrzymania finansowania (które uniemożliwiłoby państwu wypłacanie wynagrodzeń urzędnikom państwowym), oraz w ramach procedury nadzwyczajnejna pojedynczy artykuł upoważniający rząd do transpozycji wszystkiego, co zawiera memorandum do prawa krajowego.

Nie można sobie wyobrazić bardziej totalnego zaprzeczenia roli parlamentu, a tym samym suwerenności narodu. Juncker ostrzegł Greków: “Nie może być mowy o demokratycznym wyborze wbrew traktatom europejskim”  (Le Figaro, 28/01/2015); co oznacza, że: demokracja istnieje najwyżej na marginesie, ponieważ traktaty europejskie zrealizowały marzenie Monneta, ustalając porządek ekonomiczny i społeczny, z którego narodom nie wolno wyłamywać się.

Grecja stała się laboratorium narzucania siłą owego porządku, co do którego Francuzi muszą zrozumieć, że jest ich przyszłością: obniżenie płac i emerytur, które powoduje eksplozję nędzy i zubożenie dużej części klasy średniej; podwyższenie wieku emerytalnego; wyprzedaż majątku publicznego; zniszczenie państwa opiekuńczego i prawa pracy; cięcia w wydatkach państwowych, które sprawiają, że służby publiczne, w tym edukacja i służba zdrowia, nie są w stanie wypełniać swoich zadań.

UE: Z niej się wychodzi albo umiera

Na razie jedynym krajem, który zrozumiał, dokąd prowadzi ów dryf, jest ten, którego patriotyzm jest głęboko parlamentarny: Wielka Brytania.

Bo to właśnie oznacza Brexit: jeśli parlament westminsterski nie decyduje już o podstawowych kierunkach życia królestwa, to demokracja przestaje istnieć. To dlatego gniew “technokracji fasadowej” rozszalał się przeciwko decyzji Brytyjczyków. I to dlatego Brexit powinien był nie udać się. Bo w przeciwnym razie dawano zły przykład innym.

Ale Brexit ma się dobrze: Wielka Brytania mnoży umowy bilateralne, kontrola jej granic generuje wzrost płac, wzrost w roku 2021 był najbardziej energiczny spośród krajów rozwiniętych.

Jeśli chodzi o Francuzów, żyją oni w reżimie propagandowym, który zaczyna się w szkole oraz zakazuje w dużych mass-mediach jakiegokolwiek debaty, która kwestionuje “konstrukcję europejską” – chyba że w sposób marginalny, aby utrzymać iluzję pluralizmu, przy czym dbając o to, aby aparat medialny uniemożliwiał tym – którzy w drodze wyjątku – są zapraszani do studiów na rozwinięcie najmniejszego dyskursu spójnego. Francuzi biją się więc przeciwko polityce oszczędności, niszczeniu prawa pracy, reformie emerytalnej, degradacji usług publicznych, a jutro przeciwko prywatyzacji ubezpieczeń społecznych. Ale nie dostrzegają, skąd nadchodzą owe ciosy.

Demonstrują, dezerterują urny wyborcze i sankcjonują tzw. partie rządzące, głosują na formacje, które jeszcze nie sprawują władzy, a które obiecują prowadzenie innej polityki. Nie widzą jednak, że głosowanie zostało sprowadzone do konkursu piękności między kandydatami, którzy będą prowadzić tę samą politykę ograniczoną ramami UE i walutą euro.

Nie można bowiem ani prowadzić innej polityki w owych ramach, ani ich zreformować. Można jedynie opuścić UE lub pogodzić się z agonią demokracji.

INFO: union-europeenne-le-coup-d-etat-permanent-de-la-technocratie

Fit for 55. Uciekajmy na Białoruś, póki to możliwe!!

Fit for 55. Uciekajmy na Białoruś, póki to możliwe!!

[Poniżej „zrównoważone podejście”. MD]

Czy zielony komunizm w UE spowoduje, że Polacy będą uciekać na Białoruś, bo nie będzie się dało normalnie żyć w Polsce?

zielony-komunizm-w-ue

Unia Europejska jest na drodze do przemiany, której skala nie ma precedensu w jej historii. W ramach programu “Fit for 55”, UE ma zamiar zredukować swoje emisje CO2 o 55% do 2030 roku w porównaniu do poziomów z 1990 roku, a do 2050 roku stać się neutralna pod względem emisji. Dążenia te, choć szlachetne, mogą jednak prowadzić do poważnych konsekwencji dla obywateli.

W ramach “Fit for 55”, UE proponuje objęcie systemem handlu uprawnieniami do emisji (ETS) nowych sektorów, takich jak transport i budownictwo. W praktyce oznacza to, że koszty związane z emisją CO2 będą ponoszone bezpośrednio przez konsumentów, co spowoduje wzrost cen paliw, biletów lotniczych i ogrzewania. Ponadto, wszystkie budynki w UE będą musiały być zeroemisyjne, co może kosztować biliony złotych.

Co więcej, UE planuje zakazać rejestracji nowych samochodów spalinowych do 2035 roku, co wymusi na konsumentach przejście na droższe samochody elektryczne. Jednak, produkcja samochodów elektrycznych i baterii do nich również ma znaczny wpływ na środowisko, co często jest pomijane w tej dyskusji.

Należy jednak pamiętać, że wysiłki UE są tylko kroplą w morzu. Według danych, emisje CO2 w Europie stanowią tylko około 8% światowych emisji. Bez globalnej współpracy, zmiany w UE mogą okazać się niewystarczające, a wręcz szkodliwe dla jej obywateli.

Skutki tych polityk będą odczuwalne dla obywateli UE. Wzrost cen i ograniczenia mogą sprawić, że życie w UE stanie się trudne. Możliwe, że niektórzy Polacy zdecydują się przenieść na wschód, do krajów takich jak Białoruś czy Rosja, które nie podążają tą samą ścieżką. To prowadzi nas do dystopijnego scenariusza, w którym ogrodzenie na granicy Polski z Białorusią, które miało na celu powstrzymanie nielegalnej imigracji, może być wykorzystane do powstrzymania ucieczek na wschód z “eurosojuza”.

Czy rzeczywiście zmierzamy w stronę “zielonego komunizmu”? Czy UE stanie się miejscem, z którego obywatele będą chcieli uciekać? To pytania, na które jeszcze nie znamy odpowiedzi. Jedno jest pewne – zmiany, które nadejdą, będą miały daleko idące konsekwencje. 

Mimo teoretycznie szczytnych celów, “Fit for 55” stawia przed obywatelami UE wiele wyzwań. Przekształcenie budynków w zeroemisyjne, przeniesienie transportu na pojazdy elektryczne i objęcie nowych sektorów systemem ETS to zadania, które wymagają ogromnych inwestycji i zmian w naszym sposobie życia. Wiele osób będzie musiało zmierzyć się z wyższymi kosztami życia, a nie wszyscy będą w stanie sobie na to pozwolić.

Jednocześnie należy pamiętać, że wysiłki UE są tylko częścią globalnej walki przeciwko zmianom klimatycznym. [A gucio !! Tych wariatów najwięcej w UE md] ]

Bez globalnej współpracy, te wysiłki mogą okazać się niewystarczające. Co więcej, mogą one prowadzić do niezamierzonych konsekwencji, takich jak migracje wewnątrz kontynentu lub nawet poza jego granice.

Czy Polacy będą musieli szukać schronienia na wschodzie, w Białorusi lub Rosji? Czy zielony komunizm rzeczywiście stanie się rzeczywistością w Europie? To pytania, które wywołują niepokój, ale na które trudno teraz odpowiedzieć. Niezależnie od wyniku, jedno jest pewne: UE stoi na progu ogromnych zmian, które wpłyną na życie każdego z nas.

Na koniec, warto przypomnieć, że choć walka ze zmianami klimatycznymi jest ważna, nie może ona odbywać się kosztem jakości życia obywateli. Potrzebujemy zrównoważonego podejścia, które uwzględnia zarówno ochronę środowiska, jak i dobrobyt społeczny. Tylko w ten sposób będziemy mogli stawić czoła wyzwaniom przyszłości i zapewnić trwały rozwój dla przyszłych pokoleń.

=================================

mail:

Dlaczego “Mimo teoretycznie szczytnych celów, “Fit for 55” stawia przed 
obywatelami UE wiele wyzwań.”

Dlaczego szczytnych?

Przecież opowiadanie o globalnym ociepleniu jest pozbawione sensu.

Wciąż zamawiamy

4.05. Wciąż zamawiamy

Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/4-05-wciaz-zamawiamy/

Jak zwykle Marek Sobolewski nie śpi. Nie tylko dokonuje ciekawych analiz statystycznych opartych na demaskujących danych oficjalnych, ale w trakcie poszukiwania tych danych natrafia na niezłe smaczki. Oto ostatnio napisał, że: „Niechcący trafiłem na stronę UE, gdzie napisano, że ‘zabezpieczono’ 4,2 mld dawek szczepionki przeciwko COVID-19. Ósma szczepionka zatwierdzona

30.03.2023 i już ‘zabezpieczono’ jej 250 mln dawek. Dalsze dawki w fazie negocjacji. A UE liczy 450 mln mieszkańców”.

Ciekawe, co? My tu sobie myślimy, że tu dawno po pandemii, a tam młyny mielą. Ciekawe tylko co mielą i dlaczego. Warto się więc zastanowić. Po pierwsze jakoś (ja wiedziałem, że tak będzie) ucichło z aferą szczepionkową jak to nasza unijna Ursula, okazało się, że za pomocą zaginionych smsów, wynegocjowała z Pfizerami po 10 dawek dwudawkowej szczepionki na głowę.

Co prawda pozwał ją ostatnio New York Times za te smsy, ale i belgijski lobbysta wniósł przeciwko niej oskarżenie w sądzie w Liege. Pali się tam jej koło siedzenia, ale z mediów oczywiście nic nie usłyszycie, no, co najwyżej o jej możliwym awansie na szefa NATO, czyli o planie ewakuacji. Gdyby ten skorumpowany awatar miał stanąć na czele NATO, to trzeba byłoby się nie tylko ewakuować z Unii, ale i z Sojuszu.

Mam nadzieję, że Amerykany nie pozwolą, by taka lala szefowała NATO, chyba, że to tylko figuranctwo, a tam i tak rządzą z tylnego siedzenia Jankesi. No, bo co by nas czekało w jej wykonaniu? Żarówki, rzecz jasna energooszczędne, wożone na front, czy kupowanie lewego uzbrojenia od jakichś gangusów za pomocą memów?

Ale popatrzmy się na cały proceder. Młyny się nie zatrzymały i ciekawe dlaczego? Po kiego ósmej dawki (mamy dopiero w Polsce piątą na poziomie wyszczepień kilkunastu tysięcy) po dawce na połowę ludności Europy? A po ile jest szóstej i siódmej w magazynach? I po co? Ja uważam, że jest to realizacja – za wszelką cenę – podjętych zobowiązań poza stolikiem oficjalnych negocjacji. Bo po co Unia siada do stołu, skoro już po herbacie? No, chyba żeby dotrzymać jakichś zobowiązań, gdyż argumenty medyczne się już albo przedawniły, albo skompromitowały.

Żeby to tylko nie było jak z tymi helikopterami Caracale, co to poprzednia władza na bank wzięła w łapę, ale przyszedł PiS i odwołał przetarg. I był kłopot – kasa wzięta, ba – wydana, a tu towar nie dowieziony. To znaczy, co mi tam „żeby nie było”, niech i tak będzie. Co mnie obchodzą czyjeś łapówy, skoro nie można ich tam osądzić. Niech się rozliczą ci co brali z tymi co dawali. Proces ten zacznie się zaraz po zablokowaniu kolejnych dawek i odwołaniu zamówionych. Wtedy będą się działy dziwne jaja, łącznie z wypadkami samochodowymi i znikaniem ludzi. W końcu chodzi o dziesiątki miliardów euro i nie skończy się na podniesionych głosach dyskutujących w jakiejś piwniczce.

A tu nie – jedziemy w biały dzień za kolejne ciężkie miliardy i nikt nie mów nic. Europa jest już kompletnie obywatelsko ubezwłasnowolniona. Narracja odwraca uwagę w nieważne strony, mnoży fejkowych wrogów co to dybią na europejskie wartości, które okazują się kłębkiem komunałów, kiedy elity trzaskają kasę. I są biedni, hodowani naiwniacy, którzy w to wierzą. Mało tego – Unia nie kupuje dla Unii tylko dla krajów. Po pierwszej „fali zakupowej” okazało się, że był to procurment, czyli zakup zbiorowy, co to miał kumulować w jednym ręku przewagi negocjacyjne, a stał się przewałem nr 1 w dziejach ludzkości. W dodatku, kiedy się zaglądnie wstecz, to widać jak to szło. Unia kupowała po kokardę, zaś w poszczególnych krajach zaczęła się – dmuchana medialnie i politycznie – histeria żeby nasz rząd kupił tego jak najwięcej. Tak się ludzie bali, zaś opozycja wskazywała w Polsce, że nasz rząd z powodu złych stosunków z Unią słabo negocjuje i umrą Polacy. Tak było. I to podgrzewały jeszcze oba plemienne obozy medialne. TVNy ryczały, że za mało, publiczni zaś pokazywali, że jak za mało: mamy pińcetstodziwińcet na głowę i opozycja kłamie, bo dbamy.

Tak samo teraz – ósma dawka jest zamówiona również dla nas, ba – w imieniu Polaków. I zaraz do nas dotrze (ciekawe czy po szóstej i siódmej, czy od razu przeskoczy) dawka ósma i wyjdzie paru sługusów Big Farmy i – jak widać – sparowanej z nią korupcyjnej Komisji Europejskiej i będą nam tłumaczyć, że i owszem, trzeba brać. Albo nie będą nam musieli nic tłumaczyć, bo przyjedzie WHO z kwitem w ręce, że może i każe nam to wziąć. Przypomnę, że wedle ustaleń będziemy musieli to zrobić, i to w tym samym czasie, kiedy rozpoczęliśmy proces renegocjacji dotychczasowych kontraktów, że są za duże. Czyli jednocześnie opieramy się u nich i zamawiamy u nich.

Na koniec należy się klamra, która nie tylko domknie to w całość, ale i pokaże szerszy kontekst całej szczepionkowej zadymy. Otóż Robert Kennedy Jr. stwierdził jeszcze we wrześniu 2020, a więc tuż przed szczepionkowym szaleństwem, byśmy się tak nie ekscytowali dochodami Big Farmy ze sprzedaży szczepionek, bo nie tu są frukta. Powiedział: „Big Farma czerpie zyski nie ze szczepionek, ale ze sprzedaży lekarstw na urazy poszczepienne. Zarabiają 60 miliardów dolarów rocznie sprzedając nam szczepionki, ale zarabiają 500 miliardów dolarów rocznie, sprzedając lekarstwa na urazy spowodowany przez szczepionki.”  

Tak że widzimy dlaczego te młyny się kręcą. I będą się kręcić, od kiedy patrzymy w złą stronę. Ba, że w złą. Przestajemy się rozglądać, bo patrzymy już tylko pod stopy, by się nie potknąć o jakąś kłodę dnia codziennego. Idą ciężkie czasy i będziemy walczyć ze skutkami, nie widząc przyczyn. A jak już wyeskaluje wojna, to panie, wcisną nam co będą chcieli. Wiem, że to majówka i nie ma co psuć nastroju, ale jak tak siedzę sam w domu to takie myśli przychodzą. Może jak pojadę w środę na grilla, się przewietrzę, to będzie jakoś bardziej optymistycznie. Zobaczymy…  

mówił Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Sukces na miarę PiS. Unijne rozporządzenie metanowe zlikwiduje polskie górnictwo.

Sukces na miarę PiS. Unijne rozporządzenie metanowe zlikwiduje polskie górnictwo.

sukces-na-miare-pis-zlikwiduje-gornictwo

Kopalnie będą zamykane, bezpieczeństwo energetyczne Polski zostanie zagrożone, a ceny prądu drastycznie wzrosną – tak przed skutkami rozporządzenia metanowego ostrzegali szef biura Prawnego Konfederacji Jakub Kalus i lider katowickiej listy wyborczej partii Grzegorz Płaczek. To, co europosłowie PiS uznali za sukces, politycy Konfederacji nazwali hipokryzją, farsą i manipulacją.

PiS jest grabarzem polskiego górnictwa. Odbije się to na kieszeniach wszystkich Polaków – oświadczył Kalus podczas konferencji prasowej w Sejmie odnosząc się m.in. do decyzji Parlamentu Europejskiego, który poparł poprawki dotyczące rozporządzenia metanowego, a jedna z nich zwiększa limit do 5 ton metanu na tysiąc ton wydobytego węgla do 2027 roku oraz do 3 ton do 2031 roku, co przedstawiciele PiS uznali za sukces.

Kalus przekonywał, że limit ten i tak jest zbyt niski, więc unijne rozporządzenie i tak doprowadzi do likwidacji górnictwa w Polsce. – Bezpieczeństwo energetyczne Polski zostanie zagrożone, a ceny prądu drastycznie w najbliższych latach wzrosną – zaznaczył.

Zwrócił uwagę, że koszty produkcji prądu wzrosły w Polsce wzrosły już o 50 proc., „tylko sztucznie rząd w roku wyborczym stara się, żeby Polacy nie dostrzegli tego poprzez cenę maksymalną”.

To, że rząd PiS-u zamknął 14 kopalń w trakcie swoich kadencji rządów, to nie jest dzieło przypadku. Harmonogram wygaszania produkcji węgla jest cały czas zmieniany, zaostrzany, a retoryka PiS-u jest zwykłą hipokryzją – ocenił.

W tym kontekście Kalus przypomniał, że na szczycie Rady Europejskiej w 2020 r. premier Mateusz Morawiecki zgodził się m.in. na nowy cel ograniczania gazów cieplarnianych w UE do co najmniej 55 do 2030 roku i „za 770 miliardów złotych sprzedał polskie górnictwo”.

Polityk Konfederacji przypomniał też o umowie społecznej z górnikami z maja 2021 roku, oceniając, że szef rządu PiS „pozyskał obłudnie związki zawodowe do tego, aby poparły plan likwidacji kopalni do 2049 roku”, a po dwóch latach „europosłowie PiS-u poparli dyrektywę metanową, która doprowadzi do likwidacji większości polskich kopalń już w 2027-2031 roku”.

Odnosząc się do zwiększonych we wtorek limitów emisji metanu, stwierdził, że są one „absurdalne”, gdyż polskie kopalnie emitują średnio 8-14 ton metanu na tysiąc ton wydobywanego węgla. – Więc nie spełnimy tych wymagań. A ten kompromis ogłoszony przez rząd, te kłamstwa, które dzisiaj czytamy w nagłówkach mediów PiS-owskich są nieprawdziwe – stwierdził. Dodał, że źródłem informacji o harmonogramie likwidacji kopalni są są analizy ujawnione przez Polską Grupę Górniczą.

Płaczek, który jest liderem listy wyborczej Konfederacji w okręgu katowickim zapewniał, że jest „sercem i Polakiem, i Ślązakiem jednocześnie” oraz przypomniał, że w Katowicach o mandat w parlamencie będzie zabiegał także premier Morawiecki.

Panie premierze, jak jak Pan popatrzy Ślązakom, Polakom prosto w oczy, kiedy dokładnie 2 dni temu zagłosowaliście państwo w Parlamencie Europejskim za tym, że nasze kopalnie będą musiały być wygaszane? Okłamujecie państwo Polaków i manipulujecie państwo Polakami, dlatego, że doskonale wiecie, że limity związane z emisją metanu są z punktu widzenia Polski druzgocące. (…) To, że państwo pokazujecie to jako sukces rządu, to słowo farsa tutaj, jakby nic nie powiedzieć – mówił Płaczek.

Dodał, że Konfederacja stanowczo sprzeciwia się takiej polityce PiS, ale też „pseudo-opozycji”. – Spowodujecie, że będziemy zmuszeni do tego, żeby wydobywać mniej węgla, a jednocześnie będziemy musieli ten węgiel importować, dlatego, że czymś musimy zasilić ciepłownie i elektrociepłownie. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby czy Chiny czy Stany Zjednoczone, czy Kanada czy Meksyk, czy Brazylia wprowadzały tego typu limity, które są nieosiągalne z punktu widzenia również technologicznego – podkreślił Grzegorz Płaczek.

Eurokołchozowi brakuje kasy!!?? Bałagan finansowy jest coraz większy.

Eurokołchozowi brakuje kasy!!??

Kasa UE na wyczerpaniu? “Bałagan finansowy jest coraz większy”

[przepraszam za język biurwów – muszę zachować oryginał. MD]

oprac. Piotr Kozłowski ue-brak-pieniedzy-balagan-finansowy

W budżecie UE może zabraknąć pieniędzy na realizację unijnych programów z uwagi na rosnące koszty pożyczkowe Funduszu Odbudowy. Parlament Europejski w przyjętym raporcie mówi wręcz o zagrożeniu dla funduszy UE.

“Raport PE obnaża rozrzutność Unii. Bałagan finansowy w UE jest coraz większy” – mówi PAP europoseł komisji budżetowej PE Bogdan Rzońca (PiS).

W 2021 r. Komisja Europejska zaczęła pożyczać środki na rynkach finansowych w celu sfinansowania liczącego 800 mld euro Funduszu Odbudowy, który powstał w reakcji na kryzys spowodowany pandemią koronawirusa. Tworząc Fundusz Komisja zakładała, że kredyty zostaną spłacone z nowych zasobów własnych UE. Tymczasem prace nad utworzeniem tych zasobów idą bardzo wolno. Do tego rosną koszty obsługi zaciąganego długu.

Niepokojący raport

Problem został dostrzeżony przez Parlament Europejski, który przyjął w tej sprawie raport autorstwa belgijskiego europosła, szefa komisji budżetowej PE Johana Van Overtveldta (EKR).

Europosłowie wyrażają w nim głębokie zaniepokojenie tym, że rosnące koszty pożyczkowe Funduszu Odbudowy prawdopodobnie poważnie ograniczą zdolność budżetu UE do finansowania unijnych programów.

W wieloletnich ramach finansowych (WRF) na lata 2021–2027 przeznaczono 12,9 mld euro w cenach z 2018 r. (15 mld euro w cenach bieżących) na okres siedmiu lat na pokrycie kosztów finansowania Funduszu Odbudowy. Liczbę tę oparto na założeniu, że stopy procentowe będą stopniowo rosły z 0,55 proc. w 2021 r. do 1,15 proc. w 2027 r. Jednak już teraz wynoszą one ponad 3 proc.

Poważne zagrożenie

Europoseł Rzońca ocenia, że zagrożenie jest bardzo poważne.

Raport ukazuje skomplikowaną sytuację budżetu UE oraz brak postępu w pracach nad poszukiwaniem nowych zasobów własnych, czyli świeżych pieniędzy UE. Coraz bardziej widać, że nie będzie chętnych krajów do dodatkowych wpłat z budżetów krajowych na pokrycie długu. Projektowany pierwszy koszyk nowych zasobów nie jest gotowy. Drugi koszyk, czyli ETS II – podatek od paliw domowych, samochodowych, samolotowych i okrętowych, też jest w powijakach. Raport jest prawdziwy i obnaża rozrzutność UE, która generuje idee bez pokrycia finansowego! Bałagan finansowy w UE jest coraz większy, a inflacja zjada pieniądze z Wieloletnich Ram Finansowych i KPO. Do tego jeszcze sześć krajów UE nie otrzymało do dziś ani jednego eurocenta z KPO – powiedział PAP Rzońca.

Programy w obliczu cięć

Europosłowie wskazują, że jeśli nie zostaną podjęte żadne działania, programy takie jak Erasmus+, EU4Health, Kreatywna Europa i inne prawdopodobnie staną w obliczu cięć, podczas gdy wysoka inflacja zmniejsza realną wartość całego budżetu UE.

Zdaniem PE, “prawie niemożliwe będzie sfinansowanie ważnych nowych inicjatyw, takich jak proponowana europejska ustawa o chipach, bez cięcia niezbędnych istniejących programów lub funduszy”.

Rewizja budżetu UE

Posłowie wzywają wiec do “pilnej i ambitnej rewizji wieloletnich ram finansowych” wraz z “architekturą i finansowaniem niezbędnym do skutecznego zarządzania kosztami spłaty Funduszu Odbudowy, przy jednoczesnym zachowaniu niezbędnych poziomów finansowania programów i polityk”.

Ich zdaniem rewizja budżetu UE “musi wejść w życie do 1 stycznia 2024 r.”. Ponadto europosłowie wzywają do wprowadzenia nowych zasobów własnych zgodnie z prawnie wiążącym planem działania.

Rezolucja Van Overtveldta

Rezolucja Johana Van Overtveldta została przyjęta głosami 434 za, przy 99 przeciw i 89 wstrzymujących się.

Przyjmując Wieloletnie Ramy Finansowe, Parlament, Rada i Komisja uzgodniły, że wydatki pokrywające koszty nie powinny zmniejszać programów i funduszy UE. Zgodnie z art. 311 unijnego traktatu “Unia musi zapewnić sobie środki niezbędne do osiągnięcia swoich celów i prowadzenia swoich polityk”.

Z Strasburga Łukasz Osiński

Zełenskiemu „nie po drodze” z Polską. Żąda zniesienia ograniczeń dla eksportu zboża. W ciągu roku pozostało w Polsce ponad 4,1 miliona ton.

Zełenskiemu „nie po drodze” z Polską. Żąda zniesienia ograniczeń dla eksportu zboża.

W ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton.

Pomimo napływu taniej żywności z Ukrainy ceny w sklepach nie spadają, więc do kogo idzie zysk z różnicy skupu-sprzedaży?

9 maja 2023 zelenskiemu-nie-po-drodze-z-polska

Ukraina oczekuje od UE zniesienia ograniczeń dotyczących eksportu ukraińskiej żywności. Drastyczne w czasie wojny działania protekcjonistyczne naszych sąsiadów nie mogą nie rozczarowywać – oświadczył we wtorek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Po rozmowach w Kijowie z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen Zełenski poinformował, że jednym z poruszanych tematów była sytuacja związana z eksportem ukraińskiej produkcji rolnej.

Zgadzamy się co do znaczenia naszego ukraińskiego wkładu w globalne bezpieczeństwo żywnościowe (…). Niestety, zetknęliśmy się z problemami w miejscu, w którym moglibyśmy oczekiwać na przejawy solidarności. Drastyczne w czasie wojny działania protekcjonistyczne ze strony naszych sąsiadów nie mogą nie rozczarowywać, delikatnie mówiąc” – powiedział prezydent na wspólnej konferencji prasowej z szefową KE.

„Oczekujemy od UE mocnych, europejskich w swej treści decyzji i możliwie jak najszybszego usunięcia wszelkich ograniczeń, jeśli będzie istniała ku temu wola polityczna, a dzisiejsze nasze rozmowy świadczą, że taka wola istnieje. W tej sytuacji będziemy w stanie podjąć optymalne decyzje, które obronią interesy Europy i Ukraińców, którzy cierpią w wyniku zastosowanych przeciwko nam ograniczeń eksportowych” – podkreślił prezydent Ukrainy.

Ursula von der Leyen przyznała, że sprawa eksportu żywności z Ukrainy jest „skomplikowana” i obie strony powinny poszukiwać rozwiązania tego problemu. „Priorytetem jest teraz utrzymanie płynnego tranzytu zboża (…) z Ukrainy do UE i wymaga to ścisłej współpracy różnych zainteresowanych stron, dlatego stworzymy wspólną platformę koordynacyjną, która zapewni, że elementy solidarności, o których mówicie, będą mogły w pełni funkcjonować” – powiedziała.

Znaczna część ukraińskich płodów rolnych trafia bezpośrednio do Polski, niszcząc rodzimy rynek i wywołując niepokoje społeczne. Na kanwie wywołanego w ten sposób kryzysu swoje stanowisko stracił minister rolnictwa i rozwoju wsi, Henryk Kowalczyk. Według wyliczenia opublikowanego przez unijnego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, od kwietnia zeszłego roku w ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton.

PAP

===========================

Max 9 maj 2023

Stwierdzenie, że ” rozczarowuje protekcjonalność” skierowane w kierunku kraju, który wydał miliardy dla ratowania ukraińskich obywateli jest bezczelne. Już widzę jak on w analogicznej sytuacji pozwalałby na rujnowanie gospodarki ukraińskiej.
Jak na oligarchę przystało broni interesów oligarchów. To nie ma nic wspólnego z solidarnością ze zwykłym mieszkańcem Ukrainy.
Domaga się bezcłowego eksportu do UE, bez spełniania norm dla produkcji rolnej, które obowiązują dla wszystkich członków UE. W ten sposób żywność ukraińska staje się bezkonkurencyjna cenowo. Inaczej wygląda sprawa jakości, ale czy zwykły pożeracz chleba będzie to analizował?

Pomimo napływu taniej żywności z Ukrainy ceny w sklepach nie spadają, więc do kogo idzie zysk z różnicy skupu-sprzedaży? Zwykły konsument nic na tym nie zyskuje, a budżety państw się kurczą, bo trzeba potem ratować rodzime rolnictwo. I o to kolejny przykład jak zarabiać na wojnie, nie tylko produkując broń….

Czy władze Unii Europejskiej uprawiają praktyki satanistyczne i pedofilskie? Jawne oznaki nienawiści do dzieci.

Szokujące malowidła w Europarlamencie: Oznaki nienawiści do dzieci

Date: 5 Maggio 2023 Author: Uczta Baltazara

Parlament Europejski wielokrotnie przypominał o znaczeniu międzynarodowej konwencji dotyczącej praw dziecka. Nie sposób też zliczyć liczby rezolucji i dyrektyw, które przyjął w celu ochrony dzieci. Wreszcie, w Parlamencie Europejskim funkcjonuje także Inter-grupa ds. Prawa Dziecka.

Pomimo to, [czy może z tego powodu? md] w marcu 2023, w Parlamencie Europejskim pojawiły się «obrazy» szwedzkiej «artystki» Leny Birgitty Cronqvist Tunström przedstawiające dzieci krojące na kawałki inne dzieci lub topiące je. https://en.wikipedia.org/wiki/Lena_Cronqvist Makabryczne «dzieła» wiele mówią zarówno o osobowości ich autorki, jak i tych, którzy są jej zwolennikami. Potwierdzają również ideologiczną orientację instytucji europejskich.

Francuska europosłanka Aurélia Beigneux złożyła w związku tym faktem interpelację parlamentarną. Czytamy w niej: “Rzekomy świat artystyczny Leny Cronqvist przedstawia nagich dorosłych obok dzieci i niemowlęta wypatroszone lub włożone do słoików […] Perwersyjne obsesje artystki, moralnie wątpliwe same w sobie, nie powinny być nigdy wystawiane w Parlamencie Europejskim”. https://www.europarl.europa.eu/doceo/document/E-9-2023-000281_EN.html

Fakt, że tego rodzaju prezentacje są wystawiane w Parlamencie Europejskim, każe nam podejrzewać, że prawdziwa może być hipoteza, iż całkiem sporo posłów, jak również liczni politycy i biurokraci pracujący w Unii Europejskiej uprawiają praktyki satanistyczne i pedofilskie, a przynajmniej je popierają. W przeciwnym razie bardzo trudno jest wyjaśnić, jak to możliwe, że tak ohydne malowidła znalazły się na tak autorytatywnym forum. Wydaje się więc oczywiste, że ci, którzy sympatyzują z chorobliwą psychiką Cronqvist, pomogli jej w wystawieniu jej “prac”.

INFO: https://lanuovabq.it/it/dipinti-shock-alleuroparlamento-segni-dellodio-verso-i-bambini

Droga rewolucjo !! Fit for 55, czyli rewolucja za 10 tysięcy miliardów euro. Konieczne jest „przebudzenie” Europejczyków.

Droga rewolucjo! Fit for 55, czyli rewolucja za nawet 10 tysięcy miliardów euro. Konieczne jest „przebudzenie” Europejczyków.

Zbigniew Kuźmiuk

fit-for-55-czyli-rewolucja-za-10-bilionow


Pod koniec kwietnia, najpierw Parlament Europejski, a później Rada Unii Europejskiej, przegłosowały kluczowe cztery akty prawne rozszerzające system EU ETS (handlu pozwoleniami na emisję CO2) na dwie kolejne dziedziny gospodarki – mianowicie TRANSPORT I BUDOWNICTWO, a także zdecydowanie większe niż do tej pory OBCIĄŻENIE KOSZTAMI POZWOLEŃ NA EMISJĘ TRANSPORTU LOTNICZEGO I MORSKIEGO.

Droga rewolucja..

Rozwiązania te oprócz tego, że rozszerzają stosowanie systemu ETS na kolejne dziedziny gospodarki, to także, poprzez zdejmowanie z rynku coraz większej ilości tzw. darmowych uprawnień do emisji CO2, będą windowały w górę cenę tych pozwoleń na europejskich giełdach.

W pakiecie głosowanych aktów prawnych znalazły się także Społeczny Fundusz Klimatyczny, który głównie ma wspierać gospodarstwa domowe w realizacji wymogów polityki klimatycznej, a także tzw. podatek od śladu węglowego (CBAM), mający na celu obciążanie importu do UE niektórych towarów energochłonnych z krajów trzecich, w których nie ma tego rodzaju opłat klimatycznych.

Polska na forum Rady sprzeciwiała się ich przyjęciu ale w żadnej sprawie nie udało się zebrać tzw. mniejszości blokującej, czyli przynajmniej 5 państw członkowskich zamieszkałych przez przynajmniej 35 proc. ludności UE.

Wygląda więc na to, że przysłowiowa „klamka już zapadła” i czeka nas swoista rewolucja w zasadzie w każdej dziedzinie życia, której koszty ostatecznie będą musieli ponieść europejscy przedsiębiorcy i gospodarstwa domowe.

Co kryją przyjęte akty prawne?

Wprawdzie jest jeszcze jakaś nadzieja, że po nadchodzących wyborach do PE w 2024 roku, a także wyborach parlamentarnych w kilku krajach członkowskich (między innymi tej jesieni w Hiszpanii), na tyle zmieni się struktura instytucji unijnych (zarówno PE, Komisji jak i Rady), że będzie można tę rewolucję zastopować, ale do tego konieczne jest „przebudzenie” Europejczyków.

Wspomniana rewolucja ma dotyczyć w zasadzie wszystkich dziedzin naszego życia i zostanie wymuszona od góry, poprzez nałożenie tak wysokich dodatkowych obciążeń finansowych związanych z emisją CO2, że wymusi to ogromny proces inwestycyjny, który nie bardzo wiadomo, jak będzie można sfinansować.

Między innymi w związku z zakazem rejestracji samochodów z silnikiem spalinowym od 2035 roku, czeka nas wymiana ponad 250 mln samochodów na elektryczne, bądź przyszłościowe paliwa syntetyczne (część z nich zarejestrowanych wcześniej będzie jeszcze jeździć po 2035 roku, ale można się domyślać, że zakazami wjazdu, ich eliminacja będzie następowała bardzo szybko).

Do tego musi zostać wybudowana wręcz gigantyczna infrastruktura do ładowania tych samochodów, nie tylko ta przydrożna, ale także ta w wielkich skupiskach ludzkich, czyli blokowiskach miejskich.

Czeka nas także likwidacja w całej Europie ponad 200 elektrowni węglowych i zastąpienie ich innymi stabilnymi źródłami wytwarzania energii elektrycznej (w Polsce będzie to energetyka atomowa), przebudowa technologiczna ok. 500 hut stali, a także „ekologizacja” ok 180 milionów (!!!) budynków mieszkalnych.

A to tylko niektóre elementy tej rewolucji, tak naprawdę czeka nas przebudowa każdej dziedziny życia, przy czym często te zamierzenia opierają się na nadziei, że w ciągu najbliższych kilku lat, zostanie uczyniony taki postęp techniczny i technologiczny, że będą one w ogóle możliwe.

„Rewolucjoniści klimatyczni” twierdzą, że UE i państwa członkowskie będą w stanie to wszystko sfinansować, choć skala tych zmian jest tak gigantyczna, że szacunki kosztów są bardzo rozbieżne i sięgają 5, a może nawet 10 bilionów euro.

Można przyjąć, że UE będzie dysponowała w najbliższym 10-leciu na finansowanie tej rewolucji kwotą ponad 1 biliona euro (300 mld z unijnego wieloletniego budżetu ok. 600 mld euro z Funduszu Odbudowy, reszta ma pochodzić, ze zreformowanego ETS – w tym objęcia nim budynków i transportu), co oznacza, że pozostała część ciężarów finansowych, będzie musiała zostać sfinansowana przez państwa członkowskie, a więc przedsiębiorców i gospodarstwa domowe.

Czy jest to w ogóle możliwe, a szczególnie w krajach członkowskich ciągle goniących najzamożniejsze kraje Europy Zachodniej? Śmiem wątpić.

Rząd warszawski dał dupy Firtaszowi… i UE…!! Uchyla zakaz przywozu produktów rolnych z Ukrainy.

Rząd warszawski dał dupy Firtszowi… i UE…

Rząd uchyla zakaz przywozu produktów rolnych z Ukrainy. ROZPORZĄDZENIE

oprac. Andrzej Mężyński rozporzadzenie- uchyla-zakaz-przywozu

W Dzienniku Ustaw opublikowano we wtorek rozporządzenie uchylające rozporządzenie ws. zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Przepisy krajowe zostaną zastąpione unijnymi środkami zapobiegawczymi dot. przywozu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika m.in. do Polski.

Chodzi o rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii z dnia 2 maja 2023 r. uchylające rozporządzenie w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Rozporządzenie wchodzi w życie z dniem ogłoszenia – podano w Dzienniku Ustaw.

Bruksela wprowadza środki zapobiegawcze

Wcześniej we wtorek Komisja Europejska poinformowała o przyjęciu tymczasowych środków zapobiegawczych dotyczących przywozu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika. Regulacje te zakazują w okresie od 2 maja do 5 czerwca br. (z możliwością przedłużenia) swobodnego obrotu nasionami wymienionych roślin pochodzącymi z Ukrainy w pięciu państw członkowskich UE: Bułgarii, Polsce i Rumunii oraz na Węgrzech i Słowacji. Produkty te nadal mogą znajdować się w tranzycie przez te pięć państw członkowskich w ramach wspólnej celnej procedury tranzytowej lub trafiać do kraju lub terytorium poza UE. Pochodzące z Ukrainy pszenica, kukurydza, rzepak i słonecznik mogą również być dopuszczane do swobodnego obrotu we wszystkich państwach członkowskich UE innych niż Bułgaria, Polska, Rumunia, Słowacja i Węgry.

Jak podała KE, ogłoszone we wtorek restrykcje mają na celu złagodzenie wąskich gardeł logistycznych dotyczących pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika w Bułgarii, Polsce, Rumunii i na Słowacji oraz na Węgrzech. Komisja zaznaczyła, że jednocześnie Bułgaria, Węgry, Polska i Słowacja zobowiązały się do zniesienia jednostronnych środków dotyczących tych i wszelkich innych produktów pochodzących z Ukrainy.

“Ogólny pakiet wsparcia”

“Środki te stanowią część ogólnego pakietu wsparcia proponowanego przez Komisję i zostaną uzupełnione wsparciem finansowym dla rolników w pięciu państwach członkowskich oraz dalszymi środkami ułatwiającymi tranzyt zboża wywożonego z Ukrainy przez korytarze solidarności do innych państw członkowskich i krajów trzecich” – dodała KE.

Komisja podkreśliła ponadto, że „jest gotowa” do ponownego wprowadzenia środków zapobiegawczych po wygaśnięciu obecnego rozporządzenia w sprawie zniesienia ceł na towary z Ukrainy w dniu 5 czerwca 2023 r., o ile wyjątkowa sytuacja będzie się utrzymywać.

Czego dotyczyło polskie rozporządzenie?

Uchylone we wtorek rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii z dnia 21 kwietnia 2023 r. w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych zakładało zakaz przywożenia z Ukrainy do Polski do 30 czerwca br. następujących produktów rolnych: zboża, cukru, suszu paszowego, nasion, chmielu, lnu i konopi, owoców i warzyw, produktów z przetworzonych owoców i warzyw, wina, wołowiny i cielęciny, mleka i przetworów mlecznych, wieprzowiny, baraniny i koziny, jaj, mięsa drobiowego, alkoholu etylowego pochodzenia rolniczego, produktów pszczelich oraz pozostałych produktów.

Możliwy był natomiast przewóz towarów z Ukrainy przez Polskę na podstawie przepisów unijnych o tranzycie zewnętrznym albo na podstawie konwencji o wspólnej procedurze tranzytowej, pod warunkiem że tranzyt przez Polskę zakończy się w portach morskich w Gdańsku, Gdyni, Świnoujściu, Szczecinie lub Kołobrzegu (od 28 kwietnia br.), bądź też poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.

UE jest dziś dryfującym okrętem. Upadek Unii Europejskiej – transmisja live.

Prof. Grzegorz Górski: UE jest dziś dryfującym okrętem. Upadek Unii Europejskiej transmisja live.

Uwzględnianie UEj jako istotnego gracza w globalnej grze najbliższych lat, nie ma żadnych podstaw.

UE-jest-dzis-dryfujacym-okretem

Zdaniem prof. Grzegorza Górskiego Unia Europejska trwa dziś w głębokim kryzysie instytucjonalnym, ekonomicznym i ideowym, co sprawia, że już w perspektywie najbliższych kilku lat czeka nas czeka nas demontaż Unii w jej obecnym kształcie.

Były sędzia Trybunału Stanu uważa, że bliski upadek UE takiej, jaką znamy jest nieodzowny.

 “Europa napędzana francuskimi frustracjami i niemieckimi kompleksami, bezmyślnie leci jak ćma w ogień, a paradoksalnie – im ma bliżej do niego, tym bardziej dodaje gazu – diagnozuje prof. Górski.

W opinii Grzegorza Górskiego to w Maastricht i w Amsterdamie “owa wspaniała konstrukcja podporządkowana została realizacji egoistycznych interesów niemieckich, rozpoczął się zjazd po równi pochyłej, który z każdym rokiem przyspiesza”.

Jak zauważa prof. Górski konstrukcję dzisiejszej Unii Europejskiej podtrzymują już głównie “napędzane obsesją osiągnięcia statusu imperium Niemcy”, podczas, gdy, jak przekonuje były doradca premiera J. K. Bieleckiego w przypadku obecnej UE mamy do czynienia z “dryfującym okrętem”.

Prof. Grzegorz Górski zwraca uwagę, że Unia zmaga się z potężnym kryzysem, zarówno w wymiarze instytucjonalnym i ekonomicznym, jak i z kryzysem w aspekcie ideowym.

“Najpóźniej w 2027 roku rozpocznie się proces demontażu Unii w jej obecnym kształcie”.

 Jaki „nowy porządek” wykluwa się na naszych oczach?

wykluwa…

Upadek Unii Europejskiej transmisja live.

W rozważaniach na temat rozgrywki globalnej w nadchodzących latach, niekiedy pojawia się jako ważny czynnik Unia Europejska. Dodać jednak należy, że pojawia się właściwie wyłącznie w rozważaniach europejskich. Ci, którzy patrzą na Europę z dystansu, widzą już wyraźnie, że nie jest to czynnik, który może odegrać istotną rolę w trwającej rozgrywce. Gdyby Europejczycy byli zdolni do jakiejkolwiek autorefleksji i porzucenia swojej pychy, mądre odczytanie tego co o nich dzisiaj piszą nawet życzliwi eksperci, mogłoby dać asumpt do powstrzymania nieuchronnego upadku. Ale Europa napędzana francuskimi frustracjami i niemieckimi kompleksami, bezmyślnie leci jak ćma w ogień, a paradoksalnie – im ma bliżej do niego, tym bardziej dodaje gazu.

Hipotetycznie, w statystykach – choć te są coraz gorsze – wszystko wygląda jeszcze nie najgorzej. Niestety, tworzy to złudne poczucie trwania. Dzisiejsza Unia w całości przejęła litewskie „jakoś to będzie”, które kilka stuleci temu unicestwiło Rzeczpospolitą. Dzisiejsi liderzy Unii brną w „jakośtobędziźmie”, ale mając już świadomość tego, ku czemu to wszystko zmierza, koncentrują się „wyciąganiu z tego projektu tego co się tylko da” dla siebie. Afery, które wybuchają wokół brukselskiego centrum raz po raz, są tylko wierzchołkiem góry lodowej – o tym co się dzieję pod wodą, lepiej nawet nie myśleć.

Piszę te refleksje ze smutkiem, bowiem do początku lat 90-tych Wspólnoty Europejskie były bodaj najlepszym projektem europejskim od czasu wyłonienia się w XII – XIII wieku europejskiej Christianitas. Ówcześnie, czerpiąc siły z owej Christianitas Europa osiągnęła niekwestionowane światowe przywództwo przynajmniej do połowy XX wieku. Podobnie projekt Schumana i De Gasperiego pozwolił Europie wrócić do gry u schyłku XX wieku.

Kiedy jednak w Maastricht i w Amsterdamie owa wspaniała konstrukcja podporządkowana została realizacji egoistycznych interesów niemieckich, rozpoczął się zjazd po równi pochyłej, który z każdym rokiem przyspiesza.

Dlaczego ów projekt znalazł się w takim impasie?

Odpowiedź wbrew pozorom jest bardzo prosta – skończyła się kasa.
Sukces Wspólnot Europejskich polegał na tym, iż dzięki stworzeniu porównywalnego z USA rynku wewnętrznego i zniesieniu barier celnych, a także dzięki wprowadzeniu wolnego przepływu obywateli, Wspólnoty uzyskały zwłaszcza w latach 70-tych i 80-tych olbrzymią dynamikę rozwoju. To pozwoliło stworzyć nieznaną w dziejach przestrzeń dobrobytu. Nawet koszty związane finansowaniem rozwoju południowych Włoch nie były dla EWG ciężarem, bowiem rekompensowane były per saldo większymi korzyściami. Dzięki temu spektakularnemu wzrostowi do Wspólnot włączono słabe kraje południowe (Hiszpania, Grecja i Portugalia). I choć wiązało się to z kosztami, to jednak 50 mln. nowych konsumentów również rekompensowało koszty. Już jednak u schyłku lat 80-tych zaczęto dostrzegać, że ilość korzyści może się redukować, więc wymyślono kolejne rozwiązanie.

Było nim włączenie bogatych krajów europejskich – Austrii, Szwecji i Finlandii – co miało pomóc w zbilansowaniu biznesu. Dlatego zaakceptowano niemiecką koncepcję rozszerzenia Unii na Europę Środkową, licząc na kolejne korzyści. 
Oczywiście szybko okazało się, że to już przestaje być biznesem, ale Niemcy jako protektor „Mitteleuropy” mogły dzięki temu nie tylko zdominować Unię. Mogły jednocześnie przerzucić koszty swojego protektoratu na innych. Już w pierwszych latach obecności nowych krajów w Unii widać było, że biznes przestaje się spinać.

Ale napędzane obsesją osiągnięcia statusu imperium Niemcy, podtrzymywały tę konstrukcję. Nowym narzędziem owego „imperialnego snu” Niemiec stało się Euro, skrojone wyłącznie na potrzeby utrzymania niemieckiej dominacji na kontynencie. Kiedy tego planu nie chcieli żyrować Brytyjczycy, „żelazna kanclerz” rękami Tuska zrobiła wszystko, by ich z Unii wypchnąć.
I pewno biznes jakoś by się kręcił, bo siła Niemiec przytłaczała kontestatorów (vide unicestwienie Grecji), gdyby nie nastąpił wielki krach finansowy w latach 2008 – 2010. Ta klęska finansowa miała wiele konsekwencji. Wpędziła strefę Euro w niekończący się kryzys strukturalny, którego efektem jest trwająca permanentnie stagnacja gospodarcza „starej Europy”. Dopiero w ostatnim roku przed-pandemicznym, Niemcy i inne kraje „starej Europy” osiągnęły poziom PKB sprzed kryzysu finansowego. Pandemiczny szok spowodował kolejny regres, który w przypadku takich krajów jak Włochy, Hiszpania czy Francja, ma już charakter chroniczny.
To wszystko złożyło się na potężny kryzys atrakcyjności Unii, która już nic nie daje, a narzucając sobie coraz to nowe, w większości dyktowane ideologicznymi obsesjami cele, coraz bardziej kręci się wokół „własnego ogona”. 
Kryzys migracyjny trwający od 2016 roku, a następnie kolejne fale pandemii ujawniły, że UE nie jest w stanie podejmować szybkich decyzji, a tworzone przez nią mechanizmy i rozwiązania są mocno spóźnione. Najlepszym przykładem pozostaje tzw. Recovery Fund, który miał stanowić odpowiedź na pierwszą fale pandemii. Jego karykaturalny kształt ujawnia się na naszych oczach równie silnie, jak brak jakichkolwiek realnych efektów wynikających ze stosowania tego mechanizmu. Ta konstatacja jest już niemal powszechnie dominująca w krajach Unii.
Skoro Unia nie ma pieniędzy, a powiększenie jej budżetu o 0,04% zajmuje lata negocjacji to oznacza, iż straciła ona całkowicie nie tylko zdolność przyciągania, ale nawet utrzymania zbudowanego stanu rzeczy. 
W rzeczywistości trwa dziś walka tylko o to, by jak najmniej wkładać i jak najwięcej wyciągać. Żadnej wizji, żadnej perspektywy, poza maniakalnym dążeniem, do rewolucyjnego przekształcenia kontynentu i zamieszkujących go narodów, w jakiś nowy, utopijny progresywny amalgamat.

Instytucjonalny paraliż
Z tej perspektywy widać wyraźniej, z jak bardzo dryfującym okrętem mamy do czynienia. Są przynajmniej trzy wymiary dzisiejszej Unii, które trwając od 15 – 20 lat utrzymują ją w permanentnym kryzysie. Przyjrzyjmy się im po kolei.

W pierwszym rzędzie Unia trwa w paraliżu instytucjonalnym, bowiem stworzona konstrukcja okazuje całkowitą niezdolność do reagowania na rzeczywiste problemy. I to reagowania w czasie, który pozwala zachować realny wpływ na pojawiające się wyzwania i sytuacje. Podjęta próba rozwiązania tego problemu przy pomocy poza traktatowej federalizacji Unii, stanowi jedynie ledwo zakamuflowane, kolejne zresztą podejście do usankcjonowania niemieckiej dominacji w tej strukturze. Próba ta nie przyniesie żadnych rezultatów, a jedyną jej konsekwencją będzie wzrost tendencji odśrodkowych. W każdym razie napięcia wokół tego zagadnienia, czynić będą Unię w najbliższych latach strukturą całkowicie niefunkcjonalną.
Po drugie obecnie obserwujemy pogłębienie kryzysu finansowego i ekonomicznej stagnacji w strefie Euro.

Wywołana nieodpowiedzialną polityką klimatyczną i energetyczną inflacja, uderzyła w podstawy systemu stworzonego na ruchomych piaskach przez Europejski Bank Centralny. Przyjęcie „Fit for 55” ostatecznie ugodzi w pozycje europejskiego przemysłu i szerzej europejską konkurencyjność na rynkach globalnych i tym bardzie przyczyni się do zapaści gospodarki europejskiej w nieodległej perspektywie.
Po trzecie wreszcie, oczywisty jest uwiąd ideowy Unii.

Unia nie jest już atrakcyjna nie tylko dlatego, że „dysponuje zasobami finansowymi”, które mają istotne znaczenie dla kogokolwiek. Unia nie reprezentuje dziś także żadnej atrakcyjnej idei i perspektywy, która dawałaby państwo europejskim poczucie wspólnoty.

Karykaturalne „standardy europejskie” wykoncypowane przez neotrockistowskie „pokolenie’68” nie tylko nie łączą, ale wręcz stymulują proces dekompozycji Unii.
Na te i inne problemy, unijna „elita” ciągle odpowiada tym samym sloganem – potrzeba więcej Unii w Unii, uzupełnianym czasem opowieściami o „różnych prędkościach”.

Konkludując – znacząca część racjonalnych analityków europejskich przyjmuje, iż datą kluczową dla Unii będzie rok 2027.

Do tego roku obowiązuje od 2022 roku perspektywa, ustalająca ramy finansowe Unii. 
Ustalenie kolejnej perspektywy (2028 – 2034) z dzisiejszego punktu widzenia jawi się jako niemożliwe. Zderzenie potrzeb krajów członkowskich i możliwości finansowych Unii w kontekście opisanych problemów skłania do przyjmowania założenia, że właśnie najpóźniej w 2027 roku rozpocznie się proces demontażu Unii w jej obecnym kształcie. W każdym razie, wskazane wyżej uwarunkowania powodują, że uwzględnianie Unii Europejskiej jako istotnego gracza w globalnej grze najbliższych lat, nie ma żadnych podstaw.

================================

mail:

Fit for 55. Unijny hazard pod sztandarem ratowania klimatu. Koszt każdego roku do 600 mld euro.

Fit for 55. Unijny hazard pod sztandarem ratowania klimatu.

[Sądzę, że raczej należy to nazwać największą ZBRODNIĄ M. Dakowski]

Andrzej Krajewski dziennik-fit-for-55-transformacja

Zapowiada się, że weźmiemy udział w największej centralnie sterowanej transformacji ekonomicznej w dziejach Europy Zachodniej, której skutki mogą zadziwić wszystkich, na czele z autorami tego pomysłu.

Właściwie to klamka już zapadła. Dokładnie we wtorek, gdy Rada Unii Europejskiej przyjęła akty prawne, będące rdzeniem pakietu Fit for 55. Nasze życie zacznie się więc znowu radykalnie zmieniać, tak jakby ostatnia częstotliwość jego stawania na głowie okazywała się zbyt rzadka.

Wielkie kosztowne transformacje

Jaki kierunek zmian w codzienności się zapowiada, zwłaszcza dla Polaków, pisałem dwa lata temu CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ>>>. Wielkie transformacje mają bowiem to do siebie, że są bardzo kosztowne. Ktoś zaś musi wziąć na swe barki tego cenę. Nawet jeśli rządy robią je na kredyt lub finansują z „dodruku” pieniądza, koszt w postaci odsetek długu oraz inflacji nieuchronnie wraca. To tylko kwestia czasu. Wówczas płaci go społeczeństwo. Acz zwykle najmniej ci posiadający władzę lub wielkie fortuny.

Uprzytomnienie sobie, iż grozi nam ubożenie i to bardzo odczuwalne, powoli przebija się do powszechnej świadomości. Nawet polskie elity zaczynają rozumieć, iż nie są to irracjonalne lęki. Jak ładnie ujął to ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych Jakub Sokołowski w rozmowie z Marcelim Sommerem (opublikowanej na łamach „Dziennika. Gazety Prawnej” – CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ>>>) należy: „zobaczyć w obawach społecznych racjonalne jądro, które związane jest z bardzo podstawowymi potrzebami. Nasz badania nie pozostawiają wątpliwości, że opór przed zmianą nie wynika z braku świadomości czy jakiejś złej woli, tylko z braku dostępnych środków”. Wnioski ze wspominanych badań mówiły, iż Polacy generalnie nie maja nic przeciwko polityce klimatycznej i dążeniu do redukcji emisji CO2 pod warunkiem, że wyrzeczenia z tym związane nie okażą się zbyt wielkie. Jeśli gwałtownie wzrosną, wyrażana przez nich akceptacja dla transformacji szybko się skończy. Trudno przypuszczać, aby w pozostałych państwach Unii Europejskiej mogło to wyglądać inaczej.

Jak Fit for 55 ułoży nową codzienność?

Stąd też w nabierającej rozpędu debacie publicznej (ciekawa sprawa z punktu widzenia demokratycznej legitymizacji, że polski rząd najpierw zaakceptował coś, co radykalnie wypłynie na życie każdego obywatela, po czym dopiero zaczyna się o tym debatować) cała uwaga koncentruje się na pewnych wycinkach. Odnoszą się one do tego – jak Fit for 55 ułoży nową codzienność zwykłym ludziom oraz na ile przyczyni się do zahamowania globalnego ocieplenia.

Ta koncentracja na kwestii ideowej (walka z globalnym ociepleniem), a także społecznej (jak zapobiec, by obywatelom nie zaczęła chodzić po głowie rewolucja) sprawia, że w cieniu pozostaje całokształt wchodzącego w życie projektu Fit for 55.

Fit for 55 – przepisy, nakazy, zakazy

W swym sednie zakłada on bowiem radykalną przebudowę gospodarek krajów Unii Europejskiej. Przy czym jej motorem nie jest kolejna rewolucja technologiczna, czy korzyści finansowe oferowane przez otwieranie się rynki na nowe produkty lub usługi. Takie zmiany napędzały rozwój Starego Kontynentu w ciągu dwóch ostatnich stuleci. Tym razem transformacja nie będzie oddolna, lecz odgórna. Jej głównym motorem staną się: przepisy, zakazy, nakazy, strumienie dotacji, preferencje podatkowe oraz ideowy bat, mówiące, że kto wyraża sprzeciw, ten staje się współodpowiedzialny za katastrofę klimatyczną.

Ogólne wyobrażenie nadchodzących zmian dają ratyfikowane przez Parlament Europejski i zaakceptowane na forum Rada Unii Europejskiej, prawne akty. Choć bardzo szczegółowe, to wyłaniający się z nich obraz nie jest taki znów skomplikowany. Otóż sektory kluczowe dla gospodarek krajów Unii zostaną obłożone takimi kosztami związanymi z emisją dwutlenku węgla, że wymusi to olbrzymi program inwestycyjny. W jego efekcie unijne gospodarki mają w dekadę zostać przebudowane wręcz nie do poznania. Ten proces będzie dotyczył na początek: energetyki, budownictwa, transportu i przemysłu.

Fit for 55 jak kolejny rozbiór Polski? Suski o “powrocie do zbierania szparagów”

Fit for 55 – cztery kategorie

Pod tymi czterema kategoriami kryje się np. 221 elektrowni węglowych do zastąpienia innymi źródłami prądu. Albo ponad 253 miliony samochodów osobowych z silnikiem spalinowym do stopniowego wycofania z eksploatacji. Czy też ok. 500 hut stali do gruntownej przebudowy technologicznej lub zamknięcia i wyprowadzenia produkcji wraz z emisją CO2 poza granice UE. W międzyczasie trzeba będzie jeszcze uczynić energooszczędnymi jakieś 180 mln budynków mieszkalnych, wybudować wytwórnie wodoru i rurociągi dość szczelne, by go transportować, itd., itp. Tę wyliczankę da się prowadzić i prowadzić, bo branż których dotkną zmiany generowane przez Fit For 55, jest po prostu mnóstwo. W zasadzie krócej byłoby wypisać te, gdzie nic się nie zmieni. Ponieważ z tej listy w końcu znikną wszystkie pozycje i pozostaną jedynie wspomnienia dawnego świata.

Koszty i skutki

W tym miejscu dochodzimy do niepokojącej konstatacji – tak gigantyczne przedsięwzięcie musi nieść koszty i skutki analogiczne do jego rozmiarów. Jeśli idzie o to pierwsze, to wedle szacunków Komisji Europejskiej jedynie inwestycje w rozbudowę sieci przesyłowej prądu i infrastruktury energetycznej w krajach UE pochłonie do końca dekady ok 584 mld euro. Natomiast co do określenia całości wydatków wymuszanych przez pakiet Fit For 55, to szacowne kwoty są tak rozstrzelone, że w zasadzie nie ma sensu zaśmiecać sobie nimi głowy. Ot w zależności od źródła mówi się, iż konieczne inwestycje pochłaniać będą każdego roku od 350 do nawet 600 mld euro.

Przebudowa starej Europy zapowiada się więc imponująco.

Co ciekawe, w swych dziejach kraje Europy Zachodniej raczej takowej przemiany nie doświadczały. Jak już, to transformowanie wszystkiego dotknęło jedynie narody Europy Środkowej, podporządkowane Związkowi Radzieckiemu zaraz po 1945 r.

Trzy ambitne programy inwestycyjne

Acz równie ambitne programy inwestycyjne z jednoczesną przebudową całego społeczeństwa w XX stuleciu wydarzyły się jedynie trzy. Była to: wielki kampania uprzemysławiania Związku Radzieckiego w latach 30., New Deal w USA w tym samym okresie czasu oraz „wielki skok” w Chińskiej Republice Ludowej na przełomie lat 50 i 60.

W przypadku mocarstw komunistycznych, rządzonych przez Józef Stalina oraz Mao Zedonga, chodziło o dogonienie uprzemysłowionego Zachodu. Tak, aby móc mu następnie rzucić wyzwanie na niwie ekonomicznej oraz militarnej. Natomiast Stany Zjednoczone pod rządami Franklina D. Roosevelta w czasie Wielkiego Kryzysu ogarnęła panika, że wypracowany wcześniej dobrobyt został utracony bezpowrotnie, a zapaść ekonomiczna nigdy się nie skończy. Nowy prezydent odwołując się do teorii Johna M. Keynesa, zaoferował wówczas obywatelom całościową receptę na ich kryzysowe bolączki i lęki.

Cecha wspólna trzech wielkich transformacji

Cechą wspólna trzech wielkich transformacji była kluczowa rola państwa jako: planisty, inwestora, nadzorcy wymuszającego kierunek zmian oraz policjanta pilnującego, by nie następowało odchodzenie od raz obranego kursu. Jednakże w przypadku ZSRR i ChRL przy okazji owej zmiany trup słał się gęsto, bo w państwach totalitarnych pojedynczy ludzie nie mieli żadnego znaczenia. To pozwalało obciążyć ich kosztami bez ograniczeń, czyli zmusić do niewolniczej pracy oraz nie przejmować się zanadto, kiedy masowo umierali z głodu.

New Deal

Z naszego punktu widzenia dużo bliższy obecnej transformacji jest przypadek New Deal, ponieważ w bardzo demokratycznym kraju prezydent Roosevelt musiał liczyć się ze zdaniem wyborców. Zadbał więc, żeby ceną transformacji jak najmocniej obciążyć najbogatszych. Na początku swych rządów najwyższą stawkę podatku dochodowego wywindował do 79 proc. dla zarobków powyżej 100 tys. dolarów rocznie. Po czym podbił ją do niewyobrażalnych dziś 90 proc.

Co ciekawe największym zagrożeniem przy realizacja New Deal okazały się wcale nie koszty, lecz popadanie zarządzającej całym procesem machiny biurokratycznej w szaleństwo coraz większych absurdów. Generowały je koleje akty prawne, regulujące różne działy gospodarki. Tylko jeden „National Industrial Recovery Act” („Ustawa o uzdrowieniu krajowego przemysłu”) z czerwca 1933 r. przyniósł powstanie rządowej agencji National Recovery Administration (NRA), która pod zarządem gen. Hugh Johnsona ostro zabrała się za reformowanie przemysłu. W zaledwie pół roku generał przygotował 500 kodeksów regulacyjnych. „Istniały kodeksy regulujące produkcję środków wzmacniających włosy, smyczy dla psów, a nawet komedii muzycznych. Krawiec z New Jersey, Jack Magid, został aresztowany i osadzony w więzieniu za «zbrodnię» polegającą na uprasowania garnituru za 35, nie zaś za 40 centów, jak przewidywał «kodeks krawiectwa» NRA” – opisuje Lawrence W. Reed w monografii „Wielkie mity Wielkiego Kryzysu”.

Dzięki New Deal USA zmodernizowały całą swoją infrastrukturę, zyskały mnóstwo nowych: dróg, mostów, elektrowni, jednocześnie ograniczając bezrobocie. Mimo to zastygły w marazmie aż do wybuchu II wojny światowej. W jej trakcie stopniowo anulowano reformy, gdy zaś Roosevelt zmarł, zupełnie porzucono drogę, jaką wytyczył dla Ameryki.

Żadna z trzech wspomnianych transformacji pomimo olbrzymich środków, które w nie włożono (nie wspominając o ofierze z ludzi w ZSRR i ChRL) nie przyniosły osiągnięcia oczekiwanych celów. Nawet w na wskroś totalitarnym Związku Radzieckim aparat państwa nie posiadał dość władzy, by nagiąć codzienne realia do gospodarczych planów. Choć sowiecki obywatel mógł za byle co stracić życie i tak: kradł, oszukiwał, lekceważył powierzane mu zadania. Czyli zamiast poświęcać się dla idei, kombinował jak przetrwać i coś jeszcze przy okazji zyskać. Wspominanie o ludzkich ponadczasowych przywarach wcale nie jest tu przypadkowe. Gdy obywatel popada w ubóstwo, robi się mniej ideowy i trudniej sterowalny.

Połączmy to sobie z biurokratycznymi narzędziami, które będą głównym gwarantem egzekwowania Fit for 55. Dorzućmy też skalę inwestycji i wprowadzanych zmian. W tym momencie robi się już nieciekawie, bo ryzyko, iż pójdzie coś nie tak, rośnie.

Bilion euro? Transformacja może kosztować o wiele więcej

No to dodajmy jeszcze, że jak na razie na transformację zaplanowano wygospodarowanie ok. 30 proc. wieloletniego budżetu UE na lata 2021-2027 (ok. 300 mld euro), większość środków z Europejskiego Funduszu Odbudowy (jakieś 600 mld euro), wpływy z emisji zielonych obligacji UE (ok 225 mld euro) oraz dochody, jakie po 2026 r ma przynosić zreformowany system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS). Będzie tego ponad bilion euro. [tj. tysiąc miliardów. md]

Piękna kwota. Ale mały drobiazg. Cała transformacja może kosztować pięć razy więcej albo i dziesięć razy. Tego dokładnie nie wyliczy nikt. Czyli główne jej koszty mogą być zmuszone wziąć na siebie budżety państw członkowskich. Robiąc to w momencie, gdy większość krajów Unii jest i tak zadłużonych jak nigdy w historii.

Niestety rozwiązania wymuszane prze Fit for 55 funkcjonują jedynie wówczas, gdy zasila się je stałym strumieniem pieniądza, bo same obostrzenia prawne nie wystarczają. Inaczej zaczynają natychmiast obumierać, zupełnie jak programy rozwoju fotowoltaiki bez rządowych dotacji.

Stary Kontynent w tragicznym rozkroku

Jeśli więc ów strumień funduszy w środku transformacji zacznie wysychać, wówczas Stary Kontynent znajdzie się w tragicznym rozkroku, bo cofać się już nie będzie dokąd, a pójście naprzód również stanie się niemożliwe.

Ale, ale… nie zapominajmy o jeszcze innym czynniku ryzyka, czyli „czarnych łabędziach”, takich jak np: epidemie, krachy bankowe, załamania ekonomiczne oraz wojny (kto w 2018 r. przewidział pandemię, a zaraz po niej najazd Rosji na Ukrainę, niech teraz podniesie rękę).

Jeśli człowiek sobie to wszystko uświadamia, wówczas traci pewność, czy ma do czynienia z racjonalnym planem wielkiej modernizacji Unii, czy też raczej z największą grą hazardową w dziejach.

[Sądzę, że raczej należy to nazwać największą ZBRODNIĄ M. Dakowski]

Nazistowskie, niemieckie korzenie Unii Europejskiej

Nazistowskie korzenie Unii Europejskiej

R. Wicherek 27 kw., 2023 nazistowskie-korzenie

Dziś o instytucji, która ostatnimi czasy coraz bardziej daje się Polsce we znaki, czyli Unii Europejskiej, a konkretnie o jej pochodzeniu. Nazistowskim pochodzeniu. Nie będzie kolejna fantastyczna historia o tajnych spotkaniach i układach rodem z filmu sensacyjnego. Będą fakty, konkrety i nazwiska.

Być może zastanawiasz się dlaczego w takim razie nic wcześniej o tym nie słyszałeś. Odpowiedź jest bardzo prosta: ponieważ prawie nikt o tym nie mówi! Czasami przemilczenie jest skuteczniejsze niż najbardziej zajadła krytyka. A więc do rzeczy.

Jeżeli chodzi o nazwiska, należy wspomnieć o dwóch postaciach.

1. Walter Hallstein. Czołowy nazistowski prawnik, doskonały w swoim fachu, któremu zostało powierzone zadanie, wraz z grupą innych prawników, stworzenia ustroju prawnego Europy pod przyszłe panowanie III Rzeszy. Należał m.in. do Związku Narodowosocjalistycznych Prawników Niemieckich. Spośród 12 sygnatariuszy był kluczową postacią przy powstaniu brukselskiej Komisji Europejskiej (wtedy jeszcze Komisji EWG), brał udział w tworzeniu jej struktur oraz został jej pierwszym przewodniczącym przez pierwsze 2 kadencje – 10 lat (1958-1967). Jego działalność miała kluczowy wpływ na dzisiejszy kierunek działań politycznych UE.

2. Carl Wurster. Z zawodu chemik. Zbrodniarz wojenny, sądzony w Procesach Norymberskich. W 1937 roku wstąpił do NSDAP, nazistowskiej partii Hitlera. Był członkiem zarządu firmy Degesch oraz jednym z dyrektorów koncernu IG Farben. Zakłady te odpowiadały m.in. za dostarczanie do obozów zagłady Cyklonu B, którym gazowano więźniów. Sam Wurster posiadał patent na ten specyfik.
Po wojnie, wykorzystując swoje koneksje wypromował polityczną karierę Helmuta Kohla, przyszłego kanclerza Niemiec. Kohl z kolei namaścił na to stanowisko „swoją małą dziewczynkę” – Angelę Merkel. Zatrzymajmy się w tym miejscu.

===============================

Biorąc pod uwagę powyższe, przypomnijmy co było celem Hitlera i nazistowskich Niemiec: „zjednoczona” Europa, Niemcy podejmujący wszystkie kluczowe decyzje, wspólna waluta, jednolite prawo, rządzący wybierający sami siebie i podejmujący decyzje bez względu na wolę społeczeństwa, uzależnienie Europy (i świata) od koncernu (IG Farben), segregacja rasowa.

Teraz przyjrzyjmy się adekwatnie celom Unii: „zjednoczoną” Europę już mamy. Niemcy liderują UE, z tym że muszą tą władzę dzielić z Francją. Wspólna waluta jest, chociaż jeszcze nie wszędzie. Jest jednolite prawo, które coraz bardziej ingeruje w prawa wewnętrzne poszczególnych krajów, a docelowo ma być ponad nimi. Komisarze Europejscy wybierają się z własnego grona i arbitralnie ustanawiają prawo. Uzależnienie od koncernów – komentarz zbędny. Do tego segregacja sanitarna, która w przyszłości z dużym prawdopodobieństwem powróci – w tej lub już w innej postaci.

W czym rzecz? Określenie „dawno i nieprawda” w tym przypadku nie obowiązuje. Struktury i pomysły wypracowane przede wszystkim w nazistowskich Niemczech zostały jedynie sprytnie zaadaptowane do dzisiejszych czasów pod przykrywką pokoju, demokracji, tolerancji i braterstwa. Niemniej cel jest ten sam – całkowite podporządkowanie narodów i społeczeństw własnym interesom. Zmieniły się jedynie narzędzia.

Na koniec rozprawmy się z najpopularniejszym mitem. „Przecież Unia daje nam tyle kasy, bez niej to…”. Po pierwsze Polska całkiem pokaźną sumę wkłada regularnie do wspólnej puli. Po drugie część z otrzymanych pieniędzy to pożyczki, pogłębiające nasz ogromny dług i jeszcze bardziej uzależniające Polskę od bogatych.

Unia Europejska nie jest po to by dawać biedniejszym, ale po to by ich kontrolować. Ta kontrola – zgodnie z planem – z roku na rok jest coraz większa.

Najgorszym wrogiem unijnych urzędników i ich wygodnictwa jest natomiast coraz większa świadomość obywateli, którzy niestety są w tej kwestii póki co wyjątkowo bierni. Ale nic nie trwa wiecznie i od czegoś trzeba zacząć. Najgorzej jest nie robić nic, ponieważ całkowity brak sprzeciwu to nic innego, jak przyzwolenie.

Źródła:
„Nazistowskie korzenie Unii Europejskiej”; Taylor, Niedźwiecki, Rath, Kowalczyk
Wikipedia
Własne

Poprawka dla pasażerów

Poprawka dla pasażerów

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  25 kwietnia 2023 michalkiewicz

Nie jest dobrze. To znaczy – nie jest dobrze dla rządu „dobrej zmiany”, bo wprawdzie notowania Zjednoczonej Prawicy utrzymują się na mniej więcej niezmienionym poziomie, ale poziom ten, chociaż gwarantuje tej formacji uzyskanie najlepszego wyniku wyborczego, to jednak nie zapewnia możliwości samodzielnego utworzenia rządu. Wprawdzie PiS mogłoby bez specjalnego trudu znaleźć kolaborantów, na przykład w postaci PSL, które ma stuprocentową, a w patriotycznych porywach – nawet wyższą zdolność koalicyjną, ale takie rozwiązanie ma wiele plusów ujemnych, przede wszystkim w postaci konieczności dzielenia się z kolaborantem konfiturami władzy. Tymczasem Zjednoczona Prawica już się od tego odzwyczaiła i uważa – a ściślej – tak uważa jej polityczne zaplecze – że pula nie jest do kradzieży! Pula się cała nam należy!” – toteż ewentualna konieczność podziału puli napawa działaczy „trwogą, że im zdobycze zabrać mogą”.

A tu jeszcze jak na złość ujawniły się nieprzewidziane konsekwencje wprzęgnięcia Polski w służbę narodowi ukraińskiemu. Nawiasem mówiąc, wiele wskazuje na to, że ten naród jest uparty. Oto na portalu „Bibuła” reprodukowana jest tytułowa strona „Naszego Słowa” – pisma wydawanego przez Związek Ukraińców w Polsce. Przedstawiona jest tam czarnobrewa z koszykiem do wielkanocnej święconki. Na pierwszym planie w koszyku widzimy – jak Pan Bóg przykazał – wielkanocne jajo w barwach niebiesko-złotych z Tryzubem, ale tuż za nim – jajo węża w barwach czerwono-czarnych, też z Tryzubem wpisanym w krąg. Ale to jeszcze nic w porównaniu w świąteczną kartką, wydaną przez Patriarchat Kijowski Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Obok wielkanocnych bazi mamy tak trzy wielkanocne jajka – każde z jakimś emblematem ukraińskich formacji SS z czasów II wojny światowej. Na pierwszym jajku – trupia główka, a drugim – Krzyż Żelazny, a na trzecim – emblemat dywizji „Das Reich”. Kartka kosztowała 50 hrywien, co w porównaniu do dotychczasowej wartości polskiej pomocy dla Ukrainy, czyli 50 miliardów złotych – to doprawdy niewiele. Ale dlaczego Ukraińcy mają sobie żałować tych kombatanckich wspomnień, skoro i oni wiedzą i my wiemy, że polski rząd – wszystko jedno, czy wywodzący się z „dobrej zmiany”, czy z obozu zdrady i zaprzaństwa – będzie im nadskakiwał na rozkaz Pana Naszego z Waszyngtonu?

Ale to oczywiście drobiazg, tym bardziej, że święta już minęły, tymczasem nieprzewidziane konsekwencje wprzęgnięcia Polski w służbę narodu ukraińskiego ujawniły się ostatnio w całej straszliwej postaci. Ukraińskie „zboże techniczne” [dla niewtajemniczonych: chodzi o ,“czyściwo przemysłowe” md ] wbrew solennym zapewnieniom rządu „dobrej zmiany”, zamiast przemknąć tranzytem przez Polskę do bałtyckich portów, a stamtąd – w siną dal, do głodujących Murzynów – utknęło dlaczegoś w polskich magazynach i nie wiadomo, jak się go stamtąd pozbyć. To znaczy – niby wiadomo, bo poprzedni minister rolnictwa pana Kowalczyk, podobnie jak obecny minister rolnictwa, pan Telus, bredzą unisono, że tylko patrzeć, jak podwiozą to „zboże techniczne” do portów, a stamtąd popłynie ono dalej.

Dokąd? Aaaa, tego jeszcze nie wiadomo, bo nie wiadomo, czy ktokolwiek ten Scheiss kupi, skoro nie nadaje się ono nawet na paszę? Toteż rolnicy, których, pozostający w służbie narodu ukraińskiego rząd „dobrej zmiany” zachęcał do powstrzymywania się ze sprzedażą zboża – niby w nadziei na zwyżkę cen – ale tak naprawdę, by zrobić w magazynach miejsce dla ukraińskiego Scheissu – zaczęli się buntować. Ponieważ w rządzie „dobrej zmiany” nic się nie robi bez gospodarza, a gospodarz, to znaczy – Naczelnik Państwa – akurat był dlaczegoś niedysponowany – zapanowało wrażenie bezradności – no bo jakże inaczej określić śmiałą inicjatywę pana ministra Telusa, żeby wszystkie bantustany graniczące z Ukrainą, albo przez ląd, albo przez morze – jak Bułgaria – które przez naszego Najważniejszego Sojusznika zostały uszczęśliwione ukraińskim Scheissem, wyprodukowanym przez tamtejszych latyfundystów – oligarchów – powiązanych również z Ameryką, wspólnie wystąpiły do Komisji Europejskiej z supliką, żeby wprowadziła cła?

Na domiar złego, przy okazji wydało się, jak ogromny kawał suwerenności przefrymarczył rząd „dobrej zmiany” i to wbrew solennym zaklęciom Naczelnika Państwa, że własną piersią zablokuje budowę IV Rzeszy! Toteż Naczelnik Państwa, zaniepokojony możliwością utraty głosów mieszkańców wsi, podjął energiczne działania pozorne. Przybrały one postać podjętego w tempie stachanowskim rozporządzenia Rady Ministrów, żeby z dnia na dzień wstrzymać wszelki import produktów rolnych z Ukrainy. Nie ma jednak pewności, czy ktoś się do tego surowego rozporządzenia zastosował i czy rzeczywiście produkty rolnicze z Ukrainy, a także – tamtejszy spirytus – przestały docierać do Polski – ponieważ wszyscy chyba wiedzą, że to taka demonstracja dla wyznawców Naczelnika Państwa, rodzaj „poprawki dla pasażerów”.

W okresie międzywojennym, kapitanem jednego z polskich transatlantyków był Eustazy Borkowski. Żeby zachwycić pasażerów, zapraszał ich w nocy na mostek i tam pytał oficera wachtowego, jakim kursem idzie statek. Usłyszawszy odpowiedź, wyciągał ramiona w kierunku nieba – że to niby namierza tam gwiazdy – po czym nakazywał poprawkę o pół stopnia. Pasażerowie byli zachwyceni; oto stary wilk morski czuwa. Skorygował młodych oficerów, którzy się pomylili. Któregoś razu nowy sternik, nie znający jeszcze okrętowych obyczajów, usiłował skorygować kurs o pół stopnia, aż oficer wachtowy musiał mu szeptem wyjaśnić: uspokój się! To poprawka dla pasażerów!

Rzecz w tym, że Komisja Europejska, słodszymi od malin ustami pani Urszuli von der Leyen wyjaśniła, że sprawy importu na teren Unii Europejskiej stanowią wyłączną kompetencję Komisji Europejskiej, a w tej sytuacji poszczególne bantustany, czyli landy IV Rzeszy, nie mają tu nic do gadania. Toteż ominięcie srogiego zakazu importu z Ukrainy będzie bardzo łatwe, bo Unia Europejska ma charakter rynku jednolitego, toteż jeśli takie transporty nadejdą z jakichś innych landów IV Rzeszy, a nie z Ukrainy, to nie bardzo będzie można je zatrzymać.

Prawo Murphy’ego stanowi, że jeśli tylko coś złego może się stać, to na pewno się stanie, w związku z tym nie tylko blokada będzie nieskuteczna, ale w dodatku Komisja Europejska prawdopodobnie nałoży na Polskę kary finansowe, co zresztą już zapowiedziała. Jak wiadomo, Polska już te kary płaci, to znaczy – nie płaci – ale Unia Europejska sobie je potrąca z kwot, które teoretycznie się Polsce należały. To najwyraźniej na obozie „dobrej zmiany” nie robi wrażenia, bo przecież nie płaci on tych kar z własnej kieszeni, tylko przerzuca je na podatników, którzy już na nikogo przerzucić ich nie mogą.

Ta „poprawka dla pasażerów” ma obowiązywać do czerwca, bo w czerwcu Komisja Europejska ma podjąć decyzję w sprawie ceł. Może odpowie pozytywnie na pokorną suplikę państw graniczących z Ukrainą, bo w niektórych państwach poważnych narasta zniecierpliwienie sytuacją, kiedy Stany Zjednoczone pod pretekstem wojny, jaką prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca, chwyciły całą Europę za twarz. Polska oczywiście nie ma nic przeciwko temu, bo wprawdzie znana jest na całym świecie z umiłowania wolności, ale lubi, jak ktoś przynajmniej od czasu do czasu chwyci ją za twarz. Wtedy wydaje z siebie tromtadrackie kwiki, które oczywiście nie przekładają się na nic, bo nasi Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki mają surowo zakazane, toteż wyżywają się albo w „poprawkach dla pasażerów”, albo właśnie – w tromtadrackich kwikach, które na wyznawcach Naczelnika Państwa, czy sympatykach Volksdeutsche Partei zawsze robią wrażenie.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Popatrzcie, co globalistyczne koorwiszcza wyprawiają z hiszpańskimi zaporami wodnymi!

Popatrzcie, co globalistyczne koorwiszcza wyprawiają z hiszpańskimi zaporami wodnymi!

Date: 24 aprile 2023 Author: Uczta Baltazara co-globalistyczne-koorwiszcza-wyprawiaja-z-zaporami-wodnymi

Hiszpania: Rolnicy atakują Sáncheza za zniszczenie zbiorników wody podczas suszy: “Czy my zwariowaliśmy?”

Rząd Hiszpanii zmierza do całkowitego “wyzwolenie rzek”, tak aby “węgorze, łososie i jesiotry” mogły bez przeszkód przemieszczać się pod prąd.

Rolnicy, zdesperowani z powodu suszy, ostrzegają, że grozi im “całkowita utrata okresu wegetacyjnego”. Mimo to rząd niszczy tamy, aby zapewnić swobodny przepływ rzek i nieograniczoną cyrkulację ryb. Faktem jest, że w zeszłym roku rząd Sáncheza zburzył 108 tam i jazów w ramach działań Agendy 2030 https://www.ern.org/en/dam-removal-europe/.

Przy już gwałtownie rosnących cenach żywności, rolnicy ostrzegają, że sytuacja może być jeszcze bardziej katastrofalna, jeśli nie będą mieli wody w zbiornikach umożliwiających nawadnianie.

Hiszpania przeżywa długotrwałą suszę meteorologiczną. Piętnaście procent półwyspu znajduje się w sytuacji kryzysowej, a 28,4 procent w stanie alarmowym i przed-alarmowym. Nie zanosi się na poprawę sytuacji w pozostałej części kwietnia, który jest na drodze, aby stać się najsuchszym miesiącem od czasu rozpoczęcia pomiarów w roku 1961. Według organizacji rolniczej UPA sytuacja jest dramatyczna, ponieważ większość gospodarstw rolnych i hodowlanych znajduje się w stanie “technicznego bankructwa” wraz z “całkowitą utratą sezonu”. Rolnicy w dorzeczu Gwadalkiwiru, ci, którzy mogą, zaczną nawadniać, aby uratować to, co mogą, mając do dyspozycji zaledwie 385 hektometrów sześciennych, czyli ilość wody, która jest wyraźnie niewystarczająca. [ hektometr – 100 m3 md]

Przy tego rodzaju scenariuszu suszy rząd chwali się, że przoduje w niszczeniu tam w Europie. Według danych samego Ministerstwa Transformacji Ekologicznej w roku 2021 Hiszpania była krajem w Europie, który zlikwidował najwięcej zapór: 108, czyli prawie połowę z 239 rozebranych na kontynencie. Ostatnią, którą nakazano rozebrać, mimo sprzeciwu okolicznych mieszkańców, jest niewielki zbiornik Valdecaballeros (Estremadura), który o pojemności 13 hektometrów sześciennych zaopatruje w wodę kilka okolicznych wsi. el-gobierno-ordena-derribar-la-presa-de-valdecaballeros-ultimo-vestigio-de-la-frustrada-central-nuclear

Zapora Yecla de Yeltes (Salamanka) należy już do przeszłości, podobnie jak zapora Presa do Inferno (Pontevedra) i zapora Hozseca (Guadalajara). Zapora Los Toranes (Teruel) została uratowana dzięki walce mieszkańców, którzy podkreślali jej znaczenie w dostarczaniu wody do nawadniania, gaszenia pożarów i jako atrakcji turystycznej. Ostatecznie tama została uratowana przed rozbiórką, ponieważ Diputación de Teruel uznała ją za obiekt dziedzictwa kulturowego Aragonese.

Zniszczyć zbiorniki wodne, aby “wyzwolić rzeki”.

To właśnie rząd José Luisa Rodrígueza Zapatero stworzył w roku 2005 Narodową Strategię Odnowy Rzek, w kontekście Ramowej Dyrektywy Wodnej Unii Europejskiej i zgodnie z celami Agendy 2030 ONZ. Głównym powodem demontażu zapór jest “uwolnienie rzek”, aby mogły wrócić do swoich naturalnych biegów i aby “węgorze, łososie i jesiotry” mogły bez przeszkód podróżować pod prąd rzeki. jose-luis-rodriguez-zapatero

Powołując się na wypowiedzi w TVE komisarza ds. wody w Konfederacji Hydrograficznej rzeki Duero, Ignacio Rodrígueza, w Hiszpanii wyburzamy tamy, które dostarczają wodę rolnikom, ponieważ “tutaj jest pewna liczba ludzi, którzy lubią rzeki, a nie rupiecie, a my mamy wszystko pełne rupieci”. Dodał: “Odzyskanie naturalności rzek jest konieczne, piękne i produktywne ze wszystkich punktów widzenia”, ponieważ ryby “nie mogą już płynąc w górę ani w dół”.

Víctor Viciedo z SOS Rural, platformy zrzeszającej ponad sto stowarzyszeń wiejskich, podkreśla, że w tym rozumowaniu “jest wielkie kłamstwo”, ponieważ przeszkody na rzece, naturalne lub sztuczne, “stworzyły zbiorniki, który mają swoje własne życie”. Ponadto, dodaje, “być może w Europie rzeki mają dużą łatwość przepływu, ale Hiszpania jest sucha i jeśli nie zaporujemy wody, latem do Morza Śródziemnego nie dociera ani kropla wody”. sos-rural-la-plataforma-que-ha-unido-al-mundo

“Musimy magazynować wodę, aby ludzie mogli pić, aby ludzie mogli jeść i aby generować czystą energię elektryczną. Głupotą tego wszystkiego jest to, że potrzebujemy wody do nawadniania i do generowania energii, a to, co robi rząd, to niszczenie tam, aby woda mogła płynąć i małe rybki mogły dotrzeć do morza? Więc czy my jesteśmy zdrowi na rozumie?” – pyta Viciedo.

Tamy “przestarzałe”

Według danych samego Ministerstwa Transformacji Ekologicznej do roku 2021 “na hiszpańskich rzekach zburzono łącznie 634 przestarzałe tamy i jazy oraz zbudowano do 612 systemów przepuszczania ryb”.

W tym przypadku określenie “przestarzałe” jest mylące. Nie oznacza on zapór, które są “przestarzałe lub nieadekwatne do obecnych okoliczności, mód lub potrzeb”, co jest definicją RAE. Oznacza po prostu, że koncesja wygasła, mimo że zapora nadal jest potrzebna do zaopatrzenia w wodę.

“Gdy wygasała koncesja na budowę zapory, państwo albo przejmowało jej eksploatację, albo ponownie ogłaszało przetarg. A teraz, zamiast utrzymać zaporę, aby wioski w okolicy mogły nadal korzystać z nawadniania, państwo wyburza zaporę. Nie ma jednak niczego przestarzałego. Tamy nadal przechowują wodę, rolnicy nadal z niej korzystają, a także służą do powstrzymywania rzek przed wzbieraniem” – podkreśla Viciedo.

VIDEO: ZBURZENIE TAMY YECLA (Hiszpania) https://youtu.be/nuI_xY-PNEo

VIDEO: Rozbiórka jazu La Gotera, znajdującego się na rzece Bernesga (León, Hiszpania) https://youtu.be/iZeJ28uDIW4

VIDEO: «Nikt nie rozumie, dlaczego Hiszpania niszczy wszystkie swoje zapory»

VIDEO: Sánchez chce nas zostawić bez wody: likwiduje 108 zapór w trakcie najgorszej od lat suszy»

INFO: https://www.libremercado.com/2023-04-18/los-agricultores-arremeten-contra-sanchez-por-destruir-embalses-en-plena-alerta-por-sequia-estamos-locos-7005554/