Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców. Wolą 800+++

Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców

2.10.2024 nczas/rzad-tuska-chcial-stworzyc-w-polsce-ukrainski-legion-ale-nie-znalazl-chetnych-ukraincow

08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie.
08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie. / Foto: PAP

Rząd Donalda Tuska chciał stworzyć ukraiński legion, ale okazało się, że nie ma chętnych. Mieszkający w Polsce Ukraińcy nie chcą jechać na front.

W lipcu premier Donald Tusk i prezydent Wołodymyr Zełenski podpisali dokument o wzajemnej pomocy. Wówczas zapowiedziano stworzenie ukraińskiego legionu w Polsce. Zdaniem polityków Konfederacji takie działanie było złamaniem Konstytucji, a formowanie obcych wojsk na polskim terytorium może być równoznaczne z wejściem w wojnę. Jednak premier Tusk miał to wszystko gdzieś.

– Umówiliśmy się na sformowanie i szkolenie na terenie Polski ukraińskiego legionu; będzie to nowa formacja złożona z ochotników – mówił Zełenski. – Każdy obywatel Ukrainy, który zdecyduje się zaciągnąć do Legionu, będzie mógł podpisać kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy – dodała ukraińska głowa państwa.

Minęło kilka miesięcy i wydaje się, że nic się w tej sprawie nie ruszyło. Na szczęście. Pojawił się już komentarz wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza w tym temacie.

– Nie odpowiadamy za rekrutację. Liczba osób, która się miała zgłosić ze strony ukraińskiej jest jednak za mała. Te deklaracje na początku były bardzo wysokie – że może być sformowana nawet jedna brygada – to jest kilka tysięcy osób. Tak się jednak nie stało – powiedział szef ludowców w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska”.

Jednocześnie Kosiniak-Kamysz przypomniał, że Polska do tej pory wyszkoliła 20 tys. ukraińskich żołnierzy.

W przededniu 85 rocznicy Generalnego Gubernatorstwa.

W przededniu 85 rocznicy

Stanisława Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    1 października 2024 michalkiewicz

„Nie ma przypadków, są tylko znaki” – powtarzał niezapomnianej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski, kaznodzieja kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Najwyraźniej proroctwa go wspierały, bo właśnie wkrótce taki znak się ukaże w postaci 85 rocznicy wydania 12 października 1939 roku przez niemieckiego kanclerza Adolfa Hitlera dekretu o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, obejmującego obszar części okupowanych ziem polskich, które ani nie zostały wcielone do Rzeszy, ani też nie stały się częścią obszaru okupacji sowieckiej.

Jak wiemy, od marca ubiegłego roku, amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. No to jak Niemcy będą urządzali tę Europę? Jako państwo poważne z pewnością spróbują nawiązać do dwóch niemieckich projektów; pierwszego projektu Mitteleuropa z roku 1915 i drugiego – nakreślonego w ogólnych zarysach przez wspomnianego kanclerza Adolfa Hitlera, który na spotkaniu z gauleiterami w roku 1943 te ogólne zarysy przedstawił. Projekt Mitteleuropa, jak pamiętamy, polegał na tym, by na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej zainstalować państewka pozornie niepodległe, ale de facto – niemieckie protektoraty o gospodarkach trwale niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko uzupełniających ją i peryferyjnych. Kanclerz Hitler był bardziej konsekwentny, bo uważał – i właśnie to powiedział gauleiterom – że „małe państwa nie mają w Europie racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią Europę prawidłowo zorganizować.” Wprawdzie projekt Mitteleuropa się zawalił w roku 1918, ale to nic nie szkodzi, bo – niczym Feniks z popiołów – odrodził się 1 maja 2004 roku, kiedy to Niemcy pomyślnie przeprowadziły Anschluss do Unii Europejskiej Czech, Węgier, Słowacji, Słowenii, Estonii, Litwy i Łotwy oraz Cypru i Malty. Warto przypomnieć, że ten Anschluss w 2003 roku stręczyli Polakom nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa z Donaldem Tuskiem na czele, ale również płomienny dzierżawca monopolu na patriotyzm Jarosław Kaczyński, nie mówiąc już o stręczycielach drobniejszego płazu, wśród których wielu okazało się dawnymi konfidentami SB. Warto dodać, że to stręczenie odbywało się w dziesięć lat po wejściu w życie traktatu z Maastricht, który zmienił formułę funkcjonowania wspólnot europejskich; odszedł od formuły konfederacji, to znaczy – związku państw – ku formule federacji, czyli państwa związkowego. To właśnie stręczyli nam w roku 2003 stręczyciele, co przypominam na wieczną rzeczy pamiątkę.

W tak zwanym „międzyczasie” to znaczy – 1 grudnia 2009 roku, wszedł w życie traktat lizboński, którego najważniejszym postanowieniem było proklamowanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego pod nazwą „Unia Europejska”, jako europejskiego państwa federalnego. W ramach tej nowej struktury, członkowskie bantustany miały stanowić części składowe tej federacji – ale na tamtym etapie lepiej było tego głośno nie mówić, więc tylko traktat lizboński był nakierowany na systematyczne wypłukiwanie suwerenności politycznej z członkowskich bantustanów, między innymi przy pomocy „zasady lojalnej współpracy”, która zobowiązuje członkowskie bantustany do powstrzymania się od wszelkich działań, które „mogłyby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej.” Wystarczy tedy np. wpisać, że celem Unii Europejskiej jest zaprowadzenie w Europie praworządności – cokolwiek by to miało znaczyć – by niemieckie owczarki, co to obsiadły unijne instytucje, mogły swobodnie sztorcować i dyscyplinować poszczególne bantustany. Po ubiegłorocznym, marcowym pozwoleniu Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen wystąpiła z projektem nowelizacji traktatu lizbońskiego. Obejmuje ona 270 punktów, ale najważniejsze wydają się trzy: po pierwsze – likwidacja prawa weta – która oznacza, że członkowski bantustan będzie zmuszony do robienia czegoś, co sam wcześniej uznał za sprzeczne ze swoim interesem.

Po drugie – zmniejszenie prawie o połowę, to znaczy – z 27 do 15 członków Rady Europejskiej, będącej unijnym organem władzy prawodawczej. Oznacza to, że bantustany wykluczone z Rady będą się odtąd dowiadywały z gazet, co tam starsi i mądrzejsi w ich sprawach postanowili – i wreszcie – po trzecie – zarezerwowanie 65 obszarów decyzyjnych do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej. Jak widzimy, przygotowania do ustanowienia IV Rzeszy pod nazwą „Unia Europejska”, są już właściwie na ukończeniu i tylko pozostaje to wszystko przeforsować.

No dobrze – ale co to oznacza dla naszego nieszczęśliwego kraju? 9 miesięcy rządów vaginetu Donalda Tuska pokazuje, że otrzymał on od Naszego Złotego Pana z Berlina zadanie zniwelowania terenu pod zainstalowanie tutaj Generalnego Gubernatorstwa, jako rodzaju niemieckiej kolonii. Przy pomocy pana Adama Bodnara, któremu z pewnością nie zadrży ręka, kiedy będzie „Lachom” demolował państwo, a który właśnie z powodu tej zalety otrzymał od Donalda Tuska fuchę ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, już od roku prowadzi tę demolkę, przeciwko której skołowany naród nawet specjalnie nie protestuje, z uwagi na ogarniający nasz nieszczęśliwy kraj kryzys przywództwa, obejmujący nie tylko środowiska polityczne, ale również – naszą niezwyciężoną armię – no i środowiska pretendujące do sprawowania przywództwa moralnego i duchowego.

W tym właśnie kierunku zmierza reforma sądownictwa, która dla zmylenia opinii publicznej nazywa się „przywracaniem praworządności”. Tak naprawdę chodzi o skompletowanie aparatu sądowniczego, który wykona każde polecenie władz Generalnego Gubernatorstwa. Proklamowanie metody „czynnego żalu”, czyli znanej z czasów stalinowskich samokrytyki, jako środka doboru odpowiednich kadr nie pozostawia co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale na tym nie koniec, bo vaginet Donalda Tuska wkłada w ręce tego korpusu sędziów Sądu Ostatecznego narzędzie represji w postaci penalizacji „mowy nienawiści” – zaaprobowane przez pana prezydenta Dudę. Penalizacja „mowy nienawiści” może okazać się w skutkach bardzo podobna do następstw umieszczenia w kodeksie karnym Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej słynnego art. 58, dotyczącego rozmaitych postaci „antysowieckiej agitacji”. Jak wiemy, miliony ludzi przypłaciły ten eksperyment jak nie śmiercią, to latami łagrów, utratą zdrowia i zmarnowaniem życia.

Ale na tym nie koniec podobieństw do Generalnego Gubernatorstwa. Jak wiadomo, jednym z narzędzi utrzymywania ludności GG w ryzach, było donosicielstwo. Uważa się, że co najmniej jedna trzecia aresztowań przez Gestapo, była skutkiem donosu. No a co my dziś mamy? Ustawę z dnia 14 czerwca br. o ochronie sygnalistów, czyli po staremu – donosicieli. Jak widzimy, system represji w GG jest właśnie domykany nie tylko od strony kadrowej, ale od wszystkich innych stron jednocześnie.

Wisienką na torcie jest powrót cenzury, która ma sprawować szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyposażony w prawo eliminacji „treści terrorystycznych”. A co to są „treści terrorystyczne”? Aaaa, to będzie każdorazowo zależało od społecznego zapotrzebowania i mądrości etapu. Nie potrzebuję dodawać, że od tej decyzji nie będzie odwołania, to znaczy – może nawet i będzie, ale przygotowany kadrowo i wytresowany w „czynnym żalu” sędzia już tam powinność swej służby będzie rozumiał.

W tej sytuacji pozostaje nam tylko zastanowić się nad granicami obszaru Generalnego Gubernatorstwa. Pod tym względem najważniejsze decyzje chyba jeszcze nie zapadły, więc nie wiemy, czy dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec – jeśli przyzwolenie prezydenta Józia Bidena obejmuję również tę kwestię – będzie oznaczało powrót do granicy z 1914, czy z 1937 roku. Zresztą może być jeszcze inaczej, a to w następstwie spodziewanego przyjazdu do Warszawy Sekretarza Stanu USA, Antoniego Bliknena, który ma naszym Umiłowanym Przywódcom podać do wiadomości uzgodnienia poczynione wcześniej z prezydentem Zełeńskim w Kijowie. Podobno pan Blinken ma jakiś zbawienny plan, który przedstawić ma prezydentowi Zełeńskiemu, co to ze swej strony pewnie zaprezentuje mu kolejną wersję planu, mającego doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa.

Biorąc pod uwagę prawo Murphy’ego, zgodnie z którym, jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie – to może oznaczać, że oprócz amerykańskiej zgody na dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec, możemy spodziewać się również obmyślenia dla wkręconych w maszynkę do mięsa Ukraińców jakiejś terytorialnej rekompensaty za terytoria prawdopodobnie bezpowrotnie utracone wskutek „zamrożenia konfliktu” – o którym, ku irytacji prezydenta Zełeńskiego, wspominała amerykańska ambasadoressa przy NATO już w pierwszym roku wojny z Rosją. Czyż nie o tym właśnie mówił na Campusie „Polska Przyszłości” były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba? Jak pamiętamy, wspomniał on o „terytoriach ukraińskich”, mając na myśli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego do Nowego Sącza, no i część województwa lubelskiego. Oczywiście taką rekompensatę trzeba będzie jakoś nazwać – ale od czego jest pan prezydent Duda, który już przed laty w przemówieniu z okazji 3 maja roztoczył przed nami wizję „unii polsko-ukraińskiej” w ramach „projektu jagiellońskiego”? Jednak czy taki „jagielloński” projekt mógłby być przeprowadzony bez udziału Litwy? Takie pominięcie byłoby nietaktowne, więc kulturalny pan sekretarz stanu Antoni Blinken z pewnością takiej gafy nie strzeli.

Cóż w związku z tym? Ano, zakładając, że granica zjednoczonych Niemiec będzie przebiegała wzdłuż linii z roku 1914, do „unii polsko-ukraińsko-litewskiej” mogą być włączone tereny należące do Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli Suwalszczyzna i Podlasie, z Białą Podlaską włącznie. To nie będzie żaden rozbiór, tylko jagiellońska „unia”, więc kto będzie przeciwko temu wierzgał, to zostanie uznany za ruskiego agenta i zamknięty w którymś z chwilowo nieczynnych obozów – o ile w ogóle ten eksperyment przeżyje.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Czy mamy pomysły, jak sobie poradzić z nową falą ukraińskiego zagrożenia?

Witold Gadowski: czy mamy pomysły, jak sobie poradzić z nową falą ukraińskiego zagrożenia? gadowski-czy-mamy-pomysly-jak-sobie-poradzic-z-nowa-fala-ukrainskiego-zagrozenia

„Ostatnim politykiem, który osiągnął spore osobiste korzyści z kolaborowania z ukraińskimi oligarchami, jest Aleksander Kwaśniewski. Dostawał pieniądze od Wiktora Pinczuka, zięcia prezydenta Leonida Kuczmy, a także z koncernu Burisma. Inni wydaje się, że byli pożytecznymi idiotami lub kierowanymi agenturalnymi pieniędzmi pacynkami”, pisze na łamach tygodnika „Niedziela” Witold Gadowski.

Publicysta zwraca uwagę, że od wielu lat polski establishment polityczny, ale nie tylko, próbuje „zaprzyjaźnić się” z ukraińskim establishmentem i to pomimo faktu, że staje się on coraz bardziej banderowski, a co za tym idzie – wrogi Polsce i Polakom.

Banderówką była Julia Tymoszenko, zaangażowana zresztą w rozliczne ciemne interesy gazowe. Banderowcami byli prezydenci Wiktor Juszczenko i Petro Poroszenko. Tu, nad Wisłą, usiłowano nas na nich znieczulić, mówiąc: no przecież oni nie mają żadnej innej tradycji narodowej, musimy się z tym pogodzić”.

W ocenie autora „Wieży komunistów” Polacy przez lata byli tresowani w ustępowaniu Ukrainie i Ukraińcom we wszystkim.

„Ukraińcy przesiedlali Polaków mieszkających na terenie ich kraju – no to propagandyści zakazywali mówić o tym w mediach. Wszelkie sprawy ukraińskie traktowano w Warszawie jak polską rację stanu. Każdy głos upominający się o polskie interesy atakowano jako przejaw wrogiego usposobienia wobec dziejowej misji Polski. Istna histeria rozpętała się po napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Wtedy każdy głos realizmu zabezpieczający rację stanu naszego państwa traktowany był jako zdrada i prorosyjska agentura. Swoisty szantaż emocjonalny zamknął wtedy publiczną dyskusję nad tym, jaką politykę powinniśmy prowadzić wobec Ukrainy”, relacjonuje.

Gadowski podkreśla, że Ukraińcy skrupulatnie wykorzystali polską bezmyślność i garściami czerpali z niej, ile się da niczego nie kwitując i do niczego się nie zobowiązując.

„Nie było zatem żadnej strategii działania, żadnego zabezpieczenia się przed trawiącymi ukraińskie państwo patologiami i przed dziesiątkami tysięcy Ukraińców wyłudzających zasiłki z polskiego systemu ubezpieczeniowego. Pojawiły się nowe zagrożenia w postaci powstania w Polsce ukraińskiego podziemia politycznego, gospodarczego i bandyckiego. Teraz czeka nas kolejna fala obcych przybyszów, którzy tym razem trafią do nas prosto z frontu, gdy zakończą się wojenne działania. Czy się na to przygotujemy, czy mamy pomysły, jak sobie poradzić z nową falą ukraińskiego zagrożenia? Oczywiście, że nie”, podsumowuje Witold Gadowski.

„Ocaleni z ludobójstwa”. O ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu

„Ocaleni z ludobójstwa”. Kilka słów o ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu – PCH24.pl

Tomasz Kolanek


https://pch24.pl/ocaleni-z-ludobojstwa-kilka-slow-o-ukrainskim-opetaniu-i-katolickim-przebaczeniu

„Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam” – powiedział wiele lat temu redaktor Paweł Zarzeczny. Słowa te przypomniały mi się, kiedy czytałem książkę „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”… Jako katolik nie mogę się zgodzić ze słowami Zarzecznego. Niestety, oprócz tego, że jestem katolikiem, jestem również „tylko człowiekiem”…

Niewiele, bardzo niewiele jest książek, których nie byłem w stanie przeczytać do końca… Jedną z nich była „Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona” autorstwa Piotra Gursztyna, do której podchodziłem wielokrotnie, ale za każdym razem efekt był ten sam – dochodziłem do fragmentu, w którym autor tak naprawdę rozpoczynał opis niemieckich zbrodni na Polakach (przykład, którego nie zapomnę: Niemcy ustawiali w rzędzie polskie dzieci jedno za drugim, a następnie strzelali do pierwszego albo ostatniego, żeby sprawdzić, ile ciał jest w stanie przebić kula z niemieckiego karabinu) i odkładałem książkę na półkę. Po prostu nie byłem w stanie dalej czytać.

Inną „niedokończoną” przeze mnie książką jest „Zagłada Polaków w Związku Sowieckim. Od przewrotu bolszewickiego do operacji polskiej” autorstwa Anny Zechenter. Kiedy dotarłem do fragmentu opisującego, co robiono z ciałami zamordowanych Polaków (wrzucano do dołów i przysypywano obornikiem) „wymiękłem” po raz pierwszy. Kiedy zaś przeczytałem, że niewinnej krwi, jaką wówczas przelano, było tak wiele, iż na rosyjskich morderców wylewano całe wiadra perfum, co i tak niczego nie dawało, bo po chwili znowu było czuć od nich ludzką krew, wówczas „wymiękłem” po raz drugi i już nigdy więcej nie wróciłem do lektury.

W ostatnich dniach sytuacja się powtórzyła, a wszystko za sprawą książki „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa IPN.

Sięgnąłem po tę publikację w przekonaniu, że tym niezależnie od wszystkiego przeczytam ją od deski do deski nie po to, żeby ekscytować się – jak co niektórzy – ukraińskim bestialstwem, jakie miało miejsce podczas ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, tylko bardziej po to, aby poznać nazwiska zamordowanych Polaków; nazwiska ich oprawców; nazwiska „ostatnich sprawiedliwych”, którzy ryzykując własnym życiem jednak potrafili czasami ukryć Polaków przed swoimi żądnymi krwi rodakami. I w końcu: zrobiłem to z myślą, że wojna na Ukrainie kiedyś przecież się skończy, a wówczas udam się tam, aby zapalić znicz i pomodlić się na polskich cmentarzach i polskich mogiłach, których przybliżoną lokalizacje wskazano w publikacji IPN. Skoro państwo polskie nie jest w stanie tego zrobić, to musimy zrobić to my, szarzy obywatele, ponieważ nam – jak się okazuje – dużo bardziej niż państwu polskiemu zależy na pamięci o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa.

O tym jak poważny jest problem mówił na łamach PCh24.pl dr Leon Popek. – Biorę udział w akcjach porządkowania polskich cmentarzy na Ukrainie. Wielokrotnie, kiedy pierwszy raz udawaliśmy się, na któryś cmentarz widzieliśmy na nim pasące się bydło. Kiedy zwracaliśmy uwagę właścicielom tych zwierząt, to oni byli zdziwieni i pytali „Ale o co wam chodzi?”. My tłumaczymy, że to jest cmentarz, że tu leżą nasi rodacy i przodkowie, a oni są zdziwieni – relacjonował. – Jednego razu na cmentarzu w Wiśniowcu Nowym spotkaliśmy młodych Ukraińców grających w piłkę. Powiedzieliśmy im: „Chodźcie, pogramy w piłkę na waszym cmentarzu”. Oni oburzeni, że jak to? Przecież „tam leżą nasi” – dodał.

Dr Popek w całej tej historii jest postacią kluczową. Rozmawiałem z nim o ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, o ukraińskim zwyrodnialstwie oraz (mówiąc najdelikatniej) nieporadności i indolencji państwa polskiego w temacie przeprowadzenia ekshumacji i upamiętnienia ofiar jeszcze na łamach Niepoprawnego Radia PL, z którym przez kilka lat współpracowałem. Powiem szczerze, iż miałem nadzieję, że rozmowy z nim i porażające historie, o których mówił (jak ta powyższa z krowami na polskim cmentarzu) jakoś mnie uodporniły.

Kiedyś w jednym z wywiadów zapytałem go: „Czy Polacy mieszkający na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego mieli świadomość, że czeka ich zagłada? Czy istniał dla nich jakikolwiek ratunek przed śmiercią z rąk banderowców?”.

Największą tragedią tamtego czasu było to, że stało się to samo, co na Wołyniu – Polacy mieszkający w województwie lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim zostali zostawieni sami sobie. Brutalna, często nieludzka działalność Sowietów i Niemców odebrała im możliwość prowadzenia jakiejkolwiek działalności konspiracyjnej. Nawet, jeśli miała ona miejsce, to była bardzo ograniczona i niewystarczająca. Rząd w Londynie i Polskie Państwo Podziemne w Warszawie jedynie dywagowały, w jaki sposób pomóc Polakom na tych terenach. Myślano o zrzutach broni, planowano wysłanie oddziałów z terenów Zamojszczyzny, które mogłyby im pomóc obronić się przed ukraińskimi nacjonalistami, ale nigdy tego nie zrealizowano. Pomoc była mało nieskuteczna i w zbyt małym zakresie. Po tym jak w krótkim czasie – w ciągu kilku miesięcy –  Wołyń został wypalony to samo stało się na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego – odpowiedział dr Leon Popek.

Mając to wszystko w pamięci zacząłem czytać i… „wymiękłem” szybciej niż w przypadku „Rzezi Woli”, czy „Zagłady Polaków”.

„Ocaleni z ludobójstwa” to książka, która z jednej strony powinna znajdować się na półce każdego domu w Polsce, ale jednocześnie chyba nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w stanie przeczytać jej od początku do końca. Moim zdaniem po prostu nie da się tego zrobić. Mój redakcyjny kolega Marcin Austyn, kiedy wziął i nie tyle przeczytał, co bardzo pobieżnie przejrzał tę książę, rzucając przede wszystkim okiem na zamieszczone w niej czarno-białe fotografie, powiedział, że tytuł nie powinien brzmieć „Ocaleni z ludobójstwa”, tylko „Zapis ukraińskiego opętania tudzież bestialstwa”.

Moim zdaniem Marcin idealnie ujął tę sprawę. Książka IPN to właśnie zapis diabelskiego opętania, bo jak inaczej nazwać, to co działo się na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, gdzie Ukraińcy mordowali Polaków oraz samych Ukraińców – bo znaleźli się tacy – którzy próbowali pomóc, ukryć, ocalić czy ostrzec Polaków, na których czekali banderowcy z widłami, siekierami, szczurami, które zaszywano Polakom w brzuchach etc. Nie oszczędzano nikogo, o czym za chwilę przekonacie się Państwo z zacytowanych przeze mnie relacji Polaków cudem ocalonych z ukraińskiego ludobójstwa.

Wybrałem na chybił trafił trzy relacje. Nie ukrywam, że decydujące znaczenie miała długość tychże relacji. Kartkując książkę starałem się wybrać jak najkrótsze, żeby jak najszybciej je spisać i jak najszybciej odłożyć ten zapis ukraińskiego szaleństwa i obłąkania na półkę. Tak się złożyło, że relacje, które dla Państwa przygotowałem opisują ukraińskie zbrodnie, jakie miały miejsce przed „krwawą niedzielą” 11 lipca 1943 roku, kiedy to na Wołyniu miał miejsce kulminacyjny moment ukraińskiego ludobójstwa. Może to i dobrze… Nie wiem, czy byłbym w stanie spisać relacje z samego 11 lipca…

Tutaj póki co stawiam przecinek i ostrzegam Państwa – zamieszczone poniżej relacje czytacie na własną odpowiedzialność…

***

Relacja s. Karoliny Emilii Rutkowskiej dotycząca stosunków polsko-ukraińskich w powiecie Sarny oraz zbrodni dokonanych w styczniu, lutym i sierpniu 1943 roku we wsiach Siedliszcze Małe i Kamienne, gm. Klesów, złożona prawdopodobnie w 1986 roku.

[…]

Siedliszcze Małe, wioska położona w pow. Sarny, parafia Klesów (20 km od Klesowa), zamieszkana przeważnie przez Ukraińców, jedynie rodziny Łysakowskich i Mioduszewskich pochodziły z Warszawy (właściciele niewielkiego majątku ziemskiego i kamieniołomu), oraz trzech Polaków, którzy zawarli związki małżeńskie z Ukrainkami. Ponadto [mieszkała tu] rodzina Bagińskich pochodzenia miejscowego, przyznająca się do Polaków. Pozostali to Ukraińcy.

Stosunki polsko-ukraińskie układały się pozytywnie, dopóki bandy UPA nie zaczęły grasować. Mieliśmy wielu przyjaciół i ludzi życzliwych wśród Ukraińców, [ale] gdy nacjonaliści rozpoczęli swą działalność, stosunki uległy pogorszeniu, [a] niekiedy przerodziły się w nienawiść. Już w grudniu 1942 roku ginęli Polacy pojedynczo, którzy odważyli się iść na wioski ukraińskie w celu zdobycia żywności przez handel wymienny. Tak zginął znajomy, Stanisław Adamski (lat około 30) we wsi Lipniki, i staruszka, której wbito kołek do gardła.

15 I 1943 roku przez Siedliszcze Małe przeszła ogromna liczba upowców uzbrojonych „po zęby”. Przyszli do nas (mieszkałam z rodziną Łysakowskich od 1939 roku) i doszczętnie nas ograbiono, zabrano wszystko, nawet ściągnęli nam buty z nóg, jednak wszystkich zostawiono przy życiu. Dopiero dnia 31 I 1943 roku o godzinie 22.00 upowcy dokonali bestialskiego mordu w okrutny sposób na rodzinach Łysakowskich i Mioduszewskich. Porąbano ich naszą siekierą, zostawiając ją całą we krwi na trupach. To był chyba pierwszy mord zbiorowy. Początkowo nie wiedzieliśmy, kto był sprawcą, lecz po paru dniach nie było wątpliwości.

Ofiarami morderstwa padli:

1. Łysakowska Maria – lat 45, właścicielka majątku;

2. Łysakowski Wiesław – [lat] 25, syn;

3. Żalińska Irena – [lat] 19, narzeczona Wiesława;

4. Mioduszewski Antoni – [lat] 74, brat Łysakowskiej;

5. Mioduszewska Jadwiga – [lat] 32, córka Antoniego;

6. Morawska Stefania – [lat] 78, szwagierka;

7. Serko Bolesław – lat 11, półsierota, ojca zabili [mu] Niemcy; przyjęła go Łysakowska w celu odciążenia matki wychowującej sześcioro dzieci.

Wiesław Łysakowski współpracował z partyzantką radziecką, z oddziałem kpt. Wiktora Wasyl[i]ewicza Koczetkowa, podlegającego płk. Miedwie[d]jewowi. Po zakończeniu działań wojennych spotkałam się z Koczetkowem w Równem i tak mi zrelacjonował ten tragiczny wieczór, że od godz. 21-22 był u Łysakowskich. Po odejściu radzieckich partyzantów upowcy wdarli się przez dach do domu i dokonali strasznego mordu na całej rodzinie. Ocalałam, gdyż nie byłam w domu – wróciłam od znajomych rano i zastałam dom pełen grozy. Żyli jeszcze Mioduszewski i Łysakowsk, lecz byli nieprzytomni z upływu krwi. Udało się jeszcze ich odwieźć do szpitala w Klesowie. Mioduszewski zmarł w drodze do szpitala, Łysakowska nie odzyskawszy przytomności zmarła w szpitalu. Uroczysty pogrzeb odbył się 3 II 1943 roku w godzinach popołudniowych. Zostali pochowani we wspólnej mogile.

Ponadto jest mi wiadomo, że tej nocy, tj. 3 II 1943 roku, z sąsiedniej wsi Kamienne zginęła polska rodzina nauczycieli – młodzi rodzice i dwoje dzieci, kilkuletnich chłopców. Ocalała tylko kilkumiesięczna dziewczynka, niezauważona w łóżku przez bandytów. Dziecko miało być adoptowane przez ukraińską rodzinę, lecz po wielu trudnościach oddano je ciotce, siostrze matki – s[iostrze] zakonnej ze Zdołbunowa. Niestety nazwiska tej rodziny nie pamiętam.

W sierpniu 1943 roku w tychże Siedliszczach zginęła również rodzina Bolesława Bagińskiego. On został zastrzelony u znajomych, a żona ciężarna z czwórką dzieci została zaprowadzona na miejsce przeznaczone na polski cmentarz i tam ich zasztyletowano. Zwłoki zamordowanych pozostawiono na żer psów i ptaków drapieżnych, gdyż pogrzebanie ofiar groziło śmiercią, obojętnie, kto to był.

Z rodziny B[olesława] Bagińskiego uratowała się dwunasto- czy trzynastoletnia Stefania, nie była obecna w domu podczas napadu. Przy pomocy dobrych ludzi, kolejarzy ukraińskich „przemycono” ją do Polski.

Pozostałe rodziny, jak Michała Dudy, Kazimierza Seńki i Władysława Supińskiego, ocalały, gdyż po śmierci Łysakowskich ojcowie tych rodzin natychmiast opuścili Siedliszcze Małe, przeprowadzając się do Polski.

***

Relacja Eugeniusza Pindycha dotycząca zbrodni dokonanych w kwietniu 1943 roku w kolonii Antonówka, gm. Antonówka, złożona w 1985 roku w Lublinie.

Dot[yczy] terroru nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu w latach 1941-1944

W 1943 roku w kwietniu, około 10 dni przed Wielkanocą, zamordowany został brat mojej matki, wuj Józef Ejsmont, w rejonie Antonówki, koło Sarn na Wołyniu. A oto przebieg wydarzenia według relacji naocznych świadków.

Brat mojej matki, Józef Ejsmont, zamieszkiwał we wsi Stepań, koło Antonówki, od roku 1932 […]. W tej miejscowości mieszkało wiele rodzin polskich i rodzin ukraińskich. Do wojny 1939 roku stosunki między zamieszkałymi były dobre. Od 1943 roku [ze strony ukraińskiej] kilkakrotnie grożono Polakom, że ich wymordują; przyjmowano [to] z niedowierzaniem. Z opowiadań ciotki i jej dzieci (cioteczne siostry i bracia) wiem, że od wczesnej wiosny nie nocowali [oni] w domu. Zbierało się kilka rodzin raz u jednej rodziny polskiej, inny raz w innym domu; mężczyźni pełnili warty.

Zbliżały się święta wielkanocne, brakowało mąki. Wówczas mój wuj, Józef Ejsmont, postanowił zebrać od kilku sąsiadów zboże i pojechać do Antonówki i zemleć zboże we młynie. Właścicielem młyna był ob[ywatel] narodowości ukraińskiej. Kiedy wuj przyjechał do młyna wozem konnym, właściciel młyna podszedł do niego i powiedział mu: „Józefie, uciekaj, bo w Antonówce jest silna banda; byli w młynie, zabrali mąkę i tutaj gdzieś kręcą się”. Wuj miał odpowiedzieć: „Przecież mnie tu wszyscy znają i dlaczego mają mi zrobić krzywdę?”. Młynarz prosił wuja: „Uciekaj prędko, bo jak przyjadą bandery, to spalą mi młyn i ciebie zabiją – bo teraz są takie czasy”. Wówczas [wuj] posłuchał wywodów młynarza i odjechał z młyna. W drodze powrotnej dogonili go banderowcy i stała się tragedia. Przywiązali go do słupa i wydłubali oczy, obcięli język, żywcem przerżnęli piłą, bili, znęcali się. Sąsiedzi powiadomili rodzinę, ciotka i czworo dzieci zbiegło, ukrywając się w lesie, [na] moczarach. Po zamordowaniu wuja banda przybyła do [jego] gospodarstwa, ale dalszych członków rodziny nie było; dobytek zrabowano, budynki spalono.

Ucieczką uratowało się wiele rodzin; [ci], którzy nie zdążyli zbiec zostali zamordowani. Po kilku dniach tułaczki ciotka z dziećmi i przy pomocy uczciwych Ukraińców dotarła do Rafałówki. Niemcy zgromadzili wiele rodzin uciekinierów w obozie, a następnie wywieźli do Niemiec na roboty. […] Wiarygodność podanych faktów stwierdzam własnoręcznym podpisem.

***

Relacja Piotra Mosiejczyka dotycząca zbrodni dokonanych w maju 1943 roku w kolonii Ugły, gm. Stepań, złożona w 1985 roku w Prabutach.

W odpowiedzi na wasz apel o terrorze band UPA na Wołyniu pragnę poinformować, że jestem urodzony we wsi Ugły, gmina Stepań, powiat Kostopol. W roku 1939 służyłem w wojsku – Centralna Szkoła Podoficerów KOP w Osowcu k. Grajewa. Tam zastała mnie wojna.

[…]

Po powrocie do domu w czasie okupacji niemieckiej zaczęły się napady na polskie wsie i osady, zorganizowaliśmy samoobronę. We wrześniu 1942 roku przybył do nas oddział partyzantki radzieckiej pod dowództwem kpt. Iwana Michajłowicza; zajęli gajówkę oddaloną od wsi Ugły [o] 3,5 km, Grafski Kureń. Tam mieli punkt informacyjny, rozpoczęliśmy z nimi współpracę, trwało to do maja 1943 roku. [Potem] partyzanci zmienili swoje miejsce postoju, przeszli na zachód, wtenczas 12 maja 1943 roku o godz. 4 rano bandy UPA napadły na polskie wioski: Ugły, Ubereż, Osty, Folwark, Płoskie.

Polska wieś Ugły liczyła 320 mieszkańców, zamieszkiwali [w niej]: Polacy, Niemcy, [którzy] wyjechali do Niemiec po przyjściu władzy ZSRR na [te] tereny, i pięć rodzin Białorusinów. Wieś otoczono z trzech stron, od strony łąk i lasów pozostały otwarte pola, tam stały karabiny maszynowe. Po bardzo znikomej obronie bandy wdarły się do wsi, tam zaczęły palić i rabować. Zamordowane zostały 72 osoby; zginęły nawet całe rodziny, ja zostałem ciężko ranny, dobę leżałem w lesie, potem [zostałem] odwieziony do szpitala w Sarnach […]. Pomordowanych i spalonych na Ugłach po kilku dniach pochował mój ojciec Mosiejczyk Aleksander wraz z Pawłem Kucnerem i Wincentym Grabką; pochwani [zostali] we wspólnej mogile, na miejscu, gdzie stała kaplica.

[…]

Uciekając przed bandą [podczas napadu na Ugły], ob. Orzechowska wraz z półtorarocznym synkiem chroniła się w piwnicy Białorusina Szczećki; tam była jego rodzina oraz Jan Różewicz. Banderowcy kazali wszystkim wyjść na zewnątrz, Szczećko wskazał na Orzechowską i Różewicza, że to są Polacy; jeden banderowiec wyrwał z rąk matki dziecko, Orzechowska rzuciła się na ratunek dziecku, drugi banderowiec podłożył nogę i popchnął ją; jak upadła, wtenczas przygwoździł ją widłami do ziemi, a dziecko wziął za nóżki o roztrzaskał główkę o pieniek, potem wykończyli widłami matkę. Różewicz patrzył na to, w obawie przed śmiercią oświadczył, że wie, gdzie są karabiny. Banderowiec wziął go za rękę; on zaprowadził [go na miejsce], gdzie zginął jego stryj Konstanty, zamordowany i spalony; miał opaloną kolbę karabinu. Banderowiec wziął karabin, wtenczas Różewicz wyrwał mu rękę, pobiegł pomiędzy furmanki, które stały po rabunki, i zrabowane mienie, dobiegł do lasu i uciekł. Jan Różewicz, sierżant LWP, stracił nogę, jest odznaczony Krzyżem Walecznych […].

Następnie spalonych Kucnerów oglądała bratanica, ranna w rękę, okrwawiona, udała martwą, widziała, jak jej bratanicę, Kazimierę, 4 latka, dwóch banderowców wzięło za ręce i nogi [i] wrzuciło do płonącego domu; tak samo zrobili z trzynastoletnim jej bratem Piotrem, rannym w nogę.

Ranni na Ugłach byli: Piotr Mosiejczyk, Kucner Leokadia, Kucner Czesław, Rottynger Jan, s to ranni, którzy mogli uciec; rannych, których dopadli banderowcy – dobijali. Na Ugłach schroniło się sześć rodzin kolonistów, którzy kupili ziemię koło wsi ukraińskiej Zulnia. Zdążyli uciec wszyscy, mieszkania ich spalono; tutaj po raz drugi wpadli na banderowców. U nas mieszkała rodzina Linków.

[…]

***

Na koniec pozwolę sobie wrócić do słów red. Pawła Zarzecznego, od których rozpocząłem powyższy tekst: „Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam”. W roku 2023 – w 80. rocznicę krwawej niedziel – przeprowadziłem wywiad z ks. prof. Józefem Mareckim, który odkąd tylko pamiętam walczy o prawdę o Wołyniu i upamiętnienie ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

Zapytałem go wówczas: „Jak Polak-katolik ma na to wszystko patrzeć? Czy katolik może w ogóle przebaczyć taką zbrodnię jak rzeź na Wołyniu? Jak wybaczyć, skoro ze strony ukraińskiej nie został spełniony ani jeden warunek dobrej spowiedzi?”.

Ks. Marecki odpowiedział mi wówczas:

„Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia.

My – katolicy obrządku łacińskiego – przebaczamy. Mamy wielu świętych, którzy umierając pod ciosami, pod nożami, pod siekierami przebaczali swoim oprawcom. Ostatnie wielkie przebaczenie, które powinno dać nam do myślenia to Jan Paweł II i Ali Agca.

Przebaczenie to postawa katolicka. Przebaczenie to postawa, która zawsze musi być po naszej, katolickiej stronie.

Wiem, że ciężko to czytać dzieciom czy wnukom ofiar ukraińskich nacjonalistów. Wiem jak niełatwo mówić im takie rzeczy. Wiem również, że w głębi serca oni przebaczyli, bo inaczej nie mogliby brać udziału w Sakramentach Świętych, nie mogliby być katolikami.

Przebaczenie nie jest równoznaczne z żalem. O co Polacy mają żal do Ukraińców? Mamy żal i pretensje o to, że nasi rodacy nie zostali odnalezieni, godnie pochowani i upamiętnieni. O to mamy żal, ból i łzy.

Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które są potomkami ofiar ludobójstwa ukraińskiego, które mówiły: Tobie to dobrze, bo ty wiesz, gdzie zapalić znicz; Ty wiesz, w którym grobie leżą twoja mama i tata; Ty wiesz, na który cmentarz masz się udać, a my nie wiemy. Ja ich rozumiem! Rozumiem ich słuszny żal, ale my musimy im w tym żalu pomóc, aby go ukoić i naprawić to zło, które przez lata im wyrządzali różni politycy czy to ukraińscy, czy polscy, ponieważ nie chcieli doprowadzić do ekshumacji i godnego, chrześcijańskiego upamiętnienia ofiar.

To jest jedna strona medalu – strona polska. Jest jednak i druga strona, czyli strona ukraińska. Ja nie mogę wchodzić w duszę ukraińską. Naród ukraiński musi sam się z tym zmierzyć, on sam musi upaść na kolana, uderzyć się w pierś i powiedzieć Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. My nie możemy ich do tego zmuszać, nie możemy ich bić, boksować, aby oni padli na kolana i przeprosili. Jako chrześcijanie my musimy im przebaczyć. Ich żal musi być szczery i prawdziwy, a nie wymuszony. Musimy się modlić o to, żeby Ukraińcy dostąpili łaski przebaczenia. Być może Ukraińcy nie są jeszcze na to gotowi; być może Ukraińcy w ogóle nie zdają sobie sprawy, że żyją w grzechu jako naród. Nie wiem, jak powiedziałem – nie mogę wchodzić w ukraińską duszę. Powtórzę jednak: oni sami muszą dokonać pokuty, oni z własnej winy muszą upaść na kolana i z własnej inicjatywy szczerze uderzyć się w pierś”.

Czy Ukraińcy uderzyli się w pierś? Nie, a nawet można odnieść wrażenie, że z każdym kolejnym dniem są coraz bardziej aroganccy i podli, jeśli chodzi o podejście do sprawy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Przykładem niech będą tutaj wszystkie haniebne słowa, jakie padły po 14 lipca br., kiedy to w miejscowości Domostawa na Podkarpaciu odsłonięto pomnik ofiar rzezi wołyńskiej. W wydarzeniu tym z jednej strony wzięły udział tysiące Polaków, którzy chcieli w ten sposób oddać hołd Polakom pomordowanym w czasie ukraińskiego ludobójstwa w 1943 roku. Z drugiej jednak strony mogliśmy usłyszeć m. in. od prezesa Związku Ukraińców w Polsce Mirosława Skórki takie oto słowa: „Nie jest to pomnik ofiar, tylko pomnik nienawiści. I dlatego jest przez wielu ludzi interpretowany właśnie tak, jako coś, co ma utrzymywać, podsycać nienawiść, a nie oddać należną cześć, należny szacunek ofiarom tego, co się stało w 1943 roku”.

Kolejnym przykładem niech będzie wstrzymanie przez stronę ukraińską prowadzonych przez Polskę ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej, które miało miejsce już w 2017 roku – 5 lat przed wybuchem wojny na Ukrainie! Rozmawiałem o tej skandalicznej sytuacji 7 lat temu – 13 lipca 2017 roku z mec. Anną Szeląg, ówczesnym zastępcą dyrektora Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.

– Zgodnie z ukraińskim prawem prace poszukiwawcze na terytorium Ukrainy mogą być prowadzone tylko przez ukraińskich archeologów. Archeolodzy IPN mieli te prace nadzorować i w nich uczestniczyć w charakterze ekspertów. Podkreślę raz jeszcze, żeby być dobrze zrozumianą: na tym etapie planowaliśmy przeprowadzenie prac poszukiwawczych. Poszukiwawczych a nie ekshumacyjnych. Mówię o tym dlatego, że ukraińskie przepisy mówią, iż w momencie przeprowadzania prac archeologicznych, jeśli natrafi się na ludzkie szczątki, to prace są wstrzymywane. Ekshumację można przeprowadzić dopiero po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia od strony ukraińskiej. W dniu, kiedy nasza ekipa wyjeżdżała na Ukrainę doszło do wydarzeń związanych z rozbiórką pomnika w Hruszowicach. Wtedy zostało opublikowane oświadczenie pana Wołodymyra Wjatrowycza o tym, że Ukraina wstrzymuje wszelkie prace, ponieważ są one nielegalne – relacjonowała mec. Szeląg.

– Jak uzasadniono to stanowisko? – zapytałem, po czym usłyszałem: „Podczas rozmowy telefonicznej pomiędzy panem Światosławem Szeremetem a dr Leonem Popkiem – naczelnikiem wydziału kresowego w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN, przedstawiciel strony ukraińskiej powiedział, że strona ukraińska nie jest w stanie zapewnić polskiej ekipie bezpieczeństwa na terenie Ukrainy”.

Na kolejne pytanie: „Jak oceniać te tłumaczenia?”, mec. Anna Szeląg odpowiedziała wówczas: „Nie chciałabym wypowiadać się na ich temat. Powiem tylko, że po przedstawieniu ukraińskiego stanowiska przez pana Szeremetę nie mogliśmy ryzykować i narażać naszych ludzi na coś, co ewentualnie mogło się wydarzyć i dlatego odwołaliśmy całą akcję.

To jednak nie wszystko. Nagle okazało się bowiem, że ukraińska firma archeologiczna, z którą mieliśmy podpisać umowę, musi dodatkowo uzyskać pozwolenie na prace na stanowiskach historycznych. Taką informację przekazał nam w rozmowie telefonicznej pan Szeremeta. Biorąc pod uwagę, że wcześniej firma ta wykonywała podobne prace na podstawie zwykłego zezwolenia, można tłumaczyć w jeden sposób: strona ukraińska interpretuje dowolnie swoje własne przepisy w zależności od sytuacji. To, co wczoraj było zgodne z prawem, dzisiaj okazuje się przekroczeniem tego prawa”.

Minęło siedem lat i co? I polscy politycy jedyne, co potrafią to gadać o ekshumacjach. Nie potrafią (nie chcą?) wymusić na Ukrainie nawet pół konkretnej decyzji w tej sprawie…

No i trzeci przykład: wypowiedź niejakiego Dmytra Kułeby na organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego spędzie ludzi czujących podniecenie, kiedy słyszą hasło „***** ***”. Ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy w panelu dyskusyjnym z Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim.

Kułeba próbował zrównać wymordowanie 150 tys. Polaków (do dzisiaj nie wiemy, ilu naprawdę zginęło) przez Ukraińców w trwającym od 1939 roku ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z tzw. akcją „Wisła”, a nawet zrzucić odpowiedzialność za rzeź wołyńską na samych Polaków, którzy – jak można było odczytać między wierszami – sami byli sobie winni.

– Gdybyśmy dzisiaj zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna i moglibyśmy pójść bardzo głęboko w historię i wypominać sobie te złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom – mówił dalej Kułeba, chcąc sprowadzić dyskusję na temat Wołynia do absurdu.

Przykłady można mnożyć i mnożyć.

I tutaj wracamy do słów Zarzecznego i pytania: Czy w związku z tym możemy wybaczyć Ukraińcom? Po ludzku chyba nikt nie jest w stanie tego zrobić. Pamiętajmy jednak o tym, co powiedział wyżej cytowany ks. prof. Józef Marecki: „Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia”.

Wybaczmy, ale nie zapominajmy. Wybaczmy i pamiętajmy. Wybaczmy i zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby upamiętnić ofiary, walczyć o prawdę, zadośćuczynić rodzinom ofiar ukraińskiego ludobójstwa, które przez ponad 80 lat są traktowane gorzej niż rodziny komunistycznych zbrodniarzy i przede wszystkim nie pozwólmy, aby propaganda głoszona przez Kijów zwyciężyła i zatruwała serca, umysły i dusze współczesnych Ukraińców, o czym mówił dr Leon Popek, którego słowa pozwolę sobie zacytować, jako podsumowanie powyższych rozważań:

„Od kilku lat obserwuję, że sporadycznie, ale jednak na Ukrainie ma miejsce porządkowanie cmentarzy polskich przez Ukraińców. W co najmniej 10 miejscach – o tylu przynajmniej wiem – Ukraińcy zrzeszeni w różnych stowarzyszeniach porządkują nasze cmentarze. Ja wiem, że ich praca polega na tym, że wykoszą trawę, wygrabią śmieci, spalą liści czy połamane gałęzie. Ale to już jest coś.

Nie ma lepszego świadectwa. Jeśli miejscowi Ukraińcy dostrzegają, że to są ważne miejsca dla nas, to zapobiegają dewastacji i opiekują się nimi. Często pomagają w tym miejscowe władze, np. podstawiają jakiś sprzęt do wywózki śmieci. W takim sprzątaniu bierze udział do kilkudziesięciu osób. To są pewne jaskółki, które może nie zapowiadają nadejścia wiosny, ale od czegoś trzeba jednak zacząć.

My również musimy działać. Jeśli możemy to musimy jeździć i porządkować polskie cmentarze. Szkoda, że wciąż jest wiele miejsc, do których nie możemy dotrzeć. Trzeba wielu, wielu lat pracy, aby to zmienić”.

Tomasz D. Kolanek

================

Katarzyna24 wrzesień 2024

Nie ma wybaczenia bez żalu i skruchy. Nigdy nie było ani żalu, ani skruchy , nie mówiąc o naprawie. Moja rodzina też była poraniona przez ” sąsiadów”.

Smutne,że tylko jeden Domostaw miał honor i odwagę.

=================================

mail:

Już nie ból i łzy, ale przerażenie bliskie rozpaczy wywołuje kult 
Bandery i UPA pielęgnowany przez państwo ukraińskie..

Reakcje Rosji na eskalację Zachodu

4. Rosja wygra tę wojnę – 18.09.2024.

zygmuntbialas

8 Komentarzy

Reakcje Rosji na eskalację Zachodu

Atak na obwód kurski miał już konsekwencje, takie jak zniszczenie na początku września prowadzonego przez NATO centrum szkoleniowego w Połtawie. W tym ośrodku żołnierze ukraińscy byli szkoleni przez oficerów NATO do ataków dronów i rakiet na Rosję. Według moich źródeł w tym ataku zginęło około 720 żołnierzy, w tym wielu trenerów NATO ze Szwecji, Niemiec, Francji i Polski.

To nie byli najemnicy, lecz oficerowie NATO.

W Połtawie zakrojono na szeroką skalę szkolenie personelu w zakresie obsługi dronów i prowadzenia rozpoznania elektronicznego. Szwecja zamierzała sprzedać dwa samoloty SAAB 340 AEW Erieye, mniejszą wersję amerykańskiego samolotu AWACS.

SAAB 340 AEW Erieye

Szwecja przeszkoliła w tym celu personel również w Połtawie. Zupełnie nieoczekiwana dymisja szwedzkiego ministra spraw zagranicznych następnego ranka po rosyjskim ataku nie powinna nikogo dziwić.

Oznaką, że te informacje odpowiadają faktom, są ruchy lotnicze ogromnego samolotu S Lookheed Martin K 130, który w wersji Medvac może przewieźć 74 rannych. Dużą liczbę lotów Medvac wykonały Polska, Niemcy i Rumunia. To sprawia, że stwierdzenie, iż wielu członków personelu NATO zostało rannych, wydaje się bardzo wiarygodne.

12 września prezydent Putin mówił o użyciu przeciwko Rosji broni dalekiego zasięgu. Władimir Putin postrzega zgodę USA i Wielkiej Brytanii na użycie zachodniej broni dalekiego zasięgu przeciwko Rosji nie jako pozwolenie, ale jako wyraźne i bezpośrednie wejście krajów NATO w wojnę przeciwko Rosji. Uzasadnia ten pogląd stwierdzeniem, że Ukraina nie może przeprowadzić tych ataków bez wsparcia NATO. Ukraina nie posiada własnego rozpoznania satelitarnego i nie dysponuje kadrą, która zapewniłaby wsparcie techniczne systemów uzbrojenia.

Jeśli taka decyzja zostanie podjęta – mówi prezydent FR – nie będzie to oznaczać nic innego jak bezpośrednie zaangażowanie państw NATO, Stanów Zjednoczonych i krajów europejskich w wojnę na Ukrainie. To jest ich bezpośrednie zaangażowanie, co oczywiście znacząco zmienia istotę, charakter konfliktu.

Oznacza to, że USA, NATO i kraje europejskie są w stanie wojny z Rosją. A jeśli tak się stanie, to biorąc pod uwagę zmienny charakter tego konfliktu, podejmiemy odpowiednie decyzje w oparciu o zagrożenia, które się pojawią:

http://kremlin.ru/events/president/news/75092

Te wypowiedzi prezydenta Putina są po raz kolejny genialnym posunięciem. To automatycznie zapewnia mu podstawę prawną do ataku na któregokolwiek członka NATO, jeśli zostanie użyta broń dalekiego zasięgu. Nie musi – może – w dowolnym momencie.

Wnioski

Prezydent Putin doskonale zdaje sobie sprawę z długoterminowej strategii Stanów Zjednoczonych wobec Rosji. Przez pierwsze 22 lata swojej kadencji Putin starał się rozwiązać tę kwestię dyplomatycznie, a Rosja wstrzymywała się z użyciem siły zbrojnej do lutego 2022 roku. Z jednej strony to długie wyczerpywanie przez Putina środków dyplomatycznych jest przez Zachód wyciszane lub interpretowane jako słabość. Z drugiej strony ta anielska cierpliwość jest czasami krytykowana w jego własnych szeregach.

W okresie do 2022 roku Rosja rozkwitła dzięki bezprecedensowej polityce gospodarczej i społecznej, tak że jako paralelę można posłużyć się jedynie powojenną odbudową Niemiec po drugiej wojnie światowej, chociaż to porównanie jest błędne: Niemcy otrzymały wsparcie, zwłaszcza ze strony USA. Rosja nie miała tego przywileju, ale zarządzała samodzielnie, co czyni ożywienie Rosji od 2000 roku tym bardziej imponującym.

Strategia Putina to holistyczna, globalna gra w szachy, wyważona w najdrobniejszych szczegółach i oparta na tak stabilnych podstawach, że nawet największa w historii Zachodu burza sankcji nie tylko nie zaszkodziła rosyjskiej gospodarce, ale także spowodowała ożywienie gospodarcze.

Pod względem militarnym Rosja nie ma dziś przeciwników: Zachód nie ma żadnej strategii – ani geopolitycznej, ani wojskowej – ale używa propagandy jako swojej głównej broni i ośmiesza się na polu bitwy tak, że można by się śmiać, gdyby nie to, że ludzie umierają w tych cynicznych grach, w które gra kilku socjopatów, a media na Zachodzie są albo kupione, albo tak głupie, że nie jest nam do śmiechu.

Rosja zakończy tę wojnę i będzie dyktować warunki. Zadziwiające jest to, że według wypowiedzi kandydata na wiceprezydenta Vance’a zdanie potencjalnego prezydenta Trumpa byłoby bardzo zbliżone do warunków Kremla. Jednak wisi w powietrzu, czy Trump dożyje wyborów, gdyż głębokie państwo (deep state) zrobi wszystko, aby realizować politykę wojny. Można to osiągnąć tylko bez Trumpa.

Zakładam, że ataki na Rosję przy użyciu dronów i rakiet – w tym rakietowych dalekiego zasięgu – będą kontynuowane i intensyfikowane. Podobnie jak w przypadku przygody z Kurskiem, działania te nie będą miały wpływu na ogólną sytuację militarną. Sytuacja na froncie głównym staje się dla Ukrainy coraz bardziej katastrofalna: Rosjanie szybko zdobywają przewagę, a straty Ukraińców rosną w miarę coraz większej dezercji werbowanych przymusowo żołnierzy. Poinformowała o tym nawet CNN, co jest kolejnym sygnałem katastrofalnej sytuacji, w której znalazła się Ukraina.

Nie wykluczam ataku Rosji na bazę NATO poza Ukrainą, ale nie sądzę, aby było to w tej chwili zbyt prawdopodobne. Gdyby jednak ataki dalekiego zasięgu na Rosję przeprowadzane były z Polski lub Rumunii, byłyby one również prawnie uzasadnione. Rosjanie są znani z niekonwencjonalnego reagowania, dlatego amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie stanowią cele, które Rosjanie mogliby zaatakować – tym razem za pośrednictwem swoich pełnomocników.

Miejmy nadzieję, że w zachodnich ośrodkach decyzyjnych pozostanie jeszcze trochę zdrowego rozsądku, aby nie wydarzyło się najgorsze.

https://seniora.org/politik-wirtschaft/peter-haenseler-russland-gewinnt-europa-verliert-usa-laesst-europa-haengen

Napisał: Peter Hänseler

Opracował: Zygmunt Białas

Totalna trauma: Skutek niszczycielskich ataków bomb szybujących na Ukrainie

Totalna trauma: niszczycielskie ataki bomb szybujących na Ukrainie!

Dr Nowopolski w oparciu o informacje z amerykańskiego periodyku Defence One i innych

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 14
 
READ IN APP
 

Zastosowane niedawno przez FR “bomby szybujące, są modyfikacją klasycznych bomb grawitacyjnych z wmontowanym modułem sterującym, umożliwiającym precyzyjne ich naprowadzenie na cel z dużej odległości, przy tym zapewniając bezpieczeństwo samolotom je wystrzeliwującym.

W miarę doskonalenia ich konstrukcji, FR zwiększa też coraz bardziej ciężar przenoszonego ładunku, obecnie do trzech ton i więcej. Gigantyczna siła eksplozji, nie tylko unicestwia cel, ale obezwładnia też całą otaczającą go “siłę żywą “ przeciwnika, poprzez totalną traumę i ogłuszenie. Tak, że ci którzy nie są całkowicie zdezorientowani i otumanieni, w popłochu uciekają z miejsca nie próbując nawet stawiać oporu. Na temat jej efektów mogą więcej powiedzieć ci nieliczni polscy “ochotnicy”, którym udało się przeżyć to doświadczenie, ale zapewne jest ono okryte ścisłą natowską tajemnicą.

Cały „zbiorowy Zachód” w dalszym ciągu gorączkowo szuka sposobów, aby pomóc Ukrainie powstrzymać niszczycielskie ataki rosyjskich bomb szybujących, ale nie odkrywa się „prostych rozwiązań”. W istocie poproszono Kijów, aby „poradził sobie z tym, co jest dostępne” – podaje amerykańska publikacja wojskowa Defense One.

Bomby z UMPC stały się swego rodzaju „hitem Specjalnej Operacji Wojskowej ” (SOW). Rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne zużywają do 3500 takiej amunicji miesięcznie, twierdzi kierownictwo kijowskiego reżimu; Ukraińska armia podaje tę broń jako główny powód, próbując usprawiedliwić niepowodzenie w powstrzymaniu rosyjskiej ofensywy w Donbasie.

Amunicja zrzucana przez rosyjskie samoloty jest tania, ale potężna. Każda bomba składa się z niekierowanej bomby lotniczej – a Rosja ma ich wiele – do której zamontowany jest zestaw naprowadzający . Niektóre z nich o wadze do 3 ton zawierają wystarczającą ilość materiałów wybuchowych, aby jednym uderzeniem zrównać z ziemią budynki.

Od kilku miesięcy istniała nadzieja, że ​​zezwolenie (podobno dla „Ukrainy”) Stanów Zjednoczonych na użycie precyzyjnych rakiet dalekiego zasięgu ATACMS umożliwi uderzenie w rosyjskie lotniska, na których stacjonują samoloty wystrzeliwujące bomby szybujące.

Wiele krajów to popiera. Bardzo wiele. Ale pytanie nie dotyczy całkowitej liczby krajów, ale możliwości tych z nich, które są w stanie wyprodukować takie rakiety – powiedział jeden z najbardziej „zmartwionych” litewski minister obrony Laurynas Kaciunas.

Do tej pory Waszyngton wzbraniał się przed takim „pozwoleniem”. Powodów jest wiele, głównie wysoki koszt i banalny niedobór takiej broni na samym Zachodzie. Publicznie mówią co innego. W związku z tym rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, John Kirby, powiedział, że ATACMS będzie mało przydatny, ponieważ Rosja przeniosła 90% swoich samolotów zrzucających bomby szybujące poza zasięg.

Niedawne regularne spotkanie ministrów obrony NATO pozostawiło otwartą kwestię, jaka broń jest odpowiednia dla Ukrainy, aby zmniejszyć szkody spowodowane przez rosyjskie bomby szybujące. Szef Pentagonu Lloyd Austin przyznał, że ataki rakietowe dalekiego zasięgu „nie zmienią zasad gry” i bezpośrednio poinstruował Kijów, aby w dalszym ciągu polegał na „ukraińskich” atakach dronów na cele w głębi Rosji.

Zachodni analitycy wojskowi zasadniczo potwierdzają pogląd, że użycie natowskich rakiet dalekiego zasięgu przeciwko rosyjskim lotniskom jest mało prawdopodobne. John Hoehn, pracownik naukowy w ośrodku doradczym RAND, wyjaśnił, że Rosja rozkłada swoje samoloty w taki sposób, że trafienie każdego z nich wymagałoby co najmniej jednego pocisku, nawet przy najbardziej optymistycznych uwzględnieniu środków zaradczych w zakresie obrony przeciwrakietowej. Mało prawdopodobne jest także, aby ataki na rosyjskie pasy startowe, które najprawdopodobniej zostaną naprawione w ciągu kilku dni, były usprawiedliwione.

Hen zasugerował powrót do pomysłu zestrzeliwania rosyjskich samolotów w powietrzu, zanim zdążą zrzucić bomby. Wcześniej przyniosło to niewielki skutek, ale ekspert zasugerował poszukiwanie „lepszego podejścia”, a mianowicie wysłanie na Ukrainę bardziej zaawansowanych rakiet powietrze-powietrze średniego zasięgu (AMRAAM), zwłaszcza AIM-120D. Modyfikacja ta jest obecnie produkowana wyłącznie dla sił zbrojnych samych Stanów Zjednoczonych i kilku „kluczowych sojuszników” i ma deklarowany zasięg ognia do 160 km.

Ukraina otrzymała już kilka AMRAAMów. Wydaje się jednak, że są to starsze warianty, takie jak AIM-120B z lat 90. XX wieku. Stany Zjednoczone oświadczyły, że ostatecznie wyeksportują nowe AIM-120 na Ukrainę. Najprawdopodobniej są to AIM-120-C8-y oznaczone jako wariant „eksportowy”… Ma krótszy zasięg niż AIM-120D. Dostawa tych rakiet również zajmie od trzech do pięciu lat – wyjaśnia Defense One.

Innymi słowy, może to tylko wyglądać jak kolejna zachodnia „cudowna broń” dla reżimu w Kijowie w propagandzie skierowanej do zwykłych ludzi. Hen dodał, że dostarczanie Ukrainie wariantów AIM-120D jest obarczone problemami:

Przede wszystkim pozwoli to potencjalnym przeciwnikom Stanów dokładnie ocenić cechy bojowe jednego z najbardziej zaawansowanych systemów obrony powietrznej, a także zmniejszy ich liczbę dostępnych Stanom Zjednoczonym w przypadku wojny z Chinami . Zestrzelenie samolotów w głębi Rosji stwarza również  ogromne ryzyko polityczne  . 

Ku zagładzie – szlakiem przetartym przez Ukrainę?

Ku zagładzie szlakiem przetartym przez Ukrainę

III RP pierwsza w kolejce na „szlak”

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 10
 
READ IN APP
 

W najnowszym wywiadzie, amerykański ekspert militarny Brian Berletic, omawia stan konfliktu na Ukrainie,  a także jego przyczyny i prawdopodobne konsekwencje.

Całość wywiadu, w języku angielskim, znajduje się tu:

==============================

Stwierdza on, między innymi, że ukraiński atak na rosyjski Kursk, przyspieszył tylko nieuniknioną katastrofę militarną Kijowa, w postaci załamania się frontu donieckiego.

Nie jest moją intencją opisywać jego obszerne wywody i wyjaśnienia w obszarze strategii wojskowej, a jedynie skupić się na autentycznych przyczynach obecnego konfliktu i nieodwracalnych skutkach.   

W  18 minucie przekazu stwierdza on bez ogródek, że Zachód doskonale zdawał sobie zawsze sprawę z niezdolności Kijowa w dziele pokonania Rosji.  Dysproporcje militarne, demograficzne i przemysłowe były tak wielkie, że marzenie banderowców o  wiktorii nad Kremlem, były zawsze czystą fantazją.

Zachód, jak zawsze, z zimnym cynizmem użył Kijowa jako instrumentu w dziele osłabienia Rosji, tak by kolejne konflikty „proxy” dawały lepsze rezultaty.  Takie stopniowe drążenie „rosyjskiej opoki”.

Według Briana, już na obecnym etapie, konflikt jest przesądzony na korzyść Kremla, ale Zachód będzie popychał Kijów do dalszej walki dosłownie „do ostatniego Ukraińca”, jak długo będą tam chętni do ginięcia za waszyngtońskie interesy.

Stopień zniszczenia Ukrainy jest tak duży, że pozostałe na jej terytorium około kilkunastu milionów osób, będzie miało poważne trudności z przetrwaniem nadchodzącej zimy.

Truizmem jest stwierdzenie, że taka rutynowa strategia Zachodu ( na przestrzeni wieków) jest wyzuta z jakichkolwiek hamulców moralnych.  Zachód NIGDY nie kierował się moralnością, a zawsze własnymi partykularnymi interesami, maskowanymi kłamstwem, hipokryzją i cynizmem.

Reszta świata, dawała się jak dotąd nabierać na tą strategię.

Gwałtowne załamanie głównego hegemona, Stanów Zjednoczonych, we wszystkich obszarach funkcjonowania, zarówno materialnego, jak i duchowego, a właściwie jego całkowitego zaniku, zmusiły Zachód do coraz brutalniejszego działania, bez zbędnych kamuflaży i ceregieli.   

Stąd też bierze się narastające tempo odsuwania się reszty świata, od zbankrutowanego i szatańskiego w swym już nie maskowanym obrazie, Zachodu.

Na nieszczęście, Polska jest już głęboko zintegrowana, w formie kolonii, z najbardziej zdeprawowanym elementem ZIK (zachodniego imperium kłamstwa), jakim jest Unia Europejska.

Wykorzystując historyczne pretensje Polaków w stosunku do Kremla, przy całkowitym braku jakichkolwiek autentycznych narodowych elit, globalistyczna administracja III RP z łatwością prowadzi Polskę i Polaków ku pełnowymiarowemu konfliktowi z Rosją.  Fakt, że poprzednia administracja, udając do dziś „polskich patriotów”, była i jest gorącym zwolennikiem konfliktu z Rosją, ułatwia pełną akceptację społeczeństwa, do podążania, wytartą już przez banderowców, ścieżką.

Przy czy, nie można mieć nawet cienia wątpliwości, że efekt tej „krucjaty”, będzie dla Polski równie katastrofalny jak dla banderowszczyzny.

Żebranina Zełenskiego pt. “Plan zwycięstwa”

Zełenskiego plan zwycięstwa zygmuntbialas

Wołodymyr Zełenski składa wizytę w Niemczech i nalega na dalsze zobowiązania w zakresie finansowania opracowanego przez siebie planu zwycięstwa Ukrainy. Kijów jest jednak bliżej porażki niż kiedykolwiek wcześniej; grozi nowy masowy exodus.

Zełenski nie traci jednak rezonu – zapowiedział, że wkrótce przedstawi Bidenowi plan zwycięstwa Ukrainy nad Rosją, do czego Waszyngton będzie oczywiście musiał zapewnić niezbędne środki. Uważa się, że możliwe jest spotkanie na marginesie Zgromadzenia Ogólnego ONZ – na 24 września zaplanowano przemówienie Bidena, a na 25 września Zełenskiego.

Przed porażką

W rzeczywistości Ukraina jest dalej niż kiedykolwiek od zwycięstwa, które według Zełenskiego jest możliwe. Ofensywa ukraińskich sił zbrojnych w obwodzie kurskim w Rosji już dawno utknęła w martwym punkcie. Cel, jakim było zmuszenie wojsk rosyjskich walczących we wschodniej Ukrainie do dywersyfikacji i tym samym osłabienia ataku w obwodzie donieckim, nie powiódł się. Podczas gdy Moskwa wezwała jednostki z innych części kraju do obrony Kurska, wojska rosyjskie w Doniecku w dalszym ciągu nacierają na miasto Pokrowsk, uważane za ważny węzeł logistyczny zaopatrujący ukraińskie siły zbrojne na wschodzie kraju. Według wojskowych zajęcie całego obwodu donieckiego, do którego dąży Moskwa, powoli staje się w zasięgu ręki.

Zniszczenia infrastruktury energetycznej na Ukrainie - fot. OBA, Twitter

Zniszczenia infrastruktury energetycznej na Ukrainie

Czytaj więcej na: https://inzynieria.com/energetyka/wiadomosci/65422,ukraina-krytyczny-stan-infrastruktury-energetycznej © inzynieria.com

Ponadto Moskwa kontynuuje niszczenie infrastruktury energetycznej Ukrainy. Londyński zespół doradców Royal United Services Institute (RUSI) z ‚imponującą trafnością’ ocenił w czerwcu, że zimą na Ukrainie prąd będzie dostępny tylko przez cztery godziny dziennie. Zmusi to wielu ukraińskich cywilów do ucieczki – do Europy Zachodniej. [no, i w Polsce warto się zatrzymać… md]

Nowy napływ uchodźców

Prawdopodobnie doprowadzi to do nowych trudności dla Ukrainy i jej zachodnich zwolenników na kilku poziomach. Perspektywa, że wkrótce może nastąpić kolejny duży ruch uchodźców, wywołała znaczne zaniepokojenie na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE w zeszłym tygodniu. Już teraz rośnie niezadowolenie społeczeństwa z powodu ukraińskich uchodźców. Wiosną niemieccy politycy podejmowali pierwsze próby żądania zniesienia świadczeń obywatelskich dla Ukraińców, którzy uciekli przed wojną. Podobne żądania formułowano od pewnego czasu w Irlandii. 

Sondaże pokazują, że w Polsce 95% mieszkańców uważa, iż należy ograniczyć wsparcie dla ukraińskich uchodźców, zaś zaledwie 17% – w porównaniu do 37% rok wcześniej – opowiada się za długotrwałym osiedlaniem Ukraińców w Polsce. 61% jest już wyraźnie za tym, by uchodźcy [faktycznie imigranci – ZB] powrócili do swego kraju bezpośrednio po zakończeniu wojny.

Konsekwencje prowadzenia wojny

Już teraz brakuje pracowników na Ukrainie, ponieważ niezliczona liczba mężczyzn została powołana do sił zbrojnych, a ponad milion kobiet, głównie dobrze wykształconych, uciekło do państw UE. Prawdą jest, że coraz częściej można obsadzić stanowiska pozostałymi kobietami. Jednak według doniesień liczba dostępnych kobiet jest zdecydowanie niewystarczająca. Jeżeli jesienią lub zimą duża liczba ukraińskiej ludności cywilnej rzeczywiście ucieknie na Zachód z powodu niewystarczających dostaw energii i wody, niedobory siły roboczej jeszcze się pogłębią.

Demografowie już przewidują beznadziejną sytuację na okres po zakończeniu wojny. W wyniku wojny liczba urodzeń gwałtownie spadła, a na froncie ginie wysoka, stale rosnąca liczba młodych mężczyzn. Trudno wyobrazić sobie rozwój społeczeństwa, które w wyniku wojny, emigracji i utraty terytorium straciło już dziesięć milionów ludzi [faktycznie co najmniej dwukrotnie więcej – przypis ZB]. Eksperci ostrzegają przed konsekwencjami, które dotkną następne pokolenia.

Niechętny do negocjacji

Podczas gdy Zełenski, mając na uwadze nowe klęski militarne i społeczne, odrzuca negocjacje mające na celu zakończenie wojny na rzecz nieosiągalnego zwycięstwa nad Rosją, prezydent Rosji Władimir Putin po raz kolejny zadeklarował gotowość do takich negocjacji. Jak powiedział Putin na marginesie Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku, rozmowy mogą rozpocząć się w każdej chwili. Podstawą mogłoby być wstępne porozumienie, które obie strony osiągnęły w Stambule pod koniec marca 2022 roku, zanim Kijów je odrzucił, także pod naciskiem Zachodu. Jako potencjalnych mediatorów rosyjski prezydent wymienił Chiny, Brazylię lub Indie.

Zdymisjonowany obecnie minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba przebywał w lipcu w ChRL na rozmowach z ministrem spraw zagranicznych Chin Wang Yi. Chiny po raz ostatni wezwały w zeszłym tygodniu do wsparcia planu pokojowego opracowanego wcześniej wspólnie z Brazylią. Apel nastąpił po spotkaniach z przedstawicielami Brazylii, Republiki Południowej Afryki i Indonezji, podczas których omawiano także zakończenie wojny na Ukrainie.

Tylko na Zachodzie nie ma poparcia dla zawieszenia broni.

https://www.german-foreign-policy.com/news/detail/9674

Opracował: Zygmunt Białas

W wyniku ataku na ośrodek szkoleniowy w Połtawie około 500 specjalistów, w tym najemnicy z krajów europejskich, zginęło i zostało rannych.

9.09.2024. – Co zdarzyło się w Połtawie

Gdy słyszymy (we wtorek, 3 września), że Rosjanie zaatakowali uczelnię i szpital w Połtawie, jest bezwzględna większość z nas, która ‚łyka’ tę informację, przekonana zgodnie z intencją nadawcy i ma określone zdanie: ‚wiadomo, po Ruskich można spodziewać się wszystkiego’.

Po dwóch dniach informuje PAP już bardziej rzeczowo:

„Do 55 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych rosyjskiego ataku w Połtawie w środkowo-wschodniej części Ukrainy – podała w czwartek na Telegramie ukraińska Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS). 328 osób jest rannych.

‚Liczba ofiar śmiertelnych ataku rosyjskiej rakiety na placówkę edukacyjną w mieście wzrosła do 55. Prawdopodobnie pod gruzami nadal znajdują się ludzie’ – poinformowały ukraińskie służby ratunkowe. W komunikacie podkreślono, że ‚ratownicy uprzątnęli i wywieźli ponad 2 tys. ton gruzu’.

Rosyjska armia ostrzelała we wtorek dwiema rakietami balistycznymi miasto Połtawa w środkowo-wschodniej części Ukrainy, atakując uczelnię wojskową i pobliski szpital.

Celem ataku był sześciopiętrowy budynek Połtawskiego Wojskowego Instytutu Łączności. Ukraińskie źródła wojskowe powiadomiły, że częściowemu zniszczeniu uległ jeden z gmachów Instytutu, a wiele osób znalazło się pod gruzami. W środę w obwodzie połtawskim ogłoszono trzydniową żałobę (PAP).

https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/ukraina-liczba-ofiar-%C5%9Bmiertelnych-rosyjskiego-ataku-w-po%C5%82tawie-wzros%C5%82a-do-55/ar-AA1q3Onu

Andriej Martjanow podaje 6 września za ‚RIA Nowosti’ następującą informację:

W Szwecji minister spraw zagranicznych podał się do dymisji. A w Niemczech? Nie ma żadnej reakcji, były tylko ambulanse w Berlinie, które przywoziły rannych z lotniska do szpitali.

Według wyższego źródła wojskowego w wyniku ataku na ośrodek szkoleniowy w Połtawie około 500 specjalistów, w tym najemnicy z krajów europejskich, zginęło i zostało rannych. Wśród zabitych i rannych są członkowie Sił Zbrojnych Ukrainy i Gwardii Narodowej – specjaliści ds. łączności, operatorzy systemów walki radioelektronicznej, systemów rozpoznania elektronicznego, bezzałogowych statków powietrznych, a także zagraniczni najemnicy z Polski, Francji, Niemiec i Szwecji, którzy szkolili ukraiński personel wojskowy.

Podkreślił również, że takie ataki na miejsca przebywania ukraińskich żołnierzy i najemników oraz na obiekty wojskowe będą teraz regularnie powtarzane.

Ostatnie słowa są bardzo znaczące; nie będzie już żadnych ‚ostrzeżeń wstępnych’, jak to miało miejsce wcześniej w przypadku ‚ochotników’ NATO. Zachód nie rozumie słów, a teraz każdy członek NATO jest celem eliminacji. Do znudzenia zwracałem uwagę, że strona rosyjska wie, kto i dokąd przemieszcza się na Ukrainie – Rosja ma drugi najlepszy na świecie wywiad, obserwację i rozpoznanie (ISR). A jak pokazały wydarzenia w Połtawie i innych miejscach, rezultaty będą teraz dramatyczne.

Napisał: Andriej Martjanow Opracował: Zygmunt Białas

Umowa rakietowa między Iranem a Rosją: Zachód “oburzony”. Jak zwykle – podwójne standardy.

Umowa rakietowa między Iranem a Rosją: Zachód oburzony, groźba eskalacji

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 8
 
READ IN APP
 

Choć od czasu rosyjskiej inwazji Zachód dostarcza Ukrainie coraz więcej broni i amunicji, pojawiają się skargi na wsparcie militarne dla Rosji z zagranicy. Dotyczy to również niedawnych dostaw rakiet z Iranu.

Według raportu Wall Street Journal Iran dostarczył niedawno Rosji rakiety balistyczne krótkiego zasięgu, wywołując powszechne oburzenie w Stanach Zjednoczonych i Europie. Rakiety powinny móc zostać użyte przez wojska rosyjskie w wojnie z Ukrainą. Podobnie jak w przypadku tysięcy dronów kamikaze, które Republika Islamska dostarczyła do Rosji.

Urzędnicy amerykańscy potwierdzili dostawę i ogłosili „zdecydowaną reakcję” Iranowi. Państwa G7 chcą w skoordynowany sposób nałożyć środki karne na Teheran. Jednak zarówno Iran, jak i Rosja są już objęte rozległymi sankcjami, co prowadzi do zacieśnienia ich współpracy. Jak daleko więc posunie się Waszyngton, zwłaszcza że jest mało prawdopodobne, aby był naprawdę zainteresowany eskalacją na Bliskim Wschodzie na dużą skalę?

Krytycy zarzucają jednak także Zachodowi podwójne standardy, gdyż same USA i kraje europejskie dostarczają Ukrainie duże ilości broni i amunicji.

Iran odrzuca te zarzuty i podkreśla swoje neutralne stanowisko w konflikcie ukraińskim. Mówi się jednak, że na początku roku do Rosji dostarczono 400 takich rakiet krótkiego zasięgu.

Sytuacja na Bliskim Wschodzie ma znaczny potencjał eskalacji. “Ukaranie” Iranu za dostawy broni przez USA mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć i tak już napięte stosunki. Teheran już grozi odwetem za poprzednie ataki i żąda, aby w zamian Rosja dostarczyła nowoczesne myśliwce.

POLSKA W RUINIE a SŁAWA UKRAINIE

[Cóż… przypominam… MD]

Krzysztof Baliński 25 maj 2022

Koszt obsługi polskiego długu rośnie w szalonym tempie. W 2021 roku wyniósł 29 miliardów zł. W tym roku wyniesie 49 miliardów. W kolejnym 20 miliardów więcej [69 !! md], co oznacza, że więcej pieniędzy włożymy do portfeli międzynarodowych lichwiarzy niż na utrzymanie armii.

Tegoroczne potrzeby pożyczkowe w budżecie państwa prognozowano na 222 mld zł. Dzisiaj wiadomo, że przez 100 miliardów wydatków związanych z uchodźcami będą o kilkadziesiąt miliardów wyższe. Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii opublikował ranking krajów wspierających Ukrainę. Wynika z niego, że Polska jest na drugim miejscu, zaraz po USA, a w relacji do PKB (pominąwszy maleńką Estonię) na pierwszym. Przy czym 1/10 to pomoc humanitarna, a reszta finansowa.

I tak: w lutym rząd przyznał Ukrainie 1 mld euro kredytu (a faktycznie darowizny), a w marcu NBP udzielił pomocy bankom ukraińskim w wysokości 4,5 miliarda zł, wykupując bezwartościowe hrywny.

Jeśli ktoś sądzi, że polska polityka zagraniczna oderwana jest od wszelkiej logiki, nie myli się. Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że już osiągnęliśmy dno. Ostatnie dni przynoszą przykłady decyzji wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Chodzi o sankcje wobec Rosji, które faktycznie uderzają w Polskę. Ostatnie dni obfitują też w kolejne deklaracje przedstawicieli rządu na temat tego, co jeszcze należy zrobić dla Ukrainy. Zadajmy sobie zatem fundamentalne pytanie: W imię czego państwo realizuje politykę zagraniczną?

Wbrew bajdurzeniom telewizji Kurskiego (no i Lecha w Tbilisi), Polsce nic nie grozi. Kanonem polskiego interesu narodowego i tym samym podstawowym celem polityki zagranicznej, nie jest zatem bezpieczeństwo militarne, lecz ekonomiczne. I każde posunięcie na niwie dyplomacji oceniane powinno być pod kątem, czy przyczynia się do rozwoju gospodarczego Polski, czy podnosi poziom życia Polaków.

„Ukraińcy potrzebują broni. Czego mogą spodziewać się od Polski?” – takie pytanie w rozmowie z Euronews usłyszał szef polskiego rządu. Otrzymali od nas wiele broni. Byliśmy bardzo hojni, jeśli chodzi o to, jak wiele różnych rodzajów uzbrojenia dostarczamy Ukrainie, od czołgów po różnego rodzaju pociski przeciwlotnicze – odparł. Zaznaczył, że łącznie przekazaliśmy broń o wartości 1,7 mld dol. (8 mld zł). Takie wsparcie będziemy dalej kontynuować i wzmacniać. Dopytywany o dalszą pomoc powiedział: Prawie każdego dnia otrzymujemy od nich listę tego, czego potrzebują, i albo staramy się załatwić sprawę sami, ale też próbujemy koordynować wysiłki wielu innych państw.

W tyle nie odstawał Duda: „czekam na telefon prezydenta Zełenskiego i wykonuję jego życzenia”, a minister zdrowia zapowiedział: Gotowi jesteśmy do przyjęcia 10 tysięcy rannych. Tego samego dnia z Kliniki Kardiologicznej w Aninie odezwał się b. minister zdrowia (ten sam, który podczas pandemii zapewnił Polakom „teleporady”), z dumą informując: „Cieszę się, że serce polskie bije w ukraińskiej piersi”. A wiedzieć trzeba, że polscy pacjenci czekają na serce dawcy 14 miesięcy, że pod koniec ubiegłego roku w kolejce czekało 360 pacjentów i że koszt transplantacji to 150 tys. zł.

18 maja Polska odniosła kolejny sukces militarny – przekazała za darmo siódmemu eksporterowi broni na świecie (i największemu eksporterowi broni do Rosji) kilkaset sprawnych, niedawno zmodernizowanych do standardów NATO czołgów i wozów opancerzonych. Polska jest z największym przegranym tej wojny, stała się państwem frontowym NATO, do głosu w Europie doszła siła militarna, którą Polska dysponuje w znikomym zakresie, sojusznik chce załatwić coś naszymi rękami, NIK ocenia, że „nie istnieją zdolności operacyjne polskiej armii”, i w takiej sytuacji, zamiast zbroić się na potęgę, zbroimy Ukrainę i przeznaczamy na uchodźców więcej miliardów niż na cały budżet obronny.

Do dyspozycji Ukrainy oddali wszystkie zasoby gospodarcze, wojskowe, polityczne, dyplomatyczne. Interes Ukrainy uczynili priorytetem finansów publicznych i całej administracji państwowej.Hojnie opłacają na koszt podatnika obcy element koczujący w Polsce. Dla ratowania żydowskich oligarchów są gotowi do utworzenia UkroPolin, nie pomni tego, że Polska w takim związku byłaby dawcą organów. Ukraińcy, którzy zaczęli uważać się za naród wybrany, domagają się różnych świadczeń: moralnych, politycznych i materialnych. A nasi politycy, mimo że też z narodu wybranego, padają przed nimi plackiem. Krótko mówiąc – Polska w ruinie, ale sława Ukrainie. À propos Dudy i Morawieckiego – zachodzimy w głowę, jak można łączyć skrajny filosemityzm ze skrajną pro-ukraińskością. Bo to przecież nikt inny jak ich jedna ulubiona nacja – Ukraińcy, wymordowała podczas wojny 450 tysięcy przedstawicieli ich drugiej ulubionej nacji – Żydów.

Ambasador Ukrainy w Warszawie jest za „całkowitym embargiem na rosyjskie źródła energii, na gaz, ropę i węgiel, tak jak zrobiła to Polska”. Kolejną rzeczą, której się domaga, to odcięcie połączeń komunikacyjnych Rosji. „Musimy zamknąć granicę rosyjską i białoruską” – nakazywał. Ukraińscy uchodźcy wojenni zablokowali przejście graniczne w Kukurykach, co uderzyło bezpośrednio w polskich kierowców zmuszonych do stania w kilkudziesięcio-kilometrowych kolejkach. Wcześniej Ukraina zablokowała wjazd do Polski 36 składów pociągów z Chin, powodując ogromne straty PKP Cargo. Z informacji, jakie ujawnił dziennik „Rzeczpospolita” wynika, że Ukraina domaga się od Polski 200 tysięcy zezwoleń na międzynarodowe przewozy ciężarowe (równocześnie blokując przepustowość przejść granicznych po stronie ukraińskiej dla polskich ciężarówek), a ambasador Ukrainy podkreślił, że jego kraj jest zdeterminowany, aby bronić interesów swoich przewoźników, bo brak zezwoleń „krępuje ukraińską wymianę handlową i ogranicza wzrost gospodarki kraju”.

Sankcje przyczyniły się do ogromnych problemów polskich przedsiębiorstw operujących na wschodzie, w tym w Kazachstanie i innych krajach Azji Środkowej. Ograniczyły import z Rosji i Białorusi o 90 procent. Straty ponosi sektor transportu i logistyki, który jest naszą narodową specjalnością i odpowiada za 6 proc. PKB. Polska traci swój ogromny atut w postaci korzystnego położenia geograficznego i wszystkie profity z racji tranzytowego położenia, a tranzyt i handel przejmują firmy z krajów z poza Unii, które nie są objęte sankcjami, z Turcji, z Bałkanów iz samej Ukrainy. Zapadająca gospodarcza żelazna kurtyna wyłącza nas w niebezpieczny sposób z sieci drogowych i kolejowych połączeń łączących Europę z całą Azją.

I tu pytanie: Czy polski interes gospodarczy wymaga zrywania kontaktów z Białorusią i Rosją, tj. państwami, poprzez które przebiegają główne kontynentalne korytarze handlowe do Chin? Czy sami, zamiast myśleć o sobie i naszych interesach z własnej woli musimy ograniczać sobie możliwości prowadzenia samodzielnej polityki?

Pomoc niesiona uchodźcom może posłużyć za studium pewnego kuriozum – przywilejów, udogodnień i ułatwień, które polskie państwo zastosowało wobec Ukraińców, nie doświadczył nigdy żaden polski obywatel, ani tym bardziej przedsiębiorca. Nagle okazało się, że polskie państwo potrafi świadczyć błyskawiczną i wszechstronną pomoc, znaleźć w budżecie miliardy, uruchomić lawinę bezpłatnych świadczeń, zwolnień i punktów obsługi oraz uczynić interesy wybranej grupy ludzi priorytetem finansów publicznych i całej administracji państwowej. Chciałoby się, aby rząd takie zabiegi przekierował ku rodzimym przedsiębiorcom, aby polski w pierwszej kolejności przeznaczył pieniądze na rzecz Polaków, na edukację polskich dzieci, na obronę polskich granic. No i na sprowadzenie Polaków z Kazachstanu.

Wszyscy mają własną narrację – z wyjątkiem Polski. My przyjęliśmy za swoją narrację ukraińską. Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią – z wyjątkiem Polski. My obraliśmy za motto polityki zagranicznej „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.Ukraina, państwo upadłe, z 31-letnią zaledwie tradycją państwowości, które nawet nie jest podmiotem politycznym w tym konflikcie, zachowuje się wobec Polski jak polityczne mocarstwo – dyktuje wszystkie dyplomatyczne decyzje, wmawia Polakom, że nie tyle broni siebie, ile Polski, całej Europy i cywilizowanego świata. W dodatku Polski nie szanuje, a nawet nią gardzi. Także Morawiecki bajdurzy: „Na tamtych szańcach Ukraińcy walczą za nas”, a słowa „wojna na Ukrainie to nie nasza wojna” uznaje za zdradę stanu.

Tymczasem nie jedno motto polityki zagranicznej podsuwa nam Orbán: W tym konflikcie Węgry stoją po stronie Węgier; Węgierskie władze muszą dbać o węgierskie interesy, bo nikt tego za nich nie zrobi; W naszym interesie jest uniknięcie roli pionka poświęconego w obcej grze; W tej wojnie nie mamy nic do zyskania, a stracić możemy wszystko.

Wystarczy tylko wstawić w miejsce „Węgry” słowo „Polska”.

Rząd kraju miodem i mlekiem płynącego prowadzi rabunkową gospodarkę finansową, przeznacza 20 procent budżetu na pomoc dla innego kraju, dzieli się z nim PKB.Jak nazwać taki rząd? Szabrowniczy, łupieżczy, jak owe hordy tatarsko-mongolskie napadające z Dzikich Pól? Anna Moskwa: „Polska jest gotowa zapewnić na Ukrainie ciągłość dostaw energetycznych. Derusyfikacja dostaw zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej jest naszym stałym wyzwaniem”. Grażyna Bandych (szef kancelarii Dudy): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”. Arkadiusz Mularczyk (europoseł PiS) „Nie ważne, ile zapłacimy za gaz, byleby nie był to rosyjski gaz”. Piotr Woźniak (b. minister gospodarki): „Póki nie przestaniemy kupować ropy z Rosji będziemy mieć ukraińską krew na rękach”. Jarosław Kaczyński: Nas stać, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy i nie będziemy chodzić po prośbie”.

Przypomnijmy, że niedawno ten sam idiota ekonomiczny wymusić chciał tzw. piątkę dla zwierząt, która – gdyby weszła w życie – kosztowałaby polską gospodarkę setki milionów złotych (i przejęcie hodowli zwierząt futerkowych przez Ukraińców). Czy te sprzeczne z polską racją stanu słowa nie są przestępstwem? Czy nie wyczerpują jako żywo znamion czynu karalnego? Artykuł 231 KK jednoznacznie mówi, że jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu.

Nie dość, że traktują nas jak zaplecze finansowe, to domagają się, i to skutecznie, pełnego zatrzymania polskiej gospodarki. Szef MSZ Ukrainy po rozmowie z Morawieckim: Omawialiśmy kwestię zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski. Doceniłem przywództwo w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii. Cieszymy się z przywództwa Polski w tej kwestii. Bardzo dużo zostało już zrobione przez stronę polską w sferze wzmocnienia zdolności obronnych Ukrainy, ale wojna trwa, konieczne są kolejne wysiłki, kolejne kroki. JESTEŚMY SŁUGAMI NARODU UKRAIŃSKIEGO – rzekło polskie MSZ ustami ryżego rzecznika (ciągle na polskim etacie!). Wiceminister Paweł Jabłoński: My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy. Wcześniej ten sam osobnik zapewniał: Nikt dziś na Ukrainie nie ma wątpliwości, że Polska udzieli Ukrainie wszelkiej pomocy, jaka będzie niezbędna. I nie przyszło otrzeźwienie, że wychodzimy na świrów, że Polska wybiega przed szereg, że jest jedynym kraje, który faktycznie wprowadza sankcje, że sama Ukraina pozostaje pierwszym partnerem handlowym Rosji, a ukraińscy oligarchowie robią w Moskwie wielkie biznesy.

Morawiecki zapowiedział: „Polska będzie kontynuowała wsparcie na rzecz uchodźców, przynajmniej o wartości 3,4 mld euro do końca tego roku. Te pieniądze trafią na wspieranie mieszkalnictwa, transportu i na inne sposoby wsparcia”. Zadeklarował też, że Polska będzie w dalszym ciągu oferować bezpłatne szkolnictwo, transport, dostęp do rynku pracy oraz dostarczać pomoc o wartości 100 mln euro w postaci artykułów higienicznych, leków, a także tymczasowych domów, które będą wznoszone w Ukrainie. Przyznał, że nasze systemy logistyczne pozwalają na podejmowanie dużo bardziej skutecznych transportów pomocy. „Dzięki temu możemy docierać do najdalej oddalonych lokalizacji na Ukrainie. Codziennie ciężarówki jadące z pomocą z Polski docierają do wszystkich miast i miasteczek w Ukrainie”.

Ostatnie dni obfitowały w deklaracje przedstawicieli rządu na temat tego, co jeszcze zrobią dla Ukrainy. Właściwie nie ma dnia bez zapowiedzi olbrzymich wydatków:

– 5 maja w Warszawie, z inicjatywy Polski, odbyła się międzynarodowa konferencja darczyńców na rzecz Ukrainy. Morawiecki wyraził pogląd, że „wszyscy powinniśmy być wdzięczni Ukraińcom za niezwykłe męstwo i odwagę. Wiemy, że bronią na barykadach nie tylko swojej wolności, ale też bezpieczeństwa i pokoju całej Europy”. Zwracając się do Zełenskiego rzekł: „W dalszym ciągu będziemy was wspierać w każdy możliwy sposób. Wspieramy Ukrainę w bardzo wielu wymiarach, między innymi na szczeblu politycznym, pomocy wojskowej, jak i pomocy humanitarnej”. Przyznał się, że Polska przekazała Ukrainie ponad 180 tysięcy ton pomocy humanitarnej. Ukraina potrzebuje 12 ton pomocy humanitarnej codziennie. Taką informację otrzymaliśmy od naszych przyjaciół z Ukrainy. W tej chwili tylko trzy tysiące ton takiej pomocy jest dostarczane; to mniej niż 25 procent potrzeb – biadolił.

– 16 maja Michał Dworczyk (pierwotnie Mychajło Dworczuk) zapowiada (w Kijowie), że Polacy sfinansują dwa nowe programy pomocowe realizowane bezpośrednio na Ukrainie. Po spotkaniu z wicepremier Ukrainy ogłosił: Bardzo się cieszę, że mogliśmy omówić te założenia, które zgodnie z decyzją premiera Morawieckiego będą realizowane: programy dobroczynne dla kobiet-żołnierzy uwolnionych z niewoli rosyjskiej i program stałej pomocy dla sierot, dla tych dzieci, które straciły ojców zabitych przez Rosjan. Wg Ukrainki, „program skierowany do kobiet ma objąć pomoc materialną, w tym mieszkaniową, ponieważ wiele osób straciło domy. Szczegółowa forma pomocy będzie indywidualnie dostosowywana do każdego przypadku. Każda z nich przeżywa inną osobistą tragedię i ból. Komuś może być potrzebna pomoc psychologiczna, komuś innemu zwyczajnie potrzebna jest pomoc materialna, jak kobietom z Mariupola czy innych terytoriów tymczasowo okupowanych, które nie mają gdzie mieszkać”.

– 5 maja inkryminowany Dworczyk zapowiedział:„Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. A wiedzieć trzeba, że w ramach KPO z unijnego budżetu na lata 2021-2027, który ma wspomóc gospodarkę po pandemii, Polska ma do dyspozycji 76 miliardów euro.

– 18 maja Anna Moskwa ogłosiła w Kijowie: Z polskich rezerw, w ramach pomocy przekażemy dla armii ukraińskiej 25 tysięcy ton benzyny (o wartości 200 mln zł). Kilka tygodni wcześniej Polska przekazała 50 tysięcy ton oleju napędowego (760 cystern, 12 składów pociągów). Moskwa zaznaczyła, że prowadzone są prace mające na celu zwiększenie przepustowości polsko-ukraińskiej granicy, jeśli chodzi o przesyłanie paliw i dodała: „Tak dobrej współpracy pomiędzy polskimi i ukraińskimi spółkami paliwowymi jeszcze nie było”. Nie dodała natomiast, że znaczną część tych dostaw rozkradziono. I jeszcze jedno – kluczowe decyzje gospodarcze rząd ogłasza nie w Warszawie, ale w Kijowie!

– Ruszyła wypłata 500+ dla obywateli z Ukrainy – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Prawie 700 tysięcy ukraińskich dzieci wnioskowało o 500+. Do 12 maja zostało wypłacone 266 mln zł, a 13 maja – kolejne 110,3 mln zł. Kwoty są wypłacane z wyrównaniem, czyli za więcej niż jeden miesiąc – tłumaczy rzecznik ZUS. I dodaje, że wypłata w ramach kolejnego naboru będzie realizowana od czerwca 2022 r. do maja 2023 r.

Rozpoczęła się wielka rozgrywka o podziałów łupów z funduszu odbudowy Ukrainy. Z wielu stron słychać rojenia na temat intratnego udziału Polski, który miałby dla naszej gospodarki ożywczy, wręcz zbawienny wpływ. Tymczasem „Business Insider Polska” podaje, jaką ofertę dotyczącą zaangażowanie się Polski przygotowuje resort wicepremiera Jacka Sasina. „Chcemy stworzyć spójną koncepcję pomocy Ukrainie w odbudowie po wojnie. To będzie plan, który powinien zostać przyjęty przez rząd, a później zawieziony do Kijowa, aby tam skonsultować nasze możliwości z potrzebami Ukrainy” – powiedziała osoba zaangażowana w przygotowanie strategii. „Włączenie w ten plan spółek Skarbu Państwa jest także zobowiązaniem politycznym ze strony polskiego rządu, że nasza pomoc zostanie zrealizowana, że nikt nie porzuci jakiegoś projektu czy nie zejdzie z placu budowy albo z jakiegoś innego powodu się nie wycofa”. Tymczasem Ukraińcy oczekują, że Polska wyłoży na to swoje pieniądze. I wszystko wskazuje, że nie odwzajemnią się preferencjami dla polskiego biznesu, a zostawią Polskę ze zbankrutowaną gospodarką, z olbrzymimi długami, z milionami przesiedleńców, z ukraińską mafią i przemytnikami broni.

Ponadto, jeśli polscy politycy mówią jasno, że Ukraina walczy za nas, broni przed Rosją, to bardzo łatwo wyobrazić sobie sytuację, że po wojnie do Warszawy przyjeżdża Zełenski i mówi: Obroniliśmy was, to teraz dawajcie forsę! 

Polska to kraj na progu bankructwa, z 2 bilionami długów, z 2 milionami młodych wygnanych za chlebem, ze zrujnowanymi finansami, galopującymi cenami i opieką zdrowotną w rozpaczliwym stanie. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda pomocy dla obcego państwa, wprowadzające do systemu edukacji i zdrowia 3 miliony obywateli tego państwa, którzy odbierają nam mieszkania, pracę, szkolne ławki, łóżka szpitalne. Politykom państwa, które na tej wojnie traci najwięcej, nie szczędzi komplementów państwo, które na tej wojnie zyskuje najwięcej. Mark Brzeziński, w wygłoszonym na Uniwersytecie Warszawskim wykładzie powiedział: „Polska jest uważana za humanitarne supermocarstwo, jestem dumny, że jestem ambasadorem USA w mocarstwie humanitarnym”. W tym samym czasie amerykański Senat zatwierdził pomoc dla Ukrainy w wysokości 40 miliardów dolarów, dla Polski nie wydzielił nawet centa. Na szczęście jest UE i nie będzie „wspomożenia Ukrainy pewną częścią środków z KPO”. Na szczęście są Niemcy, które ratują nas przed jeszcze większą katastrofą, bo nie dają sobie zniszczyć, połączonej tysiącami więzów z gospodarką Polski, własnej gospodarki. Na szczęście jest NATO, które powstrzymuje szaleńców.

Dziwna to wojna. A może inny jest jej cel, i nie jest nim tylko Ukraina? W doskonale przygotowanej i skoordynowanej akcji Polska jest ograbiana z resztek zasobów i zasiedlana milionami przesiedleńców. Czy to nie z nią toczy się niewypowiedziana wojna? Czy nie chodzi o Majdan w Polsce, w którym pochodzącym z polskich Kresów i warszawskich Nalewek dywersantom Sorosa sekunduje Bruksela, „zielone ludziki” z TVN i YouTube?

Czy to nie ta ferajna stanowi większe zagrożenie dla Polski niż Putin i Łukaszenko razem wzięci? Czy nie chodzi o kaskadę wydarzeń: zdruzgotany gospodarczo kraj z rozgrodzonymi granicami, przez które przelewają się nieprzerwanie hordy obcych; chaos i zamieszki (ale nie Ukraińców z Polakami, lecz między Polakami). Kto stoi za tym, że Polska „w ciemno” popiera Ukrainę i bierze ją na kroplówkę finansową? Czy to nie państwo polskie ponosi największe straty wojenne? Czy to nie Polska ginie? Czy to nie ono jest w trakcie ostatniego etapu wrogiego przejęcia, metodą grabieży jego finansów i potęgowania chaosu?

Porażka Ukrainy w toczącej się wojnie to sprawa oczywista. Co robić, aby nie ucierpiało bezpieczeństwo Polski. Czy mają sens dostawy polskiej broni, która i tak nie zmieni wyniku wojny, a obciąża budżet państwa i sprowadza zagrożenie wojenne? Czy zamiast dolewania benzyny do ognia (tj. paliw dla armii ukraińskiej) nie lepiej stać się orędownikiem pokoju? Nie bójmy się myśleć o naszych interesach. Powiedzmy wreszcie – To nie nasza wojna.

Co robić, gdy Polacy, największe ofiary wojny z wielkim entuzjazmem, własnymi rękami likwidują sobie państwo, gdy polska klasa polityczna jest wyjątkowo jednomyślna w proukraińskim amoku, a drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński, i kto da Ukraińcom więcej? Pozbycie się zdrajców i obcych agentów nie wchodzi w rachubę. Nie ma też koniunktury na odbudowanie elity zdolnej do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Pozostaje jedynie sporządzanie list hańby z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do ruiny Polski.

No i czas najwyższy przywrócić słowo „ZDRADA”, a Morawieckiemu (i Dudzie) powiedzieć: иди нахуй

Wg. waszyngtońskiego think tanku ukraińska biometryczna identyfikacja cyfrowa to „model sukcesu”, który inne kraje mogą naśladować. “Polska” też?

Według waszyngtońskiego think tanku ukraińska biometryczna identyfikacja cyfrowa to „model sukcesu”, który inne kraje mogą naśladować

Oby tylko III RP nie naśladowała tego i innych ukraińskich “sukcesów “!

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 4
 
READ IN APP
 

Władze Ukrainy wykorzystują sytuację wojenną w kraju, aby w pełni zdigitalizować swoich obywateli dzięki biometrycznym dowodom cyfrowym, które umożliwią śledzenie i kontrolowanie dużej części ludzkiej aktywności.

Według znanego amerykańskiego think tanku, ukraińska aplikacja do cyfrowego dowodu osobistego, zwana Diia (czyt. Dija), jest coraz częściej postrzegana jako wzór dla innych krajów.

Raporty The Winepress :

Diia jest wykorzystywana do pozyskiwania i ułatwiania szeregu usług publicznych i płatności elektronicznych. Wojna w kraju działała jako brama i poligon doświadczalny, aby sprawdzić, jak skuteczny jest ruch w kierunku cyfryzacji, według amerykańskiego think tanku”.

Jako amerykański think tank podano Brookings Institute z siedzibą w Waszyngtonie, słynący z globalizmu.

https://leohohmann.com/

Rothschild załatwił Ukrainie restrukturyzację długu wojennego

Ukraina zapewniła sobie restrukturyzację długu wojennego dzięki Rothschildowi

https://thepeoplesvoice.tv/ukraine-clinched-war-time-debt-restructuring-thanks-to-rothschild

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 4
 
READ IN APP
 

Ukraina sfinalizowała poważną restrukturyzację długu o wartości 20 miliardów dolarów przy pomocy doradcy finansowego Rothschild & Co, co pozwoli zaoszczędzić 11,4 miliarda dolarów w ciągu najbliższych trzech lat.

Zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego firma Rothschild & Co wręczyła szefowi działu długu Kijowa grubą czarną teczkę ze szczegółowym opisem najważniejszych restrukturyzacji długu państwowego w ciągu ostatnich 30 lat.

Ukraina osiągnęła niedawno porozumienie z obligatariuszami w sprawie restrukturyzacji długu w wyniku starań Rothschild & Co, podała agencja Reuters we wtorek, powołując się na źródła zaangażowane w rozmowy. Kijów mianował Rothschilda doradcą swojego Ministerstwa Finansów w 2017 r.

Kijów ogłosił w zeszłym tygodniu, że osiągnął porozumienie z grupą zagranicznych inwestorów w sprawie restrukturyzacji swojego 20-miliardowego długu. Posiadacze obligacji – w tym amerykańscy giganci finansowi BlackRock i Pimco, a także francuski zarządzający aktywami Amundi – udzielili Ukrainie dwuletniego zamrożenia długu w lutym 2022 r., gdy wybuchł konflikt z Rosją.

Komitet posiadaczy obligacji, reprezentujący posiadaczy 25% obligacji, zgodził się na poniesienie strat w wysokości 37%, czyli 8,7 mld dolarów, w stosunku do wartości nominalnej swojego długu.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) podobno potwierdził, że umowa była zgodna z parametrami pakietu pomocowego dla Kijowa o wartości 122 miliardów dolarów. Zarówno MFW, jak i wierzyciele kraju, w tym USA i Klub Paryski, podpisali się pod nią, zgodnie z oświadczeniem z warunkami umowy opublikowanym na London Stock Exchange.

Restrukturyzacja ogromnego długu pomoże Kijowowi zaoszczędzić 11,4 mld dolarów w ciągu najbliższych trzech lat. Jest to kluczowe zarówno dla jego wysiłków wojennych, jak i programu MFW, napisał Reuters, opisując restrukturyzację długu jako jedną z najszybszych i największych w historii, przyćmioną skalą jedynie przez te przeprowadzone przez Argentynę i Grecję.

Raport podkreślił jednak, że początkowe negocjacje między rządem Ukrainy a jej pożyczkodawcami, które rozpoczęły się w czerwcu 2022 r., nie poszły zgodnie z planem. Rozmowy zakończyły się fiaskiem po kilku tygodniach, ponieważ główny komitet posiadaczy obligacji poskarżył się, że odpis, którego domagała się Ukraina, „znacznie przekraczał” oczekiwane 20% i groził „znacznym pogorszeniem” relacji.

Na mniej niż dwa miesiące przed wygaśnięciem moratorium płatniczego z sierpnia 2022 r. Rothschild podobno zorganizował spotkania twarzą w twarz dla stron w biurach firmy w Paryżu. Podobno wzięli w nich udział przedstawiciele niektórych z najlepszych na świecie firm zarządzających aktywami oraz ich doradcy prawni i finansowi, szef ds. zadłużenia Kijowa Jurij Butsa, wieloletni doradcy prawni Ukrainy White & Case i zespół Rothschilda.

Według Reutersa posiadacze obligacji zażądali, aby Ukraina natychmiast wznowiła płatności kuponowe, zaproponowała ścieżkę do większego odzyskania kapitału i, co ważne, „zachowała prostotę”. Pracownicy MFW podobno pracowali „w szaleńczym tempie”, aby obliczyć dane.

Kijów zaproponował alternatywę w postaci prostszych obligacji powiązanych z PKB, przy czym wierzycielom zaoferowano również natychmiastowe płatności kuponowe, których oczekiwali, zaczynając od stopy 1,75%, a ostatecznie wzrastające do 7,75%.

Agencja Reuters podała, że ​​ostateczny wynik głosowania posiadaczy obligacji wyniósł ponad 97% poparcia.

Ukraina grozi Mongolii „konsekwencjami” za niearesztowanie Putina

Ukraina grozi Mongolii „konsekwencjami” za niearesztowanie Putina

https://thepeoplesvoice.tv/ukraine-threatens-mongolia-with-consequences-for-not-arresting-putin

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 4
 
READ IN APP
 

Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zagroziło Mongolii  „konsekwencjami”  za to, że nie aresztowała prezydenta Rosji Władimira Putina po jego przybyciu do Ułan Bator w poniedziałek.

Mieli nadzieję, że rząd mongolski wyda Putina Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu (MTK).

Wizyta Putina w Mongolii jest jego pierwszą wizytą w państwie będącym członkiem Międzynarodowego Trybunału Karnego od czasu wydania przez ten sąd nakazu jego aresztowania w marcu 2023 r.

Nakaz zobowiązuje 124 państwa członkowskie sądu do zatrzymania Putina w celu ekstradycji, gdyby postawił stopę na ich terytorium, ale rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział przed podróżą, że Moskwa „nie ma obaw” , że „nasi przyjaciele z Mongolii”  podporządkują się nakazowi sądu.

Po tym, jak Putin bez problemu wylądował, rzecznik ukraińskiego MSZ Gieorgij Tychy poskarżył się w mediach społecznościowych.

„Niewypełnienie przez rząd Mongolii wiążącego nakazu aresztowania Putina wydanego przez MTK jest ciężkim ciosem dla Międzynarodowego Trybunału Karnego i międzynarodowego systemu wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych” – napisał na portalu X. 

„Mongolia pozwoliła oskarżonemu przestępcy uniknąć sprawiedliwości, dzieląc tym samym odpowiedzialność za jego zbrodnie wojenne. Będziemy współpracować z partnerami, aby zapewnić, że będzie to miało konsekwencje dla Ułan Bator” –dodał.

Międzynarodowy Trybunał Karny mógłby formalnie potępić Mongolię za niewykonanie nakazu. Jednak nie ma uprawnień do nakładania grzywien, sankcji ani innych kar. Nie ma również żadnego mechanizmu egzekwowania własnych nakazów, polegając na państwach członkowskich, które decydują, czy je wykonać.

Ani Rosja, ani Ukraina nie są sygnatariuszami Statutu Rzymskiego, porozumienia z 1998 r., na mocy którego ustanowiono sąd. Parlament Ukrainy ratyfikował statut w zeszłym miesiącu, ale dodał klauzulę, że nie uzna jurysdykcji sądu w sprawach dotyczących obywateli Ukrainy. 

Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz w marcu 2023 r., oskarżając Putina i rosyjską komisarz ds. praw dziecka Marię Lwową-Biełową o „nielegalną deportację” dzieci z „okupowanych obszarów Ukrainy”. Moskwa odrzuciła oskarżenia jako absurdalne, wskazując, że jej siły ewakuowały cywilów ze strefy walk, gdzie groziło im bezpośrednie niebezpieczeństwo ze strony ukraińskiej artylerii i ataków dronów.

Kalisz. Ukraińcy przejęli polski zakład Calfrost i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Ukraińcy przejęli polski zakład i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Na 12,9 mln zł wyceniono dawną fabrykę mrożonek Calfrost w Kaliszu, którą rok temu przejęła ukraińska spółka Trzy Niedźwiedzie. Wszystkich pracowników zwolniono, a teraz ukraińska spółka szuka inwestora, który przejmie zakład i całą nieruchomość – informują faktykaliskie.info.

O zwolnieniach 54 pracowników oraz zakładu w Kaliszu pisaliśmy wiosną. Część z osób działała w zakładzie prawie 30 lat. Teraz mrożone warzywa i owoce Calfrost przechodzą do historii. – Fabryka znajdowała się w złej sytuacji finansowej, co było skutkiem wieloletnich zaniedbań i braku niezbędnych inwestycji. Dlatego taka została podjęta decyzja. Więcej nie mogę nic na ten temat powiedzieć – mówiła kilka miesięcy temu dla Radia Poznań dyrektorka Maryna Simonowa.

Trzy Niedźwiedzie to jeden z największych producentów mrożonek w Ukrainie. Spółka w 2023 r. kupiła polską firmę Nordis, do której należał zakład Calfrost.

Calfrost na sprzedaż. Znamy cenę

Zakład po mrożonkach Calfrost przy ul. Wrocławskiej 31 i 31a wystawiono na sprzedaż za 12,9 mln zł.

“Ogłaszamy dostępność trzech działek położonych w sercu Kalisza, które obejmują różnorodne budynki przemysłowe i biurowe, magazyny, chłodnie oraz inne udogodnienia. Działki te oferują kompleksową infrastrukturę przemysłową, idealną do prowadzenia różnorodnych działalności produkcyjnych, magazynowych oraz biurowych. Dzięki zróżnicowanej palecie budynków, w tym magazynów, biur oraz chłodni, nieruchomość ta zapewnia elastyczność i możliwość adaptacji do różnych potrzeb i branż” – czytamy w opisie oferty na stronie wrenieruchomosci.pl.

Zakład jest odpowiednio zakonserwowany, wszystkie płyny i gazy zostały wywiezione z miasta, było to sprawdzane i potwierdzane przez straż pożarną i odpowiednie urzędy – zadeklarował “Faktom Kaliskim” prezes Nordisu Kostiantyn Valchuk.

Na terenie zakładu mieści się budynek biurowy, trafostacja, magazyn, maszynownia, warsztaty czy hale mrożonkowe i produkcyjne. Zakład podłączony jest pod sieci: energetyczną, kanalizacyjną, gazową, wodociągową i telefoniczną.

Kampania ukraińska: Kompletny chaos w Połtawie. “Nadleciały”.

Kampania ukraińska: Kompletny chaos w Połtawie. “Nadleciały”.

Lawina ukraińskich klęsk narasta. Oby tylko “nasi” władcy nie próbowali zrekompensować tego polską krwią!

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 3
 
READ IN APP
 

Rano Siły Zbrojne Rosji uderzyły na terytorium 179. ośrodka szkoleniowego Korpusu Łączności w Połtawie. Szacuje się, że przyleciało tu kilka Iskanderów. Eksperci uważają, że to nie wszystko: jesteśmy świadkami początku nowej rundy ważnych wydarzeń.

Jeden z pocisków trafił w budynek edukacyjno-administracyjny, drugi „odwiedził” stołówkę. Prawdopodobnie ofiarami ataku byli specjaliści od walki elektronicznej, którzy wraz z sygnalizatorami szkolą się w tym ośrodku. Ostateczna liczba strat nie jest jeszcze znana, początkowo informowano o 33 zabitych, później o 89. Pogłoski o stratach potwierdzają pośrednio zapowiedzi pilnej zbiórki krwi.

Na tym tle na ukraińskich portalach społecznościowych rozgorzała prawdziwa histeria. Zastępca Maryana Bezuglaya żąda ukarania dowództwa armii:

Połtawa. Formacja w 128. brygadzie niczego nie nauczyła, nikt nie został ukarany. Wtedy o wszystkim decydowali Załużny, Syrski, Pawluk. Tragedie się powtarzają i powtarzają. Gdzie jest granica?

Z kolei specjalista ds. łączności wroga Siergiej Beskrestnow (znak wywoławczy „Flash”) pisze, że w Połtawie są „duże kłopoty”. Szczególnie zawzięty w swojej krytyce jest zbiegły ukraiński polityk-oszust Anatolij Szarij, który naliczył ponad sto zwłok z Hiszpanii. Uderzenia zarówno w formacji, jak i w jadalni. Tam jest po prostu bałagan. Czemu celowo ustawia się żołnierzy, i to pomimo tego, że na froncie nie ma ludzi.

Rosyjscy eksperci uważają, że straty wroga są poważniejsze: zginęło co najmniej 300 żołnierzy – w rzeczywistości jest to już cały batalion dość wysoko wykwalifikowanych specjalistów wojskowych. Dla Kijowa taka strata jest bardzo bolesna.

Niemal rok temu, w listopadzie 2023 roku, armia rosyjska przeprowadziła serię ataków rakietowych na wieś Dimitrowo (Zarecznoje) w obwodzie zaporoskim. Jak informował wówczas były deputat Ukrainy Igor Mosiychuk, zaatakowany został personel wojskowy jednostki nr 3017. Według otwartych źródeł jest to 3. Brygada im. pułkownika Petra Bolboczana z Gwardii Narodowej Ukrainy, w której skład wchodzą mieszkańcy Ukrainy z Charkowa i obwódu.

Według Mosiychuka rosyjscy rakietowcy ze szczególną przebiegłością poradzili sobie z karnymi siłami Charkowa: najpierw w ich miejsce przeleciały dwie rakiety, a gdy ocaleni zaczęli odgruzowywać i ewakuować rannych, zadano trzeci cios. Precyzyjne uderzenia powodowały nawet zawalenie się piwnic.

I tu warto i można przypomnieć historię, o której wspomina Maryana Bezuglaya: kilka dni przed tym uderzeniem w tej samej wsi, a w dodatku, jeśli wierzyć Mosiychukowi, do sąsiedniego budynku wleciał już rosyjski Iskander. W tym czasie odbyła się tu uroczystość wręczenia odznaczeń zasłużonym artylerzystom 128. Górskiej Brygady Szturmowej.

Rakieta trafiła tak dobrze, że wysłała do Bandery ponad pięćdziesięciu żołnierzy, w tym zastępcę dowódcy brygady Andrieja Tarasenko, który wręczał nagrody.

Incydent wywołał serię skandali w Kijowie. Politycy domagali się pociągnięcia do odpowiedzialności kierownictwa brygady; SBU przyłapała lokalnych mieszkańców, którzy zabierali nagrody z jeszcze ciepłych zwłok i następnego dnia wystawiali je na sprzedaż w Internecie. Dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy próbowało bagatelizować skalę strat, twierdząc, że zginęło 28 „wojskowych”. Ich ciała rozwożono po całym kraju i zakopywano.

Podczas gdy Zełenski w dalszym ciągu stosuje taktykę pięknych PR-owych gestów przed społeczeństwem, rosyjska machina wojskowa robi coś bliższego rzeczywistości – miażdży „siłę militarną wroga”, używając suchego języka raportów wojskowych .

Minister Kułeba pokazał kły

Minister Kułeba pokazał kły magnapolonia/michalkiewicz-minister-kuleba-pokazal

    Niedawno pan prezydent Andrzej Duda odbył pielgrzymkę do Kijowa z okazji rocznicy proklamowania niepodległości Ukrainy i oświadczył się tam prezydentowi Zełeńskiemy z bezwarunkową przyjaźnią. Te bezwarunkowe oświadczyny najwyraźniej musiały ukraińskiego prezydenta nieco rozbawić, bo pół żartem, ale pół serio rzucił uwagę, że jeśli pan prezydent Duda będzie do niego dzwonił, to jego telefon może być zajęty. Rzeczywiście; skoro pan prezydent Duda oświadcza się bezwarunkowo, to po co jeszcze podnosić słuchawkę?

   Wkrótce potem odbywał się cykliczny “Campus Polska Przyszłości”, jakie pan prezydent  Warszawy Rafał Trzaskowski, urządza w Polsce za niemieckie pieniądze. Do spędzonej tam młodzieży, która – jak to młodzież – chciałaby się bzykać, a ponieważ Niemcy wprawdzie płacą, ale i wymagają, więc dała wyraz swemu pragnieniu wybzykania PiS-u. To oczywiście tylko takie przechwałki, bo już znający się na rzeczy Tadeusz Boy-Żeleński przestrzegał przed takimi młodzieżowymi deklaracjami, ufundowanymi na mierzeniu siły (męskiej) na zamiary. “A młody? Głupie to, płoche. Tylko pobrudzi pończochę.”

Do tej młodzieży dowożeni są rozmaici dygnitarze, tubylczy i obcy. Tubylczy – żeby się jej podlizać, a obcy – żeby coś załatwić, a przynajmniej powiedzieć. Jednym z takich dygnitarzy był ukraiński minister spraw zagranicznych, pan Dmytro  Kułeba.  Został przez kogoś zapytany o “Wołyń”, to znaczy – zorganizowane przez OUN-UPA ludobójstwo ludności polskiej, żeby w ten sposób “oczyścić” teren pod niepodległą Ukrainę.

Teren został oczyszczony, polscy dygnitarze w swoich najdalej idących deklaracjach, milcząco się z tym oczyszczeniem godzą, a tylko dopraszają się u Ukraińców łaski w postaci pozwolenia na ekshumację ofiar i ich “godne upamiętnienie”. Ale nie z Ukraińcami takie numery!

Przez lata nauczyli się oni obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy na arenie międzynarodowej, jako państwa specjalnej troski, na podobieństwo do upośledzonego w rozwoju dziecka, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, bo albo sobie coś zrobi, albo kogoś zadźga nożem lub podpali dom – więc o żadnych ekshumacjach, a zwłaszcza – “upamiętnieniach” nie chcą w ogóle słyszeć. Gdyby bowiem takie “upamiętnienie” nastąpiło, po wsze czasy świadczyłoby o dokonanej tam zbrodni – co Ukraińcom jest potrzebne, jak psu piąta noga.

Im ciszej, tym lepiej; minie kilka pokoleń i wszyscy się przyzwyczają, że zbrodnia popłaca. O tym jednak nie trzeba głośno mówić, więc kiedy tylko strona polska wyjękuje swoje suplikacje, to strona ukraińska twardo odpowiada, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w roku 1943 trwała “wojna domowa”, więc suplikacje są nie na miejscu.

Jest to oczywiście argument fałszywy, bo żeby mówić o wojnie, niechby i domowej, to muszą być przynajmniej dwie strony wojujące. Tymczasem  w 1943 roku żadnych “stron wojujących” nie było. Po stronie ukraińskiej była strona mordująca, a po polskiej – strona mordowana.

   Pan minister Kułeba  zażył osobę pytającą z innej mańki. Najwyraźniej uznając, że najlepszą metodą obrony jest atak, zaapelował, by “nie gmerać” w historii”, bo w przeciwnym razie strona ukraińska zacznie dźgać stronę polską nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy “operacją Wisła”. Że jak wy nam “wołyń”, to my wam “Wisłę”.

Rzecz jednak w tym, że jest to porównanie niesymetryczne. “Wołyń” oznaczał bezlitosne mordowanie “Lachów”, podczas gdy w ramach operacji “Wisła” Ukraińcy nie byli mordowani, a tylko przesiedlani na tereny poniemieckie, gdzie mogli – często po raz pierwszy w życiu – zapoznać się z dobrodziejstwami cywilizacji.

Nie to jednak było najważniejsze w wystąpieniu pana Kułeby. Z obfitości serca usta mówią – więc i on, jako o rzeczy oczywistej, powiedział en passant, że owo przesiedlenie nastąpiło “z terytoriów ukraińskich”.

Wprawdzie potem ukraińskie MSZ zdementowało opinię, jakoby Ukraina miała pod adresem Polski jakieś pretensje terytorialne, ale rosyjski minister spraw zagranicznych, książę Gorczakow mówił, że nie wierzy informacjom nie zdementowanym. Tymczasem ta nie tylko została zdementowana, ale znajduje dodatkowe potwierdzenie w deklaracji, jaką pod koniec roku 2006 przekazał ukraińskiemu prezydentowi Juszczence  Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto.

Chodziło nie tylko o to, by prezydent Juszczenko uznał rok 2007 za rok upamiętnienia “operacji Wisła”, ale żeby główne obchody odbywały się na “ukraińskim terytorium etnicznym”, przez które autorzy odezwy rozumieli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego, mniej więcej do Nowego Sącza i część województwa lubelskiego.

Te tereny Światowy Związek Ukraińców, nawiasem mówiąc, całkowicie zdominowany przez banderowców, uznaje za ukraińskie, nawiązując w ten sposób do darowizny, jaką podczas I Wojny Światowej na rzecz Ukrainy uczyniła monarchia austro-węgierska. Ukraina została wyposażona w Małopolskę Wschodnią ze Lwowem i Przemyślem, część Małopolski i część Lubelszczyzny. Chodziło o to, by zatwierdzając państwo ukraińskie, państwa centralne mogły szachować bolszewicką Rosję i utrzymywać w ryzach Polaków.

Żeby było  śmieszniej, na tym całym Campusie, obok ministra Kułeby siedział nasz Książę-Małżonek, któremu premier Tusk w swoim vaginecie powierzył fuchę spraw zagranicznych. Książę-Małżonek skwapliwie skorzystał z okazji by siedzieć cicho i dopiero dziennikarze wydusili  z niego wyznanie, iż “ma nadzieję”, że Ukraina rozwiąże  problem ekshumacji “w duchu wdzięczności za pomoc, którą Polska jej świadczy.”

Obawiam się jednak, że nadzieje Księcia-Małżonka nie zostaną spełnione, a to dlatego, iż Ukraina do żadnej wdzięczności wobec Polski się nie poczuwa. Uważa ona, co niestety powtarzają nie tylko polskie dyplomatołki, ale za nimi, jak za panią matką, również  niezależni dziennikarze z mediów głównego nurtu, że Ukraina walczy o niepodległość Polski i Europy, więc to nie ona powinna być wdzięczna, tylko odwrotnie.

Tymczasem Ukraina wcale nie walczy o niepodległość Polski i Europy, tylko została wkręcona w maszynkę do mięsa przez Stany Zjednoczone, które  skapowały, że wojny per procura kosztują je pięciokrotnie mniej, niż “operacje pokojowe” i “misje stabilizacyjne” prowadzone przez nie bezpośrednio, więc szukają frajerów, którzy pozwoliliby się w takie maszynki do mięsa powkręcać.

Miejmy tedy nadzieję, że nie uda im się wkręcić w tę maszynkę również naszego nieszczęśliwego kraju, chociaż biorąc pod uwagę służalczość naszych dygnitarzy, nie jest to nadzieja specjalnie duża.

Globaliści próbują eskalować wojnę na Ukrainie do III wojny światowej przed wyborami w USA.

Globaliści próbują eskalować wojnę na Ukrainie do III wojny światowej przed wyborami w USA.

1 września, 2024 Brandon Smith, Alt-Market.us

https://alt-market.us/globalists-are-trying-to-escalate-the-ukraine-war-into-wwiii-before-the-us-election

Cel zaangażowania NATO w wojnę na Ukrainie zawsze wydawał mi się oczywisty.

Ukraina nie ma nic wspólnego z interesami zachodniej opinii publicznej, nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem Europy i nie ma nic wspólnego z postępem gospodarczym Stanów Zjednoczonych. Jednak NATO i globaliści ingerują politycznie w region od co najmniej 2014 roku i przygotowują grunt pod ewentualną wojnę z Rosją. Żeby było jasne, nie faworyzuję Rosji bardziej niż Ukrainy. Kreml od dawna ma swoje własne powiązania z globalistami, jak opisałem w wielu artykułach. To, jak głębokie są te więzi, jest przedmiotem debaty – może miesiąc miodowy się skończył, a Rosja naprawdę skończyła próby zajęcia miejsca przy globalistycznym stole.

Wiem tylko, że zachodnie elity chcą wojny światowej i zrobiły wszystko, co w ich mocy, aby ją rozpocząć.

Spójrz na to w ten sposób: co by było, gdybyś sporządził listę wszystkich tajnych i jawnych operacji NATO na Ukrainie, a następnie odwrócił scenariusz? Co by było, gdyby Rosja realizowała te same programy destabilizacji, kontroli i rozprzestrzeniania broni w Meksyku (jak Sowieci na Kubie w latach 60.)? Gdyby USA dokonały prewencyjnej inwazji na Meksyk, byłoby to całkowicie zrozumiałe. To, czy Putin działa w najlepszym interesie Rosji, tak naprawdę nie ma znaczenia. Wojna i tak była nieunikniona, ponieważ NATO upewniło się, że nie da się jej uniknąć.

Ale jakiemu celowi służy taka wojna zastępcza? Cóż, to wcale nie służy celowi … chyba że celem jest wszczęcie szerszej wojny światowej między Wschodem a Zachodem. W tym scenariuszu globaliści odnoszą ogromne korzyści. Dostają kozła ofiarnego za załamanie gospodarcze, które już wprawili w ruch. Mnożą globalny czynnik strachu i sprawiają, że opinia publiczna desperacko pragnie, aby elity polityczne wkroczyły i rozwiązały wszystkie swoje problemy. I mogą pozbyć się swoich krajowych wrogów (konserwatystów i patriotów), oskarżając ich o “współpracę z Rosją” w celu podważenia wysiłków wojennych, jeśli odważą się zbuntować przeciwko niekonstytucyjnym mandatom. Poza tym mają również okazję wysłać młodych mężczyzn (którzy mogliby się zbuntować) do maszynki do mięsa na Ukrainie, aby nie było nowej generacji bojowników o wolność, z którymi nie mogliby sobie poradzić. III wojna światowa jest korzystna dla tłumu w Davos, o ile nie przejdzie w pełni nuklearny Holokaust i nie zniszczy starannie przygotowanych państw pod ich nadzorem. Ale jak zamienić wojnę zastępczą w wojnę światową, nie wyglądając jak podżegacze wojenni? Na tym polega sztuczka, prawda?

Zastępczy przeciwnik (w tym przypadku Ukraina) musiałby podjąć działania, które sprowokują Rosję do reakcji wybuchowej. Rosja musiałaby wykorzystać taktykę lub broń, która naraziłaby ogromną liczbę cywilów na ryzyko, wymagając większego zaangażowania NATO, a może nawet interwencji ONZ. Potrzebują Rosji, aby zrównać z ziemią duże miasto zawierające setki tysięcy cywilów. Potrzebują Rosji, aby zrzucić Moaby lub bomby atomowe. Potrzebują dramatycznej zbrodni wojennej; w przeciwnym razie zachodnia opinia publiczna nie „wymusi” wysłania sił ekspedycyjnych ani nie zgodzi się na działania wojskowe. Powszechne poparcie dla pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy szybko słabnie, a Ukraina wie, że wkrótce przegra.

Ofensywa Kurska wygląda jak akt desperacji wywołany tą właśnie rzeczywistością. Region Kurski nie ma prawie żadnej nowoczesnej wartości strategicznej. Jest to wiejski obszar rolniczy z ograniczoną bazą przemysłową. Ma gazociągi, które wysyłają energię do Europy, ale to nie pomaga Ukrainie. Mają już kłopoty z Niemcami za wysadzenie gazociągu Nordstream. W okolicy znajduje się również elektrownia jądrowa, ale jest zbyt daleko, aby wojska ukraińskie mogły ją przejąć (mogliby spróbować zniszczyć ją dronami i spowodować incydent nuklearny, ale musiałoby to zostać zrobione potajemnie, bez bezpośredniego wskazania na Ukrainę). Stratedzy głównego nurtu twierdzą, że operacja Kursk miała na celu zmuszenie Rosji do odsunięcia wojsk elitarnych od frontu Donbasu, gdzie osiągają imponujące zdobycze. To rzekomo spowolniłoby rosyjską ofensywę w oparciu o jej wyczerpanie i zmieniłoby kierunek wojny. Ale jeśli taki był plan, to nie powiodło się. Wojska ukraińskie w Kursku podobno zostały powstrzymane. Użycie taktyki manewrowej w stylu NATO do inwazji na Kursk również nie zrobiło nic, aby spowolnić postępy Rosji, ponieważ jest ona teraz przygotowana do zajęcia kluczowego miasta Toreck. Zbliżają się również do Pokrowska (głównego miejsca postoju sił Ukrainy na wschodzie). Obszary te są silnie bronione rozległymi umocnieniami, ale Rosja je zdobywa. Linie obrony poza tymi miastami są cienkie lub nieistniejące. Ukraina byłaby natychmiast zmuszona do wynegocjowania zawieszenia broni.

Rosja rozpoczęła również największe ataki rakietowe i dronowe tej wojny w piętnastu ukraińskich obwodach, powodując jeszcze większe zakłócenia w zakładach użyteczności publicznej. Dowodzi to dwóch rzeczy: rosyjskie wojsko nie zostało osłabione ani okaleczone i nadal ma wystarczającą amunicję dalekiego zasięgu, pomimo tego, co pierwotnie twierdzili urzędnicy NATO Jest powód, dla którego Kursk był tak lekko broniony przez Rosję – nie jest to nic warte dla Ukrainy, jeśli chodzi o zwycięstwo w wojnie. To mówi – chciałbym zaproponować alternatywną teorię – dlaczego Ukraina dokonała takiego posunięcia… W momencie, gdy Ukraina wkroczyła na rosyjską ziemię, zmieniły się media i narracja polityczna. Dzisiejsza narracja jest taka, że “czerwone linie” Kremla są bez znaczenia i że Ukraina udowodniła, że Putin “tylko mówi”, jeśli chodzi o broń nuklearną i uderzenia na terytorium Federacji Rosyjskiej. Dyskusja dotyczyła użycia amerykańskich i europejskich rakiet dalekiego zasięgu w głąb terytorium Rosji. Ukraiński rząd (wraz z NATO) domaga się, aby amerykańscy i europejscy urzędnicy pozwolili im na dostęp do tych „zabawek dużych chłopców”.

Ponownie Administracja Bidena musi przynajmniej wydawać się odporna na ten pomysł. Wiedzą, że jeśli otwarcie dadzą zielone światło ofensywnym atakom ATACM na rosyjską ziemię poza frontem, będzie to postrzegane jako przekroczenie linii logistycznego “wsparcia” i przejście w sferę bezpośredniej wojny z Rosjanami. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę, że wywiad NATO i “doradcy” działali na Ukrainie jeszcze przed rozpoczęciem wojny. Chodzi o to, że nie jest to oficjalna polityka, ponieważ opinia publiczna by tego nie zaakceptowała. Wierzę, że uderzenia dalekiego zasięgu w Rosję uruchomią więcej rosyjskich ataków na główne miasta na zachodzie Ukrainy, w których mieszka większość ludności. Obszary te pozostały w dużej mierze nietknięte w czasie wojny. Putin, pomimo tego, co twierdzą media, ostrożnie ograniczał celowanie w większe ośrodki cywilne. To się skończy, jeśli pociski NATO uderzą w rosyjskie miasta. Kursk mógł być próbą sprowokowania Rosji do dzikich ataków na cele cywilne, dając tym samym NATO powód do interwencji. To jedna z teorii. Inna teoria głosi, że operacja Kurska ma na celu przekonanie zachodnich decydentów politycznych i opinii publicznej, że nie będzie żadnych reperkusji nuklearnych; że Putin jest oszołomiony i Ukraina powinna otrzymać bardziej zaawansowane narzędzia do bombardowania Moskwy.

Ta narracja jest w dużej mierze promowana przez Atlantic Council, globalistyczny think-tank związany ze Światowym Forum Ekonomicznym i ” inicjatywą Trójmorza.” Rada Atlantycka bezpośrednio doradza ukraińskiemu rządowi we wszystkich aspektach wojny, w tym strategii za pośrednictwem ich Centrum Eurazji. Doradzają również NATO za pośrednictwem swojego centrum Scowcroft. Jak zauważa ich strona internetowa: “Centrum Eurazji niestrudzenie pracowało nad odpowiedzią na inwazję Kremla na Ukrainę na pełną skalę, wykorzystując naszą szanowaną i dobrze widoczną platformę oraz wykorzystując relacje w rządzie, społeczeństwie obywatelskim i mediach, aby mieć wielki wpływ. Centrum Eurazji oferuje rekomendacje bezpośrednio Administracji i Kongresowi USA, wyższym urzędnikom ukraińskim, kierownictwu europejskiemu, międzynarodowym mediom i społeczeństwu obywatelskiemu. Centrum śledzi sytuację wojskową i polityczną na Ukrainie i opowiada się za silniejszymi, szybszymi środkami, aby zatrzymać i złagodzić szkody wojny Kremla z Ukrainą.”

Twierdzę, że Rada Atlantycka jest głównym globalistycznym “influencerem” w wojnie na Ukrainie – źródłem większości strategicznych decyzji i propagandy. Ich poparcie dla “Inicjatywy Trójmorza” od 2014 roku jest siłą napędową wysiłków na rzecz wprowadzenia Ukrainy do UE i NATO (główny powód, dla którego wojna się rozpoczęła). Lindsay Graham, Neo-Con i wściekły zwolennik wykorzystania Ukrainy jako pełnomocnika do rozpalenia wojny z Rosją, uczestniczy w projektach Atlantic Council co najmniej od 2010 roku. To Rada Atlantycka i ich kontakty medialne – moim zdaniem – naciskają na ataki rakietowe na dużą skalę w Rosji. Są również źródłem twierdzenia, że czerwone linie Putina są fałszywe. Podają na swojej stronie internetowej:

“Ofensywa Ukrainy stawia teraz poważne pytania o wiarygodność rosyjskiego potrząsania szablą i racjonalność stojącą za dużą ostrożnością Zachodu. W końcu obecna inwazja armii ukraińskiej na Rosję jest z pewnością najbardziej czerwoną ze wszystkich czerwonych linii. Gdyby Rosja w ogóle poważnie podchodziła do możliwej eskalacji nuklearnej, byłby to moment, aby zaradzić jej licznym zagrożeniom. W rzeczywistości Putin odpowiedział, starając się bagatelizować inwazję, udając, że wszystko idzie zgodnie z planem.” Jest to ta sama propaganda, która rozprzestrzeniła się na większość platform medialnych establishmentu w ostatnich tygodniach. (Na marginesie, Rada Atlantycka była również mocno zaangażowana w finansowanie mandatu covid i propagandy szczepionek podczas strachu przed pandemią).

Pomysł, że salwy balistyczne do Rosji przy użyciu pocisków dostarczonych przez NATO nie spowodują, że Putin użyje Moabów lub broni nuklearnej, jest naprawdę szalony. Należy pamiętać, że uderzenia dalekiego zasięgu w Rosję nie zrobią nic, aby zmienić warunki panujące na ziemi w Donbasie. Nawet jeśli globaliści nie są w stanie przekonać zachodnich populacji, by podniosły kciuki za balistyczne ataki na Rosję za pomocą broni opłacanej naszymi dolarami podatkowymi, władze mają plan awaryjny. Ukraina niedawno ogłosiła, że opracowała własny pocisk balistyczny dalekiego zasięgu, a broń ta podobno nie podlega nadzorowi USA i Europy. W końcu tego rodzaju uderzenia doprowadzą do rosyjskiej reakcji, która będzie wyglądać brutalnie; a zachodni podżegacze wojenni wycisną z tego wydarzenie wszystko, co się da. Pobiegną z tym prosto do Pentagonu i zażądają planu poboru do wojska w USA.

Jeśli taki jest ich plan będą musieli to zrobić przed wyborami w listopadzie. Donald Trump jest coraz bardziej prawdopodobnym zwycięzcą wyścigu prezydenckiego. Od dawna utrzymywałem, że globaliści zakończą załamanie gospodarcze lub wojnę światową i rzucą to na kolana Trumpa. Próbowali już zrobić to samo z pandemią covid i kryzysem inflacyjnym.

Termin ofensywy Kurskiej i wezwanie do ataków rakietowych na Rosję nie jest zbiegiem okoliczności. Trump twierdzi, że jego zamiarem jest jak najszybsze zakończenie wojny na Ukrainie po objęciu urzędu. Będzie to prawdopodobnie oznaczać lewarowane porozumienie pokojowe, które będzie wiązało się z oddaniem Rosji przez Ukrainę regionu Donbasu. Jeśli Trump jest szczery, to w Radzie Atlantyckiej, WEF i NATO jest wiele elit, które nie będą szczęśliwe. Muszą eskalować wojnę w coś większego, coś, czego nie można cofnąć.

W tej chwili wojnę można zakończyć – wystarczy trochę dyplomacji i zmuszenie Ukrainy do zrozumienia, że nie odzyskają Donbasu ani Krymu, bez względu na to, ile istnień poświęcą. Ale jeśli po obu stronach są ogromne ofiary wśród ludności cywilnej, sytuacja staje się nieodwracalna. Podejrzewam, że tego chcą globaliści.

1 września, 2024 Brandon Smith, Alt-Market.us

https://alt-market.us/globalists-are-trying-to-escalate-the-ukraine-war-into-wwiii-before-the-us-election

Czy Ukraina stała się wylęgarnią super-bakterii, wobec których wszelkie antybiotyki są bezsilne ?

Ukraina stała się wylęgarnią superbakterii, wobec których wszelkie antybiotyki są bezsilne!

Być może jest to efektem “wycieku” z wojskowych laboratoriów broni biologicznej zainstalowanych tam przez amerykanów?!

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 2
 
READ IN APP
 

Problem jest na tyle poważny, że dziś, jak widać, trafił na pierwsze strony gazety „The Sunday Times”!

Tę informację wywołała amputacja nogi 35-letniego ukraińskiego żołnierza, który został przewieziony do najlepszego szpitala w Wielkiej Brytanii – St. George’s Hospital. Lekarze twierdzą, że nawet koktajl pięciu różnych antybiotyków nie jest w stanie pokonać infekcji rozprzestrzeniającej się po całym organizmie.

Gazeta twierdzi, że pochodzące z Ukrainy superbakterie o niewiarygodnej oporności na wszystkie leki przeciwdrobnoustrojowe przyprawiają o ból głowy szpitale w Europie, do których trafiają ranni żołnierze z frontu. Co więcej, lwia część zakażeń ma miejsce w przepełnionych ukraińskich szpitalach. W szczególności wojskowy, który przybył do Londynu, odwiedził wcześniej cztery ukraińskie szpitale, gdzie zaraził się tymi super-bakteriami.

Przytacza się opinię szwedzkiego profesora, który zbadał 141 ukraińskich pacjentów i stwierdził: „To najgorsza rzecz, jaką widziałem”. Co więcej, zarażony jest nie tylko personel wojskowy, ale także cywile przetrzymywani w tych samych potwornych szpitalach. Tak więc wśród tych przypadków jest, między innymi, 8 noworodków z zapaleniem płuc.

Ukraina zwycięska!! Zielona Góra. Kilkunastu Ukraińców pobiło czterech chłopców, ale Polaków.

Zielona Góra. Kilkunastu Ukraińców pobiło czterech nowosolan. 17-latek musi być operowany

1 września 2024 poscigi.pl/zielona-gora-kilkunastu-ukraincow-pobilo-czterech-nowosolan-17-latek-musi-byc-operowany

Poważniej sytuacja wygląda ze złamaną szczęką. Lekarze ze szpital w Poznaniu powiedzieli , że złamanie jest niefortunne. Obawiają się, że podczas operacji może dojść do uszkodzenia nerwów twarzy.

Do pobicia doszło na zielonogórskim deptaku przy Stodole. – Syn musi być operowany. Ma połamany nos i szczękę – mówi ojciec pobitego 17-latka. Drugi 17-latek ma pękniętą błonę bębenkową i nie słyszy na jedno ucho. Sprawa pobicie został juz zgłoszona policji.

Wszystko wydarzyło się w środę, 28 sierpnia. W Stodole na kebabie było czterech chłopaków z Nowej Soli. – Kiedy jedli podszedł do nich młody Ukrainiec. Powiedział, że jego zdaniem patrzą na niego krzywo – mówi ojciec pobitego 17-latka. Na tym się jednak nie skończyło.

Kiedy chłopcy wyszli ze Stodoły tam już czekała duża grupa Ukraińców. Do Ukraińców, którzy byli na kebabie, dojechały jeszcze dwa auta. – W sumie było ich tam około 15 – mówi ojciec pobitego nowosolanina. Ukraińcy zaatakowali nowosolan.

Chłopcy próbowali się bronić, ale nie mieli żadnych szans. Na pomoc ruszył jakiś przypadkowy mężczyzna. – Został jednak bardzo mocno uderzony i upadł na ziemię – mówi ojciec 17-latka. Na pomoc mu ruszyły inne osoby.

czytaj też – Bulwersujące sceny w szpitalu w Zielonej Górze. Pijany Ukrainiec nasikał na dokumentację pacjentów

Po pobiciu Ukraińcy się rozbiegli. Pobici chłopcy pojechali do szpitala w Nowej Soli. – Syn ma połamany nos oraz złamaną szczękę – mówi ojciec 17-latka. Nos musi być operowany. Zabieg jest planowany na wtorek, 3 września, w zielonogórskim szpitalu. Poważniej sytuacja wygląda ze złamaną szczęką, która także musi być operowana. – Lekarze ze szpital w Poznaniu powiedzieli nam, że złamanie jest niefortunne. Obawiają się, że podczas operacji może dojść do uszkodzenia nerwów twarzy – mówi ojciec pobitego chłopaka. Na ta chwilę złamana szczęka został zadrutowana.

czytaj też – Naćpany kokainą Ukrainiec z nożem rzucił się na funkcjonariusza z Zielonej Góry. Wcześniej padły strzały (ZDJĘCIA)

Drugi 17-latek doznał pęknięcia błony bębenkowej. Nie słyszy na jedno ucho. Pozostali są dotkliwe pobici.

– Sprawę zgłosiliśmy policji w Nowej Soli. Powiedzieli, że zostanie ona przekazana zielonogórskiej policji – mówi ojciec 17-latka. Dodaje, że poważne pobicie zgłosi również w zielonogórskiej prokuraturze.