Czemu Ukrainki z dziećmi nie wyjeżdżają do południowo-zachodniej części państwa, zupełnie poza strefą działań wojennych?

Czemu Ukrainki z dziećmi nie wyjeżdżają do południowo-zachodniej części państwa, zupełnie poza strefą działań wojennych?

Są to tereny zrabowane Polsce przez Stalina, za aprobatą Roosevelta i Churchilla, przed 80-ciu laty.

Okolice Stanisławowa, Bieszczady maja ogromną bazę sanatoryjno wypoczynkową, w większości spadek po Polsce. Spokój, cisza, można pracować oraz wypoczywać. Drohobycz, Truskawiec, Kołomyja, Jaremcze, Śniatyń… Okolice…

W sferze wojenno-spokojnej jest co najmniej 70 % Ukrainy

Obraz

Humanitarna partyzantka, czyli „serdecznie wszystkich witamy w Polsce”

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/humanitarna-partyzantka-czyli-serdecznie-wszystkich-witamy-w-polsce/

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zrugał jednego z brytyjskich polityków, który chciał przyjąć ukraińskich emigrantów bez wiz. Premier Johnson oświadczył publicznie, że Wielka Brytania jest „bardzo hojnym krajem”, ale dla bezpieczeństwa państwo musi kontrolować granice i weryfikować osoby, które chcą wjechać na terytorium Zjednoczonego Królestwa.

Od tego zdrowego i rozsądnego podejścia Polska jest tak daleko, jak daleko jest Anglia od Polski. I chociaż rację ma posłanka Siarkowska, że brytyjskie przepisy odnoszą się do emigracji, natomiast w przypadku Polski graniczącej z Ukrainą działa międzynarodowe prawo dotyczące uchodźców, to zachowanie polskich władz nie mieści się w żadnym porządku logicznym.

W Polsce dwutorowo prowadzi się bezmyślne działania, pierwszym torem idzie histeria wojenna nie przystająca do tej tragedii, jaka rzeczywiście na Ukrainie ma miejsce. Drugim torem jadą nie tylko zachęcające komunikaty i gwarancje bez pokrycia, że przyjmiemy każdą liczbę uchodźców, ale uchodźcy są wręcz kuszeni specjalnymi programami socjalnymi.

Polska oferuje Ukraińcom więcej niż Polakom i co więcej dzieje się to kosztem Polaków. Przywileje dla uchodźców wymieniałem i omawiałem wielokrotnie, dlatego nie będę się powtarzał, natomiast ich skala realnie zaczyna zagrażać bezpieczeństwu państwa polskiego.

Na całym świecie proces przyjmowania uchodźców zawsze odbywa się w ten sam sposób. Przede wszystkim powstają obozy dla uchodźców i bez względu na to jak to się źle w Polsce kojarzy, sama procedura jest faktem i pierwszym krokiem. Obozy poza brzydką nazwą mają tę zaletę, że pozwalają na kontrolę przepływu uchodźców, na miejscu pojawiają się międzynarodowe organizacje humanitarne, jak ONZ, czy „Czerwony Krzyż”. W 99% przypadków kraje przyjmujące uchodźców proszą o wsparcie inne kraje i niemal normą jest strasznie katastrofą humanitarną na wypadek odmowy pomocy. W Polsce nic takiego się nie dzieje, cały czas udowadniamy światu, że jesteśmy najbardziej empatycznym krajem, który odda ostatnią koszulę, gdy zajadzie taka potrzeba, a cena paliwa, prądu i rata kredytu to już w ogóle nie maja znaczenia.

Teoretycznie to państwo polskie ma kontrolować niespotykaną w dziejach Polski falę uchodźców, w praktyce to sami Polacy przyjmują pod swój dach Ukraińców i nie tylko Ukraińców. Uprawiamy humanitarną partyzantkę opartą na spontanicznym odruchu serca, po prostu jakiś celebryta dla poklasku albo promocji nowej płyty przyjmuje ukraińską rodzinę, a zanim idzie fala odruchów serca ze strony „zwykłych ludzi”.

Biorąc pod uwagę fakt, że trwałość „związków partnerskich” wśród celebrytów to średnio trzy miesiące, łatwo sobie wyobrazić jak szybko pojawi się dyskomfort i nieporozumienia z udziałem całkiem obcych ludzi w domach i mieszkaniach. Każda przedłużająca się wizyta, nawet najbardziej lubianych gości, w końcu zamienia się w koszmar i nie inaczej będzie w tym przypadków. Pytanie co dalej? Rząd wymyślił, że przez trzy miesiące będzie płacił po 1200 zł za utrzymanie jednego uchodźcy, który w ramach tej kwoty ma mieć zapewniony wikt i opierunek za darmo. Ponownie warto zapytać, ale co dalej? Gdzie rządzący zamierzają rozlokować 1 200 000 uchodźców, bo przecież oni nie staną się członkami polskich rodzin i nie zamieszkają z nimi na stałe.

Nikt tych oczywistości nie bierze pod uwagę, wszystko się odbywa na zasadzie „jakoś to będzie” albo pojawiają się brawurowe wizje rozwoju gospodarczego i demograficznego Polski, nie poparte niczym z wyjątkiem topornej propagandy.

Nie ma żadnego przypadku w tym, że do Polski dotarło i nadal dociera ponad 70% uchodźców niekoniecznie zainteresowanych dalszą podróżą na Zachód. Polska robi wszystko, aby uchodźców do siebie ściągnąć i ich zatrzymać. Takie postępowanie da się wytłumaczyć nieprawdopodobnym brakiem wyobrazi, ale istnieje jeszcze gorsza interpretacja. Polski rząd świadomie prowadzi tę szaleńczą „politykę”, mając nadzieję, że w zamian UE wypłaci nam 770 miliardów i wycofa wszystkie skargi, a USA sprzedadzą Abramsy i Patrioty po kosztach.

Za tę partyzantkę nie dostaniemy nic albo dostaniemy jakieś grosze, które nie pokryją nawet kosztów „drukowania” PESEL.

Pół miliona ukraińskich dzieci w Polsce. Czarnek przedstawił „plan” na ich edukację. Warzecha zadał rozsądne pytania:

„Czy wiemy, ile to jest dzieci? Jaki jest koszt? Czy są nauczyciele polskiego? Jak sprawić, żeby w związku z koniecznością nadganiania przez dzieci z Ukrainy nie obniżył się poziom nauczania polskich dzieci? Jest jakiś plan? Kalkulacja? Cokolwiek?”

W programie „O co chodzi?” gościem Magdaleny Ogórek był szef MEiN Przemysław Czarnek. Minister przedstawił swoją wizję tego, jak ma w Polsce wyglądać edukacja ukraińskich dzieci, które uciekły przed wojną.

– Pójdą do polskich szkół i oczywiście przyjmiemy wszystkie te dzieci, które chcą przyjść do polskich szkół. Przypominam, że dzieci uchodźców ukraińskich, którzy są na terenie Polski, znajdują się tu legalnie. A skoro znajdują się legalnie, podlegają również obowiązkowi edukacyjnemu. A skoro podlegają obowiązkowi edukacyjnemu, więc mogą być też, muszą być, powinny być przyjmowane do polskich szkół przez dyrektorów szkół bezpłatnie – powiedział Czarnek.

Jak stwierdził, „w tym sensie ten system już ich wszystkich obejmuje”. – W tym systemie już mamy kilka tysięcy, ponad 3 tys. dzieci, zapisanych – spośród tych, które przekroczyły granicę po 24 lutego – do polskich szkół. Są to najpierw głównie dzieci, które mówią w języku polskim, mogą z łatwością być zapisane do już funkcjonujących klas polskich w polskich szkołach – dodał.

Minister powiedział, że większość z ponad miliona ukraińskich uchodźców to kobiety z dziećmi. Samych ukraińskich dzieci w wieku szkolnym jest w tej grupie około pół miliona.

Szef MEiN odniósł się też do pytania o ukraińskie dzieci, które nie mówią po polsku. – Jeśli mówimy o dzieciach, które nie mówią w języku polskim, to mówimy o niemal wszystkich dzieciach, które przekroczyły granicę, bo tylko niektóre mówią w języku polskim – te, które miały kontakt z Polską, które miały rodzinę w Polsce. Przytłaczająca większość po polsku nie mówi – przyznał.

– I dlatego najlepszym rozwiązaniem dla tych dzieci jest utworzenie dla nich oddziałów przygotowawczych w ramach szkoły. Oddział przygotowawczy to jest klasa złożona z dzieci ukraińskich, w której to klasie odbywają się zajęcia adekwatne do poziomu rozwoju tych dzieci, edukacyjnego rozwoju na Ukrainie i z językiem polskim dla tych dzieci, bo te dzieci najpierw trzeba przygotować do systemu polskiego. To daje podwójne możliwości, a nawet potrójne możliwości bardzo korzystne dla tych dzieci, dla systemu oświaty – twierdził Czarnek.

W dalszej części programu minister Czarnek stwierdził, że w większości przypadków edukacja ukraińskich dzieci będzie odbywała się właśnie w oddziałach przygotowawczych, w grupie do 25 osób. Jak podkreślał, naznaczone traumą wojenną dzieci „w swoim gronie mniej się stresują niż w zupełnie obcym i obcojęzycznym gronie”.

Jak dodał, zajęcia mogą odbywać się „niekoniecznie w infrastrukturze szkolnej dzisiaj zajmowanej przez polski system oświaty, ale w innych obiektach”. Ma to też ochronić polskie dzieci przed „zakłóceniami” w systemie oświaty.

Do wypowiedzi ministra odniósł się Łukasz Warzecha. Dziennikarz zadał kilka „niewygodnych” pytań.

Czy wiemy, ile to jest dzieci? Jaki jest koszt? Czy są nauczyciele polskiego? Jak sprawić, żeby w związku z koniecznością nadganiania przez dzieci z Ukrainy nie obniżył się poziom nauczania polskich dzieci? Jest jakiś plan? Kalkulacja? Cokolwiek?” – pytał publicysta.

Embargo z samobójczym i ludobójczym finałem? Braki zboża = głód na świecie. Depopulacja, wynik czy cel?

Po sprowokowanej przez Stany Zjednoczone akcji militarnej Rosji, konglomerat polityczno-korporacyjny tzw. Zachodu nałożył na Rosję oraz na jej obywateli różnego rodzaju sankcje.

——————–

W zamyśle organizatorów tych sankcji jest utrudnienie funkcjonowania przemysłu rosyjskiego, sektora gospodarczego i finansowego oraz chęć zubożenia społeczeństwa, co miałoby „ukarać” je za wspieranie polityki rządu. Takie antyhumanitarne traktowanie społeczeństw w rozgrywkach militarno-gospodarczych, w przeszłości zawsze było normą Stanów Zjednoczonych i jej sojuszników.

Tym razem sankcje i restrykcje posuwają się dużo dalej i są bardziej zorganizowne, gdyż kongromerat korporacyjny ma już za sobą skuteczne ćwiczenia podczas tzw. pandemii (przy prowadzeniu kampanii szczepionkowych i narzucaniu obowiązków szczepionkowych) oraz w czasie antytrumpowych kampanii (anarchistyczne i rasistowskie ruchy Black Lives Matter czy Defund Police). Wszystko wskazuje również na to, że decyzje podejmowne są na wyższych szczeblach niż korporacyjne kierownictwa czy nawet polityczne przywództwa.

O ścisłej kooperacji globalnych korporacji z przedstawicielstwami władz politycznych oraz wspólnym wykonywaniu przez nich napływających poleceń z jeszcze wyższego szczebla, świadczy choćby przykład ostatnich decyzji ponadnarodowych korporacji finansowych MasterCard i Visa.

Obie te korporacje nałożyły 4 marca br. sankcje przeciwko obywatelom Rosji, bez nacisku ze strony amerykańskiej władzy ustawodawczej, gdyż sprawa miała być rozpatrzona później. Na wniosek żydowskiego komika Wołodymyra Zełenskiego, kongresmen Brad Sherman odpowiedział, że „Komitet Finansów Kongresu przyjrzy się temu w przyszłym tygodniu”. Korporacje jednak, kierując się dyrektywami ideologicznymi i naciskami z jakiegoś tajemniczego centrum dowodzenia antyludzką kampanią, podjęły te samobójcze dla nich decyzje, w zaledwie kilka godzin po apelu Zełenskiego.

Decyzje te niewątpliwie wpłyną negatywnie na funkcjonowanie tych korporacji, naruszając ich plany biznesowe i zyski, nie mówiąc o spadku zaufania. Jak widać, we współczesnym świecie powiązania korporacyjne – z których większość należy do kilkunastu globalnych zarządców i właścicieli – wpisują się w globalne strategie, znane nam choćby z szalonych pomysłów obłąkanych przywódców jak Klaus Schwab. W sumie, nie liczą się już teoretyczne podstawy pieniądza (bo można go wykreować z powietrza), nie liczą się nawet zyski (podstawowa istota kapitalizmu), bowiem żyjemy w świecie post-kapitalistycznym, w którym dotychczasowe definicje finansowo-gospodarcze przestają funkcjonować. W każdej chwili można z zysków – dotychczasowych, bieżących i spodziewanych – zrezygnować, odrzucić i zapomnieć, bowiem górę biorą projekty przebudowy społeczeństw świata z finałem w postaci całkowicie cyfrowego pieniądza (również dowolnie kreowanego) i masy totalnie kontrolowanych wyrobników (których będzie można przywoływać do karności oraz dowolnie pozbawiać własności).

Wykreowanie w ciągu kilku dni wielomiliardowych start (analitycy obliczają, że 150 miliardów dolarów) i rezygnowanie z zysków może być tylko wytłumaczone wizjami przewyższającymi doraźne korzyści. Czy wizje handałesów stawiających na rozgrabienie mającej upaść Rosji, jej majątku, zasobów naturalnych, spełnią się, czy też górę wezmę bardziej trzeźwi bukmacherzy? Gra trwa dalej, lecz wszystko wskazuje na przewagę trzeźwości nad pijaństwem.

Motywując decyzję o ograniczeniu sieci kart płatniczych w Rosji, Al Kelly, prezes i dyrektor generalny Visa powiedział: „Jesteśmy zmuszeni do podjęcia działań w związku z niesprowokowaną inwazją Rosji na Ukrainę i niedopuszczalnymi wydarzeniami, których byliśmy świadkami. … Ta wojna oraz ciągłe zagrożenie dla pokoju i stabilności wymagają od nas reakcji zgodnej z naszymi wartościami”.

Oczywiście w tym zdaniu mamy kilka przekłamań i kłamstw, jak: „jesteśmy zmuszeni” (przez kogo? na pewno nie przez ciała ustawodawcze); „niesprowokowaną inwazją Rosji na Ukrainę” (ta kłamliwa mantra powtarzana jest w niemal we wszystkich korporacyjnych oświadczeniach, jakby pisana była przez kalkę – o prowokacji amerykańskiej tutaj); „ciągłe zagrożenie dla pokoju i stabilności” (o tym szerzej za chwilę), oraz „reakcji zgodnej z naszymi wartościami” (jakimi to wartościami nagle kierują się korporacje, które znane były dotychczas jedynie z jednej: pogonią za pieniądzem i zyskami? Nagle przemieniły się w anielskie instytucje charytatywne?)

W jakimś szemranym kolektywie największe korporacje, które tak bardzo zabiegały o klienta rosyjskiego budując biurowce, wieżowce, pokazowe sklepy i salony (Prada, Dior, Gucci, Fendi, Zara, Vuitton…), nagle ogarnięte zostały cnotami prawości, sprawiedliwości, uczciwości i moralności. (Jak na razie jedynie Coca-Cola wyłamała się z wzięcia udziału w tym szaleństwie.) Te same korporacje, które uprzykrzały życie w czasie tzw. pandemii, wykorzystane zostają teraz do realizacji kolejnego celu w procesie przebudowy świata i wszystkie zmówiły się gremialnie na jeden sygnał wycofując się z rynku rosyjskiego – Visa, Mastercard, Apple, Microsoft, PayPal, system SWIFT (choć nie w całości, pozostawiono kanały w postaci banków Sbierbanku i Gazprombanku, bo przecież Zachód musi jakoś płacić za surowce), producenci samochodów, niemal wszystkie linie lotnicze, itd itp.

Można jeszcze zrozumieć decyzję szefostwa takich firm jak Netflix – nic nie wytwarzającego poza propagandą – wycofania się z Rosji, ale nie sposób pojąć rozumowanie np. Nissana, który ogłosił że nie będzie już sprzedawał swoich samochodów na rynku rosyjskim (w zeszłym roku sprzedano ponad 50 tys.) inaczej, niż samobójczym kierowaniem się ideologicznymi zapędami i koniecznością przystosowania się do obowiązującego w danej chwili zlecenia mocodawców, ulokowanych wyżej niż zarząd firmy.

Tutaj warto zaznaczyć, że wśród linii lotniczych Serbian Airlines jest chlubnym wyjątkiem i dbając o klientów i normalizację stosunków międzynarodowych dalej przewozi pasażerów do/z Rosji. Jak informuje WorldAirlinesNews, Serbian Airlines „notuje duże zyski”, co świadczy o mądrości zarządu firmy. Co ciekawe, loty odbywają się regularnie w polskiej przestrzeni powietrznej, co można w czasie rzeczywistym zobaczyć na mapkach lotnicznych. Drugim wyjątkiem są tureckie Turkish Airlines, które również przelatują nad polską przestrzenią powietrzną, obsługując pasażerów na trasie Moskwa-Istambuł czy St. Petersburg-Istambuł. Kolejnymi wyjątkami są hinduskie linie Air India, które przelatują swobodnie nad terenem Rosji, Białorusi, Polski i Europy Zachodniej, np. obsługując trasę Delhi-Paryż. Koreańskie linie lecą również tą samą trasą, jak i linie Royal Air Maroco…

Obosieczny miecz

W walce finansowej z Rosją spekulanci walutowi doprowadzili do spadku wartości rubla w stosunku do dolara, który zresztą w coraz słabszym wymiarze uchodzi za walutę światową. Chyba tylko naiwni analitycy wierzą, że takie wskaźniki jak „ocena wiarygodności” (ratings) przedsiębiorstw czy państw, czy właśnie kursy walut, są jakimiś naturalnymi mechanizmami świata finansowego, na które manipulatorzy nie mają wpływu. Tak oczywiście nie jest i w walce z Rosją sięgnięto również i po takie narzędzie. Kurs rubla spadł do rekordowo niskiego poziomu i choć odbił się nieco, to cały czas w transakcjach międzynarodowych miałby niewielką wartość. Tylko, że obecnie tych transakcji jest niewiele, a Rosja skutecznie izoluje się konsolidując swój system finanansowy z innymi sieciami. Wbrew nałożonym sankcjom obywatele rosyjscy na co dzień na razie w niewielkim stopniu doświadczają ograniczeń. Na przykład wspomniane restrykcje sieci kart płatniczych Visa/Mastercard objęły tylko karty wydane w instytucjach poza granicami Rosji (czyli chodzi o garstkę obywateli rosyjskich mających karty wydane przez zagraniczne instytucje poza granicami), zaś sieć wewnętrzna dalej funkcjonuje i każdy posiadacz kart Visa/Mastercard (wydanych nawet przez zagraniczne instytucje, lecz w siedzibach ulokowanych w kraju) może korzystać z nich jak dotychczas.

Natomiast jeśli chodzi o manipulacje kursem rubla, to Rosja przygotowała swoją odpowiedź. Zachodni bankierzy, którzy udzielili Rosji pożyczek mogą w związku z tym obudzić się z ręką w nocniku. Bankierzy zdają sobie doskonale sprawę, że w ciągu najbliższych dni przychodzi pora spłat kolejnych rat. I tak, 9 marca ma nastąpić spłata rządowych obligacji OFZ, na sumę 6 miliardów rubli, dzień później papierów GSO na 1,2 miliarda rubli, 16 marca – dwa Eurobond na 44 milionów dolarów i 73 miliony dolarów, za kilka dni kolejny Eurobond na 65 milionów dolarów, 28 marca Euroobond na 102 miliony dolarów, w międzyczasie kilka OFZ-tów na 40 miliardów rubli, itd, itp.

Po dniach niepewności zachodnich inwestorów i zadawania sobie pytań czy Rosja w ogóle będzie kontynuowała spłatę długów, odetchnęli oni najpierw z ulgą, że owszem będzie, lecz później dowiedzieli się, że oto prezydent Putin w odpowiedzi na sankcje zachodnich manipulatorów podpisał w sobotę, 5 marca br, dekret pozwalający firmom rosyjskim spłatę długów zachodnim wierzycielom w rublach. Dekret ma charakter tymczasowy i dotyczy tych krajów, które „angażują się w działalność wymierzoną przeciwko Rosji, jej firmom i obywatelom”. Można spodziewać się zatem, że zachodni bankierzy przemyślą różne pochopne decyzje i wpłyną – dla swojego dobra – na różnych polityczno-korporacyjnych partnerów aby rozważyli dotychczasowe sankcje. Wszak spłata długów w mniej wartościowych rublach oznacza dla nich konkretną stratę, a ci naprawdę trzymający sakiewkę liczyć potrafią.

Jak widać, w dzisiejszych czasach wszystko jest ze sobą powiązane i przy naruszeniu jednego elementu, sypie się cały łańcuszek, często z największym skutkiem dosięgając tych, którzy zainicjowali burzę.

Bankierzy jedynie dla zachowania twarzy uczestniczą w medialno-propagandowej nagonce na Rosję, jednak sami nie są w ciemię bici i znają wartość pieniądza. W piątek, stratedzy JPMorgan opublikowali artykuł, w którym oznajmiają o podniesieniu ocen rynkowych (rating) dla trzech firm rosyjskich: Lukoil, Novolipetsk Steel (NLMK) oraz Magnitogorsk Iron & Steel (MMK), co oznacza, że nie wierzą w zapowiadane bankructwo Rosji z jej przemysłem i systemem finansowym i zachowują nadzieję na rychłe odbicie się rynku.

W międzyczasie, Rosja zmuszona została do wykonania niemal koniecznego manewru nawiązania trwałej współpracy z Chinami. W przypadku systemu kart płatniczych Rosja integruje się z chińskim systmem UnionPay i wzmacnia swój własny system kart płatniczych Mir. Chiński Unionpay obecnie przeprowadzający około 30% światowych transakcji, jest najszybciej rozwijającym się systeme płatnicznym i wciągnięcie Rosji jedynie wzmocni pozycję Chin. Kto ucierpi na tym? Na pewno inicjatorzy tej całej burzy.

Nie wiadomo czy na taki obrót sprawy godzą się zachodni bankierzy, którzy nie patrząc na polityczne zawirowania – a dla publiki jedynie przytakują obowiązującym narracjom – dbają o wartość swoich kas i uważnie liczą przyszłe wpływy. Bloomberg pisze ostrzegawczo:

Wyrzucanie Rosji z krytycznego systemu globalnego – który obsługuje 42 miliony transakcji dziennie i służy jako koło ratunkowe dla niektórych z największych instytucji finansowych na świecie – może przynieść odwrotny skutek, powodując wzrost inflacji, zbliżając Rosję do Chin i chroniąc transakcje finansowe przed kontrolą przez zachód. Może to również zachęcić do opracowania alternatywy SWIFT, która może ostatecznie zaszkodzić dominacji dolara amerykańskiego”.

Warto przypomnieć, że każda transakcja SWIFT to nie jest przerzucenie Twojej płatności w sklepie, lecz średnio wynosi około pół miliona euro, a w przypadku transakcji międzynarodowych dużo więcej (np. dla amerykańskiego Fedu, transakcja FIN to około półtora miliona dolarów). Pomnóżmy to przez dziesiątki milionów transakcji dziennie i zobaczymy wtedy z jaką globalną siecią powiązań finansowych mamy do czyniennia. Przerwanie tej sieci grozi nieobliczalnymi wprost skutkami, nie tylko dla uczestników jakiegoś lokalnego konfliktu, lecz dla całej globalnej gospodarki.

Braki zboża = głód na świecie

Kolejnym elementem tego – zainicjowanego nieodpowiedzialnie przez Zachód – domina są ceny i sama dostępność wielu surowców, podstawowych dla gospodarek produktów i żywności.

Dla przykładu, Rosja jest nawiększym na świecie producentem pszenicy i znaczącym jej eksporterem. Pszenica z Rosji (18%) razem z Ukrainą (7%) stanowią 25% całego światowego eksportu, a główni odbiorcy to Egipt, Turcja, Bangladesz, Nigeria, Jemen, Azerbejdżan, Sudan, Wietnam, Senegal… Ceny pszenicy osiągnęły najwyższe od 14 lat ceny, co niewątpliwie odbije się na poziomie życia wielu krajów Afryki i Azji. Warto dodać, że gdy w 1985 roku dużo większy terytorialnie Związek Radziecki importował 55 milionów ton pszenicy rocznie, to dzisiejsza Rosja jest największym jej producentem i eksporterem, co świadczy o dokonanych przeobrażeniach i długofalowej strategicznej wizji.

Kraje uważnie obserwujące rozwój sytuacji podjęły już decyzje mające na celu ochronę swoich rynków i społeczeństw. Do takich należą Węgry, Argentyna, Turcja, Mołdawia – wszystkie one wstrzymały eksport swojego ziarna. Embargo nałożone na Rosję oraz możliwy brak upraw w tym roku na Ukrainie (migracja ludności, działania wojenne) spowodują ogromne perturbacje, braki i astronomiczne ceny żywności na świecie.

Czy władze w Warszawie również zadbały o polskie społeczeństwo podejmując podobne ochronne decyzje (zakaz eksportu, magazynowanie), czy uważają, że jak zwykle nic nam nie grozi, bo jesteśmy w „dobrych relacjach” z tzw. sojusznikami?…

Oprócz zbóż – pszenicy, kukurydzy, ale i oleju słonecznikowego (z Rosji pochodzi 80% światowej produkcji!) – na horyzocie pojawiają się braki, nieznane od kilkudzisięciu lat. Prezydent Banku Światowego, David Malpass ostrzega, że czeka nas „ogromny szok z [brakiem] zaopatrzenia” w paliwa i żywność. (W jakim stopniu sam Bank Światowy przyczynia się do takich kryzysów, to temat na inną dyskusję.)

Wiele krajów przygotowuje się na najgorsze. Chroniąc swój rynek, Rosja i Chiny ograniczyły eksport nawozów sztucznych (Rosja należy do czołowych eksporterów nawozów azotowych, fosforowych i potasowych), a teraz rozważają całkowity zakaz, co może spowodować wręcz nieobliczalne światowe skutki. Rosja, posiadając całą tablicę Mendelejewa może w jednym momencie wstrzymać eksport kluczowych surowców (jako pierwszy przykład z brzegu – palladu, używanego do katalizatorów samochodowych, który pochodzi w połowie z Rosji; bajkowe wizje Grety o „ochronie środowiska” nie ziszczą się…). Chiny ogłosiły również zakaz eksportu nawozów fosfatowych, na razie do czerwca 2022 roku.

Temat można rozwijać dodając rynek paliw czy innych produktów – ale wszędzie dojdziemy do tego samego wniosku, że próby zdestabilizowania relacji gospodarczych pomiędzy znaczącymi podmiotami zawsze nieprzyjemnie odbijają się na całym świecie. A im bardziej znaczące, tym większe turbulencje prowadzące do katastrofy.

Jak wiemy, strategiczni parterzy BRICS (Brazylia, Rosja, India, Chiny i Afryka Południowa) nie poparli rezolucji ONZ potępiającej Rosję, a zamiast tego przygotowują swe kraje na tryb nadzwyczajny, chroniąc gospodarkę, hamując eksport, zwiększając import, magazynując kluczowe komponenty

Depopulacja, efekt czy cel?

Na świecie, efekt domina przełoży się na katastrofalny brak żywności, z głodem w Afryce i w konsekwencji ze spadkiem demograficznym. Analitycy wskazują, że właśnie powszechne zastosowanie nawozów sztucznych spowodował w XX wieku boom demograficzny na świecie. Eksplozja może szybko przemienić się w implozję, czyli depopulację. Czy niektórym z globalistów nie jest to po ich myśli? Czy szef sieci Visa uzasadniając wycofanie się firmy z Rosji i mówiąc o „zagrożeniu dla pokoju i stabilności” nie miał freudowsko na myśli zagrożenia, które strona zachodnia sama stwarza, z destabilizacją i możliwą depopulacją?

Europa, rządzona przez wyobcowanych ze świata biurokratów i/lub zideologizowanych bezrozumnych fanatyków (polskie władze są tego najlepszym przykładem), kładzie więc swą głowę pod topór. Jeśli operacja militarna na Ukrainie zakończy się szybko – z jedynym pragmatycznym rozwiązaniem w postaci utworzenia Ukrainy jako neutralnego państwa – obawy o światowe jestestwo znikną. Stosunki międzynarodowe znów ułożą się – oby po myśli współpracy i kooperacji, a nie bezustannej konfrontacji i podżegania – gospodarka znów będzie mogła funkcjonować. Ludzie, tak jak szybko medialnie zostali przekierowani z tzw. zagrożenia koronawirusem na zainteresowanie Ukrainą, tak szybko o niej zapomną, przygnieceni swoim troskami oraz nowymi wynalazkami globalistycznych manipulatorów (nowa plandemia? nowa wojna?)

Lokalnie rzecz ujmując, Ukraina będzie mogła liczyć na międzynarodowe wsparcie rozwoju gospodarczego, zaś Polska….

…Polska pozostanie największą ofiarą tej wojny. Do tej pory przyjęła bezwarunkowo ponad milion nachodźców, którzy logicznie rzecz biorąc mogliby być rozlokowani w zachodniej, nie objętej walkami, Ukrainie. Szacuje się, że przyjmie kilka kolejnych milionów, niektórzy wskazują na liczbę 5 milionów, inni na 7 milionów, a nawet 10 milionów osób opuszczających „swój kraj”, z których większość trafi do Polski, bo inne kraje albo nie przyjmują nikogo (Szwecja), a Niemcy nakładają limity („30 tysięcy”). Czemu się jednak dziwić tej ucieczce, jeśli rządy tego marionetkowego kraju nie potrafiły przez tyle lat zapewnić godnych warunków życia („winny Putin!”), nie poskromiły korupcji („winny Putin!”), a zamiast tego skupiały się na generowaniu konfliktów z sąsiadami. Nie dziwimy się, że ludność ucieka z takiego kraju, wszak już przed ostatnimi wydarzeniami nawet 70% ukraińskich respondentów miało zamiar opuścić swój kraj.

Po uspokojeniu się sytuacji międzynarodowej, Polska pozostanie z milionami obcych przybyszów. Skonsolidują się oni politycznie, mając swój „rząd na uchodźtwie” ulokowany w Warszawie, z jakimś komikiem, kabareciarzem czy grandziarzem na czele. Już wkrótce można spodziewać się nacisków na wprowadzenie w Polsce ukraińskiego jako drugiego obowiązującego języka.

Nie będziemy snuli wizji możliwego rozwoju wydarzeń w takiej Polsce – przyszłości pełnej nieuchronnych konfliktów, dyskryminacji rdzennych Polaków, pogarszających się warunków bytowych i jeszcze większej ohydniejszej propagandy rządowej oraz nieodzownego zamordyzmu. Mogliśmy odpowiedzialnie i zgodnie z polską racją stanu zachować ostrożność, wstrzemięźliwość, neutralność w światowych rozgrywkach wielkich mocarstw. Za zgodę na użycie dobrego imienia Ojczyzny jako pionka w rozróbie międzynarodowej, wszyscy poniesiemy konsekwencje.

Rząd PiS-u jednak „wyżywi się”.

Oprac. www.bibula.com 2022-03-07

Oficjalnie: Koszt utrzymania uchodźców w Polsce to 10 mld zł. „UE zadeklarowała 0,5 mld euro”.

Wstępne szacunki mówią, że koszt utrzymania miliona ukraińskich uchodźców to kilka miliardów złotych, a może nawet 10 mld zł, jeśli weźmiemy pod uwagę system edukacji, opieki zdrowotnej, zabezpieczenia społecznego – powiedział wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.

8.03.2022 https://www.tvp.info/58922960/koszt-utrzymania-ukrainskich-uchodzcow-to-nawet-10-mld-zl-ile-zadeklarowala-ue-pol-miliarda-euro

Jabłoński powiedział w Polsat News, że wstępne koszty utrzymania miliona uchodźców szacuje się na co najmniej kilka, a może nawet 10 mld zł.

– A są to szacunki przy milionie osób, a będziemy mieć ich znacznie więcej. Nie wiadomo, jak długo to potrwa, kiedy ta wojna się skończy, nikt nie wie – tłumaczył Jabłoński.
Wskazał, że Unia Europejska zadeklarowała pół miliarda euro. – Ta kwota z całą pewnością nie wystarczy, zwłaszcza że ma być dzielona na wszystkie państwa i na projekty skierowane bezpośrednio do Ukrainy – mówił wiceminister.
W jego ocenie konieczne jest, by Unia dużo bardziej zdecydowanie wspierała państwa członkowskie, które przyjmują uchodźców. – Konieczne jest nie tylko wsparcie humanitarne, ale także wsparcie dla państw członkowskich – zaznaczył.
Jabłoński powiedział, że polska dyplomacja pracuje nad wzmocnieniem sankcji wobec Rosji, apelując zwłaszcza do Niemiec. – Nie blokujcie tych sankcji, koszt ich niewprowadzenia jest dużo większy niż chwilowe koszty ich wprowadzenia – powtórzył Jabłoński.
Jego zdaniem mitem jest, że Europa nie poradzi sobie bez surowców z Rosji. Zaprotestował też przeciwko porównywaniu węgierskiego sceptycyzmu wobec sankcji z niemieckim, bo – jak powiedział – „to Niemcy pompowali miliardy euro w Putina” i odpowiedzialność za dzisiejszą sytuację w Europie ponoszą przede wszystkim oni.
Wiceminister odniósł się też do kwestii przekazania samolotów Ukrainie, o czym mówił m.in. sekretarz stanu USA Antony Blinken. – Wszystkie decyzje w sprawach wojskowych to są decyzje NATO. Muszą być podejmowane w ramach NATO z uwzględnieniem bezpieczeństwa wszystkich członków sojuszu – powiedział. [tłumacząc na polski: Nie chcemy dać się bezpośrednio wrobić w wojnę. MD]

Prezydent Ukrainy jest powiązany z Klausem Schwabem, Justinem Trudeau i innymi „światowymi elitami”

Podobnie jak Trudeau, Zełenskij jest zwolennikiem Światowego Forum Ekonomicznego. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenskij stwierdził, że premier Kanady Justin Trudeau był jednym z powodów, dla których wszedł do polityki.

Po zakończeniu kariery komika i artysty oraz objęciu funkcji prezydenta Ukrainy w kwietniu 2019 roku Zełenski nazwał Trudeau „jednym z przywódców, którzy zainspirowali go” do „wchodzenia w politykę”.

https://legaartis.pl/blog/2022/03/07/prezydent-ukrainy-jest-powiazany-z-klausem-schwabem-justinem-trudeau-i-innymi-swiatowymi-elitami/

————————————-

Podczas gdy Zełenski wyrósł ze względnego zapomnienia do sławy – z perspektywy Zachodu, odkąd konflikt rosyjsko-ukraiński stał się w zeszłym tygodniu wiadomością międzynarodową, jego podziw dla Trudeau jest mniej zaskakujący, biorąc pod uwagę jego pochodzenie.

Podobnie jak Trudeau, Zełenskij jest zwolennikiem Światowego Forum Ekonomicznego Klausa Schwaba, globalistycznej organizacji stojącej za niesławnym programem „Wielkiego Resetu”, który mówi światu, że do 2030 r. „nie będzie miał nic i będzie szczęśliwy”.

Wszechobecne poparcie elity dla Zełenskiego, w tym poparcie lewicowego mega-sponsora George’a Sorosa, Trudeau, amerykańskiego prezydenta Joe Bidena i wszystkich stron głównego nurtu mediów, skłoniło wielu do kwestionowania prawdziwej motywacji stojącej za potępieniem Rosji przez rząd USA do kwestionowania Zachód i obawa, że ​​planowana jest kolejna zagraniczna wojna z udziałem Zachodu.

Ukraińska dziennikarka Daria Kaleniuk wystosowała we wtorek emocjonalny apel do brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, wzywając go do nakazania NATO interwencji w wojnie na Ukrainie. Po tym, jak wydarzenie zostało pochwalone w zachodnich mediach, pojawiły się doniesienia, że ​​Kaleniuk jest nie tylko dziennikarzem, ale także członkiem WEF i prowadzi inicjatywy wspierane przez Sorosa w całej Europie Wschodniej.

Podczas gdy wiele osób jest sceptycznie nastawionych do rosyjskiego prezydenta Władimira Putina i jego wcześniejszych powiązań z KGB, wydaje się, że media głównego nurtu nie poświęcają drugiej stronie konfliktu uwagi, co niepokoi wielu, biorąc pod uwagę radykalny charakter WEF i jego cele Wielkiego Resetu .

Wielki Reset to radykalny socjalistyczny plan opracowany przez globalne elity, aby „zresetować” gospodarkę światową i zainstalować scentralizowany i ściśle regulowany totalitarny system międzynarodowy, podobny do chińskiego systemu kredytów społecznych.

Rzeczywiście, założyciel i przewodniczący WEF, Klaus Schwab, konsekwentnie chwalił chińskiego komunistycznego prezydenta Xi Jinpinga, w tym w tym roku w oświadczeniu, w którym powiedział chińskiemu przywódcy, że jego dyktatorski reżim jest pod jego „inkluzywnym” przywództwem, osiągnął „znaczące osiągnięcia społeczne i gospodarcze”.

Schwab chwali Chiny jako „inkluzywne” pomimo dowodów na to, że Chiny popełniają ludobójstwo na swojej muzułmańskiej populacji Ujgurów, prowadzą masowy program grabieży narządów i to, co krytycy nazywają „koszmarem pierwszego na świecie prawdziwie totalitarnego państwa”.

Z czysto strategicznego punktu widzenia, gdzie główną troską jest minimalizacja liczby zabitych i rannych, niektórzy odrzucają również pomysł ingerencji Zachodu w wojnę, ponieważ prowadziłoby to do eskalacji konfliktu, zamiast kończąc to.

Według doradcy do spraw publicznych USA J. Roberta Smitha, Zachód powinien w tym momencie sprzeciwić się wojskowemu zaangażowaniu USA-NATO na Ukrainie, twierdząc, że tylko pogorszy i tak już burzliwą i śmiertelną sytuację.

„Makabryczne skutki wielkich wojen są często niedoceniane, gdy się zaczynają. Weźmy wojnę domową. Niewielu ludzi, czy to na południu, czy na północy, mogło sobie wyobrazić, że wojna pochłonie od 600 000 do 850 000 istnień ludzkich, w zależności od szacunków. Na początku I wojny światowej żadna ze stron nie przewidziała oszałamiających 40 milionów ofiar wojskowych i cywilnych tego bezsensownego konfliktu” – napisał Smith.

„Kto naprawdę myśli, że wojna między USA a NATO i Rosją może ograniczać się do Ukrainy? Wojny są z natury nieprzewidywalne; mają swoją własną dynamikę. Rozprzestrzenianie się na kraje NATO wydaje się być sprytnym wyborem, czy to celowo, czy przez przypadek. Dlaczego Putin nie miałby atakować wrogich celów poza granicami Ukrainy? Dlaczego USA i NATO nie miałyby podjąć działań odwetowych, jeśli nie rozpocząć?”

W tak trudnych czasach coraz trudniej jest gwarantować informacje przeciwko systemowi i demaskować chytre elity. Mówienie o sprawach związanych z COVID oraz sytuacji agresji Rosji na Ukrainę z innej perspektywy jest ryzykowne. Wspieraj ciężką pracę, którą wykonujemy każdego dnia, opierając się na logice, zgodnie z którą informacje przechodzą oswojone tylko w kanałach głównego nurtu.

Prezydent Ukrainy: „Na naszej fladze nie ma krwi. Nigdy nie mordowaliśmy innych ludzi”. A kto dokonał Rzezi Wołyńskiej?

7 marzec 2022 https://wprawo.pl/prezydent-ukrainy-na-naszej-fladze-nie-ma-krwi-nigdy-nie-mordowalismy-innych-ludzi-a-kto-dokonal-rzezi-wolynskiej/

W poniedziałek (7.03.2022) prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski po raz kolejny wezwał NATO do zamknięcia nieba nad Ukrainą w celu powstrzymania rosyjskich bombardowań. Na naszej fladze nie ma krwi. Nie ma i nigdy nie będzie czarnych plam, nie ma swastyk. To, czego nigdy nie robiliśmy pod naszą flagą, to nie atakowaliśmy innych państw, nie zajmowaliśmy cudzej ziemi, nie mordowaliśmy innych ludzi – podkreślił Zełenski.

– Nigdy nie pragnęliśmy tej wojny, ale przyniesiono ją do nas. Nigdy nie chcieliśmy zabijać, ale musimy wyganiać wroga z naszej ziemi. Musimy znosić to, czego żaden inny naród Europy nie widział od 80 lat. Na naszej ziemi decyduje się czy ktoś inny w Europie może paść ofiarą podobnej agresji – stwierdził prezydent Ukrainy. – Ile jeszcze śmierci i zniszczenia potrzeba, by zabezpieczyć niebo nad Ukrainą? Czym ludzie w Charkowie czy Mikołajowie różnią się od ludzi w Hamburgu czy Wiedniu? – pytał.

Zełenski wezwał do zwiększenia presji na Rosję. – Potrzebny jest bojkot rosyjskiego eksportu. Bojkot importu do Rosji. Niech wojna przyjdzie też do nich. Wspólnota międzynarodowa powinna działać jeszcze bardziej zdecydowanie – zaapelował.

I tak oto w 12 dniu rosyjskiej agresji na Ukrainę dowiedzieliśmy się, że Ukraińcy nigdy nikogo nie mordowali. A kto dokonał ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej? I kto stawia pomniki zbrodniarzom, którzy zaplanowali i przeprowadzili to ludobójstwo?

Gdyby prezydent Zełenski zapomniał, to przypominamy, że zrobili to Ukraińcy. I nie tylko nie poczuwają się do winy, ale gloryfikują ludobójców czyniąc z nich bohaterów Ukrainy. A Polacy mają to znosić w milczeniu, bo każde słowo protestu jest obecnie klasyfikowane jako działalność „ruskich onuc”.

Rosyjska agresja zasługuje na największe potępienie. Ale na takie potępienie zasługuje każda agresja. Ukraińskie ludobójstwo na Polakach też zasługuje na potępienie. Jeśli Ukraina nie zdobyła się na to do tej pory, to musi liczyć się z tym, że będzie jej to wypominane bez względu na okoliczności.

Dziś Rosja zrzuca bomby na ukraińskie domy i to jest barbarzyństwo. Ale barbarzyństwem było też okrutne wymordowanie ponad 100 tysięcy Polaków na Kresach w imię Ukrainy „czystej jak szklanka”.

I dlatego prezydent Zełenski nie ma prawa opowiadać o Ukraińcach jako o tych, którzy nigdy nikogo nie mordowali. Bo mordowali i to z wyjątkowym okrucieństwem. Do dziś żyją jeszcze świadkowie ich zbrodni, a to, co opowiadają, jeży włosy na głowie.

Zbigniew Troper / Fot. Jacek Międlar

„Zorganizowali pochód i ogłosili Samostijną Ukrainę. Potem chcieli nas zgładzić jak Rosjanie i Niemcy!” – świadek ukraińskiego ludobójstwa na Polakach [WIDEO]

Pan Zbigniew urodził się w 1929 roku w Przemyślanach, miejscowości oddalonej nieco ponad 40 km od Lwowa – bastionu polskiej kultury, inteligencji i dziedzictwa narodowego. W rozmowie, którą przeprowadziłem w ramach autorskiego projektu „Spotkanie ze świadkiem ukraińskiego ludobójstwa na Polakach”, Świadek ujawnia jak Ukraińcy w roku 1942 proklamowali powstanie Samostijnej Ukrainy, a następnie poczęli bestialsko … Czytaj dalej

300 zł kieszonkowego dla uchodźcy oraz legalny pobyt i gwarancja pracy. Kolejny socjal, za jaki zapłaci Polak. „Obywatele Ukrainy zapewne zostaną z nami dłużej”

Polski rząd szaleje. Na dzisiejszym posiedzeniu według zapowiedzi Ministra Rodziny Marleny Maląg rząd ma zająć się specustawą bogactwa dla uchodźców finansowanego przez Polaków. Według informacji przekazanych przez rzecznika rządu Piotra Mullera posiedzenie rządu w tej sprawie zaplanowane jest na godzinę 12.00 a jeszcze w tym tygodniu planowane, jest skierowanie specustawy ukraińskiej do sejmu.

————-

O rządowym projekcie pomocy uchodźcom na antenie Polsat News szczegółowo wypowiedziała się Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg, na podstawie jakiej władza chce przyznać kolejne specjalne uprawnienia ukraińskim uchodźcom, którzy dokonali inwazji na nasz kraj ze środków publicznych, na jakie składa się każdy Polak.

„Jest to przełomowa ustawa, jeżeli chodzi o wsparcie. (…) Przede wszystkim najważniejsze jest to – ustawa mówi o tym jednoznacznie – obywatele Ukrainy, którzy szukali schronienia w Polsce od 24 lutego, mają legalny pobyt na terenie Rzeczpospolitej Polskiej z prawem do pracy” – powiedziała. W rozmowie z portalem „Do Rzeczy”, opublikowanej w niedzielę, sprecyzowała, że będzie to 180 dni legalnego pobytu w Polsce z prawem do pracy.

ZOBACZ: Rządowy program Mieszkanie+ skierowano do uchodźców. Polacy pozbawieni prawa do 650 mieszkań

Maląg w wywiadzie w Polsat News dodała, że dzisiaj jest czas wsparcia, zabezpieczenia związanego z noclegami czy wyżywieniem. „Obywatele Ukrainy zapewne zostaną z nami dłużej” – mówiła. W związku z tym – jak podkreśliła – Polska chce otworzyć rynek pracy na Ukraińców. Wyjaśniła, że przedsiębiorcy będą mieli siedem dni na zgłoszenie ukraińskiego pracownika poprzez portal praca.gov.pl powiatowym urzędom pracy.

Warto w tym miejscu doprecyzować, że nasz „kochany rząd” tak zupełnie przypadkiem w listopadzie 2021 roku dokonał zmiany w przepisach dotyczących zatrudnienia cudzoziemców, w jakich zagwarantował im płacę minimalną na poziomie 3.010 zł brutto niezależnie od wysokości etatu oraz ilości godzin przepracowanych na podstawie umowy zlecenia. Dla porównania obywatel naszego kraju, aby zarobić 3010 zł brutto musi być zatrudniony na pełne etat lub w przypadku umowy zlecenia musi wykonać minimalną ilość godzin pracy, jaka obowiązuje w danym miesiącu.

Rząd dokonując zmiany tych przepisów, dokonał bardzo rzeczowego uzasadnienia, z jakiego wynika, że osobom tym to się należy, ponieważ ich koszty utrzymania w Polsce są wyższe.

Więcej o tej zmianie można przeczytać w naszym artykule: Polaku obudź się i nie uczestnicz w zaplanowanej profanacji narodu polskiego

Według projektu specustawy uchodźca z Ukrainy ma z budżetu Państwa dostać jednorazowe kieszonkowe w formie zasiłku nazwanego „dzień dobry w polskim państwie” w wysokości 300 zł.

Specustawa przyzna uchodźcy z Ukrainy prawo do takich samych zasiłków i wsparcia, jakie przysługują polskim obywatelom. Począwszy od zasiłku dla bezrobotnych, po świadczenia rodzinne. Rodzic, który razem z dzieckiem przebywa na terenie Polski będzie mieć prawo do świadczeń rodzinnych (zasiłku i dodatków na dzieci), 500+, 300+ i 12 tys.zł rodzinnego kapitału opiekuńczego). Przysługiwać będzie także dofinansowanie do obniżenia opłaty w żłobku lub klubie dziecięcym w wysokości do 400 zł miesięcznie (to wsparcie dopiero będzie przysługiwać od kwietnia).

Kolejnym kwiatkiem w projekcie specustawy jest założenie, że pomoc dla obywateli Ukrainy będzie finansowane ze specjalnie utworzonej rezerwy tylko nie wyjaśniono skąd ta rezerwa pochodzi skoro nasz budżet przez rozdawnictwo powszechne oraz zamrożenie gospodarki w czasie nielegalnego lockdownu wygląda jak szwajcarski ser a mennica nie nadążą z dodrukiem pieniędzy. Na ten cel w budżecie państwa ma znaleźć się 3 mld zł. Projekt zakłada, że pomoc w formie zakwaterowania, zapewnienia całodziennego wyżywienia i transportu do miejsca zakwaterowania spoczywać będzie na wojewodach.

Pomoc dla uchodźców. 60 dni na rejestrację

Jeśli obywatel Ukrainy wjechał legalnie i ma zamiar zostać w Polsce, ma prawo do legalnego pobytu przez 18 miesięcy (licząc od 24 lutego br.). Co jednak ważne, uchodźcy muszą zarejestrować się w ciągu 60 dni od wjazdu na teren Polski – jeśli ich wjazd nie został zarejestrowany przez komendanta placówki Straży Granicznej podczas kontroli granicznej.

Praca dla każdego uchodźcy

Nie trzeba będzie żadnych pozwoleń, by uchodźcę z Ukrainy zatrudnić. Już po przekroczeniu granicy i uzyskaniu stempla, będzie mieć prawo do legalnej pracy. Co ważne, pracodawca, który zatrudni taką osobę, będzie mieć 7 dni na to, by powiadomić powiatowy urząd pracy o powierzeniu wykonywania pracy obywatelowi Ukrainy.

To pokazuje jedynie, że inwazja, jaka się dokonała w ostatnim czasie i nadal się jest kontynuowana to zaplanowana operacja. Potwierdzają to również słowa samej Minister Rodziny Marleny Maląg wypowiedziane na antenie telewizji Polsat News, która stwierdziła, że przepisy trzeba wprowadzić, bo „Obywatele Ukrainy zapewne zostaną z nami dłużej”

Polaku czy jeszcze nie rozumiesz, o co tu chodzi. To przypomnij sobie słowa Dudy: Tu jest Polin.

“Wrzutka” PiS [o bezkarności ] do specustawy o uchodźcach z Ukrainy

Do specustawy dotyczącej ochrony przybywających do Polski uchodźców z Ukrainy PiS wpisał – niemal słowo w słowo – nieuchwalone dotąd przepisy, zapewniające przedstawicielom tej partii bezkarność za ewentualne łamanie prawa i dyscypliny finansów publicznych podczas pandemii koronawirusa. – Szukają bezkarności dla oszustów, kolejna próba “bezkarności plus” – mówi Onetowi poseł KO Dariusz Joński, który wspólnie z Michałem Szczerbą ujawnił aferę respiratorową w Ministerstwie Zdrowia.

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/wojna-w-ukrainie-wrzutka-pis-do-specustawy-o-uchodzcach/bp4ektp,79cfc278

——————————-

Do specustawy dotyczącej pomocy uchodźcom PiS chciałby nieoczekiwanie wpisać zwolnienie urzędników państwowych za działania związane z pandemią koronawirusa

  • Mieliby nie odpowiadać ani za przekroczenie uprawnień, ani za naruszenie dyscypliny finansów publicznych
  • Wobec ujawnionych opinii publicznej afery, które towarzyszyły pandemii w Polsce, taki zapis można uznać za kolejną “wrzutkę” mającą pod pretekstem wojny w Ukrainie zapewnić urzędnikom bezkarność
  •  – To jest po prostu obrzydliwe – tak pomysły partii rządzącej na połączenie pomocy uchodźcom ze sprawą ewentualnych nadużyć podczas pandemii ocenia w rozmowie z Onetem poseł KO Dariusz Joński, który wspólnie z partyjnym kolegą Michałem Szczerbą ujawnił “przekręt respiratorowy”, gdy podczas pandemii Ministerstwo Zdrowia za zawyżoną cenę kupiło niesprawne respiratory od handlarza bronią

Nie wierzę, żeby władza mogła z podniesionym czołem takie propozycje przedstawić w sytuacji, gdy w Ukrainie trwa wojna. A oni chcieliby tego pretekstu użyć, żeby sobie i swoim ludziom zapewnić bezkarność za covidowe przekręty. To jest obrzydliwe – mówi Joński. – Ten pomysł na “bezkarność plus” PiS próbował wielokrotnie przemycać i wrzucać do innych głosowanych w Sejmie ustaw, ale tu bezczelnością przeszli sami siebie – podkreśla poseł KO. – My absolutnie będziemy przeciw, to będzie pierwsza poprawka, którą złożymy. Bo albo się pomaga uchodźcom, albo oszustom z rządu, którzy się obłowili na pandemii – kwituje.

[—-]

Projektem ustawy o pomocy uchodźcom Sejm ma się zająć jeszcze w tym tygodniu. Przypomnijmy, że jesienią 2020 r. PiS próbował po raz pierwszy wprowadzić bezkarność urzędników i przedstawicieli władzy za decyzje podejmowane podczas pandemii koronawirusa. Wówczas przepisy po sprzeciwie opozycji oraz opinii publicznej wycofano. Pytanie czy wrócą dziś – przy zupełnie innej okazji

COVID ZNIKNĄŁ!!! Komu „pasuje” wojna na Ukrainie?

Pytany, o uzasadnienie tezy, że jest to „postęp Putina”, Cejrowski odparł: „Najpierw spostrzegłem, jak szybko zniknął covid”.

II część wywiadu z Cejrowskim: https://nczas.com/2022/03/08/cejrowski-wyjasnia-kto-zyskuje-na-wojnie-na-ukrainie-jak-popatrzysz-na-to-podejrzliwie-to-zauwazysz-video-2/

– Tuż przed tą wojną jeszcze był, a teraz mieliście doniesienia w serwisie informacyjnym, że w Kolonii po pierwsze zorganizowano końcówkę karnawału, zabawę karnawałową, a po drugie oni z okazji tej zabawy karnawałowej przebrali się w ukraińskie barwy, nie zakładali normalnie swoich masek niemieckich, tylko założyli sobie jakieś tam oznaki tego, że się solidaryzują z Ukrainą. I teraz sam fakt, że w Niemczech, w których były nawet obozy, gdzie zamykano ludzi na kwarantannę tzw., czyli siłowe rozwiązania były, nagle znika covid – podkreślił.

– Wszędzie przestajemy o tym mówić, w żadnych wiadomościach już covid nie jest zagrożeniem, równoległym do wojny, przestał istnieć problem, nagle można miejsca w szpitalu zwolnić. A ty byłeś chory na raka, nie miałeś operacji robionej, no ale sorry, teraz z kolei te same łóżka trzymamy dla Ukraińców – to jest odpowiedź w Polsce, że te łóżka, które były na covid zarezerwowane , nagle czary-mary z dnia na dzień covid znika, pojawia się Ukraina. No to co, covid był nieprawdziwy może? Skoro władza się nie denerwuje już covidem, tylko zupełnie spokojnie mówi: a ważniejsza teraz jest Ukraina – zaznaczył.

– Jak szybko zniknęła Kanada w związku z tą wojną, w której to Kanadzie przecież nie skończyło się prześladowanie ludzi, tylko się przykryło wojną. Trudeau nadal ludzi prześladuje. Banki zamyka na kilka godzin, całe obszary nie mają dostępu do gotówki. Takie kary dla ludzi wyznacza dyktator Trudeau – ocenił Cejrowski.

Komu „pasuje” wojna na Ukrainie?

– Zacząłem się zastanawiać, komu ta wojna pasuje. I jak popatrzysz na to, drogi Krzysztofie Skowroński, podejrzliwie, to zauważysz pewnie tak, jak ja, że ta wojna pasuje wszystkim – zwrócił się do prowadzącego Cejrowski.

– Bidenowi bardzo pasuje, bo przykrywa wszystkie jego domowe niedostatki, a w listopadzie wybory cząstkowe – bo Biden ma otwartą granicę, straszliwe ceny ropy, teraz może mówić, że one będą wynikały z wojny. Już wczoraj powiedział, że podrożeje jeszcze bardziej benzyna, ale teraz będziemy mówili, że to z powodu wojny na Ukrainie, a nie działań Bidena. Słupki rosną prezydentom zawsze, jak jest wojna, która dotyczy Ameryki, w związku z tym Bidenowi strasznie ta wojna pasuje. No i jeszcze bohaterem można zostać, bo się pomoże „demokracji ukraińskiej”. Ukraina nie jest w ogóle demokracją, to osobny temat – podkreślił.

– Putinowi oczywiście ta wojna pasuje, skoro ją robi, to ma jakieś swoje powody, dla których robi i mu pasuje ta wojna – dodał Cejrowski.

– Chinom pasuje straszliwie. Przykrywa się wszystko, co w Chinach było be, przykrywa się odpowiedzialność za covid, przykrywa się też Tajwan. Gdyby teraz Chiny zdecydowały się uderzyć na Tajwan albo robić jakieś nowe wyspy na Morzu Południowochińskim, to my mamy wojnę na Ukrainie, nie możemy rozpraszać sił – wyliczał dalej.

– Ta wojna pasuje też Unii Europejskiej, bo Unia Europejska teraz się jednoczy na własnym podwórku i eliminuje Amerykanów. Jest to działanie na europejskie siły zbrojne w kontrze do NATO. Oczywiście śpiewka o NATO cały czas jest, że teraz Szwecja i Finlandia by chciały wstąpić itd., ale jest takie wypychanie delikatne Amerykanów z tego NATO i tworzenie odrębnej europejskiej struktury, bo NATO np. też w wojnie na Ukrainie trochę za bardzo powłóczy nogami. Biden jest za tym oceanem i to już nie jest ta Ameryka, co ją znaliśmy kiedyś, to zróbmy europejskie siły zbrojne. Ta wojna w Europie pasuje wielu osobom – zwrócił uwagę.

– Zarówno w Europie, jak i w Ameryce przemysłowi zbrojeniowemu pasuje ta wojna, bo się sprzeda trochę junku. Trochę sprzętu się wyda na Ukrainę, tzn. że władza niemiecka np. jak odda trochę nabojów i karabinów, to będzie musiała zamówienia zrobić znowu u nas w fabryce, więc to pasuje i temu lobby, które popiera Bidena i temu lobby, które mamy w Europie – podkreślił Cejrowski.

No i wreszcie tym wszystkim masonom i Davos, ci, którzy robią reset, bardzo pasuje ta wojna. Przykrywa różne rzeczy, a poza tym przyglądajmy się, co się bardzo często pojawia we wszystkich wiadomościach, że brakuje papierowego pieniądza. Bankomaty w Moskwie wypróżnione, na Ukrainie – wypróżnione, w Polsce – wypróżnione, w Ameryce wypróżniają się w różnych miejscach – wskazał.

Wszystkim, o których wspomniałem przed chwilą, pasuje ta wojna. A skoro wszystkim pasuje, no to może też im pasuje, żeby dłużej trwała niż krótka akcja Putina przez dwa dni – mówił Wojciech Cejrowski.

Izrael sąsiadem Polski?

Leszek Pietrzak https://gf24.pl/21035/izrael-sasiadem-polski

Eksperci i politycy zapowiadają, że los Izraela jest już przesądzony. W ich ocenie można jedynie szukać wyjścia awaryjnego, aby nie doszło do nowego Holocaustu.

W ubiegłym tygodniu premier Izraela Binjamin Netanjahu wizytował izraelskie centrum badań jądrowych, znajdujące się w rejonie miasta Dimona na pustyni Negew. Celem tej wizyty było uroczyste nadanie ośrodkowi imienia zmarłego izraelskiego prezydenta Szimona Peresa. Netanjahu postanowił jednak wykorzystać wizytę w izraelskim ośrodku nuklearnym do tego, aby jeszcze raz pogrozić wszystkim wrogom Izraela. Tym razem zrobił w zupełnie inny sposób, niż zrobił to wcześniej. W czasie swojego dobrze wyreżyserowanego wystąpienia zakomunikował, że „ci, którzy grożą wymazaniem nas z powierzchni Ziemi, stworzyli dla siebie podobne niebezpieczeństwo i w żadnym razie nie osiągną celu”.

Słowa izraelskiego premiera może nie zabrzmiałyby tak dobitnie, gdyby nie miejsce, w którym je wypowiedział. Była to czytelna sugestia, że Izrael nie zawaha się użyć broni nuklearnej wobec tych, którzy go zaatakują. To wiadomość skierowana przede wszystkim do Iranu, który cały czas rozwija swój program jądrowy i ma ambicje stać się regionalnym mocarstwem, z którym będzie musiał liczyć się każdy. Ze strony Irańczyków wielokrotnie w ostatnich latach można było usłyszeć o konieczności wymazania Izraela z mapy.

Teheran wspierał również militarnie i finansowo organizacje, które uznają Izrael za wroga. Ten z kolei podkreślał, że zawarta w 2015 r. umowa z Iranem o ograniczeniu technologii jądrowych nie jest wystarczająca. Tę umowę porzuciły już Stany Zjednoczone, jednak nadal jest ona uznawana przez kraje europejskie. Sam Iran również zapowiada, że może się z niej wycofać. A wtedy nie będzie już zważał na nikogo i zbuduje własną bombę atomową. Tą od lat posiada Izrael, chociaż nigdy oficjalnie nie potwierdził tego faktu publicznie. Premier Izraela w swoim wystąpieniu w izraelskim centrum badań jądrowych nie pozostawił jednak żadnych wątpliwości, że jest gotów jej użyć. Wojna jądrowa na Bliskim Wschodzie to dzisiaj jeden z realnych scenariuszy, jaki Izrael musi poważnie brać pod uwagę. Spróbujmy zatem spojrzeć na sytuację tego kraju z perspektywy konieczności jego przetrwania.

Sytuacja Izraela

Izrael już w chwili swojego powstania (15 maja 1948 r. ogłoszono deklarację niepodległości), obarczony został konfliktem ze światem arabskim, który nie tylko nie godził się na powstanie żydowskiego państwa, lecz od początku był też przeciwnikiem żydowskiego osadnictwa w Palestynie. Nie może się zatem dziwić, że w siedemdziesięcioletniej historii Izraela tak wiele było wojen z jego arabskimi sąsiadami. Już w momencie ogłoszenia deklaracji niepodległości, doszło do pierwszej z nich. Zaczęła się od wkroczenia państw koalicji arabskiej (Egipt, Irak, Syria, Liban, Transjordania) na terytorium Izraela. Wojna ta zakończyła się w 1949 roku żydowskim zwycięstwem, a Izrael poszerzył swoje terytorium (przyznane mu przez ONZ) o zachodnią Galileę, zachodni Negew i część Jerozolimy.

Do kolejnej doszło w 1956 r. gdy Egipt znacjonalizował Kanał Sueski. Francja, Wielka Brytania oraz Izrael dokonały wówczas inwazji na Egipt, która zakończyła się militarną klęską tego kraju. Pod naciskiem ONZ agresorzy zostali zmuszeni do odwrotu i zawarto pokój. Do kolejnych potyczek Izraela z państwami arabskimi dochodziło w latach 1964–1967 (tzw. bitwa o wodę), ale nie była to regularna wojna. Ta wybuchła w 1967 r. (wojna sześciodniowa). Kolejna koalicja państw arabskich (Egipt, Syria, Jordania) szykowała się wówczas do uderzenia na Izrael. Ten jednak dokonał błyskawicznej ofensywy na szykujące się do ataku wrogie armie, zadając im druzgocącą klęskę. Na skutek tego konfliktu Półwysep Synaj, podobnie jak wzgórza Golan, dostały się pod władanie Izraela, co stało się powodem kolejnych jego konfliktów z państwami arabskimi.

Pierwszy z nich miał miejsce w latach 1967– 1970 (wojna na wyczerpanie) i miał charakter statycznej wojny pozycyjnej. Nowością w tym konflikcie było to, że w znacznie większym stopniu niż było to wcześniej, zaangażowały się weń Związek Sowiecki i Stany Zjednoczone. Ten pierwszy po stronie państw arabskich (Egiptu i Syrii), ten drugi po stronie Izraela. Państwa arabskie nie zamierzały zrezygnować z utraconych wcześniej na rzecz Izraela ziem i szykowały się do kolejnej kampanii. Ta zaczęła się w 1973 r. dokładnie w dzień żydowskiego święta Jom Kippur (wojna Jom Kippur). Siły zbrojne kolejnej koalicji państw arabskich (Egipt, Syria, Irak, Jordania, Maroko, Libia, Arabia Saudyjska, Kuwejt) dokonały ataku z zaskoczenia. Izraelczycy wprawdzie odparli natarcie egipskiej armii, ale kompletnie nie poradzili sobie z uderzeniem syryjskim.

Syryjczycy jednak, wbrew zdrowemu rozsądkowi, zatrzymali swoją dobrze rozwijającą się ofensywę, co okazało się błędem. Izrael natychmiast przeszedł do kontrofensywy, odrzucając siły syryjskie. Podobnie jak w poprzedniej wojnie obie strony miały wsparcie Stanów Zjednoczonych (Izrael) i Związku Sowieckiego (państwa arabskie). Dopiero w 1982 r. Izrael zawarł pokój, ale tylko z Egiptem, zwracając mu jednocześnie zagarnięty Półwysep Synaj. Od tego porozumienia zdystansowały się jednak pozostałe kraje arabskie.

W międzyczasie doszło do nowego konfliktu zbrojnego. W 1975 r. wybuchła wojna domowa w Libanie a Syria, wykorzystując tę sytuację, zaczęła wspierać ataki na Izrael dokonywane z południowej części Libanu. W efekcie w 1978 r. obszar ten został zajęty przez armię izraelską, która wyparła z niego arabskie bojówki. To jednak doprowadziło do wybuchu kolejnej wojny izraelsko-arabskiej (wojna libańska), która trwała w latach 1982–1985. W jej trakcie Izraelczycy dokonali inwazji na cały Liban i starli się ze stacjonującymi tam wojskami syryjskimi. Ustanowiono wtedy strefę buforową na granicy izraelsko-libańskiej, która miała chronić Izrael. Niedługo jednak po interwencji w Libanie wybuchła Intifada (powstanie Palestyńczyków kierowane przez Jasira Arafata), która trwała w latach 1987–1991.

Ponownie wybuchła ona w 2000 r. (Druga Intifada) i zakończyła się dopiero po śmierci Arafata w 2004 r. W lipcu 2006 r. wybuchła kolejna wojna w Libanie, w której celem Izraela było pokonanie libańskiego Hezbollahu. W sierpniu 2006 r. zostało zawarte zawieszenie broni, ale bez ostatecznego rozstrzygnięcia tego konfliktu. Istnieniu Izraela od początku towarzyszyły ciągłe wojny ze światem arabskim. Wszystko wskazuje na to, że niebawem dojdzie do kolejnej. To jedynie kwestia czasu. Problem tylko w tym, że może ona tym razem wyglądać zupełnie inaczej. Głównie dlatego, że na scenie politycznej Bliskiego Wschodu będzie przeciwnik, który podobnie jak Izrael, będzie dysponował bronią atomową. Będzie nim oczywiście Iran.

Atuty Izraela

Izrael ma oczywiście całkiem spore szanse na to, aby i tym razem wyjść z tej wojny zwycięsko. Po pierwsze jest dobrze zorganizowanym i sprawnie zarządzanym państwem. Po drugie jest strukturą silnie zmilitaryzowaną. Wprawdzie żydowska populacja w odniesieniu do otaczających ją społeczeństw arabskich nie jest liczna (około 9 mln), ale w żydowskim państwie obowiązuje powszechny obowiązek wojskowy (zarówno mężczyzn, jak i kobiet). Dzięki temu spora część obywateli jest wojskowo wyszkolona. Izrael ma też bardzo silną stałą armię, która jest wręcz przesycona ilością nowoczesnego sprzętu o wysokiej jakości.

Warto wspomnieć w tym miejscu o specjalnym systemie antyrakietowym „Żelazna Kopuła”, który ma zapewniać Izraelowi ochronę terytorium przed atakiem artyleryjskim lub rakietowym. Wyszkolenie żołnierzy pozostaje na wysokim poziomie, a sami izraelscy żołnierze posiadają wysokie morale. Ma to związek z obowiązującym w Izraelu od lat systemem edukacji, który jest nastawiony na kreowanie postaw patriotycznych w społeczeństwie. Jego najważniejszym przesłaniem jest hasło „wszyscy są przeciwko nam” i „musimy być gotowi do obrony za wszelką cenę”.

Jednak zdecydowanie większym atutem od izraelskiej armii i jej uzbrojenia jest to, że żydowskie państwo od lat dysponuje sporym arsenałem jądrowym, chociaż nigdy oficjalnie nie przyznało się do jego posiadania. Nie mamy informacji na temat tego, jak rzeczywiście wygląda izraelski potencjał jądrowy. Skoro jednak w czasach zimnej wojny według analityków Pentagonu dorównywał on potencjałowi amerykańskiemu i sowieckiemu, to na pewno i dzisiaj jest on ogromny. Nieoficjalnie można usłyszeć w kręgach ekspertów, że potencjał jądrowy Izraela to dzisiaj około stu bomb jądrowych średniej mocy, przeznaczonych do przenoszenia przez rakiety balistyczne i samoloty.

Oprócz silnej armii i sporego arsenału jądrowego, Izrael ma też znakomite warunki geograficzne. Mały rozmiar państwa i dość zwarte granice sprawiają, że w przypadku ataku Izrael może bardzo szybko przerzucać swoje siły zbrojne po krótkich, bardzo dobrze skomunikowanych liniach wewnętrznych. Z kolei arabscy przeciwnicy Izraela zawsze muszą operować po obwodzie izraelskiego państwa, borykając się z problemami logistycznymi w niezwykle trudnych warunkach geograficznych. Ponadto granice Izraela opierają się na naturalnych przeszkodach (m.in. od Jordanii oddziela Izrael Rów Jordanu, Morze Martwe i rzeka Jordan a od Syrii Jezioro Galilejskie, Wzgórza Golan). Krótko mówiąc, Izrael jest takim naturalnym bastionem, który nie jest łatwy do zdobycia.

Ważne są również warunki geopolityczne, w jakich funkcjonuje Izrael od chwili swojego powstania. Utarło się mówić o tym państwie, że tak naprawdę jest „niewielką wyspą na arabskim morzu”. To prawda, ale Izrael ma od kilkudziesięciu lat żelazne gwarancje ze strony USA, największego mocarstwa świata. Dla USA Izrael to od lat strategiczny sojusznik na Bliskim i Środkowym Wschodzie, kluczowy dla amerykańskiej polityki w tym regionie, zwłaszcza dzisiaj, gdy USA dążą do izolacji i rozbicia Iranu. Czy to wszystko wystarczy, aby Izrael mógł spokojnie myśleć o swojej przyszłości?

Słabe strony

Izrael nie jest jednak wolny od destrukcyjnych dla państwa procesów i zjawisk, jakie zachodzą dzisiaj w świecie Zachodu. Jednym z nich jest postępująca laicyzacja społeczeństwa, które coraz bardziej odchodzi od praktykowania judaizmu. Jak wynika z badań, w życiu przeciętnego Żyda judaizm odgrywa coraz mniejszą rolę. Oznaczać to może, że w przyszłości religia nie będzie najważniejszym spoiwem ani izraelskiej wspólnoty narodowej, ani państwa.

Właśnie dlatego władze starają się utrwalić nową ideologię, która mogłaby spajać Żydów tak samo mocno, jak robił to judaizm. Ma nią być tzw. religia Holocaustu, która ma konstytuować izraelską świadomości narodową i państwową. Jeszcze gorszym procesem, trawiącym dzisiaj izraelskie społeczeństwo, jest to, że rośnie liczba osób, które mają dość życia w poczuciu permanentnego zagrożenia. A takim właśnie jest życie w Izraelu. Jest ono przeniknięte przemocą na każdym kroku, między innymi dlatego, że cele ataków wybierane przez zamachowców – samobójców są do bólu zwykłe. Nie atakują już oni symboli izraelskiego państwa, lecz zwykłych ludzi. Podmiejski autobus, pizzeria, centrum handlowe mogą być w każdej chwili obiektem ataku. Przesłanie zamachowców do Izraelczyków brzmi: nie będziecie żyli normalnie, dopóki wasz kraj nie zrezygnuje z okupacji palestyńskich terytoriów. Właśnie to sprawia, że poziom zagrożenia staje się coraz bardziej nieakceptowalny przez zwykłych Izraelczyków.

Dlatego coraz więcej z nich stawia sobie pytanie o przyszłość i coraz częściej myśli o tym, aby zamieszkać tam, gdzie takiego poczucia zagrożenia nie będzie. Izraelczycy zmierzają zatem w kierunku modelu obranego przez społeczeństwa zachodnie, wyznające prostą dewizę „chcemy być syci i bogaci oraz żyć spokojnie najbardziej jak tylko jest to możliwe”. Jest jeszcze jeden problem, trudny do rozwiązania: to demografia. A raczej swoisty wyścig demograficzny, jaki toczy się pomiędzy Żydami a Arabami zamieszkującymi Palestynę. Na razie, jak mówią statystyki, ci pierwsi zdecydowanie przegrywają.

Jednak obok tych wszystkich procesów i zjawisk, które coraz bardziej rozhermetyzowują izraelskie społeczeństwo i podsuwają mu myśl o ucieczce z kraju, geopolityczna arytmetyka również nie wygląda dla Izraela najlepiej. Od lat obserwujemy radykalizację postawy świata arabskiego wobec Izraela. Głównie z powodu eksterminacyjnej polityki wobec Palestyńczyków. Ponieważ to Izrael administruje dzisiaj Palestyną (strefą Gazy, Zachodnim Brzegiem Jordanu), to na nim właśnie spoczywa pełna odpowiedzialność za ofiary oraz straty materialne wywołane konfliktem izraelsko-palestyńskim.

Polityka Izraela wobec Palestyńczyków budzi zresztą sprzeciw nawet już na Zachodzie. Jednak zdecydowanie największym zagrożeniem dla Izraela jest to, że świat arabski myśli dzisiaj o kolejnej wojnie, w wyniku której żydowskie państwo miałoby całkowicie zniknąć z mapy. Do takiego rozwiązania prze dzisiaj najbardziej Iran, który wierzy, że dzięki bombie jądrowej stanie się regionalnym mocarstwem, które ma szansę przewodzić całemu arabskiemu światu.

Wyjście awaryjne dla Izraela

Od lat o czarnym scenariuszu dla Izraela mówią analitycy z wielu renomowanych ośrodków analitycznych. W czasach prezydenta Baracka Obamy powstał nawet raport stworzony przez ekspertów ze wszystkich amerykańskich agencji wywiadowczych pod bardzo sugestywnym tytułem „Preparing for a Post – Izrael Middle East” („Przygotowując się na Bliski Wschód bez Izraela”), który również zarysował ciemną przyszłość stojącą przed państwem żydowskim. Raport stwierdził również, że Izrael wciąga USA w antyarabską politykę, gdy tymczasem w ich interesie jest przeciągnięcie Arabów do własnego obozu. Wcale nie jest więc pewne, że Amerykanie, kalkulując swoją politykę na Bliskim i Środkowym Wschodzie, dalej będą godzili się na bycie gwarantem istnienia Izraela.

Jednak o czarnym scenariuszu dla Izraela mówią także od lat politycy i to zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Opinię jednego z nich warto przytoczyć, bo to człowiek, który o światowej polityce wie prawie wszystko. Mowa oczywiście o Henrym Kissingerze, byłym doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego i sekretarzu stanu w czasach dwóch amerykańskich prezydentów: Richarda Nixona oraz Geralda Forda. Co ciekawe, Kissinger jest żydowskiego pochodzenia, i trudno byłoby mu zarzucać antypatię bądź złośliwość wobec Izraela. Otóż ten wybitny amerykański polityk i dyplomata już w 2012 r. stwierdził, że „w ciągu dziesięciu lat nie będzie Izraela”. Oznacza to, że według Kissingera w 2022 roku Izrael przestanie ostatecznie istnieć.

Nie brak również głosów o tym, że o możliwości ziszczenia się czarnego scenariusza mówi się już nawet w kręgach rządowych w Tel Awiwie. Nic dziwnego, że od paru lat izraelskie władze podejmują dyskretne działania, które mają doprowadzić do znalezienia wyjścia awaryjnego. Jedną z takich opcji jest emigracja Żydów na południową Ukrainę, gdzie w przeszłości istniało Imperium Chazarów, którzy w VIII wieku przeszli na judaizm. Imperium Chazarskie zostało w XI wieku podbite przez Ruś.

W każdym razie izraelski dziennik „The Time of Israel” ujawnił plany izraelskiej emigracji na Ukrainę. W sprawie tej toczyły się już rozmowy z władzami ukraińskimi, które miały zakończyć się zawarciem porozumienia z tajną klauzulą. Izraelski dziennik zaznaczył, że informacje te są wiarygodne, bo pochodzą od jednego z doradców premiera Netanyahu. Jeśli rzeczywiście tak było, jak napisał „The Time of Israel”, oznacza to, że nawet premier Izraela nie wierzy już w przetrwanie żydowskiego państwa.

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay

Pisowska anatomia repatriacji Polaków z Kazachstanu

Ewaryst Fedorowicz https://www.ekspedyt.org/2022/03/07/pisowska-anatomia-repatriacji-polakow-z-kazachstanu/

Słuszną linię ma Nasza Władza!

W czym ją ma?
A we wszystkim! Wystarczy włączyć telewizor.

A skoro ma we wszystkim, to i w kwestii przyspieszenia zmiany struktury narodowościowej Polski – też.

Ten milion uchodźców (stan na dziś), to wielkie ubogacenie Polski jest, nawet jeśli w pierwszych 500 tysiącach uchodźców, obywateli Ukrainy  było 277 tysięcy, a pozostałych 233 tysiące, to byli studenci zagraniczni. Turystyki, jak mniemam, którzy po praktykach w Białowieży, kontynuowali studia na granicy Ukrainy z Polską.

***

Ale zostawmy poparcie ogólne i przejdźmy do popierania przez zawodowych popieraczy (jest takie słowo) rozwiązań szczegółowych.

– popierają władze Warszawy, które zdecydowały o wprowadzeniu bezpłatnych przejazdów dla obywateli Ukrainy Warszawskim Transportem Publicznym).

Bo dla skompensowania tej oferty, trzeba będzie podnieść ceny biletów i Polacy przesiądą się na rowery lub podeszwy.
– popierają podobną decyzję przewoźników kolejowych, takich jak PKP Intercity i Koleje Mazowieckie.

– popierają decyzję Rządu o darmowej opiece medycznej dla uchodźców z Ukrainy (bo za wszystko zapłaci anonimowy filantrop, ukrywający się pod inicjałami NFZ) „Polska służba zdrowia stoi dla nich otworem” (Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej) to brzmi dumnie!

– popierają decyzję Uniwersytetu w Białymstoku, o zwolnieniu w semestrze letnim studentów z paszportem ukraińskim z opłat za studia, akademik, oraz przyznaniu im zapomóg socjalnych, a nawet wsparcia psychologicznego

– popierają podobne decyzje władz uniwersytetów Jagiellońskiego, Śląskiego, Lubelskiego (tego przedstawiającego się jako katolicki) a nawet – Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego (UTH) im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu (jest taki uniwersytet)

– popierają decyzję Premiera Morawieckiego o przyznaniu 1200 zł miesięcznie osobom, przyjmującym obywateli Ukrainy (na coś się wreszcie te zbankrutowane przez lockdown, a  wykupione za bezcen pensjonaty przydadzą)

– popierają przyznawanie obywatelom Ukrainy gotowych, wybudowanych dla Polaków mieszkań (Polacy roszczeniowi są, a to nieładnie)

– popierają otwieranie przed Ukraińcami polskich serc, z sercem samego Mateusza Morawieckiego na czele (biznes na kardiochirurgii, to jest coś!)


– a przede wszystkim popierają tę ekspresową specustawę „O pomocy obywatelom Ukrainy”, działającą wstecz od 24 lutego, a mającą być procedowaną w sejmie już jutro, bo tu już pójdzie przepał takiej kasy, że przy nim numery na respiratorach, maskach, testach i  szprycowaniu, to pikusie są.

***

W czasie „wydarzeń styczniowych” w Kazachstanie zginęło co najmniej 225 osób, do tego 175 osób zmarło w szpitalach Oraz 4578 osób odniosło obrażenia , aresztowanych 446

To dane oficjalne, cytowane przez PAP

Z zastrzeżeniem, że dane nie są ostateczne i liczba zabitych może być większa.

Och, jacy wstrzemięźliwi!
nieoficjalnie, w Kazachstanie władze zabiły tysiące protestujących, przechodniów, aresztantów, bo tam się nikt nie obcyndalał:

po co zrzucać bomby na swoją infrastrukturę, kiedy można po prostu wystrzelać, zatłuc, zatorturować?

Co ma Kazachstan do Ukrainy?

Dla mnie ma tylko jedno:
30 tys. Polaków, od dziesięcioleci żebrzących u kolejnych władz warszawskich o repatriację.

Potomków zesłańców ocalałych z rzezi pod nazwą Operacja Polska NKWD 1937-1938  i fal późniejszych.

O moim zderzeniu z anty-repatriacyjną, platformiarską biurokracją, pisałem 7 lat temu, a o pozorowaniu tej repatriacji przez ultra-hiper-hurra- patriotyczny PiS, przez ostatnich 5 lat razy kilka, choćby tu:

***

Widzimy, jak panowie Kaczyński, Duda, Morawiecki i reszta ferajny z Nowogrodzkiej, w ciągu kilkunastu dni potrafią uporać się z faktycznym zagospodarowaniem (to modne,  technokratyczne określenie), MILIONA uchodźców z Ukrainy – a przez ostatnich 7 lat swoich rządów, potrafili repatriować ledwie po KILKUSET Polaków.

Zamiast się oburzać (niesłusznie oczywiście), współczuć (daremnie) współszczuć (to zostawmy Prezesowi Kaczyńskiemu, on we współszczuciu mistrzem jest) spróbujmy  zwyczajnie zapytać:

Ilu Polaków PiS repatriował z Kazachstanu w latach 2020 – 2022?

Takie pytanie  należy uznać za prowokację:

w 2020 i 2021 mieliśmy ileś tam fal tego, no, jak mu tam: Covida
i skoro PiS zajęty był z nakazem noszenia namordników i trzymania się w odległości 1,5 metra od żony/męża, zamykaniem szkół, kin, restauracji, siłowni, stoków narciarskich, cmentarzy i lasów

to zrozumiale, że nie miał głowy do jakiejś głupiej repatriacji.

***

Owszem, to systematycznie pozbawiane pieniędzy przez centralistyczny, pisowski  rząd, samorządy sprowadziły repatriantów:

24.11.2021

Suwałki 4 (słownie – cztery) osoby.

02.03 2022
Poznań 3 (słownie – trzy) osoby

17.02.2022
Łowicz 2 (słownie – dwie) osoby

Każdego roku Łowicz zaprasza jedną rodzinę Polaków z byłego Związku Radzieckiego.

– Piszą do nas zaniepokojeni Polacy z Kazachstanu sytuacją, która tam jest. Także sądzę, że przyjmiemy tak jak co roku jedną rodzinę – mówi burmistrz Łowicza Krzysztof Kaliński.

sprowadzanie Polaków z Kazachstanu jest konkretnym działaniem patriotycznym – podkreśla burmistrz Łowicza.

05.02.2022
gmina Karlino – kolejne 4 rodziny

repatriantów z Kazachstanu. Od lat samorząd jest otwarty dla rodaków ze wschodu. Szykuje dla nich mieszkania, pomaga w znalezieniu zatrudnienia.

Bo samorządy, w odróżnieniu od rządów (tego, i poprzednich)  zachowują się przepięknie, choć to przy zalewającym Polskę, ukraińskim oceanie  – ledwie kroplówka.

***

No dobrze – ale dlaczego hurra-patriotyczny, jaskrawo biało-czerwony, w koronę na orle ekstatycznie zapatrzony i mielący słowa miodne rano, wieczór, we dnie, w nocy rząd pisowski,

sprowadza MILION uchodzących przed wojną  Ukraińców (OK, w tym minimum 223 tysiące egzotycznych studentów turystyki z uniwersytetu im Łukaszenki)
w 7 dni

zapewniając im bezpłatne (to znaczy opłacane przez nas) wikt, opierunek, mieszkania, leczenie, komunikację, naukę, studia, zasiłki, stypendia

i jednocześnie, przez  30 lat udaje,
że tych 30 tysięcy Polaków, w niebezpiecznym Kazachstanie po prostu nie ma?

Cóż,  wytłumaczenie jest oczywiste, bo anatomiczne:

O ile Ukraińców, uciekających przed wojną do Polski,  pisowska władza ma (jak zademonstrował Mateusz Morawiecki) w sercu

– to Polaków żebrzących o repatriację z Kazachstanu  ma w dupie.

Prawda, że proste?

https://gazetapowiatowa.pl/wiadomosci/aglomeracja/pkp-intercity-koleje-mazowieckie-wtp-wprowadzily-darmowe-przejazdy-pociagami-dla-obywateli-ukrainy
https://www.prawo.pl/student/wojna-na-ukrainie-reakcja-uczelni,513695.html

http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/tatusiu-kup-mi-pensjonat

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1052793%2Ctragiczny-bilans-zamieszek-w-kazachstanie-podczas-antyrzadowych-protestow

http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/jaroslaw-kaczynski-polityk-wspolszczujacy

https://naszeblogi.pl/51724-dlaczego-polscy-politycy-nienawidza-polakow-ze-wschodu

http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/import-islamistow-czyli-jak-sie-repatriacja-polakow-ze-wschodu-pisowi-planowo-nie-udala

https://bialystok.tvp.pl/57094845/rodzina-repatriantow-z-kazachstanu-zamieszkala-w-suwalkach
https://poznan.tvp.pl/58821604/poznan-nie-zapomina-o-polakach-mieszkajacych-w-kazachstanie
https://www.radiolodz.pl/posts/76965-repatrianci-z-kazachstanu-znalezli-nowy-dom-w-lowiczu
https://gk24.pl/repatrianci-z-kazachstanu-znajduja-nowy-dom-w-karlinie/ar/c1-16032657

Ktokolwiek o tym wiedział? Ktoś pisał?Dwa kraje sprzeciwiły się rezolucji ONZ przeciw neonazizmowi.

https://gloria.tv/post/yaj6nw7cpASv4VZshB7KhhMLm

Zgromadzenie ONZ zajęło się 16 grudnia raportem “Eliminacja rasizmu, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i pokrewnych form nietolerancji”, zawierającym dwa projekty rezolucji:

“Swoimi postanowieniami Zgromadzenie wyraziło głębokie zaniepokojenie gloryfikacją ruchu nazistowskiego, neonazizmu i byłych członków organizacji Waffen SS, m.in. poprzez wznoszenie pomników i miejsc pamięci, organizowanie publicznych demonstracji w imię gloryfikacji nazistowskiej przeszłości, ruchu nazistowskiego i neonazizmu oraz ogłaszanie lub próby ogłaszania ich członków, oraz tych, którzy walczyli przeciwko koalicji antyhitlerowskiej, współpracowali z ruchem nazistowskim i popełniali zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości “uczestnikami ruchów narodowowyzwoleńczych”.”


Rezolucja została przyjęta stosunkiem głosów 130 za, 49 wstrzymujących się i 2 przeciw. 

Dwa państwa głosujące przeciwko rezolucji to USA i Ukraina.

Źródło: General Assembly Adopts 59 Third Committee Texts on Trafficking in Persons, Equitable Access to COVID-19 Vaccines, as Delegates Spar over Language | Meetings Coverage and Press Releases (przewiń w dół)

Ukraińcy (z Polski) z powrotem na Ukrainę! Lecz i do Kanady! Do innych krajów Zachodu!

List do posła Grzegorza Brauna

Szanowny Panie Pośle,

Ukraińcy (z Polski) z powrotem na Ukrainę! Lecz i do Kanady! Do innych krajów Zachodu!

Ukraińcy z Polski do dnia 10 kwietnia 2022 roku!!!

   Skoro rząd szykuje SPEC-USTAWĘ O UCHODŹCACH, to MUSI (!!!) się w niej znaleźć zapis, że do Niedzieli Palmowej roku bieżącego 2022, i to tej naszej gregoriańskiej (sic!) NIE MOŻE BYĆ NA OBECNYM TERYTORIUM PAŃSTWA POLSKIEGO ŻADNEGO OBYWATELA UKRAINY PRZYBYŁEGO PO DNIU 23 LUTEGO 2022.

   A i wielu spośród tych przed dniem 24 lutego obecnych tu Ukraińców (także nachodźców innych narodowości) warto pod ten pilny obowiązek wyjazdowy podciągnąć!!!

   Do Niedzieli Palmowej, a ta przypada na dzień 10 kwietnia 2022 r., więc za 34 dni licząc od dnia, w którym piszę niniejsze. I dzień ten wyznacza tzw. death-line, co znaczy że 10 kwietnia 2022 r. o godz. 0:00 czasu polskiego już nikogo z tych ludzi, w każdym wieku i płci obojej (dzisiaj by powiedziano: każdej płci) ma nie być na terytorium Polski dzisiejszej.

   Więc JESZCZE MIESIĄC tego śmiertelnie niebezpiecznego dla Polski i Polaków koszmaru, w trakcie którego to miesiąca przybędzie ich tu wielu następnych. Lecz niezależnie od tego termin miesięczny jest bez przeszkód dostępny dla “służb i wolontariuszy” przeprowadzających, dla odmiany, ruch w przeciwną stronę, więc WYJAZD Ukraińców i Ukrainek z Polski, skoro “Oni”, czyli “starsi i mądrzejsi” (określenie zapożyczone od znanego publicysty SM) POTRAFILI NAM TU W CIĄGU ZALEDWIE 10. DNI WEPCHNĄĆ… AŻ MILION TYCH LUDZI, z entuzjazmem, w uniesieniu, ze wzruszeniem i obowiązkowo łzawo. Rekord Świata! Zatem… można! Damy radę… i w tę drugą stronę też! Polak potrafi!

   Nawet TVP już drgnęła, ale tylko drgnęła, we właściwym kierunku, po 11. dniach nawały nachodźców na Polskę. Oto dzisiaj o godz. 6:30 pewien młody “pan doktor” (którego nazwiska niestety nie wychwyciłem), jako najpewniej pierwszy “z tamtej strony” wyraźnie mówił – acz był to tylko jeden z wystrzeliwanych przez niego podtematów – o potrzebie “wysyłania uchodźców dalej poza Polskę, także i do Kanady (a jednak !!!, S.N.G.), która wyraziła tym zainteresowanie”. Inne kraje Zachodu też wzmiankował.

[A przecież na terenach przedwojennej Polski, obecnie na Ukrainie, jest wiele miejsca, mieszkań, domów, ziemi, b. sanatoriów : Stanisławów i okolice, Bieszczady.. M. Dakowski]

   Mówiono także, iż premier Trudeau ma odwiedzić Polskę, ale podawano to bardziej w kontekście… obecności wojsk kanadyjskich w Polsce, tych co to wraz z innymi mają wszakże prawo (sic!) strzelać wszędzie w Polsce ostrą amunicją. Nasuwa się pytanie o to, czy Kanadyjczycy (i inni zachodniacy, z USA na czele) mają tutaj pilnować Polaczków (Poliniaków) ramię w ramię z owymi nowo przybyłymi… ukraińsko-banderowskimi milicjami (które wszakże można powołać z dnia na dzień).

   Niechże się więc jedni z drugimi rozminą!!! Kanadyjczycy i inni będą tutaj, być może, poszerzać swoje kontyngenty (ich usuwanie to osobna kwestia), a tymczasem nachodźcy-Ukraińcy mykną stąd w przeciwnym kierunku, właśnie do Kanady; lecz przede wszystkiem z powrotem na Ukrainę.

      Proszę pamiętać!   NIEDZIELA PALMOWA AD 2022, a z nią WYZWOLENIE POLSKI!

   Przed dniem 10 kwietnia 2022 roku Ukraińców ma tu nie być! Do Kanady! Na Ukrainę!

   “Profil etniczny” dzisiejszej Polski ma być taki, jak na przełomie XX/XXI wieku!

Z poważaniem.

S.N.G.  Warszawa 

Ukraina – NIEBIAŃSKA JEROZOLIMA

Stanisław Srokowski, Warszawska Gazeta, nr 37, 14-20.09.2018 r.

Ciąg dalszy sensacyjnej informacji! Izrael sąsiadem Polski? Tajne porozumienie, które przewiduje masową emigrację Żydów na Ukrainę.

Berkut mówi, na żyznej ziemi ukraińskiej został położony już pierwszy kamień węgielny pod fundament,,Niebiańskiej Jerozolimy”. Ta grupa założycielska rozpoczęła też przygotowania do przyjęcia pierwszych 100 tys. Żydów z Izraela. A przed końcem 2022 r. organizatorzy planują ściągnąć do Nowej Jerozolimy 6 min Żydów z Izraela i ponad 12 min z Rosji, USA i krajów Unii Europejskiej.

Z zainteresowaniem przeczytałem tekst dr. Leszka Pietrzaka w„Warszawskiej” pt .Izrael sąsiadem Polski?. Pisze w nim autor, że Henry Kissinger w 2012 r. powiedział: „W ciągu 10 lat nie będzie Izraela”. Dr Pietrzak szuka powodów zaskakującego stanowiska Kissingera. Czytelnicy nie bardzo wierzą w taki tytuł w gazecie. Bo jakże tak, dlaczego, kiedy, po co, pytają. W internecie posypały się komentarze, z których najczęściej powtarzał się jeden, że to niemożliwe, a „Warszawska” podaje modny ostatnio fake news.

Ta niewiara świadczy o tym, że niezbyt dokładnie śledzimy procesy zachodzące w święcie. Niektóre rzeczy wydają się niemożliwe, a jednak po cichu się realizują. Ukryte mechanizmy świata zdolne są do wszystkiego. Należy tylko dokładnie je analizować, a przynajmniej uważnie słuchać specjalistów, którzy o nich mówią.

Chciałbym na ten problem spojrzeć z innego punktu widzenia. Już pięć lat temu docierały do mnie z zagranicy informacje, że niedługo Ukraina zostanie masowo zasiedlona przez Żydów. Dr Pietrzak powiada: „Izrael i Ukraina zawarły tajne porozumienie, które przewiduje masową emigrację Żydów na Ukrainę”. Dalej podaje określone warunki takiej emigracji.

Otóż w tym miejscu chcę powiedzieć, że wedle moich źródeł, ostatnio zresztą dostępnych także w internecie, proces przerzucania Żydów z Izraela na Ukrainę zaczął się już półtora roku temu, a dokładniej mówiąc, na początku 2017. Skąd to wiem? Mówi o tym sam twórca idei przeniesienia Izraela na Ukrainę Igor Berkut. Kto to jest? Nasza wiedza opiera się zwykle na czyjejś innej wiedzy. Sami z siebie niewiele wiemy. Czerpiemy wiedzę ze świata, z książek, filmów, mediów, od ludzi prawych, naukowców, badaczy, analityków, tyle tylko, że coraz częściej nasza wiara w poznawanie rzeczywistości poddawana jest próbie. Nieraz trzeba dużej cierpliwości, by sprawdzić, na ile nasze źródła są prawdziwe. Dlatego podchodzimy do wszelkich rewelacji z należną powściągliwością. Ale, jak powiadam, komuś w końcu wierzyć trzeba, bo bez wiary utoniemy we mgle, w niewiedzy. A chcemy wiedzieć, chcemy znać prawdę. Więc może to, co za chwilę powiem, jednak jest prawdą, choć się zastrzegam, że trzeba brać też pod uwagę celową dezinformację. Ale by na taką skalę? O co chodzi? Otóż, powtórzmy, jest taki ktoś, kto się każe nazywać Igor Berkut i jest liderem partii Wielka Ukraina. I to on właśnie przedstawia nowe rewelacje. Sam o sobie w wywiadzie telewizyjnym mówi rzecz następującą:

Wróciłem dopiero co/Izraela, lo była Już s/ós ta moja wizyta. Okazała się znakomita. Miałem wykłady na kilku uniwersytetach, w szczególności w Hajfie, w Jerozolimie. Występowałem w telewizji. Izrael ma wiele problemów. Jednym z głównych jest terytorium. Z czego 60 proc. to pustynia. Miasta są przeludnione. Klimat bardzo gorący. Pojawiają się też poważne problemy ekologiczne. Izrael nie nadąża z oczyszczaniem kraju. Następny problem to otoczenie państwa. Mieszka w Izraelu 8,5 min Żydów. A wokół Izraela mieszka 100 min Arabów. Ta sytuacja może doprowadzić do agresji na Izrael. Narastające problemy każą się zastanowić nad przyszłością tego kraju. To się odbija przede wszystkim na młodym pokoleniu Żydów. Nie widzą dobrej perspektywy. Dlatego Izrael, by się normalnie rozr wijać, musi znaleźć dla siebie inne terytorium na 200-300 lat. To był jeden z celów mojej wizyty w tym kraju […]. I tu pojawia się pojęcie „Niebiańskiej Jerozolimy” lub „Nowej Jerozolimy”.

Według mojego rozeznania, ta „Niebiańska Jerozolima” znajduje się na południu Ukrainy i obejmuje pięć województw: dniepropietrowskie, zaporoskie, odeskie, chersońskie i nikołajewskie […]. Na tych ziemiach zostanie powołany Nowy Jeruzalem, który pozwoli na rozwój całego izraelskiego narodu. W ten sposób spełnią się także wielowiekowe marzenia ukraińskiego narodu […]. Ukraińcy marzą od lat o pensji w wysokości 500 euro […]. Dlaczego ten projekt jest ważny dla całej ludzkości? Dlatego że to jedyny w ciągu ostatnich 50 lat projekt o charakterze cywilizacyjnego rozwoju […]. Ale to nie wszystko. Żydzi z całego świata, największe domy bankierskie i ponadnarodowe korporacje, zbiorą swoje intelektualne bogactwa, technologie i przekażą je Nowej Jerozolimie. I ta Nowa Jerozolima zacznie się dynamicznie rozwijać. I to tak szybko, że kraje europejskie staną się dla niej zwykłą prowincją […].

Ta idea jest bardzo żywa i już się rozkręca. W Izraelu przyjęta została entuzjastycznie […]. Zrobiliśmy już pierwsze konkretne kroki. Otóż w styczniu 2017 r. wylądowała w Odessie pierwsza grupa obywateli izraelskich [https://wolna-polska.pl/wiadomosci/ukraina-zydowska-inwazja-rozpoczeta-2017-02].

Dodajmy od siebie, że Żydzi przybyli z Hajfy, a przewodził im właśnie sam Igor Berkut Było ich 183. I, jak dalej Berkut mówi, na żyznej ziemi ukraińskiej został położony już pierwszy kamień węgielny pod fundament „Niebiańskiej Jerozolimy“. Ta grupa założycielska rozpoczęła też przygotowania do przyjęcia pierwszych 100 tys. Żydów z Izraela. A przed końcem 2022 r. organizatorzy planują ściągnąć do Nowej Jerozolimy 6 min Żydów z Izraela i ponad 12 min z Rosji, USA i krajów Unii Europejskiej. W innej wypowiedzi Berkut dodaje: – Rządy Nowej Jerozolimy – kiedy zostanie ona oficjalnie proklamowana po przyjęciu ustawy o decentralizacji Ukrainy – będą powierzone Radzie Protektorów, składającej się z 12 szefów.

I jak mamy na to patrzyć? Wierzyć temu czy nie wierzyć? Czyżby to była prowokacja polityczna? Jakiś balon próbny, który ma na celu zbadać, jak na taki pomysł zareaguje świat? Jak na razie świat w ogóle nie reaguje, włącznie z Ukrainą. Czyżby więc miało to przebiegać po cichu? Może dlatego mówi się o tajnym, a niejawnym, porozumieniu Izraela i Ukrainy. Nie znamy zapisów tego porozumienia. Ale coś musi być na rzeczy, skoro sprawa powoli zaczyna wypływać na szersze wody.Tak więc tytuł dr. Pietrzaka: Czy naszym sąsiadem stanie się Izrael? nie jest taki bez sensu. A„Warszawska”ma całkiem niezłe informacje.

Tym bardziej że wspomniany Berkut w innej wypowiedzi telewizyjnej, odpowiadając na pytanie, jak zareagują na to sami Ukraińcy, odpowiedział mniej więcej tak: „Kto może się przeciwstawić takiemu programowi? Prezydent Ukrainy, Żyd? Premier, Żyd? A może najbogatsi obywatele tego kraju, oligarchowie, także Żydzi?

No właśnie, kto może się przeciwstawić? Co więc się stanie na południu Ukrainy? Musimy poczekać, by się przekonać. Ale o planach i zamiarach, a nawet o marzeniach warto już wiedzieć. Bo wiedza jednak jakoś rozświetla nam życie.

Igor Berkut, lider partii Wielka Ukraina: Wróciłem dopiero co z Izraela. To była już szósta moja wizyta. Okazała się znakomita. Izrael ma wiele problemów. Jednym z głównych jest terytorium. Mieszka w Izraelu 8,5 min Żydów. A wokół Izraela mieszka 100 min Arabów. Izrael, by się normalnie rozwijać, musi znaleźć dla siebie inne terytorium na200-300 lat. To był jeden z celów mojej wizyty w tym kraju. Według mojego rozeznania, ta „Niebiańska Jerozolima” znajduje się na południu Ukrainy i obejmuje pięć województw: dniepropietrowskie, zaporoskie, odeskie, cher-sońskie i nikołajewskie. Na tych ziemiach zostanie powołany Nowy Jeruzalem, który pozwoli na rozwój całego izraelskiego narodu. Ta Nowa Jerozolima zacznie się dynamicznie rozwijać. I to tak szybko, że kraje europejskie staną się dla niej zwykłą prowincją.

Opracowanie: Janusz Baranowski

„Berlin na granicy możliwości”. Niemcy stawiają uchodźcom z Ukrainy warunek: „Brak stałego celu w Niemczech”. 37,8 tys. uchodźców. Polska w tym czasie przyjęła ich ponad milion.

7.03.2022, https://www.tvp.info/58902417/rosja-wywolala-wojne-niemcy-przeciazone-naplywem-uchodzcow-z-ukrainy-berlin-na-granicy-mozliwosci-wladze-stawiaja-warunek-migrantom

Burmistrz Berlina Franziska Giffey (SPD) apeluje o wsparcie do rządu federalnego i ogólnokrajową współpracę w przyjęciu oraz rozlokowaniu uchodźców, którzy docierają do Niemiec. Jak zaznaczyła, „Berlin coraz bardziej osiąga granice swoich możliwości”. Deutsche Welle podaje, że Ukraińcy będą przewożeni w inne części kraju pod warunkiem, że… „nie mają oni stałego celu w Niemczech”.

Z danych policji wynika, że do niedzieli do kraju dotarło 37,8 tys. uchodźców. Polska w tym czasie przyjęła ich ponad milion.

Niemieckie władze alarmują w związku z masowym napływem uchodźców z Ukrainy.

Przeciążone struktury stolicy Niemiec


Choć w pierwszych dniach konfliktu do Niemiec przybywało „kilkadziesiąt osób dziennie”, w piątek i sobotę było to ponad 11 tys. osób. 720 z nich zostało zakwaterowanych przez zespół zarządzania kryzysowego i Państwowy Urząd ds. Uchodźców w Berlinie.

Burmistrz tego miasta ostrzega, że struktury stolicy Niemiec już nie wystarczają. – To ogromne wyzwanie, któremu staramy się sprostać za pomocą różnych środków – powiedziała Franziska Giffey w stacji ZDF, cytowana przez Deutsche Welle.

Niemiecki nadawca wskazuje, że „z jednej strony wykorzystywane są punkty przyjmowania uchodźców, specjalne ośrodki, hostele i schroniska młodzieżowe, z drugiej zaś strony istnieje duże zaangażowanie osób prywatnych”.

Warunek? „Brak stałego celu w Niemczech”


Przytacza także komunikat berlińskiego Senatu, który w niedzielę poinformował, że osoby z Ukrainy, które dotrą do stolicy Niemiec, „będą natychmiast przewiezione” do innych krajów związkowych. „Warunkiem wstępnym jest to, żeby nie mieli oni stałego celu w Niemczech” – czytamy.

Niemcy szykują się na dziesiątki tysięcy kolejnych uciekinierów wojennych. Do niedzieli tamtejsza policja zarejestrowała 37 786 Ukraińców. Ministerstw Spraw Zewnętrznych zwraca przy tym uwagę, że rzeczywista ich liczba może być znacznie wyższa m.in. z powodu braku kontroli granicznych.

Szacuje się, że Ukrainę opuściło już nawet 1,5 mln osób. W niedzielę polska Straż Graniczna przekazała, że do Polski dotarło ponad milion uchodźców.

CUDOWNE PRZYPADKI 2020 – 2022


2020 – paranoja covidowa

2022 – paranoja pomocy Ukrainie

2020 – przekierowanie całego systemu na walkę z Covid

2022 – przekierowanie całego systemu na pomoc Ukraińcom

2020 – pierwszeństwo w szpitalach dla pacjentów covidowych 

2022 – pierwszeństwo w urzędach pracy dla Ukraińców

2020 – wydzielanie całych zamkniętych oddziałów dla chorych na Covid

2022 – wydzielanie mieszkań i ośrodków dla uchodźców ukraińskich

2020 – medialna paranoja zabójczego wirusa

2022 – medialna paranoja pomocy Ukrainie

2020 – ukrywanie rzeczywistych celów pandemii

2022 – ukrywanie rzeczywistych celów ukrainizacji

2020 – granie emocjami pożytecznych idiotów 

2022 – granie emocjami pożytecznych idiotów

2020 – hejtowanie przeciwników kłamstwa jako foliarzy

2022 – hejtowanie przeciwników ukrainizacji jako egoistów

2020 – zostań w domu, bądź odpowiedzialny!

2022 – wyjdź z domu i przygarnij do niego Ukraińców


za: Łukasz Grysiak„”

Pomiędzy nami a Zachodem, istnieje olbrzymia asymetria ryzyka.Nie ma znaczenia, na czym zależy Amerykanom. Nasze interesy nie są tożsame z ich interesami.

Nie ma znaczenia, na czym zależy Amerykanom i jakie oni mają interesy. Nasze interesy nie są tożsame z ich interesami.

Sławomir Mentzen https://www.facebook.com/slawomirmentzen

Sekretarz Stanu USA Antony Blinken namawia Polskę do wysłania nad ukraińskie niebo naszych myśliwców. Jak stwierdził, Amerykanie “bardzo, bardzo żywo przyglądają się tej sprawie”. Równocześnie część polskiej opinii publicznej, w tym tzw. poważni dziennikarze, zaczęła dziwić się, dlaczego NATO nie zdecydowało się, pomimo próśb Ukrainy, na zamknięcie przestrzeni powietrznej nad tym państwem a inna część, na przykład Roman Giertych, już wprost domagają się tego, żeby Polska przystąpiła do wojny. To jest całkowity dramat pokazujący, że nasza klasa polityczna nie wyciągnęła żadnych wniosków z tragedii II wojny światowej.

Po kolei. Co oznacza zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą? Samoloty NATO musiałyby strzelać do naruszających ten zakaz samolotów rosyjskich. Jak myślicie, czyje to byłyby samoloty i z których lotnisk by startowały? Z polskich lotnisk. A jak na gruncie prawa międzynarodowego traktowane jest udostępnienie swojego terytorium do ataku? Jak agresja.

Innymi słowy, jest to domaganie się tego, żeby Polska napadła na mocarstwo atomowe, jakim jest Rosja. A ponieważ wojnę jest znacznie łatwiej zacząć niż zakończyć, nikt nie wie, jak historia dalej by się potoczyła i ile lat byśmy w tej wojnie trwali.

Trzeba tu podkreślić rzecz najważniejszą. Pomiędzy nami a szeroko pojętym Zachodem, istnieje olbrzymia asymetria ryzyka. Dlatego Zachód będzie nas namawiał do tego, żebyśmy ryzykowali. Jeżeli nasza interwencja lub groźba tej interwencji sprawi, że Putin przegra, wszyscy będą szczęśliwi. A jeżeli Putin się nie przestraszy, to bomby spadną na polskie, a nie na amerykańskie miasta. Więc z ich punktu widzenia, nie będzie to straszna tragedia. To my tutaj ryzykujemy. Wbijmy to sobie wszyscy do głowy. To Polska poniesie największe straty, jeżeli dojdzie do wojny Rosji z NATO.

NATO będzie nam przysyłać broń, może nawet jakichś żołnierzy, wszyscy będą się bulwersować, Polska zgarnie tyle pochwał ile teraz Ukraina, ale to my będziemy walczyć, to nasze miasta będą niszczone, to Polacy będą ginąć. I nie ma żadnego powodu, żeby się w to pakować.

Bardzo łatwo podnosi się stawkę i straszy przeciwnika, jeżeli to kto inny ponosi całe ryzyko. Jaka jest szansa, że bomby i rakiety spadną na amerykańskie czy brytyjskie miasta? No niewielka, delikatnie rzecz ujmując. A jaka jest szansa, że włączenie się do wojny sprawi, że polskie miasta będą wyglądały tak jak teraz ukraińskie? Bardzo duża.

Dlatego sami musimy podejmować decyzje, bo sami będziemy w pierwszej kolejności odpowiadać za ich skutki. Nie ma znaczenia, na czym zależy Amerykanom i jakie oni mają interesy. Nasze interesy nie są tożsame z ich interesami. W wielu punktach są oczywiście zbieżne, ale nie we wszystkich.

Rosjanie mają olbrzymie problemy. Ich logistyka to jakiś żart a gospodarka zaraz przestanie być zdolna do finansowania dalszych zbrojeń. Widać, że byli gotowi na kilka dni walk, a nie na trwającą całe tygodnie wojnę. To jest świetna wiadomość. Nawet jeżeli poradzą sobie z armią ukraińską, to nie bardzo mają pomysł co dalej. Próba okupowania Ukrainy załatwi ich na lata, jakikolwiek rząd marionetkowy nie wytrzyma tygodnia po wycofaniu się rosyjskich wojsk. Ukraina dla Rosji może być tym, czym dla Sowietów był Afganistan. Wiem, że z punktu widzenia ukraińskiego jest to dramat, ale Ukraina się na to zdecydowała. Ukraińcy postanowili walczyć o swój kraj i chwała im za to. Nie widzę jednak powodu, żebyśmy dla Ukrainy robili z Polski Afganistan. Nie powinniśmy ryzykować życia polskich kobiet i dzieci, nie powinniśmy pozwolić na zniszczenie naszych miast, mostów, dróg, lotnisk, fabryk i bloków, które tak pracowicie budowaliśmy przez ostatnie 30 lat.

Ukraina walczy oczywiście również w naszym interesie. Ale na wojnę poszli tylko i wyłącznie w swoim interesie. Nie chcieli rosyjskiej okupacji. My również powinniśmy iść na wojnę tylko i wyłącznie w swoim interesie. Nie w interesie Ukrainy, USA czy czyimkolwiek innym. A w polskim interesie jest to, żeby do ewentualnej wojny wejść jak najpóźniej. Każdy kolejny tydzień walk znacząco zmniejsza rosyjski potencjał wojskowy. Z powodu sankcji Rosja powoli staje się śnieżną Somalią. Nikt nie wie, ile czasu zajmie im odzyskanie zdolności do prowadzenia wojny z Polską. My w tym czasie możemy zbroić się po zęby. Kupować broń z całego świata i tak nasycić się rewelacyjnie działającą na ruskie czołgi i samoloty, sprawdzoną na Ukrainie bronią, żeby nigdy już żaden Rosjanin nie odważył się stanąć w Polsce z karabinem w ręku.

Czas gra na naszą korzyść. Im później dojdzie do wojny, tym dla nas lepiej. Nie przyspieszajmy tego. To Rosja, a nie my, szykowała się do wojny. My dopiero musimy zacząć to robić.

Dopóki będziemy mieli armię i swoje własne terytorium, dopóty będziemy się jakkolwiek liczyć, będziemy mieć zdolność do podejmowania decyzji w naszym interesie. Jeżeli tak, jak w 1939 roku ruszymy do wojny na samym jej początku, stracimy wojsko i terytorium, to nie będziemy podejmowali już żadnych decyzji. Będziemy tylko i wyłącznie przedmiotem gry. A jej finał będzie realizował interesy tych, którzy ze swoim wojskiem do niego doczekają.

Jak komuś brakuje wojny, to żaden problem. Na Ukrainę daleko nie jest. Może wsiąść w samochód, pojechać na miejsce i zgłosić do ukraińskich punktów werbunkowych. Przyjmują ochotników z całego świata. Jedźcie i ryzykujcie własne życie, nie życie i zdrowie polskich kobiet i dzieci. Wojna toczy się nie na naszym terytorium. Walczą i giną nie nasi żołnierze. My możemy im wysyłać Pioruny, paliwo, pomoc humanitarną. Ale nie latajmy tam samolotami, nie wysyłajmy tam wojska. Zajmijmy się uchodźcami, otoczmy ich opieką, w końcu ich mężowie i ojcowie walczą tam również w naszym interesie.

Nie zapominajmy też, że od ładnych paru lat w rosyjskiej doktrynie wojennej znajduje się deeskalacyjne uderzenie bronią jądrową. Jeżeli Rosja uzna, że sytuacja wymyka jej się spod kontroli, może zaatakować bronią jądrową jakieś mniej istotne miasto na Litwie, Ukrainie lub w Polsce, celem uświadomienia Zachodowi, żeby dał już sobie spokój z wojną. I jak myślicie, Niemcy, Francuzi, Holendrzy czy Hiszpanie, będą bardzo zainteresowani kontynuowaniem wojny konwencjonalnej z Rosją, widząc grzyb atomowy? Ja stawiam na to, że nie. A kto będzie tego grzyba oglądał z bardzo bliska? No znowu niestety my, bo to my tu ponosimy całe ryzyko.

Chociaż raz bądźmy mądrzejsi, chociaż raz pomyślmy o naszym interesie. Nie idźmy na tę wojnę. Przygotowujmy się na nią, ale na nią z własnej woli nie idźmy. Choćby cały świat nas na to namawiał, uprzyjmy się i puśćmy ich wszystkich przodem.

Próba uczciwego spojrzenia na kryzys ukraiński.Zbrodnicze wojenki USA.

Okiem nauki. Próba uczciwego spojrzenia na kryzys ukraiński.

Zbrodnicze wojenki USA.

Christopher A. Ferrara https://www.bibula.com/?p=131938

W dniu inwazji Putina, około 65% ludności Ukrainy było niezaszczepione. Czy Putin naprawdę miał wybór?

Żarty na bok, wojna to nie powód do śmiechu. Śmieszny, a także karygodny jest sposób, w jaki nieustannie kłamliwe media i Zjednoczona Partia Wojny zdołały ukryć fakty historyczne, które dowodzą, że to, co dzieje się obecnie na Ukrainie, to kolejna katastrofa zaaranżowana przez aroganckich bufonów zarządzających amerykańską polityką zagraniczną. Jest ona tak zaprojektowana, by destabilizować, wprowadzać zamęt w rozległych regionach świata i wywoływać niekończące się wojny i cierpienia, które nigdy nie dotykają samych podżegaczy. Jak słusznie zauważył Pat Buchanan, te gbury zrobiły wszystko co w ich mocy aby tę inwazję sprowokować. W istocie byliby wściekli, gdyby Putin nie dokonał inwazji. Teraz są zachwyceni pojawieniem się kolejnego wywołanego przez siebie kryzysu, który wykorzystają do maksimum.

Myślcie co chcecie o Putinie i jego posunięciach wobec Ukrainy, ale kto z nas może zaprzeczyć, biorąc pod uwagę nasze gorzkie doświadczenia, prawdziwość jego spostrzeżenia z 24 lutego, że

nawet „amerykańscy politycy, politolodzy i dziennikarze piszą i mówią, że w ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych powstało istne ‘imperium kłamstwa’. Trudno się z tym nie zgodzić – tak jest naprawdę„.

Inwazja Stanów Zjednoczonych na Irak, wspomagana przez marionetkową Wielką Brytanię, opierała się na wielkim kłamstwie o „broni masowego rażenia”, o której Bush i jego współpracownicy wiedzieli, że nie istnieje.Wynikiem tego skandalu było zniszczenie państwa irackiego, śmierć około 500 000 cywilów w wyniku samej wojny i zniszczenie irackiej infrastruktury, a następnie krwawa wojna domowa z udziałem sunnickich, szyickich i kurdyjskich frakcji, w której życie straciło kolejne 100 000 niewinnych osób. Dzisiejszy Irak jest szyicką teokracją, ściśle powiązaną z szyicką teokracją w Iranie. Od czasu niemoralnej i nielegalnej inwazji Stanów Zjednoczonych, liczba chrześcijan w Iraku spadła o ponad 80% – z 1,4 miliona, z których większość stanowili katolicy chaldejscy, do „mniej niż 250 tysięcy”. Nikt nie podsumował tej moralnej parodii w tamtym czasie lepiej niż australijski dziennikarz John Pilger:

Jak to się stało, że doszliśmy do takiego stanu, w którym dwa zachodnie rządy zabierają nas na nielegalną i niemoralną wojnę przeciwko narodowi, z którym nie mamy żadnych zatargów i który nam nie zagraża? Jest to akt agresji, któremu sprzeciwiają się prawie wszyscy i którego fałsz jest aż nadto przejrzysty.

Jak mogą w naszym imieniu atakować kraj, który już został zmiażdżony 12-letnim embargiem wymierzonym głównie w ludność cywilną, z której 42% stanowią dzieci. Jest to średniowieczne oblężenie, które pochłonęło życie co najmniej pół miliona dzieci, a przez byłego koordynatora ONZ ds. pomocy humanitarnej w Iraku określone jest jako ludobójcze?

Jeśli chodzi o Irak, redaktor tego czasopisma [The Remnant – przyp. red.] utracił ogromną część swoich czytelników, wypowiadając oczywistą prawdę, którą nawet brygada „wspierajcie nasze wojska” będzie musiała w końcu uznać. Tak, mówiliśmy Wam o tym.

A czymże innym, jak nie plątaniną kłamstw emanujących z Imperium Kłamstwa, była amerykańska „polityka zagraniczna” w Afganistanie? Przez ponad 20 lat amerykańska krew i pieniądze były przelewane w pustynne piaski 7000 mil od naszych wybrzeży w pogoni za głupią próbą zrobienia z Afganistanu repliki stanu Delaware, jak to ujął Buchanan. Katastrofalnie spartaczone wycofanie się Bidena pozwoliło talibom, z których wielu należało wcześniej do finansowanych przez CIA mudżahedinów, przejąć władzę w kraju, podczas gdy rząd afgański upadł. W ten sposób cała trwająca 20 lat wojna stała się natychmiast bezcelowa.

Wybór Trumpa był w dużej mierze wynikiem wstrętu wyborców do rezultatów szaleńczych działań Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie. Od Iraku po Afganistan, zginęło 7000 żołnierzy, niezliczone rzesze zostały okaleczone na całe życie, a 8,5 biliona dolarów poszło na marne. Za nic. Nawet za coś znacznie gorszego niż nic.

W 1999 roku NATO pod przywództwem Stanów Zjednoczonych przeprowadziło bombardowanie serbskich chrześcijan, którego nie przerwano nawet w Wielkim Tygodniu. Celem było wymuszenie od Serbii akceptacji odłączenia się prowincji Kosowo w wyniku powstania etnicznych muzułmańskich Albańczyków, którym broń dostarczyła administracja Clintona. Apel hierarchii prawosławnej do Clintona o zaprzestanie bombardowań pozostał bez echa. Po tym, jak Serbia została zbombardowana, aby zaakceptować utworzenie zdominowanej przez muzułmanów Republiki Kosowa, „wiosenne czystki etniczne Serbów zostały ‘zastąpione jesiennymi czystkami etnicznymi Serbów, Romów, Bośniaków i innych nie-Albańczyków, którym towarzyszyły te same okrucieństwa’”.

Weźmy też pod uwagę pozasądowe zabójstwo Muammara Muhammada Abu Minyara al-Kaddafiego w 2011 roku, które obejmowało sodomizację bagnetem. Hillary Clinton, upiór wśród upiorów, pochwaliła zaangażowanie USA w powstanie, które doprowadziło do zabójstwa Kaddafiego, w tym bombardowanie libijskich celów przez bombowce B-52 i B-1: „Przybyliśmy, zobaczyliśmy, on nie żyje„. W rezultacie doszło do kryzysu humanitarnego, który trwa do dziś z powodu „ciągłego chaosu w Libii, ponieważ uzbrojone grupy bojowników próbują podzielić kraj wzdłuż linii politycznych i plemiennych. Ponadto, z powodu braku głównego organu zarządzającego, migracja i handel ludźmi nadal stanowią problem”. Tymczasowy rząd Libii przyrzekł, że „będzie ścigał każdego, kto zostanie uznany za odpowiedzialnego za śmierć Muammara Kadafiego [sic] „. Hillary nie pojawiła się jeszcze na ławie oskarżonych.

Jeśli chodzi o wojnę Arabii Saudyjskiej z Jemenem za czasów administracji Obamy – która trwa do dziś – to znów były to bomby wyprodukowane przez Amerykanów. Na przykład, jak zauważył Rand Paul: „Samoloty produkcji amerykańskiej z amerykańskimi bombami zostały użyte przez Saudyjczyków do zbombardowania konduktu pogrzebowego w Jemenie. Zginęło ponad 100 osób, a 500 żałobników zostało rannych. Amerykańscy piloci w czynnej służbie uzupełniali paliwo w samolotach zrzucających bomby w całym Jemenie„. Celem Saudyjczyków jest zrzucenie bomby na bojowników Huti, którzy w 2015 roku obalili rząd marionetki Saudów, Abdrabbuha Mansura Hadiego. Huti sprzymierzyli się z częścią jemeńskiego wojska, które pozostało lojalne wobec Ali Abdullaha Saleha, byłego prezydenta Jemenu, obalonego podczas Arabskiej Wiosny Ludów w 2011 roku, a następnie zamordowanego (przez Huti!). Kto finansował i pomagał w organizacji tych powstań? Oczywiście Stany Zjednoczone.

Przytaczając te przykłady interwencji amerykańskich na Bliskim Wschodzie, nie mam na celu moralnego usprawiedliwienia inwazji Putina na Ukrainę. Byłoby to błędne rozumowanie typu tu quoque. Nie można jednak uczciwie zaprzeczyć, że inwazja Putina jest operacją przeprowadzaną według amerykańskich zasad: bombardować, najeżdżać, niszczyć, aby doprowadzić do pożądanej zmiany reżimu. Bomba, inwazja, zniszczenie – to zasady amerykańskiej „polityki zagranicznej” na Bliskim Wschodzie. Jednak w przypadku Putina, jego wojna z Ukrainą ma przynajmniej sens strategiczny w porównaniu z całkowicie bezsensowną amerykańską inwazją i hurtowym zniszczeniem Iraku, przy których inwazja na Ukrainę wygląda jak drobna potyczka. Jeśli to twierdzenie wydaje się przesadzone, rozważmy ocenę znanego historyka Andrew Bacevicha, emerytowanego profesora stosunków międzynarodowych i historii na Uniwersytecie Bostońskim. W artykule zatytułowanym „Inwazja na Ukrainę jest niczym w porównaniu z Irakiem” Bacevich wyśmiewa twierdzenie, że Putin narusza „normy” prawa międzynarodowego:

Często słyszany zarzut, że inwazja Putina na Ukrainę narusza rzekomo święte „normy” międzynarodowe, nie ma racji bytu. Takie normy nie istnieją – a przynajmniej nie istnieją takie, które wielkie mocarstwo uznałoby za ograniczające jego swobodę działania. Dowodem na to jest ostatnie zachowanie Stanów Zjednoczonych, które rutynowo wykazują gotowość do tworzenia własnych norm, stosując jednocześnie przemoc na skalę znacznie przekraczającą wszystko, co zrobiła lub może zrobić Rosja.

Bacevich dodaje, że „działania Rosji na Ukrainie zasługują na powszechne potępienie”. Ale podobnie było z działaniami USA w Iraku i Iranie, przy czym w tym ostatnim przypadku USA wspierały Saddama Husajna, gdy ten był jeszcze użyteczny dla Waszyngtonu: „Jeśli chodzi o zbrodnie, agresja Putina jest nieporównywalna ze stratami ludzkimi poniesionymi w wyniku wspieranej przez USA wojny Saddama Husajna przeciwko Iranowi. Jeśli chodzi o katastrofalne skutki amerykańskich inwazji na Afganistan i Irak, to w porównaniu z nimi, wpływ rosyjskiej inwazji na Ukrainę wydaje się błahy„. Takie są po prostu fakty.

To, co dzieje się na Ukrainie, zdaniem Bacevicha, jest jedynie odbiciem „geopolitycznych imperatywów, które powstały jeszcze przed naszą erą. Państwa narodowe rywalizują ze sobą o realizację własnych interesów. W ramach tej rywalizacji stosują różne środki, przy czym preferowaną opcją jest zazwyczaj perswazja. Biorąc pod uwagę niepewność związaną z wojną, gdzie występuje prawdopodobieństwo wystąpienia niezamierzonych konsekwencji i wyższych niż spodziewane kosztów, przemoc jest ostatecznością. Ostateczność nie oznacza jednak, że do wojen nigdy nie dochodzi. Takie są fakty w polityce międzynarodowej. Nawet Obama to przyznał: „Faktem jest, że Ukraina, która jest krajem nienależącym do NATO, będzie narażona na militarną dominację Rosji bez względu na to, co zrobimy…. Jest to jednak przykład tego, że musimy bardzo jasno określić, jakie są nasze podstawowe interesy i za co jesteśmy gotowi pójść na wojnę”.

Jednak w chwili, gdy piszę ten tekst, szaleńcy w Kongresie Stanów Zjednoczonych i bełkoczące bobasy z wiecznie kłamiących mediów, domagają się ustanowienia przez USA strefy zakazu lotów nad Ukrainą, co oznaczałoby gorącą wojnę z Rosją o państwo, które nie ma dla nas żadnego strategicznego znaczenia. Decyzja taka na pewno wywołałoby III wojnę światową. Dlaczego ci szaleńcy są gotowi zaryzykować los ludzkości dla integralności granic Ukrainy? Odpowiedź, choć nieumyślnie, została ujawniona przez członkinię ukraińskiego parlamentu w nagraniu wideo na Twitterze, w którym pozuje z karabinem: „Znajdujemy się teraz w krytycznym momencie, ponieważ wiemy, że nie tylko walczymy o Ukrainę, [ale] walczymy o Nowy Porządek Świata dla krajów demokratycznych„. Mówiąc „Nowy Porządek Świata”, prawdopodobnie nie ma na myśli Nowego Porządku Świata z rządem światowym, ale po prostu o powszechną liberalną demokrację, w której miliony nienarodzonych dzieci są mordowane, a mężczyźni udający kobiety są dopuszczani przez obłąkanych kretynów do pokonywania prawdziwych kobiet w zawodach sportowych. W każdym razie, ta uzbrojona, farbowana blondynka, zrozumiała, że reprezentuje coś znacznie większego niż Ukraina.

Biedna Ukraina. Jak słusznie zauważa Lee Smith, jest ona tylko zbędnym pionkiem w geopolitycznej grze w szachy na amerykańskich zasadach. Przypomnijmy sobie „rosyjski reset” z lat 2009-13 za czasów administracji Obamy. Przypomnijmy sobie kpiny, jakim Mitt Romney został poddany przez Demokratów i media, a nawet większość rywalizujących z nim kandydatów, gdy w okresie poprzedzającym wybory w 2012 r. zasugerował, że Rosja jest „naszym wrogiem geopolitycznym nr 1”. Jak zauważa Ann Coulter, „Times” opublikował artykuł wyśmiewający Romneya za „szokujący brak wiedzy o sprawach międzynarodowych lub po prostu zuchwałą politykę”, a BBC stwierdziła, że poglądy Romneya na temat Rosji świadczą o „braku doświadczenia w polityce zagranicznej”. Rachel Maddow – zanim stała się histerycznym Młotem na Putina – szydziła z samej idei „groźnej Rosji”. Przypomnijmy sobie również dawny sprzeciw elit waszyngtońskich wobec wysłania śmiercionośnej broni na Ukrainę jeszcze w 2015 roku. Jak przypomina Coulter, w tamtym roku „Times” opublikował wywiad z Matthew Rojansky’m, dyrektorem Instytutu Kennana, który wyjaśniał, że „wysłanie śmiercionośnej broni na Ukrainę uczyniłoby z USA ‘stronę agresywną w wojnie zastępczej z Rosją, jedynym krajem na Ziemi, który może zniszczyć Stany Zjednoczone’. Dlatego jest to poważna sprawa”. Takiego zdania było „wielu ekspertów” – dodał „Times”. Przeciwko śmiercionośnej broni dla Ukrainy byli wówczas także kanclerz Niemiec Angela Merkel, Leslie Gelb, emerytowany prezes Rady Stosunków Międzynarodowych oraz profesor Graham Allison z Harvardu, ekspert ds. obrony narodowej.

Nie możemy też zapomnieć, że Joe Biden był wiceprezydentem, gdy Putin zaanektował Krym w reakcji na zainicjowane przez USA obalenie prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza w 2014 r. (o czym więcej poniżej). Jak wyjaśnia Buchanan: „Zamiast stracić Sewastopol, historyczną bazę marynarki wojennej Rosji na Krymie, Putin zajął półwysep i ogłosił go rosyjskim terytorium”. Odpowiedzią administracji Obamy i Bidena na tę inwazję na Ukrainę były, jak przyznaje nawet neokonserwatywny Brookings Institute, „słabe i niewystarczające” – tzn. sankcje.

Co więcej, zdaniem Brookings, chociaż „inwazja Rosji na Ukrainę w 2014 roku była ostatnim gwoździem do trumny tzw. Resetu, prezydent Obama niechętnie postrzegał Moskwę jako kogoś więcej niż lokalnego mąciciela i uważał, że z całym tym bałaganem najlepiej poradzą sobie Europejczycy”. Tak się składa, że jest to prawda.

Jednak wraz z wyborem Donalda Trumpa, Rosja została natychmiast magicznie przekształcona [przez przeciwników Trumpa md] , jak pisze Coulter, „w najgorsze państwo na ziemi”, a Putin w arcy-wroga USA, z którym Trump w jakiś niejasny i zdradziecki sposób „zmówił się”, aby „ukraść” wybory w 2016 roku. Trump aby udowodnić, że nie jest marionetką Putina, jak twierdzili fantaści, wysłał śmiercionośną broń na Ukrainę. Nie przeszkodziło to jednak w postawieniu go w stan oskarżenia za rzekome wstrzymanie transportu do czasu otrzymania informacji na temat korupcyjnych interesów Huntera Bidena na Ukrainie – informacji, które on i naród amerykański mieli prawo otrzymać, a Trump miał nawet obowiązek uzyskać. To rzekome quid pro quo z prezydentem Wołodymyrem Żeleńskim – któremu on sam stanowczo i wielokrotnie zaprzeczał – nigdy nie miało miejsca. Podobnie zresztą, jak mglista „zmowa” Trumpa z Rosją, była to czysta fantazja.

Jak widzimy, w partii szachów, którą USA rozgrywają swoim ukraińskim pionkiem, amerykańska polityka zagraniczna wobec Rosji (znów cytując Coulter) „zmienia się w zależności od potrzeby chwili”. Jednak ogólnie rzecz biorąc, Putin postrzega Ukrainę jako poważne zagrożenie, ponieważ „przez prawie dwie dekady amerykański establishment, zarówno pod rządami Demokratów, jak i Republikanów, wykorzystywał Ukrainę jako instrument destabilizacji Rosji, a w szczególności jako cel ataku na Putina”. Przede wszystkim należy zastanowić się, w jaki sposób Zelenski doszedł do władzy po wspomnianym już obaleniu prezydenta Janukowycza (po tym, jak rosyjski Reset przestał być użyteczny). W wyniku „pomarańczowej rewolucji” w latach 2004-2005 – jednej z serii zaaranżowanych przez USA „kolorowych rewolucji” w byłych republikach radzieckich – wybór Janukowycza z 2005 roku zostały unieważniony, a on sam przegrał nowe wybory zarządzone przez Sąd Najwyższy Ukrainy. Jednak w 2010 roku prorosyjski Janukowycz miał czelność zostać wybrany ponownie, tym razem w wyborach, które, jak przyznaje nawet Wikipedia „zostały uznane przez międzynarodowych obserwatorów, za uczciwe i wolne”. Globalistyczny establishment, na czele z Waszyngtonem, nie chciał się na to zgodzić. Tak więc, jak podejrzewali pesymiści, Janukowycz został obalony podczas wspieranej przez USA „rewolucji godności” w 2014 roku.

Dwa miesiące po ucieczce Janukowycza z kraju, ówczesny wiceprezydent Biden odwiedził Ukrainę „jako twarz administracji amerykańskiej w sprawach Ukrainy”. Kilka dni później Hunter Biden znalazł się w zarządzie firmy Birisma, a miliony dolarów zaczęły wpływać do wspólnej kieszeni rodziny Bidenów. Nigdy w historii amerykańskich relacji zagranicznych nie było bardziej rażącego konfliktu interesów. Może z wyjątkiem korupcyjnych interesów rodziny Bidenów z Chinami, w tym zakulisowych spotkań wiceprezydenta Bidena, Huntera Bidena i chińskich urzędników komunistycznych w Białym Domu, po których nastąpiły chińskie transakcje biznesowe, które przyniosły Bidenom około 31 milionów dolarów. (To wyjaśniałoby, dlaczego Biden nie miał nic do powiedzenia podczas swojego bałamutnego orędzia o stanie państwa na temat wsparcia Chin dla inwazji Putina, w tym pomocy Chin w obejściu sankcji finansowych nałożonych przez USA i UE).

Po rocznej kadencji tymczasowego prezydenta Ołeksandra Turczynowa w 2014 roku i pięcioletniej kadencji Petro Poroszenki – podczas której wiceprezydent Biden wymusił zwolnienie z pracy prokuratora prowadzącego śledztwo w sprawie korupcyjnych interesów jego syna (a więc i jego samego) z Birmą – Zelenskij został wybrany na szóstego prezydenta Ukrainy. Były komik i aktor, pierwszy żydowski prezydent tego kraju, znany był z odgrywania diabolicznie obscenicznych skeczy „komediowych” o tak niewypowiedzianym zwyrodnieniu, że nie potrafię ich nawet opisać, a tym bardziej zamieścić odnośnika do nich.

Ten palant jest teraz okrzyknięty współczesnym Churchillem (o wiele bardziej imponującym palancie) i bohaterskim obrońcą demokracji dla narodu ukraińskiego. Zelenski jest jednak tylko kolejnym autokratą wspieranym przez USA. W maju 2021 r. jego najbardziej prominentny przeciwnik polityczny, prorosyjski szef partii Opozycja dla Życia Wiktor Medwedczuk, został umieszczony w areszcie domowym pod zarzutem „zdrady”, gdzie pozostaje do dziś. Na wszelki wypadek Zelenski wydał dekret o zamknięciu trzech prorosyjskich kanałów telewizyjnych na co najmniej pięć lat oraz o nałożeniu sankcji na osiem firm telewizyjnych i medialnych „w celu ochrony bezpieczeństwa narodowego”. Szef Ukraińskiego Związku Dziennikarzy zaprotestował, że „pozbawienie milionowej publiczności dostępu do ukraińskich mediów bez postępowania sądowego […] jest atakiem na wolność słowa”. Do tych milionów zalicza się ludność wschodniej Ukrainy, która jest zasadniczo rosyjska. W istocie, cała Ukraina była historycznie częścią Rosji w czasach Imperium i Związku Radzieckiego. Dziś separatystyczne regiony Doniecka i Ługańska formalnie znów uważają się za część Rosji.

Dla zachodnich elit przydatna jest również żona Zelenskiego, Olena, która „zainicjowała przystąpienie Ukrainy do międzynarodowej inicjatywy na rzecz równości płci, Partnerstwa Biarritz” powołanej przez G7. Wśród innych zdeprawowanych zachodnich postulatów, komitet doradczy Partnerstwa Biarritz wzywa do rygorystycznego egzekwowania „praw seksualnych i reprodukcyjnych” dziewcząt w wieku szkolnym. Śmiertelnie amoralne zachodnie demokracje nie mogłyby sobie wymarzyć bardziej posłusznych ukraińskich pachołków niż pierwsza para Ukrainy, beneficjentów wspieranego przez USA zamachu stanu.

Dlatego też, poza oczywistym zagrożeniem militarnym ze strony Ukrainy jako potencjalnie uzbrojonego w broń jądrową członka NATO sąsiadującego z Rosją, Putin przyznaje, że obawia się kulturowych i społecznych konsekwencji ekspansji mocarstw zachodnich na wschód, aż do samych granic Rosji. Jak powiedział w przemówieniu i rozmowie z międzynarodowym grupą dziennikarzy, intelektualistów i polityków w październiku ubiegłego roku:

Patrząc na to, co dzieje się w wielu krajach zachodnich, ze zdumieniem obserwujemy rodzime praktyki, które my, na szczęście, pozostawiliśmy – mam nadzieję – w dalekiej przeszłości. Walka o równość i dyskryminację zamieniła się w agresywny dogmatyzm graniczący z absurdem, kiedy dzieła wielkich autorów przeszłości – takich jak Szekspir – nie są już wykładane w szkołach i na uniwersytetach, ponieważ ich idee uważa się za zacofane.Klasycy są uznawani za zacofanych i ignorujących znaczenie płci czy rasy. W Hollywood rozprowadza się memoranda na temat właściwego relacjonowania historii i tego, ile postaci jakiego koloru lub płci powinno znaleźć się w filmie. Jest to jeszcze gorsze niż wydział agitacji Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego….

Niektórzy ludzie na Zachodzie wierzą, że agresywne usuwanie całych kart z własnej historii, „odwrotna dyskryminacja” większości w interesie mniejszości, żądanie porzucenia tradycyjnych pojęć matki, ojca, rodziny, a nawet płci – wierzą, że to wszystko są kamienie milowe na drodze do społecznej odnowy….

Każdy, kto odważy się wspomnieć, że mężczyźni i kobiety istnieją, co jest faktem biologicznym, ryzykuje ostracyzm. „Rodzic numer jeden” i „rodzic numer dwa”, „rodzic rodzący” zamiast „matka”, „mleko ludzkie” zamiast „mleko matki”, ponieważ może to zdenerwować osoby niepewne własnej płci. Powtarzam, że nie jest to nic nowego; w latach 20. ubiegłego wieku tak zwani sowieccy kultur-agitatorzy również wymyślili pewną nowomowę, wierząc, że w ten sposób tworzą nową świadomość i zmieniają wartości. Jak już wspomniałem, narobili takiego bałaganu, że do dziś wywołuje to dreszcze.

Nie wspominając już o naprawdę potwornych rzeczach, kiedy dzieci od najmłodszych lat uczone są, że chłopiec może łatwo stać się dziewczynką i odwrotnie. Oznacza to, że nauczyciele narzucają im wybór, który podobno wszyscy mamy. Czynią to, wyłączając z tego procesu rodziców i zmuszając dziecko do podejmowania decyzji, które mogą zaważyć na całym jego życiu. Nie zawracają sobie nawet głowy konsultacjami z psychologami dziecięcymi – czy dziecko w tym wieku jest w ogóle zdolne do podjęcia takiej decyzji? Nazywając rzecz po imieniu, można powiedzieć, że graniczy to ze zbrodnią przeciwko ludzkości, a dzieje się to w imię i pod szyldem postępu.

Uczciwość nakazuje przyznać, że gdyby do tych „antyamerykańskich” i „antydemokratycznych” uwag nie dołączono nazwiska Putina, publiczność złożona z czytelników tego czasopisma zgotowałaby im owację na stojąco.

Uczciwość wymaga również uznania, że ta wojna nie jest naszą sprawą, jak słusznie zasugerował nawet Obama, oraz że zachodnie elity i ich medialni rzecznicy zachęcają naród ukraiński do walki i umierania w konflikcie, którego nie mogą wygrać, jak to cierpliwie wyjaśnił genialny pułkownik Doug McGregor pozbawionemu wiedzy Treyowi Gowdy’emu, zamykając mu tym usta.Celem Putina, mówi McGregor, jest osiągnięcie wynegocjowanego neutralnego statusu dla wschodniej Ukrainy – która jest zasadniczo rosyjska – w celu stworzenia bufora przed NATO, być może łącznie z całkowitą aneksją, przy jednoczesnym pozostawieniu zachodniej Ukrainy w spokoju, ponieważ nie ma on środków wojskowych do jej zdobycia i utrzymania. McGregor zauważył, że Biden dał Putinowi do zrozumienia, że takie rozwiązanie konfliktu byłoby do przyjęcia. McGregor powiedział:

Przypisujemy mu(Putinowi),w naszych wysiłkach demonizowania jego i jego kraju, rzeczy których on nie chce robić. Pamiętajmy, że Ukraina jest na czwartym miejscu od końca wśród najbardziej skorumpowanych państw świata. Rosja jest może trzy lub cztery miejsca wyżej. To nie jest liberalna demokracja, świecąca przykładem, o czym wszyscy mówią. Wręcz przeciwnie. Pan Zelenski zamykał w więzieniach dziennikarzy i opozycję polityczną. Uważam, że powinniśmy trzymać się od tego z daleka. Amerykanie uważają, że powinniśmy się trzymać od tego z daleka. Europejczycy uważają, że powinniśmy się trzymać od tego z daleka. Powinniśmy przestać wysyłać broń i zachęcać Ukraińców do umierania w tym beznadziejnym przedsięwzięciu.

USA i Europejczycy rzeczywiście „nie będą się wtrącać”. Będą dolewać oliwy do ognia z daleka. Tymczasem Stany Zjednoczone będą nadal importować rosyjską ropę, finansując w ten sposób pośrednio rosyjską machinę wojenną, a także ropę z Iranu. Administracja Bidena nie zrobi absolutnie nic w sprawie roli Chin we wspieraniu inwazji Putina, której nie potępiły nie tylko Chiny, ale także Indie, Pakistan i 32 innych państw, wstrzymując się od głosu w głosowaniu nad potępiającą rezolucją ONZ.

To wszystko jest grą mocarstw, a małe i zbędne narody są pionkami na ich globalistycznej szachownicy. Cytując Lee Smitha: „Wiążąc się z amerykańską administracją, która okazała się lekkomyślna i niebezpieczna, Ukraińcy popełnili geopolityczny błąd, który politolodzy analizować będą przez lata. Państwo buforowe postawiło swoją przyszłość na szali interesów odległego mocarstwa, które widziało w nim jedynie narzędzie do drażnienia potężnego sąsiada, bez propozycji jakiejkolwiek większej koncepcji strategicznej, którą byłoby skłonne poprzeć”.

W szachach trzeba być przygotowanym na poświęcenie pionka lub dwóch w celu zbicia króla. Jeśli wysiłek się nie powiedzie, pionki przepadają, a król – w tym przypadku Putin – przeżywa. Wydaje się, że tak samo będzie z narodem ukraińskim.

Niech Bóg im pomoże. I niech Matka Boża Fatimska interweniuje, aby zapobiec wojnie światowej, którą bezbożni, lekkomyślni głupcy, rządzący umierającym Zachodem, są zdecydowani wywołać.

Christopher A. Ferrara Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant ( March 4, 2022) – ‘FOLLOW THE SCIENCE: An Honest Look at the Crisis in Ukraine’

Prognoza z 2018: Do 2022 roku Rosja wywoła wojnę w Europie lub na Bliskim Wschodzie

https://www.krzysztofwojczal.pl/geopolityka/europa-wschodnia/rosja-europa-wschodnia/do-2022-roku-rosja-wywola-wojne-w-europie-lub-na-bliskim-wschodzie/

Krzysztof Wojczal Analizy, Europa Wschodnia, Geopolityka, Rosja

Książka pisana przez 2 lata. Zaczyna się sprawdzać! Ostatnie egzemplarze:

Po tak mocnym tytule, kilka faktów.

Sprzedaż węglowodorów stanowi wartość przeliczoną na USD w wysokości 53% całego eksportu Rosji (dane za 2018 rok). Dochody z tego tytułu to 14% PKB kraju, co odpowiada połowie wartości całego budżetu państwa (liczonego w USD). Największymi importerami rosyjskiego gazu to Europa łącznie z Turcją (ponad 90% sprzedaży). Europa z Turcją są też łącznie drugim największym odbiorcą ropy naftowej z Rosji. Wnioski? Rosyjski budżet jest niezwykle uzależniony od wolumenu sprzedaży surowców energetycznych, a także od ich ceny na międzynarodowym rynku. Co by się stało, gdyby Rosja musiała ograniczyć eksport gazu ziemnego, ropy naftowej i węgla? Czy taki scenariusz jest realny w najbliższych latach? Co mogłoby uratować rosyjską gospodarkę w skrajnie niekorzystnym scenariuszu?

Gazociągowe Trio – Braterstwo, Nord Stream i Jamał,.

Jamał-Europa czy Polska zakręci kurek?

Podtytuł może wydawać się zabawny, zwłaszcza w kontekście tego, iż to Polska zawsze borykała się z zagrożeniem „zakręcenia kurka” z gazem przez Rosjan. Po raz pierwszy w historii, sytuacja ta może się jednak odwrócić.

Jamał-Europa to jeden z trzech głównych gazociągów z Rosji do Europy. Jego maksymalna przepustowość wynosi blisko 33 mld m³ gazu rocznie. Przy czym Polska za jego pośrednictwem importuje mniej niż 10 mld m³ rosyjskiego surowca. Co za tym idzie, ponad 2/3 przepustowości gazociągu służy dostawom dla odbiorców z zachodu Europy. Do 16 maja 2020 roku między Polską, a Rosją obowiązuje umowa dotycząca tranzytu błękitnej energii na zachód (niezwykle dla nas niekorzystna, bowiem Polska praktycznie na tym nie zarabia). Ponadto jesienią 2022 roku wygasa polsko-rosyjska umowa dotycząca dostaw gazu do Polski.

Tymczasem polski rząd zapowiedział, że nie zamierza przedłużać żadnej z ww. umów. Od maja 2020 roku eksport gazu na zachód ma odbywać się na zasadach aukcji, co zwiększy ceny przesyłowe i pozwoli Warszawie zacząć zarabiać na tranzycie gazu. Brak bilateralnej umowy w tym zakresie sprawi ponadto, iż aukcje będą mogły zostać w każdej chwili „wstrzymane” z przyczyn politycznych (np. z uwagi na dalsze sankcje). Warszawa nie będzie wówczas związana z Moskwą żadną umową nakazującą przesył gazu na zachód.

Z kolei do października 2022 roku Polska ma zamiar ukończyć Baltic Pipe czyli gazociąg o przepustowości 10 mld m³ gazu/rok. Już złożona, wiążąca oferta opiewa na dostawy 8,1 mld³ norweskiego gazu rocznie do 2037 roku. Ponadto rozważane jest wynajęcie pływającego terminala LNG (najpóźniej do 2024-2025r.). Zaplanowała została również rozbudowa terminala w Świnoujściu (do końca 2021 roku zostanie rozbudowany regazyfikator, a do połowy 2023 roku trzeci zbiornik i infrastruktura kolejowa). Może się więc okazać, że do 2022 roku Polska stanie się całkowicie niezależna od dostaw gazu rurociągiem Jamał-Europa, a do 2024 roku będzie ponadto zdolna obsługiwać inne rynki. Warto podkreślić, że Polska to szósty największy importer rosyjskiego gazu w Europie i kraj, przez który surowiec ten dociera m.in. do Niemiec – największego importera rosyjskiego gazu.

Braterstwo w czasie wojny

Na podstawie ukraińsko-rosyjskiej umowy, przez gazociągi poprowadzone na ukraińskim terytorium (Braterstwo i Sojuz) w latach 2009-2019 Rosjanie mieli puszczać na zachód 110 mld m³ gazu rocznie. Maksymalna ich przepustowość wynosi 144 mld m³ gazu rocznie (dotyczy to kierunku zachodniego, bowiem ogólnie system gazociągów ukraińskich może przyjąć 288 mld m³ gazu i eksportować prawie 180 mld m³).  Umowa właśnie się kończy, a negocjacje dotyczące jej odnowienia trwają. Dotychczas Kijów był tutaj w pozycji znacznie słabszej. Władze z Kremla groziły, iż jeśli Ukraina nie zgodzi na tranzyt gazu na zachód, po niższych niż dotychczas cenach, to Moskwa odetnie byłą republikę sowiecką od błękitnego paliwa. Szantaż ten był tym bardziej groźny, że brak transferu lotnego surowca przez gazociąg Braterstwo Rosjanie zamierzali zrekompensować m.in. przy pomocy Nord Stream II. Jednak wraz z komplikacjami związanymi z budową i wykorzystaniem bałtyckiego gazociągu, pozycja negocjacyjna Kijowa wzrasta. Bowiem Rosjanie najprawdopodobniej będą zmuszeni przesyłać swój gaz przez Ukrainę jeszcze przynajmniej przez kolejny rok. O ile nie dłużej.

errata:

Ponadto również Ukraina stara się o uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji. Aktualne potrzeby Kijowa to ok. 32 mld m³ gazu na rok. Produkują około 22 mld m³, a brakujące 10 importują. Ukraina ma jednak w planach zwiększenie własnego wydobycia do poziomu 27 mld m³ gazu/rok (w najbliższych latach, plan był na 2020 rok, ale proces się wydłuża). Jednocześnie Polska i Ukraina mają zamiar zbudować dodatkowe połączenie gazociągowe między krajami, które pozwalałoby przesyłać do Kijowa norweski gaz lub LNG w ilości 5 mld m³.  Dotychczasowe możliwości Polski w tym zakresie są ograniczone do przepustowości 1,5 mld m³. Gdy projekt zostanie ukończony, Polska może odpowiadać nawet za 65% ukraińskiego zapotrzebowania importowego. Dopóki władze z Kijowa nie zwiększą własnej produkcji. To może doprowadzić w najbliższym czasie (perspektywa 2-4lat?) do całkowitej niezależności Ukrainy od Rosji w opisywanym temacie. 

Oznacza to, że w niekorzystnym dla Rosji scenariuszu około 2022-2023 roku Polska i Ukraina nie tylko zrezygnują z rosyjskiego gazu, ale i będą mogły zablokować transfer tego surowca na Zachód przez własne terytoria. Co trudno będzie zrekompensować poprzez Nord Stream I i II jeśli te będą ograniczane przez UE.

Nord Stream IInawet ukończony, może okazać się nieopłacalny

Obie nitki Nord Streamu miały łącznie gwarantować przesył 55 mld m³ gazu rocznie (po 27,5 mld m³ każda). Nord Stream II  ma podwoić te możliwości co łącznie da przepustowość 110 mld m³ gazu rocznie.

Tymczasem we wrześniu 2019 roku zapadło orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej podważające decyzję Komisji Europejskiej dającą Gazpromowi pełny dostęp do rurociągu OPAL będącego lądową odnogą Nord Stream. Zmniejszenie przesyłu gazu przez ten rurociąg stało się już faktem. Co każe zastanowić się nad sensownością budowy i opłacalnością Nord Stream II.  Ponadto budowa Nord Stream II wydłuża się, z uwagi na brak na brak zgody Duńczyków na przeprowadzenie gazociągu po dnie ich wód terytorialnych. Pod znakiem zapytania stoi więc nie tylko data ukończenia gazociągu, ale i także docelowa efektywność jego wykorzystywania. Nawet w przypadku ukończenia do 2020 roku drugiej nitki bałtyckiego gazociągu, będzie potrzeba aż 5 lat by osiągnęła ona docelową przepustowość. Ponadto, uzgodnienia w UE dotyczące rozszerzenia wymogów trzeciego Pakietu Energetycznego (TPE III) na podmorską infrastrukturę przesyłową może ograniczyć możliwości transportowe Nord Streamu II aż o 50%.

Wobec powyższego rodzi się pytanie, czy Niemcy podporządkują się unijnym regulacjom i czy są gotowi na ewentualne zmniejszenie dostaw rosyjskiego gazu (lub co najmniej brak wzrostu importu)? Odpowiedź na to może stanowić projekt Republiki Federalnej Niemiec dotyczący zbudowania, do 2022 roku, własnego terminala LNG. W ten sposób Niemcy będą mogli importować błękitną energię za pośrednictwem drogi morskiej z innych kierunków.

Amerykańska ofensywa

Jednocześnie trwa amerykańska ofensywa na europejski rynek energetyczny. Amerykanie dostarczają LNG do Europy od 2016 roku. Przy czym sprzedaż tego surowca na skalę istotną dla rynku ma miejsce dopiero od lipca 2018 roku, tj. od czasu porozumienia prezydenta Donalda Trumpa z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’m Junckerem. Od tego momentu, przez kolejnych 10 miesięcy amerykańskich eksport LNG do Europy wzrósł prawie o 300%. I to zapewne nie jest jeszcze ostatnie słowo Amerykanów w tym zakresie.

Ratunek – Państwo Środka?

Istotne przy tym wszystkim jest to, że Rosjanie po części zrekompensują sobie ewentualne straty na rynku europejskim, dzięki gazociągowi Siła Syberii (ma być ukończony w grudniu 2019 roku). Jednak Siła Syberii ma osiągnąć pełną przepustowość dopiero około 2025 roku. Należy też pamiętać, że gaz płynący tym rurociągiem do Chin, będzie pochodził z innych złóż, niż te, które zaopatrują Europę. Innymi słowy, dla jamalskiego gazu, Rosjanie nadal nie mają alternatywnego odbiorcy.

errata:

Inną alternatywą może być dla Rosjan planowy gazociąg Turk Stream , jednak jego nitka dająca możliwość eksportu gazu do Europy będzie miała przepustowość jedynie 15,75 mld m3/rok. Na lata 2020-2022 planowany jest niewielki przesył surowca do Bułgarii, Grecji i Serbii. Następnie trafi na Słowację, Węgry i Austrię. Więc de facto  nie jest to kierunek, z którego będzie korzystać Europa Zachodnia. Konsumująca najwięcej rosyjskiego gazu.

Rosjanie zwiększają również możliwości eksportowe skroplonej wersji gazu – LNG. Problem tutaj jednak jest taki, iż LNG transportowane jest drogą morską. A szlaki morskie kontrolowane są przez US Navy.  To oznacza, że gro z rosyjskiego eksportu gazu może być wkrótce zależna od woli USA i jej sojuszników (Polska/Ukraina).

Nadchodzą chude lata dla Rosji?

Z punktu widzenia Moskwy, istnieje spore zagrożenie, iż od 2022 roku europejski, gazowy rynek zbytu może nie być już tak chłonny jak dotychczas. Jeśli Niemcy ograniczą import rosyjskiego gazu (dzięki m.in. terminalowi LNG), a Wielka Brytania, Ukraina i Polska zrezygnują z odbioru tegoż surowca, to straty budżetowe w Rosji mogą okazać się bardzo bolesne. Zwłaszcza, gdy za pośrednictwem Polski, norweski i amerykański gaz będzie płynąć do innych państw Europy środkowo-wschodniej. W tym do Ukrainy (w tym celu planowana jest rozbudowa infrastruktury). Strat tych Rosjanie nie zrekompensują sprzedażą do Chin, z uwagi na fakt, iż te będą importować surowiec z zupełnie innego złoża. Ponadto pełna przepustowość Siły Syberii zostanie osiągnięta dopiero 3 lata po 2022 roku i pozwoli na tranzyt 38 mld m³ gazu rocznie. Tymczasem cały europejski rynek chłonie z Rosji około 200 mld m³ gazu rocznie. Sama Polska w 2018 roku importowała z Rosji ponad 9 mld m³ gazu. Wielka Brytania zakupiła w tym czasie od Moskwy ponad 16,3 mld m³ tegoż surowca, a Niemcy aż 58,5 mld m³. I należy w tym miejscu przypomnieć, że w zeszłym roku Brytyjczycy zapowiedzieli rezygnację z rosyjskiego surowca i pozyskanie gazu z innych źródeł.

Tak więc lata 2022-2025 mogą okazać się dla Kremla bardzo trudnym okresem. W skrajnie niekorzystnym scenariuszu, ich eksport gazu do Europy mógłby spaść nawet o ok. 15% -20% w stosunku do aktualnego poziomu. Jednocześnie transfer gazu na zachód mógłby być podatny na naciski polityczne, gdyby Rosjanom nie udało się podpisać długoterminowej umowy przesyłowej z Ukrainą (Polska będzie już podlegać normom unijnym, więc nie ma na to szans).

O ile w niniejszym artykule skupiłem się na gazie ziemnym, o tyle pamiętać również należy, że Amerykanie bardzo wyraźnie wchodzą na europejski rynek, jeśli chodzi o ropę naftową. Choć w przypadku czarnego złota, możliwości zredukowania eksportu Rosji są bardziej ograniczone.

Widoczna jest wobec tego strategia Stanów Zjednoczonych polegająca na dociskaniu władz z Moskwy na jedynej płaszczyźnie, na której Rosja uzależniona jest od świata zewnętrznego. Pamiętać bowiem należy, iż Federacja Rosyjska to państwo heartlandowe, niezwykle odporne na zewnętrzne naciski handlowo-gospodarcze. Sankcje oraz izolacja polityczno-gospodarcza są dla rosyjskiej gospodarki stosunkowo niegroźne. O ile nie dotyczą surowców energetycznych. W tej kwestii, uzależnieni od rosyjskiego gazu i ropy Europejczycy byli gwarancją utrzymania stałego źródła dochodów dla budżetu Moskwy. Jednakże sytuacja w tej materii może w najbliższych latach ulec zmianie.

Rosyjski atut siły i terroru

Od 2014 roku trwają zmagania pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Które można nazywać negocjacjami, przed przyszłym układem. Tzw. drugim resetem lub drugą Jałtą. Dlaczego, w mojej opinii, układ taki nie zostanie zawarty napisałem w analizie, poświęconej właśnie temu zagadnieniu. W tych negocjacjach, niemal wszystkie atuty leżą po stronie Amerykanów. Niemal, bowiem Rosjanie posiadają jeden, bardzo konkretny argument. Argument siły. Federacja Rosyjska jest zbyt słaba gospodarczo, finansowo, handlowo, a także politycznie, by zagrozić pozycji Stanów Zjednoczonych. Nawet w sposób pośredni. Waszyngton stanowi nieosiągalny dla Moskwy cel. Rosja praktycznie nie może symetrycznie odpowiedzieć na nałożone na nią sankcje i ograniczenia. Jednakże władze z Kremla dysponują lądową potęgą militarną, zdolną do osiągania przewag na konkretnych frontach. O ile interwencja w Syrii stanowiła szczyt rosyjskich możliwości, jeśli chodzi o działanie w bardziej odległych zakątkach świata, o tyle w swoim najbliższym sąsiedztwie Rosjanie posiadają duże przewagi. Których dotychczas NATO nie było w stanie zrównoważyć. Rosyjskie interwencje zbrojne na Krymie i Donbasie pozostały bez symetrycznej odpowiedzi. Stany Zjednoczone ściągają do Europy Środkowej pewne siły, w ramach rotacyjnej obecności, jednak wciąż jest to dużo za mało, by móc równoważyć Rosyjski potencjał militarny.

Najlepszą rosyjską walutą negocjacyjną jest więc groźba użycia siły. Waluta ta stanowi tym większą wartość, im groźba jest bardziej realna. Przy jej pomocy Kreml może dokonywać nacisków politycznych na najbliższe otoczenie. I co roku, przy okazji ćwiczeń wojskowych (tj. np. ZAPAD), o tym przypomina. Przypomnieć tutaj należy, że Stany Zjednoczone są z kolei bardzo czułe na ewentualną utratę zaufania. Cały konstrukcja NATO oraz bilateralnych amerykańskich sojuszy opiera się o wiarygodność USA oraz przekonanie, że US Army, a przede wszystkim US Navy dają gwarancję bezpieczeństwa. Rosjanie mogliby w łatwy sposób naruszyć ten wizerunek, bowiem w ich strefie oddziaływania militarnego znajdują się będące w NATO państwa bałtyckie, a także Ukraina posiadająca specjalny status sojusznika specjalnego USA. W tym kontekście, wszelkie nowe działania siłowe (w tym hybrydowe) przeciwko formalnym partnerom Stanów Zjednoczonych uderzałyby w interesy Amerykanów. I mogłyby przyczynić się do zawalenia zbudowanego przez nich systemu bezpieczeństwa światowego. Waszyngton bez sojuszników prawdopodobnie nie miałby szans konfrontować się z Chinami w taki sposób, jaki robi to w tej chwili.

Czas się kończy

Wbrew pozorom, Rosja nie dysponuje nieograniczonym zasobem czasu, jeśli chodzi o możliwość trwania w obecnym stanie relacji z USA i UE. Do 2030 roku ilość Rosjan może wg niektórych szacunków spaść aż o 3,5 miliona (wskazuję tutaj na małą wiarygodność oficjalnych danych, które zakładają utrzymanie wielkości populacji). Niż demograficzny, wysoka śmiertelność wśród mieszkańców (uzależnienia, słaba opieka zdrowotna, etc.etc.) i problem z niską dzietnością rdzennych Rosjanek oznaczają potężne problemy w przyszłości. Tak dla gospodarki, jak i armii (brak rekruta). Rosjanie nie są również w stanie dotrzymać kroku Amerykanom i Chińczykom w wyścigu technologicznym. Co wcześniej czy później musi przełożyć się na skuteczność uzbrojenia. Ramy czasowe mogą się jeszcze bardziej ograniczyć z uwagi na możliwość pojawienia się dziury budżetowej spowodowanej zmniejszeniem eksportu surowców lub ich ceny (vide wcześniejsza część artykułu). Niekorzystne są dla Rosji również perspektywy polityczne. Amerykanie są zdeterminowani by trzymać Berlin i Brukselę na bezpiecznej odległości od Moskwy. Jednocześnie Trump wciąż prowadzi grę na dwa fronty i zachęca Chińczyków do podpisania nowego układu. Który byłby katastrofą dla Moskwy i wykoleiłby kompletnie politykę zagraniczną Kremla. Pamiętać przy tym należy, że o ile Rosjanie są dość odporni na amerykańskie sankcje, o tyle Chińczycy są, póki co, całkowicie zależni od USA, jeśli chodzi o handel. Pekin jest zdeterminowany, by utrzymać dla siebie dotychczasowe, pokojowe warunki systemowe (ze swobodą handlową do USA i Europy).  Po to, by zdążyć zbudować własny wewnętrzny rynek z bogatą klasą średnią. Jeśli się to nie uda, Chiny może czekać katastrofa gospodarcza i kryzys, jakiego nie przechodziły od czasów Mao Zedonga. Dlatego Chiny zrobią wszystko (łącznie ze „zdradą” Rosji) by ugrać dla siebie jak najwięcej czasu. Z duetu Rosja-Chiny, to te drugie są dla Amerykanów znacznie łatwiejsze do „odwrócenia”. O czym pisałem w innej analizie. To wszystko będzie szerzej opisane w powstającej właśnie książce (informacje o niej będę wysyłał za pośrednictwem newslettera). Z tego względu pozwalam sobie pisać w dużym skrócie.

Pamiętać również należy, że z każdą kolejną umową dotyczącą obecności żołnierzy USA w Polsce, Wschodnia Flanka NATO staje się bardziej odporna na ewentualne groźby. Wzmacnianie Polski i Bałtów odbywa się miarowo, ale systematycznie. Co w końcu może ograniczyć siłę nacisku Kremla.

Wobec powyższego, decydenci z Kremla z pewnością zdają sobie sprawę, że nie mają za wiele czasu. Podatne na naciski (jak blokada handlowa, cła) Chiny mogą pójść w końcu na ugodę z USA. Dlatego Moskwa musi ubiec władze z Pekinu. Jednocześnie Władimir Putin ma świadomość, iż trzeba starać się uzyskać dla siebie jak najlepsze warunki wówczas, gdy posiada się najsilniejsze karty. Więc im dłużej Rosjanie będą zwlekać, tym ich pozycja może być słabsza. Chyba, że podbiją stawkę.

Przyszłe ruchy Kremla

Bliskowschodnie inspiracje

By zachować swoją pozycję negocjacyjną względem USA, Federacja Rosyjska musi utrzymać swoją gospodarkę i budżet państwa na powierzchni. Przy całkowitej bierności, w najbardziej niekorzystnym scenariuszu, już w 2022 roku Moskwa może stanąć przed sporym problemem. By zrekompensować sobie obniżenie wolumenu sprzedaży gazu ziemnego, władze z Kremla mogą starać się wpłynąć na cenę surowców energetycznych. Na niekorzyść Moskwy gra w tej materii fakt, iż państwa OPEC są podatne na wpływy Stanów Zjednoczonych. Które same w sobie są dużym graczem na energetycznym rynku. Współpraca na linii Waszyngton – OPEC praktycznie uniemożliwia Rosjanom wpłynięcie na ceny surowców w sposób rynkowy. Natomiast w politycznych i militarnych możliwościach Kremla jest stworzenie na Bliskim Wschodzie jeszcze większego chaosu. O ile w przypadku Syrii (sojusznika Rosji), rosyjskie działania należy uznać za czynnik stabilizujący region, o tyle w przypadku Iraku czy Iranu, Władimir Putin może grać na wywołanie chaosu i być może konfliktu zbrojnego. Blokada eksportu irańskiej ropy, niedawny atak na rafinerie w Arabii Saudyjskiej, perspektywa całkowitego zamknięcia Zatoki Perskiej (skąd wypływają tankowce z iracką, saudyjską, katarską i irańską ropą) są w jak najlepszym interesie Rosji. Największym wygranym kolejnej wojny w Zatoce Perskiej byłaby obecnie Federacja Rosyjska, o czym pisałem w ostatnim artykule.

Niewątpliwie, w kwestii Bliskiego Wschodu, Władimir Putin elastycznie dopasowuje się do sytuacji w regionie i rozgrywa wszystkie możliwe karty. Rosyjskie wsparcie dla: celów Izraela, ambicji Turcji oraz interesów Iranu przyczynia się do zwiększania napięcia między tymi graczami. Dlatego prezydent Rosji gra na wszystkich tych fortepianach licząc na to, że wzajemne animozje lokalnych graczy doprowadzą do kolejnego chaosu i destabilizacji Bliskiego Wschodu. Gdzie znajdują się najwięksi konkurencji Moskwy, jeśli chodzi o rynek surowców energetycznych. Rosjanie, przykładając rękę do powstania chaosu na Bliskim Wschodzie, upiekliby dwie pieczenie na jednym ogniu. Wyeliminowaliby konkurencję oraz doprowadziliby do wzrostu cen surowców energetycznych.

W interesie Rosji jest, by Izrael działał agresywnie i wywoływał reakcje zwrotne wśród muzułmańskich przeciwników. Dla Rosji atak na Iran nie byłby zagrożeniem, natomiast irańska blokada Cieśniny Ormuz mogłaby okazać się zbawieniem dla gospodarki i budżetu państwa. Tureckie działania przeciwko Kurdom podejmowane wbrew woli USA i Izraela, również są na rękę Putinowi. Działają osłabiająco na sojusz NATO i na identyfikacje się z tym sojuszem przez Ankarę. Wyjaśnia to liczne spotkania premiera Izraela z prezydentem Rosji, a także ostatni szczyt w Ankarze z udziałem Rosji, Iranu i Turcji.

Inspirowanie agresywnych reakcji oraz wzmaganie animozji na Bliskim Wschodzie pomiędzy poszczególnymi państwami stanowi rosyjską rację stanu. Oczywiście w tym wszystkim władze z Kremla starają się bronić Assada i swojego dostępu do regionu, za pośrednictwem portu w Tartus oraz bazy lotniczej w Latakii.

Plan „B”

Istnieje jednak możliwość, iż sytuacja na Bliskim Wschodzie nie doprowadzi do, wystarczających dla rosyjskiej gospodarki, podwyżek cen. W takiej sytuacji, władze z Kremla mogą zagrać bardzo agresywnie w Europie Wschodniej. Przygotowania w tym kierunku (swoistego planu „B”) są już zresztą widoczne. Opisywałem to w tekstach dotyczących znaczenia Białorusi w moskiewskiej układance.

Wówczas Federacja Rosyjska będzie prawdopodobnie wykorzystywać swoją siłę tam, gdzie ma największą przewagę. Czyli w naszym regionie. Naciski Kremla dotyczące integracji z Białorusią nie są powodowane potrzebami politycznymi czy gospodarczymi. Terytorium Białorusi jest natomiast kluczowe, jeśli chodzi o projekcję siły na całym Międzymorzu. Gdyby Rosjanie rozmieścili na Białorusi swoje wojska, wówczas mogliby zagrozić użyciem siły we wszystkich newralgicznych dla wschodniej flanki NATO kierunkach. Zagrożone byłyby państwa bałtyckie. Zagrożona byłaby Polska (z dwóch kierunków, Obwodu Kaliningradzkiego i od strony Brześcia). Wreszcie, w fatalnej sytuacji znaleźliby się okrążeni niemal Ukraińcy. Warto tutaj powrócić do ram czasowych. Kreml nalega bowiem, by do integracji z Mińskiem doszło najpóźniej do 2021 roku. Widać więc pośpiech Rosjan i zbieżność terminów z wcześniej przytoczonymi datami odnoszącymi się do umów na dostawy gazu do Europy.

W mojej opinii, Władimir Putin zamierza zakończyć sprawę negocjacji z USA i resetu jeszcze przed 2022 rokiem. Do tego czasu Rosjanom zależy na wzroście cen surowców energetycznych. Jeśli się to nie stanie w najbliższej przyszłości, decydenci z Kremla będą chcieli doprowadzić do integracji z Białorusią najpóźniej w 2021 roku. Tym, czy innym sposobem (jeśli Łukaszenko będzie dalej lawirował, to możliwe jest nawet zainspirowanie puczu). Po to, by jeszcze przed rokiem 2022 mieć możliwość siłowego szantażu Ukrainy, Polski i Bałtów (nie tylko w kontekście resetu z USA, ale i ze względu na umowy dot. dostaw gazu). Tylko w taki sposób Rosjanie zagwarantują sobie utrzymanie, a nawet wzmocnienie pozycji względem USA.

Dotychczas nakreślałem ww. zagrożenia w wielu analizach, natomiast dopiero teraz, po przeanalizowaniu kwestii związanych z rynkiem gazu ziemnego, mogłem spróbować nakreślić pewnego rodzaju ramy czasowe (to oczywiście czysta spekulacja, jednak oparta na pewnych przesłankach).

Możliwe skutki

Ugoda pomiędzy USA i Iranem jest, w mojej ocenie, niemożliwa do zawarcia. Z różnych, obiektywnych przyczyn (pisałem o nich m.in. w analizie dot. Iranu). Natomiast z pewnością Moskwa będzie inspirowała Teheran do bardziej agresywnych działań. Co zresztą nie powinno być trudne, bowiem Ajatollahowie nie widzą innej możliwości w starciu z USA, niż zablokowanie Cieśniny Ormuz dla wszystkich bogatych w ropę państw znad Zatoki Perskiej (skoro USA blokuje transporty z Iranu). Bliski Wschód czeka prawdopodobnie drugie przesilenie, co może bardzo mocno odbić się na Iraku. Gdzie stabilność polityczna wisi praktycznie na włosku. Póki co, wszyscy przeciwnicy Iranu (Izrael, Saudowie i USA) nie są zainteresowani wojną. Arabia Saudyjska boi się zamknięcia Cieśniny Ormuz, co uniemożliwiłoby jej eksport ropy naftowej. USA nie ma w tej chwili interesu w tym, by angażować się militarnie na Bliskim Wschodzie. I wchodzić w kolejną, kosztowną, chyba niemożliwą do wygrania, wojnę. Izrael z kolei nie jest gotowy na przeprowadzenie lotniczych ataków na terytorium Iranu by zniszczyć newralgiczne placówki nuklearne (bo chyba na tym im teraz najbardziej zależy). Bombardowanie Iranu mogłoby bowiem wywołać odwet w postaci masowego ataku rakietowego znad granic Izraela (Liban, Syria). Żelazna Kopuła to świetny system, ale jak każdy inny, nie jest niezawodny. Można ją „przeciążyć”. Dlatego Izrael w pierwszej kolejności będzie starał uporać się z Hezbollahem w Libanie. I wciąż będzie atakować bojówki irańskie na terenie Syrii.

Wstrzemięźliwa postawa przeciwników, może zachęcić Iran do bardziej stanowczych działań. Zwłaszcza, gdy Teheran będzie mógł liczyć na wsparcie Moskwy. To może z kolei jeszcze bardziej zwiększyć napięcie na Bliskim Wschodzie, a być może doprowadzić do niechcianego (na tą chwilę) przez nikogo (za wyjątkiem Rosji) konfliktu.

W zakresie Europy Wschodniej, trudny czas czeka Aleksandra Łukaszenkę, a być może wszystkich Białorusinów. Rosjanie będą zwiększać presję, co może odbić się na gospodarce naszego wschodniego sąsiada. Zresztą nacisk jest już i tak spory, z uwagi na fakt, że trwają negocjacje w sprawie cen gazu dostarczanego na Białoruś (teoretycznie nowa umowa miała zostać zawarta do 1 lipca 2019 roku).  Gaz ten jest dostarczany przez gazociąg Jamał-Europa. I o ile w tej chwili odcięcie Białorusi od tegoż surowca, musiałoby się wiązać z zakręceniem kurka również dla Polski i Niemiec, o tyle za trzy lata może okazać się, że rurociąg jamalski będzie służył tylko i wyłącznie Białorusi. Co kompletnie pozbawi Mińsk jakichkolwiek argumentów w negocjacjach (gdyby przeciągnęły się aż do tego czasu – co wątpliwe). Warto przypomnieć również, że w wyniku zmiany prawa podatkowego w Rosji, do 2024 roku Białoruś przestanie zarabiać na odsprzedaży rosyjskiej ropy naftowej (a zyski z tegoż już są systematycznie zmniejszane).

Idź na całość, albo giń

Pod względem gospodarczo-finansowym Rosja albo będzie musiała dążyć do rozstrzygnięć negocjacyjnych przed 2022 rokiem, albo zabezpieczyć sobie zdolność do przetrwania w okresie co najmniej do 2025 roku. Kiedy to eksport do Chin pozwoli na uzyskanie dodatkowego kapitału. Przy czym należy pamiętać o problemach demograficznych Rosji, które pogłębiają się z każdym kolejnym rokiem i będą już dotkliwe pod koniec tej dekady. Zwłaszcza z uwagi na coraz mniej wydolny system emerytalny. Do 2028 roku w Rosji zostanie podniesiony wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn (co ciekawe, obecnie mężczyźni żyją średnio krócej!). Ten kolejny istotny problem może albo spowodować ogromne napięcia społeczne wewnątrz kraju, albo doprowadzić do załamania się budżetu państwa. Innymi słowy. Dla Rosji, każdy rok zwłoki powoduje, iż staje się ona coraz słabsza i przybliża władze z Kremla do konfrontacji z dotykającymi kraj ogromnymi problemami wewnętrznymi.

Dlatego najlepiej dla Moskwy byłoby uzyskanie stosownych koncesji do roku 2022, dzięki czemu, wsparta przez Niemcy i USA gospodarka Rosji, mogłaby stawić czoła przyszłym wyzwaniom. Jeśli Rosjanie nie uzyskają na czas znaczących korzyści oraz gwarancji w sferze polityczno-gospodarczej, wówczas ich państwo może wejść w okres kolejnej smuty. Ale szerzej o tym będzie napisane w książce

Niemniej, perspektywy dla Federacji Rosyjskiej nie wyglądają najlepiej. Wiadomym jest natomiast, iż im bardziej władze z Kremla będą czuły się zagrożone i przyparte do muru, tym bardziej skłonne będą do wykonania agresywnych kroków. Kto przed 2014 roku spodziewał się, że po Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, Putin wyda rozkaz zajęcia Krymu i zbrojnego wkroczenia do Donbasu?

Mając na uwadze tą analogię, nie wykluczone jest, że Władimir Putin zdecyduje się nie tylko na bardziej lub mniej przymusową integrację Białorusi, ale i, w sytuacji podbramkowej, na uderzenie zbrojne na Ukrainę. Wszystko będzie zależało od sytuacji na arenie międzynarodowej, a także na rynku surowców energetycznych. Jeśli decydenci z Moskwy stwierdzą, iż wszystko zmierza w kierunku ograniczenia eksportu rosyjskich gazu i ropy do Europy, wówczas zaczną reagować bardzo stanowczo. Najpewniej w sposób dla siebie najbardziej właściwy. Czyli siłowy.

W skrajnie niekorzystnym dla Rosji przypadku, władze z Kremla będą zdeterminowane (a może i zdesperowane) by za pomocą siły postawić Amerykanów pod ścianą. Czy to poprzez działania hybrydowe przeciwko Bałtom, czy to nawet otwartą inwazję Ukrainy w celu osadzenia pro-rosyjskich władz. Co ostatecznie doprowadziłoby do postawienia wojsk rosyjskich na całej długości polskiej granicy wschodniej. Groźba jednoczesnego ataku od strony Kaliningradu, Białorusi i Ukrainy byłaby niczym miecz Demoklesa zwisający nad szyją Paktu Północnoatlantyckiego. Amerykanie musieliby wówczas albo zdecydować się na prowadzenie drugiej Zimnej Wojny z Rosją, albo na ugodę na warunkach Kremla. Oznaczałoby to totalną porażkę dotychczasowej polityki zagranicznej USA. Rezygnację z Europy, zgodę na oś Berlin-Moskwa, a w konsekwencji porażkę, jeśli chodzi o utrzymanie hegemonii. Game over. O czym również pisałem kilkukrotnie. USA nie może bowiem prowadzić Zimnej Wojny z Rosją oraz zwozić do Europy Środkowej masy wojska i sprzętu (zdolnych ewentualnie powstrzymać dwie armie rosyjskie) w sytuacji, gdy czekają ich wyzwania na Zachodnim Pacyfiku (vide rywalizacja z Chinami).

Oczywiście wyżej zakreślony scenariusz, to jeden z wielu możliwych wariantów. Należy pamiętać o tym, iż Polska może nie zdążyć z Baltic Pipe, UE może nie ograniczyć możliwości korzystania z Nord Stream II, a Amerykanom nie uda się wymusić na RFN ograniczenia importu gazu ziemnego z Rosji. Niemniej, głównym celem artykułu było przedstawienie zbiorcze kilku dość istotnych informacji, w bardziej przystępnej formie z zarysem ewentualnych skutków związanych z nadchodzącymi wydarzeniami.