Sytuację skomentował także kandydata na prezydenta Polski Grzegorz Braun.
Podczas jednego ze spotkań wyborczych Grzegorz Braun został zapytany przez redaktora z kanału Młodzi Pytają o sytuację, która miała miejsce w piątek w Białym Domu. Doszło tam do ostrego sporu pomiędzy prezydentem Ukrainy w prezydentem i wiceprezydentem USA, po którym Wołodymyr Zełenski został wyrzucony z Białego Domu, a zapowiadana umowa na eksploatację ukraińskich surowców mineralnych nie została podpisana.
Grzegorz Braun odpowiedział:
„Szanowny panie redaktorze, no widać, że wszystkim dookoła się zwoje mózgowe poprzepalały, chorągiewki nie wiedzą w którą stronę się odwrócić na wietrze, a ja przynajmniej się nie dziwię. Ja nie jestem zaskoczony, nie jestem zszokowany ponieważ ja ostrzegałem i mówiłem, że ta wizja jakiegoś wielkiego zwycięstwa Ukrainy nad Moskwą, jeżeli tylko weźmiemy wszystkich Ukraińców na 800 +, jeśli ostatni nasz czołg wyślemy na Ukrainę, to ta wizja się nie spełni. No więc właśnie się nie spełniła” – mówił Braun.
„Pan Zełenski został sprowadzony na ziemię z kosmosu [bezczelności md] przez panów prezydentów Trumpa i Vancea no i pytanie: jaki ciąg dalszy? Widzę, że polityka podżegaczy wojennych nie słabnie, umacnia się, wzmaga w Brukseli i w Warszawie, słyszę to w telewizji, no i trzeba się ratować.
Po to staję do tej kampanii prezydenckiej, żeby to wyraźnie deklarować: nie poślę Polaków na wojnę ukraińską i nie zgodzę się na to, żeby Polacy mieli dłużej na utrzymaniu drugi naród” – zadeklarował Grzegorz Braun.
„Kto stracił najwięcej czołgów na wojnie ukraińskiej? Rosjanie? Ukraińcy? Nie, Polacy. A te czołgi, które tam jeszcze są na chodzie, nasze, to jeżdżą prawdopodobnie pod banderowskimi proporczykami. Czas naprawdę stanąć na własnych nogach i czas przestać okładać Polaków kosztami nie naszych wojen” – powiedział prawicowy kandydat na prezydenta Polski.
Maybe those Nazis were not so bad; what else could explain the love affair the liberal West is having with the Nazis in the Ukraine? Just because Zelinsky had some Jewish background[is 100% Jew md], that does not make it impossible for him to be one. After all, they said the same about Hitler, though there was much debate about that by historians over the last seven decades.
The Jerusalem Post in 2022 published, “Members of over 35 extremist groups have been identified in Ukraine; many were Nazis. 20,000 foreign fighters went to serve in Ukraine at the beginning of the conflict.
There is no denying the fact that Ukraine has a Nazi problem and has Nazi army units. There is no denying that before Russia invaded three years ago, the Ukrainian government went after Russian-speaking people in the Dumbass region and went as far as attempting to ban the Russian language from their schools—something Nazi politicians would do. The Russians in Crimea smelled this fast and voted unanimously to cede back to Russia. Russia knows all about the Nazi horror, having lost 27 million to them in World War Two.
The liberals in Europe are further to the right than any of the right-wing parties because of their love affair with Ukraine. The AFT in Germany and the right-wing party in France are the true liberals for this reason. Ukraine is not a democracy, and even Trump admitted that, and we know how Nazis hate democracy though they were voted in like all the governments in Europe. The Nazis loved war, as do all the governments in Europe today, with only a few exceptions.
Trump and Vance Berate Zelensky During Testy White House Meeting
Doug Mills/The New York Times
President Trump and Vice President JD Vance castigated Ukraine’s President Volodymyr Zelensky in a remarkably fractious meeting that featured raised voices and threats. “You’re gambling with World War III,” Trump told Zelensky. The Ukrainian leader left the White House shortly after Trump shouted at him, showing open disdain.
The White House said the Ukraine delegation was told to leave. It was the best news of the day.
An armed guard who works for the Ukrainian president, Volodymyr Zelensky was spotted with a Nazi insignia; a symbol that dates back to Nazi Germany during World War II.
The Germans hate the Nazis so much it seems they have become like them. They will not allow the AFT (20% of the people) to have a say in government. Hate for democracy, which we even see in America, is very Nazi-like. I guess more Nazis are walking around the West than anyone would believe. We just don’t call them Nazis.
The elimination of Jews during the Holocaust in Ukraine started within a few days of the beginning of the Nazi occupation. The Ukrainian Auxiliary Police, which formed in mid-August 1941, assisted by Einsatzgruppen C and Police battalions, rounded up Jews and undesirables for the Babi Yar massacre, as well as other later massacres in cities and towns of modern-day Ukraine, such as Kolky, Stepan, Lviv, Lutsk, and Zhytomyr.
Prezydent Wołodymyr Zełenski nie chce dostrzec „praktycznej rzeczywistości” wojny z Rosją, a Amerykanie mają dość „płacenia rachunku” za Ukrainę – oceniła w piątek rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt po kłótni Zełenskiego z Donaldem Trumpem w Białym Domu.
–On nie chce dostrzec praktycznej rzeczywistości tej wojny. Ona trwa od lat, jego rodacy giną, a ludzie, którzy fundowali te wysiłki, Amerykanie, mają dość płacenia tych rachunków – powiedziała Leavitt, cytowana przez stację BBC.
– Karty nie są po jego stronie, lecz po stronie prezydenta Trumpa – zaznaczyła. Dodała, że Trump chce zakończyć wojnę. – Nie wydaje się, by Zełenski też tego chciał – dodała, oskarżając prezydenta Ukrainy o brak szacunku wobec Amerykanów.
Leavitt oświadczyła, że zerwanie negocjacji z Ukrainą nie oznacza wzmożenia rozmów z Rosją. – Prezydent zawsze jasno mówił, że obie strony muszą mówić po równo, by sprowadzić obie strony do stołu, by wynegocjować porozumienie – powiedziała, cytowana przez portal Washington Examiner.
Zełenski spotkał się w piątek z Trumpem w Białym Domu. Rozmowa w Gabinecie Owalnym na temat perspektyw zakończenia wojny na Ukrainie początkowo przebiegała w stosunkowo dobrej atmosferze, ale zakończyła się bezprecedensową kłótnią, w czasie której Trump i wiceprezydent JD Vance podniesionym głosem rugali Zełenskiego za jego brak wdzięczności i szacunku dla USA.
Po sprzeczce Trump zerwał rozmowy, a Ukraińcy zostali wyproszeni – przekazało źródło stacji CNN. Planowana wspólna konferencja prasowa Trumpa i Zełenskiego została odwołana, a obie strony nie podpisały zgodnie z zapowiedziami umowy o minerałach.
„Zełenski przegrał konfrontację z Trumpem”. Prof. Panfil dla PCh24: prezydent Ukrainy uwierzył we własną propagandę, a Trump sprowadził go na ziemię.
—————-
Zełenski miał do wyboru dwie strategie negocjacyjne z Donaldem Trumpem.
Pierwsza strategia to pokora, druga to bezczelność.
– Wołodymyr Zełenski miał do wyboru dwie strategie negocjacyjne z Donaldem Trumpem. Pierwsza strategia to pokora, druga to bezczelność – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil komentując piątkową awanturę w Białym Domu między Donaldem Trumpem, a Wołodymyrem Zełenskim.
Historyk wyjaśnił, że strategia pokory miała polegać na tym, żeby powiedzieć prezydentowi USA: „bardzo potrzebujemy waszej broni i w związku z tym bardzo przepraszam, że w październiku popierałem twoją konkurentkę Kamalę Harris. To był błąd, który zrozumiałem, i który chcę naprawić”.
– Druga strategia, to bezczelność i arogancja, czyli nie przyznać się do winy, nie uderzyć się w pierś, tylko perfidnie krzyczeć, że Ukraina walczy za wolność USA.
Nie wiem, czy była jeszcze jakaś inna strategia. Widzimy, że podczas spotkania w Białym Domu Zelenski, zgodnie ze swoim zwyczajem, wybrał strategię na bezczela, czyli „macie nam dać, bo my walczymy za was” – wyjaśnił.
W ocenie rozmówcy PCh24 Zełenski przegrał. – Ktoś może tutaj powiedzieć: „Ale to przecież Trumpowi bardziej zależało na umowie o minerałach za półtora biliona dolarów”. Fakt – podpisanie umowy zostało odwołane, ale negocjacje nie zostały zerwane – podkreślił.
– Trump nie jest kimś takim jak na przykład były wicepremier polskiego rządu, niejaki Jacek Sasin.
Tenże Sasin ogłosił przed rozpoczęciem negocjacji, że Polska będzie popierać Ukrainę bezwarunkowo. W tym momencie, po takiej deklaracji nie ma żadnych negocjacji, bo strona polska skapitulowała zanim się zaczęły.
Trump nie jest tak cienki w negocjacjach jak niejaki Sasin. Dlatego postawił warunki i pokazał Zełenskiemu, gdzie jest jego miejsce w światowym porządku.
Zełenski do tej pory tego nie rozumiał, a co gorsza wszyscy go upewniali, że jest wielki, wspaniały, cudowny i jak to wspaniale, że cieszy się stuprocentowym poparciem narodu ukraińskiego, który stoi za nim murem. Zełenski w to uwierzył. Uwierzył, że jest mężem opatrznościowym nie tylko Ukrainy, nie tylko Europy, ale również światowego porządku. No więc właśnie 28 lutego 2025 roku Donald Trump mu powiedział, że jest zupełnie inaczej – podsumował prof. Tomasz Panfil.
Donald Trump i Wołodymyr Zełenski pod Białym Domem. / Foto: PAP/EPA
Wołodymyr Zełenski przelicytował, chce tylko walczyć – powiedział prezydent USA Donald Trump po spotkaniu z prezydentem Ukrainy. Jak dodał, Zełenski powinien przyjść do niego i powiedzieć, że chce pokoju, a nie utyskiwać na Władimira Putina.
„On musi powiedzieć, że chce pokoju, a nie ‘Putin to, Putin tamto’, same negatywne rzeczy” – powiedział Trump tuż przed odlotem na Florydę.
Trump dodał, że Zełenski „chce wrócić w tej chwili”, lecz nie może na to pozwolić.
Powiedział, że jego spotkanie poszło źle dla Zełenskiego i że „przelicytował”.
„Nie możesz ośmielać kogoś, kto nie ma kart (…) On nie ma kart do gry!” – mówił.
Trump stwierdził, że Zełenski „nie jest człowiekiem, który chce pokoju” – powiedział. „To jest człowiek, który chce nas naciągnąć i dalej walczyć” – dodał prezydent USA. Zaznaczył przy tym, że pokoju chce Władimir Putin.
Pytany o to, czy chce, by Zełenski ustąpił z urzędu, Trump stwierdził, że „chce kogoś, kto zawrze pokój”, i tym kimś może być Zełenski.
Zaznaczył też, że chce natychmiastowego zawieszenia broni i wyraził frustrację, że tego samego nie chciał ukraiński prezydent.
„Ja chcę zawieszenia broni teraz. A on mówi ‘o, ja nie chcę zawieszenia broni’. Cóż, nagle on jest ważniakiem, bo ma po swojej stronie USA” – kontynuował prezydent Trump. „Albo możemy to zakończyć, albo pozwolić mu walczyć. A jeśli będzie walczył, to nie będzie to przyjemne, ponieważ bez nas nie wygra” – dodał.
Donald Trump oraz prof. Adam Wielomski i flaga Unii Europejskiej. / foto: domena publiczna/screen (kolaż)
Wszyscy znaliśmy zapowiedzi Donalda Trumpa, że ma zamiar natychmiast zakończyć toczącą się wojnę ukraińsko-rosyjską, ale chyba nikt nie spodziewał się, że pierwsze spotkanie Rosjan i Amerykanów w Rijadzie doprowadzi do tak szybkiego zbliżenia stanowisk. Było to możliwe tylko dlatego, że do negocjacji siedli sami wielcy i nie zaproszono ani państw europejskich, ani fantomowej Ukrainy, funkcjonującej wyłącznie dzięki amerykańskiemu wsparciu. Dla Unii Europejskiej, dla Komisji Europejskiej i osobiście dla Ursuli von der Leyen była to prawdziwa potwarz.
Donald Trump całkowicie olał Europę, nie traktując jej jako partnera i strony godnej do negocjowania o zakończeniu wojny. Oczywiście wiedział, że Europejczycy narobią wielkiego rwetesu, lecz zdaje się pomyślał sobie „A co mi zrobicie?”. Przecież gdy Stany Zjednoczone podpiszą z Rosją traktat pokojowy, to z przedpokoju zawołany zostanie Wołodymyr Zełenski, dostanie długopis i Trump mu powie „Tutaj masz podpisać. Nie musisz czytać”. Ursula von der Leyen, Emmanuel Macron, Anglicy, Niemcy i Polacy zawyją, powrzeszczą i będę musieli traktat uznać. Bo co innego zrobią?
Wszyscy wiedzą, że militarnie UE jest dramatycznie słaba i sama nie wesprze Kijowa dostatecznie mocno, aby mógł prowadzić wojnę. Pieniądze Europa ma, odgraża się, że jest gotowa wyasygnować na tę wojnę 700 miliardów euros, lecz przecież nikt nie traktuje tych zapowiedzi poważnie. W końcu kanclerz Olaf Scholz już powiedział, że ewentualne wydatki wojenne nie mogą uszczuplić dotychczasowych wydatków budżetowych Niemiec. W tej sytuacji trafne jest stwierdzenie jednego z niemieckich komentatorów, że przy toczących się rozmowach pokojowych przy dużym stole, politycy unijni „siedzą przy stoliku dla dzieci”.
Zwołany przez Emmanuela Macrona szybki szczyt unijny w Paryżu jeszcze bardziej obnażył słabość UE. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że przywódcy zgromadzą się i wydadzą ogólnikowe oświadczenie, że „tak być nie może i coś trzeba z tym zrobić”, ale nawet nie udało im się wydać oświadczenia. Giorgia Meloni przyjechała spóźniona, gdy Scholz już zbierał się do wyjścia.
Wielka Unia Europejska nie zdołała zgromadzić nawet 25 tysięcy żołnierzy, gdyż Hiszpanii konflikt na Ukrainie nie interesuje, Polska graniczy z Rosją i się obawia (zresztą słusznie), a Włochy nie będą działać przeciwko Trumpowi. W tej sytuacji premier Wielkiej Brytanii oświadczył, że Londyn właściwie nie ma wojsk lądowych, a Macron, że Francuzi sami nie pojadą. Kompromitacja, słabość i żenada. Ale że tak to się skończy wiedziałem ja, wiedział Trump i wiedział Putin.
Jeden Zełenski nie zrozumiał, odmówił oddania Amerykanom połowy ukraińskich metali ziem rzadkich i dwa dni później dowiedział się od Trumpa, że sam odpowiada za wybuch wojny i jest „dyktatorem” nielegalnie sprawującym władzę. Jak dobrze pójdzie, to dojdzie do całkowitego odwrócenia sojuszy, największego w świecie od 1756 roku, i powstanie alians amerykańsko-rosyjski przeciwko unijno-ukraińskiemu.
Kompromitacja Unii Europejskiej i jej biurokratycznej klasy politycznej jest kompletna. Tym gorsza, że Trump całkiem świadomie pozwolił, aby ten Muppet’s Show w Paryżu odbył się, aby przywódcy unijni pokazali całemu światu swoją słabość, brak woli, brak pomysłu, gadulstwo, napuszenie, etc. Po wyborze na prezydenta Trumpa UE była ostatnim centrum globalizmu i wizji świata Anne Applebaum i jej małżonka. Na naszych oczach ten świat wali się jak domek z kart. Był bowiem kosmpolityczno-liberalną utopią. The world of Anne Applebaum is over!
Gdy Unia Europejska ponosi kolejne porażki, to odpowiedź elit unijnych jest zawsze taka sama: Skoro nasza Unia Europejska zawodzi, to trzeba przyśpieszyć integrację na wszystkich poziomach. Jak bowiem wiadomo, zdaniem europejskiego establishmentu na wszystkie niedomagania unijne lekarstwem zawsze jest tylko idea „więcej Unii”. Stąd też politycy niemieccy i francuscy – ci sami, którzy od jakiegoś czasu domagają się tzw. federalizacji Europy – już nawołują do przyśpieszenia. Trzeba natychmiast skasować zasadę jednomyślności i prawo veta narodowego, powołać wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa, stworzyć armię europejską, wzmocnić Komisję Europejską i ogłosić Frau von der Leyen Imperatorin Europy. Przecież gdyby była wspólna europejska polityka zagraniczna i obronna, to nie byłoby klęski występu Muppet’s Show w Paryżu, gdyż Komisja Europejska sama podjęłaby decyzję o wysłaniu wojsk! Gdyby była armia europejska, to nie byłoby problemu ze zmobilizowaniem 25 tysięcy ludzi!
Będziemy słyszeć raz po raz takie głosy i nawoływania, lecz rzeczywistość jest odmienna. Klęska zjazdu w Paryżu wynikała ze skrajnej odmienności interesów „grubej szóstki”, którą Macron do Paryża zaprosił: Francja chce wysłać wojska, gdyż macroniści muszą mieć sukces i projekcję siły przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi; Wielka Brytania usiłuje uwikłać Rosję w wojnę i czym dłużej, tym lepiej; Hiszpanie ledwo wiedzą, gdzie leży Ukraina i nic ich ona nie obchodzi; Niemcy boją się wojny, gdyż leżą zbyt blisko Rosji; Polska boi się, gdyż z Rosją graniczy; Włochy widzą w intrydze Macrona wyłącznie akt wrogości wobec Trumpa. Słowem, interesów tej szóstki krajów nic, ale to absolutnie nic nie łączy. Każdy z nich ma swoje interesy, a „interes paneuropejski”, „interes unijny” to kompletna fikcja. Gdy więc teraz Paryż i Berlin będą krzyczeć „więcej Unii”, to Hiszpanie i Włosi zareagują apatycznie. Orban z Fico przyjdą i powiedzą, że szczyt w Paryżu pokazał, że nie istnieje wspólny interes unijny i każde z państw członkowskich musi samodzielnie zadbać o swoje bezpieczeństwo. W tym czasie Donald Tusk nic nie powie, bo jeszcze nie ma nowego kanclerza Niemiec i nie wie, jakie jest polskie zdanie.
A jaki jest z tego wniosek dla Polski? Ano taki, że w polityce światowej powstaje „koncert mocarstw” – USA, Rosji i Chin. I wszystkie gwarancje bezpieczeństwa poza tymi mocarstwami są nic nie warte. Szczególnie unijne.
Wołodymyr Zełenski przyleciał wczoraj do Waszyngtonu, by podpisać umowę o eksploatacji ukraińskich metali ziem rzadkich z USA, która wydawała się już dogadana.
Zamiast tego wdał się w awanturę przy dziennikarzach, zachowywał się arogancko i starł się z Donaldem Trumpem oraz J.D. Vance’em. Amerykanie nie pozwolili mu wejść sobie na głowę – spotkanie zakończyło się dyplomatycznym skandalem.
Wołodymyr Zełenski zaliczył poważną wpadkę dyplomatyczną podczas wizyty u Donalda Trumpa i jego zastępcy J.D. Vance’a w Białym Domu. Już na wstępie zwrócił uwagę nieodpowiednim strojem – zamiast garnituru wybrał swój zwyczajowy wojskowy dres. Amerykański prezydent nie omieszkał zareagować drwiną. Na powitanie przed Białym Domem Trump wskazał na ubiór ukraińskiego gościa i rzucił w stronę fotoreporterów: „Cały się dziś wystroił” . Był to kąśliwy komentarz pod adresem Zełenskiego, który najwyraźniej zbagatelizował protokół i rangę spotkania, pojawiając się w Gabinecie Owalnym w stylizacji bardziej pasującej na poligon niż do siedziby światowego mocarstwa. Już ten początek zarysował atmosferę – zamiast przyjaznej kurtuazji pojawiło się napięcie i zniesmaczenie gospodarzy wobec lekceważącej postawy przybysza.
Dalszy przebieg rozmów jedynie pogorszył sytuację. Zełenski od początku przyjął konfrontacyjny ton wobec amerykańskich przywódców. Zamiast dyplomatycznej uprzejmości, zaczął publicznie forsować swoje żądania i krytykować brak wystarczających gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. W obecności mediów wprost powątpiewał w dobrą wolę Ameryki i sens proponowanej dyplomacji, co było odbierane jako podważanie działań gospodarzy.
Wiceprezydent Vance zwrócił mu uwagę, że to “niezręczne i nie na miejscu” przenosić swoje pretensje na forum publiczne podczas rozmów w Gabinecie Owalnym. Kiedy Vance zasugerował, że „ścieżką do pokoju może być podjęcie dyplomacji”, Zełenski zareagował impertynencko: „Więc co to za rodzaj dyplomacji, o jakim mówisz, JD?”. Taki przytyk do amerykańskiego wiceprezydenta – po imieniu, z nutą sarkazmu – zabrzmiał jak wyzwanie rzucone gospodarzom na ich własnym terenie.
Trump i Vance nie zamierzali tolerować takiej postawy. W odpowiedzi przeszli do ostrej reprymendy, dając do zrozumienia, że cierpliwość się wyczerpała. Vance wprost zarzucił Zełenskiemu brak elementarnej wdzięczności za ogromne wsparcie, jakie Stany Zjednoczone dotąd udzieliły Ukrainie. „Czy podziękował pan choć raz?” – padło pytanie pod adresem ukraińskiego prezydenta, po czym wiceprezydent przypomniał, że „powinieneś podziękować prezydentowi, że próbuje zakończyć ten konflikt”.
Wytknął też Zełenskiemu, iż zamiast okazywać sojusznikom szacunek, „prowadzicie pobór i wysyłacie ludzi na front”, sugerując, że Ukraina jest pod ścianą i nie powinna stawiać warunków. Donald Trump również nie przebierał w słowach. Podniesionym głosem przestrzegł ukraińskiego lidera, że „nie jest w pozycji, aby cokolwiek dyktować” i „igra z życiem milionów ludzi, igra z III wojną światową” .
Amerykański prezydent wyraźnie dał do zrozumienia, że dalsze wymuszanie ustępstw na USA jest niedopuszczalne. W pewnym momencie Trump wręcz położył rękę na ramieniu Zełenskiego, patrząc mu prosto w oczy – gestem tym podkreślił, kto tu rozdaje karty. „Nie mów nam, co mamy robić ani czuć” – upomniał stanowczo ukraińskiego przywódcę. Tak ostre publiczne skarcenie głowy innego państwa to rzecz niemal bezprecedensowa w murach Białego Domu, lecz Trump i Vance jasno pokazali, że nie pozwolą, by Zełenski wszedł im na głowę.
Konfrontacja zakończyła się dla Zełenskiego politycznym blamażem. Zamiast oczekiwanego wsparcia czy choćby uprzejmego uścisku dłoni przed kamerami, ukraiński prezydent musiał przełknąć gorzką pigułkę. Trump, rozeźlony arogancją gościa, nagle zerwał ustalone plany – nie doszło do podpisania przygotowanej umowy o eksploatacji ukraińskich metali ziem rzadkich, choć miała ona zapewnić Ukrainie środki na odbudowę, a USA pewne korzyści gospodarcze.
Odwołano również wspólną konferencję prasową przywódców. Co więcej, po kilkudziesięciu minutach ostrego sporu Zełenski został poproszony o opuszczenie Gabinetu Owalnego, zanim spotkanie dobiegło formalnego końca. Według relacji mediów, prezydent Ukrainy opuścił Biały Dom wcześniej niż planowano, nie czekając nawet na pożegnanie ze strony Trumpa. Wymowne jest to, że amerykański prezydent tuż po zajściu oznajmił publicznie, iż Zełenski „okazał brak szacunku wobec Stanów Zjednoczonych w ich ukochanym Gabinecie Owalnym” i nie otrzyma nic więcej, dopóki nie zmieni nastawienia. Innymi słowy: Drzwi Białego Domu zostały czasowo zatrzaśnięte przed przywódcą Ukrainy. Tak twardej lekcji dobrych manier Zełenski z pewnością się nie spodziewał.
Amerykanie pokazali tym samym stanowczość, jakiej Zełenski nie doświadczył od innych sojuszników – choćby od Polski. W poprzednich sytuacjach, gdy ukraiński prezydent pozwalał sobie na ostrzejsze uwagi czy nieco roszczeniowy ton wobec partnerów, Warszawa zazwyczaj reagowała powściągliwie lub wcale. Polacy – kierowani “solidarnością z walczącą Ukrainą” – często przymykali oko na impertynencję Zełenskiego, rzekomo by nie szkodzić wzajemnym relacjom. Przykładem może być ignorowanie bezczelności w gestach czy słowach Zełenskiego pod adresem Polski, byle utrzymać jedność wobec rosyjskiej agresji.
Sam Trump podczas omawianego spotkania podkreślił, jak wiele Polska zrobiła dla NATO i Ukrainy, chwaląc polski rząd za zaangażowanie. Zełenski tymczasem skupił się wyłącznie na straszeniu, że jeśli Rosja nie zostanie powstrzymana na Ukrainie, uderzy potem w kraje bałtyckie i Polskę – ani słowem nie odnosząc się do polskiej pomocy, o której wspomniał Trump. Tego rodzaju pominięcie mogło być odebrane jako niewdzięczność, ale Polacy dotąd starali się nie brać tego do siebie. Jednak w Waszyngtonie podobna taktyka zawiodła – Trump i Vance nie mieli zamiaru być tak pobłażliwi jak wcześniej Polacy. Amerykańscy liderzy wyraźnie zaznaczyli granice, których Zełenski nie mógł przekroczyć bezkarnie.
Niektórzy komentatorzy dopatrują się w zachowaniu Zełenskiego wpływu czynników zewnętrznych – a konkretnie Berlina. Niemcy od dłuższego czasu patrzą krzywym okiem na nową administrację USA. Wiceprezydent J.D. Vance podczas lutowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium wprost skrytykował europejskich sojuszników za opieszałość, czym wywołał polityczną burzę. Niemiecki rząd ostro potępił słowa Vance’a jako „nieakceptowalne” i zarzucił mu ingerowanie w wewnętrzną politykę Niemiec.
Doszło nawet do dyplomatycznego zgrzytu, gdy wyszło na jaw, że amerykański wiceprezydent spotkał się z liderką skrajnie prawicowej AfD, co Berlin odebrał jako wyzwanie rzucone kanclerzowi Scholzowi. Od tego momentu stosunki między USA a Niemcami przypominają stan cichej wojny politycznej – obie strony szukają sposobów nacisku i rewanżu. Na tym tle pojawiły się spekulacje, że Berlin mógł zachęcić Zełenskiego do przyjęcia twardszej, bardziej zaczepnej postawy wobec Trumpa.
Dla Niemiec skomplikowanie rozmów amerykańsko-ukraińskich to wygodny scenariusz: Trumpowi trudniej będzie szybko zakończyć wojnę na warunkach USA, a sam Zełenski – podpuszczony obietnicami wsparcia z Europy – staje się narzędziem w rozgrywce Berlina z Waszyngtonem. Oczywiście brak na to twardych dowodów, niemniej zbieżność interesów Berlina i konfrontacyjnej postawy Zełenskiego w Białym Domu jest uderzająca. Niemcy, skonfliktowane z nową administracją amerykańską, z pewnością nie płaczą z powodu dyplomatycznego despektu, jakiego doznał Trump w oczach świata podczas tej awantury. Można wręcz odnieść wrażenie, że ukraiński prezydent stał się mimowolnie pionkiem w większej rozgrywce między Berlinem a Waszyngtonem – rozgrywce, której stawka wykracza poza losy samej Ukrainy.
W efekcie tej niefortunnej wizyty Zełenski wyszedł na osłabionego politycznie i odizolowanego. Zamiast wzmocnienia sojuszu z nową ekipą w Białym Domu, zasiało to ziarno nieufności. Amerykanie pokazali mu drzwi, a prezydent Ukrainy wrócił do Kijowa bez niczego – ani nowych gwarancji bezpieczeństwa, ani obiecanej umowy gospodarczej. Wizerunkowo również poniósł straty: w oczach opinii publicznej pojawił się jako roszczeniowy petent, który przesadził i został sprowadzony do pionu. [Chyba do poziomu? przecież padł..md]
Ton publicystyczny wielu mediów w USA po tym incydencie nie pozostawia złudzeń: Zełenski przekroczył granicę, a Trump z Vance’em skutecznie wybili mu z głowy pomysł dyktowania warunków największemu mocarstwu świata. To bolesna lekcja dyplomacji dla ukraińskiego przywódcy. Jeżeli sądził, że może traktować wszystkich sojuszników jednakowo pobłażliwie – jak dotąd bywało z europejskimi partnerami – to srodze się pomylił. Amerykańscy przywódcy tym razem nie pozwolili wejść sobie na głowę, jasno artykułując, że wsparcie USA ma swoje granice i cenę: szacunek i realizm ze strony Kijowa.
Być może dopiero tak mocne otrzeźwienie sprawi, że Wołodymyr Zełenski zrozumie, iż w relacjach z Waszyngtonem nie jest niezatapialnym bohaterem, lecz jednym z wielu interesantów zależnych od dobrej woli gospodarza.
Jeszcze nie widziałam, aby jakiegokolwiek polityka tak publicznie zczesano. Ale mają rację. Zelenski od trzech lat bierze kasę od różnych krajów Europy, także Polski i USA i w zamian nie ma wdzięczności, ani próby rekompensaty tylko kolejne i kolejne roszczenia. pic.twitter.com/GOtpMkOBBz
Trump zapowiada 25% cła na towary z UE – rośnie napięcie w relacjach transatlantyckich
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump w dniu 26 lutego 2025 roku ogłosił plany nałożenia 25-procentowych ceł na wszystkie towary importowane z Unii Europejskiej. Zapowiedź ta, przedstawiona podczas spotkania gabinetowego, obejmuje szeroki zakres produktów, w tym samochody i inne wyroby przemysłowe.
W swojej wypowiedzi Trump argumentował, że Unia Europejska “traktuje USA niesprawiedliwie”, wskazując na deficyt handlowy wynoszący około 300 miliardów dolarów. Prezydent zarzucił również UE, że nie przyjmuje amerykańskich samochodów ani produktów rolnych, podczas gdy Stany Zjednoczone importują od Unii znaczne ilości towarów.
Zapowiedź ta wpisuje się w szerszy kontekst polityki handlowej administracji Trumpa, która wcześniej nałożyła już cła na towary z Kanady, Meksyku i Chin. W lutym 2025 roku USA podniosły również cła na import stali do 25% z wcześniejszych 10%, co spotkało się z krytyką ze strony UE.
Komisja Europejska, odpowiedzialna za politykę handlową Unii, natychmiast zareagowała na oświadczenie amerykańskiego prezydenta. W oficjalnym komunikacie podkreślono, że UE będzie reagować “stanowczo i natychmiast” na wszelkie nieuzasadnione bariery handlowe. Przedstawiciel Komisji, cytowany przez The Guardian, oświadczył: “UE będzie reagować stanowczo i natychmiast na nieuzasadnione bariery w wolnym i uczciwym handlu, w tym gdy taryfy są używane do kwestionowania legalnych i niedyskryminujących polityk. UE zawsze będzie chronić europejskie firmy, pracowników i konsumentów przed nieuzasadnionymi środkami taryfowymi.”
Choć szczegółowe plany odpowiedzi Unii Europejskiej nie zostały jeszcze ujawnione, analitycy wskazują na kilka możliwych scenariuszy działań. W przeszłości, w reakcji na amerykańskie cła na stal i aluminium nałożone w 2018 roku, UE odpowiedziała odwetowymi taryfami na amerykańskie produkty o wartości 2,8 miliarda euro, w tym na motocykle, bourbon i dżinsy. Według doniesień Reutersa, Unia może rozważyć podobne środki, ale priorytetem wydają się być negocjacje mające na celu uniknięcie eskalacji konfliktu handlowego.
Innym potencjalnym krokiem jest złożenie skargi do Światowej Organizacji Handlu (WTO), choć eksperci z Bruegel Institute zwracają uwagę, że jest to strategia długoterminowa, która może nie przynieść natychmiastowych rezultatów.
Wpływ zapowiedzianych ceł na gospodarki europejskie może być znaczący, szczególnie dla branży motoryzacyjnej. Według szacunków Oxford Economics, eksport samochodów z Niemiec i Włoch do USA może spaść odpowiednio o 7,1% i 6,6%, co odzwierciedla zależność tych gospodarek od amerykańskiego rynku. UE, jako największy partner handlowy Stanów Zjednoczonych z obrotem towarów i usług na poziomie 1,5 biliona euro w 2023 roku, stoi w obliczu potencjalnego wzrostu kosztów dla firm i konsumentów, co może prowadzić do wzrostu inflacji.
Niemiecki odchodzący kanclerz Olaf Scholz wyraził determinację Unii do podjęcia działań odwetowych, oświadczając, że UE jest gotowa do reakcji “w ciągu godziny”. Podobne stanowisko przyjęły inne państwa członkowskie, podkreślając jedność bloku w obliczu amerykańskich gróźb.
Warto zauważyć, że wcześniejsze groźby Trumpa dotyczące ceł na europejskie samochody z 2019 roku nie zostały ostatecznie wprowadzone w życie, co sugeruje unijnym elitom, że możliwe są ustępstwa i kompromisy w toku dalszych negocjacji. Sytuacja pozostaje jednak napięta, a rynki finansowe już zareagowały niepokojem na możliwość globalnej wojny handlowej.
Eksperci ekonomiczni podkreślają, że eskalacja napięć handlowych między USA a UE mogłaby mieć negatywne konsekwencje dla europejskiej gospodarki, która wciąż zmaga się z następstwami pandemii COVID-19 i szalonego planu Zielonego Ładu. Oznacza to też, że bardzo szybko może dojść do kwestionowania NATO, co dodatkowo zmieni i tak trudną sytuację geopolityczną Europy.
Jak powszechnie wiadomo, dyplomacja, to znaczy – język dyplomatyczny nie służy wyrażaniu żadnych myśli, tylko – ich ukrywaniu. Na przykład, jeśli komunikat po spotkaniu jakichś mężów stanu głosi, że rozmowy toczyły się w atmosferze wzajemnego zrozumienia, to w przełożeniu na język ludzki oznacza, że w żadnej sprawie rozmówcy nie doszli do porozumienia – i tak dalej.
Jeśli chodzi o naszych mężów stanu, to oni niczego ukrywać nie muszą, bo – jak wielokrotnie wspominałem – uprawianie prawdziwej polityki mają od naszych sojuszników surowo zabronione. Jeśli tedy zabierają głos – jak na przykład obywatel Tusk Donald po pierwszym paryskim szczytowaniu z prezydentem Macronem – to nie tylko nie ukrywają żadnych myśli – bo żeby cokolwiek ukrywać, to najpierw musi być coś do ukrywania – a o tym, w przypadku naszych mężów stanu nie ma mowy. Mimo to i z ich wielosłowia to i owo można wydedukować. Jeśli na przykład obywatel Tusk Donald przechwala się, że „cała Europa” z zapartym tchem go słuchała, to już lepiej rozumiemy, dlaczego obydwa paryskie szczytowania nie doprowadziły do żadnego rezultatu. No naturalnie, jakże by inaczej!
Niekiedy jednak wśród mężów stanu dochodzi do nieporozumień angażujących ich emocjonalnie, a wtedy porzucają oni język dyplomatyczny, zaczynają mówić ludzkim głosem, co oczywiście sprzyja ujawnianiu rozmaitych niedyskrecji. Oto na przykład prezydent Donald Trump „rozserdywsia” na ukraińskiego „dyktatora” Zełeńskiego, bo ten próbował się z nim kiwać w sprawie przekazania Ameryce ukraińskich złóż metali ziem rzadkich – ale dzięki temu dowiedzieliśmy się, ile właściwie wyniosła wartość amerykańskiej pomocy dla Ukrainy.
Prezydent Trump, być może wliczając w to pomoc w finansowaniu ukraińskich zbrojeń i szkolenia ukraińskiego wojska przez Amerykanów, poczynając od roku 2014, twierdzi, że chodzi o pół biliona dolarów [pięćset miliardów.. md]. Ciekawe, czy wliczył w to również te 5 miliardów dolarów, które prezydent Obama przekazał na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” – od którego przecież zaczęła się ta cała wojna. W ten sposób bowiem prezydent Obama wysadził w powietrze porządek lizboński z 2010 roku – no i teraz właśnie Ameryka do spółki z Rosją będzie musiała po tym wszystkim posprzątać i jakiś nowy porządek polityczny dla Europy wykoncypować. Europa bowiem, na skutek dwóch wojen domowych w XX wieku, utraciła wiele ze swojego wcześniejszego znaczenia politycznego i w rezultacie już od roku 1919 w kształtowaniu porządku politycznego w Europie uczestniczą Stany Zjednoczone, które w 1945 roku w Jałcie wprost narzuciły jej porządek polityczny do spółki z Rosją, to znaczy – z Sowietami.
Toteż nic dziwnego, że i teraz prowadzą rozmowy z Rosją, a nie np. z Reichsfuhrerin Urszulą „Wodęleje”, nie mówiąc już o naszych mężykach stanu. Jakie karty z tego rozdania dostanie Polska – obawiam się, że jakieś blotki, zwłaszcza, jeśli nasi mężykowie stanu będą nadal uprawiali bezmyślny kult Wołodymira Zełeńskiego i będą nawzajem straszyć się Putinem.
Warto jednak zwrócić uwagę na okoliczność, że swego rodzaju kult prezydenta Zełeńskiego .uprawiają również mężykowie stanu innych krajów europejskich, a prezydent Zełeński w stosunku również do nich, prezentuje postawę mocarstwową, jakby to on kreował europejską politykę. Zachodziłem w głowę, dlaczego tak jest („zachodzim w um z Podgornym Kolą”) – ale poza podejrzeniami o utratę poczucia rzeczywistości ze strony ukraińskiego prezydenta, nic mi nie przychodziło do głowy, aż do momentu, kiedy otrzymałem list od mojego Honorable Correspondanta, który zwrócił moją uwagę na pewien wstydliwy zakątek tej wojny.
Muszę wprawdzie powiedzieć, że i ja jakby krążyłem wokół tego zakątka, przywołując słynne zawołanie militarystów: „korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny!” – ale dopiero ten list otworzył mi oczy na istotę sprawy. Żeby ani niczego nie zniekształcić, ani niczego nie uronić, po prostu przytoczę opinię mego Honorable Correspondanta, bez żadnych retuszy, ani eufemizmów.
„Otóż aby polityk ukradł z kasy państwowej jakieś pieniądze, to potrzebuje jakiejś transakcji, do której może wkleić czyjąś prowizję, a ten obdarowany się nią potem podzieli. Prowizja musi mieć transakcję, umowę, fakturę i to ją różni od łapówki pod stołem lub na konto w Szwajcarii, czy na Karaibach. Trzeba się natyrać, znaleźć jakąś transakcję między Polską (własnym krajem), a zagranicą, namówić zarząd spółki (najlepiej państwowej) aby to zrobił, wyszukać pośrednika (taki K…), dotrwać do momentu odbioru towaru i płatności. Słowem – sporo pracy i nawet dla przeciętnego chama w Sejmie jest to zawiłe i ryzykowne.
A tu nagle wojna i wysyła się zrabowane podatnikowi pieniądze bez żadnej kontroli i umiaru do np. Zełeńskiego. Tam forsa jest dzielona, ale wtedy obdarowany ma mniej do gadania; „słuchaj, mogę ci wysłać XX miliardów – ale dla nas jest zwrot 50 % – bierzesz, czy pękasz?”
Z bronią podobnie; wojna wysadziła w powietrze system kontroli nad obrotem bronią i nasz kolega Ż. (zbieżność rasowa) może sprzedawać komu chce i gdzie chce, ale musi podzielić się zyskiem, na co jest wiele dowodów. Słowem – interes kwitnie i to nie na zwyczajowych trzech %, tylko na pewno na 30 – bo towar jest za darmo i poza upierdliwą kontrolą. Dowodem jest próba łapówki dla Fico.
Przychodzi wreszcie moment zmiany orientacji politycznej. Trump wie, że rodzina Bidenów się utuczyła, Ż. też i Demokraci też. (…) Ale zaczyna się inna rozgrywka w UE. Layenowa, to stara łapówkara, ma procesy o wszystko, łącznie z okresem, gdy była ministrem obrony, potem szczepionki.
Pognała w te pędy do Kijowa i pozowała nawet w Buczy. Macron podobnie, pomniejsi podobnie, jak była premier Finlandii. (Ciekawe ile nasi dostali, bo są najgłupsi?). Okazuje się, że Z. zaczyna teraz ich szantażować i wymaga dalszego prowadzenia wojny, bo jakby co, to powie kogo opłacał. Sprawa jest tak pilna, że Macronowi odbiło i organizuje spotkanie za spotkaniem. Grają, jak w orkiestrze. Strach może być powodem, ale może też niechęć do utraty ładnego koryta z dotacji UE, choć panika wskazuje na to pierwsze. To bije po oczach i jeszcze nigdy nie byli tak zestresowani. Ponadto w ogóle nie są zainteresowani żadnymi rozliczeniami i nawet Duda załkał, że nie żąda się rozliczeń od sąsiada, któremu akurat pali się dom. Ż. trzyma ich wyraźnie za uszy, czy jaja i na razie ma się dobrze.”
Tyle mój Honorable Correspondant. Czy w związku z tym już lepiej rozumiemy, dlaczego w Polsce, ponad podziałami, szerzy się kult prezydenta Zełeńskiego, który z szybkością płomienia ogarnia też Europę?
[dlaczego tu jedno-dolarówki?? powinny być co najmniej setki !! Lub dodrukować banknot po 1000 dolarów md]
===================
Senator Ted Cruz z Teksasu ujawnił listę beneficjentów specjalnego programu grantowego, z którego środki były dystrybuowane przez Narodową Fundację Nauki. Organizacja w czasach prezydentury Joe Bidena przekazywała środki na działalność lewicowych grup promujących LGBT, ideologię gender i woke.
Narodowa Fundacja Nauki (NSF) w czasie rządów Joe Bidena wydała ponad 2,05 miliarda dolarów na promowanie różnorodności, równości i integracji (DEI) oraz „neomarksistowskiej propagandy wojny klasowej” – podaje portal LifeSiteNews.com powołujący się na ustalenia senatora Teda Cruza z Teksasu. Polityk Partii Republikańskiej ujawnił zestawienie wydatków NSF, które w ramach grantów były przeznaczone na promocję lewicowej agendy.
Senator Ted Cruz ujawnił bazę danych wydatków Narodowej Fundacji Nauki za pośrednictwem Senackiej Komisji Handlu. Upubliczniona baza zawiera listę projektów promujących lewicową ideologię, działając pod przykrywką przyznawanych grantów badawczych.
Pieniądze z rządowej fundacji trafiały m.in. do Pratt Institute na „programowanie społeczności, które zwiększa znajomość klimatu i promuje sprawiedliwość klimatyczną”. Na ten cel przeznaczono ok. 2 mln dolarów. Z kolei aż 3,2 mln dolarów wydano na film dokumentalny poświęcony „wyzwaniom i niewykorzystanym potencjale związanym z udziałem Afroamerykanów w naukach ścisłych”.
[Widział kto kiedy Murzyna odkrywającego coś w fizyce?? To Chiniarze mają ogromne IQ, predysponujące do odkryć. md]
Aż 4,5 mln dolarów przeznaczono dla Louisiana State University, które miało przygotować na swojej uczelni „Centrum Równości i Rozwoju Wydziału”. Z kolei 50 tys. dolarów trafiło do naukowców z Boise State University, którzy mieli przeznaczyć je na badanie „białego ekstremizmu supremacjonistycznego”. To oczywiście tylko niewielka część wydatków NSF wspierających lewicową agendę.
„W ciągu ostatnich kilku tygodni administracja Trumpa uderzyła młotem w bzdury radykalnej lewicy” – powiedział Ted Cruz. „Inicjatywy DEI zatruły wysiłki badawcze, podważyły zaufanie do społeczności naukowej i podsyciły podziały wśród Amerykanów. Jestem dumny, że mogę opublikować bazę danych naszego dochodzenia, która ujawnia, w jaki sposób administracja Bidena uzbroiła agencje federalne w celu forsowania skrajnie lewicowej ideologii” – wskazał amerykański senator pochodzący z Teksasu.
Warto odnotować, że w zeszłym miesiącu na mocy decyzji prezydenta Donalda Trumpa, Narodowa Fundacja Nauki wstrzymała wszystkie przelewy grantów, które były przewidziane dla lewicowych organizacji.
– Donald Trump powiedział Wołodymyrowi Zełenskiemu to, co jest najzwyczajniejszą prawdą, której ten nie chce przyjąć do wiadomości. Jest to zresztą kolejny przykład wskazujący na to, że Zełenski i jego otoczenie kompletnie nie jest zdolne do podjęcia żadnych realnych rozmów pokojowych, że są zafiksowani na toczeniu dalszej wojny, że nie liczą się ze stratami, które ta wojna przynosi im i całej reszcie świata – mówi w rozmowie z PCh24 Paweł Lisicki komentując piątkową awanturę między Donaldem Trumpem a Wołodymyrem Zełenskim.
W ocenie redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy” efektem piątkowych wydarzeń oraz tego, wszystkiego, co dzieje się na Ukrainie i na świecie w ostatnich tygodniach może być „wymiana Zełenskiego na innego przywódcę[ależ skądże!! Na inną marionetkę, bardziej i szybciej reagującą na rozkazy – i może z trochę innych kierunków… md] , który będzie zdolny podejmować racjonalne i normalne decyzje”, a nie zachowywał się tak jak Zełenski, który „uwierzył w to, że jest w tej chwili niemal katonem dla całego świata i reprezentantem Zachodu wobec wszystkich innych”.
Zdaniem autora „Epoki Antychrysta” wbrew pojawiającym się głosom Trump nie przegrał debaty z Zełenskim [??? a chto takie bzdury wypisuje? md] , bo żeby tak było, to prezydent Ukrainy musiałby być w pozycji, czy w sytuacji takiej, jak to ujął Donald Trump, żeby „mieć karty”. – A jakie karty ma w tej chwili Zełenski?
Zełenski ma takie karty, że ma swoich żołnierzy, których dalej może jeszcze posyłać na śmierć; ma jakąś grupę fanatyków, która jest gotowa za niego umierać i ma niezbornych przywódców europejskich, którzy najchętniej by, że tak powiem, posłużyli się Ameryką, żeby swoje cele ideologiczne osiągnąć – wyjaśnia.
– To tyle, co ma Zełenski, który znalazł się w pozycji nie do pozazdroszczenia, ale znalazł się w tej pozycji w dużym stopniu z własnej winy. On po prostu uwierzył w to, że jest obrońcą całego Zachodu, a jest po prostu wydmuszką stworzoną na użytek globalistów – podsumowuje Paweł Lisicki
====================
Cyrk UE:
Szefowie instytucji unijnych do Zełenskiego: „Nigdy nie będziesz sam, drogi prezydencie!”, „Bądź nieustraszony!”
Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu. Foto: PAP/EPA
Po tym, jak Donald Trump i Wołodymyr Zełenski wdali się w kłótnię w Białym Domu, amerykański prezydent zwołał zebranie swoich głównych doradców – opisuje CNN kulisy fiaska rozmów obu prezydentów w sprawie umowy o zasobach mineralnych Ukrainy.
Według CNN Trump konsultował się z wiceprezydentem J.D. Vance’em, sekretarzem stanu Marco Rubio, ministrem skarbu Scottem Bessentem i innymi swoimi głównymi doradcami. To wtedy prezydent USA ostatecznie zdecydował, że Zełenski „nie jest w stanie negocjować”.
Następnie Trump polecił Rubio i swojemu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Mike’owi Waltzowi przekazanie wiadomości stronie ukraińskiej: „nadszedł czas, aby Zełenski odszedł”.
W tym czasie ukraińska delegacja przebywała w sąsiednim pokoju, co jest standardem w przypadku wizyt zagranicznych delegacji.
Zdaniem CNN, która powołuje się na jednego z urzędników Białego Domu, ukraińska delegacja protestowała przeciwko zerwaniu rozmów i chciała kontynuować spotkanie. Spotkała się jednak z odmową, po czym Zełenski opuścił Biały Dom.
Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu. Foto: PAP/EPA
Wizyta prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w USA zakończyła się porażką.
Prezydent USA Donald Trump odprawił ukraińskiego gościa z niczym, po kłótni, którą miała miejsce przed kamerami w Białym Domu.
Podczas spotkania Zełenskiego z Trumpem w gabinecie Owalnym Białego Domu doszło do kłótni pomiędzy nimi, także z udziałem wiceprezydenta USA JD. Vancem. Pisaliśmy o tym:
Niedługo potem Biały Dom poinformował, że konferencja prezydentów z podpisania umowy zostaje odwołana a Donald Trump wydał oficjalne oświadczenie na swoich mediach społecznościowych, w którym jasno wskazał, że porozumienia z Ukrainą nie będzie.
Oświadczenie prezydenta Trumpa:
„Dzisiaj w Białym Domu odbyło się bardzo znaczące spotkanie. Wiele się dowiedzieliśmy, czego nie można byłoby zrozumieć bez rozmowy pod taką presją i ogniem. To niesamowite, co wychodzi przez emocje, i doszedłem do wniosku, że Prezydent Zełenski nie jest gotowy na pokój, jeśli Ameryka jest zaangażowana, ponieważ czuje, że nasze zaangażowanie daje mu dużą przewagę w negocjacjach. Nie chcę przewagi, chcę POKOJU. On okazał brak szacunku dla Stanów Zjednoczonych Ameryki w Gabinecie Owalnym. Może wrócić, kiedy będzie gotowy na Pokój.”
Prezydent Ukrainy opuścił Biały Dom bez pożegnania, podobno na prośbę Donalda Trumpa. Urzędnik Białego Domu powiedział, że „Zełenski został wyrzucony”.
Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że cała sytuacja była zaplanowana. Ta kłótnia w Gabinecie Owalnym przed kamerami i w obecności wielu dziennikarzy była bardzo teatralna. Najwyraźniej tak się miało stać, świat i Amerykanie mieli to zobaczyć. Trump dał kopniaka Zełenskiemu.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, prezydent USA Donald Trump i wiceprezydent USA J.D. Vance w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. Foto: pront screen X
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyleciał do Waszyngtonu żeby spotkać się z prezydentem USA Donaldem Trumpem i podpisać umowę pomiędzy oboma krajami ws. eksploatacji ukraińskich zasobów naturalnych. W Gabinecie Owalnym Białego Domu w obecności kamer doszło do ostrego sporu pomiędzy ukraińskim gościem a prezydentem i wiceprezydentem USA.
Prezydent Ukrainy przybył do Białego Domu, by podpisać umowę ramową o partnerstwie w wydobyciu minerałów krytycznych i innych zasobów naturalnych Ukrainy. Według Trumpa ma to być zarówno forma zapłaty za środki zainwestowane we wsparcie Ukrainy, jak i gwarancja bezpieczeństwa i obecności USA w Ukrainie.
Zełenski został powitany przez Trumpa przed Białym Domem w towarzystwie asysty honorowej żołnierzy z flagami wszystkich stanów i terytoriów. Przywódcy nie odpowiedzieli na pytania prasy i skierowali się do Gabinetu Owalnego. Tam czekał już wiceprezydent USA James David Vance i licznie zgromadzeni dziennikarze.
„Mamy coś, co jest bardzo uczciwym układem, i nie możemy się doczekać, by kopać, kopać, kopać i pracować nad tymi ziemiami rzadkimi. To oznacza, że będziemy tam i to jest duże zobowiązanie ze strony Stanów Zjednoczonych” – powiedział Trump na początku spotkania w Gabinecie Owalnym.
Zełenski stwierdził, że liczy, iż podpisanie umowy o surowcach będzie „pierwszym krokiem ku prawdziwym gwarancjom bezpieczeństwa”. Zapowiedział też jednak, że poruszy temat wojsk stabilizacyjnych w Ukrainie, o których mówią Francja i Wielka Brytania, lecz zaznaczył, że potrzebne jest też zaangażowanie USA.
„Wiemy, że Europa jest gotowa, ale bez Stanów Zjednoczonych nie będzie na tyle silna, jak tego potrzebujemy” – powiedział.
„Bardzo liczę na pana silne stanowisko, by powstrzymać Putina. Mówił pan, że wojny już wystarczy. I myślę, że to ważne, by powiedzieć te słowa Putinowi (…), bo jest zabójcą i terrorystą. Ale razem, mam nadzieję, że możemy go powstrzymać” – zadeklarował ukraiński prezydent w Gabinecie Owalnym.
Zełenski mówił przy tym o potrzebie dostaw kolejnych zestawów obrony powietrznej.
„Myślę, że zawsze będzie trzeba iść na kompromis. Nie możesz zawierać żadnych umów bez kompromisów. Więc on (Zełenski) na pewno będzie musiał pójść na pewne kompromisy, ale mam nadzieję, że nie będą tak duże, jak niektórzy myślą (…) Jestem tutaj jako arbiter, jako mediator, do pewnego stopnia, między dwiema stronami, które są bardzo wrogie” – powiedział Trump pytany jak zamierza zakończyć wojnę.
„Jestem bardzo zaangażowany na rzecz Polski. Myślę, że Polska naprawdę stanęła na wysokości zadania i wykonała świetną robotę dla NATO. Jak wiesz, zapłacili więcej, niż musieli. To jedna z najlepszych grup ludzi, jakie kiedykolwiek poznałem. Jestem bardzo zobowiązany wobec Polski” – powiedział Trump, odpowiadając na pytanie dziennikarza Polskiego Radia na temat podtrzymania zobowiązań sojuszniczych w NATO. Trump stwierdził, że podtrzymuje zobowiązanie wobec państw bałtyckich i całego NATO, choć zaznaczył, że NATO musi zwiększyć wydatki na obronność.
Zełenski ostrzegł, że jeśli Ukraina nie powstrzyma Putina, Rosja „pójdzie dalej, do państw bałtyckich i Polski”.
„Ale najpierw ruszy na państwa bałtyckie, bo one były republikami ZSRR i Putin chce je przyłączyć z powrotem do swojego imperium” – powiedział ukraiński prezydent.
Ostra kłótnia prezydentów
Do gorącej wymiany doszło po tym, jak Zełenski powiedział Trumpowi, że nie powinien ufać Putinowi, bo ten 25 razy złamał zawarte porozumienia.
„Powiem ci coś, Putin przeszedł ze mną przez piekło” – powiedział Trump, przekonując, że Putin mógł oszukiwać innych prezydentów, lecz nie jego.
Potem do rozmowy włączył się wiceprezydent JD Vance, który poradził Zełenskiemu, by podziękował Trumpowi. Trump dodał, że Zełenski nie okazuje mu szacunku. Vance mówił, że Zełenski ma problem z pozyskaniem żołnierzy a przyjeżdża do Białego Domu i atakuje rząd USA, który chce zapobiec niszczeniu jego kraju. Zełenski odpowiedział, że każdy w czasie wojny ma problem, i kiedyś nawet USA mogą poczuć co to znaczy, chociaż są za wielkim oceanem.
„Nie mów nam, co będziemy czuć. Czujemy się bardzo dobrze i bardzo silni. Próbujemy rozwiązać problem. Nie mów nam, co mamy czuć. Nie jesteś w dobrej pozycji, aby dyktować. To właśnie robisz. Nie masz teraz żadnych kart w ręku” – powiedział Trump.
„Nie gram w karty” – odpowiedział Zełenski.
„Grasz w karty. Grasz życiem milionów ludzi, grasz z trzecią wojnę światową i to co robisz, jest brakiem szacunku do mojego kraju” – mówił Trump.
„Powiedziałeś kiedyś dziękuję?” – wtrącił Vance.
„Wielokrotnie” – odparł Zełenski.
Vance zarzucił Zełenskiemu, ze przyleciał do USA w październiku wspierać Demokratów.
„Twój kraj jest w wielkim kłopocie” – mówił Trump. „Nie wygrywasz tego. Miałeś szanse wyjść z tego. Nie byłeś sam, poprzednik głupi prezydent (Biden – przyp. red.) dał ci 350 miliardów dolarów, daliśmy ci sprzęt wojskowy, gdybyś go nie miał, ta wojna skończyłaby się w dwa tygodnie” – powiedział Trump.
„W trzy dni, słyszałem to już od Putina” – odparł Zełenski.
„Musisz być wdzięczny, ludzie umierają, nie masz żołnierzy, a mówisz ‘nie chcę zawieszenia broni’. Możesz mieć zawieszenie broni zaraz. Musisz być wdzięczny. Z nami masz kary, bez nas nie masz żadnych kart” – mówił Trump.
Po stronie zachodniego establishmentu, urzędnicy państwowi i media bombardują opinię publiczną opowieściami o zbliżającym się rosyjskim blitzkriegu w Europie, jeśli Ukrainie pozwoli się upaść. Oczywiście, twierdzą również, że Rosja traci miliony żołnierzy w atakach typu „meat waves”, a ich armia jest sparaliżowana.
Maszyna propagandowa nie może mieć wszystkiego na raz – albo Rosja jest bezsilna, a jej wojsko kuleje, albo jest niepowstrzymanym molochem, który podbije całą Europę, jeśli mała Ukraina się zawali. Każdy element propagandy wojennej został starannie opracowany, aby przekonać ludność do poparcia bezpośredniej inwazji militarnej na region.
III wojna światowa nadal jest na stole: “Europa” chce wysłać żołnierzy na Ukrainę
W okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w USA w 2024r. administracja Bidena w zmowie z brytyjskimi, europejskimi i ukraińskimi partnerami opracowała plan „Trump Proof” wojny na Ukrainie. Innymi słowy, otwarcie przyznali, że chcieli uniemożliwić Trumpowi podjęcie jakichkolwiek działań, które mogłyby wymusić zakończenie wojny i doprowadzić do zawarcia poważnego porozumienia pokojowego.
Częścią tego planu było rozszerzone wykorzystanie pocisków kierowanych dalekiego zasięgu dostarczanych przez rządy zachodnie. Te pociski, aby je wystrzelić, wymagają danych lotu z zasobów NATO oraz personelu NATO – co oznacza, że wszelkie ataki z udziałem tej broni wymagają bezpośredniego zaangażowania wojsk NATO. Zielone światło Bidena dla ataków dalekiego zasięgu na Rosję przy użyciu pocisków wyprodukowanych i kontrolowanych przez USA było oczywistą próbą wywołania eskalacji.
W trakcie wojny pisałem obszernie o moich obawach, że ostatecznym celem konfliktu jest wywołanie szerszej międzynarodowej pożogi. Globalistyczne interesy były zaangażowane na Ukrainie (konkretnie Atlantic Council) przez co najmniej dekadę, mieszając w kotle i prowokując Rosję do inwazji na region Donbasu. Pisałem o wpływach Atlantic Council na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie w moim artykule „The Atlantic Council has Big Plans For A War Between The US And Iran”.
Globaliści chcieli wykreować katastrofę i zrzucić winę na państwa narodowe, co mogliby wykorzystać do wymazania wszelkich granic i całkowitego przekształcenia świata. Jak dotąd nie osiągnęli tego celu, ale nie z powodu braku starań.
Ukraiński atak na Kursk w Rosji wraz z zatwierdzeniem ataków rakietowych dalekiego zasięgu zostały otwarcie nagłośnione w zachodnich mediach jako „dowód”, że „czerwone linie” Władimira Putina nie mają znaczenia i że Rosja nigdy nie użyje broni nuklearnej w odpowiedzi na operacje NATO. Wiedzą, że jedną z głównych obaw wśród zachodnich populacji jest wybuch globalnej wymiany nuklearnej. Elity myślą, że jeśli uda im się usunąć ten strach, wszyscy chętnie poprą wojska NATO na Ukrainie.
Są w błędzie.
Ani Amerykanie, ani Europejczycy nie mają żadnego interesu w walce i umieraniu o tak nieistotny kawałek ziemi jak Ukraina. Prezydent Ukrainy Władimir Zełenski konsekwentnie wzywał NATO do dostarczania wojsk na linię frontu. W rzeczywistości Zełenski zachowuje się tak, jakby ktoś obiecał mu ewentualną interwencję wojskową (Boris Johnson?).
Taktyka wyniszczająca Rosji okazała się bardzo skuteczna w osłabianiu ukraińskich linii frontu. Ważne jest, aby zrozumieć, że taktyka wyniszczająca obejmuje przejmowanie kluczowych strategicznych terenów, ale ważniejszym celem jest zniszczenie wrogich wojsk. Chociaż rosyjskie zdobycze mogą nie wydawać się znaczące dla przeciętnego człowieka bez wiedzy w zakresie strategii wojskowej, prawda jest taka, że Ukraina jest teraz zdesperowana w kwestii zasobów ludzkich i nie ma środków na zastąpienie utraconych wojsk. Wojna się skończyła, tylko po prostu jeszcze tego nie przyznali.
Urojenia Zełenskiego na temat zdolności Ukrainy do wygrania wojny i odzyskania ogromnego terytorium, które utraciła, muszą być czymś napędzane. Mogę jedynie zakładać, że nadal wierzy, że interwencja NATO jest nieuchronna. UE i Wielka Brytania odegrały dużą rolę w dawaniu Zełenskiemu fałszywej nadziei i uniemożliwianiu praktycznych negocjacji pokojowych. Ukraina NIGDY nie odzyska regionu Donbasu. Muszą to zaakceptować i iść dalej.
Po stronie zachodniego establishmentu, urzędnicy państwowi i media bombardują opinię publiczną opowieściami o zbliżającym się rosyjskim blitzkriegu w Europie, jeśli Ukrainie pozwoli się upaść. Oczywiście, twierdzą również, że Rosja traci miliony żołnierzy w atakach ludzkiej fali [„meat waves”], a ich armia jest sparaliżowana.
Maszyna propagandowa nie może mieć wszystkiego na raz – albo Rosja jest bezsilna, a jej wojsko kuleje, albo jest niepowstrzymanym molochem, który podbije całą Europę, jeśli mała Ukraina się zawali. Każdy element propagandy wojennej został starannie opracowany, aby przekonać ludność do poparcia bezpośredniej inwazji militarnej na region.
Po powrocie Donalda Trumpa na Ukrainie wszystko się zmieniło. Trump ewidentnie nie jest pod wrażeniem Zełenskiego i chce szybko zakończyć rozlew krwi. Do takiego stopnia, że może negocjować warunki pokoju bez udziału Zełenskiego. Trump zażądał, aby Zełenski przeprowadził legalne wybory na Ukrainie, zanim USA będą kontynuować swoje wsparcie, a nawet nazwał Zełenskiego dyktatorem.
Bez USA nie ma NATO, a jeśli USA odetną dostawy broni, Ukraina skończy walkę. Chyba że Europa rzuci się na łeb na szyję do wojny…
Jak zauważyłem w sierpniu ubiegłego roku:
„Czas ofensywy na Kursk i wezwanie do ataków rakietowych na Rosję nie są przypadkowe. Trump twierdzi, że jego intencją jest zakończenie wojny na Ukrainie tak szybko, jak to możliwe, gdy tylko obejmie urząd”.
„Muszą wyeskalować wojnę w coś większego, coś, czego nie da się cofnąć. Właśnie teraz wojna może się zakończyć – wystarczy trochę dyplomacji i zmuszenie Ukrainy do zrozumienia, że nie odzyskają Donbasu ani Krymu, bez względu na to, ile ofiar poświęcą”.
Droga do pokoju wydaje się coraz bardziej osiągalna, a moje przekonanie, że większa wojna jest nieunikniona, może być błędne (naprawdę mam taką nadzieję). Jednak globaliści wciąż próbują stworzyć desperacki scenariusz. Nie poddają się. Jeśli nie uda im się wciągnąć Amerykanów bezpośrednio do wojny, to mogą umieścić Europejczyków na linii frontu, ryzykując, że zmusi to USA do działania.
W tym miesiącu Zełenski wezwał do utworzenia „sił zbrojnych Europy” w odpowiedzi na naciski Trumpa na szybkie zawarcie porozumienia pokojowego. Wezwał również do uzbrojenia Ukrainy w broń jądrową.
Europejskie i brytyjskie elity oklaskiwały koncepcję armii UE i w pewnym sensie jest to ironiczne, ponieważ stanowi to przyznanie się, że Europa i większość Zachodu przez dziesięciolecia leniwie używały USA jako tarczy. Nie mają już pojęcia, jak się bronić.
Deklarowaną rolą tej europejskiej armii miałoby być „utrzymywanie pokoju” na Ukrainie. Problem w tym, że Putin wielokrotnie powtarzał, że jakakolwiek obecność wojsk zachodnich będzie traktowana jako akt agresji. Keir Starmer, premier Wielkiej Brytanii i zagorzały autorytarny przywódca, zaoferował już co najmniej 30 000 żołnierzy na rzecz tej sprawy. Urzędnicy francuscy, kanadyjscy i niemieccy również wyrazili zainteresowanie europejską armią i rozmieszczeniem jej na Ukrainie, choć przyznają, że nie chcą wydawać nawet minimum 2% swojego PKB na NATO. russia
Żeby było jasne, handlarze histerią mają rację, mówiąc, że Rosja mogłaby przejechać po europejskich systemach obronnych, gdyby tylko chciała (zakładając, że nikt nie odpala broni nuklearnej). UE i Wielka Brytania wykonały już większość roboty – niszcząc własne kraje otwartymi granicami i masową imigracją przez ostatnie dziesięć lat. Migranci z trzeciego świata nie są lojalni wobec Zachodu, a pokolenie Z jest całkowicie rozczarowane ideą dalszej wojny. Przywódcy europejscy z pewnością spróbują narzucić przymusowy pobór do wojska.
Nie oznacza to, że Putin zamierza iść na wojnę z Europą, tylko że mógłby ją łatwo pokonać na wyniszczenie, gdyby chciał. Należy wziąć pod uwagę dziwne przeszłe powiązania Putina z elementami ekipy z Davos. Zawsze istnieje szansa, że Rosja jest po prostu kontrolowaną opozycją, a wojna jest z góry ustalona. Mimo to Putin jak dotąd nie zachowywał się jak człowiek szaleńczo pędzący w nuklearną nicość. Bardzo uważał, aby ograniczyć wojnę do Ukrainy.
Starmer i jemu podobni globaliści doskonale zdają sobie sprawę, że obecność wojsk brytyjskich lub unijnych sabotowałaby wszelkie negocjacje pokojowe rozpoczęte przez administrację Trumpa. O to właśnie chodzi. Wierzę, że globaliści sądzą, że mogą zmusić Amerykę do działania, kreując katastrofę tak rażącą, że USA będą musiały się zaangażować.
Kiedy brytyjscy urzędnicy mówią o uzyskaniu „gwarancji bezpieczeństwa” od Donalda Trumpa, mają na myśli właśnie to – poprzez lądowanie wojsk na Ukrainie w celu „utrzymania pokoju” próbują zobowiązać USA do odpowiedzi, gdy Rosja odpowie odwetem.
Amerykanie nie idą na wojnę za globalistów. Twierdziłbym, że jesteśmy o wiele bardziej zainteresowani marszem, aby wyeliminować globalistów, niż walką z narodem rosyjskim. Dlaczego nie pozbyć się problemu u źródła?
Jednak globaliści niekoniecznie potrzebują USA, aby rozszerzyć wojnę na Ukrainie. Na razie Trump ma ograniczony wpływ ekonomiczny na Wielką Brytanię i UE, a to nie wystarczy, aby zapobiec mobilizacji wojsk lub eskalacji. Może to być ostatnia zagrywka elit, która zapoczątkuje III wojnę światową.
Czy będziemy ginąć za Ukropolin? Wszyscy dotychczasowi rzecznicy Ukrainy mają teraz nie lada problem. Dotąd każdego, kto nie zgadzał się z oficjalną narracją triumfująco wyzywali od ruskich onuc i agentów Putina. Teraz musieliby powiedzieć to […]
________________
Co nam pozostanie po Ukrainie? Ukraina, jako państwo upada. I nie chodzi tu jedynie o wojnę, którą bez wsparcia Zachodu nasi wschodni sąsiedzi ewidentnie przegrają. Nawet nie w tym rzecz, że po 3 latach konfliktu […]
________________
Dlaczego wybuchła wojna na Ukrainie Mamy więc projekt ujednolicenia całej ludzkiej wiedzy i zaprowadzenia jednego porządku światowego, zawarty w twórczości Jana Amosa Komeńskiego, pedagoga, filozofa i spiskowca, dzięki któremu na świecie miało zapanować powszechne szczęście. […]
−∗−
O autorze: AlterCabrio
If you don’t know what freedom is, better figure it out now!
W mediach post-społecznościowych degeneraci starają się wciąż podsycać emocje, przygotowując Polaków, że może się stać coś strasznego, bo sytuacja jest wyjątkowa i niespotykana od kilkudziesięciu lat.Tak jakby chcieli wciąż utrzymywać opinię publiczną w gotowości na różne wydarzenia. A może jest to tylko otoczka trywialnego komunikatu: “musimy kraść” taktownie nie wymieniając z nazwy kradnących i okradanych?
W Polsce politycy i media skupiają uwagę na wojnie rosyjsko – ukraińskiej windując do absurdalnych rozmiarów antyrosyjskie nastawienie. To kompletnie zaciemnia istotę wojny na Ukrainie. To, co zrobił teraz rząd Donalda Trumpa zrobiło z większości polskich polityków i dziennikarzy kompletnych durniów. Żeby zrozumieć istotę tego, co się dzieje w światowej polityce trzeba odsunąć punkt z którego spogląda się na nią. Kiedy się to zrobi wojna na Ukrainie nabiera innych proporcji.
To, co jest kluczowe w światowej polityce, to konflikt między USA i Chinami. Stosunek Amerykanów do wojny na Ukrainie jest wypadkową tego konfliktu. Już o tym pisałem, że Rosja przestała być podmiotem światowej polityki, a stała się jej przedmiotem. Zarówno USA jak i Chiny wiedzą, że żeby pokonać rywala trzeba podporządkować sobie Rosję. Amerykanie wspierając Ukrainę chcieli doprowadzić Rosję do wykrwawienia, obalenia władzy Putina i wprowadzenia rządu co najmniej przychylnego dla siebie. Jednak rozwój wydarzeń pokazał, że te działania tylko mocniej wpychały Rosję w zależność od Chin. Prawdopodobnie Trump i jego polityczne zaplecze zrozumieli to i zmienili strategię. Uznali, że nie warto walczyć z Putinem, ale go sobie zjednać różnymi ustępstwami w zamian za porzucenie Chin. Czy Putin na to pójdzie? Moim zdaniem raczej nie, choć nie mam wiedzy, żeby to przesądzać.
Co ta strategia Amerykanów zmienia w układzie sił w Europie? Bardzo dużo. Amerykanie będą chcieli w jakiejś mierze zaspokoić ambicje Putina i stworzyć skuteczną barierę dla ekspansji Rosji poza to, na co sami chcą pozwolić. Nie chcą tego założenia opierać o Niemcy i Francję, ponieważ ci prędzej zaczną z Rosją robić interesy niż militarnie powstrzymywać jej zapędy do odbudowy wpływów z czasów ZSRR. Wybierają Polskę, Rumunię i Skandynawów, bo z Rosją graniczą i czują się realnie przez nią zagrożeni. Problem Ukrainy staje się w tej sytuacji drugorzędny.
Wszystko, co powyżej przedstawiłem zależy od tego czy Rosja zgodzi się na plany USA. Być może Rosja ma teraz większe pole manewru, ale kluczowe w tym będzie stanowisko póki co wielkiego niemowy, czyli Chin. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale jestem przekonany, że w rozwoju wydarzeń politycznych na tle wojny na Ukrainie Chiny nie pozwolą na ignorowanie siebie. Gołym okiem widać, że Amerykanie chcą ich ograć i izolować w rozgrywce, którą prowadzi Trump. Jestem przekonany, że lada dzień silnie odcisną swój ślad na tym, co się dzieje. Już najwyższa pora na reakcję Chin.
Co to wszystko znaczy z punktu widzenia polskiego interesu narodowego? Niestety nic dobrego. Polska może wybrać albo zacieśnienie sojuszu, a faktycznie pogłębienie zależności od USA, albo zdanie się na europejski chaos, ponieważ najsilniejsze europejskie kraje ani cała Unia Europejska nie ma wizji zakończenia wojny na Ukrainie, a poza tym w tej sprawie nic nie jest w stanie zrobić bez NATO.
Zacieśnienie sojuszu z USA jest faktycznie całkowitym podporządkowaniem polityce Amerykanów. Tu już nie będzie przestrzeni dla realizowania polskich interesów narodowych, której i tak było mało. Polska nie będzie miała własnej – mądrej czy głupiej – ale własnej, polityki wobec Rosji, Białorusi i Ukrainy. Podobnie będzie z Chinami. Prawdopodobnie Amerykanie pozwolą tylko na kontrolowaną wrogość wobec tych państw z wyjątkiem Ukrainy. Pogorszeniu ulegną pewnie relacje z poszczególnymi krajami zachodniej Europy i Unią Europejską.
Do tej pory filarami polityki zagranicznej rządów PO i PiS były bezwarunkowa nienawiść do Rosji i podporządkowanie polskich interesów narodowych interesom Ukrainy. Ukraina miała wojować z Rosją do zwycięstwa. Zwycięstwa Ukrainy nie będzie. Rosja miała być wykluczona ze wspólnoty międzypaństwowej, a prezydent Włodzimierz Putin ścigany jako zbrodniarz. Bez-alternatywny sojusznik zakpił z tych pryncypiów i ma zamiar przywrócić Putina na światowe polityczne salony. Muszę z przykrością powtórzyć, co już napisałem jakiś czas temu. Otóż potwierdza się, że Ukraina wojnę przegrała. Przegrała ją również Polska, a rządzący w Polsce na przemian PiS i PO skompromitowały się.
Administracja Trumpa oświadczyła już, że wyeliminuje ponad 90 proc. kontraktów na pomoc zagraniczną udzielanej za pośrednictwem Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Zaoszczędzą dzięki temu około 60 mld dol. rocznie.
Te dane pochodzą z notatki wewnętrznej pozyskanej przez agencję Associated Press. Zostały one również przedstawione w środę w jednym z federalnych procesów.
Sąd Najwyższy w środę późnym wieczorem tymczasowo zablokował nakaz sądowy nakazujący administracji uwolnienie miliardów dolarów pomocy zagranicznej do północy.
W notatce zaznaczono, że urzędnicy „usuwają znaczną ilość projektów, wynikających z dziesięcioleci dryfu instytucjonalnego”. Zmienią sią zasady przyznawania pomocy zagranicznej przez USA, by „mądrze wykorzystywać pieniądze podatników w celu promowania amerykańskich interesów”.
Prezydent Donald Trump i Elon Musk, któremu nowy przywódca USA polecił poszukać dużych oszczędności rzędu 1,9 bln dol. [tj. 1 900 miliardów md] w amerykańskiej administracji w pierwszej kolejności uderzyli w działania USAID, która maiła promować liberalny program i marnotrawić pieniądze podatników.
20 stycznia prezydent zarządził 90-dniowy przegląd poszczególnych programów pomocy zagranicznej, by ostatecznie określić, które programy powinny być kontynuowane, a które zamknięte. Z dania na dzień wstrzymano możliwość dysponowania środkami pieniężnymi, co miało zmusić wiele organizacji korzystających z dotacji do rezygnacji z realizacji pewnych projektów i zwolnienia części pracowników.
Zespół Departamentu Efektywności Rządowej Muska zwolnił znaczną część pracowników agencji USAID, a część wysłał na przymusowe urlopy.
W dokumentach federalnych złożonych w środę w sądzie organizacje non-profit, którym USAID nie wypłaca środków na realizację wcześniej uzgodnionych projektów, wskazały konkretne osoby wyznaczone przez Trumpa na stanowiska polityczne, jak i członków zespołu Muska, którzy mieli rozwiązywać umowy USAID na całym świecie w „szalonym tempie, bez czasu na jakąkolwiek znaczącą kontrolę”.
Ogółem administracja Trumpa poinformowała, że zlikwiduje 5800 z 6200 wieloletnich kontraktów USAID, oszczędzając około 54 miliardy dolarów. Kolejne 4100 z 9100 dotacji Departamentu Stanu zostało wyeliminowanych, co oznacza oszczędności na poziomie 4,4 miliarda dolarów.
Decyzje w tym zakresie zapadły bardzo szybko w związku z nakazami sądowymi, jakie pojawiły się po zaskarżeniu decyzji ekipy Trumpa o organizacji przeglądu projektów i wstrzymaniu środków na ten czas (pierwotnie przegląd miał trwać 90 dni).
Urzędnicy mieli także wypłacić kilka milionów dolarów zaległych płatności należnych organizacjom i firmom amerykańskim i międzynarodowym.
Nakaz sędziego sadu okręgowego USA Amira H. Alego o odmrożeniu miliardów dolarów do północy w środę pozostanie wstrzymany, dopóki Sąd Najwyższy nie będzie miał okazji zająć pełniejszego stanowiska w tej sprawie – poinformował Prezesa Sądu Najwyższego John Roberts.
Ali nakazał rządowi federalnemu zastosowanie się do jego decyzji tymczasowo blokującej zamrożenie pomocy zagranicznej, orzekając w pozwie złożonym przez organizacje non-profit i firmy, które korzystały z funduszy USAID.
Administracja złożyła także apelację do Sądu Najwyższego w innej sprawie, argumentując, że sąd niższej instancji niesłusznie przywrócił na stanowisko szefa federalnej agencji nadzorczej po tym, jak Trump go zwolnił.
„Wyczerpujący przegląd” projektów pomocy zagranicznej dokonany przez pracowników nowej administracji oznacza ogromne zmiany. Postanowiono rozwiązać szereg umów dotyczących promocji „sprawiedliwości środowiskowej” i „rozwoju inkluzywnego LGBTQI+” w innych krajach. Środki nie pójdą również do organizacji promujących aborcję.
Oprócz wydatków na klimat i inkluzję mają być rozwiązane programy pomocowe dla podmiotów powiązanych z działalnością terrorystyczną.
Zmniejszy się liczba pracowników USAID z 10 tys. do około 600.
Pod rządami Bidena USAID wydawała kolosalne środki na promocję przez rząd federalny programów różnorodności, równości i inkluzji (DEI), także w innych krajach. Stanowiło to część strategii klimatycznej na lata 2022–2030. USAID planowała wydać 150 mld dol. na projekty, których celem było stworzenie „sprawiedliwego świata z zerową emisją gazów cieplarnianych netto”.
W 2023 r. USAID przeznaczyła na przykład do 1 miliona dolarów z funduszy podatników na projekt mający na celu uczynić osoby niepełnosprawne w Tadżykistanie „liderami klimatycznymi”. Sponsorowała także programy ożywienia rdzennych języków w Gwatemali, gdzie prawie 95 procent mieszkańców mówi po hiszpańsku.
Więcej szczegółów na temat konkretnych programów, które nie będą sponsorowane przez USAID pojawi się w najbliższym czasie. Podobnie można spodziewać się więcej pozwów w tej kwestii.
Stanisław Michalkiewicz, w związku z trzecią rocznicą pełno-skalowej agresji Rosji na Ukrainę, przypomniał, od czego się zaczęło. Wskazał, że sprawa sięga już 2014 roku, ale od tamtej pory wiele się zmieniło.
———————-
– Tymczasem minęła również trzecia rocznica rozpoczęcia pełno-skalowej wojny na Ukrainie. Z tą rocznicą to niezupełnie tak jest, dlatego że wszyscy pamiętamy, iż wszystko zaczęło się w roku 2014, kiedy to laureat pokojowej Nagrody Nobla, prezydent Barack Obama, wysadził w powietrze porządek lizboński – powiedział Stanisław Michalkiewicz.
– W ogóle warto tu przypomnieć, że prezydent Barack Obama został laureatem pokojowej Nagrody Nobla, mimo że w tym czasie Stany Zjednoczone prowadziły dwie – chciałem powiedzieć wojny, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ Stany Zjednoczone nie prowadziły żadnych wojen w czasach prezydentury Baracka Obamy. Jedną to prowadziły operację pokojową, a drugą – misję stabilizacyjną, więc to nie są żadne wojny i dlatego nic nie stało na przeszkodzie, żeby prezydent Barack Obama dostał pokojową Nagrodę Nobla– dodał.
Michalkiewicz przypomniał, że w 2014 roku Obama „wyłożył 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie Majdanu, którego celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy w Europie”. Podkreślił, że „tym samym (…) Obama wysadził w powietrze porządek lizboński, proklamowany na szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku”.
– Od tego się wszystko zaczęło, bo już w 2014 roku Rosjanie, przy pomocy zielonych ludzików, zajęli Krym. Tyle tylko, że wtedy w 2014 roku armia ukraińska w ogóle nie stawiała oporu i Krym został zajęty, o ile pamiętam, bez nawet jednego wystrzału – dodał.
Michalkiewicz zwrócił uwagę, że w 2022 roku było „całkiem inaczej, bo Stany Zjednoczone, a zwłaszcza Wielka Brytania, dozbroiły Ukrainę (…), uzbroiły ją po zęby i przeszkoliły znaczną część ukraińskiego wojska”. – I okazało się, że pierwotny plan rosyjski, który zakładał taki blitzkrieg – błyskawiczne zajęcie Ukrainy, zajęcie Kijowa, ustanowienie tam jakiegoś rządu prorosyjskiego – że to się nie udało. Blitzkrieg się nie udał – zaznaczył.
– W związku z tym ruscy szachiści natychmiast zmienili cele wojenne i prowadzili już operację z ograniczonym celem, tzn. uzyskać lądowy korytarz z Rosji do Krymu i ten cel właściwe został osiągnięty – ocenił.
– Teraz sytuacja Ukrainy jest dosyć skomplikowana, dlatego że prezydent Trump nie zaprosił Ukrainy, podobnie zresztą jak Europy, do rozmów na temat zakończenia wojny, jakie rozpoczęły się Rijadzie w Arabii Saudyjskiej. No i w związku z tym prezydent Zełeński tam się kotłował – skwitował.
– W ogóle prezydent Trump uznał go (Zełeńskiego – przyp. red.) za dyktatora, bo rzeczywiście jego kadencja prezydencka zakończyła się w maju ubiegłego roku. No ale skoro już prezydent Trump nazwał go dyktatorem, a to w ustach demokratycznych przywódców musi być obelga najwyższego stopnia, no to prezydent Zełeński podkręcił Radę Najwyższą Ukrainy, żeby stwierdziła, że w czasie wojny to nie wolno urządzać wyborów. W związku z tym, ale dopiero teraz Rada Najwyższa stwierdziła ponad wszelką wątpliwość, że Wołodymyr Zełeński jest prezydentem Ukrainy – dodał.
Republikański think tank Hudson Institute, odniósł się do obecnej sytuacji w Polsce próbując odpowiedzieć na pytanie, jaka właściwie powinna być demokracja w XXI wieku. Chodziło o akceptowalne zachowanie demokratyczne i jak daleko może sięgać interwencja ponadnarodowych organów, jak np. Komisji Europejskiej w stosunku do innych państw UE.
Konserwatywny think tank przygotował raport pt. When Democrats Govern Undemocratically: The Case of Poland [„Gdy demokraci rządzą niedemokratycznie: przypadek Polski”]. Jego autorzy Matthew Boyse, były asystent sekretarza stanu USA w latach 2018-2021 i Peter Doran, związany z The Foundation for Defense od Democracies wskazują na potencjalne osłabienie sojuszu Polski ze Stanami Zjednoczonymi z powodu lekceważenia kwestii praworządności przez obecną ekipę rządzącą.
Analitycy skrytykowali rząd koalicji pod przewodnictwem Donalda Tuska, poddając bardziej zniuansowanej ocenie rywalizację polityczną głównych partii w Polsce. Uznali, że nadszedł czas zakończyć polityczną vendettę, ponieważ szkodzi to nie tylko Polsce, ale także relacjom polsko-amerykańskim. A Warszawa ma kluczową rolę do odegrania w Europie Wschodniej, powstrzymując nie tylko wpływy rosyjskie, ale także chińskie, a nawet irańskie.
Konflikt między rządzącą ekipą a opozycją ma charakter bardziej spersonalizowany i „nieprzyjemny” – mówili autorzy raportu podczas dyskusji zorganizowanej w Hudson Institute, którą poprowadził Jim Carafano z Heritage Foundation.
Abstrahując od osobistych animozji polityków, zaznaczyli, że przykład walki partyjnej i unijnej dotyczący tego, co znaczy być demokracją w XXI wieku, ma o wiele istotniejsze znaczenie w kontekście relacji Stanów Zjednoczonych ze swoimi sojusznikami. Rolą bowiem przyjaciół jest ostrzeganie o niepokojących kwestiach. Polska zaś, jako „dumny” kraj powinna mieć dobre relacje z USA. Jednak, w obecnej sytuacji, gdy toczy się batalia o dwie odmienne wizje demokracji, próba niszczenia opozycji konserwatywnej (partia o tym profilu zawsze musi istnieć) będzie miała implikacje w postaci podważenia sojuszu polsko-amerykańskiego.
Eksperci wskazali, że rząd byłego prezydenta USA Joe Bidena wraz z Komisją Europejską i większością głównych mediów „bezkrytycznie zaakceptował narrację [premiera Polski Donalda] Tuska i przyjęli jego retorykę”.
Skrytykowano m.in. ogromny wpływ Komisji Europejskiej, która kontroluje system sądowniczy w innych państwach i wybiórczo podchodzi do kwestii interpretacji praworządności oraz jej naruszania.
Sprawa Polski nabiera szczególnego znaczenia i stawia ważne pytania dotyczące interpretacji KE, czym jest demokracja, stopnia jej kontroli nad systemami sądowniczymi innych państw członkowskich oraz prymatu prawa unijnego nad przepisami krajowym, w tym konstytucjami.
Eksperci think tanku wskazali na wybiórcze atakowanie praworządności pod rządami polskiej opozycji konserwatywnej (PiS). Bruksela karała Warszawę, przy jednoczesnym ignorowaniu podobnych „naruszeń” w innych państwach.
Uznano za przesadzoną tezę o rzekomym „upadku polskiej demokracji” za rządów PiS, zważywszy na to, że nastąpiło płynne przekazanie władzy po wyborach parlamentarnych w 2023 r.
Dodano, że „od czasu objęcia urzędu, rząd Tuska podejmował wątpliwe kroki pod pozorem przywracania demokracji, z których wiele jest bardzo podobnych do tych, o które oskarżał rząd PiS”.
Ekipa Tuska „od objęcia urzędu w grudniu 2023 r.” „rozpoczęła kampanię walki prawnej i kryminalizacji różnic politycznych, w celu zapewnienia, iż PiS nigdy więcej nie będzie stanowić poważnego wyzwania dla jej władzy”.
Zauważono szereg skandalicznych działań podejmowanych przez obecną ekipę, obejmujących m.in. obcięcie finansowania dla PiS, kierowanie aktów oskarżenia oraz aresztowanie urzędników poprzedniego rządu by wymuszać zeznania i wzbudzać strach. Odnotowano „czystki” ambasadorów i prokuratorów mianowanych w czasie urzędowania PiS.
Wskazano również, że „centrolewicowy” rząd odmówił uznania wyroków sądów, zakwestionował prawowitość sędziów, którzy im się nie podobają i podjął próbę ich usunięcia z sądownictwa.
Nie umknął uwadze analityków nieprzychylny stosunek Tuska wobec Trumpa. Krytyka obecnej administracji amerykańskiej, jak również próby zniszczenia opozycyjnej PiS przez premiera Tuska mogą – zdaniem ekspertów Hudson Institute – nadwyrężyć więzi polsko-amerykańskie. Tym bardziej, że poprzednia administracja Białego Domu zbudowała dobre relacje z PiS i prezydentem Andrzejem Dudą.
„Dalsze próby rządu Tuska mające na celu zniszczenie PiS zostaną zauważone, co może spowodować utratę wpływów w Waszyngtonie ze szkodą dla interesów narodowych i prestiżu Polski, a także stosunków dwustronnych” – zasugerowano w raporcie, zaznaczając, że Warszawa potrzebuje sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, a PiS odegrało ważną rolę w jego umacnianiu.
„Polska ma silną opozycję, a PiS reprezentuje bardzo znaczną część elektoratu, który wspiera cele bezpieczeństwa narodowego kraju i Organizację Traktatu Północnoatlantyckiego w czasach bezprecedensowych wyzwań dla europejskiego porządku bezpieczeństwa i zaostrzającej się konkurencji wielkich mocarstw” – napisano.
Raport i dyskusja wokół niego to swoiste ostrzeżenie kierowane przez sympatyków Polski do przedstawicieli „demokracji walczącej” – „demokratów, którzy rządzą niedemokratycznie”. Za szokujące uznano siłowe przejęcie mediów publicznych, zaledwie kilka dni po objęciu władzy przez obecną koalicję w 2023 r., usunięcie dziennikarzy, producentów i wydawców informacji z ich stanowisk, zaprzestanie nadawania TV na pewien czas, zniszczenie archiwów wiadomości itp. Inne oburzające działania to wykorzystywanie przepisów prawa w celu niszczenia przeciwników politycznych.
Autorzy raportu zwrócili uwagę, że ekipa Tuska prowadziła podobną kampanię jak administracja Biden – Harris, atakując „ekstremistów prawicowych”, zarzucając rządzącym „autorytaryzm”. Te oskarżenia powielały sprzyjające im media głównego nurtu na Zachodzie. Nie zadały one sobie trudu, aby sprawdzić, czy rzeczywiście można było mówić o rządach autorytarnych w Polsce. Wszelkie dostępne wskaźniki na temat stanu demokracji mówiły co innego. Mimo to, dzisiejsza koalicja rozpoczęła proces zwalczania ówczesnych rządów i „przywracania demokracji”, sięgając do bezprawnych działań. Uczestnicy panelu na temat raportu zastanawiali się, dlaczego do czegoś takiego doszło w Polsce.
Wskazali na to, iż centrolewica ma własną definicję demokracji; definicję, która różni się od klasycznego pojęcia. Głosi ona: ci, którzy nie zgadzają się z naszymi poglądami, nie są demokratami.
W Polsce mocno wyeksponowana jest kwestia zemsty, osobistej vendetty, która musi się zakończyć dlatego, że Warszawa to krytyczny sojusznik USA.
Hudson Institute to think tank skupiający postaci o republikańskich poglądach. Powstał w 1961 r. Jego głównymi ekspertami byli m.in.: były brytyjski minister Tom Tugendhat i ex-ambasador USA przy ONZ Nikki Haley, kandydatka na prezydenta w ostatnich republikańskich prawyborach. Misją organizacji jest zajmowanie się polityką, która dedykowana jest „międzynarodowemu przywództwu Stanów Zjednoczonych we współpracy z sojusznikami na rzecz bezpiecznej, wolnej i dostatniej przyszłości”.
Przeciw „mglistemu globalizmowi” i za demokracją państw narodowych
HI już nie raz zajmował się on sprawami polskiej polityki. W czerwcu 2018 r. think tank zorganizował debatę na temat Polski, NATO i przyszłości bezpieczeństwa Europy Wschodniej. Dyskusję poprowadził Kenneth Weinstein, prezes i dyrektor generalny Hudson Institute.
W panelu wzięli udział: Anna Maria Anders, polska sekretarz stanu ds. dialogu międzynarodowego, Andrew Roberts, „jeden z największych żyjących historyków naszych czasów” – jak go przedstawiono – znany z „genialnych prac o Napoleonie, Churchillu i Hitlerze”, John Fonte, starszy pracownik Hudson i Walter Russell Mead, komentator amerykańskiej polityki zagranicznej.
Chwalono wówczas przemówienie prezydenta Trumpa wygłoszone w Warszawie jako jedno z najlepszych w historii. Mówiono również o ogromnej sympatii USA dla naszego kraju, który wskutek geopolitycznego położenia musiał stale walczyć o wolność
Roberts przypomniał statystyki, które jego zdaniem „tak wiele wyjaśniają na temat polskiej psychologii i założeń w sprawach światowych i geopolityce”. Chodzi m.in. o to, że podczas II wojny światowej Włosi stracili 1,1 procent swojej populacji, Francuzi – 1,9, Niemcy – 8,8, Brytyjczycy – 0,9, Amerykanie – 0,3, a Polacy stracili aż 17,2 procent własnej ludności. I to nie tylko z powodu inwazji niemieckiej, ale także sowieckiej. Tragiczne wydarzenia związane z rozbiorami, batalia o odzyskanie niepodległości, wydarzenia I i II wojny światowej, zamordowanie około 20 tys. oficerów polskich w Lesie Katyńskim, Powstanie Warszawskie i późniejsze rządy komunistów – wszystko to są dramatyczne wydarzenia w historii Polski.
Jednak, mimo tych i wielu „przerażających przeciwności” Polacy wykazali się niezwykłym przywództwem. Chociaż są „uwięzieni w tragicznym położeniu geograficznym”, co ma swoje implikacje.
John Fonte przypomniał przemówienie Trumpa wygłoszone podczas jego wizyty w Warszawie. Zdaniem zmarłego Charlesa Krauthammera, było „to najlepsze przemówienie, jakie kiedykolwiek wygłosił” amerykański prezydent, które – jak komentowali redaktorzy „The Wall Street Journal”, prezentowało „jasne stanowisko przeciwko mglistemu globalizmowi i niejasnemu multikulturalizmowi reprezentowanemu przez światopogląd, powiedzmy, Baracka Obamy i większości współczesnych zachodnich intelektualistów”.
To ono miała odpowiadać na pytanie: „Czym jest Zachód?” i kończyło się słowami: „Nasza wolność, nasza cywilizacja i nasze przetrwanie zależą od więzi historycznych, kultury i pamięci”. Dlatego, jak wspomniał Fonte, „powinniśmy walczyć jak Polacy o rodzinę, o wolność, o kraj i o Boga”. Dodał, że „koncepcja Zachodu nakreślona w Warszawie jest bardziej inkluzywna niż ograniczony, postnarodowy, kulturowo jałowy, stosunkowo świecki Zachód prezentowany przez innych. Wersja Trumpa obejmuje chrześcijaństwo i judaizm oraz klasyczne dziedzictwo grecko-rzymskie, a także oświecenie i nowoczesność. Nie jest to więc tylko oświecenie; to oświecenie plus. Dla Trumpa oraz Prawa i Sprawiedliwości [polskiej partii politycznej] Zachód i Europa nie zaczęły się od Traktatu Rzymskiego z 1957 r. – to znaczy od powstania wspólnoty europejskiej. Jerozolima jest tak samo centralna dla Zachodu jak Bruksela. Zarówno administracja Trumpa, jak i rząd Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie podkreślały jedną bardzo podstawową zasadę oświecenia: zasadę rządzenia za zgodą rządzonych, czyli demokratyczną suwerenność. Suwerenność staje się ważnym problemem w polityce światowej XXI wieku, ponieważ staje twarzą w twarz z masową migracją”.
Zwrócił on również uwagę, że „w UE spór toczy się między tymi, którzy opowiadają się za demokracją państw narodowych, jak Margaret Thatcher i Charles de Gaulle, a tymi, którzy chcą bardziej scentralizowanej władzy w Brukseli”.
Autor tłumaczył także, że „USA i Polska stoją po tej samej stronie w większości kwestii. Polska ewidentnie nie jest przyjacielem Putina ani rosyjskich machinacji. Asystent sekretarza stanu Wess Mitchell zauważył, że Polska to ważny sojusznik, jako państwo pierwszej linii. Znajduje się na kluczowym rimlandzie Europy i Eurazji przeciwko rewizjonistycznej potędze Rosji”. Dodał, że „na froncie gospodarczym Polska jest jednym z najbardziej atrakcyjnych europejskich krajów dla zagranicznych inwestycji”, a „wiodący prezesi nie martwią się o praworządność w Polsce”.
Odniósł się także do polskiego systemu sądowniczego ustanowionego podczas okrągłego stołu w 1989 roku, dodając, że to byli komuniści mieli nieproporcjonalny wpływ na ustanowienie tego systemu, zarzucając im nepotyzm i kumoterstwo. Bruksela nie interweniowała wówczas, gdy system sprzyjał byłym komunistom. Hałas podniósł się, gdy PiS zaczął zmieniać system „niedemokratycznej oligarchii sądowej” i wprowadzać zmiany w mediach zdominowanych przez lewicę.
Uczestnicy panelu z 2018 r. zwracali uwagę na ważną kwestię już wówczas odradzania się „demokratycznej suwerenności” i powrotu do tradycyjnych wartości. Roberts podkreślał zaś, że „Europa to coś więcej niż Unia Europejska. To jest coś, co rozumieją Polacy i co rozumieją Brytyjczycy, ale biurokracja w Brukseli nie rozumie. Jest coś starożytnego w Europie. Sięga ono wieków przed Unią Europejską i będzie trwać wieki po Unii Europejskiej. I jest czymś wartościowym, jest dodatkiem do światowej cywilizacji”. Utożsamianie i mylenie Europy „z małą grupą niewybieralnych polityków w Brukseli, którzy próbują narzucić swoją politykę całej reszcie Europy, (…) byłoby dla nas kardynalnym błędem”.
Fonte przywołał intelektualny manifest: „Oświadczenie paryskie: Europa, w którą możemy uwierzyć”, pod którym podpisali się czołowi intelektualiści, tacy jak Pierre Manent, Roger Scruton i Ryszard Legutko. Europa to „coś więcej niż Bruksela, to Ateny, Rzym i Jerozolima; to dziedzictwo chrześcijaństwa, Biblii hebrajskiej i tak dalej”. Ekspert dodał wówczas, że „następuje odrodzenie demokracji państw narodowych”.
Krytykował uzurpację władzy ze strony Niemiec, Brukseli i Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Obecna administracja, jak zaznaczył sekretarz stanu Marco Rubio w oświadczeniu z 22 stycznia 2025 r., ma za zadanie uczynić Amerykę bezpieczniejszą, silniejszą i zamożniejszą. Zrewiduje więc relacje, które nie będą służyć tym celom i będzie dyscyplinować sojuszników, jak już to robiła w przeszłości.
USA muszą z jednej strony powstrzymać masową migrację i zabezpieczyć granice. Z drugiej rezygnują z promocji ideologii „DEIA” (różnorodności, równości, inkluzji i dostępu) nie tylko w kraju, ale także za granicą, zapowiadając powrót do podstaw dyplomacji, eliminując skupienie na politycznych i kulturowych przyczynach, które polaryzują społeczeństwo i są głęboko niepopularne za granicą. Nie będzie więc promocji ideologii gender i innych programów „marksizmu kulturowego”. Wreszcie Ameryka chce położyć tamę cenzurze i tłumieniu informacji nie tylko u siebie, ale także za granicą. Zapowiedziano „całkowity odwrót od polityki klimatycznej”, która osłabia USA.
Amerykanie preferują stosunki dwustronne i by zrealizować swoje priorytety muszą zabezpieczyć interesy w różnych częściach świata. Nie zamierzają tolerować ze strony sojuszników zachowań, które miałyby wpływ na ich sprawczość.
Raport i dyskusja wokół niego, ma szersze znaczenie niż jedynie wewnętrzna walka polityczna w Polsce, przynajmniej zdaniem jego autorów. Dotyczy bowiem kwestii tego, czym jest demokracja w XXI wieku? To szerszy problem państw zachodnich i narastającej rywalizacji także pośród nich samych co do wizji zachodniej cywilizacji.