(With U.S. debt now at $35.3 trillion, the cost of the interest bill alone on all that borrowing is about $3 billion a day. A quick calculation: the USA is paying out over a trillion in interest this year. This is our money folks.)
Europoseł Konfederacji Grzegorz Braun skomentował wpis ambasadora USA Marka Brzezińskiego, który z kolei odnosił się do wizyty specjalnej wysłanniczki zboków w Polsce. „Kompletny upadek i degrengolada imperium” – napisał Braun.
Amerykańska ambasada w Polsce poinformowała o wizycie w naszym kraju Jessici Stern, czyli „Specjalnej Wysłanniczki USA ds. promowania praw człowieka osób LGBTQI+”. Jak przekazano doszło do spotkania Stern z „przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego LGBTQI+”.
„Wśród omawianych tematów znalazła się perspektywa USA i zobowiązanie do zapewnienia, że każdy człowiek traktowany jest z równym szacunkiem i godnością, kluczowe wyzwania stojące przed społecznością LGBTQI+ w Polsce oraz rola społeczeństwa obywatelskiego w tym obszarze” – poinformowano.
W jakim celu wysłanniczka USA rozmawiała o „wyzwaniach” dla ruchu LGBTUSA w Polsce? Zapewne nie przyleciała po to, aby uciąć sobie miłą pogawędkę. Można więc domniemywać, że Stany Zjednoczone będą starały się przeforsować w naszym kraju tęczową agendę. Podobny wniosek można wysnuć z wpisu, jaki zamieścił amerykański ambasador Brzeziński.
„Prawa osób LGBTQI+ to prawa człowieka. Nasz rząd ma obowiązek ich bronić, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na całym świecie, i będziemy nadal walczyć o równe prawa dla wszystkich, we współpracy z lokalnymi aktywistami i społecznościami” – napisał Brzeziński.
Jak dodał, „prawa człowieka są niepodzielne”. „Kiedy jedna grupa ludzi jest celem ataków, wszystkie grupy narażone na zagrożenia stają się mniej bezpieczne. Z kolei kiedy prawa jednej grupy są chronione, społeczeństwa jako całość stają się prawdziwie wolne, lepiej prosperujące i bardziej bezpieczne” – podkreślił Brzeziński.
Jakich to praw LGBTUSA nie mają w Polsce, które mają inni obywatele Brzeziński jednak nie wskazał. Trudno też odgadnąć w jaki sposób owa społeczność miałaby być „celem ataków”. Do bajań amerykańskiego ambasadora odniósł się w mocnych słowach europoseł Braun.
„Zaiste: nie ma transatlantyzmu bez transgenderyzmu; najwyraźniej nie ma wasalizacji bez sodomizacji” – napisał polityk. „Propaganda dewiacji jako „demokratycznego standardu” jest odrażająca i żałosna; kompletny upadek i degrengolada imperium” – dodał. Zdaniem Brauna amerykański ambasador Brzeziński powinien zostać w Polsce persona non grata.
Żeby łatwiej trzymać pod butem skolonizowane tereny – a tym właśnie jest Polska dla Stanów Zjednoczonych – najlepiej zdeprawować podbite społeczeństwo, aby dodatkowo je osłabić. Słabe społeczeństwo nie będzie potrafiło stawiać oporu okupantowi. Proste, prawda?
Taką zasadę wyznaje najwyraźniej Mark Brzezinski ambasador USA w Polsce. Pewnie właśnie dlatego wspiera wszelkiej maści zboczenia i dewiacje, których zadaniem jest doszczętne zdemoralizowanie Polaków.
Art. 51. Kodeksu karnego, w paragrafie pierwszym wskazuje m.in., że kto zakłóca spokój, porządek publiczny, albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Tymczasem osoby wywołujące zgorszenie w miejscu publicznym w Polsce – bo tym właśnie zajmują się organizatorzy parad zboczeńców po ulicach polskich miast – są pod specjalną ochroną kolejnego już amerykańskiego ambasadora.
ZAKŁAMANY DYPLOMATA
W celu dobicia wśród Polaków normalności, z wizytą do Polski przybyła właśnie Jessica Stern, Specjalna Wysłanniczka USA ds. promowania praw człowieka osób LGBTQI+. Amerykanka spotkała się w Warszawie z przedstawicielami LGBTQI+ w Polsce, z którymi omówiła dalsze strategie działania.
Mark Brzezinski ugościł delegację dewiantów w swojej rezydencji, a na platformie X skomentował wydarzenie następującymi słowami:
«Prawa osób LGBTQI+ to prawa człowieka. Nasz rząd ma obowiązek ich bronić, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na całym świecie, i będziemy nadal walczyć o równe prawa dla wszystkich, we współpracy z lokalnymi aktywistami i społecznościami. Prawa człowieka są niepodzielne. Kiedy jedna grupa ludzi jest celem ataków, wszystkie grupy narażone na zagrożenia stają się mniej bezpieczne. Z kolei kiedy prawa jednej grupy są chronione, społeczeństwa jako całość stają się prawdziwie wolne, lepiej prosperujące i bardziej bezpieczne.»
Sęk w tym, że ambasador Brzezinski bezczelnie kłamie, bo de facto broni tylko wybrańców, a nie autentycznie zagrożone grupy. Czy Brzezinski lub jakikolwiek inny ambasador USA, stanął kiedykolwiek w obronie grupy ludzi nieustannie będących celem ataków w Strefie Gazy? Nie przypominam sobie.
Należę do grupy osób rasy białej, heteroseksualnych, wyznających tradycyjne wartości i jestem chrześcijanką. Moja grupa również jest obecnie celem ataków, bo w miejscach publicznych depcze się nasze wartości i naraża na molestowanie seksualne.
Fakty są takie, że z powodu promocji w przestrzeni publicznej zboczeń spod znaku LGBTQI+ (parady na ulicach polskich miast, obrzydliwe reklamy, etc.), wiele osób – w tym ja – czuje się molestowanych seksualnie. Nikt z nas nie chce oglądać paradujących roznegliżowanych dewiantów, ani obrzydliwych treści wyskakujących na każdym kroku z reklam promujących zboczoną ideologię.
Tymczasem nam się to narzuca. Na takie deprawujące widoki narażone są także polskie dzieci. W związku z powyższym tradycyjne środowiska nie czują się bezpiecznie. Nasze społeczeństwo nie jest chronione, a ambasador USA dodatkowo sprowadza na nas niebezpieczeństwo w postaci delegacji LGBTQI+ zza Oceanu.
CHOROBY LECZY SIĘ
Mało tego, ideologia gender dla jej wyznawców jest śmiertelnie niebezpieczna. Świadczą o tym liczne samobójstwa i depresje wśród tych osób. Czy w imię tolerowania czyichś upodobań, ludzie świadomi potwornego zagrożenia mają pozostać biernymi? Absolutnie nie!
Na widok chorego człowieka należy posyłać go do lekarza, a nie utwierdzać w przekonaniu, że ma prawo do swojej choroby. Reagowanie jest naszym moralnym obowiązkiem. Przecież chodzi tutaj o ratowanie ludzkiego życia, a więc stan wyższej konieczności.
Proszę sobie wyobrazić nastoletnią dziewczynę, która pod wpływem mody narzucanej przez rówieśników i kolorowe czasopisma postanowiła zacząć się odchudzać. Dostała na tym punkcie takiej obsesji, że wpędziła się w groźną chorobę – anoreksję. Charakterystyczne dla osób z anoreksją jest to, że wydaje im się, iż wciąż są grube i jeszcze muszą schudnąć.
Każdy świadomy człowiek wie, że nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci. Każdy ukształtowany moralnie człowiek zareaguje, gdy zobaczy, że komuś grozi śmierć. A oto co proponuje ideologia gender. – Czujesz się źle w swojej skórze? To jest twój wybór! Jak nie chcesz jeść, to nie jedz. Najwyżej umrzesz, ale przynajmniej pozostaniesz sobą, bo masz prawo czuć się sobą.
Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? Tymczasem właśnie na tym polega ta zbrodnicza ideologia, która przedarła się do społeczeństwa pod płaszczykiem pseudotolerancji.
Wyobraźmy sobie chłopca, który na naszych oczach chce skoczyć z dachu wieżowca. Nie, nie chce się zabić. Po prostu jest zaburzony, pogubiony i być może olany przez rodziców. Durni koledzy z podwórka czy Internetu wkręcili go, że jest superbohaterem i ma nadprzyrodzoną moc, dzięki której może latać jak ptak. No i chłopak chce skoczyć z tego dachu, bo uwierzył, że jest tym, kim nie jest!
Uwierzył, że ma skrzydła i może unosić się w powietrzu. Czy mamy prawo pozwolić skoczyć temu chłopakowi tylko dlatego, że czuje się on superbohaterem i uważa, że może latać? Nie! Powinniśmy spróbować go uratować i przekonać, że nie ma on skrzydeł, więc jak skoczy z dachu, to straci swoje życie.
Zaskoczeni porównaniami? Przecież ideologia LGBT+ to nie jest „tylko” tolerowanie faceta, który poczuł się kobietą i każe do siebie mówić „per pani” (czy na odwrót). Ideologia ta niszczy tożsamość człowieka w każdym jego wymiarze, a kwestia podważania płciowości, to dopiero początek pokrętnej drogi prowadzącej w przepaść.
„Czy nie poświęci Polskę na rzecz przemysłu holokaustu, czy nie sprzeda nas Ruskim? Trump to najbardziej pro-izraelski prezydent od czasów Trumana. To cynik prowadzony na sznurku przez lobby żydowskie, a podpisem pod ustawą 447 przekreślił wszystko, co powiedział pod pomnikiem Powstania Warszawskiego” – dywagują. Przy czym podszepty takie dyskretnie powiela nie tylko żydowska gazeta dla Polaków, ale i organ prasowy stronnictwa amerykańsko-żydowskiego, które za gwaranta utrzymania się przy władzy uznawało nowojorskie lobby żydowskie.
Kiedy latem 2020 r. bojówkarze palili i plądrowali Minneapolis i Seattle, na prawicowych portalach w Polsce sekundowały im chorobliwie antyamerykańskie typy, widzące w komunistycznej rebelii początek końca „Imperium Zła”, rzucające hasło „Śmierć Ameryce!”. Ale i kilka dni temu portal ze słowem „myśl” w tytule rzucił myśl: „Życzę Ameryce szybkiego i bolesnego upadku”. Do tego dochodzą podpowiedzi z Łubianki, że przed Amerykanami musimy uciekać pod opiekę Rosji, bo okupacja żydowska będzie jeszcze gorsza niż sowiecka.
O takich, jak autor tych słów, napisała: „Polski patriota, który nabrał się na Trumpa. Judeo-masońscy spece od pijaru doskonale wstrzelili się w jego gusta. Wypatruje rycerza na białym koniu, który ma uratować świat. Wszystko jest cyniczną grą. Bez względu na ‘wynik’ wyborów i tak rządzi ta sama, bezwzględna klika. Dla uśpienia czujności, należy dać ludziom ułudę. Trzeba podsunąć im ‘bohaterów’ wykreowanych na przeciwników złego systemu. Trump sam jest na usługach bandytów, którzy trzymają ludzkość w niewoli”. Jeszcze inny wtóruje: „Czasami łapię się na tym, że odczuwam jakąś sympatię dla Trumpa, jednak życzę zwycięstwa amerykańskiej komunistce. Dlaczego? Bo nie życzę dobrze Ameryce. A dlaczego Ameryka ma upaść? Bo opanowało ją plemię żmijowe, które ma jedyny cel – niszczenie i destrukcja, tak jak pasożyt zżera swego gospodarza”.
Jeszcze inny, który „nie dał się nabrać na Trumpa”, głosi „memento dla szabesgojów”: Trumpowi nie pomógł prożydowski serwilizm. Ale ten medal ma także drugą, ciemniejszą stronę. Jest nią jego oczywiste rozgoryczenie jako osoby, która zrobiła dla żydostwa więcej niż którykolwiek z poprzednich przywódców światowego mocarstwa. […] rysuje się nam obraz nadgorliwego szabesgoja, zaangażowanego w realizację żydowskich planów jak mało kto. Wydawało się, że szabesgoj z talmudycznym zapleczem w osobach zięcia i córki ma wystarczające „papiery” na lojalnego i zaufanego pachołka żydokomuny. Okazało się jednak, że poszedł w swoim serwilizmie jeszcze dalej. […] postanowił stać się żydem pełną gębą. Cztery lata temu, w głębokiej tajemnicy przed opinią publiczną, przeszedł na judaizm. Niestety, nawet tak karkołomna przewrotka nie pomogła. Tępiony jest przez swoich współbraci bardziej niż niejeden „antysemita”. Dzisiaj Trump to trup. Na razie trup tylko polityczny, lecz mimo to nadal włóczony przez amerykańską żydokomunę z iście szatańską perfidią.
Mitem jest, że był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA. Mitem jest, że został prezydentem dzięki Żydom. Został nim wbrew Żydom. Że tak było, świadczy poparcie lobby żydowskiego dla Hillary Clinton w wyborach ‘2016 i dla Joe Bidena w wyborach ‘2020 oraz że wśród najbardziej jadowitych krytyków Trumpa są wyłącznie żydowskie nazwiska. Mitem natomiast nie jest, że był ofiarą „żydowskiego spisku”, że za jego obaleniem kryła się żydokomunistyczna rewolta i że chodziło w niej o to, aby stetryczały Biden przekazał władzę Kamali Harris, która zrealizuje agendę swego żydowskiego męża. Przypomnijmy też sekwencję wydarzeń: Poparcie republikańskiego establishmentu uzyskał dopiero wtedy, gdy zagroził, że wystartuje jako kandydat niezależny; Był „odszczepieńcem”, bo odrzucił „głębokie państwo”, które – według niego – opętało Partię Republikańską.
Że nie był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA, świadczy to, że (nieliczni) Żydzi, którzy kręcili się w Białym Domu, zdradzili go (w tym zięć) i zdradził go Benjamin Netanyahu. „Pierwszą osobą, która pogratulowała Bidenowi to Bibi Netanyahu, człowiek, dla którego zrobiłem więcej niż dla kogokolwiek. Popełnił ogromny błąd. Nie rozmawiałem z nim od tamtego czasu. Jebać go” – to słowa byłego prezydenta na temat izraelskiego premiera, który z przyjaźnią z Trumpem obnosił się demonstracyjnie.
To prawda, że mając poważne kłopoty, próbował zneutralizować żydowskie lobby. To prawda, że ostentacyjnie obnosił się z filosemityzmem i ustępował Żydom w niektórych sprawach. Ale czy nie wychodził ze słusznego założenia, że nie można walczyć ze wszystkimi? Znienawidzony przez cały amerykański establishment, musiał przestrzegać kanonu, że prożydowskość jest ciągle podstawowym wymogiem politycznej poprawności, i nie sposób, w opozycji do tego lobby, wygrać.
Nie tylko nie uznawali go za filosemitę, ale oskarżali go o „antysemityzm”. No bo skąd wziął się w „Haaretz” tytuł „Ataki Trumpa na Antifę są atakami na Żydów”, i zawarta w tekście instrukcja: „Amerykańscy Żydzi nie powinni popierać Trumpa w wojnie z Antifą, ponieważ wybór antyfaszystów jako kozła ofiarnego jest z natury antysemityzmem”? Antysemityzmem było oskarżanie Sorosa o finansowanie sprawców zamieszek: […] skrajnie lewicowe ruchy antyfaszystowskie były obroną dla Żydów. Dlatego każdy Żyd w Ameryce powinien sprzeciwić się atakom Trumpa na antyfaszyzm. Spiskowa teoria o aktywistach Antify opłaconych przez Sorosa opiera się na rasistowskim wyobrażeniu, że czarni nigdy nie mogliby się zorganizować sami bez marionetkowego mistrza, a za sznurki pociąga międzynarodowe żydostwo”.
O antysemityzmie byłego prezydenta mają świadczyć słowa: „Żydzi myślą tylko o swoich interesach […] trzymają się zawsze w kupie”. Na swój sposób Trumpa „zdemaskował” Louis Farrakhan, radykalny murzyński lider Nation of Islam – gdy szef Ligi Antydefamacyjnej zarzucił Trumpowi, że nie wyrzekł się poparcia Farrakhana, ten ogłosił: „Trump jest jedynym liderem, który stanął przed społecznością żydowską i powiedział – nie chcę waszych pieniędzy”. Przypadkiem nie jest też, że wyspecjalizowana w tropieniu antysemitów ADL przodowała w krytyce Trumpa. A po jego odejściu triumfowała, bo firmowana przez Bidena administracja okazała się żydokomunistyczną rekonkwistą. W nowej bolszewickiej republice pojawiła się sprawa Polski – w osobie Trumpa utraciliśmy sojusznika, a władzę przejęli ci, w których oparcie znajdują roszczenia do pożydowskiego mienia. W Warszawie pojawił się też nowy ambasador USA (i zatęskniliśmy za Mosbacher).
„Nawet Żydzi przecierali oczy ze zdumienia – prawie wszyscy członkowie administracji to Żydzi […] Gdy Joe Biden ogłosił skład gabinetu, po żydowskim twitterze zaczął krążyć dowcip – w Białym Domu będzie minjan” (kworum modlitewne w judaizmie wynoszące 10 mężczyzn) – pisał żydowski „Forward”. Szefem personelu został Ronald Klain. Żydami są: sekretarz stanu Antony Blinken (i Victoria Nuland), sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandro Mayorkas, prokurator generalny Merrick Garland, szefowa Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Anne Neuberger, koordynator służb wywiadowczych Avril Haines, zastępca dyrektora CIA David Cohen, sekretarz zdrowia Rachel Levine, dyrektor tamtejszego Sanepidu Rochelle Walensky i sekretarz skarbu Janet Yellen. Wszystkie urzędy, poza dwoma obsadzonymi przez Indiankę i Murzyna, objęli przedstawiciele tej mniejszości. Z tym że czarnoskóry sekretarz obrony urzędowanie rozpoczął od oświadczenia, że będzie pilnował praw mniejszości seksualnych. Prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa został goj J.J. Sullivan, ale wkrótce okazało się, że to mąż Margaret Goodlander, dyrektorki biura planowania politycznego w Departamencie Stanu, głównej macherki od kolorowych rewolucji.
A jak było z gabinetem Trumpa? To był ewenement – w jego skład wszedł tylko jeden żyd. Według cytowanej wcześniej gazety, na 24 członków administracji Trumpa tylko trzech było nie-białych. Żydowska gazeta dla Amerykanów zastosowała jednak „specyficzne” kryterium rasowe – nie podała, że u Trumpa sekretarzem ds. zdrowia został Alex Azari, a sekretarzem obrony Mark Esper, obaj potomkowie maronickich (czyli katolickich) imigrantów z Libanu. Dowodem na to, że Trump to nie Ku Klux Klan, byli Murzyn i Chinka w jego gabinecie oraz to, że głosowało za nim wyjątkowo dużo Czarnych.
Joe Biden to „katolik”, ale nieźle zblatowany z Żydami. Jego synowie Beau i Hunter oraz córka Ashley weszli w związki małżeńskie z członkami, jak określają się sami Żydzi, „Plemienia”. Żona Beau urodziła Bidenowi dwóch wnuków. Hunter poślubił południowoafrykańską Żydówką i tuż przed ceremonią ślubną wytatuował sobie na bicepsie hebrajski napis identyczny z tatuażem narzeczonej – „Shalom”. Gdy córka Bidena przypieczętowała swój związek katolicko-żydowską ceremonią, prezydent USA odtańczył żydowski taniec hora. „Jestem jedynym irlandzkim katolikiem, którego marzenie się spełniło, ponieważ moja córka wyszła za mąż za żydowskiego lekarza” – wyraźnie zadowolony dowcipkował. A co do Trumpa – gdy go zapytano o córkę, wyraźnie zasmucony powiedział: „Tak, jedna z moich córek jest żydówką. To nie było planowane, po prostu tak się stało”.
Katolik Biden otoczył się Żydami, a protestant Trump otoczył się katolikami (a kandydat na wiceprezydenta przeszedł na katolicyzm). Trump i Biden zabiegali o głosy katolickich wyborców, ale na różne sposoby. Pierwszy odwołuje się do katolickiego wychowania, chodzi do kościoła z różańcem w ręku i przejawia troskę wobec imigrantów. Drugi broni życia nienarodzonych i skupia się na krytyce Bidena za jego podejście do aborcji. Wielu wyższych urzędników jego administracji to konserwatywni katolicy. No i żona Trumpa jest katoliczką.
„Czy nie poświęci Polski na rzecz przemysłu holokaustu?To przyjaciel Izraela i Żydów! Wystarczy wspomnieć, że za czasów jego prezydentury, doszło do uchwalenia ustawy 447, a Trump ją podpisał” – biadolą. A jak było naprawdę? Trump, podpisując ustawę, nie mógł wiedzieć, że chodzi o nas, bo w jej tekście nie pada słowo „Polska” – jest tylko mowa o krajach Europy Środkowej. Polska ambasada nie zrobił nic, żeby zapobiec jej procedowaniu w Senacie, nie miała żadnych wyprzedzających informacji o intrydze lobby żydowskiego, nie utrzymywała żadnych kontaktów z administracją Trumpa, nie współpracowała z Polonią. Miała za to ambasadora Schnepfa vel Sznepfa. Mało tego – gdy przedstawiciele Polonii podjęli próbę zapobieżenia uchwaleniu ustawy, Kaczyński wydelegował do Waszyngtonu ministra Marka Magierowskiego, tylko po to, by Polonię spacyfikować i jej starania storpedować.
Sprawę dodatkowo gmatwało to, że Trump, skupiony na wewnętrznych przepychankach z „głębokim państwem”, zaniedbywał resztę świat, z Polską włącznie. A także to, że z amerykańską żydokomuną walczył, a Kaczyński z tą hołotą układał się, Morawiecki chciał z nią tworzyć „biało-czerwoną drużynę”, i obaj byli gorącymi orędownikami przeflancowania stosunków Polski z Ameryką na stosunki polsko-żydowskie a w kontaktach z USA korzystali z usług żydokomunistycznych pośredników. Innymi słowy – mieli relacje z nowojorskimi Żydami a nie z Donaldem Trumpem.
Zapytany, dlaczego nie poruszył tego tematu podczas spotkania z Trumpem, Andrzej Duda odpowiedział: „bo strona amerykańska tego nie zaproponowała”. I tu kilka uwag: To nie prezydent USA, ale prezydent RP ma obowiązek zabiegać o interes Polski; Trump, gdy wróci do Białego Domu, nie będzie prezydentem Polski, lecz prezydentem USA i nie na nim będzie spoczywał obowiązek troszczenia się o polskie interesy; Trump nic nie zrobi dla Polski, jeśli nie będzie to w interesie USA; W obronie Polski nie kiwnie palcem, jeśli nie będzie to obrona Ameryki. Najlepszą tego ilustracją jest jego wpis na platformie X: „Amerykanie będą walczyli tylko tam, gdzie to służy interesom ich kraju, i tylko po to, by wygrać”. Także i z naszej strony w stosunkach z przyszłym prezydentem unikać trzeba będzie „murzyńskości” i „robienia laski”, a twardo negocjować – wypominając, że czasami mówi jednym głosem z naszymi oponentami. Z Trumpem można będzie zrobić interes, pod warunkiem, że po naszej stronie do rozmów z nim zasiądą obrońcy interesu narodowego Polski, a nie Ukrainy czy Izraela.
Kto zostanie nowym prezydentem USA, to ważne dlatego, że wybory w USA są inne niż wszystkie poprzednie, że konfrontacja polityczna staje się wojną cywilizacyjną, a nie tylko konkurencją programów politycznych dwóch partii, wojną totalną różnych światów, gdzie gra idzie o wszystko i nie będzie brania jeńców. Toczące się starcie to nie tylko wojna z Trumpem, ale także z nami, bo, kto popiera, a kto zwalcza Trumpa to nasza narodowa sprawa, bo linie podziałów politycznych w obu krajach są podobne, bo tu i tam, jak w soczewce widać, kto patriota, a kto zaprzaniec.
Jeśli Trump wygra, to rządząca Polską koalicja znajdzie się w położeniu nie do pozazdroszczenia, i będzie chciało się oglądać miny tych wszystkich, którzy trzymali kciuki za wiktorię Kamali. I czy nie jest to argument przemawiający za tym, aby kibicować Trumpowi? Jeśli cię to nie przekonuje, to może przekona to, że na Trumpa zagięli parol nie tylko amerykańscy Żydzi, ale i warszawski Judenrat z Michnikiem na czele. I tu prosta rada: Jeśli nie wiesz, co o danej sprawie sądzić, wystarczy zorientować się, co pisze „Gazeta Wyborcza”. Jeśli bardzo dobrze, to na pewno nie jest to w interesie Polski. Jeżeli bardzo źle to na 100 procent sprawa jest słuszna.
Trumpa powinniśmy lubić także dlatego, że za Kamalą jest von der Leyen oraz że dla kanclerza Niemiec, Trump to największe zagrożenie dla światowego ładu. Za takie uznał Trumpa niemiecka sondażownia YouGov – Trump „wygrał” z ajatollahem Iranu, prezydentem Chin i Putinem. No i jeszcze dlatego, że przeciw Trumpowi jest papież Franciszek, a za Kamalą jest Anne Applebaum, która kandydata połowy Ameryki nazwała „debilem i obłąkańcem”. A może do Trumpa przekona cię to, że dziadek męża Kamali (podobnie jak dziadkowie żony Radka Sikorskiego) urodził się w żydowskim sztetlu pod Gorlicami?
Wyobraźmy sobie sytuację: Chcemy wydalić z Polski tych, którzy wdarli się przez granicę z Ukrainą (tak, jak wdarli się do USA przez granicę z Meksykiem), a przy władzy jest Kamala. Jaki klangor wzniósłby się za Oceanem? A jak zareagowałby Donald, który zapowiada deportację milionów nachodźców i którego platforma wyborcza mówi o „odwróceniu destruktywnej polityki otwartych granic prowadzącej do tego, że nielegalni imigranci z całego świata krążą po USA”? No, bo, kto w Polsce stoi za imigrantami? Czy nie ci sami, którzy Trumpa znienawidzili za oskarżanie obozu Biden-Harris o sprowadzanie imigrantów „dla wymazania chrześcijańskiego oblicze Ameryki”, zarzucający Trumpowi, że „w szeregach swych zwolenników ma białych nacjonalistów, obawiających się, aby ich wnukowie nie stali się we własnym kraju znienawidzoną mniejszością”?
Czy za Trumpem nie przemawia to, że bezwzględnie ściga go żydokomuna za to, że nie mają nad nim kontroli i że powiedział: „Dla prezydenta najważniejszy powinien być interes własnego narodu”? Czy nie przemawia za nim zerwanie porozumień klimatycznych, rewolta przeciwko marksizmowi kulturowemu i tyranii politycznej poprawności, a także to, że stanął w obronie dzieci nienarodzonych, i „piekło zawyło” albo – jak pisał poeta – „zatrząsły się portki pętakom”? Czy Trump nie zyskuje w naszych oczach za to, że jak czerwona płachta na byka działa na sodomitów i na całe to antypolskie tałatajstwo, które z wytęsknieniem wyczekuje chwili, kiedy Kamala przejmie Biały Dom i będą mogli dalej ratować, zamiast Polski, klimat i uchodźców? Czy Trumpa nie powinniśmy lubić za to, że oskarżają go o szerzenie teorii spiskowych o Sorosie o o nazywanie oponentów „globalistami”? Czy za Trumpem nie przemawia to, że Republikanie to partia nacjonalistyczna, a Demokraci to partia internacjonałów i lewackich wariatów, popierających imigrację i mieszanie ras?
Polubmy Trumpa za słowa sprzed Pomnika Powstańców Warszawskich, które globalistyczny think tank opisał: „Swoim przemówieniem odrzucił ‘neokonserwatywny internacjonalizm Busha’, jak i ‘liberalny internacjonalizm Obamy’, a zainicjował ‘nacjonalistyczny internacjonalizm’ oraz przyrzekł, iż współpracować będzie ze swymi sojusznikami w obronie zachodniej cywilizacji”. Dla „The Atlantic”: „Wstrząsające było przywołanie pojęć takich jak ‘Zachód’ i ‘wartości Zachodu’, a przemówienie pełne było rasowej i religijnej paranoi”. To, co Trump powiedział było dla Polski przełomowe. Pierwszy raz od dekad zabrzmiał z Ameryki głos inny niż pedagogiki wstydu. Jego wizyta dała więcej niż wszystkie wizyty prezydentów Izraela i zrobiła dla Polski więcej niż wszyscy prezydenci III RP razem wzięci. W jego 7-minutowym przemówieniu było wszystko, czego Polska potrzebowała. Wystarczyło, by pokazać światu, że powstanie warszawskie to nie „powstanie” w getcie. Ujawniły to żydowskie media: „Podczas swej wizyty dał przyzwolenie na polski nacjonalizm […] Trump poparł prawicową narrację, według której Polacy byli ofiarami nazistów i nie odgrywali czynnej roli w mordowaniu Żydów […] jako pierwszy prezydent USA od kilkudziesięciu lat nie pojawił się przy pomniku Bohaterów Getta”.
Jest jeszcze inny powód, żeby Trumpa lubić – „trump” to po angielsku „zuch, chwat”, a „tusk” to po kaszubsku „kundel”. Co znaczy „tusk” w amerykańskim slangu więziennym też wiemy – to synonim agresywnego pederasty. I jeszcze jedno –Amerykanom można pozazdrościć Trumpa za stosowanie taktyki: Jeśli zostaniesz zaatakowany, to jedną trzecią sił przeznacz na obronę, a dwie trzecie rzuć do kontrataku. Nigdy nie przechodź do defensywy, zawsze szukaj słabych punktów przeciwnika i wygrywaj. A poza tym podobać nam się powinna rodzina Trumpa – małżonka o pięknej słowiańskiej urodzie.
Czy wygra wyścig z czasem? Czy zatrzyma pochód lewackiej zarazy? Czy stłumi żydokomunistyczną rabację? Czy tak, jak cztery lata temu wygra, bo zdoła przemówić do mieszkańców „głębokiej” Ameryki, którzy czują, że kraj jest w wielkim niebezpieczeństwie? A może dewiza „Make America Great Again” zainspiruje Polaków do hasła: „Aby Polska była polska”? I może spełnią się słowa Trumpa rzucone pod pomnikiem Powstańców Warszawy: Polska zwyciężyła. Polska zawsze zwycięży!
Democrats: the failure the Biden Administration to initiate a proportional rescue effort in the wake of Hurricane Helene means Kamala Harris is unfit for high office. Voting for her is indefensible. Americans are in desperate need of help THAT WE HAVE ALREADY PAID FOR. Withholding it is diabolical. -Bret Weinstein
I want to open this article by asking people to pray for those impacted by the hurricane. While FEMA and Harris may be leaving these people behind, God will not.
The situation in the North Carolina area impacted by the Hurricane is dire. There are numerous credible reports of death counts likely exceeding a thousand people and almost the final tallies will almost certainly exceed those of Hurricane Katrina of New Orleans fame. The difference between Helene and Katrina couldn’t be more stark. Both were devastating but Bush was sending aid immediately and being excoriated by the media (I’m no fan of Bush but facts are facts) while Harris/Biden are on the beach or having parties while FEMA is reportedly BLOCKING aid and the mainstream is ignoring it. I wanted to share some facts and other info on this national tragedy.
First of all, let’s be clear about what is happening with FEMA. First they claimed there was no money for hurricane season. Once the American public literally hit the roof over the fact that FEMA is absolutely funding illegals but doesn’t have money for Americans the fact checkers got moving.
Now – regarding Mayorkas – FEMA is absolutely helping fund illegal immigrants. As you can see below the Shelter and Services program is a FEMA program done in partnership with Border Patrol.
This funding was allocated and ultimately, regardless of how it was allocated, it was money spent out of the pockets of the American taxpayer that is funding people here illegally instead of American citizens. No amount of fact checking can change that.
That’s right, at present the average amount approved per individual/household is $894. That’s it. Compare that to Ukraine. Ukraine has a total population of 38 million and we’ve allocated $175 billion to them for about $4605 per person – not per household. Why is it that we are spending roughly 5 times more on Ukrainians than Americans? You can see my tweet here to get a good view of the pics: https://x.com/renztom/status/1842355205653873036?s=61&t=chcz9dPKlqWymEZk8PFPug.
This might be a good time to remind everyone of my previous article published right here on Substack about the last Ukraine funding bill. In that article I broke down the last Ukraine funding bill and showed that just under $500 million was budgeted without restriction for “refugee resettlement.” The unrestricted part means it could also be used to fund illegals from anywhere and probably is being used for just that. You can find that article here and a relevant excerpt below:
You may be asking about the legality of all this. Well, it’s questionable but basically the law is a bit ambiguous as to the DHS’s authority to do this and the spending bills are written so poorly by Congress that there are loopholes. The loopholes can be demonstrated the fact that Biden and Harris have promoted executive order after executive order requiring that all federal agencies, including FEMA, focus their efforts on social justice programs.
Above is an excerpt from a FEMA report required under a Presidential Executive Order from the Biden/Harris Administration. The full document can be found here: https://www.fema.gov/sites/default/files/documents/fema_equity-action-plan.pdf. This is just one of many documents that constitute the Harris/Biden push to ensure federal agencies like FEMA are more worried about equity than results.
The level of corruption, incompetence and damage that this administration is doing to America is staggering but they are not doing it alone. I would be remiss to end this article without sharing a bit about the money that is being spent on illegals is going. You can find a link to the program and look for yourself here – https://www.fema.gov/grants/preparedness/shelter-services-program/fy24-awards/ssp-a – but there are few important details.
First when you look at the grants to resettle immigrants (presumably to steal the election) there is a ton of money going to places where illegals being registered to vote would have a big impact. Top on the list is Maricopa County, AZ (yes that county) and Texas in general. Texas seems to be a MAJOR target for Biden/Harris to turn blue with election fraud and there’s a ton of money going there to get it done
The second thing I saw is the number of NGOs and a TON of Catholic Charities branches. The Catholic Church (I’m Catholic) seems to be hell bent on bringing in as many illegals as possible without any respect for our laws. This is not new but easy to see here and shocking nonetheless.
Ultimately the inexorable conclusion is that Harris is simply far more concerned with stealing an election than she is with helping Americans. She seems to have made peace with the fact that she is incredibly unlikable, totally devoid of any coherent thought, and that there is no one else to give her a Willie Brown boost to the next level. Instead, she apparently has made peace with the fact that if she wants to win this election she’ll have to do it the Democratic way – by cheating.
Kamala’s detailed plan for America: kill the filibuster:
This is not a fake video – it is from August, 2021. “A vital part of preparing for hurricane season is to get vaccinated now”. The truth is that Biden has always been a moron.
Emails document that the director of HHS, Francis Collins, must have known that the virus was most likely man-made. Yet, he lied to the American public.
Despite that, Dr. Francis Collins peacefully played guitar and sang a soothing song about quarantining, wearing a mask, and getting vaccinated, all while promoting lies about pangolins spreading COVID-19, a seafood market travesty, and zoonotic transmission—which, as he must have known and as he revealed in Congress earlier this year, were all untruths.
Does this behavior qualify for accessary to hide a catastrophic, man-made, mass murder event?
Yet still he persists: Collins is now indoctrinating new Doctors at their 2024 Yale graduation ceremony. Listen to the clapping and cheering for the forced gene therapy product injected into billions of arms worldwide at the end of the video!
It is well past time that America has a team that can actually fix this broken system.
Being in Japan and seeing so many healthy food options, I feel compelled to include a little pictorial food essay today.
Blah, blah, blah.
It is so easy to dismiss the above meme as more hyperbole – until one does a search for ‘artificial food dyes” in the scientific literature…
Folks – the USA has no excuse for not removing these toxins from our foods.
Below is a recent review of the dangers of artificial food coloring in foods in America (remember most countries ban these toxins).
Conclusions
The harms of synthetic dyes in children, both with and without comorbidities, are worrying and require a careful and proactive approach. The studies presented in this review demonstrate an association between the consumption of these additives and a variety of adverse health effects, ranging from hyperactivity and behavioral disorders to allergic reactions and more serious health problems. For children with comorbidities such as Autism Spectrum Disorder and Attention Deficit Hyperactivity Disorder, exposure to synthetic dyes can worsen existing symptoms and complicate management of the condition. Furthermore, even in children without comorbidities, synthetic dyes can pose a health risk by affecting their cognitive, behavioral, metabolic and nutritional development. Given these facts, educational approaches for parents, caregivers and health professionals are essential so that they are aware of the potential risks associated with the consumption of synthetic dyes and adopt measures to reduce children’s exposure to these additives. Raising awareness through campaigns and better food labeling informing about the types of dyes present in each specific product, as well as the formulation of stricter policies to control the recommended quantity, are ways of mitigating the possible toxicity levels of these additives. Another way is to promote a more natural and balanced diet and search for dyes from completely natural sources.
No matter what your age, let a colorful food palate on your plate come from natural sources, not from artificial food dyes!
A friendly reminder – shop on the outside grocery store aisles to eat healthy.
Oats may be a whole food – but please avoid non-organic. The commercial oats in the USA often test very high for glyphosate!
Have fun, eat healthy and rain or shine, I hope to see many of you at the rally in DC this Sunday!
National debt explosion: The Fiscal Time Bomb and its Implications
US national debt has reached $35trn. Interest payments now exceed military spending and other secret service budgets combined. What are the implications?
Zürich, 24 September 2024. National debt [US md] has reached a new all-time high of $35 trillion, and counting. If you read this note a few weeks after I wrote it, the chances are the US will already have reached $ 36 trillion in national debt. Just check the debt clock. But make sure you sit down before you open this link, or else you might get dizzy – or weak in the knees.
Of course it is the largest absolute amount of national debt in the world, and in world history in real terms.
The exponential accumulation debt in recent years becomes especially obvious when we consider the long-term historical perspective as shown in this graph:
Since this US debt mostly takes the form of Treasury bonds issued with fixed promises to pay interest, the annual servicing cost of this national debt has now also reached historic proportions.
Interest payments on debt now exceed $ 1 trillion, ahead of military spending
According to the September 2024 US Treasury Bulletin, the U.S. government has spent over $1 trillion on interest payments for its nearly $35 trillion national debt so for this fiscal year, according to the Treasury Department. This is a new historical record.
Looking at the breakdown provided the September Bulletin published by the Treasury, which actually refer to the figures as at the end of June 2024, the gross interest on Treasury debt securities rose to $868 billion. We need to add interest payments on other obligations of $177 billion, giving us the world record high in interest payments of $1.045 trillion.
Given total fiscal expenditure of $5,027 billion, and total revenues from taxes, social security contributions and other sources amounting to only $3,754 billion, the deficit in the fiscal year to date by the end of June amounted to $1,273 billion. So gross interest payments of $1.045 trillion constitute 21%, more than one fifth of the total US government expenditure so far this year. At the same time, the interest payments amount to 82% of the US government budget deficit so far this year. This marks a 33% increase of gross interest payments by the government, compared to the same time in the previous year.
Since we have to add the significant budget deficits of July and August to these June data, with the August budget deficit alone surging to $380 billion, it seems highly likely that the 2024 US government budget deficit will exceed $2 trillion. The government’s official estimate of June 2024 that the deficit will come in at $1.9 trillion is likely to be overtaken by events, just as its debt forecast that national debt would only reach $35 trillion by the end of 2024 already has.
So where is all the US government expenditure going? Subtracting government investment earnings, we obtain net interest payments, which still amount to more than $800 billion, ranking just below Social Security and Medicare, and ahead of the spending by the Department of Defense, which used $608.6 billion. Even adding up the Deep State/military-complex departments of “Defense”, “Homeland Security”, “State Department”, “NASA” and “Independent Agencies” (including several of the 17 secret service agencies), the total comes in at $ 794.6 billion, still behind the government spending on interest payments.
Interest payments have jumped by 30 per cent over the same period last year. 2024 is indeed the first year in the history of the United States of America that payments to receivers of coupons on the government debt have exceeded expenditure on the military (US military spending being by far the largest in world, ca. nine times larger than Russian military spending).
A publication by the Federal Reserve Bank of St. Louis knows how to present the massive military spending by the United States: The chart of the international comparison simply gives the US a different scale, alone among all countries whose expenditure is shown. This hides the fact that the US has by a long distance the largest military spending in the whole world.
Spot the presentation trick
Servicing the national debt via interest payments is well on track to soon becoming the single most dominant share of Washington’s budget. Governments often like to hide the interest payments when they present their spending, by restricting the displayed information to “non-discretionary spending”, which conveniently excludes interest payments. Remember, we are no dealing with governments that believe merely “explaining” things properly to us, ideally using behavioural psychology (i.e. mind manipulation) and propaganda, in order to feed us the one and only truth, while any critics by definition utter “misinformation” or “disinformation” that is rapidly being outlawed in Europe, Australia and perhaps even the US.
Elon Musk: America is going bankrupt extremely quickly (9 September 2024)
On 9 September, Elon Musk expressed deep concern about the acceleration in the accumulation of national debt in the US and the fact that interest payments alone now exceed military spending. He also noticed that it now only takes ca. 3 months to add another one trillion dollars to national debt.
“America is going bankrupt extremely quickly. …Interest payments on national debt just exceeded the Defense Department budget, but they’re over a trillion dollars a year. Just in interest. And rising. We’re adding a trillion dollars to our debt, which our kids and grandkids will have to repay somehow, every three months. And then soon it’s going to be two months, and then every month… And then the only thing we will be able to pay is interest… This is not a good ending.”
Already in January this year Elon Musk had stated: “I am alarmed by the US debt”. It stood at $ 34 trn then. On 3 May this year he stated:
“We need to do something about our national debt or the dollar will be worth nothing.”
This national debt is as large as 90.3% of annual GDP. By international comparison, as percentage of GDP, US national debt is therefore significantly larger than that of Liechtenstein (0%), Russia (19.6%), Saudi Arabia (34.6%), Indonesia (46.2%), Turkey (48.3%), Switzerland (48.6%), Norway (50.1%), South Korea (57.8%), the Netherlands (60.3%), Poland (62.1%), Ireland (63.5%), Mexico (66.5%), Australia (67.4%), Germany (80.3%), or China (82.5%).
It is of similar size as the national debt of Argentina (93.5%), and not very far behind the national debt of the United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland (110.1%).
The good news is that US national debt as percentage of GDP is still smaller than this debt metric for Canada (130.3%), Spain (136.2%), Portugal (146.6%), Greece (230.2%) or Japan (302.3%), so some commentators feel the US can continue to max out on debt. Of course this ratio hides the fact that the US is a much larger economy than the others and the figures in absolute terms are unrivalled.
Moreover, one can argue that the number of countries with worse metrics than the US is smaller, since Spain, Portugal and Greece, as eurozone members, are seen by many in the markets as essentially being underwritten by German tax payers. This leaves Canada and Japan as the only major debtors with a larger national debt as percentage of GDP. Canada is a much smaller economy and hence not a good comparison.
Why large national debt is often said not to matter
Many economists claim we need not worry about national debt. For instance, when national debt in many countries surged in 2020, due to massive increases in government spending, this was not thought to be cause for concern.
Paul Krugman, for instance, honoured by the Swedish central bankers’ prize in memory of Alfred Nobel, was sure that it wasn’t anything to worry about.
Japan owes its debt mainly to domestic borrowers, and hence is not exposed to the risk of a debt boycott by foreign investors or a speculative attack by foreign investors. In the US case, foreign investors have long been very important as buyers of US Treasuries. But unlike almost all other nations borrowing from international investors, the United States debt is denominated in its own currency. This also ensures that, in dollar terms, the US will technically always be able to service and repay its debts: If pressed, the Federal Reserve, the US banks or the US government could always simply create $35 trillion in US dollar credit and by printing the money avoid a default.
Why national debt does matter
There are several reason why national debt does matter. Here is one: Almost a century ago, John Maynard Keynes looked ahead and made predictions a century into the future. He predicted that productivity growth would generate national income output of such proportions that people would no longer have to work. His ultimate prediction that we would not have to work was obviously wrong. But his calculation was correct: productivity rose as much as he predicted. National income expanded by the upper end of the range he forecast. So why do we still need to work? Not even Keynes could have predicted that the fruits of this higher productivity and labour would be so unequally distributed that the majority of the population would still have to work. While a small minority has not been working for a long time – they simply receive coupon payments on their government bonds – most people still have to dedicate their time to earning a living.
Keynes did not see this coming, because the aggregate measures, such as national income, GNP or per capita income, hide the extent of inequality. Even if all the benefits of economic growth accrue to only one person and all the others get no benefit, per capita GDP would show the same rise.
The mechanism for the increased inequality and the accelerating trend of transferring wealth from the many to the few is the financial system, via interest. It is mainly the interest on the national debt. This has increased dramatically since the creation of central banks. Before the creation of central banks governments could issue national currency and therefore fund fiscal spending without having to pay interest. When the Federal Reserve was created in 1914 (decided in December 1913), the deal was that instead the government would now borrow at interest. That is why the Federal income tax was introduced for the first time in the US when the privately-owned Federal Reserve banks were established. It was the same when the Bank of England was founded in 1694. In fact, the act that established the privately-owned central bank did not mention the “Bank of England” by name, but had a lot to say about the introduction of new taxes.
When government leaders challenge this system of transferring money from the many (tax payers) to the few (bankers and bond holders), namely by issuing state money again, drastic measures are usually taken to stop this, as I explained in my Deep State substack article.
Of course, the rentiers living off bond coupons love to hire economists to say that national debt doesn’t matter. They may even sponsor entire schools of thought saying this. This simply supports the racket to loot the majority at the expense of a minority.
When interest payments become the largest spending item of the annual budget, then we have reached the late stage in this process of redistributing wealth from the many to the few. It does mean that an increasing number of stop-gap measures will be used to extend the lifetime of the system and delay the ultimate collapse.
The US dollar as the ultimate measure of debt sustainability
The ability of the US to always create money and hence avoid a technical default on its massive national debt is exactly why the sustainability of the US debt is ultimately measured by the strength of the US dollar: If too many dollars are being created, for instance to service or repay the debt, its value and credibility will decline.
The US dollar exchange rate, like all FX, is a relative price: It depends also on the relative value of other currencies. Key historical rivals are the euro and the Japanese yen, as well as, to a lesser extent, the British pound and the Swiss franc. Furthermore, an alternative to the dollar could emerge from the BRICS economies, although China has recently proven to be susceptible to US pressure (TikTok closed down the Russian news channels RT and Sputnik, showing a Chinese preference to appease the US rather than stand up for military ally Russia). After all, the Chinese yuan is pegged to the US dollar, and so is the Hong Kong dollar. This is to remind us that even the Saudi Arabian currency remains firmly pegged to the US dollar. Thus so far the US dollar remains well entrenched.
Furthermore, as I have documented, the US has kept the dollar strong by its policy to cannibalise occupied vassal countries Germany and Japan. The yen, in particular, has been used as a vehicle for currency debauchment to strengthen the relative value of the dollar. While currency intervention by the Ministry of Finance has stopped the extraordinary decline of the yen at Y162/$, followed by a rally of the yen to Y139/$. The yen has in recent days however given way again, weakening to as low as Y144.5/$ on 22 September 2024. In other words, the game of yen carry trades that weakens the yen and supports the US dollar has commenced again, despite announcements by the Japanese Finance Ministry that it will be ‘vigilant’ against re-emergence of the carry trade. It has already re-emerged.
The weakness of the yen and, to some extent, also the euro have supported the dollar. I have discussed the yen weakness in another substack article. The euro has also been kept weak, though less dramatically so, by the extraordinary implosion of the Germany economy engineered by the German government and the well-timed pricking of the ECB-created property bubble in Germany in October 2022, followed by the ongoing collapse of the real estate market and coming collapse of the German banking system – which will take another 2 to 3 years to become public knowledge. The dollar has also been supported by the ongoing presence of US troops in Saudi Arabia that have ensured the continuation of the Saudi dollar peg. Please read my earlier substack article on the Petro Dollar.
Dollar strength only relative – the true measure of dollar value is the gold price
Thanks to the skilful manipulations of monetary and oil policies, the dollar has nominally been strong since 2020, especially against the yen and euro. But this is a replay of the post-1971 tricks, as the inflation we have since experienced testifies. We can also see the underlying weakness in the strength of the Swiss Franc. But most of all we can see it in the price of gold: One could say that it is not the gold price that has been rising to new all-time-highs in US dollar-terms this month, but it is the dollar that is falling, while gold has stayed unchanged in value.
The rising US national debt is likely to support the gold price further. As I have written in greater detail before (see my gold substack), I expect the gold price to continue its rise. It has been artificially suppressed for quite some time, especially blatantly in 2020. I continue to believe that a gold price even of $10,000 per ounce would not appear unusual in the coming years. As a side-effect, cryptocurrencies are also likely to benefit similarly, although investors need to be aware that these do not constitute “digital gold”, as they are often marketed as. The essence of gold is analogue and includes physical possession as a core feature.
Why has fiscal policy been so ineffective – thus boosting debt-to-GDP ratios?
Such measures as debauching the yen and using US control over Saudi Arabia are stop-gaps, especially in the current geo-political environment. They are able to extend the rule of the US dollar – perhaps for longer than many expect. But what is the end-game?
Before we come to that, let us resolve an underlying puzzle that is closely connected to the recent surge in national debt in the US and other major economies, including Canada, France, Germany and indeed Japan: One reason why national debt has shot up so rapidly and debt-to-GDP ratios have escalated is because substantial and partly unprecedented government spending programmes – some launched under the pretence of some declared health emergency – have not resulted in the kind of economic expansion that many economists had expected.
Remember that just before the March 2020 unprecedented restrictions of individual freedoms in Europe and North America, as well as other regions, based on nonsensical and largely evidence-free justifications, the consensus among economists had been that expanded fiscal spending was a good way to stimulate the economy. This had recently become a consensus that even fiscal hawks would agree with in the short-term and under emergency conditions. That is of course how the 2020 fiscal spending splurge was explained.
There is a new marketing front for Keynesianism that has been deployed to further bolster the claim of fiscal policy effectiveness: Even the previously fiscally conservative Financial Times has in recent years been busily propagating the theories by so-called “MMT economists” who proclaimed that there was little down-side to expanded government spending. MMT economists and supporters are, of course, Keynesians who had re-branded themselves, as apparently Keynesianism was considered with suspicion in many quarters in the US.
A key idea of this MMT-Keynesianism has been that one need not worry about fiscal deficits. This is repeated daily by an army of online warriors with “MMT” in their profile, and many without it. An example from Twitter/X just now:
Proponents of MMT assert that fiscal deficits are not a bad thing and national debt is nothing to worry about. Instead, they have been demanding ever greater fiscal spending – a message happily received by politicians in many countries. They have been advising anyone who would listen that government spending should be increased, as this would stimulate economic growth and result in prosperity. Expanded fiscal expenditure has been touted as the magic bullet to solve all sorts of problems.
Well, the MMT-fans got what they had been passionately demanding: massive expansions in fiscal spending, and the consequent surge in national debt. But MMT-fans and most macroeconomists in general have been surprised by how small the positive effect of the largely unprecedented fiscal spending has been on economic growth.
MMT analysis ignores role of supply-determined credit creation
Given that Japan has been ahead of the curve in terms of excessive government spending and spiralling national debt, a brief review of the debates here is useful. Sadly, the MMT-fans had failed to look into this Japanese experience, which had forewarned us of the dangers, costs and missed opportunities of massive fiscal expansion.
In Japan, the biggest MMT-fan is an analyst called Richard Koo, who already in the 1990s demanded greater fiscal spending in Japan and has since kept up his call for fiscal expansion that he has been rattling like a mantra. In fact, he has been demanding greater fiscal spending also in other countries, including the US and today demands that China step up its government spending.
So let’s go back to the debates about macroeconomic policy of the 1990s, when Richard Koo first presented his arguments to a larger audience. Essentially, he repeated the argument by the Bank of Japan that interest rate reductions, as were already happening from 1991 onwards, were going to be helpful, but that they needed to be backed by significant expansion in government spending.
Sadly, the government listened to him. In the 1990s, Japan’s government embarked on what was then the world’s largest peace-time government stimulation programme, lasting many years. It didn’t work. The economy failed to recover. Koo’s response: the fiscal spending has not been big enough! We need more fiscal expenditure! With the ratio of national debt to GDP in Japan in excess of 300% nobody can argue that fiscal policy has not been attempted. But the extraordinary fiscal expansion failed to trigger the economic recover that had been predicted.
Despite a lost twenty years of close to zero growth, to a large extent due to such bad policy advice, Koo has single-mindedly kept up his failed recommendations. The quip often attributed to Einstein comes to mind that doing the same thing over and over and expecting a different result is insanity. The Bank of Japan certainly suffered from this problem: Having lowered interest rates, and as this failed to stimulate the economy, the central bankers lowered them some more. Then, when this failed to work, the central planners came up with a new plan, which was to lower interest rates. Then, when this failed to stimulate the economy, they tried something else, namely to lower interest rates. After that, they lowered rates some more. After a dozen interest rate reductions in the 1990s alone, at least some discussions about the need for alternative approaches began to be heard by the central planners.
By contrast, the Keynesians have not contemplated alternatives. When ever larger fiscal stimulus packages failed to stimulate the economy, the government planners dreamed up further stimulus packages.
When one studies economics, it is one of the highlights of first year economics courses that Keynes is said to have shown that government spending operates with a “multiplier”. In other words, the impact on economic growth any given government spending package is larger than that original spending package. The effect is “multiplied”.
However, over the past three decades any such “fiscal multipliers” have been falling. For the last 15 years, they have been less than 1. This means that there no longer is any multiplication effect. To the contrary: empirical research shows that the positive impact on economic growth of any given amount of fiscal spending is significantly less than the fiscal spending. What is more, I demonstrated already in the 1990s that Japanese fiscal spending resulted in an equally-sized shrinkage of private sector spending so that total GDP growth remained unchanged: government spending was fully crowding out private demand. See also here and here.
As I have explained in my publications, fiscal policy took away limited resources from the private sector, forcing private demand to shrink. I also solved the puzzle of the ineffectiveness of interest rate policy and the ineffectiveness of government spending policy: The proponents of fiscal spending and interest rate reduction policies did not describe the functioning of the economy correctly. Economic growth is not actually driven by interest rates, nor does pure fiscal policy cause economic growth. Instead, economic growth is driven by bank credit creation for the real economy.
In Japan, banks had sharply lowered bank credit growth since the early 1990s, because they had created too much credit for asset purchases in the 1980s, and that had caused an asset bubble, mainly in real estate, which collapsed not long after such bank credit creation slowed in 1989. We then had to expect ever increasing non-performing loans in the banking system, which would reduce bank credit creation and worsen the asset deflation, cause a property price collapse and a decline in economic growth, a rise in unemployment and end up in a general slump – until the root cause of the problem is addressed, which I had pointed out in the early 1990s and during my time as chief economist of a British investment firm in Tokyo, was a lack of bank credit for the real economy.
I argued that interest rate reductions, even to zero, would not work, and neither would expand government spending. The latter would merely boost national debt and thus cause long-term burdens and problems.
Instead, between 1994 and 1998, I proposed a new monetary policy to kick-start bank credit creation for the real economy, which I called “Quantitative Easing”. An early publication that received much attention was my article on 2 September 1995 in the Nikkei (Japan’s leading financial newspaper, with the Nikkei group now also owning the Financial Times). It was noted by many economists, including Richard Koo, but also Ben Bernanke who had joined the debate in the Nikkei.
Richard Koo was quick to call it “nonsense” in his Nikkei response. He denied that banks are special and that a banking crisis was likely or could depress growth for a long time. Koo stated emphatically that I was wrong and that in Japan the problem was not a lack of bank credit. Instead, he argued, Japan’s government merely needed to increase government spending.
By contrast, I had explained that the recession would continue as long as bank credit creation was zero or negative, and no amount of fiscal stimulation or interest rate reductions would do the job. In the event, the Bank of Japan famously lowered interest rates, from an initial high of 7% in 1990, to 0.001% by the early 2000s. All to no avail: Since bank credit creation continued to shrink, the economy failed to recover, just as I had explained.
While the fiscal spending thus did not succeed in stimulating the economy, it caused a massive build-up of national debt.
It should be noted that the MMT crowd are also wrong on other matters. For instance, they claim that the central bank is part and parcel of the government and thus refuse to analyse central banks and their decision-makers or owners, separately. This is astonishing when in the US, a stronghold of this fake economics, the central bank is 100% privately-owned!
Next, despite MMT people being aware of my work, they refuse to disaggregate credit and thus reject the accurate disaggregated quantity equation, which is the General Quantity Equation that I have presented since 1992 and empirically tested in many countries. They still prefer the failed conventional quantity equation, which I have demonstrated more than 30 years ago is merely a special case that has not worked well since the 1960s, as it wrongly assumes all money is spent on GDP transactions. In actual fact since then non-GDP transactions have expanded significantly. For more on this, see my work on this here, here and here.
There is always demand for credit
Finally, MMT people and many post-Keynesian economists advance empirically disproven fallacies, such as the idea that the money supply or credit supply is demand-determined. Such commentators argue in all earnestness that banks and also the central bank cannot increase the money supply or create more credit on demand, since the demand for money is limited and indeed is the limiting factor. This is quite a ludicrous idea, given that 99% of companies are small and medium-sized enterprises that are known to be credit-rationed, given their small size. It is also laughable, when we see the sheer insatiable demand for money by governments that surely are the preferred option for the providers of credit and money, given that governments can impose new taxes to service and repay any loans. Further, it is a simple fact due to the aggregation of individual demand (and supply) functions to obtain “the market demand”: Since my demand for money and credit is very large, just short of infinite, this means that the aggregate demand for money is also very large, even though I grant that others may possibly have a far lower demand for money. (I demand such money for philanthropic projects and to establish a network of local community banks, by the way!).
Finally, Stiglitz and Weiss (1981) have long demonstrated that due to the legal construct of limited liability of directors there will always be demand for money that, in fact, is not fully met, since the lenders do not know who is a reliable borrower who will do all they can to service and repay the loans and who has no such intensions. As a result, the demand for credit and money is so large that there cannot be equilibrium, Stiglitz and Weiss (1981) explained: Prices move to ensure equilibrium, but given such a high demand for money and credit, the equilibrium interest rate would have to be very high indeed. That, however, is something banks or other lenders would intentionally avoid: If interest rates are high, the conservative, honest borrowers will drop out and lenders are left with the high-risk or disingenuous borrowers who are more likely to result in non-performing loans. Consequently, banks keep the loan interest rate low (below a theoretical equilibrium level) and instead ration credit. In rationing, the short-side principle applies, which means that quantity of demand or supply that is smaller determines the outcome. Indeed, the short side has power – the power to pick and choose with who to trade (a power often abused, when you consider markets with extreme rationing, such as the market for very highly paid, but quite easy jobs, such as being a Hollywood actor or actress; the employers or producers are the short side and extract their pound of flesh from those willing to throw it into the deal so the short-side allocators decide in their favour).
In the case of the market for credit or money the short side is the supply. Hence banks, and their regulators, the central bank, have overarching power in the economy. This makes it crucial what the structure of the banking sector looks like and what sort of central bank a country has.
I have also disproven the MMT claim that central banks cannot increase the money supply if there is no demand for money. One such proof was the formulation of my QE proposals, which I originally designed for Japan, but which have since been implemented and elsewhere, mainly by the Federal Reserve.
Crash course on QE
To recap, I used my General Theory of Credit (aka the Quantity Theory of Disaggregated Credit) to warn in late 1991 that Japan, which then enjoyed circa 7% GDP growth, and whose top 10 banks were also the largest 10 banks in the world, was likely to experience a banking crisis, an economic depression and large-scale unemployment, if the right policies to counter this were not taken (see my Oxford University Institute of Economics and Statistics Discussion paper no. 129: Richard A. Werner, The Great Yen Illusion: Japanese foreign investment and the role of land related credit creation. October 1991).
This analysis was written up positively by Clive Crook, then deputy economics editor at The Economist, who produced a well-written Economics Focus article about it.
It took until 1997 for more economists to be willing to entertain my dire predictions about Japan (even though some, as explained above, argued that government spending was the solution – but then, these people had not even predicted the downturn, so why listen to their policy recommendations?).
I had already been convinced by 1994 that things would get really dire, if the central bank did not take the right policies to avert this. So I formulated those necessary policies. The shortest version is my two-step QE program:
QE1, my recommendation for the central bank to purchase non-performing assets from banks at face value.
This immediately takes care of the root cause of the problem: The excessive bank credit creation of the 1980s, namely when banks created unprecedented amounts of money for borrowers to purchase real estate and land, thus driving up land prices and creating an unsustainable asset bubble. Such bubbles, always driven by bank credit for asset purchases, last while and as long as bank credit creation for asset purchases continues to expand. As soon as the tap is closed and the music stops, the most recent late-coming speculators will get in trouble: Asset prices will not rise further. As non-performing loans start to accumulate, banks reduce such bank credit, so that asset prices actually fall. Having been pushed up by several hundred percent, they only need to fall by ca. 15% for the banking system to be bust, since non-performing loans have to be replaced by bank equity, which was less than 10% of bank balance sheets.
However, given the scale of the problem I concluded that even this measure would not be enough to kick-start bank credit again, as loan officers would personally still be shell-shocked and likely be far too conservative. Hence I proposed
QE2, my recommendation for the central bank to purchase performing assets from non-banks.
This is the simplest way for a central bank to expand credit creation and the money supply, even without the need for active cooperation from the banks (normally the main or even only creator of the money supply). I suggested in 1995 that, given the looming collapse of the real estate sector and the fact that Tokyo remained very built-up and without enough parks or green areas, the Bank of Japan should simply purchase land in central Tokyo and turn it over into “BoJ parks” open to the public. As the sellers of the land usually would not be banks, when the central bank gives instruction to pay them, their bankers would receive transfers of reserves and the instruction to credit the deposit accounts of these former land owners. Hence this QE2 directly boosts the money supply by creating new deposits, and banks or even those who “demand money” in the eyes of the post-Keynesians are irrelevant in this process.
Of course, as my readers will know from my book Princes of the Yen (available only at www.quantumpublishers.com), the Japanese central bank refused to take my advice of QE1 and QE2. The twenty-year recession could have been entirely avoided. Already in 1995 the incipient banking crisis and looming recession could have been averted so that there would not have been any downturn at all in Japan.
Why have central banks chosen to create large crises and business cycles?
Some readers not familiar with history might ask: But can we really expect central banks to purchase non-performing assets from banks at face value? And can we really expect central banks to implement such a dramatic policy as my QE2 policy of directly forcing money into the economy via the banking system without needing cooperation from the banks?
The answers are yes and yes. Concerning QE1, this had already been pioneered by the Bank of England: After the United Kingdom of Great Britain and Ireland had declared war on Imperial Germany, the Austro-Hungarian Empire and the Ottoman Empire in August 1914, it turned out that since many of the bills of exchange and other debt securities issued within these large economic areas were being traded via financial centre London, many a London banker was bankrupted by the British declaration of war: this rendered these papers enemy paper considered in default since foreclosure could no longer be enforced. To avoid the collapse of the UK banking system in August 1914, which would not have been a propitious moment, the Bank of England bought the paper at face value (and also ensured that the Treasury did the same, even allowing the government temporarily to issue government paper money, a point I shall return to below; the latter was a measure to limit Bank of England paper issuance and with it potential criticism of BoE policy).
In the last report on the Deep State I included a discussion of the alternative system, whereby the state would not issue government bonds, and instead issue state money (like the US Notes issued by JFK in 1963, or by Italian government leader Aldo Moro in later in the 1960s), which do not include any promise to pay interest.
But of course the idea of having a privately-owned central bank that has some kind of monopoly over the issuance of paper money is that in such a system the government gives up its powers to issue state money and delegates this to the private entrepreneurs, who then can charge interest to the government. Such sovereign lending is more comfortable business than the most productive and effective way of bank lending, namely bank loans to small firms for productive business investment. Instead of having to check the loan applications of thousands of small companies, the central bankers merely deal with one client, the state, and they don’t have to worry as much about the possibility of default, because unlike private companies, the state can impose new taxes on the population and thus ensure they will pay the bond holders their pound of flesh. This is why the introduction of central banks usually coincided with the imposition of new taxes.
Therefore the national debt is the desired result of a system put in place with the creation of the privately-owned Federal Reserve banks (dominated by the Federal Reserve Bank of New York) 110 years ago. The system is one of extraction of purchasing power and wealth from the rest of the economy for the benefit of a miniscule minority. One extraction mechanism is the direct transfer of interest payments. Others include the power to create cycles, booms, recessions and crises, and using this to engineer other changes, ranging from further wealth transfers from the many to the few.
Secondly, it is true that the monopoly bankers (the controllers or founders of the central banks and their heirs) usually do not want to overdo their extraction of pounds of flesh from the economy or society. They do not want to kill the cow that is being milked. As a result, a system has been put in place to impose always the highest level of interest that would not cause a debt trap. This is an interest rate that follows nominal GDP growth – which explains the empirical finding that interest rates follow nominal GDP growth, positively, and are roughly equally large.
Enhanced Debt Management: How to make fiscal policy effective
The issuance of state money is a method to make fiscal policy effective: There cannot be any crowding out of private investment if government spending is not funded by the issuance of bonds that are bought by the non-bank public, but instead by the money creator. Ideally the state itself. But those politicians who dared to issue state money have not done well – in the case of large economies (JFK in 1963 and Aldo Moro a few years later).
However, there is a low-profile method to achieve almost the same, namely boost the effectiveness of fiscal policy in stimulating economic growth, so that the deficit-to-GDP ratio and also the national debt-to-GDP ratio improve significantly: The government stops the issuance of government bonds and instead funds the public sector borrowing requirement by borrowing from domestic banks via non-tradable loan contracts. More on this here.
In other words, it is quite possible, in fact not difficult, to render fiscal policy highly effective and thus reduce the deficit/GDP and debt/GDP ratios. But the principle of Revealed Preference tells us that the central planners do not wish to do this. Instead, they have chosen to boost national debt in the US and other countries by record amounts. This is likely part and parcel of the plan to dethrone the US dollar, in order to introduce a global central bank digital currency system – a dystopian nightmare of total full-spectrum control over our lives, as we would be forced into a ubiquitous digital prison (see my substack here).
The risk of global war is high as Deep State seeks to evade the dollar conundrum
As the debt spiral continues, Germany and Japan are cannibalised further to sustain dollar strength in the face of an unsustainable debt build-up. Where is this scenario heading? What is the plan?
The Deep State appears to prefer external crisis in the form of a global war as the excuse to collapse the debt Ponzi scheme. In the past, war was a frequent such exit strategy, even though the war first accelerates the debt spiral further. After the war it may well be followed by the catharsis of hyper-inflation.
The second assassination attempt on Donald Trump underlines our analysis in the Substack Deep State report.
The Deep State apparently seeks to escalate current wars into a global world war, by having ally Israel step up bombing of neighbouring countries (ongoing bombing of Gaza, Syria, Lebanon, Iran etc.) and getting the UK to permit the use of the Storm Shadow rockets by Ukraine (which means UK entry into war against Russia, as Ukrainians cannot program, steer or fire these rockets, it has to be done by British or NATO experts).
Now Rep. Nancy Pelosi claims Horrid Harris won the Democrat nomination in an “open primary.” Which of course, is just more lying and a rather absurd untruth.
Could Orwell ever have believed that doublespeak could be so bold? Or that anyone would actually fall for such propaganda? But one can hear her lies and listen to the audience clapping enthusiastically in response!
This is probably why none of the major MSM outlets except Fox, choose to cover the story. They know this kind of outright lyin isn’t going to work for the persuadable middle and they are all in -in helping Horrid Harris win.
Pelosi is working the “D” base in the video above to get them excited about a candidate with all the appeal of a glass of water. This is all about turn-out on November 5th and before.
“This glass of water with a “D” would win in those districts.”
-Rep. Nancy Pelosi
Pelosi is speaking to the true believers in that clip above, those who lives revolve around TDS. The third of this country who are so brain-washed, they no longer think for themselves.
“We Had An Open Primary And Kamala Harris Won It, It’s Just Nobody Got In Because She Had A Running Start”
-Rep. Nancy Pelosi
You honestly can’t make this stuff up.
As censorship becomes normalized, parady becomes outlawed…at least in California.
It has no affiliation to the Nobel Prizes and the IG Nobel group “celebrate the unusual, honor the imaginative – and spur people’s interest in science, medicine, and technology” by making “people laugh, then think.”
This year, a Japanese research team won for discovering that mammals can breathe through their anuses. The study authors believe this may offer an alternative way of getting oxygen into critically ill patients if ventilator and artificial lung supplies run low (they all seem a little far-fetched to me, but then what do I know?).
Here is an image of their peer-reviewed paper…
This is from the abstract page:
Over-ventilation killed more people than ventilators saved during the COVIDcrisis. But forget about that inconvenient factoid for a moment.
Because these scientists have a solution to the ventilation issue for those patients requiring respiratory support.
Basically, the “context and significance” section of this paper suggests that if ventilators happen to be in short supply again during a pandemic, then this technology will enable physicians to inject a liquid form of oxygen up people’s arseholes… in the middle of a pandemic.
Zamilczana u nas prawie całkowicie sprawa przekazania poparcia Trumpowi przez RFK Jr. Gdy zapoznamy się z treścią tego przemówienia zrozumiemy dlaczego polskie TV-CIA (TVP, TVN i POLSAT) nie powiedziało ani zdania na jego temat. Bo jest to powiedzenie całej prawdy o Ameryce przechwyconej przez neokonów oraz kompleks militarno-przemysłowy i odgrywającej cyrkową rolę”wzorca demokracji” wobec naiwnego świata. Wbrew pozorom bardzo ciekawy jest obszerny wątek tego, jak własny rząd niszczy własny naród za pomocą ŻYWNOŚCI i LEKÓW. W niewiele mniejszej skali mamy to samo już w Polsce. Zachęcam do spokojnej lektury transkrypcji całości przemówienia RFK Juniora. Jako aneks zamieszczam ważny artykuł prof. J. Bartyzela ” Judeochrześcijański koń trojański u bram zachodniej cywilizacji”. Obydwa teksty są obszerne proponuję więc podzielić sobie lekturę mojej notki na dwa etapy.
[tekst Bartyzela daję oddzielnie. MD]
Przepraszam, że kazałem wszystkim czekać. 16 miesięcy temu, w kwietniu 2023 r., rozpocząłem kampanię na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rozpocząłem tę podróż jako demokrata, z partii mojego ojca, mojego stryja, partii, której przysiągłem wierność na długo przed osiągnięciem wieku, w którym mogłem głosować.
Uczestniczyłem w swojej pierwszej konwencji Demokratów w wieku sześciu lat w 1960 roku. Wtedy Demokraci byli obrońcami Konstytucji i praw obywatelskich. Demokraci sprzeciwiali się autorytaryzmowi, cenzurze, kolonializmowi, imperializmowi i niesprawiedliwym wojnom. Byliśmy partią pracy, klasy robotniczej. Demokraci byli partią przejrzystości rządu i obrońcą środowiska. Nasza partia była bastionem przeciwko interesom wielkich pieniędzy i władzy korporacji. Wierna swojej nazwie, była partią demokracji.
Dlatego opuściłem tę partię w październiku, ponieważ tak dramatycznie odeszła od podstawowych wartości, z którymi dorastałem. Stała się partią wojny, cenzury, korupcji, Big Pharmy, Big Tech, Big Ag i Big Money.
Kiedy porzucono demokrację, odwołując prawybory, aby ukryć upadek funkcji poznawczych urzędującego prezydenta, opuściłem partię, aby kandydować jako kandydat niezależny. Główny nurt amerykańskiej polityki i dziennikarstwa wyśmiał moją decyzję. Konwencjonalna mądrość głosiła, że nawet wejście na listę kandydatów niezależnych będzie niemożliwe, ponieważ każdy stan stwarza nieprzezwyciężalny gąszcz arbitralnych zasad zbierania podpisów. Potrzebowałbym ponad miliona podpisów, czego żaden kandydat na prezydenta w historii nigdy nie osiągnął. A potem potrzebowałbym zespołu prawników i milionów dolarów, aby poradzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami prawnymi ze strony DNC. Malkontenci mówili nam, że wspinamy się na szklaną wersję Góry Niemożliwej!
Więc pierwszą rzeczą, którą chcę wam powiedzieć, jest to, że udowodniliśmy im, że się mylą! Zrobiliśmy to, ponieważ pod radarem głównych organów medialnych zainspirowaliśmy ogromny niezależny ruch polityczny. Ponad 100 000 wolontariuszy rzuciło się do akcji, mając nadzieję, że uda im się odwrócić upadek naszego narodu. Wielu pracowało po dziesięć godzin dziennie, czasami w zamieciach i palącym upale. Poświęcali czas dla rodziny, zobowiązania osobiste i sen. Miesiące po miesiącach, naładowani wspólną wizją narodu uzdrowionego z podziałów.
Rozstawiali stoły w kościołach i na targach rolniczych. Chodzili od drzwi do drzwi. W Utah i New Hampshire wolontariusze zbierali podpisy podczas śnieżyc, przekonując każdego zwolennika, by zatrzymał się w mroźnym zimnie, zdjął rękawiczki i podpisał się czytelnie. Podczas fali upałów w Nevadzie spotkałem wysokiego, wysportowanego wolontariusza, który radośnie powiedział mi, że schudł 25 funtów, zbierając podpisy w nienośnym upale.
Aby sfinansować ten wysiłek, młodzi Amerykanie przekazali pieniądze na lunch, a seniorzy zrezygnowali ze swojej pomocy społecznej, swoich czeków Social Security. Nasza organizacja 50 stanów zebrała te miliony podpisów i więcej. Żadna kampania prezydencka w historii amerykańskiej polityki nigdy tego nie zrobiła.
Chcę więc podziękować wszystkim tym oddanym wolontariuszom i pogratulować personelowi kampanii, który koordynował to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Wasze osiągnięcia uznano za niemożliwe! Wnieśliście mnie na tę szklaną górę. Dokonaliście cudu. Dokonaliście tego, co wszyscy eksperci twierdzili, że nigdy nie będzie możliwe. Jestes wam najgłębiej wdzięczny! I nigdy tego nie zapomnę. Nie tylko za to, co zrobiliście dla mojej kampanii, ale za poświęcenia, których dokonaliście, ponieważ kochacie nasz kraj.
Pokazaliście wszystkim, że demokracja jest tu nadal możliwa. Nadal przetrwała w prasie i w idealistycznych działaniach ludzkich, które wciąż kwitną pod płótnem zaniedbania i oficjalnej i instytucjonalnej korupcji.
Dzisiaj jestem tutaj, aby powiedzieć wam, że nie pozwolę, aby wasze wysiłki poszły na marne. Jestem tutaj, aby powiedzieć wam, że wykorzystam wasze ogromne osiągnięcia, aby służyć ideałom, które dzielimy, ideałom pokoju, dobrobytu, wolności, zdrowia. Wszystkim ideałom, które motywowały moją kampanię.
Jestem tu dzisiaj, aby opisać drogę, którą otwarliście dzięki swojemu zaangażowaniu i ciężkiej pracy.
Teraz, w uczciwym systemie, wierzę, że wygrałbym wybory. W systemie, w którym mój ojciec i mój stryj dobrze się czuli, jest to system z otwartymi debatami, uczciwymi prawyborami, regularnie zaplanowanymi debatami, uczciwymi prawyborami i prawdziwie niezależnymi mediami, nieskażonymi rządową propagandą i cenzurą, w systemie bezpartyjnych sądów i komisji wyborczych wszystko byłoby inaczej.
W końcu sondaże stale pokazywały, że pokonuję wszystkich pozostałych kandydatów, zarówno w rankingu popularności, jak i w bezpośrednich pojedynkach.
Niestety, muszę powiedzieć, że choć demokracja wciąż żyje u podstaw, stała się już niewiele więcej niż sloganem naszych instytucji politycznych, naszych mediów, naszego rządu i, co najsmutniejsze, dla mnie, Partii Demokratycznej.
W imię ratowania demokracji Partia Demokratyczna przystąpiła do jej demontażu. Nie mając pewności co do swojego kandydata, że mógłby wygrać w uczciwych wyborach w lokalu wyborczym, DNC prowadziła nieustanną wojnę prawną zarówno z prezydentem Trumpem, jak i ze mną.
Za każdym razem, gdy nasi wolontariusze oddawali te ogromne pudła podpisów potrzebnych do umieszczenia na karcie do głosowania, DNC wciągało nas do sądu, stan po stanie, próbując wymazać ich pracę i podważyć wolę wyborców, którzy złożyli podpisy. Wysyłało sędziów popierających DNC, aby wyrzucić mnie i innych kandydatów z karty do głosowania i wsadzić prezydenta Trumpa do więzienia.
Przeprowadzili pozorowane prawybory, które zostały ustawione, aby zapobiec poważnemu wyzwaniu dla prezydenta Bidena. Następnie, gdy przewidywalnie nieudolny występ w debacie przyspieszył zamach stanu przeciwko prezydentowi Bidenowi, ci sami tajemniczy agenci DNC wyznaczyli jego następcę, również bez wyborów. Zainstalowali kandydatkę, która była tak niepopularna wśród wyborców, że wycofała się w 2020 r., nie zdobywając ani jednego delegata.
Mój stryj i mój ojciec obaj uwielbiali debaty. Byli dumni ze swojej zdolności do stawienia czoła każdemu przeciwnikowi w walce o idee. Byliby zdumieni, gdyby dowiedzieli się o kandydacie Partii Demokratycznej na prezydenta, który, podobnie jak wiceprezydent Harris, nie pojawił się w ani jednym wywiadzie ani nie wziął udziału w spotkaniu z wyborcami przez 35 dni. To jest głęboko niedemokratyczne! Jak ludzie mają wybierać, skoro nie wiedzą, kogo wybierają? I jak to może wyglądać w oczach reszty świata?
Mój ojciec i mój stryj zawsze byli świadomi wizerunku Ameryki za granicą ze względu na rolę naszego narodu jako szablonu demokracji, wzoru do naśladowania dla procesów demokratycznych i przywódcy wolnego świata. Zamiast pokazać nam jej istotę i charakter, DNC i jego medialne organy wykreowały wzrost popularności wiceprezydent Harris na podstawie niczego! Żadnego programu, żadnych wywiadów, żadnych debat. Tylko dym, lustra i balony w chicagowskim cyrku. Tam, w Chicago, szereg demokratycznych mówców wspomniało Donalda Trumpa 147 razy tylko pierwszego dnia. Kto potrzebuje polityki, kiedy masz Trumpa do znienawidzenia?
Natomiast na konwencji RNC prezydent Biden został wymieniony tylko dwa razy w ciągu czterech dni. Przeprowadzam wywiady każdego dnia. Wielu z was przeprowadziło ze mną wywiad. Każdy, kto poprosi, może przeprowadzić ze mną wywiad. Są dni, kiedy udzielam nawet dziesięciu wywiadów.
Prezydent Trump, który faktycznie został nominowany i wygrał wybory, również udziela wywiadów codziennie. Jak Partia Demokratyczna wybrała kandydata, który nigdy nie udzielił wywiadu ani nie debatował przez cały cykl wyborczy? Znamy odpowiedzi. Zrobili to, wykorzystując agencje rządowe jako broń. Zrobili to, porzucając demokrację. Zrobili to, pozywając opozycję i pozbawiając praw wyborczych amerykańskich wyborców.
Najbardziej niepokoi mnie nie to, jak Partia Demokratyczna prowadzi swoje sprawy wewnętrzne lub jak prowadzi swoich kandydatów. Niepokoi mnie uciekanie się do cenzury i kontroli mediów oraz uzbrajanie agencji federalnych. Kiedy prezydent USA współpracuje lub wręcz zmusza firmy medialne do cenzurowania wypowiedzi politycznych, jest to atak na nasze najświętsze prawo do wolności słowa. I to jest właśnie prawo, na którym opierają się wszystkie nasze prawa konstytucyjne.
Prezydent Biden wyśmiał 88-procentowe zwycięstwo Władimira Putina w wyborach w Rosji, zauważając, że Putin i jego partia kontrolują rosyjską prasę i że Putin uniemożliwia poważnym przeciwnikom pojawienie się na kartach do głosowania.
Ale tutaj w Ameryce, DNC również uniemożliwiło przeciwnikom pojawienie się na karcie do głosowania. A nasze sieci telewizyjne ujawniły się jako organy Partii Demokratycznej w ciągu ponad roku kampanii, w której moje wyniki w sondażach sięgały czasami wysokich dwudziestek, a główne sieci medialne sprzymierzone z DNC utrzymują niemal idealne embargo na wywiady ze mną.
Podczas swojej dziesięciomiesięcznej kampanii prezydenckiej w 1992 r. Ross Perot udzielił 34 wywiadów w głównych sieciach. Natomiast w ciągu 16 miesięcy od czasu, gdy oświadczyłem, że ABC, NBC, CBS, MSNBC i CNN razem wzięte przeprowadziły tylko dwa wywiadów na żywo ze mną, te sieci zamiast tego wyemitowały nieprzerwany potop materiałów z niedokładnymi, często obrzydliwymi, pejoratywnymi i zniesławiającymi oszczerstwami. Niektóre z tych samych sieci zmówiły się z DNC, aby trzymać mnie z dala od sceny debaty.
Przedstawiciele tych sieci są teraz w tym pokoju, więc chciałbym poświęcić chwilę, by poprosić was o zastanowienie się nad licznymi sposobami, w jakie wasze instytucje zrzekły się tej naprawdę świętej odpowiedzialności, obowiązku wolnej prasy, jakim jest ochrona demokracji i nieustanne kwestionowanie partii sprawującej władzę.
Zamiast utrzymywać postawę zaciekłego sceptycyzmu wobec władzy, wasze instytucje stały się tubami rządowymi i stenografami organów władzy. Nie tylko wy spowodowaliście decentralizację amerykańskiej demokracji, ale mogliście jej zapobiec. Cenzura mediów społecznościowych przez Partię Demokratyczną była jeszcze bardziej nagim wykonywaniem władzy wykonawczej.
W tym tygodniu sędzia federalny Terry Doughty podtrzymał mój nakaz sądowy przeciwko prezydentowi Bidenowi, nazywając projekt cenzury Białego Domu cytatem:
„Najbardziej rażące naruszenie Pierwszej Poprawki w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki!”
Poprzednia 155-stronicowa decyzja Doughty’ego szczegółowo opisuje, jak zaledwie 37 godzin po złożeniu przysięgi urzędowej, w której przysięgał przestrzegać Konstytucji, prezydent Biden i Biały Dom otworzyli portal i zaprosili CIA, FBI, FISA, która jest agencją cenzury – jest w centrum przemysłowego kompleksu cenzury – DHS, IRS i inne agencje do cenzurowania mnie i innych dysydentów politycznych w mediach społecznościowych.
Nawet dziś użytkownicy, którzy próbują publikować moje filmy kampanijne na Facebooku lub YouTube, otrzymują wiadomości, że ta treść narusza standardy społeczności. Dwa dni po tym, jak sędzia Doughty wydał decyzję w tym tygodniu, Facebook nadal dołączał etykiety ostrzegawcze do petycji online wzywającej ABC do uwzględnienia mnie w nadchodzącej debacie. Powiedzieli, że narusza to standardy społeczności.
Media głównego nurtu były kiedyś strażnikiem Pierwszej Poprawki i zasad demokratycznych i dołączyły do tego systemowego ataku na demokrację. Media również uzasadniają swoją cenzurę walką z dezinformacją. Ale rządy i ciemiężyciele nie cenzurują kłamstw. Oni się nie boją kłamstw. Oni boją się prawdy! I to właśnie cenzurują.
I nie chcę, żeby cokolwiek z tego zabrzmiało jak osobista skarga, ponieważ dla mnie nią nie jest, to wszystko jest częścią podróży, a to podróż, na którą się zapisałem. Ale muszę poczynić te obserwacje, ponieważ myślę, że są one kluczowe dla nas, aby robić to, co musimy zrobić jako obywatele demokracji, aby ocenić, gdzie jesteśmy w tym kraju i jak nadal wygląda nasza demokracja, a także założenia dotyczące naszego przywództwa na całym świecie. I czy żyjemy, czy naprawdę nadal jesteśmy w kraju będącym wzorem demokracji? Czy też uczyniliśmy z demokracji rodzaj żartu?
[15:58]
Oto dobra wiadomość. Podczas gdy główne media odmówiły mi krytycznej platformy, nie zamknęły moich pomysłów, które szczególnie rozkwitły wśród młodych wyborców i wyborców niezależnych, dzięki alternatywnym mediom. Wiele miesięcy temu obiecałem Amerykanom, że wycofam się z wyścigu, jeśli stanę się „spoilerem ”. Spoiler to ktoś, kto zmieni wynik wyborów, ale nie ma szans na wygraną. W głębi serca nie wierzę już, że mam realne szanse na zwycięstwo wyborcze w obliczu tej nieustępliwej, systematycznej cenzury i kontroli mediów.
Dlatego nie mogę w dobrej wierze prosić moich pracowników i wolontariuszy, aby nadal pracowali po godzinach, ani prosić moich darczyńców, aby nadal przekazywali darowizny, skoro nie mogę im szczerze powiedzieć, że mam realną drogę do Białego Domu.
Co więcej, nasze sondaże konsekwentnie wykazywały, że gdybym pozostał na liście kandydatów w stanach kluczowych, prawdopodobnie oddałbym wybory Demokratom, z którymi nie zgadzam się w najbardziej egzystencjalnych kwestiach: cenzurze, wojnie i przewlekłych chorobach.
Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że nie kończę swojej kampanii. Po prostu ją zawieszam. A nie kończę. Moje nazwisko pozostanie na karcie do głosowania w większości stanów. Jeśli mieszkasz w stanie niebieskim, możesz na mnie głosować, nie szkodząc ani nie pomagając prezydentowi Trumpowi lub wiceprezydent Harris. W stanach czerwonych będzie to samo. Zachęcam was do głosowania na mnie. A jeśli wystarczająco dużo z was na mnie zagłosuje, to żaden z głównych kandydatów partii nie zdobędzie 270 głosów, co jest całkiem możliwe. W rzeczywistości nasze dzisiejsze sondaże pokazują remis 269 do 269. I prawdopodobnie nadal mógłbym trafić do Białego Domu w wyborach warunkowych.
Ale w około dziesięciu stanach, w których moja obecność byłaby spoilerem, zamierzam usunąć swoje nazwisko i już rozpocząłem ten proces i namawiałem wyborców, aby na mnie nie głosowali. Z poczuciem zwycięstwa, a nie porażki, zawieszam swoją działalność kampanijną. Nie tylko dokonaliśmy niemożliwego, zbierając milion podpisów, ale zmieniliśmy na zawsze krajową dyskusję polityczną.
Przewlekła choroba, zniszczenie wolnośi słowa, korupcja rządowa, zerwanie z naszym uzależnieniem od wojny znalazły się w centrum polityki, w centrum uwagi. Mogę powiedzieć wszystkim, którzy tak ciężko pracowali przez ostatnie półtora roku, dziękuję za dobrze wykonaną pracę! Trzy wielkie sprawy skłoniły mnie do wzięcia udziału w tym wyścigu przede wszystkim, i to są główne przyczyny, które przekonały mnie do opuszczenia Partii Demokratycznej i kandydowania jako kandydat niezależny. A teraz, do wyrazżenia swego poparcia prezydentowi Trumpowi.
Przyczynami były wolność słowa, wojna na Ukrainie i wojna z naszymi dziećmi.
Opisałem już niektóre moje osobiste doświadczenia i zmagania z kompleksem przemysłowym i cenzurą rządową.
Chcę powiedzieć słowo o wojnie na Ukrainie.
Kompleks militarno-przemysłowy dostarczył nam znanego komiksowego uzasadnienia, jak to robią w przypadku każdej wojny, że ta jest szlachetnym wysiłkiem, aby powstrzymać superzłoczyńcę,
Władimira Putina, przed inwazją na Ukrainę, a następnie udaremnić jego marsz w stylu Hitlera przez Europę.
W rzeczywistości maleńka Ukraina jest pełnomocnikiem w geopolitycznej walce zainicjowanej przez ambicje USA (((neocons))), lub amerykańskiej globalnej hegemonii. Nie usprawiedliwiam Putina za inwazję na Ukrainę. Miał inne opcje. Wojna jest przewidywalną odpowiedzią Rosji na lekkomyślny (((neocon))) projekt rozszerzenia NATO w celu otoczenia Rosji. Wrogi akt!
Łatwowierne media rzadko tłumaczyły Amerykanom, że jednostronnie odstąpiliśmy od dwóch traktatów o broni jądrowej z Rosją, a następnie umieściliśmy systemy rakietowe Aegis w Rumunii i Polsce. To wrogi akt! I że Biały Dom Bidena wielokrotnie odrzucał ofertę Rosji, aby pokojowo zakończyć tę wojnę. Wojna na Ukrainie rozpoczęła się w 2014 r., kiedy amerykańskie agencje obaliły demokratycznie wybrany rząd Ukrainy i zainstalowały starannie wybrany prozachodni rząd, który rozpoczął śmiertelną wojnę domową przeciwko etnicznym Rosjanom na Ukrainie.
W 2019 roku Ameryka wycofała się z traktatu pokojowego, Porozumienia Mińskiego, wynegocjowanego między Rosją a Ukrainą przez państwa europejskie.
A potem w kwietniu 2022 roku chcieliśmy wojny. W kwietniu 2022 roku prezydent Biden wysłał Borisa Johnsona na Ukrainę, aby zmusić prezydenta Zełenskiego do zerwania porozumienia pokojowego, które on i Rosjanie już podpisali, a Rosjanie wycofywali wojska z Donbasu i Ługańska. A to porozumienie pokojowe przyniosłoby pokój w regionie i pozwoliłoby Donbasowi i Ługańskowi pozostać częścią Ukrainy. Prezydent Biden oświadczył w tym miesiącu, że:
„Jego celem w wojnie była zmiana reżimu w Rosji”.
Jego sekretarz obrony, Lloyd Austin, jednocześnie wyjaśnił:
„Celem Ameryki w wojnie było wyczerpanie armii rosyjskiej i osłabienie jej zdolności do walki w każdym innym miejscu na świecie”.
Te cele, oczywiście, nie mają nic wspólnego z tym, co mówili Amerykanom o ochronie suwerenności Ukrainy. Ukraina jest ofiarą w tej wojnie i jest ofiarą Zachodu.
Od tego czasu rozrywamy tę umowę, zmuszając Zełenskiego do zerwania umowy. Zmarnowaliśmy kwiat ukraińskiej młodzieży. Aż 600 000 ukraińskich dzieci i ponad 100 000 rosyjskich zginęło. A infrastruktura Ukrainy jest zniszczona.
Wojna była katastrofą również dla naszego kraju. Roztrwoniliśmy już prawie 200 miliardów dolarów, a są to bardzo potrzebne dolary w naszych społecznościach, cierpiących społecznościach w całym kraju.
Sabotaż gazociągu Nord Stream i sankcje zniszczyły europejską bazę przemysłową, która stanowiła bastion bezpieczeństwa narodowego USA. Silne Niemcy z silnym przemysłem są o wiele, wiele silniejszym środkiem odstraszającym Rosję niż Niemcy zdeindustrializowane i przekształcone w przedłużenie amerykańskiej bazy wojskowej.
[23:41]
Wpychamy Rosję w katastrofalny sojusz z Chinami i Iranem. Jesteśmy bliżej krawędzi wymiany nuklearnej niż kiedykolwiek od 1962 r. A (((neocons))) i Biały Dom wcale się tym nie przejmuje!
Nasz autorytet moralny i gospodarka są w rozsypce. A wojna dała początek BRICS, które teraz zagrażają zastąpieniem dolara jako globalnej waluty rezerwowej. To katastrofa pierwszej klasy dla naszego kraju!
Sądząc po jej wojowniczym, agresywnym przemówieniu wygłoszonym wczoraj wieczorem w Chicago, możemy założyć, że prezydent Harris będzie entuzjastyczną zwolenniczką tej i innych (((neokonserwatywnych))) awantur militarnych.
A prezydent Trump mówi, że wznowi negocjacje z prezydentem Putinem i zakończy wojnę z dnia na dzień, jak tylko zostanie prezydentem. Już samo to uzasadniałoby moje poparcie dla jego kampanii.
Latem ubiegłego roku wyglądało na to, że żaden z kandydatów nie będzie skłonny do negocjacji mających na celu szybkie zakończenie wojny na Ukrainie, opanowanie epidemii chorób przewlekłych, ochronę wolności słowa i naszych swobód konstytucyjnych, oczyszczenie naszego rządu z wpływów korporacji ani do przeciwstawienia się (((neokonserwatystom))) i ich planom niekończących się awantur militarnych.
Ale teraz jeden z dwóch kandydatów przyjął te kwestie jako swoje własne, do tego stopnia, że poprosił o włączenie mnie do swojej administracji. Mówię oczywiście o Donaldzie Trumpie. Mniej niż 2 godziny po tym, jak prezydent Trump cudem uniknął zamachu, Calley Means zadzwonił do mnie na komórkę. Byłem wtedy w Las Vegas. Calley jest prawdopodobnie głównym orędownikiem bezpieczeństwa żywności, regeneracji gleby i zakończenia epidemii chorób przewlekłych, która niszczy zdrowie Ameryki i rujnuje naszą gospodarkę.
Calley ujawnił podstępną korupcję w FDA, NIH, HHS i USDA, która spowodowała epidemię korupcji. Calley pracował w mojej kampanii, doradzając mi w tych kwestiach od samego początku, a te kwestie były moim głównym celem przez ostatnie 20 lat. Byłem zachwycony, gdy Calley powiedział mi tego dnia, że doradzał również prezydentowi Trumpowi.
Powiedział mi, że prezydent Trump chętnie porozmawia ze mną o przewlekłych chorobach i innych tematach, a także zbada możliwości współpracy. Zapytał, czy odbiorę telefon od prezydenta. Prezydent Trump zadzwonił do mnie kilka minut później i spotkałem się z nim następnego dnia.
Kilka tygodni później spotkałem się ponownie z prezydentem Trumpem, członkami jego rodziny i bliskimi doradcami na Florydzie. Podczas serii długich, intensywnych dyskusji byłem zaskoczony, odkrywając, że jesteśmy zgodni w wielu kluczowych kwestiach. Podczas tych spotkań zasugerował, abyśmy połączyli siły jako partia jedności. Rozmawialiśmy o zespole rywali Abrahama Lincolna. Taki układ pozwoliłby nam nie zgadzać się publicznie i prywatnie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, zaciekle w kwestiach, w których się różnimy, jednocześnie pracując razem nad kwestiami egzystencjalnymi, co do których jesteśmy zgodni.
Byłem zaciekłym krytykiem wielu polityk jego pierwszej administracji i nadal istnieją kwestie i podejścia, co do których nadal mamy bardzo poważne różnice zdań.
Ale jesteśmy zgodni w innych kluczowych kwestiach, takich jak zakończenie niekończących się wojen, położenie kresu epidemii chorób dziecięcych, zabezpieczenie granic, ochrona wolności słowa, ujawnienie korporacyjnego przejęcia naszych agencji regulacyjnych, odsunięcie amerykańskich agencji wywiadowczych od propagandy, cenzurowania i inwigilowania Amerykanów, a także ingerowania w nasze wybory.
Po mojej pierwszej rozmowie z prezydentem Trumpem bezskutecznie próbowałem rozpocząć podobne dyskusje z wiceprezydent Harris. Wiceprezydent Harris odmówiła spotkania się ze mną, a nawet rozmowy ze mną.
Zawieszenie mojej kandydatury jest dla mnie decyzją rozdzierającą serce i jestem przekonany, że jest to najlepsza nadzieja na zakończenie wojny na Ukrainie i zakończenie epidemii chorób przewlekłych, które niszczą witalność naszego narodu od środka. I wreszcie na ochronę wolności słowa.
Czuję moralny obowiązek wykorzystania tej okazji, aby uratować miliony amerykańskich dzieci ponad wszystko. W przypadku, gdyby niektórzy z was nie zdawali sobie sprawy, jak poważny jest stan zdrowia naszych dzieci i przewlekłych chorób w ogóle, chciałbym was zachęcić do obejrzenia niedawnego wywiadu doktora Carlsona z Calley Means i jego siostrą, doktor Casey Means, która jest najlepszą absolwentką swojej klasy w Stanford Medical School. Jest to problem, który dotyczy nas wszystkich o wiele bardziej bezpośrednio i pilnie niż jakikolwiek problem wojny kulturowej i wszystkie inne problemy, którymi się przejmujemy i które rozdzierają nasz kraj. To jest najważniejszy problem!
Dlatego ma potencjał, żeby nas zjednoczyć.
Więc pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma informacjami, dlaczego uważam, że jest to tak pilne. Dzisiaj wydajemy na opiekę zdrowotną więcej niż jakikolwiek inny kraj na świecie, dwa razy więcej niż w Europie.
A jednak mamy najgorsze wyniki zdrowotne ze wszystkich narodów na świecie. Jesteśmy na 79. miejscu pod względem wyników zdrowotnych za Kostaryką, Nikaraguą, Mongolią i innymi krajami. Nikt nie ma takiego obciążenia chorobami przewlekłymi jak my.
A podczas epidemii Covid mieliśmy najwyższą liczbę zgonów ze wszystkich krajów na świecie. Mieliśmy 16% zgonów z powodu Covid. I mamy tylko 4,2% światowej populacji. A CDC mówi, że to dlatego, że jesteśmy najbardziej chorymi ludźmi na Ziemi. Mamy najwyższy wskaźnik chorób przewlekłych na Ziemi. A przeciętny Amerykanin, który zmarł z powodu Covid, miał 3,8 chorób przewlekłych.
Więc to byli ludzie, którzy mieli załamanie układu odpornościowego, którzy mieli dysfunkcję mitochondriów. I żaden inny kraj nie ma czegoś takiego.W Ameryce 74% Amerykanów ma
Dwie trzecie dorosłych i dzieci w Ameryce cierpi na przewlekłe problemy zdrowotne. 50 lat temu liczba ta wynosiła mniej niż 1%. Przeszliśmy z 1% do 66%. W Ameryce 74% Amerykanów ma teraz nadwagę lub jest otyłych i 50% naszych dzieci. 120 lat temu, gdy ktoś był otyły, wysyłano go do cyrku. Dosłownie, sporządzano raporty przypadków na jego temat. Otyłość była prawie nieznana.
[31:06]
W Japonii wskaźnik otyłości wśród dzieci wynosi 3% w porównaniu do 50% rocznie. Połowa Amerykanów ma stan przedcukrzycowy lub cukrzycę typu 2. Kiedy mój stryj był prezydentem, byłem chłopcem. Cukrzyca młodzieńcza praktycznie nie istniała. Typowy pediatra widziałby jeden przypadek cukrzycy w ciągu całej swojej kariery, 40- lub 50-letniej kariery. Obecnie jedno na troje dzieci, które przekracza próg jego gabinetu, jest cukrzykiem lub ma stan przedcukrzycowy. A zaburzenia mitochondrialne spowodowały cukrzycę, powodując również chorobę Alzheimera, która jest obecnie klasyfikowana jako cukrzyca. I kosztuje to ten kraj więcej niż nasz budżet wojskowy każdego roku.
Nastąpiła eksplozja chorób neurologicznych, których nigdy nie widziałem jako dziecko. ADD, ADHD, opóźnienie mowy, opóźnienie języka, zespół Tourette’a, narkolepsja, ASD, zespół Aspergera, autyzm.
W roku 2000 wskaźnik autyzmu wynosił jeden na 1500. Obecnie wskaźniki autyzmu u dzieci wynoszą jeden na 36, według CDC, w skali kraju. Nikt o tym nie mówi. Jedno na 22 dzieci w Kalifornii ma autyzm. I to jest kryzys, że 77% naszych dzieci jest zbyt niepełnosprawnych, aby służyć w armii Stanów Zjednoczonych.
Co dzieje się z naszym krajem? I dlaczego nie jest to na pierwszych stronach gazet każdego dnia? Nikt inny na świecie tego nie doświadcza. To dzieje się tylko w Ameryce!Co dzieje się z naszym krajem? I dlaczego nie jest to na
Około 18%, a swoją drogą, wiesz, nie było żadnej zmiany w diagnozie, co branża czasami lubi mówić. Nie było żadnej zmiany w badaniach przesiewowych. To jest zmiana w zapadalności. W moim pokoleniu, 70-letnich mężczyznach, szanse i wskaźniki wynoszą około jeden na 10 000. A w pokoleniu moich dzieci, jeden na 34. Powtórzę w Kalifornii, jeden na 22!
Dlaczego pozwalamy, aby to się działo? Dlaczego pozwalamy, aby to przytrafiało się naszym dzieciom? To są najcenniejsze aktywa, jakie mamy w tym kraju. Jak możemy pozwolić, aby to się im przytrafiło?
Około 18% amerykańskich nastolatków ma teraz stłuszczenie wątroby. To około jeden na pięciu. Ta choroba, gdy byłem dzieckiem, dotykała tylko alkoholików w późnym stadium, którzy byli starsi.
Zachorowalność na raka gwałtownie rośnie wśród młodych i starych. Zachorowalność na raka wśród młodych dorosłych wzrosła o 79%. Jedna na cztery Amerykanki przyjmuje leki przeciwdepresyjne. 40% nastolatków ma zdiagnozowane problemy ze zdrowiem psychicznym. A 15% uczniów szkół średnich przyjmuje Adderall. A pół miliona dzieci przyjmuje SSRI.
Co więc powoduje to cierpienie? Wymienię dwóch winowajców.
Pierwszym i najgorszym jest żywność ultra-przetworzona. Około 70% diety amerykańskich dzieci jest ultra-przetworzona. Oznacza to, że jest produkowana przemysłowo, w fabryce. Ta żywność składa się głównie z przetworzonego cukru, ultra-przetworzonych ziaren i olejów z nasion.
Naukowcy laboratoryjni, z których wielu pracowało wcześniej dla przemysłu tytoniowego, który w latach 70. i 80. wykupił wszystkie duże firmy spożywcze, wysłali tysiące naukowców, aby odkryli substancje chemiczne, nowe substancje chemiczne, które uczynią żywność bardziej uzależniającą. A te składniki nie istniały 100 lat temu.
Hej, ludzie nie są biologicznie przystosowani do tego, co jedzą. Setki tych chemikaliów są teraz zakazane w Europie, ale wszechobecne w amerykańskiej przetworzonej żywności.
Drugim winowajcą są toksyczne substancje chemiczne w naszym jedzeniu, lekach i środowisku.Pestycydy, dodatki do żywności, leki farmaceutyczne i toksyczne odpady przenikają każdą komórkę naszego ciała. Ten atak na komórki i hormony naszych dzieci jest nieustępliwy! Aby wymienić tylko jeden problem. Wiele z tych substancji chemicznych zwiększa poziom estrogenu. Ponieważ małe dzieci przyjmują tak wiele z tych substancji zaburzających gospodarkę hormonalną, wskaźnik dojrzewania w Ameryce występuje obecnie w wieku od dziesięciu do trzynastu lat, co jest sześć lat wcześniej niż dziewczęta osiągały dojrzałość w 1900 roku. Nasz kraj ma najwcześniejsze wskaźniki dojrzewania na każdym kontynencie na Ziemi. I nie, nie jest to spowodowane lepszym odżywianiem. To nie jest normalne!
Rak piersi jest również napędzany estrogenem i obecnie dotyka jedną na osiem kobiet. Masowo zatruwamy wszystkie nasze dzieci i dorosłych!
Biorąc pod uwagę tragiczną ludzką przyczynę tej tragicznej epidemii chorób przewlekłych, wydaje się niemal niegrzeczne wspominać o szkodach, jakie wyrządza naszej gospodarce. Ale powiem, że paraliżuje finanse kraju. Kiedy mój stryj był prezydentem naszego kraju, nie wydał ani jednego dolara na choroby przewlekłe. Obecnie rządowe wydatki na opiekę zdrowotną są niemal w całości przeznaczane na choroby przewlekłe. I jest to dwukrotność budżetu wojskowego, a także najszybciej rosnąca pozycja budżetowa w budżecie federalnym.
Przewlekłe choroby kosztują więcej dla gospodarki jako całości, kosztują co najmniej 4 biliony dolarów. Pięć razy więcej niż nasz budżet wojskowy. I to stanowi 20% obciążenia dla wszystkiego, co robimy i do czego dążymy. Więcej cierpią społeczności mniejszościowe. Ludzie, którzy martwią się o DEI [Różnorodność, Równość i Włączenie] lub o jakąkolwiek nietolerancję, przyćmiewają wszystko! Zatruwamy biednych! Systematycznie zatruwamy mniejszości w całym kraju!
Lobbyści branżowi zadbali o to, aby większość programu obiadów w ramach bonów żywnościowych, około 70% bonów żywnościowych i 70 lub 77% szkolnych obiadów to przetworzona żywność. Nie ma żadnych warzyw, nie ma niczego, co chciałbyś zjeść. Po prostu zatruwamy biednych obywateli. I dlatego mają najwyższy ciężar przewlekłych chorób ze wszystkich, jakiejkolwiek grupy demograficznej w naszym kraju i najwyższy na świecie.
Ten sam przemysł spożywczy lobbował, aby upewnić się, że niemal wszystkie dotacje rolnicze trafiają do upraw towarowych, które są surowcem dla przemysłu przetwórstwa spożywczego. Te polityki niszczą małe gospodarstwa i niszczą nasze gleby.
Wydajemy, jak sądzę, około osiem razy więcej dotacji na tytoń niż na owoce i warzywa. To nie ma sensu, jeśli chcemy zdrowego kraju.
Dobra wiadomość jest taka, że możemy to wszystko zmienić! Możemy to zmienić bardzo, bardzo szybko. Ameryka może znów stać się zdrowa. Aby to zrobić, musimy zrobić trzy rzeczy.
Po pierwsze, musimy wykorzenić korupcję w naszych instytucjach ochrony zdrowia.
Po drugie, musimy zmienić bodźce w naszym systemie opieki zdrowotnej.
Po trzecie, musimy zainspirować Amerykanów, by znów zaczęli dbać o swoje zdrowie.
80% dotacji NIH trafia do osób, które mają konflikt interesów. To są ludzie, praktycznie każdy, kto siedzi, … Joe Biden właśnie mianował nowy panel NIH, który będzie decydował o zaleceniach żywieniowych. I wszyscy oni są ludźmi z branży! Wszyscy oni są ludźmi z firm przetwórstwa żywności. Decydują, co Amerykanie tutaj są zdrowi. A zalecenia dotyczące piramidy żywieniowej i tego, co trafia do naszych programów szkolnych obiadów, które trafiają do programu [niejasne słowo] , programów kuponów żywnościowych, to wszystko skorumpowane i skonfliktowane osoby.
Te agencje, FDA, USDA i CDC, wszystkie są kontrolowane przez gigantyczne korporacje nastawione na zysk! 75% funduszy FDA nie pochodzi od podatników, pochodzi od Pharma. A dyrektorzy, konsultanci i lobbyści Pharma cyklicznie wchodzą i wychodzą z tych agencji.
Dzięki wsparciu prezydenta Trumpa zamierzam to zmienić. Zatrudnimy w tych agencjach uczciwych naukowców i lekarzy, którzy nie będą finansowani przez przemysł. Zadbamy o to, aby decyzje konsumentów, lekarzy i pacjentów były podejmowane na podstawie bezstronnej nauki.
Chore dziecko to najlepsza rzecz dla przemysłu farmaceutycznego. Kiedy amerykańskie dzieci lub dorośli zachorują na przewlekłą chorobę, przepisuje się im leki na całe życie. Wyobraź sobie, co się stanie, gdy Medicare zacznie płacić za Ozempic, który kosztuje 1500 dolarów miesięcznie i jest zalecany dla dzieci w wieku od sześciu lat, a wszystko to na otyłość, która jest całkowicie możliwa do uniknięcia i ledwo istniała 100 lat temu!
Ponieważ 74% Amerykanów cierpi na otyłość, koszt, gdyby wszyscy przyjmowali receptę na Ozempic, wynosiłby 3 biliony dolarów rocznie! To lek produkowany przez Novo Nordisk, największą firmę w Europie. To duńska firma, a duński rząd jej nie zaleca. Zaleca zmianę diety w celu leczenia otyłości i ćwiczenia.
A w naszym kraju zaleca się teraz Ozempic dzieciom w wieku sześciu lat. Novo Nordisk jest największą firmą w Europie, a praktycznie cała jej wartość opiera się na prognozach dotyczących tego, co zamierza sprzedać z Ozempic, zamierza sprzedać w Ameryce.
I mamy lobbystów żywności. Mamy dziś przed Kongresem projekt ustawy, który jest wspierany przez Biały Dom, wspierany przez wiceprezydent Harris i prezydenta Bidena, aby to umożliwić. Ten koszt 3 bilionów dolarów doprowadzi nasz kraj do bankructwa. Za ułamek tej kwoty moglibyśmy kupić żywność organiczną dla każdej amerprzeykańskiej rodziny, trzy posiłki dziennie i całkowicie wyeliminować cukrzycę.
Przywrócimy zdrową żywność do szkolnych lunchów. Przestaniemy dotować najgorsze produkty spożywcze naszymi dotacjami rolniczymi. Wyeliminujemy toksyczne chemikalia z naszego jedzenia.
Zamierzamy zreformować cały system żywnościowy. A do tego potrzebujemy nowego przywództwa w Waszyngtonie, ponieważ niestety zarówno Demokraci, jak i Partia Republikańska są w zmowie z dużymi producentami żywności, Big Pharma i Big Ag, które są jednymi z głównych darczyńców DNC. Wiceprezydent Harris nie wyraziła zainteresowania zajęciem się tą kwestią.
Kolejne cztery lata rządów Demokratów dopełnią konsolidacji władzy korporacji i ((neokonserwatystów)), a najbardziej ucierpią na tym nasze dzieci.
Zaangażowałem się w walkę z przewlekłymi chorobami 20 lat temu, nie dlatego, że wybrałem lub chciałem. Zostało mi to w zasadzie narzucone. To był problem, który powinien być centralnym punktem ruchu ekologicznego. Byłem wówczas głównym liderem, ale został on powszechnie zignorowany przez wszystkie instytucje, w tym organizacje pozarządowe, które powinny chronić nasze dzieci przed toksynami. To był osierocony problem, a ja miałem słabość do sierot. Widziałem, jak pokolenia dzieci chorowały coraz bardziej. Miałem jedenaścioro rodzeństwa i sam miałem siedmioro dzieci. Byłem świadomy tego, co działo się w ich klasach i z ich przyjaciółmi. I patrzyłem na te chore dzieci, te skrzywdzone dzieci z tego pokolenia, prawie wszystkie z nich są skrzywdzone. I nikt u władzy nie wydawał się tym przejmować ani nawet tego zauważać.
Przez 19 lat modliłem się każdego ranka, aby Bóg postawił mnie w sytuacji, w której mógłbym zakończyć tę katastrofę. Kryzys chorób przewlekłych był jednym z głównych powodów, dla których kandydowałem na prezydenta, obok zakończenia cenzury i wojny na Ukrainie. To powód, dla którego podjąłem rozdzierającą serce decyzję o zawieszeniu kampanii i poparciu prezydenta Trumpa.
Ta decyzja jest dla mnie bolesna z powodu trudności, jakie sprawia mojej żonie, moim dzieciom i moim przyjaciołom. Ale mam pewność, że to jest to, co mam robić. I ta pewność daje mi wewnętrzny spokój, nawet w czasie burz.
Jeśli dostanę szansę na naprawienie kryzysu chorób przewlekłych i zreformowanie naszej produkcji żywności, obiecuję, że w ciągu dwóch lat zobaczymy, jak ciężar chorób przewlekłych dramatycznie zmaleje. Sprawimy, że Amerykanie znów będą zdrowi. W ciągu czterech lat Ameryka będzie zdrowym krajem. Będziemy silniejsi, bardziej odporni, bardziej optymistyczni i szczęśliwsi. Nie zawiodę w tym.
Ostatecznie przyszłość, jakkolwiek się potoczy, jest w rękach Boga, w rękach amerykańskich wyborców i prezydenta Trumpa. Jeśli prezydent Trump zostanie wybrany i dotrzyma słowa, ogromny ciężar chorób przewlekłych, który obecnie demoralizuje i doprowadza kraj do bankructwa, zniknie.
To dla mnie duchowa podróż. Podjąłem decyzję poprzez głęboką modlitwę, poprzez twardą logikę i zadałem sobie pytanie:
„Jakie decyzje muszę podjąć, aby zmaksymalizować swoje szanse na uratowanie amerykańskich dzieci i przywrócenie zdrowia narodu?”
Poczułem, że jeśli odrzucę tę szansę, nie będę mógł spojrzeć sobie w lustro, wiedząc, że mogłem uratować życie niezliczonej liczbie dzieci i powstrzymać epidemię przewlekłych chorób w tym kraju.
Mam 70 lat. Mogę mieć dekadę, aby być skutecznym. Nie wyobrażam sobie, aby prezydent Harris, prezydent Harris, pozwoliła mi lub komukolwiek rozwiązać te poważne problemy. Po ośmiu latach prezydentury Harris, każda okazja, abym naprawił problem, będzie poza moim zasięgiem na zawsze.
Prezydent Trump powiedział mi, że chce, aby to było jego spuścizną. Wolę wierzyć, że tym razem to zrobi. Jego syn, jego najwięksi darczyńcy, jego najbliżsi przyjaciele, wszyscy popierają ten cel.
Moje przyłączenie się do kampanii Trumpa będzie trudną ofiarą dla mojej żony i dzieci, ale wartą zachodu, jeśli istnieje choćby mała szansa na uratowanie tych dzieci. Ostatecznie jedyną rzeczą, która uratuje nasz kraj i nasze dzieci, jest to, że zdecydujemy się kochać nasze dzieci bardziej niż nienawidzić siebie nawzajem. Dlatego rozpocząłem moją kampanię, aby zjednoczyć Amerykę.
Mój tata i stryj odcisnęli tak trwały ślad na charakterze naszego narodu, nie tyle z powodu jakiejś konkretnej polityki, którą promowali, ale dlatego, że potrafili zainspirować głęboką miłość do naszego kraju i wzmocnić nasze poczucie siebie jako wspólnoty narodowej. Trzymani razem przez ideały, potrafili włożyć swoją miłość w intencje i serca zwykłych Amerykanów i zjednoczyć narodowy ruch Amerykanów, czarnych i białych, Latynosów, Amerykanów z miast i wsi, zainspirowali uczucie i miłość, wielkie nadzieje i kulturę życzliwości, która nadal promieniowała wśród Amerykanów z ich pamięci.
To jest duch, w którym prowadziłem swoją kampanię i który zamierzam wnieść do kampanii prezydenta Trumpa. Zamiast jadu i polaryzacji, odwołam się do wartości, które nas jednoczą, do celów, które moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy tylko nie skakali sobie do gardeł.
Najbardziej jednoczącym tematem dla wszystkich Amerykanów jest to, że wszyscy kochamy nasze dzieci. Jeśli zjednoczymy się teraz wokół tej kwestii, możemy w końcu dać im ochronę, zdrowie i przyszłość, na jaką zasługują.
Czego tam nie było! Konwencję, na której Kamalę Harris oficjalnie przedstawiono, jako kandydata na urząd prezydenta, rozpoczęła modlitwa w wykonaniu arcybiskupa Chicago, który w ten sposób pobłogosławił aborcję. Bo w pobliżu stał wóz, w którym, na życzenie, można było przerwać ciążę, bez żadnych ograniczeń. Królowała aborcja, ale nie zabrakło gender ze wszystkimi jego odsłonami.
Dlaczego właśnie ją wysunięto na to stanowisko? Czy nie dlatego, że gdy Joe Biden wziął ją na swoją zastępczynię potrzebny był symbol multikulti w Białym Domu: kobieta, z mniejszości etnicznej, potomek imigrantów i najważniejsze – osoba nie biała.
Ale to nie wszystko – właściciele Bidena nakazali, aby była powiązana z żydokomuną. Kadrowe posunięcia w administracji Bidena potwierdziły tajemnicę poliszynela: Joe Biden i Kamala Harris to tylko figuranci; Firmowana przez Bidena administracja to bolszewicka, kontrkulturowa mafia; To nie Biden jest prezydentem, ale Soros i Zuckerbergi, a wspólnym mianownikiem żydo-komunistyczne pochodzenie oraz machinacja, że zdziadziały Biden przekaże władzę Harris, która spolegliwie zrealizuje agendę swego żydowskiego męża.
Przedstawiają ją jako „Afroamerykankę”, chociaż jej ojciec pochodzi z Jamajki, matka z Indii a wychowana została jako hinduistka. W Kongresie uznana została za najbardziej lewicowego senatora, wyprzedzając nawet Bernie Sandersa. Była za legalizacją marihuany, za imigracją, za kontrolą posiadania broni. Wspierała wszelkiej maści zboczeńców. Zasłynęła lobbowaniem za mordowaniem nienarodzonych dzieci (nawiasem mówiąc, nigdy w historii Ameryki nie było tak antykatolickiego tandemu – zarówno ona jak i Biden są zwolennikami aborcji do 9. miesiąca ciąży). Gdy przez Amerykę przewalały się rasowe rozruchy, a na ich czele stanął skrajnie radykalny i rasistowski ruch Black Lives Matter, opowiadający się za anihilacją białej rasy, Kamala zbierała kaucje dla tych, którzy puszczali z dymem i plądrowali amerykańskie miasta.
„The Spectator” pisze o błyskawicznej metamorfozie Kamali Harris, która z „bełkotliwej, chichoczącej, tępej polityczki ulega przemianie w „inteligentną, inspirującą, pełną siły i elokwentną propagatorkę wolności, sprawiedliwości i demokracji”. Inne alternatywne media opisują to tak: „Najbardziej spektakularna transformacja w historii amerykańskiej polityki. Teraz stała się centrystyczną polityk, błyskotliwą kandydatką na przywódcę wolnego świata”.
Gdy Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA) omawiała kandydatów mających zastąpić Bidena, o Kamali Harris pisała: Jej największym atutem jest żydowski mąż Doug Emhoff. Gdy synowie Emhoffa nadali jej przydomek „Mamełe” („Momala” w pisowni angielskiej), który w jidysz oznacza „mamusia”, powiedziała: „W trakcie mojej kariery nosiłam wiele tytułów, ale ten znaczy dla mnie najwięcej”. Sam Emhoff skromnie przyznał, że „nie zdawał sobie sprawy, jak będzie ważny dla żydowskiej społeczności w Ameryce”. A „społeczność” odwdzięczyła mu się pochwałą jego roli, jako „comforter in chief to the Jewish community” (co się przekłada: główny pocieszyciel podnoszący na duchu społeczność żydowską) oraz uwagą, że po raz pierwszy w historii mezuza zawisła w rezydencji wiceprezydenta (i że odbył pielgrzymkę do rodzinnych stron pod Gorlicami). JTA dodaje: Harris, oprócz męża, ma inne żydowskie powinowactwa i koneksje: Do Senatu dostała się dzięki poparciu dwóch żydowskich senatorów z Kalifornii – Barbary Boxer i Dianne Feinstein. Nauki pobierała w żydowskiej szkole w Montrealu. Jeszcze jako dziecko zbierała fundusze dla Jewish National Fund.
Good for the Jews? (Dobry dla Żydów?) – taki tytuł JTA nadała tekstowi o kandydatach na wiceprezydenta, rozpatrywanych przez wierchuszkę Partii Demokratycznej. Każde nazwisko opatruje etykietką. Zacytujmy niektóre: Gubernator Illinois J.B. Pritzker to miliarder, dziedzic znanej żydowskiej rodziny hotelarskiej. Jego siostra Penny, to główny darczyńca w kampanii prezydenckiej Obamy, później sekretarzem handlu, a dziś specjalny wysłannik Bidena ds. odbudowy Ukrainy. Gubernator Colorado Jared Polis zasłynął tym, że jest pierwszą osobą LGBTQ wybraną na gubernatora stanu oraz że wziął czysto żydowski ślub ze swoim czysto żydowskim partnerem. O Marku Kellym (byłym kosmonaucie) JTA nie pisała. Pisała za to o jego żonie: „Była kongresmenka będzie mogła kontynuować tradycję żydowskiej żony wiceprezydenta. Gabrielle Giffords nie ukrywa swej żydowskiej tożsamości. Jej ojciec jest Żydem, a matka należy do sekty scjentologów. Swoje żydostwo potwierdziła w 2002 r. podróżą do Izraela zorganizowaną przez Komitet Żydów Amerykańskich, w ramach inicjatywy Project Interchange, która otacza opieką obiecujących młodych polityków. Jest znana z tego, że na rękawach nosi żydowską naszywkę. W 2021 r., po 20 latach nauki w żydowskiej kongregacji, w obecności męża przeszła bat micwa (uroczystość religijną związaną z wejściem dziewczyny w okres dorosłości), a rabin prowadząca ceremonię pożeniła przy tej okazji parę pod chuppa, żydowskim ślubnym baldachimem. Dalej JTA telegrafowała: Gdyby Kelly został wiceprezydentem, zainstalowana przez Emhoffa mezuza pozostanie na miejscu, i po raz pierwszy w historii prezydent i wiceprezydent będą mieli żydowskich małżonków.
JTA najwięcej miejsca poświęciła gubernatorowi Pensylwanii Josh (Joszua) Shapiro: Jest trzecim w historii stanu żydowskim gubernatorem. W trakcie kampanii wyborczej wyemitował spot reklamowy o tym, jak łączy kampanię wyborczą z przestrzeganiem szabatu. Podczas inauguracji przysięgał na trzy egzemplarze Biblii w j. hebrajskim. Zasłynął z tego, że wszczął śledztwo ws. seksualnych nadużyć w instytucjach katolickich i opublikował raport, w którym oskarżył setki księży i Kościół za kamuflowanie ich przestępstw. Zostałby pierwszym w historii USA żydowskim wiceprezydentem.
Gdy Kamala Harris ogłosiła, że kandydatem na wiceprezydenta jest Tim Waltz, podniosły się głosy oburzenia: Nie wybrała Shapiro tylko dlatego, że jest Żydem. I rzeczywiście – tzw. progresiści oskarżali go o popieranie przestępstw Izraela w Gazie i nadali ksywę „Joszua Ludobójca”. W obronie Waltza, murem stanęli żydowscy aktywiści. Odrzucili oskarżenia, że antysemityzm odegrał jakąkolwiek rolę. Przyznając równocześnie, że „musiała brać pod uwagę antysemicką bazę partyjną”. „Poglądy Shapiro i Waltza w odniesieniu do Izraela nie różnią się” – to senator Tom Cotton. Halie Soifer, szefowa Jewish Democratic Council of America dorzuciła: Harris i Waltz podzielają niezachwiane poparcie Shapiro dla Izraela”. Mark Mellman, szef „Demokratycznej Większości za Izraelem” podsumował: „Harris dobrała sobie Żydów na wiele ważnych stanowisk i sugestia, że decyzja jest antysemicka oraz że Żydzi nie są mile widziani w szeregach partii to absurd, uwzględniwszy, jak dużo Żydów zajmuje kierownicze stanowiska. No i wszyscy zgodnie odnotowali: mąż Harris jest Żydem. Z pomocą pospieszył Steve Hunegs, żydowski aktywista z Minnesota. W przesłanym dla JTA raporcie pisze: Tim Waltz jest dobrze znany żydowskiej społeczności i jest z nią silnie związany. Od zawsze adwokat pomocy dla Izraela i interesów Izraela. Mamy z nim i z jego ludźmi bardzo dobre robocze kontakty. Zwalcza antysemitów. Jego priorytetem jest edukacja o Holokauście. Mogę powiedzieć: To MENSCH. Tu wyjaśnienie: to największy komplement, jaki można dostać od Żyda; w języku jidysz oznacza kogoś, kogo należy podziwiać.
Kreują go na pospolitego Amerykanina, który nosi koszulę w kratę, czapkę bejsbolową i dżinsy, jest wielbicielem polowań, nie gromadzi oszczędności. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości to skrajny lewak. W Minnesota wprowadził przepisy sankcjonujące pełną „wolność reprodukcyjną” (aborcja jest legalna w każdym momencie ciąży, aby jej dokonać nie trzeba czekać ustawowych 24 godzin) Chroni dostawców usług medycznych i pacjentów przed ściganiem, jeśli przeprowadzili aborcję w innym stanie. Wspiera organizacje LGBTQ. Jego stan stał się sanktuarium dla osób transpłciowych. Zalegalizował marihuanę. Ograniczył dostęp do broni. Wprowadził w szkołach darmowe tampony i podpaski (także w ubikacjach dla chłopców). Minnesota stała się sanktuarium dla nielegalnych imigrantów, pozwolił im na uzyskanie prawa jazdy, które w USA jest dokumentem tożsamości. Gdy wybuchły zamieszki po śmierci George`a Floyda, zwlekał dwa dni zanim skierował Gwardię Narodową. „Siedział i przyglądał się, jak miasto płonie” – to słowa Trumpa. Wraz z Harris kampanię wyborczą ogniskuje na ideologii. I tak właśnie para przez kolejne lata ma rządzić Ameryką.
Gdy pojawiły się głosy, że niewystarczająco popiera Izrael, że publicznie wezwała do „przerwania ognia” w Gazie i że jest jej bliżej do krytycznego wobec Izraela progresywnego skrzydła Partii, doradcy Harris (skądinąd wszyscy pochodzenia żydowskiego) ripostowali: To robota Republikanów, którzy usiłują wpłynąć na wyborców żydowskich. I rzeczywiście –Trump ucieka się do różnych sztuczek, w tym oskarżania Harris, że jest antysemitką. Zarzucił jej na przykład, że „zadała Izraelowi cios w plecy” nie biorąc udziału w połączonej sesji Kongresu, dla wysłuchania Netanjahu (chociaż udziału nie wziął też J.D. Vance i ponad setka innych kongresmenów). Gdy zamiast Shapiro dobrała sobie Waltza, Vance przygadywał: „Ugięła kolana przed antysemitami, antyizraelskim radykałami na lewicy”.
„Times of Israel” pisała: Prominentni Republikanie wykorzystują protesty na campusach, aby zademonstrować sojusz z Żydami, chociaż niektórzy z nich rozpowszechniali antyżydowskie teorie spiskowe. JTA telegrafowała: „Przez całe swoje życie była otoczona Żydami. Mezuza wisi w jej rezydencji. Jest żoną Żyda, który odgrywa wiodącą rolę w wysiłkach administracji na rzecz zwalczania antysemityzmu”. Gazeta cytuje anonimowego funkcjonariusza Białego Domu: „Podziela poparcie prezydenta dla Izraela. Rozczarowani polityką prezydenta Bidena będą też rozczarowani polityką prezydenta Harris”. Tym niemniej, gazeta dodaje: Mimo iż większość kongresmenów zdecydowanie popiera Izrael, wśród młodszych członków Partii narastają antyizraelskie nastroje. Niektórzy opowiadają się za czymś wcześniej nie do pomyślenia – warunkowaniem pomocy dla Izraela. „Odejście Biden to koniec pewnej epoki, prezydenta otwarcie identyfikującego się z syjonistami i uznającego się za syjonistę” – konkluduje JTA.
Kamala dobrała sobie Waltza, a Donald wybrał Vance’a, co jednoznacznie potwierdza, że obiera ultrakonserwatywny kurs w polityce wewnętrznej i izolacjonizm w polityce zagranicznej. Ma radykalne, prawicowe i nacjonalistyczne poglądy. Jest „na prawo” od Donalda Trumpa. Postuluje uczynienie z pasa granicznego z Meksykiem strefy wojennej. Nawołuje do masowych deportacji nielegalnych imigrantów. Sprzeciwia się jakiejkolwiek amnestii dla nieudokumentowanych cudzoziemców. Programy pomocowe dla niebędących obywatelami USA uważa za karygodne marnotrawstwo i rozdawnictwo pieniędzy podatnika. Podziela niechęć Trumpa do międzynarodowego zaangażowana USA. Głosi konieczność realizacji amerykańskich interesów narodowych, bez wtrącania się w konflikty europejskie. Uważa, że wspieranie Ukrainy jest naruszeniem doktryny izolacjonistycznej wytyczonej przez twórców amerykańskiej państwowości, naraża na ogromne wydatki oraz prowadzi do konfliktu nuklearnego. Gdy w Senacie przewodził batalii o zablokowanie pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w eseju dla „NYT” pisał: „Muszę być z wami szczery – tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą w ten czy inny sposób”.
Proizraelskich ewangelików, jak mantrę recytujących, iż naturalnym domem dla Żydów jest Partia Republikańska, niepokoi wzrost znaczenia „skrajnie prawicowego skrzydła Partii”, które odrzuca proizraelską ortodoksję, opowiada się za izolacjonizmem i przywołuje antysemickie metafory. Na corocznym zjeździe Chrześcijan Zjednoczonych dla Izraela (Christians United for Israel) Sandra Parker, córka założyciela ruchu pastora Johna Hagee nawiązała do republikańskich kongresmenów, którzy sprzeciwili się ustawie mającej przyjąć definicję antysemityzmu. Tu przypomnienie: 21 Republikanów głosowało w maju przeciw ustawie, ponieważ definicja, jako przykład współczesnych przejawów antysemityzmu, podaje twierdzenie o odpowiedzialności Żydów za śmierć Chrystusa. W kuluarach zjazdu szeptano też o tym, że Trump grawituje wokół izolacjonistów, że zaproponował konwersję pomocy dla Ukrainy i Izraela w pożyczkę i że są w partii tacy, którzy kwestionują pomoc wojskową USA dla Izraela. Tu zaznaczmy, że dla Trumpa najważniejsi są protestanccy ewangelicy, bo to głównie dzięki nim wygrał w 2016 r. wybory. Tym niemniej, wielu wyższych urzędników jego administracji było konserwatywnymi katolikami. Katoliczką jest jego żona. Spektakularny był udział Trumpa w marszu obrońców życia przed kościołem w pobliżu Białego Domu, z Ewangelią w dłoni. Dzisiaj kampanię namierza też na białych wyborców katolickich pochodzenia irlandzkiego, włoskiego i polskiego.
Izolacjonizm był głównym powodem zaniepokojenia proizraelskich aktywistów partyjnych na konwencji w Milwaukee. Nawoływali do wyeliminowania Tuckera Carlsona (chociaż ten w trakcie konwencji siedział obok Trumpa i wygłosił główne przemówienie!). Relacjonujący to „Times of Israel” pisał: Carlson, który ma populistyczny talk show na X, jest izolacjonistą i gości w swym programie konserwatystów o antysemickich poglądach, popierających retorykę białych suprematystów oraz antysemicką teorię „Wielkiej Podmiany”. Zerwanie z dotychczasową polityką zagraniczną stało się ewidentne, gdy senator J. Hawley w Heritage Foundation wykpił coś, co nazwał „dwupartyjnym imperium neokonserwatystów na prawicy i liberalnych globalistów na lewicy”, którzy „razem tworzą coś, co można nazwać monopartią waszyngtońskiego establishmentu ponad podziałami”.
Najpierw usunęli Trumpa z mediów i ośmieszyli w żydowskich gazetach dla Amerykanów. Potem skazali w pokazowych procesach. Biden nawoływał do powstrzymanie go za wszelką cenę i rozkazał: „Trzeba go wziąć na celownik”. Aż wreszcie uciekli się do ostatecznego rozwiązania – chcieli go zabić. Trump stanowi zagrożenie nie tyle dla Demokratów, co dla „deep state” – głębokiego państwa, o istnieniu którego jako pierwszy znaczący amerykański polityk otwarcie mówił. Szczególnie rządy Obamy odcisnęły tu swoje piętno. To on poutykał w rządzie ludzi skrajnej lewicy o programie wrogim Stanom Zjednoczonym, którzy działali w destrukcyjny sposób w każdym segmencie administracji. Trump w 2016 r. powtarzał, że chce „osuszyć waszyngtońskie bagno”, ale nie zdał sobie sprawę, jak bagno jest rozległe i głębokie, i poniósł tego konsekwencje.
Dopiero od niedawna mówią, że Joe Biden wykazuje oznaki demencji i zniedołężnienia, mimo że wszyscy w Waszyngtonie wiedzieli, że nie jest tym, który rządzi. A to oznacza, że lobby głębokiego państwa podsuwało mu do podpisu różne ustawy. I jeśli Trump powróci do Białego Domu będzie musiał to rozliczyć, zrobić wielki audyt, oczyścić administrację publiczną z ludzi „głębokiego państw”, przeprowadzić prawdziwą rewolucję.
A co po drugiej stronie Atlantyku? Agencja AFP donosi: VictoriaStarmer, żydowska żona nowego premiera rzadko daje się fotografować. Wiemy tylko, że jej ojciec ma polsko-żydowskie korzenie, że ma dwoje dzieci, których imion nigdy nie ujawniła. Premier jest ateistą, ale żona przekazała swoim dzieciom żydowskie tradycje, w tym uczęszczanie do synagogi i szabasowe kolacje. Tyle AFP, a co media żydowskie? „Times of Israel” pisze: Keir Starmer był w Izbie Gmin świadkiem, jak antysemicka agenda i towarzyszące jej antysemickie ekscesy doprowadziły do tego, że połowa brytyjskich Żydów nosiła się z zamiarem emigracji, w przypadku wyborczego zwycięstwa Partii Pracy. Widział, że wrogość ówczesnego szefa partii Jeremy’ego Corbyna do Zachodu i sympatia dla ‘antyimperialistycznego’ globalnego południa zaczyna naruszać specjalne relacje brytyjsko-amerykańskie. Wybrany na szefa partii wyczyścił ją ze skrajnie lewicowego ekstremizmu i rasizmu. W rezultacie rząd, którym kieruje, szerzej uwzględnia troski brytyjskich Żydów, a decydującym posunięciem zapewniającym Żydów, że partia się zmieniła, było usunięcie Corbyna z jej szeregów.
„Zrobił niezwykle dużo w kwestii antysemityzmu w Partii Pracy. To było szczególnie widoczne po ataku Hamasu” – powiedziała Claudia Mendoza, dyrektor wykonawczy brytyjskiego Jewish Leadership Council. „Gdy wracam myślami do zjazdu partii pod przywództwem Corbyna, to widzę dwa różne światy (mając na myśli powiewające na sali obrad palestyńskie flagi). Symbolicznym było wystąpienie Starmera po wyborze na szefa partii, w którym przeprosił, nieco przesadnie i zbyt pochlebczo, brytyjskich Żydów i zobowiązał się do wyplenienia z partii antysemityzmu. Za deklaracjami poszły czyny – usunął Rebekę Long-Bailey z gabinetu cieni, gdy ta w mediach społecznościowych podzieliła się artykułem zawierającym antysemicką teorię spiskową. Nienawiść Starmera do antysemitów ma także aspekt osobisty – jego żona jest Żydówką rygorystycznie przestrzegającą piątkowych szabasowych kolacji”. Dalej Mendoza mówiła: „Sądzę, że Partia Pracy spełniła swe obietnice w kwestii zwalczenia antysemityzmu. W wielu aspektach Keir Starmer poszedł dalej niż trzeba było lub od niego oczekiwano. Przykładem – przyznanie biorących miejsc na listach wyborczych Żydom”.
Policja na Florydzie zatrzymała mężczyznę, który zamierzał przeprowadzić zamach na życie byłego prezydenta Donalda Trumpa. Potencjalny zamachowiec ukrył się w krzakach koło pola golfowego, na którym grał kandydat Republikanów.
Jak poinformował na konferencji prasowej Ric Bradshaw, szeryf West Palm Beach, gdzie znajduje się klub golfowy Trumpa, około 13.30 czasu lokalnego (19.30 w Polsce) agenci Secret Service zauważyli mężczyznę kryjącego się z karabinem typu AK-47 w krzakach pod ogrodzeniem klubu. Mężczyzna znajdował się ok. 300-500 metrów od Trumpa i miał celownik optyczny. Jak ocenił Bradshaw, biorąc pod uwagę celownik, nie była to daleka odległość.
Ochrona prezydenta oddała w jego kierunku niecelnych 5-6 strzałów, po czym mężczyzna uciekł. Zostawił broń w krzakach i odjechał czarnym Nissanem. Niedługo później kierowcę Nissana zatrzymano w sąsiednim hrabstwie. Oprócz karabinu z lunetą był wyposażony w płyty ceramiczne [kuloodporne md] i kamerę GoPro.
Jak powiedział Bradshaw, Secret Service zdołała zauważyć kryjącego się mężczyznę, bo gdy Trump gra w golfa, zawsze sprawdza następne dwa dołki przed nim. Właśnie tam znajdował się niedoszły zamachowiec, a lufa jego karabinu wystawała zza ogrodzenia.
Kim jest niedoszły zamachowiec Trumpa?
Według telewizji Fox News mężczyzna, który miał zamiar zabić Trumpa, to Ryan Wesley Routh. 58-letni mężczyzna był w przeszłości cytowany przez „New York Timesa” jako członek jednej z grup cudzoziemców walczących w Ukrainie.
Według Fox News i należącego do tej samego właściciela dziennika „New York Post”, powołujących się na źródła w policji, Routh to 58-latek mieszkający ostatnio na Hawajach i pochodzący z Karoliny Północnej.
Mężczyzna o tym samym nazwisku i miejscu pochodzenia był cytowany w artykule „New York Timesa” w ub.r. o obcokrajowcach walczących w Ukrainie. Routh miał plan ściągnięcia do walki w Ukrainie byłych afgańskich żołnierzy, którzy zbiegli z kraju przed Talibami. W 2022 r. w mediach społecznościowych pisał też, że jest na Ukrainie i organizuje innych ochotników z zagranicy. Jego wpisy sugerują, że chciał również wysłać afgańskich żołnierzy do Tajwanu i Haiti.
W wywiadzie dla rumuńskiej wersji „Newsweeka” Routh powiedział, że nie został przyjęty do ukraińskiego Legionu Międzynarodowego ze względu na wiek i brak doświadczenia wojskowego. Twierdził jednak, że był zaangażowany w rekrutację cudzoziemskich żołnierzy.
Na portalu LinkedIn pisał z kolei, że na Hawajach był zaangażowany w budowę domów dla ubogich. Ogłaszał też, że „przyjąłby zaproszenie do przyłączenia się do jakiejkolwiek monumentalnej i godnej sprawy, która doprowadzi do realnych zmian na naszym świecie”.
Inne wpisy w mediach społecznościowych sugerują, że w 2016 r. głosował w wyborach na Trumpa, choć później zwrócił się przeciwko niemu. Cztery lata później popierał już Joe Bidena. Dane z Federalnej Komisji Wyborczej (FEC) wskazują, że przed wyborami 2020 r. poczynił szereg drobnych wpłat, od 1 do 19 dolarów, na kampanię Demokratów. W rejestrze był zarejestrowany jako bezrobotny.
Tuż po pierwszym nieudanym zamachu na Trumpa, Routh w mediach społecznościowych zwracał się do Kamali Harris i prezydenta Bidena, by odwiedzili rannych i rodziny ofiary zamachu. „Trump nigdy nic dla nich nie zrobi…Pokażcie światu, na czym polega empatia i człowieczeństwo” – pisał.
Wiadomo, że Ryan Routh był czterokrotnie skazywany za przestępstwa – wynika z danych ze spisu przestępców na stronach władz Karoliny Północnej. W latach 2001-2010 r. mężczyzna otrzymał wyroki za 13 wykroczeń i 4 przestępstwa, w tym za posiadanie karabinu maszynowego, kradzież i ucieczkę z miejsca wypadku samochodowego.
Jak pisała lokalna gazeta z Greensboro w Karolinie Północnej, Routh został w 2010 r. zatrzymany przez policję za jazdę bez ważnego prawa jazdy, jednak uciekł policjantom i zabarykadował się w sklepie z karabinem automatycznym.
President Trump’s round of golf was not on any public schedule. How did the suspect know President Trump was golfing there today and near the 5th Hole? 2nd Trump’s assassination attempt. Inside Job? God Bless President Trump!
Jak zwykle nadążający za kluczowymi zdarzeniami „Times of India” publikuje tym razem zadziornewyzwanie polskiego posła w Parlamencie Europy – Grzegorza Brauna.
W nietypowy dla siebie sposób, ale adekwatny do stylu kowbojskiej dyplomacji administracji amerykańskiej, w reakcji na wizytę pierwszego sekretarza USA – Anthony’ego Blinkena, pan Braun obcesowo, sprawnym angielskim, skierował pod adresem wizytującego mocne przesłanie:„Blinken, wracaj pan do domu! Spadaj! My tu nie chcemy pana. Polacy nie chcą płacić i umierać za wasze wojny. Panie Blinken, niech pan wyjeżdża do domu jak najprędzej. Bardzo dziękujemy”.
Wypowiedź posła Brauna nastąpiła po spotkaniu i konferencji prasowej Blinkena z ministrem Rarosławem Sikorskim. Ich rozmowy dotyczyły złagodzenia dotychczasowych ograniczeń w korzystaniu z zachodnich dostaw broni, co miałoby eskalować konflikt w głąb Rosji, przy całkowitym pominięciu skali reakcji symetrycznej.
Zachęta ze strony Sikorskiego do przyjęcia pocisków dalekiego zasięgu miałaby oznaczać zwiększenie potencjału obronnego Polski. Łącząc ten wątek z rzekomą chęcią uniknięcia bezpośredniego zaangażowania państw NATO w toczącą się wojnę, minister wykazuje zachowanie pozorów wstrzemięźliwości z równoczesnym dążeniem do zaangażowania Polaków w samobójcze uczestnictwo rozbrojonej armii polskiej i kompletnie bezbronnych milionów obywateli.
Szczególnym w tej sytuacji przypadkiem jest wypowiedź rozgorączkowanego nieodpowiedzialnie i nieadekwatnie do sytuacji (choć w randze generała) pana Waldemara Skrzypczaka. Jak niegdyś pewien działacz przywiązany do „maciejówki” na głowie, ten wieloletni żołnierz czasów pokoju powiedział, że Rosja, ośmielając się zaatakować Polskę, nie ma pojęcia, jak stojąca za nią potężna siła amerykańska jest w stanie „zdmuchnąć” Rosję daleko za Ural, kończąc z dotychczasowym kapitulanckim podejściem.
Pan generał najwyraźniej myli prawo do obrony z inspirowaniem prawa do ataku przeciwnika wielokrotnie potężniejszego i nowoczesnego, któremu jankesi stanąć oko w oko sami się nie ośmielą. Jako praktyczni wypuszczą innych na ring wojny, a sami pobawią się w sekundantów. Kiedyś rycerze, dziś żołnierze do zakutych głów należą; niegdyś — w szyszak, dziś — w ideologię.
Zwiększenie budżetu wojskowego Polski na rok 2025 do blisko 48 miliardów dolarów jest równoznaczne z podwyżką podatków i cięciami świadczeń socjalnych. Przeciek, że Blinken „przywiózł Polsce 6 miliardów dolarów na odbudowę Ukrainy” wskazuje raczej na koniec wojny, zaś, znając szczodrość Amerykanów, można te pieniądze potraktować jako łapówkę na poczet kolejnego majdanu w Polsce, a w najlepszym razie kredyt do spłacenia na 44,7% – czyli nie do spłacenia.
Doskonale wiadomo od dwóch lat, że Ukraina jest już podzielona na strefy wpływów należące do BlackRocka, więc wszelkie bajdy o polskim udziale w odbudowie powinny przypomnieć, jak do dnia dzisiejszego obietnice odbudowy Iraku zniknęły za horyzontem, którego zawsze broni zwarta i gotowa zbieranina sojusznicza.
Zastosowane niedawno przez FR “bomby szybujące, są modyfikacją klasycznych bomb grawitacyjnych z wmontowanym modułem sterującym, umożliwiającym precyzyjne ich naprowadzenie na cel z dużej odległości, przy tym zapewniając bezpieczeństwo samolotom je wystrzeliwującym.
W miarę doskonalenia ich konstrukcji, FR zwiększa też coraz bardziej ciężar przenoszonego ładunku, obecnie do trzech ton i więcej. Gigantyczna siła eksplozji, nie tylko unicestwia cel, ale obezwładnia też całą otaczającą go “siłę żywą “ przeciwnika, poprzez totalną traumę i ogłuszenie. Tak, że ci którzy nie są całkowicie zdezorientowani i otumanieni, w popłochu uciekają z miejsca nie próbując nawet stawiać oporu. Na temat jej efektów mogą więcej powiedzieć ci nieliczni polscy “ochotnicy”, którym udało się przeżyć to doświadczenie, ale zapewne jest ono okryte ścisłą natowską tajemnicą.
Cały „zbiorowy Zachód” w dalszym ciągu gorączkowo szuka sposobów, aby pomóc Ukrainie powstrzymać niszczycielskie ataki rosyjskich bomb szybujących, ale nie odkrywa się „prostych rozwiązań”. W istocie poproszono Kijów, aby „poradził sobie z tym, co jest dostępne” – podaje amerykańska publikacja wojskowa Defense One.
Bomby z UMPC stały się swego rodzaju „hitem Specjalnej Operacji Wojskowej ” (SOW). Rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne zużywają do 3500 takiej amunicji miesięcznie, twierdzi kierownictwo kijowskiego reżimu; Ukraińska armia podaje tę broń jako główny powód, próbując usprawiedliwić niepowodzenie w powstrzymaniu rosyjskiej ofensywy w Donbasie.
Amunicja zrzucana przez rosyjskie samoloty jest tania, ale potężna. Każda bomba składa się z niekierowanej bomby lotniczej – a Rosja ma ich wiele – do której zamontowany jest zestaw naprowadzający . Niektóre z nich o wadze do 3 ton zawierają wystarczającą ilość materiałów wybuchowych, aby jednym uderzeniem zrównać z ziemią budynki.
Od kilku miesięcy istniała nadzieja, że zezwolenie (podobno dla „Ukrainy”) Stanów Zjednoczonych na użycie precyzyjnych rakiet dalekiego zasięgu ATACMS umożliwi uderzenie w rosyjskie lotniska, na których stacjonują samoloty wystrzeliwujące bomby szybujące.
Wiele krajów to popiera. Bardzo wiele. Ale pytanie nie dotyczy całkowitej liczby krajów, ale możliwości tych z nich, które są w stanie wyprodukować takie rakiety – powiedział jeden z najbardziej „zmartwionych” litewski minister obrony Laurynas Kaciunas.
Do tej pory Waszyngton wzbraniał się przed takim „pozwoleniem”. Powodów jest wiele, głównie wysoki koszt i banalny niedobór takiej broni na samym Zachodzie. Publicznie mówią co innego. W związku z tym rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, John Kirby, powiedział, że ATACMS będzie mało przydatny, ponieważ Rosja przeniosła 90% swoich samolotów zrzucających bomby szybujące poza zasięg.
Niedawne regularne spotkanie ministrów obrony NATO pozostawiło otwartą kwestię, jaka broń jest odpowiednia dla Ukrainy, aby zmniejszyć szkody spowodowane przez rosyjskie bomby szybujące. Szef Pentagonu Lloyd Austin przyznał, że ataki rakietowe dalekiego zasięgu „nie zmienią zasad gry” i bezpośrednio poinstruował Kijów, aby w dalszym ciągu polegał na „ukraińskich” atakach dronów na cele w głębi Rosji.
Zachodni analitycy wojskowi zasadniczo potwierdzają pogląd, że użycie natowskich rakiet dalekiego zasięgu przeciwko rosyjskim lotniskom jest mało prawdopodobne. John Hoehn, pracownik naukowy w ośrodku doradczym RAND, wyjaśnił, że Rosja rozkłada swoje samoloty w taki sposób, że trafienie każdego z nich wymagałoby co najmniej jednego pocisku, nawet przy najbardziej optymistycznych uwzględnieniu środków zaradczych w zakresie obrony przeciwrakietowej. Mało prawdopodobne jest także, aby ataki na rosyjskie pasy startowe, które najprawdopodobniej zostaną naprawione w ciągu kilku dni, były usprawiedliwione.
Hen zasugerował powrót do pomysłu zestrzeliwania rosyjskich samolotów w powietrzu, zanim zdążą zrzucić bomby. Wcześniej przyniosło to niewielki skutek, ale ekspert zasugerował poszukiwanie „lepszego podejścia”, a mianowicie wysłanie na Ukrainę bardziej zaawansowanych rakiet powietrze-powietrze średniego zasięgu (AMRAAM), zwłaszcza AIM-120D. Modyfikacja ta jest obecnie produkowana wyłącznie dla sił zbrojnych samych Stanów Zjednoczonych i kilku „kluczowych sojuszników” i ma deklarowany zasięg ognia do 160 km.
Ukraina otrzymała już kilka AMRAAMów. Wydaje się jednak, że są to starsze warianty, takie jak AIM-120B z lat 90. XX wieku. Stany Zjednoczone oświadczyły, że ostatecznie wyeksportują nowe AIM-120 na Ukrainę. Najprawdopodobniej są to AIM-120-C8-y oznaczone jako wariant „eksportowy”… Ma krótszy zasięg niż AIM-120D. Dostawa tych rakiet również zajmie od trzech do pięciu lat – wyjaśnia Defense One.
Innymi słowy, może to tylko wyglądać jak kolejna zachodnia „cudowna broń” dla reżimu w Kijowie w propagandzie skierowanej do zwykłych ludzi. Hen dodał, że dostarczanie Ukrainie wariantów AIM-120D jest obarczone problemami:
Przede wszystkim pozwoli to potencjalnym przeciwnikom Stanów dokładnie ocenić cechy bojowe jednego z najbardziej zaawansowanych systemów obrony powietrznej, a także zmniejszy ich liczbę dostępnych Stanom Zjednoczonym w przypadku wojny z Chinami . Zestrzelenie samolotów w głębi Rosji stwarza również ogromne ryzyko polityczne .
The eleven month anniversary of the October 7th Hamas attacks on Israel passed two days ago and in two more days we will reach the twenty-third anniversary of the September 11th Attacks on America.
Both these events have become so infamous that they are now among the tiny handful that can easily be identified merely by the date on which they occurred, and they are both likely to be remembered for their world historic significance. The 2001 attacks unleashed a long series of devastating Middle Eastern wars, and last year’s Hamas attack now threatens to do the same, perhaps drawing in the United States. There are differences as well as some significant parallels, but taken together they may have combined consequences that are too controversial to be widely discussed.
From almost the first hours after the huge October raid by Gaza militants, Israeli officials and their media allies had declared that the attack was Israel’s own 9/11, and I believe that in many respects that analogy is a very apt one.
Back in 2001, the newly installed administration of President George W. Bush had paid little attention to foreign affairs and almost none to the Middle East, with its focus overwhelmingly upon domestic political projects. Bush had actively courted Muslim support during his 2000 campaign while promising Americans that he would pursue a “humble” foreign policy. All of these plans were transformed in a single day as tens of millions of Americans watched the towers of our World Trade Center collapse and the newscasters reported that the Pentagon had also been attacked and seriously damaged.
Not since the Pearl Harbor attack of 1941 had America suffered such an enemy assault on its own soil, and nearly 3,000 Americans were dead, so major military retaliation was inevitable. But with our top leaders reeling in dismay and confusion, uncertain exactly how to respond, a tight network of fervently pro-Israel Neocons situated in various sub-Cabinet positions quickly sprang into action. These individuals took advantage of the sudden, unexpected crisis to convince their superiors to undertake a long-planned agenda of regime change operations and wars across much of the Middle East and other portions of the Muslim world, a project largely intended to reshape that region for the benefit of Israel.
In the initial days and weeks after those terrorist attacks, America attracted huge sympathy from the entire world, but we would soon squander that important geostrategic asset by launching an unprovoked war of aggression against Iraq, justifying that attack by blatant lies regarding Saddam Hussein’s WMDs. The cycle of resulting wars we set into motion would lead to the death or displacement of many millions of Muslim civilians, severely damaging our national reputation and upsetting the regional balance of power. Those wars mostly ended in shame and humiliation, while costing our country as much as eight trillion dollars. My old friend Bill Odom, the three-star general who had run the NSA for Ronald Reagan, later described our Iraq War as “the greatest strategic disaster in U.S. history,” and I entirely seconded his verdict.
The 9/11 Attacks themselves had inflicted relatively minor injury upon America. But the gigantic, ideologically-driven overreaction promoted by extremist elements of the Bush Administration severely damaged our national interests and global reputation, inflicting losses vastly greater than anything that a few hijacked jetliners could possibly have done.
The Hamas raid against Israel seemed to follow a remarkably similar trajectory. At the time it occurred, Israelis were entirely focused upon domestic issues, especially a very bitter ideological battle over judicial reform between Prime Minister Benjamin Netanyahu and his political opponents, with almost no one paying any attention to the simmering conflict with the Palestinians, least of all the ones in quiet Gaza. Just as the American people and its leaders had assumed that our country was protected from any significant foreign attack by two wide oceans, the Israelis had put their faith in the elaborate, high-tech defenses they had erected around the besieged Gaza enclave at the cost of a half-billion dollars, believing that these were completely impenetrable.
Thus, when the successful attack came, more than a hundred times larger than any previous Hamas incursion, it struck like a bolt out of the blue, and the Israeli government response was totally disorganized and completely ineffective, with panic-stricken, trigger-happy IDF troops accounting for a large fraction of all the resulting civilian deaths, as Apache attack helicopters were ordered to blast anything that moved. More Israelis died in that 24-hour period than had fallen in all the major military battles of the country’s previous half-century of wars, while well over 200 Israelis were captured and carried back to Gaza, with Hamas intending to trade them for the release of the thousands of Palestinian prisoners long held by Israel without charges or trials.
The crucial myth of Israeli military invincibility that had been constructed at enormous effort over three generations was shattered within hours, as was the even stronger myth of the brilliance of Israeli surveillance and intelligence capabilities. For more than seventy years, the powerful, well-equipped conventional armies of nearby Arab states had regularly been defeated by the Israeli military, but the latter had now been totally humiliated by a rag-tag force of lightly-armed Islamic militants.
In per capita terms, Israel’s human losses were some fifteen times greater than what America had suffered from the 9/11 terrorist attacks, so Israeli military retaliation was inevitable. But just as America’s massive, ideologically-driven overreaction after 2001 inflicted enormously greater damage on ourselves than the attacks had ever done, Israel’s own ideologically-driven response has been equally ruinous.
America committed huge, devastating blunders in the aftermath of 9/11. But as the world’s sole superpower, with a population of nearly 300 million and protected by two oceans, our national existence was obviously never at risk. By contrast, Israel is a small country of only seven million Jews living in a sea of much larger, hostile neighbors, so its margin for error is far smaller. I think that the disastrous, self-destructive actions of the Israeli government over the last eleven months have raised serious doubts about the near-term survival of the Jewish State less than eighty years after it was first established.
The reason for Israel’s massive overreaction seems obvious. At the time of the attack, Netanyahu was already reviled by half the Israeli population, including a large majority of its elites. The gigantic military disaster that occurred on his watch immediately dropped his approval rating to single digits even before evidence appeared that most of the unarmed civilian dead had apparently been killed by the IDF due to his own government’s incompetent response. So he recognized that once his retaliatory war ended and peace was reestablished, he would almost certainly be driven from office; and with numerous serious corruption charges hanging over his head, he would probably end his life in a prison cell.
I think that a classic line from Shakespeare’s Macbeth probably summed up Netanyahu’s dilemma and his resulting strategy:
I am in blood Stepped in so far that, should I wade no more, Returning were as tedious as go o’er.
Thus, his personal situation required him to enormously broaden and lengthen his new retaliatory war in hopes that an eventual sweeping victory, perhaps resulting in a greatly expanded Israel, might lead his citizens to forget or forgive his corruption, blunders, and initial military disaster.
Aside from occupation duties and long-term guerrilla conflicts, Israel’s actual wars since 1948 had been extremely brief ones, accommodating the needs of an army that largely consisted of reservists mobilized for short periods. At the time the IDF began its attack on Gaza, the widespread assumption had been that the punitive campaign against Hamas would only last a few weeks if even that. But the Hamas fighters were well-entrenched in an extensive network of tunnels and could not easily be dislodged, so Netanyahu took his project in an entirely different direction, converting it into a war against Gaza’s more than two million civilians.
He hoped that a massive, relentless bombardment aimed at destroying Gaza’s homes and civilian infrastructure combined with a starvation blockade would kill enough Palestinians that the remainder could be driven out into Egypt’s Sinai desert, probably then followed by a similar ethnic cleansing of the West Bank. The removal of all the Palestinians and the permanent annexation of their lands would result in the creation of a purely Jewish Greater Israel, and if Netanyahu achieved that century-old Zionist ambition, his place in Israeli history would be assured, along with his likely political survival.
But most of the Gazans were the descendants of refugees whom Zionist militants had expelled from Palestine during the previous ethnic cleansing of the 1948 Nakba. Therefore, despite the bombing and devastation they stubbornly refused to once again become homeless international exiles, thereby frustrating Netanyahu’s sweeping plans, while the Egyptians were just as opposed to suddenly receiving a couple of million destitute refugees expelled into their territory. As a consequence, Israel’s very one-sided war against Gaza’s civilian population has now dragged on for more than eleven months, with no obvious end in sight.
Such an exceptionally long war has naturally had very damaging effects upon Israel and its economy, severely impacted by the continuing mobilization of so many reservists. The lack of any clear military victory or signs of an approaching conclusion has also led 500,000 or more Israelis to flee overseas, a massive blow since so many of these individuals were the country’s best-educated and most productive citizens. For the last decade or two, Israel had proclaimed its successful high-tech industry as the engine of country’s economic future and boasted about the flood of investment capital for its startups, but wartime uncertainty has caused a huge outflow of such capital and personnel, with 46,000 businesses having closed by July. Proud Israelis had famously boasted that their Middle Eastern country was “a villa in the jungle,” but nearly a year of fruitless warfare was leading to the villa’s increasing decrepitude and partial abandonment.
Moreover, the continuing Gaza fighting and the very graphic images of Palestinian death and devastation distributed across the world on social media soon drew in the involvement of other regional powers, at least to a limited extent.
The fervent Zionists who were Netanyahu’s crucial political base had long coveted southern Lebanon as a God-given portion of their intended Greater Israel. The IDF had invaded and partially occupied that territory several times over the decades until finally being defeated and driven out by the newly formed Hezbollah Shiite militia, with that organization having now reportedly accumulated an arsenal of some 150,000 missiles and rockets as a very powerful deterrent. The terrible plight of the Gazans attracted Hezbollah’s strong sympathy, so it mobilized its forces on the border, threatening military intervention, while engaging the IDF with cross-border rocket and shelling attacks, suffering bombing strikes in return.
Over the years, Hezbollah had built up formidable ground forces and with much of the IDF military engaged in the Gaza fighting, these attacks and Hezbollah’s very visible presence terrified Israeli civilians living in the north, who feared the sort of sudden Hamas-type invasion that had killed many of their southern counterparts. This led some 60,000 of them to flee their homes, becoming internally displaced Israeli refugees, constantly demanding that their military attack Lebanon and drive Hezbollah away from the border. But although there has been endless talk of such a pending Israeli ground attack on Lebanon, Netanyahu and his military advisers were aware of the severe defeat they had suffered at Hezbollah’s hands during their previous 2006 invasion, so they took no action aside from various assassinations and other provocations aimed at goading Hezbollah into the sort of major attack that might draw in American forces.
Meanwhile, in a very unexpected development, the determined Houthi Islamic militia of distant Yemen declared their full support for the suffering Palestinians and imposed a blockade of Red Sea shipping, threatening to attack any vessels bound for Israel or having an Israeli connection until Israel lifted its own siege of Gaza and allowed the starving Palestinians to receive food and medical supplies. This successful Houthi operation soon eliminated nearly all seaborn traffic to Israel’s main port of Eilat, which was driven into bankruptcy, further damaging the Israeli economy. A powerful American task force was soon dispatched to attack the Houthis and reopen the Red Sea, but it failed miserably, with the headlines recently declaring that “The Houthis have defeated the US Navy.” This represented a huge embarrassment for our own carrier-based naval strategy.
Despite these serious setbacks, Netanyahu continued to double-down. The 10/7 attacks and the heavy Israeli civilian casualties had galvanized America’s pro-Israel billionaires into extraordinary support for the Jewish State, and with the presidential election approaching, their political influence was at its height. While the Biden-Harris administration shipped Israel enormous quantities of munitions and declared its unwavering support, Republican Donald Trump and independent Robert F. Kennedy Jr. were even more fulsome in their pro-Israel public statements. Israel’s political strength was further demonstrated a few weeks ago when Netanyahu was invited to address a joint session of Congress and received an unprecedented 58 standing ovations by the bipartisan audience, more than one each minute. Some observers not unreasonably suggested that this foreign leader now actually exercised greater control over the American political system than Biden, Harris, Trump, or anyone else.
So in a colossal roll of the dice, Netanyahu has sought to ignite a large regional war, using his political influence to draw in the American military and use it to destroy Iran, Hezbollah, and all his other most powerful regional rivals, thereby establishing effective Israeli hegemony throughout the Middle East. Almost immediately upon his return from DC, he assassinated a top Hezbollah leader in Beirut with a missile strike and also deeply humiliated Iran’s newly elected president by assassinating the political leader of Hamas as the latter attended the inauguration ceremony in Tehran. These killings were obviously intended to provoke the sort of major military retaliation that could be used to draw America into a war.
Netanyahu’s plan seemed exceptionally risky. Experienced military experts agree that the huge missile arsenals of both Iran and Hezbollah could easily saturate and overwhelm Israel’s vaunted Iron Dome defensive system, laying waste to the country’s cities, thereby destroying most of the Jewish State and perhaps triggering the flight of much of its surviving population. Although neither of those adversaries possess nuclear weapons, analysts have noted that their conventional warheads could destroy Israel’s Dimona nuclear reactor complex, blanketing much of the country with deadly radioactive contamination, which would substantially achieve the same result. So even if American attacks destroyed Israel’s enemies, Israel itself would probably suffer a similar fate. These sorts of pragmatic considerations help explain why top former Israeli national security figures have declared that Netanyahu is leading Israel to its doom.
Although there are probably several rounds left to play in this conflict, Israel has already sustained enormous economic damage and risks suffering destruction in a wider war against Iran and Hezbollah even if it wins the conflict by using America to destroy its regional adversaries. Just a couple of weeks ago, a highly-regarded retired Israeli general predicted Israel’s collapse within a year.
But I think that an even greater risk to Israel’s survival comes when we properly consider the other consequences of Israel’s brutal ongoing war against Gaza’s Palestinians.
For nearly a year, the Israeli-Palestinian conflict has probably been the world’s top news story, possibly receiving more media coverage during the last eleven months than it had during the previous seventy-five years combined. Many billions have now learned much about an issue that had previously been almost unknown to them. Netanyahu’s ruthless plan of bombing Gaza into rubble as a means of permanently expelling its Palestinian inhabitants has produced countless gripping videos showing death and devastation inflicted upon a helpless civilian population, and these have been distributed worldwide on social media, thereby bypassing the traditional pro-Israel gatekeepers of the mainstream media. Curious individuals have now discovered important facts long concealed by that media.
As I discussed in a lengthy article late last year, the simple history of the Israel-Palestine conflict is really quite shocking to anyone who encounters it for the first time. Large numbers of organized, well-armed Zionist militants, nearly all of them recent arrivals in Palestine, launched a planned campaign of massacre, murder, and rape to ethnically-cleanse and expel some 700,000 Palestinians from the lands in which they had peacefully lived for more than two thousand years.
Although a large majority of those Zionist militants were Marxian atheists, their primary public justification for the conquest and seizure of that territory was that the Hebrew God had pledged that land to their distant ancestors thousands of years earlier. Adding to the enormous irony, the top Zionist leaders had previously acknowledged that the Palestinians themselves were the actual direct descendants of the ancient Judeans who had supposedly received that holy covenant, while the conquering Zionists were at least half-European, with most of them probably having little if any Judean ancestry.
This outrageous campaign of conquest and expulsion constituted one of the worst ethnic cleansings in modern world history, and most remarkably of all, it took place just after the proclamation of the United Nations Charter had supposedly forever prohibited exactly this sort of military aggression.
Thus, the political legitimacy of the State of Israel immediately dissolves upon any careful investigation, and the events of the last year have likely prompted large numbers of thoughtful people all across the world to discover those important facts for the first time.
An even more important development has been an indirect consequence of the events of the last eleven months. Since its creation, one of Israel’s greatest strategic assets has been the enormously strong pro-Israel bias of the heavily Jewish mainstream media, which has often been willing to transform black into white or hide from public scrutiny any facts deemed less than flattering to the Jewish State.
But Netanyahu’s unprecedented ongoing slaughter of more than two million helpless Palestinian civilians and the unspeakable war crimes regularly committed by so many of his troops have finally begun to breach those media dikes, especially since the graphic evidence is so easily available in videos distributed on social media. It is worth recapitulating some of the grisly material I discussed last month:
According to American physicians interviewed by Politico Magazine and CBS News Sunday Morning, Israeli military snipers have regularly been executing Palestinian toddlers with precisely aimed shots to the head and the heart; indeed, for many years Israelis have proudly marketed tee-shirts boasting of their success in killing pregnant women and children. An article in the New York Times also reported that IDF forces have seized and tortured to death leading Palestinian surgeons and other medical doctors, with some of the survivors describing the horrific torments they endured at the hands of their brutal Israeli captors.
All of these barbaric atrocities have been justified and encouraged by the sweeping public statements of top Israeli leaders. For example, Prime Minister Benjamin Netanyahu has publicly identified the Palestinians with the tribe of Amalek, whom the Hebrew god commanded must be exterminated down to the last newborn baby. Just a few days ago, Israeli Finance Minister Bezalel Smotrich declared that it would be “just and moral” for Israel to totally exterminate all two million Palestinians in Gaza, but he emphasized that world public opinion was currently preventing his government from taking that important step.
Although this officially-stated Israeli goal of eradicating all Palestinian men, women, and children has not yet been achieved, more than ten months of bombs, bullets, and famine have made significant progress in that direction. The Lancet is one of the world’s oldest and most prestigious medical journals and a few weeks ago it published a short piece conservatively estimating that relentless Israeli attacks and the complete destruction of Gaza’s civilian infrastructure may be responsible for nearly 200,000 civilian deaths, a figure many times larger than any previous total mentioned in the media.
The massive, ongoing slaughter of Palestinian civilians together with these widespread, explicit public statements by top Israeli leaders led the esteemed jurists of the International Court of Justice to issue a series of near-unanimous rulings that Israel appeared to be undertaking a campaign of genocide against Gaza’s Palestinians. By late July even the notoriously pro-Israel editors of the English-language Wikipedia had finally endorsed the same conclusion.
In addition to these ongoing massacres, many thousands of Palestinian civilian captives have been seized, none of whom have ever been tried or convicted of anything. But with Israeli prison space overflowing, National Security Minister Itomar Ben-Gvir proposed summarily executing all of them by shooting each one in the head, thereby freeing up their prison space for new waves of captives.
Although the militaries of many countries have occasionally committed massacres or atrocities during wartime, sometimes even with the silent approval of their political leadership, it seems quite unusual to have the latter publicly endorse and advocate such policies, and no similar examples from recent centuries come to mind. I don’t doubt that if television journalists had interviewed Genghis Khan while he was ravaging all of Eurasia with his Mongol hordes, he might have casually made such statements, but I’d always assumed that standards of acceptable international behavior had considerably changed over the last thousand years.
When top leaders regularly issue such wholesale sanguinary declarations, some of their more enthusiastic subordinates may naturally decide to partly implement those same goals on a retail basis. These horrible recent Israeli atrocities merely continued the pattern from earlier this year, which had often been documented on social media by Israelis themselves, eager to emphasize the terrible punishment they were successfully inflicting upon their hated Palestinian foes. As I wrote a few months ago:
Indeed, the Israelis continued to generate an avalanche of gripping content for those videos. Mobs of Israeli activists regularly blocked the passage of food-trucks, and within a few weeks, senior UN officials declared that more than a million Gazans were on the verge of a deadly famine. When the desperate, starving Gazans swarmed one of those few food delivery convoys allowed through, the Israeli military shot and killed more than 100 of them in the “Flour Massacre” and this was later repeated. All these horrific scenes of death and deliberate starvation were broadcast worldwide on social media, with some of the worst examples coming from the accounts of gleeful Israeli soldiers, such as their video of the corpse of a Palestinian child being eaten by a starving dog. Another image showed the remains of a bound Palestinian prisoner who had been crushed flat while still alive by an Israeli tank. According to a European human rights organization, the Israelis had regularly used bulldozers to bury alive large numbers of Palestinians. UN officials reported finding mass graves near several hospitals, with the victims found bound and stripped, shot execution-style. As Internet provocateur Andrew Anglin has pointed out, the behavior of the Israeli Jews does not seem merely evil but “cartoonishly evil,” with all their blatant crimes seeming to be based upon the script of some over-the-top propaganda-film but instead actually taking place in real life.
Anglin’s description of the Israeli behavior as being “cartoonishly evil” seemed a very apt phrase to me, and I used it in the title of my own article on the subject.
All these examples are absolutely horrific, yet only a sliver of them have gotten any significant coverage in our elite or broadcast media, and then only after nine or ten months of their regular occurrence. Israel has spent the last year committing the greatest televised massacre of helpless civilians in the history of the world, but I wonder whether most readers of the New York Times would have ever gotten that impression. Among those Americans who rely upon the mainstream media as their primary source of information, I doubt that even five in one hundred would have become aware of almost any of these horrors.
Indeed, most of our media has instead spent this last year promoting an entirely contrary and totally artificial reality, loudly condemning a series of absolutely ridiculous atrocity-hoaxes, each of which has been quietly abandoned after it had successfully embedded itself in the minds of our gullible, low-information citizens, some of whom are important elected officials. This began with the hoax of 40 beheaded babies, and continued on from there. As I wrote last month:
I’d previously mentioned the short interview of an Israeli woman with two young children who emphasized that the Hamas militants who occupied her home for a couple of hours had been quite respectful to her family. I had also reported the eyewitness testimony of a survivor from a Kibbutz near Gaza who explained that the civilians had been killed when the Israeli military attacked the Hamas fighters holding them.
Furthermore, the official list of dead Israelis indicates that nearly all of the victims were non-elderly adults, with a large fraction being soldiers or security personnel, hardly suggesting a policy of indiscriminate slaughter.
The latest wave of very doubtful claims has focused upon second-hand stories of Hamas gang-rapes and sexual mutilations. These accounts only came to light two months after the events in question and lacked any supportive forensic evidence, with many of the claims coming from the same individuals behind the beheaded babies hoax, suggesting that they are equally desperate propaganda ploys. Journalists Max Blumenthal, Aaron Mate, and others have discussed the extreme credulity of the Times and other media outlets in promoting these blatantly fraudulent stories. Many of these points are summarized in a brief video discussion:
Meanwhile, consider the very strong evidence from silence. According to news reports, small GoPro cameras were worn by the attacking Hamas militants, which recorded all their activities, and the Israelis recovered many of these from their bodies and began carefully examining hundreds of hours of this extensive video footage. They surely would have soon released a video compilation providing any incriminating evidence that they found, yet I’m not aware of a single public clip that shows any such brutal atrocities or mass killings, strongly suggesting that very little of that occurred. Indeed, the Gray Zone discovered that the main photograph provided of an allegedly raped and murdered Israeli woman actually turned out to be that of a female Kurdish fighter from years earlier that had been plucked off the Internet, demonstrating the apparent desperation and dishonesty of the pro-Israel propagandists promoting these stories.
Over the last couple of months it has gradually been admitted that perhaps half or more of all the 1,100-odd Israelis killed on October 7th probably died at the hands of their own panicked and trigger-happy military forces, in some cases being deliberately targeted due to Israel’s controversial “Hannibal Directive,” and those victims of friendly-fire were overwhelmingly civilians. Therefore, it seems quite possible that as few as 100 to 200 unarmed Israeli civilians were killed by Hamas militants, in many cases accidentally. This underscores the extreme disproportionality of perhaps as many as 200,000 Palestinian civilian dead.
But I think that an even greater danger to Israel comes as a result of the massive media campaign to retain America’s vital support despite eleven months of genocidal rampage in Gaza.
That support still holds on the political level as demonstrated by Netanyahu’s 58 standing ovations in Congress, but the use of such media propaganda has been pushed to its limit, perhaps severely overtaxing that vital tool. Many tens of millions of Americans, especially younger ones, have become fully aware of the total disconnect between the mainstream media portrayal of events in Gaza and what they have been seeing with their own eyes on TikTok, Twitter, and other relatively uncensored social media platforms. The resulting collapse in media credibility may permanently cripple the powerful pro-Israel media framework that has dominated American society for the last half-century or longer, perhaps with very fateful consequences.
I think that media can best be understood as a potent means of mind-control that causes individuals to behave in ways very different from how they otherwise might. This applies both to ordinary citizens and also to important political leaders, and I suspect that a large majority of those who participated in Netanyahu’s standing ovations did so primarily as a result of such media mind-control, rather than due to the influence of money or blackmail, although those were likely also factors.
But such mind-control loses much of its effectiveness once its role has become understood and an automatic suspension of disbelief has been lost. As a result of this total disconnect between media coverage and reality, most intelligent observers have now quietly recognized that our media has been totally dishonest and unreliable on any matters sensitive to the Jewish State, and once they begin to consider that this may also have been equally true in the past, the implications are enormous. Important, controversial events of our history that might have previously been disregarded or ignored are now suddenly reconsidered in a very different light.
Consider, for example, the notorious case of the U.S.S. Liberty, our most advanced intelligence-gathering ship, which was suddenly and deliberately attacked by Israel in 1967 while sailing in international waters, with more than 200 American servicemen killed or wounded. This incident constituted our greatest naval loss of life since World War II.
A few years earlier, an American destroyer in the Gulf of Tonkin had been deploying sabotage teams against the North Vietnamese coast when it mistakenly reported that it had been counter-attacked by torpedo boats. That hostile action never occurred, so obviously not a single American was injured, but the resulting political outrage prompted our involvement in the Vietnam War, in which we killed perhaps as many as three million Vietnamese.
So under this American standard of response, we might have expected that the vastly more serious—and actually real—attack upon that other vessel off Egypt’s coast to have produced far more forceful military retaliation, possibly including the total destruction of the small Middle Eastern nation responsible.
But our president at the time was the fervently pro-Israel Lyndon Johnson and Jews of similar sentiments then controlled all three American television networks, our two most influential national newspapers, and nearly all the Hollywood studios.
Thus, with all these central organs of government and media mind-control almost entirely in staunchly pro-Israel hands, this major military attack completely vanished from reality, and even when the facts finally came out a dozen years later, they were almost totally ignored, eliminating any possibility of significant public outrage. So instead of any harsh retaliation, our political and financial support for the country that had attacked us without provocation steadily escalated over time, now eventually reaching almost absurd proportions.
For decades, most Americans have been unwilling to believe that our media could have simply ignored such a blatant and deliberate attack against our military, and therefore assumed the incident must have been the result of mistaken identity or the fog of war or some other such fully mitigating factor. But once trust in the media has vanished, those excuses evaporate. I reviewed the U.S.S. Liberty story in considerable detail several years ago, and our country’s total non-reaction to the deliberate killing of so many of its own military servicemen was really quite remarkable.
The deadly 1967 Israeli attack upon our naval vessel involved the remarkable treachery of President Johnson, who kept the facts concealed and placed Israel’s national interests above his own duty to the lives of American servicemen. But LBJ only occupied the White House due to the 1963 assassination of his predecessor President John F. Kennedy, one of the most famous events of the twentieth century.
About a dozen years ago I finally became aware that the true facts of the JFK Assassination greatly differed from the official narrative of a crazed lone gunman that I had always casually absorbed from our media, and after a great deal of careful investigation, I concluded that the Israeli Mossad had probably played a central role in the death of our own president, acting to replace him with someone far more closely aligned with Israeli interests.
JFK had been exerting enormous pressure on Israel to halt its nuclear weapons development program and had also sought to severely curtail the growing influence of the Israel Lobby by forcing the organization that later became AIPAC to register as a foreign agent, thereby breaking its political power. But once Kennedy had been eliminated, his pro-Israel successor immediately reversed both these policies, thereby allowing Israel to acquire its large nuclear weapons arsenal and permitting AIPAC to grow into the colossal force that has now reduced most members of our Congress to trained seals, who gave an arrogant foreign leader those endless standing ovations.
Israel’s likely responsibility for the JFK Assassination was strongly supported by the long track-record of such bold Zionist political killings, both before and after the creation of its national state, as I noted in early 2020:
Indeed, the inclination of the more right-wing Zionist factions toward assassination, terrorism, and other forms of essentially criminal behavior was really quite remarkable. For example, in 1943 Shamir had arranged the assassination of his factional rival, a year after the two men had escaped together from imprisonment for a bank robbery in which bystanders had been killed, and he claimed he had acted to avert the planned assassination of David Ben-Gurion, the top Zionist leader and Israel’s future founding-premier. Shamir and his faction certainly continued this sort of behavior into the 1940s, successfully assassinating Lord Moyne, the British Minister for the Middle East, and Count Folke Bernadotte, the UN Peace Negotiator, though they failed in their other attempts to kill American President Harry Truman and British Foreign Minister Ernest Bevin, and their plans to assassinate Winston Churchill apparently never moved past the discussion stage. His group also pioneered the use of terrorist car-bombs and other explosive attacks against innocent civilian targets, all long before any Arabs or Muslims had ever thought of using similar tactics; and Begin’s larger and more “moderate” Zionist faction did much the same.
As far as I know, the early Zionists had a record of political terrorism almost unmatched in world history, and in 1974 Prime Minister Menachem Begin once even boasted to a television interviewer of having been the founding father of terrorism across the world.
A great deal of additional supporting evidence can be found by carefully reading between the lines of Ronan Bergman’s authoritative 2018 history of Mossad assassinations. During this last year of the Gaza conflict, the frequency and daring of Israel’s high-profile political assassinations has reached new heights.
Once we strip away and disregard the obfuscating layer of mainstream media narrative regarding the assassinations of JFK and his brother Robert, the evidence of Mossad culpability becomes very strong, perhaps even overwhelming.
All these important facts should be kept in mind as we begin considering the true circumstances of the attacks of September 11, 2001, whose 23rd anniversary is now approaching. Those terrorist strikes against our country were not only the largest in human history, but perhaps even greater in magnitude that all the previous ones combined, and they forever changed our society and our world. Yet the distorting impact of media omission and deception has prevented most of us from ever discovering what actually happened, as I have discussed in my articles.
Around the time of the twentieth anniversary in 2021, I analyzed some of the evidence at considerable length:
One of history’s largest terrorist attacks prior to 9/11 was the 1946 bombing of the King David Hotel in Jerusalem by Zionist militants dressed as Arabs, which killed 91 people and largely destroyed the structure. In the famous Lavon Affair of 1954, Israeli agents launched a wave of terrorist attacks against Western targets in Egypt, intending to have those blamed on anti-Western Arab groups. There are strong claims that in 1950 Israeli Mossad agents began a series of false-flag terrorist bombings against Jewish targets in Baghdad, successfully using those violent methods to help persuade Iraq’s thousand-year-old Jewish community to emigrate to the Jewish state. In 1967, Israel launched a deliberate air and sea attack against the U.S.S. Liberty, intending to leave no survivors, killing or wounding over 200 American servicemen before word of the attack reached our Sixth Fleet and the Israelis withdrew.
The enormous extent of pro-Israel influence in world political and media circles meant that none of these brutal attacks ever drew serious retaliation, and in nearly all cases, they were quickly thrown down the memory hole, so that today probably no more than one in a hundred Americans is even aware of them. Furthermore, most of these incidents came to light due to chance circumstances, so we may easily suspect that many other attacks of a similar nature have never become part of the historical record.
Of these famous incidents, Bergman only includes mention of the King David Hotel bombing. But much later in his narrative, he describes the huge wave of false-flag terrorist attacks unleashed in 1981 by Israeli Defense Minister Ariel Sharon, who recruited a former high-ranking Mossad official to manage the project.
Under Israeli direction, large car bombs began exploding in the Palestinian neighborhoods of Beirut and other Lebanese cities, killing or injuring enormous numbers of civilians. A single attack in October inflicted nearly 400 casualties, and by December, there were eighteen bombings per month, with their effectiveness greatly enhanced by the use of innovative new Israeli drone technology. Official responsibility for all the attacks was claimed by a previously unknown Lebanese organization, but the intent was to provoke the PLO into military retaliation against Israel, thereby justifying Sharon’s planned invasion of the neighboring country.
Since the PLO stubbornly refused to take the bait, plans were put into motion for the huge bombing of an entire Beirut sports stadium using tons of explosives during a January 1st political ceremony, with the death and destruction expected to be “of unprecedented proportions, even in terms of Lebanon.” But Sharon’s political enemies learned of the plot and emphasized that many foreign diplomats including the Soviet ambassador were expected to be present and probably would be killed, so after a bitter debate, Prime Minister Begin ordered the attack aborted. A future Mossad chief mentions the major headaches they then faced in removing the large quantity of explosives that they had already planted within the structure.
I think that this thoroughly documented history of major Israeli false-flag terrorist attacks, including those against American and other Western targets, should be carefully kept in mind when we consider the 9/11 attacks, whose aftermath has massively transformed our society and cost us so many trillions of dollars.
I explained that for many years after 9/11, I had fully accepted the official story and paid little attention to the details of the terrorist attacks, being instead focused upon the Iraq War that had soon followed. I only gradually grew suspicious over time as various elements came to my attention.
Admittedly, I’d occasionally heard of some considerable oddities regarding the 9/11 attacks here and there, and these certainly raised some suspicions. Most days I would glance at the Antiwar.com front page, and it seemed that some Israeli Mossad agents had been caught while filming the plane attacks in NYC, while a much larger Mossad “art student” spy operation around the country had also been broken up around the same time. Apparently, FoxNews had even broadcast a multi-part series on the latter topic before that expose was scuttled and “disappeared” under ADL pressure.
Although I wasn’t entirely sure about the credibility of those claims, it did seem plausible that Mossad had known of the attacks in advance and allowed them to proceed, recognizing the huge benefits that Israel would derive from the anti-Arab backlash. I think I was vaguely aware that Antiwar.com editorial director Justin Raimondo had published The Terror Enigma, a short book about some of those strange facts, bearing the provocative subtitle “9/11 and the Israeli Connection,” but I never considered reading it. In 2007, Counterpunch itself published a fascinating follow-up story about the arrest of that group of Israeli Mossad agents in NYC, who were caught filming and apparently celebrating the plane attacks on that fateful day, and the Mossad activity seemed to be far larger than I had previously realized…
Moreover, around that same time I’d stumbled across an astonishing detail of the 9/11 attacks that demonstrated the remarkable depths of my own ignorance. In a Counterpunch article, I’d discovered that immediately following the attacks, the supposed terrorist mastermind Osama bin Laden had publicly denied any involvement, even declaring that no good Muslim would have committed such deeds.
Once I checked around a little and fully confirmed that fact, I was flabbergasted. 9/11 was not only the most successful terrorist attack in the history of the world, but may have been greater in its physical magnitude than all past terrorist operations combined. The entire purpose of terrorism is to allow a small organization to show the world that it can inflict serious losses upon a powerful state, and I had never previously heard of any terrorist leader denying his role in a successful operation, let alone the greatest in history. Something seemed extremely wrong in the media-generated narrative that I had previously accepted. I began to wonder if I had been as deluded as the tens of millions of Americans in 2003 and 2004 who naively believed that Saddam had been the mastermind behind the September 11th attacks. We live in a world of illusions generated by our media, and I suddenly felt that I had noticed a tear in the paper-mache mountains displayed in the background of a Hollywood sound-stage. If Osama was probably not the author of 9/11, what other huge falsehoods had I blindly accepted?
A couple of years later, I came across a very interesting column by Eric Margolis, a prominent Canadian foreign policy journalist purged from the broadcast media for his strong opposition to the Iraq War. He had long published a weekly column in the Toronto Sun and when that tenure ended, he used his closing appearance to run a double-length piece expressing his very strong doubts about the official 9/11 story, even noting that the former director of Pakistani Intelligence insisted that Israel had been behind the attacks.
I eventually discovered that in 2003 former German Cabinet Minister Andreas von Bülow had published a best-selling book strongly suggesting that the CIA rather than Bin Laden was behind the attacks, while in 2007 former Italian President Francesco Cossiga had similarly argued that the CIA and the Israeli Mossad had been responsible, claiming that fact was well known among Western intelligence agencies.
When utterly astonishing claims of an extremely controversial nature are made over a period of many years by numerous seemingly reputable academics and other experts, and they are entirely ignored or suppressed but never effectively rebutted, reasonable conclusions seem to point in an obvious direction. Based on my very recent readings in this topic, the total number of huge flaws in the official 9/11 story has now grown extremely long, probably numbering in the many dozens. Most of these individual items seem reasonably likely and if we decide that even just two or three of them are correct, we must totally reject the official narrative that so many of us have believed for so long.
Now I am merely just an amateur in the complex intelligence craft of extracting nuggets of truth from a mountain of manufactured falsehood. Although the arguments of the 9/11 Truth Movement seem quite persuasive to me, I would obviously have felt much more comfortable if they were seconded by an experienced professional, such as a top CIA analyst. A few years ago, I was shocked to discover that was indeed the case.
William Christison had spent 29 years at the CIA, rising to become one of its senior figures as Director of its Office of Regional and Political Analysis, with 200 research analysts serving under him. In August 2006, he published a remarkable 2,700 word article explaining why he no longer believed the official 9/11 story and felt sure that the 9/11 Commission Report constituted a cover-up, with the truth being quite different. The following year, he provided a forceful endorsement to one of Griffin’s books, writing that “[There’s] a strong body of evidence showing the official U.S. Government story of what happened on September 11, 2001 to be almost certainly a monstrous series of lies.” And Christison’s extreme 9/11 skepticism was seconded by that of many other highly regarded former US intelligence professionals.
We might expect that if a former CIA intelligence officer of Christison’s rank were to denounce the official 9/11 report as a fraud and a cover-up, such a story would constitute front-page news. But it was never reported anywhere in our mainstream media, and I only stumbled upon it a decade later.
Even our supposed “alternative” media outlets were nearly as silent. Throughout the 2000s, Christison and his wife Kathleen, also a former CIA analyst, had been regular contributors to Counterpunch, publishing many dozens of articles there and certainly being its most highly credentialed writers on intelligence and national security matters. But editor Alexander Cockburn refused to publish any of their 9/11 skepticism, so it never came to my attention at the time. Indeed, when I mentioned Christison’s views to current Counterpunch editor Jeffrey St. Clair a couple of years ago, he was stunned to discover that the friend he had regarded so very highly had actually become a “9/11 Truther.” When media organs serve as ideological gatekeepers, a condition of widespread ignorance becomes unavoidable.
With so many gaping holes in the official story of the events of seventeen years ago, each of us is free to choose to focus on those we personally consider most persuasive, and I have several of my own. Danish Chemistry professor Niels Harrit was one of the scientists who analyzed the debris of the destroyed buildings and detected the residual presence of nano-thermite, a military-grade explosive compound, and I found him quite credible during his hour-long interview on Red Ice Radio. The notion that an undamaged hijacker passport was found on an NYC street after the massive, fiery destruction of the skyscrapers is totally absurd, as was the claim that the top hijacker conveniently lost his luggage at one of the airports and it was found to contain a large mass of incriminating information. The testimonies of the dozens of firefighters who heard explosions just before the collapse of the buildings seems totally inexplicable under the official account. The sudden total collapse of Building Seven, never hit by any jetliners is also extremely implausible.
Having concluded that the official story of the 9/11 Attacks was probably false, I began considering other possibilities.
Let us now suppose that the overwhelming weight of evidence is correct, and concur with high-ranking former CIA intelligence analysts, distinguished academics, and experienced professionals that the 9/11 attacks were not what they appeared to be. We recognize the extreme implausibility that three huge skyscrapers in New York City suddenly collapsed at free-fall velocity into their own footprints after just two of them were hit by airplanes, and also that a large civilian jetliner probably did not strike the Pentagon leaving behind absolutely no wreckage and only a small hole. What actually did happen, and more importantly, who was responsible?
When pointing to the likely guilty parties, the more mainstream 9/11 Truth movement overwhelmingly denounced the terrorist attacks as an “inside job” orchestrated by the top leadership of the Bush administration. But this seemed completely ridiculous to me and merely represented an additional layer of deception, one aimed at appealing to the highly-partisan Democrats who constituted so much of that movement. Instead, a careful analysis pointed to very different culprits, whose likely identity was protected by both the mainstream and nearly all of the alternative media.
Let’s step back a bit. In the entire history of the world, I can think of no documented case in which the top political leadership of a country has launched a major false-flag attack upon its own centers of power and finance and tried to kill large numbers of its own people. The America of 2001 was a peaceful and prosperous country run by relatively bland political leaders focused upon the traditional Republican goals of enacting tax-cuts for the rich and reducing environmental regulations. Too many Truther activists have apparently drawn their understanding of the world from the caricatures of leftist comic-books in which corporate Republicans are all diabolical Dr. Evils, seeking to kill Americans out of sheer malevolence, and Alexander Cockburn was absolutely correct to ridicule them at least on that particular score.
So where do we now stand? It seems very likely that the 9/11 attacks were the work of an organization far more powerful and professionally-skilled than a rag-tag band of nineteen random Arabs armed with box-cutters, but also that the attacks were very unlikely to have been the work of the American government itself. So who actually attacked our country on that fateful day seventeen years ago, killing thousands of our fellow citizens?
Effective intelligence operations are concealed in a hall of mirrors, often extremely difficult for outsiders to penetrate, and false-flag terrorist attacks certainly fall into this category. But if we apply a different metaphor, the complexities of such events may be seen as a Gordian Knot, almost impossible to disentangle, but vulnerable to the sword-stroke of asking the simple question “Who benefited?”
America and most of the world certainly did not, and the disastrous legacies of that fateful day have transformed our own society and wrecked many other countries. The endless American wars soon unleashed have already cost us many trillions of dollars and set our nation on the road to bankruptcy while killing or displacing many millions of innocent Middle Easterners. Most recently, that resulting flood of desperate refugees has begun engulfing Europe, and the peace and prosperity of that ancient continent is now under severe threat.
Our traditional civil liberties and constitutional protections have been drastically eroded, with our society having taken long steps toward becoming an outright police state. American citizens now passively accept unimaginable infringements on their personal freedoms, all originally begun under the guise of preventing terrorism.
I find it difficult to think of any country in the world that clearly gained as a result of the 9/11 attacks and America’s military reaction, with one single, solitary exception.
During 2000 and most of 2001, America was a peaceful prosperous country, but a certain small Middle Eastern nation had found itself in an increasingly desperate situation. Israel then seemed to be fighting for its life against the massive waves of domestic terrorism that constituted the Second Palestinian Intifada.
Ariel Sharon was widely believed to have deliberately provoked that uprising in September 2000 by marching to the Temple Mount backed by a thousand armed police, and the resulting violence and polarization of Israeli society had successfully installed him as Prime Minister in early 2001. But once in office, his brutal measures failed to end the wave of continuing attacks, which increasingly took the form of suicide-bombings against civilian targets. Many believed that the violence might soon trigger a huge outflow of Israeli citizens, perhaps producing a death-spiral for the Jewish state. Iraq, Iran, Libya, and other major Muslim powers were supporting the Palestinians with money, rhetoric, and sometimes weaponry, and Israeli society seemed close to crumbling. I remember hearing from some of my DC friends that numerous Israeli policy experts were suddenly seeking berths at Neocon thinktanks so that they could relocate to America.
Sharon was a notoriously bloody and reckless leader, with a long history of undertaking strategic gambles of astonishing boldness, sometimes betting everything on a single roll of the dice. He had spent decades seeking the Prime Ministership, but having finally obtained it, he now had his back to the wall, with no obvious source of rescue in sight.
The 9/11 attacks changed everything. Suddenly the world’s sole superpower was fully mobilized against Arab and Muslim terrorist movements, especially those connected with the Middle East. Sharon’s close Neocon political allies in America used the unexpected crisis as an opportunity to seize control of America’s foreign policy and national security apparatus, with an NSA staffer later reporting that Israeli generals freely roamed the halls of the Pentagon without any security controls. Meanwhile, the excuse of preventing domestic terrorism was used to implement newly centralized American police controls that were soon employed to harass or even shut down various anti-Zionist political organizations. One of the Israeli Mossad agents arrested by the police in New York City as he and his fellows were celebrating the 9/11 attacks and producing a souvenir film of the burning World Trade Center towers told the officers that “We are Israelis…Your problems are our problems.” And so they immediately became.
General Wesley Clark reported that soon after the 9/11 attacks he was informed that a secret military plan had somehow come into being under which America would attack and destroy seven major Muslim countries over the next few years, including Iraq, Iran, Syria, and Libya, which coincidentally were all of Israel’s strongest regional adversaries and the leading supporters of the Palestinians. As America began to expend enormous oceans of blood and treasure attacking all of Israel’s enemies after 9/11, Israel itself no longer needed to do so. Partly as a consequence, almost no other nation in the world has so enormously improved its strategic and economic situation during the last seventeen years, even while a large fraction of the American population has become completely impoverished during that same period and our national debt has grown to insurmountable levels. A parasite can often grow fat even as its host suffers and declines.
I have emphasized that for many years after the 9/11 attacks I paid little attention to the details and had only the vaguest notion that there even existed an organized 9/11 Truth movement. But if someone had ever convinced me that the terrorist attacks had been false-flag operations and someone other than Osama had been responsible, my immediate guess would have been Israel and its Mossad.
Certainly no other nation in the world can remotely match Israel’s track-record of remarkably bold high-level assassinations and false-flag attacks, terrorist and otherwise, against other countries, even including America and its military. Furthermore, the enormous dominance of Jewish and pro-Israel elements in the American establishment media and increasingly that of many other major countries in the West has long ensured that even when the solid evidence of such attacks was discovered, very few ordinary Americans would ever hear those facts.
Once we accept that the 9/11 attacks were probably a false-flag operation, a central clue to the likely perpetrators has been their extraordinary success in ensuring that such a wealth of enormously suspicious evidence has been totally ignored by virtually the entire American media, whether liberal or conservative, left-wing or right-wing.
In the particular case at hand, the considerable number of zealously pro-Israel Neocons situated just beneath the public surface of the Bush Administration in 2001 could have greatly facilitated both the successful organization of the attacks and their effective cover-up and concealment, with Libby, Wolfowitz, Feith, and Richard Perle being merely the most obvious names. Whether such individuals were knowing conspirators or merely had personal ties allowing them to be exploited in furthering the plot is entirely unclear.
Most of this information must surely have long been apparent to knowledgeable observers, and I strongly suspect that many individuals who had paid much greater attention than myself to the details of the 9/11 attacks may have quickly formed a tentative conclusion along these same lines. But for obvious social and political reasons, there is a great reluctance to publicly point the finger of blame towards Israel on a matter of such enormous magnitude. Hence, except for a few fringe activists here and there, such dark suspicions remained private.
Meanwhile, the leaders of the 9/11 Truth movement probably feared they would be destroyed by media accusations of deranged anti-Semitism if they had ever expressed even a hint of such ideas. This political strategy may have been necessary, but by failing to name any plausible culprit, they created a vacuum that was soon filled by “useful idiots” who shouted “inside job!” while pointing an accusing finger toward Cheney and Rumsfeld, and thereby did so much to discredit the entire 9/11 Truth movement.
This unfortunate conspiracy of silence finally ended in 2009 when Dr. Alan Sabrosky, former Director of Studies at the US Army War College, stepped forward and publicly declared that the Israeli Mossad had very likely been responsible for the 9/11 attacks, writing a series of columns on the subject, and eventually presenting his views in a number of media interviews, along with additional analyses.
Obviously, such explosive charges never reached the pages of my morning Times, but they did receive considerable if transitory coverage in portions of the alternative media, and I remember seeing the links very prominently featured at Antiwar.com and widely discussed elsewhere. I had never previously heard of Sabrosky, so I consulted my archiving system and immediately discovered that he had a perfectly respectable record of publication on military affairs in mainstream foreign policy periodicals and had also held a series of academic appointments at prestigious institutions. Reading one or two of his articles on 9/11, I felt he made a rather persuasive case for Mossad involvement, with some of his information already known to me but much of it not.
Since I was very busy with my software work and had never spent any time investigating 9/11 or reading any of the books on the topic, my belief in his claims back then was obviously quite tentative. But now that I have finally looked into the subject in much greater detail and done a great deal of reading, I think it seems quite likely that his 2009 analysis was entirely correct.
I would particularly recommend his long 2011 interview on Iranian Press TV, which I first watched just a couple of days ago. He came across as highly credible and forthright in his claims:
https://www.bitchute.com/embed/tpYjyFbJzPZh/ Video Link
https://www.bitchute.com/embed/BigWEQyw6Cb7/ Video Link
Sabrosky focused much of his attention upon a particular segment of a Dutch documentary film on the 9/11 attacks produced several years earlier. In that fascinating interview, a professional demolition expert named Danny Jowenko who was largely ignorant of the 9/11 attacks immediately identified the filmed collapse of WTC Building 7 as a controlled-demolition, and the remarkable clip was broadcast worldwide on Press TV and widely discussed across the Internet.
And by a very strange coincidence, just three days after Jowenko’s broadcast video interview had received such heavy attention, he had the misfortune to die in a frontal collision with a tree in Holland. I’d suspect that the community of professional demolition experts is a small one, and Jowenko’s surviving industry colleagues may have quickly concluded that serious misfortune might visit those who rendered controversial expert opinions on the collapse of the three World Trade Center towers.
Meanwhile, the ADL soon mounted a huge and largely successful effort to have Press TV banned in the West for promoting “anti-Semitic conspiracy theories,” even persuading YouTube to entirely eliminate the huge video archive of those past shows, notably including Sabrosky’s long interview.
Most recently, Sabrosky provided an hour-long presentation at this June’s Deep Truth video panel conference, during which he expressed considerable pessimism about America’s political predicament, and suggested that the Zionist control over our politics and media had grown even stronger over the last decade.
The late Alan Hart, a very distinguished British broadcast journalist and foreign correspondent, also broke his silence in 2010 and similarly pointed to the Israelis as the likely culprits behind the 9/11 attacks. Those interested may wish to listen to his extended interview.
Journalist Christopher Bollyn was one of the first writers to explore the possible Israeli links to the 9/11 attacks, and the details contained in his long series of newspaper articles are often quoted by other researchers. In 2012, he gathered together this material and published it in the form of a book entitled Solving 9-11, thereby making his information on the possible role of the Israeli Mossad available to a much wider audience, with a version being available online. Unfortunately his printed volume severely suffers from the typical lack of resources available to the writers on the political fringe, with poor organization and frequent repetition of the same points due to its origins in a set of individual articles, and this may diminish its credibility among some readers. So those who purchase it should be forewarned about these serious stylistic weaknesses.
Probably a much better compendium of the very extensive evidence pointing to the Israeli hand behind the 9/11 attacks has been more recently provided by French writer Laurent Guyénot, both in his 2017 book JFK-9/11: 50 Years of the Deep State and also his 8,500 word article “9/11 was an Israeli Job”, published concurrently with this one and providing a far greater wealth of detail than is contained here. While I would not necessarily endorse all of his claims and arguments, his overall analysis seems fully consistent with my own.
These writers have provided a great deal of material in support of the Israeli Mossad Hypothesis, but I would focus attention on just one important point. We would normally expect that terrorist attacks resulting in the complete destruction of three gigantic office buildings in New York City and an aerial assault on the Pentagon would be an operation of enormous size and scale, involving very considerable organizational infrastructure and manpower. In the aftermath of the attacks, the US government undertook great efforts to locate and arrest the surviving Islamic conspirators, but scarcely managed to find a single one. Apparently, they had all died in the attacks themselves or otherwise simply vanished into thin air.
But without making much effort at all, the American government did quickly round up and arrest some 200 Israeli Mossad agents, many of whom had been based in exactly the same geographical locations as the purported 19 Arab hijackers. Furthermore, NYC police arrested some of these agents while they were publicly celebrating the 9/11 attacks, and others were caught driving vans in the New York area containing explosives or their residual traces. Most of these Mossad agents refused to answer any questions, and many of those who did failed polygraph tests, but under massive political pressure all were eventually released and deported back to Israel. A couple of years ago, much of this information was very effectively presented in a short video available on YouTube.
There is another fascinating tidbit that I have very rarely seen mentioned. Just a month after the 9/11 attacks, two Israelis were caught sneaking weapons and explosives into the Mexican Parliament building, a story that naturally produced several banner-headlines in leading Mexican newspapers at the time but which was greeted by total silence in the American media. Eventually, under massive political pressure, all charges were dropped and the Israeli agents were deported back home. This remarkable incident was only reported on a small Hispanic-activist website, and discussed in a few other places. Some years ago I easily found the scanned front pages of the Mexican newspapers reporting those dramatic events on the Internet, but I can no longer easily locate them. The details are obviously somewhat fragmentary and possibly garbled, but certainly quite intriguing.
One might speculate that if supposed Islamic terrorists had followed up their 9/11 attacks by attacking and destroying the Mexican parliament building a month later, Latin American support for America’s military invasions in the Middle East would have been greatly magnified. Furthermore, any scenes of such massive destruction in the Mexican capital by Arab terrorists would surely have been broadcast non-stop on Univision, America’s dominant Spanish-language network, fully solidifying Hispanic support for President Bush’s military endeavors.
I’d also strongly recommend this long 2018 article by French analyst Laurent Guyénot that provides a wealth of detailed information on this same hypothesis.
9/11 Was an Israeli Job How America was neoconned into World War IV Laurent Guyénot • The Unz Review • September 10, 2018 • 8,500 Words
In 1988 John Carpenter released They Live, a moderately successful and relatively low-budget science fiction film that has become a cult classic over the decades, especially popular in dissident and conspiratorial circles.
Set in an impoverished and disintegrating America, a drifter discovers a pair of special sunglasses that reveal a hidden world all around him, one in which alien beings seem to have seized control and imposed their malevolent will upon our society. Their presence among us is concealed by a layer of illusion that is successfully penetrated by those sunglasses, which allow individuals to see our true reality and take corrective action.
I believe that during the last eleven months since October 7th, Israeli operations in Gaza have provided all willing individuals with exactly such a pair of special sunglasses, allowing them to pierce the decades of illusion and distortion produced by our mainstream media. Using those powerful tools, they can finally begin to unravel the true facts of the longstanding Israeli-Palestinian conflict, the JFK Assassination, and the 9/11 terrorist attacks. So each of them must decide whether to use those special sunglasses or instead fearfully cast them aside.
When Royal Air Force pilots discovered chocolate-coated marshmallow teacakes expanded at high altitudes, they became “the subject of some rather unscientific in-flight experiments” in the 1950s.
Air crews removed their silver foil packaging and perched them around the cabin for observation: The marshmallows swelled as pressure changed. Eventually, they became too big to eat in one bite.
Many noted that, despite the extreme physical effects, the expansion didn’t compromise the taste.
But the expanding teacakes’ fame was short-lived. After a period of marshmallow fever aboard the V-Bombers departing from Gaydon air base, an explosion put a stop to the fun.
During the summer of 1965, a captain and student pilot forgot they had placed unwrapped teacakes above their instrument panels. When the captain pulled an emergency depressurizing switch during a training mission, the treats erupted.
Shards of chocolate and marshmallow hit the windshield, flight controls, and the mens’ uniforms. Shortly thereafter, the RAF put marshmallows on their no-fly list.