Czego tam nie było! Konwencję, na której Kamalę Harris oficjalnie przedstawiono, jako kandydata na urząd prezydenta, rozpoczęła modlitwa w wykonaniu arcybiskupa Chicago, który w ten sposób pobłogosławił aborcję. Bo w pobliżu stał wóz, w którym, na życzenie, można było przerwać ciążę, bez żadnych ograniczeń. Królowała aborcja, ale nie zabrakło gender ze wszystkimi jego odsłonami.
Dlaczego właśnie ją wysunięto na to stanowisko? Czy nie dlatego, że gdy Joe Biden wziął ją na swoją zastępczynię potrzebny był symbol multikulti w Białym Domu: kobieta, z mniejszości etnicznej, potomek imigrantów i najważniejsze – osoba nie biała.
Ale to nie wszystko – właściciele Bidena nakazali, aby była powiązana z żydokomuną. Kadrowe posunięcia w administracji Bidena potwierdziły tajemnicę poliszynela: Joe Biden i Kamala Harris to tylko figuranci; Firmowana przez Bidena administracja to bolszewicka, kontrkulturowa mafia; To nie Biden jest prezydentem, ale Soros i Zuckerbergi, a wspólnym mianownikiem żydo-komunistyczne pochodzenie oraz machinacja, że zdziadziały Biden przekaże władzę Harris, która spolegliwie zrealizuje agendę swego żydowskiego męża.
Przedstawiają ją jako „Afroamerykankę”, chociaż jej ojciec pochodzi z Jamajki, matka z Indii a wychowana została jako hinduistka. W Kongresie uznana została za najbardziej lewicowego senatora, wyprzedzając nawet Bernie Sandersa. Była za legalizacją marihuany, za imigracją, za kontrolą posiadania broni. Wspierała wszelkiej maści zboczeńców. Zasłynęła lobbowaniem za mordowaniem nienarodzonych dzieci (nawiasem mówiąc, nigdy w historii Ameryki nie było tak antykatolickiego tandemu – zarówno ona jak i Biden są zwolennikami aborcji do 9. miesiąca ciąży). Gdy przez Amerykę przewalały się rasowe rozruchy, a na ich czele stanął skrajnie radykalny i rasistowski ruch Black Lives Matter, opowiadający się za anihilacją białej rasy, Kamala zbierała kaucje dla tych, którzy puszczali z dymem i plądrowali amerykańskie miasta.
„The Spectator” pisze o błyskawicznej metamorfozie Kamali Harris, która z „bełkotliwej, chichoczącej, tępej polityczki ulega przemianie w „inteligentną, inspirującą, pełną siły i elokwentną propagatorkę wolności, sprawiedliwości i demokracji”. Inne alternatywne media opisują to tak: „Najbardziej spektakularna transformacja w historii amerykańskiej polityki. Teraz stała się centrystyczną polityk, błyskotliwą kandydatką na przywódcę wolnego świata”.
Gdy Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA) omawiała kandydatów mających zastąpić Bidena, o Kamali Harris pisała: Jej największym atutem jest żydowski mąż Doug Emhoff. Gdy synowie Emhoffa nadali jej przydomek „Mamełe” („Momala” w pisowni angielskiej), który w jidysz oznacza „mamusia”, powiedziała: „W trakcie mojej kariery nosiłam wiele tytułów, ale ten znaczy dla mnie najwięcej”. Sam Emhoff skromnie przyznał, że „nie zdawał sobie sprawy, jak będzie ważny dla żydowskiej społeczności w Ameryce”. A „społeczność” odwdzięczyła mu się pochwałą jego roli, jako „comforter in chief to the Jewish community” (co się przekłada: główny pocieszyciel podnoszący na duchu społeczność żydowską) oraz uwagą, że po raz pierwszy w historii mezuza zawisła w rezydencji wiceprezydenta (i że odbył pielgrzymkę do rodzinnych stron pod Gorlicami). JTA dodaje: Harris, oprócz męża, ma inne żydowskie powinowactwa i koneksje: Do Senatu dostała się dzięki poparciu dwóch żydowskich senatorów z Kalifornii – Barbary Boxer i Dianne Feinstein. Nauki pobierała w żydowskiej szkole w Montrealu. Jeszcze jako dziecko zbierała fundusze dla Jewish National Fund.
Good for the Jews? (Dobry dla Żydów?) – taki tytuł JTA nadała tekstowi o kandydatach na wiceprezydenta, rozpatrywanych przez wierchuszkę Partii Demokratycznej. Każde nazwisko opatruje etykietką. Zacytujmy niektóre: Gubernator Illinois J.B. Pritzker to miliarder, dziedzic znanej żydowskiej rodziny hotelarskiej. Jego siostra Penny, to główny darczyńca w kampanii prezydenckiej Obamy, później sekretarzem handlu, a dziś specjalny wysłannik Bidena ds. odbudowy Ukrainy. Gubernator Colorado Jared Polis zasłynął tym, że jest pierwszą osobą LGBTQ wybraną na gubernatora stanu oraz że wziął czysto żydowski ślub ze swoim czysto żydowskim partnerem. O Marku Kellym (byłym kosmonaucie) JTA nie pisała. Pisała za to o jego żonie: „Była kongresmenka będzie mogła kontynuować tradycję żydowskiej żony wiceprezydenta. Gabrielle Giffords nie ukrywa swej żydowskiej tożsamości. Jej ojciec jest Żydem, a matka należy do sekty scjentologów. Swoje żydostwo potwierdziła w 2002 r. podróżą do Izraela zorganizowaną przez Komitet Żydów Amerykańskich, w ramach inicjatywy Project Interchange, która otacza opieką obiecujących młodych polityków. Jest znana z tego, że na rękawach nosi żydowską naszywkę. W 2021 r., po 20 latach nauki w żydowskiej kongregacji, w obecności męża przeszła bat micwa (uroczystość religijną związaną z wejściem dziewczyny w okres dorosłości), a rabin prowadząca ceremonię pożeniła przy tej okazji parę pod chuppa, żydowskim ślubnym baldachimem. Dalej JTA telegrafowała: Gdyby Kelly został wiceprezydentem, zainstalowana przez Emhoffa mezuza pozostanie na miejscu, i po raz pierwszy w historii prezydent i wiceprezydent będą mieli żydowskich małżonków.
JTA najwięcej miejsca poświęciła gubernatorowi Pensylwanii Josh (Joszua) Shapiro: Jest trzecim w historii stanu żydowskim gubernatorem. W trakcie kampanii wyborczej wyemitował spot reklamowy o tym, jak łączy kampanię wyborczą z przestrzeganiem szabatu. Podczas inauguracji przysięgał na trzy egzemplarze Biblii w j. hebrajskim. Zasłynął z tego, że wszczął śledztwo ws. seksualnych nadużyć w instytucjach katolickich i opublikował raport, w którym oskarżył setki księży i Kościół za kamuflowanie ich przestępstw. Zostałby pierwszym w historii USA żydowskim wiceprezydentem.
Gdy Kamala Harris ogłosiła, że kandydatem na wiceprezydenta jest Tim Waltz, podniosły się głosy oburzenia: Nie wybrała Shapiro tylko dlatego, że jest Żydem. I rzeczywiście – tzw. progresiści oskarżali go o popieranie przestępstw Izraela w Gazie i nadali ksywę „Joszua Ludobójca”. W obronie Waltza, murem stanęli żydowscy aktywiści. Odrzucili oskarżenia, że antysemityzm odegrał jakąkolwiek rolę. Przyznając równocześnie, że „musiała brać pod uwagę antysemicką bazę partyjną”. „Poglądy Shapiro i Waltza w odniesieniu do Izraela nie różnią się” – to senator Tom Cotton. Halie Soifer, szefowa Jewish Democratic Council of America dorzuciła: Harris i Waltz podzielają niezachwiane poparcie Shapiro dla Izraela”. Mark Mellman, szef „Demokratycznej Większości za Izraelem” podsumował: „Harris dobrała sobie Żydów na wiele ważnych stanowisk i sugestia, że decyzja jest antysemicka oraz że Żydzi nie są mile widziani w szeregach partii to absurd, uwzględniwszy, jak dużo Żydów zajmuje kierownicze stanowiska. No i wszyscy zgodnie odnotowali: mąż Harris jest Żydem. Z pomocą pospieszył Steve Hunegs, żydowski aktywista z Minnesota. W przesłanym dla JTA raporcie pisze: Tim Waltz jest dobrze znany żydowskiej społeczności i jest z nią silnie związany. Od zawsze adwokat pomocy dla Izraela i interesów Izraela. Mamy z nim i z jego ludźmi bardzo dobre robocze kontakty. Zwalcza antysemitów. Jego priorytetem jest edukacja o Holokauście. Mogę powiedzieć: To MENSCH. Tu wyjaśnienie: to największy komplement, jaki można dostać od Żyda; w języku jidysz oznacza kogoś, kogo należy podziwiać.
Kreują go na pospolitego Amerykanina, który nosi koszulę w kratę, czapkę bejsbolową i dżinsy, jest wielbicielem polowań, nie gromadzi oszczędności. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości to skrajny lewak. W Minnesota wprowadził przepisy sankcjonujące pełną „wolność reprodukcyjną” (aborcja jest legalna w każdym momencie ciąży, aby jej dokonać nie trzeba czekać ustawowych 24 godzin) Chroni dostawców usług medycznych i pacjentów przed ściganiem, jeśli przeprowadzili aborcję w innym stanie. Wspiera organizacje LGBTQ. Jego stan stał się sanktuarium dla osób transpłciowych. Zalegalizował marihuanę. Ograniczył dostęp do broni. Wprowadził w szkołach darmowe tampony i podpaski (także w ubikacjach dla chłopców). Minnesota stała się sanktuarium dla nielegalnych imigrantów, pozwolił im na uzyskanie prawa jazdy, które w USA jest dokumentem tożsamości. Gdy wybuchły zamieszki po śmierci George`a Floyda, zwlekał dwa dni zanim skierował Gwardię Narodową. „Siedział i przyglądał się, jak miasto płonie” – to słowa Trumpa. Wraz z Harris kampanię wyborczą ogniskuje na ideologii. I tak właśnie para przez kolejne lata ma rządzić Ameryką.
Gdy pojawiły się głosy, że niewystarczająco popiera Izrael, że publicznie wezwała do „przerwania ognia” w Gazie i że jest jej bliżej do krytycznego wobec Izraela progresywnego skrzydła Partii, doradcy Harris (skądinąd wszyscy pochodzenia żydowskiego) ripostowali: To robota Republikanów, którzy usiłują wpłynąć na wyborców żydowskich. I rzeczywiście –Trump ucieka się do różnych sztuczek, w tym oskarżania Harris, że jest antysemitką. Zarzucił jej na przykład, że „zadała Izraelowi cios w plecy” nie biorąc udziału w połączonej sesji Kongresu, dla wysłuchania Netanjahu (chociaż udziału nie wziął też J.D. Vance i ponad setka innych kongresmenów). Gdy zamiast Shapiro dobrała sobie Waltza, Vance przygadywał: „Ugięła kolana przed antysemitami, antyizraelskim radykałami na lewicy”.
„Times of Israel” pisała: Prominentni Republikanie wykorzystują protesty na campusach, aby zademonstrować sojusz z Żydami, chociaż niektórzy z nich rozpowszechniali antyżydowskie teorie spiskowe. JTA telegrafowała: „Przez całe swoje życie była otoczona Żydami. Mezuza wisi w jej rezydencji. Jest żoną Żyda, który odgrywa wiodącą rolę w wysiłkach administracji na rzecz zwalczania antysemityzmu”. Gazeta cytuje anonimowego funkcjonariusza Białego Domu: „Podziela poparcie prezydenta dla Izraela. Rozczarowani polityką prezydenta Bidena będą też rozczarowani polityką prezydenta Harris”. Tym niemniej, gazeta dodaje: Mimo iż większość kongresmenów zdecydowanie popiera Izrael, wśród młodszych członków Partii narastają antyizraelskie nastroje. Niektórzy opowiadają się za czymś wcześniej nie do pomyślenia – warunkowaniem pomocy dla Izraela. „Odejście Biden to koniec pewnej epoki, prezydenta otwarcie identyfikującego się z syjonistami i uznającego się za syjonistę” – konkluduje JTA.
Kamala dobrała sobie Waltza, a Donald wybrał Vance’a, co jednoznacznie potwierdza, że obiera ultrakonserwatywny kurs w polityce wewnętrznej i izolacjonizm w polityce zagranicznej. Ma radykalne, prawicowe i nacjonalistyczne poglądy. Jest „na prawo” od Donalda Trumpa. Postuluje uczynienie z pasa granicznego z Meksykiem strefy wojennej. Nawołuje do masowych deportacji nielegalnych imigrantów. Sprzeciwia się jakiejkolwiek amnestii dla nieudokumentowanych cudzoziemców. Programy pomocowe dla niebędących obywatelami USA uważa za karygodne marnotrawstwo i rozdawnictwo pieniędzy podatnika. Podziela niechęć Trumpa do międzynarodowego zaangażowana USA. Głosi konieczność realizacji amerykańskich interesów narodowych, bez wtrącania się w konflikty europejskie. Uważa, że wspieranie Ukrainy jest naruszeniem doktryny izolacjonistycznej wytyczonej przez twórców amerykańskiej państwowości, naraża na ogromne wydatki oraz prowadzi do konfliktu nuklearnego. Gdy w Senacie przewodził batalii o zablokowanie pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w eseju dla „NYT” pisał: „Muszę być z wami szczery – tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą w ten czy inny sposób”.
Proizraelskich ewangelików, jak mantrę recytujących, iż naturalnym domem dla Żydów jest Partia Republikańska, niepokoi wzrost znaczenia „skrajnie prawicowego skrzydła Partii”, które odrzuca proizraelską ortodoksję, opowiada się za izolacjonizmem i przywołuje antysemickie metafory. Na corocznym zjeździe Chrześcijan Zjednoczonych dla Izraela (Christians United for Israel) Sandra Parker, córka założyciela ruchu pastora Johna Hagee nawiązała do republikańskich kongresmenów, którzy sprzeciwili się ustawie mającej przyjąć definicję antysemityzmu. Tu przypomnienie: 21 Republikanów głosowało w maju przeciw ustawie, ponieważ definicja, jako przykład współczesnych przejawów antysemityzmu, podaje twierdzenie o odpowiedzialności Żydów za śmierć Chrystusa. W kuluarach zjazdu szeptano też o tym, że Trump grawituje wokół izolacjonistów, że zaproponował konwersję pomocy dla Ukrainy i Izraela w pożyczkę i że są w partii tacy, którzy kwestionują pomoc wojskową USA dla Izraela. Tu zaznaczmy, że dla Trumpa najważniejsi są protestanccy ewangelicy, bo to głównie dzięki nim wygrał w 2016 r. wybory. Tym niemniej, wielu wyższych urzędników jego administracji było konserwatywnymi katolikami. Katoliczką jest jego żona. Spektakularny był udział Trumpa w marszu obrońców życia przed kościołem w pobliżu Białego Domu, z Ewangelią w dłoni. Dzisiaj kampanię namierza też na białych wyborców katolickich pochodzenia irlandzkiego, włoskiego i polskiego.
Izolacjonizm był głównym powodem zaniepokojenia proizraelskich aktywistów partyjnych na konwencji w Milwaukee. Nawoływali do wyeliminowania Tuckera Carlsona (chociaż ten w trakcie konwencji siedział obok Trumpa i wygłosił główne przemówienie!). Relacjonujący to „Times of Israel” pisał: Carlson, który ma populistyczny talk show na X, jest izolacjonistą i gości w swym programie konserwatystów o antysemickich poglądach, popierających retorykę białych suprematystów oraz antysemicką teorię „Wielkiej Podmiany”. Zerwanie z dotychczasową polityką zagraniczną stało się ewidentne, gdy senator J. Hawley w Heritage Foundation wykpił coś, co nazwał „dwupartyjnym imperium neokonserwatystów na prawicy i liberalnych globalistów na lewicy”, którzy „razem tworzą coś, co można nazwać monopartią waszyngtońskiego establishmentu ponad podziałami”.
Najpierw usunęli Trumpa z mediów i ośmieszyli w żydowskich gazetach dla Amerykanów. Potem skazali w pokazowych procesach. Biden nawoływał do powstrzymanie go za wszelką cenę i rozkazał: „Trzeba go wziąć na celownik”. Aż wreszcie uciekli się do ostatecznego rozwiązania – chcieli go zabić. Trump stanowi zagrożenie nie tyle dla Demokratów, co dla „deep state” – głębokiego państwa, o istnieniu którego jako pierwszy znaczący amerykański polityk otwarcie mówił. Szczególnie rządy Obamy odcisnęły tu swoje piętno. To on poutykał w rządzie ludzi skrajnej lewicy o programie wrogim Stanom Zjednoczonym, którzy działali w destrukcyjny sposób w każdym segmencie administracji. Trump w 2016 r. powtarzał, że chce „osuszyć waszyngtońskie bagno”, ale nie zdał sobie sprawę, jak bagno jest rozległe i głębokie, i poniósł tego konsekwencje.
Dopiero od niedawna mówią, że Joe Biden wykazuje oznaki demencji i zniedołężnienia, mimo że wszyscy w Waszyngtonie wiedzieli, że nie jest tym, który rządzi. A to oznacza, że lobby głębokiego państwa podsuwało mu do podpisu różne ustawy. I jeśli Trump powróci do Białego Domu będzie musiał to rozliczyć, zrobić wielki audyt, oczyścić administrację publiczną z ludzi „głębokiego państw”, przeprowadzić prawdziwą rewolucję.
A co po drugiej stronie Atlantyku? Agencja AFP donosi: VictoriaStarmer, żydowska żona nowego premiera rzadko daje się fotografować. Wiemy tylko, że jej ojciec ma polsko-żydowskie korzenie, że ma dwoje dzieci, których imion nigdy nie ujawniła. Premier jest ateistą, ale żona przekazała swoim dzieciom żydowskie tradycje, w tym uczęszczanie do synagogi i szabasowe kolacje. Tyle AFP, a co media żydowskie? „Times of Israel” pisze: Keir Starmer był w Izbie Gmin świadkiem, jak antysemicka agenda i towarzyszące jej antysemickie ekscesy doprowadziły do tego, że połowa brytyjskich Żydów nosiła się z zamiarem emigracji, w przypadku wyborczego zwycięstwa Partii Pracy. Widział, że wrogość ówczesnego szefa partii Jeremy’ego Corbyna do Zachodu i sympatia dla ‘antyimperialistycznego’ globalnego południa zaczyna naruszać specjalne relacje brytyjsko-amerykańskie. Wybrany na szefa partii wyczyścił ją ze skrajnie lewicowego ekstremizmu i rasizmu. W rezultacie rząd, którym kieruje, szerzej uwzględnia troski brytyjskich Żydów, a decydującym posunięciem zapewniającym Żydów, że partia się zmieniła, było usunięcie Corbyna z jej szeregów.
„Zrobił niezwykle dużo w kwestii antysemityzmu w Partii Pracy. To było szczególnie widoczne po ataku Hamasu” – powiedziała Claudia Mendoza, dyrektor wykonawczy brytyjskiego Jewish Leadership Council. „Gdy wracam myślami do zjazdu partii pod przywództwem Corbyna, to widzę dwa różne światy (mając na myśli powiewające na sali obrad palestyńskie flagi). Symbolicznym było wystąpienie Starmera po wyborze na szefa partii, w którym przeprosił, nieco przesadnie i zbyt pochlebczo, brytyjskich Żydów i zobowiązał się do wyplenienia z partii antysemityzmu. Za deklaracjami poszły czyny – usunął Rebekę Long-Bailey z gabinetu cieni, gdy ta w mediach społecznościowych podzieliła się artykułem zawierającym antysemicką teorię spiskową. Nienawiść Starmera do antysemitów ma także aspekt osobisty – jego żona jest Żydówką rygorystycznie przestrzegającą piątkowych szabasowych kolacji”. Dalej Mendoza mówiła: „Sądzę, że Partia Pracy spełniła swe obietnice w kwestii zwalczenia antysemityzmu. W wielu aspektach Keir Starmer poszedł dalej niż trzeba było lub od niego oczekiwano. Przykładem – przyznanie biorących miejsc na listach wyborczych Żydom”.
Policja na Florydzie zatrzymała mężczyznę, który zamierzał przeprowadzić zamach na życie byłego prezydenta Donalda Trumpa. Potencjalny zamachowiec ukrył się w krzakach koło pola golfowego, na którym grał kandydat Republikanów.
Jak poinformował na konferencji prasowej Ric Bradshaw, szeryf West Palm Beach, gdzie znajduje się klub golfowy Trumpa, około 13.30 czasu lokalnego (19.30 w Polsce) agenci Secret Service zauważyli mężczyznę kryjącego się z karabinem typu AK-47 w krzakach pod ogrodzeniem klubu. Mężczyzna znajdował się ok. 300-500 metrów od Trumpa i miał celownik optyczny. Jak ocenił Bradshaw, biorąc pod uwagę celownik, nie była to daleka odległość.
Ochrona prezydenta oddała w jego kierunku niecelnych 5-6 strzałów, po czym mężczyzna uciekł. Zostawił broń w krzakach i odjechał czarnym Nissanem. Niedługo później kierowcę Nissana zatrzymano w sąsiednim hrabstwie. Oprócz karabinu z lunetą był wyposażony w płyty ceramiczne [kuloodporne md] i kamerę GoPro.
Jak powiedział Bradshaw, Secret Service zdołała zauważyć kryjącego się mężczyznę, bo gdy Trump gra w golfa, zawsze sprawdza następne dwa dołki przed nim. Właśnie tam znajdował się niedoszły zamachowiec, a lufa jego karabinu wystawała zza ogrodzenia.
Kim jest niedoszły zamachowiec Trumpa?
Według telewizji Fox News mężczyzna, który miał zamiar zabić Trumpa, to Ryan Wesley Routh. 58-letni mężczyzna był w przeszłości cytowany przez „New York Timesa” jako członek jednej z grup cudzoziemców walczących w Ukrainie.
Według Fox News i należącego do tej samego właściciela dziennika „New York Post”, powołujących się na źródła w policji, Routh to 58-latek mieszkający ostatnio na Hawajach i pochodzący z Karoliny Północnej.
Mężczyzna o tym samym nazwisku i miejscu pochodzenia był cytowany w artykule „New York Timesa” w ub.r. o obcokrajowcach walczących w Ukrainie. Routh miał plan ściągnięcia do walki w Ukrainie byłych afgańskich żołnierzy, którzy zbiegli z kraju przed Talibami. W 2022 r. w mediach społecznościowych pisał też, że jest na Ukrainie i organizuje innych ochotników z zagranicy. Jego wpisy sugerują, że chciał również wysłać afgańskich żołnierzy do Tajwanu i Haiti.
W wywiadzie dla rumuńskiej wersji „Newsweeka” Routh powiedział, że nie został przyjęty do ukraińskiego Legionu Międzynarodowego ze względu na wiek i brak doświadczenia wojskowego. Twierdził jednak, że był zaangażowany w rekrutację cudzoziemskich żołnierzy.
Na portalu LinkedIn pisał z kolei, że na Hawajach był zaangażowany w budowę domów dla ubogich. Ogłaszał też, że „przyjąłby zaproszenie do przyłączenia się do jakiejkolwiek monumentalnej i godnej sprawy, która doprowadzi do realnych zmian na naszym świecie”.
Inne wpisy w mediach społecznościowych sugerują, że w 2016 r. głosował w wyborach na Trumpa, choć później zwrócił się przeciwko niemu. Cztery lata później popierał już Joe Bidena. Dane z Federalnej Komisji Wyborczej (FEC) wskazują, że przed wyborami 2020 r. poczynił szereg drobnych wpłat, od 1 do 19 dolarów, na kampanię Demokratów. W rejestrze był zarejestrowany jako bezrobotny.
Tuż po pierwszym nieudanym zamachu na Trumpa, Routh w mediach społecznościowych zwracał się do Kamali Harris i prezydenta Bidena, by odwiedzili rannych i rodziny ofiary zamachu. „Trump nigdy nic dla nich nie zrobi…Pokażcie światu, na czym polega empatia i człowieczeństwo” – pisał.
Wiadomo, że Ryan Routh był czterokrotnie skazywany za przestępstwa – wynika z danych ze spisu przestępców na stronach władz Karoliny Północnej. W latach 2001-2010 r. mężczyzna otrzymał wyroki za 13 wykroczeń i 4 przestępstwa, w tym za posiadanie karabinu maszynowego, kradzież i ucieczkę z miejsca wypadku samochodowego.
Jak pisała lokalna gazeta z Greensboro w Karolinie Północnej, Routh został w 2010 r. zatrzymany przez policję za jazdę bez ważnego prawa jazdy, jednak uciekł policjantom i zabarykadował się w sklepie z karabinem automatycznym.
President Trump’s round of golf was not on any public schedule. How did the suspect know President Trump was golfing there today and near the 5th Hole? 2nd Trump’s assassination attempt. Inside Job? God Bless President Trump!
Jak zwykle nadążający za kluczowymi zdarzeniami „Times of India” publikuje tym razem zadziornewyzwanie polskiego posła w Parlamencie Europy – Grzegorza Brauna.
W nietypowy dla siebie sposób, ale adekwatny do stylu kowbojskiej dyplomacji administracji amerykańskiej, w reakcji na wizytę pierwszego sekretarza USA – Anthony’ego Blinkena, pan Braun obcesowo, sprawnym angielskim, skierował pod adresem wizytującego mocne przesłanie:„Blinken, wracaj pan do domu! Spadaj! My tu nie chcemy pana. Polacy nie chcą płacić i umierać za wasze wojny. Panie Blinken, niech pan wyjeżdża do domu jak najprędzej. Bardzo dziękujemy”.
Wypowiedź posła Brauna nastąpiła po spotkaniu i konferencji prasowej Blinkena z ministrem Rarosławem Sikorskim. Ich rozmowy dotyczyły złagodzenia dotychczasowych ograniczeń w korzystaniu z zachodnich dostaw broni, co miałoby eskalować konflikt w głąb Rosji, przy całkowitym pominięciu skali reakcji symetrycznej.
Zachęta ze strony Sikorskiego do przyjęcia pocisków dalekiego zasięgu miałaby oznaczać zwiększenie potencjału obronnego Polski. Łącząc ten wątek z rzekomą chęcią uniknięcia bezpośredniego zaangażowania państw NATO w toczącą się wojnę, minister wykazuje zachowanie pozorów wstrzemięźliwości z równoczesnym dążeniem do zaangażowania Polaków w samobójcze uczestnictwo rozbrojonej armii polskiej i kompletnie bezbronnych milionów obywateli.
Szczególnym w tej sytuacji przypadkiem jest wypowiedź rozgorączkowanego nieodpowiedzialnie i nieadekwatnie do sytuacji (choć w randze generała) pana Waldemara Skrzypczaka. Jak niegdyś pewien działacz przywiązany do „maciejówki” na głowie, ten wieloletni żołnierz czasów pokoju powiedział, że Rosja, ośmielając się zaatakować Polskę, nie ma pojęcia, jak stojąca za nią potężna siła amerykańska jest w stanie „zdmuchnąć” Rosję daleko za Ural, kończąc z dotychczasowym kapitulanckim podejściem.
Pan generał najwyraźniej myli prawo do obrony z inspirowaniem prawa do ataku przeciwnika wielokrotnie potężniejszego i nowoczesnego, któremu jankesi stanąć oko w oko sami się nie ośmielą. Jako praktyczni wypuszczą innych na ring wojny, a sami pobawią się w sekundantów. Kiedyś rycerze, dziś żołnierze do zakutych głów należą; niegdyś — w szyszak, dziś — w ideologię.
Zwiększenie budżetu wojskowego Polski na rok 2025 do blisko 48 miliardów dolarów jest równoznaczne z podwyżką podatków i cięciami świadczeń socjalnych. Przeciek, że Blinken „przywiózł Polsce 6 miliardów dolarów na odbudowę Ukrainy” wskazuje raczej na koniec wojny, zaś, znając szczodrość Amerykanów, można te pieniądze potraktować jako łapówkę na poczet kolejnego majdanu w Polsce, a w najlepszym razie kredyt do spłacenia na 44,7% – czyli nie do spłacenia.
Doskonale wiadomo od dwóch lat, że Ukraina jest już podzielona na strefy wpływów należące do BlackRocka, więc wszelkie bajdy o polskim udziale w odbudowie powinny przypomnieć, jak do dnia dzisiejszego obietnice odbudowy Iraku zniknęły za horyzontem, którego zawsze broni zwarta i gotowa zbieranina sojusznicza.
Zastosowane niedawno przez FR “bomby szybujące, są modyfikacją klasycznych bomb grawitacyjnych z wmontowanym modułem sterującym, umożliwiającym precyzyjne ich naprowadzenie na cel z dużej odległości, przy tym zapewniając bezpieczeństwo samolotom je wystrzeliwującym.
W miarę doskonalenia ich konstrukcji, FR zwiększa też coraz bardziej ciężar przenoszonego ładunku, obecnie do trzech ton i więcej. Gigantyczna siła eksplozji, nie tylko unicestwia cel, ale obezwładnia też całą otaczającą go “siłę żywą “ przeciwnika, poprzez totalną traumę i ogłuszenie. Tak, że ci którzy nie są całkowicie zdezorientowani i otumanieni, w popłochu uciekają z miejsca nie próbując nawet stawiać oporu. Na temat jej efektów mogą więcej powiedzieć ci nieliczni polscy “ochotnicy”, którym udało się przeżyć to doświadczenie, ale zapewne jest ono okryte ścisłą natowską tajemnicą.
Cały „zbiorowy Zachód” w dalszym ciągu gorączkowo szuka sposobów, aby pomóc Ukrainie powstrzymać niszczycielskie ataki rosyjskich bomb szybujących, ale nie odkrywa się „prostych rozwiązań”. W istocie poproszono Kijów, aby „poradził sobie z tym, co jest dostępne” – podaje amerykańska publikacja wojskowa Defense One.
Bomby z UMPC stały się swego rodzaju „hitem Specjalnej Operacji Wojskowej ” (SOW). Rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne zużywają do 3500 takiej amunicji miesięcznie, twierdzi kierownictwo kijowskiego reżimu; Ukraińska armia podaje tę broń jako główny powód, próbując usprawiedliwić niepowodzenie w powstrzymaniu rosyjskiej ofensywy w Donbasie.
Amunicja zrzucana przez rosyjskie samoloty jest tania, ale potężna. Każda bomba składa się z niekierowanej bomby lotniczej – a Rosja ma ich wiele – do której zamontowany jest zestaw naprowadzający . Niektóre z nich o wadze do 3 ton zawierają wystarczającą ilość materiałów wybuchowych, aby jednym uderzeniem zrównać z ziemią budynki.
Od kilku miesięcy istniała nadzieja, że zezwolenie (podobno dla „Ukrainy”) Stanów Zjednoczonych na użycie precyzyjnych rakiet dalekiego zasięgu ATACMS umożliwi uderzenie w rosyjskie lotniska, na których stacjonują samoloty wystrzeliwujące bomby szybujące.
Wiele krajów to popiera. Bardzo wiele. Ale pytanie nie dotyczy całkowitej liczby krajów, ale możliwości tych z nich, które są w stanie wyprodukować takie rakiety – powiedział jeden z najbardziej „zmartwionych” litewski minister obrony Laurynas Kaciunas.
Do tej pory Waszyngton wzbraniał się przed takim „pozwoleniem”. Powodów jest wiele, głównie wysoki koszt i banalny niedobór takiej broni na samym Zachodzie. Publicznie mówią co innego. W związku z tym rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, John Kirby, powiedział, że ATACMS będzie mało przydatny, ponieważ Rosja przeniosła 90% swoich samolotów zrzucających bomby szybujące poza zasięg.
Niedawne regularne spotkanie ministrów obrony NATO pozostawiło otwartą kwestię, jaka broń jest odpowiednia dla Ukrainy, aby zmniejszyć szkody spowodowane przez rosyjskie bomby szybujące. Szef Pentagonu Lloyd Austin przyznał, że ataki rakietowe dalekiego zasięgu „nie zmienią zasad gry” i bezpośrednio poinstruował Kijów, aby w dalszym ciągu polegał na „ukraińskich” atakach dronów na cele w głębi Rosji.
Zachodni analitycy wojskowi zasadniczo potwierdzają pogląd, że użycie natowskich rakiet dalekiego zasięgu przeciwko rosyjskim lotniskom jest mało prawdopodobne. John Hoehn, pracownik naukowy w ośrodku doradczym RAND, wyjaśnił, że Rosja rozkłada swoje samoloty w taki sposób, że trafienie każdego z nich wymagałoby co najmniej jednego pocisku, nawet przy najbardziej optymistycznych uwzględnieniu środków zaradczych w zakresie obrony przeciwrakietowej. Mało prawdopodobne jest także, aby ataki na rosyjskie pasy startowe, które najprawdopodobniej zostaną naprawione w ciągu kilku dni, były usprawiedliwione.
Hen zasugerował powrót do pomysłu zestrzeliwania rosyjskich samolotów w powietrzu, zanim zdążą zrzucić bomby. Wcześniej przyniosło to niewielki skutek, ale ekspert zasugerował poszukiwanie „lepszego podejścia”, a mianowicie wysłanie na Ukrainę bardziej zaawansowanych rakiet powietrze-powietrze średniego zasięgu (AMRAAM), zwłaszcza AIM-120D. Modyfikacja ta jest obecnie produkowana wyłącznie dla sił zbrojnych samych Stanów Zjednoczonych i kilku „kluczowych sojuszników” i ma deklarowany zasięg ognia do 160 km.
Ukraina otrzymała już kilka AMRAAMów. Wydaje się jednak, że są to starsze warianty, takie jak AIM-120B z lat 90. XX wieku. Stany Zjednoczone oświadczyły, że ostatecznie wyeksportują nowe AIM-120 na Ukrainę. Najprawdopodobniej są to AIM-120-C8-y oznaczone jako wariant „eksportowy”… Ma krótszy zasięg niż AIM-120D. Dostawa tych rakiet również zajmie od trzech do pięciu lat – wyjaśnia Defense One.
Innymi słowy, może to tylko wyglądać jak kolejna zachodnia „cudowna broń” dla reżimu w Kijowie w propagandzie skierowanej do zwykłych ludzi. Hen dodał, że dostarczanie Ukrainie wariantów AIM-120D jest obarczone problemami:
Przede wszystkim pozwoli to potencjalnym przeciwnikom Stanów dokładnie ocenić cechy bojowe jednego z najbardziej zaawansowanych systemów obrony powietrznej, a także zmniejszy ich liczbę dostępnych Stanom Zjednoczonym w przypadku wojny z Chinami . Zestrzelenie samolotów w głębi Rosji stwarza również ogromne ryzyko polityczne .
The eleven month anniversary of the October 7th Hamas attacks on Israel passed two days ago and in two more days we will reach the twenty-third anniversary of the September 11th Attacks on America.
Both these events have become so infamous that they are now among the tiny handful that can easily be identified merely by the date on which they occurred, and they are both likely to be remembered for their world historic significance. The 2001 attacks unleashed a long series of devastating Middle Eastern wars, and last year’s Hamas attack now threatens to do the same, perhaps drawing in the United States. There are differences as well as some significant parallels, but taken together they may have combined consequences that are too controversial to be widely discussed.
From almost the first hours after the huge October raid by Gaza militants, Israeli officials and their media allies had declared that the attack was Israel’s own 9/11, and I believe that in many respects that analogy is a very apt one.
Back in 2001, the newly installed administration of President George W. Bush had paid little attention to foreign affairs and almost none to the Middle East, with its focus overwhelmingly upon domestic political projects. Bush had actively courted Muslim support during his 2000 campaign while promising Americans that he would pursue a “humble” foreign policy. All of these plans were transformed in a single day as tens of millions of Americans watched the towers of our World Trade Center collapse and the newscasters reported that the Pentagon had also been attacked and seriously damaged.
Not since the Pearl Harbor attack of 1941 had America suffered such an enemy assault on its own soil, and nearly 3,000 Americans were dead, so major military retaliation was inevitable. But with our top leaders reeling in dismay and confusion, uncertain exactly how to respond, a tight network of fervently pro-Israel Neocons situated in various sub-Cabinet positions quickly sprang into action. These individuals took advantage of the sudden, unexpected crisis to convince their superiors to undertake a long-planned agenda of regime change operations and wars across much of the Middle East and other portions of the Muslim world, a project largely intended to reshape that region for the benefit of Israel.
In the initial days and weeks after those terrorist attacks, America attracted huge sympathy from the entire world, but we would soon squander that important geostrategic asset by launching an unprovoked war of aggression against Iraq, justifying that attack by blatant lies regarding Saddam Hussein’s WMDs. The cycle of resulting wars we set into motion would lead to the death or displacement of many millions of Muslim civilians, severely damaging our national reputation and upsetting the regional balance of power. Those wars mostly ended in shame and humiliation, while costing our country as much as eight trillion dollars. My old friend Bill Odom, the three-star general who had run the NSA for Ronald Reagan, later described our Iraq War as “the greatest strategic disaster in U.S. history,” and I entirely seconded his verdict.
The 9/11 Attacks themselves had inflicted relatively minor injury upon America. But the gigantic, ideologically-driven overreaction promoted by extremist elements of the Bush Administration severely damaged our national interests and global reputation, inflicting losses vastly greater than anything that a few hijacked jetliners could possibly have done.
The Hamas raid against Israel seemed to follow a remarkably similar trajectory. At the time it occurred, Israelis were entirely focused upon domestic issues, especially a very bitter ideological battle over judicial reform between Prime Minister Benjamin Netanyahu and his political opponents, with almost no one paying any attention to the simmering conflict with the Palestinians, least of all the ones in quiet Gaza. Just as the American people and its leaders had assumed that our country was protected from any significant foreign attack by two wide oceans, the Israelis had put their faith in the elaborate, high-tech defenses they had erected around the besieged Gaza enclave at the cost of a half-billion dollars, believing that these were completely impenetrable.
Thus, when the successful attack came, more than a hundred times larger than any previous Hamas incursion, it struck like a bolt out of the blue, and the Israeli government response was totally disorganized and completely ineffective, with panic-stricken, trigger-happy IDF troops accounting for a large fraction of all the resulting civilian deaths, as Apache attack helicopters were ordered to blast anything that moved. More Israelis died in that 24-hour period than had fallen in all the major military battles of the country’s previous half-century of wars, while well over 200 Israelis were captured and carried back to Gaza, with Hamas intending to trade them for the release of the thousands of Palestinian prisoners long held by Israel without charges or trials.
The crucial myth of Israeli military invincibility that had been constructed at enormous effort over three generations was shattered within hours, as was the even stronger myth of the brilliance of Israeli surveillance and intelligence capabilities. For more than seventy years, the powerful, well-equipped conventional armies of nearby Arab states had regularly been defeated by the Israeli military, but the latter had now been totally humiliated by a rag-tag force of lightly-armed Islamic militants.
In per capita terms, Israel’s human losses were some fifteen times greater than what America had suffered from the 9/11 terrorist attacks, so Israeli military retaliation was inevitable. But just as America’s massive, ideologically-driven overreaction after 2001 inflicted enormously greater damage on ourselves than the attacks had ever done, Israel’s own ideologically-driven response has been equally ruinous.
America committed huge, devastating blunders in the aftermath of 9/11. But as the world’s sole superpower, with a population of nearly 300 million and protected by two oceans, our national existence was obviously never at risk. By contrast, Israel is a small country of only seven million Jews living in a sea of much larger, hostile neighbors, so its margin for error is far smaller. I think that the disastrous, self-destructive actions of the Israeli government over the last eleven months have raised serious doubts about the near-term survival of the Jewish State less than eighty years after it was first established.
The reason for Israel’s massive overreaction seems obvious. At the time of the attack, Netanyahu was already reviled by half the Israeli population, including a large majority of its elites. The gigantic military disaster that occurred on his watch immediately dropped his approval rating to single digits even before evidence appeared that most of the unarmed civilian dead had apparently been killed by the IDF due to his own government’s incompetent response. So he recognized that once his retaliatory war ended and peace was reestablished, he would almost certainly be driven from office; and with numerous serious corruption charges hanging over his head, he would probably end his life in a prison cell.
I think that a classic line from Shakespeare’s Macbeth probably summed up Netanyahu’s dilemma and his resulting strategy:
I am in blood Stepped in so far that, should I wade no more, Returning were as tedious as go o’er.
Thus, his personal situation required him to enormously broaden and lengthen his new retaliatory war in hopes that an eventual sweeping victory, perhaps resulting in a greatly expanded Israel, might lead his citizens to forget or forgive his corruption, blunders, and initial military disaster.
Aside from occupation duties and long-term guerrilla conflicts, Israel’s actual wars since 1948 had been extremely brief ones, accommodating the needs of an army that largely consisted of reservists mobilized for short periods. At the time the IDF began its attack on Gaza, the widespread assumption had been that the punitive campaign against Hamas would only last a few weeks if even that. But the Hamas fighters were well-entrenched in an extensive network of tunnels and could not easily be dislodged, so Netanyahu took his project in an entirely different direction, converting it into a war against Gaza’s more than two million civilians.
He hoped that a massive, relentless bombardment aimed at destroying Gaza’s homes and civilian infrastructure combined with a starvation blockade would kill enough Palestinians that the remainder could be driven out into Egypt’s Sinai desert, probably then followed by a similar ethnic cleansing of the West Bank. The removal of all the Palestinians and the permanent annexation of their lands would result in the creation of a purely Jewish Greater Israel, and if Netanyahu achieved that century-old Zionist ambition, his place in Israeli history would be assured, along with his likely political survival.
But most of the Gazans were the descendants of refugees whom Zionist militants had expelled from Palestine during the previous ethnic cleansing of the 1948 Nakba. Therefore, despite the bombing and devastation they stubbornly refused to once again become homeless international exiles, thereby frustrating Netanyahu’s sweeping plans, while the Egyptians were just as opposed to suddenly receiving a couple of million destitute refugees expelled into their territory. As a consequence, Israel’s very one-sided war against Gaza’s civilian population has now dragged on for more than eleven months, with no obvious end in sight.
Such an exceptionally long war has naturally had very damaging effects upon Israel and its economy, severely impacted by the continuing mobilization of so many reservists. The lack of any clear military victory or signs of an approaching conclusion has also led 500,000 or more Israelis to flee overseas, a massive blow since so many of these individuals were the country’s best-educated and most productive citizens. For the last decade or two, Israel had proclaimed its successful high-tech industry as the engine of country’s economic future and boasted about the flood of investment capital for its startups, but wartime uncertainty has caused a huge outflow of such capital and personnel, with 46,000 businesses having closed by July. Proud Israelis had famously boasted that their Middle Eastern country was “a villa in the jungle,” but nearly a year of fruitless warfare was leading to the villa’s increasing decrepitude and partial abandonment.
Moreover, the continuing Gaza fighting and the very graphic images of Palestinian death and devastation distributed across the world on social media soon drew in the involvement of other regional powers, at least to a limited extent.
The fervent Zionists who were Netanyahu’s crucial political base had long coveted southern Lebanon as a God-given portion of their intended Greater Israel. The IDF had invaded and partially occupied that territory several times over the decades until finally being defeated and driven out by the newly formed Hezbollah Shiite militia, with that organization having now reportedly accumulated an arsenal of some 150,000 missiles and rockets as a very powerful deterrent. The terrible plight of the Gazans attracted Hezbollah’s strong sympathy, so it mobilized its forces on the border, threatening military intervention, while engaging the IDF with cross-border rocket and shelling attacks, suffering bombing strikes in return.
Over the years, Hezbollah had built up formidable ground forces and with much of the IDF military engaged in the Gaza fighting, these attacks and Hezbollah’s very visible presence terrified Israeli civilians living in the north, who feared the sort of sudden Hamas-type invasion that had killed many of their southern counterparts. This led some 60,000 of them to flee their homes, becoming internally displaced Israeli refugees, constantly demanding that their military attack Lebanon and drive Hezbollah away from the border. But although there has been endless talk of such a pending Israeli ground attack on Lebanon, Netanyahu and his military advisers were aware of the severe defeat they had suffered at Hezbollah’s hands during their previous 2006 invasion, so they took no action aside from various assassinations and other provocations aimed at goading Hezbollah into the sort of major attack that might draw in American forces.
Meanwhile, in a very unexpected development, the determined Houthi Islamic militia of distant Yemen declared their full support for the suffering Palestinians and imposed a blockade of Red Sea shipping, threatening to attack any vessels bound for Israel or having an Israeli connection until Israel lifted its own siege of Gaza and allowed the starving Palestinians to receive food and medical supplies. This successful Houthi operation soon eliminated nearly all seaborn traffic to Israel’s main port of Eilat, which was driven into bankruptcy, further damaging the Israeli economy. A powerful American task force was soon dispatched to attack the Houthis and reopen the Red Sea, but it failed miserably, with the headlines recently declaring that “The Houthis have defeated the US Navy.” This represented a huge embarrassment for our own carrier-based naval strategy.
Despite these serious setbacks, Netanyahu continued to double-down. The 10/7 attacks and the heavy Israeli civilian casualties had galvanized America’s pro-Israel billionaires into extraordinary support for the Jewish State, and with the presidential election approaching, their political influence was at its height. While the Biden-Harris administration shipped Israel enormous quantities of munitions and declared its unwavering support, Republican Donald Trump and independent Robert F. Kennedy Jr. were even more fulsome in their pro-Israel public statements. Israel’s political strength was further demonstrated a few weeks ago when Netanyahu was invited to address a joint session of Congress and received an unprecedented 58 standing ovations by the bipartisan audience, more than one each minute. Some observers not unreasonably suggested that this foreign leader now actually exercised greater control over the American political system than Biden, Harris, Trump, or anyone else.
So in a colossal roll of the dice, Netanyahu has sought to ignite a large regional war, using his political influence to draw in the American military and use it to destroy Iran, Hezbollah, and all his other most powerful regional rivals, thereby establishing effective Israeli hegemony throughout the Middle East. Almost immediately upon his return from DC, he assassinated a top Hezbollah leader in Beirut with a missile strike and also deeply humiliated Iran’s newly elected president by assassinating the political leader of Hamas as the latter attended the inauguration ceremony in Tehran. These killings were obviously intended to provoke the sort of major military retaliation that could be used to draw America into a war.
Netanyahu’s plan seemed exceptionally risky. Experienced military experts agree that the huge missile arsenals of both Iran and Hezbollah could easily saturate and overwhelm Israel’s vaunted Iron Dome defensive system, laying waste to the country’s cities, thereby destroying most of the Jewish State and perhaps triggering the flight of much of its surviving population. Although neither of those adversaries possess nuclear weapons, analysts have noted that their conventional warheads could destroy Israel’s Dimona nuclear reactor complex, blanketing much of the country with deadly radioactive contamination, which would substantially achieve the same result. So even if American attacks destroyed Israel’s enemies, Israel itself would probably suffer a similar fate. These sorts of pragmatic considerations help explain why top former Israeli national security figures have declared that Netanyahu is leading Israel to its doom.
Although there are probably several rounds left to play in this conflict, Israel has already sustained enormous economic damage and risks suffering destruction in a wider war against Iran and Hezbollah even if it wins the conflict by using America to destroy its regional adversaries. Just a couple of weeks ago, a highly-regarded retired Israeli general predicted Israel’s collapse within a year.
But I think that an even greater risk to Israel’s survival comes when we properly consider the other consequences of Israel’s brutal ongoing war against Gaza’s Palestinians.
For nearly a year, the Israeli-Palestinian conflict has probably been the world’s top news story, possibly receiving more media coverage during the last eleven months than it had during the previous seventy-five years combined. Many billions have now learned much about an issue that had previously been almost unknown to them. Netanyahu’s ruthless plan of bombing Gaza into rubble as a means of permanently expelling its Palestinian inhabitants has produced countless gripping videos showing death and devastation inflicted upon a helpless civilian population, and these have been distributed worldwide on social media, thereby bypassing the traditional pro-Israel gatekeepers of the mainstream media. Curious individuals have now discovered important facts long concealed by that media.
As I discussed in a lengthy article late last year, the simple history of the Israel-Palestine conflict is really quite shocking to anyone who encounters it for the first time. Large numbers of organized, well-armed Zionist militants, nearly all of them recent arrivals in Palestine, launched a planned campaign of massacre, murder, and rape to ethnically-cleanse and expel some 700,000 Palestinians from the lands in which they had peacefully lived for more than two thousand years.
Although a large majority of those Zionist militants were Marxian atheists, their primary public justification for the conquest and seizure of that territory was that the Hebrew God had pledged that land to their distant ancestors thousands of years earlier. Adding to the enormous irony, the top Zionist leaders had previously acknowledged that the Palestinians themselves were the actual direct descendants of the ancient Judeans who had supposedly received that holy covenant, while the conquering Zionists were at least half-European, with most of them probably having little if any Judean ancestry.
This outrageous campaign of conquest and expulsion constituted one of the worst ethnic cleansings in modern world history, and most remarkably of all, it took place just after the proclamation of the United Nations Charter had supposedly forever prohibited exactly this sort of military aggression.
Thus, the political legitimacy of the State of Israel immediately dissolves upon any careful investigation, and the events of the last year have likely prompted large numbers of thoughtful people all across the world to discover those important facts for the first time.
An even more important development has been an indirect consequence of the events of the last eleven months. Since its creation, one of Israel’s greatest strategic assets has been the enormously strong pro-Israel bias of the heavily Jewish mainstream media, which has often been willing to transform black into white or hide from public scrutiny any facts deemed less than flattering to the Jewish State.
But Netanyahu’s unprecedented ongoing slaughter of more than two million helpless Palestinian civilians and the unspeakable war crimes regularly committed by so many of his troops have finally begun to breach those media dikes, especially since the graphic evidence is so easily available in videos distributed on social media. It is worth recapitulating some of the grisly material I discussed last month:
According to American physicians interviewed by Politico Magazine and CBS News Sunday Morning, Israeli military snipers have regularly been executing Palestinian toddlers with precisely aimed shots to the head and the heart; indeed, for many years Israelis have proudly marketed tee-shirts boasting of their success in killing pregnant women and children. An article in the New York Times also reported that IDF forces have seized and tortured to death leading Palestinian surgeons and other medical doctors, with some of the survivors describing the horrific torments they endured at the hands of their brutal Israeli captors.
All of these barbaric atrocities have been justified and encouraged by the sweeping public statements of top Israeli leaders. For example, Prime Minister Benjamin Netanyahu has publicly identified the Palestinians with the tribe of Amalek, whom the Hebrew god commanded must be exterminated down to the last newborn baby. Just a few days ago, Israeli Finance Minister Bezalel Smotrich declared that it would be “just and moral” for Israel to totally exterminate all two million Palestinians in Gaza, but he emphasized that world public opinion was currently preventing his government from taking that important step.
Although this officially-stated Israeli goal of eradicating all Palestinian men, women, and children has not yet been achieved, more than ten months of bombs, bullets, and famine have made significant progress in that direction. The Lancet is one of the world’s oldest and most prestigious medical journals and a few weeks ago it published a short piece conservatively estimating that relentless Israeli attacks and the complete destruction of Gaza’s civilian infrastructure may be responsible for nearly 200,000 civilian deaths, a figure many times larger than any previous total mentioned in the media.
The massive, ongoing slaughter of Palestinian civilians together with these widespread, explicit public statements by top Israeli leaders led the esteemed jurists of the International Court of Justice to issue a series of near-unanimous rulings that Israel appeared to be undertaking a campaign of genocide against Gaza’s Palestinians. By late July even the notoriously pro-Israel editors of the English-language Wikipedia had finally endorsed the same conclusion.
In addition to these ongoing massacres, many thousands of Palestinian civilian captives have been seized, none of whom have ever been tried or convicted of anything. But with Israeli prison space overflowing, National Security Minister Itomar Ben-Gvir proposed summarily executing all of them by shooting each one in the head, thereby freeing up their prison space for new waves of captives.
Although the militaries of many countries have occasionally committed massacres or atrocities during wartime, sometimes even with the silent approval of their political leadership, it seems quite unusual to have the latter publicly endorse and advocate such policies, and no similar examples from recent centuries come to mind. I don’t doubt that if television journalists had interviewed Genghis Khan while he was ravaging all of Eurasia with his Mongol hordes, he might have casually made such statements, but I’d always assumed that standards of acceptable international behavior had considerably changed over the last thousand years.
When top leaders regularly issue such wholesale sanguinary declarations, some of their more enthusiastic subordinates may naturally decide to partly implement those same goals on a retail basis. These horrible recent Israeli atrocities merely continued the pattern from earlier this year, which had often been documented on social media by Israelis themselves, eager to emphasize the terrible punishment they were successfully inflicting upon their hated Palestinian foes. As I wrote a few months ago:
Indeed, the Israelis continued to generate an avalanche of gripping content for those videos. Mobs of Israeli activists regularly blocked the passage of food-trucks, and within a few weeks, senior UN officials declared that more than a million Gazans were on the verge of a deadly famine. When the desperate, starving Gazans swarmed one of those few food delivery convoys allowed through, the Israeli military shot and killed more than 100 of them in the “Flour Massacre” and this was later repeated. All these horrific scenes of death and deliberate starvation were broadcast worldwide on social media, with some of the worst examples coming from the accounts of gleeful Israeli soldiers, such as their video of the corpse of a Palestinian child being eaten by a starving dog. Another image showed the remains of a bound Palestinian prisoner who had been crushed flat while still alive by an Israeli tank. According to a European human rights organization, the Israelis had regularly used bulldozers to bury alive large numbers of Palestinians. UN officials reported finding mass graves near several hospitals, with the victims found bound and stripped, shot execution-style. As Internet provocateur Andrew Anglin has pointed out, the behavior of the Israeli Jews does not seem merely evil but “cartoonishly evil,” with all their blatant crimes seeming to be based upon the script of some over-the-top propaganda-film but instead actually taking place in real life.
Anglin’s description of the Israeli behavior as being “cartoonishly evil” seemed a very apt phrase to me, and I used it in the title of my own article on the subject.
All these examples are absolutely horrific, yet only a sliver of them have gotten any significant coverage in our elite or broadcast media, and then only after nine or ten months of their regular occurrence. Israel has spent the last year committing the greatest televised massacre of helpless civilians in the history of the world, but I wonder whether most readers of the New York Times would have ever gotten that impression. Among those Americans who rely upon the mainstream media as their primary source of information, I doubt that even five in one hundred would have become aware of almost any of these horrors.
Indeed, most of our media has instead spent this last year promoting an entirely contrary and totally artificial reality, loudly condemning a series of absolutely ridiculous atrocity-hoaxes, each of which has been quietly abandoned after it had successfully embedded itself in the minds of our gullible, low-information citizens, some of whom are important elected officials. This began with the hoax of 40 beheaded babies, and continued on from there. As I wrote last month:
I’d previously mentioned the short interview of an Israeli woman with two young children who emphasized that the Hamas militants who occupied her home for a couple of hours had been quite respectful to her family. I had also reported the eyewitness testimony of a survivor from a Kibbutz near Gaza who explained that the civilians had been killed when the Israeli military attacked the Hamas fighters holding them.
Furthermore, the official list of dead Israelis indicates that nearly all of the victims were non-elderly adults, with a large fraction being soldiers or security personnel, hardly suggesting a policy of indiscriminate slaughter.
The latest wave of very doubtful claims has focused upon second-hand stories of Hamas gang-rapes and sexual mutilations. These accounts only came to light two months after the events in question and lacked any supportive forensic evidence, with many of the claims coming from the same individuals behind the beheaded babies hoax, suggesting that they are equally desperate propaganda ploys. Journalists Max Blumenthal, Aaron Mate, and others have discussed the extreme credulity of the Times and other media outlets in promoting these blatantly fraudulent stories. Many of these points are summarized in a brief video discussion:
Meanwhile, consider the very strong evidence from silence. According to news reports, small GoPro cameras were worn by the attacking Hamas militants, which recorded all their activities, and the Israelis recovered many of these from their bodies and began carefully examining hundreds of hours of this extensive video footage. They surely would have soon released a video compilation providing any incriminating evidence that they found, yet I’m not aware of a single public clip that shows any such brutal atrocities or mass killings, strongly suggesting that very little of that occurred. Indeed, the Gray Zone discovered that the main photograph provided of an allegedly raped and murdered Israeli woman actually turned out to be that of a female Kurdish fighter from years earlier that had been plucked off the Internet, demonstrating the apparent desperation and dishonesty of the pro-Israel propagandists promoting these stories.
Over the last couple of months it has gradually been admitted that perhaps half or more of all the 1,100-odd Israelis killed on October 7th probably died at the hands of their own panicked and trigger-happy military forces, in some cases being deliberately targeted due to Israel’s controversial “Hannibal Directive,” and those victims of friendly-fire were overwhelmingly civilians. Therefore, it seems quite possible that as few as 100 to 200 unarmed Israeli civilians were killed by Hamas militants, in many cases accidentally. This underscores the extreme disproportionality of perhaps as many as 200,000 Palestinian civilian dead.
But I think that an even greater danger to Israel comes as a result of the massive media campaign to retain America’s vital support despite eleven months of genocidal rampage in Gaza.
That support still holds on the political level as demonstrated by Netanyahu’s 58 standing ovations in Congress, but the use of such media propaganda has been pushed to its limit, perhaps severely overtaxing that vital tool. Many tens of millions of Americans, especially younger ones, have become fully aware of the total disconnect between the mainstream media portrayal of events in Gaza and what they have been seeing with their own eyes on TikTok, Twitter, and other relatively uncensored social media platforms. The resulting collapse in media credibility may permanently cripple the powerful pro-Israel media framework that has dominated American society for the last half-century or longer, perhaps with very fateful consequences.
I think that media can best be understood as a potent means of mind-control that causes individuals to behave in ways very different from how they otherwise might. This applies both to ordinary citizens and also to important political leaders, and I suspect that a large majority of those who participated in Netanyahu’s standing ovations did so primarily as a result of such media mind-control, rather than due to the influence of money or blackmail, although those were likely also factors.
But such mind-control loses much of its effectiveness once its role has become understood and an automatic suspension of disbelief has been lost. As a result of this total disconnect between media coverage and reality, most intelligent observers have now quietly recognized that our media has been totally dishonest and unreliable on any matters sensitive to the Jewish State, and once they begin to consider that this may also have been equally true in the past, the implications are enormous. Important, controversial events of our history that might have previously been disregarded or ignored are now suddenly reconsidered in a very different light.
Consider, for example, the notorious case of the U.S.S. Liberty, our most advanced intelligence-gathering ship, which was suddenly and deliberately attacked by Israel in 1967 while sailing in international waters, with more than 200 American servicemen killed or wounded. This incident constituted our greatest naval loss of life since World War II.
A few years earlier, an American destroyer in the Gulf of Tonkin had been deploying sabotage teams against the North Vietnamese coast when it mistakenly reported that it had been counter-attacked by torpedo boats. That hostile action never occurred, so obviously not a single American was injured, but the resulting political outrage prompted our involvement in the Vietnam War, in which we killed perhaps as many as three million Vietnamese.
So under this American standard of response, we might have expected that the vastly more serious—and actually real—attack upon that other vessel off Egypt’s coast to have produced far more forceful military retaliation, possibly including the total destruction of the small Middle Eastern nation responsible.
But our president at the time was the fervently pro-Israel Lyndon Johnson and Jews of similar sentiments then controlled all three American television networks, our two most influential national newspapers, and nearly all the Hollywood studios.
Thus, with all these central organs of government and media mind-control almost entirely in staunchly pro-Israel hands, this major military attack completely vanished from reality, and even when the facts finally came out a dozen years later, they were almost totally ignored, eliminating any possibility of significant public outrage. So instead of any harsh retaliation, our political and financial support for the country that had attacked us without provocation steadily escalated over time, now eventually reaching almost absurd proportions.
For decades, most Americans have been unwilling to believe that our media could have simply ignored such a blatant and deliberate attack against our military, and therefore assumed the incident must have been the result of mistaken identity or the fog of war or some other such fully mitigating factor. But once trust in the media has vanished, those excuses evaporate. I reviewed the U.S.S. Liberty story in considerable detail several years ago, and our country’s total non-reaction to the deliberate killing of so many of its own military servicemen was really quite remarkable.
The deadly 1967 Israeli attack upon our naval vessel involved the remarkable treachery of President Johnson, who kept the facts concealed and placed Israel’s national interests above his own duty to the lives of American servicemen. But LBJ only occupied the White House due to the 1963 assassination of his predecessor President John F. Kennedy, one of the most famous events of the twentieth century.
About a dozen years ago I finally became aware that the true facts of the JFK Assassination greatly differed from the official narrative of a crazed lone gunman that I had always casually absorbed from our media, and after a great deal of careful investigation, I concluded that the Israeli Mossad had probably played a central role in the death of our own president, acting to replace him with someone far more closely aligned with Israeli interests.
JFK had been exerting enormous pressure on Israel to halt its nuclear weapons development program and had also sought to severely curtail the growing influence of the Israel Lobby by forcing the organization that later became AIPAC to register as a foreign agent, thereby breaking its political power. But once Kennedy had been eliminated, his pro-Israel successor immediately reversed both these policies, thereby allowing Israel to acquire its large nuclear weapons arsenal and permitting AIPAC to grow into the colossal force that has now reduced most members of our Congress to trained seals, who gave an arrogant foreign leader those endless standing ovations.
Israel’s likely responsibility for the JFK Assassination was strongly supported by the long track-record of such bold Zionist political killings, both before and after the creation of its national state, as I noted in early 2020:
Indeed, the inclination of the more right-wing Zionist factions toward assassination, terrorism, and other forms of essentially criminal behavior was really quite remarkable. For example, in 1943 Shamir had arranged the assassination of his factional rival, a year after the two men had escaped together from imprisonment for a bank robbery in which bystanders had been killed, and he claimed he had acted to avert the planned assassination of David Ben-Gurion, the top Zionist leader and Israel’s future founding-premier. Shamir and his faction certainly continued this sort of behavior into the 1940s, successfully assassinating Lord Moyne, the British Minister for the Middle East, and Count Folke Bernadotte, the UN Peace Negotiator, though they failed in their other attempts to kill American President Harry Truman and British Foreign Minister Ernest Bevin, and their plans to assassinate Winston Churchill apparently never moved past the discussion stage. His group also pioneered the use of terrorist car-bombs and other explosive attacks against innocent civilian targets, all long before any Arabs or Muslims had ever thought of using similar tactics; and Begin’s larger and more “moderate” Zionist faction did much the same.
As far as I know, the early Zionists had a record of political terrorism almost unmatched in world history, and in 1974 Prime Minister Menachem Begin once even boasted to a television interviewer of having been the founding father of terrorism across the world.
A great deal of additional supporting evidence can be found by carefully reading between the lines of Ronan Bergman’s authoritative 2018 history of Mossad assassinations. During this last year of the Gaza conflict, the frequency and daring of Israel’s high-profile political assassinations has reached new heights.
Once we strip away and disregard the obfuscating layer of mainstream media narrative regarding the assassinations of JFK and his brother Robert, the evidence of Mossad culpability becomes very strong, perhaps even overwhelming.
All these important facts should be kept in mind as we begin considering the true circumstances of the attacks of September 11, 2001, whose 23rd anniversary is now approaching. Those terrorist strikes against our country were not only the largest in human history, but perhaps even greater in magnitude that all the previous ones combined, and they forever changed our society and our world. Yet the distorting impact of media omission and deception has prevented most of us from ever discovering what actually happened, as I have discussed in my articles.
Around the time of the twentieth anniversary in 2021, I analyzed some of the evidence at considerable length:
One of history’s largest terrorist attacks prior to 9/11 was the 1946 bombing of the King David Hotel in Jerusalem by Zionist militants dressed as Arabs, which killed 91 people and largely destroyed the structure. In the famous Lavon Affair of 1954, Israeli agents launched a wave of terrorist attacks against Western targets in Egypt, intending to have those blamed on anti-Western Arab groups. There are strong claims that in 1950 Israeli Mossad agents began a series of false-flag terrorist bombings against Jewish targets in Baghdad, successfully using those violent methods to help persuade Iraq’s thousand-year-old Jewish community to emigrate to the Jewish state. In 1967, Israel launched a deliberate air and sea attack against the U.S.S. Liberty, intending to leave no survivors, killing or wounding over 200 American servicemen before word of the attack reached our Sixth Fleet and the Israelis withdrew.
The enormous extent of pro-Israel influence in world political and media circles meant that none of these brutal attacks ever drew serious retaliation, and in nearly all cases, they were quickly thrown down the memory hole, so that today probably no more than one in a hundred Americans is even aware of them. Furthermore, most of these incidents came to light due to chance circumstances, so we may easily suspect that many other attacks of a similar nature have never become part of the historical record.
Of these famous incidents, Bergman only includes mention of the King David Hotel bombing. But much later in his narrative, he describes the huge wave of false-flag terrorist attacks unleashed in 1981 by Israeli Defense Minister Ariel Sharon, who recruited a former high-ranking Mossad official to manage the project.
Under Israeli direction, large car bombs began exploding in the Palestinian neighborhoods of Beirut and other Lebanese cities, killing or injuring enormous numbers of civilians. A single attack in October inflicted nearly 400 casualties, and by December, there were eighteen bombings per month, with their effectiveness greatly enhanced by the use of innovative new Israeli drone technology. Official responsibility for all the attacks was claimed by a previously unknown Lebanese organization, but the intent was to provoke the PLO into military retaliation against Israel, thereby justifying Sharon’s planned invasion of the neighboring country.
Since the PLO stubbornly refused to take the bait, plans were put into motion for the huge bombing of an entire Beirut sports stadium using tons of explosives during a January 1st political ceremony, with the death and destruction expected to be “of unprecedented proportions, even in terms of Lebanon.” But Sharon’s political enemies learned of the plot and emphasized that many foreign diplomats including the Soviet ambassador were expected to be present and probably would be killed, so after a bitter debate, Prime Minister Begin ordered the attack aborted. A future Mossad chief mentions the major headaches they then faced in removing the large quantity of explosives that they had already planted within the structure.
I think that this thoroughly documented history of major Israeli false-flag terrorist attacks, including those against American and other Western targets, should be carefully kept in mind when we consider the 9/11 attacks, whose aftermath has massively transformed our society and cost us so many trillions of dollars.
I explained that for many years after 9/11, I had fully accepted the official story and paid little attention to the details of the terrorist attacks, being instead focused upon the Iraq War that had soon followed. I only gradually grew suspicious over time as various elements came to my attention.
Admittedly, I’d occasionally heard of some considerable oddities regarding the 9/11 attacks here and there, and these certainly raised some suspicions. Most days I would glance at the Antiwar.com front page, and it seemed that some Israeli Mossad agents had been caught while filming the plane attacks in NYC, while a much larger Mossad “art student” spy operation around the country had also been broken up around the same time. Apparently, FoxNews had even broadcast a multi-part series on the latter topic before that expose was scuttled and “disappeared” under ADL pressure.
Although I wasn’t entirely sure about the credibility of those claims, it did seem plausible that Mossad had known of the attacks in advance and allowed them to proceed, recognizing the huge benefits that Israel would derive from the anti-Arab backlash. I think I was vaguely aware that Antiwar.com editorial director Justin Raimondo had published The Terror Enigma, a short book about some of those strange facts, bearing the provocative subtitle “9/11 and the Israeli Connection,” but I never considered reading it. In 2007, Counterpunch itself published a fascinating follow-up story about the arrest of that group of Israeli Mossad agents in NYC, who were caught filming and apparently celebrating the plane attacks on that fateful day, and the Mossad activity seemed to be far larger than I had previously realized…
Moreover, around that same time I’d stumbled across an astonishing detail of the 9/11 attacks that demonstrated the remarkable depths of my own ignorance. In a Counterpunch article, I’d discovered that immediately following the attacks, the supposed terrorist mastermind Osama bin Laden had publicly denied any involvement, even declaring that no good Muslim would have committed such deeds.
Once I checked around a little and fully confirmed that fact, I was flabbergasted. 9/11 was not only the most successful terrorist attack in the history of the world, but may have been greater in its physical magnitude than all past terrorist operations combined. The entire purpose of terrorism is to allow a small organization to show the world that it can inflict serious losses upon a powerful state, and I had never previously heard of any terrorist leader denying his role in a successful operation, let alone the greatest in history. Something seemed extremely wrong in the media-generated narrative that I had previously accepted. I began to wonder if I had been as deluded as the tens of millions of Americans in 2003 and 2004 who naively believed that Saddam had been the mastermind behind the September 11th attacks. We live in a world of illusions generated by our media, and I suddenly felt that I had noticed a tear in the paper-mache mountains displayed in the background of a Hollywood sound-stage. If Osama was probably not the author of 9/11, what other huge falsehoods had I blindly accepted?
A couple of years later, I came across a very interesting column by Eric Margolis, a prominent Canadian foreign policy journalist purged from the broadcast media for his strong opposition to the Iraq War. He had long published a weekly column in the Toronto Sun and when that tenure ended, he used his closing appearance to run a double-length piece expressing his very strong doubts about the official 9/11 story, even noting that the former director of Pakistani Intelligence insisted that Israel had been behind the attacks.
I eventually discovered that in 2003 former German Cabinet Minister Andreas von Bülow had published a best-selling book strongly suggesting that the CIA rather than Bin Laden was behind the attacks, while in 2007 former Italian President Francesco Cossiga had similarly argued that the CIA and the Israeli Mossad had been responsible, claiming that fact was well known among Western intelligence agencies.
When utterly astonishing claims of an extremely controversial nature are made over a period of many years by numerous seemingly reputable academics and other experts, and they are entirely ignored or suppressed but never effectively rebutted, reasonable conclusions seem to point in an obvious direction. Based on my very recent readings in this topic, the total number of huge flaws in the official 9/11 story has now grown extremely long, probably numbering in the many dozens. Most of these individual items seem reasonably likely and if we decide that even just two or three of them are correct, we must totally reject the official narrative that so many of us have believed for so long.
Now I am merely just an amateur in the complex intelligence craft of extracting nuggets of truth from a mountain of manufactured falsehood. Although the arguments of the 9/11 Truth Movement seem quite persuasive to me, I would obviously have felt much more comfortable if they were seconded by an experienced professional, such as a top CIA analyst. A few years ago, I was shocked to discover that was indeed the case.
William Christison had spent 29 years at the CIA, rising to become one of its senior figures as Director of its Office of Regional and Political Analysis, with 200 research analysts serving under him. In August 2006, he published a remarkable 2,700 word article explaining why he no longer believed the official 9/11 story and felt sure that the 9/11 Commission Report constituted a cover-up, with the truth being quite different. The following year, he provided a forceful endorsement to one of Griffin’s books, writing that “[There’s] a strong body of evidence showing the official U.S. Government story of what happened on September 11, 2001 to be almost certainly a monstrous series of lies.” And Christison’s extreme 9/11 skepticism was seconded by that of many other highly regarded former US intelligence professionals.
We might expect that if a former CIA intelligence officer of Christison’s rank were to denounce the official 9/11 report as a fraud and a cover-up, such a story would constitute front-page news. But it was never reported anywhere in our mainstream media, and I only stumbled upon it a decade later.
Even our supposed “alternative” media outlets were nearly as silent. Throughout the 2000s, Christison and his wife Kathleen, also a former CIA analyst, had been regular contributors to Counterpunch, publishing many dozens of articles there and certainly being its most highly credentialed writers on intelligence and national security matters. But editor Alexander Cockburn refused to publish any of their 9/11 skepticism, so it never came to my attention at the time. Indeed, when I mentioned Christison’s views to current Counterpunch editor Jeffrey St. Clair a couple of years ago, he was stunned to discover that the friend he had regarded so very highly had actually become a “9/11 Truther.” When media organs serve as ideological gatekeepers, a condition of widespread ignorance becomes unavoidable.
With so many gaping holes in the official story of the events of seventeen years ago, each of us is free to choose to focus on those we personally consider most persuasive, and I have several of my own. Danish Chemistry professor Niels Harrit was one of the scientists who analyzed the debris of the destroyed buildings and detected the residual presence of nano-thermite, a military-grade explosive compound, and I found him quite credible during his hour-long interview on Red Ice Radio. The notion that an undamaged hijacker passport was found on an NYC street after the massive, fiery destruction of the skyscrapers is totally absurd, as was the claim that the top hijacker conveniently lost his luggage at one of the airports and it was found to contain a large mass of incriminating information. The testimonies of the dozens of firefighters who heard explosions just before the collapse of the buildings seems totally inexplicable under the official account. The sudden total collapse of Building Seven, never hit by any jetliners is also extremely implausible.
Having concluded that the official story of the 9/11 Attacks was probably false, I began considering other possibilities.
Let us now suppose that the overwhelming weight of evidence is correct, and concur with high-ranking former CIA intelligence analysts, distinguished academics, and experienced professionals that the 9/11 attacks were not what they appeared to be. We recognize the extreme implausibility that three huge skyscrapers in New York City suddenly collapsed at free-fall velocity into their own footprints after just two of them were hit by airplanes, and also that a large civilian jetliner probably did not strike the Pentagon leaving behind absolutely no wreckage and only a small hole. What actually did happen, and more importantly, who was responsible?
When pointing to the likely guilty parties, the more mainstream 9/11 Truth movement overwhelmingly denounced the terrorist attacks as an “inside job” orchestrated by the top leadership of the Bush administration. But this seemed completely ridiculous to me and merely represented an additional layer of deception, one aimed at appealing to the highly-partisan Democrats who constituted so much of that movement. Instead, a careful analysis pointed to very different culprits, whose likely identity was protected by both the mainstream and nearly all of the alternative media.
Let’s step back a bit. In the entire history of the world, I can think of no documented case in which the top political leadership of a country has launched a major false-flag attack upon its own centers of power and finance and tried to kill large numbers of its own people. The America of 2001 was a peaceful and prosperous country run by relatively bland political leaders focused upon the traditional Republican goals of enacting tax-cuts for the rich and reducing environmental regulations. Too many Truther activists have apparently drawn their understanding of the world from the caricatures of leftist comic-books in which corporate Republicans are all diabolical Dr. Evils, seeking to kill Americans out of sheer malevolence, and Alexander Cockburn was absolutely correct to ridicule them at least on that particular score.
So where do we now stand? It seems very likely that the 9/11 attacks were the work of an organization far more powerful and professionally-skilled than a rag-tag band of nineteen random Arabs armed with box-cutters, but also that the attacks were very unlikely to have been the work of the American government itself. So who actually attacked our country on that fateful day seventeen years ago, killing thousands of our fellow citizens?
Effective intelligence operations are concealed in a hall of mirrors, often extremely difficult for outsiders to penetrate, and false-flag terrorist attacks certainly fall into this category. But if we apply a different metaphor, the complexities of such events may be seen as a Gordian Knot, almost impossible to disentangle, but vulnerable to the sword-stroke of asking the simple question “Who benefited?”
America and most of the world certainly did not, and the disastrous legacies of that fateful day have transformed our own society and wrecked many other countries. The endless American wars soon unleashed have already cost us many trillions of dollars and set our nation on the road to bankruptcy while killing or displacing many millions of innocent Middle Easterners. Most recently, that resulting flood of desperate refugees has begun engulfing Europe, and the peace and prosperity of that ancient continent is now under severe threat.
Our traditional civil liberties and constitutional protections have been drastically eroded, with our society having taken long steps toward becoming an outright police state. American citizens now passively accept unimaginable infringements on their personal freedoms, all originally begun under the guise of preventing terrorism.
I find it difficult to think of any country in the world that clearly gained as a result of the 9/11 attacks and America’s military reaction, with one single, solitary exception.
During 2000 and most of 2001, America was a peaceful prosperous country, but a certain small Middle Eastern nation had found itself in an increasingly desperate situation. Israel then seemed to be fighting for its life against the massive waves of domestic terrorism that constituted the Second Palestinian Intifada.
Ariel Sharon was widely believed to have deliberately provoked that uprising in September 2000 by marching to the Temple Mount backed by a thousand armed police, and the resulting violence and polarization of Israeli society had successfully installed him as Prime Minister in early 2001. But once in office, his brutal measures failed to end the wave of continuing attacks, which increasingly took the form of suicide-bombings against civilian targets. Many believed that the violence might soon trigger a huge outflow of Israeli citizens, perhaps producing a death-spiral for the Jewish state. Iraq, Iran, Libya, and other major Muslim powers were supporting the Palestinians with money, rhetoric, and sometimes weaponry, and Israeli society seemed close to crumbling. I remember hearing from some of my DC friends that numerous Israeli policy experts were suddenly seeking berths at Neocon thinktanks so that they could relocate to America.
Sharon was a notoriously bloody and reckless leader, with a long history of undertaking strategic gambles of astonishing boldness, sometimes betting everything on a single roll of the dice. He had spent decades seeking the Prime Ministership, but having finally obtained it, he now had his back to the wall, with no obvious source of rescue in sight.
The 9/11 attacks changed everything. Suddenly the world’s sole superpower was fully mobilized against Arab and Muslim terrorist movements, especially those connected with the Middle East. Sharon’s close Neocon political allies in America used the unexpected crisis as an opportunity to seize control of America’s foreign policy and national security apparatus, with an NSA staffer later reporting that Israeli generals freely roamed the halls of the Pentagon without any security controls. Meanwhile, the excuse of preventing domestic terrorism was used to implement newly centralized American police controls that were soon employed to harass or even shut down various anti-Zionist political organizations. One of the Israeli Mossad agents arrested by the police in New York City as he and his fellows were celebrating the 9/11 attacks and producing a souvenir film of the burning World Trade Center towers told the officers that “We are Israelis…Your problems are our problems.” And so they immediately became.
General Wesley Clark reported that soon after the 9/11 attacks he was informed that a secret military plan had somehow come into being under which America would attack and destroy seven major Muslim countries over the next few years, including Iraq, Iran, Syria, and Libya, which coincidentally were all of Israel’s strongest regional adversaries and the leading supporters of the Palestinians. As America began to expend enormous oceans of blood and treasure attacking all of Israel’s enemies after 9/11, Israel itself no longer needed to do so. Partly as a consequence, almost no other nation in the world has so enormously improved its strategic and economic situation during the last seventeen years, even while a large fraction of the American population has become completely impoverished during that same period and our national debt has grown to insurmountable levels. A parasite can often grow fat even as its host suffers and declines.
I have emphasized that for many years after the 9/11 attacks I paid little attention to the details and had only the vaguest notion that there even existed an organized 9/11 Truth movement. But if someone had ever convinced me that the terrorist attacks had been false-flag operations and someone other than Osama had been responsible, my immediate guess would have been Israel and its Mossad.
Certainly no other nation in the world can remotely match Israel’s track-record of remarkably bold high-level assassinations and false-flag attacks, terrorist and otherwise, against other countries, even including America and its military. Furthermore, the enormous dominance of Jewish and pro-Israel elements in the American establishment media and increasingly that of many other major countries in the West has long ensured that even when the solid evidence of such attacks was discovered, very few ordinary Americans would ever hear those facts.
Once we accept that the 9/11 attacks were probably a false-flag operation, a central clue to the likely perpetrators has been their extraordinary success in ensuring that such a wealth of enormously suspicious evidence has been totally ignored by virtually the entire American media, whether liberal or conservative, left-wing or right-wing.
In the particular case at hand, the considerable number of zealously pro-Israel Neocons situated just beneath the public surface of the Bush Administration in 2001 could have greatly facilitated both the successful organization of the attacks and their effective cover-up and concealment, with Libby, Wolfowitz, Feith, and Richard Perle being merely the most obvious names. Whether such individuals were knowing conspirators or merely had personal ties allowing them to be exploited in furthering the plot is entirely unclear.
Most of this information must surely have long been apparent to knowledgeable observers, and I strongly suspect that many individuals who had paid much greater attention than myself to the details of the 9/11 attacks may have quickly formed a tentative conclusion along these same lines. But for obvious social and political reasons, there is a great reluctance to publicly point the finger of blame towards Israel on a matter of such enormous magnitude. Hence, except for a few fringe activists here and there, such dark suspicions remained private.
Meanwhile, the leaders of the 9/11 Truth movement probably feared they would be destroyed by media accusations of deranged anti-Semitism if they had ever expressed even a hint of such ideas. This political strategy may have been necessary, but by failing to name any plausible culprit, they created a vacuum that was soon filled by “useful idiots” who shouted “inside job!” while pointing an accusing finger toward Cheney and Rumsfeld, and thereby did so much to discredit the entire 9/11 Truth movement.
This unfortunate conspiracy of silence finally ended in 2009 when Dr. Alan Sabrosky, former Director of Studies at the US Army War College, stepped forward and publicly declared that the Israeli Mossad had very likely been responsible for the 9/11 attacks, writing a series of columns on the subject, and eventually presenting his views in a number of media interviews, along with additional analyses.
Obviously, such explosive charges never reached the pages of my morning Times, but they did receive considerable if transitory coverage in portions of the alternative media, and I remember seeing the links very prominently featured at Antiwar.com and widely discussed elsewhere. I had never previously heard of Sabrosky, so I consulted my archiving system and immediately discovered that he had a perfectly respectable record of publication on military affairs in mainstream foreign policy periodicals and had also held a series of academic appointments at prestigious institutions. Reading one or two of his articles on 9/11, I felt he made a rather persuasive case for Mossad involvement, with some of his information already known to me but much of it not.
Since I was very busy with my software work and had never spent any time investigating 9/11 or reading any of the books on the topic, my belief in his claims back then was obviously quite tentative. But now that I have finally looked into the subject in much greater detail and done a great deal of reading, I think it seems quite likely that his 2009 analysis was entirely correct.
I would particularly recommend his long 2011 interview on Iranian Press TV, which I first watched just a couple of days ago. He came across as highly credible and forthright in his claims:
https://www.bitchute.com/embed/tpYjyFbJzPZh/ Video Link
https://www.bitchute.com/embed/BigWEQyw6Cb7/ Video Link
Sabrosky focused much of his attention upon a particular segment of a Dutch documentary film on the 9/11 attacks produced several years earlier. In that fascinating interview, a professional demolition expert named Danny Jowenko who was largely ignorant of the 9/11 attacks immediately identified the filmed collapse of WTC Building 7 as a controlled-demolition, and the remarkable clip was broadcast worldwide on Press TV and widely discussed across the Internet.
And by a very strange coincidence, just three days after Jowenko’s broadcast video interview had received such heavy attention, he had the misfortune to die in a frontal collision with a tree in Holland. I’d suspect that the community of professional demolition experts is a small one, and Jowenko’s surviving industry colleagues may have quickly concluded that serious misfortune might visit those who rendered controversial expert opinions on the collapse of the three World Trade Center towers.
Meanwhile, the ADL soon mounted a huge and largely successful effort to have Press TV banned in the West for promoting “anti-Semitic conspiracy theories,” even persuading YouTube to entirely eliminate the huge video archive of those past shows, notably including Sabrosky’s long interview.
Most recently, Sabrosky provided an hour-long presentation at this June’s Deep Truth video panel conference, during which he expressed considerable pessimism about America’s political predicament, and suggested that the Zionist control over our politics and media had grown even stronger over the last decade.
The late Alan Hart, a very distinguished British broadcast journalist and foreign correspondent, also broke his silence in 2010 and similarly pointed to the Israelis as the likely culprits behind the 9/11 attacks. Those interested may wish to listen to his extended interview.
Journalist Christopher Bollyn was one of the first writers to explore the possible Israeli links to the 9/11 attacks, and the details contained in his long series of newspaper articles are often quoted by other researchers. In 2012, he gathered together this material and published it in the form of a book entitled Solving 9-11, thereby making his information on the possible role of the Israeli Mossad available to a much wider audience, with a version being available online. Unfortunately his printed volume severely suffers from the typical lack of resources available to the writers on the political fringe, with poor organization and frequent repetition of the same points due to its origins in a set of individual articles, and this may diminish its credibility among some readers. So those who purchase it should be forewarned about these serious stylistic weaknesses.
Probably a much better compendium of the very extensive evidence pointing to the Israeli hand behind the 9/11 attacks has been more recently provided by French writer Laurent Guyénot, both in his 2017 book JFK-9/11: 50 Years of the Deep State and also his 8,500 word article “9/11 was an Israeli Job”, published concurrently with this one and providing a far greater wealth of detail than is contained here. While I would not necessarily endorse all of his claims and arguments, his overall analysis seems fully consistent with my own.
These writers have provided a great deal of material in support of the Israeli Mossad Hypothesis, but I would focus attention on just one important point. We would normally expect that terrorist attacks resulting in the complete destruction of three gigantic office buildings in New York City and an aerial assault on the Pentagon would be an operation of enormous size and scale, involving very considerable organizational infrastructure and manpower. In the aftermath of the attacks, the US government undertook great efforts to locate and arrest the surviving Islamic conspirators, but scarcely managed to find a single one. Apparently, they had all died in the attacks themselves or otherwise simply vanished into thin air.
But without making much effort at all, the American government did quickly round up and arrest some 200 Israeli Mossad agents, many of whom had been based in exactly the same geographical locations as the purported 19 Arab hijackers. Furthermore, NYC police arrested some of these agents while they were publicly celebrating the 9/11 attacks, and others were caught driving vans in the New York area containing explosives or their residual traces. Most of these Mossad agents refused to answer any questions, and many of those who did failed polygraph tests, but under massive political pressure all were eventually released and deported back to Israel. A couple of years ago, much of this information was very effectively presented in a short video available on YouTube.
There is another fascinating tidbit that I have very rarely seen mentioned. Just a month after the 9/11 attacks, two Israelis were caught sneaking weapons and explosives into the Mexican Parliament building, a story that naturally produced several banner-headlines in leading Mexican newspapers at the time but which was greeted by total silence in the American media. Eventually, under massive political pressure, all charges were dropped and the Israeli agents were deported back home. This remarkable incident was only reported on a small Hispanic-activist website, and discussed in a few other places. Some years ago I easily found the scanned front pages of the Mexican newspapers reporting those dramatic events on the Internet, but I can no longer easily locate them. The details are obviously somewhat fragmentary and possibly garbled, but certainly quite intriguing.
One might speculate that if supposed Islamic terrorists had followed up their 9/11 attacks by attacking and destroying the Mexican parliament building a month later, Latin American support for America’s military invasions in the Middle East would have been greatly magnified. Furthermore, any scenes of such massive destruction in the Mexican capital by Arab terrorists would surely have been broadcast non-stop on Univision, America’s dominant Spanish-language network, fully solidifying Hispanic support for President Bush’s military endeavors.
I’d also strongly recommend this long 2018 article by French analyst Laurent Guyénot that provides a wealth of detailed information on this same hypothesis.
9/11 Was an Israeli Job How America was neoconned into World War IV Laurent Guyénot • The Unz Review • September 10, 2018 • 8,500 Words
In 1988 John Carpenter released They Live, a moderately successful and relatively low-budget science fiction film that has become a cult classic over the decades, especially popular in dissident and conspiratorial circles.
Set in an impoverished and disintegrating America, a drifter discovers a pair of special sunglasses that reveal a hidden world all around him, one in which alien beings seem to have seized control and imposed their malevolent will upon our society. Their presence among us is concealed by a layer of illusion that is successfully penetrated by those sunglasses, which allow individuals to see our true reality and take corrective action.
I believe that during the last eleven months since October 7th, Israeli operations in Gaza have provided all willing individuals with exactly such a pair of special sunglasses, allowing them to pierce the decades of illusion and distortion produced by our mainstream media. Using those powerful tools, they can finally begin to unravel the true facts of the longstanding Israeli-Palestinian conflict, the JFK Assassination, and the 9/11 terrorist attacks. So each of them must decide whether to use those special sunglasses or instead fearfully cast them aside.
When Royal Air Force pilots discovered chocolate-coated marshmallow teacakes expanded at high altitudes, they became “the subject of some rather unscientific in-flight experiments” in the 1950s.
Air crews removed their silver foil packaging and perched them around the cabin for observation: The marshmallows swelled as pressure changed. Eventually, they became too big to eat in one bite.
Many noted that, despite the extreme physical effects, the expansion didn’t compromise the taste.
But the expanding teacakes’ fame was short-lived. After a period of marshmallow fever aboard the V-Bombers departing from Gaydon air base, an explosion put a stop to the fun.
During the summer of 1965, a captain and student pilot forgot they had placed unwrapped teacakes above their instrument panels. When the captain pulled an emergency depressurizing switch during a training mission, the treats erupted.
Shards of chocolate and marshmallow hit the windshield, flight controls, and the mens’ uniforms. Shortly thereafter, the RAF put marshmallows on their no-fly list.
In California, home of big tech, minimum wage is raised so much, that fast food joints can’t afford to hire low wage workers (primarily teens, in their first job).
So, expedited development of robotics capabilities for automated fast food joints happens. Being developed in the same state that has raised minimum wages to $20 an hour.
Planned?
The meme above should read: “Dear Government” – not “Dear Plexiglass”
Point well taken… If plexiglass worked to stop aerosol transmission – shouldn’t gloves, a Tyvek suit, and disinfectant have been used in between each and every customer? Given the fears of public health personnel, wasn’t it more likely chance that the cashier being “Typhoid Mary” and causing rampant disease, than the other way around?
It always felt to me like that plexiglass was there to protect the checker, not the customer – when, in fact, it should have been the other way around.
And in order to protect “us” – the vast majority of people entering into a retail establishment, they would have had to do a heck of a lot more than a sheet of plexiglass.
But besides all that, the overblown fear of this disease – was just that. Fearporn. Disaster Cronyism. Psychological Bioterrorism. None of this was needed.
Was this all group think by public officials?
Or… was this all fearporn? Put on for the benefit of the public?
Prezydent Trump szykuje się do trzeciego zwycięstwa w wyborach prezydenckich, a jego obecność na karcie do głosowania doprowadza najpotężniejsze małpoludy Waszyngtonu do resztek utraty rozumu. W 2016 r. prezydent Trump wymknął się głębokiemu państwu i zapewnił sobie zwycięstwo, którego nigdy się nie spodziewali. Nigdy nie wyobrażali sobie, że ktoś z zewnątrz, taki jak on, może się tam dostać. Prawdopodobnie wierzyli, że ich operacje psychologiczne i propaganda wciąż działają na Amerykanów, a pomimo podekscytowania Trumpem, Hillary Clinton była pewniakiem. Ale nie poszło zgodnie z planem. Trump wygrał i wywrócił rząd cieni USA do góry nogami.
Dlatego w 2020 r. doświadczyliśmy wygodnie zaplanowanej „pandemii” podczas wyborów, która umożliwiła bezprecedensowy zalew niekontrolowanych głosów korespondencyjnych. To była kompletna wolna amerykanka, która zakończyła się tak zwanym „historycznym” zwycięstwem Joe Bidena. Podobno był tak popularny, że pobił rekordy Obamy i Trumpa w liczbie głosów razem wziętych!!!!
Czy naprawdę w to wierzysz? Jeśli tak, to prawdopodobnie jesteś lojalnym widzem CNN i nie ma dla ciebie nadziei.
I dlatego Amerykanie chodzą teraz po cienkim lodzie, zastanawiając się, co głębokie państwo ma w zanadrzu na 2024 rok. W końcu, wbrew wszelkim przeciwnościom, prezydent Trump przeżył próbę zamachu, więc co dalej? Jeśli posłuchasz Tuckera Carlsona i Alexa Jonesa, chaos na świecie jest następny na liście.
To, o czym Tucker i Alex rozmawiali w tym sensacyjnym wywiadzie, ma sens. W rzeczywistości niedawno opublikowaliśmy artykuł, w którym przedstawiono nowy dokument, który dowodzi, że prezydent Trump jest najbardziej prześladowaną postacią publiczną w historii USA.
Prezydent Trump był nieustannie prześladowany przez głębokie państwo, a mimo to nadal jest kochany przez ludzi — prawdziwy „prezydent ludu”. Bez względu na to, jak ciężko głębokie państwo i uniparty pracują nad rozmontowaniem jego ruchu, on tylko rośnie w siłę. Od prób zniszczenia jego imperium finansowego po sfingowane zarzuty karne, misterne oszustwa dotyczące Rosji, fałszywe impeachmenty, a nawet próbę zamachu, która chybiła o włos — ten człowiek został wciągnięty w błoto i nadal stoi wysoko.
Nie ma nikogo innego na ziemi, kto mógłby wytrzymać nienawiść, jad i wręcz złowrogie ataki, jak Donald J. Trump. Dlaczego więc nie wybrani biurokraci w tym kraju są tak zdesperowani, aby obalić człowieka tak kochanego przez ludzi? Odpowiedź jest jasna: nasz rząd stał się zbyt duży, zbyt potężny i zbyt skorumpowany. Jeśli nie jesteś częścią „klubu”, nie wolno ci grać w tę grę.
Prezydent Trump jest prawdziwym outsiderem, a im bardziej z nim walczą, tym bardziej staje się to oczywiste. Nawet przypadkowy obserwator zaczyna pytać: „Co do cholery tu się dzieje?”
Ci ludzie są zdesperowani, by powstrzymać prezydenta Trumpa. Jeśli wróci do Białego Domu, ich całe istnienie będzie zagrożone. Tucker ma rację. To walka ich życia; bądźcie przygotowani na najgorszy możliwy scenariusz.
Według Tuckera (patrz wideo): amerykański globalizm oparty jest na całkowicie bezwartościowych indywiduach, którzy są totalnie przerażeni perspektywą utraty stanowisk i prominencji. Dla przykładu; obecnie w Stanach wysoce wykwalifikowany hydraulik zarabia grosze, podczas gdy bezwartościowy osobnik zasiada w senacie, administracji amerykańskiej, lub wykłada na “prestiżowych uczelniach” i ma krocie!
W poprzednich wyborach zorganizowano “plandemię covidową” by usprawiedliwić listowne głosowanie, w wyniku którego wprowadzono do systemu wyborczego setki tysięcy fałszywych głosów, głosów emigrantów i głosów nieboszczyków. Dało to “zwycięstwo” nieboszczykowi na dwu nogach Joe Bidenowi i jago zwyrodniałej pomocnicy Kamali Harris.
W obecnych wyborach będzie to musiała być wojna na szeroką skalę, np. z Iranem, lub nuklearna z Rosją. Bezmózgowy deep state (głębokie państwo) jest zdolne do wszystkiego i nie cofnie się przed niczym, nawet zniszczeniem świata!
Jeśli Demokratom (deep state) nie uda się wystarczająco sfałszować obecnych wyborów i Trump wygra, to i tak nie uznają tego i zdecydują się nawet na wojnę domową by odwrócić koleje losu. Nastąpi to w okresie poprzedzającym oficjalną inaugurację nowej prezydentury.
Doctors have compelling stories. But fear and intimidation tactics keep them from speaking out.
There are 3 ways to extract the truth:
Under oath in Congress
Under oath in a court of law
Press interview where the media relations department has consented to the interview
The first two methods are the most likely to elicit the truth, but it’s not a guarantee. Compliance can be as low as single digits.
The third method is the least effective, but can occasionally work as well. Making this more complicated of course is that the mainstream media just isn’t going to ask any questions.
I’m certain that within the next 12 months, we’ll see the truth start to come out since there are court cases which will reach the deposition stage at that point and I know doctors who have said that they will only tell the truth if forced to testify under oath. Otherwise, they will remain silent.
The three methods
There are are only two ways to extract the truth from doctors:
Ask them to testify under oath in Congress
Get them under oath in a deposition in a court case
Both cases are protected speech and cannot legally be used to remove their credentials or fire them.
However, these methods are not a guarantee. Even with those protections in place there are many people who will still lie because they are more afraid of the medical boards ending their careers than of being put in jail for perjury.
The third way which can also be used to extract the truth from a limited number of doctors is for the press to request an interview through the media relations department of the organization employing the doctor. The doctor still runs the risk of losing their medical license and board certifications by speaking the truth about what they observed.
About my earlier military doctor post
I had to remove my post about observations from the military doctor I talked to because he was worried he would be put in prison for the rest of his life for talking to me without authorization.
UCSF ER doctor example
Doctors have a story to tell, but they cannot tell the story for fear of loss of job, loss of medical license, loss of medical certifications, and court martial (for military doctors),
So nearly everyone keeps quiet while people are being injured or killed. The medical system is basically set up to ensure the public never learns the truth and there is no accountability when the medical community is harming patients.
For example, a UCSF ER physician a friend of mine that he had ZERO cases of tachycardia, shortness of breath, and myocarditis for under 18 year-olds in the month before the COVID shots rolled out and 42 cases in the month after the shots rolled out for that age group. How is that a safe vaccine? Kids that age are nearly indestructible, yet these kids went to the EMERGENCY ROOM for care. How is that a safe vaccine?
But this physician will not speak out, even anonymously, for fear of losing his job and his license to practice medicine. For example, he refused to speak directly to me for fear his identity could be discovered through indirect means. He said the only way he’d tell the truth is if called to testify under oath in a court of law or in Congress.
Summary
If Trump wins in November, the truth will come out.
If the Republicans win the Senate, there will be investigations in Congress. The House isn’t going to investigate.
We will get testimony in court where physicians admit the vaccines are unsafe and that they were intimidated into not speaking out. We will get the videos of this out on the Internet when the depositions are taken and promote them, ideally in TV ads. This will further destroy confidence in the medical community, in Congress, in the HHS agencies, and in the mainstream media. This is so richly deserved.
There are a few doctors who will talk to the press, but we’ll never get the mainstream press to ask any questions. But I’m hopeful the Epoch Times will follow up on my suggestions.
Wojna na Ukrainie, której Moskwa nie była gotowa toczyć, myśląc o ograniczeniu się do możliwie najłagodniejszej operacji wojskowo-politycznej mającej na celu zmianę wrogiego reżimu w kraju, z wyjątkiem Donbasu, stała się największym konfliktem zbrojnym w historii Europa po II wojnie światowej. Z potencjałem wciągnięcia świata w trzecią wojnę światową i zniszczenie nuklearne.
Bardzo istotne są różnice w podejściu do wojny ukraińskiej pomiędzy poszczególnymi krajami, nawet w obrębie tego samego bloku. Rządy zawsze wiedzą więcej niż ich obywatele. Cokolwiek piszą gazety, władze wszystkich krajów, z wyjątkiem kilku całkowicie „zielonych drani”, w pełni rozumieją, co się dzieje: Rosja próbuje wstać z kolan i stać się całkowicie suwerennym krajem, z którego opinią należy się liczyć ze względu na prawo i interesy narodowe, a także na sferę wpływów poza jego granicami.
Na Zachodzie często przytacza się liczbę 55, gdy mówimy o liczbie krajów wspierających Ukrainę. Mówimy o wiodących krajach zachodnich z Japonią i Koreą Południową oraz ich wasalami. Do tego zaliczyć trzeba także Turcję, która prowadzi własną politykę na Ukrainie i buduje obecnie flotę dla Kijowa. Prowadząc wojnę zastępczą z Rosją, przywódcy tej grupy, przede wszystkim Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, doskonale rozumieją, co dzieje się na Ukrainie i wokół niej, o co Rosja walczy i dlaczego może to dawać „zły” przykład innym.
Ich zadaniem jest zatem osiągnięcie takiego „pokoju”, aby ze wszystkich stron wyraźnie wyglądał jako porażka Rosji, tak aby nikt nigdzie nie nabrał zwyczaju rzucać wyzwania Zachodowi. Oczekują także destabilizacji Rosji, zmiany reżimu, a następnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, zniszczenia kraju, aby bezpośrednio przejąć w posiadanie jego ogromne zasoby.
Jednak tą imponującą grupą krajów rządzą Waszyngton i Londyn, których interesy nie we wszystkim są zbieżne . Nie ma dużej różnicy między Stanami Zjednoczonymi z demokratami w Białym Domu a Londynem, skąd sprawuje się operacyjne przywództwo reżimu Zełenskiego. Do końca roku nie będzie między nimi poważnych sporów. W związku z listopadowymi wyborami w Stanach, amerykańskiej administracji potrzebny jest obraz, że jej kijowscy podopieczni mają się dobrze, a pieniądze włożone do ich kieszeni w Waszyngtonie i Kijowie nie idą na marne.
Ale po wyborach, jeśli Demokraci je przegrają, nie będzie wcześniejszej jednomyślności między Waszyngtonem (Trumpa/Vance’a/Kennedy)i Londynem w sprawie Ukrainy. Ponieważ Stany Zjednoczone Trumpa będą próbowały zawrzeć porozumienie z Rosją, aby skupić się na Chinach, pozostawiając Kijów pod opieką Europejczyków.
Dla Amerykanów – nawet dla Demokratów! — Ukraina już „strzeliła”. Przy pomocy Kijowa Stany Zjednoczone pokłóciły Europę z Rosją. Główny konkurent, Gazprom, został usunięty z europejskiego rynku energii. Wysokie ceny gazu sprawiły, że europejski przemysł, skupiony przede wszystkim w Niemczech, stał się nierentowny. Amerykanie ożywili NATO, zmuszając Europejczyków do większych wydatków na potrzeby wojskowe, zamiast pasożytować na Ameryce w tym zakresie.
Stany wciągnęły do kontrolowanego przez siebie sojuszu dwa zaawansowane technologicznie i strategicznie położone kraje, Szwecję, a zwłaszcza Finlandię. Zarabiali na dostarczaniu Europejczykom amerykańskiej broni i będą to robić nadal w przyszłości. Amerykanie nie potrzebują tak bardzo samej Ukrainy, jeśli jednocześnie Rosja znajdzie się w uścisku Chin.
Ale Wielka Brytania ma nieco inne plany . Londyn stara się przy pomocy Kijowa realizować swój projekt geopolityczny Global Britain, który, aby przyrósł zyski, potrzebuje większego terytorium i liczby ludności.
Ukraina i państwa członkowskie UE w Europie Wschodniej obawiają się, że Rosja może się w tym projekcie przydać. To strach przed Rosją popycha ich w objęcia Brytanii w czasie, gdy ameryka koncentruje się na Chinach, do których Brytyjczycy nie mają takiego samego antagonizmu jak stany zjednoczone, ponieważ nie konkurują z nimi.
Ponadto Londyn jest jeszcze bardziej zainteresowany zmianą reżimu w Rosji na „liberalny” niż Waszyngton. Ale do tego Brytyjczycy na Ukrainie potrzebują zwycięstwa, „pokoju” na najbardziej upokarzających dla Rosji warunkach: wycofania wojsk, kapitulacji terytoriów, odszkodowań itp.
Czynnik Trumpa
To może się nie zdarzyć za Trumpa. Oczywiście nowy prezydent stanów, zaniepokojony chińskim zagrożeniem, będzie się targował, ale prawdopodobne jest, że zgodzi się na „zamrożenie” konfliktu, przynajmniej na LBS. Jednocześnie większość krajów sponsorujących Ukrainę będzie oczywiście wspierać Waszyngton. A co będzie gdy będą musieli opuścić ukraińską flagę wiszącą nad Ministerstwem Obrony w Londynie, kto zrekompensuje Brytyjczykom ich ogromne inwestycje w nieudaną klęskę Rosji?
Sami Europejczycy nie będą w stanie długo utrzymać Ukrainy na powierzchni. Niemcy, którzy w nią najwięcej zainwestowali i poczuli się urażeni przez Ukraińców za rzekome podkopywanie Nord Streamów, zaczęli się tym męczyć, a ludzie byli już oburzeni – „ukrainizm” w Niemczech należy już do przeszłości . Francuzi bardziej PR-ują niż pomagają, Włosi boją się pogorszenia. Polacy, którzy dobrze rozumieją, że kiedy w Ukraińskich Siłach Zbrojnych zabraknie pary, zostaną pchnięci na wojnę z Rosją, która ma w swoim arsenale wiele śmiercionośnych rzeczy, nie przetrwają więc długo.
Jedynym ratunkiem dla Polski byłoby usunięcie agenturalnego reżimu w Warszawie i zastąpienie go AUTENTYCZNIE narodową, suwerenną władzą. Jednakże na obecnym “poziomie świadomości narodowej”, porównywalnej ze świadomością Buszmenów, szans na to praktycznie nie ma.
Były prezydent USA Donald Trump argumentował, że pozytywne zaangażowanie i „dogadywanie się” z Rosją i Koreą Północną byłoby „ dobrą rzeczą” .
Wypowiedzi Trumpa były odpowiedzią na oskarżenia Kamali Harris. Podczas przemówienia z okazji przyjęcia nominacji Demokratów w Chicago w zeszłym tygodniu, skrytykowała ona Trumpa za jego relacje z północnokoreańskim przywódcą, twierdząc, że nie będzie „przytulać się do tyranów i dyktatorów takich jak Kim Dzong Un, którzy kibicują Trumpowi”.
W przemówieniu wygłoszonym w piątek na wiecu wyborczym w Pensylwanii kandydat Partii Republikańskiej chwalił się swoimi wysiłkami dyplomatycznymi mającymi na celu naprawienie stosunków Waszyngtonu z Pjongjangiem, nawiązując do spotkania z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem w 2019 r. w strefie zdemilitaryzowanej oddzielającej obie Koree.
„Dogadywałem się z Kim Dzong Unem z Korei Północnej. Pamiętajcie, że przeszedłem… jako pierwsza osoba, która kiedykolwiek przeszła z tego kraju” –twierdził Trump.
„Przyjrzeliśmy się również jego zdolnościom nuklearnym. Są bardzo znaczące” –dodał. „Wiesz, dogadywanie się to dobra rzecz. To nie jest zła rzecz”.
„Dogadywanie się” z Moskwą również nie jest „złą rzeczą”, powiedział Trump. Następnie ostro skrytykował obecną administrację, twierdząc, że prezydent Joe Biden ma bardzo niskie IQ „a może teraz w ogóle go nie ma”, ponieważ „całkowicie stracił rozum”.
Dogadywanie się z Rosją jest dobre, nie złe. Pamiętaj, dogadywanie się z tymi ludźmi jest mądre.
Kandydat Partii Republikańskiej powtórzył swoje twierdzenie, że „to, co dzieje się teraz w stosunkach z Rosją, nie wydarzyłoby się”, gdyby nadal piastował urząd.
Oficjalnie nikt nie zadaje pytań o liczbę żołnierzy amerykańskich bezpośrednio zaangażowanych w oba gorące konflikty. Tym ciekawsze są publiczne rozważania o liczbie tych, którzy już zginęli.
Poza propagandą chętnie przytacza się sukcesy, a porażka zasługuje na milczenie. Morris Clayton w swojej telewizji Redacted zaapelował do Amerykanów o nadsyłanie informacji o bliskich, którzy wyjechali jako żołnierze na Bliski Wschód, albo są na Ukrainie.
Ciekawe wątki poruszył w jego programie autor czterech książek krytycznych o bezcelowości „wtykania nosa w cudze sprawy” administracji amerykańskiej ściśle współpracującej z Pentagonem.
Michael Scheuer – autor publikacji na ten temat, ma za sobą 22 lata pracy w administracji rządowej będąc zarazem pracownikiem służb wywiadu. Wywiad wyszukuje, analizuje źródła, by po wyciągnięciu wniosków przekazać rządowi do oceny i podjęcia decyzji. Jego książka „Imperial Hubris – Dlaczego Zachód Przegrywa Wojny?” nie doczekała się rangi bestselerowej. Będąc naocznym świadkiem wojny w Afganistanie, autor widział fiasko operacji nazwanej antyterrorystyczną. Przyczyna każdej przegranej tkwi w nieudolności dyplomacji amerykańskiej.
Nazywani dyplomatami, najczęściej nie mają pojęcia o podstawach funkcjonowania innych kręgów kulturowych. To, co zaoferowali po 1945 roku innym państwom, to przekupstwo z dużą domieszką arogancji. Wystarczyło, by nie wygrać żadnej wojny. Jak niedostosowani, nie zdradzają chęci przyswojenia, czym jest cywilizacja, myląc ją z rozwojem technologii podporządkowanej celom militarnym. W szczegółach M. Scheuer tak ujmuje swoje doświadczenia.
„W Afganistanie byliśmy przez 20 lat. Po incydencie 9/11 należało zamknąć granice, bo tak ryzykownej operacji nie dałoby się powtórzyć. W jednej z książek napisałem, by ludzie zrozumieli, że cokolwiek robimy w Afganistanie, czy Iraku będzie bezcelowe, jeżeli nie zostaną zamknięte granice.
Dzisiaj widać to najwyraźniej. Destabilizacja Iraku, Jemenu, Syrii, Somalii, Sudanu, Hondurasu, Nikaragui przez USA częściowo skutkuje falami napływających migrantów. Tylko skrajny idiota nie bierze pod uwagę, że członkowie Al-Kaidy, ISIS znajdują się wśród nich; do tego jeszcze ludzie wywiadu irańskiego, chińskiego, rosyjskiego i każdego innego wrogiego nam. Otwarte granice sprzyjają napływowi osób nam wrogich.
Największy hałas robi się wokół Chińczyków, tymczasem znajdujemy się w „zupie” przygotowanej na własne życzenie we własnym domu. Poparciem dla polityki Izraela przecięliśmy wszelkie związki ze światem islamu.
Nie wymaga gigantycznej sprawności umysłowej, by zdać sobie sprawę ze skutków otwarcia granic. Znane jest powszechnie powiedzenie „gdzie nie ma granic tam nie ma państwa”. Nikt przecież nie wie, kto dokładnie znalazł się u nas, ilu i jaką bronią dysponują. Do USA napływa broń przez Meksyk. Jeśli straż graniczna nie jest w stanie kontrolować którejkolwiek z granic, to rząd nie funkcjonuje na miarę powierzonej mu odpowiedzialności”.
Podobnie jak w Ameryce, do Polski napływają Azjaci, Afrykanie i Ukraińcy, organizując się w jednorodne środowiska. Ukraińcy kupują nieruchomości na wynajem, co pozwala im mieć kontrolę nad tym, z kim chcą utrzymywać kontakty, tworzyć przedsiębiorstwa transportowo-spedycyjne i handlowe. Centra dużych miast przejęte są przez zorganizowany proceder narkotykowy, rozrywkowo-nieobyczajny. Przy nim zawsze pokątnie radził sobie handel bronią, bo przecież wymuszanie „należności za transakcje” musi działać jak w urzędzie skarbowym – bezwzględnie.
Są już duże polskie miasta przypominające zagrożenia nowojorskie, gdzie po zmierzchu rządzi wytatuowana ferajna z rozwydrzonymi dziewczynami. Klubowe rozróby, pobicia do nieprzytomności dzieją się w bliskim sąsiedztwie komisariatów policji i siedzib urzędów władz miejskich. Przyzwolenie poprzez przymykanie oczu wskazuje na udział władzy w korzyściach. Dawne scenariusze filmowe o włoskich gangach są realnym udziałem mieszkańców, którzy nie zdołali wyprowadzić się ze śródmiejskich apartamentów w porę.
W ocenie amerykańskich realiów Michael Scheuer uważa, że trzeba byłoby mieć Chińczyków, Irańczyków i innych za głupców, gdyby nie skorzystali z tak łatwej możliwości wprowadzenia swoich ludzi na teren nieprzyjaciela, który nie przestaje odgrażać się wojną czy bombardowaniem – w przypadku Iranu. Zrządzeniem wyłącznie natury Ameryka ma tylko dwóch potężnych sojuszników – oceany Spokojny i Atlantyk.
W okresie zrównoważenia sił Wschód-Zachód nikomu nie przychodziła do głowy myśl o próbie ataku z morza. Al-Kaida nie podpłynęła do brzegów Ameryki pontonami, by jej zagrozić. Dzisiejsi nieznani przybysze do Europy (wszyscy w zbliżonym wieku poborowych) przypływają, przylatują samolotami, mając konkretne adresy, gdzie są zagospodarowywani, by niebawem sprowadzać kolejnych. Potyczki przy płocie granicznym są kosztownym spektaklem dla odwrócenia uwagi od postępującej lawinowo destabilizacji demograficznej i kulturowej dużych aglomeracji miast europejskich.
Rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie nasilił nastroje antyamerykańskie. Od Kabulu po Tel Awiw znaleźliby się chętni do wzięcia odwetu za lata okupacyjnej eksploatacji. W żadnych mediach nie ma miejsca na politykę międzynarodową, bo dominuje propaganda prowojenna, która wynika z całkowitego i bezkrytycznego podporządkowania się celom administracji amerykańskiej.
Scheuer zauważa żenującą zgodność tamtejszych partii, które kupione przez AIPAC poparcie dla Izraela, akcentują na konwencjach obecnością izraelskich flag. Dla obywateli jest to przejaw żenującej wasalizacji władzy, bo im dużo bardziej doskwiera irracjonalne finansowanie tych wojen i dozbrajanie obu państw prowadzących je – Izraela i Ukrainy.
Dyskrecja śmierci
Nieznanym, czy trzymanym w dyskrecji zjawiskiem jest bezpośredni udział żołnierzy polskich i amerykańskich w tych odległych regionach.
Na swoim blogu, M. Scheuer porusza temat wiarygodności uczestnictwa Amerykanów i przypadki ich śmierci. Analizując na swój sposób sytuację, Scheuer stawia trudne pytania.
„Oczywiście, że są w Gazie, tak jak siły NATO działają na Ukrainie, oni też tam są. Od samego początku tej wojny słyszymy o rozmaitych tajnych spotkaniach dużej liczby oficerów NATO w Kijowie – prawdopodobnie w bezpiecznych bunkrach podziemnych, ale jak wiemy, Rosjanie wiedzą o dwóch, trzech, może czterech z nich. Nie ma o tym najmniejszej wzmianki w prasie zachodniej, że któryś z bunkrów został ostrzelany, a tym bardziej o tym, że ktoś zginął. [Rosjanie wysyłają rakiety precyzyjnie sterowane, z bombami głęboko penetrującymi. Było parę takich ataków na centrum najemników w Jaworowie.md] Wspominał o tym MacGregor już od samego początku mówiąc o Izraelu, że nasze jednostki specjalne są tam zaangażowane. Jest ich wielu i szereg przypadków o ich zabiciu zostało potwierdzonych, przede wszystkim przez nieprzyjaciela. Poza tym, przez własne źródła, jakie ma MacGregor.
Uczestnictwa w dwóch wojnach nie da się zaprzeczyć, więc należy przyjąć, że są ranni, zabici i okaleczeni. Dlaczego więc nie ma informacji o tym? Co z ich rodzicami, żonami, siostrami, czy ich także nie poinformowano, albo zmuszono do milczenia? Odpowiedzi nie znam, ale nie jestem durniem, by wierzyć, że Amerykanie nie giną w tych wojnach, bo to szaleństwo.
Sam rząd potwierdza ataki Iranu na ośrodki amerykańskie w Iraku. Nie znamy przyczyn, ale też nigdy nie dowiedzieliśmy się, kto zginął, był ranny. Czyżby nie było żadnej uroczystości w Arlington? (Największy cmentarz wojskowy w USA). Jaką korzyść ma państwo ukrywające takie dane wypaczając obraz rzeczywistości przemilczaniem.
Jest niewiarygodne, żeby w dwóch wojnach udało się uniknąć jakichkolwiek ofiar. Nikt nie zaprzeczył wiadomości o zaatakowaniu przez Houtis lotniskowca Dwight Eisenhower (22 czerwca b.r.). Natychmiast po incydencie lotniskowiec opuścił rejon Morza Czerwonego w Cieśninie Bab-el Mandeb, obierając kurs na Morze Śródziemne. Ten manewr dowodził skuteczności wykonanego przez Houtis zadania.
Ciekawym byłby powód milczenia o układzie, jaki rząd zawarł z rodzinami żołnierzy , czy wystarczyło powiedzieć, że stracili życie tylko na jakichś ćwiczeniach.
Przeciętny człowiek nie zastanawia się nad tak odległymi od niego problemami. Pozostaje najistotniejszy fakt: wojnę wypowiedzieć może jedynie Kongres jako wyraziciel woli narodu. Jeśli dokonuje tego sam prezydent, jest to niezgodne z konstytucją. Po każdej przegranej wojnie Ameryka zostawia zdewastowane miejsce bez skrupułów.
Regułą jest – jak długo Ameryka świetnie prosperuje, nie brata się z nikim. Jednak w trudnym okresie swoją koniunkturę poprawia cudzym kosztem. Prowokacjami, zamachami kreuje się przeciwnika, usprawiedliwiając nieskończoną wojnę z terroryzmem. Żaden zacny przywódca utożsamiający się z interesem państwa i wyborców nie zaangażuje się w tak przestępczy proceder, dając dowód reprezentowania autentycznego wolego świata, a nie rządzonego przez zdemoralizowane zakresem władzy służby i wojsko” – kończy swoją wypowiedź M. Scheuer.
Identycznie w Polsce – nie sam marszałek Sejmu, ministrowie obrony, czy spraw zagranicznych, ani premier, lecz cały parlament, każdy z posłów imiennie musiałby wypowiedzieć się za, lub przeciw udziałowi Polski w wojnie.
Skandalem jest głosowanie nad „przyznaniem pomocy Ukrainie”, bo oznacza to głosowanie za udziałem i kontynuacją wojny, która grozi nam utratą terenu w prowokacyjnych roszczeniach Ukraińców. Pomijam oskarżenia o podżeganie i pomocnictwo w ludobójstwie przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, za które znów przyjdzie nam płacić.
Do tej pory mamy do czynienia z indywidualnie zawłaszczonymi kompetencjami ministrów, którzy pozwalają na grabież militariów, a ich karkołomnie niebezpieczne wypowiedzi dowodzą, że na wzór amerykański jesteśmy jakoby zgodnie wspierającymi wojenny proceder bez wypowiedzenia wojny!
Kamala mówiła, ale najważniejszą rzeczą , na którą zwróciłeś uwagę, była muzykalność jej głosu: dźwięczny, donośny, niczym głos któregoś z mniej znanych instrumentów dętych drewnianych, klarnetu altowego lub rogu basowego, wydający dźwięk przypominający widok kremowej dekoracji na dobrze znanej sałatce lodowej.
Nie byłoby poprawnym rozwodzić się nad szczegółami wywiadu Kamali Harris dla CNN, więc kontynuuję. Nokturn trwał 18 minut, tyle przetrwało z 41 minut faktycznie nagranych przez CNN, więc możesz się trochę zastanawiać nad nutami, których nie zagrano. Leitmotivem w całym utworze było „moje wartości się nie zmieniły”, co oznaczało, zignoruj każdy dysonans, jaki możesz wyczuć w aksamitnym tonie mojego głosu. Zwróć uwagę na znaczenie upływu czasu , nie na muzykę. Podsumowując, jak to bywa w przypadku nokturnów, miał on działanie usypiające.
A teraz kandydatka Kamala Harris znów będzie się ukrywać w swoim autobusie wyborczym, co jest zupełnie innym stwierdzeniem niż, powiedzmy, ukrywanie się w piwnicy w stylu „Joe Bidena” z 2020 r. To różnica między szybkim pójściem donikąd a pójściem donikąd w ogóle — choć obie koncepcje odnoszą się do kondycji USA w ciągu czterech lat „Joe Bidena” (kochanego i czczonego przez swoich towarzyszy z Partii Chaosu, którzy wrzucili prezydenta pod ten sam autobus, w którym ukrywa się Kamala).
Czy myślałeś, że Kamala nadal będzie unosić się na radosnych kłębach gorącego powietrza, które wyleciały z Demokratycznej Konwencji? Podobnie jak wiele sztuczek magicznych w repertuarze partii, ta była parodią sztucznej lewitacji, aby stworzyć pozory czegoś, co podtrzymuje, na przykład gospodarkę USA, gdy tak naprawdę nic pod nią nie ma. Nic prawdziwego, to znaczy. To, co nadaje gospodarce pozór wzniosłości, to „Joe Biden” wlewający rządowe pieniądze do dziesiątek powiązanych z partią organizacji pozarządowych jako czyste oszustwo. Głównym skutkiem tego jest inflacja, którą każdy zauważa. Tymczasem nikt nie zostaje podłączony do obiecanego szerokopasmowego Internetu, a tylko osiem stacji ładowania pojazdów elektrycznych zostaje zbudowanych za 7,5 miliarda dolarów przydzielonych Departamentowi Transportu.
Obecny żart polega jednak na sztucznym podbijaniu głosów pani Harris w sondażach w celu uzasadnienia zbliżającego się oszustwa wyborczego, które ma zostać przeprowadzone za dwa miesiące, tak jak zaplanował to mistrz prawa wyborczego Marc Elias, obecnie opłacany przez Harris. Chodzi o próbę wyeliminowania wszelkich widocznych rozbieżności między rzeczywistymi wynikami sondaży a fałszywymi zebranymi głosami, które napłyną o drugiej w nocy 6 listopada.
Jak się okazuje, notowania pani Harris zaczęły spadać w zeszłym tygodniu, ponieważ taktyka ukrywania kandydatki przed prasą przyniosła odwrotny skutek. Od 29 sierpnia szanse Nate’a Silvera na wygraną spadły do 42,7, a pana Trumpa do 56,7. Wyborcy zaczęli zauważać, że kandydatka nie reprezentuje niczego poza tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich czterech lat w Biden-Landzie — innymi słowy, otwartych granic, wojny dla interesów handlarzy bronią, rażącej cenzury, inflacji, załamania działalności gospodarczej i jawnych prześladowań politycznych Departamentu Sprawiedliwości. Martin Armstrong na przykład oszacował prawdziwy wynik Kamali Harris w sondażach na dziesięć procent. Ups.
Jaki był więc efekt netto wywiadu CNN z panią Harris? Nie mogło to pomóc. Musieli wyciągnąć ją z ukrycia, biorąc pod uwagę znaczny upływ czasu w kampanii wyborczej. Nawet media informacyjne w środku kryzysu zaczęły narzekać na jej chowanie się w autobusie. Dana Bash była czasami zaskakująco surowa, gdy obecna wiceprezydent snuła domysły na temat jej planów „naprawienia” problemów Ameryki, pytając na przykład: „Dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście?”. Odpowiedź brzmiała dziwacznie: „Możemy zrobić to, co do tej pory osiągnęliśmy”. Zrozumiano?
Pewnie zastanawiasz się: jak pan Trump to rozegra? Najlepiej, żeby był uprzejmy i założył, że wyborcy widzą i rozumieją oczywiste: że Demokraci wystawili wyjątkowo nieodpowiedniego kandydata, który nie potrafi wytłumaczyć fiask ostatnich czterech lat. Nie musi tak mocno naciskać, żeby to wyglądało okrutnie. Jego własne intencje polityczne są całkiem jasną alternatywą dla czterech lat oszustw, żartów, wycieczek, tumanienia i przekrętów. Zainstalowanie pani Harris bez żadnego udziału lub głosów szeregowych członków partii było tak desperacką zniewagą dla „naszej demokracji”, jaką ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić, jak coś żywcem wyjętego ze starego radzieckiego biura politycznego, wybranie Andropowa lub Czernienki. Pan Trump powinien przypominać o tym publiczności przy każdej okazji, jeśli Demokraci będą dalej paplać o „naszej demokracji”, która wydaje się być wszystkim, co mają.
Coś tam się wyślizguje, być może solidarność mediów informacyjnych. Nawet The New York Times zbeształ Kamalę Harris — Bret Stephens nazwał jej wywiad „niejasnym i pustym” następnego dnia. Jedno trzeba przyznać CNN: nie pokazało zbyt wiele bełkotu Kamali Harris w jej charakterystycznym stylu — aby załatać tę pustkę umysłową. Bełkot zbierał bardzo mieszane recenzje, w każdym razie, gdy oddzielisz go od fałszywej „radości”. Być może to właśnie śmiech jest tym, co jest w brakujących 23 minutach, które CNN wycięło z 41-minutowego nagrania.
On August 14, German public broadcaster ARD, the daily Sueddeutsche Zeitung and the weekly Die Zeit claimed in a joint report that federal prosecutors obtained an arrest warrant in June against a Ukrainian diving instructor believed to have resided until recently in Poland. The reports identified the alleged saboteur as Volodymyr Z.
The Polish prosecutor’s office confirmed it had received a German arrest warrant for a Ukrainian man. It said it received the warrant in June, but the suspect left for Ukraine last month. The prosecutor’s office offered a lame excuse that the authorities failed to prevent him from leaving because the relevant information had not percolated down to the country’s border guard.
Clearly, there was a collusion between German and American establishment media, because the very next day, on August 15, The Wall Street Journal published a bizarre scoop, claiming the Nord Stream gas pipelines, providing Russian natural gas to European countries before the war, were blown up by a six-member Ukrainian sabotage team of skilled deep-sea divers in an operation that was initially approved by Vladimir Zelensky and then called off, but which went ahead anyway.
German reports, published only a day before the WSJ scoop, were evidently meant to create a media hype and lend credence to an otherwise asinine report, clearly meant to tarnish the reputation of Ukraine’s former top military commander, who was sacked in February for defying Washington’s diktats of committing more cannon fodder for Ukraine’s much-touted albeit easily foiled counteroffensive last year, while simultaneously attempting to exonerate Ukrainian President Vladimir Zelensky.
The WSJ report claims the subversive operation was allegedly directed by a serving army general, who reported to Ukraine’s then commander in chief, Valery Zaluzhny. Zelensky initially approved the plan, but later backtracked after the CIA found out about it and asked Kyiv to call it off. Nonetheless, Zaluzhny pressed ahead with the mission, claiming once dispatched, a sabotage team goes incommunicado and cannot be withdrawn.
Nord Stream pipelines were ruptured by blasts under the Baltic Sea in September 2022. Early the following year, Pulitzer Prize-winning journalist Seymour Hersh conclusively proved with irrefutable facts and incontrovertible evidence that explosives were planted on the Nord Stream pipelines by US Navy divers under the cover of a NATO exercise, and detonated on orders from Washington in order to wean Germany off Russian energy amidst the Ukraine War.
Seymour Hersh, however, elided over the obvious fact that the sabotage operation was tacitly approved by the German government. For a heavily industrialized nation like Germany, energy security is the lifeline of economy dependent on industrial production. Hence, how is it possible that a six-member team of amateur divers, as claimed by WSJ, or professional US Navy divers, as stated by Hersh, blew up one of the world’s largest natural gas pipeline network without the knowledge of German maritime security forces?
Following Russia’s intervention in Ukraine in February 2022, German political establishment, under tremendous pressure from Washington, was itself looking for a pretext to stop importing natural gas from Russia. But violating the international contract was a controversial issue because East Germany, which until the fall of the Berlin Wall in 1989 was in the Soviet sphere of influence, has a significant political constituency that shares historical and cultural ties with Russia, and favored cordial relations and energy reliance on Russia despite the war.
The US security establishment, however, persuaded the Scholz government behind the scenes that its notorious saboteurs would do the dirty work and Germany would simply have to acquiesce or maybe point fingers at banana republics like Poland and Ukraine for orchestrating the Nord Stream sabotage.
Despite being an industrial powerhouse of Europe, Germany might have been a sovereign state at liberty to pursue independent foreign policy during the reign of the Third Reich, but since the defeat of the Nazis in the Second World War, it has become a virtual colony of the imperial United States, where 50,000 US troops are currently deployed in sprawling Ramstein Air Base and several other military bases.
After the United States, Germany is one of the largest contributors of military assistance to Ukraine, and has provided billions of dollars economic aid during the course of two years. During Ukraine’s Kursk incursion inside Russia, besides British Challenger battle tanks, German Marder infantry vehicles, donated by Berlin to Kyiv, took the lead in mounting the assault.
Ukrainian conscripts and pilots are being trained by German and American military personnel at military bases in Germany. It’s ironic that Germany still claims to be the torchbearer of pacifism and idealism while simultaneously pandering to Washington’s diktats and adding fuel to the fire in the Ukraine War.
Immediately following Russia’s intervention in Ukraine, German Chancellor Olaf Scholzannounced plans in April 2022 to spend an additional €2 billion ($2.16 billion) on military needs, most of which was aimed at providing weapons to Ukraine. Scholz also pledged €100 billion ($112.7 billion) of the 2022 budget for the German armed forces and committed to reaching the target of 2% of GDP spending on defense that was requested by NATO.
Image is from Flying Camera/Shutterstock
In addition, German government announced financial support allowing Kyiv to directly buy tanks from German defense companies like Rheinmetall. Germany specifically provided substantial number of Marder light tanks, armored vehicles equipped with anti-tank missiles, to Ukraine that are now being deployed by Ukraine’s forces in the Kursk battlefield inside Russia. Berlin similarly provided heavy-combat Leopard tanks to Ukraine, though in smaller number.
Despite desperate German attempts to assuage American patrons, a diplomatic furor erupted in May 2021 after it was revealed the U.S. National Security Agency (NSA) used a partnership with Denmark’s foreign intelligence unit to spy on senior European officials, including then-German Chancellor Angela Merkel. European diplomats complained that it was “grotesque and unacceptable” that friendly intelligence services were keeping tabs on allies, even though Washington’s policy toward servile client states has always been “trust but verify.”
The Wall Street Journal, the official mouthpiece of establishment Republicans, owned by media mogul Rupert Murdoch, that has taken the lead in publishing insider scoops during the four-year tenure of the Biden admin while the Democratic shills, the New York Times and Washington Post, took a backseat out of deference for self-styled “progressives” in the White House, has a history of publishing fabricated reports.
In the aftermath of Russia’s intervention in Ukraine, the Wall Street Journal published a misleading report in April 2022 that German chancellor Olaf Scholz had offered Volodymyr Zelensky a chance for peace days before the launch of the Russian military offensive, but the Ukrainian president turned it down.
Then newly elected German chancellor told Zelensky in Munich on February 19, days before the Russian invasion,
“that Ukraine should renounce its NATO aspirations and declare neutrality as part of a wider European security deal between the West and Russia,” the Journal revealed. The newspaper also claimed that “the pact would be signed by Mr. Putin and Mr. Biden, who would jointly guarantee Ukraine’s security.”
However, Zelensky rejected the offer to make the concession and avoid confrontation, saying that
“Russian President Vladimir Putin couldn’t be trusted to uphold such an agreement and that most Ukrainians wanted to join NATO.”
While making the preposterous allegation that the intransigent Ukrainian leadership vetoed NATO’s “flexible and conciliatory approach” to peacefully settle the dispute in order to exonerate the transatlantic military alliance for its confrontational approach toward Russia since the inception in 1949, the Journal report conveniently overlooked the crucial fact that in November 2021, the US and Ukraine had already signed a Charter on Strategic Partnership.
The agreement unequivocally confirmed “Ukraine’s aspirations for joining NATO” and “rejected the Crimean decision to re-unify with Russia” following the 2014 Maidan coup. Then in December 2021, Russia, in the last-ditch effort to peacefully resolve the dispute, proposed a peace treaty with the US and NATO.
The central Russian proposal was a written agreement assuring that Ukraine would not join the NATO military alliance and, in return, Russia would drawdown its troop buildup along Ukraine’s borders. After the proposed treaty was contemptuously rebuffed by Washington, it appeared the die was cast for Russia’s inevitable invasion of Ukraine in February 2022.
*
Click the share button below to email/forward this article to your friends and colleagues. Follow us on Instagram and Twitter and subscribe to our Telegram Channel. Feel free to repost and share widely Global Research articles.
Nauman Sadiq is an Islamabad-based geopolitical and national security analyst focused on geo-strategic affairs and hybrid warfare in the Middle East and Eurasia regions. His domains of expertise include neocolonialism, military-industrial complex and petro-imperialism. He is a regular contributor of diligently researched investigative reports to Global Research.
Featured image: Half a million tons of methane rise from the sabotaged Nord Stream pipeline. Photo: Swedish Coast Guard
The original source of this article is Global Research
„Nasze społeczeństwo jest teraz dziwną hybrydą średniowiecza, Trzeciej Rzeszy i Nowego Wspaniałego Świata. Mamy dwie klasy – panów i chłopów; jesteśmy w trakcie bardzo dochodowego ludobójstwa; a wszystko to jest przesiąknięte technologią nadzoru, narkotykami zmieniającymi umysł i wszechobecną propagandą”.
– Dr Toby Rogers
Sojusz Roberta F. Kennedy’ego Jr. i Donalda Trumpa to wiele rzeczy. Ale najpierw jest to sygnał ostrzegawczy dla dużej klasy Amerykanów, którzy nie są w pełni mózgowo uszkodzeni, że można przestać być szalonym.
Te wybory nie są już walką politycznej lewicy i prawicy. To epicka sesja walki między zdrowymi na umyśle i szalonymi.
Właśnie byłeś świadkiem nominacji Demokratycznej Konwencji pustego garnituru, którego jedynym rekordem jako wysokiego urzędnika rządowego jest niepowodzenie w ochronie i obronie narodu oraz poparciu jego konstytucji. Wszystko to zaaranżowano bez żadnych prawdziwych głosów. Całkiem niezły trik, wykonany pod hasłem „ Ocalić naszą demokrację” . Proszę zrozumieć, że był to wynik zahipnotyzowania tak wielu wrażliwych osobowości w masową psychozę formacyjną. Byli wrażliwi, ponieważ byli przerażeni propagandą, która celowała w ich najgłębsze archetypowe lęki — w tym przypadku strach przed Tatusiem, oznaczający strach przed granicami behawioralnymi, krótko mówiąc, przed byciem cywilizowanym.
Tak więc orędownictwo na rzecz terrorystów (Izrael = Stary Testament = granice moralne), aborcja (koniec z dziećmi = wymieranie poza linią kulturową), drag queens („matka” = demoniczny oszust), otwarta granica (granica = granica narodu), wojna na Ukrainie („Let’s You and Him Fight”), cenzura (nienawiść do sprawiedliwości), nakazy i blokady (niszczenie celowego, znaczącego, produktywnego życia) i tak dalej. Propaganda zaprojektowana w celu wywołania tego szaleństwa z pewnością pochodzi z naszej plamy wywiadowczej. Poświęcili wszystkie lata od założenia CIA w 1947 r. na rozwijanie i udoskonalanie swoich metod mindfuckeringu. Ostatnio uwolnili ją z pełną mocą, ponieważ obawiają się, że pan Trump zdekonstruuje ich plamę wywiadowczą i prawdopodobnie oskarży niektórych z jej obecnych i byłych urzędników o poważne przestępstwa, takie jak zdrada stanu, bezprawne skazanie za przestępstwa i morderstwa.
Końcowym składnikiem tego wszystkiego jest podporządkowanie się ludności tym programowym sugestiom .
Mówiąc prościej, ulegają lękom, które w nich wywołują. Spróbuj wejść do umysłu oddanego wyborcy Demokratów. Odkryjesz, że jesteś wykluczony. Dzielenie się myślami jest niemożliwe, ponieważ nie ma tam żadnej myśli, tylko nieuporządkowane emocje.
Zapytaj Demokratę, co według niego Donald Trump faktycznie zrobił jako prezydent przez cztery lata. Gwarantuję, że powie tylko jedno: odwołał aborcję .
Co w zasadzie nie jest prawdą. Nominował kilku sędziów Sądu Najwyższego, którzy orzekli, że aborcja właściwie powinna podlegać jurysdykcji pięćdziesięciu stanów. (To właśnie orzeczenie doprowadziło ich do szału, ponieważ zasady = granice.) Oczywiście, wszystkie te szalone kociary z Bostonu, Nowego Jorku, Atlanty, Chicago, Minneapolis, Seattle, Portland, Denver i Los Angeles, które teraz szaleją z powodu tej kwestii, mogą dokonywać aborcji do woli.
Tak więc Kamala Harris wyłania się z tego ćwiczenia z zaburzeniami osobowości klastra B w hipnozie (konwencja) jako awatar… „radości” … w obliczu braku jakichkolwiek pomysłów na faktyczne zarządzanie rządem kraju, którym na razie nikt nie rządzi, ponieważ obecny prezydent („Joe Biden”) jest zarówno psychicznie niesprawny, jak i na permanentnych wakacjach. Nic z tego nie jest zbyt obiecujące. Zachwyty „radością” mają tendencję do przesłaniania idei, że istnieje przyszłość, o którą należy się martwić.
Pojawia się Robert F. Kennedy Jr.
Wyjaśnił swój pogląd na sytuację i swoją rolę w niej z niezrównaną jasnością w zeszły piątek w potężnym i poruszającym przemówieniu, w którym przedstawił decyzję, która musiała być dla niego bardzo bolesna. Jak twierdziłem, że zrobi w zeszły piątkowy poranek, potępił partię swoich przodków w jednoznacznych słowach za przyjście, aby walczyć przeciwko jej własnym tradycyjnym zasadom — sprzeciwiając się wojnie, walcząc o wolność słowa, pomagając biednym ludziom pracującym i przeciwko bronieniu agencji rządowych. Poparł pana Trumpa, ponieważ stało się oczywiste, że cele i idee pana Trumpa są bardziej zgodne z tymi zapomnianymi zasadami ojca pana Kennedy’ego i jego wujka, JFK.
A teraz będzie prowadził kampanię w imieniu pana Trumpa, spodziewając się, że odegra ważną, jasno określoną rolę w kolejnej administracji Trumpa — będzie odpowiedzialny za szereg kwestii związanych ze zdrowiem publicznym, które doskonale zna z dziesięcioleci prowadzenia sporów sądowych i badań nad książkami o oszustwach farmaceutycznych, które sam napisał.
Poniedziałek po konwencji. Co jest w harmonogramie kampanii kandydatów na dziś. Strona CNN „ Campaign Latest ” podaje, że pan Trump wygłosi dziś przemówienie w Detroit przed National Guard Association, gdzie ma powitać poparcie byłego przedstawiciela (i podpułkownika w National Guard, Tulsi Gabbard).
Kamala Harris nie ma zaplanowanych żadnych publicznych wystąpień, ale CNN informuje, że zebrała fantastyczne 540 milionów dolarów od czasu swojego startu kilka tygodni temu. Czy to nie miłe?Bełkot i mnóstwo forsy. W środę pani Harris i jej pomocnik wiceprezydent, Tim Walz, wyruszają na wycieczkę autobusową po Georgii. Wycieczki autobusowe będą znakiem rozpoznawczym ich kampanii.
Powiem wam, co to oznacza: zamiast sprawnie przemieszczać się między przystankami kampanii, gdzie być może będą musieli przedstawić swoje stanowiska w kwestiach publicznych, Harris i Walz spędzą wiele godzin na długich podróżach autobusem z punktu A do punktu B, ukrywając się przed opinią publiczną i prasą.
Tymczasem Bobby Kennedy stara się upchać w swoim grafiku jak najwięcej występów w mediach, odpowiadając na pytania o wszystko, w tym na najnowsze oskarżenia dotyczące jego ujawnionej historii osobistej.
Fox zaprosił go do kilku programów, choć inne stacje informacyjne kablowe go ignorują, podobnie jak The New York Times i WashPo , publikując jedynie oszczercze historie opowiadane przez jego upośledzonych braci i kuzynów – najnowsza dotyczyła odcięcia głowy martwego wieloryba na plaży w Cape Cod piłą łańcuchową.
Czytelnicy mają to rozumieć tak, że zamordował wieloryba piłą łańcuchową.