WÓDZ KU KLUX KLANU PROKURATOREM GENERALNYM IZRAELA

WÓDZ KU KLUX KLANU PROKURATOREM GENERALNYM IZRAELA

Krzysztof Baliński 11 maj 2023

Tak, to prawda. W przedwojennej Polsce byli faszyści, ale nie byli nimi Polacy lecz… Żydzi. Faszystami nie byli członkowie ONR (bo oni jeśli bili, to nie Żydów, a żydokomunę), ale zaczadzeni Mussolinim syjoniści rewizjoniści, którzy o swym wodzu Włodzimierzu Żabotyńskim mówili z podziwem „żydowski faszysta”, a którego pierwszy prezydent Izraela Ben Gurion nazywał „Włodzimierz Hitler”. Członkowie 50-tysięcznego narodowo-radykalnego Bejtaru pozdrawiali się salutem rzymskim.

Także tradycje terrorystyczne są wśród Żydów bardzo żywe. Co więcej – Izrael, z uwagi na bogatą kartotekę terroryzmu, jest uznawany za twórcę nowoczesnego terroryzmu. Przykładów aktów terroru wymierzonych w przeciwników Izraela i nie tylko jest mnóstwo. Przytoczmy jeden: 4 listopada 1995 roku żydowski prawicowy ekstremista zabił w Tel Awiwie Icchaka Rabina, premiera Izraela i laureata Pokojowej Nagrody Nobla (za porozumienie z Palestyńczykami).

Generał Anders w swych pamiętnikach zapisał: „W Palestynie zaczęły się tłumne dezercje żołnierzy żydowskiego pochodzenia, co spowodowało znaczne luki w oddziałach. Dowódcy armii brytyjskiej domagali się poszukiwania dezerterów. Ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany, ponieważ nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą”. Tym niemniej uprzedził Brytyjczyków, że mogą mieć z nimi kłopoty.

I rzeczywiście – dezerterzy zasilili oddziały miejscowych żydowskich sabotażystów i terrorystów walczących nie tyle z Arabami, co z żołnierzami brytyjskimi, posługując się przy tym zdobytymi w tajemniczy sposób autentycznymi polskimi dokumentami wojskowymi. Jeden z dezerterów, Mieczysław Biegun, który według prawa wojennego powinien był stanąć przed plutonem egzekucyjnym, został Menachemem Beginem i autentycznym terrorystą – stanął na czele organizacji Irgun, która wysadziła hotel „King David” w Jerozolimie, zabijając 91 osób, w tym 28 Brytyjczyków. Innymi słowy zamordował oficerów brytyjskiej armii, której częścią był korpus Andersa. Był mordercą bezwzględnym. To głównie kierowane przez niego bojówki dokonały makabrycznej rzezi ludności arabskiej, głównie kobiet i dzieci w wiosce Deir el-Jasin. Nawiasem mówiąc pochodzący z Polski pierwszy premier Izraela Ben Gurion publicznie obarczył Begina odpowiedzialnością za masakrę i nazwał „Menachemem Hitlerem”.

Żydowskie organizacje terrorystyczne wzmocnione, a nawet kierowane przez dezerterów z Armii Andersa w brutalny i bestialski sposób dokonywały szeroko zakrojonych czystek etnicznych na terenie Palestyny. Ich strategia polegała na terrorze, mordowaniu miejscowej ludności, sianiu paniki i wymuszeniu na tubylcach ucieczki. Dla oczyszczenia terenu z miejscowej ludności arabskiej, terroryści z Irgun stosowali ślepy i dziki terror, bez ostrzeżenia rzucali bomby na targowiska arabskie i na ludzi czekających na przystankach autobusowych, dokonywali zbrojnych wypadów na osiedla arabskie, mordując miejscową ludność. Podczas jednego z wypadów wyłapali kobiety w zaawansowanej ciąży, przywiązali je łańcuchami do jeepów i włóczyli przez ulice innej arabskiej wioski przy akompaniamencie dzikich wrzasków, serii z karabinów maszynowych i wybuchów granatów. Nic dziwnego, że po takich barbarzyńskich ekscesach bezbronna ludność arabska wpadała w panikę i uciekała.

Za inny przykład żydowskiego barbarzyństwa i okrucieństwa „ludzi od Andersa” może posłużyć masowy mord dokonany w październiku 1948 r. na ludności Al-Dawajma. Jeden z żydowskich świadków masakry zdał relacje: Mordowano wszystkich, którzy ukazali się na celowniku: mężczyzn, kobiety, dzieci i starców. Nikogo nie oszczędzano. Dzieci mordowano, roztrzaskując ich główki kijami. Złapane stare kobiety umieszczono w jednym z domów, który wysadzono w powietrze. Jeden z członków organizacji, które dokonały mordu, chwalił się, że zgwałcił młodą dziewczynę a potem ją zastrzelił. Złapaną młodą kobietę z niemowlęciem na ręku zaciągnęli do sprzątania placu, gdzie „bohaterowie” żydowscy mieli spożyć posiłek. Po dwóch dniach zastrzelili ją i niemowlę. Przypomnijmy, że Żydów, którzy w Palestynie zdezerterowali z Armii Andersa razem z tak potrzebną Polakom bronią i amunicją, wcześniej powyciągano z sowieckich gułagów, zamiast ginących tam z głodu polskich dzieci.

Begin, na swój sposób, odwdzięczył się Andersowi za podejście do dezerterów – w maju 1979 r., w wywiadzie dla telewizji holenderskiej powiedział: „Spośród 30 milionów Polaków, może stu pomagało Żydom. To 10 tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowało żadnego żydowskiego życia […] nigdy nie pojadę do Polski”. Mimo to Lech Kaczyński, podczas swej wizyty w Izraelu spotkał się z „byłymi żołnierzami Armii Andersa”, a Jarosław Kaczyński kraj o takich tradycjach nazwał „przyczółkiem naszej cywilizacji na Bliskim Wschodzie”. Gdy w kontekście udziału prezydenta Włoch w Marszu Żywych w Auschwitz prasa włoska pisała „campo di sterminio polacco” (polski obóz zagłady), nie protestowała ambasador RP w Rzymie Anna Maria Anders, córka generała. Nie przypomniała też, że wśród faszystów Mussoliniego i w jego najbliższym otoczeniu było bardzo wielu Żydów.

W Izraelu złodzieje torują bandytom drogę do władzy”; „Porażające zwycięstwo ekstremistów”; „Rasiści ministrami”; „Faszyści tryumfują”; „W Izraelu utworzyli rząd składający się z rasistów i byłych skazańców” – tyle prasa żydowska dla Żydów i prasa żydowska dla gojów. Przywódca amerykańskiego judaizmu reformowanego, rabin Rick Jacobs o ministrze resortu bezpieczeństwa w nowym rządzie mówi „Wódz Ku Klux Klanu prokuratorem generalnym”. Chodzi o Itmara Ben-Gwir, który zasłynął z żądań: zaprowadzenia w kraju etnicznej segregacji, aneksji okupowanych terytoriów palestyńskich, deportacji wszystkich Arabów oraz nawoływań do aktów terroru. Mówił też o ministrze sprawiedliwości, kiedyś aresztowanym za szykowanie zamachu terrorystycznego, który żąda, aby Izrael stał się państwem teokratycznym rządzonym przez Torę.

W ostatnich wyborach ekstremistyczna prawica odniosła porażające zwycięstwo – sojusznikiem Netanjahu jest faszyzująca koalicja trzech marginalnych dotąd partyjek – homofobiczna, fundamentalistyczna i ultra-nacjonalistyczna. Po ogłoszeniu przez koalicję projektu ustaw zmierzających do zwiększenia kontroli rządu nad Sądem Najwyższym, w Izraela doszło do największych demonstracji w historii tego państwa – na ulice wyszło ponad 600 tys. ludzi; izraelska federacja związków zawodowych Histadrut ogłosiła strajk generalny; na kilkanaście godzin stanął cały kraj, nikt nie pracował, w szkołach nie było lekcji, z lotnisk nie startowały samoloty. Powiewali izraelskimi i tęczowymi flagami. Tańczyli w rytm muzyki techno, krzycząc: „Lo, lo, lo, hafaszizm lo javo!” (Nie, nie, nie, faszyzm nie przejdzie!). Nad tłumem górował plakat „Demokracja albo rebelia”. Demonstrujący oskarżają rząd, że dąży do władzy absolutnej, do religijnej autokracji, że chce likwidować podstawowe prawa, w tym mniejszości seksualnych, decydować o tym, kto jest, a kto nie jest Żydem i wykluczać z żydowskiej wspólnoty każdego, kto nie jest wystarczająco ortodoksyjny.

„Konstytucja” – pod takim hasłem odbywały się marsze Marty Lempart. Napis taki widniał na przepoconym podkoszulku Lecha Wałęsy. Tymczasem Izrael w ogóle nie ma konstytucji, bo jego obywatele nie mogą porozumieć się, co do podstawowych zasad funkcjonowania państwa. Religijna mniejszość nie godzi się na zasadę świeckości państwa, która pozbawiłaby ją kontroli nad stanem cywilnym, a więc ślubami, rozwodami, pochówkami. Świecka i ateistyczna syjonistyczna większość nie chce zgodzić się na określenie Izraela, jako państwa wszystkich obywateli, bo zniosłoby to uprzywilejowanie Żydów, a nawet groziło utratą prawa do niekoszernego jedzenia czy korzystania z samochodu w szabat.

Jakaś dziewczyna wymachiwała transparentem: „Kryminaliści nie będą wybierać sędziów”. Była to aluzja do tego, że przywódcy dwóch koalicyjnych partii byli w przeszłości zatrzymywani przez policję za akty terroryzmu, a przywódca partii Strażnicy Tory, odsiedział wyrok za łapówkarstwo i był skazany za oszustwo podatkowe. Była to też aluzja do Netanjahu przeciwko, któremu toczą się trzy procesy o korupcję i nadużycia władzy. Na bakier z prawem jest minister bezpieczeństwa publicznego, skazany za propagowanie rasizmu i podżeganie do terroryzmu oraz minister sprawiedliwości za szykowanie zamachu terrorystycznego. Z tym że kryminaliści w izraelskich władzach to nic nowego: do więzienia trafili były prezydent Mosze Kacaw i były premier Ehud Olmert. W przypadku pierwszego chodziło o gwałty na współpracowniczkach. W przypadku drugiego o branie łapówek.

Według byłego szefa wywiadu wojskowego gen. Tamira Haymana: reforma sądownictwa osłabiła w skrajnym stopniu narodowe bezpieczeństwo, wewnętrzną spoistość kraju oraz naraziła zdolności operacyjne armii na szwank. Według gen. Amosa Giladi: „Wrogowie Izraela przecierają oczy ze zdumienia i pytają: Czy ten kraj postanowił popełnić samobójstwo. Giladi użył takich słów jak „przewrót” i „zmiana reżimu” dotychczas zastrzeżonych dla Libii, gdzie, „z troski o demokrację na Bliskim Wschodzie”, zdewastowano kraj i obalono Kaddafiego. Wg publicysty „Jediot Acharonot”: Izrael znalazł się w punkcie zwrotnym – albo prawicowy rząd wycofa się z reformy albo kraj pogrąży się w chaosie. To Netanjahu jest największym zagrożeniem dla Izraela. Jesteśmy blisko wojny domowej. Społeczeństwo jest głęboko podzielone, a policja, armia, służby specjalne rozdarte pomiędzy lojalnością wobec rządu i Sądu Najwyższego.

W kwietniu żydowska Liga Antydefamacyjna opublikowała raport, w którym przyrównano ministra bezpieczeństwa narodowego Izraela i lidera ultra-nacjonalistycznej partii Żydowska Siła do europejskich faszystów. „Do rządu weszli uczniowie rasistowskiego rabina Meira Kahane, autora nazistowskiej legislacji Knesetu” – czytamy w raporcie. „Izraelskie rządy były zawsze powściągliwe i ostrożne w kontaktach z europejskimi partiami o faszystowskich korzeniach, a zatem izraelskie partie o podobnych korzeniach nie mogą oczekiwać innego traktowania przez obce rządy. Skazili publiczny dyskurs rasistowskimi wypowiedziami, co w każdej demokracji oznacza natychmiastowy koniec kariery politycznej. Należy stwierdzić rzecz oczywistą – rasizm jest rasizmem, a żydowski rasizm jest tak samo godny ubolewania jak jego inne formy i nigdy nie powinien być wybaczony” – napisano w raporcie. Co się stało? Amerykańscy żydzi są przerażeni, że na jaw wyszedł skrzętnie ukrywany sekret: większość Żydów w Izraelu to rasiści i faszyści czystej wody, którzy ex definitione powinni być obiektem zainteresowania ADL, „żyjącego” ze zwalczania rasizmu i antysemityzmu.

O Polsce słyszy się niemal na każdym kroku. Demonstranci skandują: „Jariw Lewin, kan ze lo Polin” (Panie Lewin, to nie Polska). Lewin to minister sprawiedliwości, który firmuje reformę sądownictwa. O demokracji gardłują: „Widzieliśmy, co się stało w Polsce i na Węgrzech. Rządy tych krajów korzystają z jednego podręcznika autorytaryzmu”. Tego samego słownictwa wobec Polski używa Parlament Europejski i Anne Applebaum i wszyscy Żydzi w Polsce uwijają się jak w ukropie, by wraz z ambasadą USA i Muzeum Polin dokonać „zmiany reżimu” w Polsce, i osadzić u władzy ludzi, którzy w pełni i szybko zaspokoją żydowskie roszczenia majątkowe. Wg szefa roszczeniowców Gideona Taylora, Polska odmawiając uregulowania kwestii zwrotu mienia pożydowskiego de facto „łamie prawa człowieka” i „bez nacisków i sankcji na Polskę rozwiązanie problemu zwrotu mienia żydowskiego nie jest możliwe”.

Nie tylko w mediach żydowskiej dla Żydów, ale i mediach żydowskich dla Polaków, pada słowo „zagrożenie demokracji w Izraelu”, wcześniej zarezerwowane dla krajów takich, jak Polska. Czy w takiej sytuacji nie powinniśmy wykorzystać osłabionej pozycji przetargowej Izraela? Czy nie powinniśmy użyć argumentu, że reforma sądownictwa Izraela jest faszystowska i zafundować Żydom „arabską wiosnę”, która w założeniu miała szerzyć demokrację na całym Bliskim Wschodzie? Czy nie powinniśmy postulować w ONZ lub w Parlamencie Europejskim wysłania do Izraela błękitnych hełmów dla zaprowadzenia demokratycznych porządków?

Jak to zwykle w stosunkach z Żydami, robimy dokładnie odwrotnie – śpieszymy Izraelowi z pomocą. Przykład pierwszy z brzegu – przedstawiciele UE w Tel Awiwie niemal jednomyślnie postanowili odwołać obchody tzw. Dnia Europy, aby nie dać platformy „komuś, kogo poglądy są sprzeczne z wartościami europejskimi”. Chodziło o Ben Gvira, który w imieniu rządu Izraela miał wygłosić na imprezie przemówienie. Przeciw była tylko Polska. Partia Kaczyńskiego nie tylko nie dąży do jakiejkolwiek zmiany asymetrycznych i patologicznych relacji polsko-żydowskich, ale swoją polityką zachęca Żydów do poniżania Polski. Niedawno, na żądanie Tel Awiwu, przyjęliśmy ambasadora Izraela w osobie urodzonego w Moskwie „litwaka”, który po zakończeniu ewakuacji ukraińskich Żydów (nie do Izraela, ale do… Polski) wkrótce wystąpi z kolejnym postulatem – udział polskiego żołnierza w wojnie perskiej i bezpłatne udostępnienie Izraelowi na ten cel wszystkich zasobów naszego państwa. Szantażując przy tym (wraz z ambasadorem USA i Muzeum Polin): „Bo jak nie to przegracie wybory”.

Przed wojną spekulowano, jak współżyliby Żydzi z innym narodem, gdyby mieli własne państwo. Dzisiaj nie musimy spekulować. W Izraelu już trzecie pokolenie Palestyńczyków doświadcza koszmaru tego współżycia, i skóra cierpnie na myśl, co będzie z nami, gdy zrealizują pomysł z Judeopolonią. Przykład z ostatnich dni – osadnicy izraelscy dokonali pogromu palestyńskiego miasteczka Huwara, paląc dwieście domów. Pamiętajmy też, że podczas batalii medialnej z Izraelem, w kontekście nowelizacji ustawy o IPN, Izraelczycy zrobili z nami to samo, tylko bez rakiet.

A na sam koniec – nie cieszmy się z perspektywy, że Arabowie i Persowie zepchną ten faszystowski ludek do morza, bo wszystko skończy się jak zawsze: Dudzie strzeli do łba pomysł przyjęcia w Polsce żydowskich uchodźców, głównie sowieckich Żydów. Weźmiemy na utrzymanie (oprócz kilku milionów Ukraińców) kolejny naród. Zostaniemy sługami kolejnego narodu i „mocarstwem humanitarnym” nie tylko w Europie, ale i na Bliskim Wschodzie. A przy okazji kolejnych kilka milionów uchodźców z Polski ucieknie do Londynu.

Krzysztof Baliński

WODA SPOD SAHARY – a ATAK NA Libię. 11.09.2011.

WODA SPOD SAHARY – a ATAK NA Libię. 11.09.2011.

https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.4264_44.php

[W artykule: Libia delenda est. Dlaczego? opisuje Autor przyczyny „wodne” ataku banksterów na Libię Kaddafiego. Tu umieszczam więc stronę techniczną, opisaną przez inżyniera, który referuje stan (na rok 2000) tych ogromnych, potrzebnych całej Afryce północnej prac, wykonanych na skutek decyzji Kaddafiego. Artykuł wzięty z kwartalnika „Rurociągi” MD]

dr. Wojciech Brański 11.09.2011.

WSTĘP

Kiedy w latach 60-ych amerykańskie i brytyjskie koncerny naftowe prowadziły w Libii intensywne prace wiertnicze w celu zlokalizowania źródeł ropy naftowej, w trakcie ich wykonywania natrafiano na płytsze warstwy wodonośne o znacznej zasobności “słodkiej” wody. Początkowe oceny zasobów były następujące:

  • w rejonie Kufry 20 000 km2,
  • w rejonie Sirty 10 000 km2,
  • w rejonie Morzuk 4,8 000 km2.

W późniejszych latach dane to zostały uzupełnione o nowe zasoby w innych rejonach ( Hamadah, East Jabal Hasouna i North East Jabal Hasouna), a pierwotne szacunki skorygowano in plus. Ujmując rzecz obrazowo ocenia się, że całkowite zasoby są porównywalne z ilością wody, która przepływa Nilem przez ponad 200 lat.

Oczywiste jest, że zasoby te są nieodnawialne. Woda w nich zawarta pochodzi z wcześniejszego okresu lodowcowego (14 – 38 000 lat przed Chr.) , kiedy prawie cały kontynent europejski skuty był lodem, a dzisiejszą Pustynię Libijską porastały subtropikalne lasy zraszane gwałtownymi ulewami. Nieckowate uformowanie porowatych warstw skalnych graniczących od dołu z warstwami nieprzepuszczalnymi dla wody stworzyło naturalne zbiorniki wody o pojemności dziesiątków tysięcy kilometrów sześciennych . Miąższość tych wodonośnych warstw jest rzędu 600-800 m.

Kto odwiedzał Libię przed 1995 r., musiał zetknąć się z problemem braku pitnej wody. Ze względu na duże zasolenie dostępnych źródeł, rurociągi miejskie ulegały przyspieszonej korozji, a mycie się zwykłym mydłem było prawie niemożliwe. Głównie jednak brak wody stanowi poważne ograniczenie upraw rolnych, które przy panującym w Libii klimacie – temperatury często przekraczają tu 40oC – udają się tylko przy intensywnym zraszaniu gleby.

W czasach kolonizacji rzymskiej Libia była spichlerzem zaopatrującym w żywność całe cesarstwo. W pasie nadbrzeżnym i w dolinach okresowych rzek, tzw. uadi, na dużą skalę uprawiano oliwki i pomarańcze, hodowano owce. Po upadku cesarstwa rzymskiego liczne najazdy i wojny, oraz prawdopodobnie dalsze pogorszenie libijskiego klimatu, spowodowały ograniczenie upraw do rozmiarów szczątkowych. W tej sytuacji szansa użycia zasobów wodnych zalegających w większych ilościach niż zasoby ropy, oraz to, że są one łatwiej osiągalne (zalegają w płytszych warstwach) była zbyt kusząca, żeby jej nie wykorzystać.

Próby wykorzystania wody na miejscu jej występowania dawały obiecujące wyniki, ale poważnym ograniczeniem jest duże zasolenie pustynnych piasków, wymagające wstępnego ich odsalania. Decydujące było jednak to, że rozwinięcie intensywnych upraw na terenach pustynnych wymagałoby osiedlenia w niegościnnych rejonach pustyni znacznych ilości ludzi, wybudowania dla nich osiedli i całej związanej z takim przedsięwzięciem infrastruktury. O wiele łatwiejsze wydawało się sprowadzenie wody do pasa nadbrzeżnego, w którym zamieszkuje większość ludności, a koszty tego przedsięwzięcia – choć gigantyczne- i tak byłyby znacznie mniejsze niż odsalanie wody morskiej na podobną skalę.

W 1980 r. brytyjska firma konsultingowa Brown&Root dostała zlecenie na wykonanie prac projektowych przedsięwzięcia nazwanego nieco pompatycznie: Wielka Rzeka – Dzieło Człowieka (The Great Man-made River), a w 1983 r. koreańskie konsorcjum Dong Ah (Korea Południowa) wygrało przetarg na wykonanie pierwszego etapu prac: doprowadzenia wody do Benghazi i Sirt, do której planowano przeniesienie stolicy kraju. Już wstępne prace projektu wykazały, że odrzucić należy rozwiązanie wprowadzające transport wody kanałami naziemnymi. Główną przeszkodą stanowią tutaj wzniesienia terenu, do pokonania których (mimo zadowalającego uśrednionego gradientu nachylenia) trzeba by budować liczne przepompownie, oraz nieuniknione zasypywanie kanałów ruchomymi piaskami. Ostatecznie zdecydowano się na zastosowanie zagłębionego rurociągu o średnicy 4 m. Wybór padł na technologię rur wykonywanych metodą betonu sprężonego. Ciekawostkę natury nietechnicznej stanowi to, że technologię tą w ramach pod-kontraktu opracowywała i nadzorowała amerykańska firma Price Brothers Company z Dayton w Ohio. I to pomimo wszystkich zawirowań libijsko-amerykańskich stosunków przyjmujących momentami stan wojny. Zgodnie z przyjętym rozwiązaniem, choć Libię stać byłoby na zakup rur (zakładając, że znalazł by się mający odpowiedni potencjał producent), postanowiono produkcję ich uruchomić na miejscu korzystając z dostaw libijskiego cementu i taniej miejscowej energii elektrycznej.

Zanim zajmiemy się omówieniem niektórych szczegółów, warto wspomnieć, że całość prac podzielona została na V etapów lub tzw. faz:

I etap – system wykorzystania zasobów wodnych w Sarir i Tazerbo do zasilania rejonów rolniczych Cyrenajki i miast: Sirt i Benghazi (SSTB)

II etap – system wykorzystania zasobów wodnych w górach Jabal Hassouna do zasilania rejonów rolniczych Trypolitanii i samego Trypolisu (WSJ)

III etap – system wykorzystania zasobów wodnych Kufry do zwiększenia przepływu w systemie SSTB z 2 mln m3 do 3.68 mln m3 na dobę

IV etap – połączenie systemów SSTB i WSJ

V etap – odgałęzienie systemu SSTB (w miejscowości Ajdabia) i zasilenie rejonu Tobruku.

Początkowe szacunki obejmujące całość prac wykazywały, że koszt realizacji projektu wynieść ma 25 miliardów $. Suma ta obejmowała: budowę dwóch fabryk do produkcji rur z betonu sprężonego i elektrowni do ich zasilania, ułożenie 3 380 km rurociągów, w tym przeszło 250 000 rur z betonu sprężonego, wiercenia 960 studni głębinowych dla 6 pól wodnych, każda o głębokości 450-500 m, połączonych rurami stalowymi o łącznej długości 1 300 km, budowę szeregu stalowych zbiorników wyrównawczych po stronie pól wodnych i w rejonach dystrybucji końcowej – 4 ziemnych zbiorników retencyjnych o pojemności od 4000 000 m3 do 28 000 000 m3, instalację systemu dystrybucji wody do użytkowników finalnych tzn. farm (85%), wodociągów miejskich (12%) i przemysłu (3%).

Według wstępnych założeń , po zakończeniu całości prac system GMMR powinien dostarczać 5,68 milionów m3 wody na dobę. Rocznie stanowić to ma nieco ponad 2 km sześcienne, wielkość większą niż roczne zużyciem wody przez londyńską metropolię. Uwzględniając zasoby wodne oszacowane już we wstępnych pracach i te wykryte później, widać, że przyjęty w projekcie czas eksploatacji systemu – 50 lat, jest całkowicie realny. Nawiasem mówiąc czas ten jest dłuższy niż szacunki określające żywotność libijskich pól naftowych.

Największy KONTRAKT NA ŚWIECIE

Podpisany przez Dong Ah w 1984 r. 10-letni kontrakt, dotyczący tylko I etapu prac, opiewał na sumę 3,6 miliarda dolarów amerykańskich i został oceniany jako największy na świecie kontrakt budowlany zawarty z prywatną firmą. Obejmował on następujące główne punkty:

  • budowę dwóch wytwórni rur betonowych w Sarir (na pustyni) i w Bredze
  • wyprodukowanie przeszło 250 000 odcinków rur z betonu sprężonego (o średnicach od 1600mm do 4000mm)
  • budowę podwójnego rurociągu głównego o średnicy 4 m i łącznej (zsumowanej) długości przeszło 1500 km, oraz 284 km rurociągów dla pola wodnego Sarir utworzonego ze 126 studni głębinowych i pola wodnego Tazerbo utworzonego ze 108 studni głębinowych, oraz 3 stalowych zbiorników wyrównujących ciśnienie na początku rurociągu, każdy o pojemności 170 000 m3
  • budowę przeszło 1500 km dróg dojazdowych dla transportowania rur i budowy rurociągu
  • budowę zbiornika wyrównawczego o pojemności 4 mln m3 w Ajdabi , gdzie następuje rozdział dwóch nitek rurociągu, na zachód do Sirt i na wschód do Benghazi
  • uruchomienie i roczną eksploatację systemu
  • budowę polowych ośrodków nadzoru operacyjnego i serwisu eksploatacyjnego.

W zestawieniu nie widać punktów odpowiadających: (a) wierceniu studni i instalacji pomp głębinowych, (b) budowie dwóch zbiorników retencyjnych: w Sirt o pojemności 6,8 milionów m3 i w Benghazi – o pojemności 4,7 mln m3, (c) budowie elektrowni o mocy 90 MW zlokalizowanej na pustyni w okolicach Sarir, w pobliżu pola naftowego dostarczającego gaz do zasilania generatorów turbinowych (d) budowanie linii energetycznych zasilających studnie głębinowe na polach wodnych i pozostałe urządzenia regulacyjne rurociągu, łącznie z podstacjami, (e) instalacji systemu radiokomunikacji (pozyskiwania danych i sterowania urządzeniami regulacyjnymi). Prace te zostały zlecone innym kontrahentom.

Kontrakt na drugi etap prac, wyceniony na 4,6 mld $, został podpisany przez Dong Ah w 1990 r.( termin realizacji 1998r.) i obejmował następujące główne punkty:

  • modernizację wytwórni rur z betonu sprężonego w Sarir i Bredze produkcję przeszło 165 000 rur (o średnicach od 1600 mm do 4000 mm)
  • instalację rurociągów o łącznej długości ok. 1500 km
  • budowę studni głębinowych na dwóch polach wodnych w liczbie 448, łącznie ze sterownią (448x 500 kVA)
  • 2 przepompownie o wydajności 2 000 000 m3 składające się z 19 pomp i 4 zbiorników posiłkowych o pojemności 58 300 m3 i 25 000 m3 .
  • stację chlorowania i uzdatniania
  • budowę dróg dojazdowych o łącznej długości 1800 km
  • komputerowy system kontroli i sterowania, oraz system ochrony katodowej przed korozją
  • budowę polowych ośrodków nadzoru operacyjnego i serwisu eksploatacyjnego.

PRODUKCJA RUR

Uwzględniając przyszłe etapy projektu i optymalizując transport rur wybudowane zostały dwie fabryki, jedna w Sarir (trzy linie produkcyjne) i druga w Bredze (dwie linie produkcyjne). Z miejscowych kamieniołomów zapewniono dostawy żwiru, a dostawy cementu z cementowni w Benghazi. Konieczną do produkcji wodę dla fabryki w Sarir dostarczają odległe o 6 km i 10 km studnie; do fabryki w Bredze trzeba wodę dostarczać 500 mm rurociągiem ze źródła zlokalizowanego w okolicach Jalu (267 km).

Proces produkcji rur z betonu sprężonego opracowany przez Price Brothers jest zgodny ze amerykańskim standardem AWWA Standard C 301-84. W celu zapewnienia szczelności stosuje się wewnętrzny stalowy cylinder wykonywany na miejscu z blachy stalowej o grubości 2 mm. Po przyspawaniu do końców cylindra stalowego kielicha i czopu, cylinder jest następnie umieszczany w pionowej, centrowanej formie cylindrycznej pomiędzy dwoma koncentrycznymi ścianami, którą wypełnia się zaprawa betonową w celu utworzenia właściwego rdzenia rury. Po przyspieszonym dojrzewaniu betonu z użyciem specjalnego naparownika, forma jest demontowana, a rurę transportuje się z pomocą jezdnego dźwigu ( udźwig 50 lub 100 ton) do stanowiska, na którym przyspawa się do rdzenia zewnętrzne taśmy metalowe, które mają zapewnić ciągłość elektryczną rurociągu, ważną ze względu na zabezpieczenia antykorozyjne. Stąd rura przenoszona jest do stanowiska, na którym dzięki obrotowi, nawija się na nią wstępnie naprężony drut kotwiczony do obu końców rury. Ciągle utrzymywana w pionowej pozycji rura jest ponownie natryskiwana zaprawą cementową, poczym powtórzony zostaje proces dojrzewania betonu. W zależności od wymaganej wytrzymałości rury stosuje się druty o średnicy 4,88 mm, 6,35 mm i 7,25 mm zachowując skok nawijania rzędu 2-3 średnic. Rury o zwiększonej wytrzymałości są nawijane dwuwarstwowo. Całkowita długość wysokowęglowego drutu użytego do produkcji jednej rury sięga 18 km. Końcowym elementem procesu produkcji jest instalowanie gumowych kołnierzy zapewniających szczelność połączeń łączonych rur. Standardowa rura ma długość 7,5 m i średnicę 4 m; grubość jej ściany wynosi 250 mm, a całkowity ciężar – 70 ton. Rury przeznaczone do nominalnego ciśnienia 18 barów ważą ponad 80 ton. Wszystkie inne elementy rurociągów są wykonywane ze stali grubościennej i następnie obustronnie pokrywane betonem, tak żeby pasowały do odcinków wykonanych z rur standardowych. Rury przeznaczone do rejonów o podwyższonej korozyjności są dodatkowo zabezpieczane zewnętrznie 1- mm warstwą bitumiczną o własnościach dielektrycznych (w celu odcięcia przepływu prądów błądzących). Każda rura przed opuszczeniem miejsca produkcji jest testowana na szczelność.

Według opinii uzyskanej od przedstawicieli firmy Price Brothers obie fabryki rur w Bredze i Sarir są największymi tego typu zakładami produkcyjnymi na świecie. Ich powierzchnia całkowita wynosi 338 ha; zużycie piasku i żwiru wyraża się liczbami 13 milionów i 6 milionów ton odpowiednio dla pierwszego i drugiego etapu prac. Wymieniana w materiałach reklamowych zdolność produkcyjna fabryki w Sarir wynosi 4 rury na godzinę.

BUDOWA RUROCIĄGÓW

Wschodni rurociąg (SSTB). W pierwszej fazie prac zagospodarowane zostały dwa pola wodne : w rejonie Sarir i w położonym ok. 250 km na południe Tazerbo, na których zainstalowano odpowiednio 126 i 108 pomp produkcyjnych. Studnie mają przeciętnie głębokość 450 m i początkowe zanurzenie pomp wynosiło 145 m.

Poziom gruntu w rejonie pola wodnego Tazerbo wynosi ok. 270 m n.p.m., a końcowe zbiorniki w Sirt i Benghazi leżą na wysokości 50 m n.p.m. Taka różnica poziomów zapewnia grawitacyjny przepływ wody 1 miliona m3 na dobę z maksymalną szybkością 1.1 m/s . Od Sarir położonego na poziomie 150 m n.p.m. biegnie druga nitka rurociągu o tej samej zdolności przepustowej 1 miliona m3 na dobę. Po wydłużeniu w przyszłości rurociągu do Kufry zwiększenie całkowitego przepływu obu rurociągów do założonej wielkości 3.68 miliona m3 na dobę będzie wymagało zastosowania pomp wspomagających, dzięki czemu prędkość przepływu ma wzrosnąć do 2.5 m/s. Stanowisko pomp jest usytuowane w odległości 80 km od Ajdabii. Warto zwrócić tutaj uwagę na to, że rurociąg główny na swojej drodze obniża się w pewnym miejscu poniżej poziomu morza. Jednak nawet w tym miejscu przepływ nie odbywa się pełnym przekrojem rurociągu. W pobliżu Sarir oba rurociągi są połączone, co umożliwia odpowiednie przerzucanie przepływu między obu nitkami, np. w okresach remontu lub przy jakiejś awarii .

Rurociąg jest wyposażony w standardowe urządzenia zapewniające odpowietrzenie przy jego napełnianiu i zapowietrzanie przy opróżnianiu, a ponad to zainstalowano zawory odcinające przepływ w poszczególnych jego sekcjach oraz urządzenia do odpompowania wody przy opróżnianiu poszczególnych sekcji. Pewna liczba zaworów “oddychających” umożliwia usunięcie powietrza gromadzącego się w miejscach szczytowych rurociągu przy normalnym przepływie wody. Co 600 m rozmieszczone są włazy serwisowe i co 40 km zainstalowane są komory rewizyjne umożliwiające wjazd do rurociągu pojazdu serwisowego.

Regulacja przepływu w głównej części rurociągu (na odcinku od Sarir do Ajdabi) możliwa jest poprzez włączanie lub wyłączanie pomp w poszczególnych studniach pól wodnych. Zawory regulacyjne typu tulejowego umieszczone są na wylocie kolektorów głównych obu pól wodnych w Tazerbo i Sarir, oraz przy ujściu wody ze zbiorników w Sirt i Benghazi, a także na odgałęzieniach doprowadzających wodę do użytkowników.

Zbiorniki ziemne w Ajdabi, Sirt i Saluk zbudowane zostały metodą obwałowania; mają kształt kołowy (średnica ok. 1km) i są wyposażone w wodoszczelne geo membrany, oraz w systemy monitorowania przecieków z pomocą czujników zainstalowanych na dnie, a także monitorowania osadzania obwałowań.

Zachodni rurociąg. Rurociąg ten zasilany jest z dwóch pól wodnych : East Jabal Hasouna (EJH) -299 studni i North East Jabal Hasouna NEJKH) -149 studni. Oba pola położone są w rejonach o wyższej elewacji niż pola wschodniego rurociągu, a woda na swojej drodze musi pokonać znacznie większe deniwelacje. Dlatego na kolektorach zbierających wodę z poszczególnych pól zainstalowano pompy wspomagające przepływ: 11 na EJH i 8 na NEJH, każda o mocy 2 MW.

Dla zapobieżenia efektom tzw. młota wodnego wywołanym nagłym zastopowaniem pomp (np. w wyniku defektu zasilania), zainstalowane zostały powietrzne zbiorniki ciśnieniowe o pojemności 250 m3 każdy: 12 na EJH i 8 na NEJH. W celu regulacji i zbilansowania nierównomierności przepływu zbudowane zostały dwie stacje wyposażone w podwójne, betonowe, podziemne zbiorniki: o pojemności 2×58 300 m3 w Fezan (pomiędzy ESH i NEJH) i 2×83 300 m3 w Tarhunie, w pobliżu Trypolisu.

Z Tarhuny rurociąg, zgodnie z projektem, miał być poprowadzony przez wzgórza Jabal Nafusa 15-to kilometrowym tunelem do zbiornika końcowego usytuowanego na południe od Trypolisu. Przy budowie tego tunelu wynikły komplikacje międzynarodowe, gdyż padło podejrzenie, że zamiast tunelu, lub przy tej okazji, Libia buduje fabrykę broni chemicznej. Nie czekając na rozwiązania dyplomatyczne Dong Ah przystąpiło do budowy odcinka rurociągu omijającego wzgórza i biegnącego wprost do linii brzegowej i dalej do Trypolisu. W ten sposób jakby rozpoczęto realizację 4 etapu projektu : połączenie obu systemów – wschodniego i zachodniego – rurociągiem biegnącym właśnie wzdłuż linii brzegowej Sirt – Trypolis.

O tempie realizacji prac planowanych w II etapie na 8 lat, może świadczyć to, że będąc w Trypolisie w 1996 autor miał okazję uczestniczyć w uroczystościach spłynięcia “pierwszej wody” do miasta, w którym brak dobrej wody był bardzo dotkliwy. Inna rzecz, że wkrótce potem nastąpił istny kataklizm: Trypolis zostało zalane wodą z pękających pod zwiększonym ciśnieniem skorodowanych rurociągów miejskich, a w wielu miejscach ulice zapadały się.

TRANSPORT RUR

Dochodząca do 86 ton waga rur z betonu sprężonego stanowi poważne wyzwanie techniczne dla ich transportu. Dzięki rozdzieleniu produkcji na dwie fabryki usytuowane w odległości blisko 400 km od siebie i położone w pobliżu linii przebiegu rurociągu, w I etapie prac można było zoptymalizować przebiegi dostaw rur do miejsc chwilowego składowania, a następnie do przesuwającego się miejsca montażu. Natomiast optymalizacja taka nie była możliwa w przypadku realizacji II etapu prac, a to ze względu na decyzję pozostawienia produkcji rur w istniejących fabrykach. Przeważyły tutaj porównawcze rachunki kosztów budowy nowych fabryk i koszty wydłużonych linii transportu. Te ostatnie okazały się jednak mniejsze, na co miała wpływ dostępność taniego libijskiego paliwa.

Brak odpowiednich dróg dojazdowych na pustyni i obawa zniszczenia dróg istniejących zmusiły Dong Ah do budowy drogi gruntowej przeznaczonej do transportu rur, przebiegającej wzdłuż linii rurociągu. Droga ta jest przystosowana do ruchu dwukierunkowego, (szerokość 10-12 m); długość jej dla I etapu miała przeszło 1500 km, a dla II etapu – 1800 km. Konstrukcja takiej drogi jest bardzo prosta: wyselekcjonowany i ubity piasek oraz żwir. Prostota ta okupiona jest koniecznością ciągłego polewania wodą powierzchni drogi w celu utrzymania odpowiedniej spoistości użytych materiałów – z natury bardzo sypkich. Długość drogi transportu rur, która w pierwszym etapie realizacji projektu nie przekraczała 400 km, w drugim etapie wydłużona została do 800 km ( z Bregi) i 1200 km (z Sarir). Do transport wykorzystuje się 120 niskopodwoziowych przyczep ciągnionych prze 20 tonowe ciągniki (MAN i Berliette).

WYKOPY.

Do kopania rowu pod rurociąg używa się minimum 27 koparek o pojemności łyżki 7.6 m3. Przeciętna głębokość rowu wynosi 7 m. Dno wykopu utwardzane jest z pomocą walców drogowych. W przypadku przekraczania terenów skalistych do rozbijania skał używa się specjalistycznych jezdnych wiertarek. Na terenach przybrzeżnych konieczne jest wstępne odwodnienie rowu.

Rozładunek rur dowożonych na miejsce montażu odbywa się z pomocą gąsienicowych żurawi o udźwigu 280 ton, które układają je w odległości 20 m od wykopu, skąd są następnie przenoszone są na dno wykopu z pomocą 450-tonowych żurawi gąsienicowych i łączone z częścią rurociągu już zmontowanego z pomocą spychaczy Caterpiller. Odcinkami rurociąg jest testowany hydraulicznie, poczym następuje zasypywanie go piaskiem i ubijanie zasypki. Ostatecznie zabezpieczenie stanowią układane na powierzchni płyty betonowe. Mimo ostrzeżeń mieszkańcy pustyni często skracają sobie dojazdy używając tych płyt do jazdy samochodami.

Wszystkie czynności związane z układaniem rurociągu muszą być wykonywane w tempie nie tylko ze względów ekonomicznych. Zdarzyło się w trakcie budowy rurociągu zachodniego (do Trypolitanii), że nagły i gwałtowny opad deszczu spowodował wypłynięcie wielokilometrowego, już zmontowanego ale nie zasypanego, odcinka rurociągu, który oczywiście uległ prawie całkowitemu zniszczeniu.

Jedna ekipa instalacyjna w ciągu miesiąca jest w stanie położyć 8 km rurociągu . Przy zastosowanej liczbie pięciu zespołów instalacyjnych udaje się generalnie utrzymać tempo 40 km rurociągu na miesiąc.

UWAGI KOŃCOWE.

Dla celów kontroli i sterowania przepływem zastosowany został telemetryczny system przekazywania danych pomiarowych, ich komputerowej analizy i sterowania na odległość elementami regulacyjnymi. Ze względu na znaczne odległości między poszczególnymi elementami systemu zdecydowano się wybudować szereg ośrodków obsługi i utrzymania w ruchu urządzeń rurociągu, z których każde zawiera budynek biurowy, warsztaty naprawcze oraz pomieszczenia mieszkalne dla załogi, basen, korty i meczet. W przypadku systemu TSSB wybudowanych zostało 5 takich ośrodków ulokowanych w Tazerbo, Sarir, Ajdabi, Sirt i Benghazi, przy czym ten ostatni pełni rolę nadrzędną w stosunku do pozostałych.

Według założeń wstępnych głównym przeznaczeniem tego ogromnego przedsięwzięcia inżynierskiego jest rozwój rolnictwa w pasie nadmorskim: ponad 86% uzyskiwanej wody miało być wykorzystane dla tego celu. Ze względu na znaczny udział czynnika ludzkiego w tym zakresie trudno oczekiwać szybkich i spektakularnych sukcesów. Piszący te słowa miał okazję oglądać, wybudowane z resztą przez polskie firmy, osady farmerskie całkowicie nie zamieszkałe i niszczejące. W innym jednak miejscu imponująco wyglądały zautomatyzowane zraszarnie nawadniające hektary upraw.

Niewątpliwym sukcesem stało się już samo dostarczenie względnie taniej wody do największych ośrodków miejskich Libii. Rozwój rolnictwa to proces długotrwały.

Rakieta [pocisk manewrujący Ch-55] wlatująca do centrum Polski. SKĄD? Błaszczak chowa głowę w piasek.

Rakieta wlatująca do centrum Polski. Błaszczak chowa głowę w piasek. Konfederacja naciska na MON.

rakieta-a-blaszczak-chowa-glowe-w-piasek

Ta rakieta była zdolna do przenoszenia taktycznych ładunków jądrowych i mamy do czynienia z testowaniem naszej obrony przeciwlotniczej, a Bydgoszcz jest jednym z pierwszych celów potencjalnego ataku na Polskę – przekonywali politycy Konfederacji Krzysztof Tuduj i Marcin Sypniewski przed interwencją w tej sprawie w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Żądamy wyjaśnienia., w jakim stanie jest polska obrona przeciwlotnicza, a z drugiej strony żądamy informacji dlaczego do tej pory ta sprawa nie została wyjaśniona – oświadczył Tuduj podczas konferencji prasowej przed siedzibą MON.

Poseł przypomniał, że w grudniu ub. roku polskie służby zauważyły obiekt, który wleciał do Polski znad Białorusi, ale zniknął on z radarów w okolicach Bydgoszczy i dopiero pod koniec kwietnia natrafił na niego człowiek jadący konno w okolicach miejscowości Zamość, 15 km od Bydgoszczy. – Gdyby nie znalazł tej rakiety, to państwo polskie by sobie nie poradziło z jej odnalezieniem – zauważył Tuduj.

Według niego, sytuacja, gdy „rakieta wlatuje do centrum Polski” jest „bulwersująca i szokująca” oraz stawia pod znakiem zapytania stan bezpieczeństwa polskiego nieba i obronności kraju.

Ta rakieta była zdolna do przenoszenia taktycznych ładunków jądrowych. Ona nie była uzbrojona, nie miała takiego ładunku, ale mamy do czynienia z testowaniem naszej obrony przeciwlotniczej. To nie są żarty – mówił.

Zwrócił też uwagę, że szef MON Mariusz Błaszczak był pytany o tę sprawę podczas wtorkowego posiedzeniu Sejmu, jednak „schował głowę w piasek, nie zabrał głosu”. – I będziemy mieli Komisję Obrony Narodowej utajnioną, taką, żeby się państwo nie dowiedzieli, jak ta sprawa rzeczywiście się ma – dodał.

Sypniewski zauważył, że „ta rakieta nie leżała gdzieś w puszczy”, tylko w łatwo dostępnym bydgoskim obszarze metropolitalnym, który jest – jego zdaniem – „bardzo istotny ze względu na bezpieczeństwo narodowe”.

W okolicy są Wojskowe Zakłady Lotnicze, są zakłady Nitro-Chem, jest Centrum Szkolenia Wojsk NATO (Joint Force Training Centre – JFTC). Bydgoszcz jest jednym z pierwszych celów potencjalnego ataku na Polskę – zaznaczył.

Konfederacja domaga się od MON „wyjaśnienia tej sprawy i przedstawienia szczegółów, w jaki sposób władze polskie zabezpieczyły polską przestrzeń powietrzną i czy wyciągnęły też jakieś wnioski z tego incydentu, czy dzisiaj taka sytuacja już nie mogłaby się powtórzyć”.

W środę radio RMF FM poinformowało, że według wstępnych ustaleń Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, pod Bydgoszczą spadł rosyjski pocisk manewrujący Ch-55, co oznaczałoby, że został wystrzelony z rosyjskiego samolotu zza wschodniej granicy.

============

mail: viki: W uzbrojeniu od 1984. Po rozpadzie ZSRR znaczna liczba rakiet pozostała na Ukrainie. Ładunek bojowy stanowi ładunek jądrowy o równoważniku trotylowym 200 kT.

Ukraiński drób coraz większym zagrożeniem dla polskich producentów. Import wzrósł o 61%

Ukraiński drób coraz większym zagrożeniem dla polskich producentów. Import wzrósł o 61%

ukrainski-drob-coraz-wiekszym-zagrozeniem

Od 2 maja drób ponownie może być sprzedawany na wszystkich rynkach w Unii Europejskiej, mimo że wcześniej pięć krajów nie pozwalało na jego import. Ukraina jest trzecim największym dostawcą drobiu spoza Unii, a największym jest Brazylia, której kurczaki są co najmniej o jedną trzecią tańsze od europejskich. W ubiegłym roku import drobiu z Ukrainy wyniósł 166 tysięcy ton, co stanowi jedną piątą całkowitego importu tego mięsa z krajów spoza UE. Import z Ukrainy wzrósł o aż 61% w porównaniu do wyników z 2021 roku.

POLECAMY: Kupuje cukier? Uważaj na ten z Lidla, bo jego jakość może być marna a po aferze zbożowej istnieje również ryzyko utraty zdrowia

Według artykułu opublikowanego w Rzeczpospolitej, polska branża drobiarska wyraża obawy, że ukraińskie mięso wypiera ją z rynku i konkurować z nią o pieniądze zachodnich odbiorców. Istnieje coraz większe zaniepokojenie mechanizmem, który nabiera coraz większego rozgłosu. Źródłem tych obaw jest ukraiński gigant, firma MHP. Według polskich drobiarzy zakaz importu zbóż do krajów „frontowych” nie zmieni sytuacji w branży drobiarskiej, która, pomimo powyższych wyników, jest uważana za trudną. Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa, zauważa, że ukraiński drób i jaja będą trafiać do pozostałych państw UE i wypierać stamtąd polskie produkty. Ukraiński koncern MHP, będący jednym z głównych dostawców drobiu do Unii, posiada zakłady w Holandii i sprzedaje mięso drobiowe do innych krajów – informuje „Rzepa”.

Zgodnie z informacjami przekazanymi przez dziennik, oczekuje się, że w czerwcu Komisja Europejska rozpocznie przygotowania do ewentualnego postępowania w sprawie importu drobiu. Przed podjęciem decyzji, Komisja musi przeanalizować sygnały rynkowe dotyczące wpływu importu surowców z Ukrainy na dochody przetwórców i rolników. Procedura taka trwa zazwyczaj trzy miesiące. Jeśli potwierdzą się przypuszczenia, Bruksela może przywrócić kwoty importowe, które wynosiły 90 tysięcy ton dla całej Unii Europejskiej. Stanowiłoby to nieco ponad połowę obecnego eksportu Ukrainy na rynek UE .

Mail:

Spółka Raftan Holding Limited należąca do ukraińskiego koncernu rolno-spożywczego MPH chce przejąć Kutnowskie Zakłady Drobiarskie Exdrob SA. Do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpłyną wniosek o pozwolenie…

Natalie Portman na Impact’23. Pro-aborcyjna i pro-pedalska “aktywistka”.Taki ma być ten „IMPAKT” .

Natalie Portman na Impact’23. Proaborcyjna i pro-pedalska aktywistka.

Siarkowska: Dla mnie to niekonsekwencja. [A dla mnie – właśnie KONSEKWENCJA, miła Pani.. Taki MA BYĆ „IMPAKT” … MD]

natalie-portman-na-impact23

Poseł Solidarnej Polski i przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu Anna Maria Siarkowska:

Uważam, że skandalem jest to, że spółki Skarbu Państwa oraz poszczególne ministerstwa, które objęły patronat nad tą imprezą, współfinansują, bądź żyrują swoim dobrym imieniem, wizytę Natalie Portman w Polsce – mówi poseł Suwerennej Polski Anna Maria Siarkowska w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

============================

DoRzeczy.pl: Skrytykowała pani udział aktorki Natalie Portman w wydarzeniu #Impact23. Dlaczego?

Anna Maria Siarkowska: Uważam, że skandalem jest to, że spółki Skarbu Państwa oraz poszczególne ministerstwa, które objęły patronat nad tą imprezą, współfinansują, bądź żyrują swoim dobrym imieniem, wizytę tej pani w Polsce. Tym samym przyczyniają się do promocji agendy, która jest sprzeczna z wartościami, które deklaruje obecnie rządząca prawica. Gdyby dziś u władzy była lewica, to wizyta tej pani nie byłaby dla mnie zdziwieniem, jednak w obecnej sytuacji jestem zaskoczona. Zresztą dzieje się to nie pierwszy raz, bowiem w ubiegłym roku na zaproszenie organizatorów gościł Juwal Harari, którego poglądy można określić nie kontrowersyjnymi, co wręcz skrajnymi, gdzie faszyzm przy nich to igraszka. Takich ludzi nie można promować czy nagłaśniać ich obecności.

Krytycy pani opinii przypominają, że w imprezie wezmą udział premier i ministrowie. Może to po prostu ważne wydarzenie?

W ubiegłym roku krytykowałam postawę premiera, w tym roku również to robię. Nie zmieniam zdania. Dla mnie jest to niekonsekwencja ze strony również pana premiera, który stoi na czele Zjednoczonej Prawicy i powinien okazywać poglądy, które reprezentuje będąc premierem RP. Zapraszanie i fotografowanie się z panem Hararim uważam za błąd. W tym roku mamy Natalie Portman. Powtórzę, że byłoby to zrozumiałe gdyby rządziła lewica lub Platforma Obywatelska, a nie rząd prawicowy.

A może warto z takimi osobami prowadzić dialog?

Jak najbardziej, można prowadzić dialog. Tylko tutaj nie ma mowy o dialogu, lecz o promocji imprezy przez kontrowersyjne osoby.

[Przecież pojęcie „ kontrowersyjny” to coś innego, niż obrzydliwy, wstrętny”.. MD]

Rząd zabiera Polakom gotówkę. Przepis już wszedł…

Rząd zabiera Polakom gotówkę. Przepis już wszedł…

Patryk Łobaza (BlackPrism) rzad-pieniadze-gotowka 10 maj 2023

Już wkrótce duże transakcje gotówkowe będą w Polsce nielegalne. Właśnie ogłoszono nowe przepisy, które wejdą w życie już od początku następnego roku.

Już niedługo w życie wejdą przepisy, które dość mocno ograniczą transakcje gotówkowe. Rząd wprowadzi limity, powyżej których trzeba będzie płacić bezgotówkowo. Co więcej, będzie się to stosować również do sytuacji, gdy w ramach jednej transakcji będzie trzeba wykonać kilka płatności.

Gotówko odchodzi do lamusa?

Płatności bezgotówkowe są szybkie i wygodne, lecz wiele osób ceni sobie prywatność i wolność, jaką daje gotówka. Niestety, już od 1 stycznia 2024 roku w życie wejdą nowe przepisy, które znacząco ograniczą przepływ banknotów. Przede wszystkim zostaną wprowadzone limity zmuszające klientów i przedsiębiorców do operowania przelewami powyżej wyznaczonych kwot.

Konsument jest obowiązany do dokonywania płatności za pośrednictwem rachunku płatniczego, jeżeli jednorazowa wartość transakcji z przedsiębiorcą, bez względu na liczbę wynikających z niej płatności, przekracza 20 000 zł lub równowartość tej kwoty, przy czym transakcje w walutach obcych przelicza się na złote według średniego kursu walut obcych ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski – dowiadujemy się z artykułu 18 ust. 2 ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych.

Wspomniane limity, które wejdą w życie już od początku nowego roku to 8 tysięcy złotych w transakcji na linii przedsiębiorca — przedsiębiorca i 20 tysięcy w relacji konsument — przedsiębiorca. Co ważne, przepisy obejmują również transakcje wykonane w innej walucie niż złotówka. Wtedy konieczne jest zastosowanie średniego kursu walut obcych, ogłoszony przez NBP.

Do limitów trzeba będzie się stosować, gdyż w innym przypadku zostaną wyciągnięte srogie konsekwencje. Przedsiębiorca niestosujący się do nowych zasad, który pobierze opłatę w gotówce przekraczającą limit, nie będzie miał możliwości zaliczenia tego do kosztów uzyskania przychodów, co przełoży się na wyższy podatek dochodowy. Z kolei firmy przyjmujące od konsumenta płatności w gotówce przekraczające 20 tysięcy złotych zostaną obciążone dodatkowym podatkiem.

Federacja z Ukrainą? Każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą. Dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka.

Federacja z Ukrainą? Każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą.

Witold Gadowski zdecydowanie odpowiada:

Dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka”

9 maja 2023 federacja-z-ukraina

Nie może być mowy o żadnej federacji z Ukrainą a każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą – napisał publicysta Witold Gadowski.

To reakcja na głosy wzywające do możliwie jak najbardziej ścisłej współpracy pomiędzy obydwoma państwami.

Niedługo po wybuchu obecnej wojny w mediach zaczęły pojawiać się głosy wzywające do możliwie jak najbardziej ścisłej współpracy pomiędzy Polską a Ukrainą. Te posuwające się najdalej, mówią nawet o zawiązaniu federacji. Bodaj najczęściej i najbardziej kategorycznie pojawiają się one w tekstach Marka Budzisza, analityka proamerykańskiego think-tanku Strategy&Future.

Tak jak w maju 1950 Robert Schumann i Jean Monnet opracowali plan polityczny, który siedem lat później doprowadził do powstania pierwszych organizacji dających początek Unii Europejskiej, tak i my winniśmy zacząć myśleć o deklaracji ideowej zapowiadającej powołanie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego, które może ziścić się za lat 10, ale już dziś powinno porządkować naszą i ukraińską politykę, także – co jest zdecydowanie ważniejsze – to, jak nasze narody myślą o sobie nawzajem” – pisał Budzisz przed niespełna rokiem na łamach portalu wPolityce.pl.  

Temat powrócił przy okazji wychodzących z kręgów obozu władzy sygnałów świadczących o prowadzonych już przygotowaniach do traktatu polsko-ukraińskiego. Jakub Kumoch, minister w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy powiedział, że według głowy państwa wzorem do stworzenia dokumentu jest dla niego układ, który w 1963 r. zawarły Francja i Niemcy. – Chcemy, aby te relacje były równie bliskie. Aczkolwiek strona ukraińska otrzyma wkrótce te propozycje i będzie się do nich ustosunkowywać. Też zresztą w czasie ostatniej wizyty w Kijowie były nieformalnie prowadzone rozmowy na ten temat – stwierdził szef Biura Polityki Międzynarodowej. Traktat miałby zostać zawarty w rocznicę wybuchu powstania styczniowego.

Nie ma mowy o żadnej federacji z Ukrainą a każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą” – napisał na Twitterze Witold Gadowski, który odniósł się w ten sposób do sprawdzających reakcję opinii publicznej „balonów próbnych” wypuszczanych m.in. przez Budzisza.

„Poza walką ze wspólnym wrogiem[??? MD] dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka” – sprecyzował Gadowski.

Źródła: Twitter, wPolityce.pl, prezydent.pl

Kto zarobił na sprowadzeniu zboża z Ukrainy? “Dwukrotnie tańsze od polskiego”. To sprawa na duże śledztwo.

4 kwietnia 2023 /businessinsider-kto-zarobil-na-sprowadzeniu-zboza-z-ukrainy

Jak alarmuje Solidarność Rolników Indywidualnych na łamach “Rzeczpospolitej”, rząd pozwolił bez kontroli sprowadzić co najmniej 3 mln ton zboża z Ukrainy. Co się z nim stało? Kupili je rodzimi producenci pasz, bo było o połowę tańsze od polskiego.

[10 maja:  Według wyliczenia opublikowanego przez unijnego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, od kwietnia zeszłego roku w ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton. md]

“To sprawa na duże śledztwo” – mówi cytowany przez “Rzeczpospolitą” poseł PSL Mieczysław Kasprzak. Importowana z Ukrainy pszenica i kukurydza w dużej mierze nie opuściły kraju, choć plan miał być zupełnie inny. W efekcie Polska została zalana zbożem.

“Zdaniem Tomasza Obszańskiego, przewodniczącego NSZZ Rolników Indywidualnych »Solidarność«, pociągami i ciężarówkami wjechało do nas ok. 3 miliony ton zboża z Ukrainy, a pierwsze transporty już w ubiegłym roku, przed żniwami” — opisuje dziennik.

Dokąd trafiło? Jak twierdzi Obszański, kupiły je firmy, które zajmują się produkcją pasz, młyny, a nawet rolnicy. Teraz sprzedają wyprodukowaną z nich paszę i mąkę.

Zaznacza, że zboże ukraińskie było dwukrotnie tańsze niż polskie. Wskazuje, że “było więc kupowane i mieszane z naszymi”, choć gdyby restrykcyjnie badano ukraińskie zboże na granicach pod kątem pozostałości w nim pestycydów i metali ciężkich, to by zniechęcało do masowego sprowadzania.

“Według wstępnych danych ministerstwa rolnictwa import pszenicy do Polski wyniósł w zeszłym roku blisko 952 tys. ton, czyli o 56 proc. więcej niż w 2021 r. Ponad połowa pochodziła z Ukrainy. Z kolei kukurydzy wyniósł ponad 2 mln ton w 2022 r., czyli o blisko 900 proc. więcej niż w 2021 r. (91 proc. stanowiło ziarno ukraińskie)” — dodaje gazeta.

Polacy przeciwko zbożu z Ukrainy

W sondażu IBRiS opublikowanym w “Rzeczpospolitej” respondenci zostali zapytani o to, czy produkty rolne z Ukrainy powinny być nadal importowane bez cła, aby wspomóc gospodarkę tego kraju. “

Aż 60,4 proc. badanych odpowiedziało, że nie chce, aby do Polski było nadal importowane bez cła ukraińskie zboże. Za utrzymaniem importu jest 33,8 proc. respondentów, nie ma na ten temat zdania 5,8 proc. pytanych” — czytamy w dzienniku.

“W większym stopniu za ochroną polskiego rynku rolnego przed produktami z Ukrainy są głównie mężczyźni, a także mieszkańcy wsi (po 64 proc. wskazań) oraz małych miast (67 proc.). Najczęściej są to osoby, które mają wykształcenie średnie maturalne – 70 proc., osoby o niskich zarobkach, czyli do 999 zł netto – 100 proc. wskazań” — podała gazeta.

Kto zarobił na sprowadzeniu zboża z Ukrainy? “Dwukrotnie tańsze od polskiego”. To sprawa na duże śledztwo.

4 kwietnia 2023 /businessinsider-kto-zarobil-na-sprowadzeniu-zboza-z-ukrainy

Jak alarmuje Solidarność Rolników Indywidualnych na łamach “Rzeczpospolitej”, rząd pozwolił bez kontroli sprowadzić co najmniej 3 mln ton zboża z Ukrainy. Co się z nim stało? Kupili je rodzimi producenci pasz, bo było o połowę tańsze od polskiego.

[10 maja:  Według wyliczenia opublikowanego przez unijnego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, od kwietnia zeszłego roku w ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton. md]

“To sprawa na duże śledztwo” – mówi cytowany przez “Rzeczpospolitą” poseł PSL Mieczysław Kasprzak. Importowana z Ukrainy pszenica i kukurydza w dużej mierze nie opuściły kraju, choć plan miał być zupełnie inny. W efekcie Polska została zalana zbożem.

“Zdaniem Tomasza Obszańskiego, przewodniczącego NSZZ Rolników Indywidualnych »Solidarność«, pociągami i ciężarówkami wjechało do nas ok. 3 miliony ton zboża z Ukrainy, a pierwsze transporty już w ubiegłym roku, przed żniwami” — opisuje dziennik.

Dokąd trafiło? Jak twierdzi Obszański, kupiły je firmy, które zajmują się produkcją pasz, młyny, a nawet rolnicy. Teraz sprzedają wyprodukowaną z nich paszę i mąkę.

Zaznacza, że zboże ukraińskie było dwukrotnie tańsze niż polskie. Wskazuje, że “było więc kupowane i mieszane z naszymi”, choć gdyby restrykcyjnie badano ukraińskie zboże na granicach pod kątem pozostałości w nim pestycydów i metali ciężkich, to by zniechęcało do masowego sprowadzania.

“Według wstępnych danych ministerstwa rolnictwa import pszenicy do Polski wyniósł w zeszłym roku blisko 952 tys. ton, czyli o 56 proc. więcej niż w 2021 r. Ponad połowa pochodziła z Ukrainy. Z kolei kukurydzy wyniósł ponad 2 mln ton w 2022 r., czyli o blisko 900 proc. więcej niż w 2021 r. (91 proc. stanowiło ziarno ukraińskie)” — dodaje gazeta.

Polacy przeciwko zbożu z Ukrainy

W sondażu IBRiS opublikowanym w “Rzeczpospolitej” respondenci zostali zapytani o to, czy produkty rolne z Ukrainy powinny być nadal importowane bez cła, aby wspomóc gospodarkę tego kraju. “

Aż 60,4 proc. badanych odpowiedziało, że nie chce, aby do Polski było nadal importowane bez cła ukraińskie zboże. Za utrzymaniem importu jest 33,8 proc. respondentów, nie ma na ten temat zdania 5,8 proc. pytanych” — czytamy w dzienniku.

“W większym stopniu za ochroną polskiego rynku rolnego przed produktami z Ukrainy są głównie mężczyźni, a także mieszkańcy wsi (po 64 proc. wskazań) oraz małych miast (67 proc.). Najczęściej są to osoby, które mają wykształcenie średnie maturalne – 70 proc., osoby o niskich zarobkach, czyli do 999 zł netto – 100 proc. wskazań” — podała gazeta.

====================================

mail:

Głównym świadkiem biednego ludu ukraińskiego będzie Firtasz, zam. w Warszawie, goniony [NIESŁUSZNIE!!] listem gończym w USA. Ma pałac w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym.

=================================

Firtasz musi się wypróżnić [swoje silosy ze zbożem] w Polin.

Rząd warszawski dał dupy Firtaszowi… i UE…!! Uchyla zakaz przywozu produktów rolnych z Ukrainy.

Nawet Balcerowicz, pandemia i inflacja nie zniszczyły polskich rolników. Czy „uda się” to PiS-owi? Firtasz w akcji.

Zełenskiemu „nie po drodze” z Polską. Żąda zniesienia ograniczeń dla eksportu zboża. W ciągu roku pozostało w Polsce ponad 4,1 miliona ton.

Zełenskiemu „nie po drodze” z Polską. Żąda zniesienia ograniczeń dla eksportu zboża.

W ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton.

Pomimo napływu taniej żywności z Ukrainy ceny w sklepach nie spadają, więc do kogo idzie zysk z różnicy skupu-sprzedaży?

9 maja 2023 zelenskiemu-nie-po-drodze-z-polska

Ukraina oczekuje od UE zniesienia ograniczeń dotyczących eksportu ukraińskiej żywności. Drastyczne w czasie wojny działania protekcjonistyczne naszych sąsiadów nie mogą nie rozczarowywać – oświadczył we wtorek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Po rozmowach w Kijowie z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen Zełenski poinformował, że jednym z poruszanych tematów była sytuacja związana z eksportem ukraińskiej produkcji rolnej.

Zgadzamy się co do znaczenia naszego ukraińskiego wkładu w globalne bezpieczeństwo żywnościowe (…). Niestety, zetknęliśmy się z problemami w miejscu, w którym moglibyśmy oczekiwać na przejawy solidarności. Drastyczne w czasie wojny działania protekcjonistyczne ze strony naszych sąsiadów nie mogą nie rozczarowywać, delikatnie mówiąc” – powiedział prezydent na wspólnej konferencji prasowej z szefową KE.

„Oczekujemy od UE mocnych, europejskich w swej treści decyzji i możliwie jak najszybszego usunięcia wszelkich ograniczeń, jeśli będzie istniała ku temu wola polityczna, a dzisiejsze nasze rozmowy świadczą, że taka wola istnieje. W tej sytuacji będziemy w stanie podjąć optymalne decyzje, które obronią interesy Europy i Ukraińców, którzy cierpią w wyniku zastosowanych przeciwko nam ograniczeń eksportowych” – podkreślił prezydent Ukrainy.

Ursula von der Leyen przyznała, że sprawa eksportu żywności z Ukrainy jest „skomplikowana” i obie strony powinny poszukiwać rozwiązania tego problemu. „Priorytetem jest teraz utrzymanie płynnego tranzytu zboża (…) z Ukrainy do UE i wymaga to ścisłej współpracy różnych zainteresowanych stron, dlatego stworzymy wspólną platformę koordynacyjną, która zapewni, że elementy solidarności, o których mówicie, będą mogły w pełni funkcjonować” – powiedziała.

Znaczna część ukraińskich płodów rolnych trafia bezpośrednio do Polski, niszcząc rodzimy rynek i wywołując niepokoje społeczne. Na kanwie wywołanego w ten sposób kryzysu swoje stanowisko stracił minister rolnictwa i rozwoju wsi, Henryk Kowalczyk. Według wyliczenia opublikowanego przez unijnego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, od kwietnia zeszłego roku w ciągu 12 miesięcy wjechało do Polski ponad 4,1 miliona ton ukraińskiego zboża a opuściło nasz kraj w ramach tranzytu zaledwie 702 ton.

PAP

===========================

Max 9 maj 2023

Stwierdzenie, że ” rozczarowuje protekcjonalność” skierowane w kierunku kraju, który wydał miliardy dla ratowania ukraińskich obywateli jest bezczelne. Już widzę jak on w analogicznej sytuacji pozwalałby na rujnowanie gospodarki ukraińskiej.
Jak na oligarchę przystało broni interesów oligarchów. To nie ma nic wspólnego z solidarnością ze zwykłym mieszkańcem Ukrainy.
Domaga się bezcłowego eksportu do UE, bez spełniania norm dla produkcji rolnej, które obowiązują dla wszystkich członków UE. W ten sposób żywność ukraińska staje się bezkonkurencyjna cenowo. Inaczej wygląda sprawa jakości, ale czy zwykły pożeracz chleba będzie to analizował?

Pomimo napływu taniej żywności z Ukrainy ceny w sklepach nie spadają, więc do kogo idzie zysk z różnicy skupu-sprzedaży? Zwykły konsument nic na tym nie zyskuje, a budżety państw się kurczą, bo trzeba potem ratować rodzime rolnictwo. I o to kolejny przykład jak zarabiać na wojnie, nie tylko produkując broń….

Stan Oklahoma nie będzie prowadził interesów z ponad tuzinem banków. Ze względu na ich złowrogą działalność [woke]; BlackRock.

Stan Oklahoma nie będzie prowadził interesów z ponad tuzinem banków. Ze względu na ich złowrogą działalność.

Zakaz dotyczy jednych z największych menedżerów aktywów i banków w kraju, w tym BlackRock, Wells Fargo, JPMorgan Chase, Bank of America i State Street.

Date: 8 Maggio 2023Author: Uczta Baltazara

Oklahoma podejmuje działania mające na celu zakazanie 13 głównym instytucjom finansowym prowadzenia interesów ze stanem, po tym, jak opracowany przegląd ustalił, iż banki zaangażowały się w bojkot energetyczny. Skarbnik stanu Oklahoma, Todd Russ, planuje ogłosić w środę rano (artykuł opublikowany 3 maja 2023) ten szeroko zakrojony środek, który stanowi jedno z najbardziej agresywnych działań, jakie jakikolwiek stan podjął przeciwko bankom realizującym tzw. inicjatywy środowiskowe, społeczne i zarządcze ESG Environmental,_social,_and_corporate).

Posunięcie to ostatecznie blokuje bankom możliwość zarządzania miliardami dolarów usytuowanych w oklahomskich emeryturach, inwestycjach i innych podmiotach państwowych.

“Sektor energetyczny jest kluczowy dla gospodarki Oklahomy, zapewnia miejsca pracy dla naszych mieszkańców i pomaga napędzać wzrost gospodarczy” – powiedział Russ w oświadczeniu. “Istotne jest dla nas, aby współpracować z instytucjami finansowymi, które skupiają się na zasadach wolnorynkowych i nie są zobowiązane do realizacji celów społecznych, które przewyższają ich obowiązki powiernicze”.

Zakaz dotyczy jednych z największych menedżerów aktywów i banków w kraju, w tym BlackRock, Wells Fargo, JPMorgan Chase, Bank of America i State Street. Sam BlackRock poinformował w kwietniu, że posiada oszałamiające 9,1 miliardów dolarów w aktywach pod zarządzaniem.

Działania Oklahomy mają miejsce trzy miesiące po tym, jak 1 lutego, Russ wysłał list i kwestionariusz do kilkudziesięciu banków i instytucji finansowych, pytając o ich politykę inwestycyjną w zakresie klimatu i energii. Russ zauważył wtedy, że BlackRock zarządza ponad 60% Oklahoma Public Employees Retirement System.

Zgodnie z ustawą z roku 2022 uchwaloną przez ustawodawcę stanowego w zeszłym roku, skarbnik stanu jest upoważniony do zbadania polityki inwestycyjnej banków, z którymi prowadzi interesy i zestawienia listy firm uznanych za zaangażowane w bojkot sektora energetycznego. Biuro Russa powiedziało, że otrzymało prawie 160 odpowiedzi, które pomogły w podjęciu środowej decyzji.

“Doceniamy szybką reakcję tych instytucji finansowych” – dodał Russ. “Partnerstwa finansowe naszego stanu powinny odzwierciedlać nasze priorytety i wartości, a naszym obowiązkiem jest partnerstwo z firmami, które podzielają naszą wizję silnej i prosperującej gospodarki Oklahomy, a to obejmuje nasz sektor energetyczny”.

Według danych stanowych, w roku 2022, przemysł naftowy i gazowy Oklahomy oraz jego sektory składowe utrzymywały 4 000 firm, wytworzyły 19 miliardów dolarów produktu krajowego brutto, zapewniły gospodarstwom domowym 16,5 miliarda dolarów zarobków i stworzyły 85 050 miejsc pracy. Stan jest szóstym największym w kraju producentem ropy naftowej i piątym największym producentem sprzedawanego gazu ziemnego.

Standardy ESG stosowane przez największe instytucje finansowe dają jednak pierwszeństwo inwestycjom w środowisko naturalne, wspierając projekty zielonej energii – niegdyś uznawane za ryzykowne – przed tradycyjnymi inwestycjami w ropę i gazjak również priorytetom społecznym, takim jak inicjatywy dotyczące «różnorodności» w zarządach.

Krytycy – w tym prokuratorzy generalni, skarbnicy państwowi, przemysł energetyczny i grupy konsumenckie – oskarżyli zarządzających aktywami skoncentrowanymi na ESG o uchylanie się od prawnie wymaganego obowiązku dbania o dobro klientów, których pieniędzmi zarządzają. W szczególności liderzy stanów z dużymi sektorami kopalnymi odpierają ruch ESG, argumentując, że zmusza on fundusze emerytalne do bezpośredniego przeciwdziałania interesom finansowym ich stanów.

“To znaczący krok skarbnika Russa jeśli chodzi o strzeżenie bezpieczeństwa finansowego swojego stanu przed zwolennikami ESG, takimi jak BlackRock i State Street oraz innymi instytucjami finansowymi, które bojkotują firmy energetyczne i nadają priorytet agendom sprzecznym z interesami podatników z Oklahomy” – powiedział w środę agencji FOX Business, Derek Kreifels, prezes State Financial Officers Foundation.

“Skarbnik Russ i stanowi urzędnicy finansowi w całym kraju stoją na czele walki z ESG, dbając o to, aby oszczędności amerykańskich rodzin były inwestowane zgodnie z ich wartościami, a nie wymogami ekstremistów ESG” – dodał.

Grosvenor Capital Management, Lexington Partners, FirstMark Fund Partners, Touchstone VC Global Partners, WCM Investment Management, William Blair, Actis i Climate First Bank również znalazły się w środę wśród banków, którym zakazano prowadzenia interesów w Oklahomie. W najbliższych miesiącach, firmy mogą zostać dodane lub usunięte z listy stanowej, powiedziało biuro Russa.

W odpowiedzi na ten raport, BlackRock i JPMorgan Chase odparły, że zainwestowały miliardy dolarów w sektor energetyczny.

“BlackRock jest wiodącym inwestorem w sektorze energetycznym w Oklahomie” – powiedział FOX Business rzecznik BlackRock. “W imieniu naszych klientów zainwestowaliśmy ponad 15 miliardów dolarów w publiczne firmy energetyczne z siedzibą w Oklahomie i około 320 miliardów dolarów w publiczne firmy energetyczne na całym świecie, w tym inwestycje zarówno w tradycyjne sektory energetyczne, takie jak ropa i gaz, jak i w odnawialne źródła energii”.

“BlackRock oferuje naszym klientom możliwości wyboru, których potrzebują, aby pomóc im osiągnąć ich cele inwestycyjne za niskie opłaty. Uważamy, że takie listy jak te finalnie podnoszą koszty dla podatników z Oklahomy i zmniejszają zyski dla strażaków, nauczycieli i pracowników stanowych starających się o godną emeryturę. Podważają one również wolnorynkową konkurencję i wybór dla inwestorów.”

A JPMorgan Chase stwierdził, że decyzja Russa jest “bezpodstawna”.

“Jako największy bank w kraju, należymy do czołowych finansistów w całym sektorze energetycznym, w tym tradycyjnych źródeł energii” – poinformował bank agencję FOX Business.

“W latach 2021-2022 zapewniliśmy ponad 2 miliardy dolarów w finansowaniu i innych usługach dla 40 firm z Oklahomy w sektorze ropy i gazu” – czytamy dalej w oświadczeniu. “Nasze praktyki biznesowe nie są w konflikcie z tą antywolnorynkową decyzją i cieszymy się, że nadal będziemy służyć klientom i społecznościom w Oklahomie”.

INFO: https://www.foxbusiness.com/politics/republican-state-bans-more-dozen-woke-banks-doing-business

Ostra konkurencja akademików w opluwaniu Polski

Ostra konkurencja akademików w opluwaniu Polski

Posted on 8 Maj, 2023 by jw

ostra-konkurencja-akademikow-w-opluwaniu-polski

Polskie uczelnie słabo stoją w konkurencji z uczelniami europejskimi, a nawet ustępują najlepszym uczelniom biednych krajów Azji, Afryki, Ameryki Południowej. W przestrzeni publicznej zwraca natomiast uwagę konkurowanie akademików w opluwaniu Polski. Zatrudnianych na etatach, prowadzących obficie finansowane projekty zaliczane do badawczych, choć metodologicznie przedkładające ideologię nad naukę.

Prof. dr hab. Barbara Engelking, pełniąca nader liczne funkcje w domenie akademickiej, realizuje programy nad Holocaustem, w których chodzi nie tyle o poznanie prawdy, ile o udowodnienie, że Polacy jako naród byli obojętni wobec zagłady Żydów, a nawet brali w niej czynny udział. Badania te doprowadziły znaną i wyróżnianą profesor do „naukowego” wniosku, że „dla Polaków śmierć to była kwestia biologiczna, naturalna, śmierć jak śmierć. Dla Żydów to była tragedia, dramatyczne doświadczenie, metafizyka”. Czyż nie jest to koncepcja rasistowska?

Z tym autorytetem konkuruje w opluwaniu Polaków inny prof. dr hab. Jan Hartman, twierdzący, że „o wiele więcej Żydów zostało przez Polaków zabitych bądź wydanych Niemcom na śmierć niż uratowanych dla zysku bądź bezinteresownie”, choć przebiegu i metodologii badań nad tą kwestią nie ujawnia. Uważa to jednak za prawdę oraz twierdzi, że „odmowa przyjęcia do wiadomości prawdy to właśnie antysemityzm”. Jasne jest zatem, że w takim ujęciu to Polacy domagający się rzetelnych badań nad relacjami polsko-żydowskimi a odrzucający jedynie słuszne prawdy Jana Hartmana czy Barbary Engelking są antysemitami.

Dotychczasowe badania, oparte na faktach a nie na ideologii, wskazują, że prawda ta jest odmienna od głoszonej przez tych „profesorów”. Niemniej Jan Hartman, który na pozycji wykładowcy etyki na UJ niejako zastąpił Karola Wojtyłę, dokumentując tym samym degradację najstarszej polskiej uczelni, potępia „filozofię moralną” państwa polskiego w „kwestii żydowskiej”. Przyzwolenie środowiska akademickiego dla unieważniania prawdy na rzecz ideologii przynosi efekty

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 2 maja 2023 r

Chrońmy nasze dzieci, wspierajmy rodziców. Podpisz !

Czy słyszeli Państwo o ogłoszonej na początku maja propozycji ustawy pt. “Chrońmy nasze dzieci, wspierajmy rodziców”? 

Powstała ona jako odpowiedź na działalność środowisk LGBTQ i innych radykalnych, lewicowych organizacji, które wchodzą na teren szkół w Polsce i podważają prawo rodziców do zapewnienia dziecku wychowania zgodnego z ich przekonaniami. 

To Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 48 mówi o tym, że: “Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.”

Było dla nas oczywiste, że musimy teraz zabrać głos, by reprezentować Państwa jako rodziców i by wspólnie walczyć o dobro przyszłych pokoleń, o dobro polskich dzieci.

Podpisz teraz naszą ważną petycję wzywającą Przewodniczących Klubów Parlamentarnych do poparcia ustawy “Chrońmy nasze dzieci, wspierajmy rodziców”.

W naszej niedawno przeprowadzonej ankiecie Państwo sami potwierdziliście, że temat walki z indoktrynacją dzieci w polskich placówkach edukacyjnych jest dla Państwa priorytetowy. 

Aż 61% respondentów wybrało ten problem jako najważniejszy temat, który obecnie powinniśmy poruszyć w naszych kampaniach w Polsce. 

Organizacje lewicowe propagujące ideologię płciową od wielu lat prowadzą swoją konspiracyjną działalność w szkołach organizując często obowiązkowe warsztaty, podczas których dzieci są informowane o prawie do wyboru własnej „orientacji seksualnej” i eksperymentowania w tej sferze. 

Rodzice w wielu przypadkach dowiadują się o tego typu zajęciach po fakcie. 

W większości przypadków Rada Rodziców nie miała pojęcia o prawdziwym programie takich zajęć, a zgodnie z przepisami powinna je uprzednio zaopiniować.

Prosimy, nie zwlekaj. Pilnie dołącz do nas podpisując naszą ważną petycję do Przewodniczących Klubów Parlamentarnych.

Rodzice oraz dyrekcje placówek oświatowych powinni być czujni, gdyż pod nazwą edukacji antydyskryminacyjnej kryje się podstępny plan promowania w szkołach i przedszkolach zwyczajów oraz zachowań środowisk LGBTQ.

Nie krytykujemy dyrekcji placówek oświatowych czy kadry nauczycielskiej, gdyż oni w większości przypadków nie mają świadomości, na co się godzą. Zajęcia lewicowej agendy przemycane są bowiem pod nazwą warsztatów lub szkoleń z edukacji równościowej, uczenia tolerancji, działań na rzecz równego traktowania, czy też edukacji na temat praw człowieka.

Uważamy, że wyłącznie wykwalifikowana kadra nauczycielska, bez udziału podmiotów zewnętrznych, powinna nauczać dzieci i młodzież elementów edukacji seksualnej.

Nasze dzieci są przyszłością naszego narodu, a naszym moralnym obowiązkiem jest chronić je przed szkodliwymi wpływami.

Pokaż razem z nami poparcie dla ustawy “Chrońmy nasze dzieci, wspierajmy rodziców” podpisując naszą istotną petycję.

Dziękując za Państwa wsparcie uprzejmie prosimy o przekazanie naszej wiadomości 5 osobom, byśmy mogli zwiększyć wpływ tej petycji.

Sylwia Mleczko z zespołem CitizenGO w Polsce i na świecie

Więcej informacji:

Inicjatywa obywatelska Chrońmy dzieci

http://www.chronmywspierajmy.pl/

Wojna hybrydowa czy “sytuacja rynkowa” czyli agonia Zakładów Azotowych Puławy

Wojna hybrydowa czy “sytuacja rynkowa” czyli agonia Zakładów Azotowych Puławy SA.

pink-panther wojna-hybrydowa-czy-sytuacja-rynkowa

Po co panu Putinu użycie bomby atomowej przeciwko Polsce skoro są tańsze i przyjemniejsze sposoby. W dodatku nie wywołujące moralnego oburzenia świata czy innych “adekwatnych odpowiedzi”.

Wystarczy mieć swojego człowieka od jakiegoś czasu na wrogim terytorium i dać mu się wykazać. Żeby było śmieszniej i okrutniej, kret wykazałby się za pieniądze wroga  konkretnie za dywidendy z wrogiego przemysłu. Rozwalenie całej branży ciężkiej syntezy chemicznej (czy tego, co z niej zostało po latach “transformacji ustrojowej” patrz: Zakłady Chemiczne Oświęcim, Zakłady Chemiczne Chorzów, Zakłady Azotowe Kędzierzyn), zaopatrującej m.in rolnictwo na ziemiach polodowcowych w nawozy azotowe czy przemysł płyt drewnopodobnych w żywice z  melaminy – surowca do produkcji szerokiej gamy produktów tzw. wykończeniówki budowlanej czy przemysłu meblarskiego – to czysta, tania robota.  Kosztuje tyle, ile skorumpowanie pewnej ilości decydentów w przemyśle i polityce. Czyli w polskich warunkach bardzo niewiele.  A na końcu winna ma być “sytuacja rynkowa”.

Ten kret  nie musi się pojawiać w granicach wrogiego państwa. Ma od lat przedstawicieli. I nie myślę o pełnomocnikach firm z rajów podatkowych na walnych zebraniach Grupy Azoty. To byłoby zbyt proste. Chociaż niewykluczone.

Ale przejdźmy do tzw. meritumu.

Po raz pierwszy w historii Zakładów Azotowych Puławy S.A. została na długi okres zatrzymana produkcja dwóch kluczowych instalacji: melaminy i kaprolaktamu. Instalacje te pracują nieprzerwanie (poza planowanymi remontami i krótkimi awariami) prawie od lat 50 czyli od połowy lat 70-tych XX w.

Ogłoszone przez władze spółki zamiary zwolnień masowych , głównie pracowników tych instalacji wskazują, iż celem ostatecznym jest ich zamknięcie.


A ostateczne zamknięcie instalacji oznacza w konsekwencji ich wymontowanie i sprzedaż zapewne po cenie złomu.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że inwestycja kaprolaktamu o zdolności 50 tysięcy ton/rok kosztowała w latach 70-tych XX w. ok. 100 mln USD. A dodatkowe koszty zostały poniesione na podniesienie zdolności do 65 tysięcy ton/rok.

Pierwsza instalacja melaminy zbudowana na bazie technologii austriackiej o zdolności projektowej 32 tysięcy ton/rok kosztowała ok. 30 mln USD a łączny koszt kolejnych dwóch instalacji oddanych do użytku w roku 2001 (30 tysięcy ton/rok) i w roku 2003 (30 tysięcy ton /rok) wyniósł co najmniej 100 mln USD.

Trwałe unieruchomienie majątku przemysłowego w dobrym stanie technicznym (w ciągu ostatnich 50 lat ponoszone były tam dodatkowe nakłady na m.in. pakownie , magazyny, okresowe remonty o szacunkowej łącznej wartości ok. 200 mln zł) dawałoby łączną szkodę w wysokości 1,2 mld złotych w cenach ówczesnych.

Do tych szkód należy doliczyć utracone korzyści ze sprzedaży produktów chemicznych, która niwelowała w dużym stopniu problem wysokiej sezonowości sprzedaży nawozów azotowych ZA „Puławy”S.A., których zdolności produkcyjne stanowią połowę krajowych zdolności produkcyjnych : saletra amonowa – 1.100 tysięcy ton/rok, mocznik ok. 1.000 tysięcy ton /rok, siarczan amonu ok. 140 tysięcy ton/rok.

Rentowność obu instalacji: melaminy i kaprolaktamu w ciągu ich 50 lat eksploatacji oscylowała między -10% a +40%.

Wg danych z lat 2004-2008 w łącznej wartości sprzedaży ZA „Puławy” S.A wynoszącej 8.698.0 mln zł, łączna sprzedaż melaminy i kaprolaktamu wyniosła 3.030,3 mln zł tj. 34,8%.

Przyjąwszy tylko szacunkowy poziom 5% rentowności tych produktów, oznaczałoby to utracone korzyści w wysokości co najmniej 150 mln złotych w ciągu zaledwie 4 lat.

Główną przesłanką do oceny, iż zamiarem decydentów w Tarnowie lub w Puławach jest trwałe zamknięcie obu instalacji są pogłoski o decyzji zwolnieniu obu załóg na tych instalacjach, czyli 800-1000 wysoko wykwalifikowanych pracowników w zakresie inżynierii chemicznej.

Co oznacza gwałtowne zubożenie miasta i powiatu i gwałtowne pogorszenie sytuacji ekonomicznej wielu małych firm handlowych, zaopatrzeniowych i usługowych. Czyli dalsze zwolnienia i dalsze ubytki podatków dla Skarbu Państwa.

Pozostaje pytanie, jakie mogą być przyczyny tak drastycznego i niezrozumiałego  działania.

Biorąc pod uwagę przyjęty od kilku lat system zarządzania Zakładami Azotowymi „Puławy” S.A. w kilka lat po dokonaniu tzw. konsolidacji czyli przekazania ok.95% akcji ZA Puławy do Zakładów Azotowych w Tarnowie-Mościcach (obecnie Grupa Azoty z siedzibą w Tarnowie) nie można wykluczyć najgorszego scenariusza, czyli – działania władz spółki dominującej na szkodę „swojej własności” czyli spółki przejętej.

A konkretnie czyn niegospodarności i nadużycia zaufania w zakresie zarządzania powierzonego majątku przez zarząd Grupy Azoty Tarnów za wiedzą i zgodą zarządu Zakładów Azotowych „Puławy” S.A. jak to określa art. 296 Kodeksu Karnego.

Od kilku lat wszyscy lub niektórzy członkowie zarządu/zarządów Grupy Azoty w Tarnowie w porozumieniu z wszystkimi lub niektórymi członkami zarządu/zarządów ZA Puławy S.A mogli nadużywać udzielonych im uprawnień lub niedopełniać powierzonych im obowiązków finanse ZA „Puławy” SA, w tym m.in.:

– z naruszeniem /ominięciem obowiązków wynikających z przepisów o łączeniu spółek kapitałowych (art.498 – art. 516 Kodeksu Spółek Handlowych Ustawa z 9 czerwca 2022 r. o ogłoszeniu jednolitego tekstu Kodeksu Spółek Handlowych Dz.U z 2022 r. poz.1467 oraz obowiązujących dyrektyw UE o zasadach łączenia spółek kapitałowych), w szczególności bez opracowania stosownego planu połączenia obu spółek ujawniającego cel łączenia i korzyści dla obu podmiotów z tego wynikającej zweryfikowanego przez biegłego księgowego i zarejestrowanego w KRS – m.in. podjęli decyzję o przejęciu przez Grupę Azoty Tarnów funkcji pionu sprzedaży ZA Puławy, w tym przejęcia pracowników kluczowych ZA Puławy w zakresie handlu kaprolaktamem, melaminą i nawozami, znających rynki, klientów i warunki panujące na rynkach od co najmniej 20 lat,

Jak się wydaje, obejściem wymogów określonych w artykułach 498-516 Kodeksu Spółek Handlowych o łączeniu spółek kapitałowych była tzw. Aktualizacja z maja 2017 roku dokumentu o nazwie „Strategia Grupy Azoty na lata 2013-2020, opisana na stronie 14 Wystąpienia Pokontrolnego NIK „I/20/002 Wybrane aspekty działalności Grupy Azoty SA oraz spółek zależnych” jest powołanie tzw. Segmentu Agro , mający na celu zmonopolizować handel produktami spółek zależnych Grupy Azoty przez spółkę dominującą.

Sformalizowano to poprzez zmuszenie spółek zależnych do podpisania umowy, na podstawie której powołano z dniem 12 lutego 2018 r. tzw. Departament Korporacyjny Handlu Segmentu Agro z siedzibą w GA ZAP.

Problem polega na tym, iż działania te stoją w sprzeczności z literą i duchem ustawy o ochronie konkurencji i konkurentów z dnia 16 lutego 2007 r. (Dz. U.2007 Nr. 50 poz. 331 ze zmianami) a w szczególności z Art. 6.1. w brzmieniu:”… Zakazane są porozumienia, których celem lub skutkiem jest wyeliminowanie, ograniczenie lub naruszenie w inny sposób konkurencji na rynku właściwym, polegające w szczególności na:
1) ustalaniu, bezpośrednio lub pośrednio, cen i innych warunków zakupu lub
sprzedaży towarów;
2) ograniczaniu lub kontrolowaniu produkcji lub zbytu oraz postępu technicznego
lub inwestycji;
3) podziale rynków zbytu lub zakupu

4) stosowaniu w podobnych umowach z osobami trzecimi uciążliwych lub
niejednolitych warunków umów, stwarzających tym osobom zróżnicowane
warunki konkurencji;
5) uzależnianiu zawarcia umowy od przyjęcia lub spełnienia przez drugą stronę
innego świadczenia, niemającego rzeczowego ani zwyczajowego związku
z przedmiotem umowy;
6) ograniczaniu dostępu do rynku lub eliminowaniu z rynku przedsiębiorców
nieobjętych porozumieniem;
7) uzgadnianiu przez przedsiębiorców przystępujących do przetargu lub przez tych
przedsiębiorców i przedsiębiorcę będącego organizatorem przetargu warunków
składanych ofert, w szczególności zakresu prac lub ceny.
2. Porozumienia, o których mowa w ust. 1, są w całości lub w odpowiedniej
części nieważne, z zastrzeżeniem art. 7 i 8….”.

Tymczasem pojawiły się pogłoski, iż niektórzy klienci, którzy chcieli kupić towar z ZA „Puławy” S.A byli zmuszani do zakupu „w pakiecie” również jakieś towaru z Grupy Azoty w Tarnowie. Albo że kaprolaktam z ZA Puławy sprzedaje pion handlowy ZA Tarnów (Grupa Azoty). A nawet, że Grupa Azoty w Tarnowie kupowała kaprolaktam w ZA Puławy po koszcie wytworzenia o nie po cenie rynkowej.

Sprawdzono akta KRS nr 0000075450 Grupy Azoty dawniej Zakładów Azotowych w Tarnowie-Mościskach w Wydziale XII KRS w Krakowie i za okres 2013 – 2020 nie znaleziono planu połączenia ZA Puławy i Grupy Azoty w jeden podmiot.

Więc wg stanu na dzień dzisiejszy są to dwa odrębne podmioty prawa handlowego, które winny prowadzić samodzielną politykę handlową, jak to robiły przez 50 lat.

Zatem wszelkie zmowy handlowe mające na celu ograniczenie swobodnego dostępu do towaru spółki zależnej są w oczywisty sposób działaniem zarówno na szkodę spółki zależnej jak i na szkodę klienta. Co wyczerpuje art.296 Kodeksu Karnego.

  1. Zamknięcie instalacji melaminy i kaprolaktamu w ZA Puławy S.A pod pretekstem „sytuacji rynkowej”, w warunkach, gdy zainteresowana spółka zależna nie ma możliwości sprawdzenia
  1. kwalifikacji handlowych osób zajmujących się w Grupie Azoty Tarnów sprzedażą kaprolaktamu i melaminy (zwłaszcza melaminy, której Tarnów nie produkuje),
  2. prawdziwych celów wyeliminowania puławskiego kaprolaktamu i puławskiej melaminy z rynku krajowego i rynku międzynarodowego w warunkach wojen hybrydowych prowadzonych przeciwko Polsce przez różne państwa, z Rosją na czele

– każe zapytać o powody dalszego tolerowania na liście akcjonariuszy Grupy Azoty w Tarnowie spółek będących pośrednio własnością ( poprzez rosyjską firmę nawozową Acron) Wiaczesława Moshe Kantoa obywatela Rosji i Szwajcarii – Opansa Enterprises Limited i Rainbee Holdings Limited.

 Zarząd Grupy Azoty w swoich oświadczeniach bagatelizuje możliwość wpływu  „w jakikolwiek sposób”   Wiaczesława Moshe Kantora na sposób funkcjonowania Grupy Azoty w Tarnowie lub w spółkach zależnych, jak ZA Puławy S.A. to przemilczana zostaje jedna możliwość.

Możliwość skorumpowania różnych osób na terenie Polski, mogących mieć różny wpływ na osoby kierujące tymi spółkami od wewnątrz lub z zewnątrz, z korupcją włącznie.

Zamiast więc zrzucać bombę atomową na Polskę, o wiele wygodniejsze jest zniszczenie dużej grupy przemysłowej, mającej wpływ zarówno na niezależną produkcję żywności w Polsce (nawozy) jak i dostarczającej ważnego komponentu do przemysłu, którego wartość produkcji stanowi obecnie 2.3% GDP Rzeczpospolitej Polskiej i który tworzy rynek ok. 30 tysięcy firm, z tego 84 to przedsiębiorstwa duże, ok. 1600 firm to przedsiębiorstwa średniej wielkości a ponad 27 tysięcy firm to mikroprzedsiębiorstwa dające pracę 5-10 osobom. Czyli szacunkowo jest to branża zatrudniająca co najmniej 30 tysięcy miejsc pracy , głównie w małych miastach i na prowincji.
Chodzi o przemysł meblarski, który opiera się na wszelkiego rodzaju płytach na bazie żywic melaminowych i jest drugim pod względem wartości eksporterem na świecie ( 15,75 mld USD) . Pierwsze zajmują Chiny – 86,9 mld USD a trzecie Niemcy – 14,6 mld USD, Włochy 13,2 mld USD i Wietnam -12,9 mld USD. (źródło: https://www.statista.com/statistics/1053231/furniture-leading-exporters-worldwide/).

Na liście największych producentów nie ma Rosji, która nie ma instalacji melaminy. Budowa niewielkiej instalacji melaminy została wstrzymana z powodu sankcji.

W dawnym ZSRR była instalacja melaminy w Armenii, ale została zniszczona w czasie trzęsienia ziemi w 1987 r. Od tego czasu nie wybudowano tam nowej instalacji a meble głownie się importuje.

Mimo, że główne surowce do produkcji melaminy i do produkcji mebli występują w Rosji niemal w nieograniczonych ilościach: jest to mocznik produkowany z amoniaku jako główny surowiec do produkcji melaminy a następnie żywic melaminowych oraz drewno i odpady drewniane tartaczne.

Wiaczesław Mosze Kantor jest jedynym akcjonariuszem firmy Acron Group z siedzibą w Nowogrodzie Wielkim , która jest kombinatem nawozowym produkującym saletrę amonową, NPK ale też mocznik jako nawóz ale i potencjalny surowiec do produkcji melaminy.

Jako akcjonariusz Grupy Azoty doskonale zdaje sobie sprawę z korzyści, jakie dałoby mu zatrzymanie na stałe produkcji melaminy w ZA Puławy SA pod dowolnym pretekstem i wymontowanie oraz przeniesienie do Rosji „zbędnej instalacji”. Teoretycznie jest to możliwe, albowiem już w latach 90-tych taki „eksperyment” został wykonany w przypadku fabryki „Żelatyna” w Puławach, której maszyny zostały przez nowego właściciela wymontowane i przewiezione oficjalnie w Kieleckie a dyskretnie podobno gdzieś na Białoruś, skąd nagle zaczęła Polskę zalewać tania żelatyna.

W przypadku ZA Puławy SA warto pamiętać, że jeden z byłych prezesów tej firmy ma w życiorysie zawodowym zasiadanie w radzie nadzorczej w spółce na terenie Federacji Rosyjskiej o nazwie ZAO AFK z siedzibą w mieście Kemerowo ul. Tulska 9 i głównym biurem w miejscowości Anżero-Sudżensk , mającej produkować w ramach projektu samego prezydenta Federacji Rosyjskiej sklejkę brzozową czy inne płyty drewniane. A czy miał okazję poznać w związku ze swoimi obowiązkami zawodowymi lub społecznymi samego Moshe Kantora lub osoby, które go znają, to już inna sprawa.

  1. Aktualne skutki ekonomiczne zatrzymania produkcji melaminy i kaprolaktamu w ZA Puławy SA są takie, że w III i IV kwartale roku 2022 firma odnotowała bardzo poważne straty netto: III kwartał 2022 – 49,7 mln zł a w IV kwartale 2022 – 511,9 mln zł. Jest to absolutnie szokujący wynik.
    Tymczasem w I i II kwartale roku 2022 firma odnotowała wysokie zyski netto. Odpowiednio: I kwartał 2022 – zysk 455,8 mln zł a II kwartał 2022 – 396,4 mln zł. Czyli niby łącznie w roku kalendarzowym jest zysk netto w wysokości 290,54 mln zł czyli więcej niż w roku 2021 (126,01 mln zł), ale szokująco wysoka strata netto w IV kwartale 2022 plus zapowiedzi zwolnień pracowników produkcji (a jednocześnie zatrudnianie na stałe umowy w administracji) rodzi pytania o długofalowe cele spółki dominującej Grupy Azoty lub jej nadzorców.
     
  2. Należy bowiem mieć na względzie fakt, iż Grupa Azoty z siedzibą w Tarnowie może sobie pozwolić na pewnego rodzaju „beztroskę” w zarządzaniu majątkiem spółek zależnych, albowiem mimo skromnych wyników na poziomie zysku operacyjnego w porównaniu np. z ZA Puławy SA w latach 2011-2022 , dzięki otrzymywaniu dywidend od spółek zależnych.

W latach 2011-2022 łączna kwota dywidend otrzymanych przez Grupę Azoty w Tarnowie wyniosła 2.134.041 tysięcy zł.

Tymczasem dywidendy wypłacone przez ZA Puławy SA do Grupy Azoty w Tarnowie w okresie 2011-2022 wyniosły łącznie 1.315.494 tys. Zł czyli 61,6% ogólnej kwoty dywidendy pobranej od spółek zależnych.

W samym roku 2022 dywidendy pobrane przez Grupę Azoty wyniosła 340.542 tys. zł.

  1. w istotny sposób poprawiają wyniki netto Grupy Azoty w Tarnowie, co widać na poziomie wyników operacyjnych czyli przy odjęciu od przychodów ze sprzedaży kosztów jej wytworzenia , kosztów sprzedaży i kosztów ogólnego zarządu.

Analiza zysków/strat operacyjnych w układzie kwartalnym w Grupie Azoty w Tarnowie w okresie 2013-2022 czyli w okresie 40 kwartałów pokazuje zaledwie 17 kwartałów z dodatnim wynikiem operacyjnym, natomiast 23 kwartały stratami operacyjnymi. W przypadku wyników netto, kiedy wliczane są dywidendy otrzymane (ale też wypłacane czasem akcjonariuszom) kwartałów z wynikami ujemnymi jest „zaledwie” 14.

Po roku 1989 sytuacja ekonomiczna Zakładów Azotowych w Tarnowie – Mościcach, podobnie jak innych zakładów ciężkiej syntezy chemicznej nie była lekka. A w każdym razie znacznie gorsza niż sytuacja ZA Puławy SA.

I tak:

Lp.  Rok                   Sprzedaż mln zł                Zysk/Strata mln zł                    Współczynnik płynności **)

                                     ZAT*       ZAP*                      ZAT      ZAP                                ZAT       ZAP

  1. 1996                       877,9      1.073,2                   96,2       150,4                            0,76       4,36
  2. 1997                       975,5       1.045,1                   20,1          60,9                            0,61       1,41
  3. 1998                      911,6        1.027,7                  -58,8         15,8                            0,44        1,14
  4. 1999                      860,2           908,1                   16,1          – 3,3                            0,58         1,81
  5. 2000                  1.061,2         1.329,8                   22,0        105,9                            0.86         2,44
  6. 2001 841,7 1.271,2 -187,8 – 45,5 0,53 1,77

Jak więc widać w powyższym zestawieniu ZA w Tarnowie – Mościcach  było w drugiej połowie lat 90-tych mniejsze, słabsze i  miało problemy z płynnością gotówki, co skończyło się w 2002 roku postępowaniem układowym z wierzycielami, których było 578 a kwota wymaganych do zapłaty zobowiązań sięgała 220 mln zł. Zobowiązania wierzyciele zgodzili się zredukować o 40%. Ale  długi trzeba było płacić.

Sytuacja zmieniła się radykalnie po roku 2013, kiedy do oddłużonej spółki w Tarnowie zaczęły płynąć  od spółek zależnych ( Zakłady Azotowe “Puławy”SA, Zakłady Chemiczne “Police” SA, Zakłady Azotowe w Kędzierzynie oraz Kopalnie i Zakłady Przetwórcze Siarkopol w Tarnobrzegu ) dywidendy a w dodatku zarządy tych spółek są pod presją „ręcznego sterowania  spółki dominującej  z Tarnowa”, która uprawiając slalom pomiędzy przepisami  prawa, na koszt tych spółek i ich odpowiedzialność samowolnie prowadzi politykę handlową i inwestycyjną jak również płacową, bardzo bolesną zwłaszcza dla pracowników ZA Puławy SA.

A tymczasem wyniki lat 2013 -2022 odpowiadają na pytanie, dlaczego Grupa Azoty w Tarnowie oszczędnie gospodaruje informacjami ekonomicznymi , kryjąc swoje własne wyniki finansowe za sprawozdaniami finansowanymi całej Grupy czyli skonsolidowanymi.

Odpowiada na to porównanie wyników jednostkowych za ostatnie lata (tys zł):

                                                                                                          ZA Puławy  SA                       Grupa Azoty Tarnów

  1. Sprzedaż   lata          2018-2022                               22.012.350                              11.960.057

                                           2013-2017                              18.126.728                                 8.703.883

                                          2011-2012                                   6.484.786                                3.912.890

Razem sprzedaż           2011-2022                                  46.623.864                                24.576.829

  1. Zysk Operacyjny    zł             2018-2022                                 1.058.947                                       348.090

                                           2013-2017                                 1.908.882                                            4.451

                                                        2011-2012                                     927.378                                         391.762                                    Razem                                   2011-2022                                   3.895.207                                       744.303

  1. Zysk netto                               2018-2022                                  1.023.831                                         902.791

                                            2013-2017                                  1.677.019                                      1.047.373

                                           2011-2012                                      832.952                                         458.567

Razem zysk netto                         2011-2022                                    3.533.802                                      2.408.731

  1. Dywidendy  otrzymane        2018-2022                                       –                                                      868.600

                                            2013-2017                                      –                                                   1.106.989

                                             2011-2012                                     –                                                       158.422

    Razem                                         2011-2022                                     –                                                    2.134.041

  1. Dywidendy  z ZAP                  2018-2022                                        349.231 (40,2%)                             –                        wypłacone do ZAT                 2013-2017                                         877.187 (79.2%)                             –

                                           2011-2012                                           89.076 (56,2%)                            –    

Razem                                            2011-2022                                      1.315.494 (61,6%)                            –

Nie wiemy, ile z łącznej kwoty dywidend wypłaconych przez ZA „Puławy” SA na rzecz Grupy Azoty SA w Tarnowie 1.315.494 tys zł otrzymały spółki, których właścicielem jest Wiaczesław Moshe Kantor. Nie wiemy, jakie są  wpływy w Polsce właściciela  drugiego co do wielkości pakietu akcji Grupy Azoty,  który nigdy nie potępił napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. I jakie były i są jego  długofalowe zamiary wobec Grupy Azoty w ogólności a wobec ZA „Puławy” SA W szczególności.

Od mniej więcej trzech lat krążą w miasteczku różne plotki zaczynające się od słowa “podobno”. Jedne dziwniejsze czy raczej gorsze od innych.

Podobno “Azoty Puławy zostały połączone z Azoty w Tarnowie”, podobno “Tarnów zabrał z ZA Puławy informatyków i handlowców”, podobno “pracownicy handlowi z Puław  otrzymywali propozycje nie do odrzucenia: przeniesienie do Tarnowa albo na ulicę”, podobno “dwoje najstarszych stażem pracowników handlowych ZA Puławy sprzedających melaminę i/lub kaprolaktam oraz nawozy w eksporcie zostało w dziwnych okolicznościach wyrzuconych z pracy”, podobno “Tarnów kupuje sobie kaprolaktam z Puław po koszcie technicznym wytworzenia a nie po cenie rynkowej” a na nieśmiałe protesty odpowiada (też podobno), że “przecież możecie sobie sprzedać na rynku produkt uboczny przy produkcji kaprolaktamu – siarczan amonu” (Podpowiem, że firma robi to od początku, więc bez łaski). Podobno  “nagrody przed świętami typu Boże Narodzenie są bardzo sympatyczne w Tarnowie a w ZA Puławy raczej symboliczne lub nie ma ich wcale”, Podobno “pracownicy produkcji z wykształceniem specjalistycznym przez lata nie mogą doczekać się umów pracy stałych tylko pracują na umowach czasowych”. Ale za to podobno “do biurokracji przyjmuje się różnych krewnych i znajomych królika od razu na umowy stałe”. Podobno “jeden taki załapał się na stanowisko kierownicze do działu rozwoju za oczywiście przyjemną kaskę” a tu firma “się zwija.

Przez kilkadziesiąt lat instalacje ZA Puławy SA niezależnie od trudności na rynku pracowały nieprzerwanie. Ale wtedy nie brakowało fachowców od dołu do góry piramidy zarządzania. I byli oni szanowani. Obecnie panuje beztroska a wśród członków zarządu trudno doszukać się specjalisty od inżynierii chemicznej czy ekonomisty z prawdziwego zdarzenia.

Nie muszę mówić, że wszystkie te bardziej czy mniej prawdziwe (raczej bardziej) opowieści obciążają konto obozu rządzącego a do wyborów kilka miesięcy. I nikt nie uwierzy, że “władza nie wie”. To bardzo bolesne dla kilku tysięcy pracowników i plus minus 10-20 tysięcy ich bliskich i dalszych krewnych, którzy przez lata głosowali na obecną władzę.

Nie wiemy, kto podkłada taką tłustą świnię obecnej władzy , mamy więc nadzieję, że zainteresuje się tym tematem (nie licząc zupełnie formalnej kwestii miliardowej wielkości szkód dla Skarbu Państwa) parę służb i urzędów, zaczynając od ABW, CBA, Prezesa NIK ( była w 2020 roku w ZA Puławy w paru strategicznych kwestiach w rodzaju gospodarowania domem wczasowym) czy panów prokuratorów wyższej rangi. No i oczywiście kontrwywiadu. On się powinien zainteresować pierwszy, kto nam szyje buty.

Wstępny szacunek szkód jest tak wielki, że szybkie przedawnienie nie grozi. Raczej chodzi o to, aby władze zareagowały konkretnie na ten skandal, żeby nie powiedzieć  na  “sukces pana Putina w branży nawozów azotowych i innych chemikaliów”.
Posadzenie za kratki pana  Włodzimierza K. się nie liczy, bo on był ministrem  skarbu koło roku 2013 i skoro siedzi, to raczej nie wydawał polecenia zamykania instalacji melaminy i kaprolaktamu. A może jednak?

PS. Gdyby ktoś nie wiedział, to saletra amonowa służy do produkcji materiałów wybuchowych. A w ZA Puławy zdolności produkcyjne wynoszą ponad 1 mln ton na rok.

A tym wszystkim rządzą od lat “specjaliści od kontrolingu, marketingu, historii oraz innych szlachetnych nauk humanistycznych. Brakuje za to w kolejnych zarządach  speców od inżynierii chemicznej i ekonomistów po SGH z praktyką w przemyśle chemicznym.

Więc bomba atomowa do zniszczenia Polski nie jest potrzebna. Wystarczy jeden lub kilku kretów z opcji niemieckiej albo sowieckiej, albo łącznie.

Odległy cel coraz bliżej. Myślą perspektywicznie!

Odległy cel coraz bliżej

Stanisław Michalkiewicz coraz-blizej

Co tu dużo gadać; Judenrat “Gazety Wyborczej” myśli perspektywicznie. Niedoścignionym wzorem  perspektywicznego myślenia był “drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek – jeden z naszych “skarbów narodowych” – jak określiła go pani Magdalena Albright, podówczas sekretarz stanu USA. Drugim naszym skarbem narodowym był bowiem “profesor” Władysław Bartoszewski. Otóż w 1993 roku, z inicjatywy posła Alojzego Pietrzyka został złożony wniosek o votum nieufności wobec rządu panny Hanny Suchockiej. Przed głosowaniem Wielce Czcigodny poseł Andrzej Potocki odwiedził był biuro Unii Polityki Realnej, która miała wówczas 4 posłów, żeby wysondować, na jakich warunkach UPR mogłaby głosować za rządem. Posłowie UPR podali dwa warunki: jeśli koalicja rządowa obniży stawkę VAT z 22 do 7 procent oraz – jeśli poprze ustawę o restytucji mienia.

Po 5 godzinach  poseł Potocki oświadczył, że koalicja warunki odrzuca, wobec czego następnego dnia 4 posłów UPR głosowało przeciwko rządowi, który upadł zaledwie jednym głosem. Okazało się przy tym, że prof. Geremek w ogóle nie powiadomił koalicyjnych posłów KL-D o tych warunkach, które według nich były do przyjęcia. Ale prof. Geremek wolał zaryzykować upadek własnego rządu, niż doprowadzić do przeforsowania ustawy o restytucji mienia, która zakładała przywrócenie obywatelom polskim własności zagrabionej przez komunistów. Już wtedy myślał, a może już wtedy wiedział o  przygotowaniach żydowskich organizacji przemysłu hololaustu do wysunięcia wobec Polski roszczeń majątkowych, dotyczących m.in. tak zwanej własności bezdziedzicznej i wolał, by ta sprawa pozostała otwarta. I tak się stało i tak jest aż do dnia dzisiejszego.

Judenrat “Gazety Wyborczej” nie tylko myśli perspektywicznie, ale wykorzystując swój wpływ na mikrocefali sufluje im, jak mają postępować, ubierając te instrukcje w postać informacji, na przykład – „co na jakiś temat myślą postępowe kobiety”. Okazuje się, że coraz więcej postępowych kobiet w Polsce  nie chce mieć dzieci. Część nie chce, żeby zrobić na złość Naczelnikowi Państwa, ale inna część nie chce mieć dzieci ze względu na życiowe wygody.

To prawda, że znacznie przyjemniej tylko się bzykać, a potem ewentualny wypadek przy pracy wyskrobać, niż podejmować trud wychowania dzieci. Najciekawszy jednak jest sposób myślenia postępowych kobiet, które unisono uważają, że “już nie musimy” mieć dzieci. Jeśli Judenrat “Gazety Wyborczej” nie  koloryzuje na ten temat, to byłby to bardzo poważny argument przeciwko dopuszczaniu postępowych kobiet do rządzenia państwem, ponieważ nie są one w stanie przewidzieć skutków swoich decyzji.

Domyślam się, że pogląd, jakobyśmy już nie musieli mieć dzieci, jest uzasadniany przez postępowe kobiety tym, że jest ZUS, który wypłaci im emeryturę w wysokości uzależnionej od wielkości składki na ubezpieczenie społeczne. W tej sytuacji koszty wychowania i wykształcenia dzieci osłabiają nadzieję na wysoką emeryturę, kiedy to zaczyna się prawdziwe życie. Podobny pogląd głosił w swoim czasie Jerzy Urban, który w odróżnieniu od postępowych kobiet był inteligentny, chociaż była to inteligencja zdeprawowana. Jedną z przyczyn tego zdeprawowania upatruję w tym, że Jerzy Urban był Żydem, podobnie jak członkowie Judenratu “Gazety Wyborczej”, którzy w lansowaniu takich poglądów mają swój interes.

Tymczasem nieżyjący od 2014 roku amerykański ekonomista, laureat nagrody Nobla z ekonomii w roku 1992, Gary Stanley Becker, w książce “Ekonomiczna teoria zachowań ludzkich” twierdzi, że ludzie zachowują się tak, jakby kalkulowali, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Jednym z przykładów takiej, nawiasem mówiąc – błędnej – kalkulacji są właśnie powszechne, obowiązkowe ubezpieczenia społeczne. Pozornie rozrywają one związek między poziomem życia ludzi starszych, a posiadaniem przez nich dzieci. Zanim się one pojawiły, dzieci były przez rodziców traktowane jako inwestycja, bo od ich posiadania, od ich przygotowania do życia i od ich wychowania – czy zostało im wpojone poczucie odpowiedzialności, czy nie – zależał los ludzi starych. Ubezpieczenia społeczne pozornie związek ten rozrywają, a temu wrażeniu sprzyja też działalność państwa, zainteresowanego, by jak najwięcej pieniędzy wpływało do systemu.

Nie chcecie mieć dzieci? To świetnie, to w takim razie udostępnimy wam środki antykoncepcyjne, zalegalizujemy aborcję – i tak dalej. W rezultacie liczba dzieci systematycznie spada, ale po 40-50 latach okazuje się, że gwałtownie wzrósł w społeczeństwie odsetek ludzi starych, których utrzymanie staje sie coraz bardziej kosztowne. Jak obliczono, wydatki na człowieka w ostatnich 6 miesiącach jego życia są podobne do wydatków, jakie ubezpieczalnia ponosi na tego samego człowieka przez cały wcześniejszy okres jego życia.

W tej sytuacji rozsądek i rachunek ekonomiczny podpowiada, żeby ten okres maksymalnie skrócić, a najlepiej – całkiem go wyeliminować. Z tego powodu propaganda eutanazji pojawia się i nasila w krajach, gdzie systemy ubezpieczeń społecznych zmierzają do bankructwa. Aborcja i eutanazja to dwie strony tego samego medalu tym bardziej, że na skutek wzrostu odsetka ludzi starych, muszą rosnąć obciążenia ludzi młodszych z tytułu składek ubezpieczeniowych. O ile w latach 60 przypadało w Polsce na jednego emeryta-rencistę siedem osób wpłacających do systemu, to obecnie już mniej, niż dwóch, a te proporcje stale się pogarszają.

W rezultacie ludzie młodzi, którzy mogliby założyć rodziny, kupić sobie mieszkanie – i tak dalej – drenowani są z pieniędzy pod pretekstem, że kiedyś dostaną emeryturę. Ale kiedy obciążenie z tego tytułu wzrośnie nadmiernie, młodzi ludzie mogą się zbuntować przeciwko utrzymywaniu starców-wampirów i nawet w katolickim kraju, takim, jak Polska może pojawić się poparcie dla legalizacji eutanazji.

Czy przypadkiem nie na to właśnie liczy Judenrat “Gazety Wyborczej”, realizujący na terenie naszego bantustanu zadania wyznaczane przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, którym w 2018 roku udało się przeforsować w Kongresie USA ustawę numer 447? Jeśli nawet liczebność społeczeństwa polskiego spadnie, to liczba nieruchomości pozostanie taka sama, a po szczęśliwej zmianie właścicieli, można będzie pozostałych epigonów oczynszować. Inaczej być nie może, bo przecież bez kredytu niedługo nie da się żyć, a każdy kredytobiorca jest dożywotnim niewolnikiem banksterów i musi pracować na ich zyski. Ale żeby to zrozumieć, trzeba zdawać sobie sprawę z dalekosiężnych skutków własnych działań, tedy na wszelki wypadek Judenrat “Gazety Wyborczej” intensywnie duraczy postępowe kobiety, bo skoro są postępowe, to znaczy, że są na duraczenie podatne.  Co tu dużo gadać; myślą perspektywicznie!

Przejęcie „Rzeczpospolitej”. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez antropozofów.

Przejęcie „Rzeczpospolitej”. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez antropozofów.

Kto stoi za przejęciem „Rzeczpospolitej”. Ideologiczny rodowód niemieckiego GLS Bank

niemcy-chca-miec-wplyw

Zagraniczny fundusz wykupił 40 proc. spółki Gremi Media, wydawcy „Rzeczypospolitej”, a transakcję – kierując się politycznymi pobudkami – sfinansował niemiecki bank GLS. Cezary Gmyz, korespondent TVP w Berlinie, wskazuje na ideologiczny rodowód instytucji, nastawionej nie na zysk, ale promowanie skrajnie lewicowej ideologii. Co kryje się za niemieckimi przejęciami mediów w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej?

============================

„Zobowiązanie, które się opłaca” – tak niemieckie Deutsche Welle opisuje mechanizm i cele zakupu Gremi – wydawcy „Rzeczypospolitej” przez Pluralis

Korespondent TVP w Berlinie Cezary Gmyz wskazuje, że to ciekawa transakcja, ale ciekawa jest też sama instytucja, która ją finansuje. 

 Gmyz: Bank założony przez antropozofów 

 – Nie jest to zwykły bank. To bank, który nie jest nastawiony [..głównie.. md] na zysk, ale na promowanie ideologii skrajnie lewicowej. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez tzw. antropozofów, czyli ludzi związanych z ruchem waldorfowskim. To ruch, który ma już ponad 100 lat i jest postrzegany często jako konkurencja czy firma niechętna chrześcijaństwu – wyjaśnia korespondent Telewizji Polskiej.  

Zauważa przy tym, że w kontekście kontroli nad mediami na rynku niemieckich, to mamy do czynienia z całkowicie inną sytuacja niż w Polsce. Tam – tłumaczy korespondent – „znakomita większość, niemal 100 proc., to media niemieckie”, a wszelkie próby wprowadzenia na niemiecki rynek czasopism zagranicznych spełzły na niczym.  

Niemiecki rynek medialny – czyli „kapitał ma znaczenie” 

Wspomniał m.in. nieudaną próbę wejścia „Financial Times”, konkurencji dla niemieckiego dziennika ekonomicznego „Handelsblatt”. Nieudaną – bo spotykała się m.in. z niechęcią reklamodawców.  

– Jeszcze bardziej spektakularnym przykładem był przypadek „Berliner Zeitung”, którą w pierwszej dekadzie XXI wieku przejął brytyjski magnat prasowy David Montgomery i natychmiast rozpoczęła się nagonka. Najłagodniejszym określeniem, jakim go nazywano, była „szarańcza”; po trzech latach wszystkie swoje niemieckie interesy sprzedał wydawcy niemieckiemu. Podobnie jest na rynku niemieckich mediów elektronicznych – wyjaśnia Gmyz.  

Czemu samolot polskiej Straży Granicznej szwenda się nad Morzem Czarnym? Polska straciła kontrolę? Czy chce być “od morza do morza”?

Czemu Samolot polskiej Straży Granicznej szwenda się nad Morzem Czarnym? Polska straciła kontrolę?

Samolot polskiej Straży Granicznej kontra rosyjski myśliwiec. Polska załoga straciła kontrolę nad maszyną polska-stracila-kontrole

Do samolotu polskiej Straży Granicznej, biorącego udział w misji Frontex-u, nad Morzem Czarnym trzy razy zbliżył się rosyjski myśliwiec, który wykonał agresywne i niebezpieczne manewry – podała PAP rzeczniczka SG por. Anna Michalska. Podczas zdarzenia polska załoga utraciła chwilowo kontrolę nad samolotem i straciła wysokość.

Rzeczniczka Straży Granicznej por. Michalska przekazała PAP, że do zdarzenia nad Morzem Czarnym doszło w piątek, 5 maja. „Podczas lotu patrolowego samolotu Turbolet L-410 polskiej Straży Granicznej, podczas operacji Frontex pod dowództwem Rumunii, na terenie operacyjnym wyznaczonym przez Rumunię, miało miejsce niebezpieczne zdarzenie” – przekazała porucznik.

„Dwusilnikowy rosyjski myśliwiec SU 35 wleciał bez żadnego kontaktu radiowego na teren operacyjny wyznaczony przez Rumunię, po czym wykonał agresywne i niebezpieczne manewry — trzy podejścia do polskiego samolotu bez bezpiecznej separacji. W efekcie tego zdarzenia doszło do dużej turbulencji samolotu polskiej Straży Granicznej” – wyjaśniła Michalska.

Wskazała, że podczas zdarzenia z rosyjskim myśliwcem 5-osobowa załoga polskich funkcjonariuszy SG utraciła chwilowo kontrolę nad samolotem i straciła wysokość. „Rosyjski samolot bojowy wykonał też przelot tuż przed samym dziobem samolotu SG, przecinając tor jego lotu w niebezpieczniej odległości. Według oceny załogi samolotu wynosiła ona około 5 metrów. Po trzecim podejściu rosyjski myśliwiec oddalił się od polskiego samolotu” – podała rzeczniczka SG.

Załoga, w tym przede wszystkim dwoje pilotów (funkcjonariusz i funkcjonariuszka SG), wykazała się doskonałymi umiejętnościami i dużym opanowaniem, dzięki czemu udało się jej bezpiecznie wylądować” – zaznaczyła.

Podkreśliła, że załoga samolotu Straży Granicznej Turbolet L 410 – dwóch pilotów i trzech operatów systemów lotniczych – to funkcjonariusze I Wydziału Lotniczego Biura Lotnictwa Straży Granicznej w Gdańsku.

Funkcjonariusze Biura Lotnictwa Straży Granicznej w misji Frontex – JO MMO Black Sea 2023 biorą udział od 19 kwietnia 2023. W tym roku jest to druga operacja, w której biorą udział polscy funkcjonariusze SG. Pierwsza odbyła się na początku roku we Włoszech.

Co szykują? MSWiA chce, żeby przez lotnisko Rzeszów-Jasionka można było transportować materiały radioaktywne

Co szykują? MSWiA chce, żeby przez lotnisko Rzeszów-Jasionka można było transportować materiały radioaktywne

MSWiA proponuje w projekcie rozporządzenia dopisać lotnisko Rzeszów-Jasionka do wykazu przejść granicznych, przez które mogą być przewożone materiały jądrowe, źródła i odpady promieniotwórcze oraz wypalone paliwo jądrowe.

Zgodnie z opublikowanym projektem rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji zmieniającego rozporządzenie w sprawie wykazu przejść granicznych, przez które mogą być wwożone na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i wywożone z tego terytorium materiały jądrowe, źródła promieniotwórcze, urządzenia zawierające takie źródła, odpady promieniotwórcze i wypalone paliwo jądrowe, przewóz takich materiałów ma być możliwy także przez lotnisko Rzeszów-Jasionka.

Jak podkreśla się w uzasadnieniu, projekt został opracowany w związku z koniecznością zabezpieczenia możliwości wwozu i wywozu wskazanych materiałów przez rzeszowskie lotnisko, co spowodowane jest sytuacją geopolityczną oraz istotną rolą, jaką port lotniczy Rzeszów-Jasionka odgrywa w kontekście konfliktu zbrojnego na Ukrainie.

Zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem, materiały jądrowe itp. mogą być przewożone przez przejścia graniczne: z Rosją drogowe w Bezledach, Grzechotkach i Gronowie, oraz przez kolejowe przejście Braniewo; z Białorusią przez drogowe przejścia Bobrowniki, Kukuryki i Kuźnica, oraz kolejowe w Terespolu; z Ukrainą: przez drogowe w Dorohusku, Korczowej i Medyce, oraz kolejowe przejścia Dorohusk i Przemyśl.

Dodatkowo do transportu materiałów radioaktywnych dopuszczone są morskie przejścia graniczne Gdańsk-Port, Gdynia, Szczecin i Świnoujście, a także lotniska; Gdańsk-Rębiechowo, Katowice-Pyrzowice, Kielce-Masłów, Kraków-Balice, Poznań-Ławica, Warszawa-Okęcie i Wrocław-Strachowice.

Strefa wolna od myślenia? Kolejne „strefy wolne od noży”.

Strefa wolna od myślenia? Kolejne „strefy wolne od noży”.

5/05/2023 strefa-wolna-od-myslenia

Rząd Niemiec planuje wprowadzenie kolejnych „stref wolnych od noży”. Miałyby one obowiązywać w komunikacji zbiorowej oraz centrach miast. Ma to zagwarantować większe bezpieczeństwo.

Czy aby na pewno ten cel zostanie w ten sposób osiągnięty?

Jak informuje Deutsche Welle, w Niemczech już teraz: „generalnie obowiązuje zasada, że przedmioty, których można użyć do spowodowania obrażeń poprzez ciosy, pchnięcia lub rzuty, są uważane za broń. Chociaż posiadanie większości noży, które mieszczą się w tej kategorii, jest legalne, nie wolno ich mieć przy sobie w miejscach publicznych. Scyzoryki i noże otwierane, które można obsługiwać jedną ręką, muszą być transportowane w zamkniętych pojemnikach, a w mieszkaniu – przechowywane w bezpieczny sposób. Inne noże – kuchenne, do dywanów i dla nurków – są objęte ustawą o broni, jeśli ostrze jest dłuższe niż 12 cm. Nie wolno ich więc mieć przy sobie w miejscach publicznych. Noże sprężynowe, motylkowe i otwierane są generalnie zakazane.”

Deutsche Welle przypomina też, iż: „w szeregu niemieckich miast już utworzono strefy wolne od broni. W Kolonii i Duesseldorfie każdy, kto ma przy sobie paralizator, nóż o ostrzu dłuższym niż 4 cm, gaz łzawiący lub pieprzowy, musi się liczyć z mandatem do 10 tysięcy euro.”

Nie wydaje się, aby wprowadzanie kolejnych tego typu restrykcji przynosiło spadek przestępczości. Można powiedzieć, że przecież już teraz cały kraj jest strefą wolną od przestępstw. Na obszarze całych Niemiec obowiązuje prawo, wedle którego nie wolno nikogo napadać, zabijać, gwałcić i okradać ani niszczyć czyjegoś mienia. Grożą za to kary więzienia i grzywien.

Przestępcy z definicji nie przejmują się jednak tym, że kodeks karny przewiduje możliwość trafienia za kraty za napaść lub rabunek i dokonują przestępstw pomimo tego, że jest to zabronione. Dodatkowo, Niemcy są w tej szczególnej sytuacji, że setki tysięcy osób przebywających na terenie tego kraju nie utożsamiają się z kodem kulturowym i obyczajami panującymi na kontynencie europejskim. Widać to szczególnie w takich miastach jak Kolonia, z pamiętną nocą sylwestrową 2015/2016.

Ograniczenia możliwości noszenia przy sobie noża czy gazu doprowadzą w praktyce do tego, że zwykli obywatele będą całkowicie bezbronni w obliczu zagrożenia, gdyż zostawią takie przedmioty w domach z obawy przed sankcjami karnymi. W tym samym czasie bandyci oraz „inżynierowie”, którzy przybyli w ostatnich latach do Niemiec zza morza, mogą nie podzielać tych obaw i dalej nosić przy sobie zakazane przez prawo przedmioty.

Restrykcje w dostępie do przedmiotów takich jak nóż powodują nie tylko spadek bezpieczeństwa zwykłych obywateli, ale również głębokie zmiany mentalne wśród społeczeństwa. W ubiegłym roku komentowaliśmy nagranie, które ukazało się w jednej z brytyjskich stacji telewizyjnych. Na początku myśleliśmy, że jest żartem lub fragmentem komediowego skeczu. Niestety, wyemitowano je na poważnie. Dwóch redaktorów brytyjskiej stacji wyraziło przerażenie faktem, że razem z nimi w studio znajdował się… nóż.

„21 calowy, brutalnie wyglądający, czarny nóż. Ostry, uwierz mi. Jest przerażający” – powiedział ze strachem w głosie jeden z dziennikarzy stacji LBC, wyciągając nóż i pokazując go koledze. „Tak, jest przerażający” – przytaknął drugi redaktor obecny w studio. „Gdyby ktoś podszedł do mnie z takim to myślałbym, że to koniec moich dni” – dodał.

„To jedna z najbardziej straszliwych rzeczy jakie kiedykolwiek trzymałem w ręku. Kupiłem go w internecie za jedyne 23,49 funtów, całkowicie legalnie” – powiedział dziennikarz po przeprowadzeniu śledztwa, którego celem miało być wykazanie, że tego typu przedmiot można wciąż swobodnie kupić, pomimo coraz większych restrykcji nakładanych na Brytyjczyków w zakresie posiadania broni oraz innych przedmiotów codziennego użytku (w tym noży).

„Więc nie masz niczego nielegalnego i siedzisz w tym studio naprzeciwko mnie z tym 21 calowym nożem, którym możesz zabić mnie w kilka sekund” – podsumował prowadzący rozmowę dziennikarz. „Jest przerażający” – podkreślił po raz kolejny jego redakcyjny kolega.

Posiadanie, nabywanie i noszenie noży jest w Wielkiej Brytanii surowo regulowane. Wiążą się z tym liczne sankcje i kary. Nielegalna jest sprzedaż noży osobom poniżej 18 roku życia. Nie wolno także posiadać przy sobie noża w miejscu publicznym bez „ważnej przyczyny”. Ściśle ograniczona jest możliwość kupowania wielu rodzajów noży (np. scyzoryków). Z polskiego punktu widzenia wydaje się to absurdalne. Ale do tego właśnie prowadzi propaganda pacyfizmu i podążające za nią działania zwolenników rozbrojenia.

Przykład Wielkiej Brytanii dobrze pokazuje, jak daleko mogą posunąć się rządzący, jeśli nie napotkają oporu oraz dążeń obywateli do rozszerzenia podstawowych swobód przynależnych każdemu człowiekowi. Tymczasem w Polsce wiele osób i środowisk krytykuje Fundację Ad Arma za rzekomo zbyt duży „radykalizm”, jakim ma być postulat wprowadzenia powszechnego dostępu do broni bez pozwoleń i reglamentacji. Często słychać argumenty w stylu: „przecież obecnie mamy dobre prawo, pozwolenie na broń można zrobić w kilka miesięcy, po co domagacie się więcej?” Odpowiedź jest prosta – wiemy, że bez jasno sprecyzowanego celu nie da się nie tylko poszerzyć dostępu do broni, ale na dłuższą metę nie da się także utrzymać status quo. Komuś, kto nie domaga się rozszerzenia swoich już ograniczonych wolności, prędzej czy później zostaną zabrane również te, które teraz jeszcze posiada.

Zabranie nam broni i zakazanie nam jej posiadania nie jest jednak końcowym celem zwolenników rozbrojenia.

Wiele osób myśli, że „elitom” sprawującym obecnie rządy na świecie chodzi o to, aby uniemożliwić zwykłym obywatelom dostęp do broni. Nie, im chodzi o to, aby zwykli ludzie bali się nawet POMYŚLEĆ o możliwości posiadania jakiegokolwiek przedmiotu mogącego służyć do obrony. Widać to doskonale na przykładzie brytyjskiego programu, w którym dwóch dorosłych mężczyzn jest głęboko przerażonych tym, że przez chwilę robią coś tak „ekstremalnego” jak trzymanie w ręku dużego noża.

W przeszłości (w starożytnym Rzymie) nawet niewolnicy mogli posiadać broń, a gdy jej nie mieli, to wielu z nich z pewnością pragnęło ją posiadać lub chociaż umieć się nią posługiwać. Stanowiło to nie tylko potencjalne, ale też często realne zagrożenie dla tych, którzy panowali nad niewolnikami. Niewolnicy XXI wieku mają nie tyle nie mieć broni, co mają przede wszystkim bać się broni i jak najdalej odrzucać od siebie myśl o tym, że mogliby chociażby na chwilę wziąć ją do ręki. A coś takiego jak posiadanie broni (jakiejkolwiek) na własność ma być daleko poza wyobrażeniem współczesnego człowieka. Dzięki temu nikogo nie będzie trzeba rozbrajać, bo po prostu nikt nie będzie chciał być uzbrojony.

Ostatecznie chodzi więc o złamanie naszej woli i naszych zasad, a nie o odebranie nam takich czy innych przedmiotów.

Duża część Zachodu ugięła się już pod tym naciskiem. Jaka będzie przyszłość Polski? Nie chcemy, aby w naszym kraju było tak samo (lub gorzej) jak w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Dlatego Fundacja Ad Arma działa na rzecz przywrócenia w Polsce powszechnego dostępu do broni – bez pozwoleń, reglamentacji i rejestracji, oraz zachęca wszystkich obywateli (szczególnie mężczyzn) do posiadania broni i noszenia jej na co dzień. Nie walczymy o poluzowanie łańcucha, na którym rządzący trzymają własne społeczeństwo, ani o poprawę regulacji dotyczących tego, kto ma wydawać Polakom pozwolenie na posiadanie przedmiotów codziennego użytku. Walczymy o przywrócenie naszemu narodowi pełnej wolności w kluczowej dziedzinie – obrony własnego życia i mienia.

Jeżeli zgadzacie się Państwo z nami, prosimy o wsparcie naszej pracy na rzecz przywrócenia w Polsce powszechnego dostępu do broni i upowszechniania jej posiadania w naszym społeczeństwie:

nr konta 64 1020 5011 0000 9802 0292 2334

Fundacja Ad Arma 87-162 Krobia

Zbrodniarze i pajace wojenni: „Rakiety wystrzelone z Warszawy mogłyby spaść na Kreml?” TVP Info: „to realny scenariusz”

Zbrodniarze i pajace wojenni: „Rakiety wystrzelone z Warszawy mogłyby spaść na Kreml?” TVP Info: „to realny scenariusz”

3 maja 2023

Premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty w USA wyraził zainteresowanie kupnem nowoczesnych rakiet JASSM-XR.  Rozmieszczone w okolicach Warszawy, swoim zasięgiem objęłyby Moskwę oraz Sankt Petersburg. „Czy rakiety wystrzelone z okolic Warszawy będą mogły spaść na Kreml? To realny scenariusz”, pisze o sprawie TVP Info.

Bardzo chcielibyśmy być pierwszym lub jednym z pierwszych krajów, który wejdzie w posiadanie tych pocisków – powiedział podczas swojej wizyty w USA premier Morawiecki.

 – Moje długie rozmowy tutaj były bardzo owocne i myślę, że cała współpraca zostanie poszerzona. Być może uda nam się pozyskać pociski o rozszerzonym zasięgu – dodał.

Pociski rakietowe JASSM-XR to najnowsza wersja pocisku JASSM, który znajduje się już na wyposażeniu polskiej armii, jest wykorzystywany w samolotach F-16. W przyszłym roku pociski mają znaleźć się na wyposażeniu amerykańskiej armii. Ich zasięg obejmuje 1600 km i mogą być wystrzeliwane z samolotów F-16 oraz F-35.

Źródło: tvp.info