Sukces Morawieckiego i PiS: FitFor55: Koszt 527 miliardów euro do 2030r. Potem wzrośnie! Zrobili to ŚWIADOMIE.

Sukces Morawieckiego i PiS: FitFor55: Koszt 527 miliardów euro do 2030r. Potem wzrośnie! Zrobili to ŚWIADOMIE.

Katarzyna TS: PiS jest za, a nawet przeciw

21 kw. , 2023 pis-jest-za-a-nawet-przeciw

W piątek (21.04.2023) odbyła się konferencja prasowa eurodeputowanych Prawa i Sprawiedliwości Anny Zalewskiej i Tomasza Poręby. Tematem konferencji było przyjęcie przez Parlament Europejski przepisów wdrażających pakiet FitFor55. Za tymi przepisami głosowali eurodeputowani z tzw. opozycji totalnej, czyli Magdalena Adamowicz, Bartosz Arłukowicz, Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Jerzy Buzek, Włodzimierz Cimoszewicz, Jarosław Duda, Tomasz Frankowski, Andrzej Halicki, Krzysztof Hetman, Danuta Hubner, Adam Jarubas, Jarosław Kalinowski, Łukasz Kohut, Janusz Lewandowski, Elżbieta Łukacijewska, Leszek Miller, Jan Olbrycht, Radosław Sikorski, Sylwia Spurek i Róża Thun.

Europosłowie PiS wskazali, że jest to lista osób, które głosują przeciw Polakom, ponieważ wdrożenie pakietu FitFor55 oznacza drastyczne podwyżki cen energii, wzrost kosztów transportu oraz budowy i utrzymania domów. Likwidacja darmowych uprawnień do emisji CO2 w już istniejącym systemie ETS spowoduje podniesienie cen prądu i ogrzewania, a także zlikwiduje tanie przeloty. Wzrosną też koszty transportu gazu, który jest przewożony do Polski drogą morską. Natomiast nowy system ETS II, którym objęty zostanie transport drogowy i budownictwo, to po prostu gigantyczny podatek nałożony na właścicieli aut oraz domów i mieszkań. Będą oni musieli płacić podatek od emisji CO2, tak jak obecnie płacą go wytwórcy energii. Nikt nie wie, jaka faktycznie będzie wysokość tych opłat. Ale na pewno nie będzie tanio. W systemie ETS II cena ma początkowo wynosić 45 euro za tonę. Dla porównania: w istniejącym już systemie ETS ceny uprawnień wzrosły z 5 euro za tonę w 2017 roku do 100 euro za tonę w 2023 roku. Do jakiej kwoty dojdziemy?

Gdyby nie było systemu ETS, ceny energii w Polsce byłyby dziś niższe o ok. 60%. Skutkiem wdrożenia FitFor55 będzie dalszy wzrost cen energii plus haracz od domów i samochodów. System skonstruowany jest tak, że najbardziej uderzy w państwa najbiedniejsze, a w tych państwach – w ich najbiedniejszych obywateli. System ETS to po prostu handel powietrzem, dzięki któremu bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi. Dlatego europosłowie PiS mają rację, gdy krytykują europosłów z opozycji totalnej za to, że głosowali za przyjęciem przepisów wdrażających FitFor55. Ale jest jedno „ale”, które eurodeputowani Zalewska i Poręba strategicznie przemilczeli podczas dzisiejszej konferencji. O czym zatem nie usłyszeliśmy ani słowa? O tym, że w grudniu 2020 roku premier Mateusz Morawiecki zgodził się na przyjęcie „ambitnego celu klimatycznego”, czyli 55 proc. redukcji emisji CO2 do 2030 roku. To właśnie jest FitFor55. Morawiecki mógł zawetować FitFor55 już na starcie, ale zrezygnował z weta i machina ruszyła. Ówczesny minister klimatu z ramienia PiS, Michał Kurtyka, zapewniał, że dzięki decyzji premiera Morawieckiego „mamy porozumienie, które z jednej strony pozwala realizować cel unijny, a z drugiej tworzy warunki do sprawiedliwej transformacji polskiej energetyki i gospodarki”.

Nie zapominajmy też, że w grudniu 2019 roku premier Morawiecki zgodził się na Zielony Ład, czyli tzw. zero-emisyjność do 2050 roku. To też mógł zawetować, ale tego nie zrobił. Zielony Ład dostał zielone światło, a Morawiecki tradycyjnie ogłosił sukces zapewniając, że Polsce nic nie grozi, bo kanclerz Merkel zapewniła go, że będziemy mogli dochodzić do zeroemisyjności „w swoim tempie”. Dziś zbieramy owoce tych sukcesów negocjacyjnych Morawieckiego, które mają nas kosztować 527 miliardów euro do 2030 roku. To są cztery roczne budżety Polski! I to jest wspólna „zasługa” rządu PiS oraz opozycji totalnej. Dlatego uśmiałam się do łez, gdy usłyszałam, jak europoseł Poręba zapewnia, że Prawo i Sprawiedliwość „nigdy nie zgodzi się na tego typu rozwiązania, które pod płaszczykiem walki o klimat, mają de facto uderzać w ludzi, mają doprowadzić do tego, żeby żyło się gorzej, żeby pogorszyły się standardy życia, żeby było coraz większe ubóstwo”.

Panie Poręba, wy już się na to zgodziliście! Zgodziliście się w 2019 roku i w 2020 roku. Chyba, że premier Morawiecki nie jest premierem, tylko szefem opozycji totalnej. O ile jednak mi wiadomo, Morawiecki jest członkiem PiS i stoi na czele rządu, tak jak stał, gdy godził się na Zielony Ład i FitFor55. Wtedy PiS był za, a teraz jest przeciw? Czy wy jesteście nienormalni, czy po prostu tak samo cyniczni i bezczelni, jak cyniczny i bezczelny jest Donald Tusk?

Gdyby ktoś uważał, że Morawiecki działał wbrew PiS, to przypominam, co Jarosław Kaczyński powiedział o Zielonym Ładzie w maju 2021 roku. Zapytany w Programie I Polskiego Radia, czy Polska w kontekście transformacji energetycznej będzie „sojusznikiem, czy niewolnikiem” europejskiego Zielonego Ładu, Kaczyński odpowiedział: Musimy przyjmować pewne realia i dzisiaj ta tendencja do tego, co można określić jako budowa nowego ładu jest taka, że odrzucanie jej oznaczałoby ustawienie się na marginesie i innego rodzaju różne kłopoty. (…) Ten plan jest czymś, w czym warto uczestniczyć nawet za pewną cenę.

Ta cena to systemowe zubożenie społeczeństwa polskiego. Ta cena to haracz nakładany na produkcję energii, transport i budownictwo. Ta cena to drenowanie kieszeni Polaków w imię kuriozalnej ideologii klimatyzmu. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapewniał, że warto w tym uczestniczyć, a dziś dowiadujemy się od europosłów PiS, że uczestniczyć w tym nie należy i to, co się stało, jest wyłącznie winą europosłów z PO, PSL i SLD.

Nie! To jest wspólna wina polityków partii rządzącej i polityków opozycji totalnej. Wespół w zespół wpakowali nas w to nieszczęście, jakim jest Zielony Ład i FitFor55. Różnica polega na tym, że opozycja totalna otwarcie popiera ten projekt, a rządzący udają, że nas przed nim bronią. Gdy przyszło do podejmowania decyzji szkodliwych dla Polski, to PiS był za, ale gdy nie da się już dłużej ukrywać, jakie są konsekwencje tych decyzji, to PiS jest przeciw.

Ale to jest cyrk!

I jeszcze jedno. Gdyby ktoś chciał usprawiedliwiać Morawieckiego argumentując, że nie wiedział, do czego doprowadzi zgoda na Zielony ład i FitFor55, to przypominam, że w 2019 roku wielokrotnie pisałam w moich felietonach, do czego to doprowadzi.

W felietonie pt. „Dziewczynka wraca na drzewo” z czerwca 2019 roku napisałam: 

Należy w końcu zdać sobie sprawę z grozy sytuacji. Realia wyglądają następująco: jesteśmy celem klimatycznych gangsterów, którzy łupią nas na potęgę. Opłaty za emisje CO2 to haracz, który ci gangsterzy nakładają na każdego wytwórcę energii z paliw kopalnych. Przekłada się to nie tylko na wzrost cen prądu i produktów, ale prowadzi również do ucieczki przemysłu z Europy, a więc skutkuje likwidacją miejsc pracy. Apetyty klimatycznych gangsterów rosną. Już szykują się do wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt, co musi skończyć się drożyzną, a nawet głodem, o którym Europa zapomniała. No to sobie przypomni. A kolejnym krokiem będzie zakaz używania samochodów na benzynę, ropę i gaz. Jeśli klimatyczni gangsterzy dopną swego, będziemy siedzieć o głodzie w nieogrzewanych domach przy świeczce, a uciec z tego „raju” nie będzie jak, bo środki transportu będą tylko dla wybranych.

Natomiast w felietonie pt. „Klimatyczna egzekucja na raty”, opublikowanym w grudniu 2019 roku pisałam:

Produkcja wszystkich dóbr materialnych będzie stopniowo wygaszana, a na produkty wytwarzane poza UE zostanie nałożony podatek klimatyczny. Krótko mówiąc: wracamy na drzewo, a ten powrót będzie kosztował europejskich podatników 3 biliony euro. (…) Zapis wynegocjowany przez Polskę to po prostu klimatyczna egzekucja na raty. Tak, czy siak, Polska zobowiązała się do neutralności klimatycznej, czyli dekarbonizacji gospodarki i wdrażania całego pakietu legislacji, który niedługo rzuci na stół Komisja Europejska.

Jeśli ja wiedziałam, czym skończy się zgoda na to zielone szaleństwo, to jakim cudem Morawiecki tego nie wiedział? Do jasnej cholery! Przecież to on jest premierem, a nie ja. To on ma do dyspozycji cały sztab ludzi analizujących sytuację, a nie ja. Jak to możliwe, że ja wiedziałam, a on nie wiedział? Otóż musiał wiedzieć! Morawiecki musiał wiedzieć, jakie będą konsekwencje zgody na Zielony Ład i FitFor55. I wszyscy politycy PiS, którzy zajmowali się tą kwestią, też musieli o tym wiedzieć. I byli za. A teraz są przeciw?

Dzisiejsza konferencja prasowa eurodeputowanych PiS to jest teatrzyk dla „ciemnego ludu”. Celem tego teatrzyku jest wmówienie Polakom, że PiS broni nas przed czymś, w co sam nas wpakował. A dlaczego nas w to wpakował? Prawdopodobnie dlatego, że Kaczyński i Morawiecki sądzili, iż dostaną wielką kasę z UE i będą mogli rozdawać ją kupując sobie poparcie, żeby rządzić przez kolejne kadencje. Ale kasy nie ma i nie będzie. Jest natomiast Zielony Ład i FitFor55, czyli zielona biedą z nędzą. Sprawy zaszły już tak daleko, że nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego wyplączemy. Ale nie dajmy sobie wmówić, że PiS nie przyłożył do tego ręki.

UE: Inflacja maleje, ceny rosną. Komuna triumfuje. Ceny cukru są w UE dwukrotnie wyższe niż na rynku światowym.

UE: Inflacja maleje, ceny rosną. Komuna triumfuje.

Niemcy: Cukier podrożał o 71 proc. Jedną z przyczyn polityka UE

Średnio ceny cukru są w UE dwukrotnie wyższe niż na rynku światowym

tvp.info-wzrost-cen

Ceny w Niemczech rosną, na co w dużym stopniu wpływ ma cukier. Jego cena w Europie jest obecnie zauważalnie wyższa niż na rynku światowym, za co częściowo ponosi winę UE – analizuje w piątek portal dziennika „Sueddeutsche Zeitung” (SZ).

Z comiesięcznych danych o inflacji wynika, że dla konsumentów w Niemczech cukier podrożał o ponad 70%. , rok do roku. „Liczba ta jest uderzająca tym bardziej, że średnia stopa inflacji w marcu faktycznie spadła: do 7,4 proc.” – zauważa „SZ”.

Inflacja maleje, ceny rosną

Mimo spadku inflacji ceny artykułów spożywczych nadal rosną – średnio o ponad 20 proc., przy czym szczególnie gwałtownie wzrosły ceny jajek (+34,6 proc.) i warzyw (+27,3 proc.). Z danych Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że ceny cukru wzrosły o 70,9 proc.

Jak wyjaśnia Carlos Mera, ekspert ds. rolnictwa w londyńskim Rabobanku, przyczyn tego wzrostu może być kilka. We Francji, będącej jednym z czołowych producentów w Europie, zbiory buraków cukrowych były słabe z powodu kilku fal upałów.

„Ponadto w związku z planowanym zakazem stosowania dotychczas używanego środka ochrony roślin plony są albo zagrożone, albo ponoszone są wyższe koszty” – dodaje ekspert.

Wojna w Ukrainie [na Ukrainie ciemniaku!! MD] również wpływa na wzrost kosztów produkcji z uwagi na podwyżki cen energii. Ceny buraków cukrowych zostały znacznie podniesione, „aby zrekompensować wyższe koszty paliwa, nawozów i usług” – dodaje rzeczniczka stowarzyszeń cukrowniczych w Berlinie. Ceny buraków cukrowych wzrosły także dlatego, że ma to miejsce również w przypadku innych towarów rolnych (pszenicy, rzepaku).[Logika tej damy!! md]

Kolejna przyczyna wzrostu cen to zniesienie unijnych kwot cukrowych w 2017 r.

„Reżim rynku cukru gwarantował przez prawie 50 lat kwoty produkcyjne i ceny minimalne na buraki cukrowe. Teraz producenci cukru w Europie muszą konkurować z rynkiem światowym, np. z trzciną cukrową z Brazylii, która od dawna jest tańsza” – przypomina „SZ”. [uś, jaka niesprawiedliwość!! „muszą konkurować”!! md]

Indie i Tajlandia ograniczyły eksport cukru, ponieważ produkcja była tam niższa, niż się spodziewano, a dodatkowo import cukru z wielu krajów spoza UE wiąże się z wysokimi podatkami i cłami.

„Krótko mówiąc: UE znajduje się w szczególnie trudnej sytuacji. Średnio ceny cukru są tu obecnie dwukrotnie wyższe niż na rynku światowym z powodu spadku podaży i wzrostu kosztów produkcji. A popyt konsumpcyjny wzrósł po zakończeniu pandemii koronawirusa” – podsumowuje SZ. 

Greenwashing czyli ekościema: Nienawidzący życia kłamcy. To nie „naturalny świat” ma być równoważony, ale rozwój, który go niszczy.

Greenwashing czyli ekościema: Nienawidzący życia kłamcy.

Greenwashing czyli ekościema okiem „Prawdziwej Lewicy”

To nie „naturalny świat” ma być równoważony, ale rozwój, który go niszczy.

AlterCabrio greenwashing-czyli-ekosciema

Kapitałowa lokomotywa nie jest „zrównoważona”, „przyjazna dla środowiska” ani „zielona”.

Jest to proces wywłaszczania, grabieży i niszczenia w wąskim interesie socjopatycznych właścicieli. Żywi się ciałem natury, wysysa życie i wypluwa śmierć. Pomalowanie jej na zielono i udrapowanie jej piekielnych maszynerii tęczowymi chorągiewkami niczego nie zmienia.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

_________***_________

WEF to nienawidzący życia kłamcy

Byłem zachwycony, że mogłem po raz pierwszy od trzech lat znów pojechać do Anglii i wziąć udział w zorganizowanej 25 marca w Londynie przez Real Left [Prawdziwa Lewica] konferencji, w ramach której uczestniczyłem w panelu prezentującym „ekologiczne zarzuty przeciwko WEF”. Oto tekst mojego wystąpienia, wygłoszonego do około 100 osób.

Argumentem ekologicznym przeciwko WEF jest dla mnie po prostu to, że ta organizacja reprezentuje wszystko, czemu sprzeciwiają się prawdziwi ekolodzy.

Jej pozorne zainteresowanie środowiskiem istnieje wyłącznie w sferze tego, co lubi nazywać swoją „narracją” – jej szef Klaus Schwab w zeszłym roku opublikował nawet książkę zatytułowaną „The Great Narrative” [Wielka Narracja].

Prawdziwe znaczenie tego terminu, mówiąc wprost, to kłamstwa. Uderzająco wielkie kłamstwa. WEF i ich przyjaciele w tak zwanym Globalnym Partnerstwie Publiczno-Prywatnym wiedzą, że nie chcemy tego, co dla nas szykują, więc muszą nas okłamywać na temat tego, co robią i dlaczego to robią, aby oszustwem sprawić, abyśmy zgodzili się na to wszystko.

Ich głównym celem, w całym spektrum ich aktualnego programu – pod różnymi nazwami – jest przepchnięcie nas do nowej fazy centralnej kapitalistycznej kontroli przy aktywnym wsparciu lewicy. Dlatego ta konferencja jest tak ważna. Musimy przerwać to wsparcie.

Ubierając swój podstępny faszystowski program w szaty czegoś dobrego i wartościowego, mają nadzieję, że zajmą moralne wyżyny, często kojarzone z lewicą, i z tej wzniosłej pozycji będą mogli szydzić z przeciwników jako samolubnych, zacofanych prawicowców.

Widzieliśmy to wyraźnie w przypadku covid, a teraz przy okazji 15-minutowych miast i tak dalej, i myślę, że ta sama sztuczka kryje się za całym programem „przebudzenia” [“woke” agenda], dlatego tak wielu instynktownie wyczuwa leżącą u jego podstaw hipokryzję.

To, o czym mówimy, jest kontynuacją, ad absurdum, bardzo starego kłamstwa w używaniu terminów „postęp” i „postępowy” do opisania ekspansji przemysłowego kapitalistycznego raka.

Język i ogólny ton lewicy są nastawione przeciwko wartościom, których lewica historycznie miała bronić – wolności od centralnej kontroli i wyzysku, silnemu poczuciu wspólnoty, sposobowi życia opartemu na samorealizacji wielu a nie samowzbogacaniu się nielicznych.

W dziedzinie ochrony środowiska to oszustwo nie jest trudne do zidentyfikowania. Bądź co bądź, jednocześnie będąc orędownikiem tak zwanego zrównoważonego rozwoju, WEF definiuje swoją ogólną misję jako „ustanowienie podstaw niezbędnych do rozwoju kapitalizmu interesariuszy”. [1]

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wśród partnerów WEF znajdują się takie firmy jak Coca-Cola, Nestlé, Procter and Gamble, Google, Bayer, Unilever, Volvo, Volkswagen, Lockheed Martin, Boeing, BP, ExxonMobil, Shell, Rio Tinto i Heathrow Airport… możemy śmiało przewidzieć rzeczywiste znaczenie, jakie WEF przywiązuje do ochrony świata przyrody. [2]

Słyszymy mnóstwo gadania na temat „odnawialnej” technologii ze strony WEF i ich przyjaciół, ale jak wskazuje wielu krytyków, wcale to tak nie wygląda. To po prostu kolejna forma ekościemy [greenwashing].

Na przykład samochody elektryczne nie powstrzymują zanieczyszczeń, a jedynie przenoszą je gdzie indziej, nie tylko do elektrowni wytwarzających energię elektryczną, ale także do kopalń, które dostarczają lit i kobalt potrzebny do akumulatorów.

Produkcja, transport i utylizacja narzędzi „odnawialnej” energii, takich jak turbiny wiatrowe i panele słoneczne, wiąże się z potworną dewastacją środowiska, nie mówiąc już o ludzkim cierpieniu, a także z ogromnymi ilościami paliw kopalnych, które mają zastąpić, ale których tak naprawdę zastąpić nigdy nie zdołają.

Inspirująca „środowiskowa” wizja Klausa Schwaba, ujawniona w jego książkach, obejmuje instalowanie gigantycznych luster w stratosferze w celu odchylania promieni słonecznych, chemiczne zasiewanie atmosfery w celu zwiększenia opadów i walkę ze zmianami klimatycznymi za pomocą nanocząsteczek. [3]

Według niego „czysta” energia obejmuje syntezę jądrową [4] i nie może się doczekać dnia, w którym satelity „pokryją planetę szlakami komunikacyjnymi”. [5]

Schwab również bardzo ubolewa nad „całą tą biurokracją”, która uniemożliwia nieskrępowany marsz genetycznie zmodyfikowanej żywności, ostrzegając, że globalne bezpieczeństwo żywnościowe zostanie osiągnięte jedynie poprzez poluzowanie przepisów dotyczących produktów GMO. [6]

W końcu to tylko kolejny sposób na zarabianie pieniędzy. Schwab marzy o „dochodowych obiektach wychwytujących i wykorzystujących dwutlenek węgla” oraz o przekształceniu dwutlenku węgla z substancji zanieczyszczającej środowisko w atut [asset]. [7]

Rzeczywiste stanowisko WEF w sprawie ekologii oczywiście potwierdza również sam fakt, że jawnie promuje tzw. Czwartą Rewolucję Przemysłową – Schwab napisał na ten temat dwie książki.

Promowanie transhumanizmu i budowa wszechstronnego wirtualnego „metaświata” [metaverse], w którym nasze życie jest odtwarzane cyfrowo, samo w sobie jest przeciwieństwem „zielonego” podejścia – wystarczy pomyśleć o elektryczności potrzebnej do zasilania tej matrycy i surowcach potrzebnych do jej budowy.

Ale jest jeszcze gorzej.

Agenda forsowana przez WEF i reprezentowany przez nią szerszy globalny system finansowy nie ma na celu ochrony przyrody, ale jej utowarowienie, wykorzystanie jej jako nowego rynku, na który gospodarka może dokonać ekspansji, przekształcenie jej w jeszcze jedno źródło finansowych spekulacji i zysku.

WEF wspiera tak zwany New Deal for Nature, znany również jako NaturePositive lub 30×30, którego widoczny cel „ochrony i przywracania przyrody” sprowadza się do zawłaszczania ziem wartości bilionów dolarów, szczególnie w Afryce. Poleciłbym ludziom przyjrzeć się kampanii No Deal For Nature, aby dowiedzieć się więcej na ten temat.

Inny aspekt tego utowarowienia można dostrzec w obligacjach środowiskowych [Environmental Impact Bonds], będących częścią szerszego kapitalizmu wpływu [impact capitalism], zapoczątkowanego publicznie przez inwestora venture capital Sir Ronalda Cohena, przyjaciela Tony’ego Blaira i Gordona Browna.

Oszustwo to wykorzystuje brak funduszy wśród pozbawionych gotówki, zadłużonych rządów, aby jeszcze bardziej przyspieszyć opłacalną prywatyzację funkcji tradycyjnie będących w gestii sektora publicznego. Podejście to zostało opisane jako „monetyzacja przyszłych oszczędności kosztów”. [8]

W przypadku obligacji środowiskowych [Environmental Impact Bonds] inwestorzy mają nadzieję na uzyskanie znacznego zwrotu ze swoich pieniędzy poprzez finansowanie tak zwanych „rozwiązań” problemów środowiskowych w modelu „płatności za sukces” opartym na wynikach.

To, czy te „rozwiązania” są naprawdę pomocne w dłuższej perspektywie, nie jest tak ważne – jeśli mogą odhaczyć „wynik osiągnięty” i zgarnąć gotówkę, kogo obchodzi, że setki zasadzonych drzew usychają i umierają w letnie upały, bo nikt nie przyszedł ich podlać?

Sukces dla środowiska, w tym bardzo wąskim kontekście, można nawet zdefiniować jako pomoc firmom w znalezieniu tańszych sposobów przestrzegania przepisów rządowych lub omijania ich w jakiś legalny, ale za to etycznie wątpliwy sposób. [9]

Prawdziwym celem tych „możliwości finansowania ochrony”, ich swoistym raison d’être, z punktu widzenia kapitalisty wpływu, jest to, że „mają sens ekonomiczny”. [10]

Oznacza to, że zarabiają pieniądze i mogą okazać się bardzo lukratywne, zwłaszcza że obligacjami można handlować.

Dlatego nie tylko sukces, ale także porażka tych środowiskowych „rozwiązań” ma znaczną potencjalną wartość dla zręcznego spekulanta.

Ogólnie rzecz biorąc, sam termin „zrównoważony rozwój”, za którym opowiada się WEF, jest celowo mylący. To nie naturalny świat ma być równoważony, ale rozwój, który go niszczy.

Termin ten jest oczywiście podstawą UNSDGs, które WEF oficjalnie promuje i które zapewniają strukturę tematyczną dla całego zakresu inwestycji wpływu [impact investing].

„Zrównoważony rozwój” oznacza kontynuację i przyspieszenie programu rozwoju, który od dawna jest promowany przez ONZ wraz z siostrzanymi organizacjami, takimi jak Bank Światowy i Wspólnota Narodów.

Nawet termin „rozwój” stanowi część zwodniczej narracji, którą opisałem wcześniej. Niesie ze sobą implikację bycia czymś łagodnym, a nawet dobrym, czymś nieuniknionym i związanym z koniecznym marszem „postępu”.

Ale kryje się za tym celowy program mający na celu przepchnięcie ekspansji systemu kapitalistycznego, a tym samym bogactwa i władzy tych, którzy są na szczycie piramidy.

Pierwsza oficjalna „dekada rozwoju” ONZ przypadła na lata 60. XX w., a już w 1986r. ONZ publikowała Deklarację o Prawie do Rozwoju [Declaration on the Right to Development] z absurdalnym stwierdzeniem, że „prawo do rozwoju jest niezbywalnym prawem człowieka” (kolejny przykład tego, jak potrafią zawłaszczyć polityczny język lewicy, aby służył ich własnemu programowi kapitalistycznemu).

Stwierdzono w niej, że celem jest doprowadzenie do „nowego międzynarodowego ładu gospodarczego” i podkreślono, że „państwa mają obowiązek współpracować ze sobą w zapewnianiu rozwoju i usuwaniu przeszkód dla rozwoju”.

ONZ i stowarzyszone organizacje są „publiczną” częścią globalnego partnerstwa publiczno-prywatnego, zapewniając infrastrukturę prawną, dzięki której ich partnerzy z sektora prywatnego mogą czerpać zyski kosztem ludzkości i natury.

Jeśli wyobrazimy sobie kapitał przemysłowy jako lokomotywę, buchającą dymem i parą, pędzącą bez końca w kierunku jeszcze większego „dobrobytu”, zaczniemy postrzegać tę globalną infrastrukturę administracyjną niczym szyny, po których pojazd się porusza.

Te szyny, ta dostrzegana „potrzeba” ciągłego rozwoju, wbudowane założenie, że społeczeństwo musi się organizować w interesie wzrostu kapitału, istnieją tylko po to, by nieść lokomotywę.

A lokomotywa nie byłaby w stanie dotrzeć tam, dokąd ma jechać, gdyby nie ułożono dla niej torów i nie usunięto wszystkich przeszkód na jej drodze, co w rzeczywistości jest nie tyle „partnerstwem” publiczno-prywatnym, ale całkowitym przejęciem sfery publicznej dla prywatnych interesów.

Kapitałowa lokomotywa nie jest „zrównoważona”, „przyjazna dla środowiska” ani „zielona”.

Jest to proces wywłaszczania, grabieży i niszczenia w wąskim interesie socjopatycznych właścicieli.

Żywi się ciałem natury, wysysa życie i wypluwa śmierć.

Pomalowanie jej na zielono i udrapowanie jej piekielnych maszynerii tęczowymi chorągiewkami niczego nie zmienia.

***

Źródła artykułu:

[1] https://www.weforum.org/topics/economic-growth-and-social-inclusion/

[2] https://www.weforum.org/partners/

[3] Klaus Schwab, Shaping the Future of the Fourth Industrial Revolution: A Guide to Building a Better World (Geneva: WEF, 2018), e-book, 72%

[4] Ibid. 69%

[5] Ibid. 75%

[6] Ibid. 56%

[7] Klaus Schwab, The Fourth Industrial Revolution (Geneva: WEF, 2016), e-book, 39%

[8] https://sites.duke.edu/casei3/files/2013/03/CASEi3_EIB_Report_FINAL-links.pdf

[9] https://iopscience.iop.org/article/10.1088/2634-4505/ac0b2c

[10] Ibid

Zielony lis już w kurniku !!. Nowoczesna odmiana – marksizm filantropijno-lichwiarski. U źródeł alchemicznego pomysłu na pozyskiwanie złota z… pogody.

Zielony lis już w kurniku !!. Nowoczesna odmiana marksizmu, marksizm filantropijno-lichwiarski. U źródeł alchemicznego pomysłu na pozyskiwanie złota z… pogody.

===============================

Zielony lis krążył wokół kurnika.

Wniosek z tego, iż  g o l d  lubi  g r e e n, i odwrotnie 😉 .

========================

korporacyjny sztab fundacji walczących o demokrację”

==========================

by każdy z milionów internautów i uczestników ruchu myślał, że… sam do nich doszedł, że zrodziły się jego głowie, że to jego wolny wybór i że są dobre dla jego kraju.

===========================

Kiedyś nazywało się to: “Kup pan cegłę!”. Dzisiaj: “Płać za prawo emisji CO2”

————————————-

MOTTO

1. “Krąży lis wokół kurnika – wielobarwne,
                      różnokształtne nakładając maski…”
        2. “Klany finansowe Goldsmith i Rothschild zgodnie współdziałały przy tworzeniu nowego dogmatu klimatycznego i nowej ekonomii dla krajów rozwijających się […]”.                  

1.

Swego czasu liderka niemieckich Zielonych Annalena Baerbock wygłosiła homilie o tym, że Polska swoimi reformami sądowniczymi zaprzecza europejskiej wspólnocie wartości. Zobaczmy więc jakie to są wartości… Jakie mechanizmy obowiązują w świecie klimatycznych alchemików, w Sztuce Zielonego Biznesu (Art of Green Buisness), jakie koneksje DECYDUJĄ o karierze, z kim trzeba się ożenić, czyje dotacje powodują, iż dana frakcja Zielonych staje na czele i “porywa” młodzież

Jeszcze wcześniej do boju z niezależnością polskiego modelu prawnego włączali się “niemieccy” Zieloni. Czynili to za pośrednictwem Akcji Demokracja, która jest finansowana przez Europejską Fundację Klimatyczną, której przewodniczącym rady nadzorczej jest Caio Koch-Weser, wiceprezes Deutsche Bank.

Wśród darczyńców Akcji Demokracja zwraca uwagę bardzo zainteresowana losem Trybunału Konstytucyjnego i wolnych sądów Europejska Fundacja Klimatyczna. Co ma… klimat wspólnego z polskimi sądami?? I jakim to cudem jakiego boga polskie sądy obchodzą “ekologów” bardziej niż… rakotwórcze dymy i chmury z płonących codziennie lewych wysypisk?!? Cudem Patronów i cudem sypanych przez nich zielonych banknotów…

Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie wypada się zająć rdzeniem, czyli jednym z głównych animatorów ruchawek w Polsce oraz inicjatorów szczucia Brukseli na Polskę czyli Europejskiej Fundacji Klimatycznej.

Klimat i migracje to dwie strategiczne, długofalowe inwestycje. Kto je wprawił w ruch? Czy naprawdę można powiedzieć, że finansowanie Akcji Demokracja dowodzi, iż w sprawy Polski mieszają się Niemcy? Jak wygląda podłoże tego, co nazywamy „niemieckim działaniem i niemieckim wpływem”? Jest to zwykłe wciągnięcie Niemców w nowy projekt (tzw. propozycja nie do odrzucenia), trochę stymulowane potrzebą odkupienia przez nich swych win wobec stanięcia na przeszkodzie i opóźnienia globalno-finansowych planów opcji internacjonalnej z lat 30. Nie oni skonstruowali i napędzają motor „globalnego komunizmu”. Choć tak to może wyglądać. Taki np. przewodniczący rady nadzorczej Europejskiej Fundacji Klimatycznej, którym jest Caio Koch-Weser ma mało wspólnego z Niemcami.

Propaganda związana z „globalnym ociepleniem” rozwinęła się w latach 90. Okres ofensywy „klimaciarzy” zaczął się w początkach XXI w. Wiodącą rolę w okresie apostolskim tej nowej religii sojuszu europejskiej lewicy z finansjerą londyńską i amerykańską pochodzenia żydowskiego odgrywała Europejska Fundacja Klimatyczna, European Climate Foundation (ECF) powstała w 2007 r. w ramach przygotowań do kopenhaskiego szczytu klimatycznego. Wkrótce ECF sformowała koalicję 4 organizacji (wraz z campact.de, BUND i WWF-Deutschland). Koalicja o nazwie Alians Klimatyczny pozyskała od finansjery 0,5 miliarda €. Teraz można było zacząć właściwą pracę nad przekształcaniem świadomości i rozwijaniem handlu opartego na „zmieniającym się klimacie” (różnorakich długoterminowych inwestycji, które pozwoliłyby zarabiać krocie na przysłowiowym sprzedawaniu powietrza i wody). Wtedy to mogły zacząć wychodzić na ulice tłumy demonstrantów walczących o zdrowie Matki Ziemi, gdyż było za co opłacić ich werbunek internetowy (campact.de to ruch internetowy) oraz wszelkie akcesoria potrzebne do „obywatelskich iwentów”.

Rolę przywódczą i finansującą w rodzącym się ruchu klimatycznym przyjmuje Europejska Fundacja Klimatyczna (ECF).

2. 

Wspomniany Caio Koch-Weser (przewodniczący rady nadzorczej Europejskiej Fundacji Klimatycznej) to, jak to się nazywa „działacz społeczny”, ekonomista i finansista. Nazywanie go ekonomistą, to jak nazwać Tuska ekonomistą. Niestety, są b.duże analogie pomiędzy Koch-Weserem a premierem Morawieckim. Obydwaj to z wykształcenia historycy, po krótkim kursie zarządzania (u Morawieckiego 11 miesięcy 3 razy w tygodniu) przedstawiani są jako… ekonomiści i robią dziwnie ekspresową karierę w bankowości (Koch-Weser kandydował nawet na… dyrektora zarządzającego Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przegrał ten pojedynek na szczycie internacjonalnej finansjery na rzecz Horsta Köhlera, ostatecznie wylądował na stołku wiceprezesa Deutsche Bank). Studiował historię, socjologię i gospodarkę narodową (były tam, prawda, elementy ekonomii). Wśród trzech uczelni, przez które przewędrowywał był Wolny Uniwersytet w Berlinie, którego poziom jest porównywalny z… ulicznymi burdami w Hamburgu. Koch-Wesera łączy z premierem Morawieckim także Deutsche Bank, w którym Morawiecki odbywał staż.

Skoro nie było żadnych osiągnięć naukowych, to trzeba było się dobrze ożenić. Co zadecydowało w przypadku premiera Morawieckiego o włączeniu ekspresowego pasa ruchu kariery historyka w zarządach banków – jeszcze nie wiemy. Zapewne część odpowiedzi kryje się w tym, do jakiej szkoły uczęszczają dzieci premierowstwa. Żoną Koch-Wesera została związana z Bankiem Światowym i lobby klimatycznym Maritta Rogalla von Bieberstein, właścicielka historycznego zamku Biberstein. Koch-Weser uwielbia think-tanki (które w j.niem nazywają się pięknie: fabryki myśli) i fundacje oraz think-tanki działające przy fundacjach takie jak: Fundacja Bertelsmanna, BRUEGEL, Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR), World Economic Forum (WEF) i „nasza” (czyli dokładające się finansowo do akcji antyrządowych w Polsce) Europejska Fundacja Klimatyczna

Warto jeszcze wspomnieć towarzyszy Koch-Wesera w think-tanku ECFR: Leszek Balcerowicz, Marek Belka, Jan Krzysztof Bielecki, Henryka Bochniarz, Jerzy Buzek, Danuta Hübner, Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski, Adam Daniel Rotfeld, Piotr Serafin, Radosław Sikorski, Aleksander Smolar – prezez zarządu Fundacji im. Stefana Batorego, Paweł Świeboda – prezes Fundacji DemosEUROPA – Centrum Strategii Europejskiej.

Wszystkie w/w są to „instytucje” – nazwijmy je tak – okołosorosowe. Wprawdzie nie deklarujące jednoznacznie globalnego socjalizmu Sorosa, aby nie spalić szeroko zakrojonej akcji, ale wszystkie progresywne, postępowe, antynarodowe i krytykowane oraz mające problemy nawet w samych Niemczech za nietransparentność finansowania i za nieuprawnione ostre ingerencje w politykę krajów w których działają. Wszystkie kroczą w tym samym kierunku, co Soros, aczkolwiek reprezentują trochę rozszerzone środowiska finansjery o korzeniach żydowskich.

Sam Koch-Weser – jak podaje angielska Wiki – jest wnukiem federalnego ministra sprawiedliwości i vicekanclerza Ericha Koch-Wesera, którego matką była Żydówka Minna Lewenstein. Rodowa małżonka, pani von Biberstein ze starego pruskiego, szlacheckiego rodu (Pani na Zamku, który to zamek, gdy małżeństwo zaangażowało się w zmienianie świata służył nieraz jako miejsce konferencji, na których wymyślano lub wzmacniano nowe dogmaty dla postępowego świata) szybko wprowadziła męża do Banku Światowego w Waszyngtonie, gdzie pracowała. Wkrótce został wiceprezydentem Banku Światowego, następnie trafił do Ministerstwa Finansów Niemiec. Po nieudanej próbie dostania się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego osiadł w Deutsche Bank. Wcześniej został mocą koneksji etnicznych i dobrego ożenku członkiem rady nadzorczej Blum Center for Developing Economies, czyli ulokowanego na The University of California, Berkeley międzynarodowego centrum opracowującego strategie ekonomiczne dla krajów rozwijających się ze wskazaniem na energetykę i klimat.

Założyciel centrum, Richard C. Blum to urodzony w żydowskiej rodzinie bankier inwestor, założyciel firmy Blum Capital ożeniony z Dianne Emiel Goldman (później, nie wiedzieć czemu, zmieniła nazwisko na Feinstein nie przyjmując nazwiska męża), córką Betty Rosenburg i Leona Goldmana pochodzących z żydowskich imigrantów z Polski i Rosji. W centrum tym pracował nasz Koch-Weser nad bardzo ważnymi planami dotyczącymi tego, jak udzielać pożyczek tak, aby jednocześnie modelować przyszły kształt ekonomiczny, polityczny i kulturowy krajów potrzebujących pomocy, czyli jakie stawiać warunki, by udzielić kredytu. Jest to nowoczesna odmiana marksizmu, marksizm filantropijno-lichwiarski. Wycelowana jest ta strategia i doktryna inżynierii społecznej w kraje, które popadły w poważne problemy z powodu innej, wcześniejszej inżynierii społecznej oraz w kraje trzeciego świata.

Ciekawą strukturą jest Fundacja Bertelsmanna, w której Koch-Weser ma potężne umocowanie. Jest to międzynarodowa fundacja o strukturze „korporacyjnej”, która przejęła większość akcji wydawnictwa Bertelsmann AG. Fundacja Bertelsmanna jest swego rodzaju matką, centralą dla setek fundacji w Europie i poza. Jest jednoznacznie powiązana z Reichbankiem i międzynarodowym sektorem bankowym. Nawet siedzibę przejął ten „korporacyjny sztab fundacji walczących o demokrację” po filii Reichbanku (Landeszentralbank von Nordrhein-Westfalen). Bertelsmann to potężna korporacja budująca „nową świadomość”, jedna z 6 największych na świecie korporacji medialnych. Właściciel Bertelsmanna, Reinhard Mohn (zm.2009) dość szybko z prowincjonalnego wydawnictwa (literatura bilijna głównie) awansował na ojca chrzestnego jednego z najpotężniejszych na świecie koncernów medialnych i sztabów fundacji. Komu musiał złożyć pokłon, aby tak wznieść się na szczyty?

Metamorfozę z kopciuszka w światowego potentata spowodowało związanie się z globalistycznymi, idącymi w tym samym kierunku co Soros i jego sponsorzy – Klubem Rzymskim i Klubem Budapesztańskim (powiązanym z byłymi komunistami) – kierunku tym samym, tzn. praca nad zmianą świadomości społeczeństw w kierunku „człowieka globalnego” żyjącego wewnątrz społeczeństwa multi-kulti oraz budowa więzi żydowsko-niemieckich (w 2003 r. nagroda dla Mohna i jego żony od Jerusalem Foundation).

Intensywne zwrócenie się przez korporację Bertelsmann ku kręgom globalnego socjalizmu Sorosa pozostaje w kontraście z tym, że firma jawnie współpracowała z hitlerowskim reżimem i korzystała z niewolniczej pracy Żydów. To nie powinno jednak dziwić, gdyż wolta od współpracownika nazistów do głosiciela Europy multi-kulti to nie żaden wyjątek, lecz w kręgach górnych dzisiejszej Europy raczej reguła, co opisują już liczne nie tylko artykuły, lecz i książki. Na koniec tego wątku warto podać trochę liczb obrazujących rozmach budowy „nowego człowieka”. Od roku 1977 Fundacja Bertelsmanna wydała na swoje „projekty” 1,27 miliarda, granty na fundacje i stowarzyszenia pozarządowe (NGO) wyniosły ok.10 milionów €.

3. 

Wracając do naszego Koch-Wesera, to głównym partnerem jego nakierowanej na Europę akcji finansowanej przez Sorosa i jego krąg głównie londyńskich inwestorów wzbogaconych na funduszach hedgingowych (które były jedną z przyczyn „kryzysu” bankowego 2008 r.) była Fundacja Campact zainicjowana i wzrastająca w siłę w internecie. Ta NGO pomyślana była bardzo sprytnie, miała sprawiać wrażenie organizacji oddolnej i otwartej na wszystkie internetowe, obywatelskie inicjatywy skierowane przeciwko… elitom. Nikt nie dociekał, że założyły ją… finansowe elity ( jednoznacznie lewoskrętne). Atakowano globalizm, ale nie za to, że jest globalizmem, ale za… wypaczenia. Stworzono otoczkę dla młodych lubiących zadymy i nazwano ją alterglobalizmem. Internetowa sieć campact.de zasilana odpowiednimi sumami euro przez Sorosa swą sieciową strukturę wzorowała na amerykańskim ruchu internetowym Sorosa MoveOn.org. który niedawno poznaliśmy z tego, iż wraz z amerykańskimi demokratami (żona w/w bankiera Bluma, pani Feinstein, to znana, wieloletnia senator – dziś Senior Senator – partii demokratycznej) finansuje eksterytorialne statki NGO biorące udział w odbieraniu czarnych migrantów z pontonów mafii przemytniczej.

Współzałożyciel i spiritus movens organizacji pozarządowej campact.de wspierającej propagandowo i finansowo walkę „totalnej opozycji” o władzę Rzeplińskiego i o wolne sądy – to Christoph Bautz, jak to nazywa niemiecka Wiki: Aktivist, piszący swoją dyplomową pracę z marksistowskiej ekonomii. Jest to pan, który dostał za zadanie uczynić tak, by plany kręgu Sorosa nie pojawiły się jako narzucone z góry i to zza niemieckich granic, z wnętrza lewoskrętnej finansjery żydowskiego pochodzenia , ale by każdy z ok. 2 milionów niemieckich internautów i uczestników ruchu myślał, że… sam do nich doszedł, że zrodziły się jego głowie, że to jego wolny wybór i że są dobre dla jego kraju.

W dużej mierze pan Christoph wywiązał się z zadania. Skuteczność Christopha Bautza może jest spowodowana jego udanym życiem „rodzinnym”, gdyż żyje on w szczęśliwym związku z Svenem Giegoldem, europarlamentarzystą z partii Zielonych. Zielony Sven nie jest Szwedem, nie jest też Hiszpanem, choć urodził się w Las Palmas. Drugi człon jego nazwiska to „gold”, może to się kojarzyć z pierwszym członem nazwiska rodowego w/w Dianny Goldman, żony bankiera Bluma. Może jest to jakiś trop, wszak rzeczona nacja specjalizuje się w alchemicznym pozyskiwaniu złota z niczego, tzn. z dwutlenku węgla, powietrza, wody i słońca (odnawialne źródła energii) ; ). A twórca partii Zielonych w Wielkiej Brytanii to Teddy Goldsmith (brat finansisty Jamesa Goldsmitha) z konkurencyjnego wobec Rothschildów frankfurckiego rodu bankierów. Jak by nie patrzeć, to wniosek z tego, iż  g o l d  lubi  g r e e n, i odwrotnie 😉 .

Do największych osiągnięć Svena należy zgłoszenie postulatu, by w Komisji Europejskiej wprowadzić parytet oparty na balansie płci (gender balance, czyżby to znaczyło – jak podaje rosyjska Wiki – że tak jak w przyrodzie, na 105 samców ma przypadać 100 samic?). 
W Anglii Sven Giegold wraz z Teddym Goldsmithem założył organizację bliźniaczą do brytyjskiej Green Party. Klany finansowe Goldsmith i Rothschild zgodnie współdziałały przy tworzeniu nowego dogmatu klimatycznego i nowej ekonomii dla krajów rozwijających się, czego wizualnym odbiciem jest szczęśliwa, zakochana para Christoph i Sven budująca europejską sieć poparcia dla „nowej wizji”. Niech żyje balans płci i balans bankierskich, frankfurckich rodów. Ale tak bardzo nie mieszajmy do tego Niemiec, choć z obywatelami Niemiec mamy do czynienia.

4.
Podstawy „naukowe” dla dogmatu klimatycznego (globalne ocieplenie etc.) stworzył fizyk-teoretyk Hans Joachim “John” Schellnhuber, którego w arkana planów bankierów-inwestorów wprowadził na University of California, Santa Barbara – Walter Kohn, syn Samuela i Gittel Kohn. Po tych instrukcjach u źródeł alchemicznego pomysłu na pozyskiwanie złota z… pogody (naukowo: ze zmian klimatu) Schellnhuber poniósł kaganiec oświaty do Niemiec (Poczdamski Instytut do Badań nad Klimatem) i do Anglii (Tyndall Centre for Climate Change Research in Norwich).

 Europejska Fundacja Klimatyczna miała „szczęście” do pozyskiwania funduszów od miliarderów, którzy zarobili swoje miliardy na funduszach hedgingowych (istotną ich cechą są inwestycje długoterminowe, przeznaczone dla okresów nie krótszych niż 3 lata). Fundusze hedgingowe zarządzają instrumentami pochodnymi, utrata kontroli nad którymi była przyczyną „kryzysu” finansowego 2008. Kto wie, czy „kryzys” finansowy 2008 nie był spowodowany przez zakorkowanie się dróg nagłych, jednoczesnych przelewów wielu miliardów gotówki (w dużej części pod postacią „instrumentów pochodnych”) przeznaczonej na stworzenie ideologii „zmian klimatycznych… Zbieżność “prac nad klimatem” i “wybuchu kryzysu” jest 100%-owa. Nie ma czegoś takiego jak kryzys. Każdy kryzys jest wypadkową konkretnych działań konkretnych ludzi i ich łapczywości, która przekroczyła dopuszczalne granice wytrzymałości praw ekonomii.

Współzałożycielką Europejskiej Fundacji Klimatycznej była Jamie Cooper Hohn, żona miliardera hedgingowego Chrisa Hohna ze stajni Lorda Jacoba Rothschilda (Hohn zarządzał jego Investmentfonds RIT). W 2008 Hohn za pośrednictwem fundacji The Children’s Investment Fund Foundation (CIFF) dotował Europejską Fundację Klimatyczną 2,5 milionami £. Inny współzałożyciel naszej Europejskiej Fundacji Klimatycznej George Polk zorganizował dotację 1 miliona £ od brytyjskiego inwestora w odnawialne źródła energii (EcoFin Ltd).

M i l i a r d $ przekazał G.Polkowi jako dotację Soros na Inicjatywę na rzecz technologii i modeli biznesowych związanych ze zmianami klimatu.

Drugi miliard przekazał Soros na inne fundacje związane z biznesem klimatycznym. Kolejny darczyńca naszej Europejskiej Fundacji Klimatycznej to kompania filantropijna o nazwie Arcadia Fund, która przekazała 5 milionów $ na walkę z energetyką węglową w Niemczech i UK. Arcadia Fund była współtworzona przez Elisabeth Rausing, reprezentantkę najbogatszej na kontynencie europejskim szwedzkiej rodziny żydowskiego pochodzenia (której udało się dzięki milionowej dotacji dla “ochrony klimatu” upiec swoją pieczeń omijania podatku), a w Radzie Konsultacyjnej Arcadia Fund zasiada sam Lord Jacob Rothschild. Warto dodać, iż Edward Goldsmith (z konkurencyjnego, frankfurckiego rodu bankierów) stworzył głośną w kręgach żydowskich “elit” intelektualną koncepcję w myśl której marksizm trzeba zastąpić ideologią upodobnienia się do organizacji społecznej i stylu życia prymitywnych plemion… 

Gdy wchodzi się na portal campact.de (kooperanta Europejskiej Fundacji Klimatycznej i sponsora polskiej Akcji Demokracja) widzimy zestaw haseł chwytliwych, mających “nabijać frekwencję”, przynęt i zanęt (przeciw cenzurze internetu, przeciw elitom, bankierom, GMO, TTIP, biedzie i nędzy, za słoniami, wielorybami, wolnością, solidarnością etc.).
ECF i campact.de wyciągają tysiące Niemców na ulice, by protestowali przeciw bankierom, którzy…finansują ich ruch i ich demonstracje a wspierali (z uczuciem i autentycznymi emocjami) te dogmaty inżynierii społecznej, które dadzą sponsorom „oddolnych” ruchów krociowe zyski za 5-15 lat a w ich państwie zaindukują postępujący chaos społeczny. Postępujący, lecz nie za duży, gdyż ktoś musi pracować na wizjonerów i artystów alchemicznego biznesu, czyli sztuki pozyskiwania kasy z niczego.

Kiedyś nazywało się to: “Kup pan cegłę!”. Dzisiaj: “Płać za prawo emisji CO2” etc. Ekolodzy dbają o czystość, niewykluczone, że robią to obsesyjnie piorąc… pieniądze. Żeby matka ziemia była czysta. Od ich podatków… [zob. Raj podatkowy].


Źródła:
https://www.welt.de/politik/deutschland/article176900083/Justizreform-in-Polen-Gruene-verlangen-EU-Schnellverfahren.html

https://www.theguardian.com/environment/2015/aug/19/climate-philanthropist-george-soros-invests-millions-in-coal

https://www.akcjademokracja.pl/o-nas/faq/

 The British hedge fund boss who made £210m last year and Americans who made 5x as much | This is Money (http://www.thisismoney.co.uk/money/news/article-3585409/The-British-hedge-fund-boss-210m-year-Americans-five-times-much.html )

Poland: Criticism of the EU commission is justified but contestable – Sven Giegold – Mitglied der Grünen Fraktion im Europaparlament (http://www.sven-giegold.de/2017/poland-criticism-of-the-eu-commission-is-justified-but-contestable /)

CV-Maritta-Koch-Weser-2012.pdf (http://www.earth3000.org/downloads/CV-Maritta-Koch-Weser-2012.pdf

UC Berkeley | Blum Center for Developing Economies | Research UC Berkeley (http://vcresearch.berkeley.edu/research-unit/blum-center-developing-economies )

Fundusz hedgingowy – Encyklopedia Zarządzania (https://mfiles.pl/pl/index.php/Fundusz_hedgingowy )

Ruch alterglobalistyczny – Wikipedia, wolna encyklopedia (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_alterglobalistyczny )

Campact (https://de.wikipedia.org/wiki/Campact )

http://www.bueso.de/news/wer-steht-hinter-heissen-herbst-gegen-kernenergie-deutschland

Richard C. Blum (https://en.wikipedia.org/wiki/Richard_C._Blum )
==========================
“TWÓRCZOŚĆ” KREATORA (WYMYŚLONEJ PRZEZ FINANSJERĘ ANGLOSASKĄ POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO) RELIGII  PLAN ETY Edwarda René Davida Goldsmitha, czyli jak wrócić na drzewa i jeść robaki wykopywane przez sztuczną inteligencję:[Opuszczam, po co łobuzom robić reklamę w dodatku darmowa.. MD

Komunizm powraca! Ideologia weganizmu i ekologizmu to atak na polską tożsamość narodową

Prof. Nalaskowski: Komunizm powraca! Ideologia weganizmu i ekologizmu to atak na polską tożsamość narodową

komunizm-powraca-ideologia-weganizmu

„Pod naszym bokiem śmiało wykluwa się nowy rodzaj komunizmu, widzimy go, ale nie dostrzegamy. I nie ma większego znaczenia, czy komunizm wejdzie drzwiami z napisem marksizm, czy może drzwiami z napisem ekologizm/weganizm”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” prof. Aleksander Nalaskowski.

W ocenie naukowca propagowanie idei weganizmu jest postulowaniem znaczących i nieodwracalnych zmian w kulturze i cywilizacji, które w sposób istotny mogą wpływać na naszą tożsamość.

„Ważnym elementem kultury, kultury łacińskiej, jest bowiem zbiorowe biesiadowanie, wspólne ucztowanie. Świąteczne tradycje są związane z określonymi potrawami i smakami. Przed Wielkanocą święcimy pokarmy, w wielu rodzinach przetrwała tradycja modlitwy przed jedzeniem czy chociażby uczynienia znaku krzyża. Poszczególne święta mają swoje niepowtarzalne smaki. Trudno sobie wyobrazić Wigilię przy gotowanych pokrzywach albo Wielkanoc ze smażonym perzem. Wprowadzanie weganizmu do naszej diety jest próbą anihilacji bardzo ważnych tradycji oplatających naszą tożsamość narodową, a w węższym wymiarze – rodzinną”.

Prof. Nalaskowski zwraca uwagę, że w całym sporze nie chodzi o to, że ktoś koniecznie chce i musi zjeść kotleta schabowego czy jajka na miękko.

„To trywializacja problemu! Idzie o coś ważniejszego, co nazwalibyśmy kuchnią lokalną, a więc rodzajem kotwicy tożsamości. Wyróżniamy wszak kuchnię chińską, śródziemnomorską, kuchnię Lewantu czy kuchnię polską. Stosowane w każdej kuchni produkty są związane z klimatem i sposobem ich pozyskiwania, a to z kolei wynika z narodowych tradycji i możliwości generowanych przez dany obszar. Nie da się zatem masowo zmienić diety bez naruszania najszerzej pojętej narodowej tradycji”, wyjaśnia.

Drugim niebezpieczeństwem wynikającym z myślenia wegańskiego jest ingerowanie w społeczny podział pracy.

„Z produkcji żywności żyją miliony ludzi, są wśród nich także hodowcy. Zakaz spożywania mięsa i wyrobów odzwierzęcych spowodowałby nieprawdopodobne spustoszenie na rynku pracy, począwszy od hodowców bydła, przez hodowców drobiu, aż po bartników. Weganie bowiem również zabraniają jedzenia miodu. Taka ingerencja w naszą dietę spowodowałaby, na zasadzie klocków domina, spustoszenie w innych dziedzinach, takich jak produkcja pasz, produkcja maszyn i narzędzi rolniczych, a także cały przemysł przetwórczy, handel specjalistyczny, edukację zawodową, handel międzynarodowy, transport. Dla ogromnej części gospodarek europejskich i światowych byłby to cios śmiertelny”, przekonuje.

„Efektem komunizmu ekologicznego będzie niedostatek. Tak samo jak w komunizmie marksistowskim, w jednym i drugim przypadku zostanie ograniczona konsumpcja białka zwierzęcego i nabiału. W przypadku komunizmu marksistowskiego owa zmniejszona konsumpcja była efektem niskiej podaży wynikającej z systemowej niegospodarności i tzw. socjalistycznego sposobu produkcji. W przypadku komunizmu ekologicznego będzie to ograniczenie podaży w skutek zarządzeń ideologicznych”, podsumowuje prof. Aleksander Nalaskowski.

====================

mail: Przede wszystkim jest to atak na byt każdego.
Już od bardzo dawna wiadomo, że dieta bezmięsna jest niebezpieczna dla 
zdrowia.

O totalnym ocipieniu, ociepleniu. Fizyka atmosfery a oficjalne kłamstwa. TV. Szara strefa może pokonać absurdy strefy oficjalnej

Szara strefa może pokonać absurdy strefy oficjalnej

O totalnym ocipieniu, ociepleniu. Fizyka atmosfery a oficjalne kłamstwa. TV.

pół godziny.

Krzyżowanie komsomołek z małpą bonobo a Zielony Ład UE

Krzyżowanie komsomołek z małpą bonobo a Zielony Ład UE

==================

Parę słów refleksji” wygłoszonych po odznaczeniu mnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Mirosław Dakowski 17 grudnia 2019

Po ceremonii dekoracji Orderami głos zabrał Minister Stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Dera, a po tym poproszono do mikrofonu mnie, spośród odznaczonych. Naszych wypowiedzi nie ma dotąd w sprawozdaniu na stronie Kancelarii Prezydenta, więc moją odtwarzam na gorąco, z pamięci.

[20 XII oświadczono mi, iż służby Kancelarii Prezydenta nie rejestrowały tej uroczystości. Nie przekażę więc, jakie wskazania dla Narodu miał minister, Sekretarz Stanu Andrzej Dera]

==================

Panie Ministrze, Polacy!

Na początku stanu wojennego, w tak zwanych „twardych warunkach” narzuconych przez Wronę wydawało się, że musimy walczyć w ramach podziemia Solidarności. Natomiast bardzo szybko część z nas, tak zwane Samotne Wilki, zorientowała się, że to oficjalne podziemie Solidarności jest bardzo zaubeczone. Postanowiliśmy działać oddzielnie. Było to o tyle niewygodne, że nie mieliśmy wsparcia. Ale za to uzyskaliśmy o wiele większe rezultaty z powodu ogromnego zmniejszenia się ilości wpadek. Nazwaliśmy się wtedy prześmiewczo partyzantami z wyrąbanego lasu.

Nawet po zauważonej przez nas zmowie z Magdalenki wydawało się, że w nowej rzeczywistości będzie mimo wszystko uczciwej, a walczyć – łatwiej. Tak się jednak ku mojemu zdziwieniu [optymistycznemu może] nie stało.

Już na początku nowej rzeczywistości wdepnąłem bez mojej chęci w tak zwaną „aferę”, a ściślej – rabunek Polski poprzez Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Ujawnił go inspektor NIK Michał Falzmann. Przez lat już teraz kilkadziesiąt nie odzyskano ani tych miliardów zrabowanych przez zorganizowaną grupę przestępczą [grupa Y] ani naprawdę nie ukarano sprawców. Taki Przywieczerski zwany przez nas „Prezio do odsiadki” był dwukrotnie wypuszczany z Polski [UOP, ABW] z dokumentami, żył zupełnie bezkarny w Stanach i dopiero kiedy wszelkie terminy karne się skończyły – wrócił sobie, a nawet został przywieziony do Polski.

Podobnie ponurą sprawą było ukrywanie Zbrodni Smoleńskiej i to ukrywanie tak przez lewe jak i prawe skrzydło Ptaszyska Kłamstwa Smoleńskiego. Ciągle ignoruje się fakty i dowody uzyskiwane przez konstruktorów, fizyków, lotników i innych specjalistów.

Tylko w podziemiu, czyli w internecie obecnie możemy alarmować o zakusach Przedsiębiorstwa Holokaust popieranego mocno przez administrację USA na kolejne setki miliardów złotych, które mają rabować w Polsce i Polakom. Władze Polski wykręcają się od reakcji.

Sprawą, w której również bezpośrednio uczestniczyłem, jest rozwój energii odnawialnych. W latach dziewięćdziesiątych i na początku trzeciego tysiąclecia udało nam się zbudować nową gałąź przemysłu, mianowicie budowę wysokowydajnych kotłów na drewno, trociny, gałęzie, łuski od kaszy i podobne odpadowe nośniki energii odnawialnych.

Kotły na drewno dają realnie netto zero CO2 i zero SO2 , a mają już moc 5 do 8 GW, to jest moc 4-6 wielkich energetycznych reaktorów jądrowych. Niestety decyzje władz tak rządowych jak i samorządowych inspirowane przez grupy gadające niemądre slogany na temat tak zwanego smogu, powodują obecnie całkowite zniszczenie tej wspaniałej dziedziny energii odnawialnych.

A wciska się nam energetyczne dinozaury – reaktory jądrowe, niebezpieczne, drogie i ciągle drożejące.

Powstanie groteskowego Ministerstwa Klimatu i dyrdymały opowiadane przez jego ministra, jak to on promuje chorą na Aspergera dziewczynkę jako Guru klimatystów, ośmieszają rząd. Polsce grozi to ogromnymi nieuzasadnionymi wydatkami na zbędne gałęzie energetyki.

Całe to urzędowe gadanie o szkodliwości CO2, szczególnie antropogennego, z punktu wiedzy z fizyki atmosfery jest bzdurą, dodatkowo celowo złośliwą. Klimat planety od setek milionów lat cechuje samo-regulowalność. Narzucony podatek od emisji CO2 jest rabunkiem.

Zapewniam Państwa, Panie Ministrze i Was, Polacy, że to co teraz narzucają Nieznani Ojcowie, którzy zarządzają urzędnikami w Unii Europejskiej, np. dyrektywy dotyczące tak zwanego Zielonego Ładu, jest oparte o fałszerstwa wykonywane przez IPCC, który to fałszerstwa zostały wielokrotnie wykazane i udowodnione.

Zapewniam też Pana panie Ministrze i Państwa Polaków, że za lat 30 czyli już za jedno pokolenie te banialuki, które teraz opowiadają urzędnicy z Unii Europejskiej na tematy klimatu, będą tak ponuro śmieszne jak obecnie śmieszne są tak zwane osiągnięcia akademika Łysenki, który na przykład siłą zamieniał żyto na pszenicę a kukułkę w drozda, czy osiągnięcia Olgi Lepieszyńskiej, która w moździerzu produkowała, tworzyła życie, jak wmawiała nam komunistyczna propaganda. Podobne osiągnięcia miał akademik Iwanow który krzyżował komsomołki z małpą Bonobo [odmiana szympansa], a jego syn zupełnie honorowo w Gabonie krzyżował się z samicami Bonobo. Do pomysłu potomstwa dwóch samców jeszcze wtedy nie przekonywano.

Jeśli rząd musi z nieznanych narodowi przyczyn wykonywać dyktat Brukseli, polecenia czy rozkazy, które są ewidentnie bzdurne, to powinien nam chociaż dawać znać [mrugać porozumiewawczo?], że wykonuje to pod przymusem. A same rozkazy sabotować jak najsprawniej, ich realizację opóźniać.

Sytuacja, w której tak wielu patriotów, Polaków musi w dalszym ciągu działać jak partyzanci z wyrąbanego lasu, nie jest sytuacją właściwą czy naturalną.

Z całą pewnością Prawda zwycięży – tylko, że o to musimy walczyć. Wszyscy.

Z Panem Bogiem,

dziękuję.

Na wypadek awarii nagłośnienia w czasie mej wypowiedzi miałem przygotowany następujący komentarz, który po podniesieniu głosu byłby słyszalny na całej sali, choćby przez te 200 osób, w tym dwóch ministrów:

Och, jaka piękna ilustracja sytuacji przeze mnie analizowanej: Podobnie przed Zbrodnią Smoleńską zepsuło się co najmniej siedem monitoringów na Okęciu wojskowym, tyleż na Siewiernym wojskowym. Policzyłem prawdopodobieństwo tego, że mogło to się stać niezależnie, przypadkowo. Takie prawdopodobieństwo jest mniejsze niż 10-46. co jednoznacznie dowodzi współpracy wykonawców w obu miejscach, w obu państwach.

———

Na szczęście aparatura w Pałacu Prezydenckim działa bez zarzutu. A ziarenko zasiane w tym Pałacu może wyda plon stokrotny?

Koniec rosołu z wiejskiej kury? Masz jedną kurę? Zarejestrować w ARiMR „zakład drobiu”.

Koniec rosołu z wiejskiej kury? Masz jedną kurę? Zarejestrować w ARiMR „zakład drobiu”.

Wchodzą nowe przepisy…

11.11, 14.02.2023 https://wrzesnia.info.pl/pl/12_biznes/722_rolnictwo/22029_koniec-rosolu-z-wiejskiej-kury-wchodza-nowe-przepisy-.html

Masz choćby jedną kurę, kaczkę albo gąskę, będziesz musiał zarejestrować ją w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Termin mija 6 kwietnia br.

Zgodnie z nowa ustawą z 4 listopada 2022r, o systemie identyfikacji i rejestracji zwierząt każdy właściciel drobiu – nawet jednej kury – jest zobowiązany zarejestrować w ARiMR tzw. zakład drobiu. Termin na zgłoszenie drobiu to trzy miesiące od wejścia w życie ustawy, czyli do 6 kwietnia br.

Obowiązkiem zostaną objęte osoby, który prowadzą chów podwórkowy, a więc głównie gospodynie, posiadające kilka kurek dziobiących sobie przy zagrodzie. Wprowadzenie takich rozwiązań może zniechęcić do tego typu hodowli. To może oznaczać także, że np. rosół nigdy nie będzie już smaczny.

Przeciwko tej regulacji zaprotestowała Krajowa Rada Izb Rolniczych. Prezes Wiktor Szmulewicz zwrócił się do wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka o interwencję:

Osoby utrzymujące drób przyzagrodowo powinny być zwolnione z obowiązku rejestracji zakładu drobiu w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wprowadzenie obowiązku rejestracji „zakładu drobiu” niezależnie od posiadanej liczby drobiu jest dużym zaskoczeniem i wydaje się absurdalne. Zgodnie z rozporządzeniem (UE) 2016/429, które wymaga rejestracji zakładów, w których utrzymywane są zwierzęta lądowe, w tym drób, odstępstwa od tego obowiązku są możliwe w przypadku zakładów stwarzających nieistotne ryzyko dla zdrowia zwierząt lub zdrowia publicznego

Zwolnienie osób utrzymujących drób przyzagrodowo z tego obowiązku jest uzasadnione ze względu na fakt, że utrzymywanie drobiu w małych ilościach we własnych gospodarstwach rolnych czy przy domostwach nie stanowi zagrożenia dla zdrowia zwierząt ani zdrowia publicznego. Takie działania pozwolą na uwolnienie rolników od dodatkowych obciążeń administracyjnych i pozwolą skupić się na głównych działaniach związanych z prowadzeniem swoich gospodarstw.

========================

mail:

A jak mam rybki w akwarium to też muszę zgłaszać gospodarstwo rybne?

A jak ktoś ma w domu karaluchy to też powinien je rejestrować? Tylko jak je policzyć???

To jak ktoś ma kota to jest włascicielem fermy zwierząt futerkowych ? ha ha

Bareja tego by nie wymyślił !

OBOWIĄZEK REJESTROWANIA 1 KURY? Czas najwyższy pokazać tym wszystkim skretyniałym urzędasom gest Kozakiewicza! I kopa w d…. Takie przepisy musieliśmy tolerować za Niemców hitlerowskich, albo za głębokiej ruskiej komuny, kiedy były obowiązkowe dostawy. Tylko obcy, albo zdrajcy mogą wprowadzać takie przepisy. Wszyscy WON!

ZDRAJCY NARODU!

W swym wariackim umyśle jeszcze dobrną do papużek i kanarków -one też znoszą jaja

Obcy i zdrajcy. Nierząd warszawski nie działa w interesie Polski ani Polaków. To słupy globalistów do zarządzania tłumem między Odrą a Bugiem. Co do tego nie mam już żadnych złudzeń.

Polowanie na lasy. O co tu chodzi?

Polowanie na lasy. O co tu chodzi?

Izabela Kloc : https://wpolityce.pl/polityka/633310-polowanie-na-lasy-o-co-tu-chodzi

Unia Europejska chce odebrać rolnikom ugory. Uderza w sektor produkcji żywności i zachęca ludzi do jedzenia świerszczy. Teraz planuje skok na państwowe lasy.

O co tu chodzi? Przecież nie o ochronę środowiska. Skoro nie wiadomo o co chodzi, to  – jak zawsze – na horyzoncie muszą być duże pieniądze. Widocznie jakieś wpływowe środowiska w Unii Europejskiej dostrzegły zysk w osłabianiu leśnictwa i rolnictwa krajów członkowskich. 

—————-

Po demaskatorskim artykule dziennika „Liberation” z grudnia 2021 wiemy, że prominentni funkcjonariusze Unii Europejskiej, w tym sędziowie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, urzędnicy Komisji Europejskiej oraz politycy Europejskiej Partii Ludowej, spotykali się z lobbystami we francuskim zamku Chambord, słynącym z organizacji polowań.

Teraz okazuje się, że przedstawiciele unijnych elit nie tylko polują w lesie, ale także…polują na lasy. Przypomnijmy, że Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego (ENVI) zaproponowała, aby odebrać państwom członkowskim kompetencje w zakresie gospodarki leśnej. Wymagałoby to zmiany traktatów, a więc jednomyślności wszystkich państw członkowskich. Polska już na tak wstępnym etapie stanowienia unijnego prawa mówi stanowcze: nie. Zapewne naszym śladem pójdą inne państwa. Nie oznacza to, że nasze lasy są bezpieczne.

Od pewnego czasu Unia Europejska wyznaje zasadę, że traktaty są po to, aby je obchodzić i ta praktyka coraz częściej okazuje się skuteczna.

Być może nowy pomysł komisji ENVI jest kolejnym rozpoznaniem, do jakich granic może posunąć się Bruksela w swoich nieuprawnionych roszczeniach. Oficjalny przekaz jest taki, że w dobie kryzysu klimatycznego lasy są dobrem wspólnym, które należy chronić przed zakusami rządów poszczególnych państw.

Jest dokładnie odwrotnie. To państwa powinny trzymać Brukselę daleko od swoich lasów. Weźmy przykład Polski i skupmy się tylko na argumentach środowiskowych, które są przecież priorytetem dla Unii Europejskiej.

Polska gospodarka leśna prowadzona jest w sposób zrównoważony, racjonalny i przede wszystkim planowy. 

Lasy przystosowywane są do zmian klimatu poprzez dobór gatunkowy drzewostanów, uwzględniający dynamicznie zmieniające się warunki. Jest to proces długotrwały, nie mierzony kadencją Parlamentu Europejskiego ale długością życia drzew. Utrzymanie zróżnicowanej struktury lasu zwiększa jego biologiczną odporność na ekstremalne warunki pogodowe, zmiany klimatyczne oraz maksymalizuje produkcję tlenu i wiąże dwutlenek węgla. Jest to proces skomplikowany i niezwykle odpowiedzialny. Z oczywistych, organizacyjnych i historycznych przyczyn Bruksela nigdy nie zrobi tego lepiej, niż rząd w Warszawie, [a dokładniej – polscy leśnicy. MD] . Jeśli krajowe kompetencje w zakresie leśnictwa zostaną oddane Unii Europejskiej, oznaczać to będzie cios w narodowe gospodarki i poważne zagrożenie dla skutecznej strategii walki z ociepleniem klimatu.

Skok na lasy nie jest jedyną próbą odebrania państwom członkowskim kontroli nad ważną częścią ich ekosystemów. 

Podobny los miał spotkać ugory. Przypomnijmy, że chodzi o pola czasowo wyłączone z rolniczego użytkowania. Służy to poprawieniu żyzności gleby. Tymczasem Unia Europejska chce zakazać działalności rolniczej na ugorach i przekwalifikować je na obszary proekologiczne (EFA). Dotyczy to rolników posiadających ponad 15 ha gruntów ornych. Mają oni przeznaczyć 5 proc. powierzchni pola na tereny EFA. Obowiązek ten spotkał się z protestami ze strony rolników, ponieważ wyłączenie z produkcji części gruntów oznacza zmniejszenie dochodów. Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny na Ukrainie, która uchodzi za jeden z najważniejszych, globalnych spichlerzy. Z powodu wstrzymania eksportu zbóż z tego kierunku, świat stanął w obliczy największego od dekad kryzysu żywnościowego. W takiej sytuacji nie wolno marnować żadnej piędzi ziemi. Polska, a w ślad za nami także inne kraje członkowskie, skierowały apel do Komisji Europejskiej, aby odłożyć zakazy dotyczące ugorów. Szacuje się, że pozwoli to przywrócić produkcję na 1,5 miliona hektarów. Bruksela zdecydowała się na odstępstwo od zakazu produkcji na ugorach, ale była to decyzja jednorazowa, związana ze światowym bezpieczeństwem żywnościowym.

Unia Europejska zastawia sidła także na tradycyjny sektor produkcji żywności. 

Do Komisji Europejskiej w połowie ubiegłego roku wpłynął wniosek o… zakaz hodowli zwierząt. Inicjatywa wyszła od aktywistów ekologicznych. Jeśli w ciągu roku zbiorą minimum milion podpisów w co najmniej siedmiu krajach należących do Unii Europejskiej, Bruksela będzie musiała rozpatrzyć ten wniosek. Jest to element strategii mającej oskarżyć rolników, a zwłaszcza hodowców zwierząt o zmiany klimatyczne na świecie. Jest to temat rozdmuchany poza granice rozsądku w mediach, ale działający na wyobraźnię zwłaszcza młodych pokoleń. Nie można wykluczyć, że aktywistom uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów, a wtedy zamiast zabiegać o rozwój branży hodowlanej będziemy musieli walczyć o jej utrzymanie. Rzecz jasna Unia Europejska nie zostawi swoich obywateli o pustych żołądkach.

Jednym ze styczniowych hitów informacyjnych jest wydana przez Komisję Europejską zgoda na  stosowanie mąki ze świerszczy do produkcji żywności.

Dla miłośników tego typu specjałów mamy kolejne dobre informacje. Już 5 marca do obrotu na unijnym rynku zostaną dopuszczone larwy pleśniakowca lśniącego w postaci mrożonej, pasty, suszonej i sproszkowanej. Zostały włączone do unijnego wykazu nowej żywności (novel food).

Ten cały pakiet kuriozalnych, ale groźnych zmian jest motywowany szeroko pojętą [idiotyczną i zbrodniczą. Mirosław Dakowski] polityką klimatyczną, ale nie miejmy złudzeń. Destabilizowanie leśnictwa, rolnictwa i produkcji żywności nie ma nic wspólnego z troską o planetarny ekosystem. To osłabianie gospodarczego potencjału państw członkowskich. One stracą na tych eksperymentach, ale ktoś zarobi.

„Domieszka” z robaków jest dodawana do pizzy, makaronów i płatków śniadaniowych w całej UE.

„Domieszka” z miażdżonych robaków jest dodawana do pizzy, makaronów i płatków śniadaniowych w całej UE.

‘Większość ludzi nawet nie będzie wiedziała’ czyli co zmielić do chleba

AlterCabrio

,

„Zgodnie z decyzją, w której powołano się na opinię naukową Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, dodatek jest bezpieczny w stosowaniu w całej gamie produktów, w tym między innymi w batonikach zbożowych, herbatnikach, pizzy, produktach na bazie makaronu i serwatce w proszku”.

−∗−

Tłumaczenie artykułu z serwisu Summit News na temat wprowadzenia przez UE nowych regulacji dotyczących specyficznych dodatków do żywności. /AlterCabrio – ekspedyt.org/

___________***___________

„Domieszka” z miażdżonych robaków jest teraz dodawana do pizzy, makaronów i płatków śniadaniowych w całej UE

Większość ludzi nawet nie będzie wiedziała, że ​​to je.

Od wczoraj dodatek do żywności ze sproszkowanych świerszczy zaczął pojawiać się w produktach spożywczych, od pizzy, przez makarony, po płatki zbożowe w całej Unii Europejskiej.

Tak. Naprawdę.

Odtłuszczone domowe świerszcze są w menu Europejczyków na całym kontynencie, a zdecydowana większość z nich nie wie, że to jest teraz w ich jedzeniu.

„Dzieje się tak dzięki orzeczeniu Komisji Europejskiej przyjętemu na początku tego miesiąca”, donosi RT.

„Zgodnie z decyzją, w której powołano się na opinię naukową Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, dodatek jest bezpieczny w stosowaniu w całej gamie produktów, w tym między innymi w batonikach zbożowych, herbatnikach, pizzy, produktach na bazie makaronu i serwatce w proszku”.

Ale nie martw się, ponieważ świerszcze muszą najpierw zostać sprawdzone, aby upewnić się, że „pozbyły się zawartości jelit”, zanim zostaną zamrożone.

Cudowna sprawa.

Krytycy sugerowali, że gdy robaki staną się powszechnie akceptowane jako dodatek do żywności, ich spożycie zostanie znormalizowane we wszystkich dziedzinach.

„Liberalny Porządek Świata zdecydował, że maluczcy muszą jeść robale, aby zapobiec wahaniom klimatu, zgodnie z ideologią klasy rządzącej” — pisze Dave Blount.

„Jednak zamiast bezmyślnie słuchać “Ekspertów”, jak większość z polityką Covid, ludzie stawili opór. Więc nasi lewaccy panowie i władcy ukradkiem przemycają owady do jedzenia”.

„To pozwoli im ujawnić w niedalekiej przyszłości, że już jemy robale, więc nie ma powodu, aby sprzeciwiać się zamykaniu farm i narzucaniu nowej diety”.

Unia Europejska również niedawno zatwierdziła wykorzystanie Alphitobius diaperinus, znanego również jako larwa mącznika, do spożycia przez ludzi.

Jak wyczerpująco to udokumentowaliśmy, globalistyczni technokraci i działacze na rzecz zmian klimatu konsekwentnie lobbują, aby ludzie zaczęli jeść robale w celu walki z globalnym ociepleniem, mimo że praktyka ta jest powiązana z infekcjami pasożytniczymi.

Wątpię, czy elitarystyczni technokraci, którzy niedawno odwiedzili Davos, przestawią się na dietę z owadów, bez względu na to, jak bardzo zastraszają nas zmianami klimatycznymi spowodowanymi przez człowieka.

W listopadzie „Washington Post” poradził Amerykanom, aby zamiast tradycyjnego obiadu w Święto Dziękczynienia, na który obecnie nie stać jednej czwartej rodzin, rozważyli jedzenie robaków.

I to wszystko podczas gdy hodowcy bydła w Holandii są eliminowani ze względu na zmiany klimatyczne, dzieci w wieku szkolnym są indoktrynowane do jedzenia robaków, a kolejna niemiecka szkoła całkowicie zakazała mięsa.

_________________

Crushed Bug ‘Additive’ is Now Included in Pizza, Pasta & Cereals Across the EU, Paul Joseph Watson, 25 January, 2023

−∗−

Powiązane tematycznie:

Złe jest dobre, dobre jest złe – dieta insektowa
W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami pojawienia się i usilnego propagowania w mediach np. amerykańskich programu zjadania robaków przez ludzkość, innymi słowy – globalnego przesterowania codziennej diety człowieka z przetworów roślinnych, […]

_________________

Sztuczne mięso i nuklearne drożdże czyli co fermentuje na COP27
Szczyty ONZ – zwłaszcza szczyty klimatyczne – zawsze stanowią mały przedsmak nadchodzących narracji. I chociaż „reforma żywnościowa” może nie być jedynym, ani nawet najważniejszym punktem programu… to zdecydowanie jest przeważającą […]

_________________

Warzywne jajka czyli czym zalać robaka
Za mediami promującymi spożywanie robaków kryje się nowa energia. Ale ten reklamowany wielki ruch jest niewątpliwie punktem zwrotnym w kierunku hodowanego w laboratoriach mięsa i nabiału. Propaganda płynie szerokim strumieniem. […]

_________________

Dyptyk żywnościowy czyli apokalipsa, robaki i GMO
Byliśmy świadkami jak lockdowny roznoszą gospodarkę na kawałki, podczas gdy klasa miliarderów osiąga rekordowe zyski, a korporacyjne molochy rozszerzają swoje monopole, tak też każda proponowana polityka bezpieczeństwa żywnościowego przyniesie korzyści […]

Tagi: dodatki do żywności, inekty, jedzenie owadów, Klaus Schwab, liberalny porządek świata, LPŚ, LWO, mąka z owadów, NWO, UE

=================================

MĄKA Z ROBALI:

https://www.facebook.com/watch/?extid=CL-UNK-UNK-UNK-AN_GK0T-GK1C&mibextid=2Rb1fB&v=1416088492256781

9 minut

Mąki od-zwierzęce, od-robale. Mamy już w bułeczkach, chlebach? Korporacje robią to dla pieniędzy, przeciw zdrowiu.

========

Robaki domowe, nieproszeni goście w naszych mieszkaniach

Senatorzy stanu Wyoming wnoszą o zakaz samochodów elektrycznych do roku 2035.

Senatorzy stanu Wyoming wnoszą o zakaz samochodów elektrycznych do roku 2035.

January 17, 2023 https://www.bibula.com/kleksy/?p=651

Frakcja republikańskich parlamentarzystów w stanie Wyoming zaproponowała ustawę zakazującą sprzedaży i używania samochodów elektrycznych w ich stanie, do roku 2035.

Projekt ustawy przedstawionej przez senatora Jim Andersona i sen. Briana Bonersa stwierdza,że “Rozprzestrzenianie się pojazdów elektrycznych kosztem pojazdów zasilanych benzyną będzie miało szkodliwy wpływ na społeczność stanu Wyoming i będzie szkodliwe dla gospodarki Wyoming i zdolności kraju do efektywnego zaangażowania się w handel”.

Projekt stwierdza, że wydobycie i produkcja oleju napędowego jest jednym z “najbardziej wartościowych i pełnych prestiżu stanowych przemysłów, zaś brak infrastruktury do ładowania elektrycznych samochodów, czyni używanie samochodów elektrycznych “niepraktycznymi”.

Według najnowszego raportu sporządzonego przez pozarządową agencję International Energy Agency z siedzibą w Paryżu, wyprodukowanie samochodu elektrycznego pochłania sześć razy więcej surowców mineralnych niż samochodu z silnikiem spalinowym, w tym takich cennych jakich miedź, lit, nikiel, kobalt, grafit. cynk czy inne rzadkie minerały.

“Niezbędne minerały stosowane w bateriach elektrycznych nie są łatwe do recyklingu lub utylizacji, co oznacza, że składowiska komunalne w Wyoming i innych miejscach będą musiały opracować praktyki pozwalające na pozbywanie się tych minerałów w bezpieczny i odpowiedzialny sposób” – czytamy w rezolucji. 

Jakkolwiek legislatorzy nie spodziewają się wielkiego sukcesu swojej inicjatywy, to celem jest zwrócenie uwagi na powagę sytuacji, szczególnie wobec wprowadzonego przez stanu Kalifornia irracjonalnego zakazu sprzedaży samochodów spalinowych, począwszy od 2035 roku. Pragną oni również rozpoczęcia publicznej dyskusji nad niepraktycznością samochodów elektrycznych w obecnym czasie.

Oprac. www.bibula.com 2023-01-16
na podstawie Cowboy State Daily (January 13, 2023)

Elektryczna Tesla płonęła blisko pięć godzin. W oparach postępu. W Piotrkowie Tryb.

Elektryczna Tesla płonęła blisko pięć godzin. W oparach postępu.

„Taki pożar jest ciężki do ugaszenia”

https://nczas.com/2022/12/29/elektryczna-tesla-plonela-blisko-piec-godzin-taki-pozar-jest-ciezki-do-ugaszenia/

Blisko pięć godzin w oparach postępu – tyle spędzili strażacy na gaszeniu elektrycznej Tesli i chłodzenia jej ogniw w Piotrkowie Trybunalskim.

Do zdarzenia doszło we wtorek ok. godz. 13.30 przy ul. Wojska Polskiego w Piotrkowie Trybunalskim. Na jednym z parkingów zapaliły się ogniwa w elektrycznej Tesli Model S. W samochodzie zaparkowanym przy zbiegu ulic Wojska Polskiego i Toruńskiej płonęła komora akumulatorów.

– Taki pożar jest ciężki do ugaszenia, bo reakcja, która zachodzi w uszkodzonych ogniwach elektrycznych cały czas podtrzymuje proces spalania. Udało nam się obniżyć temperaturę palących się ogniw. W wyniku pożaru nikt nie odniósł obrażeń. Z powodu znacznego zadymienia wstrzymaliśmy ruch na skrzyżowaniu przy ul. Wojska Polskiego – przyznał w rozmowie z mediami mł. bryg. Wojciech Pawlikowski z KP PSP w Piotrkowie Trybunalskim.

Na miejscu pojawił się nawet kontener, w którym miał zostać zatopiony samochód, żeby schłodzić ogniwa. Ostatecznie jednak strażacy zrezygnowali z takiego rozwiązania.

„Na razie zbyt wcześnie by mówić o jednoznacznych przyczynach pożaru, ale prawdopodobnie doszło do zwarcia w układzie zasilania” – podał portal piotrkowski24.pl.

=================

mail: A benzyniaka [zresztą sam się nie zapala] można ugasić pianą [to CO2] lub kocem azbestowym – odcinają dopływ tlenu. Tu – tlen niepotrzebny. Kiedy się nauczą robić aku niepalne??

===============================

mail:

Wiadomości z Reichu

Taki pożar ( najczęściej samozapłon) muszą gasić wyspecjalizowane służby – jedna centrala  jest na północy Niemiec, druga na południu… 

Ze specjalnymi wannami gdzie płonące auto trzeba zatopić.

A w Szwecji na złomowiskach stoi dużo prawie nowych tesli -z niewielkimi stłuczkami, bo nikt się nie chce podjąć pracy nad “blachą” -zbyt ryzykowne….

Вот успех!

Niemiecki klimatyczno-elektryczny Wielki Brat. Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Niemiecki klimatyczno-elektryczny Wielki Brat i urządzenia do wyłączania urządzeń. Na co trzeba będzie zmarnować pieniądze z KPO.

Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Dariusz Matuszak na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628025-niemiecki-klimatyczno-elektryczny-wielki-brat

Przy wszystkich dyskusjach o suwerennościowych i finansowych aspektach Krajowego Planu Odbudowy i pieniędzy, które być może unijny łaskawca, jeśli będziemy grzeczni, zechce pożyczyć, umyka jedna zasadnicza sprawa. Otóż główna idea KPO jest taka, by zadłużając się, na polecenie i pod kontrolą unijnych urzędników wydać pieniądze na to, co doprowadziło Europę do kryzysu energetycznego i na skraj katastrofy gospodarczej.

Część pieniędzy KPO to pożyczka, którą się oddaje, a część to tzw. „darmowe granty”, które trzeba będzie spłacić podnosząc podatki i wysokość składki odprowadzanej na utrzymanie brukselskiej eurokracji. Blisko 43 % tak pozyskanych pieniędzy będziemy musieli przeznaczyć na realizację obłędnej, samobójczej polityki klimatycznej. Ponad 21 proc. na tzw. transformację cyfrową. Inaczej mówiąc 64 % środków będziemy musieli wydać tak, jak życzą sobie tego eurokraci. Mamy też wierzyć, że ci którzy jak Timmermans, czy jacyś niemieccy władcy Unii, doprowadzili Europę do rozpaczliwej sytuacji, mają dość rozumu, by wiedzieć na co inni mają wydawać pieniądze. Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Niemiecka nowoczesność w domu i zagrodzie

Gdy rozważa się kolejne unijne pomysły można wspomnieć program telewizyjny z czasów PRL „Nowoczesność w domu i zagrodzie” i sparafrazować klasyka „prondu ni ma i nie będzie”. Unijne osiągnięcia są takie, że w trzeciej dekadzie XXI wieku połowa Europy zastanawia się, czy aby nie zamarznie zimą i czy ma wystarczający zapas świeczek w domu. Ale od czego są jaśnie oświeceni Niemcy ze swą genialną transformacją energetycznąEnergiewende. Właśnie wymyślili jak zmarnować ogromne pieniądze i wydać je łącząc dwa cele KPO: zaspokojenie sekty klimatycznej i miłośników kontroli wszelakiej od transformacji cyfrowej. Pomysł niemieckiej Federalnej Agencji Sieci – Bundesnetzagentur będzie złotym cielcem, najwyższym, najdoskonalszym wcieleniem KPO.

Otóż ta niemiecka instytucja ogłosiła, że od 2024 roku dostawcy energii elektrycznej za pomocą specjalnych urządzeń będą mogli sami ograniczać pobór energii konkretnym prywatnym odbiorcom. I to bez ich zgody, a nawet wiedzy. Na razie chodzi o energię dla pomp ciepła do ogrzewania mieszkania i wody oraz dla stacji ładowania samochodów. Inaczej mówiąc, jeśli ktoś w niemieckiej elektrowni RWE, albo sam kanclerz Scholz dojdzie do wniosku, że w domu państwa Himmler jest zbyt ciepło, to może im pobór prądu przez pompę ciepła ograniczyć. Podobnie może uznać, że panu Goebbelsowi nigdzie się teraz nie spieszy, nie musi jechać, więc sobie poczeka na ładowania swojego elektrycznego samochodu ludowego – Volkswagena.

Niemcy są jak zwykle w awangardzie postępu – mają dwa w jednym i jednym genialnym pomysłem Bundesnetzagentur realizują politykę klimatyczną i transformację cyfrową. Póki co, nie ma planu całkowitego odłączania prądu – przecież nie o to chodzi, by Niemcy marzli w swych domach jak ich dziadkowie w okopach, tylko o to, by specjalne cacko – dzieło transformacji cyfrowej ograniczało pobór energii przez konkretne urządzenia. To ma działać jak elektroniczne ograniczanie prędkości w samochodzie, tyle, że będzie nim zdalnie sterował dostawca prądu. Albo kto wie, może w przyszłości jakiś urząd specjalnie do tego powołany, który będzie też sprawdzał czy kto grzeczny, czy nie i nagradzał dodatkowym prądem, bądź dyscyplinował. „Die Welt” wyliczył, że ograniczenie energii w stacji ładowania samochodów do 3,7 kilowatogodziny sprawi, że by pojechać swym ludowym samochodem 50 kilometrów pan Himmler będzie ładował go 3,5 godziny. Więc w przyszłości to taki specjalny urząd będzie być może będzie decydował jak długo pan Goebbels, czy który tam, będzie ładował samochód, w zależności od tego gdzie chce nim pojechać. Jak np. na zlot brunatnych zielonych, czy jakiejś innej sekty klimatycznej, to godzinkę, a jak na niepotrzebne nikomu spotkanie w parafii to 7 godzin. Dzięki transformacji cyfrowej możliwe będą takie rzeczy, które się nawet Chińczykom nie śniły.

Więc jak Polska w ramach KPO pożyczy kochane pieniążki, to realizując transformację cyfrową, będzie mogła kupić od  Bundesnetzagentur miliony takich sprytnych urządzeń. A kto wie, może jak dobrze pokombinujemy to np. prezes PGE będzie mógł dajmy na to takiemu Borysowi Budce nawet telewizor wyłączyć.

W Szwajcarii już opracowano 4-stopniowy plan zakazu ładowania i prowadzenia pojazdów elektrycznych. Kolejne ograniczenia z całkowitym zakazem włącznie mają obowiązywać w zależności od stopnia obciążenia sieci i podaży energii elektrycznej. Ta bowiem w znacznej mierze importowana jest z Niemiec i Francji. Szwajcarzy uważają, że może jej więc zabraknąć.

Amerykańska wersja KPO

Do KPO powinien przystąpić też Nowy Jork – na początek miasto, a potem cały stan. Też będzie można za jednym zamachem zrobić sobie dobrze klimatycznie i cyfrowo. Jak donosi „New York Post” miasto za 1,1 miliarda dolarów chce w przyszłym roku kupić 500 autobusów elektrycznych. Na razie ma takich 15,ale ambitna gubernator Kathy Hochul ogłosiła, że docelowo wszystkie 5800 pojazdów ma być na prąd. Miejskie przedsiębiorstwo transportowe (MTA) ostrzega panią gubernator, że eksploatacja autobusu elektrycznego kosztuje 2 do 3 razy więcej niż diesla, czy na gaz, więc budżet nie wytrzyma tych 500 elektryków. Decyduje o tym koszt prądu. Pani gubernator zażądała więc, by stanowa Komisja Służby Cywilnej opracowała specjalny plan, który pozwoli ładować autobusy po niskiej cenie – z wielkim rabatem. Okazuje się, że aby było taniej, trzeba ładować autobusy wedle pewnego bardzo skomplikowanego harmonogramu, uwzględniając na bieżąco tysiące zmiennych i zrobić to tak, by sieć wytrzymała dodatkowe obciążenia. Inaczej mówiąc, by korków nie wywaliło. W tym celu trzeba zakupić specjalne „inteligentne” ładowarki samochodów i „inteligentne” urządzenia do sterowania energią w stacjach ładowania w całym mieście. Najpierw trzeba je też połączyć w sieć i dopiero tak będzie można inteligentnie sterować ładowaniem autobusów.

Tak więc gdyby pani gubernator zgłosiła się po KPO, to mogłaby za jednym zamachem zrealizować dwa cele i zaimponować unijczykom. Po pierwsze mogłaby zmarnować pieniądze na drogie autobusy elektryczne, które akurat teraz i tak nie mogą jeździć, bo z powodu globalnego ocieplenia cały stan Nowy Jork jest skuty lodem. Tak zrealizowałaby cel klimatyczny. A drugi cel – transformacji cyfrowej, osiągnęłaby marnując pieniądze na zakup specjalnych inteligentnych ładowarek, i urządzeń do sterowania energią w sieciach stacji, by ładować samochody, które jak jest mróz jeździć nie mogą. Lepszego planu sam Stanisław Bareja, by nie opracował, a i Timmermans byłby dumny z takiej korzyści klimatycznej.

Przykłady wydają się być skrajne, ale zaprawdę nie ma takiej głupoty, której fanatycy od globalnego ocieplenia i karbowi, którzy chcą ludzkość kontrolować nie wymyślili by. Te przykłady należy pomnożyć razy dziesiątki i być może wtedy otrzymamy pełen obraz KPO. Trzeba wyobrazić sobie osiedle mieszkaniowe w Radomiu z tysiącami inteligentnych stacji ładujących samochody. Albo kolejne urządzenia do wyłączania urządzeń jakie miłujący porządek i dyscyplinę Niemcy wymyślą.

Jeśli posiadasz auto elektryczne, jesteś głupcem. Niech Zieloni Komuniści wreszcie zamkną mordę!

Jeśli posiadasz auto elektryczne, jesteś głupcem. Niech Zieloni Komuniści wreszcie zamkną mordę!

https://gloria.tv/share/e3uiW3MzzZin4PbSDSp1jhoTi
Turon0001 Kowalski

Pamiętaj ty nie masz „elektrycznego auta” tylko auto na węgiel brunatny, na promieniowanie radioaktywne, na węgiel kamienny, i w 4% na energie solarną i wietrzną.

Ponadto wyprodukowanie jednego akumulatora do auta elektrycznego, wytwarza w procesie produkcji akumulatora tyle dwutlenku węgla, ile wytwarza auto na ropę naftową w ciągu ośmiu lat.

Nie dajcie sobie wmawiać koledzy – i przyjaciele dobrych starych samochodów, że wasze auto szkodzi klimatowi. Aby to było jasne. Prywatny ruch samochodem osobowym to zaledwie 14% całego wytwarzania spalin, reszta czyli 86% to ruch ciężarówkami, tankowcami, i ruch spowodowany zaopatrzeniem.

Także niech Zieloni Komuniści wreszcie zamkną mordę! Albo niech oczekują przy okazji elektrycznych samolotów, elektrycznych statków z Chin, i oczywiście elektrycznych czołgów dla Ukrainy

Czołg na odpalenie silnika potrzebuje 40 litrów ropy. i 700 litrów ropy na 100 km. (to tylko ciekawostka).

Te kontenerowce z Chin, na serio chciałbym zobaczyć jak wielki musiał by być akumulator do takiego statku. O tym ZIELONI KOMUNIŚCI, Fetyszyści klimatu, Ostatnia Generacja WAM NIE MÓWIĄ !

Kto kupuje więc auto elektryczne i bije się w pierś bo on chroni klimat rzekomo, powinien uzmysłowić sobie że jego palec wskazujący powinien wylądować wpierw na jego czole. I pamiętaj! pokazując palcem na tych którzy jeżdżą na ropę i benzynę. TRZY TWOJE PALCE POKAZUJĄ NA CIEBIE ZIELONY KOMUNISTO! Jesteś zwykłym nieukiem i greenhornem, i powinieneś szybko wrócić do szkoły. Nieuku zasrany! Ja chętnie będę twoim nauczycielem, o ile dostanę uprawnienia bicia pasem po dupie, bo u was zieloni komuniści wiedzę trzeba wbijać od tyłu. Gdyż z przodu macie najprawdopodobniej 4 calową płytę ołowiową przed mózgiem.

W Krakowie “władzy” odj…ło! – Ukarali emerytkę za brak kosza i ogrzewanie kominkiem.

W Krakowie “władzy” odj…ło! Ukarali emerytkę za brak kosza i palenie w kominku.

https://www.o2.pl/informacje/ukarali-emerytke-za-palenie-w-kominku-oto-co-zrobila-6844491221875264a

Zamiast płacić mandaty za palenie w kominku, poszła do sądu ze skargą na straż miejską. Emerytka z pod Krakowa mówi, że nie ma jak inaczej ogrzewać swojego domu. Władzom miasta zaproponowała by podpięli ją do sieci miejskiego ogrzewania, która nie działa na zamieszkiwanej przez kobietę ulicy albo… przenieśli jej dom kilkaset metrów dalej, do wsi, której nie obejmują zakazy.

Emerytka z Bielan koło Krakowa nie przyjęła mandatów wystawionych przez straż miejską. Strażniczki odwiedziły kobietę w jej domu dwukrotnie. Przy pierwszej wizycie wystawiły mandat za brak kosza na śmieci, a na drugiej za palenie drewnem w kominku, które objęte jest zakazem.

“Robiłam, bo nie mam jak w inny sposób ogrzać domu” – przekonuje kobieta w rozmowie z Gazetą Krakowską, a na swoją obronę dodaje, że pali drewnem wysokiej jakości, co może poświadczyć rachunkami.

Absurd goni absurd

Kobieta tłumaczy też, że starała się o dotację na wymianę pieca kaflowego na gazowy, problem w tym, że nie ma w domu podłączenia do sieci gazowniczej. Złożyła też wniosek o docieplenie strychu. Na ten cel otrzymała 36 tysięcy złotych z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska jednak nie może jej wykorzystać bo… wypłatę uzależniono od wymiany źródła ciepła w domu.

W rozmowie z dziennikarzami Gazety Krakowskiej opisała także wizytę w Urzędzie Miasta Krakowa:

Byłam u wiceprezydenta Krakowa i przedstawiłam kilka rozwiązań, ale żadne nie zyskało aprobaty. Jakie to rozwiązania? Pierwsze: bym mogła dalej palić drewnem. Drugie, by przeniesiono mi dom kilkaset metrów dalej w obręb gminy Kryspinów, bo tam palenie drewnem jest dozwolone. To też niemożliwe. Trzy: by podłączono mnie do systemu obsługiwanego przez Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, ale okazało się to niemożliwe, bo nie ma tej sieci na mojej ulicy.

Zielone piekło: „15-minutowe miasta”. „Pionierskie”: Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław. Poligony doświadczalne dla Agendy 2030.

Zielone piekło: „15-minutowe miasta”. „Pionierskie”: Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław. Poligony doświadczalne dla Agendy 2030.

Inteligentne i „odporne”. Czy „15-minutowe miasta” mają stać się gettem?

Unijne miasta jako „naturalne poligony doświadczalne” dla Agendy 2030

Tzw. idea miasta 15-minutowego: Mieszkańcy mają mieć zapewnioną możliwość „spełnienia wszystkich potrzeb życiowych” „w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania”.

Miasta mają być podzielone na kwartały, które w razie potrzeby można odciąć od innych dzielnic.

=============================

Agnieszka Stelmach https://pch24.pl/inteligentne-i-odporne-czy-miasto-ma-stac-sie-gettem/

#agenda 2030 #dekarbonizacja #miasto #miasto 15 minutowe #zrównoważony rozwój

(GS/PCh24.pl)

Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław to „pionierskie” miejsca, które mają być szybciej przekształcone w tzw. miasta odporne, zdekarbonizowane do 2030 roku. Wnioski płynące z wdrożenia tam „innowacyjnych” rozwiązań posłużą za wzór do naśladowania w całej UE i na świecie.

29 września 2021 r. Komisja Europejska w ramach programu Horyzont Europa uruchomiła pięć misji, które z założenia mają poprawić jakość życia mieszkańców. Jedna dotyczy tworzenia do końca obecnej dekady neutralnych dla klimatu, „odpornych” i „inteligentnych miast”. W kwietniu 2022 r. wybrano do eksperymentalnego programu – spośród 377 zgłoszonych aglomeracji – 100 miast z całej Europy i kilka spoza niej.

Z Polski wydelegowane zostały: Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław.

Inne „misje” obejmują program przystosowania się do zmian klimatu – który na mobilizację dzieci i młodzieży do strajków ekologicznych na dużą skalę przewiduje 100 mln euro – czy projekty związane z ochroną oceanów, mórz i wód, walki z rakiem i zapewnienia zdrowej gleby oraz żywności.

Misje to „projekty badawcze i innowacyjne, środki polityczne i inicjatywy ustawodawcze, służące osiągnięciu konkretnych celów o dużym wpływie społecznym i w określonym czasie”. Jak zaznacza KE, „pięć misji będzie miało na celu dostarczenie rozwiązań dla kluczowych globalnych wyzwań do 2030 r.”

Komisarz Margrethe Vestager, odpowiedzialna m.in. za cyfryzację i konkurencję unijnej gospodarki wyjaśniła, że misja to „oryginalna koncepcja w polityce UE”, a Komisja Europejska chce „dostarczać rozwiązania dla kluczowych globalnych wyzwań do 2030 roku!”. Miasta wybrane do projektu przedstawią Climate City Contracts (kontrakty klimatyczne zawarte pomiędzy włodarzami miast a mieszkańcami). Do 2023 r. wybrane aglomeracje mają położyć podwaliny pod realizację ambitnych planów dekarbonizacji, na co przeznaczono z unijnych środków 1,9 mld euro.

Na całym świecie obszary zurbanizowane obejmują zaledwie 1 proc. powierzchni gruntów. W Europie na terenie miast mieszka 3/4 obywateli. Bruksela twierdzi, że w skali globalnej obszary miejskie zużywają 2/3 światowej energii. Ponadto mają odpowiadać za ponad 70 procent emisji dwutlenku węgla. KE tłumaczy, że „ważne jest, aby miasta działały jako ekosystemy eksperymentów i innowacji, pomagając wszystkim innym w ich transformacji w kierunku neutralności klimatycznej do 2050 roku”.

Unijne miasta jako „naturalne poligony doświadczalne” dla Agendy 2030

Szefowa KE Ursula von der Leyen, mówiąc w kwietniu o ekologicznej transformacji w Europie, podkreśliła, że „zawsze potrzebni są pionierzy, którzy stawiają sobie jeszcze wyższe cele”. Do tych „pionierów” należy między innymi Kraków.

Zgodnie z „kontraktami klimatycznymi”, miasta powinny przedstawić ogólny plan osiągnięcia neutralności klimatycznej w sektorach takich, jak: energia, budownictwo, gospodarka odpadami i transport, wraz z powiązanymi planami inwestycyjnymi.

Wiceszef KE Frans Timmermans, odpowiedzialny za Europejski Zielony Ład zaznaczył, że „miasta są często ośrodkiem zmian, których Europa potrzebuje, aby odnieść sukces w przejściu na neutralność klimatyczną”.

Wiceprzewodnicząca KE Vestager dodała, że Europa „musi przyspieszyć przejście na neutralność klimatyczną”, „zakończyć zależność od paliw kopalnych”. Z kolei Adina Vălean, komisarz ds. transportu wprost stwierdziła, że „w dążeniu do tego, by do 2030 r. stać się inteligentnymi i neutralnymi dla klimatu, 100 ogłoszonych dziś miast UE będzie naturalnymi poligonami doświadczalnymi innowacyjnych, zintegrowanych rozwiązań wielu problemów, z którymi borykają się dziś nasi obywatele, w tym mobilności miejskiej”.

Nabór do programu misji ogłoszono w listopadzie 2021 r. i trwał on do końca grudnia. Ostatecznie – po dwuetapowym procesie – w kwietniu KE wybrała spośród 377 zgłoszonych miast 100, w których mieszka 12 proc. ludności UE. W misji biorą udział m.in. miasta z: Finlandii (Espoo, Helsinki, Lahti, Lappeenranta, Tampere, Turku), Estonii (Tartu), Łotwy (Lipawa, Ryga), Litwy (Taurage, Wilno); wspomniane już pięć z Polski, a także z Czech (Liberec), ze Słowacji (Bratysława, Koszyce), Węgier (Budapeszt, Miszkolc, Pecz), Cypru (Limassol), Danii (Aarhus, Kopenhaga, Sønderborg), Holandii (Amsterdam, Eindhoven i Helmond, Groningen, Rotterdam, Haga, Utrecht), Belgii (Antwerpia, Region Stołeczny Brukseli, La Louviere, Leuven), Francji (Metropolia Angers-Loara, Metropolia Bordeaux, Metropolia Dijon, Dunkierka, Grenoble-Alpy, Metropolia Lyon, Marsylia, Metropolia Nantes, Paryż), Luksemburga, Bułgarii (Gabrowo, Sofia), Rumunii (Bukareszt, Kluż-Napoka, Suczawa), Grecji (Ateny, Janina, Kalamata, Kozani, Saloniki, Trikala), Chorwacji (Zagrzeb), Słowenii (Kranj, Lublana, Velenje), Malty (Gozo), Niemiec (Akwizgran, Dortmund, Drezno, Frankfurt nad Menem, Heidelberg, Lipsk, Mannheim, Monachium, Münster ), Austrii (Klagenfurt), Włoch (Bergamo, Bolonia, Florencja, Mediolan, Padwa, Parma, Prato, Rzym, Turyn), Szwecji (Gävle, Göteborg, Helsingborg, Lund, Malmo, Sztokholm, Umea), Irlandii, Hiszpanii (Barcelona, Madryt, Sewilla, Walencja, Valladolid, Vitoria-Gasteiz, Saragossa), Portugalii (Guimarães, Lizbona, Porto) itd. Te miasta mają być „centrami eksperymentów i innowacji”.

Sztandarowym modelem dla nich jest tzw. miasto 15-minutowe.

Kraków i „Klimatyczny Kwartał”

Zarząd Transportu Publicznego w Krakowie wskazuje, że zgodnie z ideą „15-minutowego miasta” realizuje projekt „Klimatyczny Kwartał” na obszarze dzielnicy Kazimierz oraz części Grzegórzek. „(…) to przełomowy projekt urbanistyczny (…). Obejmuje działania dotyczące poprawy jakości przestrzeni publicznej, mobilności, zieleni oraz rewitalizacji. Klimatyczny Kwartał jest początkiem zmian w myśleniu, planowaniu i kształtowaniu przestrzeni publicznej naszego miasta (…). Ważny, o ile nie najważniejszy, jest w tym projekcie wymiar ludzki wyrażany w budowaniu nowych więzi sąsiedzkich i mocniejszym dbaniu o już istniejące, zwiększaniu udziału tych, którzy na co dzień tam żyją i pracują w kształtowaniu ich otoczenia oraz wsparciu miasta w dążeniach do ww. zmian”.

Obszar programu ograniczony jest ulicami: Dietla, Grzegórzecką, Aleją Daszyńskiego i rzeką Wisłą. W ramach kwartału realizowane są projekty związane: „z przywróceniem rezydencyjnego charakteru ul. Dietla, zdefiniowaniem funkcji zrewitalizowanej ul. Krakowskiej, rewitalizacja Placu Wolnica, stworzenie ulic ogrodów, przebudowa i rewitalizacja Placu Nowego, przebudowa i rewitalizacja ul. Starowiślnej, park Kolejowy i rowero-strada, zielony Plac Grzegórzecki SKA”.

Zarząd tłumaczy, że „jednym z głównych założeń projektu jest urzeczywistnienie tzw. idei miasta 15-minutowego”. Mieszkańcy mają mieć zapewnioną możliwość „spełnienia wszystkich potrzeb życiowych” „w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania, bez konieczności odbywania zbędnych podróży na dłuższe odległości”. Powinni być w stanie zrobić codzienne zakupy i zrealizować hobby, spotkać się ze znajomymi w dystansie, który można pokonać w ciągu 15 minut pieszo lub na rowerze.

„Miasta 15-minutowe”, czyli jakie?

Mają być neutralne dla klimatu, chronić środowisko i przestrzeń miejską, sprzyjać budowaniu wspólnoty poprzez większe zaangażowanie obywateli i przymusową interakcję. Społeczność musi przyjąć do wiadomości, że takie zmiany są konieczne w celu redukcji emisji dwutlenku węgla, które to emisje rzekomo mają „negatywnie wpływać na zdrowie i jakość życia”.

Chociaż KE podkreśla, że „kontrakty miast klimatycznych”, przewidujące osiągnięcie tzw. neutralności klimatycznej w przyspieszonym tempie, bo już do 2030 roku, są planami politycznymi, to jednak nie stanowią prawnie wiążących zobowiązań.

Tymczasem radni Krakowa są zdeterminowani realizować szereg programów ideologicznych i poddawać obywateli eksperymentom, ingerując w ich podstawowe prawa i wolności.

Do przyspieszenia wdrażania tego typu programów w UE przyczyniła się tzw. pandemia. Oto znaleziono uzasadnienie dla budowania „odpornych” i „zrównoważonych” miast, którymi będzie można sprawniej zarządzać i które pozwolą na lepszą kontrolę obywateli.

„15-minutowe miasta” są tworzone poprzez usuwanie miejsc parkingowych, mnożenie barier dla kierowców, zmuszanie (poprzez wysokie opłaty) do rezygnacji z posiadania samochodów. Miasta takie koncentrują się na zapobieganiu rozlewania się na zewnątrz (zwarta zabudowa i dogęszczanie), co pozwoli ograniczyć konieczność rozbudowy i utrzymania niezbędnej infrastruktury dostarczającej wodę, ciepło, odbierającej śmieci, ścieki itp. Miasta takie mają być integracyjne, różnorodne i równe.

Zgodnie ze zdecentralizowanym modelem planowania urbanistycznego, dzieli się tereny miejskie na sektory/kwartały, w których w ciągu 15 minut pieszo lub na rowerze będzie można dotrzeć do sklepu spożywczego, przychodni, szkoły czy pracy.

Dzielnice mają być maksymalnie zróżnicowane etnicznie, a także pod względem dochodów, „orientacji seksualnej” itp. Ludzie winni być stłoczeni na małej powierzchni, by często wchodzili w interakcje i się integrowali. Najlepiej byłoby, aby znaczną część czasu spędzali na ulicach – już nie przeznaczonych do jazdy samochodami – ale przerobionych na ścieżki rowerowe, ogródki kawiarniane, platformy do ładowania hulajnóg itp. Powinni także mniej konsumować i nie produkować zbyt wiele śmieci. Ludzie winni mieliby zadowolić się nabywaniem rzeczy używanych i gorszej jakości. W programie zawarte są jednak także atrakcyjne elementy, mające zapewnić społeczną przychylność. Między innymi, w myśl założeń, bieżące potrzeby żywnościowe winny zapewnić lokalne warzywniaki, w których sprzedawano by produkty uprawiane wspólnie albo dostarczane z pobliskich gospodarstw itp.

Idea wywodzi się z lat 20. ubiegłego wieku, ale została zmodyfikowana niecałą dekadę temu, a „pandemia” przyspieszyła jej wdrażanie

„Miasta 15-minutowe” nawiązują do idei „jednostek sąsiedzkich” opracowanych przez amerykańskiego planistę Clarence’a Perry’ego, który był przerażony chaotycznym rozwojem Nowego Jorku i liczbą wypadków. Stąd starał się tak projektować dzielnice, by gwarantować np. bezpieczne dojście do szkoły. Jego idea spotkała się z krytyką i licznymi kontrowersjami, ponieważ model projektowania dzielnic sprzyjał gettyzacji i utrwalaniu patologii. Osiedla zamiast łączyć i integrować, dzieliły mieszkańców na sektory pod względem: rasowym, religijnym i klasowym. Miasta rozlewały się na zewnątrz.

Mimo krytyki koncepcja zyskała na znaczeniu w latach 80. minionego stulecia, a w szczególności w ostatnim dziesięcioleciu. Nieco zmodyfikował ją francusko-kolumbijski profesor Carlos Moreno wykładający na Sorbonie. Idea jest lansowana zwłaszcza przez paryską burmistrzynię Anne Hidalgo, która wypowiedziała wojnę autom już w 2014 r. Prof. Moreno jest jej bezpośrednim doradcą. Swoich rad udziela także agendom oenzetowskim.

Ideę miast 15-miniutowych promuje stowarzyszenie burmistrzów – C40 Mayors. Pomysł jest zalecany w tzw. zielonych ładach, czyli programach zaproponowanych w celu odbudowy gospodarki po tzw. pandemii.

Model „15-mntiowych miast” jest ściśle związany z tzw. budżetem partycypacyjnym. Zaangażowanie obywateli w planowanie niektórych wydatków ma legitymizować model dekarbonizacji miast w przyspieszonym tempie.

Maimunah Mohd Sharif, dyrektor wykonawczy UN-Habitat wskazuje, że „15-minutowe miasta” skupiają się na „rozwoju zorientowanym na transport, który promując gęściejszą, mieszaną zabudowę wokół usług transportu publicznego i ścieżek dla pieszych, przyspiesza odejście na dużą skalę od polegania na prywatnych pojazdach silnikowych”.

Financial Times przekonuje, że „15-minutowe miasta” promują zaangażowanie społeczności lokalnej, zmniejszają korki i poprawiają jakość życia w dzielnicach. Szybciej zaspokajają podstawowe potrzeby, dzięki czemu życie w miastach staje się wygodniejsze i mniej stresujące. Ponadto pozwalają zapewnić „równość w strukturach życiowych i możliwościach zawodowych, wraz z silną akceptacją społeczności dla różnych kultur i stanowią filary odpornego życia”.

Przebudowa miast zgodnie z tą ideą służy zaprojektowaniu „nowego miejskiego stylu życia”. Stylu narzucanego odgórnie przez miejskich planistów i włodarzy.

W Agendzie burmistrzów C40 podkreśla się, że chodzi o stworzenie „odpornych miast” przygotowanych na kolejne blokady z powodu pandemii, buntów czy innych przyczyn. Miasta mają być podzielone na kwartały, które w razie potrzeby można odciąć od innych dzielnic. W każdym kwartale ma być zapewniony dostęp do artykułów spożywczych, świeżej żywności i opieki zdrowotnej.

W wielokulturowych dzielnicach mają być dostępne różne typy przystępnych cenowo mieszkań. Osoby je zamieszkujące powinny być w stanie pracować w okolicy albo przynajmniej zdalnie lub w systemie mieszanym. Należy dążyć do eliminacji samochodów prywatnych, mnożyć przeszkody dla kierowców i zmusić obywateli do chodzenia pieszo lub jazdy na rowerze albo hulajnogami, ewentualnie wynajmowanymi samochodami elektrycznymi.

Powinno powstać więcej skwerów zielonych, siłowni na świeżym powietrzu, gdzie będzie odbywała się integracja obywateli i gdzie łatwo będzie można zbierać dane o ich wzorcach zachowania za pośrednictwem licznych czujników (inteligentne miasta). W każdej dzielnicy winny powstać mniejsze biura oraz przestrzenie handlowe, hotelarskie i co-workingowe.

Wprost mówi się o konieczności tworzenia barier dla kierowców, przekształcania jezdni w ścieżki rowerowe i korytarze dla pieszych, ułatwiające „miękki” transport i zmniejszające wygodę podróżowania samochodem (np. drogi jednokierunkowe, likwidacja miejsc parkingowych itp.).

Wskazuje się planistom, by skorelowali cele zrównoważonego rozwoju z inicjatywami urbanistycznymi. Bardzo ważne jest zapewnienie poparcia społeczności dla idei „miast zwartych”, ponieważ będą one wymagały szeroko zakrojonej transformacji i poniesienia dużych kosztów.

Ludzie mają zaakceptować technokratyczne narzucone z góry projekty. Wprost pisze się o tym, że mieszkańcy „muszą być świadomi korzyści i zaakceptować zmianę”. Nie mogą przeciwstawić się idei planistów. Dlatego też postuluje się nowy typ zarządzania określany mianem: „zarządzania miejscem”. Idee tę rozwija amerykański uniwersytet Georgetown.

Testowane na ludziach

Przed trzema laty, w ramach Zielonego Nowego Ładu Los Angeles ogłosiło zamiar zbudowania zdecentralizowanej infrastruktury społecznej. Chodziło o to, by na wypadek blokad i innych zagrożeń wszyscy mieszkańcy o niskich dochodach żyli w promieniu pół mili od źródeł świeżej żywności.

Wdrożenie programów promujących przystępne cenowo mieszkania w każdej dzielnicy włodarze miast zamierzają osiągnąć poprzez ustanowienie obowiązkowych wymogów dotyczących każdej nowej inwestycji. Innym sposobem był przykładowo podział na strefy integracyjne. Ponadto urbaniści i deweloperzy mogą otrzymać zachęty lub premie za budownictwo wielorodzinne służące dogęszczaniu dzielnic, jak np. w Johannesburgu, który w 2020 roku prowadził programy zwiększenia niezbyt drogich mieszkań i rozwiązania problemu braku różnorodności społecznej pod względem rasy i dochodów w całym mieście.

Zgodnie z koncepcją „15-minutowych miast” planuje się zmianę zasad użytkowanie przestrzeni miejskich i nieruchomości, co wiąże się z wysiedlaniem ze śródmieść ludzi mniej zamożnych, którzy nie będą w stanie wytrzymać presji podatkowej. Ewentualnie będą oni musieli zdecydować się na tzw. co-living, czyli wspólne zamieszkiwanie np. z obcymi osobami (starsi ze studentami itd.).

Generalnie podzielone na sektory miasta czeka maksymalne dogęszczenie i zróżnicowanie pod każdym możliwym względem. Stłoczonych ludzi na małych powierzchniach zmuszać się będzie do interakcji. Najmniej zarabiający mają prowadzić warzywniaki, warsztaty, sprzedawać na straganach. Ludzie będą zachęcani do tworzenia małych spółdzielni, uprawiania warzyw, by ograniczyć potrzebę transportu żywności w razie lockdownu. Mają nie wytwarzać śmieci i zużywać mniej wszelkich dóbr konsumpcyjnych. Postuluje się upowszechnienie wszelkich second-handów, warsztatów naprawy oraz swoistych „kopalni” odzyskiwania surowców do produkcji (gospodarka o obiegu zamkniętym).

Co więcej, ludzie mają wzajemnie się obserwować, oddziaływać na swoje zachowanie, by ułatwić proces zarządzania społecznością. Pomogą w tym nowe aplikacje i systemy monitoringu tzw. inteligentnych miast. To swoiste przygotowanie do wdrożenia na większą skalę systemu kredytu społecznego, jak w Chinach, w którym za pożądane przez władze zachowanie będzie się nagradzać, a karać za „niepoprawne”.

W Paryżu burmistrz Anne Hidalgo poprzez program La Ville Du Quart d’Heure (miasto piętnastominutowe) chce sprawić, by stolica Francji stała się zeroemisyjna do 2030 r. Dlatego zamierza zlikwidować liczne miejsca parkingowe i na każdej ulicy poprowadzić ścieżkę dla rowerzystów. Wszystkie dzielnice mają być w stanie zaspokoić podstawowe potrzeby paryżan w ciągu 15 minut od wyjścia z domu pieszo bądź wyjazdu rowerem lub środkami transportu publicznego.

Priorytetowy ma być łatwy dostęp do miejsc pracy, sklepów, szkół, przychodni i wydarzeń kulturalnych. Ta ekologiczna transformacja opiera się na czterech filarach: bliskości, różnorodności, gęstości i wszechobecności.

Miasto przyjęło podejście „hiper-bliskości” i „wielofunkcyjnych lokalizacji”. Stąd radykalne zmniejszenie liczby pasów dla samochodów, aby zwolnić miejsce na drogach dla pieszych i rowerzystów. Szkoły w nocy mają służyć za obiekty rekreacyjne. W planach jest utworzenie „ulic dziecięcych” w pobliżu szkół. Ma powstać więcej straganów, gdzie lokalną żywność będzie sprzedawała kolorowa ludność.

Burmistrz zapowiedziała 350 mln euro dofinansowania na stworzenie ścieżki rowerowej na każdej ulicy do 2024 r. i likwidację 60 tysięcy miejsc parkingowych dla samochodów prywatnych. Koszary Minimes i inne przemysłowe zabudowania przerabiane są na mieszkania komunalne.

W Portland (USA) np. realizuje się pilotażowe plany wydawania pozwolenia na parkowanie współ-użytkowanych pojazdów i na tzw. sprawiedliwą mobilność, likwiduje „strefy wykluczające” poprzez budowanie w dzielnicach dla zamożnych mieszkań komunalnych.

W Sztokholmie realizuje się hiperlokalną odmianę, „jednominutowego miasta” na dużą skalę. W 2020 r. wszczęto pilotażowy projekt agencji innowacji Vinnova i think-tanku projektowego ArkDes. Plan koncentruje się na zagospodarowaniu „przestrzeni przed twoimi drzwiami – oraz sąsiadów obok i naprzeciw”. Z kolei Street Moves – na przekształceniu ulic w przestrzenie wielofunkcyjne i integracyjne. Jak się wskazuje, chodzi „o odzyskiwanie miejsc parkingowych w celu poprawy życia w mieście” i „eksperymentowanie z prototypami, które dają pierwszeństwo pieszym i rowerzystom”. Instaluje się platformy drewniane z ławeczkami na ulicach w celu zmuszenia obywateli do integracji.

Ulice – zgodnie z intencją pomysłodawców – mają stać się „rozbudowanymi przestrzeniami mieszkalnymi dla obywateli”. Jak w przypadku Latynosów, życie domowników powinno przenieść się właśnie na ulice. Przestrzeń można w dowolny sposób przekształcać w zależności od lokalnych potrzeb.

Street Moves to projekt realizowany przez ArkDes, włodarzy Sztokholmu, Szwedzką Agencję Transportu, firmę zajmującą się współdzieleniem samochodów Volvo Car Mobility oraz serwis skuterów elektrycznych Voi. Projekt jest finansowany przez Vinnovę.

Pilotaże prowadzi się w Sztokholmie, Göteborgu i Helsingborgu. Celem zaś „nie jest udostępnienie wszystkiego w ciągu jednej minuty, ale raczej ponowne wyobrażenie sobie skrawków ulicy bezpośrednio przed domem jako krytycznych przestrzeni łączących społeczności, a nie tylko miejsc do przemieszczania się i parkowania samochodów”. Jeśli projekt powiedzie się, Szwecja planuje wdrożyć program na każdej ulicy w kraju do 2030 roku.

Prof. Moreno o roli „15-minutowych miast”

Prof. Moreno, który od 2016 r. popularyzuje koncepcję „15-minutowego miasta” wyjaśnia, że chodzi o to, aby miasto mogło spełniać sześć podstawowych funkcji (mieszkania, pracy, handlu, zdrowia, edukacji i rozrywki) w odległości kwadransowego spaceru lub przejażdżki rowerem od domu. Podstawowe filary modelu to: gęstość, bliskość, różnorodność i cyfryzacja.

Miasto powinno podążać za rytmem ludzi, a nie samochodów. Każdy metr kwadratowy służyć ma do wielu celów. Miasta będą projektowane w taki sposób, by ludzie przestali podróżować. Konieczna jest więc: masowa decentralizacja przestrzenna; transformacja istniejącej infrastruktury; rozwój nowych usług dla każdej dzielnicy; przekształcenie ulic w ścieżki rowerowe i strefy dla pieszych; nowe modele ekonomiczne, które pozwolą na rozwój lokalnego biznesu.

Krytyka: gettyzacja i pozbawianie ludzi możliwości rozwoju

Tego typu model jest krytykowany za promocję gettyzacji, segregacji i izolacji dzielnic. Prof. Edward Glaeser z Uniwersytetu Harvarda wzywa do „zakopania pomysłu podziału miast na 15-minutowe kwartały”, mówiąc że zwłaszcza po tzw. pandemii covid-19 powinno dążyć się do uzyskania większej więzi społecznej między dzielnicami, a nie ich izolacji.

Wskazuje, że de facto powstają getta, a mieszkańcy niektórych dzielnic pozbawiani są możliwości rozwoju.

Naukowiec powołał się na badania na temat mobilności, sugerujące, że dorastający w miastach radzą sobie znacznie gorzej jako dorośli niż dzieci, które dorastały na przedmieściach i nie były przywiązane do gorszej jakości szkół, jak to niekiedy ma miejsce w niektórych dzielnicach aglomeracji miejskich. Prof. Glaeser obawia się przywiązania ludzi do kwadransowych dzielnic, w których niekoniecznie będzie dobra szkoła, przychodnia itp. Zostaną ograniczone możliwości rozwoju albo będzie panowała segregacja. Kompaktowe miasta mogą sprzyjać większej izolacji bogatych od biednych i pogłębianiu nierówności oraz tworzeniu swoistego systemu kastowego, niejako zamykając drogę do wyrwania się z niego.

Profesor sugeruje, że zgodnie z koncepcją „15-minutowego miasta” zakłada się, iż niemal wszyscy będą w stanie pracować zdalnie. Tymczasem np. w USA w czasie tzw. lockdownów 30 proc. ludzi nie mogło wykonywać swojej pracy wirtualnie. Co więcej, jedynie 5 procent Amerykanów bez wykształcenia średniego pracowało zdalnie.

Przyjęcie modelu „15-minutowego miasta” – w jego opinii – pogłębi te dysproporcje i „świat stanie się jeszcze bardziej katastrofalnie nierówny”.

Wykładowca Harvarda jest przeciwny zastępowaniu kontaktów twarzą w twarz pracą zdalną, Mamy dowody, że niszczą one delikatną tkankę więzi społecznych i negatywnie odbijają się na zdrowiu psychicznym ludzi.

Inni krytycy „15-minutowego miasta” zwracają uwagę, że ten model nie nadaje się do wdrożenia poza Europą. Ponadto, jest to próba tworzenia nowej urbanistycznej eutopii (miejsca idealnego dobrobytu), która nie powiedzie się i wygeneruje szereg problemów oraz pogłębi stare.

Podnosi się argumenty, że taki model urbanizacji uniemożliwi mniej zamożnym mieszkańcom możliwość dojazdu do pracy z przedmieść do metropolii. Przyczyni się także do drastycznego wzrostu cen mieszkań, jak np. w Paryżu.

Tamtejsze władze, by poradzić sobie z tym problemem zachęcają do dogęszczania mieszkań i promują co-living (wspólne zamieszkiwanie starszych ludzi z młodszymi), by obniżyć koszty utrzymania i tworzyć więzi społeczne między pokoleniami. Jednocześnie celowo podnoszą opłaty za mieszkania w śródmieściu, aby na rynku pojawiło się więcej ofert nieruchomości.

Socjolog Elisa Pieri z Uniwersytetu w Manchesterze przestrzega, by planując tego typu transformację miast upewnić się, że w każdej dzielnicy, w każdym sektorze dostępna jest infrastruktura o wysokich standardach, aby się nie okazało, że niektórzy mieszkańcy będą skazani na życie w dzielnicach zmarginalizowanych, z fatalnymi lekarzami i szkołami. Może to bowiem doprowadzić do dyskryminacji i nierówności oraz „stygmatyzacji terytorialnej”.

Elena Magrini, analityk z brytyjskiego think-tanku Centre for Cities ostrzega, że próba wypychania mieszkańców z centrów miast i zamykania ich w dzielnicach może ograniczyć kreatywność.

Feargus O’Sullivan ostrzega przed próbą zaszczepienia tego typu miast w Ameryce Północnej, obawiając się utrwalenia gettyzacji. Z kolei Doug Bright wątpi, by „15-minutowe miasta” były w stanie zagwarantować równość. Badacz analizował kwestie ubóstwa i dostępności pewnych usług w dzielnicach Chicago. Na podstawie wyników swoich obserwacji sugeruje, że wszelkie strategie planowania zaimportowane (zwłaszcza w sposób odgórny) z innych miast, należy traktować ze zdrowym sceptycyzmem, ponieważ nie uwzględniają one ważnych niuansów i kontekstów.

Model „15-minutowych miast” ma rzekomo sprzyjać tworzeniu egalitarnych siedlisk i „ponownemu łączeniu ludzi z obszarami lokalnymi i lokalizowania życia miejskiego”. Dzielnice mają być samowystarczalne, by nie trzeba było zapewniać wydajnych środków transportu publicznego, umożliwiających dostęp do udogodnień w innych częściach aglomeracji.

Przy przeprojektowywaniu skupisk miejskich istotne jest określenie parametrów (jak definiujemy i mierzymy bliskość kluczowych udogodnień miejskich). Konieczne jest określenie krytycznej infrastruktury, różnych obszarów oddziaływania, a także czynników związanych z bliskością, jak również sposobów zaspokajania nowo pojawiających się potrzeb społeczności.

Tworzone gęste, wielofunkcyjne dzielnice mają emitować mniejsze ilości dwutlenku węgla i być bardziej oszczędne.

Moreno, strategiczny partner w inicjatywie C40/NREP i UN-Habitat wskazuje, że pilotażowe programy „15-minutowych miast” mają być jedną z pierwszych prób skoordynowania wysiłków lokalnych urzędników z całego świata w celu ustanowienia standardów projektowych i planów, które mogą naśladować inne miasta.

Nowy model planowania urbanistycznego taki, jak jest wdrażany w Paryżu, ma stanowić szablon tworzenia silniejszych i bardziej szczęśliwych społeczności lokalnych.

Moreno, który specjalizuje się w złożonych systemach i innowacjach na Uniwersytecie Paryskim 1 Panthéon-Sorbonne, uważa, że ​​„nigdy nie będzie” powrotu do miejskiego życia, takiego, jakie istniało przed tzw. pandemią.

Jako specjalny wysłannik paryskiego ratusza ds. inteligentnych miast, uważany za kluczowego teoretyka stojącego za niedawnym odrodzeniem się nowego modelu planowania urbanistycznego, wyjaśnia, że „15-minutowe miasta” są w programie obszarów metropolitalnych na całym świecie, a w Paryżu ten model wdrażany jest już od 2014 r., odkąd burmistrz Hidalgo zakazała wjazdu do centrum pojazdów emitujących duże ilości zanieczyszczeń.

Zdaniem Richarda Bentalla, profesora psychologii z University of Sheffield, który badał wpływ covid-19 na zdrowie psychiczne i społeczne, zmiana struktury miast sprawi, że ludzie będą odporniejsi na nowe wstrząsy, blokady itp. – Coraz bardziej stajemy się gatunkiem miejskim, ale środowisko miejskie wiąże się z gorszym zdrowiem psychicznym. W przypadku covid niektórzy ludzie ucierpieli, inni odnieśli korzyści. Badania pokazują, że im częściej wchodzisz w interakcje z sąsiadami, tym lepiej. Jeśli masz poczucie przynależności do swojej okolicy, jest to potężna ochrona twojego zdrowia psychicznego. Jeśli 15-minutowe miasta mogą osiągnąć tę równowagę, być może uda się osiągnąć szczęśliwą przyszłość miejską – wyraził nadzieję.

Prof. Moreno uważa, że wskutek „pandemii” ludzie zrozumieli, iż można pracować inaczej, mieć więcej wolnego czasu, by spędzać go z rodziną i przyjaciółmi. Ludzie docenili sąsiedztwo. Dlatego badacz jest przekonany, że wdrożenie „15-minutowych miast” pomoże nam w osiągnięciu szczęścia i sprawi, że „będziemy bardziej zaangażowanymi mieszkańcami”.

Tak czy inaczej, europejskie miasta już stały się gęściejsze, co wynika z połączenia pustych działek, większej liczby osób mieszkających we wspólnych mieszkaniach oraz przekształcania istniejących gruntów śródmiejskich w gęściejszą zabudowę. Rozwój gruntów naturalnych lub rolniczych na obrzeżach miast dramatycznie zwolnił.

To efekt unijnej polityki wprowadzonej w 2011 r.: „zero zajmowania gruntów netto do 2050 r.”, by zatrzymać proces „rozlewania się miast na zewnątrz”. Zabudowa miejska ma być gęsta, zwarta, łatwa do kontrolowania za pośrednictwem systemu monitoringu i czujników instalowanych w ramach tzw. inteligentnych miast. Gęstsza zabudowa sprzyja cyfryzacji i technologiom Czwartej Rewolucji Przemysłowej (Internet rzeczy, 6G, cyfrowe bliźniaki itp.). Pozwoli na szybsze zbieranie danych o aktywności ludzi i modelowanie ich zachowań. Poza tym znacznie zadłużone miasta zaoszczędzą środki w związku z dostawą mediów i transportu publicznego.

W kontekście tych „zalet”, stłoczenie znacznej liczby mieszkańców w jednym miejscu i realne pogorszenie ich jakości życia, atomizacja jednostek, chcących zachować odrobinę intymności, schodzą na dalszy plan.

Włodarze miast nie przejmują się drastycznym pogarszaniem warunków, wprowadzając odgórne zakazy, a to dotyczące ogrzewania domu w określony sposób, a to poruszania się prywatnym autem. Centralne sterowanie ma się dobrze.

Agnieszka Stelmach

=====================

mail:

Traffic filters will divide city into six “15 minute” neighbourhoods, agrees highways councillor

https://www.oxfordmail.co.uk/news/23073992.traffic-filters-will-divide-city-six-15-minute-neighbourhoods-agrees-highways-councillor/

ROAD blocks stopping most motorists from driving through Oxford city centre will divide the city into six “15 minute” neighbourhoods, a county council travel chief has said.

And he insisted the controversial plan would go ahead whether people liked it or not.

Elektrownia atomowa czy energia odnawialna? Kłamstwa UE. 50 minut. KOSZTY !

Elektrownia atomowa czy energia odnawialna?

Nr 151 / (47) 2022

Mirosław Andrzej Dakowski

Polski fizyk, profesor doktor habilitowany. W 1990 r. był projektodawcą Krajowej Agencji Poszanowania Energii podległej premierowi Polski. Autor około siedemdziesięciu publikacji naukowych z zakresu fizyki jądrowej, ogłaszanych m.in. na łamach czasopism zagranicznych, takich jak np.: „Earth and Planetary Science Letters”, „Nuclear Instruments and Methods in Physics Research”, „Physical Review Letters” (wyd. American Physical Society). W latach 2000-2005 był członkiem Komitetu ds. Gospodarki Energetycznej Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych. Opracował podstawy „Poszanowania Energii i Energii Odnawialnych dla Polski”, które przedstawił w książce „O energetyce dla użytkowników i sceptyków” napisanej wspólnie z prof. Stanisławem Wiąckowskim (2005).

Z prof. Mirosławem Dakowskim, pomysłodawcą Krajowej Agencji Poszanowania Energii, rozmawia Rafał Górski, redaktor naczelny Tygodnika Spraw Obywatelskich.

Budowa elektrowni atomowej w Polsce da 100 tys. miejsc pracy dla amerykańskich pracowników.
Jennifer Granholm, sekretarz USA ds. energii

Nazwa Paks jest symbolem najpoważniejszego wypadku w europejskim reaktorze jądrowym od czasów Czarnobyla. Ponadto przegrzanie wysoko radioaktywnych materiałów nastąpiło poza betonowym zbiornikiem ochronnym reaktora. Jednak świat poza granicami Węgier praktycznie w ogóle nie zainteresował się nuklearnym piekłem, jakie mogło się rozpętać we wnętrzu ruchomego urządzenia czyszczącego elementy paliwowe. Specjaliści z Węgier i z zagranicy, którzy rekonstruowali później przebieg wydarzeń tamtej nocy, stwierdzili z przerażeniem, że cała sprawa mogła skończyć się o wiele gorzej.
Gerd Rosenkranz, „Energia jądrowa mit i rzeczywistość. O zagrożeniach związanych z energią jądrową i jej perspektywach w przyszłości”

łamane są prawa człowieka, rząd japoński kłamie i naraża społeczeństwo na promieniowanie przekraczające bezpieczne limity, które skutkują zwiększonym ryzykiem wystąpienia raka.
============================================

  1. Czy potrzebujemy elektrowni atomowej w Polsce?
  2. Dlaczego kolejne rządy po 1989 r. nie stawiały na energetykę odnawialną i magazynowanie energii?
  3. Czy uratuje nas gaz łupkowy?
  4. Czego uczą nas katastrofy elektrowni atomowych?
  5. Czy elektrownia atomowa produkuje tanią energię?
  6. Co z odpadami z elektrowni jądrowych?
  7. Czy rozwiązania problemów energetycznych możemy szukać w zmniejszeniu zużycia energii?

50 minut

Pobierz mp3

Minister Ardanowski: Zielony Ład przyniesie ubóstwo, głód i fale migracji.

Jan Krzysztof Ardanowski: Zielony Ład przyniesie ubóstwo, głód i fale migracji.

Działania polityków są idiotyczne, ale Komisja Europejska z Timmermansem, z komisarzem Wojciechowskim włącznie – właśnie tak działają. Mogą oni doprowadzić do zapaści produkcji żywności w Europie

https://pch24.pl/jan-krzysztof-ardanowski-zielony-lad-przyniesie-ubostwo-glod-i-fale-migracji/

Komisja Europejska, kontynuując drastyczną politykę klimatyczną dodatkowo pogłębia kryzys spowodowany wojną na Ukrainie – przekonuje były minister rolnictwa w rządzie Zjednoczonej Prawicy, Jan Krzysztof Ardanowski. W wyniku tych działań, zagrożona będzie nie tylko sytuacja samych rolników, ale bezpieczeństwo żywnościowe uzależnionych od europejskiego eksportu.

Rolnicy należą  do grup najbardziej dotkniętych kryzysem energetycznym. Oprócz zapewnienia podstawowych potrzeba jak ogrzanie domu czy ugotowanie jedzenia, gospodarstwa rolne wymagają dodatkowo ogromnego zapotrzebowania na energię. – Nie ma tu znaczenia czy jest to hodowla świń, krów, drobiu czy przechowalnictwo warzyw i owoców – wszędzie tu potrzebna jest energia elektryczna – podkreśla Ardanowski.

Problemy z wysokimi cenami dotyczą w nie mniejszym stopniu gazu wykorzystywanego w produkcji nawozów. Jeszcze do niedawna koszt 3 tys. zł za tonę saletry amonowej wydawał się ceną zaporową do tego stopnia, że rząd musiał uruchomić dodatkowe dopłaty. – Dzisiaj tona saletry amonowej oscyluje w granicach 6 tys. zł z tendencją wzrostową. Dla większości rolników są to ceny absolutnie zaporowe – tłumaczy przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP.

Sytuacji nie poprawia zalew ukraińskiej kukurydzy, który zdaniem Ardanowskiego „całkowicie rozregulowuje rynek paszowy w Polsce”. – Wzrost kosztów energii spowodowany wieloletnią grą Rosji z Europą dotyka szczególnie mocno ziem polskich rolników – przekonuje.

Komisja Europejska jednak nie tylko nie reaguje na kryzys, ale zdaniem byłego ministra rolnictwa jeszcze go pogłębia, prowadząc „destrukcyjną” politykę klimatyczną. – Komisja Europejska obok niezależnych od jej decyzji problemów (…) narzuca swoją politykę rolną w postaci w postaci Zielonego Ładu, która dodatkowo komplikuje kwestie związane z produkcją żywności, wymuszając działania ograniczające plony oraz – przy tym – konieczność dużych inwestycji w gospodarstwach, na które, mówiąc wprost, rolnicy nie mają pieniędzy – zauważa Ardanowski.

Z kolei środki unijne przyznawane w ramach Wspólnej Polityki Rolnej są „absolutnie niewystarczające”. – Są to rozsmarowywane pieniądze w ramach dopłat bezpośrednich, dopłat do działań ekologicznych, ekoschematów, które pozostawiają tylko jakieś ochłapy na inwestycje w gospodarstwach, które przecież muszą dostosowywać się do nowej WPR – przekonuje.

Gwałtowne zmniejszanie użytkowania nawozów, połączone ze zwiększaniem obszaru chronionego doprowadzi, w ocenie polityka, w krótkim okresie do spadku plonów – i w konsekwencji – zbiorów podstawowych płodów rolnych.

Europa przestanie być bezpieczna żywnościowo – zauważa Ardanowski, wskazując, że taka sytuacja przełoży się na problemy wykraczające daleko poza europejski sektor rolny.

Z eksportera żywności, Europa stanie się importerem, głównie ze strony krajów Ameryki Południowej MERCO-SUR czy Nowej Zelandii. Szczególnie dotknie to biedniejsze i uboższe w warunki kraje Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, które nie potrafią wyprodukować wystarczających ilości żywności.

Emigranci ruszą na Stary Kontynent, by ratować się przed głodem. Te działania polityków są niezrozumiałe i idiotyczne, ale Komisja Europejska z panem Timmermansem i jego kolegami z komisarzem Wojciechowskim włącznie – właśnie tak działają. Mogą oni doprowadzić do zapaści produkcji żywności w Europie – podkreśla Ardanowski.

Uważam, że trzeba bić na alarm, ponieważ bezpieczeństwo żywnościowe, do którego Europa się przyzwyczaiła i której jest wynikiem prowadzonej od wielu lat, do niedawna, prorolniczej polityki Unii Europejskiej sypie się na naszych oczach – konkluduje.

Źródło: Forum Polskiej Gospodarki

Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu. Przypominam, żebyście kiedyś nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”

Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu.

[Przypominam, żebyście nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”. MD]

Tomasz Mysłek https://nczas.com/2021/11/05/anty-energetyczna-anty-gospodarcza-w-strone-klimatycznego-komunizmu/

W związku z szaleńczą „klimatyczną”, czyli anty-energetyczną i anty-gospodarczą polityką władz Unii Europejskiej (coraz bardziej lewacko-komunistycznych), również w Niemczech, podobnie jak w Polsce, w ostatnich miesiącach podrożało niemal wszystko. Oprócz postępującej drożyzny towarów, usług i inflacji, niemieckie sklepy, firmy i konsumentów prześladują także duże opóźnienia w dostawach i inne problemy.

9 października aż 38 dostawców gazu ziemnego ogłosiło, że cena tego surowca dla konsumentów w Niemczech, w tym dla firm i gospodarstw domowych, wzrośnie w ostatnim kwartale br. o średnio 13 procent.

W pierwszym półroczu 2021 r. przeciętne niemieckie gospodarstwo domowe musiało zapłacić za prąd i gaz łącznie już o 4,7 proc. więcej, niż w drugim półroczu 2020 r. Natomiast ceny produktów energetycznych w Niemczech (jak informował dziennik „Die Welt”) były we wrześniu br. aż o 14,3 proc. wyższe, niż rok wcześniej. Szczególnie dużo wzrosły ceny oleju opałowego (aż o 76,5 proc.) i paliw do samochodów (o 28,4 proc.). A cena benzyny na wielu stacjach w Saksonii i innych landach wynosiła 17 października już nawet 1,779 euro za litr (tj. ok. 8,14 zł). Ceny detaliczne gazu ziemnego wzrosły przez ten rok o 5,7 proc., ceny energii elektrycznej o 6,6 proc., a żywności średnio o 4,9 proc. (ale np. ceny warzyw aż o 9,2 proc.). Z kolei koszty ogrzewania w Niemczech wzrosły we wrześniu br. aż o 33 proc. w porównaniu z wrześniem 2020 r. (!). W związku z tym jedna z kilkunastu bardzo „postępowych” i „demokratycznych” posłanek SPD do parlamentu UE, tj. Katarina Barley, poradziła niemieckim konsumentom, żeby w swoich mieszkaniach przykręcili ogrzewanie i nosili ciepłe swetry. Sehr schön und demokratisch!

Rosnące na rynkach świata i Europy od miesięcy hurtowe ceny węgla i gazu skutkują ponoć również tym, że w wielu niemieckich magazynach i elektrowniach już od kilku tygodni gazu i węgla brakuje i nie jest pewne, czy tych nośników energii wystarczy na całą nadchodzącą zimę. Należy jednak pamiętać, że w Niemczech aż około 75 proc. końcowej, detalicznej ceny energii elektrycznej i kosztów ogrzewania domów nie jest pochodną samych kosztów surowców i kosztów wytworzenia tej energii, ale przede wszystkim efektem licznych podatków, tzw. opłat sieciowych i innych oraz różnych przymusowych dopłat. A więc skutkiem niemieckiego i unijnego socjalizmu!

Ciągle rosnące koszty i ceny energii i paliw, a także liczne inne „zielone”, „klimatyczne”, finansowo-podatkowe i biurokratyczne wymagania władz UE i władz krajowych, powodują więc rosnącą drożyznę towarów i usług i coraz większą inflację. Jak podał oficjalnie niemiecki GUS (14 października), w sumie inflacja w Niemczech wyniosła we wrześniu br. już 4,1 proc. rocznie – tj. najwięcej od prawie 28 lat. A to przecież zapewne nie koniec jej postępów i wzrostów. Tym bardziej, że ceny w niemieckich hurtowniach były we wrześniu br. już o 13,2 proc. wyższe, niż w tym samym okresie roku 2020. Tak wysokiej inflacji w niemieckim handlu hurtowym nie było ponoć od roku 1974. Z kolei, jak podawał monachijski instytut ekonomiczny Ifo, aż 74 proc. ankietowanych niemieckich sklepów detalicznych skarżyło się we wrześniu br. na coraz większe problemy i opóźnienia z dostawami towarów. W przypadku sklepów budowlanych na zaległości i opóźnienia w dostawach narzekało aż 98 proc. tych placówek handlowych, a np. wśród ankietowanych sklepów z meblami 94 proc. Natomiast w dziedzinie sklepów spożywczych te zaległości i opóźnienia dotknęły „tylko” 47 proc. z nich.

Co na to wykonawcze władze UE?

Co w reakcji na tę skandaliczną drożyznę podstawowych dóbr i usług i ciągle rosnącą inflację (także w Polsce, Rumunii, Italii, socjalistycznej Republice Francuskiej i pozostałych krajach euro-kołchozu) proponują wykonawcze władze UE? Czyli brukselska Komisja UE (zwana przez lewicowych polityków i lewicowe media „Komisją Europejską”), w tym niezwykle „zielone” i „postępowe” komisarki, ich rzeczniczki i inne urzędniczki? Ano, proponują – jak to zwykle wszelkiego rodzaju euro-socjaliści i komuniści płci obojga – „dopłaty do rachunków za gaz i prąd dla najuboższych” oraz „dopłaty dla firm najbardziej dotkniętych podwyżkami” (chodzi oczywiście o dopłaty na koszt ogółu podatników, w tym tych ubogich). Ponadto, zamiast pożądanej przez cały przemysł i ogół konsumentów całkowitej likwidacji czy choćby znacznej redukcji przymusowo-złodziejskich unijnych opłat za dozwolone emisje dwutlenku węgla czy np. wielkiej redukcji podatków w branży energetycznej, postulują jakiś zagadkowy „system specjalnych bonów energetycznych” (który miałby być finansowany ze środków pochodzących z unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów, czyli tzw. ETS). Ponadto postulują jakiś system „dotacji w ramach dozwolonej pomocy publicznej” dla firm i „na dłuższą metę być może także wspólne zakupy gazu przez kraje UE”. Komisarka UE do spraw energii Kadri Simson zapowiedziała (13 października), że jej urzędnicy już „pracują” nad systemem wspólnych zamówień gazu przez państwa UE oraz nad planem „koordynacji zmagazynowanych rezerw gazu” we wszystkich krajach UE. Ale zaraz czujnie dodała: musimy mieć jednak pewność, że nadal będziemy mogli realizować nasz Europejski Zielony Ład (..) i nasze cele klimatyczne (!).

Sehr dumm und demokratisch!

Tego samego 13 października komisarze UE przedstawili – obok powyższych „propozycji” – także swoją opinię, że „przejście na energię czystą jest najlepszym zabezpieczeniem przed skokami cen w przyszłości, więc to przejście należy przyspieszyć”. W związku z tym zapowiedzieli „dalsze wspieranie inwestycji w energię odnawialną i w energetyczną efektywność”. Widać więc wyraźnie, że przy tym ich całym neo-sowieckim „centralnym planowaniu” i „koordynowaniu” polityki energetycznej i innej we wszystkich 27 państwach UE, ci brukselscy i inni euro-komuniści nadal twardo obstają przy swoim ideologiczno-absurdalnym i niezwykle kosztownym (dla ludzi i firm) „Zielonym Ładzie”. Czyli przy systemie centralistyczno-socjalistycznym, który chcą zaprowadzić w niemal całej Europie. Furchtbar!

Co proponują kierownicy niemieckich partii?

Tymczasem w reakcji na te „klimatyczno”-energetyczne szaleństwa i plany (tysięcy polityków i urzędników UE i Niemiec) oraz na wielkie problemy przez nich wywołane, już nawet (nieduża) część lewicowej elity Niemiec wyraziła publicznie swoje silne zaniepokojenie postępującymi deficytami i rekordowo wysokimi cenami energii, paliw oraz związanymi z tym licznymi problemami. Np. jeden z liderów pokomunistycznej partii Lewica (Die Linke), Dietmar Bartsch, opowiedział się nawet za czasowym obniżeniem podatków i ceł na benzynę i olej napędowy. Z kolei np. w zbiorowym liście, podpisanym przez kilkudziesięciu niemieckich i innych „europejskich” publicystów i dziennikarzy, w tym m.in. przez byłego naczelnego redaktora opiniotwórczego tygodnika „Die Zeit” Theo Sommera, wezwali oni władze Republiki Federalnej, żeby – wbrew swoim wciąż obowiązującym planom (z roku 2011 i 2012) – nie rezygnowały jednak z dalszej i wieloletniej produkcji energii atomowej. Według sygnatariuszy listu, całkowite odejście od energii atomowej przyczyniłoby się bowiem nie tylko do zwiększenia problemów gospodarczych i socjalnych, ale także do znacznego zwiększenia krajowej emisji dwutlenku węgla. A także do znacznego opóźnienia osiągnięcia unijnych i niemiecko-rządowych „celów klimatycznych”. Bo energię jądrową w Niemczech, w razie jej braku, mogą zastąpić jedynie paliwa kopalne, a to by oznaczało „dodatkowe 60 mln ton dwutlenku węgla” rocznie. Wskutek tego emisja tego (złowrogiego) gazu wzrosłaby wówczas w Niemczech co najmniej o 5 proc. – alarmują mocno zatroskani (głównie o „klimat”) pismacy lewicy (wg welt.de).

A co proponują kierownicy pięciu parlamentarnych niemieckich partii (licząc z dwoma partiami chadeków), które chcą w Niemczech rządzić (zapewne już za 1-2 miesiące) w już nowym partyjno-powyborczym układzie? Wydaje się, że na razie w palącej kwestii ww. drożyzny, inflacji, braków węgla i gazu itp. problemów nic istotnego i nic mądrego nie proponują. Choć rozmowy zwycięskiej w wyborach (26 września) lewicowej SPD z euro-komunistycznymi Zielonymi i demo-liberałami z FDP na temat utworzenia nowego rządu trwają już od 11 października, to na razie (tj. do 18 października włącznie) partie te, jak podawała niemiecka prasa, osiągnęły „wstępne porozumienie” głównie w sprawie tzw. płacy minimalnej – czyli w sprawie stałego priorytetu (stałego hopla) lewicy. Ponoć ta płaca ma zostać podniesiona aż ok. 25 proc. – z obecnych 9,60 euro brutto za godzinę pracy do 12 euro za godzinę (!). I to już w pierwszym roku ich partyjnych rządów. W skali miesiąca ma to dać niemieckim „minimalnym” podwyżkę aż o ponad 290 euro brutto, a ich „płaca minimalna” ma wynieść w sumie już ok. 1980 euro miesięcznie i ma być drugą najwyższą w całym euro-socjalistycznym kołchozie (po Luksemburgu). Wunderbar!

Należy przy tym pamiętać, że w dość licznych sektorach niemieckiej gospodarki, jak np. w przemyśle motoryzacyjnym, obowiązują jeszcze wyższe (niż 9,60 euro/godz.) „płace minimalne”. Wyższe, bo ustalane na podstawie branżowych tzw. układów zbiorowych (kierownictw firm ze związkami zawodowymi i radami pracowników). A nie zanosi się przecież na obniżenie jakichkolwiek podatków i opłat obciążających niemieckie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe. Zanosi się więc na to, że w razie kilkuletnich wspólnych rządów ww. dwóch partii lewicy i demo-liberalnej FDP w znacznej części branż niemieckie produkty i niemiecka gospodarka utracą na rynkach świata swoją dotychczasową (jako taką) cenową atrakcyjność i konkurencyjność. Pytanie tylko – kiedy utracą? Może już w drugim czy trzecim kwartale przyszłego roku?Sehr schlimm!

Z przecieków do krytycznej prasy (jak tygodnik „Junge Freiheit”) wynika, że już nie Deutschland über alles, jak dawniej, ale lewackie „Klimaschutz über alles („ochrona klimatu nade wszystko”) stało się dewizą i naczelnym priorytetem większości niemieckich polityków. Podobno „liberałowie” z FDP zgodzili się już wstępnie i warunkowo na: powszechny przymus instalowania solarów na wszelkich dachach w Niemczech, na przyspieszenie całkowitej rezygnacji Niemiec z węgla kamiennego i węgla brunatnego w energetyce i ciepłownictwie oraz na zbudowanie wiatraków („farm wiatrowych”) na łącznej powierzchni aż 2 procent całego lądowego terytorium Niemiec (!). Czy tych zwariowanych i już niemal zbrodniczych szaleńców, lewaków i euro-komunistów z partii Zieloni, SPD i innych – w tym także tych z euro-komunistycznej Brukseli i Paryża – już nikt i nic w naszej Europie nie powstrzyma?

„Green” Greta Thunberg Turns Left… and Red. [To dyktat “kapitału”].

„Green” Greta Thunberg Turns Left… and Red

by John Horvat II https://www.tfp.org/greta-thunberg-turns-leftand-red/

When climate activist Greta Thunberg appeared on the scene some years ago, the media celebrated her as a child hero intent on saving the earth’s environment. She scolded world elites for depriving her of her childhood, an act that made her an overnight sensation. Time Magazine selected her as its Person of the Year. Now, as the 19-year-old Swedish activist matures into adulthood, she is showing her true colors. And the color is red, not green.

At a recent book launching in London, Greta shocked some observers by targeting the West’s “oppressive” capitalist system as the cause of all climatic ills. The move is surprising since she has always made generous use of this oppressive system to spread her alarmist message. Indeed, Greta has no problem using the capitalist marketing system as a platform for promoting her new book. She also sees no harm in sacrificing plenty of trees the publishing industry needs to print up books for a mass audience.

However, what surprises many is that this strange darling of the greens would align herself so clearly with Marxist ideas. Part of her effectiveness was her ability to display a naïve childlike attitude that psychologically disarmed those who heard her. She seemed immune to leftist propaganda and incapable of a hidden agenda.

Coming Out Red

As she grows up in her bitterness, the poster child of the eco-movement comes out of the red closet. Her embracing of the left proves that climate activism taken to its final consequences will always lead to anti-Western communist ideology. The various doctrines of the left all eventually merge into one. Catholic thinker and man of action, Prof. Plinio Corrêa de Oliveira, likens this to a thousand individual fires that come together to form the unity of a single forest fire. So also, the ecological cause melds into the Marxist pot.

Thus, “exploitation” of the earth seamlessly becomes synonymous with economic oppression. Greta is now calling for “system-wide transformation.” She rails against “those in power,” which she identifies as the cause of climate breakdown. All these things are part of “the exploitation of people and the planet.” She imagines the system as having “roots in racist, oppressive extractivism (sic!)” that only desires to “maximize short-term profits for a few.”

Greta now minces no words, calling for the overthrow of the whole capitalist system that is “a system defined by colonialism, imperialism, oppression and genocide by the so-called global North to accumulate wealth that still shapes our current world order.”

No Marxist attack is complete without a tirade against the opposition, which she instantly labels as “fascist movements offering easy, false solutions and scapegoats to complex problems.”

All these attacks are read straight from the Marxist script.

A Book Greta Did Not Write

The broadside against capitalism did not get in the way of the business of selling her book. The de-growth activist appeared at London’s prestigious Royal Festival Hall in late October to launch her 464-page manifesto, The Climate Book: The Facts and Solutions. The liberal establishment pulled out all the stops to welcome this book that desires the West’s destruction. Amazon’s algorithms are already hard at work turning this full-color tome into a bestseller. Penguin Press is drumming up publicity as it releases it in the U.K. and worldwide. Americans will have to wait for the official U.S. release on February 14, 2023.

The hullaballoo is all about a work that Greta did not write entirely. Following sound marketing practice, her name is attached to the work. She merely stitches together a compilation of essays from 100 leftist “experts,” which make up most of the title’s content.

Scattered inside its pages are well-known leftists like writer Naomi Klein, World Health Organization chief Tedros Adhanom Ghebreyesus, eco-writer Bill McKibben and French economist Thomas Piketty. However, for the most part, the diverse collection is a who-is-not-who of obscure scientists, novelists, indigenous leaders and other “experts” that make up the closed eco-world of activists peddling their tired narrative of doom. Most people will not recognize the “experts” or follow their pseudo-science.

Finding Merit

The new book does have some merits. It shows that while the leftist experts manifest themselves differently, they all come together to promote a single cause. The book also documents Greta’s transformation from a climate change campaigner to an anti-capitalistic, anti-everything leftist militant.

The launching makes it clear that Greta is a creature of the media, supported by the liberal establishment that she hates. The carbon-heavy production of the work shows how activists break their own rules when it comes to advancing their revolution.

The shame, however, is that it is a waste of good trees…