HAGADA CZY FAKTY? (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

HAGADA CZY FAKTY? SSR K. RYMARZ-BŁASZKIEWICZ ZDAJE SIĘ NIE MIEĆ ŻADNYCH WĄTPLIWOŚCI (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

Henryk Jezierski 16 lipca 2022 https://moto.media.pl/hagada-czy-fakty-ssr-k-rymarz-blaszkiewicz-zdaje-sie-nie-miec-zadnych-watpliwosci-zapiski-podsadnego/

Stopień zażydzenia tzw. wymiaru sprawiedliwości w powojennej Polsce dałoby się porównać tylko z „naszą” dyplomacją, przy czym w obydwu przypadkach procesu tego nie osłabiła nawet rzekoma demokratyzacja po magdalenkowym układzie z 1989 roku.

Można powiedzieć – wręcz przeciwnie. Do głosu doszli bowiem spadkobiercy – nie tylko ideowi – żydokomuny z czasów stalinowskich, najbardziej krwawej i bezwzględnej wobec Polaków.

Ma to uzasadnienie w ich rodowodzie. Żydzi władający naszym krajem nie mają nic wspólnego z historyczną nacją semicką w jej tradycyjnym, biblijnym rozumieniu. To potomkowie tzw. żydochazarów, czyli jednego z plemion mongolskich, które w VIII wieku przyjęli jako swoją religię judaizm rabiniczny (talmudyczny), który został wymyślony po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70 roku po Chrystusie. Przy okazji – ten fakt w sposób jednoznaczny zaprzecza tezie, jakoby żydzi byli naszymi starszymi braćmi w wierze.

Do charakterystycznych cech osobowościowych żydochazarów zaliczyć należy ich ograniczenie intelektualne i niemal całkowity brak uczuć wyższych przy jednoczesnej perfidii postępowania, mściwości i okrucieństwie wobec nie-żydów zwanych gojami. Stąd m.in. zbrodnie ludobójstwa popełniane przez żydochazarów z Izraela na Palestyńczykach, obecnie akurat jedynym narodzie o semickich korzeniach. Mówiąc krótko – największymi antysemitami są ci, którzy z antysemityzmu uczynili oręż w walce ze swoimi przeciwnikami.

Mamy także wyjątkowo liczne przykłady żydochazarskich zbrodni na Polakach, z sądowymi włącznie. Najwymowniejszy to mord na gen. Auguście Emilu Fieldorfie, m.in. zastępcy komendanta głównego Armii Krajowej oraz organizatora i dowódcy Dywersji Komendy Głównej AK, zwanej Kedywem. Dokonano go dokładnie 24 lutego 1953 roku, nie przez rozstrzelanie lecz przez – stosowane wobec pospolitych przestępców – powieszenie, aby jeszcze bardziej poniżyć bohaterskiego oficera w oczach Polaków.

Za sprawców tej sądowej zbrodni podaje się anonimowych „komunistów”, co łatwo nasuwa skojarzenie z polskimi sprzedawczykami lub ruskimi namiestnikami. Takiej wersji jakoś nie kwapi się podważyć w sposób jednoznaczny nawet IPN, uchodzący za wyrocznię w kwestiach dotyczących najnowszej historii Polski. Co gorsze, w ślad za tą instytucją, też zdominowaną przez żydochazarów oraz wysługujących się im „historyków” głównie o ukraińskim, niemieckim, białoruskim i litewskim rodowodzie idą nawet tak – wydawałoby się – niezależne i propolskie organizacje jak np. Fundacja Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom. Jej prezes, niejaki Maciej Świrski także bredzi o „komunistach, którzy oskarżyli, sądzili i skazali gen. Fieldorfa”.

A jaka jest prawda?

Z pozycji skromnego badacza historii o technicznym wykształceniu wyręczam setki pasożytów (choc bardziej pasowałoby tu określenie: pasożydów) mieniących się historykami i kosztujących polskich podatników nie miliony lecz miliardy złotych (vide: budżet IPN oraz jemu podobnych instytutów preparowania „prawdy historycznej”). Fakty w odniesieniu do sądowych morderców gen. Fieldorfa są takie:

– Helena Wolińska reprezentująca Naczelną Prokuraturę Wojskową. Żydówka o rodowych personaliach Fajga Mindla. Była odpowiedzialna m.in. za pozbawienie wolności w latach 1950-53 ponad 20 żołnierzy Armii Krajowej, Postanowienie o aresztowaniu gen. Fieldorfa wydała 21 listopada 1950, a następnie nadzorowała prowadzone przeciwko niemu śledztwo. Zasiadała także w komisji weryfikującej sędziów i prokuratorów w ramach fali czystek i represji w Wojsku Polskim na początku lat 50-ych ubiegłego wieku. Po wydarzeniach marcowych 1968 roku wyemigrowała z Polski i osiedliła się w Wielkiej Brytanii. Dała się poznać jako zdeklarowana sympatyczka „Solidarności”. Prawdopodobnie podzielała pogląd swojego żydowskiego ziomka, niejakiego Bronisława Geremka, który twierdził, że „Solidarność” powstała po to, „aby Żydom w Polsce było lepiej niż Polakom”, co zresztą urzeczywistniło się w 100 procentach.

Beniamin Wajsblech, wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL. Pochodził z zamożnej rodziny żydowskiej zajmującej się handlem (ojciec Hersz). Przesłuchiwał gen. Fieldorfa, a następnie zażądał dla niego kary śmierci. Po zwolnieniu ze służby został… radcą prawnym.

– Maria Gurowska, sędzia, która wydała wyrok śmierci na gen. Fieldorfa w pierwszej instancji. Żydówka zarówno po ojcu (Moryc Zand), jak i matce (Frajda z domu Eisenbaum). W latach 1950-54 zasiadała w składach sędziowskich tajnych sekcji Sądów Wojewódzkiego i Apelacyjnego w Warszawie oraz Sądu Najwyższego, ferujących wyroki w sprawach politycznych zleconych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Od 1956 do 1970 roku pracowała w warszawskim Sądzie Wojewódzkim.

– Emil Merz, pochodzenie żydowskie, syn Salomona (sędzia Sądu Okręgowego w Tarnowie) i Reginy. Od 1949 roku jako sędzia Sądu Najwyższego stał na czele tajnego Wydziału III Izby Karnej rozpoznającego odwołania od wyroków sądów pierwszej instancji. Tylko w 1952 roku utrzymał 14 z 34 wyroków kary śmierci ogłoszonych przez te sądy. Brał aktywny udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie z finałem w postaci negatywnego zaopiniowania prośby o ułaskawienie, podjętego 12 grudnia 1952 roku. Mimo powyższych „dokonań” orzekał w Sądzie Najwyższym aż do osiągnięcia wieku emerytalnego w 1962 roku. Na emeryturze publikował artykuły z zakresu prawa, m.in. na łamach pisma „Państwo i Prawo”.

Gustaw Auscaler, żydowski działacz komunistyczny, a w okresie stalinowskim sędzia Sądu Najwyższego oraz rektor Wyższej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza. Wraz z wyżej przedstawionym Emilem Merzem oraz Igorem Adrejewem 20 października 1952 roku na posiedzeniu tajnym zatwierdził wyrok kary śmierci na gen. Fieldorfie, a 12 grudnia tego samego roku i w tym samym gronie odrzucił prośbę o ułaskawienie. W grudniu 1957 roku wyjechał wraz z rodziną do Izraela, gdzie przyjął imię Samuel. Zmarł osiem lat później.

Igor Andrejew, przedstawiany w sposób cokolwiek ekwilibrystyczny jako potomek „wileńskiej, spolszczonej rodziny rosyjskiej pochodzenia żydowskiego”. Czyż nie prościej byłoby napisać „żyd z Wilna”? Syn i wnuk adwokatów, odpowiednio Pawła i Bazylego. Nie poszedł ich śladem. W 1948 roku wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej i od tego samego roku przez pięć lat był dyrektorem Centralnej Szkoły Prawniczej im. T. Duracza w Warszawie. W 1952 roku został sędzią Sądu Najwyższego i z takiej właśnie pozycji skazał gen. Fieldorfa na śmierć. Co ciekawe, aż do 1989 roku nie był kojarzony z osobistym udziałem w tej zbrodni sądowej. Mógł zatem spokojnie realizować swoją karierę naukową, przypieczętowaną m.in. uzyskaniem tytułu profesora nauk prawnych (1964), funkcją prodziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektora Instytutu Prawa Karnego na tym wydziale (od 1968 do 1975 roku), a także wychowaniem paru pokoleń nowych – oczywiście, demokratycznych i antykomunistycznych – prawników, w tym niejakiego Lecha Falandysza – żyda od tzw. pomroczności jasnej zastosowanej na potrzeby obrony jednego z synow Lecha Wałęsy, Przemysława, który spowodował wypadek samochodowy po pijanemu.

Alicja Graff, żydówka z domu Fuks, prokurator wojskowa i wicedyrektor Departamentu III Prokuratury Generalnej w latach stalinowskich. To ona podpisała się m.in. pod nakazem wykonania wyroku śmierci na gen. Fieldorfie.

Jak widać, w powyższym wykazie sądowych morderców nie ma ani jednego Polaka czy choćby Rosjanina. Skąd zatem taka zapobiegliwość w ukrywaniu żydów pod oklepaną i nic nie wyjaśniającą etykietą „komunistów”? Od kiedy to w polskim interesie leży tuszowanie żydowskich zbrodni sądowych na Polakach?

ŁAPAJ ZŁODZIEJA!” CZYLI KTO JEST ANTYSEMITĄ

Poza oczywistym, dziennikarskim obowiązkiem mam swój osobisty powód zdemaskowania i upublicznienia stopnia zażydzenia wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Doświadczam go bowiem na własnej skórze, choć – na szczęście – nie w tak tragiczny sposób jak bohaterowie i patrioci pokroju gen. Augusta Fieldorfa. W ostatnich paru latach uczestniczyłem i uczestniczę nadal jako aktywna strona w kilkunastu procesach karnych i cywilnych. Najczęściej jest to rola oskarżyciela prywatnego lub powoda lecz także oskarżonego. W każdym, podkreślam w każdym z nich atakowany jestem przez drugą stronę jako „antysemita” chociaż temat i powód rozpraw sądowych nie ma nic wspólnego z działaniem, które dawałoby podstawy do wysuwania takich zarzutów. To jakby starannie przemyślana „wrzutka” mająca na celu zdyskredytowanie mojej osoby i sygnał dla sądzących, aby potraktowali mnie w sposób szczególny.

I niestety, to skutkuje. Znaczącym zmniejszeniem moich, uzasadnionych oczekiwań w wygranych sprawach, gdzie występowałem w roli poszkodowanego (włącznie z odmową zwrotu kosztów obsługi prawnej!), jak i drastycznym wzmocnieniem zasądzonych sankcji tam, gdzie jestem oskarżany. Ba, wątek mojego rzekomego antysemityzmu wplatany jest nawet w uzasadnienia serwowanych wyroków. Czynią to sędziowie, którym jestem w stanie z łatwością udowodnić ich antysemityzm – autentyczny, wynikający z prawidłowej interpretacji tego słowa. Jak bowiem nie określić antysemitą kogoś, kto przechodzi do porządku dziennego np. nad zbrodniami popełnianymi przez żydochazarskich oprawców na Semitach zamieszkujących tereny okupowanej Palestyny (w tym na kobietach i dzieciach), przypisując jednocześnie tę cechę niżej podpisanemu, który w obronie prawowitych mieszkańców tych ziem występował – podobnie zresztą jak wiele organizacji międzynarodowych, z ONZ na czele – konsekwentnie i wielokrotnie?

Niech nikt jednak nie wyciąga pochopnych wniosków, że obecnie wszyscy sędziowie, a także prokuratorzy i adwokaci to talmudyczni żydzi z mongolskim rodowodem. Tacy akurat zwykle pozostają w cieniu, umiejętnie i skutecznie sterując wykonawcami zleconych zadań. Ci ostatni to tzw. szabesgoje. Nazwa wzięła się od nie-żydow (gojów) wyręczających talmudystów w wykonywaniu czynności, które są zakazane w czasie ich świąt (szabat) – od ogrzania mieszkania po… wyłączenie światła.

Faktycznie jednak pojęcie szabesgoja jest znacznie szersze i najlepiej oddaje je charakterystyka stosowana przez samych zainteresowanych, z ich rabinami na czele. Według nich szabesgoj to po prostu „użyteczne BYDLĘ o ludzkiej twarzy służące żydowskiej sprawie”. Przyjemne, nieprawdaż? Nie potrafię opisać wyrazu twarzy paru moich znajomych, którym powtórzyłem to określenie, a których znam z ich wyjątkowej fascynacji żydowskimi zarządcami naszej umęczonej Ojczyzny. Chyba łatwiej przeżyliby solidne kopnięcie w d…

Powyższy, obszerny wstęp uważam za szczególnie uzasadniony akurat w odniesieniu do przebiegu sprawy sądowej wytoczonej mi z oskarżenia prywatnego przez niejaką Ewę Leśniewską-Jagaciak. Poświęciłem jej obszerny fragment tekstu pt. „VOLKSWAGENDOJCZE ZZA… BUGA”, toteż tam odsyłam zainteresowanych poznaniem cech osobowościowych tej pani. Tutaj wspomnę tylko, że moją wypowiedź oceniającą ją jako „osobę kwalifikującą się do miana swołoczy sowieckiej” adresowaną do ledwie kilku członków Rady Nadzorczej Spółdzielni „Stągiewna”, E. Leśniewska-Jagaciak uznała za godną wszczęcia procesu sądowego.

Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego kroku. Pozostaje faktem, że teraz – po zapoznaniu się z dokumentacją Służby Bezpieczeństwa PRL na jej temat oraz samym przebiegiem sprawy – mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Ewa Leśniewska-Jagaciak nie tylko kwalifikuje się lecz w pełni zasłużyła na miano swołoczy sowieckiej, w dodatku wyjatkowo perfidnej. Wprawdzie o tym fakcie powiadamiam grono po stokroć większe od wspomnanej rady nadzorczej lecz przyjmijmy, iż jest to dodatkowy „bonus” dla zainteresowanej.

Żydochazarski wątek odnoszę jednak nie do samej oskarżycielki (choć go oczywiście nie wykluczam, zważywszy na „repatriancki” rodowód) lecz do jej pełnomocnika, magistra prawa z adwokacką aplikacją, niejakiego Jakuba Tekieli. Zarówno same personalia, jak i charakterystyczna fizjonomia oraz sposób gestykulacji wyżej wymienionego na sali sądowej sugerują żydowskie pochodzenie. Gdyby nawet tak było, to w niczym nie nie usprawiedliwia to traktowania obowiązującego w III/IV RP prawa według własnego „widzimisię”, w dodatku na talmudyczną modłę. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie, zważywszy żydowski rodowód zbrodniarzy w togach z okresu stalinowskiego, nie ograniczający się bynajmniej do wspomnianej na wstępie sądowej egzekucji gen. Fieldorfa.

Adw. Jakub Tekieli niemal w każdym akapicie spreparowanego aktu oskarżenia udowadnia, iż nad obiektywną, popartą faktami i oczywistą dla cywilizacji łacińskiej prawdę, przedkłada typową dla „cywilizacji” żydowskiej hagadę, czyli takie preparowanie faktów, aby zawsze przemawiały na korzyść żydowskiego preparatora.

Na dowód jeden z wymownych przykładów. Nigdy i nigdzie nie wspominałem nawet słowem o współpracy Ewy Leśniewskiej-Ignaciak z SB, chociaż były ku temu poważne przesłanki. Takie choćby, jak fakt jej rejestracji jako OZ, czyli osoby zaufanej, a także zgoda SB na zamianę przez Leśniewską obywatelstwa polskiego na niemieckie.

Tymczasem Jakub Tekieli w wysmażonym przez siebie akcie oskarżenia wskazuje, że zarzuciłem oskarżycielce – cytuję – „co najmniej współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa PRL”. Chciałoby się odpowiedzieć, zachowując stosowną, żydochazarską narrację: „Panie Kuba, taka insynuacja to niedobre jest”. Pomijając brak jakiegokolwiek dowodu na przedstawioną tezę, warto przypomnieć, że Służba Bezpieczeństwa PRL była tylko jedna toteż liczba mnoga w tym wypadku jest całkowicie zbędnym nadużyciem hagady. Magistrze Tekieli, na którym WUML-u (skrót od wojewódzkiego uniweresytetu marksizmu-leninizmu) wręczyli panu dyplom prawnika?

Być może Jakub Tekieli uchodzi w swoim środowisku, a także w środowisku sędziowskim za wybitnego prawnika. Ja zdecydowanie nie podzielam tego poglądu. Bardziej przychylam się do tezy o bezczelnym gudłaju w adwokackiej todze. Niestety, nie jedynym.

Nawet średnio zorientowany czytelnik wie jednak, że adwokaci lub radcowie prawni, zwani potocznie – zwłaszcza przez skazańców – „papugami”, to tylko jedna ze stron w sprawie. Głos decydujący powinien mieć tutaj sędzia, którego obowiązkiem jest oddzielenie ziarna od plew i wydanie werdyktu w oparciu o potwierdzone fakty. Niestety, Katarzyna Rymarz-Błaszkiewicz, sędzia Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe zadała zdecydowany kłam tej tezie.

Nie zamierzam dociekać, czy uczyniła to powodowana swoim rodowodem, czy też chciała wywiązać się z powierzonego jej zadania z iście stachanowską nadgorliwością. Ograniczę się tylko do wyrażenia przekonania, że skompromitowała środowisko sędziowskie w sposób porażający, podważając zawodowy prestiż tych spośród swoich koleżanek i kolegów, którzy traktują swój zawód, a właściwie służbę, z należytą powagą.

Materialnym potwierdzeniem powyższego przekonania jest wyrok oraz jego uzasadnienie sporządzone przez SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz. Uważna lektura tego dokumentu – innej nie dopuszczam, zwłaszcza w roli oskarżonego – dowodzi jednoznacznie, że jego autorka albo ma poważne problemy z percepcją oczywistych i łatwych do zweryfikowania faktów, albo – do czego przychylam się bardziej – chciała udowodnić, że dla magister prawa namaszczonej na członkinię kasty sędziowskiej nie ma rzeczy niemożliwych. Można wszystko, w dodatku z użyciem sprawdzonych i prostych w użyciu narzędzi.

Takich choćby, jak powielane w setkach sędziowskich uzasadnień metodą „kopiuj i wklej” oddzielanie niewiarygodnych z definicji argumentów oskarżonego z wiarygodnymi z definicji argumentami oskarżyciela. W wykonaniu SSR Rymarz-Błaszkiewicz wygląda to dokładnie tak:

Sąd ocenił jako wiarygodne zeznania oskarżycielki prywatnej. Ewa Leśniewska-Jagaciak w obszernych zeznaniach opisała w jakich okolicznościach dowiedziała się pomówieniach rozsiewanych przez Henryka Jazierskiego. A także przedstawiła dowody na nieprawdziwość twierdzeń wypowiadanych przez oskarżonego.”

I dalej:

Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego. W oparciu o ww. wiarygodny materiał dowodowy, jego nieprzyznanie się do winy należy ocenić tylko i wyłącznie jako linię obrony i chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej.”

Gdybym czytał powyższe dywagacje tylko w aktach jednej sprawy, wówczas mógłbym zrzucić je na karb np. ograniczonej zdolności poznawczej konkretnego sędziego czy sędzi. Ale ja, z dokładnie taką samą „narracją” spotykam się w praktycznie każdym uzasadnieniu wyroku skazujacego. Jego „intelektualna głębia” w połączeniu z regularną powtarzalnością (wspomniane „kopiuj i wklej”) wręcz generuje odruchy wymiotne czytającego. Zwłaszcza, jeśli wyłączne podzielanie racji jednej strony z całkowitym pominięciem racji drugiej strony ma uzasadnienie tylko w mniemaniu samego sądu, w dodatku – z oczywistą obrazą dla materialnych dowodów dołączonych do akt sprawy.

Na potwierdzenie tylko jeden z wielu przykładów. Otóż, Ewa Leśniewska-Jagaciak, jak przystało na wyjątkową swołocz sowiecką, stwierdziła – co ważne, także przed obliczem sądu – jakobym w okresie stanu wojennego 1981-82 namawiał ją do podpisania jakiejś listy dziennikarskiej lojalności, gwarantującej pracę w tym zawodzie. Perfidia tego pomówienia polega na tym, że ja w tym czasie – po likwidacji Tygodnika „Czas” – byłem poza zawodem dziennikarskim, pracując jako doker w portach Gdańska i Gdyni, aby utrzymać żonę i dwójkę dzieci. A gdzie wówczas przebywała swołocz Leśniewska? Ludziom znającym realia tamtych lat zapewne będzie trudno w to uwierzyć lecz w… Paryżu, dokąd wyjechała w apogeum stanu wojennego, z rekomendacji – uwaga! – Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Czy mam jakieś dowody na potwierdzenie tej tezy. Nie tylko mam, ale przekazałem je do wiadomości sądu. Są nimi dostępne w IPN akta Służby Bezpieczeństwa PRL.

I jeszcze jeden, osobisty wątek zadający kłam oszczerstwom E. Leśniewskiej. Otóż, nawet gdybym miał taką możliwośc nie powierzyłbym jej nawet funkcji gońca w redakcji, cóż dopiero mówić o etacie dziennikarskim. Absolwentka nauk sowieckich po uniwersytecie o poziomie wspomnianych wcześniej WUML-i, z ograniczoną znajomością języka polskiego (teraz jest jeszcze gorzej) i z zerowym poczuciem polskiego patriotyzmu oraz służby społecznej, bardziej nadawałaby się np. na propagatorkę unijnego kołchozu, czemu zresztą dała wyraz w relacjach z niżej podpisanym.

Nie lekceważyłbym też faktu dobrowolnego przyjęcia przez oskarżycielkę obywatelstwa Niemiec. Rozumiem motywacje Polaków, którzy jadą do Niemiec powodowani względami ekonomicznymi, po czym – wcześniej lub później – wracają do swojej Ojczyzny. Ale dla tych, którzy świadomie ubiegają się i otrzymują obywatelstwo obcego państwa takiej wyrozumiałości już nie mam. Zwaszcza, jeśli tym państwem są Niemcy. Wraz z paszportem obcego państwa akceptuje się bowiem jego historię, cywilizację, kulturę oraz – to ważne – stosunek do dotychczasowej ojczyzny. Tymczasem niemieckich „dokonań” wobec Polaków przedstawiać nie trzeba. Nie tylko zresztą wobec Polaków. W historii Europy nie było i nie ma nadal bardziej zbrodniczego państwa i bardziej zbrodniczej nacji, choć może za jakiś czas doszlusują do niej banderowcy z Ukrainy i żydochazarzy z Rosji. Obawiam się, że moje określenie E. Leśniewskiej mianem swołoczy, czyli osoby postępującej podle nie oddaje w pełni jej cech osobowościowych.

Niestety, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz raczyła nie zauważyć perfidii postępowania E. Leśniewskiej i uznała jej kłamstwa za bardziej wiarygodne niż dokumenty z archiwów IPN. Co gorsze, w swoim uzasadnieniu kilkakrotnie odwołuje się do „materiałów dowodowych”, a jednocześnie konsekwentnie zbywa milczeniem wszystkie dowody potwierdzone nie zeznaniami lecz dokumentami – włącznie z aktami Służby Bezpieczeństwa PRL, których wiarygodności, choćby w słynnej sprawie TW „Bolek”, nie był w stanie podważyć żaden z wynajętych przez L. Wałęsę – ponoć najwybitniejszych – prawników. Czyżby zatem ww. sędzię dopadł wtórny analfabetyzm, a jeśli tak to dlaczego akurat w sytuacji, gdy uważne przeczytanie dostarczonych dowodów zajęłoby nie więcej niż pół godziny?

A propos dowodów dostarczonych przeze mnie i nie podważonych w jakikolwiek sposób przez E. Leśniewską i jej pełnomocnika… Otóż zasadność mojego podejrzenia SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz o wtórny analabetyzm wzmacnia jej dziwny stosunek do elementarnej zasady prowadzenia procesu sądowego w sprawach karnych. Podstawowa zasada obowiązująca w tychże sprawach stanowi, że ciężar przeprowadzenia dowodu ewentualnej winy oskarżonego spoczywa na oskarżycielu (art. 369 KPK). Sędzia prowadząca najpierw przerzuciła ten obowiązek na mnie, a następnie – mówiąc kolokwialnie lecz adekwatnie do sytuacji – „olała” wszystkie moje argumenty, wyżej przedkładając prymitywną hagadę magistra prawa J. Tekieli.

Obawiam się, że właśnie ten wątek procesu, dotyczący oczywistego i skandalicznego z punktu obowiązującej pragmatyki sądowej zamienienia ról oskarżyciela i oskarżonego, czyni moje sugestie co do wtórnego analfabetyzmu sędzi prowadzącej zbyt pobłażliwymi. Wprawdzie ewentualnej „pomroczności jasnej” zdecydowanie nie dopuszczam ale wobec ewentualnego zadaniowania SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz przez jej przełożonych bądź „dobrodziejów” już taki zdecydowany nie będę. Powód? Poza wymienionymi obszernie wcześniej, warto podkreślić zakres wymierzonej kary oraz osobliwy komentarz pełnomocnika oskarżonej do wyroku.

W roli autora uzasadnienia wyroku SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie wykazała się szczególnym szacunkiem do – wypływającej ze źródeł cywilizacji łacińskiej – prawdy obiektywnej, popartej niezaprzeczalnymi faktami. Co innego, gdy przyszło orzekać o wymiarze kary, gdzie sędzia nie musi uciekać się do – często karkołomnych – uzasadnień. No może poza jednym, wyrażonym słowami: „Realizacja ww. środka… stanowić będzie element oddziaływania wychowaczego w stosunku do oskarżonego” i wzmocnionym stwierdzeniem, że zasądzona kwota nawiązki w wysokości 10 tys. zł, ponad dwukrotnie wyższa od mojej emerytury „mieści się w możliwościach zarobkowych oskarżonego”.

Innymi słowy – nie waż się demaskować obcej agentury w jakiejkolwiek formie (ze szczególnie groźną niemiecką agenturą wpływu włącznie), gdyż czeka cię przykładna kara. Mogę tylko wyrazić radość, że SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie ma takich możliwości, jak jej poprzednicy z czasów niedawno minionych, określanych jako wczesny PRL. Mogłoby bowiem skończyć się wieloletnium więzieniem, a nawet gorzej.

A tak, z tytułu bezpodstawnego oskarżenia o czyny, których nie popełniłem SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz poza kosztami sądowymi i zwrotem kosztow poniesionych przez oskarżycielkę w kwocie łącznej 480,00 zł, raczyła mnie ukarać „tylko”:

a) karą łączną w wysokości 8 (ośmiu) miesięcy ograniczenia wolności polegającą na wykonywaniu nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 (dwudziestu) godzin w stosunku miesięcznym.

b) nawiązką na rzecz Ewy Leśniewskiej-Jagaciak w kwocie 10 000 (dziesięciu) tysięcy złotych.

Zacznijmy od kary ograniczenia wolności. SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie raczyła sprawdzić, czy z racji swojego wieku (ponad 70 lat) oraz stanu zdrowia będę w stanie wykonywać jakiekolwiek prace społeczne w ich potocznym rozumieniu (np. sprzątanie chodnika przed siedzibą Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe). Być może, w swojej dobrotliwości, wskaże na prace o charakterze umysłowym. Już cieszę się na taką ewentualność i zgłaszam konkretną propozycję: „Analiza orzeczeń SSR Katarzyny Rymarz- Błaszkiewicz w świetle obowiązującego prawa”.

Z nawiązką finansową mam natomiast problem podwójny. Po pierwsze – gdyby potraktować serio zapis w orzeczeniu wówczas musiałbym zapłacić córce tzw. repatrianta z desantu sowieckiego, która z miłości do Polski została Niemką, w dodatku emocjonalnie zaangażowaną, kwotę – uwaga! – 10.000.000 (słownie: dziesięciu milionów) złotych. Taki bowiem wynik daje pomnożenie, zgodnie z treścią orzeczenia, liczby 10 000 z tysiącami.

Tę głupotę polegającą na postawieniu nawiasu nie tam, gdzie trzeba składam na karb wynikającego z nadgorliwości pośpiechu SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz w wykonywaniu swojej pracy.

Po drugie – przyjmując miłosiernie, że faktyczna kwota jest zgodna z życzeniem mgr. prawa Jakuba Tekieli i wynosi „jedynie” 10 tys. zł, pójdę w swoim miłosierdziu jeszcze dalej i uznam, że akceptując ten wymiar kary SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz kierowała się szacunkiem wobec możliwości finansowych mojej skromnej osoby. Konkretnie – zestawiając swoje zarobki jako sędzi sądu rejonowego, akurat najniższej w hierarchii sędziowskiej z zarobkami inżyniera po Politechnice Gdańskiej, łączącego ten zawód od blisko 45 lat z zawodem dziennikarza, mogła przyjąć, że wobec wyżej wymienionej jestem krezusem toteż kwota 10 tys. zł. jest dla mnie równie drenująca kieszeń jak np. cena butelki piwa w Juracie w szczycie sezonu letniego.

Niestety, tak nie jest i SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz doskonale o tym wie, a przynajmniej powinna, bowiem w aktach sprawy jest moje oświadczenie w tej kwestii. Różnicę na moją niekorzyść można liczyć nie w procentach lecz w setkach procent. Według ostrożnych szacunków wyżej wymieniona zarabia około 16 tys. zł, pomniejszone o podatek dochodowy (zwykle do odzyskania w rozliczeniu rocznym) lecz bez składki na ZUS drenującej kieszenie milionów Polaków.

Wprawdzie jako osoba o minimalnych potrzebach nie narzekam na swoją emeryturę, o czym świadczy m.in. fakt utrzymywania niniejszego portalu bez powszechnie uprawianej żebraniny („prosimy o łapki w górę i wpłatę na konto”) lecz mogę oświadczyć, iż na konto SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz wpływa co miesiąc 300 (słownie: trzysta!) procent tego, czym mnie uszczęśliwia ZUS. A ww. jest jeszcze beneficjentką dodatkowych grantów, choćby w postaci trzynastej pensji czy specjalnej „pożyczki na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”. O zdecydowanie korzystniejszym sposobie naliczania emerytury nie informuję, gdyż SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz do tego statusu brakuje jeszcze sporo lat.

Wielce wymowne jest tutaj oświadczenie majątkowe SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz, sporządzone 19 kwietnia br.. Na jej zadeklarowany stan posiadania, prawdopodobnie dzielony z mężem i obejmujący – co podkreślam – wyłącznie dobra o wartości poniżej 10 tys. zł, składają się m.in.:

1. Oszczędności w kwocie 90.000 zł

2. Dom o powierzchni 118 m.kw. na działce o powierzchni 472 m.kw.

3, Mieszkanie o powierzchni 101 m.kw.

4. Działka o powierzchni 815 m.kw.

5. Samochód marki Jeep Renegade, rocznik 2014.

Lekko licząc, w dodatku bez samochodu którego cena spada z każdym rokiem, mamy majątek o wartości między jednym, a dwoma milionami złotych, z wyraźnym odchyleniem w stronę drugiej, wyższej sumy. Można by rzec: nieźle jak na sędzię najniższego szczebla.

Ale to jeszcze nie wszystko. Ciekawostką, zawartą w ww. oświadczeniu, jest wspomniana wcześniej „pożyczka na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”, przyznana sędzi w grudniu 2012 roku w kwocie 90.000 zł na okres 15 lat. Według stanu na 31 grudnia 2021 roku do spłacenia zostało 36.000 zł. Nie trzeba być dziennikarzem z dyplomem inżyniera, aby wyliczyć, że jest to pożyczka nieoprocentowana (!) z ratą miesięczną w wysokości 500 zł. Uwzględniając inflację, zwłaszcza tę z ostatnich miesięcy, można spokojnie założyć, że 31 grudnia 2027 roku, tj. w dniu spłacenia ostatniej raty, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz (może wówczas będzie już SSO, czyli Sędzią Sądu Okręgowego za zasługi w profesjonalnym traktowaniu swoich obowiązków) odnotuje ostateczne pozbycie się długu za nie więcej niż połowę jego rzeczywistej wartości. Co dedykuję uwadze innych pożyczkobiorców z „frankowiczami” na czele.

Przedstawione powyżej niebagatelne profity SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz powinny skłaniać do przypuszczenia, iż zarówno w sposobie prowadzenia procesu, jak i w sformułowaniu ostatecznego orzeczenia kierowała się ona wyłącznie niezawisłością i troską o maksymalny obiektywizm w ocenie argumentów obydwu stron. Też chciałbym tak myśleć lecz na przeszkodzie stanęła tutaj odpowiedź mgr. prawa Jakuba Tekieli na moją apelację z 6 maja br.

Odpowiedź osobliwa, jakby laudacja na cześć sędzi, która wydała wyrok wykraczający nawet poza oczekiwania strony oskarżającej. Powodowany ponownie miłosierdziem – choć wiem, że w relacjach z tzw. wymiarem sprawiedliwości jest to naiwność granicząca z głupotą – zakładam, że wspomniana „laudacja” to jedyna forma wdzięczności strony oskarżającej wobec sędzi.

Z tym większym przekonaniem cytuję jej obszerne fragmenty:

…Zdaniem oskarżyciela prywatnego postawione przez oskarżonego zarzuty stanowi jedynie polemikę z prawidłowo ustalonym stanem faktycznym

Sąd Rejonowy w uzasadnieniu wyroku szczegółowo odniósł się do zeznań wszystkich świadków, jak również innych przeprowadzonych w sprawie dowodów i w oparciu o te rozważania skonstruował stan faktyczny oceniając poszczególnie wskazywane przez różnych świadków okoliczności przez pryzmat zasad logiki i doświadczenia życiowego.

Jedynym słusznym wnioskiem, który wypływa ze zgromadzonego materiału dowodowego, jest uznanie, iż oskarżony jest winny zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów.

Podsumowując, zdaniem oskarżyciela prywatnego zaskarżony wyrok jest prawidłowy. Ocena dowodów została przeprowadzona w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego. Wnioski wyciagnięte przez Sąd Rejonowy są prawidłowe i opierają się na całokształcie zgromadzonego materiału dowodowego. Zaskarżone orzeczenie jest słuszne, prawidłowo uzasadnione, nie sposób dopatrzeć się obrazy przepisów postępowania ani błędów w ustaleniach faktycznych.

Sąd Rejonowy wskazał wyraźnie w uzasadnieniu na jakich dowodach oparł się przy wydawaniu orzeczenia, a jakim odmówił waloru wiarygodności. Ocena materiału dowodowego została dokonana zgodnie z zasadami postępowania a także zgodnie z wiedzą i doświadczeniem życiowym…”

Gdy czyta się, wielokrotnie powtarzane – jak na zgranej płycie – sformułowania o ocenie dowodów „w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego”, gdy w nawiązaniu do powyższych dowodów nie ma ani słowa o jedynych dowodach niepodważalnych w postaci dokumentów IPN, gdy wreszcie za powyższy bełkot spreparowany metodą „kopiuj i wklej” żąda się wynagrodzenia w wysokości tysiąca złotych, wówczas zasadne wydaje się pytanie nie tylko o rzeczywiste powody spreparowania takiej laurki na rzecz SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz ale także o poziom inteligencji jej autora.

Panie Tekieli!

Ja nie zamierzam tracić swojego cennego czasu na sprawdzanie, czy Pan jest np. mongołem talmudycznym (określenie równorzędne to żydochazar), czy szabes-gojem. Ja Panu tylko radzę, aby stuknął się Pan w swoją kiepełę i zrozumiał, że Pańską pracę oceniają nie tylko podobni Panu osobnicy z sądu, prokuratury lub adwokatury. Czasami może Pan trafić także na Polaków wystarczająco inteligentnych, aby oddzielić wymagany w cywilizacji łacińskiej obowiązek stosowania prawdy obiektywnej, opartej na faktach od żydowskiej hagady. I niech Pan w takim wypadku nie liczy na szacunek, należny ponoć „mecenasom”. Wprost przeciwnie.

Mimo wszystko, jako skromny inżynier redaktor nie ocenię Pana poziomu intelektualnego, wykazanego podczas samego procesu oraz w pismach sądowych na podobieństwo szmoncesu, czyli autoryzowanego żydowskiego dowcipu. Brzmi on następująco:

Żona zwraca się do swojego męża:
– Mosze, ty jesteś jak rycerz.
– Z powodu ta męskość, Salcia?

– Nie, z powodu ten zakuty łeb”.

Jeszcze raz gratuluję daru przekonywania, wykazanego wobec SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz z Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. Sądzę, że jej przełożeni też to zauważą.

Henryk Jezierski


Hagada postrzega świat ze specyficznie żydowskiego punktu widzenia. Nie chodzi w niej o obiektywizm, lecz o subiektywizm wynikający z pojmowania i przeżywania żydowskości. O ile, używając kategorii grecko-rzymskich, pytamy, co jest dobre i prawdziwe, o tyle na gruncie hagady dominuje pytanie, co jest dobre i prawdziwe dla Żydów.

Chrześcijanie dla lwów! – czy już Lwów dla chrześcijan?

Stanisław Michalkiewicz https://www.bibula.com/?p=135146

Antoni Słonimski twierdził, że dzieje ludzkości mają charakter dwusuwowy. Suw pierwszy – “chrześcijanie dla lwów!” Suw drugi – Lwów dla chrześcijan!”

Warto tedy przypomnieć, że prześladowania chrześcijan w Rzymie, który – jako stolica wielonarodowego imperium – w sprawach religijnych był tolerancyjny, pod jednym wszelako warunkiem; każdy mieszkaniec imperium, bez względu na wyznawaną religię, musiał dowieść swojej lojalności  wobec Rzymu. Dowód ten polegał na zapaleniu kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego, który był bóstwem opiekuńczym Rzymu, podobnie jak Atena – Grecji.

Wyznawcy rozmaitych religii politeistycznych palili kadzidło bez oporów. Inaczej Żydzi. Żydzi za żadne skarby nie chcieli palić kadzideł przed Jowiszem. Ponieważ ani perswazje, ani groźby nie pomagały, to w końcu rzymscy władcy uznali, że Jowiszowi nie ubędzie chwały, jeśli Żydzi nie będą mu kadzili. Żeby jednak nie przewróciło im się w głowach, to zostali z tego tytułu obciążeni podatkiem, który został zniesiony dopiero za cesarza Nerwy. Ten cesarz, kulturalny starszy pan, z zawodu adwokat, uznał ten podatek za coś niewłaściwego, bo z okazji jego zniesienia kazał wybić monetę z napisem: “hańba podatku żydowskiego zniesiona”. Nawiasem mówiąc, cesarz Nerwa, chociaż panował zaledwie rok, położył fundamenty pod  epokę chwały Cesarstwa, adoptując generała z Hiszpanii, późniejszego cesarza Trajana, który z kolei adoptował Hadriana, który w roku 135 stłumił żydowskie powstanie Bar Kohby w Palestynie, na miejscu Jezozolimy założył rzymską kolonię Aelia Capitolina, do której zabronił Żydom zbliżać się pod karą śmierci. Właśnie od cesarza Hadriana datuje się w dziejach Żydów epoka życia w diasporze.

Wracając do chrześcijan, to początkowo uważani byli przez władze rzymskie za jedną z sekt żydowskich i nikt nie żądał od nich kadzenia Jowiszowi. Prześladowania rozpoczęły się na skutek donosu, skierowanego przez Żydów do rzymskich władz, że chrześcijanie nie są żadnymi Żydami, a unikanie przez nich palenia kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego, spowodowane jest ich wrogością wobec rzymskiego państwa.

Nie była to oczywiście prawda, bo Pan Jezus nakazywał oddawać cesarzowi, co cesarskie, a św. Paweł przestrzegał przed lekceważeniem władzy państwowej, bo ta “nie na próżno nosi miecz” – ale Żydzi ani wtedy, ani teraz nie przywiązują wagi do prawdy, to znaczy – do zgodności opinii z rzeczywistością, zwłaszcza gdy chodzi o zwalczanie osób czy środowisk uznanych przez nich za wrogów. Warto tedy zwrócić uwagę, że poza wariatami w sensie medycznym, w rodzaju Kaliguli, czy Nerona, prześladowaniem chrześcijan zajmowali się przede wszystkim tak zwani “dobrzy” cesarze, aż wreszcie w roku 313 edyktem mediolańskim kres temu położył Konstantyn Wielki. Od tego momentu chrześcijanie przestali być wypędzani na areny dla lwów. Aliści w roku 395 władzę objął cesarz Teodozjusz Wielki, który zlikwidował rzymską religię “pogańską”, a chrześcijaństwo zyskało status religii państwowej.

Można by powiedzieć, że od tego momentu rozpoczyna się drugi suw dziejowy, pod nazwą “Lwów dla chrześcijan!”, gdyby nie to, że ta okoliczność zapewniła Żydom dominację w sektorze finansowym. Otóż św. Hieronim i św. Ambroży, doktorowie Kościoła, rozmyślali nad rozmaitymi rzeczami, miedzy innymi – nad lichwą, czyli pożyczaniem  pieniędzy na procent i doszli do wniosku, że chrześcijaninowi nie godzi się zajmować lichwą. Dopóki chrześcijaństwo pozostawało w konspiracji, to nic osobliwego się nie działo; chrześcijanie lichwy unikali, ale “poganie” i Żydzi – nie – i obrót finansowy funkcjonował bez zarzutu. Sytuacja zmieniła się za panowania Teodozjusza Wielkiego, bo lichwa, jako grzech, stała się również przestępstwem. Ale już w czasach Pana Jezusa obrót finansowy był bardzo rozwinięty i w  przypowieści o talentach Chrystus wspomina o możliwości oddania gotówki bakierom, by ci ją rozmnożyli. W lukę, która w systemie finansowym pojawiła się wskutek awansowania chrześcijaństwa do statusu religii państwowej, wskoczyli Żydzi i obrót finansowy zdominowali, można powiedzieć – aż do dnia dzisiejszego – chociaż ta opinia jest uznawana przez Ligę Antydefamacyjną za “antysemicką”, co pokazuje, że Liga stawia znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością.

Do uzyskania przez Żydów dominującej pozycji w obrocie finansowym przyczyniła się również diaspora. Jeden Żyd mieszkał, dajmy na to, w Rawennie, inny – w Konstantynopolu, a jeszcze inny – w Akwizgranie. Ponieważ po upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego w roku 476, poziom bezpieczeństwa zmalał niemal do zera, przesyłanie pieniędzy, zwłaszcza na większe odległości, stało się bardzo ryzykowne. Zamiast tedy przewozić złoto lub srebro, Żyd, dajmy na to, z Paryża, pisał list do Żyda z Genui, żeby temu to a temu wypłacił ileś tam dukatów – a oni się potem między sobą rozliczali. Toteż weksel czy czek są wynalazkami żydowskimi. Jak widzimy, jeśli nawet by uznać, że po Teodozjuszu Wielkim nastał suw: “Lwów dla chrześcijan!”, to nie da się ukryć, że z punktu widzenia Żydów ta sytuacja, oprócz plusów ujemnych, miała też wiele plusów dodatnich – jak powiedziałby Kukuniek.

No a w jakiej fazie znajdujemy sie obecnie? W odróżnieniu od roku 1968, kiedy to przywódcy młodzieżowej rewolty, będącej pilotażowym programem nowej strategii rewolucji komunistycznej, w której Żydzi zawsze byli w awangardzie, rzucili hasło: “zabrania się zabraniać!” – teraz najwyraźniej wchodzimy w etap surowości, w którym z roku na rok wydłuża się lista tematów i spraw, o których nie wolno mówić głośno, a najlepiej – wcale. Na tej właśnie fali, niezawisły sąd we Wrocławiu, który z jakichś zagadkowych powodów “powinność swej służby zrozumiał”, z oskarżenia żydowskiej loży “Synów Przymierza” , skazał pana Jacka Międlara na karę ograniczenia wolności za cytowanie Talmudu, użycie sformułowania: “Polska banderowska” oraz przekazanie informacji, że pani reprezentująca amerykański Komitet Żydowski ukradła na lotnisku kosmetyki na ponad 1500 złotych.

Zwraca uwagę okoliczność, że – o ile mi wiadomo – niezawisły sąd we Wrocławiu nie stwierdził, by cytaty z Talmudu były fałszywe, przeszedł do porządku nad okolicznością, że “Polska banderowska” jest skrótową i bardzo trafną charakterystyką polityki rządu “dobrej zmiany” – co pokazała reakcja MSZ w Warszawie na “banderowską” deklarację ukraińskiego ambasadora w Berlinie, pana Melnyka, ani też nie podważył prawdziwości informacji o złodziejce kosmetyków.

W tej sytuacji wyrok wrocławskiego sądu jest oczywistym złamaniem konstytucyjnej wolności słowa, a okoliczność, że pana Międlara oskarżali Żydzi z loży B`nai B`rith, czyli “Synów Przymierza” tylko pogarsza sprawę, bo  dowodzi, że Polska wchodzi w mroczny i niebezpieczny suw dziejowy: “chrześcijanie dla lwów!”

Warto tedy przypomnieć że – zgodnie z teorią Antoniego Słonimskiego – następnym suwem powinien być: “Lwów (i Wrocław chyba też) dla chrześcijan!”, co może nadejść dość szybko, jeśli Żydzi będą tak dalej dokazywać.

WIZYTA ŻYDKA Z GALICJI, czyli od tyłu nachodzą nas Judejczykowie

Krzysztof Baliński 11 lipiec 2022

Były minister finansów Tadeusz Kościński znów zacznie pracować dla polskiego rządu. Wraca, by pomóc w działaniach związanych z programem zbrojeniowym, zapisanym w Ustawie o Obronie Ojczyzny. Obejmie funkcję ministra w Kancelarii Premiera. Będzie zaangażowany w rozmowy zarówno dotyczące amerykańskiej broni, jak i innej – taki komunikat przytoczył należący do tygodnika „Sieci” portal wPolityce. Portal nie omieszkał dodać, że Kościński posiada 30-letnie doświadczenie w międzynarodowym sektorze bankowym, że pełnił funkcję dyrektora w banku, którego prezesem był premier, że wcześniej pracował w wielu innych bankach oraz że jest absolwentem Goldsmith University w Londynie.

W jakim celu premier powołał na tak wrażliwy odcinek potwornie kaleczącego język polski osobnika?

W 2015 mieliśmy dług publiczny 1 bilion, dziś mamy 2 biliony. Ministrami finansów byli kolejno Morawiecki i Kościński, a prezesem NBP Glapiński. Czy to przypadek, że wszyscy pochodzą z jednej nacji i wszyscy mają korzenie na polskich niegdyś Kresach?

Czy nominacja Kościńskiego nie ma coś wspólnego z mieniem pożydowskim? Czy pod pretekstem zakupu uzbrojenia nie chodzi o przykrywkę dla transferów finansowych do Izraela? A może kanałem tych transferów ma być Ukraina, czyli ukraińscy oligarchowie, których łączy jedno – na święto chanuki gremialnie udają się prywatnymi odrzutowcami do Izraela?

Niemal w tym samym czasie Polskę zaatakowała dziennikarka CNN, pytając prezydenta RP, „czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych”. Sekundowały jej inne żydowskie media: „Antysemici twierdzą, że sama wojna jest aranżowana przez Żydów. Aby usprawiedliwić a nawet gloryfikować rosyjską inwazję, odwołują się do „mafii chazarskiej” i że wkroczenie Putina na Ukrainę pomogło Ukraińcom odeprzeć inwazję „chazarskich Żydów”.

W podobnym tonie pałką antysemityzmu okładał izraelski minister ds. diaspory: Ekstremistyczne, skrajnie prawicowe ruchy, przywołując żydowskie pochodzenie Zełenskiego, wykorzystują konflikt rosyjsko-ukraiński dla szerzenia antysemickiej propagandy o żydowskiej odpowiedzialności za wojnę.

Na niwie grillowania „naszych” polityków organizacje diaspory żydowskiej osiągnęły fantastyczne rezultaty. Dowodów, i to spektakularnych, dostarcza historia kontaktów polsko-żydowskich ostatnich lat. Podczas swego krótkiego urzędowania w gmachu przy al. Szucha w Warszawie, Witold Waszczykowski zdążył czterokrotnie spotkać się z Davidem Harrisem, prezesem Komitetu Żydów Amerykańskich. Oficjalne komunikaty ministerialne z tych spotkań milczały o roszczeniach żydowskich. Mogliśmy za to przeczytać, że „strony omówiły perspektywy rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego”. Ale to nie wszystko – David Harris zaczął cieszyć się szczególnymi względami głowy naszego państwa i szefa naszego rządu. W dniach, kiedy wszystkie zasoby polskiej dyplomacji nakierowane są na obronę „ukraińskich przyjaciół” przed złowrogim Putinem, tego dziwnego osobnika gościli 25 kwietnia w Warszawie Duda i Morawiecki. Lakoniczny komunikat z rozmów ujawnia, że poruszono działania pomocowe podjęte przez Polskę na rzecz obywateli Ukrainy. Wcześniej, bo w połowie marca, David Harris zamieścił na Twitterze filmik z podziękowaniami i pochwałami dla polskiego państwa i społeczeństwa za przyjęcie uchodźców z Ukrainy.

Przekaz, że pofatygował się zza Oceanu, aby rozmawiać o uchodźcach, nie jest wiarygodny jeszcze z innego powodu – w jego dotychczasowych kontaktach z polskimi politykami zawsze dominowała kwestia zwrotu majątków pożydowskich. Przy czym modus operandi był zawsze taki sam – wyprzedzające wizytę alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce. Gdy w lutym 1997 r. Polska przystąpiła do zwrotu wartego miliardy mienia gmin żydowskich, namolnie nalegał na przyspieszenie restytucji mienia bezspadkowego, to media przytoczyły jego wypowiedź: „Podziwiamy Polskę i jesteśmy jej wdzięczni za udział w operacji wojskowej w Iraku i Afganistanie”.

W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje trockistowska formacja, przewrotnie (albo dla niepoznaki) zwana neokonserwatywną, która wywołała inwazję na Irak i Afganistan, stała za obroną „demokracji” w Syrii i Libii oraz za przewrotem na Majdanie, a dziś jest dobrze okopana w ośrodku administracji najbardziej Polsce wrogim – Departamencie Stanu.

To grupa skrajnie proizraelskich polityków wywodzących się z polskich Kresów, synów lub wnuków liderów Komunistycznej Partii USA, a wcześniej funków Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Przy tym, co ciekawe, wszyscy odziedziczyli po przodkach ambicje „robienia porządków” w Polsce i na Ukrainie. I tu pytanie: O czym rozmawiali z Harrisem albo w jakiej sprawie się układali? Czy warszawska wyprawa Harrisa nie ma związku z Zełenskim i jego oligarchami. Czy wojenka na Ukrainie nie jest w interesie żydków z Galicji”?

Czy tylko prostą koincydencją czasową jest to, że ambasador RP w Waszyngtonie przystąpił do negocjowania spłaty roszczeń żydowskich, w tajemnicy przed polską opinią publiczną, a nawet przed ministrami w rządzie i (być może) przed samym Kaczyńskim?

Sprawę można drążyć innym pytaniem: Czy „ukrainizacja”(a nawet „banderyzacja”)Polski nie jest dziełem środowisk lobbujących na rzecz ukraińskich oligarchów? Czy w całej miłości PiS do Ukrainy nie chodzi o żydowskich oligarchów, którzy stworzyli system mafii rabującej i rozkradającej Ukrainę i doprowadzili do obecnej sytuacji? Na Ukrainie interesy robią wszyscy, a Polska… daje kredyty. I to nie Ukraińcom, lecz żydowskim oligarchom.

Aby ratować z opresji, oddaje do ich dyspozycji wszystkie swe zasoby dyplomatyczne, ekonomiczne, wojskowe, dzieli się polskim PKB, gotowa jest na powołanie UkraPolin. Czy przyczyną miłości do Ukrainy nie jest także to, że i Polską i Ukrainą od dekad rządzi żydokomuna pochodząca z polskich Kresów?

W tym miejscu przypomnijmy, że banderowców wybielają redaktorzy „Wyborczej”, którzy pielęgnują pamięć braterstwa broni bojówek terrorystycznych KPZU z OUN, wymierzonego przeciwko Państwu Polskiemu. Pamiętajmy też, że we wrześniu ‘39 Rzeczpospolita padła nie tylko ofiarą Niemców i Sowietów, ale także, nigdy nieukaranej, zdrady ze strony mniejszości ukraińskiej i żydowskiej.

Teraz trochę historii.

Gdy w 2005 roku Polska a właściwie jej nieszczęśliwy rząd, za pieniądze Sorosa,zabrała się za krzewienie demokracji na Białorusi, od tyłu zaczęli nachodzić nas Judejczykowie, naciskając na ówczesnego premiera, aby zadośćuczynił żydowskim roszczeniom finansowym. Kiedy wiosną 2006 roku Polska zaangażował się w instalowanie demokracji na Ukrainie, od tyłu zaczęli zachodzić nas Judejczykowie, naciskając na premiera, żeby zwrócił majątki pożydowskie. Kiedy w 2014 roku, wspomagając paramilitarne bojówki nazistowskie, rząd zaangażował się w instalowanie demokracji na Majdanie, historia się powtarza, bo z inspiracji Judejczyków brytyjska Izba Lordów podjęła uchwałę, w której oskarżała: „Najbardziej bezczelnym przestępcą jest Polska, która rozsiadła się na własności trzech milionów ofiar nazistów”.

Nie wyjaśniła, na jakiej własności Polska „rozsiadła się”. Może chodziło o odebrane Polsce w 1945 roku, przy wsparciu rządu brytyjskiego, Kresy? Tam, bowiem mieszkała większość ludności żydowskiej II RP i tam robiła geszefty.

No a dzisiaj? No a dzisiaj, kiedy – używając terminologii St. Michalkiewicza – zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych obrońców polskich interesów narodowych, zaangażował wszystkie zasoby państwa w obronę Zełenskiego, od tyłu też zaczynają zachodzić Judejczykowie.

No, bo czymże jest wizyta Harrisa i dziwny tekst „Gazety Wyborcze” z 28 kwietnia pod tytułem: 75 lat od akcji “Wisła”. Co stało się z majątkiem przesiedlonych Ukraińców? Tu małe przypomnienie. Środowiska ukraińskie w Polsce konsekwentnie drążą temat prześladowań Ukraińców podczas tej akcji. Z uporem temat potępienia akcji stawia w Sejmie Miron Sycz. W jakim celu, skoro akcja była już potępiona przez Senat, a wyrazy ubolewania z tego powodu wyrazili w przeszłości i Kwaśniewski i Kaczyński?

Otóż kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem wypłacenia odszkodowań za akcję. Przy czym żądania restytucji mienia ukraińskiego różnią się od żądań Światowego Kongresu Żydów jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. Stąd zabiegi lobby ukraińskiego i żydowskiej gazety dla Polaków należy uznać za perfidną grę, bo otwiera nową furtkę ku roszczeniom wobec Państwa Polskiego. I jeszcze jedno – zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec roszczeń żydowskich.

Dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, podobne modus operandi zaczyna stosować Ukraina. Przykład z ostatnich dni – ambasador Ukrainy w Berlinie, na zarzut, że Ukraińcy „dokonywali masakr na Polakach” odpowiedział: „podobne masakry dokonywane były przez Polaków na Ukraińcach, dziesiątki tysięcy”, a „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”. Na koniec zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami.

Polskie władze odniosły się do tego jak zwykle. Na Twitterze odezwał się Zbigniew Rau: Odbyłem rozmowę z moim przyjacielem MSZ Ukrainy @DmytroKuleba. Podziękowałem mu za szybką publiczną interwencję w tej sprawie. A na czym ona polegała? Rzecznik ukraińskiego MSZ napisał: Słowa ambasadora są jego osobistym zdaniem.

Nie było słowa „przepraszam”. Komunikat wybrzmiał jak kpina, bo to, co powiedział ambasador było stanowiskiem ukraińskiego państwa.

A to, co powiedział Rau kwintesencją polskiej polityki historycznej i dowodem na to, że to nie incydent, lecz reguła, w dodatku przez większość polskiej opinii publicznej i mediów uznana za sukces polskiej dyplomacji. I jeszcze jedno – Melnyk pokajał się wobec Żydów, Polaków nie przeprosił. I to właśnie był wzorcowy przykład stosowania przez ukraiński MSZ metod i schematów żydowskich. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Melnyk wpisał się w narrację rosyjską o potrzebie denazyfikacji Ukrainy – i niech Ruscy zrobią z nimi, co chcą.

Z Andijem Melnykiem powiązana jest inna sprawa. Gdy w 2018 roku kongres USA uchwalił Act 447, PiS lekceważył, a nawet negował płynące z tego zagrożenia. Równocześnie mamił opinię publiczną tym, że spłaty Żydom nie naruszą interesów Polaków, bo zostaną zrekompensowane wypłatami od Niemiec.

Dziś mami opinię publiczną tym, że wielomiliardowa „pomoc” dla Ukrainy nie narusza interesów Polaków, bo zostanie zrekompensowana wypłatami od… Rosjan! Chodzi o postulat pozyskania kosztów „pomocy” przekazanej oligarchom ukraińskim i kosztów odbudowy ich majątków z konfiskaty rosyjskich rezerw walutowych.

Występując na łamach mediów z żądaniami odszkodowań wojennych od Niemiec, PiS świadomie popełnia ogromny błąd wobec najbliższego potężnego sąsiada, kraju, od którego Polska jest zależna w wielu kwestiach, z którym jest zespawana gospodarczo, którego życzliwość będzie Polsce w różnych sytuacjach niezbędna. Zamiast zdecydowanie i bez wchodzenia w żadne negocjacje odrzucić roszczenia żydowskie, pogorszył stosunki z Niemcami.

Przypomnijmy, że gdy 27 stycznia 2018 roku Izrael zaatakował Polskę w kontekście nowelizacji ustawy o IPN, kanclerz Angela Merkel oświadczyła, że Niemcy ponoszą wyłączną odpowiedzialność za Holokaust. Rosja natomiast poparła nowelizację ustawy o IPN w części dotyczącej negowania zbrodni nacjonalizmu ukraińskiego. To był jasny sygnał ze strony Berlina i Moskwy, że są gotowe poprzeć Polskę w jej konflikcie ze stroną izraelsko-żydowską.

Wyciągniętej ręki w Warszawie nikt nie podjął. Po raz kolejny okazało się, że utrzymywanie dobrych stosunków z sąsiadami nie jest polską racją stanu, że Kaczyńskiego woli ponad wszystko swój egzotyczny sojusz z Izraelem i lobby żydowskim w USA. Reparacji wojennych chce też PO. Po co? Nietrudno domyśleć się – po to, aby zaspokoić roszczenia Żydów. Wiceprzewodniczący PO krzyknął na rząd, że „jest połowiczny w swoich roszczeniach, bo nie domaga się odszkodowań od Rosji”. A nazwisko „Neumann” i „doktryna Neumanna” w kwestiach majątkowych coś przecież mówi!

Gdy 20 lutego 1997 r. Sejm przyjął ustawę o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, i gdy państwo polskie przekazało organizacjom żydowskim w Polsce i tym zza Oceanu 5 miliardów za mienie bezspadkowe, nie używano prawnego terminu „zwrot” lub „restytucja”, lecz dziwoląg prawniczy „PRZENIESIENIE” własności.

Była to więc nie tylko defraudacja mienia państwowego, ale i ewidentne naruszenie obowiązującego w Polsce prawa, w tym konstytucji. Zauważmy jednak, że równie dziwny termin prawniczy stosują przy udzielaniu „pomocy” Ukrainie, w tym przy darmowych transferach broni – „PRZEKAZANIE”.

Nie bronią, ale podpowiadają, jak się „bronić”. „Dlaczego naród ukraiński jest tak rzadko krytykowany za postawę podczas II wojny światowej w porównaniu z narodem polskim, i dlaczego – w odróżnieniu od Polski – w przestrzeni publicznej na Ukrainie nie istnieje niemal w ogóle temat odszkodowań za bezspadkowe mienie żydowskie?

Co jest o tyle zastanawiające, że większość przedwojennych obywateli narodowości żydowskiej zamieszkiwała wschodnie tereny II RP należące dziś do Ukrainy (a także Białorusi i Litwy). To właśnie te trzy kraje powinny być więc w pierwszym rzędzie adresatami żydowskich roszczeń, ponieważ tam pozostały majątki większości ofiar Holokaustu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Kijów nie jest poddawany w tej sprawie takiej presji jak Warszawa”? – zapytuje na łamach „Sieci” Grzegorz Górny. I natychmiast podsuwa pomysł:  „Tajemnica tkwi w tym, iż wielu przedstawicieli tamtejszych elit politycznych i biznesowych jest z pochodzenia Żydami, którzy otwarcie to przyznają. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o obecnego prezydenta. Bo podobnych przykładów można podać więcej. Co z tego jednak wynika? Otóż politycy i biznesmeni, którzy są zarazem aktywnymi działaczami organizacji żydowskich i hojnymi mecenasami żydowskiego życia kulturalnego, a często nawet obywatelami Izraela, mają zupełnie inną pozycję wyjściową w rozmowach z reprezentantami międzynarodowych organizacji żydowskich czy władz izraelskich niż przedstawiciele polskich elit. My takich polityków i oligarchów nie mamy. W związku z tym oni są w stanie załatwić znacznie więcej dla Ukrainy w niektórych sprawach niż Polacy dla swego kraju”.

Nieformalny organ prasowy PiS podsuwa zatem panaceum na polskie bolączki – Jeszcze więcej Żydów w rządzie, bankach i biznesie. No i więcej otwartego, publicznego szczycenie się, że Polska jest w łapach żydowskich.

Majątek można odzyskać poprzez uzyskanie polskiego obywatelstwa. To dlatego wspaniałomyślnie nadajemy obywatelstwo potomkom „żydów polskich”, którzy znaleźli się w obrębie II Rzeczypospolitej. Przypomnijmy też, że Michał Dworczyk w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod tym pretekstem, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji, i to nie tylko ukraińskich ziomków Dworczyka, ale także ukraińskich Żydów.

Nawiasem mówiąc, gdy Orbán nadał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Kaczyński nadał obywatelstwo dziesiątkom tysięcy Żydów pochodzącym z Ukrainy, a zamiast Polaków wygnanych na nieludzką ziemię Kazachstanu sprowadził do Polski 5 milionów Ukraińców.

Czy nagły przypływ miłości do ukraińskich oligarchów, transfery finansowe za wschodnią granicę, wizyta Davida Harrisa oraz polityka historyczna polegająca na puszczeniu w niepamięć holokaustu Polaków na Kresach, nie mają ze sobą coś wspólnego?Czy rządząca ekipa nie konspiruje przed własnym narodem?

Odpowiedź brzmi – zdecydowanie tak. Decyzja o wypłaceniu Żydom odszkodowań już zapadła. Można przewidzieć, jak to będzie wyglądało i kto będzie w tym pośredniczył. Po krótkich rokowaniach oligarchy Kołomojskiego z banksterem Morawieckim w lokalu konspiracyjnym Związku Ukraińców w Polsce, rząd ogłosi: Ukraińcy zgodzili się, aby Polska dała im pieniądze w gotówce na odbudowę Donbasu.

A jak udobruchają potomków rezunów? Polska zwróci im lasy, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać majątki, popilnują Polaków, jak strażnicy obozowi w Auschwitz.

Krzysztof Baliński

GDZIE JEST Ministerstwo Spraw Zagranicznych?

Krzysztof Baliński 2 lipca 2022

Sytuacja geopolityczna Polski niezwykle trudna. Ważą się losy naszego kraju. Potrzebna jest finezyjna dyplomacja. Potrzebni są profesjonalni dyplomaci. Tymczasem ostatnie dni przynoszą przykłady dyplomatycznych posunięć, wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Sankcje wobec Rosji, które najbardziej uderzają w Polskę. Oddanie wszystkich zasobów dyplomatycznych i politycznych (nie mówiąc o wojskowych i finansowych) do dyspozycji Ukrainy. Kłótnie ze wszystkimi sojusznikami, partnerami i sąsiadami w Europie, w tym narażanie wielowiekowych tradycji przyjaźni i współpracy z Węgrami. Retoryka obelg i inwektyw, publiczne obrażanie głów obcych państw, z których najłagodniejsze to knajacka odzywka 1-szego dyplomaty RP pod adresem Putina („Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”) i przyrównanie Macrona do Hitlera.

Gdzie jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Czy zasadnym jest nazwanie go „ministerstwem spraw obcych i przegranych” i czy to w ogóle ministerstwo czy jego atrapa?Raz po raz zapytujemy też: Dlaczego polska dyplomacja daje się wikłać w obce kombinacje dyplomatyczne? Czy jest suwerenna? Kto nią kieruje? Czy Zbigniew Rau jest sternikiem dyplomacji, czy tylko podwykonawcą? Dlaczego tak się dzieje? Poza tym, że w urzędzie powołanym do prowadzenia polityki zagranicznej głos ma V kolumna i poza profesjonalną nędzą zatrudnionych tam urzędników, powód jest prosty – Polityką zagraniczną zajmują się wszyscy, tylko nie MSZ. Wszyscy tylko nie minister spraw zagranicznych.

Jak do tego doszło? MSZ rozparcelowano, i to oficjalnie. Sprawy Unii Europejskiej przeniesiono do Kancelarii Premiera. Sprawy atlantyckie i stosunki z USA, w tym stosunki z diasporą żydowską przejęła Kancelaria Dudy. Ministrowi spraw zagranicznych pozostawiono stosunki z III światem. Ale też nie całkiem. Bo i do nich „skutecznie” wtrynia nos słynący z wszelakich talentów dyplomatycznych prezydent. Podczas wizyty Dudy w Kairze, nie dość, że już na płycie kairskiego lotniska złożył deklaracjęPrzyjechałem tu z misję zleconą mi przez Zełenskiego”, że rozmawiał wyłącznie o interesach Ukrainy, sankcjach na Rosję oraz wspieraniu ukraińskiego eksportu zboża, to osłupiałemu prezydentowi Egiptu zapowiedział: Polska rusza Egiptowi z odsieczą, bo głodujący przez Putina Egipcjanie wkrótce dokonają inwazji na kontynent europejski i skutecznie go zdewastują.

Pomińmy przy tym dyplomatyczne faux pas takie jak to, że zlecający Dudzie misję Zełenski, to skrajnie proizraelski sowiecki Żyd i że do Kairu Duda wybrał się w towarzystwie żydowskiej żony oraz żydowskich doradców. No i to nazwisko! Duda w języku arabskich znaczy tyle, co… pospolity pasożyt „tasiemiec”.

20 czerwca 2022, na spotkaniu z ambasadorami RP, Duda wymienił priorytety polskiej dyplomacji. Poza udzieleniem schronienia uchodźcom (których nazwał „gośćmi z Ukrainy”) do priorytetów zaliczył wsparcie dla europejskich aspiracji Ukrainy, sankcje wobec Rosji (które „powinny być utrzymane dotąd, aż Ukraina nie powie, że można je zdjąć, a dopóki nie powie, to te sankcje trzeba zwiększać”). Wszystkie bzdury przebił mówiąc o dostawach broni dla Ukrainy. Odchodząc od tekstu napisanego mu przez doradców, z głowy (czyli z niczego) wygłosił następującą myśl: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia. Żeby tego było mało, mówiąc o ogołoceniu polskiej armii z broni, zaznaczył: Polska wzmacnia też znacznie swój potencjał militarny.

Innymi słowy – Idiota szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali.

Ale to nie wszystko. W dyplomatycznych wyczynach wspomaga go Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej prezydenckiej kancelarii. Gdy był ambasadorem RP w Szwajcarii (a faktycznie ambasadorem RP przy tamtejszej gminie żydowskiej) zajmował się nie stosunkami polsko-szwajcarskimi, ale pracą historyczno-archiwistyczną – odkrył istnienie grupy dyplomatów polskich, którzy podczas wojny uratowali 800 Żydów, dzięki wydawaniu fałszywych paszportów. Kumoch doprowadził też do tego, że to strona polska, a nie żydowska zakupiła za 400 tysięcy dolarów kolekcję archiwalną dokumentującą tę akcję. Ale to nie wszystko – na placówce w Ankarze, już pierwszego dnia urzędowania złożył deklarację: „Polska popiera przystąpienie Turcji do UE. Absolutnie chcemy, aby Turcja była członkiem UE i to powinno pozostać naszym celem”. Zabrakło elementarnej refleksji: Czy członkostwo Turcji w UE nie prowadzi w prostej linii do kolejnych milionów imigrantów w Europie? Czy wprowadzenie Turcji do tak osłabionego organizmu nie oznacza, pogłębienia kryzysu tożsamości i zupełnego rozkładu kulturowego Europy oraz, że partia Erdoğana byłaby najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim? Bajdurzenie Kumocha miało miejsce w dniach, gdy zaogniał się spór między Turcją i UE, gdy Erdoğan przerzucał islamistów do Syrii (a także na Synaj i do Libii), gdzie walczą u boku Państwa Islamskiego, gdy w interesie NATO leżało odejście Erdoğana, zanim nie doprowadzi do katastrofy na całym Bliskim Wschodzie. I wreszcie, gdy decyzją Erdoğana bazylika Hagia Sophia w Konstantynopolu zamieniona została w meczet. Ale na tym nie koniec – w tych dniach Kumoch przystąpił do finezyjnej rozgrywki – udał się z tajną misją do Turcji, by spotkań się z pewnym pohańcem (tak nazywano u Sienkiewicza Tatarów). Żeby, chociaż, jak otumaniony przez kabalistów Mickiewicz, chciał montować Legion Żydowski do walki z Rosją. Ale gdzie tam – chodzi o islamistów z Krymu.

W lutym 2020 roku doszło do napięć w stosunkach między Turcją i Rosją. Przewodniczący działającej przy Dudzie Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności (i szef Rady Politycznej PiS) Przemysław Żurawski vel Grajewski wpadł w euforię: „Stworzyć przeciw Rosji koalicję z Turcją. Proste narzędzia jak zamknięcie wszystkich cieśnin czarnomorskich i bałtyckich dla rosyjskich statków. Ułatwiliby też sytuację Czeczeni i Tatarzy, a może Syberia głośniej domagałaby się autonomii (…) przypuszczalnie już wejście w granice Ukrainy pierwszych uzbrojonych międzynarodowych ochotników skłoniłoby zbrodniarza Putina do rozmów”. Wszystko to byłoby śmieszne, gdyby nie to, że ten doradca Dudy i autor tekstów jego wystąpień, jest rozważany jako kandydat na stanowisko ministra spraw zagranicznych.

No i jeszcze jeden: Zastanawiam się, czy koncepcja jakiejś unii polsko-ukraińskiej albo Rzeczypospolitej wielu narodów nie mogłaby być wspaniałą przygodą dla pokolenia młodych ludzi – zapowiedział w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej prezydencki doradca od wszystkiego Andrzej Zybertowicz. Na prawdziwą uwagę zasługują tu wygłoszone przy innej okazji jego słowa, w których wyłożył jasno filozofię polityczną Dudy: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”. Czyli, dokonując przekładu z ichniego żargonu na polski, najważniejsze jest zachowanie władzy, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa.

Polityką zagraniczną w rządzie zajmuje się, kto chce. Grażyna Bandych (szef kancelarii prezydenta): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”.  Michał Dworczyk (szef kancelarii premiera): „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. Zbigniew Kuźmiuk (europoseł PiS): „Należy zwiększyć składki członkowskiej w UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Paweł Jabłoński (urzędniczyna z MSZ): „My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy”.

Podczas polsko-ukraińskich konsultacji międzyrządowych w Kijowie, Jarosław Kaczyński ujawnił doktrynę polityki zagranicznej rządu: „W ten sposób realizuje się marzenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. Przy okazji wylansował nową doktrynę gospodarczą – „Lepiej być trochę zadłużonym niż okupowanym. Wtórował mu wicepremier Henryk Kowalczyk: „Lepiej być zadłużonym, więcej płacić za żywność, niż na własnej skórze przeżywać to, co teraz Ukraińcy”. Innymi słowy – im bardziej Polska w ruinie, im większa inflacja, im droższa benzyna, tym mniej ruskich bomb spadnie na nasze głowy. No i z gruntu chory inny gospodarczy zamysł – członkostwo Ukrainy w UE i to szybkie, bez oglądania się na zagrożenia i katastrofalne konsekwencje dla naszego rolnictwa.

Politykę zagraniczną, zamiast warszawskiego MSZ, prowadzi MSZ i ambasador Ukrainy. Przy czym ukraińscy dyplomaci są, w przeciwieństwie do „naszych”, bardzo asertywni, by nie powiedzieć wręcz agresywni. Pozwalają sobie na protekcjonalne zachowania, aroganckie pouczania, wydawanie polskim politykom instrukcji, rozkazów, a nawet traktowanie ich, jak chłopców na posyłki. Krótko mówiąc – zachowują się jak kierownik polityczny Polski.

Przy tym, co jest kuriozum na skalę światową, Ukraina nie jest żadnym podmiotem politycznym w regionie, jest krajem przegranym (już przed wojną upadłym), rządzonym przez osobnika, którego ugrupowanie wzięło nazwę z telewizyjnego programu satyrycznego. No i mamy to, co mamy: „Robicie dobrą robotę. Róbcie tak dalej”; „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”; „Doceniamy przywództwo polski w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii i zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski”;  „Bardzo dużo zostało już zrobione przez stronę polską w sferze wzmocnienia zdolności obronnych Ukrainy, ale konieczne są kolejne wysiłki, kolejne kroki”; „Musimy zamknąć granicę rosyjską i białoruską”.

Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią. A „naszemu” MSZ ukraińscy przyjaciele narzucili motto: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

O roli bezpieki w dyplomacji dużo powiedziano. Dużo też pisano o tym, że polski MSZ jest opanowany przez dwie szajki – żydowską i bezpieczniacką oraz że są rozliczne i namacalne dowody świadczące o tym, że  Bronisław Geremek kompletują swój „zespół”, kierował się regułą: żydowskie pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika.

Wiele też napisano o szkodliwych dla polskiej racji stanu dyplomatycznych wyczynach Kamińskiego z Wąsikiem. Na przypominanie roli wywiadu brytyjskiego w dyplomacji Radka Sikorskiego szkoda czasu. Dzisiaj powiedzmy coś o bezpiece ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do formatowania polityki zagranicznej Polski. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni.

Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem Marka Kuchcińskiego (dziś przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych!) i medal dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” to tylko wierzchołek góry lodowej.

Pisano dużo o zbirach z OUN/UPA pozyskanych przez CIA do „pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, a nic nie mówi się, że Amerykanie wciągnęli na listy „swych sukinsynów” także członków i sympatyków UPA, którzy po wojnie pozostali w PRL. Zadziwia jak wielu Ukraińców zrobiło po 1989 r. kariery polityczne (i wielkie majątki). Czy do tego nie zostali wcześniej przygotowani? Czy czystym przypadkiem jest, że w MON i polskiej armii etniczny komponent ukraiński jest b. silny, że ministrem obrony był Tomasz Siemoniak, członek władz Związku Ukraińców w Polsce, a wiceministrem Mychajło Dworczuk? Jeżeli dodamy do tego to, że 40 procent oficerów Policji to Ukraińcy z okolic Wyższej Szkoły Policyjnej w Szczytnie oraz zamieszczony na łamach „Wyborczej” postulat b. rzecznika praw obywatelskich, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach samorządowych (czyli pewność, jak Amen w pacierzu, że zwyciężą w tych wyborach, a Polacy pójdą do rezerwatu), to wyłaniający się obraz sytuacji jest przerażający.

Przypomnijmy, że Dworczuk/Dworczyk w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod pretekstem „deklarowania związku z Polską”, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji.

Gdy przyjrzymy się ludziom majstrującym przy polskiej dyplomacji na odcinku wschodnim i dyplomatom zatrudnionym w „polskich” placówkach dyplomatycznych na Wschodzie, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma. Tymczasem pochodzenie etniczne dyplomaty ma znaczenie i trzeba o nim głośno mówić, a także pytać: Czy u Ukraińca nie dojdzie do konfliktu lojalności? Czy daje gwarancję obrony polskiego interesu narodowego? Czy powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim lub pracować w komórce wschodniej Agencji Wywiadu? Czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a nawet wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że wiele stanowisk w obsadzonych jest tam Ukraińcami? Czy nie z tego powodu padają plackiem przez Ukraińcami?

I czy nie przydatna byłaby tu rada Władysława Gomułki z Marca ‘68: „Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”? À propos Dudy – zachodzimy w głowę, jak można łączyć skrajny filosemityzm ze skrajną pro-ukraińskością. Bo to przecież nikt inny jak jego jedna ulubiona nacja – Ukraińcy, wymordowała podczas wojny 450 tysięcy przedstawicieli jego drugiej ulubionej nacji – Żydów. Wytłumaczeniem może być tu legendarna już inteligencja „prezydenta Polin”, która nie pozwala mu na skojarzenie dwóch prostych faktów? W tym kontekście nie sposób nie przypomnieć, że za przyzwoleniem Dudy quasi monopol na stosunki z diasporą żydowską i Izraelem ma Muzeum Polin, przy którym, też za przyzwoleniem Dudy, akredytowane jest przedstawicielstwo dyplomatyczne Amerykańskiego Komitetu Żydów, i w którym, tym razem z inicjatywy ministra Zbigniewa Rau, odbyła się w ramach polskiej prezydencji w OBWE konferencja poświęcona walce z antysemityzmem.

Nie mniej sprawy gmatwa to, że w MSZ żaden zastępca ministra nie ma doświadczenia w dyplomacji. No i mamy to, co mamy – toczy się wielka geopolityczna rozgrywka i zakulisowe gry dyplomatyczne, w których polska dyplomacja stoi z góry na przegranej pozycji. Zamiast finezyjnej i profesjonalnych dyplomatów, mamy bezmyślne, pozbawione głowy i własnej strategii, ślepo wykonujące polecenia z zewnątrz, notorycznie przegrywające miernoty, zakompleksionych nieudaczników, którzy nigdy nie walczyli, a jeśli walczyli, to o „certyfikat koszerności” wystawiany przez media żydowskie w Ameryce. Zamiast trzymać się z daleka od konfliktów, które Polski nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę, wdają się w gry, których zasad nie znają i w których są pionkami. Nawet nie udają, że chodzi im o interes Polski. Ostentacyjnie pokazują, że w ich interesie jest, żeby wojna trwała jak najdłużej, żeby przypadkiem nie zakończyło za wcześnie, że Polska będzie miejscem prowadzenia działań wojennych. „Nie jest dopuszczalny żaden zgniły kompromis” – tak to podsumował Bartosz Cichocki, wysłannik ministra w Kijowie.

Co robić? Najprościej byłoby wymieść to towarzystwo żelazną miotłą z gmachu MSZ przy alei Szucha i zbudować elity dyplomatyczne zdolne do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Ale nie oszukujmy się – na to koniunktury nie ma. Jak i nie ma na powołanie Trybunału Narodowego dla osądzenia zaprzańców. Pozostaje jedynie sporządzanie listy z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do upodlenia Polski. No i artykuł 231 KK jednoznacznie mówiący, że jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu.

Judaizm kontra katolicyzm – Biskup Ryszard Williamson

https://www.bibula.com/?p=133723

Tertulian powiedział, że wiara katolicka i moc żydowska są jak dwie szale u wagi. Gdy wiara katolicka unosi się ku górze, siły żydowskie opadają, podobnie dzieje się w odwrotnym przypadku. Gdy katolicyzm słabnie, szala żydowska się unosi. Dzieje się tak, ponieważ już od czasów gdy żydzi ukrzyżowali naszego Pana Jezusa Chrystusa, zawsze byli oni wrogami Kościoła katolickiego. Zawsze traktowali Kościół katolicki jako ich głównego wroga. Rzecz ma się podobnie z komunistami, dla nich też Kościół katolicki jest naczelnym wrogiem. Nowy Porządek Świata również zdaje sobie sprawę, że Kościół jest ich najgroźniejszym przeciwnikiem. 

Od czasów Soboru Watykańskiego II, Kościół jest znokautowany, leży na deskach. Jest odliczany niczym pięściarz…6,7,8… Wrogom Kościoła wydaje się, że Kościół już poległ. To nieprawda. Kościół znów stanie na nogach, ponieważ Pan Bóg nie chce unicestwienia  Kościoła i Pan Bóg na to nie pozwoli. Wrogowie Kościoła; żydzi, komuniści, masoni i inni nie zdają sobie z tego sprawy. Są zdeterminowani do walki z Nim na śmierć i życie i to właśnie robią. 

Pan Bóg zezwala na to poprzez całą wieczność. Trzymając się bokserskiego porównania, które już zastosowaliśmy, jeśli chcemy wyszkolić dobrego pięściarza, musimy mu zapewnić bardzo dobrych partnerów treningowych, nie słabeuszy. Jeśli chcemy wyszkolić ludzi tak aby zasłużyli na Niebo, musimy zapewnić im tutaj na ziemi solidną walkę, a nie jakąś śmieszną i pozorowaną. Takim poważnym i sprawnym partnerem treningowym są właśnie żydzi. 

Pan Bóg udzielił im wielu talentów; są mądrzy, zdeterminowani, stanowczy, zmotywowani i walczą z Kościołem od samego początku. Pan Bóg zezwala na to, aby w tej walce kształtować dobrych katolików. Zezwalając na wzrost potęgi żydowskiej, Pan Bóg ukazuje nam, jakich cierpień możemy się spodziewać jeśli utracimy naszą wiarę. 

Zatem jedynym sposobem powstrzymania żydowskiej dominacji jest odbudowa wiary katolickiej. SWII podkopał autorytet Kościoła katolickiego i w efekcie pozwoliło to na spuszczenie ze smyczy całej żydowskiej potęgi. 

„Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25

Ta żydowska deklaracja jest najbardziej przerażająca w całej historii świata.

Nasz Pan uczynił z Kaina wiecznego wędrowca i uciekiniera i naznaczył go znamieniem,  aby ktokolwiek rozpozna to znamię, mógł go zabić. Dlatego żydzi, których nie wolno zabijać, a których ręce są splamione krwią Chrystusa, pozostaną wędrowcami i uciekinierami dopóki ich oblicza nie pokryją się hańbą w imię Jezusa Chrystusa Naszego Pana.” – Papież Innocenty III

Gdyby ktoś zabił umiłowanego syna człowieczego, a następnie wyciągnął ręce splamione krwią do strapionego ojca, prosząc go o przyjęcie do swojego domu, czyż krew syna, widoczna na ręce mordercy, nie pobudziłaby ojca do słusznego gniewu? Takie są modlitwy żydów, bo kiedy wyciągają ręce w modlitwie, przypominają Bogu Ojcu o swoim grzechu przeciwko Jego Synowi. Przy każdym wyciągnięciu rąk, pokazują, że te są splamione krwią Chrystusa. Ci bowiem, którzy trwają w swym zaślepieniu, dziedziczą winę swych ojców; wołali bowiem: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25.  – Święty Bazyli Wielki

Biedni żydzi! Przywołaliście straszliwą klątwę na własne głowy, wołając „Krew Jego na nas i dzieci nasze”, i tę klątwę, nieszczęsny narodzie, nosicie do dziś i do końca czasów będziecie nosić karę tej niewinnej krwi. O mój Jezu… Nie będę uparty jak żydzi. Będę Cię kochał na zawsze, na zawsze, na zawsze!” – Święty Alfons Maria Liguori

Twardego karku i nie obrzezanych serc i uszu! Wy się zawżdy sprzeciwiacie Duchowi świętemu. Jako ojcowie waszy, także i wy.
Którego z Proroków nie przeszladowali ojcowie waszy? I zabili tych, którzy opowiadali o przyszciu sprawiedliwego, któregoście wy teraz zdrajcami i mężobójcami byli,
którzyście wzięli zakon przez rozrządzenie Anjelskie, a nie strzegliście.
” Dz 7, 51-53

Abowiem wy, bracia, zstaliście się naszladowcami kościołów Bożych, które są w żydowskiej ziemi w Chrystusie Jezusie, iżeście i wy toż cierpieli od spółpokoleników waszych, jako i oni od żydów, którzy i Pana zabili Jezusa, i Proroki, i nas przeszladowali, i Bogu się nie podobają, i wszytkim ludziom się sprzeciwiają,
broniąc nam, żebyśmy nie mówili Poganom, iżby byli zbawieni: aby zawsze wypełniali grzechy swe, abowiem na nie przyszedł gniew Boży aż do końca.
” Dz 2, 14-16

Biskup Ryszard Williamson

Tłum. Sławomir Soja

na podstawie: „Judaism vs. Catholicism: Bp. Williamson Gets Really Real”

Judaism vs. Catholicism: Bp. Williamson Gets Really Real

https://youtube.com/watch?v=crxlNnCMuL4%3Ffeature%3Doembed

Published: Apr 28, 2022

Za: Youtube (Apr 28, 2022) | https://www.youtube.com/watch?v=crxlNnCMuL4

Czy Hitler – jak wspomniał Ławrow – miał żydowską krew?

Joanna M.Wiórkiewicz https://niemcy.neon24.info/post/167866,czy-hitler-jak-twierdzi-lawrow-mial-zydowska-krew

Historycy zwykle temu zaprzeczali, jednak plotka o żydowskiej krwi Hitlera nie wygasła od czasu, gdy w 1946 r. Hans Frank, ją potwierdził.

Amerykański badacz znalazł dodatkowe potwierdzenie w austriackim archiwum.
Adolf Hitler faktycznie miał żydowskiego dziadka. 

Kiedy siedem lat po śmierci Hansa Franka, w 1953 r., opublikowano jego wspomnienia, wywołały one sensację. Frank był powiernikiem Hitlera, jego prawnikiem od 1928 r., najwyższym prawnikiem III Rzeszy, a jako generalny gubernator na ziemiach polskich odpowiadał za represje wobec ludności polskiej. W 1946 r. został skazany na karę śmierci i stracony w norymberskim procesie głównych zbrodniarzy wojennych. W oczekiwaniu na egzekucję napisał swoje wspomnienia, zatytułowane “W obliczu szubienicy”.
Jeden z fragmentów książki wzbudził kontrowersje. Hans Frank twierdził, że jego dawny mentor Adolf Hitler miał żydowskiego dziadka. Zgodnie z surową klasyfikacją norymberskich ustaw rasowych z 1935 r., byłby to “ćwierć-Żyd”. Frank twierdził, że w 1930 r. odkrył, iż dziadek Hitlera był Żydem mieszkającym w austriackim mieście Graz. Siostrzeniec Hitlera, William Patrick Hitler, napisał wcześniej do Führera list z szantażem, grożąc, że ujawni tę sprawę. Hitler zlecił Frankowi, jako swojemu prawnikowi, zbadanie tej sprawy.

Czy żydowski nastolatek zapłodnił babcię Hitlera?
Podczas swoich badań, jak twierdzi Frank, natrafił na korespondencję między babką Hitlera, Marią Anną Schicklgruber z 1836 roku, a niejakim Frankenbergerem, w którego gospodarstwie pracowała Schicklgruber. Z listów tych wynikało, że mężczyzna ten miał 19-letniego syna, który zapłodnił dużo starszą służącą domową. W korespondencji Frankenberger zgodził się płacić alimenty na dziecko do 14 roku życia. Frankenberger, jak powiedział później Frank, zapłacił dobrowolnie, bez konieczności występowania matki do sądu, ponieważ unikał rozgłosu. Z punktu widzenia Hitlera problem polegał na tym, że Frankenberger, a więc także jego syn, byli Żydami.

Historycy, którzy zajmowali i zajmują się intensywnie Hitlerem, zawsze wątpili w twierdzenia Franka. Było to możliwe z trzech powodów. Po pierwsze, korespondencja, o której wspominał Frank, nigdy nie została odnaleziona w archiwach. Po drugie, inne informacje zawarte w książce Franka były błędne, co podważało wiarygodność całej pracy. I po trzecie, z całą stanowczością przyjęto, że w omawianym czasie, tj. w 1836 r., w Grazu w ogóle nie mieszkali Żydzi. Dlatego mężczyzna, który zapłodnił babkę Hitlera, nie mógł być również Żydem.

Zgodnie z popularnym przekazem Maria Anna Schicklgruber, babka Hitlera, miała nieślubnego syna o imieniu Alois. Kiedy później wyszła za mąż za Johanna Georga Hiedlera, został on ojczymem Alojzego. Po śmierci Hiedlera w akcie urodzenia Aloisa Schicklgrubera zmieniono jego nazwisko na Alois Hitler. Ponieważ nie było oficjalnego oświadczenia o ojcostwie Hiedlera, zmiana nazwiska została dokonana na podstawie zeznań świadków dopiero po śmierci Hiedlera. Nie wyjaśniono, dlaczego zmieniono nazwisko na Hitler, a nie na Hiedler.

Sax: Twierdzenie, że w 1836 roku w Grazu nie było Żydów, jest fałszywe.

To, że w książce Franka znalazły się błędne informacje, jest bezsporne. Bezsporne jest również, że listy między Schicklgruberem a Frankenbergerem, o ile istniały, nigdy nie zostały odnalezione. Można to jednak łatwo wytłumaczyć faktem, że prawdopodobnie zostałyby one zniszczone przez śledczych Franka jako niepożądany dowód. Trzeci i najważniejszy argument został jednak obalony przez amerykańskiego naukowca Leonarda Saxa. Sax, który nie jest historykiem, lecz lekarzem i ekspertem w dziedzinie gender, opublikował właśnie w prestiżowym “Journal of European History” esej, w którym przynajmniej kwestionuje, jeśli nie obala, główną tezę krytyków Franka: twierdzenie, że w 1836 r. w Grazu w ogóle nie było Żydów.

Kariera tego stwierdzenia jest wręcz zdumiewająca i nie przynosi chluby gildii historyków. W świat wprowadził ją bowiem niejaki Nikolaus von Preradovich. W 1957 r. w wywiadzie dla czasopisma “Der Spiegel” Austriak po raz pierwszy postawił tezę, że Hitler nie mógł mieć żydowskiego dziadka, wbrew temu, co przedstawił Frank, ponieważ w Grazu i całej Styrii nie było wówczas Żydów. 32 lata później Preradowicz napisał esej, w którym twierdził, że jego badania m.in. w archiwach miasta Graz wyraźnie wykazały, że w latach 1820-1860 w Grazu nie było żadnej rodziny Frankenbergerów.

Źródło było wielbicielem Hitlera

Od tego czasu wielu biografów Hitlera przyjęło ten wniosek, niezależnie od tego, czy powoływali się na źródło Preradowicza, czy nie. Na przykład najbardziej znany ekspert Ian Kershaw wyraźnie się na niego powołuje. Ale jeśli przyjrzeć się, kim był ten człowiek, ta łatwowierność jest zadziwiająca – stwierdza Sax. Preradowicz, który żył w latach 1917-2004, był bowiem prawicowym radykałem i wielbicielem Hitlera. W swoim eseju o Hitlerze z 1989 r. ani razu nie wspomina o Holokauście. W innym artykule z lat 90. napisał, że z każdym dniem coraz bardziej podziwia Hitlera. I tak oto ten na wskroś niepoważny autor miałby być niewzruszonym źródłem tego, że Adolf Hitler, którego cały światopogląd opierał się na wrogości wobec Żydów, sam nie mógł mieć żydowskich korzeni?

Sax nie chciał się na to zgodzić – i sam pojechał do Austrii, aby przeprowadzić badania na miejscu. I rzeczywiście natrafił na źródła, które zaprzeczały twierdzeniom Preradowicza. Preradovich twierdził, że do 1856 r. nie ma żadnych dowodów na istnienie Żydów w Grazu. Sax znalazł jednak dokument, który dowodzi istnienia małej społeczności żydowskiej w mieście już w 1850 r., ponieważ wyraźnie wspomina o “małej, obecnie osiadłej społeczności”. To prawda, ale to byłoby jeszcze 14 lat po ciąży Marii Schicklgrauber. Sax uważa jednak za prawdopodobne, po odnalezieniu tego nieznanego dotąd lub celowo stłumionego źródła, że Żydzi w Grazu byli jeszcze wcześniej, a więc już w 1836 r.

Frankenberger mógł mieć posiadłość w Styrii

W tym czasie w Styrii, w przeciwieństwie do sąsiedniego Burgenlandu, Żydom nie wolno było oficjalnie mieszkać. W Styrii wolno im było jednak prowadzić interesy, więc Żydzi jeździli do Grazu w sprawach handlowych. Sax uważa, że żydowscy biznesmeni, tacy jak Frankenberger, oficjalnie mieszkali i byli zameldowani w jednej z gmin Burgenlandu, ale mieli też nieoficjalną i nielegalną siedzibę w Grazu, gdzie prowadzili swoje interesy. Babcia Hitlera mogła więc równie dobrze pracować w żydowskim domu i mieć dziecko z młodszym o 23 lata Frankenbergerem.

Mogło to być również powodem dobrowolnych wpłat starego Frankenbergera na rzecz Schicklgruber, ponieważ prawdopodobnie obawiał się on, że mieszkając nielegalnie w Grazu, może zostać zdemaskowany w procesie sądowym.

Leonard Sax nie przedstawia oczywiście dowodu na to, że Hitler miał żydowskie korzenie. Podważa on jednak główną tezę wysuniętą przez prawicowo-radykalnego autora, który chciał uchronić Hitlera przed “oskarżeniem” o żydowskie korzenie: że w Grazu, gdzie mieszkała wówczas babka Hitlera, nie było Żydów.

Znany historyk dystansuje się

Uznany ekspert, taki jak Brytyjczyk Richard Evans, trzyma się od Saxa z daleka. Według Evansa nie ma nawet wiarygodnych dowodów na to, że Maria Anna Schicklgruber kiedykolwiek mieszkała w Grazu. Ani o tym, że w Grazu mieszkała rodzina Frankenbergerów. “Nie odnaleziono żadnej korespondencji między ojcem Hitlera a jego babką ojcowską” – powiedział Evans gazecie Times of Israel. Nie było też żadnych dowodów na to, że bratanek Hitlera szantażował go. Evans uważa, że spekulacje na temat ewentualnych żydowskich korzeni Hitlera pojawiają się, ponieważ wielu ludzi nie potrafi wyjaśnić jego głębokiego i morderczego antysemityzmu – chyba że miał ku temu osobiste powody. Leonard Sax nie kwestionuje tej krytyki – widzi wystarczający powód, by dalej swoją hipotezę badać.
Na podstawie: „Focus“12.08. 2019

Żółto-niebieska wstążeczka po jednej stronie, a żonkil po drugiej. Czeka nas nowa unia.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5166

„Goniec” (Toronto)  •  24 kwietnia 2022

Tym razem było inaczej, niż zwykle. Bo zwykle podczas świąt, wszystko jedno – Bożego Narodzenia, czy wielkanocnych, nasz nieszczęśliwy kraj pogrąża się w nirwanie. Tym razem tak nie było, bo zimny ruski czekista, zbrodniarz wojenny Putin, co prawda dopiero w drugi dzień świąt, rozpoczął ofensywę na wschodzie Ukrainy. Walki toczą się na prawie 500-kilometrowyn froncie, ale niezależne media głównego nurtu, powtarzając informacje wytwarzane przez stronę ukraińską, nie podają żadnych szczegółów, co skłania do podejrzeń, że inicjatywa leży po stronie Rosjan. Dodatkową poszlaką są gorzkie słowa, jakie strona ukraińska i prezydent Zełeński osobiście kieruje pod adresem niemieckiego kanclerza, że – odwrotnie niż Polska – nie chce rezygnować z rosyjskiego gazu i ropy, a w dodatku opieszale traktuje obowiązek dostarczania na Ukrainę broni. Tymczasem kilka dni przed świętami pewien kremlowski dygnitarz oświadczył, że Rosja wszystkie konwoje z bronią będzie traktowała jako „legalne cele wojskowe”. Jeśli tak by było rzeczywiście, to wojna mogłaby zakończyć się wcześniej, niż przewiduje amerykański sekretarz stanu Antoni Blinken, według którego zakończy się ona w Sylwestra 2022 roku. Ostatnim dniem 2022 roku jest bowiem Sywester, który rzeczywiście może być dla Putina datą ważną, bo właśnie wtedy, w roku 1999, prezydent Jelcyn oświadczył w telewizji: „ja uchażu w odstawku”, a nowym prezydentem Rosji został właśnie Putin, który na tamtym etapie nie tylko nie był jeszcze zbrodniarzem wojennym, ale nawet miał duszę, którą swoim przenikliwym wzrokiem dostrzegł w nim prezydent George Bush. Na razie w komunikatach dominują zapewnienia strony ukraińskiej, że będzie walczyła do końca.

Tymczasem tuż przed świętami wydarzył się incydent, który dla rządu „dobrej zmiany” może nosić nawet charakter aktu sprawiedliwości dziejowej. Oto drogą ekspresową jechał samochód prowadzony przez pana Zdziennickiego, małżonka pani Małgorzaty Gersdorf, o której stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego toczyły się takie boje na wstępnym etapie walki o praworządność w naszym bantustanie. Otóż w pewnym momencie, jadący z lewej strony samochodu wiozącego małżonków motocyklista uderzył w barierkę, ginąc na miejscu, podczas gdy jego motocykl siłą rozpędu ślizgał się po jezdni i nawet wyprzedził samochód małżonków. Widać to było na nagraniu, które zrobił jadący z tyłu samochód ciężarowy. Tymczasem małżonkowie się nie zatrzymali, tylko pojechali, jakby nigdy nic – ale policja na podstawie nagrania zidentyfikowała ich samochód. Od tej chwili przed panią Małgorzatą Gersdorf zaczęły piętrzyć się kłopoty oraz – jak to nazwała – „szykany” – co skrupulatnie odnotowywały niezależne media rządowe, dzięki czemu nawet Donald Tusk, który jest tam regularnie pokazywany jako drugi po Putinie wróg publiczny, zszedł na plan dalszy. Jednak rozpoczęta na Ukrainie ofensywa zepchnęła na dalszy plan również i tę sprawę, być może również dlatego, że z nirwany wyrwała ona również zwolenników i politycznych przyjaciół pani Małgorzaty Gersdorf, którzy rozpoczęli pracować nad korzystniejszą dla małżonków wersją wydarzenia.

Podobnie bez większego rezonansu przeszedł rozłam w Judenracie „Gazety Wyborczej”, który został ujawniony za sprawą Konstantego Geberta, co to podstępnie chciał na łamach „Gazety” zamieścić oskarżenie, jakoby ukraiński pułk „Azow” składał się z „nazistów”. Judenrat przekonywał pana Geberta, żeby użyć określenia „skrajna prawica, ale taka propozycja oburzyła pana Geberta do tego stopnia, że pożegnał się z „Gazetą Wyborczą” na dobre.

Ten incydent jednak niósł ze sobą potężny dysonans poznawczy, bo z jednej strony taki rozłam w Judenracie był dla niezależnych mediów rządowych prawdziwym darem Niebios, ale z drugiej spostrzeżenie pana Geberta o „nazistowskim” charakterze pułku „Azow” dokładnie pokrywało się z oskarżeniami zbrodniarza wojennego Putina, który jako pozór moralnego uzasadnienia inwazji na Ukrainę podaje potrzebę przeprowadzenia „denazyfikacji” tego kraju.

Tymczasem 13 kwietnia odbyła się w Mikołajkach debata na temat unii Polski z Ukrainą. Debata ta była pokłosiem Europejskiego Kongresu Samorządów, organizowanego przez Ośrodek Studiów Wschodnich. Uczestniczyli tam panowie: Władysław Kosiniak-Kamysz, pobożny poseł Jarosław Gowin, Wielce Czcigodny poseł Maciej Gdula, z porządnej, bezpieczniackich rodziny i Czesław Bielecki. Moderatorem debaty był Jan Maria Rokita, z tołstojowską brodą niemal do pasa. Dyskutanci zgodzili się, że nie ma rady, tylko trzeba przeprowadzić unię Polski z Ukrainą, to znaczy – przyłączyć Polskę do Ukrainy. Jak powiedział prezydent Zełeński, taka Ukrai… – to znaczy, pardon – oczywiście taka unia liczyłaby 80 milionów mieszkańców, czyli tyle samo, co Niemcy. Zresztą – jak zauważył Czesław Bielecki – nieważne, jak by się taki twór polityczny nazywał, bo najważniejsze jest sprawne przeprowadzenie procesu integracji. Myślę, że około 3 milionów uchodźców z Ukrainy, nie licząc co najmniej półtora miliona Ukraińców, którzy do Polski przybyli wcześniej, do sprawnej integracji z pewnością się przyczyni, a kto nie będzie chciał się integrować, albo nawet będzie się integrował, tylko opieszale, to zostanie odpowiednio podkręcony. W ten sposób, jeśli Ukraina utraciłaby swoje wschodnie, uprzemysłowione okręgi – o czym oczywiście nie może być mowy – to dzięki unii z Polską zyskałaby odpowiednią rekompensatę terytorialną, a Polska – jak to już wcześniej, w niepojętym przypływie szczerości zauważył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pan Łukasz Jasina – stałaby się „sługą narodu ukraińskiego” i to nie incydentalnie, pod pretekstem wojny, ale może już na zawsze.

Trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć, to znaczy – jak zauważył Władysław Kosiniak-Kamysz – tylko napisać przyszłą historię naszych dwóch narodów, bo emocje zostały zastąpione propolskim etosem. Tak samo mówi pani Weronika Marczuk – że mianowicie Ukraińcy się w Polsce „zakochali”. Skoro tak, to nie ma co czekać, tylko starą historię unieważnić i zabrać się do napisania nowej. Oczywiście nie wylewajmy dziecka z kąpielą i nie unieważniajmy całej dotychczasowej historii.

Na przykład – powstanie w Getcie Warszawskim. Akurat 19 kwietnia przypadła kolejna rocznica, a z tej racji wszyscy patrioci, obok wstążeczki w barwach ukraińskich z jednej strony, pozakładali sobie z drugiej strony wycięty z żółtego papieru wizerunek żonkila. W tej sytuacji na polską flagę miejsca już nie starczyło, ale w takim zestawie potrzebna ona jak psu piąta noga. Wstążeczka po jednej stronie, a żonkil po drugiej w przyszłej unii wystarczą, bo po co rozdrapywać stare rany?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Podwójny SKANDAL! Dziennikarka CNN Żydówka rzuca na wizji oszczerstwa przeciw Polsce i Polakom – w twarz Prezydentowi Dudzie. On się „tłumaczy”.

Dziennikarka CNN pyta prezydenta Dudę, czy polska pomoc Ukraińcom, to „naprawienie krzywd” za… holokaust i pogromy.

https://nczas.com/2022/04/09/skandal-dziennikarka-cnn-pyta-prezydenta-dude-czy-polska-pomoc-ukraincom-to-naprawienie-krzywd-za-holokaust-i-pogromy-video/

Prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu lewicowej amerykańskiej stacji CNN.

W czasie rozmowy dziennikarka Dana Bash zadała Dudzie pytanie, po którym powinien on przerwać wywiad, a Bash i CNN powinny zostać pozwane przez państwo polskie.

Dana Bash w rozmowie z Andrzejem Dudą stwierdziła, że „w Pana Ojczyźnie wcześniej zdarzały się pogromy przeciwko Żydom, istniały tu obozy koncentracyjne”.

Czy uważa Pan, że to, co pokazują teraz Polacy wobec Ukraińców, jest próbą naprawienia tych krzywd? –zapytała dziennikarka warszawskiego polityka.

Po tym pytaniu Duda powinien przerwać wywiad, a warszawski rząd powinien pozwać zarówno bezczelną dziennikarkę, która wybiela niemieckich nazistów i zrzuca winę za holokaust na Polaków, jak i całą stację CNN, która pozwala na takie zakłamywanie historii.

[Miał obowiązek jej powiedzieć, że dziennikarka CNN nie może być na tyle głupia, by bez świadomości kłamania powtarzać takie oszczerstwa. I zażądać natychmiastowych przeprosin.

Gdyby się wykręcała – wyjść ze studia, żądając jeszcze od dyrekcji CNN natychmiastowego usunięcia kobiety z pracy. MD]

Najwyższy polski urzędnik jednak dalej kontynuował rozmowę z Bash.

Duda wytłumaczył dziennikarce, że Żydzi, którzy zginęli w czasie wojny, byli polskimi obywatelami, Polacy pomagali im nawet za cenę własnego życia, bo taka kara czekała ich z rąk nazistów, a wśród „sprawiedliwych wśród narodów świata” najwięcej jest właśnie Polaków.

Oczywiście nie chodziło o to, żeby prezydent Duda coś odpowiedział – chodziło o same postawienie pytanie, które obrzuca Polskę i Polaków fekaliami, a co odpowiedział prezydent, to tego już nikt nie słuchał.

Dziennikarka Dana Bash urodziła się w rodzinie żydowskiej jako Dana Ruth Schwartz na Manhattanie w Nowym Jorku, córka Frances (z domu Weinman) Schwartz – autorki i pedagoga studiów żydowskich, oraz Stuarta Schwartza – producenta telewizji ABC News.

Pajace, Azow, Żydzi, Korpus Narodowy, wojna dez-informacyjna, Kołomojski, C14.

Jak prezydent Ukrainy Zełenski zawarł pokój z neonazistowskimi grupami.

2 kwietnia 2022 https://ripsonar.wordpress.com/2022/04/02/jak-zydowski-prezydent-ukrainy-zelenski-zawarl-pokoj-z-neonazistowskimi-grupami-paramilitarnymi-na-frontach-wojny-z-rosja/#more-17580

[Nie wiem, czy wszystko tu przedstawione to prawda. Sam blog – np. relacje o „kosmitach” – wątpliwy. Ale w dobie wojny dez-informacyjnej – uznałem za konieczne opublikowanie. Filmiki – w oryginale. Nie chcę obciążać mego serwera, który i taki ledwo zipie pod atakami… MDakowski]

=========================

Podczas gdy zachodnie media wykorzystują żydowskie dziedzictwo Wołodymyra Zełenskiego, by odeprzeć oskarżenia o wpływy nazistowskie na Ukrainie, prezydent oddał się siłom neonazistowskim i teraz polega na nich jako na siłach frontowych.

W październiku 2019 r. gdy wojna na wschodzie Ukrainy przeciągała się, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udał się do Zołote, miasta położonego mocno w „szarej strefie” Donbasu, gdzie zginęło ponad 14 000 osób, głównie po stronie prorosyjskiej.

Tam prezydent natknął się na zatwardziałych weteranów skrajnie prawicowych [to głupawa definicja, jak i wzięte od rewolucjonistów – morderców francuskich pojęcie „prawica”, czy „lewica” md] oddziałów paramilitarnych, które toczyły walkę z separatystami zaledwie kilka kilometrów dalej.

Wybrany na platformie deeskalacji działań wojennych z Rosją, Zełenski był zdeterminowany do egzekwowania tzw. Formuły Steinmeiera, opracowanej przez ówczesnego niemieckiego ministra spraw zagranicznych Waltera Steinmeiera, która wzywała do wyborów w rosyjskojęzycznych regionach Doniecka i Ługańska.

W konfrontacji twarzą w twarz z bojownikami neonazistowskiego batalionu Azow, którzy rozpoczęli kampanię sabotowania inicjatywy pokojowej pod nazwą „Nie dla kapitulacji”, Zełenski natknął się na mur oporu.

Po zdecydowanym odrzuceniu apeli o wycofanie się z linii frontu Zełenski załamał się przed kamerą. „Jestem prezydentem tego kraju. Mam 41 lat. Nie jestem frajerem. Przyszedłem do was i mówię: usuńcie broń” – błagał bojowników Zełenski.

Gdy wideo z burzliwej konfrontacji rozprzestrzeniło się w ukraińskich mediach społecznościowych, Zełenski stał się celem gniewnej reakcji .

Andrij Biletsky, dumny faszystowski przywódca batalionu Azow, który kiedyś obiecał „poprowadzić białe rasy świata w ostatecznej krucjacie… przeciwko dowodzonemu przez Semitów Untermenschen”, obiecał sprowadzić tysiące bojowników do Zołote, jeśli Zełenski będzie naciskał dalej. Tymczasem parlamentarzysta z partii byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki otwarcie fantazjował o tym, że granat rozerwał Zełenskiego na kawałki.

Chociaż Zełenski osiągnął niewielkie wycofanie się, neonazistowskie paramilitarne eskalowały swoją kampanię „bez kapitulacji”. W ciągu kilku miesięcy walki w Zołocie znów się zaogniły, rozpoczynając nowy cykl naruszeń porozumienia mińskiego .

W tym momencie Azov został formalnie włączony do ukraińskiego wojska, a jego uliczne skrzydło straży, znane jako Korpus Narodowy, zostało rozmieszczone w całym kraju pod nadzorem ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i razem z Policją Narodową . W grudniu 2021 r. Zełenski wręczył nagrodę „Bohatera Ukrainy” przywódcy faszystowskiego Prawego Sektora podczas ceremonii w parlamencie Ukrainy.

Zbliżał się konflikt z Rosją na pełną skalę, a dystans między Zełenskim a paramilitarnymi ekstremistami szybko się zmniejszał.

24 lutego, kiedy rosyjski prezydent Władimir Putin wysłał wojska na terytorium Ukrainy z określoną misją „demilitaryzacji i denazyfikacji” tego kraju, amerykańskie media rozpoczęły własną misję: zaprzeczyć władzy neonazistowskich oddziałów paramilitarnych nad wojskiem kraju i sfera polityczna. Jak nalegało finansowane przez rząd amerykańskie Narodowe Radio Publiczne , „język Putina [o denazyfikacji] jest obraźliwy i nie jest zgodny z faktami”.

W dążeniu do odwrócenia się od wpływów nazizmu we współczesnej Ukrainie, amerykańskie media znalazły swoje najskuteczniejsze narzędzie PR w postaci Zełenskiego, byłej gwiazdy telewizji i komika z żydowskiego pochodzenia. Jest to rola, którą z chęcią przyjął aktor, który stał się politykiem.

Ale jak zobaczymy, Zełenski nie tylko oddał ziemię neonazistom pośród siebie, ale powierzył im rolę na pierwszej linii frontu w wojnie swojego kraju przeciwko siłom prorosyjskim i rosyjskim.

Żydowskość prezydenta jako narzędzie PR mediów zachodnich 

Na kilka godzin przed przemówieniem prezydenta Putina z 24 lutego ogłaszającym denazyfikację jako cel rosyjskich operacji, ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski „zapytał, w jaki sposób ludzie, którzy stracili osiem milionów swoich obywateli w walce z nazistami, mogą wspierać nazizm”, według BBC .

Wychowany w niereligijnej rodzinie żydowskiej w Związku Radzieckim w latach 80. Zełenski w przeszłości bagatelizował swoje dziedzictwo. „Fakt, że jestem Żydem, ledwie stanowi 20 na mojej długiej liście błędów” – żartował podczas wywiadu w 2019 r ., w którym odmówił wchodzenia w szczegóły dotyczące jego pochodzenia religijnego.

Dziś, gdy wojska rosyjskie atakują miasta takie jak Mariupol, który faktycznie znajduje się pod kontrolą batalionu Azow, Zełenski nie wstydzi się już nadawać swojej żydowskości. „Jak mogłem być nazistą?” zastanawiał się głośno podczas publicznego przemówienia. Dla amerykańskich mediów zaangażowanych w totalną wojnę informacyjną przeciwko Rosji żydowskie pochodzenie prezydenta stało się podstawowym narzędziem public relations.

Kilka przykładów rozmieszczenia Zełenskiego przez amerykańskie media jako tarczy przeciwko zarzutom szalejącego nazizmu na Ukrainie znajduje się poniżej (zobacz wideo powyżej):

  • PBS NewsHour odnotował komentarze Putina na temat denazyfikacji z kwalifikatorem: „mimo że prezydent Wołodymyr Zełenski jest Żydem, a jego stryjeczni wujkowie zginęli w Holokauście”.
  • W Fox & Friends były oficer CIA Dan Hoffman oświadczył, że „szczytem hipokryzji jest wzywanie narodu ukraińskiego do denazowania – w końcu ich prezydent jest Żydem”.
  • W MSNBC demokratyczny senator z Wirginii Mark Warner powiedział, że „terminologia Putina jest skandaliczna i wstrętna, jak to jest – „denazify” tam, gdzie, szczerze mówiąc, masz żydowskiego prezydenta w osobie pana Zełenskiego. Ten facet [Putin] jest na własnym rodzaju osobistego dżihadu, aby przywrócić większą Rosję”.
  • Republikańska senator Marsha Blackburn powiedziała w Fox Business, że „jest pod wrażeniem prezydenta Zełenskiego i jego postawy. I żeby Putin poszedł tam i powiedział „zamierzamy denazować”, a Zełenski jest Żydem”.
  • W wywiadzie dla Wolfa Blitzera z CNN gen. John Allen potępił użycie przez Putina terminu „de-nazify”, podczas gdy dziennikarz i były lobbysta Izraela potrząsali głową z obrzydzeniem. W osobnym wywiadzie dla Blitzera, tak zwany „ukraiński demaskator” i urodzony na Ukrainie Alexander Vindman narzekali, że twierdzenie jest „patentownie absurdalne, naprawdę nie ma żadnej zasługi… wskazałeś, że Wołodymyr Zełenski jest Żydem… społeczność żydowska [jest] objął. To jest centralne miejsce w kraju i nie ma nic w tej nazistowskiej narracji, tej faszystowskiej narracji. Jest sfabrykowany jako pretekst”.

Za spinem korporacyjnych mediów kryją się złożone i coraz bliższe relacje administracji Zełenskiego z siłami neonazistowskimi, którym państwo ukraińskie powierzyło kluczowe stanowiska wojskowe i polityczne, oraz władza, jaką cieszą się ci otwarci faszyści od czasu zainstalowania przez Waszyngton reżimu sprzymierzonego z Zachodem poprzez zamach stanu w 2014 roku.

W rzeczywistości główny sponsor finansowy Zełenskiego, ukraiński żydowski oligarcha Igor Kołomojski, był kluczowym dobroczyńcą neonazistowskiego batalionu Azow i innych ekstremistycznych milicji.

Batalion Azowski maszeruje z inspirowanymi nazistami flagami Wolfsangel w Mariupolu, sierpień 2020 r.

Wspierani przez czołowego finansistę Zełenskiego, neonazistowscy bojownicy wywołują falę zastraszania

Włączony do Ukraińskiej Gwardii Narodowej Batalion Azowski jest uważany za najbardziej ideologicznie gorliwą i zmotywowaną militarnie jednostkę walczącą z prorosyjskimi separatystami we wschodnim Donbasie.

Z inspirowanymi nazistami insygniami Wolfsangel na mundurach bojowników, którzy zostali sfotografowani z nazistowskimi symbolami SS na hełmach, Azov „jest znany z powiązania z ideologią neonazistowską… [i] uważa się, że brał udział w szkoleniach i radykalizacji Amerykańskie organizacje białej supremacji”, zgodnie z aktem oskarżenia FBI skierowanym do kilku amerykańskich białych nacjonalistów, którzy przyjechali do Kijowa, by trenować z Azowem.

Igor Kołomojski, ukraiński baron energetyczny pochodzenia żydowskiego, był głównym sponsorem Azowa od czasu jego powstania w 2014 roku. Dofinansował także prywatne milicje, takie jak bataliony Dnipro i Aidar, i rozmieścił je jako osobisty oddział bandytów, aby chronić swoją interesy finansowe.

W 2019 r. Kołomojski wyłonił się jako główny zwolennik kandydatury Zełenskiego na prezydenta. Chociaż Zełenski uczynił z walki z korupcją sztandarową kwestię w swojej kampanii, „Pandora Papers” ujawniły , że on i członkowie jego wewnętrznego kręgu przechowują duże płatności od Kołomojskiego w mrocznej sieci zagranicznych kont.

Prezydent Zełenski (C) spotyka się z miliarderem oligarchą i wspólnikiem biznesowym Ihorem Kołomojskim 10 września 2019 r.

Kiedy Zełenski objął urząd w maju 2019 r., Batalion Azowski utrzymał de facto kontrolę nad strategicznym południowo-wschodnim miastem portowym Mariupolem i okolicznymi wioskami. Jak zauważyła Otwarta Demokracja : „Azow z pewnością ustanowił polityczną kontrolę nad ulicami Mariupola. Aby utrzymać tę kontrolę, muszą reagować gwałtownie, nawet jeśli nie oficjalnie, na każde wydarzenie publiczne, które wystarczająco odbiega od ich programu politycznego”.

Ataki Azowa w Mariupolu obejmowały między innymi ataki na „feministki i liberałów” maszerujących w Międzynarodowy Dzień Kobiet.

W marcu 2019 r. członkowie Korpusu Narodowego Batalionu Azowskiego zaatakowali dom Wiktora Medwedczuka, czołowego działacza opozycji na Ukrainie, oskarżając go o zdradę stanu za przyjazne stosunki z Władimirem Putinem, ojcem chrzestnym córki Medwedczuka.

Administracja Zełenskiego eskalowała atak na Medwedczuka, zamykając kilka kontrolowanych przez niego mediów w lutym 2021 r. za otwartą aprobatą Departamentu Stanu USA, a trzy miesiące później skazując lidera opozycji za zdradę . Zełenski uzasadniał swoje działania tym, że musiał „walczyć z niebezpieczeństwem rosyjskiej agresji na arenie informacyjnej”.

Następnie, w sierpniu 2020 r., Korpus Narodowy Azowa otworzył ogień do autobusu z członkami partii Medwedczuka Patriots for Life, raniąc kilku pokrytymi gumą stalowymi kulami.

Zełenskiemu nie udało się powstrzymać neonazistów, skończył z nimi współpracę

Po nieudanej próbie zdemobilizowania neonazistowskich bojowników w mieście Zołote w październiku 2019 r. Zełenski wezwał bojowników do stołu, mówiąc dziennikarzom: „Wczoraj spotkałem się z weteranami. Wszyscy tam byli – Korpus Narodowy, Azow i wszyscy inni”.

Kilka miejsc dalej od żydowskiego prezydenta był Yehven Karas, przywódca neonazistowskiego gangu C14.

Zełenski spotyka się z „weteranami”, w tym z Jehvenem Karasem (z prawej) i Dmytro Szatrowskim, dowódcą batalionu Azowskiego (na dole po lewej).

Podczas Majdanu „Rewolucji Godności”, która obaliła wybranego prezydenta Ukrainy w 2014 roku, aktywiści C14 przejęli kijowski ratusz i otynkowali jego ściany neonazistowskimi insygniami, zanim schronili się w kanadyjskiej ambasadzie .

Jako byłe skrzydło młodzieżowe ultranacjonalistycznej partii Svoboda, C14 wydaje się czerpać swoją nazwę od niesławnych 14 słów amerykańskiego przywódcy neonazistów Davida Lane’a: ​​„Musimy zabezpieczyć istnienie naszego narodu i przyszłość dla białych dzieci”.

Oferując dokonanie spektakularnych aktów przemocy w imieniu każdego, kto jest gotów zapłacić, chuligani nawiązali przytulne relacje z różnymi organami rządzącymi i potężnymi elitami w całej Ukrainie .

W raporcie Reutersa z marca 2018 r . stwierdzono, że „C14 i władze miasta Kijowa podpisały niedawno porozumienie umożliwiające C14 ustanowienie „straży miejskiej” do patrolowania ulic”, skutecznie dając im sankcję państwa na przeprowadzanie pogromów.

Jak donosił The Grayzone , C14 we współpracy z kijowską policją przeprowadził nalot w celu „wyczyszczenia” Romów z dworca kolejowego w Kijowie .

Ta działalność została nie tylko usankcjonowana przez rząd miasta Kijowa, ale sam rząd USA nie widział z tym problemu, goszcząc Bondara w oficjalnej instytucji rządowej USA w Kijowie, gdzie chwalił się pogromami. C14 przez cały 2018 r. nadal otrzymywał fundusze państwowe na „edukację narodowo-patriotyczną”.

Karas twierdził , że ukraińskie służby bezpieczeństwa „przekażą” informacje o wiecach proseparatystycznych „nie tylko nam, ale także Azowowi, Prawemu Sektorowi i tak dalej”.

„Ogólnie rzecz biorąc, pracują dla nas deputowani wszystkich frakcji, Gwardii Narodowej, Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Możesz tak żartować – powiedział Karas.

Przez cały 2019 r. Zełenski i jego administracja pogłębili swoje więzi z elementami ultranacjonalistycznymi w całej Ukrainie.

Ówczesny premier Oleksiy Honcharuk na scenie na koncercie neonazistowskim „Weterani Silni”

Po udziale premiera w koncercie neonazistów Zełenski uhonorował lidera Prawego Sektora

Zaledwie kilka dni po spotkaniu Zełenskiego z Karasem i innymi neonazistowskimi przywódcami w listopadzie 2019 r. na scenie na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 wystąpił Ołeksij Honczaruk – ówczesny premier i wiceszef gabinetu Zełenskiego – na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 i oskarżony o mordercę Andrija Medwedkę .

Minister ds. Weteranów Zełenskiego nie tylko wzięła udział w koncercie, na którym wystąpiło kilka antysemickich zespołów metalowych, ale także promowała koncert na Facebooku.

Również w 2019 roku Zełenski bronił ukraińskiego piłkarza Romana Zolzulyi przed hiszpańskimi kibicami, którzy szydzili z niego jako „nazistę”. Zolzulya pozował obok zdjęć nazistowskiego kolaboranta Stepana Bandery z czasów II wojny światowej i otwarcie wspierał Batalion Azowski. Zełenski odpowiedział na kontrowersje, ogłaszając, że cała Ukraina poparła Zolzulyę, opisując go jako „nie tylko fajnego piłkarza, ale prawdziwego patriotę”.

W listopadzie 2021 r. jeden z najwybitniejszych ultranacjonalistycznych ukraińskich milicjantów Dmytro Jarosz ogłosił , że został mianowany doradcą Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy. Yarosh jest zdeklarowanym zwolennikiem nazistowskiego kolaboranta Bandery, który kierował Prawym Sektorem w latach 2013-2015, przysięgając , że poprowadzi „derusyfikację” Ukrainy.

Dmytro Yarosh pozuje z dowódcą sił zbrojnych Ukrainy

Miesiąc później, gdy zbliżała się wojna z Rosją, Zełenski przyznał dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło odznaczenie „Bohater Ukrainy”. Znany jako „Da Vinci”, Kosyubaylo trzyma w swojej pierwszej bazie wilka i lubi żartować odwiedzającym reporterom, że jego bojownicy „karmią go kośćmi rosyjskojęzycznych dzieci”.

Zełenski wręcza dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło nagrodę „Bohatera Ukrainy”

Ukraiński wspierany przez państwo neonazistowski przywódca afiszuje się z wpływami w przededniu wojny z Rosją 

5 lutego 2022 r., zaledwie kilka dni przed wybuchem wojny na pełną skalę z Rosją, Jewhen Karas z neonazistowskiego C14 wygłosił w Kijowie straszne przemówienie publiczne, którego celem było podkreślenie wpływu, jaki jego organizacja i inne jej podmioty cieszyły się na politykę ukraińską.

„LGBT i zagraniczne ambasady mówią, że na Majdanie nie było wielu nazistów, może około 10 procent prawdziwych ideologicznych” – zauważył Karas. „Gdyby nie te osiem procent [neonazistów], skuteczność [przewrotu na Majdanie] spadłaby o 90 procent”.

Głosił, że Majdan „Rewolucja Godności” z 2014 roku byłaby „paradą gejów”, gdyby nie instrumentalna rola neonazistów.

Karas kontynuował opinię, że Zachód uzbroił ukraińskich ultranacjonalistów, ponieważ „zabijanie sprawia nam przyjemność”. Fantazjował też o bałkanizacji Rosji, deklarując, że należy ją podzielić na „pięć różnych” krajów.

Jewhen Karas wygłasza nazistowski salut.

„Jeśli zginiemy… zginiemy w świętej wojnie”

Kiedy 24 lutego siły rosyjskie wkroczyły na Ukrainę, okrążając ukraińskie wojsko na wschodzie i zmierzając w kierunku Kijowa, prezydent Zełenski ogłosił narodową mobilizację, która obejmowała uwolnienie przestępców z więzienia, w tym oskarżonych morderców poszukiwanych w Rosji. Pobłogosławił także dystrybucję broni wśród przeciętnych obywateli i ich szkolenie przez zaprawione w bojach oddziały paramilitarne, takie jak Batalion Azowski.

W związku z toczącymi się walkami Narodowy Korpus Azowa zgromadził setki zwykłych cywilów, w tym babć i dzieci, do trenowania na placach i magazynach od Charkowa przez Kijów do Lwowa.

27 lutego na oficjalnym koncie Gwardii Narodowej Ukrainy na Twitterze pojawił się film, na którym „Bojownicy Azowa” smarują swoje kule słoniną, aby upokorzyć rosyjskich bojowników muzułmańskich z Czeczenii.

Dzień później Korpus Narodowy Batalionu Azowskiego ogłosił , że policja Obwodowa Batalionu Azowskiego zacznie wykorzystywać miejski budynek Obwodowej Administracji Państwowej jako kwaterę główną obrony. Nagranie opublikowane następnego dnia w Telegramie pokazuje, że budynek okupowany przez Azowa został trafiony przez rosyjskie naloty.

Oprócz zezwolenia na uwolnienie zatwardziałych przestępców do przyłączenia się do walki z Rosją, Zełenski nakazał wszystkim mężczyznom w wieku bojowym pozostać w kraju. Bojownicy Azowa przystąpili do egzekwowania tej polityki, brutalizując ludność cywilną próbującą uciec przed walkami wokół Mariupola.

Według greckiego mieszkańca Mariupola, z którym niedawno rozmawiała grecka stacja informacyjna: „Kiedy próbujesz odejść, ryzykujesz wpadnięciem na patrol ukraińskich faszystów, Batalion Azowski”, powiedział, dodając „zabiliby mnie i są odpowiedzialni za wszystko.”

Nagranie opublikowane online wydaje się pokazywać umundurowanych członków faszystowskiej ukraińskiej milicji w Mariupolu, którzy brutalnie wyciągają uciekających mieszkańców ze swoich pojazdów na muszce.

Inne wideo nagrane w punktach kontrolnych wokół Mariupola przedstawiało bojowników Azowa strzelających i zabijających cywilów próbujących uciec.

1 marca Zełenski zastąpił regionalnego administratora Odessy Maksymem Marczenko, byłym dowódcą skrajnie prawicowego batalionu Ajdar, oskarżanego o szereg zbrodni wojennych w Donbasie.

W międzyczasie, gdy ogromny konwój rosyjskich pojazdów opancerzonych uderzył w Kijów, Yehven Karas z neonazistowskiego C14 umieścił na YouTube  wideo z wnętrza pojazdu prawdopodobnie przewożącego myśliwce.

„Jeśli zginiemy, to cholernie wspaniale, bo to oznacza, że ​​zginęliśmy w świętej wojnie” – wykrzyknął Karas. „Jeśli przeżyjemy, będzie jeszcze lepiej! Dlatego nie widzę w tym wad, tylko zalety!”

ZA: How Ukraine’s Jewish president Zelensky made peace with neo-Nazi paramilitaries on front lines of war with Russia, [The GrayZone], autorzy: ALEXANDER RUBINSTEIN AND MAX BLUMENTHAL z dn. 4.03.2022

Hipokryzja holenderskich Żydów: jesteśmy za przyjmowaniem imigrantów, lecz przeciwni lokowaniu ich niedaleko naszych dzielnic !

Przedstawiciele społeczności żydowskiej zamieszkującej w południowej dzielnicy Amsterdamu wyrazili zaniepokojenie w związku z planami zakwaterowania w lokalnym ośrodku pomocy 400 uchodźców z Syrii i Iraku.

https://www.bibula.com/?p=83801

——————————

Po ogłoszeniu przez władze miasta planów przyjęcia imigrantów i ulokowania ich w budynkach rządowych, również w tych położonych kilometr od Buitenveldert, największego skupiska Żydów mieszkających w Holandii, rozległ się sprzeciw społeczności żydowskiej.

Centralny Zarząd Żydowski (CJB) jest zaniepokojony „możliwością incydentów”, a szef CJB, Ron van der Wieken, nie mógł lepiej ukazać hipokryzji środowisk żydowskich, stwierdzając: „Aby nie było żadnych wątpliwości: społeczność żydowska jest całkowicie za przyjmowaniem uchodźców wojennych, ale [w tym przypadku] mamy duże zastrzeżenia”. Te zastrzeżenia dotyczą oczywiście nie tyle przyjmowania uchodźców – bowiem łatwo jest wypowiadać gładkie zapewnienia w imieniu innych – lecz lokowania ich w dzielnicach niedaleko społeczności żydowskich.

Innymi słowy: ci, co najwięcej rozprawiają na temat „ksenofobii” i „antyimigracyjnych nastrojów” u innych, gdy skonfrontowani zostają z rzeczywistością i poddani zostają tym samym warunkom, o które nawołują, sami stają się największymi wrogami przyjmowania uchodźców. Albo jeszcze krócej o hipokryzji żydowskich działaczy: są pierwsi w narzucaniu warunków innym, a ostatni w przyjmowaniu ich przez siebie.

Jest jeszcze jeden ważny element tak często pomijany w dyskusjach nad problemem imigrantów, a chodzi właśnie o prawdziwe przyczyny rozlokowywania obcych kulturowo imigrantów wśród społeczności – tak w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych. Otóż najbardziej zainteresowaną grupą etniczną w dywersyfikacji narodowościowo-etniczno -religijno-kulturowej są właśnie Żydzi. Jak szczerze przyznał to swego czasu Leonard S. Glickman, prezydent Hebrew Immigrant Aid Society, w odniesieniu do podnoszenia kwot przyjmowania imigrantów w Stanach Zjednoczonych: „Im bardziej amerykańskie społeczeństwo jest zdywersyfikowane, tym bezpieczniej dla Żydów.”

Opracowanie: WWW.BIBULA.COM na podstawie: NLTimes (Oct 13, 2015) | http://www.nltimes.nl/2015/10/13/jewish-leaders-say-no-to-syrian-refugees-on-anti-semitism-concern/

Operacja przerzutu ukraińskich Żydów. Przygotowali się wcześniej. Główny szlak prowadzi przez Warszawę.

Trwa wielka operacja przerzutu Żydów do „kraju przodków”. Była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę – podaje „Rzeczpospolita”.

Jak podaje dziennik, główny szlak wiedzie przez Polskę. Inne przez Rumunię, Węgry i w mniejszej skali przez Mołdawię.

Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w centrum Warszawy, działa tu tymczasowy oddział ambasady izraelskiej, pracują przedstawiciele organizacji, w tym Agencji Żydowskiej, zajmujący się organizowaniem aliji, powrotu do kraju przodków, czyli migracji do Izraela.

„Pierwszy lot z Warszawy odbył się w poprzedni wtorek. Potem kolejne dwa. Na piątek i sobotę szykujemy następne” – powiedział „Rzeczpospolitej” Szmuel Szpak, główny menedżer operacji przerzutu, wcześniej przez cztery i pół roku szef Agencji Żydowskiej na Ukrainie (ewakuował się z Kijowa wraz z pracownikami ambasady izraelskiej pod koniec lutego).

„Mieliśmy informację”

Poinformował, że przygotowania zaczęły się pod koniec stycznia. Na uwagę gazety, że to dużo wcześniej, niż Putin zaczął wojnę, odpowiedział: „Mieliśmy informacje”.

Szmuel Szpak dodał, że jego organizacja zawczasu przygotowała schronisko przy polskiej granicy koło Lwowa. Tam trafiali ukraińscy Żydzi, których potem kierowano do sąsiednich krajów.

W Warszawie – jak czytamy – procedura trwa trzy doby: potwierdzenie przez ambasadę prawa do aliji, wypełnienie koniecznych dokumentów, wydanie wizy i skierowanie na lotnisko. Paszport dostaje się już w Izraelu. Dotychczas z Polski wyleciały, jak mówi Szpak, „setki” osób. A ma wylecieć kilka tysięcy.

——————–

Z kraju przodków to oni raczej wyjeżdżają. Kaganat Chazarski to tereny dzisiejszej Ukrainy.

Kiedy będą wracać – w triumfie – i w milionach – na „ziemie przodków” – Ukrainę?

“Dzień dialogu” synkretyzmu z judaizmem – religią opartą na nienawiści do Jezusa Zbawiciela, Maryi i chrześcijan

Dziś, 17 stycznia, hierarchia [posoborowie. MD] obchodzi dzień dialogu z judaizmem, święto hipokryzji, zakłamania, i ukrywania faktów. Media klerykalne, w duchu pseudo posoborowego wykorzeniania katolicyzmu z Kościoła, są pełen ckliwych filosemickich artykułów, zachwytów nad chasydami, ekumenicznych bredni, które służą ukrywaniu bolesnej prawdy o nienawiści rasowej Żydów wobec chrześcijan wyrosłej z judaizmu.

Od wielu wrogie siły sabotujące działania Kościoła katolickiego chcą wykorzenić z Kościoła katolicyzm i zastąpić go bluźnierczym uwielbieniem dla judaizmu i religii holocaustu. Służy temu również i dzień dialogu z judaizmem.

Warto więc przypomnieć pełne mowy nienawiści wobec chrześcijan modlitwy judaistów i nauczanie Talmudu szkalujące Jezusa.

Przeklinanie chrześcijan

Żydowskie modlitwy przybliżył polskiemu czytelnikowi Paweł Lisicki w wydanej przez Fabrykę Słów książce „Krew na naszych rękach?”. Żydzi od wieków przeklinają chrześcijan, Jezusa i jego nauczanie. Dziś znane są (pochodzące od XI do XIX wieku) 124 rękopisy żydowskich anty ewangelii. W rękopisach tych Matka Boska przedstawiana jest jako prostytutka, a Jezus jako bękart i magik.

Od wieków judaiści obchody święta Purim wykorzystywali do antykatolickich ekscesów (zakazał je w IV wieku cesarz Teodozjan). W V wieku Sokrates Scholastyk opisywał, jak w 415 judaiści w Purim ukrzyżowali i zabili w czasie purimowej zabawy chrześcijańskiego chłopca.

W swoich modlitwach judaiści mianem Amalekitów (ludu wyrżniętego przez Izraelitów w Starym Testamencie) określali chrześcijan, uznając, że eksterminacja wyznawców Jezusa jest obowiązkiem religijnym.

Nienawiść do krzyża

Przez wieki judaiści demonstrowali swoją nienawiść do krzyża. Na jego widok pokazywali swoje genitalia, oddawali mocz na krucyfiksy, niszczyli przydrożne krzyże i kapliczki. Od XIII wieku judaiści profanowali hostię – wiązało się to z ogłoszeniem przez IV Sobór Laterański dogmatu o realnym przeistoczeniu i wprowadzeniu święta Bożego Ciała.

Żydowskie modlitwy z okazji judaistycznych świąt pełne były złorzeczenia wobec chrześcijaństwa. Pomimo to Kościół katolicki przeciwstawiał się nienawiści wobec Żydów. Nienawiść świeckich wobec Żydów spowodowana była żydowskim wyzyskiem ekonomicznym (między innymi lichwą i zbieraniem podatków, z których duża część trafiała do żydowskich kieszeni, a nie do państwa) i wspieraniem przez Żydów islamskiej agresji na Europę.

Katolicyzm — prawdziwy Izrael

Dość poważnym błędem jest postrzeganie judaizmu jako religii, która w niezmienionej formie przetrwać miała od czasów biblijnych Izraelitów, religii, z której wyrosnąć miało chrześcijaństwo. W rzeczywistości chrześcijaństwo i judaizm wyrosły z monoteizmu biblijnych Izraelitów. Chrześcijaństwo to przyjęcie Jezusa zapowiadanego przez biblijnych proroków i zachowanie wybraństwa bożego. Judaizm to odrzucenie Jezusa, a więc i starotestamentowych proroków oraz wybraństwa. Dziś prawdziwym i jedynym Izraelem, narodem wybranym, jest katolicyzm. Judaizm to błędna nauka, która przez wieki kształtowała się w wyniku nienawiści do Jezusa i jego nauki.

Wyrazem nienawiści do Jezusa i jego nauki jest to, jak Jezus jest opisany w Talmudzie. Ostateczna wersja Talmudu powstała w III i IV wieku. W Talmudzie znalazły się nauki żydowskie o Jezusie z pierwszych wieków. Jezus opisywany jest w Talmudzie (konkretnie w tych wersjach, które mogłyby być przeczytane przez gojów) bez podania imienia. Taka praktyka podyktowana była pogardą judaistów dla Jezusa, który zdaniem judaistów nie był godzien, by pamiętano o jego imieniu. Jezus w Talmudzie nazywany jest mianem ”peloni” czyli ”niejaki”.

Jezus w piekle?

Według Talmudu Jezusa i jego naukę należy zapomnieć i odrzucić, bo Jezus miał być oszustem, zdrajcą i niewiernym. Autorzy Talmudu opisując Jezusa, parodiują opowieści ewangeliczne, nadając im odmienne przesłanie. W Talmudzie judaiści deklarują swoją dumę z zabicia Jezusa, z racji na to, że Jezus był, zdaniem twórców Talmudu, bluźniercą i bałwochwalcą. Według nauk Talmudu Jezus i jego uczniowie mieli trafić do piekła, gdzie Jezus mam przez wieczność cierpieć męki przebywając w kotle gotującego się kału.

Talmud głosi, że Jezus był bękartem, synem rzymskiego żołnierza ”Pantery” lub „Pandery” (słowo to brzmi podobnie po hebrajsku jak dziwka, mit nieizraelickiego pochodzenia Jezusa pochodzący z Talmudu rozpowszechniali też niemieccy narodowi socjaliści, którzy nie kryli, że inspiracją dla nazizmu były rasizm żydowski). Jezus, według Talmudu, miał poznać arkana magii w Egipcie i wykorzystywać diabelską czarną magię do dokonywania cudów. Maryja matka Jezusa, według Talmudu, miała być prostytutką i fryzjerką, a więc Jezus, zgodnie z naukami Talmudu, był synem dziwki.

Według Talmudu nie było niepokalanego poczęcia, Jezus był równie niemoralny, jak jego matka – według Talmudu Maria Magdalen była nie tylko kochanka Jezusa, ale i jego siostra, z którą Jezus współżył, gdy ta miała okres i którą miał zdradzać z innymi kobietami.

Tematykę nienawiści Talmudu do Jezusa w poruszył Piotr Zychowicz w swojej rozmowie (zamieszczonej w pracy „Żydzi”) z Peterem Schäferem (autorem książki ”Jesus in the Talmud”). Zdaniem Petera Schäfera Talmud (napisany w duchu polemiki z Ewangeliami) głosił, że Jezus był bękartem, synem Panthery i Maryi. Według Talmudu Jezus miał mieć dzieci ze swoja kochanką Marią Magdaleną i miał być czarnoksiężnikiem. Nie da się ukryć związków talmudycznych treści o Jezusie z treściami gnostyckimi i heretyckimi. Według Talmudu Jezus został przez Żydów ukamienowany, a jego zmasakrowane zwłoki powieszono na drzewie. Talmud negatywnie też oceniał chrześcijan jako bałwochwalców, uprawiających rytualne orgie seksualne, kanibali zjadających dzieci. Antychrześcijańskie treści w Talmudzie były w pierwszych wiekach paliwem dla prześladowań chrześcijan, jakie dokonywali Żydzi.

Treści zawarte w Talmudzie a dotyczące Jezusa opisał w książce „Żydowskie dzieje i religia” Izrael Szahak. Według Izraela Szachaka Talmud i inne pisma talmudyczne zawierają wiele bluźnierstw pod adresem Jezusa. Pisma talmudyczne i Talmud zarzucają Jezusowi, że był zboczeńcem seksualnym, głoszą, że Jezus za karę będzie gotował się w odchodach, dodają po imieniu Jezusa „niechaj sczeźnie imię tego niegodziwca”.

Talmud zdaniem Izraela Szahaka nakazuje publiczne palenie Nowego Testamentu, nakaz ten jest do dzisiaj aktualny i praktykowany. „23 marca 1980 roku spalono w Jerozolimie, ceremonialnie i pod auspicjami Jad Leachim, żydowskiej organizacji religijnej, subsydiowanej przez izraelskie Ministerstwo ds. Wyznań, setki egzemplarzy Nowego Testamentu”.

Żydzi, by nie dopuścić do publikacji książek obnażających bluźnierstwa Talmudu, przekupywali władze, by zakazały rozpowszechniania takich tekstów.

Jan Bodakowski https://medianarodowe.com/2022/01/17/bodakowski-dzis-dzien-dialogu-z-judaizmem-religia-oparta-na-nienawisci-do-jezusa-i-chrzescijan/

Polskie przyczółki Józia Bidena

Wygląda na to, że ani prezydent Józio Biden, ani jego pierwszy minister Antoni Blinken z pierwszorzędnymi korzeniami białostockimi, ani też Nasz Nowy Złoty Pan z Berlina, nie mogą się zdecydować, co z tą Polską w końcu zrobić. Jedno wydaje się pewne – o czym poinformował nas pretendujący do stanowiska ambasadora USA w Warszawie pan Brzeziński – że USA będą pilnowały, by w Polsce nikt już się nie ośmielił sprzeciwić sodomitom. W Ameryce już tak jest, więc nic dziwnego, że tamtejsi aktywiści próbują podciągnąć do tego ideału wszystkie państwa sojusznicze. Tak, jakby nie mieli innych, większych zmartwień. Może zresztą nie mają, bo – jak to mówią Rosjanie – „ot żyru biesiatsia”, czyli od dobrobytu wariują. Esperons, że jednak nie jest aż tak tragicznie, bo poza komunistyczną awangardą, w Ameryce jest jeszcze całkiem sporo ludzi normalnych, którzy kontaktu z rzeczywistością nie utracili. Wprawdzie jest to założenie zuchwałe, ale może należy do nich również prezydent Józio Biden. Jak pamiętamy, w czerwcu oddał Naszej Złotej Pani Polskę w arendę, w związku z czym Donald Tusk dostał zadanie zagospodarowania w imieniu Rzeszy tego podarowanego Lebensraum. Sęk w tym, że nie do końca wiadomo, jaki jest jego zasięg. Oto bowiem do Kongresu USA nie został zaproszony Donald Tusk, tylko jego polityczny konkurent w obozie zdrady i zaprzaństwa, Rafał Trzaskowski. Obsrał on tam Polskę – bo po to właśnie go zaprosili – ale przecież Donald Tusk też potrafiłby Polskę obsrać. Nie o samo obsranie tutaj więc chodziło, tylko o wskazanie, że Donald Tusk nie jest Najukochańszą Duszeńką Naszego Najważniejszego Sojusznika. Najwyraźniej w Ameryce uważają, że Rafał Trzaskowski nie jest przez Niemców trzymany na takiej krótkiej smyczy, jak Donald Tusk. Czy to prawda – to rzecz do dyskusji – ale powiedzmy, że prawda.

Jeśli tak, to znaczy, że podarowane Naszej Złotej Pani Lebensraum nie jest nieograniczone i że mimo oddania jej Polski w arendę, Nasz Najważniejszy Sojusznik chciałby jednak jakieś przyczółki sobie w Polsce zostawić na wypadek, gdy formacji Naczelnika Państwa powinie się noga. Nawiasem mówiąc, Naczelnik Państwa, chociaż przecież gotów w podskokach spełniać, a nawet zgadywać amerykańskie życzenia – o czym przekonaliśmy się podczas prac nad ustawą nr 447 – musiał się już znudzić tamtejszym komunistom, którzy nie mogą się już doczekać, by cały świat, a jeśli nawet nie cały, to przynajmniej tę część, którą kontrolują, przerobić na jeden wielki darkroom. Jak wiadomo, jest to pozbawiona wszelkiego światła kanciapa, do której wchodzą sodomici i rżną się z kim popadnie, raz paciakując w popielnik, a zaraz potem – w otwór gębowy – co ponoć dostarcza im niezapomnianych przeżyć.

Jeśli tak byłoby rzeczywiście, to by znaczyło, że „senator wypadł łaski” i nie pomoże mu nawet organizowanie w Warszawie zjazdów partii przez jakieś nieporozumienie nazywanych „prawicowymi”, podczas gdy tak naprawdę chodzi o różne ugrupowania socjalistyczne, zarówno narodowe, jak i internacjonalne. Na przykład taki Front Narodowy. Kiedyś odwiedziłem jego główną siedzibę w Paryżu i poprosiłem o materiały programowe, które mi podarowano. Zorientowałem się, że FN jest ugrupowaniem narodowo-socjalistycznym, oczywiście bez żadnej niemieckiej demoniczności, bo pani Maryna przed Żydami skacze dziś z gałęzi na gałąź, a jego program można streścić w krótkich żołnierskich słowach: socjal tak – ale tylko dla Francuzów.

Taka to ci prawica, zresztą taka sama, jak Prawo i Sprawiedliwość, które nawet już nie ukrywa, że chce doprowadzić do całkowitego ekonomicznego uzależnienia obywateli od państwa. To już stopniowo się dokonuje, a kropkę nad „i” może postawić „Polski Ład”, w następstwie którego coraz większa część dochodów obywateli nie będzie brała się z pracy, tylko z rządowych zasiłków. Ukoronowaniem może być minimalny dochód gwarantowany, będący przecież marzeniem Lewicy.

Jeśli tedy Nasz Najważniejszy Sojusznik znajdzie sobie u nas nowe Najukochańsze Duszeńki, które namaści na Naszych Umiłowanych Przywódców, to musi odpowiednio rozdzielić zadania. Otóż pan Trzaskowski może dostać zadanie politycznego zagospodarowania „kobiet” i sodomitów, w czym ma już sporą eksperiencję, natomiast pan Hołownia, który też jest amerykańskim wynalazkiem, najwyraźniej dostał zadanie zagrodzenia Konfederacji drogi do władzy. Jak bowiem wiadomo, Konfederacja w polityce zagranicznej sprzeciwia się robieniu na życzenie Naszego Najważniejszego Sojusznika głupstw w rodzaju zabawy w mocarstwowość z udziałem pani Swietłany Cichanouskiej. Doprowadziła ona bowiem do wepchnięcia Aleksandra Łukaszenki wraz z całą Białorusią w objęcia Putina, który już ich z tych objęć nie wypuści, do spacyfikowania przeciwników Aleksandra Łukaszenki na oczach bezradnych kibiców z całego świata i do wyaresztowania na Białorusi polskich działaczy.

Konfederacja opowiada się w polityce międzynarodowej za elastycznością, by nie zostać zakładnikiem własnej propagandy, co niestety przytrafiło się Naczelnikowi Państwa. Nie chce on brać przykładu choćby z Wiktora Orbana, który w niewolę własnej propagandy nie popadł – i właśnie dlatego nie został zaproszony przez prezydenta Józia Bidena na demokratyczny sabat w Ameryce, w odróżnieniu od Polski, której prezydent nadskakuje Żydom w sposób budzący zażenowanie i niesmak obywateli, co to jeszcze nie stracili rozumu. Wreszcie Konfederacja w sprawach gospodarczych prezentuje program odmienny od „bandy czworga”, która licytuje się, ile to wyda pieniędzy. Konfederacja nie zamierza nikomu pieniędzy dawać, ale nie zamierza też ich odbierać, poza konieczność państwową. Linia Konfederacji w polityce międzynarodowej mogłaby położyć kres instrumentalnemu traktowaniu Polski przez naszych sojuszników, którym oczywiście nie może się to podobać, a linia tej partii w polityce wewnętrznej mogłaby doprowadzić do odblokowania w Polsce narodowego potencjału gospodarczego, zablokowanego przez kapitalizm kompradorski, którego najtwardszym jądrem jest bezpieka, przez postępującą biurokratyzację państwa i przez niemiecki projekt „MittelEuropa” z 1915 roku. To też nie może się nikomu podobać, bo po co pozwalać na odblokowanie w Polsce narodowego potencjału gospodarczego? Niech pozostanie chorym człowiekiem Europy i świata, dzięki czemu pomiatać nim będzie mogła nawet banda przebierańców z Luksemburga. Toteż panu Hołowni powierzone zostało zadanie przelicytowania Konfederacji, w związku z czym zaprezentował właśnie szalenie radykalny program fiskalny: zmniejszenie podatków i uproszczenie systemu fiskalnego. To bardzo ładnie – ale, o ile mi wiadomo, nie powiedział, czy utrzyma rozbudowany przez PiS socjal, czy go zlikwiduje, albo przynajmniej ograniczy. Jeśli nie – to nieomylny to znak, że jego rewolucję podatkową śmiało można włożyć między bajki. Jest tam m.in. zapowiedź obniżenia stawki VAT do 7 proc. Dokładnie taki sam warunek na mój wniosek postawiła w 1993 roku Unia Polityki Realnej rządowi panny Suchockiej, przeciwko któremu poseł Alojzy Pietrzyk zgłosił votum nieufności. Prof. Geremek ten warunek odrzucił, nawiasem mówiąc, nie informując o tym swego koalicjanta, czyli KL-D, wskutek czego rząd upadł. Po wielu miesiącach rozmawiałem o tym z panem prof. Modzelewskim, który powiedział mi, że stawka 7 procent byłaby za mała, bo w przypadku VAT 5 procent pochłaniają koszty jego poboru. Ale pan Hołownia nie musi tego wiedzieć, bo w roku 1993 miał zaledwie 17 lat, a chłopcy w tym wieku zdobywają pierwsze doświadczenia z panienkami i ani im w głowie jakieś podatki.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5084

Loża B’nai B’rith protestuje przeciw upamiętnieniu Polaka zastrzelonego za podanie wody Żydom przywiezionym do Treblinki. Prezesi loży Andrzej Friedman i Sergiusz Kowalski.

W czwartek (25.11.2021) Instytut Pileckiego upamiętnił Jana Maletkę, który zginął za to, że podał wodę Żydom przywiezionym do Treblinki. W miejscu jego śmierci, na terenie byłej stacji kolejowej we wsi Treblinka, odsłonięto kamień z tablicą z napisami po polsku i angielsku: „Pamięci Jana Maletki zamordowanego przez Niemców 20 sierpnia 1942 roku za pomoc Żydom. Pamięci Żydów zamordowanych w niemieckim nazistowskim obozie zagłady w Treblince”.

Maletka miał 21 lat. Pochodził z Mińska Mazowieckiego. Decyzją niemieckich władz okupacyjnych został skierowany do Małkini, gdzie pracował jako robotnik kolejowy. Wraz z nim do tej pracy skierowano jego 22-letniego brata Stanisława i 20-letniego kolegę Remigiusza Pawłowicza. Mieszkali w wagonach pracowniczych przy żwirowni w Treblince.

20 sierpnia 1942 roku wszyscy trzej pracowali na stacji w Treblince, gdy ok. 10 rano przybył pociąg z transportem Żydów. Mężczyźni ruszyli w kierunku wagonów z wiadrem wody. Jeden z wartowników zaczął do nich strzelać. Maletka zginął na miejscu, jego bratu i koledze udało się uciec.

– Wiemy, że tuż przed swoją śmiercią Jan Maletka szykował się do ślubu. Chciał otworzyć nowy etap swojego życia. Wraz ze swoim bratem i przyjacielem wielokrotnie widzieli Żydów duszących się w bydlęcych wagonach. Pomagali im wielokrotnie. Tym razem w Jana wycelował niemiecki funkcjonariusz – mówiła podczas uroczystości wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Magdalena Gawin.

– To jest pamięć o człowieku, który za to, że był przyzwoity, musiał zginąć. (…) Na pytanie dlaczego to robią, podobno Jan miał powiedzieć przyszłej teściowej: „Jak się słyszy ten straszny krzyk, nie można być obojętnym” – mówiła Zofia Łopacka, bratanica Jana Maletki

W uroczystości, oprócz księży katolickich i duchownego ewangelicko-augsburskiego, wziął też udział rabin Yehoshua Ellis, który w imieniu społeczności żydowskiej odmówił modlitwę za zmarłych. Wszyscy zebrani uczcili minutą ciszy Jana Maletkę oraz wszystkie ofiary obozu zagłady Treblinka II i obozu pracy Treblinka I, a także inne ofiary niemieckiego okupanta.

Maletka został upamiętniony w ramach prowadzonej przez Instytut Pileckiego akcji „Zawołani po imieniu”. To projekt poświęcony Polakom zamordowanym za niesienie pomocy Żydom w czasie okupacji niemieckiej. Celem projektu jest „przywrócenie pamięci o ludziach, których imiona i nazwiska zbyt długo pozostawały niewypowiedziane, a którzy wykazali się odwagą, empatią, a także zwykłą ludzką solidarnością”.

Upamiętnienie Jana Maletki nie spodobało się Żydom z loży B’nai B’rith. 29 listopada 2021 roku w „Gazecie Wyborczej” pojawił się ohydny atak na Polskę i Polaków sygnowany przez byłego prezesa loży Andrzeja Friedmana i obecnego prezesa Sergiusza Kowalskiego.

– Polska polityka historyczna sięgnęła granic obrzydliwości. Tym razem w wykonaniu wiceministry kultury Magdaleny Gawin, która odsłoniła w Treblince – uwaga, w Treblince! – pomnik Polaków ratujących Żydów. Magdalenie Gawin, jej szefowi Piotrowi Glińskiemu oraz nadszefowi obojga pragniemy przypomnieć, że w obozie zagłady w Treblince zagazowano nas ok. 900 tys., a udział Polaków na rampie polegał głównie na sprzedawaniu wody za dolary, złoto i brylanty – czytamy w tym paszkwilu.

– Zanim Polska zacznie stawiać pomniki dla Polaków na cmentarzach żydowskich, musi sobie przypomnieć o Żydach zamordowanych przy udziale Polaków. Byli, oczywiście, Polacy sprawiedliwi wśród narodów, którzy zapłacili życiem za pomoc Żydom. Zasługują na wieczną pamięć i uznanie za odwagę i piękny czyn – ale nie na tamtej rampie! – piszą Friedman i Kowalski.

– Jak nisko upadły polskie władze w swej nędznej próbie zaspokojenia apetytów wyborców pragnących uwierzyć w tę heroiczną fantazję. Część naszych przyjaciół i krewnych przeżyła Auschwitz. Nikt nie przeżył Treblinki – napisali członkowie loży B’nai B’rith.

Niemcy zastrzelili Polaka za podanie wody Żydom wiezionym na śmierć. Według Żydów upamiętnienie tego Polaka jest „obrzydliwością”. Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić to żydowskie postępowanie.

Źródło informacji: Instytut Pileckiego, Twitter, TVP Info, Gazeta Wyborcza

[Umieszczam tę wiadomość z ogromnym bólem: Z Andrzejem Friedmanem przed czterema dekadami przyjaźniliśmy się i ufali sobie. M. inn. wspólnie szmuglowaliśmy „anti-sowietczinu” do Sowietów. Potem został dobrym lekarzem, neurologiem, —————

A później, niespodzianie, prezesem B’nai B’rith.. I tu widzimy smutny KONIEC EWOLUCJI. Mirosław Dakowski]

https://wprawo.pl/loza-bnai-brith-protestuje-przeciw-upamietnieniu-polaka-zastrzelonego-za-podanie-wody-zydom-przywiezionym-do-treblinki/