




————————–


———————————-







————————–


———————————-






Anna Nowogrodzka-Patryarcha https://pch24.pl/niesmiertelnosc-klamstwo-bestii-a-obietnica-zbawiciela/

(Oprac. PCh24.pl)
Nieśmiertelność, jaką obiecują sobie transhumaniści, nie będzie życiem wiecznym. W wieczności, którą chcą stworzyć lub odtworzyć, nie będzie miłości. To wizja piekła nie mająca nic wspólnego z obietnicą Syna Bożego: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25–26).
Zamiast pokornie schylić głowę i zgiąć kolano przed kochającym Stwórcą, ludzie pokroju Raya Kurzweila wolą pokładać złudną nadzieję słowach Bestii: „Na pewno nie umrzecie!” (por. Rdz 3,4). Jakże złowieszczo wobec tego brzmią słowa z Apokalipsy św. Jana: „I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie” (Ap 9,6).
„Politycy powinni czytać science fiction, a nie westerny czy powieści detektywistyczne” – mówił w jednym z wywiadów Arthur C. Clarke, brytyjski pisarz i futurysta. Lepiej jednak nie przyjmować tej opinii bezkrytycznie. Słońce wschodzi i zachodzi również dlatego, że żaden z polityków nie ma na to wpływu – przynajmniej na razie. Strach pomyśleć, co stałoby się ze światem, gdyby biblioteki państwowych przywódców pełne były powieści z gatunku SF.
Przedsmak albo posmak takiej ewentualności dało się wyczuć w zasłyszanej niedawno rozmowie Władimira Putina z Xi Jinpingiem. Podczas wrześniowej parady wojskowej w Pekinie gospodarz miejsca miał zagadnąć rosyjskiego prezydenta o jego zdanie na temat długowieczności. Uchwycony przez telewizyjne mikrofony dialog w niczym nie przypominał charakterystycznej dla oficjalnych spotkań wymiany zdań. Kojarzył się bardziej z opowiadaniem Stanisława Lema pt. „Przekładaniec”.
Przywódca Rosji twierdził bowiem, że życie wieczne mogłoby być już dziś osiągalne dzięki naukowym postępom. „Wraz z rozwojem biotechnologii ludzkie organy mogą być nieustannie przeszczepiane, a ludzie mogą żyć coraz młodziej, a nawet osiągnąć nieśmiertelność” – mówił. Wizję tę Rosjanin zamierza urzeczywistnić w powołanym z własnej inicjatywy ośrodku badawczym o nazwie „Nowe Technologie Zachowania Zdrowia”. Do jego zadań należeć będzie opracowanie metod spowalniających proces starzenia się komórek, rozwój neurotechnologii oraz innych dziedzin mających na celu zapewnić ludziom dłuższe życie.
Zachwyt autokratów ideą przeszczepiania ludzkich organów może niepokoić, biorąc pod uwagę większą niż w demokracjach podległość obywateli wobec władzy. Trudno powiedzieć, czy pragnienie życia bez końca lidera rosyjskiego i chińskiego imperium ujawnia ponadczasową fascynację dzierżących władzę i żyjących w dostatku ludzi, Dżingis-chan miał już bowiem posyłać swoich emisariuszy do znanych z poszukiwań „eliksiru długowieczności” daoistycznych alchemików, czy kryje się za tym jakiś większy projekt. Wyraźniej określone wydają się być intencje koncernów cyfrowych z Doliny Krzemowej zakulisowo promujących idee „myślicieli” typu Yuvala Noaha Harariego.
Jeśli mamy się nie bać tych, co zabijają ciało, lecz „Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (por. Mt 10,28). To być może bardziej niż szaleńców ze Wchodu należałoby się obawiać ludzi lansujących wizję odczłowieczonej ludzkości rządzonej przez „rasę panów”, czyli udoskonalonych genetycznie „homo-deusów”, zarządców międzynarodowych korporacji. W świecie tym „podludzie” egzystować mają na ciągłym haju w jakimś rodzaju e-przestrzeni, trzymani przez długowiecznych władców w ułudzie życia. Zarówno popleczników Harariego, jak i transhumanistów-praktyków spod znaku Raya Kurzweila dążących do stworzenia cyfrowego odpowiednika umysłu człowieka, który to niczym sobowtór z wnętrza maszynowej symulacji będzie mówić i zachowywać się dokładnie tak samo jak jego oryginał, łączy idea nieśmiertelności możliwej do osiągnięcia poza Bogiem.
Z pewnością mało kto z nich rozważa sokratejskie pytanie z dzieła Platona pt. „Gorgiasz”: „Czy twoja sztuka uczy tego, co prawdziwe i dobre, czy tylko tego, co skuteczne?”. W odpowiedzi Sokrates miał powiedzieć: „Każda sztuka i nauka winna wiedzieć, ku czemu zmierza jej działanie. Rzeczy, które nie wiedzą, czemu służą, nie są sztukami, lecz tylko zręcznością”. Chrześcijanin po słowie „czemu” dodałby „komu”, a to – w kontekście naszych rozważań – implikuje ważne pytanie: Czy to nie starodawny wąż zapewniał kobietę: „Na pewno nie umrzecie!” (por. Rdz 3,4)?
Czerwona lampka powinna była się nam więc zapalić, gdy w 1999 r. wspominany Kurzweil wydał swoją książkę pt. „The Age of Spiritual Machines”. Zawarta w niej predykcja nieśmiertelności możliwej do osiągnięcia po połączeniu człowieka z maszyną po niespełna trzech dekadach zdaje się być o wiele bardziej realna. Ale czy w istocie nie jest echem rajskiej obietnicy szatana? Nawet gdyby przyjąć, że będzie to możliwe, to znów należałoby zapytać: jakie będą tego konsekwencje?
Po stworzeniu Adama i Ewy Bóg umieścił ich w ogrodzie Eden. Ze wszystkich rosnących tam drzew mogli spożywać owoce, z wyjątkiem owoców rodzących się z drzewa poznania dobra i zła. Skutkiem złamania tego zakazu jest śmierć, z której wyzwolił człowieka Drugi Adam. Konsekwencją działań transhumanistów mogłaby być zatem nieśmiertelność, ale taka, z której nie będzie wyzwolenia. W czym bowiem reprezentująca nowy etap ewolucji hybryda człowiek-maszyna miałaby przypominać stworzoną na Boży obraz i podobieństwo istotę ludzką? Od samego początku istnienia człowiek otrzymał wyjątkowe zadanie: być obrazem Boga w świecie.
Rola człowieka jako „obrazu” Stwórcy wiąże się z kolei z cielesnością. Jak pisał Byron L. Sherwin, uczony i autor prac z zakresu teologii żydowskiej: „Obraz Boży odnosi się nie tylko do duszy, rozumu i woli, lecz także do ciała. Ciało jest zwierciadłem odbijającym obraz Boży i naczyniem, które zawiera Boże podobieństwo”. Warto zauważyć, że w cielesność Bóg wpisał płciowość. Obrazu Bożego możemy się dopatrzyć również w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety. Z ludzką cielesnością, ze zróżnicowaniem płci musi wiązać się zatem godność i tajemnica tak wielka, skoro sam Bóg stał się człowiekiem i umarł za człowieka. Do kogo podobny może być więc bezpłciowy cyborg, bo i taki wariant jest zakładany?
Na to pytanie odpowiedzmy cytatem z dzieła Jozepha Ratzingera pt. „Bóg Chrystusa. Medytacje trynitarne”: „Apokalipsa św. Jana mówi o przeciwniku Boga – Bestii. Bestia ta, będąca wrogą potęgą, nie ma imienia, lecz tylko liczbę. Liczba jej wynosi sześćset sześćdziesiąt sześć, mówi wizjoner (Ap 13,18). Jest to numer i czyni z opatrzonej nim istoty numer. Co to oznacza, wiemy – my, którzy przeżyliśmy świat obozów koncentracyjnych: jego groza polega właśnie na tym, że wymazuje on twarz, że wymazuje indywidualną historię, że zamienia człowieka w numer, w wymienną cząstkę wielkiej maszyny. Człowiek staje się tylko swoją funkcją, niczym więcej. Dzisiaj musimy się obawiać, że obóz koncentracyjny był tylko przygrywką, że świat na zasadzie uniwersalnego prawa maszyny przybiera jako całość strukturę obozu koncentracyjnego. Jeśli bowiem istnieją już tylko funkcje, to i człowiek nie jest już niczym innym. Maszyny, które zbudował, narzucają mu teraz swoje prawo. Musi on stać się czytelny dla komputera, a może być taki tylko wtedy, gdy zostanie przełożony na liczby. Wszystko inne w nim przestaje mieć znaczenie. Co nie jest funkcją, jest niczym. Bestia jest numerem i czyni innych numerem”.
Nieśmiertelność, jaką obiecują sobie transhumaniści, nie będzie z pewnością życiem wiecznym. W wieczności, którą chcą stworzyć lub odtworzyć, nie będzie miłości. To wizja piekła nie mająca nic wspólnego z obietnicą Syna Bożego: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25–26). Zamiast pokornie schylić głowę i zgiąć kolano przed kochającym Stwórcą, ludzie pokroju Raya Kurzweila wolą pokładać złudną nadzieję słowach Bestii: „Na pewno nie umrzecie!” (por. Rdz 3,4). Jakże złowieszczo wobec tego brzmią słowa z Apokalipsy św. Jana: „I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie” (Ap 9,6).
Dla wierzącym grób nie jest końcem wszystkiego, lecz początkiem innego. Jak przepięknie zauważył bośniacki pisarz Meša Selimović: „Śmierć to przeprowadzka z jednego domu do drugiego. Nie jest zniknięciem, lecz nowym narodzeniem. Tak jak skorupka jajka pęka, gdy pisklę osiągnie pełnię życia, tak przychodzi moment, gdy dusza oddziela się od ciała”.
Ale tylko „na chwilę”, bo Stwórca w swoim pierwotnym zamyśle przeznaczył nas do życia w ciele. Nie technologicznie ulepszonym, ale cudownie przemienionym w królestwie życia, pieśni i miłości, u Boga, który JEST MIŁOŚCIĄ (por. 1 J 4,8).
Anna Nowogrodzka-Patryarcha
| DR IGNACY NOWOPOLSKI NOV 9 |
W relacjach między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim doszło do kolejnego sporu – tym razem o zasady współpracy ze służbami specjalnymi. Prezydent poinformował, że premier zakazał szefom służb kontaktów z głową państwa, co Biuro Bezpieczeństwa Narodowego uznało za „groźne dla bezpieczeństwa Polski”. W związku z brakiem kontaktu z szefami służb Karol Nawrocki wstrzymał nominacje oficerskie.
– Podpisywanie nominacji oficerskich to konstytucyjny obowiązek Prezydenta – zaszczytny, ale obowiązek. Nie łaska, nie dobra wola, nie kaprys.
– napisał rzecznik rządu Adam Szłapka.
Tymczasem w Konstytucji żaden zapis o takim obowiązku nie istnieje.
Za to w Ustawie o ABW istnieje zapis o konieczności niezwłocznego informowania Prezydenta RP.
– Art. 18.
1. Szefowie Agencji, każdy w zakresie swojej właściwości, przekazują niezzwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i Prezesowi Rady Ministrów informacje mogące mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej.
2. Szefowie Agencji, każdy w zakresie swojej właściwości, przekazują niezwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej informacje, o których mowa w ust. 1, w każdym przypadku, kiedy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej tak zdecyduje.
– czytamy w Ustawie.
Tweet Adama Szłapki stał się obiektem powszechnych szyderstw.
– W Konstytucji nie ma nic o obowiązku
– pisze Cezary Gmyz.
– Człowieku, nogi umyj. Zrób to dla siebie. Bo dla Polaków nie masz nic do zaoferowania
– pisze Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska.
– Adaś, ty o Konstytucji? Serio?
– A ten jak zwykle ŁŻE JAK PIES!!! STARY OSZUŚCIE w Konstytucji RP NIC NIE MA o OBOWIĄZKU podpisywania czegokolwiek!!
– Gdzieś tu miałem nagrodę złotego goebbelsa za kłamstwa i propagandę.- piszą inni internauci.
W piątek Donald Tusk przekazał, że nie mógł wziąć udziału w uroczystości wręczenia stopni oficerskich funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ponieważ – jak twierdzi – prezydent Karol Nawrocki nie podpisał nominacji. Premier skomentował to ostro, mówiąc: – Żeby być prezydentem, nie wystarczy wygrać wyborów.
– To nieprawda, że służby specjalne nie przekazują informacji prezydentowi. Otrzymuje on tak samo jak poprzednicy stosowne informacje, podobnie jak uprawnieni urzędnicy jego kancelarii. Współpracę prezydenta ze służbami specjalnymi regulują przepisy, które nie przewidują indywidualnych odpraw prezydenta z szefem służby. Obok przekazywanych dokumentów formą współpracy prezydenta ze służbami jest Kolegium do spraw Służb Specjalnych, w którym zasiadają przedstawiciele prezydenta i BBN. Nigdy nie odmówiono im jakichkolwiek informacji (…)
– twierdzi minister członek Rady Ministrów, koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak.
– Po wczorajszym żenującym i kłamliwym stand – upie Pana Premiera Donalda Tuska dotyczącym promocji oficerskich w służbach specjalnych, w sukurs Panu Premierowi ruszyli jego podwładni. Powielając retorykę fałszu i manipulacji, rodem z podręczników szkoleniowych komunistycznej „bezpieki”.
Tymczasem fakty są takie, że pierwszy raz w historii III RP szefowie służb specjalnych nie przyjęli zaproszenia Prezydenta RP na spotkania dotyczące istotnych spraw związanych z bezpieczeństwem państwa. Odcięto Pana Prezydenta od dostępu do informacji.
Te spotkania miały także dotyczyć nominacji oficerskich. Prezydent chciał omówić z szefami służb skierowane do niego wnioski. Do spotkań nie doszło, bo Pan Premier zakazał przyjęcia zaproszeń od Pana Prezydenta. Cóż, być może obawiał się, co powiedzą Panu Prezydentowi podczas spotkań w cztery oczy.
Jak widać po wczorajszej kampanii dezinformacji uruchomionej przez rządzących, rozpoczętej tuż po prezentacji prezydenckiego projektu ustawy obniżającej ceny energii elektrycznej o 33 %, Pan Premier postanowił wykorzystać Bogu ducha winnych młodych funkcjonariuszy służb do swoich rozgrywek politycznych.
Najgorsza jest w tym wszystkim postawa szefów służb specjalnych. Wysokich rangą oficerów, którym zabrakło poczucia odpowiedzialności i odwagi, by stawić się na zaproszenie Pana Prezydenta – najwyższego przedstawiciela RP odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa. Po to żeby zrealizować ich ustawowe obowiązki opisane w artykule 18 ustawy o ABW i AW a także w art. 19 ustawy o SKW i SWW.
Drodzy rządzący, pomyślcie czasem o Polsce…
– pisze Rafał Leśkiewicz.
Na reakcję głowy państwa nie trzeba było długo czekać. Karol Nawrocki odpowiedział w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.
– Pan premier Tusk musi zrozumieć, że nie jest królem, tylko szefem rządu – stwierdził.
Prezydent oskarżył szefa rządu o upolitycznianie służb. – Żeby być premierem, nie wystarczy wrzucanie postów na X. Trzeba jeszcze umieć rządzić i stawiać państwo ponad partyjne interesy. Pan premier w swoim stylu skłamał i nie wyjaśnił, co naprawdę się wydarzyło – mówił Karol Nawrocki.
Jak podkreślił, Donald Tusk miał uniemożliwić prezydentowi kontakt z najważniejszymi służbami.
– Donald Tusk podjął decyzję, że szefowie służb specjalnych mają zakaz spotykania się z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej. W ten sposób po raz kolejny premier wykorzystał służby specjalne w walce politycznej – powiedział.
Nawrocki zaznaczył, że takie działania utrudniają mu wykonywanie konstytucyjnych obowiązków.
– W czasie, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, zdecydował, że prezydent, zwierzchnik sił zbrojnych, ma być pozbawiony dostępu do najważniejszych informacji o bezpieczeństwie państwa. Odmówiono udzielenia istotnych informacji dotyczących bezpieczeństwa państwa przedstawicielowi prezydenta podczas posiedzenia Kolegium do spraw Służb Specjalnych – wyjaśnił.
Dodał również, że w ostatnim czasie odwołano kilka kluczowych spotkań. – Odwołano cztery moje spotkania z szefami służb specjalnych. To właśnie na nich miały zostać omówione kluczowe kwestie dla bezpieczeństwa Polski. Miały też zapaść decyzje dotyczące nominacji oficerskich. Tak się jednak nie stało, bo pomylono interes państwa z interesem partyjnym. Na to nie może być i nie będzie mojej zgody – podsumował Karol Nawrocki.
Autor: AlterCabrio, 8 listopada 2025
„Najbardziej rzucającą się w oczy cechą tego gwałtownie rosnącego trendu zapadalności i rozpowszechnienia autyzmu jest to, że rozpoczął się on wkrótce po uchwaleniu w 1986 roku Krajowej Ustawy o Urazach Poszczepiennych u Dzieci (NCVIA)… Od tego czasu liczba nowych szczepionek w kalendarzu szczepień dla dzieci znacznie wzrosła – z 12 dawek w 1986 roku do 54 dawek w 2019 roku”.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
„Szczepienia w dzieciństwie stanowią najważniejszy modyfikowalny czynnik ryzyka” autyzmu
Nowa, szeroko zakrojona analiza przeprowadzona przez Fundację McCullough potwierdziła, że „najważniejszym modyfikowalnym czynnikiem ryzyka” autyzmu są szczepienia dzieci.
Dokument Fundacji McCullough zatytułowany Uwarunkowania zaburzeń ze spektrum autyzmu omawia aż 136 badań naukowych.
Większość z nich sugeruje, że obecny harmonogram szczepień stanowi „pilny priorytet zdrowia publicznego” w kontekście autyzmu.
Oznacza to, że szczepionki, których wartość rynkowa szacowana jest na 82 miliardy dolarów w 2025r. a według prognoz do 2032r. na całym świecie ma osiągnąć 125 miliardów dolarów, najprawdopodobniej powodują jedną z najbardziej wyniszczających i tragicznych chorób znanych ludzkości.
Autorzy piszą:
„Skojarzone i wczesne rutynowe szczepienia dzieci stanowią najistotniejszy modyfikowalny czynnik ryzyka ASD [autism spectrum disorder], co potwierdzają zbieżne wyniki badań mechanistycznych, klinicznych i epidemiologicznych, a także charakteryzuje się intensywnym stosowaniem, grupowaniem wielu dawek w krytycznych okresach rozwoju neurologicznego oraz brakiem badań nad skumulowanym bezpieczeństwem pełnego schematu szczepień pediatrycznych. Ponieważ częstość występowania ASD stale rośnie w niespotykanym dotąd tempie, wyjaśnienie ryzyka związanego z kumulacją dawek i czasem szczepień pozostaje pilnym priorytetem zdrowia publicznego”.
W artykule wymienieni są następujący autorzy: Nicolas Hulscher, MPH; John S. Leake, MA; Simon Troupe, MPH; Claire Rogers, MSPAS, PA-C; Kirstin Cosgrove, BM, CCRA; M. Nathaniel Mead, MSc, PhD; Breanne Craven, PA-C; Mila Radetich; Andrew Wakefield, MBBS; i Peter A. McCullough, MD, MPH.
Większość badań wskazuje na związek ze szczepionkami
Fundacja McCullough przeanalizowała ponad sto publikacji, które oceniały powiązania między szczepieniami a wynikami neurorozwojowymi.
Większość z nich wskazała, że problemem są szczepionki.
Autorzy piszą:
„Spośród 136 badań analizujących szczepionki dziecięce lub ich substancje pomocnicze, 29 wykazało neutralne ryzyko lub brak związku, podczas gdy 107 wskazało na możliwy związek między szczepieniami lub składnikami szczepionki a ASD lub innymi zaburzeniami neurorozwojowymi (NDD)”.
Innymi słowy, prawie cztery na pięć przeanalizowanych badań wykazały pewien poziom korelacji między narażeniem na szczepionkę a zmianami neurorozwojowymi.
Raport ujawnia, że testy bezpieczeństwa nigdy nie oceniały zbiorczego programu szczepień, który faktycznie otrzymują dzieci.
„Do tej pory żadne badanie nie oceniło bezpieczeństwa całego skumulowanego pediatrycznego programu szczepień pod kątem wpływu na rozwój neurologiczny do 9. lub 18. roku życia. Niemal wszystkie dotychczasowe badania koncentrowały się na wąskiej grupie poszczególnych szczepionek lub ich składników – głównie szczepionek MMR, zawierających tiomersal lub adiuwanty glinowe – co oznacza, że tylko niewielki ułamek całkowitej ekspozycji na szczepionki w dzieciństwie został kiedykolwiek oceniony pod kątem związku z ASD lub innymi zaburzeniami neurologicznymi”.
Każda szczepionka jest licencjonowana osobno, ale dzieci narażone są na działanie dziesiątek różnych szczepionek jednocześnie.
Jest to poważna luka w przepisach, która podważa wszelkie twierdzenia dotyczące „bezpieczeństwa i skuteczności” harmonogramu jako całości.
Autorzy podkreślają podzbiór porównań między populacją zaszczepioną i całkowicie niezaszczepioną.
„Dwanaście badań porównujących dzieci i młodych dorosłych szczepionych rutynowo i całkowicie niezaszczepionych jednoznacznie wykazało lepsze ogólne wyniki zdrowotne wśród osób niezaszczepionych, w tym znacznie niższe ryzyko przewlekłych problemów zdrowotnych i zaburzeń neuropsychiatrycznych, takich jak ASD”.
Wyniki te wskazują na powtarzalny wzorzec w niezależnych zbiorach danych.
Sugeruje to, że kontakt ze szczepionką wiąże się z gorszymi wynikami zdrowotnymi w dłuższej perspektywie.
W raporcie przeanalizowano biologiczne prawdopodobieństwo wystąpienia zapalenia tkanki nerwowej związanego ze szczepionką.
„Antygen, konserwant i adiuwant (etylortęć i aluminium) indukowały dysfunkcję mitochondriów i układu neuro-immunologicznego, uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego i w rezultacie początkową ekspresję fenotypową ASD”.
Opisują kaskadę, w której aluminium i rtęć wywołują stres oksydacyjny i uszkodzenia mitochondriów u podatnych na to dzieci.
Stanowi to mechanistyczną podstawę ich szerszej argumentacji.
Autorzy pokazują również, że kluczową rolę odgrywa czas, ponieważ wiele dawek podanych jednocześnie zwiększa niebezpieczeństwo.
„Podawanie dawek szczepionek w grupach i wczesną ekspozycję na nie w krytycznych momentach rozwoju neurologicznego wydaje się zwiększać ryzyko wystąpienia ASD”.
Twierdzą, że stymulacja układu odpornościowego wywołana szczepionką podczas szybkiego wzrostu mózgu w dzieciństwie może prowadzić do przewlekłego stanu zapalnego.
W artykule zwrócono uwagę na zbieżność czasową pomiędzy federalną ochroną odpowiedzialności cywilnej producentów a rosnącą liczbą przypadków autyzmu.
„Najbardziej rzucającą się w oczy cechą tego gwałtownie rosnącego trendu zapadalności i rozpowszechnienia autyzmu jest to, że rozpoczął się on wkrótce po uchwaleniu w 1986 roku Krajowej Ustawy o Urazach Poszczepiennych u Dzieci (NCVIA)… Od tego czasu liczba nowych szczepionek w kalendarzu szczepień dla dzieci znacznie wzrosła – z 12 dawek w 1986 roku do 54 dawek w 2019 roku”.
Autorzy łączą immunitet prawny producentów z szybkim rozrostem harmonogramu.
Stanowi to dowód na to, że bodźce finansowe i prawne zwiększyły narażenie, jednocześnie ograniczając odpowiedzialność za bezpieczeństwo.
W raporcie Fundacji McCullough przedstawiono wiele mocnych argumentów podważających dziesięciolecia zapewnień o stanie zdrowia publicznego:
Skala raportu i reputacja jego autorów gwarantują, że zawarte w nim argumenty ujawnią poważne zagrożenia, jakie niosą ze sobą szczepionki.
Jeśli choć część zarzutów zawartych w raporcie jest prawdziwa, to sugeruje to, że współczesna polityka zdrowia publicznego zaniedbała najważniejsze pytanie naszych czasów dotyczące bezpieczeństwa: co się stanie, gdy skumulowany biologiczny ciężar szczepień zderzy się z rozwijającym się ludzkim mózgiem?
__________________
107 Studies Link Vaccines to Autism, Other Brain Disorders, Jon Fleetwood, 29th October 2025
−∗−
Warto porównać:
Światowa Rada Zdrowia wzywa do całkowitego moratorium na szczepionki dla dzieci
Zrozumieliśmy, że harmonogram szczepień dla dzieci nie jest tym, co sądziliśmy. A teraz, patrząc krytycznie, mamy sytuację, w której właśnie dowiedzieliśmy się, że Światowa Rada Zdrowia [World Council for Health], […]
__________________
Niewidzialna przyczyna EPIDEMII CHORÓB przewlekłych? – dr Piotr Witczak
Jak POZBYĆ SIĘ RTĘCI z organizmu? DETOKSYKACJA krok po kroku. Rtęć może wpływać na Twoje zdrowie bardziej, niż myślisz! To nie tylko tajemniczy pierwiastek, o którym uczono nas w szkole. […]
__________________
Autyzm. Zagadka rozwiązana? – dr Piotr Witczak
«Fakty są takie, że w ciągu ostatniej dekady ilość osób z diagnozą autyzmu, czy spektrum autyzmu – z ASD, czyli zaburzenia ze spektrum autyzmu, to jest szersze pojęcie – wzrosła […]
8.11.2025 https://nczas.info/2025/11/08/ukrainska-energetyka-calkowicie-sparalizowana-produkcja-jest-zerowa/

Rosja przeprowadziła największy strajk w ukraińskich elektrowniach od początku wojny. Ukraińca państwowa firma energetyczna Centrenergo poinformowała o całkowitym zatrzymaniu produkcji energii.
Centrenergo — jedna z największych państwowych firm energetycznych Ukrainy — ogłosiła całkowite zamknięcie wszystkich swoich elektrowni cieplnych (TPP) po potężnym, skoordynowanym ataku Rosji w nocy 8 listopada 2025 r.
Według oficjalnego oświadczenia firmy, Rosjanie jednocześnie zaatakowali wszystkie czynne obiekty energetyczne zarządzane przez Centrenergo. Atak spowodował pożary w wielu elektrowniach, co doprowadziło do całkowitej utraty mocy.
„Stacje płoną. Zatrzymaliśmy je. Dzisiaj generacja jest zerowa — zerowa! Straciliśmy wszystko, co udało nam się przywrócić dzięki całodobowej pracy. Całkowicie” – oświadczyła Centrenergo w emocjonalnym komunikacie.
Firma potwierdziła, że w nocy uszkodzone zostały wszystkie trzy jej główne elektrownie cieplne — Trypolska Elektrownia Cieplna w obwodzie kijowskim, Żmijowska Elektrownia Cieplna w obwodzie charkowskim oraz Wuhłehirska Elektrownia Cieplna w obwodzie donieckim.
Centrenergo podkreśliła, że do ataku doszło niecały miesiąc po poprzedniej fali rosyjskich ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną.
„Nie minął nawet miesiąc od ostatniego ataku, a dziś wieczorem wróg zaatakował całe nasze elektrownie naraz. Bezprecedensowa liczba pocisków i niezliczone drony wycelowane zostały w te same zakłady, które udało nam się odbudować po niszczycielskich atakach w 2024 roku” – czytamy w oświadczeniu.
Centrenergo jest cywilnym producentem energii, dostarczającym energię elektryczną i ciepło milionom Ukraińców.
„Nie produkujemy broni. Zatrudniamy cywilów. Jednak za każdym razem wróg atakuje mocniej, bardziej cynicznie, z większym okrucieństwem” – dodano w oświadczeniu.
Atak na elektrownie Centrenergo to element kampanii Rosji mającej na celu sparaliżowanie ukraińskiego systemu energetycznego przed nadejściem zimy. Ukraińskie władze wielokrotnie ostrzegały, że Moskwa dąży do wywołania powszechnych przerw w dostawie prądu i kryzysów humanitarnych poprzez niszczenie krajowej infrastruktury elektroenergetycznej i ciepłowniczej.
Centrenergo jest jednym z najważniejszych producentów energii na Ukrainie, pokrywając do 10% zapotrzebowania kraju na energię elektryczną. Jej instalacje odgrywają kluczową rolę w bilansowaniu krajowej sieci elektroenergetycznej, szczególnie w okresach szczytowego zużycia w zimie.
Elektrownia Trypolska, położona niedaleko Kijowa, jest głównym źródłem energii elektrycznej dla regionu stołecznego i części centralnej Ukrainy. Elektrownia Żmijewska dostarcza niezbędną energię elektryczną do Charkowa i sąsiednich obwodów.
Jednoczesna utrata wszystkich działających elektrowni Centrenergo stanowi poważny cios dla ukraińskiego potencjału wytwórczego i może doprowadzić do tymczasowych niedoborów energii elektrycznej w wielu regionach. Wdrażane są środki nadzwyczajne w celu redystrybucji energii elektrycznej poprzez alternatywne źródła i sieci zapasowe.
Ministerstwo Energii Ukrainy i Ukrenergo , krajowy operator sieci elektroenergetycznej, współpracują z ekipami ratunkowymi, aby ocenić skalę zniszczeń i rozpocząć prace naprawcze, tam gdzie to możliwe. Jednak biorąc pod uwagę skalę zniszczeń i ciągłe zagrożenie ze strony dronów, naprawa może potrwać długie tygodnie.
https://pch24.pl/usa-wzywaja-swiat-do-wycofania-rteci-ze-wszystkich-szczepionek-co-na-to-grzesiowski
Teraz, gdy Ameryka wyeliminowała rtęć ze wszystkich szczepionek, wzywam wszystkie światowe organy ds. zdrowia do podjęcia podobnych działań – zaapelował Robert F. Kennedy Jr., Sekretarz zdrowia i opieki społecznej Stanów Zjednoczonych.
W Stanach Zjednoczonych trwa gorąca debata na temat skuteczności szczepionek, oraz zależności pomiędzy szczepieniami dzieci a plagą autyzmu, zaobserwowaną w ostatnich dziesięcioleciach w USA. Zdaniem krytyków, w tym samego sekretarza zdrowia, za choroby odpowiadać ma obecność w preparatach metali ciężkich, głównie rtęci.
Tego lata Komitet Doradczy ds. Praktyk Szczepień im. Kennedy’ego rozpoczął badania nad harmonogramem szczepień dla dzieci. Komitet zalecił między innymi wycofanie tiomersalu, neurotoksycznego środka konserwującego zawierającego rtęć, który był stosowany w szczepionkach przeciw grypie.
Obecnie amerykański sekretarz zdrowia apeluje do resortów zdrowia na całym świecie, by wycofały preparaty zawierające tiomersal. „Teraz, gdy Ameryka wyeliminowała rtęć ze wszystkich szczepionek, wzywam wszystkie światowe organy ds. zdrowia do podjęcia podobnych działań” – powiedział Kennedy podczas Konwencji na temat Rtęci w Minamacie.
Wydarzenie to jest międzynarodowym spotkaniem mającym na celu zapobieganie kontaktu z rtęcią. Pierwiastek został przez Światową Organizacji Zdrowia (WHO) sklasyfikowany jako jedna z 10 substancji chemicznych budzących największe obawy w zakresie zdrowia publicznego. Traktat przeciwko stosowaniu rtęci w przemyśle farmaceutycznym, popierany przez Organizację Narodów Zjednoczonych (ONZ), został po raz pierwszy podpisany w 2013 r. przez ponad 140 krajów.
Kennedy zauważył, że chociaż cel grupy jest bez wątpienia godny pochwały, to jej wysiłki nie są wystarczające.
„Artykuł 4 konwencji wzywa strony do ograniczenia stosowania rtęci poprzez wycofanie z rynku wymienionych produktów zawierających rtęć. Jednak w 2010 roku, kiedy traktat nabierał kształtu, negocjatorzy wprowadzili istotny wyjątek. Szczepionki zawierające tiomersal zostały wyłączone z regulacji” – przypomniał.
„Ten sam traktat, który rozpoczął wycofywanie rtęci z lamp i kosmetyków, zdecydował się pozostawić ją w produktach podawanych niemowlętom, kobietom w ciąży i najbardziej wrażliwym osobom” – zauważył. „Musimy zadać pytanie: dlaczego? Dlaczego stosujemy podwójne standardy w odniesieniu do rtęci? Dlaczego nazywamy ją niebezpieczną w bateriach, lekach dostępnych bez recepty i kosmetykach, ale akceptowalną w szczepionkach i wypełnieniach dentystycznych?” – pytał.
W swoim przesłaniu wideo Kennedy zauważył, że etykieta produktów zawierających tiomersal powinna ostrzegać przed spożyciem niebezpiecznej substancji, dodając, że „nie ma ani jednego badania, które dowodziłoby jego bezpieczeństwa”.
„Dlatego w lipcu tego roku Stany Zjednoczone zamknęły ostatni rozdział dotyczący stosowania tiomersalu jako środka konserwującego szczepionki, co powinno było nastąpić już wiele lat temu” – poinformował. Kennedy wyjaśnił ponadto, że tiomersal jest „silną neurotoksyną, mutagenem, czynnikiem rakotwórczym i substancją zaburzającą gospodarkę hormonalną”, zaznaczając jednocześnie, że istnieją już „bezpieczne alternatywy”.
Źródło: lifesitenews.com / X PR
Marek Wójcik przez: Marucha w dniu 2025-11-07
Kilka dni przerwy w pisaniu na tym blogu, spowodowane było moją wycieczką do stolicy Węgier. Zrobiłem tam we wtorek zdjęcie plakatu na słupie z budynkiem parlamentu w tle:

Marionetki w Brukseli chcą podnieść podatki. Protestujmy przeciwko podwyżce cen! Konsultacje krajowe.
Jeszcze 10 lat temu, taki plakat nie zwróciłby praktycznie większej uwagi. Dzisiaj także nie zauważyłem w Budapeszcie zainteresowania, jednak trudno sobie wyobrazić coś podobnego w innym kraju Unii.
Owszem pojawiały się sporadycznie billboardy głoszące opinie i fakty sprzeczne z panującą w mediach tendencją, były one jednak opłacane z prywatnych źródeł, co bardzo ograniczało ich powszechne stosowanie.

Ten billboard został powieszony w październiku 2021 r. w Wysokiem Mazowieckiem. Źródło.
Jak wygląda praktyczna wolność słowa w Niemczech, możemy przeczytać we wczorajszym artykule na Report24: Uwięziony za błędne poglądy? Delegitymizacja państwa jako podstawa do uwięzienia. Źródło.

Zawsze można znaleźć powody do krytyki wobec Wiktora Orbana. Jednak niezwykle trudno byłoby pokazać innego polityka, tak skutecznie walczącego o sprawy własnego narodu.
Autor artykułu Marek Wójcik
Mail: worldscam3@gmail.com
https://www.world-scam.com/
Dr Helmut Sterz o Mafii Szczepionkowej…
Dr Helmut Sterz, były szef toksykologii w Pfizer, ujawnia w swojej nowej książce „Die Impf-Mafia”(Mafia szczepionkowa), jak firmy farmaceutyczne i politycy pominęli kluczowe badania, by szybciej wprowadzić szczepionki na rynek.
Mowa o nieprzestrzeganiu zasad, braku testów na płodność, a nawet o działaniach, które mogą być uznane za przestępstwo! Dr Sterz to nie anonimowy krytyk, lecz ekspert z ponad 35-letnim doświadczeniem w największych firmach farmaceutycznych Europy. Pracował http://m.in. w Pfizerze, gdzie kierował europejskim ośrodkiem badań toksykologicznych.
Jako lekarz weterynarii i toksykolog, przez dekady odpowiadał za bezpieczeństwo nowych leków, zanim trafiły do ludzi. Zanim jakakolwiek substancja trafi do człowieka, musi przejść szereg badań – najpierw na komórkach, potem na zwierzętach, a dopiero na końcu na ludziach. To jak testowanie nowego samochodu – zanim wyjedzie na drogę, musi przejść crash-testy, sprawdziany hamulców i setki innych prób.
W przypadku szczepionek na COVID-19, jak twierdzi dr Sterz, wiele z tych etapów zostało pominiętych lub przeprowadzonych powierzchownie. Największy zarzut? Brak solidnych badań dotyczących płodności, bezpieczeństwa dla kobiet w ciąży i długofalowych efektów ubocznych. Przykład: testy na szczurach trwały zaledwie dwa tygodnie, a pominięto badania na innych gatunkach.
Co więcej, w badaniach nie uwzględniono samców – jakby męska płodność nie miała znaczenia! To tak, jakby testować nowy lek na serce tylko na kobietach i stwierdzić, że u mężczyzn na pewno zadziała tak samo…
źródło: http://hoch2.tv/sendung/dr-helmut-sterz-zu-den-covid-19-impfungen-das-vorgehen-war-leichtsinnig-bis-kriminell http://youtu.be/PUjB3MtG4VY http://amazon.de/-/pl/dp/390760
===============================
Dr Helmut Sterz o Mafii Szczepionkowej…
— Alter Shot TV (@altershot_tv) November 8, 2025
Dr Helmut Sterz, były szef toksykologii w Pfizer, ujawnia w swojej nowej książce „Die Impf-Mafia”(Mafia szczepionkowa), jak firmy farmaceutyczne i politycy pominęli kluczowe badania, by szybciej wprowadzić szczepionki na rynek. Mowa o… pic.twitter.com/q8D2YbH0I8

8 listopada, wpis nr 1380 Jerzy Karwelis
I walnął piorun w rabarbar. Ruszyła nagonka na redaktora Rymanowskiego. Właściwie to nie wiadomo dlaczego teraz i za co, ale czujne moje oko widzi podczerwień na kilometr i mogę wywieźć co się stało, że postać redaktora striggerowała nagle media głównego ścieku do ataku nań. Zaraz powiem co uruchomiło lawinę i zbadam jej skład.
Otóż pan redaktor Rymanowski zaprosił na wywiad panią profesor Cichosz, którą pewnie zauważył po jej wystąpieniu na sejmowym zespole ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków na sesji poświęconej bezpieczeństwu żywnościowemu. Pani profesor w swym wystąpieniu w sejmie zawarła tyle demitologizacji obecnych oficjalnie pewników dietetycznych, że wytrawny redaktor wyczuł w tym niezły materiał na wywiad o szerokich zasięgach. I nie pomylił się. Ponad 2 miliony wyświetleń jednego wywiadu to super wynik, szczególnie, że Rymanowski zaczął stosunkowo niedawno i wśród niezłej stawki blogerów. Start kanału lekko ponad rok temu i już takie wyniki…
Redaktor
Śledzę pana redaktora od dawna (okazało się, że też on mnie śledził w czasach kowidowej pogardy). Nasz bohater przecierał się po różnych kanałach telewizyjnych, ale wtedy to jeszcze nie było tak, że każdy dziennikarz musiał gdzieś partyjnie należeć. Ostateczny dowód swojej niezależności złożył jednak spektakularnie przesłuchując premiera Tuska na okoliczność znajomości przyszłego prezydenta, Karola Nawrockiego, z trójmiejskim półświatkiem. Donald tak się wkopał tym wywiadem (i pociągnął za sobą Trzaskowskiego kandydata), że trudno byłoby mówić o ustawce. Prędzej o refleksie, dobrym przygotowaniu dziennikarza w konfrontacji z rozleniwiającą, jak widać, pewnością siebie premiera, który poległ na żywo. Co się dziwić – jak się chodzi wciąż do mediów, które spijają z usteczek każdy przygotowany u PR-owców bon mocik, to można się nadziać, jeśli się tylko trafi na… normalne dociekliwe dziennikarstwo sprzed epoki postprawdy, czyli rzeczywistości jako sumy prawd tymczasowych. Rymanowski zrobił po prostu swoje, co zostało obwołane aktem i odwagi, i super przygotowania, ale powtarzam – to (kiedyś) było abecadło dziennikarstwa. Ale takie mamy czasy.
Rymanowski zapraszał do siebie różne persony – każde ciekawe, bo przecież taki kanał zajmuje się (również) monetyzowaniem zasięgów. A cóż bardziej niż kontrowersje przyciąga dziś widzów? Można by pomyśleć, że to cyniczna gonitwa za kasą, ale pan redaktor w trakcie tych rozmów wykazywał się obiektywną dociekliwością, tematy i rozmówca go prawdziwie interesowały. Był odwrotnością postawy prawnika, który zadaje przed sądem tylko takie pytania, na które zna już odpowiedź. A pan redaktor odpowiedzi nie znał, dla widza więc było to wspólne z dziennikarzem odkrywanie prawdy. Ucieleśnienie misji mediów.
Rymanowski ma jeszcze jedną cechę – nie przerywa rozmówcy. Tak, to takie proste, aby w dzisiejszych czasach lśnić jak diament wśród popiołów „wolnych mediów”. Redaktorzy przerywają swojemu rozmówcy, szczególnie babeczki – trójca założycielska tego trendu to Olejnik, Biedrzycka i Sznepf, gdzie te dwie ostatnie uczyły się od mamusi, rodzicielki tego potwora dziennikarskiego stylu – Olejnik – pyskowania do zaproszonych, wykłócania się z gośćmi i przerywania im. W sumie sprowadzało się to do tego, że głównym tematem wywiadów stawały się poglądy prowadzącej wywiad, ale czemu to ludzie mieliby się ekscytować setnym odcinkiem pt. co tam myśli pani redaktor, skoro wszystko już zostało przez te indywidua powiedziane. A więc są to spotkania przewidywalne – jednych gnoić i im przerywać, drugim spijać z usteczek każdą bzdurę i dać perorować swoje kompletne durnoty, gorzej, że kłamstwa.
Dwa typy dziennikarstwa
I tu jest kolejna kwestia – postulowana w ramach tej afery weryfikacji na miejscu tego co mówi na żywo interlokutor. Tu mamy dwie szkoły: jedna mówi, żeby od razu, na bieżąco demaskować fejknjusy, gdyż trzeba izolować lud odbiorczy od szkodliwych miazmatów, bo się nawdycha i mu jakieś głupoty przyjdą do głowy. A tak nie może być – trzeba weryfikować na żywo i z tzw. „pozycji”. To znaczy dziennikarz już wie jak jest i jak coś lub ktoś nie pasuje do tego obrazu, to ma reagować natychmiast, obnażając niecne zamiary ściągniętego w pułapkę gościa. Do tego, by tak robić nie trzeba wcale refleksu, inteligencji czy dociekliwości – przeciwnie. Trzeba mieć tylko gotowych parę sztanc, w które ma się wpasować gość. Jak się nie wpasuje, to ma się od razu gotowy zestaw powtarzalnych korekcji do prawidłowego kursu, magazynek argumentów przećwiczonych na strzelnicy redakcyjnych zebrań.
Po drugiej stronie mamy nielicznych Rymanowskich. No, nielicznych jeśli patrzeć tylko na mainstream i to po obu stronach plemiennych mediów. Dziennikarska kindersztuba ocalała jeszcze w czeluściach internetu, gdzie można spokojnie posłuchać co goście mają do powiedzenia, da się zbudować zdania podrzędnie złożone, podczas gdy ich wysoce płatni mainstreamowi „koledzy” nie po fachu szczekają równoważnikami zdań długości esemesa. I redaktor Rymanowski należy do tej zanikającej grupy, ale kłopot (?) z nim polega na tym, że z takimi manierami pobywa jednak w mediach mainstreamowych, co stanowi dla niego wyróżniającą z tłumu rysę.
Domniemana reakcja
Tak, rysę. Bo co zrobi teraz mainstream z takim harcownikiem? Po pierwsze – Rymanowski po otwarciu swego kanału youtubowego we wrześniu zeszłego roku sam się realizował poza swoimi macierzystymi antenami, tam budował swoją rozpoznawalność, tam przekierowywał swoich widzów, monetyzował ich kosztem zapewne swoich redakcji. Ale z drugiej strony (tak liczono) przyprowadzał grono swoich akolitów z internetu przed ekrany TV, co było swoistym barterem popularki, zasięgów i przepływów.
Ale teraz sprawa się zaogniła i zobaczymy jak wydawcy telewizyjni wyjdą z tego zakrętu. Z jednej strony rozpoczęła się nagonka, że Rymanowski podstawia mikrofony do ust i kamery do twarzy kompletnej szurii antysytemowej i to na polach wszelakich. A więc dochodzi do zadarcia z największymi tego świata – reklamodawcami. A od tego już tylko kroczek do reklamowego bojkotu „stacji Rymanowskiego”. A widzieliśmy wiele takich prób – większość udanych, że wspomnę tylko deklaracje wprost takich Owsiaków, wprost do reklamodawców, że albo ja – Juras – albo reklamy w telewizji Republika.
Kasa to jedno, ale co z politycznym oddziaływaniem na media? Te działania przekładają się na różne wpływy. Raz, że na rynek reklamodawców, bo każdy chce mieć dobrze z rządami przeregulowania i zagląda codziennie w oczy rządzącym czy dość dobrze i w sposób widoczny – wspiera prorządowe media. Jak rząd daje koncesję, to i może zabrać, c’nie? A więc trzeba uważnie, powoli, niespiesznie, w dodatku tak by nie podpaść następnej ekipie, bo to na wyborczym koniu suwerena łaska jeździ. Ciężko mają ci tam w mediach, ścieżka nad przepaściami jest bardzo wąska i można podpaść, a właściwie – spaść w każdą ze stron.
Oczywiście jest sporo mediów, które się nie szczypią ze swoją jawną stronniczością. Ale te mocno pracowały na stworzenie sobie pola do kompletnej dezynwoltury. Rynek medialny – naganiający progresywny konsumpcjonizm jest tak odrealniony, że trzecia telewizja (Republika) nie ma praktycznie reklam, za to inne niszówki nadają tych reklam tyle, że możesz spokojnie wziąć kąpiel, a i tak wrócisz przed końcem bloku reklamowego. W związku z tym rynek reklamowy nie ma nic wspólnego z optymalizacją kosztową zasięgów, o czym… wiedzą reklamodawcy. Jest to świadczenie wymienne – my mediom kasę, one nam – spokój.
Trigger
Ale dość o tym. Przeanalizowaliśmy zawartość tej lawiny już nie raz, teraz zobaczmy co spowodowało ten obryw. Szykowało się od dawna. Rymanowski zapraszał różnych, ale jak już politycznie dosięgnął zenitu konfliktu z mainstreamem zapraszając Brauna, to wybaczono mu tylko (tymczasowo) i to raczej z powodu domknięcia formuły serialu przesłuchań kandydatów na prezydenta w kampanii wyborczej. Potem było już tylko ostrzej – demaskacja kowidowa w wykonaniu dra Martyki czy dra Witczaka jeszcze jakoś przeszła, zaś zaproszenie braci Rodzeń, co to wykazali chociażby szkodliwość picia przez dzieci „zdrowotnych” soków owocowo-witaminowych, to już był niezły zgrzyt. Proceder zwieńczył się wspomnianym wywiadem z profesor Cichosz i mainstreamowi pękły szwy. Osiągnięty został już taki poziom zaprzeczenia filarom „nowej normalności”, że poszła reakcja wprost.
Zanim pokażemy przekrój tego aktu trzeba wspomnieć o cichej bohaterce afery – pani profesor Cichosz. Wszyscy jak się zaczęła afera rzucili się na redaktora – z atakiem lub w obronie. Jednak odezwały się i autorytety medyczne wymierzone nie w dziennikarza co to dopuścił się publicznego zgorszenia, ale w zaproszoną „gościnię”.

A to, że panie, pani profesor bzdury gada, a to, że to figa z niej nie dietetyk i niech się nie mądrzy, że podważa ustalenia naukowej dietetyki mówiąc o tym, co nam wpychają codziennie do dzioba. Odezwał się nawet (uwaga!) „znany popularyzator wiedzy z TikToka”, który zarzucił pani profesor dezinformację. Wezwano również do wyciągnięcia nie tyle wniosków, ale i konsekwencji wobec pani profesor, co rokuje kolejnym aktem, po procederze tropienia kowidowych odszczepieńców, polowania na czarownice. Z braku laku, czyli dowodów, znowu wysunięto na front nieskazitelne autorytety, które zamiast faktami zaczęły operować skalą swego prestiżu. Mamy więc zamiast Evidence Based Medicine, Authority Based Medicine, co zwalnia wszystkich od używania tych nurzących dowodów. Myślę, że pani profesor sobie poradzi, ale zobaczmy co z panem redaktorem.
Sygnał do ataku nadał Newsweek, po nim zaczęła się skolejkowana, naturalna i spontaniczna rzecz jasna reakcja ludzi dobrej woli, a w sumie pewnie płatnych trolli, internetowych cyngli do wynajęcia. Podejście Newsweeka było fajne – w prawie całym tekście to sami dziennikarze zeznają, że ten Rymanowski to zawsze był taki „nie nasz”, patriota i wierzący. Mamy więc do czynienia z zakablowaniem redaktora ze strony kolegów po fachu, że nie pasował już od dawna do zgranej czeredki. Cały zaś artykuł, łącznie z okładką Newsweeka jest zatytułowany „Brednie Rymanowskiego”, jakby to redaktor, co wcale nie wynika nawet z samego tekstu, gadał te brednie, nie zaś – ewentualnie jego interlokutorzy. Bo to był atak na samego redaktora, nie na jego „szurów”. Zgłosiła się też Wyborcza, tu kuriozalnie ale przewidywalnie. Otóż chodzi o to, że suflowana przez Rymanowskiego dezinformacja (jak każda w religii onucyzmu) ma być na rękę… Putinowi. Tak, to stara śpiewka, przećwiczona za pandemii, kiedy każdy wątpiący w dogmaty sanitaryzmu był ostracyzmowany (również medialnie) jako mniej lub bardziej świadomy poplecznik Putina, który chce by zdezinformowani pandemicznie Polacy pozakażali się i wymarli. Oskarżanie o poplecznictwo autorów dezinformacji zakłada od razu, że istnieje jakiś (tu wybitne nieformalny i rzec można „labilny”) organ oceniający co jest faktem a co jest fejkiem, a już na pewno takim obiektem oceniającym nie może być broń Boże odbiorca. I tu – jak to bywa z rzeczywistością umaczaną w oparach prestiżu – elity same wyznaczą taki nieformalny, acz stugębny organ, nadając mu kompetencje eksperckie i przystawiając mikrofon do ust. Za tą narracją podążyła jak zwykle spora grupka akolitów, bo ci naiwniacy ciągle się wzbudzają jak na komendę, choć przesłuchiwani pod lampą prędzej daliby sobie uciąć to i owo, niż by się przyznali do zewnętrznej inspiracji swoich tekstów i wyznań. I pewnie – ci uczciwie wzmożeni – mieliby rację: oni tak naprawdę myślą i piszą. Zresztą ta kolejność przechodzi już w powtarzalny algorytm, z którego publiczność coraz bardziej skołowana wyciąga wnioski, że te rzeczy dzieją się spontanicznie i naprawdę.
O co chodzi naprawdę?
Żeby skrócić zarzuty wobec redaktora (w mniejszym stopniu wobec pani profesor, co ciekawe) posłużę się nie cytatami z Newsweeka, ale bardziej kompaktowym zestawem zarzutów z któregoś internetowego „wzmacniacza” tej narracji „na Rymanowskiego”.

Piotr Szymlewicz pisze: „… sprawa jest prosta: zadaniem dziennikarza jest weryfikować wypowiedzi gości, a Rymanowski zaprasza szarlatanów i daje im swobodę plecenia bzdur. To źle świadczy o jego warsztacie”. Zatrzymajmy się tu na chwilkę. A skąd taka teza, że dziennikarz jest od „weryfikowania wypowiedzi gości”? Jako żywo ciężko gdzieś znaleźć taki opis zawodu dziennikarza. Ale ja wiem skąd to się bierze – dziennikarz w mediach postępackich ma być właśnie od tego, by zwolnić odbiorcę od chęci weryfikacji, własnej oceny wypowiedzi innych. A na jakich to kryteriach ma być oparta ta „weryfikacja”? No, rzecz jasna obiektywnych kryteriach faktczekingu.
Tyle, że tych wszystkich „obiektywnych” a właściwe „naukawych” weryfikacji nasłuchaliśmy się po kokardę w czasach kowidu. I niestety większość z nich nie wytrzymała właśnie weryfikacji faktów opartych na nauce. Co więc pozostało? Ano – powtarzanie mantr, że przecież „wszyscy wiemy” jak to było/jest i podpieranie się autorytetami. Słabe to wszystko jako model „weryfikacji”. I tak jest i teraz z tą sprawą Rymanowskiego. Podejście redaktora jest proste – wolność słowa jest pełna, albo jej nie ma, co potwierdził w swym wpisie-odpowiedzi na zarzuty Newsweeka.
U Rymanowskiego mamy do czynienia w sumie z rewolucyjną próbą powrotu do zdrowego rozsądku, który w czasach „nowej normalności” ma pozory ekstremalnie zaskakującego odkrycia. Dlatego tak mainstream wyje i dlatego widać jak daleko zaszliśmy, skoro podstawy już nawet nie wartości wolności słowa, ale skala rzetelności na poziomie podstaw redagowania gazetki ściennej są dziś objawieniem. Świadczy to też o kompletnie przedmiotowym traktowaniu odbiorcy, gdyż bez asysty weryfikującego świat dziennikarza biedaczek sam by sobie nie poradził w procesie oddzielania ziaren prawdy od chwastów manipulacji.
W internecie pełno odwrócenia zarzutów o dopuszczanie szurów do mediów. Skoro nie wolno dopuszczać takowych do mediów, to co w TVN robią osobniki rybie na serio odpytywane jak się żyje facetowi w ciele syrena, te wszystkie Julki, pedofile, propagatorzy kazirodztwa, o dumie z aborcji kilkunastoletnich dziewuszek nie wspominając? Czyli tam wolno, a tu nie wolno. A więc mainstream dopuszcza dewiacje do promowania w mediach, byleby to były dewiacje „nasze”, służące codziennemu ciurkaniu w polskie dusze postępactwa w celu rozłożenia resztek podstaw naszej cywilizacji – prawa do życia, integralności rodziny, tożsamości czy wiary. Inne, budzące z tego letargu staczania się w postęp, wieści będą blokowane.
Dwie rzeczy na koniec
I jeszcze dwie rzeczy: przed redaktorem Rymanowskim ciężkie czasy, gdyż ujęła się za nim gremialnie prawica. I to będzie teraz przerabiane przez lewicę jako zarzut. Okaże się zaraz, że Rymanowski to od dawna był kryptofaszystą, teraz się tylko ujawnił i to głównie poprzez swoich obrońców: popatrzcie się – oto walnęliśmy w Rymanowskiego i kto wyszedł w jego obronie spod kamienia? Sama prawica, ergo – ich ci on jest.
Druga, ostatnia sprawa jest już chyba najważniejsza. Bo popatrzcie – jak Rymanowski zapraszał do siebie i dał się wygadać takiemu Braunowi – nic się nie działo. Ale jak zadarł swymi gośćmi jednocześnie z Big Farmą i GMO-sami, to dopiero wtedy ruszyła lawina. Co dowodzi mili Państwo, że o polityce to sobie nawet możecie z szurami poszurać, ale jak się zabierzecie za globalne korpo to spadnie na was cała armia płatnych trolli i naiwnych paputczyków. I to jest w sumie… dobra wiadomość, szczególnie dla tych, którzy wierzą w prymat polityki. Jak widać ustępuje ona przed pieniądzem, szczególnie dla tych, którzy się angażują politycznie, by dało się zarobić. Głównie swoim globalistycznym patronom, a przy okazji i sobie. Walutą polityki stają się powoli napiwki płacone działaczom za obsługę na balu wielkich tego świata.
A panu redaktorowi życzymy wszystkiego dobrego, innym adeptom dziennikarstwa zapatrzenia się w alternatywny wzór dziennikarstwa pana Rymanowskiego, zaś widzom – uważnego śledzenia losów tegoż. Ale i tu nie mam większych obaw – nawet jak Rymanowskiego otorbi i wydali z siebie mainstream, ten, jak Tucker Carlson wywalony z telewizji, zatrzyma się na swoim kanale i da wszystkim bobu jeszcze większymi zasięgami. Może atak Newsweeka to tylko taka zazdrość medialna, a jest czego tygodnikowi zazdrościć, bo Rymanowski solo robi cały wielki koncern na szaro?

Jak napisał sam p. redaktor – „ja się dopiero rozkręcam”. Czego i jemu, i nam, widzom należy szczerze życzyć.
Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
8.11.2025 https://wolnemedia.net/elise-stefanik-kandydatka-zydowskiego-lobby
Pewnie nieraz słyszeliście państwo o „Polakach” robiących kariery i osiągających sukcesy za granicą. Polakach takich jak np. Roman Polański. Roman Polański, wybitny polski reżyser, odznaczony nagrodą „x” na festiwalu filmowym „y” we Francji czy gdzieś tam na Wyspach Kokosowych. Znamy to, prawda?
Albo polski funkcjonariusz organów bezpieczeństwa Józef Światło podjął się współpracy z amerykańskim wywiadem. Polak współpracuje z wywiadem USA przeciwko komunistom? Trzeba go wspierać!
Najnowszym przykładem „Polki”, która może osiągnąć sukces za granicą, jest Elise Stefanik. Media piszące w języku polskim, od lewa do prawa, piszą od wczoraj o tym, że kongresmenka pochodzenia polskiego ma szansę osiągnąć sukces za oceanem, zostając gubernatorem jednego z amerykańskich stanów. Stanu Nowy Jork.

Pisze o niej „Gazeta Prawna”, pisze jakaś Niezalezna.pl, pisze także prorządowe TVP Info. Bo przecież kiedy Polska gurom, wszyscy łączymy się w bólu… yyy… to znaczy łączymy się razem, aby ją wesprzeć.
Jednak nikt tak naprawdę nie interesuje się, kim jest ta „Polka”. Czy aby na pewno mamy powód, aby się cieszyć z jej sukcesu, podobnie jak z tego, że „Polak” Roman Polański osiągnął sukcesy za granicą (np. uwodząc 13-letnie dziewczynki) albo „Polak” Józef Światło „bohatersko” zdecydował się zawalczyć z systemem komunistycznym, wspierając antykomunistyczne CIA?
Przyjrzyjmy się więc, kim jest Elise Stefanik, Polka, której przodkowie od strony ojca pochodzą z żydowskiego sztetla na Podkarpaciu.
Przypadkowo bądź nie, jej polityczne zainteresowanie obraca się szczególnie nie wokół interesów amerykańskich czy też polskich, lecz żydowskich.

I tak czytamy w jej biografii, że otrzymała od żydowskiego lobby politycznego w USA 980 000 dolarów. Hmmm, cóż można sobie w USA kupić za taką kwotę? Całkiem duży dom o powierzchni 300-400 m2 i solidnego pick-upa. Ale to przecież nie wszystko. Skorumpowanie jej przez AIPAC (Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych), aby mniej interesowała się interesem Stanów Zjednoczonych czy też Polski, wszak oficjalnie jest wyznania katolickiego i podobno obchodzi święta chrześcijańskie, jak Wigilia Bożego Narodzenia, to jeszcze nie wszystko. W jej biografii czytamy także, że karierę w amerykańskiej polityce rozpoczęła w wieku nieco ponad 20 lat, jako urzędniczka najpierw w Radzie ds. Polityki Krajowej Białego Domu a później w biurze szefa personelu Białego Domu George’a Busha juniora, Joshuy Boltena. Bolten został scharakteryzowany przez Jamesa Petrasa, emerytowanego już profesora socjologii na Uniwersytecie Binghamton w stanie Nowy Jork, który zajmuje się śledzeniem żydowskiego lobby w USA, jako członek owego wpływowego lobby. James Petras, jakby ktoś nie wiedział, to autor ponad 2000 artykułów w New York Timesie, Guardianie czy też Christian Science Monitor. Oraz przede wszystkim autor książki „Potęga Izraela w Stanach Zjednoczonych” z 2006 roku.
To oczywiście jeszcze nie wszystko. Stefanik pracowała w Fundacji Obrony Demokracji. Ta fundacja z orwellowsko brzmiącą nazwą jest niczym innym jak żydowskim lobby politycznym w Stanach Zjednoczonych. Jakby tego jeszcze było mało, Stefanik pracowała w Inicjatywie Polityki Zagranicznej, neokonserwatywnym (czyli żydowskim) think tanku, który zastąpił inny żydowski think tank, a więc Projekt na Rzecz Nowego Amerykańskiego Stulecia (PNAC), który zajmował się forsowaniem izraelskiej racji stanu na Bliskim Wschodzie wśród elit amerykańskich. Na czele IPZ stali oczywiście żydowscy neo-koni, jak William Kristol, syn komunisty-trockisty Irvinga Kristola, czy też Robert Kagan, mąż chyba dosyć dobrze znanej w Polsce Wiktorii Nuland.
Ale to jeszcze nie wszystko. Stefanik stwierdziła, że stosowanie słowa „intifada” jest postrzegane jako wzywanie do ludobójstwa. Co automatycznie oznacza, że powinno być zakazane. Wyobrażacie sobie państwo, że w Polsce stosowanie słowa „powstanie” zostaje zakazane jako wzywanie do ludobójstwa?
Jakby tego jeszcze było mało, Stefanik otrzymała nagrodę im. Szeldona i Miriam Adelsonów na Rzecz Obrony Izraela. Szeldon Adelson, kiedy jeszcze żył, zajmował się wzywaniem do nuklearnego bombardowania Iranu oraz miał związki ze zorganizowaną przestępczością. Nagrodę tą przyznaje Syjonistyczna Organizacja Ameryki.
Żadne z mediów, które pisały artykuły o „kongresmence polskiego pochodzenia Elise Stefanik”, która chce zostać gubernatorem stanu ze stolicą w Albany, nawet nie zająknęło się o tym kim jest ta osoba. Że jest ona jedną z najbardziej gorliwych reprezentantek interesów ludobójczego państwa Izrael orbitujących wokół administracji Trumpa bądź też bezpośrednio z nią związanych.
A to przecież jeszcze nie wszystko. Wszak wypada powiedzieć, jakie Stefanik ma realizować priorytety w trakcie swoich rządów. Polskie? Amerykańskie? Bynajmniej. Żydowskie.
„Stefanik, która chce zostać pierwszą republikanką od czasów George’a Patakiego, która wprowadzi się do rezydencji gubernatora w Albany, prawdopodobnie uczyni antysemityzm głównym elementem swojej kampanii” – pisze Żydowska Agencja Telegraficzna.
„Elise Stefanik oczyści nasze kampusy uniwersyteckie z zepsucia, w jakim się znalazły, i bezpośrednio przeciwstawi się antysemityzmowi!” – napisała Inna Vernikov, radna miasta Nowy Jork.
Szkoda więc, że polskie media nawet słowem nie wspomniały, że Stefanik, „kongresmenka polskiego pochodzenia”, jest w rzeczywistości przedstawicielką sił, które chcą od Polski wyciągnąć 300 mld dolarów, w ramach urojonych roszczeń finansowych. A więc, że jest osobą, o której w Polsce nie powinno się zbyt wiele mówić, zwłaszcza w pozytywnym kontekście. Dla bezpieczeństwa majątkowego i zasobności portfelów wszystkich Polaków.

Co jednak wspólnego ma Stefanik z lobby potencjalnych grabieżców Polski? Otóż Ronald Lauder, czołowy fundator ruchu MAGA, który tylko w 2025 roku przekazał MAGA super PAC 5 000 000 dolarów, i który przekazał ponad 1,5 miliona dolarów na rzecz organizacji protrumpowskich, finansował także karierę polityczną Elise Stefanik.
„W ostatnich miesiącach Stefanik uzyskała wsparcie od dużych darczyńców republikańskich. Największym darczyńcą był spadkobierca firmy kosmetycznej Ron Lauder, prezes Światowego Kongresu Żydów, który przekazał 300 000 dolarów na rzecz wspólnego komitetu zbierającego fundusze dla Stefanik” – pisało w kwietniu 2024 roku „Politico”.

Ronald Lauder jest Przewodniczącym Rady Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, która chce nas okraść na 300 miliardów dolarów.

Czy jednak mamy pewność, że Stefanik może wspierać kradzież przez Żydów własności innych? Otóż już to raz zadeklarowała.
Podczas przesłuchania przed Senacką Komisją Spraw Zagranicznych stwierdziła, że Izrael ma biblijne prawo ukraść Palestyńczykom Zachodni Brzeg Jordanu i przejąć go na własność. Jeżeli raz dała Żydom prawo do okradania innych z ich ziemi i własności, w tym wyrzucania innych z ich mieszkań oraz kolonizowania palestyńskiego terytorium, to czy może coś stanąć na przeszkodzie zrobienia tego po raz kolejny?
Ktoś jeszcze cieszy się z kariery „kongresmenki polskiego pochodzenia” Elise Stefanik?
Autorstwo: Terminator 2019
Zrzuty ekranów: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net
1. https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/ustawa-447-mienie-zydowskie,197,0,2404293.html
3. https://www.opensecrets.org/donor-lookup/results?name=ronald+lauder&order=desc&page=2&sort=D
4. https://en.wikipedia.org/wiki/Ronald_Lauder
5. https://wjro.org.il/about-wjro/officers-personnel
6. https://en.wikipedia.org/wiki/James_Petras
7. https://www.counterpunch.org/2007/09/24/just-how-powerful-is-the-israel-lobby
8. https://en.wikipedia.org/wiki/Elise_Stefanik
9. https://en.wikipedia.org/wiki/Kathy_Hochul
16. https://www.trackaipac.com/states/newyork?rq=elise%20stefanik
=========================
Przypadki zapalenia mięśnia sercowego skupiają się wokół młodych mężczyzn i występują najczęściej po drugim lub trzecim zastrzyku…
=====================================
| DR IGNACY NOWOPOLSKI NOV 8 |
Naukowcy z Queen Mary University of London, Szpitala Uniwersyteckiego Landspitali w Islandii i kilku instytucji europejskich odkryli, że osoby, u których rozwinęło się ostre zapalenie mięśnia sercowego lub zapalenie osierdzia po szczepieniu mRNA, wykazywały wyraźny wzorzec aktywacji immunologicznej, którego nie obserwowano u pacjentów z COVID-19.
Artykuł zatytułowany “Połączone adaptacyjne mechanizmy odpornościowe pośredniczą w uszkodzeniu serca po szczepieniu COVID-19” ujawnia, że limfocyty T od pacjentów z obrażeniami poszczepiennymi zaczęły atakować własne białka serca, ponieważ części kodowanego przez szczepionkę białka Spike ściśle naśladują ludzką tkankę serca.
“Limfocyty T od pacjentów, u których rozwinęło się zapalenie mięśnia sercowego po szczepieniu mRNA, rozpoznają kodowane przez szczepionkę epitopy Spike homologiczne do tych z własnych białek serca” – napisali autorzy.
Mówiąc prostym językiem, oznacza to, że układ odpornościowy, wyszkolony do rozpoznawania białka Spike zawartego w szczepionce, myli części serca z wirusem – proces ten znany jest jako mimikra molekularna.
Jeden z fragmentów Spike zidentyfikowanych w badaniu naśladuje kanał potasowy (Kv2) znajdujący się w komórkach mięśnia sercowego. Kiedy myszom wstrzyknięto ten konkretny fragment Spike, rozwinął się u nich ten sam rodzaj zapalenia mięśnia sercowego, który obserwuje się u ludzi po szczepieniu.
Co najważniejsze, ta reakcja autoimmunologiczna nie pojawiła się u pacjentów, którzy złapali COVID-19 w sposób naturalny, a jedynie u tych, którzy otrzymali zastrzyk mRNA.
Dlaczego szczepionka dociera do serca
Naukowcy odkryli również, że unikalna bio-dystrybucja szczepionki mRNA – sposób, w jaki jej nanocząsteczki rozprzestrzeniają się w całym organizmie – może pozwolić układowi odpornościowemu na “zadomowienie się” w sercu.
Zidentyfikowali populację limfocytów T wykazujących ekspresję receptora o nazwie cMet, który działa jak sygnał GPS kierujący atak immunologiczny w kierunku tkanki serca.
Zablokowanie tego szlaku cMet zapobiegło reakcji immunologicznej kierowanej przez serce w modelach laboratoryjnych – odkrycie, które może pomóc wyjaśnić, dlaczego przypadki zapalenia mięśnia sercowego skupiają się wokół młodych mężczyzn i występują najczęściej po drugim lub trzecim zastrzyku, kiedy “pobudzenie” immunologiczne jest najsilniejsze.
Proces autoimmunologiczny, a nie zakaźny
Autorzy badania doszli do wniosku, że poszczepienne zapalenie mięśnia sercowego jest zaburzeniem autoimmunologicznym wywołanym przez mimikrę Spike, a nie bezpośrednim wynikiem infekcji wirusowej lub zanieczyszczenia.
Innymi słowy, mechanizmy obronne organizmu – doładowane przez platformę mRNA – zwracają się przeciwko sercu.
Konsekwencje
Podczas gdy autorzy przedstawiają swoje odkrycia jako krok w kierunku “bezpieczniejszych projektów mRNA”, implikacje są znacznie poważniejsze. Badania ustalają wyraźny mechanistyczny związek między szczepionką mRNA a stanem zapalnym serca – coś, co urzędnicy służby zdrowia kiedyś odrzucili jako “rzadkie i łagodne”.
Te recenzowane dowody, opublikowane przez samo American Heart Association, podważają powtarzające się twierdzenie, że “COVID powoduje więcej zapaleń mięśnia sercowego niż szczepionka”.
W tym badaniu pacjenci z COVID nie wykazywali takiego samego autoimmunologicznego zachowania limfocytów T – tylko zaszczepieni.
Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl) • 8 listopada 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5925
Przed drugą wojną światową, podczas której wybitny niemiecki przywódca socjalistyczny Adolf Hitler dokonał masakry znacznej części Żydów europejskich, istniała w Polsce i nie tylko w Polsce grupa społeczna tzw. „szabesgojów”. Szabesgoje, byli to goje, czyli nie-Żydzi, którzy w soboty oraz w święta żydowskie wysługiwali się Żydom, wykonując na ich rzecz rozmaite konieczne prace, na przykład – rozpalenie ognia pod kuchnią gwoli przygotowania posiłku, czy rozpalenia w piecu w okresie zimowym. Żydowie bowiem mają od Stwórcy Wszechświata surowo zakazane wykonywanie wszelkich prac w dni świąteczne – ale ciśnienie tak zwanego życia sprawia, że ktoś musi te prace wykonywać – no i stąd instytucja szabesgoja.
Nie zawsze zresztą dało się skorzystać z usług szabesgojów. Karol Olgierd Borchardt wspomina, jak to podczas rejsu transatlantykiem „Polonia” na linii palestyńskiej, do kapitana Mamerta Stankiewicza przyszła delegacja Żydów pod przewodnictwem rabina z propozycją zakupienia statku za 10 groszy. Kapitan był zdumiony propozycją tym bardziej, że rabin poinformował go, iż oni „zawsze” kupują statek. Na uwagę kapitana Stankiewicza, że statek można kupić tylko raz, rabin zapytał, czy kapitan chce teraz więcej pieniędzy, co kapitana oburzyło i zażądał wyjaśnień. Rabin poinformował go, że Żydom w szabas nie wolno również podróżować – ale jeśli kupią statek, to będą wtedy u siebie – jakby nigdy nie podróżowali. Ale to wyjaśnienie jeszcze bardziej wzburzyło kapitana Stankiewicza, który oznajmił rabinowi, że nie będzie współdziałał z nim przy oszukiwaniu ichniego Pana Boga. Ale teraz i rabin się zirytował. – Pan Bóg nie ma nic lepszego do roboty, tylko patrzeć, co pan robi? Ja takiego zarozumiałego człowieka nigdy nie widziałem! Na takie dictum kapitan Stankiewicz oświadczył: „Znaczy, proszę wyjść! Znaczy – natychmiast!”. Delegacja znalazła się w trudnej sytuacji, bo musiała kupić statek i to szybko. Z kłopotu wybawił ich dopiero właśnie Borchardt, wyjaśniając, że pomylili drzwi i zamiast – jak zwykle – załatwić sprawę z ochmistrzem, weszli do kajuty kapitana.
Wydawać by się mogło, że obecnie już żadnych szabesgojów nie ma. To jednak chyba nieprawda. Kiedy kilka lat temu zatrzymałem się w Nowym Jorku u znajomych Polaków, którzy mieszkali na Brooklynie w domu zajmowanym w większości przez Żydów, pewnego dnia wracaliśmy z miasta i zastaliśmy przed drzwiami wejściowymi spory tłumek. Okazało się, że to Żydowie, tutejsi lokatorzy, którzy czekają, aż jakiś goj otworzy im drzwi – bo akurat był szabas. Wreszcie i ja sam kiedyś posłużyłem tam za szabesgoja, bo pomogłem Żydówce wnieść do windy wózek z dzieckiem – ponieważ żaden Żyd w szabas nie chciał jej pomóc. W takiej sytuacji nie ma rady – któż pomoże Żydówce, jeśli nie my, których Judenrat „Gazety Wyborczej” i nowojorska Liga Antydefamacyjna oskarża o antisemitismus?
Nawiasem mówiąc, kiedy na lotnisku w Ottawie surowa pani przesłuchiwała mnie w związku z książką „Protector traditorum”, po wejściu na strony wspomnianej Ligi Antydefamacyjnej, która strasznie mi wymyślała, niemal mnie przepraszała za swoją poprzednią surowość. Pomyślałem sobie wtedy, że są dwie międzynarodówki; jedna butna, arogancka i krzykliwa, a druga – nierównanie bardziej dyskretna – ale też istnieje. A dlaczego dyskretna? Odpowiedź nie nastręcza trudności – bo teraz, między innymi za sprawą Naszego Najważniejszego Sojusznika, jest rozkaz, by Żydów nosić na rękach. Tacy Niemcy nie dadzą się nikomu wyprzedzić w gorliwości – ale gdyby pewnego dnia padł inny rozkaz, to też nie daliby się nikomu wyprzedzić.
Ponieważ u nas, zwłaszcza pod rządami Voldseutsche Partei obywatela Tuska Donalda, wszystko musi być tak samo, jak w Niemczech, więc w końcu stało się to, co stać się musiało. Oto gmina w Miliczu, gdzie w tamtejszych stawach karpie nie mogą już doczekać się wigilii Bożego Narodzenia, podobnie jak nasi Umiłowani Przywódcy, a zwłaszcza – przywódcy mocarstw bałtyckich – wepchnięcia w wojnę z Rosją – rozpoczęły się przygotowania do obchodów rocznicy odzyskania niepodległości, w ramach których ma zostać wyświetlony film Grzegorza Brauna „Gietrzwałd 1877 – wojna światów”.
Okazało się atoli, że kiedy starostwo powiatowe w Miliczu dowiedziało się o projekcji tego filmu, „z przykrością” wycofało się z obchodów Święta Niepodległości. Czy przypadkiem projekcja filmu Grzegorza Brauna nie była tylko dogodnym pretekstem dla starostwa powiatowego w Miliczu, by wycofać się z obchodów Święta Niepodległości Polski, jako że Milicz przed wojną znajdował się na terenie Rzeszy Niemieckiej? Wykluczyć z góry tego się nie da zwłaszcza, gdy naszym nieszczęśliwym krajem administruje Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda, który wykonuje zadanie przekształcenia naszego bantustanu w Generalną Gubernię. Po co w takim razie Starostwo Powiatowe w Miliczu miałby rozdrapywać stare rany? Żeby tego uniknąć, każdy pretekst jest dobry, a już pretekst w postaci Grzegorza Brauna, to prawdziwy dar Niebios! Można dzięki niemu dowieść nie tylko lojalności wobec Niemiec, ale również – gotowości wysługiwania się Żydom, którzy przecież na Polskę mają swoje widoki, a swoją politykę historyczną koordynują z Niemcami Co tu ukrywać; najwyraźniej pan starosta powiatowy w Miliczu – jak to się mówi – w tańcu tupa.
Warto tedy zwrócić uwagę na film Grzegorza Brauna. Składa się on z dwóch wątków, które można nawet nazwać dwoma filmami. Pierwszym wątkiem jest analiza sytuacji politycznej w Europie, w drugiej połowie XIX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem niemieckich przygotowań do wojny z Rosją. Analiza polityczno-militarna robi wrażenie i zwłaszcza dla ludzi młodych, może być nieocenioną pomocą w zdobyciu pewnej eksperiencji w sprawach politycznych.
Drugi wątek nazwałbym „mistycznym” – bo dotyczy on objawień Marki Bożej w Gietrzwałdzie, zaś przesłaniem tego wątku jest teza, iż to dzięki Jej dyskretnej interwencji nie doszło do wspomnianej wojny, która doprowadziłaby do wyniszczenia biologicznych zasobów narodu polskiego. Czy tak było rzeczywiście – czy to tylko pogląd Autora filmu – o to mniejsza, bo ważne, że nie ma w nim niczego, do czego mógłby przyczepić się najbardziej wrażliwy sygnalista na usługach Judenratu „Gazety Wyborczej”. Dlatego właśnie podejrzewam, że Starostwo Powiatowe w Miliczu skwapliwie skorzystało z okazji, by wykazać się zarówno wobec Niemiec, jak i wobec Żydów – widocznie w przekonaniu, ze w Generalnym Gubernatorskie to właśnie oni będą robili – jak mówią wymowni Francuzi – la pluie et le beau temps, czyli deszcz i pogodę.
Stanisław Michalkiewicz


————————–

—————————–

—————————–

Tylko, że naprawdę to inni semici wysadzili te trzy wieże..
========================================

————————————

—————————————-

——————————-

—————————-

————————————

——————————


—————————–

————————————

——————————–

——————————

——————————————–

—————————-

————————–

—————————–

—————————-









———————-

—————————


————————————–

———————————————–




———————————–

————————————-







——————————

—————————–






Prezydent w Polsce nie jest od tego, żeby wzywać podległych rządowi urzędników państwowych – powiedział premier Donald Tusk, pytany o zarzut prezydenta Karola Nawrockiego o zakaz spotkań szefów służb specjalnych z głową państwa. – Są formaty przewidziane konstytucją i ustawami, jak RBN – dodał.
Premier Tusk zamieścił w piątek na portalu X nagranie, w którym zarzucił prezydentowi, że ten zablokował nominacje na pierwszy stopień oficerski 136 przyszłych oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak ocenił, to „dalszy ciąg wojny prezydenta z polskim rządem”.
Do sprawy – również w nagraniu na X – odniósł się prezydent Nawrocki. – Żeby być premierem, nie wystarczy wrzucanie postów na X; trzeba jeszcze umieć rządzić i stawiać państwo ponad partyjne interesy. Pan premier w swoim stylu skłamał i nie wyjaśnił, co wydarzyło się naprawdę – zarzucił Tuskowi Nawrocki.
Prezydent powiedział, że „Donald Tusk podjął decyzję, że szefowie służb specjalnych mają zakaz spotykania się z prezydentem RP”.
– Odmówiono udzielenia istotnych informacji dotyczących bezpieczeństwa państwa przedstawicielowi prezydenta podczas posiedzenia Kolegium ds. służb specjalnych. Odwołano 4 moje spotkania z szefami służb – to właśnie na nich miały zostać omówione kluczowe kwestie dla bezpieczeństwa Polski; miały też zapaść decyzje dotyczące nominacji oficerskich – zaznaczył Nawrocki.