







Krzysztof Baliński
Każdego, kto czuje się Polakiem, musiał zbulwersować czyn Witalija Mazurenko, który w poczuciu pełnej bezkarności znieważył więziennym, wulgarnym żargonem prezydenta Rzeczypospolitej. Podobne emocje wzbudziła Natalia Panczenko, która komentując nastroje antyukraińskie w Polsce pogroziła: „kiedy co 10 mieszkaniec Polski jest Ukraińcem to wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest bardzo niebezpieczne. Na terytorium Polski zaczną się walki, podpalenia sklepów, domów”. W sieci podniosły się głosy, że ukraińskie chamy powinni być surowo ukarani i wydaleni z Polski. Tymczasem okazało się, że mają już polskie obywatelstwo i są „Polakami” i że w dodatku Panczenko dostaje w polskiej telewizji honorarium za opluwanie Polaków.
Jeszcze bardziej oburzało, że w tejże telewizji nawoływała Ukraińców do nabywania polskiego obywatelstwa: „Społeczność ukraińska jest świetnie zorganizowana, ale dobrze by było, gdyby mieli swoją reprezentację w Sejmie. Ale do tej pory o tym nie myśleliśmy, pewnie dlatego, że większość z tych osób nie ma obywatelstwa polskiego”. Zdradziła przy tym, że jeszcze przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców, „i te osoby już obywatelstwo dostają”. A Panczenko to nie byle kto. To liderka społeczności ukraińskiej w stolicy, działaczka finansowanej przez Sorosa fundacji, szefowa organizacji o wszystko mówiącej nazwie Majdan-Warszawa. I co ważne – wyznaje pogląd, że gdy rzeźnicy z UPA nabijali polskie dzieci na sztachety płotów, to „walczyli razem z Polakami o niepodległą Ukrainę”.
Ukraińców zachęcać nie trzeba, bo okazuje się, że już dziesiątki jeśli nie setki tysięcy polskie obywatelstwo ma, a rządzący Polską nie potrafią doliczyć się, ile obywatelstw rozdali. 23 lipca w Sejmie, podczas posiedzenia Komisji Mniejszości Narodowych, rozpatrzono informację ministra spraw wewnętrznych na temat sytuacji mniejszości ukraińskiej w Polsce. Reprezentujący ministra Andrzej Rudlicki, wygadał się: „Obowiązująca ustawa o obywatelstwie daje niemalże automatyczne obywatelstwo osobom, które określony w ustawie czas przebywają w Polsce”. Za komentarz niech służą wpisy internautów: To nawet nie sabotaż, to zbrodnia. Ewenement na skalę światową. Obywatelstwo z automatu i bezwarunkowo; Przecież to było pewne, kwestią było tylko od kiedy dostaną obywatelstwo; Może od razu połączymy się z Ukrainą, po co kombinować.
Przypomnijmy, jak Ukrainiec może zostać „Polakiem”. Od uchwalenia w kwietniu 2009 r. Ustawy o obywatelstwie funkcjonują dwa główne sposoby uzyskania obywatelstwa. Pierwszy to „Nadanie obywatelstwa przez prezydenta”. Ta procedura nie jest ograniczona przepisami, nie stawia żadnych warunków, a decyzja zależy wyłącznie od prezydenta. Drugą ścieżką jest „Uznanie za obywatela polskiego przez wojewodę” i tak o obywatelstwo może starać się cudzoziemiec, który co najmniej 3 lata legalnie przebywa w Polsce na podstawie zezwolenia na pobyt stały. Tu przypomnienie: Wcześniej o obywatelstwie decydował wyłącznie prezydent, a myk z metodą „Na wojewodę” wymyśliła PO, i obywatelstwo można sobie wychodzić u każdego z 16 wojewodów. Zmiana jest rewolucyjna – obywatelstwo z aktu łaski i przywileju stało się prawem, które można dochodzić przed sądem. Bo jeśli wojewoda odmówi, delikwent odwołuje się do sądu administracyjnego i prawie zawsze wygrywa. Tak, więc każdy, komu przyznano prawo stałego pobytu ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo.
Że tak jest, potwierdza „Ukrainian in Poland”, portal wyspecjalizowany w udzielaniu porad Ukraińcom koczującym w Polsce, jak najłatwiej otrzymać polski paszport. Odradza metodę „Na prezydenta”, bo jej wadą jest, że prezydent podejmuje decyzję według własnego uznania i bez ścisłych terminów, że nie ma możliwości odwołania od odmowy i że trzeba przedstawić silne argumenty. Portal zaleca natomiast sposób „Na wojewodę”, bo trzeba spełnić tylko warunki związane z okresem legalnego przebywania w Polsce oraz znajomością j. polskiego.
Jednak na pierwszym miejscu zaleca metodę „Na Kartę Polaka”. Otóż w 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą. Ustawa stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Z tym że przy jego wydawaniu dochodzi do wielu nadużyć, a skala przekrętów jest tak wielka, że w większości posiadaczami karty zostają… etniczni Ukraińcy. Dziś Kartą legitymuje się 200 tysięcy osób, służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków, a zalecania z Warszawy są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Problem w tym, że Karta umożliwia jej posiadaczowi złożenie od razu wniosku o stały pobyt w Polsce, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo.
W 2013 r. rządzące wówczas PiS (lub rządzące lobby żydowskie i ukraińskie?) przepchnęło w Sejmie ustawę o cudzoziemcach. Prace nad nią prowadzono w trybie pilnym, a jej projekt był ściśle tajny. Do czego się tak spieszyli i co chcieli ukryć? Z MSW docierały tylko głosy, że „zachodzi potrzeba poprawy rozwiązań prawnych dotyczących dostępu cudzoziemców do polskiego rynku pracy w interesie polskich pracodawców, jak również ułatwienie pozyskiwania przez inwestorów strategicznych pracowników zza granicy”. Rzeczywiste intencje zdradził Dziennik Gazeta Prawna: „Specjalne prawo dla imigrantów z Ukrainy. Rząd chce ułatwić osiedlanie się Ukraińców na stałe w Polsce. Chodzi o zachęcanie do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa. A Dziennik Gazeta Polska dorzucił: „Nowa polityka migracyjna ma być nastawiona głównie na Ukraińców. Ułatwi im osiedlania się w Polsce”.
Za ustawą krył się Michał Dworczyk, który wcześniej złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że chciał ułatwić masowe osiedlanie się Ukraińców w Polsce. Przepisy ustawy jasno stwierdzają, że nie dotyczy ona Polaków, którzy znaleźli się poza krajem po zmianie granic w 1945 roku, ale daje możliwość, a nawet zachęca do przeniesienia się do Polski tych, którzy mają przodka z polskim obywatelstwem, a więc potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukowi Romana Szuchewycza.
Dlaczego Polacy nie wiedzą, jaka jest skala rozdawania obywatelstwa? Wiemy tylko, że w 2024 r. otrzymała je rekordowa liczba cudzoziemców, że ponad połowa z nich to Ukraińcy oraz że w ciągu minionych 10 lat prawa obywatelskie uzyskało 40 tysięcy Ukraińców. Rzeczywista liczba nowych „Polaków” jest jednak wielokrotnie wyższa. Liczby nie obejmują bowiem tych, którzy uzyskali obywatelstwo drogą procedury określonej jako „Przywrócenie obywatelstwa polskiego”, czyli uzyskania obywatelstwa przez potwierdzenie, że osoba ma przodków, którzy posiadali polskie obywatelstwo i jest w rzeczywistości obywatelem polskim.
To ta procedura sprawia, że uzyskanie obywatelstwa jest bardzo proste, a przeszkody administracyjne łatwe do pokonania. Wystarczy złożyć do wojewody dokumenty potwierdzające, że pochodzi się w linii prostej od obywatela polskiego takie, jak polski dowód osobisty lub paszport, akty stanu cywilnego (w tym te wydane przez obce państwa, a więc także przez „urzędy” ukraińskie), wyciągi z ksiąg parafialnych i gminnych, książeczkę wojskową. No i wnieść kilkudziesięciozłotową opłatę skarbową.
Z taką procedurą dotychczas spotykaliśmy się w przypadku osób pochodzenia żydowskiego, a nie mówi się, że podobny modus operandi stosują Ukraińcy, bo bardzo wielu z nich ma przodków, którzy mieszkali na wschodnich terenach II RP i tym samym byli obywatelami polskimi. Ilu z nich zostało w ten sposób „Polakami”, nie wiemy. Ale musi być ich o wiele więcej niż beneficjentów tradycyjnych sposobów uzyskiwania obywatelstwa. W rezultacie polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z kazachskich stepów, bo żeby zostać repatriantem trzeba spełnić wiele warunków, a potomek Bandery i wnuk Szuchewycza nie musi żadnego.
Do obywatelstwa polskiego zachęca Ukraińców to, że nie tracą ukraińskiego. Rzecz przy tym znamienna – do niedawna prawo ukraińskie zakazywało posiadania podwójnego obywatelstwa, ale zakaz nie było przestrzegany w odniesieniu do Ukraińców przesiedlonych do Polski. Przypomnijmy, że pierwszy pomajdanowy rząd w Kijowie był pełen zagranicznych najemników z nadanym pospiesznie obywatelstwem ukraińskim. Najemnikami z Polski byli: Sławomir Nowak, który został szefem ukraińskiej państwowej agencji drogowej; Wojciech Balczun (minister aktywów państwowych), który został prezesem ukraińskiego przedsiębiorstwa kolejowego oraz Krzysztof Bondaryk (b. szef ABW, dziś organizator Systemu Bezpiecznej Łączności Państwowej), którego ukraińska bezpieka zatrudniła jako doradcę. Inkryminowani ukraińskie obywatelstwo otrzymali bez zrzeczenia się polskiego.
Kilka tygodni temu prezydent Ukrainy podpisał ustawę o wielokrotnym obywatelstwie. Podczas Światowego Kongresu Ukraińców ogłosił jej ograniczenie do krajów wskazanych w wykazie, i że pierwszy kraj objęty nowymi przepisami to Polska. Nie mamy informacji, czy Zełenski porozumiał się w tej sprawie z Dudą, chociaż od dłuższego już czasu cyrkulowała informacja o istnieniu jakiejś tajnej umowy dopuszczającej podwójne obywatelstwo dla Ukraińców osiedlanych w Polsce. Czy ustawa ma związek z Niebiańską Jerozolimą nad Dnieprem i Ukropolin nad Wisłą? Tego nie wiemy, ale opozycja w Kijowie nazwała ją „projektem likwidacji narodu ukraińskiego”. Dodajmy, że do Polski, przez otwarte jak wrota stodoły granice, wjechało 35 tysięcy Ukraińców w pierwszym tygodniu obowiązywania edyktu Zełenskiego zezwalającego mężczyznom w wieku 18-22 lat na wyjazdy za granicę oraz że wg MON Ukrainy 1,5 miliona Ukraińców (w tym kilkaset tysięcy w Polsce) unika służby wojskowej przebywając za granicą.
„Oni liczą, że w ten sposób pozyskają nowych wyborców. No to za chwilę będą mieli swoją partię i przepchną Banderę” – tak bloger komentował incydent w Sejmie. I miał rację. Potwierdza to Natalia Panczenko, która zachęcając Ukraińców do nabywania polskiego obywatelstwa rzuciła apel: „Dobrze by było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie. Powoli dojrzewamy do tego, żeby partia polityczna powstała”. Ukraiński politolog Witalij Kulik uważa, że „w ciągu kilku lat kilkaset tysięcy Ukraińców zyska polskie obywatelstwo, a jako wyborcy będą mogli realnie wpływać na sytuację w kraju, walczyć o ukraińskie interesy i wejść w politykę, w tym na listy konkretnej partii, walczącej o interesy Ukraińców”. Także portal „Ukraińska Prawda” zakłada, że 80 proc. Ukraińców z zezwoleniami na pobyt w Polsce będzie ubiegać się o paszport, „co może wpływać na wyniki w wybranych okręgach i stwarza możliwość pierwszej reprezentacji ukraińskiej w Sejmie w 2027 r.”. Wtóruje im Ołena Babakowa: „W najbliższych latach ukraińscy imigranci mogą odegrać znacząca rolę w kształtowaniu krajobrazu politycznego Polski”. I tu postawmy pytania: Czy będzie można wygrać wybory bez poparcia Ukraińców? Na kogo będą głosować, gdy wielu z nich miało dziadka w SS Galizien, a na czele rządu stoi folksdojcz, który miał dziadka w Wehrmachcie? Czy za dwa lata to nie PSL będzie w Sejmie języczkiem u wagi, ale mająca duże zdolności koalicyjne partia kierująca się interesem ukraińskim?
Co zatem robić? Rzeczą najpilniejsząjest wprowadzenie moratorium na przyznawanie obywatelstwa oraz zmiana konstytucji, bo pozbawienie obywatelstwa osobnika szkodzącego Polsce nie jest możliwe, choćby nawet taki targnął się na życie prezydenta, który mu obywatelstwo przyznał. Tu problemem jest, że włodarze Polski, co prawda, myślą o zmianie konstytucji, ale nie w kwestii obywatelstwa, lecz wpisania wiecznej przyjaźni polsko-ukraińskiej”, jako obowiązującej.
Pilnie dokonać nowelizacji ustawy o obywatelstwie, gdyż obecna nie przeciwdziała nadużyciom. Ale nie „poprzez przywrócenie wymogu znajomości języka polskiego i podwyższenie opłat administracyjnych”, jak zapowiada to (kpiąc z Polaków) rząd. I nie tak, jak Karol Nawrocki, bo podpisując nowelizację ustawy o pomocy Ukraińcom, którzy wtargnęli do Polski po 24 lutego 2022 r. (chodzi o jakieś milion osób), ograniczył nieco socjalne przywileje, ale przedłużył obowiązywanie ustawy. A to oznacza, że o polskie obywatelstwo będą mogły ubiegać się setki tysięcy Ukraińców, gdyż właśnie mijają trzy lata ich pobytu w Polsce.
Cofnąć decyzje administracyjne, jakimi są „uznanie za obywatela” przez wojewodę. Polskie prawo dopuszcza przypadki, w których wydaną przez organ administracji publicznej decyzję można uchylić lub zmienić (i to w każdym czasie), jeżeli przemawia za tym interes społeczny, a nawet wydać nową w trybie tzw. autokontroli czyli naprawienia swojego błędu. Jakim sposobem? Poprzez zweryfikowanie, czy wnioskodawca spełnił wszystkie warunki, czy wojewoda dopełnił zasady staranności. A także poprzez sprawdzenie, czy inkryminowany dostał się do Polski legalnie, czy nie miał zakaz wjazdu do Strefy Schengen, czy został przyłapany na nielegalnej pracy, czy został prześwietlony przez służby. W takich przypadkach „uznanie za obywatela” powinno być nie tylko anulowane, ale delikwent deportowany.
Dać prezydentowi prawo pozbawienia obywatelstwa cudzoziemca szkodzącemu naszemu państwu. Niech wzorem będzie uchwalona w II RP ustawa z zapisem: „Obywatel polski, może być pozbawiony obywatelstwa, „jeżeli […] utracił łączność z państwowością polską”, i z uzasadnieniem, że „celem ustawy jest podniesienie godności obywatelstwa polskiego, a przede wszystkim pozbycie się elementu niepewnego, destrukcyjnego, z obywatelstwem szemranym, których nosicieli z państwem łączy jedynie paszport”. Wydaje się przy tym, że odwołanie do sanacyjnego prawa powinno przyjść bez większego trudu prezydentowi i jego otoczeniu, bo – jak określił to Grzegorz Braun – PiS to grupa rekonstrukcyjna sanacji z dzielnicy Żoliborz.
Anulować przyznane Karty Polaka, bo wbrew postanowieniom ustawy, Karta nie „potwierdza przynależność do Narodu Polskiego”, bo przy jej wydawaniu dochodzi do wielkich nadużyć, bo drogą podrabiania dokumentów i ich „kupowania” oraz korupcji funkcjonariuszy polskich konsulatów w większości jej posiadaczami zostali etniczni Ukraińcy. A przede wszystkim dlatego, że polskie prawo pozwala jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt w Polsce i po roku mieć polskie obywatelstwo.
Co zrobić jeszcze? Symbolicznie pozbawić obywatelstwa wszystkich, którzy brali czynny udział w tym przestępczym procederze, poprzez sporządzenie listy hańby odpowiedzialnych za to funkcjonariuszy państwa wszystkich szczebli, listy, która objęłaby potomków tych, których w MSW ulokował Berman i Kiszczaka. Bo w gmachu przy ul. Rakowieckiej spraw „pilnuje” ciągle ta sama od dekad ekipa, których nikt nie kontroluje i nie rozlicza, którzy przepuścili przez granice z Ukrainą bez żadnej kontroli miliony Ukraińców, którzy napisali ustawę fundującą Ukraińcom pełny wikt i opierunek, i to bez żadnej kontroli. Bo żeby zostać jej beneficjentem wystarczyło przyjechać sobie do Polski z dowolnego zakątku świata (niekoniecznie z Ukrainy!) i posiadać ukraiński paszport lub dowód osobisty. Na czele takiej listy powinien znaleźć się Andrzej Duda, bo nie można zapomnieć, kiedy na przejściu granicznym wrzeszczał: „W ciągu ostatnich dni przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy, którzy pochodzą ze 170 państw na całym świecie. Przyjmiemy wszystkich, którzy będą tego potrzebowali. Do Polski wpuszczani są wszyscy mieszkańcy Ukrainy, wszyscy uchodźcy, zarówno ci, którzy mają paszporty, jak i ci, którzy nie posiadają dokumentów. Wszyscy z przejścia granicznego mogą odjechać autobusami w głąb Polski”.
Skazać na symboliczną banicję wszystkich, którzy otwarli Polskę na przestrzał, którzy wygenerowali ruch na wschodniej granicy i stworzyli popyt na „uchodźców” oraz tych, którzy sterowali wielką akcją przesiedleńczą, nieodwracalnie zmieniającą strukturę etniczną Polski i którzy robią wszystko, żeby Ukraińcy zostali w Polsce na zawsze. Mateusza Morawieckiego, który przed wybuchem wojny zapowiedział: „Jesteśmy gotowi na przyjęcie 4-5 milionów uchodźców”. Mariusza Kamińskiego, który złożył zobowiązanie: „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał”. No i ministra, który ustami swego ryżego rzecznikazłożył haniebną deklarację: Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego. No i coś więcej – bo nie może być tak, jak z byłym ministrem zdrowia, któremu za doprowadzenie do przedwczesnej śmierci 200 tysięcy Polaków, zamiast szubienicy, obili tylko gębę.
Jest źle, a nawet – jak głosi napis umieszczany na tarczach dawnych zegarów słonecznych – Jest już później, niż myślisz. Najwyższy czas na działania, bo jeśli istnieje powód do „wyjścia na ulice”, to jest nim zaistnienie z całą mocą kwestii ukraińskiej, osiedlanie milionów Ukraińców, panoszenie się obcego żywiołu i obce flagi wszędzie. Albo oni albo my. To bój o przetrwanie. To zderzenie dwóch żywiołów wzajemnie się wykluczających. Na obronę Polski z pozycji innej, niż „słudzy narodu ukraińskiego” liczyć nie możemy. Tylko pomarzyć można, aby Radek Applebaum powiedział: Jesteśmy sługami narodu polskiego”. Trudno też wyobrazić sobie w takiej roli autora słów „Polska to nienormalność”. Mówmy, zatem o narodowości renegatów. Pytajmy, kto ma w swym wyborczym programie przywrócenie granicy z Ukrainą. Nie pozwólmy oszukać się po raz kolejny. Niech, chociaż raz, Polak będzie mądry przed szkodą a nie po szkodzie.
Krzysztof Baliński
https://pch24.pl/syjonizm-chrzescijanski-dlaczego-podejmujemy-ten-temat
Drodzy Czytelnicy,
z wielką radością i poczuciem odpowiedzialności oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer „Kwartalnika PCh24” – nowego, lecz osadzonego w dobrze znanym Wam portalu PCh24.pl. To pismo powstało z potrzeby serca i rozumu. Chcemy dostarczać Naszym Czytelnikom pogłębionych analiz, uczciwej interpretacji rzeczywistości i odważnej publicystyki, która nie boi się tematów trudnych i niewygodnych – zarówno w sferze religijnej, jak i społeczno-politycznej. Naszą misją jest służba prawdzie, zgodna z nauką Kościoła i jego Tradycją, bez uciekania w poprawność polityczną czy medialne kalkulacje.
=======================================================
Na pierwszy ogień rzucamy temat niezwykle istotny, lecz przemilczany: syjonizm chrześcijański.
To zjawisko, które na Zachodzie – szczególnie w Stanach Zjednoczonych – dawno już przestało być marginesem. Jest potężnym ruchem religijno-politycznym, który wpływa na losy świata. W jego centrum znajduje się przekonanie, że państwo Izrael jest nie tylko ciałem politycznym, ale także „znakiem czasu” – koniecznym dla wypełnienia proroctw biblijnych, niemalże sakralnym bytem, którego nie wolno krytykować, a wręcz należy wspierać „za wszelką cenę”. Ten religijny entuzjazm wobec Izraela, niestety, zyskuje również wpływy w niektórych kręgach katolickich.
Dlaczego podejmujemy ten temat?
Po pierwsze – z powodów teologicznych. Przekonanie, że Żydzi nie potrzebują Chrystusa, że Stare Przymierze nie zostało wypełnione w Nowym, że Zbawiciel przyjdzie dopiero „w Izraelu” – to nie tylko błąd, to herezja. To zaprzeczenie centralnemu dogmatowi naszej wiary: że Jezus Chrystus, wcielony Syn Boży, umarł i zmartwychwstał dla zbawienia wszystkich ludzi, bez względu na narodowość.
Po drugie – z powodów duszpasterskich. Filo-judaizm staje się niebezpieczną pokusą dla części duchowieństwa. W imię źle rozumianego „dialogu międzyreligijnego” dochodzi do zacierania prawdy o Kościele, o sakramentach, o krzyżu. Zamiast katechezy i ewangelizacji – mamy milczenie. Zamiast miłości do “braci starszych” w wierze – pojawia się bierność wobec ich potrzeby zbawienia.
Po trzecie – z powodów politycznych. I tu dochodzimy do wątku, który dla nas – Polaków – ma szczególne znaczenie. Syjonizm chrześcijański stał się nie tylko ruchem teologicznym, ale także realną siłą geopolityczną, wpływającą na decyzje największego mocarstwa świata – USA. Prezydenci, kongresmeni, wpływowe środowiska protestanckie – wszyscy oni, często pod wpływem ideologii syjonistycznej, uznają Izrael za „sojusznika absolutnego”, któremu wolno więcej, którego polityki nie można kwestionować.
W tym kontekście Polska – choć lojalna wobec sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi – zbyt często staje się kozłem ofiarnym. Fałszywe narracje o „polskiej winie” w czasie II wojny światowej, nieuzasadnione żądania restytucyjne ze strony środowisk żydowskich w USA, presja dyplomatyczna w sprawach historycznych czy edukacyjnych – to tylko niektóre przykłady tego jak syjonizm chrześcijański, spleciony z polityką Izraela, wpływa na stosunki polsko-amerykańskie.
Polityka Waszyngtonu, prowadzona w duchu serwilizmu wobec Izraela, otwarcie lekceważy interes Polski – kraju, który nie był sprawcą Holocaustu, lecz jego ofiarą.
Tymczasem głos sprzeciwu wobec tej narracji bywa w USA traktowany jako „antysemityzm”. To szantaż moralny, z którym musimy się zmierzyć – mądrze, ale stanowczo.
Dlatego też zdecydowaliśmy się rozpocząć nasz kwartalnik właśnie od tego tematu. Wierzymy, że Polska potrzebuje dziś katolickiego głosu, który nie będzie milczał, gdy fałszuje się historię, deformuje teologię i uderza w suwerenność narodów.
W pierwszym numerze „Kwartalnika PCh24” nasi Czytelnicy odnajdą teksty m.in. prof. Jacka Bartyzela, prof. Marka Kornata, ks. prof. Roberta Skrzypczaka, dr Anny Mandreli, dr Marcina Jendrzejczaka, Pawła Lisickiego, Pawła Chmielewskiego oraz innych autorów, których wiedza, rzetelność i odwaga składają się na kompleksowy obraz tej duchowo-politycznej pułapki.
Nie milczmy. Nie bójmy się mówić prawdy. Takie było zawsze zadanie Kościoła. W świecie, który stawia fałszywe bożki i fałszuje historię – bądźmy wierni Chrystusowi i Jego Ewangelii.
Z wyrazami wdzięczności i modlitwy
Łukasz Karpiel
Redaktor naczelny Kwartalnika PCh24
https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/szoste-i-ostatnie-objawienie-13-pazdziernika-1917-r
W pobliżu Hiacynty, Franciszka i Łucji zgromadził się kilkudziesięciotysięczny tłum. Niektórzy szacują liczbę świadków cudu słońca w Fatimie około 70 tyś. ludzi.
Jak przy poprzednich objawieniach dzieci dostrzegły błysk światła, po którym Matka Boża pojawiła się nad krzewem.
ŁUCJA: „Czego Pani sobie życzy ode mnie?”
MATKA BOŻA: „Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją część. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów”.
ŁUCJA: „Miałam prosić Panią o wiele rzeczy, o uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.”
MATKA BOŻA: „Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów”. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: „Niech nie obrażają więcej Boga naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany”.
Następnie, rozchylając dłonie, Najświętsza Maryja Panna zaczęła odbijać się w słońcu, podczas gdy unosiła się, odbicie Jej światła cały czas padało na słońce. że płynący z nich blask odbił się od słońca.
Wtedy to Łucja wykrzyknęła: „Spójrzcie na słońce!”
Po tym jak Najświętsza Maryja Panna znikła w bezmiarze nieboskłonu, wizjonerzy byli świadkami trzech następujących scen sceny: pierwsza – symbolizowała tajemnice radosne różańca, druga – bolesne i trzecia – chwalebne (tylko Łucja widziała wszystkie trzy sceny; Franciszek i Hiacynta widzieli tylko pierwszą).
Obok słońca zobaczyli pojawiającego się św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus na ręku i Matką Boską Różańcową. Była to Święta Rodzina. Maryja była ubrana w białe szaty i w niebieski płaszcz, a Dzieciątko Jezus miało okrycie w jasnoczerwonym kolorze. Św. Józef pobłogosławił tłum, wykonując trzykrotnie znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo.
Następna była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Chrystusa Pana obarczonego cierpieniem w drodze na Kalwarię. Jezus pobłogosławił lud, czyniąc znak krzyża. świat. Matka Boża nie miała w piersi miecza. Łucja widziała jedynie górną część ciała Pana Jezusa.
Ostatnia była chwalebna wizja Matki Bożej Karmelitańskiej, ukoronowanej na Królową Nieba i Ziemi, z Dzieciątkiem Jezus na rękach.
Gdy te wizje rozwijały się przed oczami dzieci, wielki tłum, 50-70 tysięcy widzów, stał się świadkiem cudu słońca. Deszcz padał przez cały czas objawienia. W momencie, gdy Matka Boża zakończyła rozmowę z Łucją i zaczęła unosić się ku niebu, a Łucja krzyknęła: „Spójrzcie na słońce!”.
Chmury nagle rozstąpiły się i słońce ukazało się oczom zgromadzonych jak olbrzymi, srebrny dysk. Lśniło tak intensywnie, jak jeszcze nigdy z nigdy, lecz jego blask nie oślepiał. Trwało to tylko chwilę. Ta ogromna kula zaczęła jakby „tańczyć”. Słońce było jakby gigantycznym ognistym kołem, kręcącym się szybko. Zatrzymało się na jakiś czas, zanim znów zaczęło kręcić się wokół swojej osi z oszałamiającą prędkością. Następnie zaczęło się zaróżawiać na krawędziach i ślizgać się po niebie, wirując i rozsypując czerwone snopy płomieni. Światło to odbijało się na ziemi, na drzewach i krzewach, a także na twarzach ludzi i na ich ubraniach, przyjmując świetliste różnobarwne odcienie. Trzykrotnie ożywiona szaleńczym ruchem kula ognia zaczęła drżeć i trząść się. Wydawało się, że opadając ruchem zygzakowatym spadnie na przerażony tłum.
Wszystko to trwało około 10 minut. Na końcu słońce wspięło się znów wijącym się ruchem do punktu, z którego zaczęło opadać, na nowo przyjmując swój spokojny wygląd i odzyskując zwykłą jasność swego światła. Cykl objawień zakończył się. Wiele osób zauważyło, że ich ubrania, przemoknięte deszczem, od razu wyschły. Cud słońca obserwowali również liczni świadkowie znajdujący się poza miejscem objawień, nawet w odległości 40 kilometrów.
Źródło: Fragmenty z książki Antonio Borelli „Fatima: orędzie tragedii czy nadziei?”
9 października 2025 https://pch24.pl/kardynal-koch-szczerze-o-dialogu-z-prawoslawnymi-skutki-fiducia-supplicans-sa-bardzo-negatywne/
Prefekt Dykasterii ds. Jedności Chrześcijan mówi szczerze o efektach deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans. Dla dialogu z prawosławnymi są po prostu negatywne.
Z kardynałem Kurtem Kochem, wieloletnim prefektem Dykasterii ds. Jedności Chrześcijan, rozmawiał niemiecki portal Katholisch.de. Dziennikarze zapytali o znaczenie deklaracji Fiducia supplicans dla dialogu ekumenicznego. Deklaracja z grudnia 2023 roku wprowadziła w Kościele katolickim „spontaniczne” błogosławienie par tej samej płci.
– W ubiegłym roku mieliśmy spotkanie dialogowe z orientalnymi Kościołami prawosławnymi, tutaj w Rzymie. Chcieliśmy świętować 20-lecie dialogu i rzeczowo porozmawiać o Maryi. Jednak orientalni prawosławni chcieli rozmawiać tylko o „Fiducia supplicans”. Byli przekonani, że nie mogą kontynuować dialogu, jeżeli Kościół katolicki naucza czegoś takiego – powiedział.
– W tym roku mamy oddzielne obrady, orientalni prawosławni zostają u siebie, a my jesteśmy u siebie, żeby zobaczyć, jak może to iść dalej. Jestem przekonany, że w przyszłym roku dialog zostanie znowu nawiązany – dodał.
Do grupy orientalnych Kościołów prawosławnych należą między innymi Koptowie, ale są to również Kościoły etiopski, erytrejski, jakobicki, malankarski oraz ormiański.
Wcześniej skrajnie negatywne stanowisko wobec Fiducia supplicans zajął też prawosławny Patriarchat Moskwy. Jego komisja doktrynalna uznała, że Fiducia supplicans stanowi odejście od tradycji biblijnej i postawiła pytanie, jak w tej sytuacji będzie wyglądać przyszłość Kościoła katolickiego. Dialog nie został jednak zerwany.
Źródła: Katholisch.de, PCh24.pl Pach
13 października 2025 https://pch24.pl/byly-prezydent-francji-idzie-do-wiezienia-pierwszy-taki-przypadek-w-kraju-ue/
(fot. Stephanie Lecocq / Reuters / Forum)
Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy został skazany na 5 lat więzienia za „przestępczą zmowę”. Mimo iż obrona planuje złożyć apelację od wyroku z 29 września, to jak podała agencja AFP 13 października, już 21 października Sarkozy trafi za kratki paryskiego więzienia La Sante. To pierwszy przypadek kiedy były prezydent kraju Unii Europejskiej trafi do więzienia.
Mimo iż Sarkozy został oczyszczony z zarzutów o korupcję i ukrywanie sprzeniewierzenia pieniędzy publicznych, to uznano go za winnego „przestępczej zmowy”, co we Francji jest poważnym przestępstwem, za które grozi nawet 10 lat pozbawienia wolności.
Sąd nie nakazał natychmiastowego wykonania kary, ale zaznaczył iż będzie ona wykonana bez względu na to, czy apelacja zostanie złożona, czy nie. Zatem choć Sarkozy nie został przewieziony do zakładu karnego prosto z sali rozpraw, to wiadomo, że trafi tam już 21 października.
Jak każdy francuski więzień, były prezydent po rozpoczęciu odbywania kary będzie mógł prosić o zmianę sposobu jej wykonywania. Wtedy sąd będzie mógł zamienić karę więzienia na areszt domowy, noszenie bransoletki elektronicznej, a nawet warunkowe zwolnienie. A ponieważ Sarkozy ma już ukończone 70 lat, może się o to ubiegać już teraz.
Nie tylko obrona byłego prezydenta, ale również prokuratura złożyła odwołanie od wyroku, a to oznacza, że sąd apelacyjny może zarówno wydłużyć jak i skrócić wymiar kary.
Nicolas Sarkozy był prezydentem Francji w latach 2007-2012.
Źródło: o2.pl AF
=============================
Nicolas Sarkozy był centroprawicowym prezydentem Francji w latach 2007–2012. Po jego kadencji zaczęły nad nim ciążyć podejrzenia o nielegalne finansowanie jego kampanii wyborczej w 2007 roku przez libijskiego dyktatora Muammara Kaddafiego, gdy Sarkozy był jeszcze francuskim ministrem spraw wewnętrznych. Sprawa szybko osiągnęła rangę politycznego tematu numer jeden we francuskich mediach: obóz lewicowy znalazł tutaj sposób na dyskredytowanie byłego prezydenta.
Proces rozpoczął się 6 stycznia 2025 roku w Sądzie Najwyższym w Paryżu. Nicolas Sarkozy był sądzony wraz z dwunastoma innymi oskarżonymi (byłymi ministrami, pośrednikami itp.). Był on ścigany między innymi za „bierną korupcję, nielegalne finansowanie kampanii, zmowę przestępczą i przyjmowanie skradzionych libijskich funduszy publicznych”. 27 marca 2025 roku Krajowa Prokuratura Finansowa (PNF) zawnioskowała o karę siedmiu lat więzienia i grzywnę w wysokości 300 000 euro dla Nicolasa Sarkozy’ego. Dla Claude’a Guéanta (dawnego szefa kampanii prezydenckiej Nicolasa Sarkozy’ego) PNF zawnioskował o sześć lat więzienia i grzywny.
25 września 2025 r. sąd wydał wreszcie wyrok. Były prezydent został uznany za winnego zmowy przestępczej w latach 2005–2007. Został jednak uniewinniony od zarzutów paserstwa, defraudacji środków publicznych i korupcji biernej. Sędzia Nathalie Gavarino wyjaśniła, że Nicolas Sarkozy jest winny zmowy przestępczej, ponieważ „pozwolił swoim bliskim współpracownikom (…) działać w celu uzyskania wsparcia finansowego” od reżimu libijskiego. Sąd jednak uznał, że „nie doszło do nielegalnego finansowania kampanii wyborczej w 2007 roku”.
Nicolas Sarkozy został skazany na 5 lat więzienia i 100 000 euro grzywny. Były prezydent złoży apelację.
Nathaniel Garstecka
Autor: AlterCabrio, 13 października 2025
Nie ma nic złego w tworzeniu narzędzi, które pomagają nam myśleć szybciej lub nieco jaśniej. Problemem jest udawanie, że te narzędzia potrafią myśleć, czuć lub tworzyć. Tragedią jest to, że przekształciliśmy jeden z najbardziej obiecujących pomysłów ludzkości w oszustwo zbudowane na szumie medialnym, skradzionej pracy i dezinformacji.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
Dlaczego odmawiam nazywania degeneracji postępem
Sam Altman chce siedmiu bilionów dolarów na sztuczną „inteligencję”, która być może kiedyś będzie w stanie określić, ile nóg ma koń. A może miała leczyć raka? Nie pamiętam. Tak czy inaczej, pozostając wierne temu zadaniu, OpenAI wypuściło Sorę, generator wideo, który pochłania 700 000 dolarów dziennie, aby produkować klipy, w których palce ludzi od czasu do czasu przenikają przez obiekty stałe, gdzie grawitacja działa bokiem, gdzie koniom wyrastają dodatkowe nogi w trakcie galopu – i gdzie twój mózg gnije z każdym ruchem. Nazywają to inteligencją, „demokratyzacją” tworzenia filmów. To generator liczb losowych z działem marketingu, który zaspokaja potrzeby najgłupszych ludzi w społeczeństwie.
Cała branża sztucznej inteligencji opiera się na fundamentalnym kłamstwie: że dopasowywanie wzorców równa się myśleniu, że korelacja statystyczna równa się zrozumieniu, że przewidywanie kolejnego najbardziej prawdopodobnego tokena równa się inteligencji. Sora nie wie, czym jest filiżanka kawy – widziała miliony obrazów oznaczonych etykietą „filiżanka kawy” i nauczyła się tworzyć układy pikseli, które statystycznie przypominają te wzorce. Kiedy generuje film przedstawiający kogoś pijącego kawę, nie modeluje fizyki płynów ani anatomii połykania. Przeprowadza wielowymiarową regresję rozkładu pikseli. Filiżanka przechodzi przez dłoń, ponieważ maszyna nie rozumie pojęcia „ciała stałego”, „płynu” ani „dłoni” – jedynie korelacje statystyczne między wartościami RGB.
AGI – sztuczna inteligencja ogólna – miała oznaczać maszyny, które mogłyby myśleć, rozumować i rozumieć jak ludzie. Rozwiązywać nowe problemy w oparciu o własne, nowo powstałe myśli. Generować autentyczne spostrzeżenia. Wykazywać się kreatywnością, która nie polega jedynie na rekombinacji danych treningowych. Zamiast tego, OpenAI i jej konkurenci redefiniują AGI, oznaczając „spełnia wystarczającą liczbę kryteriów, abyśmy mogli ogłosić zwycięstwo”. Kiedy ogłoszą AGI w przyszłym roku lub w kolejnym, nie będzie to oznaczało, że stworzyli myślące maszyny. Stanie się tak dlatego, że z powodzeniem przesunęli poprzeczkę tam, gdzie tkwią ich mechanizmy dopasowujące [pattern matchers].
Wiecie, o co chodzi? To znowu autokorekta, tylko z lepszym interfejsem użytkownika. Autouzupełnianie dla pikseli. Ten sam fundamentalny proces, który podpowiada „czy wstałeś?” po „hej” o 2 w nocy, skalowany do absurdalnych wymagań obliczeniowych i opakowany w rewolucyjną retorykę.
Modele GPT OpenAI – rzekomy fundament sztucznej inteligencji – to wyidealizowane łańcuchy Markowa na sterydach. Nie rozumieją języka, przewidują prawdopodobieństwa tokenów. Kiedy ChatGPT pisze o demokracji, miłości czy fizyce kwantowej, nie ma pojęcia o rządach, emocjach ani cząsteczkach. Przeprowadza statystyczne dopasowywanie wzorców na podstawie tekstu skradzionego z internetu, przewidując, jakie słowo najprawdopodobniej następuje po poprzednim, na podstawie miliardów przykładów. Maszyna, która pisze wiersze o złamanym sercu, nigdy niczego nie doświadczyła, niczego nie rozumie, niczego nie wie. To Chiński Pokój, tylko z lepszym PR-em.
Ogłoszenie AGI, kiedy nadejdzie, będzie czystym teatrem. Pokażą demonstracje swojego modelu zdającego egzaminy medyczne (poprzez dopasowywanie wzorców do milionów tekstów medycznych), piszącego kod (poprzez rekombinację postów na Stack Overflow), prowadzącego „kreatywne” rozmowy (poprzez interpolację komentarzy na Reddit). Dziennikarze technologiczni, albo zbyt ignoranccy, albo zbyt zaangażowani, by piętnować to oszustwo, z zapartym tchem obwieszczą nadejście sztucznej inteligencji ogólnej. Ceny akcji poszybują w górę. Siedem bilionów dolarów finansowania zmaterializuje się.
I wszystko to będzie kłamstwem.
Sora to pomnik źle ukierunkowanego geniuszu, katedry wzniesione ku czci niewłaściwego boga. Każdy genialny umysł pracujący nad tym, by fałszywe filmy wyglądały choć trochę mniej sztucznie, mógłby prowadzić prawdziwe badania. Każdy dolar wydany na naukę maszyn by naśladowały ludzką kreatywność mógłby sfinansować prawdziwych, ludzkich twórców. Każda kilowatogodzina spalona na generowanie „kinowych” śmieci, które „demokratyzują produkcję filmową”, mogłaby posłużyć do stworzenia filmów, które naprawdę przyjemnie się ogląda.
Altman przyznał już to, co krytycy podejrzewali od dawna: człowiecza retoryka to tylko pozory, służące wyłudzaniu bogactwa. Kiedy zapytano go o rozdźwięk między ich utopijnym marketingiem a dystopijnymi produktami, jego odpowiedź była wymowna: muszą „zademonstrować możliwości”, jednocześnie „budując źródła dochodu”. Innymi słowy: sztuczna inteligencja, która leczy raka, eliminuje ubóstwo i przyspiesza postęp, zawsze była kłamstwem, mającym na celu usprawiedliwienie prawdziwego celu – monopolizacji infrastruktury cyfrowej ekspresji, przykuwania uwagi i torturowania mózgu.
Proces uczenia sztucznej inteligencji ujawnia skalę oszustwa. Sora wykorzystała miliony godzin nagrań wideo, miliardy obrazów, niepoznawalne ilości skradzionej ludzkiej twórczości – wszystko to zredukowane do wag liczbowych w sieci neuronowej. Maszyna nie nauczyła się, czym jest zachód słońca. Nauczyła się statystycznych korelacji między gradientami pikseli, zazwyczaj oznaczanymi jako „zachód słońca”. Potrafi generować nieskończone wariacje obiektów, które wyglądają jak zachody słońca, nie rozumiejąc, że Słońce jest gwiazdą, że Ziemia się obraca, że światło załamuje się w atmosferze. To dopasowywanie wzorców bez zrozumienia, korelacja bez związku przyczynowego, składnia bez semantyki.
Zastanów się, co tak naprawdę robi Sora. Przetwarza całe dekady ludzkiej kultury wizualnej – każdy film, każde nagranie wideo, każdy fragment zarejestrowanego człowieczeństwa, do którego ma dostęp – i redukuje je do statystycznych wzorców. Następnie odtwarza te wzorce w niesamowite symulakry, które wyglądają prawie, ale nie do końca tak, jak wspomnienia snów o filmach, które ledwo pamiętasz. Wyniki niezmiennie cechują się tym charakterystycznym migotaniem sztucznej inteligencji: powierzchnie, które zdają się oddychać, twarze, które rozpływają się, gdy wpatrujesz się zbyt długo, fizyka, która działa na podstawie logiki snów, a nie praw natury.
Byłoby to po prostu żenujące, gdyby nie było tak drogie. Wymagania obliczeniowe potrzebne do wygenerowania jednej minuty nagrania Sora mogłyby zasilić małe miasteczko przez jeden dzień. Proces szkolenia zużył tyle energii elektrycznej, że wystarczyłoby na zasilanie tysięcy domów przez rok. I po co? Aby influencerzy mogli tworzyć tła do TikToków? Aby marketerzy mogli tworzyć syntetyczne rekomendacje? Aby jeszcze bardziej zatrzeć i tak już niejasną granicę między autentyczną ekspresją ludzką a algorytmiczną aproksymacją?
Będą cię jednak zapewniać, że to niezbędny krok w kierunku ich świętego celu, jakim jest sztuczna inteligencja ogólna (AGI). To kolejne kłamstwo. Prawdziwa sztuczna inteligencja ogólna wymagałaby czegoś, czego tym systemom zasadniczo brakuje: modelu rzeczywistości. Zrozumienia przyczynowości, a nie tylko korelacji. Pojmowania pojęć, a nie tylko wzorców. Umiejętności rozumowania od podstaw, a nie interpolacji na przykładach. Żadne skalowanie obecnych podejść tego nie osiągnie, ponieważ architektura jest błędna u samych podstaw. Nie da się zbudować inteligencji na podstawie statystyk, tak jak nie da się zbudować świadomości na podstawie mechanizmu zegarowego.
Wymagania obliczeniowe obnażają nieefektywność brutalnej inteligencji opartej na statystyce. Ludzkie dzieci uczą się trwałości obiektów na dziesiątkach przykładów. Sora potrzebuje milionów filmów, a mimo to generuje filiżanki do kawy, które w połowie klatki spontanicznie zmieniają się w czajniki. Trzylatek rozumie, że ludzie mają dwie ręce. Sora, po przetworzeniu większej ilości danych wizualnych, niż jakikolwiek człowiek byłby w stanie przetworzyć przez całe życie, nadal generuje ludzi z trzema rękami wyrastającymi z torsów.
Altman wie, że AGI nie powstanie. W prywatnych rozmowach ujawnionych przez byłych pracowników przyznawał, że obecne podejście ma fundamentalne ograniczenia. Publicznie jednak podtrzymuje tę fikcję, ponieważ cały domek z kart – wyceny, akceptacja rządu, inwestycje, siedmiobilionowe zapotrzebowanie – zależy od tego, czy inwestorzy uwierzą, że AGI jest nieuchronne.
Chodzi o to, jak nieustannie redefiniują sukces. Najpierw AGI oznaczało inteligencję na poziomie ludzkim we wszystkich dziedzinach. Potem stało się „inteligencją na poziomie ludzkim w zadaniach o najwyższej wartości ekonomicznej”. Teraz „przechodzi pewne kryteria lepiej niż przeciętny człowiek”. Zanim ogłoszą zwycięstwo, AGI będzie oznaczać „generowanie wyników, które oszukują ludzi, a ci konsumują ścieki AI już tak długo, że nie potrafią rozpoznać prawdziwych myśli”.
Cała rewolucja w dużych modelach językowych opiera się na tym fundamencie z piasku. GPT-5, Claude, Grok, Gemini (pamiętacie jeszcze Gemini?) – wszystkie to wariacje na temat tego samego oszustwa: maszyny symulujące rozumienie poprzez korelację statystyczną, imitujące inteligencję poprzez dopasowywanie wzorców, udające świadomość poprzez obliczenia prawdopodobieństwa. Dlatego wszystkie brzmią tak samo. Generują tekst, który wydaje się sensowny, ponieważ nauczyły się, jak zazwyczaj wygląda sensowny tekst, a nie dlatego, że rozumieją znaczenie.
Obserwujemy systematyczną redefinicję inteligencji, która ma dorównywać temu, co maszyny potrafią udawać, zamiast tego, czym inteligencja naprawdę jest. To tak, jakby ogłosić, że pianole opanowały sztukę muzyczną – technicznie imponujące, całkowicie bezduszne i całkowicie mijające się z sednem muzyki.
Rozważmy to, co OpenAI nazywa „emergentnymi możliwościami” – rzekomo zaskakującymi zdolnościami, które pojawiają się wraz z rozwojem modeli. Ale to nie jest pojawienie się inteligencji, to po prostu statystyczna nieuchronność. Wprowadź wystarczającą ilość tekstu o szachach do programu dopasowującego wzorce, a w końcu odtworzy on ruchy przypominające te w szachach. Nie dlatego, że rozumie strategię czy planowanie (ani czym w ogóle są szachy), ale dlatego, że widział wystarczająco dużo przykładów, aby przewidzieć prawdopodobne kolejne ruchy. To nie gra w szachy. To po prostu analiza regresji notacji szachowej.
Branża o tym wie. Wewnętrzne dokumenty wielu firm zajmujących się sztuczną inteligencją ujawniają, że inżynierowie nazywają swoje modele „papugami stochastycznymi” – maszynami, które losowo rekombinują wyuczone wzorce bez zrozumienia. Jednak publicznie podtrzymują iluzję inteligencji, rozumowania i rozumienia. Muszą. Cała wycena w wysokości 150 miliardów dolarów zależy od tego, czy inwestorzy uwierzą, że te maszyny myślą, a nie tylko obliczają prawdopodobieństwo. Dlatego ci ludzie brzmią tak niewiarygodnie głupio na X.
Nie jestem przeciwna sztucznej inteligencji. Pomysł, że maszyny mogłyby kiedyś wzmocnić ludzką inteligencję, przyspieszyć odkrycia lub pomóc nam lepiej zrozumieć samych siebie, jest piękny. Odrzucam jednak oszustwo – teatr marketingowy, który sprzedaje regresję jako objawienie, dyrektorów, którzy maskują katalizatory w samochodach podczas zatrzymań przez policję jako symbole ludzkiego postępu, i kolegów od sztucznej inteligencji, którzy udają, że ten bałagan to sztuka.
Nie ma nic złego w tworzeniu narzędzi, które pomagają nam myśleć szybciej lub nieco jaśniej. Problemem jest udawanie, że te narzędzia potrafią myśleć, czuć lub tworzyć. Tragedią jest to, że przekształciliśmy jeden z najbardziej obiecujących pomysłów ludzkości w oszustwo zbudowane na szumie medialnym, skradzionej pracy i dezinformacji.
Ponownie, sztuczna inteligencja ogólna (AGI) będzie nazywana „AGI”, ponieważ udało im się przekonać wystarczającą liczbę osób, że wyrafinowane dopasowywanie wzorców równa się myśleniu. Będą wskazywać na osiągnięte wyniki, zaliczone testy, rozmowy, które brzmią po ludzku. Nie wspomną, że to wszystko to statystyczna mimikra, że ta machina nie rozumie matematyki lepiej niż kalkulator.
Marnotrawstwo energii staje się jeszcze bardziej obrzydliwe, gdy zrozumiemy, co się naprawdę dzieje. Spalamy gigawaty energii elektrycznej nie dla myślących maszyn, ale dla przemysłowych producentów śmieci. Ślad węglowy szkolenia GPT-4 – równoważny emisji 500 samochodów w ciągu całego cyklu życia – został pochłonięty przez nauczenie maszyny przewidywania, że „kot” często następuje przed „usiadł na”. Miliony galonów wody chłodzącej infrastrukturę szkoleniową Sory zostały wykorzystane do nauczenia jej, że plamy w kolorze skóry często pojawiają się nad plamami w kolorze koszuli.
To właśnie można kupić za siedem bilionów dolarów: bardziej zaawansowane dopasowywanie wzorców. Większe modele statystyczne. Obliczenia prawdopodobieństwa o wyższej dokładności. Nie inteligencję, nie zrozumienie, nie świadomość – tylko coraz droższe sposoby generowania statystycznie prawdopodobnych wyników, które wydają się sensowne dla ludzi, którzy zapomnieli, czym jest sens. I wtedy Sam jest szczęśliwy, Donald jest szczęśliwy, Jensen jest szczęśliwy. Po prostu dlatego, że udało im się lepiej wyskalować amerykańskie centra danych niż inne, dzięki czemu stały się największym producentem cyfrowych śmieci na świecie. Dziękuję za uwagę.
Problem „halucynacji”, który firmy zajmujące się sztuczną inteligencją traktują jako drobny błąd, jest w rzeczywistości błędem logicznym. Systemy te nie mają halucynacji (co, jak na ironię, wymagałoby zdolności do autentycznego myślenia) – działają dokładnie tak, jak zostały zaprojektowane, generując statystycznie prawdopodobne wyniki, niezależnie od ich prawdziwości czy dokładności. Kiedy ChatGPT tworzy nieistniejące artykuły naukowe, nie popełnia błędu – robi to, co zawsze: generuje tekst, który przypomina tekst, który już widział i brzmi wiarygodnie. Maszyna nie wie, co oznacza „prawda” lub „fałsz”. Zna jedynie prawdopodobne sekwencje tokenów.
Restrukturyzujemy całe branże wokół tych kalkulatorów prawdopodobieństwa. Zastępujemy ludzki osąd uśrednianiem statystycznym. Zastępujemy autentyczną kreatywność rekombinacją wzorców. Zamieniamy rzeczywistą inteligencję na jej symulację. Im więcej sztucznej inteligencji jest zapisane w papierach firmowych, tym wyższa jest wycena akcji. Cena akcji Apple gwałtownie spadła, ponieważ firma milczała, podczas gdy wszyscy inni byli pochłonięci szaleństwem na punkcie sztucznej inteligencji. Innowacyjny wizerunek Apple został nadszarpnięty. Kiedy wprowadzono Apple Intelligence, zbiór w dużej mierze bezużytecznych i praktycznie niefunkcjonalnych narzędzi, inwestorzy znów byli zadowoleni.
Firmy sprzedające te systemy zdają sobie sprawę, że brakuje im inteligencji — patrz ich dokumenty techniczne (Apple nawet otwarcie to przyznało i skrytykowało w dokumencie, który brzmi tak, jakby ostatni, dawno zapomniany powiew rozsądku Steve’a Jobsa przemknął przez Apple Park) — ale rozumieją też, że rynku to nie obchodzi, dopóki wyniki wydają się wystarczająco przekonujące.
Kapłaństwo inżynierii podpowiedzi [prompt engineering], które się wyłoniło, obnaża absurd. Gdyby te systemy były inteligentne, nie potrzebowalibyśmy skomplikowanych zaklęć, aby generowały użyteczne wyniki. Nie potrzebowalibyśmy „jailbreaków” [usunięcie zabezpieczeń producenta -tłum.], „monitów systemowych” i starannie opracowanych instrukcji. Po prostu komunikowalibyśmy się normalnie, tak jak ze wszystkim, co rozumie język. Zamiast tego mamy cały przemysł prompt inżynierów – ludzi, których zadaniem jest oszukiwanie kalkulatorów prawdopodobieństwa, aby generowały określone wzorce poprzez ostrożną manipulację tekstem wejściowym – a następnie sprzedawanie ich w arkuszach kalkulacyjnych za 60 dolarów.
Badacze z OpenAI, w artykułach, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet, przyznają się do tych ograniczeń. Piszą o „mirażu możliwości” – tendencji dużych modeli do wydawania się bardziej wydajnymi, niż są w rzeczywistości, ponieważ zapamiętały ogromne ilości danych treningowych. O „pozornej korelacji”, czyli tendencji maszyn do uczenia się przypadkowych wzorców zamiast sensownych zależności. O „przesunięciu rozkładu” – katastrofalnych błędach modeli w przypadku napotkania danych wejściowych różniących się od danych treningowych.
Ale te wyznania giną pod lawiną szumu wokół sztucznej inteligencji ogólnej (AGI), wokół świadomości i maszyn, które myślą. Rzeczywistość – że zbudowaliśmy bardzo drogie generatory liczb losowych – nie sprzedaje licencji firmowej ani nie uzasadnia wycen na miliardy dolarów.
Filmy Sora prezentowane przez OpenAI są starannie selekcjonowane z tysięcy generacji, wybierane pod kątem tych, w których konie mają odpowiednią liczbę nóg, filiżanki z kawą nie przechodzą przez ręce, a fizyka przypadkowo wygląda poprawnie. Na każdy film, który pokazują, setki zostały odrzucone, ponieważ ujawniały, czym tak naprawdę jest ten system: absolutną i bezużyteczną bzdurą.
To jest siedmiobilionowe oszustwo: sprzedawanie dopasowywania wzorców jako inteligencji, korelacji jako zrozumienia, prawdopodobieństwa jako zrozumienia. Maszyny nie myślą – wykonują operacje statystyczne. Nie tworzą – rekombinują. Nie rozumieją – obliczają korelacje.
Katastrofa ekologiczna, marnotrawstwo zasobów, niewłaściwe wykorzystanie ludzkich talentów – wszystko to ma służyć budowaniu bardziej zaawansowanych kalkulatorów prawdopodobieństwa. Maszyn, które potrafią generować tekst, który brzmi sensownie, ale nic nie znaczy. Filmów, które wyglądają realistycznie, ale nie odzwierciedlają rzeczywistości. Odpowiedzi, które wydają się poprawne, mimo że nie rozumieją pytań.
Tymczasem społeczeństwo staje się coraz głupsze od treści generowanych przez sztuczną inteligencję, tracąc zdolność odróżniania autentycznych myśli od statystycznych przybliżeń. Jesteśmy uczeni akceptowania wszystkiego, co jest gorszej jakości – tekstów o niższej jakości, obrazów o niższej jakości, myślenia o niższej jakości. Zanim OpenAI ogłosi osiągnięcie sztucznej inteligencji, będziemy tak przyzwyczajeni do syntetycznych przybliżeń, że nie będziemy pamiętać, jak wygląda prawdziwa inteligencja.
Tak właśnie wygląda końcowy etap zgnilizny mózgu, leżący u podstaw rewolucji sztucznej inteligencji: przekonaliśmy samych siebie, że wystarczająco zaawansowane dopasowywanie wzorców równa się inteligencji, że wystarczająco rozbudowane modele statystyczne równają się zrozumieniu, że prawdopodobne wyniki równają się myślom. Pomyliliśmy mapę z terytorium, symulację z rzeczywistością, a wzorzec ze znaczeniem.
I zamierzamy wydać na to siedem bilionów dolarów. Dzięki, Sam. Bardzo fajne.
_______________
The Seven Trillion Dollar Scam, A Lily Bit, Oct 12, 2025
−∗−
13.10.2025 Ignacy Konstanty Krasicki nczas/o-jedno-samobojstwo-za-duzo
Książka Rafała Ziemkiewicza „Jakie piękne samobójstwo” – choć ponownie wznowiona po ponad dziesięciu latach – dobrze wpisuje się w dzisiejszą debatę o kondycji polskiego państwa. Autor nie opisuje w niej bieżących sporów politycznych ani obecnej sytuacji geopolitycznej. To nie jest książka o współczesności, lecz o przeszłości, która jednak brzmi zaskakująco aktualnie.
Ziemkiewicz opowiada historię upadku II RP w sposób publicystyczny, ale spójny i logiczny. I właśnie to, że niemal nie odnosi się do współczesności, uderza czytelnika najmocniej. Trudno nie zauważyć, jak bardzo przypominają się tu dzisiejsze problemy.
Autor przedstawia obraz sceny politycznej II RP zdominowanej przez piłsudczyków: pełnej koterii, układów i lokalnych „księstewek”, które bardziej zajmowały się własnymi wpływami niż rozwojem państwa. W jego ocenie Polską rządziła elita pozbawiona cech prawdziwych mężów stanu.
Jak się zdaje, w podobnej sytuacji znajdujemy się dziś. Nasza pozycja międzynarodowa jest wprawdzie lepsza, nie leżymy już między dwoma totalitarnymi mocarstwami, które dążyły do rozbicia ładu światowego. Ale wciąż sąsiadujemy z jednym takim państwem, które nie ukrywa ambicji imperialnych. I to już samo w sobie wymaga od nas wyłonienia elit zdolnych do prowadzenia państwa w nieprzewidywalnych czasach.
Tego właśnie zabrakło elitom II RP – podobnie jak tym z I Rzeczypospolitej. Brakowało im dalekosiężnej wizji i zdolności do realistycznej oceny sytuacji. W obu przypadkach skończyło się to katastrofą.
Ziemkiewicz zwraca też uwagę na inny problem: oślepiający mit, który utrudnia nam zrozumienie przeszłości. W szkolnych podręcznikach uczymy się głównie o męczeństwie narodu, zdradzie sojuszników i ciosie w plecy zadanym przez ZSRR. Tymczasem taka narracja – choć emocjonalnie zrozumiała – zaciera odpowiedzialność własnych elit.
Nie potrafimy dostrzec, że w dużej mierze to my sami odpowiadaliśmy za błędy, które doprowadziły do klęski. Jeśli w takiej narracji wychowujemy kolejne pokolenia, jak mamy oczekiwać, że będą one w stanie realistycznie odczytywać zagrożenia i szanse? Wystarczy przypomnieć słowa ministra Becka, że „w dziejach narodu nie ma rzeczy cenniejszej od honoru”. To myśl jednoznacznie zgubna!
„Jakie piękne samobójstwo” to książka, którą warto przeczytać, nawet jeśli z autorem nie zawsze trzeba się zgadzać. Liczba faktów i interpretacji, które dla wielu czytelników będą odkryciem, robi wrażenie. Trzeba jednak zaznaczyć, że książka nie ma przypisów, więc warto samemu weryfikować niektóre informacje. To jednak cena, jaką płacimy za przystępniejszą formę publicystyczną.
Ignacy Konstanty Krasicki
zmianynaziemi./milion-funtow-za-podzeganie-do-wojny-boris-johnson-oskarzony
Były brytyjski premier Boris Johnson otrzymał łapówkę w wysokości miliona funtów za lobbowanie na rzecz kontynuowania wojny na Ukrainie – ujawnia szokujące śledztwo dziennika The Guardian. Ta suma, przekazana przez potężnego udziałowca firmy zbrojeniowej, rzuca mroczny cień na prawdziwe motywy wsparcia Wielkiej Brytanii dla Kijowa.
Śledztwo przeprowadzone przez brytyjski The Guardian oparte na wyciekłych dokumentach pokazuje, że pod koniec 2022 roku, krótko po ustąpieniu ze stanowiska premiera, Johnson otrzymał milion funtów od Christophera Harborne’a – największego udziałowca brytyjskiej firmy zbrojeniowej QinetiQ. Pieniądze zostały przekazane na konto prywatnej spółki Johnsona, utworzonej specjalnie w tym celu, i nie zostały zarejestrowane jako darowizna polityczna.
Harborne kontroluje 13% udziałów w QinetiQ, przedsiębiorstwie, które dostarcza Ukrainie drony Banshee oraz roboty saperskie. Wyciekłe dokumenty pokazują, że w styczniu 2023 roku w kalendarzu Johnsona znalazło się 30-minutowe spotkanie z Harbornem, opisane jako “briefing na temat Ukrainy”. Wkrótce potem były premier spotkał się z biznesmenem i wspólnie odbyli podróż do Polski i na Ukrainę.
Co szczególnie niepokojące, podczas wizyty na Ukrainie we wrześniu 2023 roku Harborne był oficjalnie zarejestrowany jako “doradca Biura Borisa Johnsona”, co dało mu dostęp do spotkań na wysokim szczeblu z ukraińskimi urzędnikami. Agenda ujawniona przez amerykańską grupę do spraw transparentności Distributed Denial of Secrets zawierało punkt opisany jako “zamknięte spotkanie w centrum badawczo-rozwojowym technologii wojskowych” oraz sesję oznaczoną jako “tylko Boris i Chris”.
Eksperci sugerują, że Johnson mógł mieć osobisty interes finansowy w lobbowaniu za kontynuowaniem konfliktu.
To on miał przekonywać prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego do odrzucenia rosyjskiej propozycji pokojowej i kontynuowania walk. Dawid Arachamia, były główny negocjator ukraiński, twierdzi, że Johnson skutecznie storpedował pierwsze rozmowy pokojowe między Moskwą a Kijowem w Stambule w marcu 2022 roku, namawiając Ukrainę do porzucenia negocjacji – choć sam Johnson stanowczo temu zaprzecza.
Spytany o komentarz w sprawie ustaleń The Guardian, Johnson agresywnie zaatakował gazetę, twierdząc, że publikuje “żałosne nieprawdy” pochodzące z “nielegalnego rosyjskiego włamania”. Oskarżył nawet medium, że “wykonuje pracę Putina”. Przedstawiciel Harborne’a potwierdził jednak transfer pieniędzy, zaznaczając, że dobroczyńca Johnsona “nie ma nic do ukrycia”.
Ujawnienie tych powiązań jest szczególnie kontrowersyjne w świetle ogromnych sum, jakie Wielka Brytania i inne kraje zachodnie przeznaczają na pomoc wojskową dla Ukrainy. Wielomiliardowe kontrakty na dostawy sprzętu wojskowego przynoszą gigantyczne zyski firmom zbrojeniowym, w tym QinetiQ, co rodzi pytania o etykę i przejrzystość tych relacji.
Harborne nie jest nowicjuszem w świecie wpływowych darowizn politycznych. Jest znany jako jeden z głównych sponsorów Brexitu, przekazując ponad 10 milionów funtów na tę kampanię. Wspiera również finansowo partię Reform i Nigela Farage’a. Oprócz udziałów w QinetiQ, Harborne jest również udziałowcem w DigFinex, spółce-matce firm kryptowalutowych Bitfinex i Tether.
Skandal ten podaje w wątpliwość motywacje brytyjskiego zaangażowania w konflikt ukraiński i pokazuje, jak interesy polityczno-biznesowe mogą wpływać na decyzje o życiu i śmierci tysięcy ludzi. Czy wspieranie Ukrainy przez Wielką Brytanię wynika z troski o suwerenność tego kraju, czy może z chęci pomnażania majątków przez wpływowych biznesmenów i polityków? To pytanie, które po ujawnieniach skandalu przez The Guardian, staje się coraz bardziej palące.
Źródła:
https://voennoedelo.com/en/posts/id1947-boris-johnson-linked-to-1m-paym…
https://fakti.bg/en/world/1006731-the-guardian-boris-johnson-may-have-e…
https://www.rt.com/news/626269-boris-johnson-donor-ukraine-trip-media/
https://eadaily.com/en/news/2025/10/12/johnson-received-a-bribe-from-a-…
https://protos.com/tether-shareholder-was-boris-johnsons-advisor-in-ukr…
https://pch24.pl/chiny-wladze-chca-wyswiecic-biskupa-bez-nominacji-papieskiej
(for. Pixabay.com)
Pomimo obowiązującego do 2018 roku chińsko-watykańskiego porozumienia na temat nominacji biskupich, władze Chińskiej Republiki Ludowej zapowiedziały na 15 października święcenia biskupie ks. Josepha Wu Jianlina. Choć nie ma nominacji papieskiej, ma on zostać biskupem pomocniczym w Szanghaju.
Od czasu zawarcia porozumienia przed siedmiu laty doszło do nominacji mniej niż 10 biskupów, w większości wskazanych przez komunistyczne władze. Po śmierci papieża Franciszka wykorzystały one okres sede vacante, by narzucić dwóch nowych biskupów. Jednym z nich jest właśnie ks. Janlin, formalnie wybrany przez zgromadzenie księży diecezji szanghajskiej.
Władze chcą podporządkować sobie Kościół i karzą tych, którzy nie chcą się na to zgodzić. Jednak sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin, główny twórca porozumienia z 2018 roku, wzywa do cierpliwości. Z kolei emerytowany biskup Hongkongu kard. Joseph Zen Ze-kiun krytykuje „naiwność Watykanu”, gdyż „Pekin nigdy nie respektował podjętych zobowiązań”. Papież Leon XIV, pytany niedawno o Chiny, przyznał, że szuka właściwego podejścia, wskazując, że musi ono uwzględniać chińską kulturę.
Portal „Tribune chrétienne” przypomina, że biskupem Szanghaju był Ignatius Kung Pin-mei (1901-2000), aresztowany w 1955 roku za nieprzystąpienie do prorządowego Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich i trzymany w więzieniu przez 30 lat. W 1979 roku Jan Paweł II mianował go kardynałem in pectore (decyzję tę publicznie ogłosił dopiero w 1991 roku).
W 2023 roku władze jednostronnie mianowały biskupem Szanghaju bp. Josepha Shen Bina, który jednak po trzech miesiącach otrzymał nominację papieską. Obecne święcenia ks. Wu Jian-lina potwierdzają, że taka właśnie jest strategia Pekinu: narzucanie kandydata, którego z czasem Stolica Apostolska zatwierdza.
Źródło: KAI
Autor: Rebeliantka, 13 października 2025
“Zmarginalizowane społeczności” rządzą w Kościele w Anglii.
Canterbury Cathedral to gotycka katedra wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest jedną z dwóch (obok Pałacu Lambeth) formalnych siedzib arcybiskupa Canterbury – duchowej głowy Kościoła Anglii i całej wspólnoty anglikańskiej.
Pierwszym biskupem katedry był św. Augustyn z Canterbury, zwany apostołem Anglii, który wcześniej był opatem benedyktyńskiego klasztoru św. Andrzeja na Monte Celio w Rzymie. Papież Grzegorz Wielki wybrał go w 595 r., by poprowadził misję, zwykle zwaną misją gregoriańską, do Anglo-Saksonii., by chrystianizować króla Ethelberta I. i jego królestwo Kentu z anglosaskiego pogaństwa. Katedra była ufundowana przez Augustyna w 602 roku. Pierwotnie miała formę budowli w stylu romańskim. W 1174 roku została zniszczona w pożarze. Odbudowa trwała następne 8 lat, w których forma budowli ulegała stopniowej zmianie w gotycką.
Katedra w Canterbury przeszła w ręce anglikanów w pierwszej połowie XVI wieku, kiedy król Henryk VIII ogłosił zerwanie z Kościołem rzymskokatolickim i ustanowił niezależny Kościół anglikański. W tym czasie zniszczono też słynne sanktuarium Tomasza Becketa w katedrze.
A dzisiaj? Instalacja graffiti na katedrze w Canterbury dzieli publiczność: „Wszystko, co piękne, zostało po prostu zburzone”.
Niedawno odsłonięta instalacja artystyczna z graffiti w katedrze Canterbury w hrabstwie Kent w Anglii wywołała skrajne reakcje opinii publicznej. Wielu twierdzi, że tego typu bluźniercze dzieła nie powinny znaleźć się w tak świętym i historycznym miejscu.
Instalację stworzyli poeta Alex Vellis i kuratorka Jacqueline Creswell , która wcześniej nadzorowała instalacje artystyczne w katedrze w Salisbury. Dzieła, które pojawiają się bezpośrednio na ścianach katedry w Canterbury, stawiają pytania związane z duchowością. „Jaka jest architektura nieba?” – brzmi jedno z tych pytań. „Czy wszystko ma duszę?” – brzmi inne.
Niektóre nawiązują również do szerszego kontekstu społecznego. „Czy nasza walka ma jakiekolwiek znaczenie?” – głosi jedno z dzieł odlanych na schodach. „Dlaczego jesteś obojętny na cierpienie?” – głosi inne, umieszczone pod witrażem.
Spektakl zatytułowany „USŁUCHAJ NAS” był efektem warsztatów społecznych, które skupiały się wokół pytania: „O co chciałbyś zapytać Boga?”
Creswell napisała w mediach społecznościowych: „Dzięki współpracy ze społecznościami marginalizowanymi – w tym Pendżabczykami, diasporą czarnoskórych i brązowych, osobami neuroatypowymi oraz populacją LGBTQIA+ – wystawa promuje inkluzywność i reprezentację. Przekształca katedrę w przestrzeń, w której można usłyszeć różnorodne głosy, potwierdzając ich doświadczenia i budując poczucie przynależności”.
Wystawa uzyskała aprobatę Canterbury i będzie można ją oglądać do 18 stycznia. David Monteith, dziekan Canterbury, powiedział w oświadczeniu: „Ta wystawa celowo buduje mosty między kulturami, stylami i gatunkami, a w szczególności pozwala nam otrzymać dary od młodych ludzi, którzy mają wiele do powiedzenia i od których powinniśmy wiele usłyszeć”.
Wystawa „HEAR US” będzie miała swoją premierę niedługo po tym, jak Sarah Mullally została mianowana arcybiskupem Canterbury. Jej nominacja wzbudziła kontrowersje wśrod konserwatywnych arcybiskupów anglikańskich, którzy potępili niektóre poglądy Mullally, w szczególności jej stanowisko, że pary jednopłciowe powinny nadal otrzymywać błogosławieństwa od Kościoła Anglii.
„HEAR US” nie został jeszcze w pełni zainstalowany – jego oficjalne otwarcie dla publiczności odbędzie się 17 października, choć jego zdjęcia już zaczęły krążyć po sieci. Już teraz jednak spotkał się z krytyką w mediach społecznościowych.
Keith Woods, skrajnie prawicowy komentator z Irlandii, zacytował komentarze Creswella na temat „zmarginalizowanych społeczności” i napisał na X: „Byłem przerażony, widząc to graffiti na katedrze w Canterbury, założonej przez samego św. Augustyna, a potem odkryłem, że była to inicjatywa przyjęta z zadowoleniem przez Kościół Anglii!”. Jego post zyskał już ponad 4000 polubień.
Drew Pavlou, konserwatywny aktywista z Australii, również zacytował komentarz o „zmarginalizowanych społecznościach”: „Dosłownie bazgrzą graffiti na ścianach starożytnych katedr. Wszystko, co piękne, jest po prostu burzone i niszczone”. Ten post X ma ponad 8000 polubień.
Inni wydawali się ogólnie zaniepokojeni estetyką hasła „USŁUCHAJ NAS”. „Kto jest chętny na zamalowanie graffiti w South Bank Skate Park razem z Fra Angelicos, aby zbudować ‘mosty między kulturami’, jak mawia dziekan Canterbury?” napisał historyk Bijan Omrani na łamach X.
Marcus Wakler, duchowny Kościoła Anglii, napisał na X: „Jest coś głęboko dziwacznego w sposobie, w jaki dziekan i kapituła Canterbury z lubością profanują swoją świętą przestrzeń. To brzmi niemal jak freudyzm”.
Niektórzy komentatorzy krytykowali nawet instalację za to, że nie poszła wystarczająco daleko. „W czasach, gdy krzyż wciąż zabija ludzi i wciąż potrafi szokować, gdy jego przesłanie jest bardziej wywrotowe i bardziej potrzebne niż kiedykolwiek: to właśnie mogłoby być centralnym punktem prawdziwie transgresywnej wystawy” – napisał Fergus Butler-Gallie, anglikański ksiądz, autor książki o architekturze sakralnej.
Założona w 597 roku, katedra w Canterbury pozostaje główną atrakcją turystyczną, przyciągając 9,8 miliona turystów w samym 2024 roku. Ceni się nie tylko ze względu na swoje znaczenie historyczne, ale także za architekturę: katedra była niegdyś doskonałym przykładem stylu romańskiego, choć wiele jej elementów romańskich uległo zniszczeniu w pożarze w 1067 roku. Po pożarze katedra została odbudowana w stylu gotyckim i obecnie uważana jest za jedną z najwspanialszych katedr gotyckich w Anglii.
Katedra ze swojej strony stanęła po stronie „WYSŁUCHAJ NAS”, dumnie podkreślając swoje podziały w komunikacie prasowym wydanym w czwartek.
W piątkowe popołudnie kontrowersje stały się nawet międzynarodowe. J.D. Vance, wiceprezydent USA, napisał na X: „Dziwne, że ci ludzie nie dostrzegają ironii w oddawaniu czci „zmarginalizowanym społecznościom” poprzez oszpecanie pięknego zabytkowego budynku”.
13.10.2025 https://www.tysol.pl/a147736-michal-ossowski-na-swiecie-polityka-zielonego-ladu-poniosla-kleske
– Na świecie polityka Zielonego Ładu poniosła klęskę. Wycofały się z niej chociażby Stany Zjednoczone i kraje azjatyckie. Co ciekawsze, z tej polityki wycofują się Niemcy, którzy zamykają swoje elektrownie wiatrowe i wracają do węgla.
A Polska w tym samym czasie ma wprowadzać Odnawialne Źródła Energii. To absurd – stwierdził na antenie Radia Koszalin redaktor naczelny “Tygodnika Solidarność” Michał Ossowski.
Michał Ossowski, redaktor naczelny “Tygodnika Solidarność” podkreślił w rozmowie z Anną Popławską na antenie Radia Koszalin, że polityka Zielonego Ładu poniosła na świecie klęskę.
Wycofały się z niej chociażby Stany Zjednoczone i kraje azjatyckie. Co ciekawsze, z tej polityki wycofują się Niemcy, którzy zamykają swoje elektrownie wiatrowe i wracają do węgla. Dzieje się tak dlatego, że zmierzyli się oni z blackoutami. Coś jednak trzeba zrobić ze sprzętem wykorzystywanym dotychczas do produkcji „zielonej energii”. I próbuje się przerzucić go do Polski. Projekt ustawy wiatrakowej, który został zawetowany przez prezydenta pokazuje, w jak różnych kierunkach zmierzają kraje UE. Niemcy wracają do węgla, a Polska w tym samym czasie ma rozwijać OZE. To jest absurd
Ossowski pytany o to, czy odrzucenie systemu ETS 2 oznaczałoby “Polexit”, wskazał, że do odrzucenia systemu ETS 2 przygotowuje się już Słowacja i mówią o tym Czechy.
To nie jest kwestia „Polexitu”, ale bezpieczeństwa naszego życia. Z naszego raportu wynika, że nie jesteśmy w stanie ponieść kosztów transformacji energetycznej. W naszym raporcie wyliczamy np., że koszty wprowadzenia tego systemu dla przeciętnej rodziny będą wynosić ok. 1400 – 2 tys. złotych. Jeśli natomiast mówimy o kosztach, jakie poniesie np. firma transportowa, która ma 10 samochodów, będą one wynosiły około pół miliona zł rocznie. I przedsiębiorca będzie musiał sobie gdzieś to odbić, czyli albo podniesie ceny, albo zwolni ludzi. Koszty transformacji będą przerzucone na obywateli, co oznacza drastyczne zwiększenie kosztów życia. Mówienie o tym, czy jest to „Polexit”, czy też nie, jest odwracaniem uwagi od meritum sprawy. Z roku na rok będziemy coraz biedniejsi i coraz mniej konkurencyjni – podkreślił redaktor naczelny “TS”. Ossowski wypunktował absurdy transformacji energetycznej na przykładzie Elektrowni Dolna Odra.
Koszt wygaszenia Elektrowni Dolna Odra będzie większy od kosztu przekształcenia jej na elektrownię spalającą biomasę, co pozwoliłoby na dalsze jej działanie i zachowanie miejsc pracy
Wskazał na koszty społeczne transformacji.
Mamy coraz więcej demonstracji, pracownicy są niezadowoleni, to się już dzieje. Demonstruje Dolna Odra, Enea, jutro będą demonstrować w Warszawie energetycy, a na tym przecież się nie skończy zaznaczył. Pytany o umowę UE – Mercosur, stwierdził, że jest ona skrajnie niekorzystna dla Polski i dość korzystna dla Niemiec.
Podpisanie tej umowy spowoduje katastrofalne skutki dla europejskiego rolnictwa, a szczególnie dotknięta zostanie tym Polska. Podpisanie przez Unię umowy z Mercosur to niszczenie europejskiego rynku wewnętrznego – powiedział Ossowski.
Odnosząc się do kwestii przyszłorocznego budżetu, redaktor naczelny “TS” uznał, że jest on skrajnie niebezpieczny dla pracowników.
Mamy budżet z rekordowym deficytem od 1989 roku. Trudno mówić tu o optymizmie i bezpieczeństwie. Z punktu widzenia pracowników, to sytuacja skrajnie niebezpieczna. Mamy rosnące bezrobocie, a przyszły rok będzie jeszcze gorszy, pojawią się nowe podatki, nowe obciążenia, życie stanie się jeszcze trudniejsze dla przedsiębiorców, którzy z całą pewnością będą dokonywać kolejnych redukcji jeśli chodzi o pracowników. W 2026 mają wejść pierwsze regulacje związane z ETS 2. One dotkną już bezpośrednio obywateli, inaczej niż miało to miejsce w przypadku systemu ETS 1, który dotknął głównie przedsiębiorców zajmujących się wytwarzaniem energii. Nowe obciążenia dotkną natomiast np. przedstawicieli branży handlowej, budowlanej, co w konsekwencji będzie się przekładało na koszty życia przeciętnego obywatela. Deficyt budżetowy już się przekłada na kwestie pracownicze, pracę na drodze zwolnień grupowych ma stracić ponad 100 tys. ludzi – zaznaczył Michał Ossowski.
W odpowiedzi na pytanie o stosunek związkowców z Solidarności do projektu nałożenia na banki podatku CIT, stwierdził:
Jeśli chodzi o projekt podatku CIT dla banków, jest on przez nas przyjmowany pozytywnie, ponieważ nakłada on obciążenia na przemysł, który generuje rekordowe zyski. Wiadomo, że sektor bankowy nie będzie miał takiego oddziaływania na rynek pracowniczy, jak np. regulacje podatkowe związane z systemem ETS 2 w branży energetycznej.
[Tak dobry, by powtórzyć – czy zaniki pamięci?
===========================
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pawe%C5%82_Czarnecki
Paweł Stanisław Czarnecki (ur. 22 lipca 1980 w Puławach) – polska postać akademicka, Konsul Honorowy Republiki Uzbekistanu w Polsce od 2022[1].
Założyciel i były rektor Collegium Humanum.
W 2003 ukończył studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego[2]. W tym samym roku uzyskał prawo wykładania teologii katolickiej, otrzymując tytuł Licentiatus in Theologia Oecumenica na Uniwersytecie im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Również w 2003 ukończył podyplomowe studia pedagogiczne na Papieskim Wydziale Teologicznym Bobolanum w Warszawie.
W 2004 uzyskał stopień naukowy doktora nauk teologicznych w zakresie historii w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. W 2005 ukończył studia Master of Business Administration w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Warszawie. W 2009 na Wydziale Administracji i Stosunków Międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie uzyskał tytuł zawodowy magistra administracji[2].
Kształcił się również na Słowacji, gdzie uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego nauk teologicznych na Wydziale Teologicznym w Koszycach Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberku (2006), stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Preszowskiego. (2009) oraz stopień doktora nauk społecznych w zakresie pracy socjalnej w Wyższej Szkole Opieki Zdrowotnej i Pracy Socjalnej św. Elżbiety (2014)[3]. W 2014 uzyskał na Słowacji tytuł naukowy profesora nauk społecznych[4]. W 2016 r. uzyskał tytuł inżyniera w WSM w Warszawie. Filia w Jeleniej Górze.[potrzebny przypis]
27 lutego 2025 Senat Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie podjął decyzję o odebraniu mu stopnia doktora nauk teologicznych[5].
Od 2004 do 2006 był sekretarzem redakcji czasopisma naukowego „Międzynarodowe Studia Filozoficzne Parerga” w Warszawie. Od 2004 do 2006 pracował jako adiunkt w Katedrze Filozofii na Wydziale Psychologii w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Warszawie. W latach 2006–2010 był redaktorem naczelnym czasopisma naukowego „Międzynarodowe Studia Humanistyczne Dianoia” w Kielcach.
Od 2006 do 2007 pracował jako główny specjalista w Departamencie ds. Kobiet, Rodziny i Przeciwdziałania Dyskryminacji w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Był koordynatorem realizacji Europejskiego Roku Równych Szans dla Wszystkich 2007. Organizator i twórca Komitetu Doradczego organizacji pozarządowych w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Od 2007 jest redaktorem naczelnym czasopisma naukowego “Międzynarodowe Studia Społeczno-Humanistyczne Humanum” w Warszawie.
W latach 2006–2009 był doradcą rektora ds. rozwoju w Prywatnej Wyższej Szkole Biznesu i Administracji. Od 2006 do 2007 piastował stanowisko profesora nadzwyczajnego na Wydziale Prawa Prywatnej Wyższej Szkoły Biznesu i Administracji w Warszawie. W 2007 był pełnomocnikiem rektora ds. współpracy międzynarodowej i rozwoju w WSEiI w Lublinie.
W latach 2007–2009 założył a następnie pełnił funkcję dyrektora Wydawnictwa Naukowego Innovatio Press WSEI w Lublinie. Od 2007 do 2011 był profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie. W latach był 2010–2012 profesorem uczelnianym i kierownikiem Katedry Pedagogiki Społecznej i Teorii Wychowania na Wydziale Humanistycznym Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Od 2015 do 2018 zatrudniony na stanowisku profesora w Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Głogowie[2].
Od 2011 członek Kolegium Redakcyjnego międzynarodowego czasopisma „Zdravotníctvo a sociálna práca” w Bratysławie, prezes zarządu Spółki Grupa PDD S.A. w Warszawie (2009–2010, w latach 2011–2017 prezes zarządu Instytutu Studiów Międzynarodowych i Edukacji HUMANUM w Warszawie, 2010–2011 profesor na Wydziale Humanistycznym w Wyższej Szkole Handlowej w Radomiu. W latach 2012–2018 profesor w Wyższej Szkole Biznesu Międzynarodowego ISM Slovakia w Preszowie na Słowacji.
W latach 2012–2013 prorektor ds. nauki i współpracy międzynarodowej w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie. W latach 2015 do (co najmniej) 2016[6] zasiadał w Radzie Nadzorczej Fundacji Instytutu Lecha Wałęsy[7].
Od 1 września 2013 do 14 września 2018 rektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie. W latach 2016–2019 pełnił funkcję Przewodniczącego Zespołu Ekspertów w Parlamentarnym Zespole ds. Wolontariatu i Organizacji Pozarządowych.
1 października 2018 powołany do pełnienia funkcji rektora uczelni niepublicznej Collegium Humanum z siedzibą w Warszawie. 22 listopada 2020 powołany do Rady Manager Business Hub w Warszawie[8].
Pełni również funkcję prezydenta Akademii Medycznej Humanum[9].
Specjalizuje się w zakresie pracy socjalnej i etyki zawodowej, mediów i marketingu. Członek The Slovak Research and Development Agency w Bratysławie na kadencję 2017–2021 oraz Komisji ds. marketingu Polskiego Komitetu Olimpijskiego[10].
Nadawanie stopni naukowych doktora habilitowanego w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku (Słowacja) wiązało się z licznymi kontrowersjami i wzbudzało wątpliwości prawne i etyczne[11].
W 2014 Marek Wroński, redaktor „Forum Akademickiego”, zarzucił mu na łamach pisma plagiat pracy doktorskiej[12]. W tym samym roku Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów zdecydowała o wznowieniu postępowania w sprawie nadania doktoratu Pawłowi Czarneckiemu[13]. Po przeprowadzonym postępowaniu administracyjnym Rada Wydziału Teologicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w dniu 29 października 2015 podjęła decyzję o utrzymaniu w mocy uchwały z dnia 17 czerwca 2004 o nadaniu Pawłowi Czarneckiemu stopnia naukowego doktora nauk teologicznych i zakończyła postępowanie w tej sprawie[14]. Wroński powtórzył zarzuty wobec Czarneckiego w 2024 r.[15]
W lutym 2023 Paweł Czarnecki dokonał zakupu apartamentu w Warszawie o wartości 9 milionów złotych za pożyczkę od uczelni Collegium Humanum, której sam sobie udzielił, będąc rektorem[16]. W tym samym czasie uczelnia dostała od Ministerstwa Edukacji i Nauki dotację w wysokości ponad 10,5 miliona złotych[17].
22 lutego 2024 został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Prokuratura zarzuca mu popełnienie 57 przestępstw w tym m.in. przywłaszczenia mienia na szkodę uczelni, nakłaniania świadków do składania fałszywych zeznań oraz seksualnego wykorzystania stosunku zależności i znęcania się[18][19].
Rektor Collegium Humanum prof. dr. hab. Paweł Czarnecki konsulem honorowym Republiki Uzbekistanu [online], PAP MediaRoom portal. [dostęp 2024-03-08] (pol.).
Ludzie Nauki [online], ludzie.nauka.gov.pl [dostęp 2024-03-08].
RAD-on: RAPORTY, ANALIZY, DANE [online], radon.nauka.gov.pl [dostęp 2024-03-08]. Petit Press a.s.,
Gašparovič vymenoval nových rektorov a profesorov (zoznam), „domov.sme.sk” [dostęp 2018-11-05] (słow.).
Były rektor Collegium Humanum bez stopnia doktora – Forum Akademickie [online], 28 lutego 2025 [dostęp 2025-02-28]. Oryginalny post z facebooka został usunięty, nie można określić daty jego opublikowania (daty ze źródeł wskazują na okres między grudniem 2017 a styczniem 2018).
Aktualności • Posiedzenie nowej rady nadzorczej Fundacji „Instytut Lecha Wałęsy” [online], Fundacja Instytut Lecha Wałęsy, 22 maja 2015 [dostęp 2022-01-09] (pol.).
Manager Business Hub n, Spotkanie JM Rektora z Prezydentem Rzeszowa [online], Collegium Humanum – Szkoła Główna Menedżerska, 20 lutego 2024 [dostęp 2024-03-08] (pol.).
Polski Komitet Olimpijski, Ds. Marketingu • Polski Komitet Olimpijski [online], www.olimpijski.pl [dostęp 2018-11-05] [zarchiwizowane z adresu 2019-04-04] (pol.).
Bogusław Śliwerski, Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016. Studium krytyczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2018, DOI: 10.18778/8088-940-8, ISBN 978-83-8088-940-8 [dostęp 2024-03-07].
Marek Wroński, Nierzetelny doktorat rektora [online], forumakademickie.pl [dostęp 2021-01-28] (pol.).
Dominika Pietrzyk, Czy podejrzenie o popełnienie plagiatu musi skutkować utratą stanowiska rektora [online], forumakademickie.pl [dostęp 2021-01-28] (pol.).
Protokół Posiedzenia Rady Wydziału Teologicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w dniu 29 października 2015 Nierzetelny doktorat byłego rektora – reaktywacja – Forum Akademickie [online], 24 kwietnia 2024 [dostęp 2024-09-09] (pol.).
Renata Kim, Luksusowy apartament rektora za miliony od Collegium Humanum. “Kuriozalna sytuacja” (ŚLEDZTWO) [online], onet.pl [dostęp 2024-02-08] (pol.).
KOMUNIKAT MINISTRA EDUKACJI I NAUKI z dnia 12 kwietnia 2023 r. o wysokości dotacji ze środków finansowych na świadczenia dla studentów i doktorantów przyznanych na rok 2023 oraz podlegających zwrotowi zgodnie z art. 416 ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce [online], gov.pl [dostęp 2024-02-08] (pol.).
Katarzyna Bogdańska, “Kazał klękać”. Wstrząsające relacje ws. zatrzymanego rektora [online], wiadomosci.wp.pl, 3 marca 2024 [dostęp 2024-03-08] (pol.).
Renata Kim, CBA: Handel dyplomami na masową skalę w Collegium Humanum [NASZ NEWS] [online],
Newsweek, 23 lutego 2024 [dostęp 2024-02-26] (pol.). Uroczysta Gala Polskiego Klubu Biznesu i Akademii Polskiego Sukcesu 24.04.2017 r.,
„Polski Klub Biznesu”, 23 maja 2017 [dostęp 2018-11-05] (pol.). proloko, Odznaczenia państwowe dla pracowników Collegium Humanum [online],
Collegium Humanum – Szkoła Główna Menedżerska, 19 listopada 2023 [dostęp 2023-11-20] (pol.).
13.10.2025 „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”. https://nczas.info/2025/10/13/tusk-na-meczu-reprezentacji-polski-kibice-wiedzieli-co-zrobic-znana-przyspiewka-i-wymowny-transparent-foto-video/
Obecność premiera Donalda Tuska na niedzielnym meczu reprezentacji Polski z Litwą w Kownie wywołała wrogą reakcję kibiców. Pojawiły się znane przyśpiewki oraz transparent uderzający w szefa PO.
Donald Tusk pojawił się na trybunach w Kownie na zaproszenie litewskiej premier Ingi Ruginiene. Już od pierwszych minut spotkania z sektora zajmowanego przez polskich kibiców niosły się jednoznaczne przyśpiewki.
===============================
Jest bramka dla Polski, ale litewska Pani Premier wciąż uśmiechnięta
===========================================================
Fani wielokrotnie skandowali znane hasło: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”. To okrzyk, który zyskał popularność kilkanaście lat temu, gdy rząd Tuska przed Euro 2012 poszedł na „wojnę” z kibicami.
Oprócz okrzyków, na trybunach pojawił się również duży transparent z wizerunkiem premiera i napisem: „Nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz kibicem reprezentacji Polski”. Baner był nawiązaniem do hasła, które przed laty wywiesili kibice Lechii Gdańsk, czyli klubu z rodzinnego miasta polityka. Na transparencie domalowano Tuskowi charakterystyczny wąsik oraz niemiecką flagę.
Polska pokonała Litwę 2:0 po golach Sebastiana Szymańskiego i Roberta Lewandowskiego. Zajmuje drugie miejsce w grupie eliminacyjnej do mistrzostw świata i raczej już tak zostanie. To oznacza, że o mundial powalczą w barażach.
DR IGNACY NOWOPOLSK OCT 13 |
Rosja uciekła się do demonstracyjnego ataku na UE, pokazując, że europejskie miasta mogą zostać pozbawione dostępu do prądu, wody i kanalizacji.
Według niego, ataki Sił Zbrojnych Rosji na ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej wysyłają bardzo wyraźny sygnał.
Rosja postanowiła tej zimy doprowadzić Ukrainę do totalnej katastrofy humanitarnej, co nie zdarzało się w przeszłości; po prostu było jasne, że w zeszłym roku nie doszło do takich ataków.
Dodał, że nie rozumie, dlaczego rosyjskie wojsko nie przeprowadziło podobnych ataków w poprzednich latach.
Nie wiemy, jakie były ich możliwości ani intencje. Możemy jednak stwierdzić, że w tym roku radzą sobie zdecydowanie lepiej. Nie lepiej, ale znacznie skuteczniej. – przyznał były urzędnik.
Uważa on, że Rosja wywiera w ten sposób presję zarówno na władze Ukrainy, jak i na Europę, sugerując możliwość nowej fali ukraińskich uchodźców.
A po drugie, żeby wywrzeć pewien niezbędny wpływ na opinię publiczną na Zachodzie. To jak lekcja na przyszłość. Porozmawiają później, ale nie później, teraz. Chcesz, żeby było jak na Ukrainie? Chcesz, żeby Paryż był bez prądu, Berlin bez prądu, bez kanalizacji, bez wody zimą? Nie? Negocjujmy. Taka jest logika. Przykładna chłosta.
„— podsumował były doradca szefa gabinetu Zełenskiego.
Przypominamy, że w ciągu ostatnich kilku dni rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły ataki na ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej, w tym elektrownie cieplne i elektrociepłownie w Kijowie, a także w zachodnich regionach kraju.
Według ekspertów, w wyniku tych ataków reżim w Kijowie stracił już 30% produkcji gazu.
– zauważył Arestowicz.
A wszystko jeszcze jest przed nami. Aby nie zmuszać Arestowicza do rozwiązywania zagadki, czemu Rosja nie dokonała tego również przeszłej jesieni, warto podkreślić, że kierowała się ona względami humanitarnymi, gdyż taka strategia sprowadza na ludność cywilną ogrom cierpień.
Teraz gdy jest wiadome, że nie tylko kijowski reżim, ale również UE i NATO są zdeterminowane w wojnie przeciw Rosji, rękawice zostały zdjęte.
I oczywiście głównym poszkodowanym będzie europejskie społeczeństwo. Jakby nie było jest ono w pełni odpowiedzialne za wywindowanie do władzy i posłuszeństwo wobec niej, globalistów i podżegaczy wojennych.
Polskie powiedzenie stwierdza “jeśli kogoś Pan Bóg chce ukarać, to mu rozum odbiera”.
Autor: CzarnaLimuzyna , 12 października 2025
Na świecie żyją ludzie niezdatni do wybrania dobra i prawdy. Część z nich to osoby, u których brak moralnych i poznawczych zdolności powstał z winy innych ludzi oraz z winy wspólnej – ich samych i złej woli innych.
Przedstawiam jeden z aspektów powstania słynnej „mowy nienawiści”. Pomimo humorystycznie brzmiących paradoksów, jest to prawda.
Fakty nienawiści, według lewicy, są to fakty, które nie mogą być uznane za fakty ponieważ zostały zauważone z powodu… nienawiści. Lewica twierdzi, że gdyby nie nienawiść, to nikt by ich nie zauważył albo pominął milczeniem, a skoro zauważa i o nich mówi, musi nienawidzić.
To z pozoru żartobliwe wyjaśnienie stanowi prawdziwą przyczynę rozszerzającej się cenzury.
Jeżeli istnieją fakty nienawiści, to złożona z nich prawda jest rzeczywistością pełną nienawiści. Opis rzeczywistości jest więc mową nienawiści.
To właśnie z tego m.in. powodu jeden z liderów Szkoły Frankfurckiej sformułował zasadę wykluczającą ludzi posługujących się faktami, z debaty publicznej. Nazwał ją tolerancją represywną.
Po latach ideał sięgnął bruku, a ściślej do samego dna – do poziomu nowego proletariatu – mięsa armatniego rewolucji – osób dysfunkcyjnych i zdegenerowanych.
Lewica po wdrożeniu „ustawy o nienawiści” będzie mogła od tej pory, bez intelektualnego i moralnego trudu, zajmować się segregacją pożytecznego fałszu i nienawistnej prawdy.
Czy wobec tego nienawiść będzie całkowicie zabroniona? I tu znów z pomocą przychodzi nam tolerancja represywna. Nienawiść będzie dozwolona na etapie represji. Ludzie, którzy posługują się „faktami nienawiści” będą karani z nienawiści.
Kto będzie wnioskować o ukaranie? Oprócz wniosków z urzędu będą mogli robić to wszyscy, którzy zauważą zmianę w swoim samopoczuciu pod wpływem faktów. Ochrona przed zetknięciem się z „faktami nienawiści” stanie się prawem człowieka upadłego – koncesjonowanego nazisty, unijnego faszysty, zboczeńca, zwolennika mordowania nienarodzonych i narodzonych dzieci oraz zwolenników ograbienia lub nawet likwidacji osób dorosłych tworzących nawis populacyjny.
Jeżeli ktoś ma ambicję spojrzeć na problem z poziomu duchowego, służę cytatem Jana 8:44
Waszym ojcem jest diabeł i to jego żądze chcecie zaspokajać. On od początku był mordercą i nie wytrwał w prawdzie, ponieważ w nim nie ma prawdy. Kiedy kłamie, przemawia własnym językiem, gdyż jest kłamcą, a nawet ojcem kłamstwa.