Sunday Strip: Ideas so Good – They have to be mandatory

Sunday Strip: Ideas so Good – 

They have to be mandatory.

ROBERT W MALONE MD, MS OCT 19


So, the newspapers were full of “no-kings” protest stories this morning. 

The shocking thing about the coverage was how they completely missed the part that Soros-backed organizations largely funded these events, and all those protesters were far-left. You would think that it was everyday Americans out protesting – instead of the far-left socialists, progressives, and social justice “warriors.”

Not a mention in the press of Biden’s tyranny, or Harris’ stolen primary, or the hypocrisy of the protestors. Because the truth is:









True Story:



Halloween is coming – 












Good morning, and welcome to the War Department, because the Department of Defense is over” 

– Secretary of War Pete Hegseth



Tunel Putin-Trump między USA i Rosją pod Cieśniną Beringa?

Donaldowi Trumpowi proponują budowę tunelu między USA i Rosja pod Cieśniną Beringa

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/donald-trump-proponuje-budowe-tunelu-miedzy-usa-i-rosja-pod-ciesnina-beringa


Kiedy Unia Europejska buduje mury i niszczy mosty na wschodzie, Rosja i USA planują jeden z najbardziej ambitnych projektów infrastrukturalnych w historii. Kirill Dmitriev, szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RDIF), ogłosił 17 października 2025 roku plan budowy tunelu pod Cieśniną Beringa, który miałby połączyć Alaskę z Syberią. Projekt ten, nazwany roboczo “tunelem Putin-Trump”, mógłby na zawsze zmienić układ sił gospodarczych na świecie.

Pomysł budowy połączenia między Eurazją a Ameryką Północną nie jest nowy. Pierwsze koncepcje pojawiły się już w 1890 roku, gdy gubernator Kolorado William Gilpin opublikował traktat “The Cosmopolitan Railway”, proponując połączenie Ameryki z Eurazją jedną linią kolejową. W 1905 roku francuski podróżnik Loic de Lobel, reprezentujący amerykańskich magnatów kolejowych, przedstawił carski rząd plan budowy Kolei Syberyjsko-Alaskańskiej z tunelem pod Cieśniną Beringa.

Jednak dopiero teraz, w czasach gwałtownych zmian geopolitycznych, projekt ma szansę na realizację. Według Dmitrieva, tunel o długości 112 kilometrów mógłby zostać zbudowany w ciągu zaledwie ośmiu lat, a koszt jego budowy wyniósłby około 8 miliardów dolarów. To wielokrotnie mniej niż wcześniejsze szacunki, które mówiły o 65 miliardach dolarów. Tak znaczące obniżenie kosztów miałoby być możliwe dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii firmy The Boring Company należącej do Elona Muska.

Prezydent Donald Trump, zapytany o propozycję Kremla, określił ją jako “interesującą” i dodał, że “musi się nad tym zastanowić”. To pozytywne nastawienie nie jest zaskakujące, zważywszy na ocieplenie relacji amerykańsko-rosyjskich od czasu powrotu Trumpa do Białego Domu. Przywódcy obu mocarstw spotkali się już w sierpniu 2025 roku na Alasce i planują kolejny szczyt w Budapeszcie.

Korzyści z budowy tunelu byłyby ogromne. Transport kolejowy jest bardziej efektywny energetycznie niż morski i powietrzny. Tunel umożliwiłby przewóz do 100 milionów ton towarów rocznie, co stanowi około 8% światowego ruchu towarowego. Skróciłby też czas transportu towarów między Azją a Ameryką Północną, odciążając przeciążone porty na zachodnim wybrzeżu USA.

Projekt miałby również wymiar symboliczny, oznaczając nową erę współpracy między Rosją a USA. W czasach, gdy Europa odwraca się od Rosji, budując mury i wprowadzając sankcje, Ameryka dostrzega potencjał w pogłębieniu więzi gospodarczych z Moskwą. Tunel pod Cieśniną Beringa mógłby stać się nowym “Jedwabnym Szlakiem”, umożliwiającym transport surowców z bogatej w zasoby naturalne Syberii do Ameryki Północnej.

Co więcej, projekt zakłada nie tylko budowę tunelu, ale całego korytarza transportowego łączącego istniejące sieci kolejowe od Jakucka w Rosji przez Alaskę do Fort Nelson w Kanadzie. To stworzyłoby nieprzerwane połączenie kolejowe między Ameryką Północną, Rosją, Azją i Europą.

Europa tymczasem koncentruje się na rusofobii i izolowaniu się od wschodu. Zamiast budować mosty, tworzy bariery handlowe i polityczne. W efekcie może znaleźć się na marginesie nowego światowego porządku gospodarczego, w którym główną rolę będą odgrywały Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny.

Eksperci szacują, że jeśli budowa tunelu rozpocznie się w najbliższych latach, pierwsze pociągi mogłyby przejechać pod Cieśniną Beringa już w 2033 roku. Za dekadę możemy być świadkami nowej ery w globalnym handlu, a Europa może zostać w tyle w wyścigu mocarstw o dominację gospodarczą.

W świecie, w którym drogi handlowe determinują układ sił, tunel Putin-Trump może okazać się projektem stulecia, zmieniającym bieg historii. Pytanie brzmi: czy Europa zdoła dostosować się do nowej rzeczywistości, czy też pozostanie uwięziona w przestarzałym paradygmacie geopolitycznym?

Źródła:
https://www.foxnews.com/politics/russia-proposes-putin-trump-tunnel-elo…
https://en.wikipedia.org/wiki/Bering_Strait_crossing
https://www.cnbc.com/2025/10/17/musk-trump-putin-tunnel-russia-alaska.h…
https://www.intercontinentalrailway.com/about
https://en.iz.ru/en/1974579/2025-10-18/what-will-construction-tunnel-th…
https://www.aljazeera.com/news/2025/10/18/kremlin-envoy-proposes-putin-…

Człowiek, który zamordował wiele dzieci, siedzi sobie w wygodnym fotelu i cieszy się, że wygrał proces z matką, którą znienawidził za obronę życia. Pomóż !

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Piekło Weroniki będzie trwało dłużej. Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował, że uzasadnienie wyroku w jej sprawie zostanie sporządzone dopiero do 15 listopada. To strasznie długo, bo to uzasadnienie powinno być już od kilku dni gotowe. Pod zarządzeniem Prezesa SO w Gdańsku podpisał się Wiceprezes, SSO Tomasz Adamski. To kolejne tygodnie niepewności dla młodej mamy i jej najbliższych. Sąd przedłuża ten trudny czas…

Poniżej piszę więcej, co dzieje się z Weroniką – w newsletterze, który wysłałam do Pana w mijającym tygodniu. Jeśli nie miał Pan jeszcze sposobności, aby zapoznać się z moim listem – zapraszam, bo sytuacja jest nadzwyczaj poważna.

Serdecznie pozdrawiam,
Kaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl 

==================================================

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci,

To właśnie prawdziwe piekło kobiet. Weronika popłakała się na antenie, gdy dziennikarka zapytała ją o wyrok w procesie z aborterem.

W tym tygodniu byłam razem z Weroniką w programie red. Edyty Paradowskiej w telewizji internetowej PL1. Widać było, że emocje Weroniki są wciąż żywe i intensywne. Mimo że stara się być silna, widać, że gehenna, jaką zgotował jej aborter, kosztuje ją bardzo wiele.

Nie tak powinno wyglądać życie tej kobiety. Weronika powinna dziś spokojnie zajmować się trójką swoich dzieci.

Zamiast tego zmuszona jest mierzyć się z machiną prawną i medialną – uruchomioną przez człowieka, który jedno z jej dzieci chciał zabić.

Morderca nienarodzonych dzieci, z przeszłością kryminalną, napadł na swoją byłą pacjentkę.

Dziś bez żadnych konsekwencji przyjmuje kolejne kobiety, a Weronika ma prawomocny wyrok [skazujący… md].

W obecnej chwili sytuacja jest dramatyczna: nie mamy pieniędzy, by rozpocząć kolejne działania, by bronić Weroniki. Zebraliśmy dotąd tylko 8500 złotych z potrzebnych 20 tysięcy.

Nie możemy uruchomić dużej akcji zbiórkowej pod petycją o ułaskawienie, bo jest to znaczne przedsięwzięcie logistyczne. I brakuje na nie środków.

Kwota, którą pozyskaliśmy to za mało, by wszystko przygotować, wystartować z drukiem pakietów zbiórkowych, rozesłać je po całej Polsce, zrealizować kampanię zbiórki podpisów o ułaskawienie Weroniki i dopilnować, by jej głos dotarł do Prezydenta.

A czas ucieka. I każdy dzień zwłoki zwiększa ryzyko, że Weronika zostanie wezwana do odbycia prac społecznych, a następnie… do więzienia. Tę karę z całą pewnością jej zasądzą, bo nie będzie przepraszała abortera za to, że nie zabiła swojego dziecka i ostrzegła inne mamy. I wtedy do akcji wkroczy sąd i Ją zamknie.

Szanowny Panie,

Ludzie myślą, że teraz nie ma co przekazywać wsparcia, bo wyrok został już wydany.

Tymczasem właśnie w tym momencie zaczyna się największa nasza walka. TERAZ wychodzimy na front, na pierwszą linię: czy uda się wydrzeć Weronikę z rąk złych ludzi, którzy zaatakowali Ją samą i Jej Dziecko?

Czy może Pan pomóc? Czy może Pan wpłacić darowiznę o wysokości, jaką sam Pan określi? Czy może Pan nie odkładać tej sprawy na później, na jutro, aż będzie spokój?

Dane do wpłaty:

Fundacja Życie i Rodzina

Numer konta:

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod swift: BIGBPLPW

BLIK, karta, szybki przelew: www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Proszę o dopisek ułaskawienie”.

W tej chwili człowiek, który zamordował wiele dzieci, siedzi sobie w wygodnym fotelu i cieszy się, że wygrał proces z matką, którą znienawidził za obronę życia.

Musimy wszyscy o Nią walczyć.

Nie pozwólmy, aby zło tryumfowało.

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja GodekFundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – program, w którym Weronika płakała, może Pan zobaczyć tutaj:

 https://www.youtube.com/watch?v=9NDleUadUHo. Przesyłam ten link w zaufaniu, bo wiem, że Pan nie wyśmieje tej dzielnej dziewczyny, ona naprawdę ma powód do ogromnego smutku i niepokoju.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Starlink, Starshield – Cicha militaryzacja nieba

Starlink – Cicha militaryzacja nieba

Autor: Günther Burbach

Jak prywatna sieć satelitarna zmienia wojnę, politykę i atmosferę.

Punkt widzenia Günthera Burbacha.

Przebrany za cywilny projekt technologiczny

Starlink jest często przedstawiany jako triumf nowoczesnej inżynierii, globalna sieć tysięcy małych satelitów, zaprojektowana w celu zapewnienia dostępu do internetu nawet w odległych regionach. Obietnica łączności i postępu, równości cyfrowej i innowacji technologicznych.

Jednak za tą zbawczą narracją kryje się projekt, który tak naprawdę dawno wyrósł poza sferę cywilną. Starlink to nie tylko infrastruktura komunikacyjna, ale geopolityczna architektura zaprojektowana w celu projekcji władzy, sprawowania kontroli i zapewnienia cyfrowej supremacji na orbicie.

Oficjalna narracja opiera się na prostym schemacie: SpaceX jako rewolucyjna firma demokratyzująca niebo. Elon Musk jako wizjoner wprowadzający internet tam, gdzie rządy zawodzą. W rzeczywistości model biznesowy jest tak hojnie dotowany, że termin „sektor prywatny” praktycznie nie ma już zastosowania. Ponad połowa kosztów rozwoju pochodzi z kontraktów rządowych – wojskowych, związanych z bezpieczeństwem i tajnych.

Skutek strukturalny jest jeszcze bardziej problematyczny: Starlink pozbawia globalną infrastrukturę komunikacyjną kontroli publicznej. To, co kiedyś podlegało regulacjom krajowym lub wielostronnym, teraz należy do firmy z siedzibą w USA, która nie podlega ani organom międzynarodowym, ani regulacjom demokratycznym.

Kto chce dostępu, płaci. Ci, którym go zablokowano, milczą.

Fakt, że taki system od początku był projektowany z myślą o strategicznej dominacji, jest widoczny w jego architekturze. Satelity poruszają się po niskich orbitach, są modułowo wymienne i można je wymienić w ciągu kilku dni. To „żywy rój”, który jest stale rozbudowywany, wymieniany i optymalizowany. Kontrola leży w rękach zautomatyzowanych stacji naziemnych, których oprogramowanie jest centralnie sterowane za pośrednictwem serwerów w USA. Żaden kraj na świecie nie ma do niego dostępu.

Oznacza to, że warstwa komunikacji planetarnej jest skutecznie sprywatyzowana. A ta prywatyzacja jest nieodwracalna, dopóki nie powstanie alternatywny system o porównywalnym zasięgu.

Europa planuje taką przeciwwagę z IRIS², ale jest ona o lata w tyle pod względem technologicznym, finansowym i politycznym.

Starlink jest zatem podręcznikowym przykładem nowoczesnej polityki siły przebranej za cyfrową innowację: cywilnego projektu, który od dawna pełni funkcję strategiczną.

Podczas gdy rządy wciąż mówią o „cyfryzacji”, niebo nad nimi jest już podzielone na strefy prywatne, sieć, która sama się reguluje, odnawia i nie służy już swojemu deklarowanemu celowi.

Ukraina – Próba generalna

Wojna na Ukrainie była momentem, w którym Starlink ujawnił swoją prawdziwą postać. To, co wcześniej było przedstawiane jako cywilna obietnica szybkiego internetu dla odległych regionów, wiosną 2022 roku przekształciło się w wojskowy szkielet. Podczas gdy rosyjskie wojska niszczyły maszty radiowe, przecinały światłowody i w ciągu kilku godzin unieruchamiały krajowe sieci komunikacyjne, na ukraińskich bazach wojskowych nagle pojawiły się małe, niepozorne szare walizki: terminale Starlink. Dotarły one nie przez kanał humanitarny, ale oficjalnymi kanałami Pentagonu.

W ciągu kilku tygodni kilka tysięcy urządzeń było już w użyciu. Znajdowały się one w stanowiskach dowodzenia, szpitalach polowych i improwizowanych bazach dronów. Przepływały przez nie rozkazy, zdjęcia satelitarne i dane o celach. Ukraińskie Ministerstwo Obrony mówiło o „odrodzeniu łączności”. Mało kto to zauważył: ta linia ratunkowa przebiegała nie przez ukraińską infrastrukturę, ale przez prywatną sieć należącą do Amerykanów.

Starlink nie tylko umożliwił wymianę informacji między jednostkami. Zmienił też sam sposób prowadzenia wojny. Piloci dronów mogli sterować swoimi urządzeniami w czasie rzeczywistym z odległości setek kilometrów, oficerowie artylerii otrzymywali precyzyjne współrzędne celów z chmury, a medycy przesyłali obrazy na żywo z obszarów frontu. Szybkość przepływu informacji była rewolucyjna pod względem wojskowym i politycznie wrażliwa. Ponieważ zależała od jednego człowieka: Elona Muska.

We wrześniu 2022 roku wybuchł skandal. Połączenie Starlink zostało przerwane w niektórych częściach Krymu w obawie, że Ukraina mogłaby wykorzystać system do ataku na pozycje rosyjskie i tym samym „uwikłać się w wojnę światową”. Nagle całe floty dronów zostały pozbawione sygnału. W nowoczesnej wojnie, gdzie komunikacja to podstawa życia, było to taktyczne trzęsienie ziemi.

Ten moment ujawnił nową rzeczywistość: prywatny kontrahent decydował o losie operacji wojskowych suwerennego państwa. Żaden generał, żaden sekretarz obrony, żaden prezydent, żadna firma technologiczna nie kontrolowała arterii komunikacyjnych armii.

Pentagon zareagował mieszaniną podziwu i paniki. Podziwu, ponieważ system był tak solidny i skuteczny. Paniki, ponieważ nie należał do państwa.

Od tego czasu Waszyngton starał się zabezpieczyć swoje wpływy poprzez umowy kontraktowe. Precedens jednak pozostaje niezmienny: po raz pierwszy w historii wojny prywatna sieć stała się zarówno decydującym instrumentem taktycznym, jak i ryzykiem politycznym.

Starlink nie był organizacją pomocową na Ukrainie. Był próbą. Demonstracją tego, jak technologia może przesunąć władzę: od państw w stronę firm.

A ta próba okazała się tak udana, że ​​dziś integracja wojskowa to jedynie kwestia formalnego wdrożenia.

Integracja wojskowa – Starshield i nowa wojna orbitalna

Po rozmieszczeniu na Ukrainie stało się jasne: Starlink nie był już tylko infrastrukturą cywilną; był infrastrukturą wojskową, zarządzaną jedynie przez podmioty prywatne. Zaledwie rok później ta intuicja stała się oficjalnym programem. W grudniu 2022 roku SpaceX ogłosiło nową markę: Starshield. Nazwa nie była przypadkowa. Reprezentowała ona kolejny krok: integrację prywatnej konstelacji satelitów z architekturą wojskową Stanów Zjednoczonych.

Starshield jest technicznie niemal identyczny ze Starlink, ale oprogramowanie i priorytetyzacja różnią się fundamentalnie. Podczas gdy Starlink został opracowany z myślą o użytkownikach cywilnych, Starshield wykorzystuje wojskowe protokoły szyfrowania, wielopoziomowe poziomy dostępu i kanały danych przeznaczone wyłącznie dla Pentagonu. Oficjalne dokumenty Amerykańskiej Agencji Rozwoju Kosmicznego (SDA) opisują system jako „elastyczną, skalowalną sieć komunikacyjną do operacji taktycznych”. Idea, która się za nim kryje, jest prosta:

Jeśli wojna jest cyfrowa, sieć nie musi znajdować się w rękach publicznych, ale w rękach bezpiecznych. A „bezpieczny” w tym przypadku oznacza amerykański.

Pentagon znacząco rozszerzył współpracę od 2023 roku. Starshield jest testowany pod kątem komunikacji w czasie rzeczywistym między rojami dronów, transmisji danych między satelitami rozpoznawczymi oraz połączenia z systemami namierzania wspomaganymi przez sztuczną inteligencję. Jest częścią koncepcji „Joint All-Domain Command and Control” (JADC2), której celem jest ujednolicenie przepływu informacji między operacjami lądowymi, powietrznymi, morskimi, cybernetycznymi i kosmicznymi. Innymi słowy:

Starlink i Starshield stanowią trzon cyfrowego poziomu dowodzenia przyszłych wojen.

Podczas gdy rządy wciąż debatują nad ochroną danych lub kontrolą zbrojeń, armia USA tworzy własną, redundantną sferę komunikacyjną. I nie jest ona już na Ziemi, lecz na orbicie. Stany Zjednoczone nie potrzebują już infrastruktury naziemnej do koordynacji swoich sił zbrojnych; dysponują prywatną chmurą aluminium, ogniw słonecznych i częstotliwości radiowych, która działa na całym świecie.

Jednak konsekwencje wykraczają daleko poza efektywność militarną. Wraz z wprowadzeniem Starshield pojawia się zupełnie nowy sektor: skomercjalizowana wojna kosmiczna. Dziedzina, w której firmy realizują kontrakty obronne, zachowując jednocześnie fizyczną kontrolę nad systemem. SpaceX pozostaje właścicielem satelitów, nawet jeśli są one wykorzystywane przez Pentagon. Jest to innowacyjne pod względem prawnym i politycznie kontrowersyjne. W przypadku kryzysu nie byłoby jasne, kto decyduje o rozmieszczeniu, wyłączeniu lub priorytetyzacji celów: państwo czy operator.

Jednocześnie inne kraje pracują nad podobnymi modelami: Chiny ze swoją konstelacją „Guowang”, Rosja ze „Sferą”. Rezultatem jest globalny wyścig zbrojeń na orbicie, „Wyścig Kosmiczny 2.0”, tym razem nie między państwami, ale między sieciami wojskowo-komercyjnymi.

Starshield pokazuje, dokąd zmierzają: przestrzeń kosmiczna nie jest już przestrzenią neutralną, lecz zmilitaryzowaną strefą danych. Niebo nad nami nie jest już puste; jest wypełnione systemami, które słyszą, widzą, transmitują i podejmują decyzje. I nie należą one do ludzkości, lecz do tych, którzy kontrolują je poprzez kontrakty, oprogramowanie i kapitał.

Dźwignia geopolityczna

Starlink od dawna jest czymś więcej niż systemem technicznym; to dźwignia geopolityczna. Kto kontroluje infrastrukturę komunikacyjną kraju, kontroluje również zakres jej działania. I właśnie to się dzieje, nie otwarcie, nie agresywnie, ale podstępnie, pod przykrywką cyfryzacji.

Dzięki Starlinkowi Stany Zjednoczone stworzyły instrument wykraczający daleko poza tradycyjną dyplomację czy obecność militarną. To narzędzie strategicznej zależności. Państwa, które zezwalają na sieć, stają się częścią zdominowanej przez Amerykę architektury danych. Państwa, które ją blokują, muszą budować własne alternatywy, co kosztuje lata i miliardy.

To nie teoria, ale widoczna praktyka:

Kraje afrykańskie, które przyjęły Starlink, mogą teraz połączyć się w ciągu kilku dni, ale cała infrastruktura techniczna, od orbity do ziemi, pozostaje własnością Stanów Zjednoczonych. Żadne państwo, żaden dostawca usług telekomunikacyjnych, żaden międzynarodowy regulator nie jest w stanie śledzić, co dzieje się na tych kanałach.

Ta asymetryczna zależność jest wysoce skuteczna geopolitycznie. Starlink jest w zasadzie pierwszym cyfrowym odpowiednikiem amerykańskich lotniskowców:

mobilny, możliwy do rozmieszczenia w dowolnym miejscu, trudny do zaatakowania i aktywowany w dowolnym momencie.

Tam, gdzie kiedyś infrastruktura musiała być budowana, chroniona lub niszczona, dziś wystarczy sygnał z orbity. Naciśnięcie przycisku może połączyć całe regiony z internetem lub je odłączyć.

Dla Waszyngtonu to strategiczne marzenie. Starlink umożliwia to, czego tradycyjna polityka sojusznicza często nie jest w stanie osiągnąć:

Kontrolę bez bezpośredniej załogi.

Obecność wojskowa zostaje zastąpiona obecnością cyfrową, a suwerenność narodowa prawami licencyjnymi. Wszystko to odbywa się legalnie, na podstawie umów handlowych.

Chiny i Rosja od dawna dostrzegają konsekwencje tego zjawiska. Obie strony pracują nad alternatywnymi modelami:

  • Chiny budują własną mega-konstelację z ponad 12 000 satelitów pod nazwą „Guowang” (国网, „Sieć Narodowa”).
  • Rosja odpowiada projektem „Sfera”, który ma połączyć służby cywilne i wojskowe.

Oba systemy mają technologicznie odzwierciedlać Starlink, ale pozostają pod kontrolą państwa.

Europa natomiast śpi. Projekt IRIS², którego celem jest utworzenie niezależnej europejskiej sieci satelitarnej do 2027 roku, przynosi niewielkie postępy.

Cięcia budżetowe, spory o jurysdykcję i polityczna naiwność co do szybkości działania podmiotów prywatnych sprawiają, że UE staje się cyfrowym obserwatorem.

Podczas gdy Bruksela opracowuje przepisy dotyczące ochrony danych, amerykańskie korporacje podbijają orbitę.

Konsekwencje geopolityczne są oczywiste: ktokolwiek obsługuje Starlink, ma nie tylko suwerenność danych, ale także suwerenność nad wpływami.

Granica między suwerennością cyfrową a faktyczną kontrolą zewnętrzną staje się płynna. Kraj, który komunikuje się za pośrednictwem obcej sieci, nie jest już państwem suwerennym; jest protektoratem technicznym.

Starlink zjednoczył Zachód, ale podzielił resztę świata.

Dla wielu krajów jest to zarówno błogosławieństwo, jak i zagrożenie: dostęp do sieci w zamian za oddanie kontroli. I w tym tkwi geopolityczna siła nacisku, subtelna, dyskretna, ale skuteczniejsza niż jakakolwiek sankcja.

Zależność jako system

Ukraina była eksperymentem, Starshield prototypem, ale prawdziwy cel leży dalej: globalna sieć komunikacyjna, którą można selektywnie kontrolować w sytuacjach kryzysowych lub konfliktach. To, co początkowo brzmi jak techniczna wizja, dawno stało się rzeczywistością. Starlink stworzył nową formę zależności, niewidzialną i cichą, ale strukturalnie głęboką.

Ta zależność funkcjonuje na kilku poziomach.

Po pierwsze, technologicznie:

Po połączeniu ze Starlinkiem, praktycznie nie ma drogi powrotnej. Terminale, oprogramowanie, częstotliwości – wszystko jest zastrzeżone, zaszyfrowane i zamknięte. Nawet rządy, które oficjalnie zatwierdziły system, nie mają dostępu do jego elementów sterujących. Jeśli SpaceX zdecyduje się zamknąć region, zostaje on wyłączony. Żadne prawo ani umowa nie mogą temu zapobiec. To, co kiedyś oznaczało suwerenność – kontrola nad własną infrastrukturą komunikacyjną – jest w tym modelu powiązane z kluczami prywatnymi.

Druga warstwa jest ekonomiczna.

Starlink to nie tylko sieć, ale globalny system subskrypcji. Ci, którzy są częścią systemu, płacą i w ten sposób pozostają na stałe w cyklu cyfrowej zależności. Państwa, które wykorzystują Starlink jako krajową platformę komunikacyjną, inwestują miliony w terminale, licencje i wsparcie. Ale nic z tego nie należy do nich. Dzierżawią własne połączenie ze światem. Nie jest to już klasyczna relacja handlowa, lecz strukturalny szantaż technologiczny.

I wreszcie jest warstwa polityczna.

Starlink działa jako „prywatna infrastruktura”, ale z bezpośrednim dostępem do wojskowych struktur decyzyjnych. Rząd USA może ustalać priorytety na podstawie umowy, bez wiedzy innych państw. Taka struktura przekształca sieć w instrument kontroli politycznej, subtelny, ale skuteczny. Jeśli kraj działa wbrew interesom USA, teoretycznie ograniczenie przepływu danych wystarczy, aby wywrzeć presję ekonomiczną i społeczną.

Koncepcja, która się tu pojawia, jest nowa: hegemonia cyfrowa poprzez kontrolę infrastruktury. Władzę określa nie broń, ale częstotliwości. Nie kolumny czołgów, ale farmy serwerów. W tym modelu wojny nie są już wyłącznie terytorialne, ale infrastrukturalne, a zwycięzcą jest ten, kto utrzymuje dostęp do sieci.

Zależność jest celowa. Nie chodzi o straty uboczne innowacji, ale o jej cel. Starlink i podobne systemy mają na celu nie tylko łączyć, ale i wiązać się z zachodnim porządkiem technologicznym. To forma współczesnego wasalstwa, zakodowana w pakietach danych i warunkach użytkowania.

I tej logiki nie da się już odwrócić. Gdy raz staniesz się częścią sieci, nie możesz jej opuścić bez regresji. Oto nowa zasada globalnej kontroli:

Nie własność, ale dostęp decyduje o władzy, a ten, kto go przyznaje, ustala zasady.

Cień Ekologiczny

Chociaż polityczne i militarne wpływy Starlink stale rosną, jego ślad ekologiczny prawie nigdy nie jest omawiany. A jednak jest on ogromny. Pozornie niewidoczna infrastruktura kosmiczna ma bardzo realną cenę ekologiczną i rośnie z każdym nowym wystrzeleniem satelity.

Zaczyna się od produkcji: każdy satelita Starlink waży około 260 kilogramów i jest wykonany głównie z aluminium, krzemu, pierwiastków ziem rzadkich, miedzi i litu. Jego produkcja wymaga około 20 do 25 megawatogodzin energii, a także wysoce wyspecjalizowanych procesów produkcyjnych w warunkach sterylnych. Oznacza to ogromny ślad węglowy na długo przed startem satelity. Z ponad 6000 jednostek na orbicie i tysiącami kolejnych w planach, skutkuje to gigantyczną równowagą materiałową, cyklem topienia, startu i spalania.

Każdy z tych satelitów ma żywotność zaledwie około pięciu lat. Następnie przechodzi kontrolowany zjazd i spala się w atmosferze. To, co brzmi jak czysty proces recyklingu, w rzeczywistości jest masową emisją tlenków metali. Podczas powrotu do atmosfery aluminium utlenia się do drobnego pyłu – tlenku glinu – który pozostaje w mezosferze i stratosferze. Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej i Narodową Agencję ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA) pokazują, że kilkaset ton tego materiału jest już uwalnianych do górnych warstw atmosfery rocznie. Przy planowanych konstelacjach, do 2030 roku może to wynieść kilka tysięcy ton rocznie.

Te cząstki nie są nieszkodliwe. Tlenek glinu jest chemicznie stabilny i odbija promieniowanie ultrafioletowe. W dużych ilościach zmienia bilans radiacyjny atmosfery, podobnie jak cząsteczki sadzy czy siarczany. W dłuższej perspektywie może to wpłynąć na rozkład temperatur w górnych warstwach atmosfery, a być może nawet na procesy zachodzące w warstwie ozonowej. Nikt jeszcze nie wie dokładnie, jaki wpływ na niebo będzie miał ten nowy, stworzony przez człowieka cykl materii, ale to, że będzie miał on wpływ, jest bezdyskusyjne.

Do tego dochodzi zużycie energii podczas startów rakiet. Pojedyncza rakieta Falcon 9 spala około 112 ton nafty (RP-1) i emituje około 350 ton CO₂. SpaceX wystartował ponad sto razy w samym 2024 roku, emitując ponad 35 000 ton CO₂ tylko w celu transportu nowych satelitów. Emisje te są uwalniane bezpośrednio do górnych warstw atmosfery, gdzie mają inny wpływ na klimat niż na Ziemi. Przyczyniają się do ocieplenia, ale mogą również powodować lokalne anomalie zimna.

Do tego dochodzi aspekt złomu: niektóre z satelitów, które spłonęły, nie dotarły do ​​Ziemi całkowicie zniszczone. Fragmenty metalu, zwłaszcza te wykonane ze stopów żaroodpornych, przetrwały ponowne wejście w atmosferę i lądowały, często niezauważone, w oceanach lub odległych regionach. NASA regularnie dokumentuje takie przypadki. Z każdym dniem, w którym spala się kilka satelitów, całkowita masa materiału wchodzącego w globalny cykl materiałowy rośnie.

Starlink jest zatem nie tylko siecią cyfrową, ale także systemem materialnym o globalnym zasięgu. Każda wiadomość przesyłana przez sieć pozostawia za sobą ślad energii, aluminium i nafty. Im bardziej rozrasta się konstelacja, tym bardziej niewidoczny staje się koszt ekologiczny, ponieważ dosłownie został on przeniesiony w przestrzeń kosmiczną.

Przemysł kosmiczny mówi o „zrównoważonej łączności”. W rzeczywistości jest odwrotnie: to stale rotujący cykl produkcji, startu, użytkowania i zniszczenia, zaawansowany technologicznie system konsumpcji, który przekształca przestrzeń kosmiczną w strefę składowania.

Nowa forma władzy

Starlink oznacza przejście do nowej ery władzy politycznej i technologicznej. To pierwszy system, który pokazuje, jak suwerenność jest redefiniowana w świecie cyfrowym – nie poprzez terytorium czy broń, ale poprzez kontrolę nad sieciami, danymi i infrastrukturą, które nie podlegają konstytucji. Państwo nie traci stopniowo, lecz otwarcie swojej centralnej funkcji: ochrony suwerenności komunikacyjnej.

Kiedyś tylko państwa mogły obsługiwać globalne sieci komunikacyjne, kable podmorskie, częstotliwości radiowe i satelity. Dziś jednak prywatne korporacje kontrolują systemy, które mogą łączyć lub wyłączać całe kraje w czasie rzeczywistym.

Starlink to tylko najbardziej widoczny przykład rozwoju, który wykracza daleko poza orbitę: Amazon z Kuiperem, OneWeb z brytyjsko-indyjskim kapitałem, Chiny z Guowangiem. Ale żaden inny system nie rozrósł się tak, tak szybko i tak głęboko zintegrował z procesami wojskowymi, jak sieć SpaceX.

To fundamentalnie zmienia równowagę sił. Nowa forma władzy nie opiera się już na legitymacji państwa, ale na przewadze technologicznej. Można powiedzieć: monopol na użycie siły zostaje zastąpiony monopolem na infrastrukturę. A ten monopol jest o wiele skuteczniejszy, ponieważ jest ledwo widoczny.

Starlink działa poza tradycyjnymi jurysdykcjami prawnymi. Nie podlega prawu międzynarodowemu, regulacjom ONZ ani jasnej odpowiedzialności. Satelity poruszają się po niskich orbitach, przemieszczając się między przestrzenią powietrzną kraju a globalną próżnią, legalną ziemią niczyją. Gdyby kraj został dotknięty awarią lub manipulacją, nie miałby prawa domagać się odszkodowania. Nawet jeśli państwo sprzeciwia się jego użyciu, jak Rosja czy Chiny, nie może technicznie temu zapobiec bez militarnego kontestowania orbity.

To tworzy nową formę władzy: suwerenność technologiczną bez odpowiedzialności politycznej. To jest prawdziwa rewolucja, którą zapoczątkował Starlink. Możliwość tworzenia, zmieniania lub usuwania przestrzeni komunikacyjnych jest dziś cenniejsza niż jakakolwiek armia. Ponieważ ten, kto kontroluje to, co ludzie widzą, słyszą lub transmitują, kontroluje również ich światopogląd. Ta władza nie jest hipotetyczna. Jest już wykorzystywana:

  • na Ukrainie, gdzie Starlink decyduje o operacjach wojskowych,
  • w Afryce, gdzie rządy cyfrowo dzierżawią całe regiony,
  • w samych Stanach Zjednoczonych, gdzie system jest częścią strategii bezpieczeństwa narodowego.

Wyłania się tu cyfrowy feudalizm, świat, w którym korporacje rządzą terytoriami komunikacyjnymi niczym książęta, a państwa stają się wasalami własnej infrastruktury. Płacą za dostęp, ale go nie posiadają. Mogą z niego korzystać, ale nie mogą go kształtować. Ponoszą odpowiedzialność bez kontroli. To nie dystopijna przyszłość, ale teraźniejszość. Starlink pokazał, jak szybko władza może się zmieniać, gdy jest zapośredniczona przez technologię.

Stworzył on wzór, za którym podążą inni: podmioty prywatne, które wyprzedzają państwa nie dlatego, że są silniejsze, ale dlatego, że działają szybciej, bardziej globalnie i mniej odpowiedzialnie.

Wniosek – Niebo jako nowa granica władzy

Starlink nie jest siecią komunikacyjną w tradycyjnym sensie. Jest narzędziem władzy, precyzyjnie skonstruowanym, strategicznie rozmieszczonym i politycznie niedocenianym. To, co zaczęło się jako innowacja techniczna, stało się systemem, który wprowadza państwa, armie i całe społeczeństwa w relację cyfrowej zależności. Jest logicznym produktem porządku świata, w którym kapitał, technologia i bezpieczeństwo się łączą.

Niebo, niegdyś symbol wolności człowieka, jest teraz niewidzialną granicą nowych rządów. Kto je kontroluje, kontroluje Ziemię.

I nie odbywa się to już poprzez okupację militarną, ale poprzez infrastrukturę orbitalną. Władza nie leży już na polach bitew, ale w sieciach, algorytmach i częstotliwościach.

Starlink uosabia zatem nową formę ekspansji imperialnej: brak kolonii, granic, flag, jedynie siatka danych, która pokrywa Ziemię niczym druga atmosfera. Ta forma dominacji jest subtelniejsza, ale jednocześnie bardziej wszechstronna. Może jednocześnie jednoczyć i podporządkowywać, łączyć i izolować. Kontrola spoczywa w rękach kilku aktorów, którzy działają globalnie, ale nie są nikomu dłużni. Są niewybieralni, niekontrolowani i nieodpowiedzialni, i właśnie to czyni ich niebezpiecznymi.

W czasach, gdy państwa spierają się o cele klimatyczne i ochronę danych, nad ich głowami tworzy się nowa struktura władzy, działająca poza jakąkolwiek konstytucją. Starlink to pierwszy etap tego rozwoju. Po nim pójdą inni: Amazon z Kuiperem, Chiny z Guowangiem, a być może wkrótce wojskowe systemy sztucznej inteligencji, które autonomicznie monitorują całe regiony.

Jeśli nie będzie sprzeciwu politycznego, przyszłość będzie kształtowana nie przez rządy, ale przez infrastrukturę. Nie przez decyzje, ale przez sieci. Nie przez demokratyczną kontrolę, ale przez techniczną wydajność.

Niebo stało się zatem nową linią frontu, nie wojny w dawnym znaczeniu, lecz suwerenności. Kto je kontroluje, kontroluje linie komunikacyjne ludzkości. A kto je kontroluje, pisze historię. Starlink jest początkiem tej historii.

To, jak się skończy, zależy od tego, czy świat zrozumie, że największe zagrożenie nie pochodzi z góry, lecz z jego własnej samozadowolenia w oddawaniu władzy w ręce tych, którzy ponoszą najmniej odpowiedzialności.

Günther Burbach

Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.

Artykuł ukazał się 16 października 2025 roku na stronie : https://apolut.net/starlink-die-stille-militarisierung-des-himmels-von-gunther-burbach

Przypisy i Źródła:

Washington Post (Korrektur & Erläuterung, Sept. 8/13, 2023)
„Korrektur: Musk hat den Dienst nicht abgeschaltet; die Abdeckung war in bis 100 km vor der Krim nicht aktiviert, Ukraine bat um Aktivierung, die verweigert wurde“ (inkl. Interview/Video mit Isaacson).
Link: https://www.washingtonpost.com/world/2023/09/08/elon-musk-starlink-ukraine-war 

Walter Isaacson – öffentliche Klarstellung (X/Twitter, 9. Sept. 2023)
„Die Ukrainer dachten, die Abdeckung reiche bis Krim; sie baten Musk um Aktivierung – er aktivierte nicht …“
Link: https://x.com/WalterIsaacson/status/1700342242290901361

Reuters-Investigation (25. Juli 2025) – separater Vorwurf eines regionalen Blackouts in besetzten Gebieten (Kherson etc.) Ende Sept. 2022; SpaceX bestreitet Teile. Eigenständiger Komplex, sauber von der Krim-Episode zu trennen.
Link: https://www.reuters.com/investigations/musk-ordered-shutdown-starlink-satellite-service-ukraine-retook-territory-russia-2025-07-25/ Starshield / militärische Integration – offen belegbar 

Offizielle SpaceX-Seite (Starshield, seit Dez. 2022 öffentlich)
Link: https://www.spacex.com/starshield/

Reuters Exklusiv (16. März 2024) – klassifizierter NRO-Vertrag (~$1,8 Mrd.) für Aufklärungs-/Spionagesatelliten-Netz (Hunderte Sats)
Link: https://www.reuters.com/technology/space/musks-spacex-is-building-spy-satellite-network-us-intelligence-agency-sources-2024-03-16/

Umwelt/Atmosphäre (Aluminiumoxid/Partikel, Ozon) – Peer Review & Behörden

PNAS (Murphy et al., NOAA, 2023) – Messungen: Metals from spacecraft reentry in stratospheric aerosol particles
Link (PNAS): https://www.pnas.org/doi/10.1073/pnas.2313374120

NOAA/CIRES (2025) – Szenarien: Within 15 years, plummeting satellites could release enough aluminum oxide to alter winds & temperatures in stratosphere
NOAA-CSL: https://csl.noaa.gov/news/2025/427_0428.html 

FCC – Presse & Order (Sept. 29/30, 2022) – verbindliche 5-Jahres-Regel für LEO-Satelliten nach Missionsende (statt 25 J.)
Presse: https://www.fcc.gov/document/fcc-adopts-new-5-year-rule-deorbiting-satellites

Reuters (4. Apr. 2025) – Deutschland/EU fördern Alternativen (Eutelsat/OneWeb) wegen Abhängigkeit von Starlink
Link: https://www.reuters.com/business/media-telecom/germany-funds-eutelsat-internet-ukraine-musk-tensions-rise-2025-04-04

WELT (2022–23) – militärischer Nutzen/Abhängigkeit, Krim-Episoden (s. oben)
Links: https://www.welt.de/241304403

Bisurmanie źli i dobrzy

Bisurmanie źli i dobrzy

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    19 października 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5913

No proszę; daj kurze grzędę, a ona – wyżej siędę! – powiada przysłowie. I słuszna jego racja – o czym możemy przekonać się na przykładzie Wielce Czcigodnego Franciszka Sterczewskiego. Jak tylko powrócił na ojczyzny łono po zakończeniu wesołym oberkiem (z nutką męczeństwa na pluszowym krzyżu) letniego, śródziemnomorskiego pikniku aktywistów, zorganizowanego pod pretekstem pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków w Strefie Gazy, zaraz dźgnął nieubłaganym palcem Księcia Małżonka w obłudne i chore z nienawiści oczy, że nie okazał aktywistom należnych względów. Już samo to by wystarczyło do refleksji nad dalszym losem Wielce Czcigodnego Franciszka Sterczewskiego w Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda – ale Wielce Czcigodnemu najwyraźniej było tego za mało, bo zaraz skrytykował naszą niezwyciężoną armię za to, że na granicy polsko-białoruskiej „nie przestrzega procedur”, wskutek czego zginął był tam z rąk nachodźcy-migranta Mateusz Sitek, żołnierz Straży Granicznej.

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego natychmiast określiło tę opinię, jako „skandaliczną i kłamliwą”. Początkowo nie było wiadomo, jak zareaguje ścisłe kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, bo BBN stanowi część ekipy pana prezydenta Karola Nawrockiego, a między nim, a obywatelem Tuskiem Donaldem, Księciem Małżonkiem i całym vaginetem, panuje stan napięcia – ale wicepremier i minister obrony, Władysław Kosiniak-Kamysz od razu zorientował się, że to kolejna prowokacja Putina, z którą nie ma co dyskutować.

Dzięki temu przekonaliśmy się, że jeśli chodzi o Putina i jego prowokacje, to mamy do czynienia z porozumieniem ponad podziałami. Znaczy się – jeśli nawet się kopiemy, to tylko po kostkach – ale nie wyżej. Czynnikiem jednoczącym obydwa wrogie obozy polityczne jest służba narodu ukraińskiemu, a wiadomo, że służba nie drużba i jak pan każe – sługa musi. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski się doigra – bo los każdej ruskiej onucy, a cóż dopiero – putinowskiego prowokatora, w naszym nieszczęśliwym kraju, wielkimi krokami zdążającego do wojny, nie jest do pozazdroszczenia, zwłaszcza, że Wielce Czcigodny musiał zostać wcześniej zbisurmaniony przez bisurmanów, którzy na wspomnianym pikniku musieli podstępnie zainfekować go wirusem antisemitismusa.

W takim razie ma przechlapane, bo nie ujmie się za nim nawet Judenrat „Gazety Wyborczej”, właśnie świętujący powrót do domu izraelskich zakładników, uwolnionych przez złowrogi Hamas. Jak wynika z oświadczenia Judenratu, czekał on na ten dzień przez 738 dni – a ta deklaracja jest świadectwem spontanicznego wybuchu uczuć narodowych ścisłego kręgu Judenratu, podobnego do tego, jaki nastąpił po uchwale Knesetu o włączeniu Jerozolimy do terytorium państwowego Izraela. „Gazeta Wyborcza” poświęciła temu wydarzeniu całą kolumnę druku, ale najlepszy był tytuł: „JEROZOLIMA NASZA!Jak na gazetę wychodzącą w języku polskim w Warszawie było to trochę dziwne, ale jeśli zrozumiemy, że był to spontaniczny wybuch uczuć narodowych całego Judenratu, to niczego dziwnego w tym nie ma.

Bezcenny Izrael święci bowiem „wielkie zwycięstwo” – o czym zapewnia wszystkich premier tamtejszego rządu jedności narodowej Beniamin Netanjahu. Te zapewnienia są konieczne w sytuacji, gdy nie jest to takie oczywiste. Oficjalnym celem operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy było rozgromienie Hamasu. Tymczasem widać, że wcale nie został on rozgromiony; wprost przeciwnie – bezcenny Izrael, wprawdzie przez papierek, to znaczy – przez pośredników – niemniej jednak, musi nie tylko z tym całym Hamasem negocjować, ale nawet – spełniać jego warunki w postaci np. uwolnienia prawie 2 tysięcy więźniów, w tym – 250 skazanych na dożywotnie więzienie. Hamas wypuścił bodajże 20 żywych żydowskich zakładników, co pokazuje, że proporcja jest podobna do stosowanej podczas niemieckiej okupacji w Generalnej Guberni – za jednego Niemca – 100 Polaków.

W tej sytuacji trudno mówić o „rozgromieniu” – chyba, że teraz, po powrocie zakładników, Izrael oskarży Hamas o złamanie warunków rozejmu – i wszystko rozpocznie się on nowa – tyle, że już z błogosławieństwem Amerykanów, który w dodatku zmłotują wszystkich swoich wasali do przyjęcia, iż wszystkiemu winien jest Hamas. Dlatego właśnie izraelscy Żydowie przyjęli amerykańskiego prezydenta owacjami, jako „najlepszego przyjaciela” bezcennego Izraela.

Niestety te wszystkie owacje mają charakter namiastki Pokojowej Nagrody Nobla, która – jak wiadomo – ominęła prezydenta Donalda Trumpa, a trafiła do rąk Madame Marii Coriny Machado, pozostającej w nieprzejednanej opozycji wobec wenezuelskiego reżymu Mikołaja Maduro, który z kolei jest na amerykańskim celowniku. Można tedy powiedzieć, że część tego noblowskiego splendoru jednak spływa na prezydenta Donalda Trumpa, który już kilka razy dosięgnął wenezuelskich łodzi dalekonośnymi kartaczami. Toteż, jak tylko CIA uda się obalić znienawidzony reżym Mikołaja Maduro w Wenezueli, to nie ulega wątpliwości, że Madame Maria Corina Machado zostanie demokratycznym prezydentem tego kraju, podobnie, jak u nas Kukuniek, który też jest przecież laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Tymczasem naszym nieszczęśliwym krajem wstrząsnęła wiadomość, że ma on zostać wyłączony z traktatu migracyjnego. Podobno vaginet obywatela Tuska Donalda przekonał Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje i innych brukselskich dygnitarzy, że Polska, która „gości” ponad 2 miliony Ukraińców – to znaczy – wzięła ich na utrzymanie, a poza tym – po staremu futruje Ukrainę forsą i innymi zasobami państwa – oczywiście za darmo, z odróżnieniu od państw poważnych, które za podobne usługi każą sobie płacić – została zwolniona z obowiązku przyjmowania wyznaczonych kwot migrantów, a także – z kar za odmowę ich przyjmowania. Są to na razie „informacje nieoficjalne”, które mają być potwierdzone 15 października – ale kręgi związane z Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim nie bardzo wierzą, że to może być prawda. Skoro jednak nasz nieszczęśliwy kraj jest przez państwa poważne wyznaczony do wepchania w wojnę z Rosją, to rzeczywiście – po co wysyłać do nas migrantów, z którymi i tak są same zgryzoty? Jeszcze, nie daj Boże, stałaby się im jakaś krzywda, a wtedy na naszym nieszczęśliwym kraju państwa miłujące pokój nie zostawiłyby suchej nitki tym bardziej, że Jego Świątobliwość Leon XIV 5 października dał do zrozumienia, że Europa powinna migrantów liczących na tutejszy socjal, przyjmować bez żadnych zastrzeżeń.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Ks. Popiełuszko “powraca”

NASZ WYWIAD Kindziuk: Ks. Popiełuszko “powraca”

Goran Andrijanić https://wpolityce.pl/kosciol/743497-nasz-wywiad-kindziuk-ks-popieluszko-powraca

„Mimo, że minęło już 41 lat od śmierci ks. Jerzego, nie ustalono ani wszystkich okoliczności porwania i śmierci, ani też sprawstwa kierowniczego zabójstwa. Obecnie, śledztwo prowadzi prokurator IPN Mieczysław Góra. Należy oczekiwać, że po jego zakończeniu rozpocznie się, przynajmniej powinien się rozpocząć uczciwy proces sądowy” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Milena Kindziuk z UKSW, biografka bł. ks. Popiełuszki, członek Rady Naukowej Muzeum Ks. Jerzego Popiełuszki.

wPolityce.pl: Wciąż nie są znane wszystkie fakty związane ze śmiercią ks. Popiełuszki. Jak dobrze wiemy, jest Pani autorką najważniejszych biografii ks. Jerzego – co zatem wiadomo na pewno?

Milena Kindziuk: Pewne jest, że ks. Jerzy został uprowadzony wieczorem 19 października 1984 roku po drodze z Bydgoszczy do Warszawy. To porwanie nie było przypadkowym aktem, lecz kulminacją wielomiesięcznej inwigilacji, która nasiliła się w 1982 roku – SB śledziła każdy jego krok, w tym Msze za Ojczyznę w parafii św. Stanisława Kostki, które stały się symbolem oporu wobec komunistycznego reżimu. Wiadomo też, że samochód, którym Popiełuszko jechał z kierowcą, został zatrzymany w miejscowości Górsk (są świadkowie) przez trzech funkcjonariuszy MSW. Natomiast o tym, co działo się później, wiadomo zasadniczo z relacji porywaczy – przedstawili oni swoją wersję zdarzeń na procesie sądowym w Toruniu (przełom 1984/85 roku) i została ona przyjęta jako tzw. wersja oficjalna zbrodni. Proces toruński był jednak sterowany przez ówczesne władze komunistyczne, w części zmanipulowany, stąd jego ustalenia nie są w pełni wiarygodne.

Śledztwo w tej sprawie wciąż się toczy, prawda?

Tak, prowadzi je IPN – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, delegatura w Bydgoszczy. Mimo, że minęło już 41 lat od śmierci ks. Jerzego, nie ustalono ani wszystkich okoliczności porwania i śmierci ani też sprawstwa kierowniczego zabójstwa.

Wcześniej, tj. od początku lat. 90. dogłębne śledztwo w tej sprawie prowadził prokurator Departamentu Prokuratury Ministerstwa Sprawiedliwości Andrzej Witkowski wraz z całym zespołem prokuratorów, policjantów, ekspertów. Ustalili oni wtedy wiele nowych faktów, przesłuchali świadków, których całkowicie pominięto w procesie toruńskim. Efekt był jednak taki, że prokuratora Witkowskiego od śledztwa odsunięto. W 2002 roku ponownie zaczął je prowadzić jako prokurator IPN, po czym – po kolejnych nowych ustaleniach, jakie podjął – ponownie został od śledztwa odsunięty.

Także osobiście badam te kwestie, co się wydarzyło między porwaniem księdza 19 października, a wyłowieniem jego ciała z Wisły 30 października, przygotowuję osobną publikację na ten temat.

Obecnie, śledztwo prowadzi prokurator IPN Mieczysław Góra. Należy oczekiwać, że po jego zakończeniu rozpocznie się, przynajmniej powinien się rozpocząć uczciwy proces sądowy.

Najnowsza książka. którą Pani napisała razem z ks. prof. Józefem Naumowiczem. poświęcona jest objawieniom Popiełuszki, których już od 2009 roku doświadcza Francesca Sgobbi. Co było głównym motywem napisania tej publikacji? Pytam, bo trzeba przyznać, że tematyka prywatnych objawień jest zawsze dość wrażliwa.

Dziękuję za to pytanie – rzeczywiście, prywatne objawienia to temat delikatny, wymagający ostrożności i rzetelności, zwłaszcza w kontekście nauczania Kościoła, które podkreśla, że nie zobowiązują one do wiary, ale mogą służyć pogłębianiu życia duchowego i przypominaniu prawd Ewangelii.

Nasza książka „Niezwykłe objawienia ks. Jerzego Popiełuszki we Włoszech”, wydana w tym roku przez Wydawnictwo Esprit, powstała po szesnastu latach od momentu, w którym Francesca Sgobbi, jak stwierdza, doznaje tych nadzwyczajnych spotkań z ks. Jerzym, widzi go, słyszy jego głos, zapisuje jego „messaggi”, czyli przesłania. W ostatnim czasie informacje o nich zaczęły się coraz bardziej rozprzestrzeniać, budząc zainteresowanie, ale i wiele pytań. Naszą intencją było zapobieżenie tworzenia się sensacji wokół tych objawień – bo taka atmosfera zaczynała się wokół nich robić. Celem było też uporządkowanie i przybliżenie treści, oczywiście po dokładnym sprawdzeniu, czy nie są one sprzeczne z zasadami wiary i nauczaniem Kościoła. Chcieliśmy też wyjaśnić, dlaczego bł. ks. Jerzy „powraca” w tych wizjach właśnie teraz.

A dlaczego?

Nie po to, by przypominać o sobie, ale by dalej wskazywać na Chrystusa i Ewangelię, jak czynił to za życia. Trzeba pamiętać, że objawienia zwane prywatnymi, nawet jeśli są uznane przez Kościół, nie dodają nic do objawienia, które jest zawarte w Biblii, a jedynie przypominają o pewnych chrześcijańskich prawdach, a  przez to ożywiają wiarę i przyczyniają się do jej pogłębienia. Tak też jest z objawieniami ks. Jerzego we Włoszech.

Jak te objawienia mogłyby przyczynić się do dynamiki kultu księdza Jerzego? Jak Pani, jako osoba dobrze znająca jego postać i duchowe znaczenie, to postrzega?

W książce, którą napisaliśmy z ks. prof. Józefem Naumowiczem, podkreślamy, że te wizje – trwające od 2009 roku – niosą przesłania, które idealnie wpisują się w duchowe dziedzictwo ks. Popiełuszki: modlitwę za Kościół, za ojczyznę i rządzących, siłę przebaczenia oraz sens cierpienia jako drogi do świętości. Mogą one ożywić kult, przypominając, że ks. Jerzy nie jest tylko historyczną postacią, ale żywym orędownikiem, który „powraca”, by wzywać do nawrócenia i miłości, która zwycięża zło dobrem – dokładnie tak, jak głosił za życia podczas Mszy za Ojczyznę. Życie ks. Jerzego badam od 30 lat i widzę w tych objawieniach naturalną kontynuację jego prorockiej roli. Francesca opisuje widzenia cielesne i słowa wewnętrzne, w których ks. Jerzy podkreśla, że cierpienie jest „wizytą Boga” i zachęca do ofiary dla zbawienia dusz – to echo jego własnych kazań.

Jak silny jest obecnie ten kult ks. Jerzego? Obchodzimy teraz 41. rocznicę jego śmierci.

Kult błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki jest dziś silniejszy niż kiedykolwiek, co doskonale widać w tych dniach, gdy w Warszawie i w całej Polsce, gdy trwają różne uroczystości upamiętniające 41. rocznicę jego męczeńskiej śmierci.

Fenomenem jest, że do tej pory grób ks. Jerzego odwiedziło ponad 24 miliony ludzi z całego świata, że wciąż ludzie proszą o jego relikwie – ostatnio zostały przekazane nawet na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie dokonuje się wiele niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień za wstawiennictwem polskiego męczennika za wiarę.

Grób rodziców Chopina też przykryty plandeką?!

Grób rodziców Chopina też przykryty plandeką?!

Marzena Nykiel


https://wpolityce.pl/historia/743426-grob-rodzicow-chopina-tez-przykryty-plandeka

Są dwa miejsca w Warszawie, które w rocznicę śmierci Fryderyka Chopina ludzie wierzący chcą odwiedzić przede wszystkim. To bazylika św. Krzyża, gdzie spoczywa serce kompozytora i Stare Powązki, gdzie spoczywają jego rodzice oraz siostra, Ludwika Jędrzejewiczowa, która dokonała brawurowej akcji przewiezienia serca brata z Paryża do Warszawy.

Jeśli ktoś myślał, że rozkopane okolice Filharmonii Narodowej, zasłonięty Pomnik Chopina, remont Łazienek Królewskich i zastawione przez plan filmowy wejście do bazyliki to  szczyt nieprzygotowania do Konkursu Chopinowskiego, jest w błędzie. Okazuje się, że jeszcze wczoraj grób rodziców Chopina był zasłonięty plandeką. Wszystko przez to, że trwają tam prace renowacyjne, których odpowiedzialne za to instytucje nie uruchomiły na czas. Po medialnej awanturze, dziś plandekę podniesiono. Niesmak jednak pozostaje.

„Prace mogliśmy rozpocząć dopiero dwa tygodnie temu. Wcześniej nie było formalnych zgód i decyzji – mówi portalowi wPolityce.pl wykonawca zajmujący się konserwacją pomnika. Płachtą przykryty jest także odnawiany właśnie grób Józefa Elsnera – kompozytora, pianisty i wybitnego pedagoga, nauczyciela Fryderyka. Z kolei grobowiec rodzinny siostry Chopina – Ludwiki, został niemal doszczętnie okradziony.

Wczorajsze doniesienia wywołały ogromne oburzenie. Na Facebooku pojawiło się zdjęcie grobu rodziców najwybitniejszego polskiego kompozytora – Tekli Justyny z Krzyżanowskich i Mikołaja Chopinów. Z uwagi na to, że dziś 176. rocznica śmierci wirtuoza, a do Warszawy na Konkurs Chopinowski przyjechali ludzie z całego świata, należało przygotować to miejsce w sposób odświętny. Tymczasem grób był zakryty plandeką. Ujawnił to wczoraj na Facebooku profil ABC Warszawy.

Narodowy Instytut Fryderyka Chopina potwierdził, że  trwają prace renowacyjne na ich zlecenie, ale odpowiada za nie Komitet Powązkowski. W rozmowie z portalem o2 rzecznik NIFC obiecał, że odsłonięcie nastąpi 21 października. Wersję tę potwierdza Michał Laszczkowski z zarządu Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa. Tyle, że rocznica śmierci Chopina jest dzisiaj!

Portal wPolityce.pl sprawdził, jak dziś wygląda grób rodziców Fryderyka Chopina. Na miejscu rozmawiamy z przedstawicielem Pracowni Konserwatorskiej Bogusława Korneckiego, od lat zajmującej się renowacją powązkowskich zabytków, który przyznaje, że prace są na ukończeniu. Pozostała jedynie impregnacja powierzchni kamiennych, które należało wcześniej kilkakrotnie wyczyścić i za każdym razem osuszyć. To czynności, których nie sposób przyspieszyć, zwłaszcza w takich warunkach atmosferycznych. Okazuje się, że rozpoczęcie działań przez długi czas blokowały kwestie formalne i administracyjne. „Prace mogliśmy rozpocząć dopiero dwa tygodnie temu. Pogoda im nie sprzyjała. Trzeba było przykrywać grób, aby chronić go przed deszczem i wilgocią” – wyjaśnia konserwator. Co ciekawe, ze strony zleceniodawcy nie było żadnego konkretnego terminu, w którym prace miałyby zostać zakończone. Dopiero po wczorajszym odkryciu internautów, gdy wybuchła kolejna afera, zaczęto czynić gorączkowe ruchy. Plandekę już podniesiono.

autor: Marzena Nykiel

   

Ograbiony grobowiec siostry

Ja wygląda grób najstarszej siostry Fryderyka Chopina – Ludwiki, spoczywającej w rodzinnym grobowcu Jędrzejewiczów? Przygnębiająco! Ludwika była kompozytorką, pisarką i pierwszą nauczycielką muzyki brata. Dokonała brawurowej akcji przewiezienia jego serca do Polski, ukrywając pod suknią słój z alkoholem, w którym zostało zabezpieczone.

Rodzinny grobowiec Ludwiki Jędrzejewiczowej jest wprawdzie w planie renowacyjnym, ale dziś wygląda strasznie. Ograbiony z ozdób i liter sprawia wrażenie, że nikt nie zajmuje się nim od lat.

[więcej strasznych zdjęć- w oryginale. md]

Grobowiec rodzinny siostry Chopina Ludwiki Jędrzejewiczowej / autor: Marzena Nykiel
Grobowiec rodzinny siostry Chopina Ludwiki Jędrzejewiczowej / autor: Marzena Nykiel

     Pomnik Józefa Elsnera pod plandeką

Niestety nie można jeszcze zobaczyć grobu Józefa Elsnera – kompozytora, pianisty i wybitnego pedagoga, nauczyciela Fryderyka Chopina. Z informacji, które otrzymaliśmy od konserwatora, renowacja jest już na etapie zaawansowanym, ale wciąż przykryty jest plandeką.

Wszystko to razem tworzy obraz przytłaczający. Wygląda to tak, jakby żadna z instytucji nie uznała Konkursu Chopinowskiego za wydarzenie priorytetowe.

 Przed Filharmonią Narodową – rozkopane ulice, zerwany asfalt, bałagan i ordynarny brud. Przesłuchaniom konkursowym towarzyszył impuls młota pneumatycznego, dobiegający z remontowanej obok kamienicy. Dyrekcja Łazienek Królewskich zarządziła właśnie teraz remont oczka wodnego z rozmachem owijając Pomnik Chopina „prześcieradłem”. Wejście do bazyliki św. Krzyża zostało zablokowane przez filmowców realizujących „Lalkę”, więc do kościoła trzeba było wchodzić przez zakrystię, od innej ulicy, nawet na niedzielną Mszę Świętą. Na koniec nie przygotowano na czas renowacji grobów osób Chopinowi najbliższych. 

Czy takie natężenie organizacyjnej dysfunkcji może być dziełem przypadku?

Maltretowanie dzieci zostawia blizny – także te genetyczne

Maltretowanie dzieci zostawia blizny – także te genetyczne

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/743451-maltretowanie-dzieci-zostawia-blizny-takze-te-genetyczne


Nadużycia w dzieciństwie powodują wyraźne zmiany w działaniu genów. Dotyczy to m.in. różnych części mózgu, w tym – odpowiedzialnych za regulację emocji, pamięć czy zachowania społeczne.

Zaniedbywanie i znęcanie się nad dziećmi to jeden z najpoważniejszych problemów zdrowia publicznego na świecie – przypominają autorzy nowej publikacji, która ukazała się w piśmie „Molecular Psychiatry”.

Jednak, jak odkryli, problem sięga znacznie dalej niż jego psychologiczne skutki: wpływa również na mózg i procesy biologiczne poprzez zmiany genetyczne, które dotąd pozostawały słabo poznane.

Naukowcy donoszą bowiem, że maltretowanie pozostawia dające się zmierzyć „genetyczne blizny”. Przeprowadzili oni szczegółową analizę epigenomu – zestawu chemicznych „przełączników” na DNA, które regulują aktywność genów – w trzech różnych grupach, aby zidentyfikować biologiczne markery związane z traumą wynikającą z przemocy doświadczanej w dzieciństwie.

Uczestnikami byli m.in. małe dzieci i nastolatki, wobec których zastosowano środki ochronne, a także zmarli, objęci sądowymi sekcjami zwłok. Wśród nastolatków dodatkowo wykonano badania MRI mózgu.

Zidentyfikowaliśmy cztery miejsca metylacji DNA, które były konsekwentnie powiązane z przypadkami przemocy wobec dzieci, mianowicie ATE1, SERPINB9P1, CHST11 i FOXP1

— wymienia główny autor badania, prof. Shota Nishitani z japońskiego Uniwersytetu Fukui.

Wspomniana przez badacza metylacja to jeden z głównych mechanizmów regulacji aktywności genów.

Spośród czterech zidentyfikowanych miejsc szczególnie istotne okazało się FOXP1, które działa jak „główny przełącznik” genów zaangażowanych w rozwój mózgu. Naukowcy odkryli, że nadmierna metylacja genu FOXP1 była powiązana ze zmianami objętości istoty szarej w korze oczodołowo-czołowej, zakręcie obręczy i zakręcie wrzecionowatym – obszarach mózgu odpowiedzialnych za regulację emocji, przywoływanie wspomnień i funkcje społeczne.

Wyniki te wskazują na biologiczne powiązanie między wczesną traumą, rozwojem mózgu i późniejszymi skutkami dla zdrowia psychicznego – relacjonują badacze.

Trauma z dzieciństwa to nie tylko bolesne doświadczenie psychiczne, ale także zjawisko pozostawiające trwałe biologiczne ślady na poziomie molekularnym i w strukturze mózgu

— wyjaśnia prof. Tomoda.

Identyfikując te epigenetyczne markery, mamy nadzieję opracować nowe narzędzia, które pozwolą jak najwcześniej rozpoznawać dzieci zagrożone i udzielać im wsparcia.

Krok w stronę lepszych strategii zapobiegania przemocy?

Aby móc wykorzystać swoje odkrycie w analizach predykcyjnych, naukowcy opracowali wskaźnik ryzyka metylacji (MRS), oparty na czterech zidentyfikowanych miejscach zmian na DNA. Wskaźnik ten pozwalał skutecznie rozróżniać osoby z historią przemocy od tych, które jej nie doświadczyły, co sugeruje jego potencjał jako obiektywnego narzędzia przesiewowego do identyfikacji traum z dzieciństwa.

Naukowcy zwracają uwagę, że znaczenie tego odkrycia obejmuje wiele dziedzin, w tym opiekę zdrowotną, medycynę sądową i politykę zdrowia publicznego. W medycynie wspomniane biomarkery mogą pomóc w usprawnieniu wczesnej diagnostyki oraz w opracowaniu spersonalizowanych metod leczenia uwzględniających doświadczenie traumy. W medycynie sądowej mogą wspierać postępowania wyjaśniające i działania na rzecz ochrony dzieci. Ponadto – uważają eksperci – narzędzia przesiewowe mogą pomóc w rozwoju opieki profilaktycznej, ograniczając długofalowe społeczne skutki przemocy wobec dzieci.

Dzieciństwo powinno być czasem bezpieczeństwa i rozwoju

— podkreśla prof. Tomoda, cytowany na stronie Uniwersytetu Fukui.

Zrozumienie, w jaki sposób trauma z dzieciństwa wpływa na nas biologicznie, może doprowadzić do opracowania lepszych strategii zapobiegania, leczenia i wsparcia, pomagając przerwać cykl przemocy.

aja/PAP

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/743451-maltretowanie-dzieci-zostawia-blizny-takze-te-genetyczne

Skąd wiemy, że św. Łukasz pisał prawdę

https://www.fronda.pl/a/Nie-potrzebuje-innych-dowodow-Ks-prof-Mariusz-Rosik-dla-Frondy-o-tym-skad-wiemy-ze-sw-Lukasz-pisal-prawde,248242.html

„Nie potrzebuję innych dowodów”. Ks. prof. Mariusz Rosik dla Frondy o tym, skąd wiemy, że św. Łukasz pisał prawdę


„Nie potrzebuję innych dowodów. Opisy dokonywanych przez Jezusa cudów mają charakter historyczny, choć są oczywiście zinterpretowane teologicznie. Bo o to chodzi w Ewangeliach: nie tylko przytaczać fakty, ale także poprzez ich interpretację przybliżać do Boga” – mówi portalowi Fronda.pl ks. prof. Mariusz Rosik, wskazując na autentyczność cudów opisanych przez św. Łukasza.

Z okazji dzisiejszego święta św. Łukasza Ewangelisty przypominamy rozmowę z ks. prof. Mariuszek Rosikiem, który opowiedział nam o dziele tego pochodzącego najpewniej z Antiochii Syryjskiej poganina, który uwierzył w Chrystusa.

Fronda.pl: W wielu publikacjach wprowadzających do lektury Pisma Świętego zachęca się osoby, które chcą rozpocząć regularne czytanie Biblii, aby zaczęły od Ewangelii wg św. Łukasza i następnie sięgnęły po Dzieje Apostolskie. Dlaczego właśnie dzieło Łukasza jest tak często zalecane na początek budowania relacji ze Słowem Bożym?

Ks. prof. Mariusz Rosik: Biblia jest księgą, która powstawała przez około czternaście stuleci. Najstarszy fragment Starego Testamentu pochodzi z XIII wieku przed Chr. To pieśń Debory z Księgi Sędziów. Najmłodsze partie Nowego Testamentu sięgają prawdopodobnie początku II stulecia po Chr. Co więcej, księgi te powstawały w bardzo oddalonej od mentalności zachodniej cywilizacji – cywilizacji semickiej. Nasz europejski sposób myślenia został ukształtowany w oparciu o filozoficzną myśl starożytnej Grecji i prawniczą myśl Rzymu. Biblia zasadniczo powstała na bazie myślenia semickiego. Krótko mówiąc, Biblia powstawała w bardzo odległych, a przez to często niezrozumiałych dla dzisiejszych czytelników kontekstach czasowych, a także w całkowicie odmiennej od zachodnio-europejskiej cywilizacji.

Tymczasem wczesnochrześcijańska tradycja jednoznacznie przypisuje autorstwo Ewangelii Łukaszowi, pochodzącemu prawdopodobnie z Antiochii Syryjskiej poganinowi, który uwierzył w Chrystusa i przyłączył się do tamtejszej gminy. Bardzo nieliczni autorzy twierdzą dziś, że Łukasz był Żydem z diaspory. Należy do nich np. prof. Christfried Böttrich z Uniwersytetu w Greisfaldzie, który wydał swój komentarz do Ewangelii Łukasza pod koniec ubiegłego roku, jednak niewielu badaczy podziela jego pogląd.

A jeśli jest prawdą – a wiele na to wskazuje – że Łukasz rzeczywiście nie był Żydem, daje mu to pozycję zupełnie wyjątkową wśród wszystkich natchnionych autorów Biblii zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu: jest to jedyny z autorów Pisma Świętego, który nie należał do narodu wybranego i który wychowany był w oparciu o wzorce grecko-helleńskie. Inaczej mówiąc, mentalnościowo Łukasz jest nam najbliższy w sposobie myślenia spośród wszystkich autorów natchnionych Biblii. Najłatwiej go nam zrozumieć w naszym kręgu cywilizacyjnym.

Na początku swojego dzieła Łukasz zapewnia, że dokładnie zbadał opisywane fakty, aby jego czytelnik „mógł przekonać się o całkowitej pewności nauk”. Rzadko już dziś słyszymy głoszone niegdyś przez komunistów hasło, wedle którego Jezus to postać mityczna, która nigdy nie istniała. Nie rzadko jednak spotykamy się z myślicielami, którzy twierdzą, że należy oddzielić Jezusa historycznego od Jezusa, którego przedstawiono w Nowym Testamencie. Kiedy czyta Ksiądz Profesor Ewangelię wg św. Łukasz, co przekonuje Księdza do prawdomówności autora i autentyczności jego relacji?

Szczerze mówią mowa o „Jezusie historii” i „Chrystusie wiary” w biblistyce też już należy do odległej historii. W Polsce rozprawił się z tą tezą prof. Józef Kudasiewicz w książce pod takim właśnie tytułem: „Jezus historii a Chrystus wiary”. Stało się to w 1987 roku.

Mam to szczęście, że pochodzę z Wrocławia. Na początku ubiegłego stulecia niemiecki uczony Rudolf Bultmann, który wykładał przez pewien czas we Wrocławiu (tu przypuszczalnie powstało jego główne dzieło „Die Geschichte der synoptischen Tradition”, wydane w 1921 w Getyndze), wysunął postulat, zwany socjologicznym. Postulat ten głosi, iż pierwotna wspólnota chrześcijańska była twórcza, czyli sama wytwarzała tradycje o Jezusie z Nazaretu. Środowiskiem powstania nauk Jezusa czy opowiadań o Jego cudach nie były – zdaniem Bultmanna – wydarzenia historyczne, lecz pomysłowość wspólnoty. Innymi słowy, nieco upraszczając, to uczniowie wymyślili nauczanie i działalność cudotwórczą Jezusa. Zaczęli głosić te wymyślone tradycje i w ten sposób gromadzili wokół siebie nowych wyznawców.

Nie kto inny, jak uczniowie Bultmanna sprzeciwili się jego tezom. Postanowili wykazać, że jest możliwość dotarcia do autentycznych słów i czynów Jezusa. Z biegiem lat tworzyli badawcze kryteria, dzięki którym argumentowali autentyczność zapisu Ewangelii. Do dziś powstało ich ponad sto.

Przykłady? Choćby kryterium zakłopotania, które głosi, że autentyczne są te słowa Jezusa i wydarzenia z Jego życia, które mogłyby budzić zakłopotanie pierwszych wierzących. Przykładem takiego wydarzenia jest chrzest Jezusa. Skoro Jan udzielał chrztu nawrócenia, dziwnym wydaje się fakt, że Jezus, który był bezgrzeszny, przyjął chrzest z Jego rąk. Może dlatego Marek opisuje to wydarzenie bardzo krótko, natomiast Mateusz zauważa, że to Jan czuł się niegodny, Łukasz nie wspomina o tym, kto ochrzcił Jezusa, natomiast Jan w ogóle pomija opis samego chrztu. Jeśli ewangeliści chcieliby za wszelką cenę uwiarygodnić swój przekaz, nikt z nich nie zapisałby relacji o chrzcie Jezusa.

Albo kwestia pustego grobu i zmartwychwstania. Wiemy, że w Izraelu I wieku żaden sąd nie przyjmował świadectwa kobiet. Jeśli ewangeliści za wszelką cenę chcieliby uwiarygodnić fakt pustego grobu i zmartwychwstania, napisaliby, że odkryło go przynajmniej dwóch mężczyzn (np. Piotr i Jan). Tymczasem wszyscy jednogłośnie twierdzą, że były to kobiety. Dlaczego? Bo oddają fakty, choćby mogły umniejszyć wiarygodność przekazu.

Ostatnim przykładem niech będzie kwestia rozwodów, wpisująca się w tzw. kryterium nieciągłości, według którego autentyczne są te słowa Jezusa, które różnią się zasadniczo od idei głoszonych przez ówczesny judaizm. Kryterium nieciągłości stanowi o oryginalności nauki Jezusa. Jawne przeciwstawienie się ogólnemu i powszechnemu nauczaniu judaizmu nadaje tym wypowiedziom Jezusa charakter oryginalności. Praktyka rozwodów bazowała na przepisie prawnym: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie (Pwt 24,1). Rabinistyczne szkoły różnie interpretowały ten wiersz, zastanawiając się nad interpretacją słów „coś odrażającego”. Szkoła Hillela zezwalała na rozwód w przypadku cudzołóstwa żony, a nawet z dużo bardziej błahych powodów (np. ogólne zaniedbanie obowiązków przez żonę, niewłaściwe zachowanie, złe przygotowanie posiłków). Szamaj nauczał, że wystarczającym powodem rozwodu jest ogólnie rozumiana niemoralność żony. Najbardziej liberalne poglądy w kwestii rozwodu prezentowała szkoła rabbiego Akiby, według którego powodem rozwodu może być każda przyczyna, którą mąż uzna za wystarczającą.  Ponieważ za pierwszy i główny cel małżeństwa uważano posiadanie dzieci, a przede wszystkim synów, dlatego wielu spośród rabinów głosiło wręcz powinność napisania listu rozwodowego żonie, w przypadku braku potomstwa po dziesięciu latach pożycia. Jezus zrywa całkowicie z dotychczasową tradycją, radykalnie zakazując rozwodów. Nowość Jego nauczania o małżeństwie w stosunku do tradycji judaizmu polega na dwu aspektach: kategorycznym zakazie rozwodów oraz podkreśleniu monogamicznego charakteru związku małżeńskiego. Gdyby Jezus rzeczywiście tak nie nauczał, nikt nie zapisałby tych Jego twierdzeń w obawie, że umniejszą wiarygodność chrześcijańskiego przekazu.

Są też badacze Nowego Testamentu, którzy opisane w Ewangeliach cuda dokonywane przez Jezusa traktują jedynie jako pewne symbole i metafory twierdząc, że nie należy traktować ich jako wydarzeń, które rzeczywiście miały miejsce.

W jaki sposób Ksiądz Profesor odbiera opisywane przez Łukasza uzdrowienia, wypędzenia złych duchów, wskrzeszenia czy rozmnożenie chleba?

Tym razem odpowiedź rozpocznę od osobistego świadectwa. Przez kilka lat byłem osobą towarzyszącą egzorcyście. Widziałam wiele uwolnień od duchów, po których – według słów Jezusa – możemy stąpać niczym po wężach i skorpionach. Te najbardziej na świecie pyszne istoty, na imię Jezusa karleją i trzęsą się jak osika… Pan Bóg sprawił, że te doświadczenia doprowadziły do tego, iż dziś należę do Zespołu Ekspertów przy Delegacie ds. Egzorcyzmów przy Konferencji Episkopatu Polski.

Inny przykład? Pamiętam, że ponad dwadzieścia lat temu poproszono mnie do szpitala, bym modlił się nad osobą przykutą do wózka inwalidzkiego z powodu dyskopatii. Operacja miała się rozpocząć następnego dnia o jedenastej. Następnego dnia o jedenastej dano jej wypis ze szpitala. Operacji nie było do dziś.

A może to? Cztery lata temu prowadziłem pielgrzymkę do Libanu. Poprosiliśmy o olej św. Szarbela i nowotwór (jest dokumentacja lekarska) zniknął po tygodniu. Piękno Pana Boga…

Hmmm… Ostatnia historia, choć mógłbym przytaczać wiele. 25 grudnia 2013 roku, w dzień Bożego Narodzenia, właśnie w kościele św. Jacka w Legnicy konsekrowana Hostia upadła na chodnik podczas rozdzielania Komunii świętej. Zgodnie z wymogami liturgicznymi kapłan włożył Hostię do vasculum (naczynie z wodą) i umieścił w tabernakulum. Niecałe dwa tygodnie później, 4 stycznia 2014 roku, proboszcz zamierzał sprawdzić, czy Hostia już się rozpuściła. Okazało się, że nie. Co więcej, na około jednej piątej powierzchni dostrzeżono czerwone przebarwienia.

Księdza Andrzeja Ziombrę, proboszcza, znam od 1988 roku. Pięć lat spędziliśmy razem w seminarium. Już 5 stycznia 2014 roku biskup legnicki Stefan Cichy powołał komisję celem zbadania sprawy zwanej dziś „wydarzeniem eucharystycznym”. Próbkę pobrano 26 stycznia i przekazano do Instytutu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Ten bardzo szybko wykluczył obecność bakterii lub grzybów, które mogłyby spowodować przebarwienie hostii na kolor czerwony. Druga analiza histopatologiczna wykazała, że materiał jest tkanką mięśnia sercowego człowieka.

To szokujące odkrycie skłoniło diecezję do dalszych analiz. Przekazano próbkę (dawnej) Hostii do Szczecina, nie ujawniając jej pochodzenia. Po jej zbadaniu Zakład Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego wydał komunikat: „w obrazie histopatologicznym stwierdzono fragmenty tkankowe zawierające pofragmentowane części mięśnia poprzecznie prążkowanego. (…) Obraz jest najbardziej podobny do mięśnia sercowego ze zmianami, które często towarzyszą agonii”. Z czasem pojawiły się podejrzenia o zabójstwo. Jak to możliwe, że ktoś jest w posiadaniu tkanki mięśnia sercowego w stanie agonalnym? Czyżby komuś wyrwano kawałek serca? Rzeczniczka prokuratury musiała wyjaśnić, że nie zamierza wszcząć postępowania w sprawie rzekomego znalezienia śladów ludzkich szczątków w Hostii. Uzasadniła to w prosty sposób: „Do tej pory nie wpłynęło do nas żadne zawiadomienie o przestępstwie, które mogłoby mieć związek z tą sprawą”.

Nie potrzebuję innych dowodów. Opisy dokonywanych przez Jezusa cudów mają charakter historyczny, choć są oczywiście zinterpretowane teologicznie. Bo o to chodzi w Ewangeliach: nie tylko przytaczać fakty, ale także poprzez ich interpretację przybliżać do Boga.

Ma Ksiądz w Ewangelii wg św. Łukasza jakiś swój ulubiony fragment? Jakaś perykopa czy zdanie szczególnie Księdza porusza, jest dla Księdza szczególnie cenna?

To z pewnością jedna z ostatnich opisanych przez Łukasza scen Ewangelii. Chodzi o perykopę opowiadającą o uczniach wędrujących do Emaus. Dwaj z nich opuszczają miasto wydarzeń zbawczych, zmierzając do nieznanej miejscowości, której nazwa nie pojawiła się dotąd na kartach dzieła Łukaszowego. Gdy dołącza do nich Jezus, wciąż jeszcze oddalają się od Miasta Świętego, pozostawiając poza sobą miejsca dramatycznych wydarzeń, które stały się powodem ich zasmucenia. Ich wyobraźnia nie sięga poza krzyż i grób. Nie ma miejsca na nadzieję; lepiej pożegnać się i powrócić do domów. Gdy schodzą z Jerozolimy do Emaus, zastaje ich wieczór. Decydują zatrzymać się na nocleg, gdyż „dzień się już nachylił”.

Okazuje się jednak, że w chwilę później zachodzące słońce na nowo zabłysło w sercach wędrowców, którzy zrozumieli znaczenie dawnych pism natchnionych. Sprawiła to rozmowa z Jezusem. Konsekwencja tego odkrycia ujawnia się natychmiast: uczniowie rozpoznają w tajemniczym wędrowcu Zmartwychwstałego i wracają do Jerozolimy, by odnaleźć grupę uczniów. Wspólnota, która miała zostać rozwiązana, scala się na nowo.

Łukasz musiał znać doskonale dzieła antycznej literatury greckiej. Zwłaszcza Homera. To on po raz pierwszy posłużył się motywem tzw. wędrówki cyklicznej. Polega on zasadniczo na takiej topograficznej (lub geograficznej) kompozycji dzieła bądź utworu, że jego akcja kończy się w miejscu, w którym się rozpoczynała, jednak bohaterowie posiadają w zakończeniu odmienną świadomość niż początkowa. Owa zmiana świadomości następuje zazwyczaj poza miejscem rozpoczęcia i zakończenia fabuły. Motyw taki zarysowuje się u Łukasza już w samej strukturze dzieła, a poza tym pojawia się w kilku perykopach. Zasadza się na ogólnym założeniu, iż wędrowiec wraca do punktu wyjścia ubogacony doświadczeniem drogi.

Sięgnijmy po przykład „Odysei” Homera. Ukazana przez Homera wędrówka Odyseusza przedstawiona została według schematu: Itaka – Troja – Itaka. Bohater wyrusza z rodzinnej Itaki na wojnę trojańską, by po wielu przygodach powrócić do punktu wyjścia jako człowiek ubogacony doświadczeniami drogi. Właśnie doświadczenia drogi stanowią o zmianie świadomości bohatera. Podczas dziesięcioletniej wędrówki powrotnej narażony jest na liczne niebezpieczeństwa: doświadcza napadów, unika śmierci z rąk ludożercy, zmaga się z przeciwnymi wiatrami. W przebraniu powraca do domu, gdzie zostaje rozpoznany dzięki bliźnie, która pozostała po dawnej ranie i dzięki wspomnieniu dawnych wydarzeń, w których tylko on i jego najbliżsi uczestniczyli. W sumie Odyseusz pozostaje poza rodzimą Itaką dwadzieścia lat. Tak w skrócie zarysować można motyw wędrówki cyklicznej, który uformowany przez Homera pojawiał się później w wielu dziełach klasyków greckich i w literaturze hellenistycznej.

Schemat swej Ewangelii oparł Łukasz o ramy geograficzne. Dzieło rozpoczyna się od opisu sceny rozgrywającej się w świątyni jerozolimskiej (Zachariasz otrzymuje objawienie o narodzinach Jana Chrzciciela) i tam też się kończy (uczniowie trwają na modlitwie). Pomiędzy tą klamrą spinającą bieg narracji, ewangelista zawarł najistotniejsze wydarzenia z życia Jezusa, ujmując je w schemat wędrówki. Oś geograficzna trzeciej Ewangelii zasadza się więc na schemacie: Jerozolima – Galilea – Jerozolima. Tak też jest w przypadku opisu wędrówki do Emaus. Opiera się on na schemacie: Jerozolima – Emaus – Jerozolima. W centralnym punkcie tego opisu pojawia się fraza: „On żyje!” (Łk 24,23).

Bibliści stawiają sobie pytanie, czy posiłek, przy którym uczniowie rozpoznali Jezusa przy łamaniu chleba, był Eucharystią. Moje badania wskazują na raczej negatywną odpowiedź. Posiłek Jezusa z uczniami wędrującymi do Emaus nie był Eucharystią, ewangelista jednak podjął wysiłek, aby opis tego posiłku nawiązywał do ustanowionego podczas ostatniej wieczerzy sakramentu, ukazując jego istotną wartość w życiu wierzących. Do Eucharystii odsyła przede wszystkim sformułowanie „łamanie chleba” oraz struktura spotkania Jezusa z Kleofasem i jego towarzyszem: najpierw wyjaśnianie Pisma, następnie wspólna uczta.

No właśnie. I jeszcze wątek Kleofasa. Był jednym z dwóch uczniów wędrujących do Emaus i tylko jego Łukasz wymienia z imienia. Co o nim wiemy? Niewiele. Jednak ewangeliści wspominają, iż żona Kleofasa o imieniu Maria była pod krzyżem Jezusa. Czy chodzi o tego samego mężczyznę? Z dużym prawdopodobieństwem – tak. Co więcej, ewangeliści wspominają synów Marii i Kleofasa, Jakuba i Józefa. Oznacza to, że cała rodzina mogła nie tylko być spokrewniona z Jezusem, ale także śledzić całą Jego działalność, do śmierci i zmartwychwstania włącznie. Spróbujmy wyobrazić sobie scenę, kiedy to Maria i Kleofas wraz ze swymi synami zasiadają np. do wieczerzy szabatowej tydzień po zmartwychwstaniu Jezusa. Jak mogła wyglądać ich rozmowa? Puśćmy wodzę wyobraźni… Dla mnie to fascynujące.

Z pewnością nie brakuje w dziele Łukasza wielu trudnych fragmentów, których lektura wymaga od nas więcej wysiłku i zaangażowania. Żeby dotknąć choć jednego z nich, sięgnijmy do opowieści o tym, jak do Jezusa przyszli Jego krewni. Podobnie jak inni ewangeliści, Łukasz mówi o „braciach Jezusa”. To sformułowanie bywa bardzo problematyczne dla katolików, którzy słyszą je w dyskusjach z osobami niepodzielającymi ich wiary. Skąd wzięli się ci „bracia”?

Bracia Jezusa, o których mowa w krótkiej perykopie (Łk 8,19-21), nie byli dziećmi Maryi. W języku hebrajskim i aramejskim nie istniało słowo oznaczające kuzyna lub dalekiego krewnego. Osoby o takim stopniu pokrewieństwa nazywano po prostu braćmi lub siostrami.

Biblijne przykłady można mnożyć, ale podajmy tylko jeden, nader oczywisty. Wystarczy przytoczyć jedno zdanie Ewangelii: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19,25). Jeśli przyjąć – co jest bardzo prawdopodobne i to naprawdę ważki argument – że ewangelista Jan mówi o trzech kobietach o imieniu Maria, które stały pod krzyżem Jezusa, okazuje się, że dwie z nich musiały być kuzynkami bądź bliskimi krewnymi. Pierwsza to Maryja, Matka Jezusa. Druga to Maria, siostra Maryi, Matki Jezusa i jednocześnie żona Kleofasa. Trzecia wreszcie to Maria Magdalena. Matka Jezusa i żona Kleofasa noszą to samo imię (Maria) i są nazwane siostrami. Byłoby bardzo dziwne, aby w jednej rodzinie rodzice nazwali dwie swoje córki tym samym imieniem. Najprawdopodobniej chodzi więc o kuzynki lub osoby blisko spokrewnione, nie będące kuzynkami.

Po drugie, byłoby zupełnie niezrozumiałe, że Jezus powierza opiekę nad Matką Janowi, podczas gdy żyją Jego bracia. To tak, jakby zgadzał się na to, że będą oni lekceważyć Prawo (winni zaopiekować się matką) i czwarte przykazanie Dekalogu. Również rodzeni bracia Jezusa nie mogliby się na to zgodzić, jeśli chcieliby zachować Prawo, a przecież Jakubowi nadano przydomek „Sprawiedliwy” ze względu na gorliwość w zachowaniu Prawa.

Po trzecie, zestawmy kilka tekstów: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim” (Mk 6,2-3); „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome” (Mk 15,30). Pogrzebowi Jezusa przyglądała się „Maria, matka Józefa” (Mk 15,47), która w poranek zmartwychwstania nazwana jest „Marią, matką Jakuba” (Mk 16,1); „Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza. […] Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu (Mt 27,55-61). I wreszcie cytowany przed chwilą fragment: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19,25).

Co wynika z tego zestawienia? Jakub i Józef są synami wspomnianych wyżej w naszej rozmowie Marii i Kleofasa. Była ona bliską krewną Maryi (stąd nazwana została Jej „siostrą”). A skoro matka braci Jezusa stała pod krzyżem, oznacza to, że owi bracia nie mogli być – jak chce Kościół prawosławny, twierdząc, że Józef poślubiając Maryję był wdowcem – dziećmi Józefa z pierwszego małżeństwa.

W opisie Łukasza bardzo porusza zmiana nastawienia mieszkańców Jerozolimy do Jezusa. Kiedy nauczał w świątyni, cieszył się tak dużym poważaniem wśród Żydów, że arcykapłani i uczeni w Piśmie, bojąc się ludu, nie odważyli się wystąpić przeciwko Niemu. Ostatecznie jednak faryzeuszom udało się zasiać w mieszkańcach Jerozolimy tak dużo nienawiści do nauczyciela z Nazaretu, że w Wielki Piątek tłum domagał się uwolnienia Barabasza i ukrzyżowania Jezusa.

Dziś zdajemy się nie mniej podatni na manipulacje tych, którzy posługują się naszymi emocjami, aby kierować naszym postępowaniem. Jak chronić się przed takimi manipulacjami i uodpornić na nienawiść, którą próbuje się w nas budować?

Sądzę, że wiele zależy od mądrości każdego z nas. Trzeba nam uczyć się wyważonego osądu rzeczywistości i dystansu do niej. Emocje, zwłaszcza napędzane nastawionymi ideologicznie mediami, nie służą niczemu dobremu. Trzeba nam racjonalnie oceniać, co możemy i powinniśmy zmienić, a na co nie mamy wielkiego wpływu. Osobiście często kończę dzień modlitwą o pogodę ducha: „Boże, daj mi pogodę ducha, abym przyjął to, czego zmienić nie mogę. Daj mi odwagę, bym zmienił to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym umiał odróżnić jedno od drugiego”.

Na koniec chciałbym zapytać o jeszcze jedną scenę. Łukasz relacjonuje wizytę Jezusa w Nazarecie, gdzie w synagodze odniósł On do siebie proroctwo Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana”.

W trwającym roku jubileuszowym częściej sięgamy po to proroctwo. Jak je odczytać?

W opowiadaniu o wystąpieniu Jezusa w synagodze w Nazarecie Łukasz kreśli program Jego zbawczej działalności. Cytaty zaczerpnięte z Księgi Izajasza służą przedstawieniu Jezusa jako oczekiwanego przez Żydów Mesjasza, który zapowiada swą misję.

Patrząc na tę scenę z punktu widzenia historycznego należy uznać, że zgodnie z porządkiem liturgicznym obowiązującym w synagogach początku I wieku, po odczytaniu tekstu świętego należało go zinterpretować (to tzw. targum, rozumiany jako przekład, do którego niekiedy dodawano kilka zdań interpretacji). Ewangelista rejestruje jedynie konkluzję mowy Jezusa.

Jezus argumentuje za tym, że uzdrowienia i uwolnienia przez Niego dokonywane, choć są przede wszystkim reminiscencją roku jubileuszowego („rok łaski od Pana”), zapowiadają rzeczywistość zupełnie nową, która wyraża się w Bożym królowaniu. Rok jubileuszowy stanowił zapowiedź i typ wyzwolenia mesjańskiego. Wyzwolenia od grzechu i śmierci wiecznej. Pozostaje jedynie zachęcić, abyśmy w rozpoczętym roku jubileuszowym, jak najobficiej korzystali w wylewających się na nas źródeł Bożego miłosierdzia.

Ks. prof. dr hab. Mariusz Rosik jest kapłanem diecezji wrocławskiej. Studiował we Wrocławiu, w Rzymie i w Jerozolimie. Specjalizuje się w teologii Nowego Testamentu oraz relacjach judaizmu i chrześcijaństwa w czasach narodzin Kościoła. Napisał ponad sześćdziesiąt książek i kilkaset artykułów, a jego prace ukazały się w czternastu językach. Jest kierownikiem Katedry Teologii Nowego Testamentu na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu.

Saturday Sarcasm: The No Kings Day Edition

Saturday Sarcasm: The No Kings Day Edition

“You better cower with fear!”

ROBERT W MALONE MD, MS OCT 18

A Grok inspired image



Socialists, Marxists, Progressives, reproductive rights activists, teachers’ union members, Antifa,, and assorted anti-American activists march today, chanting “NO KINGS.”

Because for the first time in our history, we have a president who refuses to be cowed by the deep state, lobbyists, and corporatists. Who will not let the far-left bully him into submission. Who is actually bringing our government back in line with what is written in the Constitution.

Who is actually doing what he was elected to do, that is, LEAD THE PEOPLE!

Under King Biden, of course, things were different <insert sarcasm>. 

Does anyone else remember the democrats’ last primary? Oh snap – they didn’t allow a primary to happen! 

Then who remembers the following tyranny, that was all done –

FOR YOUR OWN GOOD!”

  • Mask mandates for years after any threat was gone – No Kings!
  • Social distancing – 6’ feet apart to make you safe for how many years? – No Kings!
  • Censorship and propaganda via government agencies, such as CISA – No Kings!
  • Censorship and propaganda funded by the US government – No Kings!
  • Lockdowns – No Kings!
  • No early treatments for a respiratory disease allowed – No Kings!
  • School closures for years on end – No Kings!
  • Mandatory vaccinations – No Kings!
  • No religious exemptions – No Kings!
  • No medical exemptions – No Kings!
  • Stay inside – No Kings!
  • They shut small businesses down, but big box stores like Walmart, as well as bars, strip joints, and casinos stayed open – No Kings!
  • No church services – No Kings!
  • Hotline to tattle on your neighbors – No Kings!
  • No large family gatherings – No Kings!
  • Compliance was compulsory – No Kings!

Well, all of this didn’t feel like “for my own good” to me!


But that was then, and this was now.

And the very people who supported Biden’s authoritarian regime are the very same ones protesting. Teachers’ unions, Federal workers unions, the ACLU, atheists, progressives, pro-abortion activists, socialists, climate change activists, etc. The list goes on and on.

The No Kings Day organizers even have their own website, with various tools to promote social unrest, and numerous progressive organizations are funding these protests. 

Here are images of some of their “partners” – a more complete list is linked here.

The list of funders is a “who’s who” of progressive, social justice, equity, diversity, and inclusion NGOs. 

One of the main funders of the No Kings Protests is a group called Indivisible. According to InfluenceWatch, Indivisible has received significant funding (over US $7.6 million) from the Open Society Foundations since 2017.

George Soros founded a network of Open Society Foundations in 1979.

The Open Society Foundations (OSF) reports more than US $22 billion in assets.

Planned Parenthood is also a large sponsor of the No Kings protests, and Open Society Foundations has given them tens of millions of dollars in the last decade, although an exact dollar amount is not known.

These are just two examples of the vast complex of millions of dollars that George and Alex Soros have poured into making these protests happen.


As an example, Jim Walsh tracked down the money trail of the No Kings protests in Washington State:


But who is attending these marches?

Well, it appears that it is mostly white-haired people… or at least, we know that is who attended them in the last go around.

Along with a few blue-haired people:


Of course, how much is Antifa involved? 

According to Grok – the above video appears to be real footage from today’s “No Kings” protest in New York City. 

Elity kontra elyty – polski mit

18.10. Elity kontra elyty – polski mit


Jerzy Karwelis 18 listopada, wpis nr 1377


Kiedy tak jeżdżę z tą swoją objazdówką prezentującą moją książkę o elitach, to spotykam się z dwojakiego rodzaju pytaniami. Pierwsze to: czy mogę wymienić klikę rządzącą Polską po nazwiskach, druga to dlaczego rządzącą klikę uważam za elitę właściwą.

Dwa pytania o elity
Pierwsze pytanie zbywam raczej dowodami, że od tego jest Deep State, by nie kłuł twarzami i nazwiskami w oczy. Jednak ten pęd do nazwisk jest przemożny, choć nie wiadomo czemu miałby służyć. Są dwa wyjścia – ma to być albo dowód po nazwiskach, że klika istnieje, albo to wyraz płonnej nadziei, że to do nich przyjdzie kiedyś sprawiedliwość z ulicy. Jest to też ciekawość systemowa, choć zapomniana – wystarczyło tylko docisnąć takiego choćby Rywina, by wyłuszczył co to za „grupa trzymająca władzę” przysłała go do Michnika. Był to dowód na istnienie kliki wprost, jednak dziwnie zapomniany. Rywin, tak jak wielu innych przed nim i po nim – Żemek z afery FOZZ czy Gasiński z afery z talibami w Klewkach tylko dlatego żyją (Rywin zmarł śmiercią, chyba, naturalną) , że jakoś sobie nie bardzo mogą przypomnieć kto ich posyłał w korupcyjny bój. Co taka wiedza dałaby ludowi – nie wiadomo. W końcu jakby doszło co do czego to klika sama się zgłosi, wysyłając kogoś z całych zastępów Rywinów czekających u kompradorski drzwi.Drugi pytanie, to dlaczego przezywam klikę elitą? Tu pojawiają się pogardliwe stwierdzenia o „elytach”, co świadczy o niezrozumieniu sytuacji. Problem w tym, że my tu podstawiamy nasze XIX-wieczne wyobrażenia, kiedy będąc pod zaborami wykształciliśmy elity pozorne, zwane u nas warstwą inteligencji.
W trójpodziale elitarności – elita władzy, pieniądza i prestiżu – pod zaborami nie mieliśmy za dużo manewru. Ponieważ zaborcy rzadko dopuszczali do władzy, częściej dawało się zrobić kariery biznesowe, a więc w takim klinczu niedostępności jako naród zainwestowaliśmy całą swoją elitarność w prestiż, który rozlał się na szeroką klasę zwaną u nas inteligencją, typowy twór słowiańskich deficytów. Należy dodać, że i nieliczne przechodzenie zdolnych Polaków do władzy zaborców było naznaczone mianem ostracyzmu i zdrady choć czasami dało się Polakom dla Polaków coś załatwić. Był taki jeden, co mówił, że dla Polaków da się załatwić wiele, ale z Polakami nic. Takie dłubki we władzach zaborców coś tam robiły organicznikowsko dla narodu, ale ten żył romantycznymi złudzeniami, przenosił się właśnie z elitami w pozę wyższości prestiżu.Trochę lepiej było za zaborów z elitą pieniądza. Polacy budowali swoje fortuny, choć i tu nie cieszyli się społeczna estymą. Coś tam bąkano o kolaboracji Wokulskich, tak jakby dorabianie się Polaków było jakąś skazą.
Zresztą sznyt ten bezpośrednio przeszedł i na PRL i został się z nami do dziś. Zaspokajamy się bardziej gestem, drwiną wobec nowo-bogacenia się, które do dziś kojarzy się z paktowaniem z systemem. Nad tym wszystkim staje elita prestiżu, która unosi się nad tymi przyziemnymi i podejrzanymi elitami władzy i pieniądza. Pozy te są unurzane w pogardzie biednej, ale godnej. Nic bardziej fałszywego – widziano do dziś wielu członków elity prestiżu, którym wystarczyło tylko potrząsnąć przed nosem workiem z monetami lub ułudą sprawczości w elitach władzy, by skoczyli w te pogardzane bajoro na główkę. W bajoro, nad którym się do niedawna pastwili w dyskursie społecznym.
Deficyt elit
Pytanie czy elity prestiżu wystarczą, to znaczy czy da się społecznie żyć w takiej ułomności. Wychodzi, że nie bardzo – bez dostępu do środków i sprawczości władzy elita prestiżu staje się szybko zakładnikiem władzy i pieniądza. Te dwa czynniki bowiem mają bezpośrednie przełożenie na wyznawców prestiżu. Rektor uczelni, artysta, pisarz czy filozof leży na brzuchu przed elitą władzy i pieniądza, jego pycha znika w przedpokojach władzy, bo to tam dzieli się kasę i decyzje. I ci co dzielą nie muszą być, a właściwie w systemach zdegenerowanych z zaczopowanym krążeniem elit, być nie mogą depozytariuszami jakichś wartości narodowych, czy choćby etycznych. W związku z tym prestiż bieduje albo brata się z władzami, które coraz częściej stanowią „elyty”, czyli moralne i intelektualne karły. Stąd pogarda przegranych, pusta złośliwość, że to gamonie ze słomą wystającą z kaloszy – ale jest to odruch pusty, gdyż daremny. Elity prestiżu nic tu nie robią, by to zmienić, raczej liczą na łaskawą kooptację do elit właściwych.
Jak na to patrzą doły? Ano jak na załamkę. Elita władzy i pieniądza zazdrośnie strzeże swej pozycji, rzadko do siebie dopuszcza, chyba, że po wielu deklaracjach i koncesjach.
Z drugiej strony lud widzi klienckość elit prestiżu i okazuje się, że doły są… same. Bez elity, do której mogą aspirować. Wszystkie elity trzymają doły w opresji wyzysku, zaś nadzieja pokładana od czasu do czasu w elitach prestiżu jest notorycznie zawodzona. W ten sposób mamy zdołowany lud, bez aspiracji do awansu, który zamyka się we własnych enklawach dawania sobie rady, bez możliwości uczestniczenia w sprawczości elit właściwych.Zresztą i tu elity władzy i pieniądza podsuwają za pomocą mediów swoje wzorce elity prestiżu – łże-proroków nowego, wzorce osobowe bez właściwości, róbta-co-chcetów i innych bohaterów jednego sezonu. Lud więc jest kołysany pozorną falą zmian, choć jest to ruch właśnie jak w kołysce – byleby szybko zasnął i nie budził się za często. Miałem kiedyś taką koleżankę, która raz pobujała łóżeczkiem i płaczące notorycznie dziecko zasnęło. Wszystkim się to spodobało bo i dziecko, i rodzice wreszcie mogli pospać. Ale okazało się, że by ten numer powtórzyć trzeba było za każdym razem bujać bardziej i po roku nasi rodzice skończyli wywijając łóżeczkiem jak łyżwiarz w tańcu na lodzie swoją partnerką. I tak jest z ludem – usypiany i z rzadka wybudzany wymaga coraz większych bujań i tak mamy.
Wybrańcy
W źródłosłowie pojęcia „elita” zawiera się element wybrania. Mają to być więc wybrańcy, ci z elity. Pytanie tylko kto ich wybiera – czy jest to lud, czy sami się wybierają mechanizmami kooptacji, czy są – nie daj Boże – przysłani tu przez kogoś. No bo jak to jest, że lud wybiera elity a potem nabija się ze swoich „wybrańców”, że to są jakieś „elyty”?
Dlaczego na powierzchni tego politycznego zamętu okresowego, jakim są wybory, zawsze wychodzi szlam jakichś kompletnych degeneratów i gamoni? Skoro lud chce dobrze, drwi z wyników tego co zostaje po wyborach, to oznacza, że winien jest system. To on sprawia, że na grzywach społecznych fal pływają jakieś męty. Co prawda nie można tu wszystkiego zrzucić na system, bo doły też dają się nabierać na rozemocjonowane wybory pozorów. Ale system jest tu przemożny, ten pilnuje nienaruszalności kliki, elity władzy i pieniądza – tu elity wybierają się same, bez ich dobroczynnego krążenia, co najwyżej w ramach kooptacji.
To znaczy, że warunkiem wejścia do elit jest akceptacja obecnego układu, nie jego zmiana.
A lud tylko uczestniczy w tym cyrku w ułudzie sprawczości, jaką ma zapewnić mu dogmat demokracji przedstawicielskiej, od czasu do czasu kompensując swoje traumy pozorami wyższości, jakie fundują mu elity prestiżu. 
 Ale skąd się wziął ten system, skoro jest dla ludu, lud go wybrał i wybiera, choć nic z tego nie rozumie? Ano kształtował się on od samego początku III RP, kiedy jego zręby, istniejące do tej pory, stanowiły fundament Najjaśniejszej. Choć okrągłostołowe decyzje wydawały się tymczasowe, choć zaraz rząd Kiszczaka obaliła szarża Kaczyńskich i Mazowieckiego, to okazało się, że nowe rzeczy nic nie zmieniły w tym fundamencie. Co prawda w Polsce trwał najdłużej wśród byłych demoludów proces przejścia od tymczasowości do regulacji konstytucyjnej, to fakt ten dowodzi tylko, że równoległy do oficjalnego, ale rzeczywisty układ pookrągłostołowy musiał się długo utrząść z form tymczasowych na systemowe, kiedy sieci interesów kliki zostały już utrwalone na dobre.

W Konstytucji trzeba było tylko zapisać ten stan nie-decyzyjności ciał politycznych, braku klarownej odpowiedzialności i funkcjonowaniu systemowej sterowalności sceny politycznej, która miała i ma zapobiec emanacji interesów ludu w formy zintegrowanej władzy państwa małego, ale w swych optymalnych prerogatywach skutecznego do bólu. I mamy państwo rozlazłego chaosu, mącenia wody, by w niej cwaniaczki podbierali tłuste karpie hodowane przez lud.
Polska taka się właśnie utrzęsła w te 35 lat. Układ gnije, „głowa psuje się od góry”, jak mawiał przyszły chyba szef Polski 2050.
Kolonia zewnątrz-sterowności się zapada – transfery zagraniczne są coraz większe, klika nie chce zejść z marży kompradorskiej, a więc dołom zostaje coraz mniej. By zatrzeć ten niemiły i w sumie niebezpieczny stan elita funduje igrzyska, eskaluje wzmożenie, ale zostają z tego już tylko ultrasi, w dodatku przy poziomie frustracji dochodzącym do zbiorowych zaburzeń. (Właśnie – istnieje psychologia tłumu, ale czy istnieje tegoż tłumu psychiatria?).
Elity alternatywne
Pytanie jest czy mamy miejsce na elitę alternatywną? Niestety w wydaniu obecnych partii były takie próby, z tym, że kończyły się na poziomie aspiracji do jednego rodzaju elity. PiS dokonywał takiej próby, ale właśnie tylko w obszarze prestiżu. Nie widziałem żadnego wspierania polskich przedsiębiorców, ich wzrostu, eksportu, promocji. To samo jeśli chodzi o kwestię władzy – partie, nawet te „nowe” zawsze stawały się rekombinacją spadów po tych co spadli z partyjnej karuzeli, kolejnych grup aspirujących do przyssania się do państwowego cyca z małym acz ważnym elementem reprezentacji liderów zewnątrz-sterowności.
Sama konstrukcja partii wodzowskich, wpisana atramentem sympatycznym do Konstytucji, powoduje, że struktury partyjne obawiają się świeżej krwi, nie ma tam awansu, raczej kooptacja, jak w klice. Regionalne baronie są na trwale obsadzone przez partyjnych bossów lokalnych i wara tam każdemu zdolnemu. Mamy więc piętrowe układy, postawione jedne na drugich, jak kanapki w food tracku.
Lud sam z siebie nie wykrzesa elit. Te muszą się objawić i coś zaproponować, ale jak to mają zrobić skoro i medialnie, i systemowo aspirujący do elit nie mogą się przebić? Czasem ci, co się przebiją są używani przez system do obrzydzania takich awansów. Zaraz się okazuje, że to jacyś durnie, jeszcze gorsi niż rządzący i lud daje sobie spokój. Ogranicza się w swych aspiracjach do dobra własnej rodziny, gardząc taką pokraczną propozycją „dobra wspólnego”, jaką funduje mu system.
I tak tu sobie żyjemy – w formalinie niemożności, od czasu do czasu ktoś tym słojem potrząsa, podrywają się jakieś złogi z dna, najczęściej jakieś menty. Po czym wszystko wraca na swoje miejsce, tylko tego miejsca jakby coraz mniej.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Jagiellonowie – 186 lat rządów

Jagiellonowie – 186 lat rządów

prof. Tomasz Panfil https://niezalezna.pl/kultura-i-historia/jagiellonowie-186-lat-rzadow/554462

Władysław Jagiełło, założyciel dynastii, miał 62 lata gdy doczekał się pierworodnego męskiego potomka i następcy, z małżeństwa z czwartą żoną, Sonką Holszańską. Zygmunt II August w wieku 52 lat owdowiał po raz trzeci i zamierzał żenić się po raz czwarty, by zapewnić ciągłość rodu. Lecz gruźlica – zwana wówczas suchotami – uniemożliwiła królowi pójście w ślady pradziada – na siódmym Jagiellonie wszystko się zakończyło.

Spójrzmy na te 186 lata, gdy Jagiellonowie, zasiadając na tronie polskim i kilku europejskich, odgrywali pierwszoplanową rolę w ówczesnej wielkiej polityce.

Wojny zmarnowanych szans

Wojowanie Jagiellonom nie wychodziło. Zdecydowanie najlepszym wodzem z dynastów był sam Jagiełło, choć jego wschodni sposób dowodzenia, budził zdziwienie i niesmak. Kierowanie przebiegiem starcia z oddalenia, z bezpiecznego miejsca – tak, jak postąpił Jagiełło w tytanicznej bitwie grunwaldzkiej – było dalece odmienne od rycerskich standardów zachodnioeuropejskich, wedle których król winien prowadzić swych rycerzy w bój w pierwszym szeregu. Była zresztą wielka wojna z Zakonem Krzyżackim wręcz modelowym przykładem konfliktów jagiellońskich. Spektakularne zwycięstwa w ważnych bitwach, które nie rozstrzygały wojen, a te kończyły się w najlepszym wypadku średnio korzystnym kompromisem. Grunwald złamał wprawdzie potęgę militarną Zakonu, ale nie naruszył jego stanu posiadania. Dopiero kolejna wojna trwająca długich 13 lat, tylko dzięki determinacji króla Kazimierza Jagiellończyka oraz pieniądzom miast pruskich, przyniosła Pomorzu Gdańskiemu wolność od ciężkich krzyżackich rządów i przywróciła je Królestwu Polskiemu. Lecz ponownie oszczędzony Zakon przetrwał i doczekał czasów reformacji. Wtedy, wykorzystując jagiellońską skłonność do niekończenia przedsięwzięć zaczętych, przekształcił się w państwo świeckie pod rządami Hohenzollernów, którzy – panując w Królewcu i w Berlinie – znów zaczęli łakomie patrzeć na Pomorze Gdańskie przedzielające ich dziedziny. Efekty znamy doskonale: najpierw powodowane chęcią zagarnięcia Gdańska dążenie Prus do rozbiorów słabnącej Rzeczypospolitej, potem żądania III Rzeszy co do pomorskiego „korytarza”, które doprowadziły do najazdu Niemiec na Polskę w 1939 roku. Do dziś rejon Królewca, któremu w swej zbytniej i zbędnej łaskawości dla spokrewnionych Hohenzollernów, Zygmunt I zwany Starym w 1525 roku odnowił byt polityczny jest (i zapewne będzie) przyczyną konfliktów i źródłem kłopotów.

Świetne zwycięstwo wojsk polsko-litewskich dowodzonych przez hetmana Konstantego kniazia  Ostrogskiego nad armią moskiewską odniesione w 1514 roku pod Orszą, ani konfliktu nie zakończyło, ani nawet nie doprowadziło do odzyskania utraconego parę miesięcy wcześniej Smoleńska. I nic nam nie przyszło z faktu, że wodzowie pokonanej armii moskiewskiej spędzili w polskiej niewoli następnych 37 lat.

Nie uzyskali też Jagiellonowie decydujących rozstrzygnięć na arcyważnym kierunku bałkańskim będącym przedłużeniem w kierunku Morza Czarnego złotodajnego szlaku handlowego Gdańsk-Lwów. Plany budowy Polski od morza do morza zostały rozbite wraz z armią króla Jana Olbrachta w lasach bukowińskich w roku 1497. Bezowocne pozostało wielkie zwycięstwo hetmana Tarnowskiego odniesione nad siłami hospodara mołdawskiego Petryły w bitwie pod Obertynem (1531 rok). Marzenia obecności Korony Polskiej nad Morzem Czarnym trwały jeszcze dwa stulecia, lecz „awantury mołdawskie” wysysały tylko krew z Rzeczpospolitej, nie dając wielu korzyści. Choć można zaliczyć do nich dwa wielkie zwycięstwa chocimskie (1621 i 1673 rok) będące trwałymi fundamentami sarmackiej mitologii narodowej, w której „z piersi naszych” wznieśliśmy niezwyciężone przedmurze chrześcijaństwa i Europy.

Zwyciężając zyskiwali Jagiellonowie niewiele, przegrywając tracili wszystko. Dwie klęski poniesione przez potomków Jagiełły zasiadających na tronach węgierskim i czeskim, doprowadziły do upadku ambicji dynastycznych rodu. Tak było w roku 1444, gdy klęska odniesiona z rąk Turków pod Warną zakończyła dziesięcioletnie panowanie Władysława III na Węgrzech. Ostateczny cios panowaniu Jagiellonów na Węgrzech i w Czechach zadał w roku 1525 sułtan Sulejman Wspaniały rozbijając pod Mohaczem armię Ludwika Jagiellończyka, który – podobnie jak jego stryj pod Warną – poniósł śmierć na polu bitwy.

Aż do gardeł naszych nie chcemy Niemca…

Głównym powodem, dla którego Jagiełło zwrócił się w stronę Królestwa Polskiego, było zagrożenie dla bytu państwa litewskiego ze strony Zakonu i Moskwy. Niemieckie „Drang nach Osten”, pozornie znalazło swój kres na polach Grunwaldu. Niestety, jak tyle przedsięwzięć jagiellońskich, zatrzymanie niemieckiego „parcia na wschód” było tymczasowe. Oto bowiem Moskwa, która zrzuciwszy jarzmo tatarskie rozpoczęła proces „zbierania ziem ruskich”, odkryła, że może szachować Jagiellonów przy pomocy Habsburgów. I vice versa: Habsburgowie próbujący powstrzymać ekspansję jagiellońską w Europie Środkowej, odkryli, że wielce użytecznym będzie dla nich sojusz z Moskwą. Jedynym sposobem, jaki znaleźli Jagiellonowie na rozerwanie tego straszliwie groźnego (wypadki następnych wieków pouczają nas o tym aż nadto boleśnie) przymierza było przebicie oferty moskiewskiej. W 1515 roku doszło do zjazdu wiedeńskiego, na którym Jagiellonowie zasiadający na tronach polskim, czeskim i węgierskim zgodzili się na podwójne małżeństwo Anny i małoletniego Ludwika Jagiellonów z Habsburgami. „Belli gerant alii, tu felix Austria, nube – Wojny niech prowadzą inni, ty szczęśliwa Austrio, żeń się” – ta pragmatyka polityczna dworu wiedeńskiego, który zawsze miał sporo arcyksiężniczek na wydaniu, przynosiła Habsburgom zdobycze terytorialne w całej Europie i poza nią. Zapomnieli o niej polscy dyplomaci i ministrowie? Raczej wzrok przyćmiły im olbrzymie pensje wypłacane przez dwór wiedeński. To za czasów Zygmunta I zaczął się fatalny dla przyszłości Polski proceder wyciągania rąk po obce złoto i kupczenia państwowym i narodowym interesem.

Efektami sojuszu jagiellońsko-habsburskiego, forsowanego przez Zygmunta I i sprzedajnych ministrów i zdecydowanie kontestowanego przez szlachtę, były dwa małżeństwa Zygmunta II Augusta z Habsburżankami, siostrami Elżbietą i Katarzyną. Uwikłany w sieci habsburskiej polityki matrymonialnej próbował ostatni Jagiellon małżeństwo z Katarzyną unieważnić, czemu skutecznie przeciwdziałali Habsburgowie. Zwrócił się wówczas Zygmunt II August w stronę narodu szlacheckiego.

Ustrój dla aniołów

Dopomogli wydatnie Jagiellonowie w stworzeniu jednego z największych dzieł Polski królewskiej – społeczeństwa obywatelskiego opartego na idei wolności. Dopomagali nawet wtedy, gdy ze szlachtą toczyli zacięte walki o zakres władzy, o jej podział między monarchę, senat i sejm. To ze ścierania się poglądów rodził się polski parlamentaryzm. Narodziny sejmu to czasy Kazimierza Jagiellończyka, zdobycie pozycji w systemie władzy najważniejszej zaś to schyłek panowania Zygmunta II Augusta. Zrozumiał wtedy schorowany i bezdzietny król, że tylko w sojuszu z wolnymi obywatelami Rzeczy Pospolitej – a więc wszystkim wspólnej, jak to wówczas rozumiano – uda mu się uratować to niezwykłe dzieło, jakim była trwająca od blisko dwustu lat unia dwóch narodów. Żaden z Jagiellonów, nawet w momentach najbardziej zaciętych sporów z poddanymi, nie uległ pokusie sięgnięcia po tyranię, żaden z obywateli ręki na króla, aspiracje poddanych-obywateli lekce sobie ważącego, nigdy nie podniósł.    

Żaden król polski nie stał na szafocie,

A więc nam Francuz powie: buntowniki.

Żaden mnich polski nie bluźnił wszech-cnocie,

Więc nam heretyk powie: heretyki.

Żaden pług polski cudzej nie pruł ziemi,

Więc poczytani będziem jak złodzieje.

Gorzko i dumnie w czas niewoli dzieje Polski podsumowywał Cyprian Kamil Norwid.

Hetman i kanclerz Jan Tarnowski, jeden z najwybitniejszych polskich mężów stanu przełomu wieków XVI i XVII, król Zygmunt August i szlachta konstruująca Unię Lubelską, stworzyli ustrój wspaniały, lecz niemożliwy na dłuższą metę do utrzymania. Jak pięknie stwierdził Władysław Konopczyński „Despotyzm nie wymaga innych cnót prócz posłuszeństw; polska wolność żądała rozumu stanu, ofiarności, cnót, czujności od setek tysięcy”. A to wszystko w nieustannej trosce o dobro publiczne, nie własne: „abyście Waszmościowie domawiali się potrzeb Rzeczypospolitej bez obrazy i bez uszczypku… napominanie czyniąc w zgodzie i miłości” – mówił Zygmunt August w swym ostatnim wystąpieniu przed sejmem.

Po owocach poznacie ich

Franciszek Karpiński w „Żalach Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta” pisanych w 1796 roku, a więc po wymazaniu Polski z grona państw żywych, surowo oceniał ostatniego z Jagiellonów:

Gorzkie wspomnienia, gdy szczęście przeminie!

Czemuż i pamięć o nich nie zaginie!

Nie zostawiłeś syna na stolicy

Przez jakieś na nas Boga rozgniewanie,

Któregoby wnuk dziś po swej granicy

Rozrzucał postrach i uszanowanie!

Po tobie poszła na handel korona,

Tron poniżony i rada stępiona!

Ojczyzno moja, na końcuś upadła,

Zamożna kiedyś i w sławę i w siłę!

Ta, co od morza aż do morza władła,
kawałka ziemi nie ma na mogiłę…

Lecz „duch dziejów Polski”, który pozwolił narodowi polskiemu przetrwać najgorsze, przez inne nacje niedoświadczane nieszczęścia, który dał nam niebywałą wolę wytrwania, przetrwania i z martwych powstawania, właśnie w czasach Jagiellonów nabrał formy i mocy.

Umowa UE z krajami Mercosur. „Efekt Trójkąta Bermudzkiego”.

Szokujące fakty na temat umowy UE z krajami Mercosur. Ekspert: „Efekt Trójkąta Bermudzkiego”

18.10.2025 https://www.tysol.pl/a148022-szokujace-fakty-na-temat-umowy-ue-z-krajami-mercosur-ekspert-efekt-trojkata-bermudzkiego

Dlaczego Polska jest przeciwna umowie z Mercosur? Jacek Zarzecki, wiceprzewodniczący zarządu Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny nie ma złudzeń co do skali i powagi zagrożeń wynikających z wprowadzenia zapisów tej umowy w życie. W jego ocenie będzie można mówić o „efekcie Trójkąta Bermudzkiego”.

Zdjęcie ilustracyjne Szokujące fakty na temat umowy UE z krajami Mercosur. Ekspert: „Efekt Trójkąta Bermudzkiego”

Zdjęcie ilustracyjne / Pixabay

Co musisz wiedzieć:

  • KE negocjowała umowę z Mercosur samodzielnie, bez udziału państw członkowskich UE
  • Straty polskiego rolnictwa w wyniku umowy z Mercosur liczy się w miliardach euro
  • Najbardziej zagrożone sektory to: drób, wołowina, cukier i miód

„Porozumienie handlowe między UE a państwami ma stworzyć największą na świecie strefę wolnego handlu obejmującą ponad 700 milionów konsumentów. Dla gospodarek przemysłowych Europy Zachodniej (motoryzacja, maszyny, chemia, farmacja) umowa oznacza nowe szanse eksportowe. Jednak dla Polski, gdzie rolnictwo jest jednym z filarów gospodarki i społeczności wiejskich, stanowi poważne zagrożenie” – napisał ekspert w mediach społecznościowych.

Jako jeden z głównych mechanizmów zagrożeń wskazał kontyngenty taryfowe: wołowina 99 000 ton (6 lat), drób 180 000 ton (6 lat), cukier 180 000 ton, etanol 650 000 ton, miód 45 000 ton; asymetrię regulacyjną (rolnicy w UE podlegają surowym wymogom środowiskowym i zdrowotnym, których nie stosuje się w krajach Mercosur. Australia jest w trakcie negocjacji i domaga się kontyngentu 40 000 ton, co dodatkowo zwiększy presję), import najcenniejszych części tuszy (rostbef, antrykot, polędwica) – kontyngent 99 tys. ton to aż 15% rynku premium oraz skalę gospodarstw. W Argentynie gospodarstwo eko ma 3000–5000 ha (niższe jednostokowe koszty produkcji), w UE średnio 37 ha. Zdaniem eksperta stanowi to zagrożenie dla planów zwiększenia udziału areału rolnictwa ekologicznego w UE do 25%.

Straty w najbardziej zagrożonych sektorach

Jacek Zarzecki wylicza straty, jakie przypuszczalnie poniosą najbardziej zagrożone sektory. I tak w sektorze drobiarskim pracę straci 15-30 tys. osób, natomiast straty szacuje się na 225–540 mln euro. Nie lepiej jest w sektorze produkcji wołowiny – tutaj pracę utraci 8-15 tys. osób, natomiast straty sięgną 200-330 mln euro. Z kolei branża cukrownicza nie ma szans wytrzymania konkurencji z tanim cukrem trzcinowym z Ameyki Południowej. Stracą również pszczelarze – 45 tys. ton duty-free miodu to poważne uderzenie w tę branżę rolnictwa.

W ocenie eksperta spadek dochodów rolników przełoży się na upadek gospodarstw, wyludnianie się wsi, wzrost bezrobocia i emigrację młodych ludzi. Najbardziej zagrożone są małe i średnie gospodarstwa rodzinne.

Rakotwórcze substancje

„Audyt KE w 2024 r. (oraz wcześniejsze) wykazał, że Brazylia nie gwarantuje wyeliminowania rakotwórczych hormonów wzrostu w hodowli bydła. Import takiej żywności podważa wiarygodność systemów bezpieczeństwa w UE”

Zwraca również uwagę na obciążenie europejskich gospodarstw Zielonym Ładem i podwójne standardy w traktowaniu europejskich i pozaeuropejskich rolników.

„Emisje GHG (1990–2023): Polska –25%, UE –27%. Mercosur: Urugwaj +15%, Paragwaj +75%, Boliwia +118%, Argentyna +11%, Brazylia +89%. UE importuje żywność o wyższym śladzie węglowym, podważając własną politykę klimatyczną”

Niekorzystna WPR

„Nowy budżetu WPR spada z 387 do 300 mld €. Komisja wskazuje na 6,3 mld € rezerwy kryzysowej, ale nie są to nowe środki. Fundusz obejmuje 7 lat, wszystkie 27 krajów i każdy możliwy kryzys rolniczy. Wprowadzenie mechanizmów ochronnych w postaci wstrzymania preferencji importowych gdy cena w UE spadnie o 10% rok do roku lub wzrostu importu o 10% nie zapewnia realnej ochrony, gdyż nie ma żadnego oddzielnego, dedykowanego środka ochronnego”

– wskazuje Zarzecki.

Należy przy tym zauważyć, że nowa WPR jest przede wszystkim nastawiona na finansowanie transformacji energetycznej w rolnictwie. Pozostałe problemy tej gałęzi gospodarki – również te wywołane przez samą Komisję Europejską – mogą nie doczekać się ani rozwiązania ani sfinansowania.

Niekorzystny bilans handlowy

„Polska ma skrajnie niekorzystny bilans handlowy z Mercosur w obszarze żywności (–1,66 mld € rocznie), a po podpisaniu umowy ta dysproporcja pogłębi się, a nasze produkty będą mniej konkurencyjne także na wspólnym rynku”

– zauważa Zarzecki dodając, iż import będzie 20 razy większy od eksportu.

Ekspert zaznacza, iż wskutek niekorzystnych dla państw członkowskich zapisów umowy UE-Mercosur w samej tylko Polsce zagrożonych jest od 33 tys. do prawie 65 tys. miejsc pracy, a straty rolnictwa mogą wynieść nawet ponad miliard euro rocznie. W jego ocenie można tu mówić o efekcie Trójkąta Bermudzkiego.

„Rolnictwo europejskie – a szczególnie polskie, oparte na rodzinnych gospodarstwach – wpada w pułapkę trzech potężnych sił: Presja importowa (Mercosur + Ukraina) – konkurencja taniej żywności spoza UE; Zielony Ład – kosztowne i restrykcyjne regulacje, dekarbonizacja wymuszana przez rynek (dyrektywa CSRD raportowanie ESG w zestawieniu z celami redukcyjnymi dużych sieci handlowych i instytucji finansowych); nieadekwatne wsparcie finansowe – drastyczne cięcia budżetu WPR, brak środków na realne interwencje wobec kryzysów i na transformację (dekarbonizację). Każdy z tych czynników osobno jest wyzwaniem. Razem tworzą ‘czarną dziurę’ europejskiego rolnictwa, w której będą znikać gospodarstwa rodzinne”

Umowa UE-Mercosur

Komisja Europejska przyjęła we wrześniu bieżącego roku umowę handlową z krajami Mercosur. Zaproponowała też tymczasowe porozumienie, które mają zaakceptować Parlament Europejski i państwa członkowskie UE. Zapisy umowy były negocjowane przez Komisję Europejską bez konsultacji z przedstawicielami państw.

Biskup Strickland: Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry

Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry

18 października 2025

Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie to współudział w grzechu.

Bishop Joseph E. Strickland
Bishop Emeritus

Drodzy bracia i siostry,

Dziś, z głębokim smutkiem o stan naszego ukochanego Kościoła, muszę przemówić. Papież Leon XIV mianował kardynała Blasé Cupicha z Chicago członkiem Rady Zarządzającej Watykanem. To nie jest drobny akt administracyjny; to deklaracja kierunku działania.

Kardynał Cupich publicznie sprzeciwiał się tradycyjnej Mszy Łacińskiej, tolerował, a nawet celebrował polityków, którzy popierają aborcję, i konsekwentnie podważał autorytet tych, którzy bronią świętości życia i pełni doktryny katolickiej. Wyniesienie takiego człowieka do grona organów zarządzających Watykanem to przesłanie do wiernych katolików na całym świecie: że wierność tradycji i prawu moralnemu jest teraz traktowana jako przeszkoda, a nie światło.

Obserwujemy, jak wiara naszych ojców jest niszczona pod pretekstem odnowy

Nie mogę milczeć. Kościół, który kocham, jest niszczony – nie przez jego wrogów z zewnątrz, ale przez tych w jego murach, którzy zamieniają Ewangelię Jezusa Chrystusa na aprobatę świata. Wierni zasługują na jasność, a nie na zamieszanie.

Mówię nie w buncie, lecz w posłuszeństwie prawdzie Chrystusa, który powiedział: „Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie” (Mt 5,37). Moja lojalność wobec urzędu papieskiego pozostaje niezmienna, ale lojalność nie oznacza milczenia w obliczu błędu.

Jednak same słowa żalu nie wystarczą. Jest za późno, a oszustwo zbyt głębokie. Obserwujemy, jak wiara naszych ojców jest niszczona pod pretekstem odnowy. Ci, którzy kiedyś bronili Oblubienicy Chrystusa, teraz zabiegają o poklask świata. Budują ołtarze dla tolerancji, podczas gdy Chrystus jest na nowo ukrzyżowany milczeniem i zdradą.

Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie to współudział w grzechu.

Powiedzmy sobie jasno: kiedy do władzy powołuje się ludzi, którzy odrzucają prawo moralne, szydzą ze Świętej Liturgii, gardzą wiernymi klęczącymi przed Eucharystycznym Panem – to nie jest odnowa, to bunt przeciwko samemu Chrystusowi. I żaden katolik, biskup ani świecki, nie może stać bezczynnie, gdy światło prawdy gaśnie.

Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie jest udziałem w grzechu. Wezwanie do jedności nie może oznaczać jedności w błędzie. Musi oznaczać jedność w przebitym Sercu Odkupiciela.

Do wiernych mówię: nie traćcie ducha. Nie opuszczajcie Kościoła, bo wciąż jest Oblubienicą Chrystusa, nawet gdy krwawi. Trwajcie niezłomni. Módlcie się i czyńcie zadośćuczynienie. Adorujcie Eucharystycznego Pana z większą miłością niż kiedykolwiek. Uczcie swoje dzieci wiary niezmienionej. Stańcie pod Krzyżem z Matką Bożą.

Chrystus nie prosi o naszą dyplomację – prosi o naszą wierność. Nie możemy już dłużej udawać, że te zdrady to zwykłe nieporozumienia.

Chrystus nie prosi o naszą dyplomację – prosi o naszą wierność. Nie możemy już dłużej udawać, że te zdrady to zwykłe nieporozumienia. Świat może nazwać to buntem; Niebo nazywa to prawdą. „Trzeba bowiem bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29).

Niech Najświętsze Serce Jezusa ponownie króluje w Swoim Kościele i niech każdy pasterz okaże się wierny, gdy objawi się Najwyższy Pasterz. Amen.

Bishop Joseph E. Strickland
Bishop Emeritus

_________________________________________________________________

Bishop Strickland on the Cupich promotion: “This is not renewal, it is revolt!”
Pope Leo XIV appoints Cardinal Cupich to Pontifical Commission for Vatican City State

Braun o tajemniczym spotkaniu Nawrockiego w USA. Z Lauderem ze Światowego Kongresu Żydów.

NASZ WYWIAD. Braun o tajemniczym spotkaniu Nawrockiego. „Kolejny policzek wymierzony w Polaków”

15.10.2025 Marek Skalski

Grzegorz Braun
NCZAS.INFO | Grzegorz Braun. / foto: PAP

Grzegorza Brauna zapytaliśmy o opinię w sprawie spotkania Prezydenta RP ze środowiskami żydowskimi w Nowym Jorku. Sprawa jest – jak zwykle – tajemnicza. Ponadto zwróciliśmy uwagę, że partia Brauna jako jedyna opcja polityczna nie otrzymała możliwości transmisji swoich materiałów na popularnym, internetowym Kanale ZERO, jak dotąd postrzeganym przez wielu Polaków jako medium niezależne, starające się być obiektywnym.

Marek Skalski: – Prezydent Karol Nawrocki, podczas swojej wizyty w USA, spotkał się z p. Ronaldem Lauderem ze Światowego Kongresu Żydów. Co mogło być tematem i przyczyną tych rozmów, jaki jest Twój komentarz w tej sprawie? Bo sprawa jest tajemnicza.

Grzegorz Braun: Sprawa się sama komentuje, bo jest to już praktyka wieloletnia, żeby nie powiedzieć wielopokoleniowa. W polityce postokrągłostołowej z Warszawy jeżdżą osoby pierwsze, drugie lub trzecie w państwie i spotykają się z Żydami, a nie chociażby z Polakami w Stanach Zjednoczonych. A jeśli spotykają się z Polakami, no to jest to oczywiście nieproporcjonalne, ponieważ rozmowy z liderami różnych organizacji żydowskich mają charakter zakulisowy. Nawet Kancelaria Prezydenta nie chwali się tym, a już na pewno nie zapowiada tych spotkań na swojej stronie. Natomiast spotkania z Polakami mają charakter publiczny, jawny. Ale to dlatego, że są to spotkania – z całym szacunkiem – do których politycznego znaczenia Warszawa nie przywiązuje wielkiej uwagi. Oczywiście znaczenie propagandowe jest istotne. Jakieś cepeliowskie kadry, jakieś stroje ludowe i też jakieś akcenty religijne. Ale to, jeśli trwa już kolejną dekadę, niestety jest kolejnym policzkiem wymierzonym w Polaków w kraju i za granicą. W Polsce, i w diasporze.

Bardzo dobre pytanie Pan postawił – „jaki był temat tej rozmowy?”. Czy z rozmowy z Ronaldem Lauderem będzie cokolwiek dla Polski?

Ja sądzę, że naprawdę już jest zbyt późno, żeby tutaj ulegać jakimkolwiek złudzeniom. Żydzi poprzez swoje państwo położone w Palestynie i również w diasporze – trzeba to jasno powiedzieć – prowadzą walkę z narodem polskim. Prowadzą walkę o nasze dobre imię! Prowadzą walkę o naszą majętność, nasze terytorium i – uwaga – rząd dusz, który sprawują za polskie pieniądze, egzekwując kolejne rytuały. Jeśli nie wprost religijne (patrz: świeczniki chanukowe w gmachach użyteczności publicznej), to quasi-religijne, obowiązkowe w kanonie poprawności politycznej. Znaki hołdu i służalczości (patrz: tekturowe żonkile w klapach marynarek), niebagatelne inwestycje – Muzeum Polin. Ale i tego im nie dosyć! Wrogo przejęte Muzeum Auschwitz-Birkenau realizujące żydowski program – hagadę holocaustu snującą międzynarodową radą oświęcimską. Nie dosyć i tego. W Warszawie za polskie pieniądze powstaje Muzeum Getta Warszawskiego.

Żeby ktoś nie myślał, że robi to tylko aktualna władza. Przypomnę, że poprzednia władza – pan minister Gliński przeznaczył 100 milionów na żydowski cmentarz w Warszawie. Który polski cmentarz, która polska nekropolia była otoczona taką troską rządzących w Warszawie?

Ostatnio też zainteresowały naszych dziennikarzy działania Kanału ZERO, popularnej telewizji internetowej. M. in. Tomasz Sommer umieścił w swoich mediach społecznościowych filmik, pt.: „Odwagi, Krzychu”! Chodzi o redaktora Krzysztofa Stanowskiego. Kanał ZERO, który według ustaleń, jakie miały miejsce kilka miesięcy temu, zaoferował, że każda z partii politycznych w Polsce otrzyma swoje „okienko” (czas dla siebie). I chciałbym wiedzieć, jak to wygląda z perspektywy Twojej i Konfederacji Korony Polskiej.

Każda partia ma okienko, tylko nie Konfederacja Korony Polskiej. Po prostu, Kanał ZERO doszlusował do kartelu przemilczenia i przekłamania. ZERO minut, ZERO sekund – takie memy widziałem na profilu Konfederacji Korony Polskiej. Ile razy można zrobić z gęby kalosz? Już wcześniej, przez lata, padały tam deklaracje o charakterze dezinformacji względem własnej publiczności, która najwyraźniej jakoś zauważała obowiązujący na mnie zapis. Redaktorzy wykręcali się sianem, do cenzorskiego zapisu dorabiali teorie.

To byłoby śmieszne – bo groteska rodzi efekt komiczny – gdyby nie było groźne. Nie ze względu na mnie osobiście, na Konfederację Korony Polskiej, ale ze względu na ćwiczenie wariantów gry, które prędzej czy później dotkną innych. I jeżeli jest przyzwolenie, jeżeli jednocześnie prowadzone jest polowanie z nagonką – kolejne wnioski na uchylenie mojego euro-immunitetu – to widać, że jest to szeroka akcja, która ma mi zorganizować czas. Tak, żebym w najbliższych sezonach maksymalną liczbę dni spędzał w sądach w Warszawie, czy w szerokiej Polsce.

Zapoznałem się z czterema takimi wnioskami. Jedna sprawa już jest procedowana, trzy następne w toku. Szanowni Państwo, to jest próba egzekucji, próba wykonania wyroku śmierci cywilnej na mnie. I powtarzam: nie idą po mnie, idą po Was! Jeżeli komuś się zdaje, że problem jest tylko w tym, że trzeba moderować własny przekaz i akomodować do warunków brzegowych; że można – tak to ujmijmy – zoptymalizować własne działanie na scenie politycznej, to znaczy że już nie tylko ma knebel, ale go nawet łyknął i uwewnętrznił.

Czy redakcja Kanału ZERO to jakoś umotywowała, wytłumaczyła? Czy nie było nawet takich prób?

Tam jest głuchy telefon. Nie ma odpowiedzi na korespondencję (którą nie ja prowadzę, tylko rzecznicy prasowi). Ludzie pozujący na niezależnych publicystów, redaktorów, liderów opinii, sami wystawiają sobie w ten sposób świadectwo. A jeszcze raz zapewniam, że to nie jest tak, że myśmy coś przegapili, wstawiliśmy lewą nogą czy się obraziliśmy, bo zapraszali nas, ale myśmy przespali – nic takiego nie zachodzi. My, Szanowni Państwo, zgodnie z ewangelicznym nakazem nastajemy w porę i nie w porę i w żadnym wypadku nie marnowalibyśmy okazji kontaktu z Państwem za pośrednictwem każdego medium. Ale właśnie jest, jak jest, dlatego cieszę się, że rozmawiamy w telewizji „Nczas”!, która jak to zdefiniował Norwid, „prawdom fałszywym się nie kłania”.

Ja to potwierdzam. Redakcja „Najwyższego Czasu!” nikogo nie będzie wykluczać. Mamy przedstawicieli różnych opcji. Oczywiście są takie opcje i tacy przedstawiciele, którzy w ogóle, nawet z obrzydzeniem, nie przyjęliby takiej propozycji. Ale jeśli chodzi o szeroko rozumianą prawicę, to jesteśmy bardzo otwarci.

=============================

Tu ludzie z NCz. podkłamują:

W energetyce mają swoich “guru”, dość wąsko myślących. Np. moich artykułów o magazynowaniu energii tak z EJ, jak i z odnawialnych – nie tylko nie publikują, ale nawet nie odpowiadają z jakich przyczyn. To nie tylko brak Kinderstube. Mirosław Dakowski

‘Houston, We Have Another Problem’. War and vaccine, two of the same. Bardzo specjalistyczne, medyczne.

Figure 1 shows devastating US infant, neonatal, post neo-natal mortality 1995-2023, fingering Malone Bourla Pfizer et al. mRNA vaccine, genome integration & transgenerational transfer mother to child 

in utero! To emerge in child in FUTURE? ‘The Ethical Skeptic’s damning thesis is worth the read! Title: ‘Houston, We Have Another Problem’ as showcases a troubling signal of excess infant and child 

DR. PAUL ALEXANDER OCT 18

mortality in those who ‘neither contracted Covid-19 nor received the vaccine themselves, but whose parents bore prior mRNA exposure. The evidence points to two neglected risks—teratogenic effects passed in utero and transgenerational epigenetic effects transmitted through germline biology—together forming a warning of historic consequence for generations yet unborn.’ See Figure 1. 

‘In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the female ovary–egg–zygote cycle, where exposures affecting germline cells may be encoded into embryonic development and transmitted to descendants.’

It is clear in Figure 1 based on the dramatic uptick in mortality (see right side of graph as the downward pattern and trend is reversed 2020 onwards) that there is some level of future transgenerational catastrophic impact on future generations…starting, baked into our infants. What have we done? 

I call on RFK Jr. et al. to read this very troubling piece of work by The Ethical Skeptic about the transfer of the mRNA vaccine and its effects to the baby re teratogenic effects passed in utero and transgenerational epigenetic effects transmitted through germline biology—together forming a warning of historic consequence for generations yet unborn.

We are talking about the devastating effects on future generations. 

War and vaccine, two of the same. 

Title: 

‘Houston, We Have Another Problem’; ‘The Ethical Skeptic’

Excellent thesis by The Ethical Skeptic, please support. 

Read from here: 

‘We again invoke the Apollo 13 crew’s now-immortal phrase, “Houston, we have a problem,” as the title-thematic of this article—offered as a direct continuation of our earlier blockbuster report, Houston, We Have a Problem. That first analysis marked the earliest significant identification of morbidity and mortality impacts associated with the Covid-19 mRNA vaccine. It stood as a “shot heard around the world,” revealing excess non-Covid natural-cause mortality across multiple ICD-coded categories documented within the National Vital Statistics System (NVSS). Much as thalidomide once forced medicine to reckon with teratogenic risk, these findings underscored the ethical necessity of considering systemic, population-wide harms that may only emerge through rigorous epidemiological tracking.

Alexander News Network (ANN): Trump’s War 2.0 for America is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Now, a parallel recognition confronts us—not within our own generation, whose members bore the primary exposure to the vaccine, but rather within the realm of our heritable biology. The detectable signal has shifted downstream, appearing in our youngest children: those who neither contracted Covid-19 nor ever received an mRNA injection, yet who manifest the biological consequences of their parents’ exposure (Chen, et al.; 2025: “In this study, mRNA-1273 intramuscularly given to pregnant mice rapidly circulated in maternal blood and crossed the placenta within 1 h to spread in the fetal circulation.”).1

This emergent pattern suggests not merely an immediate pharmacological effect, but the unsettling possibility of developmental and epigenetic inheritance—echoes of intervention carried into lives that never consented to it.

The mRNA vaccination program—rushed into deployment under an imperious, treatment-embargoing emergency use authorization (EUA)—carries with it two overlooked categories of risk, which this article addresses directly:

  1. Teratogenic potential (adjective phrase) — The possibility of inducing congenital morbidity or mortality in those exposed in utero. Refers to any agent or factor capable of causing malformations, developmental abnormalities, or functional deficits in an embryo or fetus during pregnancy. In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the placental barrier, where such exposures may be encoded into embryonic and fetal development.
  2. Transgenerational / Epigenetic potential (noun phrase) — The possibility of producing biological changes in health, development, or disease risk in generations never directly exposed to the original agent. Unlike genetic mutations, these effects arise through heritable epigenetic mechanisms—such as DNA methylation, histone modification, or non-coding RNA—that alter gene expression across generations. In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the female ovary–egg–zygote cycle, where exposures affecting germline cells may be encoded into embryonic development and transmitted to descendants.

What follows is an examination of the data signals emerging from national vital statistics and mortality datasets. Our approach draws on methods from both systems science and epidemiology, relying heavily on a technique central to our signal detection: Deviation from Trend analysis (DFT Charting). This method allows us to isolate meaningful departures from long-established baselines, revealing anomalies that conventional year-over-year comparisons often obscure.

Rather than relying on raw mortality counts—which naturally fluctuate with seasonality, demographics, and shifts in diagnostic practice—we focus on whether mortality curves themselves exhibit inflections. An inflection is a statistically significant and sustained change in a trajectory’s slope, rate, or variability, occurring in temporal association with a specific intervention or event. To strengthen this analysis, we will cross-reference findings with the CDC/NCHS’s own published data (Chart 1) and confirm them through raw mortality charting as well (Chart 5).

By concentrating on the points where long-established declines in infant and child mortality were broken, and by measuring how sharply the new trajectories deviate from their expected baselines, we can detect signals that would otherwise be lost in statistical noise.

The data used in this study are not projections or speculative estimates, but are drawn directly from the CDC WONDER / NCHS Multiple Cause of Death database, which records every U.S. death certificate. For this analysis, we isolate mortality in children ages 0–4, exclude deaths formally attributed to Covid-19 (ICD-10 U07.1), and compare the observed outcomes against 25-year-stable pre-2020 legacy benchmarks (see Chart 1).

This approach enables us to separate ordinary year-to-year fluctuations from extraordinary, persistent departures—shifts that align temporally with the introduction of mRNA vaccination among childbearing populations.

Teratogenic Potential

Chart 1: Infant, Neonatal, and Postneonatal Mortality (1995–2023)

This chart, from the National Vital Statistics Reports Volume 74, Number 7 June 10, 2025 Infant Mortality in the United States, tracks infant deaths per 1,000 live births across nearly three decades. Until 2021, mortality rates trended steadily downward, reflecting advances in maternal care, neonatal medicine, and socioeconomic improvements. However, the period commencing with and following 2021 shows a break in that 25-year consistency: instead of declining further, neonatal and postneonatal mortality abruptly change from a legacy trend, to an entirely novel one.

Chart 1 – National Vital Statistics Reports Volume 74, Number 7 June 10, 2025 Infant Mortality in the United States – the period following the Covid-19 mRNA vaccination shows a break in a 25-year consistency: instead of declining further, neonatal and postneonatal mortality abruptly change from a legacy tend, to an entirely novel one. (Note: the term definitions, mRNA vaccination demarcation line, and dotted trend lines are added by this article’s author)

The vertical marker identifies the introduction of mRNA vaccination among, not only expectant mothers, but future mothers as well, during the February to June 2021 timeframe. The disruption in trajectory aligns temporally with this intervention, suggesting possible teratogenic influences. While temporal association alone does not constitute definitive proof of mechanism, the mechanism has in fact already been observed,2 3 and this reversal of decades-long progress warrants critical examination.

For children aged 0-4 years, acute otitis media, acute upper respiratory tract infections, jaundice, and gastro-intestinal problems have increased the past two years.

~ Dr. Carla Peeters, Children’s Health: By the Numbers, Brownstone Journal; 19 Apr 20244

Transgenerational / Epigenetic Potential (Vaccinial Generation)

Chart 2 & 3: All Natural Causes of Death in Vaccinal Generation (Ages 0–4)

Here, mortality deviations from the expected baseline are charted for children born after maternal and maternal candidate vaccination. The persistence of this deviation well into a period when more than 90% of the U.S. population had ceased further mRNA vaccination suggests that the effect is not confined to exposures during pregnancy. Rather, it points to an impact carried forward from prior vaccination in women who later became pregnant—indicating that the risk extends beyond gestational exposure to include those merely planning to conceive in the future.

The data, sourced from CDC WONDER, exclude all deaths directly attributed to Covid-19. The brief spike visible in late 2019 and early 2020 reflects a dry-tinder effect—mortality rising among already-vulnerable populations—occurring during a period when the virus was either not yet formally detected or not yet recognized as having reached U.S. shores. This is followed by a subtle pull-forward effect (PFE) visible in the variance data over the subsequent eight months. Neither of these 2020 artifacts is incorporated into the baseline trend alignment of the chart, which, as the reader will note, remains anchored to the more stable 2018–2019 period.

Chart 2 – Excess All Natural Causes of Death in Ages 0 to 4 (born to vaccinated-at-any-time Mothers) – a total of 17,975 excess deaths have occurred in this cohort, representing a 77.3% deviation from the 25-year legacy trend in this class of mortality, in the final 7 week period (Weeks 14 – 20 of 2025). This represents 191 excess deaths per week in infants and young children as of Week 20, 2025. The employed Wonder UCoD query exclusion across all natural causes of death is shown in this image. The raw-data inflection is evident and further illustrated in Chart 5 below. The procedure for construction of a DFT/inflection chart can accessed here, while the data flows are defined here. It should be noted that the 2024 data does not actually decline as depicted. The apparent drop results from a transition period during which the NCHS had not yet registered all county and hospital reports. (We alerted NCHS to this error and, after discussion, they corrected some of the issues—though not this chart’s data.) Accordingly, the trough in late 2024 is misleading and does not truly dip this far. Unfortunately, we possess no mechanism to correct for this reporting shortfall and must therefore leave it as is. The apparent swift rise into 2025 reflects a resumption of full reporting.

Unlike the narrower infant categories shown in Chart 1, this chart (Chart 2) captures all births occurring after the mRNA vaccination rollout. Year 2020 data is not included in baseline because of the skewing effect of both the (early in year) ‘dry tinder’ spike, as well as the temporary fall off in births later in that year (8-month dip in the blue curve).

Of note regarding retrospective sensitivity: When the cohort is expanded by one additional year (age 5), the chart remains essentially unchanged, indicating that the effect is confined specifically to the generation whose mothers were previously exposed to the mRNA vaccine. In addition, the excess mortality curve (blue line in Chart 2) is artificially depressed by the decline in the U.S. birth rate. Because the CDC has delayed publishing this US birth-rate effect (just recently completing its 2023 data), the projected baseline has not been corrected downward—meaning actual excess infant/baby mortality is 6 to 8% higher than is depicted here.5

In addition, Dr. Clare Craig, a diagnostic pathologist and co-Chair of the Hart Group, has (along with others) both replicated and performed sensitivity breakouts of this work, finding that 70 to 80% of the excess mortality has occurred in infants aged 0 to 1 year (as is replicated by TES in Chart 4 below)—a period characterized by very few vaccinations during gestation.6

Methods and data considerations
This same effect also replicates inside UK data
This data is corroborated by UK fetal anomalies

The key signal: an inflection point in Week 14 of 2021, immediately following mass vaccination of childbearing-age adults. From this point onward, all-cause mortality among 0–4 year-olds climbs persistently, reaching a deviation event size of σ = 24, or 17,975 excess deaths (77.3% above baseline). The rise is not random noise—it is systemic, compounding across multiple morbidity categories. Of significant and ominous merit, when conducting a differential-summary query by time period from the Wonder data, these ICD group dynamics mirror those same dynamics as to the impact of the mRNA vaccine in adult primary recipients:

Excess Mortality Broad ICD Grouping (Parallel Vaccinated Adult Mortality Rises):

  1. Renal function related (+135%)
  2. Meningitis related (+112%)
  3. Virus and septicaemia susceptibility (+90%)
  4. Liver/digestive disorders (+82%)
  5. Respiratory related (+54%)
  6. Congenital malformations (+51%)
  7. Cardiopulmonary disorders (+38%)
  8. Nervous/epileptic related (+37%)
Chart 3 – Excess Mortality Broad ICD Grouping – ranked by raw mortality count differentials pre- and post-vaccination rollout. The 2023/24 figures presented here remain provisional for several reasons. The six-month “999” mortality has not yet been incorporated, and ICD R00–R99 (Other ill-defined and unspecified causes of mortality) has been included because roughly half of that category is still awaiting reassignment into specific 2023/24 ICD codes. In addition, this analysis relies on Underlying Cause of Death (UCoD) coding rather than Multiple Cause of Death (MCoD) to avoid duplicative record counts.

Taken together, these factors mean that the 2023/24 totals almost certainly understate the true magnitude of excess mortality during this period—yet even in this conservative form, the figures remain alarmingly elevated compared to the 2018/19 reference, particularly in a mortality cohort that had previously been in marked 25-year decline. The ranking itself, however, remains provisionally valid as a reflection of relative impact across cause-of-death categories.

Chart 4 – Persistent Bimodal Mortality Echo (Divergence) Deduction – Intergenerational Effect Derivation

Therefore, the most compelling explanation for this escalation and divergence (shown in Chart 4 below)—occurring long after vaccine uptake has fallen to nearly zero within this cohort—is an Intergenerational Covid-19 Vaccine Pre-Pregnancy Impact. This construct holds that vaccine exposure in the parental germline (oocytes, sperm, microbiome, or epigenetic programming) induces offspring susceptibility that emerges and persists across multiple age brackets. Such a mechanism would account for the blue curve (ages 0–4) rising more steeply than does the brown curve (<1 yr), as the effects are not limited to neonates but extend into early childhood. It also accords with the observation that mortality does not decline with lower immediate vaccine compliance, since the driver is already ‘baked in’ to the child’s physiology—even absent direct in-utero vaccine exposure or insult.

Chart 4 – Divergence between Ages <1 and 0-4 years – after a large decline in cohort vaccine uptake suggests strongly that the mortality effect is of an Intergenerational Covid-19 Vaccine Pre-Pregnancy Impact.

In other words, this excess mortality is neither attributable to residual sequelae of Covid-19 nor solely to direct teratogenic insult; rather, the data suggests it may derive as well from genetic inheritance conveyed through the maternal germ line.

These ICD groupings account for 7,600 deaths—41% of the excess mortality identified in Chart 2 above. The impact on the unborn is not narrow but pervasive, spanning multiple physiological domains. Such a pattern aligns more with heritable or gestationally imprinted vulnerabilities than with isolated anomalies, suggesting epigenetic disruption or even germline alteration. This is not merely a teratogenic effect on a single child, but a generational echo reverberating across thousands. While most pronounced within the first 12 months of life, the mortality effect persists—rising to account for 29% of total deaths in the cohort by 60 months of age.

This bimodal mortality echo effect (observable in the sub-cohort ‘divergence’ in Chart 4) reinforces the following set of deductive parameters upon which this inference is based (as of May 2025 data):

  1. First, Covid-related mortality is removed from the cohort by applying a UCoD ‘All Natural Causes of Mortality’ exclusion query, as shown in this linked image. This entailed testing is comprehensive and over-attributing in general, and is therefore renders this constraint very conservative.
  2. Symptomatic SARS-CoV-2 spread is now markedly lower and, according to Walgreen’s data as of April 2023, is concentrated in the vaccinated population by a factor of at least 2.6 to 1—a disparity that has only intensified since. The vast majority of children aged 0–4, more than 95.5%, fall outside that vaccinated group (Washington Post, 2025; CDC note #4 below).
  3. This yields a well-constrained parametric arrival function with α = 4 and β = 7, producing an asymmetric distribution of infection arrivals. The outcome is expressed in this Weibull Naïvete Age-of-First-Infection Chart. Accordingly, by May 2025 the average infant—not child—was infected with Covid along a Weibull(4,7) arrival, with exposure occurring largely after age 4 (driven by the school transmission vector). This corresponds to P(naïve by age 3.88) ≈ 91%. Importantly, this is distinct from ‘seroprevalence,’ which is confounded by maternal Covid antibody transfer, seasonal coronavirus cross-reactivity (OC43, HKU1, NL63, 229E), and maternal vaccination-derived antibodies.
  4. Fewer than 4.5%—and now only about 1% as of May 2025—of this cohort has been vaccinated over the past 2 years (CDC Figure 1D). Moreover, this metric has been declining rather than rising under the novel trend.
  5. Eighty-one percent of the parent pool has been previously vaccinated, the majority having received only the initial two doses in early 2021 (US Coronavirus vaccine tracker)—well before the majority of births within this cohort.
  6. Pregnant women largely stopped receiving the Covid vaccine in early 2024 (COVID-19 Vaccination Coverage, Pregnant Women, United States), yet the 0–12 month mortality signal persists, now rising steadily in magnitude compared with that observed three years earlier.
  7. Finally, current Covid carries far less morbidity than even the common cold—roughly one-quarter the mortality rate of influenza. It is no longer the same ‘Covid’ that circulated in 2022, which is now extinct. Consequently, ‘infection’ can be misleading when cited as a bare statistic.

Therefore, this inflection in the data cannot be attributed to primary Covid morbidity or direct vaccination. Rather, it arises from the prior vaccination of the mothers.

The fact that this data parallels with elevated mortalities in mRNA vaccinated adults is both confirmatory and particularly alarming.

Chart 5: What is an Inflection (DFT Chart)?

An inflection is a distinct (a discrete contribution that is abrupt, constrained, pronounced, and definitive), statistically significant, and sustained change in the underlying dynamics of a data series — such as its direction, rate, or variability — occuring in temporal association with a salient date, mechanism, or event. Legacy mortality trends had been in long decline; post-2021, the slope then suddenly reversed.

Deviation-from-Trend (DFT) analysis strips away seasonal fluctuations and background variation to reveal the underlying signal. This method is widely applied in fields characterized by strong seasonality—such as consumer goods forecasting, where it is used to detect sudden demand shifts hidden beneath predictable holiday or back-to-school cycles—and is equally valuable in mortality analysis. Here, it exposes the onset of the “vaccinal generation” mortality surge as a clear break from prior patterns. Without DFT, such anomalies can be obscured by averaging, linear regression, or annualization—techniques that smooth away signal and invite convenient dismissal as “random noise,” a tactic too often employed by agenda-driven defenders of the pharmaceutical narrative.

Chart 5 – Inflection in All Natural Causes of Death in Ages 0 to 4 (born to vaccinated-at-any-time Mothers) – bears a clear demarcation at Week 14 of 2021, as do hundreds of other deviation from trend (DFT) charts we have published. This is the raw data that is sourced for Chart 2 above. One must be brain-dead or lying, in order to miss this inflection – one which breaks a 25-year trend (Chart 1). Thus, the analysis does not rely solely upon 2018/19 as is claimed by dishonest parties.

Through a comparison of Chart 2 with Chart 5 (drawn from the same source data), one can see how Chart 5 (the raw data) could invite pseudo-inflections, false trends, and specious regressions. By contrast, the deviation-from-trend (DFT) presentation in Chart 2 strips away this noise. In doing so, the method not only separates signal from noise, but also coherence from disinforming distraction.

Conclusion

As we have observed in prior analyses of systemic injury, such morbidity and mortality events rarely remain confined to “rare occurrences”; over time, they manifest across the entire recipient population, though to varying degrees of severity. For example, asbestos exposure did not produce mesothelioma in every worker, yet no exposure was without consequence—some suffered respiratory decline, others chronic inflammation, and still others terminal disease.

The significance of this lies in its role as a canary-in-the-coal-mine signal. Systemic interventions do not solely harm those who die immediately; they (1) impart harm on all who are exposed, to varying degrees, and (2) impose lifelong burdens of morbidity and premature mortality—diminishing both quality of life and overall lifespan for nearly everyone affected.

It is only our tendency toward a ‘red shirt bias’—dismissing early casualties as expendable or anomalous—that allows us to sidestep the sting of such signals. We always presume it won’t happen to us, numbing ourselves with that illusion, while the suffering of our fellow citizens is written off as merely an acceptable cost of our denial.

Invulnerability Bias or ‘Red Shirt Fallacy’

When a person incorrectly assumes that injury can only happen to a constrained group of persons (those wearing Star Trek’s proverbial ‘red shirts’) and not to them.

In the same way, the evidence presented here raises two problems of historic consequence:

Teratogenicity — Mortality curves in infants, neonates, and children—none of whom were exposed to either Covid-19 or its mRNA vaccine—shifted upward after decades of steady decline, coinciding with the mass introduction of mRNA vaccination to both expectant and future mothers.

Intergenerational Effect — Children born after the rollout are experiencing sustained excess mortality across multiple physiological domains, a pattern consistent with systemic biological disruption. Alarmingly, these effects mirror the very disruptions documented in adults who were direct recipients of the Covid-19 mRNA vaccine.

It should be noted that TES was the first analyst to previously and successfully identify to US Congresspersons both Excess Non-Covid Natural Cause Mortality and Excess Cancer Mortality signals using this same analytical framework—findings now broadly acknowledged in mainstream datasets. This track record underscores that the method employed here is neither speculative nor dismissible, but a proven approach to signal detection.

These signals demand immediate, transparent, and unflinching investigation. To dismiss them is not only to deny the data but to gamble recklessly with the health of the living and the yet-to-be-born alike.

The Ethical Skeptic, “Houston, We Have Another Problem”; The Ethical Skeptic, WordPress, 19 Aug 2025; Web, https://theethicalskeptic.com/2025/08/19/houston-we-have-another-problem/

  1. Jeng-Chang Chen, Mei-Hua Hsu, Rei-Lin Kuo, Li-Ting Wang, Ming-Ling Kuo, Li-Yun Tseng, Hsueh-Ling Chang, Cheng-Hsun Chiu, mRNA-1273 is placenta-permeable and immunogenic in the fetus, Molecular Therapy Nucleic Acids, Volume 36, Issue 1, 2025, 102489, ISSN 2162-2531; https://doi.org/10.1016/j.omtn.2025.102489(https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2162253125000435)
  2. McCairn KM. Amyloidogenic fibrils in a post‑gestational blood climacteric. Substack. Published [publication date not specified]. Accessed August 23, 2025. Available from: 

https://kevinwmccairnphd282302.substack.com/p/amyloidogenic‑fibrils‑in‑a‑post‑gestational

  1. Chen JC, Hsu MH, Kuo RL, Wang LT, Kuo ML, Tseng LY, Chang HL, Chiu CH. mRNA‑1273 is placenta‑permeable and immunogenic in the fetus. Mol Ther Nucleic Acids. 2025;36(1):102489. doi:10.1016/j.omtn.2025.102489
  2. Carla Peeters, Children’s Health: By the Numbers, Brownstone Journal; 19 Apr 2024; https://brownstone.org/articles/childrens-health-by-the-numbers/
  3. National Vital Statistics Reports Reports, 18 Mar 2025; Vol 7 No 1; https://www.cdc.gov/nchs/data/vsrr/vsrr035.pdf
  4. CDC: Weekly COVID-19 Vaccination Dashboard, May 7 2025 = 14.4% vaccinated before pregnancy with latest 2024 booster. We estimate <5%-pts were vaccinated during gestation itself with that booster.’

___

You must not wait for another catastrophic crisis (at times manufactured but we are prevented from making our own basic personal decisions or accessing needed drugs and response tools) to catch you off-guard. We must take charge and be prepared today so that we can enjoy peace of mind tomorrow.

Enter the Wellness Company as a solution and a willing participant in the health care conversation. The Wellness Company, launched in 2022, offers health care, prescriptions, and supplements, all backed by research

The Wellness Company isn’t chasing profits — it’s trying to help people recover. While the government continues pushing vaccines, The Wellness Company is focusing on real solutions.

From telemedicine, prescriptions, memberships, and supplements, TWC is leading America with alternative choices to the traditional health care model.

Naród polski zmierza donikąd

Zjazd Tysiąclecia. Michalkiewicz WPROST: „Naród polski zmierza donikąd” [VIDEO]

18.10.2025 https://nczas.info/2025/10/18/zjazd-tysiaclecia-michalkiewicz-wprost-narod-polski-zmierza-donikad-video/

Stanisław Michalkiewicz
NCZAS.INFO | Stanisław Michalkiewicz. / foto: screen YouTube

W Skaryszewie niedaleko Radomia odbywa się Zjazd Tysiąclecia. W pierwszej części wydarzenia upamiętniającego tysięczną rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego, odbywa się dyskusja na temat tego, dokąd zmierza naród polski. Bierze w niej udział m.in. publicysta „Najwyższego Czas-u!” Stanisław Michalkiewicz.

Zjazd Tysiąclecia odbywa się w Villi Cyganeria w Skaryszewie niedaleko Radomia (ul. Piaseckiego 11). W harmonogramie imprezy przewidziane zostały m.in. Targi Wartościowej Książki, uroczysty bankiet z szampanem i poczęstunkiem oraz Wielką Debatę Historyczną z udziałem znanych osobistości ze świata nauki i kultury.

Czytaj więcej na temat wydarzenia: Powrót polskich elit! Grzegorz Braun zaprasza na Zjazd Tysiąclecia!

– Naród polski zmierza donikąd – ocenił Stanisław Michalkiewicz. – Zilustruję to takimi dwiema propozycjami, które ostatnio zostały przedstawione narodowi polskiemu przez jednego z jego przywódców, bo chyba tak należy traktować naczelnika państwa Jarosława Kaczyńskiego.

– Otóż Jarosław Kaczyński, który jeszcze do niedawna stręczył nam Unię Europejską, robił to ręka w rękę z Donaldem Tuskiem w 2003 roku podczas referendum akcesyjnego, następnie stręczył nam – też ręka w rękę z Donaldem Tuskiem – w roku 2008 (…) Traktat Lizboński – przypomniał.

Michalkiewicz wskazał, że Traktat odebrał Polsce dużą część suwerenności, ale to jak dużą, pozostaje niewiadomą. – Donald Tusk, który podpisał ten Traktat 13 grudnia 2007 roku w Lizbonie przyznał się, że podpisał go bez czytania. Książę-małżonek, który razem z nim ten Traktat podpisywał, pewnie też go nie czytał. Obawiam się, że większość posłów, którzy głosowali 1 kwietnia roku 2008 nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikacji tego Traktatu, też go nie czytała – dodał.

– Cóż proponuje naczelnik państwa w sytuacji, kiedy musi pięknie różnić się od Donalda Tuska, a właściwie nie bardzo ma czym? – zapytał publicysta. – Jarosław Kaczyński zaproponował, żeby porzucić opcję proniemiecką, czyli opcję prounijną, bo ona grozi germanizacją, tylko, żeby przyjąć opcję proamerykańską – wskazał Michalkiewicz.

Jak podkreślił, w tym układzie Tusk jest zwolennikiem utrzymania prounijnego kursu. Zdaniem publicysty, wynika z tego, że „istota sporu między tymi osobami pretendującymi do przywództwa politycznego nad narodem polskim sprowadza się do tego, komu właściwie najlepiej się nadstawić”.

– Jarosław Kaczyński chce się nadstawić Amerykanom, podczas kiedy Donald Tusk się nadstawia Niemcom, a obydwaj się zgodnie nadstawiają Ukraińcom – podsumował.

Zaznaczył, że z takiego podejścia „nie wynika i nie może wynikać żadna realizacja polskiego interesu państwowego, dlatego, że to ten, któremu się nadstawiamy będzie decydował o tym, co my będziemy robić, jakie zadania on nam tu przekaże do wykonania”.

Grzesiowski bredził [kłamał] na wizji. Płaczek otrzymał odpowiedź z sanepidu

Grzesiowski bredził na wizji?

Płaczek otrzymał odpowiedź z sanepidu

[VIDEO]

18.10.2025 https://nczas.info/2025/10/18/grzesiowski-bredzil-na-wizji-placzek-otrzymal-odpowiedz-z-sanepidu-video

Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski. Foto: PAP
NCZAS.INFO | Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski. Foto: PAP

Poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek poinformował, że zgodnie z odpowiedzią z Głównego Inspektoratu Sanitarnego nie ma danych, wedle których to Covid-19 miał powodować raka, a nie szczepionki. Jak podkreślił poseł, szef GIS znany z radykalnego covidiańskiego przekazu Paweł Grzesiowski miał twierdzić wcześniej, że „mamy dane, które mówią o tym, że to COVID powoduje nowotwory – nie szczepionki”.

W rządowej telewizji 22 września Grzesiowski dokonał istnego „odkrycia” medycznego. Jego zdaniem, Covid-19 miał wywoływać raka, a nie szpryce na koronkę. Taka deklaracja padła w odpowiedzi na pytanie od widza, który dodzwonił się w trakcie programu. Grzesiowski przekonywał, że może to udowodnić.

Widz zapytał, czy to prawda, że to właśnie preparat wywołuje nowotwory.

Nieprawda. Mamy dane, które mówią, że to Covid powoduje nowotwory, nie szczepionki. Tylko, że bardzo wiele osób zapomina o tym, że mimo szczepienia chorowały. Mamy na to dowody naukowe i to bardzo silne, że wirus – i to chciałem powiedzieć już dużo wcześniej – koronawirus to nie jest zwykły wirus dróg oddechowych. On uszkadza naszą odporność – mówił Grzesiowski.

=====================================

Bob Gedron – Logicznie @Bob_Gedron

Widz zapytał dr Grzesiowskiego dlaczego osoby zaszczepione na Covid chorują na nowotwory? Grzesiowski stanowczo zaprzeczył. Szczepionka to samo dobro. Chorujesz na raka bo miałeś Covid a szczepionki bierzesz, żeby nie chorować na covid. Czegoś nie rozumiesz?

45,9 tys. wyświetleń

========================================

Sprawę zaczął drążyć poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek. Jak wynika z jego ustaleń, Grzesiowski bredził.

„Wszystko wskazuje na to, że szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego, dr Paweł Grzesiowski, świadomie wprowadzał opinię publiczną w błąd, twierdząc, iż ‘mamy dane, które mówią o tym, że to COVID powoduje nowotwory – nie szczepionki’” – napisał na X poseł Grzegorz Płaczek.

„Korzystając z mojego ustawowego uprawnienia, w trybie interwencji poselskiej [sygn. 2025/IW532], zwróciłem się do Głównego Inspektoratu Sanitarnego (@GIS_gov) z prośbą o przekazanie wyników badań, o których publicznie informował jego szef. Chodziło o potwierdzenie, że Inspektorat faktycznie dysponuje wynikami takich badań – które przeczyłyby dotychczasowej wiedzy naukowej. Ale człowiek uczy się całe życie” – dodał poseł.

„Nadeszła odpowiedź, z której wynika, że Główny Inspektorat Sanitarny nie posiada wyników takich badań, a sam dr Paweł Grzesiowski potwierdził, iż ‘badania w tym zakresie trwają’ oraz że ‘mechanizmy nie są jeszcze w pełni wyjaśnione’. Innymi słowy – Główny Inspektor Sanitarny, zachęcając do szczepień, powoływał się na… nieistniejące badania” – wyjaśnił Grzegorz Płaczek.

Jak dodał, „ocenę pozostawiam Polakom”.

„PS. Panie premierze @donaldtusk, @MZ_GOV_PL – jakaś reakcja? Bo zdaje sie już czas” – podsumował.