Czy roboty śnią o rachunkach za prąd?

Czy roboty śnią o rachunkach za prąd?

Autor: AlterCabrio, 16 października 2025

Wychowujemy pokolenie, które nie będzie w stanie odróżnić prawdy od fałszu, nie dlatego, że jest głupie, ale dlatego, że fałsz będzie bardziej prawdziwy niż rzeczywistość. Twarze generowane przez sztuczną inteligencję już wywołują silniejsze reakcje emocjonalne niż twarze ludzkie, jak wykazały niektóre badania – są hiperrealistyczne, zoptymalizowane pod kątem interakcji, zaprojektowane tak, by manipulować naszymi szlakami neuronowymi.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Czy roboty śnią o rachunkach za prąd?

Wewnątrz maszyny halucynogennej wartej bilion dolarów, na którą nikogo nie stać

Motyl ląduje na szafie serwerowej w najnowszym centrum danych Larry’ego Ellisona – a przynajmniej tak wyobraża to sobie mój mózg. Jakaś fantazja Willy’ego Wonki o wirujących maszynach i kaskadach wody, gdzie przyszłość jest tworzona z takim samym kaprysem jak tabliczki czekolady. Ale tu nie ma motyli. Tylko szum dziesięciu tysięcy wentylatorów chłodzących chipy, które palą się goręcej niż asfalt Arizony na zewnątrz, wysysając prawie dwadzieścia milionów litrów wody dziennie, podczas gdy warstwy wodonośne na zewnątrz wysychają.

To właśnie tutaj postanowiliśmy budować jutro: w szarych, pozbawionych okien magazynach, które można by pomylić z centrami logistycznymi Amazona, gdyby nie uzbrojeni strażnicy i ceny sięgające 400 miliardów dolarów. Wewnątrz tych współczesnych pomników umysłowej degeneracji najbogatsi ludzie, jacy kiedykolwiek żyli, budują coś, co nie do końca działa, nie przynosi zysku i może nawet nie być konieczne. A i tak to robią. Nie dla pieniędzy – Larry Ellison zarobił 8,7 miliarda dolarów netto tylko w zeszłym tygodniu, cóż znaczy kolejny miliard? – ale dla czegoś o wiele bardziej urzekającego: możliwości decydowania o tym, co będzie się uznawać za prawdę w nadchodzącym stuleciu.

Witamy w bańce spekulacyjnej AI, gdzie 95% korporacji nie generuje zysków, gdzie OpenAI przepala 13,5 miliarda dolarów, przynosząc 4,3 miliarda dolarów zysku, gdzie Siedmiu Wspaniałych gigantów technologicznych rozrosło się, by pochłonąć 34% całego indeksu S&P 500 niczym jakaś kapitalistyczna czarna dziura. Liczby są tak absurdalne, że przestają wydawać się realne – 1,5 biliona dolarów już zainwestowano, 2,9 biliona dolarów prognozowane do 2028 roku – lesbijka, szefowa OpenAI, domaga się kolejnych 7 bilionów. To już nie są inwestycje, to religijne ofiary dla krzemowego boga, który przemawia w halucynacjach.

W mediach społecznościowych filmy mnożą się niczym cyfrowa szarańcza. Kobieta z Phoenix wpatruje się w swój rachunek za prąd: 3847 dolarów za miesiąc w pustym mieszkaniu do wynajęcia. Mężczyzna z Austin nagrywa się, jak dzwoni do firmy energetycznej, przekonany, że nastąpiła pomyłka – jego rachunek wzrósł ze 180 do 2100 dolarów, a zużycie nie uległo zmianie. Starsze małżeństwo z Sacramento płacze nad rachunkiem na 4500 dolarów, który oznacza konieczność wyboru między prądem a lekami.

Firmy energetyczne zrzucają winę na „modernizacje infrastruktury”. Nie do końca kłamią. Po prostu nie wspominają, dla kogo te modernizacje są przeznaczone.

Nasza sieć energetyczna gnije od dziesięcioleci. Amerykańskie Stowarzyszenie Inżynierów Budownictwa Lądowego i Wodnego wystawia jej ocenę C-minus, szacując [nasze 3 z minusem -tłum.], że potrzebujemy modernizacji o wartości 2 bilionów dolarów, aby utrzymać obecną niezawodność. Przez lata dostawcy energii twierdzili, że nie stać ich na ulepszenia. Potem firmy zajmujące się sztuczną inteligencją potrzebowały zasilania dla swoich centrów danych i nagle pieniądze pojawiły się jak manna z raju dla inwestorów venture capital.

Ale oto cudowna prawda: zamiast obciążać Microsoft lub OpenAI kosztami tych modernizacji, dostawcy usług komunalnych rozkładają koszty na każdego klienta indywidualnego w swoich obszarach. Twoja babcia z Tucson hojnie dofinansowuje maniackie eksperymenty Sama Altmana. Samotna matka pracująca na dwóch etatach w Oakland z radością płaci za serwerownie Larry’ego Ellisona. Infrastruktura nie jest modernizowana dla zwykłych Amerykanów, którzy cierpieli przez dekady przerw w dostawie prądu – jest modernizowana dla maszyn, które mają halucynacje.

Perwersja jest jeszcze głębsza, gdy uświadomisz sobie, że te same centra danych – te, które sprawiają, że rachunki za prąd zbliżają się do poziomu spłacania kredytów hipotecznych – otrzymują ogromne ulgi podatkowe od zdesperowanych samorządów. Oregon przyznał Google 1,2 miliarda dolarów ulg podatkowych na centra danych. Wirginia dała Amazonowi 750 milionów dolarów. Teksas zainwestował 850 milionów dolarów w różne firmy technologiczne, a wszystko to za przywilej posiadania obiektów zatrudniających mniej osób niż podmiejski Walmart.

Ale stany potrzebują dochodów. Szkoły potrzebują funduszy. Drogi wymagają remontów. Skąd więc pochodzą pieniądze? Oczywiście z podatków od nieruchomości. W hrabstwie Loudoun w Wirginii – światowej stolicy centrów danych – podatki od nieruchomości wzrosły o 42% w ciągu pięciu lat, podczas gdy firmy technologiczne płaciły stawki efektywne bliskie zeru. Radny hrabstwa naciskany potwierdził oczywistość: „Musimy gdzieś uzupełnić niedobór”.

W gospodarce to teoria skapywania [trickle-down economics] z jeszcze bardziej przewrotnym zamysłem niż tylko wzbogacanie bogatych: koszty spływają w dół, podczas gdy zyski nawet nie istnieją. OpenAI, pomimo swojej szlachetnej misji „zapewnienia korzyści całej ludzkości dzięki sztucznej inteligencji”, po cichu przekształciło się z organizacji non-profit w nastawioną na zysk, ponieważ najwyraźniej ludzkość korzysta najbardziej, gdy Sam Altman jeździ McLarenem za 3 miliony dolarów, a rachunek za prąd przekracza czynsz.

Ale chwila – ten kosmiczny żart ma puentę, której nawet Kafka by się nie spodziewał. W miarę jak internet zalewa coraz więcej treści generowanych przez sztuczną inteligencję, przyszłe systemy sztucznej inteligencji będą coraz częściej uczyć się na danych generowanych przez sztuczną inteligencję. To algorytmiczne kojarzenie wsobne, a rezultaty są dokładnie takie, jakich można się spodziewać.

Naukowcy nazywają to „załamaniem modelu” – wykwintnym określeniem na obrzydliwe zjawisko. Każde pokolenie sztucznej inteligencji, szkolone na treściach generowanych przez sztuczną inteligencję, staje się coraz bardziej zniekształcone, mniej precyzyjne, coraz bardziej oderwane od rzeczywistości. Internet dosłownie zjada sam siebie, wypluwając własną syntetyczną żółć w nieskończonej pętli degradacji.

Wyobraź sobie, że uczysz dziecko języka, pozwalając mu rozmawiać tylko z innymi dziećmi, które uczyły się języka w ten sam sposób, które uczyły się od dzieci, które uczyły się od dzieci, i tak w nieskończoność.

Za kilka pokoleń język przestałby istnieć – pozostałby wyrafinowany bełkot, pewny siebie nonsens, artykułowane bezsensowne wypowiedzi. To właśnie jest nasz internet przyszłości: ogromna bańka informacyjna, w której maszyny szepczą sobie nawzajem zniekształcone sekrety, a ludzie płacą rachunek.

Porozmawiajmy o Davidzie Ellisonie, bo nepotyzm w erze sztucznej inteligencji przybiera apokaliptyczne rozmiary. David, potomek 245-miliardowej fortuny Larry’ego, jest właścicielem Skydance Media. Właśnie kupił Paramount za 8 miliardów dolarów – jego ojciec dał pieniądze – i teraz krąży wokół Warner Brothers Discovery niczym rekin wyczuwający krew w wodzie.

Tymczasem Papa Larry wkrótce przejmie większość udziałów w tej degeneracji jaką jest TikTok za pośrednictwem Oracle, firmy, którą zbudował na bazie projektu bazy danych CIA. Oracle, co ciekawe, jest również głównym inwestorem w OpenAI i zapewnia infrastrukturę chmury, w której te modele AI żyją, oddychają i kłamią.

Czy dostrzegasz wyłaniającą się architekturę kontroli? Jedna rodzina – jedna – potencjalnie kontrolująca:

– Moc obliczeniową (centra danych Oracle)

– Tworzenie treści (cztery główne studia filmowe w Hollywood)

– Dystrybucję (platformy streamingowe i potencjalnie TikTok)

– Systemy sztucznej inteligencji, które wkrótce będą generować treści

Za każdym razem, gdy miliarderzy z branży technologicznej przejmują firmy medialne, schemat jest identyczny: masowe zwolnienia, „optymalizacja wydajności” i zastępowanie ludzkich twórców algorytmicznymi alternatywami. Nie kupują tych studiów, żeby kręcić lepsze filmy. Kupują je, żeby wyeliminować uciążliwe koszty ludzkiej kreatywności.

Spośród 300 korporacyjnych wdrożeń generatywnej sztucznej inteligencji [generative AI], 95% nie przyniosło żadnego mierzalnego wpływu na zyski. Nie były to małe efekty. Nie były to rozczarowujące efekty. To nie były jakiekolwiek mierzalne wpływy. To firmy z rocznymi przychodami przekraczającymi 100 milionów dolarów, dysponujące zasobami i wiedzą specjalistyczną, a które nie potrafią sprawić, by magiczna maszyna drukowała pieniądze.

Ekonomiści Goldman Sachs przeprowadzili własną analizę i odkryli coś jeszcze bardziej druzgocącego: pomimo biliona dolarów inwestycji w sztuczną inteligencję, wydajność pracy w USA rosła zaledwie o 0,5% rocznie w latach 2019–2023. Podczas rewolucji komputerów osobistych w latach 90. produktywność rosła w tempie 1,5% rocznie. Podobne korzyści przyniósł boom internetowy. Ale sztuczna inteligencja? Statystycznie nieczytelny.

Naukowcy z MIT zdefiniowali sukces hojnie – jako „trwałe oddziaływanie na wydajność” lub wpływ na zysk firmy. Według tej miary chatboty stały się rzadkim przykładem sukcesu, ale tylko dlatego, że, jak zauważyli naukowcy, wszyscy i tak spodziewają się ich porażki. „Nie ma tu odpowiedzialności” – zauważył jeden z nich. „Chatboty nie muszą tworzyć czegoś niezawodnego i użytecznego”.

Instagram zniszczył poczucie własnej wartości – dowiodły tego wewnętrzne badania Facebooka. Dokumenty, które próbowali ukryć, pokazują, jak nastoletnie dziewczyny rozwijają zaburzenia odżywiania i myśli samobójcze z powodu porównywania się do przefiltrowanej perfekcji. Mniej znane, ale równie niepokojące są przypadki młodych mężczyzn zakochujących się w kobietach, których nie znają i prawdopodobnie nigdy nie poznają, i tracących miesiące, jeśli nie lata, życia na użalaniu się nad sobą i wątpliwościach. Tęsknią za związkiem, którego nigdy nie będą mieli, pochłonięci chorobą miłosną i unikający interakcji w prawdziwym życiu, które mogłyby prowadzić do satysfakcjonujących związków. Teraz wyobraź sobie sztuczną inteligencję tworzącą nie tylko przefiltrowane zdjęcia, ale całe syntetyczne życia idealnych ludzi: idealne domy, które nigdy nie istniały, idealne wakacje, które nigdy się nie wydarzyły, idealne rodziny wygenerowane na podstawie statystycznych średnich ludzkiego szczęścia.

Wychowujemy pokolenie, które nie będzie w stanie odróżnić prawdy od fałszu, nie dlatego, że jest głupie, ale dlatego, że fałsz będzie bardziej prawdziwy niż rzeczywistość. Twarze generowane przez sztuczną inteligencję już wywołują silniejsze reakcje emocjonalne niż twarze ludzkie, jak wykazały niektóre badania – są hiperrealistyczne, zoptymalizowane pod kątem interakcji, zaprojektowane tak, by manipulować naszymi szlakami neuronowymi.

Wyobraź sobie dziecko urodzone dzisiaj, wychowane na treściach generowanych przez sztuczną inteligencję, które uważa prawdziwą ludzką mimikę za dziwną i odpychającą, ponieważ brakuje mu optymalizacji algorytmicznej, do której jest przyzwyczajone. Uważa prawdziwe ludzkie rozmowy za nudne, ponieważ nie podążają za schematami dialogu maksymalizującymi zaangażowanie, charakterystycznymi dla sztucznej inteligencji. Preferuje syntetyczne relacje, ponieważ są bardziej przewidywalne, bardziej uzasadnione i lepiej dopasowane do jego/jej psychologicznych potrzeb.

Pieniądze krążą w kółko, niczym jakaś wypaczona protestancka etyka pracy wywrócona na drugą stronę. Nvidia inwestuje w OpenAI. OpenAI inwestuje w Oracle. Oracle kupuje chipy od Nvidii. AMD inwestuje w OpenAI. OpenAI, tracąc miliardy bez możliwości osiągnięcia rentowności, zawiera umowy ze wszystkimi, obiecując przyszłe zyski z rewolucji w dziedzinie sztucznej inteligencji, która – jak sugerują ich własne statystyki – nie nadejdzie.

OpenAI skorygowało swoje szacunki kosztów w górę o 250% – „błąd zaokrąglenia”, jak sarkastycznie zauważył jeden z inwestorów venture capital, wynoszący 80 miliardów dolarów. Gdyby to była spółka publiczna, akcje spadłyby o 90%. Jednak na rynkach prywatnych Doliny Krzemowej, gdzie należyta staranność umiera, po prostu pozyskują kolejną rundę finansowania przy wyższej wycenie. 157 miliardów dolarów kapitalizacji rynkowej dla firmy tracącej miliardy, której produkt daje błędne odpowiedzi z pewnością siebie przeciętnego członka zarządu.

Oprogramowanie nie przynosi wszystkim jednakowych korzyści. W ciągu ostatnich dwudziestu lat obserwowaliśmy, jak dyrektorzy technologiczni awansowali z milionerów na miliarderów, a niektórzy z nich pędzą teraz ku temu obscenicznemu słowu: bilioner. Bogaci dostają pracowników z AI, a my rozrywkę z AI. Oni dostają narzędzia do zwiększania produktywności, a my maszyny do rozpraszania uwagi. Oni dostają prąd, a my wyższe rachunki za prąd.

Ekonomista z Harvardu, Lawrence Summers, zauważył coś niepokojącego w najnowszych danych o PKB: budowa centrów danych odpowiada za 92% wzrostu PKB. Inwestycje w sprzęt i oprogramowanie do przetwarzania informacji stanowią kolejne 4%. Po wyłączeniu tych kategorii, gospodarka USA rosła w tempie 0,1% rocznie w pierwszej połowie 2025 roku.

Cała amerykańska gospodarka, pozbawiona inwestycji w sztuczną inteligencję, praktycznie stoi w miejscu.

Analitycy Morgan Stanley potwierdzają to przekłamanie: wydatki dużych firm technologicznych na infrastrukturę AI dodają obecnie około jednego punktu procentowego do wzrostu PKB USA, „dziesięciokrotnie przewyższając tempo wzrostu wydatków konsumenckich”. Nie budujemy już gospodarki, lecz pomnik algorytmicznych aspiracji, dosłownie Wieżę Babel zbudowaną z szaf serwerowych i pobożnych życzeń.

Każde zapytanie ChatGPT zużywa mniej więcej tyle, ile butelka wody. Instytut Ochrony Środowiska i Energii (Environmental and Energy Institute) ustalił, że duże centra danych mogą zużywać nawet 19 milionów litrów wody dziennie – jest to równowartość zużycia wody przez miasto liczące od 10 000 do 50 000 mieszkańców. Dzieje się tak, gdy poziom wody w rzece Kolorado spada do rekordowo niskiego poziomu, a warstwy wodonośne, których wypełnienie zajęło tysiąclecia, wysychają w ciągu dekad.

Emisja dwutlenku węgla Google’a wzrosła o 48% od 2019 roku, pomimo deklaracji ESG o neutralności węglowej – ale ESG jest martwe, jak twierdzi sam twórca, Larry Fink. Jakie to wygodne. Emisja Microsoftu wzrosła o 30%. Meta wzrosła o 39%. A wszystko to przy jednoczesnym propagowaniu odpowiedzialności za środowisko.

Dosłownie niszczymy biosferę, aby zbudować maszyny, które nie będą w stanie wiarygodnie powiedzieć ci, jak zresetować router WiFi.

Używałam ChatGPT i Claude’a do kodowania. Robi to całkiem dobrze. Bez własnego mózgu nie osiągnęłabym dobrych rezultatów, ale razem osiągnęliśmy cel. Niedawno zapytałam ChatGPT o proces odpalenia A320 ze stanu pełnego unieruchomienia – to informacja łatwo dostępna po prostym wyszukiwaniu w Google lub obejrzeniu dziesięciominutowego filmu entuzjasty symulatorów lotu. Sztuczna inteligencja odpowiedziała z krzemową pewnością siebie: „Oczywiście, oto jak”. Instrukcje były błędne. Po ich zakwestionowaniu, przeprosiła i zaproponowała nowe instrukcje. Też błędne. Po ponownym zakwestionowaniu, przeprosiła ponownie i zaproponowała trzeci zestaw, prawdopodobnie błędny, ale do tego czasu zaufanie wyparowało jak woda z systemu chłodzenia centrum danych.

To jest uśrednione doświadczenie. Sztuczna inteligencja, która ma zrewolucjonizować wydajność, marnuje czas na absolutne błędy. Wymyśla cytaty, halucynuje co do faktów, oszukuje użytkowników, którzy wiedzą lepiej. Pod presją przyznaje się do błędu, tylko po to, by popełniać nowe błędy, każdy z tą samą algorytmiczną pewnością.

Wyobraź sobie, że prowadzisz firmę i płacisz za sztuczną inteligencję generatywną, która ma pomagać pracownikom lub klientom. Kiedy musiała rozwiązać jakiś problem, nie tylko popełniła błąd, ale dokonała tego nie raz. Konsekwencje będą lawinowe: błędne porady medyczne mogą prowadzić do śmierci pacjentów, błędne odniesienia prawne mogą niszczyć sprawy, wadliwe analizy finansowe doprowadzą firmy do bankructwa – każdy błąd potęgowany przez niezdolność maszyny do rozpoznania własnych ograniczeń.

Bańka spekulacyjna na rynku sztucznej inteligencji pęknie. Żadna ilość kapitału wysokiego ryzyka [venture capital] nie wytrzyma niekończących się strat. Żadna ilość szumu medialnego nie przezwycięży fundamentalnej nieopłacalności. Pytanie nie brzmi czy, ale kiedy i co zostanie zniszczone w wyniku krachu.

Goldman Sachs szacuje, że bańka może być 17 razy większa niż krach dot-comów. Efekt domina zniszczyłby konta emerytalne, wywołał masowe zwolnienia, potencjalnie załamałby całe sektory gospodarki i prawdopodobnie usunąłby twój mały fundusz inwestycyjny S&P, który miałeś przez jakiś czas, bo „się zawalił” czy coś w tym stylu. Centra danych będą stały puste. Następna administracja będzie mogła je wykorzystać do przetrzymywania nielegalnych imigrantów (lub, co bardziej prawdopodobne: spłukanych Amerykanów), podczas gdy miliarderzy, którzy je zbudowali, wycofają się do swoich nowozelandzkich bunkrów, zostawiając nas z rachunkami za prąd za ich opuszczone serwerownie.

Ale może jednak jest w tym jakiś optymizm. Może bańka nie pęknie. Może po prostu powoli przystosowujemy się do świata, w którym nic nie działa do końca, w którym każda odpowiedź może być błędna, w którym prawda staje się dobrem luksusowym, kontrolowanym przez tego, kto ma najwięcej serwerów. Może uczymy się żyć ze smakiem syntetycznego wszystkiego – syntetycznej treści, syntetycznych relacji, syntetycznego znaczenia – aż zapomnimy, że cokolwiek innego kiedykolwiek istniało.

Woda wciąż przepływa przez te centra danych, parując w nicość, podczas gdy miasta racjonują, a rolnicy patrzą, jak ich pola obracają się w pył. Chipy wciąż się grzeją. Rachunki za prąd rosną. Internet wciąż sam się pożera. Kłamstwa wciąż płyną z pewnością maszyn, które nigdy nie zaznały wątpliwości.

I gdzieś w tej wspaniałej iluzji oczekuje się od nas, że uwierzymy, że to postęp. Że płacenie tysięcy dolarów za prąd w pustych domach, to innowacja. Że obserwowanie, jak internet pożera sam siebie, to ewolucja. Że oddanie ludzkiej kreatywności maszynom, które nie potrafią odróżnić prawdy od fikcji, to w jakiś sposób przyszłość, na którą czekaliśmy – a ludzie, którzy zapłacili absurdalnie wysokie kwoty za kody bonusowe do SORA, z pewnością w to uwierzą.

__________________

Do Robots Dream of Electricity Bills?, A Lily Bit, Oct 14, 2025

−∗−

Warto porównać:

Oszustwo warte siedem bilionów dolarów
Nie ma nic złego w tworzeniu narzędzi, które pomagają nam myśleć szybciej lub nieco jaśniej. Problemem jest udawanie, że te narzędzia potrafią myśleć, czuć lub tworzyć. Tragedią jest to, że […]

_____________

Chłopcy z Tech Ferajny czyli kto tu oszalał?
Proponuję alternatywę dla teorii Team Woke lub Team Musk. Rozważ przez chwilę myśl, że ci z Tech Ferajny nie są ani strasznymi złoczyńcami, ani zbawcami. Zamiast tego rozważ, że mogą […]

−∗−

Katastrofa „Edukacji Zdrowotnej” – ministerstwo ukrywa dane

Katastrofa „Edukacji Zdrowotnej” – ministerstwo ukrywa dane

https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/katastrofa-edukacji-zdrowotnej–ministerstwo-ukrywa-dane

Katastrofa „Edukacji Zdrowotnej” – ministerstwo ukrywa dane

Rafał Topolski | 16/10/2025

Nowy przedmiot w szkołach okazał się totalnym fiaskiem.
Zajęcia z „Edukacji zdrowotnej” – reklamowane przez minister Barbarę Nowacką jako „niezbędne dla dobrostanu uczniów” – świecą pustkami.
W wielu szkołach w całej Polsce na lekcje nie zapisał się ani jeden uczeń.
To nie przypadek, lecz wyraźny znak sprzeciwu wobec ideologicznej indoktrynacji pod przykrywką troski o zdrowie.


Fatalna frekwencja – rodzice powiedzieli „dość”

Dane płynące z miast w całej Polsce są miażdżące.

·       W Szczecinie na zajęcia uczęszcza zaledwie 12 procent licealistów, w technikach – 7 procent.

·       W Radomiu – 12 procent.

·       W powiatach tatrzańskim i nowotarskim aż 98 procent uczniów zrezygnowało z uczestnictwa.

·       W Warszawie – 86 procent, w Rzeszowie – 81 procent, w Kielcach – 77 procent, a w Olsztynie – 72 procent.

To nie są pojedyncze przypadki. To masowy bunt rodziców, którzy nie pozwolą, by ich dzieci uczono treści sprzecznych z moralnością katolicką i zdrowym rozsądkiem.

Ministerstwo milczy, bo dane są kompromitujące

Minister Barbara Nowacka zapowiedziała, że oficjalne dane o frekwencji zostaną ujawnione 10 października. Tymczasem – cisza.

Zamiast transparentności pojawiły się wymówki o „pogłębianiu analizy” i „braku obowiązku szkół do przekazania informacji”. W rzeczywistości wszystko wskazuje na jedno: frekwencja jest katastrofalna, a ministerstwo próbuje ukryć skalę porażki.

Jeszcze bardziej szokujące jest to, że Nowacka uhonorowała medalami osoby odpowiedzialne za opracowanie programu, który okazał się totalnym fiaskiem.
To jakby nagradzać architektów budynku, który właśnie runął.

Dlaczego rodzice odrzucili „Edukację zdrowotną”?

Rodzice dobrze wiedzą, że pod pozorem rozmów o „zdrowiu psychicznym” kryje się ideologia gender – wizja człowieka, który „może wybrać sobie płeć” i zrywa więź z Bożym porządkiem.

Program nie ma podręczników, nie ma jasno określonych treści, a nauczyciele nie potrzebują żadnych kwalifikacji. To nie edukacja – to eksperyment na dzieciach.

Zamiast prawdy o rodzinie, wierności i czystości, dzieci mają słuchać o „orientacjach psychoseksualnych” i „tożsamości płciowej”. Nic dziwnego, że rodzice masowo wypisują swoje dzieci z tych zajęć.

Rodzice wygrywają bitwę, ale wojna trwa

To pierwsze zwycięstwo rodziców – ale nie koniec walki.

Ministerstwo nie zamierza się poddać. Już dziś pojawiają się głosy, że „edukacja zdrowotna” ma być obowiązkowa od przyszłego roku.

Dlatego każdy katolik, każdy rodzic, każdy nauczyciel musi pozostać czujny. To właśnie rodzina wierna Chrystusowi jest dziś bastionem w obronie niewinności dzieci.

Zamiast indoktrynacji – prawda i Boży porządek

Zamiast pustych ideologii, polskie szkoły potrzebują prawdziwej edukacji opartej na fundamentach chrześcijańskich – o wierności, małżeństwie, rodzinie, skromności i szacunku do życia. To nie państwo, ale rodzice mają prawo i obowiązek wychowywać swoje dzieci zgodnie z wiarą.

Dlatego nasza kampania Polska Katolicka, nie laicka będzie nadal demaskować programy, które próbują podważać Boży porządek w wychowaniu.


Wezwani do działania

To, co wydarzyło się w szkołach, pokazuje jedno – Polacy nie dali się zwieść. Ale zwycięstwo trzeba obronić.
Wzywamy wszystkich rodziców, by nie ustępowali ani na krok.

Piast i Jagiełło, czyli o geopolityce dla opornych. I polemika.

Piast i Jagiełło, czyli o geopolityce dla opornych

Bazyli1969 https://www.salon24.pl/u/bazyli1969/1468133,piast-i-jagiello-czyli-o-geopolityce-dla-opornych

Wyglądać na coś i być czymś to dwie różne rzeczy.

M. Stiefvater

image

W powstałym w 1974 r. filmie pt. „Gniazdo” jest bardzo wymowna scena. Otóż młody Mieszko gawędzi, a właściwie spiera się z ojcem („Siemomysłem”) na temat polityki zagranicznej. Krew nie woda i nasz pierwszy historyczny władca stara się przekonać rodziciela o konieczności ekspandowania poza zmurszałe granice i chwycenia za rogi zagrożeń. Jego ojciec patrzy na te sprawy inaczej i gniewnym tonem zakazuje Mieszkowi wychylania się poza otaczające jego dziedzinę lasy, rzeki i bagna. Dla uargumentowania swej postawy powołuje się na „stare dobre obyczaje” i fakt, że za puszczą, za borem czają się… Sasy. Nie ma zatem sensu igrać z lichem.  Tym bardziej, że ono nigdy nie śpi! Cicho-sza, cicho-sza, cicho-sza… Jak mysz pod miotłą. Czy Mieszko posłuchał starego księcia? Odpowiedź znamy. Ale, ale… 

Jedną z największych bolączek sporów o przeszłość (mającą wszak zasadniczy wpływ na teraźniejszość) jest jakaś dziwna mania oskubywania dyskursu z kontekstu. A przecież nie da się postawić trafnej diagnozy i dokonać rzetelnej oceny bez uwzględnienia możliwie licznych oraz istotnych czynników. Wystawianie ocen naszym przodkom na podstawie wąskiego i lokalnego oglądu sytuacji to próby ukręcania bicza z… piasku. Krótko mówiąc: lipa! Bo czy byłaby możliwa ekspansja Hellenów na wschód, gdyby niezliczonych krain i kraików nie zjednoczył Filip, a jego syn zmagał się z Imperium Perskim nie wstrząsanym co rusz kryzysami wewnętrznymi? Czy potomek ubogiej szlachty z Korsyki, czyli Napoleon, miał szansę zasiąść na tronie Francji, gdyby nie rewolucja 1789 r.? Czy Rzymianie daliby radę stworzyć imperium, gdyby na początku drogi mieli za sąsiadów potężne organizmy państwowe a nie „autokefaliczne” plemiona? Nie, nie i nie! Znów – kontekst. To tyle tytułem wstępu.

Wczoraj albo przedwczoraj jeden z kolegów raczył popełnić notkę na temat serc sarmackich naszych przodków, w których krew – podobno –  pulsowała w takim tempie i tak chaotycznie, że z rzadka docierała do mózgów; z ogromną szkodą dla nich samych, a pośrednio i dla nas. No tak… To jedna z opinii dotyczących polskiego zaangażowania w „drakę Dzikich Pól”. Generalnie zaczyna – nie tylko na tym Forum – dominować przekonanie, iż mariaż z Litwą, a potem zawarcie Unii Lubelskiej to doskonały dowód na bezmyślność elit Polski, a potem elit polskich w Rzeczypospolitej. Te ganianie po stepach, ta przestrzeń, ci kozacy, ta wciągająca niczym bagno bezwładność. Włożyliśmy (my, Polacy) mnóstwo wysiłku, czasu, pieniędzy i krwi a efekt… Zamiast zamknąć się w granicach etnicznych i budować swój nadwiślański raj – ruszali z motyką na słońce. No co oni wyprawiali?! Gamonie! Czyżby?

Królestwo Polskie uzyskało rangę mocarstwa regionalnego po zwycięstwach pod Grunwaldem i Koronowem. Umocniło swą pozycję po długotrwałych zmaganiach z Zakonem Krzyżackim podczas tzw. Wojny Trzynastoletniej (1454-1466). Od czasu II Pokoju Toruńskiego Polska stałą się nie tylko rozgrywającym w naszej części Europy ale stała się mocarzem  w skali kontynentu. Przypadek? Dziwny zbieg  okoliczności? Wymodlenie pożytku u Boga? Nic z tych rzeczy. Stało się to możliwym przede wszystkim (bo nie wyłącznie) dzięki sojuszowi z… Litwą. Litwą, tj. najrozleglejszym państwem na naszym kontynencie. Zarządzanym przez sprawną dynastię, nie najbiedniejszym, zamieszkałym przez lud dość liczny i bitny. Sojusz z Giedyminowiczami zapewnił jako-taki pokój na wschodzie i umożliwił skoncentrowanie się na zagrożeniu północnym. A było ono niezwykle poważne, ponieważ mało brakowało, a Malbork wraz z Pragą oraz kilku mniejszymi szakalami dokonałby rozbiorów ziem nadwiślańskich już ponad sześćset lat temu. Nasi antenaci zagrali vabank i wygrali. Po Wojnie Trzynastoletniej nie istniała na tzw. bliskim nam Zachodzie żadna (sic!) siła, która byłaby w stanie zagrozić Polsce egzystencjalnie. Wprawdzie panowie z Wiednia próbowali spiskować i szukać nowych okazji do osłabienia Krakowa, lecz były to próby rachityczne i nieskuteczne. Gloria Polonia! Ale, ale… W przyrodzie nie ma zjawiska o nazwie „constans”. Panta rhei. 

Na dalekim Zalesiu zamieszkanym przez ugro-fińskich Merian, Muromców, Meszczerców, Czeremisów i resztki wschodnich Bałtów ukonstytuowało się Księstwo Moskiewskie. Jego elity składały się z potomków szwedzkich Rurykowiczów i różnoplemienny tłum. Dopiero od XII/XIII stulecia poczęli te odległe rejony zasiedlać w większej ilości Słowianie, którzy stopili się z innoplemieńcami tworząc wspólnotę nazwaną dziś Rosjanami.  Bezwzględność i terror stały się narzędziami książąt moskiewskich, a ich współpraca z Tatarami umożliwiła powolne ale systematyczne powiększanie dziedzin panów na moskiewskim Kremlu.

Od samego początku istnienia Moskwa wykazywała niemal wyjątkową agresywność. Rozpychała się na wszystkie strony świata (dzięki usłużności wobec Złotej Ordy) i gdy w 1380 r. na Kulikowym Polu poczyniła pierwszy krok ku emancypacji nic już nie było w stanie zatrzymać jej ekspansji. W ciągu kilku dziesięcioleci podbiła Baszkirów, Karelów, Permiaków, a następnie spacyfikowała kwitnącą do tej pory Republikę Wielkiego Nowogrodu, Chanat Kazański, Astrachański i Syberyjski. Rozkwitała w kolorze juchy. I z takim przeciwnikiem przyszło mierzyć się naszym sojusznikom, czyli Wielkiemu Księstwu Litewskiemu. A był to spór o wszystko. Jeszcze do czasów księcia Witolda dotychczasowa litewska przewaga zamieniła się w równowagę.

Koniec XV i początek następnego stulecia odsłoniły siłę Moskali. Tak np. po kolejnej wojnie (1503 r.) Litwa utraciła na rzecz Moskwy… 1/3 terytorium. Dopiero sławna bitwa pod Orszą (1514 r.) zatrzymała zwycięski pochód wschodniego sąsiada. Ale tylko na chwilę. I na nic się zdały przewagi litewskie wspierane przez wojska polskie. Ba! Nie wystarczały prawdziwe popisy umiejętności i hartu ducha wojsk litewsko-polskich, gdy np. w bitwie pod Newlem (1562 r.) przeciw 25 000 Moskali stanął Stanisław Leśniowolski z 1200 jazdy i 300 piechoty i… wygrał! Moskwa przełykała i takie klęski. Kąsała i czekała na możliwość zadania decydującego ciosu. A miała ku temu możliwości…

image

Olbrzym i…

image

…karły.

W 1517 r. jedna z krakowskich oficyn wydawniczych „wypuściła” na rynek „Opis Sarmacji azjatyckiej i europejskiej”. Maciej z Miechowa, który był autorem tej pracy dobrze znał stosunki panujące na wschód od granic Litwy. Nie tylko z lektury uczonych ksiąg, lecz również od polskich i litewskich wojaków, polityków i kupców ale także od bardzo licznych uciekinierów z Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Trzeba w tym miejscu wyrazić wielki szacunek naszemu rodakowi, bo już pięc wieków temu dostrzegał zagrożenie moskiewskie i niezwykłą intuicją rysował potrzebę przeciwdziałania zapędom Moskwy. Widział także, że wschodni rywal był w owym czasie najgroźniejszym, a motywował to w ten sposób:

„Księstwo Moskiewskie jest krainą bardzo długą i bardzo szeroką, gdyż od Smoleńska do Moskwy jest 100 mil (tzw. niemieckich, tj. 1 mila to 7,4 km), a od Moskwy do Wołogdy też 100 mil. Od Wołogdy do Ustiugi jest 100 mil, od Ustiugi do Wiatki 100 mil. A te  400 mil to jest wszystko terytorium Księstwa Moskiewskiego…” […] W skład Księstwa Moskiewskiego wchodzi wiele poszczególnych księstw. Jest księstwo, czyli ziemia moskiewska, z której idzie na wojnę 30 tysięcy zbrojnej szlachty, chłopów zaś 60 tysięcy. Jest księstwo, czyli ziemia twerska, z której dotąd szło na wojnę 40 tysięcy szlachty. […] Księstwo Chołmskie, które wystawia 7 tysięcy żołnierzy, Księstwo Zubczowskie wystawiające 4 tysiące i Księstwo Klińskie wystawiające 2 tysiące… […] Jest Księstwo Riazańskie, z którego wychodzi na wojnę 15 tysięcy zbrojnej szlachty. […] Jest też ziemia kazańska, zwana Ordą, zamieszkana przez Tatarówi wystawiająca 30 tysięcy wojska…”

 Już niebawem siły Moskwy powiększyły się o zasoby ludzkie Księstw Wierchowskich, Wielkiego Nowogrodu, Astrachania itd., itd. Mrowie! Z tej przyczyny, gdy Polska z Litwą, a potem Rzeczypospolita wysyłała w bój 10 lub 15 tysięcy wojaków to naprzeciw niej – nie raz i nie dwa – stawały siły dwu, trzy albo nawet kilkanaście razy liczniejsze. 

Trzeba zaznaczyć, że ok. połowy XVI stulecia najliczniejszym państwem na naszym kontynencie była Francja. Liczba jej ludności miała sięgać 16 milionów. Na obszarze Rzeszy, czyli Cesarstwa, żyło 12 milionów ludzi, zamieszkujących… setki księstw, hrabstw, biskupstw i wolnych miast. Na Płw. Apenińskim egzystowało jakieś 11 milionów ludzi. A na obszarze Rzeczypospolitej (od 1569 r.) jakieś 7,5 do 8 milionów. W tym jakieś 3,5-3,8 miliona rdzennych Polaków. Natomiast pod władzą wielkich książąt moskiewskich, a następnie carów jakieś 10,5 do 11,5 miliona. To oczywiście szacunki i o ile są one w miarę bliskie prawdzie w przypadku Europy, o tyle mogą być one znacząco różne od realiów w przypadku Moskwy. 

Spróbujmy wejść w skóry XVI wiecznych polskich statystów i spojrzeć z ich perspektywy na zagadnienia geopolityczne. Obraz jaki wyłania się z takiego eksperymentu dla wszystkich rozsądnych obserwatorów musi (!) być tylko jeden. Otóż z punktu widzenia Krakowa (a później Warszawy) widać było wyraźnie, iż w dobie Unii Lubelskiej (a nieco wcześniej takoż) pierwszoplanowym zagrożeniem była Moskwa. Nie rozbity i pogrążony w religijnych sporach Zachód, a właśnie Wschód. To tam wielcy książęta i carowie ogłaszali się panami Trzeciego Rzymu. To tam powstała i realizowana była idea zbierania ziem ruskich (uwaga!: Iwan Groźny uważał, że Ruś sięga aż po „Białą Wodę”, czyli… Wisłę). To tam cały ustrój państwa podporządkowany był ekspansji militarnej. To tam wszyscy mieszkańcy (włącznie ze szlachta/bojarami) byli li tylko narzędziami w rękach wielkiego księcia/cara. I z takim przeciwnikiem przyszło zmierzyć się naszym przodkom. 

Czy zatem „galopowanie polskich Sarmatów” po Dzikich Polach oraz inwestowanie w nie można uznać za dowód na brak politycznego rozsądku albo nawet głupotę naszych antenatów? W żadnym razie! Od Kazimierza Jagiellończyka, poprzez Zamoyskiego i Batorego, po Sobieskiego główna linia postępowania polegająca na powstrzymywaniu wschodniego zagrożenia była prawidłowa i uzasadniona. Rzecz jasna popełniono mnóstwo błędów. Czasami godnych kary głównej. Jednak zasadniczo starano się postępować zgodnie z kanonami dobrze rozumianej geopolityki. Przyczyna porażki albo nawet klęski leżała gdzie indziej. Nie znaleziono sposobu na skuteczne wprzęgnięcie żywiołu ruskiego w machinę Rzeczypospolitej. Można było zastosować w odpowiednim czasie przekonywanie i dialog. Można było wykorzystać siły rdzennej Polski do spacyfikowania elementów buntowniczych. Można było wreszcie przekupić ród kozacki ziemią i wykorzystać go do obrony interesów Rzeczypospolitej. Z różnych przyczyn to się nie udało. Ale Polska, ta Polska etnograficzna, dzięki „hasaniu po Dzikich Polach” uzyskała jedną, bezsprzeczną i zbawienną korzyść. Granica Rosji sięgnęła Bugu w roku 1795,  a nie półtora czy dwa wieki wcześniej. To dało nam czas na konsolidację, unowocześnienie i powstanie nowoczesnego narodu, obejmującego wszystkie warstwy społeczne. I to można, ba!, trzeba  nazwać tryumfem polskiej geopolityki. Jej odwiecznym imperatywem jest bowiem to, że aby skutecznie walczyć z jednym przeciwnikiem (np. z Zachodu) musimy mieć zapewniony spokój z drugiej flanki (np. ze Wschodu).

Ponadto trzeba być aktywnym. I dzięki Bogu wiedział o tym już   Mieszko I, który przyjął zasadę, iż aby przetrwać trzeba samemu pisać scenariusze, a nie odgrywać role pisane nam przez obcych. Amen!

e.

PS Wyjaśnienie przekazu notki dla Koleżanki @gini…

image

————————–

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

===========================

mail:

Oczywiście,
ekspansję Polski na wschód zorganizowała Austria.
Nie przypadkiem stolica Królestwa Polskiego była tuż przy granicy 
austriackiej.
Skutkiem tego Polska zaniedbała sprawę odzyskania Śląska.
Dlatego wieczną bolączką Polski był brak pieniądza.
Bogactwo śląskich kopalń służyło Habsburgom.

Rzekomo potężna Polska nie umiała uporać się ani z hanzeatyckim Gdańskiem 
ani z Prusami.

Nieprawdziwe są analogie podane w artykule.

Azja Mniejsza została skolonizowana w czasach homeryckich,
i dzięki temu mozliwe były podboje Aleksandraa Macedońskiego.

Historyczny Rzym założyli królowie etruscy.
Dali oni miastu nie tylko nazwę, symboliczną wilczycę,
mit o Eneaszu,
ale i alfabet i cywilizację.
Płodność rodzin tubylczych była jednak na tyle silna,
że zwyciężyła łacina, a Etruria wymarła.

Opowieść o trzecim Rzymie stworzyli nie Rosjanie, ale papieże.
Zoe Paleolog została adaptowana przez Pawła II.
Jego następca Sykstus IV wyswatał ją z moskiewskim władcą Iwanem III, 
zwanym Srogim.
Ślub Zoe z iwanem odbył się per procura w Rzymie 1 czerwca 1472 r.
Zoe miała liczne potomstwo.
Jej córką była Helena, żona Aleksandra Jagiellończyka.

Dobre wiadomości

Dobre wiadomości

Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” 16 października 2025 michalkiewicz

Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Oto letni, śródziemnomorski piknik aktywistów, zorganizowany pod pretekstem niesienia pomocy humanitarnej Palestyńczykom maltretowanym przez władze bezcennego Izraela w Strefie Gazy, nie tylko zakończył się wesołym oberkiem, ale w dodatku oberkiem zaprawionym nutką martyrologiczną w postaci możliwie najłagodniejszej – mianowicie w postaci męczeństwa na pluszowym krzyżu.

Ten rodzaj męczeństwa opisał przed laty Janusz Szpotański we „Wstępie” do „Gnomiady”:

Gdybym był Gęgacz, Gęgacz jak się patrzy, z małpią zręcznością wdrapałbym się na krzyż – ale pluszowy – bo to ważne przecie wisieć na krzyżu, który cię nie gniecie…

W ten oto sposób można połączyć piękne z pożytecznym – bo nikt przecież, z uwagi na szlachetną motywację, nie będzie nieubłaganym palcem wytykał aktywistom piknikowych przyjemności, a dzięki pogodnej nutce martyrologicznej, można będzie przyczepić sobie kolejny listek do wieńca sławy.

Toteż kiedy tylko Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski został powrócony na ojczyzny łono, zaraz nieubłaganym palcem wytknął Księciu-Małżonkowi bezduszność wobec cierpień aktywistów. Wprawdzie Książę-Małżonek próbował się tłumaczyć, że nie ma żadnych zakładników na wymianę, ale kto by tam wierzył w takie usprawiedliwienia, kiedy każde dziecko wie, że w naszym nieszczęśliwym kraju nie ma problemu z wtrąceniem kogokolwiek do aresztu wydobywczego, więc niby dlaczego miałoby brakować zakładników? Mam wszelako nadzieję, że kiedy Wielce Czcigodny znowu się w naszym nieszczęśliwym kraju zaaklimatyzuje, to przebaczy Księciu-Małżonku jego nieczułość na męczeństwo aktywistów, zwłaszcza gdyby dostał telefon: wiecie, rozumiecie, Sterczewski. My tu lansujemy Księcia-Małżonka na premiera, a w perspektywie – i na prezydenta, więc pohamujcie wy się z tymi swoimi żalami, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.

Podczas kiedy aktywiści wrócili na ojczyzny łono, okazało się, że obywatel Żurek Waldemar przygotował rozporządzenie – że odtąd tylko jeden niezawisły sędzia ma być losowany, a dwaj pozostali niezawiśli sędziowie będą wyznaczani przez prezesów, których właśnie obywatel Żurek Waldemar powymieniał. Opozycja podniosła klangor, że to próba przejścia na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami – i słuszna jej racja, bo przecież wcześniej i ona próbowała przejść na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami, w czym nieco pomieszał jej szyki pan prezydent Andrzej Duda, w lipcu 2017 roku wetując ustawy sądowe po 45-minutowej rozmowie z Naszą Złotą Panią.

Na to rozporządzenie obywatela Żurka Waldemara zareagowała Krajowa Rada Sądownictwa, zawiadamiając Trybunał Konstytucyjny, że obywatel Żurek Waldemar swoim rozporządzeniem zmienił ustawę o ustroju sądów powszechnych, przekraczając w ten sposób swoje uprawnienia. Jeśli Trybunał Konstytucyjny, stojąc na nieubłaganym gruncie praworządności podzieli ten punkt widzenia, to brzydka sprawa może być również udziałem obywatela Żurka Waldemara – ale jeszcze nie teraz, tylko dopiero po upadku vaginetu obywatela Tuska Donalda. Z tą praworządnością to w ogóle mamy same zgryzoty, bo z jednej strony sędziowie są niezawiśli, ale z drugiej – ktoś musi przecież tym całym bajzlem kierować!

A perspektywa brzydkiej sprawy rysuje się z uwagi na pogróżki miotane przez marszałka Sejmu, pana Szymona Hołownię. Wprawdzie zadeklarował on, że odchodzi z polityki krajowej, bo aplikuje na stanowisko Wysokiego Komisarza do spraw Uchodźców w Organizacji Narodów Zjednoczonych – ale zanim nie dostanie tej fuchy, to może jeszcze nieźle nawywijać na tubylczej politycznej scenie. Jak wiadomo, chodzi o stanowisko wicepremiera dla partii Polska 2050, które objęłaby na przykład Wielce Czcigodna Pełczyńska-Nałęcz, a oprócz tego – stanowisko wicemarszałka – bo inaczej może być brzydka sprawa.

Brzydka sprawa zaś polega na tym, że zaczęły krążyć fałszywe pogłoski, jakoby PSL próbowało łowić w swoje sieci Wielce Czcigodnych posłów z Polski 2050. PSL oczywiście idzie w zaparte, ale pan marszałek widocznie coś musiał przewąchać, bo powiedział, że w takiej sytuacji to może być koniec koalicji. Rzeczywiście coś może być na rzeczy, bo partia pana marszałka ma w Sejmie 30 posłów. Gdyby ta trzydziestka opuściła koalicję, to vaginetowi obywatela Tuska Donalda zabrakłoby trzech głosów. Czym to może grozić – pamiętamy z roku 1993, kiedy to rząd panny Hanny Suchockiej upadł zaledwie jednym głosem, bo tak się fatalnie złożyło, że gdy głosowany był wniosek posła Alojzego Pietrzyka o votum nieufności dla rządu, to jeden z posłów rządowej koalicji akurat dostał ataku biegunki i w głosowaniu udziału nie wziął. A tu brakowałoby aż trzech – chyba że fałszywe pogłoski o łowieniu posłów Polski 2050 przez PSL by się potwierdziły, albo – gdyby po abdykacji Szymona Hołowni ster Polski 2050 przejął Wielce Czcigodny Ryszard Petru, ongiś lider Nowoczesnej.

Oto 18 czerwca 2015 roku odbywała się w Warszawie Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Most”. Pretekstem do jej zorganizowania były kombatanckie wspominki w 25 rocznicę pierwszego transportu rosyjskich Żydów przez Warszawę do Izraela – ale tak naprawdę chodziło o to, że po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swojego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku, Polska znowu przeszła pod kuratelę amerykańską. W związku z tym stare kiejkuty i w ogóle – wszystkie ubeckie dynastie zapragnęły, by w tej sytuacji Amerykanie wciągnęli zarówno starych kiejkutów, jak i inne bezpieczniackie watahy na listę „naszych sukinsynów”. Dlatego na konferencję „Most” zaproszono ważnych ubeków z Izraela – żeby żyrowali u Amerykanów te starania. Amerykanie chyba początkowo się wahali – w w ogóle to warto wciągać was na listę „naszych sukinsynów”? Pokażcie no, co potraficie!

Starym kiekutom nie trzeba było dwa razy tego powtarzać; zakręcili się i w ciągu tygodnia nie tylko powstała partia Nowoczesna z panem Ryszardem na fasadzie, ale w dodatku, zanim jeszcze pan Ryszard zdążył otworzyć usta, żeby powiedzieć nam, jak nam będzie przychylał nieba, zachwycony naród obdarzył tę formację 11 procentami zaufania. Był to, jak wiadomo, pełny spontan i odlot, niczym w Wielkie Orkiestrze Świątecznej Pomocy „Jurka” Owsiaka – chociaż na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, że ten sukces został osiągnięty dzięki temu, że konfidenci dostali od starych kiejkutów rozkaz: w prawo zwrot! Do pana Ryszarda marsz! – i w ten sposób nie tylko partia powstała, ale i osiągnęła 11 procent zaufania. No a teraz pan Ryszard kombinuje, jakby tu zostać następcą pana Szymona Hołowni, który odkrył w sobie inną zgoła wokację. W ten sposób utrzymana zostałaby pewna ciągłość, a i scena polityczna zyskałaby na przewidywalności. Czegóż chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz

W Portland “demokraci” są przeciw – ale nago…

Od Brendan Gutenschwager

Hollywood – ze snu do koszmaru. Dlatego dzieci celebrytów są tak często zaburzone psychicznie.

Hollywood – ze snu do koszmaru. Dlaczego dzieci celebrytów są tak często zaburzone psychicznie?

=================================

https://pch24.pl/hollywood-ze-snu-do-koszmaru-dlaczego-dzieci-celebrytow-sa-tak-czesto-zaburzone-psychicznie

„Hollywood jest straszne… tego już nawet nie da się ośmieszyć”

(PCh24TV)

Hollywoodzki światek od zarania swoich dziejów nie tylko przepoczwarzył się w olbrzymią machinę sławy i masowej rozrywki, ale też przerósł najbardziej szalone wyobrażenia parodystów. Nie sposób bowiem sparodiować całej masy ludzi twierdzących, że „trans-kobiety są kobietami. Trans-mężczyźni są mężczyznami. Osoby niebinarne są prawdziwe. Prawa osób trans to prawa człowieka”.

Celebryci uwięzieni w świecie pozbawionym logiki, rozsądku i prawdy zdają się nie potrzebować już teatralnych masek. Wystarczy, że przejrzą się w lustrze lub spojrzą na własne potomstwo.

Grammy Los Angeles 2025

Jest 2 lutego 2025 roku, podczas 67. gali rozdania nagród Grammy w Los Angeles wyróżnienie w kategorii Best Pop Duo/Group Performance otrzymują Bruno Mars i Lady Gaga za utwór pt. „Die with a Smile”. Przemawiający na scenie Mars zwraca się do swojej muzycznej partnerki oznajmiając z wiarą, iż to sam „Bóg dał im tę piosenkę do wspólnego śpiewania”. Pełna emocji Lady Gaga wyraża radość z możliwości tworzenia, by po chwili wygłosić z powagą przekonanie, iż „osoby transpłciowe nie są niewidzialne. Osoby transpłciowe zasługują na miłość. Społeczność queer zasługuje na wsparcie. Muzyka to miłość”. Zebrana publiczność przyznaje artystce słuszność owacją na stojąco.

„Hollywood is horrible… it’s beyond satire”

Niewiele zmieniło się w amerykańskiej branży rozrywkowej od czasu, gdy Fred Allen, legendarny komik, satyryk i autor licznych radiowych programów, wysłał do swojego przyjaciela, Altona Cooka, list, w którym przedstawił realia panujące w Hoolywood. Jak pisał Allen: „Ludzie tutaj wydają się żyć w małym świecie, który odcina ich od reszty wszechświata, i wszyscy sprawiają wrażenie, jakby udawali życie. Aktorzy i pisarze żyją w strachu, i nic — włącznie z domami — nie wydaje się być trwałe”. I chociaż minęło od tego czasu kilka dekad, Fred Allen zmarł bowiem w 1959 roku, to cytowany opis w całości oddaje klimat panujący tam również dzisiaj.

Uwagi radiowca potwierdzają choćby tegoroczne pożary trawiące w Los Angeles niemal całe osiedla domów należących do znanych z ekranu właścicieli. O panującym w Hollywood strachu przed utratą pracy mówiła kilka lat temu w wywiadzie dla magazynu „Vouge” polska aktorka Joanna Kulig. Natomiast spostrzeżenie Allena w odniesieniu do odciętej od reszty świata małej, patrząc globalnie, społeczności wydają się potwierdzać przywołane słowa Lady Gagi.

Gdyby istniała maszyna przywracająca do życia zmarłych, wskrzeszony Fred Allen zgodziłby się zapewne ze słowami Grega Peada alias Yahoo Serious, australijskiego aktora, scenarzysty i producenta filmowego, który o przemyśle rozrywki w USA powiedział krótko: „Hollywood jest straszne… tego już nawet nie da się ośmieszyć”. I trudno się z nim nie zgodzić, parodiujemy zwykle rzeczywistość po to, by ukazać jej śmieszność, przesuwając granicę jeszcze dalej, ale kiedy rzeczywistość staje się sama w sobie karykaturą, satyra jest bezużyteczna. Absurdalny świat Hollywood nie potrzebuje już teatralnych czy filmowych masek, wystarczy, że przejrzy się w lustrze. I co tam zobaczy?

Całą masę ludzi twierdzących, że „trans-kobiety są kobietami. Trans-mężczyźni są mężczyznami. Osoby niebinarne są prawdziwe. Prawa osób trans to prawa człowieka”. Gdy zwierciadło przechyli się nieco w lewo, do chóru dołączą pisarze, rzeźbiarze, malarze, artyści zajmujący się fotografią. Wystarczy, że ktoś odważy się wyjść poza szereg, zostanie przykładnie ukarany. Dobitnie przekonała się o tym J.K. Rowling, znana autorka książek o Harrym Potterze. Spotkała się z ostrą reakcją w 2020 roku, po cyklu tweetów na temat „społeczności transpłciowej”. Do słów Rowling niemal natychmiast krytycznie odnieśli się aktorzy grający główne role w filmowej ekranizacji jej najbardziej znanej serii – Daniel Radcliffe, Emma Watson i Rupert Grint. W gronie krytyków Brytyjki znaleźli się niebawem, poza filmowymi gwiazdami, pisarze i członkowie amerykańskiej społeczności literackiej, sygnując swoim nazwiskiem list otwarty oferujący wsparcie społecznościom transpłciowym i niebinarnym w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Wcześniej podobny dokument podpisali twórcy z Wielkiej Brytanii i Irlandii.

Hollywoodzki światek, o którym pisał w lipcu 1940 roku Fred Allen, nie tylko przepoczwarzył się w olbrzymią machinę sławy i masowej rozrywki. Przerósł też najbardziej szalone wyobrażenia parodystów. Rowling w swoim pierwszym komentarzu zauważyła jedynie żartobliwie, że nie ma czegoś takiego jak „osoby menstruujące” i że „kiedyś było na to słowo”. Po fali krytyki rozwinęła to stanowisko w kolejnym wpisie, argumentując: „Jeśli płeć nie istnieje, nie istnieje też pociąg osób tej samej płci. Jeśli płeć nie istnieje, znika rzeczywistość kobiet na całym świecie. Znam i kocham osoby transpłciowe, ale wymazanie pojęcia płci odbiera wielu możliwość sensownej rozmowy o ich życiu. To nie nienawiść mówić prawdę”.

Z pewnością mówienie prawdy nie jest nienawiścią. Mówienie prawdy w dzisiejszym świecie ma jednak swoją cenę i jest nią „hejt”. W opublikowanym niedawno przez Rowling oświadczeniu dotyczącym ostatniego wywiadu Emmy Watson, w którym aktorka wspomniała o transfobicznych poglądach brytyjskiej pisarki, czytamy: „Ludzie chcieli mnie zabić, zgwałcić, torturować. Musiałam znacznie wzmocnić środki bezpieczeństwa i nieustannie martwiłam się o bezpieczeństwo mojej rodziny. A Emma właśnie publicznie dolała oliwy do ognia i mimo to sądziła, że jedno zdanie wyrażające troskę zapewni mnie o jej fundamentalnej sympatii i życzliwości”.

Być może z tego powodu „celebryckie zastępy” tak chóralnie opiewają powielaną narrację trans-agendy. Jest równie prawdopodobne, że znakomita większość ludzi z branży szczerze w to wierzy. A poznać możemy ich po „owocach”. Jak zauważyli internauci, potomkowie „celebryckiej kasty” zmagają się z przypadłością w rozmiarach nieporównywalnych z innymi.

W jednym z postów użytkownika platformy „X” możemy przeczytać (@Oli London): „Córka Jennifer Garner= TRANS. Córka Cynthii Nixon = TRANS. Syn Roberta De Niro = TRANS. Syn Gabrielle Union = TRANS. Syn Naomi Watts = TRANS. Córka Marlona Wayansa = TRANS. Syn Charlize Theron = TRANS. Córka Cher = TRANS. Syn Jamie Lee Curtis = TRANS. Córka Rosie O’Donnell = Niebinarna. Córka Jennifer Lopez = Niebinarna”.

Przypadek? Nie sądzę, zwłaszcza że lista jest o wiele dłuższa.

„Bóg nie pozwoli z siebie szydzić” (por. Ga 6,7-8)

No cóż, pochodzące z Biblii przysłowie mówi: „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”(por. Oz 8,7). Jednak bardziej odpowiedni w tym kontekście wydaje się być fragment z Listu św. Pawła do Galatów (Ga 6,7-8):

„Nie łudźcie się, Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Co bowiem człowiek sieje, to też żąć będzie. Kto sieje dla swojego ciała, z ciała żąć będzie skażenie; a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie życie wieczne”.

Słowo Boże od początku poucza nas, że płeć biologiczna i tożsamość płciowa są stworzone, dane i zachowane przez Boga. Co więcej, w mistrzowskim zamyśle Stwórcy zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo (por. Rdz 1,26-28). Bunt człowieka przeciw Bogu zniekształcił ten pierwotny doskonały rys, co sprawiło, że w jakimś sensie wszyscy mamy zaburzoną tożsamość. Ale to nie oznacza, że możemy się dowolnie definiować i wyrażać. Zewnętrzne oznaki ludzkiej cielesności mają znaczenie. Biblijne słowa: „stworzył mężczyzną i niewiastą” (por. Rdz 1,27) wyraźnie mówią bowiem o zróżnicowaniu płci jako nieusuwalnej kondycji i sednie człowieczeństwa. Z zaistnieniem ludzkiego ciała, z jego pięknem, ze zróżnicowaniem płci oraz z miłością, którą Bóg wpisał w relację mężczyzny i kobiety, wiąże się więc od początku godność tak wielka, iż sam Wszechmocny w osobie Jezusa Chrystusa stał się człowiekiem.

Dlatego trangenderyzm jest w najgłębszej istocie kolejną odsłoną buntu stworzenia wobec Stwórcy. Sprzeciw ten ma wyjątkowo szydercze oblicze, a jak już wiemy, Bóg nie pozwoli z siebie szydzić (por. Ga 6,7). Przez wzgląd na swoje miłosierdzie dopuszcza, póki co, jedynie konsekwencje ludzkiego działania. Ale przyjdzie taki dzień, w którym człowiek, o ile się nie nawróci, jako plon ciała zbierze zagładę (por. Ga 6,8).

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Przyszłość Chin: Państwo robotów. 300 tysięcy robotów ratuje chińskie fabryki z powodu klęski demograficznej.

300 tysięcy robotów ratuje chińskie fabryki z powodu demograficznego upadku populacji

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/300-tysiecy-robotow-ratuje-chinskie-fabryki-z-powodu-demograficznego-upadku-populacji


Chiny stoją przed bezprecedensowym wyzwaniem demograficznym, które mogłoby zagrozić ich pozycji światowej potęgi przemysłowej. Jednak w obliczu kurczącego się społeczeństwa, potężna armia robotów wkracza do akcji, zapewniając dalsze funkcjonowanie fabryk i utrzymując status “fabryki świata”.

Według najnowszych danych Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR), Chiny zainstalowały rekordową liczbę 295 000 nowych robotów przemysłowych w 2024 roku – więcej niż wszystkie pozostałe kraje razem wzięte. Ta imponująca liczba stanowi ponad połowę globalnych instalacji i przenosi łączną liczbę aktywnych robotów w chińskich fabrykach do bezprecedensowego poziomu 2,03 miliona jednostek.

Masowa robotyzacja nie jest przypadkowym trendem technologicznym, ale strategiczną odpowiedzią na poważny problem demograficzny. Od 2022 roku liczba ludności Chin systematycznie maleje – w ubiegłym roku zmniejszyła się o 1,39 miliona osób. Jeszcze bardziej niepokojące są długoterminowe prognozy ONZ, które przewidują, że do 2050 roku populacja Chin spadnie do 1,26 miliarda, przy czym aż 40% mieszkańców przekroczy 60. rok życia, a zaledwie 10% będzie miało poniżej 15 lat.

Ta demograficzna przepaść bezpośrednio wpływa na rynek pracy. Chińska populacja w wieku produkcyjnym (16-59 lat) skurczyła się z 896,4 miliona w 2019 roku do 875,6 miliona w 2022 roku, podczas gdy liczba osób powyżej 65 roku życia wzrosła ze 176 milionów do 209,78 milionów w tym samym okresie. Trend ten prawdopodobnie będzie się pogłębiał – eksperci przewidują, że do 2100 roku zaledwie 36% Chińczyków będzie w wieku produkcyjnym, w porównaniu do obecnych 59%.

W odpowiedzi na te wyzwania, chińskie fabryki przechodzą gwałtowną transformację. W zakładach, które kiedyś tętniły ludzką aktywnością, dziś słychać precyzyjny, mechaniczny rytm maszyn. Branże tradycyjnie opierające się na intensywnej pracy ludzkiej, takie jak przemysł tekstylny czy elektroniczny, masowo wdrażają zautomatyzowane rozwiązania. Przykładem jest firma Midea, która w ciągu sześciu lat zainwestowała 4 miliardy juanów (622 miliony dolarów) w transformację technologiczną, zwiększając wydajność o 62% i zmniejszając liczbę pracowników o 50 000.

Co istotne, Chiny nie tylko instalują więcej robotów niż jakikolwiek inny kraj, ale także zwiększają udział rodzimych producentów na własnym rynku. W 2024 roku chińscy producenci robotów po raz pierwszy wyprzedzili zagranicznych dostawców, osiągając 57% udziału w rynku krajowym, w porównaniu do średnio 28% w poprzedniej dekadzie. To znaczące przesunięcie w kierunku samowystarczalności technologicznej ma głębokie implikacje geopolityczne, szczególnie w kontekście rywalizacji z USA.

Wpływ tej robotycznej rewolucji na chińskie społeczeństwo jest wielowymiarowy. Z jednej strony, pozwala ona utrzymać konkurencyjność przemysłową mimo malejącej siły roboczej. Z drugiej strony, powoduje fundamentalną restrukturyzację rynku pracy, eliminując miejsca pracy dla pracowników nisko-kwalifikowanych, a jednocześnie tworząc popyt na specjalistów z umiejętnościami technicznymi. Badania wskazują, że około 77% chińskich miejsc pracy jest podatnych na automatyzację, a robotyzacja wywiera znaczący negatywny wpływ na zatrudnienie i płace, szczególnie wśród pracowników o niskich kwalifikacjach, mężczyzn i osób w średnim lub starszym wieku.

Mimo tych wyzwań, Chiny postrzegają robotyzację jako strategiczną konieczność. Rząd aktywnie wspiera tę transformację poprzez inicjatywy takie jak “Robot+ Application Action Plan”, dążąc do podwojenia gęstości robotów w kraju do 2025 roku. Dla Pekinu automatyzacja to nie tylko sposób na utrzymanie pozycji “fabryki świata”, ale także szansa na przejście z produkcji pracochłonnej o niskiej wartości do wytwarzania produktów zaawansowanych technologicznie.

Historyczne cywilizacje upadały, gdy brakowało im zasobów lub ludzi. Chiny, stojąc w obliczu bezprecedensowego spadku demograficznego, budują nowy rodzaj armii – ze stali i algorytmów – aby zabezpieczyć swoją pozycję ekonomiczną. Ten masowy eksperyment zastępowania ludzkiej siły roboczej maszynami nie tylko zdecyduje o przyszłości chińskiej gospodarki, ale stanie się lekcją dla innych starzejących się społeczeństw, w tym dla krajów zachodnich, które w najbliższych dekadach staną przed podobnymi wyzwaniami demograficznymi.

Źródła:

https://www.scmp.com/economy/china-economy/article/3327793/chinas-popul…
https://parameter.io/china-installs-300000-robots-amid-labor-shortage/
https://www.weforum.org/stories/2025/04/the-future-of-jobs-in-china-the…
https://technode.com/2025/10/02/china-installed-nearly-300000-industria…
https://www.washingtonpost.com/world/interactive/2025/china-population-…

Polska stoi przed próbą: Chrońmy świętość rodziny!


Polska stoi przed próbą: chrońmy świętość rodziny
Czy można sobie wyobrazić, że w Polsce – kraju o tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej – rząd zaczyna podważać świętość małżeństwa?
 

A jednak to właśnie się dzieje.
 
Rząd Donalda Tuska, przy aktywnym udziale Władysława Kosiniaka-Kamysza, zapowiada wprowadzenie ustawy o tzw. „związkach partnerskich”.
 
Choć w oficjalnych komunikatach mówi się o „uregulowaniu statusu osoby najbliższej”, w rzeczywistości chodzi o zrównanie małżeństwa – sakramentu kobiety i mężczyzny – z relacjami sprzecznymi z prawem Bożym i naturalnym porządkiem.
 
To nie jest niewinna reforma – to rewolucja moralna.
 
Pod hasłami „równości” i „nowoczesności” próbuje się osłabić fundamenty prawdziwej rodziny.
 
Nie jest to kwestia administracyjna. To kwestia sumienia i wiary.
 
Małżeństwo nie jest wynalazkiem państwa ani „umową społeczną”, którą można zmieniać według aktualnie modnej zwodniczej ideologii.
 
To święte przymierze kobiety i mężczyzny, ustanowione przez Boga u początku stworzenia:
 
Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”. (Rdz 2,24)
 
Gdy państwo zrównuje małżeństwo z innymi formami relacji, przestaje chronić rodzinę, a zaczyna rozbijać jej sens i godność.
 
Czy mamy pozwolić, by pod pozorem „tolerancji” zniszczono to, co święte?
 
Trzeba działać – zanim będzie za późno.
 
Dlatego postanowiłem napisać właśnie do Ciebie. 
 
Proszę, podpisz petycję do wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, by sprzeciwił się tej ustawie i stanął po stronie prawdziwego małżeństwa, rodziny i chrześcijańskiego porządku w Polsce.
Podpisz petycję: Brońmy świętości małżeństwa!

Ten apel to nie formalność – to realna presja na polityków, którzy muszą usłyszeć głos tysięcy Polaków broniących Bożego porządku.
 
Każdy podpis ma znaczenie.
 
Każdy podpis to świadectwo wiary, odwagi i miłości do prawdy.
 
To walka o duszę narodu.
 
Bo kiedy państwo legalizuje związki sprzeczne z naturą, przestaje być obrońcą dobra wspólnego.
 
Zamiast wychowywać młode pokolenia do odpowiedzialności, wierności i otwartości na życie – promuje fałszywe wzorce i oswaja z grzechem sodomskim.
 
W imię rzekomej „wolności” odbiera się sens słowom: ojciec, matka, rodzina.
 
Czy takiej Polski chcemy?
 
Czy chcemy, by nasze dzieci dorastały w kraju, gdzie Boże przykazania stają się tylko „kwestią opinii”?
 
Razem możemy to zatrzymać.
 
Nie raz już pokazaliśmy, że wspólnym wysiłkiem można obronić prawdę.
 
Dzięki wsparciu tysięcy osób udało się już:
przygotować i przeprowadzić liczne kampanie w obronie rodziny, życia i wiary, skierowane przeciwko bluźnierstwu, aborcji i eutanazji,
ujawnić i nagłośnić ideologiczne treści w szkołach, które miały demoralizować dzieci,
oraz rozpowszechnić materiały chroniące setki rodzin przed wpływem ideologii gender.
Te działania pokazują, że wspólnie potrafimy skutecznie reagować, by odbudować cywilizację chrześcijańską.
 
Dziś znów stoimy przed próbą.
 
Rząd chce uczynić z Polski kraj bez moralnych granic.
 
Nie możemy milczeć.
 
Podpisz petycję teraz – zanim w Sejmie zapadnie decyzja, która zmieni oblicze naszej ukochanej Ojczyzny.
 
Niech nasze „tak” dla świętości małżeństwa zabrzmi głośno.
 
Każdy podpis to głos za prawdą, za Bożym porządkiem, za prawdziwą rodziną.
 
Niech nasza wspólna modlitwa i działanie staną się świadectwem, że Polska – mimo ataków – pozostaje wierna Ewangelii.
 
„Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. (Rz 12,21)
 
Niech Bóg błogosławi wszystkim, którzy stają w obronie świętości małżeństwa.
Z serca dziękuję za Twoją modlitwę i zaangażowanie, by walczyć o życie nienarodzonych – tych, którzy sami bronić się nie mogą.
Z wyrazami szacunku,
Jędrzej Stępkowski
Polska Katolicka, nie laicka

P.S. Twój głos ma znaczenie! Nie pozwól, by homoseksualne związki partnerskie zniszczyły świętość małżeństwa.
 
Podpisz petycję teraz i pokaż, że Polska pozostaje wierna Bożemu prawu.

www.polskakatolicka.org

Heretycy w Watykanie wystosowali życzenia do pogan z okazji ich święta Diwali. „Ani słowa o Jezusie”.

Watykan wystosował życzenia do pogan z okazji ich święta. „Ani słowa o Jezusie”

14.10.2025 https://nczas.info/2025/10/14/watykan-wystosowal-zyczenia-do-pogan-z-okazji-ich-swieta-ani-slowa-o-jezusie/

Papież Leon XIV.
NCZAS.INFO | Papież Leon XIV. / Fot. PAP/EPA

Watykan wysłał życzenia „szczęśliwego Diwali”. To hinduistyczne święto poświęcone pogańskim bóstwom. Katolickie media podkreślają, że w życzeniach nie ma w nich słowa o Jezusie.

Watykańska Dykasteria ds. Dialogu Międzyreligijnego opublikowała list z „najlepszymi życzeniami” dla wyznawców hinduizmu przygotowującymi się do obchodów święta „Diwali”. To hinduistyczny nowy rok połączony z ichnią wiarą.

Hinduistyczny nowy rok opiera się na mitologii i zachęca do świętowania zwycięstwa prawdy nad fałszem, światła nad ciemnością, życia nad śmiercią i dobra nad złem.

„List Watykanu nie wykorzystuje okazji, by wskazać hinduistom jedynego i wielkiego zwycięzcę prawdy nad fałszem, światła nad ciemnością, życia nad śmiercią i dobra nad złem – Jezusa Chrystusa” – podkreśla lifesitenews.com.

List podpisali prefekt Dykasterii, kardynał George Jacob Koovakada i sekretarz ks. prałat Indunil Janakaratne Kodithuwakku Kankanamalage.

„Ani razu nie wspominają imienia Jezusa ani nie wskazują na Niego jako na jedynej ‘drogi, prawdy i życia’ (Ewangelia według św. Jana 14,6)” – zaznaczyła redakcja LSN.

Diwali łączy się z rytualnymi modłami do hinduistycznych bóstw, przez katolików uznawanych za pogańskie i fałszywe. Wśród nich są „Maa Lakszmi, bogini bogactwa i dobrobytu i Pan Rama”, którego „triumf nad złem jest centralnym punktem obchodów Diwali”, jak wskazuje California Family Council (CFC).

Do innych bogów należą Sita, bogini płodności i oddania; Hanuman, bóg małp; Kali, bogini mocy i zniszczenia” – zauważa CFC.

„Catholic Answers” wskazuje, że hinduizm naucza fałszywej równości religii.

„Hinduizm jest popularny, ponieważ, podobnie jak buddyzm, unika konfliktów, wierząc, że wszystkie tradycje religijne to różne ścieżki do tego samego celu” – napisał Anthony Clark w artykule z 2012 roku.

„Ale, jak zobaczymy, jest to sprzeczność: Twierdzenie, że dwa sprzeczne stanowiska są w rzeczywistości korelatywne, jest nie tylko irracjonalne, ale i nieprawdziwe” – wyjaśnił.

„Katolicyzm jest ‘jedyną prawdziwą wiarą, opartą na naturalnych i objawionych pewnikach danych przez Jedynego Boga’, a zatem ‘nie może on, za pomocą zdrowego rozumowania, wpasować się w ideały pluralizmu religijnego’” – wyjaśnił Clark.

We wspomnianym artykule przytoczono też katolickiego apologetę Petera Kreefta. Zwrócił uwagę na problemy dotyczące tzw. mistyki Wschodu.

Według mistycyzmu Wschodu indywidualność jest iluzją. Nie chodzi o to, że nie jesteśmy realni, ale o to, że nie jesteśmy odrębni od Boga ani od siebie nawzajem – mówił Kreeft.

Jak widać, Watykan za Leona XIV brnie za Franciszkiem w herezję wspierania wielu religii.

W stepie szerokim. Dlaczego upadła Rzeczpospolita Obojga Narodów

W stepie szerokim. Dlaczego upadła Rzeczpospolita Obojga Narodów

kelkeszos https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1467782,w-stepie-szerokim-dlaczego-upadla-rzeczpospolita-obojga-narodow

W trudnych czasach porozbiorowych, gdy przetrwanie narodu pozbawionego bytu politycznego, stało się przedmiotem troski jego rzeczywistych elit, znalazło się wielu “ojców założycieli” różnych gałęzi myśli społecznej, bez których trudno sobie wyobrazić polską naukę. Niestety ludzie ci, przytłoczeni ogromną przewagą stronnictw insurekcyjnych, nie funkcjonują w naszej historycznej świadomości i o ile ci, bez przerwy krzyczący “do broni!” mają w każdej polskiej mieścinie place, pałace i ulice ich imienia, a także masę pomników i tablic ku czci, o tyle ci wzywający do powściągliwości, pracy i nauki, są zupełnie zapomniani, a przy tym bardzo często oskarżani o kapitulanctwo, albo wręcz zdradę. 

Dorobek twórców naszej ekonomii politycznej – Fryderyka Skarbka, socjologii – Józefa Supińskiego, czy psychologii – Michała Wiszniewskiego, trzymamy zatem w od lat zamkniętych szufladach, do których nikt nie zagląda.

Józef Supiński miał to nieszczęście, że swoją świetną “Szkołę polską gospodarstwa społecznego” wydał tuż przed wybuchem powstania styczniowego, dlatego nie trafiła w podgrzewane przez wzmożonych patriotów nastroje społeczne, choć już po katastrofie powstania stała się “biblią” pozytywistów, co zresztą potwierdził sam Bolesław Prus w “Lalce”, gdy przygotowującemu się do rozmowy z Wokulskim Łęckiemu, wkłada w ręce właśnie dzieło Supińskiego.

Jeszcze mniej niż o Supińskim wiemy o Michale Wiszniewskim, niezwykłej postaci, zasłużonej między innymi pierwszą profesjonalną “Historią Literatury Polskiej”. Wiszniewski jak wielu mu współczesnych starał się przy tym poznać Europę i zbadać mechanizmy nią rządzące, z opcją wykorzystania sprzeczności między mocarstwami dla podniesienia sprawy polskiej. Zrobił na zachodzie, zwłaszcza we Włoszech dużą karierę, a przy tym był bardzo czynnym publicystą, dzięki czemu pozostawił po sobie kilka świetnych dzieł, w tym pięknie wydaną w Warszawie w 1848r. “Podróż do Włoch, Sycylii i Malty”.

Swoją peregrynację po Półwyspie Apenińskim zaczął w Trieście, ale głównym celem pierwszej części podróży była Wenecja, której poświęcił Wiszniewski bardzo wiele uwagi, nie ukrywając przy tym, że inspirowała go pewna analogia w dziejach dwóch Rzeczpospolitych – polskiej i weneckiej, które niemal równocześnie zeszły ze sceny dziejów, wcześniej przeżywszy dni wielkiej potęgi i chwały.

Jedną z najbardziej dojmujących obserwacji w porównaniu tych dwóch państw jest różnica ich potencjałów, najwyraźniej podkreślona we fragmentach dotyczących opisu weneckiego arsenału: 

Niegdyś w arsenale weneckim pracowało szesnaście tysięcy robotników, znanych w historii weneckiej pod nazwiskiem Arsenalotti. Wenecja przy końcu piętnastego wieku miała czterdzieści tysięcy majtków i trzysta trzydzieści wielkich okrętów wojennych, kupieckich zaś okrętów trzy tysiące jeszcze przy końcu wieku dwunastego.

A Rzeczpospolita Obojga Narodów? Ogromny kraj, potężnym obłym cielskiem zapychający wielkie przestrzenie środkowej i wschodniej Europy, do morza przylegający nędzną wypustką, ze wszystkich stron zagrożoną przez wrogów i zakorkowaną przez niemal eksterytorialne miasto, trzymające za gardło większość handlu tego “imperium”, zasiedlone niemal w całości przez element etnicznie obcy. Na dodatek ten kolos nie miał własnej floty, wszelkie morskie operacje opierając na siłach zewnętrznych.

Dlaczego Polska, tak zależna od obrotu towarowego opartego na handlu wiślanym, nie była w stanie wytworzyć minimalnego choćby zasobu pozwalającego na eksploatację własnych portów?

Bo rozpuściła się w wielkim stepie, gdzie polskość to były tylko enklawy w dzikim i wrogim żywiole, a to wrzucenie wszelkich zasobów w “wielki step” tak dezintegrowało strukturę społeczną, że kraj nie był w stanie wytworzyć własnego mieszczaństwa, z konieczności opierając się w jego funkcjach na elementach etnicznie obcych, które wprawdzie stworzyły sobie u nas raj, ale za cenę ogromnego upośledzenia 90% jego mieszkańców.

To właśnie te przygnębiające “zawołane ziemiańskie stolice”, w których straszyły “bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”, to przy tym najbardziej porażające świadectwo, czym była rozpuszczona w “wielkim stepie” i tracąca tam swoje zasoby Polska. Cena była okrutna, bo wynikała z wepchnięcia Polaków jako narodowej wspólnoty w objęcia niszczącego ją azjatyckiego Naddnieprza. 

Efektem był brak państwowości z koniecznymi jej atrybutami, jak skarb, wojsko, flota, sądy i możliwość egzekwowania wyroków. W zamian stepowa anarchia ze stolicami “królewiąt” do złudzenia przypominających dzisiejszych oligarchów zza wszystkich naszych wschodnich granic.

Taki kraj jest łatwym łupem tych, którzy wiedzą, czemu służy dostęp do morza, a Europa to cywilizacja morska, bo nawet Moskale to wiedzieli, budując Petersburg i Odessę.

W chwili upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów, nie mającej żadnej liczącej się własnej warstwy kupieckiej, Rosjanie mieli zrzeszonych w gildiach przeszło 100 tysięcy kupców, autochtonicznego głównie pochodzenia. Z czym mieliśmy do nich startować, mając za sąsiadów jeszcze gorszych, bezwzględniejszych i o niebo lepiej zorganizowanych Niemców?

Rzeczpospolita Wenecka upadła w 1797r. Jej sławnego “Bucentaura” podburzony przez francuskich rewolucjonistów  lud wenecki własnoręcznie spalił ( resztki podobno przywłaszczył Napoleon ). Jak ogromnym było bogactwo “Królowej Adriatyku”, świadczy to, że Anglikom, głównym sprawcom krachu weneckiego handlu, opłacało się rozbierać kupione od upadłych rodzin weneckich pałace, po to aby je burzyć i wydobywać pale, na których stały, tyle warte było to drewno. U nas stepowy wicher pozostawił po swoim przejściu bardzo niewiele pamiątek.

Prawowici spadkobiercy upadłej Polski, szukając sposobów odrodzenia państwa, szli wieloma drogami, z których obecnie cenimy tylko jedną, pozostałe mając w zupełnym niepoważaniu, albo absolutnej niepamięci, przy czym jakakolwiek próba dyskusji czy przypominania faktów w naszych porozbiorowych dziejach zadziwiających, wiąże się z wielkim ryzykiem, bo w Polsce deklinację rzeczowników zaczynamy od wołacza, a nie od mianownika.

Dlatego wielu spraw nie potrafimy analizować bez gniewu i uprzedzeń.

Kończąc zatem złożonym pytaniem, czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić taką formę polskiej państwowości, w której:

1. Budżet ma wielką nadwyżkę, a przy tym finansuje najlepszą armię na świecie i wielkie inwestycje infrastrukturalne?

2. Kraj ma nadwyżki w handlu z Rosją i Niemcami i wysyła towary do Chin?

3. Liczba ludności rośnie o przeszło 20% w ciągu dziesięciu lat?

4. Wyższe uczelnie kształcą światowej klasy fachowców we wszystkich dziedzinach?

5. Z Niemiec zjeżdżają się dziesiątki tysięcy fachowców?

6. Zaawansowanie techniczne pozwala na produkcję stali lepszej od szwedzkiej?

7. Prawo własności jest nienaruszalne, a sądownictwo osiąga stopień sprawności gdzie indziej nie znany?

mam świadomość, że trafi ono w próżnię.

A jednak, choć trudno to sobie wyobrazić, to taka forma naszej państwowości istniała. Tyle, że wyłącznie na ziemiach etnicznie polskich, bez tego nieznośnego szukania szczęścia tam gdzie nas nie chcą i gdzie w dystansie zawsze są tylko krew, pot i łzy.

Ale co to obchodzi naszych historyków? I w ogóle kogokolwiek?

Gdańsk: Kolejna loża masońska w Polsce.

Kolejna loża masońska w Polsce. „Po blisko stuleciu, tradycja wyższych stopni RSDiU powraca”

15.10.2025 nczas/kolejna-loza-masonska-w-polsce-po-blisko-stuleciu-tradycja-wyzszych-stopni-powraca

NCZAS.INFO | Masoneria, wolnomularstwo, masoni, sztuka królewska
NCZAS.INFO | Symbole masońskie Fot. Pixabay

Wolnomularstwo donosi, że 11 października decyzją Rady Najwyższej 33° przy Wielkim Wschodzie Francji zapłonęły światła gdańskiej loży wyższych stopni Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego. Innymi słowy w Gdańsku powstała Loża Doskonałości „Pod Trzema Kompasami”.

Masoni w Polsce cieszą się, ponieważ jest to rozwinięcie ich działalności. „Loża jest oczywiście naturalnym rozwinięciem naszego warsztatu masonerii błękitnej, czyli loży “Gwiazda Morza”. Wymownym tego świadectwem jest zresztą pieczęć, w której można odnaleźć podobieństwa z pieczęcią LGM” – czytamy.

Podziękowano także za „nieocenioną pomoc” przy pracy nad powołaniem nowej loży w Polsce krakowskiej Loży Gabriel Narutowicz oraz dla B.:. Dominique Lesage’a.

Podczas ceremonii prac inicjujących przyjęty został Patent Loży z pieczęciami Rady Najwyższej i Wielkiego Kolegium Rytów z Paryża. Jest to jednoznaczne z formalnym uznaniem loży.

„Od tego momentu, każda inicjacja nowego członka Loży Doskonalenia i każda podwyżka do kolejnego stopnia wtajemniczenia będą wiązały się z pięknym dyplomem wystawionym przez paryską Radę Najwyższą 33° i dekorowanym pieczęcią gdańskiego warsztatu” – czytamy.

Nowa loża w gdańsku jest lożą mieszaną – przyjmuje zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Praktykują w niej „drogę inicjacyjną” aż do 14. stopnia RSDiU włącznie.

„Dzięki opiece Rady Najwyższej 33 i Wielkiego Kolegium Rytów GOdF członkowie nowej Loży Doskonalenia uzyskują dostęp do unikalnych zasobów, kompetencji oraz doświadczeń a także do wiedzy gromadzonej w prastarych archiwach Rytu. To niezwykła szansa na podążanie ścieżkami wyższej masonerii wedle najlepszych, uznanych i sprawdzonych wzorców” – podkreślono.

Jak czytamy, podczas ceremonii zapalenia świateł obecni byli nie tylko przedstawiciele Rady Najwyższej, lecz także Wielki Suwerenny Komandor, B.:. Chr:. Confortini 33°, a więc śmietanka masońskiego świata. Podkreślił on, że podczas prac zobaczył autentyczne przywiązanie do wartości RSDiU prezentowane przez gdańskich wolnomularzy.

W pieczęci loży znalazł się gdański okręt – kogga – razem z trzema kompasami, co ma symbolizować podróż – w głąb siebie, ale też między lożami, by budować masońskie więzi.

„Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że po blisko stuleciu, tradycja wyższych stopni RSDiU powraca do prastarego Gdańska” – czytamy.

Brońmy świętości małżeństwa! Nie dla związków partnerskich

https://polskakatolicka.org/pl/petycje/bronmy-swietosci-malzenstwa-nie-dla-zwiazkow-partnerskich

Brońmy świętości małżeństwa! Nie dla związków partnerskich

Brońmy świętości małżeństwa! Nie dla związków partnerskich

Udostępnij petycję

Brońmy świętości małżeństwa! Nie dla związków partnerskich

Rząd Donalda Tuska, przy wsparciu wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, przygotowuje projekt ustawy o tzw. „związkach partnerskich”. Choć oficjalnie mówi się o „statusie osoby najbliższej”, w rzeczywistości chodzi o zrównanie małżeństwa z relacjami sprzecznymi z prawem Bożym i naturalnym porządkiem.

Takie rozwiązanie jest nie tylko błędem politycznym — to zamach na sam fundament ludzkiego życia. Małżeństwo nie jest wymysłem państwa ani umową społeczną. Jest świętym przymierzem kobiety i mężczyzny, ustanowionym przez Boga od początku stworzenia: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Rdz 2,24).

Pod pozorem „równości” i „nowoczesności” próbuje się dziś zniekształcić to, co jest święte. Wprowadzenie związków partnerskich to odejście od prawa naturalnego i od Ewangelii, które uczą, że prawdziwa miłość opiera się na wierności, ofierze i otwarciu na życie.

Podpisz petycję do Władysława Kosiniaka-Kamysza – wzywamy go, by sprzeciwił się tej ustawie i stanął w obronie małżeństwa, rodziny i chrześcijańskiego porządku w Polsce.

Do Wiceprezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej,
Przewodniczącego Polskiego Stronnictwa Ludowego,
pana Władysława Kosiniaka-Kamysza

Szanowny Panie Premierze,

z głębokim niepokojem obserwujemy Pańskie zaangażowanie w przygotowanie projektu ustawy o tzw. związkach partnerskich, zwanej „ustawą o statusie osoby najbliższej”.

Ten projekt w istocie uderza w sakramentalne i naturalne znaczenie małżeństwa, które – zgodnie z prawem Bożym, tradycją chrześcijańską i Konstytucją RP – jest związkiem kobiety i mężczyzny, otwartym na przekazywanie życia i wzajemną pomoc.

Legalizacja związków jednopłciowych pod jakąkolwiek nazwą jest sprzeczna z porządkiem moralnym i z nauką, którą przez wieki wyznawały pokolenia Polaków. Takie rozwiązanie nie jest wyrazem troski o ludzi, lecz próbą narzucenia społeczeństwu ideologii, która rozbija rodzinę i podważa samą naturę człowieka.

Panie Premierze, apelujemy do Pana o zatrzymanie tego procesu. Polska potrzebuje dziś troski o rodzinę, o dzieci, o trwałe więzi, które kształtują sumienia i uczą odpowiedzialności.

Prosimy, aby stanął Pan po stronie małżeństwa – wspólnoty kobiety i mężczyzny – oraz zachował wierność zasadom, które przez pokolenia budowały polską cywilizację: wiarę, porządek moralny i poszanowanie Bożego prawa.

Z wyrazami szacunku,

[Imię i nazwisko]

===============

Podpis internetowy można złożyć w oryginale tej petycji:

https://polskakatolicka.org/pl/petycje/bronmy-swietosci-malzenstwa-nie-dla-zwiazkow-partnerskich

Nie umiem skopiować. M. Dakowski

USA. Dzięki zamknięciu rządu [shutdown] likwidowane są aborcyjno-LGBT-owskie instytucje

USA. Dzięki zamknięciu rządu likwidowane są aborcyjno-LGBT-owskie instytucje

15.10.2025 nczas/usa-dzieki-zamknieciu-rzadu-likwidowane-sa-aborcyjno-lgbt-owskie-instytucje

Donald Trump USA prezydent
NCZAS.INFO | Donald Trump Fot. Allison Robbert/Pool via CNP/ABACAPRESS.COM Dostawca: PAP/Abaca

Dzięki zamknięciu rządu (ang. government shutdown) w USA administracja Donalda Trumpa zwolniła „tysiące pracowników” Departamentu Zdrowia i Opieki Socjalnej, którzy zajmowali się tzw. „planowaniem rodziny”, tj. realizacją interesów przemysłu aborcyjnego i antykoncepcyjnego za pieniądze podatników i „zdrowiem LGBTQ+”.

Informację ujawnił w tonie skandalu były urzędnik od byłego prezydenta Joe Bidena Adrian Shanker. To działacz LGBT i były zastępca asystenta sekretarza ds. polityki zdrowotnej oraz starszy doradca ds. równości w zdrowiu LGBTQ+.

Shanker założył „centrum społecznościowe” LGBT, gdzie urządzano pokazy drag queen. Pisał też o „queerowym aktywizmie zdrowotnym”. Opublikował także kilka artykułów o wymyślonych seksualnościach.

I takiż oto osobnik przekonywał, że cięcia Trumpa mają „ideologiczny” charakter.

– To są programy, które koncentrowały się na zdrowiu reprodukcyjnym [to określenie odnosi się do mordowania nienarodzonych dzieci oraz antykoncepcji – red. nczas] i queer, a teraz ich nie ma – lamentował Adrian Shanker.

Zamknięte zostało m.in. Biuro ds. Ludności. Zajmowało się ono wspieraniem „edukacji seksualnej” dla „młodzieży LGBTQ+”, jak określił to portal „The Advocate”. W rzeczywistości biuro promowało antykoncepcję i mordowanie nienarodzonych dzieci, jak podaje lifesitenews.com.

„Na przykład za prezydentury Baracka Obamy biuro promowało antykoncepcję poronną jako sposób kontrolowania rozprzestrzeniania się wirusa Zika (choć związek między nimi jest niejasny)” – czytamy.

„Agencja nadzoruje również program ‘planowania rodziny’ Title X, który dofinansowuje antykoncepcję, aby kobiety mogły mieć mniej dzieci. Planned Parenthood jest głównym beneficjentem tych funduszy, dlatego biuro działa jako kanał przekazujący pieniądze podatników do największego dostawcy usług aborcyjnych w kraju” – wskazuje redakcja.

Rząd został zamknięty 1 października. To normalna procedura w USA w przypadku odrzucenia projektu budżetu przez Kongres. Część agencji rządowych wówczas przestaje funkcjonować, do czasu uchwalenia budżetu przez Kongres.

Zamknięcie rządu wymusiło „redukcję etatów” w całym rządzie federalnym. Według prezydenta Trumpa, administracja wykorzystuje zwolnienia jako okazję do cięć w programach preferowanych przez Demokratów.

– Tniemy tylko programy Demokratów, przykro mi to mówić, ale tniemy programy Demokratów – powiedział Trump podczas niedawnego posiedzenia gabinetu, o czym donosi „Politico”.

– Szczerze mówiąc, zlikwidujemy kilka bardzo popularnych programów Demokratów, które nie cieszą się popularnością wśród Republikanów – dodał prezydent.

Republikanie twierdzą, że Demokraci utrzymują zamknięcie rządu z powodu subsydiów Obamacare, które mogłyby zostać wykorzystane do dofinansowania aborcji.

– To obrzydliwe, że Demokraci zamykają rząd, aby nadal ukrywać porażki Obamacare za pomocą ogromnych, finansowanych z podatków, czeków dotacyjnych dla firm ubezpieczeniowych, które mogą finansować aborcje i operacje [transpłciowe] – powiedział senator z Florydy Rick Scott w wywiadzie dla „The Daily Signal”.

Republikanie nie mogą pozwolić, aby amerykańscy podatnicy płacili rachunek za lewacką listę życzeń Demokratów, która na to pozwala – dodał Scott.

Podatek ETS-2. Dla polskich rodzin dodatkowy koszt 1000-1500 zł miesięcznie. [Z polemiką].

https://dorzeczy.pl/ekonomia/792315/astronomiczny-koszt-ets-2-tyle-podatku-zaplaca-polacy.html

Podatek ETS-2. Dla polskich rodzin dodatkowy koszt 1000-1500 zł miesięcznie. Później więcej.

Podatek klimatyczny ETS-2 uderzy w polską gospodarkę, a więc w społeczeństwo. Relatywnie najwięcej zapłacą najubożsi. Wydatki przeciętnej rodziny wzrosną o około 1000–1500 zł miesięcznie.

O kosztach wdrożenia w Polsce ETS 2 Magdalena Uchaniuk rozmawiała w Radio Wnet z prof. Ziemowitem Malechą z Politechniki Wrocławskiej. Przypomnijmy, że ETS to unijny system handlu emisjami dwutlenku węgla. Jego druga odsłona ma objąć transport drogowybudynki mieszkalne, co oznacza, że koszty opodatkowania z tego tytułu poniosą w praktyce wszyscy obywatele.

Astronomiczne koszty ETS 2 dla Polski

Z raportu “Energia, transport, społeczeństwo. Wpływ systemu ETS 2 na gospodarkę Polski” wynika, że w rezultacie wprowadzenia ETS 2 np. cena litra benzyny wzrośnie od 54 groszy do 1,48 zł. (Diesel wzrost od 63 gr. do 1,71 zł na litrze). Łącznie koszty wzrostu cen paliw związane z ETS 2 w transporcie wyniosą Polaków od prawie czterech do 10 miliardów euro rocznie.

ETS 2 za ogrzewanie gospodarstw domowych, będzie kosztowało Polaków dodatkowe od dwóch do pięciu miliardów euro rocznie.

Drastyczny wzrost kosztów życia

Profesor przypomniał, że Polska jest najbardziej poszkodowana, ponieważ budowany od dziesięcioleci specyficzny miks energetyczny w naszym kraju opiera się na węglu. Polski miks energetyczny działał dobrze, ale Komisja Europejska żąda likwidacji górnictwa w imię prymatu ideologii klimatycznej nad ekonomią. Docelowo Europa ma osiągnąć tzw. neutralność energetyczną. Naukowiec powiedział, że ETS-2 uderzy więc szczególnie mocno w polską gospodarkę i obywateli.

Według prof. Malechy z analizy raportu wynika, że po wprowadzeniu ETS 2 przeciętna rodzina będzie musiała dopłacać dodatkowo 1000–1500 zł miesięcznie, ale trzeba mieć też na uwadze, że za jakiś czas skończą się tzw. tarcze ochronne za które dopłaca z podatków państwo. Ekspert zaznaczył, że doprowadzi do zubożenia społeczeństwa i wykluczenia komunikacyjnego, zwłaszcza poza dużymi miastami.

Prof. Malecha powiedział, że w Stanach Zjednoczonych nie ma systemu ETS, a emisje dwutlenku węgla spadły tam bardziej niż w Europie przy jednoczesnym znaczącym wzrośnie PKB.

Tłumaczył też, że w Europie wprowadzenie ETS sprawia, że europejskie społeczeństwa ubożeją, wszystko drożeje, łącznie z technologiami, które w narracji Komisji Europejskiej mają powodować obniżenie emisji dwutlenku węgla.

Sztuczny podatek klimatyczny

ETS 2, jeśli nie zostanie to powstrzymane, obciąży kieszenie Polaków od 2027 roku. Być może zostanie on przesunięty na rok 2028. Konfederacja cały czas przypomina, jak dramatyczne rezultaty przyniósł ETS1. Ugrupowanie stanowczo sprzeciwia się uczestnictwu Polski w ETS i ETS 2.

Wielu analityków ekonomicznych, ale nawet polityków z ugrupowań rządzących, nie kryje, że dodatkowe opodatkowywanie sprzedawców paliw i budownictwa tak jak wcześniej energetyki i przemysłu, podwyższy Polakom rachunki i ogólnie ceny dóbr.

=================================

mail:

Ja rozumiem, że różni tzw. “profesorowie” mogą mieć problemy z wykonywaniem podstawowych działań matematycznych, ale Pan na pewno nie ma takich problemów. Dlatego uczulam na bezrefleksyjną wiarę i “podawanie dalej” takich bzdetów. Bo na tym tak cierpi Pana wiarygodność i Pana strony, że aż się przykro robi.

A teraz “ad rem”. Po prostym podzieleniu górnej wartości szacunku czyli 15 miliardów Euro przez 13 milionów rodzin w Polsce za diabła nie chce wyjść więcej niż 400 zł. A przy dolnej jest to ok. 160 zł.

Więc rzeczywisty koszt obciążeń statystycznej rodziny to 160-400 zł. To bardzo dużo ale kuda temu do 1500 zł, które “wyszło” panu Malesze i jakimś “matematykom” spod znaku “Energia, transport, społeczeństwo. Wpływ systemu ETS 2 na gospodarkę Polski”.

Ja rozumiem, że oni muszą takie bzdety publikować, żeby uzasadniać swoje istnienie. Ale Pan nie musi.

I choć wiedza kosztuje to z sympatii ma Pan ją ode mnie za darmo :

Ta wiedza zaczyna się i kończy na kwocie ok. 40 Euro za tonę CO2 w pierwszym roku obowiązywania  ETS2, co przełoży się na skokowym wzroście ceny węgla o ponad 600 zł/tonę oraz paliw, ok. 50 gr/litr benzyna i diesel oraz ok. 30 gaz.

W kolejnych latach ETS2 zakłada stopniowy wzrost ceny za emisję tony CO2, docelowo mnożnik razy 4.

I w taki prosty sposób powinno wyglądać przekazywanie wiedzy a nie jakieś szacunki z ….., bo skąd to nie wiadomo.

Pozdrawiam

EL

======================

Liczyć nie będę, bo [m.inn.] nie mam dostępu do danych pierwotnych. Ale zapraszam, gdyby ktoś z czytelników je miał.. md

======================

odp. :

Jeśli docelowy czynnik jest cztery, to
(od 160zł do 400zł) x 4 = od 640zł do 1600zł

tak jak podano w pierwszym artykule.

RW