13.10.2025 Wałbrzych – Adoracja Najświętszego Sakramentu, Różaniec święty i Msza Święta za Ojczyznę

13.10.2025 Wałbrzych – Adoracja Najświętszego Sakramentu, Różaniec święty i Msza Święta za Ojczyznę

12/10/2025 przez antyk2013

13. dnia każdego miesiąca

Króluj nam, Chryste!

Jutro, w rocznicę objawienia się «Pięknej Pani» z Fatimy jako Matki Boskiej Różańcowej przez cud tańczącego słońca („największy cud, jaki kiedykolwiek oglądano”, jak powiedział legat papieski kard. Tedeschini w swej homilii wygłoszonej tam 13.X.1951 r.) w wałbrzyskiej kolegiacie Św. Aniołów Stróżów odbędzie się comiesięczne czuwanie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę od godz. 15, które potrwa do nabożeństwa różańcowego o godz. 17:30, po czym będzie sprawowana comiesięczna Msza św. za Ojczyznę, a po niej rozpocznie się ostatnie w tym roku nabożeństwo fatimskie. Jutro też rozpocznie się w Gdańsku 3-dniowe zebranie plenarne KEP. Dlatego oprócz stałej intencji: o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu, będziemy szczególnie modlić się za naszych Pasterzy, aby uwierzyli w rękojmię zwycięstwa, jaką 13 października 1917 r. dała nam Matka Boska Różańcowa, i aby dojrzało w nich przekonanie, że najmocniejszym argumentem przeciwko szerzonej rewolucji sodomskiej są Jasnogórskie Śluby Narodu, a najskuteczniejszym sposobem zażegnania tego zagrożenia jest Krucjata Różańcowa o ich wypełnienie.  

Sursum corda!

MP

Sunday Strip: Rules are Relative

Sunday Strip: Rules are Relative

Until they aren’t

ROBERT W MALONE MD, M SOCT 12




Rules are rules…



Take two… when the rules are not the rules?




Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.

Share









Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work here and elsewhere, consider becoming a paid subscriber.

Upgrade to paid








Na krzyżu pluszowym i zwyczajnym

Na krzyżu pluszowym i zwyczajnym

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    12 października 2025 Michalkiewicz

Letni śródziemnomorski piknik aktywistów, dla którego pretekstem było przekazanie pomocy humanitarnej Palestyńczykom mordowanym przez wojsko izraelskie w Strefie Gazy, zakończył się wesołym oberkiem – tym weselszym, że zaprawionym nutką martyrologii. Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski już w momencie wejścia izraelskich żołnierzy, którzy na wodach międzynarodowych otoczyli konwój z piknikującymi aktywistami, na pokład niektórych statków konwoju, poinformował świat, że został „porwany”. Podobnie panna Greta Thunberg, którą można już chyba uznać za aktywistkę zawodową, poskarżyła się, że w izraelskim więzieniu, do którego aresztowani aktywiści zostali skierowani, „nie ma dostępu” do żywności oraz wody, a poza tym – w celi, do której Żydowie ją wtrącili, są pluskwy. Nie wiadomo, czy chodzi o insekty, czy o pluskwy z „Pegasusa” – bo przypuszczam, że te ostatnie są w każdym izraelskim więzieniu i w ogóle – w każdym pomieszczeniu – a może i o jedne i o drugie.

Z pluskwami bowiem podobno trudno jest walczyć i w związku z tym – lepiej się do nich przyzwyczaić. Melchior Wańkowicz wspomina, jak to będąc w Stambule „stanął” w niewielkim hoteliku i w nocy obudziły go pluskwy. Nie mogąc dać sobie z nimi rady, zszedł do portierni. Portierem okazał się biały Rosjanin, więc Wańkowicz przemówił doń po rosyjsku: „czort znajet, kłopy” – na co tamten ochoczo podjął temat: „da, ani prokliatyje, kak abliezut…!” – ale żadnej rady, jak się ich pozbyć – nie dał.

Ten wątek martyrologiczny wkrótce się zresztą skończy, bo – jak słychać – Żydowie już wynajęli miejsca w pasażerskich samolotach, którymi deportują aktywistów do ich nieszczęśliwych krajów – bo za bilety będą chyba musieli zapłacić podatnicy, którym Żydowie przedstawią rachunki. Wyobrażam sobie, że Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski zostanie w warszawskim Knesejmie powitany owacją na stojąco, niczym Beniamin Netanjahu w amerykańskim Kongresie – jako męczennik walki o pokój – bo nic innego nasi Umiłowani Przywódcy bezcennemu Izraelowi nie ośmielą się zrobić. Nawet Książę-Małżonek, co to do wyższych wspina się grządek, tym razem nie robił groźnych min, tylko poinformował, że żadnych zakładników na wymianę nie ma. To nie do końca prawda, bo gdyby tak na przykład kazał aresztować, dajmy na to, pana prof. Jana Hartmana, albo pana prof. Jana Woleńskiego (właśc. Hertricha), to już dwóch zakładników na wymianę by miał – ale gdzie by tam się na coś takiego odważył!

Tymczasem w Strefie Gazy sytuacja jest niejasna. Wprawdzie złowrogi Hamas niby zgodził się na zbawienny plan prezydenta Donalda Trumpa – ale niezupełnie. Na przykład zgodził się wydać zakładników „żywych i martwych” bezcennemu Izraelowi – ale już sprawę rozbrojenia chciałby negocjować, podobnie, jak kwestię władzy nad Strefą Gazy. Owszem, może się rozbroić – ale tylko w ten sposób, że przekaże swoją broń władzom palestyńskim, które nad Strefą Gazy mają sprawować władzę suwerenną – a nie żadnej „Radzie Pokoju” – o której w swoim planie mówił prezydent Trump. Podobno bezcenny Izrael „analizuje” – co wynika z tej odpowiedzi Hamasu, ale nie bardzo mi się chce w to wierzyć. Podejrzewam bowiem, że ten cały plan został dyskretnie zasuflowany prezydentowi Trumpowi przez stronę izraelską w nadziei, że z tych 20 punktów zostanie zrealizowany na pewno jeden, ewentualnie – dwa. Pierwszy – że Hamas odda zakładników – a drugi – że jak będzie kręcił nosem na resztę zbawiennego planu, to Izrael oskarży go o sabotowanie procesu pokojowego i w ogóle – granie na zwłokę – a gdy opinia światowa zostanie przez Judenraty wszystkich krajów przekonana o winie Hamasu – to nie będzie innej rady, tylko prezydent Trump będzie musiał zapalić Izraelowi zielone światło dla dokończenia operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej, przynajmniej w Strefie Gazy.

Myślę, że premierowi izraelskiego rządu jedności narodowej o to właśnie chodziło – żeby dla operacji ostatecznego rozwiązania uzyskać międzynarodową sankcję, albo przynajmniej jej pozór, tak, by już żadna Schwein nie pyskowała, by pozbawić Izraela uczestnictwa w Eurowizji, czy europejskich rozgrywkach sportowych – bo na żadne poważniejsze kroki w rodzaju np. sankcji, żadne demokratyczne eunuchy się przecież nie odważą. Co premier Netanjahu – poza pokojową Nagrodą Nobla – obiecał prezydentu Trumpu za firmowanie tego zbawiennego planu pokojowego – tego się wkrótce dowiemy, zgodnie z odkryciem uczonych radzieckich w kwestii przewidywania przyszłości – że wystarczy trochę poczekać. W szczególności ciekawe będzie, czy amerykańscy płomienni szermierze prawdy i praworządności z Partii Demokratycznej nadal będą grzebać przy „liście Epsteina”, czy też dostaną wiadomość: wiecie, rozumiecie, czy wy nie macie większych zmartwień? Cieszcie się, że żywi, zdrowi – i nie pchajcie nosa między drzwi, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.

Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj stoi w rozkroku z powodu niepewności, czy ma być sługą narodu ukraińskiego – co chyba zostało przez Naszych Sojuszników zatwierdzone – czy też przede wszystkim służyć szlachetnemu narodowi niemieckiemu. Rozkrok nastąpił w momencie, gdy niemiecki trybunał w Karlsruhe zażądał od Polski wydania obywatela Wołodymira Ż. który podejrzewany jest przez niemieckich śledczych o wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów. Najpierw niezawisły sąd wprawdzie powinność swej służby zrozumiał, ale chyba nie do końca – bo umieścił delikwenta w areszcie na 7 dni. Widocznie jednak ktoś starszy i mądrzejszy zwrócił niezawisłemu sądu uwagę, żeby się nie wygłupiał – toteż niezawisły sąd natychmiast się zreflektował i przedłużył Wołodymirowi Ż. areszt na dni czterdzieści – a jestem prawie pewien, że nie jest to ostatnie słowo – bo jak pan każe – to sługa musi.

Z powodu tego rozkroku Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński uznał, że musi czymś jednak „pięknie się różnić” od obywatela Tuska Donalda, który w służbie narodu ukraińskiemu najwyraźniej nie da się nikomu wyprzedzić i wraz z Księciem-Małżonkiem wpycha Polskę w wojnę z Rosją – ku uldze europejskich państw poważnych, które dzięki temu, że Polska i mocarstwa bałtyckie, które już nie mogą doczekać się wojny z Rosją, niczym karpie – Wigilii Bożego Narodzenia – zostaną wkręcone w maszynkę do mięsa – będą mogły nadal na wojnie na Ukrainie zarabiać. Toteż Naczelnik Państwa, by pięknie się różnić z obywatelem Tuskiem Donaldem, zaczął nam stręczyć „opcję amerykańską” – chociaż na poprzednim etapie stręczył nam Anschluss. Dzięki temu widzimy, że różnica między obozem „dobrej zmiany” a obozem zdrady i zaprzaństwa sprowadza się do tego – komu lepiej się nadstawić.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Najważniejszy przedmiot w klasach 1-3? FILOZOFIA!

Najważniejszy przedmiot w klasach 1-3? FILOZOFIA!

Filip Obara https://pch24.pl/najwazniejszy-przedmiot-w-klasach-1-3-filozofia/

Po co nam wiedza bez umiejętności poznania prawdy i odróżnienia dobra od zła? A dokładnie taką wiedzę przekazuje naszym dzieciom edukacja w systemie przymusu szkolnego. Nie dziw, że wyszedłszy ze szkoły nie możemy się dogadać i wchodzimy w tryby wojny polsko-polskiej, skoro nie rozumiemy podstawowych pojęć, którymi operujemy. Remedium na ten stan rzeczy jest nauka filozofii od lat najmłodszych. Ale nie mam tu na myśli wykładu historii filozofii, tylko przekazanie narzędzi poznawczych i ewentualnie uprawianie filozofii w jej pierwotnym znaczeniu.

Jedną z rzeczy, które zrobiły na mnie ostatnio największe wrażenie, był pewien drobny szczegół z rozmowy dwóch generałów na Kanale Zero. Otóż, jeden z nich powiedział, że żołnierze dysponujących śmiercionośną bronią mają… zajęcia z filozofii.

Tak, żeby ponosić odpowiedzialność za ludzkie życie, które można odebrać jednym ruchem palca, trzeba mieć najpierw ukształtowany rozum i potrafić odróżniać dobro od zła. Właśnie temu służy filozofia.

Z czym do ludzi?

Dyskusje, które jako rodzice odbywaliśmy na temat tzw. „edukacji zdrowotnej” pokazują jak radykalnie różnimy się w pojmowaniu samych nawet już transcendentaliów, a więc najbardziej pierwotnych kategorii: prawdy, dobra i piękna. Jeden rodzic twierdzi, że dobrem dla jego dziecka jest nierozbudzanie przedwcześnie sfery seksualnej i postrzeganie intymności w kontekście małżeństwa, rodziny i odpowiedzialności. Drugi zaś z całym przekonaniem deklaruje, że „dobrem” dla jego dziecka jest przekazanie mu „wiedzy naukowej” na temat tego, że „korekta płci” może być dla niego… „drogą do szczęścia”. Nie zmyślam, usłyszałem takie zdanie od jednego z rodziców.

Kiedy jesteśmy już przy przykładzie nieszczęsnej „edukacji zdrowotnej” (omówienie programu tego przedmiotu zawarłem tu), napotykamy szereg pułapek polegających właśnie na tym, że pod pozornie zrozumiałymi pojęciami umieszcza się zupełnie inne znaczenia. Weźmy pierwsze z brzegu. Co Państwo myślą, kiedy słyszą słowo „samopoznanie”. Ano, pewnie, że człowiek został z natury obdarzony pewnymi cechami (i to są nasze cechy istotowe, wspólne dla wszystkich) i że istnieją pewne zasady, którym powinien się podporządkować; natomiast poza tym każdy posiada swoje cechy indywidualne (przypadłościowe), które sprawiają, że musimy znaleźć naszą własną drogę realizacji swojej natury i sposób na „odnalezienie” się wobec zasad.

To jest normalne rozumienie samopoznania. Ale obecny świat w swoim dążeniu do „wyzwolenia” człowieka spod „więzów” obyczajowych i religijnych rozumie samopoznanie zgoła inaczej. W kontekście „edukacji zdrowotnej” może chodzić na przykład o rozpoznanie do której z „kilkuset płci” w swoim subiektywnym mniemaniu pasujemy. W takiej wizji człowieka nie ma miejsca na posłuszeństwo woli wobec rozumu i zasad, które nasz rozum rozpoznaje. Jest tylko szukanie usprawiedliwień dla własnego wybujałego indywidualizmu. Żadnych obowiązków, które budziłyby w nas poważniejszy egzystencjalny dyskomfort.

Widząc, z jakim zapałem niektórzy rodzice bronią przedmiotu, przy pomocy którego rząd chce indoktrynować i demoralizować ich dzieci, byłem zdumiony, jak głęboka podmiana pojęć musiała się w nich dokonać. Nie wierzę bowiem, że ktoś świadomie chce zła dla swoich dzieci. Nie wierzę, że w normalnej matce może wygasnąć instynkt macierzyński. Sądzę, że ci ludzie zostali tak „sformatowani”, że do głębi swego bazowego rozumienia rzeczywistości przyjęli, że zło jest dobrem, a dobro złem. Wmówiono im, że nie istnieje żadna obiektywna rzeczywistość i żadne uniwersalne prawo, żadna przyrodzona sprawiedliwość, natomiast oni będą ludźmi światowymi (europejskimi) i światłymi, jeżeli będą nadążali za trendami i przestrzegali przepisów i wytycznych, którymi władza polityczna miłościwie opasuje wszystkie dziedziny naszego życia.

A więc: prawda i rozum, dobro i moralność, piękno, prawo i praworządność, sprawiedliwość, władza, posłuszeństwo – to pojęcia, które zostały fundamentalnie wypaczone. A nie mamy wątpliwości, że nie sposób się bez nich obejść? Doliczmy do tego pojęcie, które zostało właściwie usunięte z przestrzeni publicznej, a jest pojęciem podstawowym dla wychowania, dla życia osobistego i społecznego. Chodzi o cnotę, czyli sprawność moralną. Nawyk wykonywania dobrych uczynków. Stałą zdolność do praktykowania dobra. A podstawą dla cnoty jest rozumne poznanie, dzięki któremu odróżniamy dobro od zła i to jemu powinna być posłuszna (znów to okropne posłuszeństwo, którego tak nie lubią liberałowie!) nasza wola w wykonywaniu tego, co dobre.

Bez filozofii ani rusz

Rolą filozofii jest dążenie do poznania istoty rzeczy. Mówimy tu oczywiście o tzw. filozofii realistycznej, na której została ufundowana nasza cywilizacja, a także nasze myślenie religijne w ramach paradygmatu rzymskiego katolicyzmu. Chrześcijaństwo wniosło łaskę, zbawienie, przebaczenie, cnoty nadprzyrodzone itd. – uszlachetniło naturę człowieka i otworzyło mu prostą drogę do Boga, ale – uwaga! – nie wymyśliło tej natury na nowo – ani sposobów jej poznania.

Zasadnicze zręby antropologii i właściwego rozumienia, czym jest życie społecznego i państwowe, dała nam grecka filozofia, głównie w osobie Arystotelesa. Na nim zostało zbudowane chrześcijańskie rozumienie świata w tym, co dotyczy natury. Od filozofów greckich przejęliśmy pojęcie cnoty i zdolność krytycznego myślenia. Filozofia daje nam aparat poznawczy – właśnie ten, którego dziecko potrzebuje, by móc ocenić, czy to, czego się uczy, jest prawdziwe i dobre.

Powtórzę: nie chodzi o wykład na temat koncepcji filozoficznych czy opowiadanie dzieciom, że Tales z Miletu patrzył na gwiazdy, bla, bla, bla… Chodzi o przekazanie – i to ZANIM zaczną poważną naukę przedmiotów w klasie IV – właściwego rozumienia pojęć. To najlepsze, co możemy im dać, żeby nie pogubiły się w świecie.

Co to znaczy być filozofem? Zadawać pytania o naturę rzeczy. Człowiek, w którym rozbudzimy „zmysł filozoficzny” nie da się łatwo oszukać logicznie brzmiącymi, choć nieprawdziwymi, wykładniami. Weźmy przykład posłuszeństwa. Już w czasie nauki katechizmu nasze dzieci dowiadują się, że powinny być pod grzechem posłuszne rodzicom, jednak z jednym wyjątkiem: gdyby rodzice nakazywali coś niemoralnego. Czyli już na tak wczesnym etapie uczymy dziecko, że będąc w wieku rozumu (około siódmego roku życia), nie ma kierować się ślepym posłuszeństwem, ale ma znać zasady i samodzielnie oceniać, czy polecenia są z tymi zasadami zgodne. I uczymy, że przy okazji tego, że kiedy jest grzeczne ze względu na cnotę i rozumne pragnienie dobra, to takie zachowanie ma wartość moralną, natomiast gdyby robiło dobrze tylko ze strachu przed karą, to jest to postawa niewolnika, pozbawiona wartości moralnej. Ostatecznie poznanie natury posłuszeństwa pomaga w jego praktykowaniu.

Arystoteles dzielił nasz rozum na część niższą, zależną od poznania zmysłowego, oraz wyższą – czyli intelekt, zdolny do poznania abstrakcyjnego. Podkreślał, że nie jest możliwe w pełni dobre działanie, jeżeli opieramy się wyłącznie na poznaniu zmysłowym, z pominięciem myślenia nastawionego na rozpoznanie istoty rzeczy. Skąd mamy wiedzieć, jak postąpić dobrze w danej sytuacji (szczególnie bardziej niejednoznacznej), jeżeli nie wiemy, czym jest dobro? 

I nie dziwmy się, że niektórzy robią użytek ze swojej inteligencji, aby bronić mistyfikacji w rodzaju „edukacji zdrowotnej”. Bo, jak podkreśla Arystoteles w Zachęcie do filozofii, „rzeczy, w które jesteśmy wyposażeni do życia, jak np. ciało i to, co należy do ciała służą jako pewnego rodzaju narzędzia, a posługiwanie się nimi jest niebezpieczne; ci bowiem, którzy się nimi posługują w niewłaściwy sposób, uzyskują skutek odwrotny”. I dodaje: „Należy przeto dążyć do zdobycia tej wiedzy i posłużyć się nią w sposób właściwy; dzięki niej bowiem zrobimy dobry użytek z tych wszystkich narzędzi. Musimy więc stać się filozofami, jeżeli chcemy dobrze rządzić państwem i pożytecznie przeżyć życie”.

Używanie zdrowo ukształtowanego intelektu w procesach decyzyjnych zapewnia poprawność sądów. Chodzi o to, by nauczyć nasze dzieci dociekliwości, a tego nie zrobi się wyłącznie w oparciu o praktyczne rozważania. Proces intelektualny nazywa Arystoteles „czystą myślą” albo też „wolną myślą” (nie mylić z wolnomyślicielstwem w nowożytnym rozumieniu!). Czytamy: Czyste myślenie jest zatem lepsze i cenniejsze niż myślenie skierowane ku poszukiwaniu pewnych korzyści. Czyste myślenie jest samo przez się bardziej cenne, a mądrość rozumu jest w tym rodzaju myślenia najcenniejsza, tak jak w myśleniu dla działania najcenniejsza jest mądrość połączona z praktyczną wnikliwością. A więc to, co dobre i cenne, zawarte jest przede wszystkim w filozoficznych dociekaniach, ale oczywiście nie w każdym rodzaju dociekań. Nie każdy bowiem rodzaj dociekań jest cenny w sensie bezwzględnym, lecz tylko taki, który dotyczy naczelnej i kierującej światem zasady. Ten rodzaj myślenia jest ściśle złączony z filozoficzną mądrością i słusznie możemy twierdzić, że jest to mądrość we właściwym znaczeniu.

To właśnie ten rodzaj myślenia każe nam zadawać pytania: Dlaczego mam być posłuszny prawu (poleceniom, zasadom)? Czy to prawo jest sprawiedliwe? Czym jest sprawiedliwość? Co jest miarą prawa, którego mam przestrzegać? Czy istnieje jakieś prawo uniwersalne, z którym prawo państwowe powinno być zgodne? Czym jest prawo naturalne? Co mam zrobić, gdy prawo nakazuje coś, co wydaje się złe? Czy coś może być jednocześnie uznane przez władzę za legalne, ale faktycznie być niemoralne?

Takie ukształtowanie sprawia, że ciekawość dziecka w naturalnej kolei rzeczy prowadzi do idealizmu młodzieńca z jego pragnieniem bezwzględnej słuszności i sprawiedliwości. Tak dawniej wychowywano ludzi szlachetnych i bohaterskich (czego pięknym literackim wzorem jest Staś Tarkowski z W pustyni i w puszczy). Jeżeli chcemy, żeby nasze dziecko wyrosło na człowieka z zasadami, który potrafi kierować się rozumem, a nie porywami namiętności i emocji, który ma kręgosłup moralny, a nie jest wyznawcą tzw. etyki sytuacyjnej, to potrzeba naszego wysiłku.

Nie wystarczy już być normalnym i rozsądnym człowiekiem, ponieważ system, w którym żyjemy represjonuje normalność i rozsądek właśnie dlatego, że stał się wrogi wobec zdrowych zasad filozoficznych, które zbudowały naszą cywilizację. Musimy dać z siebie więcej i wziąć na siebie większą odpowiedzialność.

Czy filozofia jest trudna?

Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć słowami samego Filozofa, który w cytowanej już Zachęcie do filozofii stwierdza, żetrudność w opanowaniu filozofii jest czymś znikomym wobec ogromu jej użyteczności”. 

Ale gdzie właściwie tej filozofii szukać? Przede wszystkim we własnym rozumie, bo przecież na nim bazował Arystoteles, gdy tworzył najwspanialszy system rozumienia świata w dziejach ludzkości. Po drugie: w źródłach. Po trzecie: w podręcznikach. Krótko o dwóch ostatnich.

Źródła. Możemy sięgać do dzieł Arystotelesa, by szukać interesujących nas zagadnień i fragmentów: do Etyki nikomachejskiej czy Polityki, a dla bardziej wnikliwych – O duszy. Ale pamiętajmy, że Arystoteles znalazł najwybitniejszego kontynuatora swojej myśli i swojego systemu w osobie św. Tomasza z Akwinu. To on zaadoptował filozofię realistyczną jako model myślenia rzymskiego katolicyzmu, a dodatkowo wzbogacił ją o to wszystko, co wniosło chrześcijaństwo.

Kiedy spojrzymy na obszerność i rozpiętość zagadnień w Sumie Teologicznej, to przekonamy się jak wiele kwestii jest tam bardzo szczegółowo i praktycznie wytłumaczonych. Ponadto, czytanie Sumy daje jeszcze jeden pożytek: uczy myśleć. Zagadnienia zbudowane są na zasadzie postawienia tezy – przeciwstawienia jej antytezy – a następnie rozumowego rozstrzygnięcia (nie mylić z tezą, antytezą i syntezą Hegla). Taka metoda gimnastykuje inteligencję i uczy nie poprzestawać na prostych stwierdzeniach, lecz sięgać do meritum.

Podręczniki. Gdyby ktoś jednak uznał, że zagłębianie się w arkana źródeł przekracza jego możliwości (choćby czasowe), to spieszę uspokoić: nie trzeba sięgać nawet po opracowania filozoficzne (pisane trudniejszym językiem) – dysponujemy bowiem czymś, co dziś należałoby określić jako… ukryty skarb. Chodzi mi katolickie książki i katechizmy, ale pochodzące z czasów sprzed rewolucji Soboru Watykańskiego II, kiedy model tomistyczny stał jeszcze u podstaw całego myślenia i nauczania katolickiego. Pierwszy lepszy przyzwoity przedwojenny katechizm – jak np. doskonały Apologetyczny katechizm katolicki ks. Wincentego Gadowskiego, wznowiony przez wydawnictwo Te Deum – napisany jest na gruncie aparatu intelektualnego zaczerpniętego z greckiej filozofii. Wspomniany katechizm ks. Gadowskiego zawiera mnóstwo praktycznie wytłumaczonych kwestii i sama jego lektura uczy już myślenia w rozumnych i logicznych kategoriach. Ponadto każdy dobry podręcznik życia chrześcijańskiego – jak choćby nieocenione, dwutomowe Życie duchowe św. Józefa Sebastiana Pelczara – pełen jest wykładu cnót i obowiązków (w praktyce: sztuki kształtowania charakteru), który pełnymi garściami czerpie z odkrytego przez Arystotelesa sposobu używania rozumu.

Mam świadomość, że zaledwie musnąłem koniuszkiem palca to arcyważne zagadnienie i już słyszę w głowie zarzuty, na które chętnie bym odpowiedział. Jest też wiele rzeczy do uściślenia, jak granice pomiędzy wykładem religijnym a filozoficznym albo kwestia tego, na ile nasza moralność jako katolików opiera się na rozumnym rozpoznaniu prawa naturalnego, a na ile mamy kierować się wprost objawieniem (o kwestii rozumu pisałem więcej tutaj). Niemniej, mam nadzieję, że udało mi się zachęcić do uprawiania filozofii przynajmniej w jej najbardziej praktycznym wymiarze, sprowadzającym do umiłowania mądrości.

Filip Obara

Lawendowy kret w Agencji Wywiadu? Może pedofilska mafia…

Lawendowy kret w Agencji Wywiadu?

Piotr Woyciechowski dorzeczy/woyciechowski-lawendowy-kret-w-agencji-wywiadu

Piotr Woyciechowski | Prawdopodobnie jest to największy skandal jaki miał miejsce w Agencji Wywiadu od momentu jej powołania.

W historii ostatnich 35 lat służb specjalnych III RP nie odnotowano, aby na najwyższych stanowiskach w służbie wywiadu wojskowego i cywilnego zasiadał funkcjonariusz z zaburzeniami psychicznymi o charakterze pedofilskim.

Płk. Paweł Woźniak, bo o nim mowa – wieloletni funkcjonariusz polskich służb specjalnych, były zastępca Szefa Agencji Wywiadu i zastępca Szefa Służby Wywiadu Wojskowego został prawomocnie skazany za przestępstwo pedofilii na karę 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Od kwietnia 2024 odbywa karę w zakładzie karnym.

W maju 2020 Woźniak został zatrzymany pod zarzutem popełnienia przestępstw seksualnych na szkodę swojego małoletniego siostrzeńca. Śledztwo zostało wszczęte na skutek zawiadomienia matki pokrzywdzonego – rodzonej siostry Woźniaka. Proceder wykorzystywania chłopca miał trwać 2 lata. Sąd zastosował wówczas wobec podejrzanego areszt tymczasowy. W momencie zatrzymania Woźniak nie był już funkcjonariuszem AW.

Wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 14 grudnia 2022 został skazany na karę 5 lat pozbawienia wolności z art. 200 § 1 kk. w zbiegu z art. 199 § 2 i 3 kk. Sąd Apelacyjny na skutek apelacji zmniejszył karę z 5 lat pozbawienia wolności do 3 lat i 6 miesięcy. Od Wyroku obrońca Pawła Woźniaka wniósł do Sądu Najwyższego kasację, która postanowieniem SN z dnia 29 stycznia 2025 została oddalona jako oczywiście bezzasadna.

Art. 200 § 1 kk. stanowi, że: „Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15”.

Paweł Woźniak rozpoczął karierę w służbach specjalnych na początku lat 90. ubiegłego wieku. Służbę zaczął w UOP, a po likwidacji urzędu w 2002 karierę kontynuował w ABW. W 2008 przeszedł do Służby Wywiadu Wojskowego, a w 2011 do Agencji Wywiadu.

Należał do ścisłego kręgu zaufanych współpracowników gen. Macieja Huni, który w 2008 przez pół roku pełnił funkcję Szefa Służby Wywiadu Wojskowego, a w latach 2008 – 2015 był Szefem Agencji Wywiadu. Poznali się w UOP, spotykali się na niwie towarzyskiej, byli przyjaciółmi. Razem służyli w ABW. Kiedy Hunia piął się po szczeblach kariery w UOP, ciągnął za sobą Woźniaka. To właśnie generałowi Huni, Woźniak zawdzięcza zawrotną karierę w polskich służbach specjalnych.

Na wniosek gen. Macieja Huni, Paweł Woźniak został powołany w styczniu 2008 na stanowisko zastępcy Szefa SWW. Sytuacja powtórzyła się gdy Hunia już od trzech lat kierował Agencją Wywiadu. W marcu 2011 ściągnął Woźniaka na swego zastępcą. Z upoważnienia swojego szefa Woźniak nadzorował najważniejszy pion Agencji – mianowicie pion operacyjny. Obaj, Hunia i Woźniak stracili stanowiska w listopadzie 2015 zaraz po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych i powołaniu rządu premier Beaty Szydło.

W wspomnieniowej książce „W cieniu”, płk. Grzegorz Małecki, nowo mianowany Szef AW tak opisywał okoliczności odwołania Pawła Woźniaka, cyt.; „gdy wnioskowałem o jego odwołanie z funkcji zastępcy szefa, a było to w pierwszych dniach po przejęciu Agencji, nie dysponowałem wiedzą na ten temat (chodzi o podejrzenia pedofilii). Były jednak wystarczające podstawy do usunięcia go ze stanowiska i ze służby. Zwróciłem się z wnioskiem do premiera o odwołanie z powodu jego działalności jako członka kierownictwa, która w moim przekonaniu była jednoznacznie szkodliwa”.

Paweł Woźniak służbę w wywiadzie zakończył w 2017. Przez ostanie dwa lata służby miał przebywać notorycznie na zwolnieniach lekarskich. Odszedł w stopniu pułkownika, w wieku pięćdziesięciu kilku lat.

W październiku 2024, gdy Woźniak odsiadywał już karę więzienia, Maciej Hunia objął kierownictwo Ambasady RP w Tel Awiwie w randze charge d’affaires ad interim. W kwietniu 2025 Prezydent RP Andrzej Duda mianował go na stanowisko Ambasadora RP w Izraelu.

W maju 2016 płk. Piotr Wroński – były funkcjonariusz SB, UOP i AW udzielił głośnego wywiadu, który został opublikowany na łamach tyg. Gazeta Polska. W rozmowie z red. Michałem Rachoniem wyraził przekonanie, iż w Agencji Wywiadu działał przez wiele lat wysoko ulokowany kret. Rozmowa dotyczyła okoliczności katastrofy smoleńskiej, roli funkcjonariuszy AW w planowaniu i organizacji wizyty Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego (Andrzej Turowski i płk. Mariusz Kazana) oraz zagadkowego paraliżu służby wywiadowczej w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy. Swoje spostrzeżenia wkrótce potem powtórzył także w audycji u red. Doroty Kani.

Publicznie sformułowane podejrzenia o szpiegu w strukturach agencji, mają podobne znaczenie i doniosłość jak oświadczenie marszałka Szymona Hołowni o propozycji i próbie zaangażowania go w zamach stanu polegający na uniemożliwieniu zaprzysiężenia prezydenta elekta Karola Nawrockiego na urząd Prezydenta RP. Tyle że w przeciwieństwie do kwestii zamachu stanu, w sprawie której przynajmniej się toczy śledztwo – w sprawie kreta w AW nic się nie zadziało. Rewelacje Wrońskiego nie zostały potwierdzone przez oficjalne czynniki. Dlaczego? dlatego, że żadna służba nadzorowana wówczas przez Mariusza Kamińskiego nie zajęła się tym sygnałem na poważnie.

Sam Kamiński wolał się w tym czasie spotykać z płk. Krzysztofem Duszą z SKW (oficerem skompromitowanym udziałem w podpisaniu umowy o współpracy pomiędzy SKW i FSB), niż znaleźć czas na szukanie kreta w podległej sobie służbie. Co znamienne, Dusza po spotkaniu z Kamińskim trafił na krótko do ABW. Został zwolniony wkrótce po przedstawieniu mu przez prokuraturę zarzutów karnych związanych zawarciem umowy SKW-FSB.

Niemniej sprawa kreta w AW stała się głośna i na pewien położyła się cieniem na pewien czas na wiarygodności Agencji.

W tym miejscu warto odnotować inne istotne wydarzenie. Nowy szef AW – płk. Grzegorz Małecki, tuż po objęciu w listopadzie 2015 swojej funkcji zlecił podległym sobie funkcjonariuszom audyt mający na celu ustalenie wszystkich okoliczności popełnionych zaniedbań i błędów przez AW pod rządami gen. Macieja Huni w czasie i po katastrofie rządowego samolotu TU-154 w dniu 10 kwietnia 2010. Powołano w tym celu specjalny zespół. Wynikiem prac zespołu był raport (tzw. audyt Małeckiego), którego ustalenia stały się podstawą do złożenia zawiadomienia o przestępstwie zdrady dyplomatycznej oraz ujawnienia informacji niejawnych osobom nieuprawnionym. Śledztwo wszczęto w 2016, od 9 lat prowadzi je nieprzerwanie Prokuratura Regionalna w Warszawie w kierunku art. 265 § 2 kk. (ujawnienie informacji niejawnych „Tajne” lub „Ściśle Tajne” obcemu wywiadowi). Jak dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów. Jest to jedno z kilku ważnych dla bezpieczeństwa państwa śledztw prowadzonych przez Prokuraturę Krajową z kategorii „NeverEnding Story”.

Sam Małecki niedługo potem stracił posadę. Na wniosek ministra Mariusza Kamińskiego został odwołany z funkcji Szefa AW we wrześniu 2016. Nowym szefem agencji został płk. Piotr Krawczyk, dobry kolega Kamińskiego z Ligii Republikańskiej. Intrygująca postać, mająca w swoim życiorysie epizod współpracy z WSI. Po odwołaniu Małeckiego, część zespołu audytowego odeszła ze służby.

Kiedy w listopadzie 2023, Sławomir Cenckiewicz przewodniczący Państwowej Komisji ds. Badania Wpływów Rosyjskich na Bezpieczeństwo Wewnętrzne RP zażądał wglądu w akta rzeczonego śledztwa, spotkał się z odmową ze strony prokuratury. I to zdecydowaną odmową.

Tak wiem! Wtedy prokuratorem krajowym był Dariusz Barski, a prokuratorem generalnym – ministrem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro!

Zanim zaczniemy łączyć kropki i formułować pytania, na początek podam kilka znanych przykładów wykorzystywania przez służby specjalne posiadanych informacji i materiałów nt. dewiacji oraz zboczeń seksualnych, wobec osób wytypowanych do werbunku.

Pozyskanie takiego agenta odbywało się na podstawie kompromatów, metodą brutalnego szantażu, co gwarantowało jego silne związanie ze służbą na wiele lat. Czasami zawerbowany dewiant korzystał podwójnie: z jednej strony unikał odpowiedzialności za popełnione przestępstwa seksualne, z drugiej mógł dalej, już pod parasolem służb bezkarnie popełniać kolejne. Taki jest też świat służb. Bezwzględny i cyniczny. Dosłownie bagno.

Zacznijmy od przypadku ks. Michała Czajkowskiego, który jako TW „Jankowski” współpracował z SB blisko 25 lat. Dzięki badaniom prof. Rafała Łatki z IPN, wiemy, że ks. Czajkowski został pozyskany w 1960 metodą szantażu, w oparciu o dowody jakie posiadała SB na jego skłonności pedofilskie i udokumentowane przypadki molestowania seksualnego małoletnich chłopców. Po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszko w 1984, ks. Czajkowski zerwał się ze smyczy i odmówił dalszej współpracy z SB. Po latach przyznał się publicznie, że był konfidentem, jednakże do swojej śmierci w lutym 2025 nie ujawnił pełni prawdy nt. przyczyn i okoliczności wyrażenia zgody na współpracę z SB.

Kolejny przykład to historia Andrzeja Markiewicza wieloletniego tajnego współpracownika SB o ps. „Emil”. Jednego z najważniejszych i najgroźniejszych konfidentów Biura Studiów MSW. Pederasta i efeb, odnotowany w kartotekach homoseksualistów MO. Zwyrodnialec. Korzystając z parasola SB, bezkarnie sprowadzał do siebie do mieszkania, błąkających się po Dworcu Centralnym młodych chłopców, uciekinierów z poprawczaka lub domów, których za nocleg i doraźną pomoc materialną uwodził i deprawował. Nierzadko gwałcił.

Sprawy karne wszczynane przez Milicję Obywatelską na podstawie doniesień zrozpaczonych matek pokrzywdzonych chłopców, były przez SB zamiatane pod dywan. Działalność TW”Emil” opisał wszechstronnie Rafał Olbert, historyk wrocławskiego oddziału IPN w naukowym artykule „Historia Andrzeja Markiewicza, najlepiej wynagradzanego agenta Biura Studiów SB”. Zachowane akta TW „Emil” potwierdzają, że środowiska warszawskich homoseksualistów było przez SB głęboko infiltrowane i wykorzystywane dla celów operacyjnych. Markiewicz zmarł jak żył. Został zamordowany w listopadzie 1986 swoim mieszkaniu przez dwóch znanych mu prostytuujących się homoseksualistów. Motywem miał być rabunek, ale prócz wartościowych rzeczy z mieszkania Markiewicza zniknęły także jego zapiski (dzienniki). Jednym z zabójców był wówczas 18 letni chłopak, którego dwa lata wcześniej Markiewicz zgwałcił i przemocą wciągnął w homoseksualne relacje. Został skazany przez Sąd PRL na długoletnie więzienie, jednak odsiedział trochę ponad 5 lat.

Inny przykład opisany także przez Rafała Olberta w książce, która niebawem ukaże się nakładem Wydawnictwa IPN pt. „Szpiegostwo seksualne w PRL. Wykorzystywanie materiałów kompromitujących do prób werbunku zagranicznych dyplomatów przez SB”, to tylko częściowo zakończony sukcesem werbunek Jean Pierre Blaize urzędnika Ambasady Francji w Warszawie przez kontrwywiad SB. Blazie był homoseksualistą ze skłonnościami do niepełnoletnich chłopców. Jednego ze swych kochanków chciał nawet „adoptować” i wywieźć do Francji. Wykorzystała to SB śledząc dyplomatę i aranżując spotkania w pokojach hotelowych. Nagrania VHS posłużyły do szantażu. W pierwszym podejściu Blaize zgodził się na współpracę, jednakże kilka dni po akcji werbunkowej niespodziewanie powrócił do Francji, prawdopodobnie na polecenie francuskiego kontrwywiadu. Sprawa Blaiza to także ślad handlu w PRL żywym towarem pod kontrolą SB.

O masowym procederze gromadzenia i wykorzystywania przez SB homokompromatów wobec środowiska literackiego rewelacyjnie napisała Joanna Siedlecka w swojej książce „Biografie odtajnione. Z archiwów literackich bezpieki”.

Z PRL-owskiego podwórka dla dopełnieniu obrazu kontrolowania i wykorzystywania operacyjnie środowisk gejowskich do celów werbunkowych można byłoby jeszcze przytoczyć historie Jana Łopuszańskiego KO „Marek” (urzędnika MSZ i dyrektora Centrum Prasowego PAI Interpress) oraz Krystyny Wołkońskiej TW „29” (pierwszej żony popularnego prezentera TVP w czasach PRL Andrzeja Kozyry), jednak te przypadki, ze względu na znaczną obszerność i wielowątkowość zasługują na osobną opowieść.

W okresie zimnej wojny dla KGB i STASI metodą rutynową było podstawianie obcokrajowcom prostytutek obu płci lub wprost agentów i agentek, których służby te zamierzały zwerbować za pomocą kompromatów (tzw. Honey Trapping). Opublikowane Archiwum Mitrochina czy też wspomnienia takich kagebistów jak Oleg Kalugin i Jurij Modin zawierają wiele tego typu przykładów. KGB regularnie wykorzystywało wiedzę o podatnościach homoseksualnych brytyjskich urzędników i dyplomatów, w celu podstawiania im młodych mężczyzn. Konsekwencją były nagrania, szantaż i werbunek. Na tym polu w latach 70. ubiegłego wieku KGB odnosiło liczne sukcesy.

Na koniec warto przywołać tzw. Skandal pedofilski w Westminster (“Westminster paedophile scandal” lub “VIP paedophile ring”). Afera odnosiła się do serii oskarżeń o zorganizowaną sieć seksualnego wykorzystywania dzieci przez prominentne osoby z kręgów politycznych, medialnych i rządowych w Wielkiej Brytanii, głównie w latach 70. i 80. XX wieku. Oskarżenia te dotyczyły przede wszystkim mężczyzn z elity Westminster (siedziba brytyjskiego parlamentu), w tym polityków, urzędników i celebrytów, którzy mieli uczestniczyć w orgiach z udziałem nieletnich chłopców i dziewczynek. Podejrzewa się, choć nie ma na to wystarczających dowodów, iż brytyjskie służby specjalne (MI5) oraz KGB wiedziały o procederze i używały go do szantażu, by skutecznie werbować i kontrolować polityków. Osoby zainteresowane aferą, odsyłam do dostępnego raportu „The Report of the Independent Inquiry into Child Sexual Abuse” z października 2022, będącego wynikiem niezależnego śledztwa powołanej specjalnie dla tego celu państwowej komisji.

A o aferze pedofilskiej Jeffreya Epsteina i coraz głośniej wypowiadanych publicznie w USA komentarzy i podejrzeń o jego dyskrecjonalne relacje z izraelskim Mossadem (z racji braku twardych dowodów) tylko tutaj wzmiankuję.

I na koniec pytanie, które każdemu rozsądnemu czytelnikowi teraz na myśl się nasuwa. Czy Paweł Woźniak mógł zostać zwerbowany przez obce służby specjalne⁉️ Czy w ogóle były takie próby, podejścia pod niego? Czy mógł przez tyle lat skutecznie ukrywać przed światem i najbliższymi swoje zaburzenia?

Przecież jego kariera w służbach, wysoka pozycja w strukturach, dostęp do grona najwyższych decydentów i do najściślej chronionych tajemnic wywiadu polskiego wespół z jego ukrywanymi dewiacjami seksualnymi czyniły go idealnym wprost celem do werbunku dla każdej obcej służby specjalnej. Szczególnej rosyjskiej służby wywiadowczej, która specjalizuje się w wykorzystywaniu tego typu podatności.

Pytanie z gruntu jest w pełni zasadne. Ujawniona i potwierdzona procesowo parafilia mężczyzny w wieku ponad 50 lat, musiała być zainicjowana i utrwalona kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat wcześniej. Do tego dochodzi prawdopodobny, graniczący z pewnością homoseksualizm byłego zastępcy Szefa AW (względnie biseksualizm).

Na tak postawione pytania, całkiem niedawno twierdząco odpowiedział już płk. Piotr Wroński, który znał się osobiście Pawłem Woźniakiem ze wspólnej służby w UOP i AW. W jego przekonaniu próby werbunku były i były udane. „Tak, został zwerbowany” powiedział dobitnie Wroński w wywiadzie dostępnym na kanale niejakiego Jana Pińskiego na portalu Youtube. Odważne stwierdzenie. W tym samym materiale, Wroński powiedział wiele ciekawych o Woźniaku rzeczy pasujących do układani. Przykładowo o tym, że Woźniak po alkoholu tracił kontrolę nad sobą czy też że operacje, które Woźniak nadzorował, szczególnie te na kierunku wschodnim, nie wypalały, a jeżeli już, to na pół gwizdka.

Oczywiście, kolejne rewelacje płk. Wrońskiego powinny być wyjaśnione i potwierdzone (lub nie) do spodu przez kontrwywiad ABW, a także poddane ocenie przez niezależny organ, przykładowo przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego lub przez Sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych. Gdyby się tak stało, miałoby to kapitalne znaczenie dla dalszej przyszłości Agencji Wywiadu.

Od stycznia 1999, tj. od daty uchwalenia ustawy o ochronie informacji niejawnych, Paweł Woźniak musiał poddawać się cyklicznie postępowaniu mającemu na celu uzyskanie poświadczenia bezpieczeństwa osobowego umożliwiającego mu dostęp do informacji niejawnych o najwyższej klauzuli tajności „Ściśle Tajne”. Postępowanie takie z zasady ma ustalić czy dana osoba daje rękojmię dochowania tajemnicy. Obejmuje wobec sprawdzanej osoby także stwierdzenie lub wykluczenie uzależnień oraz wszelkich zaburzeń psychicznych. W razie powzięcia uzasadnionych wątpliwości wobec osoby sprawdzanej, służba posiada uprawnienia do skierowania jej na specjalistyczne badania psychiatryczno-psychologiczne.

Aż trudno uwierzyć, że przez prawie 30 lat zawrotnej kariery Pawła Woźniaka w służbach specjalnych, nikt, kompletnie nikt (w łącznie z gen. Maciejem Hunią) – jego parafilii nie zauważył i nie wychwycił.

Sławomir Cenckiewicz Szef BBN w swoim wpisie na portalu X skomentował aferę pedofilską byłego zastępcy Szefa AW w sposób następujący: „Wiecie, że to jest przyczynek do dyskusji o infiltracji i przejrzystości polskich służb specjalnych dla przeciwników”, a zakończył dość tajemniczym zdaniem „No i jest kwestia odpowiedzialności za wiedzę o tym wszystkim pewnych osób, w tym obecnego …”.

Czy Szef BBN miał na mysli o obecnego Ambasadora w Izraelu? Tego nie wiemy. Myślę, jednak że prawdy się raczej nie dowiemy. Mamy bowiem państwo z dykty i blachy falistej. Niestety.

Piotr Woyciechowski, Twitter: @PiotrW1966

Autor jest niezależnym ekspertem ds. służb specjalnych, byłym wiceprzewodniczącym Komisji Likwidacyjnej WSI i członkiem Komisji ds. Weryfikacji WSI. W niniejszej publikacji wyraża wyłącznie swoje opinie i poglądy.

Viktor Orban rozpoczął akcję „przeciwko brukselskim planom wojennym”

Viktor Orban rozpoczyna akcję „przeciwko brukselskim planom wojennym”

11.10.2025 https://nczas.info/2025/10/11/viktor-orban-rozpoczyna-akcje-przeciwko-brukselskim-planom-wojennym/

NCZAS.INFO | Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP
NCZAS.INFO | Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP

Premier Węgier Viktor Orban ogłosił w sobotę uruchomienie zbiórki podpisów „przeciwko brukselskim planom wojennym”. Będziemy w każdym mieście i każdej wiosce, ponieważ potrzebujemy każdego kochającego pokój Węgra – zapowiedział polityk na swoim koncie na Facebooku.

Czeka nas gorąca jesień. Europa coraz szybciej zmierza ku wojnie. W Kopenhadze przedstawiono brukselski plan wojenny: Europa płaci, Ukraińcy walczą, aż Rosja w końcu się wyczerpie. Nie powiedziano nam, ile to będzie kosztować ani jak długo potrwa. Zamiast strategii, brukselska ekipa zaproponowała pobożne życzenia” – ocenił w poście Orban.

Przyznał, że na szczycie przywódców UE w Danii wyraźnie zaprotestował wobec planów Wspólnoty. „Wtedy zaczęli kampanię przeciwko Węgrom. Arsenał jest szeroki: oskarżenia o szpiegostwo, skandale związane z fake newsami i prawne manewry. Zaatakowali nas w Brukseli i uruchomili swoich lokalnych pełnomocników u nas. Nie możemy stać bezczynnie! Musimy raz jeszcze pokazać, że naród węgierski nie chce tej wojny” – napisał premier.

Przedstawiciele węgierskiego rządu wielokrotnie oskarżali w ostatnich tygodniach Brukselę o rzekomy plan włączenia UE w wojnę na Ukrainie. Orban oskarżył m.in. prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego o stosowanie moralnego szantażu, by zmusić inne kraje do poparcia jego wysiłków wojennych. Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto zarzucił przywódcom unijnym poddanie się „silnej psychozie wojennej”.

– Chcą przeznaczać pieniądze Europejczyków na uzbrajanie armii ukraińskiej oraz na zarządzanie państwem ukraińskim – powiedział w ubiegłym tygodniu w węgierskim radiu publicznym, komentując plan budżetu UE na najbliższe lata.

Premier Węgier wzywał jednocześnie do „podjęcia rozmów pokojowych (z Rosją) zamiast dążenia do wiecznej wojny”. – To bezprecedensowe w historii wojen, że strony konfliktu ze sobą nie negocjują. UE i Rosjanie muszą negocjować. Powoli zaczynam mieć większość w tej kwestii – twierdził polityk.

W udzielonym we wrześniu wywiadzie podkreślił, że wojna na Ukrainie „jest już rozstrzygnięta i wygrali ją Rosjanie”. – Pytanie brzmi, kiedy i kto osiągnie porozumienie z Rosjanami: czy będzie to porozumienie amerykańsko-rosyjskie, czy też Europejczycy w końcu będą skłonni do negocjacji – dodał.

Rząd w Budapeszcie sprzeciwia się też przystąpieniu Ukrainy do UE i od lutego blokuje otwarcie tzw. pierwszego klastra w negocjacjach Kijowa z Brukselą. Spór dotyczy obowiązującej od ponad 10 lat ukraińskiej ustawy językowej, która, zdaniem Budapesztu, ogranicza prawo do używania języków mniejszości, w tym mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu.

W 2023 roku parlament w Kijowie przyjął nową ustawę o mniejszościach narodowych, która uwzględniła wymogi Rady Europy. Ówczesny wiceminister spraw zagranicznych Węgier Tamas Menczer uznał jednak wprowadzone zmiany za niewystarczające.

Ponadto w ocenie władz węgierskich przystąpienie Ukrainy do UE miałoby negatywny wpływ na gospodarkę i bezpieczeństwo Węgier oraz całej Wspólnoty.

Źródło:PAP

Korea Płd. Wielki pożar baterii litowych. Spłonęły rządowe dane, państwo sparaliżowane. W tle samobójstwo.

Wielki pożar baterii litowych. Spłonęły rządowe dane, państwo sparaliżowane. W tle samobójstwo

11.10.2025 https://nczas.info/2025/10/11/wielki-pozar-baterii-litowych-splonely-rzadowe-dane-panstwo-sparalizowane-w-tle-samobojstwo/

Eksplozja.
gaszenie pożaru – zdj. ilustracyjne. / Fot. PxHere/domena publiczna

Eksplozja przestarzałych baterii w rządowym centrum danych w Korei Południowej doprowadziła do paraliżu niemal jednej trzeciej systemów państwowych. Pożar, który wybuchł 26 września, zniszczył setki terabajtów danych, a urzędnik odpowiedzialny za naprawę systemów popełnił samobójstwo. Śledztwo ujawniło lata zaniedbań.

Do katastrofy doszło w Narodowym Centrum Zasobów Informatycznych (NIRS), gdy technicy próbowali przenieść stare moduły baterii litowo-jonowych. Zainstalowane ponad 11 lat temu baterie znajdowały się tuż obok głównych serwerów. Podczas operacji jedna z nich eksplodowała, wywołując reakcję łańcuchową, która w chwilę objęła wszystkie 384 moduły. Temperatura przekroczyła 160°C, a strażacy walczyli z ogniem przez 22 godziny, nie mogąc użyć wody z obawy o zniszczenie serwerów.

Skutki okazały się dramatyczne. Z powodu uszkodzenia systemów chłodzenia operatorzy musieli awaryjnie wyłączyć ponad 700 systemów rządowych. Przestały działać kluczowe usługi, takie jak portal Government24, poczta Korea Post czy system lokalizacji GPS dla służb ratunkowych. Pożar bezpowrotnie zniszczył 858 terabajtów danych z rządowego systemu przechowywania dokumentów G-Drive. Jak się okazało, kopie zapasowe przechowywano w tym samym budynku, więc spłonęły razem z danymi pierwotnymi.

Kryzys pociągnął za sobą ludzką tragedię. 3 października 56-letni urzędnik wysokiego szczebla, odpowiedzialny za nadzorowanie przywracania systemów, popełnił samobójstwo, skacząc z 15. piętra budynku rządowego. Premier Kim Min-seok złożył kondolencje jego rodzinie, pisząc o „utracie cenionego urzędnika służby publicznej”.

Śledztwo szybko ujawniło, że baterie były używane o ponad rok dłużej, niż zalecał producent. Kierownictwo NIRS zignorowało rekomendacje wymiany sprzętu po wygaśnięciu gwarancji. Dodatkowo od ponad dekady opóźniano budowę zapasowego centrum danych w Gongju, które miało chronić systemy państwa na wypadek podobnej katastrofy.

Reakcja rządu była chaotyczna – po ośmiu dniach udało się przywrócić zaledwie 18% usług. Policja rozpoczęła śledztwo w sprawie zaniedbań, a czterem osobom postawiono już zarzuty. Prezydent Korei Południowej nazwał incydent „przewidywalnym” i zażądał kompleksowej przebudowy cyfrowej infrastruktury państwa. Krytykę potęguje fakt, że zaledwie trzy lata wcześniej rząd ostro skarcił prywatną firmę Kakao za podobną, choć znacznie mniej dotkliwą awarię.

Opiłowywanie rodziców

Izabela BRODACKA

Pani „ministra” Nowacka nie ma dobrej prasy. Swoje urzędowanie rozpoczęła od wykastrowania kanonu lektur szkolnych z książek wartościowych i zastąpienia ich twórczością Olgi Tokarczuk i innych pisarzy nie najwyższych lotów, a raczej zdecydowanych nielotów. Przekonywała, że Julian Tuwim był rasistą i dlatego napisał niepoprawny politycznie wiersz pod tytułem „Murzynek Bambo”.

Później było tylko gorzej i znacznie gorzej. Oskarżyła Polaków o budowę niemieckich, nazistowskich obozów koncentracyjnych. Tłumaczyła się, że się przejęzyczyła. Był to zapewne pierwszy przypadek w historii, kiedy ktoś się przejęzyczył … czytając z kartki.

Następnie zakazała zadawania uczniom prac domowych. Ten, nomen omen, rewolucyjny pomysł nie dawał szans na skuteczne zapoznanie się uczniów z lekturami. Dalej gwałtownie, brutalnie i bez konsultacji i pilotażu wprowadziła nowy, obowiązkowy przedmiot pod nazwą „wychowanie zdrowotne”. Pod presją rodziców, światłych pedagogów i psychologów, a także prawników umiejących czytać ze zrozumieniem Konstytucję RP i inne akty prawne dające rodzicom prawo do wychowania i nauczania swoich dzieci, z tego przymusu się wycofała.

Teraz, od września bieżącego roku szkolnego, jest to przedmiot nieobowiązkowy. Rodzice decydują o udziale w tych lekcjach swoich dzieci. Mieli czas do 25 września na decyzję co do udziału w tych zajęciach swoich pociech. I masowo składali deklaracje o rezygnacji z tej ministerialnej propozycji. W gminie Czarny Dunajec wszyscy rodzice mający dzieci w szkołach zrezygnowali z udziału dzieci w lekcjach wychowania zdrowotnego. Podobnie stało się na całym Podhalu słynącym z tradycji konserwatywnych, narodowych i patriotycznych. W całej Polsce większość rodziców nie chce posyłać swoich dzieci na te zajęcia.

Czego się boją? Czego nie chcą? Lękają się indoktrynacji, seksualizacji i demoralizacji swoich dzieci. Rzeczywiście, przedmiot ten w swojej różnorodności, zawiera dziesięć bardzo różnych zakresów tematycznych, od wiedzy o rozwoju seksualnym, bardzo przedmiotowo traktującej płciowość człowieka, po ekologię rozumianą ideologicznie, z której robi się system wierzeń i przesądów, wiedzę o organizacji społecznej, systemy polityczne, meteorologię.

O małżeństwie, jako związku kobiety i mężczyzny nie znajdziemy w tym programie praktycznie żadnej wiedzy, a informacje o tradycyjnej rodzinie zastępowane są reklamą rodzin alternatywach. Między innymi jest to tak zwana rodzina patchworkowa, w której jedno dziecko ma kilku tatusiów i kilka mamuś. Inaczej niż w tradycyjnej rodzinie w której bywa, że jeden tata i jedna mama mają kilkoro dzieci. A jak uczy historia i nasze indywidualne doświadczenie, rodzina jest wspólnotą niezbędną dla wartościowego wychowania, socjalizacji i przekazywania dzieciom tradycji i wzorów kultury. W każdej niemal cywilizacji rodzina była i jest niezastępowalną instytucją kultury. Mamy na to dowody historyczne i naukowe. Niemiecki socjolog Ferdinand Tönnies  jest twórcą teorii podziału społecznych instytucji. Wyodrębnił on instytucje Gemeinschaft i Gesellschaft. Te pierwsze, to wspólnoty naturalne, rodzina i naród. Te drugie, to sztuczne organizacje społeczne takie jak stowarzyszenia, partie, czy państwo. I tym pierwszym nadał znaczenie pierwszorzędne. Nade wszystko twierdził, że rodzina jest instytucją i wspólnotą dla człowieka najważniejszą.

Doktor Szymon Grzelak, pedagog, psycholog i autor wielu programów profilaktycznych, który jest jednym z przywódców sprzeciwu wobec wprowadzenia przez MEN wychowania zdrowotnego, twierdzi, że ten program jest szkodliwy, demoralizujący i godzący w dobrostan wychowawczy polskich dzieci. Zwraca uwagę na fakt, iż w chwili obecnej Polska jest w stanie katastrofy demograficznej. W Polsce nie rodzą się dzieci w liczbie zapewniającej utrzymanie ciągłości trwania pokoleń.

Zatem przedmioty, które w swej konsekwencji pogłębią i wyostrzą ten problem są przejawem głupoty, ignorancji, a może dywersji narodowej. Grzelak postuluje powrót do dawnego, a obecnie wycofanego z programu szkolnego przedmiotu wychowania do życia w rodzinie. Bowiem tylko zdrowa i wydolna wychowawczo i moralnie rodzina daje szanse na trwanie i rozwój społeczeństwa i narodu. Ponadto zwraca uwagę na to, że nie ma szans na zatrudnienie do nauczania tego przedmiotu kompetentnych nauczycieli. Tak różnorodna i obszerna tematyka wymagałaby od uczących tego, aby byli absolwentami kilku różnych kierunków studiów.

Ale pani „ministra” ma nowe, kolejne problemy. Dyrektorka jej biura poselskiego, jedna z najbliższych jej współpracownic, radna Gdańska z Koalicji Obywatelskiej, Sylwia Cisoń, stała się w ostatnich dniach negatywną bohaterką skandalu. Zwyzywała ukraińskiego kierowcę taksówki zamawianej w aplikacji internetowej. Mając pretensję o to, że odebrał ją spóźniony i dowiózł o kilkaset metrów od miejsca, do którego chciała dojechać kazała mu się wynosić z Polski. Używała przy tym kilkakrotnie słowa na literę k, którego bynajmniej nie używają damy.

O zgrozo, pani Sylwia Cisoń, na co dzień, ma do czynienia z dziećmi. Jest nauczycielką i terapeutką. Na koniec, opluła taksówkarza, a on zrewanżował się używając w stosunku do agresorki gazu pieprzowego. Była w tej taksówce w towarzystwie swoich dzieci, dwóch synków, z którymi jechała na mecz Lechii Gdańsk z GKS Katowice. No to mamusia dała „nadobny” przykład zachowania swoim latoroślom. Pani radna jest członkiem komisji oświaty i kultury miasta Gdańska. Ponadto słynie z tolerancji dla emigrantów, wszelkich mniejszości i przybyszów. No to zasłynęła, dając popis ksenofobii, nietolerancji, chamstwa, obłudy i hipokryzji. O takich ludziach mój znajomy mówi, że zioną tolerancją. Ukraiński taksówkarz się o tym dobitnie przekonał.

Cisną się na usta pytania, mam nadzieję nie li tylko retoryczne: Jak długo jeszcze pani „ministra” Nowacka będzie niszczyć polski system edukacji? Ile jeszcze podejmie decyzji szkodzących polskim dzieciom? Jak bardzo będzie pogłębiać kompromitację tego rządu?

Braun: To już było w 1939 r. Warszawa gotowa jest na wszystko

Braun: To już było w 1939 r. Warszawa gotowa jest na wszystko

10.10.2025 https://nczas.info/2025/10/10/tylko-u-nas-braun-to-juz-bylo-w-1939-r-warszawa-gotowa-jest-na-wszystko-video/

NCZAS.INFO | Popularność Grzegorza Brauna wywołuje coraz większy popłoch wśród reprezentantów narzuconego nam systemu. / Foto: PAP
NCZAS.INFO | Popularność Grzegorza Brauna wywołuje coraz większy popłoch wśród reprezentantów narzuconego nam systemu. / Foto: PAP

W rozmowie z Markiem Skalskim polski poseł do Parlamentu Europejskiego wskazał na czyhające na Polskę jego zdaniem zagrożenia. Chodzi m.in. o wojnę na Ukrainie.

– Potwierdziły się moje niewesołe przewidywania sprzed lat i mianowicie Angela Merkel nominowała Polaków na winowajców wojny ukraińskiej. To się właśnie wydarzyło, a ja przestrzegałem i naprawdę tutaj nie chwalę się jakąś specjalną przenikliwością, bo do tego nie potrzeba było żadnego daru prorokowania, żeby to przewidzieć, że najpierw zostaniemy płatnikami, żyrantami, że nas będą próbowali wpychać pod ciężarówkę z gruzem, a na koniec jeszcze nominują nas na winowajców – tak jak pojawiła się ta narracja w wypowiedziach, których był już cały szereg, Włodzimierza Putina i innych polityków i publicystów rosyjskich – Polska jako winowajca II wojny światowej z kolei – wskazał Braun.

– I jedno i drugie – i to, co Putin i to, co Merkel – jest oczywiście osnute na pewnych faktach. Jest faktem, że Warszawa niereprezentująca polskiego interesu, polskiej racji stanu, a reprezentująca – i wtedy, w historii XX w. i dzisiaj – interes co najwyżej jakiejś sitwy, jakiejś grupy trzymającej władzę, jakiejś czy to zjednoczonej łże-prawicy, czy grupy rekonstrukcji historycznej sanacji, czy teraz uśmiechniętej demokracji walczącej z Polakami, ta Warszawa po prostu gotowa jest na wszystko, gotowa jest wszystko sprzedać, gotowa jest wszystko zaryzykować po to, żeby nirwana władzy, wpływów, żeby trwała wiecznie – ocenił.

I do pary z tym faktem, fakcikiem Angela Merkel nominuje Polaków na winowajców wojny ukraińskiej – dodał.

Jeszcze zwróćmy uwagę – i zwracają i będą zwracać na to uwagę panowie posłowie Skalik, Fritz, Zawiślak, koło Konfederacji Korony Polskiej w Sejmie – publikacja Klausa Bachmanna z ostatnich dni i taki, moim zdaniem, balonik próbny, czy polskie złoto nie będzie bardziej bezpieczne poza granicami Polski. Może Berlin, może Londyn (…) – to też już było w 1939 r.: epopeja polskiego złota, płk. minister Ignacy Matuszewski, bohaterskie działania, złoto uratowane. Dla kogo? No dla Francuzów i Anglików uratowane – przypomniał.

Gdyby polskie złoto wylądowało gdzieś, choćby w tym Frankfurcie nad Menem (siedziba Europejskiego Banku Centralnego – przyp. red.), no to zmieni się może układ władzy, zmienią się treści politycznie poprawnych przekazów propagandowych Unii Europejskiej, Polska znowu zostanie nominowana na zakałę demokracji europejskiej, bo przecież to był tutaj w swoim czasie stały cykl debat, właściwie na każdym posiedzeniu była mowa o tym, jak tam demokracja w Polsce niedomaga. No i wówczas mogłoby się okazać, że dla dobra Polaków i dla dobra demokracji europejskiej trzeba położyć rękę na tym polskim złocie – dodał.

A skoro Warszawa, notabene również od prawej do lewej, cała ta koalicja podżegaczy wojennych, koalicja covidowo-chanukowa głosowała i nawet podżegała do tego, żeby kłaść ręce, przez Unię Europejską, na finansach, na rezerwach, na pieniądzach tych, których UE nominuje na wrogów, przede wszystkim Rosji i skoro to zostało przegłosowane – to zamrażanie, a potem nawet przekierowywanie na potrzeby Ukraińców jakichś tam odsetek, a niektórzy by chcieli, żeby nawet i kapitałów rosyjskich, gdzieś tam na Zachodzie ulokowanych, to byłby to precedens, który mógłby być przeciwko nam łatwo wykorzystany – ocenił.

– Rzucam hasło: ręce precz od polskiego złota. Nie idźmy na tę wojnę – skwitował Braun.

https://rumble.com/embed/v6xugfy/?pub=4

Piknik aktywistów dobiegł końca

Piknik aktywistów dobiegł końca

Stanisław Michalkiewicz  11 października 2025 michalkiewicz

1 października na wodach międzynarodowych, izraelska marynarka wojenna otoczyła konwój płynący z pomocą humanitarną do Strefy Gazy, niektóre jednostki przejęła, a pozostałe, wraz z pasażerami – skierowała do miejscowości Aszdod na terenie Izraela– wśród nich Wielce Czcigodnego posła z ramienia Koalicji Obywatelskiej, Franciszka Sterczewskiego. Wielce Czcigodny w momencie, gdy izraelscy marynarze weszli na pokład łodzi którą płynął i go aresztowali, zdążył nadać komunikat, że został „porwany” i poprosił polskie władze o opiekę konsularną, która umożliwi mu bezpieczny powrót do Polski. 2 października władze izraelskie podały, że cały konwój został przechwycony przez izraelską marynarkę i do Strefy Gazy nie dotrze – co zresztą wcześniej strona izraelska zapowiadała.

Eksperci spoza Izraela twierdzą, że zatrzymanie konwoju, który nie był uzbrojony, było ze strony Izraela „aktem piractwa” i w ogóle złamaniem prawa międzynarodowego oraz praw człowieka, a co bardziej porywczy domagają się nawet „sankcji” wobec Izraela – takich samych, a może chociaż tylko podobnych, jakie zostały zastosowane wobec Rosji.

Wygląda jednak na to, że – po pierwsze – Izrael żadnych sankcji się nie obawia, bo od samego początku użył wobec konwoju z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy bardzo poważnego zaklęcia w postaci oskarżenia jego uczestników o „terroryzm”. Takie oskarżenie jest chyba jeszcze gorsze od oskarżenia o „antysemityzm” – bo to ostatnie tak często bywało nadużywane, że uległo inflacji i obecnie coraz mniej ludzi się go obawia, chociaż sporo jest takich, co uważają, iż gorsze ono jest od śmierci.

Dotyczy to zwłaszcza politycznych ambicjonerów, którzy jak ognia starają się unikać wszystkiego, co mogłoby wskazywać, że w ogóle mają jakieś poglądy, a już zwłaszcza – że mają poglądy niezatwierdzone do wyznawania – zaś „antysemityzm” do takich poglądów należy. O ile jednak osoby oskarżane o „antysemityzm” jakoś ten eksperyment przeżywają, to oskarżenie o „terroryzm” jest poważniejsze w skutkach, bo może doprowadzić do przykrych konsekwencji w postaci umieszczenia w areszcie wydobywczym, a potem – nawet w więzieniu. A w tym politycznym sezonie zaklęcie w postaci „terroryzmu” jest nie tylko dobre na wszystko, ale również – jeśli takie określenie by tu w ogóle pasowało – najmodniejsze.

Na przykład prezydent USA Donald Trump uznał urzędowo „Antifę” za „organizację terrorystyczną”. Jest to chyba nawet uzasadnione, o czym mogłem przekonać się podczas pobytu w Anglii, gdzie uczestniczyłem w konferencji zorganizowanej przez tamtejszych polskich działaczy. Wynajęli oni lokal u pewnej religijnej wspólnoty – ale kiedy już konferencja się rozpoczęła, zakłopotani właściciele ośrodka oświadczyli, że wypowiadają umowę, bo zadzwonił do nich jegomość podający się za członka „Antify”, komunikując, że jeśli tego nie zrobią, to „Antifa” spali im ten cały ośrodek. Nie było rady, jak wynająć salę w hotelu – ale i tutaj sytuacja się powtórzyła z tą różnicą, że jegomość podający się za członka „Antify” już nie groził, że hotel spali, tylko – że go zdemoluje. W tej sytuacji organizatorzy zwrócili się do proboszcza miejscowej polskiej parafii w Southampton który żadnych pogróżek się nie przestraszył, dzięki czemu konferencja odbyła się już bez przeszkód.

Wygląda jednak na to, że jakieś wpływowe środowiska w Zjednoczonym Królestwie muszą tę całą „Antifę” ochraniać, bo – jak nas poinformowali właściciele ośrodka i właściciel hotelu – tamtejsza policja całkowicie zbagatelizowała informacje o kierowaniu gróźb karalnych, chociaż w dobie totalnej inwigilacji zidentyfikowanie telefonującego osobnika chyba nie przekraczało możliwości umysłu ludzkiego, a policyjnego, w szczególności. Nie ma zatem innego wyjaśnienia, jak to, że w Zjednoczonym Królestwie ktoś „Antifę” ochrania. Pewne światło na tę sprawę rzuca niedawna rozmowa, jaką na łamach portalu „Onet” przeprowadził pan red. Węglarczyk z panem Lejbem Fogelmanem, „prawnikiem i filozofem”. Pan Fogelman wyznał, że on odmówiłby rozmowy z Grzegorzem Braunem, bo on jest „faszystą” – wiec prawowierny człowiek rozmawiać z nim nie może bez ryzyka strefienia tak samo, jak z Hitlerem.

Pewnie dlatego organizatorzy Targów Książki, jakie mają odbyć się pod koniec października w Krakowie, odprosili stamtąd Wydawnictwo Capital, ponieważ wydało ono książki Grzegorza Brauna. Okazuje się zatem, że terroryzm – swoją drogą – ale gorszą myślozbrodnią od terroryzmu jest „faszyzm” i że chociaż „Antifa” jest organizacją terrorystyczną, to może cieszyć się pewnymi względami, jako młot na „faszystów”. A kto jest „faszystą”? To proste, jak budowa cepa. „Faszystą” jest ten, kto zostanie za takiego uznany przez Judenrat „Gazety Wyborczej” w Polsce, albo przez Judenraty w innych, miłujących wolność i pokój krajach. Dlatego też bez zdziwienia przyjąłem wiadomość, że policja w Warszawie spacyfikowała demonstrantów, którzy przed gmachem MSZ demonstrowali swoją solidarność z Palestyńczykami. Gdyby demonstrowali swoją solidarność z Izraelem, który właśnie liczy na to, że w ramach pokojowego planu prezydenta Trumpa, będzie mógł już bez problemów dokończyć operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy, to żaden z policjantów – o ile w ogóle by się pod gmachem MSZ pojawili – nawet by nie drgnął. Ale nie na darmo przysłowie powiada, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – a wiadomo, że Izrael jest przecież ważniejszy, niż wojewoda. Ach – co ja mówię takie rzeczy! Izrael jest ważniejszy, niż sam prezydent Donald Trump, który swoją służebną rolę względem Izraela sprytnie kamufluje 20-punktowym „planem pokojowym” – być może zasuflowanym mu właśnie przez stronę izraelską.

W tej sytuacji – po drugie – nie do pomyślenia jest, by jakieś kraje, zwłaszcza amerykańscy wasale, odważyli się na jakieś „sankcje” przeciwko Izraelowi. Dotychczas słyszeliśmy tylko nieśmiałe popiskiwania, czy by tak nie wykluczyć Izraela z Eurowizji, czy europejskich rozgrywek sportowych – ale ktoś starszy i mądrzejszy nawet na te popiskiwania musiał nałożyć surdynę – bo już żadnych popiskiwań nie słychać. Toteż i „aktywiści” zatrzymani przez izraelską marynarkę na międzynarodowych wodach, potulnie podkulili pod siebie ogony, posłusznie podreptali do Aszdodu, zadowoleni w głębi duszy, że ten cały uroczy śródziemnomorski piknik zakończył się wesołym oberkiem, to znaczy – nikt nie trafi do turmy pod pretekstem „terroryzmu”, tylko wygodnie wróci do domu. Nawet Książę-Małżonek, który Putinowi potrafi pokazać groźną minę, zakomunikował, że nie ma nikogo na wymianę na Wielce Czcigodnego Franciszka Sterczewskiego – ale chyba nie trzeba będzie dawać za niego żadnego zakładnika, bo – powiedzmy sobie szczerze – Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski potrzebny jest Izraelowi jak psu piąta noga.

Stanisław Michalkiewicz

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza grabież Polski – czerwony i zielony ład

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza grabież Polski – czerwony i zielony ład

Autor: CzarnaLimuzyna, 9 października 2025

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza wojna z Polską, wasza grabież i inne przestępstwa łącznie z najgorszymi – zdradą i kolaboracją. To jest wasz czerwony i wasz zielony ład. Wasz pakt migracyjny, wasi „goście” – potencjalni gwałciciele i mordercy szmuglowani do Polski z którejkolwiek strony by nie byli.

Teza o “naszej wojnie” na Ukrainie jest antypolską brednią, która ma stwarzać pozór usprawiedliwienia gigantycznego procederu okradania Polski i narażenie jej na tragiczne skutki dalszej eskalacji.

Hitler gdy zaatakował Stalina w 1941 roku nie stał się naszym sojusznikiem i na odwrót: Stalin wbrew propagandzie ani przez chwilę nie był naszym sojusznikiem, co udowodnił w latach 1943,44,45.

Banderowska Ukraina na pewno nie jest mniejszym wrogiem Polski niż Rosja. Jedyną różnicą są większe możliwości militarne Rosji. Ukraina ma natomiast V kolumnę w Polsce, której Rosja nie ma. Na pewno nie w takiej skali.

Wnioski powinny być jednoznaczne: nasi wrogowie biją się między sobą bez naszego udziału i bez naszej pomocy dla którejkolwiek ze stron.

Wojna przeciw Polsce

Wojna z Polską została już dawno rozpoczęta, a zdrajcy, nie pierwszy raz, stają po stronie naszych wrogów – na zmianę – raz po stronie Rosji, innym razem po stronie Niemiec, Ukrainy i państwa położonego w Palestynie.

Niestety, większość polskiego społeczeństwa zdezerterowała z frontu tej wojny – wojny przeciw Polsce. Olbrzymia część, co jest ogromnym dramatem, w ogóle jej nie zauważa, a niektórzy zajęli pozycję po stronie atakującej Polskę.

A co mają na temat do powiedzenia “ukraińskie onuce” i “prorosyjska” Marta Czech?

“Unia się rozpada!” – eurosceptyczna fala przelewa się przez Europę Wschodnią

“Unia się rozpada!” – eurosceptyczna fala przelewa się przez Europę Wschodnią

zmianynaziemi/unia-sie-rozpada-eurosceptyczna-fala-przelewa-sie-przez-europe-wschodnia


W ostatnich dniach liderzy Europy Środkowo-Wschodniej otwarcie wyrażają to, co wielu obywateli myśli już od dawna – Unia Europejska znajduje się w fazie rozkładu. Bardzo podobnie wypowiada się też nowy premier Czech, Andrej Babiš i premier Słowacji, Robert Fico. Tylko Polska na tym tle brzmi zaskakująco inaczej.

Węgierski premier Viktor Orbán wywołał polityczne trzęsienie ziemi, odrzucając przyjęcie euro przez Węgry z wyjątkowo szczerym uzasadnieniem.

“W mojej opinii Unia Europejska jest na etapie rozpadu. Właśnie teraz się rozpada. Dlatego Węgry nie powinny wiązać swojego losu z Unią Europejską ściślej niż robią to obecnie. A wprowadzenie euro byłoby najsilniejszym powiązaniem” – stwierdził Orbán w wywiadzie dla portalu Economx. 

Premier dodał, że jeśli w ciągu roku lub dwóch nie dojdzie do “radykalnej transformacji”, Unia Europejska stanie się “przejściowym epizodem w naszym życiu”.

Ta jasna deklaracja nie jest odosobniona. Eurosceptyczne nastroje przetaczają się przez Europę Środkowo-Wschodnią, a czeski miliarder Andrej Babiš, który właśnie wygrał wybory parlamentarne z wynikiem 34,7%, również nie kryje krytycznego stosunku do Brukseli. Babiš podczas kampanii wyborczej ostro krytykował unijną politykę migracyjną, Zielony Ład oraz wsparcie dla Ukrainy kosztem własnych obywateli. Po zwycięstwie zapowiedział, że jego rząd na pierwszym posiedzeniu oficjalnie odrzuci europejski pakt migracyjny oraz system handlu emisjami dwutlenku węgla.

“Potrzebujemy Unii Europejskiej, która wróci do swoich korzeni — wspólnoty narodów, a nie ponadnarodowego tworu” – powtarza nowo wybrany czeski premier, który w Parlamencie Europejskim już wcześniej dołączył do stworzonej wspólnie z Orbánem grupy “Patrioci dla Europy”, skupiającej partie o poglądach eurosceptycznych i konserwatywnych.

Problemów Unii Europejskiej nie da się już dłużej ignorować. Masowa migracja stała się źródłem poważnych napięć społecznych w zachodniej części kontynentu. Niemcy, Francja, Holandia i Belgia doświadczają rosnących problemów związanych z integracją milionów imigrantów. Tymczasem przywódcy państw Europy Środkowo-Wschodniej dostrzegają, że projekt europejski, który miał zapewnić dobrobyt i bezpieczeństwo, prowadzi ich kraje ku destabilizacji i utracie suwerenności.

“Europa, która zapomina o swoich narodach, to Europa bez przyszłości!” – to przekonanie staje się coraz powszechniejsze wśród liderów i obywateli naszego regionu.

W tym kontekście szczególnie zaskakująca wydaje się postawa polskiego rządu kierowanego przez Donalda Tuska. Podczas gdy sąsiednie kraje domagają się reformy UE i kwestionują szkodliwe dla ich gospodarek polityki, Polska zdaje się bezkrytycznie akceptować wszystkie decyzje płynące z Brukseli. Rząd Tuska nie tylko nie protestuje przeciwko Zielonemu Ładowi, który uderza w polską energetykę i przemysł, ale także bezrefleksyjnie popiera unijną politykę migracyjną, mimo że większość Polaków wyraża wobec niej poważne zastrzeżenia.

Eurosceptycyzm, który jeszcze niedawno był postrzegany jako ekstremistyczny pogląd, staje się coraz bardziej mainstreamowy. Wyborcy w kolejnych krajach powierzają władzę partiom, które obiecują obronę narodowych interesów i sprzeciwiają się federalizacji Europy. Ta tendencja prawdopodobnie będzie się nasilać, jeśli Unia Europejska nie powróci do swoich korzeni jako wspólnota suwerennych państw współpracujących w kluczowych obszarach, zamiast narzucać coraz bardziej inwazyjne regulacje podważające demokratyczne decyzje poszczególnych narodów.

Pytanie brzmi: czy Polska pod rządami Tuska będzie nadal trwała w iluzji, że federalistyczny model UE jest jedyną słuszną drogą, czy też dołączy do rosnącego grona państw domagających się fundamentalnej reformy Unii Europejskiej? Jeśli wybierze tę pierwszą opcję, ryzykuje, że pozostanie osamotniona w ślepym zaułku europejskiej integracji, podczas gdy inne kraje będą budować nowy model współpracy, szanujący narodową tożsamość i demokratyczną wolę obywateli.

Źródła:

https://moderndiplomacy.eu/2025/10/06/orban-eu-disintegrating-so-hungar…
https://news-pravda.com/world/2025/10/06/1750897.html
https://www.rferl.org/a/czech-election-babis-victory-eu-nato-ukraine-im…
https://www.euronews.com/2025/10/04/andrej-babis-ano-movement-set-to-wi…
https://blogs.lse.ac.uk/europpblog/2025/10/06/2025-czech-election-andre…

Lewiatan pożera rodzinę – niemal w całej UE

Lewiatan pożera rodzinę – niemal w całej UE

https://pch24.pl/lewiatan-pozera-rodzine-niemal-w-calej-ue

Rodzina – najstarsza wspólnota ludzkości – w Europie coraz częściej podlega biurokratycznej kontroli. Od odbierania dzieci po podatki – ingerencja państwa staje się już regułą. A skutki widać gołym okiem: kryzys demograficzny i gospodarczy.

Sytuacja demograficzna Unii Europejskiej jest dramatyczna. W 2023 r. dzietność spadła do 1,38 dziecka na kobietę – najniżej od dekad. Tymczasem, aby zapewnić zastępowalność pokoleń średnio na kobietę w wieku rozrodczym powinno przypadać ok. 2,1 dziecka.

„Pandemia” tylko przyspieszyła ten negatywny trend: po krótkim odbiciu w 2021 r. nastąpił kolejny spadek. Obecnie aż osiem państw UE – m.in. Hiszpania, Włochy, Malta i Polska – znajduje się w strefie kryzysowej.

Niestety UE i poszczególne jej państwa, zamiast chronić rodzinę, ingerują w jej życie.

Odbieranie dzieci

Najbardziej drastycznym przejawem naruszania przez państwo praw rodziny jest odbieranie dzieci od ich matek i ojców. W 2023 r. niemieckie Jugendämter potwierdziły ponad 63 tys. takich przypadków – o 1,4 tys. więcej niż rok wcześniej. Dane te pokazują skalę problemu i przeciążenie instytucji.  Urzędnicy, przygnieceni tysiącami spraw, działają pod presją. W efekcie jedne dzieci mogą pozostawać bez ochrony, inne zaś są zabierane zbyt pochopnie. To zaś może prowadzić do tragedii na ogromną skalę.

Jeszcze bardziej niepokojąca jest sytuacja w Danii. W tym kraju stosuje się kontrowersyjne testy psychologiczne tzw. forældrekompetenceundersøgelse (FKU), służące badaniu kompetencji rodziców… przed narodzeniem dziecka. W przypadku słabego wyniku urzędnicy mogą nawet odbierać dzieci natychmiast po narodzinach. Tak było w przypadku Keiry Alexandry Kronvold, której córeczkę urzędnicy zabrali dwie godziny po porodzie. Podobny los spotkał Qupalu Platou, której odebrano dwuletnie bliźniaki. Równie bulwersujące jest to, że w tego typu przypadkach rodzice otrzymują prawo do kontaktu ze swoimi dziećmi przez zaledwie dwie godziny w miesiącu.

Testy te prowadzą de facto do dyskryminacji na tle etnicznym. Są bowiem kulturowo niedopasowane do realiów grenlandzkich Inuitów i przyczyniają się do częstszego odbierania im pociech. Dzieci odbiera się aż z 5,6 proc. rodzin grenlandzkich, a z rodzin nordyckich mniej niż 1 proc. Nic dziwnego zatem, że Duński Instytut Praw Człowieka w 2024 r. przestrzegał przed tą praktyką.

Z kolei w innym kraju skandynawskim, jakim jest Norwegia, która choć nie należy do UE, to drastyczne naruszanie praw rodziców jest również na porządku dziennym. Zajmuje się tym Barnevernet, czyli norweska służba ochrony nieletnich. Instytucja ta z założenia ma chronić najmłodszych przed zaniedbaniem czy przemocą, ale w praktyce dopuszcza się często działań godzących w prawo naturalne. Takich jak odbieranie dzieci rodzinom, których zwyczaje wychowawcze różnią się od norweskich.

Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie stwierdzał, że decyzje o odebraniu dzieci były podejmowane pochopnie i z naruszeniem prawa rodziny do życia prywatnego. Coraz częściej zdarza się, że rodziny uciekają z Norwegii, by uniknąć interwencji Barnevernet.

Trudno jednak liczyć na szybkie rozwiązanie problemu. Norweski system tzw. pomocy rodzinie to także wielki biznes. Prywatne firmy zajmujące się pieczą zastępczą zarabiają miliony, tworząc układ publiczno-prywatny, w którym dramat biologicznych rodziców staje się źródłem zysków.

System, który miał bronić, coraz częściej działa jak mechanizm odbierania rodzinom ich naturalnych praw. Tak oto w imię obrony praw dziecka rozbija się rodziny. I to w krajach uchodzących za wzory cywilizacji.

Edukacja domowa

Choć odbieranie dzieci rodzicom wciąż nie jest powszechne w całej UE, to uniemożliwianie decydowania o edukacji już tak. A na dodatek niektóre państwa zaostrzyły ostatnio jeszcze swą politykę w tej sprawie. I tak we Francji edukacja domowa, dawniej uznawana za naturalne prawo rodziców, została w 2021 r. zamieniona w system pozwoleń.

Każdego roku zainteresowani rodzice muszą prosić o zgodę dyrektora placówki (tzw. akademii DASEN), a ta wydawana jest tylko w nielicznych przypadkach – choroby, niepełnosprawności czy ciąży. Skutki nowych przepisów są drastyczne: w ciągu trzech lat liczba dzieci uczących się w domu spadła o połowę (obecnie wynosi ponad 30 tysięcy).

Prawo rodziców do kształcenia w domu staje się problematyczne również w Polsce. Nad Wisłą wydane w połowie 2025 roku rozporządzenie Ministerstwa Edukacji ograniczyło finansowanie edukacji domowej. Pełna subwencja obejmie już nie 200, lecz tylko 96 uczniów. Dla pozostałych przewidziano jedynie część kwoty. Historia jest długa: do 2015 r. edukacja domowa miała 100 proc. subwencji, w latach 2016–2021 spadła do 60 proc., natomiast w 2022 r. podniesiono ją do 80 proc. Spór zaostrzył się w 2021 r., gdy wokół szkół Salomon — placówek wspierających uczniów w edukacji domowej — wybuchły kontrowersje co do zasad ich finansowania (ostatecznie te placówki zamknięto).

Rodzina a internet

Państwa nie zadowalają się tylko kontrolą nad miejscem pobytu dzieci i przekazywanymi im wartościami. Coraz bardziej też ingerują w przestrzeń internetu. I tak w lutym 2024 r. Francja uchwaliła ustawę o prawie do wizerunku dzieci. Do katalogu władzy rodzicielskiej dopisano „życie prywatne” – obok bezpieczeństwa i zdrowia. Państwo w ten sposób reguluje choćby możliwość publikowania zdjęć czy filmików z dziećmi w internecie.

Gdy rodzice nie dojdą do porozumienia w tej sprawie, wówczas decyzję podejmie sąd. Może na przykład zakazać jednemu z rodziców publikowania zdjęć bez zgody drugiego. Rodzice, co prawda, wciąż mogą wrzucać do sieci materiały pokazujące dzieci poniżej 13 roku życia, lecz wystarczy, że sędzia uzna, że jest to naruszenie „godności” dziecka, a wtedy materiały zostaną ocenzurowane. Równolegle wprowadzono tzw., cyfrową pełnoletność” – młodzież do 15. roku życia nie może założyć konta w mediach społecznościowych bez zgody rodziców.

Powód? Ochrona przed „sharentingiem” – nadmiernym dzieleniem się zdjęciami dzieci. Cel skądinąd słuszny, ale o nadużycia nietrudno. Jest to kolejny przykład tego, jak pod hasłem ochrony dziecka państwo przesuwa granicę kontroli nad życiem rodzinnym.

Chat Control a wolność rodzin

Jeszcze bardziej niepokojące i to na skalę całej UE są przepisy w ramach rozporządzenia CSAM, projektu legislacyjnego Komisji Europejskiej z maja 2022 r. Często określany jest on w debacie publicznej jako „Chat Control”, ponieważ przewiduje m.in. skanowanie prywatnych wiadomości i plików w poszukiwaniu materiałów związanych z seksualnym wykorzystaniem dzieci.

I znowu – zamiar skądinąd słuszny. Ale w praktyce Chat Control oznacza automatyczne skanowanie każdej prywatnej wiadomości, zdjęcia i pliku – nawet bez podejrzenia przestępstwa. Wymaga też osłabienia szyfrowania, co otwiera drogę hakerom, przestępcom czy wrogim państwom do przechwycenia danych finansowych, medycznych i osobistych milionów ludzi. To mechanizm sprzeczny z podstawowymi prawami obywateli. Unia stawia się w roli cyfrowego strażnika wychowania, zastępując rodziców w kontrolowaniu tego, co piszą ich dzieci.

Nic dziwnego, że sprawa budzi gorące spory: 18 września 2025 r. według FightChatControl.eu regulację popierało 14 państw UE, 9 było przeciw, 4 zaś wciąż się wahały. Debata na ten temat jeszcze się nie zakończyła.

Polityka prorodzinna

Na tle państw europejskich przeciwstawiających się biurokratycznej i niekorzystnej ingerencji w rodzinę zdecydowanie wyróżniają się Węgry. Dokonane tam zmiany konstytucyjne z kwietnia 2025 r. wpisują się w szerszy trend redefiniowania roli państwa wobec rodziny i tożsamości. Rząd Viktora Orbána jasno zapisał, że małżeństwo to wspólnota mężczyzny i kobiety, a „ojciec jest mężczyzną, matka kobietą”. Konstytucja głosi też, że rodzina jest podstawą przetrwania narodu, a prawo dziecka do rozwoju fizycznego, psychicznego i moralnego ma pierwszeństwo przed innymi prawami – poza prawem do życia.

Kraj ten wdraża także kolejne korzystne dla rodzin zmiany podatkowe. W maju 2025 r. rząd Viktora Orbána wprowadził bowiem dożywotnie zwolnienie z podatku dochodowego dla matek wychowujących co najmniej dwoje dzieci. Matki z jednym dzieckiem nie będą płacić podatku do 30. roku życia, z dwójką dzieci już bezterminowo – od 2026 r., a z trójką i większą liczbą dzieci – od października 2025 r. Z rozwiązania skorzysta nawet 850 tys. kobiet. Orbán nazwał to „największą obniżką podatków w całym zachodnim świecie”. I to jest droga, którą warto podążać. Nie rozdawnictwo, lecz ulgi fiskalne.

Podatki

Decyzje Orbana w sprawach podatkowych są istotne, gdyż to właśnie obciążenia fiskalne bezpośrednio decydują o tym, ile rodzinie zostaje na życie i wychowanie dzieci. A różnice w Europie są uderzające. Na przykład w modelu z jednym żywicielem i dwójką dzieci obciążenie potrafi być ujemne: minus 12,8% na Słowacji, minus 0,1% w Niemczech, czyli państwo oddaje więcej, niż pobiera. Tymczasem w Danii taka sama rodzina płaci 32% podatku, a w Szwecji stawki też przewyższają średnie OECD i UE.

W Polsce symboliczny dzień wolności podatkowej w ostatnich latach przypada coraz później. I tak w 2022 r. przypadał on 13 czerwca, w 2023 r. – 20 czerwca, w 2024 r. – 28 czerwca, a w 2025 r. dopiero 4 lipca – najpóźniej w historii. Z każdym rokiem coraz większa część pracy rodziców idzie więc na utrzymanie państwa, a nie własnych dzieci.

W sytuacji, gdy lwią część środków zabiera państwo, niezależność finansowa rodzin jest zagrożona. W efekcie rodzicom pozostaje mniej czasu dla dzieci i często muszą oni korzystać z pomocy państwa. A ono zaś płaci i wymaga.

Bez wolności rodziny – także tej ekonomicznej – Europa nie podźwignie się z zapaści demograficznej. Pozostanie kontynentem starzejących się społeczeństw i gasnącej innowacyjności.

Stanisław Bukłowicz