Tusek z Rzeszy, sekret Nowackiej, Nawrocki i “niewinne” Bajdeny – Cejrowski i Lisicki – 2024/12/04
Archiwum autora: Mirosław Dakowski
Sobotnie MEM-y III. Ale, q.. wesołe… Nachodźcy na front ukraiński !


[A pozatem: Czemu nie mieliby odmienić u siebie, w spokoju? MD]
=============================










Porozumienie ponad podziałami. Co czeka panów w szortach z lateksu i w psich maskach.
Porozumienie ponad podziałami.
Co czeka panów
w szortach z lateksu i w psich maskach.
Izabela BRODACKA
Mamy powody do radości. Wreszcie zapanuje długo oczekiwana zgoda narodowa. Podobno znalazł się punkt wspólny programu oraz poglądów KO i PiS. Jest to głęboka troska o los „naszych braci mniejszych” czyli zwierząt. W ramach tej troski rząd planuje wprowadzić obowiązek kastrowania wszystkich nierasowych psów i kotów. Od kastracji będą zwolnione wyłącznie psy i koty czystej rasy pochodzące z zarejestrowanych hodowli.
Powiem coś mało eleganckiego lecz w tej sytuacji trudno mi się oprzeć przed pokusą złośliwości. Patrząc na facjaty posłanek i posłów czy zapoznając się z ich nazwiskami możemy mieć wątpliwości czy należą oni wszyscy do arystokracji rodowej. Czy chcieliby żeby życzliwość dla nich i troska o ich los przybrała dokładnie taką samą formę jak ich troska o los zwierząt?
A poważnie. To nie rasowość czy nierasowość zwierząt jest prawdziwym problemem. W okresie wakacyjnym po lasach i polach błąka się wiele psów rasowych, wręcz czystej rasy. To rezultat nieodpowiedzialności ludzi, którzy pod wpływem impulsu kupują dla dziecka ładnego pieska ale przed wyjazdem na wakacje do Grecji czy na Teneryfę wywożą go do lasu.
Okrucieństwo ludzkie nie dotyczy wyłącznie zwierząt nierasowych. Projektanci podobnej ustawy w swojej naiwności, a właściwie w swej bezgranicznej głupocie, wydają się nie rozumieć jakie byłyby skutki konsekwentnej eksterminacji zwierząt w ich mniemaniu gorszych, bo nierasowych. Nie rozumieją na czym polega dobór sztuczny w wyniku którego otrzymuje się pożądaną sylwetkę, maść i sierść psa czy kota.
Psy rasowe są o wiele słabsze od kundli czyli mieszańców bo mają ograniczoną pulę genetyczną. Krzyżowanie odbywa się często w najbliższej rodzinie a jedynym jego celem jest wystawowy eksterier. Owczarki niemieckie, których ideałem wyglądu jest specyficzny zad opadający pod katem 23 stopni prawie wszystkie cierpią na dysplazję stawu biodrowego. To poważna wada, która może z dorosłego psa uczynić kalekę, wada zmuszająca właściciela do kosztownego j mało skutecznego leczenia.
Suki Boston Terriera ze względu na tak zwany niestosunek pomiędzy rozmiarami dróg rodnych a rozmiarem głowy szczeniaka nie są w stanie samodzielnie urodzić. Jedyne szczenię w życiu suki rodzi się najczęściej przez cesarskie cięcie. Egzemplarze wszelkich ras Brachycefaliczneych ( od greckich słów brachy – krótki oraz cephalus – głowa) mają poza tym problemy oddechowe z powodu zwężonych nozdrzy, przerostu podniebienia miękkiego i wielu innych wad anatomicznych. Rasy brachycefaliczne to: Buldog francuski, Buldog angielski, Mops, Pekińczyk, Bokser, Shih Tzu, Basset Hound, Boston Terrier, Chihuahua, King Charles Spaniel, Shar Pei, Dog de Bordeaux, Chow Chow.
Taki rasowy pies nie tylko sporo kosztuje lecz czyni właściciela stałym klientem weterynarzy. Również klientem firm produkujących specjalną zbilansowaną żywność dla tych ras, fryzjerów psich, producentów ubranek, zabawek, poduszeczek i różnych innych akcesoriów dla zwierząt. To ogromny, sztucznie tworzony rynek.
Przypominający sztucznie tworzony rynek farmaceutyczny dla ludzi. Rynek nie tylko leków i szczepionek lecz suplementów naturalnej diety i odżywek. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie ma nic złego w fakcie, że ktoś pragnie wydawać swoje pieniądze na rasowego pieska kosmetyki czy odżywki. Jeżeli robi to dobrowolnie. Likwidacja zwierząt nierasowych prowadzi jednak do tego samego co pomysł przymusowych szczepień uzasadnionych centralnie zarządzaną pandemią czy inne podobne totalitarne pomysły.
Czyni jednych ludzi niewolnikami idiotycznych przepisów a drugich beneficjentami rynku generowanego przez te przepisy. Tak jak napisałam psy rasowe są słabsze i o wiele bardziej chorowite od zwykłych kundli. Przeciętny kundel potrafi przeżyć nawet 20 lat i to często w trudnych warunkach, pasąc owce czy pilnując gospodarstwa. Psy rasowe nie dożywają najczęściej 10 lat. Kundle są również inteligentniejsze od psów rasowych. Nie bez przyczyny do ośrodka tresury psów policyjnych w Sułkowicach nie kupuje się psów czystej rasy lecz wyłącznie mieszańce.
Pomysł przymusowej kastracji zwierząt nierasowych wpisuje się w idiotyzmy fałszywych ekologów, zidiociałych aktywistów obrony zwierząt i innych podobnych dewiantów. W jednej z polskich uczelni technicznych uzasadniono zakaz trzymania w domu akademickim psów faktem, że zgodnie z przepisami o ochronie zwierząt powierzchnia pokoju jest zbyt mała dla psa. Dodam, że w tym pokoju mieszka dwóch studentów i powierzchnia pokoju musi im wystarczać.
Okaleczanie zwierząt dla ich własnego dobra przypomina odbieranie dla ich własnego dobra dzieci kochającym choć niezamożnym rodzicom i umieszczanie ich u obcych ludzi, traktujących opiekę nad cudzymi dziećmi jako intratny zawód. Matka zmarłego w rodzinie zastępczej zawodowej Oskara musi poddać się badaniu jej więzi z córką, którą usiłuje odzyskać. Rodzina zastępcza zawodowa nie ma z całą pewnością więzi z córką poszkodowanej tak jak nie miała tej więzi z Oskarem, bo niby kiedy miałaby ją uzyskać. Oskar zdołał przeżyć w tej rodzinie tylko cztery dni.
Okaleczanie zwierząt dla ich własnego dobra przypomina również zakaz używania koni do transportu turystów do Morskiego Oka oznaczający dla tych koni śmierć w rzeźni. Przypomina dopuszczanie dokonywania przez nieletnich zabiegu tranzycji czyli ciężkiego okaleczania ciała w obłudnej trosce o ich złe samopoczucie związane z rzekomą niewłaściwą identyfikacją płciową.
Lewacy zawsze usiłowali panować nad przyrodą. Stalin odwracał bieg rzek . Miczurin hodował gruszki na wierzbie. Dla współczesnego lewactwa złem jest wszystko co jest naturalne a ideałem jest to co sztuczne. Sztuczne zapłodnienie, sztucznie produkowane mięso czy facet który uważa się za psa. Podczas lipcowej „parady równości” panowie ubrani w szorty z lateksu i w psie maski na twarzy tłumaczyli, że przebierają się za psy bo identyfikują się z psami. Szczególnie z tymi nierasowymi w imię powszechnej równości i powszechnej miłości. Nie wiem czy są świadomi co ich czeka.
Znajdź dwa wydarzenia historyczne których nie można kwestionować. MEM-y II










GRUNWALD CZY JEDNAK TANNENBERG?
GRUNWALD CZY JEDNAK TANNENBERG?
Sławomir M. Kozak https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/grunwald-czy-jednak-tannenberg,p13631220

Czas szybko płynie i znowu mamy kolejną rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Dziś chcę przypomnieć, poprzez postać mojego nieżyjącego już przyjaciela Ryszarda Filipskiego, Jego wybitne dzieło, jakim był monodram „Krajobraz po Grunwaldzie”.
Reklamowałem je już cztery lata temu w programie z cyklu „Po prostej”, ale od tamtej chwili wiele osób mogło o nim zapomnieć, a innych, przyzwyczajanych do tiktokowych szortów zniechęcić mogła moja, trwająca dłużej niż kilkadziesiąt przecież sekund, wypowiedź. Tym trudniej będzie ich pewnie namówić do obejrzenia całego filmu, ale mam nadzieję, że część z nich inaczej patrzy już na świat, aniżeli wtedy, gdy dopiero co spadła na nas śmiertelna choroba, po której u bram pojawiła się „nagła” wojna, a potem Polska stała się z dnia na dzień bardziej uśmiechnięta. Mógłbym się dalej silić na retrospekcje i przypominać tym starszym, że mieli okazję obejrzeć monodram już w roku 2011, kiedy wspólnym trudem Autora i wydawcy udało się go wprowadzić do oferty Oficyny Aurora, co było jednak sukcesem pozornym, bo Polaków historia nie interesowała, choćby najpiękniej opowiadana. Podobno ten stan rzeczy zaczyna się pomału zmieniać, a nie ukrywam, że nadal mam nadzieję na to, iż nie jest za późno. Sięgnijmy zatem do słów wprowadzających do książki, która była zaledwie pretekstem do edycji dzieła, o którym tu piszę.
Prapremiera monodramu prezentowanego w tej publikacji odbyła się 31 grudnia 1970 roku, na Placu Wolnica w Krakowie. W podziemiach starego ratusza, w niewielkiej piwnicy mieścił się „Teatr eref 66”, założony przez Ryszarda Filipskiego. Był to czas publicznego atakowania polskiego patriotyzmu, bohaterstwa żołnierza polskiego („bohaterszczyzna”), czas narodzin tak zwanej „polskiej szkoły filmowej”. W owym czasie zaczęła także narastać fala propagowania postaw „dobrych Niemców” działających na terenach okupowanej przez Hitlera, Polski!
Monodram „Krajobraz po Grunwaldzie” w swej zasadniczej części mówi o sprawach, które rozstrzygane były w latach 1414 – 1418 w Kościele rzymsko-katolickim. Przedstawiony na Soborze w Konstancji spór polsko-krzyżacki poddany został najwyższemu papieskiemu osądowi! Sądzić należy, że Filipski komponował swój monodram nie tylko po to, by przypomnieć hasło eksterminacji Polaków i ich króla, które sześćset lat temu zostało wyartykułowane przed najwybitniejszymi umysłami ówczesnego świata. Dziś pewnym jest, że autor monodramu został sprowokowany opublikowanym w tym czasie orędziem biskupów polskich proszących niemieckich biskupów o wybaczenie! Mówiono wtedy, że pomysł tego listu został umiejętnie podrzucony przez niemieckie służby specjalne.
Orędzie biskupów polskich, proszących Niemców o wybaczenie za nie popełnione polskie zbrodnie, powstało w ostatnich dniach Soboru Watykańskiego II i otworzyło pole do rozwoju takich osobowości, jak Erika Steinbach (gdy Orędzie powstawało, miała 21 lat), a także dla wielu innych młodych Niemców. (…) powojennej spowiedzi dokonali – nie zbrodniarze, a ofiary! Biskupi niemieccy sami się rozgrzeszyć nie mogli – zamówili więc rozgrzeszenie u biskupów polskich! Po takim rozgrzeszeniu Niemcy mogli znowu nakładać krzyżackie płaszcze. Żelazny kanclerz Konrad Adenauer, tuż po wojnie, bardzo chętnie i często fotografował się w krzyżackim płaszczu.
Od wojny minęło dwadzieścia lat. Dzięki planowi Marshalla, Niemcy podźwignęły się z wojennych zniszczeń. Zastrzyk ogromnych pieniędzy z zachodnich banków odbudował Niemcy, a nie kraje przez Niemców wojną zniszczone. Zgodnie z dalekosiężnym planem, za dwadzieścia kilka lat, na Świętym Krzyżu, mieli spleść się w serdecznym uścisku, niemiecki kanclerz Helmut Kohl z polskim premierem Tadeuszem Mazowieckim, znanym w okresie stalinowskim z prześladowania Kościoła, polskich biskupów i księży. Orędzie otwierało wrota do obalenia muru berlińskiego, wytyczało drogę do ponownego, tym razem „pokojowego” grabienia polskiego majątku narodowego. No i mamy to, co dziś mamy! Zniszczona gospodarka, Polacy, jak za okupacji, na robotach w Niemczech, wykupywane przez Niemców ziemie, systematyczne niszczenie i upodlanie edukacji i kultury.
Jestem Polakiem, człowiekiem całym sercem oddanym mojemu kościołowi. Temu kościołowi, który mnie nauczył mówienia: Tak, tak! Nie, nie! Bliska mojemu sercu i umysłowi jest filozofia świętego Tomasza z Akwinu. To on nauczył nas realistycznego myślenia, oceniania rzeczywistości taką, jaka ona jest, a nie taką, jak nam opowiadają lub nam się wydaje.
Myślę i z doświadczenia wiem, że prawda może być tylko jedna, niezależnie od tego, co z jej ujawnienia wyniknie! (…) oto uświadamiam sobie, że mieszkam w samym środku rozkładającego się na naszych oczach zachodniego imperium! Co z tego zbliżającego się bankructwa, z tej nieuchronnej klęski Zachodu może wyniknąć dla Polski? Pewnie nic gorszego, czego już doznała i doznaje do tej pory. Historia się powtarza, ale Polak o tym nie wie, bo się nie uczy, bo nie zna własnej historii. Kto płytko orze – marny plon zbierać będzie. Monodram Ryszarda Filipskiego „Krajobraz po Grunwaldzie” przed czterdziestu laty robił wrażenie, ale też i ludzie w tamtym czasie więcej wiedzieli i rozumieli. Jedni mówili, że są to proroctwa, inni, że Filipski kracze. Dziś wiemy, że ta nowa, „pokojowa i demokratyczna” niemiecka okupacja Polski jest faktem! Nie da się jej ukryć w meandrach polityki unio-europejskiej, ani zwalić na Rosjan.
Verba volant, scripta manent. Tak! Słowa ulatują, pismo pozostaje. Traktaty Włodkowicowe sprzed sześciuset lat, Orędzie biskupów, sprzed pół wieku – pozostały. Porównanie tych dwóch dokumentów w zasadzie nie wymaga komentarza. Jeden dokument podkreślał niemieckie zbrodnie, drugi je minimalizował. Nadchodzą czasy przełomu, może nawet trzeciej wielkiej wojny. Mam nadzieję, że tym razem wojna ta Polskę ominie. Z całą pewnością w nadchodzących czasach wzmogą się naciski hierarchów niemieckich na hierarchów polskich, jakoś muszą usprawiedliwić nową, imperialną politykę niemiecką w stosunku do Polski. Może nawet już się to dzieje?! W naszej tysiącletniej historii, gdy toczyły się sprawy przełomowe, dramaty, wielkie tragiczne wydarzenia, zawsze narodowi towarzyszyli kapłani, dodawali ducha, pomagali, ginęli! Kapłan w ramy swego uświęcenia ma wpisaną łaskę męczeństwa. Pasterz musi stać na straży swoich owiec. Kapłan ma obowiązek przystosowywania rzeczywistości do ewangelii, a nie odwrotnie. Nawet mu nie wolno dopasowywać ewangelii do poczynań rządców obecnego, grzesznego świata! Tę myśl niegdyś głosił głośno ksiądz Stefan kardynał Wyszyński.
owinno to być niepodważalną zasadą obowiązującą nie tylko szarych kapłanów, ale nade wszystko hierarchów polskiego Kościoła. (…) Jan Paweł II mówiąc „nie lękajcie się” mówił również i do nich. W dobie obecnej okupacji niemieckiej, gdy to rządzące Unią Europejską Niemcy przechwytują gałęzie polskiej gospodarki, ziemię, komunikację, edukację, propagandę, media – przesłanie Ryszarda Filipskiego staje się niezwykle aktualne. Udowadnia bowiem, że od tysiąca lat nic się nie zmieniło. Otto von Bismarck powiedział: „Polska to jest stan przejściowy” – oto wyraz nieustannego marzenia, które przez wieki utrwaliło się w teutońskiej mentalności! Agresywną politykę niemiecką – zakamuflowaną w meandrach ideologii Unii Europejskiej – starannie ukrywają kolejne rządy „niepodległej Polski”! Dlatego pozycja ta powinna znaleźć się w każdym polskim domu, aby nas chronić przed kolejnym otumanieniem.
Zwycięskiej bitwy ze zjednoczonymi pod germańskim krzyżem najeźdźcami z Europy nie potrafiliśmy wówczas przekuć na zysk polityczny. Oni jednak, tę porażkę pod, jak to miejsce nazywali, Tannenbergiem, zapamiętali nad wyraz dobrze. Operacją Tannenberg nazwali bowiem pięć wieków później, prowadzone przez zwyrodniałe oddziały (Einsatzgruppen) kilkumiesięczne, począwszy od pierwszych minut wrześniowego ataku na Polskę w roku 1939, wyniszczanie Polaków. Była to przede wszystkim eksterminacja polskich elit według precyzyjnie przygotowanych przez tubylczych folksdojczów list proskrypcyjnych.
Przytoczony wcześniej wstęp do książki (z załączonym do niej monodramem) „Krajobraz po Grunwaldzie” powstał w roku 2010! Piętnaście lat temu. Zamieciona na pewien czas pod gruby dywan Erika Steinbach znowu spod niego wyziera, a ostatnie ruchawki na granicy każą poważnie się zastanowić nad tym, czy dzieło Ryszarda Filipskiego było jedynie krakaniem, czy może jednak proroctwem?
Sławomir M. Kozak
Epstein dziwny gość. MEM-y sobotnie I.










Antysemityzm Wielce Czcigodnej Nowackiej Barbary
Antysemityzm Wielce Czcigodnej Nowackiej Barbary
Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl) • 12 lipca 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5856
Wprawdzie w demokracji, w odróżnieniu od pierwszej komuny, nie brakuje papieru toaletowego, ale dla większej ostentacji można zrobić wyjątek. Adam Grzymała Siedlecki wspomina, jak to we wczesnej młodości mieszkał w warszawskiej, XVIII-wiecznej jeszcze kamienicy, która nie miała urządzeń sanitarnych, w związku z czym ubikacja znajdowała się na podwórzu. W kamienicy tej mieszkały dwie siostry, starsze damy, z pretensjami do sfer arystokratycznych. Nie bardzo miały już czym imponować pozostałym mieszkańcom, ale w jednej dziedzinie się wyróżniały. Kiedy jedna, czy druga maszerowała przez podwórze do ubikacji, ostentacyjnie trzymała w dłoni pęk papieru welinowego, który miał wieńczyć dzieło. Tym papierem welinowym dźgały sąsiadów w chore z zawiści oczy.
Wspominam o tym w związku z deklaracją Wielce Czcigodnej feministry Nowackiej Barbary, która w vaginecie obywatela Tuska Donalda dostała z rozdzielnika fuchę kierowniczki resortu edukacji. Jej ambicją jest wyszkolenie młodzieży, a zwłaszcza panienek płci żeńskiej w dziedzinie seksualnej – żeby na etapie, gdy Polska zostanie już przekształcona w Generalną Gubernię, potrafiły dogodzić Herrenvolkowi, czyli rasie panów, na czele której, jak już dzisiaj wiadomo, stoją Żydowie. W tym celu konsekwentnie usuwa wszystkie przeszkody, jakie spotyka na swojej drodze, zwłaszcza w postaci religii.
Fałszywe pogłoski, jakie w związku z tym krążą, głoszą, że to z powodu pochodzenia feministry, która jakoby jest wnuczką księdza. Jak tam było, tak tam było, ale niepodobna nie zauważyć, że w tej zapamiętałości, jaka vaginessie Nowackiej Barbarze towarzyszy w dziedzinie religii, może rzeczywiście być coś osobistego. Takie same podejrzenia rodzą się w przypadku pana mec. Artura Nowaka, który w towarzystwie byłego ojczyka-jezuity, prof. Stanisława Obirka, zajmuje się obsrywaniem Kościoła katolickiego. Pan mec. Nowak twierdzi, że w młodości wybzykali go dwaj księża. Jak tam było, tak tam było – ale czy właśnie nie to jest przyczyną, że pan mec. Nowak zaczął pisać książki i w ogóle – stał się człowiekiem sławnym? Nie jest on zresztą wyjątkiem; są również kobiety, które dzięki bliskim spotkaniom III stopnia z osobami duchownymi, stały się damami i pisarkami. Może stałyby się damami i pisarkami i bez tych bliskich spotkań – ale pewności mieć nie możemy – bo cóż właściwie mogłyby wtedy opisywać, podobnie jak pan mec. Artur Nowak?
Mój przyjaciel z czasów studenckich, cieszący się reputacją pożeracza serc niewieścich, wielokrotnie powtarzał mi, że jeśli już jakiejś damie ściera się puszek niewinności, to należy w zamian dostarczyć jej przeżyć. W przypadku osób twierdzących, że w przeszłości miały bliskie spotkania III stopnia z osobami duchownymi, tak właśnie musiało być, bo jeszcze po 30, a nawet 40 latach, nie bez pewnej melancholii, przypominają sobie tak zwane „momenty” – a że czasy mamy ciężkie, to nawet próbują wydostać z tego szmalec.
A czasy mamy ciężkie w związku z proklamowanym przez Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje tak zwanym „zrównoważonym wzrostem”. Na czym polega zrównoważony wzrost? Na tym, że wszystko rośnie jednocześnie – przede wszystkim – ceny. W związku z tym coraz więcej ludzi próbuje wydostać szmal, skąd się tylko da, tak – jak to ujął poeta w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” – „jak za okupacji z Żyda”.
Wracając do vaginessy z vaginetu obywatela Tuska Donalda, czyli Wielce Czcigodnej Nowackiej Barbary, to w swoim czasie wydała ona rozporządzenie o zmniejszeniu liczby godzin religii i etyki do jednej tygodniowo. Sęk w tym, że art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty wymaga, by rozporządzenie regulujące sposób nauczania religii w szkołach publicznych, było wydane „w porozumieniu” w władzami kościelnymi – a w tym przypadku żadnego takiego „porozumienia” nie było. Dlatego też Trybunał Konstytucyjny uznał, że rozporządzenie Wielce Czcigodnej feministry Nowackiej Barbary jest „niekonstytucyjne”. Tymczasem Ministerstwo Edukacji daje do zrozumienia, że na podstawie tego niekonstytucyjnego rozporządzenia, już od września br. liczba godzin nauczania religii w szkołach publicznych zmniejszy się do jednej tygodniowo.
To stanowisko Ministerium Edukacji bierze się stąd, iż Wielce Czcigodna Nowacka Barbara uważa, że „grupa udająca trybunał wraz z biskupami podważa działanie rządu”. Chodzi o to, że Judenrat „Gazety Wyborczej” pełniący w naszym bantustanie funkcję nadrzędnego organu władzy, pewnego dnia zadekretował, iż „nie uznaje” Trybunału Konstytucyjnego, który, zgodnie z wytycznymi Głównego Zarządu Politycznego Armii Czerwonej, Judenrat nazwał „trybunałem Julii Przyłębskiej”. Obecnie, chociaż prezesem TK jest pan Bogdan Święczkowski, Judenrat nadal tego trybunału „nie uznaje” a za nim, jak za panią matką, „nie uznaje” go stado autorytetów moralnych oraz mikrocefale, których wybitną przedstawicielką jest właśnie Wielce Czcigodna vaginessa z vaginetu obywatela Tuska Donalda, obywatelka Nowacka Barbara. Ciekawe, że akurat stojący na czele Judenratu „Gazety Wyborczej” pan red. Adam Michnik utrzymywał, że Żydów w Polsce „nie ma”. W tej sytuacji aż strach pomyśleć, co by to było, gdyby „byli”?
Bo trzeba nam wiedzieć, że widoczna niechęć Wielce Czcigodnej Nowackiej Barbary do religii katolickiej ma charakter jawnie antysemicki. Chodzi o to, że zwłaszcza w pierwszej fazie nauczania, edukacja ta obejmuje tak naprawdę naukę żydowskiej historii plemiennej, tyle, że podanej w religijnym sosie. Zwrócił na to uwagę jeszcze w XIX wieku brytyjski polityk pochodzenia żydowskiego, nawiasem mówiąc – chrześcijanin – późniejszy premier Wielkiej Brytanii, Beniamin Disraeli. Przemawiając w Parlamencie wbrew stanowisku własnej partii, która uważała, że Rotschild, jako poseł do Izby Gmin, powinien złożyć przysięgę, której złożenia odmówił, jako niezgodnej z wyznawaną przezeń religią, Disraeli powiedział: „uczycie dzieci wasze historii żydowskiej, co niedziela śpiewacie hymny żydowskie. Właśnie jako chrześcijanin żądam, by Rotschild był przyjęty!”
W odróżnieniu od Disraeliego, warszawski Judenrat stoi raczej na nieubłaganym gruncie całkowitego usunięcia znienawidzonego chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej naszego bantustanu – ale przypuszczam, że nie czyni tego z pobudek ideologicznych, tylko politycznych w przekonaniu, że usunięcie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej sprawi, iż tubylcy zostaną poddani ideologicznej kurateli Judejczyków, którzy – jak zauważył w swojej ostatniej książce „Mit starszych braci w wierze”, pan red. Paweł Lisicki – ścisłe kierownictwo Kościoła katolickiego stopniowo poddają swojemu nadzorowi. W tej sytuacji Wielce Czcigodna obywatelka Nowacka Barbara wprawdzie może się podetrzeć welinowym papierem z orzeczeniem TK – ale powinna zachować ostrożność – jak podczas bliskiego spotkania III stopnia z jeżem.
Stanisław Michalkiewicz
Odrodzenie katolickiej Chorwacji
Vice Batarelo: Odrodzenie katolickiej Chorwacji
https://pch24.pl/vice-batarelo-odrodzenie-katolickiej-chorwacji

(Fot. Sanjin Strukic / PIXSELL / Forum)
W Chorwacji nie milknie debata, jaką wywołało wielkie widowisko autorstwa katolickiego muzyka Marko Perkovicia, o którym pisaliśmy w artykule pt. „Narodowe rekolekcje Chorwatów. Byłem świadkiem wielkiego koncertu Thompsona”. Owa dyskusja nie ogranicza się do telewizji, gazet i mediów społecznościowych. Dotarła nawet na forum chorwackiego parlamentu, w którym miała miejsce polemika na temat artysty. Jest on wściekle atakowany z pozycji lewicowych za rzekome „podgrzewanie nastrojów nacjonalistycznych” i broniony przez konserwatywnych polityków, chwalących piosenkarza za popularyzowanie wartości rodzinnych i patriotycznych. Poniżej publikujemy ważny głos w tej debacie – artykuł, którego autorem jest dr Vice Batarelo, chorwacki intelektualista urodzony w Australii, prezes katolickiej organizacji „Vigilare”.
Szczerze mówiąc, byłem pod wrażeniem, widząc ponad 500 tysięcy Chorwatów w jednym miejscu. Zapierało to dech w piersiach – i mnie, i wszystkim obecnym. Znacie ten klasyczny efekt „wow” – niesamowite. Było to drugie największe zgromadzenie Chorwatów w naszej długiej historii. Pierwszym była Msza święta papieża św. Jana Pawła II w 1994 roku.
Miałem zaszczyt i przywilej uczestniczyć w obu wydarzeniach. Wielkie zgromadzenia nieuchronnie przynoszą zmiany. Trzeba je właściwie odczytać, a my, ich uczestnicy, musimy stworzyć prawdziwą narrację – nie pozwalając, by manipulowali nami nędzni malkontenci, którzy negatywnie dekonstruują to wydarzenie.
Więcej niż zwykły koncert rockowy
Wyjaśnijmy sobie od razu. Było to coś znacznie więcej niż zwykły koncert rockowy. To było wydarzenie wielowarstwowe. Po pierwsze, w postindustrialnej epoce cyfrowej, gdzie ludzie żyją całkowicie odizolowani od innych, zatomizowani w swoich małych światach, jako oderwane od siebie jednostki, które nic już nie łączy (naród, wiara, przekonania…), Chorwaci przełamali tę destrukcyjną globalną praktykę. Ustanowiliśmy precedens i nowy wzór.
Moi przyjaciele z Polski i Słowacji, którzy byli na koncercie, wrócili do swoich krajów głęboko poruszeni, marząc o zorganizowaniu czegoś podobnego u siebie. Chorwaci stali się oto „trendsetterami” wolności i patriotyzmu.
Wielkie zwycięstwo „generacji Z”
Pomimo wszystkich negatywnych i złośliwych działań tzw. głębokiego państwa w Chorwacji oraz jego pionków (w mediach, partiach politycznych, klakierach Brukseli, grupkach woke, „influencerach” itd.), przez całe tygodnie siejących panikę, wieszczących chaos i szerzących swoje chore idee – pokolenie „Z” i „Alfa”, czyli osoby urodzone po 1997 roku, pięknie i masowo pokazały „generacji Tito” („Gen T”), co myślą i że są dumni ze swoich rodziców oraz dziadków, którzy wywalczyli naszą wolną i niepodległą Chorwację.
Przyszli i cieszyli się koncertem, na którym oddawano chwałę Bogu, Panu Jezusowi, Matce Bożej, Chorwacji, rodzinie, przyjaźni, wojnie o niepodległość i samej niepodległości, wielkim postaciom chorwackiej historii, waleczności… Wszystkiemu, co pokolenia Tito przez dziesięciolecia próbowały stłumić, wyśmiać i zdegradować.
Katolicko-duchowe wydarzenie – „Ja i mój dom służyć będziemy Panu!”
Koncert stał się wydarzeniem głównego nurtu, przywrócił do centrum uwagi opinii publicznej katolicyzm jako warunek duchowego wzrostu i uzdrowienia Chorwacji. Nie tylko nie miały tam miejsca żadne przejawy nienawiści, ale wręcz przeciwnie – sięgano głęboko w dusze i podświadomość, pobudzając i odnawiając to, co może uzdrowić człowieka oraz cały naród.
W pewnym momencie koncert wyglądał jak duchowe rekolekcje… Śpiewano: „Nigdy nie zdradzę Boga…”, biskup Ivas wypowiadał słowa modlitwy Maranatha („Przyjdź, Panie”), a gitarzysta Petar Buljan skłonił pół miliona Chorwatów do wypowiedzenia słów proroka Jozuego: „Ja i mój dom służyć będziemy Panu”. Sam w pewnym momencie cicho w duchu modliłem się i dziękowałem Bogu za wszystko, co się działo, w tym za to wielkie poczucie wspólnoty.
Marko Perković „Thompson” stworzył poprzez swoje piosenki, cierpienie i ofiarę przestrzeń, w której razem z 500 tysiącami Chorwatów oddawano chwałę Wszechmogącemu Bogu. Ktokolwiek to zwalcza, nie ma przed sobą dobrej perspektywy. Może jedynie ziać nienawiścią, obelgami i kłamstwami, zmieniając się w żałosną postać – w gruncie rzeczy godną współczucia i naszej modlitwy.
Błogosławiona przestrzeń
Wiemy, że przed koncertem wielu katolików modliło się i pościło w intencji koncertu, a także Marka Perkovića. Wiemy też, że Marko był na Mszach i rekolekcjach; że święcona woda i egzorcyzmowana sól oraz cudowne medaliki były rozłożone na całym terenie hipodromu. To są duchowe realia i fundamenty nowej Chorwacji, która rodzi się na naszych oczach. Bądźmy dumni i wdzięczni Bogu, bo staniemy się przykładem dla całego świata.
Drony, które nie zabijają, ale promują życie
Co ludzi poruszyło najbardziej – oprócz muzyki? Drony – ale nie takie, które zabijają, lecz takie, które nad Zagrzebiem i Chorwacją wskazywały kierunek oraz najważniejsze wartości. Ukazały w widoczny sposób, co jest dla nas najważniejsze: Bóg, Matka Boża, Różaniec, Ojczyzna i zwycięstwo. To przesłanie miłości, pokoju i naszej pewności, ale też gotowości, by już nigdy nie pozwolić na narzucenie nam jarzma niewoli. To, że Chorwaci są wolni i mogą decydować o swoim losie, opłacone zostało krwią i stuleciami wierności Bogu oraz Kościołowi katolickiemu.
Panika w „głębokim państwie” – stracili młodych
I tu rodzi się absolutna panika w „głębokim państwie” oraz wśród „Gen T”. Stracili młodzież, nie mogą kontrolować jej przez oficjalne telewizje i radio… Reprezentują starą szkołę, tymczasem „Thompson” jest „na czasie”, jest przeciwnikiem mainstreamu, jest „kontrkulturowy”, jednym słowem – zdobył wyobraźnię młodych.
To oni stanowili absolutną większość na koncercie. I „Thompson” przyznał na koniec, że ich pokolenie jest nawet lepsze niż jego własne, które walczyło o niepodległą Chorwację.
Waleczna Chorwacja
To kontynuacja tej walecznej Chorwacji, której wszyscy reprezentanci woke i członkowie „głębokiego państwa” chcieliby się pozbyć, byśmy byli krajem słabeuszy, przeciętniaków i zniewieściałych mężczyzn. Jak już wiadomo z badań socjologicznych – młodzi Chorwaci są bardziej konserwatywni niż ich rodzice, co manifestuje się w większym szacunku i przywiązaniu do Boga, rodziny i Ojczyzny.
Ataki będą? Niech będą!
I stąd biorą się te wszystkie ataki i zaciekłe próby, by zdyskredytować i pozbawić znaczenia to wielkie ogólnonarodowe zgromadzenie; by ponownie manipulować Chorwatami i dzielić ich… Naprawdę? Ci, którzy to robią, są już tak nudni i przewidywalni!… Ale będą to robić dalej, próbując tworzyć fałszywe narracje.
Jednak po 5 lipca 2025 roku, po 30-leciu wspaniałego chorwackiego zwycięstwa, nic już nie będzie takie samo. Maski opadły. Koncert MPT był papierkiem lakmusowym: jak postrzegasz Chorwację – czy jest dla ciebie ważna, czy wiara i patriotyzm są dla ciebie ważne i czy jesteś gotów walczyć i pracować dla Ojczyzny?
Pytania muszą być skierowane do nas samych: co ja zrobiłem dla Boga, swojej rodziny i Chorwacji, a nie – co inni zrobili dla mnie. Czy żyłem zgodnie ze swoimi wartościami i wiarą? Musimy wziąć odpowiedzialność, a nie zrzucać ją na innych albo – co gorsza – żyć podwójnym i obłudnym życiem.
„Thompson” jako piorunochron
A Marko Perković „Thompson” jest jak piorunochron – wszystkie ataki skierowane na niego są w rzeczywistości wymierzone w konserwatywnych i katolickich Chorwatów. Dlaczego? Bo jesteśmy siłą, która rośnie, która dojrzewa; która jest duchowo silniejsza i pragnie modlić się o inną, moralną i godną Chorwację.
Czy Marko Perković jest doskonały? W gruncie rzeczy to dziecinne pytanie i założenie. Oczywiście, że nie – jak nikt z nas. Jesteśmy niedoskonali i słabi, ale wiara chrześcijańska daje człowiekowi siłę, by się podnieść, zmienić, duchowo i moralnie wzrastać w cnotach. Tylko słabi się nie zmieniają.
A Marko się zmienił i stara się duchowo wzrastać i być wzorowym chorwackim i katolickim mężczyzną. Jego i wszystkich ludzi należy przyjmować takimi, jacy są teraz, na duchowej drodze, a nie wyciągać błędy z przeszłości. Wiadomo, kto jest „oskarżycielem braci”.
Moralne potwory
A więc kto się odzywa i kto osądza? Ludzie całkowicie moralnie niedojrzali, skompromitowani, bezwstydni słudzy własnego ego i ciemnych sił. Fakty ich nie interesują – tylko ideologiczne szablony, mrok i duchowa destrukcja siebie i – jeśli się da – społeczeństwa, w którym żyją. Powinniśmy ich ignorować, jak (tu autor używa słów utworu „Thompsona” – przyp. tłum.) „zeszłoroczny śnieg”, a jako chrześcijanie – modlić się o ich nawrócenie.
Poznaj historię Chorwacji
„Thompson” podczas koncertu mówił o znaczeniu znajomości własnej narodowej historii. Mam wrażenie, że zrobił dla popularyzacji wielkich chorwackich postaci więcej niż ociężały system edukacji i leniwa polityka. Od przybycia Chorwatów, króla Tomisława, Zvonimira, Zrinskich i Frankopanów, do wojny o niepodległość i jej bohaterów… Osobiście uważam, że teledysk do piosenki o królu Tomisławie to szczytowe wydarzenie obchodów 1100. rocznicy jego koronacji.
Patrząc na to wszystko – „Thompson” w sposób masowy i popularny przewodzi odnowie ciągłości chorwackiej historii i katolickiej cywilizacji, która została brutalnie przerwana przez rewolucję bolszewicką w 1945 roku. Właśnie następuje odrodzenie katolickiej Chorwacji i nic nas nie powstrzyma. Bądźmy dumni, że żyjemy w tych czasach i że mamy możliwość budować Chorwację taką, jakiej pragniemy.
Dr Vice Batarelo
(tłum. Jan Doerre)
Posłowie Foltyn i Fritz zdjęli ukraińskie symbole z ratusza i zawiesili polskie. Burmistrz wściekła. „Dlaczego Cieszyn miałby o Wołyniu pamiętać” [sic!!]
Foltyn i Fritz zdjęli ukraińskie symbole z ratusza i zawiesili polskie. Burmistrz wściekła. „Dlaczego Cieszyn miałby o Wołyniu pamiętać” [VIDEO w oryg.]
11.07.2025 zdjeli-ukrainskie-symbole-z-ratusza—burmistrz-wsciekla-dlaczego-cieszyn-mialby-o-wolyniu-pamietac
Posłowie Bronisław Foltyn i Roman Fritz zamienili na ratuszu w Cieszynie bezpodstawnie wiszące flagi Ukrainy na flagi Polski. Foltyn stwierdził, że władze miasta w dniu pamięci o ludobójstwie na Wołyniu wolą oddać hołd Ukraińcom niż Polakom. Burmistrz Gabriela Staszkiewicz standardowo oskarżyła prawicowców o to, że ich działania są „prorosyjskie”.
Bronisław Foltyn (Konfederacja) w piątek rano „podjął interwencję poselską”. Korzystając z drabiny, wspiął się na balkon nad wejściem do ratusza.
Nad nim, na ścianie budynku, wisiały flagi Polski, Cieszyna, szmata z kolorami i symbolami kojarzona z Unią Europejską i dwie flagi ukraińskie. Te ostatnie zamienił na biało-czerwone.
Parlamentarzysta powiedział PAP, że 11 lipca jest Narodowym Dniem Pamięci o Polakach – Ofiarach Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na ziemiach wschodnich II RP. W tym roku po raz pierwszy jest obchodzony jako święto państwowe.
– Nie wszędzie chcą je obchodzić, a wręcz są jeszcze na mapie Polski miasta, gdzie w tym dniu wolą oddawać hołd Ukraińcom niż Polakom. (…) Władze miasta Cieszyna nie zorganizowały żadnych obchodów (…), a na ratuszu powiewają flagi ukraińskie – wskazał.
Jeszcze przed południem magistrat ponownie umieścił na ratuszu ukraińskie barwy.
Drugą interwencję podjął później poseł Konfederacji Korony Polskiej Roman Fritz. Zdjął ukraińskie symbole, wieszając w ich miejscu polskie. Powiedział, że flagi nie będą profanowane, lecz „zostaną odstawione do ukraińskiej ambasady w Warszawie”.
„Dziś 82. rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Co trzeba mieć w głowie, by w takim dniu wywieszać flagi ukraińskie na Urzędzie Miasta #Cieszyn? Tu jest Polska!” – napisał na X poseł Roman Fritz.
Hi, hi.. Nawet “Wprost” otworzyło swe oczka na Grzegorza BRAUNA…
“Braun o karze śmierci”.
- ewinia 11 lipca https://ewinia-nowyekran-pl.neon24.net/post/181860,braun-o-karze-smierci
- —————————–
Źródłem jest “Wprost”, gdzie nie zaglądam, ale jedna miła Pan przysłała mi tekst z “nowego ekranu”, gdzie również nie zaglądam. A tam “Ewinia” skopiowała. Dziękuję. Mirosław Dakowski
========================================
„Nawet o 5 rano niechybnie się stawię”
Czy Grzegorz Braun jest tak straszny, jak go malują? W wywiadzie dla “Wprost” polityk otwarcie odnosi się do zarzutów prokuratury, kulis swoich sejmowych interwencji, a także wyjaśnia, dlaczego “nie cofa się przed złem”. Wyjaśnia, dlaczego wynik 6,34% w wyborach prezydenckich to dla niego zaledwie początek i co tak naprawdę dzieje się „poza rogatkami Warszawy”.
==========================
Bartosz Michalski, „Wprost”: Chciałem zobaczyć, czy diabeł jest taki straszny, jak go malują. Na razie rogów nie widzę, więc już pierwsze miłe zaskoczenie.
Grzegorz Braun, prezes Konfederacji Korony Polskiej, poseł do Parlamentu Europejskiego:
Z całą pewnością państwa redakcja ma zasługi w kreśleniu tej karykatury czy w malowaniu tego portretu, który nie odpowiada rzeczywistości. Przemilczenie, przekłamanie, nieobecność, nie z mojego wyboru i nie z mojej woli, w mediach głównego nurtu, czy też głównego ścieku, to jest norma mojego życia politycznego. Normą w moim przypadku są nieustanne próby pozbawienia mnie życia politycznego, zadania mi śmierci cywilnej. Co jest anegdotyczne, jeśli zajmują się tym funkcjonariusze frontu ideologicznego, a staje się nieco mniej zabawne, kiedy zaczynają się tym zajmować funkcjonariusze innych służb, na przykład prokuratorzy, policjanci i sędziowie.
Jak pan widzi, media głównego nurtu jednak przyszły do pana.
Lepiej późno niż wcale. Magia 6 procent. Jeszcze może, żeby zakończyć te remanenty, warto odnotować kompletne bankructwo sondażowni oraz tych mediów, które pracowicie, a bezkrytycznie drukowały te dęte sondaże, w których przecież po pierwsze bardzo długo moje nazwisko w ogóle się nie pojawiało. A kiedy już się zaczęło pojawiać to na homeopatycznym poziomie procenta czy dwóch. Stąd wielkie zdziwienie po pierwszej turze wyborów. Media uległy zatruciu własną propagandą.
Trzeba przyznać, że wynik był zaskakujący. Jak rozumiem nie dla pana?
Dla mnie nie. Ja w odróżnieniu od was, z całym szacunkiem i sympatią osobistą dla pana redaktora, po prostu żyję w Polsce i żyję z Polakami, a nie w bańkach, które sami wytwarzacie w symbiozie z półświatkiem polityki w Warszawie-Śródmieściu. To są wasze bańki. Wystarczy wyjść poza nią i wyjechać za rogatki Warszawy. Tam są jeszcze normalni ludzie, jest prawdziwa Polska i proporcje wszystkiego są odwrócone. To, co media centralne i ośrodki władzy politycznej przedstawiają jako skandal i wykroczenie, jest normą, oczywistą rzeczywistością dla Polaków.
Co jest tą rzeczywistością?
To, że Zielony Ład zabija Polskę, że klimatyzm, multikulturalizm, polityka zielona, tęczowa, eurokołchozowa, wszelaka i wieloraka tworzy tylko problemy, a żadnych nie rozwiązuje. Większość normalnych ludzi świetnie rozumie to, czego staram się strzec, bronić, chronić. Kiedy mówię: precz z komuną, precz z eurokomuną, precz z żydokomuną, normalni Polacy podzielają mój sprzeciw wobec ukrainizacji, islamizacji i judaizacji Polski.
Podzielają też te zachowania jak gaszenie menory chanukowej, czy niszczenie wystawy LGBT w Sejmie?
Panie redaktorze — nie chciałbym być nieskromny, ale te interwencje poselskie i praktyka nieprzechodzenia obojętnie wobec zła zaskarbiła mi nieskrywaną sympatię wśród wielu moich rodaków. Jest zauważalna poza granicami Polski, czego mam świadectwa w mojej pracy dorywczej w Eurokołchozie. Imię Polski jest wymieniane w pozytywnym kontekście i pozytywnym odbiorze.
Wróćmy na chwilę do wyniku wyborów prezydenckich. Skoro te 6,4 procent nie były zaskoczeniem, jakiego wyniku pan oczekiwał?
Jeśli upomni się pan o powtórne przeliczeniu głosów z pierwszej tury, to ja nie będę protestował.
Czyli oczekiwał pan więcej? 10 procent?
Naprawdę już nie zawracajmy Wisły kijkiem, dali 6,34 procent, bo najwyraźniej mniej już dać nie mogli.
Wierzy pan w powtórzenie tego sukcesu za dwa lata w wyborach parlamentarnych?
Dlaczego tylko powtórzenie? Raczej przemnożenie. Po prostu trzeba ciężko pracować. Każdy, kto by traktował wynik wyborów prezydenckich, a tym bardziej sondaże, jako gwarancję czegokolwiek w polityce rozmijałby się z rzeczywistością. To nie jest żadna gwarancja, to jest tylko i aż rękawica do podniesienia w następnych wyborach parlamentarnych. Niezależnie od tego, czy zostaną ogłoszone za dwa lata, czy za dwa kwartały, Konfederacja Korony Polskiej w nich wystartuje. Podjęliśmy stosowną uchwałę o wystawieniu list wyborczych.
Nie obawia się pan, że społeczeństwo nie jest aż tak skrajne, jak pańskie poglądy?
A cóż jest skrajne, panie redaktorze? To, że 2 i 2 jest 4? To, że tu jest Polska, a nie Ukropol, nie land eurokołchozowy? Cóż w tym takiego skrajnego? Skrajne to było upominanie się o wolność i niepodległość za tamtej władzy sowieckiej. Każdy, kto się o to upominał, był besztany, a w niektórych przypadkach także i represjonowany.
Pan tego nie może pamiętać z autopsji, ale może pan wie, że za tamtego reżimu każdy, kto krytykował władzę sowiecką, był natychmiast nominowany, uwaga, na agenta niemieckiego albo amerykańskiego. No i dzisiaj mamy tę samą retorykę i tę samą politykę tylko w krzywym zwierciadle. Bo każdy, kto krytykuje globalistyczną, eurokołchozową politykę zielonego, tęczowego ładu, pakt migracyjny i wpychanie Polski w nie nasze wojny zostaje nominowany na ruskiego agenta.
Nie zapominajmy jednak, że społeczeństwo jest dość zróżnicowane i nie każdy popiera prawicowe poglądy.
Cóż takiego skrajnego pan redaktor wypatrzył?
Na przykład pańskie zachowanie i te wspomniane m.in. gaszenie menory chanukowej czy zniszczenie wystawy LGBT w Sejmie.
A pan uważa, że w Sejmie mogą i powinny być propagowane na przykład rasistowskie kulty albo propaganda dewiacji? Pan uważa, że Sejm to jest właściwe miejsce? Ja stoję na stanowisku przeciwnym.
Nie mówimy o moich poglądach.
W polskim prawie mamy takie kategorie jak na przykład moralność publiczna, w Konstytucji to jest zapisane. To nie są jakieś tam moherowe, staroświeckie przesądy, tylko to jest język prawa. I to najwyższego aktu prawa, które w Polsce obowiązuje. Mamy do czynienia z propagowaniem dewiacji, zboczeń, sodomii i dezinformowanie publiczności, szczególnie skandalicznych treści dla dzieci i młodzieży.
Dezinformacji?
Na przykład na temat płciowości ludzkiej, propagowanie procederu samookaleczenia w dążeniu do fałszywie pojmowanej samorealizacji w sferze płciowości. No, to jest nie tylko głupie i niegodziwe, ale też i bezprawne. Ja zatem w tej i w innych sprawach po prostu przywracam porządek w przestrzeni publicznej i powagę instytucji publicznych takich jak sejm Sąd czy inne urzędy.
Nie obawia się pan jednak szklanego sufitu? Że będziecie partią maksymalnie 6-7 procent?
Żebyśmy tylko takie problemy mieli. Ten wynik, który „szeroki front gaśnicowy” uzyskał w wyborach prezydenckich, to jest wynik całkiem niezły, jak na kogoś, kogo przecież miało w ogóle nie być.
Jak ocenia pan obecną Konstytucję? Według sondaży, w które pan nie wierzy, koalicja, w której będzie PiS, Konfederacja i Konfederacja Korony Polskiej będzie miała większość konstytucyjną.
Cała ta ustawa jest do zmiany. Ona nie jest do jakichś kosmetycznych korekt, do jakiegoś retuszu czy liftingu wizerunkowego, tylko do radykalnej zmiany. Jest za długa i słabo zrozumiała dla większości obywateli, a nawet polityków.
Z jednej strony jest tam zapisany chroniczny klincz między władzami najwyższymi: między kancelarią premiera a kancelarią prezydenta. Jest to nieusuwalny konflikt i blok wzajemny. Jestem zwolennikiem zaprowadzenia w Polsce rządów prezydenckich. Z drugiej strony trzeba państwo odchudzić po to, żeby spoważniało. Żeby zaczęło zajmować się poważnymi sprawami, żeby zapewniało Polakom bezpieczeństwo, a nie sprowadzało niebezpieczeństw.
Wskażę też jeden wcale niedrobny szczegół, bo czasem lepszy przykład niż wykład.
Śmiało.
Czy pan redaktor zauważył, że w tej Konstytucji nie jest zapisany polski złoty? I nie jest zapisana gwarancja zachowania prawa do gotówki, do posługiwania się pieniądzem? To nasza konstytucja powinna gwarantować. A tutaj nawet złotego nie ma.
Wchodząc do Unii Europejskiej, zobowiązaliśmy się, że przyjmiemy kiedyś euro.
A proszę mówić za siebie. Ja to wszystko odrzucałem i ja się do niczego nie zobowiązywałem i nie zobowiązywali się ci rodacy, z którymi ja jestem w kontakcie. Na tyle w dobrym kontakcie, żebyśmy właśnie osiągali wspólnie jakieś też efekty polityczne. Odrzucamy dyktat eurokołchozu we wszystkich tych dziedzinach. Precz z Zielonym Ładem, precz z paktem migracyjnym, precz z groźbą narzucenia euro, precz z podatkami i armią europejską. Nie zgadzamy się na to, żeby pieniądze Polaków były wydawane na niepolskie sprawy.
W trakcie naszej rozmowy już kilkukrotnie padło słowo „eurokołchoz”. Nie ma pan oporów moralnych, żeby, jako europoseł, brać z tego eurokołchozu pieniądze?
To moi rodacy wypłacają mi te pensje. Przecież w eurokołchozie manna nie spada z nieba, a my uiszczamy rokrocznie niebanalną składkę. Na ten upadły, szkodliwy i niebezpieczny, z każdym rokiem coraz bardziej groźny interes. Rodacy do tej pracy mnie delegowali.
Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, kontynuując dzieło marszałek Sejmu Elżbiety Witek, systematycznie okrada moją rodzinę z tych dochodów, na które ja nieskromnie uważam, że solidnie pracuję. Pod rozmaitymi pretekstami padam ofiarą kradzieży zuchwałej.
I to pana nie powstrzymuje? Jest pan rekordzistą pod względem liczby nałożonych kar.
W polskim parlamencie owszem. Widzi pan redaktor, przynajmniej nikt nie powie, że jest to bezkosztowe i to wszystko jest lekkie, łatwe i przyjemne. A ja zapewniam, że nie zaczynam moich rachunków politycznych od rachunku osobistych strat i zysków.
Zatrzymajmy się na ostatnich wydarzeniach. Prokuratura postawiła panu siedem zarzutów. Głos w tej sprawie zabrał również minister sprawiedliwości Adam Bodnar, mówiąc, że „ekscesy europosła Grzegorza Brauna, wskazujące na podejrzenie popełnienia czynów przestępczych, nie pozostają bez reakcji prokuratury”
To nie są wczorajsze wydarzenia. To są śledzie po obiedzie i odgrzewany kotlet. Panie redaktorze, to jest mielone przez bodnarowską prokuraturę i procedowane przez dwa parlamenty – warszawski i eurokołchozowy już od półtora roku.
Procedura uchylenia immunitetu trochę trwała.
Półtora roku temu została przeprowadzona kolejna fala polowania z nagonką na mnie. Zostałem medialnie odsądzony od czci i wiary, a następnie rozstrzelany w prasie i telewizji. Najwyższy przedstawiciele, najwyższych władz warszawskich ponaglali się wzajemnie do rozprawy ze mną. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, sprawiedliwości, przepraszam, minister niesprawiedliwości Adam Bodnar mieli enuncjacje na konferencjach prasowych, wymieniali korespondencje w ekspresowym tempie.
Skutkowało to uchyleniem mi immunitetu przez Sejm. Zresztą nie po raz pierwszy. Prokuratura nie wykorzystała jednak tego czasu. Wystarczyła chwila nieuwagi i rodacy wyposażyli mnie w mandat europosła. Stąd wznowienie procedury.
Jak wyglądało przesłuchanie w prokuraturze?
Pan Bodnar może sobie pozwolić pewnie na to, żeby podchodzić do zasady nieujawniania tajemnic śledztwa z nonszalancją. Ja nie chciałbym tutaj nie dochować zasad, więc nie będę referował tego, jaki tam przebieg czynności. Mogę natomiast powiedzieć, że nigdy nie uchylałem się od kontaktu z prokuraturą. Składałem tak zwane wyjaśnienia, obszernie, może nawet zbyt obszernie. Warszawa postanowiła przeprowadzić tę procedurę immunitetową powtórnie w Brukseli. Ostatecznie w ostatnim czasie odczytano mi tych samych siedem zarzutów, które zostały mi zaprezentowane już przed półtora rokiem, tyle że w nowej redakcji.
Nie obawia się pan aktu oskarżenia?
Nie wchodząc w niuanse i nie łamiąc wymogu zachowania tajemnicy śledztwa, muszę powiedzieć, że pan, panie redaktorze i publiczność, będziecie mieli naprawdę spory ubaw, kiedy ta sprawa wreszcie wejdzie na jakąś wokandę sądową. Na razie nie weszła, gdyż nie został do dziś jeszcze po półtora roku sporządzony żaden akt oskarżenia.
Jadąc tutaj do pana na wywiad, zastanawiałem się, czy będziemy musieli pana podpisać jako Grzegorz Braun, czy Grzegorz B. Sam pan wspomniał, że to wszystko przyspiesza.
Ta procedura nie dotyczy mojej aktywności w życiu prywatnym. To są zarzuty stawiane mi fałszywie, które oczywiście odrzucam w całej rozciągłości, ale dotyczące mojej aktywności poselskiej, moich interwencji poselskich, a więc wykonywania przeze mnie mandatu posła. I o to tutaj tak naprawdę chodzi. Dla opinii publicznej ważne jest i bynajmniej już nieśmieszne to, czy w moim przypadku zostanie ustanowiony precedens prokuratorskiego, sądowego ograniczenia bądź uniemożliwienia pełnienia mandatu posła.
Prokuratura posiada jednak materiał dowodowy.
Wszystkie przypadki, które zebrała prokuratura, żeby ulepić taką pigułę nonsensownych zarzutów, to są sytuacje interwencji poselskich. Chwała Bogu dobrze udokumentowanych i zarejestrowanych. Opinia publiczna nie musi zresztą czekać na rozprawę sądową, to wszystko można obejrzeć w internecie. Gołym okiem widać, że to ja zostałem napadnięty, jako poseł w gmachu Sejmu przez osobę postronną. Prokuratura w tej sprawie pozostaje bezczynna, mimo że zgłosiłem zawiadomienie o przestępstwie i wskazałem osobę podejrzaną. Ta osoba przypisuje mi czyny i słowa, które pan prokurator „wytnij-wklej” przepisał z Gazety Wyborczej. To również będzie ważne dla polskiego życia publicznego, czy sąd stanie na gruncie faktów empirycznie potwierdzanych poprzez prostą, wcale niepogłębioną analizę materiału audio-wideo.
Nie boi się pan, że wyrok przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku wykluczy pana z życia publicznego?
Ja już tyle razy byłem wykluczany z życia publicznego, rzucano na mnie anatemę. Władze świeckie i służby policyjne rzucały, wysuwały wobec mnie fałszywe oskarżenia. Nawet władza duchowna występująca jako bezkrytyczny żyrant samowoli władzy świeckiej od czasu do czasu obrzucała mnie fatwą. Jak na przykład eminencja Grzegorz Ryś w owczej skórze na łamach Gazety Wyborczej przed rokiem.
I jesteście przygotowani na scenariusz, który wyklucza — jakby nie patrząc — twarz partii tuż przed wyborami?
Do tego to przecież wszystko zmierza, tego nie skrywają rządzący w Polsce. Spokojna głowa, panie redaktorze. Przecież to dzięki zauważalnym wynikom w ostatnich kampaniach dziennikarze nauczyli się poprawnie pisać i wymawiać nazwę mojej partii — Konfederacja Korony Polskiej. I od kiedy sondażownie uwzględniają nas w swoich badaniach, to mamy potwierdzenie, że Konfederacja Korony Polskiej, jest okrzepłym, realnie istniejącym bytem politycznym. Może ona zebrać pewną premię za moje nazwisko, ale nawet i beze mnie da sobie radę.
Panowie posłowie, tworzący nasze koło poselskie w bieżącej kadencji Sejmu — Włodzimierz Skalik, Roman Fritz, a także Sławomir Zawiślak — są jednymi z najlepszych, najwybitniejszych posłów w historii polskiego Sejmu.
A to zaledwie nasze skromne koło poselskie. Okręgów Wyborczych jest 41 i w każdym z tych z nich Konfederacja Korony Polskiej wystawi do wyborów ludzi wybitnych, ciekawych, doświadczonych i zasłużonych.
Planujecie jakieś transfery polityczne?
„Szeroki front gaśnicowy” jest otwarty na wszystkich, którzy spełniają to proste kryterium — chcą, żeby było państwo polskie. Rządzący dzisiaj tego nie chcą. Duopol władzy PiS-PO, Zjednoczona „Łże” Prawica i totalna opozycja, dziś uśmiechnięta demokracja walcząca z Polakami, to są formacje, które jawnie sprzeciwiają się suwerennemu bytowi narodu polskiego. Nie chcą odzyskania niepodległości, przekazali władztwo na polskim terytorium innym bytom politycznym, innym organizacjom.
Jakim organizacjom?
Takim jak Unia Europejska, jak Pakt Północnoatlantycki, jak WHO. Oddano tym organizacjom władzę nad polskim życiem, zdrowiem, majętnością, bezpieczeństwem narodowym. Od tego bezpieczeństwa wcale nie przybywa, tylko przybywa niebezpieczeństw. I stąd nie dziwmy się, że ludzie, którzy uczynili ze zdrady polskiego interesu narodowego i zanegowania polskiej racji stanu doktrynę polityczną, tak łatwo wyprzedają nasze interesy i konformizują swoje działania, a to wobec Ukraińców, Żydów, Niemców, Anglosasów. Za chwilę Rosjanie wrócą do gry o nasze terytorium, bo nie ma próżni w przyrodzie. Jeżeli Warszawa nie chce rządzić się suwerennie i jeśli rządzący nie chcą odzyskania niepodległości, no to będziemy mieli podległość. Podległość konsorcjum międzynarodowemu kuratorów i moderatorów polskiego życia publicznego. To, co przed laty nazwałem kondominium rosyjsko-anglosasko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym na polskiej ziemi.
Wrócę jednak do wcześniejszego pytania, bo nie padła na nie odpowiedź. Czy wyniki sondażowe spowodowały większe zainteresowanie wśród polityków? Możemy spodziewać się transferów do Konfederacji Korony Polskiej?
Nie chciałbym się przechwalać, ale Konfederacja Korony Polskiej jest w tej chwili jedną z największych partii politycznych działających w Polsce. Jedno nas tylko różni i różnić będzie. Będziemy jedyną formacją, która ma reprezentację na poziomie parlamentarnym, idącą do najbliższych wyborów bez subwencji budżetowej.
Wspomniał pan, że jesteście otwarci na wszystkich, którzy podzielają wasze poglądy.
Wszystkich, którzy chcą, żeby to była Polska, a nie land eurokołchozowy, nie Ukropol, nie Ukropolin, czy Bantustan anglosaski.
A gdyby Piotr Korczarowski chciał wrócić? Zakładając, że jednak chce, żeby Polska była Polską.
Panie redaktorze, nomina sunt odiosa i pewnie na rozmowę o personaliach lepiej żebyśmy umówili się na jakąś osobną, obszerną – i lepiej żeby to była rozmowa dotycząca faktów a nie spekulacji. Chętnie omówię z panem listy naszych kandydatów kiedy wybory zostaną ogłoszone i my te listy zaprezentujemy. Natomiast dzisiaj można powiedzieć tak: aby działać politycznie trzeba zachowywać zdolność bojową i można ją utracić na skutek rozmaitych okoliczności.
Taką okolicznością może być związek z Marianną Schreiber?
Pan redaktor próbuje usilnie sprowadzić naszą rozmowę do rowu, a ja zatrzymam się na poboczu i tam nie wjadę. Każdy może próbować swoich sił w walce politycznej, ale jak już powiedziałem, trzeba spełniać pewne kryteria stabilności i bezpieczeństwa w pracy politycznej.
Kiedyś postulował pan przywrócenie kary śmierci.
Dlaczego kiedyś? Ja to i dziś i jutro i pojutrze głosić będę. Bez przywrócenia kary głównej do kodeksu karnego państwo polskie nie przetrwa. Aktualnie narastają problemy z przestępczością zorganizowaną i niezorganizowaną na terytorium Rzeczpospolitej, uprawianą przez przybyszów z dalekich, często egzotycznych stron.
Z całą pewnością trzeba przestępcom, a zwłaszcza zwyrodniałym zbrodniarzom, maksymalizować ryzyko związane z uprawianiem ich przestępczego zbrodniczego procederu. Innymi słowy jeżeli nie ma kary śmierci, to hulaj dusza, piekła nie ma.
A gdyby przywrócono karę śmierci, byłby pan w stanie ją wykonać?
To jest jeden z tych dziecinnych chwytów, proszę wybaczyć, erystycznych którymi posługują się pacyfiści. Pacyfizm, przypominam, jest na gruncie doktryny katolickiej po prostu herezją, a na gruncie logiki dwuwartościowej – jest po prostu pewnym urojeniem.
Jeśli się kogoś posądza, a nie osądzi i nie skaże, to niszczy to autorytet państwa.
Jak już prowadzicie taką kampanię „łapaj ruskiego agenta” to jak jednego znajdziecie, to bardzo proszę – zaproście mnie na egzekucję. Nawet o 5 rano niechybnie się stawię. Jako polski państwowiec i patriota temu przyklasnę. To są oskarżenia takiego kalibru, że nie należy ich rzucać tylko w trybie czarnego PR-u, trzeba być konsekwentnym. Śmierć wrogom ojczyzny. Wszelkie zamachy – takie jak szpiegostwo – na państwo polskie, naród polski i jego bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne powinny być karane śmiercią.
Czy przewiduje pan jeszcze możliwość współpracy ze Sławomirem Mentzenem?
To nie ja możliwość taką wykluczyłem. To nie z mojej strony padła diagnoza o wyczerpaniu się możliwości perspektyw współpracy. Zatem nie mam tutaj niczego, co musiałbym weryfikować.
Czyli jest pan otwarty?
Nigdy nie mówimy nigdy, jeżeli przejawiamy odrobinę rozsądku w politykowaniu.
Nie uważa pan, że wykluczenie z Konfederacji pokazało, że Grzegorz Braun jest za skrajny na skrajną polską prawicę?
Szkoda mi dzisiaj czasu i atłasu na remanenty, które pan redaktor, co bym rekomendował, może przeprowadzić we własnym zakresie. Zauważy pan wówczas, że sprawy nie były tak proste, żeby dawało się je objaśnić takim prostym schematem.
Rzeczywiście, jeżeli weźmiemy pod uwagę kampanie ostatnich lat – parlamentarną, europarlamentarną, prezydencką i samorządową – no to ja mam ten luksus, że nie musiałem ani kasować starych tweetów ani na gwałt dopisywać nowych. Nie musiałem na przykład rzutem na taśmę w kampanii prezydenckiej jechać do Lwowa żeby odkrywać ze zgrozą i zdumieniem, że tam jest banderyzm.
Hasło moratorium migracyjnego podniosłem już w kampanii samorządowej, w wyborach uzupełniających prezydenckich w Rzeszowie w roku 2021. Nie muszę teraz własną piersią, na pokaz bronić polskich granic, bo wcześniej nie przyczyniałem się do ich nadwątlenia. Nie byłem ani zamaskowany, ani oflagowany barwami obcych państw, nie przypinałem ani ukraińskich chorągiewek ani żydowskich żonkili.
Dlatego zachowuję naprawdę duży komfort, który przysługuje temu, kto mówił i mówi jak jest. A nie jak sobie tego media życzą. Widzi pan redaktor, jest taki zasadniczy podział na scenie politycznej. Są mniejszości, do której mam honor się zaliczać, którzy mówią o faktach. I ci, którzy odnoszą się do medialnego obrazu rzeczywistości. Są ci, którzy mówią jak jest i ci którzy mówią jak powinno być obserwując lajki na Facebooku i wahania sondaży.
Zmianę poglądów zarzuca się wielu politykom. Czy jest jakiś pogląd, którego dzisiaj pan by się wstydził albo który się jakoś wyraźnie zmienił na przestrzeni ostatnich lat?
Nie przypominam sobie ani takich filmów czy programów telewizyjnych, które podpisałem moim nazwiskiem w moim poprzednim życiu reżysera, głównie dokumentalisty. Nie mam na koncie takich filmów ani książek, które chciałbym dzisiaj wstydliwie przed panem ukryć. I nie wydaje mi się, żebym w mojej aktywności politycznej musiał cokolwiek retuszować, zmieniać, pudrować czy szminkować.
Chętnie odnoszę się do wszystkiego. Nie uchylam się od składania wyjaśnień – zarówno w prokuraturze, jak i wobec pana redaktora.
Miał pan kiedyś taką refleksję, że po którejś sytuacji usiadł i pomyślał „no, trochę przesadziłem, mogłem postąpić inaczej”? Na przykład wtedy z choinką w sądzie, czy z Łukaszem Szumowskim w szpitalu?
We wszystkich przypadkach, które pan tutaj wymienia z listy prokuratorskich zarzutów, jakie mi przedstawiano, działałem w stanach wyższej konieczności. Nie przechodzę obojętnie wobec zła. Eksponowanie w gmachu sądu Rzeczpospolitej Polskiej emblematów nielicujących z jego powagą — jest złem. I temu złu położyłem kres, widząc, że nikt inny nie chce się na to zdobyć.
Nie było naprawdę myśli, że można było jakoś inaczej, mniej inwazyjnie zareagować w tamtej sytuacji?
Nie jestem psem ogrodnika i nie ma we mnie dążeń do monopolizowania przestrzeni publicznej. Będę kibicował panu we wszystkich aktywnościach, które będą zmierzały do przywrócenia powagi państwu polskiemu i jego najwyższym instytucjom.
I świecznik chanukowy i portret talmudysty, rasisty Sznersona eksponowany w polskim Sejmie i plastikowa choinka z emblematami obcych państw i emblematami sodomitów i propagatorów Sodomii, to z całą pewnością nie licowało z powagą tych wysokich i najwyższych urzędów. Ja tę powagę przywróciłem.
Jak pan ocenia nowego papieża Leona XIV? Ma odmienne stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie od swojego poprzednika papieża Franciszka.
Odpowiadając na tak sformułowane pytanie, postąpiłbym nieskromnie i niewłaściwie. Nie jest moją rolą ocenianie któregokolwiek papieża. Mogę oceniać osoby, które zostały powołane na ten najwyższy urząd.
To który kardynał był lepszy — Robert Francis Prevost czy Jorge Mario Bergoglio?
Panie redaktorze, naprawdę, dajmy czas prezydentom elektom, dajmy czas hierarchom, którzy nie tak długo sprawują swoje urzędy. Dajmy im czas, żebyśmy mogli lepiej zrozumieć, kim są, czego chcą i do czego dążą. Wydaje mi się, że ten czas jeszcze nie upłynął.
To na koniec jeszcze pytanie o sytuację na granicy. Czy państwo polskie zawiodło?
Ja w Polskę wierzę i wiary nie tracę. Natomiast nie pokładam nadziei w rządzących. W Warszawie mamy rządy zdrady narodowej. To nie jest tak, że służby sobie nie radzą, bo nie są zaradne. Tylko po prostu przełożeni naszego wojska, straży granicznej, policji i innych służb swoimi działaniami i zaniechaniami wykręcają naszym funkcjonariuszom i żołnierzom ręce. Dosłownie i w przenośni.
Dosłownie, bo przecież niektórzy zostali skuci i odwiezieni do prokuratora. Za co? Za to, że starali się pełnić swoją zaszczytną służbę i stać na straży granic. Trzeba zmienić rząd i przywrócić ostrość pojmowania takich kategorii jak suwerenność. Trzeba odzyskać niepodległość. I wtedy nie będziemy ani pozwalali na to, żeby niemiecka czy białoruska służba perforowała naszą granicę swoimi działaniami. Nie będziemy też pozwalali na praktykowanie takich potworków prawnych i instytucjonalnych jak na przykład wspólne patrole polskiej i niemieckiej policji na polskim terytorium, czy jakieś międzynarodowe korpusy.
Nie wolno oddawać ani piędzi polskiej ziemi pod władzę obcych rządów, administracji armii czy służb Nie wolno oddawać polskiego żołnierza i funkcjonariusza pod komendę zwierzchników oficerów, którzy nie składali przysięgi na wierność Rzeczypospolitej.
źródło: https://www.wprost.pl/kraj/12068188/braun-o-karze-smierci-sytuacji-na-granicy-sondazach-wywiad-bez-cenzury.html
Święty Benedykt z Nursji pobłogosławił zatruty kielich, który rozpadł się na tysiąc kawałków
Święty Benedykt z Nursji pobłogosławił zatruty kielich, który rozpadł się na tysiąc kawałków.

11 lipca jest świętem świętego Benedykta z Nursji (480-548), ojca zachodniego życia zakonnego i patrona Europy.
Benedykt z Nursji
Benedykt pochodził z arystokratycznej rodziny w Nursji, niedaleko Rzymu i miał siostrę bliźniaczkę, Scholastykę (również świętą i współzałożycielkę zakonu). Benedykt, wysłany do Rzymu na nauki, brzydził się rozwiązłością swoich towarzyszy w mieście i potajemnie opuścił Rzym. Dotarł do wioski Enfide (dzisiaj Affile), gdzie, z dala od zgiełku, zdał sobie sprawę, że jest powołany do życia w odosobnieniu.
Trzy lata w całkowitej samotności
Wspinając się wyżej na dzikie miejsce zwane Subiaco, spotkał pustelnika Romanusa, który dał mu habit z owczej skóry i wprowadził go w życie pustelnicze w grocie wysoko w górach. W tym opuszczonym miejscu Benedykt spędził trzy lata w całkowitej samotności, opuszczając codziennie kosz na chleb do Romanusa, który zachowywał w tajemnicy miejsce jego pobytu.
Z groty kierował dwunastoma klasztorami
Gdy rozeszła się wieść o świętości i cudownych mocach młodego pustelnika, zebrali się wokół niego uczniowie. Benedykt założył system dwunastu drewnianych klasztorów, z których każdy liczył po dwunastu mnichów pod przewodnictwem przeora, którym kierował z groty.
Monte Cassino
Gdy te wspólnoty zostały założone, Benedykt udał się dalej do Monte Cassino. W miejscu dawnej świątyni zbudował dwie kaplice, a wokół sanktuarium stopniowo powstało największe opactwo, jakie kiedykolwiek znał świat.

Święty założyciel klasztorów Benedykt z Nursji przyjmował wielu dostojników, którzy uznawali jego świętość.
Wszyscy mnisi w jednym klasztorze
Korzystając z doświadczenia w Subiaco, Benedykt nie umieszczał teraz ludzi, którzy do niego przychodzili, w oddzielnych domach, ale gromadził ich w jednym miejscu, zarządzanym przez opatów pod jego ogólnym nadzorem. Tutaj zbudował również pokoje gościnne, ponieważ Monte Cassino leżało bliżej Rzymu, przybywali tu nie tylko świeccy, ale i dostojnicy, aby skonsultować się ze świętym założycielem.
Reguła życia zakonnego
Z pewnością w tym okresie Benedykt opracował swoją regułę życia zakonnego, która wpłynęła na całe Europę. Ta reguła stała się kręgosłupem życia monastycznego w Europie, wokół którego powstawały wioski i miasta, gdzie panowała chrześcijańska cywilizacja w czasach barbarzyństwa.

Klasztor na Monte Cassino przed II Wojną Światową. Źródło: FonthillMedia
Jego mnisi chcieli go otruć
Jak wszyscy święci, Benedykt był ciężko doświadczany w budowaniu życia zakonnego. Jego surowość nie podobała się niektórym współbraciom. Próbowali go zabić, podając mu zatruty kielich. Benedykt pobłogosławił kielich, który rozpadł się na tysiąc kawałków. Ten epizod jest upamiętniany na medaliku świętego Benedykta, który Kościół uznaje za jedno z sakramentaliów. Na medaliku znajduje się skrót „S.M.Q.L.I.V.B.”, co oznacza: Sunt Mala Quae Libas, Ipse Venena Bibas („Idź precz szatanie, nie kuś mnie do próżności – złe jest to, co podsuwasz, sam pij truciznę”).

Benedykt troszczył się o okolicznych mieszkańców
Na górze Cassino, znanej z jego świętości i cudów, Benedykt nie ograniczał swojej troski jedynie do mnichów, ale rozszerzał ją na ludność okolicznych ziem. Pocieszał zmartwionych, uzdrawiał chorych, rozdawał jałmużny, karmił biednych i podobno kilkakrotnie wskrzeszał zmarłych. Już za życia cieszył się sławą. Po jego śmierci wzrosła ona jeszcze bardziej, dzięki wspaniałej biografii, którą napisał święty papież Grzegorz Wielki.
Przepowiedział swoją własną śmierć
Wielki święty, który przepowiedział tak wiele, przepowiedział również swoją własną śmierć. Poinformował o tym swoich uczniów i kazał im wykopać grób sześć dni wcześniej. Gdy miejsce jego pochówku było gotowe, został dotknięty gorączką i w ostatni dzień przyjął Komunię Świętą. Potem, miłująco wspierany przez swoich duchowych synów. Święty Benedykt z Nursji zmarł, stojąc na nogach w swojej kaplicy, z rękoma uniesionymi ku niebu.
Źródło: mijnonbevlekthart.nl
========================
Dla każdego wieku i zawodu:

Chcą postawić symbol zboczeń przed kościołem Najświętszego Zbawiciela. PROTESTUJEMY !

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!
Chcą postawić symbol zboczeń tuż przed katolickim kościołem. Pseud-tęcza w kolorach LGBT ma wrócić na Plac Zbawiciela w Warszawie – tuż przed kościół pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela.

Ta wybrakowana tęcza jest symbolem:
- zboczeń i perwersji,
- wykorzystywania seksualnego dzieci,
- demoralizacji dzieci i całego społeczeństwa,
- ideologii homoseksualnej i transseksualnej, które są kpiną ze zdrowego rozsądku.
Plac Zbawiciela to reprezentacyjny punkt Stolicy. Poprzez swoją nazwę oraz obecność na nim katolickiej świątyni ma charakter nie tylko eleganckiej przestrzeni miejskiej, ale i miejsca głęboko związanego z wiarą katolicką.
Sześciokolorowa tęcza była już na nim obecna – zawsze spotykała się z oporem ludzi, a nawet była niszczona – bo terror ideologiczny zawsze rodzi naturalny, oddolny bunt.
Dziś musimy powiedzieć „NIE!” ideologicznej dyktaturze, dlatego przygotowaliśmy petycję o nieprzywracanie psuedo-tęczy na Plac Zbawiciela.
Petycja znajduje się pod linkiem:
https://twojepetycje.pl/petycja/nie-dla-teczy-na-placu-zbawiciela
Bardzo proszę o złożenie pod nią podpisu online – każdy podpis sprawia, że do władz Warszawy wysyłany jest kolejny mail z petycją.
Niech zobaczą, że jest nas wielu.
Gdy już podpisze Pan petycję, bardzo proszę podać ją dalej swoimi kanałami. Nie pozwólmy, aby sześć diabelskich kolorów ponownie wieńczyło ważny plac w Stolicy.
Na całym świecie można obecnie zaobserwować odejście od ideologii LGBT. Trend ten widoczny jest w USA, ale także w Europie, np. na Węgrzech czy na Litwie. Polska także nie chce dyktatu homo-środowisk, a ustawa #StopLGBT była podpisana przez 350 000 Polaków, którzy jasno powiedzieli: nie chcemy zgorszeń na ulicy.
Dziś władze Warszawy siłą przywracają symbol zboczeń i to na plac o wyjątkowej nazwie: Plac Zbawiciela.
Pokażmy, że na te działania nie ma zgody.
Z wyrazami szacunku,
![]() Krzysztof Kasprzak ![]() Fundacja Życie i Rodzina www.RatujZycie.pl |
PS – Ponownie podaję link do petycji: https://twojepetycje.pl/petycja/nie-dla-teczy-na-placu-zbawiciela/. Bardzo proszę o poparcie petycji swoim podpisem.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Bp Marian Eleganti: Skończcie z synodalnością, a zacznijcie głosić Chrystusa!
Bp Marian Eleganti:
Skończcie z synodalnością,
a zacznijcie głosić Chrystusa!
https://pch24.pl/bp-marian-eleganti-skonczcie-z-synodalnoscia-a-zacznijcie-glosic-chrystusa

Skończcie z synodalnością, a zacznijcie głosić światu Chrystusa – apeluje szwajcarski biskup, Marian Eleganti. Stolica Apostolska opublikowała kolejny dokument synodalny, czego duchowny ma serdecznie dość.
„Na miłość Boską, skończcie wreszcie z tym zalewem dokumentów synodalnych, kroków pośrednich, wskazówek na drogę dla dalszego procesu, zapowiedzi wyników, dokumentów finalnych, które wcale takimi nie są, przedłużania na kolejne fazy, powielania komisji a wreszcie organizacji zgromadzenia na kanonicznej ziemi niczyjej. Lud Boży ignoruje wasze dokumenty. Prawie żaden wierzący, o ile mi to wiadomo, tych dokumentów nie czyta ani o nich nie wie” – napisał biskup Marian Eleganti na niemieckim portalu Katholisches.info.
Pasterz zareagował w ten sposób na nowe wieści z Watykanu. 7 lipca Stolica Apostolska ogłosiła nowy dokument synodalny i przedłużyła synodalne konsultacje aż do roku 2028.
Marian Eleganti to emerytowany bisup pomocniczy diecezji Chur w Szwajcarii. Jest jednym z najbardziej aktywnych uczestników debaty kościelnej w krajach niemieckojęzycznych.
„Na miłość Boską, głoście Ewangelię! Głoście Chrystusa Europie, która się od Niego odwróciła! Głoście Chrystusa światu, który idzie w kierunku zagłady i prowadzi wciąż nowe wojny! Mówcie o Jezusie Chrystusie a nie o synodalności!” – wezwał.
„Słuszne w waszej synodalności jest tylko tradycyjne nauczanie o rozróżnianiu duchów, godne poszanowania wsłuchiwanie się w BOGA. Co jest jednak w tej nauce nowego? Słynne «Słuchaj, Izraelu» (Szema Jisrael) oraz reguła św. Benedykta (prolog) zaczynają się od słowa «Słuchaj!»” – wskazał. Iluzją jest jego zdaniem pomysł, że można to tradycyjne wezwanie odnowić razem z 1,4 mld katolików, z których wielu wyznaje całkowicie heterodoksyjne poglądy.
„Nie róbcie z Kościoła repozytorium heterodoksyjnych idei i wynalazków! Zróbcie coś, aby odnowić liturgię i katechezę w tych antychrześcijańskich czasach! Więcej misjonarzy, mniej specjalistów od PR” – wezwał biskup.
Zwrócił też uwagę na jeden z kluczowych problemów synodalności, czyli egalitaryzm.
„Synodalność stała się „hermeneutyką” w najróżniejszych dziedzinach, zwłaszcza w odniesieniu do uczestnictwa świeckich na wszystkich szczeblach. Sakramentalność posługi kościelnej (przywództwa) została mocno podważona przez egalitarną synodalność, która nie rozróżnia między duchownymi a nie-wyświęconymi! Jest to sprzeczne z nauczaniem Soboru i 2000-letnimi apostolskimi prawami Ciała Chrystusa!” – napisał Szwajcar.
„Podczas gdy w świeckich formach organizacyjnych hierarchie pozostają niepodważalne i niepodważalne, a decyzje podejmowane są przez kierownictwo lub prezesów, które mają być przestrzegane i wdrażane bez sprzeciwu przez osoby niżej w hierarchii, synodalność w Kościele stała się dla wielu hasłem czegoś wprost przeciwnego (płaskiej hierarchii; tak zwanych mechanizmów kontroli władzy; demokratycznych procesów kościelno-politycznych; funkcjonalnego pojmowania urzędu; zastąpienia Dobrego Pasterza kolektywami) i, co nie mniej ważne, dla alternatywnych, niekapłańskich form kultu. Pasterz podąża za owcami. Nauczyciel uczy się od ucznia. Działanie decyduje o tym, co należy zrobić. Większość tworzy prawdę. Kapłan słucha osoby świeckiej. Biskup siedzi obok nich. A ponad wszystkim unosi się Duch. Który?” – zakończył biskup.
Źródło: Katholisches.info Pach
Friday Funnies: Isn’t This Just a Pile of Shit? Your meal is served.
Friday Funnies: Isn’t This Just a Pile of …?
Your meal is served.
ROBERT W MALONE MD, MS JUL 11 |


According to a new book reviewed by the New York Post, the choice to pick Tim Walz as Kamala Harris’s running mate was based on a gut feeling by Kamala, that was rooted in Walz’s love for Diet Mountain Dew…
It turns out that the other candidates, Shapiro and Kelly, chose water, while Walz requested Diet Mountain Dew during the final interview for the VP position.
Kamala believed that this demonstrated his Midwest credentials and would help her connect with rural voters. She thought Walz would appeal to the flyover states because… well, apparently, rural Americans prefer vice presidential candidates who eat junk food.
Makes sense to me!

That disastrous and frankly bigoted decision cost her the election – right from the start of her campaign.
“He ordered a Mountain Dew, so the Coastal Elites thought he was an authentic midwesterner. They never met someone from the Midwest before, but had seen the Wizard of Oz, a film that takes place in Kansas.”
-Winnie Psaki, comment on NYP article
Can’t make this stuff up.
Musk’s America Party seems to have pretty much fizzled, before it even left the launch pad…
Musk’s fantasy:

Versus the reality:

“How’s the America Party working out now that we know the FEC filing was fake?
As of the latest available information, Elon Musk has not officially filed with the FEC to create the America Party. While Musk announced the formation of the AmericaParty on X on July 5, 2025, following his public feud with President Donald Trump over the “One Big Beautiful Bill Act,” there is no evidence in FEC records or credible reports confirming that he has submitted formal paperwork to register the party.
Multiple sources note that Musk’s plans appear conceptual at this stage, with no concrete steps toward legal formation, such as setting up a tax identification number, bank account, or treasurer, which are required for FEC registration.”











Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

True story – I am directionally challenged.




The above was clearly written before the trans craze took over …

Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.


„Apogeum okrucieństwa zbrodniarzy z UPA” – Karol Nawrocki w rocznicę krwawej niedzieli
„Apogeum okrucieństwa zbrodniarzy z UPA” – Karol Nawrocki w rocznicę krwawej niedzieli
https://pch24.pl/apogeum-okrucienstwa-zbrodniarzy-z-upa-karol-nawrocki-w-rocznice-krwawej-niedzieli

(Karol Nawrocki / fot. Instytut Pamięci Narodowej / ipn.gov.pl)
11 lipca, jak co roku, wspominamy Polaków pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów w ramach Zbrodni Wołyńskiej – napisał na platformie X prezydent elekt Karol Nawrocki.
Przypomniał, że „krwawa niedziela, 11 lipca 1943 r. symbolizuje apogeum okrucieństwa zbrodniarzy z UPA”, podkreślając, że „dla nas Polaków ten dzień to czas refleksji i modlitwy, wspomnienia bestialsko zamordowanych dzieci, kobiet i starców”.
„To także wspomnienie polskich wsi, po których nie pozostał ślad. Czasem stoi tam dzisiaj samotny krzyż…” – dodał Nawrocki.
Prezydent elekt upomniał się również o sprawiedliwość ze strony Ukraińców, którzy uparcie odmawiają wzięcia odpowiedzialności za ludobójstwo na Polakach.
„Ofiary ludobójstwa na Wołyniu zasługują na godny pochówek, a ich żyjące rodziny mają prawo by pomodlić się na grobach swoich bliskich. Dlatego konsekwentnie domagam się systemowego rozwiązania przez władze Ukrainy sprawy zgód na poszukiwania i ekshumacje ofiar Ludobójstwa Wołyńskiego. Pojednanie może być oparte wyłącznie na prawdzie” – czytamy.
Źródło: X FO
„Iluzja zwycięstwa”: Izraelski dziennikarz ujawnia cenzurę w Tel Awiwie
„Iluzja zwycięstwa”:
izraelski dziennikarz ujawnia cenzurę w Tel Awiwie
podczas 12-dniowej wojny
Źródło: https://www.presstv.ir/Detail/2025/07/09/750882/Israeli-journalist-Raviv-Drucker-Iran-aggression-Israeli-Military-Censor
DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 11 |

Scena zniszczonego budynku mieszkalnego w wyniku uderzenia irańskiej rakiety balistycznej w Bat Jam na okupowanych terytoriach, 15 czerwca 2025 r. (Zdjęcie izraelskich mediów)
Znany izraelski dziennikarz i komentator polityczny rzucił światło na wysoki poziom cenzury stosowanej przez izraelski reżim podczas niedawnej 12-dniowej wojny agresywnej przeciwko Republice Islamskiej, podkreślając, że izraelska policja groziła mu i uniemożliwiała mu filmowanie w miejscach, które były celem irańskich dronów i rakiet.
Raviv Drucker z izraelskiego Kanału 13 powiedział w programie telewizyjnym, że Izraelska Cenzura Wojskowa, czyli jednostka wywiadowcza izraelskiego wojska, której zadaniem jest przeprowadzanie cenzury prewencyjnej na okupowanych terytoriach, stała się narzędziem w rękach reżimu w Tel Awiwie, służącym do zniekształcania faktów.
Drucker podkreślił, że w pewnym przypadku izraelscy policjanci zabronili mu filmowania rozmiarów zniszczeń spowodowanych irańskimi atakami, mówiąc: „Kiedy pokazałem im moją legitymację prasową, ściszyli głos i powiedzieli: »Filmowanie jest tutaj zabronione, [izraelski cenzor wojskowy] tego nie pochwala«”.
Izraelski dziennikarz powiedział, że po przeczytaniu artykułu w The Telegraph o pięciu bazach wojskowych, które podczas wojny zostały zaatakowane przez irańskie rakiety, uświadomił sobie, że jedną z nich była ta sama baza, którą widział na własne oczy.
„Cenzura nie jest wprowadzana ze względów bezpieczeństwa, lecz po to, by chronić iluzję zwycięstwa. Celem nie jest uniemożliwienie dotarcia informacji do Irańczyków, ponieważ wiedzą oni dokładnie, gdzie ich celem są; celem jest raczej uniemożliwienie Izraelczykom poznania rozmiaru szkód, jakie ponieśliśmy” – powiedział Drucker.
Cenzura nie chroni tu ludzkiego życia, lecz narracje, i w tej sytuacji pojawia się poważne pytanie: czy dziennikarze powinni się podporządkować? Czy nadal jesteśmy strażnikami informacji, czy cichymi wspólnikami? Boimy się, że zostaniemy uznani za niepatriotów, dlatego wolimy być wspólnikami w kłamstwie. Ta cenzura uparcie ukrywa rzeczy, które są całkowicie jasne dla [prawie-] każdego dzięki dostępowi do internetu.
Izraelski komentator polityczny podkreślił, że cenzura nie będzie ukrywać informacji, które mogłyby zagrozić przyszłym działaniom reżimu, lecz raczej tuszować niepowodzenia, które już się wydarzyły.
„Sama cenzura [izraelskiego wojska] zdaje sobie sprawę, że jej historyczna rola uległa zmianie. Wcześniej chroniła życie żołnierzy, ale teraz chroni reputację polityków. W przeszłości ukrywała sekrety; teraz ukrywa rzeczy nagrane przez satelitę, opublikowane na Twitterze i przeanalizowane w Telegramie” – powiedział Drucker.
„Nie chodzi już o ochronę bezpieczeństwa, ale o propagandę. Nadal możemy to nazywać Izraelskim Cenzorem Wojskowym, ale między nami mówiąc, to po prostu kolejna grupa WhatsApp, do której kancelaria premiera wysyła polecenia”.

Reżim izraelski rozpoczął w godzinach porannych 13 czerwca bezprecedensową falę agresji na irańską infrastrukturę wojskową i cywilną, w wyniku której zginęły setki osób, w tym kobiety i dzieci, a także kilkunastu wysokich rangą dowódców wojskowych.
W odpowiedzi irańskie siły zbrojne, dowodzone przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), rozpoczęły potężną i bezprecedensową kampanię odwetową pod nazwą Operacja Prawdziwa Obietnica III przeciwko reżimowi izraelskiemu. Zaatakowano główne placówki wojskowe, wywiadowcze, przemysłowe, energetyczne i badawczo-rozwojowe na okupowanych terytoriach.
Reżim izraelski został zmuszony 24 czerwca do jednostronnego ogłoszenia zaprzestania agresji, co w jego imieniu ogłosił prezydent USA Donald Trump.
Imperium kłamstw musi upaść
The Empire of Lies Must Fall
A Call for Revolution of Consciousness for the New Dawn of Humanity
https://www.versesvisions.com/p/the-empire-of-lies-must-fall
Imperium kłamstw musi upaść
Frontier Man to amerykański poeta, pisarz, muzyk i artysta wizualny. Publikuje swoje prace pod pseudonimem, Można śledzić Frontier Mana na jego Substacku, Verses & Visions.
DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 11 |
Prolog Edytora: zamieszczone poniżej rozważania, choć adresowane do Amerykanów w idealny sposób opisują stan intelektu i sumienia “zachodnich nadludzi” i to od wielu wieków. Nie, nie tylko niemieckiego Herrenvolku, ale wszystkich naszych “zachodnich przyjaciół”. Dopóki Polacy tego oczywistego faktu nie pojmą, do póty pozostaną w stanie dezorientacji, która uniemożliwi im prawidłowe rozróżnienie wrogów i zagrożeń od potencjalnych sojuszników i przyjaciół!
==========================
uwaga MD: Diagnoza obecnego stanu sensowna. ALE: Ten poeta i marzyciel – NIC nie wspomina o Bogu, Stwórcy i Sędzi. Taki pięknoduch “humanista”. Ale miło się czyta. Oczywiście to Imperium padnie. Ale nie tak…
===============================
Kłamstwo zawsze jest pierwsze
Zanim spadną bomby, zanim sankcje ustaną, zanim atak drona zamieni wesele w krater — jest pewna historia.
Historia, która mówi: Jesteśmy dobrymi ludźmi.
Oto pierwsza zbrodnia Imperium: kłamstwo, które maskuje swoją przemoc cnotą. Nie chodzi tylko o samą przemoc – ale o łatwość, z jaką ją ukryto, o szybkość, z jaką zamienia się w rozrywkę.
Imperium Amerykańskie to nie tylko machina wojenna. To fabryka mitów. Mitów tak uwodzicielskich, tak wciągających, że współudział w morderstwie przemieniają w dobro.
To nie tylko dominacja – to czary. Rodzaj psychicznego podboju, który zastępuje rzeczywistość rytuałem, a sumienie kostiumem. Imperium, którego potęga opiera się nie tylko na przewadze militarnej, ale na przewadze narracyjnej: umiejętności sprawiania, by niesprawiedliwość wydawała się porządkiem, wyzysk hojnością, a wojna bezpieczeństwem.
To Imperium nie tylko zabija.
Uczy swoich ludzi, aby cieszyli się z zabijania.
Machać flagami, podczas gdy dzieci w Strefie Gazy duszą się pod gruzami.
Publikować patriotyczne memy, podczas gdy jemeńskie rodziny w rozpaczliwej ciszy chowają swoich zmarłych.
Recytować hasła o wolności, jednocześnie oklaskując głodowanie całych narodów poprzez wojnę ekonomiczną.
Nie jest to po prostu propaganda, lecz konstrukcja moralnej architektury, w której okrucieństwo staje się akceptowalne, a następnie – nieuchronnie – niezauważalne.
To Imperium nie tylko dopuszcza się okrucieństw, ale i kreuje wspólników. Poprzez zasłony, które romantyzują wojnę. Poprzez hasła, które chowają ludobójstwo w eufemizmach. Poprzez ciszę, która zagłusza każdy krzyk uciśnionych. Imperium doprowadziło do perfekcji rodzaj przemocy, który nie potrzebuje kajdan – tylko wiary.
Najskuteczniejsze imperium to nie to, które zniewala ciała, lecz to, które kolonizuje umysły.
Amerykański imperializm dokonał czegoś, co udało się niewielu imperiom w historii: nauczył ludzi identyfikować się z własną propagandą. Jego największy triumf ma charakter psychologiczny.
Przekonuje swoich obywateli, aby nie tylko tolerowali przemoc, ale wręcz jej żądali.
Nie tylko ignorować cierpienie, ale i je usprawiedliwiać.
Nie tylko wierzyć kłamstwom, ale także na nich polegać.
To warunkowanie zaczyna się w dzieciństwie – poprzez podręczniki, święta narodowe i opowieści o „wyjątkowości”.
Mit wyjątkowości i logika przemocy
„Wyjątkowość” to święty mit leżący u podstaw Imperium – przekonanie, że jeden naród, jeden lud, jeden styl życia jest z natury lepszy od wszystkich innych. To historia opowiadana nie jako aspiracja, lecz jako przeznaczenie. To przekonanie nie jest łagodne; to ideologiczny motor uzasadniający dominację i podporządkowanie. Bo jeśli jakiś naród jest wyjątkowy, to jego czyny nie podlegają tym samym standardom moralnym, co inne. Ich wojny nie są wojnami agresywnymi, lecz wyzwoleńczymi. Ich bogactwo nie jest wyzyskiem, lecz nagrodą. Ich władza nie jest tyranią, lecz zarządem.
Ale logika wyjątkowości zawsze prowadzi do morderstwa.
Tworzy hierarchię moralną, w której życie innych – tych, którzy nie należą do grupy „wyjątkowych” – jest mniej warte lub w ogóle nic. Inni stają się zbędni. Zbombardowane wioski stają się „stratami ubocznymi”. Dzieci pozbawione elementarnych rzeczy z powodu sankcji stają się „kosztami strategicznymi”. Każde przestępstwo staje się aktem sprawiedliwości, gdy zostaje popełnione przez „wyjątkowych”.
Ten mit pozbawia empatii. Przekształca cierpienie w statystyki, a tragedię w taktykę. Kiedy ludzie dowiadują się, że ich naród jest wyjątkowo cnotliwy, są mniej skłonni kwestionować jego działania, mniej skłonni słuchać tych, których krzywdzi, a bardziej skłonni postrzegać przemoc jako konieczną, a nawet szlachetną.
Wyjątkowość rodzi duchową ślepotę — przekonanie, że świat musi dostosować się do jednej wizji, a ci, którzy się jej sprzeciwiają, muszą zostać skorygowani, ukarani lub wymazani.
W ten sposób mit wyższości moralnej staje się psychologicznym fundamentem wojny. Nie tylko czyni zabijanie dozwolonym, ale wręcz usprawiedliwia je i czyni niewidzialnym. A co najgorsze, sprawia, że zabijanie wydaje się cnotą.
Wzmacnia je posłuszna machina głównego nurtu medialnego, która zalewa społeczeństwo opowieściami o bohaterstwie, nigdy o horrorze.
Amerykańska opinia publiczna nie jest zła. Została jednak poddana intensywnej propagandzie i wyszkolona do posłuszeństwa – wyszkolona do odczuwania dumy zamiast poczucia winy, wyższości zamiast pokory i strachu zamiast miłości i współczucia. Imperia rozwijają się dzięki strachowi – strachowi przed niedostatkiem, przed nieistotnością, przed Innym.
W ten sposób Imperium utrzymuje się nie żelazną pięścią, lecz aksamitną rękawicą mitów. Mitów wystarczająco silnych, by podtrzymywać system globalnego okrucieństwa, bez konieczności nazywania go ani rozumienia.
Uwodzenie komfortu
Jest powód, dla którego amerykańskie imperium jest groźniejsze niż dyktatury, które potępia: ponieważ nie musi tłumić sprzeciwu siłą. Nauczyło się wmawiać ludziom, że ich milczenie jest szlachetne, ich apatia jest mądrością, a ich współudział patriotyzmem.
Uczy posłuszeństwa poprzez wygodę.
Z łatwością nagradza lojalność.
W ten sposób obywatele stają się opiekunami Imperium, nawet jeśli jednocześnie niszczą wszystko, co kiedyś sprawiało, że ich życie było warte przeżycia: ich miłość, empatię, ciekawość i więź z ludzkością.
Geniusz Imperium polega na tym, że sprawia, że ludzie myślą, że są wolni, nawet jeśli pozostają skrępowani światopoglądem, który dla podtrzymania swojego istnienia wymaga nieustannej śmierci innych.
Ale żadne kłamstwo nie trwa wiecznie.
Historie, które usprawiedliwiały wieki wojen i grabieży, zaczynają pękać. Mit o moralnej wyższości nie ma już racji bytu w świecie, w którym aparaty w telefonach komórkowych są wszechobecne, a zmarli mogą mówić przez ekran telefonu. Prawda, długo pogrzebana pod hollywoodzkimi scenariuszami i wyidealizowaną historią, znów wypływa na powierzchnię. A kiedy to się dzieje, nie tylko zagraża dominacji Imperium, ale i ujawnia jego zepsutą i nieludzką duszę.
Bo kiedy ludzie budzą się z indoktrynacji, to, co umiera pierwsze, to iluzja cnoty. A ten upadek – ta utrata wyimaginowanej prawości – wstrząsa mocniej niż jakikolwiek kryzys gospodarczy czy klęska militarna.
Nowa rewolucja świadomości
Ale co powstanie z tych ruin?
Co będzie dalej, gdy Imperium Kłamstw upadnie – nie tylko jako system, ale także jako historia?
To, co nas czeka, to nie tylko polityczny przewrót, ale egzystencjalne rozliczenie ze zbrodniami Imperium i kulturą, która je umożliwiła. Zagrożenie nie tkwiło nigdy tylko w dronach czy dolarach, ale w głębokim psychicznym zaangażowaniu w narrację fałszywej dobroci. Kiedy ta historia pęka, znika również zasłona, która chroniła Imperium przed odpowiedzialnością.
Upadek takiego Imperium nie będzie widowiskiem ognia – będzie upadkiem pewności. Pęknięciem mitów, które ożywiały naród. Będzie to przebudzenie, bolesne i głębokie, w którym w końcu ujawni się prawdziwy koszt fałszywych przekonań. A w tym przebudzeniu świat może odkryć nie tylko sprawiedliwość, ale i jasność.
Ale co następuje po jasności? Co zastępuje kulturę zbudowaną na strachu, podboju i posłuszeństwie?
Odpowiedzią musi być nic innego, jak tylko nowe wyobrażenie ludzkiego projektu – nowa rewolucja świadomości. Społeczeństwo zbudowane nie na podboju i dominacji, lecz na miłości, współczuciu i godności. Nie na strachu przed Innym, lecz na szacunku dla naszego wspólnego człowieczeństwa.
Społeczeństwo, które uznaje, że siła nie tkwi w śmierci i zniszczeniu, lecz w zrozumieniu i pokojowej współpracy. Że prawdziwa wolność to nie licencja na dominację, ale zdolność do życia i kochania bez potrzeby. Ta radykalna, bezinteresowna miłość to nie sentymentalna słabość, lecz najodporniejsza siła, jaką kiedykolwiek znaliśmy.
Humanitarne społeczeństwo nie odwraca się od cierpienia, bo jest niewygodne lub odległe. Słucha. Opłakuje to, co należy opłakiwać, i chroni to, co należy chronić – nie dlatego, że jest to opłacalne, ale dlatego, że jest sprawiedliwe. Dostrzega piękne dziecko za każdą statystyką śmierci, rodzinę za każdym bombardowaniem, ludzką duszę za każdą granicą. Takie społeczeństwo postrzegałoby każdego człowieka nie jako obywatela Imperium, lecz jako członka globalnej rodziny ludzkiej. Zrozumiałoby, że siła tkwi w powściągliwości, a moc w uzdrawianiu, a nie w krzywdzie. Mówiłoby prawdę o historii, aby w końcu przestała się powtarzać.
To społeczeństwo nie myliłoby wojny ze sprawiedliwością ani podboju z cywilizacją. Nie głodziłoby dzieci jednego narodu, by pocieszać dorosłych innego. Nie używałoby języka jako broni i nie nazywałoby tego dyplomacją. Wiedziałoby, że aby zbudować pokój, musimy zburzyć mury w sobie.
To świat, w którym współpraca zastępuje przymus, współczucie góruje nad podbojem, a edukacja oświeca i wyzwala, a nie indoktrynuje. Świat, który naucza historii uczciwie, który pielęgnuje krytyczne myślenie i stawia człowieczeństwo ponad ideologią.
Taki świat nie jest fantazją ani utopią – to jedyna droga wyjścia z moralnej otchłani, w której się znajdujemy. Abyśmy mogli przetrwać i rozwijać się na tej planecie, potrzebujemy empatii, współpracy i zaangażowania w godność człowieka. Potrzebujemy społeczeństwa, które uczy swoje dzieci kwestionowania zamiast posłuszeństwa, słuchania zamiast dominowania, troszczenia się o innych nie dlatego, że jest to nagradzane, ale dlatego, że jest to słuszne.
Upadek Imperium Kłamstw to nowy świt ludzkości
Kiedy Imperium Kłamstw upadnie – a tak się stanie – nie będzie to oznaczać końca Ameryki ani żadnego narodu.
To będzie koniec kłamstwa, które skrywało swoją przemoc pod płaszczykiem cnoty. Ten upadek wstrząśnie światem. Ale oczyści też grunt pod rozwój czegoś uczciwego i pięknego. Po raz pierwszy od wieków ludzkość może mieć szansę budować nie na ruinach złudzeń, lecz na solidnym fundamencie prawdy.
A jeśli wybierzemy miłość zamiast strachu, zrozumienie zamiast ignorancji, współczucie zamiast uległości, pokój i współpracę zamiast podboju, wtedy coś naprawdę zdumiewającego stanie się możliwe:
Nie tylko koniec Imperium Kłamstw, ale nowy Świt Ludzkości.
„Pan Bóg nie pozwoli z siebie szydzić”. Biskup Strickland ostrzega kard. Fernandeza
„Pan Bóg nie pozwoli z siebie szydzić”.
Biskup Strickland ostrzega
kard. Fernandeza ws. „Fiducia Supplicans”

(Źródło: YouTube/Bishop Joseph E. Strickland)
„Jego Eminencja powinien przynajmniej być uczciwy i jasno powiedzieć, że zdecydował, iż Kościół MOŻE błogosławić grzech” – w ten sposób bp Joseph Strickland zwrócił się do prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kard. Victora Fernandeza, który podtrzymuje zasadność publikacji pro-homoseksualnej adhortacji Fiducia Supplicans.
Amerykański biskup ostrzegł hierarchę, że Pan Bóg nie pozwala z siebie szydzić, przypominając historię Sodomy i Gomory.
Prefekt Dykasterii Nauki Wiary stwierdził niedawno, że franciszkowa adhortacja, zezwalająca na „pozaliturgiczne błogosławieństwo” par homoseksualnych pozostaje w mocy i w Watykanie nie ma planów wycofania jej postanowień.
„W świetle niedawnego stwierdzenia kardynała Fernandeza, że Fiducia Suplicans pozostanie, ponownie zachęcam wszystkich do przeczytania 19. rozdziału Księgi Rodzaju” – skomentował słowa kard. Fernandeza, bp. Joseph Strickland.
Emerytowany biskup Tyler w Teksasie przypomniał, na przekór modernistycznym interpretacjom, że deszcz ognia i siarki nie spadł na Sodomę i Gomorę z braku gościnności.
„Grzech Sodomy nie dotyczył jedynie pożądania. Chodziło o pychę, odrzucenie Bożego planu i całkowite odwrócenie prawdy i dobra. Było to ostatnie stadium ludzi, którzy zapomnieli o Bogu i uczynili bożki ze swoich namiętności. I nie oszukujmy się: taki grzech wciąż woła o pomstę do Nieba” – napisał hierarcha.
Biskup Strickland podkreśla, że nasz świat znajduje się w podobnym miejscu. „Toniemy w kulturze, która celebruje nieczystość, szydzi z Bożego prawa i sprzeciwia się naturalnemu porządkowi. A jednak postępujemy tak, jakby nie było żadnego rozliczenia. Lekceważymy ostrzeżenia Nieba. Wahamy się” – zauważa.
Hierarcha przypomina, że ogień z nieba był nie tylko karą, ale i znakiem. „Znakiem, że Bóg nie kpi. Znakiem, że niegodziwość ma konsekwencje. Znakiem, że Boskie Miłosierdzie nie eliminuje Boskiej Sprawiedliwości” – wyjaśnił.
Zwracając się już bezpośrednio do prefekta Dykasterii Nauki Wiary, bp Strickland zaapelował, że „Jego Eminencja powinien przynajmniej być uczciwy i jasno powiedzieć, że zdecydował, iż Kościół MOŻE błogosławić grzech”.
„Być może w głębi duszy on i jego watykańscy zwolennicy obawiają się kolejnego epizodu siarczystego deszczu!” – wyraził nadzieję duchowny.
Źródło: X.com
PR
„Czas wilków w owczej skórze”. Bp Strickland MOCNO o epoce „Kościoła synodalnego”
„Czas wilków w owczej skórze”.
Bp Strickland MOCNO
o epoce „Kościoła synodalnego”
https://pch24.pl/czas-wilkow-w-owczej-skorze-bp-strickland-mocno-o-epoce-kosciola-synodalnego

(Bp Joseph Strickland, fot. youtube)
Wciąż mamy Krzyż. Eucharystia wciąż tu jest. Ale jesteśmy otoczeni przez najemników, którzy porzucają owce – lub, co gorsza, wprowadzają je w ciernie – w ten sposób epokę „Kościoła synodalnego” ocenia emerytowany biskup Tyler w Teksasie, Joseph Strickland.
W tym tygodniu papież Leon XIV potwierdził kontynuację polityki papieża Franciszka dotyczącej „synodalnej” przyszłości Kościoła. Z tej okazji bp Strickland opublikował na łamach LifeSite News obszerny felieton, uwypuklający zagrożenia płynące z procesu demokratyzacji ziemskich struktur Mistycznego Ciała Chrystusa. Amerykański duchowny podkreśla, że dzisiaj największe spustoszenie sieją w łonie Kościoła nie czynniki zewnętrzne, lecz zaprzedani światu hierarchowie.
Są takie momenty w historii Kościoła, kiedy owce muszą spojrzeć w górę – nie z powodu burz niesionych przez świat, ale dlatego, że sami pasterze zamilkli… lub, co gorsza, dołączyli do wilków – przekonuje. Cytując słowa św. Pawła z Listu do Efezjan, bp Strickland uważa, że „wilki drapieżne” już wdarły się do wnętrza zagrody. I te wilki przyszły. Noszą szaty. Mówią o miłosierdziu, ale szydzą z prawdy. Głoszą integrację, ale wykluczają wierność depozytowi wiary. Błogosławią to, co Bóg nazwał grzechem – podkreślił.
Przeżywamy oblężenie – nie z zewnątrz, ale od wewnątrz. Jest to godzina zdrady, podobnie jak w ogrodzie Getsemani. Ale tym razem zdrajcy noszą mitry i noszą krzyże – przekonuje duchowny. Wciąz mamy Krzyż wciąż tu jest. Eucharystia wciąż tu jest. Ale jesteśmy otoczeni przez najemników, którzy porzucają owce – lub, co gorsza, wprowadzają je w ciernie – dodaje.
Biskup Strickland zauważa, że zamiast Chrystusa, jego odkupieńczej roli i konieczności uczestniczenia w misterium Jego krzyża, coraz częściej „słyszymy kazania o ekosystemach i ludzkim braterstwie. Dostajemy synodalne slogany, ale żadnego wezwania do pokuty. Przekazuje się nam dokumenty, a nie doktrynę – konsultacje, a nie przykazania”. Współczesny Kościół – jego zdaniem – jakby zapomniał o grzechu, nie wspominając o straszliwej rzeczywistości oddzielającej nas od Pana Boga.
Grzech nie jest już nawet wspominany. Został przemianowany. Kościół towarzyszy mu. Jest „pastoralnie błogosławiony”. Ale nigdy – potępiany – podkreśla. Ks. James Martin nadal błogosławi związki homoseksualne. Kardynał McElroy bagatelizuje grzech seksualny w imię „radykalnego włączenia”. Tradycyjna msza – msza świętych – jest tłumiona. A sam Depozyt Wiary jest traktowany jak eksponat muzealny, który należy przemodelować – dodaje.
Amerykański biskup nie ma wątpliwości, że kryzysy toczące Mistyczne Ciało Chrystusa przybierają dziś zorganizowaną formę synodalności. Wilki mają imiona. Ich taktyka też ma nazwę: Synodalność. Nie synodalność, jak Kościół zawsze ją rozumiał – kolegialne konsultacje pod zwierzchnictwem papieża. Dzisiaj pojęcie zredefiniowano jako „nowy sposób bycia Kościołem”. Ale powiedzmy sobie jasno: to, co proponuje się pod sztandarem synodalności, to nic innego jak dekonstrukcja hierarchicznego, sakramentalnego, apostolskiego Kościoła i powstanie czegoś nowego, niezdefiniowanego i niebezpiecznego – podkreśla.
Zgodnie z oficjalnym komunikatem Watykanu, Synod o Synodalności jest opisywany jako „proces słuchania i rozeznawania”. Według hierarchy synodalność słucha, ale wyłącznie uczuć, a to, co rozeznaje, to kompromis. Zamiast głosić Ewangelię, Synod ten stara się przerobić Ewangelię na obraz upadłego człowieka – wyjaśnia duchowny.
Biskup Strickland nie ma wątpliwości, że Synod o Synodalności zmierza ostatecznie w kierunku uznania związków jednopłciowych, akceptacji pozamałżeńskich relacji osób rozwiedzionych, inwersji kapłaństwa poprzez dopuszczenie kobiet do święceń diakonatu oraz stłumienia tradycyjnej liturgii pod pozorem troski o jedność Kościoła.
Szczególnie niebezpieczne, w ocenie hierarchy jest uciszenie głosów sprzeciwu poprzez narzucenie języka dialogu. Tymczasem choć synodalna ścieżka jest wybrukowana językiem inkluzji, prowadzi ostatecznie do wykluczenia – wykluczenia Tradycji, poświęcenia, obiektywnej prawdy.
Jego architekci powołują się na „duchowe rozeznanie”, ale odrzucają każdy moralny absolut, którego nauczał Chrystus. Jego apologeci wzywają do „jedności”, ale rozbijają trzodę, alienując wiernych katolików. Władze kościelne wmawiają nam, że Kościół musi bardziej słuchać ludzi niż im głosić; doktryna musi się rozwijać poprzez wchłanianie innych kultur, a liturgia musi ewoluować, aby dostosować się do ekologicznych i rdzennych form wyrazu. To nie jest katolicyzm. To sklerykalizowany relatywizm – nie ma wątpliwości kapłan.
Autor podkreśla, że nie możemy pozostać obojętni na tą rzeczywistość. Uzbrojeni w święty Różaniec i Eucharystię, jesteśmy wezwani do stanowczego i odważnego głoszenia Prawdy, nawet za cenę wykluczenia i marginalizacji. Nie ze względu na nienawiść czy niechęć wobec naszych przeciwników, ale mając zawsze na względzie miłość do Mistycznego Ciała Chrystusa. Nasza mowa, wzorem św. Tomasza z Akwinu powinna być jasna i klarowna, a wśród naszych praktyk religijnych na stałe powinny zagościć post i pokuta. Niezwykle pomocne, przekonuje duchowny, jest również poszukiwanie wiernych wspólnot, tak abyśmy umocnieni świadectwem innych, dawali odpór samotności i beznadziei.
Pod żadnym pozorem jednak, błaga hierarcha, nie możemy porzucać Świętego Kościoła. Nie uciekajmy przed bitwą. Nieustannie się módlmy. Przemawiajmy bez strachu. Walczmy z miłością w sercu. Wilki są prawdziwe. Ale Baranek zasiada na tronie, i bramy piekielne Go nie przemogą. Pozostańcie wierni, bądźcie czujni. Znajdźcie ukojenie w Sercu Chrystusa – konkluduje apelem amerykański duchowny.
Źródło: lifesitenews.com
PR
Pożar jednego budynku w Kairze sparaliżował cyfrową infrastrukturę Egiptu.
Tragiczny pożar w siedzibie Telecom Egypt
sparaliżował cyfrową infrastrukturę kraju
Tragiczny pożar, który wybuchł w poniedziałek 7 lipca 2025 roku w siedzibie Telecom Egypt w centrum Kairu, nie tylko pochłonął życie czterech pracowników, ale także ujawnił krytyczną podatność egipskiej infrastruktury telekomunikacyjnej. Płomienie, które strawiły 10-piętrowy budynek Ramses Central, doprowadziły do bezprecedensowego paraliżu cyfrowych usług w całym kraju, zmuszając władze do podjęcia nadzwyczajnych środków zaradczych.
Pożar rozpoczął się na siódmym piętrze budynku około godziny 17-tej czasu lokalnego i szybko rozprzestrzenił się na kolejne kondygnacje. Czterej pracownicy firmy zginęli z powodu zatrucia dymem, pozostając na swoich stanowiskach do ostatnich chwil, próbując chronić kluczową infrastrukturę telekomunikacyjną. Dodatkowo 27 osób zostało rannych, w tym strażacy uczestniczący w akcji gaśniczej. Wstępne dochodzenie wskazuje na zwarcie elektryczne jako prawdopodobną przyczynę tragedii.
Konsekwencje pożaru okazały się katastrofalne dla egipskiej gospodarki. Budynek Ramses Central obsługuje około 40 procent ruchu telekomunikacyjnego w kraju, co spowodowało natychmiastowe zakłócenia w działaniu Internetu, telefonii komórkowej i stacjonarnej. Według organizacji NetBlocks, monitorującej globalną łączność internetową, krajowa przepustowość spadła do zaledwie 62 procent normalnego poziomu. Awaria dotknęła wszystkich głównych operatorów: Vodafone, Orange, WE oraz Etisalat.
Efekt domina szybko objął sektor finansowy. We wtorek rano Egipska Giełda Papierów Wartościowych (EGX) podjęła bezprecedensową decyzję o zawieszeniu handlu na cały dzień. Systemy elektroniczne giełdy nie były w stanie wyświetlać danych cenowych ani przetwarzać transakcji. Bankomaty przestały działać, a płatności kartami były niemożliwe. Bank Centralny Egiptu w trybie awaryjnym podwoił dzienny limit wypłat gotówkowych z 250 tysięcy do 500 tysięcy funtów egipskich, aby złagodzić chaos w systemie bankowym.
Minister telekomunikacji Amr Talaat zapewnił, że pełne przywrócenie usług nastąpi w ciągu 24 godzin poprzez przekierowanie ruchu przez alternatywne centrale. Podkreślił jednak, że sama centrala Ramses pozostanie wyłączona z użytku przez kilka dni. Incydent wywołał pilną debatę o konieczności decentralizacji i zwiększenia redundancji w egipskiej infrastrukturze telekomunikacyjnej, szczególnie w kontekście rosnącej cyfryzacji gospodarki kraju.
Źródła:
- https://apnews.com/article/egypt-cairo-telecom-fire-dead-internet-disruption-2675a5740d566e11cd4f2c80354da61c
- https://www.washingtonpost.com/world/2025/07/08/egypt-cairo-telecom-fire-dead-internet-disruption/2f94e13a-5bd2-11f0-a293-d4cc0ca28e5a_story.html
- https://www.dailynewsegypt.com/2025/07/08/how-the-ramses-central-fire-disrupted-egypts-internet-stock-exchange-and-banking-sectors/