Nostalgia: Pokolenie 50+ . – To ostatni twardziele!

Pokolenie 50+ – To ostatni twardziele!

Nie zaczepiaj nikogo po pięćdziesiątce. Serio. To nie są ludzie – to gatunek przetrwania. Twardzi jak chleb z ubiegłego tygodnia, szybcy jak kapcie babci lecące w twoją stronę. Zanim skończyli 2 lata, potrafili rozpoznać nastrój matki po stuknięciu garnkiem w kuchni. W wieku 5 lat mieli klucz do domu na sznurku i wiedzieli, że „obiad jest w piekarniku – podgrzej, ale nie spal”. W wieku 7 lat gotowali zupę pomidorową bez przepisu, a w wieku 9 już wiedzieli, jak uszczelnić kran i uciec przed psem sąsiada z wiadrem na głowie. Z łatwością obsługiwali pralkę Franię i potrafili wymienić dętkę w rowerze. Letnie dni spędzali na świeżym powietrzu – od rana do zmroku. Bez komórek, za to z konkretnym planem: trzepak, rzeka, kapsle i wracanie do domu po ciemku z kolanami wyglądającymi jak mapa szlaku bojowego. I jakoś przeżyli. Czasem trzeba było łatać kolano domowym sposobem z użyciem śliny i liścia babki. A jak bolało – to się nie płakało, tylko słyszało: „Nie boli, nie urwało”.

Jedli chleb z cukrem, pili wodę z węża ogrodowego (pełną mikrobiomu, którego dziś zazdrości niejeden jogurt). Nikt wtedy nie miał alergii. A jak miał, to się nie przyznawał. Większość z nich przeszła minimum jedną próbę porwania przez obcych… albo przez własnych kuzynów na wakacjach u cioci. Znają 15 sposobów usuwania plam z trawy, smaru, krwi, błota i atramentu z pióra wiecznego – bo kiedyś człowiek musiał wyglądać czysto, zanim wrócił do domu.

To jeszcze nic. W swoim życiu przeżyli: – radio tranzystorowe, – telewizor czarno-biały, – gramofon do odtwarzania muzyki z płyt winylowych, – magnetofon szpulowy i kasetowy, – walkmana, – magnetowid (z funkcją „tracking”), – płyty CD i discman, – a dziś trzymają tysiące piosenek w kieszeni i… tęsknią za szumem kasety przy przewijaniu ołówkiem. A jak już zdobyli prawo jazdy, to jechali Fiatem 126p na drugi koniec Europy – bez noclegów, bez klimatyzacji, bez GPS-a. Wspomagali się tylko atlasem drogowym, gdzie całe Niemcy mieściły się na dwóch stronach, a w kieszeni mieli waluty różnych krajów w kwotach ledwo wystarczających na przeżycie. I jakoś dojechali. Bez Google Translate, za to z uśmiechem i kanapką z jajkiem w bagażniku.

To ostatnia generacja, która wie, jak wyglądało życie bez internetu, bez zasięgu, bez zmartwień o baterię w telefonie – bo go po prostu nie było. Ci ludzie znają różnicę między telefonem stacjonarnym a telefonem „na sznurze w przedpokoju”, oni mieli zeszyt z przepisami, a nie aplikację i nie potrzebowało przypomnienia o urodzinach – bo się pamiętało albo… się nie przychodziło.

Pokolenie 50+ to ludzie, którzy: – potrafią naprawić wszystko taśmą izolacyjną, spinaczem i kombinerkami, – mieli tylko jeden kanał w telewizji i jakoś się nie nudzili, – wiedzą, co to „przewijanie palcem” – ale w książce telefonicznej, – i wiedzą, że jak nie odbierasz, to „znaczy żyjesz – oddzwonisz”. Przewijał – transformator, by stare, dobre radio dalej działało, wśród zagłuszarek łapało przecież „Wolną Europę”.

Oni są inaczej zbudowani. Mają w sobie azbest emocjonalny, odporność z PRL-u i refleks ćwiczony na trzepaku. Ostatni prawdziwi ninja codzienności.

Nie zaczepiaj pięćdziesięciolatka. On widział więcej, przeżył więcej i ma w kieszeni miętówki, które mają więcej lat niż twoje dziecko. On przeżył dzieciństwo bez fotelika, bez kasku i bez filtra przeciwsłonecznego, edukację bez laptopa i młodość bez scrollowania. Nie potrzebuje Google’a, bo ma instynkt. A mimo to ma więcej wspomnień niż cała twoja galeria w chmurze. #malgorzatapaszynska

Autism’s Enigma, Clarified. Unraveling Autism’s Surge. [Odkrywanie wzrostu liczby przypadków autyzmu]

Unraveling Autism’s Surge

Genetics, Environment, and the Expanding Diagnostic Net

ROBERT W MALONE MD, MS JUN 11
 
READ IN APP
 

This may be the longest essay we have ever published. However, Dr. Bock does an excellent job of making the vast array of information available on autism comprehensible. For those interested in the subject, this is essential reading. 

This is a treatise if you like, on the enigma scientists have labeled autism.

Opinions expressed are those of Dr. Bock, which may or may not be aligned with the positions of the Drs. Malone or Malone.News on this topic.


By Randall S. Bock, MD

Autism’s Enigma, Clarified

Autism diagnoses are surging, touching countless families, yet the reasons remain elusive, fueling debate and confusion. The Times’ recent exploration of autism’s rise attributes the increase mainly to broader diagnostic criteria, heightened awareness, and social influences like online communities, while firmly rejecting vaccines as one potential cause. However, it downplays the role of institutional incentives (research funding, special education staffing, therapy services, and pharmaceutical interests). Conversely, the pseudonymous “A Midwestern Doctor” on Substack dives into vaccine-related hypotheses that the Times avoids. Neither fully delivers the impartial, rigorous analysis that I believe is needed to untangle autism’s complex web.

Winston Churchill once famously described the Soviet Union as a riddle wrapped in a mystery inside an enigma.” Ironically, this phrase was repurposed in Oliver Stone’s JFK as a symbol not of clarity but of obfuscation. Like the Soviet Union or the JFK assassination, autism’s enigma may defy complete resolution, but without rigorous, transparent scrutiny, it will remain shrouded in mystery; conversely, a clear lens on the knowns, unknowns, and disputes is our only hope for clarity.

What is Autism?

Autism spectrum disorder (ASD – of which severe Autism is an overlapping subset of symptoms) is a group of developmental conditions that begin in early childhood, affecting how children communicate, interact socially, and behave. Autism looks very different from case to case. Most of the population-level risk comes from over 100 inherited gene differences, each with a small impact. Many of these gene changes affect gene regulation and synaptic function—key processes in brain development.

Autism likely involves epigenetic mechanisms, changes in how genes are expressed without altering the DNA sequence itself. Think of the genome as a musical score: the notes don’t change, but depending on who’s conducting, it can sound like classical or rock. Similarly, a person may carry genetic risk but only develop autism if specific environmental cues “activate” the genes into certain patterns, much like in schizophrenia.

Research shows that the brains of people with autism often have unique features, though these can vary widely from person to person. Commonly, children with autism experience faster brain growth in early life, especially in areas like the frontal lobe (involved in planning and social behavior) and the amygdala (linked to emotions as a “danger detector”). This overgrowth, noted between 1–14 months, can make it harder for different brain regions to „talk” to each other effectively, leading to challenges in processing information or emotions. Instead of a city that developed organically, it’s more like a centrally planned boomtown (E.g. China’s ghost cities)—roads laid down too fast, towers built in haste, and entire sectors left misaligned and underused.

Another shared trait is an imbalance in brain chemicals, like glutamate and GABA, which act like the brain’s gas and brake pedals. In autism, there’s often too much „gas” (excitation) and not enough „brake” (calming), which can explain sensory sensitivities or trouble focusing. Genes also play a big role—specific ones affect how brain cells connect; however, not everyone with autism has the same brain differences. Some have more pronounced changes in the cerebellum (affecting movement and coordination), linked to reduced Purkinje cells, while others show unique patterns via inflammation’s elevated cytokines. As a “spectrum”, autism’s underlying brain differences and their expression(s) are disparate and individualized.

Decoding Confounding Factors, Diagnostic Shifts, and Vaccine Debates

The rise in autism diagnoses — approximately 1 in 36 children (!!) in the U.S. according to the CDC’s 2023 data

…is staggering and demands scrutiny. Yet autism is not a singular, congenital condition like rubella syndrome — where first-trimester rubella-virus exposure causes a specific set of neurologic issues in a one-to-one identity function. Instead, “autism” has broadened into a sprawling diagnostic umbrella, encompassing a spectrum spanning “classic autism” (a.k.a “Kanner’s Syndrome”), Asperger’schildhood disintegrative disorder, and “Pervasive Developmental Disorder Not Otherwise Specified” (PDD-NOS).

These diagnostic labels don’t point to a single cause—only broad categories. Are we seeing an epidemic of biology, or semantics? As the term “mental retardation” gave way to “intellectual disability,” some cases were reclassified under autism’s expanding umbrella. Autism once overlapped heavily with ID; now it captures a far more diverse patchwork of traits, many without cognitive impairment.

The Genetic Roots of Autism

Genetics play a significant role in autism, but not as dominantly as once thought. One early twin study (1977) showed identical twins (same DNA) were seven times more likely to share an autism diagnosis than fraternal twins. Yet, even identical twins don’t always align—in up to half of cases, one has autism and the other does not, suggesting genes are influential but not the sole factor.

Hallmayer’s 2011 California twin study, though often cited, involved 192 twin pairs but with only a 17% participation rate (of those asked)—raising concerns about selection bias. Its strength lies in a careful parsing of genetic versus environmental causation using (unlike prior studies’ Falconer’s formula) the ACE model of Additive Genetic, Common Environment, Unique Environment factors.

By contrast, a 2017 Swedish study analyzed millions of sibling and twin records, estimating heritability between 83% and 87%, with tighter statistical confidence but less fine-grained control. These studies illustrate a trade-off: precision in small samples versus power in large datasets. Together, they define the outer limits within which autism’s genetic component resides — shaped by method, scale, and erstwhile definitons. The table below shows twin and family studies’ presumed genetic component’s falling between Steffenburg’s 91% and Hallmayer’s 38%.

Autism Twin Study Concordance (and other Familial Pairing) Table:

Note: ACE estimates are direct for Hallmayer and Sandin; the others are post hoc approximations. Falconer’s formula (h² ≈ 2 × [rMZ − rDZ]) estimates heritability; interpret early studies cautiously due to small samples and diagnostic variability.
Smartphone browsers may not visually capture the entire table. Please see here(including links to the studies).

In a hybrid model, both wide in scope and fine in partitioning — Gaugler et al.(using the Population-Based Autism Genetics and Environment Study “PAGES”)estimated 52% of autism risk’s from genetic variants. Gaugler leveraged SNP-genotyping and diverse family relationships, aiming to break down genetic risk into its components, finding influence roughly split between “genes you inherit” (A) … and…” complex gene interactions” (D), “new gene changes” (N), “family environment” (C), and “unique life experiences” (E).

Havdahl conversely arrived at a genetic preponderance, based on Bai’s 2019 synthesis of large-scale genomic and familial studies.

Hallmayer’s study reported a relatively low heritability estimate (~38%) but with a wide (lack of) confidence interval—reflecting the limitations of its small, selective sample.

In contrast, Gaugler’s SNP-based and case-control design yields a higher but more statistically stable estimate.

This boxplot, drawn from Gaugler’s Swedish cohort data, shows a clear rise in autism prevalence across birth cohorts from 1980 to 1999. It’s consistent with diagnostic broadening, increased awareness, or real environmental shifts. As definitions change and milder cases are included, heritability estimates may appear lower—not because genes matter less, but because the diagnostic category itself has expanded.

Here’s a rough mapping, somewhat consistent temporally.

The Solomonic (un)happy medium indicates more than half of autism risk is genetically set by the time of birth; however, that assessment comes with caveats. Please observe this side-by-side:

NB: No diagnosis appears in either graph’s lower right half because even purely environmental factors (e.g. a house fire) would likely impact both DZ twins, keeping such data points above the diagonal.

Autism occupies a mixed-influence zone: genetically weighted, yet with implicit environmental triggers; not unlike schizophrenia, bipolar disorder, and Tourette’s.

The Expanding Umbrella: How Autism’s Definition Grew

I. A History of Autism

One plausible explanation for the rise in autism diagnoses is the broadening of diagnostic criteria and increased awareness, but this shift also reflects a profound historical transformation in the concept itself. In 1911, Eugen Bleuler coined “autism” to describe excessive fantasy and hallucinations in severe schizophrenia, a meaning that persisted through the 1950s.

By the 1970s, British child psychiatrists redefined “autism’ as a lack of symbolic life— a 180° shift that coincided with the closure of institutions for the “mentally retarded” in the 1960s, releasing children into new diagnostic frameworks — a movement catalyzed by John F. Kennedy’s 1961 President’s Panel on Mental Retardation, influenced by his sister Rosemary’s institutionalization and the family’s complex feelings — an irony, as RFK Jr. now hunts the autism epidemic’s “killer”.

The Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (DSM-III) in 1980 formalized autism as a developmental disorder, shifting it from a rare condition to a spectrum encompassing a wide range of behaviors. This change, coupled with parental advocacy, drove earlier screening — often at 18–24 months — and more inclusive diagnoses. By DSM-4 (1994), Asperger’s syndrome and PDD-NOS were included, capturing individuals with average or above-average intellect. DSM-5 (2013) dropped Asperger’s as a named diagnosis. Importantly, DSM-5 also removed the prior exclusion that had prevented an individual from being diagnosed with both ASD and ADHD, conditions once considered mutually exclusive.

This overlap expanded the diagnostic net, potentially reclassifying children with co-occurring traits. Additionally, individuals previously deemed “retarded” (sic) were subsumed under the (“severe” end of the) autism spectrum, inflating prevalence without a true increase in abnormality cases. Sociologist Gil Eyal in The Autism Matrix views these diagnostic shifts as ultimately beneficial. Earlier diagnosis means earlier access to services: speech therapy, behavioral interventions, educational support; ideally helping those children develop better communication, social skills, and independence than previously.

II. Out of Institutions, Into Categories

The decline of U.S. mental institutions may have played an indirect role in the rise of autism diagnoses—not by causing autism, but by reshaping how society categorized and responded to developmental differences once kept out of public view. Conditions previously confined to large custodial settings became newly visible, newly labeled, and (in the case of schizophrenia) medicated: Hello, Thorazine! (1953).

From 1955 to 2005, residents in public mental hospitals dropped from over 500,000 to under 100,000. This shift, more abrupt for those with serious mental illness, reflected changing legal standards, new pharmaceuticals, and an optimistic vision of “community integration.” For individuals with intellectual or developmental disabilities, the transition was slower and more deliberate—often focused on preventing new institutionalizations rather than discharging existing residents. But in both cases, the cultural shift was profound: from seclusion to exposure.

Before the 1960s, terms like “feebleminded,” “retarded,” or even “idiot savant” might have earned what we now call “autistic” – while “idiot” itself was both replaced by “retarded”, and then transformed into a mild insult.

And of course, “retarded” is now a pejorative as well, replaced by “ID”, intellectual disability.

Not everyone (back then) was a Gary Cooper with Albert Einstein’s mind and HL Mencken’s wit. As institutional care waned, these individuals entered broader diagnostic frameworks, potentially inflating autism’s labeling prevalence – separate from any independent potential increase in cases, per se.

This 1915 illustration starkly illustrates how intellectual and developmental differences were once categorized with terms now considered deeply offensive—“idiot,” “imbecile,” “moron”—yet these labels existed because same or similar variations in cognitive and adaptive functioning were present, just framed in a harsher, cruder way.

None of this implies that institutionalization was desirable—many facilities were underfunded, degrading, or worse. But it does suggest that part of autism’s modern profile arose not from new biology, but from new visibility.

III. From Severe to Subtle: The Shift Away from Intellectual Disability

In the early 1990s, autism was more tightly linked to mental retardation, now called “intellectual disability”.

In 1992, 72% of autism cases (3,210 out of 4,446) were associated with intellectual disability (ID). By 2005, that share had dropped to just 37% (10,410 out of 28,046). As this graph (adapted from King and Bearman’s 2009 study) shows, …

… autism without ID increased more than 13-fold—from 1,236 to 17,636 cases—while autism with ID rose just over threefold.

From 1992 to 2005, the U.S. population grew just over 10%, yet intellectual disability (ID) diagnoses rose by 54%, and autism with ID nearly tripled. That spike in autism’s most severe form points to more than shifting definitions—it may reflect real changes in early neurodevelopment. Still, confounding factors—like rising immigration, language barriers, and struggling school systems—could distort these figures. Before drawing conclusions, we need better data, sharper metrics, and more objective classification.

IV. More Diagnosed, Less Severe

Swedish researchers tracked autism severity in 13-year-olds, finding that as diagnoses rose, the average symptom score steadily declined, suggesting institutional pressure to have “autism” capture milder cases. (chart clarified by @cremieuxrecueil).

Sweden’s autism is classified within an “ESSENCE” -framework (“Early Symptomatic Syndromes Eliciting Neurodevelopmental Clinical Examinations”); wherein ADHD, tics, movement disorders, and epilepsy also rise in prevalence. A cynic might analogize autism diagnoses’ rise to the more recent surge in gender dysphoria. Such expansions fuel jobs in special education.

Autism diagnosis rates have clearly increased over the past decade, principally in the younger age groups.

V. Institutional Incentives and Diagnostic Pressures

The “psychiatric and mental health industrialization complex,” particularly within schools, amplifies this trend. Financial incentives for special education, therapies, and clinical services create perverse pressures for over-diagnosis, as funding and resources often hinge on an autism label.

Additionally, families often gain from an ASD diagnosis, accessing benefits unavailable otherwise. The Social Security Administration reports a 154% increase in SSI recipients with ASD from 2004 to 2014 (to 28% of mental disorder cases), providing up to $943 monthly in 2024.

FIGURE 3-5. Number of allowances for major mental disorders for all children under 18, at the initial level, 2004–2013.

With 19% of Americans now identifying as “neurodivergent”—a broad category that includes ADHD, autism, dyslexia, and other cognitive differences—and with reports suggesting a majority of Britons may be doing the same, the expanding definition implies a widening diagnostic net.

These map-comparisons show how autism rates grew across U.S. states from 2003 to 2011 (darker blue means more kids were diagnosed, jumping from as low as 0.1% to over 2% in some places). Many states had policies that gave schools extra money for finding kids with autism (again, darker blue); e.g., the Northeast’s, the Rust Belt’s and Virginia’s “rewarded” autism-rates climbed. Michigan’s diagnoses (when rewarded) spiked to 1.5% by 2007; but, unrewarded, the rates dropped (NB: acknowledging, this is not a simple one-to-one explanation – as (e.g.) Minnesota’s autism rates increased without reward-incentive).

This kind of geographic disparity suggests we’re not just mapping a condition—we’re mapping responses to incentives. Take a look at (unrelated, but analagous) methadone distribution by state: supposedly the same disease (sic)of narcotic addiction for some reason “requires” ten times more methadone in Rhode Island than in Texas or Missouri. Wisconsin uses four times the dose of neighboring Iowa.

VI. Pathologizing Differences

Now, autism includes Elon Musk. Have we simply disease-ified eccentricity and (occasionally) genius? The study, “Diagnostic change and the increased prevalence of autism” documents this expansion.

California’s caseload has ballooned; moreover, far beyond what diagnostic trends alone would predict. Jill Escher, head of the National Council on Severe Autism, insists the exponential increase: California’s caseload’s jumping from a few hundred in the 1980s to over 200,000 today (even excluding “high-functioning” cases)—reflects a real crisis, not just better detection. Moreover, Escher’s Getting Real About Autism’s Exponential Explosion shows…

…California’s autism caseload has nearly quadrupled since 2011: outpacing the national diagnosis rate for school-age children, which “only” doubled. The excess suggests bureaucratic inflation and system-driven incentives (or something “in the air” in California)– not just rising prevalence.

Britain’s Autism Research Centre director, Simon Baron-Cohen notes,

““What we call autism has itself changed to become a broader category (and with) the growth in private clinicians’ offering diagnosis — it has become an industry.”

VII: Is Severe Autism’s Mainstream Schooling Merely Costly Babysitting?

Everyone talks about the weather, but nobody does anything about it,” wrote Charles Dudley Warner in 1897.

Some realities (e.g., the weather) do not yield to our words, hopes, or policy interventions—no matter how loudly or persistently we speak around them. Severe autism is one of them. Despite decades of advocacy, legislation, and funding, the outcomes for the most profoundly affected remain largely unchanged. The National Council on Severe Autism’s Jill Escher (in our conversation) put it bluntly: for many severely autistic students, special education is “little more than glorified babysitting,” teaching daily living skills, not academics. The Individuals with Disabilities Education Act (IDEA) programs cost schools a fortune: specialized staff, autism-specific classrooms; yet Escher calls the system “completely irrational,” a “jerry-rigged” relic from a pre-autism-epidemic era.

Cui bono? Schools get funding; teachers’ unions lock in jobs; parents receive stipends; service providers cash in — but many severely autistic individuals remain dependent; moreover with the worry of “falling off a cliff” into underfunded Medicaid care at age 21 – and/or with the (inevitable) demise of their caretaking parents.

To be clear, without doubting the dedication of families or educators, one can acknowledge that “full inclusion” backfires. Severely autistic children disrupt classrooms. My own son’s middle school class, in the mid-2000s, was regularly derailed by persistent, involuntary, loud outbursts of vocal “stimming” of a severely autistic teen despite his omnipresent aide.

Might group homes be a more humane, realistic answer for such cases? Escher praises California’s relatively strong system, which offers tailored care and vocational programming—serving needs without disrupting others. This isn’t abandonment; it’s honesty. Just as 60-year-olds don’t train for the NBA, we shouldn’t pretend that the most severe autism fits the academic model. Margaret Thatcher’s warning still applies: eventually, you run out of other people’s money. We risk Cloward–Piven -style overload: collapsing systems with unsustainable burdens, unless we build something rational now.

VIII: The Rising Cost of Special Education, and Its Limits

Not every student in special education is autistic, but nearly every autistic student—especially those with severe cases—is in special ed. Today, about 15% of U.S. public school students receive special education services. That’s doubled from 8% in the late 1970s, and the numbers keep growing. Of those in special ed, roughly 12% have autism.

The staff structure at my local middle school today is worlds apart from my own public school experience in 1960s New York City. Back then, one teacher handled 30 students, with five or six such classes per grade, grouped by achievement level. The entire school ran with just a principal, assistant principal, secretary, nurse, and two janitors. My local middle school currently has only ~35% staff as core teachers, while ~65% are ancillary.

These programs are expensive. In 2020, school districts spent nearly $39 billion on special education services—averaging over $13,000 per student (on top of the baseline ~$19,000 per student). If every state spent like the highest-spending ones, total special ed costs would reach $180 billion a year. This added burden isn’t trivial, leaving the other 85% to share increasingly strained resources: overcrowded classrooms; fewer offerings in gifted, vocational, and core subjects. We cannot serve anyone well by exhausting the system.

A “War Against Boys”? Autism’s Male Impact

Autism has long shown a stark male predominance: roughly 3 or 4 boys diagnosed for every girl.

ADHD follows a similar trend, with boys diagnosed at a 2.5 to 1 ratio. These disparities were noted as early as Leo Kanner’s 1943 paper, well before today’s educational culture took hold. The biological sex differences remain; but the extent to which they are ( potentially mis-) interpreted and acted upon has shifted.

Christina Hoff Sommers’ The War Against Boys argues that modern schools, increasingly feminized and focused on chat, collegiality, and conformity, may mismatch boys’ neurodevelopmental traits — often more intense, trial-and-error, and less socially oriented — leading to over-diagnosis of conditions like autism and ADHD when boys’ behaviors deviate from these expectations.

Boys exhibit greater variance in IQ and behavioral traits, producing more outliers — geniuses, risk-takers, as well as those with neurodevelopmental challenges — while girls cluster closer to the mean, potentially making boys’ differences more noticeable and pathologized in structured settings.

The “boy-averse” decline of recess and advent of zero-tolerance policies in schools exacerbates this mismatch.

This persistent male predominance has sparked a counter-movement, especially among feminist scholars, who argue that autism in girls is under-recognized. They propose that girls “camouflage” their symptoms—adeptly mimicking social cues to blend in—though this leads to a curious contradiction: if autism impairs social reciprocity, how can one convincingly fake it? As the old joke goes, “sincerity—once you can fake that, you’ve got it made.” Mind you, some of these same scholars in peddling “sex contextualism” essentially dispute binary sex, undercutting their argument(s).

Male and female brains diverge from birth, a pattern seen across the animal kingdom — male mosquitoes prioritize mate-seeking, females blood-feeding — reflecting distinct evolutionary prerogatives. Simon Baron-Cohen’s “extreme male brain theory” suggests autism reflects an extreme male-typical profile, where “systemizing outstrips empathizing”.

Yet it’s important to recognize that autism is not strictly deficit-based. It’s also associated with positive traits such as pattern recognition and attention to detail. Moreover, long-term outcomes vary widely, with some autistic individuals’ achieving independence, relationships, employment, and relative happiness.

A First World Puzzle? Autism’s Global Disparities

Autism spectrum disorder (ASD) is highly prevalent in high-income countries, but in sub-Saharan Africa, with nearly 1 billion people, it’s rarely diagnosed

A review of the global prevalence of autism did not identify any data from sub-Saharan Africa, even though this region has a population of nearly 1 billion, 40% of whom are children younger than 14 years.”

… and rarely discussed. Google-searches for “autism” in Kenya, Congo, Zimbabwe are near zero and static these last few measurable decades.

Limited psychiatric infrastructure and a focus on urgent issues like HIV, malaria, and food insecurity overshadow ASD. Autism is a “first-world problem,” amplified by wealthier nations’ resources, omphaloskeptic tendencies, and broad diagnostic criteria.

Africa’s ASD absence may be underdiagnosis rather than lower incidence. Anthropologist Richard Grinker, who has studied autism cross-culturally, argues that autism exists everywhere—but is recognized only where diagnostic tools, institutional priorities, and cultural interpretations align. Over 90% of studies come from Europe, the Americas, and the Western Pacific. Entire regions like Africa and the Eastern Mediterranean are effectively data voids, despite the (presumed) global nature of the disorder.

China, with over 1.4 billion people, remains strikingly absent from global autism discourse, with a self-proclaimed rate of only one-third ours. The condition is labeled 自闭症 (“self-enclosure disorder”) or 孤独症 (“lonely disorder”), but these are not seen as quirks or mere differences—they imply dysfunction, weakness, and detachment from societal duty. Diagnosed children are sometimes called 来自星星的孩子—“children from the stars”—but this poetic phrase belies the harsh stigma families face. Chinese society sees autism as a mark of shame or failure; to be downplayed, not spotlighted.

Comparing same-wealth/ same-health societies could reveal if cultural or economic factors drive these trends. Cross-cultural-, cross-national- will be more difficult, given the absence of baseline data, terms, and agreements of importance.

Modern Life and the Autism Curve

Several societal and biological factors may contribute to autism rates, either directly or indirectly. The trend toward older parental age is significant. Advanced paternal and maternal age is associated with increased risks of genetic mutations and conditions like gestational diabetes, which may elevate autism risk. Older sperm and eggs accumulate DNA damage, potentially affecting neurodevelopment. Studies suggest a 10% increased autism risk per decade of parental age.

Smaller family sizes and fewer siblings may also play a role. Children with fewer siblings experience reduced socialization opportunities, potentially exacerbating autistic traits. Bruno Bettelheim’s “lonely child” hypothesis suggested that social withdrawal stemmed from emotional deprivation: cold “refrigerator parents” implies social difficulties. His theory aligns with this study: Having Siblings is Associated with Better Social Functioning in Autism Spectrum Disorder.

Modern parenting, with its intensified focus on (fewer) children fosters scrutiny for any potential developmental delays. Additionally, the increase in divorce rates over the past decades has led to more single-parent households, which can impact (and stress) early childhood development.

Environmental Concerns Around Autism

Environmental factors like fluoride, aluminum, glyphosate, and Wi-Fi have been proposed as contributors, but evidence is sparse and often anecdotal. Fluoride in water has been present throughout the decades (1950s-1980s) when autism rates remained low; if it were a smoking gun, the surge in diagnoses wouldn’t have waited until the 1990s– although fluoride exposure exceeding 2x the upper limit may correlate with minor IQ reductions. Glyphosate, a herbicide, and Wi-Fi radiation lack robust data’s tying them to ASD.

Thimerosal, an organomercury preservative, was largely removed from childhood vaccines by the early 2000s—thus largely cleared as a suspect in autism’s rise. By contrast, the current adjuvant, aluminum (as insoluble phosphate-, or hydroxide-salts), plays a different biological role: not as preservative but as immune stimulant — designed to provoke local inflammation and enhance antigen presentation by the immune system.

It is present in small amounts and typically cleared from the body quickly, but animal studies raise concerns: one found it can cause chronic inflammation at the injection site and gradually migrate to the brain, while another showed it can persist in the brain for months, potentially leading to inflammationLyons-Weiler (2018) suggests that autism may involve impaired cellular detoxification, with aluminum and other toxins’ exacerbating genetic predispositions through immune activation and gene-environment interactions. His chart compares aluminum exposure from vaccines over a child’s first 800 days under different plans.

A 2022 study also linked aluminum in vaccines to asthma in some kids, calling for more research. While the CDC finds no clear adjuvant/autism link, Lyons-Weiler’s work pushes for studying how aluminum and other toxins might affect kids differently based on their genes.

The pineal gland, sometimes implicated in autism theories via melatonin dysregulation, shows no direct causal connection. Higher-dose ultrasound during pregnancy has been studied for potential neurodevelopmental effects, with no clear link to autism. Ultrasound remains a standard prenatal tool due to its safety at recommended levels. Prenatal acetaminophen -use is not associated with autism risk. Escher, ncsautism.org’s research philanthropist, advocates for exploring non-genetic inheritance, where pre-conception environmental exposures like anesthetics or Depakote may cause epigenetic changes in parental germ cells, leading to transcriptional errors in offspring.

Vaccines Under Fire: A Case Study in Doubt and Debate

Vaccines, particularly the measles-mumps-rubella (MMR) vaccine, have fueled autism speculation since Andrew Wakefield’s 1998 Lancet study and 1999 follow-up,

retracted in 2010 for ethical and methodological flaws.

In a recent interview, Wakefield states he had disclosed external funding to his university. Conversely, pharmaceutical-funded studies may escape similar scrutiny. Dr. Wakefield warned that the original 1960s’ MMR safety studies were “conducted (without adequate informed consent) on vulnerable populations, such as children in mental institutions„, a claim not unfounded.

In 1969, (VACCINES’ author) Dr. Stanley Plotkin published a rubella vaccine trial explicitly involving mentally retarded and orphaned children as test subjects. Yet when deposed in 2018, Plotkin, with full recall of his 1959 Congo fieldwork’s town-names, couldn’t remember testing on the mentally handicapped; while later conceding “that’s what I did”. His selective non-memory is striking.

The eternal claim that vaccines were “thoroughly studied” must be judged against these vanishingly small and ethically murky early trials. Separately, a million Congolese received vaccines, but autism is essentially never identified in such a setting.

Wakefield, rather than asserting MMR definitively caused autism, proposed separating measles, mumps, and rubella vaccines for individual testing to isolate potential risks–

— a reasonable scientific hypothesis stifled by his vilification (arguably, disproportionate).

Measles has a well-documented history of (rare) neurologic complications,including acute encephalitis. Rubella, although known for congenital neurologic effects, has not been similarly implicated in postnatal issues.

Two major Danish cohort studies — one in 2002 and a follow-up in 2019 — each enrolling the entire Danish child population found no link between MMR vaccination and autism. Nonetheless, public distrust persists, amplified by the 1986 National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA) — which initially shielded manufacturers from liability and subsequently forged an expansion of the childhood vaccine schedule (from targeting 7 diseases with 8–10 doses in 1986 to 16 diseases with approximately 47–55 doses by age 18 in 2025).

Once a vaccine’s on the CDC’s list, it’s a free pass — no marketing needed, just profit, raising suspicions about untested risks. That cozy setup makes sensible suspecting Big Pharma’s erring on the side of profit (vs. public safety), e.g. with hepatitis B shots for babies who are decades removed from the skills or interest for that illness’ modes of transmission (sexual, IV). Big Public Health follows along for the (regulatory capture) ride (as seen when the CDC’s ACIP rapidly endorsed Merck’s Gardasil HPV vaccine in 2006 despite up to 64% of members’ having potential conflicts of interest).

Why rush MMR at 12–15 months—when neurogenesis, synaptogenesis, and myelination are still underway, and the brain (theoretically) more susceptible to immune stress? If the highest measles risk lies in infancy—and if maternal antibodies cover (most of) that period, what’s really lost by waiting until age 3 or 4, aside from pediatric calendar convenience? With autism far more common in boys, and rubella primarily a concern for pregnancy, a delayed or sex-differentiated schedule seems not just reasonable—but overdue.

Prenatal Origins vs. Postnatal Triggers

Autism likely starts in the womb, tied to embryologic neurodevelopment, as shown in developmental timelines where neurogenesis and gliogenesis peak prenatally,

so pinning it on vaccines given after birth assumes a sudden postnatal shift. Some argue vaccines, particularly MMR’s measles component and aluminum, may trigger brain inflammation during critical windows like synaptogenesis(0–5 years) and myelination (up to 20 years), potentially raising autism-risk via cytokines, autoantibodies, and/or brain enlargement in those prone to immune overactivation.

The vaccine-autism debate centers on “regression”—toddlers’ suddenly losing language, eye contact, or motor skills, often after a fever, illness, or immunization. Are there solid cases of kids’ thriving, then crashing into autism at 6 months or 2 years after a shot? Two studies in 2018 gave different assessments. One claimed “about 22% of ASD kids experience “regression”, typically at 21 months, with autism (but not with milder PDD-NOS or Asperger’s); whereas Ozonoff (2018) followed high-risk infants and found declining social engagement in ~3/4 of children who developed autism.

The notion that autism is entirely predetermined by prenatal neurodevelopment overlooks postnatal brain plasticity, particularly during critical periods like toddlerhood. Schizophrenia, which often emerges in late adolescence, illustrates how dysregulated synaptic pruning — a process refining neural connections — can alter brain function, potentially triggered by environmental factors like infections or toxins.

One striking clue: 3–5% of children experience febrile seizures, and a Swedish study found that 40% of such cases preceded an autism diagnosis. This points to a broader mechanism of cytokine-driven neuroinflammation, where immune overactivation damages the developing brain.

Regression” challenges the idea that autism is always present from birth. If true, early detection might change a child’s trajectory. Brownstone Institute’s Jeffrey Tucker wonders if “declining trajectories… may be more the rule than the exception,” and urges that even vaccines, long taboo as a suspect, be put “on the table” for rigorous investigation. Mr. Tucker has had longitudinal observation of childhood autism (his nephew Joel’s; recounted in Like a Crown: Adventures in Autism).

As HHS Secretary, Robert F. Kennedy Jr. urged that all hypotheses—however inconvenient—be tested rigorously. That remains the clearest path through the fog surrounding autism’s true origins.

Immunizing against the Anti-Vaxx Stigma

Whether or not vaccines contribute to autism, one thing is clear: we may be overusing them. The 1986 National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA) shielded manufacturers from liability, treating universal vaccination as a societal good; ostensibly to avoid a “tragedy of the commons”: depriving the many because of the civilly litigated side effects of a few. But removing accountability while mandating use created a dangerous asymmetry: liability-free, government-endorsed, and increasingly profitable.

In the 1960s, parents held chickenpox and measles parties to build natural immunity. Today, we vaccinate for diseases that have largely vanished—like polio and rubella—raising the question: are we vaccinating out of necessity or inertia?

The low autism rates reported among Amish and Orthodox Jewish communities may stem from their vaccine avoidance, although Autism Matrix’ Gil Eyal asserts that there are “plenty of autism cases among Orthodox Jews in more integrated communities” (a point that is not necessarily dispositive, if “integrated” coincides with vaccine compliance); however when studied, autism appears far less frequently among Ultra-Orthodox Jews (and Israeli Arabs); half and one third (respectively) the general Israeli population’s rate.

Explanations vary: cultural filters; less psychiatric contact; younger parental age; adherence to traditional, less cognitively complex tasks; avoidance of modern influences— and of course, fewer vaccine-exposures.

Vaccine skepticism is often met with fierce condemnation. Andrew Wakefield’s exile and the COVID-era silencing of dissent show how quickly the label „anti-vaxxer” is weaponized. Yet the COVID-19 vaccine push for children—despite their minimal risk from the virus—exposed a troubling indifference to real harms like myocarditis.

I’ve given thousands of vaccines as a physician and taken many myself. But not every shot fits every person. A yellow fever vaccine makes sense in West Africa, not Nebraska. Context matters. Tailoring vaccines to individual risk isn’t “anti-vaccine” any more than abjuring a ski parka at the beach is “anti-clothing.”

Paradigms Lost

Understanding autism’s rise requires broader comparisons—between vaccine-heavy societies and those with lighter or delayed immunization schedules, especially within similarly developed nations. Cultural norms, diagnostic thresholds, and environmental exposures all interact. Without this wider lens, we risk mistaking institutional trends for biological truths.

If we had a time machine to 1950s New York, we’d find no concept of ADHD and a much narrower definition of autism (of course, labeled differently); often confined to psychiatric institutions. Society then, for all its faults, was in many ways more orderly: lower rates of street crime, drug use, and public disorder. Deinstitutionalization’s “humane” ideal traded structured care for societal chaos: freeing people from asylums while believing community integration would fill the gap. The “magic air” of the streets failed to heal deep mental health issues. Homelessness has experienced a ~1500% increase, coincident with the autism epidemic.

Similar “good intentions” (via 1960s’ reform-minded Rockefeller University) sowed narcotic abuse as Methadone Maintenance Ignited America’s Opioid Crisis, with a similar rise: late 20th-, early 21st- century.

Four seemingly unrelated trends –opioid addiction; autism diagnosis; homelessness; and children of divorce — have each dramatically risen in the wake of deinstitutionalization, the collapse of stigma, and the move toward visibility over concealment.

Correlation is not causation—but when four trendlines rise in lockstep, we ought to ask why. This isn’t to say autism’s rise has a single cause—or that it can be traced neatly to deinstitutionalization, diagnostic expansion, or any one trend. Other forces may be at play: epigenetic stresses passed quietly through generations; the fragmentation of family life; the atomized isolation of childhood; rising exposure to psychoactive substances; environmental or medical factors: anesthesia, vaccine adjuvants, synthetic foods, endocrine disruptors, advanced age of conception.

The shift from structure to permissiveness, from “no” to “why not?,” has had a thousand ripple effects, many of them invisible until they spike upward in data. Charlie Chaplin noted that, “Life is a tragedy in close-up and a comedy in long-shot.” Perhaps the opposite applies here: up close, these shifts felt like progress—modernization, liberation, inclusion. But stepping back, the pattern may reveal something darker. And only with that distance can we start to ask whether we need to rebuild guardrails, reinvest in structure, or rethink what we’ve normalized.

Disorders or Differences?

Are we over-labeling traits that once went unnoticed? In football, an ‘ADHD’ kid might shine on defense, while a ‘mildly autistic’ lineman excels through preparation, showing context shapes strengths.

Different contexts highlight different strengths, not deficits—and that extends beyond the field. Today, nearly 40% of young people identify as sexually divergent, and almost 20% claim neurodivergence, suggesting a shift from biology to social identity as diagnostic labels proliferate. The line between genuine disorder and mere difference blurs, especially when the language of activism and resistance reframes personal traits as identity markers.

Yet, as the football players demonstrate, cohesion and teamwork come from learning the same playbook, even if offense and defense see the game from opposite angles. In a world where distinctions multiply and identities fragment, we risk losing sight of shared goals—risking not only our unity but our continuity, as social trends pull us further from our genetic roots and toward abstracted, self-imposed divisions.

This tension plays out vividly in autism’s schisms. Eyal revealed “high-functioning” self-advocates reject stigma and dependence; while severely autistics’ parents face lifelong challenges. RFK Jr.’s claim that some autistic individuals may never work sparked backlash from the former but resonated with the latter:

People with profound autism “will require lifetime, round-the-clock care,” said Profound Autism Alliance’s Judith Ursitti.

Eyal urges unity, highlighting how self-advocates have reshaped our understanding of even severe autism. First, by showing that behind outward symptoms there may be an active mind seeking connection, they’ve helped normalize the idea that communication can take many forms. Second, their influence has encouraged shifts in practice—toward adapting communication methods to the individual, through tools like picture exchange systems or adapted iPads, rather than forcing conventional norms.

Cohesion, like a football team’s, demands a shared playbook. The offensive lineman and defensive back, though worlds apart in style, win by aligning on the same goal. Autism’s spectrum—geniuses to those needing lifelong care—needs similar alignment, lest we disease-ify differences or ignore genuine need.

Navigating Autism’s Complex Web (a Recap)

Autism — unlike purely genetic conditions like Rett syndrome, or purely congenital ones like rubella syndrome — almost certainly lacks a singular cause. Its “spectrum” practically guarantees a patchwork of origins: genetic, congenital, epigenetic (via toxins, infections, vaccines, medical interventions), and societal. Teasing apart these threads demands sharper classification of clinical signs.

Rubella syndrome proves that a virus can disrupt neurologic development in utero; thus, dismissing vaccines as possible postnatal contributors is not far-fetched — only later-stage. Inspired by Wakefield’s perspective, we should explore delaying vaccines like MMR, typically given at 12–15 months, to reduce potential immune challenges during early neurodevelopment, or adjusting schedules based on sex—e.g., prioritizing rubella vaccination for girls due to its pregnancy risks, while delaying it for boys given autism’s male predominance. Yet most of autism’s dramatic rise seems fueled not by biology alone, but by diagnostic bloat, societal change, and profit-driven incentives. Special education, clinical services, and even pharmaceutical interests thrive on expanded labels.

Vaccines, to date, lack proven causality — but the vitriolic and vengeful expulsion of Dr. Andrew Wakefield should serve as warning. Skeptics of Fauci.ism’s rigid pro-vaccine orthodoxy during COVID-19 were likewise demonized, only to see many concerns later grudgingly validated. Was the ferocity against Wakefield evidence of scientific certainty — or fear that his questions hit too close to home?

Regression into autism, once dismissed as rare or anecdotal, deserves serious scrutiny. Schizophrenia research acknowledges environmental contributorsautism, too, may involve postnatal immune injuries — whether from infection, febrile seizures, or even vaccination-triggered cascades (cytokine neuroinflammationpost-vaccine encephalitis?).

The old image of autism meant institutionalization. Today, by contrast, diagnosis often sweeps in average or superior IQs, think: Anthony Hopkins, Tim Burton, Elon Musk and Dan Aykroyd — raising the question: are we pathologizing giftedness? The Amish and Orthodox Jews show strikingly lower rates, hinting that both culture and vaccination patterns might matter, though our very observation risks distorting their realities.

Meanwhile, our attention-fractured world — taxing work, working taxes, drugs, video games, speed-dating — pathologizes traits once crucial for survival: focus, perseverance, loyalty to a small tribe. In a saner, older world, such traits found natural outlets; today, they’re flagged for „intervention.”

First World versus Third World: Would they trade HIV or malaria for our dizzying array of mental health labels? Respectively, yes — and no (perhaps); but our challenges, though subtler, are real. We must push for transparent, hypothesis-driven research — cross-temporal and cross-cultural — to ensure we don’t over-label while meeting real needs, much like a detective’s unraveling a complex case, to uncover the full truth behind autism’s rise.

The Unwarranted Certainty of Dismissal(s)

The New York Times closed its review quoting psychologist Catherine Lord“Whatever it is, it’s not vaccines”.

This logic echoes a personal anecdote: before traveling to Italy, I mentioned gas cost “$8 a gallon,” only to be corrected — by someone who didn’t know the real price. When I asked, “If you don’t know what it is, how can you know what it isn’t?” The answer came: “It can’t be $8/gal., because they don’t use gallons or dollars.” Technically true, yet completely missing the larger point.

As Arthur Conan Doyle’s Sherlock Holmes famously advised:

“When you have eliminated the impossible, whatever remains, however improbable, must be the truth.”

Autism’s spectrum — multifocal, multicausal — demands we explore everypossibility, not dismiss avenues out of convenience, cowardice, or commerce.


Dr. Randall Bock graduated from Yale University with a BS in chemistry and physics; University of Rochester, with an MD. 

He has also investigated the mysterious 'quiet’ subsequent to 2016 Brazil’s Zika-Microcephaly pandemic and panic, ultimately writing „Overturning Zika.”

Follow Dr. Bock on XYouTubeRandybock.comBrownstoneInstagramSubstackAmerica Out Loud PULSE radio (including his episode discussing this article)


Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.

Słońce niszczy satelity Starlink w zaskakującym tempie

Słońce niszczy satelity Starlink

w tempie, które zaskakuje naukowców

zmianynaziemi/slonce-niszczy-satelity-starlink


Elon Musk może mieć największy problem w swojej karierze – i tym razem nie chodzi o Twittera czy samochody elektryczne. Jego konstelacja satelitów internetowych Starlink staje się ofiarą nieprzewidywalnego przeciwnika: naszej własnej gwiazdy.

Najnowsze badania NASA ujawniają, że aktywność słoneczna sprowadza satelity Starlink z orbity w znacznie szybszym tempie niż przewidywano, a obecny cykl słoneczny dopiero się rozpędza.

Liczby mówią same za siebie. W 2020 roku spadły zaledwie dwa satelity Starlink. Rok później było ich już 78, w 2022 – 99, a w 2023 – 88. Ale 2024 rok przyniósł dramatyczny skok: 316 satelitów spłonęło w atmosferze. Łącznie konstelacja straciła już 583 obiekty, co oznacza, że mniej więcej co piętnasty satelita Starlink nie przetrwał swojej misji.

Zespół badawczy pod kierunkiem Denny’ego Oliveiry z NASA Goddard Space Flight Center przeanalizował 523 satelity Starlink, które powróciły do atmosfery między 2020 a 2024 rokiem. Odkryli wyraźną korelację z aktywnością słoneczną, która osiągnęła swoje maksimum w październiku 2024 roku. „Wyraźnie pokazujemy, że intensywna aktywność słoneczna obecnego cyklu słonecznego miała już znaczący wpływ na ponowne wejścia w atmosferę Starlink” – czytamy w badaniu opublikowanym w czasopiśmie Frontiers.

Mechanizm zniszczenia jest pozornie prosty, ale jego skutki okazują się destrukcyjne. Gdy Słońce jest aktywne, emituje potężne rozbłyski i koronalne wyrzuty masy, które bombardują górną atmosferę Ziemi naładowanymi cząsteczkami. To powoduje nagrzewanie i rozszerzanie termosfery – warstwy atmosfery na wysokości od 200 do 600 kilometrów, gdzie operują satelity Starlink. Rozszerzona atmosfera oznacza większy opór dla satelitów, które zaczynają tracić wysokość szybciej niż przewidywano.

Podczas szczególnie intensywnych burz magnetycznych satelity, które normalnie pozostawałyby na orbicie przez 15 dni, spadają już po pięciu. W najgorszych przypadkach ich przewidywany czas życia skraca się o nawet dziesięć dni. „Kiedy mamy burze magnetyczne, satelity wracają do atmosfery znacznie szybciej niż oczekiwano” – wyjaśnia Oliveira.

Problem jest tym poważniejszy, że obecny cykl słoneczny okazał się znacznie silniejszy niż przewidywano. Solar Cycle 25, który rozpoczął się w 2019 roku, miał być stosunkowo słaby, podobny do poprzedniego cyklu. Tymczasem już w 2024 roku przekroczył wszystkie prognozy, osiągając 156,7 plam słonecznych w sierpniu, podczas gdy przewidywano maksimum 115 plam w lipcu 2025 roku.

To oznacza, że najgorsze może dopiero nadejść. Maksimum słoneczne może trwać do końca 2025 roku, a niektórzy naukowcy sugerują, że mogliśmy właśnie wejść w fazę stuletniego cyklu Gleissberg, który może oznaczać dekady wzmożonej aktywności słonecznej.

Konsekwencje wykraczają daleko poza straty finansowe SpaceX. Samantha Lawler, astronom z University of Regina, która jako pierwsza opisała problem spadających satelitów Starlink, zwraca uwagę na rosnące zagrożenie dla ludzi na Ziemi. W sierpniu 2024 roku na farmie w Saskatchewan w Kanadzie odnaleziono fragment satelity Starlink o wadze 2,5 kilograma. „Jeśli znaleźliśmy jeden fragment, ile nam umknęło?” – pyta Lawler.

Choć satelity Starlink są projektowane tak, aby całkowicie spalić się w atmosferze, rosnąca liczba re-entries i ich przyspieszony charakter oznaczają większe ryzyko, że fragmenty dotrą do powierzchni Ziemi. Paradoksalnie, satelity spadające z większą prędkością mogą mieć lepsze szanse na przetrwanie atmosfery z powodu zmniejszonej interakcji z powietrzem.

Obecne tempo spadków jest już alarmujące. Jonathan McDowell, astronom z Harvard-Smithsonian, potwierdza: „Teraz mamy reentry Starlink niemal każdego dnia. Czasami kilka”. Z ponad 7000 satelitów Starlink obecnie na orbicie i planami SpaceX dotyczącymi wysłania nawet 42000 satelitów, problem będzie się tylko nasilać.

Wpływ na środowisko również budzi coraz większe obawy. Satelity Starlink składają się głównie z aluminium, które podczas spalania w atmosferze przekształca się w tlenek aluminium. Ten „aluminiowy popiół” może uszkadzać warstwę ozonową i zmieniać albedo górnej atmosfery, potencjalnie wpływając na temperaturę i klimat.

SpaceX twierdzi, że ma sytuację pod kontrolą, regularnie wykonując manewry unikania kolizji – średnio jeden co dwie minuty w drugiej połowie 2024 roku. Ale częstotliwość tych manewrów pokazuje, jak niebezpieczna stała się sytuacja na niskiej orbicie ziemskiej. Jeśli systemy SpaceX zawiodą choćby na krótko podczas silnej burzy słonecznej, może dojść do kaskady kolizji, która sprawi, że niska orbita stanie się bezużyteczna na dekady.

Naukowcy są zgodni: to dopiero początek problemu. Oliveira ostrzega, że „za kilka lat będziemy mieć satelity wracające do atmosfery codziennie”. Z maksimum słonecznym trwającym potencjalnie do 2026 roku i planami dalszego rozszerzania konstelacji Starlink, następne lata mogą przynieść jeszcze więcej dramatycznych scen płonących satelitów na niebie.

Podczas gdy SpaceX kontynuuje agresywne tempo wystrzeliwań – w 2024 roku przeprowadził 98 udanych misji orbitalnych – coraz więcej ekspertów wzywa do przewartościowania podejścia do mega-konstelacji satelitarnych. Problem Starlink może być zwiastunem większego kryzysu w kosmosie, gdzie rosnąca liczba obiektów spotyka się z niestabilną aktywnością naszej gwiazdy macierzystej.

W końcu, jak zauważa jeden z naukowców, „to pierwszy raz w historii, kiedy mamy tak wiele satelitów powracających do atmosfery w tym samym czasie”. I wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek tej kosmicznej katastrofy.

Prezydent Duda: Profesor Strzembosz ponosi odpowiedzialność za stan dzisiejszego wymiaru sprawiedliwości

Andrzej Duda: Pan profesor Strzembosz ponosi odpowiedzialność za stan dzisiejszego polskiego wymiaru sprawiedliwości

W środę prezydent był pytany przez dziennikarzy o swoją niedawną wypowiedź w Radiu Wnet, w której ocenił, że „wszystkim sędziom, którzy byli umoczeni w komunizm, (należy – PAP) odebrać stany spoczynku”. Cytował przy tym wypowiedź byłego przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa i byłego I prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza, który mówił, że „wymiar sprawiedliwości i środowisko sędziowskie oczyści się samo”. – Nic się nie oczyściło – stwierdził prezydent, naśladując sposób wypowiedzi profesora.

Pan profesor Strzembosz ponosi odpowiedzialność za stan dzisiejszego polskiego wymiaru sprawiedliwości i za stan, który ja zastałem w 2015 roku (…). Oceny tego wymiaru sprawiedliwości były fatalne, m.in. przez to, że mnóstwo w tym wymiarze sprawiedliwości było ludzi skażonych przynależnością do partii komunistycznej przed 1990 rokiem

– powiedział, podkreślając, że wśród nich byli też sędziowie skazujący opozycjonistów na podstawie dekretów stanu wojennego.

Zdaniem Dudy w sądownictwie „przetrwały patologie” z czasów poprzedniego ustroju.

Wielu sprawców zbrodni komunistycznych nie zostało skazanych, a obserwowaliśmy fatalne, po prostu porażające (…) orzeczenia m.in. Sądu Najwyższego, jeżeli chodzi o różnego rodzaju przestępców komunistycznych. To były efekty właśnie tego, że nie dokonano tej dekomunizacji wymiaru sprawiedliwości w porę i za to współodpowiedzialny jest m.in. pan prof. Strzembosz – ocenił.

Komentarz prof. Strzembosza

Prof. Strzembosz w poniedziałek w rozmowie z WP odniósł się do wypowiedzi Dudy w Radiu Wnet, mówiąc, że „każdy działa tak, jak dyktuje mu serce i jego kultura”.

Pan prezydent nie musi mnie lubić i rozumiem, że chciał jakoś zaznaczyć swój stosunek do mnie. Nie przywiązuję do tego rodzaju zachowań żadnej wagi – powiedział prof. Strzembosz. (PAP)

===============================

[M. Dakowski: To on żyje – i nie wstydzi się? Por. :System partyjniacki gnije i kruszy się. Co po nim? Jest SPOSÓB !

Grzegorz Braun zdemontował wystawę promującą dewiację w Sejmie RP. Inne spojrzenie.

Grzegorz Braun w akcji. Sejmowa wystawa tango down. „Zapobiegam zgorszeniu publicznemu” [VIDEO]

11.06.2025 Grzegorz-braun-w-akcji-sejm-zapobiegam-zgorszeniu-publicznemu

grzegorz braun lgbt sejm wystawa
Grzegorz Braun zdejmuje wystawę LGBT w Sejmie / fot. Fb / Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu (kolaż)

Grzegorz Braun zdemontował wystawę promującą dewiację w Sejmie RP.

Nagranie umieszczono na profilu „Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu”.

„Pan europoseł Grzegorz Braun odwiedził Sejm RP” – napisano w opisie.

Na nagraniu widzimy, jak Braun zdejmuje ze stelaży tablice pokazujące w pozytywnym świetle zmienno-płciowców i osoby z zaburzeniami seksualnymi. Zdjęte tablice składa na pół i odkłada na podłogę.

W pewnym momencie pojawia się strażnik.

– Panie pośle, przywołuję pana do porządku. Proszę nie niszczyć wystawy – mówi.

– Przywołuję pana do porządku, niszczy pan mienie – twierdzi strażnik.

Potem któraś z obecnych osób pyta, „co pan robi.”

– Zapobiegam zgorszeniu publicznemu – odpowiedział Grzegorz Braun.

– Ale to jest legalna wystawa w Sejmie – powiedział pytający.

To jest zgorszenie publiczne – odpowiedział Braun, po czym przypomniał, że istnieje pojęcie „moralności publicznej”.

https://www.facebook.com/plugins/video.php?height=476&href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2FOsrodekMonitorowaniaAntypolonizmu%2Fvideos%2F684398744754872%2F&show_text=true&width=267&t=0

– W sumie dlaczego w polskim sejmie promuje się transseksualistów z Krapkowic (bo o tym traktują te dziwaczne tablice)? Czym się ci nieszczęśnicy zasłużyli dla pomyślności Rzeczpospolitej? – pyta poseł Konfederacji Korony Polskiej Roman Fritz.

=================================

Roman Fritz @Roman_Korona

W sumie dlaczego w polskim sejmie promuje się transseksualistów z Krapkowic (bo o tym traktują te dziwaczne tablice)? Czym się ci nieszczęśnicy zasłużyli dla pomyślności Rzeczpospolitej?

@GrzegorzBraun_@KoronyPolskiej

Paweł Rybicki @Rybitzky

– Kolejna agitka sodomicka poszła do śmieci. Grzegorz nie odpuszcza i ma rację – skomentował wydarzenie redaktor naczelny „Najwyższego CZASu!” Tomasz Sommer.

=============================

Europoseł Grzegorz Braun podniszczył wystawę zboczeńców w Sejmie

Grzegorz Braun zniszczył wystawę w Sejmie

Kacper Wróblewski, rmf/grzegorz-braun-zniszczyl-wystawe-zbokow-w-sejmie

Grzegorz Braun zniszczył wystawę w Sejmie poświęconą równości i tolerancji. Doszło do tego po południu, przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu. Poinformował o tym reporter RMF FM Kacper Wróblewski, który był świadkiem tego incydentu i któremu udało się nagrać całe zdarzenie

Grzegorz Braun niszczy wystawę w Sejmie poświęconą tolerancji wobec osób LGBT /Kacper Wróblewski /RMF FM

Grzegorz Braun niszczy wystawę w Sejmie poświęconą tolerancji wobec osób LGBT/Kacper Wróblewski /RMF FM

Dziś po godz. 15 w sejmowym holu słychać było ogromny huk. Po chwili kolejny. Okazało się, że Grzegorz Braun połamał plansze wystawy poświęconej równości i osobom LGBT. Następnie je podeptał. Straż marszałkowska próbowała interweniować, jednak bezskutecznie. 

Do incydentu doszło w czasie poselskich pytań po expose Donalda Tuska

Przypomnijmy, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich europoseł Grzegorz Braun z Konfederacji Korony Polskiej uzyskał 6,34 proc. głosów, co zapewniło mu czwarte miejsce. To ponad milion głosów wyborców – dokładnie 1 242 917.

Tablice zostały już wyprostowane i ponownie umieszczone na stelażach. 

Interwencję do marszałka Sejmu w tej sprawie zapowiedziała liderka klubu Lewicy Anna Maria Żukowska. Poinformowała też, że ta sama wystawa – autorstwa stowarzyszenia „Tęczowe Opole” – już raz została zniszczona przez Brauna w marcu tego roku w Opolu. Zawiadomienie w tej sprawie trafiło do prokuratury.

Jeśli chodzi o Sejm, to również nie pierwszy skandal z udziałem europosła. 12 grudnia 2023 roku Grzegorz Braun zgasił świece chanukowe – również w czasie poselskich pytań po expose Donalda Tuska. W Sejmie odbywała się równolegle uroczystość poświęcona żydowskiemu świętu Chanuki. Braun wziął gaśnicę, która stała w sejmowym korytarzu, podszedł do menory chanukowej i zgasił ją, zakłócając odbywający się na terenie Kancelarii Sejmu obrządek religijny. Został wtedy wykluczony z udziału w posiedzeniu. 

Nagranie z Warszawy staje się wiralem: Sodomscy aktywiści SZCZEKANIEM reagują na kampanię uliczną przeciwko ideologii gender

Nagranie z Warszawy staje się wiralem:

Sodomscy aktywiści reagują na protest TFP

w nietypowy sposób

Nagranie z Warszawy staje się wiralem: Sodomscy aktywiści reagują na protest TFP w nietypowy sposób

Guus Hermans | 10/06/2025

Wideo przedstawiające kampanię uliczną przeciwko ideologii gender w Warszawie stała się wiralem w Mediach społecznościowych na całym świecie. Aktywiści LGBT, którzy zareagowali na protest, szczekają dosłownie jak psy na wolontariuszy TFP. Ukazuje to absurdalność ich ruchu. Zobaczcie sami:

Globalny oddźwięk nagrania

Nagranie, opublikowane m.in. na YouTube i innych platformach, zostało odtworzone już ponad 25 milionów razy. Relacje na jego temat pojawiły się w mediach w Brazylii, USA, Kolumbii, na Słowacji, w Czechach, Holandii, a nawet w Turcji. Pokazuje to, jak nawet niewielkie protesty – w tym przypadku zaledwie dziesięciu wolontariuszy – mogą dotrzeć z przekazem do milionów odbiorców na całym świecie.

Szczekanie jako jedyny argument

Dlaczego właśnie to nagranie stało się tak popularne? Ponieważ większość ludzi uznaje tę scenę za absurdalną – nawet jeśli nie są przeciwnikami LGBT. Widać wyraźnie, że przeciwnicy TFP nie mają żadnych merytorycznych argumentów. Ich odpowiedzią na racjonalną krytykę jest szczekanie. Film ukazuje, jak nisko upadł ruch LGBT – jego intelektualną pustkę i moralne zepsucie.

Zobacz wideo: Obrońcy rodziny protestują przeciw seksualnej indoktrynacji dzieci. Sodomscy aktywiści odpowiadają szczekaniem.

 Odrzucenie Boga prowadzi do zezwierzęcenia

Nagranie odsłania również głębszy problem: kto odrzuca Boga i Jego przykazania, ten sprowadza siebie do poziomu zwierzęcia. Dosłowne szczekanie aktywistów LGBT to wyraziste świadectwo tego zjawiska. Takie zachowanie szokuje wielu i pokazuje, jak daleko człowiek może zbłądzić bez moralnego kompasu.

Agenda LGBT zdemaskowana

Początkowo ruch LGBT domagał się jedynie „tolerancji” i prawa do istnienia. Obecnie narzuca wszystkim swoje fałszywe zasady – coraz więcej osób zaczyna to dostrzegać. To wideo ujawnia ich prawdziwe oblicze. Wiele osób jest zszokowanych tym szaleństwem i odwraca się od tego ruchu. Kampanie uliczne, takie jak ta prowadzona przez TFP, są kluczowe w demaskowaniu tej „genderowej dyktatury”.

Wesprzyj walkę o rodzinę i moralność

To nagranie udowadnia skuteczność działań TFP. Mała grupa może dotrzeć do szerokiej publiczności. Musimy wspierać tych mężczyzn – ich kampanie przekazują przesłanie o rodzinie i chrześcijańskiej moralności milionom ludzi. Pomóż chronić młode pokolenie przed pułapką ideologii LGBT.

Trwajmy w walce z genderową dyktaturą

To wideo to apel do działania. Ruch LGBT narzuca społeczeństwu swoje szaleństwo. Musimy nadal z tym walczyć. TUTAJ możesz wesprzeć kampanię „Polska Katolicka, nie laicka” i nasze kampanie uliczne. Razem możemy szerzyć prawdę i bronić chrześcijańskich zasad. Nie pozwólmy, by więcej młodych ludzi padło ofiarą tej destrukcyjnej ideologii.

Od redakcji

Nagranie, które dziś porusza świat, pojawiło się również w spocie wyborczym kandydata na prezydenta RP, Karola Nawrockiego. W materiale tym postawiono fundamentalne pytanie: Czy Polska ma być biało-czerwona, czy tęczowa? Kandydat jasno odpowiada: Polacy są narodem tolerancyjnym, ale dzieci muszą być chronione przed ideologicznymi eksperymentami. „Gwarantuję,” podkreśla Nawrocki, „że jako Prezydent RP dopilnuję, by Polska pozostała biało-czerwona”.

https://www.facebook.com/reel/1383025202963574

Rząd wykreśli legnicki węgiel z listy złóż pod ochroną.To złoże węgla brunatnego zaspokoiłoby potrzeby energetyczne Polski na kilka wieków. 

Rząd wykreśli legnicki węgiel z listy złóż pod ochroną

Piotr Kanikowski Gazeta Legnicka 09/06/2025 tulegnica

Legnickie złoże węgla brunatnego zaspokoiłoby potrzeby energetyczne Polski na kilka wieków. 

Ministerstwo Klimatu i Ochrony Środowiska nie zamierza eksploatować wielkiego złoża węgla brunatnego rozciągającego się miedzy Legnica a Głogowem. Jak informuje Radio Wrocław, jeszcze w tym roku rząd umożliwi zagospodarowanie tego terenu. Dotąd ze względu na ochronę strategicznych zasobów przepisy ograniczały inwestowanie samorządom i mieszkańcom.

– Te obostrzenia przechodzą do historii – ogłosił na antenie wrocławskiej rozgłośni Krzysztof Galos, główny geolog kraju, podsekretarz stanu w ministerstwie klimatu.

Od lat na taką decyzję czeka społeczność gmin Miłkowice, Kunice, Lubin, Ruja, Prochowice i Ścinawa. Na ich terenie zalegają największe w Europie pokłady węgla brunatnego, szacowane na około 15 – 30 miliardów ton. Gdy szesnaście lat temu górnicze lobby próbowało uruchomić ich wydobycie, mieszkańcy zorganizowali protesty na nieznaną wcześniej skalę. Wspierani przez Fundację Rozwój TAK – Odkrywki NIE doprowadzili do największego w Polsce referendum, w którym ponad 90 procent głosujących w 6 gminach opowiedziało się przeciwko eksploatacji złoża Legnica. Determinacja obywateli sprawiła, że plany budowy odkrywkowej kopalni węgla brunatnego między Legnicą a Lubinem przeszły w niebyt. Przypieczętowała to budowa drogi ekspresowej S3 dokładnie przez środek złoża (2014-2018).

Ale w strategicznych dokumentach nic się nie zmieniło. Zapisy o potrzebie ochrony złoża wciąż ograniczają rozwój gmin Miłkowice, Kunice, Lubin, Ruja, Prochowice i Ścinawa.

– Nie można tam budować domów i infrastruktury – skarżył się 4 lata temu w TVP Wrocław wójt Miłkowice Dawid Stachura. – To blokuje rozwój i ma fatalny wpływ na budżet samorządu, Nie możemy nawet zmodernizować wodociągu, bo Ministerstwo Klimatu i Środowiska blokuje nas w inwestycji.

W sytuacji, kiedy cała Europa rezygnuje z węgla brunatnego jako surowca dla energetyki, inercja polskich władz w tym zakresie budziła zdumienie.

„Najdalej w październiku tego roku Ministerstwo Klimatu i Ochrony Środowiska opublikuje listę strategicznych złóż, stanowiących własność górniczą Skarbu Państwa” – podaje Radio Wrocław i powołując się na wiceministra Krzysztofa Galosa zapewnia, że w przygotowywanym wykazie na pewno nie będzie złoża Legnica. 

Politycy prawicy, wcześniej zaangażowani w obronę Turowa i energetyki opartej na węglu, z oburzeniem przyjmują te zapowiedzi. Wskazują, że legnickie złoże węgla brunatnego zaspokoiłoby potrzeby energetyczne Polski na kilka wieków. 

USA stają się obiektem „kolorowej rewolucji”. Podpalają – bogaci „demokraci”

Tym razem USA stają się obiektem „kolorowej rewolucji”; wojna domowa na concierge!

Źródło: https://www.zerohedge.com/political/rogue-ngos-prepare-nationwide-color-revolution-walmart-heiress-calls-mobilization

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUN 11

Przez Tylera Durdena Rogue NGOs Prepare For Nationwide Color Revolution; Walmart Heiress Calls For „Mobilization”

Sieć organizacji pozarządowych (NGO) o znanych powiązaniach z ideologiami politycznymi o podłożu marksistowskim zainicjowała skoordynowane protesty w Los Angeles w zeszły piątek. Niemal natychmiast protesty te przerodziły się w powszechne zamieszki, w tym wandalizm, podpalenia i grabieże, nawiązując do schematów poprzednich mobilizacji Partii Demokratycznej w stylu „kolorowej rewolucji”.

W odpowiedzi prezydent Trump zezwolił na rozmieszczenie oddziałów Gwardii Narodowej i piechoty morskiej w celu zabezpieczenia wrażliwych obszarów i zapobieżenia dalszym niepokojom, podczas gdy grabieże i chaos trwały do ​​późnych godzin nocnych…

Libs of TikTok @libsoftiktok

Apple store in LA looted last night. But don’t worry, Gavin Newsom has it under control and the media say it’s totally peaceful.

Tłumaczenie „X” : Wczoraj wieczorem splądrowano sklep Apple Store w Los Angeles. Ale nie martwcie się, Gavin Newsom ma wszystko pod kontrolą, a media donoszą, że wszystko przebiegało spokojnie.

End Wokeness @EndWokeness: They’re protesting ICE by looting Adidas.

Tłumaczenie „X” : Protestują przeciwko władzom imigracyjnym ICE, rabując sklepy Adidasa.

Istnieją powody, by sądzić, że wczesna, skoordynowana mobilizacja narodowa jest obecnie uruchamiana w celu wywołania rewolucji kolorów w różnych miastach, podobnie jak protesty BLM, które przerodziły się w zamieszki w 2020 r. i były prowadzone przez grupę nazywającą siebie „No Kings”. Organizacja ta wydaje się działać jako front dla szerszych radykalnych sieci lewicowych, przy wsparciu ugruntowanych radykalnych lewicowych organizacji pozarządowych, w tym Indivisible, finansowanej przez Sorosa organizacji non-profit, wcześniej powiązanej z nieudaną rewolucją kolorów przeciwko Tesli Elona Muska na początku tego roku.

Lewicowa agencja informacyjna Common Dreams stwierdziła, że ​​Leah Greenberg z Indivisible jest jedną z czołowych postaci ruchu „No Kings”.

Zaplanowany na ten weekend protest otrzymuje wsparcie organizacyjne — lub przynajmniej logistyczne — od blisko 200 grup, w tym różnych organizacji pozarządowych (przygotuj się na natarcie profesjonalnych protestujących w miastach w pobliżu Twojego miejsca zamieszkania).

Warto zauważyć, że termin ten zbiega się z 14 czerwca, symboliczną datą zbiegającą się z Dniem Flagi, urodzinami prezydenta Trumpa, paradą wojskową w Waszyngtonie i 250. rocznicą powstania Armii Stanów Zjednoczonych, co sugeruje, że za mobilizacją kryją się celowe sygnały polityczne.

Mapa: Ogólnokrajowe działania mobilizacyjne

Zbuntowane organizacje pozarządowe przygotowują się do ogólnokrajowej rewolucji kolorowej; dziedziczka Walmarta wzywa do „mobilizacji”

Dyrektor FBI Kash Patel powiedział mediom Just the News: „FBI bada wszystkie powiązania finansowe odpowiedzialne za te zamieszki”.

Patel może chcieć zbadać finansowanie, w które może być uwikłana córka miliardera Christy Walton (jedna ze spadkobierczyń Walmartu): Lewicowa grupa „50501 Movement”, która współpracuje również z „No Kings”, podzieliła apel Walton o protest w „New York Times”.

„Kto miał Christy Walton, dziedziczkę Walmartu, na swojej karcie bingo, aby zapłacić za reklamy w New York Times promujące ogólnokrajowe protesty 'No Kings’ 14 czerwca? Ktoś?!?” napisał ruch 50501 na Facebooku.

Szaleństwo: Reklama w gazecie opłacona przez Christy Walton, dziedziczkę Walmartu.

Niepokoje i chaos w Los Angeles źle świadczą o Partii Demokratycznej. Wykorzystywanie migrantów i radykalnych lewicowców jako bojowników pierwszej linii przez organizacje pozarządowe — niektóre z nich podpalają pojazdy, rabują i powodują chaos, wymachując obcymi flagami — wyraźnie wzmocniło mandat prezydenta Trumpa od narodu amerykańskiego dotyczący pilnej potrzeby deportacji nielegalnych imigrantów.

„Protesty, do których wzywa lewica w przyszłą sobotę pod hasłem ’Bez królów’, powinny być konsekwentnie nazywane 'lewicowymi protestami przeciwko Dniu Flagi Amerykańskiej’. Ponieważ dokładnie tym są” – napisał autor i komentator James Lindsay w X.

Tłumaczenie „X” : Protesty, do których wzywa lewica w następną sobotę pod hasłem „No Kings” powinny być konsekwentnie nazywane „lewicowymi protestami z okazji Dnia Flagi Amerykańskiej”. Ponieważ dokładnie tym są.

Ogólnie rzecz biorąc, wczesne sygnały wskazują, że w całym kraju trwają przygotowania do „kolorowej rewolucji” przeciwko Trumpowi, wspieranej i finansowanej przez Partię Demokratyczną, aby wpłynąć na sondaże. Demokraci stosują tę samą strategię, której użyli podczas zamieszek BLM w 2020 r.

Coraz większa jest świadomość społeczna, że ​​Partia Demokratyczna wykorzystuje podejrzane sieci organizacji pozarządowych do wywoływania zamieszek w kraju, stosując taktykę podobną do zamieszek BLM z 2020 r. Trwające zamieszki, które potencjalnie mogą rozprzestrzenić się na cały kraj do końca tygodnia, najlepiej scharakteryzować jako wojnę hybrydową — wojnę kulturową i informacyjną przeciwko urzędującemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych.

Nadal pozostaje nierozstrzygnięte zasadnicze pytanie: W jakim stopniu te działania, związane z lewicowymi organizacjami pozarządowymi, są pod wpływem lub finansowaniem ze strony podmiotów zagranicznych?

Sprzeciwiali się covidowemu szaleństwu, system ich rozlicza. List otwarty ws. represjonowanych lekarzy

Sprzeciwiali się covidowemu szaleństwu, system ich rozlicza. List otwarty ws. represjonowanych lekarzy

10.06.2025 sprzeciwiali-sie-covidowemu-szalenstwu-system-ich-rozlicza

Covid. Koronawirus
Covid-19. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay

Z perspektywy 4 lat, ponad wszelką wątpliwość widzimy, że stanowisko wiernych przysiędze Hipokratesa lekarzy było uzasadnione. Także krytyka masowego stosowania eksperymentalnie dopuszczonych do obrotu preparatów mRNA, okazała się zasadna – czytamy w liście otwartym ws. represjonowanych lekarzy, którzy nie śpiewali w mainstreamowym chórze podczas ogłoszonej pandemii koronawirusa.

Pod koniec maja przed Okręgowym Sądem Lekarskim w Poznaniu rozpoczęła się sprawa 19 lekarzy. Oskarżono ich o „rozpowszechnianie poglądów antyzdrowotnych”.

Podobne procesy toczą się także przed sądami dyscyplinarnymi izb lekarskich we Wrocławiu i w Gdańsku. Łącznie obwinionych jest ponad 100 lekarzy.

CZYTAJ WIĘCEJ: Sprzeciwiali się covidowemu szaleństwu. Ruszył proces kilkunastu lekarzy

List otwarty ws. represjonowanych lekarzy

My niżej podpisani, reprezentując różne zawody i środowiska, choć mamy często odmienne poglądy, wszyscy jesteśmy pacjentami.

Jako pacjenci i obywatele, wyrażamy solidarność z 114 uczciwymi lekarzami, wobec których, od czterech lat przed Sądami Izb Lekarskich, trwają postępowania dyscyplinarne.

Procesy dotyczą tych medyków, którzy w latach 2020/21 mieli odwagę zakwestionować politykę władz wobec pandemii. Lekarze domagali się odblokowania państwa, w tym systemu opieki zdrowotnej, przywrócenia normalnego funkcjonowania placówek ochrony zdrowia oraz ostrzegali przed pośpiesznym dopuszczeniem do obrotu nowatorskich szczepionek przeciw C-19.

Przede wszystkim jednak domagali się otwartej i rzetelnej debaty opartej o dowody naukowe. W tym celu na przełomie 2020/21 r. publikowali kolejne apele do władz Rzeczypospolitej Polskiej.

Zamiast debaty na argumenty i dowody naukowe, Minister Zdrowia i Izby Lekarskie, uznały stanowisko sygnatariuszy apeli za „sprzeczne z aktualną wiedzą medyczną”, a rzecznik odpowiedzialności zawodowej wszczął wobec nich serię postepowań dyscyplinarnych.

Postępowania trwały mimo, iż w piśmie z dnia 5 maja 2021 r. Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził: „prezentowanie poglądów, które nie pozostają w zgodzie z przeważającym stanowiskiem nauki, jeśli tylko znajdują oparcie w rzetelnych badaniach naukowych, nie może prowadzić do podejmowania względem lekarzy działań dotyczących odpowiedzialności zawodowej. Ograniczenie możliwości prezentowania naukowych, choć mniejszościowych twierdzeń, może bowiem mieć negatywny wpływ na rozwój działalności naukowej, która dążyć winna do zgłębienia prawdy, tj. „ustalenia obiektywnie weryfikowanego opisu rzeczywistości”.

Z perspektywy 4 lat, ponad wszelką wątpliwość widzimy, że stanowisko wiernych przysiędze Hipokratesa lekarzy było uzasadnione. Także krytyka masowego stosowania eksperymentalnie dopuszczonych do obrotu preparatów mRNA, okazała się zasadna. Potwierdzają to nie tylko publikowane w recenzowanych pismach naukowych wyniki randomizowanych badań, statystyki powikłań poszczepiennych, ale też wycofanie przez departament zdrowia USA rekomendacji dla tych preparatów. Mimo to, sądy lekarskie nagminnie ignorują fakty, odrzucają materiały dowodowe obrony, procedując nadal.

Ponadto, na salach rozpraw, obrońcy lekarzy udowodnili konflikt interesów jakim obciążone są niektóre osoby zasiadające w składach orzekających. Wśród osób i podmiotów, które otrzymywały pieniądze od koncernów farmaceutycznych jest sama Naczelna Izba Lekarska a także biegli powoływani w tych postępowaniach.

Wśród lekarzy, którym – tylko za poglądy i wierność swej misji – grozi utrata uprawnień, są profesorowie, ordynatorzy z kilkudziesięcioletnim stażem na kierowniczych stanowiskach, wybitni specjaliści renomowanych klinik, autorzy licznych publikacji naukowych. Wszyscy zaś to lekarze o nieposzlakowanej opinii cieszący się zaufaniem pacjentów.

Bezzasadne, a więc niesprawiedliwe postępowania dyscyplinarne prowadzone niestety, przy milczącej postawie większości mediów, uznajemy za akt represji pogłębiający destabilizację systemu opieki zdrowotnej, prowadzony na szkodę nas wszystkich – pacjentów, na szkodę Rzeczpospolitej.

Nasz głos nie musi oznaczać pełnej identyfikacji ze stwierdzeniami zawartymi we wspomnianych apelach lekarzy, ale nie możemy milczeć, gdy blokowana jest się wolność debaty naukowej w tak ważnej kwestii jak zdrowie obywateli.

Przede wszystkim zaś nie zgadzamy się, by o uprawnianiach zawodowych polskich lekarzy decydowało lobby koncernów farmaceutycznych, które próbują usunąć z zawodu najuczciwszych i najodważniejszych.

dr nauk med. Halina Bogusz
Paweł Nowacki, dokumentalista, producent filmowy, uczestnik opozycji antykomunistycznej w czasach PRL
Maciej Pawlicki, reżyser, publicysta, producent filmowy
Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich
Krzysztof Cugowski, muzyk, kompozytor
prof. Ewa Budzyńska, socjolog
dr Jolanta Hajdasz, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP
Marek Kościkiewicz, muzyk, autor tekstów, kompozytor
Łukasz Warzecha, publicysta, pisarz
Krzysztof Skowroński, Radio WNET
Lidia Sankowska-Grabczuk, Koalicja dla Życia i Rodziny
dr Józef Orzeł, szef Klubu Ronina
Andrzej Gajcy, dziennikarz, pisarz, publicysta
Krystian Kratiuk, dziennikarz, pisarz, publicysta, red naczelny Pch24.pl
Łukasz Karpiel, redaktor, publicysta
Jan Pospieszalski, muzyk, publicysta
Wojciech Konikiewicz, muzyk, kompozytor
Milo Kurtis, muzyk, aktywista
Jacek Hoga, prezes Fundacji Ad Arma
Paweł Lisicki, pisarz, publicysta, redaktor naczelny Do Rzeczy
Jerzy Karwelis, publicysta

Orbán wzywa francuskich patriotów do ratowania Europy

Orbán wzywa francuskich patriotów do ratowania Europy

zygmuntbialas orban-wzywa-francuzow-do-ratowania-europy-przed-brukselska-gilotyna

W pełnym pasji przemówieniu na wiecu ‚Patriots for Europe’ w Mormant-sur-Vernisson, premier Węgier Viktor Orbán wezwał francuskich wyborców do przeciwstawienia się dominacji Brukseli i zbliżającej się kulturowej zagładzie Europy. Opisał masową migrację jako celowy plan wymiany ludności, ostrzegł przed eskalacją wojny na Ukrainie i wezwał do narodowego ruchu jedności w całej Europie.

„Francja to wielka potęga, Węgry to mały kraj – ale nasza polityka czyni nas interesującymi” – powiedział Orbán. – „Jesteśmy czarną owcą UE, koszmarem Brukseli, ostatnim bastionem chrześcijaństwa”. Przywołał Victora Hugo i Alberta Camusa, pochwalił węgierski opór z 1956 roku i oświadczył: „Urodziłem się w komunistycznej dyktaturze. Musieliśmy walczyć o naszą wolność. Intelektualni biurokraci w Brukseli nie wiedzą, co to znaczy”.

Orbán oskarżył zachodnie elity o marginalizację rodziny, narodu i chrześcijaństwa. Opisał Węgry jako oblężony kraj przez organizacje pozarządowe, korporacje i media finansowane z zagranicy – i odpowiedział na to nową konstytucją, wartościami chrześcijańskimi, zakazem nielegalnej migracji, jasnymi definicjami płci („ojciec jest mężczyzną, matka jest kobietą”) i surową polityką graniczną.

„Na Węgrzech liczba migrantów wynosi zero. Żadnego antysemityzmu, żadnej przemocy, żadnych niepokojów. Węgry to kraj Węgrów”. – Bruksela karze Węgry milionem euro dziennie za swoje stanowisko – ale Orbán podkreślił: „Wolimy płacić, niż wpuszczać migrantów do kraju. To inwestycja w naszą przyszłość”.

Nazwał politykę migracyjną UE celową wymianą ludności. „To nie jest migracja – to zorganizowana wymiana naszej kultury. Nie będziemy klękać przed Brukselą”. Zajął też jasne stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie: „Tej wojny nie da się wygrać. Przynosi tylko śmierć, cierpienie i zniszczenie. Nie chcemy umierać za Ukrainę. Nie chcemy nowego Afganistanu u naszych drzwi”.

Orbán ostrzegł, że Bruksela chce wykorzystać wojnę do wymuszenia unii zadłużenia i wyścigu zbrojeń. Powiedział, że Europa musi bronić się sama. Nawiązując do Zielonych Świątek, mówił o przebudzeniu wspólnego języka wolności w Europie: „Francuzi, Włosi, Holendrzy, Czesi, Polacy, Austriacy i Węgrzy mówią dziś: Brukselo, dość”.

Na zakończenie zawołał: „My, Węgrzy, potrzebujemy waszego zwycięstwa. Bez was nie możemy zdobyć Brukseli — i nie możemy uratować Węgier przed brukselską gilotyną. […] Słabi upadają. Tchórze są upokorzeni. Ale odważni stoją dumnie. Jeśli się zjednoczymy, będziemy silni — i wygramy. Marine, prowadź nas”.

https://uncutnews.ch/orban-ruft-franzoesische-patrioten-in-feuriger-rede-auf-europa-vor-der-bruesseler-guillotine-zu-retten/embed/#?secret=L06jVF06qC#?secret=5VKm3Q53Bt

** * * * * * *

W polskiej prasie ukazała się informacja o zmianie kursu politycznego przez Viktora Orbana. Także ‚Myśl Polska’ pisała o tym następująco:

„The Moscow Times’ [mający swą siedzibę w Amsterdamie – przypis ZB] zamieścił tekst „Główny sojusznik Putina w Unii Europejskiej wezwał do „rozmów” z Rosją ‚językiem siły’. W wywiadzie dla francuskiej stacji telewizyjnej LCI premier Węgier Viktor Orban wezwał do wywarcia presji na Rosję. Szef węgierskiego rządu powiedział, że „Moskwa na arenie międzynarodowej reaguje tylko na przejawy siły i Europa musi zwiększyć swoją potęgę militarną”. Dodał: „Myślę, że Rosjanie rozumieją tylko język siły (…) Europa musi się wzmocnić w perspektywie długoterminowej, konieczne jest strategiczne porozumienie z Rosją (…) Rosjanie są na to zbyt słabi. Nie są w stanie pokonać Ukrainy, więc nie mogą realnie zaatakować NATO”. Ukraińska prasa zwraca uwagę na zmianę akcentów w wypowiedziach Orbana”.

Informacja ta znalazła się też w komentarzach na moim blogu. Blogerzy Ikulalibal i Graz zareagowali jednoznacznie: kijowska fałszywka. Opisane w notce gorące wystąpienie Viktora Orbana zaprzecza jednoznacznie jakoby węgierski premier zmienił swe poglądy i postawę.

Opracował: Zygmunt Białas

Nowe, szokujące informacje nt. „opiekunki Pana Jerzego” i szkalowania Karola Nawrockiego

Nowe, szokujące informacje nt. „opiekunki Pana Jerzego”

10.06.2025 tysol/szokujace-informacje-nt-opiekunki-pana-jerzego

Anna Kanigowska – kobieta, której wypowiedzi posłużyły do zbudowania serii szkalujących kandydata na prezydenta artykułów na portalu Onet.pl, jest osobą wielokrotnie skazaną za przestępstwa karne pisze w specjalnym materiale dla Tysol.pl nasz reporter Monika Rutke.

====================================

  • Anna Kanigowska, „opiekunka Pana Jerzego”, której wywiad dla Onetu wywołał medialną burzę, była wielokrotnie skazana za oszustwa i fałszerstwa, a w latach 2017–2020 odbywała karę więzienia – mimo to pracowała jako opiekunka osób starszych.
  • Instytucje odpowiedzialne za opiekę społeczną i zatrudnienie Kanigowskiej uchylają się od odpowiedzialności, tłumacząc się przepisami RODO lub brakiem wiedzy.
  • Dziennikarze i komentatorzy wskazują, że cała sprawa była częścią celowej operacji medialno-politycznej, zaplanowanej z wyprzedzeniem i uruchomionej w kluczowym momencie kampanii wyborczej.

Wyroki dot. oszustw i fałszerstw

Przypomnijmy, że sąd oficjalnie potwierdził fakt skazania Anny Kanigowskiej.  Pierwotnie rzecznik rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku do spraw karnych sędzia Mariusz Kaźmierczak informował, że wyrok uległ zatarciu; po dwóch tygodniach sprostował jednak, że tak nie jest. Jakich przestępstw dopuściła się Anna Kanigowska i czego dotyczą wyroki?

Wszystkie dotyczą oszustw i fałszerstw, czyli dość poważnych zarzutów. Wiemy też, że pani Anna Kanigowska odbywała karę w więzieniu za swoje czyny 

– przekazał dziennikarz portalu „Niezależna„, Tomasz Grodecki.

Chodzi prawdopodobnie o karę odbywaną łącznie – trzy lata więzienia w latach 2017-2020.

Niestety, nie mogło być rzetelnego materiału bez stanowiska sądów czy prokuratury, które przewlekały sprawę aż do zakończenia wyborów. Dlatego publikacja jest dopiero teraz 

– tłumaczy red. Grodecki.

Zatrudnienie skazanej w zawodzie zaufania publicznego

Jak doszło do tego, że osoba wielokrotnie skazana została zatrudniona jako opiekunka, czyli w zawodzie zaufania publicznego? To pozostaje pytaniem, na które Polski Komitet Pomocy Społecznej nie odpowiedział, zasłaniając się RODO. Natomiast zaraz po publikacji wywiadu Anny Kanigowskiej w Onecie zapytaliśmy Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku, czy zareaguje na ujawnienie informacji o podopiecznym, co jest przeciez niezgodne z prawem. 

Jesteśmy od tego, żeby nasze osoby i nasi podopieczni czuli się zaopiekowani i tak też jest. Staramy się działać tak, żeby te osoby czuły się bezpiecznie

– mówi Sylwia Ressel, rzecznik prasowy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

O to samo zapytaliśmy także w Fundacji, która zatrudniała panią Annę.

Pani Anna nie konsultowała tego z nami (…) jest na zwolnieniu lekarskim, w momencie kiedy udzielała wywiadu była na zwolnieniu lekarskim

– brzmi odpowiedź pracownika Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej Oddział Pomorski.

Władze Gdańska zabierają głos

O sprawę zapytaliśmy także władze samorządowe, odpowiedzialne za realizację zadań opieki społecznej w Gdańsku. Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, która w 4 grudnia 2023 roku nagrodziła Annę Kanigowską za „wyjątkowe poświęcenie i zaangażowanie w pracy z osobami starszymi i dotkniętymi niepełnosprawnościami” ustami swojego rzecznika przekonywała:

Wszystkie osoby, które pracują na rzecz pomocy społecznej w Polsce, obowiązują przepisy powszechnie obowiązujące no i to jest chyba oczywiste

– tłumaczy Daniel Stenzel, Rzecznik Prasowy Prezydenta Miasta Gdańska Aleksandry Dulkiewicz. 

Państwo tutaj nie widzicie nic złego w tym, że się wynosi informacje z domów podopiecznych? Czy to się często zdarza w Gdańsku?

– zapytała Monika Rutke.

Nie mam takiej informacji, żeby ta pani wyniosła jakieś informacje…

– odparł Stenzel.

To jest powszechnie znana informacja, ponieważ udzieliła wywiadu na temat swojego podopiecznego

– zwróciła uwagę Monika Rutke.

Przyznam szczerze, że podziwiam odwagę, jaką ma pani opiekunka, w pewnym sensie demaskując hipokryzję, która dzieje się wokół tego tematu. To wymaga na pewno dużo odwagi

– powiedział rzecznik miasta Gdańska.

Wciąż w tej historii brakuje odpowiedzi na pytania, w jaki sposób pani Anna Kanigowska znalazła pracę w tej fundacji. Czy fundacja wiedziała o przestępczej przeszłości Anny Kanigowskiej? Czy to pani Anna zgłosiła się do Onetu, czy też Onet zgłosił się do pani Anny? Czy to możliwe, że pracownicy Onetu mogli otrzymać przygotowane wcześniej historie?

Cień tajnych służb

Sprawę skomentował prof. Sławomir Cenckiewicz, współtwórca serialu „Reset”, ekspert ds. służb specjalnych.

Opisałem to, jeśli się nie mylę, 9 kwietnia tego roku, czyli na prawie 2 miesiące przed II turą wyborów prezydenckich i ten scenariusz został co do joty zrealizowany. Tam napisałem po raz pierwszy, że przedmiotem działań będzie kwestia mieszkania- kawalerki.

I rzeczywiście była. Historia publikacji materiałów szkalujących kandydata na prezydenta przez niemieckie media w Polsce to opowieść, w której przeplatają się wypowiedzi  przestępców, najważniejszych polityków rządu koalicji 13 grudnia, którzy mają dostęp do informacji przygotowywanych przez służby specjalne, w tym Agencję Bezpieczeństwa Bezpiecznego.

Przeciwko partyjniactwu i w obronie monarchii

Przeciwko partyjniactwu i w obronie monarchii

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/przeciwko-partyjniactwu-i-w-obronie-monarchii/

Grę w demokrację parlamentarną wygrywają ci, którzy zabiegają najskuteczniej o dobro własnej partii. Dobro Ojczyzny jest dla demokratycznej gry irrelewantne. Tego systemu nie da się naprawić, dlatego należy docelowo zamienić go na monarchię. Dobrze pokazał to przebieg wyborów prezydenckich.

Wielu czytelników PCh24.pl było głęboko zniesmaczonych zachowaniem Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, którzy nie poparli Karola Nawrockiego tak szybko i dobitnie, jakby można było tego oczekiwać. Zwrócę uwagę na strukturalne ograniczenia, którym poddani byli panowie Mentzen i Braun. Ograniczenia te sprawiają, że wymaganie od nich natychmiastowego i pełnego poparcia kandydata wspieranego przez PiS było wprawdzie moralnie uzasadnione, ale w systemie demokracji parlamentarnej – po prostu skrajnie nierealistyczne.

W demokracji parlamentarnej najważniejszą rolę odgrywają partie. Szefowie partii, nawet jeżeli są ludźmi przekonanymi o konieczności służby Bogu i Ojczyźnie, muszą brać pod uwagę dobrostan samej partii, bo to jedyne narzędzie, którym w tym systemie mogą zrealizować właściwy cel polityki, czyli troskę o wspólnotę.

Innymi słowy, dbanie o dobrostan partii urasta do rangi jednego z głównych celów strategicznych każdego lidera partyjnego.

Byłoby sytuacją idealną, gdyby dobro Ojczyzny było tożsame z dobrem partii. Tak jednak nie zawsze jest. Są sytuacje, w których dobro Ojczyzny wymaga czegoś innego, niż dobrostan partii.

Wydaje się, że właśnie z taką sytuacją mieliśmy w Polsce do czynienia pomiędzy I a II turą wyborów.

W II turze wybór był przecież prosty. Z jednej strony stał Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej – formacji otwarcie wrogiej wobec Kościoła i katolicyzmu, człowiek opowiadający się za aborcją i wszelkimi innymi formami zła, które promuje dziś liberalna rewolucja. Z drugiej stał Karol Nawrocki – kandydat bezpartyjny, choć popierany przez PiS, formację wprawdzie o wielu poważnych grzechach, ale bardziej otwartą na polską tradycję; sam kandydat prezentował się jako wierzący katolik, przeciwny aborcji, in vitro czy ideologii LGBT.

W związku z tym każdy odpowiedzialny Polak, który uczestniczy w wyborach, wiedział, co należy zrobić: zagłosować na Karola Nawrockiego, albo w przekonaniu o jego uczciwości, albo przynajmniej z niezgody na prezydenturę Trzaskowskiego.

Skoro do poparcia Karola Nawrockiego wezwany był każdy głosujący Polak, to można powiedzieć, że w jeszcze większym stopniu wezwani do tego byli politycy, a szczególnie liderzy partii.

Innymi słowy, należałoby oczekiwać, że kandydaci, którzy odpadli w I turze, w trosce o dobro Kościoła i Ojczyzny w sposób jednoznaczny i dobitny wyrażą poparcie dla Karola Nawrockiego, starając się w ten sposób zmaksymalizować jego szanse na zwycięstwo i zachować kraj przed katastrofą, która wynikałaby ze zwycięstwa jego przeciwnika.

Jak jednak to zrobić, kiedy liderzy partyjni stoją na czele ugrupowań, które mają na sztandarach wypisane przełamanie „duopolu” PiS i PO, a to oznacza, że dobrostan ich partii jest zależny od utrzymania wiarygodności tego sztandarowego hasła?

W praktyce zarówno Sławomir Mentzen jak i Grzegorz Braun rzeczywiście poparli Karola Nawrockiego, choć bynajmniej nie w sposób, który byłby sposobem pożądanym z perspektywy wyłącznego dobra Ojczyzny.

Sławomir Mentzen przeprowadził rozmowy z oboma kandydatami. Karola Nawrockiego potraktował łagodniej niż Rafała Trzaskowskiego. W sensie technicznym dał jednak obu szansę przemówić do swojego elektoratu, obiektywnie złemu Trzaskowskiemu w mniej więcej tym samym stopniu, co obiektywnie lepszemu Nawrockiemu. Później udał się z Trzaskowskim na piwo. Sam Sławomir Mentzen podkreślał, że zrobił to z przyczyn grzecznościowych, a opinia publiczna odebrała to niesłusznie jako przejaw fraternizacji z kandydatem KO. Nie możemy w sposób pewny poznać niczyich intencji, więc zostaje nam ocenia faktów; piwa z Trzaskowskim w tej perspektywie nie można uznać na pewno za działanie przeciwko Trzaskowskiemu, co – zgodnie z przyjętym paradygmatem konieczności zwalczenia jego prezydentury – należałoby ocenić negatywnie.

Sławomir Mentzen komentując to wydarzenie powiedział, że w sumie jest z niego zadowolony, bo pokazał, że jego ugrupowanie jest niezależne. Z wydarzenia, które obiektywnie nie działało na korzyść Ojczyzny, wyciągnął wniosek o korzystnym oddziaływaniu na partię. Do tego jeszcze wrócę. Ostatecznie nagrał film, w którym w sposób pośredni poparł Karola Nawrockiego, sugerując wyborcom, że należałoby docenić fakt podpisania „Deklaracji Toruńskiej”, dodając jednocześnie, że nie widzi powodów do głosowania na Rafała Trzaskowskiego. Wszystko to zajęło wiele czasu i choć sugerowało wsparcie Sławomira Mentzena dla Karola Nawrockiego, to bynajmniej nie kategorycznie jednoznaczne.

Z kolei Grzegorz Braun długo nie chciał udzielić Karolowi Nawrockiemu poparcia. Zadał mu szereg pytań, na które Nawrocki odpowiedział, ale Konfederacja Korony Polskiej oceniła te odpowiedzi dość sceptycznie. Fakt braku odpowiedzi Trzaskowskiego oraz treść odpowiedzi Nawrockiego opisano hasłem: „Boże, miej w opiece Polskę całą!” co wskazywało na wyraźny dystans względem obu kandydatów. Na krótko przed zapadnięciem ciszy wyborczej Grzegorz Braun przeprowadził w mediach społecznościowych ostrą kampanię uderzająca w Karola Nawrockiego ze względu na fotografię, jaką w mediach społecznościowych opublikował wątpliwej conduity amerykański rabin Boatech Shmuley, a która to prezentowała jego osobę obok samego Nawrockiego.

Dopiero następnego dnia Grzegorz Braun zadeklarował poparcie dla Karola Nawrockiego, inaczej niż Sławomir Mentzen w formie jednoznacznej i kategorycznej.

W sumie zatem ani Sławomir Mentzen, ani Grzegorz Braun, nie przekazali Karolowi Nawrockiemu poparcia szybko i wprost, starając się w ten sposób zmaksymalizować szansę na jego zwycięstwo. Przyjęli inną taktykę. Dlaczego?

Sądzę, że ich decyzje były motywowane samą logiką systemu partyjnego demokracji parlamentarnej, w którym to systemie są zmuszeni do nieustannego ważenia dwóch dóbr – dobra Ojczyzny oraz dobra własnej partii.

Można byłoby powiedzieć, że jest to moralnie naganne, bo dobro Ojczyzny jest zawsze większym dobrem, niż dobro partii. Z tej perspektywy Sławomir Mentzen powinien był poprzeć Karola Nawrockiego od razu, nie bacząc na to, czy Nowa Nadzieja zostanie w efekcie uznana za partię propisowską. Z kolei Grzegorz Braun powinien powstrzymać się od krytyki Nawrockiego i udzielić mu natychmiastowego poparcia, a nie zwlekać, nawet jeżeli – wnioskuję na podstawie wydarzeń – mógł w ten sposób negocjować otrzymanie z kręgów PiS posła, co pozwoliło mu utworzyć w Sejmie koło poselskie.

Problem polega na tym, że demokracja parlamentarna nie toleruje tego rodzaju zachowań. W ramach logiki demokracji parlamentarnej, Sławomir Mentzen powinien unikać jednoznacznego poparcia któregokolwiek z kandydatów, żeby dbać o wizerunek swojego ugrupowania jako „nowej siły” przełamującej „duopol”. Grzegorz Braun powinien robić to samo, a jeżeli miał przy tym okazję do uzyskania konkretnych benefitów od PiS dla swojej partii, powinien to zrobić.

Jeżeli Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun chcą odnosić sukcesy w ramach demokracji parlamentarnej, to nie mogą łamać rządzących nią wewnętrznych zasad, bo zostaną ukarani przez system. To tak, jakby grając w szachy mieć okazję zbić hetmana przeciwnika, ale tego nie zrobić, na przykład dla dobra, jakim jest zadowolenie przeciwnika. Logika gry w szachy wymaga czegoś innego; kto ją narusza, przegrywa.

Dlatego Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun zrobili jedyne, co mogli zrobić, chcąc z jednej strony zadbać o dobro Ojczyzny, a z drugiej o dobro własnej partii, w tym drugim przypadku przyjmując reguły gry demokracji parlamentarnej.

Można zastanawiać się nad konkretnymi narzędziami, które wybrali do realizacji tych celów. Opinie będą na ten temat różne. Jedni powiedzą, że Sławomir Mentzen mógł wyraźniej poprzeć Nawrockiego, albo zadawać Trzaskowskiemu jeszcze trudniejsze pytania. Inni uznają, że Grzegorz Braun nie powinien był atakować Nawrockiego za zdjęcia ze Shmuleyem, tylko powstrzymać się od komentarzy i szybciej ogłosić swoje poparcie.

Zostawiam te rozważania, bo to kwestie szczegółowe. To, co kluczowe, to fakt, że nie da się abstrahować od samego faktu konieczności nieustannego ważenia dwóch dóbr: dobra Ojczyzny i dobra własnej partii. Ci, którzy chcieliby w każdej sytuacji w sposób bezwzględny i bezwarunkowy wybierać dobro Ojczyzny, nie oglądając się w ogóle na dobro własnej partii, mogliby szybko „wypaść z gry” ze względu na kary, jakie nakładałby na nich wewnętrzna logika systemu demokracji parlamentarnej. Stąd płynie wniosek, że w systemie partyjnym nie da się działać jako polityk mając cały czas na względzie wyłącznie dobro Ojczyzny.

Pytanie, przed jakimi staje polityk demokratyczny, brzmi: jak często muszę poświęcać albo narażać dobro Ojczyzny dla interesu mojej partii?

Stawiam zatem pytanie:

Czy da się z sukcesem grać w demokratyczną grę, zachowując się w każdej sytuacji w sposób moralnie godziwy?

Teoretycznie – tak, ale tylko pod warunkiem, że dobrostan partii jest zawsze tożsamy z dobrostanem Ojczyzny. W praktyce takie sytuacje nie występują. Dlatego trudno jest skazać polityków, którzy byliby gotowi do regularnego poświęcania interesu własnej partii dla dobra Ojczyzny, a zarazem odnosiliby sukcesy. Można zaryzykować tezę, że takich polityków po prostu nie ma, bo… system nie toleruje ich istnienia.

Ostatecznie w przestrzeni czystej mechaniki systemowej, grę w partyjną demokrację parlamentarną wygrywa ten, kto maksymalizuje potęgę własnej partii. Interes Ojczyzny nie jest w tej grze w ogóle istotny! Ba, jeszcze gorzej: interes Ojczyzny w tej grze często po prostu przeszkadza.

Można zatem zaryzykować tezę, że grę w partyjną demokrację parlamentarną najczęściej wygrywają ci, którzy w ogóle nie przejmują się interesem Ojczyzny. Co najwyżej udają to zainteresowanie, żeby pozyskać głosy elektoratu kierującego się patriotyczną emocją.

Czytelnik wybaczy mi bardziej osobistą refleksję, ale powiedziałbym, że jednym z przykładów na pozycję wiecznego przegranego był przez długie lata Janusz Korwin-Mikke. Głosił poglądy, które – jak sądzę – uważał za dobre dla Ojczyzny, nie bacząc na to, jakie wywoła to skutki dla jego partii. Dlatego nie był nigdy w stanie wygrać, o czym sam oczywiście doskonale wiedział.

Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun, jak się zdaje, chcieliby wygrywać. Ostatecznie, sama chęć jest w pełni słuszna i godziwa moralnie: tylko zwycięstwo daje szansę na przejęcie władzy, to znaczy realizację właściwego celu polityki, troski o dobro wspólne. Jeżeli są przekonani, że to właśnie oni zatroszczyliby się o to dobro najlepiej, powinni nie tylko grać, ale również wygrywać.

Powtórzę jednak pytanie: Czy da się z sukcesem grać w demokratyczną grę, zachowując się w każdej sytuacji w sposób moralnie godziwy?

Sądzę, że partyjna demokracja parlamentarna jest system wewnętrznie zepsutym i po prostu złym. Dlatego powinna zostać zamieniona na inny system, który pozwalałby zachować maksymalnie największą zbieżność dobra podmiotu rządzącego z dobrem Ojczyzny. Historycznie można wykazać, że za taki system mogłaby być uważana monarchia, zwłaszcza monarchia dziedziczna. W sytuacji, w której król ma całkowitą pewność kontrolowania władzy aż do końca życia, a później przekazania jej osobie, która będzie tę władzę sprawować dalej, nie zachodzi konieczność zabiegania o głosy ludu, która to konieczność w demokracji parlamentarnej, jako ściśle związana z dobrostanem partii, jest właściwym źródłem nakłaniania polityków do ignorowania dobra Ojczyzny.

Nie twierdzę, że monarchia dziedziczna nie ma żadnych wad. Jesteśmy ludźmi, a ludzie nie są idealni. Sądzę jednak, że w sposób skuteczny eliminuje wadę, o której w tym tekście mowa, pozwalając władcy na znacznie szersze uwzględnienie dobra Ojczyzny w prowadzonej polityce.

Na osłodę tym, którzy twierdzą, że ustanowienie monarchii jest nierealistyczne, stwierdzę, że – w mojej ocenie – bliższe monarchicznemu ideałowi byłoby zbudowanie w Polsce silnego systemu prezydenckiego, w którym prezydent sprawowałby władzę wyłącznie przez jedną kadencję, dłuższą niż pięć lat. Musiałby wtedy grać w demokratyczną grę tylko jeden raz, a po zwycięstwie mógłby w większej mierze ignorować reguły gry demokratycznej, godząc się nawet z narażeniem dobrostanu partii, która by go wspierała, jeżeliby taka była. Zaznaczam: „bliższe ideałowi” nie oznacza, że naprawdę bliskie. Bliższe oznacza to, co oznacza, względem niewątpliwego większego oddalenia demokracji parlamentarnej od monarchicznego ideału.

W sumie lepiej jest katolikowi być monarchistą niż demokratą. Ci katolicy, którzy wchodzą do demokratycznej polityki parlamentarnej, nieuchronnie biorą pod uwagę ryzyko działania – co najmniej okazjonalnie – z narażeniem dobra Ojczyzny, a to celem zapewnienia dobrostanu własnej partii. Nieposzlakowanej godziwości działania politycznego partyjna demokracja parlamentarna po prostu nie toleruje – inaczej niż monarchia.

Paweł Chmielewski

Konfederacja Korony Polskiej domaga się w sejmie ujawnienia całej prawdy o kowid, nadmiarowych zgonach itd

Pandemii COVID-19 w ogóle nie było – to wynika ze statystyk chorobowych z lat 2020-25

Autor: pokutujący łotr , 11 czerwca 2025 https://ekspedyt.org/2025/06/11/132838/

Dnia 10 czerwca 2025 o g. 11 w Sejmie RP odbyło się posiedzenie Komisji Śledczej w ramach reaktywacji projektu Norymberga 2.0, z udziałem posłów Konfederacji Korony Polskiej pod przewodnictwem Grzegorza Brauna.

Ćwierć miliona Polaków zginęło w  wyniku nadużyć, jakich w latach 2020-22 dopuściły się władze polskie, pod pretekstem ogólnonarodowej akcji psycho-terrorystycznej pod nazwą „saniitaryzacji” w ramach „walki” z rzekomą pandemią COVID-19. Poza ofiarami śmiertelnymi, wynikającymi z niemal całkowitego zaniechania opieki specjalistycznej  w Polsce nad osobami przewlekle chorymi m.in. na schorzenia nowotworowe, kardiologiczne, cukrzycę itd. lata te kosztowały nasz naród również setki tysięcy upadłych średnich i małych przedsiębiorstw, często rodzinnych, które nie wytrzymały terroru obostrzeń „sanitarnych”, załamanie systemu opieki zdrowotnej na czele z powszechnym zastosowaniem wprost niewiarygodnej w cywilizowanym świecie praktyki „wizyt przez telefon” które masowo zastępowały tradycyjną wizytę u lekarza; także – załamanie  edukacji, w tym zwłaszcza dzieci, które  zamknięte w domach przed swymi komputerami przez dwa lata pozbawione były continuum normalnej nauki szkolnej jak i kontaktu z rówieśnikami. Wiele z nich popadło wskutek tego w depresję, nierzadkie były też próby samobójcze.

Dopuszczono się również nie notowanej w  polskiej historii ingerencji w praktyki religijne narodu, łącznie z zamykaniem kościołów, cmentarzy, szykanowaniem pod pretekstem „ochrony przed infekcją” praktyk religijnych, począwszy od Mszy św. po procesje i inne zgromadzenia religijne, czego nie poważyli się uczynić nawet okupanci Polski w jej historii.

Najtrudniejsze do oszacowania pod względem szkodliwości zdrowotnej są skutki – trwające nadal, bo powikłania tzw. późne dopiero się rozpoczynają – zastosowanych w atmosferze zastraszania i szykan w miejscu pracy lub zamieszkania tzw. „szczepień przeciw COVID-19” polegających na masowym podawaniu obywatelom niesprawdzonej, nie w pełni przebadanej farmakologicznie substancji pod nazwą „szczepionki”, choć nie spełniała ona warunków tej definicji. Szczególnie drastycznym elementem tej kampanii było „szczepienie” małych dzieci, czego skutków w postaci poważnych powikłań, o ile nie były śmiertelne, możemy spodziewać się w nadchodzących latach.

Konfederacja Korony Polskiej domaga się ujawnienia całej prawdy o tym strasznym okresie życia Polaków, zawinionym w pełni przez posłusznego dyktatom międzynarodowym ówczesnego premiera rządu Mateusza Morawieckiego, jak i powoływanych przez niego kolejnych ministrów zdrowia, czasem  nie mających przygotowania medycznego jak np. min. Niedzielski, ale również przez prezesa partii ówcześnie sprawującej w Polsce władzę, czyli Prawa i Sprawiedliwości prowadzonej przez Jarosława Kaczyńskiego – który odpowiedzialny jest za, w najlepszym razie, winy ignorancji i zaniechania.

Konfederacja Korony Polskiej  domaga się pociągnięcia do odpowiedzialności prawnej osób winnych tych nadużyć czy wręcz wyrafinowanych, bo opartych na nowoczesnych metodach psychomanipulacji i zastraszania,  przestępstw przeciw zdrowiu i życiu społeczeństwa.  https://www.youtube.com/watch?v=jogv-p3Wlds

Z ważnego powodu; dużo Kinżałów i innych pocisków zaatakowało lotnisko Dubno w obwodzie rówieńskim; a fantomy – Kijów.

Z ważnego powodu; dużo Kinżałów i innych pocisków zaatakowało lotnisko Dubno w obwodzie rówieńskim 

W nocy z 9 na 10 czerwca rosyjskie oddziały rozpoczęły potężny atak na cele reżimu kijowskiego w zachodnich regionach Ukrainy. Jednym z ważnych celów ataku było lotnisko Dubno w obwodzie rówieńskim.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUN 11

Źródła podają, że rosyjskie siły zbrojne użyły 3-5 pocisków Kinzhal i około tuzina pocisków Ch-101 i Ch-31P do uderzenia w lotnisko. Użycie dużej liczby drogich pocisków w pewnym stopniu wskazuje na to, że na bazie lotniczej znajdowały się cele, których zniszczenie ma dla strony rosyjskiej istotne znaczenie militarne.

Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało o atakach na Dubno. Jednak ich dokładny cel nadal nie jest znany.

Wojsko rosyjskie rozpoczęło nocą potężny atak na ukraińskie lotnisko w Dubnie

– wskazano.

Podano również, że ataki dna Równe i inne regiony są odpowiedzią Moskwy na niedawne ataki terrorystyczne reżimu kijowskiego w rosyjskich miastach, a także na operację Spider Web mającą na celu zniszczenie rosyjskich samolotów strategicznych.

Tymczasem szereg źródeł poinformowało o wystrzeleniu 27 pocisków balistycznych 9M723 Iskander-M na cele w Kijowie. Jednak żaden z nich nie trafił w cel. Ukraiński ekspert Aleksandr Kowalenko zauważył, że była to imitacja wystrzeleń, z których część została wygenerowana przez wojnę elektroniczną. Celem takich „wystrzeleń” było wprowadzenie w błąd ukraińskich systemów obrony powietrznej w celu zatuszowania prawdziwych uderzeń na obiekty ukraińskich sił zbrojnych.

Zielona komuna: -, ZAGRALI Z NIEWŁAŚCIWYM POKOLENIEM’

*ZAGRALI Z NIEWŁAŚCIWYM POKOLENIEM*

W kolejce w supermarkecie kasjerka mówi starszemu mężczyźnie, że powinien przynieść własną torbę, ponieważ plastikowe torby nie są dobre dla środowiska.

Mężczyzna przeprasza i wyjaśnia: „Za moich czasów nie było tego zielonego trendu”.

Sprzedawczyni odpowiada: „To jest nasz problem teraz. Twoje pokolenie nie przywiązywało wystarczającej uwagi do ochrony środowiska”.

Masz rację, mówi jej mężczyzna: nasze pokolenie nie miało wtedy tego zielonego trendu:

– Wtedy butelki po mleku, napojach gazowanych i piwie były zwracane do sklepu i odsyłane do producenta w celu umycia i wysterylizowania przed ponownym napełnieniem, aby te same butelki mogły być używane wielokrotnie. W ten sposób były faktycznie poddawane recyklingowi.

– Chodziliśmy po schodach, ponieważ nie w każdym sklepie lub biurze były schody ruchome, co oszczędzało prąd.

– Chodziliśmy do sklepów, zamiast jeździć 300-konnymi samochodami za każdym razem, gdy musieliśmy przejechać milę.

– Wtedy praliśmy pieluchy dziecięce, ponieważ nie było jednorazowych.

– Suszyliśmy ubrania na sznurkach, a nie w suszarkach elektrycznych. Energia słoneczna i wiatrowa naprawdę wysuszała nasze ubrania.

– Wtedy mieliśmy jeden telewizor lub radio w domu, a nie telewizor w każdym pokoju.

– W kuchni mieliliśmy w moździerzu i ubijaliśmy ręcznie, ponieważ nie było maszyn elektrycznych, które mogłyby to zrobić za nas.

– Kiedy pakowaliśmy coś delikatnego do wysłania, używaliśmy zmiętych starych gazet, aby to zabezpieczyć, a nie folii bąbelkowej.

– Wtedy nie używaliśmy elektrycznych kosiarek do koszenia trawy; używaliśmy kosiarki napędzanej siłą mięśni.

– Ćwiczyliśmy, pracując, więc nie musieliśmy chodzić na siłownię, aby biegać na bieżniach zasilanych prądem.

– Piliśmy prosto z kranu lub ze szklanego kubka, gdy byliśmy spragnieni, zamiast używać plastikowych kubków lub plastikowych butelek za każdym razem, gdy potrzebowaliśmy się napić.

– Zmienialiśmy żyletki do golenia, zamiast wyrzucać całą maszynkę tylko dlatego, że ostrze było tępe.

– W tamtych czasach dzieci jeździły do szkoły na rowerach lub chodziły pieszo, zamiast korzystać z usług mamy lub taty jako taksówkarza.

– Mieliśmy gniazdko elektryczne w każdym pokoju, a nie kilka listew zasilających do zasilania kilkunastu urządzeń.

– I nie potrzebowaliśmy urządzenia elektronicznego do odbierania sygnałów z satelitów oddalonych o tysiące mil w kosmosie, aby znaleźć najbliższą pizzerię.

– Korzystaliśmy z telefonów stacjonarnych, a na dziesięć domów przypadał tylko jeden. Dzisiaj masz ich 10 na dom, a gdy je wyrzucasz, baterie zanieczyszczają ziemię i tysiące litrów wody.

Dlatego wydaje mi się logiczne, że obecne pokolenie ciągle narzeka na to, jak NIEODPOWIEDZIALNI byliśmy my, starsi ludzie, za to, że nie mieliśmy tego zielonego trendu w naszych czasach.

Przekaż to koniecznie innej „starszej” osobie, która ma już dość wysłuchiwania wykładów na temat ekologii od jakichś „wszystkowiedzących” przedstawicieli nowego pokolenia…

Karpiński, Baniak, byli ministrowie łapówkarze przed sądem. Afera śmieciowa w Warszawie.

Afera śmieciowa w Warszawie. Byli ministrowie przed sądem

10.06.2025 afera-smieciowa-w-warszawie-byli-ministrowie-przed-sadem

Włodzimierz Karpiński.
Włodzimierz Karpiński. / foto: Wikimedia, Ryszard Hołubowicz, CC BY-SA 3.0

Prokuratura skierowała akt oskarżenia w głównym wątku warszawskiej afery śmieciowej. W głośnym śledztwie zarzuty usłyszeli były minister oraz wiceminister w rządzie PO-PSL.

Do korupcji miało dochodzić w latach 2020-2023. W tym czasie wydarzyła się ogromna zmiana na rynku odpadów w stolicy. Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, które od kilku lat na zlecenie miasta organizowało przetargi na zagospodarowanie śmieci warszawiaków, zaczęło wtedy korzystać z usług zakładów przetwarzających odpady zlokalizowanych w całej Polsce, a nie tylko w Warszawie i regionie.

MPO przekonywało, że dzięki temu całkowity koszt usługi zagospodarowania odpadów zmniejszył się w 2021 r. w porównaniu z 2020 r. o ok. 40 proc., czyli 300 mln zł. To wtedy pojawili się nowi gracze na rynku warszawskich odpadów. Wśród nich spółka, której prezes i wiceprezes zostali w 2023 r. aresztowani w tzw. aferze śmieciowej.

Aresztowany wtedy został też były wysoki urzędnik Rafała Trzaskowskiego, sekretarz miasta Włodzimierz Karpiński (wcześniej minister skarbu) oraz były wiceminister skarbu Rafał Baniak. Zostali podejrzani o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie. Karpiński usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w kwocie blisko 5 mln zł.

Kluczowi dla przebiegu śledztwa byli eksprezes spółki śmieciowej FB Serwis Adam P., jej były wiceprezes Wojciech S. i były menedżer Krzysztof K. Nie tylko przyznali się do winy, ale też ze szczegółami opowiedzieli śledczym, jak działał „fundusz korupcyjny” w ich firmie, w jaki sposób i komu przekazywano łapówki i co dzięki nim załatwiano.

Z ustaleń śledztwa wynika, że Karpiński, Baniak i współdziałająca z nim Karolina T. przyjęli korzyści majątkowe wynoszące w sumie ok. 5,2 mln zł.

Prokuratura podaje, że akt oskarżenia kończy główny wątek śledztwa dotyczący wręczania korzyści majątkowych. Postępowanie będzie jednak kontynuowane.

źródło: wp.pl

Beata Szydło: Rząd Tuska powinien być wdzięczny – otrzymał realne narzędzie do walki z Zielonym Ładem

Beata Szydło:

Rząd Tuska powinien być wdzięczny

– otrzymał realne narzędzie

do walki z Zielonym Ładem

10.06.2025 tysol/beata-szydlo-rzad-tuska-powinien-byc-wdzieczny

„Rząd Tuska powinien być wdzięczny – otrzymał realne narzędzie do walki z Zielonym Ładem, któremu rzekomo jest teraz tak przeciwny” – pisze na platformie X była premier Beata Szydło, odnosząc się do wtorkowego wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. Zielonego Ładu.

Beata Szydło Beata Szydło: Rząd Tuska powinien być wdzięczny – otrzymał realne narzędzie do walki z Zielonym Ładem

Beata Szydło / Wikipedia

Przełomowy wyrok TK: Zielony Ład niezgodny z Konstytucją

We wtorek Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie, które powinno całkowicie zmienić kierunek polskiej polityki klimatycznej. Uznał, że wprowadzenie regulacji Zielonego Ładu – w tym systemu ETS2 dla budynków i transportu – narusza Konstytucję RP, ponieważ Polska została pozbawiona prawa weta przy ich zatwierdzaniu na forum UE.

Wyrok otwiera furtkę do zablokowania wielu unijnych przepisów klimatycznych, a zdaniem posła Sebastiana Kalety, może też przełożyć się na obniżki cen energii i ciepła w Polsce.

UE nie dostała na podstawie traktatów kompetencji by bez zgody Polski decydować o tym z jakich źródeł energii możemy korzystać i jakimi obciążeniami fiskalnymi mogą być obłożone poszczególne źródła. To sedno orzeczenia TK– wyjaśnił Sebastian Kaleta.

Beata Szydło komentuje

Do wyroku odniosła się była premier Beata Szydło, która podkreśliła, że Donald Tusk otrzymał od Trybunału realne narzędzie do walki z regulacjami Zielonego Ładu.

Przełomowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego uznający niezwykle szkodliwy ETS2 za niezgodny z Konstytucją RP. TK podkreślił również, że regulacje Zielonego Ładu są forsowane niezgodnie z unijnymi Traktatami. Rząd Tuska powinien być wdzięczny – otrzymał realne narzędzie do walki z Zielonym Ładem, któremu rzekomo jest teraz tak przeciwny – skomentowała Beata Szydło.

Kompleksowy raport dotyczący Zielonego Ładu

„European Green Deal” jest na ustach wszystkich polityków unijnego mainstreamu, a przede wszystkim Komisji Europejskiej. Jego implementacja ma być kluczowa dla przyszłości Unii. Jednak nikt z piewców Zielonego Ładu nie chce wprost mówić o kosztach z nim związanych.

Na to zareagowała Solidarność, która zleciła niezależnym ekspertom przygotowanie kompleksowego raportu dot. realizacji założeń polityki klimatycznej. Całość prezentujemy poniżej:

Pierwszy, kompleksowy raport nt. katastrofalnych skutków wprowadzenia Zielonego Ładu [POBIERZ]