Oddał życie za wiarę. Św. Andrzej Kim Tae-gŏn. Koreańczyk.

Oddał życie za wiarę. Św. Andrzej Kim Tae-gŏn

https://pch24.pl/sw-andrzej-kim-tae-gon

(Nheyob, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons)

Do Korei, ojczyzny świętego Andrzeja Kim Tae-gŏn, religia katolicka dotarła późno, ale za to zakorzeniła się od razu za sprawą spontanicznego ruchu społecznego – bez ingerencji obcych misjonarzy – co stanowi niezwykle ciekawy ewenement. Korea była państwem zamkniętym na resztę świata, a jej władcy i elity obawiali się, aby żaden wpływ z zewnątrz nie zaburzył porządku utrzymującego się od wieków. Jedynym krajem, z którym Korea – aż do XIX wieku – utrzymywała oficjalnie kontakt, były Chiny.

Raz do roku wyruszała do Pekinu delegacja z hołdem dla chińskiego cesarza. W jednej z owych wypraw na początku lat osiemdziesiątych XVIII wieku wziął udział niejaki Li Sung-Hun. Zetknął się on w Chinach z misjonarzami jezuickimi i zafascynowany głoszoną przez nich religią, przyjął chrzest. Do Korei wrócił w roku 1784 jako gorliwy neofita pragnący zaszczepić ogień apostolskiej wiary w swojej ojczyźnie. Po niedługim czasie udało mu się powołać i ochrzcić pierwszych uczniów, choć sam nie przyjął święceń kapłańskich. Rok jego powrotu jest traktowany jako data początku Kościoła w Korei.

Li Sung-Hun przemycił, ile tylko zdołał literatury katolickiej w języku chińskim, którą następnie tłumaczył i rozpowszechniał wśród pierwszych w swym kraju wyznawców Chrystusa Pana. Wśród czytywanych książek było przede wszystkim Pismo Święte i Katechizm. Początkowo była to wspólnota złożona jedynie ze świeckich, którzy udzielali sobie chrztu świętego, modlili się i przekazywali objawioną naukę. Ich wiara została prędko wystawiona na próbę – nie przybył bowiem jeszcze ani jeden kapłan katolicki do Korei, gdy już nastały prześladowania chrześcijan w roku 1791. Popłynęła wtedy po raz pierwszy krew katolicka, która przez trzy ćwierćwiecza (ostatnie prześladowania miały miejsce w roku 1866) miała obficie użyźniać koreański Kościół.

Domagano się cały czas przysłania misjonarza z Chin. Po kilku latach od pierwszych prześladowań przybył wreszcie ksiądz katolicki, który zastał na miejscu chrześcijan w liczbie czterech tysięcy. Wspólnota rozwijała się pod ciągłą groźbą tortur i śmierci. W roku 1831 papież Grzegorz XVI utworzył w Korei Wikariat Apostolski. Katolików wciąż przybywało i wciąż wielu z nich ginęło przez ścięcie bądź uduszenie. Kiedy w połowie XIX wieku dotarli do Korei francuscy misjonarze, byli zdumieni wiarą tamtejszej wspólnoty, której gorliwość porównywali do tej z czasów apostolskich. Niezłomna postawa koreańskich katolików sprawiła, że Kościół rozprzestrzenił się pomimo ostracyzmu rządowego, a obecnie stanowią oni znaczną część ludności (ponad trzydzieści procent).

Jeden z zamęczonych za wiarę, a zarazem pierwszy kapłan koreańskiego pochodzenia – Andrzej Kim – przyszedł na świat w katolickiej rodzinie, która już położyła zasługi w rozszerzeniu Królestwa Wojującego, jakim jest Kościół na ziemi. Jego dziadek Pius Kim zmarł w więzieniu, gdzie był więziony za wyznawanie wiary Chrystusowej, ojciec zaś – Ignacy – został uwięziony za to, że pozwolił swemu synowi udać się do seminarium w Chinach. W więzieniu został zamordowany i doczekał się chwały ołtarzy.

Andrzej wyruszył do seminarium w roku 1837 i przebył wiele setek kilometrów, nim dotarł do chińskiej miejscowości Makau. Po kilku latach formacji przyjął święcenia w Szanghaju i przez Mandżurię (dokąd udawali się uciekinierzy z powodów ekonomicznych i religijnych) wrócił do Korei wraz z dwoma francuskimi duchownymi, którzy ponieśli potem śmierć męczeńską.

Nie było mu dane długo sprawować posługi duszpasterskiej. Widocznie Pan Bóg w czym innym widział największy pożytek ze swego kapłana… W roku 1846 na polecenie biskupa Seulu brał udział w przygotowaniu przeprawy francuskich misjonarzy do Korei. W czerwcu tegoż roku został aresztowany na wyspie, z której miano przewieźć duchownych. Torturowano go, lecz nie wyrzekł się wiary. Został ścięty w miejscowości Saenamteo.

Patron koreańskiego duchowieństwa został beatyfikowany przez Piusa XI w 1925 roku, zaś Jan Paweł II policzył go między świętych w roku 1984, zaliczając do grupy stu trzech męczenników koreańskich.

Kościół wspomina Andrzeja Kim Tae-gŏn 20 września.

FO

Milczenie jest złotem

Milczenie jest złotem

Izabela BRODACKA

Zmarnowali okazję, żeby siedzieć cicho” – to zdanie Jacquesa Chiraca, wypowiedziane pod adresem Polaków w 2003 roku wywołało w Polsce ogromne oburzenie. Polska kandydowała wówczas do Unii Europejskiej ale poparła interwencję amerykańską w Iraku, co nie spodobało się prezydentowi Francji. Moi znajomi we Francji trzęśli się z oburzenia a nawet dawali mu wyraz w dostępnych im mediach. Pomyślałam wówczas że choć słowa prezydenta nie są zbyt uprzejme ani dla Polaków życzliwe jest wiele sytuacji gdy swoje – czasami bezsporne – racje lepiej zachować dla siebie. Zgodnie zresztą ze starą zasadą, że choć mowa jest srebrem milczenie jest złotem.

Byłam w schronisku Morskie Oko gdy zginął taternik Dyzma Woszczerowicz syn aktorskiej pary Jacka Woszczerowicza i Haliny Kossobudzkiej. Dyzma Woszczerowicz oraz znany alpinista Janusz Kurczab wybrali się na rekonesans, gdyż planowali zdobycie Małego Kieżmarskiego szczytu. Zeszła lawina, w której Woszczerowicz stracił życie, natomiast Kurczabowi nic się nie stało. Nie da się opisać co wygadywali zszokowani ludzie podczas nocnej biesiady przy migotliwym i co chwila gasnącym oświetleniu schroniska. Kurczab był znany ze sporej liczby śmiertelnych wypadków, które zdarzyły się innym w jego towarzystwie, oraz ze zmienności ( nazwijmy to tak ) uczuciowej, a był też podejrzewany o agenturalność. Były to informacje na pewno ciekawe, a wypowiedzi zapewne przynajmniej w części zgodne z prawdą ale pomyślałam sobie wówczas, że koledzy alpiniści lepiej zrobiliby gdyby w tych okolicznościach zachowali milczenie. Niezależnie od tego czy mieli rację, nie skorzystali z okazji żeby siedzieć cicho.

Jeszcze lepszym przykładem wyższości milczenia nad mową jest ostatni wybryk profesora Marka Migalskiego. Otóż jak wszyscy wiemy podczas ćwiczeń przed Air SHOW 2025 w Radomiu, doszło do katastrofy myśliwcaF-16, w której zginął pilot major Maciej „Slab” Krakowian. Marek Migalski nazwał w swoim wpisie w mediach zmarłego pilota „nieudacznikiem” oraz „przestępcą, który naraził ludzi i rozbił mega drogi samolot”, a także stwierdził, że wojskowy powinien być „pośmiertnie zdegradowany”.

Migalski stracił okazję żeby siedzieć cicho nie po raz pierwszy zresztą , a jego zachowanie potępił w swoim oświadczeniu rektor Uniwersytetu Śląskiego Profesor Ryszard Koziołek. Głos w sprawie katastrofy F 16 zabrał również amerykański major Ryan „Max Afterburner” Bodenheimer, były pilot zespołu Thunderbirds. Przypomniał on, że do identycznej katastrofy doszło 14 września 2003 roku. Pilot katapultował się na 0,8 sekundy przed uderzeniem maszyny w ziemię. Bodenheimer twierdzi, że „Slab” mimo ekstremalnie trudnej sytuacji wykazał wyjątkowe umiejętności i zabrakło tylko kilku metrów aby bezpiecznie wyprowadził i uratował samolot. Tym bardziej powinien wstydzić się swego wystąpienia Migalski.

Podam dwa mniej skrajne przykłady zbędnego nadużywania mowy. Wielu osobom nie podoba się pomnik „Rzeź Wołyńska” autorstwa Andrzeja Pityńskiego, który został odsłonięty 14 lipca 2024 roku w Domostawie, w 81 rocznicę kulminacji masowych zbrodni na Polakach. Pomnik, przedstawiający orła w płomieniach z wyciętym krzyżem i symbolicznym tryzubem upamiętnia ofiary ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Wiele miejscowości wcześniej go odrzucało a w sierpniu 2025 roku został zdewastowany przez namalowanie na nim flagi banderowskiej i napisu „Chwała UPA”. Otóż niektórym osobom nie podobają się rzeźby Pityńskiego a w szczególności jego sposób przedstawiania koni. Rzeźba „ Rzeź Wołyńska” jest natomiast oceniana jako zbyt drastyczna i ryzykowna artystycznie. Jednak znawcy rzeźby, a także znawcy koni, powinni skorzystać z okazji żeby siedzieć cicho. Krytykując rzeźby Pityńskiego chcąc nie chcąc stają po stronie dewastatorów wykonanego przez niego pomnika. Ja też swego czasu nie skorzystałam z okazji żeby milczeć.

Skrytykowałam znajdujący się na placu marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku, upamiętniający 96 ofiar katastrofy polskiego Tu -154 M w Smoleńsku, wykonany według projektu Jerzego Kaliny i odsłonięty 10 kwietnia 2018 roku. Pomnik przypomina słynne „Schody do nikąd”, które Papcio Chmiel czyli Henryk Chmielewski wymyślił i narysował w 1987 roku i umieścił w Księdze XVIII przygód Tytusa. W ten sposób chcąc nie chcąc stanęłam po stronie awanturników zakłócających obchody pamięci ofiar tej katastrofy. Podobieństwo pomnika do rysunku papcia Chmiela jest bezsporne lecz zdecydowanie lepiej było w tej sprawie siedzieć cicho.

Psychologowie często zalecają dorosłym dzieciom aby wyczyściły swoje relacje z rodzicami wypowiadając wszelkie pretensje pod ich adresem. „Wykrzycz swój ból” – powiadają. Tymczasem doświadczenie uczy, że w relacjach międzyludzkich wejście na ścieżkę konfrontacji bynajmniej nie oczyszcza atmosfery. Wręcz przeciwnie, eskaluje wzajemne pretensje, czyniąc porozumienie nieosiągalnym.

Osobną, wartą poruszenia sprawą jest obecność polityków w mediach społecznościowych. Powszechnie uważa się, że nie ma możliwości zdobycia społecznego poparcia bez prezentowania swoich poglądów na różnych platformach komunikacji społecznej. Jeżeli jednak premier rządu, tak jak Donald Tusk, zamiast rozwiązywać problemy kraju bawi się w wypisywanie bredni w Internecie, nie budzi to szacunku ani sympatii.

Wyobraźmy sobie, że Papież zamiast wypowiadać się ex cathedra w sprawach wiary i moralności wypisuje dyrdymały na jakiejś platformie X . Albo, że generał w czasie działań wojennych komentuje w mediach społecznościowych życie prywatne dowódcy strony przeciwnej i wygląd jego munduru. Społeczne role Papieża i generała, a także premiera wykluczają komunikowanie się z obywatelami na sposób stosowny raczej dla nastolatek.

Warto jak zawsze odwołać się do literatury:

Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”- Mark Twain

A sroka, co na płocie ustawicznie skrzeczy,
Jak lepiej milczeć, niźli gadać nie do rzeczy”-
Ignacy Krasicki

O. Ibrahim Faltas: To trzeci rok bez szkoły w Gazie. Jak będą żyły te dzieci? [Rozwiązanie zbrodniarzy z Izraela: Już ponad 18 000 dzieci zabitych]

O. Ibrahim Faltas: To trzeci rok bez szkoły w Gazie. Jak będą żyły te dzieci?

[Rozwiązanie zbrodniarzy z Izraela: Już ponad 18 000 dzieci zabitych]

=================================================

19.09.2025 tysol/o-ibrahim-faltas-to-trzeci-rok-bez-szkoly-w-gazie-jak-beda-zyly-te-dzieci

Kierujący szkołami Kustodii Ziemi Świętej o. Ibrahim Faltas alarmuje, że dzieciom w Gazie „odbiera się podstawowe prawa dzieciństwa”. W nagraniu, przesłanym mediom watykańskim apeluje: „Dzieci są naszą przyszłością i przyszłością ludzkości. Chcemy końca tej wojny!”

o. Ibrahim Faltas O. Ibrahim Faltas: To trzeci rok bez szkoły w Gazie. Jak będą żyły te dzieci?

o. Ibrahim Faltas / fot. Vatican Media

„Rozpoczął się trzeci rok bez szkoły w Gazie”. Wszystkie budynki zostały zniszczone i „nie są już miejscem nauki ani wzrostu”, alarmuje o. Ibrahim Faltas, franciszkanin, dyrektor szkół Kustodii Ziemi Świętej. W nagraniu wideo przesłanym mediom watykańskim zakonnik wyjaśnia, że „od 7 października szkoły służyły jako schronienia” przed izraelskimi nalotami, lecz ponieważ i te miejsca zostały zrównane z ziemią, teraz nie ma już „ani edukacji, ani szansy na ocalenie”. Dzieciom w Strefie Gazy „odebrano podstawowe prawa dzieciństwa: rozwój fizyczny i psychiczny, zabawę, edukację, marzenia, przyszłość”.

UNICEF: ponad 18 000 dzieci zabitych

Na początku sierpnia UNICEF oszacował, że w ciągu 23 miesięcy konfliktu w wyniku bombardowań i działań wojskowych, zginęło ponad 18 tys. dzieci. To średnio 28 młodych osób dziennie. Według palestyńskich władz sanitarnych, rannych zostało ponad 42 tys. dzieci, a Komitet ONZ ds. praw osób z niepełnosprawnościami wskazuje, że co najmniej 21 tys. najmłodszych pozostanie inwalidami do końca życia. Bardzo wiele dzieci nadal uznaje się za zaginione lub pogrzebane pod gruzami.

Poważna sytuacja również na Zachodnim Brzegu

Na Zachodnim Brzegu natomiast obecnie „wznowiono normalny tok nauki”, choć wciąż istnieją „poważne trudności”, których doświadcza zresztą cała Ziemia Święta. Kustodia prowadzi liczne placówki edukacyjne nie tylko w Jerozolimie, ale także w Betlejem i Jerychu. W tych obszarach sytuacja „jest lepsza niż w Gazie, ale i tutaj cierpimy” – podkreśla o. Faltas: z powodu braku pracy, ograniczeń swobody przemieszczania się, narastających poziomów ubóstwa.

– Rodzice bardzo martwią się o przyszłość swoich dzieci. A dzieci z Zachodniego Brzegu również boją się o swoich przyjaciół ze Strefy albo lękają się o bliskich, którzy są w domu, podczas gdy one same są w szkole.

„Chcemy końca tej wojny!”

– Jaki sens ma cała ta przemoc? – pyta franciszkanin – Jak będą żyły te dzieci, jeśli uda im się przeżyć? Dodaje bowiem, że „całym pokoleniom w Gazie odebrano przeszłość, uczyniono niemożliwym teraźniejszość i zaciemniono przyszłość”. Franciszkanin kończy swoje przesłanie pełnym nadziei przekonaniem, „że cała ta nieludzka sytuacja wkrótce się zakończy” i modli się, aby „dzieci z Gazy, Zachodniego Brzegu, ale też ze wszystkich krajów ogarniętych wojną mogły powrócić do życia w pokoju i bezpieczeństwie”. Apeluje stanowczo: „Chcemy końca tej wojny!”. I przypomina: „dzieci są naszą przyszłością i przyszłością ludzkości” i tak w Gazie, jak i na całym świecie, „mają prawo żyć w spokoju”.

Roberto Paglialonga, Vatican News PL

AnDRONY i propaganda, czyli POLSKIE STRONNICTWO WOJNY w akcji

AnDRONY i propaganda, czyli POLSKIE STRONNICTWO WOJNY w akcji

Autor: AlterCabrio, 19 września 2025

Jeśli obecny najazd dronów na Polskę miał być atakiem i pretekstem do wywołania wojny, okazało się, że te drony to są ze styropianu, z tektury, pozlepiane plastrem, jakieś druciki, bez ładunków, nieszkodliwe. Zauważmy, że wszystko jedno gdzie spadły, to nic nikomu nie zrobiły.

Mamy w Polsce Stronnictwo Wojny. Ono nie jest tak silne jak nam się to pokazuje, jak się to mówi. Ono jest bardzo silne w mediach. Dlatego, że cokolwiek włączymy, cokolwiek chcemy obejrzeć, to oni już są. I oni o tej wojnie mówią z entuzjazmem, tak jakby to inni chcieli brać w tym udział, jak oni by tę wojnę chcieli prowadzić.

−∗−

AnDRONY i propaganda, czyli POLSKIE STRONNICTWO WOJNY w akcji. LESZEK ŻEBROWSKI

O ostatnich wydarzeniach, związanych z pojawieniem się obcych dronów w Polsce i zniszczeniem domu w Wyrykach, słów kilka.

Bez dzieci, bez jutra: Polska umiera!

Bez dzieci, bez jutra: Polska umiera!

Autor: AlterCabrio, 19 września 2025

Będąc w domu, grając na komputerze, konsoli, telefonie, nie wychodzimy do znajomych, mniej poznajemy, mamy słabsze relacje społeczne, więc jest nam trudniej z kimś się poznać.

Czy nie jest łatwiej spędzić czas z serialem, czy z grą i traktować bohaterów, z którymi tam ‘obcujemy’, jako swoich przyjaciół, niż porozmawiać z innymi ludźmi i spróbować razem z nimi zbudować prawdziwe relacje? Bardzo często ludzie wybierają po prostu to, co jest łatwiejsze, to, co jest dostępne, to, co jest natychmiastowe. A żyjemy też w społeczeństwie natychmiastowej gratyfikacji.

−∗−

WSTRZĄSAJĄCY DOKUMENT! BEZ DZIECI, BEZ JUTRA: POLSKA UMIERA!

Zobacz wstrząsający dokument Łukasza Korzeniowskiego o kryzysie demograficznym. Czy jest jakieś wyjście z sytuacji?

Friday Funnies: The Fall is Coming

Friday Funnies: The Fall is Coming

Let’s give ’em pumpkin to talk about.

ROBERT W MALONE MD, MS SEP 19
 
READ IN APP
 






For anyone wanting to watch the ACIP meeting today at the CDC, here is the link:

If you stop watching or the video is paused, refresh the page to watch the current debate. Otherwise, the site will play from where it was last watched.













Thanks for reading Malone News! This post is public, so feel free to crosspost, forward via email, or share it on social media and notes!

Share





Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid









Douglas Macgregor: Światowa potęga przesuwa się na wschód – BRICS wyprzedza G7

Douglas Macgregor: Światowa potęga przesuwa się na wschód – BRICS wyprzedza G7

Global Wealth and Power are Pivoting to the East. x.com/DougAMacgregor

Globalne bogactwo i władza przesuwają się na wschód.

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 19

Koło historii się kręci. Chiny budują, Indie rosną w siłę, BRICS wyprzedza G7 – podczas gdy Ameryka karze swoich sojuszników i wzmacnia wrogów.

Na Zachodzie rok 1492 jest pamiętany z dwóch wydarzeń: przybycia Kolumba do Ameryki i upadku Granady, ostatniego bastionu mauretańskiej Hiszpanii. Jednak poważniejszym geopolitycznym następstwem był obrót igły kompasu na zachód, zapoczątkowując trwającą wieki zmianę globalnego układu sił.

Bogactwo, które niegdyś płynęło do Azji, płynęło do Europy. Srebro, złoto, cukier i przyprawy z Ameryki służyły jako paliwo, napędzając naukę, przemysł i imperia. Hiszpania, Francja, Wielka Brytania i Holandia – drapieżniki morskie i handlowe – podniosły się i wyparły Imperium Osmańskie, kierując handel z Indii i Chin do Nowego Świata.

Dziś świat stoi w podobnym punkcie zwrotnym. Niewypowiedziany strach Waszyngtonu dramatycznie się powtarza – siła grawitacji gospodarczej przesuwa się na wschód, na czele z Chinami i, co najważniejsze, Indiami.

W latach 90-tych Pekin odważył się eksperymentować z uwolnieniem kapitalizmu, przyciągając kapitał zagraniczny i inwestując biliony w infrastrukturę – krok tak znaczący, jak stulecie amerykańskiego wzrostu przemysłowego. Warta ponad bilion dolarów Inicjatywa Pasa i Szlaku to nie tyle plan infrastrukturalny, co globalny system stalowych i betonowych arterii, który przekierowuje krwiobieg handlu z powrotem do Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu.

Z kolei Waszyngton nie inwestował w transport morski ani w szybką kolej i zbyt mocno polegał na sile militarnej. Przez 25 lat Ameryka marnowała się na pustyniach i w górach, w kosztownych wojnach, które kosztowały biliony, pochłonęły tysiące ofiar i przyniosły niewiele korzyści strategicznych.

Co gorsza, technologia wojenna nie jest już wyłączną domeną Ameryki. Precyzyjne uderzenia, robotyka, sztuczna inteligencja i ciągły nadzór od dna morskiego po kosmos – niegdyś rzadkie zalety – są teraz dostępne nawet dla mocarstw średniej wielkości. Oceany, niegdyś narzędzie handlu i projekcji siły USA, stały się potencjalnymi polami minowymi. Rozmieszczenie wojsk na Pacyfiku, Atlantyku lub Oceanie Indyjskim w stylu II wojny światowej byłoby dziś nie tylko niebezpieczne, ale wręcz samobójcze.

Okrutna prawda historii pozostaje niezmienna: ostatnia wielka wojna rzadko przypomina kolejną. Pole bitwy przyszłości pozostaje niezbadane, a mimo to siły zbrojne i strategia militarna Ameryki tkwią w przeszłości.

Utrata przewagi militarnej odzwierciedla podział między pragnieniem globalnej hegemonii Waszyngtonu a słabnącą potęgą gospodarczą Ameryki.

Indie coraz częściej przejmują rolę gwaranta bezpieczeństwa na Oceanie Indyjskim – po części dlatego, że Waszyngton jest wyczerpany. Jednocześnie Indie ponoszą ciężar walk z rebeliantami wspieranymi przez Pakistan, ponosząc ciężkie straty – podobnie jak kiedyś Stany Zjednoczone. Indie są członkiem Quadu wraz z USA, Japonią i Australią; Ameryka przeprowadza ćwiczenia wojskowe z Indiami częściej niż z jakimkolwiek innym krajem.

A jednak Waszyngton niedawno nałożył cła w wysokości 50% na towary indyjskie – ponad dwukrotnie więcej niż 15% cło na kontrolowany przez talibów Afganistan i więcej niż 19% cło na Pakistan. Absurdalny paradoks: strażak jest karany surowiej niż podpalacz.

W tym samym czasie Indie mają niespełnione zamówienia na samoloty pasażerskie Boeing o wartości 35 miliardów dolarów, co zapewni 150 000 miejsc pracy w USA – i wciąż muszą się liczyć z karami na granicy.

Głębszy problem USA ma charakter strukturalny: dominacja militarna nie jest już w stanie maskować spadku gospodarczego. Według MFW, BRICS przewyższa obecnie G7 pod względem globalnego PKB. Biorąc pod uwagę parytet siły nabywczej, Chiny mają 40,7 bln USD, Indie 20,5 bln USD, a Stany Zjednoczone zaledwie 29 bilionów USD. Chiny i Indie łącznie mają 61,2 bln USD – ponad dwukrotnie więcej niż Stany Zjednoczone. To nie prognoza, to rzeczywistość.

Przełom nastąpił w 2022 roku, kiedy Waszyngton odpowiedział na inwazję Rosji na Ukrainę masowymi sankcjami. „Uzbrojenie” dolara miało swoje konsekwencje: dolar wydawał się mniej bezpieczną przystanią, a bardziej zapadnią. Od Rijadu po Delhi, od Brasilii po Pekin, stolice zdały sobie sprawę z ryzyka związanego z prowadzeniem handlu walutą, którą można było dezaktywować w dowolnym momencie. De-dolaryzacja przekształciła się z teorii w strategię.

Nic dziwnego, że kraje Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej jednoczą się wokół BRICS i Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO). Postrzegają zachodni porządek jako niesprawiedliwy i oparty na wyzysku. Indie stoją pomiędzy dwoma światami – z jednej strony pogłębiają więzi z Waszyngtonem poprzez Quad, a z drugiej rozwijają partnerstwa z Moskwą i Pekinem w ramach BRICS i SCO. Udział Modiego w niedawnym szczycie SCO w Pekinie, obok Xi i Putina, jasno pokazał Waszyngtonowi, że kompas Indii wskazuje więcej niż jeden kierunek.

Lekcja historii jest jasna: szlaki handlowe kształtują nawyki, nawyki tworzą rynki, a rynki przetrwają armie. Imperia nie giną w jednej bitwie, ale w powolnej erozji tych nawyków. Osmanowie również zdali sobie z tego sprawę za późno. Narody, które konsumują więcej niż produkują, które zastraszają zamiast rozwijać innowacje, same doprowadzają się do upadku.

Dominacja dolara już się chwieje. Handel juanami, rupiami i innymi walutami rośnie z miesiąca na miesiąc. Zmiana ma nie tylko charakter monetarny, ale i strategiczny.

Ale świat nie powinien zapominać, do czego zdolna jest amerykańska innowacyjność: w ciągu ostatniego stulecia wynalazki, które zmieniły globalne życie, narodziły się w sercu kraju – od lotnictwa, przez półprzewodniki i biotechnologię, po rewolucję cyfrową. Ten potencjał zasługuje na szacunek. Jeśli zostanie odnowiony, może podtrzymać dobrobyt Ameryki nawet w epoce wielobiegunowej.

Koło historii znów się kręci. Niektóre narody podniosą się razem z nim. Inne ryzykują zmiażdżenie pod jego ciężarem.

Jeśli Waszyngton znajdzie odwagę, by się dostosować – jeśli handel i wymiana, a nie niekończące się interwencje militarne, staną się domeną Ameryki w nowym porządku świata – kraj może uniknąć losu Imperium Osmańskiego. Ale korekta kursu musi nastąpić wkrótce.

Klęska unijnej polityki. Miliony migrantów nadal bezrobotnych

Klęska unijnej polityki. Miliony migrantów nadal bezrobotnych

19.09.2025 https://www.tysol.pl/a146643-kleska-unijnej-polityki-miliony-migrantow-nadal-bezrobotnych

Ponad siedem milionów migrantów pozostaje poza rynkiem pracy Unii Europejskiej, pomimo twierdzeń liberalnej klasy politycznej, że miliony przybyłych migrantów w ostatnich dziesięcioleciach przyniosłyby korzyści Europie” – alarmuje „European Conservative”.

Flaga UE Klęska unijnej polityki. Miliony migrantów nadal bezrobotnych

Flaga UE / Pixabay

Życzeniowe myślenie środowisk lewicowo-liberalnych, jakoby masowa migracja z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu miała przynieść Europie gospodarcze korzyści nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Według najnowszego raportu Komisji Europejskiej na temat zatrudnienia i rozwoju społecznego w Europie (ESDE) stopa bezrobocia wśród migrantów jest dwukrotnie wyższa od średniej UE: 11,8% w porównaniu do 5,9%. Migranci są również najbardziej narażeni na ubóstwo – 38% żyje w niebezpieczeństwie.

Ponad połowa migrantek nigdy nie pracowała

Chociaż Komisja twierdzi, że pomocne mogą być lepsze zachęty podatkowe, prostsze zezwolenia na pracę i silniejsze szkolenia językowe, dane wskazują również na głębsze przeszkody natury społecznej. Otóż okazuje się, że ponad połowa imigrantek, które nie są na rynku pracy, nigdy nie pracowała. Nie bez znaczenia są tu tradycje kulturowe: w wielu społeczeństwach muzułmańskich kobiety nie są zachęcane do podejmowania pracy zarobkowej, co utrzymuje się po migracji do Europy.

Pomaga to wyjaśnić, dlaczego wskaźnik aktywności zawodowej imigrantek pozostaje tak znacząco w tyle zarówno za mężczyznami, jak i kobietami urodzonymi w domu.

Kolejną barierę stanowi brak znajomości języka kraju, do którego wyemigrowali. W 2021 r. tylko jedna czwarta migrantów spoza UE zgłosiła, że po przybyciu biegle włada językiem kraju przyjmującego. Nic dziwnego, że sami migranci uznali “brak umiejętności językowych” za najczęstszą przeszkodę w znalezieniu pracy.

Niemcy mają problem

Kolejny problem to, jak wskazuje „European Conservative” uznawanie kwalifikacji – często “długi, złożony i kosztowny” proces, który sprawia, że wiele osób z wyższym wykształceniem jest zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin lub całkowicie wykluczonych.

Jak ustaliła w swoim raporcie katolicka organizacja charytatywna Malteser, trzy czwarte dorosłych bez żadnych kwalifikacji szkolnych i prawie połowa bez przeszkolenia zawodowego było pochodzenia migracyjnego. Wiele dzieci w domu nie mówi po niemiecku, a w 2024 r. około 14% dzieci przebywających w placówkach opieki nad dziećmi finansowanych ze środków publicznych w ogóle nie mówiło po niemiecku.

Totalne odrealnienie Brukseli

Mimo tego Bruksela w dalszym ciągu podkreśla korzyści płynące z migracji. Cytowana przez „European Conservative” Roxana Mînzatu, wiceprzewodnicząca wykonawcza Komisji ds. praw socjalnych, powiedziała: „Musimy zrobić więcej, aby zapewnić każdemu możliwość wniesienia swoich umiejętności i talentów. Usuwając przeszkody, podważając stereotypy i promując równość płci, możemy uporać się z niedoborami siły roboczej, zwiększyć naszą konkurencyjność i zbudować bardziej sprawiedliwe, bardziej włączające społeczeństwo”.

Słowa te świadczą o kompletnym odrealnieniu brukselskich urzędników. Wśród muzułmańskich imigrantów lewicowe zdobycze kulturowe w postaci tzw. równości płci z pewnością nie są i nie będą propagowane, podobnie jak i nie będą negowane tradycyjne role kobiet i mężczyzn. Natomiast próba podważenia tego stanu rzeczy doprowadzi jedynie do protestów społeczności imigranckich, a już na pewno nie przyczyni się do wzrostu zatrudnienia. Odpowiedzią na kryzys na rynku pracy jest nie migracja, ale polityka pronatalistyczna, którą niestety wiele liberalno-lewicowych rządów a priori odrzuca. Dla przykładu Francja chce sprowadzać tyle migrantów, ile morduje się w niej dzieci poczętych.

Jest jeszcze jedna kwestia – muzułmańscy imigranci traktują świadczenia socjalne, jako dżizję, czyli podatek od niewiernych, stąd nie zamierzają podejmować jakiejkolwiek pracy. Brak zrozumienia przez europejskie „elity” kultury islamu z pewnością spowoduje w Europie poważne perturbacje. Jest to tylko kwestią czasu.

  • Autor: Anna Wiejak
  • Źródło: europeanconservative.com

Marco Travaglio: Polski samo-atak z bibelotem na królikarni w tle

Polski samo-atak z bibelotem na królikarni w tle

18 settembre 2025 Babylonianempirepolski-samo-atak-z-bibelotem-na-krolikarni-w-tle

Autor: Marco Travaglio (włoski dziennikarz mainstreamowy)

Standardowi imbecyle myślą, że zajmujemy się atlantyckimi fake newsami mówiącymi o zbliżającym się lub nawet trwającym już ataku Rosji na Europę, ponieważ jesteśmy tzw. putinistami.

Od samego początku pisaliśmy, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest bezpodstawnym międzynarodowym przestępstwem, chociaż została sprowokowana przez NATO. Ale wystarczy zestawić oświadczenia i decyzje zdychających lub zagrożonych (polityczną śmiercią) przywódców europejskich, aby zdać sobie sprawę, że chcą ocalić własne fotele, wciągając nas w III wojnę światową z Rosją.

Codziennie wymyślają więc fałszywe preteksty, podejmując wspólne przedsięwzięcia z Kijowem i coraz częściej z Warszawą.

Rosyjskie rakiety w Polsce były ukraińskie. Rosyjski atak na gazociągi był ukraiński. Rosyjski atak na budynek rządowy w Kijowie był pożarem, którego żadne dowody nie łączą z rosyjskimi dronami. Rosyjski sabotaż samolotu Von der Leyen był mistyfikacją. Rosyjski zabójca ukraińskiego nazisty Paribija był Ukraińcem.

A teraz podwójny rosyjski atak dronów na Polskę w dniach 10 i 13 września również zaczyna się rozsypywać. Premier Tusk błyskawicznie stwierdził: „Nigdy nie byliśmy tak blisko konfliktu od czasów II wojny światowej”. Następnie, powołując się na artykuł 4 NATO, uzyskał militaryzację wschodniej granicy poprzez operację „Eastern Sentinel”. Ponieważ drony nie zabiły ani nie raniły, rząd powiedział, że jeden z nich uderzył w dom pod Lublinem, rozbijając jego dach i parking.

Obecnie, gazeta Rzeczpospolita, powołując się na dane wywiadowcze, obala to: dom został trafiony nie przez rosyjskiego drona, ale przez amerykański pocisk AIM 120, wystrzelony z polskiego F16, który na szczęście nie eksplodował.

Praktycznie rzecz biorąc, z powodu awarii systemu celowniczego, Polska zbombardowała się sama. Prezydent Nawrocki domaga się od rządu „pilnych wyjaśnień w sprawie incydentu. Nie ma zgody na zatajanie informacji. W warunkach dezinformacji i wojny hybrydowej przekaz kierowany do Polaków powinien być sprawdzany”.

Tusk odpowiada, że to i tak wina Moskwy. Ale w międzyczasie, dowództwo operacyjne Sił Zbrojnych RP również zaprzecza drugiemu przypadkowi naruszenia przestrzeni powietrznej 13-go: „Podjęte działania nie potwierdziły wskazań systemów radarowych, a w konsekwencji naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej”. Fałszywy alarm mógł być spowodowany „warunkami pogodowymi”, podobnie jak ten w Rumunii.

Jak do tej pory – zauważa Gian Andrea Gaiani na portalu Analisi Difesanie ma ani krzty dowodu na rosyjski atak na Polskę: wręcz przeciwnie, zdjęcia patchworkowych dronów (szczególnie tego mitycznego, spoczywającego niczym bibelot na dachu królikarni) upoważniają do wysuwania najgorszych podejrzeń.

Czy pojęliście przed kim musimy się bronić?

Przed tymi, którzy powinni nas bronić.

INFO: https://www.ilfattoquotidiano.it/in-edicola/articoli/2025/09/18/lautoattacco-polacco/8130520/

=============================================

Cud różańcowy w Austrii w 1955 roku

Cud różańcowy w Austrii w 1955 roku

Autor: pokutujący łotr, 18 września 2025

W związku z rozwijającą się na Legionie dyskusją, jak Bóg w sposób nadprzyrodzony interweniuje (czy może nie?) w losy człowieka, warto  przypomnieć cud różańcowy w Austrii, który dokonał się na oczach świata w 1955 roku, wyrywając ten katolicki kraj dosłownie w ostatniej chwili spod stalinowskiego knuta.

Tego szczęścia czy raczej wyróżnienia Bożą Łaską za  wstawiennictwem Maryi niestety nie zaznały inne zajęte wtedy przez Sowietów katolickie kraje Europy Środkowej, jak Czechy, Słowacja, Węgry czy Polska. Zabrakło determinacji, nieustępliwej wiary – no i duchowego przywództwa kogoś w rodzaju ojca Petrusa Pavlička.

Błogosławiony Kościoła katolickiego, austriacki franciszkanin o. Petrus Pavliček, lata 1940te XX w.

Mamy rok 1945. W obozie jenieckim w  Cherbourgu, powstałym po udanym lądowaniu aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 r., przebywa 19 tys. jeńców niemieckich. Wśród nich austriacki zakonnik franciszkański, który nigdy nie nosił broni, był sanitariuszem: to przyszły „wyzwoliciel” Austrii przez modlitwę różańcową, Otto Augustin Pavliček zwany Petrusem.

Urodzony w 1902 roku w Innsbrucku jako syn cesarsko-królewskiego oficera Augustina Pavlička i Gabrieli Alscher, która zmarła gdy miał dwa lata. Ojciec i synowie przenieśli się wtedy do Wiednia, a w 1915 roku do Ołomuńca w  obecnej Republice Czeskiej. Tam, w 1920 roku ukończył szkołę średnią i pracował w fabryce mebli. Jego wychowanie katolickie chyba było niedbałe, bo w 1921 roku opuszcza Kościół katolicki i wstępuje do wojska. Po dwóch latach zamieszkuje w Pradze, gdzie pracuje w fabryce sprzętu elektrotechnicznego, jednak porzuca pracę i  zaczyna studia w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. W tym poszukiwaniu celu swego życia, trafia w kręgi bohemy artystycznej w Paryżu i Londynie, tam w 1932 r. bierze ślub cywilny z Angielką lecz  małżeństwo rozpadło się po paru miesiącach. Wraca do Pragi, gdzie zapada na ciężką chorobę, z której ratuje go gorąca modlitwa i rozwijające się w jego duszy pragnienie poświęcenia się Bogu. Powraca na łono Kościoła katolickiego i w 1936 r. spotyka mistyczkę Teresę Neumann, która mówi mu: „już najwyższy czas, abyś został kapłanem. Będę się modliła za ciebie”.

Po tych słowach, skierował swe kroki do najbliższego kościoła, a  był to kościół franciszkański. Ukląkł  i po długiej modlitwie podjął decyzję, że zostanie franciszkaninem. Nie przyjęto go jednak do zakonu w Wiedniu, gdyż ukończył już 35 lat, zgodę wyraziła dopiero trzecia prowincja, w Pradze. Tam w 1938 r.  złożył proste śluby zakonne przyjmując imię Petrus, a w grudniu 1941 przyjął  święcenia kapłańskie. Rok później  został aresztowany przez Gestapo za rzekome uchylanie się od służby wojskowej. Wysłany na front zachodni jako sanitariusz,  15 sierpnia 1944 roku trafia do niewoli amerykańskiej w Cherbourgu.

W obozie jenieckim pełnił funkcję księdza i tam, ze znalezionej broszurki, po raz pierwszy dowiedział się o objawieniach maryjnych w Fatimie. Wstrząsem byłą dla niego myśl, że nieszczęścia, których był świadkiem, były zapowiadane przez Matkę Najświętszą i można było ich uniknąć, gdyby  ludzie posłuchali jej prośby. Poza tym, przekaz jej nie dotyczy tylko tego, co się stało na jego oczach, ale także przyszłości.  Albo dokona się nawrócenie Rosji i nastanie czas pokoju, albo w przeciwnym razie zatryumfuje komunizm, nastanie głód, wojny, prześladowania dobrych ludzi. Zastanawiał się wtedy nad nieszczęsnym losem swej ojczyzny: która wpierw zaprzedała się Hitlerowi, potem zniszczona została przez bomby alianckie, aby teraz przeżywać terror ze strony Sowietów. Na mocy postanowień konferencji w Poczdamie z 1945r. Austria i Wiedeń podobnie jak Niemcy i Berlin, została bowiem podzielona przez aliantów na cztery strefy okupacyjne. Sowieci zajęli najbogatszą i największą wschodnią część Austrii, wprowadzając tam reżim komunistyczny, rujnując gospodarkę i traktując zajęty przez siebie teren jako zdobycz wojenną.

Ostatnie zdania broszurki o Fatimie stały się dla o. Pavlička życiowym drogowskazem: „Niech ludzie już więcej nie obrażają Boga, który i tak jest już bardzo obrażony” – prosi Maryja 13 października 1917 roku. Czyż to nie ludzkie grzechy były przyczyną wszelkiego nieszczęścia, które dane było mu oglądać w czasie długoletniej wojny?- zastanawiał się Pavlicek. – Czyż to nie ludzkie grzechy ściągną na ludzkość kolejne tragedie? Czy więc najskuteczniejszą bronią w walce nie jest oręż zbrojny, ale właśnie walka z grzechem? Nawrócenie jak największej liczby dusz ludzkich?

*

Zwolniony z niewoli 16 lipca 1945 roku, Pavliček udaje się do Wiednia by powrócić do zakonu i odbyć pielgrzymkę dziękczynną do sanktuarium Mariazell, za uratowanie podczas wojny. Zadaje też sobie pytanie: dlaczego przeżył? Czy był w tym jakiś zamysł Boży? Odpowiedź usłyszy przed cudownym wizerunkiem Wielkiej Patronki Austrii:  „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”. Podobne słowa wypowiedziała Maryja w Fatimie: „Gdy uczynicie to, co wam powiem, wiele dusz zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie”.

Cudowny wizerunek Matki Bożej Patronki Austrii w Mariazell

————————————–

Ojciec Pavliček wstał z klęczek przekonany, że Wolą Boga jest by walczył o cud wolności i pokoju dla swej ojczyzny. Przyszłość Austrii malowała się w coraz ciemniej: jego kraj zalany przez wojska sowieckie stawał się centrum przemytu, prostytucji, zbrodni… Słowa „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój” rozbrzmiewały w sercu Pavlička dzień i noc, zwłaszcza sformułowanie „czyńcie”, skierowane nie tylko do niego samego, ale do większej liczby ludzi. Czyżby Patronka Austrii wzywała go, by poderwał do modlitwy ludzkie rzesze? Ale w jaki sposób on, nic nie znaczący zakonnik, miałby to zrobić? Nagle któregoś dnia wszystko stało się jasne. Ma pomóc Matce Najświętszej w zorganizowaniu pokutnej wspólnoty różańcowej. Jego rola ma być pomocnicza, bo to sama Maryja obejmie kierownictwo nad tym ruchem, którego celem jest nie tylko różaniec, ale i pokuta, o którą Maryja prosiła w Fatimie.

Ok. 1950: jedna z różańcowych procesji światła z udziałem setek tysięcy wiernych, na wiedeńskim Ringu

2 lutego 1947 r. ojciec Pavliček na wiedeńskiej starówce w parafii  franciszkańskiej pw. św. Hieronima odbył pierwszą pokutną procesję różańcową, na której ogłosił rozpoczęcie Krucjaty Różańcowej o wyzwolenie kraju od Rosjan. [chodzi o sowietów md]

W dwa lata później Krucjata została oficjalnie zatwierdzona przez austriacką Konferencję Biskupów. Ten ruch modlitewny stawiał przed sobą  trzy cele: modlić i pokutować w imieniu tych wszystkich, którzy zapomnieli o Bogu, błagać o pokój na świecie i prosić o wolność dla Austrii. Poprzez głoszone rekolekcje i kazania, ale przede wszystkim dzięki swemu pielgrzymowaniu od miasta do miasta i powtarzaniu usłyszanego przesłania od Maryi, o. Pavliček zaczął pozyskiwać coraz liczniejszych członków Krucjaty. Zawsze towarzyszyła mu figura Matki Bożej Fatimskiej, niesiona przez niego samego. Zdawał sobie bowiem sprawę, że chrześcijaństwo jest nie tylko modlitwą indywidualną, ale jest „religią współdziałania”, gdy Bóg chce uczestnictwa człowieka w apostolstwie i wypraszaniu cudów. To przez zaangażowanie i gorliwość człowieka, Pan zsyła na świat łaskę.

Austriacki kanclerz Raab i min. spraw zagranicznych Figl na czele procesji różańcowej w Wiedniu, wczesne lata 1950.

Wszędzie, gdzie znalazł się Petrus Pavliček, wylewała się obficie łaska. Jednały się skłócone rodziny, wielu ludzi wracało na dobre drogi, pojawiały się liczne powołania zakonne i kapłańskie. Zdarzenia te zyskiwały coraz liczniejsze świadectwa składane przez nawróconych. Wśród członków krucjaty pojawiły  się  też najważniejsze osoby w państwie, jak minister Figl i kanclerz Raab. Również oni, początkowo letni religijnie, poddali się żarliwej wierze i pojawiali się z różańcem na procesjach krucjaty. Od września 1948 roku co miesiąc w kościele franciszkanów w Wiedniu odbywały się nabożeństwa za pokój i wolność, gromadzące tysiące wiernych. Od 1949 roku Pavliček zaczął wydawać pismo, które obecnie nosi tytuł „Betendes Gottesvolk”. A począwszy od 1950 r. w każdy wrzesień ogromna procesja ze świecami i różańcami okrążała miasto wzdłuż wiedeńskiego Ringu. W maju 1955 r. ilość Austriaków odmawiających codziennie Różaniec za ojczyznę i wolność przekroczyła 700 tysięcy.

*

Pomimo trwających już ósmy rok akcji modlitewnych, ziszczenie się tych próśb jeszcze w dniu Bożego Narodzenia 1954 r. zdawało się nierealne. Kilka dni wcześniej Mołotow, sowiecki minister spraw zagranicznych, w rozmowie z ministrem Figlem kategorycznie wykluczył jakiekolwiek negocjacje w sprawie wycofania wojsk sowieckich z Austrii. ZSRR uważał ten kraj i metropolię nad Dunajem za swą cenną zdobycz wojenną i nie zamierzał jej nikomu oddawać. Rząd Austrii uznał, że możliwości dyplomatyczne już się wyczerpały: ponad trzysta przeprowadzonych dotąd prób negocjacji zakończyło się fiaskiem. Jednak 24 marca 1955 r. sowieccy towarzysze niespodziewanie zaprosili Austriaków na jeszcze jedne rozmowy do Moskwy. Austriacy stawili się tam już nazajutrz, 25 marca, w święto Zwiastowania. Przed wyjazdem kanclerz Julius Raab powiedział do ojca Pavlička: „Ojcze, proszę, módlcie się i proście wasz lud, aby teraz modlił się mocniej i więcej niż kiedykolwiek”.. .

Krucjata poderwała się do szaleńczego ataku. Tłumy klękały na ulicach z różańcami w rękach. Nie ustawały modlitwy w kościołach i domach przez cały czas pobytu delegacji w Moskwie.  Osobisty sekretarz kanclerza tak opisuje w swych notatkach tamte chwile: „Raab wyjął oprawiony w skórę kalendarz z 1955 r. i otworzył go na notatce: <Dziś jest dzień fatimski 13 kwietnia. Rosjanie stwardnieli, są stanowczy, nie zmieniają zdania. Akt strzelisty do Matki Bożej, by upraszała łaski dla narodu austrackiego».

I wtem Rosja zmienia front. 13 maja 1955 r., w dzień Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej, Mołotow nieoczekiwanie  zgadza się podpisać protokół, w którym reżim marksistowski rezygnuje z dalszej okupacji Austrii. Dwa dni później, 15 maja, w Wiedniu ministrowie spraw zagranicznych czterech zwycięskich mocarstw: Antoine Pinay, Harold Macmillan, John Dulles i  Wiaczesław Mołotow na 354. i ostatnim spotkaniu w tej sprawie podpisują międzypaństwowy traktat kończący sowiecką okupację Austrii i gwarantujący jej niepodległość.

Kanclerz Raab i minister Figl na tarasie Belwederu, prezentują traktat o wycofaniu wojsk sowieckich z Austrii, 15 maja 1955

Z belwederskiego tarasu w Wiedniu minister Figl może wołać do narodu austriackiego: „Dziękując Bogu Wszechmogącemu, podpisujemy umowę i z radością wołamy: Austria jest wolna!” Równie wzruszony kanclerz federalny Raab unosząc dokument ogłasza tłumom zebranym pod Belwederem:  „Chcę podziękować przede wszystkim Bogu!”.

W dniach od 13 do 15 maja w Wiedniu i innych miastach niezliczone rzesze Austriaków maszerowały w procesjach z pochodniami i różańcami w dłoniach  niosąc figury Matki Bożej Fatimskiej – Wybawicielki z komunistycznego zniewolenia. Przez trzy dni nieprzerwanie w kościołach biły dzwony dniem i nocą. W maryjnym październiku opuszcza Austrię ostatni żołnierz radziecki.

Biskup prof. Rudolf Graber  z Eichstätt, wołął w kazaniu wygłoszonym 1 października 1961 r.: „Nasze czasy domagają się całkowitego oddania się Bogu! Pan uznał modlitwy 500 tys. wiernych, to jest jednej dziesiątej ludności katolickiej Austrii, za wystarczające, aby dać temu krajowi wolność!”.

Módlmy się i my. Może Królowa Świata natchnie kogoś w Polsce, jak niegdyś o. Pavlička, aby dzięki nawróceniu i najbardziej ofiarnemu, wręcz szaleńczemu oddaniu w wierze i współdziałaniu człowieka z Bogiem, powstała również u nas rzeczywista unia maryjnych serc, która bez trudu może zmienić oblicze udręczonej Polski.

Pokutujący Łotr

Tekst powstał w oparciu m.in.  o  artykuły „Cud austriacki” https://sekretariatfatimski.pl/index.php/rozaniec-szkaplerz/261-cud-austriacki  i „Różańcowy cud w Austrii” ks. Jerzego Banaka (opublikowany w Naszym Dzienniku 26.05. 2020 r.) https://www.swarozyn.trim.pl/documents/5702.pdf

Dyrygenci dyrygentów czyli kolejna narodowa próba samobójcza

Dyrygenci dyrygentów czyli kolejna narodowa próba samobójcza

Autor: AlterCabrio, 18 września 2025

A co jest teraz? Do czego jesteśmy szykowani? Szykowani jesteśmy do tego, aby przyjąć całą Afrykę i Azję. Wszyscy do Polski! Polska taka gościnna. Polacy wszystko przyjmą, bo to miłosierdzie chrześcijańskie. I wszystko mamy im oddać i mamy im płacić za nic. Polacy nie mają takiego wsparcia. Obcy mają mieć.

Opowiadają nam bajki. Ale po co? Żeby nas przygotować do kolejnej narodowej próby samobójczej. Bo to, co toczy się poza mediami głównego nurtu, o czym główne media nie mówią, to są gorączkowe plany rozszerzenia wojny ukraińskiej na ziemie polskie. To są poważne podejrzenia o szykowane prowokacje na ziemi polskiej. Mamy tutaj bardzo dużo obcych ludzi…

−∗−

Bartosz Kopczyński: Chcą nas przygotować do kolejnej narodowej próby samobójczej!

−∗−

Warto porównać:

Zjazd Tysiąclecia. Wezwanie do przebudzenia – Bartosz Kopczyński
Jeżeli ktoś poznał prawdę, a nie głosi jej, nie przekazuje jej innym również po to, aby ich nawrócić, to sam popełnia grzech. A za ten grzech kara jest naprawdę ciężka, […]

−∗−

Więcej: Bartosz Kopczyński

Polityczny śmietnik. Słowa nie niosą już znaczenia, są jedynie bodźcami.

Polityczny śmietnik

Autor: AlterCabrio , 18 września 2025

Dyskurs polityczny uległ degradacji, został przekształcony w czystą manipulację. Słowa nie niosą już znaczenia, są jedynie bodźcami mającymi na celu zablokowanie myśli. „Demokracja” oznacza wszystko, co służy władzy. „Nauka” oznacza wszystko, co wspiera agendę. „Dezinformacja” oznacza niewygodną prawdę.

Kiedy słowa tracą ustalone znaczenia, kiedy każde stwierdzenie staje się czysto emocjonalne, racjonalny opór staje się niemożliwy. Nie da się argumentować przeciwko mgle. Nie da się dyskutować z kimś, kto zmienia definicje w połowie zdania. O to właśnie chodzi.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Polityczny śmietnik

Jak polityczny szum zamienia słowa w broń i wywołuje zgodę

Hitler. Nazista. Faszysta. Te słowa kiedyś oznaczały coś konkretnego, coś historycznego, coś przerażającego. Teraz oznaczają „osobę, która nie zgadza się z obowiązującą dziś narracją”. Inflacja języka sprawiła, że ​​rzeczywiste zło jest nieodróżnialne od zwykłego sprzeciwu. Kiedy wszyscy są Hitlerami, nikt nim nie jest.

Ale o to właśnie chodzi, prawda? Kiedy raz nazwiesz kogoś nazistą, nie musisz angażować się w jego idee. Nie musisz dyskutować. Nie musisz nawet myśleć. To Hitler, dyskusja skończona, z czystym sumieniem. To ostateczny, miażdżący myślenie banał, powtarzany miliony razy dziennie na każdej platformie, zamieniający każdy polityczny spór w Norymbergę.

Nazywają to „populizmem” – to pierwsze kłamstwo. To, czego jesteśmy świadkami, to nie oddolny bunt nieokrzesanych mas. To zaaranżowany teatr, starannie zarządzany zawór bezpieczeństwa, zaprojektowany tak, by wypuszczać parę bez narażania kotła. Ludzie, których nazywają „populistami”, po prostu odgrywają przypisane im role w scenariuszu napisanym przez te same ręce, które twierdzą, że się im sprzeciwiają.

Pomyślcie tylko. Każdy rzekomy ruch „populistyczny” (tak, w tym również „MAGA”) jest szeroko komentowany w mediach, finansowany przez korporacje nieoficjalnymi kanałami i jakimś cudem zawsze pojawia się akurat wtedy, gdy establishment potrzebuje wygodnego wroga. Nie są outsiderami – są wyznaczoną opozycją, niczym Washington Generals wobec establishmentowych Harlem Globetrotters.

A prawdziwi dysydenci? Ci, którzy mogą zagrozić systemowi? Oni nie udzielają wywiadów telewizyjnych. Tracą pamięć, tracą konta w mediach społecznościowych lub nagle odkrywają dziecięcą pornografię na swoich komputerach. „Populiści”, których widzicie w telewizji, to wytresowani buntownicy, sztucznie generowany sprzeciw, mający na celu skierowanie prawdziwego gniewu w nieszkodliwe strony.

Nie pokazują nam przeciętnej duszy, która ledwo wiąże koniec z końcem, zachowując odrobinę dumy i spokoju. Nie. Widzimy paradujących niczym w cyrku wściekłych fanatyków, ukazywanych jako „głos rozsądku”, ludzi, którzy oddają się przekształcaniu osobistych porażek w systemową opresję. „Rasizm”, „seksizm”, „uprzedzenia klasowe” – to uniwersalne wymówki, karty do wymigania się od odpowiedzialności dla każdego, kto nie potrafi konkurować.

Nie dostałeś pracy? To pewnie dyskryminacja. Nie zdałeś testu? System jest zmanipulowany. Twój biznes upadł? Strukturalna nierówność. Nigdy nie chodzi o zalety, nigdy o wysiłek, nigdy o prosty fakt, że niektórzy pracują ciężej, myślą jaśniej lub bardziej czegoś pragną.

Genialność tego oszustwa polega na tym, że tworzy stałych klientów dla całej branży skarg. Kiedy przekonasz kogoś, że jego porażki nie są jego winą, zyskasz klienta na całe życie. Będą potrzebować ciągłego potwierdzania, ciągłych wrogów do obwiniania, ciągłych „obrońców”, aby walczyć w swoich sprawach. To haracz, a ochroną jest sama rzeczywistość.

Zobacz, jak szybko ktoś, kto ucieka z tego mentalnego więzienia, zostaje zaatakowany. Mniejszość, która odnosi sukces, nie odgrywając ofiary? To „zdrajcy”. Kobieta, która odrzuca feministyczną ortodoksję? „Zinternalizowana mizoginia”. Przesłanie jest jasne: siedź w zagrodzie, albo cię zniszczymy.

Dyskurs polityczny uległ degradacji, został przekształcony w czystą manipulację. Słowa nie niosą już znaczenia, są jedynie bodźcami mającymi na celu zwarcie myśli. „Demokracja” oznacza wszystko, co służy władzy. „Nauka” oznacza wszystko, co wspiera agendę. „Dezinformacja” oznacza niewygodną prawdę.

Kiedy słowa tracą ustalone znaczenia, kiedy każde stwierdzenie staje się czysto emocjonalne, racjonalny opór staje się niemożliwy. Nie da się argumentować przeciwko mgle. Nie da się dyskutować z kimś, kto zmienia definicje w połowie zdania. O to właśnie chodzi.

Stworzyli językowy labirynt, z którego każde wyjście prowadzi z powrotem do centrum, gdzie każda forma opozycji została prewencyjnie zatruta. Próbujesz dyskutować o imigracji? Jesteś ksenofobem. Kwestionujesz wydatki? Nienawidzisz biednych. Sprzeciwiasz się wojnie? Jesteś niepatriotyczny. Sam język został tak zmanipulowany, że sprzeciw jest dosłownie niewyobrażalny.

Architekci kontroli odkryli coś pięknego w swojej prostocie: nie musisz kontrolować myśli, jeśli możesz całkowicie je powstrzymać. Zalej strefę śmieciami. Stwórz przepych informacyjny. Spraw, by ludzie byli tak wyczerpani samą ilością hałasu, że zaakceptują wszystko, byle tylko to zatrzymać.

Nie chodzi tu tyle o cenzurę, co o nieistotność, nie o pozbawienie, lecz o przesyt. Daj im tyle „informacji”, że prawda stanie się tylko kolejną opcją, wtłaczaj im do mózgów niekończący się strumień śmieci, stwórz im cyfrowe bańki informacyjne, wybór spośród mnóstwa na rynku idei, gdzie wszystkie produkty są równie bezwartościowe.

Media społecznościowe to nie platforma komunikacyjna. To generator zamieszania. Maszyna do tworzenia iluzji zaangażowania, jednocześnie uniemożliwiająca rzeczywiste zrozumienie. Wszyscy mówią, nikt nie słucha, a prawdziwe decyzje zapadają w pomieszczeniach, do których nigdy nie wejdziesz, przez ludzi, których nigdy nie poznasz.

To właśnie ci ludzie tworzą kolejny kryzys, którego powinniście się bać. Każdy wzrost władzy wymaga kryzysu. „Wojna z terrorem” jest idealna, ponieważ terroru nigdy nie da się pokonać. To taktyka, a nie wróg. Równie dobrze można wypowiedzieć wojnę manewrom oskrzydlającym czy zasadzkom. Chodzi o niejasność – czek in blanco na wieczyste uprawnienia nadzwyczajne.

Od 2001 roku ponad 5 bilionów dolarów zostało przelane z kieszeni podatników na rzecz firm zbrojeniowych, firm ochroniarskich i firm nadzorujących. Całe branże istnieją wyłącznie dzięki temu sztucznie wywołanemu kryzysowi. Nie chcą wygrać wojny z terroryzmem, bo zwycięstwo oznaczałoby bankructwo.

Te same rządy, które walczą z terroryzmem, są jego głównymi twórcami. Finansują ekstremistów, destabilizują regiony, tworzą warunki, które generują dokładnie te zagrożenia, z którymi rzekomo walczą. To samoliżący się rożek lodów, perpetuum mobile kryzysu i reakcji.

Państwo inwigilacji, erozja praw, normalizacja tortur – to wszystko nie miało nic wspólnego z bezpieczeństwem. Chodziło o kontrolę. A wiesz co jest w tym najlepsze? Ludność tego żądała. Błagała o własne łańcuchy, błagała o ochronę przed zagrożeniami, jakie stwarzali jej opiekunowie.

Przekonali cię, że są tylko dwie strony. Lewica kontra prawica, postępowcy kontra konserwatyści. Ale przyjrzyj się bliżej. Wszyscy chodzili do tych samych szkół, mieszkają w tych samych dzielnicach, chodzą na te same imprezy. Ich dzieci odbywają staże w fundacjach tych drugich. Kłócą się przed kamerą i śmieją się razem przy kolacji.

„Radykalna lewica” i „skrajna prawica” to dwa skrzydła tego samego ptaka, oba służące temu samemu celowi: sprawieniu, by te pożyteczne, zidiociałe masy wyglądały na rozsądne w porównaniu. Jakimś cudem zawsze popierają wojnę, zawsze ratują banki, zawsze rozszerzają inwigilację, zawsze służą interesom korporacji i nie mówią o tym w mediach społecznościowych. Po prostu myślą, że tak to działa i zawsze tak było.

Prawdziwy podział nie jest poziomy, lecz pionowy. Nie chodzi o lewicę kontra prawica, ale o tych, którzy podejmują decyzje i tych, którzy ponoszą ich konsekwencje, o tych, którzy tworzą zasady, i tych, którzy ich przestrzegają, o tych, którzy się liczą, i tych, którzy się nie liczą.

Każdy system potrzebuje zaworów bezpieczeństwa, wyznaczonych przestrzeni dla sprzeciwu, które nigdy nie zagrażają samej strukturze. Właśnie tym jest większość „alternatywnych” ruchów – rodzajem miejsc, gdzie gniew może się ulotnić i wyładować, nie osiągając niczego.

Zobacz, co dzieje się z rzeczywistymi zagrożeniami dla systemu. Nie są one przedmiotem debaty – znikają. Ich finansowanie wysycha, ich platformy znikają, a ich liderzy nagle stają w obliczu skandali lub wypadków. „Populiści” i „radykałowie”, których możesz zobaczyć, to ci, którzy zostali zweryfikowani, zatwierdzeni i rozmieszczeni.

Establishment nie boi się „populistycznej prawicy” ani „socjalistycznej lewicy”, ponieważ to oni je stworzyli. To markowe produkty, każdy zaprojektowany tak, by trafić do określonych segmentów rynku, które są niezadowolone. Podobnie jak w wrestlingu, wyniki są z góry ustalone, ale publiczność jest zachęcana, by wierzyć, że to na poważnie.

Prawdziwa zmiana oznaczałaby przyznanie, że całe ramy są oszukańcze. Że demokracja to w praktyce teatr. Że kapitalizm w obecnej formie to kumoterstwo. Że stosowane prawo jest arbitralne. Że cała skomplikowana struktura współczesnego rządzenia stworzona jest nie by służyć, ale by wyłudzać.

Ale to przyznanie się do winy zakończyłoby grę. Zamiast tego oferują fałszywe wybory, sterowane rebelie, kontrolowaną opozycję. Pozwalają głosować na ulubiony kolor łańcuchów, preferowany rodzaj wyzysku. Pozwalają protestować w wyznaczonych strefach, w dozwolonych godzinach, z zatwierdzonymi hasłami.

Geniusz systemu polega na tym, że czyni cię współwinnym własnego zniewolenia. Bierzesz udział w wyborach, które nie mają znaczenia. Konsumujesz media, które cię okłamują. Powtarzasz hasła, które cię rozbrajają. Pilnujecie się nawzajem skuteczniej, niż oni kiedykolwiek by potrafili.

A jeśli zaczniesz się budzić, zaczniesz dostrzegać powiązania? Cóż, na to też jest etykieta. „Teoretyk spiskowy”. „Ekstremista”. „Niebezpieczny”. System ma z góry ustalone sposoby deprecjonowania dla każdej formy rozpoznanych wzorców, każdej chwili przebłysku, każdego przejawu rzeczywistego zrozumienia.

To jest ta pułapka. A świadomość, że to pułapka, nie uwalnia cię od niej. Bo pułapka nie jest tylko zewnętrzna – tkwi w języku, którym mówisz, w myślach, którymi się posługujesz, w samych koncepcjach, których używasz do rozumienia świata. Zawładnęli nie tylko instytucjami. Zawładnęli samym znaczeniem.

__________________

Political Garbage, A Lily Bit, Sep 17, 2025

Kard. Müller potępił gorszącą pielgrzymkę LGBT do Watykanu. „Akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym”

Kard. Müller potępił gorszącą pielgrzymkę LGBT do Watykanu. „Akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym

Akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym. Nie można błogosławić grzechu –

https://pch24.pl/kard-muller-potepil-gorszaca-pielgrzymke-lgbt-do-watykanu-akty-homoseksualne-sa-grzechem

(Źródło: YouTube/ Radio Maryja)

6 września do Stolicy Apostolskiej zawitały z „pielgrzymką” środowiska promujące grzechy homoseksualizmu. W rzeczywistości wizyta „tęczowych” organizacji była przede wszystkim wydarzeniem propagandowym. Na fakt ten zwrócił uwagę kard. Gerhard Ludwig Müller.

W sobotę 13 września, przy okazji odbierania tytułu obywatela honorowego włoskiej miejscowości Belmonte del Sannio, kard. Müller wyraził ubolewanie „pielgrzymką” subkultury LGBT do Watykanu.

Linia doktryny Kościoła jest bardzo jasna: akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym i z tego powodu trzeba odrzucić tę politykę, którą niektórzy uprawiają, przechodząc przez Drzwi Święte celem propagandy dla własnej korzyści, a nie po to, żeby pokutować i zmienić życie – stwierdził kardynał. 

Jak przypomniał kard. Müller, katolicka doktryna jednoznacznie traktuje zachowania homoseksualne jako sprzeczne z prawem naturalnym. – Akty homoseksualne są grzechem śmiertelnym. Nie można błogosławić grzechu – mówił były prefekt, odnosząc się do praktyki błogosławienia grzesznych związków zgodnie z treścią deklaracji Fiducia Supplicans.

Prezydent USA Donald Trump uznał Antifę za organizację terrorystyczną.

Stało się. Trump podjął decyzję w sprawie Antify. „Z przyjemnością informuję”

18.09.2025 nczas/trump-podjal-decyzje-w-sprawie-antify-z-przyjemnoscia-informuje

Donald Trump. Foto: PAP/EPA
Donald Trump. Foto: PAP/EPA

Prezydent USA Donald Trump ogłosił w czwartek, że uznał Antifę za organizację terrorystyczną. Polecił również zbadanie osób finansujących działalność ruchu tzw. antyfaszystów.

„Z przyjemnością informuję licznych amerykańskich Patriotów, że kwalifikuję ANTIFĘ, CHORĄ, NIEBEZPIECZNĄ, RADYKALNIE LEWICOWĄ KATASTROFĘ, JAKO ZNACZĄCĄ ORGANIZACJĘ TERRORYSTYCZNĄ. Będę również stanowczo zalecał dokładne zbadanie osób finansujących ANTIFA, zgodnie z najwyższymi standardami i praktykami prawnymi” – napisał Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social. Jego wpis został zamieszczony późną nocą czasu brytyjskiego, gdzie prezydent USA przebywa z wizytą.

Prezydent już wcześniej sygnalizował, że opowiada się za tym krokiem, zapowiadając działania przeciwko lewicowym organizacjom, które obwinia za promocję przemocy politycznej i za zabójstwo aktywisty Charliego Kirka.

Trump już podczas swojej pierwszej kadencji planował podobny krok w następstwie antypolicyjnych zamieszek po śmierci George’a Floyda, lecz ostatecznie tego nie zrobił. Był to m.in. wynik oporu wewnątrz administracji, m.in. byłego szefa FBI Christophera Wraya. Wray twierdził, że nie może uznać żadnej krajowej organizacji za terrorystyczną, bo naruszałoby to swobody konstytucyjne członków tych grup.

Krytycy wskazywali też, że Antifa, antyfaszystowski ruch wywodzący się z Niemiec, nie jest klasyczną organizacją, lecz luźnym zbiorem różnych grup bez centralnej struktury i liderów.

Nie jest jasne, co w praktyce oznacza ogłoszenie Trumpa, bo w amerykańskim prawie nie ma formalnej kategorii „znaczącej organizacji terrorystycznej” (major terrorist organization), lecz jedynie „zagraniczne organizacje terrorystyczne” (foreign terrorist organization, FTO). Wpisanie na listę FTO daje amerykańskim władzom rozszerzone możliwości ścigania członków organizacji – również poza granicami USA – za wspieranie ich działalności, czy ich finansowanie.

Źródło:PAP

17 września 1939 – Rocznica końca Polski [z korektą]

Rocznica końca Polski

Zorard 18 września, 2025 zorard/rocznica-konca-polski

Dokładnie 86 lat temu, w nocy z 17 na 18 września 1939 (piszę to dokładnie o północy), z Polski haniebnie zwiał rząd z ministrem Beckiem oraz Naczelny Wódz Rydz-Śmigły. Zachowały się świadectwa, że Rydz-Śmigły miał jakieś wątpliwości, rozważał dołączenie do walczących oddziałów i chwalebne polegnięcie na froncie, Beck – główny grabarz II RP – zwiewał bez takich skrupułów. Człowiek, który pół roku wcześniej przesądził o losie Polski bredząc o honorze teraz okrywał się hańbą ucieczki.

Czy Beck i Śmigły-Rydz rozumieli wtedy błąd, który popełnili stawiając Polskę w sytuacji, z której nie było już dobrego wyjścia i trwając w tym uporze do końca? Źródła historyczne na to nie wskazują. Przeciwnie, raczej jeszcze bardziej racjonalizowali swoje fatalne decyzje.

Rydz-Śmigły wita się z Beckiem – 1938, jeszcze można było uniknąć katastrofy…

Ten dzień – 17 września 1939 – to dzień ostatecznego końca niepodległego państwa polskiego. Warto ten dzień wspominać póki jeszcze w ogóle są jacyś Polacy.

Warto, bo niepodległości tej nigdy nie odzyskaliśmy: PRL był sowieckim protektoratem rządzonym przez moskiewską agenturę, III RP jest kondominium żydowsko-amerykańskim rządzonym przez jawnych zdrajców, różnych Sikorskich, Morawieckich czy Tusków, ludzi żałośnie małych i całkowicie zaprzedanych swoim mocodawcom.

Ba! O ile PRL był formalnie niepodległy to III RP nie jest niepodległa nawet formalnie, bo formalnie jest częścią Eurokołchozu ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami – i tymi, które już odczuwamy i tymi, które odczujemy. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w 1956 roku towarzysz Gomułka miał większe pole manewru niż obecnie mają lokalne władze nawet zakładając optymistycznie, że „dzierżące znamiona władzy” żałosne kreatury chciałyby z takowego pola manewru skorzystać.

Warto ten dzień wspominać i II RP wspominać także dlatego, że II RP – choć splamiona przeżarciem struktur rządowych masonerią, podwiązaną głównie pod loże francuskie – była jednak państwem niepodległym. A mimo intensywnych badań nie udało się znaleźć choćby cienia dokumentu, który potwierdzałby, że członkowie ówczesnego rządu czy naczelnego dowództwa sił zbrojnych byli zdrajcami, świadomie działającymi na szkodę Polski. *)

Oni po prostu byli zbyt głupi, zbyt otumanieni sukcesem jakim było w ogóle powstanie II RP, zbyt prostolinijni by rozumieć perfidię „sojuszników”, nie dość wyedukowani by rozumieć rolę żydowskich bankierów pociągających zza kulis za sznurki. Ale chcieli dobrze, tylko im to katastrofalnie nie wyszło bo sytuacja przerosła ich i to o kilka długości.

Więc choć na nich pluję we wstępie, to jednak i tak stali o niebo wyżej od obecnych naszych – pożal się Panie Boże – współczesnych mężyków stanu (że o „żonach stanu”, tych różnych ministrach i posłankach, nie wspomnę, bo ich poziom intelektualny przynosi wstyd i hańbę nie tylko Polsce ale w ogóle kobietom). To, że są to zdrajcy nie wymaga potwierdzenia w dokumentach – jest praktycznie jawne. Taki Sikorski na przykład, podwójne obywatelstwo, syn, który jest oficerem w US Army i żona Żydówka. Czy trzeba coś więcej by wiedzieć, że komuś takiemu nie leży na sercu los Polski i Polaków lecz jedynie jego pozycja w klubie globalistycnych kanalii, w którym odgrywa rolę lokalnego chłopca na posyłki?

Tu powinna nastąpić jakaś krzepiąca puenta, ale nie ma jej, bo ciężko oprzeć się pewnej analogii, pewnemu deja vue, kiedy akurat dziś naczelny zdrajca Tusk wygłasza przemówienia o potędze naszej armii, ponoć najsilniejszej w Europie a niedawna żałośnie grubymi nićmi szyta prowokacja z dronami (ktoś naprawdę w to wierzy? Albo w brednie, że Rosja dronami atakowała fabrykę strategicznych towarów jakimi są z pewnością panele podłogowe?) pokazuje, że nawet ta żałosna podróbka państwa polskiego może zostać wepchnięta w zupełnie zbędną wojnę z Rosją i Białorusią.

Biada nam.

==================================

*)

Tymczasem można przeczytać, np.

https://pch24.pl/amerykanska-partia-szachow

Dowodem w tej sprawie jest 
dokument przejęty przez hitlerowców po zdobyciu Warszawy wraz z 80 skrzyniami akt MSZ, 
a relacjonujący rozmowy 
polskiego ambasadora, hr. Jerzego Potockiego z ambasadorem USA w Paryżu, Williamem Bullitem w dniu 21 listopada 1938.

Bullit w rozmowie stwierdza, że państwa demokratyczne potrzebują jeszcze dwóch lat do pełnego uzbrojenia. W tym czasie Niemcy będą prawdopodobnie usiłowały kontynuować ekspansję w kierunku wschodnim. 

Życzeniem państw demokratycznych jest, by na wschodzie doszło do starcia między Rzeszą a ZSRR. 

Po wybuchu tej wojny może sie zdarzyć, że Niemcy oddalą się zbyt daleko od swej bazy i skazani będą na długie osłabiające działania wojenne. Wtedy dopiero państwa demokratyczne zaatakowałyby Niemcy i zmusiły je do kapitulacji.  Na pytanie Potockiego, czy USA wezmą udział w tej wojnie, Bullit odpowiedział: Bez wątpienia tak, ale dopiero, gdy Francja i Wielka Brytania uderzą pierwsze. W sprawie sytuacji Polski Bullit miał powiedzieć, że jest ona jeszcze jednym krajem, który podejmie walkę zbrojną, jeśli Niemcy przekroczą swe granice. Z tego ostatniego zdania zestawionego z wcześniejszymi wizjami uwikłania Niemiec na wschodzie, można wysnuć jasny wniosek, iż Bullit zakładał naszą klęskę, komunikował to Potockiemu, a jednocześnie oczekiwał, że Polska ten wybór podejmie, by znaleźć się ostatecznie w obozie zwycięzców. W końcu amerykański dyplomata miał przedstawić Potockiemu swą prognozę przebiegu wojny, mówiąc, że potrwa ona 6 lat i zakończy się zupełnym zdruzgotaniem Europy i komunizmem we wszystkich państwach, na czym skorzysta Sowiecka Rosja. 

Ówczesny rząd polski zgodził się na te warunki.

Nie byli to głupcy, lecz zdrajcy.

Wojna trwała 6 lat, jak zapowiedział Bullit.

Prezesa NIK życie po życiu

Prezesa NIK życie po życiu

Stanisław Michalkiewicz (www.magnapolonia.org) 18 września 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5895

12 września Sejm ma przystąpić do wyboru nowego prezesa Najwyższej Izby Kontroli, jako że kadencja dotychczasowego prezesa, pana Mariana Banasia już się zakończyła. Warto w związku z czym przypomnieć, jak się kadencja pana Mariana Banasia na stanowisku prezesa NIK zaczęła. Wprawdzie Leszek Miller przenikliwie zauważył, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym – jak kończy, ale – po pierwsze – musimy założyć, że pan Marian Banaś jest prawdziwym mężczyzną, a nie jakimś takim fałszywym, a po drugie – że nawet w przypadku prawdziwego mężczyzny decydujący jest koniec kariery – ale początkom też niepodobna odmówić jakiegokolwiek znaczenia. A właśnie początki kariery pana prezesa Banasia zasługują na uwagę.

Najpierw z jakichś zagadkowych powodów pan Marian Banaś musiał podpaść obozowi zdrady i zaprzaństwa, bo podesrała go w opinii publicznej telewizyjna stacja TVN, która tradycyjnie wysługuje się obozowi zdrady i zaprzaństwa kierowanemu przez Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda. W tym czasie Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie mógł się pana Mariana Banasia nachwalić, jako człowieka „kryształowego” – ale potem coś musiało pójść nie tak, bo okazało się, że pan Banaś nie tylko nie jest człowiekiem kryształowym, ale ma powiązania ze światem przestępczym i w ogóle. Żeby w tej sytuacji nie znaleźć się między nogami – jak to przytrafiło się Kukuńkowi, który najpierw wspierał prawą nogę, a potem lewą, aż znalazł się między nogami – pan prezes Banaś stanął na nieubłaganym gruncie bezstronności, skierowanej trochę bardziej przeciwko obozowi „dobrej zmiany”, a trochę mniej przeciwko obozowi zdrady i zaprzaństwa. Ten przechył jednostronny dał się zauważyć zwłaszcza po odsunięciu obozu „dobrej zmiany” od władzy przez Volksdeutsche Partei z satelitami w roku 2023, kiedy to pan prezes Banaś nieubłaganym palcem wskazywał nieprawości kolaborantów Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, włączając się tym samym siłą rzeczy w walkę o praworządność, której prowadzenie nakazała nam Nasza Złota Pani jeszcze w lutym 2017 roku, a która pod rządami Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje nabiera coraz większego rozmachu. Biczem karzącym w walce o praworządność został były sędzia, obywatel Żurek Waldemar, którego obywatel Tusk Donald wziął do swojego vaginetu na chłopaka od mokrej roboty na odcinku praworządności. Toteż obywatel Żurek Waldemar w walce o praworządność idzie na skróty do tego stopnia, że – jak głoszą fałszywe pogłoski – przy pomocy zarządzeń zmienia ustawy, a już szczególnie jest zażarty na odcinku neo-sędziów, których by chętnie utopił w łyżce wody. Dopiero na tym tle widać, jak obywatel Żurek Waldemar poświęca się dla Polski – że dla praworządności gotów jest łamać prawo. Tak właśnie uważał Adam Mickiewicz, skoro w „Reducie Ordona” napisał był, że „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia”. A cóż jest lepszą sprawą, niż praworządność socjalistyczna? Żadnej lepszej sprawy od tej nie ma. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji na zakończenie swojej kadencji na stanowisku prezesa NIK, pan prezes Banaś przekazał obywatelu Żurku Waldemaru cały zestaw „przerażających” kompromatów, dzięki którym obywatel Żurek Waldemar będzie mógł dokonać przyspieszenia na odcinku walki o praworządność.

Historia się powtarza i to właśnie na odcinku kontroli państwowej. Jak pamiętamy, po obaleniu Władysława Gomułki, I sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek, którego zapragnął wysadzić z siodła Mieczysław Moczar. W tym celu zwołał do Olsztyna sekretarzy wojewódzkich i nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdyby nie dowiedział się o tym Edward Gierek, który znienacka też przyjechał do Olsztyna i w ten sposób pucz spalił na panewce. Ale Mieczysław Moczar za karę został odsunięty na boczny tor, to znaczy – na stanowisko prezesa NIK. Tam pracowicie zbierał kompromaty – i kiedy wskutek sierpniowych strajków w roku 1980 Edward Gierek przestał być I sekretarzem, Mieczysław Moczar przeszedł do natarcia. Powstała „komisja Grabskiego”, przy pomocy której, dzięki zgromadzonym kompromatom, partia stworzyła złudzenie przywracania praworządności socjalistycznej, rzucając na pożarcie „Solidarności”, jak nie jednego, to drugiego kolaboranta Edwarda Gierka. W porównaniu z dzisiejszymi standardami, tamte afery sprzed lat, to mizeria – ale wtedy budziły sensację i wielkie emocje – podobnie, jak tedzisiejsze, panabanasiowe, będą budziły przynajmniej w części opinii publicznej, podbechtanej przez niezależne media głównego nurtu, pozostające na usługach Volksdeutsche Partei – no i oczywiście – Judenratu.

W ten sposób były już prezes NIK może zapewnić sobie nie tylko życie po życiu, ale i zdobyć coś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej na wypadek, gdy już nie będzie miał immunitetu, który przez całą kadencję dawał mu jakąś ochronę zarówno przez Scyllą, jak i Charybdą, to znaczy – zarówno przed Volksdeutsche Partei, jak i Prawem i Sprawiedliwością. Wprawdzie na razie sroży się w ministerstwie i prokuraturze obywatel Żurek Waldemar, który choćby ze względu na kompromaty, będzie chyba musiał pana Mariana Banasia oszczędzać, choćby z tego powodu, by zeznawał on prawidłowo w charakterze świadka na pokazowych procesach – ale jak tylko koalicji 13 grudnia powinie się noga – to ręka, noga, mózg na ścianie! Już tam nowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny, przy pomocy neo-sędziów, którzy wszystkich staro-sędziów pewnie poprzenoszą w stan spoczynku wiekuistego – chyba, że ci z gorliwością neofitów, będą kontynuować walkę o praworządność, tyle, że z drugiej strony frontu – więc nowy minister i tak dalej, ze wszystkich podejrzanych osób, których nieubłaganym palcem wskaże mu Naczelnik Państwa – zrobi marmoladę.

Jedyny ratunek – w Putinie – na co wskazuje skwapliwość, z jaką zarówno uczestnicy obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i kolaborantów Naczelnika Państwa, przyjęli rozkaz, że drony, co to spadły na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju, zostały wysłane przez Putina w ramach prowokacji. Pragnienie wdania się w wojnę aż bije w oczy – i to jest całkiem w tej sytuacji zrozumiałe. Nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara, a w takiej sytuacji wybuch wojny jawi się jako całkiem pociągająca alternatywa. Kto tam będzie rozgrzebywał gruzy, żeby odszukać tam jakieś kompromaty, zwłaszcza, że zamiast nich, mogą tam być już tylko sadze? „Ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła” – deklarowała Pani, co to zabiła Pana w balladzie „Lilie” Skoro towarzyszy temu aż taka determinacja, to rzeczywiście – jedyna nadzieja w Putinie – chyba, że okaże się on bardziej perfidny, niż przewiduje ustawa i wraz z prezydentem Trumpem zakończy wojnę na Ukrainie.

Stanisław Michalkiewicz

USA: Prześladujący katolickich tradycjonalistów agenci FBI zostali wyrzuceni z pracy

USA: Prześladujący katolickich tradycjonalistów agenci FBI zostali wyrzuceni z pracy

https://pch24.pl/usa-przesladujacy-katolickich-tradycjonalistow-agenci-fbi-zostali-wyrzuceni-z-pracy

FBI zajmuje się oczyszczaniem swoich szeregów z ludzi, którzy prześladowali tradycyjnych katolików. Powiedział o tym dyrektor tej służby, Kash Patel.

Kash Patel objął zwierzchnictwo nad Federalnym Biurem Śledczym (FBI) po objęciu urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa. Za prezydentury Joe Bidena FBI angażowała się w zwalczanie katolickich tradycjonalistów. Między innymi w Richmond nieopodal Waszyngtonu działał zespół, który prowadził operację rozpoznania lokalnego środowiska tradycjonalistycznego.

Agenci FBI zarzucali katolikom działalność antypaństwową. Chodziło o… sprzeciw wobec zabijania dzieci nienarodzonych czy ideologii gender. Zarzucano im również rasizm, jakkolwiek w tym obszarze służby nie miały żadnych dowodów. Jedną z metod wykorzystywanych przez FBI była próba wprowadzenia do środowiska tradycjonalistycznego swojego „kreta”. Analogiczne czynności prowadzono również w innych miejscach niż Richmond, ale ta sprawa stała się symbolem całego procederu ze względu na wyciek dokumentów w 2023 roku.

Kash Patel był pytany o konsekwencje tych wydarzeń przez senatora Republikanów Josha Hawleya. Odparł, że pracownicy FBI odpowiedzialni za śledzenie tradycyjnych katolików zostali wyrzuceni z pracy. Niektóre osoby miały też same zrezygnować z pracy.

Senator Hawley podczas przesłuchania Patela przez komisję senacką podkreślił, że działania FBI naruszały pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji, która gwarantuje wolność wyznania. Problem polegał na tym, że FBI nie miała informacji wskazujących na rzeczywiste zagrożenie stwarzane przez konkretne osoby w ruchu tradycjonalistycznym, ale wzięła to środowisko pod obserwację zakładając, że jest niebezpieczne jako takie. Dotyczyło to zarówno Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X jak i tradycjonalistów chodzących na Mszę święte sprawowane za zgodą biskupa miejsca.

Senator Hawley pytał szefa FBI również o problem narastającej przemocy antychrześcijańskiej, wskazując, że w 2024 roku doszło do 400 przejawów wrogości wobec kościołów, a od roku 2020 doszło do 500 ataków konkretnie na katolickie parafie. Patel wyjaśnił, że FBI zajmuje się 60 przypadkami przestępstw z nienawiści do katolicyzmu. Wymienił takie miasta jak Kansas City, Louisville, Houston, Nashville oraz Richmond.

Źródło: Life Site News Pach