„Bitwa Warszawska, która miała zatrzymać nieprzerwany marsz przeważających sił bolszewickiego agresora u wrót Warszawy, stała się momentem zwrotnym w dziejach Europy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że z upadkiem Warszawy nie tylko Polska, ale i cala środkowa Europa stanęłaby otworem dla sowieckiej inwazji – pisze ks. dr Józef Maria Bartnik SJ.
Przez wieki Polska była tarczą Europy przeciw inwazji azjatyckiej. W żadnym jednak momencie historii niebezpieczeństwo totalnego zniewolenia nie było tak groźne jak tym razem. Modlitwy zaś składane przez ręce Maryi, Patronki Stolicy i Królowej Polski, nigdy nie były tak gorące.
W obliczu nadciągającego nieszczęścia modlono się dosłownie wszędzie, nie tylko w kościołach, które nie mogły pomieścić wszystkich wiernych, choć otwarte były cała dobę. Od Starówki, siedziby Matki Bożej Łaskawej – Patronki Warszawy, aż do kościoła Świętego Krzyża tłum trwał na modlitwie, dzień i noc wzywając pomocy swojej Patronki i Królowej. Przed figura Najświętszej Panny znajdującej sie na otwartej przestrzeni Krakowskiego Przedmieścia czuwano i modlono się bez przerwy. Przypominano Łaskawej Patronce Stolicy, ze już raz złamała strzały Bożego gniewu i uratowała Warszawę przed czarną zarazą (epidemia cholery). Błagano, by zechciała uratować swój lud i swoje królestwo. Błagano, by zechciała zdusić czerwoną zarazę i zapobiegła rozniesieniu się krwawego bolszewickiego terroru, nie tylko w naszej Ojczyźnie, ale i w Europie.
Zdawano sobie sprawę z grozy sytuacji. Docierały do Warszawy przerażające wiadomości o tym, jak bolszewicy rozprawiali się z inteligencją i osobami duchownymi na zajmowanych ziemiach (piszę o tym szerzej w mojej przygotowanej do druku książce „Matka Boża Łaskawa w Bitwie Warszawskiej”) i tym żarliwiej błagano o cud. Tylko cud, tylko interwencja Niebios mogła powstrzymać ten nieubłagany, trwający od miesięcy zwycięski pochód Armii Czerwonej przez nasz kraj – w drodze na Zachód.
W sierpniu 1920 roku stojąca u wrót stolicy Armia Czerwona miała wielokrotną liczebną przewagę nad naszymi siłami. Bolszewicy byli absolutnie pewni zwycięstwa – ustalili nawet datę zajęcia stolicy i przejęcia władzy w Polsce na 15 sierpnia. W Wyszkowie czekał już tymczasowy rząd z Kohnem, Dzierżyńskim i Marchlewskim na czele. W Warszawie bolszewickich „wyzwolicieli” oczekiwała komunistyczna V kolumna, 40-tysieczna rzesza robotników, mająca godnie przywitać swoich „oswobodzicieli” i wraz z nimi roznieść w pył (czytaj: wymordować) warszawskich „burżujów i krwiopijców”.
Warszawa była praktycznie bezbronna. Wszyscy zdolni do walki mężczyźni na mocy dekretu o powszechnej mobilizacji już od miesięcy przebywali na froncie. Stolicy mieli bronić ochotnicy, gimnazjaliści, podrostki, dla których karabin często był przekraczającym ich siły ciężarem, i starzy weterani z powodu wieku pozostający poza czynną służbą.
Dopomogę wam
Wszystko to, co od momentu odzyskania niepodległości w 1917 roku przeżywała Polska, przewidziała Opatrzność Boża. Na 48 lat przed opisywanymi wydarzeniami sama Najświętsza Dziewica przygotowywała lud swojego kraju nie tylko na odzyskanie upragnionej niepodległości, ale także na to, co dzisiaj nazywamy wojną bolszewicko-polską (nb. nigdy oficjalnie niewypowiedziana).
W Wielki Piątek 1872 r. Matka Najświętsza przekazuje mistyczce Wandzie Nepomucenie Malczewskiej (obecnie kandydatce na ołtarze) następujące słowa:
„Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niezadługo powstaną dawni gnębiciele, aby ją zdusić. Ale moja młoda armia, w imię moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę”.
Rok później, w Święto Wniebowzięcia, Matka Boża mówi:
„Uroczystość dzisiejsza niezadługo stanie sie ŚWIĘTEM NARODOWYM was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie świetne zwycięstwo nad wrogiem dążącym do waszej zagłady.
To święto powinniście obchodzić ze szczególną okazałością” (ksiądz prałat G. Augustynik, Miłość Boga i Ojczyzny w życiu i czynach świątobliwej WandyMalczewskiej, wyd. VII, Arka, Wrocław 1998).
====================================
Wielki znak na niebie
Nie tylko Warszawa, ale cala Polska modli sie o ratunek. Na Jasnej Górze Episkopat Polski wraz z tysiącami wiernych śle błagania do Królowej Polski. Nie ma świątyni, w której by nie odprawiano wielogodzinnych nabożeństw błagalnych, a wszystko w atmosferze ZAWIERZENIA losów bolszewicko-polskiej wojny naszej Pani i Królowej.
Modlitwa tysięcy zjednoczonych serc wyprasza cud – PRAWDZIWY CUD – ukazanie się Najświętszej Dziewicy.
Matka Boża ukazuje sie w postaci Matki Łaskawej – Patronki Warszawy. Jest przecież z woli magistratu i ludu miasta tego Patronką – Tarczą i Obroną, od 1652 roku. Matka Łaskawa pojawia sie na niebie przed świtem, monumentalna postać, wypełniająca swoją Osobą całe ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Zjawia sie w otoczeniu husarii, polskiego zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem „W imię Maryi” rozegnało pogańskie watahy. Matka Boża trzyma w swych dłoniach jakby tarcze, którymi osłania miasto Jej pieczy powierzone.
Panika bolszewików
Postać Matki Bożej była widziana przez setki, lepiej powiedzieć: tysiące bolszewików atakujących polskie oddziały w bitwie o dostęp do stolicy. To pojawienie sie na niebie wywołało wśród sołdatów strach, przerażenie i panikę, której nie sposób opisać.
Naoczni świadkowie wydarzenia, zahartowani w boju, niebojący się ani Boga, ani ludzi, programowi ateiści, na widok postaci Maryi, groźnej „jak zbrojne zastępy”, rzucali broń, porzucali działa, tabor, aby w nieopisanym popłochu, na oślep, pieszo i konno, salwować się ucieczką. Przerażenie, jakie wywołało ujrzane zjawisko, i paniczny strach były tak silne, ze nikt nie myślał o konsekwencjach ucieczki z pola walki – karze śmierci dla dezerterów. Uciekinierzy poczuli sie bezpieczni dopiero w okolicach Wyszkowa i stąd – od ich słuchaczy – pochodzą pierwsze relacje o tym wstrząsającym wydarzeniu.
Można ubolewać, że fakt cudownej interwencji, łaskawej pomocy Matki Niebieskiej, fakt oczywisty, znany i przyjmowany przez ludzi, a relacjonowany przez dorosłych, żołnierzy, konsekwentnie przemilczano zarówno w przedwojennej Polsce, jak i później, w czasach rządów komunistycznych.
Niestety, również i teraz fakt ten jest pomijany milczeniem, choć z zupełnie innych przyczyn. W sanacyjnej Polsce oficjalnie podawana przyczyna Cudu nad Wisłą, czyli nagłego odwrotu zwycięskiej (do tej pory) Armii Czerwonej spod bram Warszawy, był tylko „geniusz Marszałka Piłsudskiego”.
Z kolei za rządów ateistycznych w komunistycznej Polsce nie do pomyślenia było nawet wspominanie o prawdziwym scenariuszu wydarzeń. Ukazanie sie Matki Bożej widziane i relacjonowane przez naocznych świadków, sowieckich żołnierzy, było przez historyków reżimu zaszufladkowane jako przypadkowa gra świateł na niebie, pobożna maryjna legenda, wymysł grupki pobożnych pań, a najczęściej w oficjalnych przemówieniach komunistycznych władz – pomijane całkowitym milczeniem.
W ukryciu patronuje stolicy
Po wielkim modlitewnym zrywie sierpnia 1920 r., na skutek wspomnianych uwarunkowań politycznych (odsyłam do mojej ksiazki „Matka Łaskawa w Bitwie Warszawskiej”) Patronka Stolicy została zapomniana.
Ufundowane przez polskie kobiety wotum dziękczynne przeznaczone dla Matki Bożej za uratowanie stolicy i Polski od okupacji bolszewickiej – złote berło i jabłko, zostało przekazane na Jasną Górę. Patronka Warszawy – Matka Łaskawa nie doczekała się od magistratu miasta i swojego ludu oficjalnego dowodu wdzięczności, dowodu pamięci.
Propaganda władzy sanacyjnej udowadniała, że żadnego cudu, objawienia się Matki Bożej w Ossowie nie było, bo być nie mogło. Zwyciężył bolszewików swoim geniuszem militarnym Józef Piłsudski! Sam zaś Marszałek w słowach skierowanych do ks. kard. A. Kakowskiego powiedział: „Eminencjo, ja sam nie wiem, jak myśmy te wojnę wygrali” (sic!).
Mijają lata – zapomniana Matka Łaskawa na Świętojańskiej w ukryciu patronuje stolicy. O tym patronacie wiedzą tylko czciciele staromiejskiej Madonny. Władysław z Gielniowa, drugi patron stolicy, staje sie powoli w świadomości warszawiaków głównym patronem miasta, co zresztą trwa po dziś dzień.
Wybucha druga wojna światowa. Mimo że miasto ma swoją Patronkę i wierną Opiekunkę, jednak w ferworze walk, konspiracji, koszmarze okupacji lud Warszawy nie pamięta o tym, nie szuka u swej Patronki pomocy. Nikt oficjalnie nie powierza Matce Bożej Łaskawej wojennych losów stolicy. Okupowana Warszawa wierzy w swój spryt, waleczność, ufność pokłada w filipinkach, butelkach z benzyną, niezawodnym orężu. TARCZA i OBRONA ludu warszawskiego, sprawdzona w ciężkich chwilach stolicy, Matka Najłaskawsza, wierna Przyjaciółka warszawian nie jest wzywana. Indywidualna modlitwa grupki wiernych na Świętojańskiej to wszystko.
O ile w 1920 roku całe miasto chroniło się pod płaszcz łaskawej opieki swej Patronki, o tyle w 1939 i 1944 roku o Matce Bożej nie pamiętano czy też nie chciano pamiętać, nie wzywano jej skutecznej opieki nad miastem. Nie zawierzono Tarczy i Obronie ludu warszawskiego losów stolicy i jej mieszkańców, co gorsza – nie pamiętano o zawierzeniu Powstania Warszawskiego.
Maria Okońska w swoich wspomnieniach pisze o powszechnej w czasie trwania powstania modlitwie maryjnej. Matce Bożej powierzano sie indywidualnie, ufano, ale zabrakło najważniejszego OFICJALNEGO zawierzenia przez dowództwo Armii Krajowej losów powstania Matce Bożej Łaskawej, od 292 lat patronującej stolicy.
Uważam, że nadszedł czas, aby zwrócić uwagę opinii publicznej na ten fakt i jego tragiczne skutki. Zaniedbanie to jest tym dziwniejsze, ze Polska od wieków jest Maryjna, a dowody opieki Matki Bożej nad naszym Narodem i Ojczyzną, poczynając od obrony Częstochowy, a na Cudzie 1920 roku kończąc, są tak oczywiste i niosące ufność w Jej niezawodną nieustającą pomoc.
Konsekwencja braku zawierzenia losów stolicy tej od wieków niezawodnej Tarczy i Obronie – Matce Łaskawej, była totalna klęska Powstania Warszawskiego, wykrwawienie Narodu, śmierć najwartościowszych synów tego miasta i w konsekwencji całkowite zburzenie i spalenie stolicy Polski.
Cóż, również i teraz historia sie powtarza. Władze Warszawy usiłują sobie radzić bez pomocy i wsparcia jej Patronki. W każdym urzędzie miejskim króluje komputer wraz z wizerunkiem syrenki – herbem stolicy.
Patronka miasta nie została zaproszona do współrządów. Na marginesie warto wspomnieć, ze Warszawa, dzieląca się dawniej na dwa miasta – Stare i Nowe, ma też dwa herby – Nowe Miasto (wokół kościoła Sióstr Sakramentek) ma w herbie Najświętszą Dziewicę, Stare Miasto zaś (od Barbakanu do placu Zamkowego) – mitologiczną syrenę.
Jest mi bardzo przykro, że Patronka Stolicy – Matka Łaskawa, znana praktycznie od 1920 roku, nie jest kochana i publicznie czczona. Ubolewam, że prezydenci miasta z magistratem nie zawierzają swej pracy Jej opiece. Że rektorzy wyższych uczelni, przedstawiciele policji, służb miejskich nie ślubują Jej służyć – nawet w kontekście tylko indywidualnego zawierzenia.
Od blisko dwóch lat w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na Starówce (ul. Swietojanska 10) w kazdą pierwszą sobotę miesiąca podczas sprawowanej przeze mnie o godz. 8.30 Mszy Świętej dokonywany jest publicznie akt zawierzenia Matce Bożej. Przybywają na tę Mszę Świętą właściciele małych firm i dużych zakładów pracy. To tutaj Warszawskie Zakłady Kaletnicze „Noma” zawierzyły swoją działalność i wszystkich pracowników, fundując wotum – klęcznik do Komunii Świętej dla wiernych sanktuarium. Ciągle przybywa nowych czcicieli Matki Łaskawej, bo jedni od drugich dowiadują się o błogosławionych skutkach tego pierwszosobotniego zawierzenia. Kończąc, wyrażam nadzieję, że może pewnego dnia władze miasta – nawet incognito – przybędą na Świętojańską, nie tylko, aby się Matce Łaskawej pokłonić, ale też aby zaprosić Ją do współpracy.
ks. dr Józef Maria Bartnik SJ
———————————
Jestem Słowem – Ave Maria Dedykowana kompozycja fortepianowa na chwałę Najświętszej Maryi Panny.
7 marca 2025 – Witryna internetowa Ticinolive (z której pochodzi tekst poniżej zamieszczony) to dziennik prowadzony we włoskojęzycznej części Szwajcarii.
——————————–
ZSRR miał gułag. Ale UE też ma swój własny, nazywany „poprawnością polityczną”. Podczas obecnej kampanii wyborczej i w związku z dyskusją na temat „skradającego się przystąpienia” Szwajcarii do UE, warto ponownie przedstawić ostrą analizę UE autorstwa Władimira Bukowskiego, opublikowaną już na tym portalu ponad 6 lat temu.
Kiedy Bukowski przedstawił swoją analizę paraleli między ZSRR a Unią Europejską, Oczywiście, prounijne media nie były zainteresowane publikacją owej niewygodnej analizy, a dziś – są jeszcze mniej. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę poważne problemy pojawiające się w różnych krajach członkowskich UE, niektórzy byli pod wrażeniem analizy Bukowskiego zatytułowanej „Unia Europejska – nowy Związek Radziecki?”, którą poniżej przytaczamy.
„To naprawdę zaskakujące, że po pogrzebaniu jednego potwora, tj. ZSRR, konstruuje się nowego – bardzo podobnego, czyli UE. Czym tak naprawdę jest UE?
Być może uzyskamy pewne tego wyobrażenie, analizując jej sowiecką wersję. ZSRR był rządzony przez 15 niewybieralnych osób, które mianowały się wzajemnie i przed nikim nie odpowiadały. UE jest rządzona przez dwa tuziny powołujących się nawzajem osób, które spotykają się za zamkniętymi drzwiami, przed nikim nie odpowiadają i których nie można odwołać.
Ktoś może stwierdzić, że UE posiada wybrany parlament, ale i ZSRR również miał coś w rodzaju parlamentu, tj. Najwyższy Sowiet, który bez jakichkolwiek dyskusji zatwierdzał decyzje Politbiura, podobnie jak robi to Parlament Europejski, gdzie czas wystąpień dla każdej grupy jest ograniczony – często do jednej minuty na wypowiedź.
W UE są dziesiątki tysięcy eurokratów (europejskich biurokratów) z ich ogromnymi honorariami, personelem, służbą, premiami, przywilejami, dożywotnim immunitetem prawnym, który – całkiem zwyczajnie – transferowany jest z jednego stanowiska na drugie, niezależnie od tego, czy wykonują swoją pracę dobrze, czy źle. Czy to nie jest bardzo podobne do ZSRR?
ZSRR został stworzony poprzez przymus, często za pomocą zbrojnej okupacji. UE jest tworzona nie za pomocą siły militarnej, ale poprzez przymus i terror ekonomiczny. Aby przetrwać, ZSRR nieustannie się rozszerzał. Gdy przestał się rozszerzać, zaczął się jego upadek. Przypuszczam, że to samo stanie się z UE.
Mówiono nam, że celem ZSRR było stworzenie nowego bytu historycznego – Narodu Sowieckiego. Mieliśmy zapomnieć o naszych narodowościach, tradycjach i zwyczajach. To samo wydaje się dziać w UE. Nie chcą, aby ktoś był Anglikiem czy Francuzem. Chcą uczynić z was wszystkich nowy byt historyczny – Europejczyków. Chcą stłumić wasze uczucia narodowe i zmusić was do życia jako wspólnota wielonarodowa.
Jednym z wielkich celów ZSRR byłozniszczenie państw narodowych. I dokładnie to samo widzimy dzisiaj w UE. Bruksela zamierza połknąć państwa narodowe, tak aby przestały istnieć. System sowiecki był skorumpowany od góry do dołu. To samo dotyczy UE. Te same antydemokratyczne działania, które widzieliśmy w ZSRR, kwitną w UE. Ci, którzy się im sprzeciwiają i je potępiają, są uciszani lub karani. Nic się nie zmieniło.
W ZSRR mieliśmy gułag. Sądzę, że mamy go również w UE – intelektualny gułag zwany ‚poprawnością polityczną’. Jeśli ktoś próbuje powiedzieć, co myśli na temat kwestii rasy czy płci, lub jeśli jego opinie nie są uznawane za właściwe, zostaje wykluczony. To początek gułagu. To początek utraty waszej wolności. W ZSRR wierzono, że jedynie forma państwa federalnego zapobiegnie wojnie. W UE mówi się wam dokładnie to samo.
Krótko mówiąc, w obydwu systemach znajdujemy dokładnie tę samą ideologię i te same reguły. UE odpowiada staremu modelowi sowieckiemu, tyle że w wydaniu zachodnim. Ale podobnie jak ZSRR, UE nosi w sobie zalążki własnego unicestwienia. Niestety, kiedy się zawali – a przyjdzie taki dzień, że się zawali – pozostawi po sobie ogromne zniszczenia oraz gigantyczne problemy ekonomiczne oraz etniczne.
Stary system sowiecki nie był reformowalny. To samo dotyczy UE. Ale istnieje alternatywa dla rządów dwóch tuzinów samozwańczych urzędników brukselskich. Nazywa się Niepodległość. Nie musicie akceptować tego, co dla was przygotowali. Nigdy nie zapytano was, czy chcecie do nich dołączyć.”
Bukowski kończy swoją wypowiedź, mówiąc Europejczykom: „Żyłem w waszej przyszłości i to nie sprawdziło się…”
Włoska policja zatrzymała obywatela Ukrainy podejrzanego o koordynację ataków na gazociągi Nord Stream 1 i 2 – poinformowała w czwartek niemiecka prokuratura generalna. Zarzuca mu się m.in. doprowadzenie do eksplozji i sabotaż.
Wyciek gazu w Nord Stream 2 / fot. Danish Defence / forsvaret.dk
Zatrzymanie Ukraińca we Włoszech
Włoska policja zatrzymała obywatela Ukrainy Serhija K. podejrzanego o koordynację ataków na gazociągi Nord Stream 1 i 2 – poinformowała niemiecka prokuratura generalna. Mężczyznę ujęto nocą ze środy na czwartek w prowincji Rimini, na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Agencja ANSA podała, że 49-letniego Serhija K. zatrzymano w San Clemente.
Ustalenia prokuratury Niemiec
Zdaniem prokuratury Serhij K. należał do grupy, która umieściła na rurach ładunki wybuchowe i prawdopodobnie był jednym z koordynatorów całej akcji.
Zatrzymany i jego towarzysze mieli korzystać z jachtu, który wypłynął z Rostocku. Łódź wynajęto od niemieckiej firmy na fałszywe dokumenty i z pomocą pośredników. Nie podano informacji o innych osobach ani o możliwym motywie.
Deportacja i dalsze czynności
Jak przekazała agencja dpa, Serhij K. zostanie deportowany i stanie przed niemieckim sędzią. Na razie nie wiadomo, kiedy będzie mógł zostać przekazany stronie niemieckiej.
Eksplozje gazociągów Nord Stream
Do zniszczenia trzech z czterech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2 doszło 26 września 2022 r., na głębokości ok. 80 m na dnie Morza Bałtyckiego. Nikt nie przyznał się do zniszczeń. Rosja oskarżyła USA, czemu Waszyngton zaprzeczył. Ukraina również zaprzeczyła udziałowi.
W lutym 2024 r. Dania i Szwecja zamknęły swoje postępowania. Duńskie władze stwierdziły umyślny sabotaż, lecz uznały, że brak jest podstaw do wszczęcia postępowania karnego. Szwecja zakończyła śledztwo powołując się na brak jurysdykcji.
37 lat temu, 17 sierpnia 1988 roku, generał Muhammad Zia-ul-Haq zginął w tajemniczej katastrofie lotniczej, która jednym, niszczycielskim ciosem zabiła niemal wszystkich członków pakistańskiego dowództwa wojskowego.
W katastrofie Pak-1, specjalnie skonfigurowanego samolotu C-130 Hercules, w pobliżu Bahawalpur zginął nie tylko prezydent Pakistanu i dowódca armii, ale także przewodniczący Komitetu Połączonych Szefów Sztabów, generał Akhtar Abdur Rahman, kilku wysokich rangą pakistańskich oficerów wojskowych, ambasador USA Arnold Lewis Raphel oraz generał brygady Herbert M. Wassom, szef amerykańskiej misji pomocy wojskowej dla Pakistanu.
—————————————————————–
Strategiczne dziedzictwo Zii: Architekt ambicji i dokonań nuklearnych Pakistanu
Zanim przyjrzymy się tajemniczym okolicznościom jego śmierci, należy docenić osiągnięcia Zii w polityce zagranicznej. Podczas swoich rządów ( 1978–1988 ) Zia przekształcił Pakistan ze średniego gracza regionalnego w regionalną potęgę, zdolną do zmiany strategicznego krajobrazu. Jego najważniejszym osiągnięciem było doprowadzenie pakistańskiego programu zbrojeń jądrowych do niemal całkowitego ukończenia, przy jednoczesnym skutecznym zrównoważeniu presji zimnej wojny.
Po tym, jak Indie przeprowadziły swoją pierwszą próbę nuklearną – o kryptonimie „Uśmiechnięty Budda” – 18 maja 1974 roku, Pakistan szybko przystąpił do realizacji własnego programu zbrojeniowego. W odpowiedzi na ten krok, ówczesny premier Pakistanu Zulfikar Ali Bhutto obiecał, że jego kraj nie zostanie w tyle.
„Będziemy jeść trawę lub liście, nawet głodować, ale zdobędziemy coś dla siebie” – oświadczył. Wskazując na istniejące arsenały innych sił państw rządzonych przez religie, zauważył: „Jest bomba chrześcijańska, bomba żydowska, a teraz bomba hinduska. Dlaczego nie bomba islamska?”
Kiedy Zia objął władzę w 1978 roku, kontynuował plan pakistańskiej klasy rządzącej, mający na celu przekształcenie tego południowoazjatyckiego kraju w mocarstwo nuklearne. W 1987 roku Zia powiedział w Carnegie Endowment, że Pakistan dąży do posiadania wystarczającego potencjału nuklearnego, „aby stworzyć wrażenie odstraszania”. Jego śmiałe oświadczenie, że Pakistan jest „o krok od bomby”, wywołało szok w środowiskach wywiadowczych na całym świecie.
Sukces programu nuklearnego potwierdził słuszność wizji Zii. Pakistan przeprowadził pierwsze udane testy nuklearne 28 maja 1998 roku, stając się siódmą potęgą jądrową na świecie.
Nieprzewidywalna polityka zagraniczna Pakistanu pod rządami Zii
Polityka zagraniczna Zii wykazała się niezwykłą przenikliwością strategiczną. Jako główny architekt afgańskiego oporu przeciwko inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan w 1979 roku, z powodzeniem przekonał początkowo niechętnych Amerykanów do udzielenia im ogromnej pomocy wojskowej. Weteran CIA, Bruce Riedel, podkreślił, że „wojnę z Sowietami w Afganistanie prowadził Zia, a nie my”. Zia odrzucił początkową ofertę pomocy prezydenta Cartera w wysokości 400 milionów dolarów, uznając ją za „nieznaczną ” i ostatecznie uzyskał 3,2 miliarda dolarów pomocy wojskowej i gospodarczej od administracji Reagana.
Jednocześnie Zia dążył do zacieśnienia więzi z Chinami i utrzymywał złożone relacje z Iranem, pomimo nacisków ze strony wyznawców. Podczas wojny iracko-irańskiej Pakistan oficjalnie zachował neutralność, jednocześnie potajemnie wspierając Iran. W 1979 roku Zia nazwał ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego „symbolem islamskiej rebelii” i był jednym z pierwszych krajów, które dyplomatycznie uznały Islamską Republikę Iranu. Pakistan podobno prowadził tajne transakcje zbrojeniowe, w ramach których chińska i amerykańska broń była wysyłana do Iranu, w tym pociski Silkworm i Stinger, pierwotnie przeznaczone dla afgańskich mudżahedinów, które odegrały decydującą rolę dla Iranu w „wojnie tankowców” przeciwko Irakowi.
Fatalny lot: 17 sierpnia 1988 roku.
Wydarzenia tego pamiętnego dnia rozpoczęły się rutynowo. Zia udał się do Bahawalpur, aby obejrzeć pokaz czołgu M1 Abrams armii amerykańskiej na poligonie Thamewali. Po udanej demonstracji, zorganizowanej przez generała dywizji Mahmuda Alego Durraniego, Zia wraz z delegacją odleciał wojskowym helikopterem, a następnie przesiadł się na specjalnie skonfigurowany samolot C-130, którym odbył lot powrotny do Islamabadu.
O godzinie 15:40 czasu pakistańskiego samolot Pak-1 wystartował z lotniska Bahawalpur z trzydziestoma osobami na pokładzie, w tym 17 pasażerami i 13 członkami załogi. Samolot został wyposażony w klimatyzowaną kapsułę VIP, w której siedzieli Zia i jego amerykańscy goście, oddzieleni ścianą od części pasażerskiej i załogi. Przez dwie minuty i trzydzieści sekund samolot wzbijał się w czyste niebo. Start przebiegł płynnie i bez problemów.
O 15:51 wieża kontroli lotów w Bahawalpur straciła kontakt. Świadkowie, na których powołuje się oficjalne pakistańskie śledztwo, poinformowali, że C-130 zaczął kołysać się „w górę i w dół” podczas niskiego lotu, po czym wszedł w „niemal pionowe nurkowanie” i eksplodował w momencie uderzenia. Samolot rozbił się z tak dużą siłą, że został rozerwany na kawałki, a jego szczątki rozrzucone zostały na dużym obszarze. Wszystkie 30 osób na pokładzie zginęło na miejscu.
Generał brygady Naseem Khan, pilotujący w pobliżu francuski śmigłowiec Puma, był jednym z pierwszych, którzy przybyli na miejsce katastrofy. „Okrążyłem go dookoła” – wspominał później – „Samolot rozbił się niemal pod kątem prostym. Najpierw zauważyłem czapkę generała Wassoma, a potem czapkę z daszkiem generała Akhtara Rahmana. Potem mój wzrok padł na odciętą nogę, ubraną w czarną skarpetkę i czarny but. Podejrzewałem, że należała do generała Zii”.
Zaczyna się tuszowanie
Pakistańska komisja śledcza stwierdziła, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy był akt sabotażu w samolocie. Śledczy zasugerowali, że toksyczne gazy pozbawiły pasażerów i załogę przytomności, uniemożliwiając nadanie sygnału SOS. Co ciekawe, pomimo wyposażenia wcześniejszych modeli C-130 w rejestratory lotu, po katastrofie ich nie znaleziono.
Reakcja Amerykanów okazała się równie podejrzana. Według Barbary Crossette, byłej szefowej Biura Azji Południowej w „New York Times” i członkini Rady Stosunków Zagranicznych, ambasador Robert Oakley i generał George B. Crist z CENTCOM odrzucili propozycję, aby FBI zbadało katastrofę, w której zginęli ambasador USA i generał. Zamiast tego zorganizowali międzyresortowe dochodzenie w Pentagonie i Departamencie Stanu. Obaj urzędnicy przeprosili później Kongres za tę decyzję.
W ciągu dwóch miesięcy od katastrofy, rząd amerykański jako jedyny propagował teorię, że przyczyną katastrofy była awaria mechaniczna. Z drugiej strony, większość Pakistańczyków od początku zakładała, że doszło do zamachu.
Wstrząsające rewelacje ambasadora Johna Gunthera Deana
Najbardziej kontrowersyjne oskarżenia dotyczące śmierci Zii pochodziły z nieoczekiwanego źródła. John Gunther Dean [z pochodzenia Żyd z Wrocławia md] , który w 1988 roku pełnił funkcję ambasadora USA w Indiach, był wybitnym dyplomatą z czterdziestoletnim stażem, który piastował więcej stanowisk ambasadorskich niż większość wysłanników. Dean miał wyjątkową możliwość obserwowania skutków śmierci Zii i tego, co, jak podejrzewał, zakończy jego karierę dyplomatyczną.
Dean uważał, że spisek mający na celu eliminację generała Zii nosił znamiona Izraela, a konkretnie izraelskiej agencji wywiadowczej Mossad . Jego podejrzenia nie były absurdalne. Dean miał osobiste doświadczenie z operacjami izraelskimi. Osiem lat wcześniej, gdy pełnił funkcję ambasadora w Libanie, Izraelczycy zabiegali o jego wsparcie dla swoich lokalnych projektów, zakładając, że inny Żyd będzie skłonny z nimi współpracować. Kiedy Dean odrzucił te propozycje i oświadczył, że jego główna lojalność należy się Ameryce, podjęto próbę zamachu na jego życie.
28 sierpnia 1980 roku Dean, jego żona, córka i zięć cudem uniknęli poważnych obrażeń w ataku konwoju samochodowego na przedmieściach Bejrutu. Amunicja ostatecznie zostały zidentyfikowane jako pochodzące z Izraela. Dean później odkrył, że libańska grupa, która przyznała się do ataku, była utworzoną przez Izrael organizacją przykrywkową, wykorzystywaną do przeprowadzania ataków terrorystycznych Mossadu.
Śledztwo Barbary Crossette
W 2005 roku, po 17 latach milczenia, Dean w końcu ujawnił swoje podejrzenia Barbarze Crossette, w ramach przełomowego śledztwa. Artykuł Crossette, liczący 5000 słów, „Kto zabił Zię?”, ukazał się w prestiżowym czasopiśmie „World Policy Journal”, wydawanym przez nowojorską The New School pod kierunkiem Stephena Schlesingera.
Teoria Deana koncentrowała się na obawach Izraela dotyczących pakistańskiego programu nuklearnego.
Kilka lat przed śmiercią Zia podjął śmiałe kroki w celu rozwinięcia programu zbrojeń nuklearnych. Chociaż jego głównym celem było zrównoważenie indyjskiego arsenału nuklearnego, Zia obiecał udostępnić tę broń innym krajom muzułmańskim, w tym na Bliskim Wschodzie. Ta możliwość wzbudziła poważne obawy w izraelskiej „społeczności bezpieczeństwa narodowego”.
Według dziennikarza Erica Margolisa, Izrael wielokrotnie próbował wciągnąć Indie do wspólnego ataku na pakistańskie obiekty jądrowe. Po starannym namyśle Indie odmówiły. To postawiło Izrael w trudnej sytuacji. Zia był dumnym dyktatorem wojskowym, mającym bardzo bliskie powiązania z USA, co wzmacniało jego wpływy dyplomatyczne. Pakistan znajdował się 3200 km od Izraela i dysponował silną armią, co praktycznie uniemożliwiało przeprowadzenie jakiegokolwiek dalekosiężnego nalotu bombowego, podobnego do ataku na iracki reaktor Osirak w 1981 roku. W rezultacie jedyną opcją pozostawało zabójstwo.
Odwet wobec dyplomaty
Dean wybrał odpowiednie kanały dyplomatyczne zamiast ujawnienia się w mediach. Natychmiast udał się do Waszyngtonu, aby podzielić się swoimi poglądami z przełożonymi Departamentu Stanu i innymi czołowymi urzędnikami administracji.
Po dotarciu do Waszyngtonu Dean został szybko uznany za niepoczytalnego, odmówiono mu powrotu na placówkę w Indiach i wkrótce zmuszono go do rezygnacji. Jego czterdziestoletnia kariera w służbie rządowej gwałtownie się zakończyła.
Deana wysłano do Szwajcarii na „odpoczynek” na sześć tygodni, po czym pozwolono mu wrócić do New Delhi, aby spakował swoje rzeczy i złożył rezygnację. Stracił świadczenia lekarskie i poświadczenie bezpieczeństwa z powodu swoich poglądów na temat katastrofy. Oskarżenie o „zaburzenia psychiczne” skutecznie zakończyło wszelkie dochodzenie w sprawie jego zarzutów.
Można by się spodziewać, że tak głośne doniesienia z tak wiarygodnego źródła wzbudzą spore zainteresowanie prasy, ale zamiast tego historia została całkowicie zignorowana i zbojkotowana przez wszystkie północnoamerykańskie media. Stephen Schlesinger, który spędził dekadę na czele World Policy Journal, wkrótce po publikacji zniknął z nagłówka, a jego zatrudnienie w The New School dobiegło końca.
Ron Unz z pewnym zaskoczeniem zauważył, że artykuł nie jest już dostępny na stronie internetowej World Policy Journal, choć tekst nadal jest dostępny za pośrednictwem Archive.org. Nawet szczegółowy nekrolog Deana w „New York Timesie” przedstawiał jego znakomitą karierę w pochlebnych słowach, nie poświęcając ani jednego zdania dziwacznym okolicznościom, w jakich się zakończyła.
Dziedzictwo Zii trwa
Wzorce wypracowane za czasów Zii nadal wpływają na politykę zagraniczną Pakistanu, często powodując napięcia z tradycyjnymi sojusznikami. Integracja Pakistanu z chińską Inicjatywą Pasa i Szlaku poprzez chińsko-pakistański Korytarz Gospodarczy stanowi przykład niezależnego sojuszu, który charakteryzował podejście Zii do stosunków międzynarodowych.
Jednak niedawne ataki na obywateli Chin pracujących w Pakistanie mają niepokojące podobieństwa do tajnych planów potencjalnego ataku na pakistański program nuklearny z lat 80. XX wieku. To, co miało być bezpiecznym korytarzem handlowym i energetycznym łączącym Xinjiang z Gwadarem, stało się punktem zapalnym rebelii. Separatyści beludżystańscy, a zwłaszcza Armia Wyzwolenia Beludżystanu (BLA), wielokrotnie atakowali chiński personel i infrastrukturę, dążąc do zniweczenia partnerstwa Pakistanu z Chinami.
Działania te obejmowały zabójstwo dziewięciu chińskich inżynierów w projekcie elektrowni wodnej Dasu w 2021 roku, operację Dara-e-Bolan w styczniu 2024 roku i porwanie Jaffar Express w marcu 2025 roku, w którym zginęło 59 osób.
Każde nowe porozumienie CPEC, w tym sześć podpisanych w 2023 roku, wywoływało kolejne fale przemocy, podkreślając podatność projektu na zagrożenia. Daleko od odosobnionych incydentów, ta ciągła seria ataków uwypukla, jak grupy bojowników i ich mocarstwa-patroni postrzegają osłabianie CPEC jako kluczowy czynnik osłabiający sojusz chińsko-pakistański.
Spekulacje na temat wsparcia zachodnich wywiadów dla separatystów beludżyjskich zyskały na popularności w ostatnich latach. Instytut Badań Mediów Bliskiego Wschodu (MEMRI), z udokumentowanymi powiązaniami z izraelskim wywiadem, uruchomił w 2025 roku Projekt Studiów Beludżystanu. Inicjatywa ta podkreśliła strategiczne znaczenie Beludżystanu dla monitorowania programu nuklearnego Iranu i Pakistanu, sugerując, że Izrael nadal jest zainteresowany wykorzystaniem regionalnych napięć etnicznych do realizacji szerszych celów geopolitycznych.
Porównanie do Imrana Khana
Odsunięcie premiera Imrana Khana w 2022 roku jest uderzająco podobne do presji, z jaką Zia zmagał się, aby utrzymać niezależność w polityce zagranicznej. Naleganie Khana na neutralność w konflikcie rosyjsko-ukraińskim rozgniewało Waszyngton, podobnie jak poparcie Zii dla Iranu podczas wojny iracko-irańskiej wywołało tarcia z przedstawicielami administracji Reagana.
Wyciekły dokument dyplomatyczny opublikowany przez The Intercept ujawnił, że urzędnik Departamentu Stanu USA Donald Lu wyraźnie powiązał odwołanie Khana z jego polityką wobec Rosji. „Myślę, że jeśli głosowanie w sprawie wotum nieufności wobec premiera zakończy się sukcesem, wszystko zostanie wybaczone w Waszyngtonie, ponieważ wizyta w Rosji jest traktowana jako decyzja premiera” –stwierdził Lu. „W przeciwnym razie myślę, że będzie ciężko”.
Khan został odwołany w wyniku wotum nieufności 10 kwietnia 2022 roku, dokładnie miesiąc po groźnym spotkaniu z przedstawicielami USA.
Podobieństwo do losu Zii sprzed trzydziestu czterech lat jest niewątpliwe: pakistańscy przywódcy, którzy prowadzą niezależną politykę zagraniczną, będą musieli zmierzyć się z ogromną presją ze strony Waszyngtonu i mogą zostać bezceremonialnie odsunięci od władzy.
Relacje irańsko-pakistańskie: od konfliktu do współpracy
Wymiana pocisków między Iranem a Pakistanem w styczniu 2024 roku, oparta na zasadzie odwetu, początkowo wydawała się stanowić niebezpieczną eskalację. Iran zaatakował cele separatystów beludżyjskich w pakistańskim Beludżystanie 16 stycznia, zabijając dwoje dzieci. Pakistan odpowiedział atakiem dwa dni później, atakując bojowników beludżyjskich w irańskiej prowincji Sistan-Beludżystan, zabijając dziewięć osób, w tym czworo dzieci.
Jednak szybkie rozwiązanie dyplomatyczne odzwierciedlało podejście Zii do zarządzania relacjami regionalnymi. W ciągu kilku dni oba kraje zgodziły się na deeskalację konfliktu kanałami dyplomatycznymi. 29 stycznia 2024 roku nieżyjący już minister spraw zagranicznych Iranu Hossein Amir-Abdollahian odwiedził Pakistan, co doprowadziło do zawarcia porozumień o zacieśnieniu współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i wymianie informacji wywiadowczych. Ten szybki powrót do współpracy odzwierciedlał pragmatyczną dyplomację, jaką Zia stosował podczas wojny iracko-irańskiej.
Ten krok odzwierciedla również nowe wyzwanie, jakim jest kwestionowanie judeoamerykańskiej perfidii w odniesieniu do aktywizacji bojowników beludżyjskich przeciwko interesom bezpieczeństwa zarówno Iranu, jak i Pakistanu.
Iran i Pakistan są coraz bardziej zaniepokojone rosnącymi powiązaniami między separatystami beludżyjskimi a Izraelem, które oba państwa postrzegają jako bezpośrednie zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. Jak powiedział Mansur Khan Mahsud z pakistańskiego Centrum Badawczego FATA w wywiadzie dla The Cradle: „Podczas niedawnego 12-dniowego starcia między Iranem a Izraelem, Teheran zauważył ścisłe powiązania między separatystami beludżyjskimi a Izraelem. Wymiana informacji wywiadowczych z Tel Awiwem doprowadziła do znacznych strat ludzkich i infrastrukturalnych po stronie Iranu”.
Teheran posunął się dalej w swoich oskarżeniach, bezpośrednio obciążając Tel Awiw i oskarżając Izrael o rekrutację i rozmieszczanie najemników za pośrednictwem Zjednoczonego Frontu Wyzwolenia Beludżystanu (BLUF). Abdullah Khan z Pakistańskiego Instytutu Studiów nad Konfliktami i Bezpieczeństwem ostrzegł: „Iran zacieśnia więzi z Pakistanem w obliczu rosnącego poparcia bojowników dla Izraela. Ich relacje z Tel Awiwem jeszcze bardziej się zacieśnią, gdy Iran zmieni swoją politykę i podejmie działania przeciwko kryjówkom BLA i BLF na swoim terytorium. Indie nawiązały silne więzi z obiema grupami, co pozwala im pełnić rolę pomostu łączącego je z Izraelem”.
Rzeczywistość wielobiegunowa
Dzisiejsze środowisko geopolityczne coraz bardziej przypomina skomplikowaną równowagę, którą Zia utrzymywał w latach 80. XX wieku. Współpraca Pakistanu z Chinami i Iranem w różnych kontekstach – od CPEC po regionalną współpracę w zakresie bezpieczeństwa przeciwko izraelskiej polityce zagranicznej o charakterze żydowsko-akceleracjonistycznym – stanowi przykład strategii zabezpieczającej, której Zia był pionierem.
Pojawienie się wielobiegunowego porządku świata, w którym Chiny i Rosja kwestionują amerykańską hegemonię, stwarza Pakistanowi alternatywę dla całkowitego uzależnienia od Waszyngtonu. Odzwierciedla to strategiczną przestrzeń, którą Zia stworzył, równoważąc presję zimnej wojny z realizacją niezależnych interesów Pakistanu.
Pojawienie się Indii jako strategicznego partnera zarówno dla Izraela, jak i Stanów Zjednoczonych stwarza nowe punkty nacisku dla Pakistanu. Ta zbieżność interesów Izraela i Ameryki w odniesieniu do Pakistanu odzwierciedla strategiczne kalkulacje, które mogły być motywacją do podjęcia działań przeciwko Zii w 1988 roku. Ciągły sprzeciw Pakistanu wobec Indii, w połączeniu z rosnącym sojuszem z Chinami i Iranem, stawia go w opozycji do rodzącej się osi USA-Indie-Izrael.
Tak jak śmierć Zia-ul-Haqa zakończyła pewną epokę, tak nierozwiązane kwestie związane z jego śmiercią wciąż wpływają na decyzje dotyczące pakistańskiej polityki zagranicznej w świecie, w którym stare sojusze zanikają, a nowe linie podziału pojawiają się.
Najnowsza odsłona sprawy rodziny Klamanów, której dzieci zostały – bez powodu – odebrane przy użyciu przemocy i przekazane szwedzkim służbom, pokazuje, jak zatrważająca i wołająca o pomstę do nieba jest skala zbrodni przeciwko władzy rodzicielskiej, jakie popełnia rząd w Warszawie. Uznaniowość i absurdalność tych bezprawnych działań wymaga poważnej refleksji na temat zmian prawnych, które – na poziomie konstytucji – zapowiedział prezydent Karol Nawrocki.
Gdy rok temu po raz pierwszy usłyszałem o rodzinie Klamanów, zastanawiałem się, czy tak nieprawdopodobna sytuacja naprawdę mogła się wydarzyć. Dziś wiem ponad wszelką wątpliwość: to naprawdę się stało. Polska rodzina dysponująca wyłącznie polskim obywatelstwem mieszkała od kilku lat w Szwecji. Po tym jak jedna z córek, nastolatka przeżywająca okres buntu, nierozważnie poskarżyła się w szkole, że rodzice „zmuszają” ją do wykonywania obowiązków domowych, uruchomiła się nieludzka machina. Dziecko zostało odebrane rodzicom i nic nie pomogło, że samo przyznało się, iż skłamało, by odgryźć się rodzicom. Jednorazowe pogwałcenie władzy rodzicielskiej nie wystarczyło jednak szwedzkim służbom, które wystąpiły o „przekazanie” do „pieczy zastępczej” pozostałych trzech córek.
Rodzice wyjechali do Polski, by uratować pozostałe dzieci. Sądzili, że w Polsce będą bezpieczni…
I tu wydarza się najbardziej niewiarygodna część historii. Rząd Donalda Tuska nie zdecydował się bronić polskiej rodziny przed działaniami zagranicznej organizacji przestępczej (bo jak nazwać instytucję, która trudni się odbieraniem dzieci z byle wydumanego powodu?), mało tego – nie zdecydował się nawet zostawić tej rodziny w spokoju.
Nastąpił dramatyczny finał. „Polska” policja nasłana przez „polskie” władze wkroczyła do domu państwa Klamanów i siłą odebrała pozostałe trzy córki po to, by następnie przekazać je w ręce zagranicznej organizacji trudniącej się de facto porywaniem dzieci. Z pogwałceniem wszelkich praw, w tym międzynarodowych, dzieci zostały nie tylko odebrane rodzicom, ale również rozdzielone, chociaż powinny przynajmniej znaleźć się razem w „pieczy zastępczej”.
Czy to już dla Państwa za wiele? Jeżeli tak, to mam złe wieści. Nie jest to najbardziej tragiczny przypadek wrogich działań „polskiej” władzy przeciwko polskim obywatelom. Jestem świeżo po rozmowie z mec. Magdaleną Majkowską, zawodowo zajmującą się podobnymi nadużyciami, do której Czytelników z naciskiem odsyłam (pod tym linkiem). A tymczasem przytoczę tylko jeden z wielu omawianych w naszej rozmowie przypadków.
Chodzi o kobietę, którą media określają jako Magdalenę W. Została skazana za „drobne oszustwo internetowe”, którego rzekomo miała się dopuścić. Nie była jednak w stanie stawić się na prace społeczne, ponieważ była w ciąży. Tu do akcji wkroczyła „polska” władza. Kobieta trafiła do więzienia, a dzieci – choć mają ojca i babcię, którzy deklarowali opiekę – zostały gwałtem odebrane rodzinie i przekazane do tzw. pieczy zastępczej. Gdy matka była w więzieniu 4-miesięczny Oskarek, pozbawiony właściwej opieki i pokarmu… zmarł. Tak, dobrze Państwo czytają. Zmarł.
Czy na tym kończy się bestialska nikczemność „polskiej” władzy? Nie. Zrozpaczona pani Magdalena została doprowadzona na pogrzeb własnego dziecka… w kajdankach i stroju więziennym, po czym nie pozwolono jej nawet otrzeć twarzy, gdy patrzyła jak jej ukochane dziecko – zamordowane przez bezduszny system gwałcący wszelkie prawo ludzkie i Boskie – jest spuszczane w trumnie do ziemi.
U źródeł bezprawia
Co jest nie tak z prawem obowiązującym w Polsce i co należy rekomendować prezydentowi Nawrockiemu przy pisaniu nowej ustawy zasadniczej – o tym w rozmowie z mec. Majkowską (pod tym linkiem). Tu podkreślę i rozwinę zagadnienie samej władzy rodzicielskiej, której niewłaściwe rozumienie, albo po prostu gwałcenie leżą u podstaw tak przerażających i skandalicznych działań rządu w Warszawie.
Zacznijmy od tego, że coraz częściej mówi się nam o tzw. „prawach rodzicielskich”, a nie o władzy rodzicielskiej. Już na etapie języka mamy do czynienia z próbą zafałszowania prawdy na temat władzy, którą dysponujemy. Mówienie o prawach rodzicielskich – w logice dzisiejszego państwa, które uzurpuje sobie możliwość ingerowania we wszystkie dziedziny naszego życia – może sugerować, że te prawa są nam „przyznane” przez Konstytucję, czyli de facto przez władzę ustawodawczą.
Nic bardziej mylnego. Władza rodzicielska jest władzą odrębną od władzy politycznej, wyprzedza ją i ma przed nią pierwszeństwo w sprawach dotyczących dobra i wychowania dzieci. Źródłem takiego stanu rzeczy jest prawo naturalne, które dla wszystkich ludzi wszystkich epok było w tej kwestii jasne i niekwestionowalne. Gdy władza próbuje czynić się „właścicielem” naszych dzieci, jest to niesprawiedliwość tak oczywista, tak rażąca i tak bezdyskusyjna, że – nawet bez głębszego poparcia filozoficznego czy religijnego – w praktyce uznajemy fakty płynące z prawa naturalnego.
Władza rodzicielska posiada swoją autonomię względem władzy politycznej. Pełniąc władzę rodzicielską, nie mamy praw, które ktoś nam nadał, ale prerogatywy, które wypływają z natury sprawowanej przez nas władzy (oczywiście mającej służyć dobru dzieci przy określonych moralnych ograniczeniach wynikających z tego celu).
Tylko w dwóch przypadkach władza polityczna ma prawo wkroczyć w kompetencje władzy rodzicielskiej:
Po pierwsze, gdy w sposób drastyczny rodzice używają tej władzy przeciwko dziecku (znęcając się nad nim, co grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowiu bądź nawet utratą życia albo też demoralizując podopiecznych poprzez skrajnie patologiczne zachowania, choćby seksualne). Tym jednak zajmuje się kodeks karny i nie potrzeba uzbrajania żadnych specjalnych instytucji przeciwko rodzinom.
Po drugie, gdy wymaga tego sprawiedliwie rozumiane dobro wspólne. Gdy na przykład władza jest zmuszona do prowadzenia działań wojennych w celu zachowania samego bytu państwowego i narodowego, to wtedy mogą być usprawiedliwione działania zawieszające obowiązywanie praw wynikających z prawa naturalnego.
Poza tymi dwoma przypadkami władza polityczna nie ma prawa ingerować w prerogatywy władzy rodzicielskiej. Oznacza to, że władza nie ma prawa oceniać „zdolności” do pełnienia opieki nad dziećmi na podstawie czynników ekonomicznych, nie ma prawa ograniczać władzy rodzicielskiej z powodu niespełniania rzekomego „obowiązku” szkolnego, nie ma prawa ingerować w metody wychowawcze i szczególnie nie ma prawa występować przeciwko rodzicom z powodu wychowywania dzieci w wierze katolickiej i w obiektywnej moralności opartej o prawo naturalne i poszanowanie przyrodzonej sprawiedliwości.
Wszelkie odchylenie od zdrowego rozumienia władzy rodzicielskiej, wszelka nieścisłość w zapisach prawnych oraz udzielanie urzędnikom jakichkolwiek kompetencji ingerowania w autonomię rodziny, stanowią przyczyny patologii i aberracji władzy, jakie z najgłębszym przerażeniem obserwujemy obecnie w Polsce.
Uznanie władzy rodzicielskiej oznaką cywilizacji
Na koniec, jeżeli ktokolwiek identyfikujący się z katolicyzmem, bądź ogólnie z normalną, tradycyjną wizja świata, miałby wątpliwości, warto przypomnieć, że taki porządek rzeczy jest nie tylko wpisany w naturę i wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, by go rozpoznać, ale został on także skodyfikowany przez najwybitniejsze umysły naszej cywilizacji, od Arystotelesa po św. Tomasza z Akwinu.
Już Arystoteles opisał na kartach Polityki proces organicznego rozwoju ludzkiej wspólnoty, w której władza rodzicielska jest władzą podstawową i niezbędną do funkcjonowania społeczeństwa. Zaś św. Tomasz w Sumie Teologicznej szczegółowo rozwinął naukę na temat rodzajów władzy i naszego moralnego zobowiązania do posłuszeństwa.
Akwinata podkreśla kluczową w tym kontekście prawdę. Mianowicie, że „podwładny nie ma obowiązku być posłusznym przełożonemu, jeśli ten nakazuje mu coś, w czym nie podlega mu ów podwładny”. Czyli nawet, gdy uznamy, iż władza polityczna jest władzą zwierzchnią nad narodem, której sprawiedliwym nakazom naród winien jest posłuszeństwo – to i tak wyłącznie w granicach przewidzianych dla tej władzy, a nie w każdej dowolnej kwestii, w której władza ubzdura sobie, że wolno jej podejmować decyzje.
Władza państwowa zgodnie ze swoją naturą odpowiada wyłącznie za bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne oraz ład moralny zgodny z prawem naturalnym i dobrymi obyczajami narodu. Tylko w tych kwestiach i w takich ramach władza ma prawo regulować funkcjonowanie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina i w ogóle wkraczać w sferę niezależności obywateli.
Władza, która wykracza poza swoje kompetencje i świętokradczo przestępuje granice autonomii rodziny, staje się w takim wypadku władzą niesprawiedliwą, której nie jesteśmy winni posłuszeństwa i przed którą mamy prawo się bronić. Ze względu na obowiązki rodziców względem dzieci (zawarte w naturze władzy rodzicielskiej) mamy wręcz moralną powinność zbuntować się przeciwko władzy, która stacza się w mroki opresyjnego barbarzyństwa i uzurpuje sobie prawo do decydowania o naszym życiu rodzinnym i o zasadach, zgodnie z którymi wychowujemy nasze dzieci, o ile zasady te zgodne są z wyższą – ponadpaństwową – normą prawa, jaką jest prawo naturalne.
W powieści “Rok 1984” George Orwell przestrzegał przed społeczeństwem, w którym samo myślenie w sposób niezgodny z linią partii staje się przestępstwem. Dziś, w Wielkiej Brytanii i Irlandii, ta ponura wizja przybiera realny kształt. Pod płaszczykiem troski o “bezpieczeństwo online” i walki z “mową nienawiści” instalowany jest system nadzoru i represji, który Orwell rozpoznałby natychmiast.
Statystyki są przerażające: Brytyjska policja dokonuje ponad 30 aresztowań dziennie za posty w mediach społecznościowych. W ciągu ostatnich lat liczba zatrzymań za wypowiedzi online wzrosła o blisko 58% – z 7.734 w 2019 roku do ponad 11.000 obecnie. Ludzie są aresztowani za wyrażanie opinii, które jeszcze niedawno mieściły się w granicach normalnej debaty publicznej.
Mechanizm totalitarnego nadzoru działa z bezwzględną efektywnością. Po zamieszkach w Southport w lipcu 2024 roku, Komisarz policji metropolitalnej Sir Mark Rowley, niczym funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy, ogłosił: “Bez względu na to, czy jesteś w tym kraju popełniając przestępstwa na ulicach, czy popełniasz przestępstwa z daleka online, dopadniemy cię”.
W Oceanii Orwella nikt nie mógł uciec przed Wielkim Bratem – w dzisiejszej Wielkiej Brytanii władze otwarcie grożą ekstradycją obywatelom innych krajów za posty w mediach społecznościowych.
Każda dyktatura potrzebuje niejasnych przepisów, które można dowolnie interpretować przeciwko niewygodnym osobom. Communications Act z 2003 roku spełnia tę rolę idealnie, zakazując komunikacji, która jest “groźna lub obraźliwa i ma na celu nękanie, alarmowanie lub niepokojenie kogoś”. W praktyce każda krytyczna wypowiedź może zostać uznana za “niepokojącą” dla kogoś. To niemal doskonałe ucieleśnienie orwellowskiej “myślozbrodni”.
Przykłady prześladowań za wypowiedzi są tak absurdalne, że mogłyby pochodzić z kart wspomnianej powieści, gdyby nie były tak przerażająco realne. 19-letnia Chelsea Russell została skazana za zacytowanie linijki z piosenki rapowej. Mark Meechan otrzymał grzywnę 800 funtów za żart z psem. 55-letnia kobieta została aresztowana za sugestię, że sprawca ataku mógł być imigrantem. W każdym z tych przypadków państwo brutalnie wkracza w sferę prywatnej wypowiedzi, pokazując, że nikt nie jest bezpieczny przed jego inwigilacją.
Irlandia podąża tą samą drogą ku totalitaryzmowi, choć ukrywa go pod ładnie brzmiącą nazwą “Komisarza ds. Bezpieczeństwa Online”. W państwie Orwella Ministerstwo Miłości zajmowało się torturami, Ministerstwo Pokoju prowadziło wojny, a Ministerstwo Prawdy fabrykowało kłamstwa.
W dzisiejszej Irlandii “Komisarz ds. Bezpieczeństwa” będzie kontrolował, cenzurował i karał za nieprawomyślność.
To, co obserwujemy, to klasyczny przykład totalitaryzmu, którego nikt nawet nie śmie nazwać totalitaryzmem. Charakterystycznymi jego cechami są zawsze: kult państwa, ograniczanie wolności jednostki, eliminowanie opozycji i inwigilacja społeczeństwa. Wszystkie te elementy są obecne w nowych systemach kontroli internetu na Wyspach Brytyjskich, choć sprzedawane są pod hasłami “ochrony przed szkodliwymi treściami”.
Irlandzka ustawa Online Safety and Media Regulation Act upoważnia państwo do kontrolowania nie tylko treści nielegalnych, ale także tych, które arbitralnie uznaje za “szkodliwe”. W orwellowskim stylu, definicja “szkodliwości” może być dowolnie rozszerzana przez władzę wykonawczą, bez konieczności zmiany samej ustawy. Minister komunikacji Richard Bruton, ogłaszając koniec “ery samoregulacji”, brzmiał jak urzędnik Partii ogłaszający nowy etap kontroli nad społeczeństwem.
Orwell przewidział także “nowomowę” – język zaprojektowany, by ograniczać możliwość wyrażania niewygodnych myśli. Dzisiejsze eufemizmy jak “bezpieczeństwo online”, “ochrona przed szkodliwymi treściami” czy “walka z dezinformacją” pełnią dokładnie tę samą funkcję – maskują cenzurę i represje pod pozorem troski o dobro publiczne.
Najbardziej niepokojące jest to, jak szybko społeczeństwa zachodnie, dumne ze swojej tradycji wolności słowa, kapitulują przed faszyzmem w nowym opakowaniu. Cywilizacja zachodnia wydaje się stać na krawędzi nowej Ciemnej Epoki – każdy rząd, który aresztuje i więzi własnych obywateli za wyrażanie ‘niewłaściwych’ opinii, nie może już twierdzić, że stoi po stronie wolności.
Wizja Orwella miała być ostrzeżeniem, nie instrukcją obsługi. Tymczasem rządy Wielkiej Brytanii i Irlandii zdają się traktować “Rok 1984” jak podręcznik. W świecie, gdzie policja puka do drzwi za posty w mediach społecznościowych, gdzie obywatele mogą być więzieni za “obraźliwe” tweety, a państwo rozszerza swoją władzę nad każdym aspektem komunikacji online, trudno nie dostrzec niepokojących podobieństw do najczarniejszych wizji totalitaryzmu.
Pytanie, które pozostaje, nie brzmi już “czy” będziemy wkrótce żyć w orwellowskiej dystopii, ale jak daleko pozwolimy, by ta faszystowska transformacja zaszła, zanim się obudzimy i jej przeciwstawimy. Bo jak pisał Orwell: “Jeśli chcesz wizji przyszłości, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz – wiecznie”.
W powojennej Polsce nie było okrutniejszej komunistki. Prócz tego, że jako jedyna kobieta była dyrektorem departamentu bezpieki, osobiście znęcała się nad młodymi polskimi żołnierzami z Armii Krajowej, miażdżąc im przyrodzenie w szufladach. Tak zachowywała się m.in. w więzieniu karno-śledczym nr III, tzw. Toledo (nieistniejący już budynek przy ul. Ratuszowej 11 w Warszawie). Stąd przebiła nawet ikonę stalinowskich zbrodni – Helenę Wolińską, którą nie bez przyczyny nazywano potworem w mundurze.
Brystiger zyskała miano „krwawej Luny”. Urodziła się w 1902 r. w Stryju jako córka żydowskiego aptekarza. Przed wojną uzyskała doktorat z filozofii na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza. Od 1927 r. działała w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, a od 1931 r. w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. II RP karała ją za to więzieniem.
Po upadku Polski Julia Brystiger przyjęła obywatelstwo sowieckie. Razem z grupą innych kolaborantów współpracowała z sowieckim wydawnictwem w języku polskim „Nowe Widnokręgi” we Lwowie. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zbiegła do Charkowa, a następnie do Samarkandy. W latach 1943–1944 pracowała w Zarządzie Głównym Związku Patriotów Polskich. W bezpiece, będąc jednocześnie członkiem PPR, „Luna” zaczęła działać już w grudniu 1944 r.
Kilka lat temu powstał na jej temat film „Zaćma” w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Dotyczy jednak nie znęcania się Brystigerowej nad naszymi Żołnierzami Wyklętymi, ale przede wszystkim jej nawrócenia. Nawrócenia, rzekomego, bo wystarczających dowodów na przemianę czerwonej bestii nie ma. Co innego, gdyby publicznie rozliczyła się ze swoją przeszłością, przeprosiła za wyrządzone krzywdy. Żadnego takiego aktu ekspiacji w przypadku krwawej „Luny” nie było.
I tak powstała kolejna produkcja wybielająca komunistów – morderców Polaków. Kolejna po „Pokłosiu”, „Idzie”, czy „W ciemności”.
[Moje znajome, „postępowe katoliczki”, opowiadały mi z zachwytem o jej końcu życia u franciszkanek w Laskach. MD]
−∗−
Julia Brystiger – krwawa „Luna” miażdżyła przyrodzenie chłopców z AK w szufladach
Rozmawiają: Tadeusz Płużański, Stanisław Płużański
[To piszą „ekumeniści”, bo nie odróżniają katolików od protestantów. md]
„Wspierający supremację hinduistów rząd Indii jest gotowy do narzucenia drakońskiego ustawodawstwa zakazującego kościołów domowych, w szczególności w stanach północnych, które od wieków opierały się Ewangelii. W ostatnich kilku latach jednak nastąpił bezprecedensowy gwałtowny wzrost liczby Hindusów przyjmujących wiarę w Chrystusa” – pisze Jason Scott Jones na portalu „Life Site News”.
Publicysta zwraca uwagę na fakt, że to właśnie kościoły domowe były pierwszymi kościołami w starożytnym Rzymie, które przyczyniły się do rozwoju chrześcijaństwa. Jako przykład podaje informacje, które można znaleźć zarówno w listach św. Pawła, jak i u św. Justyniana Męczennika. To właśnie takie „kościoły domowe stały się motorami ewangelizacji i potężnymi centrami kształtowania uczniostwa” – stwierdza Jones.
Podobnie dzieje się w czasach bardziej nam współczesnych. Autor na poparcie tej opinii cytuje fragment książki Persecuted: The Global Assult on Christians (Prześladowani. Globalny atak na chrześcijan), której współautorami są Paul Marshall, Lela Giblert i Ina Shea: „W ciągu ostatnich trzydziestu lat te sieci kościołów [domowych lub podziemnych] doświadczyły największego wzrostu liczby kościołów w historii świata. W żadnym innym kraju i w żadnym innym czasie w takim tempie dziesiątki milionów ludzi nie nawracało się na wiarę chrześcijańską”.
Choć władze komunistyczne starają się zmusić przepisami do rejestracji kościołów domowych, to ich duszpasterze stawiają opór, by nie poddawać się cenzurze.
Ocenia się, że w Chinach takich podziemnych kościołów jest ok. 10 milionów i należy do nich ok. 160-200 milionów członków.
W przypadku Indii w kościołach domowych ma się spotykać według tych danych ok. 80 milionów ludzi. Także tutaj władze podejmują działania, by mieć te kościoły pod kontrolą.
W Raipur, stolicy stanu Chhattisgarh, komisarz policji zaprosił 14 sierpnia pastorów na publiczne spotkanie i oznajmił im, że od tej pory modlitwy w kościołach domowych są zakazane, a wierni będą jedynie mogli się spotykać w oficjalnie zarejestrowanych budynkach. Zdecydował też, że „w celu utrzymania porządku publicznego” policja ma powstrzymać organizację takich spotkań, poza tymi w oficjalnych budynkach. Policja miała otrzymywać skargi na kościoły domowe.
Zareagował na to dr Arun Pannalal, przewodniczących Chhattisgarh Christian Forum: „Jeśli otrzymujecie skargi, zbadajcie je – odrzućcie fałszywe skargi i zajmijcie się autentycznymi”. Jego zdaniem władze nie rozumieją, że chrześcijanie „wywodzą koncepcję kościołów domowych w oparciu o wskazówki biblijne” i chcą decydować o tym, kto jest, a kto nie jest chrześcijaninem.
Jeden z pastorów po spotkaniu wyraził gotowość zainstalowania kamer oraz rejestracji głosu, by mieć dowody na to, że jego wspólnota nie angażuje się w przymusowe nawracanie. Dodał jednak, że zakazywanie kościołów domowych jest zarówno niekonstytucyjne, jak i nielegalne.
Jones przytacza opinię chrześcijańskiego influencera, Pnakaja Kumara, który przewiduje, że z powodu sukcesu, jakim okazały się kościoły domowe, może dojść do pogorszenia sytuacji chrześcijan w Indiach, gdyż rząd będzie dążył do zdławienia całego ruchu. Jego zdaniem precedens w Chhattisgarh może stać się wzorem postępowania dla władz w całych Indiach.
Sytuacja zaogniła się, gdy w lutym 2024 r. nacjonaliści hinduscy zaczęli protestować przeciwko kościołom domowym i nawracaniu na chrześcijaństwo. Powodem było przejście na chrześcijaństwo 25 osób w stanie Chhattisgarh, a także umieszczenie krzyży przez konwertytów na ich domach. W październiku 2024 organizacja misyjna Dynamic Church Planting International w swoim raporcie podkreśliła „niewiarygodny sukces kościołów domowych”, a także uzdrowienia, jakich doznało wielu nowych chrześcijan. Według informacji tej organizacji, przeciętnie kościoły domowe liczą sobie od 30-50 osób, ale bywają i takie, których liczba sięga 100 wiernych. Ich liderami są rodzimi mieszkańcy, którzy „wykazują się głębokim zrozumieniem lokalnej kultury i są szanowani w ich wspólnotach”. Takie kościoły przełamują też system kastowy w Indiach, gromadząc ludzi z różnych klas i warstw społecznych.
Jones zwraca uwagę na wzrost prześladowań, jakich chrześcijanie doświadczają w ostatnich miesiącach ze strony hinduistów w stanie Chhattisgarh. Pośród przykładów, jakie przytacza, jednym najbardziej szokujących jest wykopanie ciała zmarłego chrześcijanina w miejscowości Jamagaon przez liczący 1000 osób motłoch. Zmarły Somlal Rathore został pochowany na prywatnym gruncie i po chrześcijańskich obrzędach. Wzburzony tłum domagał się spalenia zwłok poza wioską, a także zdewastował lokalny kościół.
Olsztyn: komunistyczny pomnik ponownie zdewastowany. Władze zapowiadają rozbiórkę
{umieszczam z pewna satysfakcją. One ciągle stoją koło – największego na Warmii za Bieruta – więzienia dla politycznych – było na „Pl. Wolności 1”. Z niego m. inn. wyszła po roku „kary” moja o rok starsza koleżanka -harcerka (miała 14 lat), w ciąży. Pisywaliśmy różności na sąsiednich płotach. Formalnym autorem tej ohydy [„Szubienice Wolności”] był Xawery Dunikowski, naczelny rzeźbiarz komuny. }
(fot. YouTube / Gazeta Olsztyńska \
Nieznani sprawcy po raz kolejny pomazali czerwonym sprayem pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej zwany w Olsztynie „szubienicami”. Ratusz zapowiedział, że zostanie rozebrany. [który to raz „zapowiedział”? md]
[chłopaki nie wiedzą, że to „hołota”… md
Do pomazania pomnika czerwonym sprayem mogło dojśćmiędzy 11 a 18 sierpnia. Na cokole pomnika pojawił się m.in. obraz szubienicy, na której jest zawieszony sierp i młot, napis „raz sierpniem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Na stopniach podestu zaś wypisano różne hasła, m.in. „chwała Wielkiej Polsce”.
Na pomniku są elementy nawiązujące do „wyzwolenia” dawnych Prus Wschodnich przez Armię Czerwoną, m.in. samolot, czołg czy postać żołnierza. Kiedyś miał on na czapce sierp i młot, ale symbole te zeszlifowano. Obecność komunistycznego pomnika w przestrzeni miejskiej od lat wzbudza uzasadniony sprzeciw. W przeszłości monument był pokrywany napisami i oblewany czerwoną farbą. Nie wszystkie z tych uszkodzeń udało się usunąć.
Z powodu kształtu – tzw. otwartego łuku triumfalnego – pomnik nazywany jest w mieście szubienicami. Jego rozbiórki od lat domaga się IPN, optował za tym także poprzedni wojewoda warmińsko-mazurski z PiS i środowiska prawicowe. Ich działania doprowadziły do wykreślenia pomnika z rejestru zabytków.
W ostatnim czasie władze Olsztyna zapowiedziały, że pomnik w obecnej postaci przestanie istnieć. Elementy pomnika mogą zostać wykorzystane, jak zapowiada ratusz, przy tworzeniu nowego wyglądu placu.
W ostatnich dniach dzieje się dużo, i wiele jeszcze będzie się działo. Zachęcam Polaków, aby sami też wzięli udział w układaniu swojej przyszłości i nie dali się biernie prowadzić. Na tą chwilę najpilniejsza i najważniejszą kwestia polega na tym, aby Polska nie weszła do wojny Ukrainy z Rosją. Ryzyko jest bardzo duże.
W ostatnich dniach dzieje się dużo, i wiele jeszcze będzie się działo. Zachęcam Polaków, aby sami też wzięli udział w układaniu swojej przyszłości i nie dali się biernie prowadzić. Na tą chwilę najpilniejsza i najważniejszą kwestia polega na tym, aby Polska nie weszła do wojny Ukrainy z Rosją. Ryzyko jest bardzo duże.
Nad ranem 20 sierpnia 2025 roku w miejscowości Osiny na Lubelszczyźnie na pole kukurydzy spadł obiekt, czemu towarzyszyła eksplozja. W ciągu dnia rząd poprzez media oznajmił, że to rosyjski dron, a minister obrony narodowej orzekł, że to rosyjska prowokacja. Bardzo to pasuje do różnych scenariuszy rozpoczęcia wojny o likwidację Polski, o której pisałem w poprzednim artykule. Jakże łatwo było przewieźć szczątki rosyjskiego drona z terytorium Ukrainy i rozłożyć je na polu w Polsce. Równie łatwo było zdetonować ładunek hukowy, imitujący wybuch ładunku z głowicy drona. Na miejscu leżących szczątków nie było leju po wybuchu, a tylko wypalony obszar o średnicy ok. 10 m. Jak łatwo zrobić różne operacje na polach zbóż, udowodnili ci, którzy wykonywali piktogramy, aby imitować kosmitów.
Równie łatwo jest publicznie ogłosić, że to ruscy, wydać rozkaz: „hajda na Moskala”, a potem chwycić plecak ucieczkowy i zwiać za granicę. A Polacy niech sobie dalej radzą sami.
W ostatnich dniach doszło do układu USA-Rosja, któremu podporządkowali się rządcy Europy, w tym tzw. Koalicja Chętnych. Są oni chętni oczywiście do „wspierania Ukrainy”, co oznacza wspieranie wojny ukraińskiej, czyli zabijania ludzi i zaciągania długów na finansowanie zabijania ludzi. Jednak na mocy obecnych ustaleń wojna może zostać zakończona, albo przemieniona. Zakończenie wojny byłoby korzystne dla USA, Rosji, Chin, Europy i Polski. Niekorzystne byłoby dla Żeleńskiego i jego reżimu, dla Unii Europejskiej i dla Wielkiego Izraela. Szczególnie ten ostatni podmiot ma tu wielkie możliwości działania, które pokazuje od ponad 100 lat, a w szczególności ostatnio, sterując tym, co dzieje się w Gazie oraz tym, co robi USA. Jeśli małoczapeczkowi pozwolili Trumpowi na zakończenie wojny ukraińskiej, to pytanie, co będzie musiał zrobić w zamian, a wraz z nim, co będzie musiała zrobić Europa i Koalicja Chętnych. Na tą chwilę rysują się dwa prawdopodobne działania.
Sterowanie wojnami
Działanie pierwsze, to zaangażowanie potencjału USA w wojnę przeciw Iranowi. Jest to w tej chwili ważniejsze dla projektu Wielkiego Izraela. Zakłada on bowiem budowę nowego wielkiego szlaku handlowo-surowcowo-telekomunikacyjnego w poprzek Morza Śródziemnego. Projekt ten zakłada dalsze trwanie hegemonii USA, dolara i kontroli wszystkiego przez Wielki Izrael. Wymaga on eliminacji projektu chińskiego, czyli Nowego Jedwabnego Szlaku, i to jest praprzyczyna wojny ukraińskiej. Teraz jednak wojna irańska jest ważniejsza, a USA nie są w stanie prowadzić jednocześnie obydwu.
Działania drugie, to utrzymanie stanu wojny w Europie poprzez przemianę wojny ukraińskiej w wojnę polską. Jest to niezbędne dla podtrzymania istnienia ważnego projektu Wielkiego Izraela, jakim jest Unia Europejska. Bez wojny rozejdzie się w szwach i rozpadnie się, bowiem wszystkie inne łączniki straciły swoją atrakcyjność dla Europejczyków. Pozostały przymus i przemoc, a do tego niezbędny jest strach. Skoro USA nie mogą i nie chcą już finansować Ukrainy w wojnie z Rosją, to czas na rebranding wojny. Najlepiej nadaje się do tego Polska, ze względu poważne aktywa, którymi małoczapeczkowi sterują Polską, a które teraz pokrótce wymienię:
Resentymenty antyrosyjskie w umysłach Polaków, pochodzące częściowo z realnej historii, częściowo z masońskiej dezinformacji. _
Myślenie Polaków historyczne, a nie przyszłościowe, polegające na rozpamiętywaniu krzywd, klęsk i dawnej wielkości, zamiast planowania przyszłej prosperity. _
Brak polskich elit, na skutek ich zniszczenia fizycznego i moralnego. Resztki polskich elit, które przetrwały w Polsce zostały skorumpowane, a większość stanowią ludzie z obcą tożsamością obcego pochodzenia, głównie niemieckiego, ukraińskiego i żydowskiego, udający szczerych polskich patriotów. _
Brak polskiej refleksji w każdej dziedzinie, wymagającej myślenia analitycznego. Myślenia nie ma albo wcale albo jest antypolskie. _
Politycy o tożsamości niepolskiej i antypolskiej, realizujące zlecenia wrogów Polski. _
Media należące do wrogów Polski, rozsiewające ogłupienie i kłamstwa, namawiające Polaków do samobójczych zachowań.
Sojusznicy Polski oficjalni
Mowa oczywiście o tych państwach i bytach politycznych, które są Polakom przedstawiane jako sojusznicy, i to od ponad 100 lat. Polacy są mentalnie przykuci łańcuchami do Zachodu, przy czym pierwsza dezinformacja tkwi już w samym pojęciu. O ile zasięg geograficzny jest jasny: USA, Kanada, Europa Zachodnia, w szczególności Wielka Brytania, Niemcy, Francja, o tyle zakres znaczeniowy został sfałszowany. Większość Zachodu stanowią kraje protestanckie lub antychrześcijańskie, opanowane przez ideologie masońskie.
Polacy myślą, że Zachód to chrześcijaństwo, prawa człowieka, wolność osobista, obiektywna praworządność, dostatek materialny. To jest fałsz, współczesny Zachód to wartości Talmudu, co potwierdziła Ursula von der Leyen na hebrajskim uniwersytecie Ben Guriona. Polityka większości rządów tych państw już od końca XIX wieku jest skierowana nie tylko przeciw chrześcijaństwu, ale również przeciw cywilizacji łacińskiej i własnym narodom.
My, czyli Polska i Polacy jesteśmy przez elity Zachodu traktowani z wyższością, wrogością i pogardą. Traktują nas gorzej, niż tubylców Trzeciego Świata, bo są wewnętrznie przekonani, że nie powinno nas być tu, gdzie jesteśmy. Elity Zachodu konsekwentnie dążą do likwidacji Polski jako bytu politycznego, do usunięcia Polaków z ziemi polskiej i do rozproszenia pozostałej przy życiu reszty po świecie. W najlepszym razie chcieli nas tylko wykorzystać do swoich własnych celów. Tak było podczas zaborów, tak było podczas I Wojny Światowej, w czasie Międzywojnia, podczas II Wojny Światowej, tak jest stale od 1989 roku.
Siłą głównych podmiotów Zachodu jest dobre wrażenie, zapewniane przez wielkie pieniądze i sprawną machinę propagandową małoczapeczkowych. Polacy nie wiedzą, bo nie uczą nas prawdziwej historii, że ten wspaniały Zachód, wielbiący demokrację i prawa człowieka finansował niemieckich nazistów, bolszewików, dojście i utrzymanie się jednych i drugich u władzy, Rewolucję i II Wojnę Światową. Zawsze obiecywali Polakom gruszki na wierzbie, zawsze Polaków oszukiwali, zawsze byli fałszywi i wiarołomni, zawsze nie liczyli się z polskimi ofiarami, zawsze wspierali w Polsce swoją agenturę jako największych polskich patriotów. Polacy nigdy nie mogli spodziewać się niczego dobrego od Zachodu, poza dobrym słowem, maskującym oszustwo, pogardę, wyzysk i zdradę. Wielu Polaków, którzy nie są wrażliwi na interesy narodowe przechodzi nad tym do porządku dziennego, wierząc, że Zachód da im wysoką stopę życiową. To też się zmienia, bowiem ten bogaty Zachód pogrąża się w głębokim kryzysie społecznym, ekonomicznym i politycznym, i za chwilę niewiele zostanie z dawnego bogactwa. Zachodowi pozostaje na tą chwile wyzysk takich ludów i narodów, jak Polacy, względnie innych, które są od Zachodu zależne. Poza tym wszyscy oni są sterowani przez małoczapeczkowych i włączeni w ideę i projekt budowy jednego państwa światowego, czyli de facto globalnego Wielkiego Izraela. Ci oficjalni sojusznicy nie są więc sojusznikami Polski, ale sojusznikami wojny o likwidację Polski. Są to więc nasi faktyczni wrogowie, włączając w to banderland.
Ten współczesny blok państw zachodnich można więc traktować jako Koalicję Chętnych do Likwidacji Polski. Nic nowego, Roosevelt używał Chamberaine’a Churchilla, Daladiera, Becka i Rydza-Śmigłego, aby wepchnąć Polskę w paszcze Hitlera i Stalina. Sam zaś był dokładnie sterowany przez swoich małoczapeczkowych mentorów.
Sojusznicy Polski nieoficjalni
Są jednak siły na świecie, które Polsce sprzyjają lub mogą sprzyjać. Pośród tych drugich można wymienić narody Europy, które w tej chwili znajdują się pod wpływem swoich rządów i elit, wrogich nie tylko Polsce, ale również własnym narodom. Trzeba jednak czekać na przebudzenie w nich myślenia narodowego, a nie imperialnego, jakie jeszcze dotąd przejawiają Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Bytem politycznym działającym, czynnym i mającym znaczenie globalne są Chiny. Jest to państwo, ludność i elity, które nie mają żadnych pretensji i zadrażnień z nami, które czują z nami solidarność jako ofiary Zachodu, które mają strategiczne interesy geopolityczne, zbieżne z naszymi.
Polacy muszą natomiast wykonać wielką pracę intelektualna nad sobą, aby to w ogóle dostrzec i zrozumieć, a następnie by zacząć zmieniać politykę i orientację geopolityczną Polski. Zamiast żelaznej kurtyny, przedzielającej Europę powinniśmy być Mostem i Strażnicą Eurazji, aby umożliwić łączność Wschód-Zachód, strategiczne przepływy i ich kontrolę, wszystko to poza zasięgiem Wielkiego Izraela. Ten projekt byłby korzystny nie tylko dla Chin i Polski, ale również dla USA i całego świata. USA wreszcie mogłyby zająć się sobą i budową własnej prosperity, a nie pilnowaniem interesów małoczapeczkowych na całym świecie, a świat odetchnąłby z ulgą, uwolniony od groźby ciągłych wojen, wywoływanych po to, aby ten pomysł nie mógł dojrzeć i zaistnieć.
Prowokacje wojenne
Stawka więc jest wielka, a czas gorący. Jeśli bowiem wojna ukraińska zakończy się, zanim rozszerzy się na Polskę, to później będzie dużo trudniej wywołać wojnę samej Polski z Rosją. Dlatego należy bardzo uważnie obserwować wszelkie dziwne wydarzenia w Polsce, szczególnie na wschód od linii Wisły. Dziwne pożary, akty sabotażu, prowokacje, wybuchy, upadki obiektów latających. Wszystko, co teraz wydarzy się w Polsce, może służyć temu, aby ekipa w Warszawie, posłuszna swoim sojusznikom z Zachodu mogła ogłosić stan wojenny, mobilizację, wyłączyć wolność słowa, zablokować opozycję i wykonać to, co jej każą. Teraz jest najgroźniejszy moment, bowiem poparcie rządu spada na łeb, Polacy zaczynają się orientować, że ukraińska wojna toczy się o likwidację Polski, narodowa opozycja rośnie w siłę, a świat coraz bardziej odwraca się od projektu Wielkiego Izraela.
Kto mógł wysłać tego drona do Polski? Komu mogłoby w tym konkretnym momencie zależeć na prowokacji, pchającej Polskę do konfliktu z Federacją Rosyjską? Należy uwzględniać trwające obecnie rozmowy i próby zakończenia tej wojny. Do pokoju dążą USA i Rosja. Komu natomiast zależy na dalszym trwaniu wojny? Ano temu, dla kogo jest to korzystne. Kto ma korzyść z tej wojny, kto jej potrzebuje? Wyliczmy:
Reżim w Kijowie, który po zawarciu pokoju zostanie zlikwidowany przez samych Ukraińców.
Koalicja Chętnych, czyli głównie Niemcy, Francja, Wielka Brytania i reżim nad Wisłą. Oni tego potrzebują, aby mogła dalej trwać Unia Europejska i mogła powstać Europejska Unia Obronna. Te struktury są potrzebne do trzymania Europy w niewoli. Dzięki tym strukturom obecne europejskie elity chcą utrzymać się przy władzy.
Reżim nad Wisłą, bo znajduje się w podobnej sytuacji, jak reżim w Kijowie. Narobił takiego bałaganu, że boi się nawet własnych wyborców, tym bardziej, że różne machloje dopiero wyjdą na jaw. Eskalacja wojny na Polskę pozwoliłaby tej ekipie na siłowe utrzymanie władzy. Jednocześnie ekipa ta uciekłaby z Polski zaraz na początku konfliktu. Jedno z drugim się nie kłóci, oni nie mają wielkich zdolności analitycznych, kierują się potrzebą chwili, dla której gotowi są zrobić wszystko.
Najważniejszy gracz – małoczapeczkowi. Potrzebują struktur zarządzania Europą, czyli Unii Europejskiej i Europejskiej Unii Obronnej, oraz struktur zarządzania chaosem wojny, czyli reżimu w Kijowie i reżimu nad Wisłą. Wszystko to stracą, jeśli dojdzie do trwałego pokoju na Ukrainie. Poza tym zawsze zainteresowani konfliktem, zawsze chętni do wojny obcymi rękoma. Twórcy wszystkich dotychczasowych Koalicji Chętnych do Likwidacji Polski.
Teraz zainteresowani szczególnie, bo rozpaczliwie walczą o utrzymanie swoich globalnych wpływów. Dlatego widzimy gorące wojny na Bliskim Wschodzie i Ukrainie. Wojna w Polsce byłaby wisienką na torcie.
Najgroźniejszym momentem będzie wrzesień 2025 roku, gdy na Białorusi odbędą się wielkie manewry białorusko-rosyjskie Zapad 2025. Wtedy będzie najłatwiej o prowokację i wywołanie wojny, która wymknie się spod kontroli Polaków, zlikwiduje Polskę i przygotuje to miejsce do nowego życia dla innych ludzi.
Czytaj „Poradnik świadomego narodu”, tam znajdziesz więcej przydatnej wiedzy: LINK
Palantir, pandemia i nadzór – jak HHS Protect stał się bronią cyfrową
Wywiad o wybuchowej mocy z osobąkompetentną
Zowe Smith, były koder medyczny i sygnalista, ujawnił głębsze mechanizmy stojące za tajnym programem HHS Protect w USA, który został uruchomiony podczas operacji Warp Speed – rzekomo w celu zwalczania pandemii – w wywiadzie udzielonym Jamesowi Corbettowi w programie Rumble 17 czerwca 2025 roku. Wypowiedzi Smitha wskazują jednak na znacznie dalej idący system nadzoru i kontroli, nad którym prace trwały ponad dekadę.
Sercem systemu jest system „Tiberius” opracowany przez firmę Palantir. Służył on do przypisywania każdemu obywatelowi tzw. punktacji ryzyka zagrożenia .
Punktacja ta opierała się nie tylko na danych zdrowotnych, ale także na szeregu kryteriów: statusie szczepień, noszeniu maseczki, przestrzeganiu zasad dystansu społecznego, a nawet lokalizacji na poziomie kodu pocztowego.
Szczególnie kontrowersyjne: Według Smitha, w ocenie uwzględniono również cechy etniczne. Whitney Webb, znana dziennikarka śledcza, potwierdziła to w artykule o HHS Protect i udokumentowała celową dyskryminację grup etnicznych. Film w języku angielskim dostępny tutaj .
Gotham: Łańcuch zabójstw sztucznej inteligencji stojący za systemem
Według Smitha jednak Tiberius był dopiero pierwszym krokiem. Ocena ryzyka została przekazana bezpośrednio do Gotham – systemu decyzyjnego opartego na sztucznej inteligencji firmy Palantir, który wykorzystywał logikę „łańcucha śmierci” w stylu wojskowym do automatycznego inicjowania medycznych środków zaradczych: remdesiviru, respiratorów i szczepionek. Gotham decydował , kto i kiedy otrzyma leki, na podstawie algorytmów .
Jednolita kontrola poprzez jednolite oprogramowanie
Według Smitha, infrastruktura, na której się opiera, jest rozwijana od dawna. Programy takie jak Epic i 3M, używane w szpitalach w całych Stanach Zjednoczonych, są kompatybilne z systemami Palantir. Chociaż lokalnie noszą różne nazwy, opierają się na tym samym fundamencie funkcjonalnym – cyfrowym systemie cienia z centralną kontrolą nad danymi medycznymi.
Centralny monitoring zamiast zdecentralizowanej opieki zdrowotnej
To, co zaczęło się jako reakcja na pandemię, teraz przypomina projekt pilotażowy dla przyszłej dyktatury zdrowotnej: Według Smitha, indywidualne leczenie zostało zastąpione algorytmiczną oceną ryzyka – zautomatyzowaną, anonimową i scentralizowaną. Każdy, kto się do tego nie stosował, był uważany za zagrożenie.
Wnioski: Od ochrony do dostępu
Zgodnie z tą narracją, program HHS Protect to znacznie więcej niż narzędzie logistyczne do dystrybucji szczepionek. To okno na technokratyczną przyszłość, w której sztuczna inteligencja, big data i prywatne korporacje, takie jak Palantir, podejmują decyzje dotyczące zdrowia i leczenia pacjentów. Wypowiedzi Zowe’a Smitha to sygnał ostrzegawczy – wzywający do przejrzystości, nadzoru i odzyskania autonomii medycznej.
– Obecna polityka klimatyczna Unii Europejskiej nie jest polityką racjonalności, tylko jest polityką przymuszania. Nam się narzuca pewne określone rozwiązania. Buduje się atmosferę wielkiej grozy, narzuca się na społeczeństwa potężne koszty transformacji energetycznej. Potężne koszty, których żadne społeczeństwo nie udźwignie. I to jest w tym raporcie, to są biliony euro, które będzie nas to kosztowało, nas – wszystkich obywateli. I tak naprawdę robi się to, nie osiągając żadnych celów – mówił dziś na antenie Polsat News Polityka Michał Ossowski, redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”.
Michał Ossowski / fot. screen/
Polityka klimatyczna wywoła katastrofalne skutki
Badania nie wskazują, że człowiek odpowiada za zmiany klimatu. Zmiany klimatu odbywają się cały czas. To jest pewien proces, który jest na ziemi od bardzo, bardzo wielu lat. To, że człowiek akurat ma wpływ tak istotny na ten klimat – na to dowodów nie ma. Są tylko teorie – przekonywał redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”.
Sprzeciwiamy się obecnej polityce klimatycznej Unii Europejskiej, dlatego, że ona jest daleko wątpliwa, a mówię to bardzo delikatnie, i z ogromną dozą prawdopodobieństwa wywoła katastrofalne skutki dla społeczeństwa – gospodarcze, społeczne i polityczne. My się temu sprzeciwiamy
Ideologia zawładnęła racjonalnością
Jeżeli przyjmiemy, że rzeczywiście musimy ograniczać emisję CO2, no to dobrze, powinniśmy, ale nie ze skutkiem dla człowieka negatywnym. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej nie przynosi spodziewanych skutków, bo na przykład poziom emisji CO2 rośnie. Czyli w zasadzie nie mamy osiągniętego celu, który zakładamy, pomimo potężnych nakładów. W zasadzie poziom emisji CO2 rośnie. A koszty dla społeczeństwa są ogromne
– zaznaczył Michał Ossowski.
Przekonywał, że wobec tego polityka klimatyczna jest nieskuteczna.
O tym właśnie mówimy w raporcie, który przygotował NSZZ „Solidarność”. Pokazujemy, jak daleko niewłaściwa jest ta polityka, w jaki sposób ona jest nieskuteczna i jak ideologia zawładnęła racjonalnością i po prostu powoduje katastrofalne skutki dla człowieka. Ideologia zawładnęła rzeczywistością. Prowadzi się politykę, która ma wywrócić do góry nogami życie obywateli
Przekonywał także, iż transformacja energetyczna odbywa się cały czas.
Od czasów rewolucji przemysłowej jesteśmy cały czas na etapie transformacji energetycznej. Cały czas wprowadzimy działania w kierunku tego, żeby pozyskiwanie energii było wydajniejsze. Żebyśmy byli bardziej oszczędni, energooszczędni.
Polityka przymuszania
Przecież zupełnie racjonalnym działaniem każdego obywatela jest to, że będzie on mógł wydać na coś mniej pieniędzy. Natomiast problem polega na tym, że obecna polityka klimatyczna Unii Europejskiej nie jest polityką racjonalności, tylko jest polityką przymuszania. Nam się narzuca pewne określone rozwiązania. Buduje się atmosferę wielkiej grozy, narzuca się na społeczeństwa potężne koszty transformacji energetycznej. Potężne koszty, których żadne społeczeństwo nie udźwignie. I to jest w tym raporcie, to są biliony euro, które będzie nas to kosztowało, nas – wszystkich obywateli. I tak naprawdę robi się to, nie osiągając żadnych celów – podkreślił Michał Ossowski.
Jeżeli mamy wyjść z węgla, poszukajmy innego, stabilnego źródła energii. Dzisiaj jedynym takim stabilnym źródłem energii jest atom. Więc po prostu wychodząc z węgla, postawmy na atom. Dzisiaj, i to z raportu Solidarności wynika, bezpieczny tak naprawdę jest miks energetyczny 30% OZE i 70% stabilnych źródeł energii. Oczywiście to się może zmieniać. Ale wtedy, kiedy będziemy na to gotowi. Dzisiaj nie jesteśmy
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że afera z wydatkowaniem przez vaginet obywatela Tuska Donalda pieniędzy z tak zwanego „Krajowego Planu Odbudowy”, podzieli los zapomnianej już dziś trochę afery hazardowej, to znaczy – zakończy się wesołym oberkiem.
Taki finał najwyraźniej przewidział Wielce Czcigodny i zadowolony ze swojego rozumu wicemarszałek Sejmu, pan Zgorzelski z PSL, lekceważąco traktując całą sprawę, że to nie żadna „afera”, a nawet – nie „aferka”. To bardzo ciekawa uwaga, bo skłania do dociekań przypominających antynomie megarejskie – od jakiej mianowicie sumy zaczyna się afera.
Widocznie Wielce Czcigodny pan wicemarszałek Zgorzelski wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy – ale nie tracimy nadziei, że ta wiedza tajemna trafi wreszcie i pod strzechy. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że złośliwcy już rozszyfrowali skrót KPO po swojemu – że mianowicie jest to „Koryto Platformy Obywatelskiej”. Platforma Obywatelska nawet specjalnie nie protestuje, bo przecież „koń, jaki jest – każdy widzi”, a tylko energicznie zwala winę na Prawo i Sprawiedliwość – że tak naprawdę, to ono jest sprawcą wszystkiego złego. W sytuacji, gdy vaginet obywatela Tuska Donalda zbliża się powoli do dwóch lat administrowania naszym nieszczęśliwym krajem, zwalanie winy na złowrogi PiS przypomina bajkę pozbawionego złudzeń księdza biskupa Ignacego Krasickiego o kogucie: „Kogut winien – więc na niego! On sprawcą wszystkiego złego! On źle poradził, on grad sprowadził, on czas oziębił, on zasiew zgnębił…” – i tak dalej. Wobec tego w czynie społecznym podsuwam pomysł racjonalizatorski, by w tym momencie uznać, iż Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda może spierać się ze złowrogim PiS-em już tylko o różnicę łajdactwa, która zresztą chyba nie jest jakaś duża – o ile w ogóle istnieje.
No dobrze – ale jakie to znaki na niebie i ziemi wskazują, że cała ta sprawa, która nie jest żadną „aferą”, ani nawet „aferką”, zmierza w stronę wesołego oberka? Pierwszy znak – to feministra z vaginetu obywatela Tuska Donalda, pani Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Kiedy tylko w sprawie rozdziału pieniędzy z KPO pojawiły się pierwsze hałasy, pani feministra sprawiała wrażenie przelęknionej; była cicha i pokornego serca. Atoli w pewnym momencie odzyskała kontenans do tego stopnia, że nawet zaczęła sztorcować polityków opozycyjnych, żeby nie podrywali autorytetu przedsiębiorców, co to stanowią sól ziemi czarnej i w ogóle. Co sprawiło tę gwałtowną metamorfozę?
A cóż by innego, jak nie deklaracja obywatela Żurka Waldemara, którego obywatel Tusk Donald wziął do swego vaginetu na chłopaka od mokrej roboty? Otóż pewnego dnia obywatel Żurek Waldemar oświadczył, że śledztwo w sprawie ewentualnych nieprawidłowości w KPO przekazuje „prokuraturze europejskiej”. Czy taki krok zasugerował mu sam obywatel Tusk Donald („wiecie, rozumiecie, Żurek…”), czy też obywatel Żurek Waldemar samodzielnie doszedł do takiego wniosku? Ta druga możliwość nie jest wykluczona, bo trochę później obywatel Żurek Waldemar oznajmił, że niezależna prokuratura tubylcza jest „zabetonowana”. Skoro tak, to nigdy nie wiadomo, czy wśród niezależnych prokuratorów nie znajdzie się jakaś Schwein, która ze sprawy, co to nie jest nawet „aferką” zrobi aferę, z której mogą posypać się piękne wyroki?
Toteż jedynym rozsądnym wyjściem było właśnie odebranie śledztwa prokuraturze tubylczej i przekazanie go prokuraturze europejskiej. Taki jeden z drugim prokurator europejski będzie niewątpliwie miał do wszystkiego większy dystans, bo – powiedzmy sobie szczerze i otwarcie – co takiego jegomościa może obchodzić, ile tam sobie tubylcy w Polsce nakradli i jaką rolę w tym wszystkim odegrała vaginessa z vaginetu obywatela Tuska Donalda, pani Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz? Ten dystans może być zresztą tym większy, gdyby tak w dodatku taki prokurator odebrał telefon z niemieckiej BND następującej treści: wiecie rozumiecie, prokuratorze, wy podobno prowadzicie śledztwo w sprawie wydatkowania środków z Krajowego Funduszu Odbudowy w Generalnym Guber… – ach, entschuldigen Sie – oczywiście w Polsce. My tu w BND uważamy, że wszystko było w jak najlepszym porządku i jesteśmy przekonani, że po wnikliwym zbadaniu sprawy wy też dojdziecie do takiego samego wniosku – bo pomyślcie sobie tylko, jaka to w przeciwnym razie zrobiłaby się brzydka sprawa?
Po takim telefonie niezależny prokurator europejski już wie, czego się trzymać – ale że nie ma nic za darmo, toteż obywatel Żurek Waldemar teraz musi wykonać, co do niego należy. Toteż na mieście już krążą fałszywe pogłoski, jakoby obywatel Żurek Waldemar do przejęcia Krajowej Rady Sądownictwa już skrzykiwał ekipę „silnych ludzi” ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karczychach – z tej samej ekipy, którą u zarania administracji naszym nieszczęśliwym krajem przez vaginet obywatela Tuska Donalda posłużył się obywatel pułkownik Sienkiewicz Bartłomiej, co to w vaginecie obywatela Tuska Donalda dostał fuchę ministra kultury i dziedzictwa narodowego, przy przejmowaniu na rympał rządowej telewizji.
Było w związku z tym trochę hałasu, bo wątpliwości zgłosiła również Helsińska Fundacja Praw Człowieka, toteż trzeba było schować obywatela Sienkiewicza Bartłomieja w luksusowym przytułku dla byłych ludzi, czyli Parlamencie Europejskim, gdzie pensjonariusze, za solidne pieniądze, uchwalają rezolucje przeciwko trzęsieniom ziemi, lodowcom oraz rozmaitym ludzkim przywarom. Jestem pewien, że Judenrat takim energicznym działaniom obywatela Żurka Waldemara by przyklasnął i pewnie dlatego pani Małgorzata Manowska, piastująca godność Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, której „zabetonowana” Prokuratura Krajowa chce odjąć immunitet, mogła się przelęknąć i w tym stanie wysunęła – jakby powiedział Kukuniek – „koncepcję” zwołania „okrągłego stołu” gwoli uporządkowania chaosu w wymiarze sprawiedliwości w naszym bantustanie drogą „kompromisu”.
Zważywszy na nasycenie, a może nawet przesycenie naszego tubylczego sądownictwa konfidentami Wojskowych Służb Informacyjnych, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Śledczego Policji, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Wywiadu Skarbowego, kompromis mógłby polegać albo na przyznaniu konfidentom poszczególnych służb wyłączności w poszczególnych działach władzy sądowniczej, albo na ustaleniu, że jedni orzekają w miesiącach parzystych, podczas gdy inni – w nieparzystych. Tak czy owak, na taki kompromis trzeba by ponadto uzyskać zgodę Naszych Sojuszników, do których poszczególne służby przewerbowały się u progu sławnej transformacji ustrojowej.
[Proszę zobaczyć, jak argumentuje ten Leszek Szymowski . Porażająca potęga logiki. I takiego [—-] zatrudnia NCz! Mirosław Dakowski]
——————————————
13.07.2025. Pożar hali produkcyjnej w Mińsku Mazowieckim. Foto: PAP
Pożar hali targowej w Mińsku Mazowieckim miał wybuchnąć z inspiracji rosyjskich tajnych służb – ujawniła polska prokuratura. To już co najmniej trzecia taka akcja sabotażowa na terytorium Polski w ostatnich miesiącach. Przyjrzeliśmy się kulisom działania prorosyjskich dywersantów. [To pisz autor notki, nie cytuje „polskiej prokuratury”. MD]
Ukrainiec Daniil B. (w tym roku skończył 19 lat) może już do końca życia oglądać świat zza krat. Chcą tego polscy i litewscy prokuratorzy, którzy podejrzewają go o udział w nietypowej, zorganizowanej grupie przestępczej. Jej szefem miał być oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego. Celem zaś miały być akty terroru, które mogły się skończyć śmiercią lub kalectwem wielu osób. A wszystko w ramach wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję przeciwko państwom zachodu. [sic!! md]
Od pożaru do pożaru
Jeśli wierzyć prokuratorom z Warszawy i Wilna, to Daniil B. został nagrany przez kamery monitoringu w sklepie IKEA, w stolicy Litwy, 9 maja 2024. Tego dnia wieczorem wybuchł tam pożar, który strawił większą część marketu. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, gdy wewnątrz nikogo nie było, skutkiem były więc tylko potężne straty materialne. Strażacy od początku twierdzili, że ogień był wynikiem zbrodniczego podpalenia. Ruszyło śledztwo, a pierwszym śladem były nagrania z monitoringu. Specjaliści analizowali je przy pomocy złożonych algorytmów. Te zwróciły uwagę, iż w miejscu, w którym wybuchł pożar, wcześniej podejrzanie długo kręcili się dwaj młodzi ludzie. Analiza danych geolokalizacyjnych pozwoliła ustalić numery ich telefonów. Zarejestrowane były poza Unią Europejską, więc nie od razu można było poznać tożsamość ich właścicieli. Jednak można było znowu ustalić ich położenie, gdyby aparaty zostały włączone.
Jeden z telefonów uruchomił się trzy dni później w Warszawie. Była noc, 12 maja 2024. Telefon przesuwał się, co wskazywało na to, że jego właściciel gdzieś jedzie z dużą prędkością. Zapisy geolokalizacyjne wskazują, że zatrzymał się przy ulicy Marywilskiej 44. Znajduje się tam jedno z największych w warszawie centrów handlowych. Kilkanaście minut później wybuchł tam potężny pożar. Strawił 1400 sklepów wynajmowanych przez ponad 700 osób, z których część straciła w ten sposób dorobek całego życia. Gdy ogień wybuchł, lokalizatory zarejestrowały przemieszczanie się telefonu w pobliżu. Kilkanaście minut później, gdy na ulicy Marywilskiej pojawiły się zastępy straży pożarnej, właściciel telefonu odjechał z miejsca. Dalsze zapisy nadajników i lokalizatorów wskazały, że uciekał drogą prowadzącą w stronę Białegostoku. Potem skręcił w stronę Suwałk i ponad trzy godziny po wybuchu pożaru przekroczył granicę polsko-litewską. I tu spotkała go niemiła niespodzianka. Na drodze prowadzącej do Kowna, zatrzymali go uzbrojeni komandosi. Młody człowiek nazywał się Daniil B. i okazał się obywatelem Ukrainy. Litewskim policjantom tłumaczył, że jest uchodźcą ze swojego kraju, pogrążonego w wojnie, a na Litwę jedzie po to, żeby podjąć pracę. Trafił za kratki, podejrzany o udział w podpaleniu centrum handlowego Ikea w Wilnie. Ani policjanci, ani litewska prokuratura nie wiedziała jeszcze wtedy, jak poważny był ten udział.
Ślady zbrodni
Jeszcze tego samego dnia litewscy prokuratorzy zaczęli badać telefon Daniila B, wykorzystując najnowsze osiągnięcia informatyczne. – „Powszechne jest przekonanie, że z telefonu można trwale usunąć wszystkie dane, w tym zdjęcia i zapisy rozmów prowadzone przez komunikatory – mówi Jarosław Bartniczuk – emerytowany oficer Biura Ochrony Rządu, dziś właściciel firmy zajmującej się informatyką śledczą. – To nieprawda, dzisiejsza technika pozwala odzyskać wszystkie dane, w tym zdjęcia, filmy, kontakty i SMSy. I to nawet z uszkodzonych fizycznie aparatu czy karty” – uważa oficer.
To, co śledczy znaleźli w telefonie młodego Ukraińca, okazało się szokujące. Było tam nagranie pożaru hali targowej przy ulicy Marywilskiej oraz korespondencja prowadzona poprzez komunikator internetowy Telegram w języku rosyjskim z mężczyzną używającym imienia „Ołeksandr”. Z korespondencji wynikało, że Daniil B. dostał polecenie, by pojechać na ulicę Marywilską i sfilmować pożar, który o konkretnej godzinie miał wybuchnąć. W zamian otrzymał wynagrodzenie przesłane w kryptowalutach – wirtualnych pieniądzach. Dociekliwy litewski technik odzyskał ten film, a potem, przy pomocy specjalnych narzędzi informatycznych zaczął go szukać w sieci. Znalazł ten film na… rosyjskim portalu propagandowym. Tak zniknęły resztki wątpliwości co do mocodawców zatrzymanego młodzieńca.
Ale i to nie koniec. Technikom udało się również odczytać wcześniejszą o kilka dni korespondencję Daniila B. Wynikało z niej, że młody człowiek długi czas przebywał na terenie sklepu Ikea w Wilnie, dokładnie zapoznawał się z jego wnętrzem, a potem skonstruował urządzenia zapalające, umożliwiające zdalne wywołanie pożaru. Dokładnych instrukcji udzielał mu przez komunikator internetowy wspomniany Ołeksandr V. Z treści korespondencji wynikało, że V. to kadrowy oficer GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego. Analizując dalej zapisy z telefonu komórkowego, technicy odkryli, że Daniilowi B. pomagał w tym inny mężczyzna – w telefonie wpisany był jako „Sasza”. Z zapisów korespondencji wynikało, że również wykonywał polecenia oficera rosyjskiego i przygotowywał materiały zapalające. Litewskim śledczym udało się poznać numer telefonu tajemniczego „Saszy”, a następnie zlokalizować go. Okazało się, że „Sasza” przebywa w Polsce. Następnego dnia zatrzymały go polskie służby. „Saszą” okazał się obywatel Ukrainy Aleksander H. Trafił do aresztu.
Rekordowe oględziny
13 maja 2024 Prokuratura Krajowa wszczęła śledztwo w sprawie podpalenia hali przy ulicy Marywilskiej. Potrzeba było kolejnego półtora miesiąca, aby śledczy mogli obejrzeć miejsce pożaru. Oględziny rozpoczęły się dopiero 30 lipca, bo wtedy uprawomocniła się decyzja inspektora nadzoru budowlanego, który zezwolił na rozebranie spalonej hali. Oględziny – największe w historii polskiej kryminalistyki – zaangażowały aż 55 prokuratorów, 100 policjantów z Komendy Stołecznej, funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, techników, biegłych Straży Pożarnej oraz operatorów maszyn. Rekordowa była także ilość osób, które w sprawie uzyskały status pokrzywdzonego – łącznie aż 530. Wszyscy przeszukiwali pogorzelisko o powierzchni ponad 6 hektarów (dla porównania: Rynek Główny w Krakowie ma 4 hektary powierzchni). – „W wyniku przeprowadzonych czynności oględzinowych w pogorzelisku zabezpieczono w sumie 33 sejfy i 48 kasetek z pieniędzmi, a także 8 bankomatów, w których znajdowało się łącznie prawie 1,2 mln zł – mówi Przemysław Nowak z Prokuratury Krajowej – Dotychczas poszkodowanym zwrócono m.in. blisko 2 mln zł w formie niespalonych pieniędzy, blisko 1 kg złota w sztabkach i ponad 3 kg biżuterii”.
Biegli nie mieli wątpliwości, że pożar był wynikiem celowego podpalenia. Taki sam wniosek wypłynął z analizy pożaru wielkopowierzchniowego marketu budowlanego w Warszawie, który miał miejsce 14 kwietnia 2024 roku (w jego wyniku spłonęła część sklepu). To z kolei pozwalało przyjąć, że w stolicy Polski działa niebezpieczna grupa przestępcza, która zajmuje się podpalaniem wielkopowierzchniowych galerii, co potencjalnie może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia tysięcy osób. Dlatego oba wątki połączono w jedno śledztwo (sygnatura akt 1001.105.Ds.54.2024), a całość sprawy powierzono elitarnemu Mazowieckiemu Wydziałowi Prokuratury Krajowej ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
Wielkie śledztwo
9 sierpnia 2024 polscy i litewscy prokuratorzy podpisali dokument o powołaniu specjalnego, wspólnego zespołu śledczego do wyjaśnienia pożarów w obu państwach. Już było wiadomo, że podpalenie było wynikiem dywersji prowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy. Potwierdziły to meldunki tajnych służb, sporządzane w oparciu o międzynarodową współpracę wywiadowczą. Na jej podstawie służby państw NATO przekazują sobie wzajemnie informacje ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa krajów członkowskich. Część tych informacji trafia do organów ścigania. Okazało się, że wywiady państw zachodnich, głównie CIA, informowały, że zbrodnicze podpalenia były wynikiem dywersji przeprowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy GRU. Dzięki wywiadowczej współpracy udało się ustalić personalia dwóch stojących w drabinie zbrodni wyżej niż dwaj zatrzymani Ukraińcy. To Ołeksandr V. i Serhij H. Obaj poszukiwani są międzynarodowymi listami gończymi.
Daniil B. usłyszał zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej popełniającej czyny o charakterze terrorystycznym. Za to grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut polega na tym, że na zlecenie obcego wywiadu miał organizować akt sabotażu, który mógł doprowadzić do śmierci wielu osób. Za to przestępstwo polski kodeks karny (art. 130 ust. 7) przewiduje dożywotnie więzienie. – „Na obecnym etapie nie informujemy o treści wyjaśnień podejrzanego” – mówi prokurator Przemysław Nowak. B. przebywa w litewskim areszcie, w ścisłej izolacji.
Donald Trump oraz Benjamin Netanjahu. / foto: domena publiczna
„Administracja Trumpa miała na wniosek rządu Benjamina Netanjahu odesłać na terytorium Izraela urzędnika ds. cyberwojny, oskarżonego o zwabienie dziecka do udziału w czynnościach seksualnych w Las Vegas” – poinformował serwis lifesitenews.com. Eksperci ostrzegają, że na terenie zbrodniczego państwa najpewniej nie usłyszy żadnych zarzutów.
W środę w Las Vegas aresztowano kilka osób oskarżonych o próbę zwabienia przez Internet nieletnich „do udziału w czynnościach seksualnych”. O sprawie poinformował „The Jerusalem Post”.
Wśród zatrzymanych był izraelski urzędnik Krajowego Dyrektoriatu ds. Cyberbezpieczeństwa Tom Artiomow Aleksandrowicz. Władze w Tel Awiwie nie podjęły żadnych kroków w celu postawienia mu jakichkolwiek zarzutów. Komentatorzy wątpią, by to nastąpiło po sprowadzeniu go do Izraela.
Aresztowanie nastąpiło w wyniku tajnego śledztwa FBI, Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policji stanu Newada.
„North Star” ustaliło u amerykańskich urzędników zaangażowanych w operację, że administracja Donalda Trumpa interweniowała w celu deportacji seksualnego drapieżcy do Palestyny okupowanej przez Izrael. Stało się to na wniosek Aleksandrowicza.
Za urzędnika wpłacono kaucję 10 tys. dolarów.
„Pomimo autoryzacji operacji przez samą administrację Trumpa – własny zespół Trumpa wkroczył do akcji i zniweczył ich działania. Przyspieszyli jego uwolnienie i powrót. Drapieżnik został złapany. A następnie, aby chronić Netanjahu, został uwolniony” – podało „North Star”.
„To nie są spekulacje. To nie są plotki. To fakty. A jednak Izrael deportował go z powrotem do Tel Awiwu, jakby nic się nie stało” – podkreślono w raporcie NS.
Redakcja ustaliła, że Ośrodek Detencyjny Henderson potwierdził aresztowanie i oskarżenie. Zarzuty karne są w toku.
Tymczasem biuro premiera Izraela Benjamina Netanjahu zaprzeczyło aresztowaniu. Opublikowano oświadczenie, w którym podano, iż „pracownik państwowy, który udał się do USA w sprawach służbowych, został przesłuchany przez amerykańskie władze podczas pobytu” i „pracownik nie został aresztowany i wrócił zgodnie z planem”. Izraelski portal „Yney” także twierdził, że Aleksandrowicz nie został aresztowany, tylko „krótko przesłuchany” przed powrotem do hotelu, a potem do Palestyny.
Strona izraelska stwierdzi, że „do tej pory nie otrzymała dodatkowych informacji autoryzowanymi kanałami” w sprawie próby nakłonienia nieletniego do czynności seksualnych. W związku z tym może nigdy nie zostać oskarżony w Izraelu.
„W przypadku otrzymania takich informacji, dyrekcja podejmie odpowiednie działania. Na tym etapie, w drodze wspólnej decyzji, pracownik udał się na urlop, aby zająć się sprawą do czasu wyjaśnienia sytuacji” – dodała dyrekcja Krajowego Dyrektoriatu ds. Cyberbezpieczeństwa.
Departament Stanu USA zaprzeczył interwencji w celu uwolnienia Aleksandrowicza.
„Aleksandrowicz przebywał w Las Vegas na początku tego miesiąca, aby wziąć udział w Black Hat, międzynarodowej dorocznej konferencji poświęconej cyberbezpieczeństwu. Według „Mediaite”, opublikował na swoim profilu na LinkedIn wpis, który później został usunięty.
„Dwóch rzeczy nie da się uniknąć na Black Hat 2025: Nieustannego szumu generatywnej (sztucznej inteligencji) i brzmienia hebrajskiego w każdym korytarzu” – napisał Aleksandrowicz.
„Kluczowy wniosek? Przyszłość cyberbezpieczeństwa jest pisana w kodzie, a wydaje się, że znaczna jej część powstaje w #TelAwiwie i jest wspierana przez LLM (modele dużych języków). To ekscytujący czas dla tej dziedziny” – dodał.
Aleksandrowicz jest założycielem organizacji Cyber Dome. Ma wykorzystywać SI do wykrywania i neutralizowania „prawdziwych” cyberzagrożeń, „zanim dotrą one do systemów krytycznych”. Doradzał również różnym organizacjom rządowym w zakresie cyberbezpieczeństwa i otrzymał Nagrodę Obrony Izraela.
„Raport CBS z 2020 roku zwrócił uwagę na problem żydowskich pedofilów w USA, którzy uciekają do Izraela, aby uniknąć oskarżenia, korzystając z izraelskiego prawa powrotu, które pozwala Żydom na przeprowadzkę do Izraela w celu automatycznego uzyskania obywatelstwa. Problem pogłębia brak rejestru przestępców seksualnych w Izraelu” – wskazuje lifesitenews.com.
Stowarzyszenie Matzof szacuje, że każdego roku dziesiątki tysięcy przestępców seksualnych wobec dzieci w Izraelu dopuszcza się wykorzystywania seksualnego nieletnich.
„Sól to nie przyprawa. To wyciąg z ziemi. Wyciąga cały nadmiar”. Ludzie teraz kupują drogie maści, a wystarczy tylko woda, sól i wiara.
Ale to musi być sól kamienna, niejodowana…
Sól w skarpetkach na noc – i temperatura spada w ciągu 2 godzin. Włożyć szczyptę suchej soli do skarpetek przed pójściem spać. „Sól wchłonie ciepło jak gąbka”. Przychodzili ludzie z bólami, dreszczami, uczuciem ciężkości w ciele – kładli się spać, a rano byli jak nowo narodzeni. Żadnych chemikaliów, tylko ciepło, wełna i sól. Teraz się z tego śmiali. Ale potem przyszedł lekarz z ośrodka regionalnego, którego córka nie mogła zbić sobie temperatury przez tydzień. Na drugą noc – 36,6. Wtedy nosiła sól w woreczkach.
Leczono gardło i oskrzela kompresem solnym – i to bez antybiotyków. Brali szmatkę, zwilżali ją silnym roztworem soli fizjologicznej, przykładał do szyi i klatki piersiowej, na wierzch – wełnę i ciepły szalik. Rano kaszel ustępował i oddychanie stało się łatwiejsze. Ludzie z miasta mówili: „To jak fizjoterapia”. A to tylko wieś. Tu wszystko jest proste. -mówiono. Dziewczyna z zapaleniem oskrzeli wróciła do domu bez świszczącego oddechu po trzech nocach. .
Na ukąszenia, ropnie i siniaki – tylko okłady z soli. Ropa wyszła w ciągu nocy. Nawet gdy na palcu zrobił się ropień po wbiciu drzazgi, lekarze chcieli go przeciąć. Leczący mówili: „Dajcie mi noc”. Zrobili okład, owinęli go i rano – ropa wyszła, palec był uratowany.
Mówili: „Sól to nie przyprawa. To wyciąg z ziemi. Wyciąga cały nadmiar”. Ludzie teraz kupują drogie maści, ale wtedy wystarczała woda, sól i wiara.
Na oczyszczenie głowy z niepokoju – kąpiel z solą i octem. Wystarczy trzymać stopy w misce z gorącą wodą, garścią soli i kroplą octu. Po 15 minutach – jakby zdjęto ci betonową płytę z głowy.
Sypano sól po kątach domu, gdy ktoś wchodził z dużą energią. „Jeśli mi nie wierzycie, nie zawracajcie mi głowy” – mawiali. Ale o dziwo, dzieci zawsze chorowały po takich ludziach. A jeśli sól ciemniała, przypalał ją. Mówił: „Zło nie moje – zniknie w ogniu”. Pewnego dnia przyszła do niego kobieta, po której wszyscy mieli gorączkę. Zgarnął całą sól do pieca – a następnego dnia wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Brzmi to mistycznie, ale ci, którzy tam byli, nigdy się nie śmiali.
Część druga rozważań o hipotetycznej wojnie, która mogłaby ogarnąć ziemie polskie. Na dzień dzisiejszy to political fiction. Czy stanie się to realne w 2027 roku, jak uprzedzał premier Tusk? Czy może już we wrześniu 2025 roku, przy okazji manewrów Zapad, zorganizowanych przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej i Białorusi u naszych granic? Jakże łatwo będzie o prowokację, a gnostycy lubią symbolikę. „Nowa kampania wrześniowa”, pięknie by brzmiało w podręcznikach przyszłości. Dużo zależy od zachowań naszych oficjalnych sojuszników, ale najwięcej od reakcji samych Polaków – czy pozwolą się sprowokować, czy też odmówią walki zbędnej i samobójczej.
−∗−
Zdjęcia tytułowe: strefa Warszawy 1945 i strefa Gazy 2025. Podobieństwo nieprzypadkowe. LINK / LINK
Wojna w Polsce, czyli kształt rzeczy strasznych, cz.2
Część druga rozważań o hipotetycznej wojnie, która mogłaby ogarnąć ziemie polskie. Na dzień dzisiejszy to political fiction. Czy stanie się to realne w 2027 roku, jak uprzedzał premier Tusk? Czy może już we wrześniu 2025 roku, przy okazji manewrów Zapad, zorganizowanych przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej i Białorusi u naszych granic? Jakże łatwo będzie o prowokację, a gnostycy lubią symbolikę. „Nowa kampania wrześniowa”, pięknie by brzmiało w podręcznikach przyszłości. Dużo zależy od zachowań naszych oficjalnych sojuszników, ale najwięcej od reakcji samych Polaków – czy pozwolą się sprowokować, czy też odmówią walki zbędnej i samobójczej.
To kolejne państwo, utworzone sztucznie, oficjalnie w 1991 r. Próby jego utworzenia zostały rozpoczęte w 1918 r., wraz z rozpadem Monarchii Austrowęgierskiej i odrodzeniem państwa polskiego. Ukraińska świadomość narodowa, a raczej ten zespół uczuć i światopoglądu, który za taką uchodzi został stworzony przez siły pozaukraińskie w II połowie XIX wieku, na fali tworzenia się nacjonalizmów, w tym samym czasie, co rewolucyjny komunizm Marksa i syjonizm, głoszący konieczność odbudowy państwa Izrael. W tworzenie nowej tożsamości ukraińskiej zaangażowały się wpływy austriackie i niemieckie. Poprzez podobieństwo ideologii banderyzmu do idei talmudycznych można też podejrzewać wpływy gnostycko-chazarskie.
Od samego początku nowa tożsamość ukraińska była skierowana antypolsko i antykatolicko, czego wyrazem była Rzeź Wołyńska, czyli ludobójstwo, dokonane przez Ukraińców na Polakach, Żydach, Czechach i innych narodach, znajdujących się w zasięgu ludzi, którzy poszli za ideologią banderyzmu. Bezprzykładnie okrutne mordy objęły Wołyń i Małopolskę Wschodnią. Państwo ukraińskie do tej pory nie rozliczyło się z tej zbrodni i nie podjęło praktycznie żadnych starań, aby umożliwić Polakom pochówek zamordowanych Polaków. Większość Ukraińców nie wie o tej zbrodni, jest ona przez władze ukraińskie przemilczana wobec własnych obywateli. Z pewnością ma tu znaczenie fakt skali liczebnej zbrodni, jej niesamowite okrucieństwo, i ofiary, którymi w większości były kobiety, dzieci i starcy. Gdyby prawda o zbrodniach Ukraińców w latach 40-tych wyszły na jaw, byłoby to potężnym ciosem w prestiż państwa ukraińskiego. Nie ma ono bowiem żadnych własnych tradycji poza historią OUN/UPA, i żadnej innej idei, niż banderyzm. Ujawnienie przed Ukraińcami tych zbrodni i nagłośnienie ich przed światem mogłoby ugruntować świadomość, że aktem założycielskim państwa ukraińskiego jest zbrodnia.
Państwo ukraińskie uzyskało formalną niepodległość w 1991 r. Od razu znalazło się się pod gospodarczym wpływem gnostyków i koncernów z Zachodu. W tamtym czasie, w dekadzie Jelcyna także Rosja, przeżywając smutę po rozpadzie ZSRR była otwarta na zachodnie wpływy, co awansowało nielicznych oligarchów i zubożyło większość ludności. Nie mając własnych tradycji kulturowych i ustrojowych, rusińska ludność Ukrainy dostała się pod władzę liderów chazarskiego pochodzenia. Państwo to jest ogromnie skorumpowane, a jego ludność zdemoralizowana, co objawia się chociażby odsetkiem chorób przenoszonych drogą płciową. Wielkie zasoby Ukrainy nie należą więc do ludu ukraińskiego, lecz do oligarchów, służących interesom Wall Street i City of London.
Politycznie Ukraina od razu po uzyskaniu niepodległości znalazła się w rosyjskiej strefie wpływów, i na mocy nieformalnych porozumień NATO – Rosja z początku lat 90-tych tak miało już pozostać. Bardzo szybko jednak USA i inne państwa Zachodu, głównie Wielka Brytania i Niemcy zaczęły łamać ustalenia, próbując przeciągnąć Ukrainę na swoją stronę. Udało się to w 2014 r., i od tamtej pory trwa zastępczy konflikt między NATO a Rosją na terytorium Ukrainy, zużywający zasobu ludzkie i materiałowe Ukrainy oraz przepalający potencjał Zachodu. Na skutek działań związanych z wojną, strat wojennych i przesiedleń ludność państwa ukraińskiego została zredukowana do ok. 26-30 milionów. Duża część diaspory ukraińskiej, nie wiadomo dokładnie, jak liczna znajduje się obecnie w Polsce. Ukraińcy zapatrzeni są w Niemcy i zawsze wybierają interes niemiecki. Pomimo tego tak oczywistego faktu Polska jest ślepo wierna polityce proukraińskiej, co nie ma co prawda żadnego podłoża w faktach, ale za to jest jedną z metod narodowego samobójstwa Polaków. Od początku swojego formalnego istnienia państwo ukraińskie okazuje nam jawną niechęć i ledwo skrywaną wrogość, a ludność ukraińska, mimo że doznała od Plaków wielu dobrodziejstw i dowodów autentycznej sympatii jest głęboko niewdzięczna i przejawia postawę roszczeniową. Na Ukrainie Zachodniej silne są tendencje banderowskie i nienawiść do Polski i Polaków. Ukrainę należy uznać za inwestycję gnostycką i kolejny obszar i strukturę, znajdującą się pod okupacją gnostycko-chazarską. Stanowi więc narzędzie destabilizacji całego regionu. Polska powinna traktować Ukrainę nie jako strategicznego partnera, ale jako strategiczne zagrożenie. Dopóki bowiem Ukraina będzie państwem mającym chociaż pozory suwerenności, będzie prowadziło politykę antypolską. Jeśli pozostanie pod wpływem niemieckim, będzie używana do zmuszania Polski do posłuszeństwa Niemcom. Jeśli będzie pod wpływem USA, co oznacza również wpływ gnostycko-chazarski, może w każdej chwili zostać użyte do wywołania kolejnej wojny, zarówno lokalnej, np. przeciw Polsce, jak i globalnej, np. przeciw Rosji. Będzie tak, dopóki na Ukrainie nie wykształcą się rodzime, narodowe elity, potrafiące trzeźwo ocenić rzeczywisty interes Ukrainy. Droga do tego bardzo jest daleka, i nie wiadomo, czy Ukraińcy na nią kiedykolwiek wstąpią.
Przewodzą federalizacji i centralizacji Unii Europejskiej zgodnie z planem Spinelliego, oraz zmieniają strukturę społeczno-etniczną Niemiec i całej Europy, zgodnie z planem Kalergiego. W ramach resetu z Rosją za prezydentury Barracka Husseina Obamy Niemcy podjęły szeroką współpracę z Federacją Rosyjską, zarówno gospodarczą, jak i polityczną. Wówczas premierem rządu w Polsce był Donald Tusk, tak samo, jak teraz, i wówczas Rosja była dobra dla USA, Europy, Niemiec i Polski. To wtedy Niemcy przystąpiły do realizacji planu uzależnienia od siebie całej Europy za pomocą tanich, rosyjskich weglowodorów. W tym celu zbudowano rurociąg Nordstream po dnie Bałtyku, omijający ziemie polskie. Takie usytuowanie nie było jednak skutkiem pierwotnego planu rosyjsko-niemieckiego, lecz uporu rządu w Polsce. Nordstrem miał bowiem zasilać Niemcy i Europę, ale z pominięciem Ukrainy, Rosja bowiem chciała uzależnić od siebie to państwo i odciąć od Zachodu. Rząd w Polsce wybrał wtedy solidarność z Ukrainą i brak solidarności z Polską.
Obecnie Niemcy zostały przez USA zmuszone do odcięcia się od Rosji i zmiany swoich planów gospodarczo-surowcowych. Nie mając szerokiego dostępu do rosyjskich dostaw, Niemcy zmuszeni są do zaopatrywania się w surowce pod kontrolą USA. Postanowiły więc wykończyć Europę w inny sposób: narzucając wszystkim państwom UE zielony ład, co oznacza wdrażanie drogich i nieefektywnych tzw. zielonych technologii, których komponenty Niemcy sprowadzają z Chin. To jednak też nie będzie działać, ponieważ Chiny są teraz sojusznikiem Putina, więc są dla Europy złe, USA narzuciły Europie twarde warunki, a nade wszystko, Chińczycy nauczyli się od białych technologii. Teraz produkują taniej i lepiej i nie potrzebują do tego Niemców. Ci musieli więc po raz kolei zmienić plany na uzależnienie i przebudowę Europy, wymyślili więc zniszczenie europejskiego rolnictwa za pomocą dwóch narzędzi: nieograniczonego importu tanich produktów rolnych z Ukrainy oraz Ameryki Południowej. Ten pierwszy cel realizują w ramach wsparcia Ukrainy, która walczy z Rosją, a ten drugi w ramach umowy MERCOSUR. Niemcy chcą sprowadzać z Ameryki Południowej tanie produkty, a w zamian będą tam wysyłać swoje wyroby przemysłowe. Jednocześnie w ramach UE narzucili europejskim rolnikom drakońskie normy, czyniąc produkcję rolną w Europie nieopłacalną w konkurencji z importem z Ukrainy i krajów MERCOSUR. W ten sposób gnostycy, sterujący Unią i Niemcami zamierzają doprowadzić rolników europejskich do bankructwa lub zmiany sposobu życia. Za jednym zamachem chcą osiągnąć trzy cele: uzależnić Europę od żywności spoza Europy, przejąć ziemię rolną, zlikwidować najbardziej konserwatywną grupę społeczną w Europie. Wówczas wszyscy będą zależni od dostaw, dostarczanych przez koncerny, należące do gnostyków.
Sterowana przez Niemcy UE wraz z Wielką Brytanią ma jeszcze jeden pomysł na zniszczenie państw Europy i uzależnienie ludności od gnostyckiej władzy. Jest to Europejska Unia Obrony, czyli sojusz militarno-polityczno-gospodarczo-finansowy. Oficjalnie ma zabezpieczyć UE przed atakiem Rosji. W tym celu ma zostać uruchomiony gigantyczny plan remilitaryzacji Europy, który składa się z trzech głównych elementów. Po pierwsze, narody Europy zgodzą się na nieograniczone zadłużenie w instytucjach finansowych, oficjalnie w celu sfinansowania uzbrojenia, faktycznie w celu przejęcia kontroli nad państwami i narodami przez bankierów. Po drugie, unijne inwestycje zbrojeniowe będą zlokalizowane na Ukrainie, poza kontrolą narodów Europy. Po trzecie, wszystkie armie, rządy, administracje i ludzie w UE znajdą się pod centralnym zarządem Komisji Europejskiej i nowego Sztabu Generalnego. W ramach Europejskiej Unii Obrony ma obowiązywać fińska zasada obrony totalnej. Oznacza ona, że unijna władza w razie jakiegokolwiek zagrożenia, nawet takiego, który sama sobie wymyśli przejmie całkowitą kontrolę nad mieniem i życiem obywateli. Ludzie i ich majątki zostaną zarekwirowani i postawieni do dyspozycji Sztabu Generalnego. UE co prawda nie zapewni skutecznej obrony terytorium i ochrony ludności cywilnej, ale za to umożliwi im dowartościowanie się jako żywe tarcze UE na własnej, spalonej ziemi. UE przyjęła w ten sposób plan zadłużenia i zbankrutowania państw członkowskich, dofinansowania Ukrainy i spalonej ziemi jako taktyki obronnej.
Polska
Polska od początku formalnej niepodległości Ukrainy jest wiernym sojusznikiem tego państwa i pełni rolę jego formalnego i nieformalnego rzecznika. Wynika to z naszych narodowych resentymentów, głównie Doktryny Giedroycia i sentymentu do Piłsudskiego i Sanacji. Jest to jednak klasyczna marksowska fałszywa świadomość, podtrzymywana przez media i zakłamaną edukację historyczną. Te doktryny, idee i tradycje, które Polakom sufluje się jako najlepsze i jedyne rozwiązanie, służą innym bytom, niż Polska, i są dla narodu i państwa polskiego wprost samobójcze. Podtrzymaniu tej fałszywej świadomości służy cały legion historyków i publicystów.
Jest to miłość nieodwzajemniona, a raczej odwzajemniona nienawiścią. Ani władze, ani obywatele Ukrainy nie doceniają tego, co robi dla nich Polska i Polacy, i nie zanosi się na zmianę tego usposobienia. Natomiast w ramach diaspory wlała się do polski wielka fala niekontrolowanej ludności, częściowo o sympatiach banderowskich. Wśród tych ludzi znaleźli się przestępcy, którzy obecnie działają w Polsce z bandyckich grupach, a także agenci służb ukraińskich i zapewne różnych innych. Polacy dali tym ludziom gościnę, traktując jak uchodźców wojennych. Tymczasem w dokumentach unijnych nazywają się oni nie refugees, lecz displaced, co oznacza, że mamy do czynienia z planową akcją przesiedleńczą. Państwo polskie przyznało tym ludziom bardzo dużo przywilejów i transferuje do nich świadczenia socjalne o wielkiej wartości, kosztem Polaków. Poza tym państwo polskie przekazało armii ukraińskiej uzbrojenie swojej armii całkowicie za darmo, a także finansuje różne aspekty funkcjonowania ukraińskiej państwowości. Polacy nie zostali o tym wszystkim poinformowani przez władzę. Wszystko to jest robione pod hasłem, że musimy wspierać Ukrainę, bo walczy za nas, czyli za Polskę i Europę. W tej narracji Ukraina walczy za wolny świat z tyranią, dlatego nie ma takich kosztów, jakich nie należy ponieść. Gdyby nie to, rosyjskie czołgi najechałyby Polskę i całą Europę aż do Atlantyku. Wszędzie zapanowałby ruski mir, czyli bieda, prymityw, zamordyzm, mordy i gwałty.
Cała ta narracja jest oczywiście fałszem. Rosja nie planuje atakować Europy, a nawet Polski. Rosyjska armia stoi nad polskimi granicami cały czas od II Wojny Światowej. Granica Polski z Królewcem i Białorusią to ponad 500 km. Gdyby Rosja chciała, napadłaby Polskę bez trudu w każdej chwili, mając wielkie ilości różnych środków walki. Polska zaś nie ma czym walczyć z Rosją, tym bardziej, że rozbroiła się dla Ukrainy. Zamordyzm i ograniczanie wszelkiej wolności to obecnie rzeczywistość zachodnioeuropejska, pod hasłem poprawności politycznej. Mordy i gwałty są już na Zachodzie, i coraz częściej zdarzają się w Polsce. Przychodzą wraz z wielokulturową imigracja, na przyjęcie której zgodziła się rząd w Polsce. Ukraińska działaczka w Polsce, Natalia Panczenko, która dostała obywatelstwo od prezydenta Dudy odgrażała się, że będą w Polsce zamieszki i podpalenia, będą płonąc sklepy, jeśli Polacy będą zachowywać się nie tak, jak lubią Ukraińcy. Krótko po tym w Polsce zaczęła się seria dziwnych pożarów. Zapłonęły m.in. galerie handlowe i magazyny. W kilku przypadkach ujęto Ukraińców, dokonujących podpaleń lub planujących inne akty terroru. Każde podpalenie i każdy złapany Ukrainiec natychmiast przez propagandę w Polsce ogłaszany jest agentem Putina. Ta sama propaganda głosi, że Rosja chce nas napaść. Polacy zaś w większości wierzą propagandzie mediów głównego nurtu, które zgodnie podtrzymują dezinformację zarówno co do teraźniejszości, jak i historii.
Polskie fobie i manie
Oddziaływanie wrogiej propagandy na świadomość Polaków możliwe jest dzięki specyficznemu mentalnemu podłożu, które określa stosunek Polaków do głównych bytów politycznych, mających wpływ na sytuację w Polsce. Te z kolei bazują na zadawnionych resentymentach, które można podporządkować głównej osi Wschód-Zachód, będącym wektorem o stałym kierunku, lecz zwrocie naprzemiennym, zmieniającym się, w zależności od kierunku indoktrynacji. Wobec Wschodu i Zachodu Polacy mają więc jeden z dwóch stosunków: sympatię lub antypatię, i bardzo u nas trudno o stosunek zrównoważony. Polacy wobec tych dwóch stron polityczno-cywilizacyjnego świata przeżywają więc albo fobię, albo manię. Na chwilę obecną, mniej więcej od początków XVIII wieku żyjemy według okcydentomanii i orientofilii. Oznacza to, że świat na zachód od Polski traktujemy z czcią bałwochwalczą, a na wschód – z niechęcią i obawą, przeradzającą się czasem w panikę i histerię. Ten nasz stosunek bazuje po równo na wydarzeniach historycznych i fałszywej wizji tych wydarzeń. Nie miejsce tu na dokładne wyjaśnianie tych zawiłości, ujmę to w skrócie. Polacy uważają Zachód za obszar wszelkiego dobra. Po części wynika to z dziedzictwa chrześcijaństwa, po części z gnostyckiej propagandy. Większość Polaków wciąż myśli, że Zachód to nasza kultura i wzorzec cywilizacyjny. Tak było kiedyś, dziś Zachód odszedł od własnej kultury i normotypu łacińskiego, a przyjął kabalizm, talmudyzm i gnozę.
Prawa są odbierane, a dobrobyt, zawdzięczany po części pracy pokoleń, a po części grabieży reszty świata odchodzi w przeszłość. To samo dzieje się z przewagą technologiczną, która dziś jest na Dalekim Wschodzie. Polacy przez Zachód nie są traktowani jako część Zachodu, tylko jako kolonialny Trzeci Świat, obszar podboju i grabieży. Zachód niewiele zrobił dla nas dobrego, poza dobrym wrażeniem. W rzeczywistości zaznaliśmy od elit rządzących tym obszarem wielu upokorzeń, zdrad i krzywd. Na przyszłość związanie się z tym obszarem to samobójstwo, Zachód bowiem prowadzony jest przez gnostyków dokładnie tam, dokąd ma trafić, czyli na dno. Jakiekolwiek nadzieje można wiązać z Zachodem dopiero wtedy, gdy się od tego dna odbije. Póki co z pewną nadzieją można patrzeć na USA, jako kraj o wielkim potencjale, który może sobie pozwolić na wyzwolenie spod okupacji gnostycko-chazarskiej.
Wschód Polacy traktują po trosze jako obszar zacofany, a po trosze jako źródło zła i zagrożeń. Winna temu jest Rosja, a raczej historia kontaktów Polski i Polaków z Rosją. Ta świadomość trwa od czasów, gdy w XVIII wieku Cesarstwo Rosyjskie zdominowało Polskę politycznie, a potem włączyło się do rozbiorów. Dalej były powstania i represje, potem Rewolucja bolszewików i wojna z nimi, potem Pakt Ribbentrop-Mołotow, 17 września, Katyń, wywózki, łagry, sowiety, PRL, Smoleńsk. Każdy z tych tematów należy dokładnie rozwinąć i omówić, ale nie tutaj. Teraz tylko w skrócie. Rosja nie chciała rozbiorów, bo miała Polskę całą pod swoim protektoratem. Caryca Rosji była zresztą Niemką. Do rozbiorów dążyły Prusy, a sprzyjała im Wielka Brytania. Powstania w XVIII i XIX wieku, począwszy od Konfederacji Barskiej z punktu widzenia interesów Polaków były niepotrzebne, niekorzystne, nieprzygotowane, nieprzemyślane, źle dowodzone. Zawsze w tle stosunków polsko-rosyjskich knuły się tajne wpływy pruskie, brytyjskie, masońskie, w właściwie gnostycko- chazarskie, pchające Polaków do działań samobójczych, aby umożliwić jakieś działania gnostyków na Zachodzie. Represje carskie były do przewidzenia i ci, co decydowali się na powstania powinni przewidzieć nie tylko to, że nie mają najmniejszych szans na powodzenie, ale również to, jak Polaków potraktuje autorytarny reżim.
Rewolucji w Rosji nie wywołali Rosjanie, tylko Chazarzy, bardzo wspierani przez Niemcy, Brytyjczyków, USA i małoczapeczkową finansjerę. Rosja radziecka zerwała z Rosją carską i miała zupełnie inne cele – budowę państwa światowego. II Wojna Światowa, wywołana przez Niemcy i Rosję, także była inspirowana przez Anglosasów i małoczapeczkową finansjerę. Te same siły oddały nas pod „kuratelę” Stalina, a większość funkcjonariuszy, rzuconych na front walki z polskością stanowili Chazarzy. W tym wszystkim oczywiście czynny udział brała Rosja, która zawsze starała się poszerzać swoją strefę wpływów, ale nie zawsze zyskiwali na tym Rosjanie, a było zwykle wręcz przeciwnie – beneficjentem zawsze była wąska grupa władzy, ale nie ludność. Po II Wojnie Światowej większość konfliktów na świecie wywołali Anglosasi, sterowani przez gnostyków i małe państwo Chazarów. Kwestia smoleńska również nie jest jasna, wiele dowodów i poszlak wskazuje na to, że była to inicjatywa służb anglosasko-małoczapeczkowych, w której wzięły czynny udział służby rosyjskie. Tak więc doznaliśmy od Rosji wiele krzywd, a Rosjanie mają na sumieniu wiele win wobec Polaków. Jednak równie wiele win wobec nas mają Niemcy, Anglosasi i małoczapeczkowi. Ci ostatni najwięcej. Polacy jednak fobią obdarzają tylko Rosję, a manię przejawiają wobec Zachodu. Racjonalna polityka i unikanie zagrożeń wymaga podejścia racjonalnego, w Polsce zaś panuje emocjonalne. W ten sposób popadamy w okcydentomanię i orientofobię, co sprawia, że dostrzegamy zagrożenie w Rosji nie tam, gdzie ono rzeczywiście występuje, a nie widzimy zagrożeń ze strony Zachodu.
Obecnie główne zagrożenie czyha na Polskę ze strony Zachodu, w postaci UE, NATO, USA i małoczapeczkowych, którzy tym wszystkim sterują. Rosja też jest zagrożeniem, i to poważnym, dysponuje bowiem wielkim potencjałem, licznymi środkami walki i możnymi sojusznikami. W stosunku do Zachodu jest to jednak zagrożenie wtórne. Oznacza to, że Rosja może nas zaatakować, ale zrobi to jedynie na skutek prowokacji ze strony Zachodu, wykonanej na zlecenie gnostyków. Rosja obecnie nie ma powodu ani interesu, aby podbijać Zachód. Taka próba mogłaby narazić Federację Rosyjską na poważny kryzys wewnętrzny, który mógłby zostać wykorzystany zarówno przez Chiny, które mogą połakomić się na Syberię, jak i przez tandem USA / Izrael, dążący do opanowania Azji Środkowej. Rosjanie z pewnością wyciągnęli wnioski ze swojej klęski w Afganistanie. Do prowokacji mogą być użyte siły, działające zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce. Polacy widzą jednak tylko zagrożenie wtórne, a nie chcą dostrzegać pierwotnego. Prowadzimy politykę agresywną w stosunku do Federacji Rosyjskiej, nie mając ani potencjału gospodarczego, ani ludnościowego, ani zasobów finansowych, ani głębi strategicznej, ani uzbrojenia, ani systemu obrony cywilnej, ani pewnych sojuszy.
Sami wystawiamy się na atak, a robimy to dlatego, że nie potrafimy należycie ocenić relacji Wschód-Zachód. Jest to wzmacniane histerią, nakręcaną przez media polskojęzyczne. Każda próba dyskusji o tym spotyka się z napaścią i oskarżeniami o ruskie onuce i agenturę Putina. Najlepszym sposobem na unikniecie rosyjskiego zagrożenia jest normalizacja stosunków z Białorusią i Rosją. Tymczasem każdy, kto chce realistycznie ocenić zagrożenie rosyjskie natychmiast zostaje ogłoszony rusofilem, którego trzeba unikać, odsunąć od głosu, a najlepiej zamknąć. W ten sposób nie tylko tracimy krocie na możliwościach współpracy gospodarczej z Rosja, Chinami i resztą Wschodu. Narażamy się również na stały stan napięcia i zagrożenia, który przy trwającej wojnie ukraińskiej, różnych obcych agenturach i nierozsądnej władzy może zmienić się w realną wojnę, która dla Polski byłaby kolejną dziejową katastrofą. Pokojowa współpraca jest bowiem możliwa, i nie trzeba przy tym być żadnym rusofilem, wystarczy pozostać polskim patriotą. Jednak nasza orientofobia każe nam myśleć, że z Rosją można tylko toczyć wojnę. Z całej polityki III RP może wyłonić się tylko ukropolin, nie da się dostrzec żadnych innych kierunków i dążeń. Ta struktura zaś jest z założenia antypolska, a jej funkcja polega na prowadzeniu narodu do samobójstwa. My jednak pozostajemy ufni w obietnice naszych sojuszników z Zachodu, tak samo, jak w 1939 r., i marzymy o rozgromieniu Rosji i wbiciu Putina w Ziemię. W ten sposób znajdujemy się w stanie Rusofobicznej Manii Samobójczej.
Występuje w Polsce jeszcze jedna bardzo groźna mania, typowa dla polskojęzycznych osób o poglądach lewicowo-liberalnych. Gardzą oni tym, co tradycyjne, narodowe, katolickie, czyli tym wszystkim, co jest polskie. Tak bardzo uwierzyli w gnostycką propagandę antypolską, że wyrastając z tej ziemi i jej tradycji, bardzo chcą wyrwać ją z siebie i przyjąć coś innego, co im wydaje się nowoczesne. W ten sposób chcą poczuć się lepsi i zasłużyć na uznanie i szacunek w oczach ludzi z Zachodu. Mylą się bardzo, gdyż w ten sposób zyskują tylko pogardę ludzi, którzy już dawno nie żyją według zasad Ewangelii, lecz według wartości Talmudu.
Ci antypolacy nie myślą jednak racjonalnie i odrzucają brutalne dowody rzeczywistości na całkowitą błędność ich poglądów.. Tkwią bowiem z jednej strony w fobii antypolskiej, a z drugiej w manii prozachodniej. Podejmują przez to decyzje irracjonalne lub nie podejmują ich wcale, pozwalając, aby obce, wrogie siły decydowały za nich. Ich stan psychiczny można określić jako Polonofobiczną Manię Samobójczą (PMS). Łączy się ona z Rusofobiczną Manią Samobójczą (RMS), tworząc nieprzeniknione dla argumentów Narodowe Spektrum Suicydalne (NSS). U Polaków o poglądach prawicowych PMS prawie nie występuje, natomiast sama już RMS wystarcza do podejmowania decyzji samobójczych. Różnica pomiędzy samobójczym myśleniem lewicowym i prawicowym jest taka, że Polacy prawicowi popełniają narodowe samobójstwo wierząc, że w ten sposób ratują Polskę, natomiast antypolacy lewicowo-liberalni popełniają narodowe samobójstwo właśnie po to, aby Polskę zlikwidować.
To różnica w fobiach przejawia się w odmiennościach polityki partii tzw.prawicowych i lewicowo-liberalnych. Te tzw.prawicowe popełniają narodowe samobójstwo wolniej, udając, że ratują Polskę, te drugie wciskają do dechy pedał gazu, chcąc jak najbardziej przyspieszyć finis Poloniae. Oficjalnie prawicowy prezydent Andrzej Duda, kreował się na bardzo patriotycznego, co nie przeszkadzało mu jednocześnie pełnić funkcji prezydenta ukropolin, tak bardzo był proukraiński i prożydowski. Nowy prezydent Karol Nawrocki jest z pewnością autentycznym patriotą i człowiekiem czynu, i raczej nie będzie proukraiński, jednak i on sam, i jego otoczenie mają wyraźnie zacięcie rusofobiczne, co niesie ryzyko, że jeśli małoczapeczkowi zrealizują zapowiedź Donalda Tuska z sierpnia 2025 r. o wojnie w Polsce w roku 2027, patriotyczny prezydent bohatersko poprowadzi naród do patriotycznej walki, aby nikt go nie posądził o rusofilię.
Hipotetyczny przebieg działań wojennych i ich skutki
Ten fragment w największym należy do gatunku political fiction. Zabawię się więc w powieściopisarza – fantastę, i przedstawię coś, co dziś jest jeszcze fikcją, i oby tak pozostało. Należy mieć świadomość, jakie przygotowania wojenne poczyniono w kraju nadwiślańskim. W czasie plandemii mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju stalinowskiej Wielkiej Czystki. Narzucono służbom przymus szczepień, czym zmuszono wielu żołnierzy i oficerów do przedwczesnego przejścia w stan spoczynku. Usuwano tych lekarzy, którzy zachowali wierność Przysiędze Hipokratesa. Zmuszono tych hierarchów, którzy chcieli dochować wierności Chrystusowi do uległości Talmudowi. Pozostałym złamano wolę, zmuszając do zachowań sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, sumieniem i instynktem samozachowawczym.
Po zmianie władzy w 2023 r. czystka trwa nadal, pod hasłami rozliczeń z poprzednim reżimem. Instytucje państwa atakują żołnierzy za to, że wykonują swoje obowiązki, ciągle zmuszając ich do działań wbrew sumieniu. W ten sposób skutecznie obniżono morale armii. Wielką część uzbrojenia i wyposażenia oddano Ukrainie. Wojsko ma wiele braków kadrowych, sprzętowych i organizacyjnych. Władza w Polsce radzi sobie z tym w ten sposób, że wysyła przydziały mobilizacyjne do mężczyzn w średnim wieku, którzy jeszcze odbywali służbę wojskową. Większość z nich to doświadczeni pracownicy gospodarki narodowej i ojcowie rodzin, natomiast od czasu przejścia do cywila zwykle nie mieli do czynienia z wojskiem i nowymi technikami wojskowymi, np. z dronami. Można jednak spodziewać się, że w razie wojny władza sięgnie po te zasoby i zmobilizuje tych mężczyzn, pozbawiając rodziny ojców, a firmy doświadczonych pracowników. W warunkach współczesnego pola walki ich wartość bojowa byłaby znikoma, ale jako mięso armatnie do przemielenia są pełnowartościowi.
Polska nie ma skutecznego systemu obrony cywilnej i ochrony ludności, ale za to opracowano teoretyczne plany ewakuacji, która polega na tym, że ludzie mają stawić się w punktach zbiorczych, aby władza przewiozła ich poza strefę działań, przy okazji narażając na porażenie środkami napadu powietrznego. Przyjęto też plany ewakuacji dzieł sztuki na Zachód. Wygląda to na plany oczyszczenia terytorium Polski z ludności polskiej i rozproszenie jej po świecie, oraz przekazanie polskiego dziedzictwa narodowego innym państwom. Należy też pamiętać o unijnej strategii obronnej spalonej ziemi. Będzie to jednak dotyczyło kobiet, dzieci i starców, gdyż mężczyźni mają pojechać w kierunku odwrotnym – na wschód, walczyć za Ukrainę i za Ukraińców, przebywających w Polsce, dzięki transferom socjalnym, odebranym Polakom.
W tym samym czasie amerykański generał Chris Donahue, dowodzący siłami amerykańskimi w Europie i Afryce ujawnił, że USA mają plany zaatakowania i porażenia Obwodu Królewieckiego, należącego do Rosji i leżącego przy granicy z Polską. Równocześnie na terytorium Polski przebywa nieustalona liczba cudzoziemców z Ukrainy, a wciąż przybywają nowi przybysze z całego świata, przerzucani do Polski przez służby niemieckie. W 2026 r. ma ruszyć na całego pakt migracyjny, więc Polska ma stać się przystanią dla wszelakiego elementu globalnego, idącego z zachodu. Pomimo, że rząd i media polskojęzyczne nagłaśniają zagrożenie wojną w Polsce, nikt nie mówi o wstrzymaniu relokacji imigrantów wielokulturowych z UE.
Wygląda na to, że konsekwencje wojny mają spotkać bardziej Polaków, niż przybyszów. Wciąż obowiązują przepisy o stanie wojennym, wprowadzone podczas Stanu Wojennego, stanowiące, że rząd może nakazać obywatelom złożenie prywatnej broni do depozytu. Jeśli przyjąć założenie, że w razie wojny głównym wrogiem władzy będą Polacy, ma to głęboki sens. Od czasu do czasu w Polsce znajdują się jakieś dziwne znaleziska. A to wojsko zgubi transport min przeciwczołgowych, które później odnajdują się w magazynie sklepu meblowego, a to przypadkowi przechodnie znajdą gdzieś na ścianie wschodniej 8 kontenerów, wypełnionych bronią, należących do prywatnej firmy. Było kiedyś takie powiedzenie: „musi to na Rusi, a w wolnej Polsce kto chce”. Dziś brzmi to ironicznie, gdyż Polska wydaje się być oazą wolności dla Rusinów bardziej, niż dla Polaków.
Początek wojny może być następujący. W Polsce dojdzie do jakiegoś aktu sabotażu lub terroru, w którym zginą ludzie. Propaganda i władza natychmiast ogłosi, że to agenci Putina lub pociski, wystrzelone z Rosji lub Białorusi. Mogą też pojawić się oddziały dywersantów, przebrane w mundury rosyjskie lub białoruskie i zaatakować jakieś cele na wschodzie Polski, zabijając ludzi. Mogą to jednak być działania pod fałszywą flagą, tak, jak niemiecka prowokacja w Gliwicach w 1939 r. Propaganda natychmiast rozpęta histerię we wszystkich mediach, wyolbrzymiając zdarzenie i nazywając je pełnoskalową agresją. Pokazane zostaną okrutnie skrzywdzone dzieci, tak samo, jak na początku fali wielkiej migracji islamskiej do Europy pokazano martwego chłopca na plaży, albo na początku plandemii szeregi trumien na sali gimnastycznej, albo zdjęcia z początków rosyjskiej agresji, pokazujące zabitych cywilów. Wszystkie bardzo ładnie zaaranżowane, jakby w atelier fotograficznym, jakby te ciała same ułożyły się do właściwej pozy w właściwym miejscu i czasie. Będzie to oczywista socjotechnika, wzmagająca oburzenie Polaków i emocje, prowadzące do zemsty na wrogu, wskazanym przez propagandę, służąca tylko temu, aby Polacy rzucili się sami na ślepo we własne narodowe samobójstwo. To będzie moment kluczowy: jeśli Polacy uwierzą w propagandę, zawrzą świętym oburzeniem, uniosą się źle pojętym patriotyzmem, zewrą szeregi i staną wraz z niepolskim rządem, w ciągu najbliższego roku nastąpi historyczna chwila likwidacji Polski i Polaków.
Władza wówczas ogłosi mobilizację i uderzy w ton patriotyczny, grając na emocjach i uczuciach Polaków. Inny wariant tego scenariusza to wystrzelenie z terytorium Ukrainy pocisków, które spadną na terytorium Polski, tak, jak było w Przewodowie. W następującym potem chaosie nikt niezależny nie będzie w stanie sprawdzić, skąd naprawdę przyleciały. Jeszcze inny wariant to odpalenie zdalnie sterowanych dronów z przygotowanych wcześniej kontenerów, umieszczonych na terytorium Federacji Rosyjskiej lub Białorusi, tak, jak zrobili to Ukraińcy w ramach operacji „Pajęczyna”, gdy zaatakowali właśnie w ten sposób cele, położone w głębi Rosji. Nieco inny scenariusz zakłada, że pociski zostają odpalone z terytorium Polski, również z jakichś ukrytych wcześniej kontenerów, lub też z samolotów, operujących nad polskim terytorium. Pociski spadają na terytorium Federacji Rosyjskiej lub Białorusi, zmuszając Rosję do ataku odwetowego.
Dalej ten sam standard – propaganda rozpętuje histerię, władza ogłasza mobilizację, używając uczuć patriotycznych. W każdej sytuacji nasi zachodni sojusznicy będą nas zachęcać do walki i zapewniać o swoim poparciu, tak samo, jak w 1939 roku. Obiecają nam pomoc wojskową i materiałową, z której się nigdy nie wywiążą, nie mają bowiem takiego zamiaru już w samych założeniach, tak samo, jak w 1939 r. Naszym zachodnim sojusznikom, od Europy do Ameryki zależy tylko na tym, żebyśmy weszli do tej wojny, przyjęli na siebie cały ciężar siły naszego przeciwnika, wciągnęli w to całe terytorium całe państwo i całą ludność cywilną. Tego samego chcieli dla nas w 1939 roku, od Francji i Wielkiej Brytanii po USA. Tego samego chcą teraz, wraz z Niemcami i UE. Prawdziwy wróg to nie tylko ten, który fizycznie napada, ale również fałszywy przyjaciel, który pcha do z góry przegranej walki.
Każdy scenariusz rozpoczęcia działań wojennych na terytorium Polski zmierza do tego samego celu – wysłania Wojska Polskiego przeciw armii rosyjskiej i białoruskiej. W efekcie wystąpią duże straty po stronie polskiej, zostanie ogłoszona mobilizacja, a władza weźmie każdego zdolnego do noszenia broni bez przeszkolenia. Głównym celem tych działań będzie wyeliminowanie Wojska Polskiego i polskich mężczyzn, lub chociaż odesłanie ich poza terytorium Polski. Jeśli wojska rosyjskie wkroczą na polską ziemię, wówczas to, co zostało z armii polskie wycofa się najpierw na linię Wisły, a krótko potem na linię Odry, broniąc terytorium Niemiec.
W tym czasie na terytorium Polski zapanuje ogólny chaos. Zostanie ogłoszona ewakuacja ludności, co chaos jeszcze pogłębi. Ludność zostanie zmuszona do opuszczenia domów i zebrania się w miejscach zbiórek, Zacznie się dyslokacja, ale system rychło się posypie, i dyslokowana ludność znajdzie się sama pośrodku niczego, pozbawione wszystkiego. Kraj będą przemierzać zdezorientowane i przerażone grupy cywilów, a drogi zostaną zablokowane, tak, jak we wrześniu 1939 r. Takie zbiorowiska ludzkie będą narażone na ataki z powietrza, ponadto szybko zostaną pozbawione podstawowych środków do życia. Sieci dystrybucji towarów przestaną działać i w sklepach zabraknie podstawowych towarów. Pojawią się spontaniczne szajki bandytów i szabrowników, częściowo uzbrojone. Rozpoczną się rabunki, napaści i gwałty. Uaktywnią się uzbrojone oddziały dywersantów, przeszkolone do walki z ludnością cywilną i rozlokowane na terytorium całego kraju, przemycone do Polski w ramach wcześniejszych migracji.
Do tego dołożą swoje wielokulturowi imigranci, których nikt nie będzie w stanie pilnować. Najbardziej zagrożone będą kobiety i dzieci, pozbawione mężczyzn, wysłanych częściowo naprzeciw armii rosyjskiej, częściowo do ochrony Niemiec. Zacznie się oczyszczanie terytorium z ludności, podobnie, jak to było na Wołyniu, połączone z masowymi gwałtami na kobietach, w celu wymiany genetycznej. Dzieła sztuki i wartościowe przedmioty zostaną wywiezione z Polski jako pierwsze, jeszcze zanim terytorium Polski opuści rząd. Od czasu do czasu będą spadać pociski rakietowe i drony, niszcząc to, co jeszcze będzie służyć Polakom i zabijając ludność cywilną, a działająca wciąż propaganda polskojęzyczna za każdym razem będzie ogłaszać, że nadleciały z Rosji, chociaż nikt już nie będzie sprawdzał, skąd je naprawdę wystrzelono. Niemcy zamkną granicę z Polską i nie będą wpuszczać polskich uchodźców, twierdząc, że odpowiadają na gwałtowne protesty ludności cywilnej. W rzeczywistości będą domagać się tego organizacje pseudo-społeczne, finansowane przez fundacje rządowe, globalistyczne i małoczapeczkowe. A ludność Niemiec to poprze.
Oficjalne argumenty będą następujące: Polacy to faszyści i są współodpowiedzialni za Holocaust Żydów podczas II Wojny Światowej, dlatego nie należy im się ochrona. Polacy prześladują mniejszości lgbt i nie przestrzegają praworządności. Polacy są niebezpieczni i źle traktują kobiety. Polacy sprowokowali wojnę z Rosją, więc niech sobie radzą sami. Niemcy i tak są obciążeni uchodźcami z globalnego Południa, poza tym przyjęli dużą ilość uchodźców z Ukrainy i nie są w stanie przyjąć więcej. Poza tym Polacy byli zawsze przeciwni przyjmowaniu uchodźców. Bardzo źle traktowali biednych ludzi na granicy z Białorusią, był o tym film. Polacy zawsze łamali wartości europejskie, Parlament Europejski musiał uchwalić przeciw nim wiele rezolucji, a TSUE wydal wiele niekorzystnych dla Polski wyroków. Niemcy nie mogą więc przyjąć Polaków, byłoby to niemoralne, a Niemcy są państwem głęboko moralnym. Taka propaganda będzie głoszona na całego, a ludność Niemiec z ulgą przywita zamknięcie granic i odcięcie się od problemu polskiego. Niemcy przyjmą jedynie tych, którzy im się do czegoś mogą przydać, czyli specjalistów, których potrzebują w swojej gospodarce.
Tak jednak będzie tylko do czasu. Po pewnym czasie trwania chaosu uaktywnią się organizacje niemieckie w Polsce i samorządy na ścianie Zachodniej i Pomorzu, domagające się ochrony ludności cywilnej, mienia i infrastruktury przed zagrożeniem ze strony Rosji i polskim chaosem. Rząd niemiecki z wielką troską zareaguje i wprowadzi ochronę ziem zachodnich i północnych Polski poprzez objęcie ich niemiecką administracją. Żądania te poprą organizacje Ukraińców w Polsce, twierdzą, że nie po to ukraińscy uchodźcy uciekali przed wojną i Rosją z Ukrainy, aby teraz mieć to samo w Polsce. Przywiązali się już do tych miejsc, w których przebywają, nie chcą ich stracić i proszą rząd niemiecki, aby przejął administrację nad tymi terenami. Ludność polska, zamieszkująca te tereny przez nową administrację będzie traktowana jako gorszy sort, a przez organizacje banderowskie będzie zwalczana. Rząd, który zgodnie z sanacyjną tradycją ucieknie za granicę będzie gdzieś jeszcze formalnie urzędował, ale nie podejmie praktycznych działań w celu ochrony ludności i zachowania całości terytorium. Prezydent bardzo będzie chciał stanąć na wysokości zadania i powieść Polaków do zwycięstwa. Zachowa się jak bohater, i zgodnie ze swoimi przekonaniami i naciskami otoczenia oraz zagranicy powiedzie Polaków do walki. Walki straceńczej, prowadzącej do narodowego samobójstwa, jakim były powstania: Listopadowe, Styczniowe i Warszawskie.
To taka polska, świecka, masońska tradycja: przywódcy wiodą lud na barykady samobójstwa. Mógłby jednak ochłonąć i zmienić zdanie, stanąć na czele wszystkich sił, jakie jeszcze pozostały w Polsce i dążyć do zakończenia wojny. Gnostycy będą więc woleli na wszelki wypadek pozbyć się problemu prezydenta zrzucając winę na Rosję. Propagandowo zostałoby to sprzedane, że najwyższy urzędnik bohatersko wytrwał do końca, a Polacy muszą go teraz pomścić. Z roszczeniami terytorialnymi może również wystąpić rząd ukraiński, widząc, że nikt nie broni Polski i Polaków. Może powołać się na cierpienia Ukraińców podczas akcji Wisła i zagarnąć terytorium Polski aż do Sanu, a może i dalej. W tym całym chaosie każdy będzie brał, co będzie chciał, więc również Rosja zapewne zagarnie Przesmyk Suwalski. Zdziesiątkowana, zdezorganizowana ludność polska, pozbawiona władzy, administracji i elit przyjmie wówczas każdy porządek, który zapewni możliwość fizycznego przetrwania, zakończy działania wojenne i ukróci napaści zbrojnych band. Polska zniknie po raz kolejny.
Taki może być scenariusz i konsekwencja działań wojennych, które oficjalnie mają się rozpocząć w 2027 roku, ale równie dobrze mogą wystąpić już we wrześniu 2025 roku, przy okazji wspólnych ćwiczeń armii rosyjskiej i białoruskiej Zapad’25. Wojna na ziemiach polskich przyniesie więc pewność zagłady ludności polskiej i państwa polskiego. Nasi wrogowie wiele nauczyli się na wojnach, rewolucjach i masowych zbrodniach, które zainspirowali i moderowali od czasu I Wojny Światowej. Holocaust Polaków będzie rzeczą pewną, tak samo, jak trwający obecnie Holocaust Palestyńczyków. Cała Polska może wyglądać podobnie, jak Strefa Gazy, poza tymi obiektami, które przyszli właściciele naszych ziem będą chcieli zachować dla siebie. Kompletne zgruzowanie wszystkiego, co polskie, łącznie z zabytkami historii, świątyniami, pałacami, bibliotekami, muzeami ułatwi przyszłą odbudowę ziem niegdyś polskich w nowym, niepolskim już kształcie. Zgodnie z masońską zasadą ordo ab chao – porządek z chaosu. Opróżnione ziemie polskie będą mogły zostać ponownie zasiedlone przez tych, których tu sprowadzą małoczapeczkowi. Tyle zyskamy, jeśli uwierzymy naszym sojusznikom z Zachodu i włączymy się do wojny z Rosją.
Co robić
Można oczywiście tego uniknąć, pilnując polityków, nie ufając ich zapewnieniom, śledząc pilnie to, co się dzieje, nie wierząc głównym mediom. A nade wszystko – organizować się w organizacje społeczne, oddziały samoobrony narodowej, broniące granic i terytorium państwa polskiego, majątku narodowego i prywatnego oraz ludności polskiej. Takie organizacje, które będą wspierać i uzupełniać rząd polski, a zwalczać wpływy rządu niepolskiego. Należy też podjąć na poziomie polityki, na razie nieoficjalnej dyskusję o tych zagrożeniach. Nie powinniśmy jako państwo i naród należeć do koalicji chętnych do likwidacji Polski.
Głównym jednak sposobem, aby tego uniknąć jest deeskalacja napięcia pomiędzy Polską a Białorusią i Rosją, oraz zakończenie wspierania państwa ukraińskiego. Należy więc znormalizować stosunki ze Wschodem, pomimo resentymentów i histerii, pomimo tego, że polskojęzyczne media i główni politycy mówią co innego. Tym bardziej jest to dziś łatwe, gdy widzimy, jak łatwo nasi sojusznicy podejmują współpracę z Rosją.
Jeśli ten fantastyczny, fikcyjny scenariusz się ziści, wówczas świat otrzyma w prezencie Wielki Izrael, a Polska – eksterminację i judobanderię. Ci więc, którzy nie chcą, aby w Polsce była wojna, nie są żadnymi ruskimi onucami, ale tymi, którzy chcą pozostać żywymi Polakami w wolnej Polsce. Ci zaś, którzy nawet nie chcą o tym rozmawiać, to oni są prawdziwymi judobanderowskimi onucami. A walka, którą chcą toczyć, nie jest walką o wolną Polskę, nie jest nawet walką o wolną Ukrainę, tylko walką o dolara, Wall Street, City of London i globalne panowanie Wielkiego Izraela.
W dniu historycznego spotkania prezydentów Trumpa i Putina w Alasce, Ukraina przeprowadziła atak na kluczową infrastrukturę paliwową Rosji, która dostarcza ropę do krajów Europy Środkowej. Ukraińskie drony uderzyły w stację dystrybucyjną “Unecza” w obwodzie briańskim, paraliżując dostawy rosyjskiej ropy przez rurociąg “Przyjaźń”, który jest głównym źródłem surowca zarówno dla Węgier, jak i Słowacji.
Według najnowszych doniesień, 18 sierpnia doszło do kolejnego ataku ukraińskich dronów, tym razem na stację pompowania ropy Nikolskoye w obwodzie tambowskim, co doprowadziło do całkowitego wstrzymania dostaw ropy przez rurociąg “Przyjaźń” do obu krajów. Robert “Madyar” Brovdi, dowódca Sił Systemów Bezzałogowych Ukrainy, potwierdził, że za atakiem stały drony 14. Pułku Jednostki Systemów Bezzałogowych.
Minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó zareagował natychmiast, nazywając atak “oburzającym i niedopuszczalnym”. W ostrym oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych podkreślił, że działania Ukrainy bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu energetycznemu jego kraju. “Od 3,5 roku Bruksela i Kijów próbowały wciągnąć Węgry w wojnę na Ukrainie. Te powtarzające się ukraińskie ataki na nasze dostawy energii służą temu samemu celowi” – stwierdził węgierski polityk.
Słowacki operator rurociągów Transpetrol potwierdził zatrzymanie dostaw ropy do Słowacji, choć początkowo nie był świadomy przyczyny przerwy, która nastąpiła poza terytorium kraju. Zarówno Węgry, jak i Słowacja są w wyjątkowej sytuacji w Unii Europejskiej, ponieważ oba państwa otrzymały zwolnienie z unijnego zakazu importu rosyjskiej ropy wprowadzonego po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku.
Ironią sytuacji jest fakt, że jak twierdzi Szijjártó, Węgry są obecnie największym dostawcą energii elektrycznej dla Ukrainy. “Bez nas bezpieczeństwo energetyczne Ukrainy byłoby wysoce niestabilne” – zaznaczył minister, podkreślając absurd ukraińskiego ataku na rurociąg, który ma kluczowe znaczenie dla węgierskiej gospodarki.
Ukraiński minister spraw zagranicznych Andrij Sybiha, odpowiadając na zarzuty Szijjártó, stwierdził, że Węgry “mogą teraz kierować skargi i groźby” do Moskwy, a nie do Kijowa. Dodał, że “to Rosja, a nie Ukraina, rozpoczęła tę wojnę i odmawia jej zakończenia. Węgry od lat były informowane, że Moskwa jest niewiarygodnym partnerem. Mimo to Węgry dołożyły wszelkich starań, aby utrzymać swoją zależność od Rosji.”
Dla obu krajów ten atak oznacza poważne problemy z zaopatrzeniem w ropę. Węgry importują z Rosji zdecydowaną większość swojego surowca – w ciągu ostatniego półrocza było to aż 18,7 mln baryłek. Według agencji Reuters, w zeszłym roku Rosja dostarczała około 95 000 baryłek ropy dziennie na Węgry poprzez ten rurociąg. Alternatywne źródła dostaw są niewystarczające, by pokryć bieżące zapotrzebowanie.
To nie pierwszy raz, gdy ukraińskie drony atakują infrastrukturę rurociągu “Przyjaźń”. W marcu bieżącego roku podobny atak w obwodzie orłowskim spowodował tymczasowe wstrzymanie dostaw ropy na Węgry. Wówczas, według Szijjártó, rosyjski wiceminister energii Paweł Sorokin zapewnił go, że trwają prace nad przywróceniem dostaw.
Obecnie Sorokin poinformował węgierskiego ministra, że specjaliści pracują nad naprawą stacji transformatorowej kluczowej dla funkcjonowania rurociągu, ale nie jest jeszcze jasne, kiedy dostawy zostaną wznowione. Według rosyjskiego operatora rurociągów Transneft, naprawa rurociągu może potrwać nawet dwa miesiące.
Warto zauważyć, że atak zbiegł się z długo oczekiwanym szczytem Trump-Putin w Alasce, który odbył się 15 sierpnia 2025 roku, a następnie ze spotkaniem prezydenta Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu 19 sierpnia. Choć szczyt Trump-Putin nie przyniósł oczekiwanego porozumienia o zawieszeniu broni, prezydent Trump ogłosił po spotkaniu z Zełenskim, że “rozpoczął przygotowania do spotkania, w miejscu które zostanie ustalone, między prezydentem Putinem a prezydentem Zełenskim”.
Niektórzy analitycy sugerują, że ukraiński atak na rurociąg mógł być celowo zaplanowany na czas tych ważnych spotkań dyplomatycznych, aby wywrzeć dodatkową presję na Rosję i jej europejskich partnerów. Pojawia się pytanie, czy Ukraina dopuszcza się podobnych działań za przyzwoleniem Unii Europejskiej, aby zmusić Węgry i Słowację do całkowitej rezygnacji z rosyjskiej ropy i zakupu droższych alternatyw w duchu europejskiej solidarności.
Węgry, pod rządami premiera Viktora Orbána, oraz Słowacja pod przywództwem Roberta Fico, od początku konfliktu zajmowały odrębne stanowisko wobec sankcji przeciwko Rosji, konsekwentnie broniąc swojego prawa do zakupu rosyjskich surowców energetycznych. Najnowszy incydent z pewnością pogłębi napięcia między tymi krajami a Ukrainą i może skomplikować europejskie wysiłki na rzecz wspólnej polityki wobec wojny w Ukrainie.
Teatralna trupa – UE jest “niezrównana”: także dzięki klakierom medialnym, zorientowanym na najbardziej ohydny i głupi serwilizm.
Udało się nam wmówić, że cła nałożone przez Trumpa w wysokości 15 procent to wielkie zwycięstwo, jedynie dlatego, że mogły być wyższe. W rzeczywistości, istniały wszelkie możliwości, by odrzucić amerykańskie żądania, gdyby tylko UE nie odizolowała się celowo od reszty świata, realizując swoją szaloną ideę wojny z Rosją. Tak szaloną, że wczoraj widzieliśmy te ogrodowe krasnale, prowadzone przez von der Leyen, robiące wszystko, by Trump poprosił Rosję o zawieszenie broni, co prezydent USA już wcześniej wykluczył podczas spotkania z Putinem.
I napisał to również: „Jednogłośnie zdecydowano, że najlepszym sposobem na zakończenie strasznej wojny między Rosją a Ukrainą jest bezpośrednie osiągnięcie porozumienia pokojowego, które zakończy konflikt, a nie zwykłe zawieszenie broni, które często nie jest respektowane.” Jednak owa kompania głupich sługusów jest tak nieudaczna, że podczas spotkania na Alasce poinformowała, że „ochotnicy” wyślą wojska na Ukrainę w przypadku zawieszenia broni, co czyni dla Moskwy niemożliwym przystanie na ten pomysł, nawet gdyby była do tego skłonna, zważywszy na wyraźny zamiar proszenia o rozejm, by dozbroić Kijów.
Ten jeden fałszywy krok, którego nie popełniłby nawet dziecko, wystarczy, by zrozumieć, na jakie poziomy stoczyła się Europa, która nie zdaje sobie nawet sprawy, że podczas spotkania dwóch prezydentów, Waszyngton uznał Moskwę za równego sobie. A nawet więcej – że Ukraina to tylko jeden z rozdziałów, i to nie najważniejszy, ogólnego przebudowania globalnej równowagi sił, oraz że za Putinem stoją także kraje BRICS; że wszystko się zmienia, podczas gdy europejskie oligarchie, które wybrały tak nieudolnych marionetkowych brzuchomówców, pozostały w miejscu, skazując siebie, a niestety także Europejczyków, którzy najwyraźniej niczego nie rozumieją, na gospodarczą i geopolityczną nieistotność.
Widać to było wczoraj, gdy ta hałastra krasnali z jednej strony poszła kłaniać się przed buaną Trumpem, a z drugiej próbowała wywierać na niego nacisk, nie rozumiejąc, że w oczach Białego Domu, Europa, która podporządkowała się i jest gotowa zapłacić 750 miliardów dolarów za amerykański gaz, wydać kolejne 600 miliardów na amerykańską broń, oraz znieść podatki dla wielkich amerykańskich korporacji, nie ma już żadnej wartości. Została wyciśnięta jak cytryna.
Przychodzi na myśl, że ci idioci zrobili wszystkie te ustępstwa, otworzyli nasze portfele, by uzyskać od Trumpa kontynuację wojny, i oczywiście zostali oszukani. Tym bardziej że były prezydent Rosji Miedwiediew wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że na szczycie na Alasce obie strony zgodziły się, że to głównie Kijów i Europa mają zadanie negocjować zakończenie działań wojennych. To naprawdę najgorsze, czego można było się spodziewać, ponieważ obecnie, wojownicze elity Brukseli i okolic albo powinny wycofać się ze swojej rusofobicznej szaleństwa, co jest politycznie niemożliwe, albo będą zmuszone zaopatrywać reżim w Kijowie w broń i wspierać go finansowo, co oznacza co najmniej 60 miliardów wydanych rocznie, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Byłoby się z czego śmiać, gdyby nie było powodów do płaczu, ponieważ wszystko to będzie miało fatalne konsekwencje dla poziomu życia obywateli, którzy wyjdą z tego zubożali, pozbawieni resztek opieki socjalnej, ograbieni z własności, która trafi do banków i obiegu finansowego.
Ale kto wie, czy ostatecznym celem nie jest to właśnie.
«Plan zakłada, że USA sprzedadzą broń Europejczykom, którzy następnie przekażą ją Kijowowi. Jednak USA nie mają broni na sprzedaż, Europejczycy nie mają pieniędzy na zakup, a Kijów nie ma żołnierzy, by jej użyć. Poza tym plan jest niezawodny.»https://x.com/AlexanderGRubi2/status/1957629289446154298
Bogatemu to nawet diabeł dzieci kołysze – powiada ludowe przysłowie. Rzeczywiście – coś jest na rzeczy, bo kiedy tylko pan prezydent Karol Nawrocki wygłosił swoje inauguracyjne orędzie, które przez Jasnogród i Volksdeutsche Partei, podobnie jak i przez niemieckie media zostało uznane za „konfrontacyjne” – zaraz się okazało, że obóz „dobrej zmiany” pod przewodem Naczelnika Państwa, obywatela Kaczyńskiego Jarosława, aż tak bardzo, a może nawet wcale nie różni się od obozu zdrady i zaprzaństwa, którego najtwardszym jądrem jest oczywiście wspomniana Volksdeutsche Partei z obywatelem Tuskiem Donaldem na fasadzie.
Ale o tym za chwilę, bo inauguracja prezydentury Karola Nawrockiego była dniem żałoby narodowej dla Jasnogrodu, który – jak wiadomo – dostraja się do Judenratu. Toteż obywatelka Janda Krystyna, w którą w swoim czasie vaginet obywatela Tuska Donalda pompował forsę przez wszystkie otwory delikatnego ciała – jak wynika z fałszywych pogłosek krążących w mondzie – podobno posypała sobie głowę popiołem ze spalonych plakatów wyborczych obywatela Trzaskowskiego Rafała. Ale żałoba objęła nie tylko Jasnogród.
Okazało się, że zbuntował się również Dzwon Zygmunta. Zazwyczaj dzwonił on na cześć każdego nowego prezydenta, ale tym razem nie zadzwonił. Nie dlatego, by pękło mu serce z żalu nad losem naszej ukochanej ojczyzny, tylko – że w proteście przeciwko JE abpowi Markowi Jędraszewskiemu, zastrajkowali dzwonnicy. JE abp Marek Jędraszewski zdymisjonował z funkcji plebana najbogatszej krakowskiej parafii mariackiej przewielebnego Dariusza Rasia.
Najwyraźniej ekumenizm w Krakowie czyni postępy, bo za sprawą „Dygotnika Powszechnego”, będącego ekspozyturą warszawskiego Judenratu na odcinku katolickim, Kościół katolicki coraz bardziej upodabnia się do Kościoła Anglikańskiego, co to prędzej zrezygnuje ze swoich dogmatów, niż ze swoich dochodów. Zresztą, kto by się tam dziś przejmował jakimiś dogmatami, kiedy tylko patrzeć, jak w ramach synodalności zostaną one wszystkie unieważnione w demokratycznym głosowaniu, podczas gdy dochody, jak również – co oczywiste – odchody przecież pozostaną.
Więc w proteście przeciwko złowrogiemu i potępionemu przez Judenrat abpowi Jędraszewskiemu zastrajkowali dzwonnicy, nie rozbujali dzwonu, wskutek czego inauguracji prezydentury Karola Nawrockiego towarzyszyło ponure milczenie wawelskiej katedry.
Jakby tego było mało, niewłaściwą politykę kadrową nieubłaganym palcem wytknął panu prezydentowi Nawrockiemu przewielebny ks. prof. Wierzbicki – ongiś z KUL-u, a obecnie – z ŻUL-u – czyli Żydowskiego Uniwersytetu Ludowego – jak u zarania PRL nazywany był lubelski UMCS. Chodzi o kapelana, którym prawdopodobnie spodziewał się zostać przewielebny ks. Wierzbicki. Taki kapelan prezydenta bowiem spowiada, więc podczas spowiedzi można byłoby zainstalować penitentowi aparaturę podsłuchową, żeby pan red. Michnik i cały Judenrat mogły uczestniczyć w prezydenckim sakramencie pokuty w czasie rzeczywistym – co nie tylko dostarczyłoby żeru niezależnym mediom głównego nurtu, ale uczyniło nasze państwo jeszcze bardziej transparentnym.
Tak właśnie zachował się podczas konferencji w Jałcie Winston Churchill, który pewnego dnia przyjął amerykańskiego prezydenta Roosevelta na golasa, wyjaśniając, że brytyjski premier nie ma nic do ukrycia przed prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niestety przewielebny ks. prof. Wierzbicki kapelanem pana prezydenta Nawrockiego nie został, co oczywiście ma swoje plusy ujemne – ale i plusy dodatnie.
Wróćmy jednak do ludowego przysłowia, które właśnie nabrało aktualności. Jak wiadomo, główną raison d’etre rządu obywatela Tuska Donalda są tak zwane „rozliczenia”. Chodzi o wytykanie nieubłaganym palcem rozmaitych malwersacji, jakich miał dopuszczać się rząd „dobrej zmiany” w czasach dobrego fartu. Co prawda mimo upływu niemal dwóch lat od przejęcia administrowania kryzysem przez Volksdeutsche Partei z satelitami, nikomu na razie nic się nie stało – jeśli oczywiście nie liczyć pana Roberta Bąkiewicza, który zdecydowanie wysuwa się na pozycję wroga publicznego numer 1.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby obywatel Tusk Donald dostał z Berlina telefon: Wiecie, rozumiecie Tusk. Zróbcie wy mi tu porządek z tym całym Bąkiewiczem, bo inaczej z wami będzie brzydka sprawa. Naturalną koleją rzeczy obywatel Tusk Donald przekazałby stosowne polecenie obywatelu Żurku Waldemaru, a ten z kolei – niezawisłym sędziom, którzy właśnie solą panu Bąkiewiczowi piękne wyroki, nakazując mu m.in, wzięcie na utrzymanie pani Augustynek, używającej pseudonimu operacyjnego „Babcia Kasia”.
Tak właśnie było i w schyłkowym okresie PRL, kiedy to, ponoć z inspiracji Jerzego Urbana, soldateska zdecydowała się na „dekryminalizację” rozmaitych myślozbrodni przeciwko ustrojowi i sojuszom, na rzecz represji finansowych. Zgromadzone w ten sposób pieniądze, podobnie jak i wszystko inne, można było później rozkraść w ramach przygotowań do transformacji ustrojowej – dzięki czemu mamy obecnie w Polsce mnóstwo tak zwanych „starych rodzin”.
Kto wie, czy oprócz stanowiska wroga publicznego numer 1, pan Robert Bąkiewicz nie będzie obciążony kolejną ważną funkcją państwową. Chodzi o to, że właśnie w dusznym łonie vaginetu obywatela Tuska Donalda wybuchł skandal finansowy. Okazało się, że pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, który Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje odblokowała obywatelu Tusku Donaldu, żeby miał czym obdzielić swoich kolaborantów za dobre sprawowanie, zostały w znacznym stopniu roztrwonione, albo i wręcz rozkradzione.
Obywatel Tusk Donald podobno się „:wściekł”, jakby ukąsiła go sama „Babcia Kasia”. Myślę że nie tyle chodzi o rozkradzione walory, bo przecież takie było ich przeznaczenie, co o to, jak w tych okolicznościach kontynuować program „rozliczeń”, który – jak już wspomniałem – stanowi jedyną raison d’etre ekipy obywatela Tuska Donalda. Niczego innego bowiem ta ekipa nie potrafi – jeśli oczywiście nie liczyć zadłużania państwa, które powiększa się średnio o miliard złotych dziennie. Ale to potrafi każdy głupi, więc nic dziwnego, że właśnie ta właściwość musiała lec u podstaw polityki kadrowej koalicji 13 grudnia. Je prefere le plus bete – co się wykłada, że stawiam na najgłupszego. W tej sytuacji pojawienie się pana Roberta Bąkiewicza jako wroga publicznego numer 1 stanowi dla obozu zdrady i zaprzaństwa prawdziwy dar Niebios. Można będzie bowiem markować politykę „rozliczeń”, przedstawiając panu Bąkiewiczowi kolejne zarzuty i sypiąc mu piękne wyroki – bo przecież obywatel Żurek Waldemar, który właśnie zderzył się już ze ścianą, też musi mieć jakieś sukcesy, zanim obywatel Tusk Donald z obrzydzeniem nie spuści go z wodą.