OGŁUPIANIE MAS

Sławomir M. Kozak

https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/oglupianie-mas,p1637961893

OGŁUPIANIE MAS

W poprzedniej serii moich wpisów przedstawiłem hipotezę, według której „głębokie państwo” ustami swego wiernego wyrobnika, jakim w mojej opinii jest Elon Musk, przywołało do porządku prezydenta Trumpa, który być może odważył się mieć swój własny pomysł na dalszą politykę amerykańską. Nie był to atak pozbawiony sensu, bo Trump rzeczywiście ma w tej kwestii trochę „za uszami”, podobnie jak kilku jego najbliższych współpracowników zrzeszonych wokół niego pod szyldem MAGA.

Przypominam, że wbrew obiegowej opinii Musk nie jest tym, którego kreuje każdego dnia krzywe zwierciadło mediów. Podobnie, nie był takim Jeffrey Epstein. Ten ostatni nie był miliarderem o rozdętych ponad miarę perwersyjnych skłonnościach, tylko bardzo skutecznym i bezwzględnym kolekcjonerem materiałów kompromitujących możnych tego świata. Nie tylko zresztą w Stanach, bo operował globalnie. Te miliardy nie spadły mu z nieba ani nie zarobił ich dzięki fenomenalnym zdolnościom biznesowym. Na podstawie dostępnych dziś informacji można być pewnym, że pracował dla służb wywiadowczych co najmniej trzech państw.

Elon Musk, o którym pisałem już kilka razy, też nie jest geniuszem, który w cudowny sposób stał się właścicielem największej na świecie fortuny, dzięki której za pomocą prywatnych rakiet spełnia swoje dziecięce marzenia wynosząc w kosmos ludzi i satelity. To domena służb wojskowych, czyli Pentagonu i NASA. 

W książce „Rocznik sadystyczny 2020/2022” zwracałem uwagę na inny, rzekomy spór Muska, pisząc, że niewiarygodna jest naiwność, jaką wykazali się dziennikarze, kiedy na światło dzienne wydostała się wiadomość o chęci przejęcia komunikatora Twitter przez jednego z najbogatszych ludzi świata, Elona Muska, właściciela największej firmy przemysłu kosmicznego.

Pisząc o dziennikarskiej naiwności mam oczywiście na myśli dziennikarzy o rzekomo prawicowych poglądach, na co dzień walczących z dzisiejszą politpoprawnością i bożkami podsuwanymi nam do czczenia przez cynicznych „liderów”.

Reszta bowiem, robi dokładnie i otwarcie to, czego od niej oczekują zleceniodawcy. A jednak, w cyklicznym wideo-komentarzu jednego z naszych czołowych dziennikarzy usłyszałem właśnie, że to dobry prognostyk, bo oznacza, iż Musk „stawia się” globalnemu establishmentowi. Dowiedziałem się też, że powinniśmy się cieszyć, ponieważ Elon Musk wchodząc ostatnio w otwarty spór z Billem Gates’em, dystansuje się od pozostałych przywódców Big Tech, a nawet będzie w nadchodzących wyborach sprzyjał Republikanom!

Otóż, zgodnie z tym, co pisałem w książce „TerraMar Utopia Elit”, właściciel firmy Neuralink, która w nieodległej już przyszłości, planuje wszczepiać w nasze mózgi złącza komputerowe, nie kupuje komunikatora, „tylko dowody, masę różnych dowodów!”.

A jego rzekoma przychylność dla przeciwników obecnej tyranii Demokratów, jest zwykłą grą na pokaz, w której to akurat jemu przypadła w udziale rola „dobrego policjanta”. Dlaczego akurat jemu? Ponieważ nie jest kojarzony z „ciemną stroną Mocy”, a przeciętny czytelnik, bądź widz, nie ma wiedzy na jego temat. Nie ma jej, bo żurnaliści albo milczą, albo mają nadzieję, że właśnie spełnia się ich „wizja” przejścia Mrocznego Jedi z wrogiego obozu na „stronę jasną”. Jednak, jak pisze Wikipedia, „niewiele było przypadków, kiedy to głęboko zaprzedany Ciemnej Stronie Jedi zdołał z niej powrócić (…) zazwyczaj opuszczali obszary podlegające jurysdykcji Republiki, nierzadko stając się lokalnymi tyranami na planetach (…)”.

Dlatego Musk jest tak ważny dla Ciemnej Strony. Przy okazji ogłupia też szare masy. Pisałem wówczas, że Elon, co wielu może zaskoczyć, jest imieniem hebrajskim. Oznacza „dąb”. W Biblii można je znaleźć kilka razy, odnosi się do trzech różnych mężczyzn i jednego miasta.

Według Tory, kiedy Kanaan podzielono pomiędzy 12 plemion Izraela, miasto Elon przypisano plemieniu Dan, którego nazwę z kolei, tłumaczy się, jako „sędzia”, od דין (din), oznaczającego – sądzić lub rządzić. Jest to stary czasownik, który najczęściej opisuje naturalną zwierzchność osoby wyższej, czyli mądrzejszej, silniejszej lub starszej, w przeciwieństwie do władzy sprawowanej przez formalny rząd, czyli politycznie faworyzowanych i mianowanych urzędników. Plemię Dana, jako jedyne, nie jest wymienione w księdze Apokalipsy, prawdopodobnie dlatego, że popadło w bałwochwalstwo. Jak czytamy w Wikipedii, „bałwochwalstwo, to grzech w religiach abrahamowych, polegający w podstawowym znaczeniu na oddawaniu czci wizerunkom bogów czy bóstw – bałwanom, idolom”. Zarówno w tradycji żydowskiej (Testament Daniela), jak wczesnochrześcijańskiej (Ireneusz z Lyonu) twierdzono, iż antychryst będzie pochodził z pokolenia Dana. Tyle, jeśli chodzi o etymologię.

Elon Musk, jak podają encyklopedie, urodził się w roku 1971, w Pretorii i ma obywatelstwo południowoafrykańskie, kanadyjskie i amerykańskie. Aby uniknąć służby wojskowej, czmychnął z rodzinnej Południowej Afryki do Kanady, gdzie mieszkała rodzina jego matki. Pracował przy czyszczeniu kotłów w tartaku, w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie wytrzymał dwa lata, a następnie przeniósł się do Toronto, by rozpocząć pracę w banku, w dziale komputerowym. Po otrzymaniu stypendium, rozpoczął studia na amerykańskim uniwersytecie Pensylwanii, gdzie uzyskał tytuł licencjata w dziedzinie fizyki, po czym przeniósł się na uczelnię Stanford, którą porzucił po … dwóch dniach, żeby założyć firmę zajmującą się oprogramowaniem sieciowym.

Podobne rozterki i przygody z nauką były udziałem Jeffreya Epsteina, o czym można przeczytać w przywoływanej wcześniej książce mojego autorstwa.  Obaj dżentelmeni doskonale się zresztą znali. Celowo użyłem w tym zdaniu eufemizmu na określenie obu tych osób oraz ich wzajemnych relacji. Nie łączyło ich bowiem żadne szlachectwo, a co najwyżej ta okoliczność, iż obaj nie musieli pracować, a energię poświęcali działaniom zmierzającym do zniewolenia innych. To członkowie tego samego, upiornego klubu, z tą tylko różnicą, że jednego z nich, zgodnie z nieobcym im kultem, złożono już w ofierze Molochowi. 

W działalności Muska największą rolę odgrywają dziś firmy Tesla i SpaceX. Pierwsza słynie z produkcji samochodów elektrycznych. Ta druga stała się sławna w ostatnich miesiącach, z powodu widowiskowego wyniesienia w kosmos znacznych ilości satelitów. Czemu one służą? Łączności internetowej. Starlink, to usługa umożliwiająca osobom posiadającym specjalne terminale, na połączenie z jednym z ponad 2400 satelitów, znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej.

Terminale nie są powszechnie dostępne, a ich koszt nie pozwala na masowe użycie, co oznacza, że korzystającymi z nich są osoby i jednostki wyselekcjonowane, dla których łączność z Internetem jest kwestią żywotną. Satelity Starlink służą przede wszystkim wywiadom z tzw. grupy Five Eyes (Australia, Kanada, Nowa Zelandia, Wielka Brytania, USA) i siłom wojskowym ich sojuszników, operującym za pomocą dronów.

Firma Muska wspierana jest przez układy i kontrakty rządowe od 20 lat, począwszy od pierwszych prób pozyskania dla „jego” pomysłów, możliwości wykorzystania rosyjskich rakiet, o co zabiegali w Moskwie amerykańscy oficjele już w roku 2002.  Wspiera ją zarówno CIA, jak i przemysł wojskowy USA. W roku 2006 Musk „wygrał” konkurs na współpracę z NASA w zakresie rozwoju technologii rakietowych, co dało mu kontrakt wart blisko 400 mln dolarów, a kiedy okazało się już w roku 2008, że SpaceX wszystko przejadł i spada po równi pochyłej, wymyślono dla niego kroplówkę w postaci zamówienia na kosmiczne usługi transportowe o wartości 1,6 mld dolarów. Po kolejnych dwóch latach otrzymał też nisko-oprocentowaną pożyczkę (465 mln dol.) z Departamentu Energii. W 2018, firmę Muska wybrała, dla wyniesienia na orbitę unowocześnionego systemu GPS, korporacja Lockheed Martin. Za tę usługę Musk pobrał 500 mln dolarów.

Jego firmy obsypywane są dotacjami i „zachętami” publicznymi, a wielomilionowe zamówienia na ekologiczne centra energetyczne składają u niego również poszczególne stany USA. Sprzyja mu w tym oczywiście „walka z klimatem”, nie tylko zresztą w rodzimych Stanach Zjednoczonych. W jej ramach, rządy na całym świecie wprowadziły system kredytów dla pojazdów ekologicznych, zgodnie z którym określony procent produkcji każdej marki muszą stanowić pojazdy o zerowej emisji CO2. Tesla produkuje wyłącznie samochody elektryczne, więc z łatwością spełnia ten warunek, a pomimo tego, że nie jest nawet w pierwszej, światowej dziesiątce producentów aut, to dzięki temu prostemu trikowi jest warta więcej, aniżeli wszyscy giganci z tej listy razem wzięci.

Elon Musk, którego dochody wzrosły w czasie „pandemii” kilkukrotnie, stojąc na podium najbogatszych ludzi globu, zapłacił w latach 2015-2018 podatki nie przekraczające łącznie sumy 70 tysięcy dolarów! Ciężko przypuszczać, by w minionych latach cokolwiek się zmieniło na jego niekorzyść. Mistrzowskim osiągnięciem propagandowym jest oczywiście wykreowanie go na przedsiębiorcę prywatnego, niezależnego i do tego prawicowego. Pisałem o tym w roku 2020, ale już chwilę potem okazało się, dlaczego koncepcji Starlink narzucono tak duży pośpiech. Bez tej konstelacji na orbicie wojna na wschodzie Europy musiałaby się zakończyć błyskawicznie, a do tego Ciemna Strona Mocy wciąż nie chce dopuścić.

Wspominałem też o bliskiej kooperacji przedstawicieli Big Tech z przemysłem zbrojeniowym, wymieniając nazwiska bliskich przyjaciół Trumpa, w książce  „Przewodnik po piekle, kiedy wyrażałem obawy dotyczące przyszłej jego polityki: 

Jeżeli jesienne wybory w Stanach Zjednoczonych okażą się klęską Partii Demokratycznej, to z pewnością lepiej dla świata z tego powodu, że jej liderzy reprezentują najbardziej antyludzkie, marksistowskie idee rujnujące wszelkie wartości, które są nam bliskie.

Nie możemy jednak zapominać o tym, że strona przeciwna jest tylko o tyle nam bliższa, że wydaje się wolna od tej antychrześcijańskiej ideologii. Zbudowana była jednak na koncepcji bezwzględnego kapitalizmu i opiera się głównie na korporacjach związanych z przemysłem wydobywczym i obronnym. Od niedawna, co widzimy po zaangażowaniu po stronie Partii Republikańskiej ludzi takich, jak Elon Musk, czy Peter Thiel, również z biznesem nowoczesnych technologii. W przypadku ich wygranej zmieni się zatem jedynie położenie i znaczenie wojennych frontów. Najbardziej znany teoretyk wojny, Carl von Clausewitz wsławił się w powszechnej świadomości dwoma powiedzeniami. „Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”, brzmi najbardziej znane. A zatem, patrząc na obecnie prowadzoną politykę Izraela i USA na Bliskim Wschodzie, pełnoskalowa wojna w tamtej części świata jest całkiem prawdopodobna.

Drugie, popularne powiedzenie Clausewitza mówiło, że „pokój, to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami”. Z tego powodu, do ewentualnego wygaszenia konfliktu za naszą wschodnią granicą, powinniśmy podchodzić w sposób wyważony. Nasi przywódcy o nim zapominają, a właśnie nadchodzi właściwy moment, by je sobie przypomnieli. Być może, zbliża się czas przełomu, jednego z tych nielicznych w historii, który pozwalał odmienić jej bieg w sprawach polskich. „Nasi” politycy mówią otwarcie, że żyjemy w czasach przedwojennych. A skoro tak, to należy im przypomnieć, że w chwili tak ważnej potrzebni są przywódcy prawdziwi.

Na wojnie najbardziej skutecznym dowódcą nie jest ten, który krzyczy „naprzód”, a ten, który woła „za mną!”. Tylko z takim liderem można iść w bój i budować przyszłość. Czy mamy szansę na takie przywództwo? Nie dotyczy to zresztą tylko polityki, ale też wyznawanych zasad, moralności i etyki. W tym zakresie, od lat obserwujemy podobne niedomagania, a przyczyn nie sposób nie szukać u dostojników Kościoła, którzy w tym najtrudniejszym dla nas okresie ostatnich kilku lat, zamknęli się za swymi bramami ze spiżu. Opuścili owczarnię i czmychnęli. Być może, nadchodzi i dla nich czas kolejnej próby.

Sławomir M. Kozak

========================================

Wielka Brytania jako pierwszy kraj na świecie: Sankcje wymierzone w gangi przemytników ludzi

Sankcje przeciwko nielegalnej migracji. Pierwszy kraj podejmuje zdecydowane kroki

22.07.2025 https://www.tysol.pl/a144031-sankcje-przeciwko-nielegalnej-migracji-pierwszy-kraj-podejmuje-zdecydowane-kroki

Wielka Brytania jako pierwszy kraj na świecie wprowadza sankcje wymierzone w gangi przemytników ludzi. Londyn chce w ten sposób ograniczyć nielegalną migrację przez kanał La Manche i rozbić międzynarodowe siatki przestępcze.

Imigranci / zdjęcie poglądowe Sankcje przeciwko nielegalnej migracji. Pierwszy kraj podejmuje zdecydowane kroki

Wielka Brytania walczy z nielegalną migracją

Wielka Brytania ogłosiła wprowadzenie pionierskich sankcji wymierzonych w gangi organizujące nielegalny przerzut migrantów. Zgodnie z zapowiedzią ministra spraw zagranicznych Davida Lammy’ego, środki obejmą zamrożenie aktywów, zakaz wjazdu do kraju oraz represje wobec firm i osób wspierających proceder przemytniczy.

– Zbyt długo gangi napełniały swoje kieszenie i żerowały na nadziejach bezbronnych ludzi – podkreślił Lammy. Dodał, że brytyjskie władze nie zamierzają dłużej tolerować takiego status quo.

Co obejmą nowe regulacje?

Nowe regulacje mają objąć zarówno bezpośrednich członków gangów przemytniczych, jak i osoby i firmy pośrednio zaangażowane – np. sprzedające łodzie wykorzystywane do nielegalnych przepraw przez kanał La Manche czy pośredników finansowych działających poza oficjalnym obiegiem.

Równolegle Wielka Brytania przeznaczy 280 mln funtów na walkę z przemytem do 2028 r. Środki trafią m.in. na zatrudnienie nowych funkcjonariuszy, śledczych i rozwój technologii wspierających identyfikację i rozbijanie siatek przestępczych.

Potężny skandal na Ukrainie. “Sługa narodu” sługą korupcji

Potężny skandal na Ukrainie. Sługa narodu stał się sługą korupcji

22.07.2025 https://www.tysol.pl/a144041-potezny-skandal-na-ukrainie-sluga-narodu-stal-sie-sluga-korupcji

Ukraiński parlament przyjął dziś ustawę likwidującą niezależność antykorupcyjnych instytucji, budowanych przez lata pod presją Zachodu. Dzień wcześniej SBU, czyli tradycyjnie polityczna policja kolejnych prezydentów, dokonała masowego najazdu na NABU (odpowiednik polskiego CBA), pod hasłem polowania na rosyjskich szpiegów. Jak widać, Wołodymyr Zełenski ostatecznie określił się w największym od lat problemie ukraińskim, czyli korupcji. Jak na to zareaguje Zachód?

Wołodymyr Zełenski Potężny skandal na Ukrainie. Sługa narodu stał się sługą korupcji

Wołodymyr Zełenski

Likwidacja niezależności służb antykorupcyjnych

Rada Najwyższa Ukrainy przegłosowała we wtorek ustawę likwidującą de facto niezależność Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). NABU i SAP mają teraz podlegać Prokuraturze Generalnej Ukrainy. Co istotne, projekt przeszedł miażdżącą większością głosów. Nie tylko rządzącej partii Sługa Narodu, ale też większości frakcji opozycji. Jak widać, całej politycznej klasie ukraińskiej mocno doskwierała aktywność NABU i SAP. Teraz będą one podlegać prokuratorowi generalnemu, czyli rządowi, czyli Zełenskiemu. Decyzja parlamentu to ukoronowanie szeregu skandalicznych wydarzeń dotyczących walki z korupcją, jakie miały miejsce w ostatnich dniach na Ukrainie.

Kilka dni wcześniej funkcjonariusze Państwowego Biura Śledczego wtargnęli do domu znanego działacza antykorupcyjnego Witalija Szabunina oraz do domu byłego ministra infrastruktury Ołeksandra Kubrakowa. W obu przypadkach skonfiskowano telefony i inny sprzęt. Rewizja w domu Kubrakowa to zemsta za śledztwo karne w sprawie korupcji, wszczęte w lipcu wobec bliskiego sojusznika Zełenskiego, wicepremiera Ołeksija Czernyszowa. Rząd nie mianował też detektywa Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) Ołeksandra Cywinskiego na stanowisko szefa Biura ds. Bezpieczeństwa Gospodarczego, które bada przestępstwa gospodarcze. Cywinski został wybrany w sposób niezależny, ale rząd oznajmił, że nie jest on odpowiednim kandydatem, ponieważ jego ojciec mieszka w Rosji. Biuro ds. Bezpieczeństwa Gospodarczego powstało w 2021 roku, aby walczyć m.in. z oszustwami przy rozdzielaniu funduszy przekazywanych Kijowowi w ramach pomocy zagranicznej. W ostatnich latach Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy wymusiły zmiany w Biurze, które było oskarżane o brak sprawczości i nieprzejrzystość.

Komisja Europejska “zaniepokojona”

– Komisja Europejska jest zaniepokojona działaniami Ukrainy wobec jej organów antykorupcyjnych – przekazał we wtorek rzecznik KE Guillaume Mercier.

Przypomniał, że UE zapewnia Ukrainie znaczną pomoc finansową, uzależnioną od postępów w zakresie przejrzystości, reformy sądownictwa i demokratycznych rządów. Niepokój Brukseli wzbudziły nie tylko kwestie zmiany nadzoru nad NABU i SAP oraz uderzenie w Cywinskiego. W poniedziałek agenci SBU przeprowadzili skoordynowane rajdy na biura NABU. Powód? Twierdzenie, że strukturę próbuje wykorzystać wywiad Rosji dla własnych celów. Tymczasem sama SBU od lat jest służbą mocno zinfiltrowaną przez Rosjan oraz skorumpowaną. Ale jest wygodnym narzędziem w ręku władzy. Nawet Zełenski, który szedł do władzy pod hasłem walki z korupcją, zablokował głębsze reformy w tej instytucji.

Wszyscy zyskają, straci Ukraina

Obecne decyzje niszczące filary walki z korupcją na Ukrainie wskazują, że Zełenski chce wykorzystać wojnę, by pogłębić swoją autorytarną władzę. Wie, że UE nie zareaguje mocno na to posunięcia, bo zbyt wiele unijnych podmiotów korzysta na korupcji na Ukrainie. A USA? Być może Kijów zaoferuje administracji Trumpa rozwiązania, które sprawią, że Waszyngton nie będzie się upominał o walkę z korupcją. Skorzystają zachodni partnerzy Ukrainy, skorzysta Zełenski i jego obóz władzy. Ale długofalowo straci Ukraina. Okazuje się kolejny raz, że jest to kraj z elitami niezdolnymi (niechcącymi?) ograniczyć zjawiska korupcji. I to pomimo faktu prowadzenia wojny o przetrwanie. Jak to świadczy o politykach, urzędnikach i biznesmenach znad Dniepru? Ale winni są nie tylko Ukraińcy. Ostatnie posunięcia wskazują też na coś innego. Otóż Zachód szykuje się na porażkę Kijowa w wojnie z Rosją. Ale chce zarobić. Zrobi to wspólnie z częścią ukraińskich elit. Tylko czy europejskim, w tym polskim podatnikom, to pasuje?

  • Autor: Antoni Rybczyński tysol.pl

Bułgaria jest neokolonią

Angelowa: Bułgaria jest neokolonią

Konferencja na temat „Nowoczesny kolonializm. Rzeczywistości i alternatywy” odbyła się w Związku Dziennikarzy Bułgarskich. 

Została zorganizowana przez Związek Dziennikarzy Bułgarskich, Związek Oficerów i Sierżantów Rezerwy, Narodowe Stowarzyszenie „Bezpieczeństwo”, „Bułgarski Narodowy Komitet Pokoju” oraz Obywatelskie Zrzeszenie „Front Ludowy”. W dyskusji wzięli udział przewodnicząca Rady Wykonawczej ZDB Snieżana Todorowa, Zornica Iliewa, prof. Nina Diulgerowa, pułkownik w stanie spoczynku Czawdar Petrow, generał w stanie spoczynku Zlatan Stojkow, prof. dr Michail Mirczew, Rumen Petkow, prof. Nako Stefanow, Adrian Asenow i inni.

Europa pod butem Ameryki

„Różni historycy twierdzą, że nowoczesny kolonializm, choć nie wyraża się w bezpośrednim podboju terytorialnym, nadal istnieje w różnych formach. Manifestuje się poprzez dominację ekonomiczną, kulturalną i polityczną, często w formie neokolonializmu, gdzie potężniejsze państwa utrzymują wpływ na byłe kolonie lub inne kraje bez bezpośredniego nimi zarządzania” – powiedziała na początku konferencji przewodnicząca Rady Wykonawczej ZDB, Snieżana Todorowa.

„Wojna na Ukrainie, za którą narody płacą teraz wysoką cenę społeczną, jest wynikiem krótkowzrocznej polityki rządzących elit europejskich i ich niezdolności do stworzenia wizji niepodległości, wyzwolonej Europy od zależności amerykańskiej, która niestety przez dekady determinowała nasz kontynent” – dodała Todorowa.

Hegemonia kulturowa

Zornica Iliewa, dziennikarka i analityk międzynarodowy, również wzięła udział w konferencji, koncentrując swój referat na kolonializmie kulturalnym. „Ostatnio wielu twierdzi, że dziedzictwo kolonializmu nadal istnieje, przekształcając się w neokolonializm. To scenariusz, w którym rozwinięte kraje utrzymują znaczny wpływ na mniej rozwinięte narody, które mogły już ogłosić niepodległość. Dlatego wybitni analitycy, głównie z Zachodu, twierdzą, że neokolonialny charakter nowoczesnej ekspansji atlantyckiej i niesprawiedliwe działania, jak je określają, Zachodu prowadzą nie tylko do podporządkowania innych krajów. Te kraje po prostu tracą suwerenność i stają się zakładnikami cudzej woli” – podkreśliła Iliewa.

Jej wystąpienie skupiło się na kolonializmie kulturalnym: „Kolonializm kulturalny często pozostaje siłą nawet po uzyskaniu niepodległości przez kolonię. Brytyjski kolonializm w Indiach jest wymownym przykładem. W tym sensie pomaga praktyka dzielenia krajów na rozwinięte i rozwijające się. Kraje rozwijające się przedstawiane są nie tylko jako biedniejsze i w tyle, ale także o niższym statusie duchowym i kulturowym. Tymczasem obserwuje się fakty, zwłaszcza ostatnio, że również rozwinięte kraje mają swoje wewnętrzne problemy. Próby ich rozwiązania kosztem krajów rozwijających się nie zawsze się udają; przeciwnie, zachęcają te ostatnie do obrony swoich praw i poszukiwania sposobów na godne zachowanie tradycji, poziomu, rozwoju gospodarczego i niezależnej polityki zagranicznej. Na początku XXI wieku dominująca kultura zazwyczaj praktykuje kolonializm kulturalny poprzez ekspansję ekonomiczną, zachęcając lokalną ludność do pragnienia dóbr oferowanych przez kulturę kolonizującą. W ten sposób naśladuje się wartości i zachowania kultury kolonizującej. W tym kontekście Europa ustępuje pierwszeństwa USA, a w wielu krajach, w tym u nas, preferencje wobec amerykańskich produktów kulturalnych i materialnych, takich jak muzyka i filmy, stopniowo wypierają preferencje wobec lokalnych produktów”.

Wyzyskujący i wyzyskiwani

Zornica Iliewa dodała: „Zachodni uczeni twierdzą, że globalne modele wzrostu ekonomicznego i rozwoju pozostają podobne do hierarchii politycznych ustalonych w czasach kolonialnych. Jednak we współczesnym świecie wyraźnie obserwuje się interpretację celów jako zrównoważony rozwój, gdzie zaciemnia się problemy rosnącej nierówności społeczno-ekonomicznej we wszystkich kierunkach – między krajami, między rządzącymi a zwykłymi obywatelami, między klasami – tworząc w końcu przestrzeń dla obalenia niewygodnych rządów, osób i całych suwerennych narodów. (…) Dla nas kluczowe jest zwrócenie uwagi na Europę Wschodnią, która w latach 1990. była przekształcana według wzoru zachodnich potęg, odpowiedzialnych za najcięższe kolonialne okrucieństwa w historii świata, których współczesny dobrobyt wynika z ich historii kolonialnego i postkolonialnego wyzysku” – dodała.

„Jednak nawet gdy Europa Wschodnia zmagała się z ubóstwem, zaostrzonym polityką narzuconą po 1989 roku przez zachodnie instytucje i rządy, geografia globalnych nierówności nagle stała się nieistotna. Bowiem Europa Wschodnia miała stać się Zachodem. Ubóstwo miało być tymczasowe i nie mieć związku z trwałymi nierównościami strukturalnymi dręczącymi system światowy. Jedynym problemem było to, że kraje Europy Wschodniej zostały błędnie i niesprawiedliwie umieszczone w biednej części globalnego podziału, a nadeszła pora, by zajęły należne im miejsce wśród bogatych. W dominującym dyskursie w ogóle nie brano pod uwagę, że wejście na Zachód mogło oznaczać albo dołączenie do niego jako współuczestników w systemie postkolonialnego wyzysku, albo jako kolonie” – skomentowała Iliewa.

Peryferia

„Pozostaje uczucie, że w Europie Wschodniej formalna niepodległość często służy jako przykrywka dla trwającej celowej i systematycznej zależności ekonomicznej, w formie przenoszenia zasobów naturalnych z peryferii do centrum. Bo nikt nie wątpi, że kraje Europy Wschodniej są peryferią. Zakładam, że wy również jesteście o tym przekonani. Zwłaszcza Bułgaria” – dodała.

„Kraje regionu Europy Wschodniej, w tym Bułgaria, są w stanie budować swoją tożsamość, z dziedzictwem, z którego są dumne lub obciążone, i walczyć z poczuciem niższości w procesie systemowej transformacji i dostępu do wspólnoty europejskiej, takiej jak rozpoczęta w latach 1990. Bo dzisiaj sytuacja jest inna i nieprzewidywalna. Zależy to od tego, dokąd zmierza Europa Zachodnia, jak UE przetrwa w obecnych warunkach geopolitycznych. Kolonialne nawyki trudno pogodzić z wojnami na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie. Tymczasem rosyjskie inicjatywy zmierzające do orientacji na wspólny rozwój dla wszystkich nie znajdują miejsca – przynajmniej na tym etapie – w wiodących krajach Zachodu. ‚Poczekamy, aż zmądrzeją’ – powiedział Ławrow” – zakończyła swoje wystąpienie Zornica Iliewa.

Zamach na prawosławie

Przewodniczący Narodowego Stowarzyszenia „Bezpieczeństwo”, pułkownik w stanie spoczynku Czawdar Petrow, stwierdził: „Stowarzyszenie ‚Bezpieczeństwo’ zostało założone ponad 30 lat temu. Jednym z powodów jego powstania było wspieranie społeczeństwa, ludzi i państwa w odnajdywaniu interesów narodowych Bułgarii. Niestety, od 30 lat nie możemy określić naszego interesu narodowego. Jako kraj doszliśmy do punktu, w którym rzeczywiście staliśmy się państwem kolonialnym, wykonując wyłącznie to, co nakazują nam Waszyngton i Bruksela, teraz bardziej Bruksela”

Petrow dodał: „Bułgaria kilkakrotnie próbowała opracować swoją doktrynę i narodową strategię bezpieczeństwa. Niestety, takie strategie były napisane, ale żadna nie została zrealizowana. Powiem w 2016 roku opracowano kolejną taką strategię narodową, w której zapisano, że ‚South Stream’ był priorytetem numer jeden dla Bułgarii. Z jeszcze większym żalem, w następnym roku, jak wszyscy pamiętamy, przybyła amerykańska delegacja z dwoma senatorami, i nagle ‚South Stream’ nie tylko przestał być priorytetem państwa, ale stało się tak, że ten, kto był za South Stream, uznany był za wroga państwa”. Przewodniczący Narodowego Stowarzyszenia „Bezpieczeństwo” stwierdził: „Moim zdaniem, i zdaniem kolegów, z którymi rozmawiam, oczekujemy kolejnego ciosu lub zamachu – na prawosławie. Jako państwo prawosławne i jako jeden z bastionów prawosławia jesteśmy poddani bardzo poważnej presji. Widzicie, że nawet niektórzy posłowie zaczęli żądać, aby bułgarski patriarcha został przekazany prokuraturze za to, że w praktyce pozostajemy prawosławni. Jako społeczeństwo musimy znaleźć siły, by przeciwstawić się takim działaniom, bo Bułgaria od wieków jest prawosławna, a jeśli teraz pozwolimy, by prawosławie zostało wymazane, będziemy – powiem to z wielkim trudem – grabarzami bułgarskiej historii”.

Europa bez godności

Rumen Petkow, były minister spraw wewnętrznych, obecnie przewodniczący partii Alternatywa na rzecz Odrodzenia Bułgarskiego, odpowiedział Czawdarowi Petrowowi i dodał: „Zacznę od tego, co powiedział pułkownik Czawdar Petrow; nie wiem, na ile uświadamiamy to sobie – zamach na prawosławie i dążenie do jego zniszczenia. To nie jest problem, który powstał wczoraj. W latach 1990. wspomniany Zbigniew Brzeziński powiedział: ‚Skończyliśmy z komunizmem, teraz musimy zająć się prawosławiem’. Pamiętacie rozłam, interwencję w Bułgarskiej Cerkwi Prawosławnej. Miesiąc temu byłem w Moskwie na bardzo poważnym forum, zorganizowanym przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną, z udziałem organizacji pozarządowych, gdzie usłyszałem szokujący raport o rozłamie i ciosach w prawosławie, w tym współczesnym, obecnym ciosie na Kosowie. A my jakoś, jako prawosławni, nie zwracamy uwagi na te sprawy” – skomentował Petkow.

Podawał także przykłady Mołdawii i Armenii oraz ataków na prawosławie, a o Ukrainie powiedział: „Tam pogrom prawosławia to więcej niż fakt. Z aresztowaniami, plądrowaniem świętości i przejmowaniem monasterów”. Rumen Petkow zwrócił także uwagę na upokarzający list sekretarza generalnego NATO do prezydenta USA: „Mówimy o neokolonializmie i nowoczesnej kolonizacji. Mamy wyraźny przykład znikomości Europy – list Marka Rutte do Donalda Trumpa, na który, niestety, żaden rząd w Europie nie zareagował. ‚Największy sukces, drogi Donaldzie, to to, że zmusiliśmy ich, by 5% budżetu szło na zbrojenia’. On mu to pisze, a Donald Trump, ku jego chwale – albo mówiąc o nim coś innego – publikuje list. Zareagowały niektóre media we Włoszech, Francji, Niemczech, i na tym koniec. Ale to upokorzenie dla państw członkowskich. Wielka obraza, lub raczej potwierdzenie, że nie mamy sił oporu. Straciliśmy godność. Nie mamy pragnienia prowadzenia niezależnej polityki. I tu rodzi się pytanie – czy Europa jest w stanie i uczestniczy w globalnych procesach politycznych, ekonomicznych, społecznych i kulturalnych? Czy Europa jest kolonialnym, geograficznym, terytorialnym narzędziem USA?”

Potrzeba oporu 

Dziennikarz prof. Petko Todorow również uczestniczył w konferencji. Zwrócił uwagę, że jeśli wyrazi swoje osobiste zdanie, zostanie oskarżony o rusofilię i „putinizm”, więc zdecydował się zapytać sztuczną inteligencję o oznaki neokolonializmu wobec Bułgarii. Przeczytał siedem punktów przedstawionych przez sieć neuronową i jej wniosek: „Bułgaria nie ma formalnego statusu kolonialnego, ale liczne zależności – ekonomiczne, polityczne, kulturalne i wojskowe – dają poważne podstawy do paralel z modelem zarządzania neokolonialnego. Kraj jest częścią struktur międzynarodowych – UE, NATO – ale jego realna suwerenność jest ograniczona przez zewnętrzne interesy”. Prof. Todorow stwierdził, że temu należy się właśnie sprzeciwiać.

Uśmiechnięty kolonializm

Adrian Asenow, przedstawiciel partii „Odrodzenie” z Sofii, również uczestniczył w konferencji. Określił UE jako narzędzie neokolonializmu. „Wszystkie te rozmowy, które mówią – ‚no widzicie, ci w Brukseli, jeśli zrozumieją, co się tu dzieje, jeśli zdadzą sobie sprawę, jak źli są nasi rządzący, coś zrobią’… Przepraszam, ale to właśnie oni projektują tych naszych rządzących” – komentował Asenow. O bułgarskiej elicie politycznej powiedział: „Jedna kolonialna klika, bez wymieniania nazwisk – wszyscy ich znamy – która jest przekupywana jak indyjscy radżowie drobnymi łapówkami, z możliwością kradzieży z tego czy innego projektu, czyli legalna korupcja. Są przekupieni i w praktyce projektują i realizują model kolonialny w Bułgarii”.

Dodał, że „UE nie jest niczym więcej, nie jest humanitarna, nie jest czymś dobrym i pięknym; to po prostu nowa forma ekspansji neokolonialnej. De facto – stary kolonializm, ale w nowych szatach, bardziej uśmiechnięty, co idzie w parze z propagandą”.

Miejsce Bułgarii jest w Eurazji

Prof. dr Michail Mirczew, socjolog i politolog, opisał rolę Wielkiej Brytanii i oznaki jej upadającego wpływu, stwierdzając, że miejsce Bułgarii jest wśród innych partnerów geopolitycznych: „Kilka dni temu w jednym programie powiedziałem – miejsce Bułgarii jest w Eurazji, w nowej Eurazji jednak, nie w starej Eurazji, ani w dotychczasowej Eurazji. Eurazja + Chiny. Dlatego teraz przyjmują nas do strefy euro, by stworzyć kolejną finansową, administracyjną i prawną barierę, by trudniej było odłączyć się od nich i odejść… Stąd pośpiech. Nie tyle dlatego, że ukradną 20 ton złota i 80% naszych rezerw walutowych itp., by uniemożliwić nam kolejny ruch. Stąd ten pośpiech”.

Podczas konferencji przewodnicząca Rady Wykonawczej ZDB Snieżana Todorowa odczytała apel do społeczeństwa i partii politycznych w imieniu uczestników. Stwierdza się w nim, że „Republika Bułgarii, szanując podpisane międzynarodowe porozumienia, może i powinna walczyć o obronę własnych interesów narodowych i suwerenności narodowej. Powtarzanie narzuconych mantr oraz ślepe podporządkowanie się decyzjom narzuconym z zewnątrz przekształca nasz kraj w neokolonię, która utraciła swoją suwerenność i prawo głosu. W zmieniającym się świecie podział krajów na rozwinięte i rozwijające się wydaje się dyskusyjny, zwłaszcza na tle licznych wewnętrznych problemów krajów uznawanych za rozwinięte. Interpretacje celów zrównoważonego rozwoju nie odpowiadają problemom rosnącej nierówności społeczno-ekonomicznej na świecie. Otwarte demonstrowanie polityki ‚prawa silniejszego’ w stosunkach międzynarodowych, kontynuacja neokolonialnej ekspansji oraz podporządkowanie innych krajów – to zjawiska, którym można się przeciwstawić poprzez określenie naszych narodowych celów i priorytetów, w dialogu między ekspertami, społeczeństwem a kręgami politycznymi. Chcielibyśmy, aby dzisiejsza dyskusja trwała, czy to w formie forum, czy stworzenia innego szerokiego formatu w poszukiwaniu rozwiązań dla prawdziwej obrony interesu narodowego Bułgarii, a nie ukrywania się za wyuczonymi frazami i mantrami narzuconymi z zewnątrz”.

Tedi Angelowa

Ukarać prawdę! Na czym będzie polegać rekonstrukcja nierządu?

Ukarać prawdę!

Autor: CzarnaLimuzyna , 22 lipca 2025

Na czym będzie polegać rekonstrukcja nierządu?

To ważne przedsięwzięcie PR- owe. Ma też wymiar praktyczny. Jednym pozwoli nachapać się jeszcze bardziej, inni dostaną wreszcie swoje wymarzone miejsce przy korycie. Ogólny powód? Aby żyło się jeszcze lepiej: Ukraińcom, Niemcom, Żydom i oczywiście nachodźcom, a wszystko zgodnie z krzywdzącym Polskę  antycywilizacyjnym, antykulturowym standardem.

Pytania z jakiej racji tak ma być albo czyim kosztem? –  są pytaniami stawianymi z nienawiści przez polskich faszystów.

Prawda to rzeczywistość pełna nienawiści

Ukarać prawdę!

Tagi:banderowskie bojówki, okradanie Polaków, rekonstrukcja nierządu, represje Bodnara, Ukarać prawdę!

Polacy wymierają w dramatycznym tempie. „To nie kryzys, to zapaść!”

Polacy wymierają w dramatycznym tempie. „To nie kryzys, to zapaść!”

22.07.2025 polacy-wymieraja-to-nie-kryzys-to-zapasc

dziecko rodzice rodzina
Dziecko z rodzicami. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay

Według prognozy Birth Gauge, współczynnik dzietności w Polsce może w tym roku spaść do 1,03. Według GUS, w ubiegłym roku wynosił 1,1.

———————————————

Naród, który nie wymiera, ale który też nie rośnie, musi mieć współczynnik dzietności 2,1. Zachód już dawno spadł poniżej tego poziomu, co próbuje rekompensować na poziomie społecznym i gospodarczym ściąganiem imigrantów.

Tymczasem Polacy właściwie przestają istnieć. Według GUS w 2024 roku współczynnik dzietności wyniósł 1,1. Z kolei według prognozy Birth Gauge, w tym roku współczynnik może spaść jeszcze niżej, do 1,03.

Z perspektywy istniejącego systemu, dodatkowym problemem jest wydłużająca się średnia życia. W 2022 roku wynosiła ona 73,4 lat. W ubiegłym roku wzrosła do 74,7 lat.

Coraz większa część społeczeństwa w Polsce jest w wieku poprodukcyjnym.

„Udział osób w wieku poprodukcyjnym (65+) względem populacji w wieku produkcyjnym (20-64 lata) ma wzrosnąć z 31 proc. w 2023 r. do 52 proc. w 2060 r. W Polsce odsetek osób w wieku poprodukcyjnym ma przekroczyć 75 proc. do 2060 r., co uczyni ją jednym z krajów najbardziej dotkniętych kryzysem demograficznym” – napisano w raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

Społeczeństwo w Polsce więc kurczy się i starzeje zarazem. W ciągu ostatnich 14 lat liczba Polaków w kraju zmniejszyła się o milion. Eurostat uważa, że do 2050 roku liczba ta zmaleje o kolejne 3 miliony.

Raport PIE wskazuje, że możliwy jest wzrost gospodarczy kraju – który obecnie nie istnieje – ale pod warunkiem zaangażowania seniorów do pracy oraz ściągnięcia rzesz imigrantów.

„W scenariuszu bazowym (zakładającym starzenie się społeczeństwa) średnioroczny wzrost PKB per capita w latach 2023-2060 wyniósłby 0,6 proc. w krajach OECD, a w przypadku wykorzystania niewykorzystanych zasobów wzrost byłby o 0,3 pkt. proc. wyższy. Na tle państw OECD wyróżnia się Polska, której wzrost prognozuje się na 2,5 proc. w scenariuszu bazowym oraz 3 proc. po wykorzystaniu zasobów. Jest to trzeci najwyższy wynik, po Irlandii i Litwie. Szacuje się, że Polska jest jednym z państw, które zyskałoby najwięcej w kontekście PKB per capita po wdrożeniu reform” – przekonują autorzy raportu.

„Starsze społeczeństwo może przełożyć się na mniejszą skłonność do podejmowania ryzyka inwestycyjnego oraz zakładania nowych firm, co będzie skutkować spadkiem dynamiki przedsiębiorczości oraz absorpcji nowych technologii” – zaznaczono.

Kwestię dzietności w Polsce wielokrotnie komentował m.in. Krzysztof Szczawiński.

„Już w zeszłym roku mieliśmy rekordowo niską dzietność – w tym roku spada ona o następne 10 proc.. Jesteśmy już poniżej połowy poziomu, który daje zastępowalność pokoleń – WYMIERAMY! Polaków będzie dwa razy mniej z każdym pokoleniem – jesteśmy za słabi żeby mieć dzieci i wymieramy” – napisał w maju Szczawiński, komentując inną, dość niestety podobną prognozę demograficzną dla Polski.

„Dzietność na poziomie 1,02 dziecka na kobietę. Czyli następne pokolenie ponad 2 razy mniejsze od obecnego. Spadek liczby urodzeń – 12 proc. w ciągu roku. To nie kryzys, to ZAPAŚĆ. WYMIERAMY!! I to przez to obrzydliwe, złodziejskie, mafijne państwo. I te demoralizujące, obce media” – napisał w innym wpisie.

Krzysztof Szczawinski @Kristof_Poland

Już w zeszłym roku mieliśmy rekordowo niską dzietność – w tym roku spada ona o następne 10%. Jesteśmy już poniżej połowy poziomu, który daje zastępowalność pokoleń – WYMIERAMY! Polaków będzie dwa razy mniej z każdym pokoleniem – jesteśmy za słabi żeby mieć dzieci i wymieramy…·

3 maj

New monthly birth update. There isn’t much else to say but there being a lot of red (even more than in 2024 at this point). Many countries will record the lowest TFR ever recorded this year (again).

1,2 mln wyświetleń

Żydokomuna krzyczy „gewałt!”

Żydokomuna krzyczy „gewałt!”

23.07.2025 Stanisław Michalkiewicz https://nczas.info/2025/07/23/zydokomuna-krzyczy-gewalt/

Stanisław Michalkiewicz.
Stanisław Michalkiewicz. / foto: NCzas

Pan prof. Śpiewak, podobnie jak inni liczni Żydowie; twierdził, że „żydokomuna” nie istnieje. Jeszcze dalej szedł w zaparte prezes warszawskiego Judenratu, obywatel redaktor Michnik Adam, który twierdził, że nie tylko żydokomuny, ale nawet Żydów w Polsce „nie ma”. Podobnie „nie ma” Wojskowych Służb Informacyjnych ani izraelskiej broni jądrowej. Jak wiadomo, cały świat wie, że Izrael ma arsenał nuklearny, szacowany przez Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem na 90 głowic – no ale wszyscy udają, że wierzą w te zaprzeczenia, co moim zdaniem stanowi dodatkową poszlakę, iż świat traktuje Żydów jako Herrenvolk, czyli naród panów.

Moim zdaniem taka oficjalna, a nawet ostentacyjna nieobecność, jest tylko wyższą formą obecności, a skoro tak, to trudno się dziwić, że w pewnych sytuacjach szydło wyłazi jednak z worka. W ogóle to w opinii, jakoby żydokomuna nie istniała, nie ma logiki, podobnie jak w przypadku Aaronka, co to chodził sobie podczas lekcji po szkolnym boisku. Kiedy dyrektor surowym tonem spytał go, dlaczego nie jest na lekcji, odparł, że dlatego, iż „logiki nie ma”. – Jak to „logiki nie ma” – zainteresował się dyrektor. – Już wyjaśniam – powiada Aaronek. – Ja się zesmrodziłem i pan nauczyciel wyrzucił mnie z klasy. Teraz oni tam siedzą, a ja chodzę po świeżym powietrzu…

Ta anegdotka była bardzo popularna w Polsce w roku 1968, kiedy to Żydowie masowo opuszczali cudny raj, w którym wcześniej nieźle nasmrodzili, jako uczestnicy aparatu terroru i aparatu partyjnego, udając się na świeże powietrze, czyli Zachód. Wbrew bredniom powtarzanym przez pana prezydenta Dudę, nikt ich do tych wyjazdów nie „zmuszał”. Opuszczali cudny raj z radością – a kto nie chciał, ten zostawał. W jaki sposób w przeciwnym razie w Polsce znalazłby się „Drogi Bronisław”, czy choćby pan red. Adam Michnik?

Od strony logicznej z żydokomuną jest tak, że mamy dwa kręgi: jeden – to Żydowie, a drugi – to komuna. Te dwa kręgi częściowo na siebie zachodzą, a to miejsce, gdzie zachodzą, to właśnie żydokomuna.

Więc chociaż jest rozkaz, że żydokomuny „nie ma”, to niekiedy manifestuje ona swoją obecność w sposób nieoczekiwany. I właśnie tak się stało za sprawą pani Rigamonti, która przeprowadziła rozmowę jednocześnie z obywatelem Kwaśniewskim Aleksandrem i panem redaktorem Michnikiem Adamem, szefem warszawskiego Judenratu. Aleksander Kwaśniewski, jak wiadomo, jest wybitnym przedstawicielem „komuny”.

Wprawdzie teraz obrzezał się na socjaldemokratę, ale – jak wiadomo – żywotne soki czerpie mnóstwem korzonków z krwawej, gnilnej masy, w jaką jego poprzednicy, np. Edmund Kwasek, przerobili polskich patriotów. Aleksander Kwaśniewski pozuje na Europejczyka, mówi językami, nosi garnitury i w ogóle – ale tych korzonków nie przecina. W myśl przysłowia, że pokorne cielę dwie matki ssie – wyssał wszystko, co tylko mógł, z „komuny”, a teraz wysysa, co tylko może z „demokracji”. Pewnej części gawiedzi takie ssaki szalenie imponują i tym właśnie tłumaczę sobie okoliczność, że Aleksander Kwaśniewski został bez żadnego przymusu wybrany na prezydenta Polski na dwie kadencje. Więc Aleksander Kwaśniewski, niezależnie od kostiumów, w jakie akurat się drapuje, jest przedstawicielem „komuny”, zaś pan red. Adam Michnik, jako przewodniczący tubylczego Judenratu, reprezentuje Żydów, których, jak wiadomo, „nie ma”. Pani Rigamonti, kumulując ich odpowiedzi, być może bezwiednie, prezentuje nam punkt widzenia żydokomuny.

Pretekstem do rozmowy jest zaniepokojenie, jakie żydokomuna odczuwa w związku z wynikiem wyborów prezydenckich. Pan red. Adam Michnik, najwyraźniej świadomy, że nie ma w Polsce żadnego niezawisłego sądu, który ośmieliłby się go skazać, twierdzi, że wybory wygrał „łobuz” i że „pół Polski poszło złą drogą”. Wiadomo bowiem, że dobra droga to ta, którą mniej wartościowemu narodowi tubylczemu wskazuje Judenrat. „Najlepsza droga dobra – ZMP!” – śpiewały Judenraty w czasach stalinowskich. Z kolei Kwaśniewski Aleksander martwi się, że jak mniej wartościowy naród tubylczy nadal będzie podążał złą drogą, to znaczy – drogą inną niż mu wskaże Judenrat – to „może być droga do zniweczenia tego wszystkiego, co w sensie ustrojowym, demokratycznym, osiągnęliśmy od 1989 roku”. Najwyraźniej Kwaśniewski Aleksander przestaje w tym momencie panować nad zaimkami, wskutek czego zaczyna być podobny do idioty, któremu wystarczy tylko pozwolić mówić, a sam się sypnie. Bo zastanówmy się – co Aleksander Kwaśniewski i jemu podobni bezpieczniaccy konfidenci, pieszczochy komuny, osiągnęli „ustrojowo” po 1989 roku.

Po pierwsze – bezkarność, dzięki czemu nie ponieśli żadnych konsekwencji za udział w uwłaszczeniu nomenklatury, które – jak wiadomo – odbywało się poprzez rozkradanie majątku państwowego. Czyż nie z obawy przed jakimiś śmierdzącymi dmuchami, Aleksander Kwaśniewski już jako prezydent zagroził „lustracją totalną”, jeśli tylko ukaże się chociaż jedno słowo, jak to PZPR kradła waluty obce z PEWEXU i lokowała je w szwajcarskim Sezamie? Jak pamiętamy, następnego dnia po tej groźbie Jacek Kuroń i Karol Modzelewski (znowu żydokomuna) napisali do niego list w tonie: już się nie kłóćmy, już się pogódźmy, niech tylko Oleksy poda się do dymisji – i końce w wodę. No a „matka wszystkich afer”, czyli FOZZ? Zakończyła się wesołym oberkiem, podobnie jak wiele innych. Ale bezkarność, to tylko jedno z „osiągnięć”.

Drugim, jeszcze większym „ustrojowym” osiągnięciem żydokomuny po 1989 roku, było zbudowanie w Polsce kapitalizmu kompradorskiego.

Kapitalizm kompradorski różni się od zwyczajnego kapitalizmu tym, że o ile w zwyczajnym kapitalizmie o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decydują w zasadzie zalety człowieka działającego – czy jest pracowity, pomysłowy, przedsiębiorczy, czy nie boi się ryzyka i czy ma szczęście – to w kapitalizmie kompradorskim o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decyduje przynależność do sitwy, której najtwardszym jądrem jest to samo, co i za komuny było najtwardszym jądrem systemu – czyli bezpieka. Ponieważ większość społeczeństwa do sitwesów nie należy, musi zostać wyrzucona poza główny nurt życia gospodarczego, zarezerwowanego dla sitwy (sektor finansowy, paliwowy, energetyczny i podobne „strategiczne”) na obrzeża, gdzie może sobie wydłubywać kit z okien. Wskutek tego jednak narodowy potencjał gospodarczy jest zablokowany.

Czego zatem żydokomuna się boi, dlaczego krzyczy: „gewałt!?” Ano – z obawy, że jeśli większość narodu się zorientuje i przestanie słuchać Judenratu, to rzeczywiście – sitwesowie mogą stracić „zdobycze”, które sobie prawem kaduka przywłaszczyli po roku 1989.

Młody Ukrainiec kopał starszego mężczyznę w głowę [VIDEO]. Wypuszczono draba na wolność.

Szokujące sceny w Kępnie! Młody Ukrainiec kopał starszego mężczyznę w głowę [VIDEO]

22.07.2025 nczas/mlody-ukrainiec-kopal-starszego-mezczyzne-w-glowe

Mieszkańcy spokojnego na co dzień wielkopolskiego Kępna są zszokowani sytuacją, do której doszło w centrum tej miejscowości. Na prowizorycznej kładce rozłożonej w związku z trwającymi pracami remontowymi doszło do brutalnego ataku. 19-letni Ukrainiec skopał 53-letniego Polaka.

Każdą sekundę tego bestialskiego zachowania uwiecznił miejski monitoring. Na nagraniu widać, jak młody mężczyzna podbiega od tyłu do stojącego na kładce starszego pana i potężnym kopnięciem powala go na ziemię. Na tym nie poprzestał.

Sprawca kopał bezbronnego, leżącego na ziemi 53-latka m.in. w głowę. Poszkodowany z poważnymi obrażeniami ciała został natychmiast przewieziony do szpitala. Szczęśliwie jego stan nie zagraża życiu, ale przez kilka tygodni będzie odczuwał skutki pobicia.

Policjanci z Kępna szybko namierzyli napastnika. 19-letni Ukrainiec został zatrzymany jeszcze tego samego dnia i usłyszał zarzuty uszkodzenia ciała. Młodemu przybyszowi ze wschodu grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.

Choć zdarzenia wyglądało bardzo groźnie i mogło skończyć się tragicznie, organy ścigania zadecydowały o wypuszczeniu 19-letniego Ukraińca na wolność. Za swój czyn odpowiadać będzie z wolnej stopy.

Wg ustaleń funkcjonariuszy, 53-letni mężczyzna był nietrzeźwy i miał wcześniej zachowywać się wulgarnie, co, zdaniem śledczych, stanowi pewną okoliczność łagodzącą dla Ukraińca.

Kto spowodował śmierć Izabeli z Pszczyny? Kłamstwa aborcjonistów obalone

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Kłamstwa aborcjonistów zostały obalone. Izabela z Pszczyny zmarła przez błąd medyczny, a NIE z powodu wyroku Trybunału Konstytucyjnego o aborcji eugenicznej.

Lekarze odpowiedzialni za tę tragedię właśnie zostali skazani. Zostali skazani nie za przestrzeganie prawa, ale za jego łamanie. Gdyby wykonywali wyrok TK – sąd by ich uniewinnił. Prawo w Polsce nigdy nie zabraniało ratować życia matki. Kto twierdzi inaczej, ten kłamie.

Być może zetknął się Pan z manipulacjami środowisk proaborcyjnych? To ich stała strategia, przećwiczona w wielu krajach: wzięcie pojedynczej tragedii i dopisanie do niej fałszywej narracji. Wmawiają ludziom, że kobiety umierają z powodu przepisów chroniących życie dzieci. W rzeczywistości jednak prawo pro-life ratuje obie osoby – i matkę, i dziecko, a szpitale pod wpływem tego prawa stają się bardziej odpowiedzialne.

A jak było naprawdę?

Izabela była w 22. tygodniu ciąży, gdy trafiła do szpitala w Pszczynie z odpływającymi wodami płodowymi. Od niedawna wiedziała, że jej dziecko może być poważnie chore.

Personel szpitala popełnił tragiczne w skutkach błędy, przede wszystkim nie rozpoznał w porę rozwijającej się sepsyZmarło dziecko, a później matka.To był dramat, ale dramat spowodowany przez błąd medyczny, a nie przez zakaz aborcji.

Wiadomości SMS, które Izabela pisała z łóżka szpitalnego, wskazują na jej frustrację i strach. Niesłusznie łączyła w nich brak właściwej opieki z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Co także uderzające, nie pisała o dziecku, nie wyrażała niepokoju o jego los. Po śmierci dziecka i młodej matki, ich bliscy rozpoczęli współpracę z mediami proaborcyjnymi, które natychmiast rozpętały szeroko zakrojoną kampanię propagandową. Kampanię opartą na kłamstwie i mającą na celu realizację interesu politycznego.

Dziś, po latach, sprawiedliwości stało się zadość: trzech lekarzy zostało skazanych. Dwóch na karę więzienia bez zawieszenia, jeden w zawieszeniu. Wszyscy utracili prawo wykonywania zawodu na okres od 4 do 6 lat (wyrok nieprawomocny).

W całym zamieszaniu warto zadać jeszcze jedno pytanie: czy na początku drogi Izabeli i jej dziecka do feralnego szpitala nie było jeszcze jednego lekarza-przestępcy.

Sytuacja, w której krótko po niepomyślnej diagnozie o dziecku następuje odejście wód płodowych, nie jest typowa. Prokuratura powinna zbadać, czy jakiś lekarz nie chciał „uwolnić” Izabeli od niepełnosprawnego dziecka i nie rozpoczął nielegalnie procedury aborcji, przebijając pęcherz płodowy i zalecając, że później może się zgłosić do szpitala i wszystko „dobrze” się skończy. O tym ważnym dla organów ścigania wątku mówię w krótkim nagraniu poniżej:

Piszę do Pana, bo od początku mówiliśmy prawdę. Od samego początku ostrzegaliśmy, że środowiska feministyczne rozpowszechniają kłamstwa. Nie mówimy tego pochopnie, znamy ich metody, widzieliśmy je w akcji nie raz. Ich strategia jest zawsze taka sama: kłamstwo, by mordować jak najwięcej dzieci.

Piszę do Pana także dlatego, że byliśmy tam, gdzie trzeba było być: na ulicach, w centrum wydarzeń. 

Gdy przez Polskę przetaczała się fala protestów po śmierci Izabeli, nie chowaliśmy się po kątach. Stanęliśmy pod Ministerstwem Zdrowia, w miejscu, gdzie rozgrywała się wojna o prawdę.

Czy pamięta Pan tamten Różaniec? Otoczyły nas wtedy wrzeszczące tłumy aborcjonistów, próbując zakrzyczeć modlitwę. Ale byliśmy i nie daliśmy się zastraszyć, choć staliśmy w środku morza nienawiści i przemocy.

Piszę wreszcie, bo od lat powtarzamy jedno: aby naprawdę rozwiązać problem aborcji, nie wystarczy tylko zmienić prawo. Potrzebne jest coś więcej: delegalizacja środowisk aborcyjnych, które działają jak zorganizowany przemysł śmierci i manipulacji. Te środowiska, sowicie finansowane z zagranicy, żyją z tragedii, karmią się cierpieniem i wmawiają ludziom, że mordowanie dzieci to coś dobrego.

Nie ustaniemy, dopóki każde dziecko niezależnie od zdrowia, wieku prenatalnego czy okoliczności poczęcia, nie będzie bezpieczne.

Z wyrazami szacunku,

Kaja Godek
Kaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Nasza walka ze złem jest jak walka Dawida z Goliatem. Oni mają pieniądze, aparat propagandy i wyszkolonych kłamców. My – prawdę. I Pańską pomoc – modlitewną i finansową, za którą z serca dziękuję.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

„Polska generalicja”, wraz z niemiecką i brytyjską stawiana za wzór głupoty, ignorancji i globalistycznego lizusostwa

„Polska generalicja”, wraz z niemiecką i brytyjską stawiana za wzór głupoty, ignorancji i globalistycznego lizusostwa

Problem nie tkwi nawet w fakcie jej całkowitego zidiocenia, ale w niebezpieczeństwie dolewania oliwy do ognia i drażnienia rosyjskiego Mocarstwa Nuklearnego.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 22

Za czasów sowieckich durnie w mundurach generalskich LWP chlali samogon ze swymi odpowiednikami z Krasnej Armii, ale trzymali gęby na kłódkę, bo do politykierstwa dopuszczona była jedynie PZPR.

Dziś w apogeum komunizmu, zwanym dla niepoznaki „globalizmem”, każdy lizus ogólno-wojskowy, który dochrapał się szlif generalskich, czuje się w obowiązku szczekać na jedną modłę z Pentagonem, Brukselą, Berlinem i Londynem.

Całkowita niekompetencja i karierowiczostwo „natowskiej elity”, mrozi krew w żyłach nie tylko autentycznych fachowców wojskowości, ale każdego wykształconego i inteligentnego człowieka.

Zarówno polityczne , jak i militarne „elity” ZIK (zachodniego imperium kłamstwa), są całkowicie deliryczne i bezmyślne.

Wywołanie konfliktu zbrojnego z FR, to w najlepszym wypadku, katastrofa geopolityczna, militarna i gospodarcza UE, NATO i całego ZIK, a w najgorszym jądrowa anihilacja Ludzkości. O katastrofie cywilizacyjnej nie wspomnę, gdyż nie dotyczy ona „zachodnich nadludzi”. Są już tak zdegenerowani, że nic im w tym zakresie zaszkodzić nie może.

Jednakowoż, ta mniejszość obywateli III RP, która pojmuje grozę sytuacji, chciałaby zapewne przeżyć swe lata w spokoju i względnym dobrobycie, a zamienienie się (w najlepszej sytuacji) w drugą Ukrainę, do takich celów nie prowadzi!

Dlatego zamieszczam poniżej wypowiedzi ( w formie wideo i artykułu) dwu prominentnych członków establishmentu wojskowo-wywiadowczego US Army i CIA, traktujące o tym zagadnieniu.

Scott Ritter były inspektor uzbrojenia ONZ i negocjator traktatów rozbrojeniowych z ZSRR i FR, ze strony USA, przedstawia poniżej swą ocenę:

Wieloletni analityk militarny CIA, Larry Johnson, jest podobnie jak Scott w stanie spoczynku, co obu im umożliwia mówienie PRAWDY, oto jego najnowszy artykuł:

Zachód nadal działa w złudzeniu, że dysponuje siłą militarną i poparciem politycznym, by zmusić Rosję do zawieszenia broni. Najnowszy przykład pochodzi od generała Christophera Donahue, dowódcy Armii USA w Europie i Afryce, który wygłosił niezwykle niebezpieczne oświadczenie podczas przemówienia na inauguracyjnej konferencji LandEuro Stowarzyszenia Armii USA w Wiesbaden w Niemczech w zeszłym tygodniu. Donahue stwierdził, że siły lądowe NATO rozwinęły zdolność do ataku i zajęcia rosyjskiej eksklawy kaliningradzkiej „w niespotykanym dotąd czasie” – szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Chwalił postępy NATO w zakresie szybkich operacji lądowych i podkreślał, że Kaliningrad – silnie zmilitaryzowana enklawa rosyjska otoczona terytorium NATO – może zostać zneutralizowany z lądu znacznie szybciej niż było to możliwe wcześniej.

Powiedział:

Możemy to zdemontować w niesłychanym czasie – szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Oświadczenie Donahue nie miało na celu sugerowania, że NATO planuje natychmiastowe przeprowadzenie pierwszego ataku; było raczej ostrzeżeniem dla Rosji o gotowości sojuszu na wypadek dalszej agresji, zwłaszcza wobec państw bałtyckich. Komentatorzy i urzędnicy interpretują te uwagi jako zapewnienie dla partnerów NATO i sygnał dla Moskwy, że każdy atak na NATO wywoła zdecydowaną i szybką reakcję. Niezależnie od intencji Donahue, jest to lekkomyślne i niebezpieczne oświadczenie, biorąc pod uwagę jego pozycję jako szefa Dowództwa Europejskiego USA. Choć mogło ono podnieść morale wśród liliputów nad Bałtykiem, Rosjanie uznali je za poważne zagrożenie i prowokację.

Władze rosyjskie odpowiedziały, że każdy atak militarny na Kaliningrad będzie jednoznacznie traktowany jako atak na samą Federację Rosyjską. Leonid Słucki, przewodniczący parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznych (wysoko postawiona postać, często odzwierciedlająca retorykę Ministerstwa Spraw Zagranicznych), stwierdził wprost:

Atak na Obwód Kaliningradzki będzie oznaczał atak na Rosję, z wszelkimi środkami odwetowymi przewidzianymi między innymi w jej doktrynie nuklearnej… Amerykański generał powinien to rozważyć, zanim złoży takie deklaracje.

Członek parlamentarnej komisji obrony nazwał te groźby „ w istocie wypowiedzeniem wojny ”.

Wypowiedzi Donahue, poza tym, że były niewiarygodnie głupie, pokazały arogancję i pogardę, jaką amerykańscy przywódcy polityczni i wojskowi żywią do Rosji. Co gorsza, NATO prowadzi lub wkrótce przeprowadzi ćwiczenia wojskowe symulujące inwazję na Kaliningrad. Rosjanie to zauważyli i nie bagatelizują tego jako bezpodstawnego zagrożenia. Pewien emerytowany oficer rosyjskiego wywiadu zareagował słowami:

A co stałoby się z Waszyngtonem lub Nowym Jorkiem, gdybyśmy na przykład rozmieścili nasze wojska na oceanie, w tym flotę okrętów podwodnych, i przeprowadzili próby ataków na Nowy Jork i Waszyngton? Jak zareagowałby Trump?

Myślę, że znamy odpowiedź na to retoryczne pytanie… Trump zaatakowałby. Teraz, gdy Rosja masowo produkuje hipersoniczny pocisk Oreshnik , Putin ma inną opcję niż sięganie po broń jądrową. Oreshnik może trafić w każdy cel w Europie – to znaczy jest hipersoniczną wersją pocisku balistycznego średniego zasięgu, z tą różnicą, że można nim manewrować w locie, a jeden pocisk może przenosić wiele głowic. Zachód nie ma żadnej obrony przed tym pociskiem. Ciekawe, czy Donahue to rozumie?

Dziś odbyłem długą rozmowę z Nimą, który miał na sobie zabójczą tropikalną koszulę, na temat Gazy, Iranu i wojny na Ukrainie:

Patentowana głupota, arogancja i ignorancja amerykańskich bubków przystrojonych w generalskie mundury, nie dziwi już nikogo w świecie. Ich sukcesy są również klarownie widoczne. Bezsilność US Army nawet w stosunku do plemienia Huti w Jemenie, którzy przegnali US Carrier Group z morza czerwonego i uszkodzili jego „niezniszczalny” myśliwiec F-35, są pierwszymi z brzegu dowodami, czym jest „amerykańska potęga militarna” i jej „debilni generałowie”.

Niestety „generalicja WP” jest równie głupia, a na dodatek wyszkolona tylko w jednym: „ jak najefektywniej lizać dupy amerykańskiej wierchuszce z NATO i dalej wspinać się po szczeblach globalistycznej kariery”!

Nawet gdyby Boska Opatrzność uchroniła Polskę i Polaków od wojny i zagłady, to kto w oswobodzonym z UE i NATO państwie nadawałby się do sprawowania władzy, obrony narodowej i wszystkich pozostałych nieuniknionych zadań?

Czyżby „import” z Węgier byłby niezbędny? No bo nasi „nowi kolorowi współmieszkańcy” do takich celów się nie nadają!

Postęp czy kult postępu?

Postęp czy kult postępu?

https://pch24.pl/postep-czy-kult-postepu

(fot. PCh24.pl / GS)

Czy zadawaliśmy sobie kiedykolwiek pytanie, co kieruje rozwojem technologicznym? Czy przyspieszające zmiany to zaledwie wypadkowa zasad rynku, sytuacji politycznej, ekonomicznej i społecznej? A może odpowiedź leży dużo głębiej i dotyka najbardziej intymnej sfery ludzkiej świadomości?

Świat wirtualny coraz bardziej oplata rzeczywistość materialną. Współczesne technologie informacyjne stanowią podstawę światowej komunikacji, utrzymują systemy ekonomiczne i finansowe, kontrolują sieci energetyczne, pośredniczą w kontaktach międzyludzkich – słowem – są wszędzie, a życie bez prądu i stałego dostępu do internetu staje się coraz bardziej uciążliwe.

„Cywilizacja informacyjna”, „Przemysł 4.0”, „Netokracja”, „Czwarta Rewolucja Przemysłowa”, „Wielki Reset” – jakbyśmy nie określili dokonujących się na naszych oczach zmian, ich cechą wspólną jest postępująca symbioza środowiska naturalnego z przestrzenią wirtualną.

Techno-entuzjastom marzy się wręcz bezpośrednie wnikanie do ludzkich ciał. Do pewnego stopnia już się to udało dzięki wszechobecnym telefonom, asystentom AI czy zegarkom monitorującym funkcje życiowe. Ale marzenia Doliny Krzemowej wybiegają znacznie dalej.

Interfejsy mózg-komputer, terapie genetyczne, tworzenie życia w laboratorium, podskórne chipy, nano-protezy…to nie tematy kolejnych książek science-fiction, ale dzisiejsza rzeczywistość i zapowiedzi takich wizjonerów jak Elon Musk, Peter Thiel, Raymond Kurzweil czy tegoroczny laureat nagrody Nobla, Geoffrey Hinton.

Czy jednak zastanawialiśmy się kiedyś, skąd bierze się przemożne pragnienie tak głębokiej ingerencji w otaczający nas świat? Dlaczego, wzorem poprzednich rewolucji technologicznych, nowoczesne rozwiązania nie chcą pozostać narzędziami, tj. poporządkowanymi człowiekowi sposobami przekształcania materii? Dlaczego akurat obecna rewolucja postindustrialna chce na zawsze zmienić sposób w jaki postrzegamy człowieka, Boga, świat?

Odczarowanie świata


Człowiek jest istotą duchową, tzn. łączącą przestrzeń materialną ze światem abstrakcyjnych, pozaczasowych symboli, zasad i reguł. Mówi nam to nauka Kościoła, a potwierdza nauka. Nie odkryto jeszcze cywilizacji, która powstałaby bez kultu – bazy dla etyki, kultury, filozofii i innych elementów konstytuujących najwyższą formę organizacji życia ludzkiego.

Nie inaczej jest w przypadku powstającej na naszych oczach, w tempie 24 tys. gigabajtów na sekundę, cywilizacji informacyjnej. Po ponad stu latach od ogłoszenia przez Maxa Webera „odczarowania świata”, w społeczeństwie nie zaniknęło myślenie religijne. Racjonalizacja, sekularyzacja czy zwiększenie roli nauki i rozumu, nie zamknęło człowieka na nadprzyrodzoność.

Wizja wymaga wiary – abstrakcyjnego wyobrażenia, mniej lub bardziej określonego – ale jeszcze nieistniejącego – celu, który zamierzamy osiągnąć. Podobnie jak rzeźbiarz, postawiony z dłutem w dłoni przed blokiem marmuru, nie stworzy swojego dzieła bez wyobrażenia kształtu, jaki ma ostatecznie przyjąć zimny surowiec.

Dzisiaj jednak nie brakuje wpływowych autorów (np. Harari) przekonanych, że fundamenty cywilizacji zachodniej, wywodzące się głównie z tradycji biblijnej, nie tylko nie wytrzymują próby czasu, ale wręcz zagrażają postępowi technologicznemu, utożsamianemu z jedynym skutecznym sposobem ulepszania świata. To z niej biorą się takie „absurdy” jak przyrodzona godność człowieka, jego prawa (z prawem do życia) czy przekonanie o wyższości nad innymi gatunkami.

A jest o co walczyć. Jak przekonują – stawką w grze jest nie tylko zdrowie, bezpieczeństwo czy dobrobyt, ale potencjalnie wręcz biologiczna nieśmiertelność, nieograniczona „mądrość” i szczęście ponad wszelką miarę (słynne trzy obietnice transhumanizmu).

W związku z tym, warunkiem sine qua non zaistnienia cywilizacji informacyjnej jest stopniowa marginalizacja systemów religijnych, konsekwentne ograniczanie ich wpływu na społeczeństwo, a w ostateczności – całkowite pozbawienie człowieka możliwości myślenia w kategoriach nadprzyrodzonych.

Po piśmie


Powstanie systemów religijnych nieodłącznie wiąże się z darem mowy. To właśnie język stanowi niezbędny komunikator w kontakcie z rzeczywistością wyobrażeniową. Nawet nauki techniczne i przyrodnicze wymagają systemu abstrakcyjnych znaków, niezbędnych do opisania badanej rzeczywistości. Liczb nie można dotknąć. Nie istnieją. Ale można dzięki nimi opisać prawidła rządzące wszechświatem.

Wybitny pisarz i eseista Jacek Dukaj przekonuje, że dzisiaj największą konsekwencją upowszechnienia wysokich technologii informacyjnych jest nie tyle pozbawienie człowieka umiejętności logicznego myślenia, co wręcz zanik umiejętności werbalizacji myśli. Tymczasem Dolina Krzemowa odczytuje komunikację z pominięciem aparatu mowy nie jako zagrożenie, ale wielką szansę dla ludzkości.

Zachwyt nad możliwościami komunikacji między-mózgowej wyrażają tacy techno-celebryci jak Elon Musk czy Sam Altman. W ich ocenie dotychczasowe interfejsy; klawiatury, ekrany dotykowe czy dyktafony, jedynie ograniczają precyzję myśli i bogactwo skojarzeń. Sprytni wizjonerzy nie mówią nam jednak, że zanik mowy upośledza wyobraźnię.

Człowiek wychowany od urodzenia w środowisku technologicznym, będzie miał ogromne trudności z wizualizacją wyższych abstrakcyjnych konstruktów, nie mówiąc o takich terminach jak wieczność czy transcendencja. Zamknięty w więzieniu doczesności powoli utraci kontakt z pozamaterialnym „Ja” (duszą), w konsekwencji odczuwając swoją świadomość wyłącznie na poziomie neuronów i hormonów – podobnie jak obecnie zwierzęta.

Jak trafnie zauważa Jan Białek w książce „TECH2.0”, taka sytuacja nie oznacza śmierci religii, ale skierowanie wektora wiary na ograniczoną materię. Absolut zostanie zastąpiony technologicznym substytutem. Przedmiotem kultu będzie techno-rzeczywistość posiadająca przymioty „boskie”: tworzenie nowego życia, rozwijanie istniejących gatunków, sprawowanie kontroli nad materią ożywioną i nieożywioną, kształtowanie i optymalizacja życia każdej jednostki. Taki kult jednak nie będzie miał nic wspólnego z rzeczywistością nadprzyrodzoną. Będzie jej substytutem, symulacją – podobnie jak obietnice, które oferuje.

Stare herezje w nowych szatach


Białek w poszukiwaniu religijnych inspiracji zachodzących zmian, dociera – bez żadnego zaskoczenia – bynajmniej nie do myśli chrześcijańskiej, ale pogańskich, kabalistycznych i dużo mroczniejszych źródeł, o których nie czas i miejsce wspominać. Dla naszych rozważań wystarczy wyłaniający się z jego opisu, z pozoru sprzeczny, gnostycko-materialistyczny charakter dokonującej się rewolucji.

Z jednej strony człowiek postrzegany jest tam wyłącznie jako biologiczna maszyna, „małpa człekokształtna homo sapiens”, która zawdzięcza swoją pozycję kosmicznemu przypadkowi. Światem rządzą jedynie logiczne, wymagające naukowego wyjaśnienia procesy, a nad jednostką góruje państwo zdolne kontrolować materię.

Jednocześnie niektóre „małpy” marzą o wyrwaniu się z nieuchronnego cyklu narodzin i śmierci. Te z nich, które zgłębiły tajemnice wszechświata (technologii), dostępują obietnicy wyzwolenia z okowów ciała (materii) i osiągnięcia „cyber-zbawienia”, rozumianego jako nieśmiertelność biologiczna. Symptomatyczne, że w tym równaniu nie ma miejsca dla człowieka. Ten świat dzieli się nieprzekraczalną granicą na ludzi-zwierzęta i rządzących całą resztą „bogów”.

Wysokie technologie dostarczają narzędzi, o których niegdysiejsi rewolucjoniści mogli wyłącznie pomarzyć. Zamiast krwawych przewrotów, powolnych zmian w kulturze i instytucjach, infekują całe społeczeństwa, sącząc swoją truciznę bezpośrednio do mózgu 24 godziny na dobę.

Oczywiście, wiele z opisanych pomysłów, jak np. „czytanie myśli” czy transfer umysłu, wciąż jeszcze nie ma szansy na realizację z powodów czysto fizycznych. Lecz transhumanizm, podobnie jak jego gnostyczne i new-age’owskie inspiracje, został pomyślany jako propozycja duchowa. Mimo materialistycznego sztafażu, technicznej terminologii i bazujących na modelach matematycznych zapewnień, obietnice „technognozy” musimy przyjąć na wiarę.

A wszystkie idee mają konsekwencje. Dzisiaj gołym okiem widać spustoszenie jakie w języku, kulturze i funkcjonowaniu mózgu dokonuje upowszechnienie cyfrowej komunikacji. Umiera życie duchowe, przegrywające z atrakcyjnością nieustannego potoku wrażeń i bodźców. Człowiek XXI w. może żyć na dopaminowym haju cały dzień, nie mając nawet potrzeby głębszej refleksji. Wraz z kolejnymi namacalnymi „cudami” wysokich technologii, coraz trudniej będzie uwierzyć w obietnice składane przez świat nadprzyrodzony. Oto symptomy zbliżającej się rzeczywistości, w której miejsce racjonalnej wiary chcą zająć duchowe impulsy i myślenie magiczne, a Prawdę – jej fałszywe symulacje.

Piotr Relich

Tekst na podstawie: Jan Białek, TECH 2.0, wyd. Garda, Warszawa 2025.

Zagadka stwora “babci Kasi” rozwiązana!

Zagadka babci Kasi rozwiązana!

Autor: pokutujący łotr , 21 lipca 2025

A to niespodzianka? Niespodzianka? Czyżby? Podczas zatrzymania przez policję tak zwanej Babci Kasi – rozwrzeszczanej lewackiej prowokatorki, utrapienia warszawskich demonstracji patriotycznych,  co się otóż ukazuje na zdjęciu, przez kogoś zrobionym?

Na jej lewym przegubie odsłoniętym podczas wleczenia krewkiego babska przez chłopaków  w mundurach,  ukazał się na paseczku umieszczony ulubiony medalik babsztyla: zgrabna gwiazda Dawidowa.

No i jesteśmy w domu. Jaka tam Babcia Kasia (zresztą już wcześniej protestowano przeciwko nazywaniu tego siwego ostrzyżonego na jeża stwora “babcią Kasią”, bo babcie są kochane i dobre, a to wylazło diabłu z… pardon… gęby).

To jest po prostu Bubbe Kashe! Aj waj. A to sze porobiło…

Fakty prasowe

Fakty prasowe

Stanisław Michalkiewicz 22 lipca 2025 michalkiewicz

Lato to nie jest dobry sezon dla niezależnych mediów głównego nurtu. „Sezon ogórkowy” charakteryzuje się tym, że nic ważnego się nie dzieje, toteż nie bardzo jest o czym pisać. Tak bywało i za panowania Najjaśniejszego Pana i na przykład Egon Erwin Kisch twierdzi, że gazety praskie ułatwiały sobie sytuację, „na żądanie Czytelników” drukując ponownie artykuły wstępne z dnia poprzedniego. Czytelnicy mieli ten artykuł przed sobą – ale nie – chcieli go mieć również w kolejnym numerze. Teraz nikt już tak nie robi, ale od czegóż troska o obywateli? Z czasów pierwszej komuny pamiętamy, że Polskę regularnie nawiedzały dwie klęski i cztery kataklizmy. Jedna klęska – to klęska nieurodzaju, a druga – to klęska urodzaju. Kataklizmy zaś to wiosna, lato, jesień i zima. Coś z tej tradycji zostało, bo i teraz, kiedy na przykład – jak to latem – gdzieś przechodzą burze z piorunami, to zaraz ogłaszane są „alerty”, zbierają się „sztaby kryzysowe”, pan minister Siemoniak przemawia na konferencjach prasowych – i „biznes sze kręczy” – jak mawiano w swoim czasie w sferach kupieckich.

A w dodatku ukraińscy przyjaciele wykiwali pana prezydenta Andrzeja Dudę, zbywając go orderem krzyża zbolałego. Za forsę, którą Polska przekazała, tamtejsze parchy-oligarchy pokupowały sobie, to tu, to tam, luksusowe rezydencje i na przykład będąc w ubiegłym roku w Toskanii dowiedziałem się z pewnego źródła o tamtejszej rezydencji prezydenta Zełeńskiego, że daj Boże każdemu – a tymczasem dla pana prezydenta Dudy tylko ten nieszczęsny order? Toteż nic dziwnego, że rozgoryczony pan prezydent zaczął wreszcie mówić ludzkim głosem – że za korzystanie z lotniska w Jasionce ktoś (kto?) powinien zapłacić – i tak dalej.

Pan prezydent, który wcześniej bredził o jakichś „uniach” z Ukrainą, wreszcie zdradza objawy powrotu do rzeczywistości? Trochę późno – bo na miesiąc przed końcem kadencji – ale powiadają, że lepiej późno, niż wcale. To trochę podobne do zachowania pana prof. Leszka Balcerowicza. Kiedy był wicepremierem i ministrem finansów, robił różne dziwaczne rzeczy. Ale kiedy tylko przestawał pełnić te zaszczytne funkcje, to w felietonach do tygodnika „Wprost” głosił same słuszne poglądy i koncepcje. Niestety potem ponownie zostawał wicepremierem, a nawet – prezesem NBP – i znowu popadał w sprośne błędy Niebu obrzydłe. Czyż trzeba nam lepszej ilustracji, że władza korumpuje?

Ale nie można powiedzieć, by i władza nie dostarczała materiału, dzięki któremu łamy oraz czas antenowy niezależnych mediów głównego nurtu było czym wypełnić. Oto pan minister Adam Bodnar z czarnym podniebieniem, realizując na swoim odcinku frontu „linię porozumienia i walki”, którą obywatel Tusk Donald proklamował gwoli zamarkowania swojej niezależności od Niemiec poprzez przywrócenie tak zwanych „wyrywkowych kontroli” na polsko-niemieckiej granicy i jednoczesnego zwalczania złowrogiego Ruchu Obrony Granic, zadekretował, że Robert Bąkiewicz będzie musiał wykonać 360 godzin prac społecznych i zapłacić Babci Kasi 10 tys. złotych z tytułu „naruszenia jej nietykalności cielesnej”. Obawiam się w związku z tym, że skoro tak, to Babcia Kasia będzie się teraz każdemu nadstawiała, żeby tylko naruszył jej nietykalność – bo 10 tysięcy złotych piechotą nie chodzi.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z samopomocową działalnością niezależnych mediów, w której oczywiście przoduje Judenrat „Gazety Wyborczej”, wierny leninowskim zasadom życia partyjnego, zwłaszcza na odcinku organizatorskiej funkcji prasy. Zręby rewolucyjnej teorii zawdzięczamy oczywiście „Drogiemu Bronisławowi”, który odkrył tak zwane „fakty prasowe”. Odkrycie to, jak wszystkie genialne odkrycia, są proste, jak budowa cepa. Najpierw Judenrat koncypuje jakiś „fakt” prasowy, który różni się od „faktu autentycznego” tym, że istnieje wyłącznie w wyobraźni ścisłego kierownictwa Judenratu, ale potem, to znaczy – po publikacji – zaczyna żyć własnym życiem, bo mikrocefale, stanowiący podstawową bazę czytelników żydowskiej gazety dla tubylczych Polaków, dopuszczają sobie ten fakt do głowy, myśląc, że to wszystko naprawdę. W rezultacie rozkręca się afera, która obrasta kolejnymi faktami prasowymi, a niekiedy nawet – tak zwanymi „odpryskowymi” procesami – bo co to komu szkodzi, że z faktów prasowych pożywią się też niezawisłe sądy?

No i właśnie mamy aferę w postaci „profanacji” pomnika w Jedwabnem. Jak wiadomo, w lipcu 1941 roku w tej miejscowości niemiecka Einsatzgruppe zagnała tamtejszych Żydów do stodoły, którą następnie oblała benzyną i podpaliła. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie to, że Żydowie, którym zależało i nadal zależy na wyduszeniu z Polski szmalu pod pretekstem tak zwanych „roszczeń”, w ramach przyprawiania narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców, wpadli na pomysł, żeby o to morderstwo oskarżyć ludność polską. Ponieważ na obecnym etapie Żydowie ściśle koordynują swoją politykę historyczną z polityką historyczną niemiecką, to najpierw obstalowali u pana dra Jana Tomasza Grossa, który na tę okoliczność został natychmiast obcmokany jako „historyk” w dodatku – „światowej sławy” , książkę „Sąsiedzi”, która też została obcmokana przez Judenraty wszystkich krajów.

Pan minister sprawiedliwości Lech Kaczyński skwapliwie uwierzył jakiemuś rabinowi, że Żydowie swoich nieboszczyków nie ekshumują i wstrzymał ekshumację w Jedwabnem, dzięki czemu nie doszło do zdemaskowania fantasmagorii Jana Tomasza Grossa, który w ogóle przy pisaniu swojej książki wykorzystał nowatorską w historiografii metodę „objawienia”. Posłuszni funkcjonariusze IPN wersję o polskim autorstwie tej zbrodni przyklepali, a prezydent Aleksander Kwaśniewski ją uroczyście potwierdził, podczas hucpiarskiej uroczystości w Jedwabnem przepraszając „w imieniu narodu polskiego”. Mam nadzieję, że kiedyś odpowie za to łajdackie złamanie przysięgi prezydenckiej, której rota zawiera solenną obietnicę „niezłomnego strzeżenia godności narodu” – ale nie żydowskiego, tylko tubylczego. No i „fakt prasowy” poszedł w świat.

Jednak dwóch ludzi; pan prof. Marek Chodakiewicz i pan dr Tomasz Sommer nie dali za wygraną i benedyktyńską pracą spenetrowali – jak było naprawdę – a swoje ustalenia zawarli w dwóch opasłych tomach, z których jeden zawiera opis wydarzenia, a drugi – drobiazgową dokumentację. Sprawa jest znana od wielu lat – ale Judenrat, a na jego rozkaz – żadna instytucja państwowa – nie przyjmują tego do wiadomości i po staremu forsują łgarstwo jedwabieńskie – bo interes w postaci obcinania kuponów od holokaustu ma taką specyfikę, że trzeba narodowi wytypowanemu na winowajcę zastępczego przyprawić odrażający wizerunek narodu morderców – a cóż nada się tu lepiej, jak nie „fakt prasowy”?

Stanisław Michalkiewicz

Ranking imion we Francji. Wygrywają Ibrahim, Issa, Mohamed, Aminata i Nour

Ranking imion we Francji. Pod Paryżem wygrywają Ibrahim, Issa, Mohamed, Aminata i Nour

Bogdan Dobosz pch24.pl/ranking-imion-we-francji-pod-paryzem-wygrywaja-ibrahim-issa-mohamed-aminata-i-nour

Krajowy Instytut Statystyki (INSEE) publikuje co roku we Francji „ranking najpopularniejszych imion” w tym kraju. Obecnie opublikowano zestawienie za rok 2024. Ranking pokazuje pośrednio zmieniający się krajobraz społeczny w tym kraju. W skali całego kraju na czele listy są jeszcze takie imiona jak Louise, Gabriel i Jade. Tradycyjnych imion nadawanych noworodkom jednak z roku na rok ubywa, a pojawia się coraz więcej imion nadawanych dzieciom, które wywodzą się z kultury islamu.

W 2024 roku imiona Louise dla dziewczynek i  Gabriel dla chłopców zajęły czołowe miejsca w kraju i w wielu departamentach. Popularne imiona to także Léo, czy Ambre.

Wystarczy jednak zajrzeć do statystyk podparyskich departamentów i miejsc związanych z osiedlaniem się imigrantów, by stwierdzić, że coraz trudniej tam znaleźć rodziców nadających dzieciom imiona wywodzące się z tradycji chrześcijańskiej. Dominują imiona z kręgu kultury muzułmańskiej, ewentualnie „neutralne”. Ciekawostką jest zmniejszający się udział nadawania imion inspirowanych kulturą anglosaską (np. ubywa Kevinów, Rayanów, itp.).

Podparyski departament Seine Saint Denis uważany jest za za najbardziej „imigrancki” i specjalnie nie dziwi, że od lat na pierwszym miejscu w rankingu popularnych imion jest Mohamed. Drugie miejsce zajmuje Adam, a kolejne miejsca to takie imiona jak Ibrahim, Issa, Imran, Issac, Moussa, Ismael, Noah, Ali, Amir, Aylan, Ayoub, Zayn. Popularne imiona dziewczynek to Inaya, Maryam, Fatoumata, Nour, Aminata, Aicha, Fatima, Lina, Mariam, Sofia… W porównaniu z rokiem poprzednim Fatoumata awansowała z 10. pozycji na 3, a postępy poczyniły także imiona – Aminata i Aïcha. Wśród chłopców Mohamed jest od lat najpopularniejszym imieniem, a trzeba tu dodać jeszcze rozmaite odmiany i wariacje tego imienia rejestrowane osobno, a które także są w czołówce popularności. W pierwszej „dziesiątce” w ubiegłym roku zaszły jednak pewne znaczące zmiany i np. imiona Noah i Ali wypchnęły z tego zestawienia… Gabriela i Rayana.

Nie inaczej jest w innych departamentach Regionu Paryskiego. W Essone wygrywa Adam przed Noahem, Leo i Mohamedem. Kolejne popularne imiona to Gabriel, Ibrahim, Issac, Eden, Ethan, Imran. W Val de Marne wygrywa Ibrahim przed Mohamedem i Gabrielem. Mieszkańcy departamentu Val d’Oise preferują Adama, Gabriela, a Mohamed jest na trzecim miejscu przed Issakiem, Ibrahimem i Liamem. W samym Paryżu, w którym skład społeczny ludności jest jednak odmienny, na czele rankingu popularności imion jest Gabriel, na drugiej pozycji Adam, a na trzeciej Raphael. Mohamed jest tu „dopiero” na 5 pozycji. To tylko kilka przykładów z regionu stołecznego, ale podobnie jest w większości ośrodków wielkomiejskich Francji.

Zanikanie tradycyjnych imion to swoisty „znak czasów” i ilustracja m.in. zmniejszającego się wpływu chrześcijaństwa w życiu społecznym. Nowi „patroni” małych Francuzów mają swoje „korzenie” coraz częściej gdzieś na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Ta ewolucja zmiany imion trwa już od lat, razem ze zmianami demografii i raczej nie widać trendów odwrotnych.

Przypomina się tu rysunkowy żart z policjantami zatrzymującymi za kilkanaście lat do kontroli kierowcę samochodu. Jeden z funkcjonariuszy sprawdza dokumenty kierowcy i mówi do drugiego – „Ty, Mohamed, popatrz jak on się śmiesznie nazywa – Jean-Pierre”.

Bogdan Dobosz

W 2024 roku Polska miała najwyższe na świecie ceny gazu ziemnego

Szok na rynku gazu. Polska liderem cen

Z raportu International Gas Union (IGU) wynika, że w 2024 roku Polska miała najwyższe na świecie hurtowe ceny gazu ziemnego – średnio ponad 15 dolarów za MMbtu. Koszty tego surowca były wyższe niż m.in. we Francji, Niemczech czy Turcji.

Autor: MG 8 lipca 2025 polska-liderem-cen

Szok na rynku gazu. Polska liderem cen

Premier Donald Tusk

  • Z raportu “Wholesale Gas Price Survey 2025” wynika, że Europa już czwarty rok z rzędu notuje najwyższe hurtowe ceny gazu na świecie.
  • Polska jest w tym zestawieniu najdroższym krajem – średnia cena wyniosła u nas ok. 15,3 USD/MMbtu.
  • Wysokie ceny gazu stanowią poważne obciążenie dla polskiego przemysłu, który coraz trudniej konkuruje z firmami z innych krajów UE.

International Gas Union pod koniec czerwca opublikowała raport “Wholesale Gas Price Survey 2025 Edition”.

Wynika z niego, że Europa już czwarty rok z rzędu utrzymuje pozycję regionu z najwyższymi hurtowymi cenami gazu na świecie.

Z kolei najdroższym krajem Europy jest Polska.

Jak podaje “Wysokie Napięcie”, według raportu Polska miała cenę ok. 15,3 USD/MMbtu.

A tak ceny kształtują się w innych państwach:

  • Niemcy – 12,7 USD/MMbtu,
  • Francja – 11 USD/MMbtu,
  • Turcja – 10.0 USD/MMbtu,
  • Chiny – 9 USD/MMbtu,
  • Australia – 7,7 USD/MMbtu,
  • Argentyna – 4,3 USD/MMbtu,
  • USA – 2,15 USD/MMbtu,
  • Kanada – 1 USD/MMbtu.

Liczby w raporcie IGU są zgodne z danymi na stronie Prezesa URE o hurtowych cenach gazu. Z raportu URE wynika, że w roku 2024 wynosiły one 238 zł za MWh – pisze “Wysokie Napięcie”.

Szokujące dane. Polska ma najdroższy gaz na świecie

Jak wyjaśnia Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu, ceny gazu ziemnego odgrywają kluczową rolę dla wielu branż polskiego przemysłu, decydując o możliwości ich konkurowania, nie tylko na rynkach globalnych, ale i na rynku wewnętrznym UE. Tymczasem polski sektor przemysłowy wykorzystujący gaz ziemny, od dwóch lat boryka się z wysokimi cenami tego surowca na rynku.

Jest on powszechnie wykorzystywany, zarówno do celów energetycznych, aby pozyskać energię elektryczną lub ciepło na potrzeby procesów przemysłowych, jak i jako surowiec niezbędny do produkcji m.in. nawozów sztucznych – czytamy.

Jak wskazują dane Eurostatu, w porównaniu do innych dużych gospodarek unijnych, cena końcowa gazu ziemnego w Polsce, z uwzględnieniem podatków i opłat, jest jedną z najwyższych w całej Unii Europejskiej. “Dane nie pozostawiają złudzeń – dla największych krajowych odbiorców niebieskiego paliwa, czyli firm zużywających powyżej 4 000 000 GJ (105 mln m3) gazu ziemnego rocznie, jego koszty są zdecydowanie wyższe niż m.in. w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Holandii czy Włoszech” – podaje Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.