„Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!” Mocne orędzie prezydenta Karola Nawrockiego [PEŁNY TEKST]

„Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!” Mocne orędzie prezydenta Karola Nawrockiego [PEŁNY TEKST]

https://pch24.pl/niech-bog-blogoslawi-polsce-niech-zyje-polska-mocne-oredzie-prezydenta-karola-nawrockiego-pelny-tekst

(Fot. PAP/Paweł Supernak)

Po zaprzysiężeniu na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Karol Nawrocki przed Zgromadzeniem Narodowym wygłosił swoje orędzie. Poniżej prezentujemy pełny zapis przemówienia Głowy Państwa:

Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, a władzę zwierzchnią w Rzeczpospolitej sprawuje Naród. Dlatego witam Naród Polski w granicach Rzeczypospolitej i poza granicami Rzeczypospolitej.

Witam tysiące, dziesiątki tysięcy obywatelek i obywateli państwa polskiego, które przyjechały dzisiaj do Warszawy i których mijałem pod polskim sejmem. Witam wszystkie te miliony wyborców, które wybrały swojego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, który przed momentem złożył swoją przysięgę. Dziękuję wszystkim za oddane głosy, za wsparcie. Dziękuję także drodzy państwo tym, którzy nie głosowali na mnie, a wzięli udział w tym demokratycznym akcie wyborczym w związku ze świętem naszej demokracji 1 czerwca.

Szanowny panie prezydencie, panowie prezydenci, szanowny panie marszałku Sejmu, pani marszałek Senatu, panie premierze, drodzy członkowie Zgromadzenia Narodowego, ekscelencje, eminencje, generałowie.

Drodzy państwo, wolny wybór, wolnego Narodu postawił mnie dziś przed państwem. Postawił mnie przed państwem wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, wbrew teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie, z którą się spotykałem w drodze do Urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. I wybaczałem jako chrześcijanin ze spokojem serca i z głębi serca wybaczam całą tę pogardę i to co działo się w czasie wyboru.

Mamy, drodzy państwo, jako wspólnota narodowa właśnie tę wielką wartość przywiązania do wartości i tożsamości chrześcijańskiej. I to nie powinno się zmieniać, a w wartościach chrześcijańskich miłość i miłosierdzie do drugiego człowieka jest jednym z podstawowych elementów. Ale te wybory i pierwszy czerwca wysłały także silny głos suwerena do całej klasy politycznej, wybierając mnie na Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

To głos, że dalej tak rządzić nie można i że Polska tak dzisiaj wyglądać nie powinna. To drodzy państwo głos Polek i Polaków. Głos Polek i Polaków, że chcą aby politycy spełniali obietnice składane w czasie kampanii wyborczej.

Pierwszy czerwca to wyraźny sygnał, że Polacy chcą wypełniania obietnic wyborczych, chcą wybierać swojego prezydenta w poczuciu wolności i nie ulegną propagandzie politycznej.

Mówię to szanowni państwo tylko dlatego, bowiem pierwszego czerwca jeszcze raz wszyscy przekonaliśmy się, że prezydent Rzeczypospolitej Polskiej musi być tylko i aż – po prostu – głosem obywateli i obywatelek Rzeczypospolitej. Ja jako prezydent Polski będę głosem Narodu Polskiego i takie mam przed sobą zadanie.

Nie zaskoczę państwa ze swoim programem politycznym na najbliższe pięć lat. Tak, Polacy oczekują, że politycy będą wypełniać swoje obietnice. A ja swoje obietnice zawarłem w Planie 21, w programie dla Polski na XXI wiek, w programie, który dostał 10,5 miliona głosów wyborców.

Dlatego moje dzisiejsze wystąpienie nie może być dla nikogo, drodzy państwo, zaskoczeniem, bowiem zamierzam być konsekwentny i zdeterminowany w realizacji Planu 21. A w tym planie jasno można przeczytać, że jestem wielkim zwolennikiem i będę popierał wszystkie inicjatywy i swoimi decyzjami będę dążył do tego, aby państwo polskie było ambitne, było miejscem rozwoju, było miejscem wielkich, przełomowych projektów takich jak Centralny Port Komunikacyjny, jak Polskie Drogi, Polskie Porty. Program, który będę realizował, jest programem zrównoważonego rozwoju państwa polskiego.

Tak, my wszyscy jesteśmy z miast i wiosek polskich i nie ma Polski A i Polski B, i to się nie zmieni w ciągu moich najbliższych pięciu lat. Plan 21 i mój program to „nie” dla nielegalnej migracji, „tak” dla polskiej złotówki, „nie” dla euro. Jako prezydent Polski nie pozwolę podnieść wieku emerytalnego kobietom i mężczyznom.

Mówię, drodzy państwo, to wszystko, chociaż mam świadomość, że kampania wyborcza dała szansę poznać Plan 21, więc nie będę wymieniał wszystkich 21 punktów, ale chcę podkreślić, że głęboko wierzę, iż moja prezydentura przywróci wiarę w składane obietnice. Przez pięć lat, w każdą godzinę, każdego dnia, w każdym tygodniu, każdą decyzją i inicjatywą ustawodawczą będę wypełniał swoje zobowiązania wobec moich wyborców i wobec tych, którzy brali udział w wyborach.

Szanowni Państwo, stoję przed Wami świadomy wielkiego zadania i ogromnej odpowiedzialności, jaka przede mną staje, ale stoję tutaj w polskim Sejmie świadomy także podziałów w polskim życiu politycznym, w polskim życiu społecznym.

Chcę jasno zadeklarować, że swoich decyzji nie będę podejmował zgodnie z tymi podziałami i zgodnie z podziałami politycznymi, tylko wbrew tym podziałom, podejmując zawsze decyzję, która odnosi się do głosu Narodu Polskiego, a nie do politycznych czy partyjnych emocji. Te mnie przez 42 lata nie interesowały i nie będą mnie interesować jako prezydenta Polski. W moich decyzjach będę głosem Narodu, wiernym swojemu programowi. To, drodzy Państwo, wszystkim gwarantuję.

Będę więc głosem tych, którzy chcą Polski suwerennej. Polski, która jest w Unii Europejskiej, ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską i pozostanie Polską.

Zarówno w dyskusjach z polskim rządem, w swoich decyzjach i na arenie międzynarodowej w sposób dyplomatyczny będę oczywiście wspierał relacje w ramach Unii Europejskiej, ale nigdy nie zgodzę się na to, aby Unia Europejska zabierała Polsce kompetencje, szczególnie w sprawach, które nie zostały zapisane w traktatach europejskich, a te nie powinny się zmienić. Tak, będę głosem obywateli, którzy chcą suwerenności.

Będę głosem tych, którzy chcą Polski bezpiecznej, a bezpieczeństwo Polski rozpoczyna się od każdego szeregowego żołnierza. Od jego wyposażenia, od jego świadomości, od jego hartu, ducha i od jego serca. Będę głosem polskich żołnierzy i polskich oficerów. Wspierać będę, panie premierze, panie ministrze, wszystkie wysiłki modernizacyjne polskiej armii. Dążyć będę do tego, żeby polska armia była największą siłą NATO w Unii Europejskiej.

Szanowni państwo, będę też w sposób naturalny – zwracam się do naszych partnerów ze Stanów Zjednoczonych – wspierał polskie najważniejsze sojusze, z tym sojuszem bilateralnym ze Stanami Zjednoczonymi. Będę dbał także o pozycję Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim. Już jako prezydent-elekt zadawałem sobie trud, aby wejść w relację z sekretarzem generalnym NATO. Ale uznaję, drodzy państwo, także, że Polska powinna być liderem budowania siły systemu immunologicznego, odpowiedzialności wschodniej flanki NATO. I marzę, że bukaresztańska dziewiątka w dłuższej perspektywie stanie się bukaresztańską jedenastką razem z państwami skandynawskimi. I tak my, jako Polacy, w Europie Środkowej, w Europie Wschodniej odpowiadamy za budowę siły wschodniej flanki NATO. I to powinien być także międzynarodowy, geopolityczny kierunek mojej prezydentury.

Drodzy członkowie Zgromadzenia Narodowego, będę też głosem tych Polaków, którzy chcą Polski normalnej. Polski przywiązanej do swoich wartości, Polski z dobrą, polską szkołą, z polską literaturą i z polskimi lekturami w polskiej szkole.

Jako człowiek, który przez kilkanaście lat zajmował się edukacją i narodową pamięcią, zrobię wszystko, aby dobra, polska szkoła wychowywała kolejne pokolenia Polaków, a polski uczeń wychodzący ze szkoły rzeczywiście czuł dumę z bycia Polakiem.

Szanowni Państwo, to dobry moment, żeby zaprosić wszystkich Państwa na kolejną edycję Narodowego Czytania. To inicjatywa zapoczątkowana przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, a z tak wielkim sukcesem i synergią kontynuowana i rozwinięta przez prezydenta Andrzeja Dudę. Narodowe Czytanie oczywiście będzie także w obecnym Pałacu Prezydenckim. Jeśli będzie trzeba czytać polskie lektury, to będzie to robił także prezydent Polski i osoby zaproszone.

To doskonały moment, żeby w tym momencie podziękować panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie za 10 lat sprawowania Urzędu Prezydenta Polski z tak wieloma sukcesami. Dziękuję też panu prezydentowi za to, że w tak demokratyczny, cywilizowany, piękny, właściwy sposób pomagał objąć Urząd Prezydenta obecnemu prezydentowi. Myślę, że wszyscy byśmy mogli się tej kultury, instytucji i najważniejszego Urzędu Państwa Polskiego uczyć od pana prezydenta. Bardzo za to, panie prezydencie, dziękuję.

Szanowni Państwo, będę także głosem tych Polaków, którzy chcą Polski dobrobytu. Przez ostatnie 35 lat jako wspólnota narodowa osiągnęliśmy wielki sukces ekonomiczny i sukces gospodarczy. Żeby była jasność, często wbrew politykom, czasami przy pomocy polityków, ale zawsze za sprawą wspaniałych polskich przedsiębiorców i bardzo pracowitych polskich ludzi pracy, którzy przez 35 lat mocno pracowali na sukces ekonomiczny i gospodarczy państwa polskiego, płacąc często bardzo wysoką za to cenę, cenę emigracji, cenę pracy ponad miarę. Ale tak w ciągu tych 35 lat Polska osiągnęła sukces ekonomiczny i sukces gospodarczy.

Niestety w ciągu tych 35 lat, wiele lat z tego sukcesu wyłączone były konkretne grupy społeczne czy konkretne regiony Polski. To oczywiście musimy poprawić. Ale chcę drodzy Państwo jasno podkreślić, że po tych 35 latach, i wiedzą to ekonomiści, wiecie to Państwo, parlamentarzyści na tej sali, coś się w geopolityce i w światowej ekonomii zmieniło. My dziś potrzebujemy wielkich planów, wielkich inwestycji. Potrzebujemy obudzić aspiracje narodu polskiego, bo nie możemy już być gospodarstwem pomocniczym naszych zachodnich sąsiadów, czy całej Unii Europejskiej.

Musimy drodzy Państwo poszukiwać tej drogi gospodarczej, która stanie się rodzajem konkurencyjności ekonomicznej, gospodarczej, rzuconej wobec także zachodniej Europy. Tak, potrzebujemy wielkich i przełomowych projektów inwestycyjnych. O tym już wspominałem, ale o CPK wspominać będę regularnie, a jutro złożę inicjatywę ustawy, abyśmy wrócili do tradycyjnego kształtu centralnego portu komunikacyjnego i znaleźli swoje gospodarcze koło zamachowe na kolejne dekady, które da nam się drodzy Państwo rozwijać.

Dlatego ze smutkiem patrzę szanowni Państwo na to, co dzisiaj dzieje się wokół przełomowych projektów inwestycyjnych w państwie polskim. Bo właściwie moglibyśmy je podzielić na te zupełnie zablokowane, na te okrojone i na te w najlepszym przypadku opóźnione. To bardzo niepokojący scenariusz, a gdy spojrzymy na lawinowo rosnące zadłużenie państwa polskiego i dług, a także na obiektywny problem demograficzny w naszej ojczyźnie i problem z mieszkalnictwem, to niestety dzisiaj Polska jest na bardzo złej drodze do rozwoju i musimy mieć tego świadomość. Coś trzeba zmienić.

Stąd też szanowny panie premierze, drodzy Państwo ministrowie, chciałem serdecznie już dzisiaj zaprosić na posiedzenie Rady Gabinetowej, które odbędzie się jeszcze w sierpniu. Będę chciał z polskim rządem porozmawiać o inwestycjach rozwojowych, o najważniejszych inwestycjach, które przed nami, a także o stanie finansów publicznych. Czuję się zobowiązany, panie premierze, jako prezydent Polski mieć pełne informacje o tym, jak wygląda stan państwa polskiego.

Szanowni Państwo, wierzę głęboko i spoglądam tu na lewą część polskiego parlamentu. Wierzę głęboko, że w kwestiach mieszkalnictwa, inwestycji rozwojowych, kwestii polskich finansów publicznych jesteśmy w stanie dojść do ponad politycznego porozumienia.

Tak, to nie jest kwestia emocji politycznych. To jest kwestia mieszkań dla ludzi, których potrzebują w tym mieszkań komunalnych. To jest kwestia przyszłości naszych dzieci i kolejnych pokoleń Polaków. I naprawdę głęboko liczę na współpracę wszystkich środowisk politycznych wokół tych zagadnień, wobec których nie powinniśmy szukać polityki. A tym zagadnieniom poświęcę także specjalną uwagę w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej.

Szanowni Państwo, liczę także, że uda nam się porozumieć w kwestiach grup społecznych, które potrzebują szczególnej troski państwa polskiego. Myślę tutaj o seniorach, o młodzieży, w której zapisany jest kod naszej przyszłości. Tym grupom poświęcone będą w Pałacu Prezydenckim specjalne prezydenckie rady, które będą szukać rozwiązań dla seniorów i dla młodzieży.

Ale siłę i potencjał państwa mierzy się także tym, jak reaguje na sprawy osób najbardziej potrzebujących. Dlatego wierzę także na ponadpolityczne porozumienie wokół osób niepełnosprawnych i ustaw, które są dla nich przygotowywane.

Drodzy Państwo, Polska musi wrócić na drogę praworządności. Dzisiaj Polska nie jest na drodze praworządności. Bo ciężko nazwać praworządnym państwo, w którym nie działa i nie funkcjonuje legalnie wybrany prokurator krajowy, w którym art. 7 Konstytucji, mówiący, że organy władzy państwowej muszą działać na podstawie i w granicach prawa, jest niestety regularnie łamany.

Dlatego stoję dzisiaj przed Państwem, aby zaapelować do całej klasy politycznej, ale aby także przekazać polskim sędziom i panu ministrowi sprawiedliwości, że szanowni Państwo, sędziowie są od tego, aby wydawać wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, a władza sądownicza jest jedną z trzech władz w polskim systemie demokratycznym.

Polskie prawodawstwo, jeśli się nie mylę, powstaje w tej izbie, w polskim Sejmie, z woli wyborców wybranym i w polskim Senacie i musi zyskać akceptację prezydenta Polski wybranego w powszechnych i bezpośrednich wyborach. A sędziowie, drodzy Państwo, musimy to sobie wszyscy uzmysłowić, nie są bogami, tylko mają służyć Rzeczypospolitej Polskiej i polskim obywatelom. Mówię to tylko dlatego, żeby w sposób klarowny, jasny, oczywisty zadeklarować, szanowny panie premierze, panie ministrze sprawiedliwości, że nie będę awansował ani nominował tych sędziów, którzy godzą w porządek konstytucyjno-prawny w Rzeczypospolitej Polskiej. A będę promował, awansował i nominował tych sędziów, którzy porządek konstytucyjno-prawny Rzeczypospolitej Polskiej zgodnie z konstytucją i ustawami przyjętymi przez Polski Parlament i podpisanymi przez pana prezydenta respektują. Tak wyobrażam sobie porządek prawny Państwa Polskiego. A bezpieczeństwo prawne polskich obywateli, którzy czekają na sprawiedliwe wyroki i porządek konstytucyjno-prawny Państwa Polskiego jest dla mnie, drodzy państwo, dużo ważniejszy niż samozadowolenie jednej z klas społecznych w Polsce.

Chcę to wyraźnie podkreślić. W celu rozwiązania problemu ustroju państwa przy Pałacu Prezydenckim powołam Radę do spraw naprawy ustroju państwa. Tak, drodzy państwo, dalej być nie może i Polacy chcą naprawy ustroju państwa. Zaproszę oczywiście do tej Rady przedstawicieli wszystkich środowisk politycznych. Zaproszę akademików, zaproszę te osoby, którym troska o państwo polskie i nasz ustrój prawny jest bliska. I wierzę, że Pałac Prezydencki stanie się miejscem dialogu, miejscem dyskusji o konsekwentnej naprawie ustroju Rzeczypospolitej Polskiej.

Przed nami szanowny panie premierze, panie prezydencie, drodzy członkowie Zgromadzenia Narodowego także zadanie dla naszej przyszłości. Takie zadanie, które wymaga już teraz aktywności prezydenta Rzeczypospolitej i wszystkich stronnictw politycznych. Ja z uznaniem patrzę na twórców konstytucji z roku 1997, której jestem i będę strażnikiem konstytucji, która obowiązuje. Natomiast dzisiaj, drodzy państwo, po blisko 30 latach jesteśmy w zupełnie nowej sytuacji społecznej, sytuacji geopolitycznej. Przez te blisko 30 lat wydarzyło się tak wiele sporów kompetencyjnych. W ostatnim czasie tak regularnie łamano polską konstytucję, że my jako klasa polityczna musimy zacząć działać nad rozwiązaniami nowej ustawy zasadniczej, która będzie gotowa do przyjęcia, mam nadzieję i wierzę, w roku 2030.

Tak, Pałac Prezydencki stanie się, drodzy państwo, nie tylko miejscem funkcjonowania Rady Konstytucyjnej, ale także miejscem, w którym otworzymy, mam nadzieję, narodową, uczciwą dyskusję o tym, jak ma wyglądać konstytucja roku 2030, bo obywatele dzisiaj potrzebują klarownych, jasnych zasad współpracy między politykami, zabezpieczenia interesu suwerenności, bezpieczeństwa Państwa Polskiego. I musimy to wykonywać już teraz, od roku 2025, żeby w roku 2030 najpóźniej być gotowymi. Tego, mam głębokie przekonanie, wymaga także od nas dzisiaj suweren, żeby jeszcze raz przyjrzeć się ustawie zasadniczej, której minie niedługo 30 lat.

Drodzy państwo, jak wiecie, wiele lat służyłem państwu polskiemu w różnych instytucjach, ale bardzo krótko jestem w świecie politycznym. Jestem w świecie politycznym krócej niż większość z państwa. Więc pozwólcie, szanowni państwo, że na sam koniec, być może z polityczną naiwnością, powiem, że wierzę, iż uda nam się porozumieć w sprawach zasadniczych dla Polski i wyłączyć je ze sporu politycznego. Kwestie rozwoju, kwestie mieszkalnictwa, kwestie polskiego bezpieczeństwa są takimi, wokół których wierzę, że uda się zbudować ponadpartyjny, ponadpolityczny konsensus.

Mamy zresztą jako wspólnota narodowa piękne doświadczenie pracy nad konkretnym dziełem, które wówczas miało imię niepodległość z różnych perspektyw i przy różnych, wcale nie mniejszych niż dzisiaj, emocjach politycznych.

To lekcja polskich Ojców Niepodległości z roku 1918, których gdy czytamy dziś, szanowni państwo, wiemy jak byli różni, ale można ich czytać często jako jedno wyzwanie przywiązania do wspólnej idei niepodległości i wolności Polski.

Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński powiedział kiedyś, że warto być Polakiem. My jeszcze raz musimy całej Polsce i całemu światu udowodnić, że warto być Polakiem, a uczą nas tego właśnie ojcowie naszej niepodległości.

Bo tak trudno nie zgodzić się z Romanem Dmowskim, który mówił, że jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie. Chyba nikt w tej izbie nie ma wątpliwości, że jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie.

Józef Piłsudski mówił, że niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze. Dzisiaj czujemy to bardziej niż kiedykolwiek, bowiem za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, a Polska musi trwać wiecznie, jak mówił Wincenty Witos. Mówią z innych perspektyw niejako jednym głosem, drodzy państwo. Wrażliwości społecznej możemy się uczyć od Wojciecha Korfantego, który przypominał, że główną funkcją państwa jest służenie. My jesteśmy tu po to, żeby służyć polskim obywatelom i służyć ludziom. Ja jako prezydent też nie jestem od niczego innego, tylko od służenia.

Ignacy Daszyński dopowiadał, że dlatego trzeba służyć społeczeństwu, ciężko pracować i społeczeństwa słuchać. Tak, musimy społeczeństwa słuchać. Największy wirtuoz z całej puli ojców niepodległości, również nasz wspaniały ojciec niepodległości Ignacy Paderewski z właściwą swoją gracją dodawał, że walczyć trzeba z tymi, którzy naród pchają do upadku i do upodlenia.

Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!

Not. PCh24.pl

Orędzie Prezydenta. Zwrócił się do Tuska i Żurka. „Tak dalej być nie może”

Pierwsze orędzie Nawrockiego. Zwrócił się do Tuska i Żurka. „Tak dalej być nie może”

6.08.2025 https://nczas.info/2025/08/06/pierwsze-oredzie-nawrockiego-zwrocil-sie-do-tuska-i-zurka-tak-dalej-byc-nie-moze/

Karol Nawrocki Marta Nawrocka
Prezydent RP Karol Nawrocki i Pierwsza Dama Marta Nawrocka. / Foto: PAP

W środę 6 sierpnia 2025 r. Karol Nawrocki złożył przysięgę prezydencką przed Zgromadzeniem Narodowym. Następie rozpoczęło się pierwsze orędzie nowo zaprzysiężonego Prezydenta RP.

– Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, a władzę zwierzchnią sprawuje naród. Dziękuję wszystkim, którzy oddali na mnie głos, a także wszystkim tym, którzy nie głosowali na mnie, ale wzięli udział w tym święcie demokracji – rozpoczął Karol Nawrocki.

– Wolny wybór wolnego narodu postawił mnie dziś przed państwem wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, teatrowi politycznemu, pogardzie, z którą się spotykałem w drodze na urząd prezydenta. Jako chrześcijanin ze spokojem serca i z głębi serca wybaczam całą tę pogardę i to, co działo się w czasie wyborów – mówił nowy prezydent.

Prezydent Karol Nawrocki podkreślił, że 1 czerwca, w dniu drugiej tury wyborów na prezydenta, Polacy dali wyraźny sygnał, że „chcą wypełniania obietnic wyborczych, chcą wybierać swojego prezydenta w poczuciu wolności i nie ulegną propagandzie politycznej”.

Stwierdził też, że 1 czerwca wszyscy jeszcze raz przekonali się, że „prezydent musi być tylko i aż głosem obywateli i obywatelek RP, nikim więcej”. – Ja jako prezydent będę głosem narodu polskiego i takie mam przed sobą zadanie – oświadczył.

Dodał, że Polacy oczekują tego, aby politycy wypełniali swoje obietnice wyborcze, które – jak przypomniał – zawarł w „Planie 21”. Zadeklarował, że będzie konsekwentny i zdeterminowany w realizacji Planu 21. Zapewnił, że będzie dążył do tego, aby polskie państwo było miejscem rozwoju, wielkich przełomowych projektów takich, jak CPK, polskie drogi i polskie porty. Oświadczył, że złoży projekt ustawy ws. Centralnego Portu Komunikacyjnego wracający do „tradycyjnego kształtu” tej inwestycji, tak byśmy – jak mówił – „znaleźli swoje gospodarcze koło zamachowe na kolejne dekady, które da nam się rozwijać”.

Jego zdaniem, przełomowe projekty inwestycyjne w Polsce można podzielić na „te zupełnie zablokowane, na te okrojone i na te – w najlepszym przypadku – opóźnione”. I dlatego – dodał – zaprasza premiera Donalda Tuska i ministrów jego rządu na „posiedzenie Rady Gabinetowej, które odbędzie się jeszcze w sierpniu”.

– Będę chciał z polskim rządem porozmawiać o inwestycjach rozwojowych, najważniejszych inwestycjach, a także o stanie finansów publicznych. Czuje się zobowiązany, panie premierze, jako prezydent, żeby mieć pełne informacje o tym, jak wygląda stan państwa polskiego – zwrócił się do Donalda Tuska Nawrocki.

Jego zdaniem, Polska potrzebuje „wielkich planów i inwestycji”. Nie możemy już być gospodarstwem pomocniczym naszych zachodnich sąsiadów czy całej Unii Europejskiej – ocenił. Podkreślił, że Polska musi szukać drogi gospodarczej, która „stanie się rodzajem konkurencyjności ekonomicznej, gospodarczej także wobec zachodniej Europy”.

Prezydent podkreślił, że w ciągu ostatnich 35 lat Polska osiągnęła sukces gospodarczy, ale były z niego wyłączone „konkretne grupy społeczne czy regiony Polski” i „to oczywiście musimy poprawić.

Zaznaczył, że zarówno w dyskusjach z polskim rządem, jak i na arenie międzynarodowej będzie wspierał relacje w ramach UE.  Ale nigdy nie zgodzę się na to, by UE zabierała Polsce kompetencje, szczególnie w sprawach, które nie zostały zapisane w traktatach europejskich, a te nie powinny się zmienić. Będę głosem obywateli, którzy chcą suwerenności – podkreślił prezydent.

– Głęboko wierzę, że moja prezydentura przywróci wiarę w składane obietnice. Będę głosem tych, którzy chcą polskiego bezpieczeństwa. Będę dążył do tego, aby polska armia była największą siłą w UE. Będę dbał o pozycję Polski w NATO – oświadczył.

Nawrocki podkreślił znaczenie sojuszy międzynarodowych, w tym ze Stanami Zjednoczonymi. Oświadczył, że będzie dbał o pozycję Polski w NATO. – Polska powinna być liderem budowania siły, systemu immunologicznego, odpowiedzialności wschodniej flanki NATO – powiedział.

Dodał, że marzy również, aby Bukaresztańska Dziewiątka (zrzeszenie dziewięciu państw Europy Środkowo-Wschodniej), w dłuższej perspektywie stanie się Bukaresztańska Jedenastką razem z państwami skandynawskimi.

Praworządność i wymiar sprawiedliwości

W swoim orędziu Nawrocki nawiązał także do kwestii „praworządności”. – Polska musi wrócić na drogę praworządności. Dzisiaj Polska nie jest na drodze praworządności. Ciężko nazwać praworządnym państwo, w którym nie działa i nie funkcjonuje legalnie wybrany prokurator krajowy, w którym artykuł 7. konstytucji mówiący, że organy władzy państwowej muszą działać na podstawie i w granicach prawa, jest niestety regularnie łamany – oświadczył.

Karol Nawrocki zwrócił się także do ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. — Sędziowie są od tego, aby wydawać wyroki w imieniu RP, a władza sądownicza jest jedną z trzech władz w polskim systemie demokratycznym. Polskie prawodawstwo powstaje w parlamencie i musi zyskać akceptację prezydenta — mówi. Jak podkreślił, „sędziowie nie są bogami, tylko muszą służyć obywatelom”.

– Szanowny panie premierze, panie ministrze sprawiedliwości, nie będę awansował ani nominował tych sędziów, którzy godzą w porządek konstytucyjno-prawny RP. Będę promował, awansował i nominował tych sędziów, który porządek konstytucyjno-prawny RP, zgodnie z Konstytucją i ustawami przyjętymi przez polski parlament i podpisanymi przez prezydenta, respektują. Tak wyobrażam sobie porządek prawny państwa polskiego – oświadczył.

Nawrocki zapowiedział także powołanie przy Pałacu Prezydenckim Rady ds. naprawy ustroju państwa. – Tak dalej być nie może i Polacy chcą naprawy ustroju państwa. Zaproszę oczywiście do tej rady przedstawicieli wszystkich środowisk politycznych, akademików, te osoby, którym troska o państwo polskie i nasz ustrój jest bliska i wierzę, że Pałac Prezydencki stanie się miejscem dialogu, dyskusji o konsekwentnej naprawie ustroju RP – zapewniał.

Jak ciężko być idiotą, jak lekko propagandystą; czyli narracja mediów głównego nurtu w tranzycie

Jak ciężko być idiotą, jak lekko propagandystą; czyli narracja mediów głównego nurtu w tranzycie

Globalistyczna propaganda ma trudności z gładkim przestawieniem torów obowiązującej narracji.

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 6

Rutynowo periodyczne przeglądam nagłówki globalnych polskojęzycznych szmatławców na Internecie. Tak by być na bieżąco w temacie, o czym one kłamią. Dotychczas moją reakcją na te „wiadomości”, był śmiech lub niedowierzanie, że ktoś może tak bezczelnie i głupio łgać.

Od niedawna, propagandowa narracja zaczyna się dynamicznie zmieniać, przynajmniej w odniesieniu do ukraińskiego konfliktu. Poniższy wątek znalazłem dziś na portalu MSN:

za-dnia-pracuje-naukowo-w-nocy-walczy-z-rosyjskimi-dronami

Była to rozczulająca historia o młodej bohaterskiej Ukraince, która (cytuję): za dnia pracuje naukowo, w nocy walczy z rosyjskimi dronami – z ekipą innych ochotników

Musi ona zmagać się z przestarzałym sprzętem (nie, nie naukowym) wojskowym, aby co noc zwycięsko stawiać czoła rosyjskiemu agresorowi.

Dzięki takiemu bohaterstwu, Ukraina zostanie absolutnym zwycięzcom!

Inne artykuły z tego samego dnia i tego samego portalu, opisują załamanie się rosyjskiej gospodarki, desperację Putina i rozkład upadających wojsk Federacji Rosyjskiej.

O mały włos, a zrobiłbym coś niewybaczalnego i zaczął podziwiać Rosjan, którzy z ruin rozpadającego się państwa, są jeszcze zdolni co noc wysyłać setki dronów i rakiet w celu terroryzowania bezbronnej ukraińskiej ludności.

Ponieważ jednak taki podziw byłby niedopuszczalny z punktu widzenia globalistycznego zachodniego społeczeństwa, to ograniczyłem swą fascynację, do odbiorców tego medialnego łajna, o pardon: strawy medialnej. Trzeba bowiem dysponować wyjątkowym intelektem, by nie pogubić się w niuansach tego propagandowego przekazu.

No, albo w ogóle nie posiadać powyższego, wtedy nie będzie grozić nieuniknione porażenie mózgowe.

Wielka Brytania staje się krajem trzeciego świata. Znalazła się na czarnej liście ostrzeżeń podróżnych z całego świata

Wielka Brytania staje się krajem trzeciego świata i znalazła się na czarnej liście ostrzeżeń podróżnych z całego świata

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/wielka-brytania-staje-sie-krajem-trzeciego-swiata-i-znalazla-sie-na-czarnej-liscie


Kto by pomyślał, że podróż do Wielkiej Brytanii może stanowić zagrożenie dla obcokrajowców? Najnowsze ostrzeżenia podróżne wydane przez władze Australii, Francji, Kanady i Meksyku sugerują, że kraina herbaty i monarchii nie jest już tak bezpiecznym kierunkiem, jak mogłoby się wydawać. Państwa te zalecają swoim obywatelom zachowanie szczególnej ostrożności podczas podróży na Wyspy Brytyjskie, a powody tych ostrzeżeń są zatrważające.

Australia niedawno umieściła Wielką Brytanię na liście krajów, w których turyści powinni “zachować wysoki stopień ostrożności”. W najnowszej fali ostrzeżeń podróżnych, Wielka Brytania znalazła się obok takich krajów jak Francja, Meksyk, Cypr czy Indonezja. Australijskie władze wskazują na “stałe ryzyko ataków terrorystycznych” oraz “zauważalny wzrost przestępczości ulicznej”, w tym kradzieży i napaści. Ostrzegają, że brytyjskie miasta, szczególnie Londyn, zmagają się z rosnącą liczbą przestępstw z użyciem noży, kradzieży kieszonkowych i wyrywania telefonów komórkowych, zwłaszcza w miejscach licznie odwiedzanych przez turystów.

Kanadyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych również zaleca “zachowanie wysokiego stopnia ostrożności” podczas podróży do Wielkiej Brytanii ze względu na zagrożenie terrorystyczne. Kanadyjczycy są informowani, że poprzednie ataki w Wielkiej Brytanii doprowadziły do ofiar śmiertelnych i obejmowały przypadkowe akty przemocy w miejscach publicznych, takie jak ataki nożem, ataki z użyciem pojazdów oraz eksplozje. Władze Kanady ostrzegają, że dalsze ataki na terenie Wielkiej Brytanii są prawdopodobne, a potencjalnymi celami mogą być miejsca odwiedzane przez turystów, w tym restauracje, bary, centra handlowe i hotele.

Francja również dołączyła do grona państw ostrzegających przed podróżami do Wielkiej Brytanii. Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwraca uwagę na rosnące napięcia społeczne i ryzyko zamieszek. Po serii niepokojów społecznych, które miały miejsce w kilku brytyjskich miastach, francuskie władze zalecają swoim obywatelom unikanie miejsc, gdzie odbywają się demonstracje i protesty, które mogą przerodzić się w gwałtowne starcia. Francuzi są również ostrzegani przed podróżowaniem do niektórych dzielnic dużych brytyjskich miast po zmroku.

Meksyk, choć sam zmaga się z problemami bezpieczeństwa, również wydał ostrzeżenie dla swoich obywateli podróżujących do Wielkiej Brytanii. Meksykańskie władze wskazują na “podwyższony poziom alertu terrorystycznego” utrzymywany przez brytyjski rząd jako główny powód do zachowania ostrożności. Ostrzegają również przed zwiększoną liczbą incydentów z podtekstem rasistowskim i ksenofobicznym, które nasiliły się po zaostrzeniu brytyjskiej polityki imigracyjnej.

Co ciekawe, Stany Zjednoczone również podniosły poziom ostrzeżenia dla swoich obywateli podróżujących do Wielkiej Brytanii do poziomu 2 (“zachować zwiększoną ostrożność”) ze względu na zagrożenie terrorystyczne. Amerykańskie Departament Stanu ostrzega, że “terroryści mogą zaatakować bez ostrzeżenia, celując w miejsca turystyczne, węzły transportowe, centra handlowe i inne miejsca publiczne”.

Za tym nagłym wzrostem ostrzeżeń podróżnych stoją konkretne wydarzenia, które wstrząsnęły Wielką Brytanią w ostatnich miesiącach. Punktem zapalnym była tragedia, która rozegrała się 29 lipca 2024 roku w Southport, niewielkim miasteczku niedaleko Liverpoolu. 17-letni Axel Rudakubana zaatakował nożem grupę dzieci uczestniczących w zajęciach tanecznych o tematyce Taylor Swift, zabijając troje z nich i raniąc dziesięć innych osób. Ofiary śmiertelne to dziewczynki w wieku 6, 7 i 9 lat.

Fala niepokojów społecznych szybko rozlała się na inne miasta. Już dzień po ataku, 30 lipca, doszło do gwałtownych zamieszek w Southport, podczas których tłum zaatakował lokalny meczet i starł się z policją. W ciągu kolejnych dni, zamieszki rozszerzyły się na inne miasta w całej Wielkiej Brytanii, w tym Londyn. Niepokoje były napędzane przez informację rozpowszechnianą w mediach społecznościowych, według której napastnik miał być muzułmańskim imigrantem, co okazało się prawdą tylko częściowo. W rzeczywistości Rudakubana urodził się w Cardiff, w Walii, w rodzinie pochodzącej z Rwandy i przeniósł się do okolic Southport w 2013 roku.

Te wydarzenia obnażyły porażkę polityki imigracyjnej i integracyjnej prowadzonej przez lata przez kolejne brytyjskie rządy. Mimo Brexitu, Wielka Brytania nie zmieniła zasadniczo swojego podejścia do imigracji, pozwalając na napływ setek tysięcy imigrantów z Afryki i krajów muzułmańskich bez odpowiedniego programu integracji. Doprowadziło to do powstania równoległych społeczności, często odizolowanych od głównego nurtu brytyjskiego społeczeństwa, co sprzyja radykalizacji młodzieży.

Jednocześnie rząd brytyjski przez lata tłumił dyskusję na temat problemów związanych z imigracją, uciszając krytyków i oskarżając ich o ksenofobię. To doprowadziło do narastania frustracji wśród rdzennych Brytyjczyków, którzy czują, że ich obawy dotyczące bezpieczeństwa, dostępu do usług publicznych czy zmieniającego się charakteru ich społeczności są ignorowane.

Rosnąca liczba ataków terrorystycznych powiązanych z ekstremizmem islamskim, które miały miejsce w Wielkiej Brytanii w ostatnich latach, dodatkowo pogłębia ten problem. Ataki te, przeprowadzone głównie przez osoby urodzone lub wychowane w UK, ale zradykalizowane przez ekstremistyczną ideologię, pokazują, jak niebezpieczna może być polityka multikulturalizmu pozbawiona wymagań integracyjnych.

W przypadku ataku w Southport, sprawca – choć nie był muzułmaninem – przyznał się do posiadania podręcznika szkoleniowego Al-Kaidy oraz produkcji śmiercionośnej toksyny rycyny, co potwierdza, że mimo oficjalnych zapewnień władz, ekstremizm islamski przenika do brytyjskiego społeczeństwa i wpływa na osoby podatne na radykalizację, niezależnie od ich pochodzenia czy wyznania.

Brytyjskie władze starają się uspokoić sytuację, podkreślając, że podejmują wszelkie niezbędne środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa zarówno mieszkańcom, jak i turystom. Według oświadczenia brytyjskiej National Police Chiefs’ Council, “zjednoczona i solidna odpowiedź policyjna jest zapewniona w całym kraju” w odpowiedzi na niedawne niepokoje społeczne. Pomimo tych zapewnień, obawy dotyczące bezpieczeństwa pozostają aktualne.

Dla polskich turystów planujących podróż do Wielkiej Brytanii oznacza to konieczność zachowania szczególnej ostrożności. Warto śledzić aktualne informacje bezpieczeństwa, unikać miejsc, gdzie odbywają się demonstracje i protesty, oraz zachować czujność w zatłoczonych miejscach turystycznych. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaleca również rejestrację w systemie Odyseusz przed wyjazdem, co ułatwi kontakt w sytuacji kryzysowej.

Wielka Brytania, niegdyś uznawana za wzór stabilności i bezpieczeństwa, obecnie zmaga się z wizerunkiem kraju, w którym turyści muszą być wyjątkowo ostrożni. To kolejny dowód na to, jak szybko może zmienić się sytuacja bezpieczeństwa w dzisiejszym upadającym świecie zachodnim. 

Źródła:

https://www.travelandtourworld.com/news/article/uk-joins-france-mexico-cyprus-indonesia-uae-kenya-in-updated-travel-advisory-of-australia-as-government-flags-mounting-dangers-in-popular-travel-destinations

https://www.travelandtourworld.com/news/article/italy-joins-mexico-spain-uk-france-bahamas-and-more-in-new-canada-travel-alert-highlighting-safety-concerns-entry-restrictions-and-infrastructure-challenges-for-2025-travelers

https://www.travelmarketreport.com/articles/%20%20%20%20/destinations/articles/six-countries-issue-u-k-travel-warnings-amid-riots

https://travel.gc.ca/destinations/united-kingdom

https://travel.state.gov/content/travel/en/traveladvisories/traveladvisories/united-kingdom-travel-advisory.html

Nie chcemy „prezydenta wszystkich Polaków”!

Nie chcemy „prezydenta wszystkich Polaków”!

Filip Obara https://pch24.pl/filip-obara-nie-chcemy-prezydenta-wszystkich-polakow/

(Fot. Jacek Szydlowski / Forum)

Od nowego prezydenta oczekujemy, że będzie wodzem w wojnie cywilizacyjnej – a nie rozjemcą. Tak jak nie ma zgody pomiędzy „Chrystusem a Belialem”, tak nie może być mowy o pokojowym współistnieniu Polaków z ludźmi w sposób agresywny negującymi zasady moralne i społeczne wynikające z prawa naturalnego i tradycyjnych polskich obyczajów.

Karol Nawrocki ma świadomość, że wygrał dzięki kredytowi zaufania ze strony (w większości konserwatywnych) wyborców Grzegorza Brauna i Sławomira Mentzena. W imieniu swoim i – jak śmiem sądzić – przynajmniej części dwóch wspomnianych grup uściślę co oznacza ten kredyt.

Od wielu lat pokutuje w Polsce naiwne, populistyczne hasło, które powtarzał również Andrzej Duda, deklarując, iż będzie „prezydentem wszystkich Polaków”. Byłoby to całkiem logiczne i oczywiste, gdybyśmy żyli w świecie, w którym dobro wspólne jest jasno zdefiniowane. Tak, głowa państwa jest prezydentem wszystkich Polaków o tyle, o ile dba o obiektywny ład moralny oraz bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne zgodnie z chrześcijańskim porządkiem miłości.

Wiemy, że nie żyjemy w takim świecie, dlatego posiadanie prezydenta „wszystkich Polaków” jest po prostu niemożliwe.

Są w polityce rzeczy obiektywnie dobre: ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, bronienie granic przed każdym, kto chce wtargnąć do kraju nielegalnie czy też podejmowanie decyzji służących rozwojowi gospodarczemu Polaków i niewciąganie naszego państwa w żadną wojnę. Do takiej kategorii należy również zaliczyć uczynek miłosierdzia, jakim jest pogrzebanie ofiar ludobójstwa, nawet jeżeli oznacza to konflikt z barbarzyńskim państwem, które te pochówki blokuje. Obiektywnym dobrem jest również dbanie o dobre imię Polski i wyjaśnienie kłamstw historycznych (w tym kłamstwa jedwabieńskiego), nawet jeżeli miałoby to oburzyć lobby związane z małym, lecz wpływowym państwem położonym w Palestynie.

To tylko kilka pierwszych z brzegu przykładów, ale już w tym momencie jest jasne, że prezydent, który zechce podjąć te tematy w duchu dobra wspólnego zostanie właśnie za to znienawidzony przez większość osób, które głosowały na jego „postępowego” kontrkandydata.

Z Karolem Nawrockim sprawa jest o tyle jasna, że prezydent deklaruje się jako katolik. Pod karą ekskomuniki jest zatem zobowiązany do tego, by nie przyczynić się do jakiegokolwiek osłabienia norm prawnych jeszcze chroniących w życie nienarodzonych – innymi słowy, nie może „być prezydentem” obywateli popierających kompromisy w kwestii zabijania dzieci.

Pytanie jednak, czy Pan Prezydent będzie katolikiem jedynie prywatnie, czy również publicznie?

Nie ma równouprawnienia prawdy i błędu

Zgodnie z logicznym przekonaniem głoszonym tradycyjnie przez Kościół, nie ma i nie może być  znaku równości pomiędzy prawdą i błędem, dobrem i złem. Dlatego liberalizm jest błędem, zaś tolerancja, rozumiana jako znoszenie zła, którego nie można usunąć, nie jest „wartością” samą w sobie ani celem polityki. Będąc katolikami i konserwatystami (czyli ludźmi uznającymi obiektywny porządek naturalny i uniwersalne prawo naturalne wraz z przyrodzoną sprawiedliwością niezależną od przepisów prawa stanowionego) nie jesteśmy zobowiązani do „dialogowania” ze złem. Mamy z nim walczyć.

Obserwując zapalczywość, z jaką część mieszkańców Polski występuje przeciwko prawu Bożemu, nie mamy wątpliwości, że to nie jest już spór o to, czy dawać więcej czy mniej zasiłków albo o to, czy państwo powinno budować mieszkania czy nie. To jest spór cywilizacyjny, w którym z jednej strony jesteśmy my – uznający wspólny korzeń tożsamości Polacy, katolicy i wszyscy, którzy, nawet jeżeli z różnych perspektyw i z różną konsekwencją, to jednak uznają tradycyjny porządek świata –  a z drugiej zakompleksieni i zaślepieni naśladowcy, którzy są gotowi pogrzebać żywcem to, co zostało z naszej Ojczyzny, byle tylko uzyskać pochwałę ze strony „oświeconych” elit Unii Europejskiej.

Od lat wmawia się nam również, że liberalno-lewicowe „elity” działają w imię niby to uniwersalnych „praw człowieka” i „standardów demokracji”, dlatego mogą manifestować swoją wyższość, a jak uznają to za słuszne – uciekać się do łamania prawa i do przemocy (choćby ataków na obrońców życia i kościoły).

Jest dokładnie przeciwnie. To my – przy całej dozie pokory, jaką powinniśmy zachować – stoimy po stronie uniwersalnego porządku i to my mamy prawo stosować wszelkie moralne środki (łącznie z przemocą), jeżeli będzie trzeba tego porządku bronić. A kiedy system prawny zostaje uzbrojony przeciwko dobru wspólnemu i sprawiedliwości (jak w przypadku wpuszczania imigrantów i zwalczania patroli obywatelskich), to oczywiste jest, że dobrze ukształtowane sumienie powinno skłonić nas do roztropnego nieposłuszeństwa wobec władzy, która stosuje takie środki.

Miarą dobra i zła w zarządzaniu państwem nie jest żaden demokratyczny standard, lecz prawo naturalne, które swój najbardziej czytelny wyraz zyskało w Dekalogu. Jeżeli dodamy do tego fakt, że podobno większość Polaków wciąż deklaruje swą przynależność do katolicyzmu, to mamy jasny zestaw prerogatyw dla Karola Nawrockiego jako nowego prezydenta.

Udzieliwszy zwycięzcy wyborów kredytu zaufania, nie mamy złudzeń, że (etatystyczny, zbudowany na błędnych fundamentach filozoficznych i etycznych) system III RP zostanie zmieniony. Mamy jednak prawo wymagać usilnych starań na rzecz „przesuwania akcentów”, czego narzędziem jest mówienie prawdy i nazywanie rzeczy po imieniu.

Wymagamy nazywania „aborcji” morderstwem, zaś obrażania Boga i symboli naszej religii – bluźnierstwem, a nie jakąś mityczną, bliżej nieokreśloną „obrazą uczuć religijnych”. Wymagamy potępienia dla wszelkich aktów epatowania zboczeniami i zaburzeniami płciowymi oraz klarownego określenia, że są one złe dlatego, że stanowią pogwałcenie moralności publicznej, a nie dlatego, że wyborcy Karola Nawrockiego uważają je za złe.

Nie oczekujemy również, że Karol Nawrocki przybliży nasz kraj do paradygmatu osobistej odpowiedzialności i wolności gospodarczej, gdyż jasno zadeklarował, że po tym względem są mu bliskie socjalistyczne poglądy PiS-u. Bierzemy na to poprawkę, niemniej wymagamy w sposób bezwzględny spełnienia przynajmniej tego, co jako kandydat zadeklarował podpisując tzw. deklarację toruńską.

Wymagamy wreszcie, że nowy prezydent bez chwiejności typowej dla „zawodowych” polityków opowie się po właściwej stronie wojny cywilizacji z barbarzyństwem, która trwa w naszym kraju. 

Najważniejszym problemem i największą słabością po „naszej stronie” jest brak znajomości zasad i, co za tym idzie, brak zrozumienia, że to my stoimy na gruncie racji, które nie podlega dyskusji ani głosowaniu. Liczymy na to, że prezydent Karol Nawrocki, pomimo licznych obowiązków, znajdzie czas na pogłębienie znajomości tradycyjnego nauczania społecznego Kościoła i będzie czerpał z tego źródła siłę i mądrość do przeprowadzenia Polski (i samej partii, z którą jest związany) do nowego etapu – w którym nie wystarczy już „bogo-ojczyźniany” populizm, by nazwać się katolickim i patriotycznym politykiem.

Byłoby niezwykle pożyteczne, gdyby Pan Prezydent zechciał po te ponadczasowe pryncypia sięgnąć w szczególności do klarownej wykładni zawartej w encyklikach Immortale Dei Leona XIII oraz Quas primas Piusa XI, której to obchodzimy w tym roku stulecie.

Filip Obara

USA niszczy środki antykoncepcyjne USAID. Francja [lewica] chce je… zarekwirować [zrabować].

USA niszczy środki antykoncepcyjne USAID. Francja chce je… zarekwirować

Bogdan Dobosz https://pch24.pl/usa-niszczy-srodki-antykoncepcyjne-usaid-francja-chce-je-zarekwirowac/

(fot. Sue Dorfman / Zuma Press / Forum)

Stany Zjednoczone zutylizują olbrzymią ilość środków antykoncepcyjnych, jaką wcześniej Waszyngton wykorzystywał do ograniczania przyrostu naturalnego państw afrykańskich.

Francuska lewica chce tymczasem zarekwirować zapasy i przeszkodzić w ich zniszczeniu.

Ciekawe, który kraj lepiej na tym wyjdzie? Lewicowa partia Zbuntowana Francja (LFI) wzywa do rekwizycji środków antykoncepcyjnych, które administracja Trumpa chce zniszczyć. La France Insoumise zaapelowała do rządu o rekwizycję zapasów środków antykoncepcyjnych dla kobiet, które znajdują się w magazynach w sąsiedniej Belgii. Amerykanie już ich nie potrzebują i postanowili je zutylizować.

Przechowywane w Belgii środki antykoncepcyjne mają zostać spalone we Francji. Są to miliony prezerwatyw, ale przede wszystkim antykoncepcja dla kobiet z zapasów amerykańskiej agencji rozwoju USAID. Zapasy takie magazynowano w Antwerpii, by wysyłać je w ramach rozumianej na lewicową modłę ­„pomocy” do państw Czarnego Kontynentu.  

Od czasu objęcia władzy przez prezydenta Donalda Trumpa, wspieranie aborcji i „planowania rodziny” przez amerykański rząd dobiegło końca. W połowie lipca Waszyngton oznajmił, że zamierza „zniszczyć wczesnoporonne środki antykoncepcyjne kupione w ramach kontraktów zawieranych przez USAID”. Utylizacja miałaby mieć miejsce we Francji.

Szacowana wartość antykoncepcji wynosi prawie 10 milionów dolarów. W odpowiedzi lewicowa partia La France Insoumise ogłosiła, że składa „projekt rezolucji żądającej od rządu przejęcia całości amerykańskich zapasów środków antykoncepcyjnych znajdujących się na naszym terytorium”. Grupa parlamentarna LFI stwierdza, że jest „gotowa do pilnego i nadzwyczajnego podjęcia w tym kierunku prac, aby w razie potrzeby zmienić ramy prawne”. Pomysł „Zbuntowanych” wsparli już „Zieloni”. Marine Tondelier, sekretarz Partii Zielonych (EELV), napisała w tej sprawie do prezydenta Emmanuela Macrona „list otwarty”. Także Partia Socjalistyczna apelowała do prezydenta, aby „nie był współwinny tej katastrofy zdrowotnej i politycznej”.

Na razie rząd francuski zachowuje dyskrecję w tej prawie. Lewica zaś bije na alarm i przypomina, że francuski „Kodeks Zdrowia Publicznego zezwala na rekwizycję wszystkich dóbr i usług, jeśli uzasadnia to sytuacja zdrowotna”. Dla LFI utylizacja środków antykoncepcyjnych byłaby „marnotrawstwem ekonomicznym i zdrowotnym” i zagraża zdrowiu „setek tysięcy kobiet na całym świecie”.

Przechowywane w Belgii środki antykoncepcyjne, także wczesnoporonne, były przeznaczone na programy „pseudo-humanitarne”, które za administracji Joe Bidena USA szeroko wspierały, celem ograniczania przyrostu naturalnego na świecie, w imię walki z „ociepleniem klimatu”, „przeludnieniem”. Teraz lewica francuska chciałaby wprowadzić te środki z powrotem do obiegu. Ma tu wsparcie miejscowych stowarzyszeń feministycznych, proaborcyjnych organizacji, a nawet związków zawodowych.

Grozi to jednak konfliktem z Amerykanami, a francuskie Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że „nie ma podstaw prawnych umożliwiających interwencję europejskiego organu ds. zdrowia, a tym bardziej ANSM (francuskiego odpowiednika), w celu przejęcia tych wyrobów medycznych”.

Cała sprawa pokazuje jednak ideologiczne zacietrzewienie lewicy w sprawach aborcji i antykoncepcji. Wszystko to dzieje się we Francji, gdzie po raz pierwszy w historii liczba śmierci zaczęła przewyższać ilość narodzin, a rekordowy w Europie do niedawna współczynnik dzietności przypadający na kobietę spadł z ponad 2, do 1,59 dziecka.

W 2024 roku urodziło się nad Sekwaną najmniej dzieci od roku 1945 (663 tysiące), a jednocześnie zabito blisko 200 tysięcy nienarodzonych dzieci. Kociokwik lewicy wokół „marnowania” należącej do Amerykanów antykoncepcji i próba jej kradzieży w imię rzekomo „wyższych racji” zakrawają, jeśli nie głupotę, to na zbrodnię.

Bogdan Dobosz

Gorsze od zwierząt ! tzw. feministki, aborcjonistki, lewacy.

CzarnaLimuzyna [komentarz do: https://ekspedyt.org/2025/08/05/tyrania-trywialnosci/#comment-163242

Gorsze od zwierząt tzw. feministki.

Gorsze od zwierząt, bo zwierzęta nie zabijają swoich dzieci ani przed urodzeniem ani po urodzeniu. Chronią je i wykazują solidarność gatunkową – degeneraci mogliby powiedzieć “rasistowską” broniąc też innych dorosłych członków stada przed innymi drapieżnikami.

Widzieliście, gdzieś, kiedykolwiek, aby zwierzęta jakiegoś gatunku pomagały drapieżnikom dostanie się w pobliże swoich małych dzieci? I atakowały tych członków stada, które bronią słabszych?

Gorsi od zwierząt lewacy tak postępują, chcąc pozwolić tym drapieżnikom na przenikanie do wnętrza naszego wspólnego domu.

Zwiększyć liczbę dostępnych narządów do przeszczepów. „Potrzebujemy nowej definicji śmierci”

„Potrzebujemy nowej definicji śmierci”

AlterCabrio, 5 sierpnia 2025

„Naszym zdaniem rozwiązaniem jest poszerzenie definicji śmierci mózgu o pacjentów w stanie nieodwracalnej śpiączki, podtrzymywanych przy życiu. Zgodnie z tą definicją, pacjenci ci byliby prawnie uznani za zmarłych, niezależnie od tego, czy maszyna przywróciłaby im akcję serca.”

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Artykuł redakcyjny w „New York Timesie” promuje „nową definicję śmierci”, dzięki której będziemy mogli pozyskać więcej organów

W artykule redakcyjnym w New York Times zaapelowano o „nową definicję śmierci”, dzięki której moglibyśmy zwiększyć liczbę dostępnych narządów do przeszczepów.

Nie przesadzam, jest to napisane w samym nagłówku:

„Organy do przeszczepów są zbyt rzadkie. Potrzebujemy nowej definicji śmierci.”

Czasami wystarczy spojrzeć na nagłówek i się zastanowić.

Oczywiście, redefiniowanie słów i fraz nie jest niczym nowym w świecie Wielkiego Resetu. „Przypadek” [case], „przyczyna śmierci”, „szczepionka”, „terrorysta”, „demokracja”… wszystkie te pojęcia doczekały się zaktualizowanych definicji w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat. Gumkowanie języka, tak aby słowa stały się plastyczne, o niejasnych, a nawet całkowicie odwróconych znaczeniach, jest na porządku dziennym, dokładnie tak, jak przewidział to Orwell.

W tym przypadku bierzemy słowo „martwy” i „rozszerzamy” jego znaczenie, tak aby obejmowało… osoby, które żyją.

Znów, nie przesadzam:

„Naszym zdaniem rozwiązaniem jest poszerzenie definicji śmierci mózgu o pacjentów w stanie nieodwracalnej śpiączki, podtrzymywanych przy życiu. Zgodnie z tą definicją, pacjenci ci byliby prawnie uznani za zmarłych, niezależnie od tego, czy maszyna przywróciłaby im akcję serca.”

Uzasadnienie jest proste: potrzebujemy więcej narządów do przeszczepów, a nie ma wystarczająco dużo osób cierpiących na śmierć mózgową lub zapaść układu krążenia. Dlatego musimy rozszerzyć definicję śmierci, aby objąć nią osoby pozostające w długotrwałej śpiączce.

Ludzie w śpiączce tak naprawdę nie żyją. To wyższe funkcje mózgu tak naprawdę definiują życie.

Tak, serio:

„Funkcje mózgu, które są najważniejsze dla życia, to takie jak świadomość, pamięć, intencja i pragnienie. Kiedy te wyższe funkcje mózgu nieodwracalnie zanikają, czyż nie byłoby sprawiedliwe stwierdzenie, że osoba (w przeciwieństwie do ciała) przestaje istnieć?”

Jestem pewien, że nikt z czytających te słowa nie potrzebuje moich wyjaśnień, jak straszny precedens to stworzy… ale zamierzam to zrobić.

Po pierwsze, zwróćmy uwagę na oczywistość: drugi przypadek „nieodwracalnej śpiączki” staje się nowym standardem „zgonu” i na lekarzy będzie wywierana presja – milcząca lub nie – aby uznawali ludzi za zmarłych. Zwłaszcza jeśli chodzi o pobieranie organów.

Instytucje rozwadniają odpowiedzialność w „procedurach” i „wytycznych”, widzieliśmy to podczas pandemii covid-19. Nikt nie musi świadomie ani celowo kogoś zabijać, wystarczy zaznaczyć pole w formularzu i pozwolić, by machina zaczęła działać.

Poprawa wyników leczenia pacjentów oczekujących na dawców zostanie odnotowana (niezależnie od tego, czy rzeczywiście istnieje). Rodzice pozywający szpitale za pobieranie narządów „zbyt wcześnie” lub „bez wyraźnej zgody” nie zostaną odnotowani.

Mówiąc ogólniej, w momencie, gdy zaczynasz zacierać granicę między życiem a śmiercią, mówiąc o „życiu pełnym sensu” lub życiu „wartym przeżycia”, zbliżasz się do granicy eugeniki. Najpierw chodzi o tych w „nieodwracalnej śpiączce” (którzy, pamiętaj, mogą się obudzić i być cali i zdrowi). Potem o kalekich, upośledzonych umysłowo, starych i niedołężnych.

W końcu, czy osobę z chorobą Alzheimera lub demencją można uznać za „żywą”, jeśli nie pamięta, kim jest ani gdzie się znajduje? Czy osobę z chorobą Parkinsona można uznać za żywą, jeśli nie może się poruszać?

To nie jest śliska ścieżka, to stroma ściana klifu wysmarowana olejkiem dla dzieci.

Już teraz obserwujemy na całym świecie wzrost liczby innych polityk, które deprecjonują ludzkie życie, od ustawy MAID w Kanadzie po zbliżającą się ustawę o wspomaganym samobójstwie w Wielkiej Brytanii. Atakują również z drugiej strony, mówiąc o aborcji w późnym okresie ciąży – a nawet po porodzie.

Z tego rodzaju redefiniowania śmierci nie może wyniknąć nic poza rozpowszechnieniem nihilistycznej postawy, która umniejsza wartość ludzkiego życia.

Mówiąc prościej, rozszerzając definicję słowa „martwy”, zawężają definicję słowa „żywy”.

I naprawdę nie podoba mi się, do czego to może doprowadzić.

___________________

NYT Op-Ed Pushes “New Definition of Death” So We Can Harvest More Organs, Kit Knightly, Aug 4, 2025

−∗−

Warto porównać:

Prof. Jan Talar pozbawiony prawa do wykonywania zawodu. To się nie dzieje…


Czterdzieści osiem lat zajmuję się leczeniem chorych w śpiączce, najczęściej po trwałych, nieodwracalnych uszkodzeniach mózgu i pnia mózgu. Ci chorzy, poza dwoma chorymi, byli w śpiączce. Zastosowane przeze mnie metody neuro-rehabilitacji, opisane w wielu monografiach faktograficznych (…) Te wszystkie monografie, moje wystąpienia nie mówiły o braku aktualnego stanu wiedzy medycznej i nie dotyczyły podważania zaufania do zawodu lekarza. Bo moim obowiązkiem, jako lekarza medycyny, moim obowiązkiem jako profesora belwederskiego, jest przekazywać wiedzę niezbędną do tego, żeby specjaliści medycyny wzięli pod uwagę, że ci chorzy mogą być leczeni. Jeżeli ja mam ewidentne dowody chorych, którzy mieli żyć godzinę, mieli żyć dzień, dwa dni, mieli żyć do końca życia na respiratorze, to ja tych chorych ‘odzyskuję’.[…]

___________

Więcej: terapia daremna

USA: „Inteligentne” liczniki prądu są wykorzystywane do inwigilacji

Inteligentne liczniki prądu są wykorzystywane do inwigilacji

4.08.2025

Electronic Frontier Foundation (EFF) złożyła pozew przeciwko Sacramento Municipal Utility District (SMUD), oskarżając publiczne przedsiębiorstwo o prowadzenie niekonstytucyjnego programu masowej inwigilacji, który w ciągu ostatniej dekady był wymierzony w dziesiątki tysięcy gospodarstw domowych.

Pozew, który ma na celu zaniechanie tej inwazyjnej praktyki, podkreśla, jak „inteligentne liczniki” SMUD zostały potajemnie przekształcone w narzędzia nadzoru. Ta nielegalna inwigilacja nieproporcjonalnie dotknęła społeczności azjatycko-amerykańskie i naruszyła prawa do prywatności niezliczonej liczby mieszkańców.

Przez ponad 10 lat SMUD analizowało dane dotyczące zużycia energii elektrycznej przez swoich 650 000 klientów, oznaczając ponad 33 000 gospodarstw domowych jako „podejrzane” na podstawie ich zużycia prądu. Te informacje, często generowane bez indywidualnych podejrzeń czy nadzoru sądowego, były rutynowo przekazywane lokalnym organom ścigania.

Prawny wniosek EFF ujawnia, że analitycy SMUD wysyłali szczegółowe raporty – zawierające nazwiska, adresy i historie zużycia energii – do departamentów policji. To efektywnie przekształciło przedsiębiorstwo w ramię organów ścigania.

Kryteria podejrzeń były alarmująco arbitralne. Początkowo oznaczano gospodarstwa domowe zużywające ponad 7000 kilowatogodzin (kWh) miesięcznie. Jednak próg ten spadł od tego czasu do zaledwie 2800 kWh, poziomu, który przekraczają nawet sami pracownicy SMUD. Jeden z analityków przyznał, że w ciągu jednego miesiąca zużył 3500 kWh, znacznie powyżej obecnego progu.

Alfonso Nguyen, wietnamski imigrant i pacjent po urazie kręgosłupa, który używa elektrycznego sprzętu medycznego, został fałszywie oskarżony o uprawę konopi indyjskich z powodu wysokiego zużycia energii. Kiedy odmówił przeszukania, funkcjonariusze zagrozili, że wrócą z nakazem i aresztują go.

Inna ofiara, Brian Decker, został siłą usunięty ze swojego domu pod bronią. Stało się to po tym, jak został oznaczony z powodu nocnego zużycia energii elektrycznej, które faktycznie wynikało z wydobywania kryptowalut.

EFF twierdzi, że działania SMUD naruszają konstytucję Kalifornii, która zakazuje nieuzasadnionych przeszukań, oraz stanowy kodeks użyteczności publicznej, który ogranicza udostępnianie danych klientów bez zgody. „Polityka prywatności” przedsiębiorstwa, ukryta w stopce strony internetowej, nie oferuje klientom żadnej sensownej możliwości rezygnacji z nadzoru. „Nie ma mechanizmu, za pomocą którego klient mógłby wyrazić zgodę lub odmówić jej” stwierdza pismo.

Na podstawie: Technocracy.News, Secureiot.House, ReclaimTheNet.org
Źródło zagraniczne: NaturalNews.com
Źródło polskie: PrisonPlanet.pl

Silos and Crevasses: NIH, FDA, CDC (and DoD)

Silos and Crevasses: NIH, FDA, CDC (and DoD)

Time to rethink the way things are

ROBERT W MALONE MD, MS AUG 5

One of the benefits of being elderly and having held numerous roles within the US biomedical enterprise is the ability to delve into the details or broaden the perspective to see the bigger picture when necessary. I do not know many people who have the same breadth of exposure that I do, for better or worse. And now, as the sun sets on my so called career, my bicoastal random walk through academe, non-governmental organizations, pharma, DoD, NIH, FDA, and CDC while trying to pay my bills and raise a family, I have become even more aware of how dysfunctional the whole system has become. My learned cynicism is being further refined consequent to getting a glimpse from an inside-the-CDC point of view due to the recent ACIP appointment. One important conclusion is that the deep dysfunction of the US Government’s response to COVID is not only due to the nefarious activities of bad actors who have refined abilities to game the system, but it is also the product of evolved structural flaws that they exploited for personal and corporate gain.

This recently came to a head when questioning a CDC leader during the most recent ACIP meeting, and then speaking to a colleague about the immunologic consequences of repeated dosing (“boosting”) with any vaccine, including the gene therapy-based products (mRNA or recombinant AdV). During the recent ACIP meeting, I asked a question about lot-to-lot variability in safety and effectiveness with the mRNA products. The “how bad is my batch” question that is near and dear to my own heart (so to speak) as my second dose elicited such significant adverse events (POTS syndrome, restless leg, atrial fibrillation, malignant hypertension) and was identified as being a “bad lot” based on VAERS report analysis.

The answer I received from a CDC official was that it was not CDC’s job to monitor lot-to-lot variability, but rather that was FDA’s job. No matter that CDC VAERS data clearly document significant lot-to-lot variability, not in our wheelhouse. As an ACIP member, I was told to seek data from the FDA. 

The immunology discussion related to the perplexing, persistent issues of whether repeated antigen exposure can cause the immune system to become less (rather than more) responsive to either a specific antigen, pathogen, or even in general. The immunobabble terminology related to these issues include “original antigenic sin”, “immune imprinting”, “immunoglobulin class switching”, “high zone tolerance”, and Allergen immunotherapy, also known as “desensitization” or “hypo-sensitization”. Bottom line? In immunology, more is not necessarily better. And yet rigorous vaccine primary and “booster” dose selection, timing and repeated boosting studies are rarely if ever done, even in rodent models. Now the ACIP makes recommendations to the CDC director about such matters, so you might assume that the CDC would have the data to demonstrate that decisions about the short and long term effects of re-administration of “vaccines” are based on solid human clinical research findings, wouldn’t you. And you would be wrong. These data just do not exist within the world of CDC data sets. Why you ask? Same answer as for the lot-to-lot variability. Not in our wheelhouse. Paraphrasing- “We do not have the capabilities to do those studies.” “This would require sophisticated immunologic analyses and we do not have either the equipment or the staff.” So who does, one might ask? WELL, that is NIH’s job.

I have DECADES of experience with the NIH and its grants, contracts, and peer-review processes. And Jill’s PhD research project specifically focused on the NIH peer review process. We know a lot about both intramural and extramural NIH funding. First thing you should know about that, aside from the chronic and persistent conflicts of interest and bias (overt and subtle) inherent in that system, is that it takes 4-5 years from initial concept to actually awarding a grant or contract via NIH. A paragon of bureaucratic inefficiency. So, rapid response to a novel public health threat is not consistent with the NIH system. 

Aside – Which is why the “other transactional authority” contracting system was set up over at BARDA and DoD. Which was the system that lead to the famous Pfizer defense (paraphrasing) that “we did not commit fraud, we delivered the fraud that the government contracted us to deliver’. Someone should be charged with contracting fraud on that one, but that is a different topic. I was there over a decade ago when this “OTA” system was developed, and have used it myself for major contracts that I have built and won for clients. I know what I am talking about.

But getting back to the crevasses. In the case of the immunologic consequences of repeated dosing with antigens (ergo, “boosting”), no Dr. Peter Marks, inbred mice do not predict human responses. The only thing that predicts outbred human responses is outbred human responses. Not mice, not ferrets, and not monkeys.

And immune system responses in humans that live in the rough and tumble stew of chronic parasites and pathogen exposure on the African continent do not even predict how North American humans will respond, in part due to the cytokine responses generated by the parasites and pathogens. Does NIH routinely fund evaluation of these sorts of issues for existing or new vaccines? No. That would be the job of the FDA. Does the FDA do it? No, that would be the job of the pharmaceutical companies. 

Another fundamental inconvenient truth is that, if you are a pharmaceutical industry researcher, it is career suicide to do any studies during advanced development (clinical research stage) just because they seem like the right thing to do to answer an important question. You only do those studies that the FDA forces you to do. Otherwise you might get an answer that will delay or block FDA marketing authorization. And if the FDA is not on the ball or willfully looking the other way due to various pressures and biases, they do not require the studies that would address things like, say, shedding or adverse long-term effects of repeated boosting.

So, CDC says it is FDA or NIH’s problem. NIH is distracted, incredibly inefficient, and driven by fame, fortune, the Nobel Prize hunt and racking up “peer reviewed” publications that go nowhere. DoD does what it can, but its mission is fighting wars and protecting the warfighter, not civilians. And the FDA just muddles through, constantly getting pressured, gamed and spun by Pharma. Medical caregivers have been indoctrinated to have faith in the system and have no idea of how deeply messed up things actually are.

And the average person (and average politician) believes the promoted marketing and propaganda that all is “safe and effective” and that they should just shut up and do what their doctor tells them to do. And the profit rolls in like a tsunami.

This is what I see from my perch. Yes, over decades of experience, I have become deeply cynical. But I still hold out hope that things can be made better. And I hope that you do too. The Make America Healthy Again movement is like nothing I have ever experienced or even imagined. It will not be easy, and it will not be quick. Secretary Kennedy and his team do not have a magic wand, and the resistance to change (internal and external) is enormous. This will take years, and will require massive reimagining and restructuring of the entire health enterprise. 

Do we have a choice? If we fail in this endeavor, then our children will continue to live shorter and less healthy lives than their parents. And this is just not acceptable.

Harley-Davidson stracił milion złotych na każdym „elektryku”. Krach akcji i upadek marki LiveWire

Koncern stracił milion złotych na każdym „elektryku”. Krach akcji i upadek marki

Przemysław Tabor 05.08.2025 https://www.fxmag.pl/gielda/koncern-stracil-milion-zlotych-na-kazdym-elektryku-krach-akcji-i-upadek-marki

Marka elektrycznych motocykli z grupy Harley-Davidson obiecywała sprzedawać 50 tys. motocykli na półrocze, począwszy od 2026 roku. Zamiast tego sprzedała… 88 sztuk. Finanse firmy są w tragicznym stanie. Strata w przeliczeniu na jeden motocykl sięga setek tysięcy dolarów.

Koncern stracił milion złotych na każdym "elektryku". Krach akcji i upadek marki
Unsplash / LiveWire

LiveWire to marka należąca do legendarnej firmy Harley-Davidson, specjalizująca się w produkcji motocykli elektrycznych. I to całkiem niezłych, jeśli wierzyć internetowym recenzjom. Problem w tym, że choć ekspertom przypadły do gustu, to sprzedają się słabo. Ze świeżego sprawozdania finansowego wynika… że prawie nikt ich nie kupuje.

LiveWire dostarczyła bowiem zaledwie 55 motocykli w drugim kwartale 2025 roku. Jest to o 65% mniej niż w odpowiadającym okresie rok wcześniej. Ten rezultat i tak jest pewną „poprawą”, bo w pierwszych trzech miesiącach roku było to zaledwie 33 sztuki.

Ma być 50 tys. sztuk na półrocze, a jest dopiero 88

Wynik ten wypada szczególnie blado na tle obietnic sprzed kilku lat. Wówczas, LiveWire zapowiadała sprzedaż na poziomie 100 tys. motocykli rocznie w 2026 roku. Do 2030 roku miała ona wzrosnąć do 190 tys. jednośladów rocznie.

Wtedy wydawało się to optymistycznym celem, a dziś jest to wręcz niemożliwe do osiągnięcia. W pierwszej połowie 2025 roku sprzedaż była około pół tysiąca razy niższa.

Gigantyczne straty, słabe perspektywy

Strata operacyjna LiveWire w drugim kwartale wyniosła około 19 milionów dolarów. To pewna poprawa, bo w podobnym okresie rok wcześniej było to 28 mln USD.

Innymi słowy, na każdym sprzedanym motocyklu firma poniosła stratę rzędu 345 tys. USD! To grubo ponad milion złotych na jednym pojeździe. W poprzednim, pierwszym kwartale tego roku, gdy sprzedało się o 40% mniej motocykli, kwota ta sięgała około 600 tys. USD.

Marnym pocieszeniem jest również to, że przychody okazały się dwukrotnie wyższe od szacowanych przez niezależnych analityków giełdowych. Oceniali, że będzie 2,9 mln USD, a zamiast tego było 6 mln USD. To kwota podobna do tej z poprzedniego kwartału. Niestety, na tle piętrzących się kosztów – bardzo niska. Tymczasem, przychody wyniosły zaledwie 6 mln USD.

Tabela: Podsumowanie najważniejszych wyników finansowych wypracowanych przez LiveWire.koncern stracil milion zlotych na kazdym elektryku krach akcji i upadek marki grafika numer 1
Źródło: Harley-Davidson.

Harley-Davidson “ocenia wszystkie opcje”

Cierpliwość do motocyklów LiveWire traci już nawet właściciel, firma Harley-Davidson. CEO znanego koncernu, Jochen Zeitz, przyznał, że proces wdrażania jednośladowych “elektryków” przebiega znacznie wolniej, niż przewidywano. Tłumacząc z korporacyjnego na język polski: “jest bardzo źle”.

Firma przeliczyła się między innymi w kwestii rozbudowy infrastruktury ładowania pojazdów elektrycznych. Wygasły też ulgi czy dofinansowania na zakup motocykli-elektryków. 

Jochen Zeitz stwierdził, że Harley-Davidson „ocenia wszystkie opcje inwestycji w LiveWire”. Firma nie będzie dokonywać żadnych dodatkowych inwestycji poza obecną umową kredytową LiveWire. Wszelkie dodatkowe finansowanie będzie musiało pochodzić z kapitału zewnętrznego.

Jednak z prospektu informacyjnego spółki Harley-Davidson nadal możemy się dowiedzieć, że “LiveWire to przyszłość w poszukiwaniu miejskich przygód i nie tylko”.

“Czerpiąc z DNA przełomowego gracza z linii Harley-Davidson i wykorzystując dziesięcioletnie doświadczenie w sektorze pojazdów elektrycznych, ambicją LiveWire jest stać się najbardziej pożądaną marką motocykli elektrycznych na świecie” – czytamy.

Czytaj także: Akcje giganta podrożały o 800% w 3 lata. Eksperci nadal mówią “Kupuj” i prognozują zwyżkę o 40%

Wyniki Harleya też poniżej oczekiwań

Harley-Davidson nie radzi sobie zresztą zbyt dobrze. Zysk w drugim kwartale wyniósł zaledwie 0,88 USD akcję wobec prognozowanych 0,96 USD. Wyniki te były znacznie gorsze niż w analogicznym kwartale rok temu. Wówczas Harley ogłosił zysk na akcję rzędu 1,63 USD, czyli blisko dwukrotnie większy.

Przychody też wyglądały porównywalnie gorzej. W drugim kwartale 2025 roku było to 1,3 miliarda USD wobec 1,6 mld USD przed rokiem.

Akcje Harley-Davidson potaniały o 20% od początku roku. Z kolei kurs LiveWire tąpnął o 30%, a od szczytów sprzed kilku lat: o blisko 73%.

KZ: – wrzucam list do mnie od kumpla , wielokrotnego posiadacza motorów HD

„Widać nie tylko w Europie są zieloni idioci.

Marka taka jak HD , tak głęboko osadzona w tradycjach i „legendzie”, którą tak się szczyci i która jest fundamentem marketingu HD 

Zaczęła produkować motocykle elektryczne ???????????????????????   !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

To nie mogło się udać , środowisko klientów HD i w ogóle motocykli to nie są ekolodzy , to ludzie lubiący ryk silników, zapach spalin i palonej gumy a to wszystko przy dźwiękach muzyki  rockowej.

Z czego środowisko klientów HD to jest chyba najbardziej radykalne i ortodoksyjne  pod tym względem.

Dziwię się , że w ogóle coś się sprzedało , chyba kupili to pracownicy firmy , bo im kazano dla przykładu…

Zakup takiego motocykla w środowisku harleyowym  to po prostu ośmieszenie się .

Naprawdę nie mogę pojąć kto to wymyślił i na podstawie jakich ” badań” rynkowych prognozowano sprzedaż.

Każdy Harleyowiec wyśmiałby się w twarz komuś kto zapytał by  go czy kupiłby elektrycznego HD 

Nawet jeśli miałby być to trzeci czy czwarty motocykl odp brzmi jednoznacznie – NIE !!!

Nie dziwię się też , że sam HD notuje spadki na giełdach.

Musiało tak się stać biorąc pod uwagę ceny motocykli w stosunku do jakości wykonania.

W bardzo , ale to bardzo wielu miejscach na motocyklu tym można przeczytać jakże znany w dzisiejszych czasach napis ” made in china”

Nie Brzmi to dobrze ani też wygląda na motocyklu legendzie.

Wszystko co się dało zastąpiono plastikiem, słynny silnik v2 jest chłodzony cieczą co też jest zaprzeczeniem  klasyki HD

Jest chłodzony cieczą , bo jakość mat jest gorsza i producent musiał się zabezpieczyć aby silniki się nie przegrzewały bo je szlak trafi.

Stare HD jeszcze takie jak ja miałem mogłeś przegrzewać i chuja im się działo , mogło go nawet zblokować i nic , jak wystygł jechał dalej.

Jednym słowem z legendy pozostała legenda …, HD dziś niczym się nie wyróżnia oprócz ceny oczywiście , które co prawda trochę spadły ale motocykle te i tak nadal są najdroższe . Jest to po prostu kolejna marka motocykli.

Poza tym HD zawsze był słabo wykonany co próbowano przekuć na jego zaletę – trudne do zrozumienia ???

Był też zawsze najgorzej wyposażony ( w stosunku do ceny) – przykład mój Triumph , które ma jest dużo lepiej wyposażony od adekwatnego Harleya a kosztuje około 50 tyś zł mniej.

Jak chciałeś jakieś wyposażenie to wszystko musiałeś dokupić za horrendalne ceny albo zamówić mega drogą wersję CVO droższą prawie o 100%

Natomiast wykonanie wersji podstawowych było tak tragiczne , że wręcz zmuszało do doposażenia i wyrzucenia wielu rzeczy , które szpeciły.

Nie jest to już premium w premium , najwyższa półka dla wybranych – dziś jest to już zwykły motocykl nie wyróżniający się niczym na tle konkurencji i konkuruje na równi ze wszystkimi innymi markami , nadal zniechęcając ceną .

Dlatego nie kupiłem już HD”

„Kaczyński dekalog” i teoria spiskowa

Kaczyński dekalog i teoria spiskowa

Stanisław Michalkiewicz  5 sierpnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5872

Wśród dziesięciu przykazań kaczyńskiego dekalogu jest również i takie – pod numerem trzecim – które głosi, co następuje: „Należy bezwzględnie postawić na ścisły, niezachwiany, strategiczny sojusz militarny i gospodarczy ze Stanami Zjednoczonymi. Armia Polska musi zostać rozbudowana we współpracy z USA i nie być podporządkowana rozkazom Unii Europejskiej.

Spróbujmy sobie rozebrać z uwagą treść tego przykazania. Cóż może oznaczać sformułowanie, że „należy bezwzględnie postawić na…” – i tak dalej? Kluczem do zrozumienia, o co chodzi, wydaje się słowo: „bezwzględnie”. Cóż ono oznacza? Że należy coś zrobić bez względu na jakiekolwiek okoliczności. W przypadku sojuszu z innym państwem, który w dodatku ma być „ścisły” i „niezachwiany”, co z jednej strony oznacza chyba, że państwo sojusznicze – w tym przypadku Polska – ma dostosować się do zaleceń a nawet oczekiwań Naszego Sojusznika – a z drugiej – że Polska musi pozostać sojusznikiem USA żeby tam nie wiem co – na przykład nawet gdyby USA zdecydowały się komuś Polskę odstąpić, tak jak zrobiły to w Jałcie w 1945 roku.

Podobny charakter miał wpis do konstytucji PRL, dokonany za panowania Edwarda Gierka, którego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie tak dawno uznał za wielkiego polskiego patriotę. Wtedy wpisano do konstytucji artykuł, według którego Polska umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Radzieckim i innymi państwami socjalistycznymi. Taki zapis w konstytucji sprawiał, że Polska MUSIAŁA umacniać przyjaźń i współpracę z ZSRR, który w związku z tym nabywał wobec Polski rodzaj roszczenia – że gdyby, przynajmniej w jego ocenie, Polska tej przyjaźni i współpracy nie „umacniała”, tylko na przykład pozostawiła na poprzednim poziomie, to naruszałaby własną konstytucję – a to z kolei umożliwiałoby Związkowi Radzieckiemu podjęcie działań, które zmusiłyby Polskę, by własnej konstytucji przestrzegała. Trzeba przyznać, że w 1976 roku Edward Gierek nie szedł aż tak daleko w wiernopoddaństwie, jak to uczynił Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński w swoim dekalogu. Gierek nie wpisał do konstytucji, że Polska „bezwzględnie” ma postawić na sojusz z ZSRR, który w dodatku ma być „ścisły” i „niezachwiany”. Dlaczego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński w stosunku do USA poszedł dalej, niż nawet Edward Gierek w stosunku do ZSRR?

Odpowiedzi można udzielić tylko na gruncie mojej ulubionej teorii spiskowej, według której – po pierwsze – nie można być w Polsce, a przynajmniej nie było można do tej pory, być skutecznym politykiem, nie będąc niczyim agentem. A dlaczego? A dlatego, że – po drugie – bezpieka, która za pierwszej komuny była najtwardszym jądrem systemu, a która przeprowadziła i nadzorowała transformację ustrojową oraz czuwa nad jej prawidłową realizacją do dnia dzisiejszego, poszukując jakiejś asekuracji na wypadek, gdyby z tą transformacją coś poszło nie tak – pod koniec lat 80-tych zaczęła się przewerbowywać do naszych przyszłych sojuszników w przekonaniu, że każdy z nich obroni ich, jako swoich agentów, przed jakimiś nieprzyjemnymi niespodziankami.

Ponieważ jedni bezpieczniacy przewerbowali się do Amerykanów, inni – do niemieckiej BND, inni – do izraelskiego Mosadu a jeszcze inni – zostali przy rosyjskim GRU, doszło do ukształtowania się i okrzepnięcia trzech politycznych stronnictw, które rotacyjnie rządzą, a raczej – administrują naszym nieszczęśliwym krajem: Stronnictwa Ruskiego, Stronnictwa Pruskiego i Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Ten stan rzeczy utrzymuje się już od ponad 30 lat, a to ze względu na występujące u nas zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej. Dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami, a dzieci agentów – agentami. Z tego względu zależności, jakie powstały pod koniec lat 80-tych, reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii aż po dziś dzień i – obawiam się – będą się utrzymywały jeszcze długo, a może nawet – bardzo długo – o ile oczywiście Polska w ogóle będzie bardzo długo istniała.

Rzecz w tym, że bezpieczniackie watahy nie administrują naszym nieszczęśliwym krajem bezpośrednio. Chodzi o to, by uniknąć niepotrzebnej ostentacji, która w szerokich masach ludowych mogłaby wzbudzić wzruszające wątpliwości w autentyczność naszej młodej demokracji. Toteż poszczególne stronnictwa bezpieczniackie rotacyjnie administrują naszym nieszczęśliwym krajem za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, funkcjonujących, jako partie polityczne. Jak nietrudno się domyślić, polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego jest Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda.

Z kolei ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego jest Prawo i Sprawiedliwość, kierowane przez Naczelnika Państwa, obywatela Kaczyńskiego Jarosława. Z powodu wojny na Ukrainie ekspozytura Stronnictwa Ruskiego w zasadzie zanikła, chociaż w okresie przedwojennym jej rolę dosyć skutecznie spełniało Polskie Stronnictwo Ludowe.

Z uwagi na stuprocentową, a w patriotycznych porywach nawet większą zdolność koalicyjną, PSL w tej chwili próbuje prezentować się w charakterze ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego – ale wygląda na to, że PiS skutecznie strzeże swego monopolu w tej dziedzinie, a dekalog kaczyński, ze szczególnym uwzględnieniem przykazania trzeciego sprawia, że PSL nie jest w stanie PiS-u przelicytować. Przecież bez narażenia się na ośmieszenie nie proklamuje „jeszcze ściślejszego”, czy „jeszcze bardziej niezachwianego” sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Co więcej, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, jako wirtuoz intrygi, właśnie chyba wymiksowuje z grona skutecznych polityków obywatela Hołownię Szymona, który wprawdzie pierwotnie był wynalazkiem amerykańskim na wypadek, gdyby PiS się zaśmierdziało, ale teraz Amerykanie chyba skreślą go z listy „naszych sukinsynów”.

Nawiasem mówiąc, Polska upodabnia się do Ameryki nie tylko wskutek wiernopoddańczych deklaracji w rodzaju kaczyńskiego dekalogu, ale również pod względem stosunków wewnętrznych. Właśnie czytam sobie książkę amerykańskiego autora Victora Davida Hansona „Śmierć obywatela”, z której wynika, że amerykańskie postępactwo zieje nienawiścią do prezydenta Donalda Trumpa z powodu podejmowanych przez niego prób hamowania rewolucji komunistycznej w tym kraju.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia również u nas, gdzie pilotujący rewolucyjne przemiany Judenrat, dyrygujący tak zwanym „towarzychem”, co to niezmiennie zadowolone jest ze swego rozumu, razem ze starymi kiejkutami administruje polityczną wojną, dzięki której zagraniczne centrale wywiadowcze mogą kontrolować życie publiczne naszego nieszczęśliwego kraju , skutecznie blokując możliwość pojawienia się autentycznej alternatywy wobec ekspozytur wspomnianych trzech Stronnictw.

Stanisław Michalkiewicz

Judenraty w trosce o Kościół

Judenraty w trosce o Kościół

Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl)    5 sierpnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5871

Kto w Polsce jest najbardziej zatroskany o Kościół katolicki? Mogłoby się wydawać, że Episkopat i w ogóle – całe przewielebne duchowieństwo – ale chyba tak nie jest, chociaż powinno być. A nie jest – bo wśród Episkopatu są wprawdzie tacy biskupi, jak J. Em. Grzegorz kardynał Ryś, ale również tacy, jak JE abp Marek Jędraszewski, żeby nie wspomnieć o JE biskupie Wiesławie Meringu.

Jak wiadomo, podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę wygłosił on kazanie, które do tego stopnia nie spodobało się Księciu-Małżonkowi, że aż zażądał od „Watykanu”, żeby się nie wtrącał w wewnętrzne sprawy naszego nieszczęśliwego kraju.

Przeczytałem niedawno po raz kolejny „Dzienniki” Józefa Goebbelsa, w których co i rusz uskarża się on na „klechów”, czy to z powodu kazań, czy listów pasterskich – ale nie przypominam sobie żeby on, albo nawet sam Adolf Hitler zasypywał „Watykan” protestami, jak to zrobił Książę-Małżonek. Czym wytłumaczyć taką nietypową reakcję Księcia-Małżonka, który podczas ostatniej głębokiej rekonstrukcji rządu został nawet wicepremierem przy obywatelu Tusku Donaldzie?

Pewne światło na tę sprawę rzuca spostrzeżenie Stefana Kisielewskiego, że „nic tak nie gorszy, jak prawda”. Jeśli tak byłoby rzeczywiście, to by znaczyło, że reakcja Księcia-Małżonka miała charakter emocjonalny, a nie wynikający z głębokiego zatroskania o Kościół katolicki. W tej sytuacji nie ma rady – musimy nie bez pewnej melancholii przyjąć do wiadomości, że najbardziej zatroskany o Kościół i to zatroskany systemowo, jest Juderat „Gazety Wyborczej”. Oczywiście i on ma w tym swoim zatroskaniu swoje widoki, że – dajmy na to – dialog z judaizmem doprowadzi do stuprocentowego sukcesu tak zwanej „pedagogiki wstydu”, która – jak mogliśmy się niedawno przekonać po powszechnym charakterze potępienia Grzegorza Brauna – w zakresie tresury środowisk opiniotwórczych odniosła wielki sukces – ale na odcinku tresury mas ludowych notuje jeszcze poważne niedociągnięcia.

Ale największym problemem nie jest stosunek mas ludowych do Auszwicu, tylko – do migrantów. Pan red. Adam Szostkiewicz z tygodnika „Polityka”, który jest katolikiem zawodowym, chociaż chyba nie do tego stopnia zaangażowanym, jak pan red. Tomasz Terlikowski, twierdzi nawet, że na tym odcinku drogi między Kościołem i „prawicą” najwyraźniej się rozeszły. Ciekawe, że podobny pogląd wygłosił kiedyś papież Franciszek – że to komuniści najlepiej wyrażają myśl Chrystusa. To odkrycie spotkało się z krytyką, że mimo pozornych podobieństw, między ideologią komunistyczną, a chrześcijaństwem jest zasadnicza różnica. Chrystus mówił: „daj!” – podczas gdy komuniści mówią: „bierz!

Różnica zasadnicza – bo żeby dać, to najpierw trzeba mieć i móc samemu decydować, co z tym mieniem zrobić, podczas gdy biorący w ogóle nie liczy się ze zdaniem tego, któremu mienie odebrał, więc on już niczego „dać” nie może.

W ogóle warto zwrócić uwagę na pewien rozziew miedzy szlachetnymi zasadami, a prozą życia. Postępowa cześć przewielebnego duchowieństwa powołuje się na przykład na międzynarodowe pakty praw człowieka ONZ, według których „każdy” może wybrać sobie miejsce zamieszkania na planecie. Gdyby potraktować to dosłownie, to czyż nie znaleźliby się jacyś afrykańscy, czy arabscy amatorzy zamieszkania na przykład w apartamentach papieskich? Myślę, że mogłoby ich być całkiem sporo. I co w tej sytuacji powinna robić Gwardia Szwajcarska? Kierować ich do poszczególnych apartamentów, czy też utworzyć kordon tamujący dostęp?

Podobnie jest ze szlachetnymi deklaracjami międzynarodowych paktów praw człowieka na odcinku poglądów. Zgodnie z literalnym brzmieniem, do dyskursu publicznego powinny bez żadnych ograniczeń zostać dopuszczone nie tylko poglądy polityczne, ale również – „wszelkie inne”. Wszelkie inne – a więc na przykład – antysemityzm, który według niedawnych odkryć teologicznych jest grzechem wołającym o pomstę do Nieba? To bardzo ciekawy problem, bo o tym, co jest antysemityzmem, nie decydują ani teologowie, ani nikt inny, tylko Liga Antydefamacyjna w Nowym Jorku. Uznaje ona za „antysemickie” na przykład opinie, że w USA środowiska żydowskie mają nieproporcjonalnie duże do swej liczebności wpływy w sektorze finansowym, w mediach i przemyśle rozrywkowym. Każdy, kto chociaż pobieżnie zna Stany Zjednoczone, wie, że to prawda. Co z tego wynika? Ano, że Liga Antydefamacyjna stawia znak równości między antysemityzmem, a spostrzegawczością.

W tej sytuacji, w dzisiejszych czasach antysemitą nie jest tylko albo dureń, albo świnia. Jeśli bowiem ktoś nie zauważa tego znaku równości, no to dureń. A jak zauważa, ale z jakichś powodów udaje, że nie zauważa – no to świnia. Tertium non datur. Czyż nie jest to wystarczający powód do rewizji dotychczasowych odkryć na odcinku teologicznym? Wreszcie nawet niektóre wskazania ewangeliczne mogą mieć tylko ograniczone zastosowanie, ale nie mogą być traktowane, jako np. program polityczny. Weźmy wskazówkę Chrystusa odnoszącą się do stanu doskonałości – żeby sprzedać swój majątek, a uzyskaną kwotę rozdać ubogim. Za tym wezwaniem mogą pójść tylko niektórzy – bo gdyby tak wszyscy chcieli sprzedać swoje majątki, to nie byłoby komu ich sprzedać. Toteż na przykład z przypowieści pszenicy i kąkolu można wyciągnąć wniosek, że lepsze jest wrogiem dobrego, że dążenie do zbytniej doskonałości może obrócić się przeciwko dobru, a więc roztropniej jest godzić się na pewne niedoskonałości.

Wracając do migrantów, to warto przypomnieć, że nasilenie tego zjawiska może stanowić realizację projektów rozprawienia się z historycznymi narodami europejskimi. Z takim pomysłem wystąpił już w 1923 roku, w książce „Europa – mocarstwo światowej” wysokiej rangi mason, Ryszard de Coudenhove-Kalergi, jeden z prekursorów Unii Europejskiej. Postulował on, by do Europy pod różnymi pretekstami sprowadzić masę mieszkańców Afryki i Azji i w ten sposób doprowadzić do pozbawienia historycznych europejskich narodów ich tożsamości.

W podobnym duchu wypowiadał się inny świątek Zjednoczonej Europy, Alfiero Spinelli – żeby „zlikwidować” historyczne narody, bo mamy z nimi same zgryzoty. Oczywiście nie fizycznie, tylko – żeby przekształcić je w tak zwany nawóz historii. Kościół katolicki ze swojej istoty jest internacjonalny, ale skoro po II Soborze Watykańskim uznał, że narodu żydowskiego nie powinno się nawet nawracać, bo Żydowie mają własną, szybką ścieżkę zbawienia, to czy przewielebne duchowieństwo nie powinno uważać, by nie dać się lekkomyślnie wykorzystać przez budowniczych Nowego Wspaniałego Świata w charakterze pożytecznych idiotów?

Stanisław Michalkiewicz

Rewolucja w transporcie morskim? Chińczycy [z Rosjanami] uruchomią bezpośrednie połączenie z Gdańskiem przez Arktykę w zaledwie 18 dni

Rewolucja na morzach! Chińczycy uruchomią bezpośrednie połączenie z Gdańskiem przez Arktykę w zaledwie 18 dni

chinczycy-uruchomia-bezposrednie-polaczenie-z-gdanskiem


Szykuje się prawdziwa arktyczna bomba! Już od września 2025 roku będziemy świadkami historycznego wydarzenia w świecie transportu morskiego. Chińskie przedsiębiorstwo żeglugowe Sea Legend Shipping uruchomi pierwsze w historii bezpośrednie połączenie kontenerowe z Dalekiego Wschodu do Europy Północnej, którego trasa poprowadzi przez Północny Szlak Morski, a jednym z kluczowych portów docelowych będzie gdański Baltic Hub.

To prawdziwy przełom w światowej logistyce. Czas transportu kontenerów z Chin do Europy skróci się do zaledwie 18 dni, czyli dwukrotnie krócej niż w przypadku tradycyjnej trasy przez Kanał Sueski czy opływanie Afryki przez Przylądek Dobrej Nadziei, gdzie podróż trwa od 30 do 50 dni.

Pierwszym statkiem, który obsłuży to pionierskie połączenie, będzie Istanbul Bridge o pojemności 4890 TEU (jednostka odpowiadająca kontenerowi 20-stopowemu). Jednostka wyruszając z Qingdao, zatrzyma się w Szanghaju i Ningbo, by następnie skierować się bezpośrednio do Europy Północnej, gdzie zawinie do Felixstowe, Rotterdamu, Hamburga i Gdańska. Statek jest obecnie eksploatowany przez rosyjskiego partnera Sea Legend, firmę Safetrans Line, a wcześniej pływał pod nazwą Flying Fish 1, który w 2023 roku odbył już rejs przez Arktykę.

To połączenie to efekt coraz ściślejszej współpracy chińsko-rosyjskiej. W czerwcu 2024 roku rosyjski państwowy koncern Rosatom, odpowiedzialny za infrastrukturę Północnego Szlaku Morskiego, zawarł porozumienie z chińską firmą Hainan Yangpu Newnew Shipping w sprawie utworzenia całorocznej linii kontenerowej przez arktyczne wody. Rosjanie dysponują flotą atomowych lodołamaczy, które umożliwiają żeglugę nawet w trudnych warunkach lodowych.

Dla Chin nowa trasa to nie tylko szansa na szybszy transport towarów, ale także strategiczny ruch w rozwijaniu alternatywnych korytarzy handlowych w obliczu niestabilności geopolitycznej. Dla Rosji to z kolei kluczowy element planu rozwoju Północnego Szlaku Morskiego, którego przepustowość ma wzrosnąć do 80 milionów ton rocznie do 2024 roku i 150 milionów ton do 2030 roku.

Jednak na razie to jedynie eksperyment, a nie oznaka szerszego przyjęcia tej trasy przez branżę. Sea Legend planuje w 2025 roku tylko jeden rejs trasą arktyczną, chociaż według doniesień jest on już w pełni zarezerwowany. To pokazuje, że mimo wyzwań, istnieje realne zapotrzebowanie na szybsze połączenia między Azją a Europą.

Baltic Hub w Gdańsku, jako jedyny terminal głębokowodny w rejonie Morza Bałtyckiego zdolny do obsługi największych kontenerowców, staje się w ten sposób ważnym punktem na mapie nowych szlaków handlowych. Terminal od lat systematycznie rozwija swoje możliwości i obecnie obsługuje regularne połączenia z Azją, ale dotychczas wszystkie prowadzone były tradycyjnymi trasami przez Kanał Sueski lub wokół Afryki.

Nowy szlak przez Arktykę jest możliwy dzięki topnieniu lodów arktycznych. Według naukowców, okres nawigacyjny na Północnym Szlaku Morskim systematycznie się wydłuża. Choć obecnie większość trasy jest wolna od lodu zaledwie przez dwa miesiące w roku, prognozy wskazują, że do 2030 roku Północny Szlak Morski może być całkowicie wolny od lodu w miesiącach letnich.

Ta arktyczna rewolucja w transporcie morskim budzi jednak kontrowersje wśród „ekologów”. Aktywiści obawiają się, że zwiększony ruch statków w delikatnym ekosystemie Arktyki może prowadzić do katastrofalnych skutków w przypadku wypadku, awarii czy wycieku paliwa.

Również z politycznego punktu widzenia, zacieśniająca się współpraca chińsko-rosyjska w regionie arktycznym jest uważnie obserwowana przez państwa zachodnie.

Niemniej, z perspektywy gospodarczej, nowe połączenie daje Polsce i polskim przedsiębiorcom nowe możliwości. Gdański terminal staje się jednym z kluczowych hubów na trasie tego innowacyjnego połączenia, co może przełożyć się na dalszy wzrost znaczenia portu w międzynarodowej sieci logistycznej.

Pozostaje jednak pytanie, czy to jednorazowy eksperyment, czy początek nowej ery w transporcie morskim. Wiele zależy od stabilności politycznej, warunków lodowych oraz opłacalności ekonomicznej całego przedsięwzięcia. Niezależnie od tego, pierwszy bezpośredni rejs kontenerowy z Dalekiego Wschodu do Gdańska przez Arktykę z pewnością zapisze się w historii światowej żeglugi.

Źródła:

https://splash247.com/sea-legend-launches-china-europe-arctic-container-service

https://www.arctictoday.com/chinese-carrier-sea-legend-launches-arctic-container-service-linking-china-and-europe

https://www.rivieramm.com/news-content-hub/news-content-hub/russia-and-china-to-introduce-shipping-route-through-the-arctic-81137

Wojna – w leasingu

Wojna w leasingu

Marucha w dniu 2025-08-05 https://marucha.wordpress.com/2025/08/05/wojna-w-leasingu/

W 2024 roku globalne wydatki na zbrojenia osiągnęły rekordową wysokości 2,718 biliona dolarów. $2.718.000.000,000.

Czy czujecie się dzięki temu bezpieczniej?

Zbrojny keynesizm i jego upadek

Pozornie mogłoby się wydawać, że powinniśmy. Wszak lepiej uzbrojeni nie tylko możemy skuteczniej stawić opór potencjalnym najeźdźcom, ale dysponujemy większą siłą odstraszania napastników. Co więcej wyścig zbrojeń – jak tłumaczy się to na przykładzie Zimnej Wojny – to także korzystny dla wszystkich biznes, przekładający się na wzrost Produktów Krajowych Brutto, zwiększenie liczby miejsc pracy w przemyśle, a także postęp technologiczny i innowacje adaptowane następnie do celów cywilnych.

Oczywiście, mieszkańcy bloku wschodniego mogliby zgłosić zastrzeżenia do tak zarysowanego keynesowskiego modelu, typowego dla państw zachodnich w okresie po II wojnie światowej. Na Wschodzie bowiem przeniesienie ciężaru na produkcję zbrojeniową powodowało wytracenie początkowego tempa rozwoju, osłabienie konsumpcji i narastające luki infrastrukturalne.

Z kolei na Zachodzie, narzucony zwłaszcza przez Stany Zjednoczone system wymiany uzbrojenie za paliwo – doprowadził ostatecznie do demontażu systemu walutowego Bretton Woods, co z kolei stworzyło warunki do deregulacji rynków finansowych i znanego nam obecnie powszechnego systemu produkcji pieniądza z brudnego powietrza, co w połączeniu z procesami liberalizacji globalnej gospodarki, finansjalizacji sektora publicznego i zwiększającej się elastyczności rynku pracy ostatecznie zakończyło erę postkeynesowską, nie tylko likwidując złudzenie państwa dobrobytu, ale także pozbawiając skuteczności większość makroekonomicznych mechanizmów łagodzenia skutków kolejnych kryzysów.

Prawdą jest bowiem, że zbrojenia miewały swój udział w krótkotrwałych okresach względnej stabilizacji ekonomicznej, jednak ich długofalowe skutki konsekwentnie niwelowały i te przejściowe korzyści.

Również i dziś, wbrew popularnym mitom, produkcja zbrojeniowa jest relatywnie niskoobsadowa, nie daje zatem efektu wzrostu zatrudnienia, sprowadza się natomiast do wyścigu technologicznego – i maksymalizacji zysków na operacjach finansowych.

Mamy zatem do czynienia z wyścigiem zbrojeń nowej ery – choć zbroją się państwa, zarabiają na tym nawet nie producenci broni, ale kierujący polityką państw ponadnarodowy, globalistyczny kapitał.

Święte prawo leasingu

No dobrze, powiedzieliby sceptycy, ale przecież broń to konkret, więc niezależnie nawet od tego kto na niej zarabia – przynajmniej dostajemy ją do ręki, a więc obiektywnie możemy się czuć bezpieczniej, prawda?

Otóż okazuje się, że nieprawda, bowiem jednym z pozornych paradoksów obecnej fazy liberalnego kapitalizmu jest, że system ten, zbudowany wszak ideologicznie na apoteozie własności – dziś ma nowego bożka: użytkowanie. Skoro posiadanie samochodu czy mieszkania jest dziś preferowane zamiast prawa ich własności – to czemu inaczej miałoby być z czołgami, samolotami i innym sprzętem militarnym?

Procesowi prywatyzacji wojen, znanemu dziś tak z Ukrainy, jak i z Afryki towarzyszy finansjalizacja konfliktów zbrojnych.

Ciekawy tego przykład ujawnił niedawno szkocki autor, były dyplomata Craig Murray, który przeprowadził dziennikarskie śledztwo na temat wyposażenia sił RAF-u udzielających wsparcia IDF atakującym Strefę Gazy. Syjonistyczne lotnictwo dla usprawnienia bombardowania palestyńskich osiedli korzysta ze znajdujących się na wyposażeniu RAF Airbusów A330-200 MRTT Voyager, czyli potężnych latających stacji paliw dla samolotów.

Znajdujących się na wyposażaniu, co nie znaczy, że należących do Królewskich Sił Powietrznych Zjednoczonego Królestwa. Zgodnie z umową między ministerstwem obrony UK, a firmą AirTanker Ltd zawartą jeszcze w 2008 roku – firma ta udostępnia w leasingu na 27 lat do 14 maszyn, z których 9 występuje w barwach RAF, natomiast 5 „może być udostępniane również innym państwom”.

Czy dostrzegacie Państwo tę prawdziwie rewolucyjną zmianę w polityce uzbrojenia i prowadzenia konfliktów zbrojnych, w których uczestniczący żołnierze nie mają pełnej świadomości czy za chwilę nie będą musieli udostępnić swojego karabinu nacierającemu właśnie przeciwnikowi?

Puszka w puszce

Craig Murray przeprowadził również drobiazgową analizę struktury własnościowej odpowiedzialnej za leasingowanie samolotów i bez zdziwienia odkrył klasyczny układ szkatułkowy, w którym własność rozprasza się na kolejne coraz bardziej anonimowe fundusze inwestycyjne: Equitix Capital Eurobond 6 Ltd, Equitix Holdings Ltd, Pace Bidco Ltd, Pace Topco Ltd itd., aż m.in. do funduszu hedgingowego Polygon Global Partners, związanego z Readem Griffithem, współudziałowcem Trump Entertainment Resort Inc.

Słowem – puszka w puszce, przy czym w tym przypadku puszka Pandory okazuje się być również puszką amunicyjną. „Długie drzewo spółek zależnych służy nie tylko ukryciu właścicieli. Na każdym etapie stwarza okazję do unikania płacenia podatków i innych form korupcji, takich jak kontrakty konsultingowe czy stanowiska dyrektorskie dla wskazywanych pośredników między kapitałem a politykami i wysokimi rangą urzędnikami państwowych. Gdy zobaczymy firmę Pace Bidco Ltd udzielającą intratnych konsultacji synowi byłego ministra lub firmie zarejestrowanej pod jego adresem, dlaczego miałoby to wzbudzać niepokój lub wiązać się z RAF?” – tłumaczy Craig zastrzegając, że nie opisuje konkretnych przypadków, tylko sam mechanizm.

Po co płacić tylko raz?

No i jeszcze drobiazg: same koszty. Jeden Voyager w 2008 roku kosztował ok. 40 milionów funtów. Roczny koszt leasingu jednego samolotu to 353 miliony funtów (469 milionów dolarów). Jak potwierdziło ministerstwo obrony od 2008 roku leasing 11 obecnie używanych maszyn kosztował brytyjskich podatników 6 miliardów funtów i tyle trafiło do kieszeni tajemniczych właścicieli AirTanker Ltd.

Czy już Państwo rozumieją współczesny sens wyścigu zbrojeń? Wydawania fortuny na sprzęt i uzbrojenie, które nie jest nawet własnością płacących, za które nie wystarczy zapłacić raz, ale na które trzeba łożyć przez cały okres umowy leasingu i którego używanie obwarowane jest licznymi zastrzeżeniami. To właściciel bowiem, a nie leasingobiorca może określić warunki używania użyczanego wyposażenia.

Do tego dochodzi kwestia ubezpieczenia (oczywiście opłacanego przez użytkownika, ale z polisą na rzecz leasingodawcy). Tak kosztowny sprzęt, jak samolot bojowy czy czołg nie powinien wszak być narażany na ryzyko uszkodzenia czy zniszczenia, a postępowanie takie mogłoby prowadzić do unieważnienia umowy leasingu, zwrotu urządzeń, oczywiście przy uiszczeniu pełnej kwoty określonej w umowie. Każdy, kto skasował leasingowane auto rozumie to zapewne lepiej niż przeciętny zwolennik militaryzacji w starym stylu.

Jak widać hasło „Nie bójmy się wydawać na zbrojenia, przecież to dla naszego bezpieczeństwa!” nie oddaje prawdziwego celu całej operacji. Wyścig zbrojeń z zasady był przede wszystkim interesem, jednak realizowanie go w warunkach globalnego liberalnego kapitalizmu nadaje całemu przedsięwzięciu dodatkowego wymiaru. Zbrojenia to dziś tylko jeden z podsektorów globalnego rynku finansowego, na którym fundusze hedgingowe spekulują wojnami.

Pamiętajmy o tym zanim ucieszymy się na wieść o kolejnych kontraktach zbrojeniowych zawieranych przez III RP.

Konrad Rękas
Aniemowilem.pl

Rosja aresztowała czynnych oficerów NATO i agentów wywiadu na Ukrainie

Rosja aresztowała czynnych oficerów NATO i agentów wywiadu na Ukrainie

Hal Turner Świat 2 sierpnia 2025 russia-captures-active-duty-nato-military-officers-and-intel-agent-in-ukraine

BIULETYN: Rosja aresztowała czynnych oficerów NATO i agentów wywiadu na Ukrainie

Siły specjalne Federacji Rosyjskiej pojmały kilku oficerów NATO na Ukrainie. To pierwszy realny dowód na to, że NATO aktywnie prowadzi wojnę z Rosją.

Podpułkownik Richard Carroll i pułkownik Edward Blake, obaj czynni oficerowie armii brytyjskiej, wraz z niezidentyfikowanym jeszcze agentem brytyjskiego MI-6 (wywiadu), zostali schwytani podczas brawurowego nalotu rosyjskich sił specjalnych w Oczakowie. Miasto to pokazano na poniższej mapie skalowalnej: [w oryg.]

Podpułkownik Carroll zostaje oddelegowany do brytyjskiego Ministerstwa Obrony.    

Trzecia osoba pojmana podczas nalotu jest określana jedynie jako „członek wywiadu MI-6”.

Mój wieloletni kolega z wywiadu i społeczności, z którym współpracowałem przez lata we Wspólnym Zespole Zadaniowym FBI ds. Terroryzmu (JTTF), któremu bezgranicznie ufam, powiedział mi, że rosyjskie siły specjalne wylądowały na kilku statkach i  przeniknęły do centrum dowodzenia ukraińskich sił zbrojnych. Pojmali brytyjskich żołnierzy, którzy koordynowali użycie brytyjskich pocisków i dronów przeciwko siłom rosyjskim i celom cywilnym.

Dodał, że operacja trwała około 15 minut. Kilka godzin po jej zakończeniu stosunki dyplomatyczne między Londynem a Moskwą gwałtownie się pogorszyły.    Brytyjczycy zostali złapani na gorącym uczynku, a konsekwencje dla Wielkiej Brytanii i całego NATO są teraz BARDZO poważne.

Przedstawiciele brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych zwrócili się do rosyjskiego Ministerstwa Obrony z prośbą o zwrot brytyjskich oficerów „zaginionych” na Ukrainie. Oficjalna wersja londyńska brzmi: aresztowani oficerowie udali się na Ukrainę jako turyści i „przypadkowo” trafili do Oczakowa. 

Brytyjczycy mieli czelność powiedzieć Rosjanom, że mężczyźni „interesowali się historią marynarki wojennej i chcieli odwiedzić wybrzeże, na którym toczyły się bitwy podczas II wojny światowej”.

Rosjanie twierdzą, że przy zatrzymanych nie znaleziono żadnych ręczników plażowych ani aparatów fotograficznych.

Znaleziono natomiast mapy ze strategicznymi obiektami na terytorium Rosji, rosyjskie plany obrony powietrznej, tajne instrukcje dotyczące współpracy z ukraińskimi operatorami dronów oraz dyski z zaszyfrowanymi danymi i zapisami rozmów z brytyjskim Sztabem Generalnym. 

Według doniesień rosyjski minister obrony Andriej Biełousow powiedział Brytyjczykom, że brytyjscy żołnierze nie podlegają wymianie i że Zachód nie zwróci ich „samolotami Czerwonego Krzyża”. Rosja zamierza oskarżyć ich o udział w operacjach wojskowych przeciwko Rosji.

==========================

Pisałem już o tym:

Porwanie przez Specnaz FR dwu pułkowników brytyjskich kierujących dywersją banderowską. “Polityczna katastrofa NATO”.

Tu potwierdzenie i inne naświetlenie.

Usunął rtęć ze szczepionek [ale w USA]. Dzięki Bogu za Roberta F. Kennedy’ego

Dr Roberts: Dzięki Bogu za Roberta F. Kennedy’ego

Rebeliantka , 4 sierpnia 2025

Od co najmniej dwóch dekad niepodważalnym faktem naukowym jest, że rtęć w szczepionkach jest wysoce toksyczna i odpowiada za poważne urazy oraz problemy rozwojowe u dzieci.   Jednak wpłaty przestępczego przemysłu farmaceutycznego na rzecz skurwysyńskiego Kongresu Stanów Zjednoczonych i skurwysyńskich amerykańskich mediów żyjących z reklam Big Pharma stawiają zyski ponad zdrowie i życie.   Uczciwych naukowców demonizowano jako „antyszczepionkowców” i grożono utratą pracy.   Nieświadoma naukowo populacja amerykańska była indoktrynowana, że krytycy szczepionek, tacy jak Robert F. Kennedy, stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia ich dzieci.   Ich właśni lekarze, idioci przemysłu farmaceutycznego, mówili im, że tylko 54 dawki szczepionek wypełnionych rtęcią mogą uratować ich dzieci, a ignoranccy rodzice im wierzyli.   W rezultacie, mnogość dziecięcych dolegliwości, jakich nigdy wcześniej nie widziano, charakteryzuje podstępnie narzuconą erę szczepionek. 

Robert F. Kennedy, syn i bratanek swojego ojca i wuja zamordowanych przez CIA, wykorzystał swój autorytet jako Sekretarz Zdrowia, aby usunąć rtęć ze szczepionek stosowanych w Ameryce.   To osiągnięcie samo w sobie uzasadnia prezydenturę Trumpa. https://x.com/SecKennedy/status/1951695295210791189   

Moim zdaniem korporacje farmaceutyczne są częścią przestępczego spisku przeciwko Amerykanom, w którym zyski są ważniejsze od zdrowia.   Jedynym rozwiązaniem jest znacjonalizowanie przemysłu farmaceutycznego i wycofanie pieniędzy Big Pharma z polityki zdrowotnej i edukacji zdrowotnej. 

Moja „socjalistyczna” rekomendacja zszokuje libertarian wolnorynkowych, którzy wciąż trzymają się naiwnej wiary, że prywatny biznes nie może zrobić nic złego.   Jako libertarianin z krwi i kości, przez całe moje długie życie nauczyłem się niezliczonych przykładów  nastawionego na zysk prywatnego biznesu, który całkowicie zawiódł wszelkie interesy publiczne, w tym pokój, zdrowie i prawdę.   Czy jakikolwiek uczciwy libertarianin może znaleźć zbawienie w mediach prywatnych? Czy istnieje jakikolwiek przykład mediów kontrolowanych przez państwo gorszych niż CNN, New York Times, Bloomberg?   Czy Hitler lub Stalin mieli dziennikarza gorszego [skuteczniejszego] niż Jake Trapper?

Uważam, że cywilizacja zachodnia lub jej pozostałości nie przetrwają dłużej niż moje życie, ponieważ cywilizacja została zastąpiona krótkoterminową agendą maksymalizacji krótkoterminowych zysków za wszelką cenę.

Korporacje podejmują decyzje na podstawie krótkoterminowych cen akcji, rządy podejmują decyzje na podstawie kwartalnych danych o zatrudnieniu i PKB, które są tak słabo obliczone, że są bezwartościowe.   Prokuratorzy podejmują decyzje w oparciu o maksymalizację wskaźnika skazań.   Sędziowie podejmują decyzje w oparciu o oczyszczenie swoich akt sądowych. Nikt na Zachodzie nie podejmuje decyzji w oparciu o istotne problemy, z którymi się mierzymy.

Sprawiedliwość domaga się, aby wielkie firmy farmaceutyczne i ich medialni wspólnicy zostali pociągnięci do odpowiedzialności w pozwach zbiorowych za zaniedbania w narażaniu milionów Amerykanów na niepotrzebne zastrzyki z rtęcią.   Gdybym miał się założyć, postawiłbym, że w porozumieniu zawartym przez Kennedy’ego w sprawie zakazu stosowania rtęci w szczepionkach znajduje się klauzula, że wielkie firmy farmaceutyczne nie przyznają się do niczego i nie mogą być pozwane.

W Ameryce pieniądz to władza, a nie prawda, nie sprawiedliwość.   Pieniądze można obalić tylko przemocą.   Karol Marks powiedział, że przemoc jest jedyną skuteczną siłą w historii.   Czy miał rację?

=============================

W Polsce tiomersal występuje tylko w jednej szczepionce stosowanej u niemowląt, tzn. szczepionce przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi z całokomórkowym składnikiem krztuścowym (DTPw) oraz w nieskojarzonej szczepionce przeciwko błonicy.

Andrzej Duda się nie udał

Andrzej Duda się nie udał

Ta prezydentura zostanie zapamiętana, jako czas zmarnowany dla Polski.

https://pch24.pl/andrzej-duda-sie-nie-udal

(PCh24.pl)

Pan prezydent Andrzej Duda nie mógł się udać w tym systemie. Jego słaby charakter został bowiem skonfrontowany z ogromnymi oczekiwaniami. Poległ na wielu polach, a ostatnie dni tej prezydentury uzupełniają jedynie ponury obraz mijającej dekady.

Andrzej Duda miał pecha. Gdyby został prezydentem w kraju, gdzie w ramach systemu parlamentarno-gabinetowy istnieje jeden ośrodek władzy wykonawczej, zapewne całkiem nieźle wypełniałby obowiązki głowy państwa. Poszukiwałby kompromisu, unikał włączania w ostre spory polityczne, błyszczał przemówieniami, budował relacje z przywódcami innych krajów, reprezentując Polskę na zewnątrz.

Ale Polska jest krajem innym niż wszystkie. Tutaj rząd ma konkurencję w postaci ośrodka prezydenckiego, z silnym mandatem i niewielkimi w istocie kompetencjami, z których większość sprowadza się do przeszkadzania premierowi i jego ministrom. Na to nakładają się społeczne oczekiwania wobec prezydenta, niesłusznie postrzeganego niczym przywódca amerykańskiego państwa – władca zdolny do szarpnięcia lejcami i odegrania ważnej politycznie roli.

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

W tych butach, uszytych polskiemu prezydentowi przez konstytucję i poprzedników, Andrzej Duda nie mógł się odnaleźć. Był prezydentem dobrych intencji i beznadziejnego wykonu. Ikarem, który tak bardzo zachwycił się lataniem, że wzniósł się zbyt wysoko, by na końcu runąć z hukiem na ziemię. Wreszcie: był prezydentem niespełnionych nadziei na dobrą zmianę. Takim, jakim byłby zapewne John Fitzgerald Kennedy, gdyby jego prezydentury nie uświęcił w oczach amerykańskiej opinii publicznej Lee Harvey Oswald.

„Andrzej Duda to się uda” – krzyczano na wiecach w 2015 roku, ale dzisiaj już wiemy, że jednak nie, to się nie udało. I chyba nie mogło się udać. Dlaczego?

Człowiek-paradoks

Andrzej Duda jest politykiem, który wszystko robi w połowie. To typ człowieka pełnego najlepszych intencji, ale niezdolnego by cokolwiek przeprowadzić do końca. Jeszcze w 2015 roku, zaraz po wyborze na prezydenta Rzeczpospolitej, napisał w „Gazecie Wyborczej” (sic!) tekst, stanowiący symboliczny gest wyciągniętej dłoni do „tej drugiej” części Polski. Obiecywał w nim z grubsza, że będzie „prezydentem wszystkich Polaków”, co – rzecz jasna – mieści się w logice prezydentury systemu parlamentarno-gabinetowego, ale nijak się ma do polityka, pełniącego swoją funkcję za sprawą powszechnych wyborów. Tu zwyciężą ostatecznie proste kalkulacje: czyje interesy ów polityk obsługuje i w jaki sposób powinien się w związku z tym politycznie pozycjonować. Można, rzecz jasna, markować prezydenturę społecznego pojednania, ale to kłamstwo osadzone na krótkich nogach. Kiedy pięknie się kłamie, jak robił to Aleksander Kwaśniewski, to można zajść nawet całkiem daleko, ale kiedy jest się kiepskim kłamcą, jak Andrzej Duda, to niewiele z tego wynika.

Duda od początku bowiem zmagał się przede wszystkim ze swoim partyjniactwem i siatką zależności, w jakich tkwił jako polityk frakcyjny. To prawda, że Jarosław Kaczyński, nominując Dudę na kandydata na prezydenta, potrafił schować swoje ambicje i obsesyjną potrzebę kontroli do kieszeni, ale myli się ten, kto twierdzi, że zrobił to wiedziony przekonaniem, że tak będzie dobrze dla Polski. Kaczyński doskonale znał profil Dudy, wiedział, że to typ urzędnika znakomicie odnajdującego się przede wszystkim w sytuacji, gdy ktoś inny przejmuje dowodzenie. Specjalista nauczony bardziej wykonywania poleceń niż wyznaczania kierunków czy nadawania tonu. Kiepski zarządzający, o czym mówi jego otoczenie, charakteryzując go jako przesadnie impulsywnego szefa, niepanującego nad swoim otoczeniem. Ugrzeczniony inteligent z profesorskiej rodziny, który niedługo po wyborze na prezydenta uznał za stosowne wygłosić pean na cześć prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Nie zrobił tak dlatego, że tak mu się opłacało, że uznał to za opłacalne w danym miejscu i czasie, lecz dlatego, że tego wymagał szacunek wobec „wielkiego człowieka”, z zachwytu którym leczył się co najmniej dwa lata, gdy zawetował kluczową dla PiS reformę sądownictwa. Ale, żeby było jasne, tu znów motywacją nie była chęć rzucenia wyzwania patronowi. Przyczyny były prozaiczne: presja protestów oraz opinii międzynarodowej. Podobnie nawiną wydawała się próba zamachu na Jacka Kurskiego w TVP, gdy prezydent zapragnął na moment zmienić się w makiawelicznego księcia i przehandlować dotację dla mediów publicznych w zamian za ścięcie niesławnego prezesa Telewizji Polskiej. Kaczyński przystał na to po to, by za kilka miesięcy przywrócić swojego wiernego propagandzistę na ten sam stołek.

Wiem skądinąd od osób znających prezydenta Dudę, że w pierwszych latach prezydentury z trudem znosił ostentacyjny brak szacunku okazywany mu przez PiS-owską starszyznę. Prezes to jedno, ale prezydenta lekceważyli też Antoni Macierewicz czy Witold Waszczykowski. Duda nie umiał sobie z tym poradzić, obawiał się rzucić wyzwanie ludziom, których poważał i uznawał zapewne za godnych szacunku.

A przecież polityka nie polega na duserach. To twarda gra interesów, wymagająca równie twardych charakterów. I sprawnej armii, gotowej do walki za przywódcę, której pan prezydent nigdy się nie dorobił. Pewnie, że armia to nie wszystko, o czym w historii przekonywali się tacy wojownicy jak Jeremi Wiśniowiecki, nie otrzymawszy godności hetmańskiej pomimo posiadania oczywistych talentów militarnych. Spryt i polot to cenne artefakty w politycznych machinacjach, ale jednak zaplecze odgrywa ważną rolę. Duda nie miał się na kim oprzeć trochę na własne życzenie, wszak sam pokpił sprawę zatrudnienia w Pałacu wiernego Marcina Mastalerka z obawy przed… prezesem Kaczyńskim. 

Prezydent Duda równie bardzo chciał być wielkim prezydentem, co nie potrafił nim być. I w istocie na tym polega tragizm tej postaci. Był w swoich działaniach głęboko niekoherentny. Wielkie ambicje rozbudzone świetną kampanią w 2015 roku, napotykały blokadę w postaci raczej nikczemnych rozmiarów osobowości, niezdolnej wprowadzać w czyn swoich planów. Ta sprzeczność stała się lajtmotivem prezydentury Andrzeja Duda, wszak sprawiała, że jego działania można było często sprowadzać do prostej konstatacji: plan świetny, wykonanie kiepskie.

Jak inaczej, jeśli nie konfliktem wewnętrznym, można nazwać niespójność działań Andrzeja Dudy w kwestiach światopoglądowych? Oto zdeklarowany katolik oraz człowiek który powstrzymał marsz po prezydenturę progresywnego liberała Rafała Trzaskowskiego; który niedługo po tym, jak został wybrany prezydentem z autentycznym przejęciem podniósł w trakcie Mszy Świętej Hostię, by zanieść ją kapłanowi i który później wziął udział w oddaniu Polski pod panowanie Chrystusa Króla, uległ w 2020 roku czarnym protestom proponując powrót do „kompromisu aborcyjnego”. Z tego, co radowało serce wszystkich ludzi dobrej woli, czyli zakazu zabijania chorych dzieci w prenatalnej fazie rozwoju, uczynił targ polityczny i ofertę dla liberalnej Polski. Sprzedawca wartości? Iluzjonista? Nie, raczej zbudowany z obawy przed zmianą i doprowadzeniem istotnych spraw do końca, chwiejny polityk.

Paradoks? Oczywiście. Podobnych było znacznie więcej w innych kluczowych momentach, jakimi były pandemia COVID-19 oraz wojna na Ukrainie.

Chciał, ale mu nie wyszło

Te dwa kluczowe wydarzenia w najnowszej historii Polski wiążą się rzecz jasna z poważnymi kryzysem, stanowiącymi zazwyczaj probierz jakości przywództwa politycznego.

Andrzej Duda w obydwu tych przypadkach poniósł porażkę. W czasie pandemii właściwie zniknął z pola widzenia, choć przecież miał szansę stać się rzecznikiem interesów obywateli, krzywdzonych przez potężną machinę państwową. Stugębna plotka głosiła wówczas, że osobiście poprosił ministra Jarosława Gowina, by pozostawił otwarte stoki narciarskie na jakiś czas, bo brakowało mu zażycia choćby odrobine ulubionej pasji. Czy to pomówienia czy prawda – trudno rozsądzić, dość powiedzieć, że, niestety, bardzo pasuje to do charakteru prezydenta Dudy.

Nieco inaczej sprawy mają się z wojną na Ukrainie. Tutaj Duda szybko przejął inicjatywę, jak gdyby poczuł, że to „jego temat”. Nic dziwnego, wszak jest uczniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dla którego piłsudczykowska idea „wolnej Ukrainy” stanowiła arcyważny polityczny kierunek. Duda zresztą dbał o relację z prezydentem Wołodymirem Zełenskim, świadom różnic dzielących obydwa narody. Stąd próba – jeszcze przed wojną – rozładowania atmosfery w prezydenckiej rezydencji w Wiśle, w trakcie wspólnej popijawy delegacji polskiej i ukraińskiej.

W pierwszy miesiącach wojny Andrzej Duda również zrobił wiele, by ratować zagrożoną upadkiem Ukrainę. Dzisiaj, w obliczu napięć na linii Warszawa-Kijów, zapominamy już, że pierwsze tygodnie tamtej wojny Ukraina przetrwała w dużej mierze dzięki polskiej akcji wysyłania sprzętu, amunicji a wreszcie: udanej próby umiędzynarodowienia tego konfliktu. Nie zapominajmy, że kiedy Rosjanie ruszyli na Kijów, świat stanął, oczekując niemo na wynik konfrontacji. Powszechne sądzono wtedy, że „druga armia świata” opanuje stolicę Ukrainy, a Zachód stanie przed koniecznością uznania faktów dokonanych. Polska właściwie jawiła się jako ostatni bastion nadziei, że jednak można Ukrainę obronić, co oczywiście nie wynikało z altruizmu, ale z właściwego zdefiniowanie naszego interesu.

Andrzej Duda odegrał tutaj istotną rolę, udzielając wsparcia Zełenskiemu i apelując do opinii międzynarodowej. Działał bardzo sprawnie, wspierając wschodniego sąsiada bez oglądania się na sojuszników. To robiło wrażenie i był to – przyznajmy – gwiezdny czas Dudy.

Kłopot w tym, że i tu niebawem ujrzeliśmy paradoks jego osobowości. Kiedy bowiem mieliśmy już pewność, że rosyjski blitzkrieg zmieni się w wojnę pozycyjną, należało dokonać szybkiej korekty w relacjach z Ukrainą. Niestety, ani polski rząd, ani prezydent Duda, nie byli w stanie przestawić się na „politykę transakcyjną”, czyli wymianę interesów między Kijowem a Warszawą. Prezydent Duda wręcz stał się mentalnie niezdolny do gry ze stroną ukraińską. Relacje międzynarodowe, w których czynnie brał udział, jako reprezentant interesów polskiego państwa, bałamutnie przyrównywał do międzyludzkich relacji, przywołując analogię z płonącym domem sąsiada, potrzebującego szybkiej pomocy, a nie rozmowy o interesach.

Skutki takiego mentalu okazały się tragiczne. Ukraina uznała, że skoro polski rząd i prezydent Duda stali się rzecznikami ich interesu, to nie należy specjalnie angażować zasobów w budowanie obustronnych relacji. Warszawa ponosiła więc kolejne porażki: na polu polityki pamięci o ofiarach ludobójstwa na Wołyniu czy gospodarczym, jak w przypadku otwarcia granic na zboże dla Ukrainy czy dopuszczenia do unijnego rynku ukraińskich przewoźników.

Pan prezydent właściwie do końca swojej kadencji bronił tej polityki, zawzięcie dowodząc, iż postąpił w jedynie słuszny sposób. Pytania o Wołyń zbywał opowieściami o tym, że Ukraińcy nie znają tej historii i trudno w związku z tym oczekiwać od nich jakiś gestów czy decyzji w kwestii ekshumacji ofiar tamtej zbrodni. Duda tak bardzo zżył się z tym modelem uprawiania polityki, że obrażał nawet zasłużonego dla walki z komuną i sprawy pamięci o Wołyniu ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.

Krótko mówiąc: prezydent miał dobre intencje i do pewnego momentu działał bardzo skutecznie, by wreszcie całkowicie pogubić się w relacjach ze znacznie bardziej przebiegłym partnerem. Blokował go charakter, ów paradoks nikczemnego charakteru i wielkiego stanowiska.

Czy zdecydowała tutaj chęć przejścia do historii? A może zwykła naiwność? Wydaje mi się, że raczej niezdolność do zmiany polityki. By dokonywać zwrotów, trzeba mieć w sobie rys wizjonera, umiejętność przekonywania innych a wreszcie: siłę charakteru. Duda, jak już wyżej napisałem, nie miał żadnej z tych cech. Wszystko realizował w połowie, a kiedy pojawiły się przeszkody lub potrzeba stanięcia w poprzek społecznym nastrojom czy dokonania zmiany politycznego planu, stawał się bierny, niezdolny do podjęcia wyzwania. Ambicje nie wytrzymywały próby konfrontacji z trudną, polityczną rzeczywistością. Twierdził, że broniąc Ukrainy, broni polskiego interesu, ale przecież dzisiaj gołym okiem widać, że skutecznie wytrącił Polsce argumenty do stawiania twardo polskich spraw w relacjach z Kijowem.

Kiepski obrońca uciśnionych

Prezydentura Andrzeja Dudy pełna była takich właśnie paradoksów. Deklarował, że stoi na straży konstytucji, ale sam ją złamał przyjmując przysięgę od pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, bezprawnie wybranych przez PiS. Poszedł na wojnę z Donaldem Tuskiem, domagając się respektowania prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, ale gdy przyszedł moment konfrontacji, prędko wycofał się, przechodząc do porządku dziennego nad wtargnięciem policji do Pałacu Prezydenckiego. Duda nie potrafił obronić spójności swoich działań i ostatecznie musiał uznać wyższość rządowej narracji, stosując kolejny raz – zgodnie z życzeniem ministra sprawiedliwości Adama Bodnara – prawo łaski.

Jak na rzecznika obywateli, odwiedzającego z pasją wszystkie powiaty, kiepsko angażował się też w obronę wolności obywatelskich. Podpisał ustawę inwigilacyjną, wziął w obronę wspomnianych Kamińskiego i Wąsika, skazanych przecież za nadużycie władzy w czasach pierwszy rządów PiS, których kordialnie witał w Pałacu Prezydenckim, angażując tutaj cały swój autorytet, jak gdyby walczył o dobre imię polskich bohaterów narodowych, a nie niesfornych kolegów partyjnych.

O bierności w czasach COVID-19, czyli najbardziej spektakularnego w okresie rządów PiS łamania prawa i ingerencji w wolność obywateli, już pisałem, dość jeszcze powiedzieć, że prezydent szybko przeszedł do porządku dziennego nad tamtymi wydarzeniami, za nic mając chociażby skandaliczne procesy lekarzy, ciąganych po sądach za to, że mieli odwagę zaprezentować inne zdanie niż Horban czy Sutkowski. Na końcu tej wyliczanki wymienić wypada jeszcze zgodę prezydenta na tzw. komisję ds. badań wpływów rosyjskich, która de facto była partyjnym straszakiem, dającym ówczesnej władzy możliwość rozkręcenia spirali podejrzeń i prześladowań dla inaczej myślących w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego na nielimitowaną skalę. Prezydent Duda tym samym wziął udział w budowaniu swoistego McCarthyzmu w polskiej polityce. Na czele tej komisji stanął – co warto odnotować – prof. Sławomir Cenckiewicz, mianowany szefem BBN-u przez prezydenta-elekta Karola Nawrockiego.

Zresztą, to już na marginesie, efekty tamtego szalonego pomysłu PiS odbiły się rzecz jasna w polityce Donalda Tuska, który postanowił powołać – tym razem rozporządzeniem – nieco podobną komisję, mającą stanowić straszak nie tylko dla polityków opozycyjnych partii, ale także dla konserwatywnych organizacji i mediów. Na szczęście całkiem niedawno Tusk zdecydował o rozwiązaniu komisji, być może z prozaicznego powodu: jej ustalenia były na tyle kompromitujące, że bardziej opłacało się ją „zniknąć” niż trzymać przy życiu.

Prezydent nie tylko lekceważył wolności obywatelskie, ale nawet na polu zdawałoby się tak komfortowym jak polityka historyczna – cóż jest piękniejszego niż udział w uroczystościach i przecinanie wstęg? – niewiele zdziałał. Sprawę ludobójstwa na Wołyniu, jako się rzekło, oddał Ukrainie bez walki, ale przecież nie wyszedł z absolutnie żadną inicjatywą ani z okazji stulecia niepodległości Polski, ani stulecia Bitwy Warszawskiej.

I tu już nawet nie chodzi o zwykłe wypomnienie braku aktywności. To po prostu jeden wielki skandal, który jest udziałem zresztą nie tylko ośrodka prezydenckiego, ale także i ówczesnego rządu. Pokazuje on, jak wiele jeszcze mamy do zrobienia, by Polska stała się normalnym państwem, którego władze czują potrzebę wyrażenia dumy z wielkich dokonań poprzednich pokoleń, a nie jedynie odfajkowania udziałem w jakimś wydarzeniu czy akademii z okazji kolejnej rocznicy.

Na koniec tej listy zażaleń do pana prezydenta można wymienić, to co działo się w końcówce jego kadencji. Andrzej Duda w ostatnich tygodniach prezydentury zaczął nagle ochoczo nagradzać odznaczeniami polityków, publicystów, celebrytów itd. Robił to bez ładu i składu. Wśród tych nominacji błysnęły te „polityczne”, jak przyznanie odznaczeń braciom Karnowskim czy Magdalenie Ogórek, ale też oburzające, jak przypięcie orderu do piersi postkomuniście Jackowi Majchrowskiemu, politykowi odpowiedzialnemu za degrengoladę samorządowej polityki. Co ciekawe, kilkanaście lat temu ostro krytykował go sam… Andrzej Duda, ale zapewne na starość tępieją nieco i charakter, i pamięć.  

Bez gwarancji

Jedynymi wielkimi sukcesami Andrzeja Dudy były tak naprawdę dwa zwycięstwa wyborcze w 2015 i 2020 roku. Faktycznie, pan prezydent potrafił zaskarbić sobie sympatię Polaków. Jest typem everymana, człowieka, który – jak większość z nas – pracuje, dba o rodzinę, ma swoje drobne słabostki, nie wstydzi się potknięć. Dość powiedzieć, że wysyp prześmiewczych memów porównujących Andrzeja Dudę do Maliniaka – komicznej choć przewrotnej postaci z serialu Jerzego Gruzy „Czterdziestolatek” – raczej wzbudził dla niego sympatię niż niechęć.  

Nie zmienia to jednak faktu, że ta prezydentura zostanie zapamiętana, jako czas zmarnowany dla Polski. Andrzej Duda zostawał prezydentem w dobie rozbudzonych ambicji, gdy Polacy chcieli dalszego rozwoju i szybszego awans, a żegna się ze swoją funkcją, gdy są wściekli na całą klasę polityczną i rozczarowani także „dobrą zmianą”, obiecaną przez PiS.

Andrzej Duda wpadł w pułapkę paradoksu – jego słaby charakter musiał zmierzyć się z wielkimi oczekiwaniami. Dlatego obydwie kadencje Dudy należy uznać raczej za porażkę. We wstępie tego tekstu porównałem oczekiwania wobec Andrzej Dudy z oczekiwaniami, jakie Amerykanie wiązali z Kennedym. Z całą pewnością  było ono przesadzone na potrzeby dobrze czytającej się frazy, ale trzeba przyznać, że i prezydentura Dudy, i prezydentura Kennedy’ego nie były niczym szczególnym w historii odpowiednio Polski i Ameryki. Nadzieją dla nas jest to, że po Kennedym prezydentem został niezwykle sprawczy – choć niestety progresywny – Lyondon Johnson. Czy konserwatysta Karol Nawrocki okaże się również politykiem sprawczym? Niewykluczone, choć pamiętajmy rzecz jasna, że prezydentura w Polsce to instytucjonalny potworek, który naprawdę nie gwarantuje sukcesu czy natychmiastowego przejścia do historii.   

Tomasz Figura

Realizacja planu podmiany narodów Europy. Władza lewicowych wariatów.

Realizacja planu podmiany narodów Europy.

TSUE wydało absurdalne orzeczenie

ws. nielegalnych imigrantów.

Bosak: Władza lewicowych wariatów

5.08.2025 realizacja-planu-podmiany-narodow-europy-tsue

Imigranci na łodzi. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
Imigranci na łodzi. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA

Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że nie można odsyłać nielegalnych imigrantów, bo – zdaniem unijnej instytucji – żaden kraj nie może zostać uznany za „bezpieczny”. „Jeśli nie ma miejsca dla migrantów w specjalnych ośrodkach, to władze muszą w jakiś sposób pomieścić i nakarmić domniemanych azylantów […] nawet jeśli oznacza to utrudnienia dla rodzimej społeczności” – alarmuje prezes Warsaw Enterprise Institute Tomasz Wróblewski.

Wróblewski udostępnił informację z portalu infomigrants.net i streścił ją.

„Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie ułatwia rządom narodowym opanować nastrojów antyemigranckich w Europie. Otóż TSUE zdecydował, że żaden kraj nie może zostać uznany za 'bezpieczny kraj pochodzenia’ do którego można odsyłać osoby nielegalnie przebywające w UE. Chyba że cała populacja tego kraju zostanie uznana za bezpieczną – napisał na X Tomasz Wróblewski.

Prezes Warsaw Enterprise Institute wyjaśnił, że „w praktyce wyrok oznacza, że żaden migrant nie może być siłą odesłany do domu”.

„W każdym ubogim kraju znajdzie się ktoś kto nie czuje się bezpiecznie” – czytamy.

„Sąd odrzucił też argument, że nagły napływ osób ubiegających się o azyl uzasadnia ograniczenie świadczeń dla oczekujących na azyl. Sąd stwierdził, że ograniczenia zasobów nie mogą być podstawą do ograniczenia 'praw podstawowych’. Obowiązek ten pozostaje wiążący nawet w przypadku czasowego przepełnienia ośrodków dla migrantów” – napisał Wróblewski.

„Oznacza to, że jeśli nie ma miejsca dla migrantów w specjalnych ośrodkach, to władze muszą w jakiś sposób pomieścić i nakarmić domniemanych azylantów – w hotelach, restauracjach, jakkolwiek można to zrobić – nawet jeśli oznacza to utrudnienia dla rodzimej społeczności” – stwierdził Wróblewski.

Wpis skomentował m.in. Krzysztof Bosak. Jak ocenił, „oddaliśmy się pod władzę lewicowych wariatów”.

„To nie przesada. To fakty. Cała klasa polityczno-medialna od 20 lat staje na głowie żeby to zamaskować, ale możliwość manewru ekstremalnie im się zawęża” – stwierdził.

„Będzie trzeba spod tej władzy wychodzić. W gruncie rzeczy wszyscy powoli to zaczynają rozumieć, więc sądzę że oburzanko, które nas czeka, będzie o przeciętnym stopniu intensywności, niczym zapał do tępienia odchyleń od marksizmu w PZPR w późnych latach osiemdziesiątych” – napisał Krzysztof Bosak.

================

Krzysztof Bosak @krzysztofbosak

Oddaliśmy się pod władzę lewicowych wariatów. To nie przesada. To fakty. Cała klasa polityczno-medialna od 20 lat staje na głowie żeby to zamaskować, ale możliwość manewru ekstremalnie im się zawęża. Będzie trzeba spod tej władzy wychodzić. W gruncie rzeczy wszyscy powoli to zaczynają rozumieć, więc sądzę że oburzanko, które nas czeka, będzie o przeciętnym stopniu intensywności, niczym zapał do tępienia odchyleń od marksizmu w PZPR w późnych latach osiemdziesiątych.

Tomasz Wróblewski @tomaawroblewski

Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie ułatwia rządom narodowym opanować nastrojów antyemigranckich w Europie. Otóż TSUE  zdecydował, że żaden kraj nie może zostać uznany za „bezpieczny kraj pochodzenia” do którego można odsyłać osoby nielegalnie przebywające w UE. Chyba że cała…

27,6 tys. wyświetleń

=========================

Należy jednak przypomnieć, że Konfederacja WiN konsekwentnie przekonywała w ostatnim czasie, że Polska opuścić UE nie powinna, a część jej działaczy twierdziła, że jest to wręcz niemożliwe. Czy więc odpowiedzią na to szaleństwo powinno być tylko utyskiwanie i dalsze podporządkowywanie się, tylko, że „bez uśmiechania się”?

Czy jednak należy przyznać, że PolExit od lat jest słusznym kierunkiem?

Widać wyraźnie, że walka z narodami Europy zaostrza się, a unijni biurokraci chcą pozbawić Europejczyków wszelkich możliwości obrony.