Dzięki odważnej reakcji kobiety kierującej autobusem siedleckiego MPK policjantom udało się ująć agresywnego pasażera, który przystawił 15-latkowinóż do gardła, żądając pieniędzy.
-Zdarzenie miało miejsce 18 stycznia w autobusie miejskim linii nr 21, w rejonie ulicy Brzeskiej. 42-letni obywatel Ukrainy, zamieszkały w Siedlcach, wszczął awanturę z 15-letnim chłopakiem siedzącym przed nim. Napastnik wyciągnął nóż, grożąc chłopcu i żądając pieniędzy. Po zatrzymaniu się autobusu na przystanku, obaj opuścili pojazd, ale kierująca, nie tracąc zimnej krwi, interweniowała. Zdołała sprowadzić sprawcę z powrotem do autobusu, zamykając za nim drzwi i uniemożliwiając ucieczkę, jednocześnie omijając kolejne przystanki i kontaktując się z dyspozytorem MPK – informuje kom.Ewelina Radomyska, rzecznik siedleckiej policji.
Dyspozytor powiadomił policję, a kierująca pojechała bezpośrednio na pętlę autobusową. Na miejscu policjanci z Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Ostrołęce obezwładnili napastnika, zabezpieczając nóż oraz odzyskując telefon ofiary, który sprawca ukradł podczas szamotaniny. Badanie wykazało, że napastnik był nietrzeźwy, mając w organizmie jeden promil alkoholu.
42-latek został oskarżony o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia, a sąd na wniosek policji i prokuratury zdecydował o trzymiesięcznym areszcie tymczasowym.
Dzięki szybkiej reakcji i zdecydowanemu działaniu kierującej autobusem udało się zapobiec eskalacji niebezpiecznej sytuacji.
Ratować gospodarkę migracją? Eksperci: napływ cudzoziemców się nie opłaca
W debacie politycznej napływ migrantów bywa przedstawiany jako konieczny element utrzymania wzrostu gospodarczego. Wydany niedawno raport podważa zasadność takiej argumentacji. Według analityków Centrum Myśli Gospodarczej masowa migracja oznacza wiele strat.
„Coraz bardziej palący problem imigracji jest zwykle traktowany jako konflikt pomiędzy korzyściami gospodarczymi a zagrożeniami nieekonomicznymi. W swoim najnowszym raporcie Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic? nasi eksperci pokazują, że nie do końca tak jest”, czytamy w publikacji Centrum Myśli Gospodarczej.
Jak wskazują autorzy dokumentu, silny napływ migrantów przyczynia się do spadku wynagrodzeń – szczególnie pośród pracowników prostych zawodów. Cudzoziemcy pełnią rolę taniej siły roboczej i zmuszają obywateli do zgadzania się na niższe wypłaty pod groźbą zastąpienia tańszym pracownikiem.
Wśród zagrożeń autorzy raportu wymienili też zjawisko „zabierania miejsc pracy” przez obcokrajowców i wzrostu bezrobocia. Takie konsekwencje ma nasilona migracja w połączeniu z wyposażonymi w duże kompetencje instytucjami ochrony zatrudnionych.
Zdaniem ekspertów zbyt wysoka podaż pracy, do jakiej przyczyniają się otwarte granice, „hamuje absorpcję technologii w przedsiębiorstwach”, a tym samym „utrzymuje specjalizację kraju w nisko zaawansowanej produkcji”.
Nie należy również lekceważyć zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i zaufania społecznego, do jakich przyczynia się nasilona migracja i „wielokulturowość”, wskazują eksperci Centrum Myśli Gospodarczej. Jak wyjaśniają analitycy, „zróżnicowanie etniczne” zdecydowanie sprzyja również przestępczości. Te czynniki przekładają się negatywnie na „długookresowy rozwój”.
Z tych powodów kolejne kraje zachodnie coraz poważniej myślą o ograniczeniu liczby migrantów. Pojawiają się też postulaty deportacji przyjezdnych, zauważają eksperci Centrum Myśli Gospodarczej. Czy te doświadczone od dekad przez napływ obcokrajowców państwa byłby zmuszone do opracowywania takich posunięć, gdyby migracja oznaczała zabezpieczenie dobrobytu?
Britain is back in the news for its mishandled child gang rape scandals. This is a continuation of a crisis that has been ongoing in the U.K. since at least the year 2000. While many believe these to be decade-old crimes that now only need to be investigated and closed, it is much more likely that they continue to occur. This is because the underlying motivation behind them still exists. First, some backstory for those unfamiliar.
For at least two decades, English schoolgirls as young as 12 were groomed by groups of Muslim men and systematically drugged, threatened, and repeatedly raped. They were not only literally passed between these men in houses of horror, they were told that if they did not return on another day, for a recurrence of their victimization, their parents would be killed and their houses would be burned down.
When some of those girls eventually overcame the immense terror of what had happened to them and informed authorities, entire police departments, local city councils, and the nation’s Crown Prosecution Service refused to investigate out of fear that they would be viewed as racist and that they would create “community unrest.” The anticipated reaction of the public against those immigrants was perceived as worse than the assaults that had taken place. Thus, the behavior continued unabated, and for thousands of girls and their devastated families, justice continues to be elusive.
Behind veneered speeches about “cultural differences” and “cultural incompatibility,” there has been a failure to properly assert the truth that the children who were raped were targeted specifically because they were white and not Muslim. These men were not targeting members of their own community. They were targeting those they believed held dhimmi status (a second-class social position given to non-Muslims in a conquered land). MP Robert Jenrick faced media criticism for merely stating that the mass immigration of alien cultures was the genesis of this catastrophe; but he didn’t go far enough.
Ultimately, these systematic rapes were (and are) acts of war against a people whom they consider to be conquered. These children are the victims of a religious war that they didn’t know they were fighting. If we do not acknowledge this, then we cannot have an honest conversation about immigration policy in the West. It would be preposterous to expect, for example, that mass immigration from Hungary to England would similarly result in the gang rape of British schoolchildren. Our feigned ignorance on this matter represents a political cowardice that betrays these children and condemns the next generation to a similar fate.
Some of it is the subtle racism of low expectations—as if men from Pakistan are too inherently stupid or have innately lower impulse control, so as to be unable to avoid raping children in their downtime. More commonly, though, it is a spineless refusal to admit that Islamic immigration is a danger to the West and that the children of England have been made into victims by an unholy union of the gutless political class and aggressive, criminal, Muslim gangs.
Those who engaged in this behavior and were prosecuted still live among the British people. A leader of one such grooming gang, Qari Abdul Rauf, was sent to prison for only six years; and after serving two and a half years, he was released in November 2014. He was not deported back to Pakistan because that would “deprive the man of the right to family life,” since he has a wife and five children in the U.K. He continues to live in the town where he committed these acts of barbarism. His story is not unique.
While the deportation of criminals who have served more than 12 months is supposed to be standard, human rights exceptions can be made, and they have become the norm. As a result, people are no longer being deported if their country of origin has poorer health-care access than England, which is most of the world. It is considered inhumane to do so. But the inhumanity of allowing these people to live freely among their victims is never considered.
Poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek przekazał odpowiedź od Marszałka Województwa Mazowieckiego ws. sześciu Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC), które powstaną na Mazowszu. Ich budżet wyniesie ponad 100 mln zł, zaś partnerami będą zwolennicy ściągania nielegalnych imigrantów do Polski.
„Ręce opadają! Gdzie my żyjemy? Właśnie otrzymałem odpowiedź na moją kolejną interwencję poselską od Marszałka Województwa Mazowieckiego. Marszałek poinformował mnie, iż w województwie mazowieckim już wkrótce powstanie 6 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) – w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu, Siedlcach i Warszawie” – napisał na X poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek.
„Ich budżet na lata 2025-2029 wyniesie blisko 105 mln zł (!), a sam roczny koszt utrzymania tylko jednego CIC w Warszawie wyniesie 600 tys. zł!!! Nad projektem, o czym można przeczytać w piśmie, ‘czuwa’ samo @MSWiA_GOV_PL” – podkreślił Płaczek.
Poseł zaznaczył, że „to nie koniec tej historii”.
„Partnerem warszawskiego Urzędu Marszałkowskiego w projekcie będą 4 organizacje pozarządowe, a wystarczy tylko: przejrzeć Statuty niektórych z tych organizacji, zapoznać się ze składami osobowymi ich Rad/Zarządów oraz sprawdzić kilka faktów i ich dotychczasowe źródła finansowania, aby zauważyć, że pojawiają się: zbyt często mało brzmiące nazwiska w Radach/Zarządach tych organizacji, powiązania tych organizacji ze skompromitowaną ‘Grupą Granica’, prokuratorskie zarzuty ułatwiania obcokrajowcom (przez członków tych organizacji) NIEZGODNEGO z prawem pobytu na terenie Polski, liczne oskarżenia o dezinformację oraz pojawiające się w ostatnich latach obrzydliwe oskarżenia członków tych organizacji pozarządowych wobec polskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy Straży Granicznej o ‘nieludzkie traktowanie migrantów’ na polskiej granicy” – zauważył poseł Płaczek.
„W całej tej historii pojawia się również wątek powiązań niektórych z tych 4 organizacji z lewicową Fundacją Batorego, która od lat – zdaniem wielu – prowadzi programy pozbawiające narody tożsamości, tradycji i religii. TO WSZYSTKO JEST TAK PATOLOGICZNE I ANTYPOLSKIE, ŻE AŻ BOLI!” – ocenił Grzegorz Płaczek.
„Jak państwu w Warszawie i w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nie jest wstyd wydawać w ten sposób niemal 105 mln zł??? Czas skończyć z patologiczną polityką migracyjną w naszej ojczyźnie!” – napisał Płaczek.
„Panie premierze @donaldtusk, to jest ten plan walki o polską rację stanu i bezpieczeństwo polskich obywateli?” – podsumował poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek.
Ręce opadają! Gdzie my żyjemy? Właśnie otrzymałem odpowiedź na moją kolejną interwencję poselską [MCPS-OR/NG/071-50/2024] od Marszałka Województwa Mazowieckiego. Marszałek poinformował mnie, iż w województwie mazowieckim już wkrótce powstanie 6 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) – w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu, Siedlcach i Warszawie. Ich budżet na lata 2025-2029 wyniesie blisko 105 mln zł (!), a sam roczny koszt utrzymania tylko jednego CIC w Warszawie wyniesie 600 tys. zł !!! Nad projektem, o czym można przeczytać w piśmie, „czuwa” samo
. Ale to nie koniec tej historii. Partnerem warszawskiego Urzędu Marszałkowskiego w projekcie będą 4 organizacje pozarządowe, a wystarczy tylko: przejrzeć Statuty niektórych z tych organizacji, zapoznać się ze składami osobowymi ich Rad/Zarządów oraz sprawdzić kilka faktów i ich dotychczasowe źródła finansowania, aby zauważyć, że pojawiają się: – zbyt często mało brzmiące nazwiska w Radach/Zarządach tych organizacji, – powiązania tych organizacji ze skompromitowaną „Grupą Granica”, – prokuratorskie zarzuty ułatwiania obcokrajowcom (przez członków tych organizacji) NIEZGODNEGO z prawem pobytu na terenie Polski, – liczne oskarżenia o dezinformację, – oraz pojawiające się w ostatnich latach obrzydliwe oskarżenia członków tych organizacji pozarządowych wobec polskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy Straży Granicznej o „nieludzkie traktowanie migrantów” na polskiej granicy. W całej tej historii pojawia się również wątek powiązań niektórych z tych 4 organizacji z lewicową Fundacją Batorego, która od lat – zdaniem wielu – prowadzi programy pozbawiające narody tożsamości, tradycji i religii. TO WSZYSTKO JEST TAK PATOLOGICZNE I ANTYPOLSKIE, ŻE AŻ BOLI! Jak Państwu w Warszawie i w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nie jest wstyd wydawać w ten sposób niemal 105 mln zł??? Czas skończyć z patologiczną polityką migracyjną w naszej ojczyźnie! Panie premierze
W czasie ostatniej nocy sylwestrowej w wielu miastach Europy dochodziło do brutalnych ekscesów z udziałem imigrantów. Dotyczyło to również stolicy Niemiec, Berlina. Teraz problemy mają policjanci, którzy ujawnili, że sprawcami aktów przemocy byli muzułmanie.
Policja w Berlinie rozpoczęła dochodzenie przeciwko funkcjonariuszom, którzy ujawnili listę imion sprawców przestępstw z ostatniej nocy sylwestrowej. Lista obejmuje w sumie 265 imion. Najczęściej pojawiają się takie imiona jak „Ali”, „Mohammed”, „Yussuf” czy „Hassan”. Nie brakuje też „Kerima”, „Abdulhamida”, „Abdulkadira”, „Abdullaha” i tym podobnych.
Sprawa jest o tyle skandaliczna, że media podały początkowo, iż wśród sprawców dominowali „dorośli Niemcy”. Problem w tym, że choć znaczna część rzeczywiście była „z Niemiec” – to chodzi właśnie o „nowych Niemców”, takich, jak „Nour”, „Kemal” czy „Özgür”.
Po ujawnieniu tożsamości etnicznej sprawców przemocy rzecznik berlińskiej policji Florian Nath mówił w mediach o „nieakceptowalnym” zachowaniu policjantów, którzy pozwolili na ujawnienie „nielegalnej listy” imion imigrantów. Miałoby to być działaniem naruszającym nie tylko zasady ochrony danych osobowych, ale także przejawem „dyskryminacji”. Zdaniem rzecznika nie ma przecież fachowych podstaw do tego, by sugerować, że przestępczość jest związana z pochodzeniem etnicznym, kulturą czy konkretną religią.
W sumie w noc sylwestrową popełniono w Berlinie conajmniej 1453 czynów karalnych. W większości chodziło o niszczenie budynków i przedmiotów petardami i fajerwerkami.
Wstrząsająca ofensywa syryjskiej al Kaidy, obalając reżim al Asada, przypieczętowała załamanie się geopolitycznego ładu na Bliskim Wschodzie, który rozpadał się już od „arabskiej zimy” 2010-11 r. Zwycięstwo islamistów przyspieszy to, co zwiastowała już napaść Rosji na Ukrainę. Wojna obejmie Europę, tyle, że nie za kilka lat, a już w tym roku. Przegniły do szpiku kości lewicowo-liberalnym rakiem kontynent sobie z nią nie poradzi.
Banałem jest stwierdzić, że Zachód się rozkłada. A jeszcze 35 lat temu, kiedy upadał komunizm, powszechnie uważano, jak Fukuyama, że oto nastał kres historii. Liberalna demokracja miała być ostatecznym stadium cywilizacji, objąć cały świat i trwać w wiecznym pokoju i konsumpcji. Nawet po 11 września 2001 r. mało kto dostrzegał początek nowej epoki konfrontacji, a co dopiero, że Zachód ją przegra. USA przeprowadziły błyskawiczną operację antyterrorystyczną w Afganistanie na końcu świata, o której szybko zapomniano, podobnie jak o interwencji w Iraku z 2003 r.
Lewicowy rak niszczy Zachód od środka Tyle, że islamski terroryzm, mimo militarnych klęsk, ciągle się odradzał, bo znajdowały się kolejne tysiące gotowe umierać w dżihadzie, podczas gdy Zachód nie był gotów do żadnych poświęceń, a przeżerająca go od środka neomarksistowska ideologia wręcz dążyła do jego klęski. Po 1989 r. komunizm odniósł zwycięstwo zza grobu, bo zanim politycznie upadł, całkowicie zinfiltrował i zatruł duchowo elity Zachodu. Teraz zainfekowany neomarksizmem Zachód niszczy się sam. Jego skrajnie lewicowy establiszment żywi się tak naprawdę jedną ideą – fanatyczną nienawiścią do chrześcijaństwa i wszystkiego co z niego wyrasta.
Sam zupełnie niczego nie tworzy. Jedynym jego celem jest niekończąca się rewolucja, czyli niszczenie cywilizacji, nad którą jak rak mózgu przejął władzę, na wszelkich możliwych poziomach – religii, kultury, gospodarki, indywidualnej duszy, a ostatnio nawet biologii człowieka.
Jednym z przejawów tej dzikiej nienawiści do chrześcijaństwa jest ideologia multi-kulturalizmu, w ramach której lewica od lat 70-tych otworzyła Europę na masową imigrację zarobkową z krajów Afryki i Azji, równocześnie promując wśród Europejczyków bezdzietność, aborcję i antykoncepcję.
Doprowadziło to w ciągu dwóch pokoleń do zapaści demograficznej białych i wymiany etnicznej ludności kontynentu. Oficjalne motywy ekonomiczne tej polityki są tylko pozorem. Sztuczne wykreowanie dużych mniejszości kulturowych miało stanowić uzasadnienie ostatecznego usunięcia chrześcijaństwa z życia publicznego (rzekomo w obronie dyskryminowanych mniejszości), rozmyć dawne narody i stworzyć marksistowską utopię europejskiego superpaństwa bez tożsamości religijnej i narodowej.
Projekt ten zakładał, że ściągnięte do Europy obce grupy etniczne ulegną takiej samej laicyzacji jak rdzenni Europejczycy i staną się twardym zapleczem promującej je skrajnej lewicy. Tyle, że wbrew lewackim ideologom miliony muzułmanów się nie zasymilowały. Zaczęły za to przytłaczać swoją dzietnością z-ateizowanych Europejczyków.
„Islamska zima”
Świadomość tego uderzyła w Europę z całą ostrością po 2010 r., kiedy w świecie islamu wybuchła fala buntów społecznych nazywanych eufemistycznie „arabską wiosną”, chociaż tak naprawdę przetoczyła się zimą i wywołała mrożące skutki. Dość powiedzieć, że po interwencji w Afganistanie al Kaida była na krawędzi unicestwienia. Działało tylko kilka jej kilkusetosobowych komórek. Sam bin Laden przez 10 lat w zasadzie tylko się ukrywał. Do 2010 r. w całej Afryce Północnej istniała tylko jedna dogorywająca komórka al Kaidy Islamskiego Maghrebu, licząca 300 ludzi. „Arabska Zima” zmieniła wszystko w kilka miesięcy. Zamiast rojonej przez Zachód demokracji po całym świecie islamu zaczęły wyrastać terrorystyczne bojówki. Dzisiaj dziesiątki tysięcy islamistów chwytają przyczółki terytorium we wszystkich państwach Afryki Subsaharyjskiej, Libii, Nigerii, na egipskim Synaju, Somalii, a nawet w dalekim Mozambiku. Najgorsza okazała się jednak destabilizacja Syrii i Iraku. Radykalniejsze od al Kaidy Państwo Islamskie w latach 2012-14 opanowało terytorium zamieszkane przez kilka milionów ludzi i zagroziło obaleniem całego porządku społecznego.
Demograficzne samobójstwo dla 10-latków Otworzyło to drogę do zalewu Europy już zupełnie nielegalną imigracją – wcale nie spontaniczną. Od zewnątrz organizują ją muzułmańskie gangi i dążące do wywołania kryzysu w Europie Turcja i Rosja, od wewnątrz kontrolujący Zachód lewico-liberalny establiszment. Wyrazem tego była słynna polityka „Herzlich willkommen” – całkowicie bezprawne a zupełnie bezkarne zaproszenie w 2015 r. przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel milionów muzułmanów do UE.
Jak samobójcza jest ta polityka, można sobie uświadomić, dodając najprostsze liczby. Już przed 2015 r. muzułmanie w Niemczech stanowili około 5,5 % populacji. W praktyce oznacza to, że w młodszych rocznikach było ich co najmniej 10 %, bo dzietność muzułmanów jest znacznie wyższa od Europejczyków. W pojedynczym roczniku rodziło się w Niemczech około 350 tys. chłopców, co oznacza, że populacja mężczyzn, którzy dziś są w wieku poborowym (20-40 lat) wynosiła około 7 mln, z tego około 700 tys. muzułmanów. Na skutek Merkelowego „damy radę” w ciągu niecałych 2 lat do Niemiec napłynęło 1,5 mln imigrantów, w 3/4 młodych mężczyzn, przedstawianych jako wdowy i sieroty.
Populacja muzułmanów w wieku poborowym wzrosła więc skokowo do około 1,8 mln. Już w 2016 r. na 8 mln młodych mężczyzn, więcej niż co piąty miał muzułmańskie pochodzenie. A przecież kryzys migracyjny się nie skończył. Dalej co roku do Niemiec przybywa kilkaset tysięcy młodych muzułmanów. Sytuacja w mniejszych krajach zachodniej Europy jest równie katastrofalna.
Co teraz zrobić z tą hordą młodych niepracujących byczków? Albo pozwolić im sprowadzić muzułmańskie kobiety do Europy, co spowoduje napływ kolejnych milionów, albo tolerować gwałty na białych kobietach. Nawet według oficjalnych statystyk w Europie Zachodniej dochodzi do 100 tys. przestępstw seksualnych rocznie. W rzeczywistości zapewne jest znacznie więcej. To oczywiście lewakom i feministkom nie przeszkadza. Sami żyją w strzeżonych osiedlach dla „elit” i nie odczuwają skutków swojej polityki. Ich wrogiem jest biały „patriarchalny” mężczyzna.
Przegrana „wojna z terroryzmem” Co oczywiste, porządek społeczny w Europie się załamie. Zanosiło się na to już po szokującym zdobyciu przez Państwo Islamskie Mosulu w 2014 r. Wówczas w morzu imigrantów dostały się do Europy tysiące terrorystów, a w drugą stronę popłynęły dziesiątki tysięcy ochotników do Państwa Islamskiego, uznając, że nadeszła chwila podrzynania gardeł „niewiernym”. Skutkowało to falą zamachów terrorystycznych z 2015-16 r. Nie było w Europie miesiąca bez masakry w strzelaninie lub staranowaniu samochodem.
Ta fala stopniowo wygasła, bo międzynarodowa interwencja zdołała w latach 2015-19 obalić Państwo Islamskie i zepchnąć je do podziemia. Trwałe stłumienie islamizmu przez militarne interwencje nie jest już jednak możliwe. Kiedy prezydent USA George Bush ponad 20 lat temu ogłaszał, że „wojna z terroryzmem” potrwa dekady, odbierano to jako szukanie pretekstu do przeciągania interwencji. Okazało się, że miał rację. Tyle, że wynik wojny okazał się inny niż oczekiwał. Wojna na Bliskim Wschodzie jest już przegrana. Znakiem tego było wycofanie się USA z Afganistanu w 2021 r. Zarazem przyspieszyło to klęskę, bo natychmiast cały kraj opanowali talibowie. Tysiące dżihadystów zyskały bezpieczną wyspę, z której mogą prowadzić ofensywy na całym świecie. Wprawdzie al Kaida pozostawała przez ten czas cicha i niewidoczna, ale to część jej ogólnej strategii przetrwania, przyjętej w ciągu 20 lat ukrywania się przed amerykańskim pościgiem. Tym różniła się od Państwa Islamskiego, które na fali chwilowego powodzenia w 2014 r. ostentacyjnie wzywało muzułmanów do światowego dżihadu, dążąc do obalenia międzynarodowego ładu i oskarżając al Kaidę o odstępstwo. Ściągnęło tym na siebie zagraniczną interwencję i klęskę.
Milczenie al Kaidy się opłaciło. Po agresji Rosji na Ukrainę i Izraela na Liban, zagraniczni sojusznicy dyktatora Syrii Baszara al Asada, odwrócili uwagę od zamrożonej od 5 lat wojny w Syrii. I tę nieuwagę wykorzystało syryjskie skrzydło al Kaidy. Piorunująca ofensywa z niewielkiej prowincji Idlib w ciągu zaledwie 11 dni obaliła reżim, który był bliski wygrania 13-letniej wojny. Niech nikogo nie mylą nic niemówiące i stale zmieniające się oficjalne nazwy islamskiego ugrupowania. Te zmiany były częścią tej samej strategii al Kaidy roztapiania się w szerszych organizacjach i schodzenia z oczu Zachodnim interwenientom.
Al Kaida znalazła się teraz w o niebo lepszej sytuacji niż Państwo Islamskie w 2014 r. Zmęczony i zajęty wojną na Ukrainie Zachód nie podejmie nowej interwencji. Al Kaida będzie więc miała olbrzymią swobodę działania (czego wyrazem jest świeża wizyta w Damaszku ugodowej delegacji UE).
Wszystko się posypie Dotychczasowy porządek w regionie nie tylko jest nie do odtworzenia, ale sytuacja będzie się gwałtownie pogarszać. Al Kaida w przeciwieństwie do Państwa Islamskiego opanowała sztukę mydlenia oczu, ale cel – globalny islamski kalifat – pozostaje ten sam. Upadek Asada w Syrii ma zaś efekt uboczny. Rosja w ostatnich latach całkowicie wypchnęła Francję i jej wojska z dawnych kolonii w Afryce Subsaharyjskiej. Słabe armie tamtejszych państw liczą po kilkanaście tysięcy żołnierzy. Już w 2013 r. jedynie francuska interwencja uratowała Mali przed zajęciem przez al Kaidę Islamskiego Maghrebu. To głównie obecność Francji stabilizowała region. Jednakże kolejne dyktatury wojskowe na Sahelu krótkowzrocznie wyprosiły armię francuską i zastąpiły rosyjskimi najemnikami, zainteresowanymi jedynie eksploatacją lokalnych zasobów.
Stabilność regionu zależy teraz od kilku tysięcy najemników o wątpliwym morale ze stacjonującej tam Grupy Wagnera, przeorganizowanej po buncie z 2023 r. w „Afrika Korps”. Tyle, że Putin jest całkowicie pochłonięty wojną na Ukrainie i nie upilnował nawet tak ważnej dla niego Syrii. Przez bazy w Syrii szło zaopatrzenie dla wagnerowców w państwach Sahelu, teraz odcięte. Jakakolwiek silniejsza ofensywa saharyjskich dżihadystów doprowadzi do natychmiastowego załamania tamtejszych państw i tarcza rosyjskich najemników okaże się iluzją. Wypchnięta z regionu Francja nie przyjdzie nikomu z pomocą. Do ataków dochodzi bezustannie i wagnerowcy tracą w Afryce dziesiątki ludzi. Cały ład w Północnej Afryce wisi na włosku i w każdej chwili może się rozsypać jak domek z kart.
Można przewidzieć, co się wkrótce stanie w Europie Zachodniej. Powtórzy się sytuacja z 2015 r. Pod wpływem wydarzeń w Syrii uaktywnią się ukryte od lat komórki terrorystyczne i tysiące domorosłych islamistów, czujących, że nadchodzi ich dzień. Kontynent już w tym roku zaleje fala ataków i strzelanin, tyle że na znacznie większą skalę niż 10 lat temu, bo sytuacja demograficzna zmieniła się jeszcze bardziej na korzyść muzułmanów. Różnica będzie taka, że tym razem ta fala nie wygaśnie, bo nikt nie obali islamistycznych państw na Bliskim Wschodzie, które staną się niewyczerpanym rezerwuarem terrorystów. Otoczona pasem wyrastających emiratów Europa będzie ulegać dezintegracji.
Proces ten jeszcze wzmocni Rosja, która za wszelką cenę dąży do destabilizacji Europy przy pomocy imigrantów przerzucanych od 2021 r. przez Białoruś, by w ten sposób odwrócić uwagę od Ukrainy. Ukraina już od roku toczy wojnę z Rosją wyłącznie dzięki pomocy militarnej z Zachodu. Ustanie tej pomocy oznaczałoby natychmiastową klęskę i drugi rozbiór Ukrainy. Celem Putina jest jednak całkowite wchłonięcie i Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich oraz odbudowa imperium w granicach Związku Radzieckiego (wbrew różnym pseudo-realistycznym mędrkom, którzy do końca twierdzili, że Rosja żadnej agresji nie planuje, chociaż nawet zwykły zjadacz chleba bez pojęcia o polityce mógł z telewizji dowiedzieć się o zbliżającej się wojnie; a kiedy wojna wybuchła, ci sami mędrkowie twierdzą, że jej przyczyną było szczekanie NATO u bram Rosji, a metodą osiągnięcia pokoju odcięcie pomocy napadniętemu, żeby Rosja go szybciej podbiła, a potem napadła nas).
Trump przy pomocy Muska wzywa do buntu Jaka na to będzie reakcja establiszmentu Unii Europejskiej? Udawanie zmiany polityki imigracyjnej oraz zwiększenie agresji przeciw „faszystom” i „rasistom”, czyli zwykłym ludziom, przenoszącym poparcie na partie „populistyczne” ze strachu przed zalewem islamu. Lewicowemu establiszmentowi UE wojna na Ukrainie najbardziej przeszkadza przez to, że rodzi możliwość powrotu demonów patriotyzmu. Najchętniej wróciłby on do tego, co było, czyli biznesów z Rosją i wojny z prawdziwym wrogiem, czyli do fanatycznego niszczenia resztek cywilizacji chrześcijańskiej poprzez walkę o „wolność, równość, braterstwo”, eko-religię, wymyślanie praw dla kolejnych zboczeń, mniejszości gatunkowych, rasowych i płciowych.
Wydawało się, że bezustannie pałowani i lżeni przez terror medialny normalni Europejczycy mogą już bezsilnie uciekać na wewnętrzną emigrację od coraz bardziej nieznośnej rzeczywistości. Zwycięstwo Donalda Trumpa wywołuje jednak wstrząs w lewicowych rządach Zachodu. Upadł rząd Niemiec. 6 stycznia dymisję zapowiedział ultra-lewicowy premier Kanady Justin Trudeau. Elon Musk zaczął kampanię agitacji na rzecz najbardziej anty-imigranckich sił w Europie, dotychczas traktowanych jak trędowaci. Zuchwale wzywa do głosowania na AfD w lutowych wyborach w Niemczech. Do tej pory na takie rzeczy pozwalały sobie tylko Niemcy i Bruksela, bezprawnie ingerując w wewnętrzne sprawy krajów UE i bezczelnie obalając lub kreując rządy we Włoszech, Grecji, czy Polsce.
Każdą wypowiedź Muska śledzi teraz cały świat. 2 stycznia odpalił przeciw brytyjskim socjalistom medialną bombę atomową. Wyciągnął sprawę tysięcy gwałtów na białych dziewczynkach (niektórych w wieku 11 lat), jakich dopuszczali się pakistańscy imigranci. Aferę tuszowały brytyjskie władze i policja, a zamiast bronić ofiar ścigały za „rasizm” i „islamofobię” ludzi próbujących ujawnić prawdę.
Nie ma bardziej upokarzającego aspektu islamizacji Europy i europejski establishment boi się sprawy jak ognia. Musk nie dał głosu wykluczonym. Prawie otwarcie wezwał do buntu. Wezwał do obalenia brytyjskiego rządu, a nawet do ustąpienia Nigela Farage’a, popularnego sprawcy Brexitu, przywódcy uważanej za skrajnie prawicową Partii Reform (dawniej „Brexit”). Farage nie chciał bowiem bronić z Muskiem Tommy’ego Robinsona, prawicowego działacza relacjonującego procesy muzułmańskich gwałcicieli, który za swoje anty-islamskie nagrania w sądzie trafił do więzienia. Bez wątpienia Musk działa w porozumieniu z Trumpem. Wprawdzie prezydent USA nie ma aż takiej mocy sprawczej, żeby sobie umeblować rządy w Europie. Swoją aktywnością może jednak doprowadzić do eksplozji społecznej frustracji Europejczyków, przez dekady tłamszonej przez terror lewicowego monopolu medialno-kulturowego. Wtedy nadchodzący kryzys będzie miał jeszcze gwałtowniejszy przebieg.
Wojna przyjdzie do Europy szybciej niż się spodziewa, tyle, że nie ze wchodu, a od środka. Polska zostanie wciśnięta między dwa śmiertelne zagrożenia. I jest na to kompletnie nieprzygotowana. Zatruwana duchowo przez tą samą skrajnie lewicową toksynę, sączącą się od dekad z organów Michnika, TVN-ów, Onet-ów i kontrolowana politycznie przez proniemiecką koalicję ryżego folksdojcza, która podrzuci nam muzułmańskie kukułcze jajo poprzez pakt migracyjny. Alternatywą są zaś rządy tchórzliwych pseudo-patriotów, którzy mieli przeciwdziałać zagrożeniu, a potulnie się pod unijne trendy dostosowali i jako uzasadnienie swojej władzy wymyślili rozdawnictwo socjalne poprzez 500+ i 14 emerytury.
Kryzys nadchodzi nieubłaganie. Trzeba szykować się jak Churchill na pot, krew i łzy, a nie obiecywać rozdawnictwo masła, kiedy potrzeba czołgów. Bez nich wkrótce zabiorą nam masło.
Meijeren podkreślił erozję holenderskich korzeni kulturowych, ostrzegając, że masowa imigracja osłabia wartości, język i tradycje, które definiują Holandię. „Nasza tożsamość narodowa jest stopniowo zastępowana przez wielokulturowe społeczeństwo bez stałych ram” – argumentował. To, jak powiedział, wzmacnia poczucie wyobcowania wśród rdzennej ludności i tworzy napięcia między grupami, torując drogę do większej kontroli rządowej pod pozorem utrzymania porządku. „Zdezorientowane społeczeństwo jest bardziej podatne na scentralizowaną władzę i globalistyczne plany”
„Wymiana populacji jest faktem”: holenderski poseł ujawnia sztucznie wywołany kryzys demograficzny w Holandii .
„Holandia jest prześladowana – to nie jest teoria, to fakt. Bez zdecydowanych działań będziemy świadkami wymazywania naszego dziedzictwa i rozpadu naszych społeczności” – oświadczył Gideon van Meijeren, poseł Forum for Democracy (FvD).
Podczas debaty na temat budżetu azylowego i migracyjnego na rok 2025 poseł Forum for Democracy (FvD) Gideon van Meijeren wygłosił śmiałą i ostrą krytykę holenderskiej polityki imigracyjnej, ujawniając jej niszczycielskie skutki społeczne i kulturowe.
Centralnym punktem jego przemówienia było użycie terminu „wymiana populacji” [population replacement], zwrotu, który wywołał intensywną debatę i kontrowersje w parlamencie. Wcześniej pojawiały się nawet wnioski mające na celu zakazanie jego używania. Niezrażony tym Meijeren bronił tego terminu jako faktycznego opisu zmian demograficznych spowodowanych masową imigracją, odmawiając ugięcia się pod parlamentarną cenzurą.
Meijeren rozpoczął od uznania humanitarnej odpowiedzialności za pomoc tym, którzy uciekają przed przemocą. Jednak później ostro zmienił temat, krytykując politykę otwartych granic kraju, twierdząc, że niekontrolowana imigracja przez dziesięciolecia doprowadziła do katastrofalnych skutków. Powołując się na statystyki Centralnego Biura Statystycznego (CBS), podkreślił drastyczną zmianę demograficzną: „Od 2000r. populacja Holandii wzrosła o ponad 2 miliony osób, z których około 95 procent ma pochodzenie migracyjne. Od tego czasu populacja osób o holenderskim pochodzeniu maleje, ponieważ umiera więcej osób niż rodzi się dzieci”.
Ostrzegał przed przyszłością, w której prawie połowa populacji będzie miała pochodzenie migracyjne, co opisał jako „celową transformację demograficzną”. Meijeren cytował historycznych zwolenników UE, takich jak Richard Coudenhove-Kalergi — teoretyk polityczny i jeden z pierwszych orędowników integracji europejskiej, który wyobrażał sobie zjednoczoną Europę ukształtowaną przez masową imigrację — oraz architektów polityki, takich jak Peter Sutherland, były szef ds. migracji ONZ i komisarz UE, często nazywany „ojcem globalizacji”. Meijeren oskarżył ich o promowanie globalistycznej agendy mającej na celu podważenie jednorodności narodowej.
„Peter Sutherland, były szef ds. migracji ONZ, powiedział w 2012r. dosłownie, że imigracji należy żądać, aby podważyć jednorodność krajów europejskich” — stwierdził Meijeren, podkreślając dodatkowo celowy charakter takiej polityki. Coudenhove-Kalergi w swojej pracy „Praktyczny idealizm” opisał, że masowa imigracja z Afryki i Bliskiego Wschodu doprowadzi do zmieszania, czego efektem będzie „rasa euro-azjatycko-negroidalna”.
W swoim przemówieniu Meijeren podkreślił również systemową porażkę obecnego podejścia do polityki imigracyjnej. Skrytykował brak odpowiedzialności i przejrzystości w procesie podejmowania decyzji, argumentując, że takie niepowodzenia jeszcze bardziej wyobcowują holenderską ludność i pogłębiają jej nieufność do instytucji rządowych. „Ludzie czują się niesłyszani i porzuceni przez te same systemy, które powinny chronić ich interesy” – powiedział, podkreślając rosnący rozdźwięk między obywatelami a decydentami.https://rumble.com/embed/v63fnsg/?pub=4
Cenzura wywołuje sprzeciw
Odniesienie Meijerena do „wymiany populacji” wywołało natychmiastowe sprzeciwy ze strony innych parlamentarzystów, powołujących się na wcześniejszy wniosek potępiający ten termin jako propagandę. Meijeren odpowiedział: „Nie może być tak, że większość parlamentarna decyduje w drodze uchwały o tym, czego mniejszość nie może powiedzieć. Podważa to nasz demokratyczny system równej reprezentacji”.
Omówił szczegółowo niebezpieczeństwa związane z tłumieniem konkretnej terminologii, łącząc je z szerszymi wysiłkami na rzecz stłumienia sprzeciwu i kontrolowania dyskursu publicznego. „Konstytucja chroni moją wolność wypowiedzi” – oświadczył. „Tłumienie języka jest narzędziem tłumienia idei. Kto reguluje język i zabrania słów, zapewnia tłumienie pewnych idei”. Według Meijerena stanowi to fundamentalny atak na zasady demokratyczne.
Ostrzegł, że bez zdecydowanych działań trwające zmiany demograficzne i kulturowe sprawią, że Holandia stanie się nie do poznania w ciągu kilku dekad. „Jesteśmy świadkami wymazywania naszego dziedzictwa i rozpadu naszych społeczności” – oświadczył. Meijeren argumentował, że ta trajektoria jest nie tylko niezrównoważona, ale także fundamentalnie niesprawiedliwa dla przyszłych pokoleń obywateli Holandii.
Pretekst humanitarny czy wyzysk?
Kwestionując humanitarną narrację polityki imigracyjnej, Meijeren argumentował, że większość osób ubiegających się o azyl nie ucieka przed sytuacjami zagrażającymi życiu, ale jest migrantami ekonomicznymi wykorzystującymi hojne państwo opiekuńcze Holandii. „Jeśli uciekasz przed wojną, dlaczego zostawiasz swoją rodzinę? Dlaczego przejeżdżasz przez osiem bezpiecznych krajów, żeby akurat tu przyjechać?” – pytał.
Meijeren podkreślił również zagrożenia związane z obecną polityką azylową, nazywając ją nieludzką i kontrproduktywną. Jako dowód na istnienie systemu, który zachęca do podróży zagrażających życiu, przytoczył niebezpieczne przeprawy przez Morze Śródziemne ułatwiane przez handlarzy ludźmi. „Wielu migrantów tonie, odnosi obrażenia lub staje się ofiarami handlu ludźmi i wykorzystywania, w tym dzieci i nieletni, którzy doświadczają poważnych urazów, a nawet przemocy seksualnej” — zauważył Meijeren. „Los tysięcy osób nie jest znany, po prostu znikają w chaosie systemu”. Te niedociągnięcia, argumentował, nie tylko szkodzą migrantom, ale także podważają zasadność holenderskiej polityki azylowej.
Koszt multikulturalizmu
Gideon van Meijeren twierdził, że skutki społeczne masowej imigracji wykraczają daleko poza doraźne kwestie humanitarne, zagrażając infrastrukturze kraju i podważając jego tożsamość kulturową.
Meijeren podkreślił erozję holenderskich korzeni kulturowych, ostrzegając, że masowa imigracja osłabia wartości, język i tradycje, które definiują Holandię. „Nasza tożsamość narodowa jest stopniowo zastępowana przez wielokulturowe społeczeństwo bez stałych ram” – argumentował. To, jak powiedział, wzmacnia poczucie wyobcowania wśród rdzennej ludności i tworzy napięcia między grupami, torując drogę do większej kontroli rządowej pod pozorem utrzymania porządku. „Zdezorientowane społeczeństwo jest bardziej podatne na scentralizowaną władzę i globalistyczne plany” – ostrzegł Meijeren, wiążąc ten proces z Celami Zrównoważonego Rozwoju (SDGs) ONZ i szerszym naciskiem na globalne zarządzanie.
Wyzwanie ze strony Meijerena wykraczało poza krytykę polityki, obejmując szersze potępienie tego, co opisał jako „europejską elitę technokratyczną”. Oskarżył te elity o priorytetowe traktowanie celów globalistycznych ponad dobrobyt i suwerenność poszczególnych narodów. „Naród holenderski zasługuje na przywódców, którzy walczą za niego, a nie za Brukselę” – stwierdził, przedstawiając swoje wezwanie do reform jako walkę o samą duszę Holandii.
Wezwanie do radykalnej reformy
Meijeren zakończył wystąpienie apelem o całkowitą przebudowę systemu azylowego i imigracyjnego, wzywając Holandię do opuszczenia UE w celu odzyskania suwerenności. „Dopóki będziemy związani dyktatami UE, nie będziemy mogli skutecznie kontrolować naszych granic ani definiować naszej polityki. Opuszczenie UE nie jest opcją — jest koniecznością”.
Meijeren przedstawił szereg praktycznych reform, w tym uchylenie międzynarodowych traktatów, takich jak Konwencja ONZ w sprawie uchodźców, i wprowadzenie stałych kontroli granicznych. Wezwał również Holandię do odzyskania suwerenności poprzez całkowite opuszczenie UE. „Dopiero wtedy będziemy mogli określić naszą politykę azylową i zdecydować, kogo wpuścić do naszego kraju” – stwierdził. Meijeren podkreślił, że bez tych zmian strukturalnych wszelkie tymczasowe środki będą jedynie „leczyć objawy, nie rozwiązując podstawowego problemu”.
Ponadto przemówienie Meijerena podkreśliło obciążenia ekonomiczne spowodowane masową imigracją, wskazując na rosnące bezrobocie wśród rodzimych obywateli i zwiększoną konkurencję o ograniczone zasoby. „To nie jest współczucie. To zaniedbywanie naszych własnych obywateli” – argumentował, wzywając rząd do przekierowania zasobów, aby w pierwszej kolejności wesprzeć obywateli Holandii.
Zakończył mocnym stwierdzeniem: „Dopiero wtedy możemy uczynić Holandię ponownie Holandią. Nasz kraj jest wart walki”. Obiecał: „Nawet jeśli będziemy musieli płynąć pod prąd, nawet jeśli będziemy stać sami, będziemy nadal walczyć o Holandię, jaką kiedyś znaliśmy. Ponieważ nasz kraj jest tego więcej niż wart”.
Z danych rządu Zjednoczonego Królestwa wynika, że imigranci są 3,5 razy częściej aresztowani za przestępstwa seksualne, niż obywatele brytyjscy. Należy przy tym podkreślić, że wśród „obywateli brytyjskich” zapewne są także dzieci czy wnuki imigrantów.
Nowe dane opublikowane przez władze w Londynie wskazują, że obcokrajowcy są ogólnie dwukrotnie częściej aresztowani za przestępstwa w stosunku do obywateli brytyjskich. Z kolei w przypadku aresztowań za przestępstwa seksualne imigranci są aresztowani aż 3,5 razy częściej, niż obywatele Zjednoczonego Królestwa.
Dane zostały opracowane przez Centrum Kontroli Migracji na podstawie danych z policji, brytyjskiego MSW oraz Urzędu Statystyk Narodowych (ONS).
„Obcokrajowcy byli 3,5 razy bardziej narażeni na aresztowanie za przestępstwa seksualne niż podejrzani brytyjscy, w oparciu o wskaźnik prawie 165 aresztowań na 100 000 populacji migrantów w porównaniu z 48 na 100 000 Brytyjczyków” – podał „Telegraph”.
26,1 proc. aresztowań za przestępstwa seksualne w pierwszych 10 miesiącach ubiegłego roku stanowili imigranci. Stanowią oni około 9 procent populacji. W przypadku wszystkich przestępstw obcokrajowcy stanowili 16,1 proc. całkowitej liczby aresztowań. To dwa razy więcej niż obywatele brytyjscy.
Należy podkreślić, że w danych brytyjskich pod pojęciem „imigrant” czy „obcokrajowiec” rozumie się osobę nie posiadającą obywatelstwa. Z kolei dzieci czy wnuki imigrantów, niejednokrotnie kultywujące obyczaje z kraju pochodzenia, są w znacznej mierze określani „obywatelami” czy też „Brytyjczykami”.
W niektórych regionach Zjednoczonego Królestwa wskaźniki przestępstw imigrantów są znacznie wyższe. W Londynie aż 66,9 proc. aresztowań za przestępstwa seksualne dotyczyło obcokrajowców. W Derbyshire z kolei 44,8 proc. podejrzanych o przestępstwa seksualne to imigranci.
Wśród 48 narodowości o wyższym wskaźniku aresztowań niż obywatele brytyjscy, na czoło wysuwają się Albańczycy, Afgańczycy, Irakijczycy, Algierczycy i Somalijczycy.
„Liczby te prawdopodobnie byłyby znacznie wyższe i bardziej niepokojące, gdyby wziąć pod uwagę osoby z pochodzeniem migracyjnym” – zaznacza portal „ZeroHedge”.
Dane opublikowano w efekcie skandalu w sprawie tuszowania islamskich gangów zajmujących się gwałtami w Wielkiej Brytanii. Rząd Partii Pracy odmówił zatwierdzenia nowego dochodzenia, a problem ten był wielokrotnie podkreślany przez Elona Muska.
Portal wskazuje również, że „ponad połowa przestępstw w Niemczech jest popełniana przez migrantów”.
Do Polski mają wkrótce przyjeżdżać uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Dziesiątki tysięcy rocznie. Może setki tysięcy. Przyjadą na mocy paktu migracyjnego Unii Europejskiej. Wprowadzą się do naszych miast, wsi i miasteczek – na długo lub na stałe. Polacy mają więc prawo zadać kilka zasadniczych pytań. Kim będą ci przybysze – tak naprawdę? Jak zmienią nasze życie? Na lepsze? Czy na gorsze? I czy Polacy muszą się na to wszystko zgodzić? Ten autor spędził ostatnie 32 lata w najludniejszym mieście Europy Zachodniej. Mieszkańcy tego miasta to już w większości imigranci. Większość rdzennych mieszkańców opuściło swoją własną stolicę. Uciekli przed szybko rosnącą liczbą gwałtów, napadów i morderstw. To miasto to Londyn. Ten artykuł to naoczna relacja z kraju płacącego krwią i dobytkiem za swoje otwarte serce – i za otwartą granicę.
Przyszli bez ostrzeżenia
Duży hotel w małym brytyjskim mieście Altrincham nagle anulował wszystkie rezerwacje – pokoje, konferencje, wesela. To był moment, w którym mieszkańcy tego miasta dowiedzieli się, że jadą do nich uchodźcy. I że wprowadzą się do miejscowego hotelu. Nie było żadnego ostrzeżenia czy dyskusji – ani z mieszkańcami, ani z radą miasta.
Wkrótce do miasta wprowadziło się 300 młodych mężczyzn z Afryki. Wprowadzili się do hotelu tuż obok szkoły podstawowej dla dziewcząt. Większość z tych mężczyzn wyrzuciło swoje paszporty bezpośrednio przed nielegalnym wkroczeniem do Wielkiej Brytanii. Co ukrywają?
Podobne sytuacje zdarzają się w całej Wielkiej Brytanii. Obecnie około 97 tys. uchodźców mieszka w brytyjskich hotelach i innych ośrodkach dla imigrantów. Wielu z nich przyjechało do Zjednoczonego Królestwa nielegalnie. Większość to przybysze z Afganistanu, Turcji, Iranu, Iraku, Syrii, Erytrei i Sudanu.
Krew i łzy
Mieszkańcom brytyjskiej wioski Scampton powiedziano, że wkrótce wprowadzą się do nich uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Będą to głównie młodzi mężczyźni. Przyjadą w sile 2 tys. (wioska Scampton liczy 1 tys. mieszkańców). Zamieszkają w opuszczonej bazie lotniczej – tuż obok szkoły podstawowej.
Mieszkańcy Scampton byli oczywiście przerażeni. „Jak możesz powiedzieć swojemu dwunastoletniemu dziecku, aby poszło się bawić do parku, w którym przechadza się 2 tys. mężczyzn”, podsumował całą sprawę jeden z mieszkańców wioski.
Czy troska mieszkańców Scampton o swoje bezpieczeństwo jest uzasadniona? Zdecydowanie tak. Dane z wielu krajów Europy Zachodniej jasno pokazują, że napływ uchodźców spoza UE powoduje wzrost brutalnych przestępstw, konfliktów społecznych i ataków terrorystycznych.
Napływ uchodźców (i legalnych imigrantów) spoza UE to także wzrost barbarzyńskich gwałtów na nieletnich dziewczynkach. Oto kilka najnowszych przykładów z Wielkiej Brytanii. Uchodźca z Afganistanu (Sakhidad Ahadi) zgwałcił 12 letnią dziewczynkę w jednym z hoteli dla uchodźców. Czterech uchodźców z Syrii wielokrotnie zgwałciło (i torturowało) 13 letnią dziewczynkę w Newcastle. Uchodźca z Konga (Anicet Mayela) zgwałcił 15 letnią dziewczynkę w Oxfordshire – dziewczynka w rezultacie zaszła w ciążę.
Nie wolno tutaj także zapomnieć o gangach pakistańskich gwałcicieli operujących w Wielkiej Brytanii od lat. Do tej pory zgwałcili przynajmniej 20 tys. nieletnich dziewczynek w Rotherham, Rochdale, Telford i wielu innych brytyjskich miastach. Najmłodsze ofiary miały 11 lat. Warto tutaj dodać, że najwięcej muzułmańskich terrorystów w Wielkiej Brytanii pochodzi właśnie z Pakistanu – oraz z Afganistanu, Turcji, Iranu, Iraku, Somalii i Indii.
Czas na zastrzeżenie prawne. Zwolennicy masowej imigracji często atakują artykuły, które eksponują przestępstwa popełnianie przez uchodźców. Mówią, że nie wszyscy uchodźcy to gwałciciele, kryminaliści czy terroryści. Pełna zgoda. Nie wszyscy uchodźcy to przestępcy. Ten artykuł mówi tylko o tych uchodźcach, którzy popełniają przestępstwa. Niestety jest ich niemało.
Nieczysta gra – którą przegrywają obywatele
Samorządy lokalne, jeden po drugim, podają rząd brytyjski do sądu. Napływ uchodźców rujnuje handel i turystykę w wielu brytyjskich miejscowościach. Radni martwią się także o bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Mają też dość przyjmowania uchodźców bez jakiejkolwiek dyskusji czy nawet ostrzeżenia ze strony rządu.
Co więcej, wielu miejscowości po prostu nie stać na utrzymywanie uchodźców. Koszt utrzymania jednego dziecka imigranta to 15 tys. funtów tygodniowo (ok. 78 tys. zł). Nawet mała grupa uchodźców może w ten sposób zbankrutować niejedną wieś czy małe miasto.
Niestety sprawy sądowe zwykle wygrywa rząd – samorządy lokalne są bez szans. Rząd brytyjski bowiem używa specjalnego prawa (ang. special development orders), które pozwala rządowym urzędnikom ominąć rady lokalne podczas organizowania kwaterunku dla uchodźców.
Nieczysta gra? Niewątpliwie. Ale rządowi biurokraci nie mają innego wyjścia. Wielka Brytania jest legalnie zobowiązana do zapewnienia kwaterunku każdemu uchodźcy. Więc rząd w sądach wygrywa. Więc następne grupy uchodźców jadą do następnych miast i wsi.
Czterogwiazdkowe „więzienia”
W 2023 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 58 tys. uchodźców w ponad 400 hotelach. To kosztowało Brytyjczyków ponad 8 mln funtów dziennie (ok. 42 mln zł).
W 2024 r. około 30 tys. uchodźców mieszka w 250 hotelach (liczby te znowu szybko rosną). To kosztuje brytyjskich podatników 4.2 mln funtów dziennie (ok. 22 mln zł). Dla przypomnienia – obecnie 97 tys. uchodźców mieszka w Wielkiej Brytanii w hotelach i ośrodkach dla imigrantów.
Większość hoteli dla uchodźców są trzygwiazdkowe. Ale niektóre lokale to luksusowe dworki i czterogwiazdkowe hotele. Jeden z nich to sławny Stoke Rochford Hall, w którym książę i księżna Sussex spędzili noc w 2018 r.
Ale uchodźcy nie chcą już mieszkać w hotelach. Chcą domów i mieszkań. Wpływowe organizacje charytatywne popierają ich żądania i przeprowadzają z nimi wywiady, nagłaśniając ich mieszkaniowe postulaty.
Organizacja charytatywna Migrant Voice rozmawiała ostatnio z Abu (uchodźca z Sudanu). Abu mieszka w hotelu w Yorkshire. Jak każdy uchodźca ma tam zapewniony darmowy pokój, darmowe wyżywienie i darmowy dostęp do służby zdrowia. Dostał też kartę debetową, na którą regularnie wpływają pieniądze – prosto z kieszeni brytyjskich podatników.
Ale Abu nie jest zadowolony. Mówi, że w hotelu czuje się „uwięziony”. Mówi, że powinien otrzymać dom w Wielkiej Brytanii. Do tego domu sprowadzi swoją rodzinę z Sudanu. Tak samo czują inni uchodźcy w Wielkiej Brytanii. Hotele dla nich to „otwarte więzienia”. Dla niektórych hotele są nawet „gorsze niż więzienia”.
Tymczasem setki tysięcy brytyjskich obywateli śpi na ulicach – 325 tys. Brytyjczyków jest obecnie bezdomnych.
Co więcej, wielu brytyjskich emerytów spędza swoje dni w autobusach – aby się ogrzać. Bo nie stać ich na ogrzanie swoich własnych mieszkań.
Jak nie prośbą, to groźbą
Wpływowa organizacja charytatywna Refugee Council twierdzi, że uchodźcy powinni być kwaterowani w domach lub mieszkaniach (raczej niż w hotelach) nie później niż w ciągu 35 dni od przybycia do Wielkiej Brytanii – lub w ciągu 19 dni, jeśli przybyli z dziećmi.
Organizacja charytatywna Scottish Refugee Council poszła dalej. Uważa, że uchodźcy powinni zamieszkać w domach lub mieszkaniach już od pierwszego dnia pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Z nielegalnie przekroczonej granicy – prosto na kanapę w swoim nowym mieszkaniu.
Jak nie prośbą, to groźbą. Tak zdecydowała organizacja pozarządowa Human Rights Watch. Otóż ostrzegła, że kwaterowanie uchodźców w hotelach narusza „prawa człowieka do zadowalających mieszkań”. Zadziałało? Być może – bo rząd brytyjski skoczył do akcji.
Latem tego roku minister spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii ogłosiła, że rząd zacznie kupować dla uchodźców domy (i inne nieruchomości). Właściwie rząd brytyjski już zakupił około 16 tys. nieruchomości dla uchodźców od początku 2024 r.
Tymczasem ponad 1.3 mln brytyjskich rodzin oczekuje od lat na mieszkania socjalne. Niestety będą musieli jeszcze trochę poczekać. Bowiem Wielka Brytania buduje tylko 210 tys. nowych domów rocznie – a migracja netto w 2022 r. wyniosła 872 tys., w 2023 r. 906 tys. i w 2024 r. 728 tys. Warto tutaj też dodać, że mieszkania socjalne są częściej przyznawane imigrantom niż rdzennym obywatelom.
Na zawsze – w kraju i w mieszkaniu
Odrzucenie podania o status uchodźcy nie oznacza opuszczenie kraju – przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Często też nie oznacza wyprowadzki „odrzuconego” uchodźcy z darmowego kwaterunku czy utraty pomocy społecznej.
W ostatnich pięciu latach około 75 tys. podań o status uchodźcy zostało odrzucone przez rząd brytyjski. A ilu z tych „odrzuconych” uchodźców opuściło Zjednoczone Królestwo? Nikt – statystycznie rzecz biorąc. W 2021 r. tylko 346 „odrzuconych” uchodźców zostało usuniętych z Wielkiej Brytanii. W 2022 r. było ich tylko 588.
W 2023 r. usunięto 1.9 tys. „odrzuconych” uchodźców – ale w większości byli to Albańczycy. Imigranci z Albanii zaczęli przybywać (nielegalnie) w dużych ilościach do Wielkiej Brytanii w 2022 r. Stąd ten nagły wzrost usunięć „odrzuconych” uchodźców w 2023 r. Ale liczba nielegalnych imigrantów z Albanii zmniejszyła się ostatnio o 90 proc. Więc liczba usunięć „odrzuconych” uchodźców z Wielkiej Brytanii wkrótce wróci do wartości błędu statystycznego.
Refugees welcome – miejscowi wynocha
W 2012 r. ogłoszono, że w Londynie mieszka już więcej imigrantów niż rdzennych mieszkańców. Innymi słowy, rdzenni Brytyjczycy stali się mniejszością w swojej własnej stolicy.
W ciągu dziesięciu lat (od 2001 r. do 2011 r.) z Londynu wyprowadziło się ponad 620 tys. rdzennych Brytyjczyków. Dlaczego? Dane pokazują, że rdzenni Londyńczycy zostali „wypchnięci” ze swojego miasta przez imigrantów (legalnych i nielegalnych) – oraz przez szybko rosnącą liczbę gwałtów, napadów i morderstw.
Rdzenni Brytyjczycy opuszczają także inne brytyjskie miasta. Najgorzej to wygląda w Birmingham, Leicester, Slough, Luton, Blackburn, Burnley i Bradford. Na przykład duża dzielnica Whalley Range w mieście Blackburn to już 95 proc. muzułmanie. Jeden z lokalnych rzeźników oświadczył, że w życiu nie widział białego klienta w swoim sklepie.
Czy o taki wzrost Polakom chodzi?
Do Polski mają wkrótce przyjeżdżać tysiące uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki – rok w rok. Wzrośnie więc liczba ludności Polski. Wzrosną też inne rzeczy.
Wzrośnie liczba brutalnych przestępstw. Dane z Europy Zachodniej jasno pokazują, że napływ imigrantów spoza UE to wzrost gwałtów, morderstw i ataków terrorystycznych.
Napływ imigrantów spoza UE to także wzrost konfliktów religijnych. To też nie są żarty. Tysiące Europejczyków zginęło z rąk muzułmanów w ostatnich latach. Zginęli na ulicach swoich miast. Często ostatnią rzeczą, którą usłyszeli w swoim życiu, był bojowy okrzyk religijnego fanatyka – Allahu Akbar!
Około 90 proc. uchodźców przybywających (nielegalnie) do Wielkiej Brytanii przez kanał La Manche to młodzi mężczyźni. Niestety wzrost liczby młodych mężczyzn w społeczeństwie to także wzrost przestępstw. Na przykład w ostatnich 12 miesiącach w Wielkiej Brytanii było ok. 51 tys. przestępstw z użyciem noża – czyli 141 ataków nożem dziennie. Liczba ataków nożem w Zjednoczonym Królestwie rośnie rok za rokiem.
Wzrost liczby uchodźców to także wzrost wydatków na ich utrzymanie. Imigranci ubiegający się o status uchodźcy w Polsce mają zapewnioną pomoc socjalną w postaci zakwaterowania, wyżywienia i opieki medycznej (średni czas oczekiwania na decyzję w sprawie statusu uchodźcy to 14 miesięcy). Ale to nie wszystko. Po uzyskaniu statusu uchodźcy, cudzoziemcy mogą także otrzymać tzw. pomoc integracyjną przez okres do 12 miesięcy. Mogą też ściągnąć swoje rodziny.
Obecnie z pomocy socjalnej w Polsce korzysta „zaledwie” 6 tys. uchodźców. Ale rządowi polskiemu już zabrakło pieniędzy na ich opiekę. W rezultacie rząd musiał ostatnio uruchomić dodatkowe pieniądze z tzw. rezerwy celowej – ok. 20 mln zł. Pieniądze te wystarczą na utrzymywanie uchodźców przez następne trzy miesiące. Ciekawe, co zrobi rząd kiedy do Polski zaczną regularnie przyjeżdżać dziesiątki tysięcy uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki? Gdzie ich zakwaterują? I ile będzie nas to kosztować?
Podsumujmy. Napływ uchodźców spoza UE to wzrost brutalnych przestępstw, wzrost ataków terrorystycznych, wzrost konfliktów religijnych, wzrost wydatków i wzrost niepokoju. Czy o taki wzrost Polakom naprawdę chodzi? I czy naprawdę musimy się na to wszystko zgodzić?
Okazuje się, że jeśli żołnierz broniący granicy zginie na służbie, jego rodzina otrzyma mniejsze odszkodowanie, niż nielegalny Murzyn za to, że został zatrzymany w „niewłaściwy” sposób. Różnica wynosi kilka tysięcy złotych.
Gigantyczne odszkodowanie dla Murzyna
Wysokość jednorazowego świadczenia dla rodziny żołnierza poległego na służbie w trakcie obrony granicy jest mniejsza, niż odszkodowanie dla Murzyna z Afryki, który nielegalnie próbując dostać się do Polski został „niewłaściwie” zatrzymany. Spowodowało to u niego „negatywne przeżycia psychiczne wnioskodawcy w postaci poczucia niesprawiedliwości i utraty bezpieczeństwa”, za co – według sądu – należy mu się potężne odszkodowanie.
Sieć obiega informacja o skandalicznych zasadach w III RP. Choć chyba nikogo nie powinno dziwić, jak fatalnie jest to urządzone.
Wyrok Sądu Okręgowego w sprawie nielegalnie dostającego się do Polski Etiopczyka to 40 tys. zł dla Murzyna. Tymczasem rodzina poległego na służbie w trakcie obrony granicy szer. Mateusza Sitka otrzymała mniejszą kwotę.
Wsparcie dla rodziny poległego żołnierza
Rodzina żołnierza zabitego na służbie za pomocą noża przez nielegalnego imigranta otrzymała jednorazowe świadczenie. Było ono zgodne z procedurą i wyniosło kilkukrotność standardowej wypłaty.
„Dziennik Gazeta Prawna” kilka miesięcy temu podawał, że szeregowy otrzymuje 6 tys. zł brutto. Rodzinie zabitego przysługiwała sześciokrotność tej kwoty, czyli 36 tys. zł brutto.
Od tej kwoty trzeba było jeszcze zapłacić odpowiedni podatek. Tymczasem okazuje się, że sędziowie w państwie na ziemiach polskich uważają za większą tragedię „nieodpowiednie” potraktowanie nielegalnie dostającego się do Polski Murzyna, niż śmierć żołnierza na służbie.
Nielegalny imigrant cenniejszy od żołnierza
O wypłacie odszkodowania poinformował „Fakt”. Nielegalny imigrant, którego w „opiekę” wzięła organizacja o nazwie Helsińska Fundacja Praw Człowieka, wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie ma otrzymać 40 tys. zł zadośćuczynienia.
Zdaniem sądu, Murzyn niesłusznie został umieszczony w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce. Spędził w nich łącznie 179 dni.
„Przesłuchanie było jedyną czynnością przeprowadzoną z jego udziałem w przedmiocie udzielenia mu ochrony międzynarodowej. Mężczyzna ten nie miał ponadto wiedzy o tym, czy z jego udziałem podjęte będą jakiekolwiek inne czynności dowodowe. W uzasadnieniu ustnym orzeczenia sąd stwierdził ponadto, że pozbawienie wolności osób, które złożyły wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej na terenie Polski, powinno być stosowane ‘nad wyraz delikatnie i wyjątkowo’” – przekazała Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
„Sąd uwzględnił także negatywne przeżycia psychiczne wnioskodawcy w postaci poczucia niesprawiedliwości, utraty bezpieczeństwa i ogólnego uczucia beznadziei w związku z przedłużającym się pozbawieniem wolności. Istotnym czynnikiem były również bariery językowe, które towarzyszyły mu podczas pobytu w ośrodku. Wzmacniały one poczucie izolacji i uniemożliwiały komunikację z zarówno pracownikami ośrodka, jak i innymi osobami” – przekonywali.
Będzie jeszcze inny wyrok?
Wyrok jest nieprawomocny. Jest niemała szansa, że zostanie zmieniony, bo sprawa wywołuje gigantyczne emocje.
Okazuje się bowiem, że III RP na znacznie większą kwotę wycenia „niesłuszne” uwięzienie nielegalnego imigranta w ośrodku dla cudzoziemców, niż śmierć polskiego żołnierza na służbie. A to jest sytuacja obiektywnie chora.
W latach 2020–2023 osoby z pochodzeniem imigranckim stanowiły 20 proc. wszystkich oskarżonych o przestępstwa w Norwegii. Kolejne 5 proc. to urodzeni w Norwegii, ale z rodzicami imigrantami.
Nowe dane pokazują, że ich nadreprezentacja w przestępczości wzrosła w porównaniu do poprzednich lat, szczególnie wśród młodych mężczyzn.
Z 527 tys. oskarżeń o przestępstwa rozpatrzonych przez norweskie sądy w latach 2020–2023, około 68 proc. dotyczyło osób bez pochodzenia imigranckiego, a siedem proc. osób niezamieszkałych w Norwegii. Wskaźnik oskarżeń wynosił średnio 130 na 1 000 mieszkańców dla osób z pochodzeniem imigranckim, w porównaniu do 80 na 1 000 dla pozostałej części populacji.
Szczególnie wysoki był wśród młodych mężczyzn w wieku 15–24 lat. W tej grupie wskaźnik dla imigrantów wyniósł 550 na 1 000, a dla ich dzieci urodzonych w Norwegii aż 630. Wskaźniki te znacząco przewyższały 280 oskarżeń na 1 000 wśród ich rówieśników bez pochodzenia imigranckiego.
Najwięcej mówi… kraj pochodzenia?
Dane wskazują na duże różnice w przestępczości w zależności od kraju pochodzenia. Młodzi mężczyźni z Iraku i Somalii odnotowali wskaźniki blisko 1 200 oskarżeń na 1 000 mieszkańców, podczas gdy osoby pochodzące z Filipin (170) lub Tajlandii (270) miały wskaźniki znacznie niższe.
Biorąc pod uwagę ogół osób pochodzących spoza Norwegii (bez podziału na grupy wiekowe), najgorsze statystyki przestępczości posiadają:
– Somalijczycy – 382,9 zarzutów na 1000 osób, – Palestyńczycy – 370,2 zarzutów na 1000 osób, – Gambijczycy – 315 zarzutów na 1000 osób, – Kenijczycy – 305,6 zarzutów na 1000 osób.
W środku stawki, ze wskazaniami pomiędzy 300 a 200 zarzutów, uplasowali się imigranci pochodzący z Iraku, Afganistanu, Sudanu, Kosowa i Algierii. Najniższe wskaźniki odnotowano w przypadku:
– Polaków – 117 zarzutów na 1000 osób, – Szwedów – 92,4 zarzutów na 1000 osób, – Duńczyków – 53,2 zarzutów na 1000 osób, – Ukraińców – 41,4 zarzutów na 1000 osób.
Imigranci mają o około 40 procent większą częstość występowania zarzutów niż cała populacja.Fot. Fotolia
Dramatyczne statystyki Oslo
Odmiennie prezentują się statystyki w Oslo. W grupie młodych mężczyzn pomiędzy 18 a 24 rokiem życia wskaźnik zarzutów wyniósł:
– 2119,8 zarzutów na 1000 osób – Somalijczycy, – 1741,1 zarzutów na 1000 osób – Irakijczycy, – 1439,7 zarzutów na 1000 osób – Etiopczycy.
Dane dla całego kraju pokazują, że osoby z pochodzeniem imigranckim były szczególnie nad-reprezentowane w sprawach związanych z przemocą i łamaniem przepisów drogowych. Stanowiły 27 proc. oskarżonych o najpoważniejsze przestępstwa, takie jak morderstwa i próby morderstw. W kategorii przestępstw seksualnych ich udział wynosił 12 proc.
Wcześniej dostałem informacje od syna zmasakrowanej Polki. Nie wiedziałem, jak nagłośnić. Bo są obawy:
W dniu 07.12.2024r. ok godz. 12 obywatel z Ukrainy napadł i skopał po głowie moją 71-letnia Mamę na przystanku autobusowym przy metrze Marymont. Został zatrzymany i odwieziony na komisariat przy Rydygiera. Mamie potrzeba była kilkugodzinna operacja. Proszę udostępnijcie ten post. Jak będzie głośno o sprawie to może uda się prokuraturze zastosować areszt. Tak wygląda Mama po spotkaniu tego sk..syna.
Na warszawskim Żoliborzu doszło do prawdziwego dramatu. 35-letni “uchodźca wojenny” z Ukrainy, bez żadnego powodu zaatakował i brutalnie pobił 71-letnią Polkę, oczekującą na przystanku. Kobieta przeszła kilkugodzinną operację. Decyzją sądu, rezun trafił na trzy miesiące do aresztu tymczasowego, gdzie będzie czekał na wyrok.
Ukrainiec pobił w Warszawie starszą kobietę. Napaść miała miejsce na ulicy Włościańskiej w Warszawie. Miejscowa policja poinformowała, że do ataku doszło kompletnie bez powodu, zupełnie jakby w turańcu obudził się głęboko skrywany, wołyński zew mordu i zniszczenia. Mężczyzna podszedł do starszej kobiety i zaczął ją z całej siły okładać. W jej obronie wystąpili dwaj przechodnie, którzy widząc atak, podbiegli i obezwładnili napastnika, a następnie powiadomili służby.
Na miejscu szybko zjawili się policjanci, którzy zatrzymali agresora. Z kolei kobieta z licznymi obrażeniami ciała trafiła do szpitala.
Ukrainiec usłyszał zarzut naruszenia czynności narządu ciała powyżej siedmiu dni. Sąd Rejonowy dla Warszawy Żoliborza na wniosek prokuratury zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na trzy miesiące. Teraz rezunowi grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Media podkreślają informację, że przed atakiem nie doszło do żadnej wymiany zdań pomiędzy Ukraińcem a Polką. 71-latka nie zamieniła z napastnikiem nawet jednego słowa. Ponadto Ukrainiec był trzeźwy.
Rząd Wielkiej Brytanii właśnie ujawnił, że masowa imigracja zarobkowa poważnie osłabia brytyjską gospodarkę. Wiadomość ta wstrząsnęła brytyjskimi mediami. Bo przecież od lat wmawiano Brytyjczykom, że masowy napływ imigrantów zarobkowych wzmacnia gospodarkę. Niestety nie było to prawdą – wręcz odwrotnie. Dane z wielu krajów Unii Europejskiej pokazują to samo. Jest już także jasne, że straty przynoszą głównie imigranci z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki. Tymczasem do Polski przyjeżdżają setki tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Coraz częściej to przybysze z takich krajów jak Indie, Turcja, Bangladesz czy Zimbabwe. Co więcej, polscy eksperci apelują o dalsze zwiększenie imigracji zarobkowej do naszego kraju.
Ale jak to możliwe? Przecież od lat mainstreamowi eksperci zapewniali, że masowy import taniej siły roboczej napędza brytyjską gospodarkę. Napędza, nie rujnuje. Otóż po raz pierwszy rządowi analitycy podzielili imigrantów zarobkowych na wysoko, średnio i nisko zarabiających. I nagle wyszło na jaw, że nisko zarabiający imigranci, to same straty – i to niemałe. Nie pomaga fakt, że tania siła robocza to większość imigracji do Wielkiej Brytanii.
Pieniądze nie kłamią
Więc skąd te straty? Proste. Każdy nisko zarabiający imigrant pobiera więcej z rządowej kasy, niż wpłaca do niej w postaci podatków. Dane także pokazują, że ten typ imigranta przynosi straty brytyjskiej gospodarce już od pierwszego dnia swojego pobytu w Wielkiej Brytanii. Koszty te niestety szybko rosną.
Tak więc pierwsze dziesięć lat pobytu każdego nisko zarabiającego imigranta w Zjednoczonym Królestwie kosztuje Brytyjczyków 35 tysięcy funtów. Koszt ten wynosi już 150 tysięcy funtów, w czasie gdy taki imigrant osiągnie wiek 66 lat (wiek emerytalny). Tak, imigranci też się starzeją (i pobierają emerytury) – co często wydaje się zaskakiwać zwolenników masowej imigracji.
A ile kosztuje utrzymanie każdego imigranta, który przed pójściem na emeryturę nie wpłacił wystarczająco w postaci podatków? Niemało – mianowicie 387 tysięcy funtów do czasu kiedy taki imigrant osiągnie 78 lat i 465 tysięcy funtów w wieku 81 lat. Jeśli imigrant dożyje do lat 100, Brytyjczycy zapłacą na jego utrzymanie 1.2 miliona funtów.
Warto tutaj dodać, że każda przeciętna osoba urodzona w Wielkiej Brytanii wpłaca do rządowej kasy 280 tysięcy funtów przed przejściem na emeryturę w wieku 66 lat. Wpłaca, nie pobiera – nawet biorąc pod uwagę pieniądze wydane przez państwo na zdrowie i wykształcenie każdego rodowitego Brytyjczyka, zanim podejmie on pracę.
Jak „zgubić” tysiące ludzi w Wielkiej Brytanii
Czy ten rządowy raport rzeczywiście ujawnił prawdziwy koszt masowej imigracji? Niestety, nie. Bowiem z każdym przeciętnym nisko zarabiającym imigrantem przyjeżdża do Wielkiej Brytanii przynajmniej jedna osoba zależna. Osobami zależnymi mogą być żona, mąż, dzieci lub partner z nieformalnego związku. Osoby zależne to często osoby niepracujące, które otrzymują pomoc finansową ze strony państwa.
Rządowi biurokraci niestety „zapomnieli” uwzględnić w swoim raporcie koszty utrzymania osób zależnych. A jest tych osób niemało, zważywszy, że do Wielkiej Brytanii przyjeżdża więcej osób zależnych niż osób na wizach pracowniczych (stosunek nisko zarabiających imigrantów do osób zależnych wynosi 1 do 1.45). Na przykład w 2023 r. do Zjednoczonego Królestwa przybyło na wizach pracowniczych około 122 tysiące nisko zarabiających imigrantów. Z tymi imigrantami przyjechało 185 tysięcy osób zależnych – te osoby rząd brytyjski w większości pominął w swoim raporcie.
Co jeszcze rząd brytyjski ukrył przed swoimi obywatelami? Tysiące dzieci. Innymi słowy, rządowy raport nie wziął pod uwagę kosztów utrzymania (przez państwo) dzieci imigrantów – tych urodzonych już w Wielkiej Brytanii. Najwyraźniej rządowi biurokraci uważają, że imigranci nie rodzą dzieci. W rzeczywistości imigranci nie tylko rodzą dzieci, ale często rodzą ich znacznie więcej niż rdzenni mieszkańcy Europy Zachodniej. Najwięcej dzieci rodzą kobiety z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki – co jest nie bez znaczenia, biorąc pod uwagę, że ponad 85 proc. nisko zarabiających imigrantów przyjeżdża z Indii, Nigerii, Zimbabwe, Ghany, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin, Sri Lanki, Kenii i Południowej Afryki.
Ale to nie wszystko. Aby ukryć prawdziwy koszt masowej imigracji, rząd brytyjski przestał już publikować dane, pokazujące, które narodowości przebywające w Wielkiej Brytanii pobierają najwięcej zasiłków z pomocy społecznej. Odmawiany jest także dostęp do informacji o wysokości podatków płaconych przez każdą grupę narodowościową w Zjednoczonym Królestwie. Rząd brytyjski także twierdzi, że nie zbiera informacji o narodowości i statusie imigracyjnym więźniów.
Legalna imigracja – gorsza od nielegalnej
W 2023 r. do Wielkiej Brytanii przybyło około 30 tysięcy nielegalnych imigrantów – głównie na małych łódkach przez kanał La Manche. W tym samym roku Zjednoczone Królestwo wpuściło około 1.1 miliona legalnych imigrantów spoza EU.
Niestety tylko 15 proc. z kilku milionów legalnych imigrantów, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii spoza UE w ostatnich 5 latach, przyjechało do pracy. A ci, którzy pracują, przynoszą w większości poważne straty brytyjskiej gospodarce.
Tak, 30 tysięcy głównie młodych mężczyzn wkraczających nielegalnie do twojego kraju to duży problem. Ale ten problem, niewątpliwie, maleje w porównaniu z corocznym napływem ponad miliona imigrantów, którzy całkowicie legalnie rujnują krajową gospodarkę.
Nie lepiej jest w krajach Unii Europejskiej
Niestety masowa imigracja to także katastrofa finansowa dla reszty Europy Zachodniej. Dane z Niderlandów, Belgii, Danii i Szwecji pokazują, że kraje te tracą miliardy euro każdego roku wskutek masowego importu taniej siły roboczej. Inne kraje Unii Europejskiej, niewątpliwie, ponoszą podobne straty.
Najwięcej kosztują imigranci z Bliskiego Wschodu, Afryki, Pakistanu i Turcji. Ci imigranci sprawiają także najwięcej problemów z integracją – oraz popełniają relatywnie więcej przestępstw niż rdzenni obywatele Europy Zachodniej. Tak, masy imigrantów to także masa innych problemów.
Przyszedł czas na Polskę?
Polska ma zacząć przyjmować od 200 tysięcy do 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Takie są zalecenia ZUS i wielu wpływowych organizacji w Polsce. ZUS już oszacował potrzeby polskiej gospodarki na 200 tysięcy do 360 tysięcy nowych pracowników z zagranicy co rok. Inni apelują o jeszcze więcej. Konfederacja Lewiatan chce do 400 tysięcy cudzoziemców każdego roku, podczas gdy eksperci z EWL Group domagają się wpuszczania do Polski nawet 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rok w rok.
A jak ci eksperci uzasadniają ściąganie tak dużych liczb imigrantów do Polski? Jednoznacznie – że masowa imigracja zarobkowa jest receptą na silną gospodarkę i zdrowy system ubezpieczeń społecznych. Ale skąd ta pewność? Bo przecież dane z Europy Zachodniej jasno pokazują, że masowy napływ nisko zarabiających imigrantów zarobkowych osłabia raczej niż wzmacnia krajowe gospodarki. Wiadomo już także, że straty przynoszą głównie imigranci spoza UE.
Nie jest też tajemnicą, że duża część corocznej imigracji zarobkowej do Polski ma przyjechać właśnie spoza UE. Naturalnie wielu takich imigrantów będzie miało niskie kwalifikacje. Będą więc zarabiać relatywnie mało i płacić relatywnie niskie podatki. Już dzisiaj wiele sektorów polskiej gospodarki jest uzależnionych od nisko wykwalifikowanej siły roboczej z Indii, Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki.
Warto więc chyba zapytać, czy uzależnienie od masowej imigracji zarobkowej jest naprawdę korzystne dla polskiej gospodarki – czy może tylko dla garstki przedsiębiorców? Zyski z zatrudniania taniej siły roboczej zgarną przedsiębiorstwa, koszty utrzymania nisko zarabiających imigrantów poniosą polscy podatnicy.
Nie zapomnijmy także, że do Polski mogą wkrótce przyjeżdżać duże ilości tak zwanych uchodźców. Będą głównie zabiegać o pomoc finansową – nie o pracę. Wielu z tych imigrantów przyjedzie z Bliskiego Wschodu i Afryki. Zaczną przyjeżdżać do Polski w tym samym momencie, w którym inne kraje Unii Europejskiej zaczną zamykać przed nimi swoje granice. Niemcy już w większości zamknęły swoje.
Właściwie Polska już przyjmuje tysiące takich przybyszów. Dane pokazują, że w pierwszym półroczu 2024 roku liczba złożonych wniosków o azyl w Polsce była o 79 proc. większa w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku. Szybko też rośnie liczba wnioskodawców z Syrii, Afganistanu, Somalii, Erytrei i Etiopii. Polski rząd już przygotowuje centra integracji cudzoziemców.
Ale skąd ta nazwa – centra integracji? Bo przecież żadnemu krajowi europejskiemu nie udało się zintegrować imigrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki. Niestety kosztów porażek integracyjnych nie da się wystukać na kalkulatorze. Bo ile kosztuje spokój, kultura narodowa czy bezpieczeństwo?
Imigranci gwałcą i napastują w metrze i autobusach. Rozwiązanie problemu według lewicy: wagony „tylko dla kobiet”
Imigranci w Niemczech gwałcą i napadają na kobiety. Skalę problemu dostrzega już nawet lewica. Zieloni w Berlinie zaproponowali, żeby w metrze był zawsze jeden wagon „tylko dla kobiet”. Inne ugrupowania nie kryją oburzenia, wskazując, że skoro gwałcą imigranci, to zamiast tworzyć „wagony dla kobiet” trzeba po prostu wyrzucić z kraju sprawców.
Z propozycją stworzenia wagonów „tylko dla kobiet” wyszła deputowana do berlińskiego parlamentu, Antje Kapek. Powołała się na rosnący problem z przestępczością seksualną wobec kobiet.
Pomysł jako absurdalny ocenił polityk AfD, Rolf Wiedenhaupt. Bezpieczeństwa nie można stworzyć „poprzez separowanie jakichś kategorii ofiar, a jedynie przez konsekwentne zajęcie się sprawcami, szybkie wyroki i wykorzystanie prawa karnego”, powiedział.
Antje Kapek uważa, że w wagonach „tylko dla kobiet” powinien przebywać jeszcze dodatkowy pracownik, który będzie monitorować sytuację bezpieczeństwa. Wiedenhaupt zauważył, że ten postulat nie uwzględnia rzeczywistości: w Berlinie od wielu miesięcy brakuje kierowców, więc tym trudniej byłoby zatrudnić dodatkowych pracowników jako tego rodzaju strażników.
Ideę separowania pań w wagonach „tylko dla kobiet” krytycznie ocenił również polityk liberalnej berlińskiej FDP, Peter Langer. W jego ocenie Zieloni to „bankruci”, którzy przyznają się do własnej niezborności politycznej. W Berlinie nie może być żadnych „stref no-go”, podkreślił. Liberał nie wezwał jednak do rozprawy z gwałcicielami, ale do zatrudnienia większej liczby pracowników prewencji.
Jak tłumaczyła Antje Kapek w rozmowie z berlińskimi mediami, w komunikacji miejskiej dochodzi do wielu przestępstw. Kiedy wagony czy autobusy są zatłoczone, kobiety są często obmacywane. Dochodzi również do regularnych gwałtów, co jest w ostatnim czasie w ogóle plagą Berlina, nie tylko w komunikacji miejskiej.
Nie ma tymczasem cienia wątpliwości, że kobiety są napastowane i gwałcone głównie przez imigrantów. Od 2013 roku liczba przestępstw seksualnych w komunikacji miejskiej w Berlinie wzrosła o ponad 260 procent. Jest to ściśle powiązane z wpuszczeniem do kraju przez Angelę Merkel milionów tzw. uchodźców.
Na marginesie warto zaznaczyć, że partia Zielonych gorliwie wspiera ideologię gender. Jak pogodzić to z wagonami wyłącznie dla kobiet? Co jeżeli islamski gwałciciel będzie deklarować, że ma płynną płciowość? Na te pytania, póki co, nie ma odpowiedzi.
Źródło: jungefreiheit.de Pach
==================================
12 stycznia 2024
Zbiorowe gwałty w Berlinie. Imigranci atakują nawet 14-latki
W noc sylwestrową trzej mężczyźni zgwałcili kobietę w parku w centrum Berlina. To kolejny taki przypadek w ciągu ostatnich miesięcy. Wcześniej zgwałcono 14-latkę oraz 23-letnią kobietę – i to na oczach jej męża.
Zgwałcona w Sylwestra kobieta ma 29-lat; po gwałcie udało jej się samodzielnie uciec z parku.
Görlitzer Park znajduje się w dzielnicy Kreuzberg. To jeden z najbardziej niebezpiecznych miejsc w stolicy Niemiec: lewicowe władze pozwalają, aby w biały dzień handlowano w nim narkotykami. W parku stanął nawet pomnik czarnoskórego handlarza narkotyków.
To nie pierwszy przypadek zbiorowego gwałtu w Berlinie. Zaledwie kilka tygodni temu portal PCh24.pl informował, że przed sądem stanęła też grupa imigrantów z Afryki, która dopuściła się zbiorowego gwałtu w tym samym Görlitzer Park. Mężczyźni pobili i okradli jej męża – i na jego oczach zgwałcili żonę.
Część sprawców była już wcześniej wielokrotnie karana, ale nigdy nie trafili do więzienia. Nie mieli prawa do azylu i powinni zostać wyrzuceni z Niemiec; jednak władze tolerowały ich obecność.
Co więcej, w czerwcu 2023 roku dwaj muzułmanie zgwałcili 14-latką w Berlinie, tym razem w innej części miasta (Berlin Steglitz-Zehlendorf). Dopiero teraz stanęli przed sądem.
Gwałciciele to imigrant z Turcji, 19-letni Mehmet E. oraz 18-letni Islam El-M. Ciekawy szczegół: Islam El-M. urodził się w Berlinie, ale przed sądem musiał wystąpić z tłumaczem. „Rodowity Niemiec” nigdy nie nauczył się mówić po niemiecku.
Muzułmanie zaatakowali 14-latkę wieczorem podczas imprezy urodzinowej. Wciągnęli ją w krzaki; dziewczynka broniła się i krzyczała, ale sprawcy nie ustąpili.
19-letni Mehmet E. trafił do aresztu w sierpniu ubiegłego roku. Islam El-M. przebywał cały czas na wolności.
Niemiecki rząd już dzisiaj może odesłać do Polski… nawet 40 000 nielegalnych migrantów. Tak zwana „readmisja” jest możliwa na podstawie już obowiązujących przepisów unijnych. A to jedynie zapowiedź wielkiej fali relokacji migrantów, która nastąpi na podstawie Paktu Migracyjnego Unii Europejskiej. Podczas gdy rządy Holandii i Węgier żądają wyłączenia ich spod tej regulacji, Donald Tusk uspakaja Polaków i podejmuje pozorowane działania.Dlatego w Ordo Iuris kończymy pracę nad raportem, w którym udzielamy odpowiedzi na 26 najczęściej zadawanych pytań na temat migracji, Paktu Migracyjnego, polityki ochrony granic. Nie pozwolimy, by kłamliwa narracja suflowana przez główne media usypiała czujność rodaków wtedy, gdy słuszne oburzenie Polaków może powstrzymać zgubną politykę rządu.Czasem wystarczy ujawnić, co o Pakcie Migracyjnym ma do powiedzenia sama Komisja Europejska. W jej oficjalnym komunikacie czytamy, że „migracja jest stałym elementem historii ludzkości” oraz „może przyczynić się do wzrostu, innowacji i dynamiki społecznej”. Urzędnicy dodają, że celem Paktu Migracyjnego jest „stworzenie szybszych, płynnych procesów migracyjnych”. Polacy muszą wiedzieć, że nikt nie zamierza nas przed migracją chronić. Faktycznym celem wielkiej reformy prawa migracyjnego UE jest uznanie nielegalnych migrantów za legalnych i przemieszczenie ich do państw, które dotąd broniły się przed falami nachodźców. W tym do Polski.Co prawda unijni urzędnicy na razie mówią jedynie o… 30 000 migrantów wysyłanych do Polski rocznie od 2026 roku. Jednak prosta kalkulacja wielkości nielegalnej migracji do Europy (1,3 mln wniosków azylowych w 2023) pokazuje, że udział Polski w przyjmowaniu migrantów szybko urośnie nawet do ponad 100 000 relokowanych migrantów rocznie! Trzeba też wiedzieć, że decyzja o skali relokacji zostanie podjęta bez istotnego udziału Polski, podobnie jak decyzja o kwocie „wykupnego”, przez które Polska mogłaby zwolnić się z obowiązku przyjęcia migranta. Kwalifikowaną większość w tych sprawach mają bowiem państwa dotknięte kryzysem migracyjnym, a Polsce nie przysługuje prawo weta.Co oznacza taka fala migracji? Według danych europejskiej agencji Eurostat, pomimo wydawania setek tysięcy decyzji nakazujących opuszczenie granic UE, jedynie 22,9% nielegalnych migrantów udaje się wydalić. Reszta, korzystając z niewydolnego systemu, wciąż mieszka w UE. To już miliony nielegalnych przybyszów.Sytuacja wielu państw jest tragiczna. Podczas niedawnej konferencji w Pradze wysłuchałem wykładu austriackiego profesora, który mówił o klasach szkolnych, w których 90% dzieci nie mówi po niemiecku, nie wspominając już o wzroście przestępczości oraz wymuszonej zmianie stylu życia milionów ludzi. Nic dziwnego, że kraje dotknięte takim kryzysem chcą „podzielić się” z Polską skutkami własnej błędów w polityce migracyjnej. W tej krytycznej sytuacji rząd zwodzi Polaków fałszywymi hasłami o obronie granic. Każdy już chyba słyszał o propozycji Donalda Tuska, by „zawiesić prawo do azylu”. Główne media szeroko omawiały te słowa. Tym bardziej, że premiera poparła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Szczerość intencji szefa rządu wydawały się potwierdzać ataki ze strony organizacji wspierających masową migrację.Tymczasem, okrągłe hasła Donalda Tuska nie oznaczają w ogóle wstrzymania migracji. W naszym raporcie wyjaśniamy, że zgodnie z prawem UE każde państwo może w pewnych okolicznościach „wstrzymywać udzielanie azylu”. Jednak w tym czasie ma obowiązek przyjmować migrantów, udzielając im… ochrony tymczasowej i pozwalając swobodnie przemieszczać się po kraju. Nie ma zatem mowy o uznaniu przez UE prawa Polski do obrony granic i powstrzymywania fali migrantów przez Straż Graniczną!Nasz raport ma przebudzić czujność Polaków, mediów i liderów opinii. Ale nie poprzestajemy na tym.Nasi eksperci zostaną zgłoszeni do udziału w zapowiedzianych przez Ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego konsultacji nowej rządowej strategii migracyjnej. Zadbamy, by konsultacje nie zostały zdominowane przez radykalną lewicę, która w czasie zagrożenia polskiego bezpieczeństwa skupia się na promocji migracji i ignoruje prawo Polaków do poczucia bezpieczeństwa, do pierwszeństwa na rynku pracy i do ochrony przed falami migracji ekonomicznej udającej uchodźców.Jednocześnie wiemy, że w dłuższej perspektywie ochrona przed masową, nielegalną migracją nie będzie możliwa bez wypracowania międzynarodowego porozumienia w sprawie zmian w obowiązującym prawie uchodźczym. Potrzeba nam także zupełnie nowych założeń krajowej polityki migracyjnej wobec legalnych migrantów i ich społeczności.Dlatego eksperci Instytutu Ordo Iuris rozpoczęli już prace nad międzynarodowym raportem, w którym zaproponujemy, w jaki sposób kraje dotknięte przez migrację powinny kształtować prawo międzynarodowe, by nie było już narzędziem destabilizacji państw i społeczeństw. Już trzy lata temu pisaliśmy, że masowa migracja przez granicę białoruską to „broń masowej migracji” stosowana przez Federację Rosyjską. Wtedy za głoszenie tych oczywistych wniosków „eksperci” praw człowieka odmawiali nam podania dłoni.Jeśli chcemy, aby nasze dzieci żyły w bezpiecznej Ojczyźnie, musimy działać już teraz. Dlatego gorąco zachęcam Pana do finansowego wspierania działań Instytutu Ordo Iuris, które już wkrótce przełożą się na zapewnienie bezpiecznej przyszłości dla nas i naszych dzieci. Przestępczość w Polsce rośnie z każdym miesiącem! Państwa Europy zachodniej od lat borykają się ze wzrostem przestępczości i radykalnym ograniczeniem bezpieczeństwa na ulicach miast. Zjawiska te są wprost skorelowane ze wzrostem migracji z państw Afryki i Bliskiego Wschodu. Wszyscy chyba widzieliśmy dramatyczne przekazy w mediach. Niestety podobne problemy zaczynają się już także w Polsce…29 września w Otwocku obcokrajowiec pod marketem strzelał z broni palnej do Polaka i Ukrainki. 8 września dwaj migranci strzelali do policjantów na warszawskim bazarze „Olimpia”. 7 września w Śremie agresywni obcokrajowcy zaczepiali ludzi nad jeziorem. Gdy dwóch Polaków zwróciło im uwagę, pięciu napastników zaatakowało ich potłuczonymi butelkami. W nocy z 26 na 27 sierpnia czterej mówiący z wschodnim akcentem bandyci brutalnie napadli w Sanoku na prywatny dom. Sterroryzowali domowników i ich wnuki a torturami zmusili mieszkańców do wydania pieniędzy i kosztowności.Mamy już w Polsce wielu polityków i aktywistów, którzy chcieliby zakazać otwartego informowania o narodowości sprawców przestępstw, a nawet o samej okoliczności, że nie byli oni Polakami. Jednak to przecież nie bez znaczenia, że sprawcami coraz liczniejszych zbrodni są cudzoziemcy, niektórzy zapewne zresztą przebywający w naszym kraju legalnie. W praktyce każda masowa, zatem praktycznie niekontrolowana migracja, stwarza takie niebezpieczeństwo.Z tej wiedzy należy czynić użytek. Potrzebna nam jest nowa polityka migracyjna. Nie tylko obejmująca ochronę granic przed masowym napływem nielegalnych migrantów, ale także pozwalająca asertywnie i stanowczo kształtować stosunki państwa i legalnych migrantów i ich rosnących społeczności. Temu ma służyć kolejny raport przygotowywany przez Instytut Ordo Iuris, który będzie pakietem założeń szerokiej polityki migracyjnej, gotowym do wdrożenia na poziomie krajowym, a – kiedyś – może także unijnym.Musimy się spieszyć, gdyż problemy będą narastać. Już teraz wskutek pogorszenia bezpieczeństwa i braku odpowiedniej reakcji służb, Polacy sami, oddolnie organizują się, aby chronić siebie nawzajem. W wielu miejscach mieszkańcy organizują patrole obywatelskie. Niestety lewica zamiast zająć się poprawą bezpieczeństwa Polaków, wzywa do karania uczestników takich akcji, co przekłada się na określone nastawienie służb. Jeśli Polacy w porę nie zareagują i nie zmuszą rządzących do prowadzenia racjonalnej polityki migracyjnej oraz do dbania o bezpieczeństwo wewnętrzne, to bardzo szybko możemy znaleźć się w sytuacji Brytyjczyków. Gdy latem w brytyjskim Stockport młody potomek rwandyjskich imigrantów brutalnie napadł na dom kultury i zamordował nożem 3 dziewczynki w wieku 6, 7 i 9 lat, Brytyjczycy zaczęli organizować masowe protesty, żądając od nowego, lewicowego rządu poprawy bezpieczeństwa w kraju. Rząd labourzystów uznał protestujących Brytyjczyków za „rasistów” i szerzycieli „mowy nienawiści” – nie tylko brutalnie stłumił antyimigranckie protesty, ale też zaczął masowo wsadzać do więzień ich uczestników oraz zwykłych ludzi, którzy w internecie poparli protesty albo napisali antyimigrancki komentarz. Aresztowano tak wielu ludzi, że z powodu braku miejsca w więzieniach władze zdecydowały się zwolnić przedterminowo część przestępców, aby w ten sposób zrobić miejsce dla ludzi krytykujących politykę migracyjną rządu. Zachód zrywa z dotychczasową polityką migracyjną?Widząc coraz gorsze skutki liberalnej polityki migracyjnej wdrażanej od lat przez Zachód, kolejne kraje zaczynają rewidować swoją politykę migracyjną. Szwecja, która od 2 lat coraz bardziej zaostrza politykę migracyjną, doprowadziła do tego, że po raz pierwszy od 50 lat do kraju przyjeżdża mniej migrantów niż go opuszcza.Z uwagi na ogromną skalę nielegalnej migracji i zagrożenie terroryzmem islamskim, Niemcy od 16 września przywróciły na okres sześciu miesięcy kontrole na swoich granicach lądowych. Minister Spraw Wewnętrznych RFN Nancy Faeser uzasadniała decyzję chęcią odciążenia systemu azylowego Niemiec. Nie bez znaczenia jest tu też rosnące poparcie antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD), która osiągnęła ostatnio znakomite wyniki w wyborach regionalnych w Turyngii (pierwsze miejsce) i Saksonii (drugie miejsce).Kilka dni po decyzji o przywróceniu kontroli na granicach Niemiec rząd Holandii, w którym po ostatnich wyborach największą siłę stanowi prawicowa Partia Wolnościowa, zwrócił się do Komisji Europejskiej z wnioskiem o wyłączenie Holandii z unijnej polityki migracyjnej.Uzasadniając decyzję, holenderska Minister ds. imigracji i azylu Marjolein Faber stwierdziła, że Holandia „musi ponownie stać się odpowiedzialna za swoją politykę azylową”. Minister Faber już wcześniej zapowiedziała wprowadzenie „najsurowszej polityki azylowej w historii”. Bardzo szybko do inicjatywy Holandii dołączyły Węgry, które sprawują obecnie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Tamtejszy Minister ds. UE János Bóka powiedział, że jego kraj, „tak jak Holandia, uważa, że w odniesieniu do migracji ściślejsze krajowe kontrole mają decydujące znaczenie dla ochrony służb publicznych i suwerenności”. Polski rząd nie przyłączył się do tej inicjatywy. Z kolei w Finlandii wprowadzono ustawę, zgodnie z którą w reakcji na presję migracyjną ze strony Rosji zrezygnowano z przyjmowania wniosków o azyl w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Rosją w celu ochrony suwerenności Finlandii. Omówiliśmy ten dokument w osobnym komentarzu prawnym, wskazując, że akt ten ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego Finlandii, podkreślając konieczność obrony przede wszystkim interesu narodowego i ochrony obywateli przed skutkami rosyjskiej wojny hybrydowej oraz obecnością nielegalnych imigrantów w kraju.Z nielegalną migracją do Europy chce walczyć także Rada Europy. W czerwcu działający w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Europejski Komitet ds. Problemów Przestępczości przedstawił raport, w którym zawarł rekomendacje dla państwa członkowskich RE poświęcone problematyce zwalczania przemytu nielegalnych migrantów.Poświęciliśmy tej publikacji analizę, w której wskazujemy, że choć dokument odznacza się dużym stopniem ogólności, to jednak dobitnie podkreśla, że nielegalne przemycanie migrantów to międzynarodowa działalność przestępcza wymierzona w prawo suwerennych państw do kontrolowania swoich granic. Autorzy raportu wykazują, że przemyt migrantów niesie ze sobą ogromne ryzyko także dla osób chcących w ten sposób przedostać się do Europy. Dokument zachęca, aby zwalczanie działalności przestępczej nie odbywało się kosztem migrantów oraz podkreśla, że należy uczynić przemyt migrantów działalnością nieopłacalną.Gdyby polski rząd zechciał korzystać z podobnych stanowisk międzynarodowych organów oraz coraz ostrzejszych decyzji innych rządów, mógłby stanąć po stronie bezpieczeństwa Polaków przed niekontrolowaną migracją. Co oznacza dla Polski Pakt Migracyjny? W trosce o polski interes przygotowaliśmy analizę poświęconą Paktowi Migracyjnemu UE. Pakt to aż 10 aktów prawnych. Państwa członkowskie UE mają 2 lata na przygotowanie się do ich wdrożenia. W praktyce nowe przepisy zaczną obowiązywać dopiero od 2026 roku. Za ich nieprzestrzeganie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej będzie mógł nałożyć na państwa wspólnoty kary finansowe. Aby nasza analiza trafiła do szerokiego grona odbiorców, ujęliśmy ją w 26 odpowiedzi na 26 najczęściej zadawanych pytań na temat Paktu Migracyjnego i ochrony granic. Zwrócimy w niej uwagę na to, że obowiązujące przepisy międzynarodowego prawa uchodźczego zakazują odmowy pomocy ludziom, którzy uciekają przed wojnami. W świetle tych regulacji, by oddzielić uchodźców od imigrantów ekonomicznych konieczne jest przeprowadzenie procedury azylowej w przypadku każdego przybysza, który złoży stosowny wniosek. W efekcie, państwom zakazuje się budowy murów i stosowania innych skutecznych środków ochrony własnej ludności przed niekontrolowanymi falami migracji.Owe międzynarodowe przepisy powstawały jednak w okresie poprzedzającym wielkie fale migracji – w tym fale migracji prowokowanej jako „broń masowej migracji” przez Federację Rosyjską czy Białoruś oraz w okresie poprzedzającym wykorzystywanie fali migracji przez organizacje islamistyczne do przemycania terrorystów-dżihadzistów. Dlatego wskazujemy na zasadność i konieczność rewizji międzynarodowego systemu gwarancji uchodźczych – tak, aby nie mogły być one wykorzystane jako środek destabilizacji państw UE. Wyjaśniamy w raporcie, że jedną z najważniejszych zmian, jakie wprowadza Pakt Migracyjny, jest mechanizm solidarnościowy, w ramach którego państwa w lepszej sytuacji migracyjnej zostaną zobowiązane do pomocy państwom mierzącym się ze wzmożoną migracją. Jedną z form tej pomocy będzie relokacja migrantów. Alternatywnymi formami pomocy będzie przekazywanie funduszy krajowych na projekty UE związane z migracją albo pomoc operacyjna państw w obronie granic UE.W naszej analizę zwracamy uwagę na to, że ustalanie wysokości solidarnościowego wkładu finansowego, jak i procedura ewentualnego zapewniania alternatywnych środków solidarnościowych nie są w pakcie migracyjnym ściśle określone, pozostawiając szeroką przestrzeń do arbitralnych decyzji Brukseli. Doświadczenie selektywnego wykorzystywania przez Komisję Europejską tzw. mechanizmu praworządności oraz funduszy z KPO, potwierdza poważne ryzyko, że mechanizm solidarnościowy może stać się kolejnym narzędziem szantażu wobec rządów krajowych, wykorzystywanym do osiągnięcia celów ideologicznych – zupełnie niezwiązanych z migracją.W raporcie rozwiewamy też nadzieje, że Polska ma szanse na zwolnienie z udziału w mechanizmie solidarnościowym ze względu na przyjętych uchodźców z Ukrainy lub sytuację na granicy z Białorusią. Wszelkie rozstrzygnięcia w tych kwestiach będą bowiem miały charakter polityczny i arbitralny, a ich podjęcie będzie kwestią uzyskania większości w Radzie UE. Wspólnie obronimy polską granicę!Znajdujemy się w kluczowym momencie dla obrony naszej tożsamości i spoistości kulturowej. Jeśli nie będziemy patrzeć rządzącym na ręce i nie będziemy wymagać od nich skutecznej obrony granic, to wkrótce Polska zmieni się nie do poznania. Spokojny i bezpieczny kraj, jaki znamy, ustąpi miejsca niebezpiecznej rzeczywistości zdominowanej przez imigrancką przestępczość, w której nikt nigdy nie będzie mógł czuć się bezpiecznie.Kończymy prace nad wspomnianym raportem o Pakcie Migracyjnym i obronie granicy.Odpowiedzi na 26 najczęściej zadawanych pytań mogły powstać dzięki zaangażowaniu zespołu ekspertów, z których wielu nie mogło ujawnić swoich nazwisk z obawy przed negatywnymi reperkusjami i ostracyzmem w ich środowisku zawodowym. Koszt tego przedsięwzięcia, obejmujący także skład publikacji, jej promocję i druk, to nie mniej niż 20 000 zł.Przygotowanie raportu o postulowanej polityce migracyjnej krajowej i w ramach UE to wielkie wyzwanie, któremu nie podołamy bez wsparcia Polaków pragnących zachować polską tożsamość. Do tego projektu niezbędne będzie szczególne zaangażowanie naszych Darczyńców. Chociaż raport będziemy pisać z zagranicznymi partnerami z krajów pragnących chronić się przed migracją i tak potrzebować będziemy nie mniej niż 50 000 zł na prace studyjne, analizy i zatrudnienie zespołu analitycznego. W ten sposób powstanie jednak raport, który będzie gotową rekomendacją dla każdego rządu pragnącego zmian i prawdziwego zabezpieczenia przed skutkami niekontrolowanej migracji. Zapewniając przyszłemu polskiemu rządowi gotowe rozwiązania, możemy uchronić Polskę od popełnienia błędów państw zachodnich w polityce migracyjnej. Monitorowanie prac organów UE takich jak Parlament Europejski czy Komisja Europejska, które decydują o kształcie polityki migracyjnej wspólnoty, oznacza dla naszych analityków wiele godzin pracy, czego miesięczny koszt szacujemy na 6 000 zł.Trzymanie ręki na pulsie w kwestii polityki UE pozwala nam na reagowanie natychmiast, gdy eurokraci chcą uderzyć w polski interes.Opracowanie każdej analizy to – w zależności od poziomu skomplikowania omawianej materii i proponowanych zmian – koszt od 10 000 do nawet 15 000 zł. Jej koszt podnosi także niezbędne w wielu przypadkach tłumaczenie. W ten sposób pokazujemy Polakom i decydentom konsekwencje nieskutecznej polityki migracyjnej. Dlatego bardzo proszę Pana o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli skutecznie bronić polskich granic. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Z wyrazami szacunku
P.S. Mieszkańcy krajów zachodnich przez lata z założonymi rękami obserwowali, jak władze wpuszczają do ich państw miliony nielegalnych migrantów, co wpływało na pogorszenie ich bezpieczeństwa. Teraz wielu z nich żałuje swojej obojętności. Polska wciąż ma szansę uniknąć tych błędów. Musimy jednak wyciągnąć wnioski z klęski polityki migracyjnej Unii Europejskiej i obronić nasze granice. Wierzę, że z pomocą ludzi takich jak Pan, którym zależy na naszej Ojczyźnie i bezpiecznej przyszłości młodych Polaków, będziemy w stanie tego dokonać. Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia. Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris
Stanisław Michalkiewicz michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 27 października 2024
Muszę zacząć od samokrytyki. W jednym z felietonów wyraziłem wątpliwość, czy możemy wierzyć Wielce Czcigodnemu Arkadiuszowi Mularczykowi, gdy twierdzi, że obywatel Tusk Donald jest już w Niemczech passe, skoro pan Mularczyk tyle koloryzował w sprawie reparacji wojennych od Niemiec. Okazuje się, że chociaż koloryzował, to jednak coś tam może wiedzieć. Rzecz w tym, że na spotkanie w Berlinie z udziałem prezydenta Józia Bidena, prezydenta Emanuela Macrona, niemieckiego prezydenta Waltera Steinmeiera, kanclerza Olofa Scholza oraz ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, nie zaproszono ani obywatela Tuska Donalda, ani pana prezydenta Andrzeja Dudy. Nieomylny to znak, że Polska już jest passe w polityce europejskiej, a obywatel Tusk Donald najwyżej razem z nią. Inna sprawa, że na tym szczycie jego uczestnicy musieli porządnie natrzeć uszu prezydentowi Zełeńskiemu, który ośmielił się postawić im coś w rodzaju ultimatum.
Albo przyjmą Ukrainę do NATO, dostarczą jej forsy, broni i amunicji, zgodzą się na atakowanie celów w głębi Rosji, a po ostatecznym zwycięstwie – żeby niezwyciężona armia ukraińska zajęła amerykańskie bazy w Europie – bo jak nie, to Ukraina zbuduje arsenał jądrowy i wtedy zobaczymy. Najwyraźniej prezydent Zełeński już zaczyna odczuwać gęsią skórkę na myśl o zakończeniu wojny, która najprawdopodobniej przybierze postać „zamrożenia konfliktu”. Ale jeśli nawet, to tak daleko idąca samowolka musiała skłonić uczestników berlińskiego spotkania do przypomnienia ukraińskiemu komikowi, skąd wyrastają mu nogi, bo już następnego dnia ukraińskie władze pokajały się twierdząc, że prezydent Zełeński prezentując swoje ultimatum miał na myśli coś zupełnie innego.
jednak prezydent Zełeński został obsztorcowany, to jasne, że żadnego przedstawiciela Polski nie powinno przy tym być, bo naszemu bantustanowi starsi i mądrzejsi przeznaczyli rolę „sługi narodu ukraińskiego”, a być może również kraju zobowiązanego do terytorialnej rekompensaty za część ukraińskiego terytorium, zajętego przez Federację Rosyjską i wcieloną do jej terytorium państwowego. Tak właśnie uważa angielski ekspert z finansowanego przez rząd niemiecki, niemieckiego Instytutu Antropologii Społecznej Maxa Plancka Chris Hann – że roszczenia ukraińskie do Podkarpacia są bardziej uzasadnione, niż te do Krymu, czy Donbasu.
Jeśli tak, to po co zawczasu informować o tym obywatela Tuska Donalda? Jak przyjdzie czas, to mu się powie: wiecie, rozumiecie, Tusk, wy oddajcie Ukrainie Podkarpacie aż do Nowego Sącza i część województwa lubelskiego aż do Podlasia, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. I obywatel Tusk Donald w podskokach to zrobi, bo tak samo zrobiłby przecież reprezentujący obóz „dobrej zmiany” pan Mateusz Morawiecki, zwłaszcza gdyby kazała mu tak zrobić również pani Żorżeta Mosbacher, czy kogo tam Amerykanie wyznaczą tu na namiestnika.
Tymczasem obywatel Tusk Donald pojechał do Brukseli, gdzie od Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen uzyskał dyspensę na gadanie o zawieszeniu prawa azylowego i migrantach, że odrutuje granicę i ich nie wpuści. Najwyraźniej Reichsfuhrerin rozumie, że jak partia, a zwłaszcza – Volksdeutsche Partei – przed wyborami prezydenckimi mówi, że „zawiesi” i „nie wpuści” – to mówi – ale z tego nic konkretnego nie musi wynikać. A nie musi wynikać, bo te sprawy, zwłaszcza azylowe, muszą być uregulowane ustawą. Tymczasem obywatel Tusk Donald właśnie odszczeknął się panu prezydentowi Dudzie po jego sejmowym orędziu, toteż prawdopodobieństwo, że prezydent podpisałby taką ustawę wydaje się bardzo niewielkie, zwłaszcza, że nie wiadomo nawet, czy taka ustawa w ogóle przeszłaby przez Sejm.
Rzecz w tym, że przeciwko obywatelu Tusku Donaldu w tej sprawie zbuntowały się obydwie lewice z jego koalicji. Wprawdzie mają one tylko 26 mandatów, ale jeśli ich zabraknie, to ustawa w Sejmie nie przejdzie. Podobny los czeka rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich. Wprawdzie panna (ale po przejściach, bo w dzieciństwie trener od tenisa miał ją molestować przy użyciu… no mniejsza z tym) Katarzyna Kotula mająca w vaginecie obywatela Tuska Donalda fuchę do spraw równości, przedstawiła niedawno ten projekt, który obejmuje zmianę ponad 200 ustaw – byle tylko sodomczykowie i gomorytki mogły się bzykać w tak zwanym „majestacie prawa” – ale i to może spalić na panewce, bo tym razem dęba stanęło Polskie Stronnictwo Ludowe. Jużci; każdy, kto pamięta z filmu „Konopielka” scenę, jak wędrowny dziad budzi grozę wieszcząc apokalipsę, że „chłop z chłopem, a baba z babą” będą się bzykali, rozumie, że gdyby PSL takie coś poparło, to ścisłe kierownictwo w jednej chwili zostałoby bez elektoratu. Wiadomo, że dola chłopa jest najcięższa, wiadomo też, że każdy jest chłopem – chyba że jest babą – i tych zbawiennych prawd się trzymajmy, a co ponadto, to od Złego pochodzi. A ponieważ PSL ma 32 mandaty w Sejmie, to bez jego poparcia nie ma mowy, by projekt przeszedł.
Tymczasem podczas telewizyjnej debaty (jak pani red. Agnieszka Gozdyra sztorcuje swojego gościa, że na jej pytania nie udziela prawidłowych, znaczy się – zatwierdzonych odpowiedzi, to to nazywa się „debatą”), jeden z uczestników, nota bene członek sejmowej komisji, Wielce Czcigodny Marcin Przydacz ujawnił, że wprawdzie obywatel Tusk Donald, za przyzwoleniem Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, nieszkodliwie trzaska dziobem w sprawie azylu oraz migrantów – że zrobi im „no pasaran” – a tymczasem Reichsfuhrerin przyśpiesza prace nad uruchomieniem Paktu Migracyjnego.
Jak zwróciła uwagę Wielce Czcigodna Anna Bryłka z Konfederacji, już nie mówi się w nim o „relokacji”, tylko o „mechanizmach solidarności” – ale chodzi o to samo; będą kwoty Murzynów na poszczególne bantustany, które – w razie odmowy ich przyjęcia – będą musiały bulić 20 tys. euro od łebka. W związku z tym vaginet obywatela Tuska Donalda już przewiduje konieczność uruchomienia 40, a może nawet więcej „ośrodków integracyjnych” dla Murzynów, którzy na koszt podatników będą się tam integrowali z naszymi panienkami, czy to w ramach związków partnerskich, czy tych normalnych. Wprawdzie nie mówi się tego głośno, ale podobno vaginet obywatela Tuska Donalda, rozczarowany do programu „800 plus”, wiąże z tym nadzieje na przezwyciężenie kryzysu demograficznego w naszym bantustanie. Owszem, wyposzczeni Murzyni mogliby tu nieźle dokazywać, ale co będzie, gdy już zrobią swoje? Przysłowie wprawdzie powiada, że jak Murzyn zrobił swoje, to Murzyn może odejść, ale – po pierwsze – dokąd, skoro obowiązują odgórnie ustalone kwoty, a po drugie – co z nim zrobić, jak nie będzie chciał odejść, kiedy już zrobi swoje?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
“W latach 2018-2023 przyjmowanie i rozpatrywanie wniosków wizowych stanowiło blisko 70% wszystkich czynności konsularnych. W okresie tym złożono 6 570 649 wniosków wizowych, a w wyniku ich rozpatrzenia wydano 6 166 080 wiz, co stanowiło 93,8% liczby złożonych wniosków. Udzielone wizy Schengen w liczbie 1 262 434 stanowiły 20,5% wszystkich udzielonych w latach 2018-2023 wiz, a wizy krajowe w liczbie 4 903 646, stanowiły 79,5%. Ponad połowę wszystkich wiz, tj. 55,5% (3 420 578) uzyskali obywatele Ukrainy, a jedną czwartą, tj. 26,6% (1 641 521) obywatele Białorusi. Na trzecim miejscu znaleźli się obywatele Rosji – 5,8% (357 418 wiz), na czwartym Turcji – 1,7% (104 405), a następnie Indii i Chin – po 1,4% (odpowiednio 87 775 i 83 642 wizy).
Obywatele 76 państw muzułmańskich i Afryki w kontrolowanym okresie uzyskali 366 551 wiz (5,9% wiz ogółem), z czego w 173 568 w okresie od dnia 1 stycznia 2021 r. do dnia 30 czerwca 2023 r. (…)
Wjazd do strefy Schengen był i jest możliwy również na podstawie udzielonych wiz krajowych. MSZ publikując Oświadczenie nie zaprezentowało danych dotyczących wydanych pozwoleń na pierwszy pobyt, które w sposób jednoznaczny wskazywały, że w tej kategorii Polska była państwem członkowskim UE udzielającym najwięcej wiz na pierwszy pobyt ogółem zarówno w 2021 r. (967 345 z 2 952 336, tj. 32,8% wszystkich wiz w EU , jak i w 2022 r. (700 264 z 3 454 684, tj. 20,3% wszystkich wiz w EU).
Szczególnie widoczny był dominujący udział Rzeczypospolitej Polskiej w liczbie udzielonych wiz pracowniczych w całym kontrolowanym okresie, w latach 2018- 202210 odpowiednio: − 533 646, tj. 48,9% wszystkich wiz pracowniczych i ponad dziewięciokrotnie więcej niż druga w kolejności w 2018 r. Hiszpania (58 433); − 625 128, tj. 52,0% i ponad dziewięciokrotnie więcej niż drugie w kolejności w 2019 r. Niemcy (65 717); − 582 342, tj. 59,1% i ponad siedmiokrotnie więcej niż druga w kolejności w 2020 r. Hiszpania (81 158); − 790 070, tj. 59,7% i ponad dziewięciokrotnie więcej niż druga w kolejności w 2021 r. Hiszpania (88 119); − 447 225, tj. 36,0% i ponad trzykrotnie więcej niż druga w kolejności w 2022 r. Hiszpania (140 034) (…)
Wpływ nowelizacji UOC z grudnia 2020 r. na obciążenie sprawami wizowymi niektórych placówek potwierdził również w alarmistycznej opinii133 (która w większości, zdaniem NIK, pozostawała aktualna także później w trakcie trwania czynności kontrolnych NIK) Konsul RP w Singapurze: Placówka przyjęła 445 wniosków wizowych. Większość stanowiły wnioski o wizy do pracy, które po nowelizacji ustawy o cudzoziemcach w grudniu 2020 roku mogły być przyjmowane od obywateli wszystkich krajów mieszkających w Singapurze. Po upowszechnieniu się tej wiedzy wśród wnioskodawców i wspierających ich agencji pośrednictwa placówka została przytłoczona liczbą wniosków, do których przetworzenia nie jest przygotowana kadrowo, czasowo ani lokalowo. (…)
Przy stosunkowo interesującym, z punktu widzenia interesu gospodarczego Polski, profilu aplikantów (po kilku latach pracy w Singapurze są to zwykle osoby mające podstawową znajomość języka angielskiego i respekt wobec rygorystycznego systemu miejscowego prawa oraz oczekiwane w Polsce specjalizacje jak np. spawacz) wskazać należy na głęboką patologię całego procesu rekrutacji cudzoziemców do pracy w Polsce. Branża została w dużej części zdominowana przez niewiarygodne firmy zakładane często przez już mieszkających w Polsce cudzoziemców, którzy są w stanie uzyskiwać setki zezwoleń na pracę dla cudzoziemców, co zupełnie nie koresponduje ze skalą ich działalności podstawowej.
Na etapie składania wniosku o wydanie zezwolenia na pracę nie jest weryfikowany potencjał firmy i faktyczne możliwości powierzenia pracy. W tej sytuacji uzyskanie zezwolenia na pracę stało się procedurą w dużej mierze fikcyjną. Proces weryfikacji został w całości przerzucony na konsula, który zamiast sprawdzać cudzoziemca musi zajmować się sprawdzaniem pracodawcy w Polsce. Organ konsultujący podległy MSWiA sugeruje odmowy wizowe w znacznej części przypadków, tym samym zajmując krańcowo różne stanowisko niż wydający pozwolenia na pracę wojewodowie, podlegający temu samemu ministrowi. Taka sytuacja uniemożliwia prowadzenie spójnej polityki wizowej. Dodatkowo należy wskazać, że beneficjentami procesu są w głównej mierze sieci firm pośredniczących, dla aplikanta wizowego koszt uzyskania zezwoleń, opłacenia pośredników sięga nierzadko 30 tys. zł., a firmy w Polsce deklarujące zamiar zatrudnienia wskazują, że osoby, którym wydano wizę nie zawsze stawiają się do pracy. (…) Większość aplikantów to muzułmanie z Bangladeszu i należy liczyć się z konsekwencjami ich dłuższego pozostania w Polsce oraz sprowadzania rodzin”
Lewica lubi powtarzać, że nie ma związku między imigracją a przestępczością. Dane pokazują coś innego. Tym razem za przykład posłuży Hiszpania.
Imigranci pochodzący z Maghrebu (Mauretania, Maroko, Algieria, Tunezja i Libia) oraz południa Afryki już popełniają prawie 30% rozbojów z użyciem przemocy w Hiszpanii, mimo że stanowią zaledwie 2,6% populacji.
W 2022 roku odnotowano 8 010 rozbojów z użyciem przemocy, z czego 2 362 (29,4%) zostało popełnionych przez imigrantów z Afryki.
Biorąc pod uwagę, że według danych Narodowego Instytutu Statystycznego (INE), w Hiszpanii mieszka 5 579 547 cudzoziemców, w tym 1 217 706 Afrykańczyków, z populacji wynoszącej 47 615 034 osób, wynika, że imigranci afrykańscy popełniają te przestępstwa 11,5 razy częściej niż Hiszpanie.
Podobne tendencje występują również w innych kategoriach przestępstw, takich jak przestępstwa przeciwko mieniu (o 7,83% więcej niż Hiszpanie) czy rozboje z użyciem siły (o 5,62% więcej). W przypadku morderstwa i gwałtu różnice są nieco mniejsze, jednak nadal istotne (odpowiednio 4,52% i 3,28% więcej niż Hiszpanie).
Pomimo tych niepokojących statystyk, hiszpański rząd Pedra Sáncheza oraz Partia Ludowa nadal dążą do legalizacji pobytu 700 000 nielegalnych imigrantów. Jednocześnie trwają prace nad utworzeniem nowego ośrodka dla imigrantów, który ma powstać na jednym z hiszpańskich lotnisk.
Estos dias se ha intentado colar la mentira de que no existe relación entre inmigración y delincuencia Así que me he molestado en recoger los datos del instituto nacional de estadística para demostrar que SÍ EXISTE, y es BESTIAL HILO Y DATOS SOBRE INMIGRACIÓN Y DELINCUENCIA
Austriaccy dydaktycy zdecydowali się przerwać milczenie i otwarcie mówić o trudnościach, z jakimi borykają się nauczyciele i uczniowie – szczególnie w kontekście integracji uczniów z rodzin imigranckich.
Reportaż na ten temat przygotował portal krone.at. Pragnąca zachować anonimowość dyrektor zdradza, że zarządza szkołą średnią w Wiedniu, a w jej placówce uczy się ponad 800 dzieci i młodzieży. W dzielnicy, gdzie znajduje się szkoła, odsetek mieszkańców z tłem migracyjnym jest wyjątkowo wysoki. Dla 80-85 proc. uczniów język niemiecki nie jest ojczystym.
Dyrektor zwraca szczególną uwagę na trudności w komunikacji z rodzinami syryjskimi, które często nie mówią po niemiecku. – Społeczności arabskie są dla nas obecnie prawdziwym wyzwaniem – przyznaje.
Podkreśla, że choć imigracja zawsze była obecna, obecna sytuacja jest bezprecedensowa. – Jest coraz gorzej – rozkłada ręce. Mówi, że każda rozmowa z rodzicami wymaga obecności tłumacza .
Jednym z najbardziej niepokojących przypadków jest sytuacja 13-letniego chłopca w pierwszej klasie, który został już trzykrotnie zawieszony. Ostatnie zawieszenie na cztery tygodnie nastąpiło po werbalnym i fizycznym ataku na nauczyciela. Wcześniej pokazywał rówieśnikom pornografię na telefonie. Rozmowy z jego rodzicami nie przynoszą żadnych efektów.
Dyrektor zauważa, że „gdyby chodziło tylko o obelgi, nie wystarczyłoby to do zawieszenia”. – Sytuacja w szkole staje się coraz gorsza – ubolewa.
Problemy nie ograniczają się do jednej szkoły. Nauczyciele z całego Wiednia zgłaszają różnorodne incydenty, od odgrywania egzekucji w klasach po konflikty związane z różnicami kulturowymi i religijnymi. Wielu pedagogów obawia się mówić otwarcie o tych problemach z obawy przed represjami ze strony rodziców lub własnego środowiska.
Niektórzy – jak dyrektor szkoły Christian Klar – pod nazwiskiem mówią o potrzebie zmian. Podkreśla konieczność wprowadzenia jasnych zasad i oddzielenia uczniów zakłócających system od szkół ogólnodostępnych. Mówi o rosnącej fali przemocy w szkołach oraz zwraca uwagę na problem niedostatecznego przygotowania wielu dzieci do rozpoczęcia edukacji szkolnej.
– Nie chodzi tylko o przemoc. Duża część dzieci nie spełnia kryteriów gotowości szkolnej. Wielu nie potrafi zawiązać butów czy trzymać długopisu – podaje tylko niektóre z przykładów. Tego typu przypadki negatywnie wpływają na rozwój całej grupy.
====================================
MD: Przed 30-tu laty moja przyjaciółka zrezygnowała z dyrektorskiego stanowiska w szkole pod Paryżem i odeszła z “oświaty” . 90% uczniów nie rozumiało francuskiego, nie chciało się go nauczyć, ale gwałcili nauczycielki i uczniów – bezkarnie.
To ci Austriacy TERAZ te skutki polityki zauważają.. Dobre i to.
Na wniosek rządu warszawskiego w Polsce powstać ma aż 49 nowych Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC). Publicysta Rafał Ziemkiewicz zaproponował, gdzie najlepiej ulokować takie ośrodki.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że we wtorek na posiedzeniu rządu przedstawi strategię migracyjną Polski, której jednym z elementów ma być czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu. „Odzyskać kontrolę. Zapewnić bezpieczeństwo. Kompleksowa i odpowiedzialna strategia migracyjna Polski na lata 2025-2030” – tak nazywa się strategia, nad którą ma pracować rząd.
Tusk oświadczył też, że rząd nie będzie respektować i wdrażać europejskich pomysłów godzących w bezpieczeństwo Polski takich jak unijny pakt migracyjny.
Z drugiej jednak strony resort rodziny w gabinecie Tuska szykuje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców. – W 2021 roku wiceminister Szwed z PiS podpisał umowy na pierwsze centra integracji cudzoziemców. Zawnioskowano wtedy o pieniądze z Unii Europejskiej. UE te pieniądze przyznała – tłumaczył szef MSWiA Tomasz Siemoniak w rozmowie z Radiem ZET. Jak twierdził, centra te mają służyć tym imigrantom, którzy już do Polski trafili.
Na zlecenie MSWiA Komitet Badań nad Migracjami PAN przygotował badanie dotyczące migracji i polityki migracyjnej wśród podmiotów zajmujących się polityką migracyjną. Na podstawie badania powstał raport „Polityka migracyjna Polski w opiniach aktorów instytucjonalnych”, w oparciu o który miała zostać przygotowana strategia migracyjna.
Z dokumentu wynika, że badani przedstawiciele zarówno instytucji rządowych, pozarządowych, organizacji pracodawców, związków zawodowych, czy uczelni wyższych, jako wiodącą wartość przyświecającą tworzeniu polityki migracyjnej wskazywali bezpieczeństwo. Jednak kolejnymi wartościami wybranymi przez ponad połowę respondentów były prawa człowieka i humanitaryzm, dobrobyt i rozwój gospodarczy oraz spójność społeczna.
Pomysł na to, gdzie rozlokować Centra Integracji Cudzoziemców, przedstawił na portalu X Rafał Ziemkiewicz. Jeden z internautów przypomniał bowiem instrukcję „Gazety Wyborczej” przed ostatnim referendum. „«Odmawiam przyjęcia karty do głosowania». Przypominamy, co zrobić, gdy nie chcemy brać udziału w #referendum” – czytamy. Jedno z pytań dotyczyło wówczas zapory na granicy polsko-białoruskiej.
„Centra integracji imigrantów, by uniknąć problemów, trzeba budować tam, gdzie lokalna społeczność jest najbardziej życzliwa i otwarta. Czyli tam gdzie było najwięcej odmów przyjęcia kart referendalnych. To nie żadna zemsta a logika, oczywista oczywistość” – skwitował Ziemkiewicz.
Centra integracji imigrantów, by uniknąć problemów, trzeba budować tam, gdzie lokalna społeczność jest najbardziej życzliwa i otwarta. Czyli tam gdzie było najwięcej odmów przyjęcia kart referendalnych. To nie żadna zemsta a logika, oczywista oczywistość. Daj RT jeśli podzielasz https://t.co/ltnuC98MBl