Sytuacja miała miejsce w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrück na przełomie lat 1944/45, a dotyczyła planów na przyszłość Europy, jakie już wtedy niemieccy komuniści snuli wspólnie z sowietami. Cytat pochodzi z książki Karoliny Lanckorońskiej. Jest to opis krótkiej rozmowy między więźniarkami, choć wynika z niej, że kwestia już wcześniej była przez nie omawiana.
Myślę, że zarówno cytat, jak i samo zagadnienie są dziś bardzo aktualne, a warto poznać korzenie chorych idei, które miały zapanować nad Europą, a które nieprzerwanie sufluje nam kanclerz Scholz.
„…Gdy tam stałam, podeszła do mnie kobieta bardzo wysoka i bardzo koścista, i zapytała o moją narodowość. Gdy jej powiedziałam, że jestem Polką, odpowiedziała: „Ja jestem Niemką, ale z tych, które walczą o Stany Zjednoczone Europy”. – „Pod przewodnictwem Rosji?” – zapytałam z miejsca, ponieważ już znałam to hasło z rozmów „okiennych”. „Tak, tak” – odpowiedziała z ożywieniem. – „Oczywiście Rosja nas weźmie pod swoją opiekę, pójdziemy za jej przykładem. – „Ładna perspektywa” – pomyślałam…”. (Karolina Lanckorońska, „Wspomnienia wojenne”).
——————————–
Karolina Lanckorońska nie dożyła czasu, kiedy ta perspektywa niemal się ziściła. O mały włos zostaliśmy jej ofiarami, tylko Putin za wcześnie odkrył karty. Dzisiaj Niemcy nadal nie ukrywają chęci objęcia przywództwa w Europie. Jednocześnie nie wykluczają współpracy z Rosją, choć zastrzegają sobie, że to ma być Rosja poputinowska. Niestety, Niemcy jeszcze nie wytrzeźwiały po nocy poślubnej z Rosją putinowską.
Akurat nam Polakom putinowska, czy poputinowska Rosja nie robi różnicy, bo wiemy, że to będzie ta sama Rosja. Mamy bowiem bogate doświadczenie. Ktokolwiek tam rządził, to zawsze przy pomocy ludobójczej sitwy, tylko nazwiska i nazwy tych instytucji się zmieniały. A imperialne ambicje są zapisane we łbie najciemniejszego mużyka z nad Wołgi.
Niemcy na serio uważali się za nadludzi i udowadniali tę nadludzkość naukowymi teoriami. A jeśli przypatrzeć się Niemcom dzisiaj, to nadal demonstrują nieznośną wyższość, która nie pozwala ich sąsiadom cieszyć się niezmąconą pogodą ducha. Rosjanie z kolei mają się za święty naród będący emanacją czystego dobra i też mają na to naukowe badania. A jakżeby inaczej. I nie poddają się zwątpieniu w swoje boskie posłannictwo. Oba narody łączy także skłonność do ludobójstwa w obronie rzekomej nadzwyczajności. Niemiecki Lebensraum świetnie współgra z z imperialną zachłannością Ruskiego Mira.
Zatem jeśli oba te państwa przetrwają wojnę na Ukrainie w znośnej kondycji, to Polska nie będzie bezpieczna. Nie będzie, bo ten sojusz zostanie odtworzony w starej postaci i ze starym przesłaniem. Już oni wtedy nami się zaopiekują po swojemu. Jedno z tych państw musi zostać zmarginalizowane, żeby to zabójcze przymierze nie przetrwało. Na razie wygląda, że wybór pada na Rosję. Ale czy ostatecznie padnie na którekolwiek z nich?
Mówi się dużo o wariancie, w którym USA odpuszczają nasz kontynent, żeby zająć się Chinami. Ma to być rzekomo rozpatrywane przez Partię Republikańską, jeśli wygra wybory.
Tymczasem jest oczywiste, że USA nie mogą ot tak odpuścić Europy i zająć się tylko Chinami, gdyż w takim przypadku będą miały przeciwko sobie również Europę zdominowaną przez sojusz rosyjsko-niemiecki.
Tak przynajmniej wygląda to z logicznej perspektywy obserwatora-szaraka. Taka koalicja nie będzie tolerować obok siebie większego gracza. Nie po to tworzy się sojusz dwóch dominatorów, żeby ścierpieć obok siebie demokrację. Pod takim przywództwem Europa otwarcie zwróci się przeciwko Stanom Zjednoczonym, które muszą temu zapobiec.
Jedynym sensownym wyjściem z naszego punktu widzenia jest w takim razie utworzenie przy pomocy USA potężnego bloku państw bezpośrednio zagrożonych przez tandem niemiecko-rosyjski. Od Skandynawii po Bałkany, włącznie z Wielką Brytanią i Ukrainą. Taki blok zmityguje zapędy nawet tej upiornej spółki nadludzi ze świętym narodem.
Oczywiście, istnieje możliwość, że USA jednak postawią przysłowiową kreskę na nasz kontynent, czyli sytuacja będzie analogiczna jak przed II Wojną Światową, kiedy Roosevelt pod presją społeczną ociągał się przed zaangażowaniem w europejski konflikt. Wtedy musimy liczyć po pierwsze na siebie, a po drugie, że znajdzie się jakiś nowy Churchill, który przekona amerykańskiego przywódcę, ktokolwiek nim będzie. Tylko dla porządku jeszcze wspomnę, że Stanom Zjednoczonym równie dobrze może się przytrafić jakieś nowe Pearl Harbor, choć tego Amerykanom nie życzę. [Przecież to było „przeoczenie” CELOWE, chłopie.. MD]
Rok 1989 stworzył nadzieję, że nowe władze zdefiniują polski interes narodowy i będą myśleć jego kategoriami. Tak się nie stało. Interes narodowy padł ofiarą obcoplemieńców, którzy każde myślenie o interesach Polski zwalczali, jako przejaw nacjonalizmu. Władysław Bartoszewski zdefiniował go tak: „Polska to panna stara, brzydka i bez posagu”. Dziś mamy prezydenta, który mówi, że „bezpieczeństwo Ukrainy jest częścią polskiej racji stanu”, premiera, który nigdy i w żadnych okolicznościach nie używa słów „interes Polski” oraz ministra „sługę narodu ukraińskiego”. Interesu narodowego nie zdefiniowano także dlatego, że nie było komu tego zrobić. Bo, czy można było tego oczekiwać od ludzi gruntownie pozbawionych poczucia lojalności wobec kraju, w którym żyją, których związek z polskością sprowadza się do miejsca zamieszkania „w tym kraju”?
Stosunki polsko-niemieckie nie są normalne, lecz zafałszowane, bo po stronie polskiej są wyznaczane przez ludzi niepolskiego pochodzenia.
Bronisław Geremek, kompletując swój „zespół niemcoznawców”, sięgał wyłącznie do mniejszości etnicznych. Jerzy Kranz, przed nominacją na ambasador RP w Niemczech, cztery lata stażował w tygodniku „Stern” i odznaczony został przez Niemców Krzyżem Wielkim Zasługi.” Kazimierz Wóycicki, dyrektor Instytutu Polskiego w Düsseldorfie i Lipsku był stypendystą Fundacji Adenauera i autorem tendencyjnych publikacji na tematy polsko-niemiecko-żydowskie. Oprócz finansowania dostał od Niemców Krzyż Wielki Zasługi i nominację na dyrektora Oddziału IPN w Szczecinie, niegdyś intensywnie penetrowanym przez STASI. Janusz Reiter, ambasador RP w Berlinie, po uchwaleniu przez Bundestag rezolucji ws. „wypędzonych” oraz towarzyszącym jej agresywnymi, godzącymi w suwerenność Polski wypowiedziach kanclerza Niemiec, przekonywał Polaków, że uchwała „nie wymaga żadnej reakcji ze strony polskiej”.Debatę na temat odszkodowań dla robotników przymusowych w III Rzeszy uznał za„anachroniczną”, a żądania odszkodowań określił, jako „niebezpieczne”.
Niemcy sprawnie zbudowali swoje lobby. I to bynajmniej nie poprzez przedstawicieli mniejszości niemieckiej, ale … żydowskiej.
Wszystko i jednostronnie postawili na środowisko dawnego KOR, skupione wokół „Wyborczej”. Doszło do tego, że to strona niemiecka wyznaczała sobie partnerów po stronie polskiej. Znany z niepohamowanego gadulstwa Władysław Bartoszewski wypaplał, że strona polska usunęła wszystkie niewygodne dla Niemców osoby z gremiów ważnych dla stosunków polsko-niemieckich.
Pęd mniejszości żydowskiej do „obsługi” stosunków polsko-niemieckich wynika nie tylko z nieodwzajemnionej miłości do Niemców (i z nieodwzajemnionej nienawiści do Polaków), ale także z tego, że w większości przypadków jest kupiony za niemieckie srebrniki. „Eksperci od Niemiec” zapraszani są na spotkania do Berlina, gdzie wygłaszają referaty, w których nigdy nie ma krytycznego słowa pod adresem gospodarzy, mnóstwo natomiast tyrad o uprzedzeniach Polaków wobec Niemców i ich antysemityzmie. Wykłady te są traktowane, jako znakomita okazja do wynagradzania prelegentów.
W stosunkach Polska-Niemcy zaczął obowiązywać niepisany podział ról: Niemcy wygłaszają samokrytyczne przemówienia tylko przy okazji rocznic powstania w getcie – strona polska też. W układzie polsko-niemieckim z 1991 r. znalazł się niedopuszczalny zapis zobowiązujący obie strony do wspólnego zwalczania antysemityzmu, który ewidentnie sugeruje, że Polacy poczuwają się do współodpowiedzialności za zbrodnie dokonane na Żydach. Inny przykład – przedstawiciel Izraela podjął interwencję, aby usunąć z przemówienia premiera RP w Auschwitz wzmianki o niemieckim sprawstwie Holokaustu. I czy to nie mówi wszystko?
Badania naukowców utrzymujących, że Żydom było łatwiej przeżyć w niemieckich obozach koncentracyjnych, niż wśród Polaków są finansowane przez Fundację Adenauera i Claims Conference, czyli Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego. Jan Grabowski vel Jojne Abrahamer, autor monografii „Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945”, pieniądze dostał od Fundacji Gerdy Henkel, wdowy po właścicielu koncernu chemicznego Henkel, członka NSDAP, jednego z 42 przemysłowców umieszczonych na norymberskiej liście zbrodniarzy za to, że w jego fabrykach pracowali robotnicy przymusowi, w tym Polacy. Stypendium od Henkel, też na badania polskiego antysemityzmu, dostała prof. Joanna Tokarska-Bakir i prof. Barbara Engelking, która w opracowaniu o stosunku polskich chłopów do Żydów dokonała naukowego odkrycia: „Oprócz tych, których chłopi wydali są jeszcze Ci, których sami zamordowali […] z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tysięcy Żydów”.
Dyplomaci pochodzenia żydowskiego zmonopolizowali po wojnie problematykę niemiecką w MSZ. Byli to: Marian Naszkowski, Jakub Berman (zrzekł się odszkodowań od Niemiec), dr Manfred Lachs (autor ekspertyzy prawnej zalecającej zrzeczenia się odszkodowań), dr Juliusz Katz-Suchy, Conrad Meller (ojciec Stefana), no i ambasador PRL w Bonn, w latach 1977-80, Jan Chyliński, ślubny syn Bieruta. W publicystyce problematykę niemiecką zawłaszczyli Marian Podkowiński i Mieczysław Rakowski. W naukach historycznych brylował Jerzy Holzer. W pierwszych dniach „suwerennej” Polski, na czoło wysunął się Artur Hajnicz, organizując przy Senacie Ośrodka Studiów Międzynarodowych. Hajnicz kolaborował z Sowietami w okupowanym Lwowie, został agentem NKWD o pseudonimie „Grisza” i czynnie uczestniczył w akcji eksterminacji Polaków. Był też członkiem korpusu żydowskich politruków w armii Berlinga, a po wojnie redaktorem naczelnym „Żołnierza Wolności” i członkiem Klubu Krzywego Koła. W 1995 r. Griszę zatrudnili Niemcy w Fundacji im. Roberta Schumana, gdzie został koordynatorem programu badawczego „Kompleks wypędzenia”. Otrzymał też od Niemców Wielki Krzyż Zasługi.
Ministrami spraw zagranicznych, ludźmi mającymi w założeniu definiować i bronić polskiego interesu narodowego zostali: syn rabina, po nim Wołodia Cimoszewicz, po nim brytyjski agent o kałmuckich rysach twarzy, którego żona pisuje dla żydowskiej gazety dla Polaków. Inni mieli podwójne obywatelstwo, a zatem zobowiązanie do podwójnej lojalności. „Dobrym” przykładem jest tu płomienny obrońca polskiego interesu narodowego Ryszard Sznepf, który obok polskiej dyplomacji, dorabiał w loży B’nai B’rith. Stosunki z Niemcami wymagają zdecydowanej, czasem wręcz brutalnej gry o polskie interesy. Czy z wyzwaniem tym radzili sobie nie-Polacy, pół-Polacy, folksdojcze? I czy, gdybyśmy mieli dyplomatów polskiego pochodzenia, zaistniałaby tyle problemów w relacjach Polski z Niemcami.
Nadzieja, że to Polacy bronić będą interesów państwa prysła ostatecznie, gdy lud pracujący miast i wsi wybrał sobie na premiera wnuka żołdaka Wehrmachtu, który z Polską nigdy się nie utożsamiał, który nigdy nie postawił stopy w Muzeum Powstania Warszawskiego, który patriotycznych uroczystości unikał jak ognia. „Byliśmy grupą, która odnalazła się poprzez fakt niechęci do Ruchu Młodej Polski i do endecji (…) Irytowały nas ich poglądy, byliśmy kontestacyjni, jeśli chodzi o Kościół, o narodowe tradycje. Bardziej odpowiadał nam intelektualny sznyt KOR-u” – tak pisał o swoim pochodzeniu etnicznym. Media pisały, że Tusk szwargocze po niemiecku. Ale nie miały odwagi napisać, że jest Niemcem. Dla Niemców był najlepszym włodarzem Polski od czasów Augusta Sasa, bo zamknął drogę do należności z tytułu odszkodowań wojennych, bo pozostawił otwarty problem roszczeń niemieckich.
Pochodzenie etniczne to temat tabu. Wymuszony poprawnością polityczną, a także strachem przed oskarżeniami o antysemityzm. Kiedy sprawę „dziadka z Wehrmachtu” na światło dzienne wyciągnął Jacek Kurski, wzniósł się klangor. Od niecnych, czarnosecinnych słów odciął się Jarosław Kaczyński. A szkoda, bo być może nie doszłoby do likwidacji polskich stoczni. Sam Tusk nowojorskich rabinów zapewniał, że doskonale rozumie sytuację mniejszości narodowych i etnicznych, ponieważ jako Kaszub wie, ile musieli przejść i wycierpieć w związku ze swą „odmiennością”. Na zapewnieniach nie poprzestał – złożył solenne zapewnienie, że sprzeda polskie lasy i wypłaci rekompensatę mniejszości, która w związku ze swą odmiennością tyle z rąk Polaków „przeszła i wycierpiała”. Inne przykłady: Kaczyński odciął się od publikacji „Gazety Polskiej” na temat pochodzenia etnicznego urokliwej żony Komorowskiego. Michnik milczał, gdy „Newsweek” wyciągnął na światło dzienne pochodzenie żony Dudy. No i gładko w Pałacu Prezydenckim nastąpiła podmiana Anki Rojer na Ankę Kornhauser.
W strategii pozyskiwania w naszym kraju jak największych wpływów i jak największej liczby klientów, niepoślednią rolę odgrywają fundacje niemieckie, które utrzymują całe zastępy polskich polityków, dyplomatów i publicystów. Dobrym przykładem jest tu Centrum Studiów Międzynarodowych. „Niezależny, pozarządowy ośrodek analityczny” wśród sponsorów ma na pierwszym miejscu Fundację Adenauera. Przez wiele lat prezesem centrum był Janusz Reiter. W centrum pracuje też „naukowo” Kazimierz Wóycicki i b. minister obrony Janusz Onyszkiewicz, który – przypomnijmy – w związku z tworzeniem w Szczecinie brygady międzynarodowej oświadczył: „Gwarantem granic RP jest Bundeswehra”.
Założycielem centrum jest Eugeniusz Smolar, syn Hersza, przywódcy żydowskiej sekcji etnicznej w PPR, który zarzucał Gomułce opór wobec repatriacji Żydów z ZSRR, umniejszanie znaczenia walk w getcie warszawskim i podkreślanie monolityczności etnicznej Polski. Hersz był też redaktorem naczelnym wydawanej w jidysz gazety „Fołk Sztyme”. A co do jidysz – Ludwik Hirszfeld pisał: „Stali się Niemcy beznadziejną i nieodwzajemnioną miłością Żydów. W zaborze pruskim byli najlepszym narzędziem w antypolskiej polityce. W odrodzonej Polsce nie przestali wiernie trzymać się niemieckiej mowy, byli męczennikami języka Niemców, sprowadzając na siebie odrazę Polaków”.
Uważany za „mózg lewicy” Maciej Gdula wygłosił w TVN: „Domaganie się reperacji za zamordowanie 6 milionów polskich obywateli w czasie wojny to odrażający cynizm polityczny. Śmierć tych ofiar nie ma ceny. Rolą Polski jest pamięć o II wojnie, a nie zarabiać na niej”. Znany również z oskarżania Polaków o udział w holokauście, korzysta z finansowania fundacji Friedrich-Ebert Stiftung. Dobrze też, że często głos zabiera Radek Sikorski. Bez jego szczerości lub raczej szczerej do bólu głupoty, trudniej byłoby dostrzec folksdojczów. Dobrze też stało się, że na jaw wyszły jego dochody za „konsultacje”. Powiedzenie: Nie za darmo klezmer gra, sprawdziło się, gdy Radek powiedział: „Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że reparacji i Kresów pozbawił nas Związek Radziecki, że Niemcy głównie finansują nasze transfery z Unii”. I nie chciało się wierzyć, żesłowa te wypowiedział polski polityk, bo tezy, że Ziemie Odzyskane to reparacje, nie głoszą nawet najbardziej antypolscy politycy w Berlinie.
Kim jest ten „KTOŚ”, kto podmienił stosunki polsko-niemieckie na żydowsko-niemieckie i dialog polsko-niemiecki na jawny dialog żydowsko-niemiecki? To ludzie pochodzenia lichwiarskiego, którzy po Magdalence uzgodnili, że między Rosją a Niemcami ma powstać „państwo teoretyczne”, zastrzegając sobie likwidację polskich stoczni i eksterytorialność obozu Auschwitz, rozciągniętą także na muzeum Polin (a wkrótce na polskie lasy). Nie mieli też problemu ze skutecznym wmówieniem Niemcom, że bez ich pośrednictwa się nie obejdzie, że tylko oni mogą skutecznie reprezentować niemieckie interesy w Polsce. Wyłączności na pośrednictwo bronią uporczywie i zawzięcie. I to bez względu na to, kto w Polsce jest przy władzy. Są przy tym niezwykle elastyczni – dziś są w PiS, jutro będą zwolennikami Trzaskowskiego, pojutrze Czarzastego, a jak trzeba to mniejszością niemiecką lub cygańską, a nawet frakcją kaszubską. I jeszcze jedno –PiS nie tylko że nic tu nie naprawił, ale na to się godzi, a nawet o takie pośrednictwo zabiega.
Sytuacja, gdy pośrednicy podpowiadają, jak się mamy zachować, jest szczególnie niebezpieczna przy negocjowaniu odszkodowań od Niemców. Przykład z ostatnich dni – Jarosław Kaczyński wystąpił z pomysłem, aby Żydzi pomogli w uzyskaniu odszkodowań od Niemców. Niebezpieczne w tym było to, że istotą żydowskiej machinacji jest: Samo przystąpienie do rozmów jest uznaniem zasadności roszczeń, a do uzgodnienia pozostaje tylko ich wielkość. Nie mniej niebezpieczne było to, że do „pośredników” w stosunkach z Niemcami doszlusował Kaczyński, który ekspercką wiedzę na temat Niemiec nabył od Jana Józefa Lipskiego, wg samego Kaczyńskiego, „mistrza na równi z marszałkiem Piłsudskim”. Lipskibył masonem, który całe swoje życie poświęcił na walkę z katolicyzmem i z ruchem narodowym, który w swych publikacjach obarczał Polaków winą za zbyt małą ofiarność w pomaganiu Żydom w czasie okupacji, który biadolił nad losem Niemców pisząc: „Wzięliśmy udział w pozbawieniu ojczyzny milionów ludzi”.
A może to „pośrednicy” kazali Kaczyńskiemu, aby właśnie teraz, przy wyjątkowo niesprzyjającej koniunkturze, wystąpił o reparacje? A może kryje się za tym lobby żydowskie w N. Jorku, i jest to część większego planu mającego na celu wymuszenie odszkodowań za mienie żydowskie? A może chodzi o montowanie wspólnego żydowsko-niemieckiego frontu? Przypomnijmy – Nathaniel Popper w „Forward” nawoływał Żydów i Niemców, by wspólnymi siłami zaspokajali roszczenia przeciw Polsce, by jednoczyła ich restytucja mienia. Tekst zawiera uderzający zwrot: wspólna walka Żydów i Niemców stwarza nową sytuację w historii roszczeń tych, którzy przeżyli Holokaust. Przypomnijmy też zaproszenie przez „Wyborczą” syna Hansa Franka na rozmowę o tym, jak szkodzić polskiemu rządowi. Oba przypadki pokazują, że gdy chodzi o pieniądze, Żydzi nie mają żadnych skrupułów i gotowi są na najbardziej plugawe postępki, nawet kolaborację ze swoimi katami.
Opisanie aspektu żydowskiego w stosunkach z Niemcami nie sprawia problemu, ale co z innymi mniejszościami? Adam Bodnar, odbierając niemiecką nagrodę poinformował, że miejscowość, w której się urodził, przed wojną nazywała się Greiffenberg i że: „Polska kultura prawna i przemiany po 1989 r. zostały zainspirowane i były wspierane przez niemiecką myśl prawniczą. Na tym opieraliśmy naszą integrację europejską. Ale to powoduje, po stronie mentora, także szczególną odpowiedzialność. Jak w przypowieści z „Małego Księcia”. Jeśli oswoi się zwierzątko, to nie można go później porzucić”. Postulowana przez Ukraińca podległość w relacjach z Niemcami oznaczała także zgodę na przerzucenie na Polaków odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie. Potwierdzają to słowa Bodnara: „Naród polski uczestniczył w realizowaniu Holokaustu”. À propos – „Naziści” też porównywali Polaków do zwierząt. Kiedyś aktor Franciszek Trzeciak powiedział po powrocie z festiwalu w Oberhausen, że jeśli chcesz dostać w Niemczech nagrodę, pokaż Polskę jako świnię. To była refleksja z lat PRL, ale po latach okazuje się, że mechanizm funkcjonuje nadal. Co do porównań do „zwierzątek” – tak Niemcy postrzegali Donalda Tuska. „Jest uznawany przez wielu obserwatorów jako łatwy w hodowli dla Merkel” – pisał „Der Spiegel”.
Odszkodowań od Niemiec nie dostaniemy, ale sprawa zmusiła folksdojczów do „wyjścia z szafy”. Pokazała, jak wielu przebiera nogami, aby zostać „pośrednikiem”. Jedni z głupoty, inni dla odpracowania pieniędzy z niemieckich fundacji. Nie zabrakło Anne Applebaum: „Gdy Europa skupia się na najgorszym dyplomatycznym i militarnym kryzysie ostatnich dekad, polski rząd skupia się na wywoływaniu nowego kryzysu z Niemcami, domagając się absurdalnych reparacji za II wojnę światową. Bo podsycanie poczucia krzywdy wyborców ma dla nich większe znaczenie niż wojna na Ukrainie”. Nic jednak nie napisała o domaganiu się przez Izrael absurdalnych reparacji od Polski.
Myśleliśmy, że Leszek Miller to nie folksdojcz, ale „czysty Niemiec”. Tymczasem Jerzy Minakowski odkrył jego prawdziwe korzenie pod linkiem: „Żydowskie korzenie Leszka Millera i jego związki rodzinne z Kaczyńskim”. Symptomatyczne, że gdy Miller w Bundestagu powiedział po polsku o swym niemieckim pochodzeniu, aplauzu nie dostał. A gdy w Knesecie powiedział w jidysz „ich bin ajn lodzermensz”, aplauz dostał!
Na koniec uporządkujmy sprawy:główne zagrożenie nie nadchodzi zza Odry. Niemcy nie są państwem samodzielnym, de facto pozostają pod amerykańską okupacją. Swoją pozycję budują poprzez ekspansję gospodarczą i federalizację UE. Ale i w tym nie mają pełnej swobody, bo UE staje się instrumentem globalistów. Niemiecki rewanżyzm się odrodzi, ale nie jutro. Czas zatem przestać toczyć walkę z niemieckimi wiatrakami i dostrzec, że są sprawy ważniejsze. Dlaczego Kaczyński wprowadza zamieszanie w gradacji zagrożeń? Po co zaognia stosunki z zachodnim sąsiadem? Dlaczego, mimo całej retoryki antyniemieckiej, godzi się na płacenie za oddychanie polskim powietrzem i daje się nabierać na mityczne miliardy, które UE wydrukuje i wypłaci w formie kredytu, gdy będziemy „praworządni”? Czy nie chce odciągnąć uwagi od krachu finansów publicznych i trwałego osadnictwa Ukraińców? A może dlatego, że tak podpowiadają „pośrednicy”?
Co robić? Odpowiedź jest krótka: Naprawić to strasznie dziwne dialogowanie prostym zabiegiem – nie zdawać się na żydowskich pośredników, nie nazywać tego dialogiem polsko-niemieckim, lecz dialogiem żydowsko-niemieckim. Jak się bronić? Odpowiedź jest prosta: Publikować rodowody „pośredników”. Piętnować publicznie i imiennie, bo operujący zza Odry, bez swych agentów na miejscu, niewiele by zdziałali. Żądać zmiany ekipy negocjującej z Niemcami. Skorzystać z rady, znienawidzonego skądinąd przez „pośredników”, Władysława Gomułki: „Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”. Inne dziś mamy uwarunkowania, ponadczasowa jest jednak doktryna Romana Dmowskiego, która głosi: Polska może się układać z każdym na arenie międzynarodowej, z każdym państwem i każdą organizacją. Jednak z ośrodka, który wytwarza polską myśl polityczną, należy wypchnąć wszelkie wpływy zewnętrzne, uzależnienia agenturalne, ideologiczne, finansowe. No i warto przypomnieć nauczanie Prymasa Tysiąclecia: Nie ma polskiej polityki za niepolskie pieniądze.
Niemiec: O tolerowanej politycznie i w mediach przestępczości migrantów.
DrMaaßen w poniedziałkowej rozmowie o tolerowanej politycznie i w mediach przestępczości migrantów mówi o tym, co tak naprawdę się za nią kryje.
Alexander Wallasch:
Spoglądając dwa tygodnie później: wróćmy do zamieszek sylwestrowych. To, co uważam za wyraźnie niedostatecznie reprezentowane, to związek z mundialem w Katarze. Zamieszki po zwycięstwach marokańskiej drużyny piłkarskiej nie są poruszane nigdzie w mediach ani w polityce. Ale te sylwestrowe zamieszki, moim zdaniem, bezpośrednio następują po tym, co wydarzyło się we Francji, Belgii, Holandii i innych krajach europejskich. Berlin wydaje mi się odpowiedzią miejscowych niezintegrowanych migrantów: my też tak potrafimy!
Hans-Georg Maaßen:
Wszyscy wiemy, że sylwestrowe zamieszki migrantów nie były odosobnionymi przypadkami. Wszyscy wciąż pamiętamy zamieszki na Placu Katedralnym w Kolonii w sylwestra 2015/2016 oraz zamieszki migrantów we Francji, Belgii i innych krajach zachodnich. Czasami wystarczy błahy powód, na przykład przegrany mecz piłki nożnej, by doszło do wybuchu przemocy migrantów wobec policji i miejscowej ludności. Lewicowy establishment polityczny i medialny raz po raz próbuje zatuszować te akty przemocy, a kiedy nie jest to już możliwe – bagatelizować je jako „pojedyncze przypadki” lub udawać, że nie ma to nic wspólnego z polityką migracyjną.
A jeśli to już nie pomaga, ci, którzy wyrażają się krytycznie, są zniesławiani i marginalizowani. To powinno uniemożliwić jakąkolwiek rzeczową debatę. A to nic innego jak klasyczna socjalistyczna walka z wrogiem. Uzasadniona krytyka merytoryczna lub zwykłe kwestionowanie decyzji partyjnych były również zniesławiane jako kontrrewolucyjne, jako imperialistyczne. Albo krytyków oskarżano o posługiwanie się argumentami wroga klasowego lub o popieranie wroga klasowego poprzez wyrażanie krytyki.
Alexander Wallasch:
Temat zbrodni klanowych stopniowo pojawiał się w uznanych mediach i polityce. Czy istnieją podobieństwa między zamieszkami sylwestrowymi a zachowaniem tych przestępczych klanów? Jakie są tu powiązania?
Hans-Georg Maaßen:
Istnieją oczywiste podobieństwa. Z jednej strony sprawcy sylwestrowych zamieszek ulicznych, podobnie jak sprawcy tzw. zbrodni klanowej, pochodzą z niektórych krajów. To nie rodowici Niemcy ani obywatele krajów UE popełniają te zbrodnie. Sprawcami prawie zawsze są migranci z państw islamskich, którzy mają zupełnie inne rozumienie społeczeństwa, prawa i porządku oraz używania przemocy do rozwiązywania konfliktów. Łączy ich także to, że dziennikarze i politycy ukrywają i ukrywają fakt, że są migrantami. Scena imprezy i wydarzenia z jednej strony oraz klanowa zbrodnia z drugiej są przemilczane, jakby to były także niemieckie klany.
W rzeczywistości są to mafijne rodziny migrantów, które popełniają poważne przestępstwa na dużą skalę. Są to mafijne rodziny migrantów, które zbierają pieniądze poprzez przestępczość zorganizowaną w Niemczech i inwestują tutaj, czasami wykupując całe ulice w dużych miastach. A co jest też wielokrotnie ignorowane przez media i polityków, to fakt, że istnieje również polityczna odpowiedzialność za działalność rodzin mafijnych i za zamieszki migrantów.
Wspólnikami w sensie politycznym są także politycy i dziennikarze, którzy przez lata napędzali rozwój tej sytuacji, którzy zniesławiali wszystkich krytyków polityki migracyjnej i którzy teraz po sylwestrze – można powiedzieć niemal jak pretorianie – stoją po stronie tych ludzi i dalej zachowują się tak, jakby nic się nie stało. Próbuje się tu zamieść te problemy jak kurz pod dywan i powiedzieć: ludzie, nic się nie stało, to była tylko impreza, a większość sprawców to Niemcy. A kiedy tych problemów nie da się już zamiatać pod dywan, zbrodnie prawicowych ekstremistów są fabrykowane, aby odwrócić uwagę od przestępstw migrantów, tak jak próbowano sfabrykować zbrodnie prawicowych ekstremistów w sylwestra. Politycy i dziennikarze propagujący tę dezinformację ponoszą polityczny współudział w zbrodniach popełnionych przez tych migrantów. Kolejną cechą wspólną migracyjnych zamieszek i mafijnej przestępczości migracyjnej jest z pewnością pogarda dla naszego państwa, jego instytucji i organów bezpieczeństwa.
Gardzą tym państwem, które się nie broni, ale pozwala, by wszystko się działo. Gardzą państwem, które pozwala migrantom organizować świadczenia socjalne przez oszustwa, państwem, które pozwala na handel narkotykami i brutalną przestępczością, państwem, które nęka i karze Niemców, jeśli nie noszą maski FFP2 w autobusie, ale migrantów, którzy podpalają autobus, zwalnia się z aresztu już następnego dnia, jak to miało miejsce w Berlinie. Gardzą państwem, które używa armatek wodnych przeciwko własnym obywatelom, kiedy nie noszą masek na demonstracjach, ale pozwala na zamieszki migrantów, i gardzą państwem, którego odpowiedzialni politycy próbują wybielić te poważne akty przemocy i obwiniają za nie własnych obywateli Niemiec . Ci migranci głęboko gardzą naszym państwem, instytucjami i Niemcami. I nie można obwiniać migrantów po części, ponieważ nasi czołowi politycy i dziennikarze również gardzą Niemcami i narodem niemieckim, o czym zawsze mówią. Z ich perspektywy jesteśmy „ziemniakami” i „białym pieczywem”, które są mniej wartościowe i powinny wymrzeć.
Alexander Wallasch:
Jeśli wezmę pogardę, którą właśnie opisałeś, nienawiść do państwa, a także zamieszki, to możesz pomyśleć, że mówimy o Hamburg-Hafenstrasse…
Hans-Georg Maaßen:
Skala przemocy jest porównywalna, podobnie jak nienawiść i pogarda dla naszego państwa i narodu niemieckiego. A według doniesień medialnych w sylwestra doszło do zamieszek ze strony lewicowej sceny ekstremistycznej w Lipsku-Connewitz.
Alexander Wallasch:
To niesamowite, że te dwie sceny jeszcze się nie połączyły.
Hans-Georg Maaßen: Już się zjednoczyli, ponieważ lewicowi ekstremiści i lewica polityczna działają jak tarcze ochronne dla migrantów, którzy chcą używać przemocy. Zbrodnie popełniane przez migrantów na Niemcach są tuszowane przez lewicowych ekstremistów i lewicę polityczną. Następuje odwrócenie ról sprawca-ofiara. Sprawcy są uznawani za ofiary przez lewicę polityczną. Ofiary Niemców, ofiary niemieckiej kultury, ofiary niemieckiego szkolnictwa, ofiary niemieckiej polityki migracyjnej. Tymczasem niemieckie ofiary zostają uznane za sprawców. Jest to klasyczne socjalistyczne odwrócenie relacji sprawca-ofiara, które jest tutaj praktykowane, podobnie jak było to widoczne w faszyźmie.
Alexander Wallasch:
Gdybyśmy byli zdrowym krajem, nie zjedzonym przez nienawiść do siebie, co powinniśmy teraz zrobić?
Hans-Georg Maaßen:
Zanim coś zrobisz, musisz zrozumieć, co się dzieje. To jest bardzo trudne dla wielu ludzi w tym kraju. Nie rozumieją, co się wokół nich dzieje. I nawet nie rozumieją, że nie wiedzą czego nie wiedzą.
Ta ignorancja musi zostać wyeliminowana. Ludzi trzeba oświecić. Dlatego każdy rodzaj mediów alternatywnych ma ogromne znaczenie. Dobrzy dziennikarze głównego nurtu są również bardzo ważni w oświecaniu ludzi. Po oświeceniu musi nastąpić mobilizacja, aby następnie działać na rzecz normalizacji sytuacji politycznej w celu zakończenia eksperymentu ekosocjalistycznego.
Alexander Wallasch:
Minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser powiedziała teraz, cytuję: „W dużych niemieckich miastach mamy poważny problem z niektórymi młodymi mężczyznami ze środowisk migracyjnych, którzy gardzą naszym państwem, dopuszczają się aktów przemocy i z trudem docierają do nich programy edukacyjne i integracyjne.” Czy pani Faeser zmieniła strony?
Hans-Georg Maaßen:
Nie, na pewno nie zmieniła stron. Przyznała tylko to, co już dawno zostało udowodnione. Zachowuje się jednak sprytniej niż inni socjalistyczni politycy i publicyści, którzy do dziś zaprzeczają migracyjnej przemocy w sylwestra, choć już dawno okazało się że mówili nieprawdę, i swobodnie wymyślają prawicowe ekstremistyczne zamieszki, by odwrócić uwagę od przestępstw popełnionych przez migrantów, za które są oni odpowiedzialni politycznie.
Z pewnością dużym problemem są agresywni migranci lub mafijne rodziny migrantów. Ale problem można dość łatwo rozwiązać w zakresie prawa policyjnego i imigracyjnego, jeśli naprawdę chce się go rozwiązać. Ale najwyraźniej nie chce go się rozwiązać. I to prowadzi nas do prawdziwego problemu: to odpowiedzialni politycy i nasi dziennikarze chcą jeszcze większej migracji ludzi, którzy nie potrzebują ochrony przed prześladowaniami i którzy w ogóle nie mają z nami nic wspólnego.
Konsekwencją sylwestra nie jest deportacja zagranicznych przestępców stosujących przemoc i ostateczne ograniczenie wjazdu migrantów, ale umożliwienie wjazdu do kraju jeszcze bardziej brutalnym obcokrajowcom i ich naturalizacja zgodnie z nowym prawem tak szybko, jak to możliwe. Nie jest też tak, że nasi politycy nie widzą powiązań: widzą, dokąd prowadzi niekontrolowana imigracja młodych, skłonnych do przemocy cudzoziemców.
Widzieliście to w sylwestra w Kolonii w 2015 roku i wiele poważnych przestępstw popełnionych przez tych ludzi, czy to tutaj, w Brukseli, czy w Paryżu. Nasza polityka integracyjna, podobnie jak polityka każdego innego kraju Europy Zachodniej, zawiodła, ponieważ ci młodzi imigranci, skłonni do przemocy, nie są zdolni do integracji. Niemniej jednak ta fatalna w skutkach polityka migracyjna nie została zarzucona i jest kontynuowana w jeszcze szybszym tempie.
Alexander Wallasch:
A dlaczego ta polityka migracyjna jest kontynuowana, mimo że wszyscy widzą szkody, jakie wyrządza?
Hans-Georg Maaßen:
Odpowiedź jest prosta, nawet jeśli przyprawia nas to o dreszcze. Ci odpowiedzialni politycy i dziennikarze pragną konsekwencji polityki migracyjnej. Chcą masowej imigracji, ponieważ chcą realizować swoją ideologię i ponieważ nienawidzą Niemiec i narodu niemieckiego. Teraz przyznają już całkiem otwarcie, o co toczy się gra. Niemieckie „białe pieczywo” czy „ziemniaki” – przez co rozumiemy się my, Niemcy – nie będzie już istniał za pięćdziesiąt, sto lat i dobrze, że przybywają do nas migranci, żeby te „białe pieczywo” już nie istniało.
To rasizm praktykowany wobec rodowitych Niemców. W każdym innym kraju na świecie konwencja genewska z 1953 r. w sprawie uchodźców chroniłaby nas przed takim rasizmem. Jeśli politycy i dziennikarze twierdzą, że nie ma rasizmu ani przeciwko białym, ani przeciwko Niemcom, to oznacza to, że prześladowania polityczne białych z powodów rasowych są dozwolone, a to nic innego jak zaprzeczanie nam, że jesteśmy przeciwko migrantom, że jesteśmy równymi ludźmi. Ten sposób myślenia jest wyrazem zielono-czerwonej teorii rasowej, zgodnie z którą biali są uważani za rasę niższą i dlatego należy sprowadzić do kraju Arabów i Afrykanów. Ta zielono-czerwona teoria rasowa zrodziła się w umysłach tak zwanych antyniemców, lewicowej ekstremistycznej sekty politycznej, do której należy obecnie wielu zielonych i socjaldemokratycznych polityków.
Alexander Wallasch:
Teraz na jednej z istotnych platform komentarzy do Ustawy Zasadniczej komentuje pan również przepisy o prawie do azylu. Wyjaśnia Pan tam, co należy rozumieć jako prześladowanie polityczne zgodnie z Ustawą Zasadniczą oraz kiedy ktoś jest prześladowany politycznie z powodu przekonań politycznych, rasy lub pochodzenia. W pewnym momencie mówi Pan, że ten przepis, który właściwie ma na celu jedynie ochronę cudzoziemców przed prześladowaniami w naszym kraju, wyraża również fakt, że w Niemczech nie powinno być prześladowań Niemców.
Teraz wydawnictwo C.H.Beck, które publikuje komentarze, i współautorzy są pod presją lewicowych ekstremistów, aby Pana zwolnić jako autora. Korelacja czasowa z debatą na temat rasizmu przeciwko białym jest zdumiewająca. Czy uważa Pan, że ma to również coś wspólnego z Pana jasnym zajęciem stanowiska i czy również groziłoby Panu wyrzucenie, gdyby Pan komentował przepisy finansowe Ustawy Zasadniczej zamiast na przykład prawa do azylu?
Hans-Georg Maaßen:
Kampania przeciwko mnie z powodu moich komentarzy do Ustawy Zasadniczej ma trzy cele:
Po pierwsze, jako osoba nie powinienem już mieć możliwości wypowiadania się w jednym z najbardziej renomowanych pletform na temat prawa do azylu i kwestii prześladowań politycznych. Lewica nazywa to „deplatformowaniem”. Ma to na celu niedopuszczenie do tego, aby osoby identyfikowane jako wrogowie polityczni były dostrzegane jako zajmujące stanowiska, które z lewicowego punktu widzenia ideologicznego są „fałszywymi naukami”.
Gdybym zrezygnował z komentowania, z pewnością zostałbym zastąpiony przez wykwalifikowanego kolegę, który jednak nie będzie podpadał politycznie. To naprawdę makabryczne, że ludzie chcą uniemożliwić mi wypowiadanie się na temat prawa do azylu metodami, które opisałem w komentarzu i w moich publikacjach jako prześladowania polityczne.
Po drugie, chodzi też o to, żeby mnie skrzywdzić ekonomicznie. Jak wiemy, socjalistyczna walka z wrogiem, rozwinięta w Związku Sowieckim, miała również na celu pozbawienie wroga środków do życia i wycieńczenie psychiczne.
I po trzecie, moja eksmisja jako komentatora znaczącego komentarza do Ustawy Zasadniczej to wyraźny sygnał: autorzy, którzy w podobny sposób nie podporządkują się lewicowej ideologii, również stracą pracę. W przyszłości komentatorzy prawa muszą uważać, aby nie stać się celem podobnych kampanii. I dotyczy to nie tylko prawa konstytucyjnego, ale z pewnością także prawa pracy, prawa najmu czy prawa ochrony środowiska, by wymienić tylko kilka przykładów. Dla wydawcy oznaczać to będzie, że w przyszłości będzie podpisywał kontrakty tylko z osobami wykazującymi się lojalnością wobec linii politycznej, by nie mieć problemów z lewicowymi kampaniami medialnymi.
Alexander Wallasch:
Moje ostatnie pytanie dotyczy Berlina: Heinz Buschkowsky, były burmistrz Neukölln z SPD, wyraził teraz nadzieję „światu”, że wydarzenia sylwestrowe zostaną uwzględnione w wyborach berlińskich. Czy to pobożne życzenie?
Hans-Georg Maaßen:
Może mieć rację, ale mam wątpliwości. Wątpię, czy większość obywateli będzie jeszcze pamiętać zamieszki migrantów w sylwestrową noc w dniu wyborów. Już teraz widać, że temat w dużej mierze zniknął z mediów. Niezadowolenie obywateli z polityki gospodarczej i energetycznej, wysokich cen oraz upadku i rozkładu infrastruktury oraz edukacji prawdopodobnie będzie miało trwalszy wpływ na decyzje wyborcze.
Jednak coraz więcej obywateli ma poczucie, że decyzja wyborcza nie ma prawie żadnego wpływu na politykę. Widzieliśmy to w wyborach landowych w Nadrenii Północnej-Westfalii i Dolnej Saksonii, gdzie odsetek niegłosujących wynosił ponad 40 procent. Na kogo obywatele powinni głosować, jeśli chcą innej polityki? Jeśli zagłosują na zielono, otrzymają tę samą politykę. Jeśli zagłosują na czerwono, otrzymają również tę politykę. Jeśli zagłosujeą na żółto, też otrzymają tę politykę. A jeśli zagłosują na berlińską CDU, to CDU zawiąże koalicję z prowadzącymi tę politykę Zielonymi lub SPD. A kiedy obywatele zagłosują na AfD, to zagłosują na partię, która zasiada w parlamencie, ale nie za rządowym stołem, bo nikt nie chce z nimi koalicji.
Ale zmiany polityczne można osiągnąć tylko poprzez rządzenie. Oznacza to, że jeśli pójdziesz do urn w Berlinie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że otrzymasz taką samą politykę, jak obecnie. I to frustruje wielu ludzi, którzy chcą innej polityki i zmiany w polityce.
Będę pracować na rzecz politycznego zwrotu w przyszłości.
Alexander Wallasch: Bardzo dziękuję za rozmowę!
======================================
mail: W Niemczech rozwija się rasizm przeciwko białym.
=================================
dr Hans-Georg Maaßen, który zabiera głos:
Był on prezydentem niemieckiej służby bezpieczeństwa(Verfassungsschutz) od roku 2012 do chwili gdy naraził się mówiąc prawdę w roku 2018 na temat wydarzeń w Chemnitz,które media głównego ścieku określiły jako polowanie na cudzoziemców na tle rasistowskim. Dr Hans-Georg Maaßen zaprzeczył temu i musiał pożegnać się z urzędem. Prowadził on potem działalność publicystyczną komentującym. in. Ustawę Zasadniczą mówiąc całą prawdę o sytuacji w jakiej są Niemcy w wyniku inwazji nielegalnych i szkodliwych imigrantów. Ostatnio został wyrzucony z wydawnictwa C.H. Beck, ma być wkrótce wydalony z CDU, choć został dopiero co wybrany na przewodniczącego frakcji pod nazwą “Werteunion” (“Unia Wartości”) większością ponad 95% głosów.
Швейцарское издание раскрыло экономические причины отказа Германии поставлять танки Украине
Решение властей Германии отказать с передачей Украине танков немецкого производства Leopard 2 объясняется наличием целого ряда причин, среди которых едва ли не ключевую роль играют соображения экономического характера. Об этом пишет швейцарское издание Neue Zürcher Zeitung, анализируя перспективы поставок танков Украине.
В Берлине опасаются, что если дать «добро» другим европейским странам поставлять танки Leopard Украине, то впоследствии их могут заменить на американские танки Abrams. Тем самым, Германия потеряет свои рынки сбыта военной техники, которыми она обладает в настоящее время. Представители немецкого оборонно-промышленного комплекса утверждают, что американские компании ждут, как заменить стоящие на вооружении европейских государств Leopard собственными танками.
В свое время Польша, ухудшившая отношения с Германией, решила обратиться к США в качестве производителя танков. В июле 2021 года, еще до начала специальной военной операции российских войск, министр обороны Польши Мариуш Блащак заявил, что Варшава купит у США 250 новых и 116 подержанных основных боевых танков M1 Abrams на общую сумму 8,85 млрд евро. Затем Польша заявила о намерении купить 1000 танков южнокорейского производства.
В Германии считают, что поставка танков Leopard на Украину лишь ускорит процесс замещения вооружений немецкого производства в европейских армиях продукцией американского военно-промышленного комплекса. Уже сейчас США предлагают странам, поставляющим танки на Украину, пополнять их запасы бронетехники продукцией американской промышленности. В итоге канцлер ФРГ Олаф Шольц оказался в сложной ситуации: с одной стороны, отказ поставок танков может ухудшить положение киевского режима, с другой стороны, их поставка способна привести к удару по военной промышленности Германии.
Швейцарское издание также напоминает, что поставки танков США в европейские страны сделают последние еще более зависимыми от Вашингтона в военном плане. В первую очередь, речь идет о Польше, странах Прибалтики и Скандинавии. Их связи с Германией ослабнут, что негативно скажется на экономике страны.
Imperium Azteków, znane również jako “Trójprzymierze” lub “Imperium Mexica”, było jednym z najpotężniejszych bloków politycznych w prekolumbijskiej Ameryce. W szczytowym okresie, Aztekowie kontrolowali znaczną część dzisiejszego Meksyku i część Ameryki Środkowej. W takim momencie, na początku XVI wieku, przybyło tam 11 statków z Europejczykami.
Pomimo ogromnej wiary Azteków w ich duchową, technologiczną i ekonomiczną przebiegłość, ich imperium składające się z 500 plemion – czyli 3,2 miliona ludzi – upadło z powodu konfliktów politycznych, ingerencji zewnętrznych, imigracji młodych mężczyzn z Europy, a przede wszystkim absurdalnej i idiotycznej “Polityki Gościnności”, prowadzonej przez azteckiego władcę Montezumę II.
Wbrew powszechnemu przekonaniu, Aztekowie nie byli starożytną cywilizacją, porównywalną z Egipcjanami, Babilończykami, Grekami, Chińczykami Xia czy hinduskimi Guptami. Aztekowie pod rządami Montezumy II byli jeszcze stosunkowo młodym, niedawnym “Imperium”, które trwało 170 lat (około 1350 do 1521), porównywalnym, być może, do pierwszego zjednoczonego Cesarstwa Niemieckiego pod rządami Wilhelma I, które jednak przetrwało tylko 47 lat (1871-1918).
W większości współczesnych podręczników historii czytamy, że los Imperium Azteków został przesądzony, gdy hiszpański megaloman Hernán Cortéz przybył do Meksyku w 1519 roku. Czytamy opowieści, powtarzane przez klikę zachodnich uczonych, o tym, jak Aztekowie początkowo “witali Hiszpanów jako prawdopodobnych przedstawicieli boga Quetzalcoatla” – tak jakby Meksykanie byli aż tak wspaniałomyślni i zabawni. “Polityka gościnności” Montezumy i współpraca z pierwszą grupą seks-turystów tamtych czasów, “doprowadziła do fatalnego nieporozumienia”, jak się to nam wmawia. Nieporozumienie rzekomo polegało na tym, że najeźdźcy wcale nie chcieli ich ziemi, ich złota i ich kobiet.
W końcu “Konkwistador Cortéz” [dosłownie: “Corti Zdobywca”] i jego 500 ludzi, siłą wyjaśnili nieporozumienie. Następnie pochwalił Montezumę II za “jego zaangażowanie w hiszpańską politykę ‘Inkluzywności, Różnorodności i Multikulturalizmu’, jak to ogłosił w Rzymie papież Klemens VII.” Hiszpańscy okupanci używali Montiego jako marionetkowego gubernatora, podobnie jak amerykańscy okupanci używali Tirarda do rządzenia niemiecką Nadrenią w 1918 roku.
Wszyscy wiemy, że Niemcy powstali przeciwko tej obcej okupacji. Skończyło się to dla Niemców źle, doprowadzając do największego rozlewu krwi jaki widział świat czyli II wojny światowej i spektakularnego upadku Niemiec.
Aztekowie zrobili dokładnie to samo, zaledwie 400 lat wcześniej. Również doprowadziło ich to do spektakularnego upadku. Tak się złożyło, że przeciwko hiszpańskiej okupacji również stanął dyktator. Był nim brat Montezumy, Cuitlahuac – ktoś, kogo dziś nazwalibyśmy faszystą. Ogłosił się przywódcą i powiedział, że “osuszy bagno” i “uczyni Azteków znowu wielkimi”. Wyrzucił zagranicznych lichwiarzy, podkręcił aztecką gospodarkę wojenną i ogłosił zupełnie nową 1000-letnią “Rzeszę Azteków”. Symbole również mają duże znaczenie. Cuitlahuac nie przyjął jednak za symbol kroczącej Swastyki, ponieważ Budda nie był jeszcze modny w tamtym czasie. Wybrał ruchomego Ollina, a w zasadzie oko przebiegłego boga Ropuchy – Xolotla.
Niestety, 30-tysięczna armia aztecka była zbyt zblazowana, zbyt przyjacielska i nie mogła się równać z hiszpańskimi “uchodźcami”, którzy mieli, sponsorowane przez Europejczyków, 30 koni, 100 muszkietów i 3 nowoczesne działa. Co gorsza, Hiszpanie nie byli już tylko Hiszpanami, ale także Portugalczykami, Włochami, murzyńskimi niewolnikami , innymi europejskimi najemnikami i meksykańskimi renegatami.
Upadek Imperium Azteków był imponujący. Jeśli ufać książkom historycznym (nie wolno tego robić!), szacuje się, że 95% wszystkich Azteków “zniknęło”. Europejczycy do dziś upierają się, że nie mordowali masowo, nie głodzili, ani nie prali Meksykanom mózgów w celu doprowadzenia do ich bezpłodności. Raczej, tak jak w przypadku wszystkich innych podbitych cywilizacji mezoamerykańskich, Europejczycy twierdzili, że Aztekowie po prostu “mieli zerową odporność na choroby przyniesione przez naszych nowoczesnych żeglarzy”. Przykro nam ! [Wrócimy do tego za chwilę].
II. Imponujące zwycięstwo
W czasach współczesnych można porównać los Azteków z sytuacją w Europie. Oczywiście Unia Europejska nie zaczęła się jako “Trójporozumienie”, ale jako “Sześcio-porozumienie”, pomiędzy Berlinem, Brukselą, Paryżem, Rzymem, Luksemburgiem i Hagą, pod okupacją USA-NATO. Sojusz rozrósł się na wschód do imponującej liczby 27 członków. Ci nowi członkowie, to nie rodzime plemiona germańskie i wcale nie są lojalni. To trochę tak, jakbyśmy dodali do Azteków także Olmeków, Inków, Majów i – w międzyczasie – Apaczów, Komanczów, Czirokezów, Seminoli i inne “rdzenne plemiona amerykańskie”, znane ogólnie jako “zaginieni Indianie”.
Europa jest oczywiście zjednoczona politycznie; trudno temu zaprzeczyć. Jednocześnie, Europa jest częściowo od 1918 roku, a całkowicie od 1945; militarnie, kulturowo i ekonomicznie okupowana przez amerykańskie imperium sankcji [i kłamstw]. Stany Zjednoczone zadbały o to, by wynagradzać proamerykańskich zdrajców, instalować proamerykańskie marionetkowe reżimy w Berlinie, Brukseli, Paryżu, Rzymie, Luksemburgu i Hadze, i karać wszelkie narodowo-wyzwoleńcze powstania (naziści! komuniści! terroryści! rasiści!…).
Współczesnym “Montezumą” Europy była Angela Merkel, kanclerz Niemiec w latach 2005-2021. Współpracowała z okupantami USA, międzynarodowymi lichwiarzami i różnymi innymi zagranicznymi grupami interesów, a w końcu w 2015 roku zainicjowała politykę “otwartych granic” dla Niemiec i całej Europy Środkowej i Północnej. Sama Syria wysłała 1,5 miliona “konkwistadorów”- mężczyzn w wieku poborowym. Po przybyciu na miejsce, ci mężczyźni zostali poinstruowani, aby zachęcić swoje rodzeństwo, rodziców, wujków, a nawet liczne żony, o dołączenie do nich. Niemcy powiększały się o 1 milion muzułmanów i Afrykanów rocznie, podczas gdy 500 000 rodowitych Niemców rocznie wyjeżdżało ze swojego kraju. Jeśli dziś odwiedzicie centra Berlina, Duisburga, Kolonii, Dortmundu, Essen, Bochum i setek innych miast, to zobaczycie orientalne i pozbawione tubylców ośrodki.
Najeźdźców z 2015 r. nazwano eufemistycznie “biednymi uchodźcami”, a kolejnej fali osadników z 2018 r. nadano patynę “wzbogacenia kulturowego”. Szybko podporządkowali sobie miejscowych i zdominowali podwórka szkolne, centra handlowe, baseny i imprezy noworoczne. Następnych pięć milionów zagranicznych najeźdźców, od 2020 roku – nazwano Facharbeiter: “fachowcami”. Gdy w każdym kraju świata, pozwolenia na pracę dla cudzoziemców są niezwykle trudne do zdobycia, Niemcy faktycznie płacą 5.000 euro miesięcznie najeźdźcom za to, aby nie pracowali. Po pewnym czasie, wyhodowane i wykarmione siły migrantów zażądają również więcej ziemi, lepszych mieszkań, łatwych kobiet, stanowisk, i jeszcze bardziej uprzywilejowanego traktowania.
Podobnie jak zwiedzeni przywódcy Azteków “witali Hiszpanów jako przedstawicieli swoich bogów”, tak przymuleni przywódcy Niemiec przyjęli biednych uchodźców z otwartymi ramionami, jak gdyby ci zostali wysłani przez samego Jezusa Chrystusa. Niemcy oddali swoje mieszkania, szkoły, sale gimnastyczne, darmowy transport, darmową opiekę medyczną i budżety tym biednym cudzoziemcom. Wspaniale było “dzielić się bogactwem” i “oddawać” je zupełnie obcym ludziom. W zamian, ci obcy ludzie odwdzięczali się swoimi ciemnymi włosami i karmelowo-czekoladową skórą, a jeśli Niemiec ich dotknął, stawał się od razu “lepszym człowiekiem”. Tak powiedział aztecki socjaldemokrata Martin Schulz z europejskiego El Dorado, w 2016 roku: “To, co przynoszą nam migranci, jest cenniejsze niż złoto!”.
Porównania są przezabawne. Rdzenni Niemcy płacą za zdradę swoich przywódców tak samo, jak robili to rdzenni Aztekowie. Już teraz prowadzą niewolniczą egzystencję i muszą rozstać się z 50% swoich dochodów na rzecz władców. Z reszty płacą czynsz, opłaty, arbitralne kary, transport do pracy. Płacą podatek dochodowy, podatek od nieruchomości, podatek konsumpcyjny, podatek solidarnościowy, podatek spadkowy, podatek od podatku. Rządzący zabierają te wszystkie nienależne im pieniądze, większość wysyłają do Ameryki i lichwiarzy, a resztę wrzucają do kieszeni “nowych Niemców”.
W efekcie, tradycyjne plemiona germańskie, “starzy Niemcy”; Teutoni, Frankowie, Sasi, Goci, Nordycy i tak dalej, są teraz ekonomicznie drenowani, wywłaszczani i pluje się na ich rasistowskie groby. Poza tym, wielu Niemców umiera teraz “nagle i niespodziewanie” z powodu “braku odporności na jakiś wirus pochodzący z zagranicy”, słyszeliście już to od “naszych naukowców”.
Mając nowych panów w mieście, nie można ich po prostu aresztować, prawda? Policja, sądy i partie polityczne otrzymały rozkaz, by chodzić wokół nich na palcach i przymykać oko na przestępstwa i wykroczenia nowych osadników, a rdzennych mieszkańców ścigać za to, że są “świadkiem i przeszkodą w tym najeździe obcych w procesie Wielkiej Wymiany”.
Oficjalna niemiecka narracja mówi, że najeźdźcy są tylko niewinnymi, straumatyzowanymi ofiarami, które znalazły zasłużony Eden w Europie, “gdzie wszyscy chcą” mieszkać, ponieważ “my Europejczycy jesteśmy mili i tolerancyjni dla wszystkich”. [Co ciekawe, król Hiszpanii, Karol I, jeszcze w 1521 roku powiedział to samo o “najmilszym i najbardziej tolerancyjnym narodzie Mexica”].
Tak jak Montezuma kolaborował z wrogimi nachodźcami, tak Angela Merkel kolaborowała z historycznymi przeciwnikami Niemców, co doprowadziło do szeregu nieodwracalnych konsekwencji, w tym do powstania prawicowego populizmu (ruch oporu) i w coraz większych nastrojów anty-imigranckich. Te, oczywiście, zostałyby bezwzględnie zgniecione. To “torturowanie” rdzennych Niemców rozpoczęło się dużo wcześniej, w latach 60-tych, od kontroli urodzeń, niszczenia rodziny i polityki krzyżowania ras. Rok 2015 był jednak krytycznym punktem zwrotnym. Wtedy to, środek ciężkości przeniósł się poza to, co nieliczni pozostali Niemcy mogli wspierać jako “Vaterland” – ziemię ojców. Między 1977 a 2015 rokiem liczba urodzonych niemieckich dzieci zmniejszyła się dwukrotnie. Na dwóch kolegów, których miałem w dzieciństwie, jeden już się dzisiaj nie rodzi. Niemcy urodzeni w 2022 roku nie mają żadnych kolegów. Siedzą naprzeciwko jednego bliskowschodniego i drugiego azjatyckiego uzurpatora, którzy stają się coraz bardziej antagonistyczni.
Przykład 1. Diaspora turecka w samym tylko niemieckim pasie przemysłowym Nadrenii Północnej-Westfalii liczy obecnie 4,5 miliona osób. Ci “niemieccy Turcy” mają jeszcze swoją ojczyznę, Turcję, która liczy 85 milionów mieszkańców, czyli więcej niż Niemcy. Nie dajcie się nabrać na “oficjalne” statystyki niemieckiego reżimu, są one całkowicie fałszywe i zmanipulowane. Na przykład w jednym roku wymieniają tylko 1,2 mln Turków, podczas gdy w rzeczywistości kolejne 3,3 mln Turków w Nadrenii Północnej Westfalii to “uśpieni Turcy” z niemieckimi paszportami.
Gdyby amerykańskie Imperium Sankcji [i Kłamstw] pewnego dnia postanowiło ukarać Berlin za nieposłuszeństwo, na przykład nie przyłączenie się do wojny przeciwko Irakowi, Rosji, czy Chinom, to daleka Ankara, również satelita US-NATO, mogłaby zostać poproszona o zmobilizowanie 4,5 miliona Turków w Niemczech i rozbicie większości Zagłębia Ruhry, i obrócenie miast takich jak Hagen, Wuppertal, czy Hamm w całkowicie wrogie ośrodki. Nie wierzycie w to? ‘Kolorową rewolucję’ można łatwo sprowokować. Na przykład: “Niemieckie władze desperacko dyskryminują turecki język i kulturę!”. Nie słyszeliście o tym?
Taka wiadomość może trafić na pierwsze strony gazet już jutro rano. To całkowicie wymknęło się spod kontroli niemieckich przywódców. Niemiecki marionetkowy reżim chce utrzymać Niemców-Turków z dala od władzy, co jest zrozumiałe, ale jak długo to może trwać, gdy syjoniści zasieją ziarno niezadowolenia? Turcy chcą tego co ich, nie ma znaczenia czy teraz czy za 10, 20 czy 40 lat. To co będzie miało znaczenie to szantaż! Już teraz Berlin liczy, że do 2040 roku w Niemczech Zachodnich trzeba będzie wybudować kolejne 2200 meczetów. Islam jest teraz wszędzie. A więc pozostaje tylko czekać i patrzeć.
Przykład 2. Ponad 60% dzieci urodzonych w 2020 roku w dużych niemieckich miastach, takich jak Berlin czy Frankfurt, ma obecnie tzw. pochodzenie migracyjne. Nie są one białe. Oczywiście nie-biali nazywają pozostałych białych Niemców “rasistami” i “szowinistami” oraz domagają się aby tzw. “kolorowi”, zastąpili nienawistnych niemieckich tubylców w urzędach publicznych, w policji, w szpitalach, w żłobkach, w szkołach, w zarządach firm, ale także w telewizji oraz w reklamie i filmie. Niemieccy władcy muszą prześladować Niemców, aby uzyskać względy od najeźdźców… a najeźdźcy uzurpują sobie także prawo do rządzenia. To proste. Zapytajcie Montezumę II. Oddał ostatnią koszulę i ukochaną córkę Cortézowi.
W ciągu dwóch lub trzech pokoleń większość pozostałych niemieckich kobiet wybierze do prokreacji dominującego mężczyznę-imigranta, który będzie miał tyle a tyle przywilejów i status boga… LUB nie będzie miała żadnych dzieci z pokonanymi, wykastrowanymi i pozbawionymi wszelkich praw, rodzimymi mężczyznami.
Zapytajcie Hernána Cortéza. Wziął sobie 20 azteckich małżonek i zmusił tysiące bezdzietnych tubylców do niewolnictwa na swojej plantacji.
Część III. Rotacja
“Nie tak prędko” – powie niemiecki reżim. “Jest jedna wielka różnica między tymi dwoma sytuacjami”, ekscytują się obrońcy integracji, różnorodności i wielokulturowości: “Aztekowie”, powiadają, “zostali przytłoczeni przez siłę militarną o wyższym poziomie technologicznym!”. I jeszcze jedno: “Unia Europejska jest rozwiniętym i zamożnym kontynentem!”. Zatem, miliony migrantów z Afryki, Azji Południowo-Wschodniej i Bliskiego Wschodu są nieprzystosowane i stoją poniżej poziomu Europy.
Jest to jednak dość ryzykowne przekonanie, ponieważ traktuje ambicje, inteligencję i pomysłowość pół-białych, nieidealnych białych i białych renegatów jako podrzędne. Czy Irlandczycy w Ameryce nie byli kiedyś nieudacznikami i nie byli uważani za kretynów? Nawet gdyby Ghanijczycy, Afgańczycy czy Irakijczycy rzeczywiście byli umysłowo niedorozwinięci i bezbronni, to wystarczy jeden inteligentny przywódca, prawda? Co do broni, to Niemcy też nie noszą broni. Stany Zjednoczone rozbroiły Niemców, począwszy od roku 1948. Poza tym, czyż amerykańskie podręczniki do historii nie mówią nam właśnie, że 95% Azteków nie zginęło od strzału, ale od biegunki i hiszpańskiej odry?
Obrońcy całkowitego podporządkowania obcych argumentują, że obecne kraje europejskie są bardziej przygotowane do radzenia sobie z imigracją niż Aztekowie. Ale i ten argument jest stronniczy. Mówi on, używając rozmaitych określeń, że skoro to małpa, to mamy europejskie zasady, których małpy muszą przestrzegać. Jednym słowem, trzymamy małpę w klatce. Czyż nie tak, Pani Merkel?
Czyż to “pakowanie” wszystkich stworzeń, rzeczy i myśli do klatki, nie jest właśnie imperialistyczną kwintesencją europejskiej kontroli – tej dehumanizującej biurokracji! Nawet nie używając słów “cudzoziemcy” czy “małpy”, większość z nas wie dokładnie, co pociąga za sobą “gospodarka migracyjna”. Gospodarka migracyjna” w Niemczech jest warta 100 miliardów euro, więcej niż kosztuje wojna na Ukrainie [która, nawiasem mówiąc, przyniosła nam kolejne 2 miliony uchodźców, tym razem Słowian]. Pociąga ona za sobą bezduszną hodowlę ludzi. Reżim właśnie awansował niewolników na fachowców czy jak im tam.
Przyczyną takiego bagatelizowania [eufemizm] “bezradnych migrantów-ofiar” jest to, że Europejczycy w jakiś sposób wierzą, że inne rasy nie mogą ich podbić, ponieważ Europejczycy są bardzo dobrze zorganizowani, zaawansowani technologicznie i intelektualnie stoją na wyższym poziomie. Podobnie myśleli zorganizowani, zaawansowani i stojący na bardzo wysokim poziomie intelektualnym władcy Aten, którzy zostali rozjechani przez oberwanych i bosych Spartan, żyjących z perskich dotacji. Grecy odebrali wtedy ważną lekcję ukarania ὕβρις – pychy!
@#$%&!(w slangu internetowym bardzo brzydkie słowo – [nie wiem, jakie… MD]) był prawdopodobnie ostatnim mezoamerykańskim okrzykiem sprzeciwu; podobnie jak w przypadku poprzedzających go wyższych cywilizacji; chińskiej, hinduskiej i rzymskiej: “Poradzimy sobie z każdym zagranicznym barbarzyńcą” – przechwalała się kiedyś cesarzowa Dowager Cixi. “Jesteśmy tacy genialni! Jesteśmy El Kitai dla poszukiwaczy złota! Zobacz, przychodzą do nas, bo jesteśmy najbogatsi i najlepsi! To widać!” – przechwalała się. Następnie, trzy przesilenia letnie później, Chiny Qing rozpadły się na kawałki… @#$%&!
Więc co? Trzeba wytresować swój naród. Pozbawić ich dumy, patriotyzmu, honoru! Tak się dzieje w Niemczech, od kiedy się urodziłem i odkąd pamiętam. Wmawiają nam od dzieciństwa, że więzy krwi, rodowód i historia to tylko groteskowe “hitlerowskie” idee i pojęcia – bardzo antysemickie i niedemokratyczne! “Musicie się ich oduczyć!” Jeśli chodzi o (bezdzietną) tyrankę Merkel, tutaj sprawa jest jasna: zapomnijcie o strasznych ideach ojczyzny i rodowodu. “Każdy, kto tu mieszka”, powiedziała przywódcom świata, “jest Narodem”. Jest to dokładnie to, co powiedział Montezuma, w tamtych czasach. Powiedział : “Aztecja to kraj imigrantów!”. Tak właśnie powiedział! [bo nie umiał pisać].
Przy takim przywódcy, kto potrzebuje zagranicznych najeźdźców z prymitywnymi dozownikami kul? Nowoczesnym migrantom wręcza się zaawansowaną broń; taką jak amerykańskie smartfony, zagraniczne grupy interesu kibicujące im, powiązania rodzinne, systemy wsparcia amerykańskiego wywiadu, globalistyczne media propagandowe i wojsko US-NATO, aby chronić ich interesy w zakresie praw człowieka. Co zwykli Niemcy mogą na to poradzić? Nic! To już koniec.
Merkel przeszła na emeryturę w 2021 roku, ale Niemcy są i tak już skończeni. Ona jest szanowana przez wszystkie obce mocarstwa na świecie, podobnie jak Montezuma został okrzyknięty “Bogiem tęczy” i “Tym, który trzymał nas wszystkich razem”. Był szanowany przez wszystkich tylko nie przez jego własny naród, który zdradził. Merkel zapowiedziała nawet, że 10 milionów cudzoziemców w Niemczech otrzyma wkrótce niemieckie paszporty, prawdopodobnie do 2024 roku! I czyż nie jest to dokładnie to, co Monti zrobił w Tenochtitlan? Kiedy jego doradcy powiedzieli: “Patrz, Hiszpanie zgwałcili córkę wodza Xhotla, a także zarazili ją grypą”, cesarz pacnął ich po głowach i zawołał: “Wy głupcy, nie ma tu żadnych Hiszpanów, wszyscy jesteśmy Tenochtitlanami!”.
Różnorodność jest naszą siłą, Inshallah! Jeśli miałbym nakreślić niesprawiedliwe porównanie, powiedziałbym, że 900 000 muzułmańskich “ekspertów i wykwalifikowanych pracowników” przemycanych do Bonn, Stuttgartu i Norymbergi każdego roku od 2018 r. jest o wiele bardziej skutecznych i lepiej wyposażonych do całkowitego przejęcia władzy niż 30 niepiśmiennych hiszpańskich konkwistadorów, którzy byli wtedy w Aztec City. Ludzie bez wyższego wykształcenia po prostu nie czytają podręczników. Nie mają pojęcia, ile osób jest potrzebnych do zrobienia tego czy tamtego. Przykład: 9 osób ustanowionych przez Cortéza dla sprawowania władzy, rządziło 140 000 mieszkańcami Tenochtitlan. Inny przykład. Cortéz ani razu nie został zaatakowany przez 3000 swoich nieszczęsnych niewolników. Po prostu wystarczy jeden, by rządzić wieloma. W każdej sytuacji, i za każdym razem.
Jeśli nadal nie jesteście pewni powagi niemieckiej transformacji, ponieważ Waszyngton, Bruksela, Berlin i medialna machina propagandowa US-NATO okłamują was non stop i mówią, że nie macie czego obawiać ze strony 60 milionów imigrantów gotowych do marszu do EU-Idiotstanu, rozważcie to. Mówią wam “60 milionów uchodźców nie ma gdzie się podziać z powodu zmian klimatycznych”. Przecież jest 1,4 miliarda ludzi, którzy tam zostali… pomimo zmian klimatycznych!
Jest jeden sprawdzony, pewny test, który pozwoli sprawdzić, jak “oburzeni są Grecy”. Jeśli w “najbardziej tolerancyjnej i zróżnicowanej Europie wszech czasów” nie możesz krytykować niekończących się amerykańskich wojen, zmian reżimu i celowego ataku na naszą cywilizację, i jeśli to sprawiłoby, że natychmiast staniecie się prawicowymi ekstremistami, azteckimi teoretykami spiskowymi, oznacza to, że 95% z was prawdopodobnie umrze w ciągu najbliższych 100 lat. Tylko przypominam.
Prowadzi mnie to do ostatniego problemu czyli podręczników historii. Pomyślcie! Jeśli 95% Meksykanów NAPRAWDĘ zniknęło, to jakim cudem ich liczebność wzrosła z 3 milionów w 1519 roku, do 132 354 424 w 2023 roku? Jest to oszustwo.
Pozwólcie mi wyjaśnić ten fenomen rzekomo „zaginionych ludzi” w historii świata. To, co tak naprawdę chciał zamaskować historyk propagandy 95%, to “rotacja”. Dawny lud aztecki w (prawie) całości został po prostu przekazany nowemu, hiszpańskiemu historykowi.
Tak więc ten nowy historyk, mówiąc obrazowo, wymazuje 95% populacji Imperium Azteków, i dodaje je do Imperium Hiszpańskiego. Od tego czasu, każdy skorumpowany naukowiec po prostu powtarzał ten skandaliczny numer. Historia Europy, która tak naprawdę jest historią świata, jest zbiorem heterogenicznych [zróżnicowanych] danych z ogromnymi ilościami spuścizny źródłowej, opisanej alfabetem łacińskim na sprasowanych włóknach celulozowych (książki). Historia Azteków, z drugiej strony, została ostentacyjnie spalona, nieobecna albo nigdy nie odnaleziona. To, co wam wydaje się, że wiecie o przed-europejskiej historii Mezoameryki, to w rzeczywistości postkolonialne przepisywanie. Nie wierzycie, że dworscy historycy wciskają nam kit, i to cały czas? Przekartkujcie podręczniki akademickie podające 95% azteckiego/mezoamerykańskiego “wymarcia”.
Podobnie, całkowicie “naukowym” stwierdzeniem jest to, że “Niemcy jako cywilizacja są skończeni”, a 95% z nich prawdopodobnie wymrze (jak to uczynił profesor Sieferle w swoim Finis Germania). Inny “resetowy historyk UE” tęskni za 100-milionowym Centerlandem. Nie ma tu żadnej sprzeczności, po prostu pojawia się przy tablicy nowy, “zaufany” nadworny historyk. Kto kilka tysięcy lat temu dokonał tego jako pierwszy? Czy był to Grek, Bramin, czy Mandaryn? Pozwólcie, że zdradzę wam… mały sekret… o naszych skorumpowanych “akademikach podręcznikowych”. Ci manipulanci regularnie żonglują danymi. [Nie wiedzieliście o tym, prawda?] Z ich punktu widzenia, jest całkowicie uprawnione naukowo, aby napisać że 3.000.000 Mezoamerykanów zostało zmasakrowanych w tamtych czasach i wskrzesić ich w innych czasach.
Każde wołanie tubylców o pomoc, każdy lament tubylczych kobiet, każda próba oporu wobec ciemnych hord ze Wschodu, jest teraz karana jako “niewybaczalny rasizm i podła zbrodnia nienawiści.” Nasi nadworni historycy uczynią z nich Proces Historyczny.
Podsumowanie
Dyskurs publiczny jest więc w tej sprawie zamknięty. Starzy historycy, którzy was chronili, poumierali. Dwoje psychopatów, Montezuma i Merkel, którzy bez wyrzutów sumienia niszczyli swoje kraje i swoich ludzi, upodabniając się do siebie w doprowadzeniu do upadku swoich wspaniałych cywilizacji, oświadczyli po prostu, że “kryzys migracyjny i polityka radzenia sobie z nim są zbyt złożone i zbyt wielowymiarowe, by je omawiać, i […] i tak nie ma jednoznacznego rozwiązania tego zagadnienia, a więc nie byłoby słuszne wyciąganie bezpośredniej paraleli między upadkiem imperium Azteków a obecnym upadkiem Europy.” I to by było na tyle. Dwór dostaje nowego historyka. Być może jest nim Yuval Noah Harari?
Sama nazwa “Deutschland” (kraj Niemców) jest nieintegracyjna, dyskryminująca i wręcz obraźliwa dla 25 milionów nie-Niemców, którzy obecnie tu mieszkają. Precz z “Deutschland”! Podobnie z określeniem “das Volk” (naród), ponieważ jest to dawna mowa nazistowska i wywołuje silny nacjonalizm. Precz z “das deutsche Volk”!
Hiszpańscy konkwistadorzy nigdy nie uznali azteckiego królestwa. Musiało ono zostać zdemontowane. Naród aztecki byłby naprawdę rasistowski i odrażający. Podobnie amerykańscy zdobywcy nie mogli pozwolić na istnienie suwerennego królestwa niemieckiego. Nie mówię, że to co nastąpi po tym nie będzie ważne. Po prostu mówię, że następuje rotacja, a bałagan będzie jeszcze większy. Niemcy, podobnie jak Europejczycy, już nie posiadają ani Niemiec, ani Europy.
Wystarczy tam pojechać i popatrzeć samemu. To jest przerażające.
W celu analizy wzrostu liczby nagłych zgonów oceniono następujące klucze diagnostyczne: 96,0 Nagła śmierć R96.1 Śmierć występująca w ciągu mniej niż 24 godzin od wystąpienia objawów, o ile nie zaznaczono inaczej R98 Śmierć bez obecności innych osób R99 Inne nieprecyzyjne lub nieokreślone przyczyny śmierci
Natychmiastowe zawieszenie szczepień szczepionkami koronowymi do czasu wykluczenia, że masowy wzrost zgonów jest spowodowany szczepieniami
Sekcje zwłok wszystkich, którzy zmarli nagle i nieoczekiwanie, aby ustalić, skąd te zgony pochodzą, i dlaczego masowo rosną
Obowiązkowe rejestrowanie statusu szczepień szczepionek koronowych i zastosowanej szczepionki u wszystkich zmarłych oraz regularna publikacja tych danych
Natychmiastowa ocena danych KB przez PEI i RKI oraz informowanie ludności i lekarzy o wzroście zachorowań
================================
Tekst opisujący powyższe:
============================================
Niemiecki analityk danych Tom Lausen zorganizował w poniedziałek konferencję w Bundestagu, aby omówić ogromny wzrost liczby osób, które zmarły „nagle i nieoczekiwanie” po wprowadzeniu szczepionki Covid. Na konferencji prasowej obecny był tylko jeden dziennikarz głównego nurtu. Krajowe Stowarzyszenie Lekarzy Ustawowych Ubezpieczeń Zdrowotnych (NASHIP) dostarczyło dane obejmujące ponad 72 miliony ubezpieczonych Niemców. NASHIP lub „Kassenärztliche Bundesvereinigung (KBV)” jest organem koordynującym wszystkie 17 państwowych stowarzyszeń lekarzy posiadających ustawowe ubezpieczenie zdrowotne w Niemczech. Od 2018 r. Reprezentował około 175 000 lekarzy i psychoterapeutów stacjonarnych.
„Stowarzyszenie aktywnie uczestniczy również w negocjacjach dotyczących zakresu usług świadczonych przez ustawowe kasy chorych oraz wynagrodzeń lekarzy. Ponadto KBV wykonuje „zlecenie bezpieczeństwa” zgodnie z § 75 ust. 1 SGB V, które ma na celu zapewnienie, aby wszyscy prawnie ubezpieczeni pacjenci mogli otrzymać odpowiednią opiekę ambulatoryjną. Agencja rządowa odpowiedzialna za ocenę ryzyka szczepień najwyraźniej nie pytała o te informacje, jak stwierdzono podczas konferencji prasowej. „Zgodnie z art. 13 ustawy o ochronie przed infekcjami Instytut Roberta Kocha i Instytut Paula Ehrlicha muszą w regularnych odstępach czasu oceniać kody diagnostyczne Krajowego Stowarzyszenia Lekarzy Ustawowych Ubezpieczeń Zdrowotnych (KBV) w celu określenia skutków szczepienia. Ale od początku szczepień koronowych dane te nie były wymagane ani oceniane”.
„Po wielu zapytaniach w ostatnich miesiącach dane KBV (okres: 2016 do pierwszego kwartału 2022) są dostępne dla naszego rzecznika ds. Polityki zdrowotnej, Martina Sicherta” czytamy na stronie internetowej. Więcej z afdbundestag.de : – Od początku szczepień przeciwko koronawirusowi nastąpiły drastyczne zmiany w liczbie zachorowań i zgonów w populacji. Opiera się to na danych Stowarzyszenia Lekarzy Ustawowych Ubezpieczeń Zdrowotnych, które Martin Sichert mógł ocenić wyłącznie wraz z ekspertem ds. danych Tomem Lausenem i które zostaną zaprezentowane na konferencji prasowej. -Dane pacjentów z National Association of Statutory Health Insurance Physicians (KBV) dotyczące skutków ubocznych szczepień przeciwko koronawirusowi dostarczają przerażających spostrzeżeń: wraz z rozpoczęciem masowych szczepień przeciwko koronawirusowi liczba osób, które zmarły „nagle i nieoczekiwanie” gwałtownie wzrosła w porównaniu z poprzednimi latami, ponad czterokrotnie. W każdym kwartale, począwszy od pierwszego kwartału 2021 r., lekarze panelowi zidentyfikowali więcej nagłych i nieoczekiwanych zgonów niż w każdym roku od 2016 do 2020 r. jako całości.
Demonstracje ogarniają powoli eurokołchoz. Ludzie nie chcą gospodarczego samobójstwa, do czego sprowadza się udział w wymuszonych przez hegemona „sankcjach na Rosję”. Wiedzą że nie chodzi tu o Rosję lecz o walkę hegemona o utrzymanie swojej hegemonii, co wymaga całkowitego zwasalizowania EU. Do tego prowadzi postępująca de-industrializacja kontynentu, stawiająca wiele kompanii z energochłonną produkcją przed dylematem zakończenia działalności albo przeniesienia produkcji poza EU. O masowych demonstracjach donoszą nawet z Czech, nie znanych dotychczas ze specjalnej asertywności.
Jedynie znajdujące się wciąż w oparach ukraińskiego amoku społeczeństwo polskie siedzi jakoś cicho, zadowolone najwyraźniej z 17% inflacji i kosmicznych cen energii. Zdobyło się jedynie na zadeklarowanie Rosji przez senat jako „państwa terrorystycznego„. A gdy wam honor, wolność, majątki odjęto, wy bolejecie że króla o mil trzysta ścięto… Historia się powtarza…
Wydawało się początkowo że to tylko okresowy przejaw polskiej głupoty. Istnieje jednak obawa że może to być zainscenizowane przez hegemona przygotowanie do wejścia polskiego wasala do wojny na Ukrainie. Z państwami terrorystycznymi się przecież nie negocjuje, państwa terrorystyczne się zwalcza. O tym jakie państwa są terrorystyczne decyduje naturalnie hegemon w ramach swoich rules-based order. Nie należy mylić tego z prawem międzynarodowym. Dlatego jako państwo terrorystyczne zadeklarował Serbię, Irak, Libię, i cały szereg innych. Zwalczaniem państw terrorystycznych zajmuje się następnie NATO. Na Ukrainie NATO walczy już z Rosją a więc uznanie Rosji za „państwo terrorystyczne” ma swoją logikę. Tyle że z Rosją łatwo mu nie pójdzie i że konieczne mogą być w końcu jakieś negocjacje. A zatem na wszelki wypadek bezpieczniej jest Rosji jednak tak nie nazywać, bo potem będzie głupio.
Nie ma takich obaw natomiast wasal polski który wali wprost co mu przykażą, paląc jednocześnie za sobą mosty. Po co mu mosty skoro NATO ma przeprawy pontonowe? Wasal nie wyczuwa niuansów, jak tego że gdy hegemonowi skończy ukraińskie mięso armatnie a terrorystyczna Rosja wciąż stoi to on może być następny. Po ostatnim Ukraińcu hegemon może walczyć do ostatniego Polaka, a co to mu szkodzi? Skoro senat zadeklarował już Rosję jako państwo terrorystyczne to chętnych do walki z terrorem nie powinno zabraknąć. I może w efekcie nie zabraknąć durniów którzy wciągną kraj do cudzej wojny o anglo-syjonistyczne interesy.
Szkoda w sumie bo oto nasz odwieczny zachodni wróg rozpada się właśnie w oczach. Całe pokolenia przez stulecia czekały na ten moment, a tu, proszę bardzo. Zajętemu jednak NATO-wską burdą na wschodzie wasalowi polskiemu nie w głowie jest wykorzystywać dziejowe szanse na zachodzie… Wystarczy zestawić dwa niemieckie wydarzenia, oba z 4 listopada, aby oniemieć z wrażenia.
Wydarzenie #1 – kanclerz Scholtz jedzie do Pekinu gdzie rozmawia z Xi Jinpingiem. Bierze z sobą delegację szefów czołowych kompanii niemieckich, zainteresowanych w rozwijaniu linków z Chinami, w tym szefów BMW i BASF. Jednodniowa wizyta musi być ważna a jej pośpiech jest zdumiewający – 40h w obie strony, w tym 11h na miejscu. O czym rozmawiano jest nie całkiem jasne. Z pewnością jednak o czymś o czym hegemon wiedzieć raczej nie powinien. Zmuszony do popełnienia narodowego samobójstwa przez udział w „sankcjach na Rosję” wasal niemiecki szuka najwyraźniej opcji ratunkowej. Byłoby nią utrzymanie powiązań z Chinami. Wzajemna wymiana towarowa jest znaczna i wynosi około $230B rocznie. To dużo więcej niż z USA i nieporównanie więcej niż z Rosją. Ale czy utrzymanie tej wymiany, i przez to pozycji eksportowej Niemiec, będzie możliwe jeśli hegemon już zmusił wasala do przerwania kluczowych powiązań z Rosją? Zważywszy że po trupie EU dąży on do zachowania swojej hegemonii trudno o optymizm. :
Wydarzenie #2 – Do zachowania swojej dominacji hegemon potrzebuje osłabienia Chin, przez odcięcie ich od rynków zbytu w EU. Pomocna w tym zadaniu okazuje się podwładna Scholtza, zielona pożyteczna idiotka Baerbock, w roli ministra spraw zagranicznych Niemiec. Gra przez to otwarcie przeciwko linii szefa rządu i jej zwierzchnika. Baerbock była instrumentalna przy wprowadzaniu sankcji „przeciwko Rosji”. W ten sam sposób hegemon chce też rozegrać zerwanie powiązań niemiecko-chińskich. Sankcje „przeciwko Chinom” są więc w powietrzu, jedynie Chińczycy spóźniają się coś z tym „wyzwalaniem” Tajwanu… Aby sankcje dopiąć podczas gdy Scholtz jest z misją w Pekinie, Baerbock podejmuje więc w Niemczech czołowych żydowskich neoconów, w tym Nuland (Nudelman), tę samą od „f.ck the EU” na Majdanie w Kijowie w 2014. Ironią jest że spotkanie odbywa się w Muenster, historycznym miejscu które dało początek prawu międzynarodowemu. Tymczasem hegemon, reprezentowany przez czołowego neocona Blinkena, robi właśnie wszystko co z tym prawem jest sprzeczne. Bezceremonialnie wciska wasalom jego amerykański substytut rules-based order. Czytaj porządek wg reguł ustalanych przez hegemona i zmienianych kiedy mu wygodnie.
Trudno wyobrazić sobie lepszy sygnał degradacji i poniżenia Niemiec jak para Scholtz-Baerbock. Tragi-komiczny miękiszon Scholtz nie może równać się z mężami stanu przed nim, jak Brandt, Schmidt czy nawet Schroeder. Gość z jajami wywaliłby Baerbock na pysk będąc jeszcze w samolocie! Nie tolerowałby takiej niesubordynacji ze strony najwyższych rangą urzędników państwowych a Baerbock jest przecież jego podwładną! Dziadek Scholtza wiedziałby jak postąpić – na biurku Bearbock znalazłby się naładowany rewolver z jedną kulą…
Doprowadziłoby to oczywiście do przedterminowych wyborów. I co w tym złego? Niemcy mogliby się wypowiedzieć czy w imię anglo-syjonistycznych interesów i ukraińskiego clowna chcą rzeczywiście rozłożyć swoją gospodarkę, siedzieć w zimnie i przerobić Niemcy w zielony skansen bez znaczenia. Wyborcy Baerbock, która powiedziała wprost że będzie wpierała Ukrainę niezależnie od ich woli, mogliby potwierdzić że chcą takiego właśnie reprezentanta ich interesów. W demokracji zapytać się wyborców o ich zdanie podobno nigdy nie zaszkodzi.
Nie zaszkodziłoby to na pewno kanclerzowi Scholtzowi który zrobiłby tym jeden przynajmniej dobry ruch w swojej karierze. Pozbyłby się mianowicie z rządu agentury hegemona w postaci zielonych durniów w rodzaju Habecka i Baerbock. Względnie, odszedłby sam w chwale, walcząc z honorem do końca, jak jego dziadek Fritz pod Narwą.
RFN przygotowuje się do kapitulacji -Autor: Peter Haisenko
Artykuł z mojego osobistego cyklu pt: „IV Rzesza od środka”- tłumacz 😉
Nikt tak naprawdę nie zauważa, że RFN od lat wysyła światu wiadomość, że w razie wojny ziemia niemiecka nie będzie broniona. W ogóle nie możemy się bronić. Po trzech niekompetentnych paniach minister obrony Bundeswehra jest w opłakanym stanie, właściwie niezdolna do walki.
W ciągu ostatnich kilku dni pojawiły się doniesienia, że Bundeswehra (w skrócie BW) ma tylko zapasy amunicji wystarczające na zaledwie dwa dni. Zobacz tutaj:
Oczywiście ta sytuacja wynika również z faktu, że materiał BW został bez skrupułów dostarczony na Ukrainę. Dotyczy to nie tylko BW. Nawet w USA toczy się dyskusja o tym, czy dostawy na Ukrainę w dużej mierze ich rozbroiły. Stwierdza się też, że szybki wzrost produkcji uzbrojenia zrekompensuje odpływ na Ukrainę dopiero za kilka lat. Czy to też powód, dla którego USA tak konsekwentnie upierają się, że nie chcą otwarcie uczestniczyć w wojnie na Ukrainie?
To dziwny proces, kiedy jakiś kraj otwarcie o tym mówi i informuje świat o złym stanie swojej armii. Takie spostrzeżenia są właściwie zarezerwowane dla wrogich służb specjalnych, które w ten sposób sprawdzają, jakie niebezpieczeństwa emanują z armii państwa, z którym mógłby dojść do konfliktu zbrojnego. To informacje, które powinny być objęte najściślejszą tajemnicą. Dlaczego więc rząd w Berlinie zachowuje się wobec tego tak szczerze, a nawet niedbale? A teraz uzupełniają to, ogłaszając, że nawet zapasy amunicji wystarczą tylko na dwa dni w sytuacji awaryjnej. Wykluczam możliwość, że jest to podstęp, którym chce się skusić ewentualnego napastnika do bezmyślnego działania, zwabić go w pułapkę.
Kto obsługuje broń NATO na Ukrainie?
BW jest w rzeczywistości w opłakanym stanie. Nie pomagają nawet niewielkie zapasy nowoczesnego sprzętu, który jest teraz wysyłany na Ukrainę. Nawiasem mówiąc, należy zadać sobie pytanie, kto ma obsługiwać złożone systemy używane na Ukrainie. Potrzebny jest dokładnie wyszkolony personel, a to nie dzieje się z dnia na dzień. Szczególnie dla żołnierzy przyzwyczajonych do sowieckiej technologii i potrzebujących zapoznania się ze standardami i procedurami operacyjnymi NATO. Więc kto będzie obsługiwał te systemy? Czy w takim razie będą to Niemcy w cywilnych ubraniach, tak jak Stany Zjednoczone wykorzystują swoich ludzi do potajemnej obsługi skomplikowanych systemów na Ukrainie? Byłby to niewątpliwie casus belli, o którym wspomniała już Moskwa.
Trzeba więc zadać sobie pytanie, jakie cele są realizowane na Hardthöhe (siedziba ministerstwa obrony RFN –przyp. tłum), gdy otwarcie komunikuje się o niezdolności BW do walki. Ponadto należy pamiętać, że BW nigdy nie została stworzony do obrony terytorium Niemiec. Miała być grotem przeciwko władzy sowieckiej, a doktryna NATO przewidywała, że w sytuacji awaryjnej ponad 2000 celów w Niemczech zostanie zniszczonych uderzeniami nuklearnymi. BW było niczym więcej jak mięsem armatnim przeciwko możliwemu atakowi ze wschodu, tak jak teraz Ukraina. RFN powinna była ponieść dewastację, która teraz uderza w Ukrainę, tylko gorszą, a mianowicie atomową. BW niczego by nie zmieniła, wręcz przeciwnie. Tylko status neutralności może uchronić państwo bez własnej broni jądrowej przed takim losem.
NATO nie może i nie będzie chronić Niemiec
Teraz można naiwnie założyć, że RFN jest pod ochroną NATO i że BW jest jej częścią. To, co dotyczy wszystkich pozostałych członków NATO, nie dotyczy Republiki Federalnej Niemiec. Niemcy mają tu inny status. Członek NATO czy nie, Niemcy żyją w stanie zawieszenia broni.(ktoś może rozwinąć ten temat ? –prośba tłum) Zarówno wschód, jak i zachód. Nie zapominajmy: NATO zostało stworzone, aby trzymać Amerykanów w środku, Sowietów z dala, a Niemców w dół. Powiedział to nie kto inny jak Lord Hastings Ismay, pierwszy sekretarz generalny NATO. Ale nawet gdyby NATO chciało bronić Niemiec, nadal istnieje paragraf piąty traktatu NATO. Wyraźnie stwierdza, że przypadek obrony może wystąpić tylko wtedy, gdy kraj zostanie zaatakowany. Turcja musiała się tego nauczyć od Syrii.
Nawet służba naukowa niemieckiego Bundestagu ustaliła w kwietniu br., że nie tylko dostawy broni na Ukrainę, ale przede wszystkim szkolenie ukraińskich żołnierzy oznacza złamanie rozejmu z Rosją. I nie, RFN nie została zaatakowana. To sama RFN swoim zachowaniem prowokuje zakończenie rozejmu z Rosją. Ale nawet gdyby USA zdecydowały się „bronić” RFN wbrew traktatom NATO, byłoby to jeszcze bardziej fatalne dla Niemiec. Kraj byłby wówczas narażony na dewastację, przez którą Ukraina wydawałaby się raczej pomniejsza. Niemcy, RFN, nie są zdolne do wojny, nawet do obrony.
Czy rozbrojenie to genialny ruch szachisty ?
Teraz zakładam, że w sąsiedztwie rządu berlińskiego jest jeszcze kilka osób, które potrafią myśleć. Wiedzą, co tu powiedziałem. Czy więc znowu, jak po II wojnie światowej, kiedy wysocy oficerowie Wehrmachtu, którzy byli w ruchu oporu przeciwko Hitlerowi, uratowali Niemcy przed nowym dyktatem pokojowym na wzór Wersalu? Kto sprytnie wyprodukował zimną wojnę, przekazując dezinformację o Związku Radzieckim Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii. W ten sposób uczynili z RFN państwo frontowe dla Amerykanów przeciwko Moskwie, a Waszyngton musiał pozwolić Niemcom na odzyskanie sił, choć bez traktatów pokojowych. Więcej na ten temat znajdziesz tutaj:
Po prostu nieczęste jest publiczne ogłaszanie, że armia jest niepełnosprawna. Dlaczego więc jest to tak otwarcie komunikowane w Niemczech? Czy to z powodu tajnego planu, który chce zapobiec ostatecznej zagładzie Niemiec? Czy to przygotowanie do ogłoszenia przez Rosję zakończenia zawieszenia broni? Czy Niemcy przygotowują się do ponownego ogłoszenia bezwarunkowej kapitulacji? Argumenty przemawiające za tym są teraz otwarte najpóźniej. Jak ogłoszono na Hardthöhe, wojna przeciwko komukolwiek skończyła się po dwóch dniach, ponieważ nie było już amunicji. W obliczu tej jedynej możliwej „wojny dwudniowej” nikt przy zdrowych zmysłach nie prosił Berlina, aby nie deklarował natychmiastowej kapitulacji bez oddania strzału. Biorąc to pod uwagę, Rosja, podobnie jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, nadal ma prawo do korzystania ze swoich suwerennych praw w stosunku do Niemiec po zerwaniu przez Niemcy rozejmu.
Tylko natychmiastowe poddanie się może uratować nam życie
Jeśli przeczytałeś dzieło pana Leubego „Entzaubert” i zrozumiałeś, dlaczego nawet Helmut Kohl zrobił wszystko, co możliwe, aby zapobiec „zjednoczeniu”, zobaczysz, że myśli, które tutaj wymieniłem, nie są dalekie od celu. Znajdujemy się w środku wstrząsu geopolitycznego, jakiego świat nigdy nie widział. Amerykańskie stulecie się skończyło. Teraz zadaniem jest niedopuszczenie do tego samego, co przed I wojną światową. Kiedy Anglia stanęła w obliczu upadku swojego imperium i postanowiła nie zejść sama, ale zmieść ze sobą jak najwięcej konkurentów. Czy Stany Zjednoczone zrobią to samo teraz? Można się tego obawiać, a hazardziści w urzędzie kanzlerza już robią wszystko, co możliwe, aby zniszczyć Niemcy i ich przemysł bez bezpośredniej walki z bronią, a tym samym wyeliminować (gospodarczego) konkurenta USA. Z ich polityką migracyjną i rosyjską.
Czy istnieje więc tajny opór przeciwko czerwono-zielonemu szaleństwu, podobny do tego przeciwko Hitlerowi? Czy to znowu wysocy rangą urzędnicy wojskowi i inni, którzy próbują zapobiec najgorszemu dla Niemiec, ogłaszając, że RFN nie nadaje się do wojny? Kto wie, że USA, a na pewno nie Anglia, były i są naszymi „przyjaciółmi”? Kto rozpoznał, że światowy rozwój gospodarczy sprawił, że Niemcy stały się nieciekawe jako obiekt wyzysku dla USA? Że można teraz spalić Niemcy jak Ukrainę przeciwko Rosji i w ten sposób na zawsze pozbyć się wiecznego konkurenta? Pamiętajcie obie wojny światowe, to wcale nie było inaczej.
Jedynym wyjściem, bez względu na scenariusz, będzie natychmiastowa kapitulacja i uniknięcie w ten sposób największych szkód dla Niemiec. Tak właśnie widzę zapowiedź, że Niemcy mają amunicję tylko na dwa dni, przygotowując społeczeństwo do kapitulacji, gdyby wybuchła wojna z powodu zachowania rządu berlińskiego. To i tylko to może uratować nam życie. USA, a zwłaszcza Anglia, nie są tym zainteresowane.
Peter Haisenko
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Ten artykuł pojawił się po raz pierwszy 14 października 2022 r. na blogu Petera Haisenko AnderWeltOnline.com.
Polska między Schwabem a Putinem. Jak wyjść z potrzasku.
Tomasz Sommer – 8 października 2022 https://nczas.com/2022/10/08/polska-miedzy-schwabem-a-putinem-klimatyzm-jak-nazizm/
W 1939 r. Polska znajdowała się między Stalinem a Hitlerem. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Dziś sytuacja się powtarza: Polska jest pomiędzy Putinem a Schwabem. I polscy politycy zachowują się dokładnie tak samo, jak przed II wojną światową. A mogą przecież zachować się inaczej.
Ta analogia na pierwszy rzut oka nie jest oczywista, ale głębsza analiza ideologicznej i goestrategicznej rzeczywistości w jakiej się znaleźliśmy w pełni ją usprawiedliwia. Po upadku Związku Sowieckiego, Europa Środkowa, w tym Polska znalazły się w strefie próżni i zarówno Rosja jak i Niemcy tylko w ograniczony sposób wpływały na jej życie.
Dokładnie taka sama sytuacja panowała w Europie po 1921 r. Zarówno sto lat temu, jak i teraz, po przezwyciężeniu największych problemów wywołanych politycznymi zapaściami, jednak zainteresowanie Rosji i Niemców Międzymorzem szybko wzrastało. Przed wojną Rosja Sowiecka otwarcie mówiła, że chce „odzyskać” wschodnią część ówczesnej Polski, z kolei narodowosocjalistyczne Niemcy, chciały nie tylko koncesji terytorialnych, ale także dążyły do postawienia Polski w roli wasala
Podobnie sto lat później Rosja zaczęła dążyć do reintegracji z Białorusią i Ukrainą co doprowadziło do toczącej się obecnie wojny. Z kolei Niemcy reintegrowali swoje niegdysiejsze peryferia, w tym Polskę, przy pomocy Unii Europejskiej. Równocześnie, zarówno przed wojną jak i obecnie, Rosja i Niemcy toczą własną, zmienną grę, ponad głowami sąsiadów. W dzisiejszych czasach tak gra miała doprowadzić do tego, że Niemcy stałyby się oficjalną hurtownią rosyjskiego gazu na Europę. Plan ten jednak, w wyniku wybuchu wojny na Ukrainie, na razie został zamrożony.
Rosja i Niemcy dzisiaj
Oczywiście zarówno Rosja jak i Niemcy są z pozoru obecnie zupełnie inne niż były 100 lat temu. Czy jednak ta odmienność jest rzeczywiście tak duża, jak się na pierwszy rzut oka wydaje? Przed wojną Rosja była krajem imperialno-komunistycznym. Rosyjskie imperium po 1989 r. częściowo się rozpadło, jednak imperialny charakter tego państwa, nastawiony na zwiększanie swoich wpływów i swojego terytorium, przetrwał. Rosyjski prezydent Władimir Putin niejednokrotnie mówił, że dąży do rewindykacji straconych wpływów i terytoriów, a rozpad Związku Sowieckiego ma za największą katastrofę w dziejach Rosji, i rzeczywiście powoli, ale stanowczo ten program realizuje. W dodatku w Rosji nie ma opozycji, która byłaby przeciwna takim planom. Wręcz przeciwnie – zarówno komuniści jak „nawalniści” chcieliby rewindykować tylko „lepiej”. Wielu komentatorów pisze wprost, za Władimirem Bukowskim, że jedyną drogą do zatrzymania imperialnego myślenie w przypadku Rosji jest jej rozpad. Bez rozpadu, gdy tylko Rosja poczuje się wystarczająco silna, natychmiast stawia na ekspansję.
Z kolei w Niemczech, gdzie doszło do tzw. denazyfikacji, wzrost sił centalizujących i ekspansjonistycznych objawia się w postaci trwających właśnie prób dokonania imperializacji UE. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz stwierdził wprost, że Niemcy będą dążyć do centralizacji władzy w UE, w tym likwidacji zasady jednomyślności, by Unia stała się sterowna i gotowa na przyjęcie kolejnych państw w tym Ukrainy, a w dalszej kolejności i Turcji czy Białorusi. Jak zwykle niemiecka władza wykorzystuje przy tym kolejną szaloną ideologię tzw. klimatyzmu, która, tak się jakoś przez przypadek złożyło, daje korzyści tylko gospodarce Niemiec utrwalając jej dominację i niszcząc gospodarki od niej niezależne. Klimatyzm, podobnie jak przedwojenny socjalistyczny rasizm, ma też doprowadzić do totalnej kontroli społecznej. Tak jak przed wojną ludność była kontrolowana i segregowana pod względem rasowym, tak teraz ma być kontrolowana pod względem klimatycznym. Nie jest już wcale tajemnicą, jak taka kontrola ma być dokonywana.
Klaus Schwab, twarz i organizator World Economic Forum już teraz całkiem otwarcie przewiduje, że „za 10 lat każdy człowiek będzie miał chipy w mózgu” połączone z już istniejącymi aplikacjami mierzącymi jego „ślad węglowy”. Ślad węglowy będzie z kolei penalizowany od jakiegoś przypisanego poziomu. Dzięki takiemu mechanizmowi imperium europejskie ma mieć, wedle wizji tych utopistów, pełną kontrolę nad każdym aspektem zachowania swoich poddanych. Muszę w tym miejscu podkreślić, że powyższe zdania nie są żadną przesadą, są dosłownym przytoczeniem planów ideologów klimatyzmu. Oczywiście ich spełnienie się jest na szczęście równie prawdopodobne, co planowany przez Lenina „wszechświatowy komunizm” i planowana przez Hitlera „tysiącletnia rzesza”. Co nie znaczy, że jakaś forma tej utopii nie zostanie na jakiś czas rzeczywiście wprowadzona w życie.
Polska wobec Putina i Schwaba
Obecne zachowanie Polski wobec putinowskiej Rosji i schwabowskich Niemiec bardzo przypomina zachowanie polskich władz wobec Związku Sowieckiego i Trzeciej Rzeszy przed II wojną światową. Wobec Rosji mamy do czynienia z całkowitym izolacjonizmem, właściwie zamrożeniem stosunków dwustronnych, co niestety zaowocowało na Białorusi, gdzie Polaków jest ciągle dużo, państwowym antypolonizmem. Można powiedzieć wręcz, że dokładnie jak przed wojną, jesteśmy w stanie zimnej wojny z Rosją, bez prób i możliwości przełamania tej sytuacji, czego ubocznym efektem są cierpienia resztek polskich mniejszości, wymordowanych wcześniej niemal doszczętnie podczas operacji antypolskiej w latach 1937-1938.
Podobnie polskie władze ewidentnie od lat prowadzą konwergencję z systemem unijno-niemieckim, tak jak przed wojną robiły konwergencję z niemieckim systemem nazistowskim. Od samego początku był to zasadniczy błąd, gdyż ośmielał Niemcy do stopniowo coraz większej ingerencji w sprawy Polski, która to ingerencja prowadzona jest głównie poprzez instrumenty ideologii klimatyzmu. Niestety polskie władze są na tyle ślepe, że konsekwentnie realizują wymagania ideologii klimatyzmu na swoim terytorium, nawet dzisiaj, gdy już wyraźnie widać, jak bardzo ta ideologia jest szkodliwa w sensie gospodarczym i do jakiej katastrofy społecznej może doprowadzić. Wydaje się, że, jak przed wojną, wielu polskich polityków uwierzyło w niemiecką ideologię, bez względu na jej obiektywne wariactwo i nie mogą się oni spod wpływu tej utopii wydobyć.
Jak wyjść z potrzasku
Zachowanie polskiej klasy politycznej wobec obecnej sytuacji geopolitycznej, jak pokazałem, do złudzenia przypomina zachowanie przedwojennej sanacji. Wprawdzie ta grupa polityków miała świadomość, że Polska coraz bardziej wpada w potrzask, czego dowodem były niezrealizowane plany wojny prewencyjnej z Niemcami, jednak ostatecznie z tej desperackiej próby ocalenia Polski nie skorzystano.
Dziś, świadomość, że wpadamy coraz bardziej w podobny potrzask też na szczęście wzrasta. Także na szczęście, Rosja i Niemcy, mimo podobnego, co sto lat temu myślenia ich klasy politycznej, funkcjonują w innym otoczeniu politycznym i nie mają aż takiej dominacji nad sąsiadami, jaką cieszyły się ich wcielenia sprzed stu lat.
Rosja jest relatywnie znacznie słabsza niż za czasów Związku Sowieckiego, w dodatku jej sytuacja demograficzna jest katastrofalna. Podobnie Niemcy, choć chcą narzucić swą dominację i kolejną wariacką ideologię ościennym krajom, de facto ciągle są okupowane przez Stany Zjednoczone i dopóki się tej okupacji nie pozbędą, nie mają prawdziwej swobody manewru – to właśnie dlatego prowadzą swoją politykę głównie pod przebraniem w postaci Unii Europejskiej. Z ich gry doskonale zdają sobie sprawę działające z pozycji hegemona Stany Zjednoczone, które po latach chaotycznej polityki wobec UE, jak się wydaje, grają obecnie na osłabienie niemieckiej dominacji. Polska w tej sytuacji powinna w tym osłabianiu Niemiec wziąć udział. Oczywiście nie przy pomocy wojny prewencyjnej, którą planował przed wojną Józef Piłsudski, tylko przy pomocy otwartego i zdecydowanego zakwestionowania niemieckiej ideologii klimatyzmu.
Klimatyzm jak nazizm
Klimatyzm jest obecnie najważniejszą wartością dla Niemiec. Dlaczego tak paranoidalna ideologia zapanowała nad milionami obywateli tego kraju? Z kilku powodów. Po pierwsze to postchrześcijańskie państwo potrzebuje jakiejś zastępczej etyki, jakiegoś ersatzu systemu wartości i religia „zmiany klimatycznej”, jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało, dobrze spełnia tę rolę. Po drugie klimatyzm, w imię „słusznego celu”, wymusza połączenie gospodarek państw ościennych z gospodarką niemiecką w stosunku podrzędności. Bo to Niemcy dekretują co jest „klimatycznie koszerne”, a co nie i to oni produkują technologię, która w imię tej religii jest „dobra”. Po trzecie wreszcie to Niemcy zainstalowali w Europie klimatyzm, w związku z tym narzucają też hierarchów i doktrynę tej nowej religii, a wszystkie państwa przystępujące do niej są jedynie konwertytami. Hierarchia, po prostestancku związana z państwem, rezyduje pomiędzy Berlinem a Monachium i stamtąd prowadzi misję i nadaje stanowiska eklezjalne. W dokładnie taki sam sposób działały Niemcy podczas II wojny światowej – wszystkie okupowane i „sprzymierzone” kraje musiały wziąć udział w ówczesnej misji narodu niemieckiego, jaką było oczyszczenie Europy z Żydów. Wszystkie też, z wyjątkiem Węgier, z tej misji gorliwie się wywiązywały.
Otwarte zakwestionowanie klimatyzmu oznaczałoby więc otwarte sprzeciwienie się wizji odbudowy niemieckiej dominacji w Europie. Ponieważ jednak ta utopie właśnie doprowadziła do katastrofy gospodarczej na Starym Kontynencie, nie ma lepszego momentu, żeby taki sprzeciw właśnie teraz zgłosić zgłosić. Dodatkowo, wskutek wojny na Ukrainie, Niemcy utraciły możliwość otwartej współpracy z Rosją, co dodatkowo naraża klimatyzm na upadek, gdyż miał on być przecież wspomagany właśnie rosyjskim gazem.
Schwab fałszywie tryumfuje
W połowie września na stronie World Economic Forum ukazała się tekst, w którym napisano wprost, że restrykcje kowidowe na świecie były tylko próbą generalną przed wprowadzeniem pomiarów i ograniczeń „indywidualnego śladu węglowego”. Autor tekstu cieszy się, że eksperyment wyszedł pomyślnie, ludzie się totalitaryzmowi terapeutycznemu poddali i konkluduje, że z penalizacją „ekscesywnego śladu węglowego” będzie podobnie. Wydaje się, że to jednak nie jest prawda. Tak samo jak nie udało się Schwabom tego świata doprowadzić do pełnego tryumfu kowidianizmu, tak samo skazani są na klęskę we wprowadzaniu klimatyzmu. Polska, kwestionując tę fałszywą religię jako pierwsza, może zaś znacznie poprawić swoją sytuację geopolityczną.
The twists and turns of the Nord Stream 2 (NS2) saga have yielded yet another stunning game-changer.
It started with Gazprom revealing that the Line B string of NS2 is intact; not only it escaped Pipeline Terror but may “potentially” be used to pump gas to Germany.
That confirms once again that NS2 is an engineering marvel. In fact the whole system: the pipes are so strong they were not broken, but merely punctured.
Russian Deputy Prime Minister Aleksandr Novak followed up, with a caveat: restoration of the whole system, including NS, is possible, and “requires time and appropriate funds”. But first, in Russia’s order of priorities, the perpetrators must be conclusively identified.
Sources in Moscow confirmed Gazprom’s assessment of NS2. Even Bloomberg had to report it.
Subsequently in Vienna, attending the Opec+ meeting, Novak remarked the Russian Federation is “ready to supply gas through the second line of Nord Stream 2. This is possible if necessary”.
So we know it’s possible. “Necessary” will depend on a political decision by Germany.
Novak also sharply noted that neither Russia nor the Nord Stream operators are allowed to investigate Pipeline Terror. Russia insists that without its participation the investigation is flawed.
Whatever the modus operandi of Pipeline Terror, incompetence was part of the package. No explosive charges were placed or detonated on Line B of NS2.
That means, as Novak said, it’s virtually ready for business. Line B is capable of pumping 27.5 billion cubic meters of gas a year, which happens to be half of the total capacity of NS.
NS’s capacity had been reduced to 20%, due to the interminable turbine saga, before it was completely shut down. Crucially, Line B of NS2 would still pump 2.75 times the capacity of the recently inaugurated Baltic Pipe from Norway to Poland via Denmark. Which basically profits Poland, unlike NS2 servicing several EU customers.
NATO investigates NATO
In a rational world, Berlin would scrap the Russian sanctions pile up and immediately order the start of forever-delayed NS2, guaranteed to at least attenuate the ongoing process of de-energization, de-industrialization and deep socio-economic crisis imposed by the usual suspects on Germany.
But the collective West remains enslaved by geopolitical psychopaths guided by irrationality. So that’s not likely to happen.
For starters, the “investigation” of how Pipeline Terror happened feels like Kafka rewritten by NATO.
The operators of NS and NS2 – Nord Stream AG and Swiss-based Nord Stream 2 AG – cannot reach the scene of the crime because of absurd restrictions imposed by the Danes and the Swedes. The operators need no less than 20 working days to obtain the “permits” to carry out their own inspections.
Copenhagen police is handling the crime scene near the Danish exclusive economic zone (EEZ), in parallel to the Swedish Coast Guard around the Swedish EEZ.
If this looks like one of those Scandinavian noir series popular on Netflix, that’s because it is. With a crucial twist: it’s NATO investigating itself – Sweden is about to enter NATO – with no Russians allowed. All top working hypotheses on Pipeline Terror point to an intra-NATO dirty op against NATO member Germany.
So any disturbing evidence pointing to NATO actors may conveniently “disappear” or be tampered with during these long 20 days necessary for the “permits” to be issued.
Meanwhile, the consequences of the energy war imposed by the US on Europe against Russia will keep piling up, and cost the EU up to a whopping 1.6 trillion euros, according to a report by Yakov & Partners, the former division of McKinsey in Russia.
Considering a NS2-deprived EU plus non-stop rising energy prices on the spot market, the EU GDP may decrease by as much as 11.5% (1.7 trillion euros), with about 16 million people thrown into unemployment.
EU gas storage at current high levels (90%) does not mean having enough gas for the winter. Total gas storage amounts to about 90 days of demand. The EU could easily be out of gas by March or even earlier at the current pace of just a trickle of gas flowing.
This means that the EU will have to cut gas consumption by at least 20% overall. And never forget that imported Norwegian or American gas is ridiculously more expensive than fixed-contract Russian gas.
The Return of the Morgenthau Plan
The sanctions dementia never stops though. The G7, in three subsequent stages, will target Russian crude, diesel and naphtha, according to the US Treasury. They still insist on an oil price cap – which neither Russia nor several Global South customers will follow.
The Big Picture remains the same. Pipeline Terror was a desperate gambit to keep Germany from concluding a sanctions carve-out for the Nord Streams with Russia.
A secret channel of negotiation was in effect. It’s enlightening to consider that all previous actions by Berlin and Moscow, delaying and restricting the gas flow, were carried out to keep the Empire from following through on its threat of terminating NS2.
Then the Empire made its move.
From Moscow’s point of view, that changes nothing in the Grand Chessboard. The Kremlin has manipulated Washington’s absolute desperation in refusing to admit to the greatest foreign policy debacle since Vietnam; the Russians meanwhile keep pursuing the objectives of the Special Military Operation (SMO), which is about to metastasize into a Counter-Terrorist Operation (CTO).
As it stands, Moscow is not affected by the interconnected energy, fuel and resource crises coupled with immense, worldwide supply chain disruptions.
Russians are essentially bemused spectators contemplating the slowdown of industrial production in the eurozone coupled with capital outflows, the rise of inflation and the about-to-explode social protests.
There’s a dangerous window for irrational imperial actions from now to the G20 next month in Bali. Afterwards we will have a completely different ball game, not only in the Ukrainian battlefields but mostly across a mired in distress EU.
The Morgenthau Plan after WWII was concocted to literally starve Germany to death via the destruction of the Ruhr coalmines. It’s strikingly similar to the Straussian plan by American neocon psychos to cut Germany off from Russian natural gas by bombing NS and NS2.
The first Morgenthau Plan would have led to the deindustrialization of Germany. According to Clause 3, the entire Ruhr “should not only be stripped of all…existing industries but so weakened and controlled that it cannot for the foreseeable future become an industrial area.”
The ending of Germany as an industrial state would have created massive, permanent unemployment affecting 30 million people, according to Henry Stimson, the US Secretary of War. Morgenthau’s response was that the surplus population could be dumped on North Africa.
US intel was very much aware of the rapprochement between Berlin and Moscow. Striking NS and NS2 was the signature gambit of the Morgenthau Plan remixed by the Straussian/neocon combo.
Yet it ain’t over till the Wagnerian lady sings. No need for Gotterdammerung: Germany may have its own destiny on its hands after all. Just turn on the switch on NS2.
Pepe Escobar is a veteran journalist, author and independent geopolitical analyst focused on Eurasia.
(The views expressed in this article are the author’s own and do not necessarily reflect those of Press TV.)
Press TV’s website can also be accessed at the following alternate addresses:
“Będziemy wspierać Ukrainę i bronić każdego cala terytorium NATO – zaufajcie nam. Niemcy były trochę spóźnione, ale zmieniły kurs o 180 stopni, jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy i postawę wobec Rosji” – powiedziała we wtorek szefowa MSZ Annalena Baerbock.
————–
Szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock zapytana została podczas Warsaw Security Forum o postawę jej kraju wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Baerbock podkreśliła, że Niemcy w ostatnim czasie zmieniły swoją postawę względem Rosji, zarówno na poziomie władz państwowych, jak i społeczeństwa. Byliśmy trochę spóźnieni na początku wojny, ale zmieniliśmy kurs o 180 stopni, jeśli chodzi o wsparcie Ukrainy – zapewniła.
Podkreśliła, że Niemcy przekazały Ukrainie już dużo sprzętu, w tym samobieżne działa przeciwlotnicze Gepard, wyrzutnie rakiet Mars II (MLRS), samobieżne działa Panzerhaubitze 2000 i inne systemy, które pomogły Ukraińcom w obronie kraju i kontrofensywie oraz wyzwalaniu okupowanych terytoriów.
Rola Niemiec w naprawach sprzętu
Baerbock zapewniła, że Niemcy nieustannie rozważają, co jeszcze zrobić, przeglądając swoje magazyny sprzętu. Podkreśliła także rolę Niemiec w naprawach sprzętu używanego przez siły ukraińskie i zaznaczyła, że te działania, prowadzone wspólnie przez kraje UE, mogłyby przyczynić się do budowy wspólnego systemu obrony Wspólnoty.
Podkreśliła także znaczenie współpracy z partnerami w ramach NATO, w tym mechanizm uzupełniania sprzętu państw, które swój przekazały Ukrainie. Zaufajcie nam; będziemy bronić każdego cala terytorium NATO i wspierać Ukrainę – zaapelowała Baerbock. Zwróciła również uwagę, że obecnie powiązania między NATO i Unią Europejską silniejsze niż kiedykolwiek.
Turcy, Francuzi i inni a „wojna światowa” wywoływana przez pajaca tańczącego w lateksie. Panzer-Ministerin na wojnie.
Przez Ukrainę ma być ziemia wysadzona w powietrze ?
Społeczeństwa różnych krajów coraz bardziej obawiają się wybuchu konfliktu jądrowego:
Turcy chcą wyjść z NATO po wypowiedzi Zełenskiego
Czytelnicy tureckiej publikacji „Haber 7” skrytykowali prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego po jego decyzji o złożeniu wniosku o przyspieszone członkostwo w NATO.
„Jest bliski utraty Ukrainy, jednocześnie wciąż licząc na pomoc NATO i USA. Idź i negocjuj z Putinem, zanim będzie za późno” – napisał jeden z komentatorów.
„Powinniśmy natychmiast wycofać się z NATO” – powiedział inny.
„Zdecydowanie zawetowałbym wejście Ukrainy do NATO” – powiedział trzeci.
„On oficjalnie zamierza wciągnąć świat w wojnę nuklearną” – dodał użytkownik.
Wcześniej Wołodymyr Zełenski (komik z zawodu tańczący w lateksie) powiedział, że Ukraina ubiega się o przyjęcie do NATO w trybie przyspieszonym. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, komentując wypowiedź Zełenskiego, podkreślił, że NATO skoncentruje swoje wysiłki na pomocy Kijowowi w obronie.
Francuzi boją się o przyszłość po oświadczeniu Zełenskiego tańczący w lateksie:
=====================
Zełenski był członkiem kabaretu Kwartał 95. Jest jedną z osób, które wzięły udział w [żalosnym md] teledysku. Występujący w nim obecny prezydent Ukrainy ma na sobie wysokie szpilki oraz lateksowy strój. Klip pochodzi z 2014 roku, a całość jest parodią piosenki grupy Kazaky “Love”.
Jak Wam się podoba teledysk z udziałem Wołodymyra Zełenskiego
[trzy minuty, warto…. MD]
================== Czytelnicy francuskiego dziennika „Le Figaro” skrytykowali prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego po jego decyzji o złożeniu wniosku o przyspieszone członkostwo w NATO.
„Mam szczerą nadzieję, że przynajmniej jeden członek NATO ma na tyle zdrowego rozsądku, by zawetować takie członkostwo. W przeciwnym razie oznaczałoby to bezpośrednią wojnę z Rosją” – napisał jeden z komentatorów.
Ukraina przetrwała tylko dzięki zachodniej pomocy, która nie będzie trwała wiecznie” – poparł inny.
„Zgodnie z kartą NATO, Ukraina nie zostanie przyjęta do sojuszu, ponieważ kraj ten jest w konflikcie z Rosją” – powiedział trzeci.
„Ta histeria musi się skończyć! Nie powinniśmy wysadzać planety w powietrze z powodu Ukrainy…”, dodał użytkownik.
„Nie chcemy tego: ani w NATO, ani w UE. Ten konflikt nie jest nasz – podsumowali czytelnicy.
Wcześniej ukraiński przywódca powiedział, że Ukraina ubiega się o członkostwo w NATO w trybie przyspieszonym. Sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, komentując wypowiedź Zełenskiego, powiedział, że NATO skoncentruje teraz swoje wysiłki tylko na pomocy Kijowowi w obronie.
Kijowska propaganda »wojenna« zdemaskowana przez Niemców
Zdjęcie niemieckiej minister obrony Christine Lambrecht pozującej obok pojazdu pancernego podczas wizyty na Ukrainie wywołało ostrą reakcję czytelników Die Welt.
Wyśmiewali minister obrony, ubraną w kamizelkę kuloodporną, że „wygląda śmiesznie”.
„Bardzo trudno jest przebić śmieszność tego zdjęcia: wszyscy wokół ministra stoją bez kurtek flakowych i hełmów. Wygląda w nim tak nie na miejscu” – napisał jeden z użytkowników.
„Tak, wydaje się to zabawne. Tylko dwie kobiety w kamizelkach przeciwlotniczych. Lambrecht brakuje tylko butów na wysokim obcasie – w takim wypadku mogłaby być bohaterką komiksu” – zgodził się inny komentator.
„A klamra po lewej stronie jest prawie niemożliwa do zapięcia. Jakie to urocze” – zauważył inny czytelnik.
„Twarz mówi sama za siebie. „Co ja tu robię i co to za żart obok mnie” – podzielił się czwarty użytkownik.
„Czy przyniosła dziergane skarpety dla żołnierzy?”. – radośnie skomentował piąty.
„Czy ktoś przyjdzie zapewnić pokój? Nie stać nas na energię, coraz więcej firm bankrutuje, ale na wojnę pieniędzy wystarczy. Czy działa dla dobra narodu niemieckiego?” – zastanawiali się czytelnicy.
W sobotę Christine Lambrecht złożyła niezapowiedzianą „wizytę” w Odessie. Przypominamy, że według propagandy kijowskiej rozpowszechnianej przez media głównego nurtu na Ukrainie trwa „straszna wojna” co pokazują powyższe zdjęcia.
“Pierwotnym interesem Stanów Zjednoczonych, o który przez wieki toczyliśmy wojny – pierwszą, drugą i zimną wojnę – były relacje między Niemcami i Rosją, ponieważ zjednoczone tam, są jedyną siłą, która może nam zagrozić. I aby upewnić się, że tak się nie stanie”. George Friedman, prezes STRATFOR w The Chicago Council on Foreign Affairs
Kryzys ukraiński nie ma wiele wspólnego z Ukrainą. Chodzi o Niemcy, a w szczególności o rurociąg łączący Niemcy z Rosją o nazwie Nord Stream 2. Waszyngton widzi to jako zagrożenie dla swojego prymatu w Europie i na każdym kroku próbował sabotować ten projekt. Mimo to Nord Stream posunął się do przodu i jest już w pełni operacyjny i gotowy do pracy. Gdy niemieccy regulatorzy wydadzą ostateczną certyfikację, rozpoczną się dostawy gazu. Niemieccy właściciele domów i firm będą mieli niezawodne źródło czystej i taniej energii, podczas gdy Rosja będzie widzieć znaczący wzrost przychodów z gazu. To sytuacja korzystna dla obu stron.
Amerykański establishment polityki zagranicznej nie jest zadowolony z tego rozwoju sytuacji. Nie chcą, aby Niemcy stały się bardziej zależne od rosyjskiego gazu, ponieważ handel buduje zaufanie, a zaufanie prowadzi do rozwoju handlu. W miarę ocieplania się stosunków, znoszone są kolejne bariery handlowe, łagodzone są przepisy, wzrasta liczba podróży i turystyki, a także rozwija się nowa architektura bezpieczeństwa. W świecie, w którym Niemcy i Rosja są przyjaciółmi i partnerami handlowymi, nie ma potrzeby posiadania amerykańskich baz wojskowych, drogiej broni i systemów rakietowych produkcji amerykańskiej, ani NATO. Nie ma też potrzeby zawierania transakcji energetycznych w dolarach amerykańskich ani gromadzenia zapasów w skarbcu amerykańskim w celu zbilansowania rachunków. Transakcje między partnerami biznesowymi mogą być przeprowadzane w ich własnych walutach, co z pewnością spowoduje gwałtowny spadek wartości dolara i dramatyczne przesunięcie sił gospodarczych.
Właśnie dlatego administracja Bidena sprzeciwia się Nord Streamowi. To nie tylko rurociąg, to okno na przyszłość; przyszłość, w której Europa i Azja zbliżają się do siebie, tworząc ogromną strefę wolnego handlu, która zwiększa ich wzajemną siłę i dobrobyt, pozostawiając USA na uboczu. Cieplejsze relacje między Niemcami a Rosją sygnalizują koniec “jednobiegunowego” porządku świata, który USA nadzorowały przez ostatnie 75 lat. Sojusz niemiecko-rosyjski grozi przyspieszeniem upadku supermocarstwa, które obecnie zbliża się do przepaści. Dlatego Waszyngton jest zdeterminowany zrobić wszystko, by sabotować Nord Stream i utrzymać Niemcy w swojej orbicie. To kwestia przetrwania.
Tu właśnie pojawia się Ukraina. Ukraina to “broń z wyboru” Waszyngtonu do storpedowania Nord Streamu i wbicia klina między Niemcy i Rosję. Strategia ta została zaczerpnięta ze strony pierwszej podręcznika polityki zagranicznej USA pod rubryką: Divide and Rule[ to dość stare: Divide et impera md] .
Waszyngton musi stworzyć przekonanie, że Rosja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. To jest właśnie cel. Muszą pokazać, że Putin jest krwiożerczym agresorem z temperamentem, któremu nie można ufać. W tym celu media otrzymały zadanie powtarzania w kółko: “Rosja planuje inwazję na Ukrainę”. Nie mówi się o tym, że Rosja nie najechała żadnego kraju od czasu rozpadu Związku Radzieckiego, a Stany Zjednoczone w tym samym czasie najechały lub obaliły reżimy w ponad 50 krajach i że Stany Zjednoczone utrzymują ponad 800 baz wojskowych w krajach na całym świecie. Media nie informują o tym, zamiast tego skupiają się na “złym Putinie”, który zgromadził około 100 000 żołnierzy wzdłuż granicy z Ukrainą, grożąc pogrążeniem całej Europy w kolejnej krwawej wojnie.
Cała ta histeryczna propaganda wojenna jest tworzona z zamiarem wytworzenia kryzysu, który można wykorzystać do izolowania, demonizowania i ostatecznie podzielenia Rosji na mniejsze jednostki. Prawdziwym celem nie jest jednak Rosja, lecz Niemcy.
Sprawdź ten fragment artykułu Michaela Hudsona w The Unz Review:
“Jedynym sposobem, jaki pozostał amerykańskim dyplomatom na zablokowanie europejskich zakupów, jest nakłonienie Rosji do odpowiedzi militarnej, a następnie twierdzenie, że pomszczenie tej odpowiedzi przeważa nad jakimkolwiek czysto narodowym interesem ekonomicznym. Jak wyjaśniła jastrzębia podsekretarz stanu ds. politycznych Victoria Nuland na briefingu prasowym Departamentu Stanu 27 stycznia: “Jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę w ten czy inny sposób, Nord Stream 2 nie ruszy do przodu.” (“America’s Real Adversaries Are Its European and Other Allies”, The Unz Review)
Jest to czarno na białym. Zespół Bidena chce “skłonić Rosję do odpowiedzi militarnej”, aby sabotować NordStream. Sugeruje to, że będzie jakaś prowokacja mająca skłonić Putina do wysłania swoich wojsk przez granicę w celu obrony etnicznych Rosjan we wschodniej części kraju.
Jeśli Putin złapie przynętę, odpowiedź będzie szybka i ostra. Media będą potępiać tę akcję jako zagrożenie dla całej Europy, a przywódcy na całym świecie będą potępiać Putina jako “nowego Hitlera”. To jest strategia Waszyngtonu w pigułce, a cała produkcja jest przygotowana w jednym celu: aby politycznie uniemożliwić kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi przeforsowanie NordStreamu przez ostateczny proces zatwierdzenia.
Biorąc pod uwagę to, co wiemy o opozycji Waszyngtonu wobec Nord Stream, czytelnicy mogą się zastanawiać, dlaczego na początku roku administracja Bidena lobbowała w Kongresie, aby NIE nakładać więcej sankcji na ten projekt. Odpowiedź na to pytanie jest prosta: Polityka wewnętrzna. Niemcy likwidują obecnie swoje elektrownie atomowe i potrzebują gazu ziemnego, aby uzupełnić niedobór energii. Również groźba sankcji gospodarczych jest “wyłącznikiem” dla Niemców, którzy widzą w nich oznakę zagranicznego wtrącania się. “Dlaczego Stany Zjednoczone wtrącają się w nasze decyzje energetyczne” – pyta przeciętny Niemiec. “Waszyngton powinien zająć się swoimi sprawami i nie mieszać się do naszych”. Jest to dokładnie taka odpowiedź, jakiej można by oczekiwać od każdego rozsądnego człowieka.
Dalej mamy to z Al Jazeery:
“Niemcy w większości popierają projekt, to tylko część elit i mediów jest przeciwna rurociągowi (…).
“Im więcej USA mówią o sankcjach lub krytykują projekt, tym bardziej staje się on popularny w niemieckim społeczeństwie” – powiedział Stefan Meister, ekspert ds. Rosji i Europy Wschodniej w Niemieckiej Radzie Stosunków Zagranicznych.” (“Nord Stream 2: Dlaczego rosyjski rurociąg do Europy dzieli Zachód”, AlJazeera)
Opinia publiczna jest więc solidnie za Nord Streamem, co pomaga wyjaśnić, dlaczego Waszyngton zdecydował się na nowe podejście.
Sankcje nie zadziałają, więc Wujek Sam przeszedł do planu B: stworzyć na tyle duże zagrożenie zewnętrzne, że Niemcy będą zmuszone zablokować otwarcie rurociągu. Szczerze mówiąc, strategia ta trąci desperacją, ale trzeba być pod wrażeniem wytrwałości Waszyngtonu. W dolnej części 9. rundy przegrywają pięcioma punktami, ale jeszcze się nie poddali. Zamierzają dać ostatnią szansę i widzieć, czy uda im się zrobić jakiś postęp.
W poniedziałek prezydent Biden zorganizował w Białym Domu swoją pierwszą wspólną konferencję prasową z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Szum wokół tego wydarzenia był po prostu bezprecedensowy. Wszystko zostało zaaranżowane w celu wytworzenia “atmosfery kryzysu”, którą Biden wykorzystał do wywarcia presji na kanclerza w kierunku polityki USA. Na początku tygodnia rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki wielokrotnie powtarzała, że “rosyjska inwazja jest nieuchronna”. Jej komentarzom wtórowała dezaprobata z Departamentu Stanu Nick Price opiniując, że agencje wywiadowcze przekazały mu szczegóły rzekomej wspieranej przez Rosję operacji “fałszywej flagi”, której spodziewały się w najbliższym czasie na wschodzie Ukrainy. Po ostrzeżeniu Price’a w niedzielę rano doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan stwierdził, że rosyjska inwazja może nastąpić w każdej chwili, może “nawet jutro”. Było to zaledwie kilka dni po tym, jak agencja Bloomberg News opublikowała swój sensacyjny i całkowicie fałszywy nagłówek, że “Rosja najeżdża Ukrainę”.
Czy widzicie tutaj wzór? Czy widzicie, jak te wszystkie bezpodstawne twierdzenia zostały wykorzystane do wywarcia presji na niczego nie spodziewającego się kanclerza Niemiec, który wydawał się nieświadomy skierowanej przeciwko niemu kampanii?
Jak można się było spodziewać, ostateczny cios zadał sam amerykański prezydent. Podczas konferencji prasowej Biden stwierdził dobitnie, że,
“Jeśli Rosja zaatakuje… nie będzie już Nord Stream 2… Położymy temu kres”.
Więc teraz Waszyngton ustala politykę dla Niemiec??? Co za nieznośna arogancja!
Niemiecki kanclerz był zaskoczony komentarzami Bidena, które wyraźnie nie były częścią pierwotnego scenariusza. Mimo to Scholz nigdy nie zgodził się na odwołanie Nord Streamu i odmówił nawet wymienienia gazociągu z nazwy. Jeśli Biden myślał, że uda mu się zepchnąć przywódcę trzeciej co do wielkości gospodarki świata do narożnika na forum publicznym, to się mylił. Niemcy są nadal zdecydowane uruchomić Nord Stream bez względu na potencjalny wybuch konfliktu na dalekiej Ukrainie. Ale to może się zmienić w każdej chwili. W końcu kto wie, jakie podżegania Waszyngton może planować w najbliższej przyszłości? Kto wie, ile istnień ludzkich jest gotowych poświęcić, aby wbić klin między Niemcy i Rosję? Kto wie, jakie ryzyko jest gotów podjąć Biden, aby spowolnić upadek Ameryki i zapobiec powstaniu nowego “policentrycznego” porządku świata? W nadchodzących tygodniach wszystko może się zdarzyć. Wszystko.
Na razie Niemcy są u steru. To od Scholza zależy, jak sprawa zostanie rozwiązana. Czy będzie realizował politykę, która najlepiej służy interesom narodu niemieckiego, czy też ugnie się pod nieugiętym naciskiem Bidena? Czy wytyczy nowy kurs, który wzmocni nowe sojusze w tętniącym życiem korytarzu euroazjatyckim, czy też poprze szalone ambicje geopolityczne Waszyngtonu? Czy zaakceptuje kluczową rolę Niemiec w nowym porządku światowym – w którym wiele wschodzących ośrodków władzy ma równy udział w globalnym zarządzaniu, a przywódcy pozostają nieugięci wobec multilateralizmu, pokojowego rozwoju i bezpieczeństwa dla wszystkich – czy też będzie próbował podtrzymywać rozpadający się powojenny system, który najwyraźniej przekroczył już swój termin przydatności do spożycia?
Jedno jest pewne: cokolwiek postanowią Niemcy, będzie miało wpływ na nas wszystkich.
Lider CDU Friedrich Merz twierdzi, że już wiosną ostrzegał rząd o narastającym problemie, ale jego ostrzeżenia zostały zignorowane.
Friedrich Merz twierdzi, że niektórzy Ukraińcy wykorzystują politykę socjalną Niemiec.
Przekraczają granicę, by uzyskać “świadczenia socjalne”, a następnie wracają na Ukrainę.
Wielu ukraińskich imigrantów wykorzystuje niemieckie “państwo opiekuńcze”, aby uzyskać świadczenia przed podróżą powrotną do ojczyzny. Tak twierdzi przewodniczący CDU Friedrich Merz.
Przemawiając dla telewizji Bild, niemiecki polityk podkreślił problem, który, jak sądzi, “tylko się powiększa”. Oskarżył rząd o to, że zdecydował się zignorować ostrzeżenia ze strony partii opozycyjnej, jakie wygłaszała jeszcze wiosną.
Doświadczamy teraz turystyki socjalnej ze strony tych uchodźców – do Niemiec, z powrotem na Ukrainę, do Niemiec, z powrotem na Ukrainę. Mamy problem, który się powiększa. Już wiosną wskazywaliśmy, że może się pojawić.
Ponad milion ukraińskich imigrantów
Według danych przekazanych przez wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców, w Niemczech przeprawiono już ponad milion ukraińskich imigrantów, z których wielu trafiło do tego kraju po przekroczeniu granicy z Polską i Czechami.
Jak podaje gazeta Junge Freiheit, po przybyciu do Niemiec imigranci z Ukrainy mają natychmiastowe prawo do miesięcznego “zasiłku podstawowego”. Liderzy partii w niemieckiej koalicji federalnej, w tym Ricarda Lang z niemieckich Zielonych, oskarżyli Merza o brak solidarności z Ukrainą. W Polsce nazwany byłby zapewne “ruską onucą”.
Od samego początku nie było planu generalnego dotyczącego transformacji energetycznej
====================
Hanowerska mistrzyni piekarska Künne przełknęła ślinę, gdy rachunek od jej dostawcy energii elektrycznej trafił do jej p[iekarni: w 2023 r. powinna zapłacić 1,1 miliona euro za prąd zamiast poprzednich 120 000 euro!
W tych warunkach może zamknąć swoje siedem oddziałów i ogłosić upadłość… eee, nie… wystarczy tylko wstrzymać produkcję, dopóki wszystko nie wróci na właściwe tory (w sensie Habecka – niemiecki minister gospodarki -przyp. tłum.). Jak wiedzie się pani Künne,tak wiedzie się też prywatnym gospodarstwom domowym, małym i średnim przedsiębiorstwom (MŚP). Prezes Niemieckiego Związku Miast i Gmin Gerd Landsberg i Federalna Agencja Sieci dostrzegają niebezpieczeństwo przerw w dostawie prądu już następnej zimy i lamentują, że nie są dostatecznie przygotowani; trzeba znacznie intensywniej rozszerzać „ochronę przed katastrofami cywilnymi”. Natomiast duże firmy coraz wyraźniej i głośniej lobbują za środkami wsparcia państwa, zwolnieniami i pomocą finansową.
Po tym, jak rządowy program ograniczania kosztów energii ma pomóc 2500 przedsiębiorstwom przemysłowym, prezes Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK), Peter Adrian, skarży się, że środki nie są jasne i rygorystyczne. program „rozczarowujący”, a teraz Prezydent Niemieckiej Konfederacji Rzemiosła Wykwalifikowanego (ZDH), Hans Peter Wollseifer, również wzywa do natychmiastowej pomocy państwa dla energochłonnych małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP). Średnio prawie dwie trzecie z nich to ofiary kryzysu energetycznego, a zwiększonych kosztów nie można przerzucić na klientów w sposób indywidualny. Minister gospodarki Habeck chce teraz szybko i radośnie się do tego dostosować. Program ma być teraz również otwarty dla firm handlowych (ok. 560 300 firm) i usługowych (1,16 mln). Kto powinien mieć prawo do udziału (wulgo: wpłata)? To będzie klaps i ukłucie! I znowu, magiczne słowa „bezpośrednia, niebiurokratyczna pomoc w trudnościach” są wszędzie pisane wielkimi literami. W międzyczasie mój długopis, a właściwie klawiatura, walczy, gdy muszę pisać o państwowej, niebiurokratycznej pomocy z trudów.
„Wielkie” plany ratunkowe
Powód: sam byłem ofiarą powodzi Dunaju w 2013 roku, śledzę losy ofiar doliny rzeki Ahr, wciąż jestem w szoku, jak państwo traktuje ofiary ataku w Berlinie (nie wspominając o ofiarach ataku olimpijskiego ). Lista niepowodzeń rządu we wspieraniu trudności nie jest kompletna, a ludzkie cierpienie kryjące się za tymi historiami jest ogromne. Nic nie jest traktowane tak biurokratycznie, jak niebiurokratyczna pomoc państwa. Zapowiedź, że pomoc będzie oparta na poziomie kosztów energii, że program zostanie uchwalony bardzo szybko, a gospodarka dostanie głos z wyprzedzeniem zapowiada ożywioną dyskusję w najbliższej przyszłości.
Jest to szczególnie w obliczu faktu, że pierwsze trzy państwowe „wielkie” plany ratunkowe już teraz kosztują podatników ponad 95 miliardów (np. programy kredytowe, gwarancyjne i finansowe, program pomocy dla firm energochłonnych, reformy mieszkalnictwa i świadczeń obywatelskich, jednorazowa zryczałtowana cena energii, zakończenie dopłaty EEG, dopłata do kosztów ogrzewania, ustawa o wyrównaniu inflacji, trzymiesięczna obniżka podatku od energii na paliwo, wiele innych środków podatkowych, bilet 9 euro i jednorazowe płatności dla szczególnie obciążone grupy ludności); patchworkowa kołdra w dobrych intencjach, dziergana gorącą igłą, niektóre z tych środków mają sens, inne już się skończyły, inne mają wejść w życie dopiero w najbliższych latach, ale nie da się skutecznie zahamować wzrostu cen energii.
Strach nadchodzących miesięcy
Dzieje się tak również na tle stale rosnącej liczby niewypłacalności prywatnych i korporacyjnych, a co za tym idzie armii nowych bezrobotnych, niepełnoetatowych i krótkoterminowych, której nie da się zredukować nawet najbardziej kreatywnymi sztuczkami statystycznymi i definicyjnymi (obecnie ok. 6 mln). ) i to przy stale rosnącej stopie inflacji (obecnie ok. 8 proc.), która do końca roku wzrośnie do ponad 11 proc. i będzie wpędzać nas w coraz głębszą recesję. Nasze koszty produkcji wzrosły do niewyobrażalnych wcześniej wysokości ponad 37 procent. Czy to „moment Lehmanna” w kryzysie energetycznym? Co jeśli kula śniegowa uderzy w sektor energetyczny i firmy energetyczne zbankrutują? Co kryje się za groźbą (i myślę, że tak jest), że Kevin Kühnert (SPD) potajemnie pracuje nad „programem podobnym do korony”, aby poradzić sobie z kryzysem energetycznym? Jak bardzo powinienem się bać tego programu?
Boję się śmiertelnie następnych sześciu miesięcy, w których boom cen paliw kopalnych, koszty wojenne i „projekt cen energii elektrycznej”, czyli wręcz idiotyczny „merit order” na giełdzie cen energii elektrycznej EEX w Lipsku (patrz niżej ), liczba brązowych/lub zaciemnień (regionalnych/całkowitych przerw w dostawie prądu) będzie coraz bardziej prawdopodobna, a nawet wyższa – pomimo wyłączenia ogrzewania, krótkich pryszniców, przydzielonego prądu i ciemności Bożego Narodzenia. Pytanie jest dalekie od tego, czy wystąpią przerwy w dostawie prądu, ale kiedy, jak długo, ile i gdzie. Jest zamrażarka, piekarnik, telefon komórkowy, zasilanie instalacji grzewczej, mechanizm otwierania drzwi i kasa w supermarkecie, pompa benzynowa na stacji benzynowej, metro/S-Bahn, pociągi ECE i tramwaje , winda, schody ruchome lub tam System kontroli ruchu nawet najmniejsze problemy. Cała infrastruktura ulegnie całkowitemu zawaleniu w bardzo krótkim czasie i nie będzie można jej ponownie uruchomić w dłuższej perspektywie. Habeck nie ma pojęcia nie tylko o gospodarce (słowo-kluczowe niewypłacalność), ale także o elektryczności (rezerwa awaryjna i praca w trybie „stand-by” w elektrowniach jądrowych). Czy pozostaje nam już tylko uciec do miejskich hal ociepleń, na południe, na zimę na Kretę, Tunezję, Egipt czy Malle? A może można uwierzyć w obietnice pisane patykiem na wodzie Instytutu ifo, który obiecuje normalizację gospodarczą przynajmniej do 2023/24 roku, a tym samym wykazuje ogromne zaufanie do Boga?
Od samego początku nie było planu generalnego dotyczącego transformacji energetycznej
„Szybsza pomoc” z pewnością byłaby odpowiednia, aby natychmiast położyć kres strachowi wywoływanemu przez naszych wojowniczych, ekomarksistowskich i dogmatycznych polityków energetycznych, ponieważ odmowę przyjmowania w przyszłości gazu, ropy i węgla z Rosji postulowali Habeck i jego Zieloni już od 2016 roku. Ale różniłyby się one od kosmetycznych „pakietów wsparcia”. Zawężone, nierozsądne i bezkompromisowo negatywne nastawienie do energetyki jądrowej graniczy z uporczywym łamaniem obowiązków służbowych – w prawie o ruchu drogowym jego prawo jazdy zostałoby cofnięte. Zamiast majstrować przy objawach, uważam, że należy zwiększyć i ustabilizować dostawy energii, tj. aktywna/przedłużona eksploatacja wszystkich trzech elektrowni jądrowych (EJ) musiałaby zostać natychmiast przedłużona, Nord Stream 1 musiałby zostać zmodernizowany do jak najszybszego aktywnego działania, Nord Stream 2 znalazłby się natychmiast w ramach negocjacji z Rosją, od razu mają zostać obniżone podatki od energii, benzyny, oleju napędowego i korporacyjnego, nieszczęsna opłata za gaz ma być zlikwidowana na miejscu i inne biurokratyczne znikną obciążenia patronackie i administracyjne dla MŚP (zob. np. ustawa UE o łańcuchu dostaw). Zamiast tego Federalne Stowarzyszenie Energii Odnawialnej (BEE) wskakuje w chaos i wzywa do jeszcze większych „zachęt finansowych do szybkich inwestycji”. W chciwych oczach zielonej mafii prawie widać znaki dolara!
Z drugiej strony, współprzewodnicząca Partii Zielonych Ricarda Lang myśli tylko odruchowo, że „ceny energii … stwarzają niebezpieczeństwo wspólnych protestów z prawicowymi ekstremistami” i że „niektóre siły chcą wykorzystać sytuację społeczną dla własnych interesów”, jak wypowiedziała się w wywiadzie dla grupy medialnej Funke. Otwiera klasyczny drugorzędny teatr wojny, w którym prawdopodobnie powinieneś się wyluzować. Nie, dziękuję! Jednak oczywiste rozwiązanie, które od dawna znajduje się w wielu krajach europejskich, jest w rzeczywistości tylko połowicznie żądane przez Zielonych, wraz z Czerwonymi, w ramach ich polityki klienteli i jeszcze mniej promowane, w istocie przez (obecnie na ostatnio po głosowaniu nad ustawą o ochronie przed infekcjami jako jedyną pseudo-liberalną) FDP pod przewodnictwem Christiana Lindnera wprost demonizowała: podatek od nadmiernych zysków!
Prawicowy podatek od nadwyżki zysku
Belgia, Grecja, Wielka Brytania, Włochy, Rumunia, Hiszpania i Węgry wprowadziły, rozwijają lub rozszerzają (Hiszpania ze szczególnym uwzględnieniem banków) podatki od nadwyżki zysku, a nawet sama Komisja Europejska planuje wprowadzenie europejskiego podatku od nadwyżki zysku. Żądania lewicy, która pracowała nad nim od wiosny z projektami ustaw, zostały jednogłośnie odrzucone. Kwestie prawne, takie jak chce zapewnić FDP, są niczym innym jak fałszywymi argumentami, podobnie jak twierdzenie ochronne, że nadmiernych zysków nie można określić „oficjalnie”. Z jednej strony służby naukowe Bundestagu w dwóch (!) sprawozdaniach (WD 2021, WD 2022b) wyraźnie zajęły stanowisko, że wprowadzenie podatku od nadmiernych zysków w Niemczech byłoby prawnie dopuszczalne i możliwe. Z drugiej strony, podobnie jak we Włoszech, zyski można również obliczyć na podstawie deklaracji podatkowych lub określić za pomocą innych instrumentów ekonomicznych i tym samym określić „oficjalnie”. To obala twierdzenie federalnego ministra finansów Christiana Lindnera (FDP). Jest po prostu zainteresowany zabezpieczeniem zysków Wielkiej Energii w dobrze znanej ideologicznej i dystrybucyjno- politycznej wojnie pozycyjnej.
Podobnie jak Big Pharma w kryzysie Corona, giganci Big Energy również wylosowali jokera w kryzysie energetycznym i osiągnęli dobry zysk. Pomimo wysokich odpisów na Nord Stream 2 i strat z tytułu utraconych transakcji w Rosji, naprawdę się obłowili. „A zwycięzcą są:” Konglomeraty Saudi Aramco, BP, Total, Shell, ExxonMobil i Wintershall-Dea, które w pierwszej połowie 2022 roku zarobiły około 60 miliardów dolarów. To, co wcześniej płynęło do różnych rajów podatkowych w celu oszczędzania podatków („uchylanie się od opodatkowania”) lub zostało zamaskowane i rozprowadzone za pośrednictwem sieci korporacyjnych, nawet nie zostało uwzględnione. Nasz niemal schizofreniczny proces aukcyjny na giełdzie energii elektrycznej EEX w Lipsku prowadzi do tych wygórowanych zysków, do tych ekstremalnie wysokich dodatkowych zysków w Niemczech (od 30 do 100 miliardów euro). Tam każdy kilowat mocy jest rozliczany po cenie pobieranej przez najdroższego dostawcę (obecnie są to elektrownie gazowe). Zgodnie z tym, dostawcami bezkonkurencyjnie tanich lub po prostu znacznie tańszych energii są wszyscy producenci tzw. „energii odnawialnej” (słońce, wiatr, woda i biomasa), a także dostawcy elektrowni na węgiel brunatny, węglowy i jądrowy). ci, którzy pozostają niezmienieni, produkują energię elektryczną po niskich cenach producenta, ale sprzedają ją po tych samych skandalicznie wysokich cenach, których muszą żądać najdrożsi dostawcy elektrowni gazowych, aby pokryć koszty produkcji.
Uwaga: ta zasada merit-order (jest to swego rodzaju klasyfikacja wytwórców prądu wg cen wytwarzania energii – w pierwszej kolejności zamawiany jest prąd u najtańszego wytwórcy następnie u drugiego w kolejności itd. przyp. tłum.) naturalnie generuje ogromne zyski dla tak zwanych dostawców zielonej energii, takich jak Green Planet Energy, która należy do Greenpeace i jest największą spółdzielnią energetyczną w Niemczech z ponad 28 000 członków i ponad 200 000 klientów. Albo największy dostawca zielonej energii elektrycznej w Niemczech, Lichtblick AG z Hamburga, który obecnie należy do holenderskiej grupy ENECO i zostanie sprzedany prywatnym inwestorom w 2023 roku z najwyższą ofertą. Lub z kilkoma innymi z prawie 870 dostawców zielonej energii elektrycznej, z których prawie wszyscy mają bliskie związki z czerwono-zielonym oddziałem ds. ochrony klimatu i transformacji energetycznej. W przypadku tej klienteli minister gospodarki ekologicznej Habeck jest również gotów jak najdłużej utrzymać zawiłą zasadę aukcji na giełdzie energii elektrycznej w Lipsku. Nieliczne elektrownie gazowe podnoszą cenę energii elektrycznej, która już eksplodowała, mimo że ponad dwie trzecie energii elektrycznej jest produkowane z taniego słońca, wody, wiatru, biomasy i energii jądrowej.
Tak, mamy to: Jednocześnie marnujemy [eksportujemy] nasz deficytowy prąd do sąsiednich krajów europejskich: Austrii (10,1 proc.), Francji (8,3 proc.), Szwajcarii (3,2 proc.), Beneluksu (3 proc.) – innymi słowy, w sumie ponad 25 procent naszej energii elektrycznej trafia za granicę! Cóż, Francja jest teraz w tarapatach i potrzebuje pomocy. Duża część z 56 elektrowni jądrowych eksploatowanych przez Électricité de France (EDF) w 18 lokalizacjach jest nieczynna z powodu inspekcji, napraw, wymiany elementów paliwowych lub konserwacji, a ze względu na niski poziom Renu inne musiały być tymczasowo wyłączone ze względów bezpieczeństwa. Pozostałe 30 elektrowni jądrowych nie może zaspokoić zapotrzebowania Francji na energię elektryczną. Jednak równie niezrozumiałe jest, dlaczego energia elektryczna musiała być dostarczana przez ponad pięć miesięcy z rzędu lub dlaczego dostawy do Szwajcarii są wysyłane stamtąd do Włoch, podobnie jak wysoka opłata do Austrii. Czy wynika to z obiecanej przez Austrię chęci pomocy w dostawach gazu? Poza tym tylko Dania jest gotowa wesprzeć Niemcy gazem w sytuacji awaryjnej. Pozostałe kraje UE początkowo oczekują od Niemiec zmiany polityki energetycznej, normalizacji polityki energetycznej na rzecz realnej polityki gospodarczej, przynajmniej wydłużenia pracy elektrowni jądrowych i rewizji decyzji o dostawach rosyjskiego gazu za pośrednictwem Nord Stream 1 i 2.
O tak, zdecydowanie warto przyjrzeć się cenom prądu na poziomie UE: Najwyższe ceny prądu za kilowatogodzinę (30 centów) zapłacili Niemcy już w 2019 r., tymczasem [obecnie] średnia wynosi 51 centów; w porównywalnych krajach UE wygląda obecnie znacznie bardziej prokonsumencko: Austria (21 centów), Francja i Holandia (16 centów), Polska (14 centów), a jeszcze lepiej w krajach pozaeuropejskich: Japonia (17 centów) , USA (12 centów). ) i Kanada (10 centów).
Co sprawiło, że niemiecka energia elektryczna jest tak droga – merit order, który jest używany od lat, czy podatek? Czy więc cena musiała wzrosnąć przynajmniej czterokrotnie, do poziomu od 55 do 95 centów? Dlaczego przeciętna oszczędna czteroosobowa rodzina musi co roku wydawać co najmniej 760 euro więcej na energię elektryczną? Czy więc przy wzroście o 10 centów za kilowatogodzinę zyski firm (zielonej) energii powinny wzrosnąć o kolejne 30 milionów euro? Dlaczego zyski producentów energii elektrycznej z kryzysu i wojny nie są od razu odliczane od nadwyżki podatku od zysków, jak obiecał wiosną minister gospodarki Robert Habeck (Zieloni), ale bez wyraźnych konturów (sektory, cena bazowa, początek, czas trwania ?) – jak to robi lub przygotowuje wiele krajów UE?
Co jest w tym tak skomplikowanego, jakie koncepcje trzeba jeszcze dopracować, jak długo Habeck i Scholz chcą, abyśmy czekali? Gdyby niemiecki przemysł, gospodarka, średnie przedsiębiorstwa, powiaty, gminy, pracownicy, emeryci, emeryci, nasza klasa średnia („kręgosłup społeczeństwa”), nasze społeczeństwo usługowe i społeczny prekariat ( określenie tzw. nowej klasy społecznej, powstałej w wyniku kryzysu ekonomicznego – ludzie bez perspektyw życiowych: seryjni stażyści, pracownicy tymczasowi, młodzi bezrobotni lub pracujący poniżej swojego wykształcenia; -przyp. tłum.) zostały poświęcone na rzecz zielono-czerwonej transformacji naszego społeczeństwa i, jak już teraz, dramatycznie rosnąca klasa najbiedniejszych, wreszcie klęka z zaciśniętymi pasami (patrz wspólny raport rządu federalnego o ubóstwie z 8 lipca 2022 r., według którego ubóstwem dotkniętych jest 16,6 proc., czyli prawie 14 mln ludzi, a więc o 600 tys. więcej niż przed pandemią, z czego 40 proc. to dzieci, młodzież i emeryci)?
Arogancja poznawcza: czy Niemcy nadal będą rządzone, czy po prostu rujnowane?
To już nie jest poznawcza ignorancja, którą nasi politycy wyrządzają naszemu krajowi ze swoim ideologicznym uporem. To arogancja poznawcza, która staje się niemal patologiczna. Podczas gdy wiele milionów euro wydaje się na zupełnie niepotrzebne testy, na szalenie zawyżone lub zbyt wiele zastrzyków genów, na oszukańcze i legalne ośrodki szczepień oraz na kampanie szczepień z cotygodniowymi, całostronicowymi ogłoszeniami w gazetach, które kosztują 15 milionów euro (rzekome „fakt boostery”), na którym stylizowana
pusta głowa z pustymi okularami niby sprytne żarty (jeszcze nie wiem kto lub co to ma być), brakuje środków na rehabilitację szpitali, na (re)rekrutację (lepiej: repatriację) i odpowiednie wynagrodzenie personelu szpitalnego, który został wcześniej wypędzony z pomocą bezsensownych obowiązkowych szczepień związanych z instytucją, do wynagrodzenia raportów o podejrzeniach medycznych do Instytutu Paula-Ehrlicha lub za długo spóźnione i pilnie potrzebne towarzyszące badania naukowe (zwłaszcza na temat szkód poszczepienych), by wymienić tylko kilka obszarów polityki zdrowotnej.
Brakuje jednak tych pieniędzy również na ochronę i rehabilitację naszej gospodarki, np. „przemysłu latarni morskich” Zakładów Azotowych SKWP w Piesteritz w Saksonii-Anhalt, które jako największy producent AdBlue (2,5 mln litrów dziennej produkcji) , produkują głównie dodatki do paliwa, których potrzebuje 90 procent wszystkich ciężarówek, ale prawie nie ma ich na stanie. Od października 2022 r. 860 pracowników będzie musiało pracować dorywczo ze względu na zbliżającą się opłatę za gaz – i może zostać zwolnionych przed świętami Bożego Narodzenia. Co gorsza: bez AdBlue nie jeździłyby żadne ciężarówki ani ciągniki, co oznacza, że nie byłoby (dalekobieżnego) ruchu dostawczego, nie byłoby wywozów śmieci, nie byłoby rolnictwa. Zero, nigdy, nada!
Tragiczny koniec dopiero nadejdzie
Szczególnie pikantne: firma European Trading Hub GmbH, która opracowała i obliczyła „dopłatę gazową” dla Habecka, została założona dopiero 1 czerwca 2021 r.; Zaraz po jej założeniu rząd federalny dał nowej firmie kontrakt o wartości 1,5 miliarda euro na zakup gazu i ropy. Treść kontraktu była taka, że nie można już kupować gazu z Rosji. Więc kto zaczął tutaj wojnę gospodarczą z Rosją?!?
Pieniądze niemieckich podatników, które są wydawane w miliardach na utrwalanie konfliktów zbrojnych (Ukraina, Palestyna, Mali, Libia…), nie wspierają krajowej gospodarki, co jest nieodpowiedzialnie mylące z fałszywą polityką energetyczną i energią z własnej inicjatywy a wojna gospodarcza z Rosją napędza lub chce prowadzić lub chce prowadzić do ruiny. Czy Niemcy nadal są rządzone w rozsądny sposób – czy rzeczywiście zostaną zrujnowane, uniemożliwiając jakąkolwiek współpracę niemiecko-rosyjską i wszelkimi niezbędnymi środkami? Czy rzeczywiście prowadzi do ekonomicznego i narodowego samobójstwa, jak publicznie potwierdził George Friedman, założyciel i przewodniczący amerykańskiego think tanku Stratfor („Strategic Forecasting”) 4 lutego 2015 r. – czy też, jak rzekomo sformułowała US-Rand Corporation w styczniu 2022 r. w (kwestionowanym i zaprzeczonym przez Rand) tajnym dokumencie („Ograniczanie Niemiec”)
(podobny dokument o tym praktycznie tym samym tytule napisano dla Rosji, czytaj go na https://www.bibula.com/?p=133772 – przyp. tłum. ),
zgodnie z którym oba filary niemieckiej gospodarki: nieograniczony dostęp do tanich (rosyjskich) rezerw energetycznych i do taniej francuskiej elektryczności?
Jedno jest pewne: wielki koniec dopiero nadejdzie – i to na długo. Gdzie jest kanclerz Niemiec, gdzie są jego (wytyczne) kompetencje? Wzywam Olafa Scholza, aby wreszcie przejął kontrolę nad polityką energetyczną! Konkretnie oznacza to: kiedy zwolni Habecka, Baerbocka, Lambrechta, Lauterbacha, Heila i Lindnera – i kiedy sam zrezygnuje?
[niemiecki tekst o działaniach niemieckiego rządu. Jak zwykle widać analogie w działaniach rządów niemieckiego i polskiego. Problem w tym, że w PL takie teksty nie powstają…]
Korona, szczepienia, Nord Stream 2 – coraz więcej decyzji politycznych wpływających na zdrowie, życie i egzystencję materialną wszystkich obywateli podejmowanych jest bez procesu demokratycznego. Rząd wydaje się być oddzielony od ludzi i demokratycznych reguł gry. Wygląda na to, że mała, odizolowana grupa polityków rządzi krajem niemal z wolnej ręki. Dokąd, w jakim sensie i – przede wszystkim – na jak długo?
Coraz więcej obywateli, a teraz także lokalnych polityków, domaga się w tych dniach otwarcia Nord Stream 2, aby zapobiec przewidywalnej katastrofie w dostawach energii. Ale zatrzymanie ukończonego gazociągu jest konieczne dla rządu Scholza. Wydaje się, że zapomniano, że decyzja o tym zatrzymaniu została podjęta w operacji płaszcza i sztyletu, podczas zamglonej nocy bez procesu demokratycznego, na dwa dni przed wybuchem wojny na Ukrainie. Krótki przegląd oparty na trzech raportach agencji z 22 lutego 2022 r. wyjaśnia okoliczności tej decyzji:
22 lutego, godzina 10:44: Putin zobowiązuje się do kontynuacji wszystkich dostaw gazu – Niezależnie od eskalacji kryzysu na Ukrainie, prezydent Rosji Władimir Putin zobowiązał się, według agencji informacyjnej Tass, do kontynuowania dostaw gazu na rynki światowe bez przerw.
22 lutego, godzina 12:05: Rząd federalny wstrzymuje certyfikację Nord Stream 2 – Kanclerz Olaf Scholz zdecydował o wstrzymaniu rozruchu bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2. Scholz ogłosił to w Berlinie. Potępił decyzję prezydenta Władimira Putina o uznaniu samozwańczych Ługańskich i Donieckich republik ludowych za niepodległe państwa jako poważne naruszenie prawa międzynarodowego.
22 lutego, godzina 14:56: Rząd USA z zadowoleniem przyjmuje wstrzymanie Nord Stream 2 – Rząd USA z zadowoleniem przyjął decyzję Niemiec o czasowym wstrzymaniu procesu zatwierdzania kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2 na Morzu Bałtyckim. Prezydent USA Joe Biden dał jasno do zrozumienia, że gazociąg nie powinien zostać uruchomiony w przypadku rosyjskiego ataku na Ukrainę, poinformowała na Twitterze jego rzeczniczka Jen Psaki. „Ściśle współpracowaliśmy z Niemcami w nocy i z zadowoleniem przyjmujemy ogłoszenie” – kontynuowała.
Czy odbyła się debata na temat decyzji Scholza z 22 lutego? Czy w komisjach odbyło się demokratyczne głosowanie, czy w ogóle była jakakolwiek publiczna dyskusja? Żadna. Według rządu USA, decyzja Scholza, która grozi trwałym zrujnowaniem dostaw energii w Niemczech, została podjęta „w nocy” z 21 na 22 lutego, bez wahania, przez telefon i od tego czasu jest przedstawiana jako nieodwołalna.
Stan wyjątkowy Corona: na jakiej podstawie?
Nie inaczej wygląda procedura w przypadku innych fundamentalnych decyzji, takich jak środki koronacyjne i masowe szczepienia. 17 marca 2020 r. podległy rządowi federalnemu Instytut Roberta Kocha (RKI) po raz pierwszy zadeklarował:
„RKI ocenia obecnie zagrożenie dla zdrowia ludności w Niemczech jako ogólnie wysokie”.
Aż do poprzedniego dnia ryzyko uważano za „umiarkowane”. Nie podano powodu zaostrzenia. 16 i 17 marca, czyli przed i po zaostrzeniu, RKI deklarowała generalnie, że obciążenie systemu ochrony zdrowia może być „lokalnie bardzo duże” oraz: „Występują też śmiertelne przebiegi choroby”. Według RKI 17 marca 2020 r. ich liczba wynosiła 12, a mediana wieku wynosiła 83 lata.
Ustalenia RKI z 17 marca były dalekosiężne. Stanowiła podstawę wszystkich państwowych ograniczeń wolności w następnych miesiącach i latach. Sądy regularnie argumentowały z „wysokim ryzykiem”, które RKI uznało za nieuzasadnione w celu odrzucenia skarg obywateli na te środki. Ustanowiło się „państwo koronowe” permanentnego stanu wyjątkowego.
Ale jak urząd wpadł na ocenę podniesienia poziomu ryzyka do „wysokiego”? Jakie argumenty zostały rozważone? Jakie instytucje i osoby były zaangażowane? Jak przebiegał proces dyskusji? Czy w ogóle jakiś był? Wszystkie te pytania do dziś pozostają bez odpowiedzi – z wyjątkiem ogólnych fraz. W związku z tym Multipolar złożył pod koniec 2021 r. pozew przeciwko RKI do Sądu Administracyjnego w Berlinie, aby uzyskać wgląd w odpowiednie logi zespołu zarządzania kryzysowego tego organu. Decyzja sądu w tej sprawie jest nadal w toku.
Szczepienia dla wszystkich: skąd bierze się automatyzm?
Ostatecznie program masowych szczepień został przedstawiony i ogłoszony przez rząd federalny 15 kwietnia 2020 r. na marginesie w podpunkcie 17 „raportu z telekonferencji”:
„Osiągnięcie w odpowiednim czasie odporności populacji na SARS-CoV-2 bez szczepionki nie jest możliwe bez przeciążenia systemu opieki zdrowotnej i ryzyka wielu zgonów. Rozwój szczepionek ma zatem kluczowe znaczenie. Rząd federalny wspiera niemieckie firmy i organizacje międzynarodowe w jak najszybszym rozwoju szczepionek. Szczepionka jest kluczem do powrotu do normalnego życia. Jak tylko dostępna będzie szczepionka, należy jak najszybciej udostępnić odpowiednią dawkę dla całej populacji”.
Dogmatyczny ton tego sformułowania jest uderzający. Stworzono mylące wrażenie, że są to całkowicie niekwestionowane stwierdzenia. Ale kto w ogóle wyszedł z propozycją masowych szczepień? Kto debatował z kim? Jakie demokratyczne procedury poprzedziły decyzję? Odpowiedzi na tę kluczową kwestię do dziś nie są jasne. Po raz kolejny działania rządu wydają się być oderwane od demokratycznych reguł gry – i biorąc pod uwagę skalę poważnych szkód spowodowanych przez szczepienia, będzie to miało nieprzewidywalne konsekwencje w nadchodzących latach.
Zniknięcie odpowiedzialności
Istotne dla oddzielenia rządu opisanego w tych trzech przykładach jest to, że idzie w parze z zanikiem odpowiedzialności. Wszyscy zaangażowani w podejmowanie decyzji uważają, że są one „nieistotne”, działając jak trybiki w technokratycznym mechanizmie, który ukrywa widok rzeczywistego motoru, impulsu stojącego za decyzjami.
Ten brak odpowiedzialności sprowadza się do sedna sprawy. Państwo, rozumiane jako wspólnota obywateli (w przeciwieństwie do państwa jako syntetycznej, fasadowej jednostki administracyjnej służącej egzekwowaniu interesów korporacji), legitymizuje jedynie odpowiedzialność wyższych urzędników i polityków. Tam, gdzie ta odpowiedzialność się rozpływa, stopniowo maleje nie tylko społeczna akceptacja państwa, ale ostatecznie także jego legitymizacja.
„Delegitymizacja państwa”
Wprowadzając nowy obszar monitorowania „Delegitymizacja państwa” wprowadzony w 2021 r., Federalny Urząd Ochrony Konstytucji przyjmuje, że ta delegitymizacja jest antykonstytucyjna i pochodzi od obywateli, których „publicznie wyrażane opinie lub działania wykraczały poza uzasadniony protest” i mające na celu „Zburzenie zaufania do systemu państwowego i osłabienie jego zdolności do funkcjonowania”. W tej analizie Urząd Ochrony Konstytucji pomija – i jako agencja rządowa musi to również przeoczyć – że sam rząd podważa swoją legitymację, jeśli podejmuje fundamentalne decyzje, które w dłuższej perspektywie dotyczą wszystkich obywateli, w dużej mierze bez procedur demokratycznych, bez przejrzystości i bez ponoszenia odpowiedzialności zaangażowanych podmiotów, tj. faktycznie pociągniętych do odpowiedzialności w praktyce i nieobjętych przez inne organy konstytucyjne.
Tam, gdzie nikt już nie ponosi odpowiedzialności, gdzie każdy polityk i szef władzy chowa się za innymi, gdzie faktyczni gracze i inicjatorzy pozostają w ukryciu, samo państwo w końcu staje się przestarzałe, jawi się jako pusta skorupa, która jest bezużyteczna dla obywateli, ale jest wykorzystywana przez innych wpływowych aktorów do własnych celów.
Zakończenie opisanego powyżej wyalienowania rządu, domaganie się odpowiedzialności i przywrócenie jej byłoby podstawowym warunkiem funkcjonowania państwa, które jest akceptowane. Tam, gdzie nie jest to już możliwe, potrzebne są nowe, bardziej demokratyczne i bardziej sprawiedliwe formy organizacyjne współistnienia społecznego. Ale debata na ten temat jest wciąż w powijakach.
Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 18 września 2022
Wydawało się, że socjotechniczny chwyt Naczelnika Państwa w postaci proklamowania „dążenia” do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych, który miałby pomóc PiS-owi w wygraniu przyszłorocznych wyborów, albo spełni pokładane w nim oczekiwania, albo zakończy się przedwcześnie wesołym oberkiem – a tymczasem wygląda na to, że pociągnie za sobą nieoczekiwane następstwa. Jak dotąd cała para szła w gwizdek, to znaczy – w medialny jazgot, bo rząd, mimo precyzyjnych wyliczeń Wielce Czcigodnego posła Mularczyka z Instytutu Strat Wojennych, nie wystosował żadnej formalnej noty do rządu niemieckiego – jednak kanclerz Scholz mimo to w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” polskie żądania kategorycznie odrzucił stwierdzając, że kwestia reparacji została „ostatecznie rozstrzygnięta”. Podobnie musiał jeszcze niedawno uważać oficjalnie również rząd polski, bo minister spraw zagranicznych w rządzie Mateusza Morawieckiego Jacek Czaputowicz, podczas konferencji prasowej ze swoim niemieckim odpowiednikiem Walterem Steinmeierem powiedział, że w stosunkach polsko-niemieckich problem reparacji „nie istnieje”.
Teraz jednak Naczelnik nakazał inaczej, toteż niezależne media rozpoczęły bicie piany, które urzędników MSZ stawia niekiedy w kłopotliwej sytuacji. Początkowo był rozkaz, że Polska wcale się w 1953 roku reparacji nie zrzekła, bo nigdzie nie ma na ten temat żadnego dokumentu. Potem się okazało, że jest, ale to właściwie nie dokument, bo nikt go nie podpisał, chociaż z treści wynika, że decyzję podjęła Rada Ministrów – i tak dalej. Może przed niezawisłym sądem, zwłaszcza takim, któremu przewodniczyłby „prawdziwy” sędzia, np. taki, który prowadzi proces grupy autorytetów moralnych przeciwko prof. Zybertowiczowi za to, że wyrwało mu się, iż przy „okragłym stole” władza komunistyczna podzieliła się wpływami ze swoimi konfidentami – to zręczny pan mecenas Mularczyk mógłby takimi kruczkami sprawę przeciągać – ale problem w tym, że – jak dotąd – sprawa reparacji była rozpatrzona – zresztą korzystnie dla Polski – przez Europejski Sąd Polubowny – Sąd Arbitrażowy w Ciechanowie, utworzony przez Regionalną Radę Biznesu w Opinogórze, przed którym, uważający się za prezydenta Polski, pan Jan Zbigniew hrabia Potocki, uzyskał wyrok opiewający na ponad 800 mld dolarów – ale żaden inny sąd nie został w tej sprawie zaangażowany i nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek zostanie.
Widocznie jednak niemieckiego kanclerza ta sprawa zirytowała, bo najwyraźniej zaczął się Naczelnikowi Państwa odwijać. Tu, dla jasności wywodu, muszę odwołać się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której, u progu transformacji ustrojowej, bezpieczniacy, dotychczas wysługujący się Sowietom, zaczęli się przewerbowywać do naszych nowych sojuszników, m.in. – do niemieckiej BND, która – podobnie jak Amerykanie, czy Izrael – w ten sposób kręci tubylczymi „służbami”, a za ich pośrednictwem – całym naszym nieszczęśliwym krajem. W inny sposób trudno byłoby wytłumaczyć przyczynę, dla której pan generał Piotr Pytel, zupełnie serio oświadczył, że kiedy Polska wspiera Ukrainę, to „Rosja już tu – tzn. w Polsce – jest”, a widomym znakiem tej ruskiej tu obecności jest właśnie … Prawo i Sprawiedliwość. Według mojej ulubionej teorii spiskowej, PiS jest elementem Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, więc rewelacje generała Pytla kładłem początkowo na karb rozżalenia spowodowanego wylaniem go jesienią 2015 roku ze stanowiska szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ale kiedy te rewelacje potwierdził pan generał Marek Dukaczewski, nabrałem podejrzeń, że sprawa musi mieć szersze tło. Generał Dukaczewski był bowiem ostatnim szefem Wojskowych Służb Informacyjnych, których od 2006 roku oficjalnie już „nie ma”, ale ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Rzecz w tym, że WSI, które transformację ustrojową przeszły przez nikogo nie niepokojone w szyku zwartym, przez 16 lat oficjalnej działalności w „wolnej Polsce” nawerbowały sobie tyle agentury, ile tylko mogły, dzięki czemu mogą ręcznie sterować naszym nieszczęśliwym krajem, a za ich posrednictwem – również centrale wywiadowcze państw trzecich, którym WSI służą. O pozycji pana generała Dukaczewskiego świadczy m.in., to, że kiedy tylko coś się w Polsce dzieje, to zaraz resortowa „Stokrotka” woła pana generała do TVN, a on mówi nie tylko, jak jest, ale również – jak będzie. Skoro tedy rewelacje generała Pytla zatwierdził generał Dukaczewski, nie można już ich uważać za graniczący z rejonami psychiatrycznymi efekt traumatycznych przeżyć związanych z utratą stanowiska, tylko za element jakiejś operacji, prawdopodobnie sterowanej zatajoną ręką niemiecką.
Dodatkową poszlaką, która by na to wskazywała, jest nieoczekiwanie odgrzanie w mediach związanych polityczne z Volksdeutsche Partei, „katastrofy smoleńskiej” a konkretnie – atak na Antoniego Macierewicza, że w swoim „raporcie” nakonfabulował, ile się tylko dało, a poza tym zatajał dowody, jeśli tylko nie pasowały mu do przyjętej z góry tezy – i tak dalej. Warto przypomnieć, że wcześniej podobnie podchodził Antoniego Macierewicza pan red. Tomasz Piątek, który po szczęśliwym detoksie został ozdobą „Gazety Wyborczej”. W mediach kolaborujących z Volksdeutsche Partei ukazały się opinie, że Macierewicz został „zaorany”. Co ciekawe, ani pan generał Pytel, ani pan generał Dukaczewski, ani nikt inny nie przytacza żadnych dowodów, które wskazywałyby na agenturalny charakter PiS , no bo trudno za taki dowód uznać ostentacyjną wrogość do Rosji. Nie chodzi jednak o to, by złowić króliczka, ale by gonić go, aż zgoniony wyrzeknie się wszelkiego oporu przeciwko Niemcom , które wtedy już bez żadnych oporów przystąpią do decydującej fazy budowy IV Rzeszy.
Warto też odnotować reakcję strony żydowskiej na proklamowanie przez Naczelnika Państwa programu „dążenia” do uzyskania reparacji od Niemiec. Judenrat „Gazety Wyborczej” natychmiast nieubłaganym palcem wytknął posłowi Mularczykowi, że wbrew zatwierdzonym do wierzenia ustaleniom starszych i mądrzejszych, w swojej wyliczance potraktował wydarzenia w Jedwabnem, jako „zbrodnię niemiecką” Ale na tym reakcja strony żydowskiej bynajmniej się nie wyczerpuje. Izraelskie media, mimo iż Naczelnik powiązał „dążenie” do reparacji z uznaniem zasadności żydowskich roszczeń w stosunku do Polski, podeszły do inicjatywy PiS chłodno. Nietrudno domyślić się przyczyny tej rezerwy. Otóż „dążeniu” musi towarzyszyć propagandowy jazgot, eksponujący polską martyrologię. Tymczasem strona żydowska bardzo skrupulatnie pilnuje swojego monopolu ma męczeństwo i żadnych konkurentów, zwłaszcza w postaci Polski, tu nie potrzebuje. Co więcej, konkurencja taka utrudniłaby narzucanie Polsce tzw. „pedagogiki wstydu”, a więc wzbudzaniu w społeczeństwie polskim bliżej nieuzasadnionego poczucia winy wobec Żydów. Celem „pedagogiki wstydu” jest bowiem doprowadzenie Polaków do stanu, w którym nie będą zdolni do sprzeciwienia się Żydom w żadnej sprawie, przede wszystkim w sprawie roszczeń majątkowych, które nieustannie wiszą nad nami, niczym miecz Damoklesa.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Nigdy nie doprowadzać do jednoczesnego konfliktu z Niemcami i Rosją.
W tym szaleństwie jest metoda? – Andrzej Szlęzak
Przysłuchując się dyskusji o reparacjach, jakie Niemcy miałyby zapłacić Polsce za zniszczenia z okresu drugiej wojny światowej, nasunęło mi się pytanie, dlaczego ta sprawa została tak nagłośniona właśnie teraz?
A po tym pytaniu pojawiło się kolejne, czyli jaka najważniejsza przestroga dla polskiej polityki zagranicznej wypływa z ostatnich dwustu lat naszej historii? Zacznę od odpowiedzi na to drugie pytanie. Ta najważniejsza przestroga uczy, żeby nigdy nie doprowadzać do jednoczesnego konfliktu z Niemcami i Rosją. Taki konflikt przypominał dwa młyńskie koła, które zbliżając się do siebie, ścierają na pył wszystko, co się znajdzie między nimi. W tym wypadku ścierana na pył była Polska. Druga przestroga dotyczy traktowania z najwyższą ostrożnością sojuszy z mocarstwami anglosaskimi. Tyle odnośnie tego, co najważniejsze wypływa z polskich tragicznych doświadczeń historycznych.
Tymczasem to, co wyprawia pod tym względem rząd PiS-u można elegancko określić, że historia uczy, że przynajmniej polityków PiS-u niczego nie nauczyła. Obecna forma polskiej państwowości jest już więcej niż jedną nogą na wojnie z Rosją i rokowania na sukces w tej wojnie są raczej marne. Polska jeszcze nie militarnie, ale już na pewno gospodarczo tę wojnę przegrywa. Nie wykluczone, że dojdzie do wręcz gospodarczej katastrofy.
Historyczne doświadczenie podpowiada, żeby w tak trudnym momencie nie szukać konfliktu z Niemcami, ponieważ fakt, że jesteśmy razem w Unii Europejskiej i NATO niczego nie przesądza. Geopolityczne mechanizmy w naszej części świata działają tak, że jednoczesny konflikt Polski z Rosją i Niemcami sprawia, że porozumienie Niemiec z Rosją kosztem Polski staje się niemal naturalną konsekwencją tego konfliktu. Z tego wyłania się odpowiedź na pytanie dlaczego akurat teraz nagłośniono sprawę reparacji od Niemiec?
Jeśli ktoś w PiS poważnie myśli o tym, żeby Niemcy zapłacili choć część z owych ponad sześciu bilionów złotych, to powinien zrobić wszystko, żeby zgłosić żądanie reparacji w momencie, w którym Niemcy albo będą chcieli, albo będą musieli to zrobić. Tymczasem żądanie zapłacenia reparacji w tym momencie nie daje szans, żeby Niemcy czuli się zmuszeni, a tym bardziej, żeby chcieli zapłacić. Jedynym efektem tego posunięcia pisowskiego rządu jest już nie dalsze psucie, ale wręcz dewastacja stosunków z Niemcami.
Zatem mamy już prawie otwartą wojnę z Rosją i stosunki z Niemcami bliskie kryzysu o rozmiarach nie znanych od zjednoczenia Niemiec.
Ciśnie się pytanie, które stale narzuca się przy ocenie polskiej polityki, czyli jak można być tak głupim? Niemcy mają nieporównanie więcej możliwości – nomen omen – odpłacenia Polsce pięknym za nadobne niż Polska uzyskania kiedykolwiek choć drobnej części z sześciu bilionów złotych. Jedną z tych możliwości Niemiec jest dogadywanie się z Rosją. Już tu kiedyś napisałem, że nikt w Berlinie nie będzie marzł za Kijów. Polityka rządu PiS-u jak mało co sprzyja dogadywaniu się Niemiec z Rosją. Uważam, że nie trzeba będzie zbyt długo czekać na jej efekty. Być może pokażą to pierwsze mroźniejsze powiewy zimy. Oczywiście Niemcy będą używali swoich wpływów w Unii Europejskiej, by szkodzić Polsce, co z resztą już i tak robią.
Na tym tle wyskok z reparacjami staje się jakimś gestem rozpaczy, żeby za wszelką cenę pokazać Niemcom, że ma się jeszcze jakieś możliwości sprawienia im kłopotów i osłabienia ich politycznej pozycji. Tylko kto się w Europie tym przejmie?
A może w tym szaleństwie jest metoda? Jeśli już, to ta metoda zasadza się na „bez- alternatywnym sojuszu” z USA. Według polityków PiS-u to Amerykanie za pośrednictwem NATO wezmą za łeb Europę zachodnią z Niemcami na czele i poprowadzą ją na wojnę z Rosją do ostatecznego zwycięstwa, czyli rozpadu Rosji w obecnym kształcie. Słuchając tego, co o tym mówi Jarosław Kaczyński nie mogę wyjść ze zdumienia, że on na prawdę w to wierzy.
To dla mnie na pewno szaleństwo, ale ta metoda wcześniej doprowadzi obecną formę polskiej państwowości do klęski w wielu wymiarach niż w poważnym stopniu zagrozi integralności Rosji. Jednym z wymiarów tej klęski będzie jakaś forma porozumienia Niemiec z Rosją kosztem Polski. Słuchając czołowych polityków PiS-u, wypowiadających się o relacjach z Rosją i Niemcami, jakbym słyszał polityków sanacji, że nie oddamy ani guzika, albo, że Polska od morza odepchnąć się nie da. A potem był pierwszy września i siedemnasty września 1939 roku.