Zielone staje się brunatne

Zielone staje się brunatne

Izabela Brodacka

Przypominam dziecięcą zgadywankę: „Co to jest? Czarna jagoda. A dlaczego czerwona? Bo jeszcze zielona”. Trująca zielona jagoda jaką jest terroryzujący społeczeństwa „ zielony ład” dojrzewając bynajmniej nie staje się czerwona lecz jak dobrze widać staje się czarna, brunatna.

Do siedziby wydawnictwa 3DOM, którego właścicielem jest Tomasz Stala weszła ABW, policja i prokuratura. Łącznie było to przeszło 20 osób. Przeszukane zostało również prywatne mieszkanie wydawcy i jego działka letniskowa. Pretekstem do najścia były książki Dariusza Ratajczaka. Zarekwirowano również książki Radosława Patlewicza i Stanisława Trzeciaka. Były wśród nich „ Pogrom w Krakowie”, „Mord rytualny w Rzeszowie” oraz „ Protokoły mędrców Syjonu ze wstępem krytycznym” .

Łatwo zauważyć według jakiego klucza były wybierane te książki. Wątpię czy chciałbym obecnie kupować i czytać książki, które zostały zarekwirowane przez ABW. Sprzed lat pamiętam spór z pewnym znajomym, który opierając się na tezach Ratajczaka wmawiał mi, że w Oświęcimiu nie było prawdziwych komór gazowych, bo budynki tych komór były nieszczelne i gaz uciekałby nie spełniając swojej morderczej roli. Kiedy argumentowałam, że mój ojciec, który był więźniem karnej kompanii w Oświęcimiu potwierdzał gazowanie ludzi, odparł: „ wybacz większym autorytetem jest dla mnie Ratajczak niż twój świętej pamięci ojciec” co mocno mnie rozjuszyło i wyraziłam się brzydko na temat – również już wówczas świętej pamięci – pana Ratajczaka. Mogę przytaczając z pamięci jego tezy coś przekłamać bo nie chciało mi się wówczas nawet zajrzeć do jego książek i z nim polemizować.

Nie przyszłoby mi jednak do głowy, żeby postulować ich zakazanie czy zniszczenie. Jak pisze w „Warszawskiej Gazecie” pan Srokowski istnieją instytucje, których zadaniem jest polemizowanie z niesłusznymi poglądami. Istnieją krytycy, historycy, naukowe gremia i również prywatne światłe osoby. Kto ma decydować o wartości książek? Straż Pożarna, Pomoc Drogowa, czy Koło Gospodyń Wiejskich? A może urząd cenzora z ulicy Mysiej w Warszawie, który część z nas dobrze pamięta, a ci którzy z racji wieku nie mogą pamiętać, powinni się o nim uczyć. To co uczyniła koalicja „ !3 grudnia” jest moim zdaniem o wiele gorsze niż gdyby reaktywowała urząd cenzorski.

Pozwolono aby o poziomie i przeznaczeniu książek decydowali prości niewykształceni funkcjonariusze, nie posiadający żadnych poglądów na ich temat. A gdyby nawet mieli poglądy, to powinni zachować je dla siebie, albo zaprezentować u cioci na imieninach, albo pisać listy do redakcji, założyć stowarzyszenie walczące z tezami Ratajczaka czy wygłaszać przeciwko tym tezom filipiki z ławki w najbliższym parku. Cała władza w ręce mas – to czasy stalinowskie gdy młodociani hunwejbini jeździli po wsiach rozkułaczać chłopów zabierając im według swego widzi mi się sprzęty rolnicze i ziarno siewne. Nawet jeżeli mieli jakieś wytyczne od partyjnych władz nic nie może usprawiedliwić ich zbrodniczej, a wcale nie młodzieńczej aktywności, choć prześladowanie niewinnych ludzi umożliwił im system. Podobnie teraz to system umożliwia prześladowanie książek i poglądów podobnie jak system umożliwia czy inspiruje bicie na ulicach niewinnych spokojnych ludzi i wycieranie sobie butów polską flagą. Od tego jest już tylko jeden krok do palenia książek na placach. Pamiętamy jaki system to inspirował i przeprowadzał.

Wybieranie książek przeznaczonych do zniszczenia czy tylko aresztowania przez prostych funkcjonariuszy prawa (a raczej bezprawia) przypomina mi zabawne wydarzenia sprzed trzydziestu bodajże lat. Otóż w Instytucie naukowym imienia Nenckiego, zajmującym się badaniami w dziedzinie fizjologii mózgu, niezwykle istotnymi dla leczenia ludzi, specjalna komisja etyki naukowej, na mocy ustawy o zwierzętach, którą wówczas spłodzono, miała zajmować się przyznawaniem naukowcom określonej liczby szczurów do badań laboratoryjnych. Ponieważ żaden z naukowców nie chciał wejść do tej idiotycznej komisji zmuszono do tego bodajże portiera i dwie sprzątaczki i oni odtąd decydowali o przydziale zwierząt laboratoryjnych. Nic nie ujmując portierowi i sprzątaczkom – niech każdy robi to co potrafi i się tego trzyma – jak jednak pamiętamy to Pol Pot zmuszał prostych rolników do przeprowadzania operacji chirurgicznych, a chirurgów do kopania rowów. Operowani przez rolników umierali w męczarniach, a chirurdzy, gdy zbyt wolno kopali rowy, byli zabijani motyką. Jest to najczarniejszy okres w dziejach Kambodży.

Wracając do koalicji „ 13 grudnia”. Usłyszałam na własne uszy jak ktoś zachwalając niejakiego Majchrowskiego jako męża opatrznościowego Krakowa powiedział, że ma on niebieskie oczy oraz – nie pamiętam – habsburską, nordycką czy teutońską szczękę i dlatego jest najlepszym kandydatem na wieczne sprawowanie urzędu prezydenta miasta. Osłupiałam. Czy to znaczy, że czekają nas znowu ustawy norymberskie?. Oczy czarne i piwne są już znowu w niełasce? A o czym ma właściwie świadczyć habsburska szczęka? O przynależności do rasy nordyckiej?

Dobrze widać, że wraca stare. Zapanowała cywilizacja śmierci likwidująca osoby chore pod pretekstem ich własnego dobra. Przecież to nie tylko postulował, lecz zrealizował Hitler każąc zabijać chorych psychicznie i upośledzone dzieci. Od aresztowania czy internowania książek prezentujących niewłaściwe zdaniem rządzących poglądy już blisko do palenia książek na stosach co robili hitlerowscy siepacze. Od bicia na ulicach niewinnych ludzi i likwidowania siłą różnych instytucji publicznych może być blisko do „nocy długich noży”. Podobnie groźne jest tworzenie przez rządzących własnego prawa czyli bezprawia.

Naiwni uważali, że trująca zielona jagoda jaką jest „zielony ład” dojrzewając poczerwienieje. To znaczy, że zielony ład grawituje w kierunku komunizmu. Jest o wiele gorzej. Trująca zielona jagoda na naszych oczach staje się brunatna. U bram Europy stoi prawdziwy faszyzm, a nie straszak faszyzmu, którym nas faszerowano przez wiele lat w ramach pedagogiki wstydu.

===========================================

mail:

O Ratajczaku. Pisze Pani: „ Mogę przytaczając z pamięci jego tezy coś przekłamać bo nie chciało mi się wówczas nawet zajrzeć do jego książek”.

Gdzie tu sens, gdzie logika? – jak mówił chłopczyk wyrzucony z klasy za zanieczyszczenie powietrza. Ja nasmrodziłem, a oni w tym siedzą”.

Jeśli Panie nie czytała, co widać, to powtarza Pani kłamstwa z Gazety Wybiórczej i okolic. Dariusz Ratajczak tylko cytował, zresztą krytycznie i krótko, jakieś poglądy cudze. A zajęło to może 2% jednej z jego książki.

Warto jednak choć zajrzeć do książek, o których wydaję się sądy.

A mord rytualny wykonany wtedy na NIm przeraził i “uspokoił” wielu badaczy.

Ucieczka z burdelu, albo kto nami rządzi

Ucieczka z… albo kto nami rządzi

Autor: AlterCabrio , 3 kwietnia 2024 ekspedyt

Nie czytają dokumentów, nie chcą wiedzieć, co się dzieje w Polsce, w Europie i na świecie, dopóki micha pełna, ciepła woda w kranie, grzejnik grzeje, a na ekranie ulubiona rozrywa. Potomkowie zwycięzców spod Grunwaldu, Kłuszyna, Chocimia, Wiednia, Racławic, Stoczka, Radzymina, Komarowa, Monte Cassino leżą dziś obżarci na kanapach, wyciągnęli swe członki leniwe, uśpili gnuśne umysły. Nie zachciało im się zadbać nie tylko o wychowanie własnego potomstwa, ale nawet o jego spłodzenie. Dlatego dzisiejsi sybaryci niedługo już, gdy sił im zbraknie, zdychać z głodu będą w samotności, wyjąc z boleści bezsensu swej egzystencji, patrząc z przerażeniem na swe życie jak na portret Doriana Greya.

−∗−

Ucieczka z burdelu, albo kto nami rządzi

Docierające do opinii publicznej wieści o tym, co się dzieje i co ma się dziać przyprawiają tych, co już wiedzą o dreszcz niepokoju, przeradzającego się stopniowo w przerażenie. Wiedza ta dociera do ludzi stopniowo i powoli, w takim tempie, w jakim dotyczy ich osobistej sytuacji. Wiele już pisaliśmy o obojętności większości na przyszłość ich własną i ich dzieci. Większość ludu bowiem nie obchodzi wcale los Ojczyzny, co z państwem, co z narodem, dopóki im samym jest znośnie i nie dostrzegają istotnych braków.

Nie czytają dokumentów, nie chcą wiedzieć, co się dzieje w Polsce, w Europie i na świecie, dopóki micha pełna, ciepła woda w kranie, grzejnik grzeje, a na ekranie ulubiona rozrywa. Potomkowie zwycięzców spod Grunwaldu, Kłuszyna, Chocimia, Wiednia, Racławic, Stoczka, Radzymina, Komarowa, Monte Cassino leżą dziś obżarci na kanapach, wyciągnęli swe członki leniwe, uśpili gnuśne umysły. Nie zachciało im się zadbać nie tylko o wychowanie własnego potomstwa, ale nawet o jego spłodzenie. Dlatego dzisiejsi sybaryci niedługo już, gdy sił im zbraknie, zdychać z głodu będą w samotności, wyjąc z boleści bezsensu swej egzystencji, patrząc z przerażeniem na swe życie jak na portret Doriana Greya.

Globalno – unijne elity obmyśliły swe plany, które opisały, a teraz realizują. Lud ich nie poznał, bo mu się nie chciało, wolał też brać dotacje i karmić się euro na kredyt. Wszak każdy taki leniwy sybaryta jest zarazem wyborcą, swym głosem decyduje, czy wybrać Jarka, czy Donka. Powinien więc dojść do prawdy, że różnice między dwoma skrajnymi wyborami mają charakter jeno przypadłościowy, nie zmieniając istoty. Żeby jednak umieć to rozróżnić, należy mieć choć podstawową wiedzę z propedeutyki filozofii i logiki, a tego przeciętny wyborca dzisiejszy nie zna ni w ząb, ani też nie uważa, ze powinien wiedzieć coś więcej, niż wie, a wie tyle, co nic, lub gorzej jeszcze – wie źle. Leniwi sybaryci, uznający się za speców, syci jadła, napoju i głupoty opróżnili więc swe dzbany z mądrości, jaką umieściły w nich poprzednie pokolenia, lubo też nie starali się ich napełnić wcale. Puste czeluście wypełnili globaliści, posługując się lewackimi pompkami, wlewając do dzbanów swoje własne ciecze. Następnie tak przemyślnie zaczęli huśtać sybarytami, że ich dzbany wpadły w skorelowany ruch wirowy, przez co ciecze, wlane uprzednio zmieniły stan skupienia w plazmę, kotłującą się w dzbanach jak w plazmotronach. Wielu naszych rodaków ma więc wir plazmowy w dzbanie, i jest to na tyle duża grupa, że wywiera znaczący wpływ na wybory polityczne, co prowadzi do takiego skutku, że Polska nie prowadzi swojej własnej polityki. W warunkach ziemskich nie da się bowiem utrzymać równowagi termicznej z otoczeniem, dlatego dzbany wypełnione wirem plazmowym zderzają się wciąż z innymi dzbanami plazmowirowymi, co stwarza chaos społecznych atomów, które wciąż nie mogą się zestalić w jakieś konsekwentne ciało polityczne. Analogia chemiczno – fizyczna jest tu jak najbardziej na miejscu. Jedną z głównych zasad masońskich jest przejęta z alchemii formuła: solve et coagula, co znaczy: „rozpuszczaj i zestalaj”. Najpierw więc należy prawdę rozwodnić, następnie zamieszać i wymieszać, aby ustalić nową substancję, pożądaną przez alchemika. Globaliści umyślili sobie skorzystać z tego receptu, aby zbudować nowy ład światowy wedle innej gnostycko – masońskiej zasady: ordo ab chao – porządek z chaosu. Najpierw więc tam, gdzie istnieje porządek, wprowadzają chaos, aby z niego wyprowadzić swój własny, upragniony nowy ład. Najlepszym więc sposobem jest ludziom zamieszać w głowach, aby mieli plazmowy wir w dzbanie, bo dzięki temu ani się nie dogadają, ani tez nie zrozumieją, dokąd i do czego są popychani. Wirujące, zderzające się nieustannie dzbany nieuchronnie oscylują w jednym kierunku – tam, gdzie ściąga ich pole grawitacyjne czarnej dziury globalno – unijnej.

Nie dałoby się jednak ludu w ten stan wprowadzić, gdyby globaliści nie mieli narzędzi do tego. Pierwotną ich siłą jest panowanie nad ludzkimi żądzami i pragnieniami, poprzez przejęcie środka, dzięki któremu można je zaspokajać. Środkiem tym jest pieniądz, a rządzi nim od wieków zwarta grupa gnostyków. Mogli oni tak się wybić na pieniądzu, gdyż chrześcijan obowiązywał niegdyś zakaz lichwy, a gnostyków nie, dlatego w miarę jak chrześcijanie odrzucali swoją wiarę, a wraz z nią etykę, cnotę, mądrość i wiedzę, puste miejsce wypełnił wir plazmowy w dzbanie, napędzany dłużnym pieniądzem gnostyków. Najpierwsze postępy zrobili wśród elit rządzących narodami i wskazujących, co robić należy, a czego nie wypada. Ci zostali wciągnięci w korowód grzechu, zdrady i kłamstwa, w ten sposób kupieni już na zaś. Ci więc, którzy winni narody chronić przed złymi myślami i zgubnymi ideami wpuścili wrogów ukrytych za pięknymi słowami. Jedni udali, że niczego nie wiedzą i niczego nie widzą. Drudzy rzeczywiście nie wiedzieli i nie widzieli, chociaż ich obowiązkiem było wiedzieć i widzieć, ci więc popełnili grzech ignorancji, co nie usprawiedliwia ich wcale. Trzeci wreszcie z rozmysłem wzięli pieniądze i z lubością zgodzili się na to, co wróg ukryty chciał z ludem uczynić.

Tak więc zhańbili się wielce politycy, artyści, uczeni i niektórzy kapłani, zamiast bonum publicum wybrali bowiem pulsowanie swych trzewi, trawiących nadmiar dóbr, którymi gnostycy brzuchy im wypełnili. Z nich największą hańbę ponoszą ci, którzy szczególnie lud winni chronić przed zgorszeniem, a dusze przed drogą do piekła. Ci, co dumnie wciąż twierdzą, że są kapłanami Kościoła, wierzącymi katolikami, sługami Pana. Rozpleniło się więc plemię wężowe modernistycznych księży, fajnokatolików, dobroludzistów, otwartych na wszystkich, a najbardziej na demony. Modni postępowi księża, a nawet niektórzy biskupi, co prawdziwą naukę katolicką porzucili, gęby swe kłamliwe fałszywie szczerzą, a co drugie zdanie to łeż i kłamstwo. Ci, co tak dziś w Judaszu zakochani, sami judaszowe imię przybrali i już udali się w mrok, do tych samych arcykapłanów, aby za srebrniki zdradzić Pana, a przy tym Ojczyzną swoją i naród. Ci na dwie kategorie się dzielą: na tych, którzy już zapłatę otrzymali i srebrniki swe przeliczyli, oraz na tych, co na zapłatę dopiero liczą, wiernie służąc tym, którzy im ją obiecali.

Gdy Polacy zwiedzeni, oszukani, ogłupieni, opętani próbują coś zmienić, zakładają partyjkę i myślą, że gdy do wyborów staną, zaraz Polskę zmienią. Ci są jeno pożywką gnostyków, zwiększając chaos, z którego wyłonić się ma nowy, masoński porządek. Inni, zawiedzeni tymi, o których myślą, że rządzą, w kolejnych wyborach wybierają ich przeciwników. Oni w równym są błędzie. Ci bowiem, co z ekranów się puszą, nie rządzą państwem, a jedynie sterują plazmowymi wirami w dzbanach. Jeśli przeanalizuje się kolejne ekipy, formujące rządy w Polsce po 1989 r. ujrzymy ciekawą prawidłowość. Jest to z grubsza stały garnitur nazwisk, aktywnych prze Okrągłym Stole i wokół niego. Wówczas grupa znajomych, zarządzających PRL-em, korzystając z układu gnostyków globalnych, europejskich i sowieckich dogadała się z tzw. „demokratyczną opozycją”. Lud myślał, że byli to ludzie z przeciwnych barykad, gdy w rzeczywistości obu grupom było bliżej do siebie, niż każdej z nich do ludu. Obie sitwy spotkały się więc z Magdalence, gdzie omówili interes, kręcący się do dziś. Nie można odmówić im pewnej finezji – nazwa Okrągłego Stołu nawiązuje zarówno do Króla Artura i jego rycerzy, jak i do jednej z najważniejszych lóż, rządzących światem, anglosaskiej grupy „The Round Table”. Per analogiam można więc zaryzykować twierdzenie, że w Polsce rządzi nieprzerwanie i niepodzielnie Loża Okrągłego Stołu, w skrócie LOST. Jeśli więc ktoś ma nadzieję na zmiany istotowe, bazując na obecnie istniejących siłach politycznych w Polsce, to może co najwyżej spodziewać się zmiany frakcji lożowej. W ten sposób zmienić się mogą przypadłości naszego obecnego stanu, ale nie zmieni się jego istota – wszyscy lożowcy zgodnie godzą się na podległość Polski i dryfowanie w stronę unijno – globalnego burdelu.

Inaczej nie można nazwać rzeczywistości, kreowanej przez gnostyckie elity unijno – globalne. Cóż bowiem dzieje się w burdelu – chędożenie i kradzież. Chędożone są prostytutki przez klientów. Panienki są jednocześnie okradane ze swej ludzkiej godności i dużej części przychodów z nierządu. Tego zawłaszczania dokonują alfonsi i burdelmamy, i w takim charakterze występują unijno – globalni urzędnicy, naganiacze i politycy, nie wyłączając lożowców LOST-u. Klienci też są okradani – korzystając z ich nieuwagi, podbierane są portfele, a oni sami, zwabieni do burdelu uciechami, czyli grantami i dotacjami, poniewczasie orientują się, że nie są tam klientami, lecz prostytutkami, i że nie oni będą chędożyć, lecz sami będą chędożeni. Zaiste, mają za swoje ci wszyscy, którzy zgodzili się odrzucić to, co własne i wzięli to, co obce. Nie byłoby bowiem unijno – globalnego burdelu, nie byłoby burdelmam i alfonsów, gdyby sam lud nie oddał się powszechnemu nierządowi.

Nierząd powszechny polega na tym, że większość narodu godzi się na konszachty rodzimych lożowców i machinacje unijno – globalnych gnostyków, stawiając wszelako jeden warunek: taki owaki chce mieć przyzwolenie, aby sam mógł kraść i chędożyć, i to bez żadnych wyrzutów sumienia. Taki nierządnik życzy sobie takiego ładu, w którym każdy będzie mógł robić, co mu się podoba, być tym, kim tylko zechce, i dostawać za to socjal od państwa, zarządzanego przez lożowców. I tu właśnie objawia się obietnica judaszowych srebrników, składana przez współczesnych arcykapłanów i uczonych w piśmie. To właśnie obiecują nierządnikom, że będą mogli do woli kraść i chędożyć i nikt im nie powie nic takiego, co mogłoby wyrzuty sumienia sprowadzić, mało tego, jeszcze będą przez prawo chronieni, a na to wszystko zawsze znajdą się pieniądze, wyczarowywane przez budżet lub fundusze unijne. Za te obietnice rozkoszy trzeba oczywiście coś zdradzić – rację stanu, interes narodu, tożsamość kulturową, wiarę ojców. Nierządnikom zdaje się, że niewielka to cena za obietnicę kradzieży i chędożenia, dlatego, że oni te wartości już wcześniej odrzucili, i teraz tylko chuć burdelu nimi kieruje.

W oczekiwaniu na wejście do unijno – globalnego zamtuza zdążyli już zburdelizować swoje własne życie, zamieniając swoje domy i rodziny w mikroburdele, gdzie zamiast zasad chrześcijańskich prawa Sodomy obowiązują. Najważniejsze z nich brzmią: „czyń wedle woli swojej, jedyne prawo” oraz „bóg i moje prawo”. Każdy sobie takie tabliczki w mosiądzu obstalował i na drzwiach swego mikroburdelu, czyli Sodomy domowej dumnie zawiesił. Ponieważ jednak wraz z chrześcijaństwem odrzucili i rozum, i wiedzę, nie wiedzą przeto, że pierwsze prawo pochodzi z Ordo Templi Orientis, a drugie jest dewizą Masonerii Rytu Szkockiego. A wysoko wtajemniczeni bracia wiedzą, że inne zasady są dla swoich, inne dla profanów. Wszelako oszukani, ogłupieni i opętani Polacy z wirem plazmowym w dzbanie wierzą, że kierując się wyłącznie swoim interesem i własnym prawem osobistym zmienią rzeczywistość na lepszą dla siebie, chociaż nie wykazują żadnego wysiłku, aby zrozumieć to, co chcą zmienić. Nie widzą przede wszystkim tego, że jeśli chcą zmienić Polskę, wpierw muszą zmienić siebie.

Zmiana na lepsze, zaczęta od siebie, pociągnie za sobą zmianę w rodzinie i miejscu pracy. Zmiana, dokonana na znaczną skalę spowoduje polepszenie stanu dużej części społeczeństwa, co będzie promieniować i pociągać za sobą resztę. Lepiej żyjące społeczeństwo wyłoni z siebie siłę polityczną, złożoną z ludzi, którzy będą pragnęli lepiej żyć nie tylko w domu, ale i wobec świata. Taka dopiero siła może odsunąć od wpływów Lożę Okrągłego Stołu i sprawić, że wreszcie stanie się LOST i więcej już nie powróci. Wszelkie dążenie do poprawy sytuacji Polski i Polaków musi bezwzględnie przyjąć trzy założenia. Pierwsze, że trzeba uwolnić się od smyczy, na której trzyma nas globalna finansjera. Drugie, że należy zerwać więzy zależności wobec ONZ i jej lucyferycznych projektów społeczno – politycznych. Trzecie, że Unia Europejska jest wrogiem wobec Polski, Polaków i wszystkich pozostałych narodów europejskich, należy więc bez wątpliwości dążyć do wyjścia Polski z tej organizacji, a także popierać jej rozpad. Tak należy zdefiniować podstawy polskiej racji stanu AD 2024. Każdego polityka należy pytać, jaki ma pomysł na realizację tych trzech celów. Jeśli odpowie, że cele są inne, lub będzie kluczyć, lub nie odpowie wcale, to nie będzie polityk wolnej Polski, lecz co najwyżej funkcjonariusz zarządu okupacyjnego, by nie rzec: naganiacz i alfons unijno – globalnego burdelu.

Możemy go scharakteryzować krótko, jako połączenie trzech elementów: psychiatryk, lager, zamtuz. Tworzyć go będzie synergiczne współdziałanie porządku unijnego i globalnego. Porządek unijny określany jest przez UE i jej organy, porządek globalny przez ONZ, jej agendy oraz organizacje ponadnarodowe.

Opis tych mechanizmów można przeczytać tutaj: Zrozumieć globalną władzę

Jeśli więc jako Polacy nie zdecydujemy się na zerwanie tych zależności, czeka nas wciągnięcie do unijno – globalnego burdelu, czyli psycho – łagro – zamtuza. Zerwanie z nim i odzyskanie wolności wymaga zgodnego współdziałania jak największej ilości ludzi, którzy są Polakami lub mogą nimi być. Do tej drugiej grupy zaliczam również tych, którzy byli z naszego narodu, ale zrezygnowali z bycia Polakami dla wolności kradzieży i chędożenia. Jeśli więc my, Polacy nie zdecydujemy się na ucieczkę z burdelu, to czeka nas wolność przymusowej prostytutki – do bycia chędożonymi i okradanymi przez alfonsów i burdelmamę, za pomocą rosnących regulacji, przepisów, podatków, opłat, nakazów, zakazów, obowiązków, ograniczeń. Bezwzględnie jednak należy pamiętać o tym, że aby skutecznie uciec z psycho – łagro – zamtuza, wpierw trzeba zreformować nasze własne, prywatne sprawy, tak, aby nasze progi były twierdzami, a nie Sodomami.

_____________

Ucieczka z burdelu, albo kto nami rządzi, Bartosz Kopczyński, 3 kwietnia 2024

−∗−

Warto porównać:

Zagrożenia polskiej suwerenności
Słowem, które najlepiej obrazuje dzisiejszy stan społeczeństwa polskiego jest zobojętnienie. Podczas gdy ogromna część społeczeństwa zanurza się od prawie dwóch dekad w jałowym, kompletnie rujnującym polską wspólnotowość konflikcie politycznym między […]

−∗−

Nadciąga totalny zamordyzm. „Bodnar pozbawia Polaków wolności słowa na pełnej…petardzie”

Nadciąga totalny zamordyzm. „Bodnar pozbawia Polaków wolności słowa na pełnej…petardzie”

totalny-zamordyzm-bodnar4.04.2024

Bartosz Lewandowski, adwokat z Instytutu Kultury Prawnej Ordo Iuris, ostro krytykuje nowe przepisy dot. mowy nienawiści, które forsuje minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

„Minister Bodnar pozbawia Polaków wolności słowa na pełnej… petardzie!” – pisze na X Lewandowski. Adwokat w swoich mediach społecznościowych analizuje ministerialny projekt ustawy o zmianie KK.

„Zmiany polegają na:

Rozszerzeniu katalogu okoliczności obciążających, które sąd bierze pod uwagę przy wymierzaniu oskarżonemu kary (art. 53 § 2a KK);

Rozszerzeniu odpowiedzialności karnej za tzw. dyskryminację (art. 119 KK), nawoływanie do nienawiści (art. 256 § 1 KK), znieważenie grupy ludności lub osoby (art. 257 KK)” – opisuje Lewandowski.

Adwokat wyjaśnia „na czym polegają zmiany”. „Otóż Ministerstwo Sprawiedliwości realizuje lewicową ideę, zgodnie z którą Prokuratura z urzędu ma obowiązek ścigania za wszelkie przejawy słownego ataku, które przyczyną ma być:

niepełnosprawność (fobia wobec niepełnosprawnych)
wiek (tzw. ageizm),
płeć (np. wobec mężczyzn – mizoandria; wobec kobiet – mizoginia)
orientacja seksualna (tzw. homofobia)
tożsamość płciową (tzw. transfobia)” –
opisuje ekspert.

„W przypadku ustalenia powyższej motywacji sprawcy, Sąd ma dodatkowo obowiązek wziąć ją pod uwagę jako okoliczność obciążającą przy wyrokowaniu” – czytamy dalej. Lewandowski zauważa jednak, że „same przepisy są w istocie transfobiczne”.

„Projektodawca bowiem z jednej strony chce karać za transfobię, z drugiej jednak strony w projekcie zalicza płeć do katalogu przyczyn owej słownej dyskryminacji, za którą można trafić nawet do 5 lat za kratki” – czytamy.

„Skoro zatem mówimy o płci, to wydaje się, że chodzi tutaj wyłącznie tzw. płeć biologiczną, a zatem o męskość i żeńskość.

Tym samym trochę niezrozumiałe jest wskazanie w projekcie kompletnie nieokreślonego znamienia „tożsamość płciowa”. Jeśli zaś jest inaczej i katalog ten dotyczy tzw. płci społecznej (genderyzm), to mamy przepis jawnie niekonstytucyjny, bowiem nie spełnia wymogów z art. 2 Konstytucji RP, tj. nie jest należycie dookreślony. Płeć bowiem jest płynna…” – pisze adwokat.

Ekspert Ordo Iuris stwierdza, że „dalej robi się jeszcze ciekawiej”. „Otóż zgodnie z art. 119 § 1 KK, odpowiedzialności karnej ma podlegać również ten, kto stosuję groźbę bezprawną„.

Lewandowski przytacza, czym jest owa groźba: Groźbą bezprawną jest zarówno groźba, o której mowa w art. 190 [czyli groźba np. spowodowania krzywdy – przyp. B.L]”, ale również: „groźba spowodowania postępowania karnego lub innego postępowania, w którym może zostać nałożona administracyjna kara pieniężna, jak również rozgłoszenia wiadomości uwłaczającej czci zagrożonego lub jego osoby najbliższej (art. 115 § 12 KK).

„Czyli karane jest również grożenie zainicjowaniem postępowania względem pokrzywdzonego” zauważa ekspert.

Żeby wytłumaczyć, czym jest „nawoływanie do nienawiści”, ekspert przytacza wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 24.09.2013 r., sygn. akt II AKa 301/13:

Pojęcie nawoływania do nienawiści (…) traktować należy jako publiczne wzywanie (nawoływanie) innych osób do odczuwania i utrwalenia negatywnych emocji, niechęci oraz wrogości (…), przy czym dla realizacji występku określonego w przepisie art. 256 § 1 k.k. nie jest konieczny skutek w postaci przekonania przez sprawcę innych odbiorców do prezentowanych przez siebie poglądów, chociaż tym motywowane winno być jego zachowanie w inkryminowanym miejscu i czasie.

„No dobrze, to teraz na przykładach pokażę Państwu za jakie konkretnie słowa wypowiedziane (np. w Internecie, w mediach, w trakcie imprezy, w kościele czy na uczelni) może zainteresować się Państwem prokurator, jeśli projektowane zmiany wejdą w życie” – pisze Lewandowski i podaje następujące przykłady:

„Facet to świnia!” – art. 257 KK;

„Tworzącymi w Polsce przedszkole „Queer”, jak w Berlinie, powinny natychmiast zainteresować się organy ścigania” – art. 119 KK;

„Możesz być tylko mężczyzną i kobietą. Kto twierdzi, że są inne płcie zwyczajnie gada głupoty” – art. 256 § 1 KK. [Podobnie wszelkie używanie zaimków niezgodnych z życzeniem rozmówcy, czyli tzw. mis-genderowanie]

„Starzy ludzie nie powinni mieć prawa jazdy” – art. 256 § 1 KK

„Transseksualizm jest zaburzeniem psychicznym” – art. 256 § 1 KK

„Biblia mówi: ” – art. 256 § 1 KK art. 257 KK.

„Iście liberalne podejście ma nasza władza ” – stwierdza sarkastycznie na koniec adwokat.

Rakiety, ISIS i Gestapo

Rakiety, ISIS i Gestapo

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    31 marca 2024 Izis

Panie doktorze, co JA przeżyłam! – Tak według Stefana Kisielewskiego rozpoczynała żydowska pielęgniarka swoje sprawozdanie o tym, jak pacjenci w szpitalu spędzili noc. Tymczasem polska pielęgniarka informowała doktora rzeczowo i bez egzaltacji.

Może tak było kiedyś, ale teraz już tak nie jest i to nie tyle z pielęgniarkami, tylko z dostojnikami wchodzącymi w skład vaginetu Generalnego Gubernatora – premiera Donalda Tuska, jak i tymi, którzy do vaginetu nie wchodzą.

Ale incipiam. Oto w nocy z soboty na niedzielę 24 marca, w polską przestrzeń powietrzną wpadła ruska, manewrująca rakieta. Jak poinformował nas już po wszystkim pan minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, wszyscy dygnitarze z panem prezydentem Dudą inclus, zostali o tym natychmiast poinformowani, a w dodatku poderwane w powietrze zostały dwa dyżurujące myśliwce polskie i dwa amerykańskie. Nic więcej się nie wydarzyło, bo rakieta przebywała w polskiej przestrzeni powietrznej tylko 39 sekund, poczem wróciła na stary szlak, to znaczy – nad Ukrainę. Każdy rozumie, że w ciągu 39 sekund nie można zwołać posiedzenia Biura Bezpieczeństwa Narodowego, to znaczy zwołać oczywiście można, ale zanim zwołani by się stawili, a zwłaszcza – zanim podjęliby decyzję i wydali stosowne rozkazy – to po rakiecie nie byłoby ani śladu. Zatem tylkośmy się o niej dowiedzieli, a przy okazji – również o tym, że państwo zachowało się „prawidłowo”. Tak w każdym razie powiedział pan minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, więc nie wypada zaprzeczać.

Pojawiły się co prawda wątpliwości, czy państwo nasze nie powinno tej rakiety zestrzelić, ale czynniki miarodajne podały bodajże 88 powodów, dla których nie można było tego zrobić – a wśród nich był i ten, że wtedy rakieta by spadła i mogła zrobić komuś krzywdę. Rzeczywiście, coś takiego mogłoby się zdarzyć, a wtedy – strach pomyśleć! – ile protokołów trzeba by sporządzić, ile postępowań rozpocząć, więc nic dziwnego, że rada w radę uradzono, iż skoro rakiety nie zestrzelono, to nic nie szkodzi, bo w takim razie można podjąć próbę zestrzelenia ruskiego ambasadora w Warszawie. To znaczy – nie tyle może zestrzelenia, co wezwania go do MSZ, gdzie Książę-Małżonek zaprezentowałby mu mimicznie swoje wysokie niezadowolenie i w ten sposób zmusił do wyjaśnień, żebyśmy i my mieli z tego trochę satysfakcji. Niestety zatwardziały w swojej zatwardziałości ambasador to wezwanie zignorował, podnosząc, że Polska nie ma żadnego dowodu, iż – po pierwsze – w przestrzeń powietrzną wleciała jakaś rakieta, a po drugie – że była to rakieta ruska. Na takie zuchwalstwo nikt nie był przygotowany, bo każdy uważał, że skoro wszyscy zgodnie uznali, że rakieta wleciała i że była to rakieta ruska, to co tu jeszcze udowadniać? Toteż teraz trwają narady, co z tym całym ambasadorem zrobić. Czerwoną farbą już był oblany, więc nie ma co do tego wracać. Pojawiły się głosy, żeby go wydalić – ale decyzji jeszcze nie podjęto.

Nie podjęto tym bardziej, że jeszcze w piątek gruchnęła wieść, iż w podmoskiewskiej miejscowości Krasnogorsk terroryści zabili w sali koncertowej ponad 130 osób, a wiele innych poranili. Od detonacji budynek się zapalił i częściowo zawalił. Od razu pojawiły się komentarze, wśród których na szczególną uwagę zasługuje opinia pana doktora Witolda Sokały, który – nie ruszając się z Kielc, gdzie naucza studentów na tamtejszym Uniwersytecie Jana Kochanowskiego – od razu spenetrował prawdę, że zamachu dokonał Putin. Podobnie węzeł gordyjski przeciął w swoim czasie pan red. Bronisław Wildstein. Kiedy wywiady całego świata zachodziły w głowę, gdzież to złowrogi Saddam Husajn schował broń masowej zagłady, której istnienie było pretekstem do wojny miłującego pokój świata” z Irakiem – nie ruszając się z Warszawy spenetrował prawdę, że Saddam Husajn schował ją „w miejscach niemożliwych do wykrycia”. Od razu wszystko stało się jasne, a wojna z Irakiem nabrała charakteru wojny sprawiedliwej. Wprawdzie wkrótce do zamachu w Krasnogorsku przyznało się Państwo Islamskie, ale chyba pana doktora Sokały nie zbiło to z pantałyku i nadal obstaje przy swoim, to znaczy – przy złowrogim Putinie – niczym antysemitnicy, co to nawet wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi i inne kataklizmy przypisują Żydom. Na domiar złego Rosjanie złapali kilku uczestników zamachu, którzy uciekali „w stronę Ukrainy”. Po podłączeniu ich do prądu delikwenci do wszystkiego się przyznali, ale na tym się nie skończyło, bo teraz zostaną ponownie podłączeni do prądu, żeby powiedzieli, kto im tę mokrą robotę zlecił. Ciekaw jestem, co powiedzą, na przykład – czy powiedzą, że na granicy ukraińskiej ktoś na nich czekał – i tak dalej – czyli podadzą oczekiwane nazwiska, adresy, kontakty i bliskie spotkania III stopnia? W każdym razie prezydent Zełeński, który nawet w obliczu ruskich nalotów zachowuje spokój, tym razem, wyraźnie zdenerwowany, nawymyślał złemu ruskiemu czekiście Putinowi, którego nawet nazwał „cynicznym stworzeniem”. Czyżby z tym zamachem coś poszło nie tak? Czyżby zamachowcy mieli co do jednego zginąć, a tymczasem – taka siurpryza, taki pasztet? Ładny interes!

Jak tam było tak tam było; zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – twierdził dobry wojak Szwejk. Toteż cały wolny, miłujący pokój świat, czeka na kolejne kremlowskie kłamstwa, które będzie można zdemaskować i przygwoździć, na wszelki jednak wypadek wzmacniając czujność przed Wielkanocą, bo z bisurmanami nigdy nic nie wiadomo. Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj najwyraźniej wkracza w nową fazę budowania Generalnego Gubernatorstwa w miejsce III Rzeczypospolitej. Otóż od pewnego czasu, a konkretnie – od deklaracji Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, która wśród ugrupowań przeciwnych budowie IV Rzeszy wymieniła również złowrogą Konfederację – pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby pan prezydent Duda do spółki z panem Mateuszem Morawieckim pragnął założyć nową partię. Tym fałszywym pogłoskom towarzyszyć zaczęły coraz częstsze przypadki polemik między działaczami Suwerennej Polski byłego ministra Zbigniewa Ziobry, z pretorianami pana Morawieckiego. Doszło nawet do wzajemnych wyzwisk, a w dodatku 26 marca gruchnęła wieść, że ABW włamała się do mieszkania pana Ziobry i kilku innych członków Suwerennej Polski.

Co tam podrzucili, co tam zabrali, poza telefonami – tego jeszcze nie wiemy – ale myślę, że ABW na pewno zdemaskuje jakąś zdradę. Najwyraźniej pan Mateusz Morawiecki na swoim odcinku, a Generalny Gubernator-premier Donald Tusk na swoim, przeprowadzają kurację przeczyszczającą, której celem jest niwelacja gruntu pod budowę Generalnego Gubernatorstwa. Jak już wszystkich, których nieubłaganym palcem wskazała Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen, wspólnie zdemaskują, to wtedy głos zabierze „towarzysz Mauzer”, czyli pan minister Adam Bodnar. Chyba on też wkrótce zakończy kurację przeczyszczającą w prokuraturze i sądach, robiąc w ten sposób miejsce dla fagasów wskazanych mu i przez stare kiejkuty i przez BND, no a fagasy – jak to fagasy – będą solić przeciwnikom IV Rzeszy piękne wyroki. Zatem – wszystko jasne – a w tej sytuacji warto dodać, że literatura wyprzedza życie i to znacznie, bo jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński wszystko przewidział, pisząc w nieśmiertelnym poemacie „Tatuś”, że „każdy kraj ma Gestapo”.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Rząd Tuska chce krótszego tygodnia pracy. Warzecha: a ja uważam, że każdy powinien dostać 50-metrowe mieszkanie w Monako

Rząd Tuska chce krótszego tygodnia pracy. Warzecha: a ja uważam, że każdy powinien dostać 50-metrowe mieszkanie w Monako pch/rzad-tuska-chce-krotszego-tygodnia-pracy

Uważam, że tydzień pracy powinien zostać skrócony – zadeklarowała pani minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Ja natomiast uważam, że każdy powinien otrzymać 50-metrowe mieszkanie w Monako. I śmiem twierdzić, że moja deklaracja ma identyczną wartość co deklaracja pani minister”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha.

Technologia poszła do przodu, a efektywność pracy nie równa się jej długości. Polacy są tymi pracownikami, którzy są jednymi z najdłużej pracujących w UE, i brakuje im czasu na życie, na przyjaźń, na miłość, na spędzanie czasu z rodziną. Skrócenie tygodnia pracy to byłaby inwestycja społeczna – powiedziała w ostatnich dniach minister Dziemianowicz-Bąk argumentując potrzebę skrócenia tygodnia pracy w Polsce.

„Doprawdy, wzruszyłem się. Zwłaszcza tym passusem o miłości. Chodzi zapewne o kochanie rządu pana Tuska”, Łukasz Warzecha komentuje pomysł lewicowej polityk.

„Może ktoś jednak powinien pani minister wytłumaczyć, że jeśli skróci się tydzień pracy, to pracownicy będą musieli w krótszym czasie wykonać identyczną ilość pracy, co w ogromnej części przypadków nie będzie możliwe. I teraz zagadka: Czy oznacza to, że zarobią mniej (bo mniej wytworzą) czy że za mniejsze efekty będą musieli otrzymać identyczne co wcześniej wynagrodzenie?”, podkreśla publicysta.

Na koniec ekspert programu „Prawy Prosty PLUS” na antenie PCh24 TV przypomina słowa Lenina, który twierdził, iż w socjalizmie nawet kucharka będzie mogła rządzić państwem. „Czytając o pomysłach pani minister Dziemianowicz-Bąk, można odnieść wrażenie, że jesteśmy już prawie na tym etapie”, podsumowuje Łukasz Warzecha.

źródło: tygodnik „Do Rzeczy”

TG

Na Ukrainie banderyzm w pełnym rozkwicie. w POlsce – w dużym pąku.

Na Ukrainie nazizm jest w pełnym rozkwicie

.magnapolonia

W polskiej opinii publicznej panuje cicha zasada, że bardzo dobrze „sprzedaje się” wrzucanie do swoich wypowiedzi cytatów Jana Pawła II, gdyż Polacy to lubią, a w rzeczywistości nikt nie zwraca uwagi na treść słów. Zasada ta sprawdza się w słowach, jakie Jan Paweł II powiedział o znaczeniu historii:„Naród, który nie zna swojej przeszłości umiera i nie buduje swojej przyszłości”.

Na Ukrainie nazizm jest w pełnym rozkwicie. Rozkwit ten nie jest tylko chwilowym wybuchem uczuć, jakie towarzyszyły Ukraińcom, którzy współpracowali z nazistowskimi Niemcami w okresie II wojny światowej, lecz jest z góry zaplanowaną akcją, mającą na celu zakorzenienie tych poglądów wśród młodego pokolenia Ukraińców.

W 2019 roku na portalu Wprawo.pl ukazał się artykuł informujący, że młode pokolenie Ukraińców mieszkających w Polsce uczone jest zafałszowanej historii relacji polsko-ukraińskich, ukazując mordercę Banderę jako bohatera, a naszych wymordowanych rodaków na terenie południowo-wschodniej II Rzeczpospolitej jako komunistów[1].

Obecnie, po znaczącym wzroście liczby Ukraińców na terenie naszego kraju, nowo wybrany rząd warszawski poprzez minister edukacji narodowej poinformował, że rozpoczęto prekonsultacje zmiany podstawy programowej kształcenia ogólnego. Zmiany dotyczą także historii. Jedna z tych propozycji dotyczy wykreślenia zwrotu ludobójstwa ludności polskiej na na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej[2].

W  myśl dosłownych zapisów kwestia ludobójstwa na narodzie polskim, jakiego dopuścili się sadyści spod znaku OUN-UPA postrzegana ma być  już jako konflikt polsko-ukraiński, a nie ludobójstwo ludności polskiej[3]. Propozycja ta idealnie wpisuje się w zakłamaną ukraińską narrację historyczną, co potwierdza, że niezależnie od wyników wyborów w Polsce obecny rząd warszawski, tak samo jak ich oponenci z PiS-u, czuje się (…) sługami narodu ukraińskiego[4].

Jak zapowiada wiceminister edukacji Joanna Mucha, MEN chce włączyć do polskiego systemu edukacji dzieci z Ukrainy. W szkołach będą dla nich prowadzone specjalne lekcje ukraińskiego. Zatrudnieni będą także nauczyciele z Ukrainy[5]. W tym miejscu nasuwa się bezpośrednie pytanie: czego będą uczone w polskich szkołach ukraińskie dzieci przez nauczycieli z Ukrainy?

Biorąc pod uwagę rozkwit kultu nazistowskiego na Ukrainie[6] jak również groźby zamachów terrorystycznych pod adresem Polski, jakie nie tak dawno kierował Dmitrij Korczyński przywódca ukraińskich nacjonalistów wściekły za blokowanie granicy przez polskich rolników[7], możemy przyjmować, że pod szyldem nauczania będzie rozwijana piąta kolumna w Polsce, uczona kultu do zbrodniarzy spod znaku OUN-UPA i nienawiści do Polaków.

Historia to nie zamknięta księga, którą obecnie można poczytać przy kominku. Dopóki dla narodów i plemion istotne będzie kultywowanie pamięci przodków i istotnych wydarzeń z historii ich życia, podejmowane próby ograniczania nauki tego przedmiotu lub ukazywanie ich zgodnie z widzimisie się kultywatorów wrogów naszych przodków jest świadomym skazywaniem obecnego i przyszłego pokolenia Polaków na powtórzenie historii Polaków z Wołynia.

Póki polska racja stanu i polski interes narodowy nie będzie priorytetowym dla osób zajmujących istotne miejsca w polskiej polityce, biorących za tą „pracę” ogromne pieniądze z polskich podatków, dopóty egzystencja i bezpieczeństwo całego polskiego społeczeństwa będą zagrożone.

Źródła:

[1]https://wprawo.pl/tylko-u-nas-podrecznik-bandera-i-ja-w-jezyku-polskim-czego-ucza-sie-ukrainskie-dzieci/

[2]https://historia.org.pl/2024/02/13/z-podstawy-programowej-znika-ludobojstwa-ludnosci-polskiej-na-na-wolyniu/

[3]https://historia.org.pl/2024/02/13/z-podstawy-programowej-znika-ludobojstwa-ludnosci-polskiej-na-na-wolyniu/

[4]https://pch24.pl/jestesmy-slugami-narodu-ukrainskiego-kompromitujace-stwierdzenie-rzecznika-msz/

[5]https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-lekcje-ukrainskiego-w-polskich-szkolach-wiceminister-o-plana,nId,7359147

[6]https://www.magnapolonia.org/tarnopol-uhonorowal-weterana-ss/

[7]https://twitter.com/JacekWilkPL/status/1757547186211139966

Zarządzanie strachem, czyli wgnieciony Putin ante portkas

Zarządzanie strachem, czyli wgnieciony Putin ante portkas

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, Ważne

Autor: Ewaryst Fedorowicz , 29 marca 2024

Oczywiście, że portkas, bo priwislańska wierchuszka najwyraźniej się obawia, że jej się wspomniany Putin do d… dobierze, a d… ma to do sobie, że chroni się za portkami.

Kiedy „Poseł ze Śląska, oszust z Wrocławia!” (© Polscy Górnicy) trafnie zdiagnozował do ukrytego mikrofonu:

„Najlepszym sposobem zawsze była wojna. Wojna zmienia perspektywę w pięć minut”.
wszystko wydawało się nie tylko trafnie zdiagnozowane, ale i dokładnie zaplanowane:

ma być wojna i basta!

No i wojna wybuchła, a raczej – została wybuchnięta, bo wojny mają to do siebie, że same – nie wybuchają.
Nie wiem tylko, kto nazwał ją pełnoskalową i jakich jednostek w tej skali użył?

Milionów ofiar?
Bilionów zysków? (oczywiście, że zysków, bo wojny się prowadzi na kredyt, więc na wojnach kredytodawcy zarabiają).
***

Zarządzający nami kompradorzy, durniami (przynajmniej skończonymi) nie są, toteż do tej wojny potrzebuję tego no… poparcia.
Naszego poparcia, mianowicie.

Toteż gdy Samozajebisty Szymek, w rotacyjnym uniesieniu zapowiedział na lutowym spotkaniu wyborczym, że “wgnieciemy Putina w ziemię“, miał zapewne na myśli, że on wraz kolegami sobie na tym Putinie siądą i go tym sposobem w ziemię wgniotą.

Oczywiście pod warunkiem, że ziemia będzie miękka, a wgniatające d… twarde.

Potem tytułowe portki otrzepią i będą się mogli zająć sprawami naprawdę istotnymi, jak pigułka po, przed, w trakcie, a nawet – zamiast, że o ulubionym sprawdzaniu stanów kont nie wspomnę.

A całą resztą – to już my, kilkanaście milionów mężczyzn, zająć się mamy.

Że projekt biznesowy pt. Wojna jest traktowany poważnie, zasygnalizował wczoraj Władysław Nowobrodaty:

“uważam, że Europa powinna przestawić swój tryb gospodarki na tryb bezpośredniego zagrożenia wojną“.

Co się tłumaczy na polski:

„Biznes na wojnie będzie robiony!”, co już wiele lat temu przewidziała była posłanka PO, Beata Zasmarkana, znana z tego, że ją korupcyjnie molestował podwładny najświeższego, pisowskiego męczennika Mariusza.

Owszem, wspomniana Beata biznes swój widziała w wersji skromniejszej, bo zamiast na wojnie, użyła zwrotu na służbie zdrowia, ale też trafnie, bo takich lodów, jak patentem na Covida, to nikt przedtem w Kraju nad Wisłą nie ukręcił i do tego – na legalu, bo w tym projekcie to nawet Sanepid dawał kryszę (i paszport szczepionkowy w zestawie).

Ale że Covid przestał żreć, to nic innego naszym kompradorom nie pozostało, niż wojna, co potwierdził dziś Donald.

Nie, nie Trump, tylko ten, no… kaszubski:

w 5 zagranicznych gazetach potwierdził, bo w „El Pais”, “La Repubblica”, “Die Welt”, “Le Soir” i”Tribune de Geneve” oraz w jednej dla Polaków, ale też jakby zagranicznej, czyli “Gazecie Wyborczej”:

„wojna nie jest już pojęciem z przeszłości. Jest realna, w gruncie rzeczy zaczęła się ponad dwa lata temu.
To, co obecnie najbardziej niepokoi, to fakt, że możliwy jest dosłownie każdy scenariusz.
Takiej sytuacji nie mieliśmy od 1945 roku”

I że Nie chcę nikogo straszyćdodał – dowcipniś taki.

No, ale to pewnie takie kaszubskie poczucie humoru, którego mogę nie rozumieć.

Czy takie instrukcje przywiózł w zalakowanych kopertach od osoby znanej jako Dement One – nie wiem, ale przypuszczać mogę.
Jeszcze mogę (?)
***

Zastanawiam się tak przy Wielkim Piątku, czym my (te kilkanaście milionów polskich mężczyzna) mamy z Putinem w obronie interesów globalnych (eufemizm) wojować, skoro nawet zawodowa armia została sumiennie przez ferajnę z Nowogrodzkiej rozbrojona:

z czołgów, transporterów opancerzonych, artylerii, samolotów, a nawet – ręcznej broni przeciwpancernej i granatników, wraz zapasami amunicji?

A Kaszubi to rozbrajanie kontynuują , bo… wiadomo co.

Majtanie przed oczami podpisanymi umowami na dostawy sprzętu, które się dokonają za lat kilka, a nawet więcej, ma, owszem, siłę pijarową, ale siły ognia – nie.

I nawet, jeśli te dostawy dotrą, jadąc Norwidem – za późno, to i tak trzeba będzie za nie, nawet po latach, zapłacić.

Jak Pfizerowi, za zakontraktowane a nieodebrane szpryce, wycenione przez szulerów z BigPharma na 6 miliardów PLN.

***

Coś optymistycznego na koniec:

ponieważ Kaszuba zerwał z obowiązującą od czasów Magdalenkowych zasadą pacta sunt servanda (z kaszubskiego na nasze:
my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”),
Wirtualna Polska sygnalizuje, że w związku z wałkiem na NCBR (że też te pisowskie wałki musza się nazywać Narodowe?)

wiele osób wyjechało już za granicę. – Wiemy, że były dyrektor przebywa w Szwajcarii – powiedział Szczerba. Zwrócił także uwagę, że podobne tendencje dzieją się teraz wokół Orlenu. – Masowo wykupują nieruchomości w Turcji po to, żeby uzyskać obywatelstwo tureckie. Wiadomo, że Turcja nie realizuje ekstradycji nawet wtedy, kiedy wnioskuje o to taki kraj jak Polska, więc trwa ucieczka”

Cieszmy się, że ci, nachapani uciekinierzy, z pewnością na żadną wojnę nie pójdą – ktoś przecież musi ocaleć, żeby móc rozkręcić nowy, Wielki Projekt:

Odbudowę Polski ze zgliszcz.

Banki przecież takiej okazji nie przepuszczą!

samozajebisty-szymek-ruszy-z-belki-startowej

https://dorzeczy.pl/opinie/554346/wgnieciemy-putina-w-ziemie-holownia-tlumaczy-swoje-slowa.html

https://www.rp.pl/polityka/art40085611-donald-tusk-nie-chce-nikogo-straszyc-ale-wojna-jest-realna-musimy-byc-gotowi

https://fakty.tvn24.pl/zobacz-fakty/francja-mowi-o-gotowosci-na-wojne-wladyslaw-kosiniak-kamysz-o-bezposrednim-zagrozeniu-wojna-st7843612

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Pfizer-kontra-Polska-W-brukselskim-sadzie-odbyla-sie-pierwsza-rozprawa-8658458.html

https://wiadomosci.wp.pl/masowo-wykupuja-nieruchomosci-w-turcji-trwa-ucieczka-7011137342658689v

============================

mail:

To ten od “wgniatania”:

Koniec z zasadą – „wy nie ruszacie naszych, my nie ruszamy waszych”.

Tusk jednak wybrał „rewolucję”

28.03.2024 nczas/tusk

Donald Tusk.
Donald Tusk. / foto: PAP

Nad Polską zawisły ciemne chmury. Odchodzimy od tzw. systemu demokratycznego i wcale nie chodzi tu o jakieś łamanie prawa, ustaw, czy konstytucji. Naczelną zasadą tego systemu było bowiem – „wy nie ruszacie naszych, my nie ruszamy waszych”.

Tak jest na całym „demokratycznym świecie”. W przypadku nie dającej się ukryć korupcji, czy złapaniu za rękę na łamaniu prawa, sprawy ciągną się latami, a nawet jeśli zapadają czasami wyroki, to więzienie jest luksusowe, wyroki niskie i szybko pojawiają się amnestie.

Można tu podać za przykład Francję i wyroki na prezydentów Chiraca, czy Sarkozyego. W pierwszym przypadku były prezydent po prostu nie doczekał kary, w drugim skończyło się na na bransoletce na nodze. Można też spojrzeć na sprawę pani Kali w PE. Spokojnie sobie „europosłuje”, chociaż bardziej dobitnych dowodów korupcji, jak w jej przypadku, już się znaleźć nie da.

Podobnie bywało i w Polsce. Kończyło się na „podszczypywaniu” poprzedniej ekipy, ciągnących się procesach, chowaniu się za immunitet. 13 grudnia nastąpił koniec tego typu „tradycji demokratycznej”. Niby można by sprawie przyklasnąć, ale, niestety, nie doszło do jakiejś „iluminacji” Donalda Tuska. Bardziej, przy zgodzie i za poduszczeniem UE i „możnych tego świata”, postawiono na ostateczne zniszczenie PiS. I to w tym celu nowa koalicja podstawową „zasadę demokracji” złamała.

Założono, że formacja Zjednoczonej Prawicy i jej podobne nigdy już do władzy nie zostaną dopuszczone. Taka zmiana systemu to już swoisty rodzaj „rewolucji”. Nietrudno sobie wyobrazić, że kolejna zmiana ekipy osadziłaby przecież w aresztach setki obecnych „rewolucjonistów” z PO, Lewicy, czy Trzeciej Drogi, a taki Bodnar „zarobiłby” pewnie z… 25 lat. Byłoby wreszcie „zielone światło” dla np. czyszczenia z lewicowych „złogów” sądów, uczelni, dyplomacji i nie pomogłaby by nikomu Bruksela, Berlin, ani ETPC, ani żaden ETS.

Tusk może i jest mściwy, ale nie jest wariatem. Musi mieć jakieś gwarancje, że żadna Zjednoczona Prawica do władzy już nie dojdzie. Wynika z tego, że ta koalicji władzy nie odda i to, co przypisywała władzy PiS (np. jakiś stan wojenny), sama w ostateczności zrealizuje.

Należy się przy tym spodziewać dużej determinacji obecnej ekipy, bo „powrót złej karmy” to miecz, który zawisłby praktycznie nad całą obecną koalicją 13 grudnia. I właśnie dlatego, by „polecieć historyczną zajawką” aktorki Szczepkowskiej: 13 grudnia skończyła się w Polsce demokracja!

Pycha i nędza demokracji

Pycha i nędza demokracji

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    24 marca 2024 michalkiewicz

W Rosji odbyły się wybory prezydenckie, które przy frekwencji ponad 70 procent wygrał dotychczasowy prezydent Władimir Putin. Swojemu rozczarowaniu tym wynikiem dał wyraz Książę-Małżonek, którego Generalny Gubernator Donald Tusk odwołał w swoim czasie z Parlamentu Europejskiego, by dać mu fuchę ministra spraw zagranicznych. Rzeczywiście – Książę-Małżonek znacznie lepiej wiąże krawaty, niż, dajmy na to, pan prof. Zbigniew Rau, dodatkowo obciążony aferą wizową, podczas gdy Książę-Małżonek jeszcze żadnej afery nie zdążył zrobić, więc powody były. Tedy Książę-Małżonek dał wyraz swemu rozczarowaniu nie tylko tymi całymi wyborami, które „były bezprawne, kompletnie niedemokratyczne”, ale i tym całym Putinem. Chodzi o to, że Księciu-Małżonkowi się wydawało, iż Putin uzyska co najmniej 101 procent głosów, a tymczasem zadowolił się skromnymi 87-ma procentami. Toteż Unia Europejska tych wyborów „nie uznaje”. A co mówi Londyn? Jeszcze nie wiemy, być może po staremu powtarza, że „ona czarna, a on blondyn”, natomiast wiemy, co mówi Waszyngton. Administracja prezydenta Józia Bidena też tych wyborów „nie uznaje”, ale jednocześnie przyjmuje do wiadomości, że zimny ruski czekista Putin jest rosyjskim prezydentem i trzeba będzie jakoś się z nim układać.

Książę-Małżonek z Putinem układać się nie musi, jak zresztą z nikim innym też, bo nasi mężykowie stanu uprawianie prawdziwej polityki mają – jak wiadomo – surowo zabronione od Naszych Sojuszników. Toteż Książę-Małżonek na razie kombinuje, bo by tu zrobić, żeby Putin zaczął się martwić. Na razie wykombinował, żeby Putin myślał, że na przykład on mógłby zrobić coś, czego Putin się nie spodziewa. Najgorsze są nieproszone rady, ale czegóż się nie robi dla Polski? Toteż w czynie społecznym doradzam, by Książę-Małżonek spróbował zrobić kupę na dywanie podczas recepcji u Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen. To się mieści w jego możliwościach, więc sprawę można by uznać za załatwioną. Inna rzecz, by nie robił tego wcześniej, niż za dwa-trzy lata, bo i pan generał Rajmund Andrzejczak i pan prezydent Duda jednym głosem twierdzą, że Rosja zaatakuje NATO – ale dopiero za dwa-trzy lata. Taki widać jest rozkaz. Ciekawe, gdzie za trzy lata będzie pan prezydent Andrzej Duda, podobnie, jak Książę-Małżonek?

Na razie jednak i pan prezydent Duda, i Generalny Gubernator Donald Tusk i Książę-Małżonek, a nawet pan Paweł Graś, co to od lat pilnuje Donalda Tuska, żeby znowu nie zrobił jakiejś samowolki, jak mu się to przytrafiło w roku 2008 z panem Peterem Voglem, z czego wyszły rozmaite śmierdzące dmuchy, łącznie z aferą hazardową, której potem „nie było” , przeżywają upojenie po niedawnym dopuszczeniu do ucałowania ręki Pana Naszego w Waszyngtonie i wprawdzie nie mówią językami, ale za to – jednym głosem, zwłaszcza w służbie bezpieczeństwa. No a służba bezpieczeństwa teraz wyżywa się w sejmowych komisjach śledczych, m.in. w sprawie złowrogiego „Pegasusa”. Tutaj też wychodzą na jaw śmierdzące dmuchy, bo oto okazało się, iż złowrogiego Pegasusa zakupiła w bezcennym Izraelu firemka kontrolowana przez dawnych funkcjonariuszy SB, a CBA tylko go od niej odkupiła. Jak się okazuje, nawet nie zauważyła, że bezcenny Izrael też dysponuje wszystkimi zdobytymi informacjami, nawet w większym zakresie, niż bezpieczniacy tubylczy.

Wydaje się jednak, że Wielce Czcigodnych komisarzy ten wątek specjalnie nie interesuje, jako że głównym celem, jaki sobie stawiają, jest przyłapanie Jarosława Kaczyńskiego na fałszywych zeznaniach. Celuje w tym zwłaszcza pani Magdalena Sroka, której przypadek potwierdza w całej rozciągłości słuszność spostrzeżenia, że „ten się błaźni, kto policjanta zaufa przyjaźni”. Pani Sroka bowiem najpierw związała się politycznie z PiS, ale potem wykombinowała sobie, że lepiej jej będzie u pobożnego posła Gowina, którego nawet zastąpiła na stanowisku prezesa. Ale co tam jakieś rachityczne „porozumienia” w porównaniu z dysponującym 100-procentową zdolnością koalicyjną (a w patriotycznych porywach nawet większą) Polskim Stronnictwem Ludowym? Toteż pani Magdalena nie wahała się ani chwili, bo gdzie można lepiej służyć Polsce, gdzie się dla niej poświęcać, jak nie w Polskim Stronnictwie Ludowym, zwłaszcza w ramach „Trzeciej Drogi”, którą Pan Nasz Miłosierny ostatecznie zapragnął zastąpić zaśmierdziałe PiS?

Uwzięła się tedy na Jarosława Kaczyńskiego prawie tak samo, jak pan mec. Roman Giertych, który na punkcie Jarosława Kaczyńskiego jest najwyraźniej zafiksowany. Zresztą nie tylko na nim, ale i na Zbigniewie Ziobrze, którego ze szpitalnego łoża boleści w Lublinie pragnie zawlec przed oblicze komisji śledczej. W tej sytuacji Zbigniew Ziobro nie będzie miał innego wyjścia, jak umrzeć w szpitalu, jako symulant, chyba, żeby skorzystał z wynalazku pana mec. Giertycha. Kiedy siepacze przyjdą po niego, powinien odwrócić się do ściany i zemdleć, a wtedy siepacze będą musieli odczytać mu wezwanie do odwrotnej strony medalu, co niezawisły sąd uzna za doręczenie wadliwe. Tak właśnie było w przypadku pana mec. Giertycha, dzięki czemu zażywa on reputacji autorytetu moralnego, chociaż Judenrat „Gazety Wyborczej” chyba jeszcze nie odpuścił mu wszystkich błędów młodości.

Takie były zabawy, spory w one lata” – jak pisze Adam Mickiewicz. Podczas gdy komisje śledcze próbują zgromadzić „haki” na obóz „dobrej zmiany”, żeby w momencie, gdy w ramach operacji „Przywracanie Praworządności” pan minister Bodnar powyrzuca wszystkich niewygodnych prokuratorów i sędziów, a na opróżnione w ten sposób miejsca wprowadzi fagasów wskazanych mu nieubłaganym palcem przez stare kiejkuty, zaciągnąć ich przed surową rękę sprawiedliwości ludowej – zdesperowani rolnicy na 20 marca zaplanowali zablokowanie większości głównych dróg i prawie wszystkich większych miast w całej Polsce. Cały czas chodzi o dwie sprawy: ukraiński eksport na obszar UE, no i „Zielony Ład”, czyli pakiet szaleńczych pomysłów, zasuflowanych wariatom, co to zdominowali Parlament Europejski, przez banksterów, którzy w ten sposób, w myśl wytycznych starego grandziarza Klausa Schwaba, chcą doprowadzić do likwidacji własności prywatnej w Europie.

Jednak dotychczasowe doświadczenia z tymi protestami wskazują, że ani na ukraińskich oligarchach, którzy ten eksport forsują, ani na unijnych komisarzach, których podejrzewam, iż zostali przez oligarchów przekupieni, nie robią najmniejszego wrażenia. Co najwyżej chcą oni ratować sytuację odwlekaniem, licząc, że rolnicy kierowani instynktem, wiosną ruszą w pole – a jesienią się zobaczy.

Okazuje się, że demokracja też nie daje nikomu szczęścia, więc chyba Książę-Małżonek niepotrzebnie się tak nadyma.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Smacznego! – Ukraińskie zboże techniczne masowo trafia[-ło] na polskie stoły. Dochodzenie.

Ukraińskie zboże techniczne masowo trafiało na polskie stoły. „Sprawa prowadzona jest w 86 wątkach”

21.03.2024 nczas/ukrainskie-zboze-techniczne-masowo-na-polskie-stoly

Zboże
Zboże. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay

86 wątków obejmuje dochodzenie w sprawie handlu technicznym zbożem z Ukrainy. 12 osób z różnych firm usłyszało zarzuty. Resort rolnictwa wciąż nie podał, kto je sprowadzał – poinformowała „Rzeczpospolita”.

„12 osób z różnych firm usłyszało zarzuty za wprowadzanie do obrotu ukraińskiego zboża technicznego, które w kraju sprzedawano jako spożywcze lub paszowe – to dotychczasowe efekty śledztwa rzeszowskiej prokuratury, która od roku rozlicza tzw. aferę zbożową w czasach rządu PiS” – wskazała „Rzeczpospolita”.

Dziennik przypomniał, że afera dotyczyła masowo sprowadzanego, niekontrolowanego zboża i rzepaku z Ukrainy w latach 2022–2023, kiedy UE w efekcie wybuchu wojny zdjęła cła na produkty rolne z tego kraju.

„Ukraińskie zboże techniczne w ogromnych ilościach wjeżdżało do Polski, praktycznie nie podlegając kontrolom granicznym, a już w kraju było sprzedawane jako paszowe lub konsumpcyjne. Proceder był oparty na oszustwie, wśród “poszkodowanych” byli m.in. renomowani krajowi producenci mąki – co ujawniła «Rzeczpospolita»” – podkreślił dziennik.

Aferę rozlicza dziś specjalny zespół w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie, prowadzący wielowątkowe śledztwo o oszustwa wielkiej wartości oraz o oszustwa celne. – Sprawa prowadzona jest w 86 wątkach, a status podejrzanych ma 12 osób, przy czym zarzucono im popełnienie przestępstw karnych i karnoskarbowych – wyjaśniła „Rzeczpospolitej” prok. Dorota Sokołowska-Mach, rzecznik tej prokuratury. Nie ujawniła ani ilu firm to dotyczy, ani jakie dokładnie postawiono zarzuty, ani o jaką ilość zboża chodzi i o jakiej wartości.

Autorzy artykułu zastanawiają się „kim są podejrzani?”. Wskazali, że nie stosowano wobec nich aresztów, ale m.in. poręczenia i dozory. Śledztwo toczy się w sprawie doprowadzenia w latach 2022–2023 „do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości podmiotów nabywających zboże, za pomocą wprowadzenia w błąd osób działających w ich imieniu, co do kraju pochodzenia zboża”. A także – wprowadzenia w błąd organów celnych „poprzez posłużenie się nierzetelną dokumentacją w tym, fakturami VAT, co do rodzaju sprowadzanego towaru”.

Do postępowania włączono kilkadziesiąt śledztw KAS i prokuratur z całego kraju, oraz sprawy kierowane bezpośrednio do rzeszowskiej prokuratury przez m.in. sanepid, inspekcję weterynaryjną i inne organy.

Fetysze demosu

 Fetysze demosu

Jerzy Karwelis 19 marca, wpis nr 1255 https://dziennikzarazy.pl/19-03-fetysze-demosu/


Pamiętam siebie jeszcze z lat szczenięcych na szkolnych naukach wiedzy o społeczeństwie, czy jak to się wtedy nazywało. Była to męka pańska, bo z jednej strony wciskali tam socjalistyczny kit o wyższości, z drugiej, nawet teoretyczne rozważania o innych ustrojach były psu na budę, jako nieaplikowalne w ustroju powszechnej szczęśliwości reglamentowanej. Po co się było tego uczyć, skoro nie ma na to człowiek sam wpływu, co stanowiło tylko źródło frustracji. Ale takie podejście rozszerzać się mogło na całe życie – i tak się stało. Polacy odziedziczyli, i wparli to swym dzieciom, uprzedzenie z komuny: pilnuj swego, świata nie zmienisz, nie wychylaj się, polityka nie dla ciebie. W końcu – nasz głos nic nie zmieni, powiedziało 10 milionów wyborców…A więc człek zaniedbał widzenie przyczynowo-skutkowe, poszedł na studia, które, w dodatku, że rusycystyczne, to jeszcze przypadły na okres surowości stanowojennej i nie była ani czasu, ani nastroju do uprawiania wiedzy politologicznej. Ale z drugiej strony człek z kumplami (było też parę kumpelek) uczył się polityki praktycznej, bez teoretyzowania i dzielenia włosa na czworo. Więcej się drukowało niż czytało. Wiedzy nie było za wiele, ale i zainteresowania u odbiorców tudzież. Królowały wartości, wyobrażenia, nie zaś narzędzia i reguły. I tak nam zeszło do upadku komuny. Całemu narodowi.
Demokracja mylona
Złotym Graalem była demokracja poprzedzona przegnaniem komuny. Czy ta została przegnana czy nie, to nie sprawa na dzisiejsze rozważania. Ale zajmijmy się graalem demokracji. Ta, jak mówi wielu, a ostatnio Ziemkiewicz to przypomniał, to nie synonim wolności, co się skleiło Polakom przed 1989 rokiem. To przecież tylko narzędzie, które jak młotek: może służyć i do zbudowania kościoła, i do walnięcia w łeb. A u nas się utarło, że jak ktoś trzyma ten młotek w ręku to święty jest od razu i samo narzędzie uniemożliwia jego złe użycie. A przecież to absurd, nawet dla takiego ignoranta politologii jak piszący te słowa. No, ale cóż – tak się skleiło, że jak jest demokracja, to już wszyscy wolni, naród odrobił lekcje czynem okrągłostołowym i rozszedł się do robótek ręcznych oraz pławienia się w wymarzonej i odłożonej konsumpcji, zaś demokracja „zrobiła się sama”.A gdzież tam. Zaraz za tą próżnią podążyła „klasa próżniacza”, i to nie, że ten stan ją narodził, ten stan został zaprogramowany przy Okrągłym Stole, gdzie dwie niby-strony umówiły się, jak będą wyglądały demokratyczne dekoracje, kto będzie prawicą, kto lewicą, a kto nimi na pewno nie będzie. Na tym polegały, oprócz zgody na uwłaszczenie się nomenklatury byłych partyjnych, prawdziwe obrady okrągłego mebla. I trzeba przyznać, że – mimo tymczasowych kontekstów ówczesnej sytuacji – jest to układ, który przetrwał wszelkie burze, aż do dziś. Nie mniej – naród nieuczony demokracji uznał ten stan za jej oczywisty, bo wyłączny przejaw, przyjął, że polityką zajmują się inni, lepsi – potem, że bardziej cyniczni, a więc suweren nie ma w niej co robić. Ten zresztą od razu został „zajęty” skomplikowaniem i trudnościami systemu walki o siebie i nie było czasu na system, choć to on był przyczyną utrapień, na które rozwiązaniem stała się społeczna alienacja Polaków i nakierowanie na obronę podstawowego atomu społeczeństwa – rodziny. Reszta wokół tej wyspy to stały się morza wrogie, najeżone politycznymi piratami. A więc nikt nie wypływał z wysp komfortu na morza polityki, okupując się tylko raz na cztery lata daniną wyborczą, by piraci już tylko mniej nachalnie łupili. Bo, że są od łupienia to wiedzieli już wszyscy, chodziło tylko o wydeptanie sobie ścieżek klientelistycznych dla świętego spokoju. I tak naród postrzegał tę demokrację w działaniu, nie wyobrażając sobie, że może być inaczej, ba – przenosząc swoje ukryte traumy na inne narody i społeczeństwa, tusząc, że u nich pewnie tak samo, bo demokracja – jako ideał – może mieć tylko jedną postać. Aktualną.Mamy więc świętą krowę, o której – paradoksalnie – jak o zmarłym: można mówić dobrze, albo w ogóle. A więc słyszymy, że to dobre jest wszystko, zaś wszystko co złe – od nie-demokracji diabła pochodzi. Każdy, kto zająknie się przeciw demokracji, każdy kto wskaże, że to tylko jeden z ustrojów, jako się rzekło, narzędzie, które może się popsuć i co do jej taktycznego używania, ale i co do idei – idzie na szafot. I to w wielu ustrojach wcale nie teoretyczny, gdyż wystąpienie przeciwko wadom demokracji zatopionym w konstytucyjnych systemach państw jest powodem do jak najbardziej realnej odsiadki. Aż tak demokracja się broni. Ale poteoretyzujmy tu sobie, póki – jeszcze – można. Popatrzmy sobie na cechy demokracji, te dobre i te złe.
Wady świętej krowy
Ponieważ tych gorszych jest więcej (moim zdaniem, tak, tak) zacznijmy od wad. Po pierwsze – trudno jej przyznać autentyczność, to znaczy, że jest naprawdę, czyli lud wie co wybiera, wymaga a zawiedziony – zwalnia tych co niedowożą jego woli. Czy ktoś jeszcze w to wierzy? Dla jeszcze wierzących proponuję na chwilę (nikomu nie powiem) odłożyć dogmat demokracji i zastanowić się czy istnieje rzeczywisty pas transmisyjny woli suwerena w demokracji przedstawicielskiej.Nie ma tak, że myśli wielkich grup społecznych zestrzeliwują się w jedno ognisko i wychodzi z tego pomysł na ustrój. Suweren nie ma głowy do tego, nie będzie przecież piłował wielomilionowych kompromisów. Suweren jest biernym biorcą programów politycznych przygotowywanych przez aktywistów, jako gotowa, mniej lub bardziej (dzisiaj mniej niż bardziej – patrz: plemiona) propozycja do zaakceptowania przy urnie.Tu pojawia się następny próg, czyli propaganda, szczególnie nasilona w momentach przesileń, kiedy idą wybory i akt zawierzenia odbywa się jednorazowo i jest kreowany na raz przez wszystkich. Wtedy dzieją się cuda z opowiadaniem tego programu, tak, by na nas zagłosowano.
O niektórych punktach pomysłu na rządzenie się nie mówi, niektóre tak zamula, by móc się z nich wycofać, niektóre się wstawia, bez ochoty na ich realizację i taki misz-masz dostaje wyborca. Tu pojawiają się, szczególnie w plemiennej Polsce, projekty, które nie polegają na pomyśle na kraj – ten sprowadza się do jednego: wyeliminowania jedynego (trzeba więc dbać, by nie było ich za dużo) przeciwnika, po czym nastąpi ogólna szczęśliwość. Widzimy to dzisiaj – tak naprawdę wyborcy Tuskowi mieli tylko taką perspektywę, a więc nie dziwi ich to, że implementacja konkretnych rozwiązań jest w ogóle jakaś, skoro na żadne konkrety się nie umawiali, zaś Donald ładnie wyjaśni, że przecież wszystkim o to chodziło.No, dobra, była kampania, a teraz wybory. O ordynacji nie będę się tu rozwodził, gdyż cała ona jest, mimo późniejszych mutacji, i tak bękartem Okrągłego Stołu, by realizować podstawowe wymienione założenie – scena ma być uporządkowana, jej ustawiaczom nie może zdarzyć się żadna demokratyczna wpadka, jaką miałaby być wyborcza porażka, a już nie daj Boże sądowa ława. I wszystko jest o tym, łącznie z wybieraniem posłów przy zielonym stoliku naczelników partii, tępieniem każdego ruchu spoza układu, aż do systemu finansowania partii, który bogatym dodaje, zaś biednym zabiera. W końcu kończymy na tym, że wyborca nie wie kogo wybiera. A jednak wybiera, taka to demokracja. Ba, da się pokrajać za swego, najczęściej nieznanego, wybrańca.No dobra – wybralim.
Ale teraz wchodzi parlamentaryzm na pełnej kurtyzanie. No, bo mamy tych 460 światłych wybrańców i trzeba z tego uciułać 50% plus jeden światły. A więc korowody koalicyjne. To wtedy uciera się sól ziemi czarnej demokracji przedstawicielskiej – kompromis. Przypomnę, że w tym momencie jesteśmy świeżo po tym jak naród dał głos, następny za lat cztery, można więc suwerena zaraz po tym „święcie demokracji”… olać. Tak, olać. W momencie koalicyjnym nie gra się już na grupy wyborców, ale na grupy wybrańców. Konkretnych ludzi, z krwi i kości, z ich ambicjami, charakterami, koneksjami. I z nimi układa się kompromis, coraz częściej nie programowy, ale stanowiskowy. Nie mówi się o tym jak będziemy rządzić, ale kto to będzie robił. A to czyni program rządzenia krajem kwestią wtórną, bo pozostaje wtedy jedyny jednoczący cel – łupienie państwa. Powiecie – ale sprzeniewierzenie się wybrańców swemu demosowi będzie przez wyborcę pokarane w następnych wyborach. A skąd ta pewność? A jak ten przeniewierca będzie się cały czas sprzedawał jako jedyna alternatywa wroga plemiennego? I wzmoży ten przekaz przed kolejną kampanią, przed kolejnymi wyborami? PiS zaciągał ten dług przez osiem lat wierząc, że mu wyjdzie, gdy postraszy Tuskami, ale przyszło nowe pokolenie naiwniaków i sprawdziło ten szantażowy blef. A więc już teraz – po filtrze programów, wyborów, i klejenia koalicji – widzimy jak bardzo rezultaty demokracji oddalają się od woli suwerena, nawet tego najbardziej zaangażowanego, któremu wciąż się wydaje, że pobywa w rejonach własnej sprawczości.
A teraz samo rządzenie. No, powiedzmy, że już się nawet wyborca utarł i po szlifowaniu jego pomysłu przez kompromisy wreszcie dopracowano się porozumienia, które sam lud zaakceptował. Choć w większości przypadków przecież nie wie on na co się tak naprawdę umówiły wysokie kolaborujące strony.
No, ale tu wchodzi następny próg deformacji woli wyborcy – a któż to powiedział, że umowa koalicyjna to zapisane na kamiennej tablicy demokracji przykazania na całą kadencję? Przecież od pierwszego dnia koalicji jej członkowie pracują – głównie przeciwko swym kolegom – na polepszenie własnej pozycji, a to zawsze się dzieje kosztem koalicjanta, gdyż jest to gra o sumie zerowej. A więc ustalenia koalicyjne ulegają erozji, praktycznie żadna konstrukcja nie dotrwała do końca, nawet bezkoalicjancki PiS, rządzący samodzielnie, sam z siebie dokonywał personalnej rekonstrukcji rządu. A więc tu też się zmienia i na wyjściu koalicji można zobaczyć czasami coś zupełnie innego niż na jej wejściu. Taka to czarna skrzynka tej demokracji.                   Mamy więc do czynienia ze stopniowym, wykazanym tylko tu skrótowo, procesem alienacji. Wyobcowywania się realizacji politycznej woli suwerena niby wyrażonej w wyborach, w postać przez nikogo z wyborców nie przeczuwaną, którą się dopiero na gorąco tłumaczy, mimo jej ciągłej zmienności, jako tę wybraną i docelową, że na tę jej aktualną wersję umawialiśmy się wszyscy. I niech ktoś mi po tym wszystkim powie o autentycznej sprawczości tego systemu. Jest to raczej dekorum, którego właściwy cel wyjdzie nam później.
Tylko taka zaleta?
Teraz więc o zaletach demokracji, a więc krótko. Właściwie po tym wszystkim trudno by było znaleźć coś co równoważyłoby jej wymienione skrótowo wady, ale ludzkość próbuje cały czas. Otóż – uwaga, uwaga! – jedyną zaletą tego ustroju jest to, że zakłada on w sobie pokojowe mechanizmy przekazania władzy, jeśli ta będzie postępować nie w interesie ludu. Przyznacie państwo, że to dość… mało w stosunku do licznych wad. Tylko to – pokojowe przekazanie władzy? No, wychodzi, że tak. Ja wiem, że trauma po rewolucjach może być duża, ale że aż tak? Że te jednorazowe horrory, jakimi rewolucje de facto są, to mają zrównoważyć lata przebywania miliardów ludzi na całym świecie w ustroju dysfunkcjonalnym, którego tylko przedstawicielskie wady omówiłem? A co z kadencyjną perspektywą demokracji, czyli zero projektów i działań powyżej czteroletniego terminu? A gdzie brak odpowiedzialności rządzących za rzeczy przy których morderstwo dokonane przez obywatela to pikuś? A co z łapówkarstwem, frymarczeniem groszem publicznym, limitowaniem dostępu do rynku, czy robieniem wody z mózgu obywatelom za ich własne pieniądze? I co, po drugiej stronie tylko to pokojowe przekazywanie władzy?Ale spoko – a ja widzę za demokracji coraz mniej pokojowe przekazywanie tej władzy.
Demokracja, szczególnie ta w swej liberalnej formie, dzieli wynik wyboru demosa na dwie kategorie. Te słuszne, utrzymujące elity zarządzające przy władzy – wtedy mamy święto demokracji, to: „trzeba było mieć więcej mandatów” i kategorię drugą. Ta, nawet jak by dotrzymać wszystkich ustrojowych procedur jest demokracji zaprzeczeniem, gdyż naród się pomylił wybierając nie nas, a tak być nie może. Wtedy mamy demokracji upadek. I wtedy jest kwestionowanie istoty demokracji – my wam damy przekazanie władzy, i jakie tam pokojowe?Po drugie – istnieje przecież „deep state” w każdym kraju, czyli alternatywny, często bardziej efektywny system władzy, który nie podlega żadnej politycznej weryfikacji, a więc ten będzie się bronił przed każdym aktem wyborczym, który może ten stan naruszyć. Niech sobie, mówią niektórzy, taki system i będzie, bo lepiej by w ogóle ktoś rządził, niż chaos, nawet za cenę haraczu coraz bardziej mafijnych i oligarchicznych stosunków. Kłopot w tym, że przy takich podskórnych układach, ten system oficjalny zawsze stabilizuje się na, jak to określił profesor Zybertowicz, poziomie suboptymalnym. Czyli oficjalny system kostnieje na niższym poziomie rozwoju, niżby mógł on osiągnąć bez oligarchicznych obciążeń. Dzisiejszy świat różni się tylko poziomem ostentacji w poczynaniu sobie elit – w niektórych krajach pchają się na świeczniki i mówią wprost kto tu i jak rządzi, w innych są dyskretne, „tisze jedziesz – dal’sze budziesz”, tak, by utrzymać kulturowe resztki przyzwoitości w oczach suwenira. A wiec trudno w tak realnie wyglądającej polityce mówić nie tyle o pokojowym, ale o przekazywaniu władzy w ogóle. Odbywa się jakieś teatrum, a starzy wyjadacze obserwują tylko nowy układ scenografii zmontowany przez nowych-starych scenografów oficjalnej sceny politycznej. Scena i widownia są określone, zaś media, zawsze w ręku deep state, będą już tylko reflektorami oświetlającymi wybrane kawałki sceny i najsmaczniejsze momenty. Tak, by widownia myślała, że to wszystko naprawdę i że w ogóle jest jakiś ruch.
Bicie królem
Umówiliśmy się, że pogadamy na serio. Beznamiętnie poanalizujemy i demokrację, ale może i inny ustrój – monarchię. Wiem, zatkało, jak to tak, wracać do tych czasów, teraz? W XXI wieku? Przecież króle już się dawno skompromitowały, średniowiecze jakieś. Teraz to tylko źródło skandali i westchnień pensjonariuszek marzących o tym, że kiedyś z karocy zauważy je książe i wszystko skończy się jak w bajce. Do tego wracać? Tyś się już Karwelis kompletnie zglejował ze zwojami byłego mózgu. Tak? No to wróćmy z powrotem śladem wad demokracji. W monarchii w tych miejscach – same zalety. Monarcha nie ma perspektywy nakraść się w czteroletniej kadencji i dać nogę, po czym w demokracji przychodzi następny demokratyczny zaciąg do łupienia i żaden kraj tego nie wytrzyma. Zmienia się perspektywa rządzącego, ten nie musi się umizgiwać do ludu, bo ten nie może króla ukarać „w następnej kadencji” i go nie wybrać, bo to nie demokracja. A więc social umiarkowany, zwiększamy bazę podatkową, ale rozsądnie, gdyż państwo w swym aparacie ma tylko niezbędne rozmiary.
Mamy projekty na lata i dla następnych generacji, nie bez kozery mówi się, że projekty z XVIII i XIX wieku, mimo o góra lepszej techniki w dzisiejszych czasach nie mogłyby się w ogóle ziścić.Wreszcie perspektywa – tak, taki król zarządza swym państwem jak swoją własnością, co może wkurzać, szczególnie równościowych lewaków. Ale to oznacza, że jeśli nie jest wariatem – o tym potem – to będzie monarcha o to państwo dbał, przecież sam siebie łupić nie będzie. Ba – będzie dbał o sukcesję. I to co najmniej w dwóch wymiarach: masy spadkowej i następcy do dziedziczenia. W tym pierwszym będzie chciał swoim dzieciom przekazać majątek przecież w jak najlepszym stanie. Nawet jak państwo będzie miał w nosie, to może dzieci już nie tak bardzo. Po drugie dziedzic – to powoduje, że król ćwiczy, sprawdza i przygotowuje swych potomków do rządzenia. Profity z tego spore, ale robota – przyznajcie – ciężka, takie państwo na jednej głowie. Co mamy po drugiej, demokratycznej stronie – system tak „łatwy”, że może rządzić sprzątaczka? Nikt w to nie wierzy, ale wybieramy swych przedstawicieli, bo nam się z pyska podobają, o poglądach – zwłaszcza tych do dowiezienia – wiemy niewiele, zresztą się nie interesujemy, bo zawierzamy flagowym emocjom partii, co to jednego z drugim wystawiły.I rządzą nami patałachy, które nawet do królewskiego dworu nie byliby wpuszczeni. Zastępy nuworyszowskich bezczelniaczków, karmionych publicznym grochem indolentów wyposażonych w niekontrolowane kompetencjami możliwości do szkodzenia. Zapatrzonych w gwarantowaną bezkarność ponadpartyjnej kasty, podatni na korupcję, bo jak nie teraz, to kiedy?
Przekazanie władzy
No dobrze – dotarliśmy do tego punktu, który być może jest jedyną zaletą demokracji, zaś wadą ostateczną monarchii – czyli przekazania władzy. Punktem krytycznym wady monarchicznej jest tu sytuacja życia w systemie jednoosobowo dowodzonym przez niedołęgę, despotę lub wariata. Siedzi taki sobie w zamku, wojo ma na gwizdnięcie i co takiemu zrobisz, choć żyć się nie chce pod takim rządem. A tu demokracja daje ci narzędzie kartki wyborczej, cierpisz powiedzmy lat cztery, ale zbierasz się z kumplami, bierzecie te kartki, wrzucacie do urny – i cud boski, kłopot znika. A tak przecież despoty odwołać nie da rady, nie da się zaprzaniec. Będzie dymił.No, to rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Tak, zdarzają się takie przypadki, ale są mocno grzane przez demokrację jako jedyny objaw monarchii. Nie dziwota, sam system ma odstręczać, a każdy król to ląduje w objęciach despotyzmu, nie słucha się, ciemięży, nawet kiedy szkodzi to jego własnemu państwu. Przypomnę jednak, że i w monarchii są jakieś ruchy. Dynastie upadały i upadają, nie tylko z powodu zerwania ciągłości dziedziców. Jak coś nie gra, to i dwór potrafi poddusić poduszką, a jak i tam jest zastój, to się nie raz chodziło z widłami na zamek i robiło porządek. Potem jakiś następny stawał na beczkę władzy, krzyczał – za mną! i był spokój. Władza się odnawiała, może nie przekazywała, ale w świetle tego co tu było powiedziane – czy to aż taka różnica, by za jej subtelności męczyć się w koszmarze demokracji przedstawicielskiej?
Ale w autentyczności demokracji musimy zauważyć jeszcze jeden aspekt. Ta ona ewoluuje. Wielu upatruje w jej istnieniu źródło dobrobytu ostatnich stu lat cywilizacji zachodniej, no, z małymi przerwami na wojny. Że to dzięki temu ustrojowi tak dobrze nam ostatnio szło, zaś przykład polskiego tempa dobrobytu ostatnich trzydziestu lat jest dowodem na łączność prosperity z tym ustrojem. Ale jest to, moim, zdaniem, mylenie przyczyn i skutków z timingiem.
Dobrobyt rósł, kiedy demokracja była prawidłowa i niezdegenerowana. Kiedy ustrój miał jasne kanały awansu społecznego opartego na majątku i zaradności. Jak system oliwił te tryby to wszystko kręciło się dobrze. Każdy znał swoje miejsce w drabinie społecznej, a więc ewentualne poruszanie się w jej kierunkach góra-dół polegało na dowiedzionych przymiotach, korzystnych dla społeczeństwa. Był nim awans społeczny oparty na kompetencjach i konkretnych zasługach, który tworzył klasę średnią, ten pas transmisyjny rzutkich w górę drabiny społecznej użyteczności. Powoli demokracja jednak zaczęła się socjalizować, spełniając przepowiednię Marksa, że do zwycięstwa socjalizmu trzeba tylko wprowadzić demokrację i poczekać, aż roszczeniowość przemieniona na głosy większości weźmie górę.I taki był proces zachodniej degrengolady demokracji, głównie w jej suflowaną odmianę demokracji liberalnej. Z tą jej liberalnością, to kolejny dowód na to, że lewica kradnie pojęcia i przeinacza je w sposób dekonstrukcyjny. Jak można było przecież wziąć ideę liberalizmu, ideę, w której indywidualna wolność jest głównym punktem odniesienia sensu życia i obdarzyć tą nazwą wersję demokracji, która polega na kompletnym kolektywizmie i udawaniu, że chodzi o coś innego, niż to, że człowiekiem rządzą samo-mianowane elity, bez ograniczeń i hamulców? Bo taką drogę przeszła demokracja zachodnia. Teraz tylko, schlebiając socjalnemu elektoratowi przeżera ostatnie zdobycze prawdziwego kapitalizmu, które teraz zastępuje zblatowanie się wyobcowanej elity z wielkim kapitałem. Jak ktoś coś robi, to tylko korpo, które dorwało się do regulacyjnego cyca kreowanych przez elity polityków, by zapewnić sobie prawny monopol na swój zbyt. A jak to w monopolu – wszystko drożeje i obniża jakość. Ćwiczyliśmy to w socjalizmie i Zachód w to wchodzi, nieświadom doświadczeń w tym względzie braci mniejszych, tych ze wschodu.
Demokracja bez panierki
Dzisiejsza postać demokracji traci już element mimikry, przestaje coraz bardziej udawać, że jest emanacją woli ludu. Już się mówi o czynnikach obiektywnych, które zmuszają wybraną władzę do wzięcia wyborcy za mordę. Przyspieszone ćwiczenia z tego przeszliśmy w kowidzie i okazało się, że można iść dalej, bo eksperyment się udał. A więc już nie potrzeba uzasadnień, te zmniejszają się na korzyść nagiej przemocy. Do tego dochodzi kompletnie ogłupiały i spacyfikowany suweren i można już jechać bez trzymanki. Demokracja liberalna mówi bowiem otwarcie tak – rządzenie światem, ba tam państwem, to poważna sprawa, wymaga ciągłości dłuższej niż kadencja demokracji (no, rewelacja!) nie możemy się bujać od ściany do ściany jakichś ignorantów, którym przydarzy się elekcyjny fart, tylko trzeba to robić w ciągłości. Ciągłość zapewnią niewybieralne instytucje, o kadencyjności dłuższej niż demokratyczne, gdzie siedzą technokraci, bo to tylko oni są w stanie rozwikłać meandry coraz trudniejszej sztuki rządzenia. Stąd spełniany jest warunek konieczny do takiego ruchu – ciągła komplikacja zarządzania interesem, zwiększanie węzłów horrendalnych przepisów, których już nikt poza ich kastą nie rozwikła. I interes się sam kręci.Nie wiadomo dlaczego wszyscy się uparli, że rządzenie krajem ma być kolegialne. A już firmą kilkuosobową to musi być jednoosobowe. Z jednej strony para pracowników i kilka maszyn i wystarczy jeden umysł, a jak chodzi o państwo, to nagle ma stać się cud i umysły takiego Sejmu zestrzelą się wykładniczo w jeden super mózg, będący super-menadżerem państwa.
Przecież to właśnie działa odwrotnie. Wszystkie kraje dowodziły, że zarządzanie nimi jedną osobą, jedną wizją i jedną egzekucją dawało najlepsze rezultaty, zaś gardłowanie na wiecach prowadziło w przepaść, albo do dyktatury, która to brała wszystko za łeb.Najgorsze jest to, że mamy władcę, ale nie wiadomo kim on jest. Czyli nie wiadomo gdzie się udać z widłami, jak nam ustrój doskwiera, a niektórym doskwiera. Nawet bowiem jak się pałac zdobędzie, jak w przypadku trumpowego Kapitolu, czy napaści woli ludu na pałac prezydencki w Brazylii, to tam nie ma nic, nikogo do obalenia. Insygnia władzy są dziś mocno wirtualne, moc rozproszona i gdzie tu dorwać jednego z drugim, ściąć i przed kim mianować następcę? Hę? Jest taka powieść u Lema, pod tytułem „Fiasko”. Ludzcy kosmonauci przypadkiem są „uziemieni” na innej planecie i powoli odkrywają, że istnieje tam jakaś cywilizacja, ale dziwna. Jest wyraźny podział kastowy, jakieś eksperymenta genetyczne kreujące niepożądane klasy, ale system jest wysoce opresyjny. Zagadywani tambylcy potwierdzają istnienie opresyjnej władzy, ale nie wiedzą kim ona jest. Po prostu działa jakoś i jest opresyjna, zaś fakt jej istnienia potwierdzają tylko ofiary. Ale tylko one. Nie ma żadnej stolicy, nie ma gdzie pójść z widłami na zamek. No, jak u nas.Dziś żyjemy w momencie upadku formacji demokratycznej. Ciało gnije, ale nikt nie wie, co się wyłoni z tego rozpadu. Na razie system się broni rozpaczliwcem, że to przez populistów. Ci są wrogiem dyżurnym, jednak o coraz słabszym oddziaływaniu. Odsuwa demokracja tym samym podejrzenia od siebie, że sama jest źródłem problemów, ale kierując je na populistów – jednocześnie sobie kopie grób. Dlaczego? Bo zarzuca im własne grzechy. Ano głównie takie, że populizm – uwaga, uwaga! – mówi ludziom rzeczy, które oni chcą słyszeć; że tam rządzą motywacje elitarne, niedemokratyczne, w sensie woli większości, że mechanizmy władzy i decyzji są ukryte za sztafażem realizacji woli ludu. Dobre sobie – przecież to wypisz-wymaluj dzisiejsza demokracja. A wiec skoro tyle tu podobieństw, to gdzie jest różnica i czemu ta demokracja liberalna tak z populizmem walczy?Jednym z powodów jest to, że musi przecież mieć jakiegoś wroga, a nie wszystko da się podciągnąć pod zarzut faszyzmu. Zresztą i tu też za dużo jest podobieństw. Skoro i manipulacja, i ukryte rządy są częścią wspólną populizmu, to jedyną różnicą powodującą egzystencjalny konflikt tych obu jest po prostu niechęć do wymiany elit. Jednych na drugie. I o to się toczy cały spór. Dotąd elity się rozwijają na zasadzie kooptacji, a więc na własnych warunkach, czyli nieakceptowalny jest dla nich skok rewolucyjny, jaki obiecuje im populizm, bo ten dla elit demokracji liberalnej sprowadza się do, słusznego zresztą hasła, wszyscy won! A nie ma tak. Przecież mamy całe rzesze postawione na przekonaniu o wiodącej roli akurat danej elity i będą one walczyć o swe utrzymanie jak kiedyś socjalizm z niepodległością.
W worku z demokracją 
     Żyjemy więc w świecie, który mówi cały czas o demokracji, zrobił sobie z niej fetysz, choć główny jej podmiot jest ofiarą kompletnego nieporozumienia, łudząc się co do swej sprawczości. A kiedy spytać takiego, czy to co widzi, to jest jego suwerenne marzenie, to się będzie zapowietrzał albo samooszukiwał. Ale z drugiej strony na demokrację nie można powiedzieć złego słowa, choć to przecież nie bóg jakiś, tylko jeden z wielu systemów politycznych. Czyli instrukcji obsługi otaczającego świata. A ta instrukcja coraz gorzej działa i nie polepszy sytuacji upieranie się, że nie można nawet o tym mówić, gdyż pluje się na świętość demokracji. Tak to niczego nie zaczniemy i zginiemy w zdegenerowanym świecie, pucując trupa, zaszyci w nim w worku.            

Zagrożenia suwerenności. Część II: Globalizm

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm ekspedyt/zagrozenia-polskiej-suwerennosci

W przekazie głównego nurtu o globalizmie mówi się niewiele, stąd też mało kto postrzega go jako realne zagrożenie dla suwerenności państw i wolności narodów. Opinia publiczna, choć świadoma istnienia licznych ponadnarodowych organizacji, nie interesuje się kwestią kluczową, czyli do czego tak naprawdę organizacje te służą. Mało kto interesuje się też tekstami źródłowymi, a te są dla zrozumienia całego zagadnienia fundamentalne. Globalizm to nowa ideologia, która – podobnie jak wszystkie inne ideologie – dąży do hegemonii w sferze politycznej i społecznej.

Przede wszystkim należy rozpocząć od rozróżnienia pojęć globalizacji i globalizmu, które są ze sobą często mylone. Globalizacja to ogół zachodzących na świecie procesów, które prowadzą do większej współzależności państw, gospodarek, kultur, etc. Globalizm natomiast to – w interesującym nas kontekście – zbiór poglądów, który uznaje globalizację za najwłaściwszy kierunek polityczny i poprzez jej wykorzystanie chce doprowadzić do scalenia świata w jeden polityczny organizm lub szereg organizmów politycznych (np. bloków kontynentalnych) podległych instytucjom międzynarodowym.

Problem z globalizmem jest taki, że można go definiować na bardzo wiele różnych sposobów. Nas interesuje globalizm w kontekście politycznym. Trudno jest jednoznacznie orzec, czy współczesny globalizm jest ideologią, lecz stwierdzenie takie nie jest pozbawione sensu. Jeżeli przyjmiemy, że ideologia to zbiór światopoglądów, za pośrednictwem których dąży się do stworzenia holistycznej interpretacji świata oraz wizji jego przekształcenia, globalizm w nowoczesnym wydaniu zaczyna nabierać ideologicznego kształtu. Stąd też dla ułatwienia wywodu w dalszej części tekstu globalizm będzie przeze mnie określany ideologią lub neoideologią. To drugie pojęcie lepiej odzwierciedla stan jego rozwoju – podkreśla ono fakt, że globalizm to ideologia, która nie jest jeszcze w pełni wykrystalizowana, lecz cały czas formuje się pod wpływem ideologów.

Kim są z kolei ideolodzy współczesnego globalizmu? Na przestrzeni historii pojawiało się wiele postaci, które rozważały możliwość powstania czy to jednego światowego organizmu państwowego, czy też ponadnarodowej organizacji, która miałaby sprawować kontrolę nad teoretycznie niepodległymi, lecz w zasadzie całkowicie pozbawionymi suwerenności państwami. Ideowych korzeni współczesnego globalizmu można dopatrywać się już w XVIII wieku, jednakże dla lepszego zrozumienia tego czym jest globalizm współczesny, należy skupić się na ideologach globalistycznych XX i XXI wieku.

Współczesny globalizm jest bowiem ściśle powiązany z filozoficznym ruchem transhumanizmu i niemożliwe jest analizowanie tej ideologii bez wzięcia tego czynnika pod uwagę. Podobnie jak rozwój idei Marksa powiązany był ściśle z rozpowszechnieniem się rewolucji przemysłowej w państwach Zachodu, rozwój współczesnego globalizmu wiąże się z galopującym postępem technologicznym („czwartą rewolucją przemysłową” w terminologii Klausa Schwaba). Jest to bardzo istotne z tego względu, że rozwój technologiczny w dziedzinach takich jak informatyka, genetyka, implantologia czy medycyna stanowi dla globalistów jeden z najważniejszych obszarów zainteresowania. Rozwój ten ma też być kluczowym dowodem na to, że globalizm jako ideologia jest dziś potrzebny całemu światu.

W ostatnich latach naczelne miejsca wśród globalistycznych ideologów zajęli wspomniany wyżej Klaus Schwab, założyciel i prezes zarządu Światowego Forum Ekonomicznego, oraz Yuval Noah Harari, izraelski historyk i były stypendysta Fundacji Rotschildów. Choć trudno jest powiedzieć jaką rolę realnie odgrywają ci dwaj myśliciele w ruchu globalistycznym (nie musi być to wcale rola wiodąca), to należy poważnie traktować publikowane przez nich prace, gdyż łącząc je ze sobą, możemy ideologię neoglobalizmu spiąć w jedną logiczną całość. Schwab w swoich pracach tworzy podwaliny pod ideologię globalistyczną w wymiarze polityczno-ekonomicznym, natomiast Harari w wymiarze społeczno-kulturowym. Jeżeli weźmiemy w dodatku pod uwagę fakt, że Harari należy do grona doradców Schwaba i współpracuje ze Światowym Forum Ekonomicznym, to rozważanie poglądów tych dwóch autorów zbiorczo staje się tym bardziej uzasadnione.

Stąd też na naszych łamach globalizm nazywamy czasami zamiennie pojęciem schwabizm-hararizm, nawiązując w ten sposób do terminu marksizm-leninizm.

Następnie należy określić kim są sami globaliści. Co ciekawe, środowiska globalistyczne nie posiadają swojego formalnego politycznego przedstawicielstwa. W parlamentach krajów zachodnich nigdzie nie znajdziemy Partii Globalistów, gdyż takie partie nie istnieją. Nie istnieje też (przynajmniej oficjalnie) globalistyczna międzynarodówka, choć zdaje się, że do tej roli aspiruje kilka ponadnarodowych inicjatyw ze Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) na czele. Nie oznacza to jednak, że nie ma na świecie partii, które służą globalistycznym interesom. Zastanawiający w tym kontekście może być fakt, że zarówno podczas corocznych spotkań WEF, jak i dwóch innych istotnych globalistycznych gremiów, czyli Grupy Bilderberg i Komisji Trójstronnej, pojawiają się politycy najróżniejszych opcji politycznych (we wszystkich tych gremiach pojawiają się często te same nazwiska), dzięki czemu widać, że globaliści preferują oddziaływanie na politykę poprzez jednostki. Wielu polityków sprawujących ważne stanowiska w Unii Europejskiej oraz państwach członkowskich Unii, w młodości było wspieranych finansowo przez rozmaite organizacje i fundacje promujące globalizm, stanowiące realne narzędzie do tzw. kreowania liderów, bo tak określają ten proces sami globaliści. O sposobie kreowania „liderów” lokalnych jako skutecznej strategii politycznej pisze w swoich książkach George Soros, prominentny globalista i promotor idei społeczeństwa otwartego.

Uzupełniając wywód na temat globalistów pozwolę sobie zacytować fragment tekstu mojego redakcyjnego kolegi Bartosza Kopczyńskiego. W tekście tym red. Kopczyński globalistów określa w następujący sposób:

„Jest to grupa międzynarodowych kapitalistów o globalnym zasięgu swych interesów. Niewiele pewnego możemy o nich powiedzieć, nie znamy bowiem szczegółowych ról i ustaleń. Musimy więc polegać na wiedzy historycznej i per analogiam transponować ją na współczesność. Wynika z tego, że globalną rewolucyjną grupę inicjatywną stanowią ludzie z kilkunastu rodzin bankierskich, o przeważającym pochodzeniu korzenno – anglosaskim, których główną siedzibą są Stany Zjednoczone i Londyn. Źródłem ich władzy jest zarządzanie kreacją, emisją, przepływem i wymianą pieniądza. Większość opinii publicznej nie ma świadomości, jak długo już trwają ich zmagania ze światem i ludzkością. Moja obecna wiedza pozwala na wskazanie tego momentu, w którym zwykli bankierzy stali się globalistami, i jest to początek XIX w. Ludzie ci przekazują sobie majątki, struktury władzy, wpływy i wiedzę z pokolenia na pokolenie. W globalistycznych rodach panuje wewnętrzny konserwatyzm obyczajowy, wyraźna struktura patriarchalna, wewnętrzna solidarność oraz współpraca między rodami. Jest to modus vivendi et operandi dokładnie przeciwny do tego, który aplikują wszystkim innym ludziom. Dzięki temu dokonali tak wielkiej kumulacji majątków, władzy i wpływów. Dzięki temu tak skutecznie ingerują w rozwój ludzkości.”

Ważne jest także to o czym red. Kopczyński wspomina w dalszej części swojego tekstu, wymieniając szereg ponadnarodowych organizacji, które służą globalistom jako narzędzia do realizacji panglobalnej polityki. Obok wspomnianych już przeze mnie Światowego Forum Ekonomicznego, Grupy Bilderberg, Komisji Trójstronnej i Unii Europejskiej, na tej liście znajdują się też instytucje takie jak ONZ, OECD, WHO, Bank Światowy, Klub Rzymski czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Znaczenie tych instytucji dla poszerzania globalistycznych wpływów na świecie zdaje się bardzo niedoceniane przez współczesne społeczeństwa Zachodu, które zdają się kompletnie nie rozumieć tego jaką rolę te instytucje w rzeczywistości odgrywają. Tymczasem jak pisze Klaus Schwab przyszłość należy właśnie do nich.

Schwab nie postuluje oficjalnie utworzenia rządu światowego, ale jest zwolennikiem rozwiązania, które de facto oznaczałoby ni mniej, ni więcej to samo. Według niego państwa narodowe nie są w stanie rozwiązywać współczesnych problemów globalnych związanych z m.in. zagrożeniami bezpieczeństwa, zmianami klimatu, terroryzmem, ryzykiem związanym z wymknięciem się spod kontroli rozwoju technologicznego. Z tego też względu państwa narodowe powinny się stopniowo zrzekać swoich własnych kompetencji na rzecz instytucji międzynarodowych, niekoniecznie tych już istniejących. Schwab nazywa to działaniem przez „wspólną platformę”. O możliwości powstania „rządu światowego” wprost pisze z kolei Harari.

Tzw. problemy globalne stanowią klucz do zrozumienia współczesnego globalizmu. Globalistyczna narracja głosi, że ludzkość w XXI wieku znajduje się w stanie permanentnego kryzysu, który jest tak naprawdę skutkiem jej działania. Problemy, które narosły w wyniku szkodliwej działalności człowieka stanowią zagrożenie egzystencjalne dla miliardów ludzi na całym świecie. Państwa narodowe w obliczu tych wszechobecnych zagrożeń przestają według globalistów spełniać taką rolę, jaką mogły odgrywać jeszcze 50 czy 100 lat temu. Nie są one bowiem w stanie rozwiązywać problemów globalnych, a co gorsza – narodowy egoizm utrudnia międzynarodową współpracę i prowadzenie skoordynowanych działań na rzecz walki z globalnymi problemami. Wobec tego świat powinien dostosować się do tej nowej rzeczywistości i odchodząc od archaicznej formy organizacji politycznej w postaci państw narodowych, wejść w erę globalnej, ponadnarodowej współpracy.

Globalne problemy mogą rozwiązać tylko globalnie działające instytucje. Państwa narodowe powinny więc przekazać swoje własne uprawnienia na rzecz tych instytucji, aby możliwe było rozwiązanie problemów zagrażających ludzkości. Stąd też np. aby skuteczniej walczyć z przyszłymi pandemiami (dla globalistów stanowi pewnik, że będą one miały miejsce, o czym wspominają zarówno Schwab, Bill Gates, jak i sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres), państwa narodowe powinny całkowicie podporządkować swoje systemy opieki zdrowotnej Międzynarodowej Organizacji Zdrowia (WHO), która mogłaby o wiele skuteczniej wprowadzać określone rozwiązania mające pandemiom zapobiegać, np. ogólnoświatowy lockdown czy ogólnoświatowy nakaz szczepień.

Jeżeli czytali Państwo część I niniejszego cyklu [powyżej -AC] to zapewne pamiętają Państwo, że podobny model działania przyjęła na naszym kontynencie Unia Europejska. Proces federalizacyjny, czyli przekształcenie Unii w superpaństwo miałby przebiegać w dokładnie ten sam sposób – państwa narodowe niezdolne do rozwiązywania problemów w skali europejskiej i globalnej (gdyż UE także posiada takie aspiracje) powinny delegować swoje kompetencje na rzecz Komisji Europejskiej, czy też innego organu, który miałby się z niej w przyszłości wyłonić, aby ta mogła „skuteczniej” zarządzać polityką europejską. Co istotne, tego rodzaju okoliczności zostały przewidziane w obowiązującej Konstytucji RP z roku 1997.

W artykule 9 punkt 2 czytamy: „Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach”.

Prawda jest jednakże taka, że globaliści już teraz posiadają ogromną kontrolę rozciągającą się na wielu kluczowych z punktu widzenia polityczno-ekonomicznego obszarach. Red. Kopczyński w swoim tekście wymienia pośród tych obszarów m.in.: organizacje ponadnarodowe, międzynarodowe, eksperckie, pozarządowe; system bankowy; globalne firmy wszystkich branż, czyli przemysł, handel, technologia; media i przemysł rozrywkowy. Poza tym wpływy globalizmu obecne są także na szeroką skalę w świecie nauki oraz w Kościele Katolickim.

Zagrożenie globalizmu dla suwerenności Polski, a w zasadzie wszystkich państw Zachodu wynika więc – podobnie jak w przypadku zagrożenia ze strony UE – z globalistycznych tendencji do demontażu państw narodowych poprzez odebranie przynależnych im kompetencji na rzecz organizacji międzynarodowych. Na ten moment nie chodzi więc o żadne proklamowanie światowego państwa czy rządu światowego, jak często w uproszczony sposób wyobrażają sobie ludzie świadomi zagrożenia ze strony globalizmu. Podobnie jak w przypadku UE jest to zagrożenie pełzające, które można by też przyrównać do powolnego gotowania żaby. Zagrożenie suwerenności państwa ze strony globalizmu nie jest gwałtowne i natychmiastowe, jak w przypadku zbrojnej agresji wrogiego państwa. To zagrożenie wynika z procesów zachodzących stopniowo, na przestrzeni wielu lat, a w obecnych czasach, w których międzynarodowy system finansowy charakteryzuje się nieustająco rosnącym zadłużeniem państw, globaliści posiadający dominujące wpływy w systemie bankowym posiadają wszelkie narzędzia ku temu, by procesy te jeszcze bardziej zintensyfikować.

Jeżeli zagrożenie wynikające z sukcesów globalizmu dotyczy państwa, to tak samo dotyczy narodu dane państwo zamieszkującego. Już dziś w warunkach systemu demoliberalnego naród posiada niewielki wpływ na to w jaki sposób kształtowane jest państwo. W warunkach globalizmu ten wpływ spadłby do zera. Oznacza to, że społeczeństwa w gruncie rzeczy zostałyby pozbawione możliwości decydowania o swoim losie, gdyż wszelkie wytyczne przychodziłyby z góry, do której nie byłoby możliwości się odwołać. Brzmi to abstrakcyjnie? Wystarczy, że wrócimy do osławionego przykładu WHO. Załóżmy, że faktycznie traktat pandemiczny WHO zostaje podpisany przez wszystkie państwa świata i w nadchodzących latach dochodzi do ogłoszenia stanu globalnej pandemii. WHO uznaje arbitralnie, że w Polsce należy wprowadzić lockdown. Jeżeli bowiem WHO posiadłoby takie kompetencje, rząd staje się tak naprawdę jedynie podwykonawcą i musi polecenia spełniać, bo traktatowo się do tego zobowiązał. Wyobraźmy sobie, że społeczeństwo polskie w zdecydowanej większości nie zgadza się z decyzją WHO, jednakże państwowe służby zobowiązane są do zaprowadzenia w narodzie posłuszeństwa. W takiej sytuacji społeczeństwo nie ma nawet możliwości wywarcia jakiejkolwiek presji na ośrodki decyzyjne, gdyż te, oddalone od Polski o tysiące kilometrów, nie za bardzo interesowałyby się zdaniem opinii publicznej.

Oczywiście jest to tylko scenariusz teoretyczny i – jak to zwykle z utopiami bywa – w praktyce niewiele miałby wspólnego z górnolotnymi założeniami. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę rozwój technologiczny i możliwości likwidowania wszelkiego oporu za pomocą narzędzi cyfrowych (tak jak Trudeau postąpił z protestującymi w Kanadzie), nie jest to coś niemożliwego. Tutaj należy postawić więc pytanie o to czy globalistyczna, utopijna wizja świata pod nadzorem wielkich organizacji ponadnarodowych jest w ogóle wykonalna. Otóż odpowiedź na to pytanie brzmi: tak – dokładnie tak samo, jak możliwe było realizowanie innej globalistycznej utopii, czyli komunizmu, którego globalizm jest w dużej mierze ideowym spadkobiercą. Utrzymanie w szyku dużych, niejednolitych kulturowo obszarów możliwe jest jedynie poprzez tyranię i w tym właśnie tkwi największe zagrożenie ze strony globalizmu, że pod postacią szlachetnych haseł walki o lepsze jutro planety i dobrobyt ludzkości, kryje się realna groźba cyfrowej, technologicznej tyranii na niespotykaną w historii świata skalę.

___________

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm, Dominik Liszkowski, 23 sierpnia 2023

−∗−

Warto porównać:

Trwa batalia o polską niepodległość. Otwórzmy oczy Polakom! – Ordo Iuris
Przed nami epokowe wyzwanie. Musimy dotrzeć do wszystkich Polaków z informacją, że referendum dotyczy w rzeczywistości oddania suwerenności; że utrata niepodległości to konkretne szkody dla każdego Polaka. I tylko powszechny […]

___________

Postaw czerwonego sukna czyli o farsie politycznej
Społeczeństwo III RP jest społeczeństwem, które z punktu widzenia politycznego, z punktu widzenia zdolności do realistycznej oceny politycznej sytuacji, jest społeczeństwem skrajnie infantylnym. Po pierwsze nie potrafi ono zidentyfikować, jakie […]

___________

Jak odzyskać niepodległość. Aspekty formalne, materialne i… nasze cechy
Naród jednak nie chce odzyskiwać niepodległości z powodu dwojakiej niewiedzy: nie wie, że ją utracił, i nie wie, że nie jest narodem. Jak to rozumieć? Wydaje się sprzeczne, jednak pozornie. […]

___________

Czas nowego antysystemu
Pojęcie antysystemu należy całkowicie zredefiniować. Nowy antysystem nie może odnosić się już tylko do kontestacji systemu politycznego państwa – musi on brać pod uwagę system globalny, którego dynamiczna ewolucja zmienia […]

___________

Czerwony ład unijny czyli pełen wachlarz zakazów
Miesiąc miodowy z Unią Europejską już dawno za nami, a teraz rozwija się szara codzienność związku. Okazuje się więc, że związek ten nie jest ani z miłości, ani z rozsądku. […]

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Niemcy sugerują: „W Polsce rozpoczął się proces. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy”.

Co sugerują Niemcy? „W Polsce rozpoczął się proces. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy”

17.03.2024 nczas!!!

Przedstawiciel społeczności żydowskiej
Przedstawiciel społeczności żydowskiej – zdj. ilustracyjne. / Fot. Dave Herring/Unsplash

Polska jest krajem bezpiecznym do życia dla Żydów – przekonują się o tym coraz częściej potomkowie ocalałych z Auschwitz. Przeprowadzają się do Polski, gdzie czują się bardziej chronieni niż w krajach Europy Zachodniej – opisuje w reportażu z Krakowa portal dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ), podkreślając, że na proces ten mocno wpłynęła wojna w Ukrainie i atak Hamasu na Izrael.

Jak sądzicie, po co Niemcy publikują takie teksty?” – pyta retorycznie red. Tomasz Sommer.

W krakowskiej synagodze przy ul. Dietla nabożeństwa odprawiane są po polsku i po hebrajsku. Wiele przychodzących tam rodzin mieszka na terenie dawnej żydowskiej dzielnicy Kazimierz. Dzielnica została nazwana na cześć króla Kazimierza Wielkiego (1310–1370), który zrobił wiele dla bezpieczeństwa Żydów w kwestiach prawnych – przypomniał FAZ.

„Dzisiaj w Polsce żyją Żydzi z pokolenia po-Auschwitz. Kraków stał się sercem tej nowej normalności. Kraków jest wyjątkowy, jest wielokulturowy” – powiedział rabin Eliezer Gurary. „Tu nie jest tak jak w Niemczech, gdzie przy wejściu do synagogi przeszukuje się wchodzących wykrywaczem metalu. Tutaj jest bardziej przyjaźnie” – wyjaśnił.

„Od 15 lat prowadzimy przedszkole żydowskie. We wrześniu osiągnęliśmy minimalny limit dziesięciorga dzieci w wieku szkolnym. Obecnie po raz pierwszy od ponad 50 lat mamy w Krakowie szkołę żydowską, małą pierwszą klasę. To szczególny powód do radości” – podkreślił rabin Gurary.

Jak zauważył FAZ, 800-tysięczny Kraków, drugie co do wielkości miasto w Polsce, nie jest odizolowaną od świata wyspą. „Od początku wojny w Strefie Gazy odbyło się tu kilka niewielkich demonstracji solidarności z Palestyńczykami. Społeczność żydowska potwierdziła, że na wydarzenie przybyli także demonstranci z Niemiec, niektórzy pochodzenia arabskiego” – pisze FAZ. Po 7 października w środowiskach żydowskich w Krakowie zwiększono środki ochrony – m.in. po doniesieniach o broni, w jaką mogli byli wyposażeni przyjeżdżający demonstranci.

W Krakowie znajduje się Centrum Społeczności Żydowskiej (Jewish Community Centre – JCC), zainaugurowane w 2008 roku przez brytyjskiego księcia Karola (obecnego króla). JCC oferuje przestrzeń każdemu, kto „w jakikolwiek sposób identyfikuje się jako Żyd – niezależnie od tego, czy jest ortodoksyjny, liberalny, religijny czy świecki”.

„Nad bramą powiewają flagi narodowe Polski, Izraela i Ukrainy. Na jednym z okien widać tęczową flagę. Na płocie od strony ulicy umieszczono dziesiątki zdjęć i nazwisk zakładników Hamasu” – opisuje FAZ.

Jednym z zakładników Hamasu jest 75-letni urodzony w Warszawie historyk Alex Dancyg, od kilkudziesięciu lat zaangażowany w dialog polsko-żydowski. 7 października został on uprowadzony przez Hamas, był torturowany. „Prezydent Andrzej Duda potwierdził, że będzie działać na rzecz uwolnienia Alexa Dancyga, który ma również polskie obywatelstwo” – zaznacza FAZ.

Dwa lata temu, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, pracownicy JCC „rzucili się na pomoc Ukrainie, otaczając opieką przez ten czas dziesiątki tysięcy uchodźców”. Pomoc udzielana jest do dziś.

Dyrektor JCC Jonathan Ornstein, pochodzący z rodziny żydowskiej w Nowym Jorku, potwierdził, że od 2022 roku JCC przeznaczyło blisko 10 mln dolarów na pomoc uchodźcom z Ukrainy. „Judaizm ma mniej wspólnego z wiarą, a więcej z działaniem” – podkreślił.

JCC organizuje również kursy językowe, z zakresu historii, religii oraz kuchni żydowskiej. „Języka hebrajskiego obecnie uczy się u nas ponad 300 osób, uczymy także języka jidysz i arabskiego” – wyjaśnił Ornstein. Dodał, że w planach JCC jest m.in. wycieczka rowerowa z miejsca pamięci – obozu Auschwitz – do Krakowa. „Z miejsca śmierci do miejsca nowego życia” – podkreślił.

W ocenie Ornsteina w Krakowie osoby noszące jarmułki nie spotykają się z przejawami antysemityzmu. „Tutaj nie ma tego problemu. W Polsce panuje ogromne zainteresowanie kulturą żydowską” – wyjaśnił. Jak dodał, Kraków to miasto o dużych tradycjach judaistycznych. „Gdy przyszedł Holokaust, to żydowskie serce zostało wyrwane. Później nadszedł komunizm i prawie w ogóle się o tym nie mówiło. A teraz, od około 1989 roku, ludzie są ciekawi i interesują się tym” – dodał.

Zapytana o wystąpienie posła Konfederacji Grzegorza Brauna, który zakłócił w Sejmie obchody Chanuki, gasząc świece, socjolożka i aktywistka Miriam Synger oceniła, że jest to przykład „braku wiedzy o kulturze żydowskiej, chrześcijańskiej i polskiej.” „Decydującym czynnikiem w takich przypadkach jest zawsze reakcja polityków i społeczeństwa. A tu reakcja była bardzo dobra, ostra i wyraźna” – zgodził się Ornstein.

„Teraz w Polsce łatwiej i bezpieczniej być Żydem niż w jakimkolwiek kraju Europy Zachodniej” – stwierdził Ornstein. Podkreślił przy tym, że nadal „wielkim zadaniem pozostaje przekazanie tego faktu środowisku żydowskiemu, które wciąż postrzega Polskę z perspektywy Holokaustu”.

„W Polsce rozpoczął się proces, który będzie się nasilał. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy. (…) Polska od pewnego czasu jest krajem o dobrym rozwoju gospodarczym, a jednocześnie krajem zapewniającym Żydom bezpieczeństwo” – podsumował dyrektor JCC.

Rocznicowa pielgrzymka do Pana Naszego

Rocznicowa pielgrzymka do Pana Naszego

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    17 marca 2024 za wszelką cenę

12 marca 1999 roku „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek, przez panią Magdalenę Albright, co to, jako Żydówka, nie była pewna, czy jest Czeszką, czy może Serbką, do spółki z „profesorem” Władysławem Bartoszewskim, mianowany naszym „Skarbem Narodowym”, złożył w Waszyngtonie dokumenty ratyfikacji przez Polskę traktatu waszyngtońskiego z 1949 roku – i w ten sposób Polska została przyjęta do NATO. Był to jeden z etapów ustanawiania przez Amerykanów i Sowieciarzy nowego porządku politycznego w Europie, ponieważ porządek jałtański przestał być aktualny, a Sowieciarzom nie opłacało się bronić go za wszelką cenę.

Cokolwiek złego by o nich nie powiedzieć, to nie są oni tak głupi, jak nasi Umiłowani Przywódcy. Na przykład taki, który niedawno powiedział, że Ukraina musi z Rosją wygrać „za wszelką cenę”. Tak może mówi tylko idiota, bo „wszelka cena” może oznaczać na przykład również istnienie państwa polskiego. Ale to nie wina idioty, bo jego tak Pan Bóg stworzył, tylko naszych rodaków, którzy idiotów wysuwają na najwyższe stanowiska państwowe.

Wróćmy jednak do wątku głównego. Ustanawianie nowego porządku politycznego w Europie rozpoczęło się od spotkania Michała Gorbaczowa z prezydentem Reaganem w Genewie w marcu 1985 roku i podczas tego spotkania Amerykanie podjęli sowiecką ofertę wspólnego ustanowienia nowego porządku. Już rok później, po spotkaniu w Reykjaviku okazało się, że istotnym elementem tego porządku będzie ewakuacja imperium sowieckiego ze Środkowej Europy. Powstającą wskutek tego próżnię polityczną próbowały wypełnić państwa Europy Środkowej zgrupowane w „Heksagonale”, ale Niemcy w początkach lat 90-tych, przy pomocy USA, które bombardowały Serbię, bez trudu je rozgoniły i od tej pory tę próżnię wypełniają Niemcy, rozszerzając na Europę Środkową Unię Europejską, której są politycznym kierownikiem i stwarzając w ten sposób odpowiednie warunki dla restytucji IV Rzeszy.

Ale IV Rzesza, którą właśnie pod kierownictwem niemieckim Europa za amerykańskim przyzwoleniem buduje, nie ma własnych sił zbrojnych, bo wcześniej wszystkie próby stworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, spotykały się ze stanowczym amerykańskim: „NIET!” Rzecz w tym, że kiedy w roku 1954 Amerykanie zdecydowali się na remilitaryzację Niemiec, to znaczy – na pozwolenie Niemcom na posiadanie armii, to na wypadek, gdyby Hitler zmartwychwstał, godząc się w roku 1955 na utworzenie Bundeswehry, wmontowali ją w całości w struktury NATO, za pośrednictwem których ją kontrolują. Pomysł utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO jest więc pseudonimem wyprowadzenia Bundeswehry spod tej amerykańskiej kurateli, co byłoby uchyleniem jeszcze jednego skutku wojny przegranej przez Adolfa Hitlera. Toteż o ile Amerykanie nie mieli nic przeciwko temu, by Niemcy podporządkowały sobie politycznie i ekonomicznie Europę Środkową, a nawet im w tym pomogli, to uważali, że militarnie to oni muszą Europę kontrolować. Wyrazem tego dążenia było właśnie włączenie Europy Środkowej do obszaru NATO.

Również i to zostało uzgodnione, nie tyle z Sowietami, bo Związek Sowiecki już wtedy nie istniał, tylko z Rosją. W 1997 roku Rosjanie, nie wysuwając sprzeciwu wobec rozszerzenia NATO na Europę Środkową, zawarli z Amerykanami w Paryżu porozumienie dotyczące – jak to nazwano – „środków budowy zaufania”. Obejmowały one m.in. zakaz przesuwania zachodniej broni jądrowej na wschód od dawnej granicy niemiecko-niemieckiej oraz zakaz zakładania na obszarze państw nowo-przyjętych do NATO stałych baz Sojuszu. Dlatego też w roku 1999 NATO zostało rozszerzone na obszar Europy Środkowej bezkonfliktowo.

Na tym jednak nie skończył się proces ustanawiania w Europie nowego porządku politycznego. Istotnym krokiem w tym kierunku był tzw. „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, przeprowadzony przez prezydenta Obamę 17 września 2009 roku. Prezydent Obama wycofał Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w Europie Środkowej, w powstałą wskutek tego polityczną próżnię natychmiast wypełnili „strategiczni partnerzy”, czyli Niemcy i Rosja. Kolejny istotny krok został zrobiony 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie, gdzie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. NATO i Rosja ze śmiertelnych wrogów stały się „strategicznymi partnerami”. Było to ukoronowanie 25 lat prac nad ustanawianiem nowego porządku politycznego w Europie – porządku „lizbońskiego”. Jego najważniejszym postanowieniem było wspomniane strategiczne partnerstwo NATO-ROSJA, którego najtwardszym jądrem było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a z kolei jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską – prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbengtrop-Mołotow. Prawie – bo republiki bałtyckie, które w roku 1939 znalazły się po wschodniej stronie tego kordonu, teraz znalazły się po stronie zachodniej – w NATO.

I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, prezydent Obama, któremu nie udało się, gwoli udelektowania bezcennego Izraela, zorganizować koalicji państw europejskich przeciwko syryjskiemu tyranowi, przypisując swoje niepowodzenie intrygom zimnego ruskiego czekisty Putina, z tej irytacji w 2013 roku wysadził porządek lizboński w powietrze. Jak ujawniła Wiktoria Nuland, USA wyłożyły 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” w celu wyłuskania tego kraju z rosyjskiej strefy. W ten sposób wyleciało w powietrze „strategiczne partnerstwo” NATO-Rosja i cały porządek lizboński, a na Ukrainie sytuacja stała się płynna, aż wreszcie doszło do otwartej wojny w lutym 2022 roku.

Ta wojna przeszła w stan chroniczny, co sprawia, że nawet prezydent Józio Biden, który zachęcił prezydenta Zełeńskiego do odrzucenia porozumień mińskich, co zostało przez Putina wykorzystane jako pretekst do inwazji, chciałby się teraz jakoś z tej awantury wyplątać tym bardziej, że ukraińskiego mięsa armatniego zaczyna brakować. W tej sytuacji pojawiają się pomysły, by do wojny z Rosją popchnąć takie państwa, jak np. Polska. Jak pokazał ostatnie szczyt UE w Paryżu, panu prezydentowi Dudzie, podobnie, jak Generalnemu Gubernatorowi Donaldowi Tuskowi, szalenie imponuje taki awans na kreatorów światowej polityki. Obawiam się, że właśnie w tym celu Pan Nasz z Waszyngtonu Józio Biden 12 marca wezwał przed swoje oblicze zarówno pana prezydenta Dudę, jak i Generalnego Gubernatora Tuska, żeby w ramach zapłaty za radosny przywilej przyjęcia do NATO, wyznaczyć im zadania.

Jakie to będą zadania tego nie wie ani pan prezydent Duda – bo w wygłoszonym 11 marca orędziu do naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, nie bardzo wiedział, co powiedzieć – podobnie jak nie wie tego Generalny Gubernator, który w dodatku będzie musiał zadania przekazane mu przez Pana Naszego Józia Bidena, jakoś skoordynować z zadaniami, jakie wyznaczyła mu niedawno Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Przedziwne niezrozumienie tak prostej sprawy: Idźmy pod Tron Królowej Nieba i Ziemi, Jej Ludu.

Otrzymałem list, natychmiast po Migawkach:

Apele o udział w błagalnych Marszach Pokutnych otwiera 10 razy mniej ludzi, niż MEMy. Sądzisz, że obejrzenie obrazka obroni twoje dziecko przed porno, ciemnotą czy zielonym wariactwem? Mężowie stanu mówili, że jeśli 10% Narodu zażąda czegoś – to nawet tyran się zastanowi, może podda. Bo wtedy Bóg nam pomoże.

=========================

Andrzej B. Ryfa

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus †

Szanowny Panie Mirosławie, rozumiem Pana i całkowicie się z Panem zgadzam, że MEMy maja większą poczytność niż jakieś tam Apele, Marsze, Krucjaty czy Nabożeństwa, taki jest stan Dusz i Umysłów naszych Braci i Sióstr, ma być fajnie bo życie jest krótkie i tylko JEDNORAZOWE!

Niestety należę również do tych co już dawno przestali nawet zaglądać pod takie posty, tyle, że może z całkiem innego powodu.

Mianowicie, moje Apele, od 23 lat, do Ratowania Ojczyzny w Gietrzwałdzie nie spotykały się z najmniejszym odzewem, więc dlaczego ja mam wspierać ludzkie pomysły, kiedy ich autorzy nie respektują najprostszych próśb samej Królowej, bo oni wiedzą lepiej?!

Owszem, wielu z tych, których mogłem zapytać osobiście o ich zdanie na temat Warty Różańcowej przed Kaplicą Objawień w Gietrzwałdzie, wyrażało poparcie i ogólną aprobatę wobec moich argumentów,ale tylko w, dosłownie w kilku przypadkach, stanęły za tym konkrety a i te były raczej słomianym zapałem aniżeli poważnym potraktowaniem zaproszenia, jakie jednoznacznie skierowała do swego Ludu – nasza Królowa!

Nie piszę tego z rozgoryczenia czy innych osobistych pobudek, martwi mnie tak przedziwne niezrozumienie tak prostej sprawy, zaproszenia pod Tron Królowej Nieba i Ziemi, Jej Ludu, przez Ludzi tak oddanych Jej Opiece i Jej się zawierzających – nie do pojęcia!

Niech te kilka słów sprawi, trochę wsparcia dla Pana wielkiej pracy,

Oraz może da taka małą, chociaż, ale odskocznię od bieżączki, ku fundamentom naszego Ducha Narodu, który ma wspomagać Tę, która otrzymała władzę i posłannictwo by miażdżyć łeb szatana, I neutralizować wszystkie herezje po świecie całym – wspomagać tak, jak nam to jednoznacznie wyraziła podczas Objawień w Gietrzwałdzie AD 1877.

Pozdrawiam Pana i to co Pan tak ofiarnie czyni, a w mojej codziennej Adoracji Najświętszego Sakramentu, Oddaję nas, spełniających Wolę Bożą, pod Opiekę Zwycięskiej naszej Królowej †

Króluj nam Chryste

Andrzej B. Ryfa

====================================

PS. Zapraszam na stronę: wartarozancowa.pl

Ma służyć jako taki drogowskaz ku Tronowi zniesionemu z Nieba,

Tam jest to właściwe i godne miejsce aby trwać przy Naszej Królowej !

=======================

„Jestem Najświętsza Maria Panna Niepokalanie Poczęta. Chcę abyście codziennie odmawiali Różaniec. Pokutujcie, nie smućcie się, bo Ja zawsze będę z Wami”.

Satanizm… ideologia czy ludzie? Triumfalny powrót żydokomuny

Satanizm… ideologia czy ludzie? Triumfalny powrót żydokomuny

Autor: CzarnaLimuzyna , 13 marca 2024 ekspedyt/satanizm-ideologia-czy-ludzie

“Spośród mieszkańców Domu Władzy to Żydzi byli największymi kosmopolitami i z nadejściem „owego dnia” wiązali największe nadzieje. Modernizacja Rosji, jaka dokonała się u schyłku epoki carskiej, zniszczyła tradycyjny żydowski monopol na szeroki zakres zawodów usługowych na zachodnich rubieżach imperium. Żydowska rewolucja przeciwko państwu carskiemu była nierozerwalnie związana z żydowskim buntem przeciwko tradycyjnemu żydowskiemu życiu. Mniejszość wybrała syjonizm; większość z tych, którzy wybrali kosmopolityzm, czyniła to z uporem i konsekwencją niespotykaną wśród socjalistów o tradycyjnym pochodzeniu narodowym.

Zamieszkujący Dom Władzy Polacy, Łotysze i Gruzini zdawali się zakładać, że proletariacki internacjonalizm przystaje do ich języków, pieśni i potraw. Żydzi utożsamiali socjalizm z „czystym sieroctwem” i celowo unikali mówienia w jidysz w domu czy przekazywania dzieciom czegokolwiek, co uważali za żydowskie. Ich dzieci miały przecież żyć w socjalizmie. Tymczasem oni w ankietach personalnych wciąż określali się jako „Żydzi z pochodzenia” i zdawali się akceptować siebie nawzajem jako członkowie jednego plemienia i synowie jednej rewolucji”. /Yuri Slezkine„Dom Władzy. Opowieść o rosyjskiej rewolucji”/

Wiem, że niektórzy będą się zżymać na słowo powrót, wszak żydokomuna zawsze rządzi, zawsze radzi, oraz zawsze ciebie zdradzi, a to w ramach wielkiego żarcia (TKM) albo w trakcie intensywnej dbałości o linię programową (Rewolucja pożera swoje dzieci).

Właśnie nadeszły dni podczas których żydokomuna przeżywa swój największy rozkwit w historii. Na niwie międzynarodowej święci triumf Yuval Noah Harari dla wtajemniczonych „zwykły satanista” dla innych trans-humanista, sodomita i ideolog nowego totalitarnego porządku. Postać tyle odrażająca co przemijająca i już wkrótce pewnie ustąpi miejsca kolejnemu „ekspertowi”.

W Polsce, czyli jak mawia klasyk gatunku, „na najlepszej działce na globusie” żydokomuna podniosła swój łeb do obrazoburczej koronacji w nikczemnym rytuale wyróżnienia żydowskiego rasizmu jako przewodniej siły postępu i rozwoju, co na każdym kroku kłóci się z fundamentami naszej cywilizacji – prawdą, prawem i moralnością, których przejawy wraz ze zwykłą normalnością nazywane są „antysemityzmem” lub „mową nienawiści” /szkolenia z nienawiści/

Stara i nowa żydokomuna

(…) Jak na pewno wiecie, środowiskiem, z którego pochodzę, jest liberalna żydokomuna. To jest żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojną komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności. /Adam Michnik, „Powściągliwość i Praca” (nr 6, 1988 r.)/

Aktualnym wyznaniem żydokomuny pozostał oczywiście komunizm ale nie ten rozumiany potocznie, lecz komunizm zmodyfikowany przez Szkołę Frankfurcką ze wszystkimi aktualnymi dopalaczami typu lgbt i czerwono-brunatnym ładem nazywanym dla zmylenia użytecznych idiotów –  zielonym. Cele tej ideologii są niezmienne: zabór własności i wolności oraz budowa „zwierzęcego folwarku” wraz z nowoczesną rzeźnią dla mieszkańców, podzielonego na 15 minutowe strefy.

Ideologia

Marksizm nie jest jedynym składnikiem. Nie jest też pierwszą trucizną, której użyto przeciwko ludziom. Cofnijmy się, przy pomocy Magdaleny Wielomskiej, do przedstawiciela lewicy heglowskiej, Ludwiga  Feuerbacha.

Następnie, po kolei:

Tajemnica Izraela na tle historii

Chanukowa Rzeczpospolita Przyjaciół, czyli 3 odsłony pieśni Hava Nagila

Źródła ideologii Unii Antyeuropejskiej, czyli antychrystianizm stosowany

Struktura czyli kto nam to wszystko organizuje – Marek T. Chodorowski

Satanizm, ideologia czy ludzie?

Pytanie jest prowokacją, ale nie jest bezsensowne. Prawidłowa odpowiedź brzmi: ludzie owładnięci ideologią satanistyczną. Ideologie lewicowe są z reguły satanistyczne w sensie odrzucenia Boga i  negacji ludzkiej natury. Wśród kadry zarządzającej są sataniści, ale większość jest mięsem armatnim ze świadomością niewolników. Nierzadko, wśród fanatyków trafiają się ludzie chorzy psychicznie. Jednostką chorobową jest najczęściej paranoja indukowana. Najbardziej zaangażowane są osoby zdemoralizowane i ogłupione.

Kto jest wrogiem żydokomuny?

Każdy kto mówi prawdę, żyjąc według standardów cywilizacji łacińskiej. Nie bez powodu redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” zwanej żydowską, Michnik notabene syn Ozjasza Szechtera, żydowskiego przestępcy, skazanego za próbę zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego przez działalność w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, napisał swego czasu o trzech zagrożeniach – o trzech fundamentalizmach: narodowym, religijnym, moralistycznym. Redaktor „Wyborczej” stosującej w praktyce tolerancję represywną wielokrotnie wracał do swego tekstu próbując podtrzymywać tezę o rzekomym zagrożeniu normalnością, normalnością z polskiego punktu widzenia,  puszczając do druku artykuły o tytułach „Patriotyzm jest jak rasizm” albo sam pisząc: “Dziś grozi nam już nie komunizm, ale populizm i ksenofobia“.

Dlaczego wspominam o Michniku? Dlatego, że to m.in. z jego udziałem odbyła się celebracja „powrotu”.

Adam Michnik w TVKO. Wywiad przeprowadza Dorota Wysocka-Schnepf, dziennikarka Gazety Wyborczej i żona syna pułkownika Maksymiliana Sznepfa

Siła przewodnia narodów “Rzeczpospolitej Przyjaciół” czyli Michnik et consortes z przystawkami zgodnie ze starym hasłem partia siłą przewodnią narodu nadaje ton w mediach i w polityce. Pisząc o narodach mam na myśli Olaków zwanych fajnopolakami, a także coraz liczniejszych Ukraińców oraz Żydów zmagających się z niezwykle groźnym, bo najczęściej niewidzialnym, antysemityzmem. To dopiero początki zmian, ale trzeba przyznać są one obiecujące: likwidacja polskiej historii i literatury ułatwi integracje wyżej wymienionym. Nie zaniedbując podmiotu lirycznego nadmienię w tym kontekście o stosunkowo młodym pokoleniu, które przebojem wdarło się na różowy salon polityki.

Wymienię dwie najbardziej zasłużone osoby, gorliwe w dziele pogłębiania leworządności oraz wdrażania odpowiedniej historii Polin. Są to Anna Maria Żukowska i pełniąca ministerialną funkcję Dziemianowicz-Bąk. Obydwie panie, mówiąc delikatnie, mają żydowskie pochodzenie. Na zdjęciu poniżej prezentują projekt ustawy ws. zakazu gloryfikacji niektórych Żołnierzy Niezłomnych.

O przypadku pani Dziemianowicz-Bąk wypowiedział się jej rodzony ojciec, Remigiusz Dziemianowicz deklarujący się jako polski patriota.

Tak wychowała ją moja żona (…) córeczka jest typową nazi-bolszewiczką, ale nie ja ją tak wychowywałem, a więc jedynie może mi być przykro.

Postawa pana Remigiusza, to co napisał, może skłonić nas do spiskowej teorii, że na terenie Polski mieszkają także inni Żydzi…. Zwracam uwagę na sformułowanie “nazi – bolszewiczka”. Dlaczego nazi? Otóż dlatego:

Każdy kto zakazuje na terenie RP wydobycia węgla, (…) ogranicza hodowlę zwierząt, roślin, uprawę ziemi, każdy jest rodowodem spokrewniony z bestialskimi ideologiami III Rzeszy Niemieckiej” – ks. prof Tadeusz Guz

________________________________________________________________________

Postanowiłem nie wklejać innych zdjęć Żydów, w tym Mosze Turbowicza, aktualnie Mariana Turskiego członka sowieckiej ekspozytury w Polsce (PPR) założonej przez NKWD, popierającego stalinowski reżim, który miał ostatnio czelność nazwać posła Brauna “polskim faszystą”.

Tagi: Satanizm… ideologia czy ludzie?, Stara i nowa żydokomuna, Triumf żydokomuny

O autorze: CzarnaLimuzyna

Bunt przeciwko UE. Kto reprezentuje interes ogółu obywateli.

Bunt przeciwko UE

Posted by Marucha w dniu 2024-03-11 marucha/bunt-przeciwko-ue

Masowy bunt rolników (i nie tylko) przeciwko władzy – tej unijnej i miejscowej – uzasadnia pytanie podstawowe: kto reprezentuje interes ogółu obywateli, czyli kto jest deponentem Rzeczy Publicznej (Rzeczypospolitej)?

Odpowiedź jest oczywista, nie muszę być dosłowny. Nastąpiła bowiem częściowa delegitymizacja (takie mądre słowo) nie tylko formalnych organów sprawujących formalną władzę, lecz pośrednio również klasy politycznej, bo nikt z jej grona nie stanął po stronie obywateli (czyli Rzeczypospolitej) – i u nas, a tym bardziej w Brukseli, bo nowa „nadzwyczajna kasta” polityczno-urzędniczo-lobbystyczna tworząca unijne nonsensy schowała się i chce przeczekać ten bunt.

Delegitymizacja dotyczy również istotnej części prawa unijnego, w tym zwłaszcza zezwalającego na swobodny napływ towarów rolnych z Ukrainy jak i owego „zielonego ładu”.

Nieudolna a przede wszystkim wroga wobec obywateli władza traci również zdolności stanowienia prawa. Co prawda może pisać jakieś przepisy, ale nie są już one „prawem”, bo ich zastosowanie było niezgodne z interesem publicznym.

Zjawisko to jest znane od wieków i nie muszę go długo opisywać. Przypomnę tylko (jaskrawy przykład) okres niemieckiej okupacji w latach 1939-1945: czas w sumie nieodległy i dla starszego pokolenia, które wychowywało się w okresie powojennym, w pełni czytelny. Czy niemieckie władze okupacyjne (tak, były wtedy „władze”) wydawały (jakoby) obowiązujące nas przepisy? Czy za ich nieprzestrzeganie karano „nieposłusznych”, w tym posługując się na co dzień najwyższym wymiarem kary? Odpowiedź jest równie oczywista. Czy Polacy i większość innych obywateli okupowanej Polski uznawało wywodzące się z tych przepisów nakazy i zakazy za „prawo” czy „bezprawie”?

Odpowiedź na to pytanie znamy od dawna, bo nie uznawaliśmy wówczas IUS GLADII (prawo miecza), czyli nie chcieliśmy się podporządkować przepisom zwycięzcy, którego nie uznawaliśmy za zwycięzcę.

Z prawem stanowionym przez władze polskie, które nastały po wyzwoleniu w latach 1944-1945 (tak, to było „wyzwolenie” spod niemieckiej okupacji – dla współczesnej niemieckiej partii w Polsce było „zniewoleniem” i „okupacją sowiecką”) jest już nieco inaczej. Do dziś obowiązują normy prawne ustanowione przez władze nie tylko PRL, ale również przez taki organ jak PKWN, czyli Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który m.in. wydał obowiązujący do dziś Dekret o reformie rolnej, na podstawie której miliony naszych obywateli mają tytuły prawne do własności nieruchomości.

Podobnie w przypadku wywodzących się z prawa Polski Ludowej tytułów własności do majątku na terenie Ziem Odzyskanych, czyli jednej trzeciej naszego terytorium. Przypomnę, że zgodnie z „prawem niemieckim” obowiązują tam (jakoby) przedwojenne, czyli niemieckie tytuły własności.

Przykłady są więc złożone i odwołują się nie tyle do stanów formalnych, ale również do świadomości prawnej obywateli bez której nie można mówić o „prawie” i jego obowiązywaniu.

Dziś rolnicy uznali za bezprawne niektóre działania „prawotwórcze” władz Unii Europejskiej, bo jest to w ich ocenie „antyprawo” lub „neoprawo” (prościej: bezprawie).

W rządzących kastach zaczął się popłoch i szybkie wycofanie się z niektórych absurdów ekologicznych. Twardo broniony jest natomiast przywilej przywozowy bezcłowego importu towarów ukraińskich, czyli „słudzy narodu ukraińskiego” (tak sami siebie nazywają niektórzy urzędnicy naszego kraju) są silniejszym lobby niż ekolodzy.

Tu nie ma stanów pośrednich: albo wygrają obywatele i obronią swoja ojcowiznę, albo zostanie obronione pseudo-zalegalizowane bezprawie. Tu żadne „odroczenia” tychże nakazów i zakazów nic nie zmienią, chyba że obywatele (czyli my) przegrają tę bitwę.

Ten spór jest spektakularnym podsumowaniem naszego dwudziestoletniego członkostwa w Unii Europejskiej. Jest to również klęska polityki proukraińskiej (czyli antyrosyjskiej) nie tylko ostatnich dwóch lat. Obywatele nie godzą się na rolę ekonomicznej ofiary zimnej wojny prowadzonej w interesie obecnych władz w Kijowie.

[Czyżby? A KTO tymi marionetkami steruje? MD]

Witold Modzelewski https://myslpolska.info

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński.

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa

Krzysztof Baliński

Niby odszedł, a jest – tak pisali osłupiali komentatorzy. Chodziło o Michała Dworczyka – który 13 października 2022 stracił stanowisko szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w rządzie pozostał. Gdy Morawiecki w specjalnym rozporządzeniu określił obowiązki nowego ministra bez teki na: „Realizacja zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”, stało się jasne, że Dworczyk stanął na czele utworzonego specjalnie dla niego resortu do spraw ukrainizacji Polski. Na zwołanej z tej okazji konferencji, chełpił się: „Czas, w którym pełniłem obowiązki szefa kancelarii obfitował w wiele ważnych zdarzeń i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość”. I tu nie łgał, bo (oprócz przewodzenia pandemicznej histerii rządu, która kosztowała 200 miliardów oraz zakontraktowania tylu szczepionek, że wystarczały na wyszczepienie stu milionów) to on kierował akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców i w ciągu pół roku rozdał na ten cel 40 miliardów oraz dwa razy tyle na pomoc dla Ukrainy.

Jeszcze inne wyczyny Mychajło Dworczuka (bo tak się pierwotne, czyli właściwie nazywał) na polu ukrainizacji Polski: W 2022 r. złowieszczo zapowiedział „rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach mieszkańców”, a nie potomkach Polaków, co jednoznacznie oznacza, że miał zamiar osiedlić w Polsce Ukraińców.

Tak więc, gdy Orbán nadawał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Mychajło nadawał obywatelstwo ściąganym do Polski Ukraińcom. Po sprawach kresowych poruszał się jak po prywatnymfolwarku. Zmonopolizował politykę wschodnią, rozdawał kadrowe karty na polskich placówkach konsularnych na Wschodzie. Zasiadał we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się Polakami za Granicą. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.

„Nie mogę już dłużej milczeć. Z miłości do własnej Ojczyzny. Nie mogę udawać, że nie widzę tych hańbiących Polskę działań na granicy polsko-ukraińskiej. Przepraszam Was, drodzy ukraińscy Przyjaciele. To, co się dzieje, nie może być dziełem moich rodaków. Hańba i wstyd. przepraszam walczącą Ukrainę, przepraszam” – takimi szokującymi, pogardliwymi słowami obsobaczyła rolników, którzy przybyli Polsce na odsiecz, Eliza Dzwonkiewicz, konsul generalna RP we Lwowie. Ale to nie wszystko – przywołała wspomnienia ze swojej młodości, gdy dowiedziała się, że podczas powstania warszawskiego Rosjanie nie zgodzili się na lądowanie alianckich samolotów, przewożących pomoc dla Warszawy: Myślałam, że tak haniebnie mogą się zachować tylko ruscy. Byłam wówczas, jako nastolatka, przekonana, że tylko ruscy mogą spokojnie patrzeć, jak inny naród się wykrwawia. Że my, Polacy, nigdy byśmy czegoś podobnego nie zrobili. Podsumujmy zatem: porównała polskich rolników do Sowietów, oskarżyła o zadawanie ciosu w plecy Ukrainie i stwierdził, że nie są prawdziwymi Polakami. Tu przypomnienie – gdy 3 lata temu Ukraina zablokowała tranzyt pociągów towarowych jadących do Polski z Chin, Dzwonkiewicz milczała.

Kim jestkonsul, która „nie może bez obrzydzenia patrzeć na polskich rolników i choć przez jeden dzień być lojalnym funkcjonariuszem państwa polskiego? To bliska współpracowniczka Michała Dworczyka. To absolwentka ukrainistyki i (tak, jak Dworczyk) podyplomowego Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. I tak, jak Dworczyk, wywodzi się z grupy tzw. harcerzy, którzy porobili kariery w strukturach państwa (podharcmistrz , członek Wydziału Wschodniego Naczelnictwa ZHR, kierownik Wydziału Polaków Poza Granicami Kraju). Od 2006 r., wraz z Dworczykiem członek zarządu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. W latach 2010-2016 stała na czele zarządu fundacji Banku Zachodniego WBK, tego samego, którego prezesem był Mateusz Morawiecki. A potem poszło jak z płatka – po objęciu władzy przez PiS została dyrektorem w Narodowym Centrum Kultury, potem tworzyła Fundację Polskiej Grupy Zbrojeniowej, aby w roku 2019 pojawić się w MSZ i (z rekomendacji Dworczyka) wyjechać do Lwowa. I jeszcze jedno – w latach 2002–2005 pracowała w Fundacji Ośrodka KARTA, wówczas gdy przeniknęli do niej Ukraińcy i zniszczyli archiwa dokumentujące zbrodnie UPA na Polakach.

Dlaczego na placówkę, wymagającą najwyższych kompetencji dyplomatycznych, wysłano dyletantkę? Bo posiadła podstawową kwalifikację – była znajomą Dworczyka. Humorystyczne było jej przesłuchanie w sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą. Gdy okazało się, że jest absolwentem filologii ukraińskiej i zapytano, dlaczego wybrała takie studia, beztrosko odpowiedziała: aplikowałam na inny kierunek, ale zabrakło mi dwóch punktów. A o Lwowie miała do powiedzenia tylko to, że przed wojną był wielokulturowy, z ludźmi o poczuciu humoru. O innych sprawach i zadaniach konsula musieli przypominać posłowie. A i tak wszyscy zachwycali się, jaką to Rzeczpospolita będzie miała konsul.

Bulwersowała informacja – apologeta banderowców został dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie. Robert Czyżewski, chwalący się ukraińskimi korzeniami, to wnuk Hryhorija Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wikipedia pisze: doradca prezydenta RP, członek NZS i Federacji Młodzieży Walczącej, jeden z założycieli Ligi Republikańskiej. Co (poza chwaleniem się ukraińskimi korzeniami) głosił? „Może my, Polacy, powinniśmy zgrzytnąć zębami, niech im ten Bandera stoi, skoro się uparli. Bandera, człowiek, który walczył o wolną Ukrainę, zabijał polskich polityków. Przykro nam, Polakom? No przykro, ale w ostateczności nie on bezpośrednio mordował, ale wydawał rozkazy tak jak Hitler […] Jak się Ukraińcy uparli stawić mu pomniki, to może my powinniśmy odpuścić. Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny. Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”.

Odnosząc się do narastającego sceptycyzmu ws. bezwarunkowego wspierania Ukrainy i postawy „sojusznika za darmo”, przywołał słowa Piotra Skwiecińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie: Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium. I tak, jakoś dziwnie się składa, że Instytutem w Kijowie kierują wyłącznie Ukraińcy. Przykładem Jerzy Onuch, który wcześniej, w latach 1997-2005 był dyrektorem Centrum George’a Sorosa na rzecz Sztuki Współczesnej w Kijowie. W tym miejscu przypomnijmy, że instytuty są misją dyplomatyczną ministerstwa spraw zagranicznych, a ich zadaniem jest promocja Polski i jej kultury.

Robert Czyżewski to były prezes Fundacji Wolność i Demokracja (z poręczenia Dworczyka, który fundację założył i gra w niej pierwsze skrzypce). Fundacja ma możnych mecenasów: Orlen, KGHM, MSZ. Jak sama się reklamuje, jest organizacją pozarządową działającą w obszarze „pomoc Polakom na Wschodzie”. Jej partnerem jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca statutowy zapis: Niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach byłego ZSRR. Okazuje się jednak, że obie zajmują się wyłącznie pomocą dla Ukraińców, że środki finansowe przeznaczane dla Polaków dziwnym trafem trafiają tylko do Ukraińców. Fundacja powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności,  w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy uchodźców oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Na swojej internetowej witrynie epatuje: wyekspediowaniem 100 TIR-ów z pomocą humanitarną dla Ukrainy; ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym; pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych.

Ale to nie wszystko – Fundacja szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie, przerabiają tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego. A zamiast Polakom, pomagają ciemiężycielom Polaków. Nic też dziwnego, że żyjący na Ukrainie Polacy pytają, czy nie powinna nosić nazwę „Fundacja Nękania Polaków na Wschodzie”. Prezesem jej zarządu jest Mikołaj Falkowski (też pupilek Dworczyka, też absolwent Studium Europy Wschodniej), członkiem zarządu Robert Czyżewski i… Eliza Dzwonkiewicz.

Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na ekshumację mogił Polaków wymordowanych na Wołyniu, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja, i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, ale jedynie o propagandowy gest mający na celu wypromowanie związanej z Dworczykiem inkryminowanej Fundacji, umocnienie lobby ukraińskiego w rządzie oraz o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”.

Do fundacji płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z różnych ministerstw i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji, w tym tylko w 2021 r. 11 mln z kancelarii premiera, którą kierował… Michał Dworczyk. Jej prezes oficjalnie opisuje się jako „ekspert ds. oświaty na Ukrainie”. Członkiem rady programowej jest Rafał Dzięciołowski (b. działacz NZS i Federacji Młodzieży Walczącej), który jednocześnie pełni funkcję prezesa innej fundacji o identycznym profilu (Solidarności Międzynarodowej). To równocześnie wiceprezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. W radzie fundacji zasiada Tadeusz Płużański, który milczy, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie, idą na potomków tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.

RafałDzięciołowski, członek sitwy wyznającej tezę, że przeszkodą w budowaniu dobrych relacji z sąsiadami są Polacy, wraz z Marią Przełomiec brał udział w bitwie z polskością na Litwie. Nie protestowali, gdy mer Wilna nie zgodził się na odprawianie w wileńskiej katedrze mszy w j. polskim. Tolerowali politykę historyczną Litwy o „zbrodniach polskich okupantów”. Uznali reprezentację Polaków na Litwie za „ruską agenturę”. Sekundowała im ambasador Urszula Doroszewska, współpracowniczka Kuronia (tego od deklaracji: „Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego, że Lwów jest miastem ukraińskim”). Nawiasem mówiąc, Radek Sikorski nadał Przełomiec odznakę Bene Merito („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”). Takie samo odznaczenie wręczył prezesowi ukraińskiego IPN, gdy placówka ta właśnie zainicjowała program ustanawiania świętami narodowymi rocznic „zwycięstw zbrojnej formacji OUN-UPA nad okupantem polskim”.

W skład Rady Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie wchodzi Ukrainka Bogumiła Berdychowska, niegdyś wodząca rej w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, od którego zaczęło się to całe nieszczęście. W skład jaczejki sympatyków Bandery w Belwederze wchodził także Paweł Kowal, później zastępca Anny Fotygi w MSZ i eurodeputowany z ramienia PiS (głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”). Dziś jest posłem KO, dla którego liczy się tylko interes Ukrainy, który ostentacyjnie i bezczelnie reprezentuje ukraiński punkt widzenia. Ta zakała Sejmu na pierwszy rzut oka wydaje się kimś na kształt wioskowego głupka. Tu coś ugotuje, tam wspomni ciotkę z „Gazety Wyborczej” (Helenę Łuczywo). Ale kiedy przyjrzeć mu się bliżej, widzimy obrzydliwą proukraińskość, konsekwencję w antypolskiej podłości i nazwisko, które pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski.

Najbardziej przeraża to, że Kowal został przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Kreuje więc polską politykę, a konkretnie politykę proukraiński. I nie ważne z ramienia jakiej partii zasiada dziś w Sejmie. Bo zarówno PiS jak i PO, w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna udzielić.

Najmocniej atakowały media pisowskie. „Bulwersujące! Konsul RP we Lwowie gani polskich rolników!” – grzmiał portal wPolityce.pl., ten sam, który Polaków ganiących pomoc dla Ukrainy wyzywał od „ruskich onuc”. Dla ludu pisowskiego Dzwonkiewicz to „platformerski urzędnik i dyplomata”. Rzecz w tym, że z PO ma mało wspólnego, bo konsulem została w październiku 2019. W MSZ spekulują: Zostanie dyscyplinarnie odwołana, bo Radek Sikorski przymierza się do mocnego kadrowego zamieszania na ukraińskich placówkach. Tymczasem to jedna wielka bzdura – Sikorski jej nie odwoła, bo boi się mera Lwowa, bo Dzwonkiewicz dla ukraińskich mediów to bohaterka i „sprawiedliwa Polka”. Ale najtragiczniejsza w tym wszystkim jest świadomość, że nawet jeśli odejdzie ze Lwowa to żadnej pozytywnej zmiany nie będzie. Po prostu, miejsce protegowanej Dworczyka zajmie protegowana Kowala, i będzie Ukraińcom służyła i wchodziła w tyłek tak samo głęboko. Albo jeszcze głębiej.

Miała być „dobra zmiana”. A były dziwne roszady kadrowe. Wydawało się, że rząd PiS wypełni swe wzniosłe deklaracje. Rzeczywistość okazała się inna – los Polaków na Wschodzie złożyli na ołtarzu (lub raczej na stosie) relacji z Ukrainą. Ministrem został Jacek Czaputowicz, a wiceministrem Andrzej Papierz, obaj z anarchistycznej organizacji „Wolność i Pokój”, którzy wraz z Mychajło Dworczukiem dokonywali „finezyjnej” selekcji kadr w placówkach na Wschodzie i wcielali w życie doktrynę – walka o prawa dla mniejszości polskiej to przejaw konfliktowego i archaicznego nacjonalizmu. Zgotowali Polakom piekło, bo w Kijowie ambasadorem zrobili Jana Piekło, który bajdurzył o „epizodzie bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami”. A co do ministra, który Piekło wynalazł, to od ukraińskiego Czaputiwycz, dzieli go ledwie jedna literka. I nic dziwnego, że dziś wtóruje Dzwonkiewicz: „Rolnicy pomagają Rosji. Blokada granicy stawia Polskę po stronie Rosji”.

Po ’89, w MSZ sprawy wzięły w łapy dzieci i wnuki działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w etniczne enklawy, a ich obsada zajmowała się wszystkim tylko nie sprawami Polski.Geremka, co prawda, już nie ma, ale jego duch ciągle unosi się lub (jak, kto woli) straszy w ponurym gmaszysku MSZ. Kaczyński w ciągu ośmiu lat rządów niczego nie zmienił, nie tylko nie oczyścił MSZ ze złogów po synu rabina, ale dołożył własne w postaci Elizy Dzwonkiewicz. I Radek Sikorski może być mu wdzięczny za to, że przekazał mu MSZ w nienaruszonym stanie, takim, w jakim zostawił je w 2015 roku i że nic nie musi zmieniać.

Czy jest rzeczą normalną, że duża część konsulów na Wschodzie jest – jak mówił kresowy poeta – „nie z Ojczyzny mojej”?

Uderza, że nikt z wypowiadających się na ten temat, czy to ze strony szczeropolskiej (licencja ks. Cz. Bartnika), czy to z obozu kominternowców nie wymienia czynnika etnicznego. Mówi się o wszystkim, nawet o kolorze włosów i o preferencjach seksualnych, a nic o narodowości delikwenta. Równocześnie sitwa, która swymi mackami opanowała państwo wmawia nam, że jednorodność etniczna to anachronizm, a wszelkie rozważania o etnicznych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda, kto rozdaje karty w dyplomacji. Temat można też drążyć refleksją: Dwa najwyższe stanowiska w Polsce obsadzają: wnuk żołnierza Wehrmachcie i wnuk bojca UPA. Nie mówiąc o innej, niespotykanej sytuacji – i prezydent i premier rekrutują się z jednej partii, której przewodził niegdyś Bronisław Geremek.

Relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane, bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Gdy weźmiemy do ręki listę uczestników „dialogu”, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają się” krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu. I jasnym stało się, że stosunki polsko-ukraińskie ktoś podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Doszło do tego, że każda ukraińska łajza i uchodźczy żebrak czuje się uprawniony do wtrącania w polskie sprawy, napominania, pouczania, szantażowania, domagania się kolejnych przywilejów. Bronią przy tym zawzięcie monopolu na wszelkie kontakty z Kijowem. Są przy tym niezwykle elastyczni – przedwczoraj byli za partią Geremka, wczoraj za PiS, dziś są frakcją kaszubską. Nie chcą przy tym działać z otwartą przyłbicą. Bo tylko w atmosferze konspiracji możliwa jest sytuacja, że polski konsul we Lwowie podaje się za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka.

W co grają polskie rządy? Dlaczego poświęcają polskie interesy na rzecz interesów ukraińskich i popierają żywioły nieprzyjazne Polakom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać potomkowi rezuna, niż Polakowi? Czy jest prawdą, że Polacy na Wschodzie są bardziej Polakami niż ci, co rządzą Polską? Dlaczego są dla rządzących kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą w „pojednaniu” z potomkami rezunów i przeszkadzają w podejrzanej kombinacji geopolitycznej z Ukropolin? Dla Polaka, po 17 września 1939, ostatnią osobą widzianą przed wywózką w bydlęcym wagonie był ukraiński sąsiad i żydowski funkcjonariusz NKWD. Dziś jest nią „przyjazna” twarz polskiego konsula nakazującego pogodzenie się z pomnikiem Bandery.

Krzysztof Baliński

Rolnik – zbrodniarz ukarany! „Za przemieszczanie się wraz z tłumem”. A inny za rzucenie jajkiem w stopę. Policaj za rzucanie w ludzi kostką granitową – do nagrody.

Protest rolników w Warszawie. Kuriozalne zarzuty dla uczestników. „Za przemieszczanie się wraz z tłumem” – i rzucenie jajkiem w stopę.

9.03.2024 nczas/a-przemieszczanie-sie-wraz-z-tlumem

Policja na proteście rolników w Warszawie. Uśmiechnięta Polska.
Policja na proteście rolników w Warszawie.

Dziennikarz Radia WNET Łukasz Jankowski opublikował na portalu X postanowienia o przedstawieniu zarzutów rolnikom po proteście, który odbył się 6 marca w Warszawie. Dokumenty są kuriozalne.

Jankowski opublikował dwa postanowienia o przedstawieniu zarzutów uczestnikom protestu. Jak czytamy, w pierwszym przypadku dotyczą one „czynnego udziału w dniu 6 marca 2024 roku o godz. 15:45 w Warszawie przy ul. Wiejskiej 9, w zbiegowisku, w ten sposób, że przemieszczając się wraz z tłumem wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, działając publicznie i bez powodu okazując przez to rażące lekceważenie porządku prawnego”. Powołano się przy tym na przestępstwo z art. 254 par. 1 kk w zw. z art. 57a par. 1 kk.

W drugim zaś przypadku zarzuty mają być przedstawione „w sprawie mającego miejsce w dniu 6 marca 2024 r. w Warszawie, na ul. Wiejskiej 1 czynnego udziału w zbiegowisku, którego uczestnicy rzucali ciężkie niebezpieczne przedmioty, takie jak kostka brukowa, szklane butelki oraz jajkami i krzyczeli używając słów o charakterze wulgarnym, wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na f-szy Policji biorących udział w zabezpieczeniu protestu rolników, przy czym działał publicznie i bez powodu okazując lekceważenie dla porządku publicznego”.

„W dniu 6 marca 2024 roku w Warszawie na ul. Wiejskiej 1 brał czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy Policji, podczas którego naruszył nietykalność cielesną kom. (…) w ten sposób, że rzucił w jego kierunku jajkiem trafiając go w lewą nogę w okolicy stawu skokowego oraz st. post. (…) w ten sposób, że rzucił w jego kierunku jajkami trafiając go w obydwie nogi, podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych, przy czym działał publicznie i bez powodu okazując rażące lekceważenie dla porządku publicznego” – czytamy dalej. Chodzi o czyn z art. 254 par. 1 kk w zb. z art. 222 par. 1 w zw. z art. 11 par. 2 kk w zw. z art. 57a par. 1 kk.

„Pan @MKierwinski i @Policja_KSP postawili zarzuty za rzut jajkiem w nogę i UWAGA za przemieszczanie się wraz z tłumemTo dopiero chuligani” – skwitował Jankowski.

Łukasz A. Jankowski

@LAJankowski

Uwaga mam postanowienie o postawienie zarzutów wobec Rolników. Pan

@MKierwinski i @Policja_KSP

postawili zarzuty za rzut jajkiem w nogę i UWAGA za przemieszczanie się wraz z tłumem To dopiero chuligani

Zdjęcie

Zdjęcie

49,7 tys. Wyświetlenia

Ma “nie być” polskiego cukru. Zielony Ład „nie pozwoli na dalszą uprawę buraka cukrowego”.

Producenci cukru biją na ALARM. Zielony Ład „nie pozwoli na dalszą uprawę buraka cukrowego”

9.03.2024

Cukier

Producenci cukru liczą na weryfikację założeń Zielonego Ładu. Drastyczne ograniczanie środków ochrony roślin czy też nawozów nie pozwoli na dalszą uprawę buraka cukrowego – podkreśla Michał Gawryszczak, dyrektor biura Związku Producentów Cukru w Polsce. 

– Zielony Ład stawia przed producentami cukru wyzwania, takie jak dla innych branż rolniczych, czyli Europa musi się stać do 2050 roku neutralna klimatycznie. Przy czym w przypadku naszym, jak i innych rolników, innych branż spożywczych w grę wchodzi też strategia „Od pola do stołu”, która zakłada, że do 2050 roku będziemy musieli zredukować wszystkie środki ochrony roślin o 50 proc., nawozy o 20 proc., a co najmniej połowa upraw będzie musiała być ekologiczna – mówi reporterowi agencji Newseria Biznes Michał Gawryszczak.

Założenia Zielonego Ładu po raz pierwszy przedstawiono w komunikacie „Europejski Zielony Ład” pod koniec 2019 roku. KE opisała w nim 10 priorytetów. Przewidują one przegląd wszystkich przepisów, który uwzględni ich możliwy wpływ na klimat. W komunikacie znalazły się zapisy dotyczące m.in. rolnictwa, różnorodności biologicznej, rolnictwa czy stworzenia gospodarki o obiegu zamkniętym (circular economy).

Obecnie przez Unię Europejską, w tym Polskę, przetacza się fala protestów rolników zorganizowanych przeciwko Zielonemu Ładowi. – Nie wiem, czy działania rolników w Unii Europejskiej wpłyną jakkolwiek na Komisję Europejską. Mam nadzieję, że w jakikolwiek sposób środki dojścia do celu zostaną zweryfikowane, może to nie będzie 50 proc. redukcji środków ochrony roślin, ale może na przykład 25 proc. – mówi dyrektor biura Związku Producentów Cukru.

Michał Gawryszczak podkreśla, że każdy środek ochrony roślin przekłada się bezpośrednio na plony, czyli przy tych samych nakładach finansowych, przy tych samych nakładach pracy plony rolników są coraz mniejsze, więc w pewnym momencie ta uprawa roślin przestaje być opłacalna. Z tego powodu rolnik albo przechodzi na inne uprawy, albo rezygnuje w ogóle z uprawy jakichkolwiek roślin.

– Wszyscy producenci cukru, zarówno polscy, jak i europejscy, dążą cały czas do osiągnięcia neutralności klimatycznej, czyli nieemitowania gazów CO2 w taki sposób, aby to pochłanianie było równe emisji gazom CO2. W ciągu ostatnich 30 lat europejscy producenci cukru zredukowali już prawie 60 proc. emisji CO2, nietrudno sobie wyobrazić, że te ostatnie 40 proc. redukcji będzie bardzo trudne, ale nie niemożliwe – uważa ekspert.

Według deklaracji poszczególnych koncernów cukrowych w UE oraz w Polsce do końca tej dekady będą się starały ograniczyć emisję wymienionych gazów cieplarnianych o około 30 proc.

W ocenie Związku Producentów Cukru w Polsce branża potrzebuje głównie ułatwień administracyjnych lub odpowiedniej legislacji. Chodzi o to, by pozwoliła ona na łatwe i niezakłócone inwestowanie w rozwiązania, chociażby biogazowe.

[Może lepiej -obalić tę diabelską UE, a jej przywódców – na dożywocie. I w pierdlu karmić robalami. MD.]

W kampanii 2023/2024 w naszym kraju wyprodukowano 2 341 375 t cukru – podaje Związek Producentów Cukru w Polsce. To bardzo dobry wynik, ponieważ przewyższa o 30 proc. produkcję z rekordowego roku 2017/2018. Plony w ostatniej kampanii sięgnęły 63,86 t z hektara, co jest najlepszym wynikiem w ostatnim sześcioleciu. W tym przypadku producenci cukru podpisali umowy z ponad 26 tys. rolnikami na uprawę oraz dostawę buraków cukrowych. Łącznie zakupili od nich 16 966 213 t buraków, co jest niespotykanym wcześniej wynikiem.