Nie jest dobrze. Nawet nie dlatego, że wojna, jaką Stany Zjednoczone i NATO prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca już dawno przeszła w stan chroniczny – bo cóż może być złego w wiadomości, że na Ukrainie Rosjanie wyrzynają się z Ukraińcami?
To wcale nie jest taka zła wiadomość, bo wyobrażam sobie gorsze – że na przykład Ukraińcy w Polsce zaczynają wyrzynać Polaków, albo, że Amerykanie zdecydowali się na rozszerzenie wojny z Rosją również na obszar Polski – czego, nawiasem mówiąc, niestety nie można wykluczyć, bo w przeciwnym razie dlaczego Książę-Małżonek, któremu Donald Tusk dał w swoim vaginecie fuchę ministra spraw zagranicznych miałby robić groźne miny i bredzić o wojnie?
Ciekawe, jak w takiej sytuacji zachowałaby się nasza niezwyciężona armia – bo w przypadku, gdyby Ukraińcy w Polsce zostali przez niemiecką BND poderwani do “wołynki”, prawdopodobnie zachowałaby chwalebną powściągliwość, czekając na rozwój wypadków.
Do rezunów chyba by się nie przyłączyła, chociaż do końca pewności mieć nie można, bo gdyby na przykład minister-koordynator bezpieczniaków, pan Tomasz Siemoniak, o którym ambasador Krzysztof Baliński w książce “Ukropolin” pisze, że jest związany ze zdominowanym przez banderowców Związkiem Ukraińców w Polsce, rozkazał stanąć po stronie rezunów, to czy minister obrony, pan Władysław Kosiniak-Kamysz ośmieliłby się mu sprzeciwić?
Jestem pewien, że prędzej splamiłby mundur, zwłaszcza, gdyby pan ambasador Brzeziński odpowiednio podkręcił pana Michała Kobosko, który mógłby wtedy skierować do pana ministra obrony przestrogę: wiecie-rozumiecie, Kosiniaku-Kamyszu; wydajcie niezwłocznie naszej niezwyciężonej armii stosowne rozkazy, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. A jakie to mogłyby być rozkazy?
Pewnie takie same, jakie otrzymały stare kiejkuty, stojąc na świecy w Starych Kiejkutach i pilnując, żeby nikt nie przeszkadzał Amerykanom, oprawiających tam delikwentów przywożonych z bazy w Guantanamo samolotami na lotnisko w Szymanach, za co – jak pamiętamy – dostały od Ambasady USA w Warszawie 15 milionów dolarów w gotówce “za fatygę”. No to dlaczego dowództwo naszej niezwyciężonej armii nie miałoby zastosować się do rozkazu, by stać na świecy i pilnować, żeby rezunom nikt nie przeszkadzał?
Takie, dajmy na to, sto tysięcy dolarów, to świetny dodatek do emerytury, kiedy to zaczyna się prawdziwe życie. A gdyby za sprawą Naszego Najważniejszego Sojusznika wojna z Rosją rozlała się również na obszar naszego nieszczęśliwego kraju, to po staremu musielibyśmy jakoś radzić sobie sami, pamiętając o porzekadle, że jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie.
Ale to jest dopiero pieśń przyszłości, chociaż z drugiej strony nie znamy przecież dnia ani godziny, więc i tak niczego zawczasu nie wymyślimy. Wróćmy tedy na Ukrainę, gdzie nie jest dobrze.
A świadczy o tym nie tylko to, że zaczyna już brakować Ukraińców, których można by jeszcze przepuścić przez maszynkę do mięsa, ale przede wszystkim to, że Wołodymir Zełeński, którego na prezydenta Ukrainy wystrugał z banana tamtejszy oligarcha z korzeniami Igor Kolomojski, zaczyna zachowywać się podobnie, jak biali podróżnicy, którzy w XIX wieku płynęli pirogą w górę afrykańskiej rzeki, pełnej krokodyli.
Kiedy krokodyle za bardzo napierały na pirogę, biali podróżnicy wyrzucali do wody murzyńskiego chłopca, dzięki czemu krokodyle, zajęte jego rozszarpywaniem, na pewien czas dawały pirodze spokój. Oczywiście, dopóki nie zjadły chłopca – bo potem wszystko zaczynało się od nowa.
Więc prezydent Zełeński – jak słychać – popadł w ostry konflikt z naczelnym dowódcą tamtejszej niezwyciężonej armii, generałem Walerym Załużnym, którego chce wyrzucić z rządowej pirogi, a na jego miejsce, w charakterze zapasowego murzyńskiego chłopca, wsadzić tam innego generała, Aleksandra Syrskiego. W przypadku generała Załużnego nie chodzi o jakieś zadrażnienia na tle ideologicznym.
Generał Załużny, podobnie jak prezydent Zełeński, jest zdeklarowanym banderowcem i nawet umieścił w mediach społecznościowych selfie ze Stefanem Banderą, aż dopiero na nieśmiały protest tubylczego rządu w Warszawie go stamtąd wycofał.
O co zatem chodzi?
Myślę, że konflikt z generałem Załużnym jest wierzchołkiem góry lodowej. W odróżnieniu od generała Syrskiego, który skwapliwiej powtarza propagandowe opowieści o ostatecznym zwycięstwie, jak niektórzy nasi generałowie, którzy – na szczęście – niczym już nie dowodzą, generał Załużny sprawia wrażenie, jakby o ostatecznym zwycięstwie już nie był przekonany i zwraca uwagę na wyczerpywanie się rezerw ludzkich w sytuacji, kiedy ponad 6 milionów Ukraińców w ostatnich latach uciekło za granicę.
Zwraca też uwagę na załamywanie się wojskowej pomocy w sytuacji, gdy Amerykanie najwyraźniej chcą wyplątać się z ukraińskiej awantury, no i na pogarszające się nastroje tamtejszej ludności – o czym nasze niezależne media głównego nurtu nie ośmielają się wspominać, jako, że mają to surowo zakazane. Ale to wszystko, to tylko powierzchnia zjawiska, bo gdy wstąpimy do głębi, to przekonamy się, że prezydentowi Zełeńskiemu pod stopami zaczyna rozwierać się przepaść.
Chodzi o to, że gdy ostateczne zwycięstwo oddali się w odległą przyszłość na tyle, że wszelki kontakt z nim zostanie utracony, prezydent Zełeński spotka się z nieprzyjemną sytuacją, kiedy zostanie obwiniony o doprowadzenie państwa do katastrofy. Chodzi o to, że prezydent Zełeński, wysłuchawszy zachęty rządu amerykańskiego, odstąpił od porozumień mińskich i obrał kurs na integrację Ukrainy z NATO.
To stało się pretekstem do pełnoskalowego rosyjskiego uderzenia na Ukrainę, w następstwie którego państwo to utraciło co najmniej 20 procent terytorium, to znaczy – Krym i cztery obwody: ługański, doniecki, zaporoski i chersoński, które zostały włączone w skład terytorium Federacji Rosyjskiej, podczas gdy porozumienia mińskie przewidywały jedynie autonomię obwodów ługańskiego i donieckiego – ale pozostających w granicach Ukrainy. Nie mówię już o co najmniej pół milionie zabitych i tych, którym pourywało ręce lub nogi, ani o zniszczeniach materialnych.
Teraz, gdy Amerykanie w sposób widoczny próbują wyplątać się z ukraińskiej awantury, którą rozpoczęli w 2014 roku, wykładając 5 mld dolarów na zorganizowanie w Kijowie „majdanu”, a Niemcy wprawdzie przeforsowały na forum UE wsparcie w wysokości 50 mld euro – ale dla „ukraińskiej gospodarki”, pozostającej pod kontrolą tamtejszych oligarchów – nieubłaganie zbliża się moment, w którym Ukraińcy przystąpią do rozliczania prezydenta Zełeńskiego.
Czy Amerykanie będą próbowali go ratować i za jaka cenę – to jest pytanie interesujące szczególnie nas, bo jeśli tak, to Polska będzie zmuszona ponieść koszty tej operacji.
„Małe kraje nie mogą sobie pozwolić na głupich przywódców. To przywilej dużych krajów”.
Nieodzownym elementem scenariusza rozbiorowego (copyright Grzegorz Braun) musi być postępująca kompromitacja państwa. Starożytny mędrzec chiński nakazywał tępić idiotów u siebie, ale zdecydowanie popierać ich u sąsiadów. Po tę broń nie wahają się sięgać i Niemcy i sąsiedzi z Jedwabnego, którzy zawsze wspierają u nas najgłupszych, a tępią mądrych.
W Polsce też mieliśmy takiego mędrca – Jakub Berman, w referacie wygłoszonym w kwietniu 1946 r. w Krakowie, na posiedzeniu egzekutywy Komitetu Żydowskiego, nakazywał popierać na odpowiednie stanowiska tylko jednostki mierne. I dziś można odnieść wrażenie, że w całej krzątaninie na polskiej scenie politycznej chodzi wyłącznie o utrzymywanie określonego poziomu głupoty i o wymianę jednych idiotów na drugich. Minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister edukacji nie zna się na edukacji, minister zdrowia nie zna się na medycynie, a premier nie zna się na niczym.
Po ujawnieniu nazwisk szefów ministerstw można było odnieść wrażenie, że byli losowani, a nie wybierani według posiadanych kwalifikacji. Chociaż jakaś logika w tym była: Ministrem kultury został podpułkownik, któremu brak kultury i bezpieczniackie nawyki pomogły w szturmie na siedzibę TVP. Ministerstwem sprawiedliwości kieruje b. rzecznik praw anty-Polaków. Kiedyś ministerstwem obrony zarządzał lekarz psychiatra i mógł być z tego jakiś niewielki pożytek. Dziś jest nim pediatra, i wątpić należy, czy ma większe szanse na uzdrowienie armii niż chorych dzieci. Ale to nie wszystko – ci, którzy kierują się instrukcjami Jakuba Bermana, wyszykowali nam jeszcze większą tragedię. Na czele rządu stanął Donald Tusk, dla którego „Polska to nienormalność”, a marszałkiem Sejmu został Szymek Hołownia, którego zidiociały publicysta Onetu Janusz Schwertner powitał: “Bóg faktycznie istnieje i po prostu zesłał posłom Hołownię”. Sytuacja jest niezwykle trudna. Polska potrzebuje mężów stanu. Dyplomacją powinni kierować najlepsi z najlepszych. Tymczasem Radek Sikorski na czele MSZ oznacza tylko jedno: powrót „ministerstwa spraw przegranych”. Niemcy mieli idiomatyczne określenie na chaotyczną i bezskuteczną robotę – „Polnische Wirtschaft”, czyli polska gospodarka.
Inni nasi sąsiedzi w czasach przedrozbiorowych „polskim sejmem” nazywali bezładne gadanie. Dziś obiegowe staje się powiedzenie „polska dyplomacja”. To Radek Sikorski, całą nędzą swego intelektu, doprowadził do tego, że Białoruś, spośród sąsiadów na Wschodzie kraj nam najbardziej życzliwy i najlepiej traktujący żyjących tam Polaków, przekształcił się w jeden z najbardziej nam wrogich. Zamiast finezyjnej dyplomacji, mieliśmy partactwo. W nagonce na Łukaszenkę tak się w swym ogłupieniu zapędził, że pozostało mu tylko w zanadrzu wypowiedzenie wojny. Zamiast dogłębnie przemyślanej dyplomacji, mieliśmy ciąg głupich pociągnięć, a sytuację podsumować można było: Dyrektor kołchozu ograł sromotnie absolwenta Oksfordu, a nawet zrobił z niego dupka. Łukaszenko zdiagnozował Radka, że przydałyby mu się konsultacje u dobrego psychiatry. Tej trafnej diagnozy nic lepiej nie potwierdza, niż fotka Radka w uniformie afgańskiego mudżahedina. Chociaż ten ostatni przypadek tłumaczyć może to, że nawąchał się jakiegoś miejscowego halucynogennego zielska. Chora fizjonomia Sikorskiego to prawdziwy cymes: wybałuszone oczy, nerwowe tiki, głupawe uśmieszki, pokraczne miny, z których wyziera twarz pospolitego głupka. Poziom intelektualny jego wypowiedzi często graniczy z matołectwem. Wszystko na poziomie wójta Chobielina Dworu, czyli osady, której oddzielenie od wsi Chobielin załatwił sobie, „żeby goście z zagranicy nie mieli go za wieśniaka”. A co do mudżahedina, to na obronę intelektu Radka trzeba przypomnieć, że Nagrodę Solidarności w wysokości 1 miliona euro przyznał Mustafie Dżemilewowi, liderowi Tatarów Krymskich, których kontyngent walczy u boku Państwa Islamskiego pod opieką tureckiego wywiadu, tego samego, który logistycznie wspiera przemieszczanie się tzw. uchodźców z Azji do Europy. To miał być pokaz dyplomatycznych sukcesów. Chodzi o konferencję PO zwołaną w Krakowie. Problemem w tym, że główny mówca przypomniał, że był kiedyś ministrem spraw obcych. Piorunującym dowodem sukcesów miało być objęcie przez Tuska stanowiska „prezydenta Europy”. Tymczasem to była klęska, i to dla Polski bardzo kosztowna. Bo warunkiem było wykastrowanie dyplomacji z jakiejkolwiek walki o narodowe interesy. Ukoronowaniem tej bezdennej głupoty była kapitulacja wobec Rosji i wypowiedź dla niemieckiego cajtunga: „Rosja nie powinna być wykluczana z procesu rozszerzania NATO”. W ślad za tym uczynił z Siergieja Ławrowa swego przyjaciela, który doglądał upośledzonego Radka pięć razy w roku. Polsce nic to nie dało, bo nawet dureń wiedział, że o Polsce Putin rozmawia bezpośrednio z kanclerzem Niemiec. Gdy oglądało się migawki filmowe z tych wizyt, mowa ciała pokazywała, kto był mistrzem, a kto rozgrywanym durniem. Były radykalny antykomunista, a dziś koalicjant żydokomuny, po drodze pełniący (z woli ludu pracującego miast i wsi) zaszczytne funkcje ministra obrony i marszałka Sejmu, ma przydatną przywarę – wprost mówi to, co folksdojcze skrywają. To on był pierwszym, który otworzył Polakom oczy na powiązania Tuska, i to nie w sposób pokątny, ale w świetle kamer, wzywając Niemcy, by przewodziły Europie. Zdemaskowała go też inna wypowiedź: Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że reparacji i Kresów pozbawił nas Związek Radziecki, że Niemcy głównie finansują nasze transfery z Unii. I nie chciało się wierzyć, że słowa te wypowiedział polski polityk, bo tezy, że Ziemie Odzyskane to reparacje, nie głoszą nawet neonaziści w Berlinie. W tym miejscy nawiążmy do cytowanego na początku mędrca z Chin. W listopadzie 2012 r. organ amerykańskich trockistów, „Foreign Policy” umieścił Sikorskiego na liście „100 czołowych myślicieli świata”? W MSZ było – trzymając się stylistyki wieszcza – cymbalistów wielu, ale wszystkich na głowę pobił Radek. Urzędował tam 7 lat, a dyplomacja w jego wykonaniu przyniosła Polsce same straty. Nie było w niej ani ładu, ani składu, a jedynym stałym elementem było – język szybszy niż pomyśli głowa. Wytłumaczeniem było to, że za korzyści osobiste był gotów na wszystko, nie tylko krzewić demokrację na Białorusi, ale robić z siebie idiotę. A co do fizjonomii Radka: „Twarz zwiędła, zuchwała, bezczelna. Oczy nadzwyczaj wypukłe i drapieżne. Gotowy służyć każdemu i nieraz prosty wypadek rozstrzygał, po której stawał stronie. Ojczyzna, wiara, słowem wszystkie świętości, były mu zupełnie obojętne”. To słowa Sienkiewicza, ale… Henryka.
Bo ten kamrat z rządku to też niezły idiota, i też uzależniony od używek. Typowy modus operandi Radka: Wyjmuje smartfon i tweetuje: Dać Ukrainie rakiety dalekiego zasięgu. A Rosjanie to z ochotą podchwytują, rozpowszechniając w świecie opinie, że Polacy to podżegacze wojenni i prowokatorzy. A Radek? A Radek się cieszy jak dziecko, że znowu pokazali go w telewizorze. Wśród europosłów było wielu idiotów, ale na głowę bił wszystkich Radek. Kiedyś zagadał dla niemieckiego portalu: „Trzeba stworzyć europejską jednostkę wojskową, w której mogliby służyć obywatele państw członkowskich i stowarzyszonych z UE. Jak dużą? – Szczebel brygady byłby dobrym początkiem. Wstępnie nazywam to legionem europejskim, co trafnie może się kojarzyć z francuską legią cudzoziemską, która mogłaby nam ten legion wyszkolić. Byłby złożony z ochotników, bo wtedy – wydaje mi się – powstałoby przyzwolenie polityczne do użycia takiej jednostki”. Inny, równie idiotyczny pomysł – utworzenie dla uchodźców „centrum recepcyjnego” w Polsce, na granicy polsko-białoruskiej. Na całe szczęście bezmyślnego „pomysłu” nie podchwycili Anglicy i Włosi. Pierwsi tworzą taki ośrodek w Rwandzie, a drudzy w Kosowie.
Przyznać trzeba, że czasami ma przebłyski inteligencji. 6 bm. w TVP, mówiąc o handlu wizami, powiedział: To był symptom czegoś znacznie poważniejszego – mianowicie tego, że za rządów poprzedniej koalicji, zmieniono nam skład etniczny naszego kraju bez żadnych decyzji czy to Rady Ministrów, czy Sejmu, czy nawet premiera. Do Polski napłynęło w tych ośmiu latach spoza Europy więcej migrantów, niż w jakimkolwiek porównywalnym okresie tysiącletniej historii Polski”. Szkoda tylko, że był w tym mało wiarygodny, bo niweluje to jego dawne podejście do imigrantów. Kiedyś w Senacie oświadczył: „Proponujemy, aby w miejsce pojęcia Polonia zacząć stosować nowe ‘diaspora polska’ czy ‘diaspora narodowa’. By być jej częścią nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą”. Zdradził też, o kogo chodzi. Nawiązał do USA i żyjącej tam „b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”. Wygadał się także z czymś innym: „Ja uważam, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle”. Oprócz zgryzot, Radek sprawił nam ulgę, gdy oświadczył: „Tym razem nie wystartuję w wyborach prezydenckich. Podjąłem decyzję, że mój start nie przyczyniłby się sprawie wyboru praworządnego i europejskiego prezydenta wolnej Polski”. Tym niemniej jego heroiczny gest nie zapobiegł kandydowaniu innej idiotki – Kidawy-Błońskiej. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. To dobrze, że Radek tak często zabiera głos. Bez jego szczerości lub raczej szczerej do bólu głupoty, trudniej byłoby zrozumieć, na czym polega zagrożenie dla Polski, i że od katastrofy dzielą nas jedne wybory prezydenckie wygrane przez konferansjera żydowskiej TVN. Bo nie zapominajmy – „w bratniej Ukrainie” nie cackali się z idiotami i prezydentem zrobili telewizyjnego komika. Wiceministrem został Teofil, syn starego dyplomatycznego durnia Władysława Bartoszewskiego, też „profesora” od obowiązującej do dziś doktryny polityki zagranicznej „Polska to panna stara, brzydka i bez posagu”. Już w pierwszych dniach urzędowania Teofil uraczył nas kilkoma cymesami. O sytuacji w Gazie stwierdził: „Żydzi są naszymi braćmi. Musimy się z państwem Izrael identyfikować”.
Kiedy wojna na wschodzie ma się ku końcowi, podgrzewa do pokonania Moskwy i nawołuje do oddania wszystkiego Ukrainie. Zaprosił też dziennikarzy do swego podwarszawskiego dworku, chwaląc się… luksusową łazienką dla psów. Pytanie, czy będzie godnym zastępcą swojego szefa, powinno poprzedzić: Czy idiotyzm jest dziedziczny? Nie za bardzo wypada w kontekście Radka i Teofila odwoływać się do filozofów, ale Platon powiedział: „Mądrzy mówią, ponieważ mają coś do powiedzenia. Głupcy mówią, ponieważ muszą coś powiedzieć”. Jeszcze lepsze jest powiedzenie: Głupi mówi co wie, a mądry wie co mówi. Niezłe określenie miał też Władek Bartoszewski: „dyplomatołki”. Godnym szefa będzie Teofil także z innego powodu – chorobliwego zainteresowania pieniędzmi. Otóż potomek kresowej rodziny ziemiańskiej, historyk sztuki Andrzej Stanisław Ciechanowiecki, ojciec chrzestny Teofila, opłacił Teofilowi (synowi Władysława primo voto Bartosiak, pochodzącego ze wsi Żaby, gdzie był lokajem na miejscowym dworze) studia w Cambridge. Ciechanowiecki założył fundację swego imienia (która wyposażyła Zamek Warszawski w 3 tysiące dzieł sztuki) oraz prywatną fundację Non Omnis Moriar, do której przekazał swój majątek. Teofil natomiast założył spółkę Max and Max Limited i za pieniądze Ciechanowieckiego, bez jego wiedzy i zgody, zakupił dla spółki kilka apartamentów w Warszawie. Kiedy jego dobroczyńca odkrył oszustwo i zażądał zwrotu pieniędzy, Teofil sprzedał apartamenty, prezesem spółki mianował żonę, przekazał jej wszystkie udziały, spółkę rozwiązał, a Ciechanowiecki zobowiązał fundację do walki o odzyskanie skradzionego majątku, który sąd wycenił na 17 mln. I co ciekawie – o tej sprawie pisała „Gazeta Wyborcza”. Co do dziedziczenia idiotyzmu, to warto wspomnieć o zasługach ojca Teofila w szkalowaniu Polski i Polaków. Przyjął złoty medal Gustawa Stresemanna, kanclerza Niemiec i polakożercy. Mało tego, z owym antypolskim orderem w klapie składał wieniec w czasie uroczystości rocznicy Powstania Warszawskiego, a gdy został za to wygwizdany, nazwał Polaków „ochrzczonym motłochem” i powiedział, że „w czasie okupacji bardziej bał się Polaków niż Niemców”. W izraelskim Knesecie bił się w piersi za „antysemityzm Polaków”, mówiąc: „Dzisiejsi studenci będą za dziesięć czy piętnaście lat posłami, ministrami, dyrektorami i oni będą określać życie polskie, a nie ta ciemnota, gdzieś tam na zapadłej prowincji, która opowiada jakieś głupstwa, a która dobrze czytać i pisać nie umie”. Kiedy kapituła Orderu Orła Białego, której był członkiem, głosowała nad przyznaniem orderu rotmistrzowi Pileckiemu, zgłosił swój sprzeciw. Krótko mówiąc – dyplomacja, jak i cały rząd, wpadła w ręce takich idiotów. Na koniec kilka faktów z kategorii „idioci dyplomatyczni”: „Kaczyński spowodował wygraną Bidena, żeby odwrócić uwagę od protestów polskich kobiet”.
Tweet byłego ministra a dziś europosła Dariusza Rosatiego, uznawanego w PO za finezyjnego dyplomatę, który tak skomentował wyniku wyborów w USA, był tak idiotyczny, że wielu uznało go za „fake”. Nie był to jednak żart, lecz opinia na serio. Rosatiemu w głupocie sekundował Tusk, który spotkanie Salvini-Urban-Morawiecki określił: „To sojusz proputinowski”. Z głęboko mądrych zagrań dyplomatycznych” słynął Jacek Czaputowicz. Zorganizował w Warszawie konferencję antyirańską. Rachunek za imprezę wyniósł 2 miliony 233 tysiące złotych, które polski podatnik wydał tylko po to, aby świat dowiedział się z ust sekretarza stanu USA, że polskim i amerykańskim bohaterem narodowym jest Frank Blajchman, bandyta z UB, nadzorca stalinowskich łagrów, herszt komunistycznej bandy rabunkowej. A także po to, aby dać Netanjahu okazję do wygłoszenia antypolskich tyrad i aby dziennikarka NBC mogła napisać „Powstańcy w Getcie walczyli przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Obecny przy tym Czaputowicz stał z głupawą miną, trzymając ręce na przyrodzeniu. Zareagował tylko bloger: „To jest k… polski minister spraw zagranicznych?”.
Głupota sięgnęła zenitu, gdy okazało się że Polska jest największych zwolennikiem członkostwa Turcji w Unii. Zabrakło elementarnej refleksji, że wprowadzenie do tak osłabionego organizmu dynamicznej demograficznie i religijnie Turcji pogłębi kryzys tożsamości i kulturową dekadencję Europy, że islamistyczna partia Erdogana będzie najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim, że prowadzi w prostej linii do kolejnego miliona imigrantów w Europie, zniesienia kontroli ruchu między obozowiskami Państwa Islamskiego a Brukselą. À propos – zwolennik członkostwa Turcji w Unii, prezydencki minister Jakub Kumoch obcował wcześniej z genialną doktryną polityczną Bartłomieja Sienkiewicza „ch.., d… i kamieni kupa”, założyciela Ośrodka Studiów Wschodnich, w którym pracował, a który analizuje całodobowo Wschód, tak abyśmy mogli zrozumieć różnice pomiędzy dobrymi oligarchami na Ukrainie i złymi oligarchami w Rosji. Do idiotów dorzućmy Andrzeja Olechowskiego. Będąc ministrem na promowanie Polski i jej interesów nie miał czasu. Promował za to swego pryncypała. Gdy Wałęsę określił mianem „polskiej coca-coli”, Herling-Grudziński skomentował: Po takiej wypowiedzi wolno niestety zastanowić się, czy aby nasza scena polityczna nie zmierza wielkimi krokami do przeistoczenia się w ośrodek psychopatologii politycznej. Zachwalając uroki członkostwa Polski w UE powiedział: „Będziemy współdecydowali o naszych sprawach”. Z kolei Zbigniew Rau przyznał medal Bene Merito („za działalność wzmacniająca znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”) rabinowi Chabad. Nawiasem mówiąc, Rau to dowód na to, że przy pomocy sztucznej inteligencji można wskrzesić zmarłych, skrzyżować Skubiszewskiego z Geremkiem i wygenerować kanon interesu narodowego polegający na byciu „sługami narodu ukraińskiego”. Sytuacja Polski jest niezwykle trudna i polityka zagraniczna powinna być dziełem dogłębnie przemyślanym. Tymczasem w „polskiej” dyplomacji głupota goni głupotę, groteska groteskę, uderza polityczne dyletanctwo, wdawania się w gry, w których nie wiedzą, o co chodzi. Słuchając „naszych” ministrów (obecnego i poprzednich) można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest Putin. Brakuje natomiast refleksji, że może lepiej mieć za sąsiadów stabilne państwa, nawet rządzone przez dyktatorów, niż przez „demokratyczne” marionetki od Sorosa. Tak, jak zdiagnozował to prosty, zresztą kresowy, chłop w filmie „Sami swoi”: „Zawsze lepszy stary wróg za miedzą”. Stara mądrość głosi, że z idiotą nie należy dyskutować, bo wszystko sprowadza do własnego poziomu. Dyskutować nie, ale pisać tak. Nie dyskutujmy zatem, ale pokazujmy, zwłaszcza gdy sami się o to proszą. I jeszcze jedno – charakterystyczną cechą idiotów jest szczerość, a idiotów dyplomatycznych nieprzestrzeganie zasady: język dyplomatyczny służy do ukrywania myśli, a nie do ich ujawniania. Dawajmy im zatem jak najwięcej okazji i pozwalajmy mówić. Jeśli Polacy chcą odzyskać swoje państwo, muszą pozbyć się idiotów suflujących tezy, że nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy, bez przywództwa Niemiec nad Europą i bez strategicznych stosunków z Izraelem. Bo nawet dziecko wie, że nie ma wolnej Polski bez wymiecenia z urzędów miotłą do gołej ziemi tego całego zidiociałego towarzystwa, notorycznie przegrywających miernot, ludzi nie tylko nie myślących po polsku, ale nie myślących w ogóle.
Jest i inne rozwiązanie: Kiedy pojawiały się klęski żywiołowe, Inkowie i Aztekowie składali bogom – jako przebłagalną ofiarę – swoich wodzów. Nie jest to sugestia złożenia Sikorskiego na ołtarzu boga Chabad. To, po prostu, przypomnienie ładnego zwyczaju i skutecznego. Z tym że w przypadku MSZ nawet gaśnica nie wystarczy, trzeba miotacza ognia. Nie zapominajmy też o idiotach, którzy idiotów wybierają. Bo to, że ktoś tak głupi wkradł się do Sejmu i rządu to dowód na niezłe zidiocenie elektoratu, który śpi przez 4 lata, a jak się budzi to tylko po to, aby zagłosować na… idiotów. Mamy Radka i mamy Teofila. Prawdziwym dramatem jest jednak to, że mamy wyborców skłonnych na nich głosować. I czy nie mają racji ci, którzy twierdzą, że największymi idiotami są wyborcy idiotów? I czy nie miał racji George Orwell, gdy powiedział: „Ludzie, którzy głosują na nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów, nie są ich ofiarami. Są ich wspólnikami”?
Wypadki chodzą po ludziach, zwłaszcza, gdy jedni ludzie włażą na drugich, albo nawet przy innych czynnościach, choćby tak niewinnych, jak lot samolotem do Berlina. Podkreślam, że chodzi o lot samolotem, bo sekta Antrovis, do której należała, a może nadal należy pani Barbara Labuda, twierdziła, że odbywa podróże kosmiczne i to bez udziału samolotów, czy innych statków powietrznych. Możliwe zatem, że podróżowali na miotle, a w takim razie opowieści o sabatach czarownic na Łysej Górze nabierają rumieńców. Nawiasem mówiąc, mimo tych wszystkich rewelacji, pani Labuda sprawowała urząd ministra w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi.
Potwierdza to słuszność spostrzeżenia Lenina, że państwem może rządzić nawet kucharka – co zresztą widzimy w vaginecie Donalda Tuska. Na wszelki wypadek jednak ktoś starszy i mądrzejszy podesłał mu właśnie pana Pawła Grasia na szefa gabinetu, najwyraźniej przypomniawszy sobie przysłowie, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Jak my wszyscy na tym wyjdziemy, to inna sprawa. Możemy wyjść tak samo, jak Wielce Czcigodny Paweł Kowal, który właśnie poleciał po wskazówki do Berlina i w drodze przytrafił mu się casus pascudeus, bo ktoś w samolocie ukradł mu marynarkę. Lot do Berlina trwa krótko, więc jeśli pan Kowal nie zabalował poprzedniego dnia, to w samolocie nie zdążyłby się tak szybko znieczulić. Zatem tę przyczynę musimy wykluczyć. Jeśli jednak tak, to sprawa może wyglądać znacznie gorzej. Nie można bowiem wykluczyć, że Wielce Czcigodny Paweł Kowal mógł paść ofiarą spisku. Skąd możemy wiedzieć, czy do samolotu, śladem pana Kowala, nie wsiadł jakiś ruski agent, który niepostrzeżenie skradł mu marynarkę? Takie rzeczy się zdarzają, a nawet znacznie gorsze.
Jak wspominał jeszcze za głębokiej komuny felietonista warszawskiej „Kultury” Hamilton, podczas pewnego seansu spirytystycznego, jedna z jego uczestniczek poczuła, że w ciemnościach ktoś wsuwa dłoń między jej nogi – w dodatku – jak to wyśpiewują wymowni Francuzi – „direction coquette” („Un dimanche matin, avec ma putain, sur ma mobylette, je lui met la main entre les deux seins, direction coquette”). Początkowo pani się nie przestraszyła, bo myślała, że to mężczyzna, ale kiedy zobaczyła, że przy niej nikogo nie ma, przelękła się, niczym Wielce Czcigodna Kamila Gasiuk-Pihowicz, kiedy podczas posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa jeden z sędziów zwrócił się do niej zdaniem pełnym treści.
Dla ruskiego agenta przebranie się za ducha, to żadna sztuka, więc lepiej rozumiemy, dlaczego Wielce Czcigodny Paweł Kowal niczego nie zauważył. Tedy wszystko wydaje sie jasne, oprócz jednego. Co mianowicie miał Wielce Czcigodny Paweł Kowal w swojej marynarce? Nie zapominajmy, że przed kilkoma dniami, podczas pielgrzymki do Kijowa, Donald Tusk mianował go pełnomocnikiem rządu do odbudowy Ukrainy. A tak się złożyło, że właśnie Unia Europejska przyznała dla Ukrainy 50 mld euro – oficjalnie dla podtrzymania tamtejszej gospodarki, ale każdy wie, że oligarchowie co najmniej połowę z tego rozkradną, a reszta pójdzie do podziału między SBU i kadrę niezwyciężonej tamtejszej armii.
Jestem pewien, że takiego planu pan Paweł Kowal w swojej marynarce mieć nie mógł, bo aż do takiej konfidencji to on dopuszczony nie będzie. Mógł co najwyżej wieźć do Berlina projekt podziału między naszych mężyków stanu, no a przede wszystkim – między stare kiejkuty – jakichś okruszków, co to spadną ze stołu pańskiego. Skoro za samo stanie na świecy w Starych Kiejkutach, żeby nikt nie przeszkadzał amerykańskim specjalistom w oprawianiu delikwentów przywiezionych samolotami na lotnisko w Szymanach z bazy w Guantanamo, stare kiejkuty dostały z amerykańskiej ambasady 15 mln dolarów w gotówce, to cóż dopiero przy takiej okazji? W dodatku pan Kowal chyba zapomniał, co tam było zaprojektowane, bo inaczej przecież nie kompromitowałby się apelami o zwrot marynarki.
Tak, czy inaczej, zachowuje się dość lekkomyślnie, podobnie jak sędzia, tak zwany „dubler” w Trybunale Konstytucyjnym, pan Mariusz Muszyński, który dał wyraz swemu przekonaniu, że członkowie vaginetu Donalda Tuska, to „kretyni”, którzy uważają, że przy pomocy jakichś ustaw uda się im wysadzić go ze stanowiska. „Ustawy są za słabe, panie ministrze Grabiec” – powiedział, zwracając się do szefa Kancelarii Premiera Jana Grabca. Lekkomyślność pana sędziego Mariusza Muszyńskiego polega na tym, że najwyraźniej myśli on, że sędziowie-dublerzy będą przez pana ministra Bodnara wysadzani z siodła przy pomocy jakichś „ustaw”. Tymczasem nic podobnego. Czy na przykład w sprawie Prokuratury Krajowej wydana została jakaś ustawa, albo chociaż uchwała? Nic podobnego!
Pan minister Bodnar zastosował metodę faktów dokonanych, która – jak dotychczas – wydaje się skuteczna. Nie dlatego oczywiście, by pan minister Bodnar był taki mądry, czy wpływowy. O tym nie ma mowy. Skuteczność metody faktów dokonanych wynika z carte blanche, jaką Donaldu Tusku dała Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, która jednocześnie zagwarantowała, że żadna Schwein z Unii Europejskiej nie odważy się tych faktów dokonanych kwestionować. W tej sytuacji pan minister Bodnar może nie tylko spokojnie położyć lachę na wszystkie tubylcze „ustawy”, ale nawet – oczywiście w razie potrzeby – zariezać krnąbrnego sędziego, który będzie próbował mu zaszurać. W ostateczności może wezwać na pomoc pana mecenasa Giertycha, który takiego delikwenta przytrzyma mocną dłonią za ręce i nogi, żeby pan minister przy riezaniu nie skaleczył się w rękę.
To już więcej poczucia rzeczywistości wykazuje pani Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, która ostatnio publicznie dała wyraz obawie przed zastosowaniem przez vaginet Donalda Tuska „wariantu tureckiego”. Jak pamiętamy, „wariant turecki” polegał na tym, że prezydent Erdogan, kiedy niezawiśli sędziowie mu zaszurali, co najmniej 1500 spośród nich natychmiast wtrącił do lochu, w reszta natychmiast odzyskała poczucie rzeczywistości tym bardziej, że nawet Nasz Najważniejszy Sojusznik prezydenta Erdogana za to nie ofuknął. Najwyraźniej audaces fortuna iuvat, podczas gdy Naczelnikowi Państwa w ogóle nie przyszło do głowy, by w ten sposób ostatecznie rozwiązać kwestię niezawisłości sędziowskiej.
Po ośmieszeniu pana prezydenta przy okazji pojmania panów Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Namiestnikowskim, nawet prości sędziowie SN z Izby Kontroli Nadzwyczajnej zrozumieli, że wszystko rozstrzyga się w kategorii faktów dokonanych, więc nie ma co chronić się za papierowymi, jurydycznymi murami i w podskokach uznali ważność wyborów 15 października. Toteż nic dziwnego, że teraz Donald Tusk straszy pana prezydenta Dudę przedterminowymi wyborami. Już widocznie się dowiedział (czy przypadkiem nie od pana Pawła Grasia?), że Państwowa Komisja Wyborcza i Sąd Najwyższy zatwierdzi wybory, nawet gdyby obwodowe komisje wyborcze były otwarte dzień i noc przez całe trzy doby.
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 11 lutego 2024 michalkiewicz
Nie wiadomo, co teraz zrobią Amerykanie. Dotychczas migali się z pomocą dla Ukrainy. Republikanie, w odwecie za uparte odmawianie przez prezydenta Józia Bidena zwiększenia wydatków na ochronę południowej granic USA z Meksykiem, blokują budżet federalny, w następstwie czego już po raz trzeci trzeba było uchwalić budżet tymczasowy, który będzie obowiązywał do marca – ale ani w pierwszym tymczasowym budżecie, ani w drugim, ani w tym trzecim nie ma ani centa na pomoc dla Ukrainy. Wyobrażam sobie, jak prezydent Józio Biden, oczywiście gdy nikt nie widzi, zaciera z radości ręce, że może się w ten sposób wyplątać z ukraińskiej awantury, ale całe odium spadnie na Republikanów. Teraz jednak ta ustawka może się skończyć, bo właśnie Książę-Małżonek, któremu Donald Tusk za dobre sprawowanie w PE dał w swoim vaginecie fuchę ministra spraw zagranicznych, rozkazał Amerykanom natychmiast wesprzeć Ukrainę. Skąd ten pospiech? Ano stąd, że prezydent Zełeński, któremu nawet zaczynają szurać ukraińscy wojskowi, potrzebuje wsparcia, jak nie od Amerykanów, to od Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen.
Alternatywą amerykańskiego wsparcia byłoby bowiem zrealizowanie marzenia prezydenta Zełeńskiego, by wojna z Rosją rozlała się na inne bantustany Środkowej Europy, przede wszystkim – na Polskę. To Amerykanom może się spodobać, bo skoro na Ukrainie zaczyna brakować Ukraińców do wojowania, to czemu by nie skorzystać również z polskiego mięsa armatniego? To nawet może się udać, bo z niemieckiego punktu widzenia ściągnięcie na Polskę rosyjskiego uderzenia, mogłoby w perspektywie doprowadzić nie tylko do korekty granicy ukraińsko-polskiej, zwanej patetycznie „unią”, ale również – do upragnionej korekty granicy niemiecko-polskiej. Nie jest zatem wykluczone, że podczas niedawnej wizyty ad limina u Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen, zleciła ona Donaldu Tusku jeszcze jedno zadanie – bo zaraz potem Książę-Małżonek zaczął bąkać o gotowaniu się do wojny. Ciekaw jestem, czy w ramach tych przygotowań spakował już kufry w Chobielinie, czy może jest uzgodnione, że Chobielina zimny ruski czekista ostrzeliwał w razie czego nie będzie?
Na razie jednak pan prezydent Duda na 13 lutego zwołał Radę Gabinetową. Ta „Rada Gabinetowa” to Rada Ministrów, tyle, że obradująca pod przewodnictwem prezydenta. Żadnych stanowiących kompetencji ona nie ma, więc trudno zgadnąć, po co właściwie pan prezydent to robi. Pewne światło rzuca na to niedawna rozmowa, jaką pan prezydent odbył z panami redaktorami Mazurkiem i Stanowskim. Wspomniał tam, że „nie wyklucza” możliwości przeprowadzenia „resetu konstytucyjnego”, który proponuje Konfederacja. Konkretnie chodzi o to, by ponad podziałami wybrać na nowo Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, a może nawet – cały Sąd Najwyższy. W obecnych realiach politycznych oznaczałoby to całkowitą kapitulację pana prezydenta, bo przecież Volksdeutsche Partei przeforsowałaby w Sejmie w jedno, drugie i trzecie miejsce swoich własnych fagasów, a prawidłowe obsadzenie Sądu Najwyższego zagwarantowałoby jednolitość orzecznictwa zwłaszcza w sprawach „rozliczeniowych”, w ramach których można będzie całą opozycję powsadzać do kryminałów i w ten sposób przywrócić nie tylko praworządność, demokratyczne standardy, ale przede wszystkim – jedność moralno-polityczną narodu, jak było za komuny, czy w czasach wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera.
Oczywiście do tego celu, podobnie jak do socjalizmu, można zdążać różnymi drogami. Polska droga, jak dotychczas, polega na stwarzaniu faktów dokonanych, ale idzie to bardzo powoli, bo rozmaite Schwein sypią piasek w szprychy rozpędzającego się parowozu dziejów. Nie jest zatem wykluczone, że i na tym odcinku nastąpi przyspieszenie. Jak radzi pan Wojciech Hermeliński, co to z niejednego komina wygartywał i za komuny i za demokracji, najlepiej byłoby wydawać sejmowe uchwały. Broń Boże nie o odwoływaniu poszczególnych sędziów, albo nawet według list zbiorowych, tylko stwierdzające, że ci sędziowie wcale nie są sędziami. Takie uchwały nie są co prawda źródłami prawa, ale w procesie przywracania praworządności nie chodzi przecież o to, by trzymać się jakiejś litery prawa, jak pijany płotu, tylko żeby i na użytek krajowych wyznawców, a przede wszystkim- na użytek luksemburskich przebierańców z TSUE – stworzyć pozory legalności. Alternatywa wydaje się jeszcze gorsza, bo w przeciwnym razie trzeba będzie tych wszystkich neo-sędziów wyriezać. Nie ma rady; gdy chodzi o świętą sprawę demokracji i praworządności, nie ma takich poświęceń, których nie można by było dokonać. Zatem uchwały mają same zalety, bo ani Trybunał Konstytucyjny nie może się nimi zajmować, ani pan prezydent nie może ich wetować, a wreszcie – nikogo nie trzeba riezać, chociaż w porywach serca gorejącego niejeden by chciał. Jak widzimy, albo reset, albo uchwały, a w ostateczności – również riezanie – doprowadzą do tego, że wymiar sprawiedliwości zacznie chodzić u nas, jak w zegarku.
Wtedy właśnie można będzie przystąpić do kuracji przeczyszczającej w spółkach Skarbu Państwa, żeby umożliwić umoczenie pysków w melasie również szczerym demokratom. Ponieważ prezes Orlenu Daniel Obajtek nie czekał, aż „silni ludzie” wyprowadzą go za fraki z gabinetu, tylko sam zrezygnował, dzięki czemu nawet dostanie sowitą odprawę, do akcji wkroczył prezes NIK, pan Marian Banaś, który ma na pieńku z byłym Naczelnikiem Państwa. Właśnie doniósł na niego, że sprzedał był „Lotos” za całe 5 mld złotych mniej, niż wynosiła wycena. Jestem pewien, że premier Donald Tusk się oburzy i zapomni, jak to kiedyś-kiedyś, gdy był jeszcze normalnym człowiekiem, głosił spiżowe prawdy, że “towar jest tyle wart, ile ktoś za niego zapłaci”. Tak było na poprzednim etapie, gdy rządy Jana Krzysztofa Bieleckiego i panny Suchockiej „prywatyzowały” co tam zagraniczni kontrahenci sobie życzyli – ale teraz jest inny etap, etap „rozliczeń”, toteż tamte mądrości już zostały uchylone i teraz jak sędzia dostanie rozkaz, żeby sądzić, to będzie sądzić i sypać piękne wyroki na dowód, że praworządność została przywrócona. Jestem pewien, że zarówno organizacja „Iustitia”, co to została utworzona zaraz po rozwiązaniu PZPR w 1990 roku, w związku z czym podejrzewam, że WSI natychmiast się zakręciły wokół stworzenia nowej transmisji bezpieki do wymiaru sprawiedliwości, no i stowarzyszenie sędziów „Themis”, które podejrzewam o związki z przeprowadzoną w swoim czasie przez ABW operacją „Temida”, której celem był werbunek agentury w środowisku sędziowskim. Zresztą, czy może być inaczej, skoro ministrem-koordynatorem tajnych służb w vaginecie Donalda Tuska jest pan Tomasz Siemoniak – w cywilu – jak podaje w swojej książce „Ukropolin” pan ambasador Krzysztof Baliński – związany ze Związkiem Ukraińców w Polsce?
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Zapraszamy w imieniu organizatorów i zaproszonych gości na II Konferencję Programową Ruchu Naprawy Polski nt. EDUKACJI I WYCHOWANIA pt. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”
II Konferencja Programowa Ruchu Naprawy Polski odbędzie się w sobotę3 lutego 2024 roku od godz. 10.30 w sali konferencyjnej Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Warszawie przy ul. Hożej 66/68.
Na konferencję zapraszamy przedstawicieli komitetów wyborczych biorących udział w wyborach do Sejmu i Senatu, które odbyły się 15.10.2023 roku.
Blok 1. Godz. 10.30 – 13.30
Jolanta Dobrzyńska, ekspert oświatowy: „Edukacja polska w kontekście przeobrażeń geopolitycznych”.
dr hab. Ryszard Stocki, badacz zjawiska toksykologii przestrzeni społecznej, autor książki “Nieobliczalny eksperyment”, kierownik Katedry Psychologii personalistycznej na UPJPII w Krakowie: „Dlaczego szkoła w obecnym systemie edukacji nie pomaga żyć?”
Agnieszka Pawlik-Regulska, nauczycielka,prezes Stowarzyszenia Nauczyciele dla Wolności: „Sytuacja nauczyciela i ucznia w szkole publicznej”.
Romuald Starosielec, Ruch Naprawy Polski „Nowy ustrój polskiej edukacji narodowej”.
Maria Gudro – Homicka wieloletnia przewodnicząca Stow. Nauczycieli Polonistów, prezes Stow. Ambasadorów Dzieci i Młodzieży: „Dlaczego współczesne dzieci i młodzież nie radzą sobie z emocjami? Przyczyny i próby pomocy”.
dr Krzysztof Tracki, nauczyciel i publicysta, autor książek o W. Pileckim i KEN: „Czy misja to pojęcie przebrzmiałe ? Gdzie są granice autonomii nauczyciela ?”.
Wystąpienia zaproszonych gości: Wojciech Starzyński (prezes fundacji Rodzice Szkole), Emilia Węgrzyn, prezes Stow. Regionalne Mazowiecki Ogród
Wystąpienia przedstawicieli środowisk uczestniczących w Ruchu Naprawy Polski.
Dyskusja.
Przerwa, godz. 13.30 – 14.00
Blok 2. Godz. 14.00 -16.00 Dyskusja poświęcona przygotowaniom do wyborów samorządowych, które odbędą się na wiosnę 2024 roku.
Wprowadzenie do dyskusji; Adam Domaradzki
W dyskusji wezmą udział przedstawiciele środowisk i struktur terenowych Ruchu Naprawy Polski, zaproszeni goście i wszyscy zainteresowani.
Tata Łukaszka wracał samochodem na osiedle, na którym mieszkali Hiobowscy. Kiedy przejeżdżał koło stacji paliw Deutschlen (dawniej Orlen) zobaczył, że litr paliwa kosztuje jedno euro i uznał, że mu się przywidziało.
Tata Łukaszka wracał samochodem na osiedle, na którym mieszkali Hiobowscy. Kiedy przejeżdżał koło stacji paliw Deutschlen (dawniej Orlen) zobaczył, że litr paliwa kosztuje jedno euro i uznał, że mu się przywidziało. Była to pierwsza z serii niespodzianek jakie na niego czekały. Na wszelki jednak wypadek zawrócił na rondzie Ofiar Karosława-Jaczyńskiego i przejechał znów koło stacji. Tak! Nie mylił się! Cena paliwa rzeczywiście wynosiła jedno euro za litr! Tata Łukaszka zawrócił z piskiem opon i wjechał na stację. Ku jego zdumieniu nie było tam żadnych aut. Jakoś nikt nie rzucił się tankować tego taniego paliwa. Jedynie między dystrybutorami przechadzał się samotny pompiarz. – Jest paliwo?! – zawołał tata Łukaszka. – Co ma nie być? Jest – odparł smętnie pompiarz. – W tej cenie? – Tak. – Rząd dotrzymał obietnicy wyborczej sprzed pięciu lat?! – Ano jak pan widzi. – Niech mi pan powie jedną rzecz, dlaczego nikt inny tego nie tankuje? Pan pompiarz rozłożył bezradnie ręce. Tata Łukaszka zmrużył oczy i sięgnął po wąż. Na wyświetlaczu dystrybutora pojawiła się cena: jedno euro za jeden litr. Wsunął pistolet do baku i nacisnął spust. Po kilku minutach odwiesił pistolet, spojrzał na wyświetlaczy dystrybutora i przeżył drugi tego wieczora szok. Kwota za całe paliwo była taka sama jaką płacił jeszcze niedawno gdy tankował po dwa euro za litr! Zagadka wyjaśniła się w kolejnym okienku. Zatankował dwa razy więcej paliwa! Poirytowany tata Łukaszka wszedł do sklepu stacyjnego. Przy ladzie przeżył kolejny szok, stał tam pan Sitko, trzymał w ręce butelkę wódki i patrzył na nią jakby ją widział pierwszy raz w życiu. – Co pan, alkohol na stacji paliw pan kupuje? – zdziwił się tata Łukaszka. – Przecież tu najdrożej. – Koledzy mówili, że na stacji litr potaniał – wymamrotał pan Sitko marszcząc czoło i patrząc na ceny na półkach. – Potaniał – przytaknął skwapliwie sprzedawca, młody człowiek z niebieską grzywką, tunelami w uszach, i kolczykach w tylu miejscach, że łatwiej by było wymienić gdzie ich nie miał. – Ale tylko litr paliwa. Inne nie. – Jak potaniał, jak zatankowanie baku kosztuje tyle samo?! – eksplodował tata Łukaszka. – I jak to jest możliwe, że nagle do baku weszło mi dwa razy więcej paliwa? – Tak to możliwe proszę pana, że wczoraj rano ministra fizyki zmieniła definicję litra paliwa. Tata Łukaszka osłupiał. Panu Sitko butelka zaczęła skakać w ręku. – Tylko litra paliwa – uściślił sprzedawca patrząc na ból malujący się na twarzy pana Sitko. – Litr wódki pozostał bez zmian. Kupuje pan? – Nie – wymamrotał pan Sitko. – To niech pan postawi wódkę z łaski swojej do lodówki tu za mną. – A pan nie może sam? – zapytał pan Sitko. Sprzedawca pokręcił przecząco głową. – W drzwiach jest magnes. Kiedyś jak mnie przyciągnęło to musiałem czekać dwie godziny na kolegę z nocnej zmiany, żeby mnie uwolnił. Płaci pan? – skierował pytani do taty Łukaszka. – Tak, oczywiście. le niech mi pan powie, bo widzę, że pan wie więcej, jak to jest możliwe, żeby minister… – Ministra. – …tak sobie zmienił… – Zmieniła. – …definicję litra paliwa i nikt nie protestuje? Kar nie nakłada? Niemcy się nie burzą? Unia też nie? TSUE nie wydaje wyroków? – Może wystarczy mieć rząd, który żyje ze wszystkimi w zgodzie? – uśmiechnął się sprzedawca dzwoniąc kolczykami. – A jak oni, panie, tego, zmienili tę definicję? – dociekał pan Sitko. – Jak to jak? Jak zawsze. Uchwałą Sejmu.
Znany prawicowy publicysta Łukasz Warzecha podsumował w swoich mediach społecznościowych pierwszy miesiąc rządu Donald Tuska.
13 grudnia 2023 roku przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk został premierem Polski po raz trzeci w swojej politycznej karierze.
Nowa ekipa, która przejęła władzę po Prawie i Sprawiedliwości rządzi nad Wisłą już ponad miesiąc. Prawicowy publicysta Łukasz Warzech zamieścił na portalu X krótkie podsumowanie tego okresu:
„Małe podliczenie osiągnięć pierwszego miesiąca uśmiechniętego, europejskiego rządu:
* Porządkowanie państwa poprzez doprowadzenie do totalnego chaosu prawnego. * Jedynie słuszne nominacje do SSP, a o systemie przejrzystych konkursów niedobra jest mówić. * Niedobra też wspominać o powrocie do ryczałtowej składki zdrowotnej. * Na czele projektu CPK staje jego zdeklarowany przeciwnik. * Ministrów i wiceministrów jest więcej niż było u Morawieckiego. * Za rozliczanie czasów PiS bierze się człowiek z osobistymi powodami do zemsty. * Najważniejsza reforma edukacji to likwidacja prac domowych. * Niejasne komunikaty w sprawie budowy elektrowni jądrowej. * Zapowiedź projektu lewicowej cenzury. * Nowa, „obiektywna” TVP jako TVN24 wersja soft”.
Dalej Warzecha stwierdza: „Niezły dorobek jak na miesiąc działania. Jest jakoś tak, że ci politycy starszego pokolenia, gdy wracają, to zawsze w gorszej wersji. Kaczyński 2015-2023 był o wiele gorszy niż Kaczyński 2005-2007. Tusk AD 2024 jest dramatycznie gorszy niż Tusk 2007-14”.
Donald Tusk chce znieść recepty na tzw. pigułkę „po”.
„Mówimy o możliwie swobodnym dostępie do środków antykoncepcyjnych, a precyzyjnie mówiąc, do tak zwanej pigułki “dzień po”, czyli do produktów leczniczych, które są dopuszczone do obrotu, i które są stosowane w antykoncepcji. One zostały z bliżej nieznanych powodów wpisane do ustawy jako leki wymagające recepty, co bardzo często ogranicza – albo właściwie redukuje do zera – możliwość skorzystania z tego środka przez zainteresowane. (…) Jako rząd wspólnie zaproponujemy zmianę tej ustawy” – zapowiedział premier.
Donald Tusk – podobnie jak inni zwolennicy aborcji – posługuje się kłamstwem. Preparat do wczesnej aborcji nazywa antykoncepcją oraz lekiem. Chce obejść przepisy o ochronie życia i w praktyce pozwolić na aborcję na życzenie.
Czego jeszcze nie mówią aborcjoniści?
Jak naprawdę działa pigułka „po”?
Jak zabija poczęte dziecko?
Wszystkiego dowie się Pan w nagraniu, które przesyłam poniżej:
Wciąż zbyt wiele osób nie ma pojęcia, jak działa śmiertelny preparat. Dlatego bardzo Pana proszę o przesłanie tego nagrania do innych osób, które trzeba przestrzec. A może zna Pan kogoś, komu brakuje argumentów w dyskusjach, gdy broni życia dzieci?
PS – Nagrania w serii „Prolife bez cenzury” to autorski projekt edukacyjny Fundacji Życie i Rodzina. Jeśli uważa Pan, że projekt jest potrzebny, prosimy o wsparcie modlitewne i finansowe, by móc go kontynuować.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Stanisław Michalkiewicz Niewiarygodne – ale wydaje się, że żałośliwe lamenty pana prezydenta w Davos przyniosły pewien rezultat. Wprawdzie po rozmowie z Reichskomisarin Verą Jurovą pan prezydent wydawał się zrezygnowany i przygnębiony, bo potwierdziła ona niezŁomną i stałą wolę Komisji Europejskiej powstrzymywania się przed “ingerowaniem w wewnętrzne sprawy Polski”, ale chyba clamor pana prezydenta dotarł do uszu innych dygnitarzy i musiał obudzić u nich odruch środowiskowej solidarności: “dygnitarze wszystkich krajów, łączcie się!” – to znaczy nie tyle może się “łączcie”, bo w końcu każdy prezydent prezyduje nie “wszystkim krajom”, a tylko jednemu, więc to marksistowskie hasło można by w tym przypadku strawestować tak oto: “dygnitarze wszystkich krajów – róbcie sobie na rękę!”
Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć sobie wizytę “rewizora iz Pietierburga”, czyli Reichskomisarza od sprawiedliwości Didiera Reindersa u pana ministra Adama Bodnara? Pan minister Bodnar rozdokazywał się ostatnio jeszcze bardziej od pana ministra-pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza. Pan Bartłomiej Sienkiewicz publicznie oświadczył, że jest dumny ze swojej bezpieczniackiej rangi, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, by tak właśnie go tytułować, tym bardziej, że i Wojciech Jaruzelski był tytułowany “premierem-generałem”, a mamy przecież coś w rodzaju stanu wojennego, w którym – podobnie jak i wtedy – obowiązuje “linia porozumienia i walki”. Co powiedział Reichskomisarz Didier Reinders panu ministrowi Bodnarowi, tego – ma się rozumieć – nie wiemy, w związku z czym jesteśmy skazani na domysły. Ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się! Ja na przykład się domyślam, że Reichskomisarz Didier Reinders mógł odezwać się do pana ministra Bodnara w te słowa: “Dzieci moje; wstrzymajcie wy się z tym rozbojem!”,
To znaczy może nie dokładnie w te słowa, bo skądże pan Didier mógłby znać nieśmiertelny poemat Janusza Szpotańskiego “Towarzysz Szmaciak” i tyradę generała Bagno – ale może w jakichś innych słowach przekazał mu właśnie tę złotą myśl. No bo co mogą sobie pomyśleć unijne “doły”, kiedy pan minister-pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, na wiadomość, że Trybunał Konstytucyjny uznał jego działania w zakresie likwidacji mediów publicznych za “niekonstytucyjne”, ostentacyjnie olał to ciepłym moczem oświadczając, że kładzie na to orzeczenie lachę, bo w składzie orzekającym był “sędzia-dubler”? Najwyraźniej pan minister-pułkownik ma pamięć dobrą, ale krótką, bo chyba zapomniał, że “sędziów-dublerów” po raz pierwszy powołał do TK w czerwcu 2015 roku odchodzący rząd PO-PSL, a Jarosław Kaczyński jesienią tylko to powtórzył i twórczo rozwinął. Słowem – podobnie jak w swoim czasie generał Bagno, którego “w tropieniu przestępstw gospodarczych tak poniósł szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, jak się za własną rękę złapał”. Tedy unijne “doły” mogłbyby zwątpić w demokrację i praworządność, a w tej sytuacji nic dziwnego, że Reichskomisarz Didier Reinders przyjechał powściągnąć pana ministra Bodnara, który powyrzucał już 144 prokuratorów, przez zbytnią ostentacją. “Czas zmienić politykę rolną, lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno!” – pisał proroczo Janusz Szpotański we wspomnianym, nieśmiertelnym poemacie. Toteż tego samego dnia, kiedy pan Reichskomisarz Didier Reinders rozmawiał z panem ministerm Bodnarem, zaraz gruchnęła wieść o rozdzieleniu funkcji ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego.
Pewnie zostaną przedsięwzięte jeszcze inne, milowe kroki, bo wszak chodzi o szmalec, czyli “kamienie milowe”, bez których szmalcu nie będzie. Domyślam się tedy, że Reichskomisarz zalecił naszym mężykom stanu zachowanie pewnej równowagi w ramach “linii porozumienia i walki”, która – wzorem premiera-generała – proklamował w swoim expose premier Donald Tusk. Konkretnie – chodzi o “współdziałanie” z panem prezydentem, a więc – unikanie przedstawień, jakie towarzyszyły pojmaniu panów Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Namiestnikowskim, kiedy to okazało się, że pana prezydenta wystawiła jego własna ochrona! To zawsze robi złe wrażenie, bo skoro masy raz czy drugi zobaczą coś takiego, to ich podejrzenia, że ta cała demokracja jest ręcznie sterowana przez bezpiekę, nabiorą całkowitej pewności, a wtedy trudniej będzie duraczyć demokratycznie dzieci i młodzież.
Toteż i pan prezydent oświadczył, że “nie widzi przeszkód” by podpisać ustawę budżetową, którą “koalicja 13 grudnia” właśnie przeforsowała w Sejmie, dzięki czemu będzie mogła jeszcze przed 29 stycznia przedłożyć ją panu prezydentowi do podpisu. Oznacza to, że vaginet premiera Tuska przetrwa przez najbliższe 4 lata, zaś reakcja pani Very Jurovej na clamor pana prezydenta Dudy w Davos pokazuje, że wspomniany vaginet ma od Reichsfuhrerin Urszuli vod der Layen catre blanche na przygotowanie naszego bantustanu do przyjęcia statusu Generalnego Gubernatorstwa – ale bez ostetntacji i niepotrzebnego płoszenia tubylców. Wprawdzie kręcą oni nosem na efekty realizacji projektu “Mitteleuropa” z 1915 roku – ale ani się domyślają, o co naprawdę chodzi tym bardziej, że szeptanka w wykonaniu bezpieczniaków sugeruje, że wszystko nie przez to, że “Mitteleuropa”, ani że nomenklatura w ramach uwłaszczania rozkradła całe państwo, tylko, że zrobiła to “Solidarność”.
Toteż przy zachowaniu należytej ostrożności można będzie przejść do drugiego etapu, to znaczy – do przystąpienia do realizacji Generalplan Ost z roku 1941 – ale oczywiście – uzupełnionego i poprawionego. Na przykład – w ramach działań depopulacyjnych można na początek udostępnić każdemu bez recepty pigułkę “dzień po”, a kwestię aborcji na żądanie postawić na przyszłość, pod rozstrzygnięcie w drodze referendum – co postuluje pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz. Jeśli vox populi postanowi, że wszyscy będą mogli się skrobać, to Episkopat nie będzie mógł mieć pretensji ani do PSL, ani do pana Hołowni – a pokrzykiwania pani Marty Lempart, która chciałaby się wyskrobywać już teraz, można puścić mimo uszu. Podobną ostrożność wykazuje pani feministra Barbara Nowacka, ścinając o 20 procent szkolny program edukacyjny. Przezornie ani słowem się nie zająknie, że celem Generalplan Ost jest doprowadzenie do sytuacji, w której tubylcy mają umieć narysować swoje imię i nazwisko, liczyć do 500 i rozeznawać się w znakach drogowych, a jeśli chodzi o materie abstrakcyjne, to wystarczy wbić im do głowy, że “cztery nogi dobre, dwie nogi złe”. Ale i to trzeba porozkładać na etapy, a wtedy nie tylko nikt nie będzie urządzał tu jakiejś partyzantki, ale nawet nie będzie pyskował, żeby nie narazić się na piękne wyroki za “mowę nienawiści”. I chyba z takim właśnie przesłaniem przyjechał do nas Reichskomisarz pan Didier Reinders.
Kolejni pedofile LGBT zatrzymani. Mówienie o tym to “mowa nienawiści”
Mariusz Dzierżawski <pomagam@stopaborcji.pl> W środę zostałem prawomocnie skazany na rok ograniczenia wolności i 15 000 zł kary za prezentowanie w przestrzeni publicznej wyników badań naukowych wskazujących na związek między homoseksualizmem a pedofilią. Wkrótce dowiem się jakie przymusowe prace społeczne będę musiał wykonywać przez najbliższy rok.
Czytam jednocześnie doniesienia prasowe z ostatnich kilku dni: 1) policja aresztowała dyrektora organizacji LGBT za próbę gwałtu na dziecku i dystrybucję dziecięcej pornografii, 2) przewodniczący struktur LGBT zatrzymany za wykorzystanie seksualne dziecka, 3) nauczyciel LGBT trafił do więzienia za gwałt na uczniu. W internecie wyświetlił mi się również kolejny film z zakresu „edukacji seksualnej”, na którym dwóch homoseksualistów przepytuje 6-letniego chłopca czy lubi być dotykany. Tego typu materiały trafiają do sieci bez przerwy. Patrząc na to nie mam wątpliwości, że wyrok na mnie został wydany po to, aby wystraszyć wszystkich, którzy ośmielą się ostrzegać przed deprawatorami seksualnymi. Mówienie o krzywdzie dzieci ma być zakazane pod pretekstem, że jest to „mowa nienawiści”. Cała ta sytuacja przypomina mi czasy ideologicznej opresji z czasów komuny. Tylko ideologia się zmieniła z czerwonej na tęczową.
Kilka dni temu policja w Kalifornii w USA aresztowała 17 mężczyzn pod zarzutem pedofilii. Wśród nich znalazł się Gerard Slayton – dyrektor „tęczowej” organizacji LGBT, który został schwytany w trakcie umawiania się z dzieckiem na seks.
Niemal w tym samym czasie aresztowano szefa kanadyjskich struktur LGBT z Kolumbii Brytyjskiej Seana Gravellsa. Był on prezesem organizacji działającej na rzecz „dumy gejowskiej”, która organizowała m.in. takie wydarzenia jak „wieczór dumy gejowskiej” dla nastolatków. Gravells usłyszał zarzuty molestowania seksualnego dziecka oraz posiadania i dystrybucji dziecięcej pornografii.
Równolegle, na Hawajach nauczyciel i aktywista LGBT Alden Bunag został skazany na 17 lat więzienia za wielokrotnie zgwałcenie 13-letniego ucznia oraz nagrywaniu tych gwałtów na video i udostępnianie ich w środowisku pedofilskim. Na jego komputerze znaleziono jeszcze tysiące (!) innych zdjęć i nagrań pedofilskich.
Pedofil Alden Bunag propagował tzw. „zmianę płci” oraz ideologię gender wśród uczniów. Był również aktywny w mediach społecznościowych, gdzie umieszczał komentarze pełne nienawiści, wyzwisk i gróźb wobec ludzi, którzy nie podzielali jego ideologii. Był również gorącym zwolennikiem i propagatorem „edukacji seksualnej” dzieci. Argumentował, zgodnie z propagandą stosowaną przez aktywistów LGBT na całym świecie, że „edukacja seksualna” ma rzekomo chronić dzieci przed pedofilami. Jak sam mówił:
„Brak możliwości omówienia z dziećmi edukacji seksualnej uniemożliwia im zdobycie wiedzy pozwalającej im zorientować się, kiedy są ofiarami przemocy.”
Alden Bunag pisał również, że jeśli dzieci zostaną pozbawione „edukacji seksualnej”, to:
„pedofile mogą je wyczuć i dzieci nie zrozumieją, co się dzieje, ani nie będą w stanie zwerbalizować tego rodzicom ani innym osobom”.
Panie MirosĹ‚awie, powyższe słowa w obronie „edukacji seksualnej” napisał pedofil, który gwałcił dziecko i produkował dziecięcą pornografie. Właśnie o to chodzi w „edukacji seksualnej” – jest to przygotowanie dzieci do tego, aby zostały ofiarami pedofilów.
Według Standardów Edukacji Seksualnej WHO, już od najmłodszych lat życia dzieci mają być uczone masturbacji, „zabaw w lekarza”, dotykania miejsc intymnych oraz wyrażania zgody na seks. Jeśli już kilkuletnie dzieci zostaną z tym oswojone, to gdy będzie je chciał wykorzystać pedofil, w ogóle nie zorientują się, że są ofiarami przemocy seksualnej. „Edukacja seksualna” polega na zniszczeniu naturalnej u dziecka bariery wstydu, która chroni przed pedofilami.
W Holandii opublikowano niedawno instruktażowy film z zakresu „edukacji seksualnej”. Na nagraniu widać, jak dwóch homoseksualistów jest w studio razem z 6-letnim chłopcem, którego pytają, czy lubi być dotykany, na co chłopczyk kiwa głową. W dalszej części nagrania kobieta pyta 4-letniego chłopca jak często bawi się swoim siusiakiem i jak się wtedy czuje. W tym samym materiale „edukatorka seksualna” rozmawia z 9-letnią dziewczynką tłumacząc dziecku na czym polega masturbacja.
Gdy dzieci zostaną z tym wszystkim oswojone, staną się łatwym łupem i ofiarami pedofilów. Wiedzą o tym aktywiści LGBT i za wszelką cenę usiłują zablokować publiczne mówienie o możliwych powiązaniach między homoseksualizmem a pedofilią. Twierdzą, że podawanie do wiadomości publicznej tego typu informacji ich „zniesławia” i uniemożliwia im działalność „edukacyjną”.
Mój proces przed sądem w Gdańsku nie był procesem o rzekome „zniesławienie”, jak twierdzą aktywiści LGBT. Był w rzeczywistości procesem o wolność prowadzenia debaty publicznej w Polsce. Celem aktywistów LGBT jest wyeliminowanie możliwości udziału w debacie publicznej ludziom, którzy głoszą fakty sprzeczne z ich ideologicznymi tezami. Ten proces i inne, które wytaczają nam zwolennicy deprawacji, ma służyć zakneblowaniu mówienia prawdy.
Doskonale było to widać już w trakcie procesu, gdyż zostałem w jego trakcie pozbawiony możliwości obrony.
Sądy dwóch instancji zignorowały nasze materiały dowodowe w postaci danych z prestiżowych pism naukowych i zamieszczonych w nich statystyk wskazujących na znacznie wyższą częstość występowania pedofilii wśród homoseksualnych mężczyzn. Odrzucając przedstawione dowody sąd nie podał żadnych argumentów, które by to uzasadniały. Statystyk pokazujących to samo zjawisko jest znacznie więcej, ale sąd również je zignorował. Wydaje się, że jedynym wyjaśnieniem tego przemilczenia jest fakt, że statystyki te sprzeczne są z ideologicznymi tezami oskarżycieli, które sąd przyjął za prawdę naukową, choć żadnego uzasadnienia przedstawić nie potrafił. Sąd odrzucił prawie wszystkie pytania, które mój obrońca próbował zadać świadkom, odmówił również powołania kluczowego dla mnie świadka – byłego aktywisty LGBT, który teraz działa w obronie dzieci i ujawnia liczne przypadki przemocy seksualnej wobec dzieci w środowisku LGBT.
Może Pan sam zobaczyć jak wyglądał ten proces. Jego fragmenty, takie jak moja mowa końcowa i odczytanie wyroku przez sędziego, nagraliśmy na video: Kalkulacja moich oskarżycieli była prosta: jeśli Mariusz Dzierżawski zostanie skazany, to nikt nie ośmieli się mówić publicznie o strasznych skutkach propagowania zboczeń, bo zostanie postawiony przed sądem, który wyda wyrok poprawny ideologicznie. Udało im się doprowadzić do skazania mnie. Ale nie udało im się nas zastraszyć, gdyż nasza Fundacja dalej będzie działać i ratować dzieci przed pedofilami. Będziemy głośno ostrzegać przed ludźmi i środowiskami, które zagrażają dzieciom.
Proszę Pana o regularne wspieranie naszych działań. Proszę Pana również o pomoc w nagłośnieniu całej sprawy, dzięki czemu więcej osób będzie mogło otworzyć oczy i uświadomić sobie zagrożenie, jakie czeka na wszystkie polskie dzieci, jeśli jako społeczeństwo będziemy bierni. Krótką informację zwięźle opisującą temat skazania mnie z przyczyn ideologicznych opublikowaliśmy na naszej stronie – link do artykułu można wysłać do przyjaciół. Przygotowaliśmy także specjalny materiał w języku angielskim. Może Pan udostępnić go swoim zagranicznym znajomym (w szczególności dziennikarzom, blogerom itp.), aby pomóc nam nagłośnić ten temat w innych krajach.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Jedni marudzili: Dlaczego teraz? Drudzy: Dlaczego tak słabo i dlaczego tak późno? Inni, że użył proszkowej zamiast pianowej i gaśnicę uruchomił za wcześnie. Jeszcze inni, żeby przestał o tym mówić, bo przysłania inne ważniejsze tematy takie, jak wiatraki. A jeden to nawet napisał, że „po Braunowym wyczynie do Warszawy zjechali samiuteńcy szefowie CIA i Mosadu, i wszystko wskazuje na to, że spotkali się z paroma ważnymi tubylcami i wydali im jakieś dyspozycje”. Wszystkich pobiła gazeta redaktora „Spaślaka” (bo spasionego na rządowych reklamach), która posunęła się do oskarżenia, że gasił na polecenie Ruskich (i nic to, że w innej gazecie było zdjęcie, gdy Putina zapalał).
A sprawa ma się tak: Dziś nie ma ważniejszego tematu, niż judaizacja Polski i polskiego Kościoła.
A ci, którzy są innego zdania, odciągają uwagę nie od wiatraków, ale od własnego zaprzaństwa a nawet zdrady. A co do momentu uruchomienia gaśnicy, to miał wyczucie czasu i zrobił to w samą porę. No i w sam raz, bo w pierwszym dniu urzędowania nowego rządu, czyli finalnego etapu likwidacji Polski, bo przebudził naród, który śpi (a jeśli się na chwilę budzi, to tylko po to, żeby zagłosować na swych ciemiężców), bo zobaczył, że istotny sens i przesłanie chanuki to celebrowanie tryumfu talmudystów nad resztą świata. No i zobaczył, że jego apel #StopUkrainizacjiPolski nie działa, że rzuca go na wiatr, że jest głosem wołającego na puszczy.
A może podsumował wyniku wyborów i wyszło mu, że Chabad przejmuje władzę w Polsce? Że jeszcze nigdy nie było ich tylu u władzy. Że jednych podopiecznych Chabadu podmienili inni, że Dworczuka podmienili na Bodnara, Rau na Sikorskiego, a Kuchcińskiego na Kowala. Że wcześniej prześladował go Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem. Że dotąd nękała go marszałek Witek (i szczekająca za jej plecami wicemarszałek Gosiewska) a dziś robi to marszałek Hołownia i wicemarszałek Czarzasty. No i zobaczył, że znowumamy prezydenta i premiera z jednego obozu politycznego, z jednej partii, z Unii Wolności, oraz że arbitrem w rozstrzygnięciach wyborczych i kłótniach o władzę, pieniądze i media, a także w sporach między samymi Polakami, są rabini z sekty Chabad. Wszędzie – Chabad. Gdzie nie spojrzysz – Chabad. Czego się nie dotkniesz – Chabad.
A może wyczytał, że Chrystusa zaciekle nienawidzą, że za największych wrogów uważają katolików i że Bóg stworzył świat wyłącznie dla nich, a wszyscy inni to śmiecie, których przeznaczeniem jest służenie Żydom? Może dotarły do niego słowa założyciela sekty „Słowiańskie bydło wypędzimy daleko na północ”, i że przywódca sekty, czczony i uznawany za żydowskiego mesjasza, w swych religijnych traktatach głosił: „Istnieje konflikt dwóch cywilizacji, żydowskiej, wybranej przez Boga, i cywilizacji gojów. Cywilizacja gojów powinna zniknąć z powierzchni ziemi. A pomógł mu szef żydowskiej gminy w Charkowie, który o Chabad powiedział: To nie jest byle jaka sekta, to są ludzie, którzy trzymają pod kontrolą szefów rządów czołowych krajów świata i spotykają się z nimi.
Może dotarło do niego, że do władzy powróciły partie, które w poprzednich rządach nigdy nie odstąpiły od narzuconego Polsce kursu, że to będzie rząd Sług Ukrainy,że w pro-kijowskim amoku będą równie zdeterminowani, ale bardziej skuteczni, że nie mają żadnych recept na odparcie zagrożeń dla Polski, w tym jej przemiany w państwo dwunarodowe, że będą się spierać na tematy zastępcze, że główny wysiłek skupią na trwaniu od wyborów do wyborów i szabrowaniu kolejnych kawałków publicznego mienia.
To wszystko nie wzięło się znikąd, nie pojawiło się nagle, niczym deus ex machina. To ma swoje historyczne tło. To – użyjmy modnego dziś słowa – kamienie milowe na drodze chabadyzacji Polski.
Pierwszym był powrót dowładzy żydokomuny, czyli przekazanie władzy Żydom nastręczonym Jaruzelskiemu przez Davida Rockefellera. Potem było manipulowanie transformacją ustrojową w Polsce. Bo, kto zakładał lub kto przejmował wszystkie partie powstałe w Polsce po 1989? Porozumienie Centrum, partia braci Kaczyńskich działała jak sekta, a przez swych członków nazywana była „zakonem” (co bloger odszyfrował: Jaki to zakon? Jezu-Icki!). KLD założony został przez „wojskówkę”, ale jego liderzy, oprócz oficerów prowadzących, mieli także rabinów prowadzących. Koszerni byli Bielecki i Lewandowski (a Tusk, chociaż tylko figurant, tylko obcoplemieńcem). A kto nadzorował ZChN i kto je rozwalił od środka? Z jednej strony judeochrześcijanin Marek Jurek, a z drugiej latający z chanuką Stefan Niesiołowski. A skąd się wzięła wolta Giertycha z LPR, i czy przypadkiem jest, że dziś jest pełnomocnikiem prawnym Chabad? A gdy już uchowała się jakaś partia czystopolska (licencja ks. Prof. Czesława Bartnika), to była wdeptywana w ziemię, a jej przywódcę mordowano rytualnie. I czy racji nie mają ci, którzy uważają, że Polsce nie można pomóc zakładając partię, bo w jej kierownictwie natychmiast pojawia się dwóch albo trzech Żydów?
Takim kamieniem milowym była grabież majątku Polaków. A kto za nią stał? Kto jest autorem słów: „Jest koszerny interes do zrobienia”, które padły podczas wizyty Rywina u Michnika, i stały się nie tylko mottem procesu grabieży, ale także mottem polsko-żydowskiej Love Story w biznesie i handlu? „Tęsknię za tobą, Żydzie!” – tak wołała przed laty Warszawa z murów swoich kamienic. Ta niby artystyczna prowokacja pod wszystkimi względami ziściła się – Polska stała się mekką izraelskiego biznesu, tysiące Izraelczyków upatrzyło sobie nasz kraj, jako pierwszą ojczyznę i, w rezultacie, nie było żadnej afery i przekrętu, gdzie w cieniu nie kryłby się żydowski geszefciarz.
A kto judaizował polski Kościół? Jeśli nie ta żydowska sekta szczególnie nienawidząca katolików? Kto ustanowił Dzień Judaizmu w Kościele? Biskupi o pseudonimach operacyjnych „Żydziński” i „Pierdolonek”, czyli, jak po zakrystiach mówiono: „agenci żydowscy w Episkopacie”). Kto dokonał mordu rytualnego na arcybiskupie Stanisławie Wielgusie? Kto dopuścił do tego, żeby Polaków ewangelizował, uczył katechizmu, a nawet wygłaszał do nich kazania, takie indywiduum, jak Hołownia? Dlaczego oświadczenie kardynała niczym nie różni się od „Aj, waj” rabina Chabadu. Kto przy beatyfikacji rodziny Ulmów rozpętał akcję wpajania Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny, w tym nawet nienarodzonego dziecka, w imię ratowania Żydów? A kto pozwolił na reaktywację loży B’nai B’rith i powołał Muzeum Polin? Kto jest autorem kłamstwa jedwabińskiego, gdy na polecenie rabinów wstrzymał ekshumację?
Kamieniem milowym były świece chanukowe, które, jako pierwszy, zapalił Aleksander Kwaśniewski, a jako stały zwyczaj wprowadził Lech Kaczyński.. Ten ostatni wziął udział w zapaleniu świec w warszawskiej synagodze, oświadczając przy okazji, że był to „ostatni akcent obchodów 90 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości”. Zwyczaj kultywuje obecna Duda, który ubogacił ceremonię, oświadczając w 15. rocznicę pierwszej Chanuki: „To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich”, i dorzucając: „Po tym tysiącu lat trudno powiedzieć, ile każdy z nas ma w sobie krwi żydowskiej, bo ona po prostu jest, płynie w żyłach”. Czy tradycja świętowania Chanuki była wyrazem religijnego pluralizmu, czy raczej objawem poddaństwa? Czy nie była drogowskazem zmian, jakie zajdą w polskim Kościele i w Polsce?
Jeszcze inny kamień milowy (chociaż pomniejszy) to sesja Knesetu na Wawelu. Przy czym w tym przypadku – tak, jak z Chanuką w Sejmie – chodziło o zademonstrowanie, kto w Polsce rządzi. Za rządów PiS na polskiej scenie politycznej pojawili się nowi gracze – Jojne Daniels, od którego na kilometr czuć nie tylko Mosadem ale i Chabad, nałożył jarmułki na głowy lub raczej na łby połowy ministrów. Wystarczy wspomnieć zwierzenia ich rabina: „Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels”. Z knajpianych taśm wiemy, że o tym, kto zostanie premierem polskiego rządu decydował Lejb Fogelman. I od tego czasu możemy mówić, że agenta o pseudonimach „Student” i „Jakub”, przejął od Stasi rabin prowadzący z Chabadu, nadał mu pseudonim „Krzywousty”, i kazał posyłać dzieci do prowadzonej przez Chabad żydowskiej szkoły w Warszawie.
W roku 2012 na rynku podziału łupów „Przedsiębiorstwa Holocaust” pojawiają się nowi gracze, którzy nie chcą bezsilnie przyglądać się, jak inne sekty sprzątają im łup spod nosa. Przy władzy w Warszawie jest sługa narodu niemieckiego, potrzebny jest więc nowe rozdanie i podmienienie go na sługę narodu żydowskiego. W tym celu rabini z Chabad Lubawicz obmyślają sprytny plan – dobijają targu z Jarosławem Kaczyński i inicjują, poprzez zmontowaną przez Mosad aferę znaną jako „afera taśmowa”, koszerny coup d’état. Za pomoc w dorwaniu się do władzy stawiają żądania, i dostają wiele. Mateusz Jakub Morawiecki i Adam Glapiński zaciągają u żydowskich lichwiarzy ogromne kredyty. W zamian oddają w pacht Lasy Państwowe, złoża naturalne, węzły energetyczne i ujęcia wody (a Polsce zostawiają długi). Część zaciągniętych kredytów przejmują podopieczni Chabadu na Ukrainie. Jako dodatkowe zabezpieczenie, uchwalają w Kongresie ustawę 447 i instalują w Warszawie żydowski bank JP Morgan, który transfery nadzoruje i prowadzi buchalterkę. À propos i jako komentarz do innego akapitu: Glapiński to kolejno wiceprzewodniczący PC, współzałożyciel warszawskiego oddziału KLD i członek ZChN.
Wiedział, jak szybko wprowadzany jest w życie projekt Judeopolonii(w jego zaktualizowanej i rozwiniętej wersji – Ukropolin i Niebiańska Jerozolima nad Morzem Czarnym). Wiedział, że to Polacy będą owemu drugiemu Izraelowi, pod pretekstem powojennej odbudowy, wypłacać haracz, co oznacza, że Polska będzie drugą Palestyną, a Polacy podzielą los Palestyńczyków. Wiedział, że zobowiązał się do tego w Kijowie Radek Sikorski-Applebaum. No i wiedział, że Ukraina to zamysł z gruntu germański, a Ukropolin niewiele różni się od niemieckiego projektu Mitteleuropy, i że stojący na czele polskiego rządu agent niemiecki, projekt zrealizuje w podskokach.
Po Okrągłym Stole staliśmy się Rzeczpospolitą Obojga Narodów (polskiego i żydowskiego) i sługami narodu żydowskiego. Po wybuchu wojny staliśmy się Rzeczpospolitą Trojga Narodów (polskiego, żydowskiego i ukraińskiego) i jeszcze sługami narodu ukraińskiego. Ale na tym nie koniec – taki twór ma się składać z żydowskiej elity, z kilkunastu milionów niemających nic do powiedzenia Polaków i z kilku milionów przybyszów z Dzikich Pól, którzy łupionych Polaków będą pilnować. A co do „sług narodu ukraińskiego” to wprowadźmy drobną korektę – chodzi o sługi ukraińskich oligarchów. Bo tak, jak ekipa Okrągłego Stołu skończyła w ramionach Starszych Braci z Izrael, tak Dobra Zmiana skończyła w ramionach żydowskich oligarchów z Ukrainy.
W ich całej miłości do Ukrainy nie chodzi o pułk Azow, nie chodzi też o Rosję, ale o Zełenskiego i oligarchów sowieckiego pochodzenia, żydokomunę powiązaną z oligarchami w Rosji i spowinowaconą z sektą Chabad, których trzeba wspomagać (a nie molestować w sprawie pomników Bandery), z których najbardziej wpływowym jest promotor urzędującego prezydenta – Ihor Kołomojski. Bo gdyby Putin zwyciężył, to zrobiłby z nimi to samo co z Chodorkowskim i Abramowiczem, czyli pozbawił majątków, a nawet życia..
Chcąc za wszelką cenę przypodobać się oligarchom oraz zabłysnąć przy okazji, jako „mocarstwo humanitarne” i prymus w udzielaniu pomocy, kompletnie lekceważyli koszty i konsekwencje dla podstawowych polskich interesów. Nie zwracali uwagi, że to kraj, gdzie kilkudziesięciu złodziei splądrowało 80 procent narodowego majątku, gdzie prezydentem jest podopieczny najpaskudniejszego oligarchy, że otwarcie na oścież granic Polski dla rabusiów jest, jak zaproszenie lisa do kurnika. Tak samo jest z ich podejściem do członkostwa Ukrainy w UE, bo chodzi o członkostwo oligarchów ukraińskich. Z tym samym mamy do czynienia, gdy każą nam wierzyć, że Polakom szczególnie szkodzi sprzedawanie polskich jabłek w Rosji, za to znakomicie ich zdrowie poprawia „techniczne” zboże od ukraińskich oligarchów. Przy czym analizy takie zawdzięczamy Ośrodkowi Studiów Wschodnich (założonemu przez Bartłomieja Sienkiewicza), który analizuje całodobowo sytuację na Wschodzie tak, abyśmy mogli zrozumieć różnice między dobrymi oligarchami na Ukrainie i złymi oligarchami w Rosji.
Ale to nie wszystko – do Polski przenoszą się podopieczni Chabadu (którzy już wcześniej dokonywali akrobacji finansowych w Amber Gold i GetBack) i zabierają się za grabież Polski. I w ten oto mało skomplikowany sposób ukraińscy oligarchowie stają się polskimi oligarchami, a ich nadzorcy z Chabad nadzorcami naszych polityków. Ale to nie wszystko, bo najbogatszy z ukraińskich oligarchów, przejmując biznes po polskim oligarsze wschodniego pochodzenia, kupił kamienicę w Warszawie, tuż pod oknami gabinetu Tuska i Sikorskiego. Czy aby nie po to, żeby pokazać, kto w Polsce rządzi? Po zagnieżdżeniu się na Ukrainie. Po przeniknięciu w struktury państwowe Ukrainy. Po całkowitym przejęciu Ukrainy, oczy Chabadu kierują się w stronę Polski, gdzie próbują wykroić dla siebie nowe żydowskie latyfundium (którego nazwę podpowiedział Duda) – UkroPolin. Bo nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że w chanukowych ceremoniach chodzi o obrzędy religijne. Tu chodzi o przejęcie Polski we wszystkich aspektach.
Gdy pojawiła się teoria, że operację Hamasu zaprojektował Kreml, pojawiła się też teoria, że wojnę zainspirowali Żydzi z Chabad. Nieopatrznie wygadał się z tym izraelski minister ds. diaspory: „Ekstremistyczne, skrajnie prawicowe ruchy, przywołując żydowskie pochodzenie Zełenskiego, wykorzystują konflikt rosyjsko-ukraiński dla szerzenia antysemickiej propagandy o żydowskiej odpowiedzialności za wojnę”. Ale do wojny (dodajmy: dziwnej) nie doszło tylko z inspiracji Chabadu. Stoją za nią także nowojorscy neokonserwatyści, a ci – ma się rozumieć zupełnie przypadkiem – to żydki z Galicji, czyli z… Ukropolin.
Jak to jest, że na jeden gwizdek do zapalenia świeczek stawiają się prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, redaktorzy naczelni gazet i chmara posłów ze wszystkich poróżnionych partii? Jak to jest, że w tej kwestii zapanowała jednomyślność nieznana od czasu Okrągłego Stołu i że w miejsce PRL-owskiego Frontu Jedności Narodu wytworzył się swoisty Front Chanukowy, złożony ze środowisk dotychczas walczących ze sobą na śmierć i życie? Jak to jest, że kard. Grzegorz Ryś oznajmia z miasta Łódź, że jest mu wstyd i przeprasza całą społeczność Żydów w Polsce? Skąd jedność ponad podziałami antychrześcijańskiej sekty żydowskiej, Episkopatu, biblistów z KUL, zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, prawosławnych i grekokatolickich popów? Dlaczego przyłącza się do niej poseł, który mówił o „opiłowaniu katolików”?
Dlaczego w takt muzyki klezmerskiej kiwa się w Sejmie Teofil Bartoszewski? Czy dlatego, że inspiruje się (tak, jak ojciec) polską jakoby mądrością ludową,: „Bierz, kiedy dają, tańcz, kiedy grają, uciekaj, kiedy gonią, klękaj, kiedy dzwonią”? Jak to jest, że rudy, wredny i mściwy (jak nazwali go dzisiejsi sojusznicy z żydokomuny), słynący z wilczych ślepiów premier, spoglądając łagodnie w oczy dziennikarzom, mógł powiedzieć: „Wobec tak manifestacyjnego zła, reakcja wszystkich bez wyjątku była identyczna, nie widziałem żadnej różnicy między lewą stroną, prawą stroną i centrum, bo wszyscy zareagowali w taki sam sposób”? Kto pociąga za wszystkie sznurki? Kim jest tajemnicza niewidzialna ręka, a raczej macka, która tym steruje? I czy tą ośmiornicą jest ośmioramienny świecznik?
Krzysztof Baliński
[wielka Trójca: Shmuley Boteach, Szalom Ber Stambler, Lejb Fogelman ]
1. Walka z prawicą rządzącą i z prawicą w stanie spoczynku jest nierozdzielna (…)
Program klasy robotniczej nie posługuje się mglistymi symbolami, lecz realiami społecznymi: w swej krytyce i radykalizmie swych postulatów program ten dystansuje wszelkie frazesy nacjonalistyczne i klerykalne (…) i odpowiada interesom mas. Ma więc wszelkie szansę zwycięstwa w walce o poparcie mas.
[List otwarty do partii Kuronia i Modzelewskiego, 1964 r.]
2. Hej, sekciarze, nie bijta się,
Są robotne polskie masy,
Pożywita się
[na melodię: Hej górale, nie bijta się!]
3. (…) szlachta polska, CZEGO WAM WŁAŚNIE TRZEBA, jest dobra i głupia. Jej królowie nie byli nigdy od niej mędrsi (…).
[ Jakub Frank – Odezwa do Żydów polskich w 1755 r. ]
1. Hava Nagila Chanukowa
Wraz ze “sprawą Brauna i Bosaka” rozpoczął się festiwal pokajań, ofiar przebłagalnych.
Znane pełzanie polskie. Ustawa o IPN pisana w siedzibie Mosadu. Coroczne kajania się marcowe. Samobiczowania holokaustowe (dofinansowywane przez Ministerstwa Kultury) oraz lincze niemiecko-żydowskie na Polakach w rodzaju tych, który przerwał w Warszawie Grzegorz Braun. No i rasistowska kabała talmudyczna nowego Mesjasza Schneersona celebrowana w najważniejszym budynku RP.
Dzisiaj, 17 stycznia zaczyna się w polskim Kościele Dzień Judaizmu. Piąta kolumna w obrębie chrześcijaństwa wepchnięta na Vaticanum II (deklaracja “Nostra Aetate”) przez posłańca braci fartuszkowych (Jules Isaac) oraz przez łóżko męsko-męskie (Gregory Baum).
A skoro dzisiaj jest 17.01. i ostatnio w modzie jest doszukiwanie się różnych analogii liczbowych w datach porównywanych wydarzeń historycznych (może wpływ… kabały chanukowej) to w związku z tym proponuję analogię do dzisiejszej daty: 17 września 1939 r.
17 stycznia 2024 parlamentarne usankcjonowanie uzyskała inwazja neobolszewizmu na polskie “elity” a orzeł z polskiego godła (zgodnie z dawnym koszernym dowcipem) przetransformował się dzisiaj w zwykłą białą gęś. Głupią i strachliwą. I wraz z dzisiejszym Dniem Judaizmu mieliśmy dzisiaj – może nieprzypadkowo – w sejmie HH (Hołd Hebrajski). Chanuka – pod tą nazwą skrywa się rzekomo Święto Świateł. Święto Świateł to inwazyjny kryptonim dla szowinizmu. Te światła to po to, by trybalizm hebrajski lepiej widział jak nieomylnie uciąć głowę cywilizacji. To święto triumfu hebrajskiej plemienności nad hellenistycznym zalążkiem chrześcijaństwa. A sami celebranci, Chabad Lubawicz to groźna sekta ugruntowana na talmudycznej nienawiści do chrześcijaństwa, na magii i kabale oraz na ideologii rasy panów. Ten sam “duch” przenikał socjalistę i przyjaciela Marksa – Mosesa Hessa, gdy pisał o tym, że „naród żydowski jest swym własnym mesjaszem”. Mesjaszem zbiorowym.
Takie coś wpuściliśmy do sejmu ze swymi rasistowskimi (vide święta księga sekty “Tanya”) gusłami.
Widziały gały, co brały…
Wkrótce kajanie się marcowe. Z główną rolą, jak co roku, zapewne Andrzeja Dudy Zbawcy (ech, ci Zbawcy, mnogo ich w Polsze…).
Z ujawnionych ciekawostek: od Mentzena mogliśmy się dowiedzieć czegoś o Szymku (pseudo Idol Gimbazy). Otóż Szymek próbował zmusić Bosaka do uczestnictwa w świętowaniu chanuki mówiąc, że mu to pomoże w utrzymaniu stanowiska marszałka! To jest niesłychane!
Grzegorz Braun będzie sądzony tak zadecydowało ciało z ul. Wiejskiej (tzw. wiejska zbieranina). Zamiast sądzenia tego, który wydał zezwolenie na wejście na teren sejmu grupy podejrzanych typów ze swoimi mrocznymi gusłami i bezczeszczenie go. Wczorajszy dzień to ważny “kamień milowy” w dziejach polskiego pełzania i zdrady.
2. Polskie Hagady
Musimy przygotować się na “idy marcowe”. Zapowiada się, że tegoroczne będą wyjątkowe. Może jakieś symulacje bomb z białym fosforem nad Warszawą? Może monumentalna projekcja Wielkiej Chanukii na niebie kilku polskich sztetli, ups, miast?
Jeśli chodzi o marzec 68 to serwuje się nam jakiś sklecony przez Przyjaciół (tych z Rzeczpospolitej Przyjaciół Andrzeja Zbawcy Dudy) – Mit Marca 1968. Nie ma tu niczego z rzetelności historycznej. Nie na darmo też i nie bez związku z marcem`68 nie ma żadnego historycznego opracowania całościowego dziejów „Solidarności”. Nikt tu nie chce prawdy, nie szuka jej. Podczas ostatniego ataku Izraela na Polskę (ustawa o IPN) mieliśmy okazję przekonać się, że właśnie tak uprawiają „historię” nasi Przyjaciele. Dokumentów z którymi poleciała Komisja Wildsteina – nikt w Izraelu nie chciał przeglądać. A po kiego diabła im dokumenty? Żeby popsuć humor i zniszczyć już ugruntowaną legendę? O hagadach zaprzeczających ludobójstwu Palestyńczyków trzeba też tu koniecznie wspomnieć.
Taki to pre-racjonalny, azjatycki sposób rozumienia własnych dziejów w “kulturach” – jak to zwie W. M. Kozłowski – dżyngoizmu (od Dżyngis-chana). I Bóg z nim, z takim sposobem. Cała tragedia zaczyna się gdy my, dzieci chrześcijańskiej cywilizacji opartej na Grekach, którzy wydali pierwszego historiografa – Herodota – gdy my zaczynamy – na wzór żydowski – tworzyć mity, bajki, legendy, hagady zamiast odważnie dążyć ku prawdzie. I tak jest z historią Marca 1968. I pozostałych grudniów, październików, czerwców i sierpniów. Zwłaszcza sierpniów…
Bijatykę dwóch gangów trwającą od stycznia do maja 1968 r. przedstawia się nam jako rzekomą walkę z komunizmem, jako walkę z cenzurą. Prezydent Duda prawie 10-krotnie w marcowej celebracji powtarzał słowa; „błagam o wybaczenie”. I błagał Szewacha Weissa. Przepraszał Stefana Michnika za polską emeryturę. Błagał rabina o wybaczenie za… Moczara. W naszym imieniu…
Z kolei Zandberg (z lewicy, która winna mieć po drugiej wojnie swoją Norymbergę, a nie miała, zgadnij, koteczku, dlaczego nie miała?) z sejmowej mównicy – oddając sens, nie literę – krzyczy, że… odprawianie kabalistycznych obrzędów w sejmie zaprzecza polskim tradycjom! Gdzie my jesteśmy?
To wygląda jak… Lupanare di Pompei.
Monthy Python. Sezon rekonstrukcyjny.
3. Hava Nagila marcowa
Aby skończyć z żenującymi hołdami nie wiadomo kogo, nie wiadomo na czyje zamówienie, nie wiadomo przed kim i nie wiadomo za co – zajrzyjmy za kulisy i zobaczmy jak wygladają procesy umysłowe tyczące się marcowania`68 w umyśle zdrowym.
Stefan Kisielewski tak pisze o marcu 68 w „Dziennikach”:
“Dwadzieścia lat temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało kto chciał się tego podjąć z gojów (poza gorliwcem Gomułką). Społeczeństwo było wtedy jednolicie antykomunistyczne, więc nienawidzono ich. Teraz społeczeństwo jest nowe, niewiele z tamtego pamięta, opór się rozchwiał i rozładował, ale nienawiść została, co obecnie wyzyskał Moczar dla swoich celów personalnych, oskarżając ich o „błędy i wypaczenia” (w których zresztą sam brał udział). Bo Żydzi nie rozumieją jednej rzeczy: gdy są małą grupą, jak po wojnie, to zachowują się wobec siebie solidarnie, negując jednocześnie, jakoby była to solidarność narodowa, i odrzekając się od jakiejkolwiek odpowiedzialności zbiorowej. Tymczasem skoro się działa solidarnie (oczywiście nie wszyscy, ale ci co robili politykę), to można się spodziewać, że ktoś to kiedyś wyzyska. No i rzeczywiście: sprawa Izraela dała pretekst do potraktowania wszystkich (prawie – Starewicz się trzyma) Żydów jednolicie, jako naród — skutek wiadomy. Tragiczny jest tylko los Żydów-Polaków, artystów, pisarzy, którzy biorą w łeb za winy tamtych — tamci zaś sami sobie piwo warzyli. Sytuacja powikłana — ale któż ją dziś rozwikła? Zaś kultura polska traci, obraz Polski widziany z Zachodu staje się ohydny, ale kogóż z walczących o władzę to obchodzi? A Gomułką nic z tego wszystkiego nie rozumie, klepie swoje (a raczej nie swoje, podsunięte) pacierze o rewizjonizmie i tyle. Jak się zbudzi, będzie za późno („i obudził się z ręką w nocniku…”).”
“[…] od paru miesięcy odbywa się ostateczna rozgrywka między dwiema grupami ubeków: grupą żydówską, która z łaski Rosji szarogęsiła się tutaj w latach Stalina, oraz grupą „partyzancką”. Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (zresztą prawdziwi partyzanci też, tyle że byli raczej podwładnymi niż rozkazodawcami), dopiero w roku 1956 wycofali się z tego, a żeby się ratować, zwalili winę na tamtych (Zambrowski robiący Październik), oskarżając ich w dodatku o antysemityzm. Tymczasem dorosło młode pokolenie komunistycznych.byczków i partyzanci rzucili ich na tamtych, szermując przy tym doskonale pasującym argumentem „syjonizmu”. Marzec to była prowokacja, aby Żydów dorżnąć — dwie grupy się walą, a między nimi plącze się nic nie rozumiejący Wiesio, który dał się nabrać, a teraz, gdy się nieco zorientował, jest trochę już późno, bo go robią na szaro, a żona Żydówka też mu nie pomaga. Od 1956 on sam własnymi rękami wykańczał swych sojuszników („Po prostu”, Goździk, Tejkowski, Bieńkowski, „Znak”, Ochab itp.), aż teraz został sam ze swoim nosatym Zenkiem.Już zaczął coś kapować, na zjeździe się utrzyma, bo Ruscy są za nim, robi jakieś kontrakcje, ale jest przypóźno. Trzeba było myśleć wcześniej, a on dał się nabierać, wygłaszając mowy o syjonistach albo jadąc w marcu na nas. Jak Pan Bóg chce kogoś zniszczyć…”
Stefan Kisielewski, „Dzienniki”
A co my tak naprawdę – mógłby się ktoś zapytać – będziemy świętować w marcu? To znaczy co świętują kolejne kiszczakowe – bo przecież nie nasze – rządy w każdym marcu uparcie produkując narrację oderwaną od faktów?
Narracja świętowania marcowego była podlewana w ostatnich latach intensywnym sosem emocjonalnym w dwóch zestawach.
1. zestaw w sosie dumy (Premier)
2. zestaw w sosie przebłagalnym (Prezydent)
Ad 1. Z czego mamy być dumni? Z czynów której grupy ubeków? Oczywiście, pytanie jest retoryczne: możliwa jest tylko jedna odpowiedź. My, Polacy, teraz mamy być dumni z jednej grupy ubeków (w terminologii Kisielewskiego: “żydowskiej grupy ubeków”) i z tego, jak sprytnie wciągnęła ona polskich studentów w obronę swojej pozycji (parytetu we władzy)? Potwierdzam, sprytnie to zrobiła grupa żydowska, ale nie ma to związku żadnego z byciem dumnym z tego.
Ad 2. O wybaczenie za co Prezydent dzisiejszej Polski błagał w jedną z rocznic, nieledwie na kolanach? Za to, że “odchylenie nacjonalistyczno-prawicowe” odegrało się (super delikatnie w porównaniu do ceny tego, za co się odgrywało) za orgie polskiej krwi przelewanej przez żydowską grupę ubeków, sędziów, prokuratorów, za krwawe orgie zgotowane Polakom 20 lat wcześniej? Kisielewski ostrzegał ich. Nie posłuchali. A później lament? Za co tu błagać o wybaczenie? Za odpornośc na naukę jednej z grup? Biorąc pod uwagę, że wtedy wyjechali też Stefan Michnik i Helena Wolińska “zostawiając wszystkie swoje posiadłości” – jest tak, jakby Prezydent ich także przepraszał za to, że nigdy nie zostali osądzeni…
A poza tym, jak pisze historyk M.Klecel: “Co do przymusowych wyjazdów w 1968 roku, to nie były one takie przymusowe. Kto bardzo nie chciał wyjechać, nie wyjeżdżał. Sędzia Stefan Michnik wyjechał, ale jego brat Adam Michnik pozostał. Wyjechała prokurator Helena Wolińska, podobnie jak sędzia Michnik, przeczuwając, być może, kłopoty z powodu wyroków śmierci, jakie wydawała na polskich patriotów w latach 40. Ale nie wyjechał już komendant obozów pracy w Świętochłowicach i Jaworznie Salomon Morel, lecz pozostał w kraju aż do początku lat 90., kiedy to zdecydował się na wyjazd do Izraela, gdy zainteresowano się bliżej jego biografią, co nie przeszkodziło w tym, że pobierał do końca życia wysoką polską emeryturę. Podobnie jak Adam Michnik, nie musieli wyjeżdżać Kuroń i Modzelewski, Blumsztajn i Szlajfer oraz wiele innych osób, które zakładały później „Gazetę Wyborczą”.
4. Wciąganie
W marcu 1968 tysiące polskich studentów zostało sprytnie wciągniętych w obronę “żydowskiej grupy”. W identyczny sposób wciągnięto robotników na “strajki” w 1988 … by wynieśli ku władzy “Bolesława” Wałęsę (obstawionego przez fartuszkowych braci Kaczyńskich, którzy później usamodzielnili się i zatańczyli swoją, lokalną, warszawską Hava Nagila) i grupę tych samych ludzi, którzy w 1968 nie chcieli nigdzie wyjeżdżać (Michnika, Blumsztajna, Lityńskiego, Wujca, Smolara etc. etc.). Polacy dobrze noszą na rękach (jak w przedwojennym dowcipie…). Wraz z powstaniem Porozumienia Cetrum i PIS wciągnięto nas w trzecią odsłonę pieśni Hava Nagila. Mówiąc Gombrowiczem: Koniec i bomba, a kto tego nie widzi ten trąba!
Gdzie tu w tym wszystkim, w tych machlojkach i socjotechnicznym uzywaniu tłumów do własnych interesów, gdzie tu miejsce na dumę i przeprosiny? No, chyba że duma z tego, iż zostało się nabitym w butelkę a przeprosiny za to, że noga z tej butelki wystawała… No i przede wszystkim gdzie tu miejsce na nadzieję? Na własne państwo?
5. Orgie sponsorowanych tautologii
Za kogo rządzący nas mają? Przecież oni nie mogą nie wiedzieć, nie uświadamiać sobie, że oddają Polskę w pacht niewiadomym, mrocznym, bezwzględnym siłom, że tworzą czołobitne hagady zamiast odbudowywać godność Polski, Polskę pewną siebie, mającą niezbywalne poczucie własnej wartości. Jak niedouczeni, banalni, powierzchowni i recytujący podrzucone im hasła byli Prezydent i były Premier – to aż trudno uwierzyć. Przykładów absurdalnego, napuszonego pustosłowia Prezydenta sprzed 5 lat nie będę teraz przytaczał). A z osiągnięć MM z tego samego okresu przytoczę jedynie 3 niezwykłe zdania. Gdy Premier mówił, że w 1968 miało miejsce także inne niezwykle ważne wydarzenie: zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem, to uzupełnił tę informację z bogactwa swego umysłu i z głębi swych uczuć. Powiedział tak: A przecież Izrael był ważnym krajem dla polskiej kultury [i tu nastąpi udowodnienie postawionej tezy], bo w Izraelu wielu ludzi mówiło po polsku i były księgarnie polskie [sic!].
I po tym „wystrzale” następuje atak jądrowy na naszą niewiedzę – Premier postanawia uświadomić nas do końca i wypowiada wiekopomne słowa: „Izrael jest bardzo ważnym krajem dla pielęgnowania więzi polsko-izraelskich” [sic!]. Wmyślmy się w głębię tych słów! Ona powala. Czy premier jest buddystą? Toż to prawie koan! To brzmi przecież jak: „Wiatr jest bardzo ważny dla podmuchów wiatru”. A może wszystkie wystąpienia MM to były li tylko ohydne, bezczelne tautologie, tylko my tego nie dostrzegaliśmy?
A może Premierowi chodziło o nas, może troszczył się o nas, o wydolność naszego intelektu. Żebyśmy czasem nie pomyśleli, że bardzo ważnym krajem dla pielęgnowania więzi polsko-izraelskich jest np. Islandia. Jak dobrze, że przez 8 lat mieliśmy takiego Premiera! Jak dobrze, że odkrył go Wszechmocny Prezes! Chwała wszystkim zwycięstwom Prezesa! Teraz już do końca życia zapamiętamy, że b.ważnym krajem dla pielęgnowania więzi polsko-izraelskich jest Izrael. Zwłaszcza w morzu krwi palestyńskich dzieci zabijanych wg Prezesa palcem bożym czuwającym nad Izraelem.
6. Miłość nie wybiera
Dlaczego, gdy jeśli Prezydent i Premier zabierali głos wobec rabinów lub na temat Izraela – to mogliśmy mieć pewność, że palną jakieś niestworzone rzeczy. Ja myślę, że to kwestia miłości. Miłości ich życia. Gdy język mówi z przepełnionego nieziemskim uczuciem serca – to nie dba o fakty i sens… Pisał o tym Stendhal i Ortega. Osoba taka ledwo powstrzymuje się od tego, by rzucić się do kolan temu, co kocha. Taki klimat gorących uczuć. Co zrobić. Tylko trochę niesmacznie to obserwować i słuchać. Nie da się zrekonstruować tych pałających przywódców narodu? Przywódcy nie są od pałania. Chyba że pełną poświęceń i ofiarną miłością do ojczyzny…
W sumie to chyba nie ma się czego spodziewać po polityce historycznej i zagranicznej tych rządów, które wyłonił i wyłoni obecny sejm. Dlaczego? Dlatego, że w sercu sejmu (a także np. IPN) usadowiła się – niestety – Rzeczpospolita Przyjaciół. Świadczy o tym aktualnie obrany kurs narracji chanukowej.
Rzeczpospolita przyjaciół, rzeczpospolita chanukowa ma wiele niewidzialnych rąk. Co tylko PIS zachciał (zakładając, że naprawdę zachciał) jakąś gruntowną reformę zrobić lub doprowadzić do końca, to niewidzialne rączki pokazały: „A figa!. Tego nie ruszycie, bo tu nasi, bo to nasi. Nasi synowie i nasze wnuki”. I tak to z tymi reformami jest. Co pozostaje? Rzucić się do kolan pewnych panów w czerni, jak Prezydent. Chociaż rozrywki trochę dla ludu. Taki Bollywood Rzeczpospolitej Przyjaciół. Przy świetle i w dymie szabasowych świec.
7. Forpoczta Chabad Lubawicz, czyli “odwrócony system budowania grup społecznych”
Czym jest to wszystko, co składa się na obraz prawych i sprawiedliwych, obywatelskich, ludowych, trzeciodrogowych, zandbergowych? Czego forpocztą jest Chabad Lubawicz i czym jest kopiowanie tej sekty kryptogangsterskich metod przez “nasze partie”? By to pojąć może przyjść nam z pomocą fragment wspomnień W.Myśleckiego o Mateuszu Morawieckim. Myślecki pyta się dziennikarza Kultury Liberalnej: Nie wiem, czy pan wie, na czym polegają sukcesy społeczności żydowskiej? Oni mają odwrócony system budowania grup społecznych. – Nie rozumiem… – odpowiada dziennikarz.
Naprzód wszyscy pracują, żeby jeden poszedł do góry, a potem on wciąga innych. To jest taki system jak taternicy. Wchodzi pierwszy, my go z dołu asekurujemy, on nad sobą wbija haki. A jak już dojdzie do góry to dużo łatwiejsza i efektywniejsza jest asekuracja odgórna. On asekuruje każdego następnego.[…] I druga rzecz: jeśli Mateusz Morawiecki czy ktoś z naszego grona prowadzi jakąś sprawę, to ja wykonam – nawet jak mi się nie podoba – to, co on uważa za konieczne do zrobienia.
Myślecki odwołuje się do kodu kulturowego żydowskiego. Nazywa go „odwróconym systemem budowania grup społecznych”. Ładnie to brzmi. Bliższa prawdy byłaby jednak wg mnie nazwa: „orientalna despotia etnocentryczna”… Myślecki nie przypadkowo mówi o żydowskiej metodzie, o metodzie stosowanej przez Żydów wewnątrz społeczności nieżydowskich by się wspiąć na szczyt struktury. Wspiąć się – że tak powiem – bez otwartego przetargu, bez konkursu kompetencji a opierając się li tylko na hakach wbijanych przez będących wyżej „ziomali” (nie przeoczmy też podwójnego znaczenia słowa “hak”). Czyżby ten Myśleckiego klucz etniczny pasował też do NBP, KNF, BFG, IPN, CBA, rad nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa etc.?
Prof. Wincenty Lutośławski w swym mało znanym tekście “Solidarność w Izraelu” ujmował to tak:”O ile Żyd ma wpływ decydujący w jakiejkolwiek instytucji, to popiera Żydów na stanowiska w tej instytucji, nie bacząc na ich uzdolnienie w porównaniu z kandydatami gojami, przez co pożyteczność i powaga instytucji bywa obniżoną”. “Gdy się zastanawiamy nad stosunkiem Żydów do społeczeństw obcych, wśród których oni swą odrębność zachowują, uderza nas ich solidarność, polegająca na tym, że każdy Żyd chętniej Żydowi zapewnia zyski z jakiegokolwiek interesu, niż obcemu (…) ta solidarność jest łączeniem [się] we wspólnej pracy i przy wspólnych materialnych korzyściach ludzi o wspólnym pochodzeniu.”
To samo piszą o dzisiejszych obywatelach Polski mających korzenie żydowskie i skrywających często ten fakt Susan A. Glenn, Naomi B. Sokoloff w książce Boundaries of Jewish Identity , University of Washington Press, Washington 2010, gdzie podkreślają, że Polacy żydowskiego pochodzenia zatrudniają i szukają zatrudnienia najczęściej u osób o żydowskich korzeniach.
8. 17 stycznia 2024 r. w Chanukowym Sejmie ukonstytuowała się Chanukowa Rzeczpospolita Przyjaciół
Aby nie było, że tylko negatywy, że wciąż o banksterze o korzeniach żydowskich, o misjonarzu Prezydencie, pochwalę za jedną rzecz Prezydenta. Jest to coś, za co – mniemam ; ) – Prezydent przejdzie do historii. Mianowicie w 2018 r. – co przeszło zupełnie niezauważone – wprowadził i wylansował oraz zamierza zastąpić nową nazwą – nazwę naszego państwa.
W krasomówczej pasji i emocjonalnym nadpobudzeniu Rzeczpospolita Polska zaczyna zamieniać się w jego oracjach w Rzeczpospolitą Przyjaciół. Od pięciu lat. Prezydent nawet zaryzykował otarcie się o Trybunał Stanu zmieniając samowolnie i bezprawnie historyczną nazwę naszej ojczyzny w projekcie ustawy sejmowej o wprowadzeniu święta państwowego “Dnia Polaków ratujących Żydów”.
Jest to do sprawdzenia, w druku sejmowym widnieje Rzeczpospolita Przyjaciół a… znika Rzeczpospolita Polska. To jest Trybunał Stanu, ale póki co możemy korzystać z tego określenia dla opisu porządków panujących w Polsce. Jest ono b.użyteczne dla ukazania kto rządzi w większości instytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Już nie trzeba używać chropowatych zwrotów: “resortowe dzieci”, “oligarchia pochodzenia żydowskiego” etc., zamiast tego można mówić ‘Rzeczpospolita Przyjaciół. Bardzo użyteczny ten knot semantyczny sklecony przez gorliwego Prezydenta. Rządzi nie Rzeczpospolita Polska a Chanukowa Rzeczpospolita Przyjaciół. Tajna, widna i dwupłciowa. Za zgodą poprzednich sejmów i obecnego. Szalom.
PS
Musimy stanąć murem za Braunem, bo następnym razem przyjdą po nas…
zaczyna się w polskim Kościele Dzień Judaizmu. Piąta kolumna w obrębie chrześcijaństwa wepchnięta na Vaticanum II (deklaracja “Nostra Aetate”) przez posłańca braci fartuszkowych (Jules Isaac) oraz przez łóżko męsko-męskie (Gregory Baum).Nostra aetate dokument zredagowany pośrednio i bezpośrednio przez środowiska żydowskie to “kamień milowy” na drodze zatraty, który namieszał katolikom w głowach. My, chrześcijanie niezależnie od wiary lub niewiary innych narodów mamy traktować ich przedstawicieli jako naszych bliźnich, a zadaniem kapłanów jest nauczanie wszystkich narodów, bez wyjątków. Dzień bez Chrystusa w Kościele katolickim z tegoroczną specjalną zachętą modernisty Rysia jest dalszym ciągiem tej hucpy- nie chodzi o judaizm starotestamentowy, lecz o antychrześcijański judaizm rabiniczny. Ile razy można to pisać?
Aparat państwa w gruzach, po których buszują goryle. Plany. Deska lożowa.
Mirosław Dakowski, 14 styczeń 2024
Aparat państwa w gruzach, po których buszują goryle z maczugami w przednich kończynach, z pianą na pyskach.
Jest to realistyczny obraz Polski w styczniu AD 2024.
Rozsądni ludzie muszą się zastanowić, dlaczego tak się stało, komu na tym zależy, i jakie są perspektywy.
Przecież po 1989-tym, po umowach Kiszczaka [WSI – GRU] z Panami z zachodu, zainstalowano w Warszawie mechanizm pozwalający na płynną zmianę rządów w obrębie najpierw „bandy czworga “, a gdzieś po roku 2000 – na kolejne wymiany PO-PiS.
Oni wiedzieli, że muszą się wymieniać, zaś nie orientujący się w polityce Polak sądził, że te „wybory”, to tak naprawdę. A marionetki „u władzy” posłusznie wykonywały polecenia, a to z Niemiec, potem formalnie z UE, a to od Żydów amerykańskich, formalnie „z USA”, czy z Izraela.
Cała ta grupa, oddzielona od narodu, a skupiona przy korycie władzy, naszpikowana była i jest gęsto agenturą, jak za dawnych czasów comber sarni – słoninką.
Zabawne zresztą, że ostatnio Jarosław Kaczyński w furii ujawnił oficjalnie w sejmie, prawdę znaną od 10-lecia, że Tusk to TW Oskar, ze Stasi. Zabawniejsze jeszcze, że [narzucony przez kogo?] Kaczyńskiemu i PiS-owi na premiera młody [syn Kornela] Morawiecki, to też agent Stasi – TW Jakub. Mamy więc od początku „przemian” samych agentów, jako marionetki – niby u Władzy. Nie warto tych Bolków, Olinów, Karolów [Docent], Alków szczegółowo wymieniać. Starcy, co to już stracili pamięć i młokosy, które poklepują głównie smartfony, mogę sobie znaleźć w googlach, póki AI tego nie usunie.
———————-
Stan państwa na 14 stycznia 2024:
Całkowite, jawne zerwanie nowej „władzy” z prawem, uczciwością, logiką. Różne bodnary, feministry itp męty „decydują o wszystkim ” [ na przykład Hyży Rój]. Na to w każdym razie wskazują telewizje, pozory. A może nawet niektórzy z nich w to wierzą, gdy bardziej uchlani?
Wszelkie [ustalone od stu czy więcej lat?] sposoby przekazywania władzy nowej ekipie – legły w gruzach. I gnoju. Czemu? Nie, to nie tylko poziom Kinderstube oraz moralny obecnych „polityków”. Ten poziom był przecież podobny przy poprzednich zmianach rządów.
To obecni główni wykonawcy, nie zaś motłoch dopuszczony do ministerstw, dostali z góry [to jest od realnych władz UE, szczytów lóż, może nawet od prezydium WHO], polecenia takich działań.
Nakazano swoim podwładnym w Polsce demonstrację brutalności, łamania praw i odwiecznych zwyczajów.
Nie, nie jest to powtórka z 13 grudnia Jaruzela.
Obecnie uderzają o wiele głębiej!
========================
Widzę dwa Sposoby zapisane w ich deskach lożowych:
I
Poprzez pogłębienie chaosu, bezprawia, pogardy dla przyzwoitości można [w ich planach] doprowadzić do wybuchów, nie skoordynowanych buntów, krwawych rozruchów.
Wtedy, przy pomocy wojsk sojuszniczych [głównie niemieckich, bo najbliżej], a też prywatnych firm wojskowo-bandyckich oraz skołowanego „Wojska Polskiego” ma nastąpić brutalne, krwawe uspokojenie „niesfornych Polaków “, pacyfikacja „tego kraju”.
II
Do tego stanu może też doprowadzić przerażenie, strach i bierność „tutejszej ludności”. Ona wtedy, poprzez swą „opinię” – poprosi – już tak pięknie wielonarodową UE o pomoc, Unię Europejską o interwencję i o POKÓJ.
—————————
W obu tych scenariuszach przewidziane są dwie możliwości, jako rezultaty.
Włączenie wszystkich regionów byłej Polski do Państwa Europejskiego,
– lub – wspólnie z Chabad Lubawicz, czy podobną siłą, podzielenie „tego kraju” mniej więcej według granic trzeciego rozbioru:
Zachód jako Warthegau, poprosi o bezpośrednie przyłączenie do Zielonej, Szczęśliwej Europy, a były zabór rosyjski i wschodnie połacie zaboru austriackiego rzucą się do budowy Rzeczpospolitej Trzech Narodów – Ukropolinu.
Wreszcie Jagiellońskie Marzenie spełni się, Lwów [no nie… Lviv] …wróci do Macierzy.
A ze wschodnich terenów obecnej Ukrainy powstanie Nowy Izrael. W Palestynie przecież buszują krwiożerczy Palestyńczycy! A tu przecież odwieczne ziemie Chazarów, przodków Żydów aszkenazim, jak już to odkryto i jawnie przekazano mediom w Izraelu. Społeczność żydowska w Rosji zapewne na to się zgodzi, część z nich entuzjastycznie, a część „dla świętego spokoju” i interesów.
Przy tej okazji Rosja imperialna zostanie wykastrowana, co zwiększy szansę na jakżeż upragniony przez „społeczność międzynarodową” Światowy Pokój.
—————–
To co powyżej, to bardzo prawdopodobny plan „dostojnych “, plan spisany jako Główna Deska Lożowa.
Czy musi się spełnić?
Nie jest prawdą, że Polacy to tłum bezmyślnych, goniących za wódą i spaniem, najlepiej zespołowym, leniwych baranów. Tak przecież ciągle nas charakteryzują, a media światowe są pod „właściwą komendą”, a mają pod sobą prawie wszystkie – również w Polsce.
Podam skrótowo parę przykładów z mojego, bardzo przecież wycinkowego, pola działań.
A. W połowie zeszłego wieku byłem wśród młodych, którzy studiowali, chcieli budować fizykę jądrową w Polsce. Pasterzowali nam profesorowie, którzy też nie byli jądrowcami, przerzucali się wtedy z innych dziedzin fizyki, też się uczyli.
Mieliśmy więc sporą swobodę badań, poszukiwań. Znaleźli się wtedy młodzi, pracowici [po 110 do 120 godzin tygodniowego tyrania], którzy mimo tej naukowej nędzy, braku kontaktów z Zachodem, stworzyli liczące się ciągle, jeszcze teraz osiągnięcia naukowe. Wszyscy oni albo odeszli, albo zostali później zmuszeni do wypełniania papierków, projects i „proposali”, – ale przecież byli!
B. W latach 80 w „podziemiu”, obok „komitetów ” i „zarządów ” pełnych agentury, więc kontrolowanych, poznałem, głównie przez ich wyniki, rzadko zaś osobiście, Samotne Wilki. Były więc one trudne do odnalezienia i ujarzmienia. To byli kandydaci na przyszłych generałów, ministrów, premierów.
Wszyscy oni zostali maczugą Sorosa wbici w ziemię – ale przecież byli!
C. Na początku lat 90, przed zakrzepnięciem – niby anonimowych – „dyrektyw nie do odrzucenia” poznałem sporo świetnych dalekowzrocznych strategów energetyki [Przykładowo: profesor Szargut, docent Aleksander Szpilewicz, Stanisław Albinowski]. I wielu innych.
Wszyscy oni zostali maczugą Sorosa wbici w ziemię – ale przecież byli!
D. Podobnie, lecz szerzej, mieliśmy wielu bardzo światłych polskich ekonomistów mieli gotowe programy wyjścia z gospodarki komunistycznej – ku dobrobytowi Polski i Polaków. Nie wymienię nazwisk, by nie budzić kłótni i jałowych przekomarzań. To byli kandydaci na przyszłych ministrów, premierów.
Wszyscy oni zostali maczugą Sorosa wbici w ziemię – ale przecież byli!
E. W czasie 20 lat burzliwego rozwoju Ruchu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych znów poznałem wielu, między innymi wójtów starostów. To byli kandydaci na przyszłych generałów, ministrów, premierów.
Wszyscy oni zostali maczugą Sorosa wbici w ziemię – ale przecież byli!
Po śmierci Jerzego Przystawy Ruch ten został zapędzony na manowce przez przypadkowego celebrytę, Pawła K. , który zrobił to celowo (na czyje polecenie?), jak i z wrodzonej głupoty i nabytej pychy.
F. Stwierdzam teraz, w ciągu 17 lat harówki w mym portalu: W ostatnim dwudziestoleciu powstało kilku strategów, uczonych, napisali ważne książki, wnioski z których uwzględniali nawet ministrowie.
Ci ludzie nie zostali jeszcze wgnieceni w nawóz, siedzą sobie na emigracji wewnętrznej.
Więc kandydatów na mężów stanu mamy – i mieć będziemy.
Jak doprowadzić do przełomu, by to Oni doszli do głosu, do decyzji?
Parę sensownych propozycji zostało na razie zlekceważonych.
Może musimy o wiele mocniej dostać w dupę, by do nich, do tych ludzi się zwrócić, do tych propozycji powrócić?
Ale dobra diagnoza to połowa drogi do wyleczenia.
Ad majorem Dei gloriam.
============================
mail:
Nie pisze pan o wywołaniu 3 wojny światowej przez Planiste, a wiele na to wskazuje…..co dalej wtedy z Polską!??
mail: Polski Lwów, to nie było marzenie Jagiellońskie, to był czyn Kazimierza Wielkiego, Piasta (1349 rok), zresztą na usilne żądanie mieszkańców Lwowa.
md; ale “marzenie” z ostatnich dziesięcioleci, teraz już szkodliwe…
Polskie i polskojęzyczne media pełne są analiz przyczyn klęski wyborczej partii Jarosława Kaczyńskiego w wyborach AD 2023. Analiza tych przyczyn jest w większości mniej lub bardziej słuszna, ale nie dotyka istoty przegranej.
Przyczyny porażki wyborczej
Te analizowane przyczyny to nade wszystko niezdolność do budowy narodowej siły państwa; siły jego oświaty, nauki, ochrony zdrowia i przede wszystkim siły jego narodowej gospodarki, z silnym prywatnym i państwowym polskim kapitałem. Ta niezdolność była wynikiem kunktatorskiej i kompradorskiej, acz i nieudolnej wobec Brukseli i Waszyngtonu polityki wewnętrznej i zagranicznej, maskowanej buńczuczną i prostacką propagandą pseudo-patriotyczną. Aż po prozaiczne przyczyny drażniącego wyborców zadufania i arogancji rządowych polityków, z jawnym i ogromnym przekupywaniem świadczeniami pieniężnymi dużych grup społecznych, przy równoczesnej degradacji płacowej i społecznej służb publicznych, z nauczycielami w roli głównej. Szczególnie oburzająca była właśnie degradacja ekonomiczna 700 tys. nauczycieli: dla zobrazowania, nauczyciel dyplomowany zarabia obecnie 4 550 zł brutto, a pomoc kuchenna w stołówce w tej samej szkole blisko 5 700 zł brutto.
Ale te wszystkie przyczyny przy innej konfiguracji koniunktur na polskiej scenie politycznej mogły nie wystarczyć. Jarosław Kaczyński, bo to on jest bezpośrednią i personalną przyczyną porażki wyborczej PiS, musiał te wybory przegrać. Musiał, gdyż od lat jego strategia polityczna opiera się na założeniu, iż, jak to sam ongiś ujął – „na prawo (od nas – WB) ma być tylko ściana”. A jest to strategia oparta na niezrozumieniu własnych interesów, co potocznie nazywa się głupotą. Ordynacja wyborcza a system partyjny
W latach 50. XX wieku francuski politolog i prawnik Maurice Duverger sformułował twierdzenie o zależności systemu partyjnego od ordynacji wyborczej, znanym powszechnie w naukach społecznych jako „prawo Duvergera”. M. Duverger twierdził, iż wybory w ordynacji większościowej prowadzą do systemu dwupartyjnego, z wielkimi i silnymi partiami. Wybory zaś w ordynacji proporcjonalnej, a taką mamy w Polsce od 1991 roku, prowadzą do systemu wielopartyjnego i rządów koalicyjnych.
To twierdzenie rozwinął w Polsce w latach 90. XX wieku prof. Jerzy Przystawa z Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Ostatecznie to „prawo Duvergera-Przystawy” brzmi następująco:
Ordynacja większościowa prowadzi do wyłonienia w drodze wyborów systemu dwupartyjnego z relatywnie silnym wykonawczo rządem jednej partii tworzonym bezpośrednio po wyborach; ordynacja proporcjonalna prowadzi do wyłonienia w drodze wyborów systemu wielopartyjnego z relatywnie słabym wykonawczo rządem koalicyjnym wielu partii tworzonym w wyniku konsultacji i negocjacji międzypartyjnych.
Prawidłowość społeczna i wyjątki ją potwierdzające
To prawo Duvergera-Przystawy jest wynikiem logiki wyborczej ordynacji większościowej i ordynacji proporcjonalnej. I jest prawidłowością społeczną.
Jak każda prawidłowość społeczna działa tylko w masowej skali i w długim okresie czasu i to w formie stałej tendencji modyfikowanej zmiennym kontekstem społecznym. W wyniku splotu okoliczności koniunkturalnych tego kontekstu zdarzają się wyjątki w funkcjonowaniu tej prawidłowości. I takim wyjątkiem był powołany w 2010 roku w Wielkiej Brytanii po 70 latach rządów jednej partii, koalicyjny rząd socjaliberałów i konserwatystów. I takim wyjątkiem był, powołany w 2015 roku po 24 latach rządów koalicyjnych w Polsce, rząd jednej partii Prawa i Sprawiedliwości. A już zdumiewające było omalże powtórzenie tego wyjątku w wyborach w 2019 roku, choć już bez przekupywania indywidualnie posłów taki rząd by nie powstał.
Powstaje pytanie, jak można było liczyć na powtórzenie po raz trzeci wyjątku w działaniu prawidłowości społecznej? Otóż nie można było w praktyce liczyć. Takie liczenie było zaklinaniem rzeczywistości i przejawem zwykłej głupoty politycznej. Było wbrew społecznej logice wyborczej ordynacji proporcjonalnej. Strukturalne przyczyny prawidłowości Duvergera-Przystawy
Otóż w ordynacji większościowej wybiera się tylko jednego posła w relatywnie niewielkim okręgu wyborczym. Ten niewielki, kilkudziesięciotysięczny okręg jest tu istotny, gdyż opiera kampanię wyborczą na kontaktach i informacjach interpersonalnych, istotnie redukując znaczenie mediów, szczególnie elektronicznych.
Ale decydujące znaczenie ma fakt wyboru tylko jednego posła w okręgu. Przede wszystkim czyni to posła bezpośrednio zależnym od jego wyborców, a nie od partii politycznej.
Decydujące jest wszakże to, że o wyborze kandydata decyduje bezwzględna większość wyborców w jego okręgu wyborczym. Kandydaci muszą się więc odwoływać do interesów, aspiracji i ambicji bezwzględnej większości swoich wyborców, czyli do ich większości, a następnie realizować swe obietnice w parlamencie. A to oznacza konieczność odwoływania się do tego, co nade wszystko łączy większość i poszukiwania rozwiązań wspólnych dla tej większości problemów, a redukowania i marginalizowania tego, co tę większość w różny sposób dzieli. W konsekwencji zaś oznacza to konieczność poszukiwania wspólnych kompromisów w tych podziałach i różnicach. To wzmacnia spójność socjopolityczną, a ostatecznie wzmacnia narodową wspólnotę całego społeczeństwa. Jest to bowiem głosowanie większości politycznych.
W ordynacji proporcjonalnej o wyborze kandydata z listy partyjnej w kilkusettysięcznym okręgu wyborczym decyduje poparcie dla listy wyborczej jego partii i jej liderów krajowych przez określoną część wyborców, jakiś ich procent. Partie i ich liderzy odwołują się za pośrednictwem mediów, szczególnie elektronicznych, do specyficznych i wyodrębnionych interesów, aspiracji i ambicji różnych segmentów społeczeństwa. Nie poszukuje się kompromisowych rozwiązań, a interesy wspólne są w istocie neutralne politycznie, gdyż nie służą wzmacnianiu partykularnego partyjnie elektoratu. Jest to w istocie głosowanie różnych mniejszości politycznych.
Tak więc w ordynacji proporcjonalnej kandydaci z list partyjnych odwołują się ostatecznie do tego, co dzieli społeczeństwo narodowe, a przynajmniej go różnicuje. I dotyczy to również praktyki parlamentarnej tak wybranych posłów. Partie w parlamencie działają zasadniczo na rzecz zwiększania swego partykularnego wpływu na sprawowanie władzy w państwie, a nie rozwiązywaniu problemów całego społeczeństwa.
Tworzenie i podtrzymywanie podziałów socjopolitycznych
Tak więc ordynacja proporcjonalna generuje podziały socjopolityczne i ideologiczne w społeczeństwie zgodnie z logiką wyborczą ordynacji proporcjonalnej, w której to logice funkcjonuje cała scena polityczna. Partie polityczne są obiektywnie zainteresowane utrzymywaniem, a nawet wręcz pogłębianiem tych podziałów, gdyż to podtrzymuje i scala ich segmentowe elektoraty wyborcze. W Polsce wykorzystuje się wręcz koniunkturalne napięcia społeczne, aby je generować i utrwalać dla tworzenia nowych podziałów socjopolitycznych. To ostatecznie prowadzi do osłabiania spójności i więzi narodowych oraz stale deformuje życie polityczne społeczeństwa i destabilizuje procesy rządzenia i administrowania państwem. Drastycznym tego przejawem w Polsce jest przekupywanie przez rządzących wybranych grup i środowisk społecznych, a degradowanie i zaniedbywanie innych.
Tak więc ma to negatywny wpływ na praktykę funkcjonowania parlamentu i jakość jego pracy, podobnie jak i na jakość rządzenia. Choć tu stale trzeba uwzględniać kluczową rolę braku bezpośredniej zależności polityków od wyborców w ramach ordynacji proporcjonalnej, co prowadzi do ich buty i arogancji, a w konsekwencji do korupcji i dekadencji zawodowej oraz osobowej.
„Nie jest rolą członka parlamentu reprezentować wyborców tak, jakby byli losową próbką ludzi – jak to znakomicie ujął kanadyjski filozof polityki John T. Pepall – I nie jest rolą rządu służyć ludziom podzielonym ze względu na ich poglądy czy interesy, problemy czy kultury, płeć czy grupy wiekowe. Rząd musi działać na rzecz wspólnych interesów i spraw publicznych ludzi. Członkowie parlamentu muszą koncentrować się na wspólnym dobru i muszą próbować reprezentować wyborców we wspólnych sprawach, a nie tak jak oni sami mogą być podzieleni.”
A dokładnie tak jest w systemie parlamentarno-rządowym wyłanianym w ramach ordynacji proporcjonalnej.
Dlatego proporcjonalna ordynacja wyborcza generuje podziały socjopolityczne w społeczeństwie i tworzy wielopartyjność systemu politycznego, a w konsekwencji prowadzi do słabych wykonawczo dzięki konieczności kompromisów międzypartyjnych rządów koalicyjnych. I dlatego działa społeczna prawidłowość Duvergera-Przystawy.
Samobójstwo wyborcze Kaczyńskiego
I dlatego J. Kaczyński musiał przegrać wybory parlamentarne AD 2023. Musiał przegrać, gdyż w żaden sposób nie można założyć, że nastąpiłby kolejny raz wyjątek od prawa Duvergera. Musiał przegrać, gdyż jego strategia mogłaby nawet sprawdzić się w ordynacji mieszanej, z dominacją ordynacji większościowej, tak jak na Węgrzech, gdzie partia Victora Orbana zdobyła kolejny raz większość konstytucyjną. Tak, ale na Węgrzech na 199 deputowanych, 106 wybieranych jest w ramach ordynacji większościowej w okręgach jednomandatowych. I tam z reguły wygrywa Fidesz. I czyż nie jest zdumiewające, że ten fakt całkowicie pomijają tak polskojęzyczne, jak i polskie media?
Strategia polityczna J. Kaczyńskiego, którą Leszek Moczulski dobitnie określił jako „endecką”, polegała na politycznej samoizolacji PiS oraz zwalczania i marginalizowania wszelkich ugrupowań politycznych po prawej stronie sceny politycznej. Czyli politycznego niszczenia swoich potencjalnych koalicjantów rządowych. To, aby stworzyć rząd koalicyjny z Konfederacją czy PSL, mając w latach 2019-2023 dokupywaną większość, pewnie było dla J. Kaczyńskiego nie do pojęcia i zrozumienia.
Dobitnym dowodem na niszczenie potencjalnych koalicjantów była kampania wyborcza w państwowej telewizji. Otóż TVP, która corocznie otrzymuje 2 mld zł z państwowego budżetu na realizację „misji publicznej”, ograniczyła programy wyborcze siedmiu zarejestrowanych ogólnokrajowo, partii do 10 minut każdego dnia emitowanych w godzinach nieoglądalności o 16.40. Realizacja misji społecznej w ramach najważniejszego wydarzenia politycznego w roku, została zredukowana do niezauważalności medialnej.
Było to celowe, gdyż chodziło o to, aby żadna nowo startująca partia nie była znana opinii publicznej. W ramach ordynacji proporcjonalnej głosuje się bowiem na medialne wizerunki partii politycznych i ich przywódców, a nie na znanych kandydatów w swoim okręgu. W ten sposób całkowicie wyeliminowano partie Bezpartyjni Samorządowcy i Polska Jest Jedna, które mogłyby współtworzyć rząd koalicyjny z PiS, ze względu na zbieżność programową. Było to jaskrawe złamanie zasady misyjności społecznej TVP, ale i reguły równości wyborczej, na co nie reagowała Państwowa Komisja Wyborcza, a co było jej elementarnym, by nie powiedzieć „psim” obowiązkiem.
Kaczyński i Tusk jako efekt ordynacji proporcjonalnej
Paradoksalnie przyczyna samobójczej strategii J. Kaczyńskiego i PiS leży również w ordynacji proporcjonalnej. J. Kaczyński, podobnie jak i Donald Tusk, zostali wyniesieni na polską scenę polityczną układem „okrągłego stołu” i komunistyczną transformacją w latach 1989-1991. Tak wyłoniona została z istotnym udziałem komunistycznej bezpieki grupa około 500 do 1000 osób. Byli to ludzie wyłącznie ugodowi wobec systemu komunistycznego, a więc bez kręgosłupa ideowego i moralnego, a w istocie również narodowego. Ze sceny politycznej wyeliminowano równocześnie antykomunistycznych i niepodległościowych działaczy rewolucyjnego nurtu „Solidarności” oraz Konfederacji Polski Niepodległej i „Solidarności Walczącej”.
Było to możliwe dzięki puczowi związkowemu Lecha Wałęsy i ostatecznemu dobiciu przez niego i jego popleczników ruchu „Solidarności” w latach 1986-1990. Wałęsa i jego grupa, z braćmi Kaczyńskimi w kluczowej roli, dokonała kradzieży politycznej znaku i znaczenia „Solidarności”. Wyeliminowano władze Komisji Krajowej związku wybrane na I Zjeździe w 1981 roku, zastępując je dobieranymi przez Wałęsę kolejnymi „władzami krajowymi”, z ludźmi skłonnymi do pełnej kolaboracji z komunistami.
Nowy związek zawodowy grupy Wałęsy, pod tą samą nazwą „Solidarności” zarejestrowano w kwietniu 1989 roku. Dokonano wszakże kluczowej zmiany w statucie i usankcjonowano utworzenie przez Wałęsę i jego grupę nowych władz związku, czyli Krajowej Komisji Wykonawczej i Regionalnych Komisji Wykonawczych, co oznaczało unieważnienie wyborów władz związku z lat 1980-1981. Dla ukrycia tego oszustwa politycznego pierwszy zjazd nowego związku, który się odbył w kwietniu 1990 roku, nazwano II Zjazdem „Solidarności”. Unieważniono też niepodległościowy, demokratyczny i uspołeczniający dorobek ideowy i programowy związku, zastępując go akceptacją antynarodowego i anty-pracowniczego programu neoliberalnej transformacji komunizmu, znanej jako tzw. plan Balcerowicza.
Ten najważniejszy fakt dla współczesnej historii Polski jest całkowicie przemilczany, a wręcz ukrywany przez polskie nauki społeczne i polską publicystykę społeczną i polityczną. Fałszuje to zasadniczo całą historię III Rzeczpospolitej. Polskie nauki społeczne i polska publicystyka dogłębnie sfałszowały tę historię.
Ustrojowe liberum veto III RP
J. Kaczyński jako członek grupy Wałęsy, dokonał jeszcze ważniejszego i to fundamentalnego spustoszenia w polskiej historii współczesnej. Jako minister prezydenta Wałęsy był odpowiedzialny za rokowania z władzami Sejmu Kontraktowego sprawy przyszłej ordynacji wyborczej. Pierwotnie miała to być ordynacja mieszana, co jak widać na przykładzie Węgier, istotnie ogranicza negatywne skutki ordynacji proporcjonalnej. W wyniku działań J. Kaczyńskiego, choć nigdy nie zdał on z tego publicznie sprawy, ostatecznie wprowadzono ordynację proporcjonalną, która stała się praprzyczyną wszelkiego zła w III RP.
O małości politycznej, ale i ludzkiej Kaczyńskiego świadczy też jednoznacznie fakt, iż nie odważył się on postawić Tuska w stan oskarżenia o zdradę dyplomatyczną w związku z zamachem smoleńskim w 2010 roku, w którym zamordowano jego brata prezydenta Lecha Kaczyńskiego. D. Tusk, jako premier rządu dopuścił się ewidentnej zdrady dyplomatycznej, fałszując status lotu wojskowego samolotu prezydenckiego. Lot wojskowy był lotem państwowym, a więc śledztwo powinna prowadzić wyłącznie strona polska. Po to, aby oddać śledztwo Kremlowi, trzeba było zastosować lotniczą konwencję chicagowską, a ta dotyczy wyłącznie lotów i samolotów cywilnych. I wie o tym każdy uczeń III klasy technikum logistycznego. D. Tusk sfałszował więc status lotu państwowego czyniąc z niego lot cywilny i uznając samolot wojskowy za samolot cywilny. I żaden najbardziej upolityczniony sąd w Polsce nie odważyłby się go najprawdopodobniej uniewinnić. Tu nie trzeba by nic dowodzić.
Ale dzięki tej ordynacji właśnie nie można skutecznie usunąć ze sceny politycznej takich właśnie ludzi, jak Kaczyński i Tusk oraz ich partyjnych nominatów. Nie można usunąć skutecznie środowisk wypromowanych w latach 1989-1991. I to od trzydziestu paru już lat. Najważniejszą bowiem cechą jest sprzyjanie samoreprodukcji partyjnych grup władzy politycznej, dzięki głosowaniu na partyjne listy wyborcze.
Zdolność do wymiany złych polityków jest bowiem najważniejszą cechą ordynacji wyborczych. W ordynacji proporcjonalnej nie można skutecznie tego zrobić – nie można „wyrzucić kiepskich”, jak to ujął J. T. Pepall. Jest to ustrojowe liberum veto III RP. Nie da się rozpocząć naprawy polskiego państwa bez usunięcia jego ustrojowej wady, jaką jest proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu. I każde kolejne wybory parlamentarne, i każda nowa kadencja Sejmu, i każdy nowy rząd to potwierdzają. I będą potwierdzać. Bowiem jest to prawidłowość społeczna.
Szanowni Państwo! Jest oczywiście partią anty polską pod wodzą Donalda Tuska, który gorliwie i z niezwykłą energią zabrał się do demolki naszego państwa. Dowodem tego niech będzie fakt, że wybrał do rządu samych nieudaczników. Czyżby nie znał się na ludziach? Przeciwnie, zrobił to dlatego właśnie, że się na nich zna! Wie, że w ten sposób odnosi podwójną korzyść. Upokorzony i umoczony w bezprawiu głupek jest skazany wyłącznie na jego łaskę, a przy okazji rozwala i zarazem ośmiesza Państwo Polskie. Za taką działalność Pierwszy Folksdojcz Rzeczpospolitej spodziewa się pochwał i apanaży ze strony Rzeszy Europejskiej, która go tu przysłała i osadziła w fotelu premiera. Pierwsza misja skończyła się niepełnym powodzeniem. Robił co mógł dla dozgonnej przyjaźni niemiecko-rosyjskiej z granicą na Wiśle, ale Polacy jeszcze pamiętali czym próby takiej przyjaźni się kończyły i wbrew całej propagandzie powiedzieli: NIE!!! Teraz, udało się najpierw ogłupić, potem zmanipulować wystarczająco wielu polskich obywateli, żeby w imię „porządku i praworządności” wprowadzić totalny chaos i bezprawie.
powołała zespół 11 ekspertów, którzy będą doradzać w zakresie epidemiologii, profilaktyki, diagnostyki i terapii chorób zakaźnych Powołano osoby z konfliktami interesów, które bezkrytycznie naciskały na szczepienia i propagowały pseudonaukową segregację sanitarną W związku z powyższym zachodzi podejrzenie graniczące z pewnością, że “doradztwo” tej grupy ekspertów będzie stronnicze, nastawione na maksymalizację zysków koncernów i celowe generowanie masowej histerii w celu wygenerowania emocjonalnego zapotrzebowania na produkty farmaceutyczne Przeczytaj cały wątek i podaj dalej, społeczeństwo powinno o tym wiedzieć!
Przewodniczący – prof. dr hab. Robert Flisiak Na zdjęciu “skromny” wykaz konfliktów interesów Pana Profesora, znajdziecie w tej publikacji z 2022 r.: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/34863359/
Dalej mamy Panią dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz, która jest pierwszym autorem badania z 2023, w którym co prawda zadeklarowała brak konfliktu interesów, ale badanie finansował Pfizer (zlecił wykonanie badania firmie P95)
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37071404/https://p-95.com Pana Prof Parczewskiego chyba nie muszę przedstawiać, proponował godzinę policyjną dla niezaszczepionych: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/koronawirus-doradca-premiera-proponuje-godzine-policyjna-dla-niezaszczepionych/texgrkm Pan Profesor Parczewski był obecny na “International Workshop on COVID-19 Vaccines 2022 – December Edition” – wspieranej przez…nie zgadniecie kogo…Pfizera! https://academicmedicaleducation.com/meeting/international-workshop-covid-19-vaccines-2022-december-edition Kolejni na liście, tj. Prof Małgorzata Pawłowska (wynagrodzenia od AbbVie, Gilead, Merck i Roche), Prof Anna Piekarska (wynagrodzenia od AbbVie, Gilead, Merck, and Roche), prof. dr hab. Krzysztof Tomasiewicz (AbbVie, Alfa Wasserman, BMS, Gilead, Janssen, Merck, Roche, Merck), dr hab. Dorota Zarębska-Michaluk (AbbVie, Gilead, Merck) podpisali się pod apelem do premiera i prezydenta o podjęcie prac nad aktami prawnymi, które pozwolą na weryfikację szczepień pracowników oraz ograniczających dostęp niezaszczepionym do miejsc publicznych w zamkniętych przestrzeniach https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/koronawirus-w-polsce-weryfikacja-szczepien-pracownikow-apel-do-premiera-i-prezydenta-specjalistow-chorob-zakaznych-st5506126 W zespole powołanym przez Panią Minister Leszczynę nie zabrakło również Pana prof. dr hab. Krzysztofa Pyrcia, który kieruje zespołem ViroGenetics Team, a ten stanowi część projektu europejskiej inicjatywy na rzecz walki z koronawirusem (CARE) finansowanej przez Pfizera i Fundację Billa i Melindy Gatesów https://twitter.com/PiotrWitczak_/status/1550011958878928897 Jest i Pan dr hab. Piotr Rzymski, który otrzymywał wynagrodzenie od Pfizera i Moderny https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ Członkiem Zespołu jest również Pan prof. dr hab. Jacek Wysocki, który pobierał wynagrodzenie od Astra Zeneca, GSK, Moderny i Pfizera https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ Prof. Flisiak, Wysocki, Pyrć, Rzymski świetnie współpracują od początku pandemii na rzecz promowania szczepionek przeciw covid i podpisali się pod tezami, na które nie było dowodów lub dowody były niewystarczające, np. “Szczepionki mRNA uważane są za bardzo bezpieczne ze względu na: brak możliwości modyfikowania DNA pacjenta, brak możliwości zaistnienia infekcji, szybką degradację mRNA ze szczepionki do nieszkodliwych składników i jego podobieństwo do mRNA naturalnie występującego w komórkach, oraz bardzo niewielką dawkę konieczną do wywołania efektu terapeutycznego” https://termedia.pl/pobierz/510199f9504e6518a4cd548f9ee2326a/ Obecnie wiemy, że byli w błędzie, a dokument przypominał bardziej ulotkę promocyjną szczepionek przeciw covid Ci sami Panowie Prof Rzymski, Flisiak, Pyrć i Wysocki wykazali się zatem niebywała hipokryzją publikując tę pracę, w której opowiadają się za bezwzględną cenzurą i twierdzą: “Fałszywe twierdzenia na temat szczepionek COVID-19 wygłaszane przez pracowników służby zdrowia, naukowców i pracowników akademickich nie powinny być dłużej tolerowane”
Po 3 miesiącach od wyborów parlamentarnych 15 października ubiegłego roku, można już powiedzieć, w jakim kierunku tak naprawdę zmierzają poczynania „Koalicji 13 grudnia” pod przewodnictwem Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Jak już wcześniej wielokrotnie pisałem, Niemcy są państwem poważnym, które – chociaż niekiedy robi głupstwa – to jednak z zadziwiającą konsekwencją realizuje projekty, które wcześniej uznały za zgodne ze swoim interesem państwowym i niemieckim interesem narodowym. Tak właśnie było w 1990 roku, kiedy to Niemcy odzyskały w Europie swobodę ruchów i natychmiast przystąpiły do wysadzania w powietrze Heksagonale – porozumienia 6 państw Europy Środkowej, którego celem było odzyskanie politycznej samodzielności po ewakuacji imperium sowieckiego z tej części Europy. Jak pamiętamy, sygnatariusze Heksagonale zamierzali wykorzystać pojawienie się w Europie środkowej politycznej próżni dla stworzenia systemu reasekuracji niepodległości. Ale Niemcy natychmiast przystąpiły do wysadzania tego porozumienia w powietrze, inicjując rozpad Jugosławii, zawsze będącej solą w niemieckim oku, co doprowadziło do pogrążenia tego kraju w otchłani krwawej wojny domowej.
W ten sposób Niemcy stworzyły warunki polityczne do reaktywowania swego planu „Mitteleuropa” z roku 1915, którego celem było zainstalowanie na obszarze Europy Środkowej niemieckich protektoratów o gospodarkach niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko peryferyjnych i uzupełniających. Ta operacja zakończyła się całkowitym sukcesem 1 maja 2004 roku, kiedy to państwa Europy Środkowej zostały przyłączone do Rze… – to znaczy pardon – na razie nie do żadnej „Rzeszy”, tylko do Wspólnot Europejskich – bo 2004 rok to jeszcze etap umizgów. Przy pomocy traktatów oraz orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który zawsze orzeka zgodnie z niemieckim interesem państwowym, Niemcy od 30 lat systematycznie wypłukują z przyłączonych do Unii Europejskiej środkowo-europejskich bantustanów, polityczną suwerenność, w czym skwapliwie pomagają im skorumpowane polityczne gangi, administrujące poszczególnymi bantustanami.
Ale plan „Mitteleuropa”, chociaż z powodzeniem realizowany, najwyraźniej nie wystarczał niemieckim ambicjom, które coraz widoczniej zmierzały do zbudowania na gruzach III Rzeszy – Rzeszy IV – w stosunku do swego pierwowzoru uzupełnionej i poprawionej. Polityczne warunki do przyspieszenia zaistniały po wizycie w marcu ub. roku niemieckiego kanclerza w Waszyngtonie, kiedy to amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, to znaczy – za odstąpienie od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z bezcennym Izraelem, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. W tym momencie zaistniała polityczna sposobność do przystąpienia do realizacji kolejnego projektu, którego nie udało się zrealizować wybitnemu przywódcy socjalistycznemu Adolfowi Hitlerowi, mianowicie do Generalplan Ost, czyli Generalnego Planu Wschodniego.
Ten projekt został opracowany pod kierunkiem Reichsfuhrera Henryka Himmlera w roku 1941 i zakładał rozciągnięcie niemieckiej hegemonii na całą Europę, od Portugalii po Ural. Wymagało to rozmaitych przygotowań, spośród których pewne elementy zostały zrealizowane, na przykład – ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Inne były w różnym stopniu zaawansowania, ale na skutek militarnych niepowodzeń III Rzeszy, a wreszcie – na skutek całkowitego jej rozgromienia i nawet przejściowej likwidacji państwa niemieckiego, które zostało odtworzone w roku 1949, ich realizacja została przerwana. Ale jak wiemy, słuszna myśl raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora, toteż nic dziwnego, że porywające założenia Generalnego Planu Wschodniego też znalazły amatorów, między innymi w osobie obecnej Reichsfuhrerin, która wszelako wyciągnęła wnioski z niepowodzeń poprzedniej fazy realizacji i teraz postępuje ostrożniej, unikając niepotrzebnej – jak mawiał Adolf Hitler – „fanatycznej” brutalności. Inna rzecz, że nie zawsze udaje się uniknąć pewnych niezręczności, zwłaszcza w sytuacji zmuszającej do pośpiechu – bo Niemcy chcą zdążyć przynajmniej ze wstępną fazą budowania IV Rzeszy przed tegorocznymi, listopadowymi wyborami w Ameryce.
I właśnie wskutek tego pośpiechu, który ma oczywiście swoje plusy ujemne, ale również – plusy dodatnie, możemy już zorientować się w jakim kierunku zmierzają poczynania „Koalicji 13 grudnia”. Wiele wskazuje na to, że stanowią one wstępną fazę realizacji Generalnego Planu Wschodniego. Na przykład feministra od edukacji w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Barbara Nowacka, właśnie ogłosiła nie tylko, że odtąd uczniowie nie będą odrabiali żadnych prac domowych, ale że w ogóle – zakres edukacji ma zostać zredukowany o około 20 procent. Jeśli wierzyć rządowym funkcjonariuszom Propaganda Abteilung w niezależnych mediach głównego nurtu, nauczyciele są niemal w euforii, bo nie będą już usieli się tak wysilać, jak poprzednio, a za to dostaną podwyżki.
Te plany można z dużym prawdopodobieństwem potraktować jako wstęp do realizacji Generalplan Ost, który – jak pamiętamy – też przewidywał drastyczne obniżenie poziomu edukacji ludności tubylczej – z tym, że wtedy nieostrożnie opublikowano to od razu, podczas gdy teraz, program rozłożony jest na etapy. Ale jeśli nawet, to docelowo może być tak samo, jak i w roku 1941, kiedy to przewidywano, by przedstawiciele mniej wartościowych narodów tubylczych potrafili n a r y s o w a ć swoje imię i nazwisko, rozeznawać się w znakach drogowych i umieć liczyć do 500. Jestem pewien, że wielu nauczycieli podejdzie do tego programu edukacyjnego z entuzjazmem, oczywiście pod warunkiem stałego podnoszenia zarobków.
Ale oprócz marchewki mamy również kij, a właściwie – wiele kijów. Oto kolejna feministra w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula ogłosiła, że – po naradzie ze środowiskiem sodomczyków i gomorytek – do ustawy o tak zwanych związkach partnerskich, jaki – mówiąc nawiasem – ona sama zmierza zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego w pierwszej kolejności – zamierza też wprowadzić nowelizację kodeksu karnego, poprzez wpisanie doń penalizacji „mowy nienawiści”. A co to jest mowa nienawiści? To proste, jak budowa cepa; to każda opinia niezgodna z aktualną linią partii.
Może to być bardzo podobne w skutkach do dekretu Generalnego Gubernatora o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie – bo tym razem niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie może zostać potraktowane jeszcze szerzej, niż wtedy tym bardziej, że sodomczykowie i gomorytki, podobnie jak postępowe kobiety, są proletariatem zastępczym na obecnym etapie komunistycznej rewolucji i z tego tytułu mogą zostać objęci jeszcze surowszą ochroną, niż za pierwszego Generalnego Gubernatorstwa linie kolejowe i mosty. Krótko mówiąc, jeśli tylko organizacje delatorskie imienia Pawła Morozowa nie będą się leniły, to już wkrótce nienawistników znajdzie się u nas tyle, że trzeba będzie ponownie uruchomić chwilowo nieczynne ośrodki odosobnienia – bo przecież obóz koncentracyjny w Gostyninie nie wystarczy.
Zmiany nastąpią też na odcinku demokracji. Jak wiadomo, mikrocefale są bardziej szczerzy niż pozostali ludzie, toteż nic dziwnego, że uskrzydlony powstaniem vaginetu Donalda Tuska Kukuniek przedstawił swoją wizję rozwoju wypadków na odcinku demokracji. Jeśli – powiada – już się załatwimy, to trzeba będzie zwyczajnie zakazać takich partii, jak Konfederacja. Co Kukuniek ma na myśli mówiąc o „załatwieniu się” – tajemnica to wielka, ale poza tym wszystko jest jasne. Z punktu widzenia starych kiejkutów Konfederacja była rodzajem wypadku przy pracy, który nie miał prawa się zdarzyć, toteż gdy się wyjaśniło, że ten wypadek wykazuje znamiona trwałości, stare kiejkuty zorganizowały operację obezwładniania tej formacji, żeby – jeśli nawet by przetrwała – już nie zagrażała demokratycznemu porządkowi, ustalonemu z udziałem Kukuńka i innych autorytetów moralnych w Magdalence. Najwyraźniej jednak Kukuniek jest bardziej nieufny, niż stare kiejkuty starsze i mądrzejsze, więc na wszelki wypadek wolałby urządzić na odcinku demokracji porządek – jak to mówią – „na rympał”, to znaczy – przejść na demokrację kierowaną – jak to było za pierwszej komuny.
Tedy dzięki szczerości Kukuńka już wiemy, w jakim kierunku będą zmierzały również przemiany demokratyczne.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Kto w orędziu do narodu mówi o „największej aferze, z jaką mierzyliśmy się w XXI wieku”? – żydowski marszałek polskiego Senatu. Kto najbardziej aferę podgrzewa? – żydowska gazeta dla Polaków. Kto twierdzi, że niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu? – Agnieszka Holland. Kto żąda „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!” – Iwona Hartwich. Dlaczego Jaś Hartman, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego organ prasowy imigrantów przybyłych w taborach Armii Czerwonej pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”? Dlaczego redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” żąda: „Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości?
To nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację. Czy to przypadek, że otwarcia granic i wpuszczenia milionów imigrantów żądają ludzie o imigrancki pochodzeniu i o uchodźczych nazwiskach? Czy to przypadek, że za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Czy związku z tym nie ma to, że Joe Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA, przez którą przewalają się imigranci z całego świata, w tempie 250 tysięcy na miesiąc? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści pochodzenia żydowskiego, wcielający w życie tezę „granice są rasistowskie”? Czy nie profetyczne było ostrzeżenie Barbary Spectre: „Europa wchodzi w tryb wielokulturowości, a Żydzi będą znienawidzeni, ponieważ zawiadują tym procesem”? No i mamy, co mamy – społeczeństwa wielorasowe w Europie, wzorowane na USA, gdzie Żydzi rządzą, a biali użerają się z kolorowymi.
12 września premier powołał, w miejsce Piotra Wawrzyka, Jarosława Lindenberga, byłego redaktora „Gazety Wyborczej”, brata założyciela tej gazety, wysokiego funkcjonariusza MSZ od 1990 roku. Lindenberg karierę robił za urzędowania wszystkich ministrów. Po „odzyskaniu MSZ” przez PiS został dyrektorem gabinetu Anny Fotygi. Protegowanemu Geremka aura sprzyjała także w czasie „pontyfikatu” A. Kwaśniewskiego. Minister Dariusz Rosati nie tylko zagwarantował Geremkowi, będącemu wówczas formalnie w opozycji, stan posiadania, ale w sprawach kadrowych „jadł mu z ręki”. Przed komisją sejmową przesłuchującą kandydatów na ambasadorów stawali regularnie: jeden kandydat z partii Geremka i jeden z partii Rosatiego, a Geremek mówił: „To piękny dowód istnienia rozumnego układu politycznego”. Premier Oleksy, gdy jego niektórzy, mniej wtajemniczeni i mniej wyrobieni politycznie partyjni koledzy dawali wyraz zdziwieniu takim roszadom, kpił: „Pamiętajcie durnie o okrągłym stole!”.
Tu przypomnijmy: gdy Geremek kompletował swój zespół w MSZ, decydowało obce pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Przypomnijmy też, kogo bracia Kaczyńscy zrobili ministrem, gdy w 2005 roku „odzyskali MSZ”. Stefana Mellera, syn agenta Kominternu (a ministrem odpowiedzialnym za sprawy zagraniczne w Kancelarii Premiera Ryszarda Schnepfa, syna funkcjonariusza Informacji Wojskowej). To z tych samych powodów „Gazeta Wyborcza” mogła pozwolić sobie na szczerość, gdy w 2007 władze w MSZ objął Radek Sikorski, że „MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka”. Zapytajmy zatem: Czy w przypadku Lindenberga nie chodzi o uspokajający sygnał, że po 2015 nic się nie zmieniło, że MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka? Czy uchodźcze pochodzenie wielu ministrów w rządzie Morawieckiego nie jest „pięknym dowodem istnienia rozumnego układu politycznego”? I czy to przypadek, że w polskim MSZ polskiego chłopa z Kielc podmienili na Żyda, i że na kozła ofiarnego wyznaczyli figuranta ubeckich i geremkowskich złogów w MSZ, któremu wydawało, że jest wiceministrem? To wszystko to nie przypadek. To żelazna precyzja i logika postępowania w obsadzie kluczowych stanowisk.
Czego można spodziewać się po tej zmianie? Po pierwsze – nie zmianie, bo Lindenberg to stary i sprawdzony funkcjonariusz. Po drugie – jest z nacji handlowej i wizy też sprzeda, tylko więcej i drożej. Po trzecie – jest związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, środowiskiem narkotyzującym się oparami chanukowych świec. W jednym z pierwszych numerów „Wyborczej” opublikował bluźnierczą i głupkowatą parodię Mszy Świętej. Ostentacyjne kpiny z katolików zgorszyły nawet „Tygodnik Powszechny”, który zrugał „pana Jarka”. Wkrótce po tym zniknął z gazety brata. Z uwagi na umiarkowany talent publicystyczny? Z potrzeby rzucenia na front dyplomatyczny? W MSZ jego kariera nabrała tempa, a szczególnego rozpędu nadało jej katolickie PiS. Tu inna uwaga: nowy podsekretarza stanu będzie odpowiedzialny nie tylko za wizy, ale także za dyplomację publiczną, czyli obronę dobrego imienia Polski w świecie. Przed oskarżeniami redaktora Michnika?
Podczas kampanii wyborczej mówi się o wszystkim, tylko nie o narodowości polityków. Tymczasem wszyscy zaangażowani w akcję podmiany ludności Polski to imigranci o uchodźczych nazwiskach. Oczywiście z poprzednich fal, kiedy to w ramach powrotu Polaków ze Związku Sowieckiego, wśród „repatriantów” było 65 procent Żydów, niemówiących po polsku, z miejsc tak egzotycznych jak Armenia. A czy przypadkiem jest to, że imigrantów z takim zapałem wpuszcza do Polski „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej sanacji”? Przypomnijmy, że Piłsudski przyznał polskie obywatelstwo 600 tysiącom Żydów, którzy wyemigrowali po I wojnie światowej z Rosji. Tak więc, po 80 latach, wracamy do realiów sanacyjnej II RP, i to bynajmniej nie pod względem terytorium.
Przeraża nie tylko zaplanowany, konsekwentny i skuteczny proces podmiany ludności. Przeraża także proces wyganianie Polaków z Polski. Zapoczątkował go Berman, kontynuował Kiszczak, przyspieszył Mazowiecki i Tusk, a finalizuje Morawiecki, ubogacając „ten kraj” milionami obcych, w dodatku często Polski nienawidzących. Pamiętajmy o systemowej ekspatriacji Polaków w stanie wojennym, o wyrzuceniu z Polski przez „ludzi honoru”, przy przyzwoleniu, a nawet za namową „demokratycznej opozycji”, 2 milionów młodych Polaków. Pamiętajmy, że to za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy. I to, a nie internowanie Macierewicza, było największą zbrodnią.
Do drugiego wielkiego narodowego exodusu doszło po ’89. Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska, a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali, bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo kredyty mieszkaniowe zżerały większość dochodów. I tak cofnęliśmy się do epoki pierwszych Piastów, gdy podstawowym towarem eksportowym byli niewolnicy wywożeni z Polski przez żydowskich kupców. W sumie z Polski wygnali 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. W ciągu 40 lat Polska straciła więcej ludności, niż podczas II wojny światowej.
Katastrofa demograficzna nie pojawiła się z dnia na dzień. Zasadniczą jej przyczyną jest brak mieszkań. Bo to liczba mieszkań wybudowanych w danym roku wyznacza z precyzją liczbę dzieci, jakie urodzą się 5 lat później. Tymczasem po ‘89 zlikwidowano budownictwo społeczne i instytucje wspierające budownictwo mieszkaniowe. Dla młodych Polaków stworzono ścieżkę „dostępu do mieszkania” poprzez kredyt bankowy we frankach, a najwięcej takich kredytów udzielił Bank Zachodni WBK, którym w latach 2007-2015 kierował Mateusz Jakub Morawiecki. W Krajowym Funduszu Odbudowy jest „Zielona energia”, jest „Zielona inteligentna mobilność”, a nie ma nic o mieszkaniach! Innymi słowy – Morawieckiprzyszłość Polski przekazał w ręce żydowskich deweloperów i banksterów. Innymi słowy mamy patriotyczno-chrześcijańsko-narodowo-konserwatywny rząd, a politykę demograficzną Sorosa.
To nie jest afera MSZ. To nie jest afera Wawrzyka, to jest afera Mariusza Kamińskiego z wąsikiem. Przy czym chodzi o wiceministra Wąsika Jana, bo gdyby chodziło o kalambur językowy, to napisalibyśmy, z uwagi na chorobę alkoholową inkryminowanego, „afera Mariusza Flaszki Kamińskiego”. Rządy się zmieniają, a w MSW spraw wiz „pilnuje” ciągle ta sama ekipa. Nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo Jakub Berman pozostawił po sobie godnych następców, których nikt nie kontroluje i nikt nie rozlicza. To oni wydają rocznie kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców i, przy okazji, 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie.
W sierpniu 2012 r. MSW przepchnęło w Sejmie ustawę o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania polskiego paszportu przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza. Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Tak więc, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy, a polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z Ukrainy.
W 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka, z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, przywiązanie do polskiej tradycji i języka, ułatwiać kontakty z ojczyzną. Stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem Kartę przyznają głównie Ukraińcom, których związek z polskością polega na tym, że ich przodkowie mieli obywatelstwo RP. Karta umożliwia jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. „Służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne” – zdradza „Die Welt”.
Powiązany z banderowską partią „Swoboda” portal opisał korupcyjny mechanizm pozyskania Karty. W rezultacie, wśród posiadaczy Karty znalazło się kilkanaście procent takich, którzy oficjalnie deklarują nie polską narodowość i odwołują się do ideologii UPA. Media ukraińskie otwarcie mówią, że za geszeftem kryją się funkcjonariusze polskich konsulatów, czyli – dodajmy od siebie – funkcjonariusze służb specjalnych, bo to one faktycznie i od dekad nadzorują i obsadzają swoimi konsulaty i Departament Konsularny MSZ. W całym procederze macza też palce Michał Dworczyk, herszt lobby ukraińskiego w rządzie, który nie tylko zmonopolizował tematykę współpracy z Ukrainą, ale i rozdaje karty w sprawach personalnych na polskich placówkach na wschodzie. A tak w ogóle – gdy przyjrzymy się ludziom rozdającym na prawo i lewo Kartę Polaka, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma.
Co do zausznika premiera – swego czasu nieopatrznie wygadał się, że Rząd pracuje nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską, co jednoznacznie oznacza, że zamierzają masowo osiedlać w Polsce niepolskie nacje. Gdy w lipcu 2022 Grzegorz Braun zwrócił uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię i putinizm. Tymczasem Paweł Szefernaker – inny wiceminister pochodzenia uchodźczego poinformował, że Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce. Od tego dnia prawo takie wydawane jest taśmowo. Równie szybko przesiedleńcom przyznają obywatelstwo. A to już prawdziwy milowy krok ku przekształceniu Polski w państwo wieloetniczne.
Dla Tuska – to największy aferzysta XXI wieku.A nic nie mówi o aferach z czasów Radka Sikorskiego, kiedy korupcja i przekręty wizowe były normą, i w których sam brał udział. Dlaczego nie drąży tematu zatrzymania na lotnisku w podkrakowskich Balicach przewodniczącego gminy żydowskiej z ryzą pełnomocnictw in blanco zalegalizowanych przez polski konsulat w Tel Awiwie, które posłużyły do „odzyskania” wielu kamienic, bo sąd nakazał pełnomocnictwa oddać i przeprosić? Dlaczego Tusk i Kaczyński milczą na temat afery z handlem wizami z 2016 r. na placówce w Ankarze, w którą byli zaangażowani oficerowie Agencji Wywiadu? Wszyscy zostali awansowani. Jeden z nich został nawet szefem Agencji Wywiadu, a wszyscy, którzy chcieli sprawę wyjaśnić, zostali usunięci ze służby.
Dlaczego o sprawach ważnych i istotnych mówi się bardzo mało albo nie mówi się wcale? Dlaczego w kampanii wyborczej pomijają temat imigrantów? Dlaczego nie spierają się na temat wojny w którą możemy być wciągnięci, kosztów pomocy dla Ukrainy, finansów państwa, kontroli nad służbami? Dlaczego Polacy raz po raz dostają po pysku i tylko się oblizują? Co robić, aby nie oszukali nas po raz kolejny, abyśmy nie obudzili się w kraju, który nie jest nasz? Zadajmy pytania: W którym programie wyborczym jest zapowiedź otwarcia granic? Co zrobią, by zachęcić do powrotu Polaków ze Wschodu i powstrzymać eksodus Polaków na Zachód? Żądać odpowiedzi przed wyborami, żeby nie powtórzyła się sytuacja z 2015, kiedy to po kilku tygodniach odkryliśmy, że to nie ci, na których głosowaliśmy.
Słuchajmy też rady abp. Józefa Michalika: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, mason na masona, a żyd na żyda”. No i przywróćmy słowo „ZDRADA”.
To musi komuś służyć! Dlaczego za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Dlaczego Hartman, wnuk rabina Izaaka Kramsztyka, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego „Polityka”, organ prasowy uchodźców przybyłych w taborach Armii Czerwonej, pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, zamożną stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”?
Gigantyczna katastrofa, kryzys z uchodźcami to nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson w „Historii Żydów” wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację.
Ameryka przeżywa największy kryzys w swej historii, inwazję imigrantów, w tempie 250 tysięcy na miesiąc. Dlaczego Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści, którzy wcielają w życie tezę „granice są rasistowskie”, i bez zgody Amerykanów zmieniają oblicze etniczne kraju? Gdy 10 mln Ukraińców (oraz 150 tysięcy Azjatów i Afrykańczyków) przedarło się przez granicę Polski, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego triumfalnie oznajmił: „Polska stała się największym importerem cudzoziemskiej siły roboczej na świecie”. „Ach, wyobrazić sobie Polskę różnorodną, kolorową, tolerancyjną, wzmocnioną genetycznie i kulturowo ludźmi spoza mdławej słowiańszczyzny. Polskę jak Francję, Holandię czy Belgię (…) ileż nowych wartości, perspektyw, talentów mogłoby wzmocnić naszą kulturę, współpracę, społeczeństwo obywatelskie – sekundowała mu „profesor” Magdalena Środa.
Dlaczego profesorskie cadyki dwoją się i troją, by przekonać, że monolityczność kulturowa czyni z Polski kraj ubogi i zaściankowy i że polskie społeczeństwo stanie się normalne, gdy będzie wymieszane etnicznie i religijnie? Dlaczego posługują się metodami przypominającymi Israela Singera, z jego „Polska będzie publicznie atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej”? „Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu?” – oskarża na łamach „Die Welt” Jan T. Gross. Przypomnijmy też złoty postulat redaktora naczelnego „Krytyki Politycznej”: Polskie obywatelstwo dla wszystkich imigrantów; Podatek reintegracyjny pokrywający koszty sprowadzenia trzech milionów Żydów do Polski; Hebrajski, jako drugi oficjalny język w Polsce. Gdy w czerwcu 2012 r. zwołał w Berlinie kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego, żądał: Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości.
„To tych ‘obcych’ boją się narodowcy i sprzyjający im dziennikarze?” – napisał Samuel Pereira, szef portalu TVP.info, wklejając swoje zdjęcie z dwiema imigrantkami o egzotycznych rysach. Tu, za komentarz, niech służą słowa blogera: Sam tego nie wymyślił. Coś tu zaczyna śmierdzieć?”. W kwestii imigrantów narracja TVP i „Krytyki Politycznej” stała się identyczna, a w rządowej telewizji zaroiło się od pro-imigracyjnych mętów pochodzenia uchodźczego. Kaczyński doszedł do władzy obiecując, że imigranci do naszego kraju nie trafią. Zaklinał się, że „takie decyzje nie mogą być podejmowane bez konsultacji z narodem”. Testu jednak nie przeszedł. Skapitulował drugiego dnia po objęciu władzy. Informacja rozpętała w internecie burzę: Szydło zdradziła wyborców; wymieniliśmy marionetki, sznurki zostały te same; Jesteście tyle samo warci, co banda PO; Wielki oszustwo rządu PiS; wczoraj media podały, że mamy 32 tysiące bezdomnych, 500 tysięcy szuka pracy, a PiS rozdaje dowody osobiste islamistom wydrukowane przez PO; założę się, że te tysiące to tylko początek, bo ci zdrajcy zgodzą się na wszystko, co im rozkażą w Berlinie, Tel-Awiwie czy Waszyngtonie!
Francuska „Les Echos” potwierdziła, że pogłoski o antyimigracyjnym nastawieniu nowego polskiego rządu są mocno przesadzone: „Polska polityka migracyjna jest zakłamana, bowiem rząd deklaruje, że nie będzie przyjmował imigrantów, a jednak ściąga do Polski muzułmańskich pracowników. Rząd Polski odmówił przyjęcia 6162 osób w ramach systemu relokacji, ale udzielił prawa pobytu: 7200 Turkom, 3000 Pakistańczykom, 2000 osobom z Bangladeszu, 2000 osobom z Egiptu. Przyjmowane są również osoby z Iraku, Afganistanu i Azerbejdżanu”.
Potem posypało się, jak z dziurawego wora. 2 maja 2018 r. Polska podpisała w tajemnicy deklarację z Marrakeszu. Czym jest, dowiedzieliśmy się od szefa węgierskiego MSZ, który zarzucił, że deklaracja jest „skrajnie pro-migracyjna”, że ma jedynie na celu „dalsze inspirowanie imigracji i tworzenia nowych tras imigracji”, że planuje „zmiany kompozycji populacji na kontynencie”. Odnosząc się do postępowania polityków, którzy torpedowali projekty integracji Węgrów mieszkających za granicą, Victor Orbán powiedział: „Ci ludzie, ci politycy, po prostu nie lubią Węgrów. Wystarczy wyobrazić sobie, co by było, gdyby lewica utworzyła rząd. Po roku lub dwóch latach nie rozpoznalibyśmy naszej ojczyzny. Nasz kraj byłby jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej”. A co zrobił prezes PiS? Utworzył lewicowy rząd i doprowadził do tego, że nie rozpoznajemy naszego kraju, który stał się jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej.
„Die Welt” pisał: „Wielu Ukraińców marzy o lepszym życiu w UE. Polska toruje im do tego drogę za pomocą Karty Polaka. Dla setek tysięcy osób może być szybką kartą wstępu do całej UE, bo to, na co inni muszą czekać latami, posiadacze Karty otrzymują w przyspieszonym trybie. Mogą od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne. A zatem kwalifikować może się niemal każdy i później sprowadzić swoją rodzinę”. Dziennik ujawnia, że polski MSZ wystawił już ponad 200 tysięcy takich dokumentów. Od siebie dodajmy, że służby konsularne pracują nad ponad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci.
Do tej pory to Ukraińcy, podszywając się pod Polaków, kupowali Kartę Polaka. Dziś często dochodzi do tego, że to Polacy, podszywając się pod Ukraińców, kupują dokumenty, żeby skorzystać ze specustawy pomocowej i nabyć przywileje Ukraińców. Wszystko to przypomina sytuację z pierwszych latach okupacji niemieckiej – gdy najbardziej prześladowani byli Polacy, gdy Żydzi delektowali się autonomią w gettach i dla odróżnienia się od tubylców nosili żółte opaski, a Polacy, dla uchronienia się przed łapankami i egzekucjami, podszywali się pod Żydów, zakładając żółte opaski.
W sierpniu 2012 r. weszła w życie ustawa o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania obywatelstwa przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także dezerterom z Korpusu Andersa w Palestynie, Ukraińcom służącym w SS Galizien i wnukowi Romana Szuchewycza. Dają też możliwość przywrócenia obywatelstwa tym, którzy dopuścili się zdrady państwa, gdyż anuluje ustawę z 1920 r., która odbierała obywatelstwo tym, którzy podczas wojny polsko-bolszewickiej przeszli na stronę wroga. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie ich dzieci i wnukowie. Zgodnie z ustawą, prawo takie nabywają wszyscy mogący udowodnić związek z przedwojenną Polską, czyli każdy Żyd, który oświadczy, że jego przodek był przejazdem w Polsce, jak ów handlarz niewolnikami z Muzeum Polin. Polskim obywatelem łatwiej jest, więc dziś zostać Ukraińcowi lub Czeczenowi, niż etnicznemu Polakowi z Kazachstanu.
Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa polskiego nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Wcześniej o obywatelstwie dla cudzoziemca decydował prezydent. Teraz obywatelstwo osoby, która spełni określone warunki, „uznaje” wojewoda. Jeśli odmówi – delikwent może odwołać się do sądu administracyjnego. Zmiana jest rewolucyjna: obywatelstwo z czegoś w rodzaju aktu łaski staje się prawem, którego można dochodzić przed sądem. Zgodnie z ustawą, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, w Polsce łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy.
Portal kresy.pl pisze o „niekontrolowanym procesie zmiany struktury narodowościowej Polski”. Ależ kontrolowanym jak najbardziej! Przez Morawieckiego i Sorosa. „Rzeczpospolita” pisze, że nie mamy polityki imigracyjnej. Ależ mamy. I to ściśle zdefiniowaną i litera w literę realizowaną. Masowe przyjmowanie imigrantów zapowiada „Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. O tym samym bez ogródek mówi rządowy raport „Priorytety społeczno-gospodarcze polityki migracyjnej”. Oba dokumenty zakładają: kilkukrotny wzrost liczby cudzoziemców pracujących w Polsce, system zachęt i ścieżki integracji dla cudzoziemców oraz ich rodzin. Zawierają deklarację o „rozwijaniu sektora organizacji pozarządowych działających na rzecz cudzoziemców, w tym organizacji imigranckich” oraz przewidują na to fundusze. Mówią też o „prowadzeniu działań edukacyjnych skierowanych do polskiego społeczeństwa, w celu przeciwdziałania dyskryminacji, promocji postawy otwartości, przełamywania stereotypów i uprzedzeń”. Czyli, wypisz wymaluj, piękny język poprawności politycznej, którym raczył nas Michnik.
Rząd nie tylko aktywnie zabiega o imigrantów, ale rywalizuje o nich z innymi państwami. Do każdej ustawy dopisuje uchodźców, traktując ich jak obywateli Polski. Przykład z ostatnich dni: W marcu przyjął projekt ustawy, który przewiduje, że z rządowego programu „Bezpieczny kredyt 2 proc”, na zakup pierwszego mieszkania, będą mogli skorzystać cudzoziemcy. Z wyjaśnień Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że z programu skorzystają obywatele Ukrainy, którzy przebywają na terenie Polski na mocy tzw. ustawy pomocowej, a także cudzoziemcy, którzy przebywają w Polsce na mocy pozwolenia na pobyt stały. Mało tego – „Jeżeli obcokrajowiec prowadzi gospodarstwo domowe poza terytorium RP wspólnie z osobą posiadającą polskie obywatelstwo, to razem mogą ubiegać się o udzielenie kredytu”.
„W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów. Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące” – tak diagnozował Artur Sandauer. Metoda przeszczepu głowy całym narodom wymyślona została na ziemiach Polski. Do miasta Bar na Kresach przybył z Turcji „nowy mesjasz” Jakob Frank, skąd rozwlókł na cały świat zarazę znaną pod nazwą „Frankizm”. Dla Rzeczpospolitej eksperyment zakończył się tak, jak Frank zapowiedział – upadkiem. Trwający do dnia dzisiejszego proces wymiany elit metodą przeszczepu głowy, w drodze przechrzczenia, wżeniania w rody polskie, udawaną asymilację, sojusz parobka z arendarzem, przerwała na krótko II wojna. Zrekompensowany został dopiero po wojnie, i to z nawiązką. Odbierając Polsce Kresy żydokomuna głosiła: będziecie państwem narodowościowo jednolitym. Tyle, że poza granicami pozostawiła miliony Polaków, a w obecne granice przesiedliła z Kresów setki tysięcy Żydów. I wszystko byłoby git i cymes, gdyby nie demografia, odrastanie polskiej etnicznej konkurencji, która przybierała zastraszające rozmiary. Przystąpili więc do usuwania Polaków z Polski.
Wg Eurostatu, poza granicami Polski przebywa na stałe 3 mln Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy młodzi, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali, bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo nie było ich stać na podstawowe potrzeby, bo kredyty zżerały większość dochodów. To już drugi tak wielki narodowy exodus – po wprowadzeniu stanu wojennego Polskę opuściło 2 mln Polaków. To za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy, a cała czołówka działaczy KK Solidarność została zlikwidowana według klucza rasowego – jeśli ktoś nie wypadł przez okno, to zmuszenie do emigracji dokonało reszty. To, a nie internowanie Macierewicza, była największa zbrodnia Jaruzelskiego.
Z Polski wygnali po 1980 roku, w ciągu zaledwie jednego pokolenia, 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. Straciliśmy więcej ludności, niż podczas II wojny światowej. Gdyby nie Kiszczak, Tusk, Morawiecki, to dziś w Polsce żyłoby 60 mln Polaków. O tym i o takiej liczbie mówił prymas Wyszyński: Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu. Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie ‘zbawiania świata’ kosztem własnej ojczyzny.
Tusk zapowiadał „wielki powrót z emigracji”. To samo Morawiecki. I jeden i drugi nie byli szczerzy. Proces przeszczepiania Polakom wielomilionowej, jednolitej, zwartej grupy etnicznej trwa. Niegdyś zajmował się tym triumwirat Berman-Minc-Bierut, dziś, pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, triumwirat Kaczyński-Duda-Morawiecki, który żyje fanaberią Polski Jagiellońskiej, a ponieważ nikt nie chce słyszeć o tak cudacznym tworze, to serwują nam w zamian projekt wielonarodowego tworu pomiędzy Odrą a Bugiem. U zarania III RP zostaliśmy sługami narodu żydowskiego. 24 lutego 2022 jeszcze sługami narodu ukraińskiego. U zarania III RP wzięliśmy na utrzymaniu naród żydowski. Dziś jeszcze naród ukraiński.
Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w budowie Rzeczpospolitej Trojga Narodów są niezwykle sprawni. Polska jest już krajem imigrantów. We Wrocławiu można się poczuć jak w Kijowie, w Rzeszowie jak w przedwojennym Berdyczowie, na niektórych ulicach Warszawy jak w Marsylii. Z tym że to, na co Francuzi potrzebowali 40 lat, nadrobiliśmy i nadgonili w ciągu kilku miesięcy. Co to jednak premiera obchodzi. Już wkrótce obejmie inną intratną posadę. Może komisarza ONZ ds. uchodźców?
Jest źle. Będzie jeszcze gorzej. Za kilka lat Polska będzie nie do poznania. Nie będzie też nasza. Najwyższy czas na samoobronę, bo jeśli istnieje powód do wyjścia na ulice, to jest nim osiedlanie w Polsce milionów Ukraińców i setek tysięcy Azjatów. Są i tacy, najbardziej zdesperowani, którzy ratunek widzą w puszczeni z dymem Kancelarii Premiera. Inni zbawienia wypatrują w garnizonie rosyjskich sołdatów w Przemyślu. Jeszcze inni w rosyjskiej Dumie, gdzie ktoś powie: „Niech giną, niech zdychają, niech przyjdą i proszą nas o pomoc”. „Jest już później, niż myślisz” – głosi napis umieszczany na tarczach dawnych zegarów słonecznych. Ale jest też „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.
3 listopada 2023 roku Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA), a w ślad za nią żydowskie gazety w USA i w Izraelu doniosły: Stuart Eizenstat, specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, na „specjalnym” spotkaniu z dziennikarzami prasy żydowskiej oświadczył: Starania na rzecz restytucji mienia potomków tych, którzy przeżyli Holokaust i których mienie zostało skradzione,po masakrach Hamasu z 7 października, nabrały wiatru w żagle […] Tym, którzy mówili, że ‘to już przeszłość’, wydarzenia ubiegłych tygodni uświadomiły, że tak nie jest”.
Obok Eizenstata, na konferencji pojawiła się Ellen Germain, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. Holokaustu oraz Mark Weitzman, dyrektor operacyjny Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO).
Dnia następnego tenże Departament Stanu wraz z WJRO zwołał spotkanie, które nazwał „restitution meeting (poświęcone restytucji mienia), z przedstawicielami 14 państw, „które dokonują restytucji mienia żydowskiego”. Spotkaniu przewodniczył Stuart Eizenstat, a JTA napisała: Naziści, ich kolaboranci i sojusznicy obrabowali i skonfiskowali setki tysięcy majątków należącego do Żydów podczas i po II wojnie światowej. Starania restytucyjne, które prowadzą USA, a którym początek dał Stuart Eisenstata, doprowadziły do odzyskania tysięcy z nich, w tym wielu cennych dzieł sztuki. Kilka krajów, w tym szczególnie Polska ograniczyła możliwości restytucji mienia żydowskiego. Innymi słowy Eizenstat, ustami JTA, wystawił Polskę na ostrzał tych, którzy z obowiązku spłaty roszczeń żydowskich wywiązują się wzorowo. Na szczególną uwagę zasługuje wystąpienie Stuarta Eizenstata: „Wszyscy dyplomaci biorący udział w tym restitution meeting umieścili swą misję w kontekście 7 Października, i głównie ta data była przedmiotem ich zainteresowania. Najbardziej znaczące było podkreślanie przez wszystkich, że nienawiść wobec Żydów i wobec Izraela nie przeminęła”.
Według obecnej na „restytucyjnym” spotkaniu, Ellen Germain: Zbrodnie Hamasu popełnione 7 października oraz egzekwowanie restytucji, kilkadziesiąt lat po tym, kiedy rabunek mienia miał miejsce, będą rozliczane, nieważne ile to zajmie czasu. […] Podtrzymywanie wartości naszych liberalnych demokracji, tak spostponowanych wydarzeniami ostatnich tygodni, będzie powiązane z oddaniem sprawiedliwości tym, którzy przeżyli Holokaust. Nawet po upływie 80 latach. Nie będzie przedawnienia w rozliczaniu sprawców tych niegodziwych czynów. […] Mimo iż niektóre europejskie narody próbują poddawać rewizji historię Holokaustu, przez podkreślanie, że same były ofiarami, to USA muszą nieprzerwanie przypominać ciemne strony w ich przeszłości”. Ellen Germain zaznaczyła przy tym, że ostatnio odbyła szereg spotkań z liderami państw oddających hołd bohaterom, którzy stawiali opór sowieckim represjom. „Problem jednak w tym, że wielu z nich współpracowało także z nazistami w prześladowaniu Żydów – zaznaczyła na koniec.
Ellen Germain swój urząd sprawuje od lipca 2021 roku, a jej biuro powołano w 1999 roku, po naciskach Stuarta Eizenstata na administrację Billa Clintona. Biuro sporządza raporty na temat tego, jak państwa sygnatariusze wywiązują się z postanowień Deklaracji Terezińskiej, wzywającej do wypłaty odszkodowań ofiarom Holokaustu i ich spadkobiercom. Biuro współpracuje ściśle z WJRO w wymuszaniu ustaw ułatwiających restytucję. Sama Ellen Germain swoją rolę w tym opisuje tak: Zachęcanie państw do wypłaty odszkodowań rodzinom Żydów pomordowanych i wygnanych podczas Holokaustu. Większość państw wypracowała już zaawansowane mechanizmy restytucji mienia i zmniejszają tym samym potrzebę nacisków ze strony USA. Ale niektóre, w tym Polska, dopiero będą musiały uchwalić stosowne ustawy.
Stuart Eizenstat to nie byle kto. Dziś to tylko specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, ale w przeszłości zastępca sekretarza skarbu, wysoki urzędnik Białego Domu i reprezentant prezydenta ds. restytucji mienia żydowskiego (w takim charakterze, dorabiając na boku, negocjował z Polską zwrot mienia pożydowskiego z ramienia WJRO i Claims Conference). To on stał na czele delegacji USA na konferencję praską, na której 47 państw przyjęło tzw. Deklarację Terezińską, która z biegiem czasu stała się wiążącym aktem prawa w kwestiach restytucji mienia pożydowskiego, w tym pomysłem na ustawę 447 i podstawą nacisków na Polskę. Dziś Eizenstat jest właścicielem prominentnej waszyngtońskiej kancelarii prawnej oraz członkiem wpływowej organizacji lobbingowej. I wkrótce okazać się może, że to jego kancelaria zajmie się sprawami roszczeń żydowskich wobec Polski.
Holokaustowi roszczeniowcy żądania reparacyjne przekazują najczęściej światu ustami Stuarta Eisenstata. To on jest autorem słów: „Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej”. To Freedom House, amerykańska organizacja obrony praw człowieka, której wiceprezesem jest Eizenstat, w swoim raporcie uznała, że „rząd Polski osłabia głosy przeciwstawiające się narracji historycznej, która w dużym stopniu pomija udział Polaków w zbrodniach okresu II wojny światowej”. I wreszcie to on wywarł skuteczny nacisk na Szwajcarów, gdy Światowy Kongres Żydów oskarżył banki szwajcarskie o zawłaszczenie miliardów dolarów zdeponowanych jakoby przed lub w czasie wojny na kontach w szwajcarskich bankach przez Żydów, którzy zginęli później w obozach śmierci. Krótko mówiąc, wypowiedź Stuarta Eisenstata nie pojawiła się przypadkowo i, w kontekście ogólnego zamieszania wokół Polski związanego z wojną na Ukrainie i z przewrotem politycznym w Warszawie, źle wróżu Polsce. Zwłaszcza, że metody holokaustowych gangsterów stają się coraz bardziej wymyślne i wyrafinowane.
Dlaczego Eizenstat zabiegł, żeby przyjąć ustawę 447, i dlaczego ta ustawa jest tak niebezpieczna? Bo jest początkiem pewnego przemyślanego planu. Bo stanowi krok ku wszczęciu konkretnych działań przeciwko Polsce. Bo przewiduje coroczny raport sekretarza stanu dla Kongresu o stanie realizacji postanowień Deklaracji Terezińskiej. Bo gdy taki raport trafi do komisji finansów Senatu USA, to będziemy mieli powtórkę z casusu szwajcarskiego, rząd amerykański stanie się stroną w sprawie, odbędą się wysłuchania świadków, dojdzie do nacisków na Polskę, gróźb bojkotem, sankcjami oraz szantażu, że nie sprzedadzą Patriotów w najnowszej wersji.
Przy słowach Eizenstata stygmatyzujących Polskę, JTA dodała link do publikacji z 15 sierpnia 2021 roku, w której czytamy: „Kiedy Andrzej Duda podpisał ustawę ograniczającą roszczenia do holokaustowego mienia, Antony Blinken wyraził duże zaniepokojenie uchwaleniem tego prawa, podobnie jak żydowskie organizacje zajmujące się restytucją mienia, a izraelscy politycy nazwali ustawę antysemicką”. Publikacja cytuje ministra w rządzie izraelskim: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”. Przytacza także słowa izraelskiego premiera: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Dalej w tekście mamy: W 2018 roku Polska wywołała podobne oburzenie ustawą penalizującą oskarżanie Polaków o zbrodnie z czasów Holokaustu, mimo iż wielu Polaków kolaborowało z Nazistami. Przy czym słowo „Naziści” pisze z dużej litery, czyli tak, jak narodowość. Co do Antony’ego Blinkena to przypomnijmy, że w liście do WJRO, zapewniając że „priorytetem jego działalności będą niezałatwione kwestie restytucji mienia z czasów Holokaustu”, oświadczył: „Jest rzeczą niepokojącą i nie do przyjęcia, że wiele krajów ciągle nie zakończyło prac nad restytucją lub odszkodowaniami za mienie bezprawnie skonfiskowane podczas Holokaustu […] My i nasi oddani szefowie misji zagranicznych będziemy działać, aby pomóc tym państwom w wywiązaniu się ze zobowiązań podjętych w ramach Deklaracji Terezińskiej”.
Dziennikarze Wirtualnej Polski opisali aferą z nielegalnym, masowym zwracaniem majątków Ukraińcom, Łemkom i Rusinom karpackim, w postaci połaci lasów zarządzanych przez Lasy Państwowe (i że 600 hektarów nieruchomości leśnych zwrócone także obywatelom Ukrainy). Państwo Polskie traci wielomilionowy majątek. Zgłaszane roszczenia sięgają miliardów złotych. W dodatku mamy do czynienia z patologicznym mechanizmem, kiedy za jedno wywłaszczenie przyznawane są trzy rekompensaty. Pierwsza – mienie zamienne na Ziemiach Odzyskanych lub kwoty wypłacone w ramach rozliczeń z ZSRR; Druga – zwrot gospodarstw dla tych, którzy powrócili na ojcowiznę po 1956 roku; Trzecia – rekompensata w wyniku decyzji wojewody. W tym miejscu przypomnijmy – na rzecz Ukraińców z terenów Karpat, po dokonaniu tuż po wojnie korekty granic Polski, w ramach wymiany ludności wypłacono Związkowi Sowieckiemu ustaloną sumę tytułem rozliczenia za pozostawione w Polsce mienie. Z kolei wysiedleni w ramach akcji Wisła otrzymywali, w zamian, nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych, których wartość zawsze była wyższa od tych z Karpat. Sprawa jest bulwersująca także dlatego, że od września 2021 r. (po aferach związanych z „prywatyzacją warszawską”) obowiązuje nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego, która uniemożliwia stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej wydanej kilkadziesiąt lat temu.
Co w tym najbardziej bulwersuje? Złodziejskie praktyki były tolerowano a nawet wspomagane przez polskie urzędy i polskie sądy, a w całą aferę zaangażowani są politycy wszystkich opcji politycznych. W tym Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski, obecnie zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP, czyli urzędu polskiego lub raczej urzędu w Polsce najbardziej zukrainizowanego i zbanderyzowanego. Czy to wszystko nie przypomina zwrotu majątku przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, gdzie skala roszczeń była równie gigantyczna, a przekręty równie chamskie? Czy i tu i tam nie działała V kolumna? Czy racji nie mają leśnicy z Przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, którzy aferę nazwali „PIĄTY ROZBIÓR POLSKI”? Czy racji nie ma poseł Grzegorz Braun, z hasłem „Stop banderyzacji polskich lasów!”? I jeszcze jedno – termin „rozbiór Polski” używali Żydzi z Polski i Żydzi z organizacji roszczeniowych z Nowego Jorku, gdy odzyskiwali mienie przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, czyli gdy wspólnie rabowali majątek Polaków. Przypomnijmy: W 1996 r. zawarta została potajemnie umowa między przedstawicielami polskich gmin żydowskich oraz WJRO i Światowym Kongresem Żydów dotycząca podziału wyszabrowanego majątku, w stenogramachz negocjacji widnieje zapis: „To teraz dokonamy rozbioru Polski i podzielimy się majątkiem żydowskim. My bierzemy Zachód, a wy Wschód. My Południe, a wy Północ”.
Także środowiska ukraińskie w Polsce, tj. zrzeszeni w Związku Ukraińców lobbyści, konsekwentnie drążą temat odszkodowań za mienie wysiedlonych podczas Akcji „Wisła”. Kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem zwrotu tego mienia, a roszczenia poparła „Gazeta Wyborcza”. Przy czym ukraińskie żądania różnią się od żądań WJRO jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. I jeszcze jedno – Ukraińcy zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec nacisków żydowskich. Odnotowali też, że Żydzi oskarżają nas o różne niegodziwości, a my dla ich udobruchania, płacimy. I dlatego, dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, zaczynają stosować te same metody – tak, jak Eizenstat oskarża Polaków o udział w Holokauście, tak ambasador Ukrainy w Berlinie zrównuje Polskę z hitlerowskimi Niemcami, mówi o „masakrach dokonywanych na Ukraińcach”, i głosi: „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”.
A propos polskich lasów – przypomnijmy, że manipulował przy nich także Donald Tusk. W marcu 2008 r., na spotkaniu z przedstawicielami organizacji żydowskich w Nowym Jorku, obiecał rozwiązanie problemu restytucji mienia żydowskiego poprzez sprzedaż lasów państwowych. 23 stycznia następnego roku, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od premiera (i od marszałka Sejmu) zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając lasy. To także Tusk próbował w Sejmie, w nocy, tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2014 r., dokonać zmiany Konstytucji RP otwierającej drogę do prywatyzacji lasów państwowych. Koalicji PO-PSL zabrakło pięciu głosów. Polskie lasy (i Konstytucję) uratowała tylko determinacja posłów opozycji. Ale niebezpieczeństwa nie zażegnali, bo złodzieje znowu sięgają po nasze lasy – Komisja Europejska podejmuje próby przejęcia kontroli nad polskimi lasami poprzez przeniesienie leśnictwa z kompetencji krajowych do kompetencji Brukseli. A gdy do tego dojdzie, to niemal jedna trzecia terytorium Polski będzie miała charakter eksterytorialny, Niemcy odzyskają przedwojenne ziemie, Żydzi odzyskają majątki i jeszcze utworzą sobie Ukropolin.
Filosemityzm i ukrainofilstwo PiS jest bez zarzutu. Z powodzeniem licytuje się na tym polu z PO. Problem w tym, że ociągało się ze sprzedażą lasów państwowych, podczas gdy wobec tych z PO, z PSL i Hołowni żadnych pozorów utrzymywać nie trzeba. Wystarczy dać im od czasu do czasu pudło z euro, lub stanowisko w spółce skarbu państwa, a zrobią wszystko, co trzeba. Wystarczy też popatrzyć, kto i z czyjej poręki dostał w Warszawie stanowisko premiera, i kto szczególnie był zainteresowany powrotem Tuska do Polski (przypominającym „powrót Lenina do Rosji” zorganizowany przez rząd Bismarcka). I pytanie, jak zachowa się Tusk przy zwrocie mienia żydowskiego i ukraińskiego oraz gdy pojawi się temat restytucji mienia niemieckiego, chociażby w mieście Zopott, jest pytaniem czysto retorycznym. Czy rządzące nami kosmopolityczne ekipy nie konspirują przed Polakami? Odpowiedź brzmi: Tak, zdecydowanie tak.Decyzja już zapadła. Polska zwróci potomkom rezunów lasy w Bieszczadach, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać swe majątki, popilnują Polaków, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz.