Czy Donald Tusk jest człowiekiem bezideowym, ze światopoglądem bezobjawowym?

Znaj rządzących!

https://konserwatyzm.pl/sulkowski-znaj-rzadzacych/

      Dobrą manierą w ocenie rzeczywistości politycznej jest uważne śledzenie poczynań głównych graczy ekipy rządzącej i porównywanie ich deklaracji z faktycznymi działaniami. To rzuca całkiem niezłe światło nie tylko na rządzącego jako polityka, ale również jako człowieka. Pozwala poznać mechanikę sprawowania władzy oraz z pewną dozą prawdopodobieństwa ocenić, jakie będą dalsze kroki rządzącego. Aby jednak obraz uzupełnić, bowiem holistyczne podejście zawsze owocuje zwiększeniem szansy na poznanie prawdy, należy włożyć w proces odrobinę więcej wysiłku i obserwować również środowisko rządzącego – zarówno to obecne, jak i to przeszłe. Gdy do władzy ponownie doszedł Donald Tusk zacząłem z większą uwagą śledzić wypowiedzi Jana Marii Rokity – byłego współzałożyciela PO, jednego z tzw. Trzech Tenorów Platformy, który w pewnym momencie zniknął z czynnej polityki. Powody tego stanu rzeczy p. Rokita przedstawił w długim i godnym polecenia wywiadzie dla Bogdana Rymanowskiego1. Osoba będąca przez wiele lat tak blisko z Donaldem Tuskiem, mająca do tego niezły warsztat z zakresu uprawiania polityki jak i samej jej teoretycznej warstwy dostarcza wielu cennych wskazówek ułatwiających interpretację sposobu sprawowania władzy przez obecnego premiera. Z wywiadu u p. Rymanowskiego można wyłuskać wiele cennych informacji, ale to co jest dla mnie szczególnie interesujące pojawiło się w debacie z dnia 13 grudnia 2024 roku w podcaście „Prawy prosty”2, w której udział wzięli właśnie p. Rokita, redaktorzy Lisicki i Kalukin oraz jako moderator red. Karpiel.

      Jednym z wątków tej debaty była próba zdefiniowania światopoglądu Donalda Tuska, który to światopogląd ma rzutować na działania rządu premiera. Jan Maria Rokita forsował tezę, że dla osób ideowo zaangażowanych jest to bardzo trudne do wyobrażenia, ale tak naprawdę Donald Tusk po prostu nie ma żadnych poglądów. Podąża za trendami, sprawnie unosząc się na fali bieżącej narracji w społeczeństwie demoliberalnym. Świetnie je wyczuwa, kładzie nacisk na odpowiednie akcenty, wykorzystuje mechanikę konfliktu i wskazywania wroga, ale jest to tylko i wyłącznie efekt tego, że dla premiera zdobycie i utrzymanie władzy jest celem samym w sobie, co jawi się jako zwyczajny koniunkturalizm.

Z tą tezą nie zgodził się red. Lisicki, który forsował, że choć oczywiście widać ewidentne wykorzystywanie mechanizmów obowiązujących w demokracji liberalnej, to on osobiście uznaje Tuska za liberała dążącego do rządów autokratycznych, ale w modelu sprzyjającym kierunkowi Europy zachodniej. Z tego też powodu, red. Lisicki uważa, że Donald Tusk nie stałby się nagle orędownikiem wyjścia z Unii Europejskiej czy odrzucenia jej systemu „wartości”. Tak w dużym skrócie można zreferować dwa główne stanowiska – obecny red. Kalukin nie zaproponował niczego wykraczającego poza pewien mix obu poglądów, dlatego skupmy się na tezach przedstawionych przez p. Rokitę i red. Lisickiego – który z nich ma rację? Czy Donald Tusk jest człowiekiem bezideowym, ze światopoglądem bezobjawowym czy jednak świadomym liberałem poruszającym się w obrębie tejże idei?

      W obu poglądach jest część prawdy, ale dopiero po odpowiednim dopasowaniu tych części oraz dodaniu kilku, moim zdaniem istotnych faktów, których żaden z dyskutantów nie wypowiedział, będziemy mieli pełen obraz urzędującego premiera. Zacząć należy od tego, że nawet jeśli Donald Tusk jest osobą bez poglądów i podąża za bieżącymi trendami będąc koniunkturalistą, to już sam ten fakt nie pozwala stwierdzić, że jest to brak poglądów. Z meta poziomu wyznawanym przez premiera poglądem jest właśnie koniunkturalizm, który ułatwia realizowanie tego celu politycznego, który Tusk uważa za najbardziej istotny. To jest element sposobu myślenia, który wydaje mi się u premiera jak najbardziej uświadomiony a narzędzia do osiągnięcia tego celu są dobierane w sposób przemyślany.

Czy to oznacza, że tym samym Donald Tusk nie jest liberałem? Tu sprawa jest nieco bardziej złożona – liberalizm bowiem bazuje na bardzo prostackim oglądzie rzeczywistości, w którym zależnie od przyjmowanego modelu liberalizmu, albo powtarza się korwinizmy w stylu „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” lub owsiakizmy, czyli „róbta co chceta”. Oba jednak są w konsekwencji tym samym, bowiem to indywidualne chcenie wyznacza kierunek działania bez poszanowania uniwersalnych norm czy powinności – coś co owo chcenie ma ograniczyć jest traktowane z automatu jako zamordyzm, zawłaszczenie wolności. Taki sposób myślenia nie bazuje na pogłębionej refleksji nad samym rdzeniem liberalizmu, dlatego liberalizm w ogóle nie wymaga uświadomienia sobie wyznawania tego poglądu. Jest poglądem z istoty redukcyjnym, więc łatwym i przyjemnym do wyznawania – stąd tak łatwo udało się tę ideę wtłoczyć w ludzi, bazując na ich najniższych instynktach i żerując na tendencji do pójścia na łatwiznę. W tym sensie zapewne Donald Tusk, podobnie jak większość mentalnych liberałów, nie jest człowiekiem, który przepracował własne poglądy i wybrał liberalizm po rzetelnej konfrontacji z innymi poglądami. Nadal jednak może być liberałem i sprawnie operować w obrębie tego systemu. Jest to bowiem idea tak elastyczna, że doprowadzona do skraju swoich postulatów pozwala na coś, co dla trzeźwo myślącego człowieka jest przejawem choroby psychicznej albo głupoty a dla liberała jest kwintesencją wolności. Nie bez powodu bowiem pojęcie płynnej podmiotowości, na którym zasadza się gender wyrosło właśnie na zgniłym korzeniu liberalizmu. Skoro Janusz CHCE być Janiną, to może a jeśli ktoś mu tego zabroni, to jest zamordystą.

      Dziwne więc, że zarówno red. Lisicki jak i p. Rokita nie zauważyli, że właśnie formę płynnej podmiotowości tylko w warstwie politycznej realizuje właśnie Donald Tusk będąc tym samym po uszy w idei liberalnego bagna konsumującego każdą normę, rozsądek i sens. Publicyści z lewa i prawa od miesięcy rozdzierają szaty krzycząc o hipokryzji premiera, który najpierw był przeciwko umocnieniom na granicy z Białorusią a później sam nakazywał te umocnienia budować. Najpierw był przeciwko projektowi CPK a teraz jest za realizacją CPK. Najpierw po powrocie ze struktur UE grał nieco pompatyczno-patriotyczną narracją, przypominającą Tuska z czasów pierwszej Platformy, więc w 2023 roku całował chleb a w tle powiewały polskie flagi. Później zaś szedł w narrację odwrotną, symbole patriotyczne uznając za przynależne do zacofanego obozu PiS. Przykłady można mnożyć, natomiast wszystkie one ukazują, że Donald Tusk realizuje zasadę płynnej podmiotowości politycznej. Bez względu na stopień uświadomienia sobie swojego liberalizmu, jest to mechanizm właśnie będący owocem tej idei. Dlatego słusznie p. Rokita odpowiedział red. Lisickiemu, że gdy akurat trendy wskażą na postulowanie wyjścia z UE, to premier będzie w awangardzie Polexitu mimo jasnych obecnie deklaracji o wzmacnianiu UE czy nawet jej federalizacji. Tusk bowiem wie, że połączenie demokracji liberalnej z tak silnie już zakorzenioną mentalnością liberalną społeczeństwa nakazuje na ciągłe trzymanie się „chcenia” gawiedzi jeśli chce się w tym modelu i w tej mentalności władzę utrzymać. Gros jego wyborców oczekuje rozliczania PiS, więc tworzy się spektakl, by zaspokoić ich chcenie. Jeśli konieczność etapu w postaci kolejnego kaprysu tłumu będzie nakazywała na inny trend, to Tusk za tym trendem pójdzie. Tak właśnie działa się w obrębie liberalnego sposobu myślenia jako polityk. Wiedząc o tym, możemy więc śledzić aktualne trendy, nałożyć na nie odpowiednią wagę i będziemy wiedzieli, w którą stronę skieruje swoją decyzyjność Donald Tusk. Dokładając do tego jego umiejętność publicznego wskazywania wroga, premier nie jest tylko biernym odbiorcą kaprysów tłumu, ale ma narzędzia, by zarządzać nastrojami a te dobrze wie jak wykorzystać. Co będzie robił do momentu, gdy tłum zmieni nastrój np. przez pusty portfel i stwierdzi, że Donald Tusk nie jest mu już potrzebny. Pytaniem na inny tekst jest, czy podówczas premier, dla którego cała liberalna mechanika jest jedynie narzędziem do utrzymania władzy, będzie chciał się tej mechanice poddać i władzę odda. Może bowiem w obrębie samego liberalizmu wejść w kolizję z kaprysem tłumu i wykreować swoją tożsamość polityczną wbrew trendom opierając się na narzędziu, które doprowadził do perfekcji, czyli skupianiu uwagi tłumu na wskazanym palcem wrogu.

Marcin Sułkowski

1https://www.youtube.com/watch?v=gDJYAkX1gE8

2https://www.youtube.com/watch?v=3TTuWvzgU6Q

Trump w Białym Domu. Donald Tusk ma kłopoty?

Trump w Białym Domu. Donald Tusk ma kłopoty?

pch24.pl/trump-w-bialym-domu-donald-tusk-ma…

(X.com/Donald Tusk / Oprac. PCh24.pl )

Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może przerwać passę koalicji „uśmiechniętej Polski”. Złośliwi powiedzą, że być może niebawem światło dzienne ujrzą jakieś taśmy, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja wolę myśleć, że Amerykanie obsesyjnie troszczą się o swoich sojuszników. A to oznacza, że na Tuska przychodzą ciężkie terminy. Wybory prezydenckie to pierwsze poważne wyzwanie.

—————————————

W 1962 roku kanclerz Niemiec, Konrad Adenauer był bliski podpisania z Nikitą Chruszczowem, ówczesnym przywódcą ZSRR, paktu na wzór tego z Rapallo. Intencją kanclerza było, rzecz jasna, dążenie do zjednoczenie Niemiec i odprężenie na linii RFN i NRD, czemu sprzyjała odwilż, jaka zapanowała w Moskwie po śmierci Stalina.

Gdy Adenauer zdał sprawę z tego pomysłu prezydentowi Johnnowi F. Kennedy’emu, ten spokojnie odparł, iż nie jest to najlepszy pomysł. Niczego więcej nie musiał dodawać. Adenauer już wiedział, że o żadnym zbliżeniu z Moskwą nie ma mowy, wszak Waszyngton nie zgodzi się na wzmocnienie Niemiec w Europie i to przy udziale wrogiego mocarstwa.

Oczywiście sytuacja w ówczesnej Europie była specyficzna. Swoista była również rola Niemiec. Nie zmienia to jednak faktu, że Amerykanie potrafią twardo wpływać na rzeczywistość polityczną swoich junior partnerów. I skoro tak poczynali sobie z twardym i sprawnym politykiem, jakim był Adenauer, to nie ma powodu, by nie radzili sobie podobnie z decydentami nad Wisłą, oddziałując na politykę wewnętrzną naszego kraju.

Nie ulega wątpliwości, że świetnie zdaje sobie z tego sprawę Donald Tusk, który od tego, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych musi uzależniać to, kto będzie kandydatem PO w zbliżających się wyborach prezydenckich w Polsce.

Akcje Sikorskiego spadają

Jeszcze do wczoraj wydawało się, że faworytem jest Radosław Sikorski. Skoro na poważnie wystartował on do rywalizacji z Rafałem Trzaskowskim – wywiad, którego udzielił Sławomirowi Sierakowskiemu to w istocie manifest programowy kandydata na prezydenta – to znaczy, iż otrzymał zapewnienie, że jest w grze. Sikorski jest politykiem z wielkim ego. I tylko wsparcie samego Tuska mogło skłonić go, do jasnej deklaracji o chęć ubiegania się o prezydenturę.

Kalkulacja była prosta: Trzaskowski nie jest wcale faworytem Tuska, zaś ewentualne zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA dałoby mocny argument liderowi PO, by wystawić Sikorskiego, mającego świetne kontakty w obozie Demokratów.

Plan jednak spalił na panewce. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump i akcje Sikorskiego dramatycznie spadły. W kluczowym dla naszego bezpieczeństwa państwie do władzy doszedł człowiek, który – delikatnie mówiąc – raczej nie sprzyja Donaldowi Tuskowi i jego obozowi politycznemu. Twierdzenie, że Tuskowi jest to obojętne to przesada. O polskim premierze można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie można zarzucić mu głupoty. Świetnie zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają Stany Zjednoczone w obecnej sytuacji geopolitycznej, a dla nas dodatkowo istotną, że stanowią jedyny twardy gwarant naszego bezpieczeństwa w strefie zgniotu, w której żyjemy od ponad dwóch lat.

A może Tusk?

Co zatem zrobi Tusk na początku grudnia, kiedy ma ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta? Albo ogłosi siebie, albo uzna, że trzeba środek ciężkości relacji polsko-amerykańskich przenieść na poziom dyplomacji rządowej i uzna, że może wystawić kandydata wyłącznie z myślą o polityce krajowej czyli Rafała Trzaskowskiego. Ten drugi scenariusz niesie ze sobą poważne zagrożenie: Amerykanie na pewno będą chcieli w jakiś sposób ingerować w wybory w Polsce. Tusk będzie zatem musiał dowieść Waszyngtonowi, że Trzaskowski to jedynie marionetka, bez większego politycznego znaczenia a centrum decyzyjne i tak spoczywa w ośrodku rządowym. I ten scenariusz wydaje się dzisiaj bardzo prawdopodobny.

Tusk może jednak zaryzykować i postawić na siebie jako kandydata w prezydenckim wyścigu. Dlaczego? Po pierwsze, wynik wyborów w USA może stanowić dobre uzasadnienie zmiany decyzji o niekandydowaniu. Tusk, nieco bałamutnie, dowodzi, iż ma świetne relacje z Trumpem. Oczywiście jest w tym ziarno prawdy, wszak jakieś relacje z pewnością z nim ma, jeszcze z czasów, gdy za pierwszej prezydentury Trumpa polski premier pełnił funkcję szefa Rady Europejskiej. Bądźmy jednak szczerzy: Tusk jest jednak politykiem Brukseli, któremu bliżej do paradygmatu autonomii strategicznej, czyli marzenia części elit Europy o prowadzeniu polityki możliwie niezależnej od wpływów Waszyngtonu.

Po drugie, Tusk wie, że nowa administracja amerykańska wolałaby na prezydenckim stanowisku kogoś z PiS. To partia zdecydowanie bardziej proamerykańska i bliższa Trumpowi. Jednak jego kandydatura mogłaby przekonać Trumpa jednym, poważnym argumentem: skoro Tusk płynie z głównym nurtem polityki europejskiej, to jeśli Trump huknie na Berlin, Tusk w Warszawie dostanie dreszczy. Tymczasem ewentualny kandydat PiS, jeśli nie będzie to Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki, stanowi raczej niewiadomą. W dodatku pisowski prezydent – a wynika to z „ustawień fabrycznych” tej partii – raczej nie będzie miał najlepszych relacji z „europejskim centrum”, w związku z tym amerykańska dyplomacja będzie zmuszona do bardziej wytężonych działań w Polsce a ambasador w Warszawie, obok tradycyjnego wzywania polskich polityków na dywanik lub na „kurtuazyjne wizyty” w siedzibie ambasady, dostanie trudniejszą pracę, polegającą na balansowaniu pomiędzy liberalnym rządem a konserwatywnym prezydentem.

Tusk zatem będzie miał o czym myśleć w najbliższych tygodniach. Wynik wyborczy Trumpa z pewnością sprawia, że pot perli mu się na czole. Ciąg sukcesów PO może zostać przerwany, wszak wiemy, że dla Polaków kluczowe są dzisiaj kwestie bezpieczeństwa, a to oznacza, że chętnie używane przez ludzi Tuska i liberalny komentariat skojarzenie Trump – PiS, może okazać się paliwem dla partii Kaczyńskiego. Złośliwi zwolennicy teorii spiskowych dodadzą zapewne, że niebawem mogą wypłynąć jakieś taśmy z warszawskiej restauracji, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja jednak pozostanę przy opisanym wyżej spotkaniu Adenaura z Kennedym. Niech to będzie dowód tego, jak bardzo Amerykanie cenią swoich sojuszników. I są o nich obsesyjnie zazdrośni.

Tomasz Figura 

Silni razem

GROŹNA Umowa z Ukrainą! TRZY NIEBEZPIECZNE ZAPISY. Wojna z Polską?

GROŹNA Umowa z Ukrainą! TRZY NIEBEZPIECZNE ZAPISY. Wojna z Polską?

Wysłane przez Alina@Warszawa w 08-07-2024

Otwórz:


Czyli Tomasz Piekielnik o szczegółach podpisanej dziś umowy Polski z Ukrainą. Umowa zatajona przed opinią publiczną. 
Sensacyjny wykład już po 5 minutach słuchania. Słucham dalej, polecam. 


Marcin Rola narzekał dziś na Ban Bay, że z okazji przylotu Zełenskiego cała Warszawa była nieprzejezdna. 
Ale dziś też Donald T.  ogłosił, że będzie dawać Ukrainie prąd za darmo, co świetnie koreluje z faktem, że ten sam typ Donald T od 1.07.2024 podniósł ceny za energię elektryczną dla wszystkich Polaków. Dla tych w domach podwyżka ma być ok. 30%, ale dla Polaków prowadzących firmy – znacznie większa. 
Ciekawe, czy zapatrzeni w Donalda T. jego bezmyślni wyborcy kojarzą te jego podwyżki? Czy zgadzają się z okradaniem własnych dzieci na rzecz Ukraińców? 

Zakaz dla krzyża w Warszawie to jedynie zapowiedź antykatolickiej ofensywy rządu Tuska?

Zakaz dla krzyża w Warszawie to dopiero początek?

magnapolonia/zakaz-dla-krzyza-w-warszawie

Wszystko wskazuje na to, że wprowadzony w Warszawie przez skrajnie lewicowego prezydenta Rafała Trzaskowskiego zakaz eksponowania krzyża w miejscach publicznych, stanowi jedynie zapowiedź antykatolickiej ofensywy rządu Tuska.

Sprawę opisał portal nczas.com.

Zakaz dla krzyża w Warszawie to dopiero początek. Kolejną odsłonę walki z Polakami i katolikami zapowiedział już Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny RP, Ukrainiec Adam Bodnar. Tenże przygotował nowelizację kodeksu karnego, która zakłada cenzurowanie debaty publicznej pod pozorem walki z tzw. „mową nienawiści”.

Karą do trzech lat więzienia ma być zagrożone np. twierdzenie, że sodomia to grzech i zboczenie, a u człowieka są tylko dwie płcie.

W życie wejść mają także niemieckie standardy edukacji seksualnej. Zakładają one, że 4-latki mają być uczone podstaw seksualności, 6-latki – masturbacji, a 9-latki wyrażania zgody na seks. Zbiega się to w czasie z niemieckimi zmianami kodeksu karnego, które pedofilię będą traktować jak wykroczenie zagrożone śmiesznie niską karą, a nie jak dotąd – jako przestępstwo.

1 czerwca, w Dzień Dziecka, weszła w życie ustawa o wsparciu państwowym dla in-vitro. Łącznie aż do 2026 roku ze środków publicznych zostanie wydane na ten niegodziwy cel 2,5 miliarda złotych. Ustawę, która to reguluje, podpisał prezydent Andrzej Duda – ten sam, który deklarował przywiązanie do wartości katolickich. Choć Kościół jednoznacznie zakazuje in-vitro, katoliccy rzekomo politycy przyjęli ten program w imię “zażegnania kryzysu demograficznego”.

Jak widzimy, wchodzimy w etap jawnej walki z wiarą katolicką i polskimi tradycjami, a także w etap upowszechniania pedofilii. Chrześcijaństwo jest bowiem trzecim w kolejności historycznej (po greckiej filozofii i rzymskim prawie) fundamentem cywilizacji łacińskiej. Dążący do zniszczenia tej cywilizacji euro lewacy chcą więc wyeliminować chrześcijaństwo.

Czy my, wierzący Polacy na to pozwolimy?

Jak w kalejdoskopie

Jak w kalejdoskopie

Izabela BRODACKA

Wiele osób zdumiewa zmienność poglądów, a przede wszystkim zmienność wyrażanych publicznie przez Donalda Tuska opinii. Tusk wydaje się nie liczyć z faktem, że pomimo przetrzepania i zniszczenia zasobów telewizyjnych istnieją nagrania jego licznych całkowicie sprzecznych z obecnymi wypowiedzi.

Nie tak dawno Tusk twierdził na przykład, że atakujący naszą wschodnią granicę przybysze z różnych egzotycznych krajów to biedni ludzie, kobiety i dzieci, którym należy się pomoc. Obecnie obiecuje skuteczną obronę polskich granic przed tymi nieproszonymi gośćmi, którzy okazują się w jego narracji być młodymi agresywnymi mężczyznami żądnymi zasiłków i zagrażającymi bezpieczeństwu społeczeństwa polskiego.

Kilka lat temu oskarżał o antyrosyjskość Jarosława Kaczyńskiego natomiast sam postulował przyjacielskie stosunki z Rosją „taką jaka jest”. Obecnie chce zorganizować komisję, której celem miałby być badanie rosyjskich wpływów w Polsce. Swoim wypowiedziom i ujawnionym w serialu „Reset” obciążającym dokumentom przeciwstawia całkowicie gołosłowne oskarżenia o prorosyjskość pod adresem Konfederacji i PiS.

Nie warto przytaczać innych całkowicie sprzecznych wypowiedzi tego człowieka. Przede wszystkim jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Tusk miał godnego siebie prekursora w Wałęsie z jego słynnym: „jestem za, a nawet przeciw”. Poza tym Tusk miał godnych siebie prekursorów również w elitach władzy PRL.

Poglądy partyjnych aparatczyków też zmieniały się i ewoluowały. W spektrum tych zmiennych poglądów znalazło się odchylenie prawicowe, za które Władysław Gomułka wylądował nawet w pudle. Znalazł się filosemityzm, bo jak wiadomo żona Gomułki była Żydówką, a chyba żonę trochę kiedyś lubił. Przy kolejnym obrocie areny politycznej, w 1968 roku, Gomułka okazał się groźnym antysemitą uczestniczącym – przynajmniej werbalnie – w prześladowaniu Żydów i wygrażającym na wiecach polskim syjonistom. Natomiast Edward Ochab podobno często mawiał: „co Oni zrobili z tym krajem” jakby nie należał do Onych i w tej robocie nigdy nie uczestniczył. Córki Ochaba brylowały w opozycyjnych salonach i przechowywały (też podobno) w tapczanie ojca najbardziej tajne dokumenty. Oczywiście były to salony opozycji kontraktowej inaczej zwanej kawiorową, która przeprowadziła kontrakt Okrągłego Stołu w interesie partyjniaków zorientowanych skąd wieje wiatr historii tudzież we własnym nie tyle opozycyjnym, co zupełnie prywatnym interesie. Ideowi komuniści ku zdumieniu szarych zjadaczy chleba okazywali się w czasie transformacji ustrojowej być odwiecznymi, wiernymi zwolennikami kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego, wręcz leseferyzmu.

Wróćmy jednak do chwili obecnej. Koalicja 13 grudnia, która głosowała przeciwko zbudowaniu na granicy zapory i zarzucała poprzedniej władzy bezzasadne wydanie na tą inwestycję 1,5 miliarda złotych twierdzi teraz, że wydano zbyt mało. Nowa władza chce budować skuteczne umocnienia za 10 miliardów. Pikanterii tej zmianie frontu dodaje fakt, że skuteczna zapora ma się składać przede wszystkim z mokradeł i bagien. Jak żartowano w czasach PRL- „Droga do socjalizmu prowadzi przez Moczary i Bagna z Gomułką, Motyką i Kociołkiem.” Słabo zorientowanym przypominamy, że Moczar, Bagno, Motyka i Kociołek byli to komunistyczni aparatczycy.

Minister Obrony Narodowej Kosiniak Kamysz twierdzi, że Tarcza Wschód złożona z bagien i moczarów to inwestycja priorytetowa, a jej ocena jest jak powiedział „zerojedynkowa” Zapomniał, że Platforma prawie w 100% głosowała przeciwko budowie tej zapory. Wstrzymał się od głosu poseł Marcin Kierwiński ale za to nie klaskał – jak twierdzi – na filmie Agnieszki Holland. Sama Agnieszka Holland choć nie odszczekała kłamliwych insynuacji zawartych w filmie „ Zielona granica” , choć walczyła o to, żeby było tak, jak było wydaje się zmieniać stosunek do Tuska. „ Spodziewałabym się po nim innego języka” stwierdziła w rozmowie z Żakowskim. „Co z was za katolicy, macie krew na rękach” wrzeszczała na granicy jakaś nieznana mi zupełnie aktorka, a poseł Franciszek Sterczewski biegał z reklamówką z kanapkami dla „nachodźców”.

Wszyscy Oni przed wyborami pospiesznie zmieniają albo przynajmniej łagodzą swoje zdanie. Marszałek Hołownia zmienił zdanie w sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego czyli CPK zwanego przez dowcipnisiów „ Co Polacy Kombinują?”. CPK miał być przejawem gigantomanii poprzedniego rządu, miał być marnowaniem pieniędzy, a jego budowa powodowała wywłaszczanie ludzi z ziemi. Faktycznie nic takiego nie miało miejsca.

Prawdziwie wielką zmianę zapowiedziała wicemarszałek Niedziela. Odtąd będzie można wchodzić do Sejmu z psami. Oczywiście zaszczepionymi, oznakowanymi i w kagańcu. Pani Niedziela ogłaszając tę rewolucyjną zmianę w polityce państwa zapomniała, że swego czasu swobodnie łaziła po Sejmie suka Saba marszałka Dorna, a prześmieszne inwokacje do niej wygłaszał dotknięty chorobą filipińską Kwaśniewski. [Młodzi , nieoczytani pytają mnie, co to, więc wyjaśniam: był jak często, pijany w 3D; tym razem na Filipinach. md]

Posłanka Agnieszka Dominika Pomaska potwornie gorszyła się dotacjami rzędu 3 miliardów złotych na media publiczne za czasu rządów PiS. „Zapewniam, że z tym skończymy, że te pieniądze pójdą na leczenie nowotworów” – grzmiała. Obecny rząd dofinansował przejęte nota bene w bandycki sposób media publiczne kwotą 3,5 miliarda złotych. W ramach poprawy opieki nad ludźmi starymi likwiduje się dodatkowe emerytury, w ramach poprawy dostępu do mieszkań, które są jak twierdził Tusk prawem a nie towarem spowodowano, że ceny tych mieszkań poszybowały w górę, podobnie rosną ceny paliwa, a ceny energii powalą nas na kolana dopiero po wyborach. Wbrew zapewnieniom Tuska podpisany został pakt relokacyjny, a za każdego „nachodźcę”, którego nie przyjmiemy albo który ucieknie z naszego kraju będziemy płacić karę. W tej kwestii Tuska bezceremonialnie i niesolidarnie sypnął premier Francji Gabriel Attal.

Zdumieni tymi zmieniającymi się jak w kalejdoskopie obrazami nie rozumieją jaka jest podstawowa zasada, czyli принцип kalejdoskopu. Obrazki zmieniają się za każdym obrotem ale szkiełka pozostają te same.

=========================

MD: Gabriel Attal, jest pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem Francji, ulubieńcem Macrona, też pedała.

Wszyscy przyjaciele Putina

Wszyscy przyjaciele Putina

Napisał Jerzy Karwelis 16 Maj 17 maja, wpis nr 1265

Właściwie to to przegapiłem. Chodzi mi o ostatnie wystąpienie Tuska. Nie mam nerwów i czasu na oglądanie telewizji, bo spektakl to coraz gorszej jakości. Czasami myślę, że jeżeli ten Sejm to jest ucieleśnienie wielu lat walki i marzeń o wolności szeregu pokoleń Polaków, to się niedobrze robi. I dlatego nie oglądam, z szacunku do pamięci naszych przodków, którzy nie wiem czy przelaliby choć kroplę swej krwi, gdyby zobaczyli jak wygląda ta nasza niepodległość, w której się sami rządzą Polacy.Ale doszło do mnie w komentarzach co tam się nawyrabiało. W sumie nic nowego. Ot, jakieś tam wotum nieufności do jakiejś tam ministry. W sejmowej większości zazwyczaj jest to akt bezzębny, bo większość rządząca broni swego ministra, chodzi więc bardziej o samo pogadanie. I tu wychodzi pan premier i wcale nie broni swojej podopiecznej koalicyjnej, ale wprost atakuje PiS za onucyzm wieloletni. W sumie nie na temat debaty, ale któż odmówi tak nadarzającej się okazji?
Klatka z małpą
Nuda. Ile można powtarzać ten sam numer, czyli jak tym razem PiS zamknięty jest w klatce jak małpa, to trzeba przejechać prowokacją po prętach klatki, by wkurzony małpolud skoczył i pokazał widowni jeszcze raz wmuszany medialnie skrzywiony pysk. Ileż można to powtarzać? Recepta jest do znudzenia prosta i już chyba nie działa. Najlepiej zaatakować poległego brata prezesa, bo tu jest duże prawdopodobieństwo, że Kaczyński nie wytrzyma i wyskoczy z czymś na mównicę „bez trybu”. Zaraz po tym, na drugim miejscu tematów prowokujących małpę jest zarzucanie jej wspierania Putina oraz proruskie działania i sympatie. I tak było tym razem. Ale proponuję przyjrzeć się temu zgranemu chwytowi z bliska. Nie tylko dlatego, żeby demaskować już chyba jasną dla wszystkich oczywistość manipulacji, ale dlatego, że zbliżamy się do pewnej poważnej granicy.Ale zacznijmy od podstaw. Jeżeli jest tak, że dwójpolowa scena polityczna przerzuca się nawzajem oskarżeniami o sprzyjanie Putinowi i agenturalność na rzecz Kremla, to korzystają z tego najbardziej… rzeczywiści agenci Rosji ulokowani w Polsce. Jak zauważył Łukasz Warzecha, nie dość, że Polacy sami wykonują za nich robotę osłabiania Polski, to jeszcze wytwarza się taka pozorancka zadyma, że w tych oparach realni wrogowie mogą czynić swą robotę, jak zbiegły sędzia, nawet od czasu do czasu włączając się w podpuszczanie plemion na siebie. Kiedy wszyscy mają być agentami, to ci prawdziwi mają święty spokój i samoobsługującą się zapaść państwa.Formalną i merytoryczną słuszność ma tu poseł Braun, który złapał za słowo oba plemiona. Kiedyś, jak wyszedł na mównicę Kaczyński i powiedział, że Tusk to agent niemiecki, to poseł gaśniczy stwierdził, że po czymś takim należy oczekiwać ze strony prezesa zawiadomienia do prokuratury, niech by nawet uwalonego z powodów politycznych. A tu nic. Tak samo i teraz – Braun stwierdził, że skoro mamy tu zagończyków kremlowskich u (byłego) sternika państwa, to należy natychmiast wszcząć śledztwo, zaś obiecana przez Tuska komisja sejmowa jest ostatnim ciałem do badania szpiegostwa w polskiej polityce. Ale wszyscy wiedzą o co kaman. Premier powiedział, że powoła (reaktywuje?) komisję do spraw zbadania związków PiS-u z Rosją. I tu się okropnie wygadał.
All you need is Putin
No, bo kwestia penetracji polskiej polityki przez rosyjski wywiad jest rzeczą oczywistą. Państwo polskie jest tu słabe jak rozwodniony drink w barze go-go. Wywiady hulają po polskim polu i piją kakao. Służby są albo niekompetentne, albo zmieniają się co nawrót władzy, albo ich kompetencje ujawniają się jedynie w matactwie politycznym, w najczęstszym kontekście finansowych przewałów. W sumie służb jest od pyty, efektów nie ma i gdyby tak ich wszystkich rozpuścić, to państwo by nie straciło, nawet by tego nie zauważyło, a budżet by zyskał. Nie ma więc chyba komu wziąć się za taką robotę jak łapanie szpiegów. I jak Tusk już wie gdzie ulokowała się ta agentura, ba nie tylko już wie, ale tylko w tym kierunku będzie to badał komisją, to już wiadomo, że żadnego szpiega się nie znajdzie. Chodzi o to, by go widowiskowo szukać, co oznacza, że ci prawdziwi znowu będą mogli kupić sobie czipsy i zasiąść przed telewizorem polskiej polityki.No dobrze, co tam było, to tam było, ale zastanówmy się nad samą kwestią rosyjskiej penetracji dokonywanej na polskiej polityce.
Pies ich trącał jakimi to czyniono technikami, czy nielegałami, czy agentami, społecznościowymi trollami i botami, agentami wpływu, pożytecznymi idiotami czy płatnymi pachołkami Rosji. Należy przypomnieć, że kwestia ta zaczęła być popularna całkiem niedawno. Praktycznie do 2014 roku, a więc w okresie 25 lat od ustrojowej transformacji o wpływach rosyjskich nie mówiono wiele, agentów nie łapano, tak jakby Rosja o nas zapomniała, a samo zamknięcie oczu likwidowało problem. Polityczni analitycy zajmowali się „miękkimi” wpływami na polską politykę ze strony Niemiec czy też dyszla amerykańsko-izraelskiego. O Ruskich było zadziwiająco cicho. Nawet kluczowe dla relacji Rosji z Polską takie kwestie jak wyraźnie „pod wpływem” podpisywane niekorzystne kontrakty gazowe z Moskwą obchodziły się bez żadnych konotacji medialno-politycznych. Rosja się pojawiła jako odniesienie dopiero niedawno, po drugiej wojnie ukraińskiej. Ale podskórnie trwał ciekawy proces.
Źródła prorosyjskości Platformy
Widać go było zaraz po objęciu władzy przez Tuska Pierwszego, czyli w 2007 roku. Nowy premier pierwszą podróż na Wschód odbywa do… Moskwy. A dzieje się to w momencie, kiedy Kreml przydusza Ukrainę szantażem gazowym. Pomimo tego, że dotychczas wszystkie pierwsze wizyty wschodnie każdej z nowych władz odbywały się do Kijowa, to Tusk jedzie w momencie kryzysu rosyjsko-ukraińskiego do Moskwy, co jest odczytywane jako wsparcie Kremla w tak kluczowym momencie.Platforma wcześniej zawsze była prorosyjska. Teraz nie jest, ale to właśnie wskazuje na źródło tych inspiracji. Chodzi o to, że stosunek Platformy do Rosji jest wyłącznie emanacją stosunków niemiecko-rosyjskich. Aktualnych.
Jak Niemcy flirtowały z Rosją w swoim dealu mającym im zapewnić tanie surowce do ekspansji gospodarczej, a w rezultacie do hegemonii europejskiej, to relacje z Rosją miały być poprawne także w wykonaniu polskich partii satelickich, sprzyjających Berlinowi. To Tusk poczynił to otwarcie z „Rosją taką, jaka ona jest”. Tak jak Niemcy, trzeba było na taką Rosję przymknąć oko, z jej wszystkimi zbrodniami i imperialnymi zapędami, dokładnie tak samo, jak to czynili patroni polskich, pożal się Boże, liberałów – czyli Niemcy. Polska miała nie przeszkadzać, nie szumieć, kiedy duzi załatwiali swoje deale.
I Tusk dowoził to w polityce polskiej. Dziś, kiedy się u Niemców odmieniło, przeskoczył szybko na konia jadącego w odwrotną stronę, pokrzykując „łapaj złodzieja!”. Niemcom się odmieniło co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze – przez wojnę. To musiał być dla Berlina załamujący szok, że Putin tak popsuł zabawę. A więc byli na niego bardzo źli, choć na początku drugiej wojny ukraińskiej przez dłuższy czas jakoś specjalnie nie utyskiwali na Rosję, licząc, że jakoś to się da uładzić, wrócić do gry.
Drugi powód to jest emanacja niemieckiej polityki na Unię Europejską. Ta jest w takim już kryzysie, że jej jedność może być utrzymywana jedynie groźbą wojenną. Stąd te podżegające tromtadrackie deklaracje, potrząsanie papierową szabelką, tak, żeby narody się (jak za kowida) spanikowały, że „uwaga, nadchodzi” i wszystkie schowały się pod skrzydła unijnej nioski. A ta w międzyczasie będzie wprowadzała swoje łady i tęcze, bo groźba wojny przykryje wszystko.Stąd też to nagłe granie na onuce i unijna polityka reductio ad Putinum.
Niedawni apologeci Moskwy stają się dziś ultrasami w drugą stronę. Ci najlepsi kiedyś przyjaciele Putina dziś każdego, kto się nie zgadza zarówno z ich buńczucznymi deklaracjami taktycznymi na rzecz Ukrainy, jak i nawet zielonym szaleństwem – wyzywają od onuc, co ma być uniwersalnym kluczem zamykającym gębę każdej dyskusji. Dystrybucją tej obelgi Unia zajmuje się obecnie dzień i noc – chwilowo i taktycznie dotychczasowe lewicy oskarżenia każdego ze swych przeciwników o faszyzm zostało zamienione na zarzuty sprzyjania zimnemu ruskiemu czekiście. I, tak, jak w przypadku zarzutów o szpiegostwo, w takim tumulcie prawdziwi zwolennicy Putina mogą spać spokojnie. Nie tylko nie zostaną ujawnieni, ale całą rozbijacką robotę zrobią za nich cwani wyrachowani oraz wyrywni naiwni.
Wygoni nas leśniczy
Ale skoro tak liczymy putinowskie przewiny obu plemion i staramy się zrównoważyć „racje” obu stron – może tak być, że niedługo nie będzie to miało żadnego znaczenia kto i jak na polskiej scenie kibicuje interesom Kremla. No, właściwie to w przypadku uśmiechniętej Polski numer przejdzie bez większych problemów, bo w kwestii, o której za chwilę, PiS, jakby był u władzy, to tylko by się bardziej stawiał, obawiam się, że – jak w przypadku dealów z Unią – bardziej na pokaz. Chodzi mi o wojnę na Ukrainie. Ta idzie coraz gorzej, Putin, gra na wykrwawienie Ukrainy i walkę na zasoby, a więc celuje tam, gdzie ma przewagi: w demografię i ślimaczącą się pomoc Zachodu. Wojna zapowiada się na długo – uwaga! – to wersja optymistyczna, albo na krócej, jak się ukraiński front załamie. W obu przypadkach daleko jesteśmy od mrzonek o zwycięstwie, czyli wyparciu wroga poza granice sprzed 2014 roku. A jak pójdzie źle, to każdy kilometr zdobytej ziemi w wykonaniu Putina, to jeden punkt więcej w żądaniach negocjacji o pokój.
A apetyty w związku z tym rosną i Rosja już zapowiedziała, że ich „propozycja” nowego ładu europejskiego z grudnia 2021 roku jest już nieaktualna. Kreml będzie chciał więcej. A więc będzie chciał więcej niż wtedy żądał, a chciał chociażby, aby jego wpływy przesunęły się na Wschód, powoli odtwarzając strefę satelickich wpływów dawnego ZSRR. A to dla nas nieciekawa perspektywa. Pytanie więc czym będzie handlował Zachód? No przecież nie Brandenburgią czy Prowansją. Zahandlują nami. I będziemy się na to patrzeć niezaproszeni nie po raz pierwszy do stołu. Nam się powie, że to w imię pokoju, że lepiej oddać ziemie i wpływy niż krew i wtedy polska klasa polityczna, szczególnie ta Tuskowa, będzie już tylko reagować wokalnie, jeśli w ogóle, biorąc pod uwagę narrację Sikorskiego – oralnie. Po prostu znowu przyjdą zachodni leśniczy i wygonią Polaków z lasu. Z tą ich całą zabawą w wojnę polsko-polską, która jest w sumie polityczną grą w dupniaka, ku uciesze już chyba tylko zewnętrznych sił.
Dwa spotkania Kaczyńskiego z Putinem 
     Sejmowe wystąpienie Tuska z zarzutami pisowskiego onucyzmu naiwni uznają za wystąpienie emocjonalne. Nie uważam tak. To było specjalnie przygotowane, nie było tam żadnego spontanu. Prętem po PiS-ie i z satysfakcją dla swego elektoratu – że mamy ten PiS na talerzu. Z dymiącą lufą ruskiego Makarowa nad trupem Ukrainy. Tak, to zabawa dla własnych uśmiechniętych. Ale doszliśmy już do ściany ściemniania, dna, spod którego i tak, jak to w Polsce rozlegnie się jeszcze pukanie od spodu. Ja tam w przypadku takich manipulacyjnych chwytów nie zwracam uwagi na stylówę, ale ostatnio profesor Nowak zwrócił uwagę na jedną symptomatyczną rzecz.
Tusk nakłamał w całym swym przemówieniu jak zwykle, ale jedno kłamstwo pokazuje coś obrzydliwego. Pociągnął po klatce prętem na Lecha Kaczyńskiego, stwierdził bowiem, że spotykał się sam tyle samo razy z Putinem, co poległy prezydent. To kłamstwo, bo sam się z nim spotkał ze cztery razy, zaś Lech Kaczyński nigdy, chyba, że w towarzystwie Tuska. A spotkali się w trójkę dwa razy. Pierwszy raz na obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte. To tam Putin zaserwował swe kłamstwo o pakcie Ribbentrop-Mołotow, że był to akt… samoobronny państw pokrzywdzonych przez pokój wersalski.
Po czym wyszedł na mównicę Lech Kaczyński i rozniósł w proch tezy kremlowskiego kłamcy. Ja pamiętam te kadry – Tusk piorunował Lecha wzrokiem, wyraźnie zażenowany, że polski prezydent może popsuć tak ładnie zapowiadający się ruch, kiedy tak Donald siedział na optymalnym miejscu – pomiędzy Merkel i Putinem. Potem rozegrała się wyraźna batalia mediów mainstreamowych przeciwko rusofobii prezydenta, w której premier Tusk wyraźnie wziął stronę jeżeli nie narracji rosyjskiej, to tonizujących historię naszych stosunków – Niemców.
Drugie spotkanie trójki Putin-Tusk-Lech Kaczyński odbyło się w… lasku smoleńskim.
Tusk przybijał sobie żółwiki z Putinem a obok w smoleńskim błocie stała trumna zmasakrowanego polskiego prezydenta. Piszę to nie tylko Polakom ku pamięci, ale i tym wszystkim rozgrzanym posłom, którzy niedawno klaskali na Tuskowe kłamstwa i obrzydliwości, tracąc w swej zapalczywości nie tylko umiar, nie tylko przyzwoitość, ale i resztki szacunku do Polski, jako państwa.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Tusk wprowadza przymus aborcji w Polsce. W rocznicę zalegalizowania przez Adolfa Hitlera aborcji na żądanie dla Polek.

Fundacja Pro-Prawo do życia

Donald Tusk zapowiedział, że każdy polski lekarz, który odmówi zamordowania dziecka poprzez aborcję, stanie przed prokuratorem. Lekarze, którzy nie będą chcieli wykonywać aborcji, mają być ścigani z urzędu i karani!
 
Tusk wypowiedział swoje groźby w rocznicę zalegalizowania przez Adolfa Hitlera aborcji na żądanie dla Polek. Hitler deklarował przy tym, że: “osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych.”
Dzisiaj kolejni politycy grożą ludziom, którzy sprzeciwiają się aborcji i chcą karać za odmowę mordowania polskich dzieci. Musimy walczyć i przeciwstawić się tym żądaniom!
Będą kary za odmowę aborcji [foto]
8 marca 1943 roku ukazało się rozporządzenie władz III Rzeszy, które legalizowało aborcję na żądanie na okupowanych przez Niemcy ziemiach Polski. Polityka nazistów była skierowana przeciwko fundamentalnym, biologicznym podstawom istnienia okupowanego narodu polskiego.
Adolf Hitler powiedział:

“w obliczu dużych rodzin tubylczej ludności, jest dla nas bardzo korzystne, jeśli dziewczęta i kobiety mają możliwie najwięcej aborcji”.

Hitler zagroził również wszystkim, którzy sprzeciwiali się aborcji dla Polek, mówiąc:

“osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych.”

81 lat później, 9 marca 2024 roku, w sprawie aborcji dla Polek przemówił Donald Tusk, który powiedział:

każda odmowa wykonania zabiegu [aborcji] będzie zgłaszana z urzędu do prokuratury”.

Tusk dodał również, że:

w przypadku odmowy uzasadnionej terminacji ciąży, szpital straci kontakt z NFZ w zakresie ginekologii.”


Trzeba w tym momencie po raz kolejny przypomnieć, że w świetle aktualnie obowiązującego w Polsce prawa aborcja jest dostępna de facto na żądanie do końca ciąży. Jest to w praktyce prawo tożsame z zamiarami hitlerowskiego ustawodawstwa wobec Polek. Wystarczy, że kobieta przyniesie do lekarza zaświadczenie od pro-aborcyjnego psychiatry, że ciąża rzekomo zagraża jej bliżej nieokreślonemu i niesprecyzowanemu zdrowiu psychicznemu, i może zamordować swoje dziecko nawet w 9 miesiącu!
Z licznych relacji medialnych i doniesień ze szpitali wiemy, że takie zaświadczenia są wystawiane każdej chętnej kobiecie. 
W Hiszpanii jeszcze niedawno funkcjonowało podobne prawo jak teraz w Polsce i było tam rocznie 100 000 aborcji z powodu rzekomego “zagrożenia zdrowia psychicznego” kobiet. W rzeczywistości były to aborcje na żądanie, a opinia psychiatry była jednie formalnością. 

Podobnie jest dzisiaj w Polsce. W kolejnych szpitalach dokonuje się takich aborcji.  Największym ośrodkiem aborcyjnym w naszym kraju jest szpital w Oleśnicy, który w ciągu ostatniego roku podwoił (!) liczbę aborcji na dzieciach. Liczba aborcji rośnie również w innych placówkach.

W tej sytuacji, decyzją Donalda Tuska, odmowa wykonania aborcji ma być ścigana z urzędu. Tusk i jego ludzie zapowiadają też zniesienie formalności w postaci zaświadczeń od psychiatry i wprowadzenie w Polsce legalnej aborcji bez podawania żadnej oficjalnej przyczyny.

Co więcej, przed prokuratorem stanie każdy lekarz, który odmówi zamordowania dziecka, a kary dosięgną również całego szpitala, który w przypadku odmowy aborcji ma zostać pozbawiony kontraktu z NFZ, co w praktyce będzie równało się likwidacji oddziału ginekologicznego.

Panie MirosĹ‚awie, to nic innego jak aborcyjny terror. Donald Tusk i jego ludzie próbują siłą zmusić wszystkich lekarzy w Polsce do mordowania dzieci w łonach matek. Odpowiednie wytyczne w tej sprawie zostały już wydane ministrom, którzy mają nadzorować proceder pociągania lekarzy do odpowiedzialności karnej i zawodowej.

Decyzja Tuska to również jasny komunikat dla wszystkich studentów medycyny i młodych osób, które myślą o studiach lekarskich – chcesz zostać lekarzem to musisz mordować dzieci. W ten sposób dokonywanie aborcji ma zostać wpisane niejako w wypaczoną istotę zawodu lekarza. Właśnie dlatego decyzja Tuska jest tak bardzo niebezpieczna dla przyszłości całej Polski. Wszystkie osoby, które będą chciały zostać lekarzami-ginekologami, będą musiały zaakceptować aborcję i dokonać jej, kiedy zgłosi się do nich pacjentka. To siłowe łamanie ludzkich sumień, które zasieje strach wśród wszystkich rodzin w Polsce. 

Gdy Tusk zmusi wszystkich ginekologów do mordowania dzieci, to jakiej opieki zdrowotnej mają się spodziewać kobiety oczekujące potomstwa? Na jakie diagnozy może liczyć mama z dzieckiem, która przyjdzie do ginekologa-aborcjonisty? Czy tacy lekarze będą chcieli leczyć dzieci i podejmą się walki o ich życie, gdy te będzie zagrożone? Czy raczej z góry wypiszą na maleńkich pacjentów wyrok śmierci?

Od wielu lat do naszej Fundacji zgłaszają się kobiety, które w dramatyczny sposób opisują, jak były namawiane i zachęcane przez lekarzy do aborcji. Lekarzowi-aborcjoniście czasami wystarczy zaledwie cień podejrzenia choroby u dziecka, aby namówić kobietę do aborcji gdyż to rzekomo “jedyne wyjście”. Takie namowy często przybierają bardzo agresywny charakter i stają się próbami zmuszenia pacjentki do zamordowania własnego dziecka. Wiele kobiet ulega tej presji pod wpływem autorytetu lekarza i emocjonalnych manipulacji, których używają aborcjoniści. 

Jeżeli za odmowę aborcji grozić będzie prokuratura, takich przypadków będzie jeszcze więcej. Ginekolodzy zaczną jeszcze bardziej nachalnie namawiać Polki do zabijania własnych dzieci, gdyż będą świadomi, że inne decyzje mogą się spotkać z konsekwencjami karnymi. Aborcjoniści i sprzyjający im politycy dążą do tego, aby aborcja stała się domyślnym, sugerowanym rozwiązaniem przy wizycie u ginekologa. Zmiany w prawie i postępy propagandy aborcyjnej w praktyce doprowadzą do tego, że ginekolog będzie się tłumaczył przed prokuratorem dlaczego ciąża zakończyła się urodzeniem dziecka! 

Panie MirosĹ‚awie, Donald Tusk powiedział kilka dni temu, że aborcja to rzekomy “wybór kobiety”. W praktyce aborcyjnych realiów nie ma jednak żadnej mowy o jakimkolwiek wyborze. “Prawo wyboru” to PRZYMUS aborcji, egzekwowany za pomocą prawa lub emocjonalnych perswazji. Żadnego “wyboru” nie będą w sprawie aborcji mieli lekarze – mają mordować albo spotkają ich represje. To wszystko służy wprowadzeniu w Polsce aborcyjnego terroru, czyli prawnego, siłowego i emocjonalnego NAKAZU ABORCJI gwarantowanego przez prawo i monitorowanego przez odpowiednie służby. Celem jest biologiczne zniszczenie naszego narodu.  

Totalitarne państwo, jakim są Chiny, prowadziły przez kilkadziesiąt lat restrykcyjną politykę “jednego dziecka”. Kobiety w Chinach były masowo zmuszane siłą do aborcji, aby nie rodziło się więcej dzieci. W wyniku krwawych represji dzietność w Chinach spadła do ok. 1.8 dziecka na kobietę. W dzisiejszej “wolnej” Polsce AD 2024 dzietność z przyczyn kulturowych wynosi zaledwie 1.2 dziecka na kobietę, a aborcyjne i depopulacyjne prześladowania mają dopiero nabrać tempa! 

Musimy się przed tym bronić i stawić opór żądaniom aborcjonistów. Konieczna jest nie tylko zmiana świadomości zwykłych Polaków, ale również przebudzenie sumień lekarzy i personelu medycznego. To szczególnie ważne teraz, w obliczu morderczego ultimatum, jakie Donald Tusk postawił wszystkim medykom. 

Pokazywanie prawdy o aborcji połączone z publiczną modlitwą przynosi owoce w postaci uratowanych dzieci oraz nawrócenia osób uwikłanych w proceder aborcji. Wielokrotnie pisaliśmy już o czołowych liderach aborcyjnego lobby, takich jak Bernard Nathanson (osobiście zamordował kilkadziesiąt tysięcy dzieci i doprowadził do legalizacji aborcji w USA, co pociągnęło za sobą miliony ofiar), którzy zaprzestali zabijania pod wpływem modlitwy i zetknięcia się z prawdą o aborcji. To, czego potrzebujemy, to wytrwałość w publicznym głoszeniu prawdy i publicznej modlitwie. 
Musimy walczyć dalej [foto]
Nasza Fundacja organizuje w całej Polsce niezależne kampanie informacyjne oraz publiczne modlitwy różańcowe o powstrzymanie aborcji i przemianę serc aborcjonistów. Takie akcje odbywają się w ruchliwych punktach miast oraz przed szpitalami, w których dokonuje się aborcji. W najbliższym czasie takie akcje odbędą się m.in. w: Oleśnicy, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Sopocie, Szczecinie, Łodzi, Toruniu, Bydgoszczy, Elblągu, Radomiu, Lublinie, Olsztynie, Ełku, Siedlcach, Białymstoku i Poznaniu. Do naszej Fundacji dołączają też nowe osoby, które chcą organizować takie akcje w swoich miejscowościach. Musimy je odpowiednio przeszkolić, zapewnić im wsparcie logistyczne oraz wyposażyć w niezbędny sprzęt taki jak wielkoformatowe bannery oraz megafony. Potrzebujemy na te działania ok. 15 000 zł.


Liczymy na Pana pomoc. Liczymy na Pana wsparcie. Jesteśmy w tej chwili jedyną szansą, jaką mają polskie dzieci. Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest obecnie dla Pana możliwa, aby umożliwić naszej Fundacji organizację kolejnych akcji informacyjnych i publicznych modlitw różańcowych.


Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

Donald Tusk próbuje zaprowadzić siłą rządy aborcyjnego terroru w Polsce. Nie możemy mu na to pozwolić. To, czy uda się upowszechnić aborcję w naszym kraju w dużym stopniu zależy od oporu społecznego, jaki będzie w sprawie aborcji. Dlatego nasza Fundacja działa i mobilizuje innych Polaków do działania. Proszę Pana o wsparcie naszej walki. Z wyrazami szacunku
Mariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Mistyfikacja Collegium Humanum. “Pojechałam do Londynu, by obejrzeć »prestiżową« uczelnię” [ŚLEDZTWO]. Co wścieka Donalda?

Mistyfikacja Collegium Humanum. “Pojechałam do Londynu, by obejrzeć »prestiżową« uczelnię” [ŚLEDZTWO]

Renata Kim 17 stycznia 2024

Kuźnia partyjnych nominatów do spółek nie tylko wydaje na masową skalę tanie dyplomy MBA. Robi to we współpracy z zagranicznymi uczelniami, które nie mają prawa nadawać stopni naukowych. I tak naprawdę nie istnieją.

Kiedy na początku stycznia pojawiła się informacja, że członkinią rady nadzorczej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych została była warszawska radna Magdalena Roguska, w sieci zawrzało. Internauci natychmiast przypomnieli zapis w umowie koalicyjnej, który miał być jednym z priorytetów rządu Donalda Tuska: “odpolitycznienie spółek skarbu państwa poprzez wprowadzenie czytelnych kryteriów naboru na stanowiska zarządcze”.

Roguska jest skarbniczką Platformy Obywatelskiej w Warszawie. W październikowych wyborach parlamentarnych startowała z list KO, ale nie zdobyła mandatu. Została szefową gabinetu politycznego ministra Marcina Kierwińskiego.

[Piszą: “zostało jeszcze 97% artykułu. Chcą wyłudzić dutki. A pocałujcież się ..

Tylko sygnalizuję. MD]

==================================

Dominika Długosz newsweek/donald-sie-wsciekl

Donald Tusk i afera Collegium Humanum

Donald Tusk i afera Collegium HumanumFoto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl / Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Premier Donald Tusk po ujawnieniu przez “Newsweeka” nieprawidłowości w Collegium Humanum zarządził przyjrzenie się dyplomom kandydatów do spółek Skarbu Państwa. Nikt z dyplomem tej uczelni nie ma szans na stanowisko. Wśród polityków i działaczy obecnej większości rządzącej zaczęło się ukrywanie związków z Collegium Humanum.

Donald Tusk po raz pierwszy wściekł się po niedawnych tekstach dziennikarki “Newsweeka” Renaty Kim, w którym opisywała nieistniejące “partnerskie” uczelnie Collegium Humanum.

Już wtedy dostaliśmy sygnały, że premier nakazał bardzo precyzyjne ustalenie, kto ma dyplom z podejrzanej uczelni. Chodziło o to, że w tekście pada nazwisko Magdaleny Roguskiej radnej Platformy z Warszawy, skarbniczki warszawskiej struktury partii, ale przede wszystkim nominatki do rady nadzorczej Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Roguska jest także absolwentką Collegium Humanum. Nie ona jedna.

Merkel ma akta Oscara vel D.Tuska. Ba! Ale MY ciągle jeszcze nie mamy. A „Jakob” i „Student”? Czas, by poznać!

Merkel ma akta Oscara vel D.Tuska

by Maciejewski Kazimierz wzzw/merkel-ma-akta-oscara-vel-d-tuska

Bardzo wiele czasu i materiałów poświecili dziennikarze na temat osławionego agenta STASI , wschodnioniemieckiej odmiany SB. Agenta o pseudonimie OSCAR który największe szkody uczynił w Gdańskiej Solidarności i porównywać go można tylko do znanego agenta SB Olechowskiego , Myszka oraz bolka .

Nazwisko jakie pada w związku z agentem STASI i SB to oczywiście Donald Tusk, nikt nie jest w stanie przedstawić jakichkolwiek dowodów na piśmie, ale każdy pytany aparatczyk STASI z byłej NRD czy wysocy oficerowie SB z czasów PRL mówią wprost OSCAR to D.Tusk.

Czy to sprawa ostrego konfliktu na linii socjalistów francuskich z obecnym rządem Niemiec , czy raczej zmiana kursu polityki uni europejskiej , nie jest to do końca jasne , ale zaczyna się demontaż układu Angeli Merkel.

Ukazanie się w bardzo szybkim tempie książki Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna wywołało burze w Niemczech.

Książka ta dotyczy życia i działalności Angeli Merkel w NRD i odsłania nieznane , a raczej utajnione dotychczas czarne strony życiorysu obecnej kanclerz Niemiec.
… Wir können belegen, dass Angela Merkel dem DDR-System näher war als bislang bekannt. Während ihrer Tätigkeit an der Akademie der Wissenschaften der DDR war sie an ihrem ­Institut Funktionärin, beispielsweise von 1981 an als FDJ-Sekretärin für Agitation und Propaganda, was sie bis heute bestreitet. Außerdem saß sie in der Betriebsgewerkschafts-Leitung.“ …

tłumaczenie:
Jesteśmy w stanie udowodnić ze Angela Merkel systemowi NRD była znacznie bliższa aniżeli dotychczas jest nam to znane.
Podczas swych zajęć na akademii nauk w dawnej NRD była funkcjonariuszka partii i tak w roku 1981 dla przykładu była szefem wydziału agitacji i propagandy FDJ oraz członkiem władz komisji zakładowej tejże uczelni.

Wolfgang Schnur oraz Lothar de Maizière, wysoko postawieni działacze byłej NRD byli nie tylko opiekunami ale także osobami prowadzącymi Angele Merkel. Pod koniec bytu NRD byli tymi którzy tworzyli we wschodnich Niemczech oddziały zachodnioniemieckiej partii CDU.

Autorzy książki zapewniają ze są w posiadaniu licznej dokumentacji potwierdzającej wcześniejsze życie pani kanclerz i są gotowi skonfrontować fakty z Angelą Merkel.

Co na to pani kanclerz ?

…Was sagt die Kanzlerin?
„Das wollten wir natürlich von ihr wissen. Aber Angela Merkel ließ uns durch ihren Regierungssprecher mitteilen, Sie habe keine Zeit zur Beantwortung unserer Fragen.“

Tłumaczenie:
…to także chcielibyśmy wiedzieć. Niestety pani kanclerz powiadomiła nas przez swego rzecznika prasowego ze nie ma czasu na odpowiedzi….

Wygląda na to ze model zwany okrągły stół nie był przygotowany tylko dla Polski lecz dla całego układu warszawskiego a wszelkie akta wszelkich służb służą obecnie do sterowania polityka nie tylko w Polsce.

Spektakularna akcja z wdzieraniem się obywateli byłej NRD do budynków STASI i niszczenie akt, była równie dobrze wyreżyserowana jak egzekucja rumuńskiego dyktatora Causescu.

Chwilowo OSCAR jest bezpieczny, ale musi pamiętać ze w polityce nie ma żartów i spadają nie tylko samoloty, ale także łby zdrajców.

Miroslaw Mrozewski • salon24.pl

=====================

mail: A „Jakob” i „Student”? Czas, by poznać! Por. np.:

kurierostrowski/jakob-i-student-z-cyklu-prawy-prosty

Chyży Tusk:„Powiedział, że nic nie może”. Rolnicy zaostrzają protesty.

„Powiedział, że nic nie może”. Rolnicy po spotkaniu z Tuskiem zaostrzają protesty

Powiedzial-ze-nic-nie-moze 9 marca

„Wyszliśmy z niczym” – powiedział po dzisiejszym spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem Tomasz Obszański z NSZZ RI „Solidarność”. Z uwagi na brak satysfakcjonujących propozycji ze strony szefa rządu, rolnicy zapowiadają kontynuację protestów.

W Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” w Warszawie premier Donald Tusk spotkał się dziś z przedstawicielami organizacji rolniczych, które od 9 lutego protestują przeciwko napływowi produktów rolnych z Ukrainy i unijnemu Zielonemu Ładowi. Było to już drugie spotkanie z szefem rządu. Podobnie jednak jak poprzednie, nie przyniosło żadnego porozumienia.

– „Rozmawialiśmy o rekompensatach, ale na razie nic konkretnego nie zostało powiedziane” – powiedział po spotkaniu Tomasz Obszański.

Premier miał stwierdzić, że „nic nie może”.

– „Wyszliśmy z niczym. Nie ma żadnych konkretów. Premier powiedział, że ma związane ręce i nic nie może zrobić” – relacjonował reprezentant NSZZ RI.

Nie ma też żadnej deklaracji w kwestii zamknięcia granicy.

– „W stosunku do granicy, powiedział, że nie zamknie granicy. Bardziej będzie zdejmował nadwyżkę zboża z Polski i to z krajowych środków. [?? To straszne!! MD]

Ale musi to policzyć i daje jakiś czas resortowi rolnictwa, żeby określił się, jaka to kwota. Wiadomo ile jest tej nadwyżki, (ale) muszą to policzyć i zobaczyć, jak to wygląda” – powiedział jeden z liderów strajków Andrzej Sobociński.

Na 20 marca rolnicy zapowiedzieli blokowanie miast wojewódzkich i powiatowych oraz dróg. Rolnicy podkreślają, że z uwagi na postawę rządu, protesty będą miały bardziej zdecydowany charakter.

Chyży Rój w akcji: Wprowadzimy na listę infrastruktury krytycznej przejścia graniczne z Ukrainą i wskazane odcinki dróg i torów kolejowych. – Załatwi protestujących rolników? Zablokujcie mu [—-] Urząd jego w al. Ujazdowskich, z obcięciem elektryki, wody, grzania.

Tusk załatwi protestujących rolników? Premier ogłosił ważną decyzję

22.02.2024 Autor:RP nczastak-tusk-zalatwi-protestujacych-rolnikow

Dla zapewniania 100 proc. gwarancji, że pomoc wojskowa i humanitarna będą docierały bez opóźnień na Ukrainę, w najbliższych godzinach wprowadzimy na listę infrastruktury krytycznej przejścia graniczne z Ukrainą i wskazane odcinki dróg i torów kolejowych – zapowiedział w czwartek premier Donald Tusk.

Na konferencji prasowej premier powiedział, że jednym z zadań rządu, z którego ten wywiązuje się w sposób efektywny, jest pełna przepustowość na granicy jeśli chodzi o transporty wojskowe i pomoc humanitarną zmierzającą na Ukrainę.

Dla zapewniania 100 proc. gwarancji że pomoc wojskowa, sprzęt, amunicja, pomoc humanitarna i medyczna będą docierały bez żadnych opóźnień na stronę ukraińską, będziemy wprowadzali na listę infrastruktury krytycznej przejścia graniczne z Ukrainą i wskazane odcinki dróg i torów kolejowych. To jest kwestia najbliższych godzin – zapowiedział.

Tusk podkreślił, że będzie to oznaczało „innego typu reżim organizacyjny” na tych przejściach i drogach dojazdowych. – Będziemy wyciągać z tego też praktyczne konsekwencje tak, aby ten ruch odbywał się bez żadnych opóźnień i zahamowań – dodał.

„Tusk ogłasza wprowadzenie przejść granicznych na listę infrastruktury krytycznej, czyli jak rozwiązać protest bez rozwiązywania go. Zboże ma jechać z Ukrainy bez przeszkód! Państwa już nie mamy” – skomentował na portalu lider Konfederacji na Lubelszczyźnie, Rafał Mekler.

=====================================

Rolnicy!!

Zablokujcie mu [—-] Urząd jego w al. Ujazdowskich, z obcięciem elektryki, wody, grzania. To zrozumie.

===========================

Gadowski: Władza Tuska jest ostatnim ostrzeżeniem Stwórcy wobec polskiego narodu

Gadowski: władza Tuska jest ostatnim ostrzeżeniem Stwórcy wobec polskiego narodu

pch24

„Gdyby spojrzeć na nasze najnowsze dzieje z perspektywy eschatologicznej, to należałoby uznać, że zdobycie władzy przez Donalda Tuska jest ostatnim poważnym ostrzeżeniem wystosowanym przez Stwórcę wobec polskiego narodu”, pisze na łamach tygodnika „Gazeta Polska” Witold Gadowski.

W ocenie publicysty ponowne objęcie teki premiera przez polityka, który zawsze w sposób lekceważący i obcy wypowiadał się o polskości, jest jaskrawym alarmem: oto w Polsce więcej do powiedzenia ma obca agentura niż prawdziwie polski żywioł.

„Policzkiem w twarz świadomego Polaka jest fakt, że na czele rządu stanął polityk, który bezczelnie uciekł już raz z funkcji premiera Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, gdy tylko zamajaczyła przed nim perspektywa dochrapania się dobrze płatnej funkcji wśród internacjonalistycznych, europejskich biurokratów. (…) Niestety, dorosło w Polsce całe pokolenie ludzi spełniających się na niższych szczeblach w światowych korporacjach, które przywykły do tego, że wszystko, co polskie i związane z wartościami, jest tam wyśmiewane”, czytamy.

Autor „Wieży komunistów” przedstawia, w której grupie społeczno-zawodowej Tusk ma największe poparcie. Są to zazwyczaj młodzi ludzie z wymyślnymi tatuażami, którzy praktycznie niewiele się od siebie różnią. „Udający oryginalność i nowoczesność, w istocie poniżająco tacy sami, tak samo sformatowani, tak samo pełni korporacyjnego szajsu etycznego – wybrali swojego idola, dali władzę koalicji bezczelnych kosmopolitów, którzy leczą swoje kompleksy sprzedawaniem polskich sreber rodowych – skoro tylko nadarzyła im się (jeszcze raz) ku temu okazja. (…) Ci nieszczęśnicy głęboko wierzą, że szczytem marzeń jest całkowite wyrwanie się z polskościawansowanie do stanu bycia Europejczykiem – czyli, biorąc pod uwagę realia panujące na kontynencie, kundlem”, opisuje.

„Nie mam zamiaru obrażać ludzi, którzy głosowali na Tuska, oni sami obrażają się swoimi manierami, dążeniami i wyobrażeniami o przyszłości naszego kraju. To też tłumaczy teflonową powłokę, która ciągle pokrywa pochodzącego z Gdańska polityka. Służalczy wobec Brukseli i Niemiec, wobec mieszkańców własnego kraju okazuje płynącą z przekonania o istnieniu potężnego parasola ochronnego butę. To pycha niewolnika, któremu dano pod nadzór liczne zastępy współplemieńców”, podsumowuje Witold Gadowski.

Źródło: tygodnik „Gazeta Polska” TG

Tolerowanie ”demokracji po stalinowsku” w Polsce – wg UE ma doprowadzić nas do unijnego rozbioru.

Tolerowanie demokracji po stalinowsku” w Polsce – wg UE ma doprowadzić do unijnego rozbioru.

Mec. Jerzy Kwaśniewski: Chaos w Polsce może zakończyć się „unijnym rozbiorem”

pch/chaos-w-polsce-moze-zakonczyc-sie-unijnym-rozbiorem

Tak długo, jak dopuszczalnym rozwiązaniem jest przemoc, nie ma żadnej konstytucyjnej drogi naprawienia prawnego chaosu w Polsce. Brukselskie elity patrzą na to, co robi Donald Tusk, z wielką sympatią, mając nadzieję, że Polacy stracą zaufanie do instytucji własnego państwa i zgodzą się na projekt centralizacji Unii Europejskiej, czyli de facto swoisty unijny rozbiór. Mówił o tym w rozmowie z red. Łukaszem Karpielem w PCh24 TV mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris. 

Mamy do czynienia z wydarzeniami, których nigdy nie doświadczaliśmy w wolnej Polsce. Ważnie wybrane władze państwowe nie tylko ignorują ważne werdykty sądu czy ważne decyzje prezydenta Rzeczpospolitej, ale naruszają też bardzo szczególny szacunek wobec Głowy Państwa, która jako symbol jedności narodowej jest w Polsce strażnikiem Konstytucji i łączy w sobie elementy wszystkich władz: sądowniczej, wykonawczej i ustawodawczej – powiedział gość programu „Prawy Prosty”.

Najazd policji na Pałac Prezydencki i porwanie stamtąd dwóch posłów objętych prezydenckim aktem łaski – to działania skandaliczne i bezprawne – powiedział. – To wyzwanie rzucone nie tylko Prezydentowi, ale również Sądowi Najwyższemu i Trybunałowi Konstytucyjnemu, bo wszystkie organy wyraźnie wskazywały na skutki aktu ułaskawienia sprzed ośmiu lat– wskazał.

Nie upatrywałbym źródeł tego kryzysu w Konstytucji. Źródła tego kryzysu są bardzo konkretne – to konkretna osoba. Jest nią Donald Tusk. To Donald Tusk doprowadził do pożaru, do sytuacji, w której polski ustrój i polska praworządność płoną. Nie ma żadnej symetrii pomiędzy naruszeniami, które miały miejsce przez ostatnich 10 lat a tym, co dzieje się od kilku tygodni, odkąd ukonstytuował się rząd Donalda Tuska. To są działania całkowicie bezprecedensowe. To jest całkowite ignorowanie prawa, całkowity brak poszanowania dla ładu prawnego. To jest budowanie swojego własnego ładu prawnego w oparciu o siłę. Dlaczego? Bo stoją za to siłą obce mocarstwa. Tusk jest absolutnie pewien, że żadna wewnętrzna siła nie będzie w stanie go rozliczyć za bezprawie, którego się dopuszcza – wskazał.

Mamy do czynienia z barbarzyńcą, który uderza w ład prawny – dodał.

Mam absolutną pewność, że członkowie tego rządu – przynajmniej ci, którzy mają nadzór nad resortami siłowymi – zdają sobie sprawę, że przekroczyli granicę, po której nie wolno już oddawać władzy, ponieważ dojdzie do rozliczenia. Władza i utrzymanie się przy władzy ma stać się gwarancją bezkarności tego, czego się dopuszczają – wskazał. Jak dodał, chodzi tu nie tylko o odpowiedzialność karną, ale również cywilną, bo na przykład działania ministra pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza wiążą się z wyrządzaniem setek milionów złotych szkód w majątku publicznym – stwierdził.

Jak podkreślił, działania wobec TVP w ocenie wielu prawników, z obu stron sporu, były bezprawne, natomiast skutki tych działań są niezmiernie poważne: zajęcie budynków, likwidacja niektórych kanałów, mające dalekosiężne efekty finansowe dla budżetu. – To wszystko spowodowało gwałtowny spadek wartości tej spółki – powiedział, mówiąc o TVP Info. – Za te szkody odpowiada z jednej strony Skarb Państwa, ale z drugiej – również osoby, które dopuszczały się tych działań. Jeżeli zaczęto by je rozliczać, to nikt się nie wypłaci. Dlatego jedynym dla nich ratunkiem […] będzie utrzymywanie się przy władzy– wskazał.

Według mec. Jerzego Kwaśniewskiego Tusk działa tak ostro, bo wie, że w ten sposób zmusza obecną opozycję do wyboru pomiędzy dwiema drogami: albo potulność, albo wyjście na ulice i próba siłowego przejęcia władzy.

Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że wymusza wybór pomiędzy tymi dwiema ścieżkami. Jeżeli zaczyna pakować do więzień posłów PiS, wbrew prawu, jeżeli podważa legitymizację Sejmu, bo Sejm pozbawiony wbrew prawu dwóch posłów nie może przegłosować budżetu to doprowadza do tak daleko idącego kryzysu konstytucyjnego, że albo wszyscy przymkną oczy, albo […] doprowadzi do przesilenia siłowego, ale wówczas sytuacja będzie nieobliczalna – powiedział.

Jak wyjaśnił, rozwiązaniem tej sytuacji byłaby współpraca PO z PiS dająca większość konstytucyjną, ale żadna ze stron nie chce takiej współpracy nawiązywać. Pewną ewentualnością jest też skrócenie kadencji Sejmu i Senatu ze względu na nieuchwalenie budżetu, co mógłby zrobić Prezydent w związku z formalnym zarzutem dotyczącym braku dwóch posłów. Jednak według prezesa Ordo Iuris to doprowadziłoby wyłącznie do eskalacji. – Tutaj nie ma konstytucyjnie rozstrzygających kroków – powiedział.

Zdaniem mec. Jerzego Kwaśniewskiego na to, co dzieje się w Polsce, z dużą sympatią patrzą tacy ludzie jak Guy Verhofstadt, zainteresowani „złamaniem” państw narodowych i szybką centralizacją Unii Europejskiej. – Mogą myśleć z dużą nadzieją: im gorzej w Polsce, im większy chaos, im mniejsze zaufanie do instytucji państwa Polskiego, tym większa szansa, że Polacy w końcu podpiszą się w referendum pod traktatem rozbiorowym, stwierdzając: niechże mocarstwa ościenne zaprowadzą spokojność w ojczyźnie naszej.

Źródło: PCh24 TV Pach

Tusk, czyli egzamin na granice zawierzenia

Tusk, czyli egzamin na granice zawierzenia

7 stycznia, wpis nr 1242 dziennikzarazy.pl/7-01-tusk-czyli-egzamin-na-granice-zawierzenia

Wersja audio

Ekipa Tuska nie daje się nudzić. Ci, co narzekali, że się ślamazarzą (a byli tacy, nawet wśród wiernych i cierpliwych) mają chyba dość wrażeń. Tylko ultrasi wciąż popędzają, że za mało, ale im to nigdy nie dogodzisz. Dziś będę chciał porozważać jak się w elektoracie Tusków będzie układało przyzwolenie do ewolucji własnych poglądów, bo coś mi się widzi, że w tej dynamice „zdarzeń” stopień i podgrupy poparcia dla Tuska będą się zmieniać i to dość szybko.

W ogóle jest tak, że przeciwnicy centrozlewu uważają, że wszystko się mu tam posypie. Jest w tym więcej kibicowania na pohybel niż realnych kalkulacji. Wiadomo – życzą im jak najgorzej, zwłaszcza, że tuski specjalnie eskalują swym chamstwem. Po pierwsze mogą, po drugie chcą, prowokując PiS, pokazać jego nadreakcję, po trzecie wreszcie – dostarczają swemu elektoratowi emocjonalnej satysfakcji. To ostatnie jest najważniejsze, bo odsuwa elektorat od grzebania w dowożeniu przedwyborczych obietnic, których jak wiadomo było ze sto, po jednej dziennie. Ale „to nie dobra jest o tym mówić”, a więc mamy igrzyska, bo z chlebem będzie cieniutko.

Wielu po stronie przeciwników nowej ekipy paradoksalnie… kibicuje jej w tych eskalacjach. Niespełnianie obietnic, rażąca hipokryzja, wpadki i „nie mamy Pana płaszcza i co nam Pan zrobisz” ma według przeciwników centrozlewu doprowadzić do szybkiej jego autokompromitacji. Tym szybszej im jazda już nawet poza bandą jest na bezczela. Nie podzielam tej nadziei z kilku powodów. Po pierwsze takie myślenie zakłada przebudzenie się zawiedzionego elektoratu. Ale czemu tak miało by być i w jaki sposób miało by się to objawić? Lud jagodny tak łatwo się nie przebudzi, gdyż – jak pisałem wyżej – merytorykę rozliczeń swych wybrańców jest cwanie zagłuszana tamtamami rozliczeń. I jak by miało wyglądać takie przebudzenie? Co, tuski wyjdą na ulicę przeciwko samym sobie? Kto zwoła marsz miliona (zawiedzionych wtedy) serc? A co, może sondaże im spadną i się Donald zawstydzi, i odda zabawki? Lud wcale nie musi być zawiedziony, jemu dobrze, dopóki doginają kaczorów, zaś jak przyjdzie do rozliczeń nowej władzy, to wszystko i tak da się zrzucić na schedę po nieudolności PiS-u.

Po drugie, takie wishfull thinking zakłada, że się coś z tym zrobi, choćby – jak ja uważam – nie będzie po stronie jagodzian jakiegoś buntu czy oporu. Jak to ma wyglądać w sensie politycznym, hę? Przecież jesteśmy tuż po wyborach, suweren dał głos i następuje czteroletnia flauta, czas na realizację nie tyle wyborczych obietnic, nawet nie programu, ale interesów interesariuszy. Program jest moim zdaniem dwupunktowy: dezintegracja opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem anihilacji partii Kaczyńskiego, z nim osobiście. Drugi punkt to szybka i na chama realizacja podstawowych działań wiążących nas z Brukselą, czytaj – z Berlinem. Atom, port kontenerowy, żeglowność Odry, CPK, złoty czy polityka imigracyjna zostaną w tempie ekspresowym złożone na stosie ofiarnym oświetlającym naszą zbiorową szczęśliwość projektu federalizacyjnego Unii. I ma to się odbyć bezpowrotnie, nawet choćby potem przyszło tysiąc pisowców i każdy zjadłby tysiąc tuskowców. I każdy nie wiem jak się natężał, to nie podźwigną – taki to ciężar. Dlatego nie podzielam odłożonego entuzjazmu przeciwników Tuska, liczących na przegięcie przezeń pały i szansę przełożenia wajchy. Do tej pory – moim zdaniem – zostaną poczynione nieodwołalne kroki. Coś jak z szaleństwem zagwożdżenia kopalń przez PiS – to se ne vrati, towarzysze.

No dobrze, bez wieszczeń, bo tego pełno na przełomie roku. Miało być o elektoracie tusków i jego możliwych przesunięciach w przyszłości. Po pierwsze – podzielmy toto na podgrupy. Pierwsi i być może najważniejsi, to elektorat estetyczno-impulsowy. To on, ten frekwencyjny ruch dał władzę nowej koalicji. Chcieli odsunąć obciachowy PiS od władzy, bez większych rachub na wcale nie uboczne konsekwencje swego aktu wyborczego. Ci nie za bardzo kalkulowali jak widać, a więc ciężko im będzie tłumaczyć, że ich wybrańcy czegoś nie dowieźli. Dowieźli, bo wykopali PiS i już po sprawie. Teraz można zająć się już beką, z resztą będzie jak będzie. Mamy też grupę jądrowców, czyli zaprawionych w bojach antypisowców. Ci, moim zdaniem, będą się dzielić wyraźniej na dwie podgrupy. Jednych, którzy jednak będą rozliczać PO, z mniejszą lub większą ostrożnością, by krytyką nie zaszkodzić formacji, bo na to tylko czyha ten straszny PiS. Ten proces będzie kontrolowany i zarządzany przez drugą grupę – ultrasów. Ci będą stali na straży odstępstw, sygnalizowali wszelkie przekroczenia taktyki, żeby mówić o Tusku jak o zmarłym, czyli dobrze, albo w ogóle. Tylko ta grupa będzie miała przystawiony do ust mikrofon, bo jak widać już teraz, medialna taktyka „żadnych odstępstw, czyli wątpliwości” stała się obowiązująca. Pytanie tylko: na jak długo?

Doświadczenia każe przypuszczać, że na długo i będzie się to odbywać w dawkach narastających. To znaczy, że będzie (tak, tak…) jeszcze bardziej eskalować. Gdy rzeczywistość będzie skrzeczeć w pętlach sprzeczności pomiędzy realem a medialem, to media będą podkręcać wymagania wobec zwartości swych szeregów. Będzie tylko ostrzej. Paradoksalnie skończy się jak z PiS-em, który też nadawał już tylko do swego elektoratu, mając w poważaniu potencjał wahających się. Tak samo postąpią tuski – żadnych sentymentów, bo po co? Jak pisałem – przez cztery lata można tak nabroić, że będzie to już nie do odkręcenia, zaś sondaże staną się nieważne po tym, jak odbędą się wybory samorządowe i do europarlamentu. Wtedy opadną już wszystkie maski, zaś to co widzimy dziś, oceniając to jako rympał rządzących, to będzie pikuś w stosunku do tego co zrobią, jak już nie będą musieli niczego udawać. Wtedy zacznie się okres surowości, bo teraz to są pieszczoty, za którymi jeszcze zatęsknią i to nie tylko zwolennicy PiS-u.

I tu docieramy do ściany psychologii społecznej, za którą coś jest ale nikt nie wie co. Co bowiem się będzie działo w umysłach zawierzonych nowym rządzącym, kiedy ci w sposób wyraźny nie dowiozą nie tyle obietnic, co wyobrażonych nadziei? Są dwa wyjścia – internalizowanie albo sprzeciw. Internalizowanie jest procesem politycznym trwającym już ponad trzydzieści lat. Tyle bowiem trwa uporczywe wpieranie ludowi polskiemu dogmatów III RP, które – fałszywie, mim zdaniem – lud bierze już za swoje. Nawet jak się z nimi nie zgadza, to one określają wdrukowaną mapę mentalną ludu, tę konstrukcję pseudomyśli i łże-wartości, wokół których to wszystko się kręci. Mimo, że to konstrukcja pozorna, wcale nie opisująca naszych rzeczywistych priorytetów. Tak nas ulepiły media. Ale dochodzimy przy tej ścianie do momentu, w którym obiekt poddany manipulacji musi podjąć decyzję, jeśli w ogóle jest świadom swej sytuacji. Oczywiście nie każdy ma taką zdolność, ale załóżmy, że niektórzy tak będą mieli. I wtedy dochodzimy do momentu, który na skalę społeczną ćwiczyliśmy za kowida. Wtedy wielu uwierzyło w (eskalowane) strach i podsuwane solucje. I jak się okazało, że to wszystko blaga, każdy z nich musiał (jeśli blagę skonstatował) podjąć decyzję: czy ciągnąć to dalej, samookłamując się, czy powiedzieć samemu sobie, że dał się nabrać. I wcale z tego nie wyciągać żadnych konsekwencji politycznych – jak widać po wyborach, nie tylko w Polsce, na zasadzie tego mechanizmu nikt politycznie nie beknął za kowidowe szaleństwa władz. Po prostu psychiczni wspólnicy szaleństwa władz sami się czuli winni tego stanu, a więc większość przyjęła aksjomaty kowidowe za… swoje własne przemyślenia i decyzje, choć te były stymulowane umiejętnie przez lata i miały swe źródła wszędzie, tylko nie w wolnej woli podmiotu.

To samo pytanie jest i będzie aktualne wobec elektoratu świeżych zwycięzców. Czy będą się samookłamywać, że tak miało być, choćby i byli codziennie zaskakiwanie skalą i kierunkiem zmian politycznych? Czy będą je uznawali za swoje, czy choćby za to, że im tam, rządzącym „widnieje”, czyli wiedzą „tam wyżej” coś, czego my nie wiemy, że tak robią? No dobrze, przyjmijmy, że ich odrzuci, ale znowu – każdego z osobna, na różne tematy, w więc w różnych momentach. Co politycznie można zrobić w taki przypadku? Niewiele. Pamiętajmy, że takim refleksjom będzie towarzyszył eskalujący świat równoległego rewanżyzmu, takie dylematy będą niczym w porównaniu ze spektaklem wyprowadzania prezesa NPB przez „silnych ludzi”, czy delegalizowaniem uchwałami prezydenta RP. Po drugiej stronie będzie przecież ziała straszna wizja powrotu PiS-u, który już przedstawia siebie jako jedyną alternatywę tego strasznego Tuska, zaś każdego, który w to wątpi postponuje jako zdrajcę, tak samo jak u tusków. Mamy więc jeszcze bardziej zagęszczony beton dwójpolówki plemiennej, coś, co się nawet niedawno wydawało już niemożliwe, że można jeszcze ten stan wojny polsko-polskiej pogłębić.

Bo może nadzieja jest jednak w elektoracie pozaplemiennym, którego może być o wiele więcej niż nam się wydaje, sądząc po wynikach wyborów. Ja tam widzę ten potencjał, wystarczy tylko od tych plemiennych twardych ultrasów odjąć głosy tych głosujących za „mniejszym złem”, tej zmory polskiej polityki. Wedle moich wyliczeń jest to większość głosujących, niezadowolonych ze swych decyzji wyborczych już w momencie ich podejmowania, złapanych w pułapkę bezalternatywności manichejskiego sporu Polaków, który po odarciu tego z pustosłowia górnolotnych zaśpiewów plemiennych staje się tylko brutalną walką gangów politycznych o to, który z nich będzie eksploatował lud tubylczy.    

Nie widzę jednak wyjścia z tej sytuacji. Losy nasze są znowu poza nami. Uratuje nas chyba już tylko zamieszanie wśród wielkich tego świata, które może nam dać szansę po odpuszczeniu wielkich interesów realizowanych obcymi rękami w Polsce. Albo – jak to też drzewiej bywało – ta sama sytuacja wśród wielkich tego świata może spowodować, że to my pójdziemy pierwsi na przemiał, może nie w obozach zagłady, ale rozpuścimy się w tyglu europejskości grzanym na ogniu niemieckich ambicji przewodzenia Europie. Znowu projekt pt. „Polska” wydaje się nie udawać, co światu jest obojętne, zwłaszcza, że sami dostarczyliśmy mu dowodów, że radzimy sobie jakoś z walką o własną niepodległość, ale sami nie potrafimy jej utrzymać. Jedyna różnica może więc polegać na tym, że taka historyczna konstatacja zawsze oznaczała u nas ofiary z krwi, zaś teraz oddamy nie tyle życie, ale duszę. Ciekawe tylko czy zacznie się wtedy znowu mozolne odbudowywanie tkanki narodowej, analiza przyczyn i źródeł klęski, które jak widać wiele nie dały? Inaczej nie powtarzalibyśmy tych lekcji, a taka powtórka się właśnie szykuje. Ciekawe więc czy wrócimy się znowu klasę niżej, czy w ogóle projekt pt. „Polska” zostanie odwołany.  

Wystąpił Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

W sejmie: „Kwik świń odrywanych od koryta, a Tusk w Brukseli sprzedaje połacie Polski”.

„Kwik świń odrywanych od koryta, a Tusk w Brukseli sprzedaje połacie Polski”. Marszałek oburzona słowami Berkowicza [VIDEO]

22.12.2023 kwik-swin-odrywanych-od-koryta-a-tusk-w-brukseli-sprzedaje-polacie-polski

Konrad Berkowicz o TVP.
Konrad Berkowicz w Sejmie o TVP. / Fot. screen

Konrad Berkowicz z mównicy sejmowej zwrócił uwagę, że podczas gdy w Polsce „słychać kwik świń odrywanych od rządowego koryta”, nawiązał tym samym do awantury o media reżimowe, to w tym czasie Donald Tusk „w Brukseli właśnie sprzedaje kolejne połacie Polski”. Te słowa nie spodobały się prowadzącej obrady marszałek Monice Wielichowskiej.

Całkiem miło słychać kwik świń odrywanych od rządowego koryta, ale już w oddali słyszę też pomlaskiwania tych nowych, co się do niego pchają. Co więcej, w Polsce mamy sytuację, gdzie dwa obozy walczą o to, kto będzie dzierżył narzędzie do rządowej propagandy, a tymczasem Donald Tusk w Brukseli właśnie sprzedaje kolejne połacie Polski – rozpoczął wystąpienie Berkowicz.

Sprzedaje, bo właśnie zgodził się na trzy nowe, unijne podatki, a mógł jednoosobowo to zablokować, miał prawo weta. I sprzedaje, bo przyklasnął pakietowi migracyjnemu, który został właśnie przyjęty i który zobowiązuje nas do przyjęcia nielegalnych imigrantów, którzy wdarli się do innych państw, albo zapłacenie ogromnych pieniędzy – kontynuował poseł Konfederacji.

I to jest kontynuacja waszej polityki, bo premier Morawiecki kłamał w czasie kampanii, że 6 października to zawetował. Nie mógł tego zrobić, bo to był nieformalny szczyt. Kłamaliście i teraz macie kontynuację – zakończył wystąpienie Berkowicz, choć szybko na mównicę wrócił.

Wrócił, bo pewne „uwagi” co do jego wystąpienia miała prowadząca obrady wicemarszałek Monika Wielichowska. – Następnym razem chciałabym pana prosić, aby pan miarkował słowa na tej sali. Myślę, że pana wyborczynie i wyborcy nie są zadowolone z używania takiego języka w Wysokiej Izbie – powiedziała.

Berkowicz nie pozostał obojętny. – Bardzo bym prosił nie cenzurować i nie wypowiadać się za moich wyborców, którzy państwa nie podpierają – odpowiedział.

Wielichowska stwierdziła, że to nie była cenzura całej wypowiedzi. – Ja cenzuruję słowa, które nie powinny być wypowiadane w tej izbie – kontynuowała.

Berkowicz poprosił o listę zakazanych słów. Wielichowska ich nie podała i poleciła odsłuchać Berkowiczowi własne wystąpienie.

Gruba czerwona linia

Izabela Brodacka, 14 sierpnia

Zmarły niedawno „historyk idei” profesor Marcin Król wielokrotnie nawoływał do siłowego obalenia rządów PiS. Nie pamiętam dokładnie jego sformułowań lecz były wielokrotnie cytowane w mediach. Dziwne, że pan profesor nie rozumiał, że przekroczył w ten sposób pewną nieprzekraczalną granicę, cienką czerwoną linię. Nawoływanie do zamachu stanu w demokratycznym państwie „to gorzej niż zbrodnia -to błąd”. (Tak  podobno skomentował Charles Maurice de Talleyrand egzekucję Ludwika Antoniego de Bourbon-Condé, znanego jako książę d’Enghien). 

Marcin Król wypowiadał jednak te naprawdę nie przystojące profesorowi słowa z profesorskim wdziękiem.

Donald Tusk idzie w jego ślady zupełnie bez wdzięku. Przekracza już nie cienką czerwoną lecz grubą czerwoną linię a właściwie morze czerwone głupoty. Obiecuje na przykład wyprowadzenie Glapińskiego z NBP bez żadnej ustawy. Jak się wyraził jego kumpel Siemoniak: „ przyjdą silni panowie i go wyprowadzą”.Nawoływanie do siłowego usunięcia urzędnika kadencyjnego to łamanie porządku konstytucyjnego, nawoływanie do zamachu stanu, wreszcie są to groźby karalne. Poza tym podobne zapowiedzi jak twierdzi Jacek Saryusz –Wolski mogą zachwiać polską walutą. Dlatego NBP złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przez Tuska przestępstwa. Wątpię czy pan Glapiński zechce wdawać się w prywatną sprawę sądową z Tuskiem. Ten ostatni jako notoryczny kłamca nie ma po prostu zdolności pojedynkowej.

Można by napisać czarną księgę kłamstw Tuska. Kłamał twierdząc, że prezydent Duda zamawiał ekspertyzy dotyczące legalności wyboru Glapińskiego na prezesa NBP. Kłamał przypisując ekspertom Rzeczpospolitej prognozę ceny chleba w Polsce na poziomie 30 złotych, której to prognozy Rzeczpospolita nie zamieściła. 

Tusk wielokrotnie strzelał sobie w stopę opowiadając się po stronie komuny, z którą podobno walczył i przeciwko której spiskował w spółdzielni robót wysokościowych „ Świetlik” przemianowanej potem na „ Gdańsk” będącej kuźnią gdańskich „liberałów”. Swoje prawdziwe sympatie ujawnił  powołując się na ekspertyzy, które sporządził prawnik Stanisław Hoc. Stanisław Hoc jest opisany w biuletynie IPN dotyczącym funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL (https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/40188) . Habilitację robił w ZSRR. Nic więcej chyba nie trzeba dodawać. Pamiętamy również  jak po katastrofie smoleńskiej Tusk wymieniał uściski z Putinem i jak nad trumnami ofiar przybijali sobie radośnie piąstki. Tego Tusk nie zdoła się wyprzeć, tych zdjęć nie uda się usunąć z przestrzeni publicznej pomimo obecnej zdecydowanej zmiany zwrotu politycznego wektora. 

Donald Tusk popiera postulaty aborcjonistek. Z jedną z nich, wulgarną Lempart, pokazywał się w Brukseli w maseczce ze znakiem pioruna na twarzy. Jednocześnie powołując się na swój katolicyzm nakłania do nie głosowania na PiS, a kiedy trzeba było kokietować katolików wziął nawet po wielu latach  ślub kościelny ze swoją połowicą.

W czasie rządów PO Tusk przeprowadził przedłużenie wieku emerytalnego. Twierdził, że skrócenie wieku emerytalnego zrujnuje polską gospodarkę. Teraz propaguje czterodniowy tydzień pracy. Ale sklepy jego zdaniem powinny być koniecznie otwarte w niedzielę bo inaczej zbankrutują.  Zatem powinny być na przykład otwarte we wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę, a zamknięte w poniedziałek, środę i piątek. W niektórych państwach  czterodniowy tydzień pracy oznacza wolny weekend  od piątku, lub pracę w piątek tylko do 12 aby ludzie mogli  na dłużej wyjechać.  Odpoczynek w niedzielę nie jest koniecznie wiązany z nakazami religijnymi. Czterodniowy tydzień pracy to forma walki z bezrobociem ( pracą należy się dzielić) a jest to swoją drogą oryginalny pomysł Putina. 

Ustami ministra finansów rząd Tuska mówił  „piniendzy ni ma i ni będzie”. Miało ich zabraknąć na wszelkie programy społeczne. Teraz Tusk chce bronić „550+” i to  przed kim? Przed twórcami tego programu?. „Tylko odpowiedzialna władza, tylko tacy ludzie jak my są w stanie uratować 500 Plus”- powiedział  w Szczecinie. Twierdzi poza tym, że program „500+” wymyśliła Ewa Kopacz (ale chyba zapomniała o tym komukolwiek powiedzieć). „500+” to zresztą zdaniem Tuska za mało, obiecuje o wiele więcej. Startował jako liberał i zwolennik wolnego rynku. Teraz jawi się socjalistą licytującym się z innymi ugrupowaniami  wyborczymi obietnicami.

Nasuwa się pytanie dlaczego Tusk tak postępuje, dlaczego nikt mu nie uświadomi, że się ośmiesza? Jak twierdzi  Jacek Saryusz Wolski w saloniku politycznym „Republiki” wynika to z bezradności intelektualnej Tuska. Nie ma po prostu nic do zaoferowania wyborcom, bo jego jedynym programem jest odsunięcie PiS od władzy. PO w zaiste stachanowskim czynie zapowiada odbycie w ciągu roku dzielącego nas od wyborów dwudziestu tysięcy spotkań. I podczas tych tysięcy spotkań zamiast przedstawić program wyborczy będzie manifestować swoją jałową nienawiść do PiS a przede wszystkim do prezesa Kaczyńskiego.

Szkoda czasu na dalsze wyliczanie wszystkich niekonsekwencji, kłamstw i wpadek Tuska. Tusk jest po prostu  jak chorągiewka na wietrze albo lepiej jak mały zardzewiały kogucik na wieży wiejskiego kościółka.

 Ursula Gertrud von der Leyen grzecznościowo wróżyła Tuskowi funkcję premiera ale nikt w Brukseli i chyba on sam już w to nie wierzy. Największym osiągnięciem rządów Tuska była ciepła woda w kranie więc dowcipni internauci proponują żeby wrócił do Niemiec jako ekspert od ciepłej wody, której Niemcom bez niego wkrótce zabraknie. Odwołanie Tuska ze stanowiska przewodniczącego partii EPL przed upływem kadencji (co się do tej pory w historii tej partii nigdy nie zdarzyło) świadczy o tym, że w Brukseli też jest postrzegany jako polityk niepoważny i zużyty, którego pozostawienie na stanowisku przynosiłoby  więcej szkody niż pożytku. Niewątpliwie szeregi PO dojdą do tego samego wniosku. Jeżeli ta formacja ma przetrwać musi pozbyć się swego najbardziej kompromitującego członka. Tusk jak pamiętamy był jednym z założycieli PO.

Teraz ją zatapia.

Strzeż się ciąży Szymon krąży.

Izabela Brodacka

Szymon Hołownia krąży po kraju. Podczas spotkania z wyborcami zadeklarował: „to zupełnie nowy ruch, pragnę zrobić porządek w Polsce”. Krąży nie tylko  Hołownia, krąży również Tusk i podobno wyciągnięto z mieszka nawet Janusza Palikota wyspecjalizowanego w ruchach. W październiku 2010 roku Palikot zarejestrował stowarzyszenie „ Ruch Poparcia Palikota” które po czterech dniach ewoluowało  w partię ‘Ruch Palikota” a w 2013 w „  Twój Ruch”.

Żaden z tych ruchliwych i wybitnych we własnych oczach polityków nie został jednak- to chyba oczywiste -zaproszony przez prezydenta Dudę na ostatnie, bardzo ważne spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dziwne, że nie zrozumieli oni dotąd swojej roli i swego prawdziwego znaczenia. Są po prostu kukiełkami odgrywającymi wyznaczony im spektakl,  które wyciąga się z worka  i uruchamia pociągając za odpowiednie sznurki. Parafrazując Jana Kochanowskiego można powiedzieć „ Naśmiawszy się im i ich porządkom wetkną ich w mieszek jak to czynią łątkom”.

Tusk nigdy nie był politykiem wiarygodnym, nie bez przyczyny przedstawiany był w internetowych żartach jako kłamczuszek, Pinokio z  długim nosem. Teraz stał  się politykiem zupełnie niepoważnym, rodzajem internetowego trolla. Tusk zażądał na przykład żeby premier Morawiecki zrezygnował ze spotkania europejskich partii prawicowych w Madrycie bo są one rzekomo antyrosyjskie. Nie bez przyczyny jak widać rosyjska prasa nazywała kiedyś Tuska „ naszym człowiekiem w Polsce”. Premier Morawiecki zaproponował w retorsji żeby Tusk zrezygnował z członkostwa w Europejskiej Partii Ludowej albo żeby członkowie tej partii wystąpili przeciwko rurociągowi zagrażającemu bezpieczeństwu energetycznemu Europy. To raczej tyko żart, nie ma przecież wątpliwości, że to nie Tusk nadaje Europie ton, a wręcz przeciwnie jak każda kukiełka tańczy na swoim sznurku tak  jak mu zagrają.

O  wiarygodności Hołowni Płaczliwego szkoda nawet gadać. Programy ich  wszystkich sprowadzają się do sypania piasku w tryby obecnej władzy, a ruchliwość ogranicza do zaśmiecania Internetu obelżywymi wpisami na poziomie intelektualnym nadąsanej nastolatki. Nie ma się co dziwić – burak wydziela sok z buraka. Każdy z nich twierdzi, że był podsłuchiwany, inwigilowany i nagrywany i że jak pisze Norwid:  „ogromne wojska, bitne generały, policje – tajne, widne i dwu-płciowe” pojednały się przeciwko nim. Cała afera z Pegazusem służy podtrzymywaniu ich dobrego samopoczucia. To znane zjawisko, aktorka która kończy karierę często wymyśla afery mające podtrzymać zainteresowanie jej osobą. Pewien mój znajomy o wysokim stopniu samoświadomości twierdził, że tak upokorzył go fakt, że nie został internowany po wprowadzeniu przez Jaruzelskiego stanu wojennego, że wdał się w ostrą działalność konspiracyjną i wreszcie osiągnął sukces, posadzili go do więzienia. Jak sam żartobliwie twierdził nie mógł się pogodzić z faktem, że jest mierzwą historii. Był dobrym naukowcem i tak naprawdę szkoda było dziesięciu lat, które wpakował w drukowanie ulotek. Nigdy potem nie wrócił do czynnej nauki.

Festiwal Solidarności dopuścił do głosu wiele miernot intelektualnych, o przerośniętych ambicjach. Jeżeli elektryk, kierowca ciężarówki albo chłop małorolny staje się postacią znaczącą, guru opozycji to po stabilizacji stosunków trudno mu pogodzić się ze swoim niewielkim praktycznie znaczeniem w społeczeństwie. Każdy z nich roi, że poderwie społeczeństwo do masowych protestów, do obalenia demokratycznie wybranej przecież władzy. Ich jedynym programem jest rewolucja permanentna, niszczenie istniejących struktur, uliczne zamieszki. Nie mają do zaoferowania żadnego programu, nie rozumieją współczesnego świata, są gotowi współpracować z wrogami kraju, a jedyna rzecz na którą mogą liczyć to zmęczenie społeczeństwa pandemią, albo po prostu zużycie się obecnej władzy. No i na poparcie wrogów Polski.

Czyż nie były skandaliczne miłosne apele Radka Sikorskiego, Donalda Tuska, oraz Adama Bodnara do Niemców wygłaszane w dodatku po niemiecku. Czy słowa byłego Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara, w których (posiłkując się cytatem z „Małego Księcia”) porównał Polskę do dzikiego zwierzęcia, a Niemcy – do mentora, który musi być odpowiedzialny za to, co oswoił, zostały zmanipulowane lub wyjęte z kontekstu? Chciałoby się wierzyć, że tak właśnie było, jednak pełna treść wystąpienia, niestety, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Adam Bodnar uważa rodaków za dzikusów ucywilizowanych przez Niemców i prosi aby Niemcy nie opuścili go w potrzebie. Podobnie o bratnią pomoc Związku Radzieckiego prosili kiedyś komunistyczni przywódcy. Bez opieki i interwencji bratnich partii komunistycznych nie utrzymaliby władzy w kraju. Byli zbyt głupi i zadufani w sobie. Doprowadzili kraj do klęski ekonomicznej. PO w czasie swej długiej władzy też szkodziło krajowi. Ogromne zadłużenie, sprzedanie za grosze kolejki Na Kasprowy Wierch, likwidacja polskich stoczni. Tę listę można ciągnąc w nieskończoność.

I ci zgrani politycy naprawdę wierzą, że porwą społeczeństwo swoimi kompromitującymi wystąpieniami? Że zaszczyt przynosi im  wsparcie ulicznych wulgarnych awanturnic? faktem jest, że scena polityczna w Polsce jest zabetonowana. Ci sami ludzie pojawiają się w kolejnych konfiguracjach. Nie ma żadnego nowego charyzmatycznego przywódcy. Ci starzy zmieniają ugrupowania i poglądy jak rękawiczki. „Antysystemowy” Kukiz usiłuje ugrać swoje przyklejając się do kolejnych partii systemowych. Całkowicie zarzucił koncepcję JOW. która wprowadziła go do polityki.

Oczywiście każdy ma prawo zmienić poglądy ale te poglądy trzeba przedtem posiadać. Totalna opozycja zachowuje się jak mały Jaś, który protestuje przeciwko szkolnej opresji psując powietrze w klasie, bo tylko na to intelektualnie i   mentalnie  go stać. Skompromitowani  politycy jak stara kurtyzana sądzą, że kogoś jeszcze przyciągną ich zużyte wdzięki. Krążą po kraju jak Lokis -tajemniczy niedźwiedź z horroru Janusza Majewskiego przed  którym przestrzegano lud Żmudzi.