Sny premiera

Sny premiera

Daniel Tokar 03/08/2025 https://strajk.eu/sny-premiera/

„Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem. Ale nigdy po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci.”

Te zdania mogły napisać tylko dwa rodzaje ludzi. Albo mentalnie nieprzystający do średniej, za to odnajdujący się w najniższych czeluściach skali, albo noszący obłudę jak płaszcz na co dzień.

Niestety, nie mogę tego określić dosadniej, bo dałem słowo. A ja słowa dotrzymuję, w przeciwieństwie do osobnika, który doszedł do władzy obiecując sto konkretów w sto dni.

Polska była, jest i będzie po stronie Izraela, ale nie po stronie jego polityków, którzy nakazują zabijać kobiety i dzieci. Wynika z tego po pierwsze, że pan Tusk nie ma niczego przeciwko zabijaniu nastolatków, mężczyzn i starców. Najwidoczniej uważa on, że ci są terrorystami z urzędu. W przeciwieństwie do dzieci i kobiet, które nie są terrorystami jeszcze. Dzieci są terrorystami in spe, wszak rosną. Sumienie Tuska nie pozwala na ich zabijanie teraz, ale w przyszłości jak najbardziej. Co do kobiet to nie był on logiczny w swoim widzeniu świata. Kobiety przecież rodzą dzieci, które dorastają i w myśl wywodu premiera stają się terrorystami. Zasadne byłoby więc wyeliminować przyczynę, czyli matki, żeby nie doszło do skutku.

To jest jedna sprawa. Druga jest taka, że Tusk, podobno historyk z wykształcenia, uważa, że winne nie jest państwo Izrael, a politycy, którzy rządząc krajem kierują aparat państwa w postaci sił zbrojnych do fizycznej eliminacji Palestyńczyków.

To jest ten moment, żeby żyjący jeszcze nauczyciele Tuska albo zwrócili pensje, albo poprawili mu oceny na świadectwie. Z historii pała.

Nie, to nie jest wina tylko Bibiego Netanyahu, który przecież w polityce nie znalazł się dwa lata temu, a jak on odejdzie, to Izrael stanie się barankiem pokoju. Eliminacja narodu palestyńskiego to systemowe działanie Izraela, które zaczęło się dziesiątki lat temu. Zaś prawo do tego daje Żydom księga rzekomo podyktowana przez ich boga, który obiecał im Ziemię Obiecaną. Akurat leżącą w Palestynie. Nie przejmują się zapisami prawa międzynarodowego, mówiącego o traktowaniu ludności cywilnej na obszarach objętych działaniami wojennymi, ale zapiskami sprzed kilku tysięcy lat, stworzonymi przez ludzi dla których szczytem techniki była taczka.

Zresztą to nie jest wojna. Z uwagi na przewagę militarną, technologiczną, ekonomiczną to jest strzelanie do kaczek. Te kaczki mają się wynieść precz, gdzie to ich sprawa, albo zginąć.

W swojej wypowiedzi Tusk za „islamski terroryzm” ma zapewne odpowiedzieć Hamas. Ale Hamas nie jest organizacją terrorystyczną. To organizacja narodowo-wyzwoleńcza, która o swoje cele walczy przy użyciu takich środków jakie posiada. A celem jest odzyskanie Palestyny dla Palestyńczyków. To IDF stosuje terrorystyczne metody głodząc oblężonych, zakazując pomocy humanitarnej, wreszcie ostrzeliwując ludzi, którzy pojawiają się w punktach pomocy, gdzie chcą uzyskać żywność. Ludzie w Gazie umierają z głodu. Umierają niemowlęta, dzieci, kobiety, czyli osoby, które według Tuska nie są terrorystami. To nie obchodzi władz Izraela, bo one chcą Palestyny tylko dla siebie. Zresztą nie tylko Palestyny. Działania w Syrii, Iranie pokazują, że apetyt jest nienasycony.

Proces niszczenia palestyńskiego społeczeństwa to nie jest proces kilkuletni. Rozpoczął się on po I Wojnie Światowej, kiedy brytyjskie władze sprawujące wówczas nadzór nad Palestyną zezwoliły na masową migrację Żydów z Europy. Zeew Żabotyński – ojciec duchowy Begina, Szamira, Szarona, Olmerta i Netanjahu już w 1923 roku pisał, że „każda rdzenna populacja na świecie opiera się kolonistom dopóty, dopóki ma jakąkolwiek nadzieję, że uda się jej uniknąć zagrożenia kolonizacją. To właśnie robią Arabowie w Palestynie i przy tym będą się upierać tak długo, jak długo pozostanie choćby cień nadziei, że zdołają zapobiec przekształceniu „Palestyny” w „Ziemię Izraela””.

Jaśniej się chyba nie da. Kolonizować, łamać opór, aż pozostali przy życiu przyjmą swój los. Tych, którzy nie przyjmą – eliminować. I to właśnie dzieje się od lat. Do roku 1939 syjoniści zdominowali Palestyńczyków w Palestynie. W kolejnych latach tłamsili ich opór zbrojnie, zmuszając do emigracji, wsadzając do więzień. Rok 1948, rok 1967, inwazja na Liban w 1982 roku celem zniszczenia OWP. I tak do dzisiaj. To nie są dane utajnione, wręcz przeciwnie.

Wydawałoby się, że poważny polityk powinien najpierw zapoznać się z faktami zanim wypowie publicznie swoje zdanie. Donald Tusk nie jest poważnym politykiem. Ten człowiek uznał za wiarygodnego świadka pana Murańskiego.

Kończąc chciałbym wbić jeszcze jeden nóż prawdy w plecy premiera. Jeżeli Polska nie jest po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci, to dlaczego po latach ustanowiliśmy ambasadora w Izraelu? I dlaczego zakupiliśmy od tego państwa systemy radarowe? To pierwsze świadczy, że Polska uznaje rządzących obecnie Izraelem za polityków, z którymi warto i należy utrzymywać kontakty. To drugie, że śmierć matek i dzieci mamy tam, gdzie mogą pana majstra pocałować w odbyt, bo finansujemy ludobójstwo mające miejsce w Palestynie.

Życzę panu premierowi, żeby co noc śniły mu się nie tylko kobiety i dzieci, ale wszyscy niewinni ludzie ginący w Strefie Gazy.

List otwarty do Donalda Tuska: „Nie byłoby Hamasu, gdyby nie Izrael”

List otwarty do Donalda Tuska: „Nie byłoby Hamasu, gdyby nie Izrael”

Agnieszka Piwar 2025-08-04 https://piwar.info/list-otwarty-do-donalda-tuska-nie-byloby-hamasu-gdyby-nie-izrael/

Panie Premierze,

Zwracam się do Pana o opamiętanie i powstrzymanie się od wyrażania opinii, które bardzo szkodzą wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej.

3 sierpnia na platformie X napisał Pan:
«Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem, ale nigdy po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci. To musi być oczywiste dla narodów, które przeszły wspólnie przez piekło II wojny światowej.»

Otóż, gdyby wsłuchiwał się Pan w głos Narodu Polskiego – o co Pana nie podejrzewam – to wiedziałby Pan, że Polska (czyli kraj, który zamieszkują w większości właśnie Polacy) zdecydowanie nie jest po stronie Izraela.

Wytłumaczę coś Panu najbardziej łopatologicznie, jak się da. Izrael od kilkudziesięciu lat brutalnie okupuje Palestynę (podobnie jak w czasie II wojny światowej Niemcy okupowali Polskę). Żydowscy założyciele Izraela w 1948 roku ukradli [zrabowali md] ziemię Palestyńczyków, na której rozpoczęli budowę swojego syjonistycznego tworu państwowego. Równolegle rozpoczęła się Nakba, czyli z arabskiego „katastrofa” – to określenie Palestyńczyków na dramat lat 1947–1949, gdy po powstaniu Izraela około 750 tysięcy ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia domów, a setki wiosek zniszczono lub wyludniono. Izrael zajął terytorium znacznie większe, niż przewidywała rezolucja ONZ.

Nakba to wciąż żywa rana. Obecnie miliony palestyńskich uchodźców żyją w diasporze, pozbawione prawa do powrotu.

Tymczasem Palestyńczyków, którzy pozostali na okupowanych przez Izrael ziemiach, pozbawiono podstawowych praw niezbędnych do egzystencji. Wystarczy wspomnieć, że od kilkudziesięciu lat odbiera się im prawo do życia i bezpieczeństwa (zagrożenie ze strony działań militarnych, ataków, ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej), prawo do korzystania z zasobów naturalnych i ziemi (ograniczony dostęp do wody i ziemi rolnej, przymusowe wysiedlenia, rozbudowa żydowskich osiedli), prawo do swobodnego przemieszczania się (liczne blokady, kontrolne punkty, ograniczenia wjazdu i wyjazdu ze Strefy Gazy oraz Zachodniego Brzegu), prawo do samostanowienia i politycznego udziału (ograniczone poprzez trwałą okupację).

Od początku okupacji Izrael stosuje perfidne metody upokarzania i niszczenia Palestyńczyków. Do tych metod należy zaliczyć arbitralne, masowe aresztowania – także dzieci i kobiet. Palestyńczycy cierpią i umierają w więzieniach często bez aktu oskarżenia, jedynie na podstawie „tajnych” dowodów, które – jak wiemy z własnej historii – okupant może sobie wymyślić na poczekaniu.

Szacuje się, że od 1967 roku (po wojnie sześciodniowej) do dziś ponad milion Palestyńczyków było przetrzymanych w izraelskich więzieniach – to ok. 20 % całej palestyńskiej populacji i 40 % męskiej populacji. Żeby trafić do izraelskiego więzienia, wystarczy np. znaleziona u Palestyńczyka gazeta czy płyta z palestyńską muzyką wzywającą do wolności. Niekiedy powodem do aresztowania może być spojrzenie uznane za niestosowne. Czasem wystarczy tylko ton głosu czy silna osobowość, aby zostać zatrzymanym i pozbawionym wolności.

Palestyńscy więźniowie są systematycznie poddawani torturom. Do najczęściej stosowanych metod należą bicie, rażenie prądem, duszenie, długotrwała izolacja, pozbawianie snu oraz trzymanie w ekstremalnym zimnie. Osadzeni w izraelskich więzieniach doświadczają także przemocy na tle seksualnym, w tym zbiorowych gwałtów. Wiele ofiar jest rozbieranych do naga i zmuszanych do upokarzających pozycji.

Dzieci są przetrzymywane w ciemnych celach, zastraszane i brutalnie przesłuchiwane, często bez obecności prawnika lub opiekuna. Te działania stanowią poważne naruszenie prawa międzynarodowego i są uznawane za formę systemowej represji.

Czy w świetle tych faktów uważa Pan za „islamskich terrorystów” prześladowanych przez dziesięciolecia Palestyńczyków, którzy po prostu próbują przetrwać w trudnej rzeczywistości? Ponieważ zabrał Pan głos w reakcji na komentarz Toma Rose’a, kandydata na ambasadora USA w Polsce, do słów Radosława Sikorskiego, szefa MSZ, nietrudno wywnioskować, że za „islamskich terrorystów” uważa Pan Hamas. Dlatego pozwolę sobie wyjaśnić, skąd biorą się takie organizacje.

Hamas to palestyński ruch oporu, który zrodził się w odpowiedzi na izraelską okupację. Izrael wprowadził apartheid – system instytucjonalnej segregacji rasowej, w którym jedna grupa etniczna, narodowa lub rasowa dominuje i dyskryminuje inną, odbierając jej podstawowe prawa obywatelskie, społeczne i polityczne. W tym przypadku mamy do czynienia z żydowskimi osadnikami, którzy prześladują Palestyńczyków.

Nie byłoby Hamasu i jego działań – także tych zbrojnych – gdyby żydowscy osadnicy nie zajęli ziemi Palestyńczyków i nie pozbawili ich wszelkich praw, w tym prawa do życia.

Akcja rodzi reakcję! Oznacza to, że każde działanie wywołuje określone skutki lub odpowiedź. Radzę Panu wbić to sobie do głowy, bo jako szef rządu powinien znać te mechanizmy i czuć przed nimi respekt.

Reasumując: to, co dziś dzieje się w Palestynie, jest wyłącznie winą Izraela – syjonistycznego tworu państwowego, który okupuje cudzą ziemię. Każdy, kto staje po jego stronie, kolaboruje ze złem.

Agnieszka Piwar
polska dziennikarka, autorka książki „Holokaust Palestyńczyków”

Tusku odejdź!

Wielomski: Tusku odejdź!

https://konserwatyzm.pl/wielomski-tusku-odejdz/

Nawet zwolennicy Koalicji Obywatelskiej przyznają, że od powrotu do władzy półtora roku temu „Tuskowi nie idzie” i „nic nie wychodzi”. Coraz głośniej mówi się o wypaleniu premiera, braku pomysłów na cokolwiek, a jednocześnie o jego kurczowej woli trzymania się władzy, której celem jest sama… władza. Gdy w końcu z szeregów własnego zaplecza ktoś wreszcie odważy się rzucić cicho „Tusku odejdź!”, to jest rzeczą prawdopodobną, że zostanie to podchwycone i władza Donalda Tuska zakończy się rewolucją.

Katalizatorem procesów rozkładowych rządu Tuska była druga tura wyborów prezydenckich, gdy popierany przezeń światopoglądowy radykał Rafał Trzaskowski niespodziewanie przegrał z nikomu nieznanym jeszcze pół roku temu Karolem Nawrockim. Tusk, popierająca go część elitki politycznej, media i jego sfanatyzowani wyborcy postawili na te wybory dosłownie wszystko. Przez półtora roku Tusk tłumaczył, że rząd nic nie może zrobić, gdyż Andrzej Duda rzekomo wszystko wetuje, więc rząd jest bezradny. Stąd impet, że gdy tylko Trzaskowski zostanie prezydentem, to nastąpi tąpnięcie. Oczywiście, był to mit, gdyż dopytywani Tusk czy Trzaskowski nie bardzo potrafili powiedzieć co to miały być za mistyczne ustawy, które miały wszystko zmienić. Naciskani, mówili, że chodzi o wykluczenie „neosędziów” – tak jakby dla przeciętnego Kowalskiego miało jakiekolwiek znaczenie wedle jakiej procedury i ustawy został mianowany sędzia w Warszawie lub Poznaniu. Po wyborach dowiedzieliśmy się, że mogło chodzić też o ustawę abolicyjną dla „bodnarowców” za łamanie przez nich prawa w celu odbudowy „praworządności”. Innymi słowy, żadnego projektu istotnych dla Polaków reform nie było, nie ma i, prawdopodobnie, nigdy od tego rządu nie będzie.

Nieważne, że ustaw nie było i nie ma – chodziło o budowanie mitu ekipy Tuska gromiącej „kaczyzm” i idącej od zwycięskich wyborów do zwycięskich wyborów. I nagle nastąpiło zderzenie ze ścianą i przysłowiowe zbieranie zębów z podłogi w sytuacji, gdy nikt nie dopuszczał ewentualności przegranej, choć sondaże i analizy wskazywały, że zwycięstwo Trzaskowskiego wcale nie jest pewne. Proszę zwrócić uwagę na osobliwość tej sytuacji: przed wyborami prezydenckimi rządził Tusk i miał pisowskiego prezydenta i po wyborach rządzi Tusk i ma pisowskiego prezydenta. Nic, ale to kompletnie nic się nie zmieniało w istniejącym układzie sił.

Mimo to nastąpił przełom o charakterze psychologicznym. Tusk przestał iść od zwycięstwa do zwycięstwa. Już przed wyborami prezydenckimi czuć było jego zadyszkę, lecz teraz zobaczyliśmy psychiczne zmiażdżenie. Zmiażdżenie żałosne, zakończone podważaniem wyników wyborów, mecenasem Giertychem opowiadającym o spiskach w lokalach wyborczych zorganizowanych przez „Jaszczura” i „Ludwiczka”. Giertych stał się dla Koalicji Obywatelskiej takim odpowiednikiem Antoniego Macierewicza dla PiS, opowiadającym o wielkim magnesie, którzy miał ściągnąć siłą Tupolewa na brzozę pod Smoleńskiem.

Zaklinanie rzeczywistości hasłem „Trzaskowski musi wygrać”, postawienie wszystkiego na jedną kartę bez przygotowania się na wypadek możliwej wyborczej porażki, kompromitacja w wieczór wyborczy i „dwugodzinna” kadencja Prezydenta Rafała – wszystko to razem spowodowało potężny psychologiczny nokaut. Używając kategorii bokserskich można rzec, że Tusk jest w tej chwili cały czas liczony i nie może ustać po ciężkim ciosie. Jednak nie to jest najgorsze. Prysł mit niezwyciężonego Tuska, prysł mit czego to Tusk nie zrobi, gdy opanuje Pałac Prezydencki. Nic nie zrobi, niczego nie opanuje.

Co gorsza, zarówno wyniki wyborów prezydenckich, jak i kolejne sondaże przynoszą kolejne zapowiedzi przyszłej porażki. Tym razem w wyborach sejmowych za 2,5 roku. Trzecia Droga przestała istnieć, a sondaże nie dają jej szans wejścia do Sejmu ani razem (próg 8%), ani po podziale na PSL i Polskę 2050, efektem czego są dramatyczne próby Szymona Hołowni a to rozmów z Kaczyńskim, a to walki o utrzymanie się w fotelu marszałka sejmu, a to czegokolwiek, aby zupełnie nie zniknąć i nie zejść ze sceny politycznej. Podzielona na „zandbergistów” i „czarzaczystów” lewica także ma szansę zniknąć, co jest skutkiem i słabości ogólnej i podziału na bolszewików i mieńszewików. W międzyczasie Tusk zrobił sobie jeszcze problem na granicy z Niemcami, najpierw wykonując polecenia z Berlina odnośnie „inżynierów” i „doktorów” ciągnących przez Odrę z Niemiec, a potem wysyłając bodnarowców i policję na Ruch Obrony Granic. Jakieś idiotyczne zakazy latania dronów nad granicą i jej fotografowania dopełniają tylko ogólnego obrazu nędzy, rozpaczy i bezradności Donalda Tuska.

Jakie Tusk ma w tej chwili ruchy? O ile nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to widzę w tej chwili tylko dwa. Możliwość pierwsza to trwać i rządzić przez 2,5 roku do końca kadencji. Ale to nie będzie rządzenie. To będzie dryf bez pomysłu, bez inicjatywy politycznej, będąc tarczą strzelniczą do której będą strzelać dosłownie wszyscy, od Zandberga po Bąkiewicza. To będzie 2,5 roku cieszenia się władzą i pieniędzmi w atmosferze powszechnego znęcania się nad upadającym i chylącym się ku otchłani reżimem. Po wyborach nadejdzie czas wielkich rozliczeń, znaczonych wizytami o 6.00 rano i wyprowadzaniem kolejnych oskarżonych. Nikt z tej ekipy tego nie uniknie i nawet mdlenie na zawołanie nie pomoże znanemu Mecenasowi. Najbardziej winni będą musieli emigrować przed uchylaniem kolejnych immunitetów. Formacja Tuska zostanie rozbita i zmiażdżona. Najpierw przez wyborców, potem przez prokuratorów-ziobrystów. Druga opcja to nie czekać, nie patrzeć jak w każdym kolejnym sondażu partie rządzące będą tracić co miesiąc 1% elektoratu, aby „ustabilizować” poparcie na końcowych 15%. Iść na wybory przyśpieszone, przegrać je, oddać władze, ale nie dać opozycji zdobyć większości konstytucyjnej – dopóki jest to jeszcze możliwe. Ale do uchylania immunitetów i wyprowadzania o 6-tej rano nie trzeba większości konstytucyjnej… Tusk ma tylko dwa ruchy: zły i gorszy.

Adam Wielomski

Dylematy Donalda. Porządzie.

Dylematy Donalda

2025 19 lipca, wpis nr 1366    Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Jak już ewokowałem – żadnych sezonów ogórkowych nie będzie. Jest jak z chińskim przysłowiem, a właściwie przekleństwem – „obyś żył w ciekawych czasach”. I kiedy myśleliśmy, że to koniec historii, że za komuny nie było jak się nudzić, to się okazało, że da się to przebić pokowidową „nową normalnością”. I tak jest i teraz – człek myślał, że odetchnie na tych wakacjach po meandrach (m)rocznej codzienności, a tu zamiast laby mamy przyspieszenie.
Hamletowski dylemat Tuska
Zainteresowała mnie i zainspirowała kwestia, która się pojawia coraz częściej w obiegu – czy rząd Tuska dotrwa do końca kadencji? To pytania zadaje wraża opozycja ze swoimi resztówkowymi mediami, ale i pośrednio przecieka ten temat nawet do mediów „gównego nurtu”. To pytanie zakłada dwa warianty intencji zadającego. Jedna to taka czy rząd się utrzyma, a druga to taka – czy rząd będzie się chciał utrzymać?
Zacznijmy od tego drugiego wariantu. Otóż rządy kończą swoje rządy w dwóch wypadkach – kiedy nie mają większości, ale to wtedy jest wymuszone, a więc mówimy tu o pierwszym przypadku. Kiedy zaś sam rząd się podaje do dymisji? Ano wtedy kiedy myśli, że nowe rozdanie co najmniej utrzyma jego zagrożoną pozycję, jeśli nawet jej nie poprawi. Tak zrobił w 2007 roku PiS i się przeliczył.
Czy Tusk ma taką sytuację? Pośrednio ma, ale sondaże nie dają mu szansy nawet na utrzymanie swej pozycji.Jest to – przy kontynuacji swej misji i utracie poparcia – sytuacja wygrania czasu, który się jeszcze ma. Wychodzi na to, że Tuskowi spada i jest to trend utrzymujący się. Będą tylko tracić i za przepisowe dwa lata mogą mieć notowania, ale wtedy już przy urnie, nie w sondażach, o wiele gorsze niż mają teraz. A więc wypadałoby brać co jest. Ale tu pojawiają się kłopoty – no bo jak brać teraz, skoro to pewna porażka? Ale im dalej w las tym będzie gorzej. Wybiera się więc wyjście pośrednie – poczekajmy, zaraz się sytuacja zmieni, innym przestanie iść, Konfederacja też w kampanii 2023 miała naście procent i się udało zbić tę gorączkę w dwa tygodnie.
A więc poczekajmy. Ponapuszcza się koalicjantów jeden na drugiego, zdetonuje kilka parszywych wątków, zrzuci się na PiS co się da i jakoś dojedziemy do mety. A więc – od nowa, po staremu.
Jest to taktyka gnicia, ale można się i podzielić gnijącymi fruktami. W końcu efekty procesów fermentacyjnych mogą uderzyć do słabszych głów. A przez te dwa lata to można się jeszcze popaść i poumieszczać tu i tam, przy publicznym cycku. Problem w tym, że tak gnijący rządzący mając resztki świadomości swojej sytuacji orientują się, że grabią sobie na przyszłość. Taka eksploatacyjna postawa po pierwsze przyśpieszy ich klęskę, tym bardziej w wyborach za dwa lata, bo tyle ma trwać ten proceder, po drugie – zwiększy wymiar kary nałożonej przez przyszłych zwycięzców.
Zbrodnia i kary
Bo przy zmianie władzy kara będzie nieuchronna. Nie bez kozery Tusk zaraz po zwycięstwie uśmiechniętej koalicji powiedział jej działaczom: „jak przegramy wszyscy pójdziecie siedzieć”. Widownia tej smutnej nowiny odczytała dwa sygnały: walczymy o życie, zaś to „WY będziecie siedzieć”, zamiast „MY będziemy siedzieć” było już jawnym znakiem, że Donald się i tak wywinie, zaś towarzystwo – niekoniecznie. Jest to działanie mafijne – przy wejściu do camorry trzeba zabić kogoś, bo wtedy stajesz się nasz, gdyż tylko z nami unikniesz odpowiedzialności, po tym, jak złożyłeś ostateczny dowód niepodważalnej lojalności. Odcinasz tym samy sobie drogę powrotu, a więc możliwość zdrady. Taka postawa prowadzi do ciągłego eskalowania poziomu dowodów lojalności, gdyż zabawa ta wymaga ciągłego dowodzenia, że jesteśmy razem, zaś takie czyny prowadzą nieuchronnie do postępków coraz bardziej przesuwanych w kierunku odpowiedzialności już karnej. Jest więc to narkomański wyścig w samounicestwiającym się wyścigu coraz większych dawek.
Drugi wątek, to kwestia czy Tusk może zostać zmuszony do rezygnacji, czyli czy ktoś odbierze mu większość? Mając powyższe w perspektywie, że im dalej tym gorzej, jego koalicjanci też czują na plecach cień krat. Myślę, że spotkania z Hołownią Kaczyńskiego miały i ten wątek, czyli obietnicy jakiejś formy abolicji. Koalicjanci, a w szczególności  namolnie namawiany do deliktu konstytucyjnego pt. blokujmy zaprzysiężenie prezydenta-elekta Hołownia, nie chcą płacić rachunków za tę hucpę. Nie chcą też płacić rachunków politycznych, gdyż każdy dzień uczestnictwa w tej koalicji obciąża ich na tyle, że nie wiadomo czy w przyszłych wyborach w ogóle dostaną się do Sejmu.
Tak się dzieje już teraz, a co dopiero za dwa lata takiego gnicia?Teraz, kiedy Kaczyński gra również wersją „rządu technicznego”, czyli takiego, który wywróci obecny Sejm i doprowadzi do przyspieszonych wyborów, można jeszcze mówić o jakimś przebaczeniu wobec koalicjantów, zaś po przyspieszonych wyborach, a już tym bardziej tych za dwa lata – nie ma żadnych warunków do handlu przebaczeniem.
Koalicjantom wypada brać co się jeszcze im daje, a daje się raczej niewiele. Raczej właśnie odpuszczenie win, nie zaś jakieś obietnice egzotycznych koalicji w przyszłości, bo co to za pakty z partiami, które mają słabnący elektorat, zaś ich przyszłe koalicje z PiS-em, jako byłych uczestników tuskowej hucpy, stałyby się tylko obciążeniem dla twardego elektoratu partii Kaczyńskiego.
Tak czy siak jest inaczej niż sobie marzył Tusk, który zapowiadał rekonstrukcję rządu wyraźnie mrugając, że dociśnie swych koalicjantów, jakby to oni byli winni Tuskowej porażki. Koalicjanci, ale raczej ci nie z Lewicy, postawili mu się na tyle, że rekonstrukcja utknęła w martwym punkcie. Tusk jest jak mały Trump – obiecał, że ogarnie sytuację na Ukrainie w parę dni, ale mu się zbiesiły jego Putiny i przeciągają sprawę, co osłabia Donalda. W końcu okazało się na kim wisi ta większość. Bez niej nawet nie mogą podmienić marszałka Sejmu, by zrobić hucpę z zaprzysiężeniem Nawrockiego.
Czy PiS chce przyspieszonych wyborów?
Pytanie co by było lepsze dla PiS-u? Gnicie czy przyspieszone wybory? Słyszałem z tamtej strony deklaracje, że każdy dzień istnienia tego rządu to niepowetowane straty i trzeba kończyć z nimi jak najszybciej. Ale moim zdaniem są to tylko narracyjne deklaracje. PiS najbardziej zyska na dwuletnim gniciu uśmiechniętej koalicji. PiS tak, ale Polska nie. Ale licząc na partyjne interesy gnicie dwuletnie załatwiałoby sprawę raz a dobrze. Dziś PO ma jeszcze drugie, mocne miejsce i robienie teraz wyborczego resetu dawałoby jej teraz więcej niż za dwa lata. A PiS-owi marzą się, oj marzą, samodzielne rządy. A na te nie ma jednak szans, gdyż wymagałyby około 47% głosów, co przy dzisiejszym podziale elektoratu wydaje się bajaniem. Ale kto komu zabroni pomarzyć, zwłaszcza, że PiS, jak widać, niewiele zrozumiał z wyborów prezydenckich?
A braki refleksji, lub błędna interpretacja jest wmuszaną łatwizną, która idzie za triumfalizmem zwycięzców – daliśmy radę, wyciągnęliśmy Dudę 2.0 z kapelusza, Kaczyński to geniusz, co miał docenić lud wyborczy. A więc mamy poparcie, żadnych zboczeń z kursu, idziemy dobrze, o Konfie na razie milczymy, a jak dojdzie do kampanii (przyspieszonej czy regularnej), to się będziemy nawalać do krwi, zaś potem, jak nie starczy nam mandatów, to siądziemy do składania większości, tego samego dnia pracując nad tym, by partnerów opiłowywać do roli przystawek. Tak robił PiS zawsze, kiedy w swoich działaniach potrzebował wspólnika – najpierw z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, później z partią Ziobry czy Gowina. Tak, że te dwa lata też mogą być dla PiS-u wyzwaniem. Ale to nie tylko jeden powód do refleksji PiS-u
Elektorat zaciśniętych zębów
Wybory pokazały początek końca pookągłostołowej gry w dupaka. Ludzie już tego nie chcą.
POPiS w wyborach prezydenckich wziął ze 60%, czyli najmniej w III RP. Ten urobek „elektoratu zaciśniętych zębów” jest do zagospodarowania i wyścig po te głosy już się zaczął. O dziwo POPiS tu się najmniej ściga, gdyż zajęty jest albo sobą, albo plemienną nawalanką jego składowych. A ludu (zwłaszcza młodego) już nie interesuje jak jedni na drugich zwalają winę za rzeczy, które tak sobie stoją jak stały, kiedy się oba plemiona o nie kłócą.
To elektorat już zrozumiał, ale POPiS nie bardzo. Kto więc weźmie to dobro, tę nową postawę, zwłaszcza, że sądząc po grupach wiekowych zagarniętych przez antysystem młodych, ten elektorat w liczbie kilkuset tysięcy za dwa lata dostanie już dowody osobiste i weźmie po raz pierwszy do rąk kartkę wyborczą.Na razie propozycję dla nich mają Mentzen z Braunem i… Zandberg. I tu się toczy walka o zagospodarowanie tej niszy. Po stronie popisowej – cisza, nie licząc kilku projektów emulacji projektu PO 2.0, na który mogą się już nabrać tylko naiwni. Jak będzie wyglądał ten proces w ciągu najbliższych dwóch lat? A jak rząd, co coraz pewniejsze, wykopyrtnie się już zaraz? Kto będzie gotowy? Na nowe inicjatywy będzie już za mało czasu, a więc rozdziobią to prawicowe kruki i wrony, do spółki z czerwonymi dzięciołami. Nowi, jeśli tacy w ogóle są, nie ogarną się. Tylko „stare” partie są zawsze gotowe do kampanii, im krótszej, tym dla nich lepszej. Po to by rywale nie zdążyli. Ale mentzeno-brauno-zandbergi mogą się ogarnąć, reszta – nie. A więc będzie jeszcze więcej tego samego, nawet przy przyspieszonych wyborach, tyle, że w innych układach. Ale, co jest zadziwiającym fenomenem, wszystkie te kalkulacje, nawet w „gównym nurcie” zakładają jednak upadek rządu Tuska i przejście wajchy władzy na druga stronę. Dlaczego to już jest pewnik?

Fenomen upadku Tuska
Oprócz wersji akolickiej, że „nic się nie dzieje” mamy dwa warte rozważań wytłumaczenia tej sprawy – jedno lżejszego kalibru, drugie – chyba najmocniejsze z możliwych. Pierwszy wariant jako się rzekło – lżejszy, stanowi, że rząd jest słaby, bo sam Tusk jest słaby, zatrzymał się jak owad w bursztynie pomiędzy umiejętnością zdobycia władzy a nieumiejętnością rządzenia. Ma być leniwy, niekompetentny w czymkolwiek oprócz PR-u (choć i tu wyraźnie słabnie).
W gnuśnięciu mają mu pomagać jeszcze gorsi koalicjanci, którzy dostali bonus władzy nie za kompetencje, tylko, za dodanie swych mandatów do puli uśmiechniętej koalicji. Jest więc to rząd słaby, który powiedział ustami premiera, że się poprawi, czyli… weźmie sobie (też okazało się, że fatalnego) rzecznika prasowego. Na resztę rekonstrukcji przychodzi nam czekać już drugi miesiąc, co oznacza, że proces się zaciął, zaś przecieki o jego przyszłych rezultatach każą się domyślać, że dojdzie do… powiększenia rządu.Druga wersja jest czarniejsza – Tuskowi ma nie iść. W końcu nie po to sprowadzono go w brukselskim wagonie do Polski, by przyczynił się do wzmocnienia polskiego państwa. Tusk ma być narzędziem osłabienia Polski, jako gospodarczego, a przede wszystkim militarnego konkurenta Niemiec. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że do tej przygody używana jest Unia, jako emanacja interesów niemieckich.
Narzędzi do psucia leży na polskiej ziemi co nie miara. Głównym i uniwersalnym instrumentem osłabienia pozycji Polski jest jej zadłużanie w rekordowo katastrofalnym tempie. Nic nie będzie na rozwój, a tym bardziej na militaria.
A trzeba powiedzieć, że w wyniku sytuacji wojny na Ukrainie Polska okazała się najbardziej wartościowym elementem regionu, a może i Europy (co zresztą świadczy o zapaści kontynentu w tym obszarze). I fenomen ten nie został niezauważony. Szczególnie przez Niemcy. A więc katastrofa naszych finansów to osłabienie naszych zdolności rozwojowych, ale i wpuszczenie lisa do kurnika. Efekty działania Tuska zaraz doprowadzą do przekroczenia limitów nadmiernego deficytu i – w pełnym świetle unijnego prawa – wjedzie tutaj „trojka” z Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Banku Światowego i (jak w przypadku kryzysu w Grecji) przejmie ręczne rządy nad Najjaśniejszą. I niech nikt nie myśli, że brak euro nas tu przed czymkolwiek uratuje. Nie uratuje. Jest to najprostsza droga do przejęcia bez jednego wystrzału rządów nad Polską i drogę tę właśnie umościł Tusk. Na długie lata.
Zbroimy IV Rzeszę
Wróćmy jednak do militariów. Skończył się silnik Europy, kiedy militarnie (z bombką atomową) Francja umówiła się z Niemcami, które do tego dealu dołożyły swoją gospodarkę. Niemcy sięgają bowiem po militaria. Stwierdziły, że zbudują największą armię w Europie i już zadeklarowały, że przejmują odpowiedzialność za wschodnia flankę Europy, jakby nas tam nie było. Wraca więc IV Rzesza, na razie bez wystrzału, nie ma żadnego traktatu wersalskiego do obejścia – jest jeszcze śmieszniej. Kiedy bowiem Niemcy przed II wojną zbroili się potajemnie, ćwiczyli u swych sowieckich przyjaciół, to dziś ta cała afera zbrojenia się Niemiec odbędzie się w biały dzień, za pieniądze… członków Unii, głównie ofiar III Rzeszy. Z nami włącznie.
Mamy bowiem do czynienia z militarnymi funduszami europejskim skrojonymi tak, że my – jak z KPO – będziemy się na nie składali, zaś korzystać z nich nie będziemy mogli. Zbroić się więc i za nasze będą Niemcy z Francją, będą na tym zarabiać, jednocześnie pogrążając naszą gospodarkę. Niezłe, co?
My będziemy płacili raty od niemieckich wydatków na zbrojenia, dobijali resztki naszej gospodarki jakim szaleństwem zielonego ładu, który właśnie (po wyborach, a więc można) wraca do na pełnej kurtyzanie. Żeby ten numer się udał to trzeba mieć jednak „swojego człowieka w Warszawie”. I teza, że Tusk nie dowodzi, bo nie umie, bo jest leniwy i ma jeszcze głupszych koalicjantów nabiera groźnej nieaktualności. Tak ma być, ma nie wychodzić, mamy się zadłużać, podpisywać zobowiązania na lata finansowej niewoli, pogłębiającej tylko nasz deficyt.
I, uwaga!, jest to działanie, którego efekty są nie do odkręcenia w przeciągu najbliższych dziesięciu lat. Nawet gdyby spłynął na nas wódz oświecony, zdolny i konsekwentny. Są to straty niepowetowane, w wyniku których lądujemy ostatecznie jako kolonia. A więc jest już po herbacie, bo nie wiem co jeszcze można bardziej napsuć. Ale rzeczywistość III RP zawsze mnie zaskakiwała: kiedy wydawało się, że to już dno polityczno-społecznej zapaści i gnębienia potencjału rozwoju – zawsze okazywało się, że to tylko kolejna półka otchłani, gdzie można tylko skontemplować fazę głębi naszego upadku, by dalej ruszyć w dół.
Zdążymy?
Mam więc po pierwsze nadzieję, że gwałtowny odwrót suwerena od Tuska, to jednak konstatacja tej drugiej wersji – nie to, że jest nieskuteczny, ale odwrotnie: lud większościowy chce jego odejścia właśnie za to, że intuicyjnie czuje że jest właśnie… skuteczny. Osiąga rekordowe tempo w zaprzepaszczaniu naszego dorobku i szans na rozwój, i czyni to w interesie zewnętrznych mocodawców. I to czuć w powietrzu, że tak ludzie myślą. Hucpy niemieckie z nazwami niemieckimi na Ziemiach Odzyskanych, te wystawy „naszych chłopców”, to tylko znaki nadgorliwców, ale są one symptomatyczne. I lud to widzi.
Widzi też jedną rzecz, której, poza szaleńcami, nie da się zamulić żadną propagandą. Widzi widmo wojny, na którą pójdziemy w pierwszym szeregu, dowodzeni przez niemieckich generałów, siedzących w bezpiecznych schronach zbudowanych za nasze. Skoro jesteśmy już rezerwuarem na odpadki samochodowe, wiatrakowe, czy jak ostatnio – na pomyłki migracyjne, to czemu nie mamy być zasobem mięsa armatniego?
I może dlatego – oby ten rząd skończył jak najszybciej, zanim się stanie najgorsze, bez żadnych tam wielopiętrowych kalkulacji. Może zdążymy, bo za dwa lata będą już spore przerzuty onkologiczne i żadna operacja nas już nie uratuje. A teraz może skończy się na amputacji całej kończyny i oby to był ten nieszczęsny POPiS.
      Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Tusk i migranci. Czy zdrajca może się opamiętać?

Tusk i migranci. Czy zdrajca może się opamiętać?

Filip Obara https://pch24.pl/tusk-i-migranci-czy-zdrajca-moze-sie-opamietac/

W sprawie imigrantów na zachodniej granicy ktoś powiedział: Czekamy aż rząd się opamięta. Moim zdaniem grupa trzymająca władzę nie może się opamiętać. Dlaczego? Bo opamiętanie oznacza powrót do normy, a dla nich normą są zdrada i działanie na rzecz obcych interesów.

Władza nie działa, dlatego obywatele biorą sprawy w swoje ręce – taki był jasny przekaz uczestników patroli obywatelskich, z którymi rozmawiał na granicy Krzysztof Stanowski. – Czekamy aż rząd się opamięta i zacznie robić to, za co mu płacimy – powiedziała pod koniec programu Magdalena Sosnowska z Konfederacji.

Dlaczego uważam, że rząd się nie opamięta i nie zacznie robić tego, za co mu płacimy? A nawet jak zacznie, to nie dlatego, że się opamiętał…

Samobójcze „elity”

Chapeau bas dla redaktora Stanowskiego za pokazanie po raz kolejny rzeczywistości, której nie prezentują media głównego nurtu. Również za mimowolne obnażenie samobójczej postawy lewicowo-liberalnych elit.

Przedstawicielem „frakcji samobójczej” na spotkaniu w Gryfinie był Andrzej Radziwinowicz z Partii Zielonych. Nie ma sensu przytaczać jego wypowiedzi, dość je streścić. Plątając się w dwuznacznościach ów lokalny samorządowiec stwierdzał jednocześnie, że jest „przeciwko nielegalnej imigracji” i (nie wprost, ale do tego to zmierzało) że należy szanować uczucia imigrantów, którzy mogliby poczuć się urażeni, gdyby wszystkich wrzucono do jednego worka.

Otóż nie. Rząd zgodnie z logiką porządku miłości ma jedno naczelne zadanie: dbać o dobro własnych obywateli. Jeżeli jakikolwiek obcy straci dobre imię (a nawet życie – choćby przy próbie sforsowania granicy), to nie powinno być poważnym zmartwieniem dla sprawiedliwej władzy. Natomiast jeżeli jakikolwiek (choćby jeden) obywatel Polski miał ucierpieć z powodu humanitarnego traktowania obcych, władza popełniłaby niewybaczalny grzech zaniedbania obowiązków.

Rząd nie ma prawa ryzykować życiem, zdrowiem i dobrem Polaków w imię jakichkolwiek przekonań o prawach człowieka czy też w imię opinii, jaką cieszy się na europejskich salonach albo w komisji pani von der Leyen. Rząd ma jasno określone obowiązki i skupiają się one wyłącznie na dobru wspólnym Polaków. Dopiero gdy to dobro jest zabezpieczone, władza ma prawo myśleć o altruistycznym działaniu na rzecz obcych.

Jeszcze jedna rzecz jasno wybrzmiała na spotkaniu w Gryfinie: Już wiemy, do czego prowadzi samobójcza polityka użalania się nad imigrantami. Widzimy to na Zachodzie i nie chcemy tego w Polsce. Dlatego nie ma taryfy ulgowej dla imigrantów, wobec których należy zastosować prostą i zdecydowaną politykę: WSZYSTKICH WON! (te słowa akurat nie padły, ale taki był przekaz).

Rządy zdrajców

Sposób myślenia radnego Radziwinowicza pokazał typowy modus operandi tzw. państwa polskiego: stosować prawa człowieka wobec obcych i bandytów to priorytet, a że ucierpią na tym Polacy? To furda! Wszak za to mocodawcy swoich pionków nie rozliczą.

Tak jest zbudowany system państwowy w III RP i nie ma tu wiele do rzeczy, która partia akurat rządzi. Spójrzmy choćby na kodeks karny, który w oczywisty sposób faworyzuje bandytów i doprowadza do sytuacji, w której praworządny obywatel boi się bronić. Trywialne byłoby przytaczanie wszystkich przykładów, ale jeden mimo wszystko przywołajmy. Chodzi o milicję obywatelską. Wiadomo, z czym ona nam się kojarzy. Tymczasem milicja obywatelska to prostu grupka mieszkańców, która chwyta za broń, by wspomóc władzę w utrzymaniu bezpieczeństwa. W różnych państwach Unii Europejskiej istnieją prawa dające ludziom taką możliwość. Ale nie w Polsce.

Uczestnicy patroli obywatelskich, którzy pojawili się na konferencji Kanału Zero w Gryfinie, z uporem maniaka powtarzali, że ich akcja jest „pokojowa” i obsesyjnie odżegnywali się od „chuligaństwa”. To jest właśnie ten absurdalny kozi róg, w który zagnała nas władza niesprawiedliwa w Polsce. Powiedzmy to jasno: państwo nie działa. Obywatele nie są bezpieczni. Dlatego obywatele nie muszą siedzieć jak myszy pod miotłą i mają prawo wziąć sprawy w swoje ręce. Niekoniecznie pokojowo.

Paradoks polega na tym, że to my płacimy zdrajcom u władzy, jak wskazała cytowana wcześniej Magdalena Sosnowska, ale to nie my jesteśmy ich mocodawcą. Oni nie poczuwają się do tego, by wypełniać wobec nas swoje obowiązki. Żaden z nich nigdy nic podobnego nawet nie powiedział. Żaden z nich do niczego podobnego nigdy się nie zobowiązał, a nawet jeżeli, to była to jedynie wyborcza retoryka.

To nie Ameryka, gdzie istnieje i wciąż gdzieniegdzie funkcjonuje ideał władzy z ludu i dla ludu. To demokracja fasadowa i władza nie uznaje tu żadnych danych od Boga praw, których miałaby przestrzegać. Dlatego jeżeli nawet rząd Tuska zrobi coś w kwestii imigracji, to nie dlatego, że się opamięta, ale dlatego, że tak wyjdzie ze słupków poparcia, a motywem będzie niechęć do oddania władzy PiS-owi, nie zaś dobro Polski i Polaków.

To niby oczywiste, ale warto rozumieć, na czym świat stoi, żeby nie dać się omamić.

Filip Obara

Berlin “eksportuje” migrantów nożowników do Polski. a “rząd” – dupa…

Maciej Bienert: Berlin “eksportuje” migrantów nożowników do Polski

https://www.fronda.pl/a/Maciej-Bienert-Berlin-eksportuje-migrantow-nozownikow-do-Polski,245211.html


W roku 2024 w Niemczech zarejestrowanych przez policję było ponad 29.000 przestępstw z użyciem noża. Większość z nich zakończyły się śmiercią lub ciężkimi i średnimi obrażeniami ciała. To oznacza średnio 80 ofiar dziennie.

W 2024 r. policja odnotowała atak z użyciem noża w około 29 000 przestępstw w Niemczech. W obszarze niebezpiecznych i ciężkich uszkodzeń ciała, dla których dostępne są dane z poprzedniego roku, liczba ta wzrosła o około 10,8 procent; z drugiej strony w przypadku przestępstw rabunkowych spadła o około 2,6 procent

Na co należy zwrócić uwagę w odniesieniu do tych danych?

Do celów rejestrowania przestępstw w policyjnych statystykach kryminalnych (PKS) “ataki z użyciem noża” to przestępstwa, w których atak z użyciem noża jest bezpośrednio zagrożony lub przeprowadzony przeciwko osobie. Samo noszenie noża nie jest jednak wystarczające, aby przestępstwo zostało zarejestrowane jako atak z użyciem noża. Do 2023 r. noże były zgłaszane jako środek przestępczy tylko w przypadku niektórych przestępstw; dane liczbowe nie odzwierciedlały zatem wszystkich “przestępstw z użyciem noża”. Oprócz ogólnokrajowych danych dotyczących ataków z użyciem noża z PKS, istnieją również dane liczbowe dla poszczególnych krajów związkowych, ale nie należy ich sumować ze względu na różne metody rejestracji

W szczególności ataki nożem motywowane islamizmem.

W Mannheim w dniu 31 maja 2024 r. i w Solingen w dniu 23 sierpnia 2024 r odbyły się publiczne debaty polityczne na temat bardziej rygorystycznych przepisów i kontroli noży. W rezultacie wprowadzono kategoryczny zakaz posiadania noży w przestrzeni publicznej.

Ataki z użyciem noża stają się coraz większym problemem.

Wraz ze wzrostem liczby ataków z użyciem noża, stały się one problemem dla całego społeczeństwa, nie tylko w Niemczech. Takie przestępstwa nasilają się w krajach o dużej liczbie migrantów.

Na przykład liczba ataków z użyciem noża w Anglii i Walii wzrosła ostatnio do ponad 50 000. Jako przedmioty codziennego użytku, noże są trudniejsze do rozpoznania niż inne potencjalne narzędzia przestępstwa, co zwiększa presję na zaostrzenie przepisów dotyczących broni i zapobiegania przemocy. Motywy sprawców są również niespójne: w niektórych przypadkach cierpią oni na choroby psychiczne, podczas gdy inni kierują się radykalnymi ideologiami. Można również założyć, że czynniki społeczne, takie jak brak integracji lub ubóstwo, prowadzą do izolacji społecznej i odgrywają rolę w powstawaniu przemocy. Długoterminowe środki zapobiegawcze mogłyby uwrażliwić społeczeństwo na wczesnym etapie, oferując środki wsparcia i zwalczając przyczyny tych czynników.

Niemieckie problemy są wypychane do Polski.

Fakty są następujące: Niemcy wpychają migrantów, których nie chcą u siebie przez zakazany przez kartę praw człowieka proceder push back. Nikt nie jest w stanie zweryfikować skąd te osoby przybyły do Niemiec.

Kolejnym faktem jest również istnienie niemieckich obozów koncentrujących emigrantów w pobliżu polskiej granicy. Do nich są przywożeni ludzie z całych Niemiec. Niemcy nie przedstawiają żadnych dowodów.

Teoretyczne procedura push back stosowana przez Niemców obowiązuje osoby znajdujące się do 60 km od granicy. Jednak nikt tego nie weryfikuje.

Rząd RFN przyznał, że w zeszłym roku wypchniętych z Niemiec zostało ponad 9000 imigrantów, a w tym [2025] już 3200.

MSWiA manipulowało opinią publiczną wskazując tylko na liczby dotyczące readmisji i rozporządzenia Dublin III.

Dlaczego polskie służby nie prowadzą statystyk liczby migrantów siłowo wepchniętych do naszego kraju? Zakazał tego rząd zbieraniny 13 grudnia.

To prowadzi do sytuacji, że Polacy nie mają pojęcia ilu nielegalnych migrantów wepchnęły do Polski niemieckie służby. Nie mamy również informacji kim są te osoby.

Zbieranina Tuska nie panuje na sytuacją w kraju.

Według danych ZUS, średnia emerytura netto w Polsce w marcu 2024 roku wynosiła około 2910 zł. z miesięcznie.

Utrzymanie nielegalnego migranta siłowo wyschniętego przez Niemców do Polski będzie kosztowało polskiego podatnika ponad 10.000 zł. Miesięcznie.

Maciej Bienert

Donald Tusk Prepares Poland for War

Donald Tusk Prepares Poland for War

Mar 11, 2025 by Martin Armstrong armstrongeconomics/donald-tusk-prepares-poland-for-war

Tusk Donald

Prime Minister Donald Tusk is preparing a 500,000-troop army for Poland to protect against Russian aggression. “We will try to have a model ready by the end of the year so that every adult male in Poland is trained for war,” Tusk announced.

“Today, the situation of Poland, objectively and the situation of Ukraine above all, is more difficult than it was a few months ago and we have to deal with this fact,” Tusk mentioned. The current army has around 200,000 members to explain the full scope of Tusk’s plans, which would more than double the current military. The resources for this project are unfounded and a budget has not been presented. Poland already boasts the second-largest army in NATO behind the United States and Turkey. Turkey has an army of around 512,000 troops, so this move will put Poland on par.

“Every adult male” in the nation must undergo military training. Women, for now, are permitted to join on a voluntary basis but many EU nations are forcing women to undergo some form of training as well. Poland is one of the 11 EU nations that will place women in the frontline of fire.

Poland has already increased its NATO spending to 4.2% of GDP in 2024, and plans to up that amount to 4.7% ($48 billion) in 2025. Now the European Union initiated proceedings against Poland in July 2024 for its growing deficit. Poland has been the largest recipient of EU funds, but these funds come with increasing political conditions, particularly regarding judicial reforms, climate policies, and social policies like DEI mandates. Other members of both NATO and the EU refuse to up their defense budgets while encouraging Poland to spend more out of fear of proximity.

Poles are divided on the issue, with at least half stating they do not need to be involved in Ukraine’s conflict. A February 2025 survey by Ukrainska Pravda found a growing negative attitude toward Ukrainians over the past year, with 27% to 30% of respondents having a negative view of Ukraine compared to 23% to 25% last year. Younger Poles are less likely to have a favorable view of Ukraine, with only 16% stating they viewed Ukraine favorably. Reports state that older Poles are simply more empathetic, but they are not the ones who will be expected to die on behalf of Ukraine.

In November 2024, 55% of Poles said they supported ending the war even if Ukraine was forced to surrender territory. That same survey found only 24% in favor of such measures back in November 2022, before the war escalated to a full-scale proxy war. Opposition to continually providing Ukraine with military and humanitarian aid is continuing to rise.

Then there is the issue of refugees. While 53% support accepting Ukrainians into Poland, 67% believe Tusk must send back all military-aged men.

Poland is preparing for war. Leaders use the rhetoric of the past to claim that their nation could be invaded yet again and claimed by a foreign actor.

The only actor who is stirring the pot is Zelensky, who, per instructions, has been encouraging his EU allies to fight Russia head-on. The majority of fighting-aged men in Poland DO NOT WANT WAR, nor do they deserve to die in these neocon war games.

Tusk realizuje w praktyce główne cele współczesnego komunizmu

Tusk realizuje w praktyce główne cele współczesnego komunizmu

CzarnaLimuzyna, 20 stycznia 2025

Nie zalecam nadmiernego skupienia na osobie Tuska. Przedtem był Morawiecki, a ambicję robienia tego, na większą skalę niż dotychczas, ma Trzaskowski. Kluczowe znaczenie ma zrozumienie pojęcia „współczesny komunizm”.

Współczesny komunizm

Każdy kolejny „nowy porządek” jest próbą stworzenia nowej Utopii. Dotychczas, każda próba realizacji kończyła się piekłem na ziemi.

Współczesny komunizm po fiasku poprzednich jest kolejną próbą. Ze względu na ideologiczne źródło jest neomarksizmem. Bazuje również na głównych tezach manifestu komunistycznego Spienellego, uznanego przez UE jako główny fundament dalszej „integracji”. Przepraszam za ten banał, ale wciąż są ludzie, którzy nie wiedzą nawet tego.

W głębszym sensie każda realizacja ideologii tego typu jest satanizmem. Tego akurat nie wie większość współczesnej ludzkości, a część osób publicznych, które to wiedzą – resztki stanu kapłańskiego i resztki narodowej elity – boi się o tym mówić ze względu na negatywny i często agresywny odbiór tej diagnozy.

Po raz kolejny globalna struktura chce budować świat bez Boga, łamiąc wszystkie przykazania. Po raz kolejny zapowiada coś co jest destrukcją wszystkich dotychczasowych osiągnięć ludzkiego ducha – systemów prawno – etycznych z fundamentem prawdy, dobra i piękna. I znów może się to wydawać komuś banalne, ale tak właśnie wygląda istota problemu.

Sojusznicy i sprzyjające patologie. Narzędzia

  • Postmodernizm
  • Gender
  • Woke
  • „Zielony ład”

Podstawowe cele nie są skomplikowane. Współczesny człowiek ma utracić wolność i własność, które w swoich szczątkowych formach będą przyznawane w formie koncesji lub krótkotrwałej nagrody poszczególnym jednostkom lub grupom.

Jedną z najważniejszych rzeczy dla neokomunistów jest demoralizacja i ogłupianie dzieci i młodzieży realizowane za pomocą tzw. „edukacji”

Ze względu na rozległość tematu zdecydowałem się ograniczyć do jednego przykładu – edukacji Nowackiej porównując ją z edukacją w bolszewickiej Rosji.

Cytat pochodzi z książki “Marksizm w edukacji. Szkolnictwo jako oręż w budowie nowego człowieka”

  • W pierwszej kolejności usuwano z programów nauczania religię
  • oraz wszystkie przedmioty kojarzące się z nauczaniem klasycznym (…)
  • Zlikwidowano zadawanie prac domowych.
  • Istotną rolę odgrywała również seksualizacja, której poddane zostało całe społeczeństwo rosyjskie, w tym również dzieci i młodzież.
  • W bolszewickiej Rosji na masową skalę promowana była również darmowa aborcja na życzenie (…)

“Edukacja” w czasach Eurokomunizmu. System totalnej kontroli wzorowany na sowieckim systemie oświaty przy wykorzystaniu współczesnych narzędzi cyfrowych

Czy Donald Tusk jest człowiekiem bezideowym, ze światopoglądem bezobjawowym?

Znaj rządzących!

https://konserwatyzm.pl/sulkowski-znaj-rzadzacych/

      Dobrą manierą w ocenie rzeczywistości politycznej jest uważne śledzenie poczynań głównych graczy ekipy rządzącej i porównywanie ich deklaracji z faktycznymi działaniami. To rzuca całkiem niezłe światło nie tylko na rządzącego jako polityka, ale również jako człowieka. Pozwala poznać mechanikę sprawowania władzy oraz z pewną dozą prawdopodobieństwa ocenić, jakie będą dalsze kroki rządzącego. Aby jednak obraz uzupełnić, bowiem holistyczne podejście zawsze owocuje zwiększeniem szansy na poznanie prawdy, należy włożyć w proces odrobinę więcej wysiłku i obserwować również środowisko rządzącego – zarówno to obecne, jak i to przeszłe. Gdy do władzy ponownie doszedł Donald Tusk zacząłem z większą uwagą śledzić wypowiedzi Jana Marii Rokity – byłego współzałożyciela PO, jednego z tzw. Trzech Tenorów Platformy, który w pewnym momencie zniknął z czynnej polityki. Powody tego stanu rzeczy p. Rokita przedstawił w długim i godnym polecenia wywiadzie dla Bogdana Rymanowskiego1. Osoba będąca przez wiele lat tak blisko z Donaldem Tuskiem, mająca do tego niezły warsztat z zakresu uprawiania polityki jak i samej jej teoretycznej warstwy dostarcza wielu cennych wskazówek ułatwiających interpretację sposobu sprawowania władzy przez obecnego premiera. Z wywiadu u p. Rymanowskiego można wyłuskać wiele cennych informacji, ale to co jest dla mnie szczególnie interesujące pojawiło się w debacie z dnia 13 grudnia 2024 roku w podcaście „Prawy prosty”2, w której udział wzięli właśnie p. Rokita, redaktorzy Lisicki i Kalukin oraz jako moderator red. Karpiel.

      Jednym z wątków tej debaty była próba zdefiniowania światopoglądu Donalda Tuska, który to światopogląd ma rzutować na działania rządu premiera. Jan Maria Rokita forsował tezę, że dla osób ideowo zaangażowanych jest to bardzo trudne do wyobrażenia, ale tak naprawdę Donald Tusk po prostu nie ma żadnych poglądów. Podąża za trendami, sprawnie unosząc się na fali bieżącej narracji w społeczeństwie demoliberalnym. Świetnie je wyczuwa, kładzie nacisk na odpowiednie akcenty, wykorzystuje mechanikę konfliktu i wskazywania wroga, ale jest to tylko i wyłącznie efekt tego, że dla premiera zdobycie i utrzymanie władzy jest celem samym w sobie, co jawi się jako zwyczajny koniunkturalizm.

Z tą tezą nie zgodził się red. Lisicki, który forsował, że choć oczywiście widać ewidentne wykorzystywanie mechanizmów obowiązujących w demokracji liberalnej, to on osobiście uznaje Tuska za liberała dążącego do rządów autokratycznych, ale w modelu sprzyjającym kierunkowi Europy zachodniej. Z tego też powodu, red. Lisicki uważa, że Donald Tusk nie stałby się nagle orędownikiem wyjścia z Unii Europejskiej czy odrzucenia jej systemu „wartości”. Tak w dużym skrócie można zreferować dwa główne stanowiska – obecny red. Kalukin nie zaproponował niczego wykraczającego poza pewien mix obu poglądów, dlatego skupmy się na tezach przedstawionych przez p. Rokitę i red. Lisickiego – który z nich ma rację? Czy Donald Tusk jest człowiekiem bezideowym, ze światopoglądem bezobjawowym czy jednak świadomym liberałem poruszającym się w obrębie tejże idei?

      W obu poglądach jest część prawdy, ale dopiero po odpowiednim dopasowaniu tych części oraz dodaniu kilku, moim zdaniem istotnych faktów, których żaden z dyskutantów nie wypowiedział, będziemy mieli pełen obraz urzędującego premiera. Zacząć należy od tego, że nawet jeśli Donald Tusk jest osobą bez poglądów i podąża za bieżącymi trendami będąc koniunkturalistą, to już sam ten fakt nie pozwala stwierdzić, że jest to brak poglądów. Z meta poziomu wyznawanym przez premiera poglądem jest właśnie koniunkturalizm, który ułatwia realizowanie tego celu politycznego, który Tusk uważa za najbardziej istotny. To jest element sposobu myślenia, który wydaje mi się u premiera jak najbardziej uświadomiony a narzędzia do osiągnięcia tego celu są dobierane w sposób przemyślany.

Czy to oznacza, że tym samym Donald Tusk nie jest liberałem? Tu sprawa jest nieco bardziej złożona – liberalizm bowiem bazuje na bardzo prostackim oglądzie rzeczywistości, w którym zależnie od przyjmowanego modelu liberalizmu, albo powtarza się korwinizmy w stylu „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” lub owsiakizmy, czyli „róbta co chceta”. Oba jednak są w konsekwencji tym samym, bowiem to indywidualne chcenie wyznacza kierunek działania bez poszanowania uniwersalnych norm czy powinności – coś co owo chcenie ma ograniczyć jest traktowane z automatu jako zamordyzm, zawłaszczenie wolności. Taki sposób myślenia nie bazuje na pogłębionej refleksji nad samym rdzeniem liberalizmu, dlatego liberalizm w ogóle nie wymaga uświadomienia sobie wyznawania tego poglądu. Jest poglądem z istoty redukcyjnym, więc łatwym i przyjemnym do wyznawania – stąd tak łatwo udało się tę ideę wtłoczyć w ludzi, bazując na ich najniższych instynktach i żerując na tendencji do pójścia na łatwiznę. W tym sensie zapewne Donald Tusk, podobnie jak większość mentalnych liberałów, nie jest człowiekiem, który przepracował własne poglądy i wybrał liberalizm po rzetelnej konfrontacji z innymi poglądami. Nadal jednak może być liberałem i sprawnie operować w obrębie tego systemu. Jest to bowiem idea tak elastyczna, że doprowadzona do skraju swoich postulatów pozwala na coś, co dla trzeźwo myślącego człowieka jest przejawem choroby psychicznej albo głupoty a dla liberała jest kwintesencją wolności. Nie bez powodu bowiem pojęcie płynnej podmiotowości, na którym zasadza się gender wyrosło właśnie na zgniłym korzeniu liberalizmu. Skoro Janusz CHCE być Janiną, to może a jeśli ktoś mu tego zabroni, to jest zamordystą.

      Dziwne więc, że zarówno red. Lisicki jak i p. Rokita nie zauważyli, że właśnie formę płynnej podmiotowości tylko w warstwie politycznej realizuje właśnie Donald Tusk będąc tym samym po uszy w idei liberalnego bagna konsumującego każdą normę, rozsądek i sens. Publicyści z lewa i prawa od miesięcy rozdzierają szaty krzycząc o hipokryzji premiera, który najpierw był przeciwko umocnieniom na granicy z Białorusią a później sam nakazywał te umocnienia budować. Najpierw był przeciwko projektowi CPK a teraz jest za realizacją CPK. Najpierw po powrocie ze struktur UE grał nieco pompatyczno-patriotyczną narracją, przypominającą Tuska z czasów pierwszej Platformy, więc w 2023 roku całował chleb a w tle powiewały polskie flagi. Później zaś szedł w narrację odwrotną, symbole patriotyczne uznając za przynależne do zacofanego obozu PiS. Przykłady można mnożyć, natomiast wszystkie one ukazują, że Donald Tusk realizuje zasadę płynnej podmiotowości politycznej. Bez względu na stopień uświadomienia sobie swojego liberalizmu, jest to mechanizm właśnie będący owocem tej idei. Dlatego słusznie p. Rokita odpowiedział red. Lisickiemu, że gdy akurat trendy wskażą na postulowanie wyjścia z UE, to premier będzie w awangardzie Polexitu mimo jasnych obecnie deklaracji o wzmacnianiu UE czy nawet jej federalizacji. Tusk bowiem wie, że połączenie demokracji liberalnej z tak silnie już zakorzenioną mentalnością liberalną społeczeństwa nakazuje na ciągłe trzymanie się „chcenia” gawiedzi jeśli chce się w tym modelu i w tej mentalności władzę utrzymać. Gros jego wyborców oczekuje rozliczania PiS, więc tworzy się spektakl, by zaspokoić ich chcenie. Jeśli konieczność etapu w postaci kolejnego kaprysu tłumu będzie nakazywała na inny trend, to Tusk za tym trendem pójdzie. Tak właśnie działa się w obrębie liberalnego sposobu myślenia jako polityk. Wiedząc o tym, możemy więc śledzić aktualne trendy, nałożyć na nie odpowiednią wagę i będziemy wiedzieli, w którą stronę skieruje swoją decyzyjność Donald Tusk. Dokładając do tego jego umiejętność publicznego wskazywania wroga, premier nie jest tylko biernym odbiorcą kaprysów tłumu, ale ma narzędzia, by zarządzać nastrojami a te dobrze wie jak wykorzystać. Co będzie robił do momentu, gdy tłum zmieni nastrój np. przez pusty portfel i stwierdzi, że Donald Tusk nie jest mu już potrzebny. Pytaniem na inny tekst jest, czy podówczas premier, dla którego cała liberalna mechanika jest jedynie narzędziem do utrzymania władzy, będzie chciał się tej mechanice poddać i władzę odda. Może bowiem w obrębie samego liberalizmu wejść w kolizję z kaprysem tłumu i wykreować swoją tożsamość polityczną wbrew trendom opierając się na narzędziu, które doprowadził do perfekcji, czyli skupianiu uwagi tłumu na wskazanym palcem wrogu.

Marcin Sułkowski

1https://www.youtube.com/watch?v=gDJYAkX1gE8

2https://www.youtube.com/watch?v=3TTuWvzgU6Q

Trump w Białym Domu. Donald Tusk ma kłopoty?

Trump w Białym Domu. Donald Tusk ma kłopoty?

pch24.pl/trump-w-bialym-domu-donald-tusk-ma…

(X.com/Donald Tusk / Oprac. PCh24.pl )

Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może przerwać passę koalicji „uśmiechniętej Polski”. Złośliwi powiedzą, że być może niebawem światło dzienne ujrzą jakieś taśmy, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja wolę myśleć, że Amerykanie obsesyjnie troszczą się o swoich sojuszników. A to oznacza, że na Tuska przychodzą ciężkie terminy. Wybory prezydenckie to pierwsze poważne wyzwanie.

—————————————

W 1962 roku kanclerz Niemiec, Konrad Adenauer był bliski podpisania z Nikitą Chruszczowem, ówczesnym przywódcą ZSRR, paktu na wzór tego z Rapallo. Intencją kanclerza było, rzecz jasna, dążenie do zjednoczenie Niemiec i odprężenie na linii RFN i NRD, czemu sprzyjała odwilż, jaka zapanowała w Moskwie po śmierci Stalina.

Gdy Adenauer zdał sprawę z tego pomysłu prezydentowi Johnnowi F. Kennedy’emu, ten spokojnie odparł, iż nie jest to najlepszy pomysł. Niczego więcej nie musiał dodawać. Adenauer już wiedział, że o żadnym zbliżeniu z Moskwą nie ma mowy, wszak Waszyngton nie zgodzi się na wzmocnienie Niemiec w Europie i to przy udziale wrogiego mocarstwa.

Oczywiście sytuacja w ówczesnej Europie była specyficzna. Swoista była również rola Niemiec. Nie zmienia to jednak faktu, że Amerykanie potrafią twardo wpływać na rzeczywistość polityczną swoich junior partnerów. I skoro tak poczynali sobie z twardym i sprawnym politykiem, jakim był Adenauer, to nie ma powodu, by nie radzili sobie podobnie z decydentami nad Wisłą, oddziałując na politykę wewnętrzną naszego kraju.

Nie ulega wątpliwości, że świetnie zdaje sobie z tego sprawę Donald Tusk, który od tego, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych musi uzależniać to, kto będzie kandydatem PO w zbliżających się wyborach prezydenckich w Polsce.

Akcje Sikorskiego spadają

Jeszcze do wczoraj wydawało się, że faworytem jest Radosław Sikorski. Skoro na poważnie wystartował on do rywalizacji z Rafałem Trzaskowskim – wywiad, którego udzielił Sławomirowi Sierakowskiemu to w istocie manifest programowy kandydata na prezydenta – to znaczy, iż otrzymał zapewnienie, że jest w grze. Sikorski jest politykiem z wielkim ego. I tylko wsparcie samego Tuska mogło skłonić go, do jasnej deklaracji o chęć ubiegania się o prezydenturę.

Kalkulacja była prosta: Trzaskowski nie jest wcale faworytem Tuska, zaś ewentualne zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA dałoby mocny argument liderowi PO, by wystawić Sikorskiego, mającego świetne kontakty w obozie Demokratów.

Plan jednak spalił na panewce. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump i akcje Sikorskiego dramatycznie spadły. W kluczowym dla naszego bezpieczeństwa państwie do władzy doszedł człowiek, który – delikatnie mówiąc – raczej nie sprzyja Donaldowi Tuskowi i jego obozowi politycznemu. Twierdzenie, że Tuskowi jest to obojętne to przesada. O polskim premierze można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie można zarzucić mu głupoty. Świetnie zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają Stany Zjednoczone w obecnej sytuacji geopolitycznej, a dla nas dodatkowo istotną, że stanowią jedyny twardy gwarant naszego bezpieczeństwa w strefie zgniotu, w której żyjemy od ponad dwóch lat.

A może Tusk?

Co zatem zrobi Tusk na początku grudnia, kiedy ma ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta? Albo ogłosi siebie, albo uzna, że trzeba środek ciężkości relacji polsko-amerykańskich przenieść na poziom dyplomacji rządowej i uzna, że może wystawić kandydata wyłącznie z myślą o polityce krajowej czyli Rafała Trzaskowskiego. Ten drugi scenariusz niesie ze sobą poważne zagrożenie: Amerykanie na pewno będą chcieli w jakiś sposób ingerować w wybory w Polsce. Tusk będzie zatem musiał dowieść Waszyngtonowi, że Trzaskowski to jedynie marionetka, bez większego politycznego znaczenia a centrum decyzyjne i tak spoczywa w ośrodku rządowym. I ten scenariusz wydaje się dzisiaj bardzo prawdopodobny.

Tusk może jednak zaryzykować i postawić na siebie jako kandydata w prezydenckim wyścigu. Dlaczego? Po pierwsze, wynik wyborów w USA może stanowić dobre uzasadnienie zmiany decyzji o niekandydowaniu. Tusk, nieco bałamutnie, dowodzi, iż ma świetne relacje z Trumpem. Oczywiście jest w tym ziarno prawdy, wszak jakieś relacje z pewnością z nim ma, jeszcze z czasów, gdy za pierwszej prezydentury Trumpa polski premier pełnił funkcję szefa Rady Europejskiej. Bądźmy jednak szczerzy: Tusk jest jednak politykiem Brukseli, któremu bliżej do paradygmatu autonomii strategicznej, czyli marzenia części elit Europy o prowadzeniu polityki możliwie niezależnej od wpływów Waszyngtonu.

Po drugie, Tusk wie, że nowa administracja amerykańska wolałaby na prezydenckim stanowisku kogoś z PiS. To partia zdecydowanie bardziej proamerykańska i bliższa Trumpowi. Jednak jego kandydatura mogłaby przekonać Trumpa jednym, poważnym argumentem: skoro Tusk płynie z głównym nurtem polityki europejskiej, to jeśli Trump huknie na Berlin, Tusk w Warszawie dostanie dreszczy. Tymczasem ewentualny kandydat PiS, jeśli nie będzie to Jarosław Kaczyński lub Mateusz Morawiecki, stanowi raczej niewiadomą. W dodatku pisowski prezydent – a wynika to z „ustawień fabrycznych” tej partii – raczej nie będzie miał najlepszych relacji z „europejskim centrum”, w związku z tym amerykańska dyplomacja będzie zmuszona do bardziej wytężonych działań w Polsce a ambasador w Warszawie, obok tradycyjnego wzywania polskich polityków na dywanik lub na „kurtuazyjne wizyty” w siedzibie ambasady, dostanie trudniejszą pracę, polegającą na balansowaniu pomiędzy liberalnym rządem a konserwatywnym prezydentem.

Tusk zatem będzie miał o czym myśleć w najbliższych tygodniach. Wynik wyborczy Trumpa z pewnością sprawia, że pot perli mu się na czole. Ciąg sukcesów PO może zostać przerwany, wszak wiemy, że dla Polaków kluczowe są dzisiaj kwestie bezpieczeństwa, a to oznacza, że chętnie używane przez ludzi Tuska i liberalny komentariat skojarzenie Trump – PiS, może okazać się paliwem dla partii Kaczyńskiego. Złośliwi zwolennicy teorii spiskowych dodadzą zapewne, że niebawem mogą wypłynąć jakieś taśmy z warszawskiej restauracji, nagrane przez sprytnych kelnerów. Ja jednak pozostanę przy opisanym wyżej spotkaniu Adenaura z Kennedym. Niech to będzie dowód tego, jak bardzo Amerykanie cenią swoich sojuszników. I są o nich obsesyjnie zazdrośni.

Tomasz Figura 

GROŹNA Umowa z Ukrainą! TRZY NIEBEZPIECZNE ZAPISY. Wojna z Polską?

GROŹNA Umowa z Ukrainą! TRZY NIEBEZPIECZNE ZAPISY. Wojna z Polską?

Wysłane przez Alina@Warszawa w 08-07-2024

Otwórz:


Czyli Tomasz Piekielnik o szczegółach podpisanej dziś umowy Polski z Ukrainą. Umowa zatajona przed opinią publiczną. 
Sensacyjny wykład już po 5 minutach słuchania. Słucham dalej, polecam. 


Marcin Rola narzekał dziś na Ban Bay, że z okazji przylotu Zełenskiego cała Warszawa była nieprzejezdna. 
Ale dziś też Donald T.  ogłosił, że będzie dawać Ukrainie prąd za darmo, co świetnie koreluje z faktem, że ten sam typ Donald T od 1.07.2024 podniósł ceny za energię elektryczną dla wszystkich Polaków. Dla tych w domach podwyżka ma być ok. 30%, ale dla Polaków prowadzących firmy – znacznie większa. 
Ciekawe, czy zapatrzeni w Donalda T. jego bezmyślni wyborcy kojarzą te jego podwyżki? Czy zgadzają się z okradaniem własnych dzieci na rzecz Ukraińców? 

Zakaz dla krzyża w Warszawie to jedynie zapowiedź antykatolickiej ofensywy rządu Tuska?

Zakaz dla krzyża w Warszawie to dopiero początek?

magnapolonia/zakaz-dla-krzyza-w-warszawie

Wszystko wskazuje na to, że wprowadzony w Warszawie przez skrajnie lewicowego prezydenta Rafała Trzaskowskiego zakaz eksponowania krzyża w miejscach publicznych, stanowi jedynie zapowiedź antykatolickiej ofensywy rządu Tuska.

Sprawę opisał portal nczas.com.

Zakaz dla krzyża w Warszawie to dopiero początek. Kolejną odsłonę walki z Polakami i katolikami zapowiedział już Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny RP, Ukrainiec Adam Bodnar. Tenże przygotował nowelizację kodeksu karnego, która zakłada cenzurowanie debaty publicznej pod pozorem walki z tzw. „mową nienawiści”.

Karą do trzech lat więzienia ma być zagrożone np. twierdzenie, że sodomia to grzech i zboczenie, a u człowieka są tylko dwie płcie.

W życie wejść mają także niemieckie standardy edukacji seksualnej. Zakładają one, że 4-latki mają być uczone podstaw seksualności, 6-latki – masturbacji, a 9-latki wyrażania zgody na seks. Zbiega się to w czasie z niemieckimi zmianami kodeksu karnego, które pedofilię będą traktować jak wykroczenie zagrożone śmiesznie niską karą, a nie jak dotąd – jako przestępstwo.

1 czerwca, w Dzień Dziecka, weszła w życie ustawa o wsparciu państwowym dla in-vitro. Łącznie aż do 2026 roku ze środków publicznych zostanie wydane na ten niegodziwy cel 2,5 miliarda złotych. Ustawę, która to reguluje, podpisał prezydent Andrzej Duda – ten sam, który deklarował przywiązanie do wartości katolickich. Choć Kościół jednoznacznie zakazuje in-vitro, katoliccy rzekomo politycy przyjęli ten program w imię “zażegnania kryzysu demograficznego”.

Jak widzimy, wchodzimy w etap jawnej walki z wiarą katolicką i polskimi tradycjami, a także w etap upowszechniania pedofilii. Chrześcijaństwo jest bowiem trzecim w kolejności historycznej (po greckiej filozofii i rzymskim prawie) fundamentem cywilizacji łacińskiej. Dążący do zniszczenia tej cywilizacji euro lewacy chcą więc wyeliminować chrześcijaństwo.

Czy my, wierzący Polacy na to pozwolimy?

Jak w kalejdoskopie

Jak w kalejdoskopie

Izabela BRODACKA

Wiele osób zdumiewa zmienność poglądów, a przede wszystkim zmienność wyrażanych publicznie przez Donalda Tuska opinii. Tusk wydaje się nie liczyć z faktem, że pomimo przetrzepania i zniszczenia zasobów telewizyjnych istnieją nagrania jego licznych całkowicie sprzecznych z obecnymi wypowiedzi.

Nie tak dawno Tusk twierdził na przykład, że atakujący naszą wschodnią granicę przybysze z różnych egzotycznych krajów to biedni ludzie, kobiety i dzieci, którym należy się pomoc. Obecnie obiecuje skuteczną obronę polskich granic przed tymi nieproszonymi gośćmi, którzy okazują się w jego narracji być młodymi agresywnymi mężczyznami żądnymi zasiłków i zagrażającymi bezpieczeństwu społeczeństwa polskiego.

Kilka lat temu oskarżał o antyrosyjskość Jarosława Kaczyńskiego natomiast sam postulował przyjacielskie stosunki z Rosją „taką jaka jest”. Obecnie chce zorganizować komisję, której celem miałby być badanie rosyjskich wpływów w Polsce. Swoim wypowiedziom i ujawnionym w serialu „Reset” obciążającym dokumentom przeciwstawia całkowicie gołosłowne oskarżenia o prorosyjskość pod adresem Konfederacji i PiS.

Nie warto przytaczać innych całkowicie sprzecznych wypowiedzi tego człowieka. Przede wszystkim jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Tusk miał godnego siebie prekursora w Wałęsie z jego słynnym: „jestem za, a nawet przeciw”. Poza tym Tusk miał godnych siebie prekursorów również w elitach władzy PRL.

Poglądy partyjnych aparatczyków też zmieniały się i ewoluowały. W spektrum tych zmiennych poglądów znalazło się odchylenie prawicowe, za które Władysław Gomułka wylądował nawet w pudle. Znalazł się filosemityzm, bo jak wiadomo żona Gomułki była Żydówką, a chyba żonę trochę kiedyś lubił. Przy kolejnym obrocie areny politycznej, w 1968 roku, Gomułka okazał się groźnym antysemitą uczestniczącym – przynajmniej werbalnie – w prześladowaniu Żydów i wygrażającym na wiecach polskim syjonistom. Natomiast Edward Ochab podobno często mawiał: „co Oni zrobili z tym krajem” jakby nie należał do Onych i w tej robocie nigdy nie uczestniczył. Córki Ochaba brylowały w opozycyjnych salonach i przechowywały (też podobno) w tapczanie ojca najbardziej tajne dokumenty. Oczywiście były to salony opozycji kontraktowej inaczej zwanej kawiorową, która przeprowadziła kontrakt Okrągłego Stołu w interesie partyjniaków zorientowanych skąd wieje wiatr historii tudzież we własnym nie tyle opozycyjnym, co zupełnie prywatnym interesie. Ideowi komuniści ku zdumieniu szarych zjadaczy chleba okazywali się w czasie transformacji ustrojowej być odwiecznymi, wiernymi zwolennikami kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego, wręcz leseferyzmu.

Wróćmy jednak do chwili obecnej. Koalicja 13 grudnia, która głosowała przeciwko zbudowaniu na granicy zapory i zarzucała poprzedniej władzy bezzasadne wydanie na tą inwestycję 1,5 miliarda złotych twierdzi teraz, że wydano zbyt mało. Nowa władza chce budować skuteczne umocnienia za 10 miliardów. Pikanterii tej zmianie frontu dodaje fakt, że skuteczna zapora ma się składać przede wszystkim z mokradeł i bagien. Jak żartowano w czasach PRL- „Droga do socjalizmu prowadzi przez Moczary i Bagna z Gomułką, Motyką i Kociołkiem.” Słabo zorientowanym przypominamy, że Moczar, Bagno, Motyka i Kociołek byli to komunistyczni aparatczycy.

Minister Obrony Narodowej Kosiniak Kamysz twierdzi, że Tarcza Wschód złożona z bagien i moczarów to inwestycja priorytetowa, a jej ocena jest jak powiedział „zerojedynkowa” Zapomniał, że Platforma prawie w 100% głosowała przeciwko budowie tej zapory. Wstrzymał się od głosu poseł Marcin Kierwiński ale za to nie klaskał – jak twierdzi – na filmie Agnieszki Holland. Sama Agnieszka Holland choć nie odszczekała kłamliwych insynuacji zawartych w filmie „ Zielona granica” , choć walczyła o to, żeby było tak, jak było wydaje się zmieniać stosunek do Tuska. „ Spodziewałabym się po nim innego języka” stwierdziła w rozmowie z Żakowskim. „Co z was za katolicy, macie krew na rękach” wrzeszczała na granicy jakaś nieznana mi zupełnie aktorka, a poseł Franciszek Sterczewski biegał z reklamówką z kanapkami dla „nachodźców”.

Wszyscy Oni przed wyborami pospiesznie zmieniają albo przynajmniej łagodzą swoje zdanie. Marszałek Hołownia zmienił zdanie w sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego czyli CPK zwanego przez dowcipnisiów „ Co Polacy Kombinują?”. CPK miał być przejawem gigantomanii poprzedniego rządu, miał być marnowaniem pieniędzy, a jego budowa powodowała wywłaszczanie ludzi z ziemi. Faktycznie nic takiego nie miało miejsca.

Prawdziwie wielką zmianę zapowiedziała wicemarszałek Niedziela. Odtąd będzie można wchodzić do Sejmu z psami. Oczywiście zaszczepionymi, oznakowanymi i w kagańcu. Pani Niedziela ogłaszając tę rewolucyjną zmianę w polityce państwa zapomniała, że swego czasu swobodnie łaziła po Sejmie suka Saba marszałka Dorna, a prześmieszne inwokacje do niej wygłaszał dotknięty chorobą filipińską Kwaśniewski. [Młodzi , nieoczytani pytają mnie, co to, więc wyjaśniam: był jak często, pijany w 3D; tym razem na Filipinach. md]

Posłanka Agnieszka Dominika Pomaska potwornie gorszyła się dotacjami rzędu 3 miliardów złotych na media publiczne za czasu rządów PiS. „Zapewniam, że z tym skończymy, że te pieniądze pójdą na leczenie nowotworów” – grzmiała. Obecny rząd dofinansował przejęte nota bene w bandycki sposób media publiczne kwotą 3,5 miliarda złotych. W ramach poprawy opieki nad ludźmi starymi likwiduje się dodatkowe emerytury, w ramach poprawy dostępu do mieszkań, które są jak twierdził Tusk prawem a nie towarem spowodowano, że ceny tych mieszkań poszybowały w górę, podobnie rosną ceny paliwa, a ceny energii powalą nas na kolana dopiero po wyborach. Wbrew zapewnieniom Tuska podpisany został pakt relokacyjny, a za każdego „nachodźcę”, którego nie przyjmiemy albo który ucieknie z naszego kraju będziemy płacić karę. W tej kwestii Tuska bezceremonialnie i niesolidarnie sypnął premier Francji Gabriel Attal.

Zdumieni tymi zmieniającymi się jak w kalejdoskopie obrazami nie rozumieją jaka jest podstawowa zasada, czyli принцип kalejdoskopu. Obrazki zmieniają się za każdym obrotem ale szkiełka pozostają te same.

=========================

MD: Gabriel Attal, jest pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem Francji, ulubieńcem Macrona, też pedała.

Wszyscy przyjaciele Putina

Wszyscy przyjaciele Putina

Napisał Jerzy Karwelis 16 Maj 17 maja, wpis nr 1265

Właściwie to to przegapiłem. Chodzi mi o ostatnie wystąpienie Tuska. Nie mam nerwów i czasu na oglądanie telewizji, bo spektakl to coraz gorszej jakości. Czasami myślę, że jeżeli ten Sejm to jest ucieleśnienie wielu lat walki i marzeń o wolności szeregu pokoleń Polaków, to się niedobrze robi. I dlatego nie oglądam, z szacunku do pamięci naszych przodków, którzy nie wiem czy przelaliby choć kroplę swej krwi, gdyby zobaczyli jak wygląda ta nasza niepodległość, w której się sami rządzą Polacy.Ale doszło do mnie w komentarzach co tam się nawyrabiało. W sumie nic nowego. Ot, jakieś tam wotum nieufności do jakiejś tam ministry. W sejmowej większości zazwyczaj jest to akt bezzębny, bo większość rządząca broni swego ministra, chodzi więc bardziej o samo pogadanie. I tu wychodzi pan premier i wcale nie broni swojej podopiecznej koalicyjnej, ale wprost atakuje PiS za onucyzm wieloletni. W sumie nie na temat debaty, ale któż odmówi tak nadarzającej się okazji?
Klatka z małpą
Nuda. Ile można powtarzać ten sam numer, czyli jak tym razem PiS zamknięty jest w klatce jak małpa, to trzeba przejechać prowokacją po prętach klatki, by wkurzony małpolud skoczył i pokazał widowni jeszcze raz wmuszany medialnie skrzywiony pysk. Ileż można to powtarzać? Recepta jest do znudzenia prosta i już chyba nie działa. Najlepiej zaatakować poległego brata prezesa, bo tu jest duże prawdopodobieństwo, że Kaczyński nie wytrzyma i wyskoczy z czymś na mównicę „bez trybu”. Zaraz po tym, na drugim miejscu tematów prowokujących małpę jest zarzucanie jej wspierania Putina oraz proruskie działania i sympatie. I tak było tym razem. Ale proponuję przyjrzeć się temu zgranemu chwytowi z bliska. Nie tylko dlatego, żeby demaskować już chyba jasną dla wszystkich oczywistość manipulacji, ale dlatego, że zbliżamy się do pewnej poważnej granicy.Ale zacznijmy od podstaw. Jeżeli jest tak, że dwójpolowa scena polityczna przerzuca się nawzajem oskarżeniami o sprzyjanie Putinowi i agenturalność na rzecz Kremla, to korzystają z tego najbardziej… rzeczywiści agenci Rosji ulokowani w Polsce. Jak zauważył Łukasz Warzecha, nie dość, że Polacy sami wykonują za nich robotę osłabiania Polski, to jeszcze wytwarza się taka pozorancka zadyma, że w tych oparach realni wrogowie mogą czynić swą robotę, jak zbiegły sędzia, nawet od czasu do czasu włączając się w podpuszczanie plemion na siebie. Kiedy wszyscy mają być agentami, to ci prawdziwi mają święty spokój i samoobsługującą się zapaść państwa.Formalną i merytoryczną słuszność ma tu poseł Braun, który złapał za słowo oba plemiona. Kiedyś, jak wyszedł na mównicę Kaczyński i powiedział, że Tusk to agent niemiecki, to poseł gaśniczy stwierdził, że po czymś takim należy oczekiwać ze strony prezesa zawiadomienia do prokuratury, niech by nawet uwalonego z powodów politycznych. A tu nic. Tak samo i teraz – Braun stwierdził, że skoro mamy tu zagończyków kremlowskich u (byłego) sternika państwa, to należy natychmiast wszcząć śledztwo, zaś obiecana przez Tuska komisja sejmowa jest ostatnim ciałem do badania szpiegostwa w polskiej polityce. Ale wszyscy wiedzą o co kaman. Premier powiedział, że powoła (reaktywuje?) komisję do spraw zbadania związków PiS-u z Rosją. I tu się okropnie wygadał.
All you need is Putin
No, bo kwestia penetracji polskiej polityki przez rosyjski wywiad jest rzeczą oczywistą. Państwo polskie jest tu słabe jak rozwodniony drink w barze go-go. Wywiady hulają po polskim polu i piją kakao. Służby są albo niekompetentne, albo zmieniają się co nawrót władzy, albo ich kompetencje ujawniają się jedynie w matactwie politycznym, w najczęstszym kontekście finansowych przewałów. W sumie służb jest od pyty, efektów nie ma i gdyby tak ich wszystkich rozpuścić, to państwo by nie straciło, nawet by tego nie zauważyło, a budżet by zyskał. Nie ma więc chyba komu wziąć się za taką robotę jak łapanie szpiegów. I jak Tusk już wie gdzie ulokowała się ta agentura, ba nie tylko już wie, ale tylko w tym kierunku będzie to badał komisją, to już wiadomo, że żadnego szpiega się nie znajdzie. Chodzi o to, by go widowiskowo szukać, co oznacza, że ci prawdziwi znowu będą mogli kupić sobie czipsy i zasiąść przed telewizorem polskiej polityki.No dobrze, co tam było, to tam było, ale zastanówmy się nad samą kwestią rosyjskiej penetracji dokonywanej na polskiej polityce.
Pies ich trącał jakimi to czyniono technikami, czy nielegałami, czy agentami, społecznościowymi trollami i botami, agentami wpływu, pożytecznymi idiotami czy płatnymi pachołkami Rosji. Należy przypomnieć, że kwestia ta zaczęła być popularna całkiem niedawno. Praktycznie do 2014 roku, a więc w okresie 25 lat od ustrojowej transformacji o wpływach rosyjskich nie mówiono wiele, agentów nie łapano, tak jakby Rosja o nas zapomniała, a samo zamknięcie oczu likwidowało problem. Polityczni analitycy zajmowali się „miękkimi” wpływami na polską politykę ze strony Niemiec czy też dyszla amerykańsko-izraelskiego. O Ruskich było zadziwiająco cicho. Nawet kluczowe dla relacji Rosji z Polską takie kwestie jak wyraźnie „pod wpływem” podpisywane niekorzystne kontrakty gazowe z Moskwą obchodziły się bez żadnych konotacji medialno-politycznych. Rosja się pojawiła jako odniesienie dopiero niedawno, po drugiej wojnie ukraińskiej. Ale podskórnie trwał ciekawy proces.
Źródła prorosyjskości Platformy
Widać go było zaraz po objęciu władzy przez Tuska Pierwszego, czyli w 2007 roku. Nowy premier pierwszą podróż na Wschód odbywa do… Moskwy. A dzieje się to w momencie, kiedy Kreml przydusza Ukrainę szantażem gazowym. Pomimo tego, że dotychczas wszystkie pierwsze wizyty wschodnie każdej z nowych władz odbywały się do Kijowa, to Tusk jedzie w momencie kryzysu rosyjsko-ukraińskiego do Moskwy, co jest odczytywane jako wsparcie Kremla w tak kluczowym momencie.Platforma wcześniej zawsze była prorosyjska. Teraz nie jest, ale to właśnie wskazuje na źródło tych inspiracji. Chodzi o to, że stosunek Platformy do Rosji jest wyłącznie emanacją stosunków niemiecko-rosyjskich. Aktualnych.
Jak Niemcy flirtowały z Rosją w swoim dealu mającym im zapewnić tanie surowce do ekspansji gospodarczej, a w rezultacie do hegemonii europejskiej, to relacje z Rosją miały być poprawne także w wykonaniu polskich partii satelickich, sprzyjających Berlinowi. To Tusk poczynił to otwarcie z „Rosją taką, jaka ona jest”. Tak jak Niemcy, trzeba było na taką Rosję przymknąć oko, z jej wszystkimi zbrodniami i imperialnymi zapędami, dokładnie tak samo, jak to czynili patroni polskich, pożal się Boże, liberałów – czyli Niemcy. Polska miała nie przeszkadzać, nie szumieć, kiedy duzi załatwiali swoje deale.
I Tusk dowoził to w polityce polskiej. Dziś, kiedy się u Niemców odmieniło, przeskoczył szybko na konia jadącego w odwrotną stronę, pokrzykując „łapaj złodzieja!”. Niemcom się odmieniło co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze – przez wojnę. To musiał być dla Berlina załamujący szok, że Putin tak popsuł zabawę. A więc byli na niego bardzo źli, choć na początku drugiej wojny ukraińskiej przez dłuższy czas jakoś specjalnie nie utyskiwali na Rosję, licząc, że jakoś to się da uładzić, wrócić do gry.
Drugi powód to jest emanacja niemieckiej polityki na Unię Europejską. Ta jest w takim już kryzysie, że jej jedność może być utrzymywana jedynie groźbą wojenną. Stąd te podżegające tromtadrackie deklaracje, potrząsanie papierową szabelką, tak, żeby narody się (jak za kowida) spanikowały, że „uwaga, nadchodzi” i wszystkie schowały się pod skrzydła unijnej nioski. A ta w międzyczasie będzie wprowadzała swoje łady i tęcze, bo groźba wojny przykryje wszystko.Stąd też to nagłe granie na onuce i unijna polityka reductio ad Putinum.
Niedawni apologeci Moskwy stają się dziś ultrasami w drugą stronę. Ci najlepsi kiedyś przyjaciele Putina dziś każdego, kto się nie zgadza zarówno z ich buńczucznymi deklaracjami taktycznymi na rzecz Ukrainy, jak i nawet zielonym szaleństwem – wyzywają od onuc, co ma być uniwersalnym kluczem zamykającym gębę każdej dyskusji. Dystrybucją tej obelgi Unia zajmuje się obecnie dzień i noc – chwilowo i taktycznie dotychczasowe lewicy oskarżenia każdego ze swych przeciwników o faszyzm zostało zamienione na zarzuty sprzyjania zimnemu ruskiemu czekiście. I, tak, jak w przypadku zarzutów o szpiegostwo, w takim tumulcie prawdziwi zwolennicy Putina mogą spać spokojnie. Nie tylko nie zostaną ujawnieni, ale całą rozbijacką robotę zrobią za nich cwani wyrachowani oraz wyrywni naiwni.
Wygoni nas leśniczy
Ale skoro tak liczymy putinowskie przewiny obu plemion i staramy się zrównoważyć „racje” obu stron – może tak być, że niedługo nie będzie to miało żadnego znaczenia kto i jak na polskiej scenie kibicuje interesom Kremla. No, właściwie to w przypadku uśmiechniętej Polski numer przejdzie bez większych problemów, bo w kwestii, o której za chwilę, PiS, jakby był u władzy, to tylko by się bardziej stawiał, obawiam się, że – jak w przypadku dealów z Unią – bardziej na pokaz. Chodzi mi o wojnę na Ukrainie. Ta idzie coraz gorzej, Putin, gra na wykrwawienie Ukrainy i walkę na zasoby, a więc celuje tam, gdzie ma przewagi: w demografię i ślimaczącą się pomoc Zachodu. Wojna zapowiada się na długo – uwaga! – to wersja optymistyczna, albo na krócej, jak się ukraiński front załamie. W obu przypadkach daleko jesteśmy od mrzonek o zwycięstwie, czyli wyparciu wroga poza granice sprzed 2014 roku. A jak pójdzie źle, to każdy kilometr zdobytej ziemi w wykonaniu Putina, to jeden punkt więcej w żądaniach negocjacji o pokój.
A apetyty w związku z tym rosną i Rosja już zapowiedziała, że ich „propozycja” nowego ładu europejskiego z grudnia 2021 roku jest już nieaktualna. Kreml będzie chciał więcej. A więc będzie chciał więcej niż wtedy żądał, a chciał chociażby, aby jego wpływy przesunęły się na Wschód, powoli odtwarzając strefę satelickich wpływów dawnego ZSRR. A to dla nas nieciekawa perspektywa. Pytanie więc czym będzie handlował Zachód? No przecież nie Brandenburgią czy Prowansją. Zahandlują nami. I będziemy się na to patrzeć niezaproszeni nie po raz pierwszy do stołu. Nam się powie, że to w imię pokoju, że lepiej oddać ziemie i wpływy niż krew i wtedy polska klasa polityczna, szczególnie ta Tuskowa, będzie już tylko reagować wokalnie, jeśli w ogóle, biorąc pod uwagę narrację Sikorskiego – oralnie. Po prostu znowu przyjdą zachodni leśniczy i wygonią Polaków z lasu. Z tą ich całą zabawą w wojnę polsko-polską, która jest w sumie polityczną grą w dupniaka, ku uciesze już chyba tylko zewnętrznych sił.
Dwa spotkania Kaczyńskiego z Putinem 
     Sejmowe wystąpienie Tuska z zarzutami pisowskiego onucyzmu naiwni uznają za wystąpienie emocjonalne. Nie uważam tak. To było specjalnie przygotowane, nie było tam żadnego spontanu. Prętem po PiS-ie i z satysfakcją dla swego elektoratu – że mamy ten PiS na talerzu. Z dymiącą lufą ruskiego Makarowa nad trupem Ukrainy. Tak, to zabawa dla własnych uśmiechniętych. Ale doszliśmy już do ściany ściemniania, dna, spod którego i tak, jak to w Polsce rozlegnie się jeszcze pukanie od spodu. Ja tam w przypadku takich manipulacyjnych chwytów nie zwracam uwagi na stylówę, ale ostatnio profesor Nowak zwrócił uwagę na jedną symptomatyczną rzecz.
Tusk nakłamał w całym swym przemówieniu jak zwykle, ale jedno kłamstwo pokazuje coś obrzydliwego. Pociągnął po klatce prętem na Lecha Kaczyńskiego, stwierdził bowiem, że spotykał się sam tyle samo razy z Putinem, co poległy prezydent. To kłamstwo, bo sam się z nim spotkał ze cztery razy, zaś Lech Kaczyński nigdy, chyba, że w towarzystwie Tuska. A spotkali się w trójkę dwa razy. Pierwszy raz na obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte. To tam Putin zaserwował swe kłamstwo o pakcie Ribbentrop-Mołotow, że był to akt… samoobronny państw pokrzywdzonych przez pokój wersalski.
Po czym wyszedł na mównicę Lech Kaczyński i rozniósł w proch tezy kremlowskiego kłamcy. Ja pamiętam te kadry – Tusk piorunował Lecha wzrokiem, wyraźnie zażenowany, że polski prezydent może popsuć tak ładnie zapowiadający się ruch, kiedy tak Donald siedział na optymalnym miejscu – pomiędzy Merkel i Putinem. Potem rozegrała się wyraźna batalia mediów mainstreamowych przeciwko rusofobii prezydenta, w której premier Tusk wyraźnie wziął stronę jeżeli nie narracji rosyjskiej, to tonizujących historię naszych stosunków – Niemców.
Drugie spotkanie trójki Putin-Tusk-Lech Kaczyński odbyło się w… lasku smoleńskim.
Tusk przybijał sobie żółwiki z Putinem a obok w smoleńskim błocie stała trumna zmasakrowanego polskiego prezydenta. Piszę to nie tylko Polakom ku pamięci, ale i tym wszystkim rozgrzanym posłom, którzy niedawno klaskali na Tuskowe kłamstwa i obrzydliwości, tracąc w swej zapalczywości nie tylko umiar, nie tylko przyzwoitość, ale i resztki szacunku do Polski, jako państwa.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Tusk wprowadza przymus aborcji w Polsce. W rocznicę zalegalizowania przez Adolfa Hitlera aborcji na żądanie dla Polek.

Fundacja Pro-Prawo do życia

Donald Tusk zapowiedział, że każdy polski lekarz, który odmówi zamordowania dziecka poprzez aborcję, stanie przed prokuratorem. Lekarze, którzy nie będą chcieli wykonywać aborcji, mają być ścigani z urzędu i karani!
 
Tusk wypowiedział swoje groźby w rocznicę zalegalizowania przez Adolfa Hitlera aborcji na żądanie dla Polek. Hitler deklarował przy tym, że: “osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych.”
Dzisiaj kolejni politycy grożą ludziom, którzy sprzeciwiają się aborcji i chcą karać za odmowę mordowania polskich dzieci. Musimy walczyć i przeciwstawić się tym żądaniom!
Będą kary za odmowę aborcji [foto]
8 marca 1943 roku ukazało się rozporządzenie władz III Rzeszy, które legalizowało aborcję na żądanie na okupowanych przez Niemcy ziemiach Polski. Polityka nazistów była skierowana przeciwko fundamentalnym, biologicznym podstawom istnienia okupowanego narodu polskiego.
Adolf Hitler powiedział:

“w obliczu dużych rodzin tubylczej ludności, jest dla nas bardzo korzystne, jeśli dziewczęta i kobiety mają możliwie najwięcej aborcji”.

Hitler zagroził również wszystkim, którzy sprzeciwiali się aborcji dla Polek, mówiąc:

“osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych.”

81 lat później, 9 marca 2024 roku, w sprawie aborcji dla Polek przemówił Donald Tusk, który powiedział:

każda odmowa wykonania zabiegu [aborcji] będzie zgłaszana z urzędu do prokuratury”.

Tusk dodał również, że:

w przypadku odmowy uzasadnionej terminacji ciąży, szpital straci kontakt z NFZ w zakresie ginekologii.”


Trzeba w tym momencie po raz kolejny przypomnieć, że w świetle aktualnie obowiązującego w Polsce prawa aborcja jest dostępna de facto na żądanie do końca ciąży. Jest to w praktyce prawo tożsame z zamiarami hitlerowskiego ustawodawstwa wobec Polek. Wystarczy, że kobieta przyniesie do lekarza zaświadczenie od pro-aborcyjnego psychiatry, że ciąża rzekomo zagraża jej bliżej nieokreślonemu i niesprecyzowanemu zdrowiu psychicznemu, i może zamordować swoje dziecko nawet w 9 miesiącu!
Z licznych relacji medialnych i doniesień ze szpitali wiemy, że takie zaświadczenia są wystawiane każdej chętnej kobiecie. 
W Hiszpanii jeszcze niedawno funkcjonowało podobne prawo jak teraz w Polsce i było tam rocznie 100 000 aborcji z powodu rzekomego “zagrożenia zdrowia psychicznego” kobiet. W rzeczywistości były to aborcje na żądanie, a opinia psychiatry była jednie formalnością. 

Podobnie jest dzisiaj w Polsce. W kolejnych szpitalach dokonuje się takich aborcji.  Największym ośrodkiem aborcyjnym w naszym kraju jest szpital w Oleśnicy, który w ciągu ostatniego roku podwoił (!) liczbę aborcji na dzieciach. Liczba aborcji rośnie również w innych placówkach.

W tej sytuacji, decyzją Donalda Tuska, odmowa wykonania aborcji ma być ścigana z urzędu. Tusk i jego ludzie zapowiadają też zniesienie formalności w postaci zaświadczeń od psychiatry i wprowadzenie w Polsce legalnej aborcji bez podawania żadnej oficjalnej przyczyny.

Co więcej, przed prokuratorem stanie każdy lekarz, który odmówi zamordowania dziecka, a kary dosięgną również całego szpitala, który w przypadku odmowy aborcji ma zostać pozbawiony kontraktu z NFZ, co w praktyce będzie równało się likwidacji oddziału ginekologicznego.

Panie MirosĹ‚awie, to nic innego jak aborcyjny terror. Donald Tusk i jego ludzie próbują siłą zmusić wszystkich lekarzy w Polsce do mordowania dzieci w łonach matek. Odpowiednie wytyczne w tej sprawie zostały już wydane ministrom, którzy mają nadzorować proceder pociągania lekarzy do odpowiedzialności karnej i zawodowej.

Decyzja Tuska to również jasny komunikat dla wszystkich studentów medycyny i młodych osób, które myślą o studiach lekarskich – chcesz zostać lekarzem to musisz mordować dzieci. W ten sposób dokonywanie aborcji ma zostać wpisane niejako w wypaczoną istotę zawodu lekarza. Właśnie dlatego decyzja Tuska jest tak bardzo niebezpieczna dla przyszłości całej Polski. Wszystkie osoby, które będą chciały zostać lekarzami-ginekologami, będą musiały zaakceptować aborcję i dokonać jej, kiedy zgłosi się do nich pacjentka. To siłowe łamanie ludzkich sumień, które zasieje strach wśród wszystkich rodzin w Polsce. 

Gdy Tusk zmusi wszystkich ginekologów do mordowania dzieci, to jakiej opieki zdrowotnej mają się spodziewać kobiety oczekujące potomstwa? Na jakie diagnozy może liczyć mama z dzieckiem, która przyjdzie do ginekologa-aborcjonisty? Czy tacy lekarze będą chcieli leczyć dzieci i podejmą się walki o ich życie, gdy te będzie zagrożone? Czy raczej z góry wypiszą na maleńkich pacjentów wyrok śmierci?

Od wielu lat do naszej Fundacji zgłaszają się kobiety, które w dramatyczny sposób opisują, jak były namawiane i zachęcane przez lekarzy do aborcji. Lekarzowi-aborcjoniście czasami wystarczy zaledwie cień podejrzenia choroby u dziecka, aby namówić kobietę do aborcji gdyż to rzekomo “jedyne wyjście”. Takie namowy często przybierają bardzo agresywny charakter i stają się próbami zmuszenia pacjentki do zamordowania własnego dziecka. Wiele kobiet ulega tej presji pod wpływem autorytetu lekarza i emocjonalnych manipulacji, których używają aborcjoniści. 

Jeżeli za odmowę aborcji grozić będzie prokuratura, takich przypadków będzie jeszcze więcej. Ginekolodzy zaczną jeszcze bardziej nachalnie namawiać Polki do zabijania własnych dzieci, gdyż będą świadomi, że inne decyzje mogą się spotkać z konsekwencjami karnymi. Aborcjoniści i sprzyjający im politycy dążą do tego, aby aborcja stała się domyślnym, sugerowanym rozwiązaniem przy wizycie u ginekologa. Zmiany w prawie i postępy propagandy aborcyjnej w praktyce doprowadzą do tego, że ginekolog będzie się tłumaczył przed prokuratorem dlaczego ciąża zakończyła się urodzeniem dziecka! 

Panie MirosĹ‚awie, Donald Tusk powiedział kilka dni temu, że aborcja to rzekomy “wybór kobiety”. W praktyce aborcyjnych realiów nie ma jednak żadnej mowy o jakimkolwiek wyborze. “Prawo wyboru” to PRZYMUS aborcji, egzekwowany za pomocą prawa lub emocjonalnych perswazji. Żadnego “wyboru” nie będą w sprawie aborcji mieli lekarze – mają mordować albo spotkają ich represje. To wszystko służy wprowadzeniu w Polsce aborcyjnego terroru, czyli prawnego, siłowego i emocjonalnego NAKAZU ABORCJI gwarantowanego przez prawo i monitorowanego przez odpowiednie służby. Celem jest biologiczne zniszczenie naszego narodu.  

Totalitarne państwo, jakim są Chiny, prowadziły przez kilkadziesiąt lat restrykcyjną politykę “jednego dziecka”. Kobiety w Chinach były masowo zmuszane siłą do aborcji, aby nie rodziło się więcej dzieci. W wyniku krwawych represji dzietność w Chinach spadła do ok. 1.8 dziecka na kobietę. W dzisiejszej “wolnej” Polsce AD 2024 dzietność z przyczyn kulturowych wynosi zaledwie 1.2 dziecka na kobietę, a aborcyjne i depopulacyjne prześladowania mają dopiero nabrać tempa! 

Musimy się przed tym bronić i stawić opór żądaniom aborcjonistów. Konieczna jest nie tylko zmiana świadomości zwykłych Polaków, ale również przebudzenie sumień lekarzy i personelu medycznego. To szczególnie ważne teraz, w obliczu morderczego ultimatum, jakie Donald Tusk postawił wszystkim medykom. 

Pokazywanie prawdy o aborcji połączone z publiczną modlitwą przynosi owoce w postaci uratowanych dzieci oraz nawrócenia osób uwikłanych w proceder aborcji. Wielokrotnie pisaliśmy już o czołowych liderach aborcyjnego lobby, takich jak Bernard Nathanson (osobiście zamordował kilkadziesiąt tysięcy dzieci i doprowadził do legalizacji aborcji w USA, co pociągnęło za sobą miliony ofiar), którzy zaprzestali zabijania pod wpływem modlitwy i zetknięcia się z prawdą o aborcji. To, czego potrzebujemy, to wytrwałość w publicznym głoszeniu prawdy i publicznej modlitwie. 
Musimy walczyć dalej [foto]
Nasza Fundacja organizuje w całej Polsce niezależne kampanie informacyjne oraz publiczne modlitwy różańcowe o powstrzymanie aborcji i przemianę serc aborcjonistów. Takie akcje odbywają się w ruchliwych punktach miast oraz przed szpitalami, w których dokonuje się aborcji. W najbliższym czasie takie akcje odbędą się m.in. w: Oleśnicy, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Sopocie, Szczecinie, Łodzi, Toruniu, Bydgoszczy, Elblągu, Radomiu, Lublinie, Olsztynie, Ełku, Siedlcach, Białymstoku i Poznaniu. Do naszej Fundacji dołączają też nowe osoby, które chcą organizować takie akcje w swoich miejscowościach. Musimy je odpowiednio przeszkolić, zapewnić im wsparcie logistyczne oraz wyposażyć w niezbędny sprzęt taki jak wielkoformatowe bannery oraz megafony. Potrzebujemy na te działania ok. 15 000 zł.


Liczymy na Pana pomoc. Liczymy na Pana wsparcie. Jesteśmy w tej chwili jedyną szansą, jaką mają polskie dzieci. Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest obecnie dla Pana możliwa, aby umożliwić naszej Fundacji organizację kolejnych akcji informacyjnych i publicznych modlitw różańcowych.


Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

Donald Tusk próbuje zaprowadzić siłą rządy aborcyjnego terroru w Polsce. Nie możemy mu na to pozwolić. To, czy uda się upowszechnić aborcję w naszym kraju w dużym stopniu zależy od oporu społecznego, jaki będzie w sprawie aborcji. Dlatego nasza Fundacja działa i mobilizuje innych Polaków do działania. Proszę Pana o wsparcie naszej walki. Z wyrazami szacunku
Mariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Mistyfikacja Collegium Humanum. “Pojechałam do Londynu, by obejrzeć »prestiżową« uczelnię” [ŚLEDZTWO]. Co wścieka Donalda?

Mistyfikacja Collegium Humanum. “Pojechałam do Londynu, by obejrzeć »prestiżową« uczelnię” [ŚLEDZTWO]

Renata Kim 17 stycznia 2024

Kuźnia partyjnych nominatów do spółek nie tylko wydaje na masową skalę tanie dyplomy MBA. Robi to we współpracy z zagranicznymi uczelniami, które nie mają prawa nadawać stopni naukowych. I tak naprawdę nie istnieją.

Kiedy na początku stycznia pojawiła się informacja, że członkinią rady nadzorczej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych została była warszawska radna Magdalena Roguska, w sieci zawrzało. Internauci natychmiast przypomnieli zapis w umowie koalicyjnej, który miał być jednym z priorytetów rządu Donalda Tuska: “odpolitycznienie spółek skarbu państwa poprzez wprowadzenie czytelnych kryteriów naboru na stanowiska zarządcze”.

Roguska jest skarbniczką Platformy Obywatelskiej w Warszawie. W październikowych wyborach parlamentarnych startowała z list KO, ale nie zdobyła mandatu. Została szefową gabinetu politycznego ministra Marcina Kierwińskiego.

[Piszą: “zostało jeszcze 97% artykułu. Chcą wyłudzić dutki. A pocałujcież się ..

Tylko sygnalizuję. MD]

==================================

Dominika Długosz newsweek/donald-sie-wsciekl

Donald Tusk i afera Collegium Humanum

Donald Tusk i afera Collegium HumanumFoto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl / Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Premier Donald Tusk po ujawnieniu przez “Newsweeka” nieprawidłowości w Collegium Humanum zarządził przyjrzenie się dyplomom kandydatów do spółek Skarbu Państwa. Nikt z dyplomem tej uczelni nie ma szans na stanowisko. Wśród polityków i działaczy obecnej większości rządzącej zaczęło się ukrywanie związków z Collegium Humanum.

Donald Tusk po raz pierwszy wściekł się po niedawnych tekstach dziennikarki “Newsweeka” Renaty Kim, w którym opisywała nieistniejące “partnerskie” uczelnie Collegium Humanum.

Już wtedy dostaliśmy sygnały, że premier nakazał bardzo precyzyjne ustalenie, kto ma dyplom z podejrzanej uczelni. Chodziło o to, że w tekście pada nazwisko Magdaleny Roguskiej radnej Platformy z Warszawy, skarbniczki warszawskiej struktury partii, ale przede wszystkim nominatki do rady nadzorczej Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Roguska jest także absolwentką Collegium Humanum. Nie ona jedna.