Archiwa tagu: USA
Proroctwa NAS wspierają: Covid przed Covidem: Ślady prowadzą na Ukrainę.
Date: 13 aprile 2022 Author: Uczta Baltazara https://babylonianempire.wordpress.com/2022/04/13/covid-przed-covidem-slady-prowadza-na-ukraine/
Do narracji o “pandemii” i wszystkich związanych z nią elementów – kłamstw, gigantycznych interesów; kwestii “szczepień” przeciwko wolności oraz niepewności co do tego, w jaki sposób wirus pojawił się – dołącza kolejny wątek, który może wiązać ową aferę zdrowotną z Ukrainą i jej tajnymi laboratoriami biologicznymi.
Jak wiadomo, o nowej chorobie zaczęto mówić w styczniu 2020, przy czym dopiero 11 lutego, Światowa Organizacja Zdrowia, tęże chorobę grypopodobną wywołaną koronawirusem, oficjalnie nazwała Covidem-19. Jednakże, najprawdopodobniej zdecydowano się na tę nazwę najpóźniej jesienią 2019: z danych rządu USA wynika, że 12 listopada 2019, Departament Obrony USA przyznał firmie Labyrinth Global Health INC. kontrakt o wartości ponad 116 mln USD na “badania nad COVID-19″, czyli zanim koronawirus oficjalnie pojawił się w doniesieniach medialnych i na trzy miesiące przed oficjalnym oznaczeniem go jako Covid-19.
Najwyraźniej, albo mamy tu do czynienia z proroctwami, albo z globalnym oszustwem. Istnieją także inne dowody, które powinny spowodować oburzenie: umowa ze spółką Labyrinth miała zostać zrealizowana na Ukrainie i była częścią znacznie większej agendy o nazwie “Program redukcji zagrożeń biologicznych na Ukrainie”. To prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego Labyrinth Global Health nawiązał współpracę z firmą EcoHealth Alliance Petera Daszaka, finansowaną przez Fauci’ego, oraz z spółką Metabiota, znaną z powiązań z Hunterem Bidenem, synem Joe’go.
Rząd Stanów Zjednoczonych posiada stronę internetową o nazwie USA Spending, która jest oficjalnym, otwartym źródłem najmniej kompromitujących informacji na temat wydatków federalnych, jednak dzięki tej stronie – która ukrywa brudy – można dowiedzieć się wiele innych ciekawych rzeczy (tj. dotyczących innych kwestii, niż badania nad Covidem, zanim jeszcze Covid oficjalnie zaistniał). Chodzi o kontrakty i umowy podwykonawcze dotyczące wieloletniego kontraktu podpisanego w roku 2012 (i kończącego się w roku 2020) przez Departament Obrony z firmą Black & Veatch Special Projects Corp, która określa siebie jako “globalną firmę inżynieryjną, zaopatrzeniową, konsultingową i budowlaną specjalizującą się w rozwoju infrastruktury” – https://www.bv.com/. Z pozoru chodzi o bliżej nieokreślone “usługi profesjonalne, naukowe i techniczne”, ale jeśli przyjrzeć się umowom podwykonawczym, można w nich znaleźć takie pozycje, jak “sprzęt laboratoryjny dla Kijowa” czy “meble biurowe dla Kijowa”.
Pytanie brzmi: dlaczego Departament Wojny USA korzystał z usług firmy inżynieryjnej w celu rozwiązywania problemów związanych z zagrożeniami biologicznymi i dlaczego zarówno Departament Wojny, jak i wspomniana wcześniej firma Black & Veatch zapłaciły firmie Labyrinth Global Health INC. za przeprowadzenie badań nad wirusem COVID-19 na Ukrainie na trzy miesiące przed nadaniem mu nazwy? – Dlaczego wreszcie, wszystko to odbywało się głównie na Ukrainie?
Można tu zaobserwować standardową metodę polegającą na wykorzystaniu pozornie czystej firmy, takiej jak Labyrinth Global Health –której członkowie zajmują się łagodzeniem skutków chorób występujących w Afryce i Azji, a następnie włączeniu jej do współpracy z takimi bandytami jak Eco Alliance i Metabiota, należącymi do USAID – organizacji o wybitnie geopolitycznym zabarwieniu. Gdy trochę poszpera się, można odkryć, że w rzeczywistości istnieją między nimi powiązania i to bardzo bliskie: wystarczy wspomnieć, że Murat Tartan, główny ekonomista firmy Labyrinth, jest również głównym ekonomistą spółki Metabiota.
A ponieważ jest to nazwisko tureckie, od razu nasuwa się skojarzenie z BioNTech, małą niemiecką firmą prowadzoną przez Turków, która znikąd stała się miliardowym skarbcem Big Pharmy i preparatów genowych. Są to niewątpliwie zbiegi okoliczności, ale skłaniają do refleksji na temet tego, jak mały jest ów podziemny świat, który nami rządzi.
W każdym razie, trudno się dziwić, że mamy do czynienia jednocześnie z narracją o pandemii i wojną na Ukrainie – innymi słowy z gwiazdami i pasami świata, który dla przetrwania gotów jest na wszystko. https://ilsimplicissimus2.com/2022/04/13/covid-prima-del-covid-le-tracce-portano-in-ucraina/
&&&
U.S. Department of Defense awarded a contract for ‘COVID-19 Research’ in Ukraine 3 months before Covid was known to even exist https://dailyexpose.uk/2022/04/13/us-dod-contract-covid-research-ukraine-nov-2019/
KTO PYTA NIE BŁĄDZI
Krzysztof Baliński
Dziwna to wojna. Prowadzona jakby od niechcenia. Nikt jej nie wypowiedział, nikt nie zerwał stosunków dyplomatycznych. Nie wysadził „ruskich” rurociągów, a wprost przeciwnie Rosja pompuje ropę i płaci Ukrainie miliardy za jej tranzyt. Putin nie bombarduje wież telewizyjnych, pozwalając na kabaretowe występy ekipy filmowo-telewizyjnej Zełenskiego. Kaczyński przemieszcza się kolejową salonką po polu bitwy, a właściwie po ustanowionym dwa lata temu na Wołyniu „szlakiem chwały bojowej UPA”. Zginęło 1232 cywilów (w Syrii 500 tysięcy, a w Hucie Pieniackiej 1200 kobiet i dzieci, i to w ciągu jednej nocy). Wojna wydaje się być bezsensowna, sztuczna, niezrozumiała. A może inny jest jej cel, i nie jest nim tylko Ukraina? W doskonale przygotowanej i skoordynowanej akcji Polskę zasiedlają miliony „uchodźców”. I czy to nie z nią toczy się niewypowiedziana wojna?
A może chodzi o kolorową rewolucję, która nie zawsze ma na celu obalenie rządu, lecz osłabienie jego narodowego komponentu? Rewolucję, w której pochodzącym z warszawskich Nalewek dywersantom Sorosa sekundują Berlin, Bruksela i „zielone ludziki”, ale nie Rosjanie, tylko TVN i YouTube. I czy ta ferajna nie stanowi większe zagrożenie dla Polski niż Putin i Łukaszenko razem wzięci? Szkopuł w tym, że stojący u steru władzy zagrożenia próbują odpierać ustępstwami, a nawet zwracaniem się do reżyserów owej rewolucji o pomoc. No i w tym, że wszystkie polityczne inwestycje Sorosa dotyczą wyłącznie żydokomuny. Czy nie chodzi o wcielenie Polski do federacyjnego unijnego państwa zarządzanego przez Niemcy, o zamienienie Polski w źródło taniej siły roboczej zatrudnionej w niemieckich hurtowniach i montowniach? Czy masowa akcja przesiedleńcza nie jest znaczącym krokiem do przodu w dziele budowy IV Rzeszy? I jeszcze jedno: Dlaczego Polacy, ofiary resetu uczestniczą w nim z wielkim entuzjazmem, własnymi rękami likwidując sobie państwo?
Kto otwarł Polskę na przestrzał? Kto wygenerował ruch na wschodniej granicy? Kto tworzy popyt na uchodźców? Kto steruje wielką akcją przesiedleńczą, która zmienia radykalnie i nieodwracalnie strukturę etniczną Polski? Kto robi wszystko, żeby zostali w Polsce na zawsze? Dlaczego roztaczają przed nimi wizję wspaniałej przyszłości, fundują wczasy all inclusive, nadają przywileje? Kto oskarża zadających takie pytania o „sabotaż wysiłku wojennego” i brutalnie szantażuje: Ten, kto nie akceptuje zmian w konstytucji stoi za śmiercią ukraińskich cywilów? Była szokowa transformacja gospodarcza, jest szokowa transformacja etniczna. W politykę szajek rządzących Polską wpisuje się nieprzerwany, zapoczątkowany przez Balcerowicza, kontynuowany przez Tusk, a sfinalizowany przez Morawieckiego proces podmiany ludności, pomysł na „białego murzyna”, na kraj bez „ciemnego, ksenofobicznego motłochu”, ze skundloną etnicznie tanią siłą roboczą.
„Jesteśmy gotowi na przyjęcie kilku, 4-5 milionów uchodźców” – to Morawiecki, kilka tygodni przed wojną. „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał – to szef bezpieki. „Dla każdego uciekiniera z Ukrainy znajdziemy dach nad głową i darmowy posiłek” – to minister rodziny.„Obywatele Ukrainy zapewne zostaną z nami dłużej” – to szef Kancelarii Premiera, ten sam, który kilka miesięcy temu złowieszczo zapowiedział: Rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej. Zdradzając, że chcą osiedlić w Polsce niepolskie nacje, bo „potomkowie mieszkańców” to nie potomkowie Polaków. Jeśli cię to nie przekonuje, to przypomnij sobie słowa Dudy: Tu jest Polin. No i przeczytaj „Jerusalem Post”, który 11 dni przed rosyjską inwazją pisał o tajnych planach rządu izraelskiego dotyczących 200 tysięcy obywateli ukraińskich pochodzenia żydowskiego. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – pisała „Rzeczpospolita”. Kiedy zaczęły się przygotowania? – Pod koniec stycznia. Czyli dużo wcześniej, niż Putin zaczął wojnę? – pyta gazeta. Mieliśmy informacje – odpowiada Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Tylko cyferki się nie zgadzają. Na lotnisko Ben Gurion dotarło 5 tysięcy uprzednio wyselekcjonowanych, jak na Umschlagplatz, etnicznie i religijnie. Ale o tym, nie mów głośno, bo „to niedobra jest”.
Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego – rzekło polskie MSZ ustami swego ryżego rzecznika. Ale to nie on i nie po raz pierwszy zdradził, czyimi są sługami. Jarosław Kaczyński o uchodźcach: Nas stać, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy (…) Nie będziemy chodzić po prośbie. Nie będzie relokacji”. Andrzej Duda: „Bezpieczeństwo Ukrainy jest częścią naszego bezpieczeństwa”. Wcześniej prezydent wszystkich Polaków ogłosił: Wszyscy jesteśmy Żydami (a Morawiecki: Wszyscy jesteśmy Ukraińcami). Minister edukacji: „Polskie szkoły przyjmą 700 tysięcy ukraińskich uczniów”. No i precedens na skalę świata – aby zostać w Polsce studentem lub profesorem, przybyły do Polski Ukrainiec nie musi spełniać żadnych warunków. Nie musi nawet słowo umieć po polsku, mieć matury, indeksu, dyplomu. Wystarczy oświadczenie woli i ustne zapewnienie, że był nim na Ukrainie.
MSZ jest opanowany przez dwie szajki, żydowską i bezpieczniacką, których szefowie dogadali się w Magdalence i które reprodukują się już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu – tak mówi teoria spiskowa. Są jednak rozliczne namacalne dowody świadczące o tym, że gdy Bronisław Geremek kompletował „zespół”, kierował się regułą: żydowskie pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Zresztą, co tu dużo mówić, wśród b. ministrów jest czterech potomków funkcjonariuszy NKWD, dwóch potomków funkcjonariuszy KPP i Radek, wypromowany przez wuja majora KBW i profesora Bauman, też majora KBW. No i mamy, co mamy – stosunki z Ukrainą nie są normalne, bo po stronie polskiej są wyznaczane przez mniejszości, a jeśli są jakieś fora dyskusyjne, to bierze w nich udział tylko mniejszość ukraińska.
Tu kolejne pytania:Czy u przedstawiciela mniejszości narodowej nie dojdzie do konfliktu lojalności? Czy Ukrainiec powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim, a syn banderowca w komórce wschodniej Agencji Wywiadu? Czy nad repatriacją Polaków z Kazachstanu pieczę sprawować musi obcoplemieniec? I wreszcie – czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że wiele stanowisk w IPN obsadzonych jest Ukraińcami? Temat drążyć można innym pytaniem: Czy powodem tego, że na Wschodzie ponosimy same porażki nie jest to, że wszystkie ważne stanowiska w naszych ambasadach obsadzone są osobnikami, jak mówił kresowy poeta, „nie z Ojczyzny mojej”? Czy nie dlatego wydają 700 tysięcy wiz dla Ukraińców, a kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu? I czy może dziwić, że w Astanie, gdzie na repatriację czekają tysiące Polaków, ambasadorem był znawca jidysz, dziś jest Tatar, a wiceminister powiedział: „repatrianci z Kazachstanu są za drodzy w utrzymaniu i nie znają języka polskiego”? A może powodem jest to, że wielu pośród tych, co rządzą Polską są mniej Polakami niż zesłańcy, i wiedzą, że ich losy ważą się w kręgach „Wyborczej”, a nie w kresowych wioskach?
No i jak z dziurawego wora posypały się „sukcesy” polskiej dyplomacji: Morawieckiego ze szczytu UE z grudnia 2020; Kaczyńskiego z jego misją pokojową NATO i migami oraz polityką zagraniczną przełączoną w tryb funkcjonowania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy; Dudy, gdy na nartach w Wiśle, z buzią rozbawionego dziecięcia deklarował: „Bezpieczeństwo Ukrainy jest częścią naszego bezpieczeństwa”, a „dozbrajanie Ukrainy jest politycznym nakazem chwili i Polska powinna przeznaczyć na ten cel wszystkie dostępne środki, nie pytając nikogo o zdanie”. À propos – Duda wcześniej przebywał na kwarantannie, i czy nie powinien był na tym poprzestać? Ale to nie wszystko – wojenni przegrani z Ministerstwa Spraw Przegranych, jakby nigdy nic, głoszą: „Niemal cała Europa zaczęła odważnie przemawiać po polsku”; „Polska mocarstwem humanitarnym”; „Wróciliśmy do pierwszej ligi”; „Dzięki dyplomatycznej harówie Europa i świat przyjęły w końcu polskie spojrzenie na putinowską Rosję, tchórze przestali się bać, pochlebcy Putina przymknęli gęby, a rosyjska agentura i kremlowskie lobby w UE zeszły do podziemia”.
Polska to kraj 2 milionów młodych wygnanych za chlebem, z karłowatą armią, z gigantycznym zadłużeniem, stadami lichwiarzy strzygących kraj z resztek majątku, gdzie rośnie jedynie liczba generałów i admirałów, długość ścieżek rowerowych, odsetki od kredytów w szwajcarskich frankach, rządowa pomoc dla Ukrainy i uzależnienie od nowojorskich banksterów. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda misji cywilizacyjnej na Wschodzie, miotające bełkot o „białoruskich i putinowskich standardach”. I tu konstatacja: żeby troszczyć się o bezpieczeństwo państwa, żeby prowadzić jakąkolwiek politykę zagraniczną trzeba mieć MSZ, a nie jego atrapę.
Zamiast trzymać się z dala od konfliktów, które Polski nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę, wdają się w gry, których zasad nie znają. Czy wiedzą, kim jest ich partner? Przecież nie klaun, tylko sowiecko-żydowscy oligarchowie. W stosunku do Ukrainy wszystkie państwa mają własną narrację, z wyjątkiem Polski. My za swoją przyjęliśmy ukraińską. I czy nie stąd bezmyślna paplanina polityków nierozumiejących istoty geopolitycznych gier? Ponieważ w dzisiejszych czasach prawdziwe są tylko teorie spiskowe, oto jedna z nich: W całej miłości PiS do Ukrainy nie chodzi o wojnę z Putinem, ale o oligarchów, których (poza tym, że rozkradli Ukrainę) łączy jedno – przed świętem chanuki gremialnie udają się prywatnymi odrzutowcami do Izraela. Na Ukrainie interesy robili wszyscy – Rosja, USA, Niemcy, Izrael, a nawet taka biznesowa miernota jak Sławomir Nowak, tylko nie my. My pomagaliśmy Ukrainie, dając kredyty… oligarchom. Jeszcze inna teoria: prawdziwą machlojką jaczejki, która sprawuje władzę „w tym kraju” jest UkraPolin.
Na naszych oczach realizuje się scenariusz, który wydawał się koszmarnym snem – Polska przegrywa z kretesem. Gdy bitewny kurz opadnie, dla Polski nie będzie miejsca na defiladzie „moralnych zwycięzców”. I znajdą się po temu argumenty: niepraworządny, odrażający moralnie reżim, współwinny ukraińskiej tragedii, który spiskując przeciwko Europie z prorosyjską Le Pen „rozbił europejską jedność w interesie Putina”, który chciał wojny, podżegał do niej, dla którego wojna i pozostanie Putina przy władzy było korzystne i który wszystko robił, żeby wojna trwała jak najdłużej. Obowiązywać będzie jedna linia: w Brukseli kapitulacja na całej linii, żadnych negocjacji, żadnych kompromisów, poddanie się narracji, że cokolwiek narodowe to „agenda Putina”. Kaczyński podda sprawę sądownictwa. Ostateczna federalizacja UE zrealizowana zostanie rękami Morawieckiego, a Kaczyński ogłosi „albo UE albo Putin”. Ze zwycięską Rosją w imieniu Europy rozmawiać będą Niemcy, a plan Marshalla dla Ukrainy sfinansuje Polska. Niepokoi wyjątkowa jednomyślność polskiej klasy politycznej. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i kto da Ukraińcom więcej. Nie mniej niepokoi, że gazety „Wyborcza”, „Polska” i „Warszawska” stoją w jednym szeregu. Ale szykuje się jeszcze większa tragedia – rząd jedności narodowej i to, że jutro Polską może rządzić Tusk, MSZ-em Sznepf, a w Belwederze zasiądzie Trzaskowski.
Biden, przedstawiciel państwa, które na tej wojnie robi największy interes, przyjechał do państwa, które na tej wojnie robi najgorszy interes i nic nam nie dał. W dodatku za poklepywanie po ramieniu drogo zapłacimy, ogołacając z broni własną armię i oddając ją Ukrainie, skupując bezwartościową hrywnę, udzielając bezzwrotnych kredytów, oddając szpitale, szkoły i żłobki przybyszom. Biden eksponował żydowskie pochodzenie Zełenskiego, jako dowód na to, że Ukraina nie wymaga „denazyfikacji”. Za to zdenazyfikuje Polskę. Przy czym „naziści” to nie tylko antysemici, ale i ci którzy mówią o nazistach z SS Galizien i ci, którzy nie chcą zapomnieć o niemowlętach nabijanych na sztachety, o dziewczynach zgwałconych na śmierć, o chłopakach ciętych piłami, obdzieranych ze skóry i rozrywanych końmi, o starcach palonych żywcem. Zapowiedzią jest wpis na TT ryżego ministra i spotkanie prezesa YouTube z Morawieckim oraz słowa obu osobników: Polski rząd i Google chcą wspólnymi siłami stworzyć potężny system walki z fałszywymi wiadomościami i dezinformacją. Nie jest tajemnicą, że Kreml czyni co tylko może, by skłócić Polaków z Ukraińcami, doprowadzić do niepokojów społecznych. Z YouTube zniknęło ponad 12 tysięcy kanałów i 30 tysięcy filmów, które szerzyły mowę nienawiści i publikowały niedozwolone treści. Google ma zamiar skupić się na Polsce, ponieważ to właśnie tutaj istnieje potrzeba wsparcia zarówno społeczeństwa polskiego, jaki ukraińskiego.
Jeszcze inne pytanie: Czy znowu jak w czasach, gdy instalowaliśmy na Majdanie rządy żydowskich oligarchów i krzewiliśmy demokrację na Białorusi, nie zaczną nas zachodzić od tyłu Judejczykowie? Czy Światowy Kongres Ukraińców, tak jak Amerykański Kongres Żydów, nie wróci z żądaniem odszkodowań i restytucji mienia za Akcję „Wisła”? Czy nie chodzi o kaskadę wydarzeń: Polska zdruzgotana gospodarczo z rozgrodzonymi granicami, przez które przelewają się hordy obcych; nadawanie koczującym w Polsce uchodźcom z Dzikich Pól statusu rezydentów na specjalnych warunkach, włącznie z przywilejem noszenia broni; wprowadzenie języka ukraińskiego jako urzędowego; chaos i starcia na tle etnicznym (ale nie z Ukraińcami, lecz między Polakami, z Ukraińcami przyglądającymi się i przeżuwającymi popcorn); masowa emigracja Polaków na Zachód? Czy dla udobruchania rezunów nie wyślą Dudy do Kijowa z kolejną bezzwrotną miliardową pożyczką, nie zbudują 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (Placu Piłsudskiego nie wyłączając)? A gdyby to nie wystarczyło, czy nie oddadzą Przemyśla, a we Wrocławiu komisarycznym prezydentem nie zrobią Wołodymyra Frasyniuka? I czy to nie Holland, a my, będziemy wzdychać żeby było tak, jak było?
Wiedzieliśmy, że Kaczyński lubi koty i małych ludzi, a Duda Żydów. Ale nie wiedzieliśmy, że tak kochają Ukraińców. Jaką trzeba jednak być mendą, aby tak, jak „Gazeta Polska” zorganizować Marsz Żołnierzy Wyklętych w barwach ukraińskich. Jakim trzeba być kabotynem, żeby postawić znak równości między Buczą a Katyniem. Hańba domowa – tak Jacek Trznadel nazwał kolaborację żydokomunistycznych elit ze Stalinem w negowaniu zbrodni katyńskiej i przypisywaniu jej sprawstwa Niemcom. Dzisiaj hańbą domową jest kolaboracja elit III RP z potomkami Bandery i przypisywanie mordów UPA Rosjanom. W tym miejscu przypomnijmy, że Rosjanie przeprosili za Katyń, odtajnili dokumenty, sfinansowali budowę cmentarza, na którym w 2010 Putin złożył wieniec.
Co można zrobić? Dziś, gdy Polacy z wielkim entuzjazmem i własnymi rękami duszą nazistów, gdy zmykanie ust cieszy się powszechną aprobatą, przechodzi w samosądy oraz lincze medialne i uznawane jest za „patriotyczne”, wypchnięcie z ośrodka, który wytwarza polską myśl polityczną obcych agentów nie wchodzi w rachubę. Podczas wojny podziemie likwidowało folksdojczów a dziwkom zadającym się z okupantami goliło głowy. Na pierwsze koniunktury nie ma. Ale na golenie łbów i sporządzanie list hańby z nazwiskami tych, którzy przyczynili się do takiego upodlenia Polski – jest. Przypomnieć Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”. Mówić bez ogródek: Nie ma żadnych dwóch wizji Polski. Jest wolna Polska versus państwo zarządzane przez cadyka lub gauleitera. Głośno wymawiać słowo „Zdrada”. No i mówić Polakom: przyjmujesz Kozaka – wysiedlasz Polaka. Pamiętajmy też, że z Polską poszłoby im jeszcze lepiej,gdyby nie nasz nacjonalizm i antysemityzm. No i więcej optymizmu. Mamy najgłupszą dyplomację na świecie, ale mamy też Polkę najpiękniejszą w świecie, najlepszą tenisistkę i najlepszego piłkarza świata.
Jawa i mrzonki
Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5158 „Najwyższy Czas!” • 12 kwietnia 2022
Wojna na Ukrainie trwa już ponad miesiąc, a ani rozstrzygnięcia, ani końca nie widać. Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy na Ukrainie Rosja prowadzi wojnę z NATO. Wprawdzie NATO nie jest bezpośrednio zaangażowane w operacje wojskowe, ale, pod pretekstem samoobrony, dostarcza Ukrainie broń, amunicję i inne materiały wojenne za darmo, więc nie można tego nazwać zwyczajnym handlem. Tylko do 27 lutego USA, Wielka Brytania, Kanada, Francja, Niemcy, Polska Belgia, Czechy, Holandia, Grecja, Litwa, Łotwa, Estonia, Portugalia, Rumunia, Słowacja, dostarczyły tam różnego rodzaju broń ogromnej wartości.
Tylko USA do 27 lutego przekazały Ukrainie broń za prawie 3 miliardy dolarów, a przecież to był dopiero początek. Polska, przez którą przechodzi większość tych dostaw, zachowuje się wzorowo, bo – jak zauważył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pan Łukasz Jasina – „jesteśmy tutaj sługami narodu ukraińskiego, jego próśb”. Ta deklaracja była niewątpliwie szczera, toteż nic dziwnego, że władze ukraińskie zachowują się wobec opieszałych państw NATO mocarstwowo, zapewne w przekonaniu, że tak będzie również po wojnie, a może nawet zawsze? Być może właśnie dlatego została tam przyjęta jeszcze w lipcu ubiegłego roku ustawa o „rdzennej ludności Ukrainy”, która co prawda – jak się wydaje – dotyczy przede wszystkim Krymu, ale można też będzie interpretować ją szerzej – jak zajdzie taka potrzeba.
Na razie jednak wojna trwa, więc mamy trzy możliwości.
Pierwsza – że Ukraina tę wojnę wygra. Za wygranie uważam wyparcie Rosji ze wszystkich części państwa ukraińskiego, łącznie z Krymem. W takiej sytuacji Ukraina stałaby się niewątpliwie rodzajem regionalnego mocarstwa tym bardziej, że niezależnie od wyniku wojny, napłyną tam kolejne miliardy nie tylko na armię, ale również – na odbudowę ze zniszczeń. Czy w tych kosztach partycypowałaby również Rosja? Prawdopodobnie, gdyby jej klęska była spektakularna, czego wykluczyć przecież nie można, zwłaszcza opierając się na komunikatach ukraińskiego Sztabu Generalnego, czy wywiadu.
Druga możliwość to taka, że Ukraina tej wojny nie wygra, ale też nie przegra. Wtedy Rosja zajmie wschodnią, uprzemysłowioną część Ukrainy, odetnie ją od Morza Czarnego, pozostawiając w gestii ukraińskich władz słabiej uprzemysłowioną część zachodnią – dlatego w takim przypadku nie można mówić o wojnie przegranej przez Ukrainę. Z polskiego punktu widzenia ta możliwość wydaje się najbardziej korzystna, bo nadal mielibyśmy na wschodzie niepodległą Ukrainę, w dodatku – trwale skonfliktowaną z Rosja – ale nie mocarstwową.
Wreszcie możliwość trzecia – że Ukraina tę wojnę przegra, to znaczy – Rosja zmusi ją do kapitulacji, to znaczy – zainstaluje tam „bratni” rząd i zawrze z nim układ o przyjaźni – jak ze zbuntowanymi republikami: doniecką i ługańską.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się dziś możliwość druga, bo – jak pokazuje sytuacja na froncie – Rosja uzyskanie lądowego korytarza do Krymu ma już w zasięgu ręki, podobnie jak odcięcie Ukrainy od wybrzeża czarnomorskiego. W tej sytuacji to Rosja jest zainteresowana w jak najszybszym zakończeniu działań wojennych i zawarciu z Ukrainą pokoju, a przynajmniej rozejmu, w którym Ukraina tę zmianę swoich granic przyjęłaby do wiadomości, nawet bez formalnego uznania. Musimy bowiem pamiętać, że i Rosja nie może zbytnio przeciągać struny, bo przecież na Ukrainie wojuje z NATO – co prawda do ostatniego Ukraińca, niemniej jednak. Doświadczenia II wojny światowej, w której starła się „rasa”, „masa” i „kasa” pokazują, że rozsądek nakazuje, by z kasą” się liczyć.
Wspominam o tym wszystkim dlatego, że wojna na Ukrainie rozpaliła wyobraźnię wielu polskich patriotów do tego stopnia, że własne marzenia zaczynają brać za rzeczywistość. Czy naprawdę, czy tylko w nadziei, że w ten sposób przypodobają się Naczelnikowi Państwa, który w nagrodę hojnie ich wyfutruje za pośrednictwem spółek Skarbu Państwa – o to mniejsza – chociaż wykluczyć tego nie można choćby z powodu, że ma on skłonności do – jak to nazwał Aleksander Smolar na etapie, gdy panu red. Michnikowi wywietrzał już z głowy entuzjazm do prezydenta Lecha Kaczyńskiego – „postjagiellońskich mrzonek”. Te „mrzonki” polegają na przekonywaniu, że Rosję, która jest niepoprawna, trzeba „zniszczyć”, a wtedy, w wytworzonej w ten sposób politycznej próżni, powstanie organizm przypominający Rzeczpospolitą Obojga Narodów, oczywiście z Polską, jako jej politycznym kierownikiem.
Jest to wizja wprawdzie piękna, ale chyba zbyt piękna, by była prawdziwa. Rzecz w tym, że od czasów mocarstwowej Rzeczypospolitej, we Wschodniej Europie trochę się zmieniło. W XIX wieku zaczęły kształtować się tam nacjonalizmy: ukraiński, litewski i nieco później – białoruski – które powstawały w opozycji do polskości – i tak już zostało.
Czy tak zostało z powodu podjudzania tych nacjonalizmów przez Niemcy i Rosję w celu szachowania Polski, czy też złożyły się na to również antypolskie antagonizmy na tle socjalnym, o to mniejsza, bo ważniejsze jest to, że ani Ukraina, ani Białoruś, ani nawet Litwa nie chcą nawet słyszeć o poddaniu się polskiemu kierownictwu politycznemu. Jeśli już widzą jakąś wspólnotę z Polską, to raczej na zasadzie sformułowanej właśnie przez rzecznika MSZ w Warszawie pana Jasinę, który – chociaż został za to ofuknięty – może mieć więcej oleju w głowie, niż Naczelnik Państwa, a w każdym razie – więcej poczucia rzeczywistości. Warto w tym miejscu przypomnieć, że „postjagiellońskim mrzonkom” prezydenta Lecha Kaczyńskiego położył kres prezydent USA Barack Obama, dokonując 17 września 2009 roku słynnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, którego politycznym owocem było proklamowane 20 listopada 2010 w Lizbonie „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja”, będące najważniejszym postanowieniem „porządku lizbońskiego”, którego kamieniem węgielnym był podział Europy w strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. I chociaż pod koniec 2013 roku prezydent Obama wysadził ten porządek w powietrze, z czego natychmiast skorzystała Rosja, by oskubać Ukrainę, to z „postjagiellońskich mrzonek” naszych Umiłowanych Przywódców pozostały jedynie kabotyńskie, lizusowskie okrzyki, jakie wydawali na kijowskim „majdanie” pod adresem Ukraińców. Teraz było podobnie; „koncepcję” Naczelnika Państwa, by pod pretekstem uzbrojonej po zęby „misji pokojowej” NATO na Ukrainie wciągnąć Sojusz Atlantycki w „niszczenie Rosji”, zlikwidował prezydent Biden po wysłuchaniu opinii państw poważnych, a prezydent Zełeński, najwyraźniej przez kogoś oświecony, też się od „koncepcji” zdystansował się udając, że jej „nie rozumie”, chociaż zrozumiał w lot, a prawdziwe powody wyjaśnił już w następnym zdaniu: „Na szczęście, albo niestety, to jest nasz kraj, a ja jestem prezydentem, więc to my będziemy decydowali, czy będą tu inne siły.” On najwidoczniej też uważa, podobnie jak pan rzecznik MSZ Jasina, że Polska, jeśli już, to co najwyżej może być „sługą narodu ukraińskiego” oczywiście pojmowanego według kryteriów przewidzianych w ustawie „o rdzennej ludności Ukrainy”.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że znaczna część narodu ukraińskiego już przeniosła się do Polski, która właśnie służy mu, jak tylko może, poczytując to sobie za cnotę. Czy ten kubeł zimnej wody na Naczelnika podziałał – nie można wykluczyć, bo zaraz po fiasku „koncepcji” proklamował powrót do rozdziobywania katastrofy smoleńskiej. Przy jej pomocy „zniszczyć Rosji” się jednak nie da, ale oczywiście zaprzyjaźnione media będą nadal opływały w dostatki.
W tej sytuacji Polska ma dwa wyjścia: albo pozostać w Unii Europejskiej, to znaczy – pożegnać się już nawet nie z „postjagiellońskimi mrzonkami”, ale nawet z mrzonkami o niepodległości, tylko zgodzić się na status niemieckiego landu w IV Rzeszy, albo podjąć próbę przyłączenia się do Stanów Zjednoczonych, jako kolejny stan tego państwa. To co prawda oznaczałoby również konieczność rezygnacji z mrzonek o niepodległości, ale – jak w swoim czasie mówił mi Guy Sorman – porównywać można tylko możliwości istniejące z istniejącymi. Zatem tak naprawdę stoimy przed alternatywą – czy zostać niemieckim landem, czy stanem USA. Jaka jest nasza sytuacja, jako niemieckiego landu – to już mniej więcej wiemy na podstawie doświadczeń dotychczasowych – a ona może tylko się pogarszać w miarę, jak w Unii Europejskiej będzie narastał socjalizm, a presja na promocję sodomczyków i ekologizmu będzie narastała do poziomu paranoi. Stany Zjednoczone od pewnego czasu pod tym względem lepiej nie wyglądają, ale tam pozycja prezydenta Bidena i Partii Komunis…, to znaczy pardon – oczywiście Partii Demokratycznej, nie jest taka znowu silna, by to się nie mogło zmienić, a ponadto – w odróżnieniu od Unii Europejskiej – panuje tam większy pluralizm prawny. Na przykład, mimo że w USA panuje zakaz poligamii, senat stanu Utah zdecydował, że w tym stanie nie jest ona przestępstwem, tylko wykroczeniem, za które grozi symboliczna grzywna, a jest to zaledwie wstęp do całkowitej legalizacji wielożeństwa. Zatem, chociaż administracja prezydenta Józia Bidena forsuje wszystkie możliwe zboczenia, być może udałoby się uchronić Polskę, jako jeden ze stanów USA przed tą plagą?
Wprawdzie Polska leży daleko od Ameryki Północnej, ale Hawaje też leżą ponad 3500 kilometrów od zachodniego wybrzeża, czyli w odległości mniej więcej takiej, jak Portugalia od Polski, więc niekoniecznie musiałoby to być przeszkodą tym bardziej, że Izrael, który wprawdzie formalnie nie jest stanem USA, przecież wywiera na politykę tego państwa znacznie większy wpływ, niż np. Arizona, a leży od Ameryki jeszcze dalej. Odległość, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, nie powinna być problemem, zatem zajmijmy sie potencjalnymi korzyściami takiej zmiany.
Co prawda musielibyśmy pożegnać się z mrzonkami o niepodległości, ale w Unii Europejskiej nie mamy żadnej innej alternatywy, co zostało postanowione w traktacie z Maastricht, który wszedł w życie w 1993 roku. W tej sytuacji opowieści o „Europie Ojczyzn”, to kolejna mrzonka, jeszcze większa od tych „postjagiellońskich”. Szkoda każdego słowa. Gdyby tedy Polska została kolejnym stanem USA, to nie musielibyśmy z trwogą i niepewnością myśleć o art. 5 traktatu waszyngtońskiego, bo on nie miałby tu nic do rzeczy, zaś ewentualny atak Rosji na Polskę byłby już uderzeniem na Stany Zjednoczone. Jak pamiętamy, nigdy nic takiego się nie zdarzyło, bo zgodnie z doktryną elastycznego reagowania i Rosja i USA konfrontują się ze sobą nie bezpośrednio, ale na przedpolach, np. na Ukrainie. W tej sytuacji Ameryka przestałaby promować w Polsce narwańców, na czym nasza scena polityczna mogłaby tylko skorzystać. Nie musielibyśmy też kombinować, za co uzbroić dodatkowe 200 tys. żołnierzy, o których chcemy powiększyć naszą niezwyciężoną armię, bo zatroszczyłyby się o to Stany Zjednoczone, nawet bez specjalnych próśb z naszej strony. Zresztą skoro już teraz pan prezydent Duda mówi o kilkunastu, a w porywie serca gorejącego – nawet o kilkudziesięciu tysiącach żołnierzy amerykańskich w Polsce, to gdyby było ich 300 tysięcy, wielkiej różnicy by nie było tym bardziej, że i tak i tak podlegaliby oni rozkazom z Waszyngtonu, natomiast rozkazom Warszawy mogłaby podlegać obrona terytorialna – jak w USA gwardia narodowa.
Po drugie, jako stan USA, musielibyśmy wystąpić z Unii Europejskiej, za co prawdopodobnie nie spotkałyby nas żadne konsekwencje, przynajmniej dopóty, dopóki wojska amerykańskie stacjonują w Niemczech. Nie byłoby łamania sobie głowy, czy przystępować, czy nie przystępować do unii walutowej, bo walutą naszą stałby się dolar. Nie muszę dodawać, że moglibyśmy w jednej chwili plunąć na wszystkie „wyroki” TSUE i nie przejmować się karami, jakie na nas nakłada, bo Ameryka zaraz pokazałaby mu ruski miesiąc. Niewiarygodne, ale dzięki przystąpieniu do USA, moglibyśmy przestać się obawiać nawet o roszczenia żydowskie. Żydzi w stosunku do USA żadnych roszczeń majątkowych nie wysuwają, kontentując się subwencją rządu amerykańskiego, którą – jak piszą uczeni politologowie w książce „Lobby izraelskie w USA” – zaraz pożyczają temu rządowi na wysoki procent. Wprawdzie Stany Zjednoczone przyjęły ustawę nr 447, ale przecież ani myślą zmieniać własnego prawa w taki sposób, w jaki sugerowały tam Polsce, więc również pod tym względem byłoby bezpiecznie.
Jedyną trudność, jaką widzę, to kwestie językowe, ale to rzecz mniejszej wagi, bo – po pierwsze – coraz więcej młodych ludzi używa cudzoziemskich słów, jak „hejt”, albo inne takie, po drugie – w Stanach Zjednoczonych też nie wszyscy mówią po angielsku, nawet przeciwnie – coraz więcej mieszkańców USA mówi językiem hiszpańskim i na przykład nawet na lotnisku w Chicago już kilka lat temu zauważyłem napisy w obydwu językach, chociaż przedtem były tylko po angielsku. No to dlaczego w naszym stanie język polski nie miałby być dominujący – oczywiście obok urzędowego angielskiego? Jak widzimy, chyba będziemy musieli zrewidować nasze dotychczasowe spojrzenie na to, co realne i to, co nierealne, bo ewentualny akces do USA jest chyba bardziej prawdopodobny, a przede wszystkim – bardziej realistyczny – niż „postjagiellońskie mrzonki” starzejącego się Naczelnika Państwa.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
CIA przyznaje się do podawania Amerykanom fałszywych informacji o Ukrainie
Ron Paul https://www.bibula.com/?p=133127
Pod koniec ubiegłego roku sondaż Gallupa wykazał, że zaufanie Amerykanów do mediów głównego nurtu spadło do drugiego najniższego poziomu w historii. Tylko siedem procent Amerykanów odpowiedziało, że ma „duże zaufanie” do mediów.
Media głównego nurtu zasłużyły na tę utratę zaufania i wyjaśnia ona masowy wzrost znaczenia mediów niezależnych i alternatywnych głosów w mediach społecznościowych. Reakcją na wzrost liczby niezależnych głosów w mediach był pęd do „kasowania” każdego głosu spoza przyjętej narracji głównego nurtu.
Obywatele Związku Radzieckiego czytali zmanipulowane media, takie jak Prawda, nie dlatego, że reżim podawał fakty, ale dlatego, że prawda była ukryta między wierszami tego, co podawano, a czego nie podawano. Wydaje się, że w tym właśnie punkcie znajdujemy się dziś w Stanach Zjednoczonych.
W zeszłym tygodniu w NBC News ukazał się niezwykły artykuł, w którym donoszono, że wywiad USA świadomie przekazuje mediom głównego nurtu informacje, które nie są zgodne z prawdą, a które mają być konsumowane przez amerykańską publiczność.
Innymi słowy, artykuł donosi, że amerykańskie „głębokie państwo” przyznaje się do aktywnego okłamywania Amerykanów w nadziei na manipulowanie opinią publiczną
Według artykułu NBC News, „wielu urzędników amerykańskich przyznało, że Stany Zjednoczone używały informacji jako broni nawet wtedy, gdy zaufanie do dokładności informacji nie było wysokie. Czasami wykorzystywały informacje wywiadowcze o niskim poziomie zaufania w celu uzyskania efektu odstraszającego…”.
Czytelnicy z pewnością pamiętają szokujące nagłówki, że Rosja jest gotowa użyć broni chemicznej na Ukrainie, że Chiny będą dostarczać Rosji sprzęt wojskowy, że rosyjski prezydent Putin jest karmiony błędnymi informacjami przez swoich doradców i wiele innych.
Wszystkie te informacje były produkowane przez CIA i powtarzane w amerykańskich mediach, mimo że wiadomo było iż są fałszywe. Chodziło o to, by – jak powiedział w artykule jeden z oficerów wywiadu – „spróbować wejść do głowy Putina”.
Być może taki był cel, ale w rzeczywistości CIA próbowała wniknąć w głowę Amerykanów, podając fałszywe informacje, które miały wpłynąć na postrzeganie konfliktu przez opinię publiczną. Kłamali, aby propagandowo wmówić nam, że opowiadają się za narracją administracji Bidena.
Ci, którzy przez lata prezydentury Trumpa forsowali oszustwo „Russiagate”, twierdzili, że celem „rosyjskiej dezinformacji” było podważenie zaufania Amerykanów do naszego rządu, mediów i innych instytucji. Czy nie jest ironią losu, że to sama CIA zrobiła więcej niż Rosjanie, aby podważyć wiarę Amerykanów w media, podając fałszywe historie w celu ustanowienia określonej narracji wśród Amerykanów?
Po katastrofie w Zatoce Świń prezydent Kennedy powiedział, że chciał „rozerwać CIA na tysiąc kawałków i rozrzucić je na wiatr”. Nie wyszło mu to zbyt dobrze. Jak powiedział senator Chuck Schumer – lider mniejszości demokratycznej w Senacie – w wywiadzie prowadzonym przez Rachel Maddow w 2020 r., odpowiadając na krytykę CIA przez prezydenta Trumpa: „pozwólcie, że wam powiem: Jeśli zaatakujesz społeczność wywiadowczą, to od niedzieli mają sześć sposobów, by się na tobie odegrać”.
W miarę jak na jaw wychodzą kolejne informacje o działaniach amerykańskiej Wspólnoty Wywiadowczej [federacja 18 rządowych agencji wywiadowczych – przyp.] w próbie obalenia Trumpa, wydaje się, że choć raz Schumer miał rację.
Nadszedł czas, aby powrócić do życzenia prezydenta Kennedy’ego z okresu po wybuchu Zatoki Świń. CIA posługująca się kłamstwami, by propagandowo nakłaniać Amerykanów do wojny z Rosją, to tylko jeden z tysięcy powodów, by rozrzucić na wiatr milion kawałków tej agencji.
Za: Ron Paul Institute (April 11, 2022) | http://www.ronpaulinstitute.org/archives/featured-articles/2022/april/11/cia-admits-feeding-americans-false-info-about-ukraine/
Ukraine-Russia: A Proxy-War, Advancing the Agenda of the Great Reset?
By Peter Koenig Global Research, April 09, 2022
After almost four decades of a Cold War from the mid-1950s to 1991, and another 2 decades of Cold War 2.0, since the beginning of the year 2000, when Mr. Putin took over the Presidency of Russia, the US via NATO, and with her European vassals, are now engaged in a hot war with Russia, using Ukraine as a proxy.

This was done very cleverly.
Since the US-instigated WWI in June 1914, Washington’s interest was to subjugate the then Russian empire, and later the Soviet Union and now Russia. This objective holds until today. The principal goal was and is to take over this huge country, the resource-richest nation in the world, a position Russia arguably still holds today.
Washington’s pretexts are many. With the onset of the Soviet Revolution, they say, communism was a danger to the world and especially to the United States. “National Security” is always a smart argument – and it sells well, since every country supposedly thinks “national security” as a first priority.
In the last two decades, the US-driven antagonism against Russia, closely followed by Europe, was mostly directed against one man, namely Russia’s leader, President Putin. It’s always easier to demonize a person than an entire country. That’s what Washington’s Inner Circle does best.
Mr. Putin’s aim was and is to restore Russia as a secure and self-sufficient society, while maintaining relations, but not dependent on the west. Self-sufficiency to the extent possible and security is what every leader should see as a priority for his country.
Mr. Putin, a former high-level KGB official, knows very well what’s going on in the political minds of the western hegemon.
When Mikhail Gorbachev, the last leader of the former Soviet Union (USSR), capitulated in 1991, he requested from the western allies a promise that they will NOT expand NATO beyond Berlin, as a condition for allowing unifying East and West Germany.

Image left: Gorbachev with Reagan
This was confirmed by then US Secretary of State James Baker, with the now famous words,
“NATO will not move an inch beyond Berlin”.
Documents to that extent are available in the Berlin War Museum.
We all know what happened then. The promise was not kept and today NATO has expanded from 16 countries in 1997, to today 30 countries, 28 of which are in Europe. Many of the new ones are in Eastern Europe, the former Soviet Republics – see map.

It is obvious that the move closer and closer to Moscow is a threat for Russia. It would be perceived as a threat by Washington, if Russia or China would build a military base in Mexico, or Central America.
Remember the Cuban Missile Crisis, when secret negotiations between then President J.F. Kennedy and Russian Chairman of the Communist Party, Nikita Khrushchev, potentially saved the world from a nuclear Armageddon?

Why would Mr. Putin now tolerate this obvious encroachment on his country by NATO forces, and the latest attempt, to enter Ukraine?
03 June 1961 President Kennedy meets with Chairman Khrushchev at the U. S. Embassy, Vienna.
Ukraine, by the way, has written her intent to gain NATO membership into her Constitution.
How daring.
Officially the US and NATO say that Ukraine will not become a NATO member, but actions show differently.
For the last at least 10-15 years, and especially after the US / NATO instigated Maidan Coup in Kiev on 22 February 2014, the US and NATO countries have supplied Ukraine with billions and billions worth of war material, high precision missiles, anti-aircraft and anti-tank systems, most of them produced in the US. De facto, this could easily be construed as making Ukraine a silent NATO member.
For Mr. Putin, this was crossing a red line. Understandably. Especially since the 2014 Minsk Accord was never respected and adhered to. The Minsk summit took place with the participation of Vladimir Putin, then Ukrainian president Petro Poroshenko, German chancellor Angela Merkel, French president François Hollande, and the representatives and leaders of the two Donbas Provinces, Mr. Alexander Zakharchenko, Donetsk People’s Republic (DPR) and Mr. Igor Plotnitsky, Luhansk People’s Republic (LPR). (see below)

Key points of the measures agreed upon, included a ceasefire, withdrawal of heavy weapons from the front line, release of prisoners of war, constitutional reform in Ukraine, granting self-government to certain areas of Donbas and restoring control of the state border to the Ukrainian government.
None of these agreements were adhered to, and the western leaders, who were party to the Minsk Accord, did not bother to have them enforced. For example, the Right-Wing Nazi Azov Battalion, acting in the eastern Ukraine, were for 8 years, since the Maidan Coup in 2014, bombarding and terror-attacking the Donbas population. They killed 14,000 civilians, including 3,000 to 4,000 children, most of the victims are of Russian descent.

This is rarely mentioned in the western media.
For Mr. Putin, drawing a Red Line was evident. No more NATO aggression, No NATO or NATO-country weapons into Ukraine, no assaults on the Donbas Provinces, no NATO personnel and NATO training in Ukraine. In fact, Mr. Putin requested a neutral, demilitarized Ukraine, neutral like Austria and Sweden.
None of this happened.
And what was of utmost danger to Russia, were the 25 to 30 bio-war labs on Ukrainian soil, and funded by the US, denied by Washington as “conspiracy theory” for months, until to the world’s surprise, on 9 March 2022, Ms. Victoria Nuland, Deputy US Secretary of State, confessed in a Senate Hearing that – yes, the US had been funding these bio-labs (she called them euphemistically “research centers”), and she added that the US now had to destroy them otherwise they may fall into Russian control. There are no words to describe how laughably ridiculous this statement is. Fox News Tucker Carlson framed and analyzed it well – see this.
With relentless aggression and western hostility against Russia and Mr. Putin’s person – the Russian President was put in a corner. He certainly doesn’t seek a nuclear WWIII, but he wants security for his country.
A western false flag could prompt a NATO nuclear attack on Russia. It wouldn’t be the first time that the US started a war based on a “false flag”, perpetrated by the US themselves or by a close ally, or proxy – just think of the self-inflicted Gulf of Tonkin incident, the USS Maddox attack, that triggered the full-fledged Vietnam War. And there are many others.
Great Reset Phase 2.0
That’s the history. Now to the present.
Russia intervened in Ukraine on 24 February 2022. Since then, all eyes are on Russia and Ukraine. Almost to the day covid disappears from the world arena, at least officially. Covid is gone from the headlines, everywhere. This is no coincidence. Geopolitics do not know coincidences – only plans and strategies.
The ever-stronger and more relentless provocation to pull Russia into a war with Ukraine – may it have been planned by the WEF and the WEF’s handlers? – Because the WEF’s full and final agenda is much stronger and wider and larger and deeper – than Covid and the War combined. But Covid and the War are perfect instruments to further the (UN) Agenda 2030, alias the Agenda of The Great Reset.

The picture above may give you an inkling of who is running the show in Ukraine. It depicts Klaus Schwab, WEF Chairman and CEO, with Ukraine President Zelenskyy in what looks like a cozy conversation.
Covid equals Great Reset 1.0.
It was to put people in awe, to indoctrinate them with an abject lie, to spread fear, to make people submissive – and obedient to authorities – while believing that these authorities – of all 193 UN member countries at once – all want only the best for their people. The way it should be. So, you do what they say. Governments are supposed to be the protectors of their people.
We were and still are totally wrong. We the people, must get it into our heads, that these times are gone. Our governments, more often than not, are our enemies.
They want the worst for the people – a global vaxx-genocide, stealing assets through artificially, alias covid-induced bankruptcies, shifting the liquidated properties from the bottom and the center to the top, by inflicting economic crises, and eventually, full digitization of everything, including especially financial resources, your money (no more cash), and – yes – the human brain – so as to have total control over the surviving humans.
Klaus Schwab, the CEO and founder of the WEF calls it the transformation of humans into transhumans – so that at completion of Agenda 2030, of the Great Reset – “you will own nothing, but will be happy”.
Here is a complete description of the Transhumanist Agenda.

For those who don’t know yet – Covid-19, alias SARS-Cov-2, never existed, was never identified, was never scientifically isolated.
This 4-min. trailer of The Viral Delusion, a new 6-hour documentary series – with interviewed scientists and facts on the table – the trailer tells you most everything of what you must know to understand that you have been criminally fooled over the last two years. The world has been criminally fooled. War criminals are the western elites, the WEF and its handlers, government officials, who commit knowingly these crimes on humanity.

This scam has caused billions of victims. Directly from the nefarious and deadly side effects of the mRNA-injections which were sold as vaccines, but in fact were everything but vaccines; they were poison jabs, consisting of different damaging substances, one of them is graphene oxide, creating a magnetic field of your body, accessible by 5G-microwaves – discovered by the Spanish Research Team, “The Fifth Column”. See this; and indirectly, by causing in both the Global North and the Global South countless financial ruins, unemployment, misery, famine, related diseases – and yes, millions of suicides from desperation.
This scam has caused billions of victims. Directly from the nefarious and deadly side effects of the mRNA-injections which were sold as vaccines, but in fact were everything but vaccines; they were poison jabs, consisting of different damaging substances, one of them is graphene oxide, creating a magnetic field of your body, accessible by 5G-microwaves – discovered by the Spanish Research Team, “The Fifth Column”. See this; and indirectly, by causing in both the Global North and the Global South countless financial ruins, unemployment, misery, famine, related diseases – and yes, millions of suicides from desperation.
This all happened with the consent of the United Nations, WHO and the great Movers and Shakers, IMF, World Bank, European Central Bank (ECB), the Bank for International Settlements (BIS, the Central Bank of all central banks), even UNICEF — and of course, the Gates and Rockefeller Foundations (the main financiers of this scam of biblical dimension). And not to forget, the World Economic Forum – the WEF – and those dark handlers of the WEF, among them the world’s “financial emperors”, BlackRock, Vanguard, State Street and Fidelity.
Together, the financial emperors control some 20 to 25 trillion dollars in assets which gives them a leverage power of over 100 trillion dollars, as compared with a world GDP of some 90 trillion dollars.

With this financial might, they can do whatever they want with whatever country they want. This may explain, why from one day to the next, the entire world, 193 UN member countries were struck by the same fake virus (totally nonsensical, impossible in reality), and sent all together into full lockdown on 11 March 2020, when there were only something like 4,700 so-called registered covid cases in the entire world.
Western media have been and still are being paid billions and billions of dollars to perpetuate the lie-propaganda, the covid / vaxx narrative. President Biden, head of the Empire of Lies (copy right President Putin), just recently allocated another billion dollars to “subsidize” the US media, so they will continue repeating the covid and vaxx-narrative – and now the anti-Russia war propaganda.
What’s next?
In the shadow of The Great Reset 2.0, the Russia – Ukraine war – preparations for the next stage are being planned and already carried out.
Things happen in warp speed, so that the infamous UN Agenda 2030 may be completed by 2030, before everyone wakes up. For example, WHO was not an original UN agency, but created in 1948 by the Rockefeller Foundation to become a World Body to control the world population’s health. Rockefeller “managed” (money buys everything) to have WHO incorporated as the international health agency of the UN body.
For Rockefeller, an alleged eugenist, controlling the world’s health is an asset. He, at that time was also the owner of Standard Oil, the globe’s largest hydrocarbon giant, and literally the monopoly on oil and gas.
This led Rockefeller and Co. to decide converting the so far mostly plant-based pharmaceuticals into petrochemical-based medication; more profitable and better controllable.
Today, in the shadow of the war, WHO is being groomed to become the world’s unique watchdog over people’s health. If the plan goes through, there will be a Pandemic-Treaty, under which WHO would have by 2024 full control over matters of health, above every nation’s sovereignty.
WHO would decide what is a pandemic (potentially every flu can be a pandemic), when there is a pandemic, and when governments have to vaxx their citizens. See this: Dr. Astrid Stuckelberger, a former WHO insider, exposes the criminal monopoly (see this and this).
This plan is currently being discussed in several extra-ordinary World Health Assemblies, where usually countries’ health ministers decide.
However, this Health Treaty would be such a monstrous plan, that it should at least be ratified by each sovereign country’s parliament – because, if it would go through, it would annihilate every nation’s sovereignty.
While the WHO’s health tyranny is being prepared, the world economy is being further devastated by the Ukraine – Russia war, the smoke-screen for the behind-the-scene-activities, and consequential energy shortages, particularly in the west.
There will be supply chain disruptions – already now evident, using the pretext of the Canadian, US and Australian trucker strikes – i.e., Freedom Caravans. These Freedom Caravans are showing the world a lesson of bravery against tyranny, especially the one in Canada. They have brought the world’s attention to the globally perpetuated lie and crime on humanity – the forced vaccination – and other covid-denigrations, like the useless and poisonous mask wearing – and that especially on children.
Ukraine and Russia are the breadbasket of the World (Russia is the globe’s largest wheat exporter). The war will reduce food production, as well as interrupt food supply chains.
Adding to this calamity will be the exponential increase in fuel prices in the west – due to Russia’s oil and gas – sanction-driven – no longer being accepted in the west, resulting in up to extreme shortages, inflation – maybe as high as 30% to 50% even if temporary, the impact will be a worldwide chain reaction
- reduced fertilizer production
- higher fertilizer prices – resulting in a decline in ag-crops production – less food, worldwide famine and in many cases where poverty is already extreme, it may mean death by famine;
- higher fuel / energy prices will bankrupt countless small and medium size enterprises, resulting in unemployment, more poverty, more misery and famine – diseases and death;
- insufficient fuel will further disrupt supply chains of those reduced material that otherwise might be available… and-so-on – and-so-on.
The law of unintended consequences may play out.
About two thirds of the raw materials to make semiconductors comes from Ukraine. When the supply is interrupted due to the war – the car industry will falter. More than a third of the necessary light metals for the construction of aircraft, civilian as well as military, like titanium and aluminum, comes from Russia. In addition to hydrocarbon, Russia also is a key exporter of lithium, cobalt and nickel, used in the battery and electronics industries. Russia closes the faucet of these exports to the west, and another part of western industries will bite the dust.
The spiral to misery and hell is almost endless.
Economic Holocaust
Economic holocausts, so to speak, will also further the reduction of the world population, thus, playing into the eugenist agenda. While not spelt out in the Great Reset, massive population reduction is clearly a factor in achieving the Great Reset, the targets of Agenda 2030.
This is the plan. As is often repeated, it doesn’t have to happen. If we humanity, wake up in masses and oppose this plan, not by hatred, but by ascending to a higher level of consciousness, where we are able to build an alternative world.
Great Reset Phase 3.0: Full digitization of everything, including humans
What could trigger Reset 3.0? Maybe another pandemic, this time a real one? Or rather an artificially brought about monetary collapse.
An event that may bring about the rapid downfall of the two main fiat currencies, the US dollar and the euro. It could be skyrocketing inflation – of which we are seeing the beginning – and the planned and looming energy crisis could be the death knell.
The disappearance of the dollar’s supremacy is imminent, as the petro-dollar is being replaced by the Petro-Yuan. Its already happening. The Saudis have told Mr. Biden they will rather sell their petrol to China and be paid in Petro-Yuan than in unstable and ever less secure US dollars. And no, they will not increase production to stabilize prices. A clear message that may accelerate the collapse of the fiat currencies.
Economic prediction and foresight are seeing a rapid dollar descent still in 2022 – meaning that an enormous debt could be wiped out. Would that be the moment to prompt an initial western world full digitization of currencies – eventually merging into two or three key digital currencies? That would fit the plan as part of the Reset. Digitizing everything is Klaus Schwab’s dream – it is the bedrock of his Fourth Industrial Revolution – also a dream. His ideas have a lot of influential supporters – and if we do not stand up in solidarity against this Schwab – WEF drive towards this apocalypse of the masses – we are doomed.
The QR Verification Code
What today is known as the QR code, or the QR technology is also slanted as becoming the driving force of not only full digitization, but also total and complete surveillance.
QR coding can store some 30,000 points of information, or more, about every citizen — following you on every step you take, people you meet, food you eat, trip you take. The masters managing this information know you better than you know yourself.
The QR codes have been sneaking their ways quietly into our lives. Many restaurants have no longer printed menus – you have an application on your cell phone and take a QR screenshot… and bingo, while you read the menu of your restaurant, “they” know where you are and what you eat.
Good-bye cash. In comes digitized money.
Its already almost the case in Sweden and other Nordic countries. Sweden is at the forefront, testing and practicing the system on volunteers with an implanted micro-chip in the hand. The chip replaces your cash, credit card, bank account, and possibly already more.
Your behavior will be recorded and show whether you follow the “System’s norms”. If you fail, they may block your money flow – temporarily or for good. Imagine “sanctions” on a small individual scale – they may make you starve, or with the 5G technologies, Artificial Intelligence (AI), robots, algorithms, the surveillance police can even “neutralize” you – for good.
This is the Big Picture. The Great Reset: Phases 1.0 to 3.0. Maybe More
But remember, all this can happen only when We, the People, let it happen. It is never too late to peacefully stand up against tyranny. Stand up against the media lies, the psyops, media indoctrinations, the official narratives, and against our criminal governments.
One thing is clear, in today’s world – at least across the western globe – no government can be trusted.
The ultimate solution may be that we ascend to a higher level of consciousness, unite in solidarity and create an alternative society.
With the spirit of no hate but perseverance – “Venceremos”!
Hope – Objective – and joint Action — and We shall overcome.
*
Note to readers: Please click the share buttons above or below. Follow us on Instagram, @globalresearch_crg and Twitter at @crglobalization. Feel free to repost and share widely Global Research articles.
Peter Koenig is a geopolitical analyst and a former Senior Economist at the World Bank and the World Health Organization (WHO), where he has worked for over 30 years on water and environment around the world. He lectures at universities in the US, Europe and South America. He writes regularly for online journals and is the author of Implosion – An Economic Thriller about War, Environmental Destruction and Corporate Greed; and co-author of Cynthia McKinney’s book “When China Sneezes: From the Coronavirus Lockdown to the Global Politico-Economic Crisis” (Clarity Press – November 1, 2020).
Peter is a Research Associate of the Centre for Research on Globalization (CRG). He is also is a non-resident Senior Fellow of the Chongyang Institute of Renmin University, Beijing.
Licytacja na zbrodnie wojenne
Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5157 „Goniec” (Toronto) • 10 kwietnia 2022
Wojna na Ukrainie w coraz większym stopniu przekształca się w wojnę propagandową. Być może zresztą jest to wrażenie chwilowe, bo wojska rosyjskie najwyraźniej się przegrupowują. Rosjanie chyba odpuścili sobie zdobywanie Kijowa, bo tak naprawdę to nie jest on im do niczego potrzebny. Może był na początku, kiedy mieli nadzieję na zainstalowanie tam „swojego” rządu, ale teraz przestało to mieć znaczenie.
Według specjalistów wojskowych Rosja zamierza uderzyć z Donbasu, by zamknąć znajdujące się na Zadnieprzu operacyjne wojska ukraińskie w okrążeniu, a następnie odciąć Ukrainę od Morza Czarnego, co wymagałoby jednak zdobycia Odessy, która dotychczas nie była specjalnie atakowana. Tak czy owak, natężenie walk zmalało, może z wyjątkiem Mariupola, w którym wojsko ukraińskie kontroluje centrum miasta obleganego przez Rosjan. Jest to punkt kluczowy, którego zdobycie otwierałoby Rosji lądowe połączenie z Krymem, więc nic dziwnego, że walki są tam wyjątkowo zażarte. Wprawdzie pojawiły się pogłoski, że już niedługo prezydent Zełeński spotka się z prezydentem Putinem, ale nie sądzę, by takie spotkanie się odbyło, albo nawet gdyby, to czy przyniosłoby jakieś rezultaty w sytuacji, gdy zapanował swego rodzaju pat.
Bardziej prawdopodobne jest to, że w najbliższych dniach walki rozgorzeją na nowo, aż Rosja uzna, że ma dobre pozycje wyjściowe do negocjacji pokojowych, chyba, że będzie kontynuowała wojnę na wyniszczenie. Łatwo to nie przyjdzie, o ile w ogóle się uda, bo nie możemy zapominać, że Rosja prowadzi na Ukrainie wojnę z całym Sojuszem Północnoatlantyckim, który tylko nie angażuje się w bezpośrednie działania militarne, bo we wszystkie inne – jak najbardziej. Jest to sytuacja podobna do położenia Stanów Zjednoczonych w Wietnamie, gdzie toczyły one wojnę per procura z całym Układem Warszawskim i Chinami na dodatek. Jak pamiętamy, Stany Zjednoczone się z Wietnamu wycofały po tym, jak prezydent Nixon załatwił z Chinami zakończenie tej wojny.
Toteż miejsce działań wojennych zajęły ofensywy propagandowe. Pojawiły się w sieci nagrania pokazujące, jak żołnierze ochotniczego pułku „Azow”, który powstał jako rodzaj prywatnego wojska żydowskiego oligarchy Igora Kołomojskiego, maltretują torturują i rozstrzeliwują schwytanych rosyjskich jeńców. Żołnierze tego pułku są podobno najbardziej motywowani ideologicznie spośród całego ukraińskiego wojska, co sprawiało, że nawet amerykańscy kongresmani pytali, dlaczego pułk ten nie został uznany za „organizację terrorystyczną”.
W tej sytuacji doradca prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowicz powiedział, ze rząd traktuje tę sprawę „bardzo poważnie” i że będzie „pilne śledztwo”, ale wkrótce ktoś zaczął sprawę odkręcać, bo głównodowodzący sił zbrojnych Ukrainy, generał Walerij Załużny oświadczył, że to Rosjanie inscenizują takie nagrania w celu „zdyskredytowania sił zbrojnych Ukrainy”. Podobnie autentyczność nagrań podważyła pani Irina Wenediktowa, prokurator generalny Ukrainy. Ale chyba nie rozwiało to do końca wątpliwości, bo w kilka dni później, kiedy wojska ukraińskie wkroczyły do opuszczonej przez Rosjan Buczy koło Kijowa, zrobiły tam mnóstwo zdjęć zamordowanych cywilów, którzy jak nie w masowych grobach, to leżeli na ulicy, gdzie dosięgnęła ich śmierć.
Wywołało to poruszenie opinii światowej, a w tej sytuacji pamięć o działaniach przypisywanych pułkowi „Azow” natychmiast zeszła na plan dalszy i w ogóle zaczęła się zacierać. „Cały świat” ruszył potępiać zbrodnie w Buczy, a ponieważ papież Franciszek nie wykazał spodziewanej zapamiętałości w potępianiu, został pryncypialnie skrytykowany przez osoby powszechnie znane z moralnej wrażliwości, m.in. przez pana red. Tomasza Terlikowskiego, obecnie pracującego w Telewizji Republika, której szefem jest z kolei pan red. Tomasz Sakiewicz – kawaler jakiegoś ukraińskiego orderu. „Reakcja Watykanu nie jest taka, jaka powinna być” – powiedział pan red. Terlikowski. A jaka powinna być? Wiadomo; papież powinien potępić Putina, który przecież został przez Senat Stanów Zjednoczonych i prezydenta Bidena uznany za zbrodniarza wojennego, zanim jeszcze władze ukraińskie pokazały nagrania z Buczy.
Rosjanie oczywiście zaprzeczają autentyczności nagrań, sugerując, że zostały one zainscenizowane przez stronę ukraińską, ale musimy pamiętać, że pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Być może, że i w jednym, jak i w drugim przypadku prawdę odkryłaby delegacja Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, ale jakoś nie słychać, by którakolwiek ze stron chciałaby takiego arbitrażu. Najwyraźniej wolą takimi materiałami gospodarować samodzielnie.
Tymczasem prezydent Zełeński przemawiał w Organizacji Narodów Zjednoczonych, której zarzucił gadulstwo i zalecił, by w tej sytuacji się „rozwiązała”. Najwyraźniej czuje się powołany do przejęcia rządu dusz już nie tylko na Ukrainie, nie tylko w Europie, która pod ciśnieniem USA wyrozumiale mu na to pozwala, podobnie, jak radykalizującemu się z dnia na dzień panu premierowi Morawieckiemu, ale w skali całego świata. Tymczasem cały świat wcale nie jest aż taki skory do poddawania się duchowej władzy prezydenta Zełeńskiego, bo państwa reprezentujące prawie 5 miliardów ludzi nie biorą udziału w zarządzonym przez USA ostracyzmie wobec Rosji.
W dodatku w dysonans poznawczy właśnie wpędzona została poddana surowej dyscyplinie Europa, bo oto w ostatnią niedzielę wybory parlamentarne na Węgrzech wygrał Wiktor Orban i to po raz czwarty z rzędu większością konstytucyjną. Oczywiście zanim jeszcze wybory się rozpoczęły, co gorliwsi demokratowie byli całkowicie pewni, że już zostały sfałszowane, a po podaniu ich wyników przewodniczący Volksdeutsche Partei Donald Tusk oświadczył, że demokracja została „zgwałcona”. Przecież Wiktor Orban, który nie tylko nie słucha się prezydenta Zełeńskiego, ale nawet bezczelnie mu odpowiedział, że dla jego przyjemności nie będzie „wyłączał” całej węgierskiej gospodarki, powinien przegrać z kretesem, a tymczasem wygrał i to w sposób spektakularny.
Wprawdzie pan redaktor Tomasz Sakiewicz nie kryje swego rozgoryczenia z tego powodu, ale Naczelnik Państwa, który wcześniej „zamroził” stosunki w premierem Orbanem, teraz je odmraża, bo chyba przekonał się, że takie dąsy mogą doprowadzić do rozpadu Grupy Wyszehradzkiej, co niewątpliwie udelektowałoby niemieckiego kanclerza.
Niestety ani Naczelnik, ani prezydent Duda nie wykorzystali wizyty prezydenta Bidena w Warszawie, ani by zaproponować mu sfinansowanie przez USA uzbrojenia dodatkowych 200 tys. żołnierzy, o których ma być powiększona nasza niezwyciężona armia, ani nawet, by przekonał Niemcy do zakończenia wojny hybrydowej przeciwko Polsce i Węgrom i odblokowania unijnych funduszy. Skończyło się na poklepaniu po plecach i komplementach, w związku z czym, za czołgi „Abramsy”, które właśnie zostały zakupione, a pierwsze dotrą do nas w jesieni, Polska będzie musiała zapłacić.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Podwójny SKANDAL! Dziennikarka CNN Żydówka rzuca na wizji oszczerstwa przeciw Polsce i Polakom – w twarz Prezydentowi Dudzie. On się „tłumaczy”.
Dziennikarka CNN pyta prezydenta Dudę, czy polska pomoc Ukraińcom, to „naprawienie krzywd” za… holokaust i pogromy.
Prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu lewicowej amerykańskiej stacji CNN.
W czasie rozmowy dziennikarka Dana Bash zadała Dudzie pytanie, po którym powinien on przerwać wywiad, a Bash i CNN powinny zostać pozwane przez państwo polskie.
Dana Bash w rozmowie z Andrzejem Dudą stwierdziła, że „w Pana Ojczyźnie wcześniej zdarzały się pogromy przeciwko Żydom, istniały tu obozy koncentracyjne”.
– Czy uważa Pan, że to, co pokazują teraz Polacy wobec Ukraińców, jest próbą naprawienia tych krzywd? –zapytała dziennikarka warszawskiego polityka.
Po tym pytaniu Duda powinien przerwać wywiad, a warszawski rząd powinien pozwać zarówno bezczelną dziennikarkę, która wybiela niemieckich nazistów i zrzuca winę za holokaust na Polaków, jak i całą stację CNN, która pozwala na takie zakłamywanie historii.
[Miał obowiązek jej powiedzieć, że dziennikarka CNN nie może być na tyle głupia, by bez świadomości kłamania powtarzać takie oszczerstwa. I zażądać natychmiastowych przeprosin.
Gdyby się wykręcała – wyjść ze studia, żądając jeszcze od dyrekcji CNN natychmiastowego usunięcia kobiety z pracy. MD]
Najwyższy polski urzędnik jednak dalej kontynuował rozmowę z Bash.
Duda wytłumaczył dziennikarce, że Żydzi, którzy zginęli w czasie wojny, byli polskimi obywatelami, Polacy pomagali im nawet za cenę własnego życia, bo taka kara czekała ich z rąk nazistów, a wśród „sprawiedliwych wśród narodów świata” najwięcej jest właśnie Polaków.
Oczywiście nie chodziło o to, żeby prezydent Duda coś odpowiedział – chodziło o same postawienie pytanie, które obrzuca Polskę i Polaków fekaliami, a co odpowiedział prezydent, to tego już nikt nie słuchał.
Dziennikarka Dana Bash urodziła się w rodzinie żydowskiej jako Dana Ruth Schwartz na Manhattanie w Nowym Jorku, córka Frances (z domu Weinman) Schwartz – autorki i pedagoga studiów żydowskich, oraz Stuarta Schwartza – producenta telewizji ABC News.
Sługa Ludu
Stanisław Michalkiewicz 7 kwietnia 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5156
Tak nazywa się ukraińska partia, którą na potrzeby przeforsowania Włodzimierza Zełeńskiego na prezydenta Ukrainy, animował i sponsorował oligarcha Igor Kołomojski, co to ma aż trzy obywatelstwa: izraelskie, cypryjskie, no i oczywiście – ukraińskie. Nazwa ta jest bardzo podobna do tytułu serialu komediowego „Sługa Narodu”, w którym główną rolę grał właśnie Włodzimierz Zełeński, znakomicie grający obecnie rolę niezłomnego prezydenta Ukrainy.
Możliwe, że pierwotnie Igor Kolomojski – podobnie jak w swoim czasie generał Czesław Kiszczak w Polsce, puszczając na prezydenta Lecha Wałęsę – chciał sobie zadrwić z ukraińskiego narodu, a przy okazji zademonstrować, że rzeczywiście „każdy” może być prezydentem – ale dramatyczne okoliczności uczyniły z komika męża stanu i to od razu – formatu europejskiego, co wyraża się m.in w bezceremonialnym sztorcowaniu rozmaitych polityków europejskich, jeśli tylko nie wykazują oni entuzjazmu do poświęcenia interesów swoich krajów, dla interesów Ukrainy.
W ślady prezydenta Zełeńskiego idą inni ukraińscy politycy, jak np. minister spraw zagranicznych Dymitr Kułeba, a sztorcowani, mając świadomość, że Ukraina i jej przywódcy są obecnie Najukochańszymi Duszeńkami amerykańskiego prezydenta Bidena, który przy użyciu NATO postanowił wojować z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca, wprawdzie otwarcie im się nie sprzeciwiają, ale też migają się, jak tylko mogą, ani ostentacyjnie im nie nadskakują, jak na przykład pan prezydent Andrzej Duda, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, czy jego pierwszy minister Mateusz Morawiecki. Ci, dla przypodobania się już nawet nie Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, ale nawet – prezydentowi Zełeńskiemu – gotowi są zrobić wszystko, a zwłaszcza – jak najszybciej wciągnąć do wojny nasz nieszczęśliwy kraj.
W przypadku prezydenta Dudy jest to zrozumiałe; jeśli – jak zauważył Leszek Miller, co to o polityce coś tam musi wiedzieć – chce uzyskać jakąś prestiżową synekurę po zakończeniu dobrego fartu w charakterze prezydenta naszego bantustanu, to musi mieć protekcję Naszego Najważniejszego Sojusznika, a może nawet Sojuszników Pomniejszych – ale na co liczy Naczelnik Państwa, czy jego pierwszy minister – tajemnica to wielka. Tymczasem właśnie Naczelnik Państwa mało jaja nie zniesie, by Polskę wciągnąć do wojny, jaką na Ukrainie prowadzi z Rosją Sojusz Północnoatlantycki, wystrzegając się jednak bezpośredniego zaangażowania militarnego. Dostarcza tylko Ukrainie pieniądze, broń i amunicję.
Tymczasem Naczelnik podczas wyprawy kijowskiej zaproponował by NATO zaangażowało się bezpośrednio, wysyłając na Ukrainę uzbrojoną po zęby „misję pokojową”. Na szczęście prezydent Biden, który podobno koncepcję Naczelnika Państwa – jak oznajmiła rzeczniczka Białego Domu pani Psaki – „rozważał”, po przyjeździe do Europy i odbyciu rozmów z przedstawicielami państw poważnych, postanowił tym razem „nie pozwolić” Naczelnikowi Państwa na taką misję, choćby nawet uczestniczyła w niej tylko Polska.
Ludzie pobożni widzą w tym ingerencję Matki Boskiej, która postanowiła chronić nasz kraj nawet przez Umiłowanymi Przywódcami. Na takie dictum nawet prezydent Zełeński się zreflektował i nie tylko dostroił się do nowej mądrości etapu, ale – chociaż wcześniej rozpływał się w wyrazach wdzięczności za inicjatywę Naczelnika Państwa – nagle oświadczył, że jej „nie rozumie” i wyjaśnił, że: czy na szczęście, czy niestety – to jest nasz kraj i ja jestem tu prezydentem i to my będziemy decydowali o tym, co tu się będzie działo. Myślę, że Naczelnik Państwa, który najwyraźniej już zaczął śnić swój sen o szpadzie – był tym obrotem sprawy bardzo rozgoryczony i nie wziął udziału w uroczystości na Zamku Królewskim, w trakcie której prezydent Biden wynagrodził nas, a ściślej – nie tyle „nas”, co grono osobistości wyselekcjonowanych przez amerykańską bezpiekę, która układała listę gości – komplementami, a nawet przypomniał sobie Kukuńka, co jednak było już – oczywiście niezamierzonym – gestem dwuznacznym. Nie pojawił się tam również Donald Tusk, ale nie wiadomo, czy dlatego że nie chciał zademonstrować jedności moralno-politycznej z Naczelnikiem Państwa, czy też dlatego, że prezydent Biden, uznawszy, że skoro niedawno rozmawiał z kanclerzem Olafem Scholzem, to nie ma potrzeby dodatkowo rozmawiać z jego delegatem na Polskę, więc amerykańscy bezpieczniacy mogli nie umieścić go na liście.
Spośród polityków państw Europy Środkowej tylko węgierski premier Wiktor Orban dlaczegoś nie ulega fascynacji prezydentem Zełeńskim, którego sztorcowania spływają po nim, jak woda po gęsi. Na natarczywe żądania i gorzkie wyrzuty z jego strony, że Węgry nie poświęcają wszystkiego dla dogodzenia Ukrainie odparł, że dla jego przyjemności „nie wyłączy” całej gospodarki węgierskiej – co mogłoby nastąpić, gdyby zaczął popierać najsurowsze sankcje wobec Rosji, jakie każdego dnia obmyślają amerykańscy strategowie.
Zawsze mówiłem, że – w odróżnieniu od naszych Umiłowanych Przywódców – Wiktor Orban potrafi prowadzić politykę elastyczną; nie wyprowadza Węgier ani z NATO, ani z Unii Europejskiej, ale też nie poświęca węgierskich interesów na ołtarzu „jedności”, czy „wartości europejskich”. Za to właśnie Węgrzy go lubią i nie tylko wygrał z większością konstytucyjną trzy wybory pod rząd, ale prawdopodobnie dokona tego i teraz, podczas gdy żadnemu z Naszych Umiłowanych Przywódców taka sztuka nigdy jeszcze się nie udała. Możliwe, że obecnie wśród Węgrów jest znacznie mniej kandydatów na samobójców, niż u nas, gdzie rząd dusz sprawuje z jednej strony pan red. Michnik, a z drugiej – pan red. Sakiewicz.
Tutaj muszę odwołać się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, a każde ciągnie w swoją stronę również swoje polityczne ekspozytury, w związku z czym prowadzenie jakiejkolwiek polityki POLSKIEJ wydaje się niemożliwe. Toteż właśnie Nasi Umiłowani Przywódcy zerwali stosunki z Wiktorem Orbanem, na skutek czego spotkanie Grupy Wyszehradzkiej nie doszło do skutku. Cóż innego mogłoby bardziej udelektować niemieckiego kanclerza, jak nie praktyczne rozpadanie się Grupy Wyszehradzkiej? Ale za to „Gazeta Wyborcza” może pochwalić nawet Naczelnika Państwa”, nie mówiąc już o jego pierwszym ministrze Mateuszu Morawieckim, który właśnie zdecydował, że Polska nie będzie już importować z Rosji ani ropy, ani gazu ani węgla. Węgiel importowany z Rosji pokrywał dotąd około 16 proc, zapotrzebowania, przy czym korzystały z niego gospodarstwa domowe. Ponieważ premier, pewnie w obawie przed ściągnięciem gromów na swoją głowę, nie ośmielił się wskazać tym gospodarstwom żadnego paliwa zastępczego, to minister Sasin, który podobno drze z premierem koty, natychmiast zadeklarował, że Polska zwiększy wydobycie własnego węgla, co z kolei mogło wywołać wściekłość niemieckich Zielonych, więc tylko patrzeć, jak przyjedzie do nas panna Greta Thunberg żeby nas obsztorcować za nieczułość wobec męczarni przeżywanych przez „planetę”.
I tak miotaliśmy się w mroku niepewności, jaką politykę prowadzą akurat Nasi Umiłowani Przywódcy, aż wreszcie te ciemności rozproszył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych pan Łukasz Jasina oświadczając, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. W jednej chwili wszystko się wyjaśniło i to nie tylko na chwilę obecną, ale kto wie, czy tak już nie zostanie nie na zawsze?
Why Is Biden’s SEC Waging War on American Energy?
April 4, 2022 Why Is Biden’s SEC Waging War on American Energy?
Russia’s war on Ukraine is changing the geopolitics of the world. The delicate situation calls for agility and improvising to adjust to a crisis that could quickly become ugly. The Biden Administration and Western Europe have imposed sanctions as part of a strategy to end the war.
However, the Administration is also applying “sanctions” upon the American energy industry to serve the ideology of the climate control left. America cannot win a war if it turns against itself.
There is no other way to explain it. President Biden is waging war on American energy, and his Administration is doing everything possible to discourage production. It can not know what it is doing.
A Devastating SEC Decision
A recent decision by the Securities and Exchange Commission (SEC) is a case in point. The Democrat-dominated body voted to advance a proposed rule that will wreak havoc on energy producers—right when they need to increase production to offset sanctioned Russian supplies.
The new SEC rule will expand the requirement that all public companies disclose the climate risks involved in their operations. This already egregious duty has now been made completely unreasonable.
Present law covers so-called “material” events and risks defined as information deemed important by a reasonable person. Such disclosures are usually very limited to those things impacting the environment that investors would need to know.
However, SEC Chairman Gary Gensler and his fellow Democrats voted 3-1 to redefine “materiality” to mean anything they want it to mean. The 510-page proposal broadens the requirements to require public disclosure of the risks of anything associated with carbon and climate change politics at any stage in production.
Contrary to the SEC’s Purpose
There has never been a proposal like this one in SEC history. The rule unloads a mountain of bureaucracy on already-struggling firms. It contradicts securities law and sound regulatory practice. Such disclosures favor progressive investors seeking to strangle oil and energy investment by depriving it of credit and capital. The new data provide ammunition to woke investors who can cancel offending companies.
The SEC exists to ensure investors have relevant information about publically traded firms. That’s it. It was never intended to be a policy-making agency imposing an ideology. Its purpose is to assure fairness in the securities markets, protecting investors against fraud.
The SEC was founded after the stock market crash in 1929. It sought to restore investor confidence by stopping the deceptive sales practices and manipulations that caused the crash in the first place. The commission established rules, supervision and forbade unfair use of nonpublic information about stocks when trading.
A Rule With an Agenda
The new rule uses this full disclosure requirement to demand information about greenhouse gas emissions and other climate ideology data. The new requirements are massive. They have no place in a volatile world where everything is upside down. The fanatical zeal of the green new dealers once more disregards reality in favor of de-development and eco-fantasy.
The new reporting must include all phases of production. This begins with the greenhouse-gas emissions caused directly by the operations of company plants and their energy consumption. Companies will also have to report on Scope 3 emissions, which means data related to supply chains and customer use.
All manufacturers will feel the fire of the regulatory state. However, these draconian requirements especially target oil companies, which will be required to estimate emissions from rigs, tankers and pipelines transporting oil and gas. On the product side, emissions from combustion engine consumption, plastics and other oil-based materials must be monitored.
The worst thing about Scope 3 emissions is that the SEC admits there is no clear definition for them. The commission has “not proposed a bright-line quantitative threshold for the materiality determination.” Everything depends upon the facts and circumstances surrounding each case. Thus, the potential for arbitrariness in rule enforcement is enormous. All it takes is an overzealous regulator to determine that an eco-factor is relevant to an investor’s supposed need to know.
Harassment on a Grand Scale
The new reporting is meant to intimidate. The commission has the authority to reveal only those things that are “necessary or appropriate in the public interest or for the protection of investors.” The SEC decision provided no proof that the new green ideology data fit the criteria for necessary public disclosure.
The SEC claims the new rule “will promote efficiency, competition, and capital formation.” However, it would add yet another layer of government regulation to the already excessive burden carried by companies. The threat of such exhaustive disclosures will discourage companies from going public and encourage stock buy-backs to return to the private sector.
In addition, it will expose private supply chain partners to disclose climate information that they usually would not have to report. All this information must be certified and audited, and companies will be liable for inaccuracies.
This huge effort is made to help woke, eco-friendly investors like BlackRock and public pension funds sniff out climate “offenders” whose only “crime” is using carbon like every human being in America.
The proposed rule will now be open for comments for 60 days before being finalized. Many states, such as West Virginia, have promised to sue the SEC for harassment of their energy industry. However, many rightly note that the damage has already been done. A shot has been fired over the bow of the energy sector. Even if federal courts throw the final rule out, the message has been sent. The war on energy has been declared. Investors beware. You are a target of the Democrats and their extreme green militants.
The message is equivalent to sanctions on the industry for doing its job. President Biden is declaring war on American energy in a time of crisis. The Administration knows this and nevertheless continues destroying the nation.
Między COVID a Ukrainą. Czy jesteśmy gotowi na Nowy Porządek Świata?
Piotr Relich https://pch24.pl/miedzy-covid-a-ukraina-czy-jestesmy-gotowi-na-nowy-porzadek-swiata/

Wojna na Ukrainie stanowi moment narodzin Nowego Porządku Świata, przekonują amerykańscy globaliści. Co więcej, sposób w jaki poradzimy sobie z obecnym kryzysem, trwale zdeterminuje jego kształt.
Choć III wojna światowa jest już faktem w przestrzeni morskiej i kosmicznej, świecie finansów i gospodarce, dopiero inwazja rosyjskich wojsk na Ukrainę definitywnie zakończyła 30-letni okres względnego spokoju. Putin rzucając rękawicę porządkowi z 1991 r., uderzył w szeroki front ciągnący się od Norwegii przez kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, wybrzeże Morza Czarnego i Śródziemnego aż do Egiptu i Libii. Swoimi działaniami obudził nie tylko demony wojny atomowej, ale zerwał łańcuchy dostaw i po raz pierwszy od wielu lat zagroził światowemu bezpieczeństwu żywnościowemu i energetycznemu.
Nic dziwnego, że temat Ukrainy zdominował odbywającą się w dniach 29-30 marca w Dubaju konferencję o wdzięcznie brzmiącym tytule „Czy jesteśmy gotowi na Nowy Porządek Świata?”, gdzie przeróżni mędrcy uchylili rąbka tajemnicy z planów ułożenia świat na nowo.
Long live Pax Americana?
Niektórzy, jak związany z CIA dr George Friedman przestrzegali przed przedwczesnym spisywaniem na straty Stanów Zjednoczonych. Kłam narracji o zmierzchu amerykańskiego imperium ma jego zdaniem zadawać „skuteczność, z jaką Amerykanie byli w stanie użyć dolara spychając Rosję do defensywy”. W ogóle miało się wrażenie, że Rosja, decyzją o zaatakowaniu Ukrainy zdegradowała się do trzeciej ligi rozgrywających.
Natomiast w kontekście największego rywala USA, Friedman od lat przekonuje o rychłych kłopotach Pekinu natury gospodarczej i społecznej.
„Chiny, mimo 40 niesamowitych lat, wkraczają w okres ekonomicznej dysfunkcji; system finansowy musi zostać zrestrukturyzowany. A to nigdy nie jest łatwe i nie obędzie się bez politycznych zawirowań” – uważa autor książki „Następne 100 lat. Prognoza na XXI w.”. Co więcej, jego zdaniem inwazja na Ukrainę dobitnie pokazała, że Rosja „przestała być supermocarstwem” i poza groźbą użycia broni jądrowej, nie stwarza zagrożenia dla amerykańskich planów.
Za największą przeszkodę na drodze budowy nowego „Pax Americana”, uznał brak wiary zachodnich elit politycznych w potęgę Stanów Zjednoczonych. Kiedy Biden w swoim przemówieniu de facto wezwał do obalenia Putina, nawet Biały Dom prostował słowa własnego prezydenta. „To niedowierzanie jest niebezpieczne. Ponieważ to mówi nam, że kraje nie są przygotowane” – przekonywał Friedman. Na co nieprzygotowane?
Na świat, w którym potężne Stany Zjednoczone mogą bez przeszkód dokonywać przewrotów pałacowych, nawet na Kremlu. A fakt, iż Amerykanin żydowskiego pochodzenia przewidział wiele z obecnych zjawisk, w tym to, że Rosja w próbie restauracji ZSRR rzuci wyzwanie NATO, przestrzega przed traktowaniem jego obecnych słów jako zaledwie dowodu na niepoprawny patriotyzm lub myślenie życzeniowe.
Globalne (nie)porozumienie
Podczas konferencji odezwało się również bardziej zachowawcze skrzydło amerykańskiej opinii spod znaku zrównoważonego rozwoju. Związany z agencjami Bloomberga i Reutersa Frederick Kempe przekonywał, że skończył się okres dominacji w stylu „America alone” lub „America First”. „To musi być Ameryka z innymi. To jedyny sposób aby USA utrzymały swoją pozycję wśród państw, które stają się coraz przebieglejsze w obchodzeniu sankcji” – podkreślał założyciel think-tanku Atlantic Council.
Z przynależnym wszystkim marzycielom niepoprawnym idealizmem, przekonywał, że dzięki postępowi technologii możemy wkroczyć w najbardziej oświeconą, zrównoważoną i nowoczesną erę w historii człowieka. W przeciwnym wypadku, świat czeka powrót do „ciemnych wieków” i epoki chaosu.
Wtórowała mu pochodząca z elitarnej rodziny doradców prezydenckich Pippa Malmgren. Jej ojciec – Harald Malgren, jako doradca prezydentów Kennedy’ego, Johnsona, Nixona i Forda, zapewne nawet lepiej od nich wiedział „co w trawie piszczy”. Przekonując o konieczności powrotu do rozwiązań dyplomatycznych, Malmgren zaapelowała o jak najszybsze zawieszenie broni na Ukrainie podkreślając, że „pole bitewne to niedobre miejsce do uprawiania dialogu”.
Malmgren całym sercem opowiada się za decentralizację władzy na wszystkich poziomach i we wszystkich dziedzinach, co w jej opinii zredukuje ryzyko wystąpienia wojen i innych kryzysów . W jej wymarzonym świecie, darmowy internet dociera do najodleglejszych zakątków Ziemi, umożliwiając podpięcie do sieci każdego człowieka. Po co?
„Podstawą nowego porządku świata jest zawsze system finansowy. Znajdujemy się na skraju ogromnej zmiany, w której – i wyrażę się bez ogródek – porzucimy tradycyjny system rachunkowy i finansowy i wprowadzimy nowy (…) Nowy system oparty o technologię blockchain, posiadający niemal doskonały zapis każdej transakcji dokonanej w gospodarce, da nam dużo większą przejrzystość nad tym co się dzieje” – mówiła, zbliżając się niebezpiecznie do idei cyfrowej gospodarki centralnie sterowanej, wyjętej wprost z podręczników do Wielkiego Resetu.
Stary Malgren był obecny podczas wysiłków na rzecz odejścia od parytetu złota przez administrację Nixona w 1971. Ponownie więc, jak w przypadku Friedmana, nie ma najmniejszych powodów, by nie wierzyć jego córce, od dziecka wtajemniczanej w realia świata leżącego na granicy finansów i polityki.
Schyłek demoliberalnego świata
Niemal wszyscy paneliści uznali wyczerpanie formuły „najlepszego ustroju w dziejach”. Po trzydziestu latach propagandy każącej myśleć w kategoriach „wartości demokratycznych”, w końcu przyznano, że świat „zna wiele rodzajów legitymacji władzy”, której osiągnięcie zależy od „zapewnienia odpowiedniego poziomu życia, praw człowieka a zarazem porządku, poczucia bezpieczeństwa i opieki zdrowotnej” [Kempe]. Z rozbrajającą szczerością stwierdzono, że „dana władza może [NIE MUSI – sic!] dostarczać wolności, jeżeli ludzie tego chcą”.
Przyznano, że osiągnięcia czwartej rewolucji przemysłowej: komputery kwantowe, sztuczna inteligencja czy bioinżynieria stwarzają pokusę do ogromnych nadużyć, ale to od władzy zależy jak wykorzysta „moralnie neutralne” technologie. Malmgren wspomniała nawet o potrzebie ustanowienia Cyfrowej Deklaracji Praw Człowieka, ale w kontekście dzisiejszej, dyktatorskiej działalności cyfrowych monopolistów, jej naiwne słowa brzmiały niczym ponury żart.
Stała melodia
Przy braku delegacji Chin i Rosji, spotkanie wyglądało nieco jak kłótnia w amerykańskiej rodzinie. Jednak, podczas gdy zaciekła debata dotyczyła głównie problemu przewodnictwa (USA dyktujące warunki lub USA w koalicji z resztą świata), co do ekonomicznej i społecznej wizji przyszłości panowała pełna zgoda.
Cyfrowy pieniądz (gospodarka sterowana), stałe podpięcie do sieci (inwigilacja), odejście od paliw kopalnych (powszechna bieda i drastyczne ograniczenie konsumpcji), „prawa seksualne i reprodukcyjne” (aborcja, kontrola populacji), czy ogólnoświatowy system bezpieczeństwa pandemicznego (permanentny stan wyjątkowy) to dogmaty nowego porządku, nad którym podpisze się zarówno Waszyngton, Berlin jak i Pekin.
Friedman, całkiem przytomnie stwierdził, że „nigdy nie było czegoś takiego jak porządek, a na pewno nie światowy, lecz mniejsze lub większe napięcia, które kształtują naszą rzeczywistość bez naszego wpływu”. Dlatego nie ma co wracać do pewnych idealizowanych okresów pokoju, „które nigdy nie istniały”. Globaliści odrobili swoją lekcję – dzisiaj nie zwracają uwagi na to, kto akurat trzyma władzę. Ważne, mimo licznych różnic, by co do pryncypiów „wszyscy zgadzali się ze sobą”.
Si vis pacem – para bellum ?
Wojna jest kontynuacją działań politycznych przy użyciu innych środków
gen. Carl von Clausewitz
Tygodniowy pobyt w Ojczyźnie w dn. 9 – 17 marca potwierdził moje najgorsze obawy dotyczące medialnej „obsługi” wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wiadomości w dziennikach radiowych sprowadzały się głównie do informacji o zbrodniach wojennych oddziałów rosyjskich i militarnych sukcesach armii ukraińskiej.
Negocjacje pokojowe, podjęte bodajże już w 3. dniu wojny i nie ograniczone do sprawy korytarzy humanitarnych, pomijano w medialnym agit-propie niemal całkowicie. Z natury rzeczy porównuję media w Polsce i w Niemczech. Również w Reichu antyrosyjska kampania propagandowa trwa od lat, jednak w okresie konfliktu zbrojnego wiadomości o rosyjskich zbrodniach wojennych niejednokrotnie opatruje się informacją, że chodzi o twierdzenia strony ukraińskiej. Zdarzały się nawet uwagi, że twierdzeń tych nie można sprawdzić w oparciu o niezależne źródła. Rzadko jednak ewidentną dezinformację wycofywano z medialnych serwisów. Tak było jednak z podaną jako top news informacją, że prezydent Francji Macron zarzucił stronie rosyjskiej atakowanie korytarzy humanitarnych w Mariupolu. W tym samym dzienniku radiowym, w którym tę wiadomość nadano, poproszono o krótki komentarz specjalistę, obserwującego wydarzenia na Ukrainie a ten zaś spontanicznie powiedział, że chodzi o twierdzenia strony ukraińskiej. Godzinę później rewelację dotyczącą zarzutów podniesionych rzekomo przez Macrona usunięto z serwisu informacyjnego.
Nawet w porównaniu z niezależną prasą ukraińską polskie mass media wypadają gorzej. Informując o sytuacji w Mariupolu portal „Strana” zestawiał twierdzenia obu stron: władze ukraińskie utrzymują, że Rosjanie atakują korytarze humanitarne i bombardują obiekty cywilne, Rosjanie twierdzą, że bojownicy „Azowa” w Mariupolu zmuszają cywilów do funkcjonowania w charakterze „żywych tarcz” i że rozmieścili stanowiska artylerii w pobliżu szkół i szpitali. „Jak było – tak było” – konkludowała filozoficznie „Strana”. W czasie wojny kłamią obie strony konfliktu i przekazywanie twierdzeń tylko jednej z nich nie służy informacji, lecz manipulacji.
Dezinformacja poprzez źródło – jak w wypadku rzekomych zarzutów sformułowanych przez Macrona – to jedna z klasycznych metod medialnej intoksykacji: twierdzenie fałszywe (lub niesprawdzone) kolportowane jest przez wiarygodne źródło. Do perfekcji doprowadzili ją Sowieci, gdy za „działania aktywne” odpowiedzialny był twórca departamentu (później nawet samodzielnego wydziału) „D” generał KGB Iwan Agajanc: fałszywe lub wypaczone twierdzenia umiejętnie podsuwano zachodnim mediom, te zaś rozpowszechniały je w świecie. Wiele ciekawych przykładów działań tego typu dostarczały programy rozgłośni polskiej Radia Free Europe w latach 1980-tych. Opisałem już kiedyś dezinformację, której celem było przekonanie słuchaczy Free Europe, że mord popełniony na księdzu Jerzym Popiełuszce był prowokacją wymierzoną przeciwko generałowi Jaruzelskiemu („W służbie pierestrojki” po 10 latach. Archiwum Emigracji, 2009, z. 1, s. 130-1). Taką wersję przedstawiał w swych komentarzach ówczesny dyrektor rozgłośni polskiej „Wolnej Europy” – Zdzisław Najder i z uwagi na fakt, że wiarygodność RFE była w Polsce bez porównania wyższa od oficjalnych mediów PRL (Jerzy Urban wystąpił na konferencji prasowej z tym samym twierdzeniem dopiero 2 dni po komentarzu Najdera), niejeden słuchacz mógł uwierzyć w knowania „twardogłowych” przeciwko I sekretarzowi PZPR.
Przywołuję ten właśnie przykład – spośród wielu – jako szczególnie spektakularny, lecz również dlatego, że w rozlicznych już publikacjach na temat mordu dwuznaczna rola propagandowa „Wolnej Europy” jest zupełnie pomijana. W Polsce zainteresowanie tematem dezinformacji i medialnej manipulacji jest, jak się zdaje, niewielkie, choć obecnie problematyka ta jest szczególnie aktualna.
Podstawowe metody dezinformacji znane są od lat, termin „wynaleźli” bolszewicy w latach 1920-tych a sam temat stał się bardzo modny po procesie Pierre-Charlesa Pathé (syna znanego producenta filmowego) we Francji. Rzecz bez precedensu: w 1980 roku skazano za szpiegostwo na rzecz ZSRS agenta intoksykacji, który swoim zleceniodawcom nie przekazywał tajnych informacji o charakterze wojskowym, lecz jako redaktor i wydawca wprowadzał do medialnego obiegu we Francji sowiecką dezinformację oraz oddziaływał na tamtejsze kręgi polityczne w duchu korzystnym dla Moskwy. Sprawa Pathé była jedną z inspiracji Vladimira Volkoffa do napisania ”Le Montage” – pierwszej w ogóle „powieści o dezinformacji”, która do dziś pozostaje arcydziełem gatunku.
Obecnie stosuje się wypróbowane już sposoby manipulacji opinią publiczną, przy czym udoskonalenia polegają głównie na wykorzystaniu nowości technicznych w przekazywaniu informacji, takich jak internet, media społecznościowe czy przekaźniki umieszczane w środkach miejskiej komunikacji. Celem zwiększenia skuteczności własnej propagandy władze PRL zagłuszały audycje zachodnich rozgłośni radiowych. W czasie wojny w III Rzeszy zakazane było słuchanie audycji radiowych BBC. Obecnie nie jest potrzebne ani zagłuszanie, ani zakazy.
W Unii Europejskiej wystarczy elektroniczna blokada rosyjskich kanałów informacyjnych i telewizji, aby skutecznie ograniczyć możliwości dostępu do wiadomości utrudniających propagandowe manipulacje.
Z uwagi na uzasadnioną historycznie wrogość Polaków do Rosji (zjawisko to kulminuje obecnie w formie „nienawiści do Putina”) polityczni manipulatorzy mają ułatwione zdanie. Polska publiczność – a przynajmniej jej ogromna większość – uwierzy niemal w każde twierdzenie, pod warunkiem że będzie ono antyrosyjskie. Podstawowe kryterium weryfikacji, jakim jest zdrowy rozsądek – nie funkcjonuje. Rozpowszechniano już zatem wiadomości o rosyjskich nalotach na ukraińską elektrownię atomową, o celowych atakach na żłobki, szkoły, szpitale, izby porodowe, co miało być spowodowane niepowodzeniami wojsk rosyjskich w walkach siłami ukraińskimi.
Powstaje równocześnie zjawisko, które psychologia określa jako barierę epistemologiczną. Skrajne emocje – jak np. nienawiść do jednej ze stron konfliktu zbrojnego – powoduje bezrefleksyjną odmowę przyjęcia do wiadomości nawet udowodnionych faktów, jeśli tylko mogłyby one naruszyć utrwalony, manicheistycznym obraz świata.
Tak właśnie media w Polsce potraktowały sprawę amerykańskich laboratoriów na Ukrainie, w których – wg wszelkiego prawdopodobieństwa – Pentagon prowadził badania nad bronią biologiczną. Jeżeli „główny nurt” w ogóle wspominał o dokumentach, którymi dysponuje obecnie strona rosyjska (dotyczą one laboratorium w Charkowie), klasyfikował je jako „absurd”. W rzeczywistości sprawa laboratoriów znana jest od dawna a informowały o nich niezależne media ukraińskie.
9 kwietnia 2021 roku Oksana Małachowa opublikowała na ukraińskim portalu informacyjnym „Strana” artykuł Cziem oni tam zanimajutsa? [Czym oni się tam zajmują?]. W tekście zamieszczono kopie 2 umów, dotyczących finansowania przez Pentagon bio-laboratoriów na Ukrainie oraz obustronnego porozumienia, przewidującego poufne traktowanie działalności tych placówek. Jeszcze wcześniej dwóch opozycyjnych posłów ukraińskich – Wiktor Miedwiedczuk i Renat Kuźmin – przedstawiło dokumenty związane z funkcjonowaniem na terytorium Ukrainy 8 laboratoriów zasilanych finansowo przez USA. W sprawę tę zaangażowane było ukraińskie „Centrum naukowo-techniczne”, również utworzone przez Waszyngton. Pracownicy centrum, które sponsoruje projekty badawcze dotyczące broni masowego rażenia, korzystali z immunitetów dyplomatycznych. Wcześniejszy artykuł opublikowany na tym samym portalu – Laboratorii SSha [Sojedinionnych Sztatow] w Ukrainie: czto o nich izwiestno [Laboratoria Stanów Zjednoczonych na Ukrainie: co o nich wiadomo] – został z internetu usunięty.
Szkoda, że ani media, ani klasa polityczna w Polsce nie interesują się amerykańskimi laboratoriami wojskowymi, tym bardziej, że jeśli zostaną one ewakuowane z Ukrainy, to nasz Najważniejszy Sojusznik może je uruchomić w Polsce. Wg agencji Xinhua Amerykanie dysponują ponad 300 laboratoriami biologicznymi usytuowanymi w 36 krajach. Tę informację opublikowano w Chinach, gdy Moskwa i Pekin podniosły sprawę laboratoriów na forum Rady Bezpieczeństwa, po tym gdy Rosja przedstawiła uzyskane na Ukrainie dokumenty dotyczące tej afery (zob też: Chiny wezwały USA do ujawnienia informacji o biolaboratoriach wojskowych na Ukrainie. „Głos” (Toronto) nr 11, 19.3.2022, s. 3).
Krótko po owym demarche w mediach zachodnich pojawiły się twierdzenia o przygotowaniach Rosji do zastosowania na Ukrainie broni chemicznej i biologicznej. Nie trudno się domyślić, że chodzi o taktyczny manewr w ramach wojny informacyjnej wg klasycznego schematu, który kolokwialnie można określić jako „łap złodzieja!”. Nie zapominajmy, że pierwszą i bezpośrednią ofiarą dezinformacji są odbiorcy przekazów medialnych, którzy nawet nieświadomie poddając się manipulacji, tracą część swej wolności. Natomiast Putin nie upadnie w wyniku amerykańskiego agit-propu.
Z polskich mediów głównego nurtu nie mogłem się niczego dowiedzieć ani o amerykańskich laboratoriach, ani o jeszcze ważniejszej kwestii, mianowicie przebiegu i perspektywach rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą. Wiele miejsca poświęca się natomiast pytaniu „Kiedy zaatakuje Putin?”, względnie „Czy będziemy następni?” Odpowiedź na to pytanie jest akurat stosunkowo łatwa. Ryzyko ataku stanie się realne wówczas, jeśli Polska włączy się aktywnie do działań zbrojnych przeciwko Rosji, wprowadzi swe wojsko do sfer objętych walkami lub też przyłączy się do akcji prowokujących ripostę ze strony Moskwy (np. strefa zakazu lotów nad Ukrainą).
Nasi „mężowie stanu” jeszcze się nie zdecydowali na podjęcie takich kroków, choć i tak działają na rzecz eskalacji i rozszerzenia konfliktu. Kiedy podróżowałem między Monachium, Wrocławiem i Warszawą polscy przywódcy partii i rządu wojażowali nieco dalej na Wschodzie. Przewodniczący rządzącej partii zaproponował w czasie pobytu w Kijowie „misję pokojową” wojsk NATO na Ukrainie.
Istnieją wg mnie 3 możliwe przyczyny propozycji Kaczyńskiego, którą można porównać do pomysłu ugaszenie pożaru za pomocą dynamitu:
1°) Pan Prezes nie wie, co jest przyczyną wojny na Ukrainie. A tymczasem nawet w dalekim Meksyku dziennik „La Jornada” pisał 24.12.2021, że jeśli konflikt dotyczący przyjęcia Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego nie zostanie rozwiązany na drodze dyplomatycznej – może dojść do wojny (w Polsce jako przyczyny akcji Moskwy wymienia się najczęściej: imperializm rosyjski, niepoczytalność Putina, lub chęć odbudowy ZSRS);
2°) Proponując „misję pokojową NATO” Prezes działał w stanie ograniczonej poczytalności;
3°) Łączne zaistnienie 1. i 2. przyczyny
W rzeczywistości wojna rosyjsko-ukraińska jest klasyczną realizacją przytoczonej jako motto formuły pruskiego generała. Moskwa zdecydowała się na zastosowania środków militarnych po tym, gdy polityczne wysiłki na rzecz wstrzymania integracji Ukrainy z Sojuszem Północnoatlantyckim nie przyniosły zamierzonych wyników. Nie wszystkie wojny w ostatnich latach spełniają definicję podaną przez von Clausewitza: atak NATO na Jugosławię nie był kontynuacją polityki, bowiem globaliści nie podejmowali uprzednio politycznych prób rozczłonkowania Jugosławii.
Po wyprawie do Kijowa Pan Premier zapuścił się jeszcze dalej w kierunku południowym, aby próbować wciągnąć inne państwa do konfliktu z Rosją. Ani w Gruzji, ani w Turcji nic nie osiągnął, bo i osiągnąć nie mógł, a to z dwóch powodów.
Szczęście w nieszczęściu: prestiż polskiego rządu na arenie międzynarodowej jest znikomy zaś premier Morawiecki nie tak dawno kompromitował się po raz kolejny w Europie Zachodniej, przywołując rzekomy „szantaż gazowy”, zastosowany już przez Putina. Rozmówcy p. Premiera wiedzieli, że to nieprawda. W Niemczech zarówno eksperci od spraw energetycznych jak i spraw międzynarodowych zgodnie podkreślali, że dopóki nie dojedzie do otwartego konfliktu z Federacją Rosyjską, wstrzymanie dostaw paliw kopalnych przez Moskwę jest mało prawdopodobne, ponieważ nie będzie ona narażać na szwank swej reputacji solidnego partnera handlowego. Dokładnie wówczas, gdy Morawiecki w czasie występów w Brukseli określał Putina jako „szantażystę”, państwa zachodnioeuropejskie znacznie zwiększyły import rosyjskiego gazu w reakcji na wzrost cen paliw. Importerami są przy tym nie państwa, tylko indywidualni odbiorcy. Ograniczenie dostaw rosyjskich staje się realne dopiero w tych dniach: jedną z metod wojny zastosowaną przez globalistów był atak na walutę rosyjską i w celu jej obrony Moskwa ogłosiła 23 marca, że zamierza żądać płatności w rublach.
Zarówno Tbilisi jak i Ankara kierują się w swoich decyzjach własnym interesem państwowym i zdrowym rozsądkiem. Stosunki Gruzji z Federacją Rosyjską nie są serdeczne, lecz za to pokojowe i nikt rozsądny w Tbilisi nie będzie dążył do ich zaognienia, tym bardziej, że już prezydent Saakaszwlli przysporzył Gruzji sporo problemów decydując się na wywołanie konfliktu z Rosją. Nawet w raporcie sporządzonym na zlecenie UE (Tagliavini Report od nazwiska Heidi Tagliavini, kierującej komisją badającą sprawę), którą trudno podejrzewać o sympatie prorosyjskie, stwierdzono, że bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny w sierpniu 2008 roku był agresja sił gruzińskich na Południową Osetię. Co więcej, rosyjska akcja militarna, którą w raporcie Tagliavini krytykowano jako nadmierną w stosunku do przyczyny, zapobiegła przeprowadzeniu przez Izrael ataku rakietowego z terytorium Gruzji na Teheran. Znacznie mniejsza odległość między Gruzją a Teheranem niż między Izraelem a Iranem była głównym motywem tej koncepcji. Rozejm między Rosją w Gruzją zawarto po 5 dniach wojny dzięki pośrednictwu ówczesnego prezydenta Francji Sarkozy’ego. Saakaszwili uchodzi w Polsce za bohatera, natomiast w Gruzji ciążą na nim prawomocne wyroki na nadużycia władzy.
Natomiast Turcja, jako regionalne mocarstwo, zachowuje daleko idącą niezależność a sprzyja temu fakt, że prezydent Erdoğan najpóźniej po próbie przewrotu w 2016 roku zrozumiał, jakie jest rzeczywiste nastawienie zachodnich sojuszników do jego osoby i prowadzonej przezeń polityki. Próbę zamachu stanu podjęli aktywiści ruchu Hizmet, stworzonego przez Fethullaha Gülena, działającego z USA. Na terenie Europy najbardziej rozbudowaną siecią aktywistów Gülen dysponuje w RFN. Ankara, nie bacząc na veto Waszyngtonu, zakupiła w Rosji systemy obrony antyrakietowej a równocześnie sprzedaje Ukrainie drony własnej produkcji, które stosowano m.in. do ataków na obiekty cywilne w Donbasie.
Poprzez własną politykę Polska sama pozbawiła się jakiejkolwiek możliwości działań na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie. A tymczasem szanse na zakończenie wojny istnieją, choć obawiam się, że będzie to raczej intermedium niż trwałe uspokojenie sytuacji. Dopóki istnieje globalizm (wg mnie jest on cały czas w fazie wchodzącej i spowoduje jeszcze wiele ofiar i tragedii) a Rosja kieruje się w swej polityce własnym interesem państwowym, konflikty na wschodnich i południowych obrzeżach Federacji są nieuniknione.
W sprawie głównego problemu – przystąpienia Ukrainy do NATO – obie strony osiągnęły już na początku rozmów zbliżenie stanowisk. Rząd ukraiński zasygnalizował gotowość rezygnacji, przy uzyskaniu odpowiednich gwarancji bezpieczeństwa, z członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim (są jednak na Ukrainie i takie pomysły, aby potraktować ten krok jako „manewr”). Negocjowano dwa modele neutralności: szwedzki i austriacki. Sama Ukraina, uzyskując państwową suwerenność, zadeklarowała neutralność i „niezaangażowanie”, tzn. rezygnację ze wstąpienia do bloków wojskowych.
To zobowiązanie zawarte jest w deklaracji o suwerenności Ukrainy, którą zaakceptowała Rada Najwyższa ZSRS 16 lipca 1990 roku (ten dokument i następne, które tu przywołuję, można znaleźć na stronie www.zakon.rada.gov.ua). Rok później – a dokładnie 25 sierpnia 1991 – Rada Najwyższa Socjalistycznej Sowieckiej Republiki Ukrainy przyjęła akt ogłoszenia niepodległości, oparty na deklaracji o suwerenności. Akt ten został potwierdzony w powszechnym referendum 1 grudnia 1991 roku. W 1994 roku Ukraina zrezygnowała z arsenału atomowego i w „memorandum budapeszteńskim” Waszyngton, Londyn i Moskwa zagwarantowały jej bezpieczeństwo. W preambule konstytucji Ukrainy z 1996 roku podkreślono, że przyjmując ustawę zasadniczą rada najwyższa kierowała się aktem niepodległości. A zatem wszystkie akty prawne, konstytuujące Ukrainę jako niepodległe państwo, nawiązywały do deklaracji o suwerenności, zakazującej wstępowania mu do bloków militarnych. Pomimo tego w marcu 2008 roku prezydent Juszczenko skierował do Sojuszu Północnoatlantyckiego oficjalne pismo z prośbą o ustalenie tzw. „planu działań dotyczącego członkostwa” a w kwietniu na szczycie NATO zapowiedziano, że Gruzja i Ukraina zostaną członkami się sojuszu, co wywołało gwałtowny sprzeciw Moskwy.
Sprawy wstąpienia Ukrainy do NATO nie podejmowano w okresie prezydentury Janukowicza, powróciła ona jednak na porządek dzienny po Euro-Majdanie w 2014 roku. W sierpniu premier Jaceniuk oficjalnie poinformował o wznowieniu starań o integrację z NATO. W lutym 2019, już za prezydentury Zełenskiego, rada najwyższa oficjalnie znów zwróciła się do NATO o ustalenia „planu działań” w celu włączenia Ukrainy do sojuszu. Równocześnie w konstytucji wprowadzono poprawki ustalające nieodwracalność „europejskiego i euroatlantyckiego kursu” państwa. Niemniej jednak konstytucja nadal odsyła do aktu ogłoszenia niepodległości z 1991 roku, ten zaś opiera się na deklaracji z 1990 roku, przewidującej neutralność Ukrainy i zakazującej jej udziału w blokach militarnych (na te sprzeczności zwraca uwagę Aleksiej Romanow w: Pocziemu w NATO nam nielzja. Strana, 19.12.2021).
Powrót Ukrainy do statusu państwa nieuczestniczącego w sojuszach wojskowych jest zatem, również w sensie prawnym, możliwy. Praktycznie większym problemem jest kwestia gwarancji bezpieczeństwa, których domaga się Kijów. Wśród państw, które miałyby takich gwarancji udzielić, ukraińscy negocjatorzy wymieniają Polskę. Wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, aby Moskwa się na to zgodziła. W naszej części kontynentu Warszawa jest bowiem najbardziej aktywnym czynnikiem, działającym na rzecz realizacji amerykańskich planów osłabienia Rosji poprzez wywoływanie konfliktów, również zbrojnych, na jej zachodniej i południowej flance. A poza tym nasi przywódcy nie są zainteresowani doprowadzeniem do pokoju na Ukrainie, lecz – jak wspomniałem – starają się działać na rzecz pogłębienia kryzysu i wciągnięcia do konfliktu dalszych państw.
Polska tymczasem jest tym krajem, któremu powinno zależeć na jak najszybszym zawarciu pokoju między Rosją a Ukrainą. Każdy dzień wojny przynosi nam straty. Kryzys energetyczny i finansowy dopiero się zaczął a jego skutków dla gospodarki narodowej i poziomu życia obywateli nie sposób przewidzieć. Napływ milionów Ukraińców to problem, z którego wagi rządzący nie zdają sobie sprawy.
Oczywiście chęć pomocy ludziom w potrzebie jest ze wszech miar chwalebna, ale skutki ekonomiczne fali uchodźców doprowadzą, zwłaszcza na poziomie lokalnym, do kryzysu. Nieuniknione są również konflikty o charakterze społecznym; na razie nie wiadomo, kiedy zaczną one wybuchać i jakie będzie ich nasilenie. Na dodatek Polska jest państwem, w którym od lat toczy się zimna wojna domowa, a zatem dalekim o stabilizacji. Krótko mówiąc, zdrowy rozsądek nakazuje uczynić wszystko, co możliwe, aby za naszą wschodnią granicą jak najszybciej zapanował pokój. Jednak zdrowy rozsądek nie jest najsilniejszą stroną polskiej polityki, i to już od lat niemal dziewięćdziesięciu.
Jedynym państwem, któremu wojna rosyjsko-ukraińska przynosi korzyści, są Stany Zjednoczone. Nie po to organizowano Majdan w 2014 roku, aby sytuacja wróciła teraz do status quo ante.
Można się zatem spodziewać, że Waszyngton będzie torpedował proces pokojowy na Ukrainie, wykorzystując przy tym zwolenników Poroszenki, ugrupowania nacjonalistyczne i polski rząd. Przed kilkoma dniami USA zwiększyły dostawy uzbrojenia dla Ukrainy i nie przez przypadek Joe Biden zapowiedział w czasie wizyty w Polsce, że wojna będzie trwała długo. Polityka sankcji nie przynosi Stanom Zjednoczonym żadnych odczuwalnych strat. Trafia Rosję a rykoszetem także Europę Zachodnią a zatem gospodarczych konkurentów amerykańskiego przemysłu. Polska, szczególnie aktywna w żądaniach coraz ostrzejszych sankcji, wbija sobie szpilkę we własne oko a nawet w oba oczy. Udział w wojnie ekonomicznej z Putinem (i z Łukaszenką) przynosi polskiej gospodarce dotkliwe straty a pewne dziedziny, jak chociażby sadownictwo, po utracie rynków zbytu na Wschodzie znalazło się w kryzysie, z którego nie podniesie się przez lata. Formuła Romana Dmowskiego: „bardziej nienawidzicie Rosji, niż kochacie Polskę” – jest aktualna jak nigdy dotąd.
W komentarzu opublikowanym w szwajcarskiej „Weltwoche” 17 marca br. były prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus podkreśla, że w obecnej sytuacji największe ofiary ponosi Ukraina. Po Euro-Majdanie zdecydowała się na politykę konfrontacji z Rosją, wabiona perspektywą członkostwa w NATO i w EU i iluzorycznymi wyobrażeniami o wynikających z tego korzyściach (już Tacyt pisał: Omne ignotum pro magnifico [wszystko co nieznane wydaje się wspaniałe]). Ukraina stała się instrumentem w rozgrywce, w której z jednej strony USA realizują politykę globalnego hegemona, zaś z drugiej – Rosja nakreśliła nieprzekraczalną granicę, którą jest przyłączenie Ukrainy do NATO. W tej sytuacji – pisze Klaus – elementarnym nakazem rozsądku jest powrót do racjonalnej analizy przyczyn powstałej sytuacji, by szukać pokojowego rozwiązania. Niestety, szanse na pojawienia się wśród polskich elit politycznych mężów stanu w rodzaju Vaclava Klausa, Viktora Orbána, czy choćby Zorana Milanovića (obecny prezydent Chorwacji) są równe zeru.
Monachium, 3.4.2022 Tomasz Mianowicz
Podpalić czy zagłodzić? Kaczyńskiego wizje przyszłości Polski
– Konrad Rękas https://www.bibula.com/?p=132969
Starczy upór Jarosława Kaczyńskiego w popychaniu Polski do wojny jest zaiste imponujący. Ten człowiek ewidentnie chce przejść do historii jako ostatni przywódca naszego kraju, odpowiedzialny za jego ostateczną zagładę i zniszczenie. Przecież to m.in. rojenia Zełenskiego o budowie brudnej bomby i ściąganiu zachodniej broni jądrowej wymusiły rosyjską operację, ściągając nieszczęścia wojenne na biedny naród ukraiński. Widać polski kieszonkowy dyktator pozazdrościł i też chce udawać bohatera przemawiając z green boxu.
Wojna o Europę
Oczywiście też Kaczyński nie wymyślił tego sam, jest to bowiem polityk całkowicie niesamodzielny, od zawsze reprezentujący w Polsce wyłącznie obce interesy, niegdyś niemieckie, a obecnie militarystycznych kręgów amerykańskich i brytyjskich. [Wg. mnie, jednak zawsze z pozycji „socjalizmu”, co to „dajcie mi władzę, a ja was, głupków, urządzę”.MD]
Możemy więc uznać, że wizja amerykańskiej broni jądrowej na polskiej ziemi to balon próbny wypuszczony gdzieś z okolic Departamentu Stanu USA i 10 Downing Street. Chodzić może o sprawdzenie reakcji rosyjskiej, jak i przyzwyczajanie mieszkańców Europy Środkowej do perspektywy taktycznej wojny jądrowej na naszych terytoriach. Doktryna NATO przewiduje taki scenariusz czy to jako uzupełnienie wojny konwencjonalnej, czy nawet zamiast niej. Ta pierwsza byłaby zresztą obecnie dla NATO niemożliwa wobec zbyt silnego oporu Niemiec i Francji. Wymiana ciosów jądrowych podziałałaby więc dyscyplinująco i na europejskich wasali Waszyngtonu, którym coraz niewygodniej pod dyktaturą słabnącego dolara.
Tymczasem jednak amerykańska presja wywiera przeciwny efekt. W zachodniej Europie z nową energią odradzają się ruchy antywojenne, domagające się atomowego rozbrojenia i opuszczenia kontynentu przez amerykańskie wojska okupacyjne. Pomysł przesunięcia sił jądrowych do Europy Środkowej to zatem nie tyle ofensywa, co ucieczka do przodu. Paradoksalnie więc wojna na Ukrainie może stać się walką o wyzwolenie Europy spod dominacji amerykańskiej i to pomimo pozornej konsolidacji reżimów lojalnych wobec Waszyngtonu. Narody bowiem zaczynają się budzić, a coraz trudniejsza sytuacja ekonomiczna, inflacja drożyzna na ręku paliw i groźba stagflacji mogą być katalizatorami rozpadu systemu zachodniego.
Sam sprzęt nas nie obroni
Pełnowymiarowa wojna z udziałem coraz większej liczby krajów po obu stronach mogłaby taką groźbę oddalić, a w każdym razie poważnie ją opóźnić, przy okazji zabezpieczając kolejne zyski anglosaskiego sektora wojenno-przemysłowego. To on będzie beneficjentem także innych zapowiadanych przez ekipę Kaczyńskiego działań, na czele ze zwiększeniem wydatków na zbrojenia. W krańcowo trudnej sytuacji gospodarczej – uboga III RP będzie sponsorować po–pandemiczne ożywienie gospodarcze w Stanach Zjednoczonych, tak bogatym krajem jesteśmy!
A przecież przebieg walk na Ukrainie potwierdza tylko, że sam sprzęt wojen nie wygrywa. I chociaż Rosjanie walczą sami praktycznie z całym gospodarczym światem zachodnim, nasycającym wojska kijowskie bronią, amunicją i wszelkim zaopatrzeniem – to w dalszym ciągu armia rosyjska ma przewagę strategiczną i powolnie, ale nieubłaganie zwycięża. Nie w tym więc sztuka, by nakupić jeszcze więcej samolotów i czołgów, które w przypadku nowoczesnej wojny zostaną i tak zlikwidowane morderczym atakiem z powietrza w ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut konfliktu. Nawet w pełni uzbrojona
Polska bronić się może tylko racjonalną dyplomacją
Polska bronić się może tylko racjonalną dyplomacją, czyli tym, czego szczególnie brakuje w III RP. Wystąpienia takie jak Kaczyńskiego są zaś od rozsądku ekstremalnie odmienne. Lider PiS nie tylko bowiem powtórzył ochotnicze zgłoszenie do wojny i to wojny jądrowej, a więc kończącej istnienie naszego narodu. Za jednym zamachem polski wicepremier otwartym tekstem niemal za równorzędnego wroga uznał Niemcy, a więc już abstrahując od samej treści tych urojeń – sprzeniewierzył się fundamentalnej zasadzie polskiej geopolityki.
Oto bowiem i to raczej tylko w wyjątkowych okolicznościach Polska może prowadzić politykę antyrosyjską (w oparciu o Niemcy) albo antyniemiecką (w oparciu Rosję). Z całą pewnością jednak nigdy i w żadnych okolicznościach nie może prowadzić polityki antyniemieckiej i antyrosyjskiej jednocześnie.
Wyrok na Polskę?
Jarosław Kaczyński wiedzieć powinien to zresztą lepiej od innych, sam bowiem był niegdyś niemieckim agentem wpływu w Polsce (jak mówił przed 10 laty na jednym ze spotkań w Lublinie „W okresie konspiracyjnej „Solidarności” moim zadaniem było pisać raporty do zagranicznych przyjaciół związku z Zachodu, na temat sytuacji w kraju”). Rządy PiS-u nie zrobiły niczego konkretnego dla uwolnienia polskiej gospodarki od jej uzależnienia od Niemiec, a to oznacza także, że wszelkie problemy ekonomiczne naszego zachodniego sąsiada dodatkowo pogłębią kryzys w Polsce. Tymczasem Kaczyński z właściwą sobie pogardą dla kwestii gospodarczych w praktyce domaga się, by Berlin poszedł w ślady Warszawy i dobrowolnie zdemolował swoją energetykę, handel i finanse. A przecież ten koszt również zostałby przerzucony na polskich podwykonawców, pracowników i konsumentów.
Prezes PiS nie jest więc chyba jeszcze w pełni zdecydowany czy wolałby skazać Polaków na szybkie wyparowanie w atomowym wybuchu, czy na powolną śmierć głodową i zamarznięcie. Wyrok – w jego oczach – został już jednak wydany.
Konrad Rękas
Za: Konserwatyzm.pl 5 (kwietnia 2022) | https://konserwatyzm.pl/rekas-podpalic-czy-zaglodzic-kaczynskiego-wizje-przyszlosci-polski/
Wesprzyj naszą działalność [Bibuły.. MD]
Sytuacja militarna na Ukrainie – analiza fachowca
Sytuacja militarna na Ukrainie – analiza fachowca

Dziś analiza Jacquesa Bauda. Jacques Baud to były pułkownik Sztabu Generalnego, były członek szwajcarskiego wywiadu strategicznego, specjalista od krajów wschodnich. Szkolił się w amerykańskich i brytyjskich służbach wywiadowczych. Pełnił funkcję szefa polityki operacji pokojowych ONZ. Jako ekspert ONZ ds. praworządności i instytucji bezpieczeństwa zaprojektował i kierował pierwszą wielowymiarową jednostką wywiadowczą ONZ w Sudanie. Pracował dla Unii Afrykańskiej i przez 5 lat był odpowiedzialny za walkę w NATO z proliferacją broni strzeleckiej. Zaraz po upadku ZSRR brał udział w rozmowach z najwyższymi rosyjskimi urzędnikami wojskowymi i wywiadowczymi. W ramach NATO śledził kryzys ukraiński w 2014 roku, a później brał udział w programach pomocy Ukrainie. Jest autorem kilku książek o wywiadzie, wojnie i terroryzmie. Zapraszam do lektury.
Część pierwsza: Droga do wojny
Przez lata, od Mali po Afganistan, pracowałem na rzecz pokoju i ryzykowałem dla niego życiem. Nie chodzi więc o usprawiedliwienie wojny, ale o zrozumienie, co nas do niej doprowadziło. Widzę, że „eksperci” na zmianę w telewizji analizują sytuację na podstawie wątpliwych informacji, najczęściej hipotez postawionych jako fakty – i wtedy nie potrafimy już zrozumieć, co się dzieje. W ten sposób powstaje panika. Problem polega nie tyle na tym, by wiedzieć, kto ma rację w tym konflikcie, ile na kwestionowaniu sposobu, w jaki nasi przywódcy podejmują decyzje.
Spróbujmy zbadać korzenie konfliktu. Zaczyna się od tych , którzy od ośmiu lat mówią o „separatystach” lub „niezależnościach” z Donbasu. To nie jest prawda. Referenda przeprowadzone przez dwie samozwańcze republiki, Doniecką i Ługańską w maju 2014 r., nie były referendami „niepodległości” (независимость), jak twierdzą niektórzy pozbawieni skrupułów dziennikarze , ale referendami dotyczącymi „samostanowienia” lub „autonomii” (самостностоьятель ). ). Kwalifikator „prorosyjski” sugeruje, że Rosja była stroną konfliktu, co nie miało miejsca, a określenie „rosyjskojęzyczni” byłoby bardziej uczciwe. Co więcej, referenda te były prowadzone wbrew radom Władimira Putina.
W rzeczywistości te republiki nie dążyły do oddzielenia się od Ukrainy, ale do uzyskania statusu autonomii, gwarantującego im używanie języka rosyjskiego jako języka urzędowego. Pierwszym aktem ustawodawczym nowego rządu, po obaleniu prezydenta Janukowycza, było zniesienie 23 lutego 2014 roku ustawy Kiwalowa-Kolesniczenko z 2012 roku, która uczyniła rosyjski językiem urzędowym. Trochę tak, jakby puczyści zdecydowali, że francuski i włoski nie będą już językami urzędowymi w Szwajcarii.
Ta decyzja wywołała burzę wśród ludności rosyjskojęzycznej. Rezultatem były gwałtowne represje wobec rosyjskojęzycznych regionów (Odessa, Dniepropietrowsk, Charków, Ługańsk i Donieck), które rozpoczęły się w lutym 2014 roku i doprowadziły do militaryzacji sytuacji i kilku masakr (w Odessie i Marioupolu to najbardziej godne uwagi). Pod koniec lata 2014 roku pozostały jedynie samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska.
Na tym etapie, zbyt sztywny i pochłonięty doktrynerskim podejściem do sztuki operacyjnej, ukraiński sztab generalny ujarzmił wroga, nie zdołał jednak zwyciężyć. Z przebiegu walk w latach 2014-2016 w Donbasie wynika, że ukraiński sztab generalny systematycznie i mechanicznie stosował te same schematy operacyjne. Jednak wojna toczona przez autonomistów była bardzo podobna do tego, co obserwowaliśmy w Sahelu: wysoce mobilne operacje prowadzone lekkimi środkami. Dzięki bardziej elastycznemu i mniej doktrynerskiemu podejściu rebelianci byli w stanie wykorzystać bezwładność sił ukraińskich, aby wielokrotnie ich „uwięzić”.
W 2014 roku, kiedy byłem w NATO, byłem odpowiedzialny za walkę z proliferacją broni strzeleckiej i staraliśmy się wykryć rosyjskie dostawy broni dla rebeliantów, żeby zobaczyć, czy Moskwa jest w to zamieszana. Informacje, które wtedy otrzymywaliśmy, pochodziły niemal w całości z polskich służb wywiadowczych i nie „pasowały” do informacji płynących z OBWE – mimo dość prymitywnych zarzutów nie było dostaw broni i sprzętu wojskowego z Rosji. Powstańcy zostali uzbrojeni dzięki dezercji rosyjskojęzycznych jednostek ukraińskich, które przeszły na stronę rebeliantów. W miarę upływu niepowodzeń ukraińskich bataliony czołgów, artylerii i przeciwlotnictwa powiększały szeregi autonomistów. To właśnie popchnęło Ukraińców do zobowiązania się do porozumień mińskich.
Jednak tuż po podpisaniu porozumień mińskich prezydent Ukrainy Petro Poroszenko rozpoczął zmasowaną operację antyterrorystyczną (ATO/Антитерористична операція) przeciwko Donbasowi. Bis repetita placent : źle poinformowani przez oficerów NATO, Ukraińcy ponieśli druzgocącą porażkę w Debalcewie, co zmusiło ich do zaangażowania się w porozumienia mińskie II. Należy w tym miejscu przypomnieć, że umowy Mińsk 1 (wrzesień 2014) i Mińsk 2 (luty 2015) nie przewidywały separacji czy niezależności republik, ale ich autonomię w ramach Ukrainy. Ci, którzy zapoznali się z Układami (jest ich bardzo, bardzo, bardzo niewielu), zauważą, że we wszystkich pismach jest napisane, że status republik miał być negocjowany między Kijowem a przedstawicielami republik, ponieważ są to wewnętrzne rozwiązanie dla Ukrainy.
Dlatego od 2014 roku Rosja systematycznie domagała się ich realizacji, odmawiając przy tym udziału w negocjacjach, ponieważ była to wewnętrzna sprawa Ukrainy. Z drugiej strony Zachód – kierowany przez Francję – systematycznie próbował zastąpić porozumienia mińskie „formatem normandzkim”, który stawiał Rosjan i Ukraińców twarzą w twarz. Pamiętajmy jednak, że przed 23-24 lutego 2022 r. w Donbasie nigdy nie było wojsk rosyjskich. Co więcej, obserwatorzy OBWE nigdy nie zaobserwowali najmniejszego śladu po działaniach rosyjskich jednostek w Donbasie. Na przykład mapa wywiadu USA opublikowana przez Washington Post 3 grudnia 2021 r. nie pokazuje wojsk rosyjskich w Donbasie. W październiku 2015 r. Wasyl Hrycak, dyrektor Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), przyznał , że w Donbasie zaobserwowano jedynie 56 rosyjskich bojowników. To było dokładnie porównywalne ze Szwajcarami, którzy chodzili walczyć w Bośni w weekendy, w latach 90., czy Francuzami, którzy dziś jeżdżą walczyć na Ukrainie.
Armia ukraińska była wtedy w opłakanym stanie. W październiku 2018 roku, po czterech latach wojny, naczelny ukraiński prokurator wojskowy Anatolij Matios stwierdził, że Ukraina straciła w Donbasie 2700 mężczyzn: 891 z powodu chorób, 318 z wypadków drogowych, 177 z innych wypadków, 175 z zatruć (alkohol, narkotyków), 172 przez nieostrożne obchodzenie się z bronią, 101 za naruszenie przepisów bezpieczeństwa, 228 przez morderstwa i 615 przez samobójstwa.
W rzeczywistości armia została osłabiona przez korupcję kadr i nie cieszyła się już poparciem ludności. Według raportu brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w przypadku powołania rezerwistów z marca/kwietnia 2014 r., 70 proc. nie pojawiło się na pierwszej sesji, 80 proc. na drugą, 90 proc. na trzecią i 95 proc. na czwartą. W październiku/listopadzie 2017 r. 70% poborowych nie zgłosiło się do akcji ratunkowej „Jesień 2017”. Nie licząc samobójstw i dezercji (często na rzecz autonomistów), które sięgały nawet 30 procent siły roboczej w obszarze ATO. Młodzi Ukraińcy odmówili wyjazdu i walki w Donbasie i woleli emigrację, co również przynajmniej częściowo tłumaczy deficyt demograficzny kraju.
Ukraińskie Ministerstwo Obrony zwróciło się następnie do NATO o pomoc w uatrakcyjnieniu swoich sił zbrojnych. Pracując już nad podobnymi projektami w ramach ONZ, zostałem poproszony przez NATO o udział w programie przywracania wizerunku ukraińskich sił zbrojnych. Ale to długotrwały proces a Ukraińcy chcieli działać szybko.
Tak więc, aby zrekompensować brak żołnierzy, ukraiński rząd uciekł się do paramilitarnych milicji. Składają się one zasadniczo z zagranicznych najemników, często skrajnie prawicowych bojowników. Według Reutera w 2020 roku stanowili około 40 procent sił ukraińskich i liczyli około 102 000 mężczyzn . Byli uzbrojeni, finansowani i szkoleni przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Kanadę i Francję. Było ponad 19 narodowości – w tym szwajcarscy. W ten sposób kraje zachodnie wyraźnie stworzyły i poparły ukraińskie skrajnie prawicowe milicje . W październiku 2021 roku Jerusalem Post zaalarmował, potępiając projekt Centuria. Te milicje działały w Donbasie od 2014 roku przy wsparciu Zachodu. Nawet jeśli można spierać się na temat terminu „nazista”, pozostaje faktem, że te milicje są gwałtowne, przekazują przyprawiającą o mdłości ideologię i są zjadliwie antysemickie. Ich antysemityzm jest bardziej kulturowy niż polityczny, dlatego określenie „nazista” nie jest właściwe. Ich nienawiść do Żydów wywodzi się z wielkich klęsk głodu na Ukrainie w latach 20. i 30. XX wieku, spowodowanych konfiskatą przez Stalina plonów w celu sfinansowania modernizacji Armii Czerwonej. To ludobójstwo – znane na Ukrainie jako Hołodomor – zostało popełnione przez NKWD (poprzednik KGB), którego wyższe szczeble przywództwa składały się głównie z Żydów. To dlatego dziś ukraińscy ekstremiści proszą Izrael o przeprosiny za zbrodnie komunizmu, jak zauważa Jerusalem Post . Jest to dalekie od „przepisywania historii” Władimira Putina.
Te milicje, wywodzące się ze skrajnie prawicowych grup, które animowały rewolucję Euromajdanu w 2014 roku, składają się z fanatycznych i brutalnych jednostek. Najbardziej znanym z nich jest Pułk Azowski, którego emblemat przypomina 2. Dywizję Pancerną SS Das Reich, czczoną na Ukrainie za wyzwolenie Charkowa z rąk Sowietów w 1943 r., przed dokonaniem w 1944 r. masakry w Oradour-sur-Glane w Francja.
Wśród znanych postaci pułku azowskiego znalazł się Roman Protasewicz, aresztowany w 2021 r. przez władze białoruskie w sprawie lotu RyanAir FR4978. 23 maja 2021 r. jako powód aresztowania Protasewicza wymieniono umyślne porwanie samolotu pasażerskiego przez MiG-29 – rzekomo za zgodą Putina, choć dostępne wówczas informacje w ogóle nie potwierdzały tego scenariusza. Ale potem trzeba było pokazać, że prezydent Łukaszenko był bandytą, a Protasewicz „dziennikarzem”, który kochał demokrację. Jednak dość odkrywcze śledztwo przeprowadzone przez amerykańską organizację pozarządową w 2020 r. ujawniło skrajnie prawicowe działania bojownika Protasewicza. Rozpoczął się wtedy zachodni ruch spiskowy, a pozbawione skrupułów media „przewietrzyły” jego biografię . Ostatecznie w styczniu 2022 r . opublikowano raport ICAO , z którego wynikało, że pomimo pewnych błędów proceduralnych Białoruś postąpiła zgodnie z obowiązującymi przepisami i że MiG-29 wystartował 15 minut po tym, jak pilot RyanAir zdecydował się wylądować w Mińsku. Więc nie ma białoruskiego spisku, a jeszcze mniej Putina. Ach!… Kolejny szczegół: Protasewicz okrutnie ponoć torturowany przez białoruską policję, był teraz wolny. Ci, którzy chcieliby z nim korespondować, mogą wejść na jego konto na Twitterze .
Charakteryzacja ukraińskich paramilitarnych jako „nazistów” lub „neo-nazistów” jest uważana za rosyjską propagandę . Być może. Ale to nie jest pogląd Times of Israel , Centrum Simona Wiesenthala czy Centrum Antyterrorystycznego Akademii West Point . Ale to wciąż kwestia dyskusyjna, bo w 2014 roku „ Newsweek ” wydawał się kojarzyć ich bardziej z… Państwem Islamskim. Sam wybierz!
Tak więc Zachód wspierał i nadal uzbrajał milicje, które od 2014 roku są winne licznych zbrodni przeciwko ludności cywilnej : gwałtów, tortur i masakr. Ale chociaż szwajcarski rząd bardzo szybko zastosował sankcje wobec Rosji, nie przyjął żadnych wobec Ukrainy, która od 2014 r. masakruje własną ludność. W rzeczywistości ci, którzy bronią praw człowieka na Ukrainie, od dawna potępiają działania tych grup, ale nie uzyskały poparcia naszych rządów. Bo w rzeczywistości nie staramy się pomagać Ukrainie, ale walczyć z Rosją. Integracji tych paramilitarnych sił z Gwardią Narodową wcale nie towarzyszyła „denazyfikacja”, jak twierdzą niektórzy . Wśród wielu przykładów pouczające są insygnia Pułku Azowskiego.
W 2022 r. bardzo schematycznie ukraińskie siły zbrojne walczące z rosyjską ofensywą zostały zorganizowane jako:
– Armia podporządkowana Ministerstwu Obrony. Jest zorganizowana w 3 korpusy armii i składa się z formacji manewrowych (czołgi, ciężka artyleria, pociski rakietowe itp.).
– Gwardia Narodowa, która podlega MSW i jest zorganizowana w 5 komend terytorialnych.
Gwardia Narodowa jest więc formacją obrony terytorialnej, która nie wchodzi w skład armii ukraińskiej. W jej skład wchodzą paramilitarne milicje, zwane „batalionami ochotniczymi” (добровольчі батальйоні), znane również pod sugestywną nazwą „batalionów odwetowych” i złożone z piechoty. Wyszkoleni głównie do walki miejskiej, teraz bronią miast takich jak Charków, Mariupol, Odessa, Kijów itp.
Część druga: Wojna
Jako były szef wydziału ds. sił Układu Warszawskiego w szwajcarskim wywiadzie strategicznym obserwuję ze smutkiem – ale nie zdziwieniem – że nasze służby nie są już w stanie zrozumieć sytuacji militarnej na Ukrainie. Samozwańczy „eksperci”, którzy paradują na naszych ekranach, niestrudzenie przekazują te same informacje, modulowane twierdzeniem, że Rosja – i Władimir Putin – są irracjonalni. Cofnijmy się o krok.
1. Wybuch wojny
Od listopada 2021 roku Amerykanie nieustannie grożą rosyjską inwazją na Ukrainę. Jednak Ukraińcy wydawali się z tym nie zgadzać. Dlaczego nie?
Musimy cofnąć się do 24 marca 2021 r. Tego dnia Wołodymyr Zełenski wydał dekret o odbiciu Krymu i zaczął rozmieszczać swoje siły na południu kraju. Równolegle przeprowadzono kilka ćwiczeń NATO między Morzem Czarnym a Bałtykiem, czemu towarzyszył znaczny wzrost lotów rozpoznawczych wzdłuż granicy rosyjskiej. Rosja przeprowadziła następnie kilka ćwiczeń, aby sprawdzić gotowość operacyjną swoich wojsk i pokazać, że śledzi ewolucję sytuacji. Sytuacja uspokoiła się do października-listopada wraz z zakończeniem ćwiczeń ZAPAD 21, których ruchy wojsk interpretowano jako wzmocnienie ofensywy na Ukrainę. Jednak nawet ukraińskie władze odrzuciły pomysł rosyjskich przygotowań do wojny, a minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow twierdził, że od wiosny na jej granicy nie było żadnych zmian .
Z naruszeniem porozumień mińskich Ukraina prowadziła w Donbasie operacje lotnicze z użyciem dronów, w tym co najmniej jeden atak na skład paliw w Doniecku w październiku 2021 r. Zauważyła to prasa amerykańska, ale nie Europejczycy; i nikt nie potępił tych naruszeń.
W lutym 2022 r. wydarzenia przyspieszyły. 7 lutego podczas wizyty w Moskwie Emmanuel Macron potwierdził Władimirowi Putinowi swoje zobowiązanie do porozumień mińskich, które powtórzy po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim następnego dnia. Ale 11 lutego w Berlinie, po dziewięciu godzinach pracy, zakończyło się spotkanie doradców politycznych przywódców „formatu normandzkiego”, bez konkretnego rezultatu: Ukraińcy nadal odmawiali stosowania porozumień mińskich, najwyraźniej pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Władimir Putin zauważył, że Macron składał puste obietnice, a Zachód nie był gotowy do egzekwowania porozumień, jak to robił od ośmiu lat. Kontynuowano przygotowania Ukrainy w strefie kontaktu. Rosyjski parlament został zaniepokojony; a 15 lutego poprosił Władimira Putina o uznanie niepodległości republik, czego ten odmówił.
17 lutego prezydent Joe Biden zapowiedział , że w najbliższych dniach Rosja zaatakuje Ukrainę. Skąd on to wiedział? To jest tajemnica. Ale od 16 czerwca ostrzał artyleryjski ludności Donbasu wzrósł dramatycznie, jak pokazują codzienne raporty obserwatorów OBWE. Oczywiście ani media, ani Unia Europejska, ani NATO, ani żaden rząd zachodni nie reagują ani nie interweniują. Później powiemy, że to rosyjska dezinformacja. W rzeczywistości wydaje się, że Unia Europejska i niektóre kraje celowo przemilczały masakrę ludności Donbasu, wiedząc, że sprowokuje to rosyjską interwencję.
W tym samym czasie pojawiły się doniesienia o sabotażu w Donbasie. 18 stycznia bojownicy Donbasu przechwycili sabotażystów mówiących po polsku i wyposażonych w zachodni sprzęt, którzy próbowali wywołać incydenty chemiczne w Gorliwce . Mogli być najemnikami CIA , prowadzonymi lub „doradzanymi” przez Amerykanów i złożonymi z ukraińskich lub europejskich bojowników, do prowadzenia działań sabotażowych w republikach Donbasu. W rzeczywistości już 16 lutego Joe Biden wiedział, że Ukraińcy rozpoczęli ostrzał ludności cywilnej Donbasu, stawiając Władimira Putina przed trudnym wyborem: pomóc Donbasowi militarnie i stworzyć problem międzynarodowy, albo stać z boku i patrzeć na zmiażdżenie rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu.
Gdyby zdecydował się interweniować, Putin mógłby powołać się na międzynarodowy obowiązek „Odpowiedzialności za ochronę” (R2P). Wiedział jednak, że bez względu na charakter i skalę interwencja wywoła burzę sankcji. Dlatego też bez względu na to, czy rosyjska interwencja ograniczałaby się do Donbasu, czy szła dalej, by wywierać presję na Zachód w sprawie statusu Ukrainy, cena byłaby taka sama. Tak wyjaśnił w swoim przemówieniu z 21 lutego. Tego dnia zgodził się na prośbę Dumy i uznał niepodległość obu republik Donbasu i jednocześnie podpisał z nimi traktaty o przyjaźni i pomocy.
Ukraińskie bombardowania artyleryjskie ludności Donbasu trwały, a 23 lutego obie republiki zwróciły się o pomoc wojskową do Rosji. 24 lutego Władimir Putin powołał się na art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, który przewiduje wzajemną pomoc wojskową w ramach sojuszu obronnego.
Aby uczynić rosyjską interwencję całkowicie nielegalną w oczach opinii publicznej, celowo ukryliśmy fakt, że wojna faktycznie rozpoczęła się 16 lutego. Armia ukraińska przygotowywała się do ataku na Donbas już w 2021 r., ponieważ niektóre rosyjskie i europejskie służby wywiadowcze byli dobrze tego świadomi. Prawnicy będą oceniać.
W przemówieniu z 24 lutego Władimir Putin określił dwa cele swojej operacji: „demilitaryzacja” i „denazyfikacja” Ukrainy. Nie chodzi więc o przejęcie Ukrainy, ani nawet, przypuszczalnie, o jej okupowanie; a już na pewno nie niszczenia go. Od tego momentu nasza widoczność przebiegu operacji jest ograniczona: Rosjanie mają doskonałe zabezpieczenie operacji (OPSEC), a szczegóły ich planowania nie są znane. Ale dość szybko przebieg operacji pozwala zrozumieć, jak cele strategiczne zostały przełożone na poziom operacyjny.
Demilitaryzacja:
– niszczenie naziemne ukraińskiego lotnictwa, systemów obrony przeciwlotniczej i aktywów rozpoznawczych;
– neutralizacja struktur dowodzenia i wywiadu (C3I), a także głównych szlaków logistycznych w głębi terytorium;
– okrążenie większości armii ukraińskiej zgrupowanej na południowym wschodzie kraju.
Denazyfikacja: zniszczenie lub neutralizacja batalionów ochotniczych działających w miastach Odessa, Charków i Mariupol, a także w różnych obiektach na terytorium.
Ofensywa rosyjska została przeprowadzona w bardzo „klasyczny” sposób. Początkowo – tak jak zrobili to Izraelczycy w 1967 r. – wraz ze zniszczeniem na ziemi sił powietrznych w pierwszych godzinach. Następnie byliśmy świadkami jednoczesnego postępu w kilku osiach, zgodnie z zasadą „płynącej wody”: posuwaj się wszędzie tam, gdzie opór był słaby, a miasta (bardzo wymagające wojskowo) opuszczaj na później. Na północy elektrownia w Czarnobylu została natychmiast zajęta, aby zapobiec aktom sabotażu. Nie są oczywiście pokazywane zdjęcia ukraińskich i rosyjskich żołnierzy wspólnie strzegących zakładu .
Pomysł, że Rosja próbuje przejąć Kijów, stolicę, aby wyeliminować Zełenskiego, pochodzi typowo z Zachodu – tak właśnie zrobili w Afganistanie, Iraku, Libii i co chcieli zrobić w Syrii z pomocą islamskich terrorystów. Ale Władimir Putin nigdy nie zamierzał zastrzelić ani obalić Zełenskiego. Zamiast tego Rosja stara się utrzymać go przy władzy, popychając go do negocjacji, otaczając Kijów. Do tej pory odmawiał realizacji porozumień mińskich. Ale teraz Rosjanie chcą uzyskać neutralność Ukrainy.
Wielu zachodnich komentatorów było zdziwionych, że Rosjanie w trakcie prowadzenia operacji wojskowych nadal szukali wynegocjowanego rozwiązania. Wyjaśnienie leży w rosyjskiej perspektywie strategicznej od czasów sowieckich. Dla Zachodu wojna zaczyna się, gdy kończy się polityka. Podejście rosyjskie opiera się jednak na inspiracji Clausewitza: wojna jest ciągłością polityki i można płynnie przechodzić od jednego do drugiego, nawet podczas walki. Pozwala to wywrzeć presję na przeciwniku i popchnąć go do negocjacji.
Z operacyjnego punktu widzenia ofensywa rosyjska była tego rodzaju przykładem: w ciągu sześciu dni Rosjanie zajęli terytorium tak duże jak Wielka Brytania, z szybkością natarcia większą niż Wehrmacht w 1940 roku. Większość armii ukraińskiej została rozmieszczona na południu kraju w ramach przygotowań do wielkiej operacji przeciwko Donbasowi. To dlatego siły rosyjskie były w stanie okrążyć je od początku marca w „kociołku” między Słowiańskiem, Kramatorskiem i Siewierodonieckiem, napierając ze wschodu przez Charków i na południe od Krymu. Wojska z republik donieckiej (DRL) i ługańskiej (LPR) uzupełniają siły rosyjskie natarciem ze wschodu.
Na tym etapie siły rosyjskie powoli zaciskają pętlę, ale nie są już pod presją czasu. Ich cel demilitaryzacji został prawie osiągnięty, a pozostałe siły ukraińskie nie mają już operacyjnej i strategicznej struktury dowodzenia. „Spowolnienie”, które nasi „eksperci” przypisują złej logistyce, jest jedynie konsekwencją osiągnięcia swoich celów. Wydaje się, że Rosja nie chce angażować się w okupację całego terytorium Ukrainy. W rzeczywistości wydaje się, że Rosja stara się ograniczyć swój postęp do granicy językowej kraju.
Nasze media mówią o masowych bombardowaniach ludności cywilnej, zwłaszcza w Charkowie, a media przekazują “sceny dantejskie”. Jednak mieszkający tam Gonzalo Lira, Latynos, przedstawia nam spokojne miasto 10 i 11 marca . To prawda, że jest to duże miasto i nie widzimy wszystkiego – ale to zdaje się wskazywać, że nie jesteśmy w wojnie totalnej, że jesteśmy stale manipulowani na naszych ekranach. Z kolei republiki Donbasu „wyzwoliły” własne terytoria i walczą w mieście Mariupol.
Część 2 Denazyfikacja
W miastach takich jak Charków, Mariupol i Odessa obronę zapewniają milicje paramilitarne. Wiedzą, że cel „denazyfikacji” jest skierowany przede wszystkim przeciwko nim. Dla atakującego na obszarze zurbanizowanym problemem są cywile. Dlatego Rosja dąży do stworzenia korytarzy humanitarnych, aby opróżnić miasta z ludności cywilnej i pozostawić tylko milicje, aby łatwiej z nimi walczyć.
Z drugiej strony milicje te starają się zatrzymać cywilów w miastach, aby odwieść armię rosyjską od walki. Dlatego niechętnie realizują te korytarze i robią wszystko, aby rosyjskie wysiłki nie powiodły się – mogą wykorzystać ludność cywilną jako „żywą tarczę”. Filmy ukazujące cywili próbujących opuścić Mariupol i pobici przez bojowników pułku azowskiego są tu oczywiście starannie cenzurowane.
Na Facebooku grupa Azov była zaliczana do tej samej kategorii co Państwo Islamskie i podlegała „polityce dotyczącej niebezpiecznych osób i organizacji” platformy. Zabroniono więc jej gloryfikować, a „stanowiska” sprzyjające jej były systematycznie zakazane. Jednak 24 lutego Facebook zmienił swoją politykę i zezwolił na posty korzystne dla milicji. W tym samym duchu w marcu platforma autoryzowana w byłych krajach wschodnich wzywa do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców . Tyle o wartościach, które inspirują naszych liderów, jak zobaczymy.
Nasze media propagują romantyczny obraz powszechnego oporu. To właśnie ten obraz skłonił Unię Europejską do finansowania dystrybucji broni wśród ludności cywilnej. To przestępstwo. Jako szef doktryny utrzymania pokoju w ONZ pracowałem nad kwestią ochrony ludności. Odkryliśmy, że przemoc wobec ludności cywilnej miała miejsce w bardzo specyficznych kontekstach. Zwłaszcza, gdy broni jest pod dostatkiem i nie ma struktur dowodzenia.
Te struktury dowodzenia są istotą armii: ich funkcją jest ukierunkowanie użycia siły na cel. Uzbrajając obywateli w przypadkowy sposób, tak jak ma to obecnie miejsce, UE zamienia ich w bojowników, co w konsekwencji czyni z nich potencjalne cele. Co więcej, bez dowództwa, bez celów operacyjnych, dystrybucja broni prowadzi nieuchronnie do wyrównywania rachunków, bandytyzmu i działań bardziej zabójczych niż skutecznych. Wojna staje się kwestią emocji. Siła staje się przemocą. Tak stało się w Tawarga (Libia) od 11 do 13 sierpnia 2011 r., gdzie 30 000 czarnych Afrykanów zostało zmasakrowanych przy użyciu broni zrzuconej na spadochronie (nielegalnie) przez Francję. Nawiasem mówiąc, Brytyjski Królewski Instytut Studiów Strategicznych (RUSI) nie widzi żadnej wartości dodanej w tych dostawach broni. Co więcej, dostarczając broń krajowi będącemu w stanie wojny, narażamy się na uznanie za walczącego. Rosyjskie ataki z 13 marca 2022 r. na bazę lotniczą Mikołajewa są następstwem rosyjskich ostrzeżeń , że dostawy broni będą traktowane jako wrogie cele.
UE powtarza katastrofalne doświadczenie III Rzeszy w ostatnich godzinach bitwy o Berlin. Wojnę trzeba pozostawić wojsku, a kiedy jedna strona przegra, trzeba to przyznać. A jeśli ma być opór, musi być kierowany i zorganizowany. Ale robimy dokładnie odwrotnie – popychamy obywateli do walki, a jednocześnie Facebook autoryzuje wezwania do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców. Tyle o wartościach, które nas inspirują.
Niektóre służby wywiadowcze postrzegają tę nieodpowiedzialną decyzję jako sposób na wykorzystanie ludności ukraińskiej jako mięsa armatniego do walki z Rosją Władimira Putina. Tego rodzaju morderczą decyzję należało pozostawić kolegom dziadka Ursuli von der Leyen. Lepiej byłoby zaangażować się w negocjacje i tym samym uzyskać gwarancje dla ludności cywilnej, niż dolewać oliwy do ognia. Łatwo jest walczyć cudzą krwią.
Szpital położniczy w Mariupolu
Należy z góry zrozumieć, że to nie armia ukraińska broni Marioupola, ale milicja azowska, złożona z zagranicznych najemników. W podsumowaniu sytuacji z 7 marca 2022 r. rosyjska misja ONZ w Nowym Jorku stwierdziła, że „Mieszkańcy informują, że ukraińskie siły zbrojne wydaliły personel ze szpitala porodowego nr 1 w Mariupolu i utworzyły punkt ostrzału wewnątrz placówki”.
8 marca niezależne rosyjskie media Lenta.ru opublikowały zeznania cywilów z Marioupola, którzy powiedzieli, że szpital położniczy został przejęty przez milicję pułku azowskiego, którzy wypędzili cywilów grożąc im bronią. Potwierdzili oświadczenia ambasadora Rosji kilka godzin wcześniej.
Dominującą pozycję zajmuje szpital w Mariupolu, znakomicie przystosowany do instalacji broni przeciwpancernej oraz do obserwacji. 9 marca na budynek uderzyły wojska rosyjskie. Według CNN rannych zostało 17 osób, ale zdjęcia nie pokazują żadnych ofiar w budynku i nie ma dowodów na to, że wspomniane ofiary są związane z tym uderzeniem. Mówi się o dzieciach, ale w rzeczywistości nie ma nic. Może to prawda, ale może nie. Nie przeszkadza to przywódcom UE postrzegać to jako zbrodnię wojenną . A to pozwala Zełenskiemu wezwać do strefy zakazu lotów nad Ukrainą. W rzeczywistości nie wiemy dokładnie, co się stało. Ale sekwencja wydarzeń zdaje się potwierdzać, że siły rosyjskie zajęły pozycję pułku azowskiego i że oddział położniczy był wtedy wolny od cywilów.
Problem w tym, że milicje paramilitarne, które bronią miast, są zachęcane przez społeczność międzynarodową do nierespektowania wojennych zwyczajów. Wygląda na to, że Ukraińcy powtórzyli scenariusz szpitala położniczego w Kuwejcie z 1990 roku, który został całkowicie zainscenizowany przez firmę Hill & Knowlton za 10,7 mln USD, aby przekonać Radę Bezpieczeństwa ONZ do interwencji w Iraku w ramach operacji Pustynna Tarcza/Sztorm .
Zachodni politycy od ośmiu lat akceptują ataki w Donbasie, nie przyjmując żadnych sankcji wobec ukraińskiego rządu. Już dawno weszliśmy w dynamikę, w której zachodni politycy zgodzili się poświęcić prawo międzynarodowe w celu osłabienia Rosji .
Część trzecia: Wnioski
Jako byłego pracownika wywiadu, pierwszą rzeczą, która mnie uderza, jest całkowity brak zachodnich służb wywiadowczych w przedstawianiu sytuacji z ostatniego roku. W Szwajcarii służby skrytykowano za to, że nie przedstawiły prawidłowego obrazu sytuacji. W rzeczywistości wydaje się, że w całym świecie zachodnim służby wywiadowcze zostały przytłoczone przez polityków. Problem w tym, że to politycy decydują – najlepsza służba wywiadowcza na świecie jest bezużyteczna, jeśli decydent nie słucha. Tak właśnie stało się podczas tego kryzysu.
To powiedziawszy, podczas gdy niektóre służby wywiadowcze miały bardzo dokładny i racjonalny obraz sytuacji, inne wyraźnie miały ten sam obraz, co propagowane przez nasze media. W tym kryzysie ważną rolę odegrały służby krajów „nowej Europy”. Problem polega na tym, że z doświadczenia stwierdziłem, że są bardzo złe na poziomie analitycznym – doktrynerskim, brakuje im intelektualnej i politycznej niezależności niezbędnej do oceny sytuacji z „jakością” wojskową. Lepiej mieć ich jako wrogów niż przyjaciół.
Po drugie, wydaje się, że w niektórych krajach europejskich politycy celowo ignorowali ich usługi, aby zareagować ideologicznie na zaistniałą sytuację. Dlatego ten kryzys od początku był irracjonalny. Należy zauważyć, że wszystkie dokumenty, które zostały zaprezentowane opinii publicznej podczas tego kryzysu, zostały przedstawione przez polityków w oparciu o źródła komercyjne. Niektórzy zachodni politycy najwyraźniej chcieli, aby doszło do konfliktu. W Stanach Zjednoczonych scenariusze ataków przedstawione Radzie Bezpieczeństwa przez Anthony’ego Blinkena były jedynie wytworem wyobraźni pracującego dla niego Tiger Teamu — zrobił dokładnie to, co zrobił Donald Rumsfeld w 2002 roku, który w ten sposób „ominął” CIA i inne służby wywiadowcze, które były znacznie mniej asertywne w sprawie irackiej broni chemicznej.
Dramatyczne wydarzenia, których jesteśmy dziś świadkami, mają przyczyny, o których wiedzieliśmy, ale których nie chcieliśmy zobaczyć:
– na poziomie strategicznym ekspansja NATO (z którą tu nie mieliśmy do czynienia);
– na poziomie politycznym zachodnia odmowa wdrożenia porozumień mińskich;
– operacyjnie ciągłe i powtarzające się ataki na ludność cywilną Donbasu w ostatnich latach oraz dramatyczny wzrost pod koniec lutego 2022 r.
Innymi słowy, możemy naturalnie ubolewać i potępiać rosyjski atak. Ale MY (czyli Stany Zjednoczone, Francja i Unia Europejska na czele) stworzyliśmy warunki do wybuchu konfliktu. Okazujemy współczucie narodowi ukraińskiemu i dwóm milionom uchodźców . W porządku. Ale gdybyśmy mieli odrobinę współczucia dla tej samej liczby uchodźców z ukraińskiej populacji Donbasu, którzy zostali zmasakrowani przez ich własny rząd i którzy szukali schronienia w Rosji przez osiem lat, prawdopodobnie nic z tego by się nie wydarzyło. Ponad 80% ofiar w Donbasie było wynikiem ostrzału armii ukraińskiej. Przez lata Zachód milczał na temat masakry rosyjskojęzycznych Ukraińców przez rząd Kijowa, nigdy nie próbując wywierać presji na Kijów. To właśnie ta cisza zmusiła stronę rosyjską do działania. [ Źródło: „Ofiary cywilne związane z konfliktami”, Misja Narodów Zjednoczonych ds. Monitorowania Praw Człowieka na Ukrainie .]
Kwestią otwartą pozostaje, czy termin „ludobójstwo” odnosi się do nadużyć, jakich doznali mieszkańcy Donbasu. Termin ten jest generalnie zarezerwowany dla przypadków o większej skali (Holocaust itp.). Ale definicja podana przez Konwencję o Ludobójstwie jest prawdopodobnie wystarczająco szeroka, aby mieć zastosowanie w tej sprawie. Zrozumieją to prawnicy.
Najwyraźniej ten konflikt doprowadził nas do histerii. Wydaje się, że sankcje stały się preferowanym narzędziem naszej polityki zagranicznej. Gdybyśmy nalegali, aby Ukraina przestrzegała porozumień mińskich, które wynegocjowaliśmy i zatwierdziliśmy, nic z tego by się nie wydarzyło. Potępienie Władimira Putina jest także nasze. Nie ma sensu teraz marudzić – powinniśmy byli działać wcześniej. Jednak ani Emmanuel Macron (jako gwarant i członek Rady Bezpieczeństwa ONZ), ani Olaf Scholz, ani Wołodymyr Zełenski nie dotrzymali swoich zobowiązań. W końcu prawdziwą porażkę odnieśli ci, którzy nie mają głosu.
Unia Europejska nie była w stanie promować realizacji porozumień mińskich – wręcz przeciwnie, nie reagowała, gdy Ukraina bombardowała własną ludność w Donbasie. Gdyby tak się stało, Władimir Putin nie musiałby reagować. Nieobecna w fazie dyplomatycznej UE wyróżniała się podsycaniem konfliktu. 27 lutego ukraiński rząd zgodził się przystąpić do negocjacji z Rosją. Ale kilka godzin później Unia Europejska przegłosowała budżet w wysokości 450 mln euro na dostawę broni dla Ukrainy, dolewając oliwy do ognia. Od tego momentu Ukraińcy czuli, że nie muszą dochodzić do porozumienia. Opór milicji azowskiej w Mariupolu doprowadził nawet do zwiększenia 500 milionów euro na broń.
Na Ukrainie z błogosławieństwem krajów zachodnich wyeliminowano zwolenników negocjacji. Tak jest w przypadku Denisa Kirejewa, jednego z ukraińskich negocjatorów, zamordowanego 5 marca przez ukraińskie służby specjalne (SBU), ponieważ był zbyt przychylny Rosji i został uznany za zdrajcę. Ten sam los spotkał Dmitrija Demianenkę, byłego wiceszefa głównego zarządu SBU na Kijów i jego region, który został zamordowany 10 marca, ponieważ był zbyt przychylny porozumieniu z Rosją – został zastrzelony przez milicję Mirotvorets („Rozjemca”) . Ta milicja jest powiązana ze stroną Mirotvorets, na której znajduje się „wrogów Ukrainy” z ich danymi osobowymi, adresami i numerami telefonów, aby można było ich nękać, a nawet eliminować; praktyka, która jest karalna w wielu krajach, ale nie na Ukrainie. ONZ i niektóre kraje europejskie zażądały zamknięcia tej strony, co zostało odrzucone przez Radę.
Ostatecznie cena będzie wysoka, ale Władimir Putin prawdopodobnie osiągnie cele, które sobie wyznaczył. Jego związki z Pekinem utrwaliły się. Chiny wyłaniają się jako mediator w konflikcie, a Szwajcaria dołącza do grona wrogów Rosji. Amerykanie muszą prosić Wenezuelę i Iran o ropę, aby wydostać się z impasu energetycznego, w którym się znaleźli – Juan Guaido schodzi ze sceny na dobre, a Stany Zjednoczone muszą żałośnie wycofać się z sankcji nałożonych na swoich wrogów.
Zachodni ministrowie, którzy chcą załamać rosyjską gospodarkę i sprawić, by Rosjanie cierpieli , a nawet wzywają do zamachu na Putina, pokazują (nawet jeśli częściowo odwrócili formę swoich słów, ale nie treść!), że nasi przywódcy nie są lepsi od tych, których nienawidzimy – bo sankcjonowanie rosyjskich sportowców na igrzyskach paraolimpijskich czy rosyjskich artystów nie ma nic wspólnego z walką z Putinem.
W ten sposób uznajemy, że Rosja jest demokracją, ponieważ uważamy, że za wojnę odpowiada naród rosyjski. Jeśli tak nie jest, to dlaczego staramy się ukarać całą populację za winę jednej osoby? Pamiętajmy, że kara zbiorowa jest zakazana przez Konwencje Genewskie.
Lekcja, jaką można wyciągnąć z tego konfliktu, to nasze poczucie zmiennej geometrycznej ludzkości. Skoro tak bardzo zależało nam na pokoju i Ukrainie, dlaczego nie zachęcaliśmy Ukrainy do respektowania porozumień, które podpisała i które zatwierdziły członkowie Rady Bezpieczeństwa?
Miarą uczciwości mediów jest ich gotowość do pracy w ramach Karty Monachijskiej. Udało im się propagować nienawiść do Chińczyków podczas kryzysu Covid, a ich spolaryzowane przesłanie prowadzi do tych samych skutków przeciwko Rosjanom . Dziennikarstwo staje się coraz bardziej nieprofesjonalne i bojowe.
Jak powiedział Goethe: „Im większe światło, tym ciemniejszy cień”. Im bardziej sankcje wobec Rosji są nieproporcjonalne, tym bardziej przypadki, w których nic nie zrobiliśmy, podkreślają nasz rasizm i służalczość. Dlaczego od ośmiu lat zachodni politycy nie reagowali na bombardowania ludności cywilnej Donbasu?
Wreszcie, co sprawia, że konflikt na Ukrainie jest bardziej naganny niż wojna w Iraku, Afganistanie czy Libii? Jakie sankcje przyjęliśmy wobec tych, którzy celowo okłamywali społeczność międzynarodową w celu prowadzenia niesprawiedliwych, nieuzasadnionych i morderczych wojen? Czy przed wojną w Iraku staraliśmy się „sprawić, by Amerykanie cierpieli” za okłamywanie nas (ponieważ są demokracją!)? Czy przyjęliśmy jedną sankcję przeciwko krajom, firmom lub politykom, którzy dostarczają broń do konfliktu w Jemenie, uważanego za „ najgorszą katastrofę humanitarną na świecie ?” Czy usankcjonowaliśmy kraje Unii Europejskiej, które stosują na swoim terytorium najbardziej nikczemne tortury na korzyść Stanów Zjednoczonych?
Zadawać pytanie to odpowiadać na nie… a odpowiedź nie jest ładna.
Jacques Baud
Źródło oryginalne https://www.thepostil.com/the-military-situation-in-the-ukraine/?utm_source=sendfox&utm_medium=email&utm_campaign=the-postil-april-newsletter
Wybór, redakcja i korekta tłumaczenia automatycznego SpiritoLibero.
Pajace, Azow, Żydzi, Korpus Narodowy, wojna dez-informacyjna, Kołomojski, C14.
Jak prezydent Ukrainy Zełenski zawarł pokój z neonazistowskimi grupami.
[Nie wiem, czy wszystko tu przedstawione to prawda. Sam blog – np. relacje o „kosmitach” – wątpliwy. Ale w dobie wojny dez-informacyjnej – uznałem za konieczne opublikowanie. Filmiki – w oryginale. Nie chcę obciążać mego serwera, który i taki ledwo zipie pod atakami… MDakowski]
=========================
Podczas gdy zachodnie media wykorzystują żydowskie dziedzictwo Wołodymyra Zełenskiego, by odeprzeć oskarżenia o wpływy nazistowskie na Ukrainie, prezydent oddał się siłom neonazistowskim i teraz polega na nich jako na siłach frontowych.
W październiku 2019 r. gdy wojna na wschodzie Ukrainy przeciągała się, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udał się do Zołote, miasta położonego mocno w „szarej strefie” Donbasu, gdzie zginęło ponad 14 000 osób, głównie po stronie prorosyjskiej.
Tam prezydent natknął się na zatwardziałych weteranów skrajnie prawicowych [to głupawa definicja, jak i wzięte od rewolucjonistów – morderców francuskich pojęcie „prawica”, czy „lewica” md] oddziałów paramilitarnych, które toczyły walkę z separatystami zaledwie kilka kilometrów dalej.
Wybrany na platformie deeskalacji działań wojennych z Rosją, Zełenski był zdeterminowany do egzekwowania tzw. Formuły Steinmeiera, opracowanej przez ówczesnego niemieckiego ministra spraw zagranicznych Waltera Steinmeiera, która wzywała do wyborów w rosyjskojęzycznych regionach Doniecka i Ługańska.
W konfrontacji twarzą w twarz z bojownikami neonazistowskiego batalionu Azow, którzy rozpoczęli kampanię sabotowania inicjatywy pokojowej pod nazwą „Nie dla kapitulacji”, Zełenski natknął się na mur oporu.
Po zdecydowanym odrzuceniu apeli o wycofanie się z linii frontu Zełenski załamał się przed kamerą. „Jestem prezydentem tego kraju. Mam 41 lat. Nie jestem frajerem. Przyszedłem do was i mówię: usuńcie broń” – błagał bojowników Zełenski.
Gdy wideo z burzliwej konfrontacji rozprzestrzeniło się w ukraińskich mediach społecznościowych, Zełenski stał się celem gniewnej reakcji .
Andrij Biletsky, dumny faszystowski przywódca batalionu Azow, który kiedyś obiecał „poprowadzić białe rasy świata w ostatecznej krucjacie… przeciwko dowodzonemu przez Semitów Untermenschen”, obiecał sprowadzić tysiące bojowników do Zołote, jeśli Zełenski będzie naciskał dalej. Tymczasem parlamentarzysta z partii byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki otwarcie fantazjował o tym, że granat rozerwał Zełenskiego na kawałki.
Chociaż Zełenski osiągnął niewielkie wycofanie się, neonazistowskie paramilitarne eskalowały swoją kampanię „bez kapitulacji”. W ciągu kilku miesięcy walki w Zołocie znów się zaogniły, rozpoczynając nowy cykl naruszeń porozumienia mińskiego .
W tym momencie Azov został formalnie włączony do ukraińskiego wojska, a jego uliczne skrzydło straży, znane jako Korpus Narodowy, zostało rozmieszczone w całym kraju pod nadzorem ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i razem z Policją Narodową . W grudniu 2021 r. Zełenski wręczył nagrodę „Bohatera Ukrainy” przywódcy faszystowskiego Prawego Sektora podczas ceremonii w parlamencie Ukrainy.
Zbliżał się konflikt z Rosją na pełną skalę, a dystans między Zełenskim a paramilitarnymi ekstremistami szybko się zmniejszał.
24 lutego, kiedy rosyjski prezydent Władimir Putin wysłał wojska na terytorium Ukrainy z określoną misją „demilitaryzacji i denazyfikacji” tego kraju, amerykańskie media rozpoczęły własną misję: zaprzeczyć władzy neonazistowskich oddziałów paramilitarnych nad wojskiem kraju i sfera polityczna. Jak nalegało finansowane przez rząd amerykańskie Narodowe Radio Publiczne , „język Putina [o denazyfikacji] jest obraźliwy i nie jest zgodny z faktami”.
W dążeniu do odwrócenia się od wpływów nazizmu we współczesnej Ukrainie, amerykańskie media znalazły swoje najskuteczniejsze narzędzie PR w postaci Zełenskiego, byłej gwiazdy telewizji i komika z żydowskiego pochodzenia. Jest to rola, którą z chęcią przyjął aktor, który stał się politykiem.
Ale jak zobaczymy, Zełenski nie tylko oddał ziemię neonazistom pośród siebie, ale powierzył im rolę na pierwszej linii frontu w wojnie swojego kraju przeciwko siłom prorosyjskim i rosyjskim.
Żydowskość prezydenta jako narzędzie PR mediów zachodnich
Na kilka godzin przed przemówieniem prezydenta Putina z 24 lutego ogłaszającym denazyfikację jako cel rosyjskich operacji, ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski „zapytał, w jaki sposób ludzie, którzy stracili osiem milionów swoich obywateli w walce z nazistami, mogą wspierać nazizm”, według BBC .
Wychowany w niereligijnej rodzinie żydowskiej w Związku Radzieckim w latach 80. Zełenski w przeszłości bagatelizował swoje dziedzictwo. „Fakt, że jestem Żydem, ledwie stanowi 20 na mojej długiej liście błędów” – żartował podczas wywiadu w 2019 r ., w którym odmówił wchodzenia w szczegóły dotyczące jego pochodzenia religijnego.
Dziś, gdy wojska rosyjskie atakują miasta takie jak Mariupol, który faktycznie znajduje się pod kontrolą batalionu Azow, Zełenski nie wstydzi się już nadawać swojej żydowskości. „Jak mogłem być nazistą?” zastanawiał się głośno podczas publicznego przemówienia. Dla amerykańskich mediów zaangażowanych w totalną wojnę informacyjną przeciwko Rosji żydowskie pochodzenie prezydenta stało się podstawowym narzędziem public relations.
Kilka przykładów rozmieszczenia Zełenskiego przez amerykańskie media jako tarczy przeciwko zarzutom szalejącego nazizmu na Ukrainie znajduje się poniżej (zobacz wideo powyżej):
- PBS NewsHour odnotował komentarze Putina na temat denazyfikacji z kwalifikatorem: „mimo że prezydent Wołodymyr Zełenski jest Żydem, a jego stryjeczni wujkowie zginęli w Holokauście”.
- W Fox & Friends były oficer CIA Dan Hoffman oświadczył, że „szczytem hipokryzji jest wzywanie narodu ukraińskiego do denazowania – w końcu ich prezydent jest Żydem”.
- W MSNBC demokratyczny senator z Wirginii Mark Warner powiedział, że „terminologia Putina jest skandaliczna i wstrętna, jak to jest – „denazify” tam, gdzie, szczerze mówiąc, masz żydowskiego prezydenta w osobie pana Zełenskiego. Ten facet [Putin] jest na własnym rodzaju osobistego dżihadu, aby przywrócić większą Rosję”.
- Republikańska senator Marsha Blackburn powiedziała w Fox Business, że „jest pod wrażeniem prezydenta Zełenskiego i jego postawy. I żeby Putin poszedł tam i powiedział „zamierzamy denazować”, a Zełenski jest Żydem”.
- W wywiadzie dla Wolfa Blitzera z CNN gen. John Allen potępił użycie przez Putina terminu „de-nazify”, podczas gdy dziennikarz i były lobbysta Izraela potrząsali głową z obrzydzeniem. W osobnym wywiadzie dla Blitzera, tak zwany „ukraiński demaskator” i urodzony na Ukrainie Alexander Vindman narzekali, że twierdzenie jest „patentownie absurdalne, naprawdę nie ma żadnej zasługi… wskazałeś, że Wołodymyr Zełenski jest Żydem… społeczność żydowska [jest] objął. To jest centralne miejsce w kraju i nie ma nic w tej nazistowskiej narracji, tej faszystowskiej narracji. Jest sfabrykowany jako pretekst”.
Za spinem korporacyjnych mediów kryją się złożone i coraz bliższe relacje administracji Zełenskiego z siłami neonazistowskimi, którym państwo ukraińskie powierzyło kluczowe stanowiska wojskowe i polityczne, oraz władza, jaką cieszą się ci otwarci faszyści od czasu zainstalowania przez Waszyngton reżimu sprzymierzonego z Zachodem poprzez zamach stanu w 2014 roku.
W rzeczywistości główny sponsor finansowy Zełenskiego, ukraiński żydowski oligarcha Igor Kołomojski, był kluczowym dobroczyńcą neonazistowskiego batalionu Azow i innych ekstremistycznych milicji.
Batalion Azowski maszeruje z inspirowanymi nazistami flagami Wolfsangel w Mariupolu, sierpień 2020 r.
Wspierani przez czołowego finansistę Zełenskiego, neonazistowscy bojownicy wywołują falę zastraszania
Włączony do Ukraińskiej Gwardii Narodowej Batalion Azowski jest uważany za najbardziej ideologicznie gorliwą i zmotywowaną militarnie jednostkę walczącą z prorosyjskimi separatystami we wschodnim Donbasie.
Z inspirowanymi nazistami insygniami Wolfsangel na mundurach bojowników, którzy zostali sfotografowani z nazistowskimi symbolami SS na hełmach, Azov „jest znany z powiązania z ideologią neonazistowską… [i] uważa się, że brał udział w szkoleniach i radykalizacji Amerykańskie organizacje białej supremacji”, zgodnie z aktem oskarżenia FBI skierowanym do kilku amerykańskich białych nacjonalistów, którzy przyjechali do Kijowa, by trenować z Azowem.
Igor Kołomojski, ukraiński baron energetyczny pochodzenia żydowskiego, był głównym sponsorem Azowa od czasu jego powstania w 2014 roku. Dofinansował także prywatne milicje, takie jak bataliony Dnipro i Aidar, i rozmieścił je jako osobisty oddział bandytów, aby chronić swoją interesy finansowe.
W 2019 r. Kołomojski wyłonił się jako główny zwolennik kandydatury Zełenskiego na prezydenta. Chociaż Zełenski uczynił z walki z korupcją sztandarową kwestię w swojej kampanii, „Pandora Papers” ujawniły , że on i członkowie jego wewnętrznego kręgu przechowują duże płatności od Kołomojskiego w mrocznej sieci zagranicznych kont.
Prezydent Zełenski (C) spotyka się z miliarderem oligarchą i wspólnikiem biznesowym Ihorem Kołomojskim 10 września 2019 r.
Kiedy Zełenski objął urząd w maju 2019 r., Batalion Azowski utrzymał de facto kontrolę nad strategicznym południowo-wschodnim miastem portowym Mariupolem i okolicznymi wioskami. Jak zauważyła Otwarta Demokracja : „Azow z pewnością ustanowił polityczną kontrolę nad ulicami Mariupola. Aby utrzymać tę kontrolę, muszą reagować gwałtownie, nawet jeśli nie oficjalnie, na każde wydarzenie publiczne, które wystarczająco odbiega od ich programu politycznego”.
Ataki Azowa w Mariupolu obejmowały między innymi ataki na „feministki i liberałów” maszerujących w Międzynarodowy Dzień Kobiet.
W marcu 2019 r. członkowie Korpusu Narodowego Batalionu Azowskiego zaatakowali dom Wiktora Medwedczuka, czołowego działacza opozycji na Ukrainie, oskarżając go o zdradę stanu za przyjazne stosunki z Władimirem Putinem, ojcem chrzestnym córki Medwedczuka.
Administracja Zełenskiego eskalowała atak na Medwedczuka, zamykając kilka kontrolowanych przez niego mediów w lutym 2021 r. za otwartą aprobatą Departamentu Stanu USA, a trzy miesiące później skazując lidera opozycji za zdradę . Zełenski uzasadniał swoje działania tym, że musiał „walczyć z niebezpieczeństwem rosyjskiej agresji na arenie informacyjnej”.
Następnie, w sierpniu 2020 r., Korpus Narodowy Azowa otworzył ogień do autobusu z członkami partii Medwedczuka Patriots for Life, raniąc kilku pokrytymi gumą stalowymi kulami.
Zełenskiemu nie udało się powstrzymać neonazistów, skończył z nimi współpracę
Po nieudanej próbie zdemobilizowania neonazistowskich bojowników w mieście Zołote w październiku 2019 r. Zełenski wezwał bojowników do stołu, mówiąc dziennikarzom: „Wczoraj spotkałem się z weteranami. Wszyscy tam byli – Korpus Narodowy, Azow i wszyscy inni”.
Kilka miejsc dalej od żydowskiego prezydenta był Yehven Karas, przywódca neonazistowskiego gangu C14.
Zełenski spotyka się z „weteranami”, w tym z Jehvenem Karasem (z prawej) i Dmytro Szatrowskim, dowódcą batalionu Azowskiego (na dole po lewej).
Podczas Majdanu „Rewolucji Godności”, która obaliła wybranego prezydenta Ukrainy w 2014 roku, aktywiści C14 przejęli kijowski ratusz i otynkowali jego ściany neonazistowskimi insygniami, zanim schronili się w kanadyjskiej ambasadzie .
Jako byłe skrzydło młodzieżowe ultranacjonalistycznej partii Svoboda, C14 wydaje się czerpać swoją nazwę od niesławnych 14 słów amerykańskiego przywódcy neonazistów Davida Lane’a: „Musimy zabezpieczyć istnienie naszego narodu i przyszłość dla białych dzieci”.
Oferując dokonanie spektakularnych aktów przemocy w imieniu każdego, kto jest gotów zapłacić, chuligani nawiązali przytulne relacje z różnymi organami rządzącymi i potężnymi elitami w całej Ukrainie .
W raporcie Reutersa z marca 2018 r . stwierdzono, że „C14 i władze miasta Kijowa podpisały niedawno porozumienie umożliwiające C14 ustanowienie „straży miejskiej” do patrolowania ulic”, skutecznie dając im sankcję państwa na przeprowadzanie pogromów.
Jak donosił The Grayzone , C14 we współpracy z kijowską policją przeprowadził nalot w celu „wyczyszczenia” Romów z dworca kolejowego w Kijowie .
Ta działalność została nie tylko usankcjonowana przez rząd miasta Kijowa, ale sam rząd USA nie widział z tym problemu, goszcząc Bondara w oficjalnej instytucji rządowej USA w Kijowie, gdzie chwalił się pogromami. C14 przez cały 2018 r. nadal otrzymywał fundusze państwowe na „edukację narodowo-patriotyczną”.
Karas twierdził , że ukraińskie służby bezpieczeństwa „przekażą” informacje o wiecach proseparatystycznych „nie tylko nam, ale także Azowowi, Prawemu Sektorowi i tak dalej”.
„Ogólnie rzecz biorąc, pracują dla nas deputowani wszystkich frakcji, Gwardii Narodowej, Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Możesz tak żartować – powiedział Karas.
Przez cały 2019 r. Zełenski i jego administracja pogłębili swoje więzi z elementami ultranacjonalistycznymi w całej Ukrainie.
Ówczesny premier Oleksiy Honcharuk na scenie na koncercie neonazistowskim „Weterani Silni”
Po udziale premiera w koncercie neonazistów Zełenski uhonorował lidera Prawego Sektora
Zaledwie kilka dni po spotkaniu Zełenskiego z Karasem i innymi neonazistowskimi przywódcami w listopadzie 2019 r. na scenie na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 wystąpił Ołeksij Honczaruk – ówczesny premier i wiceszef gabinetu Zełenskiego – na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 i oskarżony o mordercę Andrija Medwedkę .
Minister ds. Weteranów Zełenskiego nie tylko wzięła udział w koncercie, na którym wystąpiło kilka antysemickich zespołów metalowych, ale także promowała koncert na Facebooku.
Również w 2019 roku Zełenski bronił ukraińskiego piłkarza Romana Zolzulyi przed hiszpańskimi kibicami, którzy szydzili z niego jako „nazistę”. Zolzulya pozował obok zdjęć nazistowskiego kolaboranta Stepana Bandery z czasów II wojny światowej i otwarcie wspierał Batalion Azowski. Zełenski odpowiedział na kontrowersje, ogłaszając, że cała Ukraina poparła Zolzulyę, opisując go jako „nie tylko fajnego piłkarza, ale prawdziwego patriotę”.
W listopadzie 2021 r. jeden z najwybitniejszych ultranacjonalistycznych ukraińskich milicjantów Dmytro Jarosz ogłosił , że został mianowany doradcą Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy. Yarosh jest zdeklarowanym zwolennikiem nazistowskiego kolaboranta Bandery, który kierował Prawym Sektorem w latach 2013-2015, przysięgając , że poprowadzi „derusyfikację” Ukrainy.
Dmytro Yarosh pozuje z dowódcą sił zbrojnych Ukrainy
Miesiąc później, gdy zbliżała się wojna z Rosją, Zełenski przyznał dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło odznaczenie „Bohater Ukrainy”. Znany jako „Da Vinci”, Kosyubaylo trzyma w swojej pierwszej bazie wilka i lubi żartować odwiedzającym reporterom, że jego bojownicy „karmią go kośćmi rosyjskojęzycznych dzieci”.
Zełenski wręcza dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło nagrodę „Bohatera Ukrainy”
Ukraiński wspierany przez państwo neonazistowski przywódca afiszuje się z wpływami w przededniu wojny z Rosją
5 lutego 2022 r., zaledwie kilka dni przed wybuchem wojny na pełną skalę z Rosją, Jewhen Karas z neonazistowskiego C14 wygłosił w Kijowie straszne przemówienie publiczne, którego celem było podkreślenie wpływu, jaki jego organizacja i inne jej podmioty cieszyły się na politykę ukraińską.
„LGBT i zagraniczne ambasady mówią, że na Majdanie nie było wielu nazistów, może około 10 procent prawdziwych ideologicznych” – zauważył Karas. „Gdyby nie te osiem procent [neonazistów], skuteczność [przewrotu na Majdanie] spadłaby o 90 procent”.
Głosił, że Majdan „Rewolucja Godności” z 2014 roku byłaby „paradą gejów”, gdyby nie instrumentalna rola neonazistów.
Karas kontynuował opinię, że Zachód uzbroił ukraińskich ultranacjonalistów, ponieważ „zabijanie sprawia nam przyjemność”. Fantazjował też o bałkanizacji Rosji, deklarując, że należy ją podzielić na „pięć różnych” krajów.
Jewhen Karas wygłasza nazistowski salut.
„Jeśli zginiemy… zginiemy w świętej wojnie”
Kiedy 24 lutego siły rosyjskie wkroczyły na Ukrainę, okrążając ukraińskie wojsko na wschodzie i zmierzając w kierunku Kijowa, prezydent Zełenski ogłosił narodową mobilizację, która obejmowała uwolnienie przestępców z więzienia, w tym oskarżonych morderców poszukiwanych w Rosji. Pobłogosławił także dystrybucję broni wśród przeciętnych obywateli i ich szkolenie przez zaprawione w bojach oddziały paramilitarne, takie jak Batalion Azowski.
W związku z toczącymi się walkami Narodowy Korpus Azowa zgromadził setki zwykłych cywilów, w tym babć i dzieci, do trenowania na placach i magazynach od Charkowa przez Kijów do Lwowa.
27 lutego na oficjalnym koncie Gwardii Narodowej Ukrainy na Twitterze pojawił się film, na którym „Bojownicy Azowa” smarują swoje kule słoniną, aby upokorzyć rosyjskich bojowników muzułmańskich z Czeczenii.
Dzień później Korpus Narodowy Batalionu Azowskiego ogłosił , że policja Obwodowa Batalionu Azowskiego zacznie wykorzystywać miejski budynek Obwodowej Administracji Państwowej jako kwaterę główną obrony. Nagranie opublikowane następnego dnia w Telegramie pokazuje, że budynek okupowany przez Azowa został trafiony przez rosyjskie naloty.
Oprócz zezwolenia na uwolnienie zatwardziałych przestępców do przyłączenia się do walki z Rosją, Zełenski nakazał wszystkim mężczyznom w wieku bojowym pozostać w kraju. Bojownicy Azowa przystąpili do egzekwowania tej polityki, brutalizując ludność cywilną próbującą uciec przed walkami wokół Mariupola.
Według greckiego mieszkańca Mariupola, z którym niedawno rozmawiała grecka stacja informacyjna: „Kiedy próbujesz odejść, ryzykujesz wpadnięciem na patrol ukraińskich faszystów, Batalion Azowski”, powiedział, dodając „zabiliby mnie i są odpowiedzialni za wszystko.”
Nagranie opublikowane online wydaje się pokazywać umundurowanych członków faszystowskiej ukraińskiej milicji w Mariupolu, którzy brutalnie wyciągają uciekających mieszkańców ze swoich pojazdów na muszce.
Inne wideo nagrane w punktach kontrolnych wokół Mariupola przedstawiało bojowników Azowa strzelających i zabijających cywilów próbujących uciec.
1 marca Zełenski zastąpił regionalnego administratora Odessy Maksymem Marczenko, byłym dowódcą skrajnie prawicowego batalionu Ajdar, oskarżanego o szereg zbrodni wojennych w Donbasie.
W międzyczasie, gdy ogromny konwój rosyjskich pojazdów opancerzonych uderzył w Kijów, Yehven Karas z neonazistowskiego C14 umieścił na YouTube wideo z wnętrza pojazdu prawdopodobnie przewożącego myśliwce.
„Jeśli zginiemy, to cholernie wspaniale, bo to oznacza, że zginęliśmy w świętej wojnie” – wykrzyknął Karas. „Jeśli przeżyjemy, będzie jeszcze lepiej! Dlatego nie widzę w tym wad, tylko zalety!”
ZA: How Ukraine’s Jewish president Zelensky made peace with neo-Nazi paramilitaries on front lines of war with Russia, [The GrayZone], autorzy: ALEXANDER RUBINSTEIN AND MAX BLUMENTHAL z dn. 4.03.2022
Rubel gazowy.
Rubel gazowy. Nowa światowa waluta rezerwowa – Pepe Escobar
Rosyjski rubel ma się obecnie dobrze, odzyskał wartość sprzed sankcji i ma szansę stać się jedną z głównych walut wymiany towarowej.
=====================
Saddam, Kaddafi, Iran, Wenezuela – wszyscy oni próbowali, ale im się to nie udało. Rosja, to jednak zupełnie inny poziom. Piękno tego geopolityczno-ekonomicznego jujitsu, zastosowanego przez Moskwę polega na jego niezwykłej prostocie.
Co było do przewidzenia, dekret prezydenta Rosji Władimira Putina o nowych warunkach płatności za produkty energetyczne, został źle zrozumiany przez Zachód. Rząd rosyjski nie żąda bezpośredniej zapłaty za gaz w rublach. Moskwa chce, aby zapłata była dokonywana w wybranej walucie w rosyjskim Gazprombanku, a nie na koncie Gazpromu w jakiejkolwiek instytucji bankowej w zachodnich stolicach.
To kwintesencja wyrafinowania w stylu, „mniej znaczy więcej”. Gazprombank będzie sprzedawał walutę obcą – dolary lub euro – zdeponowaną przez klientów na moskiewskiej giełdzie i przekazywał ją na różne rachunki w rublach w ramach Gazprombanku.
W praktyce oznacza to, że waluta obca powinna być wysyłana bezpośrednio do Rosji, a nie gromadzona w zagranicznym banku, gdzie łatwo może stać się zakładnikiem lub zostać zamrożona.
Wszystkie te transakcje powinny być odtąd przekazywane pod jurysdykcję rosyjską – co eliminuje ryzyko przerwania lub całkowitego zablokowania płatności.
Nic więc dziwnego, że ubezwłasnowolniony aparat Unii Europejskiej (UE) – aktywnie zaangażowany w niszczenie własnych gospodarek narodowych w imię interesów Waszyngtonu – nie jest intelektualnie zdolny do zrozumienia złożonej kwestii wymiany euro na ruble.
Gazprom ułatwił zrozumienie sytuacji w piątek, wysyłając oficjalne zawiadomienia do swoich partnerów na Zachodzie i w Japonii.
Putin osobiście został zmuszony do pisemnego wyjaśnienia kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi, jak to wszystko działa.
To bardzo proste. Klienci otwierają konto w Gazprombanku w Rosji. Płatności dokonywane są w walucie obcej – dolarach lub euro – przeliczane na ruble zgodnie z aktualnym kursem wymiany i przekazywane na różne konta Gazpromu.
To 100 procentowa gwarancja, że Gazprom otrzyma zapłatę.
Stanowi to wyraźny kontrast wobec tego, do czego Stany Zjednoczone zmuszały Europejczyków: płacenia za rosyjski gaz na konta Gazpromu w Europie, które następnie byłyby natychmiast zamrażane. Konta te zostałyby odblokowane dopiero po zakończeniu operacji „Z”, czyli rosyjskich operacji wojskowych na Ukrainie.
Amerykanie chcą, by wojna trwała w nieskończoność, by Moskwa „ugrzęzła”, jakby to był Afganistan w latach 80. Surowo zabronili więc ukraińskiemu komikowi, na tle zielonego ekranu – na pewno nie w Kijowie – zaakceptowania jakiegokolwiek zawieszenia broni czy porozumienia pokojowego.
Konta Gazpromu w Europie byłyby więc nadal zamrożone.
Gdy Scholz wciąż próbował ogarnąć to, co oczywiste, jego ekonomiczne pachołki wpadły w szał, przedstawiając pomysł nacjonalizacji spółek zależnych Gazpromu – Gazprom Germania i Wingas – na wypadek, gdyby Rosja postanowiła wstrzymać przesyły gazu.
To oczywiście niedorzeczność. Wygląda na to, jakby funkcjonariusze w Berlinie wierzyli, że spółki zależne Gazpromu produkują gaz ziemny w swoich centralnie ogrzewanych biurach w całych Niemczech.
Nowy mechanizm „rubel za gaz” w żaden sposób nie narusza istniejących kontraktów. Jednak, jak ostrzegł Putin, istniejące kontrakty mogą rzeczywiście zostać wstrzymane: „Jeśli takie [rublowe] płatności nie zostaną dokonane, uznamy to za niewykonanie zobowiązań przez nabywców ze wszystkimi tego konsekwencjami”.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stanowczo stwierdził, że w obecnych, tragicznych okolicznościach mechanizm ten nie zostanie cofnięty. Nie oznacza to jednak, że przepływ gazu zostanie natychmiast odcięty. Płatności w rublach od „państw wrogich”, czyli głównie USA, Kanady, Japonii i UE – będą oczekiwane w drugiej połowie kwietnia i na początku maja.
Dla przytłaczającej większości krajów Globalnego Południa sytuacja jest krystalicznie czysta. Oligarchia atlantycka odmawia zakupu rosyjskiego gazu niezbędnego dla funkcjonowania mieszkańców Europy, jednocześnie sprowadzając na nich toksyczną inflację.
Co jeszcze kryje się za rublem gazowym?
Mechanizm „gaz za ruble” – nazwijmy go Rubel gazowy – to tylko pierwszy konkretny element budowy alternatywnego systemu finansowo-monetarnego, powiązany z wieloma innymi mechanizmami: wymianą rubel – rupia, saudyjskim petrojunem, irańsko-rosyjskim mechanizmem obejścia SWIFT oraz najważniejszym z nich – projektem kompleksowego systemu finansowo-monetarnego, opracowanym przez Chińsko-Eurazjatycką Unię Gospodarczą (EAEU), której pierwszy projekt zostanie przedstawiony w najbliższych dniach.
Wszystko to jest bezpośrednio związane z nagłym pojawieniem się rubla, jako nowej waluty rezerwowej, opartej na zasobach naturalnych.
Po przewidywalnej, początkowej fazie wyparcia, UE – a właściwie Niemcy – muszą stawić czoła rzeczywistości. Unia Europejska jest uzależniona od stałych dostaw rosyjskiego gazu (40 procent) i ropy (25 procent). Histeria związana z sankcjami wywołała już pierwsze konsekwencje.
Gaz ziemny zaspokaja 50 procent zapotrzebowania niemieckiego przemysłu chemicznego i farmaceutycznego. Nie ma realnego substytutu, czy to z Algierii, Norwegii, Kataru czy Turkmenistanu.
Niemcy są potęgą przemysłową UE. Tylko rosyjski gaz jest w stanie zapewnić niemieckiej – i europejskiej – bazie przemysłowej nieprzerwane funkcjonowanie, i to po bardzo przystępnych cenach w przypadku kontraktów długoterminowych.
Zakłócenie tego układu prowadzi do przerażających turbulencji w całej UE i poza nią.
Nieoceniony Andrzej Martjanow podsumował to w ten sposób: „Tylko dwie rzeczy określają świat: realna gospodarka i siła militarna, która jest pochodną tej pierwszej. Wszystko inne to pochodne, ale nie można żyć z pochodnych”.
Amerykańskie kasyno turbo-kapitalistyczne wierzy we własną pochodną czyli „narrację”, która nie ma nic wspólnego z realną gospodarką. UE zostanie w końcu zmuszona przez rzeczywistość do przejścia od wyparcia do akceptacji. Jednocześnie Globalne Południe będzie szybko przystosowywać się do nowego paradygmatu: Wielki Reset z Davos został zdruzgotany przez Reset Rosyjski.
Pepe Escobar Tłum. Sławomir Soja
Żródło: The Saker (April 02, 2022) – „‘Rublegas:’ the world’s new resource-based reserve currency”
USA kontrolują 336 laboratoriów biologicznych w 30 krajach.
Chiński MSZ: Dowody Rosji w sprawie amerykańskich laboratoriów na Ukrainie powinna zbadać ONZ
—————-
Podczas piątkowej konferencji prasowej, rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Zhao Liijan, odpowiedział na pytanie dotyczące laboratoriów biologicznych na Ukrainie, wskazujące, że działania te naruszają zakaz broni biologicznej (BWC), i że coraz więcej dowodów wskazuje na to, że USA prowadziły na Ukrainie badania do celów wojskowych z wykorzystaniem biologii syntetycznej.
„Z zadowoleniem przyjmujemy uczciwą, obiektywną i profesjonalną ocenę przez społeczność międzynarodową dokumentów ujawnionych przez stronę rosyjską w ramach BWC i Organizacji Narodów Zjednoczonych, podczas której zostaną również uwzględnione i rozważone wyjaśnienia USA. Dzięki takiemu procesowi społeczność międzynarodowa będzie mogła wydać sprawiedliwy osąd na temat przestrzegania przez USA konwencji. Mamy nadzieję, że USA udzielą konstruktywnych odpowiedzi, aby przywrócić zaufanie społeczności międzynarodowej do przestrzegania przez nich konwencji.” – odpowiedział Zhao Lijian.
„Zwróciłem uwagę na odpowiednie raporty oraz na fakt, że USA nie udzieliły jeszcze żadnej konstruktywnej odpowiedzi na zarzuty Rosji.” – stanowczo powiedział Lijian.
„Chcę podkreślić” – dodał Lijian – „że Stany Zjednoczone miały skłonność do wytykania innych palcami. Bez solidnych dowodów oskarżały inne kraje o nieprzestrzeganie konwencji i żądały od nich zgody na weryfikację, wykorzystując to jako pretekst do nakładania nielegalnych jednostronnych sankcji, a nawet prowadzenia wojen z pominięciem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jednak jeśli chodzi o przestrzeganie konwencji przez Stany Zjednoczone, to próbowały wprowadzić zamęt, co jest niedopuszczalne. Kwestia, czy dany kraj przestrzega BWC, czy nie, ma znaczenie dla pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, a zatem nie może być rozstrzygana wyłącznie przez USA, które stosują podwójne standardy.
Tymczasem społeczność międzynarodowa jest zgodna co do tego, że należy zapewnić przestrzeganie postanowień poprzez weryfikację. Ustanowienie mechanizmu weryfikacji jest najlepszym sposobem zapewnienia autorytetu i skuteczności wszystkich traktatów w dziedzinie kontroli zbrojeń i rozbrojenia, a bezpieczeństwo biologiczne nie powinno być wyjątkiem. Nie należy hamować tych wysiłków z powodu sprzeciwu USA, jedynego kraju, który podejmuje takie działania. Stany Zjednoczone powinny przestać samotnie blokować wznowienie negocjacji w sprawie protokołu weryfikacyjnego w ramach BWC.”
…To zaledwie wierzchołek góry lodowej … USA kontrolują 336 laboratoriów biologicznych w 30 krajach. 336, dobrze słyszeliście…
Coraz ostrzejsze słowa rzecznika chińskiego MSZ pokazują, że Chiny poważnie przyglądają się sytuacji na Ukrainie i bezczynności Stanów Zjednoczonych w sprawie wyjaśnienia spornej kwestii działalności swoich biolaboratoriów na Ukrainie.
Kilka tygodni temu, podczas konferencji prasowej rzecznik Zhao Liijan powiedział:
„Według danych opublikowanych przez USA, na Ukrainie znajduje się 26 laboratoriów biologicznych i innych powiązanych obiektów, nad którymi Departament Obrony USA sprawuje absolutną kontrolę. Wszystkie niebezpieczne patogeny na Ukrainie muszą być przechowywane w tych laboratoriach, a wszelka działalność badawcza jest prowadzona przez stronę amerykańską. Bez zgody USA żadne informacje nie mogą być podawane do publicznej wiadomości.
W obecnych okolicznościach, w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi na Ukrainie, w sąsiednich regionach i poza nimi, wzywamy odpowiednie strony do zapewnienia bezpieczeństwa tych laboratoriów. W szczególności Stany Zjednoczone, jako strona najlepiej znająca laboratoria, powinny jak najszybciej ujawnić konkretne informacje, w tym jakie wirusy są przechowywane i jakie badania były prowadzone.
Chciałbym również podkreślić, że biologiczna działalność wojskowa USA na Ukrainie to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Używając takich pretekstów, jak współpraca w celu zmniejszenia zagrożenia bezpieczeństwa biologicznego i wzmocnienia zdrowia publicznego na świecie, USA kontrolują 336 laboratoriów biologicznych w 30 krajach. 336, dobrze słyszeliście. W bazie Fort Detrick na terenie kraju USA prowadziły także wiele biologicznych działań wojskowych.
Jakie są prawdziwe intencje USA? Co konkretnie zrobiły? Społeczność międzynarodowa od dawna ma wątpliwości. Jednak Stany Zjednoczone nie ustępują, a nawet odrzucają wątpliwości społeczności międzynarodowej jako przejaw dezinformacji. Ponadto przez ostatnie dwadzieścia lat USA samotnie utrudniały ustanowienie mechanizmu weryfikacji konwencji o zakazie broni biologicznej (BWC) i odmawiały weryfikacji swoich obiektów biologicznych w kraju i za granicą. Doprowadziło to do pogłębienia niepokoju społeczności międzynarodowej. Ponownie wzywamy USA do złożenia pełnych wyjaśnień na temat ich biologicznej działalności wojskowej w kraju i za granicą oraz do poddania się wielostronnej weryfikacji.” – powiedział Zhao Lijian na konferencji w dniu 8 marca br.
Pomimo upływu niemal miesiąca od tych słów, Stany Zjednoczone nie dążą do wyjaśnienia zakresu działalności de facto swoich laboratoriów na terenie Ukrainy, nie przedstawiły planu wyjaśnienia, nie pragną międzynarodowej komisji pod patronatem ONZ, a jedynie prowadzą intensywną kampanię propagandową przekręcającą fakty.
Oprac. www.bibula.com 2022-04-03 Wesprzyj naszą działalność
Tresura
Stanisław Michalkiewicz 1 kwietnia 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5152
Gdyby rosyjski prezydent Putin nie został uznany przez Senat Stanów Zjednoczonych za zbrodniarza wojennego to mógłby ubiegać się o Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za położenie kresu epidemii koronawirusa. Wprawdzie chyba nie miał takiego zamiaru, ale niekiedy, a chyba nawet dość często, wielkie osiągnięcia w dziedzinie medycyny bywają dziełem przypadku – jak to miało miejsce przy wynalezieniu penicyliny przez Fleminga. Toteż wprawdzie Putin chciał wywołać wojnę na Ukrainie, żeby ją „zdemilitaryzować” i „zdenazyfikować”, ale stworzył w ten sposób znakomitą okazję do zakończenia epidemii koronawirusa, z którą już nie bardzo było wiadomo, co dalej robić.
Toteż nawet taki jastrząb epidemiczny, jak pan minister Niedzielski oświadczył niedawno, że do koronawirusa musimy sie przyzwyczaić tak samo, jak do grypy, a od 28 marca zniósł wszystkie obostrzenia, które 27 marca jeszcze były absolutnie konieczne.
Podobnie było w Związku Sowieckim za Gorbaczowa, który pewnego dnia rozkazał, by nazajutrz wszyscy myśleli już „po nowemu”. I tak się stało; kładąc się spać jeszcze myśleli po staremu, a gdy się obudzili, już myśleli po nowemu.
Skoro jednak pan minister Niedzielski twierdzi, że do koronawirusa powinniśmy się przyzwyczaić tak samo, jak do grypy, to warto postawić pytanie, dlaczegóż to od razu nie zaczęliśmy się przyzwyczajać? Po dwóch latach nie tylko bylibyśmy znakomicie przyzwyczajeni, ale w dodatku uniknęlibyśmy wszystkich szkód, jakie walka z koronawirusem wyrządziła w gospodarce, edukacji, kulturze, a nawet – w ochronie zdrowia.
Wynika z tego, że owe obostrzenia tak naprawdę z medycyną nie miały wiele, albo nawet nic wspólnego, natomiast stały się znakomitym narzędziem do tresowania całych narodów do zachowań stadnych. Ponieważ jednak w miarę upływu czasu koronawirus przestał już robić takie wrażenie, jak na początku, a szkody były jak najbardziej prawdziwe, wojna Rosji z Ukrainą przyszła w samą porę, by właśnie ją wykorzystać w charakterze narzędzia do tresowania całych narodów do zachowań stadnych – co prawda już nie wszystkich, jak to było w przypadku koronawirusa, a tylko niektórych – ale w dzisiejszych czasach nie ma co grymasić. A których „niektórych” narodów? Odpowiedź jest jasna; tych, które podlegają Stanom Zjednoczonym. Stany Zjednoczone bowiem nie tylko jednym susem znalazły się w awangardzie organizatorów tresury do zachowań stadnych, ale również wykorzystały tę okazję do mocnego uchwycenia za twarz całej Europy, to znaczy – niezupełnie całej, tylko tej Zachodniej i Środkowej.
W przypadku tamtej tresury chodziło o wzbudzanie na rozkaz uczucia paniki, a w przypadku tej nowej, chodzi o stadne wzbudzanie moralnego oburzenia. Różnica jest niewielka, bo panika, czy oburzenie, to rzecz drugorzędna, bo najważniejsze są zachowania stadne, dzięki którym będzie można albo całą ludzkość, albo chociaż jej część, zapędzić do wspólnej obory, gdzie będzie można ją eksploatować w charakterze trzody użytkowej. Bardzo ładnie rozwija tę rzecz Klaus Schwab w swojej pracy o „Wielkim Resecie”. Toteż teraz pierwszorzędni fachowcy od kreowania masowych nastrojów, rozpalają do białości nie tylko uczucie moralnego oburzenia, ale też patriotyzmu, pojmowanego jako pragnienie jak najszybszego wprowadzenia do wojny własnego kraju.
Wzorem tej patriotycznej postawy jest niewątpliwie Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, który podczas wyprawy kijowskiej wpadł na „koncepcję” wysłania na Ukrainę uzbrojonej po zęby misji pokojowej NATO. Ale kraje przewidujące i poważne właśnie się od tej „koncepcji” zdystansowały, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że narodziła się ona w głowie Naczelnika Państwa w momencie, gdy akurat śnił swój sen o szpadzie, ale najwyraźniej nie dostrzegły powodów, by wraz z Polakami popełnić samobójstwo. Co innego Nasz Najważniejszy Sojusznik. Ten natychmiast, skoro sztuczka z samolotami się nie udała, zwęszył kolejną okazję do wypuszczenia lekkomyślnych Polaków na wojnę. Jestem tedy pełen obaw, że prezydent Biden nam „pozwoli” na utworzenie wspomnianej misji pokojowej, oczywiście zastrzegając z naciskiem, że będzie to „suwerenna decyzja” Polski, z którą USA nie mają nic wspólnego.
Ale chociaż rząd „dobrej zmiany” wraz z prezydentem Dudą, uczestniczy w rozpalaniu oburzenia moralnego i specyficznego patriotyzmu do białości, to emocjonalne rozhuśtywania społeczeństwa musi jakoś zwrotnie działać również i na nich, bo coraz częściej sprawiają wrażenie, jakby tracili kontakt z rzeczywistością. Oto pan prezydent Duda właśnie oświadczył, nawiasem mówiąc, plagiatując Kornela Ujejskiego, a konkretnie – jego wiersz „Maraton”, w którym czytamy m.in: „O, kraj to mały niby szyba tarczy lecz na grób wrogom przecież go wystarczy” – że „nasza ojczyzna jest dość rozległa by pochować wrogów.”
Konrad Lorenz twierdził, że zwierzęta dysponujące naturalną, śmiercionośną bronią, jak np. kły, rogi lub pazury, bardzo rzadko zadają sobie śmierć w walce. Kończy się ona bowiem, gdy jeden z walczących osobników dojdzie do wniosku, że przeciwnik jest silniejszy i ratuje się ucieczką, a tamten już za nim nie goni. Tymczasem zwierzęta taką śmiercionośną bronią nie dysponujące, jak np. synogarlice, walczą ze sobą aż do śmierci, to znaczy – dopóki jedna drugiej nie zadziobie.
Toteż nic dziwnego, że prezydent Duda przemawia coraz bardziej buńczucznie, a premier Morawiecki rozstawia po kątach całą Europę, na co tamta wyrozumiale mu pozwala, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że jest jakiś nienaturalnie pobudzony. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie okoliczność, że ta utrata kontaktu z rzeczywistością może doprowadzić do tragedii w postaci wciągnięcia Polski do wojny z Rosją, w której nasi sojusznicy mogą zareagować zgodnie z art. 5 traktatu waszyngtońskiego i sporządzą ostry protest. Państwa poważne bowiem wiedzą, że najlepsza jest wojna prowadzona cudzymi rękami, a w tym celu trzeba tylko znaleźć kandydatów na samobójców. W tej sytuacji tresura przyzwyczajająca, albo nawet wymuszająca zachowania stadne, staje się narzędziem nieocenionym, zwłaszcza gdy tresowani nie zdają sobie z tego sprawy i myślą, że to wszystko naprawdę.
Zresztą nie tylko w takich sprawach. Właśnie niezawisły sąd w Gdańsku w osobie niezawisłego sędziego Tomasza Jabłońskiego, skazał na 20 godzin miesięcznie prac społecznych i 5 tys. zł nawiązki na uchodźców z Ukrainy właściciela ciężarówki na której były ucieszone informacje o edukowaniu dzieci do masturbacji, wyrażaniu zgody na spółkowanie oraz „różnych doświadczeń seksualnych”. Niezawisły sędzia Tomasz Jabłoński uznał to za myślozbrodnię „homofobii”, z czego wynika, ze tresura do zachowań stadnych nie dotyczy tylko patriotyzmu, ale również posłuszeństwa wobec sodomczyków oraz osobników doznających dreszczyków przy edukowaniu cudzych dzieci.
Dla odmiany, coś zabawnego :-).. Something funny for a change
Dla odmiany, coś zabawnego 🙂 (napisy PL) / Something funny for a change (Polish subtitles)
12 minut..
Podczas szukania materiałów do ostatniego filmu o hipokryzji wokół tematu Ukrainy, natknęłam się na kilka zabawnych nagrań.
Postanowiłam zrobić z nich osobną kompilację. Będzie krótka, ale mam nadzieję, że sprawi, iż się na chwilę uśmiechniecie 🙂
Georgina Orwell PL
==========================
UKRAIŃSKA HUCPA, CZYLI: HIPOKRYZJA NIE ZNA GRANIC / HYPOCRISY AROUND UKRAINE.
… a to już półtorej godziny…
Operacja tak TAJNA, że aż CNN i ONET się rozpisują: Amerykanie szkolą w Polsce ukraińskich żołnierzy w obsłudze super-broni.
Stacja CNN podała, że na terenie Polski trwają amerykańskie szkolenia dla Ukraińców. Wojska USA uczą, jak posługiwać się zachodnią bronią.
Według źródeł CNN zakres pomocy amerykańskiej obejmuje szkolenie ukraińskiej armii z obsługi sprzętu, który płynie na Ukrainę z Zachodu. Szkolenia te, jak twierdzą informatorzy stacji, odbywają się w Polsce. Informację potwierdził Onet.
Cała akcja jest tajna. – Wsparcie szkoleniowe armii ukraińskiej przez Stany Zjednoczone zaczęło się na długo przed obecną wojną. Pierwsi amerykańscy żołnierze zajęli się szkoleniem jednostek ukraińskich już po aneksji Krymu w 2014 r. – mówi rozmówca Onetu. Obecny atak Rosji na Ukrainę spowodował jednak, że szkolenie z obsługi zaawansowanych systemów uzbrojenia na jej terenie stało się trudne lub wręcz niemożliwe. Dlatego te zadania wykonywane są m.in. w Polsce. Nic więcej nie mogę powiedzieć – wskazuje oficer polskiej armii.
Raczej instruktaż niż szkolenie
Źródła CNN twierdzą, że chociaż wojska amerykańskie rzeczywiście dostarczają Ukraińcom pewnych instrukcji w bazie wojskowej w Polsce, nie jest to równoznaczne z regularnym szkoleniem. Chodzi o instrukcje związane z obsługą sprzętu wojskowego dostarczanego Ukrainie przez Zachód m.in. pocisków przeciwpancernych, pocisków przeciwlotniczych, broni strzeleckiej, w tym karabinów maszynowych i granatników, czy uzbrojonych dronów.
Podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Polsce prezydent USA Joe Biden poruszył tę kwestię. – Wojska amerykańskie stacjonujące Polsce pomagają szkolić ukraińskich żołnierzy – wskazał. Jednocześnie podkreślił, że ich głównym celem jest wzmocnienie wschodniej flanki NATO.
Wsparcie nie od dziś
Onet przypomina, że wsparcie szkoleniowe USA dla Ukrainy rozpoczęło się już w 2014 roku, po aneksji Krymu przez Rosję. “Po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie Stany Zjednoczone wysłały do Ukrainy instruktorów wojskowych, którzy pomagali jej w budowaniu armii według procedur NATO. Już wtedy zaczęły się również spore dostawy zachodniego sprzętu do Kijowa” – czytamy.
Duże zaangażowanie USA jest jedną z przyczyn zdecydowanej poprawy jakości funkcjonowania ukraińskiego wojska. Armia Ukrainy jest obecnie znacznie bardziej profesjonalna niż jeszcze kilka lat temu.