RŻNĄ GŁUPA a UCHODŹCÓW KUPA

RŻNĄ GŁUPA a UCHODŹCÓW KUPA

Krzysztof Baliński 13 kwietnia 2023

Prof. Zygmunt Maurycowicz Bauman pouczał: „Jeśli Europa w ciągu 30 lat nie przyjmie co najmniej 30 milionów imigrantów, stanie w obliczu upadku demograficznego, który spowoduje upadek cywilizacji europejskiej”. Swój pomysł na ratowanie Europy ma Alek Kwaśniewski. Przedstawił go w grudniu 2012 r. w Akademii Obrony Narodowej: „Europa nie przetrwa, jeśli nie postawi na politykę multi-kulturowości. Musimy być coraz bardziej otwarci, musimy się zastanowić, jak stworzyć warunki dla setek tysięcy ludzi gotowych osiedlić się w Polsce i stać się obywatelami Rzeczypospolitej”. Mieliśmy też wypowiedź, która przeszła do historii – Martin Schulz publicznie, z teutońską butą zagroził Polsce użyciem siły, gdy odmówiła przyjęcia kontyngentu uchodźców przydzielonych nam przez Merkel, grożąc: Powinni natychmiast opuścić Unię Europejską. Europa staje się coraz bardziej różnorodna. Kto tego nie chce, musi się wymeldować z Unii i się izolować.

Kto robi wszystko, żeby Ukraińcy zostali w Polsce na zawsze? Kto nadaje przybyszom ogromne przywileje i zniechęca do powrotu do siebie? Kto wygania Polaków „na zmywak” do Londynu i zbierania szparagów pod Berlinem?. Jeśli cię nie przekonuje, że to przemyślana operacja, to przypomnij sobie słowa Morawieckiego, że Polacy „będą zapierdalać za miskę ryżu”, i Gowina, że „Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski”. Jeśli i to cię nie przekonuje, to przypomnij sobie słowa Dudy „Wszyscy, którzy przybywają do Pałacu Prezydenckiego i czują swój związek z Rzecząpospolitą Polską, z krajem, w którym zostałem wybrany na urząd Prezydenta są dla mnie Polakami. To nie jest kwestia krwi. Jeżeli ktoś pyta o krew to ja się często uśmiecham i mówię: Pokażcie Polaka, który jest w stanie na sto procent powiedzieć, że nie ma w swojej krwi nawet najmniejszej domieszki krwi żydowskiej”.

Przeczytaj też „Jerusalem Post”, który 11 dni przed wojenką na wschodzie pisał o tajnych planach rządu izraelskiego dotyczących ewakuacji 200 tysięcy obywateli ukraińskich pochodzenia żydowskiego. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – mówił Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Ale cyferki się nie zgadzają. Na lotnisko Ben Gurion dotarło 35 tysięcy. W Polsce zostali, uprzednio w przemyślany sposób wyselekcjonowani (jak na Umschlagplatz?) starzy, chorzy, niedołężni, nienadający się do służby w wojsku i policji. Taką hipotezę potwierdziła 8 marca ambasada Izraela, dziękując polskim władzom za wsparcie, oraz Duda, który podczas obchodów Chanuki w Belwederze podziękował Żydom „za przyjęcie w Polsce imigrantów”. I czy nie była to druga operacja „Most” tak, jak poprzednia, sfinansowana pieniędzmi ukradzionymi Polakom?

„Poradnik dla obywateli Ukrainy w Polsce” – dwustustronicowe vademecum ma pomóc tym, którzy chcą osiedlić się w naszym kraju. Jest rozdawany w biurach organizacji pozarządowych, cerkwiach, konsulatach ukraińskich, i przypomina wydany w 2015 r. przez Sorosa instruktaż dla islamistów, którzy zmierzali do Europy. Ale to nie wszystko – już piszą poradnik, jak łatwo się pozbyć Polaków z Polski, jak stworzyć z Podkarpacia ukraiński okręg autonomiczny, jak powołać „Wolne Miasto Wrocław” (tak, jak przedwojenny Gdańsk, zarządzany – nomen omen – przez komisarza, ale nie z Ligi Narodów tylko z Brukseli).

W pro-imigracyjnym praniu mózgów prześcigają się rządowe i antyrządowe gazety oraz rządowe i antyrządowe organizacje. Fundacja Republikańska w raporcie „Polski model gościnności. Ramy nowej polityki imigracyjnej opartej na dobru wspólnym” postuluje zapewnienie każdemu imigrantowi indywidualnej ścieżki kariery, czym mieliby się zająć specjalnie wyznaczeni urzędnicy i instytucje zasilane państwowymi dotacjami. I rzeczywiście, skomplikowane dzieło budowy wielokulturowej, wielorasowej, wieloreligijnej i wielojęzycznej „Nowej Polski”, wymagać będzie wielu budowniczych, i to dobrze opłacanych. Bo zadanie jest trudne, bo trzeba będzie rozwiązywać spory religijne i kulturowe oraz konflikty o „sprawiedliwy” podział dóbr z uchodźcami. Potrzebne będą tysiące nowych posad w branży azylowo-imigracyjnej i wielka reforma edukacji polegająca na przekwalifikowaniu nauczycieli matematyki i fizyki na belfrów od zwalczania „mowy nienawiści”.

Gdy w lipcu 2022, Grzegorz Braun opublikował broszurę „Stop ukrainizacji Polski”, zwracając uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię i putinizm. Tymczasem 26 lutego Paweł Szefernaker, wiceminister pochodzenia uchodźczego poinformował, że Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce. „Mamy tego świadomość, że część osób będzie chciała zostać w Polsce na dłużej. Dzieci poszły tutaj do szkoły, uczą się języka, część osób rozpoczęła tutaj prowadzenie własnej działalności gospodarczej, podjęło pracę legalnie w Polsce, płacą podatki, składki. W związku z tym, te osoby pracują również na polski sukces gospodarczy, polskie PKB, od 1 kwietnia będą mogły również występować o pobyt stały w Polsce”.

Informacje o zachęcaniu Ukraińców do polskiego obywatelstwa potwierdza Natalia Panczenko. W RMF FM przekonywała, że społeczność ukraińska jest świetnie zorganizowana, ale „dobrze by jednak było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie. Ale do tej pory o tym nie myśleliśmy, pewnie dlatego, że większość z tych osób nie ma obywatelstwa polskiego”. Szybko dodała, że jeszcze przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców, „i te osoby już zaczynają te obywatelstwa dostawać”. Razem z prowadzącym doszła też do konkluzji: „Powoli dojrzewamy do tego, żeby na przykład partia polityczna powstała, jeśli chodzi o Ukraińców w Polsce”. To nie byle kto. To dobrze poinformowana liderka społeczności ukraińskiej w stolicy, działaczka finansowanej przez Sorosa fundacji „Otwarty Dialog”, szefowa organizacji o wszystko mówiącej nazwie, Majdan-Warszawa. I co najważniejsze wyznająca pogląd, że gdy rezuni UPA nabijali polskie dzieci na sztachety płotów, to „walczyli z Polakami o niepodległą Ukrainę”.  

Decyzje o przyznaniu Ukraińcom prawa stałego pobytu wydawane są szybko i taśmowo. Prawdziwym milowym krokiem ku przekształcenia Polski w państwo wielonarodowe, będzie przyznanie obywatelstwa. Wtedy sytuacja stanie się nie do odwrócenia, będzie skutkować stałą obecnością w naszym kraju 5-6 mln Ukraińców, którzy sprowadzą do Polski swoje rodziny i przyciągną, niczym magnes, kolejnych imigrantów. W rezultacie, Polska w krótkim czasie dorobi się kilkudziesięcioprocentowej mniejszości etnicznej. Z taką sytuacją nie mieliśmy jeszcze do czynienia w Europie, bo nawet w państwach nawykłych do masowej imigracji nie doszło do takiej koncentracji przybyszów z jednego kraju i jednej narodowości.

Biuro prasowe Ministerstwa Pracy Uzbekistanu poinformowało: „Polskie miasta Łódź i Lublin są gotowe przyśpieszyć i uprościć wydawanie zezwoleń na pracę dla Uzbeków. Strona polska potwierdziła swoją gotowość do współpracy z Uzbekistanem, między innymi w kwestii przyśpieszenia i uproszczenia procedury wydawania zezwoleń na pracę”. Ale to nie wszystko – rząd Morawieckiego zaczął wciskać nam Hindusów. Money.pl  podaje wprost, co nam się szykuje:  „Słyszałem, że 30 tysięcy Hindusów czeka na wjazd do Polski, a Konsulat RP w New Delhi nie wyrabia z rozpatrywaniem wniosków. Codziennie odbieram po 20 telefonów w sprawie zatrudnienia. Dzwonią polskie firmy i pytają o możliwość ściągnięcia do pracy Azjatów. Nie tylko Hindusów, ale też Nepalczyków czy Bengalczyków” – mówi Jacek Zieliński z Promoman, firmy zajmującej się rekrutowaniem do pracy w Polsce.

O 25 tysiącach już zwerbowanych w Indiach przez polskie firmy, którzy otrzymali pozwolenia na pracę od urzędów wojewódzkich i czekają na wizy do Polski, pisze także „Gazeta Prawna”. Tekst napisano w formacie „kopiuj-wklej”. „Wspaniali, tani, zdyscyplinowani pracownicy z Ukrainy” zmieniono na „wspaniali, tani, zdyscyplinowani pracownicy z Indii”, a wszystko opatrzono utyskiwaniami, że w Polsce brakuje chłopów pańszczyźnianych, którzy wyjechali „na saksy”. Na szczęście zareagował portal medianarodowe.com: „Poznajmy nazwiska pożytecznych idiotów”. I wymienia ambasadora RP w New Delhi oraz konsula generalnego w Bombaju. A na pytanie „Co robić?”, odpowiada:  Natychmiast zamknąć konsulaty w Indiach! Pisać protesty na adres ambasady i konsulatu; wyjść przed MSZ na al. Szucha 23 w Warszawie.

Azjaci walą nad Wisłę drzwiami i oknami. W sumie, tylko w pierwszym roku po objęciu rządów, Morawiecki ubogacił Polskę 18 tysiącami takich obcych. Pozwolenia na pobyt stały wydano 4015 Hindusom, 642 Nepalczykom, 525 obywatelom Bangladeszu, 416 Azerom, 104 Indonezyjczykom, 718 Irakijczykom, 221 Irańczykom, 155 Kirgizom, 610 Pakistańczykom, 1863 Turkom, 733 Uzbekom. W styczniu 2018 r. pozwolił na osiedlenie się w Polsce: 2724 Hindusów, 1264 Turków, 461 Nepalczyków, 390 Pakistańczyków, 386 obywateli Bangladeszu, 367 Uzbeków, 334 Irakijczyków. Rok później wydano 69 tys. zezwoleń na pracę dla obywateli 40 krajów azjatyckich, najwięcej Nepalczykom i Hindusom. Morawiecki przyjął też 2,7 tys. tzw. „imigrantów Merkel”. Innymi słowy: rząd PO chciał sprowadzić Azjatów z Niemiec czyli z Zachodu, a rząd PiS sprowadził ich ze Wschodu. Ot i cała różnica!

Za szerokim otwarciem granic lobbują, uważnie wysłuchiwane przez premiera, organizacje pracodawców. Preteksty są te same od lat: brak rąk do pracy; gospodarka traci konkurencyjność. „Nie podoba ci się, to zatrudnię Ukraińca” – taką odzywkę stosują w stosunku do niezadowolonych z płacy Polaków. Cezary Kaźmierczak ze Związku Przedsiębiorców domaga się sprowadzenia z zagranicy 5 mln pracowników. Do osiągnięcia takiej liczby Ukraina nie wystarcza, dlatego sięgają po 200 mln klepiących biedę mieszkańców Bangladeszu. Jeszcze dalej idzie Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club, postulując uchwalenie specjalnej ustawy migracyjnej, która „otworzyłaby drzwi” przed przybyszami z południowej półkuli. I już wkrótce będziemy mieli sytuację: zagraniczni inwestorzy skuszeni pomocą publiczną na stworzenie nowych miejsc pracy otwierają hurtownie (zwane centrami logistycznymi), w których zatrudniają Azjatów, a rząd chwali się tysiącami nowych miejsc pracy.

Tylko w Warszawie działa sto, często założonych przez imigrantów i zatrudniających imigrantów agencji, które legalizują pobyt przybyszów. Proceder jest prosty: We współpracy z agentami, którzy pracują na miejscu (i zamieszczają ogłoszenia: Poland easy work visa success 99%), ściągają imigrantów, wystawiają im fikcyjne zapotrzebowanie na pracowników, a wcześniej tworzą fikcyjną firmę, która fikcyjne zapotrzebowanie wystawia. I tak przestępczy proceder trwa w najlepsze. W dodatku, tak naprawdę nie wiemy, kogo do Polski wpuszczamy, bo w takich krajach jak Indie, za 50 dolarów można kupić każdy dokument. Dlaczego ABW milczy? Bo zna zakusy rządu i zapowiedź b. wicepremiera, że obok Ukraińców, Hindusi i Nepalczycy mają zostać elitą polskiego społeczeństwa?

Polka mieszkająca w Londynie z przerażeniem odnotowała: 14,5 procenta kolorowych mniejszości wygenerowały premiera. Ale to nie wszystko – Szkocja też ma  premiera, który w pierwszym dniu urzędowania odprawił muzułmańskie modły w swoim gabinecie. Humza Yousaf w partyjnych eliminacjach pokonał chrześcijankę, która sprzeciwiała się uznawaniu związków homoseksualnych. I mamy taki układ: na czele szkockiego rządu i nacjonalistycznej Szkockiej Partii Narodowej stoi praktykujący muzułmanin z Pakistanu, który popiera małżeństwa homoseksualne,  obiecuje przywrócenie zablokowanej przez Parlament Brytyjski ustawy o „zmianie” płci nawet przez dzieci i bez zgody rodziców, a wcześniej przeprowadził w tamtejszym parlamencie ustawę przeciwko „mowie nienawiści”. Okazuje się też, że według szkockiego nacjonalisty z Pendżabu na wysokich stanowiskach w Szkocji jest zbyt wielu białych – wyliczył i obwieścił w parlamencie, że Szkoci w Szkocji zajmują 91,8 proc. wysokich posad, co oznacza, że w panuje tam strukturalny rasizm.

Azjaci opanowali Wyspy Brytyjskie, i to w sensie dosłownym. Brytyjski premier urodził się w rodzinie z Pendżabu. Burmistrz Londynu przybył z Pakistanu. Szefem rządu Irlandii jest pół-Hindus. Może już wkrótce zaczną rządzić Polską? Polską już rządzą uchodźcy – jeden z Moraw, a drugi z czeskiego Cieszyna, ale czy nie czas na uchodźcę z Azji? Jest też inny scenariusz: Gdy powstanie Ukrapolin, prezydentem zostanie ktoś w stylu Bandery, premierem niedorżnięty przez sotnie OPA żydowski arendarz, prezydentem przyszłej stolicy owego tworu mer Lwowa, a stanowisko zachowa ryży minister cyfryzacji, za udane pacyfikowanie polskich mediów, które sprzeciwiają się przekształcaniu Polski w obóz dla uchodźców.

MEN zatwierdziło piękną, kolorową książeczkę dla najmłodszych uczniów. Na jej okładce widnieją podobizny trojga dzieci: Kalima, Abrahama i Abdula. „Mamy Kalima, Abrahama i Abdula to Polki. Tata Kalima jest z Konga, Abdula z Iraku, Abrahama z Izraela” – czytamy. Dalej następuje krótki opis wojen w Kongu i Iraku. Kraj Abrahama opisano bardzo oględnie: „a u taty Abrahama trwa walka”. Opis kończy się konkluzją:  „Dla Kalima, Abdula i Abrahama Polska to spokojny kraj. Tutaj nie ma walk jest spokojne życie”. Uwagę zwraca mały Żydek. Czyżby w MEN już wiedzieli, że Polskę nawiedzą Izraelczycy i że rząd zgodził się na oddanie im polskiego majątku, którym będzie zarządzał Abraham, gdy dorośnie?

Domagają się łatwego i szybkiego dostępu do kobiet. Na ulicach polskich miast widzimy coraz częściej mieszane pary, w których niemal zawsze kobieta jest Polką a mężczyzna kolorowy. W Wielkiej Brytanii co trzecia Polka ma dziecko z Pakistańczykiem. Tymczasem, 95 procent migrantów z Indii, gdzie na skutek selektywnych aborcji dziewczynek brakuje 70 milionów kobiet, to młodzi mężczyźni, w znacznym stopniu motywowani przekonaniem, że w Polsce znajdą żonę. Agencje pracy ekspediujące ich do Polski zapewniają: „Łatwo znajdziecie sobie polskie żony”. Sprawa jest naprawdę poważna. Nadwyżka młodych, sfrustrowanych Polaków przekracza już milion, i niedługo zabraknie dla nich kobiet!

Co robić? Zadawać pytania, a okazją zbliżające się wybory: W którym programie wyborczym zawarta jest obietnica otwarcia granic? Co zrobią, by zachęcić do powrotu Polaków ze Wschodu i powstrzymać eksodus na Zachód? Żądać odpowiedzi przed wyborami, żeby nie powtórzyła się sytuacja, kiedy to na antyimigranckiej retoryce wjechali do Sejmu. Beata Szydło wraca z przytupem, jako twarz kampanii wyborczej PiS, czy nie jako przynętę dla prawicowego elektoratu? Nie pozwólmy się oszukać po raz kolejny, bo obudzimy się w kraju, który nie jest nasz!Niech, po raz pierwszy w historii, Polak będzie mądry przed szkodą a nie po szkodzie. A co do wyborów: wcielajmy w życie zapomniane już hasło abp. Józefa Michalika: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, mason na masona, a żyd na żyda”.

Krzysztof Baliński

Polska państwem frontowym USA – na długo? Trzeba być bystrym i bezczelnym

Polska państwem frontowym USA na długo? Trzeba być bystrym i bezczelnym

Andrzej Krajewski usa-polska-panstwo-frontowe

Rola frontowego sojusznika Stanów Zjednoczonych to pakiet możliwości, które wcale nie są oczywiste. Dlatego czerpią z nich korzyści ci, którzy są bystrzy lub bezczelni. Reszcie pozostaje narzekanie na amerykański egoizm lub imperializm.

W czasach PRL krążył dowcip dający receptę, jak Polacy mogliby szybko dojść do dobrobytu. Mówił, że należy wypowiedzieć wojnę USA, a następnie się poddać. Tak aby Amerykanie musieli Polskę okupować. Natchnieniem do żartu były losy Japonii oraz Republiki Federalnej Niemiec po II wojnie światowej i ewentualnie nakręcony w 1959 r. film „Mysz, która ryknęła”. Z genialnym Peterem Sellersem, grającym w nim kilka postaci. Przy czym akurat w przypadku tego dzieła bankrutujące księstwo Grand Fenwick wojnę wypowiedzianą USA, po to, żeby się dostać pod okupację Amerykanów, przypadkiem wygrało. Ku rozpaczy jego władczyni, premiera i wszystkich obywateli.

Polska – państwo frontowe

W dłuższych okresach czasu życie potrafi nakreślić, niemal równie nieprawdopodobne scenariusze. Z opowiadających sobie wspominany dowcip raczej nikt nie zakładał, iż pokolenie później wojska USA nie tylko będą stacjonować na terytorium Polski, ale też III RP stanie się sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Od czasu najazdu Rosji na Ukrainę sojusznikiem coraz bliższym, bo takowych dla USA są zawsze ich „państwa frontowe”.

Po 1945 r. Waszyngton pod swą pieczą miał ich całkiem sporą gromadkę, aby zgodnie z doktryną powstrzymywania, sformułowaną przez George Kennana, blokować ekspansję Związku Radzieckiego i reszty krajów komunistycznych. Kluczową rolę w gronie ówczesnych „państw frontowych” odgrywały: RFN, Włochy, Turcja, Japonia oraz Korea Południowa. Ich rozwój przebiegał bardzo różnymi ścieżkami, ale każde odniosło znaczące sukcesy. Czy okazywały się one trwałe, aż do dziś, to zupełnie inna sprawa.

Jednakże znajdując się w bardzo ścisłych relacjach z Amerykanami, wspomniane kraje do końca zimnej wojny gruntownie się zmodernizowały. Podnosząc swe znaczenie, zwłaszcza na niwie ekonomicznej. Uchwycenie skąd ta prawidłowość, wcale nie jest proste, z winy samych Amerykanów, odznaczających się w warunkach europejskich niespotykaną elastycznością.

Na Starym Kontynencie naturalne jest bowiem dążenie do ujednolicania wszystkiego, co zaczyna egzystować pod jednym sztandarem. Znakomity tego przykład stanowi Unia Europejska. Od swego zarania, czyli Wspólnoty Węgla i Stali, oprócz bycia ponadnarodową organizacją oraz strefą wolnego handlu, pełniła ona rolę promotora konwergencji mającej zbliżać do siebie europejskie nacje. Ujednolica się więc wszystkiego, co tylko możliwe. Temu choćby służy trwające od dekad harmonizowanie przepisów i norm w krajach członkowskich UE, będące czymś na kształt syzyfowej pracy, bo musi trwać stale i bez końca.

Natomiast Stany Zjednoczone ponad wszystko inne przedkładają osiąganie celów oraz zysków. Cała reszta to środki temu służące. Stąd nigdy na poważnie nie zależało Waszyngtonowi by np. Turcja zaczęła nieco bardziej przypominać wcale nieodległe RFN, czy Włoch, zaś Korea Południowa choćby Japonię. Najmniej zaś kolejnym prezydentom rezydującym w Białym Domu chciało się dbać, żeby „państwa frontowe” sukcesywnie upodabniały się do protektora, który objął je swą strefą wpływów.

Turcja

W Turcji w drugiej połowie XX w. armia, z regularnością szwajcarskiego zegarka, co 10 lat przeprowadzała nowy pucz w imię obrony zasad narzuconych narodowi przez Atatürka. Jednocześnie amerykańska pomoc finansowa i techniczna umożliwiła temu krajowi modernizację gospodarki, powstanie wielu nowych elektrowni, dróg i mostów (oczywiście przy udziale firm zza oceanu). Aż pod koniec zimnej wojny stała się Turcja bardziej demokratyczną republiką niż jest nią obecnie.

Korea Południowa

Trwające szesnaście lat autorytarne rządzy prezydenta Park Chung-hee w Korei Południowej również nie należały do najprzyjemniejszych. Ale to wówczas biedny kraj zaczął powoli zamieniać się w jednego w azjatyckich tygrysów. Na początku tej drogi prezydent zadbał, żeby głównymi beneficjentami amerykańskiej pomocy stały się „magnackie” rody, które tak zdobyty kapitał zainwestowały w budowę uprzywilejowanych firm, nazwanych czebolami. Mogąc liczyć zawsze na pomoc prezydenta: Hyundai Motors, Daewoo, LG, Samsung, Ssangyon i kilka innych, zdominowały gospodarkę kraju. Po czym zamiast ją zdegenerować (jak to się zdarzyło np. w Rosji za czasów rozkwitu koncernów oligarchów), po śmierci Chung-hee nadal rosły i to ponad rozmiary Korei. Stając się wielkimi, międzynarodowymi korporacjami, stawiającymi na nowoczesność. Ich sukces zagwarantował bogactwo całemu państwu.

Japonia

Z kolei Japonia skok rozwojowy, podczas zacieśniania relacji ze Stanami Zjednoczonymi, zawdzięczała swej bezbrzeżnej bezczelności. Już pod koniec XIX w. Kraj Kwitnącej Wiśni po raz pierwszy doganiał Zachód, kopiując z niego wszystko co najlepsze. Potem w odniesieniu do wyrobów przemysłowych ten sam manewr powtórzono po I wojnie światowej. Skoro dwa razy się udało, kiedy Stany Zjednoczone otworzyły się na firmy z okupowanej przez siebie wyspy, ich szefowie zainicjowali trzecie podejście. Do czego też nakłaniał i z całych sił pomagał tamtejszy rząd.

Kopiowano i kradziono w USA, co tylko się dało. W książce „War by Other Means: Economic Espionage in America” John J. Fialka twierdzi, że głównym zajęciem japońskiego wywiadu na początku lat 70. było wykradanie technologii w sojuszniczych Stanach Zjednoczonych. Wykorzystywano je masowo w: samochodach, motocyklach, telewizorach, aparatach fotograficznych, sprzęcie hi-fi, magnetowidach, kalkulatorach. To tymi produktami koncerny z Kraju Kwitnącej Wiśni podbiły światowe rynki. Co ciekawe administracja Richarda Nixona miała świadomość, na jaką skalę Japończycy kradną i niewiele z ową wiedzą zrobiła. Kolejni prezydenci raczej tego nie żałowali. Japońskie korporacje okazały się pojętnymi uczniami i same zaczęły zadziwiać swą innowacyjnością, lokując nadmiar posiadanego kapitału w USA. W latach 70. było to jeszcze skromne 7,5 mld dolarów inwestycji bezpośrednich, lecz między 1980 a 1989 r. już ponad 100 miliardów dolarów. Czyż nie opłaciło się Amerykanom wcześniej dać się okradać?

Włochy

Włochom USA gwarantowały przede wszystkim zachowanie stabilności przy systemie polityczno-społecznym skonstruowanym tak, aby wydawało się to zupełnie niemożliwe. Tajemnicą poliszynela było, że CIA oraz amerykańska ambasada dbają, żeby partia komunistyczna nigdy nie wygrała wyborów w Italii, ani też nie weszła do koalicji rządzącej. Drugą oczywistą regułą pozostawało, iż najbardziej proamerykańscy politycy, poczynając od ojca włoskiej chadecji Alcide De Gasperiego, zawsze mogą liczyć na wsparcie USA. Reszta pozostaje mniejszą albo większą zagadką do dziś.

Oto bowiem przez całą zimną wojnę w rozdzieranym dramatycznymi konfliktami państwie całkiem wygodnie egzystował sobie zamieszkujący je naród. Włochy dzielił konflikt między bogatą północą, a biednym południem oraz prawicą i lewicą. Na to nakładał się terroryzm, uznawany przez organizacje komunistyczne oraz faszystowskie za naturalne narzędzie prowadzenia walki politycznej. W „latach ołowiu” (1969-1980) przybierając masową skalę. Choć i tak więcej ofiar miały na sumieniu organizacje mafijne, dysponujące często większą władzą od struktur państwa. Rząd w Italii upadał co kilka miesięcy, kolejne wybory niczego nie zmieniały, a kraj gospodarczo … rozkwitał. Między 1950 a 1970 rokiem Włochy zamiast pogrążyć się w wojnie domowej, były najszybciej rozwijającym się ekonomicznie państwem w Europie. W tym okresie dochód na jednego mieszkańca wzrósł tam 2,3 krotnie, gdy w sąsiedniej Francji o marne 36 proc.

RFN

Z wyliczanki państw frontowych pozostała jeszcze RFN. No ale tu nie ma żadnych zaskakujących zagadek do wyjaśnienia. Niemcy wzorowo wykorzystały możliwości dawane przez Plan Marshalla, wzorowo się zdemokratyzowały, wzorowo udawały pełną denazyfikację, wzorowo rozwinęły przemysł na czele z motoryzacyjnym, który podbił amerykański rynek. A przy okazji wzorowo wykorzystywały parasol ochronny, jaki zapewniała im armia USA.

Polska

A teraz od roku „państwem frontowym” dla Stanów Zjednoczonych stała się Polska i wszystko wskazuje na to, że pozostanie nim na bardzo długo. Nawet jeśli Rosja poniosłaby totalną klęskę w wojnie i zaczęła chylić się ku upadkowi, są jeszcze Chiny. Tymczasem Europa to taki mały półwysep przylepiony do ogromnej Azji, zaś bramą wjazdową do niego są ziemie III RP. Dopóki USA chcąc okrążać Państwo Środka i stosować wobec niego doktrynę powstrzymywania, dopóty muszą trzymać bramę wjazdową na Stary Kontynent pod swą kontrolą. To zaś oferuje ogromne możliwości.

Cały kłopot w tym, że Stany Zjednoczone to nie Unia Europejska. Wzajemnych relacji nie określają biurokratyczne procedury, gwarantowane traktatami reguły, systemy funduszy, itp. itd. Albo jest się bezczelnym i kreatywnym a wówczas „sky is the limit” albo grzecznym nabywcą broni i entuzjastycznym gospodarzem podczas wizyt kolejnych lokatorów Białego Domu.

Wprawdzie podpisanie na początku tego tygodnia listu intencyjnego miedzy przedstawicielami amerykańskiego EXIM Bank, Development Financial Corporation oraz Orlen Synthos Green Energy, dotyczącego wsparcia budowy w Polsce modułowych reaktorów jądrowych daje nadzieję, że może zacznie się coś zmieniać. Jednak wzajemne obroty handlowe w niezbyt imponującej wysokości 27 mld dolarów, najlepiej świadczą jak bardzo Stany Zjednoczone są dla Polski odległym krajem. Na dodatek trudnym do zrozumienia, bo staranna dbałość o własne interesy rzadko bywała polską specjalnością.

Polska znów z sukcesem!! Minister rolnictwa [Telus] zachwycony. Transporty bohaterskiego zboża z Ukrainy dopuszczone !

Polska znów z sukcesem!! Transport bohaterskiego zboża z Ukrainy dopuszczony !
Tranzyt ukraińskiego zboża będzie, „ale konwojowany”

Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda: Nie będzie można ich wycofać się z tranzytu”
Krzysztof Sobczak import-zboza-z-ukrainy-utrzymany 19.04.2023
Po rozmowach z przedstawicielami rządu Ukrainy polski rząd zdecydował o dopuszczeniu tranzytu ukraińskiego zboża przez terytorium Polski. Transporty będą jednak specjalnie kontrolowane, plombowane elektronicznymi plombami z GPS a także objęte systemem SENT. Wprowadzony w sobotę zakaz importu towarów żywnościowych z Ukrainy jest utrzymany.
Z sukcesem zakończyliśmy rozmowy ze stroną ukraińską w sprawie tranzytu produktów z Ukrainy przez Polskę – powiedział minister rolnictwa Robert Telus po zakończeniu roboczego spotkania przedstawicieli rządu RP i Ukrainy w tej sprawie. Ze strony ukraińskiej w konferencji wzięli udział – pierwsza wicepremier Ukrainy, minister gospodarki Yuliia Svyrydenko oraz minister rolnictwa Mykoła Solski, a ze strony polskiej – obok ministra rolnictwa i rozwoju wsi Roberta Telusa, minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.

– W wyniku naszych negocjacji, zdecydowaliśmy, że tranzyt ukraińskich towarów przez Polskę będzie odblokowany z czwartku na piątek – potwierdziła pierwsza wicepremier Ukrainy, minister gospodarki Yuliia Svyrydenko. Dodała, że polska strona poinformowała o technicznych aspektach tranzytu ukraińskich produktów przez teren Polski. – Jesteśmy pewni, że ukraińscy eksporterzy odpowiedzialnie będą podchodzić do tych wymagań – przekazała.
– Udało się doprowadzić do takich mechanizmów, które spowodują, że żadna tona zboża nie zostanie w Polsce, że towary będą przewożone tranzytem przez Polskę. Przede wszystkim przez pewien czas będzie konwój, konwój każdego transportu przez Polskę – powiedział szef MRiRW. Zapowiedział też, że do lipca, cała nadwyżka zbóż, czyli ok. 4 mln ton – wyjedzie z Polski, by zrobić miejsce dla zbóż z nowych żniw.
Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda poinformował, że od piątku od północy zostanie uruchomiony przejazd produktów rolnych z Ukrainy przez Polskę. Dodał, że wprowadzony zostanie zapis, który zabezpieczy przed pozostawaniem tych towarów w Polsce; nie będzie można ich wycofać się z tranzytu [sic !! md] . – Uruchomimy przejazd przez Polskę tych towarów, które są w załączniku do rozporządzenia, od północy od piątku. Ten czas, do tego momentu, jest potrzebny na wydanie dwóch rozporządzeń ministra finansów i aktualizację mojego rozporządzenia. Wprowadzimy plomby elektroniczne i system SENT dla tych towarów. To będzie podstawą do zmiany mojego rozporządzenia – oświadczył.

Stać i wierzyć i patrzeć w dal

Stać i wierzyć i patrzeć w dal

Stanisław Michalkiewicz stac-i-patrzec-w-dal

Okrągła, 80 rocznica powstania w getcie warszawskim obchodzona była wyjątkowo solennie. O godzinie 12 w poludnie zawyły syreny, niczym w Kijowie podczas wizyty ważnych osobistości, a którym wtórowały dzwony kościelne, dzwoniące na “Anioł Pański”. Na razie wszystko wygląda na to, że było w całkowitym porządku, chociaż trudno powiedzieć, czy ktoś z Judenratu “Gazety Wyborczej” nie podniesie zarzutu, że Kościół katolicki w swojej zachłanności pragnie zawłaszczyć również tę rocznicę, a w każdym razie – podłączyć się do niej, by wyleczyć się politycznie z pedofilii. A propos pedofilii, właśnie przeczytałem wzruszającą historię o ofiarach, molestowanych nawet nie przez księdza, tylko  przez kościelnego. Główny ofiar  zeznał, że ten kościelny molestował go co najmniej ze sto razy, czasami nawet kilka razy dziennie, a on, jak gdyby nigdy nic, przychodził służyć do mszy i przychodził. Ale to jeszcze nic, bo czytałem, że rekordzista został zgwałcony, co prawda nie przez kościelnego, tylko przez księdza co najmniej 500 razy. Można powiedzieć, że zarówno kościelny do molestowania, jak i ksiądz do gwałtów mieli prawdziwą zapamiętałość, niczym nieboszczyk Jacek Kuroń do wódki – ale czy ta zapamiętałość nie udzielała się stopniowo również molestowanym lub gwałconym?

Ja wiem, że każdy, kto próbuje stawiać takie pytania, dopuszcza się myślozbrodni, bo jest rozkaz, że opowieści ofiar żadnej weryfikacji nie podlegają, nawet, a właściwie zwłaszcza w niezawisłych sądach, które powinność swej służby rozumieją i reagują zgodnie z wytycznymi partii i mądrością etapu. W tej sytuacji Kościołowi dzwonienie nic nie pomoże, podobnie, jak umarłemu kadzidło. Niby wszyscy to wiedzą, ale jak trzeba, to przecież kadzą, jak gdyby nigdy nic. Zresztą nie tylko o kadzenie tu chodzi, bo pan Marian Turski wygłosił płomienny apel, wzywający do wzmożonej czujności w obliczu podnoszącej głowę nienawiści. Nie ma rady; z nienawistnikami trzeba będzie rozprawić się raz na zawsze, by nienawiść nie pojawiła się już nigdy więcej.

Akurat świetnie się składa, bo słychać, że w Ameryce Pan Nasz Miłościwy właśnie wezwał do ostatecznego rozwiązania kwestii antysemityzmu, więc tylko patrzeć, jak fala dotrze i do nas tym bardziej, że Kongres już kilka lat temu przyjął ustawę o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że przechodnie, jeden przez drugiego, przypinali sobie do klap papierowe żonkile, bo – trawestując poetę – “jak mówiła żony ciotka; tych, co przypną – nic nie spotka!”

Tymczasem napięcie na odcinku ukraińskim, które gwałtownie wzrosło po niedawnym stachanowskim rozporządzeniu rządu “dobrej zmiany”, wprowadzającym embargo na import produktów rolniczych w Ukrainy – od zboża do miodu –  właśnie zaczyna opadać.  Początkowo rząd ukraiński zareagował na to embargo bardzo mocarstwowo, żądając natychmiastowego odblokowania granicy jako warunku sine qua non jakichkolwiek dalszych rozmów, ale widocznie ktoś starszy i mądrzejszy musiał tupnąć nogą i emocje po obydwu stronach natychmiast opadły.

Nie było to trudne, bo wprowadzenie embarga zarządził Naczelnik Państwa, zaniepokojony erozją poparcia dla rządu “dobrej zmiany” na wsi, które spadło do poziomu nędznych dwudziestu paru procent. Trzeba tedy było urządzić pokazuchę, by wszyscy zobaczyli, jak Naczelnik własną piersią zagradza dostęp wrażemu “zbożu technicznemu” [pan Redaktor nie wie, że to teraz już “czyściwo przemysłowe”.. md]

– bo każdy rozumie, że demokracja ma swoje prawa, nawet jeśli na pierwszy rzut oka sprawia to wrażenie kolaboracji ze złym Putinem.

Zauważył to już dawno Voltaire, pisząc, że “kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – ale z drugiej strony takiego wrażenia też nie można było przeciągać w nieskończoność. Toteż Padyszach przykazał, by wszystko zakończyło się wesołym oberkiem – i tak się stało. Rada w radę uradzono, że od 21 kwietnia nastąpi odblokowanie tranzytu, czyli wszystko wróci do punktu wyjścia, bo przecież – jak wielokrotnie zapewniał opinię publiczną rząd “dobrej zmiany” – to “zboże techniczne”, które teraz zasypało polskie magazyny, miało przemykać przez nasz nieszczęśliwy kraj właśnie tranzytem. Z tajemniczych powodów do żadnego tranzytu jednak nie doszło.

Tych powodów pewnie nigdy nie poznamy, bo kiedy Wielce Czcigodny poseł Krzysztof Bosak, podczas sejmowej debaty złożył wniosek, by powołać w tej sprawie parlamentarną komisję śledczą, nowy minister rolnictwa, pan Robert Telus, natychmiast go zgasił, oskarżając o “pomaganie Putinowi”. Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie; Naczelnik Państwa gwoli urządzenia pokazuchy może nawet stworzyć wrażenie, jakby robił Putinowi wielkanocny prezent, ale kto to widział, żeby od razu łamać i wyskrobywać święte pieczęcie tajemnicy? Jak śpiewała Alicja Majewska – “nasza rzecz – stać na brzegu, stać i wierzyć i patrzeć w dal”. “W dal”, to znaczy – w świetlaną przyszłość, którą może nam zagwarantować tylko Naczelnik Państwa ze swymi pretoriany – oczywiście w jedności z rządem Ukrainy.

Toteż tym razem tranzyt ma przebiegać bez zakłóceń, bo rząd ukraiński zapewnił, że już on tam przypilnuje przewoźników, żeby nie stawali po drodze, bo w przeciwnym razie nie dostaną pozwolenia na następny tranzyt. To oczywiście bardzo ładnie, chociaż myślę, że ukraińskim przewoźnikom nie pęknie z tego powodu serce. Po pierwsze, przewoźników tam mnogo, więc jak rząd zastopuje jednego, to na jego miejsce zgłoszą się inni, a jak ci inni “naruszą tranzyt”, to przyjdą następni – i tak, aż do ostatecznego zwycięstwa, które w proroczym uniesieniu objawił nam w Warszawie Pan Nasz z Waszyngtonu.

Żeby na tej drodze nikt nie sypał piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, z inicjatywy Naczelnika Sejm uchwalił ustawę o powołaniu czerezwyczajki do spenetrowania ruskich wpływów w naszej polityce, dzięki czemu można by wymiksować z niej Donalda Tuska nawet na 10 lat. Nie wiadomo jednak czy pan prezydent Duda ośmieli się pójść na ten kozacki numer i ustawę podpisze, toteż na wszelki wypadek Naczelnik zaktywizował się na odcinku smoleńskim – konkretnie – “smoleńskiej zbrodni” – bo teraz taka nazwa obowiązuje. Toteż Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz, po 13 latach od katastrofy, skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa zabójstwa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dodając 1500 stron dokumentów nie znanych opinii publicznej – a więc chyba i prokuraturze? Na tej podstawie prokuratura mogłaby skomplikować Donaldu Tusku sytuację, pakując go do aresztu wydobywczego – chyba że instynkt samozachowawczy jej podpowie, by raczej skoncentrować się na analizowaniu tych 1500 stron aż do wyborów, kiedy wyjaśni się, w jakim kierunku śledztwo powinno podążać.

Niezaszczepiony, czyli niezdrowy? WHO wprowadziła nową jednostkę chorobową

Niezaszczepiony, czyli niezdrowy? WHO wprowadziła nową jednostkę chorobową

15 kwietnia 2023 niezaszczepiony-czyli-niezdrowy-who

„WHO wprowadziła nową jednostkę chorobową. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 pojawiła się nowa choroba: niemanie szczepionki”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Jerzy Karwelis.

Publicysta zwraca uwagę, że obecnie medycyna jest rozwinięta tak bardzo, że „ciężko znaleźć człowieka zdrowego”.

„A więc mnoży się chorych, nawet na choroby bezobjawowe (taki np. COVID), nawet się wymyśla nowe choroby, bo tego coraz częściej szuka się w laboratoriach, gdzie uzłośliwia się poczciwe wirusy, tak jak w Wuhan, gdzie ponoć, jak utrzymuje FBI, produkowano nieistniejące wirusy. Takie podejście skazuje na zapomnienie wszelką profilaktykę, bo nie masz człeka bez grzechu przed Bogiem i zdrowego przed Big Pharmą. Doszliśmy już do ściany, skoro brak poddania się (wątpliwej) terapii uznany jest za jednostkę chorobową”, podkreśla.

Nowa jednostka chorobowa ma dwa pod-warianty: „Z28.0 – szczepienie niewykonane z powodu przeciwwskazań, Z28.1 – szczepienie niewykonane z powodu odmowy pacjenta z przyczyn religijnych lub nacisku środowiskowego”.

„Pochylmy się z troską nad samą kwestią. To jak to jest (będzie/było)? Się nie szczepisz i musisz (?) zeznać, z jakiego powodu tego nie robisz? Komu? Osobie ze strzykawką? Policjantowi na wycieraczce twego domu? Kto to odnotowuje? Kto może się w ogóle pytać o przyczyny twojej decyzji o poddaniu się lub nie określonej terapii? A jak nie powiesz, dlaczego się nie szczepisz, to co? Dostaniesz burę? A może areszt? Grzywnę?”, pyta Jerzy Karwelis.

Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”

TK

“Wyjątkowy kłamca”. Min. Czarnek o Lapidzie.

“Wyjątkowy kłamca”. Czarnek o Lapidzie.

https://dorzeczy.pl/opinie/430027/czarnek-mocno-o-jairze-lapidzie-to-klamca.html

Wyjątkowy kłamca. Pan Lapid nie jest partnerem do rozmowy w relacjach polsko-izraelskich – powiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

Przemysław Czarnek był gościem programu Polsatu News. Polityk był pytany o relacje z Izraelem oraz o niedawne szokujące słowa byłego premiera tego kraju Jaira Lapida.

Przypomnijmy, że Lapid wyraził swoje oburzenie osiągniętym niedawno porozumieniem w sprawie edukacyjnych wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski. Lapid, który w przeszłości był zarówno szefem MSZ, jak i premierem, krytykuje władze swojego kraju za zbyt miękką postawę wobec Polski.

Polacy od lat wszelkimi sposobami próbowali ukrywać i zaprzeczać udziałowi wielu Polaków w eksterminacji (Żydów w Holokauście – red.) – obok Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, którzy działali na rzecz ratowania Żydów” – napisał w mediach społecznościowych.

Czarnek mocno o Lapidzie

Przemysław Czarnek nie szczędził mocnych słów komentując post Lapida. Stwierdził, że były premier Izraela jest kłamcą oraz, że “nie jest partnerem do rozmowy w relacjach polsko-izraelskich”.

– Wie to zarówno strona izraelska, jak i strona polska. Nie waham się użyć takich słów pod adresem pana Lapida, bo nieraz wykazał się swoim antypolonizmem i to skrajnym – powiedział.

Minister edukacji i nauki odniósł się również do swojego środowego spotkania z szefem resortu edukacji Izraela Jo’awem Kiszem. Tematem rozmów obu polityków była kwestia m.in. izraelskich wycieczek do miejsc upamiętniających Zagładę. Czarnek ocenił, że rozmowy z jego izraelskim odpowiednikiem były bardzo owocne, a on sam jest “bardzo zadowolony” z tego spotkania i w ogóle kontaktów z państwem Izrael na poziomie ambasady i ministerstwa edukacji.

– Oprócz dramatycznej historii, którą zgotowali nam Niemcy (…) jest cała historia relacji polsko-żydowskich i zamieszkiwania na terenie Polski przez całe wieki dwóch trzecich światowej populacji żydowskiej, a to właśnie dlatego, że Polska zawsze była przestrzenią wolności. (…) To muszą wiedzieć młodzi Izraelici, młodzi Polacy – powiedział.

„Przecieki”: Pięć sposobów na odróżnienie PRAWDY od FAŁSZU

Pentagon ‘Leaks’ czyli jak odczytać przeciek

bibula

Ponieważ system się dostosował, nie produkują już zgody – hodują partycypację. Gniewne zaprzeczanie i ciepłe pochwały rejestrują to samo w algorytmie. Nie chcą twojej zgody, chcą twojej uwagi. A kiedy czują, że historia traci publiczność, cóż, oto kilka super tajnych faktów, których miałeś nie poznać.

 ________***________

„Przecieki” z Pentagonu: pięć sposobów na odróżnienie PRAWDY od FAŁSZU

Obiecaliśmy dłuższe opracowanie na temat „przecieków” z Pentagonu i oto one. Stali czytelnicy prawdopodobnie znają mój pogląd na dokumenty, które wyciekły w ogóle, ale jeśli nie, pozwólcie, że zacytuję mój własny artykuł z 2019r. na temat (absurdalnych) „afgańskich dokumentów” [Afghanistan papers]:

„Strasznie dużo współczesnych „przecieków” wcale nimi nie jest. Są to orwellowskie ćwiczenia w kontrolowaniu dyskusji […] starannie zapewniające, że „establishment” i „alternatywa” są połączone pośrodku, kontrolowane z tego samego źródła.”

To nie znaczy, że WSZYSTKIE „przecieki” są automatycznie i powszechnie ćwiczeniami kontroli narracji, oczywiście niektóre są prawdziwe… ale zwykle dość łatwo je odróżnić. Poniżej mała lista kontrolna.

1. Jeśli twój „przeciek” mówi ci rzeczy, które już znasz, prawdopodobnie jest to przeciek fałszywy.

„Wyciek” powszechnie znanych, publicznie dostępnych informacji to bardzo powszechna taktyka. Na przykład w „przeciekach” z Pentagonu [Pentagon “leaks”] „ujawniono”, że Stany Zjednoczone szpiegują Koreę Południową, Izrael i Ukrainę. Ale Stany Zjednoczone szpiegują wszystkich – w tym sojuszników – i wszyscy wiemy o tym od dosłownie dziesięcioleci.

Co więcej, każdy szpieguje każdego, to po prostu sposób, w jaki gra się w tę grę. Sprawianie wrażenia, jakby to było wielkie odkrycie i „performatywne” [znaczy: kreujące rzeczywistość] oburzenie ze strony rządu Korei Południowej, to cechy fałszywego przecieku.

2. Jeśli twój „przeciek” wzmacnia narrację głównego nurtu, prawdopodobnie jest to przeciek fałszywy.

Przecieki można wykorzystać do zarządzania i/lub wzmacniania narracji głównego nurtu. Afgańskie dokumenty [Afghanistan Papers] są tego najlepszym przykładem. „Tajemnicza historia”, która nie wnosiła nic poza powtarzaniem mitów i kłamstw na temat amerykańskiej wojny.

Lub e-maile Fauci’ego, które wyciekły, wskrzesiły teorię o pochodzeniu covid jako wycieku laboratoryjnego, ale potwierdzały też, że covid istniał i był niebezpieczny.

 3. Jeśli twój „przeciek” występuje MASOWO w mediach, prawdopodobnie jest to przeciek fałszywy.

Znakiem rozpoznawczym fałszywego przecieku jest to, że media głównego nurtu dokładnie wyjaśniają wszystkim, jakie to ważne i co to wszystko znaczy. BBC, Sky News, CNN i inni opublikowali artykuły i filmy wyjaśniające szczegółowo treść przecieków. Amerykańscy rzecznicy, tacy jak John Kirby, twierdzili, że prasa nie powinna informować o przeciekach, ale to nie miało znaczenia.

Wiemy, że media korporacyjne są tylko przedłużeniem establishmentu, przekazują tylko to, co im kazano. Nie mają żadnych obowiązków wobec prawdy, ani żadnych związków z rzeczywistością. Jeśli publikują przecieki, to dlatego, że tak im nakazano, ponieważ służy to większej narracji. Urzędnicy krytykujący prasę za opublikowanie „przecieku” to tylko wykorzystanie efektu Streisand, takiego podręcznikowego „proszę, nie wrzucaj mnie na głęboką wodę”.

 4. Jeśli źródło twojego „przecieku” zostanie ujawnione natychmiast i publicznie, prawdopodobnie jest to przeciek fałszywy.

W ciągu kilku dni od niedawnego wycieku prasa podała nazwisko i stopień domniemanego sprawcy wycieku, jego aresztowanie zostało sfilmowane, a nagrania wideo wysłane do prasy, a on sam został publicznie postawiony w stan oskarżenia. Czy tak działają tajne agencje nastawione na ukrywanie ważnych informacji?

Dla porównania rozważmy Setha Richa. Rich był rzekomo źródłem wycieków e-maili, które dowodziły, że DNC fałszowała głosy na Hillary Clinton. Zginął, gdy został postrzelony w plecy przez rabusiów, którzy niczego nie zabrali.

 5. Jeśli twój „przeciek” mówi ci to, co chcesz usłyszeć, prawdopodobnie jest to przeciek fałszywy.

Nigdy nie ufaj komuś, kto mówi ci tylko to, co chcesz usłyszeć, tym bardziej mediom czy agencjom rządowym.

W najnowszych „przeciekach” widzimy, jak bardzo wygodnie karmią one obie strony wojennej narracji.

Jedną z „rewelacji” jest to, że w armii ukraińskiej kończy się amunicja przeciwlotnicza. Oznacza to, że w niedalekiej przyszłości Rosja może potencjalnie zrównać z ziemią Ukrainę dzięki swojej przewadze powietrznej.

Jest to oczywiście propaganda mająca na celu wspieranie fabuły „Ukraina potrzebuje naszej pomocy”. Zostanie wykorzystany do argumentowania, że ​​Zachód „nie zrobił wystarczająco dużo”, aby chronić Ukrainę i skutkować żądaniami przesłania większej ilości pieniędzy i/lub broni.

Z drugiej strony „rewelacje” dotyczące wyczerpywania się zapasów amunicji i większych niż w raportach ofiar, a także obecność sił specjalnych NATO w kraju, napędzają prorosyjskie stanowisko zachodnich mediów alternatywnych.

Widzisz, Rosja faktycznie wygrywa”, mówią, „A obecność sił NATO pokazuje, że Rosja miała rację, nie wierz zachodnim dezinformacjom”.

Wszystko to łączy się, aby utrzymać narrację, że konflikt reprezentuje bardzo realne i głęboko zakorzenione różnice moralne i strategiczne i nie jest tylko wojną o wpływy między rywalizującymi globalistycznymi gangsterami, tak cenną ze względu na swój potencjał odwracania uwagi, jak mało co.

Widzieliśmy coś podobnego na początku tego roku, wraz z opublikowaniem raportu Sy Hersha na temat „prawdy” stojącej za sabotażem Nord Stream 2, anonimowego informatora, który twierdził, że odpowiedzialne są Stany Zjednoczone. Obie strony przypisują sobie winę, obie odwracają uwagę od rzeczywistych skutków – i prawdopodobnie prawdziwego celu – zamknięcia rurociągu.

*

Ustaliwszy jak wykryć fałszywy „wyciek”, możemy zobaczyć, że te „wysoce tajne” dokumenty z Pentagonu idealnie pasują do kategorii „fałszywego przecieku”.

Teraz pojawia się pytanie, jeśli przecieki to operacja psychologiczna Deep State, to jaki jest jej cel?

Cóż, częściowo już to omówiliśmy. Na przykład Ukraina, której zabraknie rakiet, zostanie wykorzystana do usprawiedliwienia utopienia jeszcze większej ilości zasobów i pieniędzy w mętnej i bezdennej otchłani „wydatków wojskowych”.

Po drugie, już teraz widzimy celownik establishmentu skupiający się na Discord – platformie, na której po raz pierwszy opublikowano przecieki. Nie tylko na Discord, ale ogólnie serwisach oferujących grupy dyskusyjne [group chat services].

Jak prawie zawsze, fałszywy „wyciek” podsyci wezwania do większego bezpieczeństwa i większej kontroli nad treściami online, po tym jak wszystkie te wycieki „zagrożą amerykańskim aktywom”.

Mówiąc szerzej, po prostu dostarcza to paliwa do słabnącej narracji. Tyle faktów do zakwestionowania i tyle argumentów do wytoczenia. Jakie siły specjalne są w kraju? Jakie prowokacje przeprowadzają? Kto „naprawdę” wygrywa? Czyje liczby ofiar są wiarygodne? Kto dokonał jakich okrucieństw, aby zdyskredytować którąś ze stron?

Czy Chińczycy zbroją Rosję w tajemnicy? Czy Korea Południowa się wycofa?

A co ze sprawcą przecieku – czy jest antywojennym bohaterem? Narcyzem, który zagroził Ameryce? A może rasistowskim zdrajcą? Czy powinien iść do więzienia? Na jak długo?

Obserwuj, jak Czerwoni i Niebiescy kłócą się o to.

W żargonie mediów społecznościowych wszystko to treści zaprojektowane w celu zwiększenia zaangażowania. Ponieważ system się dostosował, nie produkują już zgody – hodują partycypację. Gniewne zaprzeczanie i ciepłe pochwały rejestrują to samo w algorytmie. Nie chcą twojej zgody, chcą twojej uwagi. A kiedy czują, że historia traci publiczność, cóż, oto kilka super tajnych faktów, których miałeś nie poznać.

Oto prawdziwa historia kryjąca się za tą historią, dlaczego nie wejdziesz na Facebooka i nie powiesz o tym wszystkim?

Jaki jest ostateczny cel, któremu służą te przecieki? Ten sam, co trzymający w napięciu moment na końcu sezonu w serialu czy zabicie głównej postaci. Sprawia, że ​​ludzie dyskutują, wciąga ludzi w ich historię.

Chcą, abyś to czytał, o tym dyskutował i żył w stworzonej przez nich rzeczywistości.

_______________

[Źródło:] Pentagon “Leaks”: 5 ways to tell REAL from FAKE, Kit Knightly, Apr 17, 2023

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Powiązane tematycznie:

Trzy wojny do końca resetu
Decyzje podejmowane przez duże banki w celu resetu gospodarczego są niezwykle niepopularne wśród budzących się mas, ale to te przestępcze duże banki mają do wywołania trzy katastrofalne wojny jako zasłonę […]

 Za: Legion sw. Ekspedyta – ekspedyt.org (18 kwietnia 2023) | https://ekspedyt.org/2023/04/18/pentagon-leaks-czyli-jak-odczytac-przeciek/

Prezes Banku Zbożowego [w Łysych czy z Łyskowa?] działa !

Prezes Banku Zbożowego [w Łysych czy z Łyskowa?]

…Ci, którzy wwieźli ukraińskie zboże, odkupią je z magazynów po 1000 zł i sprzedadzą rolnikom po 1200 zł, a rolnicy sprzedadzą je państwu po co najmniej 1400 zł….

Katarzyna Treter-Sierpińska prezes-banku-zbozowego 17 kwiecień 2023

W sobotę (15.04.2023) Polska wprowadziła zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy. Zakaz dotyczy zarówno importu jak i tranzytu. Rozporządzenie w tej sprawie wydał minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. Ma ono obowiązywać do 30 czerwca 2023 roku, a zakazem wwozu objęto nie tylko zboże, ale również – jak wymieniono w rozporządzeniu – cukier, susz paszowy, chmiel, nasiona, len i konopie, owoce i warzywa, produkty z przetworzonych owoców i warzyw, wina, wołowinę i cielęcinę, przetwory mleczne, wieprzowinę, baraninę i kozinę, jaja, mięso drobiowe, alkohol etylowy pochodzenia rolniczego, produkty pszczele i pozostałe produkty. Jednym słowem: wszystko.

Jak to się stało, że dotychczasowi „słudzy narodu ukraińskiego” zdobyli się na tak spektakularny gest i z dnia na dzień zablokowali wwóz ukraińskich towarów? Czy dopiero kilka dni temu dotarło do nich, że zalew produktów z Ukrainy doprowadzi do katastrofy polskiego rolnictwa? Bez żartów. O tym, że ukraińskie zboże nie przejeżdża przez Polskę tranzytem, tylko w niej zostaje, było wiadomo już w lipcu 2022 roku. Już wtedy prezesi Podkarpackiej Izby Rolniczej oraz Lubelskiej Izby Rolniczej alarmowali, że przywożone do Polski ukraińskie zboże trafia do silosów w nadgranicznych województwach. Było ono skupowane w cenie poniżej 1000 zł za tonę, podczas gdy koszt produkcji w Polsce wynosił 1500–1700 zł za tonę. Co wtedy zrobiły polskie władze? Polskie władze nie zrobiły nic. Pod koniec czerwca 2022 roku powołano Międzyresortowy Zespół ds. Transportu Produktów Rolnych i Spożywczych z Ukrainy. Na początku lipca jego członkowie odbyli spotkanie, podczas którego ówczesny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk oświadczył, że kluczowe jest udrożnienie transportu kolejowego, aby przewozić zboże z granicy do portu w Gdańsku. Padł też pomysł budowy tymczasowych magazynów na granicy z Ukrainą. I na tym się skończyło.

Przez 10 miesięcy ukraińskie produkty rolne zalewały polski rynek zgodnie z unijnym rozporządzeniem, które zniosło cła i kontyngenty. Pomimo alarmujących doniesień i rolniczych protestów rząd był ślepy i głuchy. Ukraińskie produkty rolne wjeżdżały do Polski. Pod koniec marca 2023 roku zorganizowano tzw. rolniczy okrągły stół, który okazał się kolejnym biciem piany. Ukraińskie produkty rolne nadal wjeżdżały do Polski. Minister Kowalczyk podał się do dymisji. A ukraińskie produkty rolne wciąż wjeżdżały do Polski. Nowy minister rolnictwa Robert Telus zapowiedział szczegółowe kontrole jakości wwożonego zboża. I co? I ukraińskie produkty rolne nieprzerwanie wjeżdżały do Polski. W końcu prezes Jarosław Kaczyński udał się na konwencję rolną PiS w Łysych, gdzie ogłosił, że rząd PiS dba o polskich rolników, w związku z czym wprowadza zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy. Gdy prezes Kaczyński zapewniał, że PiS obroni polskie rolnictwo, ukraińskie produkty rolne nadal wjeżdżały do Polski. Przestały wjeżdżać dopiero wieczorem, gdy rozporządzenie ministra rozwoju i technologii zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw.

Wracamy zatem do pytania o to, dlaczego rząd PiS wprowadził zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy dopiero po 10 miesiącach, chociaż o tym, do czego prowadzi ten wwóz, było wiadomo od pierwszych dni tego procederu. Gdyby faktycznie PiS dbał o polską wieś, to rozporządzenie ministra Budy zostałoby wydane już w lipcu 2022 roku, a nie dopiero w kwietniu 2023 roku. Oczywistością jest więc to, że obecny zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy ma podłoże wyłącznie polityczne. Zbliżają się wybory i trzeba pokazać się Polakom jako odpowiedzialna partia, która dba o ich interesy. Najwyraźniej ze zleconych przez PiS sondaży wynikło, że dalsza „solidarność z Ukrainą” skończy się przegraniem wyborów. Dlatego Jarosław Kaczyński wyszedł do ludu w Łysych i ogłosił, że „PiS pozostanie partią, która będzie bronić interesów polskiej wsi”. I po 10 miesiącach dewastacji tej wsi przy pomocy ukraińskich produktów rolnych wydał zakaz ich wwozu do Polski.

Spójrzmy teraz na samo rozporządzenie, przy pomocy którego Kaczyński chce przekonać „ciemny lud”, że PiS ratuje polskie rolnictwo. Po pierwsze – zakaz ma obowiązywać do 30 czerwca. A co dalej? Czy od 1 lipca znowu ruszą pociągi z ukraińskim zbożem i całą resztą asortymentu? Po drugie – czy takie rozporządzenie jest zgodne z prawem unijnym? Po rozmowie szefowej KE Ursuli von der Leyen z premierem Mateuszem Morawieckim rzecznik Komisji Europejskiej ds. gospodarczych Arianna Podesta przekazała do mediów następujące oświadczenie:

Wiemy o ogłoszeniu przez Polskę i Węgry zakazu importu zboża i innych produktów rolnych z Ukrainy. Zwracamy się do odpowiednich organów obu krajów o dalsze informacje, aby móc ocenić te środki. W tym kontekście należy podkreślić, że polityka handlowa należy do wyłącznych kompetencji UE, a zatem działania jednostronne są niedopuszczalne. W tak trudnych czasach kluczowe znaczenie ma koordynacja i uzgodnienie wszystkich decyzji w UE.

Czym to się skończy? Czy KE nakaże wycofanie rozporządzenia jako niezgodnego z prawem unijnym? Czy zostaną wszczęte jakieś kroki dyscyplinujące, np. poprzez wstrzymanie unijnych dopłat dla polskiego rolnictwa? Tym bardziej, że zakaz wwozu ukraińskich towarów wydały też Węgry, a w poniedziałek dołączyła Słowacja. Te trzy państwa podjęły decyzje uderzające w kompetencje unijne.

To wygląda jak bunt i to bardzo poważny. Czy KE przełknie taki bunt? Tym bardziej, że minister Telus oświadczył, iż „chcemy dać sygnał do UE, że muszą być narzędzia, które spowodują pomoc Ukrainie, ale pomoc realną, pomoc która pozwoli rozłożyć towary rolne z Ukrainy na całą Europę, a koszty tej pomocy musi ponieść cała Europa, a nie tylko polscy rolnicy”. Jak KE zareaguje na ten „sygnał”?

Eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski zapewnia, że zakaz wwozu ukraińskich towarów nie jest sprzeczny z prawem unijnym, ponieważ „rozporządzenie 478/2015 oparte o art 207(2) TFUE przewiduje w art 24.2 możliwość stosowania przez państwo członkowskie zakazów i ograniczeń importu uzasadnionych względami polityki publicznej”.

Jeśli faktycznie tak jest to wracamy do pytania, dlaczego rząd wydał zakaz dopiero w kwietniu 2023 roku. I znowu jedyną odpowiedzią są względy polityczne, czyli strach przed przegraniem wyborów. Skoro bowiem można było wydać taki zakaz nie łamiąc prawa unijnego, to dlaczego rząd nie robił tego przez 10 miesięcy zasłaniając się unijnym rozporządzeniem znoszącym cła i kontyngenty na ukraińskie produkty żywnościowe? Przecież minister Kowalczyk podał się do dymisji oświadczając, że robi to, ponieważ Komisja Europejska nie zamierza spełnić postulatu o uruchomienie klauzuli ochronnej w zakresie importu bezcłowego i bezkontyngentowego zboża z Ukrainy. To było 5 kwietnia. Wtedy minister Kowalczyk rozkładał ręce i twierdził, że nic nie może. Dziesięć dni później okazało się, że rząd może zatrzymać pociągi z ukraińskim zbożem przy pomocy jednego rozporządzenia.

Ratunku! Czy leci z nami pilot?

Zobaczmy teraz jak na ten zakaz zareagowali nasi ukraińscy „bracia”. – Żałujemy, że władze RP podjęły decyzję o czasowym wstrzymaniu importu jakichkolwiek produktów rolnych z Ukrainy – powiedział Mykoła Solski, minister rolnictwa Ukrainy, cytowany przez agencję Ukrinform. – Rozumiemy tę ostrą konkurencję, która była konsekwencją zablokowania ukraińskich portów. Ale jest oczywiste – dla całego świata i dla każdej osoby na tym świecie – że ukraiński rolnik jest w najtrudniejszej sytuacji. I prosimy stronę polską o wzięcie tego pod uwagę. Rozumiemy i bierzemy pod uwagę trudną sytuację rolników w Polsce. Rozumiemy, że to się przekłada na sytuację polityczną. Wiemy, że w tym roku są wybory w Polsce. Ale musimy te kwestie rozwiązać i mamy nadzieję, że zrobimy to w poniedziałek – dodał Solski.

Ukraińskie ministerstwo wydało też komunikat, w który napisano: Obecnie rozwiązanie różnego rodzaju spraw poprzez jednostronne kardynalne działania nie przyspieszy pozytywnego zażegnania sytuacji. Między naszymi państwami i podmiotami gospodarczymi nie powinno być żadnych nieporozumień. Ze swojej strony proponujemy: w najbliższych dniach uzgodnić z polską stroną nowe Memorandum o wzajemnym zrozumieniu, które będzie uwzględniać interesy Ukrainy i Polski w duchu konstruktywnej, niezawodnej, efektywnej współpracy obu krajów i w odpowiedni sposób ureguluje kwestię tranzytu produktów rolnych przez terytorium Polski.

A więc w końcu mamy czarno na białym to, o czym wielokrotnie mówili politycy Konfederacji: polskie interesy nie są zbieżne z interesami Ukrainy, a obowiązkiem polskiego rządu jest dbać o interesy polskie, a nie ukraińskie. Za mówienie tej oczywistej prawdy Konfederaci byli wyzywani od „ruskich onuc” i oskarżani o to, że powielają treści zbieżne z rosyjską propagandą. O ironio, teraz „ruską onucą” został prezes Jarosław Kaczyński i cały obóz rządzący, bo przecież zakaz wwozu ukraińskich produktów jest złamaniem „solidarności z Ukrainą”. I bardzo dobrze, że w końcu ta „solidarność z Ukrainą” została zatrzymana. Tylko, że mleko już się rozlało i ukraińskie towary zalały Polskę stawiając polskich rolników pod ścianą. Ukraina wykorzystała wojnę z Rosją do ekspansji na rynek unijny. I chce to robić nadal. Opowieści o tranzycie to po prostu bajki dla naiwnych. Jeśli ten „tranzyt” zostanie przywrócony, polskie rolnictwo zostanie zaorane i posypane solą. To jest cena bezwarunkowej i bezrefleksyjnej „solidarności z Ukrainą”, przed którą ostrzegali politycy Konfederacji.

Wracając do rozlanego mleka, czyli konsekwencji wpuszczenia towarów z Ukrainy bez cła i kontyngentów, zobaczmy jak prezes Kaczyński postanowił wynagrodzić rolnikom straty spowodowane ukrainofilską polityką rządu. Oczywiście zastosowano standardową metodę działania PiS, czyli dopłaty. Ponieważ wwóz ukraińskiego zboża zbił ceny poniżej kosztów produkcji polskiego zboża, więc rząd dopłaci teraz polskim rolnikom przeprowadzając powszechny skup interwencyjny w cenie 1400 zł za tonę. Skąd będą na to pieniądze? Oczywiście z kieszeni polskich podatników. Czyli za wpuszczenie ukraińskiego zboża do Polski zapłacimy wszyscy, a rząd tradycyjnie ogłosi sukces.

Ale to jeszcze nie wszystko. Jest wysoce prawdopodobne, ze ów powszechny skup zboża skończy się tym, iż polski podatnik zapłaci również za ukraińskie zboże udające polskie zboże. Jak może do tego dojść? Bardzo prosto. Ci, którzy wwieźli ukraińskie zboże, odkupią je z magazynów po 1000 zł i sprzedadzą rolnikom po 1200 zł, a rolnicy sprzedadzą je państwu po co najmniej 1400 zł. I proszę mi nie mówić, że to niemożliwe, bo przecież są dokumenty i wiadomo, które zboże jest czyje. Otóż nic nie wiadomo, a dokumenty mają taką specyfikę, że potrafią zmienić ukraińskie zboże techniczne w polskie zboże paszowe lub konsumpcyjne. I biznes się kręci.

Ogłoszony przez Kaczyńskiego powszechny skup zboża to pomysł rodem z książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pt. „Kariera Nikodema Dyzmy”. Tym, którzy nie czytali książki lub nie oglądali serialu wyjaśniam, że Nikodem Dyzma, czyli niemający pojęcia o rolnictwie urzędnik pocztowy z Łyskowa, został prezesem państwowego Banku Zbożowego, ponieważ przedstawił doradcy ministra pomysł ratowania rolnictwa właśnie poprzez powszechny skup zboża. Autorem tego pomysłu był właściciel majątku w Koborowie, Leon Kunicki, który zatrudnił Dyzmę jako administratora, aby przez znajomości w rządzie – których Dyzma nie miał, chociaż Kunicki sądził, że ma – załatwił mu zamówienie rządowe na podkłady kolejowe. Gdy Dyzma przyjechał do Koborowa Kunicki wyjaśnił mu, że dla rolnictwa urodzaj jest zgubny, ponieważ obniża ceny zbóż. A przecież jest proste rozwiązanie: dla ratowania cen rząd powinien skupić zboże i zapłacić za nie oprocentowanymi obligacjami sześcioletnimi.

– W ciągu sześciu lat musi przyjść dobra koniunktura co najmniej dwa razy . Wówczas sprzedaje się cały zapas zagranicy i jest świetny interes – zapewniał Dyzmę Kunicki.  Zapewniał też, że poprzez obligacje zbożowe „państwo wstrzyknie na rynek wewnętrzny nowe sto milionów złotych, co zbawiennie wpłynie na katastrofalną ciasnotę gotówkową”. Problem z magazynowanie zboża Kunicki też rozwiązał radząc, żeby było ono przechowywane przez sprzedających. Dyzma przedstawił plan Kunickiego jako swój pomysł, plan został zrealizowany, Dyzma został uznany za męża opatrznościowego, oczekiwana koniunktura nie nadeszła, plan okazał się niewypałem, rząd upadł, ale Dyzma spadł na cztery łapy i zamiast w niesławie wrócić do Łyskowa, otrzymał propozycję, aby utworzyć nowy rząd.

Odnoszę wrażenie, że decyzje podejmowane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, zapadają właśnie według takiego schematu, jak opisał to Dołęga-Mostowicz, czyli przy założeniu, że „musi przyjść koniunktura”. Nikt nie zastanawia się, co będzie jeśli ta koniunktura nie przyjdzie. Nikt nie zastanawia się, jakie szkody mogą przynieść decyzje podejmowane na zasadzie „jakoś to będzie”.

To, co stało się w związku z ukraińskim zbożem, doskonale pokazuje ten proces decyzyjny. Tranzyt zboża przez Polskę? Hura, damy radę! Zboże zalewa Polskę. Oj tam, oj tam, jakoś to będzie. Jest katastrofa. Co robić? Dajemy dopłaty i ogłaszamy sukces. A gdy kolejne miliardy złotych bez pokrycia wpompowane w rynek doprowadzą do wzrostu inflacji, to powiemy, że winien jest Putin. I po raz kolejny spadniemy na cztery łapy, bo postraszymy Polaków Tuskiem, o którym powiemy, że jak wróci, to dopiero rozpieprzy wszystko w drobny mak.

I tak to właśnie działa. PiS robi głupotę i daje dopłaty, żeby załagodzić skutki tej głupoty. I tak w kółko. Głupota, dopłaty, głupota, dopłaty, głupota, dopłaty. Do tego codzienne straszenie Tuskiem, które służy tylko i wyłącznie temu, żeby Polacy głosowali na PiS nawet jeśli mają zastrzeżenia do rządzących. A przedstawicieli Konfederacji w ogóle nie zaprasza się do publicznych mediów, tylko nazywa „ruskimi onucami”.

I dzięki temu prezes Banku Zbożowego może występować w roli zbawcy narodu. Może już pora odesłać prezesa na pocztę do Łyskowa?

Tu nie ma co „rozważać”

Tu nie ma co „rozważać”

Stanisław Michalkiewicz nie-ma-co-rozwazac

Afera z ukraińskim zbożem zatacza coraz szersze kręgi i wygląda na to, że może stać się motywem przewodnim kampanii wyborczej. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że zapowiadana na wiosnę miażdżąca ukraińska ofensywa jakoś nie może się rozwinąć, a w dodatku z Pentagonu wyszły jakieś fałszywe pogłoski o dużych ukraińskich stratach i zużyciu amunicji, którego nie mogą uzupełnić pośpieszne dostawy z Zachodu. Oczywiście winni są jacyś hakerzy, którzy albo zostali przez pierwszorzędnych amerykańskich twardzieli wynajęci, żeby przy pomocy tych fake-newsów zdezorientować Putina i wciągnąć go w zasadzkę, albo nie zostali wynajęci przez żadnych twardzieli, tylko produkują fałszywe pogłoski w tak zwanym czynie społecznym.

Chodzi o to, że w tych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo prawda wygląda tak, że niezwyciężona armia ukraińska codziennie rozgramia jakiś ruski batalion i jeśli tak dalej pójdzie, to do lipca nie będzie tam już ani jednego rosyjskiego żołnierza i w ten sposób zostanie osiągnięte ostateczne zwycięstwo, o którym w proroczym natchnieniu mówił podczas wizyty w Warszawie amerykański prezydent Józio Biden – że mianowicie Ukraina “musi” wygrać. Wyraziłem wtedy przypuszczenie, że prezydent Biden najwyraźniej związał swoje osobiste losy z losem Ukrainy, w związku z czym wojna musi potrwać co najmniej do listopada przyszłego roku, kiedy to w Stanach Zjednoczonych  odbędą się wybory prezydenckie. Muszę się pochwalić – bo jak sam się nie pochwalę, to któż mnie pochwali? – że i mnie w tym wypadku wspierały proroctwa, bo właśnie prezydent Biden powiedział, że “chyba” będzie w tych najbliższym wyborach kandydował.

Najwyraźniej musi uważać się za męża opatrznościowego dla Ameryki, podobnie jak Konrad Adenauer, który został pierwszym powojennym kanclerzem Niemiec w wieku 73 lat. Prezydent Biden jest trochę starszy, bo ma już, chwalić Boga, 81 lat, ale teraz ludzie żyją długo i szczęśliwie, zwłaszcza w Ameryce, której nie deptała stopa żadnego agresora.  W takiej sytuacji jest szansa, że prezydent Biden pobije rekord Guinessa, bo Donald Trump miał zaledwie 70 lat, a Ronald Reagan – 69.  Byłby to jeszcze jeden liść do wieńca sławy – jednak pod warunkiem, że Ukraina do listopada 2024 roku wygra. Bo jeśli przegra…? Ach lepiej nawet nie rozważać takiej myślozbrodni, która w dodatku mogłaby być gwoździem do trumny prezydenckiej kariery Józia Bidena. Jest rozkaz, że Ukraina wygrać musi – i tego się trzymajmy.

“Toteż i baba w piecu drożdżowa puchnie…” – ach co ja tu plotę o jakiejś babie drożdżowej, co to puchnie w piecu, podczas gdy należy skomentować poświąteczną wyprawę pana premiera Morawieckiego do Ameryki, gwoli odbycia bliskiego spotkania III stopnia z panią Kamalą Harris. Z komunikatu wynika że stosunki się zacieśniają, z czego możemy się tylko cieszyć, bo nie ma nic gorszego, niż stosunki rozluźnione. Tedy, jeśli można tak powiedzieć – idąc za ciosem – pan premier Morawiecki uprosił panią Kamalę, żeby zwiększyła kontyngent wojska amerykańskiego w Polsce. Pani Kamala się zgodziła, więc esperons, że wkrótce wojska amerykańskie w Polsce nie będą stacjonowały w granicach dawnego zaboru pruskiego i częściowo – austriackiego – tylko również na terenie Kongresówki – żeby Putin przypadkiem sobie nie pomyślał, że się go boimy.

Tymczasem my się wcale Putina nie boimy, bo nie o Putina tu chodzi, tylko o rozważenie alternatywy, jaka się rysuje przed naszym nieszczęśliwym krajem. Jeśli kontyngent wojska amerykańskiego w Polsce jeszcze się powiększy, to myślę, że nie ma co czekać, tylko trzeba przyłączyć Polskę do Stanów Zjednoczonych. Jest tu wprawdzie jeden plus ujemny, że w ten sposób zrezygnowalibyśmy z niepodległości państwowej – ale, powiedzmy to sobie otwarcie i szczerze – że i tak zostały z niej same strzępy, a i z tymi mamy tylko same zgryzoty.

Tymczasem lista plusów dodatnich jest znacznie dłuższa i bogatsza. Po pierwsze, w takim przypadku Stany Zjednoczone nie popychałyby nas do bezpośredniej wojny z Rosją, bo same wolą wojować z Putinem do ostatniego Ukraińca. Gdyby Polacy stali się obywatelami USA, to rząd amerykański nie wpychałby nas w maszynkę do mięsa, bo zaraz byśmy zagłosowali na opozycję. To po pierwsze primo.

Drugie primo jest takie, że nie musielibyśmy płacić Stanom Zjednoczonym za dostawy broni, bo przecież ta broń stacjonowałaby na terytorium USA , a rząd musiałby instalować ją u nas za darmo, podobnie jak za darmo uzbrajać te 200 tysięcy dodatkowych żołnierzy, o których Naczelnik Państwa pragnie powiększyć naszą niezwyciężoną armię. Stałaby się ona integralną częścią niezwyciężonej armii USA i kto wie, czy w rezultacie polskie oddziały nie zostałyby wysłane do Niemiec, z czego mogłoby wyniknąć wiele korzyści również dla pana wiceministra Mularczyka, który w tej chwili prowadzi tylko ożywioną działalność epistolarną, niczym panna de Lespinasse, z tą różnicą, że ona podobno na swoje listy otrzymywała niekiedy odpowiedzi.

  Po trzecie primo – i to wydaje się w perspektywie najważniejsze – w takim przypadku Stany Zjednoczone musiałyby uchylić ustawę nr 447, bo przecież ze swego własnego terytorium żadnych roszczeń by Żydom nie wypłacały. Jak widzimy, plusy dodatnie przeważają nad plusem ujemnym, a przecież to tylko przykładowa wyliczanka. 

W takiej sytuacji przyjrzyjmy się drugiemu członowi alternatywy – żeby Polska została przyłączona do Ukrainy. To, że w piśmie „Foreign Policy” pojawiają się takie pomysły, to nie dlatego, że mają one jakikolwiek sens, tylko dlatego, że Stany Zjednoczone przy pomocy takich balonów próbnych sondują, w jakim stopniu na wyobraźnię Polaków oddziałują „post-jagiellońskie mrzonki” i czy można ich oduraczyć, żeby wkręcić w maszynkę do mięsa na wypadek, gdyby zabrakło ostatniego Ukraińca. Gdyby Polska została przyłączona do USA, tego rodzaju publikacje nigdy by się w „Foreign Policy” nie pojawiły, a gdyby nawet jakimś cudem się pojawiły, to można by tylko zapytać redaktora naczelnego, od kiedy ma te objawy.  W takiej sytuacji staje się oczywiste, że pomysł przyłączenia Polski do Ukrainy przyniósłby nam tylko krew, pot i łzy. Dlatego ktoś powinien to wytłumaczyć panu prezydentowi Dudzie, żeby się opamiętał, no i panu ministrowi Zbigniewowi Rau, żeby się nie narkotyzował rządową propagandą, tylko odzyskał poczucie rzeczywistości i rozważył nakreśloną powyżej alternatywę. Piszę, żeby ją „rozważył”, ale tylko przez grzeczność, bo liczę na to, iż pan minister Rau jest na tyle dużym chłopczykiem, żeby wiedzieć, że tu nie ma co „rozważać”, tylko załatwić sprawę, bo w przeciwnym razie ukraińscy oligarchowie zasypią nasz nieszczęśliwy kraj „zbożem technicznym” z robalami, które będą ponad podziałami obgryzały zarówno Donalda Tuska, jak i Jarosława Kaczyńskiego.

Bezczelność ukraińskiego ministerstwa rolnictwa! “Daj palec, weźmie całą rękę”

Bezczelność ukraińskiego ministerstwa rolnictwa! “Daj palec, weźmie całą rękę”

18 kw., 2023 bezczelnosc-ukrainskiego-ministerstwa-rolnictwa

Polski minister rozwoju i technologii W. poinformował w sobotę, że zgodnie z decyzją Rady Ministrów podpisał rozporządzenie w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych, czego od miesięcy domagali się polscy rolnicy. Rozporządzenie zakłada, że do 30 czerwca br. jest zakaz przywozu z Ukrainy m.in. zboża, cukru, jaj, chmielu, wołowiny, wieprzowiny, mięsa drobiowego… Jednym słowem wszystkiego.

Mówiąc w skrócie: “słudzy narodu ukraińskiego” po niemal roku wycofali się z idiotycznej decyzji o zalaniu polskiego rynku ukraińskimi produktami, które doprowadziło polskich rolników do wielkich strat finansowych.

Teraz decyzję polskich władz w specjalnym komunikacie skomentowało ministerstwo polityki rolnej i żywnościowej Ukrainy. Czytamy w nim, że Ukraińcy chcą nowego porozumienia z Polską (na co rzecz jasna jest otwarty minister rolnictwa Robert Telus). Ukraiński resort wyznał, że “decyzje polskiej strony są sprzeczne z naszymi uzgodnieniami” i “zawsze ze zrozumieniem odnosiło się do sytuacji w polskim sektorze rolnym i operacyjnie reagowało na różnego rodzaju wyzwania”. Na tym nie koniec.

Rozumiemy, że polscy rolnicy znaleźli się w trudnej sytuacji, ale podkreślamy, że obecnie najtrudniejszą sytuację mają rolnicy Ukrainy. To na terytorium Ukrainy toczy się wojna, to ukraińscy rolnicy ponoszą kolosalne straty z powodu wojny Rosji przeciwko Ukrainie i to ukraińscy rolnicy giną na swoich polach od (wybuchów) rosyjskich min. Jednocześnie ukraińscy producenci rolni ze zrozumieniem odnoszą się do potrzeb polskich kolegów, mają nadzieję na wzajemne zrozumienie i oczekują konstruktywnego dialogu, by przyjąć uzgodnione rozwiązanie – czytamy w komunikacie ministerstwa polityki rolnej i żywnościowej Ukrainy.

Bezczelność ukraińskiego resortu rolnictwa dosłownie zwala z nóg. Zdaniem ukraińskiego resortu cały Zachód ma położyć swoją gospodarkę na łopatki, bo na wschodnie Ukrainy toczą się działania wojenne z Federacja Rosyjską. Za mało im broni, za mało socjalu, teraz nie odpowiadają im regulacje w sektorze rolniczym… Jak to było? Daj palec, a weźmie całą rękę?

Dmytro Firtasz, miliarder w areszcie. Trylogia o Firtaszu. Cz. III.

Dmytro Firtasz, miliarder w areszcie. Trylogia o Firtaszu i „rządzie” Cz. III.

Los ukraińskiego biznesmena Dmytro Firtasza wywołuje niepokój w trzech krajach: w Rosji, na Ukrainie i w USA.

Andrzej Łomanowski dmytro-firtasz-miliarder-w-areszcie 23.02.2017

Trzyletnia austriacka epopeja jednego z najbogatszych Ukraińców odsłoniła przed opinią publiczną potężne, biznesowo-polityczno-lobbystyczne zaplecze władców Kremla[?? hi, hi… md] , którego Firtasz jest znaczącą częścią.

Formalnie miliardera zatrzymano w marcu 2014 roku w Wiedniu – w trzy tygodnie po ucieczce prezydenta Wiktora Janukowycza z Ukrainy – za próbę przekupstwa urzędników w Indiach przy negocjowaniu kontraktu na zakup tytanu. Firtasza zaczęli jednak ścigać nie Hindusi, lecz Amerykanie.

Miliarder podpadł tym ostatnim, bo po pierwsze surowiec uzyskany w Indiach (dzięki łapówkom) chciał sprzedawać koncernowi Boeinga, którego siedziba jest w Chicago. A w dodatku do przekazania pieniędzy użył zarówno amerykańskich banków, jak i – co specjalnie podkreślono we wniosku o ekstradycję – amerykańskich serwerów. Tymczasem amerykańskie prawo zabrania dawania i brania łapówek, co może się wydawać pewnego rodzaju idealizmem.

Ale po tygodniu Firtasz wyszedł z austriackiego aresztu, bowiem wpłacono za niego kaucję – rekordową w historii austriackiego wymiaru sprawiedliwości. 125 mln euro przekazał rosyjski bogacz związany ściśle z Kremlem Wasilij Anisimow, ukazując tym samym pierwsze kontakty ukraińskiego miliardera i zarys problemu, przed jakim stanęli sędziowie w Wiedniu. W tle majaczy też sylwetka „bankiera Putina” Arkadija Rotenberga – biznesowego partnera Firtasza, no i samego prezydenta Rosji, do znajomości z którym miliarder się przyznaje. Kreml jednak nie komentuje informacji o rozległej wiedzy miliardera nie tylko na temat stosunków ukraińsko-rosyjskich, ale i powiązań biznesowych rosyjskiej elity politycznej, w tym samego prezydenta.

Podczas kolejnej rozprawy, wiosną 2015 roku, austriacki sędzia uznał, że nie ma podstaw do ekstradycji, gdyż sprawa miliardera ma podtekst polityczny. Wysyłając go do USA, chciano „usunąć go z ukraińskiej polityki”, by „nie szkodził politycznym interesom USA” – wyjaśnił sędzia.

Firtasz bowiem zdobył swój majątek jako pośrednik w handlu gazem między Rosją a Ukrainą. Do tak intratnego zajęcia Gazprom nie dopuszczał byle kogo. [może raczej – krewni i znajomi firtaszów nie dopuszczają „byle kogo” do Gazpromu.. M. Dakowski]

Działalność biznesmena doprowadziła do tzw. wojny gazowej Rosji i Ukrainy w 2009 roku i odsunięcia go od tego handlu. On sam zaangażował się wtedy po stronie Wiktora Janukowycza, stając się współorganizatorem jego zwycięstwa wyborczego, a potem jednym z filarów jego rządów. Do czasu rewolucji godności uważany był za zwolennika związania Kijowa z Moskwą i przeciwnika zbliżenia kraju z Unią Europejską. Ale w wiedeńskim sądzie, który ogłaszał w 2015 roku wyrok, rzucił znamienne słowa: „Osiągnęliśmy wszystko, co chcieliśmy: Poroszenko jest prezydentem, a Kliczko merem (Kijowa- red.)” – sugerując, że teraz ma ścisłe związki z nową ekipą „z Majdanu”.

Gdy wiedeński sąd apelacyjny zdecydował we wtorek, że Firtasz jednak zostanie deportowany do USA, w Kijowie zaczęto się zastanawiać, co może on wiedzieć i powiedzieć o byłym biznesmenie, a obecnym prezydencie Petrze Poroszence. Sam prezydent nie zabiera głosu w sprawie miliardera. Niezależnie od jego nastrojów w parlamencie zaś widać wyraźnie radość deputowanych „z Majdanu” i strach byłych współpracowników Janukowycza. Jeśli za Firtaszem zamknie się brama amerykańskiego aresztu, obecna prorosyjska opozycja nad Dnieprem straci szczodre źródło finansowania i wsparcie należącej do niego jednej z ogólnokrajowych telewizji. A to sprowadzi ją do poziomu politycznego planktonu.

Mimo jednak wyroku nadal nie wiadomo, czy Firtasz wyjedzie za ocean. Ostateczną decyzję w jego sprawie podejmie bowiem austriacki minister sprawiedliwości, który – jako polityk – jest podatny na polityczne naciski.

Wśród biznesowych partnerów Firtasza był też Amerykanin Paul Manafort, były szef sztabu wyborczego Donalda Trumpa – obecny prezydent usunął go ze stanowiska, bo Manafort nie zapłacił w USA podatku od milionów dolarów. Otrzymał je od Partii Regionów Wiktora Janukowycza za skuteczną kampanię wyborczą w 2010 roku. Amerykanin prowadził ją za pieniądze Firtasza. Mimo że usunięty ze sztabu wyborczego, nadal utrzymuje ścisłe kontakty z Trumpem. Część amerykańskich mediów sugeruje, że z tego powodu obecna administracja prezydencka niechętnie odnosi się do ekstradycji miliardera. Ale i poprzednia niezbyt się o to starała. Pewnie dlatego, że Firtasz zatrudnił u siebie byłego amerykańskiego sekretarza bezpieczeństwa wewnętrznego oraz jednego z rzeczników Billa Clintona.

Tymczasem FBI, wbrew politykom, dopomina się o rozmowę z miliarderem, podejrzewając go nadal o związki biznesowe z capo di tutti capi rosyjskiej mafii Siemionem Mogilewiczem – oskarżonym o przekupywanie sędziów w czasie zimowej olimpiady w Salt Lake City w 2002 roku.

Tymczasem Firtasz, człowiek, który wszystkim przeszkadza, na razie znów jest w austriackim areszcie. Na progu sądu bowiem został zatrzymany na wniosek prokuratury z… Hiszpanii. Tam zaś jest poszukiwany za pranie brudnych pieniędzy.

Trylogia o Firtaszu i „rządzie” Cz.I. Kto i co stoi za aferą zbożową? I dlaczego to Dmytro Firtasz?

Trylogia o Firtaszu i „rządzie” Cz.I.

Gadowski, Karpiel, Warzecha: Kto i co stoi za aferą zbożową? I dlaczego to Dmytro Firtasz?

14 kwietnia 2023 kto-i-co-stoi-za-afera-zbozowa

Od szeregu miesięcy trwa niekontrolowany import do Polski niepodlegających badaniom produktów rolnych z Ukrainy, przede wszystkim zboża. Jak się okazuje, stoją za tym procederem między innymi… prokremlowscy oligarchowie, którzy przejęli ogromny kawałek rolnego rynku naszego wschodniego sąsiada toczącego obecnie wojnę z Rosją. Mówili o tej kwestii Witold Gadowski i Łukasz Warzecha – publicyści goszczący w najnowszym, czwartkowym wydaniu audycji red. Łukasza Karpiela „Prawy Prosty plus”.

– Jesteśmy świadkami tego, jak bogacą się firmy powiązane z członkami elit obecnej władzy [rosyjskiej. Dlaczego rosyjskiej??? md] ] – powiedział Witold Gadowski, którego badanie sprawy zbożowej doprowadziło na trop ukraińskich oligarchów oraz ich interesów w Polsce. Chodzi m.in. o Dmytro Firtasza, niegdyś jednego z głównych udziałowców koncernu RosUkrEnergo, zaopatrującego w gaz całą Ukrainę. Druga połowa udziałów tej firmy należała do rosyjskiego Gazpromu. Ukrainiec Dmytro Firtasz to – według Gadowskiego – swego czasu sponsor kandydata na prezydenta Wiktora Janukowycza oraz pracodawca (za pośrednictwem fundacji) między innymi Włodzimierza Cimoszewicza i Waldemara Pawlaka.

[jest pochodzenia żydowskiego (podobnie jak Kołomojski).

W ostatnim czasie Dmytro Firtasz zaczął się przedstawiać jako przeciwnik Putina. Człowiek, który zbudował karierę i ogromną fortunę finansową na powiązaniach z Kremlem. Dla naszej „sprawy zbożowej” odkrył się całkowicie w wywiadzie, którego udzielił 22 lipca 2022 roku. Stwierdził tam, że posiada [na Ukrainie] silosy z 3 milionami ton zboża, z którym nie ma co zrobić. Musi więc przystąpić do sprzedaży. Założył dwie firmy działające w Polsce całkiem legalnie. Ostatnio kupił kamienicę po nie kim innym jak po Aleksandrze Gudzowatym. Stwierdził, że będzie handlował gazem amerykańskim, przesyłając go przez Polskę i sprzedając na Ukrainie. Prowadził na ten temat rozmowy z przedstawicielami obecnego rządu polskiego. W międzyczasie uruchomił transport zboża przez Polskę i [jego firma] to jest jeden z głównych kierunków tego transportu – relacjonował dziennikarz.

Łukasz Warzecha zauważył, że kolejni ministrowie rolnictwa nie są pytani, jak to możliwe, że od lata ubiegłego roku płynie ukraińskie zboże do Polski, a nasze państwo kompletnie w tej sprawie skapitulowało, nie podjęło żadnych działań.

– Przecież od samego początku były ostrzeżenia, że to zboże nie tylko przejedzie przez Polskę; że ono gdzieś się rozleje po kraju. Były też zastrzeżenia dotyczące np. przepustowości polskich portów, a ten problem nie został w żaden sposób rozwiązany i pan minister Telus też się o nim nie wypowiadał.

Publicysta zwrócił uwagę, że mimo zapewnień rządu, iż chodzi jedynie o transfer ukraińskiego zboża przez terytorium naszego kraju, nic nie zrobiono w tej sprawie. A dopiero teraz, po upływie wielu miesięcy szef resortu rolnictwa zaczyna obiecywać uszczelnianie tranzytu i kontrole jakości. – Co się działo przez ten czas? Tutaj bym oczekiwał wyjaśnień. Kto zawalił sprawę? Jak to możliwe, że ileś firm kupowało ukraińskie zboże do Polski i swobodnie je tutaj dystrybuowało? Gdzie były kontrole jakości zboża, które się dostaje do polskiego systemu spożywczego? To są pytania, na które powinien odpowiedzieć właściwie nie pan Telus, ale raczej pan premier Morawiecki –podkreślał Łukasz Warzecha.

Jako jedną z możliwych przyczyn skandalu zbożowego publicysta wymienił „bylejakość” i postawę „jakoś to będzie”. Inną ewentualnością jest świadome poświęcenie interesu polskich obywateli, w tym rolników, na rzecz „Ukrainy” [to firtasze – to sól ziemi ukrainskiej? md].Za tym wszystkim może stać jeszcze trzecia warstwa, ta, o której mówił Witold Gadowski, czyli korupcyjna. Wtedy mamy w grze bardzo duże pieniądze ocenił.

Łukasz Warzecha zastanawiał się, na ile afera zbożowa może zaszkodzić w roku wyborczym notowaniom PiS, na które głosowało dotychczas wielu mieszkańców wsi. Sprzeciw wobec polityki rządu w tym zakresie może w ocenie analityka być porównywalny bądź nawet większy niż ten, który wywołał niesławny projekt „Piątka dla zwierząt”.

Z kolei Witold Gadowski dodał, że w powietrzu wisi nad polską wsią „afera kurczakowa” związana z niekontrolowanym napływem niebadanego weterynaryjnie drobiu z Ukrainy. Stoi za tym procederem kolejny prorosyjski rekin biznesu. – Obydwaj oligarchowie, którzy na tym zyskują, są, a przynajmniej byli prokremlowscy. Teraz bardzo się z tego „piorą”, ale ich historia mówi sama za siebie.

– Turcja zablokowała swój wewnętrzny rynek, i dla ukraińskiego zboża, i dla ukraińskiego mięsa. Potrafiła to zrobić. A Polska nie widziała problemu – doda Gadowski.

Źródło: PCh24 TV

PRL-owski gołąbek pokoju i kamień z Kobylej Głowy

PRL-owski gołąbek pokoju i kamień z Kobylej Głowy

Nie wszyscy Polacy już o wszystkim zapomnieli, jest jeszcze wiele rzeczy, o których pamiętają.

Jerzy Przystawa 3.02.2010 archiwum/

Komentarz: TVP1 pokazała w poniedziałek 1 lutego 2010 film dokumentalny pt. „Towarzysz generał”, autorstwa Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka. Film przedstawia drogę życiową Wojciecha Jaruzelskiego. Po filmie odbyła się dyskusja prowadzona przez red. Rafała Ziemkiewicza, z udziałem publicystów Jacka Żakowskiego, Wojciecha Mazowieckiego, Piotra Zaręby i Łukasza Warzechy. Jako mój głos w dyskusji przedstawiam artykuł napisany 12 października 1994 na prośbę sekretarza redakcji „Gazety Polskiej”. Tekst nie został dopuszczony do druku.

We wtorek 11 października 1994, ok. godziny 16-tej, w księgarni na Placu Legionów we Wrocławiu zdarzyło się coś, co bulwersowało opinię publiczną przez kilka dni. Stanisław Helski, 65-letni rencista-rolnik, uderzył Wojciecha Jaruzelskiego kamieniem w twarz. Działo się to, gdy gen. Jaruzelski promował swoją najnowszą książkę i rozdawał autografy. Środki masowego przekazu doniosły, że Helski uderzył Jaruzelskiego cegłą, ale nie była to żadna cegła, tylko symboliczny kamień z jego pola, który przywiózł specjalnie, ukryty w „pederastce”. Naturalnie, oficerowie BOR ochraniający Generała, błyskawicznie obezwładnili rencistę, który nie próbował ani się bronić, ani uciekać, obdzielając go przy okazji kolorowymi wyzwiskami typu „gnoju, świnio, bydlaku, zdechniesz na śmietniku” itp.

Poszkodowanego Generała bezzwłocznie odwieziono do szpitala, jak się wydaje obrażenia nie były zbyt poważne. Natychmiast też, jak prawdziwy gołąbek pokoju i przykładny katolik, Generał wielkodusznie wybaczył ten okropny czyn swojemu napastnikowi, który „nie wiedział, co czyni”. Napastnik, niestety, nie wykazał podobnie chrześcijańskiego ducha – ani miłosierdzia, ani skruchy – i wręcz oświadczył, że przebaczać nie ma zamiaru. Noc spędził w areszcie, oczekuje go proces karny na podstawie art. 156 kk, zagrożony karą od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Wielkoduszność Generała nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Odpowiadał, że w moralności chrześcijańskiej (jeśli Generał Jaruzelski chce pozować na chrześcijanina) istnieje wymóg zadośćuczynienia. Gdyby Generał zamiast „przebaczania” był gotów zadośćuczynić za wyrządzone zło, wówczas byłby gotów rozważyć zmianę swego stanowiska.

Nie ma potrzeby przedstawiać ofiary tego incydentu, Generała Jaruzelskiego, aczkolwiek gdy rozjeżdża po Polsce rządową limuzyną pod ochroną BOR, zbiera honoraria za swoje książki i rozdaje autografy, uśmiechając się kordialnie zza ciemnych okularów do ludzi o krótkiej pamięci – warto przypomnieć, że to ten sam człowiek, który 24 lata wcześniej kazał strzelać do bezbronnych robotników udających się do pracy w Gdańsku, a 11 lat później wysłał czołgi na ulice przeciwko swojemu narodowi. „Są w Ojczyźnie rachunki krzywd”, które w żadne sposób nie zostały wyrównane. Nie ulega wątpliwości, że wielkoduszny Generał już dawno przebaczył matkom, których synowie zostali zabici w wyniku jego rozkazów, a także wybaczył Polsce za wiele cierpień, które jej przysporzył podczas swego długiego panowania. Ale Polska? Czy też już przebaczyła? Czy już zgodziła się przekazać wszystko “historii” lub puścić w niepamięć? Gdy wciąż żyje jeszcze mnóstwo ludzi, którzy bezpośrednio doświadczyli „dobrotliwości” i miłosierdzia Generała?

Kim jest wrocławski napastnik i jaki zły los, kazał mu podnieść kamień z jego pola, jechać do dalekiego Wrocławia, napadać na tak życzliwie usposobionego Generała i jeszcze krzyczeć „nie wybaczam!”?

Stanisław Helski, chłop z chłopów Zamojszczyzny, to człowiek twardy i dumny. Bo trzeba być twardym i dumnym, żeby w wieku 15 lat pójść do lasu i dołączyć do partyzantów, trzeba być twardym i dumnym, żeby uciec z pociągu wiozącym go do Majdanka. Trzeba być twardym i dumnym, żeby odkupić od PGR ziemię nieuprawianą przez 15 lat, ze zrujnowanymi zabudowaniami i zamienić to wszystko, w ciągu kilku lat w kwitnące gospodarstwo.

Stanisław Helski sam jeden był w stanie hodować stado 250 byczków – ok.60 ton wyśmienitej wołowiny, wystarczającej do miesięcznego pokrycia kartkowego zapotrzebowania miasta średniej wielkości! 60 kwintali pszenicy, jaką z jednego hektara zbierał Helski to było dwa razy tyle, ile wynosiła średnia krajowa! Helski był nie tylko chłopem twardym i dumnym, który nie dawał łapówek, ale też nie zginał karku przed sekretarzami i naczelnikami. Był świetnym gospodarzem i do niego zjeżdżały pielgrzymki rolników z całej Polski, aby zobaczyć, jak on to robi? Skąd czerpał siłę i upór, żeby to wszystko robić w panującej wówczas atmosferze nieustannych szykan, wygarbowanych na plecach każdego polskiego chłopa, w codziennej szarpaninie o sznurek do snopowiązałki, o każdy kilogram nawozu itd., itp.?

Ale Stanisław Helski miał dość szykan i handryczenia się ze skorumpowanymi urzędnikami. Gdy stoczniowcy Gdańska rozpoczęli strajk, „ruszył w Polskę” i zawiązał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Województwa Wałbrzyskiego. Razem z takim chłopami jak bracia Bartoszcze, Stanisław Janisz utworzył organizację pod nazwą „Solidarność Chłopska” i został członkiem Krajowego Komitetu Koordynacyjnego Chłopskich Związków Zawodowych. Gdy Generał Jaruzelski odmówił zgody na ich zarejestrowanie zorganizował w lutym 1981 głodówkę chłopów w kościele p.w. Świętego Jakuba w Świdnicy. Do momentu ogłoszenia Stanu Wojennego z pasją usiłował zorganizować opór ludowy.

Dzisiaj Generał Jaruzelski publicznie „przebacza”, ale pod osłoną Stanu Wojennego inaczej próbował złamać upartego chłopa: w maju 1982, gdy Helski przygotowywał swoje pola pod uprawę rzepaku, wysłał tam batalion 14 traktorów, pod osłoną milicji, aby przymusowo zasiać tam… jęczmień! Było to w Sudetach, gdzie według słów pisarza Józefa Kuśmierka, jest więcej ziemi leżącej odłogiem, niż ziemi uprawnej w całej Norwegii!

I z tych tysięcy hektarów leżących odłogiem Generał nakazuje przymusowo zagospodarować tych kilkanaście hektarów Helskiego! I, naturalnie, na jego koszt, ponieważ razem z milicją przybył i prokurator, który nakazał natychmiast zająć i zlicytować sprzęt i maszyny Helskiego, w tym budzący zawiść sąsiadów nowoczesny traktor. Trzeba było zapewnić, że Helski już nie będzie miał środków na prowadzenie swojej destrukcyjnej działalności.

Jak na tę napaść zareagował chłop? No cóż, wziął bronę i tą broną wybronował dopiero co zasiany jęczmień. Jak zareagował Generał? Starego Helskiego do więzienia, a młodego do wojska! „Żegnajcie pola i chaty, skazany chłop poszedł w sołdaty” – pisze na ścianie swego domu Robert Helski, a „tajemnicze ręce”, nocą, próbują ten napis zamalować.

W więzieniu, Stanisław Helski, ciężko pobity pałkami przez strażników, traci zęby i zdrowie. Odwożą go do więziennego szpitala, tam zamieniają mu więzienie na internowanie. Toczy się absurdalny proces karny, w którym sprawa trzykrotnie trafia na wokandę Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy, podobnie jak Generał Jaruzelski, „wybacza” niedobremu chłopu i dwukrotnie zarządza amnestię! Ta amnestia jest po to, żeby Helski nie mógł dochodzić swoich strat przed sądem cywilnym.

Do końca 1987 roku zawzięty i niewybaczający chłop toczy walkę z sądami Generała Jaruzelskiego, domagając się unieważnienia nakazu administracyjnego obsiania jego pola jako niezgodnego z prawem. Niestety, jak to sam głośno stwierdza przed Naczelnym Sądem Administracyjnym w Warszawie „klucze z Moskwy jeszcze nie nadeszły”. Przepracowany batalion sędziów i prokuratorów (w sprawie Helskiego wyrokowało ok. 40 sędziów!) został wplątany w poszukiwanie formuły prawnej sankcjonującej oczywiste bezprawie. Helski apeluje do Rzecznika Praw Obywatelskich, apeluje do Sejmu: domaga się postawienia Generała Jaruzelskiego przed Trybunałem Stanu! A Generał wielkodusznie wybacza! On tylko oczekuje, że Helski z rodziną, chodząc po pustych polach i zrujnowanym gospodarstwie uzna w końcu jego dobroć i wielkoduszność!

Dwa lata wcześniej, w tej samej księgarni, Chłop i Generał stanęli po raz pierwszy twarzą w twarz. Generał, podobnie jak feralnego wtorku, podpisywał książkę i rozdawał autografy. Stanisław Helski podszedł do stołu. „A gdzie książka?” – zapytał uśmiechnięty Generał. “Nie stać mnie na książki, od kiedy mnie pan zrujnował” – padła mało dyplomatyczna odpowiedź. Generał potraktował ją jako żart: „Ach, nie szkodzi, oto prezent dla pana” i ręka zamachnęła się do podpisu. „Pański podpis nie jest mi dzisiaj potrzebny. Potrzebowałem go w 1982 roku. Dzisiaj ja panu przyniosłem coś z moim podpisem”. I wręczył zdumionemu Generałowie petycję do Sejmu, datowaną w 1986 roku, domagającą się postawienia Jaruzelskiego przed Trybunałem Stanu.

Minęły dwa lata. Generał nie znalazł czasu, żeby odpowiedzieć na oskarżenia chłopa, którego zrujnował i zniszczył, sprowadzając jego rodzinę do skrajnego ubóstwa. Cóż by to było, gdyby Jaruzelski nagle zaczął odpisywać tym wszystkim Polakom, którzy czynią go odpowiedzialnym za ich parszywy los? Czy miałby wówczas czas na „wieczory autorskie”, „promocje” i odgrywanie roli „Europejczyka”? To znacznie łatwiej i wygodniej WYBACZYĆ wszystkim, a samemu zająć się fałszowaniem historii, na której sąd można się spokojnie oddać.

Stanisław Helski nie ma zaufania do werdyktu historii tworzonej przez Generała Jaruzelskiego. Tylko wtedy, gdy już wyczerpał WSZELKIE MOŻLIWE DROGI PRAWNE, postanowił w tak dramatyczny sposób zaprotestować przeciwko demonstracji cynizmu i pogardy dla milionów Polaków, jaką okazuje człowiek, na którego rękach jest krew wielu ludzi oraz ruina i bieda tysięcy. Kamień z Kobylej Głowy miał tylko uzmysłowić Generałowi, że nie wszyscy Polacy już o wszystkim zapomnieli, że jest jeszcze wiele rzeczy, o których pamiętają, a o których Wojciech Jaruzelski dawno zapomniał w swoich książkach.

Wrocław, 2 lutego 2010

Raport rosyjskiej Dumy: Tysiące Ukraińców wykorzystanych jako króliki doświadczalne do badań nad bronią biologiczną z USA, co najmniej 20 osób zmarło.

Raport rosyjskiej Dumy: Tysiące Ukraińców wykorzystanych jako króliki doświadczalne do badań nad bronią biologiczną z USA, co najmniej 20 osób zmarło.

Apr., 13. thegatewaypundit-thousands-of-ukrainians-used-as-guinea-pigs

Śledztwo rosyjskiego parlamentu w sprawie działalności amerykańskich biolaboratoriów na Ukrainie wykazało, że co najmniej 4000 Ukraińców zostało wykorzystanych jako króliki doświadczalne w amerykańskich eksperymentach z bronią biologiczną, z czego co najmniej 20 zmarło, donosi Edward Czesnokow w Komsomolskiej Prawdzie.

————–

“Co najmniej 4 tysiące Ukraińców, w większości wojskowych, stało się eksperymentalnymi królikami doświadczalnymi w ramach amerykańskich badań nad niebezpiecznymi patogenami. Tylko w charkowskim biolaboratorium podczas “eksperymentów” zmarło około 20 żołnierzy sił zbrojnych Ukrainy, a około 200 było hospitalizowanych, m.in. dlatego, że USA testowały na nich nielicencjonowane farmaceutyki” – pisze Czesznokow.

Jednym z celów było stworzenie wirusów za pomocą “sterowanej ewolucji” i zbadanie, jak miejscowi mieszkańcy zareagują na pewne patogeny.

“Sterowana ewolucja” to kryptonim badań nad bronią biologiczną typu “gain of function” [wzbogacanie funkcji], jak ujawnił przzy ukrytej kamerze dyrektor wykonawczy Pfizera Jordon Trishton Walker dla Project Veritas w filmie wydanym w styczniu br..

“Z pomocą kijowskiego reżimu, USA stworzyły około 50 biolaboratoriów na Ukrainie, gdzie przeprowadzano nielegalne eksperymenty na mieszkańcach Ukrainy”, jak twierdzi deputowana Dumy Irina Jarowaja, członek komisji śledczej ds. biolabów, która nazwała program badań biologicznych “nowym projektem Manhattan”.

Według tej deputowanej amerykańska aktywność w zakresie badań biologicznych rozpoczęła się na Ukrainie zaraz po 1991 roku od programu Nunn-Lugar prowadzonego przez Agencję Redukcji Zagrożeń Obronnych (DTRA) Pentagonu.

“Ambasada USA w Kijowie faktycznie pracowała jako placówka Pentagonu, wysyłając próbki biologiczne, w tym wirusy i patogeny, pocztą dyplomatyczną w obie strony, aby ukryć prawdę przed resztą świata”.

Yarovaya nazwała te działania “potwornym nadużyciem kanałów dyplomatycznych”.

Według blogera WarClandestine w 2005 roku ówczesny senator Barack Obama odwiedził byłe sowieckie obiekty biologiczne i chemiczne na Ukrainie i “założył amerykańskie korzenie Deep State na Ukrainie”. Po 2005 roku Black & Veatch, zleceniobiorca agencji DTRA, zbudował i zmodernizował 8 biolabów na Ukrainie, w tym biolaboratorium w Odessie do badania “patogenów, które mogą być wykorzystane w atakach bioterrorystycznych.”

Yarovaya zauważyła, że w przeddzień Majdanu w 2014 roku ukraiński parlament Werchowna Rada rozważał wprowadzenie zakazu działalności zagranicznych laboratoriów na Ukrainie. Ustawa została odłożona na półkę po sponsorowanym przez USA puczu, który był wspierany przez obecnego Wicesekretarza Stanu USA Victorię Nuland, obecnego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Jake’a Sullivana i ówczesnego wiceprezydenta Joe Bidena, co potwierdziła sama Nuland w wyciekłej rozmowie telefonicznej w 2014 roku.

Po tym jak wiceprezydent Joe Biden został człowiekiem do spraw Ukrainy w administracji Obamy wiosną 2014 roku, firma Huntera Bidena Rosemont Seneca Technology Partners zainwestowała co najmniej 500.000 $ w amerykańską firmę bio-badawczą Metabiota z siedzibą w San Francisco, jak pokazują e-maile z laptopa Huntera Bidena.

Metabiota otrzymała następnie kontrakt o wartości 23,9 mln dolarów na prowadzenie biolabów na Ukrainie dla Pentagonu i CIA. Metabiota współpracowała z EcoHealth Alliance Petera Daszaka w programie PREDICT, który – jak podaje strona internetowa programu – został zainicjowany w 2009 roku w celu “wzmocnienia globalnej zdolności do wykrywania i odkrywania wirusów o potencjale pandemicznym, które mogą przenosić się między zwierzętami i ludźmi”, w tym ” rodziny koronawirusów, do której należą SARS i MERS”. Krytycy tacy jak Robert F. Kennedy Jr. zarzucają, że te “zapobiegawcze” badania są jedynie przykrywką rządu USA dla zakazanych badań nad bronią biologiczną.

Program PREDICT jest częścią programu Nowych Zagrożeń Pandemicznych (USAID Emerging Pandemic Threats) i był prowadzony przez Instytut Zdrowia UC Davis One – jak podaje jego strona internetowa.

W swojej książce “Prawda o Wuhan” były wiceprezes EcoHealth Alliance Andrew Huff zarzuca, że EcoHealth Alliance opracował wirusa SARS-CoV2 “w okresie jego zatrudnienia (od 2014 do 2016 roku)”, w ramach programu PREDICT, nad którym pracował Huff. Jak twierdzi Huff, szef EcoHealth Alliance Peter Daszak przyznał się do pracy dla CIA, która zainwestowała w EcoHealth Alliance i Metabiota poprzez firmę CIA typu venture capital In-Q-Tel.

Huff pisze, że widział również dowody “pozornego testowania eksperymentalnych leków, terapii i szczepionek na członkach ukraińskiego wojska i lokalnej ludności”.

“Do 2022 roku Ukraina planowała rozmieścić kompleksowy system wywiadu biologicznego na zlecenie Stanów Zjednoczonych” – zarzuca rosyjska deputowana Irina Jarowaja, podając powstrzymanie “możliwej ‘biologicznej agresji” jako jeden z powodów rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

207-stronicowy raport nt. biolabów rosyjskiej Dumy zostanie teraz przesłany do zatwierdzenia przez Kreml, a następnie zostanie opublikowany do powszechnej analizy.

Źródło: GP

Link Tłyter na temat:

https://twitter.com/WarClandestine/status/1619886316371726341?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1619886316371726341%7Ctwgr%5Ee3191cf0294d5b8ffd9cd2798da18144da8697b7%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2F

www.thegatewaypundit.com%2F2023%2F04%2Frussian-duma-report-thousands-of-ukrainians-used-as-guinea-pigs-for-us-bioweapons-research-at-least-20-died%2F

https://twitter.com/Kanthan2030/status/1646128361935364096?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1646132283802533898%7Ctwgr%5Ee3191cf0294d5b8ffd9cd2798da18144da8697b7%7Ctwcon%5Es2_&ref_url=https%3A%2F%2F

www.thegatewaypundit.com%2F2023%2F04%2Frussian-duma-report-thousands-of-ukrainians-used-as-guinea-pigs-for-us-bioweapons-research-at-least-20-died%2F

HANDEL Z WROGIEM ?? [Pajac potrafi!!]

HANDEL Z WROGIEM ?? [Pajac potrafi!!]

Seymour Hersh trading-with-the-enemy?

Czy administracja Bidena ma pomysł na rozwiązanie konfliktu w obliczu szerzącej się korupcji w Kijowie i gromadzenia się wojsk amerykańskich na granicy z Ukrainą?

Rząd Ukrainy, na czele którego stoi Wołodymyr Zelensky, wykorzystuje fundusze amerykańskich podatników, aby drogo płacić za niezbędny olej napędowy, który utrzymuje ukraińską armię w ruchu w jej wojnie z Rosją.

Nie wiadomo, ile rząd Zelensky’ego płaci za galon paliwa, ale Pentagon płacił aż 400 dolarów za galon, aby przetransportować benzynę z portu w Pakistanie, ciężarówką lub na spadochronie, do Afganistanu podczas trwającej tam dekady amerykańskiej wojny.

Nie wiadomo też, że Zelensky kupował paliwo od Rosji, kraju, z którym i Waszyngton jest w „stanie wojny”, a ukraiński prezydent i wielu z jego otoczenia skubało niezliczone miliont amerykańskich dolarów przeznaczonych na zakup oleju napędowego.

Jeden z szacunków analityków Centralnej Agencji Wywiadowczej określił zdefraudowane fundusze na co najmniej 400 milionów dolarów w zeszłym roku; inny ekspert porównał poziom korupcji w Kijowie jako zbliżony do tego z wojny w Afganistanie, “chociaż nie będzie profesjonalnych raportów z audytu wychodzących z Ukrainy”.

“Zelensky kupuje od Rosjan olej napędowy z rabatem“, powiedział mi jeden znający się na rzeczy urzędnik amerykańskiego wywiadu. “A kto płaci za gaz i ropę? My.

Putin i jego oligarchowie zarabiają na tym miliony”.

Wiele ministerstw rządowych w Kijowie dosłownie “rywalizowało”, powiedziano mi, o założenie firm -przykrywek dla kontraktów eksportowych na broń i amunicję z prywatnymi handlarzami bronią na całym świecie, z których wszyscy zapewniają sute łapówki. Wiele z tych firm znajduje się w Polsce i Czechach, ale uważa się, że inne istnieją w Zatoce Perskiej i Izraelu. “Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy dowiedzieli się, że istnieją inne w takich miejscach jak Kajmany i Panama, i jest w nie zaangażowanych wielu Amerykanów” – powiedział mi amerykański ekspert od handlu międzynarodowego.

Kwestia korupcji została bezpośrednio poruszona z Zelenskim podczas spotkania w styczniu ubiegłego roku w Kijowie z dyrektorem CIA Williamem Burnsem. Jego przesłanie do ukraińskiego prezydenta, jak powiedział mi urzędnik wywiadu mający bezpośrednią wiedzę o spotkaniu, było jak z filmu o mafii z lat 50-tych.

Starsi generałowie i urzędnicy państwowi w Kijowie byli wściekli na to, co postrzegali jako chciwość Zelensky’ego, więc Burns powiedział ukraińskiemu prezydentowi, ponieważ “brał większą część pieniędzy z tych pieniędzy, które trafiała do generałów”.

Burns przedstawił również Zelensky’emu listę trzydziestu pięciu generałów i wyższych urzędników, których korupcja była znana CIA i innym członkom amerykańskiego rządu. Zelensky odpowiedział na amerykańskie naciski dziesięć dni później, publicznie zwalniając dziesięciu najbardziej ostentacyjnie kradnących urzędników z listy – i robiąc niewiele więcej. “Tych dziesięciu, których się pozbył, bezczelnie przechwalało się pieniędzmi, które mieli – jeżdżąc po Kijowie w swoich nowych mercedesach” – powiedział mi urzędnik wywiadu.

=========================================

Mail :

<< “Zelensky kupuje od Rosjan olej napędowy z rabatem“, powiedział mi jeden znający się na rzeczy urzędnik amerykańskiego wywiadu. “A kto płaci za gaz i ropę? My.

Putin i jego oligarchowie zarabiają na tym miliony”. >>

To nie tylko pajac, ale i zbrodniarz.

Zresztą w tej trójce – sami zbrodniarze:

Putin sprzedaje olej, by czołgi ukraińskie .MOGŁY ZABIJAĆ Rosjan.

Zelensky  płaci Rosjanom za olej.

Pieniądze Zelenskemu dostarczają Amerykanie, świadomi sposobu ich wykorzystania.

Byle wojenka trwała.  

Jak w drugiej wojnie światowej. 

Żołnierze amerykańscy walczyli na froncie, a bank BIS w Szwajcarii zasilał gotówką Hitlera.

Tak główka (olej) pracuje.

Kolejny polski najemnik zabity na Ukrainie.

Kolejny polski najemnik zabity na Ukrainie.

———————————-

Polski ochotnik zabity na Ukrainie zostanie pochowany w piątek w Bralinie

zabity-na-ukrainie-polski 13.04.2023

45-letni Michał Żurek z wielkopolskiego Bralina koło Kępna, który zginął od rosyjskiego pocisku na Ukrainie, zostanie pochowany w piątek na miejscowym cmentarzu. Żołnierz osierocił czworo dzieci w wieku od 12 do 18 lat.

Michał Żurek był dowódcą plutonu w ochotniczym Międzynarodowym Legionie Sił Zbrojnych Ukrainy. Przed wyjazdem na wojnę doświadczenie zdobywał w Wojskach Obrony Terytorialnej.

Zdaniem żony realizował się w wojsku. – Był bardzo dobry w tym, co robił. Złego słowa o nim nie słyszałam – powiedziała Agata Żurek. 

Nie protestowała, kiedy rok temu w kwietniu mąż podjął decyzję o wyjeździe na Ukrainę. – Mówił, że będzie walczył o wolność Ukrainy i bezpieczeństwo Polski – powiedziała. Po powrocie do kraju chciał służyć w Wojsku Polskim. 

Od początku liczyliśmy się z tym, że coś może pójść nie tak. W końcu to wojna. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli o śmierci – powiedziała. 

Wyznała, że niewiele wie o tym, jak zginął mąż. Wiadomo, że został ciężko ranny w głowę w Bachmucie; zmarł 25 marca w szpitalu w Dnieprze. – Dowiem się czegoś więcej, jak przyjadą jego znajomi z plutonu – powiedziała.Najbardziej smutne – zwierzyła się – że śmierć zabrała jej męża na miesiąc przed powrotem do kraju.

Jak powiedziała, był przedsiębiorczy i zaradny. Dzieci dodały, że ich tata był dobry i wesoły. 

Małżonkowie znali się 20 lat, małżeństwem byli od 19 lat. – Przeżywamy trudne chwile, zostałam z dziećmi sama – powiedziała wdowa. 

Pogrzeb w piątek, w miejscowym kościele w Bralinie, godz. 10. W nekrologu o zmarłym m.in. napisano, że „w potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędził”. 

======================

Więcej tu: В Артемовске уничтожили командира взвода интернационального легиона ВСУ польского наемника Журека

https://topwar.ru/214993-v-artemovske-unichtozhili-komandira-vzvoda-internacionalnogo-legiona-vsu-polskogo-naemnika-zhureka.html

Wydaliśmy już na pomoc Ukrainie. ok. 50 miliardów złotych – mówi „nasza” kobitka w Waszyngtonie.

Wydaliśmy już na pomoc Ukrainie. ok. 50 miliardów złotych – mówi „nasza” kobitka w Waszyngtonie.

Na podst.: wydalismy-juz-na-pomoc-ukrainie-50-miliardoów

Polska wydała łącznie na pomoc Ukrainie ok. 50 mld złotych, tj. 2 proc. polskiego PKB – powiedziała minister finansów Magdalena Rzeczkowska w dyskusji think-tanku Atlantic Council w Waszyngtonie. Zaznaczyła przy tym, że wydatki te są konieczne, bo „Ukraina walczy za przyszłość Polski”.

Pytana podczas dyskusji na marginesie odbywających się w tym tygodniu spotkań wiosennych MFW i Banku Światowego o polską pomoc dla Ukrainy i jej efekty, szefowa MF wymieniła cały szereg sposobów pomocy, od przyjęcia uchodźców i uchwalenia dla nich pakietu udogodnień, przez pomoc humanitarną i wojskową.

– Całkowita kwota wydatków na Ukrainę wynosi do 2 proc. naszego PKB, tj. ok. 50 mld złotych, więc to jest naprawdę ważna pozycja w naszym budżecie – powiedziała minister. Zaznaczyła przy tym, że choć Polska nie otrzymała części zapowiadanych pieniędzy na ten cel z Unii Europejskiej, to „mimo wszystko, jest to coś, co trzeba zrobić, bo Ukraina walczy za naszą przyszłość, za nasze wartości i za naszą wolność.

[Dalej bla-bla-bla, więc opuszczam MD]

Nawiedzenie Namiestnika

Nawiedzenie Namiestnika

Stanisław Michalkiewicz 14 kwietnia 2023 namiestnik

Antoni Słonimski wspomina, jak to przed wojną przyjechał do Warszawy Włodzimierz Majakowski, podówczas czołowy sowiecki „poeta proletariacki” („Mnie legczie czem drugim, ja Majakowski. Siżu i jem kusok konski”- Mnie lżej niż innym, ja Majakowski. Siedzę i jem kawałek koniny – pisał w okresie głodu w Sowdepii). Związek Literatów, który go podejmował, wydał na jego cześć przyjęcie w hotelu „Bristol”. Podczas kolacji Majakowski, chcąc okazać ostentacyjne lekceważenie „burżuazyjnym” formom towarzyskim, sięgnął ręką do salaterki z kiszonymi ogórkami, wyjął jeden i ostentacyjnie zakąsił. Siedzący naprzeciwko niego Słonimski sięgnął wtedy ręką do salaterki z sałatką majonezową i całą garść wepchnął sobie do ust. Na ten widok Majakowski roześmiał się i odłożył trzymany w ręku ogórek na talerzyk.

Przypomniała mi się ta historia z okazji przyjazdu do Warszawy z gospodarską wizytą w charakterze Namiestnika Pana Naszego z Waszyngtonu, ukraińskiego prezydenta Włodzimierza Zełeńskiego. Pan prezydent Duda powitał go w garniturze pod krawatem, podczas gdy prezydent Zełeński wystąpił w kostiumie w postaci podkoszulka, którego chyba nigdy nie zdejmuje. I tak dobrze, że nie pojawił się w piżamie albo w kalesonach.

Ciekawe, że pani Zełeńska, co to potrafiła w godzinę wydać w paryskim luksusowym magazynie 40 tysięcy euro, nie pomyślała o tym, żeby sprokurować sobie kostium „małej, dzielnej żony żołnierza”, tylko wystąpiła w zwyczajnym stroju, to znaczy – w sukni i płaszczu, podobnie jak pani prezydentowa Agata Dudzina. Prezydent Zełeński na „dzieńdobry” dostał od prezydenta Dudy order Orła Białego – pewnie gwoli udobruchania z powodu myśliwców MiG 29, na które strona ukraińska kręci nosem, że „przestarzałe” i w ogóle – Scheiss – i domaga się samolotów F-16. Oczywiście za darmo, bo przecież umowa z 2 grudnia 2016 roku obowiązuje. To może rzeczywiście lepiej zatkać mu usta orderem Orła Białego? To wysokie odznaczenie nikogo nie hańbi, chociaż, obok pana red. Michnika, dostali je również rozmaici konfidenci.

Wizyta prezydenta Zełeńskiego w Warszawie spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Oficjalnie ma nam „podziękować” za darmowe dostawy broni, amunicji i tak dalej, za wzięcie na utrzymanie polskich podatników około 2 milionów „uchodźców”, no i za zapchanie polskich magazynów zbożem wtrynionym Polsce przez tamtejszych oligarchów, co to mają latyfundia powyżej pół miliona hektarów.

Nawiasem mówiąc, właśnie z tego powodu podał się do dymisji pan Kowalczyk, minister rolnictwa w rządzie „dobrej zmiany”, ale najwyraźniej jest on tylko kozłem ofiarnym, bo tu inni szatani byli czynni, a on tylko wykonywał rozkazy. Kandydat na jego następcę, były minister rolnictwa pan Ardanowski odgraża się, że „natychmiast wstrzyma” import tego zboża do Polski, ale każdy najpierw się tak odgraża, a potem przychodzą do niego panowie i powiadają jemu: „wy Ardanowski, wiecie, rozumiecie, wy lepiej bardzo u nas uważajcie, bo będzie z wami brzydka sprawa” – no i taki jeden z drugim dygnitarz już wie, czego się trzymać i odtąd jest cichy i pokornego serca.

Więc oczywiście bardzo się cieszymy, że prezydent Zełeński będzie nam dziękował, bo jak wiadomo, dobra psu i mucha – ale tak naprawdę, to po co przyjechał? Pewne światło rzuca na to publikacja, która w ostatnią niedzielę ukazała się w poświęconym polityce zagranicznej amerykańskim piśmie Foreign Policy” – żeby mianowicie Polska utworzyła z Ukrainą jedno państwo. W tej sytuacji wypada przypomnieć, że w porywie serca gorejącego, o „unii” Polski z Ukrainą bredził 3 maja ubiegłego roku również pan prezydent Duda, ale potem ktoś starszy i mądrzejszy musiał mu wyperswadować, żeby nie wychodził przed orkiestrę, tylko znał swoje miejsce w szyku, więc bredził juz przytomniej, że to niby granica polsko-ukraińska, powinna „łączyć” – cokolwiek by to miało znaczyć – a nie „dzielić”. Żeby nawet jednak „łączyła”, to najpierw jednak musiałaby istnieć, a w tej sytuacji o żadnej „unii” mowy być nie może.

Teraz jednak za pośrednictwem „Foreign Policy”, w ten niezobowiązujący sposób odezwał się Nasz Najważniejszy Sojusznik, który najwyraźniej już obmyślił dla nas świetlaną przyszłość. Mamy mianowicie podjąć suwerenną decyzję o zlaniu się w jedno państwo z Ukrainą, dzięki czemu, na wypadek, kiedy na Ukrainie zabraknie ostatniego Ukraińca, to Nasz Najważniejszy Sojusznik będzie, jak gdyby nigdy nic, prowadził wojnę z Rosją w celu jej „osłabienia”, do ostatniego Polaka. Oczywiście autor artykułu, jakiś słowacki „ekspert” od robienia ludziom wody z mózgu, roztacza przed nami niebywale ekscytujące perspektywy, tak zwane – jak to w żydowskiej gazecie dla Polaków napisał kiedyś Aleksander Smolar – „postjagiellońskie mrzonki” – że to niby do spółki z Ukraińcami rozgromimy Rosję i w ten sposób Polska będzie od morza do morza, to znaczy – od Pacyfiku po Atlantyk.

Warto w tej sytuacji przypomnieć, że podobne wizje w swoim czasie rozsnuwał Mieczysław Moczar mówiąc, że „dla nas, partyjniaków”, prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki, a nasze granice – kto wie, może gdzieś hen, na Gibraltarze? Wystarczy tedy, że „ekspert” podstawi za „Związek Radziecki” Ukrainę, a za „Gibraltar” – rdzennie polskie miasto Władywostok nad Pacyfikiem, żeby dzisiejsi „partyjniacy” dostali orgazmu, jak przy jakimś zbiorowym gwałcie. Nie konfunduje ich nawet ruski jądrowy arsenał, podobnie jak statysty z rządu RP w Londynie nie konfundowało zbliżanie się Armii Czerwonej do polskiej granicy: co tam Sowieci! Strzelają amunicją angielską, a żywność mają amerykańską! – jak wspominał Stanisław Cat-Mackiewicz.

Bolesny powrót do rzeczywistości po tych marzycielskich euforiach byłby taki, że Polska – zgodnie z tym, co niedawno mówił ambasador RP w Paryżu, pan Rościszewski – „nie miałaby wyjścia”, jak włączyć się do tego konfliktu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z punktu widzenia Naszego Najważniejszego Sojusznika byłoby to znakomite wyjście – bo nastąpiłaby dostawa na ukraińską wojnę świeżego mięsa armatniego, w dodatku w sposób nie angażujący ani Stanów Zjednoczonych, ani w ogóle – NATO, bo procedury przewidziane w art. 5 traktatu waszyngtońskiego uruchamiane są tylko w przypadku „zbrojnej napaści” na państwo członkowskie, a nie w przypadku włączenia się takiego państwa do wojny prowadzonej formalnie przez państwa do NATO nie należące.

Czy zatem prezydent Zełeński przypadkiem nie przybył do Warszawy z gospodarską wizytą, by jako Namiestnik Pana Naszego z Waszyngtonu objawić nam naszą najbliższą i dalszą przyszłość? Jeśli tak, to nic dziwnego, że nie fatygował się nawet, by zmienić koszulę.

Z brzucha Bestii – relacja z największego światowego Kongresu szczepionkowców. „Nie doszliśmy do odporności stadnej z powodu tych antyszczepionkowców. Oni są niebezpieczni”.

Z brzucha Bestii – relacja z największego światowego Kongresu szczepionkowców, czyli „Masz 30 sekund na odpowiedź”’

„Nie doszliśmy do odporności stadnej z powodu tych antyszczepionkowców. Oni są niebezpieczni”.

bibula.Z brzucha Bestii

Zamieszczamy interesującą relację dr. Setty, który wziął udział w Konferencji – zlocie szamanów rozprawiających o „skuteczności i bezpieczeństwie” szczepionek oraz rozważających jak jeszcze szczelniej zacisnąć cenzurę aby nie przedostawała się prawda o barbarzyństwie dokonywanym „w imię nauki”.

Dr Madhava Setty okazuje się być spostrzegawczą osobą, a jednocześnie interesującą: jest certyfikowanym lekarzem anestezjologiem, który zanim ukończył studia medyczne wcześniej był inżynierem elektrykiem z zawodowym doświadczeniem pracując m.in. w przemyśle obronnym przy obliczeniach matematycznych czołgu Leopard. To jego inżynieryjne doświadczenie pozwalało mu spojrzeć szerzej na zagadnienia medycyny i wprawiało go w zdumienie podejście swoich młodszych kolegów studentów, jak również i wykładowców, którzy na organizm ludzki patrzyli w sposób mechanistyczny, on zaś dostrzegał i podziwiał ten najbardziej skomplikowany twór dużo głębiej.

Teraz okazuje się być dociekliwym lekarzem, który dopiero niedawno rozpoczął swoje blogowanie.

Pod koniec poniższej relacji z Kongresu szczepionkowców, Autor wypowiada naszym zdaniem nieco naiwnie optymistyczne posłania o skuteczności dialogu z proszczepionkową mafią, wyrażając nadzieję, że można tych skażonych mentalnością stadną, zuchwałością, butą i ignorancją – przemienić. My, po ponad 3 latach tzw. pandemii nie jesteśmy już takimi optymistami, ale obyśmy byli w błędzie. Red.

 ==================

W zeszłym tygodniu uczestniczyłem w 23. Światowym Kongresie Szczepionek w Waszyngtonie – który reklamuje się jako „najważniejsze wydarzenie szczepionkowe roku” – pisze lekarz anestezjolog, dr Madhava Setty.

Tenże 23rd World Vaccine Congress twierdzi, że podczas trzech konferencyjnych dni „w czasie sesji dowiesz się, jak najnowocześniejsze badania mogą być zintegrowane z: Przemysłem Farmaceutycznyn (Pharma), biotechnicznym (Biotech), naukowcami (Academia) oraz rządem, aby wyprodukować więcej i lepszych szczepionek”.

To było rzeczywiście niemałe wydarzenie, tym bardziej, że uczestniczyło w nim ponad 3100 osób, głównie z branży farmaceutycznej i biotechnologicznej oraz ciał regulacyjnych (głównie rządowe agencje).

Wśród głównych mówców znalazły się tak sławne postaci, jak Peter Marks, M.D., Ph.D., dyrektor Centrum Oceny i Badań Biofarmaceutycznych (CBER) w Agencji Żywności i Leków (FDA); różni dyrektorzy z BioNTech i Moderna; oraz akademickie szychy, takie jak Peter Hotez, M.D., Ph.D., dziekan National School of Tropical Medicine i współdyrektor Texas Children’s Hospital Center for Vaccine Development w Baylor College of Medicine.

Podczas trzech pełnych dni konferencji, ani ja, ani dr Elizabeth Mumper, pediatra ze stanu Wirginia i zdecydowana orędowniczka bezpieczeństwa szczepionek, nie spotkaliśmy innego lekarza, który prowadziłby obecnie praktykę kliniczną – pisze dr Setty.

Konferencja była otwarta dla każdego, kto był gotów zapłacić za wstęp, który zaczynał się od 495 dolarów dla studentów i wzrastał do ponad 1000 dolarów.

Ogólne wrażenia

Większość uczestników naprawdę wierzy, że robią to, co należy. Większość uczestników nie patrzy dalej niż na zalecenia agencji rządowych mających rzekomo dbać o zdrowie publiczne. Innymi słowy, w pełni wierzą, że szczepionki COVID-19 mRNA (i inne) są niezwykle bezpieczne i uratowały miliony istnień ludzkich.

Poza członkami Komitetu Doradczego ds. Szczepionek i Pokrewnych Produktów Biologicznych FDA (VRBPAC) oraz urzędnikami z Brytyjskiej Agencji Bezpieczeństwa Zdrowotnego (UKHSA), niewielu, jeśli w ogóle, zna dane z badań i obserwacji po wprowadzeniu do obrotu, dotyczące bezpieczeństwa i skuteczności szczepionki COVID-19.

Główni prelegenci i moderatorzy paneli eksperckich, którzy poruszyli temat „wahania się przed zaszczepieniem”, z lekceważeniem odnosili się do tych, którym udało się uniknąć szczepienia i otwarcie pogardliwie odnosili się do tych, którzy zachęcali innych do tego samego.

Z wyjątkiem kilku przypadków, ton prezentacji i dyskusji przy okrągłym stole był koleżeński. Poza pikantniejszymi pytaniami, które ja i dr Mumper mogliśmy zadać, nie było żadnych śladów tego, że któryś z uczestników kwestionuje konwencjonalne narracje dotyczące reakcji na pandemię COVID-19.

Rozmowy na osobności ujawniły jednak zachęcające znaki, że nie wszyscy tam obecni kupili konwencjonalne narracje dotyczące pandemii.

Częstym tematem były wezwania do „partnerstwa” publiczno-prywatnego

Byłem w stanie uczestniczyć tylko w części z setek prezentacji i dyskusji panelowych podczas konferencji. Poniżej podsumowuję najważniejsze punkty z sesji, w których uczestniczyłem oraz kluczowe rozmowy, które przeprowadziłem z prezenterami.

Uwaga dla czytelników: W całym tym artykule cytowałem siebie i innych. Nie mam dostępu do żadnych nagrań audio lub wideo z sesji, jeśli takie istnieją. Cytaty są sparafrazowane z moich własnych wspomnień i nie powinny być traktowane dosłownie. [Uwaga od tłumacza: tłumaczenie niektórych fragmentów wypowiedzi mogą być luźniejsze, aczkolwiek w pełni oddają ducha padających słów.]

Wprowadzenie do konferencji: Antyszczepionkowcy są niebezpieczni, spodziewaj się corocznych szczepień COVID

Dr Gregory Poland, dyrektor badań nad szczepionkami w Mayo Clinic, wygłosił uwagi wstępne. Następnie moderował dyskusję panelową z udziałem Petera Marksa; Paula Burtona, głównego oficera medycznego w firmie Moderna; Isabel Oliver, głównego doradcy naukowego w UKHSA; oraz dr Penny Heaton, szefa globalnego obszaru terapeutycznego szczepionek w Johnson & Johnson.

Ta pierwsza sesja była prawdopodobnie najbardziej fascynującymi 90 minutami całego tygodnia. Dr Poland, jak dowiedziałem się w krótkiej rozmowie z nim po konferencji, jest również pastorem. Jego zdolności oratorskie były w pełni widoczne podczas jego uwag wstępnych i końcowych, cytując między innymi Williama Wordswortha i Szekspira. Poprosił nas o uznanie ograniczeń, jakie mają naukowcy, gdy patrzą na świat przez pryzmat dualizmu.

Dr Poland jest również poszkodowany przez szczepionki

W lutym 2022 roku dr Poland przyznał, że cierpi na poważne szumy w uszach (tinnitus) po przyjęciu drugiej dawki „szczepionki z mRNA”. W tym czasie Poland opisał swoje objawy jako „wyjątkowo uciążliwe”. Mimo to zdecydował się na przyjęcie trzeciej dawki.

Komentarz dr. Poland na temat szczepionek COVID-19 mRNA był niezwykle pozytywny. Powiedział, że szybkie wdrożenie nowej terapii uratowało miliony istnień ludzkich i uratowałoby kolejne miliony, gdyby nie niepokojący trend rosnącego wahania szczepionkowego.

Założyłem, że jego szumy uszne wywołane szczepionką ustąpiły w ciągu ostatniego roku, jednak dopiero pod koniec konferencji, kilka dni później, powiedział mi osobiście, że jego objawy nadal powodują osłabienie, co czyni jego bezgraniczne poparcie dla tych produktów jeszcze bardziej zdumiewającym.

Dr Poland nadał ton całej konferencji w ciągu pierwszych 10 minut. Jego zdaniem, pandemia COVID-19 została powstrzymana dzięki ciężkiej pracy naszych agencji regulacyjnych i niezwykłym produktom pochodzącym z platformy mRNA.

Jedyną porażką było „niewytłumaczalne” wahanie się co do szczepionek, zjawisko napędzane przez pseudonaukowców antyszczepionkowych, którzy czerpią zyski z szerzenia bezpodstawnej, napędzanej strachem propagandy.

Zwalczanie niezdecydowania w kwestii szczepionek, powiedział, jest tak dużym wyzwaniem jak ochrona świata przed kolejnym śmiertelnym patogenem. Istotnie, znaczna część wydarzeń skupiła się na strategiach demontażu niepokojącego ruchu „antyszczepionkowców”.

Dr Peter Marks poparł stanowisko dr. Poland, że przeciwnicy szczepionek są irracjonalni: „To szalone, że nie rozumieją, jak wspaniałe są szczepionki” – powiedział. „Ja już zupełnie zrezygnowałem prób dyskusji z ludźmi, którzy uważają, że szczepionki nie są bezpieczne.”

Ta uwaga była dla mnie szczególnie niepokojąca. Co będzie potrzebne dyrektorowi CBER FDA, aby kiedykolwiek ponownie ocenić profil bezpieczeństwa szczepionek z mRNA, zwłaszcza jeśli nie chce już angażować się z tymi, którzy się z nim nie zgadzają?

Paneliści wyrazili szok, że niektóre stany (Idaho i Północna Dakota) rozważają ustawy czyniące podawanie szczepionek COVID-19 mRNA nielegalnym.

„Jak możemy sprawić, by społeczeństwo zrozumiało, a nauka pokazuje to nieustannie, że szczepionki COVID ratują życie!” – zapytał i odpowiedział sobie Heaton.

Dr Poland – przypomnijmy, również pastor – odpowiedział: „Czy nie powinniśmy dodać: Amen! ??”.

Dr Marks dał znać publiczności, jak będzie wyglądać przyszłość. „Nie zamierzam wstrzymywać oddechu czekając na „szczepionkę sterylizującą” [inaczej zwana szczepionką odpornościową, zaprojektowana celem całkowitego zablokowania replikacji patogenu, a tym samym całkowitej odporności przeciwko zakażeniu daną chorobą – to takie pojęcia współczesnych guślarzy z kręgu wirusologów i wakcynologów – przyp. tłum.], ochrona przed ciężką chorobą jest wystarczająca” – powiedział. Marks przewidział, że szczepionki COVID-19 będą podawane co dwa lata lub nawet co roku.

Zauważył, że wyzwaniem będzie zidentyfikowanie interesującego nas szczepu w czerwcu, tak abyśmy mogli mieć szczepionkę do września. 100-dniowy cykl jest możliwy, o ile mamy gotową produkcję, powiedział, a Heaton (J&J) i Burton (Moderna) przytaknęli w odpowiedzi.

Podsumowując, liderzy przemysłu szczepionkowego i agencji regulacyjnych są, moim zdaniem, przekonani, że zaoferowali światu wspaniały produkt i są sfrustrowani, że nie jest on łatwo i powszechnie akceptowany.

Przytoczyli fakt, że chociaż 70% Amerykanów otrzymało pierwszą serię szczepionki, to tylko 15% zdecydowało się na otrzymanie dawki przypominającej dwuwalentnej, która stała się dostępna we wrześniu 2022 roku.

Niechęć społeczeństwa do przyjęcia zastrzyku, ich zdaniem, wynika z postrzeganego zmniejszenia zagrożenia chorobą, które można przezwyciężyć poprzez „odpowiednie przekazywanie informacji.”

Oczywiście, opinia publiczna ma rację. Patogenność szczepów krążących obecnie jest mniejsza niż pierwotnego szczepu z 2020 roku. [Do tej pory nie wyizolowano żadnego „wirusa” mającego powodować COVID-19, więc trudno jest w ogóle mówić o jakiejś patogenności, tym bardziej, że w gruzy upada cała teoria wirusa – przyp. tłum.] Nigdy nie wspomniano o możliwości, że zmniejszone zainteresowanie szczepionkami może być związane ze słabym profilem bezpieczeństwa.

W ich umysłach urazy poszczepienne i poważne zdarzenia niepożądane są niezwykle rzadkie. Ich występowanie zostało wyolbrzymione przez antyszczepionkowe, plotkarskie media. Dr Poland zażartował, że „może powinniśmy rozpowszechnić plotkę, że mikrochipy są w iwermektynie?”.

Jego rejterada spotkała się jedynie z nielicznymi, nerwowymi śmiechami.

Dyskusja przy okrągłym stole: „Spostrzeżenia i narzędzia przeciwdziałania wahaniom dotyczącym szczepionek”.

Chociaż prelegenci podczas sesji wstępnej byli wyraźnie przekonani, że produkty są „bezpieczne i skuteczne”, to przyznali, że istnieje silna i rosnąca część populacji, która niechętnie podchodzi do szczepień.

Co ważniejsze, byli zainteresowani rozbiciem tego ruchu, a nie ignorowaniem go. Była to okazja do nawiązania z nimi kontaktu, być może w mniejszych grupach lub indywidualnie. Podjąłem pierwszą próbę dyskusji przy okrągłym stole, gdzie ludzie mogliby zaproponować sposoby przekonania „antyszczepionkowców”, że się mylą.

Usiadłem obok Dame Jennifer Margaret Harries, brytyjskiej lekarki zajmującej się zdrowiem publicznym i szefowej UKHSA. UKHSA publikuje dane dotyczące nadzoru zdrowotnego w Wielkiej Brytanii z większą szczegółowością i częstotliwością niż nasze własne Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC).

Dałem jej znać, że doceniam dane pochodzące z jej agencji i że zacząłem śledzić regularne raporty nadzoru agencji dwa lata temu. Była wdzięczna za uznanie i doceniła moje zainteresowanie jej pracą.

To właśnie UKHSA zaoferowała pierwszy rzut oka na negatywną skuteczność szczepionek COVID-19 w publicznym zbiorze danych we wrześniu 2021 roku.

Zapytałem o to Harries, a jej ton natychmiast się zmienił. Powiedziała, że nic jej nie wiadomo na ten temat i że musiałaby się temu przyjrzeć przed skomentowaniem.

Byłem zaskoczony jej odpowiedzią. Raport z września 2021 roku nie był aberracją. Kolejne raporty agencji, której przewodniczy, wskazywały na dużą i rosnącą zachorowalność na COVID-19 wśród zaszczepionych, w porównaniu z nieszczepionymi.

UKHSA przestała udostępniać te dane kilka miesięcy później. Chciałem wiedzieć dlaczego, ale ona nie chciała odpowiedzieć.

Zmieniłem taktykę i zapytałem ją o dr Tess Lawrie z Evidence-Based Medicine Consultancy, która dostrzegła sygnały bezpieczeństwa w brytyjskim systemie Yellow Card [odpowiednik amerykańskiego systemu VAERS mającego gromadzić dane o skutkach ubocznych szczepionek – tłum.] i w czerwcu 2021 roku w liście otwartym wezwała dyrektora Medicines and Healthcare products Regulatory Agency do wstrzymania brytyjskiej kampanii szczepień.

Harries spojrzała na mnie surowo i powiedziała: „W moim kraju jest kilku wybitnych lekarzy, którzy zdobywają sławę dzięki bezpodstawnym stanowiskom wokół zagrożeń związanych ze szczepionkami, ostatnio pewien kardiolog.”

„Czy masz na myśli dr Aseem Malhotra?”

„Tak. Ostatnio zyskał on wiele uwagi”.

Harries nie uważała Malhotry ani Lawrie za osoby posiadające wiarygodne opinie, a przynajmniej tak mi powiedziała. Niełatwo było mi się z tym pogodzić. Nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym dalej. W późniejszym okresie tygodnia miałem jeszcze jedną krótką interakcję z Harries (patrz poniżej).

Amerykański pediatra przewodniczył obradom okrągłego stołu. Otworzył dyskusję prośbą o pomysły, jak przeciwdziałać wahaniom dotyczącym szczepionek.

Ja miałem jeden:

„Jest oczywiste, że pączki Krispy Kreme [firma sprzedająca głównie Donuts-y i kawę, która zasłynęła kampanią darmowych pączków gdy się zaszczepisz – przyp. tłum.] ograniczenia w podróżowaniu – to marchewki i kije, które tylko częściowo zadziałały. Ci, którzy nadal się wahają, są nieugięci w swoim stanowisku, ponieważ szukali głębiej, mocniej niż większość. Nie wierzą plotkom. Słuchają wiarygodnych lekarzy i naukowców, którzy są autorami wielu recenzowanych prac i którzy są krytykami szczepionki COVID-19. Dlaczego nie zaangażujemy ich otwarcie i nie zobaczymy, co mają do powiedzenia?”

Katie Attwell, Ph.D., profesor z University of Western Australia, której zainteresowania dotyczą polityki szczepionkowej i przyjmowania szczepionek, odrzuciła ten pomysł. Nie wiedziałem wtedy, kim ona jest. Udało mi się z nią porozmawiać osobiście później w tygodniu. „Nie możemy dać głosu krytykowi”, powiedziała mi. „Kiedy społeczeństwo zobaczy ich na równi z nami, może uwierzyć w to, co mówią”.

W jej strategii jest zawarta idea, że „społeczeństwo nie może oddzielić informacji od dezinformacji”. Prawda, jej zdaniem, nie może istnieć samodzielnie i musi być uznana za takową przez tych, którzy wiedzą lepiej.

Oczywiście, jest też inna możliwość. Być może ona wie, jaka jest prawda i chce ją ukryć. Moje początkowe wrażenie było takie, że szczerze wykonywała swój obowiązek ochrony społeczeństwa za pomocą wszelkich niezbędnych środków. Wszystko sprowadzałoby się do oceny jej szerokiej wiedzy na ten temat, co udało mi się zrobić dwa dni później.

Chris Graves, założyciel Ogilvy Center for Behavioral Science, poparł stanowisko dr Attwell. Był to uśmiechnięty, towarzyski gość, który, jak się później dowiedziałem, został zatrudniony przez firmę Merck do analizy różnych typów osobowości i systemów wartości/wiary wśród obozu „antyszczepionkowców”.

Gdy dana osoba zostanie odpowiednio skategoryzowana, można zastosować „spersonalizowane wiadomości”, aby sprowadzić ją z powrotem do „rzeczywistości”. Zgodnie z abstraktem jego badania:

„Tak jak medycyna precyzyjna traktuje jednostki, tak to badanie 3000 rodziców (z uwzględnieniem wszystkich grup demograficznych) w USA miało na celu zidentyfikowanie najskuteczniejszych spersonalizowanych komunikatów w celu rozwiązania problemu wahania się rodziców co do szczepionek. Po pierwsze, poszukiwano korelacji pomiędzy: danymi demograficznymi, podawanymi konkretnymi powodami wahania się co do szczepionki, uprzedzeniami poznawczymi, stylami poznawczymi, światopoglądem związanym z tożsamością oraz cechami osobowości. Po drugie, przetestowano 16 komunikatów w formie mini-narracji, z których każda ucieleśniała zasady nauk behawioralnych, aby sprawdzić, czy pewne komunikaty rezonowały lepiej niż inne w zależności od wielu powyższych czynników.”

Zapytałem go później, jak zareagowałby na kogoś, kto spojrzał na dane z badań i obserwacji i stwierdził, że opowiadają one inną historię o bezpieczeństwie szczepionek. Uśmiechnął się, „Och, to są ci, którzy mają większą potrzebę zamknięcia poznawczego. Tak. Utknęli, ponieważ nie mogą iść do przodu, jeśli istnieje jakakolwiek niepewność.”

Graves nie potrafił opisać, na czym konkretnie miałoby polegać „spersonalizowane przesyłanie wiadomości” dla tej grupy, a jedynie to, że istniało i zostało udowodnione, że jest bardziej skuteczne niż inne rodzaje przesyłania wiadomości

Zapytałem go, czy jest świadomy, ile zgłoszeń o zdarzeniach niepożądanych zostało zarejestrowanych w Vaccine Adverse Event Reporting System (VAERS). „Nie” – odpowiedział, wciąż się uśmiechając.

Dyskusja panelowa: „Czego szczepionki i COVID nauczyły nas o nauce immunologii”.

W panelu wziął udział Ofer Levy, M.D., Ph.D., dyrektor programu Precision Vaccines w Boston Children’s Hospital i członek VRBPAC.

Dyskusja skupiła się wokół braku dobrych biologicznych markerów skuteczności szczepionek. Według zgodnego stanowiska VRBPAC, poziom przeciwciał nie jest surogatem ochrony.

Innymi słowy, odpowiedź immunologiczna na szczepionkę w postaci przeciwciał nie powinna być wykorzystywana do oceny, czy szczepionka zrobi coś pożytecznego. Mimo to, próby pediatryczne oryginalnego preparatu wykorzystywały je jako dowód skuteczności.

Jednym z członków panelu ekspertów była Sharon Benzeno, Ph.D., dyrektor (CCO) Immune Medicine w Adaptive Biotechnologies, która zaoferowała zachęcające informacje. Uważała, że nasze podejście było zbyt skoncentrowane na reakcjach przeciwciał i że w przyszłości możliwe będzie zidentyfikowanie biochemicznych markerów odporności komórkowej wywołanej szczepionką. Levy zgodził się, że będzie to ważny dodatek do naszej wiedzy w przyszłości.

Kiedy nadszedł czas na pytania, zapytałem panel:

„Jak wszyscy wiemy, absorpcja dawki przypominającej jest bardzo niska. Ludzie nie chcą poddawać się kolejnemu zastrzykowi, ponieważ nie ma badań, które sprawdzałyby wyniki, a jedynie immunogenność, która, jak sami mówicie, jest niewystarczająca. Dlaczego nie nalegać na badania, które mogą udowodnić korzyści w zakresie wyników?”.

Levy odpowiedział, że panel doradczy nie miał wpływu na to, jakiego rodzaju badania były wymagane. Jego komitet doradczy mógł jedynie głosować na „tak”, „nie” lub „wstrzymać się” w odniesieniu do zatwierdzenia/autoryzacji.

Inny członek panelu, Alessandro Sette, doktor nauk biologicznych, szef Sette Lab i profesor w La Jolla Institute for Immunology, wtrącił: „To nie byłoby praktyczne. Sygnał jest zbyt mały, ponieważ nie mamy już do czynienia z populacją nie-naiwną„.

Sette złapał przynętę. Twierdził, że większość ludzi została już zaszczepiona albo wystawiona na działanie wirusa. Szczepienie przypominające przyniosłoby niewielką korzyść, jeśli w ogóle, dla populacji, która była już chroniona.

Zadałem oczywiste pytanie: „Dlaczego więc dalej nalegamy, aby każdy otrzymał szczepionkę?”.

Harries, moderator, natychmiast wkroczył do akcji: „Dobra, zboczyliśmy z tematu. Następne pytanie.”

Zaczynałem rozumieć, jak ta konferencja była zarządzana. Nie wierzę, że sponsorzy tego spotkania spodziewali się napotkać wiele dociekliwych pytań o jakość szczepionek COVID-19, ze strony publiczności, która zapłaciła za swoje drogie bilety. Kiedy i jeśli się pojawiały, moderatorzy szybko interweniowali.

Czy było możliwe, że inni na widowni widzieli, co się dzieje? Uważam, że tak. Za każdym razem, gdy zadawałem pytanie, osoby siedzące w pobliżu mówiły mi, że doceniają pytanie i zastanawiają się, dlaczego pozostało ono bez odpowiedzi.

Nawet nienaukowiec z Moderny podchodził do mnie kilka razy w trakcie konferencji, aby dać mi znać, że zgadza się, iż odpowiedź na te kwestie byłaby najlepszym sposobem na „zwiększenie absorpcji” i że planuje przekazać moje pytania swojemu personelowi naukowemu.

Dyskusja panelowa: Jak prawo dotyczące szczepionek wpływa na ich przyjmowanie i dostęp do nich?

Moderatorem tej grupy był prawnik Brian Dean Abramson, „wiodący ekspert w dziedzinie prawa szczepionkowego, wykładający ten temat jako adiunkt prawa szczepionkowego w Florida International University College of Law„.

Jego uwagi wstępne zademonstrowały jego pogardę dla zwolenników szczepionek:

„Nie doszliśmy do odporności stadnej z powodu tych antyszczepionkowców. Oni są niebezpieczni. W 2021 roku otrzymali 4 miliony dolarów w darowiznach. Szacuje się, że w 2022 roku do ich ruchu trafiło ponad 20 milionów dolarów.”

Panel obejmował dr Attwell, której stanowisko było jasne z jej płytkiej odpowiedzi na moją sugestię wcześniej. Co godne uwagi, jej publiczna strona wskazuje, że otrzymała około 2 milionów dolarów dofinansowania na swoje badania nad zwiększeniem dostępu do szczepionek i ich przyjmowania.

Attwell nie jest lekarzem ani naukowcem medycznym. Jednakże, również na tym panelu był lekarz zdrowia publicznego z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health, Chizoba Wonodi, Ph.D., który ma 27 lat doświadczenia w Afryce, Azji i Ameryce.

Byłem zachęcony wsparciem moich wcześniejszych wypowiedzi przez zgromadzonych i kiedy zaoferowano mi mikrofon, rozpocząłęm z bardziej agresywną salwą skierowaną do moderatora:

„’Antyszczepionkowiec’ ma wydźwięk pejoratywny i odzwierciedla ignorancję na temat tego, kim są zwolennicy szczepionek i dlaczego wierzą w to, w co wierzą. Jest to jeszcze bardziej widoczne, gdy w odniesieniu do tej pandemii wstawia się takie terminy jak ‘odporność stadna’. Bez szczepionki sterylizującej, lub nawet takiej, która może zapobiec infekcji, odporność stadna jest niemożliwością. Zamiast zaogniać sytuację, dlaczego nie zaangażujemy się z lekarzami i naukowcami, którzy są ostrożni w kwestii szczepionek i nie usłyszymy ich argumentów w uczciwej, otwartej i publicznej dyskusji?”.

Po raz kolejny dr Katie Attwell grzecznie ostrzegła słuchaczy, że byłoby to jej zdaniem zbyt niebezpieczne. Spodziewałem się tego. I również ponownie zostałem zachęcony, że trzy osoby siedzące wokół mnie uznały, że mój punkt jest ważny i że zastanawiające jest, że paneliści nie odniosą się do meritum mojego stanowiska.

Po wszystkim dr Chizoba podeszła do mnie i dała mi znać, że docenia moje pytanie. W swojej pracy odkryła, że najważniejsza jest edukacja. Była uprzejma; wierzyła, że do wielu niechętnych szczepionkom lekarzy można dotrzeć, przekazując im odpowiednie informacje.

Zapytałem ją, jak odniosłaby się do lekarza, który po prostu uważałby, że dopuszczenie terapii, w której podwójnie ślepa próba wykazała większą śmiertelność niż placebo, było nie tylko bezprecedensowe, ale i nielogiczne.

Wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. „Czy to z nowego badania?” zapytała.

Powiedziałem jej, że to z opublikowanych wyników okresowych z badania Pfizer/BioNTech, badania, które zapoczątkowało światową kampanię szczepień. Nie znała tych wyników.

Na swoje usprawiedliwienie przyznała, że nie przejrzała tego dokumentu, ale planuje to zrobić.

Ostatni dzień

Uczestniczyłem w sesji zatytułowanej „Let’s Talk Shots” (Pogadajmy o szprycach), gdzie dr Daniel Salmon przedstawił pracę wykonywaną w Johns Hopkins Institute for Vaccine Safety.

„LetsTalkShots został zaprojektowany, aby wspierać podejmowanie decyzji dotyczących szczepionek. Dzieli się wciągającymi animowanymi treściami w oparciu o pytania lub obawy danej osoby.”

Wystarczy powiedzieć, że za kampanią na rzecz szczepień społeczeństwa stoi wiele myśli, pieniędzy i energii. Podejście po raz kolejny koncentruje się wokół ukierunkowanego przekazu, który uznaje, że różni ludzie potrzebują usłyszeć różne rodzaje informacji.

Attwell również prezentowała dla tej samej publiczności. Na tym forum zwróciła uwagę, że rząd USA jest bardziej tolerancyjny wobec osób niechętnych szczepieniom niż w jej kraju [w Australii]. Zasugerowała, że nasze religijne i filozoficzne zwolnienia od konieczności zaszczepienia [Religious or Philosophical Exemptions] powinny zostać całkowicie wyeliminowane. Tylko najsurowsze zwolnienia medyczne powinny być dozwolone. To doprowadzi do lepszych wyników.

Po jej przemówieniu, podszedłem do niej. Spojrzała w górę, jakby oczekiwała, że zadam jej kilka pytań. Zapytałem ją, czy byłaby skłonna do bardziej otwartej rozmowy na temat jej badań i opinii. Była.

Dałem jej do zrozumienia, że myślę, iż jest na tyle inteligentna, by zdać sobie sprawę, że w rzeczywistości jestem sceptykiem szczepionkowym. Kiwnęła głową.

„Więc”, powiedziałem, „numer jeden rozprzestrzeniający dezinformację może ubiegać się o urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Co twoim zdaniem należy zrobić?” [Chodzi o Roberta F. Kennedy”’ego, Jr. prawnika walczącego od kilkudziesięciu lat z cenzurą dotyczącą zgubnego wpływu wszystkich szczepionek na zdrowie, który właśnie ogłosił, że będzie ubiegał sie o urząd Prezydenta USA – tłum.]

Uśmiechnęła się niezręcznie i powiedziała: „Tak, trudno będzie powstrzymać go przed dostępem do tlenu”. [chodzi o odcięcie od ‘tlenu’ mediów, od dotarcia do wyborców – tłum.]

Innymi słowy, proponowane przez nią podejście do duszenia rzeczników antyszczepionkowców staje się znacznie trudniejsze, gdy ubiegają się oni o najwyższy urząd w państwie. Myślałem, że może będzie skłonna ponownie rozważyć swoją strategię. Nie była.

Spróbowałem innego podejścia. Wyjaśniłem, że w moim dochodzeniu nie znalazłem wystarczających dowodów na to, że szczepionki z mRNA COVID-19 były bezpieczne lub skuteczne, jednak byłem otwarty na możliwość, że platforma mRNA może ostatecznie okazać się potężnym sposobem na tworzenie terapii, które są bezpieczne i skuteczne w przyszłości.

Co dobrego byłoby z posiadania tej technologii, jeśli połowa społeczeństwa nie ufa już jej lub ludziom, którzy wciskają im ją do gardła, jednocześnie odmawiając im możliwości debaty?

„Tak, to dobry punkt.”

Powiedziałem jej, że w tym kraju lekarze nie są skłonni pisać religijnych lub filozoficznych zwolnień na szczepionki COVID-19 z obawy przed możłiwość reperkusji. Wielu pracodawców i tak ich nie zaakceptuje, więc jej stanowisko jest bez znaczenia.

„Tak, to prawda.”

Zapytałem ją, co byłoby powodem do zwolnienia lekarskiego. Nie wiedziała. Wyjaśniłem, że zwolnienia medyczne są uznawane za ważne TYLKO wtedy, gdy dana osoba ma dowody na wcześniejszą reakcję na szczepionkę mRNA lub na jeden lub więcej składników w nich zawartych. A nikt poza garstką ludzi na planecie nie wie, co dokładnie jest w tych produktach.

Skąd lekarz (lub ktokolwiek inny) miałby wiedzieć, czy dana osoba była w grupie zwiększonego ryzyka wystąpienia niepożądanego zdarzenia?

„Nie wiem.”

Zapytałem ją, czy była świadoma dowodów na oszustwa medyczne wokół prób szczepionek Pfizera. Powiedziała, że czytała coś o tym jakiś czas temu, ale nie sądziła, że to ważne.

Na koniec zapytałem ją, dlaczego uważa, że szczepienie wszystkich jest właściwą rzeczą do zrobienia.

„Wskaźniki szczepień w moim kraju są wyższe niż w twoim i wypadliśmy lepiej”.

Ale są kraje, których wskaźniki szczepień są znacznie niższe niż w obu krajach, a śmiertelność jest jeszcze niższa. Jak mogłaby to wyjaśnić? Nie potrafiła.

Spostrzeżenia dr Elizabeth Mumper

Dr Mumper uczestniczyła w Partnering for Vaccine Equity Program [coś jak współuczestnictwo w programie równego dostępu do szczepionek – tłum.], któremu przewodniczył dr Joe Smyser, dyrektor generalny The Public Good Projects.

Podzieliła się ze mną następującymi uwagami:

„Ten wykład dotyczył akceptacji i popytu na szczepionki, a konkretnie czynników społecznych i behawioralnych oraz tego, jak połączyć działania i politykę poprzez wykorzystanie nauk społecznych. Strategia polegała na wzmocnieniu liderów społeczności, aby przekazali wpojone im wiadomości dotyczące zdrowia publicznego, do społeczności. Badania wykazały, że dysproporcje w akceptacji szczepionek zmniejszyły się w ‘czarnych i brązowych’ społecznościach [murzyńskie, latynoskie…], które miały program. Badania pokazują, że teraz najbardziej niechętne szczepionkom są społeczności białe, wiejskie i prawicowe.

W opisanym programie pracowali z influencerami [w j.polskim zadomowiło się ta pokraczność językowa, oznaczająca jakąś wpływową osobę, autorytet, potrafiący przekonać, i któremu ukierunkowany odbiorca wierzy – tłum.] mediów społecznościowych (jak młode kobiety, które robiły blogi o urodzie), aby powtarzać wiadomości o zdrowiu publicznym swoim odbiorcom. Zidentyfikowali 212 milionów 700 tys. wiadomości dezinformacyjnych o szczepionkach, z których większość pochodziła ze Stanów Zjednoczonych.

W tym projekcie ściśle współpracowali z Twitterem i ułatwiali usuwanie tego, co uznali za dezinformację. Zwerbowali 495 influencerów, którzy dobrowolnie podzielili się informacjami ze swoimi zwolennikami. W rezultacie dotarli do 60 milionów osób. [Tutaj chodzi też o różne formy „sprawdzaczy faktów”, czyli Gabinety Dezinformacji finansowane przez przemysł farmaceutyczny – tłum.]

Wiedzą, że tzw. antyszczepionkowcy nie przyjdą po influencerów z mediów społecznościowych. Program zapewniał szkolenia i webinaria, aby edukować, jak komponować skuteczne komunikaty dotyczące zdrowia publicznego.”

„Ten naukowiec społeczny zajmujący się zdrowiem publicznym nazwał anty-vaxxers ‘idiotami i stukniętymi’.” [Oto merytoryczny poziom uczestników Kongresu szczepionkowców – tłum.]

„Podczas panelu dyskusyjnego powiedziałam, że z mojego doświadczenia wynika, że wielu rodziców, którzy byli niechętni szczepionkom, było bardzo inteligentnych i miało zaawansowane stopnie naukowe. Ludzie tacy jak lekarze i prawnicy oraz inżynierowie znali kogoś w swojej rodzinie, kto miał niepożądaną reakcję na szczepionkę. Zasugerowałam, że skuteczniej byłoby zaangażować się w rozmowy ze zwolennikami szczepionek i odkryć, na jakich danych się opierają, niż używać witrualnych wyzwisk.

Parafrazuję poniżej odpowiedź prelegenta. Powiedział on: ‘Pracujemy pod prąd. Chcemy wiedzieć, skąd biorą się ich błędne informacje. Mogę nazwać ludzi idiotami i palantami, jeśli podają dezinformację. Jeśli nawet podnosisz pytania jak o szczepionkę HPV [bardzo niebezpieczna szczepionka „przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego” – przyp. tłum], dostaniesz zaproszenie na mówcę i oferty książkowe. Ludzie bogacą się na rozpowszechnianiu dezinformacji. My wiemy, jaka jest właściwa informacja”.

Dr Elisabeth Mumper podsumowała:

„Było dla mnie głęboko niepokojące, gdy usłyszałem szczegóły o tym, jak naukowcy i urzędnicy zdrowia publicznego pracowali bezpośrednio z Twitterem, aby usunąć treści, które uznali za dezinformację. Ich twierdzenie ‘że wiemy co jest prawdą’ nie brzmiało prawdziwie. Ich wysiłki były skierowane na zwiększenie przyjmowania szczepionek we wszystkich grupach wiekowych, dla których udzielono zezwolenia na użycie w nagłych przypadkach.”

„Mówca zdawał się nie brać pod uwagę prawa 1. poprawki [do Konstytucji Stanów Zjednoczonych] do wolności słowa osób, które zamieściły dane kwestionujące skuteczność szczepionek COVID.”

„Zaskoczyła mnie energiczna retoryka skierowana do tych, którzy zgłaszali efekty uboczne szczepionki lub którzy kwestionowali stosunek ryzyka do korzyści tych szczepionek.”

„Niepokojące było słuchanie, jak urzędnicy zdrowia publicznego zabiegali o wpływowe osoby w mediach społecznościowych, aby rozpowszechniali wiadomości dla swoich zwolenników, by się zaszczepili. I jednak wycięli wiadomości pochodzące od lekarzy i naukowców, którzy zamieścili niewygodne dane o szczepionkach COVID-19.”

Ostatnie pytanie sympozjum

Ostatni dzień zakończył się kolejną sesją plenarną. Po raz kolejny dr Poland moderował panel naukowców zajmujących się szczepionkami, którzy dyskutowali o tym, jak szybko wyprodukować trwalsze szczepionki, czyli takie, które zapewniałyby dłuższą ochronę.

Jeden z badaczy dokonał niezwykłej obserwacji. Na początku pandemii, przed udostępnieniem szczepionki, u małych niemowląt, które zachorowały na COVID-19, stwierdzono solidną i trwałą odporność, nawet trzy lata później. Być może w tej interesującej kohorcie kryją się jakieś wskazówki.

Dr Mumper dostrzegła okazję, by wyciągnąć im dywan spod nóg. Powiedziała:

„Jestem pediatrą w Wirginii. Byłam zszokowana tym, jak dobrze moi pacjenci-niemowlęta radziły sobie z COVID-19. CDC powiedziało nam, że wskaźnik przeżywalności po COVID-19 wynosi 99,997% u tych niemowląt. Teraz i ty – skierowane do dr. Poland – mówisz nam, że wiemy, że te dzieci mają świetną ochronę dwa lata po zakażeniu. Zastanawiam się, dlaczego mam wciskać te szczepionki 6-miesięcznemu dziecku, skoro nie mam żadnych długoterminowych danych na temat tego, co takie rzeczy jak nanocząsteczki lipidowe robią z niemowlętami. Więc przekonajcie mnie!”

(Śmiech z widowni.)

Dr Poland do panelisty: „Masz 30 sekund na odpowiedź”.

(Więcej śmiechu.)

Panelista: „To wymagałoby więcej czasu i butelki wina”.

(Śmiech.)

Panelista: „Myślę, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie”.

Dr Mumper: „OK, Czy ktoś jeszcze?”

Panelista Andrea Carfi, Ph.D., główny oficer naukowy w firmie Moderna, odpalił wskazując, że dr Mumper jest pod wpływem „błędnego przekonania”, że długoterminowe skutki COVID-19 są mniejsze niż w przypadku szczepionek, jednocześnie przyznając, że nie wie, jakie są również długoterminowe następstwa infekcji.

Dr Poland przyjął odpowiedź Carfi za wystarczającą i zamknął dyskusję.

[!!! md]

Osoby siedzące obok nas po raz kolejny zwróciły uwagę na zasadność obaw dr Mumper. Co więcej, odpowiedź Carfiego wcale nie rozwiązywała tej kwestii. Skoro nie są znane długoterminowe skutki zarówno szczepionki, jak i zakażenia, to na jakiej podstawie wciskamy tym dzieciom szpryce?


Końcowe przemyślenia

To była rzadka okazja, aby porozmawiać ze zwolennikami szczepionek w ich własnym domu, na ich własnych warunkach. Według mojej oceny ich fundamenty się kruszą, a ich konstrukcja w końcu się zawali.

Potężni gracze muszą to widzieć, dlatego też szybko tłumią wszelkie dociekania, które mogą ujawnić hipokryzję. Nie umknęło to uwadze słuchaczy. Jak wspomniałem, niektórzy z nich byli w stanie zorientować się, że proste pytania nie spotkały się z jasnymi odpowiedziami.

Jest dla mnie jasne, że obóz „proszczepionkowy” nie jest tak monolityczny, jak często myślimy. Istnieje wśród nich spektrum sceptycyzmu. Zdają sobie sprawę z tego, że zwolennicy szczepionek obejmują pełne kontinuum od „zaprzeczających wirusowi SARS-CoV-2” do „oczekujących i widzących”.

Dysponują oni środkami, które pozwalają im na prowadzenie wyrafinowanych kampanii informacyjnych, skierowanych do osób zachowujących ostrożność w stosunku do szczepionek.

Proponuję, abyśmy skorzystali z ich modelu i przynajmniej przyznali, że możemy być bardziej precyzyjni w sposobie, w jaki doprowadzamy ich do rozsądku.

W moim pierwszym otwartym komentarzu w dyskusji okrągłego stołu podsumowałem sytuację w następujący sposób:

„Jest wiele osób, które są szczepionkowo-bojowe, które nie mają zdolności do czytania prac naukowych i analizowania danych. Widzą dwie grupy, które są lustrzanymi odbiciami siebie nawzajem. Obie strony uważają, że druga strona jest niewiarygodnie łatwowierna, że słucha rozsiewaczy dezinformacji i zagraża reszcie z nas dla swoich osobistych korzyści. Potrafią też dostrzec jedną wielką różnicę między nimi. Jedna strona prosi o otwartą dyskusję wokół tej ważnej kwestii. Druga uważa, że tylko ich strona powinna mieć prawo do wyrażania swoich treści, podczas gdy druga musi być uciszona.

Jak myślisz, jak to się rozegra? Dlaczego niezdecydowani mieliby kiedykolwiek zdecydować się na podążanie za grupą, która opowiada się za cenzurą nad otwartą debatą?

Odmawiając zaangażowania nas w jakąkolwiek sensowną wymianę zdań, mogą być w stanie przeciągnąć na swoją stronę kilku niechętnych szczepionkom, poprzez coś, co można najlepiej opisać jako „terapię konwersyjną”.

Jednak w końcu ich wieża upadnie, ponieważ nie jest oparta na logice, metodzie naukowej czy niepodważalnych faktach. Opiera się na cenzurze [wycinaniu md] głosów tych, którzy mają kwalifikacje do wypowiadania się w tej sprawie, aby wytworzyć „konsensus”.

Na nas spoczywa obowiązek podjęcia decyzji, co należy zrobić, aby przyspieszyć nieuchronne pojawienie się wrażliwości wokół tej sprawy.

Jestem całkiem pewien, że są ludzie, którzy wiedzą, że szczepionki powodują nieobliczalne szkody, ale mimo to opowiadają się za ich powszechnym stosowaniem. Kilka z nich było prawdopodobnie na konferencji. Otwarta debata ich nie przekona, jednak stanowią oni jedynie niewielką mniejszość wszystkich zwolenników szczepionek.

Proponuję, abyśmy zaczęli od tego, że nie będziemy traktować każdego zwolennika szczepionek jako twórcy masowego morderstwa. Większość z nich jest żałośnie niedoinformowana. Próbując osiągnąć odporność stadną, ulegli mentalności stadnej. Trzeba do nich dotrzeć.

Z moich ostatnich doświadczeń wynika, że jest to możliwe dzięki otwartemu dialogowi. Właśnie dlatego inżynierowie tej pandemii i reakcji na nią chcą się upewnić, że to się nigdy nie wydarzy. Pomimo tego, co mówią publicznie, nie sądzę, że martwią się o to, że sceptycy szczepionkowi pozostaną niezdecydowani – martwią się o utratę członków własnego stada na rzecz prawdy.

Dr Madhava Setty

Oprac. www.bibula.com 2023-04-14
na podstawie ’From the Belly of the Beast..’, dr Madhava Setty Substack (Apr 10, 2023)

Polecamy również wywiad z dr Setty, który rozszerza temat szczepionkowego reżimu, cenzury i szykowanego terroru  [w oryg. md]