Badania naukowe z ostatnich lat jednoznacznie wskazują na niepokojący trend – od około 2010 roku obserwujemy systematyczny spadek zdolności poznawczych zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych. Jest to szczególnie widoczne w obszarach związanych z koncentracją uwagi, myśleniem analitycznym oraz umiejętnościami matematycznymi. Co ciekawe, proces ten rozpoczął się na długo przed pandemią COVID-19, która jedynie pogłębiła istniejące już problemy.
Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (PISA), realizowany przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), dostarcza twardych dowodów na ten negatywny trend. Wyniki testów PISA, przeprowadzanych wśród 15-latków z krajów członkowskich, pokazują systematyczny spadek w kluczowych obszarach kompetencji. W 2022 roku średnie wyniki OECD wyniosły zaledwie 472 punkty w matematyce, 476 w czytaniu i 485 w naukach przyrodniczych, co stanowi znaczący regres w porównaniu z latami wcześniejszymi.
Jeszcze w 2010 roku średni wynik z matematyki oscylował wokół 493 punktów, podobnie było z czytaniem, natomiast nauki przyrodnicze osiągały nawet 501 punktów. Spadek jest więc nie tylko zauważalny, ale wręcz alarmujący – w ciągu zaledwie dwunastu lat nastąpiło obniżenie średnich wyników o ponad 20 punktów w niektórych dziedzinach. Szczególnie niepokojący jest fakt, że trend ten najbardziej dotyka kraje zachodnie, w tym Stany Zjednoczone i państwa europejskie.
Sytuacja nie wygląda lepiej w przypadku dorosłych. Program Międzynarodowej Oceny Kompetencji Dorosłych (PIAAC) ujawnia równie niepokojące statystyki. Dane z 2017 roku pokazują, że aż 33% dorosłych Amerykanów posiada niskie umiejętności matematyczne, co oznacza, że są w stanie wykonać jedynie najprostsze operacje, takie jak liczenie czy sortowanie. Trudności sprawiają im bardziej złożone zadania, jak interpretacja danych przedstawionych na wykresach czy wykonywanie obliczeń procentowych.
Ten odsetek jest bliski wskazywanym w innych badaniach 35% dla USA, podczas gdy w innych krajach rozwiniętych średnia wynosi około 25%. Dla porównania, w Chile odsetek dorosłych z niskimi umiejętnościami matematycznymi sięgał w 2015 roku aż 61,9%, co pokazuje ogromne zróżnicowanie między poszczególnymi państwami, ale jednocześnie potwierdza skalę problemu w perspektywie globalnej.
Co jest przyczyną tego zjawiska? Eksperci wskazują przede wszystkim na rosnącą zależność od technologii cyfrowych. Smartfony, media społecznościowe i nieustanny dostęp do internetu fundamentalnie zmieniły sposób, w jaki przetwarzamy informacje. Jesteśmy bombardowani ogromną ilością bodźców, co prowadzi do powierzchownego, fragmentarycznego przetwarzania treści, kosztem głębokiego, analitycznego myślenia.
Nadmierne korzystanie z ekranów ma wielowymiarowy wpływ na nasze funkcje poznawcze. Badania opublikowane w ScienceDirect pokazują, że ciągłe przełączanie uwagi między różnymi aplikacjami i bodźcami prowadzi do zmniejszenia zdolności koncentracji oraz skrócenia czasu uwagi. Dodatkowo, niebieskie światło emitowane przez ekrany może zakłócać rytm dobowy i prowadzić do problemów ze snem, co z kolei negatywnie wpływa na konsolidację wiedzy i ogólne funkcjonowanie poznawcze.
Media społecznościowe stanowią szczególne zagrożenie. Algorytmy zaprojektowane, by maksymalizować nasz czas spędzany na platformach, promują szybkie przewijanie treści (scrolling) i konsumpcję krótkich, łatwych do przyswojenia informacji. To z kolei prowadzi do zaniku umiejętności skupienia się na dłuższych, bardziej złożonych treściach. Badania publikowane w Frontiers in Cognition potwierdzają, że szczególnie młodzi dorośli, wychowani w erze cyfrowej, wykazują coraz większe trudności z utrzymaniem uwagi przez dłuższy czas.
Jednakże wpływ technologii cyfrowych na nasze zdolności poznawcze nie jest jednoznacznie negatywny – co stanowi interesujący, nieoczekiwany aspekt całego zagadnienia. Jak wskazują badania cytowane przez Open Colleges, odpowiednio dobrane technologie cyfrowe mogą wspierać rozwój pewnych aspektów poznania. Na przykład, niektóre gry komputerowe mogą poprawiać pamięć roboczą, umiejętności wielozadaniowe czy nawet inteligencję płynną.
Kluczowym czynnikiem wydaje się być sposób korzystania z technologii. Aktywne, celowe i umiarkowane wykorzystanie narzędzi cyfrowych może przynosić korzyści poznawcze. Natomiast bierne, bezrefleksyjne i nadmierne korzystanie prowadzi do negatywnych skutków. Nieustanne powiadomienia i bodźce z mediów społecznościowych mogą prowadzić do tzw. zmęczenia poznawczego, co dodatkowo upośledza nasze zdolności myślenia.
Warto również zwrócić uwagę na neurobiologiczny aspekt tego zjawiska. Media społecznościowe i smartfony zaprojektowano w sposób stymulujący wydzielanie dopaminy – neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za uczucie przyjemności i nagrody. Otrzymywanie powiadomień, polubień czy wiadomości aktywuje ośrodki nagrody w mózgu, co prowadzi do rozwoju nawyków, a w skrajnych przypadkach nawet uzależnień behawioralnych.
Badania publikowane w PMC wskazują, że nadmierne korzystanie z technologii cyfrowych może prowadzić do objawów przypominających zespół deficytu uwagi, a także przyczyniać się do izolacji społecznej. To z kolei negatywnie wpływa na ogólne funkcjonowanie poznawcze i emocjonalne.
Implikacje spadku zdolności poznawczych są daleko idące i dotyczą wielu obszarów życia społecznego. W sferze edukacji obserwujemy coraz większe trudności uczniów z przyswajaniem złożonych treści i rozwiązywaniem problemów wymagających analitycznego myślenia. Nauczyciele zgłaszają, że uczniowie mają problemy z koncentracją podczas lekcji trwających 45 minut, a czytanie dłuższych tekstów stanowi dla nich wyzwanie.
W kontekście rynku pracy, spadek umiejętności matematycznych i analitycznych może prowadzić do niedoboru wykwalifikowanych pracowników w sektorach wymagających takich kompetencji, jak inżynieria, nauki ścisłe czy finanse. Już teraz pracodawcy zgłaszają trudności ze znalezieniem kandydatów posiadających odpowiednie umiejętności analityczne.
Z perspektywy społecznej, obniżenie zdolności krytycznego myślenia może czynić obywateli bardziej podatnymi na manipulację i dezinformację. W erze fake news i postprawdy, umiejętność krytycznej analizy informacji staje się kluczowa dla funkcjonowania demokracji.
Co możemy zrobić, aby odwrócić ten trend? Eksperci sugerują konieczność wielowymiarowego podejścia. W szkołach powinno się kłaść większy nacisk na rozwijanie umiejętności głębokiego czytania, krytycznego myślenia i rozwiązywania złożonych problemów. Ważne jest również uczenie świadomego korzystania z technologii cyfrowych – nie demonizując ich, ale promując ich refleksyjne i celowe wykorzystanie.
Rodzice powinni modelować zdrowe nawyki korzystania z technologii i ustalać jasne granice czasu ekranowego dla dzieci. Regularne przerwy od urządzeń elektronicznych, tzw. „cyfrowy detoks”, mogą pomóc w regeneracji zdolności poznawczych i redukcji zmęczenia informacyjnego.
Na poziomie indywidualnym, warto wprowadzić praktyki wspierające koncentrację i głębokie myślenie – regularne czytanie dłuższych tekstów, medytację uważności czy zajęcia wymagające skupienia, jak gra na instrumencie czy rozwiązywanie łamigłówek.
Technologie cyfrowe na stałe wpisały się w krajobraz naszego życia i nie ma powrotu do świata bez nich. Wyzwaniem, przed którym stoimy, jest nauczenie się korzystania z nich w sposób, który będzie wspierał, a nie osłabiał nasze zdolności poznawcze. Wymaga to świadomego wysiłku na poziomie indywidualnym, ale także systemowych zmian w edukacji i kulturze korzystania z mediów cyfrowych.
Spadek zdolności poznawczych od 2010 roku to nie tylko abstrakcyjny problem badawczy – to realne wyzwanie, które może mieć głębokie konsekwencje dla przyszłości naszego społeczeństwa. Im wcześniej podejmiemy skoordynowane działania, by mu przeciwdziałać, tym większe szanse na odwrócenie tego niepokojącego trendu.
“Albo Polska będzie katolicka albo nie będzie jej wcale”
(Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski)
Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński kochał Polskę. Jego słowa o miłości do Ojczyzny są nadal aktualne. Zachęcamy do lektury Jego tekstów. „Kiedyś mnie zabraknie, ale wy to sobie przypomnicie”.
„Rodzina zawsze była mocą Narodu, bo jest ona kolebką, Betlejem dla Narodu. Naród będzie jutro taki, jaką dzisiaj jest rodzina”.
„Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”
„Na każdym kroku walczyć będziemy o to, aby Polska, Polską była, aby w Polsce po Polsku się myślało”.
Dla nas po Bogu największa miłość – to Polska!
„Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców. Stąd istnieje obowiązek obrony kultury rodzimej”. (Kraków, 1974 r.)
Czy chcesz Polski bezdzietnej, Polski bez wiary w Boga i ludzi?
„Stańcie teraz wobec rzeczywistości rodzimej i zapytajcie każdy siebie: Jakiej ja chcę Polski? Czy zastanawiam się nad tym kiedykolwiek? Czy chcesz Polski bezdzietnej, w której tak wiele nienarodzonych Polaków idzie … do kanałów? Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc i bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiary? Nawet na froncie w obliczu wroga trzeba w coś wierzyć, aby być zdolnym do bohaterstwa. Ale wiara i poświęcenie potrzebne sa nie tylko na froncie wojennym, lecz także na froncie pracy, obowiązku, zawodu, nauki, codziennego trudu i wysiłku. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga Żywego”. (Warszawa, 1972 r.)
Naród, który odcina się od historii podcina korzenie własnego istnienia
„Naród musi zachować swoją bogatą przeszłość i musi się nią szczycić. Wszystko, co o tej przeszłości mówi, ma dla młodych pokoleń znaczenie wychowawcze. Polska bowiem ma wspaniałą przeszłość, ma swoje dzieje, kulturę, literaturę, sztukę, rzeźbę. Musimy więc nieustannie nawiązywać do przeszłości! Naród bez przeszłości jest godny współczucia. Naród, który nie może nawiązać do dziejów, który nie może wypowiedzieć się zgodnie ze swoją własną duchowością – jest narodem niewolniczym. Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenie bez powiązań historycznych – to naród renegatów! Taki naród skazuje się dobrowolnie na śmierć, podcina korzenie własnego istnienia”. (Warszawa, 1972 r.)
Ziemi ojczystej trzeba zawsze bronić
„Z przeszłości naszej możemy czerpać ostrzeżenie na przyszłość. Ziemi ojczystej trzeba zawsze bronić, a bronić jej można wtedy, gdy tkwimy w niej korzeniami jak drzewa. O wiele trudniej jest bronić Ojczyzny z miast, o ileż łatwiej ją wówczas zniszczyć! Trudniej wrogom dotrzeć do każdej wsi, do każdego zagonu, do każdej chaty, gdzie mieszkają ludzie związani głębokim uczuciem umiłowania ziemi, która daje i wsi, i miastu chleb nasz powszedni, o który modlimy się do Ojca darów niebieskich”. (Warszawa, 1980 r.)
Nie jesteśmy dzisiejsi, nie jesteśmy tylko na dziś.
„Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość wszystkie moce nagromadzone przez tysiąclecie i spotęgowane w czasach współczesnych. Chcemy żyć i możemy żyć! Naród nie jest na dziś, ani też na jutro. Naród jest, aby był!” (Warszawa 1981 r.)
Ratujcie prawo człowieka do urodzenia!
„Ratujcie w Polsce człowieka! Ratujcie nowe życie! Ratujcie prawo człowieka do urodzenia się na polskiej ziemi! (…) W tej chwili najważniejszą rzeczą jest, aby Polska nie stoczyła się na ostatnie miejsce w świecie w przyroście naturalnym ludności. Jesteśmy na samym dnie – nie tylko Warszawa która niemal ze wszystkich miast globu ma najniższy procent przyrostu naturalnego – ale cały Naród stacza się poniżej możliwości egzystencji”. (Warszawa 1969 r.)
Nie możemy sami siebie poniewierać
„Nienawiścią nie obronimy naszej Ojczyzny, a musimy jej przecież bronić. Brońmy jej więc miłością! Naprzód między sobą, aby nie podnieść przeciw nikomu ręki w Ojczyźnie, w której ongiś bili nas najeźdźcy. Nie możemy ich naśladować. Nie możemy sami siebie poniewierać i bić. Polacy już dość byli bici przez obcych, niechże więc nauczą się czegoś z tych bolesnych doświadczeń. Trzeba spróbować innej drogi porozumienia – przez miłość, która sprawi, że cały świat, patrząc na nas, będzie mówił: „Oto, jak oni się miłują”. (Niepokalanów 1969 r.)
To Bóg rządzi narodami!
„Często nie możemy tego pojąć i zrozumieć. Ale gdy spojrzymy, choćby jednym rzutem, na dzieje naszej Ojczyzny, zrozumiemy to doskonale. Przecież po ostatnim rozbiorze Polski uważano, że wszystko skończone, że Polska nigdy więcej nie odzyska wolności. Czyniono na ten temat wielki krzyk w całej Europie. Krzyczał car na Zamku Warszawskim. A w dniach wybuchu II Wojny Światowej dyktator wołał: „Skończona Polska!”. Tylko na Watykanie papież Pius XII mówił o Polsce, która nie chce umrzeć, i która nie umrze. Mówił tak dlatego, że był człowiekiem wierzącym. Wierzył, że Bóg rządzi narodami”. (Warszawa 1977r.)
(Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski)
Źródło: Stefan Wyszyński, Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce, Częstochowa 2001
—————————-
Wybrał:
--
Jan Rybski
Inicjator-Założyciel
Inicjatywa na Rzecz Nowej Polski "BASTA!"
Wychodzę właśnie z siedziby ONZ w Nowym Jorku z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Komisja ds. Statusu Kobiet (CSW) właśnie się zakończyła. I wreszcie – WRESZCIE – mogę powiedzieć te słowa, które przez cały tydzień chciałam wykrzyczeć:
WYGRALIŚMY!
Ty i ja walczyliśmy. Stawiliśmy zdecydowany opór. I powstrzymaliśmy jeden z największych proaborcyjnych ataków, jakie kiedykolwiek widzieliśmy na forum ONZ!
Dzięki TWOJEJ presji ostateczna Deklaracja Polityczna CSW — tegoroczny, wysokiej rangi dokument ONZ, który kształtuje globalną politykę — została pozbawiona kluczowych proaborcyjnych zapisów.
Aborcja NIE jest prawem człowieka. I dzięki Tobie NIGDY nim nie będzie!
Nie potrafię wyrazić, jak ogromną ulgę i radość teraz czuję. To była intensywna walka — dwa miesiące pełne strategicznych narad, spotkań z delegacjami i przygotowań do późnych godzin nocnych, które doprowadziły do dziesięciu wyczerpujących dni w siedzibie ONZ.
Lobby aborcyjne zastosowało każdą możliwą sztuczkę: podstępne poprawki, presję w ostatniej chwili, ukryte przypisy, tajne klauzule… wszystko, co tylko możliwe.
Ale Ty i ja trwaliśmy niezłomnie.
Dzięki presji, jaką zbudowaliśmy, dzięki naszej współpracy z kluczowymi delegacjami — udało nam się powstrzymać najgorsze. Najbardziej niebezpieczne zapisy dotyczące aborcji nie znalazły się w ostatecznej Deklaracji Politycznej. To ogromne zwycięstwo!
Ale nie przyszło to łatwo.
Po drugiej stronie było widać desperację — i szybko przerodziła się w agresję…
W pewnym momencie moja droga koleżanka, Lucia, została zaatakowana tylko za to, że broniła głosu pro-life. Za to, że stanęła w obronie życia — Twojego głosu, mojego głosu i głosu nienarodzonych.
Tak wyglądała wrogość, z jaką musieliśmy się mierzyć na każdym kroku.
Ale każda sekunda, każda nieprzespana noc, każda ofiara — to wszystko było tego warte.
I naprawdę, to zwycięstwo jest Twoją zasługą.
Każdy moment, każde spotkanie, każda zmiana w tekście, każdy zdobyty fragment — to efekt strategii możliwej dzięki Twojemu wsparciu.
Jest jeszcze tak wiele do opowiedzenia, i wkrótce podzielę się z Tobą kolejnymi historiami.
Ale nie mogłam czekać ani sekundy dłużej, żeby Ci powiedzieć: TO TY pomogłeś odnieść to zwycięstwo!
Wyjeżdżam z Nowego Jorku z dumą za to, co razem osiągnęliśmy. Odnieśliśmy OGROMNE zwycięstwo.
Osiągnęliśmy to, na czym nam zależało. Ty również możesz być z tego dumny — ja jestem zachwycony!
Dziękuję, że walczysz w tej bitwie razem ze mną. Wiem, że często to powtarzam, ale naprawdę — to by się NIE UDAŁO bez CIEBIE.
Pomogłeś powstrzymać jeden z największych proaborcyjnych nacisków w historii — to naprawdę ogromne osiągnięcie! Dziękuję!
Sebastian Lukomski i cały zespół CitizenGO
PS. Po wszystkim, przez co przeszliśmy — nieustannych spotkaniach, nieprzespanych nocach, ogromnej presji, a nawet atakach i agresji, z jaką musieliśmy się mierzyć tylko za to, że stanęliśmy w obronie życia — to zwycięstwo znaczy wszystko. I to wszystko dzięki Tobie.
Dzięki Tobie udało się zablokować zapis o “powszechnym dostępie do aborcji” w międzynarodowym prawie. Ten jeden zwrot mógł otworzyć drogę agendom ONZ do wywierania nacisku na rządy na całym świecie. Ale Ty i ja to zatrzymaliśmy.
Na wypadek sytuacji kryzysowej musimy przygotować zapasy wody, jedzenia nie wymagającego obróbki termicznej, leków, baterii, worków na śmieci. Przydać się może także wiaderko ze szczelną pokrywą jako prowizoryczne WC – powiedział PAP rzecznik Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, razem z MSWiA oraz MON, pracują nad Poradnikiem kryzysowym, który ma pomóc Polakom przygotować się do przetrwania trudnych sytuacji, jakie się mogą zdarzyć – zarówno podczas pokoju, jak i wojny. Będzie on po części wzorowany na poradniku „Bądź gotów”, jaki RCB wydało trzy lata temu oraz na szwedzkiej broszurze pt. „W razie sytuacji kryzysowej lub wojny”.
Zanim jednak ów poradnik trafi do naszych rąk – w wersji cyfrowej ma to nastąpić już w kwietniu – PAP zapytała Piotra Błaszczyka z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa m.in. o to, jak radzić sobie z kwestiami higienicznymi.
Błaszczyk podkreślił, że kluczową sprawą jest zgromadzenie zapasów żywności (najlepiej nie wymagającej obróbki termicznej, a więc konserw lub zawekowanych potraw) oraz wody.
„Rekomendujemy, by przygotować dwa litry wody na osobę dziennie, czyli 14 litrów na tydzień, to może nie jest dużo, ale pozwoli przetrwać” – zaznaczył.
Przypomniał, że – jeśli mamy w domu zwierzęta towarzyszące – warto także zadbać o zapas karmy dla nich.
Rzecznik RCB wyraził nadzieję, że w każdym gospodarstwie domowym znajduje się apteczka zawierająca środki opatrunkowe oraz leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Jednocześnie wyraził nadzieję, że osoby, które na stałe przyjmują jakieś leki zadbają, aby mieć ich na tyle, „by zapewnić sobie odpowiedni poziom bezpieczeństwa zdrowotnego”.
Zapytany o to, w jaki sposób, np. w przypadku wystąpienia black-outu, kiedy zabraknie także bieżącej wody, zaspokajać swoje potrzeby fizjologiczne, odparł, że aczkolwiek jest to wstydliwa kwestia, warto o tym pomyśleć zawczasu i znaleźć sposób, który jest higieniczny i dla nas optymalny.
Zauważył, że Szwedzi w swoim poradniku radzą, aby oddawać stolec do woreczków, które potem można wyrzucić, bądź po prostu do worków na śmieci. Moczu nie trzeba „spuszczać”, gdyż sam spłynie, natomiast w razie „większej potrzeby” swoją rolę może spełnić także wiaderko ze szczelną pokrywą, którego zawartość opróżnimy, gdy już będzie można wyjść z domu.
W wywiadzie udzielonym amerykańskiemu dziennikarzowi Tuckerowi Carlsonowi w piątek powiedział, że Rosja nie ma zamiaru dokonywać inwazji na inne kraje europejskie, odrzucając takie obawy jako „absurdalne”.
Poproszony o komentarz na temat deklaracji Wielkiej Brytanii, że jest gotowa wysłać wojska na Ukrainę, aby pomóc zagwarantować potencjalne porozumienie pokojowe między Moskwą a Kijowem, Witkoff zasugerował, że brytyjscy decydenci chcą być „jak Winston Churchill”, który ostrzegał, że „Rosjanie będą maszerować przez Europę”.
Zapytany przez Carlsona, czy jego zdaniem Rosja chce to zrobić, Witkoff odpowiedział: „W 100% nie”.
„Uważam, że to absurdalne, nawiasem mówiąc. Mamy coś takiego jak NATO, czego nie mieliśmy w II wojnie światowej” – dodał.
Moskwa również nie chce „wchłonąć Ukrainy”, według Witkoffa.
Witkoff argumentował, że Rosja już osiągnęła swoje cele w konflikcie. „Odzyskali te pięć regionów. Mają Krym i dostali to, czego chcieli. Więc po co im więcej?”
W referendum w 2014 r., po wspieranym przez Zachód zamachu stanu w Kijowie, Krym zdecydowaną większością głosów opowiedział się za przyłączeniem do Rosji. Jesienią 2022 r. tak samo zdecydowały obwody doniecki, ługański, chersoński i zaporoski.
Wywiad Witkoffa ukazał się po tym, jak na początku tego miesiąca odbył on rozmowy twarzą w twarz z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w ramach dyplomacji mającej na celu mediację w zakończeniu konfliktu na Ukrainie. Po rozmowach zasugerował, że całkowite zawieszenie broni może zostać osiągnięte w ciągu „kilku tygodni”, dodając, że USA mogą złagodzić sankcje wobec Moskwy po osiągnięciu porozumienia.
[MD: Ja staram się pisać prawdę i to głównie ważną, powinienem więc ten artykuł sam znaleźć, skopiować..Nie zrobiłem tego.Czemu??Dopiero czytelnik po paru dniach mi przysłał. A to chyba NAJWAŻNIEJSZY tekst w ostatnich latach, prawda?==============================
Chyba jestem wybiórczo, jesteśmy wszyscy pod atakiem??]
Cenzura covidowa. KULISY wielkiej operacji okłamywania społeczeństwa
(Oprac. GS/PCh24.pl))
Przy okazji dochodzenia w sprawie „Kompleksu Przemysłowego Cenzury” w USA upubliczniono szereg informacji niejawnych dotyczących wielkiej operacji okłamywania społeczeństwa na temat przyczyn, skutków zarażenia koronawirusem SARS-CoV-2 i niebezpieczeństwa przyjmowania tzw. szczepionek mRNA. To rzadki przypadek, bo pięć lat od ogłoszenia przez WHO „pandemii” jedynie nieliczne państwa podjęły jakiekolwiek działania, aby zbadać nieprawidłowości związane z powszechnie wdrażaną polityką antycovidową.
Podczas „pandemii COVID-19” aż 83 rządy – pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa narodowego lub zdrowia publicznego – zabroniły pokojowych zgromadzeń i wprowadziły cenzurę medialną.
Wielu naukowców i dziennikarzy było nękanych i zastraszanych. W latach 2020-2021, 17 rządów przyjęło przepisy zabraniające udostępniania „fałszywych informacji” na temat COVID-19. W Singapurze przewidziano grzywnę w wysokości do 50 000 SGD za rozpowszechnianie „fałszywych informacji” (ponad 140 tys. zł). Kary pieniężne wprowadzono w Rosji, Tanzanii, Egipcie i na Filipinach. W przypadku tego ostatniego kraju osobom oskarżonym o rozpowszechnianie „fałszywych wiadomości” na temat COVID-19 groziła kara pozbawienia wolności na okres do dwóch miesięcy.
Sprawa Murthy przeciwko Missouri
20 października 2023 roku Sąd Najwyższy USA zgodził się na rozpoznanie bardzo ważnej sprawy Murthy przeciwko Missouri (pierwotnie wniesionej jako Missouri przeciwko Bidenowi). Dotyczy ona roli, jaką odegrali urzędnicy administracji Bidena, którzy mieli wpływać na firmy Big Tech, domagając się od nich usuwania i cenzurowania wybranych treści.
Z powództwem w maju 2022 roku wystąpili prokuratorzy generalni stanów Missouri i Luizjana wraz z kilkoma prywatnymi osobami (epidemiologami, obrońcami praw konsumentów i praw człowieka, naukowcami i wydawcą mediów). Twierdzili, że różne podmioty, w tym liczne agencje i urzędnicy federalni, zaangażowały się w cenzurowanie, wymierzone przede wszystkim w przekazy konserwatywne. Chodziło o takie tematy jak wybory prezydenckie w 2020 roku, pochodzenie COVID-19, skuteczność noszenia masek, przyjmowania szczepionek oraz uczciwość wyborów korespondencyjnych.
Zarzucili urzędnikom rządu federalnego naruszenie pierwszej poprawki poprzez „wymuszanie” lub „znaczące zachęcanie” firm mediów społecznościowych do usuwania pewnych treści lub obniżania miejsca w rankingu treści na swoich platformach, wskutek czego trudniej je było znaleźć.
W sprawie State of Missouri v. Biden, No. 23-30445 (5th Cir. 2023), w której powodami są m.in. trzej lekarze podnoszono, że platformy internetowe „pociągane za sznurki” przez rząd tłumiły ich wiadomości, ponieważ nie zgadzały się one z oficjalną narracją władzy.
W odpowiedzi urzędnicy argumentowali, że „starali się jedynie złagodzić ryzyko dezinformacji w internecie” poprzez „zwracanie uwagi na treści”, które naruszają „politykę platform”, co jest formą dozwolonej ingerencji rządu.
Sąd okręgowy zgodził się z powodami i udzielił wstępnego szerokiego zabezpieczenia w sprawie. Sąd ocenił postępowanie kilku urzędów federalnych i wydał nakaz zaprzestania kontaktów z platformami social mediów, który dotyczył Białego Domu, Naczelnego Lekarzowa, CDC, FBI, Narodowego Instytuty Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID), Agencji ds. Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni Infrastruktury (CISA ) oraz Departamentu Stanu.
Sąd Apelacyjny częściowo podtrzymał, a częściowo uchylił zabezpieczenie i zmodyfikował zakaz dla urzędników. W opinii sądu, urzędnicy Białego Domu we współpracy z biurem Naczelnego Lekarza wymuszali i znacząco zachęcali platformy do moderowania treści. Ingerowali więc w prawo do wolności słowa, czego im nie wolno robić.
Z materiałów sądowych wynika, iż urzędnicy z Białego Domu, CDC, FBI i kilku innych agencji co najmniej od 2020 r nalegali na usuwanie przez platformy „nieprzychylnych im treści i kont”. Uzyskali dostęp do przyspieszonego systemu raportowania, obniżania w rankingu treści lub usuwania oznaczonych postów oraz stron użytkowników.
Moderacja dotyczyła treści związanych z teorią wycieku wirusa z laboratorium (COVID-19), lockdownów, skutków ubocznych szczepionek, oszustw wyborczych i wiadomości dotyczących kompromitującej zawartości laptopa syna prezydenta, Huntera Bidena.
Cenzurowano m.in.: Jayantę Bhattacharyyę i Martina Kulldorffa, dwóch epidemiologów, którzy są współautorami Deklaracji z Great Barrington, artykułu krytykującego lockdowny; Jill Hines, aktywistkę, która zainicjowała akcję „Otwórz ponownie Luizjanę”; Aarona Kheriaty’ego, psychiatrę, który sprzeciwiał się blokadom i nakazom szczepień; Jima Hofta, właściciela serwisu internetowego Gateway Pundit, niegdyś usuniętego z sieci. Naruszano także prawa obywateli Missouri i Luizjany, którym uniemożliwiono zapoznanie się z pewnymi informacjami i opiniami.
Sąd ocenił postępowanie kadry zarządzającej praktycznie wszystkich agencji od HHS, CDC, FDA, FBI, NIAID, CISA, przez Departament Stanu, Handlu, Skarbu, a nawet Biuro Spisu Ludności na Komisji Pomocy Wyborczej kończąc.
Pozwano Facebooka, Twittera (obecnie „X”), YouTube’a i Google’a. Zgromadzony materiał pokazuje, że urzędnicy Białego Domu nakazywali np. „natychmiastowe usunięcie konta” albo ograniczenie znajdowalności w sieci określonych treści. Domagano się oznaczania postów i tweetów, aby można je było ostatecznie usunąć, usuwania postów i filmów, ale także częstych aktualizacji moderacji treści. Żądano szczegółowych informacji na temat zasad moderacji Facebooka, wyjaśnień odnośnie do tego, co zrobiono, aby ograniczyć „wątpliwe” lub „sensacyjne” treści i jakie „interwencje” zostały podjęte. Żądano informacji na temat „mierzalnego wpływu” polityki moderacji na platformach; chciano wiedzieć, „jak dużo postów [zostało] zdegradowanych” i dlaczego nie zmieniono pozycjonowania w razie szerzenia „mis-informacji”.
Facebook gorliwie usuwał również te treści, które nie naruszały jego własnych zasad moderacji. Wybrane filmy – „oznaczane” przez urzędników – były „degradowane”. Platformy pomagały we wzmacnianiu propagandy rządowej na dane tematy (wzmocnienie algorytmiczne). Urzędnicy i tak byli niezadowoleni, a „frustracja miała osiągnąć punkt szczytowy w lipcu 2021 roku”, gdy rzecznik Białego Domu i Naczelny Lekarz, dr Fauci, a także prezydent Biden domagali się zdecydowanych działań w celu ograniczenia „dezinformacji” na temat COVID-19.
Urzędnicy CDC wskazywali platformom, co jest „mis-informacją” i co trzeba zrobić, aby się jej pozbyć. Agenci FBI pozostawali w stałym kontakcie z platformami, przekazując im zawczasu dane strategiczne, ostrzegając o „tendencjach w zakresie dezinformacji w okresie poprzedzającym federalne wybory”.
Z ustaleń sądu wynikało, że urzędnicy, zarówno kanałami prywatnymi, jak i publicznymi, zwracali się do platform o usuwanie treści i stosowali groźby. Wymuszali cenzurę kont prowadzonych przez innych urzędników stanowych za rzekomą „misinformację medyczną”. Na przykład usunięto film Departamentu Sprawiedliwości Luizjany, który przedstawiał obywateli stanu składających zeznania przed Kongresem i kwestionujących skuteczność stosowania szczepionek oraz noszenia masek w czasie „pandemii”.
Medycy Kulldorff czy Kheriaty skarżyli się, że z powodu cenzury ich postów w mediach społecznościowych zostali zmuszeni do autocenzury i nieinformowania społeczeństwa np. o skutkach szczepionek przeciw COVID-19, chociaż mieli fachową wiedzę na ten temat, ze względu na wykształcenie i doświadczenie.
Sąd Apelacyjny zaznaczył, że „rzadko miał do czynienia z tak skoordynowaną kampanią, na tak ogromną skalę, zorganizowaną przez urzędników federalnych, która zagrażała fundamentalnemu aspektowi amerykańskiego życia”. Dodał, że Sąd Okręgowy miał słuszność co do prawidłowej oceny „nieustających nacisków” ze strony niektórych urzędników w celu cenzurowania treści. Sąd przychylił się do oceny sądu niższej instancji, iż urzędnicy zmierzali do stłumienia milionów postów chronionych pierwszą poprawką do konstytucji i przez swoje działania spowodowali nieodwracalną szkodę.
Sąd Apelacyjny przypomniał, że pozbawienie praw wynikających z pierwszej poprawki, nawet na krótki okres, wystarcza do stwierdzenia nieodwracalnej szkody. Dodał także, że chociaż urzędnicy są zainteresowani współpracą z mediami społecznościowymi w celu przeciwdziałania dezinformacji i ingerencji w wybory, to jednak „rządowi nie wolno wspierać tych interesów w stopniu, w jakim angażuje się w tłumienie punktu widzenia”, ponieważ „nakaz ochrony wolności wynikających z pierwszej poprawki zawsze leży w interesie publicznym”.
Poza procesami sądowymi, które są w toku, w USA komisje Izby Reprezentantów wszczęły postępowanie w sprawie „The Censorship Industrial Complex. U.S. Government Support For Domestic Censorship And Disinformation Campaigns 2016 – 2022”.
9 marca 2023 roku dziennikarz Michael Shellenberger zeznając przed podkomisją sądowniczą, mówił o współczesnym wielkim przedsiębiorstwie cenzorskim zarządzanym przez amerykańską elitę naukową i technologiczną oraz finansowanym przez nieświadomych podatników. Kompleks zagraża wolności i demokracji. Obejmuje rosnącą sieć agencji rządowych, instytucje akademickie i organizacje pozarządowe, które aktywnie działają w celu cenzurowania obywateli amerykańskich – często bez ich wiedzy – w wielu kwestiach, w tym dotyczących pochodzenia COVID-19, szczepionek na COVID-19, e-maili dotyczących transakcji biznesowych Huntera Bidena, zmian klimatycznych, energii odnawialnej, paliw kopalnych i wielu innych.
Oskarżenia padły pod adresem: Obserwatorium Internetowego Uniwersytetu Stanforda (Stanford Internet Observatory), Uniwersytetu Waszyngtońskiego (Washington University), Laboratorium badań kryminalistycznych w Atlantic Council (Atlantic Council’s Digital Forensic Research Lab) i Graphika (firma analizują social media), które mają niejasne powiązania z Departamentem Obrony, CIA i innymi agencjami wywiadowczymi. Współpracują także z wieloma agencjami rządowymi USA w celu zinstytucjonalizowania badań nad cenzurą i propagowania ich na innych uniwersytetach i w think tankach.
Instytucje tworzące kompleks cenzorski mają prowadzić operacje szerzenia własnych wpływów często pod przykrywką „weryfikacji faktów”, przekonując dziennikarzy i kierownictwo mediów społecznościowych, że dokładne informacje są dezinformacją, że uzasadnione hipotezy są „teoriami spiskowymi” i że większa autocenzura skutkuje większą liczbą rzetelnego raportowania.
Zdaniem Schellenbergera, „w wielu przypadkach cenzura, np. oznaczanie treści w mediach społecznościowych, jest częścią operacji wpływu mającej na celu dyskredytację informacji opartych na faktach”. Dodaje, że kompleks cenzury wykorzystuje metody manipulacji psychologicznej, niektóre opracowane przez wojsko amerykańskie podczas globalnej wojny z terroryzmem, łącząc je z wysoce wyrafinowanymi narzędziami z zakresu informatyki, w tym z zaawansowanymi systemami algorytmicznymi (tzw. sztuczną inteligencją). Przywódcy tego kompleksu obawiają się, że internet i platformy mediów społecznościowych wzmacniają przekaz i pozycję populistów, alternatywne oraz marginalne osobowości i poglądy, które uważają za destabilizujące.
Co charakterystyczne, urzędnicy federalni i agencje rządowe wcześniej zaangażowane w zwalczanie Państwa Islamskiego (ISIS) i terroryzmu, później w walkę z „ekstremistami”, obecnie koncentrują się na tropieniu „mis-informacji”.
Zabroniono dziennikarzom ujawniania pozyskanych tajnych dokumentów (stanowisko Instytutu Aspen i Centrum Polityki Cybernetycznej Uniwersytetu Stanforda z 2020 roku). Za „szkodliwe” uznano podawanie dokładnych informacji na temat szczepionek przeciwko COVID-19, ponieważ powodowały obawy obywateli przed przyjęciem wakcyn.
Shellenberger zdefiniował „Kompleks Przemysłowy Cenzury” (CIC) jako „sieć ideologicznie dostosowanych instytucji rządowych, organizacji pozarządowych i akademickich, które w ostatnich latach zyskały władzę cenzorską w celu ochrony własnych interesów przed zmiennością i ryzykiem procesów demokratycznych”. Oni nie „bronią demokracji” – jak twierdzą. „Raczej bronią własnej polityki i interesów finansowych, szkodząc demokracji”.
Z jego śledztwa wynika, że „kompleks” tworzyli m.in.: Narodowa Fundacja Nauki (National Science Foundation, NSF), która od stycznia 2021 roku przekazywała dotacje rządowe na naukę dotyczącą „przeciwdziałania mis/dezinformacji” w mediach społecznościowych. Czterdzieści dwie uczelnie otrzymały 64 granty. NSF stworzyła nową ścieżkę badawczą „Ścieżka F” dotyczącą dezinformacji i cenzury pod nazwą „Trust and Authenticity in Communication Systems”, uzasadniając swój program cenzury koniecznością obrony społeczeństwa obywatelskiego.
Przykładowe programy, które uzyskały granty to: WiseDex dotyczący „wykorzystania mądrości tłumu i technik sztucznej inteligencji pomagających oznaczać więcej postów;” Hacks/Hakerzy: zestaw narzędzi do „budowania zaufania wokół kontrowersyjnych tematów, takich jak skuteczność szczepionek”; Ohio State University: CO:CAST „pomaga decydentom zarządzać środowiskiem informacyjnym”; Meedan: Co·Insights „umożliwia współpracę społecznościową, sprawdzanie faktów i pracę organizacji akademickich w celu współpracy i skutecznego reagowania na pojawiające się dezinformacyjne narracje podsycające konflikty społeczne i nieufność” itp.
„Kompleks Przemysłowy Cenzury” ma używać narzędzi, którymi dysponuje Departament Obrony, pierwotnie opracowanymi do walki z terrorystami np. program „Social Media in Strategic Communication (SMISC)” stworzony w 2011 roku przez DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency) „w celu pomocy w identyfikowaniu misinformacji czy oszukańczych kampanii i przeciwdziałania im za pomocą prawdziwych informacji”. Program zakłada wykrycie misinformacji, rozpoznanie struktury kampanii perswazji i wpływanie na operacje w serwisach i mediach społecznościowych, identyfikację uczestników i zamiary oraz pomiar efektywności kampanii perswazyjnych i przesyłanie komunikatów wzajemnych dotyczących wykrytych operacji wywierania wpływu przez przeciwnika. Ten sam model stosuje np. „Course Correct”.
Poza NSF ważną rolę w zorganizowanym przedsięwzięciu cenzorskim odgrywała CISA – Agencja ds. Cyberbezpieczeństwa i Bezpieczeństwa Infrastruktury utworzona w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) w 2018 roku w następstwie działań podjętych jeszcze przez administrację Baracka Obamy.
Schellenberger twierdzi, że Digital Forensics Research (DFR) Lab utworzony w Atlantic Council jest jedną „z najbardziej uznanych i wpływowych profesjonalnych instytucji cenzury na świecie”. Atlantic Council DFR Lab powołała zagraniczny portal DisinfoPortal w czerwcu 2018 roku, bezpośrednio we współpracy z National Endowment for Democracy (NED) i 23 organizacjami do cenzurowania pewnych narracji wyborczych przed wyborami w Europie w 2019 roku.
Od 2018 roku Atlantic Council jest oficjalnym partnerem Facebooka/Mety w walce z dezinformacją na całym świecie. Think tank jest finansowany ze środków pochodzących między innymi z Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, Departamentu Stanu, USAID, National Endowment for Democracy, a także firm energetycznych i producentów broni.
Innym podmiotem zaangażowanym w „Kompleks Przemysłowy Cenzury” jest Graphika: prywatna firma zajmująca się analizą sieci pod kątem „obcej ingerencji w wybory” , która otrzymała środki z Departamentu Obrony od jednostki odpowiedzialnej za prowadzenie wojny psychologicznej oraz z DARPA.
Moonshot CVE to kolejna prywatna firma (z siedzibą w Londynie), która miała przeciwdziałać radykalizacji „prawicowców” w internecie. Startup technologiczny utworzony w 2015 roku specjalizuje się w zwalczaniu „teorii spiskowych”, przemocy ze względu na płeć i handlu ludźmi. Jest z nim związana Elizabeth Neumann, była asystentka sekretarza DHS ds. zwalczania terroryzmu.
W działalność kompleksu cenzorskiego zaangażowana jest także: Foreign Influence Task Force, agencja zajmująca się cyber-regulacją, która składa się z członków FBI, DHS i ODNI. Ponadto inna instytucja: Global Engagement Center, oddział analityczny Departamentu Stanu USA, który poprzez krajowe organizacje fact-checkingowe zajmuje się zwalczaniem dezinformacji i wykrywaniem sieci botów rosyjskich. Wreszcie Hoemland Security Information Network oflagowuje konta.
W ramach kompleksu cenzorskiego działa Election Integrity Project – partnerstwo czterech finansowanych przez rząd organizacji cenzorskich: Stanford Internet Observatory, Graphika, Atlantic Council’s Digital Forensic Research Lab, Laboratorium Dezinformacji Uniwersytetu Waszyngtońskiego, które tropią m.in. rosyjską dezinformację.
Schellenberger twierdzi, że wiele osób z kompleksu cenzorskiego było zaangażowanych w szerzenie dezinformacji, starając się zdyskredytować prawdziwe wiadomości, przekonując, że oznaczone przez nich treści to „teorie spiskowe” np. te dotyczące pochodzenia COVID-19.
Artificial intelligence will be the next big thing. There is no stopping that juggernaut.
So, we must learn the tools to use AI to our advantage in this fight for freedom – religious, medical, and personal.
That means insisting on standards for training data sets that include precisely what those data are and making those standards transparent to all, providing education on how to use AI at the input level, and training people to understand how AI can be corrupted.
We, the small minority protecting this country, must take it upon ourselves to learn how to use AI to our advantage.
The big truth with AI is that it is a bit like the Wizard of Oz. When you control the data (inputs), then you control the outputs – not the AI system. We can’t let the corporatists – represented by the WEF, the globalists, the administrative state – and, yes, the deep state control the inputs.
So, learn the tools, learn to play the game, and then take control of AI programs in your life and insist on transparency within the government and corporations using AI.
Because this technology isn’t going away, and it will fundamentally change how we live – like it or not.
Dzisiejszy protest w Zgorzelcu to wielki sukces – sukces wszystkich polskich patriotów. Sukces nas wszystkich, którzy kochamy Ojczyznę! Morze biało-czerwonych flag. Nad granicę przybyło kilka tysięcy osób – wiele z nich pokonało setki kilometrów, by stanąć w obronie Polski. To pokazuje ogromną determinację i głębokie poczucie odpowiedzialności za los naszej wspólnoty.
Nie daliśmy się sprowokować. Ze spokojem, ale i zdecydowaniem poradziliśmy sobie z zagrożeniem. Pokazaliśmy, że potrafimy być zorganizowani, godni i silni duchem – niezależnie od wrogich prób zdyskredytowania.
Odśpiewaliśmy Rotę i Bogurodzicę. To nie tylko wzruszające chwile – to piękny symbol. Kontynuujemy wielowiekową tradycję naszych przodków, którzy zawsze stawali w obronie Ojczyzny. My również bronimy granic – tak jak oni. Pokazaliśmy, że nie pozwolimy na zalanie Polski obcymi kulturowo migrantami. Będziemy walczyć o bezpieczeństwo naszych rodzin, o przyszłość naszych dzieci, o zachowanie naszej tożsamości.
To jeszcze nie koniec. Wygraliśmy kolejną bitwę, ale wojna trwa. Będzie wymagać od nas ofiarności, zaangażowania i jedności. Musimy być razem – tylko wtedy obronimy Polskę.
Numer jest stary jak… Unia Europejska. Bo to w czasie jej zinstytucjonalizowanej hipokryzji proceder rozwinął się w najlepsze. Jest tak: jeśli chce się przepchnąć jakąś obrzydliwość, albo zrobić na złość swoim przeciwnikom politycznym, to takie kawałki wkłada się do innego aktu, miesza się łyżeczką hipokryzji właśnie i mówi – patrzcie, taki szlachetny akt, a wy tu nie chcecie się zgodzić. Podam przykład: ten akurat dotyczy tzw. konwencji stambulskiej o nazwie regulacji antyprzemocowej w stosunku do kobiet głównie. Ale tu ukrywał się ten wspomniany gen zamulania.
Zacytuję… samego siebie, jeszcze z lat kowidowych, czyli z wpisu z dnia 27 lipca 2020 roku: „Wydawałoby się, że nic bardziej naturalnego niż przystąpienie do antyprzemocowej konwencji, bo tylko jakiś wyjątkowy dewiant popierałby przemoc domową. Jednak po lekturze wychodzi, że konwencja ta ma bardzo silne przesłanie lewicowej ideologii gender. W rzeczy samej zdefiniowano w Konwencji źródło przemocy domowej, za które uznano tradycyjną rodzinę i jej tradycyjny „płciowy biologicznie” podział ról. (Równie dobrze można było uznać za przyczynę przemocy domowej… sam dom i domagać się zburzenia domów. Być może nawet rodzina na wolnym powietrzu miałaby mniejsze skłonności do przemocy).
Konwencja, a więc i nawiązujące do niej prawodawstwa lokalne, promuje kulturową i deklaratywną formułę płci, wpiera ideologię gender, łącznie z promowaniem nowych nieopresyjnych ról społecznych w procesie edukacji. Jako że czyni się to pod przykrywką nazwy konwencji antyprzemocowej, każdy, kto się jej przeciwstawia, z powyższych powodów może być (i jest) oskarżany o popieranie bicia żon kablem od żelazka (końcówką z żelazkiem). Ten zabieg pokrywania prawdziwych i zideologizowanych treści inną, mylną, acz pozytywną w brzmieniu formą jest nie tylko przykładem stosowania przemocy symbolicznej, ale także zabiegiem uniemożliwiającym artykułowanie swoich zastrzeżeń wobec tematu, którego ta manipulacja dotyczy. Kto bowiem rozsądny, bez konieczności dłuższego tłumaczenia się co do nudnych szczegółów, stanie i publicznie powie, że jest przeciwko regulacjom mającym zapobiec przemocy domowej?”
Rezolucja, czyli biała księga
I tu mamy tak samo, tyle, że z militariami. Z dyskursu w Polsce wynika, że cała zadyma dotycząca głosowania nad tzw. rezolucją, gdzie prawica zdradziła Polskę, głosując za Putinem, że ta rezolucja dotyczyła wręcz w całości tzw. Tarczy Wschód ogłoszonej w maju zeszłego roku przez premiera Tuska. Wynikałoby z tego, że mamy taką oto sytuację: Polska się stara o własne bezpieczeństwo, inicjuje rezolucję w tej sprawie, Parlament Europejski głosuje, i się okazuje, że mamy – również w szeregach posłów polskich, i to też w Sejmie nie tylko w Brukseli, bo temat wrócił bumerangiem wrzuconym przez Tuska do Sejmu – onucowych zdrajców, co to chcą rozbroić Polskę przed Putinem. Zdrada, zdrada, zdrada… Histeryczny już nie komentariat, ale mieszanina ochotnych wzmożonych i płatnych cwaniaczków uderzył w te tony, wyraźnie mające zebrać plusy dodatnie przed wyborami na Trzaska. A jest dokładnie odwrotnie.
Rezolucja wojenna, która jest de facto „Białą Księgą” obronności powstała w wyniku wewnętrznych tarć w łonie brukselskim. Komisja Europejska zaczęła inicjatywę ReArm Europe sama z siebie, bez konsultacji z Parlamentem Europejskim i odezwały się z jego łona popiskiwania, że jak to, że bez Parlamentu samoistnie podejmować takie decyzje? A więc Komisja powiedziała: sprawdzam, ale nie po to, by uzyskać jakąś opinię od przedstawicieli wyborców, czy uwzględnić uwagi, tylko dopisać do całego, uzgodnionego i wszczętego procesu element europejskiego demosu. Bo przyjęta rezolucja praktycznie potwierdza wcześniejsze działania Komisji, nawet w niejednych elementach, o których tu powiemy – popycha je do przodu.
Cała tzw. Tarcza Wschodnia została przez posłów od Tuska wrzucona do rezolucji w ostatniej chwili, by się załapać na numer opisany wyżej na przykładzie konwencji stambulskiej. Tyle, że odwrotnie – tarczę, jako pewnik, co do którego Polacy się zgadzają, wrzucono do całości rezolucji, która sama w sobie jest niezłym numerem. I teraz wszystkim, którzy mają wątpliwości dotyczącej idei rezolucji, z umieszczoną w niej Tarczą Wschód, zarzucają, że są tacy Polacy, którzy nie chcą bronić Polski. A ci nie chcą tylko głosować za szkodliwymi rzeczami, do których tylko po cwaniacku dopisano rzeczy godne. Po prostu samo pakietowanie miało cel manipulacyjny, by później wyzywać PiS-owców od idiotów.
Jak się “prawi” rzucili, że Tusk sprzedał Polskę po raz kolejny, to pojawił się wątek, że rezolucja PE nie ma mocy prawnej i nie ma się co ciskać, bo europarlamentarzyści tylko tak sobie pogadali, co zapisali w rezolucji. A więc prawicowi sygnaliści ciskają się na próżno – nie ma żadnego zagrożenia. Terefere: popatrzmy – takie same argumentacje padały w przypadku rezolucji dotyczącej tzw. zdrowia reprodukcyjnego. Rezolucja ta była de facto aktem wprowadzającym do obiegu prawnego krajów członkowskich wszystkie rzeczy, które zobaczyliśmy wpychane kolanem.
Mamy to nawet w Polsce, gdzie obowiązuje co prawda formalnie zakaz aborcji, ale się jej nie ściga, zaś co do rekomendacji dotyczących tzw. edukacji seksualnej opartej de facto na seksualizacji najmłodszych, to mamy już ją w ustawie pani minister Nowackiej. A więc takie rezolucje nie mają mocy prawnej, ale później jakoś się realizują. (To ciekawy moment, bo teraz zwolennicy Unii sami się przyznali, że PE wcale nie jest ciałem ustawodawczym, tylko tak sobie gadającym, zaś całą robotę co do przepisów odwala niewybieralna Komisja Europejska). Zresztą co tu tłumaczyć o opiniotwórczej, nie ustawodawczej roli rezolucji nam tu w kraju: przecież taka rezolucja to to samo, co nasze sejmowe uchwały, którymi rządzi rząd Tuska już półtora roku. Da się? Da się!
Rezolucja PE ma 19 stron, 89 punktów, zaś sama Tarcza zajmuje w niej góra trzy punkty, ale tak to już jest: jak z konwencją stambulską – wszyscy o tym gadają, ale nikt nie czytał. Czytać nie czytają, bo czasu mało, można go spędzić na żarliwych dyskusjach o tym, o czym w „tarczowym” skrócie dowiedzieli się dyskutanci ze swych bańkowych przekaziorów. No dobra, tak czy siak – może to i dobrze, że Unia, tym razem, poparła nasze do tej pory samotne usiłowania na wschodniej granicy NATO, ale czy Europy? Biją przecież w bębny, że to fajnie, że uznano naszą Tarczę za strategiczny projekt Unii. Ale najpierw zobaczmy o co tu się kruszy kopie, czyli co to za diabeł, ta Tarcza.
Z tarczą czy na tarczy?
Projekt, jak to u Tuska, ma w zasadzie wyłączny cel PR-owsko-polityczny. PR-em ma się pokazać, że niesłusznym jest oskarżać Tuska o brak patriotyzmu, gdyż ten się stara jak może o obronę wschodniej granicy, jeszcze niedawno namawiając do jej likwidacji poprzez wpuszczanie kogo się da. Tarcza była ruchem pod publiczkę, częścią całej serii odwracania kota ogonem, że to wcale tak nie jest. Cała czerwono-liberalna Europa dokonała takiego zwrotu, dodajmy wyłącznie PR-owskiego, na podstawie analizy badań opinii publicznej. Publika martwiła się o swoje bezpieczeństwo, kiedyś identyfikowane w polityce migracyjnej, teraz w obszarach bezpieczeństwa militarnego. I Tusk odpowiedział na to komunikacyjnie, wyszedł, naobiecywał i lud zadowolony, że Donek dba i widzi, rozszedł się do zajęć codziennych w wojnie polsko-polskiej.
Drugi aspekt Tarczy to prztyczek w nos prawicy. Ta ugrywała dużo na niedowładzie Tuska w dziedzinie bezpieczeństwa, wciąż przypominając przeniewiercze postawy tuskowych i lewicy na białoruskiej granicy. A więc wyszedł Tusk i przebił króla jokerem – jak to my nie chcemy działać w obronie? Jak nawet udało nam się, rządzącej koalicji, sprokurować konflikt w tej sprawie z samymi Niemcami? Bo trzeba nam wiedzieć, że jak teraz Unia wpisała Tarczę do rezolucji, to jeszcze za kanclerza Scholtza komunikowało się, że my chcemy, oni nie i Donek – uwaga! – naraża się przed Niemcami, ale wychodzi, że nawet za cenę konfliktu z jego promotorami z Berlina Tarczę wdroży. I PiS został zagoniony do taktycznego narożnika – proszę, nawet z Niemcami zadrzemy dla bezpieczeństwa Polski, a wy co, pisiory? Głupio Wam, c’nie?
Sama Tarcza ma fajną stronę internetową i… wszystko. Jak to u Tuska: projekt zaczyna się od stron www, publika ma co oglądać i można już iść pokimać do następnej bramki taktycznego slalomu Polski, mylonego często z polską racją stanu. W sprawie Tarczy nikt nie wyszedł nawet na poziom jej projektowania, Donek pojechał, dał się sfotografować na tle jakichś zapór przeciwczołgowych, co wszyscy fachowcy uznali właśnie za.. akcję propagandową.
Zdjęcie Tarczy Wschodniej, o którą odbywa się ta cała awantura
Pomijając już wpadkę gdy premier przed konferencją stojąc przed zaporami pytał gdzie ta Rosja jest. Znowu się premierowi pomyliły granice i nie wie, biedaczek, w którym kraju się znajduje..
To kolejny humbug, nawet jak to się znajdzie na liście priorytetów Unii. Nic się nie robi. Tak jak z amunicją. Jaką amunicją – zapytacie? W listopadzie 2024 Tusk zapewnił o otwarciu projektu amunicyjnego i… nic. Było to po blamażu, kiedy jeszcze w czasach rządu PiS podjęto „kroki” w celu nie rozbudowy, ale budowy przemysłu amunicyjnego i nic z tego nie wyszło. Tym bardziej nie wyjdzie za Tuska. Powie ktoś, że dostaniemy to wszystko w ramach unijnej inicjatywy, a ta wręcz popchnie leniwych Polaków do działania. Nic z tego, ale by to wytłumaczyć trzeba się zwrócić do samej rezolucji, bo tam jest napisane jak ten cały europejski układ militarny będzie chodził.
Czemu onuce nie podpisały rezolucji?
No właśnie – czemu gamonie z prawicy głosowały przeciwko rezolucji. Przecież nie mieli szans, bo ona i tak przechodziła, wszak wszystko już było uzgodnione, tylko europarlamentarna żaba chciała podstawić nogę kiedy kuje się nowy interes. Przecież gdyby towarzystwo było rzeczywiście onucowe, to głosowałoby za nieuchronną rezolucją, bo w ten sposób ich onucyzm pozostałby w ukryciu, a tak wylazł na wierzch na po nic. Nie tak się umawialiśmy chyba na Łubiance z pułkownikiem prowadzącym, c’nie?
Ale odrzucając te pogwarki dla wzmożonej gawiedzi pora się pochylić nad rzeczoną rezolucją. To Biała Księga, w której wyłożono jak ma wyglądać cały deal. Wzmożeni tego nie czytali (przecież to 19 stron nie o PiS-ie), a tam wszystko jest wyłożone jak paneuropejskiej krowie na globalistycznym rowie. Zacznijmy od tego, co się onucowym nie spodobało. Dla nich, i mam nadzieję, że dla wszystkich rozsądnych, niedopuszczalne były następujące passusy Białej Księgi:
Punkt 66: „podkreśla potrzebę zwiększenia spójności w zarządzaniu, […] że w tym celu konieczne jest stworzenie realnego powiązania w zarządzaniu pomiędzy państwami członkowskimi, wiceprzewodniczącym Komisji / wysokim przedstawicielem Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa w sprawie unijnej polityki zagranicznej i komisarzami; wzywa państwa członkowskie do rozwiązania problemu, jakim jest złożoność procesów decyzyjnych w zakresie zarządzania europejską obronnością; wzywa do utworzenia Rady Ministrów Obrony i odejścia od wymogu jednomyślności na rzecz głosowania większością kwalifikowaną przy podejmowaniu decyzji w Radzie Europejskiej, Radzie Ministrów i agencjach UE, takich jak EDA [to takie pożal się Boże unijne NATO – JK], z wyjątkiem decyzji dotyczących operacji wojskowych objętych mandatem wykonawczym;[…]”.
Co my tu mamy? A więc po kolei – rozwiązanie złożonego problemu zarządzania europejską obronnością poprzez koordynowanie jej w łonie Komisji Europejskiej przy powołaniu Rady Ministrów Obrony na poziomie europejskim. Nie wspomina się tu – przypadkiem? – o tym jak wygląda hierarchia w tym układzie? Kto decyduje na przykład jak Polska chce sobie kupić czołg czy drona? Rada Europejskich ministrów obrony czy MON w Polsce? Co do zakupów – co zobaczymy zaraz – decyduje… Komisja, ale „tylko” w przypadku „zaktywizowanych” przez siebie, a de facto pożyczonych pod zastaw państw pieniędzy, o czym pisałem w poprzednim tekście. A teraz, przy takiej „inter-operacyjności” jak proponowana, to nawet za swoje nie będziemy mogli tego kupić. Trzeba się będzie zapytać nowego ministerstwa obrony Europy. A jak ono nas przegłosuje, że żaden czołg się nie należy? A przecież jest napisane, że trzeba odejść od „wymogu jednomyślności”, a więc nasze sprawy, poza – na razie – wysłaniem wojska w bój mogą być przedmiotem decyzji niepolskich.
Kolejny artykuł, tym razem 69: „uważa, że preferencja europejska musi być przewodnią zasadą i długofalowym celem polityk UE związanych z europejskim rynkiem obronnym, aby rozwinąć i chronić europejską doskonałość technologiczną; podkreśla jednak, że taka preferencja nie może być stosowana kosztem gotowości obronnej Unii z uwagi na zakres międzynarodowych łańcuchów dostaw i wartości w sektorze obrony;”.
Rozczytajmy to. Co oznacza „preferencja europejska”? Ano to, że będzie preferowana produkcja europejska. A więc nie chodzi o szybkie nabycie zdolności obronnej, tylko by zarobił ten, kto ma zarobić. Bo w ramach takiego postulatu nie można kupić z półki sprzętu, który jest spoza Europy. A struktura europejskiego przemysłu zbrojeniowego jest już ustabilizowana i wiadomo gdzie pójdzie tak znaczony pieniądz. Francja, a zwłaszcza Niemcy to wiodący w świecie producenci uzbrojenia. To czemu tak słabo militarnie stoją? Ano dlatego, że oni to robili na eksport, bo na tym można zarobić, zaś produkcja dla siebie to wydatek. A więc zdolności produkcyjne są i wiadomo gdzie pójdą pieniądze. I dokąd nie pójdą. Komisja, tak Komisja Europejska, nie żaden tam nowy sztab Europy, będzie decydować o odstępstwach od zasady „preferencji europejskich”. A więc jak coś będzie wyłącznie do kupienia powiedzmy od znienawidzonych Amerykanów, to się okaże, że Komisja się nie zgodzi. Albo i zgodzi, ale za coś.
Dlatego taki Hołownia, który opowiada jak zwykle bajki z mchu i łusek po karabinach, jak mówi, że co najmniej 50% wydatków na zbrojenia zostanie w Polsce, to raczej jest to żałosne. Tak samo jak obietnice kiedyś Mateusza, a ostatnio Donka jak to jadą do nas worki złota z KPO. Na wszystkim trzyma łapę pani Ursula i da komu trzeba i na co trzeba dać.
Art. 57: „apeluje o znaczne zwiększenie wspólnych zamówień państw członkowskich na niezbędny europejski sprzęt obronny i zdolności; wzywa państwa członkowskie do agregowania popytu przez wspólne zamawianie sprzętu obronnego z możliwością udzielenia Komisji mandatu do zamawiania w ich imieniu, co w idealnej sytuacji zapewniłoby długofalowy horyzont planowania […] i interoperacyjność europejskich sił zbrojnych oraz pozwoliło efektywnie wykorzystywać pieniądze podatników dzięki korzyściom skali;”.
No, tu jest już proste – będzie jak za kowida. Mechanizm jest powtarzalny – składają się wszyscy, Komisja wymachuje tą forsą przed oczyma producentów, mamy błogosławiony efekt obniżki kosztów przy procuremencie. I mamy… jak ze szczepionkami w kowidzie. Też kupowała Komisja, po 10 dawek na głowę dwudawkowej szczepionki. Ceny były negocjowane przez Ursulę via smsy, które zaginęły. Unia lubi sprawdzone mechanizmy.
Prawda czasu i prawda ekranu.
O co chodzi? Bo w tej kurzawie nic już nie widać, tylko jakieś cepy latają, zaś główni macherzy, takie moje wrażenie, siedzą na płocie i robią cały ten kurz, by nie było widać o co kaman. No więc o co chodzi? To proste.
Wszystkie działania, powtarzam – wszystkie działania – projektu Unia Europejska dążą do realizacji jednego celu: federalizacji Europy w kraj związkowy pod światłym przywództwem „humanitarnego mocarstwa”, jakim ogłosiły siebie Niemcy.
Wszystkie działania, ale też wydarzenia są przekierowywane na ten cel. Tak samo było z kowidem (nie miejsce czy globaliści tu skorzystali, czy sami wywołali okazję). Powiedzmy, że się przydarzył: na początku Unia wydawała się bezradna i zostały tylko państwa, potem całkowicie przejęła proces nie tyle walki z kowidem, co jego komercjalizacji, zostawiając syf walczącym państwom. Sama zadbała o dwie rzeczy – kasę i władzę.
Kasa popłynęła najpierw na szczepionki, potem na te wszystkie niby KPO, co to miały nam pomóc lizać rany po strasznej pandemii. Poszły w dwie strony: na ideolo i do kolegów królika (najpierw do Big Farmy, potem do cudaków od Zielonego Ładu). Ideolo miało realizować utopijne cele globalistów, zaś kasa była wysysana z ubożejącego obywatela i pompowana w korporacje, te narzędzia dystrybucji światowego globalizmu. Wszystko szło dobrze, aż się przydarzył Putin ze swoją wojną na Ukrainie.
Tu, wtedy jeszcze światowy, globalizm musiał się trochę ogarnąć, gdyż pojawiły się w nim kontynentalne sprzeczności. Bidenowskie USA chciały osłabić Rosję w objęciach Chin, a więc mocno promowały i wręcz prowokowały te wojnę, bo ta realizowała ich cel. Niemcy na początku nie chciały tej wojny, bo ta im robiła pod górkę w dealu z Rosją: skończyła się tania energia do ichniego przemysłu, energetyczny szantaż nad Europą się poluzował i trzeba było zakręcić rurociągi pełne ukraińskiej krwi. Na pokaz. Pod spodem interes zaczął wracać w stare tory. Ale przydarzył się po drodze Trump.
Trump rozbił jedność globalizmu i ten wylądował już tylko na europejskim podwóreczku. Wycofując swoje wojskowe wsparcie kompletnie popsuł istniejący deal: Europa najpierw, jak z kowidem, ogarniała się powoli, ale – jak z kowidem – wylądowała na pomyśle o przechwyceniu kasy i powiększeniu władzy. Teraz już – pod pretekstem szybkich działań militarnych – nie trzeba się troszczyć o jednomyślność. Komisja Europejska, która systematycznie, pod ochroną swego europejskiego sądu, zaczęła zawłaszczać sobie kompetencje nieprzewidziane w traktatach, szła w kierunku jednego kierownictwa. Za kowida utyskiwało się na brak, tym razem światowego, zjednoczonego ministerstwa zdrowia (te załatwiano w formacie ONZ), teraz pojawiają się postulaty o jednym ministerstwie obrony. Konstruuje się rząd, już po odejściu trumpowych Stanów, nie światowy, a europejski.
Wszystko po to, by sfederalizować Europę, tym razem pod pretekstem militarnym. A wszystko oparte na społecznym przyzwoleniu zasadzonym na stymulowanym strachu. Tylko to umożliwia taki nagły skok na kasę. Przetrenowano to w czasach pandemicznych, kiedy pompowano dane, mnożono warianty śmiertelnej grypy, panikowano w mediach jedną narracją. Kowida już dawno nie było, ale był po to promowany, by uzasadnić marsz elit po kolejne obszary władzy i uzyskać zgodę, a przynajmniej bierność panikowanego ludu.
Teraz zmienił się tylko jeździec Apokalipsy: z zarazy na wojnę. Wszystko zostało takie samo. Że techniki manipulowania, to oczywiste, ale znika nam z oczu cel. Wywoływanie paniki ostatecznej, czyli strachu przed wojną, ma nam przykryć właściwy proces – marsz po władzę globalistów. Teraz już to oni będą decydować co sobie za karabin kupi jeden z drugim, kto jest naszym wrogiem i kto pójdzie do okopów, a kto będzie dowodził mięsem armatnim. A więc potrzebne jest co? Promowanie wzrastającego zagrożenia. Ale aby ten cel zrealizować wojna na Ukrainie nie może się skończyć. Właśnie po to, by uzasadniać zamordyzm istnieniem zagrożenia.
Tę zmianę widać w ciągu całego konfliktu wokół wojny na Ukrainie. Na jej początku – uwaga, kiedy można było ją jakoś skończyć na pokoju jeszcze w maju-czerwcu 2020 roku – europejski komentariat wraz z politykami nawoływali do umiaru, zaś deklaracje były wręcz pacyfistyczne, zaś pomoc militarna na poziomie przysłowiowych już niemieckich hełmów z demobilu. Wiadomo było, napaleni Jankesi (wraz z przybocznymi Polakami) załatwiali całą sprawę. Wojna miała pełne szanse na trwanie. Teraz kiedy wojna, za przyczyną Trumpa, ma się ku końcowi, to co się robi? Podczas kiedy Trump negocjuje pokój na boku przyjmuje się takie rezolucje Białych Ksiąg, jak ta omawiana, gdzie głównie załatwia się trzy rzeczy. Dwie już omówiliśmy – kasa i władza dla globalistów. Trzecia, i o tym jest połowa tej rezolucji, nie o jakichś pomijalnych i papierowych tarczach Tuska, jest poświęcona pomocy militarnej dla Ukrainy.
Powtórzmy to sobie jeszcze raz. Trump gada z Putinem, żeby zamknąć to jakimś pokojem, a w tej samej chwili Europa podejmuje działania, które dążą do przedłużenia tego konfliktu. A więc to utrudnia proces pokojowy. A jednocześnie Unia ma pełne usta frazesów, że robi to jakoby dla pokoju. Dodajmy – sprawiedliwego. Znowu jakiś nadworny językoznawca wymyślił kolejny schlagwort – sprawiedliwy pokój. A co to za diabeł: nikt nie wie. Wiadomo na pewno, że nie jest to pokój Trumpa, czyli szybki. Nasz, europejski, jest tak sprawiedliwy, że będzie z nim jak z samą sprawiedliwością – nigdy nie nastanie. I o to chodzi. Po to jest ta wojna wciąż się tląca na ukraińskich trupach, ten straszny Putin ze swym nowym strasznym kolegą Trumpem, te wszystkie optymistyczne doniesienia z frontu, zawołania o własnej szlachetności, tropienie onuc i ciągłe wzmożenie ludu panikowanego. To po to, by pomysł zawładnięcia Europą przez globalistyczny projekt miał swoje uzasadnienie, fundowane na przetrenowanym w kowidzie fundamencie strachu.
Europa wojenna
Europa się rozbroiła na własne życzenie. Teraz może zrobić trzy rzeczy: nic, nadgonić zaległości w ramach Unii, modląc się o to, by tego okresu bezbronności nikt nie wykorzystał. Trzecia droga to nowe porozumienie pomiędzy europejskimi krajami w oparciu o budowę siły każdego z członków tego nowego porozumienia. Wyjście drugie – budowa siły militarnej w oparciu o Unię wydaje się wyjściem najgorszym. Wejdziemy bowiem od razu w unijne tory, którymi dojedziemy tam, gdzie Unia zawsze dojeżdżała: będzie długo, dla swoich, w połączeniu z dalszą poza-traktatową ekspansją władzy Komisji Europejskiej jako biura politycznego europejskiego globalizmu. A więc na końcu będą „unijne” rezultaty, których mamy pełno dookoła.
Będziemy mieli za to wszystko wojenne. Tak bardzo, że czasy kowidowe będziemy wspominali jeszcze z rozrzewnieniem, jako czasy wręcz „starej normalności”. A z wojną nie ma żartów. Skoro Weber z niemieckich socjaldemokratów mówi o wprowadzeniu wojennej gospodarki, to ja już widzę jak to będzie. Cały naród buduje armię, ja wiem, że trzeba nadganiać szybko zaległości, ale ta panika jest po to, by pod pretekstem podżeganej wojny złapać nas za ryj i to w sposób instytucjonalny, w dodatku, przynajmniej na poziomie narracyjnym – akceptowalny społecznie, bo uzasadnionym najwyższą potrzebą: przetrwaniem.
A wojna to poważna sprawa, jest wymarzoną okazją dla globalistów. Potrzeba byśmy żyli w jej coraz mniej hybrydowym stanie. A wtedy wszystkie prawa obywatelskie można za zgodą obywateli zawiesić, gospodarkę ustawić na wojenną, czyli odrealnić od rynku, dawać ręcznie zlecenia wybrańcom, zamordować już ostatecznie klasę średnią, przejąć kasę z oszczędności obywateli (inicjatywa Ursuli z dnia 10 marca o unii oszczędnościowo-inwestycyjnej), pogonić w kamasze i na front każdego. Wolność słowa dobić kompletnie, wprowadzając już wprost cenzurę na poziomie wojennym, wszak wróg czuwa, zaś lud mięsny trzeba wciąż motywować do wzmożenia kolejnymi doniesieniami, naprzemiennie: raz o zagrożeniu ze strony okropnego wroga, raz o wielkich sukcesach. Taki ustrój to marzenie europejskich globalistów.
I na drodze takiego projektu stanął Trump, choć przy takiej postawie niewiele może zrobić. Unia, przy takich rezolucjach, w realizacji swego nadrzędnego celu, będzie dostawami na Ukrainę torpedować wszelkie szanse na pokój. No, chyba, że Trump pociśnie i Zełenskiego, i Europę i skończy tę ciuciubabkę. Ale my wtedy w Europie zostaniemy z armią dowodzoną z Berlina, wypompowani z kasy, która przepłynęła od nas do zbrojeniówki Francji czy Niemiec. Z 200.000 armią, która wyraźnie co do swych rozmiarów i przeznaczenia nie będzie się mogła oprzeć Putinowi. Do czego więc jest ona robiona? Coś mi się zdaje, że do użytku, że tak powiem, „wewnętrznego”.
Dlatego dozbrojenie Europy nie może się dokonać w formacie unijnym. I dlatego właśnie się w nim dokona. Nie powinno się to tak odbyć, bo nieuchronnie skończymy bez pieniędzy, bez skutecznego uzbrojenia, ze szczątkową armią, za to ze scentralizowaną Europą dowodzoną przez miks globalizmu i całkiem staroświeckiego dążenia Niemiec do hegemonii. To już czwarta taka próba, na razie – bezkrwawa. A może to właśnie ta bezkrwawość jest tu synonimem nowoczesności? Nie, to tylko zaadoptowanie starej krytyki Marksa dokonanej przez Gramsciego: że jak się odpowiednio poduraczy, to do przejścia do niewoli ustroju jakiego świat nie widział wcale nie trzeba będzie przelewać krwi. Wszystko odbędzie się bezboleśnie, na tyle, iż pacjent nie poczuje, że już został zoperowany. Będzie szczęśliwy, nie dlatego, że nic nie ma, tylko dlatego, że w ogóle przeżyje.
Jedno mnie cieszy. W ujęciu globalnym, pomijając geopolityczne wstrząsy, cieszy mnie prezydentura Trumpa. Bez niej globalizm w dyszlu USA z Europą dalej by się rozwijał, teraz jest już tylko dziwacznym lokalnym skansenem. Wyjdzie na to, że ocaleje tylko u nas, na nieważnym kontynencie świata. To pewna satysfakcja, ale dość gorzka, bo to my tu zostaniemy. W tym eksperymencie. Będzie jak w starej żydowskiej anegdocie, kiedy rabin mówi do narzekającego na świat Żyda: „Świat nie umarł, ani nie żyje. Świat się po prostu męczy”.
I tak się skończy ten „koniec historii”, tu u nas w Europie. Całość tego bałaganu i tak padnie, ale co się namęczymy… Bo z globalizmem jest jak z komunizmem: musi zwyciężyć na całym świecie. Inaczej, jak będą istniały inne kraje bez niego, to będzie widać różnice. A widoczne różnice między zamordyzmem a wolnością są dla zamordystów śmiertelne. Widać, że na razie, poza Europę to szaleństwo się nie za bardzo rozprzestrzeni. A więc – niestety – będziemy się tak męczyć, bo to cały świat pójdzie w jakąś normalność, my zaś – znowu – będziemy żyli w jakiejś fantasmagorii, marnując życie i czas. W miniaturowej atrapie pomysłu na cały glob, realizowanym w historycznie upadającym miejscu świata.
Dziś w Zgorzelcu odbył się protest przeciwko nielegalnej imigracji, paktowi migracyjnemu i podrzucaniu do Polski imigrantów z Niemiec.
Niemieckie media już prowadzą ostrzał propagandowy nazywając protestujących Polaków “neonazistami”.
– Setki demonstrantów, w tym liczni polscy neonaziści, trzymają transparenty. Niektóre z hasłami, które można zobaczyć również na demonstracjach AfD w Saksonii. „Uchodźcy niemile widziani” – to jest to, co możesz przeczytać. Inni nawołują po polsku do „Stopu Relokacji”.
(…)
Protest jest skierowany przeciwko niemieckiej polityce deportacyjnej. Uchodźcy, którzy nielegalnie przedostali się do Niemiec przez Polskę, zostaną odesłani do Polski w celu dokończenia tam procedury azylowej.
(…)
To nie odpowiada neonazistom w sąsiednim kraju. Organizatorem demonstracji był polski prawicowy ekstremista Robert Bąkiewicz.
– pisze niemiecki tabloid należący do tego samego niemieckiego koncernu co Onet w Polsce – Ringier Axel Springer.
Axel Springer
Warto przy tej okazji dodać, że Axel Springer, założyciel koncernu, od którego imienia i nazwiska wzięła się nazwa koncernu, był nazistą i był współodpowiedzialny za antyżydowską propagandę w niemieckich mediach w czasach III Rzeszy.
W 1933 poślubił Martę Elsę Meyer, z którą miał córkę Barbarę. Zgodnie z Norymberskimi Ustawami Rasowymi żona została zaliczona do pół-żydówek i w 1938 doszło do rozwodu. Rok później poślubił Ernę Fridę Bertę Holm.
Axel Springer był członkiem Narodowosocjalistycznego Korpusu Motorowego – pod-organizacji NSDAP
Prowokacja na demonstracji
– Podczas manifestacji w Zgorzelcu doszło do prowokacji.
Na jej czele pojawili się zamaskowani osobnicy z rasistowskimi hasłami. Nie mieli nic wspólnego z organizatorami. Wszystko wyglądało na ustawkę – idealną dla niemieckiej propagandy i do oczerniania polskich patriotów.
Wielu świadków mówiło, że widziało później, jak ci sami ludzie rozmawiają po koleżeńsku z policjantami… Czy była to prowokacja służb?
Najbardziej zadziwiające, że policja nie reagowała na nasze prośby, aby usunąć te zamaskowane osoby z naszej demonstracji. To sytuacja bez precedensu. Przeprowadziłem w życiu kilkaset manifestacji, ale nigdy nie spotkałem się z takim zachowaniem policji, która przecież ma wynikający z przepisów prawa obowiązek dbania o bezpieczeństwo uczestników i współpracy w tej kwestii z organizatorami, a tutaj była bierna.
Proszę, nie wierzcie w fałszywe relacje o naszym proteście. Nie dajcie się zmanipulować. Prawda wygląda inaczej. – relacjonuje Robert Bąkiewicz.
Prowokacje na Marszu Niepodległości
Podobne przypadki znają uczestnicy Marszu Niepodległości. W czasach poprzednich rządów Donalda Tuska mieli do czynienia z licznymi policyjnymi prowokacjami. Samo uzbrojenie jednostek policji zabezpieczających demonstrację jest uznawane za prowokację i podnoszenie temperatury emocji. W sieci relacjonowano również przypadki wybiegania prowokatorów przebranych za kibiców zza kordonów policyjnych. A na tzw. “taśmach z Sowy” opisywano przypadek budki strażniczej pod ambasadą Rosji, która miała być podpalona na zlecenie ówczesnego ministra ppłk Bartłomieja Sienkiewicza.
Protest w Zgorzelcu
Dziś miał miejsce protest w Zgorzelcu przeciwko zalewaniu Polski migrantami przez Niemcy. Protest rozpoczął się o godzinie 12-tej. Miał miejsce przy moście granicznym im. Jana Pawła II. Protest organizowały Roty Marszu Niepodległości Roberta Bąkiewicza.
Według dokumentacji fotograficznej zamieszczanej przez uczestników i zwolenników protest zabezpieczali funkcjonariusze policji z bronią.
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 23 marca 2025 michalkiewicz
Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie rady – trzeba będzie zacząć wierzyć w reinkarnację. Dotychczas opierałem się tej pokusie, no bo jakże tu wierzyć w reinkarnację, skoro osoba, co to reinkarnuje się, dajmy na to w świnię, czy psa, zupełnie nic nie pamięta ze swoich poprzednich wcieleń? Skoro nic nie pamięta, to skąd moglibyśmy czerpać pewność, że taka, dajmy na to świnia, była w przeszłości niezależną prokuraturą, albo niezawisłą sędzią?
Tak było do niedawna, ale teraz zaczyna pojawiać się światełko w tunelu za sprawą niezależnej prokuratury, Wielce Czcigodnej Ewy Wrzosek. Nie chodzi nawet o to, że musi ona posiadać jakieś wyjątkowe zalety w oczach bodnarowskich prowidnyków, co to opanowali tubylczy wymiar sprawiedliwości ludowej, chociaż i ta okoliczność nie jest pozbawiona znaczenia, ale o to, że właśnie na naszych oczach doszło chyba do reinkarnacji.
Ale incipiam.
W związku z jedynym programem vaginetu obywatela Tuska Donalda, czyli tak zwanymi „rozliczeniami”, dotychczas rozmaici delikwenci byli kierowani do aresztów wydobywczych w nadziei, że może wychlapią tam coś, co potem dla niezawisłych sądów, zwłaszcza z gangu „Wolne Sądy”, któremu właśnie prezydent Trump zakręcił kurek z amerykańskim jurgieltem, stanie się pretekstem do sypania pięknych wyroków. Zmiana jakościowa nastąpiła w dniach ostatnich. Oto przed oblicze prokuratury Ewy Wrzosek, stawiła się pani Barbara Skrzypek, z której i wspomniana prokuratura i dwaj mecenasowie, reprezentujący tam etranżera – jegomościa utrzymującego, jakoby wręczył samemu Naczelnikowi Państwa Jarosławowi Kaczyńskiemu łapówkę w związku z tak zwanymi „dwiema wieżami”, co to stopniowo przechodzą już do legendy – chcieli wydobyć jakieś rewelacje. Zachowując „szczytowe standardy” przesłuchiwali ją przez całe 5 godzin, a kiedy pani Skrzypek po indagacjach wróciła do domu, po dwóch dniach jej się zmarło. Od razu na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby prokuratura Ewa Wrzosek i obydwaj mecenasowie panią Barbarę Skrzypek maltretowali. Pewne jest tylko to, że prokuratura Ewa Wrzosek nie zgodziła się, by podczas przesłuchania pani Skrzypek asystował jej pełnomocnik – a poza tym zagroziła każdemu rozpowszechniającemu fałszywe pogłoski, że zrobi z niego marmoladę za pośrednictwem niezawisłych sądów.
I ja jej wierzę, zwłaszcza w sytuacji, gdyby do losowania takich spraw zostali dopuszczeni wyłącznie niezawiśli sędziowie z gangu „Wolne Sądy”, co to muszą być wyjątkowo rozżarci z powodu utraty amerykańskich alimentów – ale przede wszystkim dlatego, że ta sytuacja skłania mnie do ponownego przemyślenia sprawy reinkarnacji. Podejrzewam bowiem, że w szczupłym ciele prokuratury Ewy Wrzosek mogła zagnieździć się inna, bardziej korpulentna prokuratura, mianowicie Wiesława Bardonowa, znana z dyspozycyjności wobec SB i Partii w stanie wojennym, a kto wie – może również Stanisław Zarako-Zarakowski, co to dokazywał w wojskowej prokuraturze w czasach stalinowskich? Wskazywałaby na to nie tylko dyspozycyjność prokuratury Ewy Wrzosek, której bodnarowscy prowidnykowie bez wahania powierzają „polityczne” śledztwa, ale również – zagadkowe związki z Judenratem z Czerskiej i w ogóle.
Jeszcze bowiem pani Barbara Skrzypek nie zdążyła ostygnąć, a już do jej zeznań przed prokuraturą Ewą Wrzosek i obydwoma mecenasami, jak to się mówi: „dotarł” pan red. Wojciech Czuchnowski, w Juderacie z Czerskiej używany do spraw szczególnie łajdackich. Jak on do tych zeznań „dotarł” – na to pytanie prokuratura Ewa Wrzosek udzielała odpowiedzi wymijających, bo chyba jeszcze prowidnykowie nie zdążyli jej wskazać, jak ma mówić – a poza tym pewne znaczenie może mieć tu okoliczność, że aktualną żoną pana red. Czuchnowskiego jest pani Magdalena nee Fitas, będąca wcześniej małżonką pana generała Marka Dukaczewskiego, co to był szefem Wojskowych Służb Informacyjnych, których teraz oczywiście „nie ma” – ale ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Nie chcę przez to powiedzieć, że oficer prowadzący powiedział naszej prokuraturze, czyli pani Ewie Wrzosek – wiecie, rozumiecie Wrzosek, zgłosi się do was pan red. Czuchnowski, żeby zeznania tej całej Skrzypek przedstawić swoimi słowami i we właściwym świetle. To jest nasz człowiek, podobnie, jak i wy, więc nie róbcie mu trudności, tylko udostępnijcie mu te zeznania – bo inaczej może być z wami brzydka sprawa.
Wcale nie musiałby niczego takiego jej mówić, bo przecież pani Ewa Wrzosek nie jest dziecko i sama wie, co wypada jej zrobić dla Polski. Bo chyba nie mamy wątpliwości, że jeśli prokuratura Ewa Wrzosek cokolwiek robi, to robi to dla Polski, podobnie, jak robiła to prokuratura Wiesława Bardonowa i prokurator Stanisław Zarako-Zarakowski. A wiadomo, że nie ma takiej rzeczy, której nie można by zrobić dla Polski – a skoro tak, to dlaczegóż by nie uwierzyć w reinkarnację? Taka wiara może dostarczyć nam poczucia ciągłości z PRL-em, a nawet – z III Rzeszą – bo wiadomo, że początki najważniejszych ubeckich dynastii tkwią w mrokach obydwu okupacji. Czegóż chcieć więcej?
Tymczasem na naszych oczach sprawdza się jeszcze jedna prawidłowość – że mianowicie pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Oto w dniach ostatnich amerykański prezydent Donald Trump zaapelował do prezydenta Rosji Putina, żeby „oszczędził życie” ukraińskich żołnierzy, których „tysiące” zostały przez rosyjskie wojska okrążone w obwodzie kurskim. Rozumiem, że te informacje zostały prezydentowi Trumpowi przekazane przez amerykański wywiad – ten sam, który znowu dostarcza informacje dla Sztabu Generalnego niezwyciężonych sił zbrojnych Ukrainy. W tej sytuacji między prezydentem Trumpem, a prezydentem Zełeńskim nie powinno być żadnych rozbieżności. Tymczasem znany z bezkompromisowej prawdomówności prezydent Zełeński kategorycznie odrzuca fantasmagorie prezydenta Trumpa i twierdzi, że żadne ukraińskie wojska nie tylko nie są w żadnym okrążeniu w obwodzie kurskim, ale brną od sukcesu do sukcesu na drodze do ostatecznego zwycięstwa, które – jak wiadomo – jest zatwierdzone.
Ponieważ z vaginetu obywatela Tuska Donalda musiały do niezależnych mediów dotrzeć wytyczne, że na tym etapie prezydentu Trumpu absolutnie nie wierzymy, a tylko wierzymy prezydentu Zełeńskiemu, toteż fantasmagorie amerykańskiego prezydenta są pomijane i nie komentowane, natomiast wszyscy podkreślają oddanie prezydentu Zełeńskiemu i Ukrainie, jakie demonstruje nie tylko obywatel Tusk Donald, ale i wszystkie vaginessy z jego vaginetu. W tej sytuacji z taktownym milczeniem spotkała się też uwaga Leszka Millera, że nigdzie „nie ma podstawy prawnej” do płacenia przez Polskę 50 mln dolarów rocznie na Starlinki dla Ukrainy. Myślę jednak, że jak będzie trzeba , to prokuratura Ewa Wrzosek taką podstawę prawną znajdzie, albo w ostateczności – zaimprowizuje – bo czegóż się nie robi dla Polski?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada)
Przekręt „na zbrojenia”, umożliwia zalegalizowane oszukiwanie obywateli własnych państw oraz (…) „rynków finansowych”, poprzez wyłączenie części lub całości (najprawdopodobniej – połowy) wydatków na zbrojenia z koszyka wydatków państw członkowskich UE – zauważa publicysta DoRzeczy. Piotr Gabryel.
Publicysta tłumaczy mechanizm finansowo-polityczny, polegający na tym, że pod danym pretekstem władze jakiegoś państwa przestają wliczać do koszyka określony rodzaj wydatków. – Dzięki temu „na papierze” relacja tegoż deficytu finansów publicznych państwa w relacji do PKB – niczym za dotknięciem magicznej różdżki – zaczyna wyglądać lepiej – pisze.
Unia Europejska może również „zezwolić” państwom członkowskim na to samo, czyli na nie wliczanie jakichś, ściśle określonych wydatków danego państwa w ściśle określonym czasie do koszyka. To wszystko po to, aby ominąć wewnątrzpaństwowe, konstytucyjne ograniczenia w zadłużaniu państwa, oraz aby oszukać „rynki finansowe”, by te były bardziej skłonne na lepszych warunkach pożyczać pieniądze politykom zadłużającym swe państwa.
– A to po prostu jedno wielkie, ordynarne oszustwo, jeden wielki, ordynarny przekręt, jeden wielki, ordynarny kant. Taki sam, jak – nie przymierzając – przekręt „na wnuczka”, tyle że przeprowadzony na ogromną – bo całego państwa – skalę – ocenia publicysta.
W podobny sposób sytuację kryzysową „ratował” premier Mateusz Morawiecki, nie wliczając do budżetu wydatków związanych z obsługą procedur dotyczących polityk sanitarnych. Dzisiaj podobny „przekręt” dokonuje się w całej Unii Europejskiej pod pretekstem wydatków na zbrojenia.
– W ten sposób politycy, którzy jak zwykle zawiedli swych wyborców, bo przez dziesiątki lat nie potrafili w normalnym trybie wydatków publicznych zapewnić swym narodom odpowiedniej ochrony ze strony własnych, rozbudowanych odpowiednio do potrzeb sił zbrojnych, znowu uciekają się do oszustwa. Tym razem ma to więc być przekręt „na zbrojenia”, umożliwiający zalegalizowane oszukiwanie obywateli własnych państw oraz – a jakże – „rynków finansowych”, poprzez wyłączenie części lub całości (najprawdopodobniej – połowy) wydatków na zbrojenia z koszyka wydatków państw członkowskich UE uwzględnianych w obliczaniu relacji ich deficytu finansów publicznych (a także całkowitego zadłużenia) do ich PKB – pisze Gabryel.
Premier Słowacji Robert Fico odbudował większość parlamentarną, zyskując z powrotem kilku tzw. posłów rebeliantów.
W styczniu Fico stracił większość w parlamencie po fali protestów przeciwko jego polityce, które przelały się przez Słowację. Polityk był uważany przez swoich przeciwników za prorosyjskiego. Fico sprzeciwiał się pomocy militarnej Ukrainie – która jego zdaniem tylko przedłużała wojnę z Rosją – oraz był w sporze z Wołodymyrem Zełenskim w sprawie wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu na Słowację przez Ukrainę. Jednak największym echem odbiła się jego wizyta na Kremlu w grudniu ub.r., której szczegółów Fico nie chciał ujawnić.
Sam Fico odpierał zarzuty twierdząc, że próbuje tylko znaleźć balans w obecnej sytuacji politycznej w Europie, a jego polityka trzyma Słowację głęboko zakotwiczoną w NATO i Unii Europejskiej.
Napięcia wewnątrz koalicji rządzącej w styczniu kosztowały premiera utratę czterech głosów, co oznaczało, że miał ich jedynie 75 w 150-osobowym parlamencie, a to za mało by samodzielnie przegłosowywać ustawy. W lutym udało mu się jednak odzyskać jednego z tzw. posłów rebeliantów, co dało mu większość 76 głosów.
Obecnie kontrolowana przez niego koalicja trzech partii ma 79 mandatów. Jednak wciąż nie jest to większość konstytucyjna, która mogłaby mu pozwolić na wpisanie do konstytucji, że „istnieją tylko dwie płcie” – czego chęć uczynienia wyraził w lutym br.
– Stoi za tym jakiś cel. Mianowicie, wzmocnienie obecności islamu w Europie, a to kosztem chrześcijaństwa (…) Nie możemy być aż tak naiwni, by tego nie widzieć – mówił o masowej migracji muzułmanów do Europy biskup Athanasius Schneider.
W wywiadzie udzielonym serwisowi LifeSiteNews biskup podkreślił, że choć w duchu chrześcijańskim należy pomagać osobom w potrzebie, to jednak masowa migracja uchodźców do Europy jest zagadnieniem zupełnie innym. Elity europejskie nie mają faktycznie na celu pomocy uchodźcom, lecz starają się „zmienić tożsamość Europy, narodów europejskich, poprzez masową obecność ludzi z zupełnie innej kultury”.
Główną grupą przybyszów są muzułmanie, a ich kultura znacząco odbiega od europejskiej. Tymczasem zbyt duża liczba wyznawców islamu przybywająca obecnie do Europy stanowi zagrożenie dla naszej chrześcijańskiej tożsamości.
– Stoi za tym [migracją] jakiś cel. Mianowicie, wzmocnienie obecności islamu w Europie, a to kosztem chrześcijaństwa, to całkiem jasne – alarmował hierarcha. -Nie możemy być aż tak naiwni, by tego nie widzieć; to staje się coraz bardziej oczywiste – dodał.
Biskup zachęcił wszystkich Europejczyków, by w obecnej sytuacji nie pozostali bierni. Raczej, powinni wywierać naciski na przywódców państw oraz innych wpływowych ludzi, aby ci położyli kres nadmiernej migracji osób spoza Europy. To pozwoli „obronić europejskie wartości”.
Hierarcha dodał, że wartości, o których tu mowa, to nie są „wartości Unii Europejskiej”, czyli neo-komunizm i masoneria.
– Prawdziwe wartości europejskie, te historyczne,to te, które zbudowały chrześcijańską politykę i chrześcijańską kulturę – wyjaśnił bp Schneider. – I dlatego powinniśmy po raz kolejny promować zdrowy patriotyzm, miłość do ojczyzny, do naszych historycznych wartości chrześcijańskiej kultury europejskiej. Myślę, że to jest nasze zadanie na dziś – podsumował.
Dzisiaj po raz kolejny odbędzie się tzw. Godzina dla Ziemi – cykliczna akcja aktywistów z WWF, w trakcie której konkretnego dnia i o konkretnej godzinie w różnych częściach świata gaszone jest światło na 60 minut w symbolicznym geście troski o przyrodę. W tegoroczną inicjatywę włączyła się m.in. Kancelaria Prezydenta RP i Kancelaria Senatu, poszczególne ministerstwa oraz instytucje kulturalne w największych miastach Polski. Wydarzenie co roku krytykowane jest ze względu na swoją szkodliwość dla infrastruktury systemu elektroenergetycznego.
„Choć w ciągu tej godziny nie będziemy zużywać energii, to elektrownie i tak pracują cały ten czas, produkując energię, przez co będziemy mieli jej chwilową i niezagospodarowaną nadwyżkę” – podkreśla dr inż. Marcin Szczygieł z Politechniki Śląskiej w rozmowie z PAP.
„Elektrownie są przygotowane na taką sytuację, lecz obniżenie produkcji energii wiąże się z obniżeniem sprawności bloku energetycznego, co z kolei prowadzi do pogorszenia wskaźników ekonomicznych i emisji jednostkowych. Poza tym, przez ponowne włączenie wielu odbiorników po tej godzinie, w jednym momencie, spowodujemy gwałtowny skok poboru mocy, co również negatywnie odbija się na stabilności pracy systemu” – wskazuje.
Dodał, że wahania poboru mocy są niewskazane i dla całego systemu elektroenergetycznego wraz z infrastrukturą, i dla samych urządzeń czy odbiorników. „Przez skoki napięcia w sieci przyspieszony jest proces starzenia się odbiorników, a nawet może dojść do ich zniszczenia” – powiedział Marcin Szczygieł.
Poza tym – kontynuował – gdy nagle zwiększymy pobór energii w dużym udziale np. miasta, może to spowodować zakłócenia pracy systemu.
Jak podało WWF, w tym roku udział w akcji Godzina dla Ziemi zadeklarowało 50 miast i instytucji, m.in. Kancelaria Prezydenta RP i Kancelaria Senatu; ministerstwa: klimatu, zdrowia, cyfryzacji, spraw wewnętrznych, rozwoju oraz funduszy. W Warszawie wygaszony zostanie m.in. Pałac Kultury, Centrum Handlowe Złote Tarasy, Zamek Królewski i Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego. Światła wygasi również m.in. Gdańsk, gdzie zgaśnie m.in. fontanna Neptuna oraz podświetlenie Nowego Ratusza.
W czasach pierwszej komuny, sprawujące terror w Polsce, podległe Moskwie, dwie zbrodnicze frakcje: „Żydy i Chamy” pomawiały Polaków, nawet zasłużonych bohaterów II Wojny Światowej, o współpracę z Niemcami Hitlera i z USA. Zgodnie z ówczesną mądrością etapu kolaboracja z Rosją Stalina była cnotą, a eurokołchoz (ZSRR + “demoludy”) nową Ojczyzną.
W czasach współczesnych, zasługujących na miano czasów komuny drugiej, środowiska lewicowe (neomarskiści et consortes) robią to samo. Kolaborując z Berlinem i Brukselą równocześnie pomawiają Polaków, tym razem, o współpracę z Rosją. Jak widać zmiana dotyczy zmiany etykietek – dawny przyjaciel komuny stał się jej wrogiem, a poprzedni wróg, przyjacielem.
W rzeczywistości ani Rosja, ani Niemcy nigdy nie były i nadal nie są naszymi przyjaciółmi.
Zmienił się tylko wektor. Dawny okupant (ZSRR) stracił geopolityczną dominację na rzecz nowego: Unii Antyeuropejskiej zwanej drugim euro-kołchozem.
Analogia nie jest pełna, ale w wielu zasadniczych punktach podobieństwa pomiędzy dzisiejszym eurokołchozem a eurokołchozem pod egidą Moskwy są uderzające. Na pewno nie ma różnicy w zachowaniach funkcjonariuszy partyjnych pierwszej i drugiej komuny, którzy traktują każdy kolejny totalitarny twór – jak swoją nową Ojczyznę. Pierwszy eurokołchoz wprowadził terror z dnia na dzień, eurokołchoz unijny wprowadzał go stopniowo zaczynając od tolerancji represywnej, a kończąc na myślozbrodni i mowie nienawiści.
“Tarcza Wschód”
Trzy komentarze Witolda Gadowskiego
Ruch Obrony Polaków protestuje przeciwko zdradzie Polski jaką jest próba oddania kontroli nad polską armią potomkom hitlerowców. Szykujemy nasze Gniazda do działania.
“Tarcza Wschód” to plan obrabowania Polski ze zdolności obronnych na rzecz Niemiec, które po cichu właśnie dogadują się z Putinem. Kto jest zdrajcą?
Niemcy potajemnie dogadują się z Rosją aby odnowić sojusz a “Tarcza Wschód” jest szkodliwym, dla naszej niepodległości, centralizowaniem Europy pod wodzą IV Rzeszy i jej trockistów. Zasłona dymna.
Tak samo jak kiedyś Związek Sowiecki uczynił z nas tarczę na zachodzie swojego imperium, tak i teraz zarządzana przez “Bestię” Unia będzie próbować nas wykorzystać do samego końca, w zależności od wariantu, jako dojną krowę, śmietnik i tarczę.
O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne
1 komentarz
jan 22 marca 2025
A jednak języczkiem politycznej uwagi teraz powinien być Izrael który prze do wojny.Nie UE,nie Ukraina,nie Rosja.To całkowicie zmieni układ sil politycznych w Europie, na Bliskim Wschodzie,także w Rosji
Niemiecka policja coraz częściej zatrzymuje osoby, które przy użyciu sfałszowanych dokumentów uzyskały wizy pracownicze – informuje magazyn „Spiegel”. Nadużycia związane z migracją zarobkową do Niemiec stają się coraz większym problemem.
Z danych przedstawionych przez niemieckie służby wynika, że oszuści wykorzystują ustawę o imigracji wykwalifikowanej siły roboczej, posługując się fałszywymi umowami o pracę, certyfikatami szkoleniowymi oraz dokumentami poświadczającymi kwalifikacje zawodowe. Fałszowane są także dyplomy uczelni wyższych oraz zaświadczenia z instytucji odpowiedzialnych za uznawanie zagranicznych kwalifikacji edukacyjnych.
Podczas kontroli okazało się, że wielu posiadaczy wiz nie zna swoich rzekomych pracodawców, a ich znajomość języka niemieckiego jest zerowa. Policja wskazuje, że proceder ten szczególnie nasilił się w ambasadach i konsulatach w Afryce Północnej, Wschodniej oraz w Azji. Dokładna liczba przypadków pozostaje jednak nieznana, gdyż zjawisko to nie jest rejestrowane w statystykach.
Zdaniem niemieckich służb główną przyczyną rosnących nadużyć jest łatwiejszy dostęp do niemieckiego rynku pracy, który umożliwiła ustawa o imigracji wykwalifikowanej siły roboczej. Zmniejszenie biurokracji i obniżenie wymagań miało na celu przyciągnięcie specjalistów z zagranicy, jednak okazało się również furtką dla oszustów. Jak podkreśla rzecznik policji, każdy legalny sposób wjazdu do Niemiec wiąże się z ryzykiem nadużyć.
Nowe przepisy wprowadzone dwa lata temu przez rząd koalicyjny SPD, Zielonych i FDP miały ułatwić legalną migrację zarobkową, jednak teraz pojawiają się głosy wzywające do zaostrzenia kontroli i skuteczniejszego wykrywania fałszerstw.
“Teorie spiskowe” zyskują coraz większą popularność [w kręgach zwolenników Trumpa.??]
Telegraph twierdzenia, jakoby żona Emmanuela Macrona, Brigitte Macron, była w rzeczywistości mężczyzną, mogą poważnie zaszkodzić stosunkom międzynarodowym między Stanami Zjednoczonymi a Francją.
Według doniesień The Telegraph twierdzenia, jakoby żona Emmanuela Macrona, Brigitte Macron, była w rzeczywistości mężczyzną, mogą poważnie zaszkodzić stosunkom międzynarodowym między Stanami Zjednoczonymi a Francją.
Źródłem tego twierdzenia jest artykuł z 2021 r., który ukazał się we francuskim czasopiśmie Faits et Documents. Autor twierdzi, że 71-letnia [obecnie] pierwsza dama i jej brat Jean-Michel Trogneux to w rzeczywistości ta sama osoba
Według “teorii spiskowej” Trogneux to tak naprawdę Brigitte, która w wieku 30 lat zmieniła płeć z mężczyzny na kobietę i zaczęła “spotykać się” z Macronem, gdy on miał 15 lat, a ona 40.
Temat ten podjęła później komentatorka Candace Owens, która nazwała tę sprawę „prawdopodobnie największym skandalem, jaki kiedykolwiek wydarzył się w polityce w historii ludzkości” i nakręciła o tym serię filmów na YouTube.
Jej twierdzenia niedawno powtórzył Tucker Carlson, który początkowo powiedział, że uważał Owens za szaloną, ale „okazało się, że ma rację”.
Owens powiedziała, że otrzymała listy prawne od kancelarii prawnej reprezentującej małżeństwo Macronów, w których napisano, że zarzuty są „zniesławiające” i że Brigitte nie musi udowadniać, że jest biologiczną kobietą, ponieważ „szczerze mówiąc, to nie jest twoja sprawa”.
Według nowego raportu Telegraph , który określa tę teorię jako „absurdalną”, grozi ona poważnym pogorszeniem stosunków dyplomatycznych między Ameryką a Francją. „Stosunki między Francją a Ameryką mogą stać się jeszcze bardziej chłodne” – podaje gazeta, zauważając, że „współpracownicy Trumpa” są coraz bardziej zainteresowani tą historią.
W artykule zacytowano Sandera van der Lindena, profesora psychologii społecznej na Uniwersytecie Cambridge, który zasugerował, że teoria spiskowa jest częścią rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej, choć nie przytoczono na to żadnych dowodów.
„Nie można wykluczyć, że jeśli plotka zostanie powiązana ze zwolennikami Trumpa, sprawa może się jeszcze bardziej zaostrzyć i tak już trudne stosunki między prezydentem USA a jego francuskim odpowiednikiem” – podsumowuje raport.
Relacje między oboma krajami są już napięte po tym, jak francuski polityk Raphaël Glucksmann zasugerował, że Francja powinna odzyskać Statuę Wolności jako karę za próbę Trumpa „poparcia tyranów” w wojnie rosyjsko-ukraińskiej.
Sekretarz prasowa Białego Domu Karoline Leavitt odpowiedziała, że gdyby nie Ameryka, Francuzi „mówiliby teraz po niemiecku”.
Artykuł w „The Telegraph” nie podważał w żaden sposób twierdzeń Owensa i Carlsona, autorzy artykułu sugerowali natomiast, że samo zgłębianie tematu jest niebezpieczne. Nie sprecyzowali jednak dla kogo?