W dniach 13-14 czerwca w Warszawie odbędzie się konferencja pn. „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji. Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję?”, odwołująca się do najnowszych badań naukowych, dzięki którym więcej dowiemy się o istnieniu inteligentnego projektu, będącego alternatywnym – w stosunku do ewolucjonizmu darwinowskiego – wyjaśnieniem powstania świata. Bazujący na latach analiz i badań naukowcy pokażą nam, jak krucha jest teoria Darwina, akceptowana przez zwolenników materialistycznej i ateistycznej wizji poznania świata.
– Byłem w szoku, bo nie było absolutnie nic, co udowadniałoby ewolucję układów złożonych – wszystkie artykuły okazały się zbiorem spekulacji. Pomyślałem: ja chcę prawdziwych dowodów eksperymentalnych. (…) Zacząłem się kontaktować z innymi badaczami, zajmującymi się inteligentnym projektem – były to późne lata 80. – pomyślałem: darwinizm się mylił i gdy słyszałem odpowiedzi darwinistów i śledziłem nowe wyniki badań naukowych moje przekonanie tylko się wzmacniało – mówił prof. Michael Behe na zorganizowanej w 2023 roku przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi konferencji pn. „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji. Inteligentny projekt – ewolucja – stworzenie”.
Nachalne wmawianie „naukowości” tezy Darwina i wprowadzenie jej jako kanonu do nauczania w szkołach zepchnęło chrześcijan do rogu. Gdy tezę Karola Darwina zaczęto traktować jako aksjomat początkowo środowiska katolickie sprzeciwiały się jej, ale z czasem w Kościele ukształtował się pogląd zwany teistycznym ewolucjonizmem, według którego Bóg posłużył się naturalnym procesem ewolucji stwarzając ten świat.
Chrześcijanie w defensywie
I mimo że teistyczny ewolucjonizm nigdy nie został oficjalnie uznany jako wyjaśniający powstanie świata i życia na Ziemi przez Kościół, rozpowszechnił się w studiach teologicznych i dzisiaj jest poglądem przeważającym wśród wielu katolików.
Co więcej, powszechne jest, że katolicy najczęściej nawet nie mieli okazji usłyszeć o jakiejkolwiek alternatywie wobec miksu teorii Darwina i nauczania Kościoła.
Dzięki naukowym konferencjom, takim jak czerwcowa „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji”, możemy przekonać się, że jako chrześcijanie nie jesteśmy skazani na miałką intelektualnie, ateistyczną i materialistyczną w istocie „teorię Darwina”.
Prawdziwa nauka wzmacnia wiarę
Odwołajmy się jeszcze raz do konferencji „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji. Inteligentny projekt – ewolucja – stworzenie” z 2023 roku i do słów, jakimi prezes Stowarzyszenia im. Księdza Piotra Skargi Sławomir Olejniczak podsumował ówczesną trzydniową debatę: „Wielka radość, która wyraziła się w długich i gromkich oklaskach na koniec, potwierdza empirycznie to, co mówił św. Tomasz z Akwinu: człowiek nie może zaakceptować jako prawdę dwóch sprzecznych twierdzeń. Jeżeli teoria ewolucji prowadzi do takich twierdzeń, również sprzecznych z naszą wiarą, to szukamy innych odpowiedzi. Poza tym teorie darwinistyczne nie są już w stanie wyjaśnić nowych danych, które pojawiają się w nauce, stąd inteligentny projekt staje się nową wizją, nowym sposobem ujęcia zjawisk biologicznych w szerszej perspektywie, bez obawy, że będzie to sprzeczne z naszą wiarą”.
Wobec nowego otwarcia – w szczególności na gruncie polskim – debaty o powstaniu życia i świata, konferencja, którą Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi organizuje w Warszawie zapowiada się niezwykle interesująco. Warto zapisać się na to wydarzenie i zyskać wiedzę, która umacnia naszą wiarę i daje nam naukowe argumenty do dyskusji w zlaicyzowanych środowiskach. Dokładniejsze informacje i możliwość zapisu na konferencję znajdą Państwo tutaj.
Konferencja „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji”, Warszawa, 13-14 czerwca br.:
Prelegentami czerwcowej konferencji naukowej są m.in.:
William Dembski – amerykański matematyk, filozof, zwolennik koncepcji inteligentnego projektu. Posiada dwa doktoraty (z matematyki i filozofii) z Uniwersytetu Chicagowskiego oraz magisterium z teologii z Princeton Theological Seminary. Od wielu lat jest członkiem Discovery Institute, amerykańskiego think-tanku zajmującego się promocją teorii inteligentnego projektu. Jest głównym autorem argumentu na rzecz inteligentnego projektu zwanego „wnioskowaniem o projekcie” oraz koncepcji wyspecyfikowanej złożoności. Do jego głównych publikacji należą: „Wnioskowanie o projekcie” (1998) „Nic za darmo” (2002, 2025) „The Design Revolution” (2004).
Profesor Paul Nelson, filozof biologii, który od ponad dwóch dekad bierze udział w międzynarodowej debacie na temat inteligentnego projektu. Prof. Nelson uzyskał tytuł licencjata filozofii z dodatkową specjalizacją w biologii ewolucyjnej na Uniwersytecie w Pittsburgu. Następnie rozpoczął studia na Uniwersytecie Chicagowskim, gdzie uzyskał tytuł doktora (1998) z filozofii biologii i teorii ewolucji. Obecnie profesor Paul Nelson jest starszym pracownikiem naukowym Discovery Institute i profesorem nadzwyczajnym w programie Master of Arts in Science & Religion na Uniwersytecie Biola w Los Angeles.
Dr Robert Stackpole, posiadający stopień doktora teologii z Uniwersytetu w Oxfordzie oraz drugi doktorat z teologii z Papieskiego Uniwersytetu Angelicum. Do 1994 roku był pastorem anglikańskim po czym przeszedł na katolicyzm. Od 2000 roku jest dyrektorem Instytutu Bożego Miłosierdzia im. Jana Pawła II w USA (Stockbridge, MA). Jest autorem licznych publikacji z zakresu duchowości, teologii Bożego miłosierdzia, a także teologii biblijnej.
Program konferencji „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji”:
Piątek, 13 czerwca 2025 r.:
10.00 – Rejestracja
11.00 – Przemówienie otwierające (Prezes SKCh, Sławomir Olejniczak, Ks. Michał Chaberek)
11.15 – Wykład I: Drzewo Życia upada (P. Nelson)
12.00 – Przerwa kawowa
12.30 – Wykład II: Wnioskowanie projektowe: Oparcie inteligentnego projektu na solidnych naukowych podstawach (W. Dembski)
13.30 Lunch
14.30 – Wykład III: Kopernik i Darwin – o granicach nauki i teologii (Ks. M. Chaberek)
15.30 – Wykład IV: „Na początku…”: progresywne podejście kreacjonistyczne do Księgi Rodzaju 1 i początków wszechświata. (R. Stackpole)
16.30 – Wykład V: Znajdowanie korzeni drzewa genealogicznego: progresywne podejście kreacjonistyczne do Księgi Rodzaju 2 i początków człowieka (R. Stackpole)
17.30 – Przerwa kawowa
18.30 – Panel: Jak porzuciłem darwinizm? Jak odkryłem inteligentny projekt (świadectwo osobiste)
Sobota, 14 czerwca 2025 r.:
9.15 – Wykład VI: Prawo zachowania informacji: Dlaczego dobór naturalny nie może tworzyć informacji? (W. Dembski)
10.15 – Wykład VII: Rozwój zwierząt stanowi nierozwiązane i prawdopodobnie nierozwiązane wyzwanie dla procesów ewolucyjnych (P. Nelson)
11.15 – Przerwa kawowa
11.45 – Wykład VIII: Czy teistyczny ewolucjonizm jest chrześcijański? (M. Chaberek)
12.45 – Lunch
14.00 – Panel pytań i odpowiedzi. Podsumowanie konferencji
17.00 – 19.30 – Debata na temat ID: Dembski – Sady. Organizator: En Arche Foundation, Novotel, Warszawa.
Trzaskowski i Nawrocki podczas debaty. / Fot. screen
Rafał Trzaskowski zaatakował Grzegorza Brauna podczas debaty prezydenckiej. Kandydat Platformy Obywatelskiej najwyraźniej nie walczy o głosy wyborców Brauna, zamiast tego ma nadzieję, że uda mu się zmobilizować przeciwników prawicowego polityka.
Jak na zaczepkę odpowiedział Karol Nawrocki?
Formuła debaty nie przewidywała pytań od dziennikarzy, opierała się natomiast na zadawaniu sobie pytań bezpośrednio przez kandydatów. Jedno z pytań Trzaskowskiego zadane Nawrockiemu dotyczyło Brauna.
– Ostatnio wygląda na to, że pan się ze wszystkim z nim zgadza, że chce pan z Braunem robić politykę, pewnie również w Pałacu Prezydenckim. Słyszymy doniesienia, że wysłał pan do Grzegorza Brauna posłańca, który miał mu obiecać ułaskawienie w zamian za poparcie dla pana – rozpoczął Trzaskowski, odnosząc się do sytuacji, którą Braun ujawnił w rozmowie z „Najwyższym Czasem!”.
– Naprawdę, jak widziałem to, co Braun mówił podczas debaty w „Super Expressie”, gdzie pan nawet nie zareagował, to jestem przerażony tego typu aliansami, a zwłaszcza tego typu korupcyjnymi propozycjami – dodał Trzaskowski, de facto nie zadając pytania.
Nawrocki od razu odbił piłeczkę i zapytał, czy Trzaskowski mówi o tej samej debacie, podczas której przy starciu z Braunem uciekł od pulpitu. Trzaskowski stwierdził, że nie uciekł, tylko „reagował”.
– Pan ucieka nie tylko z debat tam, gdzie nie czuje się pan komfortowo, ale pamiętam, jak pan uciekał tak przed Grzegorzem Braunem. Wie pan, jeśli mamy rozmawiać o plotkach, że ktoś z mojego sztabu, jakiś mój wysłannik coś obiecał, no to nie jest jednak poziom prezydencki. Ja nie mam takiej informacji, żeby pan Grzegorz Braun został skazany. Chyba tylko w środowisku Platformy Obywatelskiej można pytać o tych, którzy nie zostali skazani, czy zostaną ułaskawieni przez prezydenta – powiedział Nawrocki.
– Ja bym zwrócił uwagę na coś zupełnie innego. To, w jaki sposób pan się odnosi, może nie do samego nawet Grzegorza Brauna, który przecież był kandydatem na urząd prezydenta legalnym, ale do wyborców Grzegorza Brauna, do ponad miliona wyborców Grzegorza Brauna, którzy wzięli udział w demokratycznych wyborach. Tak dużo pan mówi o wspólnocie, że dla każdego jest miejsce pod biało-czerwoną flagą, a pan zaczyna traktować wyborców Grzegorza Brauna jak element obcy polskiej demokracji i polskiej wspólnoty narodowej. W mojej Polsce, drodzy państwo, będzie miejsce dla wszystkich, będzie miejsce dla tych, którzy mają nieco inny światopogląd niż ja, ale chcą budować naszą narodową wspólnotę– zakończył odpowiedź Nawrocki.
Zgodnie z regułami debaty, Trzaskowski miał jeszcze pół minuty na ripostę. Jak ją wykorzystał?
– Drogi panie Karolu i drodzy państwo – tak, trzeba reagować. To znaczy, jeżeli ktoś na debacie prezydenckiej zaczyna powtarzać antysemickie hasła i atakuje powstańców, którzy walczyli z Niemcami, jeżeli mamy ludzi, którzy wygłaszają „proputinowskie” teksty, jeżeli mamy tego typu sytuacje, to trzeba reagować. A ja wszystkich traktuję bardzo, bardzo z szacunkiem i z powagą. Wszystkich wyborców. Natomiast tak, pan Braun, to, że pan z nim chce wejść w konszachty, no to rzeczywiście budzi moje bardzo poważne zaniepokojenie – odpowiedział Trzaskowski.
Czy TVP zdąży z przygotowaniem debaty Zorro – Trzaskowski?
md
Od członkiń Batalionów panienek zatrudnionych przez TVP w likwidacji dla umilania życia politykom i polityczkom dowiedzieliśmy się, że trwają intensywne negocjacje między sztabem Zorro a dyrekcją TVP na temat możliwości konfrontacji jeden do jednego między Zorro a Dupiarzem.
Trzeba pokonać parę trudności, w tym między innymi:
Sztab Zorro postawił warunek, że ich przywódca przyleci na podwórze przy ulicy Woronicza myśliwcem pionowego startu Harrier. Zażądał jednak dla okazania swej postępowości, by przywieźli go piloci murzyni. Okazuje się, że w Wielkiej Brytanii wszystkie myśliwce Harrier mają pilotów lesbijki, i w związku z tym nie mogą startować. W Wielkiej Brytanii przeprowadza się intensywne poszukiwanie murzyna który by zechciał ryzykować lot nad kukułczym gniazdem czyli nad siedzibą TVP Woronicza.
Również na Woronicza trwa intensywna akcja wylewania na podwórcu szybko schnącego betonu, by ciężki przecież myśliwiec nie ugrzązł w nim na zawsze. Miejscowe ekspertki z Ministerstwa Klimatu wydały ekspertyzę, że beton wyschnie w ogniu silników lądującego Harriera, niestety nie ma czasu, by przeprowadzać próbne lądowania z tymi ministerkami na pokładzie.
Przekazujemy więc tę jak dotąd ściśle strzeżoną tajemnicę Dupiarza, bo Tempus fugit, a tymczasem czas ucieka. Trzaskowski zresztą też.
================================
mail:
Przed badaniem na obecność narkotyków, które zaproponował p. Nawrocki, też ucieka.
Dmitry Orlov były analityk CIA, ekspert ds. rosyjskich i sowieckich zagadnień; https://boosty.to/cluborlov; Omówienie w języku polskim jego najnowszego wywiadu z Dialogue Works
Ze względu na dynamiczną sytuację na ukraińskich frontach, coraz częściej pojawiają się pytania, co dalej z Ukrainą?
Wywiad z amerykańskim znawcą wewnętrznych spraw i problemów FR, a zwłaszcza toczącego się na Ukrainie konfliktu kinetycznego wojny zastępczej NATO-RF, dodaje nowego wymiaru w świadomości tego co dziś dzieje się na świecie, nie tylko na Ukrainie.
Poniżej streszczenie, w języku polskim, głównych tez wywiadu:
Obecny konflikt na Ukrainie to typowa wojna na wyniszczenie. Co prawda, do tej pory RF starała się prowadzić ją w rękawiczkach, w miarę możliwości unikając strat wśród ludności cywilnej i jej infrastruktury, to sprawy uległy drastycznej zmianie po wkroczeniu wojsk ukraińskich i ich NATO-wskich najemników do obwodu kurskiego.
Typowe dla banderowców zbrodnie, których tam dokonywali na bezbronnej ludności cywilnej, zmusiło Kreml do „przekwalifikowania” SOW (SMO) na wojnę z terrorystami.
Jako symbol tej zmiany, zaprzestano na Kremlu nazywać Ukraińców skonfliktowanymi „Braćmi”, a określać ich mianem „wrogów”. Moskwa jasno zadeklarowała walkę do ostatecznego zwycięstwa, co wprowadziło w szał i przerażenie obecnych władców UE. Medialny wyraz ich psychicznego niedomagania da się zauważyć w histerycznych deklaracjach „elit europejskich” o nieuniknionej agresji FR, na „wolną i demokratyczną Europę”.
Zdają oni bowiem sobie sprawę, że bez permanentnego konfliktu militarnego ich pozycja u władzy skończy się błyskawicznie.
„Agresja” FR na Europę jest oczywistym absurdem, bo czego ma tam ona szukać? Deindustrializacji, czy zboczeń?
Nie oznacza to jednakowoż, że RF będzie biernie przyglądać się jak Europejczycy wyślą swe mizerne wojska na zachodnią Ukrainę. Odpowiedź będzie natychmiastowa i być może byłoby to korzystne rozwiązanie, bowiem rosnący strumień worków z ciałami mógłby otrzeźwić Europejczyków i stymulować ich do usunięcia swoich obłąkanych elit.
Co do Stanów, to jedyne co powstrzymuje Trumpa, od zwinięcia parasola ochronnego nad Kijowem, to jego narcyzm, który nie pozwala mu przyznać się do klęski militarnej w omawianym konflikcie proxy.
Jakby jednak nie było, będzie on zmuszony wycofać wszystkie wojska z Europy, co spowoduje natychmiastową niestabilność , rozpad UE i NATO, oraz „odmrożenie” wiekowych konfliktów między byłymi członkami oraz chaos wojen i zmian granic.
W odniesieniu do Ukrainy, Kreml będzie prowadził mało intensywne działania na froncie, czekając na ostateczny rozpad kijowskiej armii. Wtedy, albo podda się ona RF, albo zostanie zlikwidowana podczas próby ucieczki (odwrotu).
FR ustanowi nową granicę, zachodnią, tworząc na zachód od niej 200 km obszar ochronny, przed ewentualnymi atakami dronów.
Pozostawi zachodnią jej część własnemu losowi, który zapewne zakończy się wojną domową pomiędzy banderowcami i resztą mniej agresywnej populacji. Być może po niej uda się pozostałościom Ukrainy skonstruować jakąś władzę, gdyż obecny reżim jest tak powszechnie znienawidzony, że jego członkowie zostaną wymordowani, jeśli w porę nie uciekną za granicę.
Dr’s Substack is free today. But if you enjoyed this post, you can tell Dr’s Substack that their writing is valuable by pledging a future subscription. You won’t be charged unless they enable payments.
Atak na dworcu centralnym w Hamburgu. 12 rannych, w tym trzy osoby walczą o życie – informuje niemiecki „Bild”.
Atak nożownika w Hamburgu / fot. YouTube
[Zostawiam ten głupawy obrazek – bo nie na temat – a w podpisie kłamstwo md
Atak nożownika w Hamburgu [Nawet nie istnieje pojęcie „nożowniczka” !! md]
Jak informuje Bild, w piątek, 23 maja 2025 roku, około godz. 18-tej na platformie 13/14 doszło do brutalnego ataku nożownika. Według najnowszych informacji przekazanych przez policję 12 osób zostało rannych –trzy walczą o życie, trzy są ciężko ranne, a sześć odniosło lżejsze obrażenia.
Kim jest sprawca?
Funkcjonariusze niemieckiej policji zatrzymali sprawcę – to kobieta. Śledczy badają, czy działała samodzielnie oraz jaki był jej motyw. – Na tym etapie dochodzenia nie możemy wykluczyć żadnego scenariusza – cytuje rzecznika policji dziennik Bild.
Policja bada sprawę
Policja zabezpiecza monitoring, przesłuchuje świadków i prosi o kontakt wszystkich, którzy mogą posiadać nagrania z miejsca zdarzenia. Władze zapewniają, że bezpieczeństwo na dworcu zostanie przywrócone najszybciej.
Tajemniczy „Zorro”, który w czwartek zawiesił transparent „Byle nie Trzaskowski” na wiecu kandydata KO w Tarnowie, a w piątek… pojawił się na konferencji prasowej Platformy Obywatelskiej w Płońsku.
„Zorro” pojawił się na konferencji prasowej PO w Płońsku / fot. X
Tym samym skradł show Trzaskowskiemu, który właśnie roztaczał przed mieszkańcami Tarnowa wspaniałą wizję przyszłości. – Stworzymy Centralny Okręg Przemysłowy, ale gdzie przemysł będzie się rozwijać i gdzie talenty mogą się rozwijać. Będziemy mieli rodzaj swojej misji na Księżyc, tak jak nasi dziadowie walczyli o niepodległość, tak jak nasi rodzice walczyli, abyśmy weszli do NATO – opowiadał w tym czasie Trzaskowski.
Policja bada sprawę
W piątek rzecznik prasowy policji w Tarnowie przyznał w rozmowie z portalem tysol.pl, że nie udało im się ująć „Zorro” w czasie wiecu.
– Niestety, nie udało nam się go zatrzymać ze względu na to, że było to miejsce bardzo trudne do zatrzymania tego mężczyzny – poinformował Kamil Wójcik z tarnowskiej policji.
Jak przekazał, policja bada „wszelkie okoliczności sprawy” w związku z wykroczeniem z artykułu 63a Kodeksu wykroczeń.
Zorro w… Płońsku
W piątek tajemniczy „Zorro” pojawił się na konferencji prasowej Platformy Obywatelskiej w Płońsku w woj. mazowieckim.
Hit! Rozlało się. Zorro jest wszędzie. Od kiedy w Tarnowie ruszył za nim pościg, błyskawicznie się przemieszcza. Przed chwilą widziany było na Mazowszu w Płońsku na konferencji Platformy. „To nie jest zwykły człowiek. To ZORRO!”
– napisał na platformie X internauta, który opublikował nagranie z konferencji prasowej polityków PO.
Zobaczyłam, jak pacjentka leży na kozetce, obok Jagielska wykonuje USG i upomina inną pielęgniarkę słowami: „jak podajesz ten chlorek potasu, to musisz podawać do końca, aż do momentu, kiedy zobaczysz, że serce przestało bić. Jak tego nie zrobisz dobrze, to będzie ci uciekać i będziesz musiała kłuć jeszcze raz”.
To było coś strasznego. Zrobiło mi się słabo, bo zorientowałam się, że właśnie przy mnie zabijane jest dziecko…
To słowa Pani Magdy, położnej, która pracowała w Oleśnicy. Odeszła z pracy, bo nie wytrzymała wszechobecnej aborcji. Teraz przerywa milczenie, a jej świadectwo przedostało się do mediów.
Jestem wstrząśnięta. Słowa byłej położnej świadczą o tym, że dzieci uciekają przed śmiertelnym zastrzykiem, tymczasem Gizela Jagielska mocno skupiała się na tym, aby skutecznie dopaść dziecko i wpompować w nie odpowiednio dużą dawkę trucizny.
To, co dzieje się w szpitalu w Oleśnicy, przekracza granice ludzkiego pojmowania. Pani Magda opuściła placówkę, bo nie mogła znieść zbrodni, których była świadkiem, a często także i uczestnikiem, choć tego nie chciała.
Potworne sytuacje, które widziała, to nie pojedyncze przypadki, ale tamtejsza codzienność. Zastrzyki z chlorku potasu – podawane prosto w serce nienarodzonego dziecka – to stała praktyka. Wszystko po to, by upewnić się, że dziecko nie urodzi się z aborcji żywe.
Przesyłam Panu jeszcze kilka fragmentów ze wspomnień byłej pracownicy szpitala.
Przymus wobec położnych
Okazało się, że Jagielska wykonywała aborcje na dzieciach po 22. tygodniu ciąży. One polegały więc nie na wyssaniu dziecka specjalnymi ssakami – jak to jest w przypadku młodszych dzieci, ale na wywołaniu porodu martwego dziecka.
Dlatego my musiałyśmy przyjmować te porody. Musiałyśmy się też opiekować tymi kobietami. Dla mnie to było nie do wytrzymania. W zasadzie natychmiast podjęłam decyzję o odejściu. Ale z racji obowiązującej mnie umowy o pracę, musiałam tam jeszcze być 3 miesiące.
Kobiety płaczące po aborcji
Pamiętam, jak jedna z kobiet po wstrzyknięciu chlorku potasu zapytała, czy „to”, czyli aborcję, można jeszcze zatrzymać, czy da się uratować jej dziecko. Oczywiście, już było za późno. Ona już nawet dostała tabletki naskurczowe, żeby mogła urodzić martwe dziecko. Widziałam wtedy jej twarz i oczy, kiedy dotarło do niej to, co zrobiła (…). Były też kobiety, które płakały na korytarzu szpitalnego oddziału. – To było po wykonaniu aborcji. Wtedy oczywiście, otrzymywały pomoc psychologiczną, wsparcie. Ale dla mnie to było niepojęte. Z jednej strony nie wyobrażam sobie, aby tę kobietę jeszcze bardziej pogrążać w poczuciu winy, ale z drugiej strony mówić jej, że „zrobiła to, co było dla niej trudne, ale najlepsze dla niej i dla dziecka”, tego nie potrafię pojąć. A smutek i żal aż się wydzierał z tych kobiet.
Fałszywa żałoba po zamordowanym dziecku
To było coś, co spowodowało, że zwątpiłam w człowieczeństwo. W trakcie wywoływania czynności skurczowej kobieta wskazuje mi na ramkę i prosi, abym odcisnęła stópkę dziecka. To miała być pamiątka zabicia własnego dziecka. Koszmar, z którego do dziś nie potrafię się do końca otrząsnąć.
Oto relacja naocznego świadka – osoby, która miała ratować życie, a zmuszana była do asystowania przy jego odbieraniu.
Szpital w Oleśnicy zamienił się w ośrodek aborcyjny. Późne aborcje wykonywane są systematycznie, a dzieci zabijane są sadystycznymi metodami. Personel jest uciszany, a opinia publiczna ma nie znać szczegółów.
Dlatego Fundacja Życie i Rodzina walczy w sądzie z tym szpitalem.
Żądamy ujawnienia, ile dzieci zostało uśmierconych chlorkiem potasu, a ile metodą próżniową. Domagamy się prawdy o tym, kto jest producentem śmiercionośnego specyfiku i do jakich wskazań zarejestrowano preparat, który zabija się dzieci. Szpital kluczy i próbuje ukryć te informacje.
Tej walki nie wygramy sami.
Jestem zaniepokojona, bo obecnie nasze wydatki są wyższe niż wpływy. A koszty postępowań, kampanii informacyjnych, ulicznych i materiałów są ogromne. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o pomoc, gdy stajemy naprzeciw czystemu złu.
Proszę o wsparcie tej walki DZISIAJ.
Szacuję, że do zamknięcia miesiąca zabraknie nam 14 tysięcy złotych i jest to kwota, którą muszę pozyskać jak najszybciej.
Czy może Pan przekazać sumę, o której wysokości sam Pan zdecyduje
na poniższe dane:
Fundacja Życie i Rodzina
Numer konta:
47 1160 2202 0000 0004 7838 2230.
Kod SWIFT: BIGBPLPW.
Można też skorzystać z Blika/wpłat kartami kredytowymi/ systemem przelewowym pod następującym linkiem
PS – Jeszcze raz bardzo proszę o wsparcie finansowe dla działań Fundacji. Jak sam Pan widzi, sytuacja w Oleśnicy jest krytyczna.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
– Teraz dołożyliśmy 100 milionów złotych, ale jeśli będzie potrzebne dodatkowe 100 milionów, to też te pieniądze będą – powiedziała minister zdrowia Izabela Leszczyna o rządowym programie in vitro.
Szkoda tylko, że pieniądze nie znajdują się tak łatwo na leczenie Polaków. W czasie gdy polska służba zdrowia jest w opłakanym stanie i ludzie czekają latami w kolejkach do specjalistów, rząd Donalda Tuska przeznacza sumie już 2,5 miliarda złotych na produkcję dzieci w laboratorium.
Finansowanie in vitro z budżetu państwa rozpoczął rząd Donalda Tuska się 1 czerwca 2024r. Program na razie zaplanowany jest do 2028 r. i przeznaczono na niego 500 mln złotych rocznie (w sumie 2,5 miliarda złotych). Teraz minister zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała dołożenie kolejnych 100 mln zł do projektu. A na tym być może nie koniec.
– Podpisaliśmy aneksy ze zdecydowaną większością podmiotów, które prowadzą tę procedurę i pieniędzy będzie potrzeba więcej. Mam te środki w budżecie ministerstwa i zapewniam, że nie zabraknie pieniędzy na in vitro. Dołożymy tyle, ile będzie trzeba – powiedziała Izabela Leszczyna 22 maja 2025 r.
– Teraz dołożyliśmy 100 mln zł, ale jeśli będzie potrzebne dodatkowe 100 mln zł, to też te pieniądze będą – zaznaczyła minister.
Rząd Donalda Tuska ewidentnie stawia program do produkcji dzieci w laboratorium ponad troską o zdrowie obywateli. Obecnie polska służba zdrowia jest w opłakanym stanie, a długie kolejki do lekarzy specjalistów sprawiają, że wielu pacjentów nie otrzymuje potrzebnej im pomocy. W tym samym czasie z łatwością przychodzi minister Leszczynie wydawanie kolejnych 100 mln zł na in vitro.
Did Obama behind the decisions being made at the Biden White House?
Well, the answer is most likely yes…
President Donald Trump appointed Ed Martin to the following posts, Director of the Justice Department’s new Weaponization Working Group, Associate Deputy Attorney General and U.S. Pardon Attorney.
In these roles, Martin is tasked with leading investigations into what the administration describes as the „weaponization” of government agencies, particularly regarding alleged political targeting during the Biden administration. As Pardon Attorney, he will oversee federal clemency applications and advise the president on pardons.
Ed Martin had a whistleblower come forward who was in the Biden White House. That person has identified the following three „gatekeepers” to President Biden. They are Ron Klain, Biden’s White House chief of staff from 2021 to 2023 who then returned last year amid Biden’s debate preparation; former senior Biden adviser Anita Dunn; and Barack Obama’s former personal attorney Robert Bauer.
Of note, Anita Dunn and Robert Bauer are married.
When AI was queried about these “gatekeepers relationship to Barak Obama, this was the summary response:
“Ron Klain’s relationship with Barack Obama was that of a senior adviser and trusted operative within the Obama administration. Klain served as Chief of Staff to Vice President Joe Biden from 2009 to 2011, making him a key figure in the White House and a close collaborator with both Biden and Obama during Obama’s presidency.
Robert Bauer’s relationship with Obama was that of a trusted legal strategist, personal attorney, and White House Counsel, with ongoing influence as a close adviser and appointee on major commissions throughout and after Obama’s presidency
Anita Dunn’s relationship with Barack Obama is that of “a trusted adviser, strategist, and confidante, with a record of close collaboration and mutual respect that continued well beyond her formal White House role (per CHAT-GPT3).”
So, in fact, these relationships indicate that Obama played a key role in running the Biden presidency, as his ongoing and close relationships with the people fingered by Ed Martin were the gatekeepers to Biden. These are the key figures who were most likely responsible for the autopen signatures that Biden clearly was unable to understand.
Ed Martin also suggests that the whistle blower believes that there was money involved in the choosing of who was to be pardoned. However, the question arises – did these gatekeepers actually make the decisions for Biden or were there also Biden Family members involved?
I am sure that Ed Martin will now turn to finding the email and memos on this subject.
She then went on to scold Trump, as these (illegal) immigrants are now facing deportation. She made this statement during a speech at the Newmark Civic Life Series, where she was criticizing President Trump for his call for a “baby boom” across America.
Clinton’s remarks align with the United Nations’ report „Replacement Migration: Is it A Solution to Declining and Ageing Populations?”
So says the DNC
The DNC has now “voided” the election of David Hogg, vice chair of the Democratic National Committee (DNC ).
The DNC has determined that the first election should be voided due to procedural errors related to their gender equity rule.
The DNC requires that leadership must have equity and be at least 50% women.
So, both vice chairs of the Democratic National Committee (DNC) have had their elections nullified.
Because socialists believe that having equity always takes precedence over having fair elections.
Similarly, they believe that equity is more important than having a meritocracy.
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
24 maja, wpis nr 1356 Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Jednak żyjemy w tych bańkach. Widać to przy tych wyborach. Właściwie mamy do czynienia z trzema rodzajami wyborców: zdecydowanych co do tego, na kogo będą głosować, wahających się oraz zdecydowanych, ale by nie głosować. Z tymi pierwszymi okazuje się wcale nie tak łatwo jeśli chodzi nawet o plemiona. Otóż odbyła się w tej kampanii podskórna walka nie z przeciwnikami, ale… o swoich zwolenników.
Dylematy-kandydaty
Taki Nawrocki cały czas wspinał się po drabinie chociażby pozyskania zaufania wśród wyborców PiS-u. Uzyskał je w stopniu ponad 86% głosów, czyli było nawet 14% zwolenników PiS-u, którzy nie zagłosowali na niego. Myślę, że ci poszli do Mentzena i Brauna, wysyłając – nie wiem czy rozczytany przez Kaczyńskiego sygnał -, żeby się jednak PiS ogarnął. Co jednak skłania do myślenia, że akurat ci w drugiej turze poprą Nawrockiego – sygnał został wysłany i można już wracać do rzeczywistości „mniejszego zła”.
Zagwozdkę w tym względzie ma kandydat Trzaskowski. Ten uzyskał jeszcze mniej, bo około 81% platformersów go poparło. Tu już jest ciekawiej co do spekulacji dlaczego tak się stało i gdzie ten ludek poszedł. Mogły tu zadziałać dwa sprzeczne czynniki – jak Trzaskowski zaczął emulować prawicę, bo tam zlokalizował wahających się (co ciekawe) to mógł zrazić do siebie przede wszystkim lewicujących platformersów, bo po co kotłować się z flirtującym z prawicowymi hasłami, skoro można zagłosować na oryginał, swoich ulubieńców, czyli lewicę. To zdaje się być źródłem względnego sukcesu Zandberga. Z drugiej strony ci po prawej stronie Platformy (są jeszcze tacy) też woleli wybrać oryginał niż podróbkę i też pewnie sobie gdzieś poszli. Ale przepływy mierzy się najlepiej w drugiej turze, gdy idzie się tropem „zaciśniętych zębów”, czyli zgniłego kompromisu III RP, który jest procesem szczególnie widocznym pomiędzy dwiema turami wyborów prezydenckich.
Bańkowicze w kampanii
Aby doświadczyć takich przygód elektorat musi wybić się z codzienności mediów plemiennych i wyjść ze swych baniek informacyjnych. Po prostu trudno by np. taki powiedzmy platformers przerzucił swe głosy na Mentzena na podstawie oglądu za pomocą takiego TVN, gdyż Mentzen występuje tam jako straszak sucharami dla szczerbatych dzieci, o Braunie już nie wspominając. Ale ruchy pomiędzy Platformą a Braunem trzeba jednak chyba uznawać za rzadkość jeszcze mniejszą niż schizofrenia hebefreniczna. A więc wybory są rzadką okazją do „podglądania” wrażych mediów, a więc ryzykownych wypraw poza bańkę.
Wahający się uprawiają codzienny symetryzm medialny, a więc tu w czasie wyborów nic się nie zmienia. Jednak tego rodzaju postawa pt. „obejrzę Republikę, a potem TVN i wyciągnę z tego swoje wnioski” to zabawa dla wprawnych. No bo jak można wyciągać wnioski o rzeczywistości, skoro ma się o niej dowiedzieć wyciągając złoty środek z dwóch sprzecznych rzeczywistości podstawionych? Takie tłumaczenie, w które a propos nie wierzę, jest raczej deklaracją pięknoduchostwa, postawą na pokaz, bo trzeźwy mózg z takich sprzeczności nie mógłby wyciągnąć żadnych „złotych środków” nie ma bowiem jakiejś wąziutkiej ścieżki, którą można przejść granią pomiędzy takimi dwoma plemiennymi przepaściami.
Niegłosującym wierzę najbardziej – ci mają swoją wielką bańkę, która polega na… incydentalnym zaglądaniu do innych, plemiennych baniek, ale tylko w jednym celu. Jest nim utwierdzenie się w słuszności swej postawy, że nie należy tam zaglądać, że państwo – z nami czy bez nas – będzie robiło co będzie chciało. Taka postawa to prawdziwy POPiS, w którym przebywa prawie połowa ludu polskiego. Dla nich rzeczywiście to wszystko jedno, czy rządzi PiS czy PO. I mają na to argumenty, właśnie z powodu swych incydentalnych wizyt w plemiennych bańkach.
Clutter
Tekst ten napisałem jedynie w niewielkim stopniu odwołującym się do samych wyborów. Interesują mnie teraz same bańki informacyjne, które akurat ewoluują chwilowo w opisanych powyżej incydentach wyborczych. Jednak warto się pochylić nad samym fenomenem baniek, gdyż jest on w swej istocie mechanizmem uniwersalnym i to w cywilizacyjnym wydaniu. Naczelnym czynnikiem spędzającym do baniek informacyjnych jest tzw. clutter. Opiszę.
Clutter jest zjawiskiem szumu informacyjnego, który występuje w tak wielkim stopniu, że przeciąża odbiorcę na tyle, że ten właśnie ląduje w bańkach. Rewolucja informacyjna, której jesteśmy od dawna poddani za pomocą gwałtownego, można rzec rewolucyjnego rozwoju technologii powoduje ogromny ładunek informacji latający w powietrzu. Taka sytuacja stwarza rzeczywistość, gdzie współczesny człowiek, by się w tym wszystkim nie pogubić, zaczyna szukać panicznie przewodnika przez taki gąszcz, który przeprowadzi go suchą stopą przez morze informacji. A taki przewodnik prowadzi zazwyczaj prosto do gotowych baniek. Taki wiedziony na banieczne pokuszenie otrzymuje wtedy wiele dobrodziejstw.
Zalety baniek medialnych
Po pierwsze dostaje bezpieczną zatokę pewności. Wśród milionów opinii, interpretacji czy informacji, często sprzecznych, często złożonych znajdzie przewodnik codziennego życia. A tego brakuje w świecie, który emuluje złożoność i komplikacje. Po pierwsze dostanie wyselekcjonowane co do ważności informacje. To nawet nie jest tak bardzo manipulacyjne, bo jakieś selekcji przy takiej różnorodności i skali informacji trzeba dokonać. I nie dokonuje tego sam odbiorca, ale dostaje już przygotowany selektor. Nie będzie się więc taki męczył z selekcją co jest ważne a co nie, to zrobi jego przewodnik. Tak, i tu się właśnie rozpościera pole do potencjalnej manipulacji. Taki bańkowicz będzie nawet szczerze wierzył, że to on dokonuje selekcji, pod kokieteryjnym acz całkowicie fałszywym warunkiem, że „sam przecież wybiera to, co go interesuje”.
Drugi aspekt to jest fakt, że nie tylko sama informacja może być segregowana i filtrowana, ale i jej interpretacja. Tu też presją jest jej ilość: skoro bańkowicz ma pobrać tego dużo (dlaczego – o tym później), to musi być sporo jednostek informacji, i aby się tu też nie pojawiał wewnętrzny „mały clutter” trzeba takiemu natychmiast wytłumaczyć o co chodzi, by nie zajmował się trudnym procesem znalezienia kontekstu i konsekwencji opisywanych faktów. A, jako się rzekło, że tego dużo jest, to same interpretacje dokonane przez przewodnika po bańce muszą być skrótowe i powtarzalne. To dlatego jak się gada z bańkowiczem to się coraz to słyszy nagrane frazy, w dodatku upraszczające istotę do niemożności. I mamy taką rzeczywistość „opinii publicznej” – powtarzalną, skróconą do haseł i kompletnie zamkniętą na subtelności dialogu.
Kolejna korzyść dla bańkowicza to – przynależność. W dzisiejszych czasach to jest towar dóbr rzadkich. Co prawda jest to przynależność najczęściej wirtualna, ale dobra i taka. Jej charakterystycznych cech jest kilka. Po pierwsze, właśnie – hasłowość. Oni się w ciemności świata, również wirtualnego odnajdują po hasłach. Jak opisałem wyżej mechanizm „wgrywania” haseł ten proces powoduje, że trzeba wręcz wypowiadać wyuczone frazy, by się odnaleźć w grupie. To mechanizm hasło-odzew i od razu, na imprezie, na czacie, w łóżku – wiesz z kim masz do czynienia. Napisałem „w łóżku” z pewnym wahaniem, gdyż w czasach obecnego poziomu sporu nie wyobrażam sobie (niestety) braku odpytania z przynależności przed podjęciem aktu seksualnego, gdyż sam fakt spółkowania z takim konfederatą przez np. taką lewaczkę może być przyczynkiem do trudno uleczalnych terapii o ostracyzmie (jak się nie daj – tfu – boże wyda) środowiskowym nie mówiąc.
Bańkowe rytuały
A więc tworzą się grupy bańkowiczowe. Ich mechanikę opisałem na podstawie „obserwacji uczestniczącej”, gdyż na pewnej imprezie byłem świadkiem takiego rytuału obwąchiwania się. Widać było w tym wielką wprawę, proces hasło-odzew przebiegał szybko i sprawnie, po chwili wszyscy już wiedzieli o tym kto zacz, ja się jakoś przemknąłem, gdyż świadomość grupy, że nie mogę być inny niż oni, kulturalni i inteligentni zwolniła mnie z odpytywań. Nie leciała mi przecież piana z pyska, nie miałem na szyi krzyża wielkości średniowiecznego miecza, a przede wszystkim na te wszystkie zaklęcia nie rzucałem się do gardła, co z pewnością czyniłby ich umysłowy awatar prawactwa.
I zobaczyłem ten mechanizm. Otóż okazało się, że bańkowicze odprawiają rytuał, który poza algorytmem hasło-odzew nie prowadzi do niczego innego jak tylko wyłącznie potwierdzenia przynależności do grupy. No bo jak jesteś nagrany jak wszyscy to możesz tylko grać jak w orkiestrze: tę samą melodię, co prawda zorkiestrowaną, ale graną na tych samych fujarkach. Bez żadnych subtelności, jak na szkolnej akademii, gdzie cała szkoła gra hymn na okarynach. Brzmi to fatalnie. I dopiero na tym tle można zobaczyć różnice. Nie muszą być one znaczące, ale przy takiej monochromatyczności każde odstępstwo, półton będzie już detektowalny jako oryginalny wkład do jednolitego przekazu. To są bon mociarze, gdyż takie hołowniowanie, bystrość ale w pysku, w ripoście, ale też do nadawania nowych kontekstów do zgranych melodii daje szacun w grupie. Ba – jest roznoszone potem po bańce, gdzie dystrybutorzy tych „nowinek” stają się nagle oryginalnymi ludźmi o nowatorskim podejściu.
Przynależność jest ważna, ale też i selektywna. Do bańki możesz się dostać pod dwoma warunkami. Po pierwsze – musisz odśpiewać całe ciągi utartych obrządkowych hymnów, znać hasła na wejście, musisz też na bańkowej bramce wykazać się jak nie oryginalnością, to chociażby i krzykliwością. Drugi warunek – nie może się za tobą ciągnąć jakikolwiek grzeszek, gdyż nie zostaniesz dokooptowany, ba – będziesz namierzony jako szpieg-prowokator, co to ma podsłuchać lub nawet zdezintegrować naszą społeczność.
Częste odwiedziny
Bańka ma też taką cechę, że trzeba w niej często bywać. W rzeczywistości pojmowanej jako zbiór prawd tymczasowych trzeba wiedzieć co jest aktualnie prawdą, bowiem trzeba zaktualizować swój bańkowy software. Trzeba się więc dowiadywać. I nie wypada być zapóźnionym, ani też zbytnio przyzwyczajonym do wydawałoby się ustalonych już pewników. Te się mogą zmienić w każdej chwili i to o 180 stopni. Dziś na przykład nasz Rafał może być jak najbardziej za murem na granicy, choć niedawno, w tej samej bańce, utwierdzaliśmy się z nim i nawzajem, że jest inaczej.
Tak samo – dla symetrycznej równowagi – mamy w przypadku Zielonego Ładu i Mateusza Morawieckiego. I gdyby taki bańkowicz zasłabł w szpitalu, leżał w śpiączce i obudził się teraz, to mógłby doznać szoku poznawczego. A więc trzeba w bańce bywać często, bo ostracyzm pt. „to ty nie wiesz że…”, albo ten najgorszy pt. „przecież wszyscy wiedzą, że…” stanowi podstawę chyba największego cywilizacyjnego strachu.
A więc smartfony trzeba mieć cały czas w ręku, bo świat zmienia się w oka mgnieniu, zaś my nie możemy nie być na bieżąco. A więc jak narkomani zaglądamy na ten róg do dealera, bo musimy wiedzieć jaki dziś towar, i to kilka razy w ciągu dnia. I nie robimy tego tak często po to, by zrozumieć często zmieniający się świat, ale – powiedzmy sobie szczerze – by wiedzieć co o tym myśleć. I czy to myślenie zgadza się z ogólnym, choć może tylko chwilowym paradygmatem grupy.
Wspólnota emocji
Mamy więc przewodnika, grupę, w której czujemy się komfortowo, mamy poczucie elitarności dobrego poinformowania (choć jest to, jak widać uproszczona kalka interpretacji wyselekcjonowanych faktów, najczęściej medialnych) ale okazuje się, że to jeszcze za mało. Tu już wchodzi ideologia grupy, o której na końcu, ale też i kolejne uproszczenie świata. Nawet tak skrojona selekcja to za dużo, nawet hasła, jednozdaniowe tłumaczenia procesów skomplikowanych to coś, co może przerastać możliwości percepcyjne najbardziej nawet aspirującej do obiektywizmu jednostki. I tu wchodzą… emocje. A te upraszczają ogląd świata do kilku reakcji, coraz częściej w dublecie zadowolenie-złość, przechodzących w ekstrema euforia-nienawiść. No, to upraszcza zdarzenia do dwubiegunowości, bańka staje się ostatecznym punktem odniesienia – cała rzeczywistość ma się sprowadzać do odpowiedzi na pytanie: „czy to dobrze, czy źle, dla… mojej bańki”.
Emocje mają jeszcze jedną cechę: jeżeli dany fakt pokaże się i zinterpretuje z odpowiednim ładunkiem emocjonalnym, to szybciej i na trwałe zapada on w umysł odbiorcy. Ba – w procesie emocjonalnej internalizacji staje się dany fakt, a zwłaszcza jego interpretacja naszą własną opinią do której doszliśmy sami i której… będziemy bronić jako własnej, ba – grupowej czyli słusznej. A emocjami łatwiej zarządzać niż faktami. Po takiej bańkowej tresurze bańkowicze stają się stadem psów Pawłowa – jeden bodziec i już leci ślina z pyska, zaś całe stadko szczeka i gryzie na hasło. Tworzy to całe warstwy społeczne oparte na emocjach, które – niezrealizowane, bo jak tu zrealizować sprzeczne obietnice – prowadzą do frustracji. Dlatego tyle skrzywionych mordek, łatwego przechodzenia z rozmowy na szczekanie, skakania sobie do gardeł. Jedynym remedium na to jest… brak interakcji, najmniejszej konfrontacji pomiędzy bańkowiczami. Jest to więc chów wsobny, który prowadzi do zapętlenia się patologii i degeneracji. Geny argumentów nie krążą, ma żadnej wymiany i następuje naelektryzowana cisza. Cisza, która wybucha w rękach od wielkiego dzwonu, takiego jakim są np. obecne wybory, gdyż cała rzeczywistość baniek jest weryfikowana wtedy w bezwzględnym wymiarze matematycznym.
Kalki oryginalności
Zaczęliśmy od pojęcia clutteru, który z przesytu informacji prowadzi wręcz do prostackiego i manipulacyjnego uproszczenia widzenia świata. Jest to, jak widać, mechanizm, który może stać się wspaniałym gotowym i rozwijalnym narzędziem manipulacji. Ale jego pierwszym warunkiem jest stworzenia sytuacji przesytu, gdyż tylko on generuje zapotrzebowanie na przewodnika i jednolitą, powtarzalną ścieżkę, którą prowadzi się za kopytko medialne owieczki. Mamy więc pozory pluralizmu przechodzące w jednolitość ram.
To jest jak z… handlem detalicznym. Po co łazić po rozległych centrach handlowych, po co wybierać ze stu serków? Po co się męczyć? Chodźmy do medialnych Żabek, stoją przecież na każdym internetowym rogu i mają tylko po dwa serki (by jednak wyzwanie „wyboru” wciąż było aktualne), dobrane tak, by nam nawet pasowały. Po kilku tygodniach takich wyborów sami polubimy co nam na półki kładą, ba, uznamy takie „serki” za te, za którymi całe życie tęskniliśmy. A jedynym dowodem na to będę jedynie… inni klienci zaklęci w pętlę dowodzenia słuszności wyboru na zasadzie dowodu społecznego, że skoro tak robi i myśli większość, to musi to być prawda.
I tak tu sobie żyjemy w jak najbardziej fałszywym przekonaniu, że jesteśmy dobrze poinformowani, choć jesteśmy poddawani selekcjonowanym pakietom informacji. Że należymy do jakiejś elitarnej i różnorodnej grupy, choć jesteśmy członkami społeczności prymitywnej i obdarzonej uproszczonymi i skalkowanymi poglądami grupowymi. W końcu, że podejmujemy decyzje niezależne, mamy indywidualnie oryginalne poglądy, choć ich meandry dadzą się spisać na połowie kartki leżącej na biurku medialnego machera, a przeznaczonej dla milionów takich jak ty.
A więc jak sobie zakładamy setne konto w jakiejś społeczności, dokupujemy kanałów w kablówce, czy programujemy czterdzieści stacji radiowych, to nie stajemy się „lepiej poinformowani”, ani nie robimy sobie kolejnej medialnej zakładki na symetryzm. Nie – my wchodzimy wtedy na ścieżkę, gdzie jak ślepcy, by nie spaść w którąś z przepaści, będziemy musieli sobie sprawić przewodnika. I nie będzie to pies-przewodnik, ale niemiecki wilczur, który będzie pilnował byśmy poszli tam, gdzie on chce. Do stada ślepców uważających, że ich wirtualny świat wyświetlany od wewnątrz na okularach medialnych jest rzeczywistością. Czyli – witamy w… Matrixie dobrze poinformowanych.
1. Kapitalizm i katolicyzm wcale nie są ze sobą zgodne – są swoim przeciwieństwem.
2. Kapitalizm to lichwa wspierana przez państwo; katolicyzm, tradycyjny wróg lichwy, głosi wyższość oraz pochwałę pracy. Nie ma sposobu, aby tę dychotomię zlikwidować. Któryś z nich musi zwyciężyć. Non datur tertius.
3. W czasie, kiedy Reichstag uchwalał przełomowe ustawy socjalne, John Ruskin utyskiwał: „W całej Anglii słychać ogłuszający huk krosien, a mimo to ludziom brak ubrania, ziemia pokryta jest pyłem węgla, który wydobywamy z ziemi, a mimo to ludzie umierają z zimna; i chociaż zaprzedała duszę zyskowi, ludzie przymierają głodem”.
Słowa Ruskina skłoniły Pescha do pochylenia się nad „znamiennym paradoksem” polegającym na tym, że „teorie dotyczące wyzysku i ubożenia oraz teorię samorodnego i postępującego pogarszania się położenia robotników wywiódł socjalizm z sytuacji w kraju,w którym system przemysłowy Smitha funkcjonował swobodnie i bez jakichkolwiek ograniczeń”
4. Według Heinricha Pescha, kapitalizm jest lichwą popieraną przez państwo oraz systematycznym zawłaszczaniem wszelkiej wartości dodanej, czyli, inaczej mówiąc, kradzieżą. Początek kapitalizmowi dała grabież własności Kościoła, a zaczęła się ona podczas łupieżczej wyprawy, nazywanej też reformacją.
5. Kapitalizm nie mógł powstać ani istnieć w czasach, kiedy Kościół wprowadził zakaz uprawiania lichwy. Z chwilą, kiedy za sprawą reformacji, władza polityczna, która ów zakaz firmowała, straciła na znaczeniu, „kapitał dostał się w ręce jeszcze mniej licznej grupy i przybrał postać siły kontrolującej całą gospodarkę państw”.
Krótko mówiąc, kapitalizm to lichwa praktykowana kosztem świata pracy. Jak pisze Pesch: „kapitalizm to po prostu system oparty na swobodzie praktykowania lichwy za aprobatą i zgodą państwa” oraz „system społeczny, w którym swoboda uprawiania lichwy jest w mniejszym lub większym stopniu całkowicie akceptowana prawnie”.
W toku omawiania kwestii robotniczej oraz zagadnienia pracy, Ketteler ubolewał z powodu nieistnienia spójnego systemu ekonomii chrześcijańskiej. Sześćdziesiąt lat po tym, jak napisał te słowa, straciły one na aktualności: w roku 1924 ukazała się praca Heinricha Pescha zatytułowana Lehrbuch der Nationalökonomie. Othmar Spann w swojej historii ekonomii uznał, że Pesch „stworzyl najbardziej wyczerpujący traktat ekonomiczny spośród wszystkich, jakie kiedykolwiek napisano w języku niemieckim – dzieło łączące intuicję z rzetelną wiedzą naukową”. Książka Kettelera poświęcona pracy ukazała się drukiem, kiedy Pesch był dziesięcioletnim chłopcem. Wstąpił do zakonu jezuitów w okresie gdy Niemcy ogarniała gorączka Kulturkampfu, a kolejne kilka lat spędził na uchodźstwie w Anglii, zdobywając wiedzę na temat kapitalizmu, który tam właśnie rozwinął się najpełniej. Inspiracją były dla niego dokonania von Kettelera: Nasze podejście do tego zagadnienia jest niewątpliwie nowatorskie. Wyraźny kształt tej idei nadał czcigodny biskup Moguncji, Emmanuel von Ketteler. Przywołajmy tu jeden tylko klasyczny już fragment z jego pracy zatytułowanej Kwestia robotnicza a chrześcijaństwo [Die Arbeiterfrage und das Christentum]: „jeżeli partia liberalna ma rację [twierdząc, że Bóg osobowy nie istnieje, bądź też że kwestia istnienia Boga nie jest problemem naukowym], wówczas cała struktura własności prywatnej z wszystkimi prawami, które ją regulują, jest funkcją ludzkiej woli i niczym ponadto. A jeśli tak, nie widzę ani jednego powodu dla którego przemożna masa ludzi, którzy żadnej własności nie posiadają, nie mogłaby mocą postanowienia większości odjąć jej część klasom posiadającym w formie pożyczki. Skoro zaś nie ma powodu, by temu zapobiec, nie ma także żadnej przyczyny, aby taką samą jej część całkowicie sobie przywłaszczyć”. Myśl Kettelera była dla Pescha punktem wyjścia dla katolickiej krytyki socjalizmu, który jego zdaniem był logicznym skutkiem istnienia kapitalizmu i nieuchronną na niego reakcją:
Socjalizm jako nurt polityczny czerpał siłę przede wszystkim z postępującego zubożenia oraz wszelkich postaci wyzysku i ucisku. Dlatego rzeczą niemądrą a nawet niebezpieczną byłoby, gdybyśmy oprócz umacniania roli religii chrześcijańskiej, recepty na najskuteczniejsze zwalczanie demokratycznego socjalizmu upatrywali gdzie indziej, niż w dziedzinie praktycznych reform społecznych. Socjalistyczna agitacja utraci swoją skuteczność wówczas i tylko wówczas, kiedy uporamy się z powodami obecnego i usprawiedliwionego niezadowolenia.
Rzeczywistym zagrożeniem nie jest socjalizm, ale liberalizm: Dlatego bardziej niż wszelkich socjalistycznych teorii i wyborczych zwycięstw obawiamy się zniewalającego wpływu liberalizmu, który udaremnia wszelkie zgodne z założeniami chrześcijaństwa próby restrukturyzacji stosunków konkurencyjności i własności. Dopóki ci, którzy odpowiadają za bieg rzeczy, nie uznają, że czas liberalizmu definitywnie się skończył, dopóki jego demoralizujący duch ma wpływ na rządzących i decyduje o tym, jakie prawo zostanie uchwalone, demokratyczny socjalizm nadal będzie odnosił zwycięstwa i wykorzystując słuszne oburzenie, wygra z opozycją. Socjalizm stał się znaczącą siłą w życiu politycznym XIX wieku nie dlatego, że niósł jakieś nowe idee, ale dzięki temu, iż był postrzegany jako antidotum na brytyjski leseferystyczny liberalizm, stanowiący rzeczywiste źródło problemu. Nawet Engels przyznawał, że Karol Marks, największy spośród komunistycznych myślicieli, „nigdy nie opierał swoich komunistycznych postulatów na jakimś nowym ujęciu ricardowskiej teorii własności, ale wyłącznie na całkowitym rozpadzie kapitalistycznego sposobu produkcji, który to rozpad codziennie, jakby z konieczności, dokonuje się na naszych oczach”. Nowoczesny socjalizm jest „filozofią historii”. Jest, jak pisze Engels, „kontynuacją i wyraźnie coraz bardziej konsekwentnym nurtem urzeczywistniania zasad ustanowionych przez wielkie, francuskie oświecenie”. To nic innego, jak rozwinięcie ateistyczno-materialistycznego światopoglądu, który wkroczył na scenę wraz z wybuchem rewolucji francuskiej. Socjalizm, jako nurt będący dziedzictwem oświecenia mienił się nauką (zwłaszcza w ujęciu marksistowskim), ale w rzeczywistości był on „ułomnym produktem bałamutnej fantazji oraz skażonego sofizmatami sposobu rozumowania”. Rozwój socjalizmu wynikał z rozwoju liberalizmu, a ten z kolei z upadku moralnego:
Wpływ ideologii socjalistycznej nie byłby tak potężny, gdyby myśl chrześcijańska i chrześcijański sposób życia tak w wyższych, jak i niższych klasach społeczeństwa nie doznały tak ogromnych spustoszeń i gdyby wyuzdane chucie i niepohamowana chciwość nie wzięły góry nad rozumem, sumieniem i bojaźnią Bożą. Socjalizm rozkwita tam, gdzie cześć dla mamony osiągnęła poziom społecznego kultu, i gdzie za sprawą zepsucia sztuki oraz zakłamywania nauki dokonuje się także apoteozy niemoralnych występków; gdzie samolubstwo zostaje wyniesione do rangi cnoty oraz kiedy miejsce szlachetnych i wielkodusznych uczuć zajmują małostkowość, tchórzostwo, fałsz i pochlebstwo.
Liberalizm „w najszerszym znaczeniu tego słowa” oznacza dążenie do wolności wbrew wszelkiej boskiej albo ludzkiej władzy postawionej na miejscu Boga, która użyczyła swojego imienia trwającemu nieomal czterysta lat okresowi rewolucji, i która w tym samym czasie stała się podstawowym źródłem wszelkiego własnego religijnego, politycznego oraz społecznego ubóstwa. Pierwszym ważkim odzwierciedleniem wspomnianego dążenia była reformacja, nie na niej jednak spoczywa cała wina, ponieważ „bez osłabienia kościelnego ducha, czego powodem był… renesans, humanizm oraz wynikającej z tego alienacji chrześcijańskiej myśli i aktywności, płomienne wystąpienie Lutra nie przyniosłoby żadnych znaczących rezultatów”13. Protestantyzm, który przyjął zasadę jednostkowej samodzielności, rozszerzył ją na doświadczenie religijne”, w Anglii zaś, w połączeniu z myślą lorda Verulama, zaowocował radykalnie zubożoną wizją człowieka i społeczeństwa. Jej odzwierciedleniem był pogląd Hobbesa, wedle którego istnienie państwa jest tylko skutkiem dobrowolnej umowy. Francuscy filozofowie, tacy jak Wolter i markiz de Sade dodali do tego element seksualnej degeneracji, a rezultatem była „zażarta nienawiść do chrześcijaństwa, którego czysta nauka była sprzeczna z jego niemoralnym sposobem życia”:
Jedyną więzią łączącą tych zdegenerowanych literatów była… nienawiść do Boga, która wrzała w ich sercach… Byli zgodni w… dążeniu do unurzania w błocie wszystkiego, co do tej pory uważano za godne szacunku i w tym właśnie duchu, w każdy możliwy sposób starali się przedstawiać chrześcijańską wiarę i moralność jako to, co absurdalne, przestarzałe oraz sprzeczne z rozumem.
Współczesny socjalizm jest pokłosiem czterystuletniego okresu rewolucji, stanowi bowiem finalną konsekwencję liberalizmu. Wraz z jego pojawieniem się pociąg liberalizmu dociera do stacji końcowej. Ta destrukcyjna ideologia spowodowała w Europie więcej zniszczeń i doprowadziła do większej liczby gwałtownych zmian, wstrząsów i przewrotów, aniżeli niegdyś wędrówka ludów. Jej koniec zaś dokonuje się w Niemczech – tym samym kraju, w którym to wszystko się rozpoczęło.
„Socjalizm… to kompletny Weltanschauung [światopogląd], który, jak mówi Bebel: wprowadza ateizm zamiast religii, demokratyczny republikanizm w państwie, kolektywizm (środki produkcji są własnością państwa) w gospodarce i… skrajny absolutyzm w etyce, naturalistyczny materializm w metafizyce, rozluźnienie związków rodzinnych oraz więzi małżeństwa, a także wszystkich związanych z nimi relacji domowych, monopol państwa w szkolnictwie, powszechne «oświecenie» jako cel, do którego należy dążyć. Wszystko to składa się na wolność oraz równość z położeniem nacisku na drugi z tych elementów”. Nienawiść wobec nakazów prawa moralnego, której kulminację odnajdujemy w Manifeście komunistycznym, była tylko logiczną konsekwencją ciągu wydarzeń zapoczątkowanych grabieżą z czasów reformacji, ale swoje najpełniejsze odzwierciedlenie znalazła w pismach Hume’a i Smitha oraz ideologii szkockiego oświecenia, ponieważ:
W dziedzinie działalności oraz przedsięwzięć ekonomicznych wszystko zostawiono „naturze”, naturalnemu instynktowi samolubstwa i naturalnej ludzkiej zachłanności. W tym celu wymyślone zostało nowe „prawo naturalne”; mówiono o „odwiecznych prawach” ekonomicznego porządku, tak aby wszelka niewygodna interwencja władz państwowych mogła bezzwłocznie zostać określona mianem „nienaturalnej”. W ten sposób doprowadzono do powstania nienaturalnej sytuacji, skrajnie sprzecznej z zasadami chrześcijańskiego prawa naturalnego, to zaś otworzyło drogę dla najbardziej nawet brutalnego egoizmu i umożliwiło kapitalistycznemu egotyzmowi w niczym nieograniczony sposób żerować na udręce i cierpieniach tych, którzy padli jego ofiarą.
Pesch, podobnie jak Ketteler, uważał, że jedynym antidotum na czterysta lat moralnego upadku, którego skutkiem był rewolucyjny szał wieku XIX i XX, jest powrót do prawdziwego, czyli katolickiego chrześcijaństwa, dzięki czemu możliwe będzie przezwyciężenie liberalizmu – rzeczywistego źródła problemu:
Jeżeli dzisiaj wszystkie wartościowsze części społeczeństwa odważnie i ofiarnie staną pod sztandarem chrześcijańskiego Kościoła i chrześcijańskiego państwa do zaciekłego, ale ostatecznie zwycięskiego boju z liberalizmem – ucieleśnieniem rewolucji w obszarze myśli, religii, polityki oraz ekonomii – nadal możliwe będzie wypracowanie pokojowego rozwiązania problemów społecznych, z którymi obecnie się borykamy. Jeżeli jednak tego zaniechamy, dopóki nad przepaścią, którą stworzyła rewolucja, nie przerzucimy mostu, demokratyczny socjalizm doprowadzi do urzeczywistnienia się, także w dziedzinie życia ekonomicznego, ostatecznych, absolutystycznych konsekwencji liberalizmu, a smutne to doświadczenie obnaży i uwypukli zepsucie ludzkiego społeczeństwa. Socjalizm nie jest antidotum na liberalizm ani też, wbrew coraz powszechniejszemu po roku 1989 przekonaniu, liberalizm nie stanowi żadnego antidotum na socjalizm, a powód jest taki, że „w zasadzie nie ma między nimi zasadniczej różnicy”.
Socjalizm i liberalizm tworzą dialektyczną zależność, dzięki której w sposób co najmniej cykliczny wzajemnie się podtrzymują. Nie ma sensu spodziewać się po przedstawicielach liberalizmu zachowania integralności państwa, ponieważ żywią oni do chrześcijańskiego porządku społecznego taką samą niechęć jak rewolucjoniści. „Dlatego każdy, kto pragnie skutecznie zwalczać socjalizm, powinien występować przeciwko liberalizmowi. Socjalizm zostanie ostatecznie pokonany nie jako socjalizm sam w sobie, ale jako struktura wzajemnych powiązań z liberalizmem” – konkluduje Pesch. Oto nauka, jaką Pesch odebrał od Kettelera i przekazał najpierw papieżowi Leonowi XIII, który włączył jego przemyślenia do swojej encykliki Rerum novarum, pierwszej encykliki poświęconej kwestii socjalnej, później zaś – za pośrednictwem swego ucznia Oswalda Nell-Brueninga – papieżowi Piusowi XI, który wynikające z niej implikacje przedstawił w encyklice Quadragesimo anno. Napisał w niej:
Dwóch zatem skrajności, w które popaść można, należy pilnie unikać. Jak bowiem zaprzeczaniem lub zbytnim osłabianiem społecznego i publicznego charakteru prawa własności wpada się z koniecznością w tak zwany „indywidualizm”, albo zbliża się do niego, tak odrzucaniem lub wyjaławianiem prywatnego i indywidualnego charakteru tego prawa dojdzie się niechybnie do „kolektywizmu” lub przynajmniej do podobnych mu teorii.
Krytyka liberalizmu dokonana przez Pescha największe znaczenie zyskała w Niemczech po II wojnie światowej, kiedy Konrad Adenauer uczynił ją oficjalnym programem CDU, tworząc fundament rozkwitu gospodarczego, znanego później jako Wirtschaftswunder. Osadzeni silnie w niemieckiej idealistycznej tradycji myśli ekonomicznej, której twórcami byli Fichte, Mueller oraz List, Ketteler i Pesch uzupełnili ją o świadomość podstaw moralnych życia ekonomicznego, czego uprzednio w niej brakowało. Wspólnie zadali ostateczny cios Smithowi oraz szkockiemu oświeceniu, wykazali bowiem, że interes własny nie może stanowić fundamentu życia ekonomicznego:
Instynkt zachłanności jako taki… nie zna żadnych granic ani zahamowań, a ograniczeń takich niezbędnie potrzebuje, aby społeczeństwo nie było ograbione z pomyślności ani doprowadzone do ruiny… Jego naturą jest samolubstwo, a nie zasada społeczna i nie stanowi on żadnej trwałej, spajającej więzi, lecz na ogół siłę wywołującą podziały, skutkującą nierzadko najostrzejszym rodzajem antagonizmu, który ostatecznie, tam gdzie urzeczywistniany jest bez jakichkolwiek ograniczeń, prowadzi także do dzielenia się społeczeństwa na wrogie sobie klasy.
Smith w swojej Teorii uczuć moralnych próbował wyjaśnić, w jaki sposób współczucie może pełnić rolę czynnika ograniczającego egoizm, ale nie udało mu się tego dokonać, a gdyby należało podać dowód na tę porażkę, dostarcza go historia rozwoju ekonomicznego, który dokonał się pod egidą jego ideologii. Ostatecznie Smith zdołał jedynie opisać „naturę i przyczyny prywatnego bogactwa jednostek”. Nie potrafił jednak przekonująco wyjaśnić, w jaki sposób bogactwo jednego człowieka wchodzi w interakcję z zamożnością innego; nie zdołał także wytłumaczyć, jaką funkcję pełni bogactwo narodu, ani dlaczego to, co prywatne, często pozostaje w sprzeczności ze społecznymi dziedzinami życia, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi interes własny jednostki.
Niemcy, tacy jak Ketteler oraz Pesch, znaleźli jednak na tę ułomność remedium. Skrajnościom komunistycznej jedności i indywidualistycznego rozbicia przeciwstawili drogę pośrednią – związaną z moralno-organiczną koncepcją życia społecznego, traktującą własność prywatną jako prawo, ale nie prawo absolutne – oraz drogę naprawy istniejącego stanu rzeczy. Oznaczała ona podejmowanie konkretnych kwestii – w rodzaju podwyżki płac robotników – zanim wybuchnie rewolucja, grożąca odebraniem im nawet tych skromnych zasobów materialnych, jakie posiadali, oraz zniszczeniem rodziny, która chroniła ich przed zachłannością i drapieżnością kapitalistów. Kiedy dano im wybór, robotnicy angielscy i niemieccy, podobnie jak robotnicy francuscy na barykadach Paryża w czerwcu 1848 roku, zaczęli rozumieć, że angażując się w rewolucyjny Armagedon, który zaplanowali dla nich Marks i Engels, mogą stracić coś bardziej wartościowego niż uwolnienie się z kajdan.
Biskup von Ketteler dał odpór marksistowskiej teorii zubożenia, przedstawiając konkretny plan naprawy, który zawarł w przemówieniu z roku 1869 wygłoszonym do dziesięciu tysięcy robotników w Liebfrauenheide w pobliżu Offenbach. Po II wojnie światowej zawarte w nim tezy znalazły odzwierciedlenie w konstytucji Republiki Federalnej Niemiec oraz polityce ekonomicznej kanclerzy Erharda i Adenauera. Co najważniejsze zaś, Ketteler oraz Pesch zgodnie twierdzili, że jedyną właściwą podstawą gospodarki jest „boskie prawo moralne, które trwa niezmiennie w strumieniu zjawisk”.
Szanowny Panie Mirosławie! Składamy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przez Gizelę Jagielską kolejnego przestępstwa – nieudzielenia pomocy dziecku, które urodziło się żywe w wyniku aborcji. Wedle relacji Jagielskiej, po wywołanym porodzie jej zespół po prostu czekał, aż dziecko umrze.
Ze szpitala w Oleśnicy docierają do nas kolejne, makabryczne informacje. Coraz więcej dzieci zabija się poprzez aborcję również w wielu innych szpitalach. To efekt wadliwego prawa oraz licznych „kompromisów” zawartych ze złem przez skorumpowanych moralnie polityków. Aby dokonała się odnowa potrzebujemy konsekwentnych i długofalowych działań, podejmowanych niezależnie od aktualnej sytuacji wyborczej. Potrzebujemy, aby aborcja stała się dla całego społeczeństwa czymś nie do pomyślenia, tak jak dzisiaj nie do pomyślenia jest np. niewolnictwo. Dlatego jako Fundacja walczymy już od 20 lat.
Nasze zawiadomienie dotyczy wstrząsającej sprawy, o której pisaliśmy tydzień temu. W trakcie jednej z aborcji w Oleśnicy dziecko urodziło się żywe. Wedle relacji Gizeli Jagielskiej zespół „lekarzy” po prostu czekał po tym, aż dziecko umrze. Za nieudzielenie pomocy medycznej wcześniakowi grozi do 3 lat więzienia.
Nie wiemy jak dokładnie przebiegała ta egzekucja w Oleśnicy, ale wiemy, jak wyglądają inne takie aborcje, dokonywane przez wywołanie porodu. Opowiedziała o tym m.in. pielęgniarka Jill Stanek, która pracowała w jednym z ośrodków aborcyjnych:
„Pewnej nocy koleżanka pielęgniarka niosła dziecko, które zostało abortowane, ponieważ miało zespół Downa do naszego brudnego pomieszczenia gospodarczego, ponieważ tam były zabierane te, które przeżyły. Nie mogłam znieść myśli, że to cierpiące dziecko będzie umierało samo, więc kołysałam je przez 45 minut, przez które żyło. Miał 21 do 22 tygodni, ważył około pół kilograma i był mniej więcej wielkości mojej dłoni. Był zbyt słaby, by zbytnio się poruszać, zużywał całą swoją energię próbując oddychać. Pod koniec był tak cichy, że nie mogłam stwierdzić, czy jeszcze żyje, chyba że podnosiłam go do światła, by zobaczyć czy jego serce nadal podbija ścianę klatki piersiowej. Kiedy ogłoszono jego zgon złożyłam jego małe ręce na klatce piersiowej, owinęłam go w maleńki całun i zaniosłam go do szpitalnej kostnicy, gdzie zabieraliśmy naszych wszystkich zmarłych pacjentów.”
To wszystko dzieje się na naszych oczach. Kolejne dzieci zabijane są nie tylko w Oleśnicy, ale także w szpitalach w całej Polsce. Zgodnie z prawem można zamordować dziecko na żądanie do końca ciąży, wystarczy tylko uzyskać zaświadczenie od lekarza. Dziesiątki tysięcy dzieci mordowanych jest każdego roku w domach za pomocą pigułek poronnych rozprowadzanych i reklamowanych przez aborcyjne mafie.
Jak to możliwe, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji i że doszło do tego w naszym kraju?
Stało się tak, gdyż mordowanie dzieci zostało potraktowane jako „temat zastępczy”, którego celem ma być wywoływanie emocji i odwracanie uwagi od innych, rzekomo ważniejszych i istotniejszych spraw. Wielu polityków publicznie deklaruje, że jest „za życiem”, ale jednocześnie za chwilę dodają, że nie chcą wszczynać „wojny światopoglądowej” i wzniecać „konfliktów społecznych” ze zwolennikami dzieciobójstwa. W związku z tym, zdecydowali się na „kompromis” w sprawie aborcji, który w praktyce polega na tym, że po prostu przestali podejmować jakiekolwiek działania na rzecz ochrony dzieci zagrożonych aborcją i zrezygnowali z zamiaru zakazania aborcji. To wszystko w sytuacji, gdy aktywiści aborcyjni oraz powiązani z nimi politycy „koalicji chlorku potasu” Trzaskowskiego i Tuska mówią otwarcie, że żadnego „kompromisu” nie chcą i nigdy nie chcieli, zamierzając jeszcze bardziej upowszechnić i ułatwić zabijanie dzieci.
Za tydzień druga tura wyborów prezydenckich. Warto z tej okazji po raz kolejny publicznie postawić pytanie – po co nam w ogóle państwo? Po co nam Polska?
Każde państwo powinno istnieć po to, aby chronić własnych obywateli, w szczególności tych najsłabszych, którzy sami obronić się nie mogą. Jeśli państwo nie chroni ludzi, którymi z definicji powinno się opiekować, to nie spełnia swojej podstawowej funkcji i jego istnienie nie ma sensu.
Znamy z historii liczne przykłady, w których odmawiano pewnym grupom ludzi człowieczeństwa i prawa do życia. Naziści mordowali kierując się kryteriami rasy. Polacy, inni Słowianie i Żydzi byli „podludźmi” przeznaczonymi do eksterminacji. Proszę sobie wyobrazić, że jakiś polityk chciałby zawrzeć „kompromis” w sprawie obozów zagłady i komór gazowych – aby ludzi pewnych narodowości nie można było mordować, ale inne narody już tak. Wywołałoby to międzynarodowy skandal i taki człowiek nie miałby przyszłości w polityce.
Nazizm upadł, podobnie jak komunizm w wydaniu sowieckim. Te zbrodnicze ideologie przekształciły się jednak we współczesny aborcjonizm. Aborcjoniści mordują kierując się kryteriami wieku człowieka oraz tego, czy jest chciany i przydatny społecznie. Powód do zabijania inny, ale mentalność dokładnie ta sama – określonej grupie ludzi odmawiamy prawa do życia.
Czy z ludobójstwem dzieci wolno zawierać jakiekolwiek kompromisy? Nie. Aborcja to zbrodnia i morderstwo niewinnego dziecka, a prawo do życia to kwestia fundamentalna każdego państwa i narodu.
Właśnie dlatego już od 20 lat istnieje nasza Fundacja – działamy, aby budzić sumienia i mobilizować wszystkich Polaków do walki o życie.
Nie zajmujemy się aktywnością polityczną, choć cieszy nas oczywiście rosnące poparcie dla polityków, którzy deklarują sprzeciw wobec aborcji bez żadnych wyjątków. Kandydatów do rządzenia od zawsze jest jednak wielu, w tym również takich, którzy uważają się za reprezentantów „prawicy” i katolików. Nie chodzi nam o to, aby agitować na rzecz któregokolwiek z nich, brać udział w partyjnych rozgrywkach czy też wskazywać wyborcom, który z nic jest w obecnej sytuacji „mniejszym złem” i na którego powinno się zagłosować. Chodzi o to, aby niezależnie kto będzie rządził, podjął on osobistą decyzję – powstrzymam aborcję i mordowanie dzieci. Aby przeszedł od słów i werbalnych deklaracji do czynów – do konkretnych działań na rzecz zakazania aborcji i wprowadzenia w Polsce realnej ochrony dzieci zagrożonych aborcją.
Żeby tak się stało, konieczne są kolejne długofalowe, konsekwentne działania ukierunkowane na zmianę świadomości Polaków, w tym polityków – aby aborcja stała się czymś nie do pomyślenia, tak jak nie do pomyślenia dzisiaj są obozy zagłady, komory gazowe czy niewolnictwo i aby nikt nie chciał dłużej zawierać „kompromisów” z ludobójstwem.
Potrzebna jest prawda o aborcji w przestrzeni publicznej oraz publiczna modlitwa. Potrzebują tego nie tylko politycy, ale wszyscy Polacy, gdyż modlitwa i osobista konfrontacja z prawdą o aborcji ma bezpośredni wpływ na życiowe decyzje. Jest to szczególnie ważne m.in. w przypadku kobiet namawianych do dzieciobójstwa przez aktywistów aborcyjnych.Dlatego działamy w całym kraju, ratując życie i budząc sumienia. Przedwczoraj zorganizowaliśmy akcję przed Szpitalem Miejskim w Rzeszowie, gdzie po raz pierwszy od 8 lat na Podkarpaciu zabito dziecko poprzez aborcję. Jak powiedziała w trakcie akcji nasza wolontariuszka Marta:
„- Przed 2016 rokiem w Oleśnicy nie było żadnych aborcji, zabójstw dzieci. W zeszłym roku dokonano tam 159 zabójstw. Nie chcemy, żeby to samo zaczęło dziać się na Podkarpaciu.„ Przed laty po ciężkiej batalii, w tym wyrokach sądu przeciwko naszym wolontariuszom, udało się powstrzymać aborcję w innym rzeszowskim szpitalu. Jak relacjonowała wtedy Agata Rejman, położna, która odmówiła udziału w mordowaniu dzieci w Rzeszowie: „mordowane są nawet 5-, 6-miesięczne chore dzieci nienarodzone. Są wyciągane za nóżki z łona matki, często rozrywane na pół i wrzucane do wiadra. Jeśli się nim nie mieszczą, są w nim upychane.” Teraz trzeba powstrzymać dzieciobójstwo w Rzeszowie, w Oleśnicy oraz w szpitalach w całej Polsce. Trzeba zmienić świadomość Polaków, zakazać aborcji, postawić aborcjonistów przed wymiarem sprawiedliwości oraz zmienić złe prawdo na rzecz pełnej i realnej ochrony życia. To zwycięstwo nadejdzie, jeśli będziemy walczyć dalej. Konieczne jest do tego stałe i regularne wsparcie Darczyńców, które umożliwi nam organizacji kolejnych akcji i kampanii. W najbliższym czasie potrzebujemy na nie ok. 16 000 zł. Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest dla Pana obecnie możliwa, aby umożliwić nam walkę o życie w całej Polsce i dotarcie do społeczeństwa z prawdą o mordowaniu dzieci w łonach matek – aby ta prawda przebudziła ich sumienia i zmobilizowała do walki. Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Z wyrazami szacunku
Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków stronazycia.pl
W rozmowie z Tomaszem Sommerem Grzegorz Braun złożył istotną deklarację. Chodzi o kwestie bezpieczeństwa.
Redaktor naczelny „Najwyższego CZAS!”-u nawiązał m.in. do wypowiedzi Radosława Sikorskiego, który chciałby zamknąć Brauna w więzieniu.
Zdaniem ministra w Polsce jest zapotrzebowanie na poglądy antysemickie oraz teorie spiskowe. – To występuje w większości krajów, u nas ma twarz pana Brauna, który moim zdaniem powinien był zostać zatrzymany na gorącym uczynku, wtedy, gdy zamachnął się na menorę, powinien już dawno siedzieć – grzmiał szef MSZ.
Przywołano także niedawny atak prof. Jana Hartmana na Grzegorza Brauna. – Grzegorzu Braun, ty nie jesteś żadnym Polakiem. Żydożercze mendy nie mają narodowości. Jesteś zwykłym łajdakiem, który myśli, że udając chorego psychicznie, pozostanie bezkarny, siejąc nienawiść rasistowską – grzmiał. Pod adresem polityka padły także groźby.
– To jest nagonka i byłoby to śmieszne, bo groteska rodzi efekt komiczny, gdyby nie to, że w tej atmosferze moi współpracownicy, moi działacze już w kampanii wyborczej doświadczyli aktów agresji, również fizycznej, i jeżeli tworzy się atmosferę i takie snuje się fałszywe wizje wyjęcia spod prawa mnie, mojej partii, moich zwolenników, współpracowników, no to rzeczywiście nie jest bezpiecznie – powiedział Braun.
– Ja chciałbym położyć akcent na kwestię bezpieczeństwa, bo sprawiedliwości nie oczekuję – mówił w dalszej części programu.
– Natomiast chciałbym znowu, korzystając z okazji, przemówić do tych, którzy być może pilnie słuchają i to jest bardzo proste stwierdzenie: minister bezpieki Siemoniak ponosi osobistą odpowiedzialność za bezpieczeństwo moje i moich najbliższych, ponieważ w ostatnich miesiącach i tygodniach wezwania do zadania mi śmierci cywilnej i nie tylko cywilnej, przybrały na sile i ich frekwencja się zwiększyła, ponieważ w ostatnich miesiącach i tygodniach ze strony ukraińskich nacjonalistów pojawiły się takie pogróżki, stwierdzenie, że miałbym odpowiedzieć przed narodem ukraińskim za moje działania, czy moje stanowisko polityczne. No to są jednak dość poważne sprawy i dlatego bardzo proszę, żeby to było zapisane – wskazał.
– Minister Siemoniak, w mojej osobie, ma do czynienia z być może nienawistną sobie postacią, ale jako lider czwartej siły politycznej na polskiej scenie, zweryfikowanej świeżo wyborami parlamentarnymi, jako kandydat na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, którego notowania jak by nie były zafałszowane, przekroczyły 6 proc. poparcia, jako prezes Konfederacji Korony Polskiej, partii mającej reprezentację parlamentarną w tym, a z Bożą i ludzką pomocą – spodziewającą się mieć reprezentację parlamentarną w następnym Sejmie, stwierdzam fakt: minister Siemoniak, minister spraw wewnętrznych i bezpieki w rządzie Donalda Tuska, ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo moje i moich najbliższych– dodał.
– Ja nie jestem sensatem, ja nie jestem hipochondrykiem, krótko mówiąc, staram się nie koncentrować na własnej osobie, ale nie mogę nie brać pod uwagę poczucia bezpieczeństwa moich bliskich i moich współpracowników. A jeśli liderzy organizacji ukraińskich nacjonalistów publikują pod własnym nazwiskiem pogróżki w moją stronę skierowane, no to nie mogę nie brać pod uwagę tego, że np. zdaje się wczoraj czy przedwczoraj w Hiszpanii jakiegoś pana Ukraińca na uchodźstwie ktoś rozwalił, jak w „Ojcu chrzestnym” pod szkołą, do której odwoził dzieci – zastrzegł Braun.
– I w historii II Rzeczpospolitej też mieliśmy różne przypadki ze strony Ukraińców – wtrącił Sommer.
– Pieracki, Hołówko. Ja oczywiście nie wchodzę w parantele i oczywiście tutaj analogia w żadnym wypadku nie jest ani ścisła, ani nawet zbliżona i nie przeceniam własnej, w ogóle roli jednostki w historii. Tym niemniej – skwitował Braun.
Reakcję Zachodu na rozmowy prezydenta Rosji Władimira Putina z Donaldem Trumpem można określić mianem „szoku”. Zanim jednak doszły do skutku, strona rosyjska dolała oliwy do ognia, przeprowadzając udane ataki rakietowe na wroga i skutecznie doprowadzając do załamania frontu w Donbasie. A potem Ameryka wylała wodę na gorącą patelnię, ustami sekretarza stanu Marco Rubio, mówiąc, że Rosja chce pokoju, a Europa idzie w ślady Ukrainy i dąży do wojny.
Nie jest to tylko faktyczne uznanie zwycięstwa dyplomatycznego Rosji, ale także przekroczenie granicy, za którą czeka ją zwycięstwo militarne i polityczne. Ten, który jest głównym warunkiem trwałego pokoju w dzisiejszych czasach.
„W skomplikowanych manewrach dyplomatycznych ostatnich tygodni rosyjski przywódca bronił swojego podejścia do negocjacji kompleksowego porozumienia pokojowego i kontynuował walkę w konflikcie, który uważa za korzystny dla siebie” – pisze The New York Times. „Jego stanowcze stanowisko wytrzymało presję ze strony Ukrainy, Unii Europejskiej i do niedawna Stanów Zjednoczonych — wszystkie one domagały się natychmiastowego zawieszenia broni. Po rozmowie telefonicznej z Putinem w poniedziałek prezydent Trump powitał bezpośrednie rozmowy pokojowe między Ukrainą a Rosją, skutecznie porzucając wcześniejsze obietnice zakończenia konfliktu tak szybko, jak to możliwe”.
Ton, styl i argumentacja NYT są typowe dla zachodnich mediów, są jakby chaotyczną rozmową prezydentów supermocarstw. Autorzy komentarzy uparcie odmawiają zrozumienia, co tak naprawdę oznacza wypowiedź Trumpa o bezpośrednich negocjacjach między Moskwą a Kijowem. Nie jest to odmowa udziału w procesie negocjacyjnym, ale oświadczenie, że od tej pory USA nie będą grać po stronie Ukrainy. I to właśnie najbardziej irytuje komentatorów.
„Podtekst rozmowy Trumpa z Zełenskim i Europejczykami jest taki, że era amerykańskiego aktywizmu dyplomatycznego, nowej broni dla Ukrainy i sankcji gospodarczych przeciwko Rosji dobiega końca” – pisze ten sam NYT w innej publikacji. „Kilku europejskich urzędników stwierdziło, że przesłanie, jakie wyciągnęli z rozmowy, było takie, że nie powinni oczekiwać, że Stany Zjednoczone dołączą do nich w wywieraniu dodatkowej presji finansowej na Moskwę w najbliższym czasie. To zwrot o 180 stopni dla Trumpa”.
Zachodni dziennikarze, podobnie jak politycy tacy jak Annalena Burbrook, są kiepscy z geometrii. Gdyby Trump zmienił zdanie o 180 stopni, zacząłby dostarczać broń i pieniądze nie Kijowowi, lecz Moskwie.
A on po prostu spełnił obietnicę, że będzie bronił interesów Ameryki ze wszystkich sił. I obrócił się pod kątem prostym, pozostawiając pułapkę między rosyjską Scyllą a ukraińską Charybdą, która groziła zmiażdżeniem jego kraju. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale straty (od wizerunkowych po ekonomiczne) stawały się zbyt duże dla Stanów Zjednoczonych.
W rzeczywistości ich [USA] znaczenie dla Europy nie uległo zmianie. A cała różnica między Nowym a Starym Światem polega na tym, że ten drugi był w zbyt dużym stopniu zależny od partnera zamorskiego. Do tego stopnia, że utracił własną podmiotowość i zdolność do prowadzenia niezależnej polityki. I to jest drugi powód, dla którego Europa jest tak poruszona po rozmowie Putina z Trumpem.
„Kiedy Trump po raz pierwszy przedstawił swój plan zakończenia konfliktu po wygraniu wyborów w zeszłym roku, powiedział, że albo Ukraina i Rosja zaakceptują jego warunki, albo spotkają się z jego gniewem” – pisze czeski Seznam zprávy. „
Jeśli Ukraina odmówi, Trump zaprzestanie dostarczania jej broni i natychmiast wycofa wszelkie wsparcie. Jeśli Rosja odmówi, Trump obiecał zaostrzyć sankcje gospodarcze wobec niej i rozważyć rozszerzenie pomocy wojskowej dla Ukrainy. Jednak sytuacja rozwija się w taki sposób, że Kijów zgadza się na bezwarunkowe zawieszenie broni, a Moskwa nie. Oznacza to, że jeśli mamy wierzyć wcześniejszym oświadczeniom Trumpa, teraz powinniśmy mówić o zaostrzeniu sankcji i grożeniu Rosji. Ale sprawy wyglądają inaczej”.
Brawa za akcję niezależnych aktywistów z grupy „Bielszczanie dla Palestyny”.
Hussam Elhassan wraz ze swoimi znajomymi – mieszkańcami Bielska-Białej – znalazł się „w paszczy lwa”, by upomnieć się o palestyńskie dzieci czyli ofiary izraelskiego ludobójstwa w Strefie Gazy. Ufam, że dzięki takim odważnym i zdeterminowanym ludziom prawda zwycięży, zło zostanie pokonane, a Palestyna odzyska wolność i wyrwie się spod syjonistycznej okupacji.
Akcja miała miejsce 21 maja 2025 roku w Bielsku-Białej, podczas wydarzenia organizowanego przez lokalną gminę żydowską z okazji 77. rocznicy powstania tzw. państwa Izrael. W rzeczywistości 77 lat temu rozpoczęła się brutalna okupacja Palestyny – i właśnie tak należy to nazywać.
Warto przy tym odnotować, że wydarzenie zorganizowane przez bielską gminę żydowską, promujące powstanie Izraela, sfinansowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji RP. Polacy, obudźcie się wreszcie – Wasze podatki są przeznaczane na promowanie terroryzmu! Z Waszych kieszeni wyciąga się pieniądze, aby firmować państwo, którego przywódcy są ścigani za zbrodnie wojenne.
Co znamienne, organizatorzy wydarzenia wydali nazajutrz kłamliwe i zmanipulowane oświadczenie, przedstawiając pokojowo nastawionych „Bielszczan dla Palestyny” niemal jako przestępców, wobec których rzekomo musiała interweniować policja. To nieprawda – działacze dobrowolnie opuścili lokal. Ponadto, organizatorzy nazwali ich obecność „wtargnięciem”, co również jest manipulacją.
Koncert z okazji wydarzenia był otwarty, więc „Bielszczanie dla Palestyny” zwyczajnie na niego przyszli. Po spokojnym wysłuchaniu koncertu, w kulturalny sposób zaapelowali o uczczenie palestyńskich ofiar w Gazie. Tymczasem żydzi po raz kolejny przedstawiają siebie jako jedyne ofiary. Tak się bowiem składa, że żydzi chcą mieć wyłączność na bycie ofiarą – co obserwujemy od pokoleń. DOŚĆ TEGO!
Warto dodać, że – według relacji aktywistów z grupy „Bielszczanie dla Palestyny” – na wydarzeniu zauważono uzbrojonego mężczyznę, który nie przedstawił się ani nie wylegitymował. Nie wiadomo nawet, czy był obywatelem Polski ani czy miał uprawnienia do posługiwania się bronią na terytorium RP.