W dniu 22 sierpnia 2025 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie ogłosiła, że na terenie Strefy Gazy panuje klęska głodu. Według raportu opublikowanego przez Zintegrowaną Klasyfikację Faz Bezpieczeństwa Żywnościowego (IPC), międzynarodową inicjatywę monitorującą bezpieczeństwo żywnościowe na świecie, głód dotknął najpierw północne regiony Gazy, obejmując około 20% terytorium, w tym miasto Gaza.
Jest to pierwszy oficjalnie potwierdzony przypadek klęski głodu na Bliskim Wschodzie w historii.
Raport IPC potwierdza, że ponad pół miliona Palestyńczyków, czyli około 514 000 osób, zmaga się z katastrofalnymi warunkami głodu, charakteryzującymi się skrajnym niedostatkiem żywności, wyniszczeniem i śmiercią. Liczba ta może wzrosnąć do 641 000 osób, czyli niemal jednej trzeciej populacji Strefy Gazy, do końca września 2025 roku, gdy klęska prawdopodobnie rozszerzy się na gubernatorstwa Deir el-Balah i Khan Yunis.
Jak podkreślają eksperci ONZ, kryzys humanitarny w Gazie został wywołany sztucznie i jest bezpośrednim skutkiem trwającego konfliktu, przesiedleń na masową skalę oraz niemal całkowitego załamania podstawowych usług i infrastruktury. Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Volker Tuerk określił głód w Strefie Gazy jako “bezpośredni skutek działań izraelskiego rządu” i ostrzegł, że może to być uznane za zbrodnię wojenną.
Szef pomocy humanitarnej ONZ, Tom Fletcher, oświadczył, że klęska głodu była “całkowicie możliwa do uniknięcia” i powstała “z powodu systematycznego blokowania przez Izrael” dostaw pomocy humanitarnej. “Żywność gromadzi się na granicach z powodu systematycznych przeszkód ze strony Izraela” – powiedział Fletcher podczas briefingu w Genewie.
Sytuacja w Strefie Gazy dramatycznie się pogorszyła od początku marca 2025 roku, gdy Izrael całkowicie wstrzymał dostawy pomocy, zanim pod koniec maja zezwolił na bardzo ograniczone ilości dostaw, co doprowadziło do poważnych niedoborów żywności, leków i paliwa. Według ONZ, aby zaspokoić podstawowe potrzeby ludności w Strefie Gazy, każdego miesiąca potrzeba ponad 62 tysięcy ton ratującej życie pomocy.
Raport IPC wskazuje również na załamanie się lokalnego systemu żywnościowego. Szacuje się, że 98% gruntów uprawnych w Strefie Gazy zostało zniszczonych lub jest niedostępnych, inwentarz żywy został zdziesiątkowany, a rybołówstwo zakazane. System opieki zdrowotnej uległ poważnemu pogorszeniu, podczas gdy dostęp do bezpiecznej wody pitnej i odpowiednich warunków higienicznych został drastycznie ograniczony.
Szczególnie niepokojąca jest sytuacja dzieci w Strefie Gazy. Ministerstwo Zdrowia w Gazie poinformowało, że do tej pory z powodu głodu zmarło 271 osób, w tym 112 dzieci. Według danych z lipca 2025 roku, ponad 320 tysięcy dzieci w Strefie Gazy, czyli cała populacja poniżej 5. roku życia, jest zagrożona ostrym niedożywieniem, a tysiące cierpią na najcięższą formę niedożywienia.
Sekretarz Generalny ONZ António Guterres wezwał do natychmiastowego i trwałego zawieszenia broni, bezwarunkowego uwolnienia wszystkich zakładników przetrzymywanych w Gazie oraz pełnego dostępu humanitarnego na całym terytorium. “To koszmar, który musi się skończyć” – powiedział Guterres. “To test naszego wspólnego człowieczeństwa, test, którego nie możemy sobie pozwolić nie zdać.”
Władze Izraela odrzuciły ustalenia raportu IPC, twierdząc, że “w Gazie nie ma głodu”. W oświadczeniu izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdzono, że wnioski IPC są “oparte na kłamstwach Hamasu przepuszczonych przez organizacje z własnymi interesami”. Izrael oskarżył również Hamas o systematyczne kradzieże pomocy humanitarnej, co miało przyczynić się do kryzysu.
Organizacje humanitarne, w tym Światowy Program Żywnościowy (WFP) i UNICEF, alarmują, że sytuacja będzie się pogarszać, jeśli nie zostaną podjęte natychmiastowe działania. Cindy McCain, dyrektor wykonawcza WFP, ostrzegła: “Straszliwe cierpienie mieszkańców Gazy jest już widoczne dla całego świata. Czekanie na oficjalne potwierdzenie klęski głodu, aby zapewnić ratującą życie pomoc żywnościową, której ludzie desperacko potrzebują, jest niedopuszczalne.”
Ponad 100 organizacji pozarządowych z całego świata zaapelowało o pilne działania społeczności międzynarodowej, wzywając rządy do podjęcia zdecydowanych kroków: otwarcia wszystkich przejść granicznych, przywrócenia pełnego przepływu żywności, czystej wody, środków medycznych, artykułów pierwszej potrzeby i paliwa, zakończenia blokady i natychmiastowego zawieszenia broni.
Klęska głodu w Strefie Gazy jest czwartym przypadkiem w historii, gdy IPC oficjalnie potwierdziła występowanie głodu, po Somalii w 2011 roku, Sudanie Południowym w latach 2017 i 2020 oraz Sudanie w 2024 roku.
Eksperci zgodnie podkreślają, że w przeciwieństwie do poprzednich przypadków, kryzys w Gazie jest całkowicie możliwy do uniknięcia, a kluczowym czynnikiem pozostaje polityczna wola zapewnienia swobodnego przepływu pomocy humanitarnej.
23 sierpnia 1939 r. doszło do podpisania sowiecko-niemieckiego “paktu o nieagresji” znanego jako pakt Ribbentrop-Mołotow. Wraz z traktatem podpisany został tajny protokół dodatkowy, który zawierał dane na temat podziału m.in Polski pomiędzy III Rzeszą a ZSRR.
23 sierpnia 1939 roku w Moskwie
===============================
86. rocznica podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow
23 sierpnia 1939 r. przedstawiciele dwóch mocarstw – szef MSZ III Rzeszy Joachim von Ribbentrop oraz ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSSR Wiaczesław Mołotow podpisali w Moskwie niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji wraz z tajnym protokołem dodatkowym. Jego konsekwencją był IV rozbiór Polski. Dokument podpisano w obecności Józefa Stalina.
Tajny protokół składał się z czterech punktów. Drugi z nich dotyczył bezpośrednio Polski:
“W wypadku terytorialnych i politycznych przekształceń na terenach należących do Państwa Polskiego granica stref interesów Niemiec i ZSSR przebiegać będzie w przybliżeniu po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy w obopólnym interesie będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia”
“23 sierpnia 1939 r. Początek holokaustu Polaków”
Historycy twierdzą, że nazwa paktu, głosząca, że był to “pakt o nieagresji” była myląca, gdyż w rzeczywistości chodziło o podział wpływów w Europie.
“Wybuch II wojny światowej był realizacją sowiecko-niemieckich umów – znanych pod nazwą paktu Ribbentrop-Mołotow – oraz wieloletniej współpracy tych dwóch totalitarnych sąsiadów Polski. Sowieckie łagry stały się wzorem dla niemieckich obozów koncentracyjnych” – zaznaczył.
Rozpoczął się podbój Rzeczpospolitej i ludobójstwo – holokaust Polaków
Dotąd, po przejściu z tekstów codziennych pisanych w pandemii na teksty cotygodniowe, unikałem komentowania całości ważniejszych zdarzeń z opisywanego tygodnia. Zawsze starałem się wybrać albo jakiś dominujący temat, albo aktualny przyczynek zdarzeniowy, który okazywał się być jakimś pretekstem do wniosków ogólnych. Czasami, kiedy zdarzenia przygniatały swoją błahością oddalałem się w tematy nie związane bezpośrednio z doczesną gonitwą zdarzeń, często wysuwanych jako fałszywe priorytety dla odciągania uwagi publiczności.
Dziś będziemy mieli taki trochę zlepek tych podejść, gdyż mieliśmy do czynienia ostatnio z całą serią zdarzeń symptomatycznych w tym, co tu ostatnio depresyjnie próbuję opisać, czyli zapaści państwa polskiego.
Moim zdaniem formuła III RP się wyczerpuje: jej instrukcja obsługi potencjału kraju i rodaków dochodzi do swego przesilenia, gdyż zasady ustrojowe i powstałe w wyniku ich stosowania (a właściwie nawet niestosowania) formy wypaliły się już wręcz systemowo. Po pierwsze są one (począwszy od konstytucji) słabiutkie i wewnątrz sprzeczne jeśli chodzi o podstawę polityki, czyli odpowiedzialność, po drugie – nawet te słabe nie są używane, najczęściej w interesie taktycznym danej ekipy rządzącej, co powoduje, że obok oficjalnego ustroju funkcjonuje system równoległy, całkowicie nietransparentny, zwłaszcza wobec demokracji suflowanej narodowi, gdyż ten nawet nie wie o tego systemu równoległym istnieniu. Zabawia się bowiem naród podrzucanymi mu ekscytacjami, po to by nie był on świadom rzeczywistego stanu swego położenia. Mieliśmy do czynienia z pewnym procesem, który znowu pokazał głębię naszego upadku.
KPO – przypadek czy znak?
No, wybuchła afera z tym KPO, wszyscy się rzucili na ten temat, uśmiechnięta koalicja zdawała się być zaskoczona, ale po kilku dniach stuporu zebrali się gdzieś PR-owcy rządowi, pracujący coraz częściej w trybie zarządzania kryzysowego i dano słabiutki odpór. Jak zwykle – stracono istotę kwestii, jak to zwykle w kurzu wojny polsko-polskiej. Przypomnę o co chodzi z tym KPO.
Jest to fundusz na lizanie ran po szaleństwach gospodarczych sprokurowanych na własne życzenie w panice kowidowej. Tak zrobiła cała Europa, ale ja uważam, że panika dotyczyła raczej stresowanej widowni, zaś establishment użył jej (i wzmagał ją) do uzasadnienia kilku kwestii. Po pierwsze fundusz nazywany u nas Krajowy Plan Odbudowy w Unii nazywa się #NextGenerationEU i nie jest funduszem, od samego początku i samej jego deklaracji, od tego, by się podnieść po kowidzie, ale, jak po resecie wojny czy pandemii, fundusz ten jest po to, by ten świat podniósł się ze zgliszcz “w nowej, bardziej sprawiedliwej formie”.
Jest to odwieczne marzenie postępowej lewicy, a innej niż postępowa przecież nie ma. Tylko takie założenie może uzasadnić destrukcyjne działania lewicy, które oczekują nowego po zrównaniu starego z ziemią. Ale zawsze jakoś zatrzymują się lewacy na tym pierwszym, czyli destrukcji, co zwalnia ich z weryfikacji zasadności ich utopii.
Ważnym elementem tego NextGeneration było to, że w pochodzie zwiększania swych pozatraktatowych kompetencji Komisja Europejska europejskich komisarzy dokonała skokowej ekspansji swej władzy. Komisja stała się ciałem zadłużającym się w imię członków Unii, opodatkowującym swych członków na własną rzecz, a więc pojawiły się w Brukseli tzw. „dochody własne”. Mieliśmy więc do czynienia ze znaczącą fazą procesu, w którym Bruksela staje się centrum, zaś kraje członkowskie – prowincjami, opodatkowanymi, zastawianymi. Czyli hierarchia centrum-peryferie zaczęła się kształtować szybciej. Brakowało tylko scentralizowanej armii, ale jak pokazał pokowidowy czas „nowej normalności” i do tego dało się dojść.
Sama struktura KPO, narzucona z Brukseli, ale w formach ogólnych klepnięta przez premiera Mateusza w samobójczym jego i całego PiSu pędzie do ulegania Unii, już pokazywała, że nie chodzi o żadne naprawianie szkód po kowidowym szaleństwie, tylko o to, by na gruzach popandemicznych powstał nowy ład. No bo co ma do ratowania upadniętych przedsiębiorstw wydanie tych pożyczek na zadekretowane w strukturze KPO zielone szaleństwo, cyfryzacje, czy dialog społeczny? Nic.
Cała afera z tą kasą została taktycznie przez Unię, ale i zaprzańsko przez ówczesną opozycję, użyta do dowalenia znienawidzonemu PiS-owi i choć zadłużyliśmy się na konto tego funduszu, choć płaciliśmy za jego obsługę – pieniędzy nie było. Na tym deficycie, ekscytując naiwnych, uśmiechnięta Polska przejęła władzę, obiecując, że tę kasę przywiezie do Polski Tusk pierwszym pociągiem z Brukseli. Nic takiego się nie stało, Bruksela cienką strużką ciurkała tę kasę, gdyż liczyła na to, że Polaki nie zdążą się ogarnąć z jej zaabsorbowaniem i forsa wróci do nadawcy, jak ta, której od listonosza nikt nie odebrał. Ale jak przychodziło do ratowania upadającej wiatrakowej filii takiego Siemensa, czy odblokowania kasy na zakupu elektrycznego autoszrotu z Niemiec, to – na chwilę – znajdował się kluczyk do kasetki.
Tak, czy siak byliśmy w wydawaniu tej kasy zapóźnieni i – jak widać – trzeba się było spieszyć. Poszło jak zwykle – niby czasu mało, ale przezorni koledzy (uśmiechniętego) królika już zawczasu skupowali spółki udające parametrami ofiary lockdownów sprzed czterech lat, by zawnioskować o kasę z KPO na… ratowanie upadających biznesów. To śmieszne, gdyż głównym kryterium przyznania dotacji była utrata przychodów w roku pandemicznym, czyli 4-5 lat temu i potrzeba tzw. dywersyfikacji, czyli zmiany lub dodania nowych produktów i modeli biznesowych do już istniejących (istniejących 4 lata temu, dodam).
To jakiś debilizm, gdyż jeśli ktoś już przetrzymał pandemię sprzed 4 lata i dojechał do dzisiejszych stanów „nowej normalności” to już się i tak zoptymalizował, gdyż albo jego biznes się obronił, albo zmienił (czytaj – zdywersyfikował) na tyle, że jakoś przetrwał. Skąd więc takie pomysły, żeby ratować już uratowanych? Raczej chodzi jednak o dymanie publicznej kasy – uwaga! – z części dotacyjnej KPO, czyli bezzwrotnej, na firmy-słupy skonstruowane lub rewitalizowane na tę okazję przez tych, co widzieli z której strony kaczuszka wodę pije.
Mieliśmy więc do czynienia z kuriozalnymi przedsięwzięciami, które kasę dostały, zaś – tu należy dodać koniecznie – zrobiły to wszystko raczej lege artis i te zawołania rządu, że skontroluje, zaś oszustom zabierze, to jakieś populistyczne przykrywanie własnych błędów. Ale to jedynie piosnka stara jak świat, która podobać się może tylko tym, którzy dla dobra swych ulubieńców są skłonni uwierzyć w każdy fałsz.
A więc zarobili znowu wybrańcy, kasa się rozeszła szybko i bez sensu. Bilans jest taki, że się zadłużyliśmy, kasa poszła do swoich, na głupoty, zaś to wcale tak nie jest, że dotyczy to malutkiego wycinka całego KPO. No bo np. mówi się ostatnio o przefiksowaniu w trybie awaryjnym ze 26 miliardów zł z KPO na odporność z uwzględnieniem potrzeb zaniedbanej obrony cywilnej. Ale ponieważ pieniądze z transzy dotacji bezzwrotnych KPO już się rozeszły (jak widzimy również na kluby swingersów), to na obronę cywilną zadłużone i tak samorządy, na które zrzucono to niewdzięczne zadanie, będą sobie mogły z KPO już tylko pożyczyć. Będziemy więc mieli do czynienia z sytuacją, że w razie „W” ludzie będą ginęli na ulicach, ale obok odnowionego za pieniądze z KPO klubu kochających zbiorowo i zamiennie. Takie to są racjostanowe priorytety klasy politycznej, która zgotowała cały ten pasztet.
Wina PiS-u
Jak z tego chce wyjść rządząca koalicja? To już w sposób nudny oczywiste – wszystkiemu winien PiS. Po pierwsze, że to on miał zdecydować o sposobie wydania tych pieniędzy, kiedy gotowano cały ten KPO, po drugie zaś Tusk, za praworządnościowe grzechy Kaczyńskiego otrzymał kasę późno, musiał ją szybko wydać i stąd ten bałagan. Pierwszy argument jest tylko w części zasadny, gdyż reguły KPO, wraz z nieszczęsnymi „kamieniami milowymi” klepnął rząd PiS-u (choć ten, kto podpisał rzeczone „kamienie” jest do tej pory poszukiwany i to nie dlatego, że gdzieś człek uciekł, tylko nie wiadomo kto to był). To były tylko ogólne zasady – kierunki wydania, że na zieloność, na cyfrowość i tęczowość – które klepnął premier Mateusz, bo i szczegóły, i wybór konkretnych projektów dokonany został przez PARP już obsadzony za czasów nowej władzy.
Ale, jak to u plemion, każdy słucha tylko swoich tam-tamów i bębniarzy, a więc mamy huk dookólny, niknie zaś kilka zasadniczych kwestii. Tumult ten, jak to w przypadku prawdziwego wyniku ostatnich wyborów prezydenckich kompletnie zakłócająca odbiór rosnącej pieśni nowego, zaśpiewanej do szczeliny urn wyborczych.
Ludzie są coraz bardziej sfrustrowani nie którymś tam z plemion, ale całą klasą polityczną. Z tych dyskusji, jak na przykładzie KPO, nic dla ludu nie wynika. Ksiądz wini pana, pan księdza, a nam biednym zewsząd nędza. Co z tego, że jedni obwiniają drugich, co z tego, że może i nawet któryś ma rację, jak kasa poszła na kompletne odjazdy, a miała ratować upadające biznesy z powodu kowida, biznesy, które albo już nie istnieją albo musiały sobie przez te cztery lata poradzić i poradziły? Politycy się tylko kłócą i dla nas nic z tego nie wynika. Nic, oprócz spadającego poziomu życia i widma przyszłej spłaty długów zaciągniętych przez podatników na zdywersyfikowane jachty.
Ja już coś podejrzewałem wcześniej. Coś mnie tknęło, bo zaczęły mnie bombardować reklamy pt. „ludzie, w Jaskini Niedźwiedziej złoto!”, co miał krzyknąć do baru w westernie jakiś obdartus szukający złota. Widziałem te rozradowane twarze z internetowych rolek: możesz dostać kasę za darmo na brykę, jacht – ludzie, dają forsę za darmo! I to mruganie okiem – będziesz frajer jak nie weźmiesz. Kto by nie chciał? Za tym stały agencje, które pisały wnioski, naganiały więc sobie prowizyjnych klientów pod byle pretekstem, zaś samochód czy jacht za friko jest tu argumentem dla tej – przeważającej – gawiedzi, która wierzy, że gdzieś tam krasnale schowały garniec złotych dukatów, zaś ktoś sprytny wydarł im tajemnicę miejsca jego zakopania i rozdał to dobro, jak brukselski Janosik, biednym potrzebującym. Widziałem, że coś śmierdzi z tym cudem mniemanym, po czym wybuchała ta cała sprawa prosto Tuskowi w twarz.
Na zaliczkę
Kontekst ma jeden ciekawy moment.
Chłopakom tak się spieszyło, że pod względem przepływów finansowych na te luksusy KPO-we (ale podejrzewam, że i na inne „poważne” wydatki) kasa poszła zaliczkowo z naszego budżetu, Czyli wcale nie wydaliśmy kasy, która przyszła z Brukseli, ale pewni swego, że nam Unia zwróci, wydaliśmy zaliczkowo już teraz, ze swoich. Czyli z naszych.
Ale jako, że nie tylko Tusk się zdeklarował, ale i Bruksela, że trzeba się przyglądnąć kto dostał i za co, to zwrotu tej kasy Bruksela wcale nie musi dokonać. A więc wyjdzie tak – zapożyczyliśmy się na KPO, płacimy za obsługę już, zaś raty do 2055 roku, kasy nie dostawaliśmy (przez PiS czy przez PO, to już wszystko jedno), ale wydaliśmy zaliczkowo ze swoich, za które Bruksela nam nie zwróci. A więc okaże się, że w terminie prawidłowo nie wydaliśmy, nasza część więc przepada, długi pozostaną, ale z własnego budżetu sfinansowaliśmy dywersyfikację swingersów.
No właśnie – pies tam z tymi swingersami. Jak zwykle wylano narracyjne dziecko z kąpielą. Całe odium z KPO poszło medialnie na tych, co się o te środki starali. Wśród nich, tych co dostali z KPO, jest pewnie sporo uczciwych przedsiębiorców, którzy przeczytali kryteria i się wedle nich ubiegali. Teraz wszystko pójdzie na nich – oszustów, którzy oszukali państwo naszym kosztem, czyli tyrających nie na swoim bidoków. W tym gronie beneficjentów KPO może i się znalazły wytrwałe ofiary kowida i ta kasa im pomogła. Ale zdarzył się nam kolejny narracyjny pretekst obarczania winą pazernych prywaciarzy, tak często wzmagany przez państwo. Tak się zawsze dzieje, kiedy państwo samo narozrabia – po to, by oczy zdradzonych nie patrzyły w górę, bo by tam zobaczyły źródło swych nieustannych trosk, trzeba ich napuścić na siebie tam na dole.
KPO jako przykrywka, nawet Jałty 2.0
Cała sprawa, mimo fikołków PR-owskich mocno zaszkodziła ekipie Tuska, bo mają ci oni dwa wyjścia – albo z kontroli wyniknie, że dali swoim, albo, że wszystko jest ok, ale wtedy ten cały KPO można o kant swingersa rozbić. Sprawdza się powiedzenie Czarzastego, że jak nie idzie, to nie idzie i uważam – uwaga! – że afera z naszą nieobecnością na słynnej ustawce w Waszyngtonie jest dobrą okazją do zrobienia medialnej przykrywki z KPO. Uważam bowiem, że KPO bardziej szkodziło Tuskowi, niż nieobecność w Białym Domu.
Tak, bowiem w kwestii ukraińskiej obie ekipy POPiS-u, łącznie z nowym prezydentem, gadają to samo. Tu się wyautowaliśmy na całego. Ukraina się zgodzi, nawet Zełenski siądzie obok Putina, USA zbliżają się z Rosją, by wyłuskać ją interesami z kolegowania się z Chinami, Europa poudawała trochę i przebiera nogami, by wrócić do biznesu us usual, który uprawiała (i potajemnie uprawia cały czas) z Rosją.
Tylko my zostaniemy się sami, romantyczni luzerzy, w najgorszym stanie – zadowolonych z siebie przegrywów, którzy nie zejdą z wierzy obronnej starej, opuszczonej twierdzy. Będziemy więc jedynie obiektem muzealnym, odwiedzanym przez zagraniczne wycieczki, które będą się na naszym przykładzie uczyć jak brak pragmatyzmu, zastąpionego przez emocje, niestety również elit, doprowadzić może całkiem porządny kraj i naród do żałosnego upadku.
Dzisiejsze czasy dostarczają nam niezwykłych emocji, a do tego, w szalonym tempie. Tydzień mija dopiero od spotkania prezydentów USA i Federacji Rosyjskiej na Alasce, po nim już zdążyło się odbyć w Waszyngtonie kolejne, na które Donald Trump „zaprosił” przywódców państw europejskich, lidera Ukrainy i szefa NATO. W świetle reflektorów wszyscy jego uczestnicy zdążyli porzucić dotychczasowe przekonania i zapewniali o konieczności zakończenia wyniszczającej wojny za naszą wschodnia granicą.
Nie zdążyli zapewne odzyskać sił po podróży powrotnej i zmianie czasu, kiedy prezydent Trump, zgodnie z uprawianą od miesięcy taktyką zmienił zdanie i stwierdził, że wycofuje się z negocjacji pokojowych między Ukrainą i Rosją. Polskojęzyczni komentatorzy polityczni jeszcze się po tym nie otrząsnęli, gdy media podały, że już niedługo 300 holenderskich żołnierzy wraz z dwoma systemami obrony przeciwlotniczej Patriot zagości w Polsce w ramach misji NATO.
Wszystko to jako żywo, przypomina urywki kabaretowego skeczu Bohdana Smolenia.
„Tak się porąbało. Z jednych rakiet mam się cieszyć, przeciw drugim protestować. A to wszystko jedno, czy spadnie z tej strony, czy z tej. Tak samo boli. Bomba jest bomba”.
Ten wielki artysta o niezwykle skromnej posturze odwoływał się też do ówczesnego prezydenta USA lamentując, że „ten Reagan to jest świnia. On miał mnie żywić i jak ja wyglądam?”. Czy nie można tego dziś odnieść do naszych nadziei pokładanych w Sojuszu Północnoatlantyckim, kiedy czyta się tłumaczenie holenderskiego ministra obrony mówiącego, że „robimy to, aby chronić NATO, bronić Ukrainy i odstraszać Rosję”? Po to wchodziliśmy do paktu, by go chronić?
Ale padło też w skeczu „Szeptanka” najsłynniejsze chyba zdanie dotyczące oceny dwóch systemów. „Ci Amerykanie nie są wcale tacy źli. Oni napadną, a potem przeproszą. A mnie za te 40 lat, to nikt kurwa nie przeprosił!”. Niedługo minie kolejnych 40 lat i nas też nikt nie przeprosi. A na pewno nie ci, którzy zgotowali nam tę powtórkę z rozrywki. Gdyby sytuacja nie była tak potwornie dramatyczna można byłoby naprawdę uznać to wszystko za nieustanny, międzynarodowy kabaret.
Z szacunku dla powagi wydarzeń warto jednak przypominać, że ta wojna trwa od lutego roku 2014, kiedy to po celowo wywołanym euro-majdanie, na który według sekretarz Nuland poszło 5 miliardów dolarów, odwołano ze stanowiska Wiktora Janukowycza. W maju sfinalizowano tę „transformację” pozorując ją przedterminowymi wyborami. A potem poszło już zgodnie ze scenariuszem. Przywołam tu fragment mojej książki z roku 2016, zatytułowanej „Operacja Terror”:
„Kiedy w lipcu 2014 roku pasażerski samolot malezyjskich linii lotniczych, Boeing 777-2H6, rejs MH-17 został zestrzelony we wschodniej Ukrainie, 40 mil od granicy z Rosją, samoloty i okręty NATO miały pełen obraz sytuacji w regionie Doniecka i Ługańska. Można pokusić się o stwierdzenie, że nie tylko obraz, ale wręcz kontrolę owego ruchu. Na Morzu Czarnym trwały właśnie 10-dniowe manewry Paktu, z wykorzystaniem takich maszyn, jak Boeing E3 Sentry z systemem AWACS, który pozwala obserwować wszystko, co rusza się na obszarze setek kilometrów i Boeing EA-18G Growler, którego sprzęt potrafi zagłuszyć, oślepić oraz zneutralizować każdy radar w nadzorowanym teatrze działań. Ale teren ten był objęty nie tylko nadzorem statków powietrznych, bo na Morzu Czarnym pojawił się krążownik Vella Gulf, wyposażony również w elementy wspominanej wcześniej Tarczy, jakimi są nie tylko pociski rakietowe, ale przede wszystkim radar AN/SPY-1, śledzący zarówno loty wszelkich samolotów, jak i potencjalnych pocisków, które mogłyby być wystrzelone w ich kierunku. Ćwiczenia połączonych sił Paktu i Ukrainy nosiły nazwę Bryza 2014. Były elementem większych manewrów NATO, z udziałem 7 państw, o nazwie kodowej Rapid Trident II. (…) okryte były dość długo tajemnicą do tego stopnia, że zatwierdzający je ukraiński parlament nie znał dokładnej daty ich rozpoczęcia (…). 5 sierpnia przybyła do Kijowa specjalna grupa Pentagonu ‘w celu pomocy w śledztwie’ wokół katastrofy malezyjskiego B-777. Kiedy oficjalnego przedstawiciela resortu wojskowego zapytano, czym konkretnie będą się zajmować eksperci z tej grupy, odpowiedział tylko, że nie pojadą na miejsce katastrofy, ale będą z Kijowa konsultować śledczych z Holandii, Australii i Malezji. Do zadań Pentagonu nigdy nie należało badanie awarii i katastrof samolotów pasażerskich. Tym w USA zajmowały się zawsze NTSB i FAA. Pentagon ściągano wyłącznie w przypadku katastrof samolotów wojskowych. W skład obecnej delegacji, jeśli wierzyć Pentagonowi, wchodzą eksperci ds. operacji specjalnych, logistyki i planowania operacji wojskowo-powietrznych. (…) 8.08.2014 r. Holandia, Ukraina, Belgia i Australia uznały, że dochodzenie zostanie utajnione!”
Chcę podkreślić, że pasażerowie z Holandii stanowili 2/3 ofiar tego „wypadku”. Zginęło ich 193. Kolejna znacząca liczba, to obywatele Australii, których było 27. Przez lata „nasi” tak zwani politycy i usłużne media nadal z uporem maniaków podtrzymywali jednak (i czynią to do dziś) mantrę o rosyjskiej agresji na Ukrainę, która nastąpiła rzekomo dopiero w roku 2022. A tymczasem, wtedy już zamykano ten temat, co opisałem w książce „Przewodnik po piekle”:
W listopadzie 2022 r. zapadł ostateczny wyrok w procesie domniemanych sprawców zamachu na samolot MH17. Obywatele Rosji Igor Girkin i Siergiej Dubiński oraz separatysta z Donbasu Leonid Charczenko (ścigani listami gończymi) zostali skazani zaocznie za zabicie 283 pasażerów i 15 członków załogi na dożywocie. Orzeczono, że zorganizowali oni przekazanie rakiet systemu ziemia-powietrze Buk, która podobno uderzyła w samolot. Oleg Pulatow, jedyny oskarżony, który miał ochronę prawną podczas procesu, został natomiast uniewinniony od wszystkich zarzutów, od czego prokuratorzy się nie odwoływali. Sąd uznał, że strącenia MH-17 dokonano omyłkowo, a sprawcy tego czynu prawdopodobnie chcieli zestrzelić zupełnie inny, wojskowy samolot.
Mimo ogólnoświatowego oburzenia na akt terroryzmu z r. 2014, o werdykcie sądu niewiele było słychać. Nie było o nim głośno również w naszych mediach. Dlaczego? I tu powracamy do macierzystej firmy ulubionego na całym świecie Jamesa Bonda, która na długo przed tym wypadkiem powołała do życia tzw. „Grupę Pielgrzymów”, prywatną firmę ochrony oferującą elitarne usługi dla londyńskich ambasad, dyplomatów, agentów wywiadu i przedstawicieli biznesu poza granicami wysp brytyjskich. Kierowana jest przez weteranów brytyjskich sił specjalnych, szkoli zagraniczne wojska i grupy paramilitarne, a także zapewnia ochronę reporterom i ich pracodawcom. To ta firma kształtowała relacje medialne, a przez to oficjalne dochodzenie dotyczące MH17. Utrzymywała obecność w Kijowie dziennikarzy już od początków „rewolucji” na Majdanie (schyłek 2013 r.), przewożąc ich w miejsca najważniejszych wydarzeń. W procesie dotyczącym malezyjskiego samolotu utrzymywała kontrolę nad tym, co reporterzy pod jej okiem widzieli i, jak relacjonowali sytuacje, z którymi się spotykali.
Ich główną tubą propagandową była Bellingcat, założona cudownym zrządzeniem losu w lipcu 2014 r. „brytyjska witryna dziennikarstwa śledczego która specjalizuje się w sprawdzaniu faktów i białym wywiadzie”. Powołany miesiąc później trybunał do zbadania tragedii MH-17 być może nie korzystał z tych danych, ale z pewnością czyniły to inne światowe media i rządy. Wątpię, by ktokolwiek w Polsce słyszał o grupie „Pielgrzymów”, choć jest ona powszechnie znana w światku dziennikarskim, chełpi się na swej stronie „doświadczeniem w ułatwianiu bezpiecznego zbierania wiadomości i kręcenia filmów”. Zapewnia swych klientów, że przy jej udziale „dziennikarze i pracownicy produkcji mogą działać bezpiecznie i pewnie”. Również w tak nieprzyjaznych miejscach, jak „kraje słabo rozwinięte, państwa upadające i tereny po katastrofach”. W odniesieniu do Ukrainy, chwaliła się tym, że jej zespoły „działały w wielu głównych skupiskach ludności kraju, w tym w Doniecku, Charkowie, Kijowie, Lwowie, Odessie, i na całym Krymie”. Zaangażowanie dotyczące sprawy MH-17 przedstawiane było przez „pielgrzymów” w komunikatach ofertowych, jako dowód na szybkość ich działania w mobilizacji swoich operatorów. Do 27 działających tam wówczas zespołów, w ciągu 6 godzin dołączyło 7 dodatkowych.
Premierem Holandii był od roku 2010 do 2024 niejaki Mark Rutte. To kolejny historyk z wykształcenia, jakich mamy dziś wokół nas na kopy. Wcześniej zajmował się sprawami społecznymi, był menadżerem ds. zasobów ludzkich (ach, ta nowomowa!), był też sekretarzem stanu ds. szkolnictwa. Doskonałe kwalifikacje, by po zakończonej kadencji szefa państwa, w roku 2024 mógł objąć obowiązki sekretarza generalnego NATO! Jest dziś czołowym „jastrzębiem” prącym do eskalacji wojny.
Kiedy szwedzki potop zalał Rzeczpospolitą, w roku 1656 najeźdźcy stanęli pod Zamościem, jednym z nielicznych miast nie uznających zwierzchności Karola Gustawa. Bronił go skutecznie, mimo ciężkich ataków wojsk dowodzonych zarówno przez feldmarszałka Wittenberga, jak i samego monarchę szwedzkiego, podczaszy koronny Jan Zamoyski.
Podejmując ostatnią próbę zdobycia twierdzy wysłannik szwedzki miał mu zaoferować w posiadanie całe województwo lubelskie, jako udzielne księstwo. Opis tego wydarzenia zapisał na wieki w „Potopie” Henryk Sienkiewicz, który w usta Zagłoby włożył odpowiedź udzieloną wówczas przez Zamoyskiego:
„Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość (…) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie! Zdumieli się, słysząc to wszyscy (…). Nagle wśród ciszy głuchej ozwał się po polsku do starosty stojący tuż za nim pan Zagłoba: – Ofiaruj, wasza dostojność, królowi szwedzkiemu w zamian Niderlandy. Pan starosta nie namyślał się długo (…) i palnął na całą salę po łacinie: – A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!”
Szkoda to wielka, że opowieść ta jest tylko legendą i nie mogła się ziścić. O ile mniej mielibyśmy dziś zgryzot. Nawiasem mówiąc, to Szwedzi właśnie (formalnie rzecz jasna) już w październiku podejmą decyzję, czy pokojową nagrodę Nobla otrzyma zabiegający o nią usilnie Donald Trump, który twierdzi, że zakończył za czasów swej prezydentury sześć wojen. Inne gremia zdecydowały już wcześniej o tym, by Marka Rutte uhonorowano w roku 2019 Orderem Australii (!), w 2023 ukraińskim Orderem Księcia Jarosława Mądrego i w 2024 (holenderskim oczywiście) Krzyżem Wielkim Orderu Lwa Niderlandzkiego.
Podejrzewam, że usilnie pracuje on teraz na Order Orła Białego, najstarsze i najwyższe odznaczenie państwowe Rzeczypospolitej Polskiej nadawane za znamienite zasługi cywilne i wojskowe dla pożytku naszego państwa. „Nasi” przywódcy nadali go już tylu łajdakom, że wcale by mnie to nie zaskoczyło. A poczciwy Zagłoba z pewnością przewraca się w grobie.
Wielu z nas uważa, że relacje pomiędzy Kościołem i państwem reguluje czy powinien regulować Konkordat. Za rządów koalicji 13 grudnia te relacje określa jednak tak zwana doktryna Nitrasa. Sławomir Nitras minister sportu i turystyki w rządzie Donalda Tuska przejdzie do historii jako autor koncepcji „opiłowywania katolików”, to znaczy nękania ich i pozbawiania należnych im praw. Sto konkretów zapowiadanych przez Tuska sprowadziło się w 2024 roku do tych działań.
I tak Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło rozporządzenie o zmniejszeniu liczby godzin lekcji religii w szkołach publicznych oraz o łączeniu klas z różnych roczników na lekcjach religii. Kolejnym krokiem planu degradowania lekcji religii było postanowienie, że ocena z religii nie wlicza się do średniej ocen ucznia.
W 2024 roku Sejm przyjął nowelizację ustawy, umożliwiającą sprzedaż bez recepty tak zwanej pigułki „dzień po” osobom powyżej 15. roku życia. Prezydent Andrzej Duda zawetował tę ustawę lecz w odpowiedzi na to Ministerstwo Zdrowia wprowadziło program pilotażowy, który umożliwił aptekom sprzedaż pigułki „dzień po” osobom od 15. roku życia na podstawie recepty wystawionej przez farmaceutę, po przeprowadzeniu wywiadu z pacjentką, bez zgody i wiedzy jej rodziców.
W Wielki Czwartek aresztowano ks. Michała Olszewskiego, szefa Fundacji Profeto. Prokuratura postawiła mu zarzuty związane z rzekomymi nieprawidłowościami w przyznawaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości. Księdza nękano wielogodzinnymi przesłuchaniami bez odpoczynku, dostępu do wody, skutego kajdankami.
W maju 2024 roku rząd wprowadził przepisy zobowiązujące szpitale do wykonywania legalnych zabiegów przerwania ciąży, oraz zobowiązujące NFZ do nakładania kar finansowych w wysokości 2% kwoty kontraktu placówki na szpitale, które uchylają się od tego obowiązku. Zmuszanie lekarzy do wykonywania aborcji jest sprzeczne z klauzulą sumienia.
Również w maju 2024 roku prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, podpisał zarządzenie wprowadzające „standardy równego traktowania” w urzędach miejskich. Jednym z najistotniejszych punktów tego zarządzenie był zakaz umieszczania symboli religijnych w miejscach urzędowych co oznaczało konieczność usunięcia krzyży ze ścian i biurek w warszawskich urzędach. W czasie kampanii prezydenckiej Trzaskowski zaprzeczał, że wydał takie zarządzenie.
W 2024 roku w Polsce odnotowano liczne przypadki administracyjnego ograniczania używania dzwonów kościelnych z powodu skarg mieszkańców na przekraczanie dopuszczalnych norm hałasu. Przykładem są parafie Bożego Ciała w Bytomiu-Miechowicach oraz Matki Bożej Częstochowskiej w Gliwicach.
W lipcu 2024 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej głosował nad projektem ustawy zakładającej zniesienie kar dla osób udzielających wsparcia kobietom wykonującym aborcję. Projekt został jednak odrzucony przewagą 3 głosów.
Wbrew protestom rodziców rząd wprowadził do szkół jako nowy przedmiot „edukację zdrowotną”, która ma zastąpić dotychczasowe wychowanie do życia w rodzinie.
W październiku 2024 roku rząd opublikował projekt ustawy legalizującej związki partnerskie. Projekt ten przewiduje dla partnerów prawa do dziedziczenia i informacji medycznej jednak nie obejmuje prawa do adopcji dzieci.
W 2024 roku doszło do wielu ataków na księży i kościoły.
W listopadzie 2024 roku na plebanii parafii św. Brata Alberta w Szczytnie został brutalnie zamordowany jej proboszcz, ksiądz. Lech Lachowicz.
19 grudnia 2024 pod pretekstem poszukiwania byłego ministra sprawiedliwości doszło do przeszukania z naruszeniem klauzuli klasztoru Dominikanów w Lublinie.
W tym samym miesiącu agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, pod pretekstem poszukiwania rzekomo podłożonej bomby przeszukiwali obiekty Fundacji Lux Veritatis związanej z Radiem Maryja w Warszawie, Toruniu i Wrocławiu. Radio Maryja od lat jest solą w oku lewactwa.
Prześladowania obejmują również obiekty sakralne.
Powódź która we wrześniu 2024 roku dotknęła Dolny Śląsk zniszczyła wiele kościołów. Mimo apeli lokalnych społeczności nie objęto obiektów sakralnych żadnym programem pomocy.
Prześladowania dotknęły również kapliczkę skolimowską. Wybudowała ją znana rodzina Prekerów, właścicieli dóbr skolimowskich. Sędzia Wacław Preker ofiarował nieodpłatnie działki pod budowę kościoła w Skolimowie i Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Ostatni z rodu Mieczysław Preker, bohater AK, żołnierz niezłomny więziony przez komunistów zapisał piękną patriotyczną kartę, niestety mocno zapomnianą, w historii Skolimowa. Kapliczkę wybudowano przy drodze ze Skolimowa do Piaseczna w 1905 roku. Ma już 120 lat. Niestety, prawdopodobnie nie została wpisana do rejestru zabytków. Przeżyła kilka wojen, w tym dwie światowe, komunizm, Stalina, Bieruta, Gomułkę, Gierka i Jaruzelskiego. Istnieje obawa, że nie przeżyje “wolnej Polski”. Stoi bowiem przy drodze wojewódzkiej nr. 721, która jest obecnie przebudowywana. Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich chce ją “przenieść” pod pretekstem, że stoi zbyt blisko chodnika przylegającego do jezdni. Trwają rozmowy z władzami gminy na ten temat.
Władze są z PO, burmistrz Michał Wiśniewski i jego zastępcy nie zbyt mocno bronią kapliczki. Bronią ją mieszkańcy i młody ksiądz wikary ze skolimowskiej parafii, Adam Olasek. W roku 2000, kiedy była w ruinie, odremontował ją za własne pieniądze jeden ze skolimowskich parafian. Nową więźbę daszkową wykonał zakopiański cieśla Kazimierz Bobak, a renowacji figurki Matki Boskiej Niepokalanej dokonał zawodowy malarz i konserwator, Leszek Zadrąg. Kapliczka powinna zostać na swoim, dawnym miejscu. Ewentualnie można ją przesunąć kilka metrów od jezdni. Stanowi historyczny element naszej tożsamości.
I wreszcie dobra wiadomość. Prezydent Andrzej Duda pozbawił Jolantę Małgorzatę Lange vel Gontarczyk agentkę SB podejrzaną o otrucie księdza Blachnickiego Srebrnego Krzyża Zasługi przyznanego jej przez Aleksandra Kwaśniewskiego w 1997 roku.
Czas zacząć opiłowywanie bandytów to znaczy pozbawianie ich nienależnych im praw i przywilejów.
Czas nazwać rzeczy po imieniu: To nie była wojna Trumpa z Iranem, ale potyczka Trumpa z Netanjahu, z której Trump wyszedł obronną ręką, bo nie dał się do wojny wciągnąć. Netanjahu nie chce dopuścić do normalizacji stosunków amerykańsko-irańskich, bo niczego bardziej się nie obawia, jak pokoju na Bliskim Wschodzie. Deklarowany przez niego cel – obalenie reżimu ajatollahów to propaganda, gdyż ajatollahowie z bombą są mu potrzebni do mówienia o „wiecznym zagrożeniu irańskim”. Netanjahu próbuje desperacko obalić zamysł Trumpa ze zmniejszeniem zaangażowania na Bliskim Wschodzie i skupieniu na innych regionach świata, a Trump uratował główny filar swej geopolityki – doktrynę MAGA.
Netanjahu poniżył prezydenta USA, ale znając Trumpa możemy być pewni, że raczej prędzej niż później weźmie na Netanjahu rewanż. W jaki sposób? Kolorową rewolucją czyli „regime change”, ale nie w Teheranie tylko w Tel Awiwie, i pomoże mu w tym to, że Izrael jest na progu wojny domowej. Tym samym zapisze się w dyplomatycznych annałach, jako jedyny amerykański prezydent, który nie pozwolił Netanjahu wodzić się za nos.
Nastąpił niespotykany wzrost nastrojów antyizraelskich i tym samym antyżydowskich. I to nie tylko w USA, ale na całym świecie. Amerykanie, zmęczenie ciągle rosnącymi izraelskimi żądaniami, coraz częściej zadają pytanie: Czy w interesie Ameryki są niekończące się wojny Izraela, które niemal doprowadziły kraj do bankructwa?
To nie koniec wojny Izraela z Iranem (i tym samym starcia Netanjahu z Trumpem). To tylko zawieszenie ognia, którego Netanjahu nie będzie przestrzegał (tak, jak nie przestrzegał poprzednich) i które będzie systematycznie naruszał, poprzez prowokowanie Iranu i prowokowanie Trumpa.
Wojna pokazała nie tylko siłę lobby izraelskiego, ale i siłę propagandy żydowskiej, której głównym wektorem jest: Każdy, kto mówi o stawianiu na pierwszym miejscu interesów Ameryki, każdy, kto mówi o „neutralnym podejściu do konfliktu irańsko-izraelskiego” i każdy, kto nie popiera z entuzjazmem zbrodni Izraela jest antysemitąi sojusznikiem terrorystów.
Netanjahu głosi, że broni całego cywilizowanego świata przed barbarzyńcami. Gdy prowadził naloty na Iran, jak mantrę powtarzał: „To wojna cywilizacji z barbarzyństwem”. Gdy pół roku temu bombardował Liban, w ONZ przemawiał: „Podczas gdy Izrael walczy z siłami barbarzyństwa pod wodzą Iranu, wszystkie cywilizowane kraje powinny stać za nim murem”. Gdy prowadził dywanowe naloty na szpitale w Gazie, w Kongresie ogłosił: „Irańska oś terroru staje naprzeciw Ameryki, Izraela i naszych arabskich przyjaciół. To zderzenie barbarzyństwa i cywilizacji”. Wcześniej to samo głosił w sprawie Iraku i też go posłuchali – wzięli udział w inwazja na Bagdad, a ta pochłonęła setki tysięcy ludzkich istnień, doprowadziła do powstania państwa islamskiego, potwornej wojny w Syrii, kryzysu z imigrantami oraz ludobójstwa w Gazie. A tak na marginesie: Czy nie przypomina to sytuacji, gdy nam zdołali skutecznie wmówili, że mały chazarski czyli azjatycki Żydek z Krzywego Rogu broni cywilizacji europejskiej przed Azjatą Putinem?
Hasło „America first” Trump rzucił po raz pierwszy w 2016 roku, przypominając, że awantura iracka przyniosła śmierć 4 tysiącom amerykańskich żołnierzy, że „wydaliśmy 4 biliony dolarów, aby obalić jednego człowieka”. Nie pozostawił też suchej nitki na elicie z obu partii (zaludnionej – nawiasem mówiąc – potomkami żydokomuny z Europy Wschodniej): „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”. Przypomnijmy, że kiedy oświadczył: „Żaden kraj dobrze się nie rozwijał, jeśli swoich interesów nie stawiał na pierwszym miejscu”,lobby żydowskie wszczęło rwetes, bo każdy, kto mówi o neutralnym podejściu do konfliktów na Bliskim Wschodzie jest antysemitą.
Przypomnijmy też, że pod pretekstem obalenia Saddama, który miał produkować broń masowego rażenia, dokonali inwazji na Bagdad. Do wojny wciągnęli Polskę, a w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał syn rabina. Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty snów o potędze (bo za udział w agresji nasz sojusznik obiecał nam zostanie mocarstwem regionalnymi że będzie umierał za Gdańsk) wyniosły 3 miliardy zł i 720 milionów dolarów z umorzenia irackiego długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy od Amerykanów zardzewiałą fregatę, 40-letnie samoloty transportowe, rachunek na 12 miliardów za F-16, logo „okupanta Iraku” i roszczenia hien cmentarnych spod znaku Przemysł Holokaustu. Zarobili jedynie towarzysze z SLD. Za organizację ośrodka tortur w Starych Kiejkutach dostali od CIA 15 mln dolarów, a na intratną fuchę we władzach okupacyjnych Iraku załapał się Marek Belka. A Kwaśniewskiemu obiecali tylko stanowisko sekretarza generalnego ONZ.
Do wojny z Irakiem (tak, jak dziś do wojny z Iranem) zagrzewała Anne Applebaum. I wkrótce potem została dyrektorem politycznym w instytucie z siedzibą w Dubaju (którego właściciele są w 100 procentach Żydami), gdzie sowicie opłacana zajęła się głoszeniem demokracji w Iranie. Także Radek Applebaum, gdy był w Parlamencie Europejskim, dorabiał w Dubaju. W lutym 2023 stał się bohaterem dziennikarskiego śledztwa, które wykazało, że każdego roku otrzymuje z Dubaju przelew na 93 tysiące euro, i że na forum Parlamentu Europejskiego regularnie atakuje Iran. Nasze „dociekliwe inaczej” media pisały o pieniądzach z Emiratów, a chodziło o pieniądze od tych samych Żydów, którzy finansują jego żonę.
W tym miejscu refleksja: To nie nasza wojna (tak, jak nie naszą jest ta Ukrainy z Rosją) i trzymajmy się od niej z daleka. Weźmy sobie za credo słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej ojczyzny”. I zawsze zadajmy pytanie: Jaki w tym interes ma Polska? Nie oznacza to, że nasza sympatia powinna być po stronie Iranu, bo w interesie Polski jest maksymalne osłabienie Izraela, państwa Polsce wrogiego i do Polski zgłaszającego roszczenia. No i także dlatego, bo Izrael zbombardował Isfahan, po części polskie miasto, do którego w czasie wojny trafiły polskie sieroty ewakuowane wraz z armią gen. Andersa z Sowietów, i gdzie znajduje się polski cmentarz. Nawiasem mówiąc:Dlaczego ogłosili wrogami Rosję i Iran, dwa państwa, które żadnych roszczeń wobec Polski nie mają, a za najbliższych przyjaciół uznali Izrael i Ukrainę, dwa państwa, które roszczenia mają a nawet publicznie je głoszą?
Co jeszcze wspólnego mają Iran i Polska? To części większej układanki, obejmującej także Ukrainę i Rosję. I pytanie: „Gdzie Krym, gdzie Rzym”, czyli „Gdzie Warszawa, gdzie Teheran” nie może dziwić. Potwierdzają to redaktorzy dwóch rzekomo wrogich sobie gazet – Adam Michnik i Tomasz Sakiewicz oraz szefowie dwóch rzekomo wrogich sobie telewizji – TVN i TV Republika, zgodnie wzywający do rozprawienia się z „krwawym satrapą” na Kremlu i „krwawym ajatollahem” w Teheranie.
Wielkim złudzeniem okazała się solidarność świata islamskiego, arabskich sąsiadów i „arabskiej ulicy” z Iranem. Urojeniem okazała się solidarność Palestyńczyków z Gazy, którym wcześniej Iran pomagał. Więcej solidarności niż „państwo palestyńskie” okazała odległa RPA. A jeśli ktoś pomógł, to opinia publiczna w Ameryce i w Europie. W tym miejscu informacja: Palestyńczycy, których gościmy w Polsce, odmówili udziału w konferencji żydoznawczej, a w tym samym czasie wzięli udział w paradzie pederastów i lesbijek w Warszawie.
Mitem okazało się też, że za Iranem stoi Rosja, a wielkim uproszczeniem mówienie, że to odwieczny przyjaciel Arabów i Irańczyków. Rosja jest w doskonałych relacjach z Izraelem. Można nawet pokusić się o nazwanie tego politycznym i militarnym sojuszem. Na Bliskim Wschodzie nastąpiło przypieczętowanie wspólnych interesów obu państw. Za rosyjskie koncesje na Bliskim Wschodzie Izrael uznał aneksję Krymu. Avi Dichter, były szef izraelskiej bezpieki zdradził: „Rosja nie jest naszym wrogiem i nie mamy problemu z jej stałą obecnością wojskową w Syrii […] to supermocarstwo i sojusznik chcący zająć strategiczną pozycję w regionie, co Izrael przyjmuje z zadowoleniem”. Uzupełnił go ówczesny minister obrony Izraela: „Rosjanie rozumieją nasze interesy, a my rozumiemy ich interesy”.
Gdy Putin składał swą pierwszą wizytę w Jerozolimie, prezydent Izraela wychwalał go jako „największego przyjaciela Izraela”, a premier witał słowami „Jesteś wśród braci”. Sam Netanjahu był w Moskwie kilkanaście razy. W kordialnych relacjach z Putinem jest nie tylko on. Duża część mieszkańców Izraela ma do Rosji sentyment, mówi po rosyjsku, zachowuje rosyjskie obywatelstwo, głosuje na Putina, a skupiająca imigrantów z ZSRR i Rosji partia Avigdora Libermana zwana jest izraelskim oddziałem partii Единая Россия. Elementem rosyjsko-izraelskich gierek jest nie tylko półtora miliona sowieckich Żydów, ale też kilkadziesiąt tysięcy imigrantów zatrudnionych w izraelskich resortach siłowych i w dyplomacji. Tamtejszy noblista Amos Oz, w wywiadzie dla jednej z polskich gazet, przyznał, że jego kraj stał się schronieniem dla co najmniej 20 tysięcy byłych oficerów KGB. I tu pytania: Czy FSB i Mosad współpracują tylko na Bliskim Wschodzie? Czy nie współdziałają w Polsce?
To, że Putin to najbardziej filosemickim przywódcą jest w Rosji delikatnym tematem i publicznie nie wolno go poruszać. Ale „Jerusalem Post” mógł napisać: „Przyjazny stosunek Putina do Żydów może wynikać z tego, że w dzieciństwie opiekowali się nim oraz karmili żydowscy sąsiedzi, zaś jego ulubionym nauczycielem był Żyd, i wielu jego przyjaciół to Żydzi. Putin słusznie zdaje sobie sprawę, że czystki Stalina i dyskryminacja Żydów, która trwała aż do upadku Związku Radzieckiego, zaszkodziła Rosji. Tak samo jak masowy eksodus sowieckich Żydów”. To samo zdradził nowojorski „Tablet”, w tekście pod tytułem „Putin i Żydzi”: „Putin ma reputację filosemity, a relacje z Izraelem oraz społecznością żydowską są dla niego bardzo ważne. Szacunek dla Żydów i jego osobiste zaangażowanie w sprawy tyczące rosyjskiego żydostwa na pewno są szczere. Jedną oligarchię mocno żydowską zastąpił swoją oligarchią. Ta nowa, której roszczenia do bogactwa polegają na niezachwianej lojalności wobec Putina, ma również licznych przedstawicieli żydowskich, takich jak jego przyjaciele z dzieciństwa, bracia Rottenbergowie”.
A co to ma wspólnego z Polską? Otóż, doskonałe relacje Izraela i Rosji są dla Polski zagrożeniem między innymi dlatego, że oba kraje koordynują swoje polityki historyczne, które mają antypolskie ostrze. Izrael przyjął stalinowską narrację w odniesieniu do II Wojny Światowej: Zaczęła się w 1941 r. w momencie agresji Nazistów na radziecki Lwów. Wcześniej wojny nie było, był tylko „pokojowy marsz” Armii Czerwonej na Wilno, Białystok i Lwów dla „ochrony mienia i życia Ukraińców i Białorusinów”. Polska odpowiada za wybuch wojny, bo sprowokowała Hitlera i nie wpuściła Armii Czerwonej, która spieszyła jej z pomocą. AK, w przerwach pozorowanych walk z Niemcami, zabawiała się strzelaniem do Żydów podczas antyradzieckiej manifestacji politycznej, jaką było Powstanie Warszawskie. No i pamiętajmy, że to Putin o przedwojennym ambasadorze RP w Berlinie powiedział: „Drań i antysemicka świnia”. Co prawda jest też autorem kilka korzystnych dla polskiej narracji wypowiedzi o rzezi wołyńskiej i o kulcie Bandery, ale zawsze składał je w kontekście rzezi na Żydach.
I jeszcze jedno – cytowana izraelska gazeta stwierdza: „Ukryte wsparcie Rosji dla skrajnie prawicowych antysemickich partii politycznych w różnych krajach należy rozumieć jako strategię destabilizującą te kraje, a nie wyraz wspierania ideologii antysemityzmu”. A dlaczego akurat to jest ważne? Bo w Polsce jest całkiem spora grupa takich, którzy liczą na wsparcie Putina w starciu z żydowskimi roszczeniowcami, którym marzy się rosyjski garnizon w Przemyślu, dla obrony przed pogrobowcami Bandery. Tymczasem w zamyśle Putin, na pozostawionej Zełenskiemu części Ukrainy ma powstać państewko w stylu Kosowa, które będzie destabilizowało Polskę.
Jaka jeszcze inna nauczka płynie z Wojny Perskiej?
– Izrael mógł bezkarnie bombardować Iran, który nie ma broni atomowej, a nie bombardował Pakistanu, który taką broń ma. Kadafi nie miał bomby atomowej i nie żyje, a Kim Dzong Un ma bombę i żyje, a nawet rozmawiał z Trumpem jak równy z równym.
– Liczmy tylko na siebie i zbrójmy się po zęby, a nie pozbywajmy się broni na rzeczZełenskiego i żydowskich oligarchów.
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – broni się pozbyliśmy, przyszedł czas na pozbycie się generałów i wszystkich zaprzańców z obu partii, i za Trumpem, który o odpowiedzialnych za wojnę z Irakiem powiedział „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”, róbmy to samo.
Wokół kampanii wyborczej i pierwszych dni prezydentury Karola Nawrockiego mamy do czynienia ze wzmożeniem tępej politycznej propagandy i zajadłych konfrontacji wśród Polaków. Powtarzanie hasła „zgoda buduje” byłoby naiwnością, gdyż nie posiadamy już wspólnego gruntu w kwestii podstawowych pojęć, takich jak: sprawiedliwość, praworządność, dobro i zło. Nie zgadzamy się nawet w kwestii tak podstawowej, jak określenie, co to znaczy działaćrozumnie. Warto się nad tym zastanowić, tym bardziej, że czekają nas kolejne miesiące napięć pomiędzy nowym prezydentem a grupą polityczno-medialną, która trzyma władzę.
Gdy wypowiadałem się na temat polityki w ciągu minionych miesięcy, co i rusz ogarniało mnie zdumienie na widok tego, jak bezkrytycznie osoby o „liberalnej wrażliwości” utożsamiają się z rządowo-medialną propagandą. W skrócie: na własne oczy widziałem, jak ludzie traktują fake-listę ABW tak, jakby była zbiorem potwierdzonych faktów; odzywały się też osoby, które – słysząc o tym, że istnieją takie rzeczy, jak prawo naturalne czy obiektywna przyrodzona sprawiedliwość – dawały do zrozumienia, że nie istnieje żadne prawo poza ustanowionym arbitralnie przez władzę polityczną. Problem występował nawet na poziomie uznania… obiektywnej rzeczywistości i zdolności ludzkiego rozumu do jej poznania.
Przy okazji zrozumiałem jak działa „mowa nienawiści”. Wystarczy powiedzieć prawdę, która godzi w przywiązanie do liberalnych czy niemoralnych teorii, żeby wzbudzić wściekłość w rozmówcy. Uruchamia się wówczas proces tyleż przewrotny, co prymitywny, a można opisać go krótko: w człowieku, który słyszy niewygodną prawdę, budzi się nienawiść. Zamiast się jednak nad tym zastanowić – oskarża on osobę, która tę prawdę wypowiedziała. Tak okazuje się, że to my – ludzie normalni, którzy szanują odwieczne zasady i nie wyrażają non possumus wobec fałszu i zła – siejemy nienawiść, ponieważ mówimy prawdę, a ta prawda wzbudza nienawiść w tych, którzy ją odrzucają. Wygląda to na klasyczną projekcję, ale zwróćmy uwagę, jak w tym kontekście niebezpiecznym narzędziem może być ustawa o „mowie nienawiści”, zważywszy na szerokość i dowolność określania tego, co podpada pod to nieprecyzyjne pojęcie.
Jesteśmy w kropce?
Wciąż mówi się nam, że jesteśmy zantagonizowani i powinniśmy się jakoś dogadać. Ale jak się dogadać, skoro utraciliśmy wspólny grunt? To tak jakby krzyczeć do siebie z dwóch odległych wysp i liczyć na to, że morskie fale doniosą nasze słowa wyraźne i nie zniekształcone. Tym bardziej, że „siły relatywizmu” od kilkuset lat pracują nad tym, by oderwać ludzki rozum od rzeczywistości. Począwszy od tzw. oświecenia porzucono naturalne kategorie, którymi od zawsze operował w swoim myśleniu człowiek. Dziś jesteśmy już tak daleko od intelektualnego „matecznika”, że bez sięgnięcia do źródeł rozumienia rzeczywistości nie może być mowy o porozumieniu.
Wystarczy sięgnąć do Słownika Języka Polskiego, by przekonać się, jak bardzo zostaliśmy przeorani przez oświeceniowy „racjonalizm”. Oto jak SJP definiuje rozum: zdolność myślenia, analizowania, wnioskowania i pojmowania; umysł; intelekt. A tak intelekt: ogół zdolności umysłowych i wiedzy człowieka; rozum.
Trochę masło maślane, trochę na poziomie „operacyjnym” się zgadza, ale co do sedna – definicje te w ogóle nie wyjaśniają, czym jest ludzki rozum.
Tymczasem jednym z największych osiągnięć filozofii realistycznej (dążącej do poznania prawdy, a nie do tworzenia abstrakcyjnych konstruktów intelektualnych), na której została ufundowana nasza cywilizacja, jest właśnie opisanie rozumnej natury człowieka; natury, która odróżnia nas od zwierząt.
Rozum jest według najwybitniejszego przedstawiciela tego nurtu – Arystotelesa – władzą duszy odpowiadającą za poznanie dobra i zła oraz wydawanie osądów, którym następnie powinna podporządkować się druga w kolejności władza duchowa – wola.
Co ciekawe, już w czasach Arystotelesa pojawiali się szaleńcy, których można by nazwać praojcami relatywizmu poznawczego i przy okazji pozytywizmu prawnego (błędu odrzucającego istnienie prawa naturalnego, a przyjmującego, że jedynym obowiązującym prawem jest to, które arbitralnie ogłosiła władza polityczna). Tak pisał Stagiryta w Etyce nikomachejskiej: „Tak też co do pojęć piękna moralnego i sprawiedliwości, którymi zajmuje się nauka o państwie, panuje tak daleko idąca rozbieżność i niestałość zdań, że pojawił się nawet pogląd, iż istnienie swe zawdzięczają one tylko umowie, a nie przyrodzie rzeczy”.
Widzimy, jak wyraźnie ten światły umysł niejako odcina się od późniejszych niedorzeczności na temat tzw. umowy społecznej (głosił je Jan Jakub Rousseau). Stwierdza natomiast, że podstawowe pojęcia, takie dobro i zło czy sprawiedliwość, nie są w żaden sposób zależne od tego, jak się ludzie w ich kwestii „umówili”. Zawierają się natomiast w samej „przyrodzie rzeczy”, czy też w naturze rzeczy, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli.
Dla Arystotelesa istnienie obiektywnego prawa i porządku naturalnego było czymś tak oczywistym, jak oddychanie powietrzem. Choć nie jest on autorem tego, co dziś nazywa się „koncepcją prawa naturalnego”, to gdy zapoznamy się z jego myślą etyczną, antropologiczną i polityczną, stanie się jasne, iż jest ona wręcz przepojona przekonaniem o tym, że istnieje rzeczywistość niezależna od ludzkiego osądu, a zadaniem rozumu jest jedynie tę rzeczywistość odczytać.
Tu znów powtórzę pytanie: Jak mamy się dogadać, skoro spora część polskiego społeczeństwa neguje nie tylko istnienie obiektywnej rzeczywistości, ale i ludzkiej duszy. Skoro dusza jest zasadą bytu i źródłem ruchu (życia albo jakbyśmy dziś powiedzieli – energii życiowej), a także siedliskiem myśli i pragnień, to jak mamy się porozumieć w kwestii tego, czym są miłość, odpowiedzialność, troska czy porządek? Skoro w duszy zawiera się źródło poznania, to jak mamy w ogóle ustalić jakieś wspólne rozumienie zasad politycznych?
Filozof (bo tym słowem pisanym z wielkiej litery określa Arystotelesa największy kontynuator jego myśli – św. Tomasz z Akwinu) rozróżnia w ludzkiej duszy część niższą, nierozumną oraz część wyższą, czyli rozumną. Niższa odpowiada za kontakt ze zmysłami oraz pożądania i pragnienia. Sama z siebie nie posiada ona miary tego, co dobre i złe – uzyskuje ją dopiero, gdy podporządkuje się osądowi części wyższej. Sam rozum również dzieli się na część niższą, a więc tę, która działa za pośrednictwem zmysłów oraz część wyższą, która jest zdolna do myślenia abstrakcyjnego – do poznawania istoty rzeczy, a nie tylko jej przypadłości. Tę wyższą część – jakże inaczej niż SJP – nazywamy intelektem. Krótko mówiąc, rozum odpowiada za rzeczy zmienne i sprawuje funkcje praktyczne, zaś intelekt poznaje rzeczy w ich niezmiennym aspekcie i jest narzędziem poznania teoretycznego, niezbędnego do pełnej oceny rzeczywistości.
W EtyceArystoteles omawia sposób, w jaki odbywa się rozumne działanie. Kategoryzuje on „dzielności”, czyli po prostu sprawności moralne, inaczej cnoty. Mniejsza o to, które cnoty autor przyporządkowuje którym częściom duszy, ważny jest fakt, że celowość ludzkiego bytu (nastawionego na osiągnięcie szczęścia) w sposób konieczny prowadzi do cnoty, cnota zaś do dobra, którego w sposób sprawiedliwy pożądamy, a rozum jest tą władzą, która owo dobro (w jego wymiarze obiektywnym) rozpoznaje i podaje niższym częściom ludzkiej natury za wzór.
Nie ma tu dowolności, nie ma relatywizmu i subiektywizmu, nie ma usprawiedliwiania zła w imię „prawa” do własnej „ekspresji” i indywidualizmu. Każdy – w swojej indywidualnej ekspresji – zobowiązany jest podporządkować się uniwersalnym zasadom ludzkiej natury. A przypominam, że jesteśmy trzysta lat przed Chrystusem i przed tym, jak chrześcijaństwo, na czele ze św. Tomaszem, rozwinęło, udoskonaliło i podniosło na wyższy poziom rozumienie prawa naturalnego i moralności.
Bunt przeciwko rozumowi
Nie bez powodu rozum nazywany jest władzą. Ma on bowiem rządzić pozostałymi częściami natury, które w swym nieuporządkowaniu i skłonności do złego są niczym motłoch, który bez posłuszeństwa ucieka się do buntu. W ścisłym związku z nieużywaniem rozumu (jak w przypadku lewicy) albo ignorowaniem jego nakazów (jak w przypadku prawicy politycznej, ale nie obyczajowej) jest niemoralny styl życia (o tym, jak wpływa on na wybory polityczne pisałem tutaj).
Właściwe używanie rozumu z konieczności jest moralne (zgodne z obiektywnymi normami, a nie podyktowane uznaniową „etyką sytuacyjną”). Słowem, nie można mówić, że jest się człowiekiem rozumnym, jeżeli ignoruje się obiektywne normy moralności i próbuje usprawiedliwiać takie czy inne odchylenia od normy.
Z kolei nieużywanie rozumu Arystoteles porównuje do paraliżu ciała: chcesz poruszyć się w lewo, a ciało porusza się w prawo. Tylko, jak zauważa, w przypadku ciała jest to widoczne, w przypadku duszy – nie. Ale zasada jest ta sama: próbujemy działać na podstawie swojego myślenia, ale kierujemy się w złą stronę – niezgodnie z właściwym celem, jakim jest obiektywne dobro.
Jednym z naczelnych argumentów przeciwko obiektywnemu porządkowi moralnemu jest to, że współczesne nauki eksperymentalne nie potrafią udowodnić jego istnienia. Ludzie zbuntowani przeciwko przyrodzonym zdolnościom poznawczym własnego rozumu negują istnienie Boga i duszy tylko dlatego, że ubóstwiana przez nich nauka nie potrafi dostarczyć dowodu, ponieważ nie ma ku temu odpowiednich narzędzi. Skąd miała by mieć, skoro jest ograniczona do materii i co najwyżej do procesów neurologicznych pośredniczących pomiędzy duszą a zmysłami?
Bunt przeciwko rozumowi występował już w starożytności i powracał na przestrzeni dziejów, choćby w ruchu średniowiecznych nominalistów. Jednak dopiero w dobie XVIII-wiecznej antyfilozofii rozpoczął tryumfalny pochód przez ludzkie umysły. Banda degeneratów pokroju Voltaire’a (polecam choćby pobieżne zapoznanie się z biografią tego „autorytetu” tzw. oświecenia), zrzeszona w gronie tzw. encyklopedystów, postanowiła dokonać syntezy koncepcji przeczących obiektywnemu porządkowi świata, a w zamian proponujących rozmaite teorie, o których wcześniej nikomu się nie śniło.
Problem polega na tym, że owi „światli” buntownicy święcą tryumf również w programach szkolnych, a głoszone przez nich zasady legły u podstaw współczesnych demokracji. Doszliśmy dziś do powszechnej instytucjonalizacji ówczesnych błędów i mamy do przeorania nie tylko cały system publiczny, ale przede wszystkim własną mentalność.
Wracając do Polski i wojny polsko-polskiej, miejmy świadomość, iż od ponad trzech dekad pseudo-elity wmawiają nam, że kierowanie się rozumem (w jego właściwym znaczeniu) to wstyd i oznaka przynależności do mitycznego Ciemnogrodu. Czas ukrócić tę pedagogikę wstydu. Używanie rozumu jest dla człowieka naturalne jak oddychanie, a jego istnienia nie trzeba nikomu udowadniać.
Bardzo ciekawe wnioski w tej kwestii stawia XX-wieczny filozof Leo Strauss, nota bene niepraktykujący Żyd, więc trudno byłoby podejrzewać go o bycie „przerobionym” przez „mafię z Watykanu” czy w ogóle o reprezentującym jakąś instytucję religijną. W znakomitej rozprawie Prawo naturalne w świetle historii zauważa on, że człowiek, który odrzucił obiektywną rzeczywistość i zdolność rozumu do poznania, popada ostatecznie w „fanatyczny obskurantyzm”. W takim przypadku, jak pisał, „im więcej będziemy rozwijać nasz umysł, tym bardziej będziemy kultywować nihilizm”. Ludzie negujący obiektywny porządek używają swoich zdolności umysłowych po to, by tworzyć kolejne konstrukty intelektualne mające tak naprawdę oddzielić ich od rzeczywistości, nie ukazać jej prawdziwą naturę. Po czym zasłaniają się twierdzeniem, że te ich konstrukty są wewnętrznie spójnie i logiczne. Owszem, są. I co z tego, skoro są oparte dla fundamentalnie błędnych przesłankach?
Gdy myślę o sporach pomiędzy dwoma obozami w Polsce (i nie mam tu na myśli sztucznego podziału na PiS i PO), zawsze wraca do mnie wiersz Juliusza Słowackiego:
Szli krzycząc: Polska! Polska! — wtem jednego razu Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu, Pewni jednak że Pan Bóg do synów się przyzna Szli dalej krzycząc: Boże! ojczyzna! ojczyzna! Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?
Nie da się zasypać przepaści, która powstała pomiędzy Polakami wiernymi tradycyjnym zasadom, a tymi, którzy uwierzyli, że negacja tych zasad jest oznaką przynależności do kręgu „demokratycznych wartości”. Żadne zaklęcia i żadne gesty tu nie pomogą. Tu potrzebny jest rzetelny wysiłek intelektu, a w dyskusji – przynajmniej uczciwe zdefiniowanie pojęć. Bez udziału intelektu (w jego właściwym rozumieniu) nie ma w pełni skutecznego i dobrego działania, co podkreślał Arystoteles.
Jeżeli chcemy wyrwać Polskę z tyranii obcych wpływów i z rąk zdrajców noszących polskie nazwiska, musimy najpierw zrozumieć, kim jesteśmy jako ludzie i jaki transcendentny porządek ma stać u podstaw naszej wizji państwa i stosunków międzyludzkich. Inaczej będziemy nadal skazani na na przemoc i kłamstwa ze strony etatystycznych rządów. Chcąc zbudować prawdziwie nową wartość w polityce musimy przyjąć za Arystotelesem, że „dzielność etyczna i rozum, z których czynności szlachetne wypływają, nie mają nic wspólnego z władzą despotów”. Ci, pomimo najwznioślejszych frazesów na ustach, nie chcą, byśmy byli wolnym narodem w suwerennym państwie, którego siła opiera się na samodzielności i odpowiedzialności prawych i bogobojnych Polaków.
Z obfitości serca usta mówią – czytamy w Ewangelii. Toteż trudno się dziwić, że premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela wyznał to, co wzbudziło pełne hipokryzji zgorszenie w miłującym pokój i sprawiedliwość świecie. A premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela przyznał, iż jest „związany” ideą „Wielkiego Izraela”. Reakcja miłującego pokój i sprawiedliwość świata na to wyznanie była podobna do reakcji gitowców w jakimś poprawczaku, do którego przyjechał pisarz na spotkanie autorskie. Jak pisze w swoim opowiadaniu Marek Nowakowski, pisarz chciał się trochę gitowcom podlizać, więc używał określeń z grypsery – ale gitowcy, zamiast okazać entuzjazm, ostentacyjnie się dziwili: „to takie słowa są?”
Tymczasem premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela wyznał coś, co – jak myślę – wyznają wszyscy, albo prawie wszyscy Żydowie, zwłaszcza wyznający judaismus. A jakiż Żyd nie wyznaje judaismusa? Judaismus wyznają nawet Żydowie Polarni – gatunek odkryty w 1968 roku przez Antoniego Słonimskiego w Polsce. Źródłem bowiem idei „Wielkiego Izraela” jest Biblia, a konkretnie scena, jak to Stwórca Wszechświata, który z zagadkowych powodów upodobał sobie w pewnym mezopotamskim koczowniku, zawiera z nim umowę – że jak ów koczownik będzie lojalny wobec Stwórcy Wszechświata, będzie Mu kadził i będzie go słuchał, to On, w rewanżu uczyni koczownika ojcem „wielkiego narodu”, któremu przekaże w arendę obszar „od wielkiej rzeki egipskiej, do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”.
To jest właśnie teren objęty ideą „Wielkiego Izraela”, której wyznawcą, ku obłudnemu zdumieniu miłującego pokój i sprawiedliwość świata, okazał się premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela Beniamin Netanjahu. Jego oryginalność polega na tym, że nie tylko się do tego przyznał, ale tą ideową pobudką tłumaczy podejmowane przez siebie działania. Inni przywódcy bezcennego Izraela aż tak daleko swojej szczerości nie posuwali – ale czy to źle, że Beniamin Netanjahu jest szczery?
Jak każdy może się przekonać, realizacja idei „Wielkiego Izraela” jest już w znacznym stopniu zaawansowana. Dzięki kilku wojnom, a także – „operacjom pokojowym” oraz „misjom stabilizacyjnym”, do których bezcenny Izrael sprytnie wykorzystał siłę Stanów Zjednoczonych, które czasami sprawiają wrażenie przygłupiego osiłka, sprytnie manipulowanego przez słabszego mądralę – kraje leżące na obszarze między „wielką rzeką egipską”, czyli Nilem, a „rzeką wielką, rzeką Eufrat”, zostały w okresie ostatnich 70 lat zdewastowane i politycznie zneutralizowane – co z całą pewnością, jest wstępem do politycznego zdominowania tego obszaru przez bezcenny Izrael.
Dzieje się tak za sprawą lobby izraelskiego w USA, które w ostatnim półwieczu do tego stopnia urosło w siłę, że żaden, niechby największy amerykański twardziel, na jakiego pozuje prezydent Donald Trump, nie ośmieli mu się sprzeciwić. Co prawda ostatnio prezydent Donald Trump sprowadził wojsko do Waszyngtonu, aby – jak sam powiedział – go „wyzwolić” – ale okazało się, że nie chodzi tu o wyzwolenie spod izraelskiej okupacji, tylko o oczyszczenie ulic z bezdomnych koczowników. Tymczasem Waszyngton – jak to przed laty powiedział kandydujący na prezydenta USA Patryk Buchanan – „jest terytorium okupowanym przez Izrael”.
Ta sytuacja pokazuje, że zaawansowana w realizacji jest nie tylko idea „Wielkiego Izraela”, ale również inne zalecenie i zarazem obietnica, .jaką od Stwórcy Wszechświata otrzymali Żydowie. Wspomina o tym Księga Powtórzonego Prawa w tak zwanym „Starym Testamencie”, będącym w gruncie rzeczy żydowską historią plemienną, podaną w religijnym, czy też quasi-religijnym sosie. Otóż Stwórca Wszechświata powiada Żydom m. in. tak: „Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”. Wprawdzie nowojorska, żydowska Liga Antydefamacyjna uważa taką opinię za „antysemicką” – ale każdy, kto chociaż trochę zna Amerykę, ten wie, że środowiska żydowskie w USA mają nieproporcjonalnie do swojej liczebności duże wpływy w sektorze finansowym. Nie tylko zresztą w Ameryce – a przyczyną, która się do tego przyczyniła, jest okoliczność, że Europa, a po wielkich odkryciach geograficznych – również inne kontynenty – zostały schrystianizowane.
Otóż przywódcy chrześcijan w pierwszych wiekach, zastanawiali się, czy chrześcijanin, czyli „chrystusowiec” – bo tak właśnie należy tłumaczyć to słowo – podobnie jak hitlerowiec, czy stalinowiec – może zajmować się pożyczaniem pieniędzy na procent, czyli tzw. lichwą – i doszli do wniosku, że nie powinien tego robić. Ale już w świecie starożytnym obrót finansowy był rozwinięty, istniały banki i bankierzy – o czym możemy przeczytać również w Ewangelii z przypowieści o talentach. Dopóki jednak chrześcijaństwo było tylko jedną z licznych religii występujących w Imperium Rzymskim, to ta opinia Ojców Kościoła nie miała katastrofalnych następstw; chrześcijanie lichwą się nie zajmowali – ale „poganie” – jak najbardziej. Kiedy jednak za panowania Teodozjusza Wielkiego chrześcijaństwo stało się religią państwową, to lichwa została uznana nie tylko za „grzech”, ale również – za przestępstwo.
Tymczasem uwarunkowania gospodarcze absolutnie nie pozwalały na wyeliminowania obrotu finansowego i z tego właśnie skorzystali Żydowie, którzy w tym czasie obrót finansowy właściwie zmonopolizowali. Ten quasi-monopol istnieje do dzisiaj i stanowi bardzo ważne narzędzie gospodarczego i politycznego ujarzmiania narodów mniej wartościowych, a więc – wszystkich tak zwanych głupich gojów. Temu ujarzmianiu sprzyja dodatkowo ideologia socjalistyczna, w której wynalezieniu i rozpropagowaniu wśród głupich gojów Żydowie mają ogromny, może nawet decydujący udział. Ideologia ta wmawia ludziom, że to czy tamto im się „należy” bez względu na to, co robią. Demokracja polityczna z kolei sprawia, że każdy ambicjoner, który pragnie zostać Umiłowanym Przywódcą, musi składać gawiedzi, czyli „suwerenom” obietnice, że to czy tamto im „da”. Ponieważ takie obietnice wszyscy składają na wyścigi, podatki bardzo szybko przestają na to wystarczać – a kiedy już rządy się wysprzedają, to muszą pożyczać i pożyczać – właśnie w zdominowanej przez Żydów lichwiarskiej międzynarodówce. Na przykład nasz nieszczęśliwy kraj powiększa dług publiczny w tempie miliarda złotych na dobę. O spłaceniu tego nie ma mowy – ale ten dług trzeba „obsługiwać”, czyli spłacać procenty.
W rezultacie socjalizm doprowadza do wtrącenia wielkich mas ludzi w coraz głębszą niewolę u lichwiarskiej międzynarodówki – bo ktoś, kto musi oddawać coraz większą część bogactwa, jakie wytwarza swoją pracą, lichwiarskiej międzynarodówce – jest jej niewolnikiem. Wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler wprawdzie próbował tę niewolę zlikwidować poprzez wymordowanie wierzycieli w przekonaniu, że wtedy dług zniknie, ale – jak wiadomo – nic z tego nie wyszło.
Toteż teraz również obietnica złożona Żydom w Księdze Powtórzonego Prawa tzw. Starego Testamentu jest już bardzo zaawansowana w realizacji. Można oczywiście zastanawiać się nad przyczynami dla których Stwórca Wszechświata upodobał sobie właśnie we wspomnianym mezopotamskim koczowniku i tyle mu naobiecywał – ale kto przeniknie zamiary Stwórcy Wszechświata, który na dodatek starannie się przed nami konspiruje?
Stanisław Michalkiewicz
===============================
MD:
Muszę jednak trochę sprostować czy wyjaśnić: “Jahwe” talmudystów to Bóg plemienny, wydumany. Nie ma nic wspólnego z Bogiem prawdziwym, w Trójcy Jedynym
“The most valuable math you can learn is how to calculate the future cost of your current decisions.”
“Teach your children well”…
MS Now – Stands for “My Source News Opinion World”
Well, at least MS Now is admitting the elephant in the room, so to speak. What MSNBC and now, MS News do is spew their biased opinions of the news, not the news itself.
Going, going… gone.
The “new” rebrand of the Cracker Barrel restaurant is topped off with an interior featuring white walls and the removal of what has been labeled as “kitsch.” Which the CEO believes will give them a “fresh look.”
But don’t worry, folks- they are adamant that they still intend to sell rocking chairs…
The end result of the media blitz: Cracker Barrel’s stock plummeted $94 million on Thursday.
Cracker Barrel CEO Julie Felss Masino, who by appearance is another liberal white female CEO – recently gave a devastatingly honest assessment of the restaurant:
“We’re just not as relevant as we once were.”
Something tells me this “rebranding” ain’t going to help!
OK- this one is pretty funny (and true).
Over in La-La land…
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
This video raises a serious question… as to why bathroom scales no longer weigh ounces? Why did manufacturers change from ounces to tenths of a pound? What marketing genius decided that tenths was better than ounces (1/16 of a pound)? And why did we not notice or care?
Enquiring minds want to know, why did we all just accept this major change in our measurements without question and yet completely reject the metric system for common usage?
Niezadowolonym elegantkom w PRL-u obiecywano, że jak tylko planowana centralnie produkcja odzieży osiągnie wystarczającą ilość, żeby ubrać wszystkich, to przyjdzie czas na jakość, taką jak na Zachodzie. No i przyszła z Zachodu upragniony, ale… nie jakość, tylko właśnie ilość! Teraz każda dziewczyna może wybierać czy woli bluzeczkę białą w czarne prążki, czy czarną w białe.
Komunizm „tak ma” niezależnie od tego skąd przychodzi. Z tym, że komunizm radziecki miał konkurencję w postaci realnego kapitalizmu. Komunizm unijny nie ma konkurencji, może więc wciskać dowolne idiotyzmy. Taką „niewinną” anomalią jest narzucenie wszystkim okropnych ubiorów. Teraz nowoczesny młodego człowieka stara się wyglądać tak koszmarnie, jak to tylko możliwe.
W kulturze też jakoś przeszła w ilość. W siermiężnym PRL-u były 2 kanały telewizyjne, ale Teatr Telewizji w poniedziałki i Kobra w czwartki przyciągały widzów. Teraz, w 1000 kanałów nie ma niczego, co dałoby się oglądać. Dwie stacje mówiące prawdę, to za mało. Szpetni aktorzy wygłaszają stale te same wyświechtane frazesy nic nie wnoszące do akcji. Sama akcja, to mordobicie, pościgi i strzelanina, przy czym nieważne kto kogo nawala. Trudno odróżnić jeden film od innego.
Internet pełen jest treści strasznych. Czyżby takie właśnie przyciągały uwagę odbiorcy? Inny wybór to filmiki np. najgłupsze wypowiedzi „polityczki”, (mojej imienniczki), albo o inteligentnych kotach. Nie ukrywam, że wolę te o kotach.
Czy jest jakaś szansa na poprawę w kulturze, jak my, konserwatyści ją rozumiemy?
Patologia. W potocznym rozumieniu tego słowa jest to odstępstwo od normy. W obecnej rzeczywistości. Ze względu na powszechność, trafniejsze wydaje się określenie „norma globalistyczna”.
Sztab Generalny Globalistycznego Wojska Polskiego, wydał oficjalny publiczny komunikat ostrzegający obywateli o przemieszczaniu się na drogach krajowych dużych jednostek wojskowych.
Zwykle w takich przypadkach władze wojskowe preferują brak rozgłosu w tym aspekcie. Jednakowoż „Sztab Generalny” zmuszony jest podnosić napięcie i utrzymywać społeczeństwo pod grozą konfliktu nuklearnego. Przynajmniej do momentu przygotowania kolejnej prowokacji antyrosyjskiej.
Poziom intelektualny i wiedza „polskiej generalicji” nie odbiega od przeciętnego poziomu NATO. Jest mieszaniną kretynizmu i całkowitej ignorancji zawodowej (wojskowej).
Jedyne co ją interesuje, to podniesienie się choć o szczebel na globalistycznej drabinie szaleńców. Przy czym wywołanie konfliktu nuklearnego nie stanowi przeszkody w tym dążeniu.
„Śmietanka wojskowa” nie jest w tej regule wyjątkiem. Im wyżej tym bardziej patologiczne, czyli „normalnie” stanowią się egzemplarze „elit”.
Prominentnym tego przykładem jest niejaki „Kill” Gates, którego amerykański przydomek, mówi sam za siebie. Stanowi on żywy dowód na to, że amerykańskie społeczeństwo od dawna prawidłowo go klasyfikuje.
W normalnych czasach i społeczeństwach, ktoś kto publicznie zajmuje się mordowanie ludzi na masową skalę i na pierwszy rzut oka wygląda jak obłąkaniec, znalazłby się natychmiast domu wariatów.
Ale w globalizmie mamy „normalność inaczej”. Szaleniec ten, wraz z watahą mu podobnych, robi co chce i nawet się z tym nie ukrywa. Psychopaci cechują się tym, że swoje zbrodnie muszą nagłaśniać w celu osiągnięcia maksimum rozkoszy.
Dziś, kiedy całe monstrualne globalistyczne szambo rozlewa się szerokim strumieniem, wydawałoby się, że nastąpi w końcu reakcja społeczna. Nic z tego, sprawy toczą się spokojnie ustalonym torem. Daje to wymownie świadectwo, jak bardzo zdeprawowane jest Zachodnie społeczeństwo, a zwłaszcza jego „elity” i „elitki”.
Przy czym, wstąpił on na tron jako zupełnie normalny człowiek i dopiero choroba mózgu spowodowała jego szaleństwo.
Był on jednym z pojedynczych przypadków w historii świata. Co nie oznacza, że brakowało w niej tyranów i zbrodniarzy. Ale nawet krwawy dyktator posiad granice zła, wyznaczone jego własnym interesem.
Dziś, praktycznie cała „elita” globalistów, to obłąkańcy, gotowi na wszystko, byle jak najszybciej dostać się do piekła. I to jest przerażające. Natomiast jeszcze bardziej przeraża to, że gros zachodniego społeczeństwa uważa to za zupełnie normalne!
Idea neutralności jako bodźca pokojowego zyskuje w Niemczech na popularności . Na kongresie założycielskim Stowarzyszenia Młodzieży BSW (JSW) (BSW to skrót od Bundnis Sarah Wagenknecht czyli Sojusz Sary Wagenknecht, JSW to ich młodzieżówka-przyp. tłum) w Bochum, 26 lipca 2025 r., zdecydowaną większością głosów (80 do 90%) podjęto decyzję: „Neutralna Republika Federalna, a co za tym idzie, jej wyjście z NATO, powinno być celem Stowarzyszenia Młodzieży BSW jako kontynuacji idei partii macierzystej”. W uzasadnieniu wniosku czytamy:
„Republika Federalna powinna odgrywać rolę mediatora w konfliktach na świecie, promując przyjaźń i zrozumienie między narodami, zamiast promować militaryzację, zbrojenia i podżeganie do wojny. Członkostwo w NATO stoi na przeszkodzie w osiągnięciu tego celu. Przystępując do NATO, Republika Federalna porzuca własne interesy w polityce zagranicznej i podporządkowuje się interesom USA i ich sojuszników”. (1)
Polityk BSW, Sevim Dagdelen, wyjaśnia: „Na kongresie założycielskim w Bochum młodzieżówka BSW przyjęła przełomową rezolucję: na rzecz neutralności Niemiec i wycofania się z NATO. Nie ma innego sposobu na uratowanie kraju – jeśli chce się uratować ludność”. (2) Ta ocena przywodzi na myśl pisarza Rolfa Hochhutha, który stwierdził, że koniec Niemiec (Finis Germaniae) można zapobiec jedynie poprzez wycofanie się z NATO.
Znamienne jest, że podczas gdy media głównego nurtu są pełne relacji z kongresu założycielskiego JSW, przełomowa rezolucja w sprawie neutralności i wycofania się z NATO nie jest nigdzie wspominana. To po raz kolejny dowodzi podporządkowania mediów głównego nurtu NATO, które w związku z tym lepiej określić mianem mediów dominujących.
Światowy Związek Wolnomyślicieli
Konferencja Światowego Związku Wolnomyślicieli odbyła się na Węgrzech 16 sierpnia 2025 roku. Tam również w programie znalazła się „obrona neutralności i suwerenności narodowej” – prelegentem był Peter Berger z Winterthur. (3)
Szwajcarski „Weltwoche”
Temat neutralności został również poruszony w numerze szwajcarskiego „Weltwoche” z 16 sierpnia. W nagłówku, odnoszącym się do Niemiec, czytamy: „W polityce zagranicznej rekomendujemy Republice Federalnej neutralność na wzór szwajcarski”. Redaktor naczelny Roger Köppel kontynuuje:
„Niemcy powinny odważyć się na bycie bardziej szwajcarskimi, na większą demokrację bezpośrednią, na mniejszy centralizm, a być może nie byłoby złym pomysłem przemyślenie koncepcji szwajcarskiej neutralności. Istnieją wpływowe niemieckie głosy, takie jak były burmistrz Hamburga Klaus von Dohnanyi. Postrzegają oni niemiecką neutralność opartą na modelu szwajcarskim jako obiecującą drogę na przyszłość”.
Dla redaktora naczelnego „Weltwoche” nie ma alternatywy dla neutralności w polityce pokojowej: „Gdyby wszystkie państwa były neutralne, nie byłoby już wojen. Neutralność spełniłaby również centralne żądanie królewieckiego filozofa-cesarza Immanuela Kanta: »Postępuj tylko zgodnie z taką maksymą, dzięki której możesz jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powszechnym«. […] Neutralność jest kajdanami dla państwa, ale tarczą ochronną dla jego obywateli. Neutralność jest również pieczęcią prawa międzynarodowego dla kosmopolityzmu państwa. Neutralna republika federalna nie byłaby już członkiem NATO. Miałaby własną armię do samoobrony i byłaby upoważniona do utrzymywania dobrych stosunków gospodarczych i politycznych ze wszystkimi państwami na świecie. Państwo neutralne nie ma wrogów ani sojuszy, które mogłyby je wciągnąć w wojnę. Po doświadczeniach wojennych Niemiec, co miałoby większy sens niż przyjęcie neutralności Szwajcarii?
Idea neutralności odgrywa również decydującą rolę dla Ukrainy. Roger Köppel: „W latach 2022 i 2024 Putin zademonstrował gotowość zakończenia wojny, nawet za znaczące ustępstwa terytorialne – pod warunkiem, że Ukraina ogłosi się neutralna. Mocarstwa zachodnie sabotowały to przez długi czas, licząc na wykorzystanie wojny na Ukrainie jako młota kowalskiego przeciwko Rosji. Zachodnia kalkulacja się nie sprawdziła. Trump to zauważył. UE jeszcze nie”.
„Samostanowiąca Austria”
Poniższe oświadczenie zostało wydane przez inicjatywę „Samostanowiąca Austria” 17 sierpnia: „Naszym głównym zadaniem jest… wspieranie wysiłków na rzecz pokoju [czego dowodem było spotkanie Trumpa z Putinem] oraz położenie kresu projektowi wojennemu UE i jego chętnym pomocnikom… W dłuższej perspektywie strefa neutralna rozciągająca się od Morza Bałtyckiego do Morza Śródziemnego mogłaby w najbardziej zrównoważony sposób zapewnić bezpieczeństwo Europy, wolnej od NATO i UE… Jednym z kroków w tym kierunku jest wielka demonstracja na rzecz pokoju i neutralności, która odbędzie się w Wiedniu 18 października 2025 r. Wspiera ją sojusz, który ma przekształcić się w polityczną i społeczną opozycję wobec autorytarno-liberalnego reżimu.
Pokój z Rosją – Zakończmy projekt wojenny UE! Zatrzymajmy ludobójstwo Palestyńczyków przez Zachód i Izrael! Uświadomcie sobie austriacką neutralność!”
Tilo Gräser
Tilo Gräser, redaktor transition-news.org i członek Niemieckiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli, niedawno również wypowiedział się na temat suwerenności i neutralności. Tylko neutralne, a tym samym suwerenne Niemcy mogą stać się siłą pokoju. W tym kontekście wspomina o „Kampanii na rzecz Neutralnych Niemiec” (deutschlandNEUTRAL.de), zainicjowanej przez AG Frieden dieBasis Kolonia, która jest w trakcie budowania szerokiego, ponadpartyjnego i międzynarodowego sojuszu. (4)
Neutralność jako projekt pokojowy
Patrząc w przyszłość, należy zauważyć, że 3 października 2025 r. przedstawiciele inicjatyw na rzecz neutralności ze Szwajcarii, Austrii i Niemiec spotkają się w Kolonii na wydarzeniu organizowanym przez „Kampanię na rzecz Neutralnych Niemiec” pod hasłem „Neutralność jako projekt pokojowy”. (5) To tak, jakby Stowarzyszenie Młodzieży BSW i Roger Köppel… Zapożyczono z tego idee. Oświadczenie kampanii głosi: Neutralne Niemcy „nie będą już należały do sojuszy, przez które mogłyby zostać wciągnięte w wojny” i „będą postrzegane jako aktywny mediator pokojowy”.
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
(1) Tytuł wniosku brzmi: „Wniosek w sprawie neutralności polityki zagranicznej i kwestii NATO. „Potrzebujemy pokoju zamiast NATO” – Sevim Dagdelen (BSW) w artykule „NATO – Rozliczenie z sojuszem wartości” (2024)”. Wnioskodawcą był poseł BSW i JSW Viktor Kosan z Berlina.
Pełne uzasadnienie: „Republika Federalna Niemiec powinna odgrywać rolę mediatora w konfliktach na świecie, promując przyjaźń i zrozumienie między narodami, zamiast promować militaryzację, zbrojenia i podżeganie do wojny. Członkostwo w NATO stoi na przeszkodzie osiągnięciu tego celu. Przystępując do NATO, Republika Federalna Niemiec porzuca własne interesy w polityce zagranicznej i podporządkowuje się interesom USA i ich sojuszników. Co więcej, pociąga za sobą bezprecedensowy wysiłek zbrojeniowy, który ogranicza finansowanie między innymi kwestii społecznych. NATO coraz bardziej wciąga Republikę Federalną w wojnę zastępczą na Ukrainie poprzez dostawy broni i stacjonowanie amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu w Ramstein. Jest to nie tylko moralnie niedopuszczalne, ale takie igranie z ogniem zagraża również naszemu pokojowi. Aby wnieść poważny wkład w rozwiązywanie konfliktów zbrojnych, Republika Federalna musi zdystansować się od interesów polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i dlatego dążyć do wystąpienia z NATO. My, jako organizacja młodzieżowa BSW, powinniśmy się o to ubiegać”.
(3) Konferenz der Weltunion der Freidenker am 16. August 2025 in Gyor (Ungarn) 80 Jahre nach der Befreiung – droht die Rückkehr von Faschismus und Krieg? https://www.freidenker.org/?p=22387
(5) Neutralität als Friedensprojekt Vortrags- und Diskussionsveranstaltung mit Vertretern von Neutralitätsinitiativen aus Schweiz, Österreich und Deutschland Freitag, 3. Oktober 2025, 17 bis ca. 20 Uhr Hinterhof-Salon, Aachener Straße 68, 50674 Köln Mit Ariet Güttinger (Vorstandsmitglied der Schweizer Initiative “Bewegung für Neutralität”), Daniel Jenny (Bundesobmann des Bündnisses “Neutrales Freies Österreich”, NFÖ), Andreas Neumann (Kampagne für ein neutrales Deutschland), Begrüßung: Wolfgang Pawlik (AG Frieden dieBasis Köln) und Moderation: Anneliese Fikentscher (Neue Rheinische Zeitung) Veranstalter: Kampagne für ein neutrales Deutschland – initiiert von der AG Frieden dieBasis Köln in Kooperation mit der Neuen Rheinischen Zeitung und dem Bundesverband Arbeiterfotografie Weitere Infos hier: https://deutschlandneutral.de/aktuelles.html