Destrukcja edukacji w Polsce (1)

Destrukcja edukacji w Polsce (1)

Olaf Swolkień https://myslpolska.info/2024/10/25/destrukcja-edukacji-w-polsce-1/

„Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie” – te słowa kanclerza Jana Zamoyskiego sprzed ponad 400 lat dobrze oddają wagę edukacji i wychowania dla zbiorowego losu społeczności.

—————————-

Na skutek katastrof jakie na przestrzeni ostatnich 300 lat były udziałem Polaków szkoła jako miejsce wychowania i edukacji jak mało gdzie nabrały w naszym społeczeństwie charakteru instytucji życia narodowego. Jedną z najważniejszych reakcji na szok pierwszego rozbioru było utworzenie Komisji Edukacji Narodowej, poprzedzała ją działalność Stanisława Konarskiego i utworzenie elitarnej Szkoły Rycerskiej. Dzieła te miały w zamierzeniu zmienić sposób myślenia i działania obywateli, naprawić wady narodowe, w których słusznie widziano źródła upadku. Okres zaborów także obrósł symbolami walki o polską szkołę takimi jak strajk dzieci polskich we Wrześni, zakończony sporym sukcesem strajk szkolny z 1905 r., powstanie Polskiej Macierzy Szkolnej.

W przekonaniu o tym jak ważna jest szkoła, edukacja i wychowanie dla istnienia i kształtu narodu utwierdził Polaków okres niemieckiej okupacji, kiedy przewidziano dla nich jedynie naukę w najbardziej podstawowym zakresie, potrzebnym niewykwalifikowanym robotnikom. Jeszcze bardziej mrocznym rezultatem okupacyjnej polityki była metodyczna, fizyczna eksterminacja polskich pedagogów. Straciliśmy w wyniku II Wojny Światowej 33% nauczycieli, 30% profesorów i pracowników naukowych, do tych liczb należy dodać 165 profesorów i wykładowców akademickich, którzy po wojnie zostali na emigracji, czyli kolejne 8%. Do tego doszły straty materialne w postaci zniszczonych budynków, wyposażenia naukowego, księgozbiorów, majątku sięgające 75 – 80%, nie mówiąc o terenach polskich Kresów Wschodnich, gdzie straty były w pewnych obszarach stuprocentowe. U progu PRL mieliśmy poniżej 100 tysięcy osób z wyższym i średnim wykształceniem, kilkanaście %, głównie starszych analfabetów. Potem przyszły lata stalinowskie, czyli okres negatywnej selekcji do wszelkich zawodów inteligenckich, złagodzony nieco po roku 1956, ale w pewnej mierze trwający aż do upadku PRL w postaci nomenklatury, dyskryminowania bezpartyjnych i chodzących do kościoła. Miejsce starej inteligenckiej elity zajęli ludzie o zupełnie innym etosie i zapleczu kulturowym. Taki punkt startowy teoretycznie ułatwiał wymarzone przez komunistów tworzenie nowego typu człowieka przede wszystkim poprzez niemal zupełnie nową kadrę nauczającą, formującą młode pokolenie w scentralizowanym systemie państwowej oświaty. Dawny, klasyczny model edukacji przetrwał jedynie w kilku średnich szkołach zakonnych i paxowskim liceum Św. Augustyna, enklawę akademicką stanowił KUL.

A jednak szkołę i cały system edukacyjny w PRL wspominamy dzisiaj jako instytucję konserwatywną, często pozytywnie różniącą się od polskiej szkoły dzisiaj, a także od szkoły na Zachodzie. Uczniowie ze szkół PRLowskich świetnie radzili sobie za granicą, a zachodni nauczyciele zazdrościli dyscypliny i atmosfery w socjalistycznej szkole w latach 1980. Potwierdza to prawdę, że polska szkoła i system oświaty poprzez choćby ilość osób zaangażowanych w jej funkcjonowanie (dzisiaj około 5 milionów uczących się, kolejny ponad milion nauczycieli, urzędników, metodyków, administracji oraz dwa razy tyle opiekuńczych rodziców) jest instytucją bardzo mocno splecioną z resztą społeczeństwa i bardzo trudno zmienić ją wbrew niemu, przynajmniej w wymiarze masowym. Jednak oprócz masowości edukacji jako drogi do społecznego awansu, tak trafnie pokazanej np. w serialu „Daleko od szosy” szkoła w PRL skorzystała na separacji od Zachodu, a konkretnie udało jej się uniknąć skutków rewolucji roku 1968, która zapoczątkowała systematyczny zjazd w dół uczelni, szkoły, edukacji i całej cywilizacji.

Postmodernizm z negowaniem prawdy, tak zwane przebudzenie i krytyka polegające na pluciu na własną historię i tożsamość, absurdalne teorie pedagogiczne uczenia bez stresu, przez zabawę wraz z kultem rozwiązłości, to wszystko co w zachodnią kulturę wlało się niczym woda przez przerwaną tamę, do nas skapywało powoli i w umiarkowanych dawkach, a Sztuka kochania Michaliny Wisłockiej wiele lat czekała na pozwolenie publikacji. Religii w szkole nie było, ale odbywała się w salkach katechetycznych i w kościołach, które były pełne, a nad trzymaniem moralnego kursu, ale i trzeźwej oceny świata czuwał Prymas Wyszyński. Szkoła zatrzymała się na etapie klasycznego socjalizmu, a siłą bezwładu kultywowała wyśmiewany dzisiaj na wszystkie sposoby przez GW i formowaną przez nią warstwę wykształciuchów tak zwany model pruski. Ten sam, który przyniósł Europie największy dziejowy sukces, a absolwentom w Niemczech rekordowe ilości nagród Nobla. Jednak pomimo nauczanego w liceach przedmiotu Przysposobienie do życia w rodzinie socjalistycznej i powszechnego uczęszczania na lekcje religii liczba rozwodów wyraźnie rosła już w latach 1970, aborcja miała charakter masowy, a pomimo  budowania coraz większej liczby mieszkań spadała dzietność. Jednak w szkole nadal szanowano nauczycieli, wymagano od uczniów, gdzieniegdzie istniały mundurki, a nawet rozdział na klasy męskie i żeńskie w liceach.

Pomimo socjalistycznych marzeń o równości i punktów za pochodzenie istniały także wyraźne progi selekcyjne. Po podstawówce w zależności od wyników można było iść albo do liceum albo do technikum albo do zawodówki. Kolejnym progiem były egzaminy na studia, a potem ostra selekcja na pierwszych latach wyższych uczelni. Przy końcu PRL wykształcenie wyższe miało niecałe 7% ludności powyżej 15 roku życia. Szkoła socjalistyczna nie wychowywała w klasycznym rozumieniu tego słowa, ale i celowo nie demoralizowała. Wychowaniu w dobrym tego słowa znaczeniu sprzyjało i tak naprawdę miało decydujący wpływ całe otoczenie poza szkolne, promujące w gruncie rzeczy tradycyjne wartości. Uczniowie mieli na co dzień oboje rodziców i kilkoro rodzeństwa. Ludzie kulturalni nie używali języka meneli. Wielu do dzisiaj wspomina takie akcje jak Niewidzialna ręka, znakomite książki dla młodzieży, spartakiady, filmy, domy kultury, edukowały także radio i telewizja, nawet teksty piosenek miały pozytywne przesłanie, uczniowie na ulicach musieli nosić tarcze i sam pamiętam strach, że milicjant, który złapał mnie z papierosem na ulicy, poinformuje o tym szkołę. I z taką szkołą oraz systemem edukacji wkroczyliśmy w okres budowania nowego, lepszego ponoć świata.

To co stało się potem z polską oświatą bardzo dobrze opisuje treść wykładu jaki w czasie zorganizowanej przez Ruch Naprawy Polski konferencji poświęconej edukacji wygłosiła ekspert edukacyjny i członkini Rady ds. Rodziny przy Prezydencie RP Jolanta Dobrzyńska. Nosił on tytuł „Edukacja polska w kontekście przeobrażeń geopolitycznych”.

Autorka przedstawiła w syntetyczny sposób to co z polską szkołą działo się po roku 1989, a czego reformy Barbary Nowackiej są konsekwentną kontynuacją. Okazuje się, że w odróżnieniu od polskich polityków  międzynarodowe ośrodki globalistyczne na czele z Komisją Europejską od początku tzw. transformacji bardzo intensywnie zainteresowały się polską oświatą. Szczególnie niepokojące było dla nich, że pomimo katastrofy ekonomicznej polscy  uczniowie osiągali wówczas jedne z najlepszych wyników we wszystkich dziedzinach badanych przez międzynarodowe testy.

Jak stwierdziła prelegentka bez względu na to jaka polityczna opcja rządziła, to w całym omawianym okresie każda z nich konsekwentnie realizowała kierunek wytyczony przez instytucje Unii Europejskiej czy agendy ONZ. Już w maju 1990 r. Polska podpisała pierwsze z szeregu całej listy porozumień o dostosowaniu swojej oświaty do standardów zachodnich. Niemal 4 miliardy Euro z funduszu PHARE miały służyć przygotowaniu gruntu pod reformy; finansowano badania, szkolenia, tworzenie dokumentów i analiz mających wykazać ich sensowność oraz konieczność „dogonienia Europy”. Jednocześnie powoli, ale systematycznie wprowadzano skompromitowane w praktyce metody uczenia. Wiele strategicznych zmian wprowadzano metodą dwa kroki wprzód, jeden krok w tył, czasem wycofywano się z reform głośnych, a mniej szkodliwych, ale zostawiano te mniej zauważane, ale istotne. W pamięci opinii publicznej najbardziej utrwaliły się przeprowadzone przez Ministra  Mirosława Handke zmiany systemu polegające na wprowadzeniu gimnazjów. Polscy uczniowie i nauczyciele stracili z tego powodu miliony roboczogodzin, a podatnicy miliardy złotych, by po 20 latach sytuacja powróciła do stanu wyjściowego.

Nieco mniej w pamięć wryły się narzucane przez Zachód pomysły likwidowania historii i łączenia przedmiotów w liceach, doszło wtedy do kilku głośnych strajków głównie w obronie historii jako osobnego przedmiotu. O tym, że wprowadzanie bloków tematycznych i nauki zintegrowanej na poziomie liceów skutkuje obniżeniem poziomu i wyników aż o 30% wiedziano na podstawie amerykańskich badań już w momencie wprowadzania zmian, ale wycofano je dopiero po kilku latach, podobnie jak przeniesienie 6-latków z zerówek do pierwszej klasy. Próbowano także usuwać chronologiczny porządek nauczania. Jednak w tym samym czasie zmieniono zasady tworzenia podstaw programowych i tej zmiany nie wycofano, a dokonała się ona bez większej społecznej debaty. Polegała na tym, że zapis tematyczny zastąpiły w nich umiejętności, co spowodowało fragmentaryzację przekazywanej wiedzy.

W żargonie oświatowym zastąpiono w ten sposób nauczanie poznawcze nauczaniem operacyjnym. Jednocześnie prowadzona była ofensywa przeciw tradycyjnej szkole na uniwersytetach, poprzez NGO, podmioty szkolące nauczycieli, media głównego nurtu. Anglosaskie programy były przekładane na język polski często z zachowaniem obcych nazw i nazwisk w polskich materiałach i podręcznikach. Zanikły praktycznie rodzime i niezależne badania nad edukacją gdyż tematyka, ale i wyniki badań były determinowane przez selektywnie kierowany strumień grantów i innych form finansowania. Do polskiej szkoły zaczęły coraz śmielej wkradać się przesądy progresywizmu edukacyjnego w rodzaju pedagogiki niedyrektywnej, antyautorytarnej, krytycznej wraz z postmodernistycznym podejściem do prawdy. J. Dobrzyńska cytowała w tym kontekście ministra Ryszarda Legutkę, który stwierdził, że „polska edukacja zbudowana jest na zagranicznej licencji”. Niestety stwierdzenie to wygłosił już po zakończeniu pracy na stanowisku ministra edukacji.

Jednak wszystkie te zabiegi okazały się jedynie przygotowaniem do tego co zdaniem Dobrzyńskiej oznacza nie tyle kolejną reformę, ale zasadniczą zmianę rozumienia tego czym jest szkoła, co oznacza wysoka jakość edukacji i jakie są jej cele. Chodzi o tak zwaną edukację włączającą. Jest ona forsowana na całym świecie według jednego klucza przez globalistyczne organizacje takie jak ONZ, WHO, UNESCO, UNICEF, a na terenie Europy przez Komisję Europejską i powiązaną z nią Europejską Agencję do spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej. Jak stwierdziła prelegentka edukacja włączająca to konstrukt polityczny oderwany od jakichkolwiek realiów biologii czy pedagogicznej praktyki, a wręcz im zaprzeczający. Deklarowanym celem jest ujęte nieco inaczej wyhodowanie nowego człowieka dla nowego społeczeństwa. Ma to być społeczeństwo inkluzywne, a postawy doń pasujące ma się osiągnąć przez tak zwany dobrostan uczniowski. W całym programie zasadniczej zmianie ulega w ten sposób sam cel istnienia szkoły.

Na obecnym etapie dokumenty wdrożeniowe nie są prezentowane szerszej opinii publicznej, a nawet nauczycielom w całości, jedyny dokument jaki się pojawił na stronie internetowej MEN po pewnym czasie zniknął, choć jest nadal realizowany. W pierwszym etapie pod hasłami równości i walki z wykluczeniem ogłoszono, że do szkół ogólnodostępnych mogą się zgłaszać dzieci z wszelkiego rodzaju dysfunkcjami, w tym: z problemami intelektualnymi w stopniu głębokim, z problemami zdrowotnymi, młodzież niedostosowana społecznie itp. Taka mieszanka ma mieć miejsce w każdej do niedawna normalnej klasie, a stopień wymieszania – różnorodności utożsamiany z poziomem nauczania. Część polskich rodziców uwierzyła w dyskryminujący charakter funkcjonujących dotąd szkół specjalnych i skorzystała z przyznanego im prawa do wysłania dzieci do szkół ogólnodostępnych. Malejąca liczba uczniów sprawiła z kolei, że szkoły specjalne z powodów ekonomicznych zamykano i reszta rodziców była zmuszona postąpić tak samo. Obecnie są one dostępne głównie w dużych miastach.

Od roku 2016 zlikwidowano około 500 szkół specjalnych.

Drugi etap wdrażania oprócz dostarczenia sprzętu i materiałów, np. do zmiany pieluch, w jaki zaopatrzone zostaną normalne dotychczas szkoły, polega na zmianie programów, technik oceniania i metod nauczania. O tym, że jest to rewolucja, a nie reforma mówią wyraźnie dokumenty zagraniczne, jednak w Polsce plany te są jak dotąd ukrywane, gdyż na Zachodzie jej wdrażanie trwało wiele lat, a zaczęło się już od roku 1970 w krajach anglosaskich takich jak USA, Australia, Nowa Zelandia i Wielka Brytania. Polską żabę trzeba więc gotować ostrożniej. Porażka programu w USA nie zatrzymała jego wdrażania gdzie indziej. Brytyjczycy i Amerykanie próbują obecnie wycofać się z tego szaleństwa, ale zniszczona infrastruktura materialna i kadrowa nie jest łatwa do odbudowania. Jak zwykle w takich sytuacjach urzędnicy i eksperci nawzajem oskarżają się o wprowadzanie w błąd, zrzucają odpowiedzialność za mylne diagnozy i błędne działania. Młodzież z problemami znów wraca do szkół lub z braku takiej możliwości do klas specjalnych.

Jednak Polska nie zważając na te doświadczenia konsekwentnie wdraża cały program. Polski program liczy 188 stron i jest powoli przekuwany na prawo oświatowe. Opiera się on na wielu międzynarodowych dokumentach, z których najważniejsze są datowana na rok 2012 Konwencja o Prawach Osób Niepełnosprawnych mówiąca o 100% inkluzji (żadnych szkół specjalnych) oraz Agenda na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju gdzie edukacja włączająca jest wpisana do celu czwartego i ma być zrealizowana do roku 2030. Dokument polski został przyjęty w grudniu 2020 r. pod nadzorem wspomnianej Agencji Europejskiej i nosi tytuł „Edukacja dla wszystkich. Ramy rozwiązań legislacyjno-organizacyjnych na rzecz wysokiej jakości kształcenia włączającego dla wszystkich osób uczących się.” Tzw. pandemia sprawiła, że fakt ten został niemal niezauważony. We wszystkich tych dokumentach zmieniono rozumienie jakości nauczania, która jest synonimem już nie wysokiego poziomu nauczania w tradycyjnym rozumieniu, ale „różnorodności edukacyjnej”. Często terminy te używane są wymiennie, ma także miejsce zabieg polegający na tym, że kiedy ktoś mówi w dokumentach o edukacji wysokiej jakości, o szkole dostępnej dla wszystkich, szkole bez barier, to ma na myśli edukację włączającą.

Kolejny, często pojawiający się jako synonim jakości termin to tzw. dobrostan uczniów. Służy to do wprowadzania w błąd opinii publicznej, a także jako alibi dla podpisujących stosowne zobowiązania urzędników, choć sam polski dokument jest niepodpisany, co rodzi podejrzenia, że nie został napisany w Polsce. Zachodzi tu wyraźne podobieństwo do sposobu wdrażania zmian w Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych WHO, o których mówiła Magdalena Trojanowska w wywiadzie jaki przeprowadziłem dla styczniowych numerów MP br., w tamtym wypadku dokumenty nie zostały w ogóle przetłumaczone na język polski. Uległość władz krajowych we wdrażaniu destrukcyjnych i rewolucyjnych zmian motywowana jest podobnie jak w przypadku KPO i Zielonego Ładu dużymi środkami finansowymi, które oferuje Unia Europejska na jego realizację. W pierwszym etapie przeznaczono na wdrażanie edukacji włączającej w Polsce niebagatelną sumę 27 mld złotych. Jednak podobnie jak w innych programach unijnych pieniądze nie idą na żadne sensowne cele, ale na kryjące się pod starymi pojęciami zupełnie nowe i destrukcyjne działania. Niezależne badania podważające słuszność inkluzywności w oświacie nie są publikowane i finansowane w odróżnieniu od tych, które negują szkodliwy wpływ tego eksperymentu.

Nakłada się na to budowana przez promotorów aura dziejowej konieczności, tego, że „przed zmianami nie uciekniemy”, że postęp, że Europa itp. itd. Jednocześnie podobnie jak w przypadku ideologii gender na studiach tworzy się nowy kierunek o nazwie Disability Studies, podobnie jak gender negujących biologię, normy i naturę, koncentrujące się jedynie na barierach, które trzeba usunąć. Szkoła zdaniem Dobrzyńskiej przestanie być w dużej mierze miejscem nauczania, ale polem wojny kulturowej z takimi zjawiskami jak rasizm, seksizm, homofobia, ale także z barierą jaką jest religia rodziców i związane z tym opresyjne ponoć wychowanie. Zasady, cnoty, rozumność tracą swoje znaczenie na rzecz emocji. Podstawy programowe zostaną zastąpione projektowaniem uniwersalnym polegającym na dopasowaniu programu nauki w klasie do osoby najmniej pojętnej i jej możliwości.

Ma ona wykonać przewidziane w programie zadania razem z resztą kolektywu, który dla dodania sił twórczych będzie np. grał w kręgu na bębenkach i to nie w nauczaniu początkowym, ale każdym, gdyż bohaterowie tych spektakli będą mieli prawo iść do rejonowych liceów, techników i uczelni. Ułatwi to likwidacja tradycyjnych ocen, które mają być zastąpione niejednoznaczną oceną funkcjonalno-opisową. Na zakończenie swojego wystąpienia Dobrzyńska zauważyła, że tak zwane orzeczenia, które uczniom z dysfunkcjami wystawiały dotąd poradnie pedagogiczno-psychologiczne, będą teraz wydawane w szkołach dla wszystkich uczniów, którzy wejdą w ten sposób w rolę pacjentów coraz liczniejszych w systemie psychologów i terapeutów. Dokument taki oprócz swego rodzaju portretu psychologicznego zawiera opis środowiska, rodziny, znajomych, a wszystko zgromadzone ma być na jednej, centralnej platformie informatycznej. Instytucje unijne już od kilku lat dopominają się o takie dane, co ma być krokiem na drodze do włączenia Polski do tak zwanego europejskiego obszaru edukacyjnego. O kolejnych zmianach jakie zachodzą w szeroko pojętej edukacji i jej społecznym otoczeniu, o skutkach oraz o możliwych sposobach obrony napiszę w następnej części.

Olaf Swolkień

CDN

Myśl Polska, nr 43-44 (20-27.10.2024)

To nie Pfizer – to DARPA stoi za tzw. “szczepionkami mRNA”

To nie Pfizer, ani nie Turek z talizmanem – to DARPA stoi za tzw. “szczepionkami mRNA”

DARPA – Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności

—————————————————————

Data: 16 novembre 2024Author: Uczta Baltazara

babylonianempire/arpa-stoi-za-tzw-szczepionkami-mrna

Musiały kooooorviszcza ogłosić “Covida”, bo wyłaziły ze skóry żeby zobaczyć skutki działania świństwa, jakie wykoncypowały w ichnich laboratoriach…

Jak DARPA przygotowała grunt pod “szybkie leczenie” COVID’a-19

17 grudnia 2020 

Była dyrektor DARPA (DEFENSE ADVANCED RESEARCH PROJECT AGENCY), Regina Dugan, dołączyła do Yahoo Finance Live, aby opowiedzieć o tajnej agencji rządowej stojącej za szczepionkami na COVID-19. https://en.wikipedia.org/wiki/Regina_E._Dugan https://en.wikipedia.org/wiki/DARPA

Transkrypcja video (link poniżej):

SEANA SMITH: Ponieważ szczepionka Pfizera zaczyna być dystrybuowana w tym tygodniu, a także przygotowujemy się na to, że następną szczepionką może być ta produkowana przez firmę Moderna, chcemy porozmawiać o roli, jaką amerykańska agencja obrony odegrała w przygotowaniu Stanów Zjednoczonych do bardzo szybkiej produkcji szczepionki. W tym celu przedstawiamy Reginę Dugan. Jest byłą szefową DARPA. Do rozmowy dołącza również nasza reporterka Anjalee Khemlani.

Regina, pozwól, że zacznę od tego, że – jak sądzę – wyjaśnij nam, w jaki sposób inwestycje DARPA w ciągu ostatnich kilku lat, sięgające nawet ponad dekady, pomogły przyspieszyć tempo, które widzieliśmy w przypadku szczepionki COVID i doprowadziły nas do tego punktu, do którego byliśmy w stanie tak szybko dotrzeć.

REGINA DUGAN: Oczywiście, powinnaś wiedzieć, że DARPA powstała po Sputniku w roku 1958 w celu zapobieżenia i kreowania strategicznego zaskoczenia. Tak więc duże wyzwania związane z ryzykiem, słabościami i nowymi możliwościami, które moglibyśmy stworzyć, były rutyną w DARPA.

Pamiętam przełomowy moment w 2010 roku. Zastanawialiśmy się nad nowymi programami, a kierownik programu o nazwisku Dan Wattendorf zadał zbyt ambitne pytanie. Powiedział, co jeśli wybuchnie globalna pandemia i pojawi się nowy patogen? – To będzie katastrofa. Nie możemy czekać od 3 do 10 lat na szczepionkę. A co gdybyśmy użyli mRNA do stworzenia szczepionki w ciągu kilku dni i tygodni zamiast normalnych wieloletnich harmonogramów, trwających od 3 do 10 lat?

…………………

Dan WattendorfFundacja Billa i Melindy Gatesów

Dan Wattendorf, dyrektor ds. innowacyjnych rozwiązań technologicznych w Globalnym Dziale Zdrowia Fundacji Billa i Melindy Gatesów, kieruje działaniami mającymi na celu identyfikację i tworzenie platform biotechnologicznych, które skutkują nowymi opcjami dla globalnego zdrowia. Nadzoruje strategię Fundacji w zakresie opracowywania i wdrażania nowych biomarkerów, testów diagnostycznych i usług diagnostycznych dla krajów rozwijających się.

Przed dołączeniem do Fundacji w 2016 r. Dan był kierownikiem programu w Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych Obrony (DARPA), gdzie zainicjował i prowadził programy w zakresie diagnostyki, biologii syntetycznej komórek ssaków, szczepionek RNA; szybkiego odkrywania przeciwciał monoklonalnych, immunoprofilaktyki poprzez transfer genów i inżynierii czerwonych krwinek.

Wcześniej pełnił funkcję dyrektora Centrum Genetyki Medycznej Sił Powietrznych, dyrektora Centrum Genetyki Raka w Narodowym Wojskowym Centrum Medycznym Waltera Reeda oraz był klinicystą w Oddziale Genetyki Raka w Narodowym Instytucie Raka, NIH. https://ondemand.casss.org/b/sp/dan-wattendorf-2101

………………..

Ważne jest to, że w tamtym czasie wypróbowano szczepionki DNA. Wytwarzały one białko, ale nie produkowały go wystarczająco dużo. Brakowało im siły działania, więc nie było silnej odpowiedzi immunologicznej. Dan argumentował, że z mRNA może być inaczej.

W tamtym czasie było wielu krytyków. Twierdzili, że nie ma dowodów na to, że to zadziała, a Dan twierdził, że nie ma dowodów na to, że to nie zadziała. A jeśli tak, to pewnego dnia będzie to miało znaczenie i ten dzień nadszedł.

ANJALEE KHEMLANI: Regina, wiem, że jedną z naprawdę interesujących rzeczy jest to, że technologia mRNA znajduje się teraz w centrum uwagi. Widzieliśmy wdrożenie przez firmę Pfizer. Widzieliśmy również pewne obawy dotyczące tego, czy – jak głosi mit – może ona zmienić DNA, ale także niektóre skutki uboczne. Zastanawiam się więc, w oparciu o to, co obserwujesz i w oparciu o twoje zrozumienie technologii, czy jest to coś, czego możemy się spodziewać? Czy to normalne, że szczepionka wywołuje skutki uboczne?

REGINA DUGAN: Myślę, że to normalny postęp w badaniu bezpieczeństwa szczepionek. Pamiętajmy, że naszym zadaniem było stworzenie możliwości i myślę, że musimy zrozumieć, jak niezwykłe jest to osiągnięcie. Przeszliśmy od sekwencji wirusa do pierwszej dawki podanej ludziom w ciągu 63 dni. To bezprecedensowe osiągnięcie.

Teraz czeka nas jeszcze ciężka praca nad określeniem skuteczności, zrozumieniem dystrybucji i wszystkich tych rzeczy, ale pierwszym krokiem jest posiadanie kandydata na szczepionkę, który wywołuje odpowiedź immunologiczną i zapewnia ochronę.

W moim odczuciu będzie to jedno z najważniejszych osiągnięć naukowych naszego pokolenia i z pewnością znajdzie się w pierwszej piątce osiągnięć DARPA, która była również odpowiedzialna za wczesne inwestycje w Internet i GPS.

ANJALEE KHEMLANI: Absolutnie tak. Regina, kiedy mówimy teraz o opiece zdrowotnej i szybkości, z jaką to zostało zrobione, wiemy, że ta administracja szczególnie skupiła się na partnerstwach publiczno-prywatnych zajmujących się nie tylko firmami zajmującymi się opieką zdrowotną, ale także firmami technologicznymi w celu wdrożenia oprogramowania, które będzie śledzić niektóre z tych zdarzeń niepożądanych i monitorowanie bezpieczeństwa. Byłeś już wcześniej częścią tego świata i zastanawiam się tylko, jakie jest twoje zdanie na temat zdolności wielkich technologii do wkroczenia w tę przestrzeń opieki zdrowotnej, która była w pewnym sensie powolna technologicznie, ale jest też bardzo skomplikowana?

REGINA DUGAN: Cóż, mocno wierzę w partnerstwa publiczno-prywatne. W rzeczywistości, kiedy zainwestowaliśmy w Modernę w DARPA, były to trzy osoby. Te wczesne inwestycje są ważne, a teraz widzimy, co się stało z inwestycjami kapitału prywatnego.

Teraz musimy również rozważyć, co inne firmy technologiczne o ugruntowanej pozycji mogą wnieść do gry pod względem zasięgu i skali. Są to bardzo ważne kwestie.

Myślę jednak, że kluczową kwestią jest również to, czego potrzebujemy jeśli chodzi o nowe przełomowe rozwiązania? Jak zadawać nowe pytania „co by było, gdyby?” dla zdrowia publicznego i zdrowia ludzkiego. I to jest powód, dla którego przyjęłam rolę CEO w Welcome Leap, która została utworzona przez Wellcome Trust z początkowym finansowaniem w wysokości 300 milionów dolarów i specyficznym zleceniem. A jest nim zadawanie kolejnych pytań typu „co by było, gdyby?”, aby stworzyć kolejną rundę przełomowych odkryć dla ludzkiego zdrowia. Musimy robić te rzeczy na dużą skalę i musimy robić je we współpracy.

https://babylonianempire.wordpress.com/2021/07/13/trzeba-wydrzec-swiat-z-lap-oblakanych-skunksow-z-wellcome-leap-przeczytajcie-nad-czym-pracuja/embed/#?secret=Xd8sX7kgkR#?secret=tRTx2SHfuq

JEN ROGERS: Regina, uwielbiam czytać te historie, ponieważ dla mnie to jest jak „Mission Impossible”. To coś w rodzaju tego, co myślałem, że się wydarzy, jeśli kiedykolwiek dotknie nas pandemia. A potem nie poszło dokładnie według scenariusza filmowego, a wiele z tych win zostało nałożonych na administrację Trumpa, niezależnie od tego, czy chodziło o to, co wydarzyło się z CDC, czy też zgodnie z przewodnikiem po pandemii. Tak więc fakt, że to – o czym mówisz – faktycznie współpracowało z DARPA. Czy te pytania typu „co by było, gdyby?” są nadal zadawane, ponieważ istnieje wiele obaw dotyczących, no wiesz, głębokiego państwa i tego, co udało się zlikwidować, a co przetrwało ostatnie cztery lata. Czy jesteś pewna, że rząd i DARPA nadal zadają te pytania i wymyślą rozwiązania na następny raz, kiedy to się stanie?

REGINA DUGAN: Cóż, myślę, że DARPA jest stabilna, jak ja to widzę; a DARPA miała historycznie około 0,5% budżetu Departamentu Obrony. To niesamowita organizacja, jeśli chodzi o dźwignię, którą oferuje – niewielkie inwestycje, ale właśnie w tych kluczowych miejscach, w których potrzebujemy inwestycji odpornych na ryzyko.

Ale w dziedzinie zdrowia widzimy również prywatne organizacje, takie jak Wellcome Trust, Fundacja Gatesów, inne, które zaczynają zadawać tego rodzaju pytania „co by było, gdyby?”. Zdecydowanie musimy to robić na dużą skalę.

Myślę, że to oczywiste, że zdrowie ludzkie, globalne zdrowie będzie tego od nas wymagać. To nie tylko inwestycja etyczna. Jest to również inwestycja ekonomiczna, jak widzimy podczas obecnej pandemii.

SEANA SMITH: Regina Dugan, wspaniale było gościć cię w programie, byłą szefową DARPA. I oczywiście Anjalee Khemlani, zawsze wspaniale jest mieć cię podczas tych rozmów. Regina, wielkie dzięki. Porozmawiamy z tobą ponownie, miejmy nadzieję, że już wkrótce.

VIDEO pod linkiem: https://finance.yahoo.com/video/darpa-seeded-ground-rapid-covid-214655580.html

***

Kiedy na początku roku 2020 wybuchła pandemia COVID-19, decydujące znaczenie miało 10 lat finansowania przez DARPA badań i rozwoju szczepionek DNA i RNA, w tym 25 milionów dolarów przyznanych firmie Moderna na pomoc w stworzeniu platformy informacyjnego RNA.

27 SIERPNIA 2021

Nagroda Prezydenta różni się od innych, które wchodzą w skład nagród Federal 100. Nagrody Eagle i same nagrody Fed 100 są przyznawane za indywidualne osiągnięcia dokonane w jednym roku kalendarzowym. Ta nagroda może być przyznana zespołowi lub osobie indywidualnej i często jest wyrazem uznania dla pracy wykonywanej przez dłuższy czas, która w końcu przyniosła efekty.

DARPA – Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności została stworzona właśnie z myślą o tego rodzaju innowacjach.

Misją DARPA, utworzonej w roku 1958, jest patrzenie w przyszłość i inwestowanie w nowe technologie dla wojska. W ramach swojego celu, jakim jest ochrona wojsk amerykańskich na całym świecie przed zagrożeniami biologicznymi lub atakami, od roku 2011 agencja finansuje prace nad szczepionkami DNA i RNA oraz terapiami z użyciem przeciwciał. Kiedy na początku 2020 roku wybuchła pandemia COVID-19, wspomniana dekada badań i rozwoju okazała się kluczowa.

W 2013 roku DARPA przyznała firmie Moderna 25 milionów dolarów na pomoc w stworzeniu platformy messenger RNA. Prace te położyły podwaliny pod utworzenie Biura Technologii Biologicznych w 2014 roku i Platformy Zapobiegania Pandemii (P3) w 2017 roku. Celem programu P3 było opracowanie skalowalnej, adaptowalnej platformy szybkiego reagowania, która mogłaby wyprodukować potrzebne nowe szczepionki lub terapie przeciwciałami w ciągu 60 dni od pojawienia się nowego zagrożenia.

W odpowiedzi na wybuch epidemii COVID, Amy Jenkins, kierownik programu P3, szybko zareagowała i przyznała dotacje czterem grupom na wykorzystanie nowo opracowanej technologii do stworzenia szczepionki na COVID-19, co zostało osiągnięte w rekordowym czasie i uratowało niezliczoną liczbę istnień ludzkich.

Wiele innych osób i organizacji przyczyniło się do tego sukcesu: byli kierownicy programu DARPA – Dan Wattendorf i Matt Hepburn, wraz z Geoffem Lingiem, ówczesnym dyrektorem Biura Technologii Biologicznych, oraz byli dyrektorzy DARPARegina Dugan i Arati Prabhakar. Ponadto istotną rolę odegrała duża grupa międzyagencyjna, w skład której wchodzili urzędnicy z Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej oraz jego Biomedical Advanced Research and Development Authority, National Institutes of Health oraz DOD’s Joint Program Executive Office for Chemical, Biological, Radiological and Nuclear Defense.

Jednak to DARPA przewodzi owym wysiłkom od ponad 10 lat, a jej finansowanie potencjalnych szczepionek i terapii z wykorzystaniem przeciwciał stworzyło ramy dla wdrożenia nowych szczepionek w rekordowym czasie.

INFO: https://www.nextgov.com/acquisition/2021/08/darpas-pandemic-prevention-platform/259090/

https://babylonianempire.wordpress.com/2021/12/07/video-wynalazca-szczepionki-nie-szczepi-sie/embed/#?secret=OeP5YNSVvc#?secret=ksuV5GAzTa

https://babylonianempire.wordpress.com/2024/11/02/nowa-holenderska-minister-zdrowia-wyznaje-musimy-wykonywac-rozkazy-nato-usa-i-nctv-covid-to-operacja-wojskowa/embed/#?secret=qZV3RLYrw0#?secret=S6LL4KpOkL

Bieda z nędzą. Kandydaci PiS na prezydenta nie reprezentują polskiej racji stanu

Bieda z nędzą. Kandydaci PiS na prezydenta nie reprezentują polskiej racji stanu

Autor: CzarnaLimuzyna, 21 listopada 2024

Tristram Paul Hillier

Jeżeli ktoś ma wątpliwości może to łatwo sprawdzić, zadając kandydatom kilka pytań dotyczących poniższych postulatów.

Motto: „Każdy kto zakazuje na terenie RP wydobycia węgla, każdy kto chce nam założyć maski na twarz, zakazuje korzystania z żywego ognia, ogranicza hodowlę zwierząt, roślin, uprawę ziemi, każdy jest rodowodem spokrewniony z bestialskimi ideologiami III Rzeszy Niemieckiej”. /ks. prof. Tadeusz Guz „ Zakamuflowane metody totalitaryzmu…”/

To co zamieszczam poniżej należy do kategorii polskich czerwonych linii – naszych granic, które przeciwnik już przekroczył ustanawiając na tych obszarach stan okupacji w formie zapisów prawnych, narzuconych regulacji. Te obszary należy odzyskać.

P o s t u l a t y

—Natychmiastowe i całkowite odejście od regulacji klimatycznych, przede wszystkim zniesienie limitów dotyczących emisji CO2 i związanych z tym opłat. Przerwanie lockdownu w energetyce, powrót do naturalnych surowców m.in. do węgla. /Raport/

—Natychmiastowe wydalenie z Polski wszystkich nielegalnych migrantów, a także mających prawo pobytu, ale nie spełniających innych warunków: będących zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polaków, w tym dezerterów z Ukrainy oraz osób, które weszły w konflikt z polskim prawem.

—Uszczelnienie polskich granic na wschodzie i zachodzie Polski. Likwidacja V kolumny w Polsce – organizacji finansowanych z zagranicy zajmujących się dywersją ideologiczną i przemytem ludzi.

—Podpisanie nowej umowy stowarzyszeniowej z Unią na korzystnych warunkach dla Polski, z wyłączeniem jakiejkolwiek możliwości ingerencji w normy społeczne, moralne, kulturowe wynikające z cywilizacji łacińskiej. W przypadku trwającej obstrukcji z unijnej strony – Polexit.

—Postawienie na wokandzie międzynarodowej reparacji wojennych od Niemiec.

—Uzależnienie pomocy materialnej dla Ukrainy od bezwarunkowej zgody na ekshumacje na Wołyniu, a także uchwalenie ustawy IPN zakazującej w połączeniu z sankcją karną propagowania ideologii totalitarnych i ludobójczych nie wyłączając banderowskiej, a także zakazującej szkalowania Polski i Polaków przez kogokolwiek.

—Zakaz urządzania na terenie polskich instytucji państwowych obcych manifestacji politycznych, w tym obrządków typu Chanuka. Zakaz uczestnictwa polskich urzędników w antypolskiej agendzie.

— Rozliczenie “pandemii”.

Eurostat, dane za rok 2023

—Likwidacja systemu partyjnego i wprowadzenie systemu JOW, likwidacja przymusowego ZUS, zakończenie finansowania z kieszeni polskiego podatnika bezpłatnego leczenia obcokrajowców z wyjątkiem dzieci. Reforma systemu podatkowego.

—Zniesienie post-hitlerowskiego i post-stalinowskiego zakazu posiadania broni przez Polaków. Odbudowa armii, nie pozorowana, lecz prawdziwa.

—Najważniejsze: Intronizacja Chrystusa Króla, restytucja polskiej państwowości, nowa konstytucja, przywrócenie prawa własności Polakom na polskiej ziemi, naprawa wszystkich zniszczeń jakich dokonały aktualne władze m.in. w szkolnictwie.

Zdaję sobie sprawę, że część ludzi nie będzie w stanie przeczytać tego ze zrozumieniem, ale to tylko oznacza, że nie są zdolni do udźwignięcia polskich obowiązków. Oznacza to, że to nie oni powinni decydować o Polsce. Proszę dopisywać jeżeli coś przeoczyłem.

Przypominam, że dotychczas mieliśmy za prezydentów: Sługę Moskwy – komunistycznego generała Jaruzelskiego. Potem w kolejności byli: „ Bolek” tajny współpracownik komunistycznych służb, dwie kadencje Kwaśniewskiego, komunisty będącego członkiem formacji, której pierwszy człon założyli agenci Kominternu podlegli GRU. Był Lech Kaczyński, pod-semita i zdrajca lizboński, a następnie sprawiający wrażenie dybuka – Komorowski, patron marszu od niepodległości z herbem w postaci orła z czekolady. Kończy kadencję Andrzej Duda – „anglosaski, żydowski i banderowski lokaj”/ Grzegorz Braun o Dudzie/

____________________________

Grafika: Tristram Paul‏ Hillier

“Syjonizm to nazizm. Goje wszystkich krajów – łączcie się”

Braun uderzył w stół. Oburzeni Żydzi piszą do przewodniczącej Parlamentu Europejskiego

15.11.2024 https://nczas.info/2024/11/15/braun-uderzyl-w-stol-oburzeni-zydzi-pisza-do-przewodniczacej-parlamentu-europejskiego-video/

„Uderz w stół, a nożyce się odezwą” – tak polski poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Braun skomentował nowy donos organizacji żydowskich do przewodniczącej Parlamentu Europejskiego. Co tak oburzyło „starszych i mądrzejszych”? Jak zwykle kilka słów prawdy.

Na Grzegorza Brauna skargę złożył nie byle kto, bo przedstawiciele najbardziej wpływowych organizacji żydowskich na świecie tj. American Jewish Committee i European Jewish Congress. Syjonistom nie spodobało się to, że poseł Grzegorz Braun wytknął im obrzydliwy rasizm.

Dzień wcześniej Braun w parlamencie Europejskim dał krótkie przemówienie ws. wydarzeń w Amsterdamie, gdzie żydowscy kibole sprowokowali zamieszki, a Żydzi twierdzą, że to był „pogrom”.

„Chciałbym wyrazić moją wdzięczność dla wszystkich fanów piłki nożnej w Europie, którzy pokazali, że nie akceptują żydowskiego rasizmu” mówił Braun.

„Izraelscy chuligani, którzy najechali Amsterdam w ubiegłym tygodniu, śpiewali „Dlaczego nie ma szkół w Strefie Gazy? Bo zabiliśmy wszystkie dzieci!” To ich piosenka. Dlatego wyrażam wdzięczność każdemu, kto potępia taką ekspresję żydowskiego rasizmu. Syjonizm to nazizm. Goje wszystkich krajów – łączcie się” – powiedział Grzegorz Braun.

Musiało to zagotować żydowskich aktywistów syjonizmu, bo już następnego dnia wystosowali pismo do przewodniczącej Parlamentu Europejskiego, Roberty Metsoli, w którym wyrazili swoje oburzenie na Brauna i obsztorcowali Parlament Europejski, że nie zareagował odpowiednio, czyli nie potępił, nie przeprosił i nie wyrzucił Brauna za drzwi.

„Chcemy wyrazić nasze oburzenie antysemickim wystąpieniem i nawoływaniem do przemocy przez posła do Parlamentu Europejskiego Brauna podczas wczorajszej debaty na temat antyizraelskich i antyżydowskich zamieszek w Amsterdamie i wzywamy do ukarania go w najszerszym zakresie przepisów parlamentarnych” – napisali Daniel Schwammenthal, dytrektor AJC Transatlantic Institute i dr Ariel Muzicant, Prezydent European Jewish Congress.

„W swoich uwagach transmitowanych na żywo w Internecie i oglądanych przez cały świat poseł do Parlamentu Europejskiego Braun podziękował bandytom, którzy polują na Izraelczyków i Żydów na ulicach, zniesławił syjonizm jako nazizm i wezwał wszystkich Gojów na całym świecie do zjednoczenia się przeciwko Żydom.”

W powyższym zdaniu panów autorów zdecydowanie poniosła fantazja – poseł Braun mówił o żydowskim rasizmie i syjonizmie i dziękował za potępianie tych negatywnych zjawisk, a nie do jednoczenia się przeciwko Żydom, czy dziękowaniu jakimś bandytom.

„Chcemy także wyrazić nasze rozczarowanie faktem, że wiceprzewodniczący Zīle, który nadzorował debatę plenarną, nie potępił posła do Parlamentu Europejskiego Brauna. Zamiast tego po prostu powiedział „dziękuję” i przeszedł do następnego mówcy, jakby właśnie nie wydarzyło się nic niezwykłego. Kiedy poseł do Parlamentu Europejskiego wygłasza takie nienawistne uwagi, odpowiednią reakcją byłoby co najmniej wezwanie do porządku, jeśli nie wyrzucenie go z izby.”

Dalej panowie przytaczają argumentum ad Holocaustum i wspominają jakie złe rzeczy zrobił im Hamas, jednak nie przypominają, że w wojnie z Hamasem giną głównie palestyńskie kobiety i dzieci. Na końcu domagają się pilnej interwencji ws. posła Brauna.

„Społeczność żydowska w Europie zmaga się nie tylko z szokiem wywołanym masakrą Hamasu z 7 października, ale także z eksplozją antysemityzmu tutaj, na naszym kontynencie. Nasza cenna unia, nasze demokratyczne prawa i wartości zostały zbudowane na popiołach Holokaustu. Dlatego niezwykle istotne jest podjęcie natychmiastowych działań przeciwko temu nikczemnemu przejawowi antysemityzmu i podżegania w Europejskiej Izbie Demokracji. Z góry dziękujemy za zainteresowanie tą sprawą. Z niecierpliwością czekamy na Wasze przywództwo, które zajmie się tym incydentem ze zdecydowaniem, jakiego wymaga ochrona godności i wartości Parlamentu Europejskiego” – kończą swój list przedstawiciele organizacji żydowskich.

Żydowskie wojny i nacjonalizm jest dobry, a inne nacjonalizmy to samo zło, i potępiać można tylko te drugie.

Destrukcja polskiej edukacji

Destrukcja polskiej edukacji (3)

https://myslpolska.info/2024/11/21/destrukcja-polskiej-edukacji-3/

Olaf Swolkień

„Dziś otrzymujemy trzy wychowania rozmaite lub sprzeczne: rodziców, nauczyciela i świata (…) Nie wyrodnieje rodzący się lud: ginie dopiero wówczas, kiedy dorośli mężowie są już skażeni„, Monteskiusz, „O duchu praw”

„Rodzina, która nie kontroluje, czy nie potrafi kontrolować środowiska informacyjnego dzieci, właściwie w ogóle nie jest rodziną”, Neil Postman, „Technopol”

„Moje dzieci dzielą się na te przed i po wynalezieniu  smartfona”, Ojciec wielodzietnej rodziny

Podsumowaniem zmian jakie w szkole chce zaprowadzić ekipa minister Barbary Nowackiej jest tak zwany profil absolwenta. Na temat jego kształtu trwają obecnie konsultacje. Przykładowy profil jaki zaprezentował MEN, a który ma stanowić punkt docelowy procesu edukacji jest zbudowany tak by nie budzić wielkich sprzeciwów. W centrum znajduje się wiedza i umiejętności oraz a jakże nacisk na cyfryzację życia, potem kompetencje, sprawczość i obszary kształcenia, a wszystko zanurzone w tak zwanym wychowaniu do wartości takich jak: prawda, dobro, piękno, ale także sprawiedliwość, odpowiedzialność, szacunek i solidarność. Brzmi nieźle, ale w epoce postprawdy, walki z kanonami piękna oraz dowolnego manipulowania znaczeniami i sensem słów można pod te szczytne hasła wstawić wszystko.

Warto także zwrócić uwagę, że w projekcie profilu absolwenta nie ma takich pojęć jak charakter, cnota (np. cnoty kardynalne: męstwo, roztropność, sprawiedliwość i umiar), wola, patriotyzm, naród, ojczyzna czy po prostu Polska. Ma to związek z planami włączenia polskiej edukacji do Europejskiego Obszaru Edukacji oraz przygotowania tak sformatowanych absolwentów do łatwego zmieniania miejsca pracy i zamieszkania. Zamiast patriotyzmu  wpisano jedynie „tożsamość i poczucie przynależności” co w związku z programem tzw. edukacji zdrowotnej w zależności od mody oznaczać może np. czucie się mężczyzną lub kobietą.

Tym co jest naprawdę rewolucyjne to fakt, że przygotowując taki profil szkoła minister Nowackiej deklaruje wyraźnie zamiar odgrywania decydującej roli w kształtowaniu światopoglądu i systemu wartości absolwenta. Stanowi to radykalne odejście od dotychczas obowiązującej zasady zapisanej w ustawie o systemie oświaty, w myśl której zadanie szkoły polegało oprócz nauczania i opieki na wspieraniu rodziców w procesie wychowania, a ci mieli konstytucyjne prawo do decydowania o jego kształcie i kierunku.

W sytuacji ogromnych podziałów społecznych i światopoglądowych taka ingerencja motywowanych ideologicznie urzędów będzie oznaczać spełnienie obaw, o których mówiła ekspert edukacyjna Jolanta Dobrzyńska  i uczynienie ze szkoły miejsca wojny kulturowej, co dodatkowo wykreuje atmosferę źle wpływającą na proces uczenia się. W parze z tym idzie coraz większa ilość regulacji prawnych, coraz agresywniej ingerujących w stosunki między dorosłymi i młodzieżą, nauczycielami i uczniami, a także rodzicami i dziećmi.

Obniżenie poziomu nauczania szkół publicznych oraz likwidacja obowiązku i oceniania zadań domowych w oczywisty sposób przyczynią się do pogłębienia podziałów opartych o zamożność i kapitał kulturowy rodziców. Bogaci i ustosunkowani poślą dzieci do szkół prywatnych, inteligentni będą dbać by dziecko utrwalało w domu szkolny materiał i odrabiało zadania domowe. Inni zafundują dzieciom dodatkowe lekcje.

Jednak wszystkie te rozważania pomijają milczeniem najważniejszy problem wychowawczy z jakim mamy dzisiaj do czynienia, a który można zauważyć obserwując polską młodzież na spacerze, w środkach transportu, w czasie rozmowy z rówieśnikami i niemal w każdej innej życiowej sytuacji, a którego zauważać nie chcemy. Pośrednia aprobata dla jego istnienia jest umieszczona w samym sercu planowanego profilu absolwenta. George Orwell w swojej słynnej powieści „Rok 1984” przewidywał, że telewizory w domach będą nas śledzić i wydawać polecenia, jednak nie wyobraził sobie, że ludzie sami będą je nosić w ręku niczym kiedyś palacze papierosy i z własnej woli oglądać treści podsuwane przez specjalistów od śpiewu i mas.

W wypadku polskiej młodzieży ma to miejsce przez średnio ponad 5 godzin dziennie, a więc tygodniowo co najmniej tyle ile trwają zajęcia lekcyjne w szkole. To co stało się za sprawą smartfonów przez 17 lat od ich pojawienia się na rynku, słynny niemiecki neurobiolog i psychiatra Manfred Spitzer nazwał epidemią. Przedtem zwrócił uwagę na spustoszenie jakie czyni cyfryzacja edukacji i wielogodzinny kontakt z ekranami. Jego pierwsza sprzedana w Niemczech w setkach tysięcy egzemplarzy książka nosiła tytuł „Cyfrowa demencja” i zajmowała się głównie wpływem spędzania czasu i uczenia się za pośrednictwem różnego rodzaju ekranów; przede wszystkim komputerów, ale także tzw. tablic interaktywnych.

W ślad za nią ukazały się „Cyber choroby” i wreszcie ostatnia „Epidemia smartfonów”. Wszystkie zostały stosunkowo szybko przetłumaczone na polski (2013, 2015 i 2021). Spitzer przytoczył w nich szerokie spectrum badań potwierdzających całą gamę negatywnych skutków jakie niesie za sobą cyfryzacja dla młodzieży. Zatrważające są statystyki dotyczące zdrowia fizycznego poczynając od krótkowzroczności, która w Korei Południowej w ciągu krótkiego okresu wzrosła z 5 do 90%, poprzez stany przedcukrzycowe, podwyższone ciśnienie, zaburzenia snu i otyłość u nastolatków. Jeszcze większe spustoszenie czyni przebywanie online w zdrowiu psychicznym i tak np. w USA w ciągu 7 lat podwoiła się liczba samobójstw wśród dziewcząt, depresja wśród młodzieży stała się zjawiskiem masowym. Ogromne szkody czyni cyfryzacja w procesie formowania charakteru, ćwiczenia siły woli i samokontroli, a więc tych czynników, które decydują o udanym życiu. Wiele nastolatków, a nawet dzieci przejawia oznaki silnego uzależnienia behawioralnego i na odebranie smartfona reaguje napadami furii lub co najmniej swego rodzaju narkotykowym głodem. Uzależnienie od smartfonów pociąga za sobą kolejne uzależnienia, wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się uzależnienie od pornografii. W raporcie NASK (Zespół Koordynacyjny Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej przy Uniwersytecie Warszawskim) z 2022 r. podano, że co czwarty polski nastolatek ogląda treści pornograficzne codziennie, czyni to także co piąte dziecko. Jakie będą tego konsekwencje dla przyszłych relacji, życia rodzinnego (o ile w ogóle do niego dojdzie) nie trudno zgadnąć. Oprócz twórców i właścicieli stron pornograficznych wychowaniem polskiej młodzieży zajmują się tak zwani influencerzy, którzy epatują wulgaryzmami, prymitywizmem treści i formy. Nawet rodzice dbający o swoje dzieci i potrafiący zablokować tego typu treści są bezradni, gdyż w szkole wszelkie blokady i zakazy omijają rówieśnicy, których rodzice albo się tym nie interesują albo nie potrafią tego typu treści zablokować, a których dzieci chętnie podsuwają je kolegom.

Jednak tym co z punktu widzenia szkoły jest najbardziej znaczące, to fatalny wpływ cyfryzacji na proces uczenia się i możliwości poznawcze. Wszystkie dostępne badania pokazują, że już samo posiadanie przez dziecko własnego komputera i elektronicznych gadżetów fatalnie wpływa na wyniki w nauce i ogólny rozwój dziecka. Szczególnie negatywny wpływ ma to na dzieci z rodzin o niższym kapitale kulturowym, a więc zwiększa, a nie zmniejsza jak fałszywie głoszą lobbyści i politycy różnice społeczne, de facto krzywdząc dzieci rodziców uboższych, mających mniej wolnego czasu i mniej wykształconych. W szerszej skali widać to na przykładzie międzynarodowych testów PISA (Programme for International Student Assessment)  gdzie wyniki i badania wskazują, że jak pisze Spitzer: „Zależność między wydatkami na komputery w szkołach, a osiągnięciami matematycznymi dzieci jest ujemna, czyli im więcej pieniędzy zainwestowano w danym kraju w komputery w szkole (w przeliczeniu na ucznia) tym szybciej pogarszały się osiągnięcia uczniów (OECD 2015) (…) Finlandia niecałe 20 lat temu, na początkowym etapie analizy danych w ramach testu PISA, była jego zwycięzcą (czego zazdrościło jej wiele krajów); dzisiaj wyniki fińskich uczniów są w środku stawki.” Dodać w tym miejscu należy, że począwszy od roku 2003 wyniki fińskich uczniów we wszystkich trzech badanych obszarach; matematyka, czytanie, szeroko rozumiana przyroda stale spadają i w ciągu dwóch dekad XX  wieku obniżyły się średnio o 20%. Niektóre kraje, które początkowo uległy propagandzie cyfrowych lobbystów zaczęły wyciągać z tych faktów wnioski i np. „Australia po spadku w rankingu PISA w 2008 roku, zainwestowała ok. 2,4 miliarda dolarów australijskich w wyposażenie szkół w laptopy. Natomiast od 2016 roku laptopy są zabierane. Uczniowie robili z nimi wszystko poza jednym – uczeniem się.” Kraje skandynawskie powracają do pisania piórem i ołówkiem, co jak wykazały badania daje o wiele lepsze wyniki w nauce niż posługiwanie się przyciskami klawiatury.

W Korei Południowej gdzie jak przytacza Spitzer: ”Tamtejsze ministerstwo nauki podaje, że odsetek uzależnionych od smartfonów młodych ludzi w wieku od 10 do 19 lat wynosi już ponad 30%. Już od kilku lat – po raz pierwszy na świecie (…) obowiązuje prawo ograniczające i reglamentujące używanie smartfonów przez osoby poniżej 19 roku życia. W tym celu wykorzystywane jest oprogramowanie blokujące dostęp do pornografii i przemocy, rejestrujące czas używania i zgłaszające rodzicom, gdy określone słowa (…) są wystukiwane na klawiaturze smartfona. Ponadto rodzice są informowani, gdy dzienne używanie smartfona (…) przekroczy określony, ustalony limit.” Już po ukazaniu się prac Spitzera śladem Korei poszły Chiny, a także coraz więcej krajów zachodnich. Wielkim zwolennikiem ograniczeń w używaniu smartfonów w szkołach jest premier Węgier Wiktor Orban.

W latach 1990 kiedy broniłem polskich kolei, transportu zbiorowego i ładu przestrzennego na jednym z transparentów mieliśmy napis: „Uczmy się na błędach Zachodu”. Zetknąłem się wtedy z dwoma zjawiskami: działaniem lobbystów branży motoryzacyjnej oraz z wygodną ignorancją urzędników, dziennikarzy, kolejowych związkowców, przy totalnej obojętności społeczeństwa ogłupionego przez sprzedajnych ekspertów i nieuków piastujących wysokie stanowiska w polityce i urzędach. W wypadku cyfryzacji sytuacja jest identyczna.

Minister Przemysław Czarnek dla taniego poklasku i prawdopodobnie z powodu totalnej ignorancji zafundował dzieciom za pieniądze podatnika laptopy, a kurator oświaty z którą rozmawiałem w roku 2022 w ogóle nie słyszała o książkach Spitzera. Organizacje społeczne w czasie rządów PiS zwracały się do MEN o wprowadzenie zakazu używania smartfonów w szkołach. W odpowiedzi zawsze słyszały, że leży to w gestii szkół, a poza tym w odpowiedziach MEN przeważało ledwie zawoalowane przekonanie, że od tak zwanego rozwoju nie uciekniemy i wystarczy tylko zadbać by z nowej cudownej technologii korzystać we właściwy sposób.

Z własnego doświadczenia wiem, że interweniowanie u posłów w sprawach uwzględnienia w decyzjach politycznych negatywnych skutków nowych technologii zawsze było trudne z powodu ich obawy przed oskarżeniami o „powrót na drzewo”, „do jaskiń” czy „do Średniowiecza”, jednak w wypadku cyfryzacji usłyszałem od uczciwej skądinąd posłanki, że po prostu chce żyć i dlatego nic w tej sprawie nie zrobi. Pieniądze jakie płyną wraz z cyfryzacją z budżetu państw do kieszeni korporacji są tak ogromne, że nawet kraje o mocniejszej demokracji i dojrzalszej opinii publicznej mają kłopot by poddać  ten proces kontroli i zająć się także jego ciemnymi stronami. W dodatku cyfryzacja jest podstawowym narzędziem kontroli i inwigilacji, a to z kolei sprawia, że cała elita władzy i biurokracja sa zainteresowane jej postępami. W Niemczech książki Spitzera były bestsellerami, on sam gościł w mediach głównego nurtu, gdzie trwała na ten temat autentyczna debata.

Jednak działalność jawnych i ukrytych lobbystów sprawiła, że jak pisał: „Posiedzenie komisji (chodzi o komisję ekspercką ds. Młodzieży przy niemieckim Bundestagu) trwało dwa razy dłużej niż zwykle, a posłowie sprawiali wrażenie bardzo zainteresowanych tematem. Pod koniec sześciotygodniowych obrad powstał długi protokół, który zamknięto konkluzją, że nie stwierdzono konieczności podjęcia jakichkolwiek działań.” Spitzer został także zaproszony przez parlament landu Hesji do udziału w obradach grupy ekspertów na temat mediów, ale jak pisze: „Okazało się, że grupa ta ekspercką nie była; składała się z dwudziestu dziewięciu lobbystów i przedstawicieli różnych organizacji – jedynym ekspertem byłem ja.” Jak dotąd w Niemczech zakaz smartfonów w szkołach wprowadziła jedynie Bawaria.

Spitzer w swoich pracach koncentruje się przede wszystkim na efektach cyfryzacji nauczania w obszarze zdrowia, neurobiologii, psychologii, poznania i skutkami dla szeroko pojętego życia społecznego. Jedynie epizodycznie podaje przykład wynalazków z przeszłości, których użycie okazało się szkodliwe i pomimo wiedzy np. o negatywnym wpływie na zdrowie ich użycie miało miejsce przez wiele dekad od ujawnienia tej zależności. Znacznie szerzej traktuje to zagadnienie nieżyjący już amerykański filozof i medioznawca Neil Postman, który w kolejnych książkach zajmował się wpływem technologii na kształt cywilizacji ze szczególnym uwzględnieniem edukacji i procesu uczenia się. Najbardziej znane jego prace  tłumaczone na polski to „Technopol”, „Zabawić się na śmierć” i „W stronę XVIII stulecia”. Pisał je jeszcze w okresie dominacji telewizji, ale już wtedy dostrzegał fatalne skutki bezrefleksyjnego kultu nowych technologii, a pośrednio także stojącego za nim scjentyzmu. Wpisywał się tym w długą listę klasyków i przypominał, że zależność tę dostrzegł jako pierwszy nie kto inny niż Platon, czemu dał wyraz przytaczając w Fajdrosie opowieść o królu Egiptu Tamuzie i bogu Teucie, w której ten pierwszy wskazał, że wynalazek pisma ma negatywne skutki ponieważ: „to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie. Uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości, a nie mądrość prawdziwą. Posiądą bowiem wielkie oczytanie bez nauki i będzie się im zdawało że wiele umieją, a po większej części nie będą umieli nic i tylko obcować z nimi będzie trudno, to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę.”

Ponad dwa tysiące lat potem te słowa okazują się zdumiewająco aktualne. Spitzer pisze: „Wyszukiwarki zasadniczo służą do pozyskiwania informacji jedynie wtedy, kiedy szukający sam już dużo wie.” Moje doświadczenia z pracy w szkole to potwierdzają: uczniowie proszeni o znalezienie w internecie odpowiedzi na zadane pytanie, mają kłopoty z wykonaniem tego zadania, o ile nie dysponują zasobem wiedzy. Inaczej mówiąc; żeby znaleźć trzeba najpierw wiedzieć.  Postman twierdzi zgodnie z doświadczeniem, że: „każda technologia jest zarazem ciężarem i błogosławieństwem; nie albo – albo, lecz tym i tym jednocześnie.” Jednak jak dodaje co najmniej od czasów Francisa Bacona nasza cywilizacja zatraciła świadomość tego zjawiska i przyznała technologii równorzędną rolę z doskonaleniem intelektu, ducha i charakteru jako środków potrzebnych dla szczęśliwego życia. Przez kolejne wieki oba światopoglądy trwały równolegle i w pewnym konflikcie.

Przełomowym momentem, w którym jak pisze Postman tradycyjny światopogląd i hierarchia wartości zeszły na dalszy plan były czasy i działania Henry’ego Forda oraz Fredericka W. Taylora (osiągnięcia tego ostatniego podziwiał Lenin, a Aldous  Huxley nie przypadkowo umieścił „Nowy wspaniały świat” w „erze Forda”). Naukowe zarządzanie jakie wprowadzili było przejawem zmiany całej rzeczywistości społecznej łącznie z życiem rodzinnym i edukacją. Technokracja zdaniem Postmana przeistoczyła się w technopol czyli totalitarną technokrację. Jak bardzo system podporządkował sobie nasze życie mało co świadczy tak dobrze jak przesunięcie wieku posiadania przez kobiety pierwszego dziecka  o średnio 10 lat czy fakt, że to wnuki uczą dzisiaj dziadków posługiwania się technologią zamiast czerpać z ich doświadczenia. Starsi tracą w ten sposób autorytet, a w konsekwencji wpływ na młodych.

Nawet krytycy profilu absolwenta nie dostrzegają czy może obawiają się zwrócić uwagę na centralne miejsce jakie w profilu absolwenta zajmuje cyfryzacja, a oznacza to, że technologia, a także jej bezrefleksyjny kult stanęły w centrum naszej hierarchii wartości. I mało kto chce zauważyć, że zgodnie z trafnym spostrzeżeniem Marksa o wynalazku strzemienia, który stworzył feudalizm i maszynie parowej która zrodziła kapitalizm, ma to wpływ na całość życia społecznego i psychikę jednostek. Kogo i jaki ustrój stworzy „cyfrowy świat” umieszczony w centrum profilu absolwenta nikt nie pyta, każdy zgadł? To właśnie ta zmiana, której znaczenie umyka naszej uwadze sprawia, że  nie dostrzegamy rzeczywistych przyczyn naszych kłopotów i zamiast skutecznego działania, dziwimy się i oburzamy.

Jeżeli dodać, że wprowadzanie nowych technologii zawsze wiąże się z zyskami jej dostawców i stratami innych, wtedy zobaczymy jak wielkie siły są zaangażowane w ten proces i o jak wielką stawkę toczy się gra. Postman wiele miejsca poświęcił tak zwanemu telewizyjnemu stylowi uczenia się przez oglądanie telewizji edukacyjnej i zabawę. Pisał: „Całkowicie uzasadnione jest stwierdzenie, że większa część podejmowanego w Stanach Zjednoczonych przedsięwzięcia edukacyjnego realizuje się nie w szkolnych klasach, ale w domu przed ekranem telewizora i nie pod nadzorem nauczycieli, ale zarządców sieci i komików.” W epoce smartfonów sprawują ją zgodnie z określeniem Andrzeja Zybertowicza cyberpanowie z Doliny Krzemowej, a minister Nowacka jest wobec ich potęgi i wpływu postacią o niewielkim znaczeniu. Postman podaje też przykłady szeregu zmian jakie wprowadziły nowe środki przekazu nie tylko w szkołach, ale także w rodzaju ludzi jakich wybieramy na najważniejsze stanowiska. Tak opisuje debaty prezydenckie sprzed półtora wieku: „zgodnie z zawartą umową Douglas mówił jako pierwszy przez godzinę, odpowiedź Lincolna trwała półtorej godziny, z kolei Douglas przez pół godziny ustosunkowywał się do odpowiedzi Lincolna. Była to debata znacznie krótsza od tych, do których obaj ci mężczyźni przywykli.”

Obecni uczniowie nie są w stanie nie tylko skupić się na dłuższym wykładzie, ale nawet film na you tube staje się dla nich po kilku minutach nużący. To samo dotyczy także coraz większego odsetka dorosłych. Polityków i intelektualistów zastąpili aktorzy, a nauczycieli nawiedzający szkoły perwersyjni przebierańcy. Jedni i drudzy odwołują się do emocji, słowa i logika wywodu zostały zastąpione przez obraz i wrażenia, którymi łatwo jest manipulować. Lincolna i Douglasa słuchali kowale, sklepikarze z podstawowym wykształceniem, posiadali jednak zdolność skupienia się i rozumienia dłuższych wywodów, nie znane było wtedy czytanie bez zrozumienia.

Wszystko to pokazuje, że sama zmiana programów szkolnych, wprowadzenie indoktrynacji czy nawet seksualizacji mają być może mniejsze znaczenie wobec tego czego młodych ludzi uczy dzisiaj cyfrowe życie, a także przykład pierwszego pokolenia cyfrowych rodziców, którzy sami są rządzeni przez cyber-panów. To także pierwsze pokolenie uczniów, którzy są w większości jedynakami, często wychowywanymi przez samotne matki. Wiele dzieci jest chronicznie chorych, a jako pokolenie nie są w stanie dorównać osiągnięciom poprzednich generacji w testach sprawności na lekcjach WF. Zamiast szlachetnej niewidzialnej ręki jako model działania na rzecz innych podsuwa się im czerwone serduszko na pokaz. Odnotowano już pierwszy przypadek wprowadzenia do statutu polskiej szkoły pojęcia tzw. osoby uczniowskiej. Większość powołanej przez ogól rodziców rady była za przyjęciem tego zapisu.

Dlatego program nowej, pasującej do czasów i sytuacji polskiej szkoły nie może być oderwany od stanu i wizji społeczeństwa, od autentycznego przemyślenia rzeczywistych zagrożeń, a edukacja musi być wpięta w całościowy model życia. Takich wizji czy choćby katalogu narodowych wad jakie wymagają przepracowania póki co brakuje. Obecny spór o edukację mógłby być dobrym punktem wyjścia do takiej debaty, podobnie jak miało to miejsce przed trzema wiekami w obliczu upadku Rzeczpospolitej.

Olaf Swolkień

Myśl Polska, nr 47-48 (17-24.11.2024)

Decentralizacja Kościoła, czyli pojednanie z Rewolucją

Decentralizacja Kościoła, czyli pojednanie z Rewolucją

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/decentralizacja-kosciola-czyli-pojednanie-z-rewolucja/

(Oprac. PCh24.pl)

Synod Biskupów o synodalności zakończony 27 października 2024 roku wyraził oczekiwanie zaprowadzania w Kościele katolickim głębokiej decentralizacji w oparciu o różnorodność. Oczekiwanie to jest zbieżne z wolą samego Franciszka, który prezentował decentralizację jako strategiczną drogę Kościoła już w 2013 roku. Jak poważne będą to zmiany i co konkretnie zmieni się w Kościele?

24 listopada 2013 roku Franciszek opublikował swój pierwszy, programowy dokument: adhortację apostolską Evangelii gaudium. Przedstawił w niej własną wizję “Kościoła katolickiego przyszłości”. Uwagę przykuwały wówczas zwłaszcza dwa stwierdzenia papieża: pierwsze dotyczące decentralizacji, drugie – różnorodności.

W paragrafie 16. Franciszek napisał:

„Nie uważam także, że należy oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie jest rzeczą stosowną, żeby Papież zastępował lokalne Episkopaty w rozeznaniu wszystkich problemów wyłaniających się na ich terytoriach. W tym sensie dostrzegam potrzebę przyjęcia zbawiennej decentralizacji”.

W paragrafie 40. stwierdził z kolei:

„[…] w obrębie Kościoła istnieją liczne kwestie, wokół których trwają badania i przeprowadza się refleksję z wielką wolnością. Różne prądy myślowe filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie, jeśli pozwalają się zharmonizować przez Ducha w szacunku i prawdzie, mogą przyczynić się do wzrastania Kościoła, o ile pomagają lepiej wyrazić wielki skarb Słowa. Ludziom śniącym o monolitycznej doktrynie, bronionej bez żadnych wyjątków przez wszystkich, może się to wydawać niedoskonałym rozpraszaniem. Ale prawdą jest, że tego rodzaju różnorodność pomaga w ukazywaniu i lepszym pogłębianiu różnych aspektów niewyczerpanego bogactwa Ewangelii”.

Połączywszy jedno z drugim można było już wtedy, na początku papieskiej drogi Franciszka, stworzyć obraz Kościoła, w którym znacząco wzrasta różnorodność doktrynalna w Kościele.

Realizacja idei. Początek nowej ery

Autor cytowanych tu słów zaczął przekuwać powyższe idee w czyn już w lutym roku 2014, kiedy zwołał do Watykanu pierwszy konsystorz. O wygłoszenie przemówienia do zebranych kardynałów poprosił niemieckiego teologa, kard. Waltera Kaspera. Ten, ceniony jako myśliciel także przez poprzednika Franciszka, kard. Józefa Ratzingera/Benedykta XVI, stał wówczas na stanowisku konieczności „pchnięcia naprzód” sprawstwa biskupów w różnych zagadnieniach – zwłaszcza moralnych. Postulował między innymi wprowadzenie nowych zasad dotyczących rozeznawania sytuacji osób żyjących w tzw. związkach nieregularnych, w tym rozwodników. Według Kaspera, w wielu przypadkach, pomimo trwania w powtórnym związku niesakramentalnym i życia w nim more uxorio (utrzymywania relacji intymnych), możliwe byłoby dopuszczenie do Komunii świętej, wbrew wcześniejszemu nauczaniu Kościoła.

Kasper powoływał się w swojej argumentacji na rolę sumienia indywidualnego, nawiązując do filozoficznej koncepcji sumienia wprowadzonej do myśli niemieckiej przez Immanuela Kanta, a w kolejnych dekadach coraz chętniej przyjmowanej w kręgach katolickich, zwłaszcza od lat 60. XX wieku, co przypieczętował w 1971 roku ks. prof. Alfons Auer, publikując monumentalną pracę z zakresu teologii moralnej (Autonome Moral und christlicher Glaube).

Kasper, argumentując na rzecz nowej dyscypliny sakramentalnej oraz większej odpowiedzialności biskupów w dziedzinie jej regulowania, posiłkował się też koncepcją eklezjologiczną, która wychodzi od historycznego pierwszeństwa Kościołów lokalnych wobec Kościoła powszechnego pod ścisłym kierunkiem Rzymu. W opozycji do tej koncepcji stał Ratzinger, akcentując ontologiczne pierwszeństwo Kościoła powszechnego. Rozstrzygnięcie problemu ma dziś poważne implikacje dla zakresu autonomii krajowych konferencji episkopatów.

W latach 2014 i 2015 z inicjatywy Franciszka odbyły się w Rzymie dwa Synody Biskupów poświęcone rodzinie. Ojciec Święty zdecydował się podsumować synody własną adhortacją apostolską Amoris laetitia, w której zawarto zasadnicze koncepcje promowane przez kardynała Kaspera. W punkcie 37. papież pisał o konieczności stworzenia większej przestrzeni dla „sumienia wiernych”, którzy winni „rozwijać swoje własne rozeznanie”, podczas gdy duchowni mają te sumienia „kształtować”, a nie je „zastępować”. W punkcie 303. Autor adhortacji stwierdził, że sumienie może uznać, iż w danej sytuacji nie da się wypełnić normy ogólnej Kościoła i wystarczające jest wypełnienie czegoś, co do tej normy tylko dąży, pozostając poniekąd realistycznie odległe od ideału. Wreszcie pojawił się też słynny przypis nr 351, który sugerował możliwość dopuszczania rozwodników do Eucharystii, nawet jeżeli w nowym związku nie zachowują wstrzemięźliwości.

W dniu publikacji Amoris laetitia 19 marca 2016 roku rozpoczęła się w Kościele katolickim nowa era, zgodnie ze strategią decentralizacji i różnorodności wyłożoną niespełna trzy lata wcześniej w Evangelii gaudium. Nie jest przypadkiem, że w tym samym 2016 roku w Niemczech ponownie wydano wspomniane tu już Autonome Moral und christlicher Glaube zmarłego jedenaście lat wcześniej ks. prof. Alfonsa Auera. Kolejne konferencje episkopatu zaczęły wydawać własne wytyczne do Amoris laetitia. Niektóre decydowały się pójść za propozycją Kaspera (Niemcy, Malta, Filipiny, część Argentyny), inne – nie (Polska, Kanada, Ukraina). Sytuacja w pewnej mierze przypominała o tym, co wydarzyło się po ogłoszeniu przez św. Pawła VI 25 lipca 1968 roku encykliki Humanae vitae o godności życia ludzkiego i planowaniu rodziny. Część episkopatów wydała wtedy własne wytyczne, pozwalając wiernym na stosowanie antykoncepcji na gruncie decyzji swojego sumienia (Niemcy, Austria, Kanada i inne). Podczas gdy w 1968 roku odejście od nauki Kościoła i przyjęcie „różnorodnego” podejścia odbywało się wbrew woli papieża, w 2016 roku było dokładnie odwrotnie.

Ku pojednaniu z rewolucją oświecenia

Decyzje podejmowane przez Franciszka były w oczywisty sposób inspirowane przez zmarłego w 2012 roku jezuickiego kardynała, Carlo Marię Martiniego. Martini optował za przyjęciem w Kościele katolickim nowej perspektywy. W 1999 roku podczas zwołanego do Rzymu przez św. Jana Pawła II Synodu Biskupów o Europie wygłosił szeroko komentowane przemówienie.

Purpurat mówił wówczas o szczególnym marzeniu, jakie żywi: o Kościele, który zdolny byłby do wejścia w permanentny stan synodalny, tak, by biskupi w doskonalszy niż dotąd sposób korzystali z zasady kolegialności, podejmując decyzje na najważniejsze tematy doktrynalne i duszpasterskie.

Istnieje poczucie, że dla biskupów dnia dzisiejszego i dla biskupów jutra – w Kościele, który jest coraz bardziej zróżnicowany w swoim języku – byłoby dobre i użyteczne, gdyby powtórzono doświadczenie komunii, kolegialności i Ducha Świętego, które ich poprzednicy przeżyli podczas Vaticanum II, a które nie jest już obecnie żywym wspomnieniem, nie licząc kilku świadków – przekonywał. Martini stwierdził, że „zasadniczo głównym zadaniem jest pogłębienie i rozwinięcie eklezjologii komunii Soboru Watykańskiego II”. Kardynał wymienił też najważniejsze tematy, którymi – jego zdaniem – Kościół powinien zająć się priorytetowo, korzystając z nowych narzędzi budowania komunii i kolegialności między biskupami. Wskazał następujące zagadnienia: sposób rozumienia i przeżywania kapłaństwa w związku z dotykającym wiele krajów brakiem powołań; rola kobiety w społeczeństwie świeckim oraz w Kościele; dyscyplina małżeńska oraz katolicka wizja seksualności; praktyka penitencjarna; relacje z Kościołami wschodnimi; ożywienie nadziei ekumenicznych; nowe rozważenie stosunku, jaki Kościół ma do demokracji oraz związków między prawem moralnym a prawem cywilnym.

Zasadniczym trzonem koncepcji kardynała Martiniego na płaszczyźnie filozoficznej było pogodzenie Kościoła katolickiego z rewolucją intelektualną, jaka wydarzyła się na Zachodzie wraz z oświeceniem i jego późniejszymi mentalnymi reperkusjami. Martini wiele razy mówił, że Kościół katolicki jest zapóźniony względem świata o 200 lat. Papież Franciszek, który lubi cytować te słowa, rozpoczął wielką operację likwidacji tego „zapóźnienia” właśnie 19 marca 2016 roku. Wprowadzenie w Amoris laetitia nowej koncepcji sumienia, zgodne z wizją Kantowską, stanowiło fundamentalny element nawiązywania łączności pomiędzy Kościołem a światem współczesnym.

W cytowanych wyżej słowach Martiniego Czytelnik znajdzie też zarys koncepcji synodalnej, którą rozwija papież Franciszek. Nie ma tu miejsca na to, by malować analogię pomiędzy wizją włoskiego jezuity, określaną często jako „permanentna soborowość”, a synodalnością forsowaną przez Jorge Mario Bergoglia jako „konstytutywny wymiar Kościoła”. Trzeba jednak pamiętać, że Franciszek jest intelektualnie i kościelno-politycznie zależny od Martiniego nie tylko w obszarze filozofii, ale również w kwestii narzędzi używanych do jej implementacji.

Proces synodalny jako pogłębienie decentralizacji i różnorodności

W 2020 roku obecny papież zapowiedział zwołanie na kolejny rok Synodu Biskupów o synodalności. Plany zostały jednak zmienione; możliwe, że jednym z powodów był wybuch problemów sanitarnych na świecie. W każdym razie już rok później Franciszek przedstawił nową wizję Synodu Biskupów. Nie miało chodzić tym razem o jedno pojedyncze wydarzenie, ale o kilkustopniowy proces, który zakończyłby się wypracowaniem „mapy drogowej” dla Kościoła przyszłości tak, aby nabrał on cech synodalnych. Historia tego procesu ze wszystkimi jej trudnościami i niejasnościami jest zbyt długa, by przedstawiać ją tu choćby pobieżnie; Czytelnika odsyłam do innych swoich tekstów i książek, gdzie od samego początku analizowałem dokumenty watykańskie i wypowiedzi czołowych przedstawicieli synodalności z Kurii Rzymskiej. Tu zwrócę uwagę jedynie na efekt finalny, to znaczy – dokument końcowy przyjęty w Rzymie przez zgromadzenie synodalne 26 października 2024 roku, a zaakceptowany przez papieża Franciszka jako własny.

W punkcie 129., w nawiązaniu do Evangelii gaudium, tekst mówi o konieczności zaprowadzania „zdrowej decentralizacji” w Kościele w oparciu o „inkulturację wiary”. W punkcie 134. wskazano z kolei, że biskupi powinni mieć swobodę podejmowania pewnych decyzji o rozwiązywania niektórych kwestii. Jakich, ma to zostać dopiero ustalone w procesie rozróżnienia między kwestiami do przekazania biskupom, a tymi zarezerwowanymi dla Ojca Świętego (reservatio papalis).

W tekście dokumentu aż dwudziestokrotnie pojawia się słowo „różnorodność”. Synod wskazuje, że „różnorodność” realizują Jezus Chrystus i Duch Święty, a papież jest „gwarantem jedności w różnorodności”. Sugeruje się, że „różnorodność” jest tożsama z katolickością. „Jedność w różnorodności jest dokładnie tym, co rozumiemy przez katolickość Kościoła” – głosi tekst, dodając, że taka różnorodność polega na „pluralizmie Kościołów sui iuris”. W punkcie 39. wskazuje się, że „kontekst lokalny” Kościoła jest miejscem, gdzie „manifestuje się i wypełnia powszechne powołanie Boga”. Punkt 124. mówi o „rozpoznaniu i docenieniu partykularnego kontekstu każdego Kościoła lokalnego, razem z jego historią i tradycją”. Ten sam punkt wskazuje, że Kościół ma mieć różne „tempo”, zależnie od regionu. Czytamy dosłownie: „Styl synodalny pozwala Kościołom lokalnym poruszać się w różnym tempie. Różnice w tempie mogą być postrzegane jako wyraz uprawnionej różnorodności oraz jako okazja do dzielenia się darami i wzajemnym ubogaceniem”. Następny punkt, 125., wskazuje na możliwość „rewizji” roli krajowych konferencji episkopatów tak, aby mogły one „autentycznie nauczać wiary we właściwy i zinkulturowany sposób wewnątrz różnych kontekstów” w takich kwestiach jak liturgia, katecheza, dyscyplina, teologia pastoralna i duchowość. Sugeruje się, że decyzje konferencji episkopatu mogłyby „narzucać kościelne zobowiązanie na każdego biskupa, który uczestniczył w decyzji”.

Kardynała Németa zapowiedź przyszłych zmian

O konkretnym charakterze synodalnej decentralizacji mówił niedawno abp László Német, metropolita Belgradu, nominowany przez Franciszka do kardynalskiej purpury. Abp Német jest ważną postacią Kościoła europejskiego. Urodził się w Serbii w rodzinie węgierskiej, w miejscowości, która przed II wojną światową była zamieszkana głównie przez ludność przybyłą tam dwa wieki wcześniej z niemieckiego Schwarzwaldu. Niemieckie odniesienia abp. Németa nie sprowadzają się jedynie do jego nazwiska (po węgiersku oznacza ono po prostu „Niemiec”); biskup, choć skończył seminarium werbistów w polskim Pieniężnie, pracował przez pewien czas w Austrii i dobrze zna tamtejsze środowiska kościelne. Przez lata pełnił ważne funkcje w Kościele katolickim na Węgrzech, a do Serbii skierował go Benedykt XVI. Franciszek w roku 2022 uczynił go metropolitą Belgradu, w tym roku kreuje go kardynałem. Abp Német łączy w swojej osobie europejski wschód i zachód; od 2021 roku jest też wiceprzewodniczącym ważnej organizacji kościelnej CCEE, czyli Rady Konferencji Episkopatów Europy, której Franciszek powierzył przygotowanie procesu synodalnego na naszym kontynencie.

Német, który nie kryje swojej bliskości intelektualnej wobec germańskiego progresizmu, był uczestnikiem obu sesji Synodu Biskupów o synodalności w Rzymie. W rozmowie z portalem Katholisch.de, podsumowując dokument finalny synodu, ten wpływowy hierarcha wielokrotnie podkreślał przyjęty w Kościele kierunek decentralizacyjny. Wskazywał na dwie konkretne sprawy: rolę kobiety oraz podejście do fenomenu homoseksualizmu. W przypadku kobiet, jak powiedział, w Kościele zdecentralizowanym różne mogą być ich posługi i rola, zależnie od danego regionu – inne w Serbii, inne w Niemczech albo Szwajcarii. Podobnie gdy idzie o homoseksualizm. Abp Német odniósł się do recepcji deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans z 18 grudnia 2023 roku, która została na świecie przyjęta bardzo „różnorodnie”: podczas gdy episkopaty albo duże grupy biskupów w krajach zachodnich (nie tylko germańskich, także po części we Francji, Hiszpanii czy Włoszech) wypowiedziały się na ten temat pozytywnie i zapowiedziały swobodę w udzielaniu błogosławieństwa parom LGBT, to w innych miejscach hierarchowie zareagowali inaczej. Abp Német wskazał na przykład Czarnej Afryki, gdzie większość biskupów (choć nie wszyscy) odrzucili deklarację o błogosławieniu par jednopłciowych. Według abp. Németa, jest to właśnie przykład na funkcjonowanie zdecentralizowanego Kościoła w duchu synodalnym: papież wydaje jakieś zarządzenie, ale zależnie od lokalnego kontekstu jest ono różnie interpretowane, choć – zaznacza serbski hierarcha – z odrzucaniem takich zarządzeń nie można „przesadzać”, musi to mieć jakieś „granice”.

Podsumowanie

W lutym 2024 roku papież powołał 10 specjalnych komisji, które przygotowują szczegółową reformę Kościoła, zajmując się również tzw. tematami kontrowersyjnymi w obszarze doktryny i moralności. Dodatkowo pracują jeszcze dwa inne gremia, z których jedno opracowuje reformę prawa kanonicznego. Jest prawdopodobne, że wkrótce zostaną powołane kolejne, bo tego oczekiwali decydenci zgromadzeni na Synodzie Biskupów. Komisje mają zakończyć swoje prace w 2025 roku, a papież zrobi z tym, co zechce: wdroży w życie albo zwoła kolejne synody celem omówienia projektów reform.

Pewne jest jednak, że konstytutywnym elementem zmian synodalnych będą decentralizacja i różnorodność, tak, jak Franciszek ogłosił to 24 listopada 2013 roku w Evangelii gaudium, jak realizował to w praktyce poprzez Amoris laetitia z 19 marca 2016 roku i Fiducia supplicans z 18 grudnia 2023 roku, i tak wreszcie, jak wyraźnie oczekuje tego dokument finalny Synodu Biskupów o synodalności.

Specyfika Kościoła zdecentralizowanego może w najbliższych latach nie być na pierwszy rzut oka dostrzegalna w przeciętnej polskiej parafii czy nawet diecezji; jednak w perspektywie Kościoła powszechnego – już tak. Różnice pomiędzy poszczególnymi krajami oraz regionami, już dziś istniejące, będą tylko narastać, prowadząc do sytuacji, w której coraz większa liczba zagadnień poddana zostanie głębokiej „inkulturacji” zależnie od „lokalnego kontekstu”.

W ten sposób Franciszek umożliwia chętnym realizację projektu likwidacji sprzeczności pomiędzy Kościołem katolickim a filozoficzną i społeczną rewolucją zapoczątkowaną przez oświecenie, jednocześnie umożliwiając kroczenie „własnym tempem” tym lokalnym wspólnotom, które – z różnych przyczyn – nie chcą implementować u siebie całości tej rewolucji.

Jak wybiorą Polacy, czas pokaże.

Paweł Chmielewski

W piekle każdy jest mile widziany. “Todos, todos, todos”

Przerwana tama. „Fiducia supplicans” to droga do największego kryzysu w historii

https://pch24.pl/przerwana-tama-fiducia-supplicans-to-droga-do-najwiekszego-kryzysu-w-historii

(Fot. Pixabay)

Fiducia supplicans jako zerwanie tamy; Kościół jako przestrzeń zalana przez złowrogą ideologię szerzoną przez wpływowe grupy nacisku. Tak sytuację po ogłoszeniu deklaracji doktrynalnej o błogosławieniu par LGBT opisują dwaj brazylijscy działacze, José A. Ureta oraz Julio Loredo z TFP. Wstęp do ich książki „Zerwana tama” napisał holenderski biskup, Rob Mutsaerts.

„W 1994 roku założyciel TFP Plinio Corrêa de Oliveira potępił odgórne wysiłki władz Kościoła katolickiego i społeczeństwa świeckiego nakierowane na narzucenie «małżeństw» homoseksualnych. Rozumiał, że tego rodzaju autorytarne działanie doprowadzi do rozłamu, jako że nauka moralna Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu jest jasna i niezmienna: «Dojdzie wówczas do wewnętrznego starcia w Kościele; ten kryzys doprowadzi z kolei do jednego z największych wstrząsów w całej historii». «Przerwana tama» José A. Urety i Julia Loredo pokazuje, jak i dlaczego ostatnia deklaracja Watykanu «Fiducia supplicans» przyspieszyła nadchodzące starcie” – czytamy w opisie książki.

Książka na nieco ponad stu stronach przedstawia błędy, niejasności i dwuznaczności deklaracji Fiducia supplicans; przypomina o odwiecznym nauczaniu Kościoła na tematy moralne; wskazuje na przyczyny, dla których konkretnym grupom nacisku zależało na ogłoszeniu tego dokumentu.

 Praca została poprzedzona wstępem pióra holenderskiego biskupa, Roba Mutsaertsa z diecezji ‘s-Hertogenbosch. Od 2010 roku pełni on w niej urząd biskupa pomocniczego; jest znany z działalności publicystycznej, zarówno w formie książkowej jak i jako bloger.

„Pogląd, według którego Fiducia supplicans jest zgodna… z doktryną i tradycją, jest nie do utrzymania. FS przedstawia oczywiste sprzeczności. Pismo Święte i Tradycja są całkowicie jednoznacznie, gdy chodzi o moralną ocenę homoseksualizmu. FS z tym zrywa, prezentując możliwość błogosławienia grzesznego związku w imię Boga. Fakt, że błogosławieństwo ma trwać tylko kilka minut i że nie udziela się go w pobliżu ołtarza nie zmienia tej prawdy. W Piśmie i Tradycji nie ma podstaw do takiego błogosławieństwa” – napisał bp Rob Mutsaerts.

„FS odmawia nazwania zła po imieniu. W tej kwestii jest zgodna z obecnym Zeitgeistem: zaprzeczeniem grzechu, co jest konsekwencją dominującego subiektywizmu i współczesnego relatywizmu; zaprzeczenie prawdy, która – z definicji – odnosi się do wszystkich i zawsze” – dodał.

Biskup zwrócił też uwagę, że dzisiaj głosi się miłosierdzie bez żadnej pokuty – mówi się, że wszyscy są zaproszeni, jak to ujmuje Franciszek: „todos, todos, todos”. „Czy każdy jest zaproszony? Oczywiście. Ale nie bezwarunkowo. Bóg stawia warunki. Całą Biblię można podsumować w ten sposób: to wezwanie do pokuty i obietnica przebaczenia. Jednego nie można oddzielić od drugiego. Każdy jest zaproszony, ale nie każdy przyjmuje zaproszenie. […] Inny jest scenariusz w piekle. Tam każdy jest zaproszony bez żadnych warunków. Slogan diabła brzmi: chodź taki, jaki jesteś, nie musisz się zmieniać. Nie musisz prosić o przebaczenie. […] W piekle każdy jest mile widziany. Todos, todos, todos” – napisał.

Jak podsumował biskup, książka „Przerwana tama” Urety i Loredo „jasno pokazuje, że Fiducia supplicans jest rezultatem procesu przygotowanego przez dobrze zorganizowaną grupę nacisku w Kościele katolickim”.

Źródło: tfp.org Pach

Zasiłki powodziowe trafiły do 778 rodzin. Kilkanaście tysięcy rodzin wciąż czeka. Śnieg pada.

Do ilu powodzian trafiły pieniądze z zasiłków? Zapytaliśmy rzecznika wojewody

Do poniedziałku 18 listopada w województwie dolnośląskim liczba przyznanych zasiłków wynosiła zero.

21.11.2024 https://www.tysol.pl/a131098-do-ilu-powodzian-trafily-pieniadze-z-zasilkow-zapytalismy-rzecznika-wojewody

Przyznawanie zasiłków idzie opornie. Dwa miesiące po powodzi, zdecydowana większość poszkodowanych rodzin wciąż nie może rozpocząć remontów za obiecane przez rząd zasiłki. – Przecież to jest ogromna liczba osób, kilkanaście tysięcy wniosków, a w gminach jest ograniczona liczba urzędników w OPS-ach. To są malutkie urzędy – tłumaczy rzecznik wojewody dolnośląskiego.

Żelaźno, jedna ze zniszczonych podczas powodzi miejscowość na Dolnym Śląsku Do ilu powodzian trafiły pieniądze z zasiłków? Zapytaliśmy rzecznika wojewody

Żelaźno, jedna ze zniszczonych podczas powodzi miejscowość na Dolnym Śląsku / fot.Monika Rutke/Tysol.pl

Zasiłki trafiły do 778 rodzin

Dwa miesiące po powodzi, temperatura powietrza spada, zaczynają się opady śniegu, a poszkodowani wciąż nie mają pomocy finansowej deklarowanej przez rząd Donalda Tuska tzw. zasiłków na remonty mieszkań i domów. Wojewoda dolnośląski uspokaja, że środki “już” są przelewane. Jak powiedział Tysol.pl rzecznik prasowy wojewody dolnośląskiego Bartosz Wojciechowski, na dzisiaj pieniądze z zasiłków trafiły do 778 rodzin. 

Wpłynęły dla 3060 rodzin wnioski o wartości 227 mln zł, do dzisiaj wypłaciliśmy gminom kwotę 148 229 571 zł, a 778 rodzin ma już pieniądze na koncie  – mówi rzecznik.

Kilkanaście tysięcy rodzin wciąż czeka

Oznacza to, że w województwie dolnośląskim wciąż ponad kilkanaście tysięcy rodzin czeka na zasiłki.
Na pytanie, dlaczego proces wypłaty zasiłków tak się ciągnie pomimo zapewnień rządu, że powodzianie nie zostaną bez pomocy przed zimą, rzecznik odpowiada:

Przecież to jest ogromna liczba osób, kilkanaście tysięcy wniosków, a w gminach jest ograniczona liczba urzędników w OPS-ach. To są malutkie urzędy. Tymczasem my nie odpowiadamy za samorząd, my wspieramy samorząd. I teraz po tych wszystkich rozmowach i doświadczeniach już jesteśmy o tyle do przodu i wiemy, że to wsparcie urzędników jest potrzebne. Oni też myśleli, że sobie poradzą, przekierowywali z różnych innych wydziałów w swoich miejscowościach, w swoich miastach tylko to się okazało jeszcze niewystarczające.

Na szczęście, dzięki nagłośnieniu przez media w poprzednim tygodniu (w tym przez telewizję wPolsce24) stanu faktycznego (do poniedziałku 18 listopada w województwie dolnośląskim liczba przyznanych zasiłków wynosiła zero), będą z całej Polski kierowani urzędnicy dla wsparcia samorządów. 

Pragnę podkreślić, że ten system w tej formie jest dla nas nowością, że taka liczba wniosków i takie kwoty mają być wypłacane. Dlatego poprawiamy go z dnia na dzień – mówi Bartosz Wojciechowski. 

Widziałem, jak pochodził

Widziałem, jak pochodził

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    21 listopada 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5722

Słyszałem, że S. jest pochodzenia żydowskiego. Nawet widziałem, jak pochodził.

———————————-

Któż nie pamięta wiekopomnego odkrycia dokonanego w roku 1968 przez Antoniego Słonimskiego? Akurat odbywało się zebranie Związku Literatów Polskich, podczas którego przemówił literat Czesław Centkiewicz. Zazwyczaj zajmował się on Eskimosami, ale tym razem straszliwie pomstował na Żydów. Kiedy skończył swoją perorę, o głos poprosił Antoni Słonimski i powiedział: kolega Centkiewicz tak pomstuje na Żydów, a przecież on sam też Żyd. Na co Czesław Centkiewicz, czerwony z oburzenia, porwał się na równe nogi i krzyknął: jak to, jaki Żyd?! – na co Słonimski wyjaśnił: Żyd Polarny! Ale zanim jeszcze Antoni Słonimski dokonał swego wiekopomnego odkrycia nowego gatunku Żyda, zajmował się też żydowskim pochodzeniem. W cyklu felietonów „Załatwione odmownie” pisał m.in.: słyszałem, że S. jest pochodzenia żydowskiego. Nawet widziałem, jak pochodził.

Wspominam o tych odkryciach i obserwacjach w związku z ostatnim nieporozumieniem, jakie nastąpiło z udziałem naszej resortowej „Strokrotki”, czyli pani red. Moniki Olejnik odraz Księcia-Małżonka. Resortowa „Stokrotka” wezwała bowiem Księcia-Małżonka na przesłuchanie w związku z objawioną przezeń intencją kandydowania na stanowisko tubylczego prezydenta – no i zaczęła go przesłuchiwać. Podobny incydent przytrafił się jej już wcześniej, kiedy wezwała na przesłuchanie prof. Leszka Balcerowicza i swoim zwyczajem wzięła go w obroty – żeby się przyznał. Prof. Balcerowicz najpierw bardzo się zdziwił, ale gdy już ochłonął z pierwszego zaskoczenia, zaczął panią red. Monikę Olejnik bez ceregieli sztorcować. Wyglądało to tak, jakby tygrys w pewnym momencie chwycił batog i zaczął nim okładać swego pogromcę. Pani redaktor zrozumiała wtedy swój błąd i już do końca programu była cicha i pokornego serca. Tym razem było inaczej. Kiedy resortowa „Stokrotka” zagadnęła Księcia-Małżonka, czy przypadkiem jego kandydatura nie przysporzy mu trudności w Volksdeutsche Partei w związku z żydowskim pochodzeniem jego Małżnonki, oburzony Książę-Małżonek wstał i opuścił studio przed zakończeniem przesłuchania, rzucając na odchodne pogróżkę, że wystąpi do właściciela TVN z żądaniem dopilnowania, by zatrudnieni w tej stacji funkcjonariusze Propaganda Abteilung przestrzegali standardów – dlaczegoś akurat „dziennikarskich”.

W sukurs resortowej „Stokrotce” pośpieszył pan mecenas Roman Giertych oświadczając, że z pewnością nie jest ona antysemitką. Skoro sam Wielce Czcigodny pan mecenas Roman Giertych nas o tym zapewnia, to ja mu wierzę. Któż może lepiej znać się na antysemityzmie, niż on? Jego umiejętności w tej dziedzinie doceniły nawet w swoim czasie władze bezcennego Izraela, domagając się od najwyższych władz naszego bantustanu, by pana mecenasa Giertycha usunęły z tubylczego rządu. Na tamtym etapie bowiem pan mecenas był krytykowany nie tylko przez Judenrat „Gazety Wyborczej”, ale również przez młodzież szkolną, która przed gmachem Ministerstwa Edukacji przy Alei Szucha, który – jak wiadomo – jest patronem Gestapo – wykrzykiwała: „Giertych do wora, wór do jeziora!” – właśnie z powodu antysemityzmu, zarzucanego Młodzieży Wszechpolskiej, kierowanej akurat przez pana mecenasa Giertycha. No a teraz pan mecenas występuje w obronie resortowej „Stokrotki”, wystawiając jej certyfikat osoby wolnej od podejrzeń o antysemityzm. Jak to czasy się zmieniają!

Ale nie to jest w tej całej sprawie najważniejsze, chociaż symptomy dołączania pana mecenasa Romana Giertycha do grona autorytetów moralnych też zasługują na uwagę. Ważniejsza jednak jest kwestia świętego oburzenia, jakim zapłonął Książę-Małżonek na wzmiankę o żydowskim pochodzeniu jego Małżonki. Powinniśmy to sobie rozebrać z uwagą, bo zachowanie Księcia-Małżonka wskazywałoby, jakby uważał on żydowskie pochodzenie za coś nieprzyzwoitego, o czym nie wypada przypominać w porządnym towarzystwie. Rzeczywiście; nikt dobrze wychowany nie będzie w towarzystwie nieubłaganym palcem nikomu wytykał, że na przykład cierpi na syfilis, czy inną wstydliwą chorobę, albo – że nie oddaje pożyczonych pieniędzy lub wystawia czeki bez pokrycia. Muszę powiedzieć, że w tym mniemaniu Książę-Małżonek może nie być odosobniony. Przed laty zeznawałem w charakterze świadka w toczącym się przez 7 lat w niezawisłym sądzie w Lublinie w procesie kolegi Grzegorza Wysoka. Został on oskarżony przez niejakiego pana Karola Adamaszka, zatrudnionego w Judenracie lubelskiej mutacji „Gazety Wyborczej”, że w wydawanym przez siebie „Biuletynie” dopuścił się myślo-zbrodni, informując, iż pan red. Adam Michnik jest „Żydem Roku któregoś tam”. Zeznając w tej sprawie przypomniałem, że rzeczywiście pan red. Adam Michnik został przez jakąś nowojorską organizację żydowską uhonorowany tytułem „Żyda Roku”, bodajże 1990 i ten tytuł honorowy przyjął – o ile pamiętam – nawet z satysfakcją. Nie rozumiem tedy, na czym właściwie ma polegać myślozbrodnia kolegi Grzegorza Wysoka, a jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy, to podejrzenie, iż pan Karol Adamaszek prawdopodobnie uważa, iż bycie Żydem jest okolicznością wyjątkowo nieprzyzwoitą, którą powinno się przed światem ukrywać. Takie przekonanie jednak uważam za antysemickie, podobnie jak negowanie istnienia narodu żydowskiego i nie mogę powstrzymać zdumienia, iż tego rodzaj poglądy wyznawane są w lubelskiej mutacji „Gazety Wyborczej”. Nawiasem mówiąc, niezawisły pan sędzia też musiał mieć wątpliwości, czy myślozbrodnie rzeczywiście miały miejsce, ale z drugiej strony nie ośmielił się wprost zbagatelizować oskarżeń wysuniętych przez wspomniany Judenrat. Wydał bowiem po 7 latach wyrok salomonowy, w którym potwierdzał winę kolegi Wysoka, ale jednocześnie odstępował od wymierzania mu kary.

Ciekawe tedy, co właściwie ma na myśli Książę-Małżonek, mówiąc o konieczności przestrzegania „standardów dziennikarskich”. Przecież informacja o pochodzeniu Małżonki Księcia-Małżonka jest prawdziwa, podobnie jak prawdziwe mogą być opinie, jakoby dotychczasowa kariera polityczna Księcia-Małżonka ma z pochodzeniem jego Małżonki ścisły związek. Tymczasem po mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby pan Rafał Trzaskowski, który też pragnie zostać tubylczym prezydentem, miał pierwszorzędne, żydowskie korzenie. Jeśli to prawda, to nie ma przecież czego ukrywać, przeciwnie – należałoby tę okoliczność szczególnie wyeksponować, zwłaszcza w kontekście powtarzających się oskarżeń naszego mniej wartościowego narodu tubylczego o antysemityzm.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Aborcja, dewiacja, zboczenia, perwersja. Demoralizacja naszych dzieci w szkołach !!

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Minister Edukacji Barbara Nowacka chce demoralizować dzieci przymusową edukacją (pseudo)zdrowotną.

Przedmiot ma wejść do szkół podstawowych (od IV klasy) oraz średnich już 1 września 2025 roku i będzie przymusowy.

W programie: masturbacja, przygotowanie do inicjacji seksualnej, zgoda na seks, dbanie o zadowolenie seksualne partnera, antykoncepcja, aborcjaLGBTQ+, propaganda koncernów farmaceutycznych, podważanie autorytetu rodziców, oduczanie myślenia krytycznego, dewiacje seksualne jako norma w sferze płciowej, brak moralności w działaniu o charakterze seksualnym. Dzieci będą przymusowo odbierać treści o charakterze erotycznym, a nawet stricte pornograficznym.

Bardzo proszę o pilne podpisanie petycji przeciw planom MEN.

Petycja dostępna jest pod linkiem:

https://twojepetycje.pl/petycja/nie-dla-edukacji-zdrowotnej-w-szkolach/.

Po podpisaniu proszę przesłać ją innym osobom, aby także podpisały sprzeciw. Proszę też wrzucić link do petycji do Internetu na swoje kanały w mediach społecznościowych.

Szczególnie trzeba uświadamiać rodziców, którzy mają dzieci w szkołach, ale także… w edukacji domowej… Okazuje się bowiem, że dzieci w ED także będą musiały przyswoić ohydne treści i zdawać z nich egzaminy. Nikt nie ucieknie z piekielnego systemu.

Ponadto warto zainteresować petycją znajomych księży i siostry zakonne – pracując z dziećmi i młodzieżą, znają oni problemy młodych ludzi i z całą pewnością będą chcieli w duchu miłości bliźniego ocalić ich przed demoralizacją. Niech koniecznie podpiszą petycję.

Jeszcze raz podaję link do petycji:

https://twojepetycje.pl/petycja/nie-dla-edukacji-zdrowotnej-w-szkolach/.

Minister Nowacka gra nie fair. Wymyśliła sobie, że czas na komentarze wobec jej chorych pomysłów mija 21 listopada, czyli dziś. Nas, obywateli, te obwarowania nie obowiązują. Musimy pisać do skutku – aż Nowacka wycofa się z planu seksualizacji i demoralizacji polskich dzieci.

Bardzo proszę o złożenie podpisu pod petycją i przesłanie jej dalej. 

Serdecznie Pana pozdrawiam i trzymam rękę na pulsie,

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Seksualizacja dzieci służy pedofilomniszczy zdolność do miłości, wierności i udanego życia rodzinnego. Ratujmy maluchy przed zbrodnią, jaką chce im zafundować MEN.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Raport profesora Władysława Mielczarskiego o energetyce i zabójczej “polityce” rządu. Video.

https://wykop.pl/link/7592769/profesor-ujawnia-ten-raport-wstrzasnie-polska

Profesor Władysław Mielczarski to znany inżynier i profesor nauk technicznych.
Jest wykładowcą w Instytucie Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej.
Razem z dr Arturem Bartoszewiczem przedstawili raport. 19 listopada 2024
roku

Czego oczekujemy od Donalda Trumpa

Czego oczekujemy od Donalda Trumpa

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    19 listopada 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5721

Postępactwo jest załamane. Przecież było zatwierdzone (”sam potężny Archikrator dał najwyższy protektorat”), że 5 listopada wybory prezydenckie w Ameryce wygra Kamala Harris, która najpierw rozsmaruje Donalda Trumpa na podłodze, a potem zawlecze przed oblicze jakiegoś niezawisłego sądu, a może nawet kilku niezawisłych sądów i w ten sposób ugruntuje „demokrację walczącą” – niczym w pewnym środkowoeuropejskim bantustanie, gdzie „demokrację walczącą” proklamowała Volksdeutsche Partei do spółki z bodnarowcami – przecież sondaże i eksperci zapowiadali mniej więcej to samo, a świat, a zwłaszcza wasale Stanów Zjednoczonych, już przygotowywali się do recepcji eksportu komunistycznej rewolucji – a tu taka nieprzyjemna siurpryza.

Donald Trump nie tylko wygrał, ale w dodatku rozgromił swoją rywalkę do tego stopnia, że schowała się w mysią dziurę, nie mając odwagi pokazać się na oczy swoim zwolennikom. Udało jej się zdobyć zaledwie 223 głosy elektorskie spośród 538, podczas gdy Donald Trump zdobył do tej pory już 291 głosów elektorskich przy minimum koniecznym do wygrania wyborów w ilości 270.

Nawiasem mówiąc, kampania wyborcza polegała między innymi na tym, że oboje uczestnicy robili wszystko, by przekonać obywateli, że przeciwnik absolutnie nie nadaje się na prezydenta USA. Jestem przekonany, że zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, mogło to się w znacznym stopniu udać – ale kiedy już znaczna część obywateli została przekonana, że zarówno jeden, jak i drugi kandydat się nie nadaje, trzeba było jednak któregoś wybrać. W takich okolicznościach trudno uwierzyć, że tak zachwalana demokracja jest najlepszym sposobem wyłaniania Umiłowanych Przywódców. Na przykład nie tylko w Stolicy Apostolskiej, ale i w Unii Europejskiej, aparat władzy w zasadzie wyłaniany jest metodą kooptacji, a nie demokracji.

Warto zwrócić uwagę, że ten aparat Stolicy Apostolskiej przez setki lat całkiem sprawnie administrował w tej chwili ponad miliardem katolików na świecie. Kłopoty mogą zacząć się dopiero teraz, kiedy zaczęto eksperymentować z tak zwaną „synodalnością”, której nikt nie potrafi w sposób zrozumiały zdefiniować – o co naprawdę tu chodzi – więc tak zwane „masy” podejrzewają, że na pewno chodzi o coś złego, bo w przeciwnym razie ani papieżowi Franciszkowi, ani purpuratom nie zabrakłoby inteligencji, żeby w sposób zrozumiały to wyjaśnili.

Z kolei w Unii Europejskiej kooptacja jest nawet bardziej zrozumiała, bo przecież w IV Rzeszy, która nie może wszak różnić się w sposób istotny od Rzeszy III, żadnej demokracji być nie może – co wyjaśnił raz na zawsze wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler. Dlatego w naszym bantustanie Volksdeutsche Partei, przy pomocy bodnarowców niwelując teren pod budowę Generalnej Guberni, daży do monopolu politycznego, nazywając to „demokracją walczącą”.

Wróćmy jednak do wyborów amerykańskich, którym wyniki okryły nieutulonym żalem środowiska postępackie, a Judenratem „Gazety Wyborczej” na czele. Pan red. Michnik najwyraźniej przeżywa kryzys, więc nie zdążył przekazać stosownego komunikatu, w związku z czym mikrocefale jeszcze nie wiedzą, co myślą. Na razie Judenrat wysunął koncepcję napuszczenia na prezydenta-elekta Donalda Trumpa „ekologów”. Nie jest przy tym jasne, o jakich ekologów konkretnie chodzi, więc możliwe, że Judenrat wyśle do Ameryki ekipę „ostatniego pokolenia”, żeby się do Donalda Trumpa przykleiła i w ten sposób odebrała mu swobodę ruchów. W przeciwnym bowiem razie Donald Trump jako prezydent, nie będzie miał przeciwnego sobie Senatu, ani Izby Reprezentantów, więc będzie miał państwo sterowne.

W takiej sytuacji spróbujmy zastanowić się, jakie ważne konsekwencje wynikają dla nas, to znaczy – dla wasali Stanów Zjednoczonych, dla członków NATO i wreszcie – dla Polski.

Otóż dla wasali Stanów Zjednoczonych zwycięstwo Donalda Trumpa oznacza, że niebezpieczeństwo, iż USA staną się eksporterem rewolucji komunistycznej przede wszystkim dla swoich wasali – bo reszta świata nie byłaby może na ten eksport tak podatna – zostało oddalone. W przypadku wygranej Kamali Harris byłoby ono nieuchronne, jako, że reprezentuje ona lewe skrzydło Partii Demokratycznej, będącej odpowiednikiem europejskiej socjaldemokracji, a to lewe skrzydło, to czysta komuna. Zresztą podczas swojej kampanii koncentrowała się ona na „wyzwalaniu” coraz to nowych grup proletariatu zastępczego: „kobiet”, zboczeńców seksualnych, amatorów amerykańskiego socjalu, czyli tak zwanych „migrantów” – a kwestię, skąd wziąć na to wszystko szmalec zbywała frazesami.

Tymczasem w USA, chociaż nadal ciągną one grubą rentę z tego, iż dolar jest walutą światową, co usiłuje obalić BRICS, rozrzutność rządu pociąga za sobą takie same konsekwencje, co w pozostałych bantustanach; poziom życia spada, rosną ceny i tak dalej. Dla przykładu, o ile przed czterema laty cena galona benzyny tzw. „Błękitnej Sunoco” wynosiła 2 dolary 90 centów, to teraz już 5 dolarów – i tak ze wszystkim. Tymczasem Donald Trump zapowiada, że będzie bronił gospodarczych interesów Ameryki – nie tylko przez Chinami, ale i przed Europą. Nasi Umiłowani Przywódcy wydają się na to kompletnie nieprzygotowani – bo trudno uznać za poważne deklaracje PSL, że ma „znakomite kontakty” zarówno z jedną, jak i drugą stroną amerykańskiej sceny politycznej. Prawdopodobnie są to tylko przechwałki bez pokrycia, a tak naprawdę, to oferta: wykorzystajcie nas! – oczywiście w zamian za jakieś polityczne koncesyjki.

Drugą sprawą jest wojna na Ukrainie. Donald Trump wielokrotnie zapowiadał, że on by ją zakończył w ciągu jednego dnia. To możliwe; wystarczy, że zamknie Ukrainie finansowanie i wojna skończyłaby się z braku prochu. No dobrze – ale jak może się ona zakończyć? Kazimierz Górski, trener naszej reprezentacji piłkarskiej mawiał, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. W tej sytuacji najbardziej prawdopodobnym zakończeniem wojny – o czym zresztą już pisze amerykańska prasa – jest zamrożenie konfliktu. Rosjanie utrzymają to, co zajęli, z Krymem włącznie. Między pozycjami rosyjskimi, a ukraińskimi będzie ustanowiona strefa zdemilitaryzowana – jeszcze nie wiadomo, pod czyim nadzorem. Rosja uzyska gwarancję, że co najmniej przez najbliższe 20 lat Ukraina nie zostanie zaproszona do NATO, a ktoś – jeszcze nie wiadomo kto – stworzy jej jakieś gwarancje bezpieczeństwa. Jeśli tak, to wniosek nasuwa się oczywisty – Ukraina tę wojnę przegrała, tracąc co najmniej 20 procent terytorium, mnóstwo zabitych i rannych, odnosząc zniszczenia materialne i tak dalej – a perspektywa, że koszty jej odbudowy pokryje Rosja jest tak samo prawdopodobna, jak fantasmagorie szefa ukraińskiego wywiadu, który bredził, że zwycięstwo Ukrainy ma oznaczać demilitaryzację europejskiej części Rosji. Co więcej, znając nastawienie Donalda Trumpa do europejskich sojuszników i jego dążenie do odbudowy amerykańskiej gospodarki, wydaje się prawdopodobne, że USA zechcą koszty odbudowy Ukrainy przerzucić w lwiej części na Europę. No a w ramach „Europy” państwa silniejsze i mądrzejsze też będą się starały obciążyć kosztami odbudowy Ukrainy państwa słabsze i głupsze – ot właśnie takie, jak Polska. Na tym odcinku narobiliśmy już tyle głupstw, że należy się obawiać, iż będziemy w nie brnęli coraz głębiej, zwłaszcza, że Volksdeutsche Partei wykona każdy niemiecki rozkaz, a były Naczelnik Państwa, jeśli tylko Waszyngton ukaże mu rąbek nadziei na odzyskanie żerowiska, bez rozkazu zrobi to samo, albo nawet jeszcze więcej.

I sprawa trzecia – chyba najważniejsza, z naszego, polskiego punktu widzenia. Czy prezydent USA Donald Trump potwierdzi pozwolenie udzielone w marcu ub. roku przez prezydenta Józia Bidena Niemcom, że mogą urządzać Europę po swojemu, czy też raczej je uchyli? Jest to sprawa o zasadniczym dla Polski znaczeniu – bo od tego zależy, czy stanie się ona Generalną Gubernią w ramach IV Rzeszy, czy też uchroni się od tego losu. Nieszczęściem jest to, że rządy w Polsce sprawuje akurat Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, który otrzymał od Berlina zadanie niwelacji terenu pod budowę Generalnej Guberni. Toteż póki jeszcze Andrzej Duda jest prezydentem, powinien zrobić wszystko, co tylko możliwe, by przekonać amerykańskiego prezydenta do uchylenia tamtego pozwolenia. W pierwszej kolejności zaś powinien – bez specjalnego oglądania się na premiera Tuska, czy Księcia-Małżonka – nawiązać przyjazne stosunki z Wiktorem Orbanem – bo podtrzymywanie dotychczasowej wrogości może skłonić Donalda Trumpa do przekonania, że w takiej sytuacji może rzeczywiście lepiej będzie oddać Niemcom te wszystkie bantustany w arendę.

W tym celu pan prezydent Duda powinien przezwyciężyć swoją dotychczasową nieśmiałość i skłonić prezydenta Trumpa, – nawet jeśli on sam tego panu prezydentowi Dudzie tego nie zaproponuje – by – korzystając z sytuacji, gdy i Senat i Izba Reprezentantów są po jego stronie – doprowadzić do uchylenia ustawy nr 447, która wisi nad nami na podobieństwo miecza Damoklesa. Prezydent Trump z własnej inicjatywy nie będzie narażał się tamtejszemu lobby żydowskiemu, bo nie jest on prezydentem Polski, tylko Stanów Zjednoczonych. Jest jednak punkt zaczepienia, bo podczas swojej kampanii wyborczej Donald Trump zauważył, że chociaż podlizywał się Żydom i jako prezydent i teraz – oni w przeważającej większości – bo oczywiście są wyjątki – zieją do niego nienawiścią – co widać nawet na przykładzie świecącego światłem odbitym warszawskiego Judenratu z Czerskiej. Zatem trzeba próbować, bo chociaż jest to sprawa trudna, to – jak powiedział mi szef waszyngtońskiego Instytutu Polityki Światowej – „trudne sprawy też trzeba podejmować” – a miał na myśli właśnie majątkowe roszczenia żydowskie. Jeśli się nie uda – gorzej nie będzie, ale jeśli się uda, to prezydent Duda zakończyłby swoją drugą kadencję efektownym fajerwerkiem.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Centrum Dialogu w Toruniu. Dziś. “Integracja polskiej prawicy jako warunek skutecznego ratowania Polski”

Spotkanie z Posłem J.K. Ardanowskim, Prezesem RKW M. Dybowskim i Michaliną Szymborską w dniu 

21 listopada 2024 o godz. 19.00 

w Centrum Dialogu w Toruniu 

Zapraszamy na spotkanie z Posłem na Sejm RP i byłym Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi Janem Krzysztofem Ardanowskim, Prezesem Krajowego Zarządu Głównego Stowarzyszenia RKW Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy Marcinem Dybowskim oraz Michaliną Szymborską, autorką książki „PIS – czas na zmiany”, 

które odbędzie się w czwartek 21 listopada 2024 roku o godz. 19.00 w Centrum Dialogu w Toruniu przy ul. Frelichowskiego 1.

 Tytuł spotkania: „Integracja polskiej prawicy jako warunek skutecznego ratowania Polski”. 

Zełenski bezczelnie prowokuje Polaków

J. Kowalski: Zełenski bezczelnie prowokuje Polaków

[MD: Ba, spadł, kutasiński, to i dojrzał. Jak to gnijące jabłko. ]

https://www.fronda.pl/a/J-Kowalski-Zelenski-bezczelnie-prowokuje-Polakow,237309.html


Były wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski w mocnych słowach ocenił postawę prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który ostatnio wystąpił na tle banderowskiej flagi.

„Powinniśmy zacząć bardzo twardo rozmawiać z Kijowem. Nie może być tak, że prezydent Zełenski prowokuje Polaków, w sposób bezczelny nagrywa swoje filmiki na tle banderowskich flag UPA. To jest po prostu coś całkowicie niedopuszczalnego” – powiedział Kowalski w rozmowie z TVPolska.

„I pytam się, gdzie jest nasze MSZ? Gdzie jest Radosław Sikorski? Dlaczego nie reaguje Donald Tusk? Gdzie jest w ogóle polskie państwo? Nie ma żadnej reakcji na taki skandaliczny gest prowokacyjny ze strony prezydenta Ukrainy, który przecież cały czas wstrzymuje ekshumacje Polaków zamordowanych przez Ukraińców na Wołyniu. Tutaj nie ma przestrzeni do negocjacji. Ta sprawa musi być jak najszybciej załatwiona” – mówił polityk PiS.

Jak stwierdził Janusz Kowalski, jeśli prezydent Zełenski „chce jakiejkolwiek pomocy od Polski, musi bardzo twardo odciąć się od spuścizny Bandery i UPA”.

PAP, Sondaż: ponad połowa Ukraińców chce jak najszybszego zakończenia wojny i negocjacji

Sondaż: ponad połowa Ukraińców chce jak najszybszego zakończenia wojny i negocjacji

2024-11-20 https://www.pap.pl/aktualnosci/sondaz-ponad-polowa-ukraincow-chce-jak-najszybszego-zakonczenia-wojny-i-negocjacji

52 proc. Ukraińców chce jak najszybszych negocjacji pokojowych i zakończenia wojny z Rosją, a 38 proc. uważa, że armia powinna walczyć aż do zwycięstwa – wynika z badań Instytutu Gallupa. Eksperci zauważają zdecydowaną zmianę w nastrojach, na początku konfliktu 73 proc. opowiadało się za walką.

W raporcie opublikowanym we wtorek czytamy, że poparcie dla prowadzenia działań wojskowych zaczęło spadać wśród Ukraińców już w 2023 r. Wówczas to dwukrotnie więcej (63 proc.) opowiadało się za kontynuowaniem walki, niż za negocjowaniem pokoju (27 proc.). Zmęczenie trwającym konfliktem nasiliło się w bieżącym roku, kiedy to poparcie za rozwiązaniem pokojowym po raz pierwszy osiągnęło przeważającą większość.

Badacze wskazują, że poparcie dla kontynuowania wojny spadło we wszystkich regionach Ukrainy poniżej 50 proc., w tym na wschodzie i południu kraju, gdzie przebiega linia frontu. Największy spadek odnotowano w Kijowie – o 39 punktów procentowych. Wśród Ukraińców mieszkających we wschodnich obwodach ponad dwukrotnie więcej osób chce, aby wojna zakończyła się jak najszybciej (63 proc.), niż aby trwała nadal (27 proc.).

Według badań znaczna część Ukraińców (52 proc.) akceptuje rozwiązanie pokojowe, w którym Ukraina jest otwarta na pewne ustępstwa terytorialne, mające na celu zakończenie wojny. 38 proc. nie zgadza się na to, a 10 proc. nie ma zdania na ten temat. Instytut Gallupa nie zapytał o zakres ustępstw terytorialnych, na jakie byliby otwarci respondenci.

W 2022 i 2023 r. zdecydowana większość (odpowiednio 92 proc. i 93 proc.) Ukraińców opowiadała się za kontynuowaniem walki aż do zwycięstwa, czyli odzyskania wszystkich terytoriów utraconych od 2014 r., w tym Krymu. W 2024 r. nadal jest to wyraźna większość, choć liczba ta spadła do 81 proc.

Gallup zapytał Ukraińców opowiadających się za szybkim negocjacjami pokojowymi o ich poglądy dotyczące mocarstw, które mogłyby pomóc w osiągnięciu takiego celu. Przeważająca większość chce, aby to kraje UE (70 proc.) i Wielkiej Brytanii (63 proc.) odgrywały kluczową rolę. USA poparło mniej niż połowa respondentów.

mzb/ mal/ know/

Anne Applebaum i Radosław Sikorski. Nowa „świecka tradycja” czy prastary chiński obyczaj polityczny?

Anne Applebaum i Radosław Sikorski. Nowa „świecka tradycja” czy prastary obyczaj polityczny?

https://pch24.pl/anne-applebaum-i-radoslaw-sikorski-nowa-swiecka-tradycja-czy-prastary-obyczaj-polityczny

„Ciekawym spostrzeżeniem podzielił się z polskimi telewidzami nasz minister spraw zagranicznych – Radosław Sikorski. Indagowany przez Monikę Olejnik o pochodzenie swojej żony, Anne Applebaum, Radosław Sikorski wypalił: Ja bym powiedział, że jest już świecka tradycja, że pierwszymi damami powinny zostać osoby pochodzenia żydowskiego”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Dariusz Wieromiejczyk.

W ocenie publicysty opinia wygłoszona przez szefa MSZ jest „warta zastanowienia”, ponieważ Sikorski to polityk, który „od 30 lat uczestniczy w dworskich ceremoniałach polskich elit – zarówno tych prawicowych, jak i liberalnych”.

Wieromiejczyk żartuje, że opisany stan rzeczy nie jest tylko świecką tradycją czy modą, ponieważ przypomina on raczej prastary obyczaj polityczny, ukształtowany w Chinach przed dwoma tysiącami lat.

„Już w czasach dynastii Han, panującej od II w. p.n.e., dobrze urodzone chińskie księżniczki wydawane były za barbarzyńskich królów i wodzów, rządzących graniczącymi z Państwem Środka plemionami. Setki wszechstronnie wykształconych młodych kobiet oddano, dla celów politycznych, w ręce rozmaitych dzikusów”, czytamy.

„Jest faktem godnym uwagi, że wszechstronnie utalentowana i pochodząca z wpływowej amerykańskiej rodziny małżonka Radosława Sikorskiego powstrzymuje się od pisania lirycznych lamentów poświęconych jesiennej słocie, kapuście i kiszonym ogórkom. Wielu jej wyrzeczeń, których rozmiarów trudno się nam nawet domyślić, powinniśmy być jednak świadomi, a w konsekwencji zapewne i wdzięczni”, podsumowuje autor „Do Rzeczy”.

Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”

Oskarżenie abp. Grzegorza Rysia o niszczenie obyczaju, kapłaństwa i Kościoła w Polsce.

https://citizengo.org/pl/210969-oskarzenie-abp-grzegorza-rysia-o-niszczenie-obyczaju-kaplanstwa-i-kosciola-w-polsce

===============================

Kard Arthur Roche

Prefekt Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Wasza Eminencjo!

Kościół w Polsce ma ponad tysiącletnią historię i ponad tysiącletnie katolickie obyczaje. Polak, Kardynał Stanisław Hozjusz, był autorem kanonów na Soborze Trydenckim w obronie Mszy Świętej, realnej obecności naszego Pana Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i obrońcą sakramentu kapłaństwa.

Ponad tysiącletni obyczaj katolicki, szafowania sakramentami tylko przez kapłanów i przyjmowania Komunii Świętej tylko do ust i na klęcząco w Polsce podlega ochronie prawno – kościelnej: (Kan. 27) „Zwyczaj jest najlepszą interpretacją ustaw”.

Tymczasem przez ostatnie dwa lata, wbrew Prawu Kanonicznemu Episkopat Polski w sposób brutalny i bezczelny wymuszał na polskich katolikach wprowadzenie Komunii Świętej na rękę i rozdawanej przez świeckich szafarzy. Kilka dni temu doszło do kolejnego skandalu, który przelał czarę goryczy: abp. Grzegorz Ryś, który od lat gwałci wszystkie przepisy Prawa Kanonicznego, rujnuje rubryki liturgiczne, „wyświęcił” kobiety – zakonnice i świeckie dziewczyny na szafarki Najświętszego Sakramentu.

Prawo Kanoniczne mówi:

Kan. 207 – § 1. Z ustanowienia Bożego są w Kościele wśród wiernych święci szafarze, których w prawie nazywa się też duchownymi, pozostałych zaś nazywa się świeckimi.

Prawo to mówi, że szafarzami sakramentów są tylko osoby duchowne czyli kapłani. Wszelkie „święcenia” świeckich mężczyzn i kobiet są niegodziwe i nieważne. Służą tylko do niszczenia sakramentalnego kapłaństwa i niszczenia Kościoła. „Święcenie” świeckich szafarzy i szafarek w Kościele jest herezją i jest nieważne, ponieważ:

„W całym Kościele, co stanowi dogmat wiary, z ustanowienia Chrystusa Pana jeden jest tylko sakrament kapłaństwa, udzielający władzy duchownej i łaski do godnego sprawowania związanych z nim obowiązków. Jak jedną władzę daną Księciu Apostołów, jedną wiarę, jedną ofiarę Mszy świętej ustanowił Chrystus Pan, tak również dał nam jeden skarbiec sakramentów, czyli znaków udzielających łaski. W ciągu wieków poza sakramentami ustanowionymi przez Chrystusa Pana Kościół innych sakramentów nie ustanowił ani też ustanowić nie mógł, gdyż, jak poucza Sobór Trydencki (Conc. Trid. Sess. VII, can. I, de Sacram. in genere) siedem sakramentów Nowego Zakonu pokrywa się całkowicie z liczbą siedmiu sakramentów ustanowionych przez Chrystusa Pana, a władza Kościoła nie sięga istoty sakramentów, tj. tego, co w znaku sakramentalnym, w świetle źródeł boskiego objawienia, pochodzi z ustanowienia Chrystusa.” (Pius XII, Konstytucja apostolska „Sacramentum Ordinis”, o święceniach diakońskich, kapłańskich i biskupich, 30.11.1947).

Prawo Kanoniczne przecież stwierdza w kan. 207, że szafarzami są duchowni, czyli kapłani. Żaden kapłan ani biskup, ani nawet sam papież nie ma władzy nad istotą sakramentów. Więc nie może dowolnie „wyświęcić” sobie świeckich do czynności kapłańskich. Nie ma takiej mocy. Już Św. Doktor Kościoła Piotr Damiani, walczący z sodomią w szeregach duchowieństwa, stwierdzał istnienie sfałszowanych kanonów, tworzonych by oszukać duchowieństwo i wiernych i aby usprawiedliwić grzech. Jednak tworzenie fałszywych kanonów, jak pozwolenie na „święcenie” świeckich szafarzy, jest fałszywe, nieważne z punktu widzenia prawa kościelnego i nie ma żadnej mocy prawnej. Kościół nie ma mocy sakramentalnych czynności oddać świeckim a jeśli to czyni, nadużywa władzy i profanuje sakramenty.

Biskupi i kardynałowie pozwalający na takie nadużycia nie mogą się powoływać na posłuszeństwo, ponieważ Prawo Kanoniczne Kan. 750 stanowi:

„Wiarą boską i katolicką należy wierzyć w to wszystko co jest zawarte w słowie Bożym, pisanym lub przekazanym, a więc w jednym depozycie wiary powierzonym Kościołowi i co równocześnie jako przez Boga objawione podaje do wierzenia Nauczycielski Urząd Kościoła, czy to w uroczystym orzeczeniu, czy też w zwyczajnym i powszechnym nauczaniu; co mianowicie ujawnia się we wspólnym uznaniu wiernych pod kierownictwem świętego Urzędu Nauczycielskiego. Wszyscy więc obowiązani są unikać doktryn temu przeciwnych.”

Katolicy mają obowiązek wierzyć w zwyczajne nauczanie Kościoła, które „ujawnia się we wspólnym uznaniu wiernych”. Czyli w powszechności uznania przez cały Kościół i obecnie, i w historii. Nigdy w Kościele szafowanie sakramentami przez wiernych świeckich nie było powszechnie przyjęte. Było oznaką herezji i niewiary w sakramentalne kapłaństwo. Świeccy szafarze nie będą nigdy przyjęci przez „wspólne uznanie wiernych”, i żadna władza kościelna nie ma prawa takiego uznania wymagać. Wprowadzanie szafarzy świeckich nie podlega obowiązkowi wiary i uznania, bo jest nowością wprowadzaną brutalnie, wymuszaną na wiernych przez hierarchię. Powoduje rozłamy, zgorszenie, zamieszanie wśród wiernych. Nic, co wnosi zgorszenie, rozbija Kościół nie jest katolickie. Nie jest powszechne, nie jest ani sprawiedliwe ani słuszne. Jest antykatolickie.

Dlatego my wierni Kościoła Katolickiego w Polsce zwracamy się do Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ze skargą i oskarżeniem:

Oskarżamy i żądamy ukarania polskiego Episkopatu za nieważne i niezgodne z Tradycją Kościoła „wyświęcanie” świeckich do szafowania sakramentów w Polskim Kościele i powodowania wielkiego zgorszenia wiernych tą praktyką.

Oskarżamy polski Episkopat za brutalne niszczenie w ciągu ostatnich trzech lat obyczaju polskiego chronionego prawem kanonicznym przyjmowania Komunii Świętej na kolanach i do ust i tylko od kapłanów. Zgorszenie i zniszczenie wnosi wymuszanie i wprowadzanie praktyki dawania Komunii Świętej do rąk wiernym. W Polsce nigdy nie było takiej praktyki ani obyczaju. Jest on wprowadzany brutalnie, z pogwałceniem wszelkich kościelnych ustaw. Zwyczaj bowiem ponad stuletni i niepamiętny ma moc przeważyć nad nowymi ustawami.

Zaskarżamy abp Grzegorza Rysia, ordynariusza łódzkiego o niszczenie sakramentalnego kapłaństwa przez nieważne i niezgodne z nauką Kościoła „wyświęcenie” świeckich a zwłaszcza kobiet do posługi szafowania sakramentów.

Nie zgadzamy się na wymuszanie na nas zmian w polskiej obyczajowości i kulturze katolickiej. Wprowadzenie kobiet jako służby ołtarza i szafarek to zaprowadzenie w Kościele w Polsce pogaństwa. To praktyki nawiązujące do pogańskiego nierządu sakralnego. Nie ma prawa żadna władza kościelna zmuszać zwłaszcza kobiet i dzieci do patrzenia na praktyki rodem z pogańskich świątyń, gdzie kobiety uprawiały sakralną prostytucję.

Praktyka zaprowadzona w łódzkim Kościele przez abp Rysia to jak zmuszanie cnotliwych i czystych matek, dziewic, małżonek do akceptacji i zachwycania się ideą, że parafialny burdel to cnotliwa i potrzebna rzecz. Zmiany wprowadzone w kulcie przez łódzkiego ordynariusza są dokładnie takim samym moralnym gwałtem wobec wiernych świeckich, jak ta sytuacja. Żądamy ukarania abp Rysia i zdjęcia gorszyciela z urzędu.

Żądamy zaprzestania niszczenia tysiącletnich katolickich obyczajów w Polsce!

Non possumus!

Na uzasadnienie naszego oskarżenia, w obronie kościelnego prawa, przeciwko fałszowaniu ustaw Kościelnych przytaczamy dokumenty Soborów i Synodów Kościoła, które dogmatycznie wypowiadały się na ten temat:

Kan 212 Kodeksu Prawa Kanonicznego:

§ 2. Wierni mają prawo, by przedstawiać pasterzom Kościoła swoje potrzeby, zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia.

§ 3. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym.

Już papież Soter w 173 roku surowo skarcił kobietę, diakonisę, że śmiała dotknąć (!) naczynia liturgiczne. (Liber pontificalis).

ConstApost VIII 28, 6

Diakonisa nie błogosławi, ani nie spełnia żadnych czynności sprawowanych przez kapłanów lub diakonów, lecz strzeże drzwi i ze względu na obyczajność asystuje kapłanom przy chrzcie kobiet.

Synod w Nimes (1 października 396): „Niektórzy także zasugerowali, iż wydaje się, że potajemnie wbrew dyscyplinie apostolskiej, aż do tego czasu dopuszcza się kobiety do posługiwania jako diakonisy, na co jednak ponieważ jest niestosowne, nie zezwala dyscyplina kościelna i takie święcenia, uczynione wbrew zasadzie, mają być unieważnione: należy zadbać o to, aby nikt nie ważył się na to w przyszłości”.

Orange, 8 listopada 441: By nie ustanawiać diakonis. Diakonis w żadnym wypadku nie należy ustanawiać.

Synod w Galii, ok 475-485 kan 41: Kobieta niech nie waży się chrzcić.

Synod w Orleanie III z 7 maja 538r: 18. Postanowiliśmy także, by na przyszłość żadnej kobiecie nie udzielać błogosławieństwa diakonatu ze względu na ułomność tego stanu.

Laodycea we Frygii, koniec IV wieku. „Kobietom zakazujemy wchodzenia do prezbiterium” kan 44.

Synod w Braga, rok 572, rozdz. 42: Niech nie wolno kobietom wchodzić do prezbiterium.

Synod w Auxerre rok ok 585, Kan 36-37: Nie wolno kobiecie przyjmować Eucharystii gołą ręką. Nie wolno kobiecie dotykać ręką korporału.

Synod w Rzymie, rok 494, Dekret ogólny papieża Gelazego. 11 marca 494 r: O kobietach, aby nie służyły przy świętych ołtarzach, to jest o takich, które domagają się tego, co jest przypisane mężczyznom.

„Usłyszeliśmy, że doszło do takiego lekceważenia praw Bożych, że pozwala się kobietom służyć przy świętym ołtarzu, i na to wszystko, co przeznaczone jest tylko służbie mężczyzn, wydano zgodę płci, której to nie przystoi. Chyba że cała wina, całe oskarżenie, i zbrodnia tych wszystkich przewinień, o których się dowiedzieliśmy, odnosi się do kapłanów, którzy na to pozwolili albo nie pozwalając, okazali, że publicznie tym występkom sprzyjają.

Jeśli jednak stało się to po otrzymaniu słowa od kapłanów, którzy wyznaczony sobie obowiązek w Kościele tak starają się zniszczyć, że chyląc się do tego co przewrotne i pogańskie, bez żadnego baczenia na chrześcijańskie zasady idą ku upadkowi.

Skoro napisano: Kto gardzi tym, co małe, szybko upadnie (Syr 19,1), co należy sądzić o tych, którzy zajęci ogromnymi i wieloma ciężarami niegodziwości, wieloma uderzeniami spowodowali wielkie spustoszenie, które jak się wydaje, nie tylko ich samych niszczy, ale wniesie do wszystkich Kościołów śmiertelną chorobę, jeśli nie znajdzie się na nią lekarstwo. Niech nie wątpią ci, którzy odważyli się na takie rzeczy, oraz ci, którzy przemilczeli te pomysły, że podlegają karze na własnym urzędzie, jeśli nie pospieszą się, aby odpowiednim lekarstwem leczyć śmiertelne rany. I jak mają zachowywać prawa biskupie ci, którzy ukrywają to, co się stało, a w domu Bożym, któremu przewodzą, działy się rzeczy przeciwne Kościołowi? Jak mogą być ludźmi Bożymi, jeśli nie tylko nie dbają o to, co przystoi, ale tylko patrzą na to, co mogą zyskać, i jak przeklęci idą za tym, co przeciwne. Dlatego większa jest zasada, którą powinny kierować się Kościoły i gdy cokolwiek dzieje się niezgodnego z zasadami Kościoła, każdy z biskupów winien zachować w pieczy znane mu kanony. A gdyby nie miał odpowiedniej wiedzy, powinien ufnie zasięgnąć rady, aby raczej nie było wymówki dla nieświadomych, że nie wiedząc, chciałby służyć temu, czego nie znał, i w ignorancji nie zatroszczył się o to, żeby wiedzieć, co ma robić.”

Na podstawie tych prawdziwych kanonów:

Żądamy jako wierni respektowania naszych obyczajów katolickich w Polsce.

Żądamy ukarania przez usunięcie z urzędu abp Rysia, który jest niszczycielem naszej Świętej Wiary, zwłaszcza małych dzieci w Polsce, a także niszczycielem sakramentalnego kapłaństwa, i polskich obyczajów katolickich.

Żądamy przywołania do porządku i upomnienia Episkopatu Polski, który gorszy świeckich wiernych i chyba w oczekiwaniu na watykańskie urzędy, niszczy katolicyzm w Polsce.

Niżej podpisani wierni katolicy polscy:

https://citizengo.org/pl/210969-oskarzenie-abp-grzegorza-rysia-o-niszczenie-obyczaju-kaplanstwa-i-kosciola-w-polsce

================================

mail:

Zgodnie z wielowiekową tradycją hierarcha, jak by uczynili jego liczni poprzednicy, wsadzi to pismo do szafy i nie raczy odpowiedzieć. Watykan ma doświadczenie z kreowaniem rozłamów w Kościele – w tym jest mistrzem, ale potem zawsze umywa ręce.

a

Podległość na własne życzenie

Podległość na własne życzenie

Arkadiusz Miksa myslpolska

Po otwarciu amerykańskiej bazy w Redzikowie szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, stwierdził, w jednym z wywiadów, że “amerykańska baza zostanie już na polskiej ziemi na zawsze”.

Pomijając aspekt tego komu ona do czego służy, to tak sobie myślę, że gdyby oni czuli choć niewielką presję społeczną, to przynajmniej rzuciłby tekst, że ta baza będzie u nas tak długo jak długo będzie to w polskim interesie. Minister jednak wie, że w tym wypadku można być szczerym do bólu, bo Polacy i tak się głębiej nie zastanowią nad tym co im właśnie zakomunikował. Kilka dni wcześniej kandydat na prezydenta i prezydent stolicy Polski pochwalił się, że ona ma bardzo dobre relacje zarówno z Demokratami jak i Republikanami, ponieważ od obu amerykańskich ugrupowań brał pieniądze na organizacje Campus Polska.

Przypomnijmy że cały ten Campus powstał rzekomo dla budowania nowej jakości w polskiej polityce w oparciu o młode pokolenie. Czyli uczymy tych młodych ludzi już na starcie, że politykę najlepiej robić za obce pieniądze. I brzmi to nawet fajnie, po co wydawać własne jak można cudze. Problem polega na tym, że obcy to nie są Święci Mikołaje, którzy dają kasę, bo mają jej dużo. Dają tylko dlatego, że traktują je jak dobrą inwestycję. Z każdego włożonego dolara czy Jewro zamierzają wycisnąć z Polski sto. Państwo osłabić, ludzi zdemoralizować i podporządkować. Bawełny nie będą zbierać, ale ogarnie im się podobne zajęcie i równie „dobrze” płatne.

Rywalem Trzaskowskiego w ubieganiu się o fotel prezydenta RP jest Radek Sikorski, taki właściwie pół Polak, pół Anglik z żoną Żydówką i synem żołnierzem armii USA. Z drugiej strony są też przecież pozytywy – u nas tylko kolejne żony prezydentów to Żydówki, natomiast na takiej Ukrainie kolejni prezydenci są żydowskiego pochodzenia. Ktoś powie, że się czepiam i trąci to co mówię antysemityzmem. Ja tymczasem powiem tak, gdyby w Polsce czy na Ukrainie mniejszość żydowska stanowiła 25-30 procent ogółu obywateli, to z pewnością bym się nie dziwił, ale u nas oficjalnie jest ich kilka tysięcy, a na Ukrainie 40 tys., czyli też stosunkowo niedużo w porównaniu do liczby ludności. Swoją drogą to obecny skład polskiego parlamentu posiada największy odsetek tej mniejszości od czasów II RP, jest ich tak dużo, że nie tylko obstawili wszystkie partie, ale jeszcze potrafią mieć w ramach jednej partii dwie zwalczające się frakcje.

Na deser zostawiam Fundację Pułaskiego, której eksperci brylują w mediach głównego ścieku a lista amerykańskich i niemieckich sponsorów tej fundacji: Black Sea Trust for Regional Cooperation

Departament Stanu USA

Fundacja Friedricha Eberta

Fundacja Liderzy Przemian

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej

Fundacja Heinricha Bolla

Fundacja Konrada Adenauera

NATO Public Diplomacy

Open Society Foundations (Fundacja Sorosa)

Airbus

BAE Systems

Bell Helicopter

Boeing

Eurofighter

General Dynamics

Google

Lockheed Martin

Siemens AMIC Energy

Thyssenkrupp

Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa

I teraz pomyślmy – czy wypowiadając się w programach publicystycznych na temat wojny na Ukrainie, wojny w Polsce, wojny Polski z Rosją czy na tematy dotyczące bezpieczeństwa energetycznego ci eksperci na garnuszku tych wszystkich instytucji będą mówić prawdę? Czy będą z troską mówić o polskiej racji stanu czy raczej o interesach instytucji i firm, które im płacą?

Wracając do tej bazy i wyborów prezydenckich oraz ich wyniku, który w sumie już znamy, to czy w ogóle jest sens robić te wybory? Czy może nie byłoby lepiej poprosić o wyznaczenie jakiegoś amerykańskiego gubernatora w Warszawie i dla równowagi premiera landu we Wrocławiu. Dziś chętnie mówi się o narzuconej nam dominacji ZSRR po drugiej wojnie światowej. Ona rzeczywiście była, tyle że z każdą dekadą coraz mniejsza i nam narzucona, tymczasem teraz sami akceptujemy coraz większą naszą zależność i podległość względem USA, Niemiec i Izraela. Gdyby tak w czasach PRL-u syn Gomułki czy Jaruzelskiego służył w Armii Radzieckiej, to dziś cały ten POPiS ciągle by to podnosił i mówił – patrzcie te pachołki Moskwy posyłały własne dzieci na służbę wojskową u obcego. Dziś taka sytuacja to właściwe atut świadczący o głębokiej zażyłości z zamorskim protektorem. Trwają wręcz wyścigi o to kto jest większym pacholęciem, sługusem i wazeliniarzem w jednym. Za grosz honoru, za grosz ambicji. Pustka moralna, skarlenie intelektualne, pogłębiająca się degeneracja małość, miałkość i bylejakość.

Nawet do poziomu sytuacji politycznej w państwie postanowiła dorównać reprezentacja Polski w piłce nożnej, tak jakby piłkarze chcieli nam powiedzieć, że skoro oni wstydu i ambicji nie mają, to i my nie musimy ich mieć. Mimo tego co robią ciągle ich wybieracie, a mimo tego jak gramy ciągle kupujecie bilety i oglądacie mecze z nami. Tam się łudzicie i tu się łudzicie. Życie samym mirażem jak widać wam w zupełności wystarczy.

Arkadiusz Miksa

Kolejne fale grabienia Polaków

Kolejne fale grabienia Polaków Autor: AlterCabrio , 20 listopada 2024

To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.

−∗−

Kolejne fale grabienia Polaków

Prezentujemy kolejny fragment “Poradnika świadomego narodu”, który już niebawem ukaże się w ramach naszej działalności. Prosimy cierpliwie wyglądać, całość już niedługo.

Obecne dążenia gnostyckich elit globalno – unijnych dążą do kolejnej fali masowego rabunku majątku narodowego, który jeszcze pozostał, oraz prywatnej własności. Warto sobie jednak uzmysłowić, że obecne dążenie nie jest bynajmniej pierwszym – podobne zdarzały się cyklicznie w najnowszej historii, a raczej zostały urządzone. Cofniemy się w przeszłość niedaleko – zaledwie niecałe stulecie, gdy zlikwidowano niepodległość państwa i wolność narodu polskiego. Fale grabieży przechodziły oczywiście już wcześniej, choćby podczas zaborów, lecz to przekracza rozmiary niniejszego poradnika.

Pierwszą współczesną falą grabieży Polaków od czasu odzyskania niepodległości była Wielka Depresja, wywołana przez globalny kapitał, rządzący wówczas Anglosasami, a dziś pretendujący do władzy globalnej. Wywołana wówczas fala bankructw poprzedzona została rozkręceniem sztucznej prosperity, sztucznym napompowaniem walorów giełdowych, skuszeniem społeczeństwa amerykańskiego wizją łatwych, krociowych zysków, wpuszczeniem w bańkę spekulacyjną, pęknięciem bańki, wykupem majątków po ułamku wartości. Fala rozlała się na cały świat, poza sowietami, które wówczas posłużyły jako rynek zbytu dla amerykańskiego przemysłu. W efekcie ci, co mieli środki i wiedzę, wzmocnili swoja potęgę i kontrolę nad otoczeniem, ci, co wcześniej byli niezależni, stali się zależni, w Niemczech zwyciężyli naziści, finansowani przez kapitał, a w USA do władzy doszedł Roosevelt wraz ze swoim Brain Trust – radą przyboczną, która podyktowała New Deal – Nowy Ład, prototyp obecnego projektu nowego porządku światowego, czyli Zrównoważonego Rozwoju. Dzięki nazistom niemieckim i Stalinowi globalne siły tak poukładały sprawy, że doszło do II Wojny Światowej, która podzieliła Świat i Europę na dwa wrogie obozy. Przy okazji w ramach Wielkiej Depresji oraz reakcji na nią możliwe były potężne mechanizmy, przesuwające własność prywatną od ludzi do kapitału. Polska i Polacy również odczuli to boleśnie.

Czytaj też: Polska czerwonym suknem

Drugą falą, jak dotąd największą była II Wojna Światowa. Polaków ograbiono na wszelkie dostępne sposoby: zniszczenia wojenne, wysiedlenia, wywózki, wywłaszczenie, kolonizacja, pozbawienie wolności, eksterminacja, praca niewolnicza, rabunek, szaber, przesunięcia granic. Rabunek na ogromną skalę dotknął w najgorszy sposób Polski, zaatakowanej przez dwie największe armie świata, i dwa najbardziej zjadliwe totalitaryzmy, wywodzące się z tego samego pnia – zorientowanej talmudycznie gnozy. Zagrabiono nam ziemie, bogactwa, infrastrukturę, pieniądze, zdolności produkcyjne, a nade wszystko ludzi – zabitych, okaleczonych, wywiezionych, uwięzionych, zniszczonych moralnie i mentalnie, emigrantów, nienarodzonych.

Po zakończeniu wojny natychmiast zaczęła się odbudowa życia polskiego. Polacy z wielkim zapałem i zaangażowaniem rzucili się do odgruzowywania, odbudowy i zagospodarowania swojego kraju. Wtedy nastąpiła kolejna fala grabieży – począwszy od dekretu Bieruta 1945, potem kolejno bitwa o handel 1947 – 1949, upaństwowienie środków produkcji, reforma walutowa 1950, próba kolektywizacji rolnictwa, obowiązkowe kontyngenty. Wtedy w ciągu kilku lat władza ludowa, wprowadzona przez sowietów za przyzwoleniem kapitalistów odebrała Polakom dużą część tego, co jeszcze zachowali po wojnie, i co zaczęli odtwarzać.

Następną falą była cała historia PRL, czyli gospodarka socjalistyczna, centralnie planowana, kolonialna, zarządzana przez metropolię moskiewską. Gospodarka niedoborów, ciągłych kryzysów, braków w zaopatrzeniu i brakoróbstwa. Socjalistyczny system nie motywował, ale zmuszał do pracy, pod oficjalnie opiewanym etosem i szacunkiem dla pracujących kryła się pogarda pasożytniczych elit dla zwykłego człowieka pracy. Człowiek ten był oszukiwany, wyzyskiwany, wykorzystywany, ograbiany, demoralizowany, rozpijany, zmuszany do kombinatorstwa i złodziejstwa, oduczany wydajnej pracy, nauczany bumelanctwa. Wtedy jednak głównym grabieżcą był system zarządzania PRL, i duża część zagrabionej pracy narodu była reinwestowana w ramach uprzemysłowienia kraju. Zwykły człowiek niewiele korzystał z owoców wzrostu, ale powstawała krajowa infrastruktura i baza produkcyjna. Mimo, że była zwykle nieefektywna i niekonkurencyjna, to przy sprawnym zarządzaniu i właściwym inwestowaniu mogła w krótkim czasie uczynić Polskę potęgą gospodarczą, a Polaków narodem ludzi bogatych. Naszymi atutami były (i nadal są) położenie geograficzne, bogactwa naturalne, jednolitość etniczna i baza kulturowa. Wszystkie niedociągnięcia i patologie PRL można było usunąć w ciągu 30 lat i stać się potęgą na skalę Eurazji. Wymagało to jednak odpowiedniej elity i właściwego programu sterowania.

To jednak nie było nam dane. To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.

Potem jednak wydało nam się, że znowu łapiemy wiatr w żagle. Zostaliśmy dopuszczeni do Unii i globalnych układów. Swojej polskiej siermięgi nie lubiliśmy tak bardzo, że bez specjalnego żalu oddaliśmy naszą własną gospodarkę narodową, byle mieć dostęp do kolorowych świecidełek, hipermarketów, wyjazdów zagranicznych, samochodów z importu, kredytów od globalnych bankierów. Wszystko to uznaliśmy za wielką łaskę bogaczy z Zachodu, dzielących się z nami swoim bogactwem. Pod wpływem pedagogiki wstydu myśleliśmy, że jesteśmy bardzo mało warci jako państwo, naród i jednostki. Zgodziliśmy się na upodlenie, aby móc ogryzać kości pod pańskim stołem i polerować klamki w antyszambrze.

Bogacze z Zachodu, używając swoich przekupnych agentów w Polsce utwierdzali nas w dezinformacji. Przedstawili nam ofertę – łaskawie zaprosili nas do swojego klubu, w którym grali sobie w kulturalną, przyjacielską grę w karty. Ponieważ byliśmy w łachmanach, łaskawie zaoferowali nam używane, ale mało znoszone liberie po swoich lokajach. Dopuścili nas do gry, której zasad nie znaliśmy, ale klepali nas po plecach, uśmiechali się bardzo ładnie, mówili komplementy i zapewniali, że teraz wszyscy będziemy równie i solidarni. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że siedzimy przy karcianym stoliku z szajką szulerów, doskonale dogadanych i znających grę. My natomiast zupełnie nie znamy jej zasad, a musimy grać o cały swój majątek i wolność osobistą. Jesteśmy również tak zdezorientowani, że nie wiemy, jak możemy zmienić reguły gry, a liberia zobowiązuje nas do posług. Okazało się, że to nie oni zrobili nam łaskę, dopuszczając do swego ekskluzywnego klubu, ale to my im, wpuszczając ich do naszego pięknego kraju i pozwalając, aby przejęli w nim wpływy. Cały czas, spędzony w Unii Europejskiej był i nadal jest kolejną falą grabieży, tyle, że ukrywanej za dotacjami unijnymi i kredytami, pochodzącymi z naszego zagrabionego bogactwa.

Czytaj i rozpowszechniaj: Poradnik świadomych rodziców. Całość do pobrania.

Teraz zaś szykuje się kolejna, wielka fala grabieży Polaków, i nie tylko nas, bo w ogóle wszystkich narodów, które sobie na to pozwolą. Symbolicznym wstępem do tej fali była polityka energetyczna, system ETS, reakcja na globalne morowe powietrze, wszystkie programy pod hasłem zielonej transformacji, i w ogóle wszelkie polityki globalne i unijne. Główne hasło globalnej grabieży własności narodowej i prywatnej brzmi: Zrównoważony Rozwój, i póki co, kolejne rządy warszawskie wchodzą w to jak nóż w masło.

W odróżnieniu jednak od fal grabieży sprzed 1989 r., tu przynajmniej mamy wybór. W ramach narodu i państwa mamy możliwości uniknąć grabieży, a siłę sprawczą ma państwo polskie, na czele którego stoi rząd. Został jednak stworzony układ polityczny i system dezinformacji i debilizacji, sprawiający, że Polacy nie zdają sobie sprawy z kwestii fundamentalnych. Brak jest świadomości następujących kwestii: zagraża nam grabież wszystkiego; zagrożenie jest realne i bliskie; można się przed tym obronić; należy podjąć określone środki. Skoro od świadomości zależy, czy Polacy unikną kolejnego potopu, tym właśnie się tu zajmujemy.

_______________

Kolejne fale grabienia Polaków, Bartosz Kopczyński, 20 listopada 2024