Na krzywy ryj. MEM-y II.

———————————————

————————————-

—————————————————

——————————————–

——————————-

————————————–

——————————————

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Antysemitnictwo sze nie opłaca. MEM-y I

———————————–

——————————————————-

————————————–

—————————————————-

——————————————

—————————————–

—————————————-

Wykopaliska krymskie i warszawskie

Wykopaliska krymskie i warszawskie

Wykopaliska krymskie i warszawskie

Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl)    20 grudnia 2025 michalkiewicz

Jak było za komuny, tak i teraz, najtwardszym jądrem systemu, który Amerykanie nazywają „Deep state”, była i jest bezpieka. Z kolei jej najtwardszym jądrem jest wywiad wojskowy, wywodzący się [w neo-PRL md] wprost z komuny. Jak pamiętamy, o ile SB została w połowie lat 80-tych rozgromiona, a u progu transformacji ustrojowej, przetrzebiona tak zwaną „weryfikacją”, to wywiad wojskowy przeszedł transformację ustrojową w szyku zwartym i jako Wojskowe Służby Informacyjne, przez 16 lat funkcjonował sobie w „wolnej Polsce”, rozbudowując agenturę w konstytucyjnych organach państwa, a kluczowych segmentach gospodarki, zwłaszcza – w sektorze finansowym i paliwowym – w prokuraturze i niezawisłych sądach, a także w mediach i przemyśle rozrywkowym, gdzie wpływa się na masowe nastroje. Za pośrednictwem tej agentury wywiad wojskowy, czyli „stare kiejkuty”, z którymi rywalizuje o wpływy ABW, kręcą nie tylko całym państwem, ale całym życiem publicznym.

Nie byłoby w tym nic złego, gdyby stare kiejkuty, podobnie jak bezpieczniacy w państwach poważnych, służyły państwu polskiemu. Ktoś bowiem musi państwem rządzić, bo przecież nikt przytomny nie powoli, by rządziła ulica, zwłaszcza w państwach dysponujących bronią ultymatywną. Do rządzenia potrzebne są dwie rzeczy: siła i wiedza. I jednym i drugim dysponuje armia i bezpieka, chociaż przysłuchując się wypowiedziom niektórych generałów naszej niezwyciężonej armii, można co do tej wiedzy, a nawet władz umysłowych, nabrać poważnych wątpliwości. Bezpieczniacy, może z wyjątkiem pana generała Marka Dukaczewskiego, którego resortowa „Strokrotka” do niedawna wzywała do TVN zawsze, gdy coś się albo u nas, albo na świecie działo, a pan generał mówił nie tylko jak jest , ale i – jak będzie – więc bezpieczniacy na ogół „nie gadają, tylko robią” – jak próbuje przechwalać się vaginet obywatela Tuska Donalda.

Nie ulega natomiast najmniejszej wątpliwości, że Wielce Czcigodni parlamentarzyści, z których rekrutują się kolejne vaginety, w zdecydowanej większości, ani wiedzą, ani siłą nie dysponują. Wystarczy wskazać na Wielce Czcigodną Kotulę Katarzynę, czy Martę Wcisło, by pozbyć się wszelkich złudzeń. Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – po co osobom zwerbowanym do wypełnienia list wyborczych, jakaś wiedza? Oficerowie prowadzący, którym przecież zawdzięczają znalezienie się w gronie reprezentantów narodu, w odpowiednim momencie powiedzą im, co mają robić.

Zatem problemem nie jest to, że tak naprawdę państwem zdalnie kieruje bezpieka, tylko to, że – w odróżnieniu od bezpieczniaków z państw poważnych, którzy służą swojemu państwu, mając świadomość, że innego nie będą mieli – nasi bezpieczniacy, pochodzący zresztą w znacznym stopniu ze środowiska polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, służą każdemu, kto tylko im obieca, że będą mogli pasożytować na historycznym narodzie polskim. I to właśnie jest naszym największym problemem politycznym oraz przyczyną kryzysu przywództwa, obejmującego WSZYSTKIE bez żadnego wyjątku środowiska.

I oto właśnie gruchnęła wieść, że nasi bezpieczniacy złapali w jakimś hotelu Rosjanina, pracownika Ermitażu, który na Krymie miał wykopywać jakieś „przedmioty ukraińskiego dziedzictwa kulturowego”. Ciekaw jestem, o co tu może chodzić, bo przecież wiadomo, że Krym został przekazany Ukraińskiej SSR przez Chruszczowa w roku 1954?

Toteż zaraz na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, że chodzi o precjoza, to znaczy – złoto i dewizy – jakie na Krymie, w ogrodach swoich rezydencji, pozakopywali ukraińscy oligarchowie – z korzeniami i bez – zanim jeszcze Putin posłał tam swoje „zielone ludziki” – a ten cały ruski naukowiec wszystko to im powykopywał. To by nawet trzymało się kupy, bo już Mikołaj Machiavelli zauważył w „Księciu”, że „łatwiej przeżyć śmierć ojca, niż utratę ojcowizny” – toteż nic dziwnego, że ukraińskie parchy-oligarchy zapałały do niego zimną nienawiścią, a kiedy tylko się dowiedziały, że postawił swoją wrażą stopę na prastarej ziemi polskiej, kazały tubylczym bezpieczniakom go schwytać – no a ci, jako „słudzy narodu ukraińskiego”, rozkaz w podskokach wykonali. Nie będziemy musieli długo czekać na wieść, że rezuny urezały mu szyję – oczywiście na podstawie praworządnego wyroku jakiegoś niezawisłego sądu – albo naszego, albo – jeszcze lepiej – ukraińskiego, które znane są na całym świecie z praworządności.

Mniejsza jednak o te fałszywe pogłoski; jak tam będzie, tak tam będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – twierdził dobry wojak Szwejk. Znacznie ciekawsza jest bowiem sekwencja wydarzeń, zapoczątkowanych ucieczką z Ukrainy do Izraela Timura Mindycza, bliskiego kolaboranta prezydenta Zełeńskiego. Ten cały Timur, oczywiście z pierwszorzędnymi korzeniami, podobnie jak prezydent Zełeński, miał sprywatyzować sobie co najmniej 100 milionów dolarów z pieniędzy, jakie Zachód Ukrainie pożycza, a niemądra Polska daje za darmo.

Jak pamiętamy, na wieść o tym wydarzeniu natychmiast zareagował Książę-Małżonek Sikorski Radosław, deklarując niezwłoczne przekazanie Ukrainie dokładnie 100 milionów dolarów. Już mniejsza o to, dlaczego odezwały się nożyce w osobie Księcia-Małżonka – chociaż i to wywołało falę fałszywych pogłosek, jakoby Timur Mindycz, a nawet sam prezydent Zełeński nie tylko dzielił się otrzymaną forsą ze swoimi dobrodziejami, ale w dodatku zapisywał w kapowniku, ile komu dał i gdzie tamten forsę schował.

A teraz, kiedy Amerykanie przyciskają go do ściany, rzutem na taśmę grozi wielkiej europejskie czwórce: premierowi brytyjskiemu, prezydentowi francuskiemu, niemieckiemu kanclerzowi i Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, że wszystko roztrąbi – o ile tamci nie załatwią mu na koniec dobrego fartu forsy z zamrożonych ruskich aktywów. Toteż „wielka czwórka” na gwałt próbuje zmłotować belgijski rząd, żeby im te aktywa dał – bo inaczej zostaną puszczone śmierdzące dmuchy. Książę-Małżonek, ani obywatel Tusk nie zostali dopuszczeni do konfidencji, co na swój sposób może dobrze o nich świadczyć, ale jednocześnie potwierdza podejrzenia, że są zbyt głupi, by korzystać z wojny, jak to robią starzy wyjadacze z państw poważnych.

Jednak znacznie ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, skąd właściwie Książę-Małżonek miałby wziąć 100 milionów dolarów, zwłaszcza w sytuacji, gdy właśnie uchwalona została ustawa budżetowa, przewidująca deficyt przekraczający 271 mld złotych?

Do dni ostatnich nie potrafiliśmy na to pytanie odpowiedzieć, ale ostatnie zawirowania w Narodowym Banku Polskim, gdzie osoby delegowane tam przez vaginet obywatela Tuska Donalda próbują właśnie wysadzić w powietrze pana prezesa Adama Glapińskiego i przejąć ręczne sterowanie Bankiem, rzuca światło na tę sprawę. Jak bowiem wiadomo, pan prezes Glapiński nakupował do NBP wielkich ilości złota, ponad 530 ton.

Jestem pewien, że ukraińskim oligarchom to złoto by się przydało, a Książę-Małżonek jak zwykle nie potrafił utrzymać języka za zębami, podobnie jak po wysadzeniu bałtyckich gazociągów i – jak to narcyz – nie mógł się powstrzymać, by nie zaimponować światu swoją hojnością – ale przy okazji ujawnił spisek uknuty przeciwko Narodowemu Bankowi Polskiemu przez obywatela Tuska Donalda, któremu mogli przecież zlecić to jego niemieccy przyjaciele na wypadek, gdyby młotowanie Belgii nie dało rezultatów.

UE znów NAS zadłuża żeby dofinansować skorumpowane władze Ukrainy

UE znów się zadłuża żeby dofinansować władze Ukrainy

/pch24.pl/ue-znow-sie-zadluza-zeby-dofinansowac-wladze-ukrainy

(Fot. PAP/Radek Pietruszka)

Zdecydowana odpowiedź Unii Europejskiej na aferę korupcyjną z udziałem najbliższych współpracowników Wołodymira Zełenskiego. Zaciągnięcie wspólnotowego długu w wysokości 90 miliardów euro, by wesprzeć rząd w Kijowie, będzie oznaczało, że państwa będą wspólnie spłacać co roku odsetki w wysokości około 3 mld euro.

Udziału w procederze dalszego zadłużania swych obywateli odmówiły Węgry, Czechy i Słowacja.

Przywódcy unijnej „27” po wielogodzinnych negocjacjach zgodzili się w piątek nad ranem udzielić Ukrainie wsparcia na kolejne dwa lata w wysokości 90 mld euro. Pokryje to około dwie trzecie potrzeb pogrążonego w wojnie państwa, które będzie potrzebować dofinansowanie od drugiego kwartału przyszłego roku, brzmi oficjalna wersja.

Upadła opcja użycia w tym celu zamrożonych aktywów Rosji. W jej miejsce liderzy zdecydowali się na zaciągnięcie wspólnego długu, z którego „wyłączone” zostaną trzy państwa: Czechy, Słowacja i Węgry.

Pożyczka zaciągnięta przez Komisję Europejską na rynkach kapitałowych i zabezpieczone unijnym budżetem zostanie przekazana Ukrainie, która spłaci ją w momencie uzyskania reparacji od Rosji. We wnioskach ze szczytu czytamy, że do tego czasu aktywa rosyjskiego banku centralnego pozostaną unieruchomione, a Unia zastrzega sobie prawo do wykorzystania ich do celów spłaty pożyczki.

Ukraina nie będzie też musiała spłacać odsetek od pożyczek. Zrobią to za nią państwa członkowskie UE. Jak powiedzieli dziennikarzom w piątek wysocy rangą urzędnicy w Komisji Europejskiej, będzie to oznaczać roczny koszt dla Wspólnoty w wysokości około 3 mld euro, co przy unijnym PKB w wysokości 18 bln euro będzie oznaczać wzrost deficytu o 0,02 proc. Wysokość odsetek dla poszczególnych krajów będzie ustalana proporcjonalnie do dochodu narodowego brutto (DNB).

Wyłączenie” Czech, Słowacji i Węgier będzie polegać na tym, że nie będą one spłacać odsetek. Ich udział, wynoszący łącznie 3,75 proc. unijnego DNB, zostanie rozdzielony proporcjonalnie pomiędzy 24 pozostałe państwa.

Unijny urzędnik pragnący zachować anonimowość powiedział, że najwcześniej państwa UE zaczną spłacać odsetki w 2027 r., ale może to nastąpić też później.

By ustanowić pożyczkę dla Ukrainy zabezpieczoną unijnym budżetem konieczne jest zwiększenie tzw. headroomu. Robiące zawrotną karierę w ciągu ostatnich 24 godzin słowo oznacza margines w budżecie UE, który powstaje wówczas, gdy kraje członkowskie decydują się zwiększyć udział swoich składek ponad kwotę, która jest potrzebna na pokrycie przewidywanych wydatków. Na zwiększenie headroomu zgadzają się Czechy, Słowacja i Węgry.

Jest to rozwiązanie przetestowane już przez Wspólnotę w trakcie tak zwanej pandemii, gdy ustanowiony został fundusz odbudowy w wysokości 750 mld euro w odpowiedzi na trudności gospodarcze państw członkowskich. Innymi słowy, headroom zwiększono, by umożliwić sfinansowanie Krajowych Planów Odbudowy z pożyczek zaciąganych przez KE na rynkach. Jak KPO zostało wydatkowane w Polsce, pamiętamy z niedawnej afery.

Po decyzji Rady Europejskiej o zaciągnięciu kolejnej pożyczki gwarantowanej unijnym budżetem komentowano, że wspólny dług wchodzi Unii w krew.

Unijny urzędnik, pytany o to, dlaczego nie nazywamy tej pożyczki euroobligacjami, odpowiedział: „Zdefiniuj, czym są euroobligacje i potem ci powiem”.

Pozostaje pytanie, na jak długo UE zaciąga tę pożyczkę. – Mówimy, że Ukraina spłaci tę pożyczkę w momencie wypłaty reparacji. Do tego czasu możemy „rolować” dług. Ale w pewnym momencie, będziemy musieli zadać sobie pytanie, czy powinniśmy kontynuować prolongowanie tego długu, spłacić go, czy zrobić coś innego – powiedział urzędnik KE.

pap logo

Źródła: PAP, PCh24.pl RoM

Friday Funnies: Locusts Invade… and other true stories.

Friday Funnies: Locusts Invade

and other true stories.

DR. ROBERT W. MALONE DEC 19
Locusts – szarańcza

This is just as true in 2026 as it was in 2017- when Branco first penned it…










For some reason, Joe Biden has raised only a small fraction of the funds needed to construct a presidential library… 



Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work here and elsewhere, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid







Blame Jill for choosing the following video…




Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.

Share






True story…

Stronnictwo Ukraińskie w Polsce

Stronnictwo Ukraińskie w Polsce

Olaf Swolkień

Do Polski za sprawą kolejnych rządów POPiSu i ich przystawek wpuszczono kilka milionów Ukraińców, którzy przebywają w naszym kraju już parę lat. Dodatkowo obdarowaliśmy ich ogromem własnych zasobów wprost proporcjonalnym do polskich fobii, kompleksów, fantomowych historycznych mrzonek i geopolitycznej ignorancji.

Lada moment setki tysięcy jeśli nie miliony z nich mogą uzyskać polskie obywatelstwo. Będzie to scementowana wspólnie przeżytą wojenną bądź uchodźczą traumą dynamiczna mniejszość ludzi młodych w starzejącym się i schorowanym pod każdym względem polskim społeczeństwie. W ten sposób kolejne rządy zaprzepaściły to co w obszarze narodowościowym zyskaliśmy w 1945 r. Jeżeli chodzi o ukraińską mniejszość narodową nastąpiło coś co wydawało się niemożliwym do spełnienia koszmarem – powrót do stanu sprzed II wojny światowej, kiedy to stanowiła ona około 15% ludności II RP.

U zarania niepodległości Ukraińcy usiłowali zabrać Polakom Lwów i Przemyśl, dokonywali okrutnych mordów na polskiej ludności. Potem ich stosunek do ówczesnej Polski opierał się na przekonaniu, że są pod polską okupacją. Bojkotowali wybory, stosowali na dużą skalę terroryzm, współpracowali z niemieckim wywiadem, we wrześniu 1939 r. mordowali cofających się polskich żołnierzy, by następnie ukoronować kilkuwiekowe wspólne dzieje ludobójstwem setek tysięcy swoich polskich sąsiadów, a tego typu masowe i nieludzko okrutne mordy miały po ukraińskiej stronie długą tradycję. Dzisiaj na Ukrainie jak grzyby po deszczu wyrastają pomniki i inne formy gloryfikacji tamtych zbrodniarzy, stali się ikonami pop kultury, a pohańbione polskie ofiary nie mogą doczekać się pochówku.

Nie pierwszy to raz w historii kiedy Polacy sami sprowadzili do siebie obcych, którzy potem czekali tylko na okazję by nam szkodzić, przekształcić swój status z gości w gospodarzy albo wydzielić kawałek naszej ojczyzny jako własny. W wypadku Ukraińców jest to tym bardziej irytujące, że już raz związek z nimi poprzez Wielkie Księstwo Litewskie i Unię Lubelską okazał się jedną z najważniejszych przyczyn upadku naszego państwa w XVII i w XVIII wieku. Mechanizmy pomimo upływu wieków były zaskakująco podobne – terror, bunty i wojna domowa, prowokowanie i wciąganie Polski w nieswoje wojny oraz oligarchizacja ekonomiczna i w konsekwencji polityczna. Na naszych oczach dopisywany jest kolejny fatalny rozdział do „Dziejów głupoty w Polsce”. Powtarzalność tej sytuacji wskazuje, że jej przyczyny to nie tylko błędy w bieżącym myśleniu, ale wady głęboko  zakorzenione w psychice, w modelach wychowania, w nieświadomości historycznej, w typie moralności, w rodzaju patriotyzmu, w postrzeganiu relacji z sąsiadami. Ich analiza to temat, który czeka na wieloaspektowe zbadanie.

Po 1989 r. ujawniły się i zaktywizowały, zahibernowane w okresie PRL siły reprezentujące ukraiński interes i ukraińską świadomość. Najczęściej są to mniej lub bardziej przyznający się do tego potomkowie przesiedleńców akcji Wisła. O tym jaka jest świadomość historyczno – polityczna, stosunek do polskości i polskich interesów mniejszości ukraińskiej w Polsce świadczą niedwuznacznie wypowiedzi jej liderów. Natalia Panczenko (na zdjęciu) reprezentująca stosunkowo nową falę ukraińskich przybyszy w Polsce najbardziej znana jest z wypowiedzi, w której groziła Polakom podpaleniami i zamachami, o ile nasz stosunek do Ukraińców nie będzie taki jak jej zdaniem być powinien. Tłumacząc się z tej wypowiedzi twierdziła, że chodziło jej nie o terroryzm ukraiński, ale o działania Polaków, którzy wedle jej opowieści po 2015 r. podpalali i obrzucali kamieniami ukraińskie sklepy. Strach pomyśleć co Panczenko opowiada o Polakach w czasie pobytu na zagranicznych stypendiach.

Być może świat dowie się od niej rewelacji analogicznych do tych jakie rozpowszechniają o Polakach „badacze” pokroju Jana Tomasza Grossa czy Jana Grabowskiego. Zastanawiająca jest także jej deklarowana i wybiórcza niewiedza na temat historii. Pytana czy Bandera był zbrodniarzem odpowiedziała, że nie wie bo „nie jest historykiem” ale „wiedziała”, że w czasie mordów na Wołyniu był w niemieckim obozie koncentracyjnym (nie jako normalny więzień – przyp. O.S.) Panczenko nie wie także, czy Ukraińcy dokonali na Polakach ludobójstwa bo „nie jest ekspertem”, poza tym na Ukrainie nikt nie wie o Banderze i Wołyniu, bo nie uczyli tego w sowieckich szkołach. Pytanie dlaczego nadal nie uczą i czy nie widziała marszów upamiętniających tamtych zbrodniarzy? Mogła się także dowiedzieć czegoś na ten temat w Polsce, gdzie przebywa od 2009 r. a od dobrych kilku lat jest polską obywatelką.

Przypadek Mirosława Skórki

Jeszcze ciekawsze wypowiedzi pojawiły się w czasie wywiadu przeprowadzonego przez Panczenko z Prezesem Związku Ukraińców w Polsce Mirosławem Skórką, jaki ukazał się 30 października br. na kanale Ukrainer Q. Zdaniem lidera mniejszości ukraińskiej w Polsce rzeź wołyńska była zawiniona przez Polaków, którzy w Polsce niepodległej chcieli Ukraińców asymilować. Szczególnie złowrogi był zdaniem Skórki wpływ Romana Dmowskiego, bo ten narzucił Polakom niewłaściwy model patriotyzmu oparty o kryterium nacjonalistyczne i etniczne. W tym samym wywiadzie stwierdził, że polski patriota to „kibol i konfederata” a Panczenko dodała skwapliwie: „zwykle pijany” po czym zgodzili się, że „krzyczy coś tam przeciw Ukraińcom i Żydom, Polska dla Polaków i nie jest to patriota, ale debil, który biega z flagami i krzyżami.”

Dostało się także Władysławowi Gomułce, który łączył socjalizm z nacjonalizmem i Prezydentowi Nawrockiemu, który powtarza karygodną narrację Dmowskiego. Rzeź wołyńska to zdaniem Skórki „nie historia, ale ideologia”. Na koniec Skórka pochwalił się siłą międzynarodowego lobby ukraińskiego, które inaczej niż Polacy ma swoją placówkę na Harvardzie, a w Kanadzie status taki sam jak potomkowie Brytyjczyków i Francuzów.

Mniejszość ukraińska w Polsce ma także wsparcie Unii Europejskiej, a części obecnej Polski takie jak Podlasie, Sanok, Chełm i Przemyśl to „integralna część ukraińskiej tożsamości i historii, a Przemyśl nawet bardziej niż Lwów.” Jest co najmniej zastanawiające, że w sytuacji kiedy wypowiedź Alice Weidel o NRD jako „Niemczech środkowych” wywołuje w Polsce oburzenie, w tym samym czasie takie wypowiedzi liderów przebywającej już na polskim terytorium mniejszości i rzeszy nowych przybyszy nie budzą zaniepokojenia i przechodzą w Polsce bez echa. Tym bardziej, że o ile wpływy jawnej mniejszości ukraińskiej były dotąd z uwagi na niewielką liczebność marginalne, to w obecnej sytuacji jej punkt widzenia zdominuje myślenie nowej, tym razem wielomilionowej fali. Taki jest zresztą cel prezesa Skórki, który w podsumowaniu wywiadu stwierdził, że najważniejsze dla niego jest by Ukraińcy w Polsce nie stali się Polakami, zapowiedział skupienie aktywności na młodym pokoleniu i zachęcił do wywierania presji na polskie szkoły aby zagościł w nich oficjalnie język ukraiński.

Tak myśląca mniejszość ukraińska to znakomita wyborcza baza i gleba dla stronnictwa politycznego, które można nazwać proukraińskim czy wręcz ukraińskim.

Oprócz polityków o ukraińskich korzeniach dołączyli do niego powiązani z ukraińskimi oligarchami politycy mający na Ukrainie interesy ekonomiczne, związani z Ukrainkami, ciągle nie wyjaśniona jest sprawa afery podkarpackiej, a wszystko pławi się w oceanie politycznej i historycznej ignorancji oraz irracjonalnej i histerycznej polskiej rusofobii, które determinują działania polskiej klasy politycznej i medialnej. Dominacja stronnictwa ukraińskiego przejawia się nie tylko w coraz liczniejszej obecności jawnie proukraińskich czy wręcz ukraińskich polityków w najważniejszych organach państwa i instytucjach, ale przede wszystkim w całkowitym zdominowaniu narracji mającej masom Polaków wyjaśnić i wytłumaczyć, a w rzeczywistości narzucić i wmówić rzekomy sens obecnej sytuacji politycznej. Istnieje kilka głoszonych przez reprezentantów tego stronnictwa najważniejszych punktów – a w praktyce jawnych i często szokujących fałszów, które nawet łatwiej niż biografie czy interesy pozwalają zidentyfikować członków ukraińskiego stronnictwa w III RP.

Sześć ukraińskich kłamstw

1/ Kłamstwo pierwsze to wpajanie polskiemu społeczeństwu, że agresja rosyjska w lutym 2022 r. była albo rodzajem kaprysu demonicznego Putina albo zakodowanego w rosyjskiej tożsamości czy nawet w mongolskiej domieszce genetycznej imperatywu parcia na Zachód w celu zdobywania coraz to nowych terytoriów i podbijania coraz to nowych narodów. Tendencja ta ma w myśl jej głosicieli w jakiś szczególny sposób wyróżniać Rosjan od innych nacji. Takie infantylne niczym bajka dla niezbyt rozgarniętych dzieci przedstawienie przyczyn rozpoczęcia obecnej fazy wojny pomija zarówno wcześniejsze dzieje Rosji jak i podstawowe fakty historyczne z okresu ponad trzydziestu lat po rozpadzie ZSRR. Najważniejszym wyznacznikiem tego ostatniego okresu były granice nowo powstałego państwa ukraińskiego kreślone arbitralnie czy to w myśl internacjonalistycznej i w istocie antyrosyjskiej ideologii czy arbitralnej decyzji Ukraińca Nikity Chruszczowa. Najlepiej scharakteryzował ten problem nie kto inny niż Jerzy Giedroyć, który w 1991 r. w piśmie Kontynent zamieścił następującą wypowiedź: „Jeśli chodzi o Ukrainę, też należy liczyć się z tym, że znaczne jej połacie, zwłaszcza lewobrzeżnej, są w dużym stopniu zrusyfikowane. Dlatego też nalegaliśmy – i nasze oświadczenia w tej sprawie były drukowane w „Kontynencie” – żeby w tych sprawach zorganizować plebiscyt. Nie należy żądać, aby granice Ukrainy przebiegały tak, jak oni je sobie wyobrażają – jest to sprawa woli ludności. Istnieje cały szereg obwodów, które chcą należeć do Rosji, czują się związane z Rosją i to należy koniecznie uregulować.” Nic takiego nie nastąpiło.

Jednak wyniki kolejnych wyborów pokazywały, że diagnozy Giedroycia były słuszne. Przedstawiciele oligarchicznych klanów, które zdominowały życie polityczne na Ukrainie uzyskiwali poparcie wyborcze w zależności od swojej geopolitycznej orientacji i pokrywało się ono z cywilizacyjno – językowo – geograficznym podziałem wskazanym przez wybitnego Polaka. Próbą uregulowania tej kwestii były porozumienia mińskie zakładające autonomię wschodnich obwodów, zostały jednak zawarte zbyt późno, bez dobrej wiary i w okolicznościach, które rozwiązanie konfliktu czyniły praktycznie niemożliwym. Wymagałoby to bowiem zarówno kultury politycznej pozwalającej działać z umiarem i na długą metę od samych Ukraińców jak i zgodnego działania mocarstw.

Zamiast tego mieliśmy do czynienia z bezprecedensową w cywilizowanym świecie dyskryminacją językową, religijną i narodowościową mniejszości zorientowanej na Rosję, cynicznie podsycaną i wykorzystywaną przez eksponentów atlantyckiego bieguna geopolitycznego. Symbolicznym odzwierciedleniem obu tych zjawisk w praktyce było rozdawanie przez amerykańską sekretarz stanu Viktorię Nuland ciasteczek nacjonalistycznym bojówkarzom w czasie kijowskiego majdanu i masakra bezbronnych zwolenników orientacji prorosyjskiej w Odessie. Ukraińscy nacjonaliści nie byli w stanie wyjść poza ramy swojej ideologii, a Zachód uznał, że nie musi respektować zasady niepodzielności bezpieczeństwa mówiącej o tym, że bezpieczeństwo jednego państwa nie może się budować kosztem bezpieczeństwa innych państw.

2/ Kłamstwo drugie głoszone przez stronnictwo ukraińskie w Polsce polega na przypisywaniu Rosji równie przyrodzonej jak rzekome parcie na zachód skłonności do „niedotrzymywania umów”. Najczęściej przywołuje się w tym kontekście memorandum budapesztańskie z 1994 r. o poszanowaniu i respektowaniu granic Ukrainy w zamian za przekazanie Rosji arsenału nuklearnego. Pomija się zupełnie kontekst i argumentację rosyjską, która odpowiada na te zarzuty przywołując wielokrotne zapewnienia składane przez przywódców Zachodu jeszcze Michaiłowi Gorbaczowowi o tym, że NATO nie będzie się rozszerzać na wschód. Potem nastąpiły agresja NATO na Jugosławię i inspirowany z zewnątrz rozpad tego państwa, popieranie separatyzmu i terroryzmu czeczeńskiego, uznanie niepodległości Kosowa, atak Gruzji na Osetię Południową i rosyjski kontyngent rozjemczy. Zachód dokonał też pod fałszywymi pretekstami agresji na tradycyjnych sojuszników Rosji na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce.

W takim kontekście międzynarodowym i w sytuacji prześladowania rosyjskiej mniejszości na Ukrainie, przy nawet minimalnej znajomości historii Zachodu twierdzenia o zasadniczej i typowo rosyjskiej skłonności do niedotrzymywania umów brzmią groteskowo. Rosja jest sygnatariuszem tysięcy porozumień międzynarodowych i ich sygnatariusze ani się na Rosję nie skarżą ani nie wzbraniają przed podpisywaniem kolejnych. Z kolei stosowana na ogromną skalę przez Zachód polityka sankcji i zamrażania aktywów jak najbardziej wyczerpuje cechy postępowania niezgodnego z zawartymi porozumieniami i burzącego międzynarodowe zaufanie.

3/ Trzeci fałsz stosowany przez stronnictwo ukraińskie z największą natarczywością głosi, że Rosja po pokonaniu Ukrainy zamierza zaatakować NATO i dojść nawet do Portugalii, a taka sytuacja oznacza, że „Ukraina walczy za nas” i ogromne nakłady jakie Polska ponosi żeby ją wspierać są inwestycją w nasze bezpieczeństwo. Te same kręgi głoszą jednocześnie, że Rosja przegrywa wojnę, że lada chwila się rozpadnie, a na froncie jedyne co jej się udaje to porywanie dzieci i bombardowanie obiektów cywilnych. Odkładając na bok wymogi propagandy w czasie wojny trzeba dodać, że nie kto inny niż sam Sekretarz generalny NATO Mark Rutte w listopadowym wystąpieniu br. wyliczał precyzyjnie przewagi państw sojuszu nad potencjałem rosyjskim, a sukcesy rosyjskie w ostatnich miesiącach dalekie są od decydujących i mających wymiar wykraczający poza naznaczone dużymi ofiarami zajmowanie kilku spornych obwodów. Jednak obok uderzającej sprzeczności w przytoczonej narracji nikt nie zadaje kluczowego dla analizy takiego scenariusza pytania o to, dlaczego Rosja miała by uderzać na Zachód przez Zadnieprze będąc obecna na granicy polsko – białoruskiej i w obwodzie kaliningradzkim, a przede wszystkim dlaczego nie zrobiła tego gdy na Ukrainie rządziła sprzyjająca Rosji Partia Regionów, która notabene szukała acz bez odzewu dróg do porozumienia z Polską jako przeciwwagi dla wpływów banderowskich.

4/ Fałsz czwarty łączy się z fałszem trzecim. Głosi on, że Ukraina „walczy za nas” nie tylko w sensie czysto militarnym, ale także „w obronie wspólnych wartości” jakie ponoć dzieli z Polską i z całym Zachodem. Koreluje to z jednoczesnym odczłowieczaniem Rosjan i kreowaniem Rosji na imperium zła, z którego to quasi religijnego oskarżenia wycofał się nawet Ronald Reagan. Tymczasem tezie o jakiejś zasadniczej i pozytywnej na korzyść Ukrainy różnicy z Rosją przeczą wszelkie liczby i obserwacje od statystyki morderstw, poprzez liczne powiązania oligarchów z obu krajów, gigantyczną korupcję, prześladowanie i mordowanie oponentów politycznych.

Natomiast teza, że Polaków miałyby łączyć wspólne wartości z narodem gloryfikującymi banderowskich zwyrodnialców i odmawiającym ekshumacji ich polskich ofiar, zakrawa na szyderstwo i wiarę w hipotetyczną sytuację, w której Żydzi poczuwaliby się do duchowej wspólnoty z Niemcami, podczas gdy ci wznosili by pomniki Hitlera. Ostatnie skandale korupcyjne są tylko wierzchołkiem góry lodowej przykrywającym kłębowisko gangsterskich układów i interesów. W sytuacji ogromnego kryzysu Zachodu i analogicznych skandali w UE włączenie do niej takich struktur i mniejszości wychowanej w takim środowisku może tylko przyspieszyć katastrofę zachodniej Europy, wzmacniając destrukcyjne elementy jakie toczą nią samą. Być może na Kremlu „strzelałyby z tego powodu korki od szampana”.

5/ Fałsz piąty głosi, że rosyjska propaganda w dużej mierze kształtuje polskie myślenie, a jakiekolwiek wskazywanie na sprzeczne interesy Polski i Ukrainy czy mówienie prawdy o historii, to działanie pod jej wpływem. Panczenko, Arleta Bojke i dr Daniel Szeligowski z PISM w czasie debaty z Rafałem Otoka – Frąckiewiczem zapytani o rosyjskie media w Polsce umieli wymienić tylko nieistniejący od kilku lat Sputnik, po czym gładko przeszli do zagrożeń jakie dla słabych polskich umysłów niesie Internet ze swoją wolnością wypowiedzi i argumentacji.

Tymczasem nawet pobieżna znajomość największych internetowych mediów nad Wisłą, popularność proukraińskich blogerów i historyków wskazuje, że teza o rosyjskiej propagandzie, która rzekomo dominuje w polskim internecie jest zupełnie fałszywa, jeśli nie absurdalna. Dlatego Polscy patrioci, którzy bronią polskich interesów i wartości nie spotykają się z argumentami, ale z wyzwiskami w rodzaju „pożyteczny dla Rosji idiota” albo „zdrajca”. Z tym brakiem argumentów współgra narastająca fala zastraszania i pełzającego quasi faszystowskiego terroru wobec osób i partii starających się bronić polskiego interesu – od aresztów za wpisy w internecie, poprzez zastraszanie właścicieli sal na spotkania, czy domaganie się delegalizacji partii reprezentujących stronnictwo polskie.

6/ Fałsz szósty, w którym pozostałe są zanurzone i na którym się opierają to tzw. wiedza wszystkich normalnych ludzi na temat historii relacji polsko – rosyjskich, na temat tego że „wiadomo”, że Rosja jest naszym wrogiem i to odwiecznym, a nie jak mówił na poprzednim etapie obecny szef MSZ „trudnym geopolitycznym rywalem”. To cały szereg fałszów i uproszczeń o odwiecznym rosyjskim imperializmie i „carskim ucisku”. Mamy tu do czynienia z paradoksem, w którym te same osoby krytykujące imperializm jako taki oraz utożsamiające  Rosję z komunizmem posługują się stosunkowo nowym leninowskim wartościowaniem imperializmu jako wcielenia zła i ostatniego stadium kapitalizmu. Dochodzi do tego kompletne ignorowanie i lekceważenie rosyjskich gestów i inicjatyw po 1989 r. czego najlepszym przykładem jest postawa w sprawie Katynia i propozycja wspólnej uroczystości ku czci ofiar sowieckiego totalitaryzmu z udziałem Aleksandra Sołżenicyna i przywódców obu państw. Wszystkie te inicjatywy były odrzucane w sposób obraźliwy dla Rosjan przez stronę polską.

Póki nie jest za późno

Stronnictwo Ukraińskie w Polsce dzięki takiej narracji i takiemu klimatowi intelektualno – psychicznemu uzyskało bazę dla realizacji swoich celów politycznych. Najważniejszym z nich jest niedopuszczenie do normalizacji stosunków polsko – rosyjskich i narzucenie polskiej opinii publicznej „myślowo emocjonalnych  gotowców” o rzekomej odwiecznej wrogości i trwającym ponoć stanie wojny z Rosją. Jednak ponieważ oczekujący latami na rutynowe zabiegi medyczne Polacy w 2025 r. mogliby nie uwierzyć, że to dlatego, że są na wojnie, to słowo wojna opatruje się coraz to nowymi przymiotnikami w rodzaju hybrydowej, informacyjnej, kognitywnej, a nawet dywersji dokonywanej przez Rosję, o czym świadczyć ma to, że nie dokonują jej Rosjanie tylko zwerbowani przez perfidnych Mongołów naiwni Ukraińcy. Drugi cel to wymuszenie jak najwyższych świadczeń czy to gospodarczych czy to militarnych, a najlepiej wciągnięcie Polski do wojny, o czym po zakończeniu swojej prezydentury z rozbrajającą dezynwolturą poinformował Andrzej Duda, ale jego wyznanie zostało w polskiej infosferze szybko zepchnięte na dalszy plan.

Zjawiska powyższe świadczą, że o ile nie dojdzie do masowej reemigracji Ukraińców z Polski to zakorzeni się nad Wisłą mniejszość, i stronnictwo polityczne mające własne, sprzeczne z polską racją stanu cele, a dodatkowo żywiące coś co w socjologii nazywa się złą wiarą polegającą na wypychaniu ze świadomości niewygodnych faktów z własnej historii i kultywowania resentymentu wobec gospodarzy. Prawidła geopolityki potwierdzone historią każą przewidywać, że stronnictwo ukraińskie będzie się orientować przede wszystkim na Niemcy czy to podpięte pod unijną gałąź globalizmu czy też na odrodzony niemiecki nacjonalizm. W połączeniu z siłą ukraińskiej armii, z niemieckimi zbrojeniami i napływem do polski ogromnych ukraińskich kapitałów zgromadzonych w wyniku korupcji stanowi to dla Polski egzystencjalne zagrożenie. Najwyższy czas zdać sobie z tego sprawę i pracować nad jego neutralizacją na wszystkich poziomach.

Olaf Swolkień Myśl Polska, nr 51-52 (21-28.12.2025)

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

19.12.2025 tysol.pl/ue-zdecydowala-sie-zbankrutowac-z-powodu-kijowa

Po czwartkowym szczycie UE, na którym szefowie państw i rządów UE osiągnęli porozumienie w sprawie wspólnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro na finansowanie Ukrainy, szybko pojawiła się krytyka ze strony europejskiej prawicy.

Premier Węgier Viktor Orban podczas szczytu w Brukseli

Premier Węgier Viktor Orban podczas szczytu w Brukseli / PAP/EPA

Jak poinformował portal European Conservative, krytycy podkreślili, że porozumienie pogłębia ryzyko finansowe dla Europy, jednocześnie skutecznie podważając wysiłki na rzecz zakończenia wojny na Ukrainie.

Węgry zablokowały wykorzystanie rosyjskich aktywów

Premier Węgier Viktor Orbán określił nocne negocjacje jako próbę powstrzymania rosnącej presji wojennej ze strony Brukseli. Orbán powiedział, że Węgrom udało się „zapobiec bezpośredniemu ryzyku wojny” poprzez zablokowanie wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów, argumentując, że takie posunięcie byłoby równoznaczne z „wypowiedzeniem wojny Rosji” i nałożyłoby na Węgry ogromne obciążenie finansowe.

„Pożyczka wojenna, której Ukraina nie spłaci”

Orbán również nie docenił decyzji o udzieleniu Kijowowi dużej wspólnej pożyczki. Ostrzegł, że „24 państwa członkowskie zdecydowały się udzielić Ukrainie pożyczki wojennej”, podkreślając, że jeśli Ukraina nie będzie w stanie jej spłacić, „te kraje europejskie będą musiały pokryć spłatę”.

Słowacja i Czechy ściśle współpracowały z Węgrami, co pozwoliło im zrezygnować z umowy, co oznacza, że trzy kraje Wyszehradu będą zwolnione z ciężaru wspólnej pożyczki.

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

Milan Uhrík, słowacki poseł do Parlamentu Europejskiego, zapytał, w jaki sposób UE może „pożyczyć” Ukrainie 90 miliardów euro, „których nawet nie ma”, argumentując, że UE „wyraźnie zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”. Dodał wprost: „Ani centa więcej dla Zełenskiego ze Słowacji!”.

Czechy wyłamały się ze wspólnotowego długu

Premier Czech Andrej Babiš również podkreślił bezpieczeństwo narodowe, a nie zbiorowy entuzjazm. Potwierdzając, że przywódcy UE zgodzili się na dalsze wsparcie dla Ukrainy w formie pożyczki, Babiš podkreślił, że „zadbał o to, aby Czechy nie zagwarantowały pożyczki”, stwierdzając, że spełniło to jego wcześniejsze obietnice.

„Pieniądze, których więcej nie zobaczymy”

Krytyka napływała także z innych części Europy. W Holandii lider PVV Geert Wilders powtórzył obawy dotyczące wspólnego zaciągania pożyczek, nazywając pakiet 90 miliardów euro „szalonym” i opisując go jako „zamaskowane euroobligacje, pieniądze, których nigdy więcej nie zobaczymy”. Porównał rezygnacje zapewnione przez Węgry, Czechy i Słowację ze stanowiskiem rządu holenderskiego, oskarżając premiera Dicka Schoofa o pozostawanie w tyle „za eurofilami”.

Podatnicy zapłacą rachunek

Z Niemiec krytyka skupiała się na ciężarze spoczywającym na obywatelach. Alice Weidel, liderka opozycyjnej Alternatywy dla Niemiec (AfD), oświadczyła, że dzięki tej ogromnej pożyczce kanclerz Friedrich Merz eksportuje „swoją nieodpowiedzialną politykę zadłużenia do UE”. Na koniec powiedziała, że „niemiecki podatnik będzie musiał ponownie zapłacić rachunek”.

Podobne obawy wyraził w Parlamencie Europejskim chorwacki poseł do Parlamentu Europejskiego Stephen Nikola Bartulica, który stwierdził, że porozumienie „należy otwarcie krytykować”. Ostrzegł, że pieniądze „najprawdopodobniej nigdy nie zostaną zwrócone”, podczas gdy „wojna trwa bez wyraźnego końca”. Według Bartuliki UE „zaciąga jeszcze większe długi”, mimo że nie ma „żadnego realnego wpływu na zakończenie wojny na Ukrainie”, argumentując, że takie decyzje pokazują, jak „europejscy przywódcy są oderwani od rzeczywistości i konsekwencji ponoszonych przez obywateli”.

Europejski dług na potrzeby Ukrainy

Jak podkreśla portal European Conservative, jasne jest, że dzięki tej gigantycznej pożyczce UE przenosi obecnie długoterminowe zobowiązania finansowe na europejskich podatników, osłabiając odpowiedzialność fiskalną i pozostając na kursie, który przedłuża konflikt, zamiast zbliżać go do końca.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, a mianowicie kolejny wspólnotowy dług pozwoli Komisji Europejskiej zacieśnić ramy fiskalne tworzonego przez Niemcy europejskiego superpaństwa.

  • Autor: Anna Wiejak,kor.

Brukselka po irlandzku. MEM-y II

——————————————–

—————-

————————————–

——————————————

———————————————

————————————–

————————————-

——————————-

————————————

Czy popierasz umowę handlową z krajami Mercosuru?

  • Tak 17.63%(164 odpowiedzi)
  • Nie 74.19%(690 odpowiedzi)
  • Nie wiem / Nie mam zdania 8.17%
Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Kolejny uczony stwierdza niemożność „spontanicznego” powstania Życia

gloria

[Jest to trochę śmieszne, jak przeciwnik Pana Boga od dawna, a w tej sprawie co najmniej od półtora wieku, zmusza uczonych do głoszenia – a ludzi do akceptacji bredni sprzecznej z logiką i matematyką.

Między innymi ja pisuję o tym od dawna, wykładam na uczelniach: CZY EWOLUCJONIZM JEST NAUKĄ. MATEMATYKA EWOLUCJI A LOGIKA EWOLUCJONISTÓW. Miło więc, że ktoś następny nie boi się pisać tak niechcianej przez „pana tego świata” Prawdy. Mirosław Dakowski]

=============================================

Chemik rzuca wyzwanie „teorii” ewolucji: Życie działa tylko jako w pełni zintegrowany system

James Tour, profesor chemii na Uniwersytecie Rice w Houston w Teksasie, 15 grudnia powiedział Tuckerowi Carlsonowi, dlaczego teoria ewolucji jest „mitem”. Wskazuje zwłaszcza na pochodzenie życia i mechanizmy ewolucyjne na poziomie molekularnym. Główne argumenty.

Brak chemicznego mechanizmu ewolucji

„Nie rozumiem chemii stojącej za procesem ewolucji. […] Proszę mi powiedzieć o interakcjach molekularnych, które będą musiały wystąpić, o zmianach na poziomie molekularnym i o tym , jak to się dzieje”.

Pochodzenie życia jest całkowicie nieznane

„Nie mamy pojęcia, jak powstało życie. Nie mamy pojęcia”.

Całe życie wymaga czterech systemów molekularnych – i żaden z nich nie powstał prebiotycznie.

„Musi pan mieć cztery klasy związków. Ma pan lipidy, które otaczają każdą z naszych struktur komórkowych. Ma pan polisacharydy. Nukleotydy, czyli RNA i DNA. Następnie mamy polipeptydy, które są białkami. Nikt nigdy nie stworzył tych polimerów, żadnej klasy, żadnej z nich, drogą prebiotyczną”.

Chiralność sprawia, że chemia prebiotyczna jest biologicznie bezużyteczna

„Kiedy używają metody prebiotycznej do tworzenia tych cząsteczek, otrzymują tylko mieszaninę. Biologia może działać tylko na jednej z nich. Nie może działać na ich mieszaninie”.

Nawet ze wszystkimi częściami i DNA, komórka nie może się złożyć

„Dam panu wszystko. Dam panu wszystkie składniki komórki, wszystkie jony i strukturę DNA. Proszę złożyć komórkę. Czy ktokolwiek z państwa potrafi to zrobić? Nikt nie potrafi”.

Najprostsza możliwa komórka jest wciąż daleko poza zasięgiem

„Biofizycy powiedzieli nam już, że można obliczyć, jaka jest najprostsza komórka, którą można mieć i która nadal może działać. Ma ona około piętnastu podstawowych składników. Ile z tych piętnastu zostało kiedykolwiek stworzonych w sensie prebiotycznym? Zero. Zero.”

Nigdy nie zaobserwowano zmiany planu ciała

„Można zaobserwować małe permutacje, ale nigdy nie zaobserwowano tego, co nazywa się zmianami planu ciała. Obejmuje to wiele rzeczy, ale widzi pan, że te sieci genetyczne musiałyby się zmienić. Tak więc zmianą planu ciała byłby bezkręgowiec, coś, co nie ma kręgosłupa, przechodzący w kręgowiec, coś, co ma kręgosłup. coś jak robak przechodzący w coś, co ma kręgosłup. Nigdy tego pan nie widział”.

Eksplozja kambryjska zaprzecza stopniowej ewolucji

„To, co widzimy, to eksplozja kambryjska. Nagle, bum, stało się [większość głównych grup zwierząt pojawia się nagle]. A potem to zostaje. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia. […] Ponieważ jeśli ewolucja jest prawdziwa, to oczywiście następowałaby stopniowa ewolucja od pojedynczej komórki. A tak nie jest”.

Bóg jako wyjaśnienie złożoności życia

„Patrzę na życie, żywe istoty. Jak Pan to zrobił? Nie wiemy, jak budować w ten sposób. Jest powód, dla którego budujemy roboty z plastiku, drutów i krzemu, a nie z cząsteczek. Nie mamy o tym zielonego pojęcia. Tak trudno jest myśleć o tym, jak zbudować coś z cząsteczek. A ja na to: „Boże, jak Pan to robi?”. To jest niesamowite. I daje mi to o wiele większe uznanie dla Boga, kiedy widzę to jako naukowiec”.

Kłótnie aborcjonistów wokół Felka i Jagielskiej – także w GazWybie. Dziś ludzie już widzą, że zabito dziecko

Kłótnie wokół Felka i Gizeli Jagielskiej – dziś ludzie widzą, że zabito dziecko

Mimo że Felek został zabity już ponad rok temu, jego koszmarna śmierć nie poszła na marne – wszyscy dowiedzieli się, jak wygląda aborcja w polskich szpitalach i co dzieje się za murami powiatowego szpitala w Oleśnicy. Sprawa uwidoczniła także konkretne podziały po aborcyjnej stronie.

Pierwsze z nich dotyczą proaborcyjnych mediów. Reportaż Pauliny Nodzyńskiej, choć pisany w nurcie anti-life, w którym życie człowieka się nie liczy i zostało sprowadzone do „balonów na grobie” zabitego chlorkiem potasu maluszka, pokazał to, czego nie dało się ukryć pod lewicową nowomową: zabito dziecko, które już w każdej chwili mogło się urodzić. Nie była to pomoc „pani Anicie”, matce Felka, gdyż w każdej chwili przecież można było wykonać cesarskie cięcie. Nie – zabito dziecko, bo takie było życzenie rodziców, którzy nie chcieli mieć niepełnosprawnego dziecka.

Dziś Wyborcza broni się nie tylko przed Polakami, którzy, nawet nieraz nie będąc za życiem, widzą, że sprawa zaszła za daleko, bo tu nie było mowy o „skrajnej sytuacji”. Nawiasem mówiąc, robi to bardzo nieudolnie: „Byliśmy także przygotowani na inny odbiór tej historii. Zdawaliśmy sobie sprawę, że może wywołać reakcję fanatycznych działaczy „w obronie życia”, prawicowych polityków i dziennikarzy, którzy dołożą wszelkich starań, by zohydzić opinii publicznej historię pani Anity.” – piszą w oświadczeniu, sprowadzając kwestię ogromnego sprzeciwu do „reakcji fanatycznych działaczy” oraz polityków.

Co istotnie, Wyborcza broni się przed… swoimi, którzy oskarżyli ich o rzucenie rodziców Felka i samej Jagielskiej na żer rzekomego hejtu. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, chodzi o pieniądze, a konkretniej o to, że artykuł znajdował się za paywallem, co miało spowodować, że mało kto znał dokładnie sytuację ludzie mieli oceniać po ogóle. „Te tezy nie mają nic wspólnego z prawdą. Choćby dlatego, że screeny z naszego pierwszego artykułu niosły się w internecie za darmo.” – nieudolnie broni się Wyborcza.

Tu proaborcyjne medium ma jednak rację. Nie chodzi o to, że artykuł był płatny, szczególnie że przedstawiliśmy konkretne szczegóły. Po prostu, bez względu na to, w jakie słowa ubrano narrację o złym traktowaniu pani Anity w łódzkim szpitalu i jak pięknie nie mówiono o tym, że „Felek właśnie odszedł”, a następnie pożegnano go podczas pogrzebu i powieszono śliczne baloniki… konkretnie z artykułu wynika, że na życzenie rodziców zabito zastrzykiem z chlorku potasu w serce dziecko, które w każdej chwili mogło się urodzić. Być może odeszłoby podczas porodu lub kilka dni potem, z opanowanym przez leki bólem, a może żyłoby dziś z lekką lub poważniejszą niepełnosprawnością. I tego bali się rodzice.

Powiedzmy sobie jednak jasno – to, że naciskali na lekarzy, by ci zabili ich dziecko, było ogromnym złem. Nic dziwnego, że to zło ludzie dostrzegają, zamiast nabierać się na sentymenty i baloniki oraz twierdzenia o „dobrej decyzji”, która sprawiła, że zginął człowiek.

Jagielska i spiski

Druga kłótnia jest kłótnią związaną z Gizelą Jagielską, lekarką, która dziś nie widzi nic złego w tym, że osobiście wstrzyknęła chlorek potasu w serce dziecka w 37 tygodniu ciąży. Aktualnie nie przedłużono jej oraz jej mężowi kontraktu w szpitalu w Oleśnicy. Lekarka tłumaczyła to „nieuczciwością” jej współpracowników, których przecież dobierała tak, by chcieli pozbawiać życia nienarodzone dzieci.

Co lepsze, Jagielskiej zaproponowano pozostanie na stanowisku zastępczyni nowej szefowej, jednak jej ego tego nie udźwignęło i ginekolog postanowiła jednak odejść. Dziś w jej opowieści jasno widać, że nastroje w oleśnickim szpitalu, już przedtem kiepskie, po wyjściu na światło dzienne zbrodni, jeszcze mocniej się pogorszyły. Nie pomogła nawet zmiana stanowiska, a wręcz przeciwnie: wtedy na oddziale rozpoczęło się wzajemne pranie brudów i przerzucanie win. „Pod koniec czerwca obniżyłam swój wymiar pracy. Oddziałem miała kierować moja zastępczyni, ale tego nie udźwignęła. Zapanował chaos, pacjentki zaczęły się skarżyć” – tłumaczy lekarka, nie widząc w bałaganie swojej winy.

Dziś do Jagielskiej dociera, że choć bez pracy nie zostanie i uniknęła kary, na sprawie Felka nie wyszła najlepiej – i dobrze. Tam, gdzie pojawia się ogromne zło, najczęściej w grę wchodzi ogromne zakłamanie – medialne, finansowe oraz wszelkie inne. Maski jednak prędzej czy później opadają. Tu potrzeba było na to ośmiu lat naszych pikiet i działań pod szpitalem w Oleśnicy i kliniką w Kiełczowie. Ostatecznie jednak widać owoce.

Źródła:
https://wyborcza.pl/…
https://www.olesnica24.com/…

Chanuka czy Różaniec? Jak działa tut. „państwo”?

Szanowny Panie! 
Kilka dni temu w Sejmie RP uroczyście rozpoczęto święto Chanuki. Równolegle w centrum Warszawy wystawiono wielką chanukową menorę i podstawiono dźwig, aby rabin z Chabad-Lubawicz mógł ją zapalić.

Wszystkie te działania aktywnie wspierają liczni politycy, którzy od lat domagają się „świeckiego państwa” i stanowczego rozdziału państwa od religii.

W tym samym czasie to rzekomo „świeckie państwo” robi postępy – nasi wolontariusze są coraz bardziej prześladowani za organizację publicznych modlitw różańcowych na ulicach polskich miast. Procesy sądowe, przesłuchania policyjne, napady – to codzienność naszych działaczy, również przed Bożym Narodzeniem. Proszę Pana o pomoc w organizacji kolejnych różańców.

Z inicjatywy Marszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego (Lewica, wcześniej PZPR) w Sejmie uroczyście zapalono świece chanukowe. W wydarzeniu brali udział także członkowie rządu Donalda Tuska oraz ambasadorzy Izraela i USA. Wcześniej ogromną chanukową menorę umieszczono w miejscu publicznym w centrum Warszawy. Z pomocą dźwigu zapalił ją rabin Szalom Ber Stambler z Chabad-Lubawicz.

Patrząc na te wydarzenia wiele osób zadaje sobie pytanie – a co z rozdziałem religii od państwa, którego od lat intensywnie żądają politycy postkomunistycznej lewicy i Koalicji Obywatelskiej? Kilka dni temu Rafał Trzaskowski powiedział, że gdyby to on był prezydentem to zapaliłby w Pałacu Prezydenckim świece chanukowe. Warto przypomnieć, że zaledwie rok temu Trzaskowski jako prezydent Warszawy wydał zarządzenie o zakazie wieszania krzyży w miejskich urzędach.

Publiczną Chanukę intensywnie promuje także Gazeta Wyborcza, która od momentu powstania w 1989 roku domaga się „świeckiego państwa”. Jednocześnie Wyborcza opublikowała niedawno artykuł twierdzący, że tradycje takie jak opłatek, jasełka czy śpiewanie kolęd to „krępujące” i „wykluczające” zwyczaje. Szczególnie, kiedy są organizowane np. w szkole, gdyż „wykluczają” niewierzących uczniów. Stąd też Wyborcza promuje organizacje szkolnych „wigilii” w formie np. pójścia do SPA, organizacji turnieju sportowego lub wizyty w pizzerii. Jak mówi dla Wyborczej jeden z uczniów liceum:

„Tak świętować to ja rozumiem! W podstawówce, niestety, było inaczej. Wychowawczyni, która była bardzo religijna, nie wyobrażała sobie klasowej wigilii bez łamania się opłatkiem. Zapraszała też księdza, który uczył religii żeby przeczytał fragment Biblii i poprowadził modlitwę. Dla nas to był obciach, zwłaszcza że w starszych klasach coraz więcej osób nie chodziło na religię.”

Organizacja wigilii Bożego Narodzenia i zaproszenie na nią księdza, aby przeczytał fragment Biblii, to „obciach”. Ale organizacja Chanuki i zaproszenie na nią rabina, aby zapalił świece, to „postęp”.

W „świeckim państwie” i w rozdziale religii od państwa chodzi o rozdział tylko jednej konkretnej religii od państwa – katolickiej, a razem z jej rozdzieleniem o wyrzucenie z przestrzeni publicznej prawdy o Bogu, życiu, rodzinie, małżeństwie itd. Pustkę powstałą po usunięciu Boga i Kościoła należy następnie wypełniać innymi obrzędami i „wartościami”.

W takim kontekście należy rozumieć narastające prześladowania, które spotykają naszych wolontariuszy za organizację publicznych modlitw różańcowych na ulicach polskich miast. Każdego miesiąca organizujemy ok. 100 takich wydarzeń w całym kraju. W ich trakcie modlimy się o odnowę moralną Polski i Polaków oraz głosimy prawdę o aborcji i deprawacji dzieci poprzez „edukację seksualną”.

Tylko w ostatnim czasie w Toruniu nasz wolontariusz został zatrzymany przez policję w trakcie różańca i przewieziony na komisariat, gdzie 2 godziny był przesłuchiwany i postawiono mu zarzuty. Kilka dni temu w Rzeszowie nasza wolontariuszka Marta miała po raz kolejny 4 sprawy na policji jednego dnia za organizację różańców i akcji ulicznych (warto przypomnieć, że kilka miesięcy temu miała 7 przesłuchań jednego dnia). W Oleśnicy miejski urzędnik po raz kolejny bezprawnie rozwiązał nasze legalne zgromadzenie modlitewne i informacyjne pod tamtejszym szpitalem, w którym zabija się dzieci.

Represje te zaostrzają się, aby jeszcze szybciej upowszechniać w Polsce mordowanie dzieci poprzez aborcję i demoralizację poprzez „edukację seksualną”. Nie poddajemy się jednak, gdyż długofalowe i konsekwentne akcje przynoszą dobre owoce w postaci kolejnych dzieci uratowanych przed aborcją i demoralizacją. Umacniamy się także dobrymi informacjami.

Kilka dni temu opublikowaliśmy na naszej stronie poruszającą historię Marka Houcka, obrońcy życia z USA, do domu którego pewnego ranka wpadli uzbrojeni antyterroryści aresztując go na oczach żony i 7 dzieci. Usłyszał zarzuty – 11 lat więzienia i 350 000 dolarów grzywny. Jakie przestępstwo popełnił? Modlił się pod aborcyjnym ośrodkiem śmierci (tzw. „kliniką”) o ratunek dla dzieci i ich matek wchodzących do środka.

Po jakimś czasie prokurator zaproponował Houckowi ugodę. W zamian za przyznanie się do winy miał otrzymać wyrok w zawieszeniu i małą grzywnę. Mark Houck wiedział jednak o tym, że przyjęcie tej „ugody” ustanowi precedens do skazywania przed sądem innych pro-liferów w całym kraju. Żona powiedziała mu wtedy:

„Musimy ufać, że sprawiedliwość zwycięży. A nawet jeśli nie, ufamy po prostu, że … Bóg wyprowadzi z tego dobro”.


Niedawno Mark Houck ujawnił szczegóły całej sprawy w jednym z wywiadów medialnych. Nie przyjął propozycji „ugody” za cenę łagodnego wyroku. Doszło więc do procesu sądowego. Jak powiedział, noc przed werdyktem spędził przed Najświętszym Sakramentem. W piątek sędziowie nie ustalili werdyktu. Czekał przez całą sobotę i niedzielę. W poniedziałek został ostatecznie uznany za niewinnego. 

Dzisiaj w Polsce przeciwko wolontariuszom naszej Fundacji toczy się ok. 80 procesów sądowych równolegle. Większość z nich wygrywamy, ale coraz częściej zapadają wyroki skazujące. To represje za publiczną modlitwę i głoszenie prawdy. Nie poddajemy się jednak bo wiemy, że sprawiedliwość zwycięży i że Bóg wyprowadza wielkie dobro z każdej takiej sytuacji. Jednak do dalszego działania potrzebujemy Pana pomocy. Miesięczne koszty ochrony prawnej naszych działaczy to obecnie kilkanaście tysięcy złotych. Konieczne są także kolejne środki na organizację publicznych akcji. Jeszcze w tym roku, po Świętach Bożego Narodzenia, chcemy być m.in. w: Dęblinie, Słomnikach, Szamotułach, Mielcu, Bielsko-Białej, Zgierzu, Poznaniu, Strykowie, Gorzowie Wielkopolskim, Kielcach i Warszawie. Potrzeba na te wszystkie działania ok. 18 000 zł.Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest dla Pana obecnie możliwa, i umożliwienie nam organizacji kolejnych publicznych modlitw różańcowych i akcji informacyjnych budzących świadomość Polaków na temat aborcji i deprawacji.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
————————————-
Z wyrazami szacunku, 
Mariusz Dzierżawski | Fundacja Pro-Prawo do Życia
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Unia Europejska chce karać biednych Polaków za to, że ogrzewają się w zimie

Unia Europejska chce karać biednych Polaków za to, że ogrzewają się w zimie

19/12/2025 zmianynaziemi/unia-europejska-chce-karac-biednych-polakow-za-ze-ogrzewaja-sie-w-zimie

Unia Europejska zaostrza walkę z tradycyjnymi źródłami ogrzewania, a Polska staje przed wyzwaniem wprowadzenia radykalnych zmian w systemie grzewczym milionów gospodarstw domowych. Od 1 stycznia 2026 roku wchodzi w życie kluczowy etap wojewódzkich uchwał antysmogowych, które zakażą użytkowania starych kominków i pieców niespełniających norm emisyjnych, nawet jeśli są używane sporadycznie.

Nowe przepisy wywołują falę niepokoju wśród Polaków, dla których kominek czy piec na drewno to nie tylko sposób ogrzewania, ale często element tradycji i kultury. UE wprowadza stopniowe wycofywanie wszystkich urządzeń grzewczych opartych na paliwach kopalnych, rozpoczynając od 2025 roku. Proces ten ma zakończyć się całkowitym zakazem, co budzi obawy o dostępność i koszt alternatywnych rozwiązań.

Eksperci zwracają uwagę, że wymiana starego kominka na model spełniający normy Ecodesign to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych. Choć istnieją programy dotacyjne, jak „Czyste Powietrze”, procedury uzyskania wsparcia są często skomplikowane, a kwoty niewystarczające dla wielu gospodarstw domowych, szczególnie tych o niższych dochodach.

Badania naukowe publikowane w ResearchGate wskazują, że Polska nie jest odosobniona w swoim podejściu do regulacji użytkowania ognia. Całkowity lub częściowy zakaz stosowania otwartego ognia obowiązuje już w kilku krajach europejskich, m.in. w Belgii, Bułgarii, Czechach, Niemczech, na Węgrzech, w Rumunii i Słowenii. Jednak skala zmian w Polsce, gdzie tradycyjne ogrzewanie jest powszechne ze względu na surowe zimy i ograniczone zasoby finansowe wielu mieszkańców, budzi szczególny sprzeciw.

System kontroli przestrzegania nowych przepisów również wzbudza niepokój. Straż miejska, urzędnicy gminni i inspektorzy będą uprawnieni do przeprowadzania kontroli w domach prywatnych, weryfikacji dokumentacji technicznej urządzeń grzewczych i nakładania kar sięgających nawet 5000 zł za niespełnienie wymogów. Takie działania są postrzegane przez wielu jako ingerencja w prywatność i podstawowe prawo do zapewnienia ciepła we własnym domu.

Dyskusje na forach internetowych, pokazują, że opinie Polaków są podzielone. Część społeczeństwa popiera zmiany, wskazując na problemy ze smogiem w sezonie grzewczym, szczególnie w mniejszych miejscowościach i na przedmieściach. Inni wyrażają obawy dotyczące kosztów i praktycznych aspektów przejścia na alternatywne źródła ogrzewania, zwłaszcza w starszych budynkach.

Krytycy nowych regulacji podkreślają, że promowanie ogrzewania elektrycznego jako alternatywy może prowadzić do problemów z przeciążeniem sieci energetycznej, szczególnie w okresach szczytowego zapotrzebowania zimą. W przypadku awarii zasilania, brak możliwości ogrzewania tradycyjnymi metodami może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia, zwłaszcza dla osób starszych i chorych.

Zwolennicy zmian argumentują, że nowoczesne kominki i piece spełniające normy Ecodesign emitują znacznie mniej zanieczyszczeń, przyczyniając się do poprawy jakości powietrza. Podkreślają, że długoterminowe korzyści zdrowotne dla społeczeństwa przewyższają krótkoterminowe niedogodności związane z wymianą urządzeń. [Gówno prawda, łobuzy !! md]

Niezależnie od perspektywy, jedno jest pewne – nadchodzące zmiany wymuszą na milionach Polaków podjęcie decyzji dotyczących sposobu ogrzewania ich domów. Czy będzie to inwestycja w nowy, ekologiczny kominek, przejście na ogrzewanie gazowe, elektryczne czy pompę ciepła – każde rozwiązanie wiąże się z określonymi kosztami i wyzwaniami. Czas na dostosowanie się do nowych wymogów nieubłaganie się kurczy, a konsekwencje nieprzestrzegania przepisów mogą być dotkliwe zarówno finansowo, jak i praktycznie.

Źródła:

https://www.researchgate.net/figure/Fire-use-regulation-in-European-countries_fig1_266415569

„Czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi?”. Prezes Ordo Iuris miażdży skandaliczny wyrok TSUE

„Czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi?”. Prezes Ordo Iuris miażdży skandaliczny wyrok TSUE

pch24.pl/czego-trzeba-wiecej-by-podniesc-bunt-przeciwko-tyranowi-prezes-ordo-iuris-miazdzy-skandaliczny-wyroku-tsue

„Dzisiejszy wyrok TSUE przejdzie do historii. Trybunał ogłosił suwerenność Unii ponad państwami członkowskimi” – zauważył prezes Ordo Iuris, mec. Jerzy Kwaśniewski. W ocenie prawnika, orzeczenie brukselskiego sądu oznacza „koniec zasady przyznanych kompetencji” państwom członkowskim.  

Trybunał Sprawiedliwości UE w czwartkowym wyroku orzekł, że polski Trybunał Konstytucyjny naruszył kilka podstawowych zasad prawa Unii i nie jest niezawisły.

Wyrok TSUE zapadł po zaskarżeniu przez Komisję Europejską wyroków polskiego TK z 14 lipca i 7 października 2021 r., w których TK orzekł niezgodność niektórych zapisów unijnych traktatów z polską konstytucją. Sprawa dotyczyła wówczas mianowania części składu TK, w tym prezesa gremium, Julii  Przyłębskiej. 

Według TSUE, w niektórych aspektach prawnych ocenianych jako „wspólne wartości europejskie”, polska Konstytucja nie ma pierwszeństwa nad traktatami unijnymi. W uzasadnieniu TSUE przekazało, że Polska „nie może powoływać się na swoją tożsamość konstytucyjną, aby uchylić się od respektowania wspólnych wartości zapisanych w art. 2 Traktatu o UE”, takich jak państwo prawne, skuteczna ochrona sądowa i niezależność wymiaru sprawiedliwości, bowiem wartości te „stanowią podstawę samej tożsamości Unii, do której Polska przystąpiła dobrowolnie”.

Jak podkreślono, „sądy krajowe nie mogą jednostronnie określać zakresu i granic kompetencji przyznanych Unii”. Decyzję o podporządkowaniu prawa krajowego wyrokom unijnym argumentowano koniecznością zachowania „autonomii i skuteczność porządku prawnego Unii”. 

Prezes Ordo Iuris jednoznacznie wskazuje, że decyzja unijnego sądu stanowi „znaczące przekroczenie traktatowych kompetencji TSUE”. 

Traktaty przekazują TSUE prawo do wydawania wyroków w granicach kompetencji przyznanych UE przez państwa członkowskie. Dzisiaj TSUE uznał, że tylko TSUE będzie decydował, jakie kompetencje przekazano Unii. TSUE dodaje, że Państwu członkowskiemu i jego organom nie wolno oceniać działań Unii w świetle zgodności z traktatami – napisał Kwaśniewski na X.

– Jeżeli sąd krajowy (nawet konstytucyjny) ośmieli się oceniać TSUE, to przestanie być sądem. To jest koniec zasady przyznanych kompetencji, to koniec suwerenności – nie ma wątpliwości prezes Ordo Iuris.

Drodzy Państwo, czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi? – konkludował.

Źródło: X / PAPpap logo

PR

Orban: „W Brukseli przygotowania do wojny trwają”

Zaskakujący komentarz Orbana.

Napisał o długiej i trudnej nocy.

„W Brukseli przygotowania do wojny trwają”

19.12.2025 nczas/zaskakujacy-komentarz-orbana-o-dlugiej-i-trudnej-nocy-w-brukseli-przygotowania-do-wojny-trwaja

Viktor Orban. Foto: PAP/EPA
NCZAS.INFO | Viktor Orban. Foto: PAP/EPA

Udało nam się uniknąć bezpośredniego zagrożenia wojną i nie pozwoliliśmy, by Europa wystosowała wobec Rosji deklarację wojny poprzez wykorzystanie jej aktywów. Złą wiadomością jest jednak to, że przygotowania wojenne w Brukseli trwają – ocenił w piątek na X premier Węgier Viktor Orban.

„Przetrwaliśmy długą i trudną noc” – napisał w komentarzu do rozmów unijnych przywódców premier Orban. „Udało nam się uniknąć bezpośredniego zagrożenia wojną. Nie pozwoliliśmy Europie, by wypowiedziała Rosji wojnę, wykorzystując rosyjskie aktywa” – stwierdził polityk.

Zaznaczył jednocześnie, że „24 państwa członkowskie podjęły decyzję o udzieleniu Ukrainie pożyczki wojennej na kolejne dwa lata, a jeśli Ukraina nie będzie w stanie, to te kraje będą musiały pokryć jej spłatę”.

Orban zwrócił uwagę, że „znów działa” współpraca Węgier, Czech i Słowacji, które „postanowiły nie wsiadać do tego pociągu”. „W ten sposób oszczędziliśmy naszym dzieciom i wnukom ciężaru tej ogromnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro” – dodał.

Na szczęście współpraca V3 znów działa: Węgry, Słowacja i Czechy postanowiły nie wsiadać do tego pociągu. W ten sposób oszczędziliśmy naszym dzieciom i wnukom ciężaru tej ogromnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro” – dodał Orban.

Przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa ogłosił w nocy z czwartku na piątek, że europejscy liderzy podjęli na szczycie w Brukseli decyzję o udzieleniu Ukrainie wsparcia w formie pożyczki w wysokości 90 mld euro na kolejne dwa lata. Zostanie ona sfinansowana ze wspólnego długu, gwarantowanego unijnym budżetem. Udziału w zaciągnięciu tego zobowiązania odmówiły trzy państwa: Czechy, Węgry i Słowacja.

Na szczycie nie osiągnięto jednak porozumienia w sprawie wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów w celu sfinansowania potrzeb Ukrainy. Kluczowy okazał się sprzeciw Belgii, gdzie zdeponowana jest większość rosyjskich aktywów. Premier tego kraju Bart de Wever domagał się od innych państw członkowskich bezwarunkowego zabezpieczenia.

W Brukseli przygotowania do wojny trwają. Węgry pozostają głosem pokoju w Europie i nie pozwolą, by pieniądze węgierskich podatników były wykorzystywane do finansowania Ukrainy. Tylko rząd patriotów może zagwarantować pokój i dopilnować, aby węgierskie fundusze nie trafiały na Ukrainę. Gdyby na Węgrzech istniał rząd brukselski, wpędziłby kraj w wojnę i wydał każdy grosz na wsparcie Ukrainy. Nie możemy i nie pozwolimy na to” – zaznaczył premier Węgier.

Ukraińskie śmieci zalewają Polskę

Ukraińskie śmieci zalewają Polskę.

Na granicy wykryto nielegalny proceder

pch24.pl/ukrainskie-smieci-zalewaja-polske-na-granicy-wykryto-nielegalny-proceder

(fot. Pixabay)

Lubelska Krajowa Administracja Skarbowa zatrzymała na kolejowym przejściu granicznym w Dorohusku prawie 1,5 tys. ton odpadów. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie potwierdził, że przewóz był nielegalny. 35 wagonów towarowych z odpadami wróciło na Ukrainę.

Funkcjonariusze skontrolowali 35 wagonów pociągu towarowego z Ukrainy. Jak przekazała rzeczniczka prasowa Krajowej Administracji Skarbowej st. asp. Justyna Pasieczyńska, z dokumentów przedstawionych do odprawy celnej w Dorohusku wynikało, że pociągiem przewożone jest prawie 1,5 tys. ton „złomu stalowego – odpad luzem”.

Podczas kontroli towaru funkcjonariusze stwierdzili, że w wagonach nie ma jedynie złomu, ale jest to mieszanka różnych odpadów, m.in. zużyte części samochodowe, pianki montażowe, kable, odpady z materiałów włókienniczych i tworzyw sztucznych.

„Odbiorca towaru nie miał wymaganych zezwoleń na przetwarzanie odpadów” – zaznaczyła Pasieczyńska.

Dodała, że wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska potwierdził, że przewożony towar to mieszanka różnych odpadów, dla której nie jest możliwe jednoznaczne ustalenie kodu taryfy celnej.

Lubelska KAS skierowała do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Towar, decyzją prokuratury, został zawrócony na Ukrainę.

Proceder nielegalnego przewożenia do Polski śmieci z Ukrainy nie jest czymś nowym. Już w 2020 r. Naczelna Izba Kontroli alarmowała, że istnieje spore ryzyko, iż część odpadów zamiast przejeżdżać przez Polskę tranzytem, nigdy nie opuszcza naszego kraju i zasila obecne lub nowe nielegalne składowiska. Według danych NIK, między styczniem 2015 r. a czerwcem 2019 r., zaledwie 8 proc. transportów zostało poddanych szczegółowej kontroli.

Źródło: PAPpap logo / nik.gov.pl

To byłby chaos, ideologizacja szkoły i eksperymentowanie na dzieciach. Prezydent zatrzymał deformę oświaty. Nowacka się piekli.

To byłby chaos, ideologizacja szkoły i eksperymentowanie na dzieciach. Prezydent zatrzymał deformę oświaty

pch24.pl/to-bylby-chaos-ideologizacja-szkoly-i-eksperymentowanie-na-dzieciach-prezydent-zatrzymal-deforme-oswiaty

(Źródło: YouTube/Prezydent RP)

Prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę zmiany w prawie oświatowym. – Nie mogę wyrazić zgody na taką ustawę. To reforma prowadząca do chaosu, ideologizacji szkoły i eksperymentowania na całych rocznikach dzieci – ocenił Karol Nawrocki informując o swoim wecie.

Na temat Reformy 26 „Kompas Jutra” krytyczne wypowiadały się liczne środowiska oświatowe i eksperci, w tym ponad 90 organizacji zrzeszonych w Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły (KROPS). Apelowali oni do prezydenta o o wstrzymanie zmian w edukacji. Prezydent Karol Nawrocki wsłuchał się w ten głos.

Jak przypomniał, w Pałacu Prezydenckim zorganizowano specjalne konsultacje z ekspertami, nauczycielami, organizacjami oświatowymi i rodzicami. – Po rozmowach z nimi, po ich apelach, nie mogę wyrazić zgody na taką ustawę. To reforma prowadząca do chaosu, ideologizacji szkoły i eksperymentowania na całych rocznikach dzieci. Polska szkoła potrzebuje spokoju, wiedzy i stabilności, a nie nieprzemyślanych, chaotycznych zmian, które zaraz po wprowadzeniu trzeba będzie poprawiać, bo zamiast polepszyć tylko pogorszą sytuację. Tak było z wprowadzeniem tzw. edukacji zdrowotnej czy szkodliwej rezygnacji z prac domowych. Z tą ustawą byłoby tak samo – powiedział Karol Nawrocki.

Jak dodał, edukacja to inwestycja w przyszłość narodu. – Tu nie ma miejsca na przygotowane w ten sposób rozwiązania. Nie mówię, że polska szkoła nie potrzebuje zmian. Potrzebuje, ale niech to będą systemowe, dobre rozwiązania, które złe rzeczy zamieniają na lepsze, a nie na jeszcze gorsze – wskazał.

Do sprawy odniosła się KROPS, dziękując prezydentowi za weto. Organizacja przypomniała jednocześnie zagrożenia jakie niosła za sobą reforma.

https://www.facebook.com/plugins/post.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Fpermalink.php%3Fstory_fbid%3Dpfbid0sXuE4tqj8UgonDk9A2bB32qdmsnuPxW2mUyBrvE55LC1dDY6i8R6WS2RD7sdewXcl%26id%3D61578238538257&show_text=true&width=500

Jak czytamy na stronach KROPS:

W Pałacu Prezydenckim w Warszawie, 17 grudnia 2025 r., zaprezentowano wspólne stanowisko ponad 90 organizacji pozarządowych oraz ekspertów edukacyjnych dotyczące ustawy z dnia 21 listopada 2025 r. o zmianie ustawy Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw, znanej jako „Reforma 26.Kompas Jutra”. Dokument, przygotowany przez Jolantę Dobrzyńską, ekspertkę ds. edukacji, szczegółowo obnażył słabości proponowanych reform. Sygnatariusze KROPS, w tym m.in. Ruch Ochrony Szkoły, Stowarzyszenie Pedagogów NATAN, Stowarzyszenie „Nauczyciele dla Wolności” i Polskie Forum Rodziców, wnioskowali o prezydenckie weto. Reforma26.KompasJutra narusza cele edukacji i wychowania, a także zagraża suwerenności Polski w edukacji.

Reforma 26.Kompas Jutra przewiduje zmianę programów nauczania, zastępując obowiązkowe cele edukacyjne i treści nauczania zbiorem efektów uczenia się oraz wymagań dotyczących doświadczeń edukacyjnych. Bardziej niż przekazywanie tradycyjnej wiedzy i umiejętności, nacisk kładziony jest na kompetencje społeczne, interdyscyplinarne przedsięwzięcia, inkluzję oraz „uczenie się przez działanie”. Eksperci zgodnie twierdzą, że te innowacje grożą wprowadzeniem chaosu organizacyjnego, utratą autonomii nauczycieli i obniżeniem standardów edukacyjnych.

Hanna Dobrowolska przedstawiła wyniki badania opinii społecznej, które wykazują, że niemal 96% z blisko 2060 respondentów, którzy wypełnili ankietę badawczą, odrzuca powyższe propozycje MEN i oczekuje: wiedzy, budowania narodowej tożsamości [m.in. poprzez kanon lektur], systematyczności i wymagań [w tym powrotu prac domowych}, a nie chaosu, łamania praw rodziców i nieliczenia się z opinią publiczną. Jolanta Dobrzyńska argumentuje, że reforma odzwierciedla globalne trendy w restrukturyzacji edukacji, które mogą przenieść kontrolę nad polską edukacją na poziom ponadnarodowy. Formułuje następujące kluczowe wady propozycji MEN:

Wada I: Brak przejrzystości i jednoznaczności

Nowe przepisy ustawy charakteryzują się skomplikowaniem i niejednoznacznością, co utrudnia ich interpretację i stosowanie w praktyce szkolnej. Brakuje jasnych definicji dla wielu wprowadzanych terminów takich jak „sposoby organizacji środowisk edukacyjnych” czy „wymagania dotyczące doświadczeń edukacyjnych”.

Wada II: Nadmierna regulacja — scentralizowana edukacja

Projekt ustawy narzuca nadmierną regulację poprzez metody pracy, które powinny pozostać w kompetencjach nauczycieli zgodnie z Kartą Nauczyciela. Wymagane elementy takie jak praca w zespołach różnowiekowych i określone formy doświadczeń edukacyjnych (projekty, debaty, kampanie) kolidują z autonomią pedagogiczną. Ministerstwo chce definiować organizację nauczania. To znaczy, że nie będzie miejsca na uwzględnianie specyfiki lokalnych społeczności i kreatywność nauczycieli. Taki stan doprowadzi do jeszcze większego biurokratycznego obciążenia szkół.

Wada III: Brak czasu na systematyczne nauczanie

Reforma skraca czas na przekazywanie systematycznego materiału nauczania na rzecz form realizacji kompetencji społecznych, czasochłonnych doświadczeń edukacyjnych oraz obowiązkowego tygodnia projektowego. Oczekiwane konsekwencje to nieosiągnięcie docelowych efektów uczenia się. Jolanta Dobrzyńska ostrzega, że uczniowie będą się skupiać na projektach i interakcjach społecznych kosztem zdobywania wiedzy.

Wada IV: Reforma jako dekonstrukcja edukacji

Architekci zmian, opierając się na „Profilu absolwenta” Instytutu Badań Edukacyjnych [ideologicznych ramach bez naukowych dowodów], podważają istotę edukacji. To sterowanie społeczne.

Wada V: Sedno reformy to ściśle zarządzana zmiana społeczna

Zmiany umieszczają Polskę w ponadnarodowym procesie transformacji edukacyjnej, zainicjowanym przez Szczyt Transformacji Edukacji ONZ (TES) w Nowym Jorku w 2022 r. Główny cel szkoły przesuwa się z kształcenia i wychowania na ustanowienie społeczeństwa inkluzywnego, z naciskiem na „jak żyć” i „jak działać”. Taki system umożliwi instytucjonalną kontrolę nad dzieckiem. Taka transformacja zagraża suwerenności Polski, przekształcając edukację z dobra narodowego w narzędzie globalnej agendy społecznej.

Wada VI: Reforma ma na celu stworzenie „nowego człowieka”

Projekt obejmuje strategie kształtowania postaw i przekonań uczniów np. przez „tworzenie tożsamości” i „określanie własnych celów w uczeniu się”. Takie podejście do młodego człowieka może prowadzić do formatowania jego osobowości wg ustalonych i zideologizowanych kierunków działania. Zostaną zignorowane indywidualne różnice między dziećmi i wolność rozwoju.

Wada VII: Deprecjacja wiedzy i jej selektywność

W reformie wiedza redukowana jest do aspektu działania (uczenie się przez działanie. To para-zawodowe szkolenie intelektualnego pracownika, skupione na „co?” i „jak?” zamiast głębokim zrozumieniu. Metoda odwraca techniki wypracowane przez pokolenia, czyniąc wiedzę selektywną i fragmentaryczną. Brak systematycznego przekazywania wiedzy znacząco osłabi rozwój intelektualny uczniów.

Wada VIII: Sprowadzenie wartości do instrumentów wpływu

Dotychczasowe wartości zastępowane są wdrażanymi: inkluzją społeczną, kreatywnością, sprawczością i dobrostanem. To rodzi iluzję edukacji, niszcząc autentyczne wartości w uczniach.

Wada IX: Reforma jako instalacja edukacyjnej równi pochyłej

Edukacja inkluzyjna połączona z nowymi programami spowoduje, że uczniowie będą mniej wiedzieć. Szkoły już teraz coraz częściej skupiają się na integracji społecznej zamiast przekazywać wiedzę.

Wada X: Nadzwyczajna żywotność mitów edukacyjnych

Reforma zakorzeniona jest w mitach. Najważniejsze z nich brzmią: „nowość jest zawsze lepsza”, „uczymy dla przyszłego świata”, „umiejętności miękkie są najważniejsze” czy „wiedza jest mniej ważna niż praktyka”. Weryfikacja poprzez prestiżowe szkoły na Zachodzie potwierdza dominację solidnej wiedzy i tradycyjnych metod. Tylko obalenie tych mitów może zapobiec błędom, które osłabiły edukację w innych krajach.

MEN nie odpuści

Minister edukacji Barbara Nowacka pytana o apele o prezydenckie weto mówiła, że MEN jest przygotowane na każdy wariant i reforma będzie wprowadzana bez względu na to, czy prezydent podpisze nowelizację, czy ją zawetuje.

To, co proponujemy w reformie, to są spokojne zmiany dające większą autonomię nauczycielom, dające uczniom możliwość pracy zespołowej, kształtowania kompetencji kluczowych w XXI wieku. I to jest po prostu w interesie Polski, polskiej młodzieży, polskiej gospodarki, polskiej przyszłości i dobrostanu młodych ludzi, ale też dobrostanu nauczycieli – wskazała.

Zauważyła, że wiele zaproponowanych zmian już funkcjonuje w szkołach niepublicznych i w części publicznych, zaznaczyła, że w reformie chodzi o to by stały się standardem we wszystkich szkołach publicznych.

Źródła: prezydent.pl /PAP/ ratujmyszkole.pl/Facebook

MA

Norman Finkelstein o żydowskim suprematyzmie

 Norman Finkelstein o żydowskim suprematyzmie

zygmuntbialas/norman-finkelstein-o-zydowskim-suprematyzmie/

Napisał: Norman Finkelstein Opracował: Zygmunt Białas

W przekonującej analizie znany politolog i pisarz Norman Finkelstein obnaża fundamentalną strukturę Izraela jako system żydowskiej suprematyzacji.

Prof. Norman Finkelstein / autor: YT

Prof. Norman Finkelstein

Opierając się na faktach historycznych, raportach organizacji praw człowieka i osobistych refleksjach, Finkelstein argumentuje, że Izrael nie jest autentycznie żydowskim państwem, lecz raczej anomalią w historii Żydów – bytem zbudowanym na nierównościach i poczuciu wyższości.

Jego słowa rzucają ostre światło na ideologiczne podstawy Izraela, wpływ elit żydowskich i konsekwencje dla ludności palestyńskiej. Krytyka Finkelsteina to nie tylko rozliczenie z syjonizmem, ale także ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami, jakie niosą ze sobą idee suprematystyczne, głęboko zakorzenione w społecznościach żydowskich.

https://youtube.com/watch?v=NyYl6_N1FZw%3Ffeature%3Doembed

Izrael jako państwo żydowskiej supremacji

Finkelstein rozpoczyna swoją argumentację od odrzucenia niejasnych terminów, takich jak ‚antysyjonizm’. Zamiast tego opowiada się za bezpośredniością: Dlaczego nie zapytać po prostu, czy ktoś jest żydowskim suprematystą?

Odwołuje się do raportu wiodącej izraelskiej organizacji praw człowieka B’Tselem, który opisuje Izrael nie jako odrębne byty – Izrael i terytoria okupowane – lecz jako jedno państwo rozciągające się od Morza Śródziemnego do rzeki Jordan. Terytorium to obejmuje Zachodni Brzeg, Strefę Gazy i Wschodnią Jerozolimę.

B’Tselem podkreśla, że fundamentem tego państwa jest żydowska supremacja – nierówna dominacja, w której palestyńscy Izraelczycy mają więcej praw niż Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu, a ci z kolei mają więcej niż Palestyńczycy w Strefie Gazy.

Ta nierówność jest uwarunkowana strukturalnie: to system, w którym żydowscy obywatele są systematycznie faworyzowani. Finkelstein uważa to sformułowanie za trafne, ponieważ oddaje istotę problemu, nie popadając w semantyczne debaty na temat syjonizmu, gdzie nie ma dwóch osób podzielających tę samą definicję.

Izrael jest prawnie ‚państwem narodu żydowskiego’, ale nie ma w sobie nic żydowskiego. Jest ‚wyłomem’ – obcym elementem w żydowskiej historii i doświadczeniu.

Zerwanie z żydowską tożsamością: Izrael jako miejsce nieżydowskie

Finkelstein idzie dalej, argumentując, że wielu Żydów poza granicami kraju nie postrzega Izraela jako miejsca żydowskiego. Przytacza badanie, w którym 40% amerykańskich Żydów uważa, że Izrael dopuszcza się ludobójstwa. Ta liczba jest tym bardziej imponująca, gdy weźmiemy pod uwagę intensywną propagandę, na którą narażeni są Żydzi. Skoro tak wielu Żydów postrzega Izrael jako państwo ludobójcze, jest to milczące przyznanie, że Izrael nie jest żydowski.

Grupa osób pochylająca się nad ciałami krewnych zawiniętych w całuny.

Mieszkańcy Gazy opłakują swoich bliskich, którzy zginęli w izraelskim ataku, Dżabalia, 20 września 2024 r.

Poparcie dla Izraela wśród Żydów nie opiera się na autentycznym syjonizmie – większość nigdy nie przeczytała o tym żadnej książki – ale na głęboko zakorzenionym przekonaniu o wyższości Żydów.

„Żydzi są lepsi, doskonalsi, a życie nieżydowskie – nie tylko arabskie – jest mniej wartościowe”. To przekonanie o supremacji jest powszechne w społeczności żydowskiej: „świat nienawidzi Żydów z zazdrości o ich inteligencję, sukcesy i spryt”.

Finkelstein przyznaje, że to przekonanie jest podsycane rzeczywistymi sukcesami – Żydzi osiągnęli spektakularne sukcesy świeckie w świecie zachodnim, gromadząc bogactwo i zdobywając władzę.

Źródła żydowskiej władzy: bogactwo, organizacja i odporność

Finkelstein analizuje korzenie tego poczucia supremacji. Zaczyna od ogromnego sukcesu Żydów w XX wieku: Freuda, Marksa, Einsteina – wszystkich Żydów. Żydzi stanowią zaledwie niewielki ułamek światowej populacji, a mimo to zdobywają 20 procent Nagród Nobla.

Takie fakty mogą być odurzające i prowadzić do arogancji. Wspomina debaty na temat wyższego IQ wśród Żydów aszkenazyjskich, ale przyznaje, że nie ma doświadczenia w genetyce – a mimo to wielu Żydów oddaje się takim ideom bez dogłębnej wiedzy.

Finkelstein osobiście zmaga się z tym uczuciem, ponieważ wydaje się ono oparte na dowodach, ale ostrzega przed teoriami spiskowymi. Żydzi są najbogatszą grupą etniczną w USA, co przekłada się na władzę.

Dochodzi do tego silna tradycja organizacji: społeczności żydowskie zawsze tworzyły struktury komunalne. Po II wojnie światowej Żydzi cieszyli się swoistym immunitetem dzięki holokaustowi – krytyka Żydów była tabu, ponieważ nad wszystkim wisiał cień ludobójstwa.

Te cztery czynniki – bogactwo, organizacja, immunitet i sukces świecki – tworzą ‚śmiertelną mieszankę’. Prowadzą one do problemów, zwłaszcza w kontekście Izraela. Finkelstein podkreśla, że nie jest to zjawisko specyficznie żydowskie, lecz raczej skrajny przypadek ogólnej nierówności w podziale bogactwa w społeczeństwie. Klasa miliarderów kupuje wszystko: wybory, prawa, wpływy.

W Stanach Zjednoczonych trzy osoby (Zuckerberg, Bezos, Musk) kontrolują majątek większy niż połowa populacji. Najbiedniejsze 50 procent posiada jedynie 2,5 procent majątku.

Wpływ na instytucje: presja i kontrola

Finkelstein opisuje, jak żydowski majątek jest wykorzystywany w instytucjach kulturalnych i akademickich.

Żydowscy darczyńcy finansują biblioteki, uniwersytety i centra kulturalne, takie jak Lincoln Center w Nowym Jorku – to godna pochwały tradycja, ale niosąca ze sobą władzę. Na uniwersytetach, gdzie Żydzi przekazują ogromne sumy (np. 200 lub 300 milionów dolarów na Harvard), wywierana jest presja: grupy studenckie sprzeciwiające się Izraelowi muszą zostać rozbite, a programy studiów bliskowschodnich muszą zostać złagodzone.

Utworzono nawet nowy przedmiot, ‚studia izraelskie’, ponieważ tradycyjne programy studiów bliskowschodnich uznano za propalestyńskie. W instytucjach kulturalnych presja, by nie krytykować Izraela, jest przytłaczająca. Finkelstein cytuje przyjaciół z tych kręgów: władza jest sprawowana brutalnie i bezczelnie.

Ostrzega jednak: to objaw nierówności społecznych, a nie tylko problem żydowski. Miliarderzy dyktują wszystko.

Radzenie sobie z antysemityzmem i teoriami spiskowymi

Finkelstein zdaje sobie sprawę z zagrożeń: Jak otwarcie mówić o żydowskiej władzy, nie podsycając antysemityzmu?

Szuka odpowiedniego języka, takiego, który byłby zgodny z faktami i nie wzmacniał stereotypów. W wywiadzie z prawicowym ekstremistą pozwolił na upublicznienie wielu teorii spiskowych, ale skupił się na kluczowych kwestiach: holokaust się wydarzył [twierdzi tak Finkelstein wbrew poglądom swojej matki, która przeżyła życie obozowe w Auschwitz – przypis ZB]. Negacjoniści muszą obalić ogromną ilość dowodów.

Odnośnie fałszywych ocalałych: Wielu jest fałszywych, ponieważ niewielu przeżyło. Jego własna rodzina: Z jego licznej, rozszerzonej rodziny przeżyła tylko jedna osoba. Wielu „ocalałych” uciekło do Rosji i uniknęło holokaustu – nie są oni prawdziwymi ocalałymi.

W przeszłości przetrwanie było hańbą: Żydzi szli ‚jak owce na rzeź’  lub ocaleni musieli robić ‚brudne rzeczy’. Wraz z ‚przemysłem holokaustu’  stał się on powodem do dumy i nagle każdy chciał być ocalałym z Auschwitz, który widział Mengelego.

Osobista refleksja: niepowodzenie eksperymentu izraelskiego

Finkelstein dzieli się spostrzeżeniami swojej rodziny: jego rodzice, ocaleni z holokaustu, byli antyizraelscy, ale opowiadali się za żydowską ojczyzną jako schronieniem – nikt nie chciał Żydów, a wielu cieszyło się z ich zagłady.

Ale wydarzenia ostatnich dwóch lat poddały eksperyment w wątpliwość: Izrael to ‚porażka’. Jest odrażający, nie jest ideałem kibucu, ale miejscem dzieciobójców. Finkelstein przyznaje: Nie może tego pojąć. Eksperyment się nie powiódł.

Wniosek: Rola niezależnych mediów

Finkelstein chwali programy takie jak ‚Doubledown News’, które ujawniają prawdę i demaskują propagandę. Bez nich rzeczywistość pozostałaby ukryta. Apeluje o wsparcie poprzez subskrypcje na platformach takich jak Patreon.

Rewelacje Finkelsteina dają do myślenia: Izrael jako symbol żydowskiej supremacji obnaża głębokie podziały społeczne. Przypominają o konieczności zwalczania idei supremacji i walki o równość – niezależnie od pochodzenia etnicznego czy religii.

https://uncutnews.ch/norman-finkelstein-enthuellt-israels-dunkelstes-geheimnis-juedischer-suprematismus-und-der-mythos-des-juedischen-staates/embed/#?secret=43qIT0P0uk#?secret=o4qw16CGcs

Napisał: Norman Finkelstein

Opracował: Zygmunt Białas

Największe zagrożenie związane z przystąpieniem Ukrainy do UE

Thomas Röper anti-spiegel/was-ist-die-groesste-gefahr-eines-eu-beitritts-der-ukraine/

[jakaś banda „wolnościowców” blokuje dostęp.. md]

Broń wojenna i przestępczość

Jakie jest największe zagrożenie związane z przystąpieniem Ukrainy do UE?

Krytycy przystąpienia Ukrainy do UE przytaczają przede wszystkim argumenty ekonomiczne, twierdząc, że byłoby ono nieopłacalne. To prawda, ale nie jest to wcale największe zagrożenie dla UE, jakie wynikałoby z przystąpienia Ukrainy.

Anti-Spiegel  18 grudnia 2025

Są wydarzenia, o których nie mówi się w Niemczech, bo lepiej, żeby niemiecka opinia publiczna o nich nie wiedziała. Jedno z takich zdarzeń miało miejsce 20 listopada, kiedy rumuńskie służby celne odkryły broń wojenną, w tym pociski Igła i Stinger, wyrzutnie rakiet Kornet, przenośną broń przeciwpancerną i inny sprzęt, w ciężarówce przybywającej z Mołdawii. Kierowca twierdził, że przesyłka była przeznaczona dla Izraela, ale później okazało się, że broń ta pochodziła z Ukrainy i prawdopodobnie była przeznaczona do Rumunii, skąd miała być odsprzedawana w UE.

Przemyt broni wojennej z Ukrainy to jeden z tematów, których niemieckie media unikają jak ognia. Nic dziwnego, bo gdyby skala przemytu broni wojennej z Ukrainy do UE była znana, mogłoby to wywołać niewygodne pytania wśród niemieckiej opinii publicznej o nieograniczone i, niestety, niekontrolowane dostawy broni z Niemiec na Ukrainę.

To w żadnym wypadku nie jest „rosyjska propaganda”, ponieważ już w maju 2022 roku Europol ostrzegał, że broń dostarczana do Kijowa z Zachodu prędzej czy później trafi w ręce europejskiej przestępczości zorganizowanej. I to już jest faktem, o czym wielokrotnie informują doniesienia z Hiszpanii, gdzie broń wojenna z Ukrainy jest na masową skalę przejmowana od karteli narkotykowych.

I nie jest to zaskakujące, ponieważ to, co dzieje się z bronią dostarczaną z Zachodu na Ukrainę, jest całkowicie niekontrolowane. Pentagon potwierdził to na przykład na początku 2024 roku, kiedy w raporcie Pentagonu stwierdzono, że 59% broni dostarczonej do Kijowa z USA było nie do namierzenia.

Przykład broni dostarczonej Ukrainie pokazuje, że niemieccy „dziennikarze” błędnie nazywają siebie „dziennikarzami”, ponieważ nie zadają pytań, które dziennikarze powinni zadawać. To naprawdę alarmujące, że rosyjscy dziennikarze wydają się o wiele bardziej zaniepokojeni bezpieczeństwem w UE niż ich niemieccy koledzy. W Rosji dziennikarze pytają, co stanie się po wojnie z całą bronią, która krąży niekontrolowanie w niemal nieskończonych ilościach na Ukrainie, obecnie jednym z najbiedniejszych i najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. To pytanie, które powinni zadawać sobie niemieccy i europejscy dziennikarze, ale tego nie robią.

I teraz pojawia się bardzo proste pytanie: broń nadal musi być przemycana z Ukrainy, co przynajmniej nieco utrudnia sprawę, a przemyt broni jest czasami ujawniany, jak to miało miejsce ostatnio w Rumunii. Pytanie brzmi: co się stanie, jeśli Ukraina rzeczywiście stanie się członkiem UE tak szybko, jak chce Komisja Europejska, a kontrole graniczne zostaną zniesione lub przynajmniej znacznie złagodzone?

Ile broni wojennej z Ukrainy trafi w czyje ręce w UE? I do czego właściwie potrzebują ci „kupujący” w UE pocisków przeciwlotniczych, takich jak Igła czy Stinger, produkowanych w ZSRR i USA? Rozumiem, że gangsterzy są zainteresowani karabinami maszynowymi i granatami. Ale kto w UE chce atakować który samolot i w związku z tym zamawia te przenośne pociski przeciwlotnicze?

To jest prawdziwe zagrożenie, jakie stwarza przystąpienie Ukrainy do UE, zagrożenie, o którym niemieckie i europejskie media nie informują. Po prostu nie idzie to w parze ze wsparciem dla dalszych dostaw broni dla reżimu w Kijowie, które niemieckie media chcą promować, więc wygodnie je ignorują.

Prezydent: Oddajemy historii okrągły stół. Cała, nie obcinana wypowiedź Prezydenta Nawrockiego

historii

Prezydent: Oddajemy okrągły stół historii

18 grudnia 2025 prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/prezydent-oddajemy-okragly-stol-historii

Dzień dobry, witam Państwa serdecznie w dniu ważnym dla Pałacu Prezydenckiego, dla polskiego Prezydenta, dla całej Kancelarii, dla tego gmachu.

Drodzy Państwo, przy okrągłym stole, który – jak widzicie – jest zwijany i wynoszony z Pałacu Prezydenckiego, 36 lat temu siedziały różne osoby reprezentujące różne interesy. Jedni za sprawą siedzenia przy tym meblu – przy okrągłym stole – chcieli przenieść komunistyczne wpływy polityczne, wpływy partyjne, wpływy finansowe do Polski, która była w czasie transformacji, miała być Polską suwerenną, niepodległą i demokratyczną, a ci, którzy siadali po jednej stronie okrągłego stołu, chcieli sprawić, aby Polska po roku 1989 była hybrydą: z jednej strony demokracja, z drugiej strony układy systemu komunistycznego. Drudzy siadali z dobrymi intencjami, aby na okrągły stół patrzeć jak na punkt strategiczny, pewien taktyczny moment w drodze do tego, aby Polska w istocie w krótkim czasie miała niezależne, w pełni wolne wybory i by była państwem suwerennym i niepodległym, odciętym od systemu komunistycznego.

Więc byli tacy, którzy siadali przy okrągłym stole, patrząc na to jak na moment strategiczny, na moment taktyczny. Byli też tacy, którzy wprawdzie przed 1989 rokiem byli przez system komunistyczny represjonowani, byli ofiarami systemu komunistycznego, ale niejako w efekcie tych negocjacji i tych rozmów pojawił się syndrom sztokholmski, w którym wybaczono wszystkie zbrodnie systemu komunistycznego i nadal wspierano tych – w wymiarze symbolicznym, partyjnym i politycznym – którzy mordowali Polaków; a jesteśmy w czasie obchodów rocznicy wprowadzenia stanu wojennego i masakry Grudnia roku 1970.

Niezależnie od tego, drodzy Państwo, jak oceniamy Okrągły Stół, bo przecież dyskusje akademickie, naukowe, kolejne publikacje wciąż się pojawiają – z całą pewnością Pałac Prezydencki nie jest miejscem, w którym nadal powinien stać okrągły stół. Miejscem, w którym okrągły stół powinien się znaleźć, jest Muzeum Historii Polski. Mówimy o historii – oddajemy okrągły stół historii. Od roku 2027 będą go mogli jako eksponat historyczny podziwiać zwiedzający Muzeum Historii Polski. Wokół Okrągłego Stołu nadal będą się mogły odbywać debaty naukowe, akademickie, natomiast w najważniejszym gmachu w Rzeczypospolitej – w Pałacu Prezydenckim – okrągły stół nie powinien być symbolem, który będzie opowiadał o naszej przyszłości przede wszystkim.

Bo dziś, w XXI wieku, drodzy Państwo, młodzi Polacy – ci urodzeni w latach 90., w latach 2000., ale też moje pokolenie – nie muszą iść na żadne układy z byłymi dyktatorami, komunistami czy z postkomunistami. My nie chcemy ich w Polsce XXI wieku ani nie potrzebujemy. Myśląc o naszej przyszłości, o naszym sukcesie ekonomicznym, o naszym sukcesie gospodarczym, o rozwoju naszych technologii, nie musimy, drodzy Państwo, wsłuchiwać się w głos nie tylko dyktatury czasów komunistycznych i w głos tych, którzy mordowali, ale także nie możemy, drodzy Państwo, kolejnych pokoleń Polaków infekować przaśnością systemu komunistycznego.

Dziś wolną, niepodległą, suwerenną, ambitną Polskę stać na dużo więcej niż idealizowanie Okrągłego Stołu. Okrągłego Stołu nie można, drodzy Państwo, zapomnieć – bo jest to ważny element dyskusji historycznej i nim pozostanie – ale nie można go także idealizować, oddając mu hołd w Pałacu Prezydenckim.

Na sam koniec, drodzy Państwo, chciałbym może zacytować, a bardziej trawestować pewne słowa z roku 1989. Wprawdzie przedwcześnie, ale jedna z aktorek teatralnych i filmowych w roku 1989 z entuzjazmem, z dumą powiedziała w programie telewizyjnym: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm”. Te słowa były wypowiedziane przedwcześnie, bowiem, jak wiemy, komunistyczni bohaterowie i komunistyczne elity, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa po roku 1989 odgrywali ważną rolę.

Ja – trawestując słowa tej aktorki z roku 1989 – chciałbym z dumą powiedzieć, i mam nadzieję, że nie przedwcześnie: Dziś, szanowni Państwo, skończył się w Polsce postkomunizm.

Niech żyje wolna Polska. Dziękuję.