
—————————–

============================



—————————

=============================

==========================

————————-

—————————–
============================
—————————
=============================
==========================
————————-
Zofia Michałowicz https://pch24.pl/gietrzwald-mocna-odpowiedz-maryi-na-herezje-i-grzech-okiem-mlodych/
(Oprac. GS/PCh24.pl)
Najświętsza Panna ukazująca się prostym warmińskim dziewczynkom – Justynie Szafryńskiej i Barbarze Samulowskiej – oprócz okazania swym ziemskim dzieciom wielu wyrazów miłości, twardo potępiła herezję i grzech, przekazując jednocześnie stanowcze upomnienia i przestrogi, które i dla nas, ludzi “nowoczesnych” powinny być cennymi drogowskazami na drodze do Nieba. Czego zatem wymaga od nas Matka Boża?
8 września Kościół Katolicki wspomina Matkę Bożą Gietrzwałdzką. Tym samym nadarza się doskonała okazja, by pochylić się nad jedynymi w Polsce uznanymi przez Watykan objawieniami Maryjnymi, jakie dokonały się pomiędzy 27 czerwca a 16 września 1877 roku.
Maryja przeciwko hedonizmowi
Jednym z najistotniejszych punktów przesłania z Gietrzwałdu jest konieczność trwania w łasce uświęcającej i nieustanne praktykowanie cnót. Matka Najświętsza z bólem spoglądała na obecną wówczas na ziemi warmińskiej rozwiązłość. XIX – wieczna skala zepsucia nie dorównywała jednak degeneracji, jaką możemy obserwować dziś. Zło w biały dzień wypełza na ulice siejąc zgorszenie, niestety również w Polsce. Co zaskakujące, wielu katolików toleruje ten proceder, czasem nawet go wspiera. Uważają oni bowiem, że Kościół Katolicki się myli, powinien zmienić swoje nauczanie i dostosować je do dzisiejszych czasów. Świat, jeśli już poważnie rozważa istnienie Boga, próbuje Mu przypisywać daleko idącą pobłażliwość, tak wielką, iż pojęcie grzechu staje się niejako puste, pozbawione znaczenia i jakiegokolwiek odzwierciedlenia w rzeczywistości. Objawienia gietrzwałdzkie, podobnie, jak Pismo Święte i Tradycja, miażdżą ten mit, co warto przypominać w dzisiejszych czasach zamętu.
Zdarzył się też wypadek, że żądano przez trzecią osobę będącą w Gietrzwałdzie, ażeby dzieci zapytały się Matki Bożej, czy osoba pewna może przyjść do zdrowia. Odpowiedziała Najświętsza Panna, że: może, skoro ktoś z rodziny przestanie pić! Tymczasem według wiadomości ludzkiej nikt w tej rodzinie nie pił, później jednak, gdy przesłano tę odpowiedź Matki Bożej zdumionej rodzinie, winowajczyni istotna, która dotychczas starannie umiała się ukrywać ze swoim nałogiem, przyznała się doń otwarcie i odtąd sumienną poczęła czynić pokutę.
Skoro więc już “ciche” i niezauważalne nadużywanie alkoholu jest przyczyną innych, poważniejszych kłopotów ludzkich, a także Bożego rozczarowania, to jak tragiczne w swych skutkach musi być dzisiejsze pijaństwo, np. podczas imprez, kiedy to młodzież wprowadza się w tak głębokie upojenie, iż nie jest w stanie zająć pozycji innej niż leżąca. W Polsce na alkohol wydajemy rocznie ponad 40 miliardów złotych. Uzależnienie od alkoholu, które zwalczać chce Maryja, jest wielkim czynnikiem niszczącym nasze społeczeństwo. Jest on przyczyną niewypowiedzianego cierpienia i wstydu, jak również najrozmaitszych chorób ciała, umysłu, a nawet duszy.
Piekła nie ma?
“Wszyscy zostaną zbawieni a piekło to tylko średniowieczny wymysł kleru!” – oto, jak współcześnie spogląda się na fundamentalne kwestie eschatologiczne. Prawda jednak leży zgoła gdzie indziej. Piekło istnieje i mówi o tym sam Chrystus: Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. (Mt 10, 28)
Z herezją o nieistnieniu piekła rozprawia się i Maryja w Gietrzwałdzie: na zapytanie dziewcząt, czemu teraz ludzie tak często krzywo czyli fałszywie przysięgają, odebrały odpowiedź, że krzywoprzysięzca już jest oddany diabłu, który jako „głodny lew“ szuka ludzi, aby ich pożarł; krzywoprzysięzca już jest potępionym.
Najświętsza Panna jasno określiła, iż grzechy, takie, jak np. “szkaradny nałóg nieczystości cielesnej”, alkoholizm, czy kłamstwo przynoszą człowiekowi zgubę. Na pytanie o losy ludzi uporczywie trwających w rozpuście Matka Boża odpowiedziała: “Będą ukarani…” Tym samym potwierdza Ona słowa z Biblii: Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. (1 Kor 6, 9 – 10)
Módlcie się nieustannie…
Sednem wizji gietrzwałdzkich była niewątpliwie zachęta do modlitwy, zwłaszcza różańcowej. […] na takie wezwanie zaiste cała Polska powinna by się wpisać do Różańca, a przynajmniej zobowiązać się do jego odmawiania. Nie powinno się znaleźć jednej duszy, która by się usuwała od tego. Nie bylibyśmy tej Matki dziećmi prawymi, gdybyśmy Jej rady i żądania nie spełnili. Nie zasłużylibyśmy się nazwać dobrymi Katolickiego Kościoła synami, gdybyśmy tego jednego przez Jego Opiekunkę wskazanego ratunku udzielić mu zaniechali. Nie okazalibyśmy się dobrymi tego kraju dziećmi, gdybyśmy zostali nieczułymi na jego widok i niedbałymi w niesieniu pomocy, na jaką zdobyć się możemy – mówił rok po zakończeniu objawień bł. o. Honorat Koźmiński.
Na przekazywane przez dziewczynki pytania i prośby wiernych, Maryja odpowiadała obietnicą, że tylko dzięki modlitwie chorzy wyzdrowieją, dusze z czyśćca szybciej będą mogły oglądać Boga, prześladowania Kościoła ustaną, a liczba powołań kapłańskich wzrośnie. Zarówno na początku, jak i na końcu objawień Matka Boża prosiła, byśmy codziennie z gorliwością odmawiali Różaniec. Bardzo zależało Jej, by ludzie przeżyli prawdziwe nawrócenie, “metanoję”.
Apel ten znalazł w polskim społeczeństwie głęboki odzew – organizowano wielkie pielgrzymki do Gietrzwałdu, pątnicy modlili się razem, padali krzyżem, wylewali łzy i ubolewali nad swymi grzechami masowo się spowiadając. Tego nam dzisiaj bardzo brakuje.
Modlitwa, tak ważna w kontekście wiecznych losów duszy, jest dziś często spychana na dalszy plan. Praca, podróże, nauka – to wszystko okazuje się być ważniejsze od spotkania z Bogiem. Jeszcze na początku lat 90-tych XX wieku do kościoła uczęszczało prawie 70% społeczeństwa. Obecnie niedzielnej Mszy Świętej słucha niespełna 40% Polaków. To smutna statystyka. Pokazuje zatrważające tempo laicyzacji i odejścia od wiary. Na szczęście w naszym kraju znajdziemy sporo osób wiernych Bogu, które z chęcią wypełniają wolę Nieba chwytając za Różaniec – są to np. Wojownicy Maryi, albo grupy skupione wokół Nowenny Pompejańskiej.
Warto wspomnieć, że wyżej od Różańca Maryja stawia Mszę Świętą, jako najdoskonalszą formę modlitwy, a także najskuteczniejszy środek pomocy duszom czyśćcowym. Wszelkie nasze prośby i błagania powinny być ogarnięte ciszą i skupieniem. Matka Boża zaleciła także, aby przy modlitwie osobistej pozostawać w pozycji klęczącej, która najpełniej wyraża ideę wpatrywania się w Boży majestat. Ciekawym jest też fakt, że Najświętsza Panna nie chciała udzielić błogosławieństwa tym, którzy przybyli na miejsce objawień jedynie w celu podziwiania cudów i doświadczenia tzw. “adrenaliny duchowej” nie okazując przy tym szacunku wobec Sacrum i traktując je instrumentalnie. Maryja błogosławiła za to osobom pokornym, szczerze żałującym za grzechy i cichym.
Nadzieja dla Polski
Orędzie z Gietrzwałdu nie dodaje do naszej wiary żadnych nowości, ani jej nie uzupełnia – ono w przepiękny sposób potwierdza wszystko, czego Kościół od zawsze nauczał. Jest to przypomnienie, byśmy w czasach zamętu nie oddalili się od Boga, wytrwałej modlitwy i Jego przykazań, a tym samym uniknęli narodowego upadku. To niezwykłe wydarzenie pozwala głębiej uwierzyć w stałą opiekę Bożą nad Ojczyzną i dostrzec jej ogromne znaczenie w dziejach Narodu.
Pamiętajmy, że mimo zauważalnych błędów i występków, Chrystus dostrzega w Polsce potencjał, co zdradza św. Faustynie: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje. (Dz. 1732)
W ostatnim objawieniu Matka Boża przemówiła do ludu polskiego tymi słowami: Nie smućcie się, bo Ja zawsze będę przy was. Obietnice z Nieba są nieodwołalne, a Maryja jest z nami i dzisiaj. Ufajmy zatem, iż Najjaśniejsza Rzeczpospolita niebawem zostanie uzdrowiona z chorób, które ją toczą, a idąc śladami Najświętszej Dziewicy, na zawsze pozostanie wierna Bożemu Prawu.
Zofia Michałowicz
A to – poczytajcie. Najlepiej metodą kupienia. MD
=====================================
=================================
Całość – oczywiście tu:
to potomek Lewisa Bernsteina Namiera [co sfałszował nawet dokument brytyjski “linii Curzona”]
===========================================
Żądam, by Tokarczuk powiesić za jaja. Jaja, które wypisuje.
=================================
===========================
=======================================
Szkoda, że nie przykleiła cycków szybkoschnącym klejem do podłogi. Klimat byłby uratowany
——————————–
=====================================================
ROBERT W MALONE MD, MS SEP 7 |
Not to sound judgmental (but hey, I am being judgmental):
If my parents had that much chaos and family disfunction as in the video above- it is easy to see how some adult children might chose to not engage in a similar pattern or behavior…
Which brings us to this trend among a certain liberal set of young adults:
If you nose, you nose.
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to forward or share it.
Tylenol (acetaminophen) began to be widely recommended as the preferred pain reliever for pregnant women by the 1970s and 1980s, as concerns grew about the safety of alternatives like aspirin and NSAIDs during pregnancy.
Now, I have not seen the HHS report – but I do know that to prejudge a scientific report before it has been distributed doesn’t seem like science.
Furthermore, the HHS report apparently just confirms the overwhelming body of previously published peer reviewed literature linking Acetaminophen use and autism. In other words, the actual science supports the hypothesis of use linkage in this context to development of clinical autism.
Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 7 września 2025
Tegoroczne wakacje zakończyły się tragicznym akcentem. Podczas próby akrobacji nad lotniskiem w Radomiu, gdzie w dniach 30-31 sierpnia miało odbyć się widowisko „Air-Show”, rozbił się myśliwiec F-16, a pilotujący go major Maciej Krakowian z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w podpoznańskich Krzesinach zginął na miejscu, pozostawiając żonę i osierocając dwóch synków. Co było przyczyną katastrofy – tego dokładnie nie wiadomo, bo na miejsce przybyła cała gromada prokuratorów – a w takiej sytuacji zanim oni między sobą dojdą do porozumienia, jaką wersję wydarzeń przedstawić – musi minąć sporo czasu. W jednej sprawie prokuratorzy mają pewność – że rozmowa, jaką między majorem Krakowianem a kontrolerem lotu nad radomskim lotniskiem przytoczyły media, nigdy się nie odbyła, że to najpewniej wytwór sztucznej inteligencji. Widać w tym uzasadnieniu postęp, bo jeszcze niedawno prokuratorzy bez wahania obciążyliby odpowiedzialnością za tę „dezinformację” ruskiego czekistę Putina – ale sztuczna inteligencja wydaje się wyjściem bezpieczniejszym, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie możemy być do końca pewni, czy nadal jesteśmy „sługą narodu ukraińskiego”, czy jednak zaczynamy się powoli od tej służby emancypować.
Chodzi oczywiście o zawetowanie przez prezydenta Karola Nawrockiego ustawy o świadczeniach dla „obywateli Ukrainy”. Ukraińscy agenci, od których w establishmencie aż się u nas roi, od razu podnieśli klangor, że prezydent Nawrocki jest mordercą ukraińskich dzieci, może jeszcze nie takim, jak Putin, ale jak się nie opamięta, to… No właśnie; odpowiedzi na to dręczące pytanie dostarczył pewien „obywatel Ukrainy” wyjaśniając, że jak się nie opamiętamy, to Ukraińcy będą wzniecać w Polsce pożary i w ogóle – rozpocznie się wołynka. Na takie dictum nawet obywatel Kierwiński, któremu obywatel Tusk Donald przydzielił w swoim vaginecie fuchę ministra spraw wewnętrznych, nakazał owego „obywatela Ukrainy” deportować do ojczyzny, gdzie pewnie dostanie jakieś wysokie odznaczenie za bohaterską postawę. Prezydent Nawrocki wprawdzie zadeklarował, ze Polska za Ukrainą stoi „murem” – ale swojego veta nie cofnął, w związku z czym na razie nie wiemy, co w tej sprawie myślimy.
Zresztą sprawę świadczeń dla „obywateli Ukrainy”, za którymi ujęła się nawet przewielebna siostra Małgorzata Chmielewska, wkrótce przyćmiła afera z instrukcją, jaką Ministerstwo Spraw Zagranicznych skierowało do pana prezydenta Nawrockiego – co i jak mu wolno powiedzieć podczas spotkania z amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem 3 września, a czego mu pod żadnym pozorem nie wolno. Jakimści sposobem ta instrukcja przedostała się do niezależnych mediów głównego nurtu, wywołując w opinii publicznej najpierw zdumienie, a potem „litość i trwogę”. Chodziło nie tylko o poziom tego dokumentu, ale przede wszystkim o to, że – jak wyjaśnił Książę-Małżonek – instrukcja była solenną uchwałą, jaką podjął vaginet obywatela Tuska Donalda.
To rzeczywiście wzbudziło zaniepokojenie opinii publicznej, która wprawdzie wie, że obecna ekipa przy sterze naszego bantustanu jest najgłupsza od czasów Bolesława Chrobrego, ale była dotąd przekonana, że nie do tego stopnia. „Bo taka głupia to ja już nie jestem; może głupia – ale taka to już nie”? – śpiewała za pierwszej komuny Krystyna Zachwatowicz w Piwnicy pod Baranami. Okazało się, że sprawdziły się najgorsze przeczucia.
Żeby zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie obywatel Tusk Donald zaprosił był Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje na polsko-białoruską granicę. Czy zrobił to z własnej inicjatywy, czy też Reichsfuhrerin, w obliczu narastających w „koalicji chętnych” nastrojów wojowniczych, zapragnęła doznać dreszczyku heroicznego – dość, że znalazła się tuż przy stalowym płocie na granicy z Białorusią. Okazało się, że za płotem są białoruskie sołdaty z długą bronią, w związku z czym obywatel Tusk Donald, powołując się na opinię tubylczych „służb”, zaproponował Reichsfuhrerin, żeby może konferencję prasową
zorganizować w innym miejscu, nie tak na widoku – ale ona nie chciała nawet o tym słyszeć, co utwierdza mnie w podejrzeniach, że chodziło jej o dreszczyk. Tedy obiecała, że Polska może dostać nawet 200 mln euro pożyczki na uzbrojenie Bundeswehry i na tym konferencja się skończyła. Obywatel Tusk podsumował ją krótko: „no to przeżyliśmy!” – i w ten oto sposób Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje uzyskała heroiczny liść do wieńca sławy. Inna sprawa, że obywatel Tusk Donald mógłby postarać się lepiej; taki na przykład Michał Saakaszwili miał zwyczaj wywozić swoich gości spragnionych laurów gdzieś w teren, a tam umówiony sołdat puszczał w ciemności serię z pistoletu maszynowego – co na wszystkich robiło wrażenie: „ale wcale się nie baliśmy!”
Z kolei prezydent Zełeński, każdemu gościowi, którego przyjmował w Kijowie, fundował alarm lotniczy, to znaczy – kazał włączać syreny i przy akompaniamencie ich wycia spacerował po Kijowie ze struchlałym cudzoziemcem. Inna rzecz, że Donaldu Tusku może coś takiego i przychodziło do głowy – ale widocznie dostał z Berlina instrukcję: wiecie, rozumiecie Tusk; wy nie przesadzajcie z atrakcjami, żeby się nam Reichsfuhrerin nie przelękła. Na wszelki wypadek „Putin” samolotowi wiozącemu Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje do domu, wyłączył GPS, toteż na brak heroicznych dreszczyków nie powinna się uskarżać.
Jak wiadomo, 31 sierpnia przypadła kolejna rocznica „porozumień gdańskich”, które w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu komunistyczna władza podpisała ze swoimi konfidentami: Lechem Wałęsą, Marianem Jurczykiem i Jarosławem Sienkiewiczem. Z tej okazji w wolnym mieście Gdańsku urządzono uroczystość, a właściwie – dwie uroczystości. Jedną z udziałem pana prezydenta Nawrockiego w „sali BHP”, gdzie ta polityczna sodomia miała miejsce i drugą – na zewnątrz, gdzie brylował Bogdan Borusewicz Dodatkowego dramatyzmu dostarczyło „ostatnie pokolenie”, które – jak się okazało – cieszy się protekcją „legendarnego” Władysława Frasyniuka oraz niemniej „legendarnej” Barbary Labudy, której już chyba nie rajcują kosmiczne loty na miotle na inne planety we ramach sławnej sekty „Antrovis”. Warto przypomnieć, że w przerwach między tymi podróżami pani Labuda pełniła obowiązki ministra w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. No a teraz – „ostatnie pokolenie”. Ładny interes!
Tymczasem nadszedł dzień 1 września, kiedy to tradycyjnie rozpoczyna się rok szkolny w którym do szkół wchodzi m.in ”edukacja zdrowotna”. Episkopat uznał, że ta edukacja „szkodzi zbawieniu” i wezwał rodziców, by się nie zgadzali na udział ich dzieci w tych lekcjach. Kiedy to piszę, jeszcze nie wiadomo, czy większość rodziców posłuchała się Episkopatu, czy zawodowego katolika, pana red. Tomasza Terlikowskiego, który wszystkich zapewnił, iż „edukacja zdrowotna” zbawieniu nie zagraża słowem – i oświecił i uspokoił. Tak czy owak wygląda na to iż pan red. Terlikowski wysuwa się na czoło Kościoła Otwartego, od dawna promowanego u nas przez Judenrat „Gazety Wyborczej”.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Angelika Całko 5/09/2025 https://ewysmaz.pl/artykul/to-nie-jacht-to-narzedzie-n1955538
Kilka lat temu Mariusz Maksymowicz ze wsi Średnica-Pawłowięta w gminie Szepietowo wraz z rodzicami zakupił ciągnik marki Belarus. Po kilku latach od rejestracji pojazdu nad gospodarstwem wisi widmo utraty maszyny.
Czy do takiej sytuacji doprowadziły “błędy urzędników”?
Ponad 7,5 tysiąca rolników w całej Polsce stoi dziś przed dramatycznym problemem – lada moment nie będą mogli korzystać ze swoich ciągników marki Belarus, które od lat pracowały w ich gospodarstwach. Rolnicy twierdzą, że do takiej sytuacji doprowadziły decyzje urzędników, którzy dopiero po kilku latach od rejestracji uznali, że pojazdy nie spełniają wymagań unijnego prawa.
Taką sytuację przeżywa m.in. Mariusz Maksymowicz ze wsi Średnica-Pawłowięta w gminie Szepietowo. Kilka lat temu jego rodzina zakupiła ciągnik, który zgodnie z procedurą został zarejestrowany w urzędzie. Jak podkreśla rolnik, wszystkie dokumenty zostały wtedy złożone, wydano tymczasowy, a następnie stały dowód rejestracyjny. Dopiero w ubiegłym roku przyszła decyzja o cofnięciu dokumentu, z powodu błędów urzędnika podczas rejestracji.
– Dostaliśmy informację, że nasz ciągnik został nielegalnie zarejestrowany, bo nie spełnia norm Unii Europejskiej. Po tylu latach dowiadujemy się, że rejestracja jest nieważna, mimo że urząd miał obowiązek sprawdzić wszystkie dokumenty – mówi poszkodowany rolnik.
Decyzje Samorządowych Kolegiów Odwoławczych (SKO) oznaczają, że ciągnikami Belarus nie można poruszać się po drogach publicznych. To wyklucza możliwość dojazdu na pola czy wykonywania podstawowych prac rolniczych, a także sprzedaży pojazdu. Rolnicy czują się pozostawieni sami sobie – kredyty na zakup maszyn zostały zaciągnięte, podatki zapłacone, a teraz sprzęt, który miał służyć przez lata, staje bezużyteczny.
W gospodarstwie pana Mariusza pojawili się przedstawiciele Ruchu Gospodarstw Rodzinnych (RGR). Prezes organizacji Konrad Krupiński ostro skrytykował działania państwa.
– Dlaczego za błędy urzędnika konsekwencje ma ponosić rolnik? Na te ciągniki rolnicy wzięli kredyty, zapłacili podatki, uiścili opłaty rejestracyjne. A teraz po pięciu czy sześciu latach ktoś żąda od nich zwrotu dowodów rejestracyjnych. To państwo polskie powinno zwrócić pieniądze za sprzęt, który sam dopuściło do ruchu – podkreślał.
RGR domaga się od rządu dotrzymania obietnicy złożonej przez ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka, który kilka miesięcy temu zapowiadał abolicję w tej sprawie.
– Państwo powinno wziąć się za samochody, które naprawdę nie spełniają norm, jak te z afery spalinowej niemieckiego koncernu. A nie prowadzić nagonki na rolników, którzy kupili ciągniki do pracy, a nie do luksusu – mówił Krupiński.
Lider RGR przypomniał również, że ciągnik jest podstawowym narzędziem pracy, a nie dobrem luksusowym. – To nie jest jacht kupiony do opalania się, tylko maszyna do ciężkiej pracy – argumentował.
Rolnicy podkreślają, że wybierali markę Belarus nie z kaprysu, lecz z powodów ekonomicznych. Maszyny były tańsze od zachodnich odpowiedników, mniej komfortowe, ale wystarczająco mocne do pracy w polu. Dziś jednak okazuje się, że ten wybór, dokonany zgodnie z prawem, może ich doprowadzić do poważnych strat finansowych.
Sprawa wciąż budzi emocje i oburzenie. Rolnicy pytają, kto poniesie odpowiedzialność za urzędnicze błędy i czy państwo rzeczywiście zamierza ich obciążyć skutkami decyzji, na które nie mieli wpływu. Ostateczne rozwiązania wciąż nie zapadły, a gospodarze – zamiast w spokoju pracować w polu – muszą walczyć o prawo do korzystania z własnych maszyn.
[—-]
mail:
Jeśli uczciwy dziennikarz to zauważył,
jest niemożliwe, żeby tego nie zauważyli analitycy z takich czy innych
placówek amerykańskich.
Z właściwym Amerykanom rozmachem powtórzyli tę operację z Apollo.
I tak oba mocarstwa w zgodzie nabrały wody w usta.
My nie ruszamy waszych, my nie ruszamy waszych świństewek.
=======================================
No fajnie.. Ale INNI? Jak im zakneblowano gęby?
m
Porosa Jacek | wrz 3, 2025 https://niezaleznemediapodlasia.pl/prokurator-w-cieniu-oun-upa-maciej-mlynarczyk-na-lawie-oskarzenia-opinii-publicznej
W Polsce, kraju naznaczonym głębokimi bliznami historii, gdzie pamięć o ofiarach ludobójstwa dokonanego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) na Kresach Wschodnich jest świętością, rola prokuratora powinna być niepodważalna – jako strażnika sprawiedliwości, pamięci narodowej i prawa. Tymczasem prokurator Maciej Młynarczyk, pełniący funkcję w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, zamiast stanowczo piętnować wszelkie formy relatywizacji tych zbrodni, wydaje się sam je legitymizować poprzez swoje decyzje i działania. To nie jest przypadkowa pomyłka czy niedopatrzenie, lecz systemowa zdrada wobec dziesiątek tysięcy niewinnych ofiar – Polaków, którzy zostali bestialsko zamordowani wyłącznie z powodu swojej narodowości. Zbrodnia wołyńska, kulminująca w lipcu 1943 roku, gdy oddziały UPA zaatakowały ponad 150 polskich miejscowości, pochłonęła według szacunków historyków nawet 100 tysięcy polskich cywilów, w tym kobiet, dzieci i starców. Metody zbrodni – palenie żywcem, wrzucanie do studni, tortury siekierami i widłami – były wyrazem czystej nienawiści etnicznej, inspirowanej ideologią Stepana Bandery, który głosił hasła o „czystej Ukrainie” wolnej od Polaków.
Prokurator Młynarczyk, specjalizujący się w przestępstwach z nienawiści, w praktyce skupia się na ściganiu tych, którzy upominają się o prawdę historyczną, jednocześnie bagatelizując lub ignorując przejawy propagandy banderowskiej. Przykładem jest jego decyzja z 2021 roku, gdy odmówił wszczęcia śledztwa przeciwko osobie publicznie wychwalającej Banderę i nawołującej do przemocy wobec „polskich nacjonalistów”, opisując ich jako „je*ane ścierwo, do którego trzeba strzelać„. Taka postawa nie tylko podważa autorytet państwa polskiego, ale także otwiera drzwi do dalszej relatywizacji ludobójstwa, co jest równoznaczne z ponownym ranieniem potomków ofiar. Czy w polskim wymiarze sprawiedliwości jest miejsce dla urzędnika, który zdaje się zapominać o krwi przelanej na Wołyniu, Podolu i w Małopolsce Wschodniej? To pytanie nie jest retoryczne – to oskarżenie wobec systemu, który pozwala na takie aberracje, gdzie pamięć o ofiarach jest deptana w imię rzekomej „tolerancji” lub osobistych sympatii.
Działania prokuratora Macieja Młynarczyka nie tylko budzą wątpliwość co do jego obiektywizmu, ale wręcz balansują na granicy kilku kluczowych paragrafów polskiego Kodeksu karnego, które sam powinien egzekwować z całą stanowczością. Po pierwsze, art. 231 k.k., dotyczący niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego – Młynarczyk nie tylko uchyla się od aktywnej walki z relatywizacją zbrodni OUN-UPA, ale w niektórych przypadkach wydaje się ją wspierać, ignorując zawiadomienia o przestępstwach propagujących totalitaryzm. Na przykład, w sprawach dotyczących gloryfikacji Bandery, zamiast wszczynać dochodzenia, często umarza postępowania, co jest równoznaczne z legitymizacją ideologii odpowiedzialnej za masowe mordy.
Po drugie, art. 256 k.k., penalizujący propagowanie totalitarnej ideologii – bagatelizowanie lub relatywizacja zbrodni OUN-UPA, które historycy jednoznacznie klasyfikują jako ludobójstwo (zgodnie z definicją ONZ z 1948 roku, obejmującą zamiar zniszczenia grupy etnicznej), stanowi realne wsparcie dla dziedzictwa tych organizacji. Młynarczyk, ścigając polskich patriotów za „mowę nienawiści” wobec Ukraińców, jednocześnie nie reaguje na analogiczne zachowania po stronie ukraińskiej, co tworzy asymetrię w stosowaniu prawa. Trzeci aspekt to art. 133 i 257 k.k., odnoszące się do znieważenia Narodu Polskiego i obrazy pamięci ofiar – słowa i decyzje, które minimalizują cierpienie pomordowanych, stają się policzkiem dla milionów Polaków, w tym rodzin kresowych. Przykładem jest sprawa Katarzyny Sokołowskiej z Fundacji „Wołyń Pamiętamy”, gdzie Młynarczyk oskarżył ją o znieważanie Ukraińców za upamiętnianie ofiar Wołynia, jednocześnie ignorując kontekst historyczny.
Ponadto, działania te naruszają art. 7 Konstytucji RP, zasadę legalizmu, która nakazuje funkcjonariuszom publicznym działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa, bez wpływu własnych sympatii narodowościowych czy ideologicznych. Państwo prawa nie może milczeć, gdy jego przedstawiciel publicznie relatywizuje ludobójstwo, które pochłonęło życie co najmniej 60 tysięcy Polaków na samym Wołyniu, według badań Instytutu Pamięci Narodowej. To nie tylko łamanie prawa, ale erozja fundamentów polskiej suwerenności, gdzie prokurator staje się narzędziem w rękach tych, którzy chcą zatrzeć ślady zbrodni.
Wystąpienia i decyzje prokuratora Młynarczyka nie są izolowanymi incydentami – one stanowią de facto przyzwolenie na propagandę banderowską w Polsce. Jeżeli polski prokurator wybiela OUN-UPA, ignorując ich odpowiedzialność za czystki etniczne, to jakie sygnały wysyła do środowisk, które od lat próbują budować kult Stepana Bandery na polskim terytorium? Bandera, jako przywódca frakcji OUN-B, był ideologiem, który inspirował masowe mordy, a jego hasła o „walce z Lachami” doprowadziły do tragedii, gdzie w jednej tylko „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku zginęło około 10-11 tysięcy Polaków. Relatywizacja tych faktów przez Młynarczyka, np. poprzez umarzanie spraw dotyczących propagandy ukraińskiego szowinizmu, tworzy klimat, w którym gloryfikacja banderyzmu staje się bezkarna.
Prokurator Maciej Młynarczyk (fot. Piotr Polit) źródło tokfm.pl
W wywiadzie dla TOK FM z dnia 1 września 2025 roku, prokurator Młynarczyk stwierdził:
” …czerwono – czarną flagą, która czasami jest wśród Ukraińców widoczna? – Te barwy są dużo starsze niż II wojna światowa. I owszem, były używane przez ukraińskich nacjonalistów dziewięćdziesiąt lat temu, ale potem flagi w tych dwóch kolorach rozpowszechniły się w Ukrainie od czasów rewolucji godności na Majdanie jako symbol oporu przeciwko najpierw korupcji i bezprawiu, a potem – symbol oporu przeciwko rosyjskiej agresji. Jeśli ktoś czerpie wiedzę o świecie z filmików z żółtymi napisami, może uwierzyć, że te flagi są dowodem „odrodzenia banderyzmu”. Ale z rzetelnych źródeł – naukowych, eksperckich, m.in. z analiz Ośrodka Studiów Wschodnich – wynika, że we współczesnej Ukrainie te symbole całkowicie oderwały się od swojej skrajnie nacjonalistycznej proweniencji z okresu II wojny światowej – tłumaczy Maciej Młynarczyk…
– Problem polega jednak na tym, że ja obserwuję tę sferę życia społecznego i dyskursu publicznego bardzo dokładnie od lat i – chcę podkreślić – nie spotkałem się z tym, żeby ktoś w Polsce, a nawet w Ukrainie otwarcie propagował ideologię ukraińskiego nacjonalizmu z lat czterdziestych. To by oznaczało, że taka osoba opowiada się na przykład za oczyszczeniem kraju z mniejszości narodowych i etnicznych. Było mówione wtedy, że Ukraina ma być ‘czysta jak szklanka wody’; postulowano odrzucenie zasad demokracji, odrzucenie w ogóle woli ludu jako czynnika, który ma decydować o tym, jak jest kraj rządzony, na rzecz przywództwa jakiejś elity. Czy wreszcie tam się pojawiał też kult przemocy, rasizm, przekonanie o tym, że istnieją ‘narody niewolnicy’ i ‘narody panowie’. Taka była ideologia OUN. Według mojej wiedzy tego dzisiaj nikt ani w Polsce, ani nawet w Ukrainie nie propaguje – dodaje gość TOK FM.”
Ta wypowiedź, choć opisuje historyczne elementy ideologii OUN, jednocześnie bagatelizuje jej współczesne przejawy, sugerując brak propagowania, co kontrastuje z obserwowanymi przypadkami gloryfikacji Bandery w Polsce i na Ukrainie.
To nie jest jedynie akademicka dyskusja o historii – to realne tworzenie przestrzeni dla ideologów, którzy chcą narzucić Polakom fałszywą narrację o „bohaterach narodowych Ukrainy”. Przykłady? W 2021 roku Młynarczyk odmówił ścigania osoby, która publicznie chwaliła Banderę i nawoływała do przemocy wobec Polaków, argumentując brak znamion przestępstwa. Tymczasem w tym samym czasie ściga polskich działaczy, jak Wojciech Olszański i Marcin Osadowski, za krytykę proukraińskiej polityki, zarzucając im aż 154 czyny, w tym nawoływanie do nienawiści. Taka asymetria prowadzi do erozji pamięci narodowej, gdzie ofiary Wołynia – w tym dzieci i kobiety torturowane w niewyobrażalny sposób – są spychane na margines, a sprawcy idealizowani. Młynarczyk nie broni prawa – on otwiera drzwi dla tych, którzy chcą zrehabilitować ludobójców, co zagraża polskiej tożsamości i bezpieczeństwu wewnętrznemu.
Opinia publiczna ma pełne prawo stawiać trudne, lecz niezbędne pytania dotyczące prokuratora Macieja Młynarczyka, którego działania budzą poważne wątpliwości co do konfliktu interesów. Po pierwsze: czy prokurator Młynarczyk ma korzenie ukraińskie, które mogłyby wpływać na jego decyzje? Choć brak publicznie dostępnych informacji, liczne kontrowersje wokół jego spraw sugerują potrzebę transparentności. Po drugie: czy był lub jest powiązany ze Związkiem Ukraińców w Polsce lub innymi organizacjami promującymi narrację ukraińską? W kontekście jego specjalizacji w przestępstwach z nienawiści, gdzie konsekwentnie ściga krytyków Ukrainy, a ignoruje propagatorów banderyzmu, takie powiązania mogłyby wyjaśniać asymetrię.
Po trzecie: czy jego działania są naprawdę obiektywne, czy może podszyte konfliktem interesów – między obowiązkiem urzędnika państwowego a osobistymi sympatiami narodowościowymi lub ideologicznymi? Przykłady spraw, jak ta przeciwko Katarzynie Sokołowskiej, gdzie Młynarczyk w uzasadnieniu pozytywnie oceniał „wodza” OUN-UPA, negując jego odpowiedzialność za zbrodnie, wskazują na potencjalny brak bezstronności. To pytania niewygodne, ale konieczne – jeśli odpowiedzi potwierdzą obawy, będziemy mieli do czynienia nie tylko ze skandalem etycznym, ale z realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, gdzie prokurator staje się narzędziem w rękach obcych narracji historycznych. W państwie prawa takie wątpliwości powinny prowadzić do natychmiastowej weryfikacji i kontroli.
Prokurator Młynarczyk nie działa w próżni – jego decyzje to oficjalny głos przedstawiciela prokuratury, co wysyła niebezpieczny sygnał: Polska może tolerować wybielanie ideologii, która mordowała Polaków. To zdrada pamięci ofiar Wołynia, gdzie według badań IPN zginęło co najmniej 100 tysięcy cywilów w wyniku czystek etnicznych. Skandal ten uderza w polską rację stanu, która wymaga jednoznacznej oceny ludobójstwa wołyńskiego jako czynu zbrodniczego i haniebnego, bez miejsca na relatywizację. Młynarczyk, ścigając polskich patriotów za upamiętnianie ofiar, jednocześnie umarza sprawy propagandy banderowskiej, co podważa suwerenność państwa.
To hańba dla instytucji prokuratury, która powinna stać na straży prawa, a nie służyć do tłumienia prawdy historycznej. W kontekście współczesnych napięć polsko-ukraińskich, takie działania osłabiają pozycję Polski, pozwalając na infiltrację narracji, które bagatelizują zbrodnie OUN-UPA. Racja stanu wymaga ochrony pamięci narodowej – bez niej Polska traci moralny kręgosłup.
Czy Polska może sobie pozwolić na prokuratora, który wybiela zbrodniarzy i ściga tych, którzy bronią pamięci ofiar? Czy potrzebna jest natychmiastowa kontrola i weryfikacja takich urzędników, zanim ich działania przerodzą się w otwartą politykę rozmywania odpowiedzialności za zbrodnie? Milczenie oznacza zgodę, a zgoda na takie zachowania to pierwszy krok do tego, by w Polsce oficjalnie zaczęto tolerować kult banderyzmu.
Czas na rozliczenie: petycje o odwołanie Młynarczyka (https://www.petycjeonline.com/damy_usunicia_prokuratora_mynarczyka_z_zawodu_ktory_nieustannie_habi), dochodzenia dyscyplinarne i reformy w prokuraturze. Tylko stanowcza reakcja przerwie ten cykl hańby.
Wołyń, Podole, Małopolska Wschodnia – tam leżą ofiary, które nie mogą się bronić. To my, Polacy, mamy obowiązek bronić ich pamięci przed relatywizacją. Gdy prokurator, zamiast strzec prawa, staje po stronie tych, którzy bagatelizują ludobójstwo, musimy mówić jasno: to hańba. Prokurator Maciej Młynarczyk swoim zachowaniem podważa nie tylko autorytet prokuratury, ale i godność państwa polskiego. Polska ma prawo i obowiązek pamiętać – i nigdy nie pozwolić na wybielanie ludobójców. Pamięć o 100 tysiącach ofiar jest naszym świętym dziedzictwem, którego nikt nie ma prawa deptać.
6 września, wpis nr 1373 Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
https://dziennikzarazy.pl/06-09-dyplomatolki/
Wersja audio
Jak już tu wiele razy pisałem polska dyplomacja w III RP to skondensowany obraz naszego upadku. O dziwo zaczął się on w tej mierze od samego początku naszej Najjaśniejszej Pookrągłostołowej. Na początku właściwie doproszono nas tylko do stolika przywracającego zjednoczenie Niemiec, gdzie wysłuchaliśmy co tam dla nas upieczono. Praktycznie od samego początku naszej „nowej niepodległości” (coś jak nowa normalność po kowidzie) byliśmy w orbicie Niemiec, które, choć same się ogarniały w zbożnym dziele zjednoczenia, miały jednak wolę i zasoby (patrz: archiwa Stasi), by odtworzyć, ba – znacznie powiększyć swoje wpływy w Polsce. Widać, że Niemcy są krajem poważnym który nie zaniedbuje swojej racji stanu, bo taką posiada – w odróżnieniu od nas.
Galopem przez polską dyplomację
Byliśmy więc w orbicie działań kompradorskich, gdzie klasa polityczna (o czym jest w mojej książce „Elity”) reprezentowała przenoszenie interesów naprzemiennie amerykańskich i niemieckich, czasami, jak za Bidena, czy Obamy, jedności takich interesów, kiedy Niemcy były junior-partnerem do pilnowania amerykańskich interesów w Europie, nagradzane możliwością pobierania renty kompradorskiej, tym razem od całego Kontynentu. Układ był prosty – układajcie się jako lider Europy z jej członkami jak chcecie, ale pod warunkiem pilnowania priorytetów USA. Trwało to długo, myśmy się nie opierali w tym wyborze między dżumą i cholerą (zwłaszcza klasa polityczna), co przeniosło się na pozorne wybory POPiS-u. Ten korkociąg w dół trwał już sporo czasu, ale powstał konflikt polegający na tym, że zmieniły się priorytety amerykańskie wobec Europy.
Waszyngton, w postaci Trumpa, zauważył, że niemiecki junior-partner na Europę zwąchuje się z Rosją, karmi ją pieniędzmi ściąganymi z całej Europy za surowce, co zostaje wydawane na zbrojenia Moskwy. Jednocześnie USA ponosiły polityczne, finansowe i militarne koszty utrzymania bezpieczeństwa na Starym Kontynencie, ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec. Wychodziło na to, że mocno uposażana żona puszcza się na boku i sprawa się rypła.
My w tym wszystkim byliśmy elementem dekoracyjnie zbędnym, bez inicjatywy, pomysłów innych niż przynoszonych przez zaprzyjaźnionych ambasadorów, w rezultacie takiej bierności byliśmy pomijani na arenie międzynarodowej. Taka nędza dyplomacji była wewnątrz nadrabiana na użytek wojny polsko-polskiej tromtadractwem o naszej roli, ważnej i niepomijalnej. W rezultacie był to narracyjny wyścig kto się lepiej sprawia w obsłudze kolejnego kolonizatora. To dla publiki, zaś na potrzeby wewnętrznych walk buldogów pod dywanem dyplomacja była używana by dowalić temu drugiemu, nawet za cenę utraty międzynarodowego znaczenia i poważania jako partnera prowadzącego jakąś w ogóle politykę.
Grzanie konfliktu
Najbardziej dobitnym tego, wśród wielu innych i ze wszech stron, przykładem jest ostatnia zadyma z wizytą prezydenta Nawrockiego w USA. Rząd od początku zadeklarował, że nie uchyli się przed skorzystaniem z żadnej okazji, by wyeskalować konflikt pomiędzy dużym i małym pałacem. Tusk (jak i Kaczyński zresztą) nie umieją inaczej, niż grać na podział. Zaczął się oczywiście rząd i uśmiechnięci posłowie, którzy natychmiast wytoczyli armaty przeciwko prezydentowi, że na pewno się słucha Kaczora, a z nim się nie gada, zaś każde otwarcie przez niego ust uznawano za wypowiedzenie wojny, ruch agresywny. Ale nie było żadnej ręki wyciągniętej do zgody – wystawiona przez Tuska pięść natrafiła na… figę. Prezydent korzysta ze swych prerogatyw wetowania i pokazał co to może znaczyć, szczególnie dla rządu, który omijając weto pcha się pod Trybunał Stanu, albo i sądy powszechne w sprawach już kryminalnych.
Suma tych działań prowadzi do atrofii interesu III RP. Tuski wylądowały w oślej ławce: USA ich nie chcą (zresztą po co im relacje z lokajem berlińskim, lepiej gadać z Berlinem – jeśli już – czyli panem), zaś ostatnio relacje i pozycja Tuska spadła w Berlinie i Brukseli do zera. W dodatku tak katastrofalne rezultaty dyplomatyczne zostały przez naszego premiera… nagrodzone awansem ministra Sikorskiego na wicepremiera i wyraźnym tolerowaniem jego pozycji jako następcy Tuska, nie koniecznie w pełni zakończonej kadencji tego rządu. Nikt z nami nie gada, nikt nie wita, my zaś tu w Polsce kolejny raz prężymy muskuły, coś jak przed Wrześniem 1939.
Tak w ogóle, jak za chwilę wspomniana instrukcja dla rządu, to ten cały Sikorski, to już spersonalizowany przykład naszego upadku. Karierowicz, zapatrzony na Zachód, koniunkturalista z niepewną przeszłością, a jednocześnie pierwszy tomtradata Polski, memiarz, który nie powstrzymuje swojej złośliwości, nawet do największych tego świata. A więc groźna mieszanka kompleksów i chorej ambicji opartej jedynie o walory przerośniętego ego. Jest to, proszę Państwa, kompletne zaprzeczenie kompetencji i osobowości nadających się do dyplomacji, co dopiero na stanowisku jej ministra. A więc oprócz tego, że nie mieliśmy przez 35 lat własnego pomysłu na siebie, nie budowaliśmy własnej siły – tej jedynej karty negocjacyjnej w dyplomacji – nie mieliśmy więc czym grać, to jeszcze nie wystawialiśmy do relacji międzynarodowych innych person, niż te, które mogły budzić zdziwienie u naszych partnerów i radość wśród naszych wrogów.
Prezydent instruowany
Rząd opracował instrukcję dla prezydenta Nawrockiego. Ponieważ w wielu przypadkach jej tekst nie jest dostępny – publikuję go tutaj. Jest on dla mnie zapisanym na papierze krótkim skanem naszej bezradności, dowodem właśnie na to, że próba dopieczenia wrogowi wewnętrznemu kompromituje nas i samym faktem takiego ustawiania prezydenta, i miałkością merytorycznej takiej „instrukcji”. Mimo miałkości jest to pokaz i naszego pomieszania międzynarodowego, zasłużonego osamotnienia, cwaniakowania i wysadzania pociągów w dawno już zakończonej wojnie. Siadając do tego tekstu miałem zamiar rozłożyć tę instrukcję na czynniki pierwsze i skomentować akapit po akapicie, ale dość dobrze zrobił to red. Mazurek, a więc zwalnia mnie to z tego obowiązku, choć miałbym ku komentowaniu tego tekstu wiele innych uwag. A więc popatrzmy co rząd napisał, jeśli chodzi o to JAK RZĄD prowadziłby takie rozmowy, do czego przecież sprowadza się taka „instrukcja”
Warszawa, 25 sierpnia 2025 r.
Stanowisko Rządu RP w sprawie wizyty Prezydenta RP w Stanach Zjednoczonych
Rezultaty rozmów Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Pana Karola Nawrockiego, ze stroną amerykańską, w tym z prezydentem USA Donaldem Trumpem, podczas planowanej w dniach 2-5 września br. wizyty w Stanach Zjednoczonych powinny w sposób jednoznaczny potwierdzić ponadpartyjny, stabilny i niezmienny od trzydziestu pięciu lat charakter poparcia politycznego oraz społecznego w Polsce dla pomyślnego rozwoju strategicznych i przyjacielskich relacji Rzeczypospolitej Polskiej i Stanów Zjednoczonych.
Najważniejsze będzie podkreślenie atutów Polski w zakresie znaczącego przekraczania zobowiązań sojuszniczych dot. wydatków obronnych, wyboru USA jako głównego partnera w modernizacji Sił Zbrojnych RP oraz dostawy źródeł energii (LNG, energetyka jądrowa). Zgadzamy się, że utrwalenie i rozszerzenie amerykańskiej obecności wojskowej na terytorium Polski leży w interesie RP oraz Europy. Podobnie, zacieśnianie współpracy w dziedzinie energetyki poprzez zakupy LNG oraz budowę pierwszej elektrowni jądrowej stanowi filar bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.
Priorytetowe znaczenie będzie miało przekonywanie strony amerykańskiej do potrzeby dobrych i bliskich relacji transatlantyckich. Z jednej strony, należy przedstawić argumenty przemawiające za istotnym znaczeniem Europy dla realizacji interesów bezpieczeństwa/narodowych Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie za utrzymaniem zaangażowania politycznego i obecności wojskowej USA w Europie oraz powtrzymania się przed antagonizowaniem Europy. Z drugiej strony, trzeba zapewnić o determinacji europejskich sojuszników do wypełniania sojuszniczych zobowiązań w zakresie wydatków obronnych i kolektywnej obrony oraz do brania odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo oraz bliskiego sąsiedztwa.
Najważniejszą z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa RP sprawą będzie kwestia negocjacji pokojowych dot. Ukrainy. Polska ponosi współodpowiedzialność za stabilność i bezpieczeństwo w regionie, dlatego jesteśmy w pełni zaangażowani we wszelkie wysiłki zmierzające do znalezienia rozwiązania wojny Rosji w Ukrainie. Rozwiązanie to trwały i sprawiedliwy pokój w oparciu o poszanowanie zasad prawa międzynarodowego i niezawisłości i integralności terytorialnej Ukrainy. Podtrzymujemy gotowość uczestniczenia w działaniach „Koalicji Chętnych”, która ma fundamentalne znaczenie dla ewentualnej operacji sił wsparcia. Polska docenia gotowość USA do zaangażowania w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Nasze wspólne działania zdecydowanie zwiększą skuteczność takich gwarancji nie tylko w oczach Kijowa, ale także Moskwy, zwiększając prawdopodobieństwo osiągnięcia trwałego pokoju i zażegnując groźbę wznowienia działań wojennych.
Rząd uważa, że trzy sprawy wymagają szczególnej ostrożności. Po pierwsze, zasadne jest unikanie podejmowania zobowiązań dot. przyszłych zakupów amerykańskiego uzbrojenia z uwagi na trwające analizy potrzeb Sił Zbrojnych RP. Po drugie, wskazane jest wstrzymanie się z deklarowaniem poparcia dla podmiotu amerykańskiego jako wykonawcy elektrowni jądrowej w drugiej lokalizacji, gdyż stanowiłoby to ingerowanie w procedurę konkursową. Po trzecie konieczne jest unikanie poruszania kwestii ew. wprowadzenia podatku cyfrowego i regulacji mediów społecznościowych w Polsce, nie przesądzając wyniku dyskusji krajowych na ten temat.
Napisane atramentem sympatycznym
Tyle sama instrukcja, przyznajcie, że łba nie urywa. Sam cel jej powstania skaził całość. Chodziło o skompromitowanie prezydenta. My mu tu dajemy instrukcje co je teraz wypełni, albo nie wypełni. Jak wypełni (co właśnie nagłaśnia rząd), to znaczy, że się słucha i wychodzi, że rząd jest od rządzenia, zaś Nawrocki od wykonywania instrukcji rządu. Czyli po naszemu. Jak nie wypełni – wyjdzie, że się stawia, eskaluje walkę z rządem, nawet za cenę tak celnie wyłożonych w instrukcji priorytetów polskiej racji stanu. A tak naprawdę same „rady” są tak banalnie oczywiste, że Nawrocki nie mógł ich nie dowieźć. To tak jakby mu radzić, by podał rękę Trumpowi na powitanie, a ten by się posłuchał.
W instrukcji, pomijając kompletne nielogiczności w obrębie tekstu na jedną kartkę, zionie kompletna sprzeczność. Wynika ona z naszego, już osamotnionego realizowania agendy przebrzmiałej. Chodzi o tzw. „Koalicję Chętnych”, co to się okazało, że to w Polsce projekt jednak rządowy, mimo wcześniejszych zarzutów do prezydenta, że się weń nie angażuje. Jest tu podstawowa sprzeczność – albo zachodnie wojska rozjemcze na Ukrainie i jej integralność terytorialna, albo pokój. I wysyłając prezydenta do Waszyngtonu z takim stanowiskiem, że jednak jesteśmy za „Koalicją Chętnych” (ciekawe do czego?), wpycha się nie tylko Nawrockiego ale chce się wsadzić i Trumpa na lewe sanki. Trump chce to skończyć pokojem, zaś takie żądanie jest warunkiem taki pokój uniemożliwiającym.
Warto wrócić do deklarowanych przez Rosję – źródeł tej wojny, czyli powodów, dla których Rosja napadła na Ukrainę. Jednym, może najważniejszym (pomijam czy prawdziwym, ale deklarowanym przez Rosję) powodem była jej obawa przed zbliżaniem się NATO lub jej popleczników do granic Rosji. Należy tu podkreślić, że kwestia wojskowej misji stabilizacyjnej w wykonaniu Zachodu to narracja wyłącznie zachodnia. Putin, gdyby się na nią zgodził, zaprzeczyłby celom swojej wojny. Wojny, którą wygrywa. Po co miałby więc w wyniku zwycięskiej wojny zgodzić na warunki sprzed jej wywołania, którą przecież rozpoczął chyba jednak w celu polepszenia swej pozycji? To nielogiczne.
W takiej sytuacji Putin nigdy nie dopuści do pokoju, będzie wykrwawiał Ukrainę, zaś Europę ubezradniał poprzez wysysanie z niej zasobów marnowanych na tej wojnie, co doprowadzi Europę do bezbronności, w najlepszym przypadku głodowego zadłużenia na spóźnione inwestycje w militaria. A więc za chwilę nie będzie tematu. Ale w tych ruchach, zarówno Europy, jak i Tuska pobrzmiewa jednak chęć kontynuowania przy takich postulatach wojny, dodajmy – do ostatniego Ukraińca. I tu, jak widać, jesteśmy zapóźnieni. Europa pokazała już ostatnio w Waszyngtonie swoją bezradność i spolegliwość, nie ma się więc co Tusk z Sikorskim sadzić do Trumpa, że Europa sobie poradzi bez USA. Taka postawa staje się więc nie wygodna i dla Europy, zwłaszcza zaś Unii, bo wzmożeni Polacy przypominają Unii wciąż przegrane tromtadractwo, z którego Berlin chce się wycofać.
Splendid isolation po polsku
Zostaliśmy więc sami. Będziemy bronić opuszczonej twierdzy. Ciekawe czy, przy takich jak w „instrukcji” deklaracjach będziemy bronić Unii w jej przyszłym konflikcie z USA, czy staniemy przy pryncypiach, które wpisaliśmy na karteczce panu prezydentowi. O wiecznej przyjaźni i współpracy gospodarczej. A konflikt się szykuje (znowu mówiłem) przede wszystkim z tego powodu, że kraje Europy nie mają zamiaru realizować tego, co w umowie handlowej z USA obiecała, bez żadnych upoważnień, pani Ursula z Brukseli. Co się więc stanie z tymi ustaleniami jak kraje nie będą chciały ich realizować? Co się stanie z Ursulą? Unijnymi relacjami z USA? Czy ustalenia przejdą – daj Boże – na poziomy krajowe? A to byłby koniec Unii jako projektu…
I w tym wszystkim my – poseł Szczerba zapewnia, że bez Tuska nic się w Europie nie dzieje i dziać nie może, że Europa „mówi Tuskiem”. To akurat prawda, bo obie strony bredzą jak Piekarski na mękach. Łukaszenka zwraca się do Polski z projektem współpracy, Sikorski z pańska temu odmawia, zaś na drugi dzień Trump dzwoni do Łukaszenki, chwali gościa i umawia się, że do niego (na Białoruś!) osobiście poleci.
No tak, skoro my nie potrafimy prowadzić polityki wschodniej z naszymi najbliższymi sąsiadami, to będą za nas to robić goście zza Oceanu. To pokaz naszej mizerii, kompletnego szaleństwa i oddawania nas jako kolonii na łaskę kolonizatorów. Ale czego tu się spodziewać po politykach o duszach wyłącznie kompradorskich, czyli klasy lokalnej służącej interesom kolonizatora kosztem ludu tubylczego? Ale że to-to wybiera lud tubylczy to już osobna i ważniejsza chyba sprawa. W ten sposób skazujemy się na nasz los, bo albo własnej podległości w mimikrze naszych (?) przedstawicieli nie widzimy, albo te kajdany uważamy za drogocenne klejnoty, które w rzeczywistości są zrobione z tanich paciorków wyrżniętych z naszej niewolniczej naiwności.
Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
06.09.2025 tysol/askakujace-nagranie-donalda-tuska-internauci-w-smiech
Donald Tusk znów zwrócił na siebie uwagę internautów. Tym razem premier opublikował nagranie, na którym biega wraz politykami towarzyszącymi mu podczas wizyty na rewitalizowanej linii kolejowej nr 49 Łomża-Śniadowo. „Przed nami maraton!” – napisał szef rządu. Internauci już komentują zaskakujący post premiera.
Donald Tusk / PAP/Artur Reszko
Donald Tusk od lat znany jest ze swojego zamiłowania do sportów. Teraz postanowił połączyć pasję z polityką. W mediach społecznościowych opublikował krótkie wideo, na którym biegnie w otoczeniu kilku osób. Do nagrania dodał podpis:
Pov: kiedy narzucasz tempo zmian na kolei.
W komentarzu do filmu premier napisał: „Przed nami maraton!”.
Nawiązanie do sportu nie jest przypadkowe – Tusk chętnie pokazuje się jako aktywny fizycznie polityk. Dzień po swoich 65. urodzinach pokonał nawet dystans maratoński w czasie 5 godz. i 44 minut.
Film powstał podczas piątkowej wizyty Tuska i ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka na rewitalizowanej linii kolejowej nr 49 Łomża–Śniadowo.
Nikt nie zapomniał o Łomży, nikt nie zapomniał o Łapach i nikt nie zapomniał o Podlasiu. To dowód na to, że bardzo poważnie myślimy o przyszłości polskiej kolei – mówił premier.
Już niedługo w naszym kraju pojawią się nie tylko najszybsze pociągi na świecie — to stanie się faktem. Ale równie ważne jest, by w takich miastach jak Łomża mieszkańcy mieli realną możliwość podróżowania koleją.
Komentarze internautów
Film opublikowany przez Donalda Tuska na X rozgrzał internet.
Na szczęście zostało Wam już tylko dwa lata. Potem koniec. Tak będziecie uciekać – napisał poseł Konfederacji Konrad Berkowicz.
Wy też biegacie w koszuli, spodniach od garnituru i w lakierkach? – zastanawiał się były poseł Kukiz‘15 i reaktywowanej Unii Polityki Realnej Jerzy Kozłowski.
Jezu kto robi te filmiki? Premier potrzebuje pilnie zmiany pijarowca, bo to przecież vibe okolic Euro 2012 – spytał ekspert ds. bezpieczeństwa Piotr Mąciążek.
“Tak głosował klub KO w sprawie ustawy dotyczącej Programu Kolej Plus,w ramach której realizowana jest linia kolejowa do Łomży. To ta inwestycja,która chwalił się dzisiaj Donald Tusk”.
“Kiedy 2 godziny po ogłoszeniu wyniku wyborów, zaczynają zamykać niemiecką granicę…”
“Propaganda jak za Jaruzelskiego. Komunikujecie się w tej sprawie z Urbanem w zaświatach? Jakieś tablice spirytystyczne, coś teges?”
“Najpierw pan kłamie, że budujecie kolej, chociaż nawet za tym programem pana ugrupowanie nie głosowało a teraz takie filmiki. Człowieku, jesteś premierem. To już nie są lata 2007-2014. Haratanie w galę i wnuczęta nie ocieplą wizerunku. Toniecie, więc lepiej naucz się pan pływać.”
Przed nami maraton! pic.twitter.com/Bnsg03IRJy
— Donald Tusk (@donaldtusk) September 6, 2025
6 settembre 2025Author: Uczta Baltazara babylonianempire/zasadzka-izraela-na-leona-xiv
Operacja fałszerstwa przeprowadzona przez prezydenta Herzoga, prezydenta Izraela, w celu wsparcia Netanjahu, była jak z podręcznika.
Spójrzmy, jak ona wyglądała.
Herzog wie, że dla Prevosta to, co się dzieje w Gazie, jest „ludobójstwem”. Zasadniczo identyczne stanowisko zajmuje patriarcha Pierbattista Pizzaballa. Podobnego zdania jest ojciec Francesco Patton, strażnik Ziemi Świętej i wszystkich mieszkających tam chrześcijan.
Wspomniana spójność świata katolickiego i chrześcijańskiego jest niebezpieczna dla narracji Izraela, który chce przedstawić trwający konflikt nie jako to czym on jest naprawdę, czyli walką o terytorium, ale jako rodzaj wojny religijnej między dobrymi syjonistami (w większości ateistami, ale o tym zazwyczaj się nie mówi) a złymi islamistami.
Trzeba więc wrobić papieża, to nic trudnego: spotkanie, wspólne zdjęcie, które obiegnie cały świat. W ten sposób można będzie oddzielić stanowisko Leona od stanowiska Pizzaballi, zgodnie z retoryką, która już jest stosowana.
Herzog prosi papieża o spotkanie, który prawdopodobnie wyraża na nie zgodę – można sobie wyobrazić, niechętnie; nie może odmówić, choć to, co miał do powiedzenia na temat Gazy, powiedział już wielokrotnie. Czy jest miejsce na dialog?
Nie ma. Herzog jeszcze przed spotkaniem dyktuje gazetom na całym świecie linię przekazu: to papież poprosił go o spotkanie, aby porozmawiać o zakładnikach i o antysemityzmie szalejącym na świecie.
Gazeta Ynet pisze: „W związku z napiętymi stosunkami spowodowanymi atakiem na kościół w Gazie, na zaproszenie papieża Leona XIV, prezydent odwiedzi w czwartek Watykan i spotka się również z premierem, kardynałem Pietro Parolinem. Oprócz sprawy zakładników omówiona zostanie również kwestia walki z antysemityzmem”.
Także biuro prezydenta Izraela poinformowało media, że wizyta Herzoga odbędzie się w czwartek 4 września 2025 na zaproszenie papieża, dodając, że w ramach wizyty prezydent zwiedzi również archiwa i bibliotekę watykańską.
Również po spotkaniu, Herzog ponownie dyktuje linię przekazu massmedialnego: „Dziękuję papieżowi za ciepłe przyjęcie. Izrael pragnie pokoju i robi wszystko, co w jego mocy, aby uwolnić wszystkich zakładników przetrzymywanych w okrutnej niewoli Hamasu”.
W tym momencie papież i Watykan reagują, zaprzeczając wszystkim doniesieniom z Izraela
To nie papież poprosił o spotkanie z Herzogiem, ale było dokładnie odwrotnie. To biuro prezydenta Izraela wysłało oficjalną prośbę o audiencję do papieża. Zgodnie z protokołem, papież nigdy nie prosi o spotkanie z głowami państw i rządów. Protokół przewiduje, że, za każdym razem, gdy zagraniczne władze przybywają z oficjalną wizytą do Włoch, zwykle proszą również o audiencję u papieża.
Jak poinformował wczoraj wieczorem Matteo Bruni, rzecznik prasowy Watykańskiej Sali Prasowej, w odpowiedzi na prośbę dziennikarza o wyjaśnienie tejże kwestii: „Praktyką Stolicy Apostolskiej jest wyrażanie zgody na prośby o audiencję skierowane do Papieża przez głowy państw i rządów. Nie jest natomiast praktyką kierowanie do nich zaproszeń”.
Co więcej. Jeśli głowa jakiegoś państwa przebywająca z wizytą we Włoszech prosi papieża o audiencję, ten z reguły nie powinien jej odmówić. Był to jeden z powodów, dla których na początku maja 1938 roku, Pius XI wyjechał do Castel Gandolfo, podczas gdy Hitler przebywał z wizytą w Rzymie, uniemożliwiając w ten sposób niemieckiemu ceremoniałowi poproszenie o audiencję dla führera (co zresztą ten ostatni nie miał najmniejszego zamiaru zrobić).
Wracając do Herzoga w Watykanie: nie rozmawiano wyłącznie o zakładnikach izraelskich, ale, jak głosi oficjalny komunikat, „poruszono kwestię sytuacji politycznej i społecznej na Bliskim Wschodzie, gdzie nadal trwają liczne konflikty, ze szczególnym uwzględnieniem tragicznej sytuacji w Strefie Gazy”. Wyrażono nadzieję na szybkie wznowienie negocjacji, aby dzięki dobrej woli i odważnym decyzjom, a także wsparciu społeczności międzynarodowej, można było doprowadzić do uwolnienia wszystkich zakładników, pilnie osiągnąć trwałe zawieszenie broni, ułatwić bezpieczny dostęp pomocy humanitarnej do obszarów najbardziej dotkniętych wojną oraz zapewnić pełne poszanowanie prawa humanitarnego, a także uzasadnionych aspiracji obu narodów. Rozmawiano o tym, jak zapewnić przyszłość narodowi palestyńskiemu oraz pokój i stabilność w regionie, przy czym Stolica Apostolska ponownie podkreśliła, że rozwiązanie oparte na dwóch państwach jest jedyną drogą wyjścia z trwającej wojny. Nie zabrakło również odniesienia do sytuacji na Zachodnim Brzegu i ważnej kwestii miasta Jerozolimy”. https://www.vaticannews.va/it/papa/news/2025-09/papa-udienza-herzog-israele-guerra-gaza-soluzione-due-stati.html https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2025/09/04/0615/01073.html
Wizyta Herzoga była specyficzną anomalią. Nie była to oficjalna wizyta we Włoszech. Herzog nie spotkał się z prezydentem Włoch, Mattarellą (którego stanowisko w sprawie Gazy, krytyczne wobec Izraela, Herzog nie zaakceptował).
Jeśli zaś chodzi o „ciepłe przyjęcie” w Watykanie, o którym wspomniał Herzog, wystarczy spojrzeć na oficjalne zdjęcia: Leon XIV ma na wszystkich posępną minę i zachowuje bezpieczny dystans. Nie podoba mu się ani kłamstwo, ani zasadzka.
Przed kamerami, papież zazwyczaj uśmiecha się, ale w tym przypadku nie zrobił tego ani razu.
INFO: https://www.marcotosatti.com/2025/09/05/limboscata-parzialmente-fallita-di-israele-a-leone-xiv-incontro-senza-sorrisi-francesco-agnoli https://www.marcotosatti.com/2025/09/04/il-papa-chiede-di-vedere-herzog-propaganda-e-lesatto-contrario-matteo-luigi-napolitano/