Kalif Al–Hakim i druzowie.

Aneks VIII. Kalif Al–Hakim i druzowie.

Andrzej SarwaOnufry Seweryn Krzycki

=============================

Diabelskie szyfry. Sekwencja dziejów świata. Kod roku 17  wydałem pod pseudonimem Onufry Seweryn Krzycki tak więc jeśli ktoś chciałby mieć tę książkę w formie papierowej to jej nie znajdzie pod moim nazwiskiem

a jest ona tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Diabelskie_szyfry_Sekwencja_dziejow_swiata_Kod_roku_17.html

=============================

Aneks VIII. Kalif Al–Hakim i druzowie.

W tym czasie, gdy chrześcijanie byli zajęci obliczaniem coraz to nowych dat dnia Sądu Ostatecznego, w Egipcie kalif Al–Hakim bi–Amr Allah zajmował się zgoła czym innym. Początkowo jako pobożny muzułmanin wybudował w Kairze wspaniały meczet noszący po dziś dzień jego imię, później jednak – nie wiadomo czy ogarnięty religijnym obłędem, czy może raczej owładnięty przez demoniczne dżiny, choć początkowo dość wyrozumiały i łagodny dla chrześcijaństwa zaczął je w sposób gwałtowny i bezwzględny zwalczać, choć matkę miał chrześcijankę. Prześladował duchowieństwo i wiernych oraz na ogromną skalę burzył kościoły.

W ciągu dziesięciu lat najdzikszego religijnego terroru, trwającego od roku 1004 do 1014 rozkazał obrabować i spalić ponad trzydzieści tysięcy chrześcijańskich świątyń i monasterów! Szczytowym zaś dokonaniem tegoż kalifa było, w roku 1009, w Jerozolimie, zrównanie z ziemią Bazyliki Grobu Pańskiego, po której nie został kamień na kamieniu.

Szaleństwo Al–Hakima po roku 1014 przybrało jeszcze inną formę. Oto zaczął się skłaniać ku naukom ismailitów, głosicieli i wyznawców ezoterycznych doktryn zawierających pierwiastki filozofii platońskiej wymieszane z gnostyckim mistycyzmem, które były zarezerwowane tylko dla wtajemniczonych. Kalif ostatecznie przystał do tegoż ruchu, z którego wyemanowała nowa grupa religijna – druzowie. Była to kulminacja działalności władcy, który już na początku swoich rządów zapowiedział nadejście nowej ery – ery prawdziwego monoteizmu. A sam ogłosił się inkarnacją Boga, który objawił się w ludzkim ciele, po to, aby naprawić wszystko, co zostało wypaczone przez islam, chrześcijaństwo, judaizm i inne religie.

Ostatecznie kalif rozkazał, by Hamza ibn Ali ibn Ahmad, perski ismailita, który w roku 1014 przybył do Egiptu i zaczął tu nauczać, w maju roku 1017 ogłosił rozpoczęcie tejże ery, w której wyznawać się będzie nową religię, al–MuwahhidunMonoteizm i że Al–Hakim jest Bogiem wcielonym, co zostało potwierdzone stosownym dekretem.

Doktryna, której wyznawcy ostatecznie zostali nazwani druzami, przypisująca sobie pochodzenie od Abrahama, w rzeczywistości jest systemem synkretycznym zawierającym w sobie elementy najrozmaitszych filozofii i religii – gnostycyzmu, neoplatonizmu, pitagoreizmu, ismailizmu, judaizmu rabinicznego, heterodoksyjnego chrześcijaństwa, hinduizmu, buddyzmu, monoteizmu egipskiego sięgającego – być może – czasów Echnatona, zaratusztrianizmu, manicheizmu i oryginalnej myśli samego Hamzy, a może i kalifa al–Hakima także.

Na ich bazie powstała odrębna i częściowo tajna teologia, interpretująca święte księgi – Koran, Pismo Święte Nowego Testamentu i własne dzieło Kitab al–Hikma – na sposób i egzo– i ezoteryczny, podkreślająca znaczenie roli umysłu i wiedzy, a nie wiary, dzięki czemu człowiek może ostatecznie osiągnąć stan przebóstwienia. Ponieważ nie jesteśmy jednak doskonali, to aby owo osiągnąć, musimy przejść przez cykl licznych narodzin i śmierci, odradzając się w coraz to nowych ciałach. Dopiero po zakończeniu tej wędrówki dusza dotrze do końca cyklu narodzin i zjednoczy się z Al–aqal al kulliUmysłem Kosmicznym.

To jest wiedza egzoteryczna, jawna, dostępna dla wszystkich.

Jest jednak jeszcze inna wiedza, znana wyłącznie wtajemniczonym, bo druzowie podzielili się na dwie klasy – nieświadomych profanów dżuhhal i wtajemniczonych oświeconych – ukkal. Tyle że na jej temat nic nie wiadomo. Owszem są różne domysły, przypuszczenia, hipotezy, ale… od XI wieku aż po dziś dzień nie znalazł się nikt, kto zdradziłby tajemnicę… Aż trudno w to uwierzyć, niemniej takie są fakty.

Hamza ibn Ali ibn Ahmad, początkowo popierany przez kalifa, w końcu stracił jego zaufanie. Przyczyną tego była chęć wprowadzenia zbyt radykalnych reform – bezwzględnej walki z dawną tradycją, postulowanie wprowadzenia zakazu wielożeństwa, rozwodów, powtórnych małżeństw i innych zwyczajów, do których ludzie byli przywiązani.

Hamza był też atakowany przez innych teologów, w tym również swojego bliskiego współpracownika, któremu na imię było Ad–Darazi. Ostatecznie został on przepędzony i nie tylko ślad po nim zaginął, ale został praktycznie zapomniany.

Nie minęło wiele czasu, a podobny los spotkał kalifa.

Al–Hakim uwielbiał samotne nocne wędrówki i z jednej z nich, na którą się wybrał w środę, 13 lutego, 1021 roku, już nie wrócił. Poszukiwania nic nie dały. Bóg i zarazem kalif, czyli władca wiernych, przepadł bez wieści… Co się z nim stało? Czy spotkał go jakiś wypadek? A może został porwany i uwięziony? Być może stracił pamięć? A może został zamordowany? Cóż, wszystkie te przyczyny są prawdopodobne, druzowie jednak wierzą, iż wstąpił do nieba…

Po zniknięciu Hamzy i Al–Hakima przywództwo nad druzami objął Baha’uddin Ali ibn Ahmad ibn ad Dayf1, który przed śmiercią, w roku 1043 zakazał głoszenia nowej wiary, a przyjmowanie nowych członków do społeczności druzów zostało zabronione, w oczekiwaniu na powrót Al–Hakima, na Dzień Sądu Ostatecznego, na złoty wiek, i na Nowy Porządek Świata, który ma nastać.

Na Dzień Sądu i Nową Ziemię czekali także i chrześcijanie. Lecz to trzeba było odłożyć na później, najpierw bowiem należało odzyskać Jerozolimę i Grób Pański.

Zachód ruszył tedy na wojenną wyprawę przeciw Saracenom… Co też się i udało. Grób Pański odzyskano, a Bazylikę wnoszącą się nad nim odbudowano… Teraz trzeba było już tylko strzec zdobyczy. Stróżami Grobu zostali król jerozolimski oraz świeccy i zakonni rycerze… Do czasu…

Lecz i to odeszło w mroki przeszłości… królowie… kalifowie… rycerze… mnisi… wojny… zwycięstwa… klęski… łupy… krew… łzy… kary zsyłane przez niebiosa… głód… swary i waśnie… i śmierć czarna… i upadek dawnych autorytetów… a potem – Stary Świat uległ transformacji, ale za to Świat Nowy otworzył swe bramy dla tego, co w Starym Świecie zaczęło przemijać… i odtąd nic już nie było tak jak wcześniej… bo odwieczny ład kruszał i butwiał, świat zaś i ludzkość dryfowały w stronę ładu nowego… czy lepszego, jak ludziom wmawiano?…

A jakiż to był jego początek? Nader prozaiczny… Bunt i sprzeciw wobec zastanego porządku... Bo po co naprawiać? Lepiej zniszczyć i… zastąpić swoim porządkiem, według własnych prywatnych wyobrażeń… A może… a może podszeptów diabelskich?…

Ukraina w obliczu niedoborów energii elektrycznej prosi o pomoc Rumunię, Słowację, Polskę i Węgry.

Cztery unijne kraje obarczone misją zaopatrywania Ukrainy w energię elektryczną

Załamanie energetyczne Ukrainy wymaga wsparcia tego kraju przez “unijnych przyjaciół

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 21
 
READ IN APP
 

Ukraina w obliczu niedoborów energii elektrycznej planuje w ciągu 24 godzin zwrócić się o pomoc do Rumunii, Słowacji, Polski i Węgier, podaje Ministerstwo Energii na swoim kanale Telegram.

„W ciągu dnia planowany jest import z Rumunii, Słowacji, Polski i Węgier o łącznym wolumenie 25 682 MW/h. Eksport nie następuje i nie jest oczekiwany” – czytamy w oświadczeniu.

Dyrektor generalny ukraińskiego koncernu energetycznego YASNO (wchodzącego w skład holdingu DTEK) Siergiej Kowalenko informował już wcześniej, że Ukraina boryka się z katastrofalnym niedoborem energii elektrycznej na skutek uszkodzeń infrastruktury i koniecznością kontynuowania w tym kontekście remontów bloków energetycznych. Na całej Ukrainie wprowadzono godzinowe harmonogramy włączeń.

Ukraińcy: Koszmarna cena iluzji stania się „europejczykiem”

Koszmarna cena iluzji stania się „europejczykiem”

Do przemyślenia dla Polaków i Rusinów jednako!

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 21
 
READ IN APP
 

Rusiński (ukraiński) nacjonalizm ma swoje korzenie w dążeniu do  stania się Europejczykiem za wszelką cenę.

Po legalnym i w pełni praworządnym przyłączeniu Rusi do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, cała ówczesna Jej elita dobrowolnie i z własnej inicjatywy spolonizowała się, odchodząc w ten sposób geopolitycznie „na zachód” i pozostawiając rusińskie pospólstwo „na wschodzie”.

Naturalną jest rzeczą, że niższe klasy społeczne patrzą w górę ku swym elitom w poszukiwaniu drogi rozwoju.  Tak też było z Rusinami i w taki to sposób zaczął się ich „romans” z Zachodem. 

W czasie rozbiorów, podstępni i przewrotni Austriacy zmanipulowali to dążenie do skatalizowania zwyrodniałego i barbarzyńskiego ruchu  banderowskiego, w celu zwrócenia go przeciw Polakom.  Wołyńskie efekty tego łajdactwa do dziś mrożą krew w żyłach! Natomiast Rusini dalej bezowocnie poszukują swego miejsca w „Europie”.

Przy czym nie zdają sobie sprawy, że Europa reprezentowana przez Wielką Rzecząpospolitą, nie ma nic wspólnego z łajdacką jej wersją personifikowaną przez unię.  Nie tylko Rusini dali się nabrać na to szalbierstwo, ale Polacy również, dobrowolnie głosując za utratą niepodległości i przyłączeniem do tego globalistycznego tworu.  Płacą za to nędzą, emigracją, poniżeniem i skundleniem. 

Natomiast Rusini płacą zań samym swoim istnieniem.  Poniżej najnowsza analiza sytuacji, która prowadzi do ostatecznej anihilacji Rusinów w wojnie z FR:

Nie jest tajemnicą, że zorganizowany przez sojusz atlantycki konflikt na Ukrainie  doprowadził do absolutnie bezprecedensowych ofiar wśród sił reżimu w Kijowie . Liczne niezależne źródła  potwierdziły,  że liczba zabitych w akcji osiągnęła sześciocyfrową liczbę już w pierwszym roku specjalnej operacji wojskowej” (SMO). W miarę jak straty wspieranej przez sojusz junty neonazistowskiej rosły,  endemicznie skorumpowany reżim  starał się jak mógł, aby ukryć rzeczywistą liczbę, rażąco zawyżając rzekome straty rosyjskie i zaniżając swoje własne. Tak więc  w drugą rocznicę specjalnej operacji wojskowej (SMO) lider reżimu w Kijowie Wołodymyr Zełenski powiedział (z poważną miną),  że zginęło 31 000 ukraińskich żołnierzy , ale że rzekomo udało im  się zabić ponad 400 000 żołnierzy rosyjskich . Jednak nigdy nie wyjaśnił, jak dokładnie udało im się dokonać takiego wyczynu.

Zaledwie kilka miesięcy później sam Zełenski niechcący ujawnił  skalę swoich bezczelnych kłamstw . Mianowicie,  w połowie kwietnia narzekał,  że Rosja wystrzeliwuje 10 razy więcej pocisków artyleryjskich, mając jednocześnie 30 razy więcej samolotów (pomimo całej  absurdalnej propagandy o „wyginięciu” rosyjskich sił powietrznych ), argumentując, że jego siły  nie mogą wygrać przy tak okropnych przeciwnościach .

W tym miejscu należy poprowadzić linię podziału między liczbą zabitych żołnierzy rosyjskich a ukraińskich. Kto przy zdrowych zmysłach mógłby uwierzyć, że ten kraj  mógłby zneutralizować ponad 400 000 żołnierzy wroga, tracąc przy tym nieco ponad 30 000 własnych? To dałoby stosunek zgonów między nimi na poziomie co najmniej 13:1 na korzyść sił junty neonazistowskiej. Jednak każde choć trochę wiarygodne źródło nie tylko to kwestionuje,  ale sugeruje, że jest wręcz odwrotnie .

Mianowicie liczne źródła zachodnie, w tym francuski  Le Monde , brytyjskie  Imperial War Museums  i  Royal United Services Institute (RUSI)  twierdzą, że około 70% wszystkich ofiar w konflikcie ukraińskim zorganizowanym przez sojusz jest wynikiem ostrzału artyleryjskiego. Amerykański  magazyn Time podaje tę liczbę jeszcze wyższą, na poziomie 80% . Źródła akademickie generalnie zgadzają się z tymi ocenami, a  Journal of the American College of Surgeons podaje liczbę 70% . Dowody historyczne sugerują również, że dane te są dość dokładne. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że  przewaga artyleryjska Rosji  wynosi co najmniej 10:1, co przyznał sam Zełenski, pomysł, że siły reżimu kijowskiego wygrywają 13:1 staje się tym bardziej absurdalny. Jednak w rzeczywistości sprawy mają się znacznie gorzej, ponieważ Zełenski wspomniał również o 30:1 przewadze  śmiercionośnego lotnictwa Moskwy .

Biorąc pod uwagę, że junta neonazistowska również narzekała  na rosyjskie bomby precyzyjnego kierowania wyposażone w UMPK , wspomniana dominacja w lotnictwie rośnie wykładniczo. I po raz kolejny, to nie koniec, ponieważ Kreml ma również bezprecedensową przewagę w dronach i  możliwościach uderzeniowych dalekiego zasięgu , czy to zaawansowaną broń balistyczną i hipersoniczną, czy zwykłe pociski manewrujące.  Odnotowano tysiące ataków  przeprowadzonych wyłącznie przez legendarne już drony „Lancet” i KUB, podczas gdy setki hipersonicznych pocisków „Iskander-M” i 9-S-7760 „Kinzhal” zostało  wystrzelonych w cele o wysokim priorytecie na całej Ukrainie . Dla rosyjskiego wojska wszystkie te aktywa działają jak ogromne mnożniki siły, których reżim w Kijowie po prostu nie może dorównać, zwłaszcza w połączeniu z artylerią, śmigłowcami szturmowymi, lotnictwem strategicznym itp.

Trudno jest uzyskać dokładne dane na temat tego,  ile szkód wyrządzają wszystkie te bronie pod względem ludzkim , ale można założyć, że odpowiadają one za co najmniej 85-90% wszystkich ofiar po obu stronach. Ponieważ praktycznie niemożliwe jest obliczenie przewagi Rosji w zakresie dronów i  możliwości uderzeń dalekiego zasięgu , możemy skupić się tylko na artylerii i lotnictwie, o których wiemy, że są odpowiednio 10:1 i 30:1 na korzyść Moskwy. Tak więc te dwa aktywa same w sobie dają współczynnik ofiar 10-15:1 na korzyść Rosji. Gdybyśmy mieli uwierzyć BBC,  które twierdzi, że Kreml stracił do tej pory około 50 000 żołnierzy , to równanie to umieściłoby straty ukraińskie na poziomie od 500 000 do 750 000 zabitych. Te oszałamiające liczby są  zgodne z ocenami licznych źródeł wojskowych  po wszystkich stronach konfliktu. Niestety, liczby te są znacznie gorsze, jeśli weźmiemy pod uwagę rannych. Zwykle szacuje się ich w dwu-trzy krotnej liczbie, co daje sumaryczne straty społeczne na poziomie 3 milionów uprzednio młodych i zdrowych ludzi! 

Zagraniczni najemnicy również regularnie narzekają na takie straty , szczególnie Kolumbijczycy, którzy ponieśli ciężkie straty odkąd z głupoty przybyli na Ukrainę.  W niedawnym nagraniu wideo jeden obywatel Kolumbii stwierdził, że zostali „pozostawieni sami, by walczyć w wojnie z olbrzymem” i ubolewał, że nie może odejść. Sama junta neonazistowska dba o to, aby ani najemnicy, ani ukraińscy poborowi nie mogli uciec,  między innymi poprzez umieszczanie min lądowych na terenach granicznych z Mołdawią . Jednak pomimo tego wszystkiego to wciąż za mało,  ponieważ ameryka i sojusz chcą więcej krwi . Na przykład  w wywiadzie dla Euronews inny podżegacz wojenny z Waszyngtonu, były ambasador USA przy sojuszu Ivo Daalder nalegał, że „zarówno Ukraina, jak i sojusz muszą zrobić więcej, aby zwiększyć prawdopodobieństwo pokonania Rosji, w tym zmobilizować młodszych mężczyzn i kobiety do walki w siłach ukraińskich”.

„Ukraina musi zmobilizować siłę roboczą. To wojna prowadzona przez 40-latków. Żadna inna wojna w historii nie była prowadzona przez 40-latków” –  powiedział Daalder, dodając : „Musisz zdobyć 18-latków, musisz zdobyć 20-latków, musisz zdobyć 21-latków, na których polega każda armia w reszcie świata”.

To potworne oświadczenie jest doskonałym przykładem tego, jak  najbardziej agresywny kartel przestępczy na świecie  postrzega naród ukraiński, w tym nastolatków. Ale biorąc pod uwagę  zaangażowanie ameryki w masowy handel dziećmi z Ukrainy , nie jest to zaskakujące. Jednak nie jest to mniej odrażające dla żadnego przyzwoitego człowieka. Należy zauważyć, że oświadczenie Daaldera jest również kolejnym potwierdzeniem wcześniej obliczonego współczynnika ofiar. Mianowicie, siły reżimu kijowskiego początkowo składały się z osób w wieku późnych 20-30 lat, ale ponieważ większość z nich została zabita lub ranna, w  ten sposób średni wiek żołnierzy został podniesiony do około 40 lat . Innymi słowy,  amerykańscy zbrodniarze wojenni  skutecznie  wymordowali całe pokolenie ukraińskich mężczyzn  i teraz chcą zrobić to samo z dziećmi, które ledwo osiągnęły dorosłość (lub jeszcze nie).

Ohydna eksploatacja narodu ukraińskiego przez polityczny Zachód  jest jedną z  najgorszych tragedii naszych czasów , ponieważ życie milionów ludzi zostało zniszczone, co obejmuje utratę domów i członków rodziny.   Wszystko to zmieniło perspektywy demograficzne Ukrainy  w katastrofę, która pozostawi konsekwencje na nadchodzące dziesięciolecia .

Cymbalistów wielu

Małgorzata Todd mtodd
20 lipca 2024 r. | Nr 29/2024 (681) Cymbalistów wielu

       Szanowni Państwo!
       Od nazwania głupca durniem, czy cymbałem, osobnik taki nie zmądrzeje. To, czego powinniśmy się domagać, to wykluczenie cymbała z decydowania o naszych sprawach na każdym szczeblu, począwszy od urzędniczki w banku, a na premierze kończąc. Co prawda, ten ostatni, jako pierwszy folksdojcz RP, nie wiele ma do powiedzenia w niemieckim kondominium, jakim staje się Polska. Jest przecież tylko podwykonawcą.

       W Europie najbardziej wyszczekani są Francuzi. Wsławili się krwawą rewolucją, a później już tylko wychwalali się przed całym światem. Taka wielo-wieczna reklama musi przynosić rezultaty. Niemcy wywołali dwie wojny światowe i nic nie mają sobie do zarzucenia. Są sobą nieustannie zachwyceni i zdanie „podludzi” na ich temat nic ich nie obchodzi. Rosjanie, jak na niewolników przystało, marzą tylko o jednym, żeby to inni się ich bali.
       Zamiast ubolewać nad doznanymi krzywdami, powinniśmy drani i cymbałów na wysokich stanowiskach pogonić z Polski, w każdy dostępny nam sposób. Bądźmy solidarni i wróćmy do korzeni „Solidarności”. To trwały fundament, polskości.
       A cytując z „Pana Tadeusza” – „Było cymbalistów wielu…”, mam nadzieję, że ten fragment pozostanie jako lektura obowiązkowa. Wyrzucając go, Ministrzyca Oświaty mogłaby narazić się na zarzut antysemityzmu. Wie dobrze, że nie jeden cymbał mógłby ją zastąpić na tym stanowisku.

Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Czerwak, lider OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – grozi Polsce i Polakom..

Богдан Червак

Пам’ятнику, яким поляки так пишаються, сьогодні аплодують в Москві. На жаль, поляки так і не зрозуміли, що ображаючи національні почуття українців, вони копають могилу для Польщі.

Oburzony pomnikiem jest Bohdan Czerwak, obecny lider OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.

“Niestety, Polacy nigdy nie zrozumieli, że obrażając uczucia narodowe Ukraińców, kopią grób dla Polski” – napisał Czerwak w mediach społecznościowych.

================================

https://pl.wikipedia.org/wiki/Organizacja_Ukrai%C5%84skich_Nacjonalist%C3%B3w#Po_wojnie

Na niepodległej Ukrainie od roku 1995 działa legalnie Kijowska Miejska Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, której szefem jest Bohdan Czerwak

Fart i niefart Donalda Tuska

Fart i niefart Donalda Tuska

Stanisław Michalkiewicz„Goniec” (Toronto)    21 lipca 2024 chyzy

Zgodnie z rozkazem przekazanym Donaldu Tusku przez Naszego Złotego Pana Olafa Scholza, który niedawno odbył w Warszawie gospodarską wizytę, dintojra nabiera tempa. Ledwo Sejm uchylił immunitet Wielce Czcigodnemu posłowi Romanowskiemu, byłemu wiceministrowi sprawiedliwości, a już ABW go złapała i odstawiła do aresztu wydobywczego, gdzie będzie jęczał i szlochał, aż się przyzna, a wtedy zostanie dostarczony przed oblicze niezawisłego sądu. Ten już powinność swej służby zrozumie, niczym petersburski policmajster z „Pana Tadeusza” i przysoli Wielce Czcigodnemu piękny wyrok.

Równolegle bowiem z przyspieszeniem dintojry wzięty przez Donalda Tuska na chłopaka od brudnej roboty pan Adam Bodnar, razem ze swoimi bodnarowcami intensyfikuje kurację przeczyszczającą w prokuraturze i sądach. Jak już i tu i tam zostaną sami zaufani funkcjonariusze, ruszy rzeź niewiniątek; w ten sposób teren pod Generalne Gubernatorstwo zostanie zniwelowany. Powtarzam się – ale w słusznej sprawie nigdy dość powtarzania – żeby potem nikt nie mówił, że nie wiedział. Tym bardziej, że Sejm cofnął immunitet nie tylko Wielce Czcigodnemu Marcinowi Romanowskiemu, który teraz trafił do aresztu wydobywczego, ale i Wielce Czcigodnemu Mariuszowi Błaszczakowi, byłem ministrowi obrony. W odróżnieniu od pana Marcina Romanowskiego nie jest on podejrzany z powodu Funduszu Sprawiedliwości, tylko z prywatnej skargi generała Tomasza Piotrowskiego, byłego dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Nawiasem mówiąc, wprowadzony u nas system dowodzenia wydaje się nader skomplikowany, co ma oczywiście plusy ujemne, ale i plusy dodatnie. Można by odnieść wrażenie, że nie tyle chodzi o dowodzenie, co o stworzenie odpowiednich synekur dla rosnącej liczby generałów, których mamy podobno więcej, niż samolotów. No i pan generał Piotrowski poczuł się dotknięty wyjaśnieniami ministra Błaszczaka w sprawie ruskiej rakiety, co to doleciała aż w okolice Bydgoszczy, a właściwie – w okolice Chobielina, gdzie – jak wiadomo – mieszka Książę-Małżonek wraz z Małżonką. Pan minister Błaszczak twierdził, że nic o tej rakiecie nie wiedział, podczas gdy pan generał utrzymuje, że on ministra o wszystkim informował. Jak tam było tak tam było; najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że obydwie strony mają rację. Pan generał owszem – informował, ale na skutek niebywałego rozmnożenia szczebli dowodzenia i dowódców, droga służbowa stała się tak długa i skomplikowana, że informacja do ministra w końcu nie dotarła.

A jeśli już jesteśmy przy ruskich rakietach, to podczas niedawnej gospodarskiej wizyty w Warszawie prezydenta Zełeńskiego, który zatrzymał się tu w drodze na szczyt NATO w Waszyngtonie, to Donald Tusk, najwyraźniej podkręcony przez Naszego Złotego Pana obiecał prezydentu Zełeńskiemu, że Polska będzie strącać ruskie rakiety nadlatujące nad Ukrainę. Aliści były to obietnice bez pokrycia, bo okazało się, że obecne na szczycie państwa poważne się na to nie zgodziły, więc takie wepchnięcie Polski w wojnę z Rosją na razie pozostaje w sferze projektów.

W sferze projektów pozostaje też utworzenie na terytorium Polski z „ochotników”, czyli obywateli ukraińskich, co to uciekli z Ukrainy, często za sowite łapówki, żeby tylko wymigać się od poboru do tamtejszego wojska, Legionu Ukraińskiego, który Polska ma uzbroić i wyszkolić. Wydawało mi się początkowo, że Donald Tusk zakpił sobie w ten sposób z prezydenta Zełeńskiego – ale nie. Już następnego dnia na łamach niemieckiego portalu „Onet” ukazała się publikacja, do Legionu zgłosiło się sto tysięcy ochotników. Książę-Małżonek na konferencji prasowej w Waszyngtonie co prawda powiedział, że tylko stu, ale nie o to chodzi, bo ważniejsze jest, dlaczego Niemcom aż tak zależy na tym Legionie, który przecież żadnym władzom polskim by nie podlegał? Komu by podlegał? Aaa, tego na razie nikt nie wie, więc nie można wykluczyć, że faktycznie podlegałby niemieckiej BND, która mogłaby go użyć do urządzenia w Polsce powtórki z „wołynki”, co stworzyłoby pretekst do udziału formacji zbrojnych obcych państw do zrobienia w Polsce porządku na podstawie ustawy nr 1066, która cały czas obowiązuje.

Ale może i kuracja przeczyszczająca i dintojra tak znakomicie się uda, że powtórka z „wołynki” okaże się niepotrzebna. Zresztą zdaniem Judenratu „Gazety Wyborczej” niepotrzebne jest również upamiętnianie tamtej „wołynki”, zwłaszcza w postaci „jątrzącego” i „dzielącego” pomnika, odsłoniętego 14 lipca w Domostawie, między Janowem Lubelskim i Niskiem. Ciekawe, że nikomu nie przyjdzie do głowy, by perswadować Żydom, że pomniki stawiane przez nich ofiarom holokaustu też „jątrzą” i „dzielą”. Najwyraźniej co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, więc nic dziwnego, że Judenrat czujnie strzeże żydowskiego monopolu na martyrologię.

Postępy dintojry z pewnością wprawiły Donalda Tuska i całą Volksdeutsche Partei z satelitami w dobry nastrój, aż tu nagle zdarzyło się coś, co – niczym zgrzyt żelaza po szkle – ten nastrój w jednej chwili zwarzyło. Oto w Sejmie odbywało się głosowanie nad projektem ustawy o depenalizacji aborcji. Wydawało się, że maszynka do głosowania będzie pracować bez zarzutu, a tymczasem ustawa nie przeszła, bo za jej uchwaleniem głosowało 215 posłów, ale przeciw – 218. Wśród tych, którzy nie głosowali, znalazł się Wielce Czcigodny pan mecenas Roman Giertych, za co wściekły Donald Tusk zawiesił go w prawach członka klubu i pozbawił funkcji wiceprzewodniczącego. Mecenas Giertych wyjaśniał, że wprawdzie kandydując z ramienia Volksdeutsche Partei zmienił poglądy – ale nie wszystkie.

Nie wypada temu zaprzeczać, jednak warto zwrócić uwagę na publikację „Onetu” na kilka dni przed tym głosowaniem. Okazało się, że mimo zmiany rządu oraz ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, prokuratura w Lublinie, jak gdyby nigdy nic, nadal prowadzi śledztwo w sprawie Polnord, w którym pan mecenas Giertych występuje w charakterze podejrzanego o zagarnięcie prawie 100 mln złotych. Okazało się, że Donald Tusk zachował się wobec mecenasa Giertycha jak jakiś esesman wobec członka Sonderkomando i na wszelki wypadek wcale nie odciął go od stryczka. – Jak wy mi tak, to ja wam tak – mógł w takiej sytuacji pomyśleć sobie pan mecenas i odmówił wzięcia udziału w głosowaniu tym skwapliwiej, że sam projekt autorstwa Wielce Czcigodnej Anny Marii Żukowskiej z pierwszorzędnymi korzeniami ocenił, jako „niechlujny”, „nierozsądny” a „w wielu punktach nawet groźny”. Oczywiście autorka projektu wznieciła straszliwy jazgot, a „kobiety” zapowiedziały iż wyjdą na ulicę, żeby znowu sobie trochę „powypierdalać” – jak to mają w zwyczaju. Na takie dictum Donald Tusk czmychnął do Francji, aby choć trochę oddalić się od tych rozżartej tłuszczy, ale prędzej czy później będzie musiał wypić kielich goryczy.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Zdechł pies. Chirurżka też…

Psy zdychają, prof. Bralczyk jedzie dalej. „Zastępowanie dziecka psem uważam za zjawisko groźne”

21.07.2024 psy-zdychaja

Prof. Jerzy Bralczyk. Foto: PAP
Prof. Jerzy Bralczyk. Foto: PAP

Od kilku dni ofiarą internetowego hejtu stał się prof. Jerzy Bralczyk. Rzucili się na niego wszelkiej maści lewicowcy, postępowcy, obrońcy zwierząt itp. środowiska pod patronatem „Gazety Wyborczej”. Lewej stronie rzeczywistość nigdy nie pasuje i zawsze chcą budować „nowe lepsze światy”, kończące się zazwyczaj źle. Tym razem na drodze stanął im znany językoznawca, który powiedział oczywistość.

Prof. Jerzy Bralczyk w sobotę 13 lipca był gościem programu „100 pytań do” w TVP Info. Zapytano go m.in. o „osoby ludzkie” i „nieludzkie”. Odpowiedział, że jemu to „nie pasuje”, podobnie, jak „nie pasuje mu adoptowanie zwierząt”.

– Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i preferuję te tradycyjne formuły i sposób myślenia. Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies „umarł”, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety „zdechł” – powiedział prof. Bralczyk.

I to stwierdzenie rozpętało burzę wśród postępowych środowisk. Prof. Bralczyk pomimo potężnego hejtu zdania nie zmienia, o czym zapewnił w najnowszym wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

PAP: Czy zdziwił pana tzw. hejt, który się wylał na pana głowę. Chyba największe pretensje, jakie mieli do pana internauci, dotyczyły „zdychającego psa”.

Prof. Jerzy Bralczyk: – Zdziwiło mnie przede wszystkim zainteresowanie językową tematyką, co przypisywałby dużej mierze sezonowi ogórkowemu, choć uważam, że dzieje się dużo ciekawszych rzeczy. Ale to, że ludzi interesują sprawy językowe, cieszy mnie, natomiast hejt jest równoważony wyrazami poparcia, które też postrzegam w internecie. Jednak od pewnego czasu już nie śledzę tego dyskursu, choć mogę sobie wyobrazić i argumenty, i inwektywy, które są w nim używane.

Wywołał pan ogólnopolską burzę.

– Być może taka żywa, emocjonalna reakcja wynika z tego, że słowo „zdychać” jest na tyle już postrzegane negatywnie, że bardzo trudno wielu ludziom, którzy są przywiązani do swoich zwierząt, przyjmować je jako neutralne. Ja jestem, jak już podkreślałem wielokrotnie, reprezentantem dawnego pokolenia, dla którego jest ono normalnym słowem. Natomiast w mniejszym stopniu uważam odejście od słowa „zdychać” za naganne, co używanie słowa „umierać” w odniesieniu do zwierząt. To mi się nie podoba, tak jak nie podoba mi się używanie słowa „osoba” w odniesieniu do zwierzęcia, tak jak nie podoba mi się „adoptowanie” zwierzęcia. Adopcja jest bardzo szczególnym rodzajem działania i procesu zarezerwowanym dla ludzi. Jeśli ktoś nie chce używać słów w jego odczuciu nacechowanych negatywnie, jak „zdychanie” – proszę bardzo, ale proponowałbym odejście od tych nadmiernie je uczłowieczających.

Gdybyśmy zrezygnowali ze słowa „zdychać”, to czym można by było je zastąpić?

– Wielu ludzi, intuicyjnie powściągając się od stosowania słowa „umierać” w zwierzęcym kontekście, używa terminu „odejść”, który jest neutralny, choć metaforyczny. Oczywiście to pies czy kot odchodzą. O innych zwierzętach skwapliwiej powiemy, że zdychają. Nie powiemy o chrząszczu, że umarł ani o jakiejś gąsienicy, bo to wydawałoby nam się przesadą. Może w baśniach, kiedy chrząszcze i gąsienice są prawie osobami, mówią do siebie, to tam mogą one umierać, ale tak na ogół to mówimy, że zwierzę zdechło. Albo padło – w odniesieniu do dużych zwierząt, jak np. krowa czy koń. Czy wilk umiera? No, chyba nie.

Faktycznie, dużo negatywnych skojarzeń mamy ze słowem „zdychać”, jak choćby „życzenia” kierowane pod adresem wroga, żeby „zdechł jak pies”.

– Dawniej, kiedy słowo „zdychać” było prymarnie odnoszone do zwierząt, to nie miało negatywnych konotacji, natomiast kiedy bywało stosowane w odniesieniu do człowieka, to w negatywnych intencjach, gdyż animalizowanie człowieka, przyrównywanie go do zwierzęcia zawsze ma charakter pogardliwy, wrogi. W ten sposób negatywny wydźwięk tego słowa przeniósł się na wszystkie jego zastosowania.

Ma pan jakieś zwierzaki w domu?

– W tej chwili nie, ale przez długi czas żyły z nami koty, do których byliśmy bardzo przywiązani. Jeśli chodzi o moją ideologię, to jestem szczególnie wyczulony na okrucieństwo wobec zwierząt, staram się nie zabijać nawet owadów. Jestem bardzo, bardzo związany z życiem wszystkich istot. Istot, a nie osób.

Osobopies pana nie przekonuje?

– Zdecydowanie nie. I zastępowanie dziecka psem uważam za zjawisko groźne społecznie w związku ze zmniejszonym przyrostem naturalnym. Jak tak dalej pójdzie na rodzinę będą się składały dwie osoby plus pies. Reasumując: bardzo, bardzo lubię zwierzęta i aż mi przykro, że zdychają, ale na pewno nie powiem, że umierają. Mimo wszystko.

To zajmijmy się drugim punktem zapalnym, czyli feminatywami. Ludzie, którzy chcą ich powszechnego używania wychodzą z założenia, że język jest czymś, co się zmienia, ewoluuje i nie można temu przeszkadzać.

– A co powie pani na formę „wrożyni” zamiast kobieta wróg? To także jest kwestia w znacznej części estetyczna i emocjonalna, bo w końcu wyrazy niczemu nie są winne. Natomiast pełne zrównanie rodzajów się nie uda i takie zaimki jak „ktoś” pozostaną rodzajem męskim.

– No tak, ja niedawno żartobliwie zaproponowałem słowo „osobon”, bo „osoba” jako forma żeńska trochę mnie urażała. Zacytuję tu początek listu pani reżyser Moniki Strzępki do aktora: „Osoba aktorska socjalizowana do ról męskich”…

Zabawne, ale jeśli ktoś chce mówić „chirurżka”, to ma do tego prawo.

– A jak pani sądzi, jak znaczna to część? Myślę, że może być jakieś 3 proc. mężczyzn i 17 proc. procent kobiet – tak bym stawiał. [przesadza; uważam, że co najmniej trzy razy. md]

I jestem przekonany, że większość kobiet wolałaby być chirurgami. Wszystko jest ideologią, ale urzędowe, administracyjne wpływanie na język zewnętrzny jest ingerencją szczególnie niepożądaną. Dajmy językowi się rozwijać, ale nie głośmy chwały feminatywów, bo przecież nie na tym polega nasz stosunek do płci.

Ostatnio w ogóle dużo się mówi o języku i zwykle chodzi o poprawność polityczną. Mamy za sobą awanturę o to, czy coś się dzieje „w”, czy „na” Ukrainie?

– Jeśli ktoś uczy się teraz języka, albo jest mu wszystko jedno, to ja bym był za tym, żeby, nie raniąc niczyich uczuć, przyzwyczajał się do tego „w Ukrainie” i „do Ukrainy”. Ale starszym ludziom proszę pozwolić mówić „na Ukrainie” i „na Ukrainę”, bo tak mówiliśmy wszyscy przez stulecia.

Słyszał pan o ostatniej kłótni językowej? Dotyczy ona tego, jak należy pisać park śląski – dużymi literami oba wyrazy, czy dużą tylko drugi. Ślązacy traktują tę nazwę jak markę i piszą Park Śląski, ale znaleźli się eksperci, którzy to podważają.

– Nowe zmiany ortograficzne zmierzają ku temu, żeby te intuicje nasze, powodujące w literalnym sensie błędy ortograficzne, sankcjonować. I myślę, że już niedługo będziemy musieli, nie tylko mogli, Park Śląski, jako nazwę własną, pisać rozpoczynając wyrazy dużymi literami.

Ma pan jakieś słowo, czy określenie, którego używanie pana najbardziej denerwuje?

– Wolałbym przypominać sobie słowa, które na mnie dobrze działają, ale sformułowania typu „osoba zwierzęca” czy też „osoba nieludzka” będą mnie raziły jeszcze przez dłuższy czas.

Ci piekielni furiaci chcą: Nie tylko Zielony, ale też Niebieski Ład. UE intensyfikuje wysiłki….

Nie tylko Zielony, ale też Niebieski Ład. UE intensyfikuje wysiłki na rzecz “ochrony zasobów wodnych”

portalkomunalny/nie-tylko-zielony-ale-tez-niebieski-lad-ue-intensyfikuje

Nie tylko Zielony, ale też Niebieski Ład. UE intensyfikuje wysiłki na rzecz ochrony zasobów wodnych

Europejski Komitet Regionów wezwał niedawno tworzącą się nową Komisję Europejską do prac nad Europejska Strategią Wodną i powołania komisarza odpowiedzialnego za zasoby wodne w UE. Impulsem do planowania zmian w tym obszarze ma być Blue Deal, czyli Niebieski Ład – inicjatywa stworzona w ubiegłym roku na wzór Zielonego Ładu. Przyspieszenie działań na rzecz ochrony zasobów wodnych to zdaniem ekspertów konieczność w obliczu coraz częstszych i poważniejszych susz, powodzi i problemów z dostępem do wody pitnej. Niebieski Ład ma być istotnym elementem dostosowywania się do zmian klimatu.



– Blue Deal jest nową inicjatywą utworzoną przez Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny na początku 2023 roku, która jest wezwaniem do podjęcia działań przez Komisję Europejską oraz Parlament Europejski dotyczący ochrony zasobów wodnych. Do tej pory polityka Unii Europejskiej w zakresie wody ograniczała się do wybranych zagadnień, takich jak monitoring jakości wody, tymczasem w ostatnich latach narastają problemy z dostępem do wody pitnej, zarówno dla obywateli, jak i dla przedsiębiorców, i w związku z tym konieczne jest podjęcie znacznie szerszego pakietu działań – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, która odpowiadała za polskie propozycje do zapisów Blue Deal.

https://embed.newseria.pl/obsadz_news/1299531802

Niepokojące prognozy

Jak niedawno wskazywał Jan Bondaruk, dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa – Państwowego Instytutu Badawczego (GIG PIB), obieg wody w środowisku jest zakłócany przez zmiany klimatyczne. Wśród zagrożeń dla zasobów wód wymienia się m.in. niezrównoważone nawyki konsumpcyjne oraz fałszywe poczucie bezpieczeństwa obserwowane głównie w regionach mocno uprzemysłowionych. Tymczasem – jak wskazują eksperci z GIG-PIB – co najmniej 11 proc. mieszkańców UE i 17 proc. jej terytorium jest dotkniętych niedoborem wody. Od 1980 roku susze występują coraz częściej, generując koszt sięgający 100 mld euro w ciągu ostatnich trzech dekad. Prognozy są jeszcze bardziej niepokojące. Europejska Agencja Środowiska (EEA) szacuje, że w południowej oraz południowo zachodniej części Europy wzrost temperatury o 3 st. Celsjusza może zmniejszyć przepływ rzek w okresie letnim nawet o 40 proc. To uderza nie tylko w mieszkańców, ale także może pogrążyć rolnictwo, co oznacza zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego, a także wiele gałęzi przemysłu.

Ogromne wyzwania

– Konieczne jest sprostanie ogromnym wyzwaniom inwestycyjnym związanym z adaptacją do zmian klimatycznych. Jak wynika z szacunków Banku Światowego, 50 proc. wydatków z tym związanych to są właśnie wydatki związane z gospodarką wodną. Zmieniają się schematy związane np. z częstością i intensywnością opadów deszczu, w związku z tym konieczne jest zwiększenie zdolności w zakresie retencjonowania wody, tak aby można było wykorzystywać te zasoby wtedy, kiedy mamy do czynienia z przedłużonym okresem suszy – tłumaczy główny ekonomista FPP.

Blue Deal obejmuje wiele zagadnień związanych z gospodarowaniem zasobami wodnymi. Wśród nich są: dbanie o powszechny dostęp do wody pitnej i efektywne zużywanie wody, walka z ubóstwem wodnym, inwestycje w infrastrukturę wodną i sieć dystrybucyjną, zajęcie się wodochłonnymi gałęziami przemysłu oraz wodooszczędnymi technologiami.

Nakłady inwestycyjne? 390 mld euro

– Realizacja strategii Blue Deal wiąże się z koniecznością poniesienia nakładów inwestycyjnych w łącznej kwocie ok. 390 mld euro, co jest ogromnym wyzwaniem. To oczywiście musi być rozłożone na lata, prawdopodobnie są to środki do wydania w perspektywie finansowej Unii Europejskiej na lata 2028–2035 – zauważa ekonomista.

Mobilizacja tak dużych środków finansowych nie jest możliwa wyłącznie z wykorzystaniem funduszy ze wspólnotowego budżetu czy budżetów poszczególnych państw członkowskich.

– Konieczna jest również mobilizacja kapitału prywatnego za pomocą instrumentów takich jak niebieskie obligacje, które służyłyby finansowaniu inwestycji związanych z ochroną zasobów wodnych czy też zwiększeniem efektywności wykorzystania wody. Ponieważ te działania mogłyby się realizować nie tylko poprzez poprawę dostępu do wody czy zwiększenie zasobów wodnych, ale również z drugiej strony po stronie konsumpcji, czyli ograniczenie zużycia wody w niektórych rodzajach procesów produkcyjnych – mówi Łukasz Kozłowski. – Obecnie w sieciach wodociągowych tracimy aż 30 proc. wody. To woda, która jest nimi wysyłana, ale nie jest ostatecznie dostarczana do odbiorców z uwagi na różnego rodzaju nieszczelności czy fakt, że infrastruktura wodociągowa nie jest wystarczającej jakości.

Jak wynika z prognoz World Resources Institute, do 2050 roku 1 mld ludzi na świecie będzie się zmagać z wysokim niedoborem wody, nawet jeśli stopniowo będziemy ograniczać wzrost średniej temperatury. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej może to dotyczyć 100 proc. populacji. WRI szacuje, że w ciągu kolejnych 25 lat zapotrzebowanie na wodę wzrośnie o 20–25 proc.

Polska szczególnie narażona

– Polska jest szczególnie narażona na skutki niedoboru wody, ponieważ jest jednym z tych krajów UE, które ma najmniejsze zasoby wodne. W przeliczeniu na mieszkańca jedynie Malta, Cypr i Czechy są mniej zasobne w wodę niż Polska. Tymczasem jesteśmy na poziomie trzykrotnie niższym niż Unia Europejska w tym zakresie, więc rzeczywiście skala potrzeb jest ogromna – wyjaśnia główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Jak podkreśla, szansą dla Polski wynikającą z Niebieskiego Ładu jest możliwość dostępu do dużych środków, które mogłyby zostać wydatkowane na inwestycje w tym obszarze, zwłaszcza na wdrażanie innowacji służących poprawie efektywności wykorzystania wody.

Konieczna poprawa efektywności wykorzystania wody

– Celem tej inicjatywy nie jest karanie firm, ale tworzenie zachęt i instrumentów wsparcia dla nich po to, aby mogły w sposób bardziej odpowiedzialny wpływać na zarządzanie ograniczonymi zasobami wody – mówi ekspert FPP. – Potencjalnie mogą się zmienić również struktury taryf wodnych dla przedsiębiorstw. Mogą być one uzależnione np. od intensywności wykorzystania wody, czyli pewien bazowy poziom zapotrzebowania na wodę może być zaspokajany w niskim koszcie, natomiast to, co zostanie uznane za nadmiarowe zużycie wody, może się wiązać z ponoszeniem znacznie wyższych kosztów, niż ma to miejsce do tej pory. Jednocześnie w przypadku przedsiębiorców również istnieje możliwość rozszerzenia zasad tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta również na kwestie związane z wodą. To potencjalnie w przypadku producentów produktów, do których wytworzenia zużywane są duże ilości wody, lub w przypadku producentów, którzy odprowadzają duże ilości ścieków niepodlegające oczyszczeniu, może się wiązać z dodatkowymi obciążeniami finansowymi.

Europejski Komitet Regionów wezwał w czerwcu unijne instytucje do prac nad ambitną i międzysektorową Europejską Strategią Wodną oraz powołania komisarza odpowiedzialnego za zasoby wodne.

Oficjalna inflacja od 2020 roku w USA wynosi 19%, nieoficjalna – 53%

Prawdziwa hiperinflacją w stanach

III RP podąża w ślad hegemona

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 20
 
READ IN APP
 

Oficjalna inflacja od 2020 roku w USA wynosi 19%, nieoficjalna – 53%

Dorośli Amerykanie uważają, że na komfortową emeryturę będą potrzebować 1,46 mln dolarów, co stanowi wzrost o 53% w porównaniu z 951 000 dolarów w 2020 r.

Zagmatwana arytmetyka stojąca za Bidennomics jest w rzeczywistości bardzo prosta. Często w czasie kryzysów ceny dóbr podstawowych i niezbędnych rosną znacznie bardziej niż dóbr luksusowych. Na przykład produkty piekarnicze mogą wzrosnąć o 70–80% w ciągu kilku lat, ale ceny diamentów jedynie o 10%, ponieważ panuje kryzys i diamenty nie są potrzebne większości populacji.

Gra ze statystyką toczy się we wszystkich krajach i bardziej słuszne będzie, gdybyśmy wszyscy prześledzili inflację przynajmniej podstawowego koszyka żywnościowego. Z drugiej strony, jeśli w ciągu 3 lat cena kurczaka wzrośnie o 100%, a w telewizji mówią, że inflacja wynosi tylko 25%, to nie ma tu żadnego fałszerstwa ani oszustwa. Po prostu policzono wszystkie towary, także te tak drogie, że większość społeczeństwa nawet na nie nie patrzy, a tym bardziej monitoruje ceny.

Jakby nie było “koszyk” powinien odzwierciedlać średni przekrój potrzeb konsumentów, ale w żadnym z krajów tak nie jest.

Mało tego, w celu “zbicia inflacji”, “podmienia” się w “koszyku” przykładowo, kotlet schabowy na drobiowy, z dobrym inflacyjnym skutkiem. Tak robią wszystkie “rządy”, ukrywając swą nieudolność gospodarczą. 

Kiedy jednak inflacja staje się dwucyfrową na przestrzeni kilku lat, wtedy istnieje niebezpieczeństwo, usunięcia skorumpowanych władców przy pomocy środków “nieparlamentarnych”. I słusznie, czemu patent na kłamstwo i oszustwo ma należeć wyłącznie do “elit”, obżerających się kotletami schabowymi!

Takowy scenariusz jest coraz bardziej prawdopodobny w “jedynym supermocarstwie”, oraz “unijnym rajskim ogrodzie”, w tym z naszej Ojczyźnie pod niemieckim butem Tuska. Ten i wszystkie inne czynniki społeczne i ekonomiczne, mogą przyspieszyć jeszcze bardziej nieunikniony proces upadku imperium.

Rząd otworzył Polskę na nielegalną imigrację. Musimy to zmienić.

Ordo Iuris
Wystarczyło pół roku rządów Donalda Tuska, by sparaliżować obronę polskich granic.
Media donoszą o nielegalnych migrantach, przedostających się do Polski przez granicę z Białorusią lub… podrzucanych nam przez Niemców! Niedawno całą Polską wstrząsnęła tragiczna śmierć 21-letniego żołnierza, zamordowanego na granicy. Co robi w tej sytuacji polski rząd? Prokuratura, kierowana przez Adama Bodnara, powołała specjalny zespół prokuratorów, który ma ścigać „przekraczających uprawnienia” żołnierzy, funkcjonariuszy Straży Granicznej i policjantów strzegących granicy polsko-białoruskiej. Grupa rozpoczęła pracę w oparciu o zgłoszenie aktywistów sabotujących skuteczną obronę naszej Ojczyzny.
W tym tygodniu media informowały o dwóch wyrokach Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku, który rozpatrywał skargi migrantów z Azji i Afryki(jeden z nich twierdził, że jest homoseksualistą, który ucieka przed prześladowaniami z Etiopii…) na polską straż graniczną. Obaj, przy próbie nielegalnego sforsowania muru granicznego doznali złamań w nodze. Polskie służby okazały im pomoc, zostali bezpiecznie przetransportowani do szpitala, a następnie – jako nielegalni migranci – odesłani z powrotem na Białoruś. Lewicowi aktywiści poradzili im jednak, by złożyli skargę do sądu, a ten… stanął po stronie migrantów.Choć brzmi to niesłychanie, to rzeczywiście prawo międzynarodowe obejmuje zakaz „pushbacków” („odepchnięć”), czyli automatycznego zawracania z granicy nielegalnych migrantów, którzy przekraczają ją w niewyznaczonych do tego miejscach – także z użyciem siły. Ślepe wdrażanie tego zakazu prowadzi do dezorganizacji państwa i sabotuje skuteczną obronę granic.
Tym bardziej, gdy fala migracji nie jest wynikiem kryzysu humanitarnego, ale elementem cynicznej strategii hybrydowej agresji ze strony Kremla i Mińska, które organizują i finansują strumień nielegalnej migracji.Instytut Ordo Iuris już w sierpniu 2021 roku ostrzegał, jakie będą konsekwencje braku odpowiedniego zabezpieczenia granicy i ślepego wdrażania nadużywanych traktatowych gwarancji dla migrantów. Nasi prawnicy jako pierwsi precyzyjnie wykazywali, że reżim Aleksandra Łukaszenki wykorzystuje nielegalnych imigrantów jako broń mającą zdestabilizować Polskę i całą Unię Europejską. Chociaż wówczas byliśmy osamotnieni, to polski rząd zdecydował się przeciwstawić międzynarodowym naciskom i wzniósł mur graniczny. „Broni masowej migracji” przeciwstawiły się także inne państwa naszego regionu. Dzisiaj ta postawa Polski ulega zmianie. Jak możemy być spokojni o bezpieczeństwo polskich granic, wiedząc, że nasi żołnierze i strażnicy graniczni są rozbrajani, rząd grozi im postępowaniami karnymi, sądy stają po stronie humanitarnie potraktowanych migrantów, a celebryci bezkarnie wyzywają ich od „morderców”?
Skutki nacisku na funkcjonariuszy obrazuje krążący po mediach społecznościowych film z przygranicznej wsi, na którym polscy żołnierze uciekali, bezradni i zdjęci strachem, przed pijanym i wulgarnym tłumem, który zniewagami wobec funkcjonariuszy postanowił uczcić… zaślubiny dwóch aktywistek.Ale nielegalni imigranci trafiają do Polski także z… Niemiec, skąd transportują ich do nas niemieckie służby. W ten sposób do naszego kraju mogło trafić nawet 3,5 tys. migrantów, którzy według niemieckich władz mieli przybyć do Niemiec z Polski.Dlatego w trosce o bezpieczeństwo Polaków złożyliśmy do wszystkich urzędów wojewódzkich oraz Straży Granicznej wnioski w trybie dostępu do informacji publicznej, w których żądamy ujawnienia informacji o migrantach podrzucanych do Polski przez Niemców oraz o migrantach nielegalnie przekraczających granicę z Białorusią. Pytamy o ich liczbę, wiek i płeć oraz o to, gdzie są lokowani. Skierowaliśmy też w tej sprawie pismo do Ambasady Niemiec w Warszawie.

W tle krajowej polityki migracyjnej toczy się nierzetelna walka na emocje i slogany wokół bardzo skomplikowanej unijnej dyrektywy o prawach imigrantów wnioskujących o azyl, która weszła w życie 14 maja i musi być implementowana do 2026 roku w Polsce. Chodzi tu o element tzw. „paktu migracyjnego”.
Aby poddać unijne prawo rzetelnej krytyce, poddajemy je wnikliwej analizie. Nie są do końca prawdziwe twierdzenia, że Unia nakazuje zapewnienie migrantom świadczeń pieniężnych wyższych niż dla Polaków. Dyrektywa przewiduje wypłacanie świadczeń zapewniających „odpowiedni poziom życia” i świadczeń wynikających z ubezpieczeń społecznych (a i to pod warunkiem podjęcia pracy i opłacania składek!). Polska może też odmówić świadczeń tym, którzy mogliby sami się utrzymać. Co prawda w preambule jest rzeczywiście mowa o tym, że celem dyrektywy jest dążenie do „porównywalnych warunków życia [migrantów] we wszystkich państwach członkowskich”, ale ten cel nie został wyrażony w twardych zobowiązaniach. W przyszłości otwiera to niebezpieczeństwo niekorzystnych orzeczeń TSUE. Ale póki co rząd ma możliwość, by tę część prawa unijnego wdrożyć zgodnie ze zdrowym rozsądkiem – i naszym zadaniem jest dopilnować, by tak właśnie się stało.
Już dzisiaj niepokojący jest jednak tzw. „mechanizm solidarnościowy”, skrótowo nazywany „przymusową relokacją migrantów”. Rzeczywiście, Polska zgodziła się na obowiązek uczestnictwa w systemie relokacji migrantów w Unii Europejskiej. Co prawda zwolennicy unijnego prawa przekonują, że z przyjmowania migrantów można zwolnić się „opłatą solidarnościową” lub pomocą operacyjną dla innych państw (np. wysyłaniem i utrzymywaniem na granicy innego państwa naszych żołnierzy, albo budową i utrzymaniem obozu dla uchodźców). Jednak przemilczają, że zakres i koszt wymaganych działań zastępczych nie jest jasno określony. Łatwo można sobie wyobrazić, że z czasem cena „haraczu” za nieprzyjmowanie migrantów będzie rosnąć. Inni wskazują, że Polska znajduje się w trudnej sytuacji migracyjnej i może na podstawie paktu migracyjnego ubiegać się o zwolnienie z „mechanizmu solidarnościowego”. Znowu jednak, nasz los oddany zostanie wówczas w ręce uznaniowych decyzji urzędników w Brukseli. Nie tak powinno wyglądać zabezpieczenie narodowego interesu.Jednak Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski wydaje się nie dostrzegać ani złożoności tych problemów ani zagrożeń płynących z uznaniowości decyzji Komisji Europejskiej. Szef MSZ stwierdził niedawno, że rząd uzyskał od UE pisemne potwierdzenie, że „żadne państwo członkowskie nie będzie zmuszone do przyjęcia migrantów”. Bardzo nas to zaciekawiło. Zażądaliśmy zatem od MSZ przesłania nam owego pisemnego potwierdzenia. Rzecznik MSZ Paweł Wroński (do niedawna dziennikarz Gazety Wyborczej) odpisał, że nie ma żadnego szczególnego „pisemnego potwierdzenia”, a słowa ministra wynikały z tego, że jakoby „sam pakt [migracyjny] stanowi gwarancję, że żaden kraj Unii Europejskiej do przyjęcia uchodźców nie będzie zmuszany, będzie mógł zapłacić za ich pobyt, albo łożyć na wzmocnienie ochrony granic. To dostajemy na piśmie”. Za manipulację, jakiej dopuścił się Radosław Sikorski, nikt oczywiście nie przeprosił. Wiemy już jednak, że rząd nie otrzymał żadnego specjalnego stanowiska UE.Chcąc dalej wyjaśniać stan prawny, pracujemy nad analizą dotyczącą tego, jak pakt migracyjny wpłynie na polską politykę migracyjną. Wskażemy w niej, czy Polska według prawa UE będzie musiała przyjmować imigrantów z innych krajów UE oraz czy będzie zobowiązana do wpuszczania bez weryfikacji na swoje terytorium imigrantów usiłujących nielegalnie sforsować granicę polsko-białoruską.

Najważniejsze zostawiłem jednak na koniec. Gdy z jednej strony doświadczamy skutków „broni masowej migracji” stosowanej od kilku lat przez Rosję i Białoruś, a z drugiej przymusu migracyjnego UE dla niepoznaki nazywanego „mechanizmem solidarności” – czas przygotować raport o w pełni suwerennej polityce migracyjnej. Wychodzimy przy tym z założenia, że przez najbliższe kilka lat rząd Donalda Tuska wdroży wiele szkodliwych przepisów i szeroko otworzy granice. W tym czasie wzrośnie przestępczość, pojawią się zagrożenia związane z rosnącymi grupami obcych kulturowo migrantów, Polacy stracą poczucie bezpieczeństwa na swoich osiedlach, w swoim sąsiedztwie.Raport o polityce migracyjnej będzie zatem założeniem polityki migracyjnej dla kolejnego rządu, o ile ten będzie chciał przywrócić w Polsce normalność i bezpieczeństwo. Wskażemy w nim zasadnicze kierunki takiej radykalnej polityki naprawczej, która pozwoli jeszcze na zawrócenie Polski ze ścieżki, na którą dekady temu weszły Niemcy, Francja czy Szwecja. Poczynając od bezpieczeństwa granic, poprzez politykę „zero tolerancji” wobec drobnych wykroczeń i przestępczości, po wsparcie narodowej edukacji i kultury, właściwą politykę zatrudnienia w służbach, stanowcze wdrażanie polskiego prawa rodzinnego, a także sprawdzone metody oddziaływania na niebezpieczne, napływowe nurty Islamu. Przykład Francji czy USA pokazuje, że partie polityczne i politycy podnoszą pewne hasła, jednak nie raz brakuje im potem konkretnego programu, opracowanego przez ekspertów i rozpisanego na etapy. Zadbamy, by w Polsce właściwa polityka migracyjna stała się wspólnym projektem opozycji. Tylko masowa, zdecydowana reakcja Polaków może zmusić rządzących do zmiany polityki i realnej obrony polskich granic przed nielegalnymi imigrantami. Dzisiaj oznacza to konieczność wspólnej, skutecznej presji na rząd Donalda Tuska. W przyszłości, wdrożenie dobrze zaplanowanej i stanowczej polityki migracyjnej, jako uzupełnienia polityki rodzinnej i demograficznej. W przeciwnym razie Polska bardzo szybko zostanie zalana migrantami z obcych nam stron świata, często przywożonych z innych państw UE lub wpychanych do Polski przez wrogów ze wschodu. Bez stosownej polityki wewnętrznej oznacza to chaos, utratę poczucia bezpieczeństwa i zmiany społeczne kończące znaną nam Polskę. Wierzę, że z pomocą ludzi takich jak Pan zawrócimy Ojczyznę z tej drogi. 
Migracja jest bronią!Ordo Iuris od samego początku kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej nazywa sytuację po imieniu wskazując, że mamy do czynienia z hybrydową agresją na naszą Ojczyznę. Odpowiadając na bezprecedensowe w historii III RP zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa, przedstawiliśmy szereg ekspertyz prawnych, w których kompleksowo przeanalizowaliśmy kryzys migracyjny pod kątem prawnym. W ten sposób analitycznie stanęliśmy na straży nienaruszalności polskich granic.
W naszych publikacjach wskazywaliśmy, że Białoruś, ściągając na polską granicę migrantów z Afryki i Azji w celu wywarcia na Polskę i całą UE szantażu migracyjnego, łamie prawo międzynarodowe. W związku z tym Białoruś ponosi wyłączną odpowiedzialność za sytuację, w jakiej znajdują się szturmujący polską granicę nielegalni imigranci. Co więcej, Polska, Litwa i Łotwa mają prawo do odszkodowań od Białorusi w związku z kosztami poniesionymi w celu obrony granic państwowych. Nasze stanowisko zaprezentowaliśmy na seminarium zorganizowanym przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Podjęliśmy interwencję przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, przed który trafiła skarga Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka złożona w imieniu nielegalnych imigrantów przeciw Polsce.Wykorzystując budowaną przez lata sieć kontaktów Ordo Iuris, we współpracy z naszymi partnerami zza granicy, zorganizowaliśmy międzynarodowe seminarium poświęcone problematyce kryzysów i szantaży migracyjnych. W trakcie wydarzenia eksperci krajowi oraz międzynarodowi z zakresu prawa międzynarodowego analizowali konsekwencje prawne kryzysów migracyjnych oraz doświadczenia różnych krajów na polu zwalczania nielegalnej imigracji. Punktem wyjścia do refleksji była książka „Broń masowej migracji: przymusowe przesiedlenia, wywieranie nacisku i polityka zagraniczna”. Jej autorka, amerykańska politolog Kelly Greenhill, jako pierwsza systematycznie przeanalizowała masową migrację jako instrument polityki państwa.
Europa budzi się z szaleństwa otwartych granic

Przeciwko nielegalnej imigracji w coraz większym stopniu opowiadają się obywatele państw Europy Zachodniej. Pokazały to chociażby wyniki ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego, gdzie partie postulujące radykalne ograniczenie i kontrolowanie migracji do Europy osiągnęły wysokie wyniki. Zjednoczenie Narodowe z 31,4% poparcia zwyciężyło we Francji. Z kolei w Niemczech Alternatywa dla Niemiec zajęła 2 miejsce, ciesząc się poparciem 15,9% Niemców. Dodać to tego można węgierski Fidesz (47%), a także wiele mniejszych ruchów i partii z innych krajów. Widzimy wyraźnie, że Europejczycy wyciągają wnioski z negatywnych konsekwencji nielegalnej migracji i chcą zmiany polityki migracyjnej. Krok w tym kierunku uczyniła niedawno Wielka Brytania, która przyjęła ustawę o bezpieczeństwie Rwandy, której celem jest zniechęcenie nielegalnych imigrantów do przeprawy przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii.
Nasi analitycy poświęcili dokumentowi osobny komentarz prawny. Wskazujemy w nim, że zgodnie z nową ustawą rząd Jego Królewskiej Mości zyskuje uprawnienia do deportacji nielegalnych imigrantów do specjalnych ośrodków w Rwandzie (uznanej za kraj bezpieczny), gdzie będą oni mogli złożyć wnioski o azyl. Przyjęcie ustawy jest związane z podpisaniem traktatu pomiędzy Wielką Brytanią i Rwandą, zgodnie z którym oba kraje nawiązały współpracę dotyczącą relokacji nielegalnych migrantów z Wielkiej Brytanii do Rwandy w zamian za pomoc finansową.Zgodnie z nowym prawem deportacja będzie mogła nastąpić jeszcze przed rozpatrzeniem wniosku o azyl. Rząd Rwandy zapewnia migrantom zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę medyczną. Osoby, które uzyskają azyl w Rwandzie będą mogły wrócić do Europy, tylko po spełnieniu określonych warunków. Nic dziwnego, że wielu samozwańczych obrońców praw migrantów protestuje. To jednak nie zatrzymało wdrażania umowy przez Wielką Brytanię. W naszej publikacji zwracamy uwagę na fakt, że wdrożone w Wielkiej Brytanii rozwiązanie budzi wątpliwości co do swojej efektywności. Niemniej ostateczna ocena jego skutków będzie zależała od jej realnego wpływu na liczbę nielegalnych imigrantów. Polskich granic można i należy bronić!Wcześniej jednak państwa Zachodniej Europy przez lata prowadziły politykę otwartych granic, naiwnie przymykając oczy na jej negatywne skutki. 
Symbolem polityki „Herzlich wilkommen” były słowa „damy radę” („Wir schaffen das”) wypowiedziane w 2015 roku przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, która zaprosiła do Europy miliony nielegalnych imigrantów. Teraz Niemcy odsyłają ich do Polski…
Sprzeciwiając się temu, chcemy zbadać i ujawnić skalę problemu. Nie wiemy przecież, co dzieje się z podrzucanymi nam migrantami – czy są lokowani w jakichś ośrodkach oraz czy ich pobyt w Polsce jest w jakiś sposób legalizowany. A przecież to ważne informacje dotyczące naszego bezpieczeństwa.
Dlatego złożyliśmy do 16 urzędów wojewódzkich oraz Straży Granicznej wnioski w trybie dostępu do informacji publicznej. Pytamy w nich między innymi o to, ilu nielegalnych imigrantów, którzy trafili do naszego kraju z Niemiec przebywa na terenie konkretnych województw, jakie plany mają organy państwa na poradzenie sobie z tą sytuacją oraz o to, jakie konkretnie miejsca są brane pod uwagę pod kątem zakwaterowania w nich nielegalnych imigrantów. Szczegółowo dopytujemy o rozkład narodowościowy nielegalnych imigrantów, ich wiek i płeć. Żądamy podania podstawy prawnej, na której nielegalni imigranci zostali przekazani przez niemieckie służby do Polski. We wnioskach formułujemy również analogiczne pytania w kwestii migrantów, którzy nielegalnie przekraczają granicę polsko-białoruską.
 Pismo z żądaniem wyjaśnień w sprawie przewożenia do Polski nielegalnych imigrantów przez niemieckie służby skierowaliśmy także do Ambasady Republiki Federalnej Niemiec w Warszawie. Jeśli otrzymane odpowiedzi potwierdzą nasze przypuszczenia, ujawniając zaniedbania i łamanie prawa, podejmiemy odpowiednie kroki prawne.
Jak pakt migracyjny wpływa na obronę polskich granic?Cały czas analizujemy też to, jak unijne przepisy migracyjne wpływają na sytuację Polski. Pracujemy nad publikacją na temat tego, jak pakt migracyjny wpływa na sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Poruszymy w niej temat tzw. mechanizmu solidarnościowego, w ramach którego kraje zmagające się z dużą nielegalną imigracją mają wysyłać do innych krajów nielegalnych imigrantów. Przeanalizujemy, czy w świetle prawa UE przyjęcie do Polski milionów uchodźców wojennych z Ukrainy oraz napięta sytuacja na granicy polsko-białoruskiej kwalifikują nasz kraj do zwolnienia z mechanizmu solidarnościowego. 
W tekście poruszymy też kwestię ochrony granicy polsko-białoruskiej. Odpowiemy na zarzuty formułowane pod adresem polskich służb, które dotyczą przyjmowania wniosków o azyl składanych przez złapanych na nielegalnym przekraczaniu granicy imigrantów. Obecnie Straż Graniczna, wojsko i policja nie przyjmują wniosków azylowych od nielegalnych migrantów. Poruszymy też temat tzw. „pushbacków” („odepchnięć”), czyli odsyłania migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę.Wcześniej opublikowaliśmy analizę dotyczącą polityki migracyjnej UE. Zwróciliśmy w niej uwagę, że mechanizm solidarnościowy, który stał się podstawą polityki migracyjnej wspólnoty, nie znajduje dostatecznych podstaw w traktatach unijnych.Wykazaliśmy, że największym problemem unijnej polityki migracyjnej jest brak zdecydowanego rozróżnienia pomiędzy uchodźcami a imigrantami ekonomicznymi, na czym korzystają nielegalni imigranci. Zaprezentowaliśmy nasze rekomendacje w sferze polityki migracyjnej. Chcemy między innymi, aby migranci nielegalnie przekraczający granicę nie mogli otrzymać azylu w krajach UE.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk.

Wspólnie zatrzymajmy nielegalną imigrację
Spójność etniczna i kulturowa Polski jest wartością, której musimy bronić. Świadczą o tym przykłady krajów Zachodniej Europy, które naiwnie dopuściły do napływu niekontrolowanej, masowej nielegalnej imigracji licząc, że zdobędą tanią siłę roboczą. W rezultacie dziś rodowici Francuzi, Niemcy, Brytyjczycy czy Szwedzi drżą o swoje bezpieczeństwo. Na tle Zachodu Polska wciąż jest krajem bezpiecznym. Polacy nie lękają się wychodzić wieczorem i w nocy na ulice miast. Dlatego musimy zrobić wszystko, co tylko w naszej mocy, aby obronić nasze bezpieczeństwo. Nie będziemy jednak mogli podjąć żadnych działań bez pomocy ludzi takich jak Pan – polskich patriotów, którzy kochają naszą Ojczyznę.
Dlatego bardzo proszę Pana o wsparcie opisanych powyżej działań. Każde z nich wiąże się bowiem z określonymi kosztami.
Pomoc żołnierzom, policjantom i pogranicznikom, którym oferujemy pomoc prawną Ordo Iuris, wymaga każdorazowo drobiazgowego zbadania sprawy oraz będzie wiązać się z koniecznymi podróżami. Szacujemy, że koszt pojedynczego postępowania w obronie obrońców granic nie będzie mniejszy niż 12 000 zł. Przygotowanie analizy poświęconej temu, jak pakt migracyjny wpływa na polską politykę migracyjną, wymaga zarezerwowania 10 000 zł. Tylko posiadając rzeczowe argumenty, możemy wygrać starcie prawne z radykałami, którzy żądają otwarcia polskich granic i wpuszczenia wszystkich nielegalnych migrantów.
Przed nami wielkie wyzwanie przygotowania raportu opisującego politykę zawracania Polski z niebezpiecznej ścieżki „multikulturalizmu” i masowej imigracji, na którą prowadzi nas rząd Donalda Tuska. Szerokie prace mają charakter nowatorski, bo dotąd środowiska suwerennościowe w Europie często ograniczały się do politycznych haseł (deportacje) i sloganów. Tymczasem, przyszły polski rząd chcemy wyposażyć w gotowe do wdrożenia mechanizmy i przepisy, które uczynią Polskę przyszłości na nowo bezpieczną dla nas i dla naszych dzieci.
Dlatego bardzo proszę Pana o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli stanowczo sprzeciwiać się nielegalnej imigracji. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w powyższy przycisk
Z wyrazami szacunku

Adw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Nasi przodkowie przez setki lat bronili polskich granic, niepodległości oraz tożsamości nawet w najtrudniejszych warunkach. Jeśli dziś nie zatrzymamy masowego napływu do Polski nielegalnych imigrantów z obcych nam kulturowo regionów świata, to Polska jaką znamy przestanie istnieć. Bezpieczna Ojczyzna stanie się tylko odległym, mglistym wspomnieniem, które już nie wróci. Zastąpi ją rzeczywistość wiecznego niepokoju o bezpieczeństwo swoje i najbliższych, którzy będą mogli w każdej chwili paść ofiarą agresywnych przybyszów, nie wahających się zabijać polskich żołnierzy. Nie możemy na to pozwolić.
Dlatego jeszcze raz bardzo proszę Pana o wsparcie działań Ordo Iuris w obronie granic naszej Ojczyzny.
Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.
Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

Waszyngtońskie, brukselskie i warszawskie bagno. Demony wszystkich krajów łączcie się!

Waszyngtońskie, brukselskie i warszawskie bagno

Demony z wszystkich krajów łączcie się!

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 20
 
READ IN APP
 

Waszyngtoński bagno: trockiści, neokonserwatyści, deep state, czy jakkolwiek inaczej by nie nazwać tego wrzodu na tyłku Ludzkości, od zawsze było przyzwyczajone, że groźby, lub militarna/ekonomiczna/polityczna przemoc rozwiązywały wszelkie ich „pretensje” do reszty świata.

Jednakowoż, w miarę spadku potęgi Waszyngtonu, coraz trudniej było zastraszyć resztę świata i zmusić ją do wypełniania „rozkazów”.  Stąd też na horyzoncie pojawiła się, mrożąca krew w żyłach,  groźba użycia broni jądrowej.  W obecnym momencie, jedyne co odgradza Świat do jądrowej apokalipsy, to postać Donalda Trumpa.

Mimo obietnic, w czasie swej poprzedniej kadencji, nie udało się mu „osuszyć bagna” i nie powinno to zaskakiwać. Tak okopanej, od ćwierć milenium, sitwy nie znajdzie się nigdzie więcej pod słońcem.  Trumpa zdradzali wszyscy i wszystko, nie wyłączając Jego żydowskiego zięcia.  Pomimo to udało mu się „wyprostować” kilka spraw, a co najważniejsze uniknąć rozlewu krwi i wojny, w czym jest prawdziwym ewenementem, na tle pozostałych rezydentów Białego Domu.

Czy tym razem uda mu się „osuszyć bagno”?  Zapewne nie!  Ale ma realną szanse zakończenia krwawego konfliktu na Ukrainie, a przy odrobinie szczęścia rozmontowania sojuszu atlantyckiego i „związku europejskich republik sowieckich”.

I w tym aspekcie przerażenie ogarnia „komisarów”, „dieputatów” i inną tym podobną swołocz!

Wspomniani cieszą się co prawda bezwarunkowym poparciem „apostołów szatana” (globalnej oligarchii finansowej),  ale pieniądz (zwłaszcza pusty) to nie wszystko. 

Jak pokazuje dzisiejsza rzeczywistość, nawet biliony elektronicznych dolarów nie pomaga w wysiłku wojennym przeciw FR. Banalne, ale Zachód nie posiada obecnie technicznej możliwości wyprodukowania niezbędnego sprzętu wojskowego i nic tu po pustym dolarze!

W momencie gdy większość Ludzkości zda sobie sprawę, czym jest „potęga finansowa” Zachodu, jego  natychmiastowy i haniebny koniec zostanie przypieczętowany. 

No i na pogorzelisku pozostaną „elity unijne”, a także nasi krajowi namiestnicy i ich pasożytniczy aparat administracyjny.

Jaki będzie ich los zbiorowy, zależeć będzie od stopnia  uświadomienia przeciętnego obywatela, oraz praktycznej możliwości wyselekcjonowania z tego bagna, choćby minimalnej autentycznej elity.

Jakby nie było Donald Trump skanalizuje proces globalnej sanacji!

A reszta w rękach Boga!

Idioci, kutasy z “głębokiego państwa”

Idioci z “głębokiego państwa

Ludzie u władzy w dzisiejszych czasach nie są inteligentni

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 20
 
READ IN APP
 

DR DAVID HILTON deep-state-dunces

Jedną z cech charakterystycznych upadającej cywilizacji jest to, że ludzie, którzy powinni mieć władzę, jej nie mają, a ludzie, którzy ją mają, są niekompetentni.

Kiedy upadło Zachodnie Cesarstwo Rzymskie, na przykład, zniewieściała rzymska elita polityczna już polegała na barbarzyńskich Germanach, aby powstrzymać najeżdżających barbarzyńskich Germanów. Gdy nowi barbarzyńcy w końcu pokonali obronę cesarską i zaczęli plądrować główne miasta imperium, wielu Rzymian wciąż śmiało się z wulgarnych sztuk i bawiło się z nieszczęsnymi niewolnicami.

Oprócz chleba i igrzysk były to klasyczne odpowiedniki Netflixa i PornHuba.

To samo dotyczyło Chin Qing, Japonii z czasów Tokugawa, starożytnego Babilonu i, ostatnio, Rosji Sowieckiej.

Nikt nie wyobraża sobie upadku reżimu, dopóki pewnego dnia nie rozejrzy się dookoła i nie zda sobie sprawy, że to już się stało.

W rozpadających się społeczeństwach kompetentni nie wznoszą się , ponieważ odrzuca się zasługi, a nagradza pochlebstwa. Niekompetentni rządzą i narzucają złudzenie populacji, aż w końcu siły zewnętrzne ich wyeliminują.

Takie skorumpowane społeczeństwa atakują ludzi, którzy publicznie mówią prawdę. Dekadenckie Ateny wszczęły walkę ze Spartą z kaprysu, a następnie zamordowały Sokratesa, gdy konflikt obrócił się przeciwko nim i stracili dominującą pozycję imperialną.

Uczciwi ludzie są karani w społeczeństwie zdychającym z kłamstw.

Chciwi, nieudolni oligarchowie zarządzający systemem rzymskiej Republiki w I wieku p.n.e. zamordowali Cezara za chęć przeprowadzenia reform, które odmłodziłyby państwo rzymskie. Ostatecznie reformy zostały przeprowadzone przez jego adoptowanego syna Oktawiana.

To jest etap, który Ameryka osiągnęła w swoim politycznym życiu. Niezależnie od tego, czy uważasz Trumpa za mesjasza, czy po prostu bardzo niegrzecznego chłopca, ma on bardzo wyraźną wizję dla Ameryki, która sama w sobie jest odpowiedzią na dekadencki globalizm i urojony liberalny imperializm.

Ameryka przede wszystkim jest deklarowanym celem, a silne poparcie dla Izraela i potężnego lobby syjonistycznego z pewnością plasuje się tuż za nim.

W późnym republikańskim Rzymie oligarchia wokół rzymskiego senatu wykorzystywała swoje zbiorowe ogromne bogactwo, aby kontrolować polityczną i wojskową machinę Rzymu dla swojej zbiorowej korzyści osobistej. Fałszowali wybory, ustalali, kto otrzyma soczyste nominacje wojskowe i kontrakty na ściąganie podatków, a politykę zagraniczną traktowali jak swoją osobistą zabawkę, podczas gdy zwykli Rzymianie walczyli i ginęli za Rzym Wieczny.

Klasa senatorów splądrowała prowincje, wypędzając włoskich frolników z ich ziemi i przenosząc ich do miast, aby stali się proletariuszami zależnymi od państwa, a zatem od oligarchii, która je kontrolowała. Zastąpili tych drobnych właścicieli ziemskich ogromnymi plantacjami z pracą niewolników znanymi jako latyfundia .

Oligarchia senatorska uniemożliwiła ambitnym outsiderom osiągnięcie wysokich stanowisk, a ostatecznie zamordowała Cezara, ponieważ chciał położyć kres kleptokracji i przywrócić Rzymowi wielkość.

Ponieważ Ameryka wzorowała swój system polityczny na Rzymie, nastąpiła tam ta sama ścieżka rozwoju.

Jednak to nie senatorowie USA kontrolują Amerykę.

Finansowa kabała kontroluje Amerykę. Zarządzają systemem bankowości centralnej poprzez anonimowe posiadanie Rezerwy Federalnej. Posiadają kontrolne udziały we wszystkich spółkach publicznych poprzez BlackRock, Vanguard i State Street. W ten sposób przepychają swoje przebudzone urojenia w dół poprzez korporacje. Kontrolują agencje wywiadowcze, które z kolei kontrolują media, środowisko akademickie, przemysł rozrywkowy i czarny rynek.

Uważam, że ci ludzie zaczęli uzurpować sobie władzę w Stanach Zjednoczonych wraz z utworzeniem Rezerwy Federalnej w 1913 r. i przystąpieniem Ameryki do I wojny światowej. II wojna światowa skonsolidowała ich bogactwo i władzę, a oni przejęli kontrolę nad prezydenturą, moim zdaniem, wraz z zabójstwem JFK w 1963 r.

JFK nie był święty, ale chciał panować nad CIA, ostrzegał przed tajnymi stowarzyszeniami działającymi za kulisami i starał się uniknąć niebezpieczeństwa nuklearnego Bliskiego Wschodu. Myślę, że dlatego go zabili.

To są ludzie, których Trump sprowokował, dążąc do władzy i którzy próbowali go zabić w zeszły weekend. To, że im się nie udało, pokazuje, że nie są już tak wykwalifikowani i bystrzy, jak kiedyś.

Podobnie jak wszystkie elity z biegiem czasu, stali się zadowoleni z siebie i niekompetentni.

Rozpieszczeni wnukowie nie mają tej chropowatej determinacji, która pozwoliła dziadkowi przejąć pierścień władzy. Forsują głupie plany i podejmują nierozsądne decyzje.

Zabójstwo JFK i zabójstwo jego brata RFK pięć lat później były majstersztykami intrygi. Jeśli wierzysz, tak jak ja, że JFK Jr. również został usunięty, to również wykazało poziom sprytu i zaprzeczania, który dorównuje wypadkowi księżnej Diany, eee, wypadku.

Strzelanina z udziałem Trumpa jest w porównaniu z tym po prostu żenująca.

To byłby żart, gdyby w ogóle był śmieszny.

To ci sami niekompetentni głupcy, którzy pchają nas do wojny nuklearnej z Rosją, Chinami i Iranem, którzy spychają gospodarki Zachodu w przepaść poprzez szaleństwo zadłużenia i doprowadzają nas wszystkich do szaleństwa swoją niesamowicie głupią agendą „przebudzenia”. [woke]

Głębokie państwo to biurokraci. To obleśni karierowicze nihiliści, którzy nienawidzą tego, że Trump chce przywrócić amerykańskiemu społeczeństwu system oparty na zasługach.

Jednak głębokie państwo nie jest prawdziwymi decydentami ani motorami napędowymi w Ameryce. Chociaż mają większą realną władzę niż politycy, nadal nie są na szczycie. Nie rządzą.

Finansowa klika działająca za kulisami to ci, którzy tak naprawdę kontrolują Amerykę i zarządzają nią dla własnej korzyści.

Głupcy z “głębokiego państwa” chcą zabić Trumpa i niestety mogą to zrobić. Jednak to skorumpowana oligarchia stojąca za sługusami głębokiego państwa jest prawdziwym zagrożeniem dla naszego stylu życia.

Odgrywali rolę marionetkarzy w widowisku, jakim jest polityka Zachodu, przez tak długi czas, że teraz myślą, że urodzili się, by rządzić. Podobnie jak wiele skorumpowanych, niekompetentnych, zniewieściałych, zbyt pewnych siebie elit przed nimi, uważają się za nietykalnych.

Podobnie jak wszystkie nieudane elity w historii, zostaną obaleni. Upadek ten może jednak być połączony z końcem współczesnej cywilizacji, jaką znamy.

Zdegenerowana kabała kontrolująca Zachód ma utopijną wizję planety. Wierzą, że ich przeznaczeniem jest doprowadzenie do globalnego złotego wieku.

Kiedy ta utopia zacznie się wokół nich walić, oni, rozpieszczone bachory, mogą postanowić, że po prostu wszystko to doszczętnie spalą.

Obietnice na kredyt przyjaźni polsko-ukraińskiej. Starania o przyjęcie Ukrainy do Unii to jakieś – kolejne – samobójstwo resztek polskiej racji stanu.

Napisał Jerzy Karwelis dziennikzarazy/obietnice-na-kredyt

W polityce wobec Ukrainy mamy dwie duże obietnice. Z naszej strony. Jesteśmy bowiem, od początku, bezrefleksyjnie, rzecznikami wstąpienia Ukrainy do NATO – i Unii Europejskiej. Jest to postawa romantyczna, ekstremistyczna, czyniąca z nas heroicznych bojowników sprawy przegranej. A więc wychodzimy na politykierów nieodpowiedzialnie eskalujących, co naraża nas na śmieszność i wytykanie – również przez Rosję – nas jako czynnika chuligańskiego, do pominięcia w poważnych rozmowach. Zacznijmy od NATO.

Co na to NATO?

Ukraina w średnim okresie nie ma szans na przyjęcie do NATO z przyczyn formalnych. Po pierwsze ma zatarg graniczny i nieustalenie swoich limes jest czynnikiem dyskwalifikującym co do przyjęcia do Sojuszu, po drugie – jest w stanie wojny.

A takich, wedle Traktatu o NATO, nie przyjmuje się do grona. Inaczej Sojusz od razu po przyjęciu członka stawałby w obliczu wojny całego NATO. A więc się nie da. To zdaje się powoli rozumieć, a przynajmniej artykułować, strona polska, choć jak widać, na równi z Ukrainą, żałujemy gamonie, że taki formalizm istnieje. Gamonie – bo gdyby się spełniły nasze życzenia od razu znaleźlibyśmy się w stanie wojny z Rosją.

Powtórzmy – strategicznym interesem Ukrainy, jak Polski w 1939 roku, jest maksymalne umiędzynarodowienie wojny z Rosją. Inaczej Ukraina zostaje sam na sam z Kremlem, nawet wyposażona w zachodni sprzęt (a z tym nie jest i tak wesoło) płaci za to krwią swych wyniszczanych żołnierzy. Dla niej marzeniem jest wojna NATO z Rosją, bo wtedy ma trochę oddechu, zaś moc rosyjska rozpływa się na inne fronty.

Oczywiście taka kalkulacja ma sens do momentu zagrania atomowego, ale co to Kijów obchodzi. I tak mają jak w ruskim czołgu.

Postulat przystąpienia Ukrainy do NATO lub nie, jest kluczowym dla tej wojny. Jest to deklarowany warunek graniczny dla Rosji, po to tę wojnę rozpoczęła, by Ukraina do NATO nie weszła i ten warunek jest zawsze dla Rosji na pierwszym miejscu w jakichkolwiek propozycjach wygaszenia czy końca konfliktu. A więc każdy, kto podnosi warunek przystąpienia Ukrainy do Sojuszu, nie chce, by ta wojna w ogóle się skończyła. Ok, ale to trzeba powiedzieć ukraińskim żołnierzom. Że są mięsem armatnim służącym osłabieniu potencjalnego sojusznika Chin, w „większym” konflikcie dwóch mocarstw o rządzenie nad światem. Taką przygrywką, beforkiem, Wietnamem, Afganistanem, kiedy potęgom wszystko jedno jest ile i jak długo będą ginąć ludzie, dopóki nie jest to ktoś z ich wyborców.

Wojna na Ukrainie zajmuje Rosję per procura. Oddala to Amerykanom wizję konfrontacji z Chinami z Rosją u boku, przenosi działania na inny teatr, tam, gdzie Amerykanie bezpośrednio nie są zaangażowani w boots on the ground. To inni się wykrwawiają, zaś koszty sponsorowania wojny na Ukrainie, to wedle wyliczeń Pentagonu „najtańszy” sposób osłabiania Rosji. W dodatku Rosję też przekierowuje się na teatr europejski, zamiast na zaangażowanie w ewentualne wspieranie zaprzyjaźnionych Chin. To jeśli chodzi o pieniądze, zaś głównym walorem takiego podejścia Ameryki jest to, że z Ukrainy nie przywozi się amerykańskich troops jako trupów. Dlatego ten układ, osłabiania Rosji ale nie w ramach NATO, jest dla Waszyngtonu optymalny. Na tyle, że można go ciągnąć w nieskończoność. To znaczy – do ostatniego Ukraińca. Nawet jak Rosja wygra, to i tak nie ze Stanami, które rozpętają nazajutrz kampanię jaki to ten Putin straszny, zaś pokonani Ukraińcy – biedni. 

Każdy kto wystawia przyszłość Ukrainy w NATO jako obietnicę, oszukuje Ukraińców. Tego nigdy nie będzie, bo albo Ukraina w NATO, albo pokój w naszej części Europy. Tertium non datur. Takie obiecanki mają działać już tylko wyłącznie na ginących Ukraińców, którzy mają widzieć jakiś cel, horyzont swego oporu, choć rzeczywistość negocjacyjna jest całkiem inna. I im dłużej trwa takie odwlekanie pokoju na Ukrainie poprzez te puste obietnice, tym trudniej będzie się z tego wywikłać, bo każdy (Ukrainiec oczywiście), w obliczu zdrady takich obietnic w zamian za nic, spyta: to po co to wszystko było? Skoro Rosja może ugrać wiele przy stole, a na pewno już demilitaryzację Ukrainy (po prostu bez niej nie będzie dla Moskwy żadnej „architektury bezpieczeństwa”), to Ukraińcy mogą się spytać Zełeńskiego – to o co tak naprawdę walczyliśmy? O Krym, Donieck czy Ługańsk, który i tak oddaliśmy? O wejście do struktur zachodnich, z którego, przy wtórze tegoż Zachodu, właśnie zrezygnowaliśmy?

I nasza, polska, postawa ultrasa w tym względzie jest tu w rzeczywistości ekstraktem takiej hipokryzji. Kiedy my mówimy, że Ukraina ma być w NATO, to oznacza, że Ukraińcy mają walczyć do (niechlubnego) końca, bo tak się kończy walka o nierealne postulaty.

Hipokryci więc robią dwie rzeczy sprzeczne w jednym czasie.

Nawołują do zakończenia wojny, a jednocześnie popierają (deklaratywnie) wstąpienie Ukrainy do NATO, co jest zaprzeczeniem dążenia do pokoju. Myślę, że hipokryci w to nie wierzą, wierzą zaś polskie służby dyplomatyczne i… coraz mniejsza grupa Ukraińców. Ci żyją jeszcze w ułudzie, że świat ich zbawi, Unia przygarnie gospodarczo, zaś NATO osłoni militarnie. Z punktu widzenia Zachodu to są mrzonki, ale co mu szkodzi zużywać obcego rekruta, by osiągnąć swe cele strategiczne, zresztą konfliktogennie niejednorodne.

Bo wojenne interesy Europy i USA są w wielu aspektach sprzeczne. USA chce osłabić Rosję, zaś Unia – robić z Rosją interesy, tak jak przed wojną. Chce tego przede wszystkim Berlin i cała ta wojna to dla nich tylko kłopot, przedłużająca się przerwa w oczekiwaniu na business as usual. Niemcy udają, w przeciwieństwie do Polaków, którzy biorą to na serio, że mają jakieś sankcje z Rosją, zaś i tak kupują ruską ropę ile wlezie, tylko dla pozoracji posługując się pośrednikami. Z drugiej strony coś tam muszą wykazać z międzynarodowej solidarności i kupować na innych, pozaruskich rynkach. Do tego dochodzi ich samobójstwo klimatyczne, zamykanie elektrowni atomowych i cały deal gospodarczy i kontrakt społeczny im się wali. A więc Niemcy śnią o końcu tej wojny, jednocześnie oralnie walcząc z Putinem. Z tego puntu widzenia dla Berlina byłby szczęściem taki Nawalny 2.0, czyli pozory zmiany na Kremlu i powrót do starego dealu. Ale jakoś Putinowi się to chyba nie uśmiecha.

Amerykanie, jak pisałem wcześniej, mają tu inne podejście. Powrót do niemiecko-rosyjskiej współpracy to dla nich niedopuszczalny układ. Pal licho tam dla nich Europa, ale to wzmacniałoby Rosję, jako partnera Chin, a taki układ wzmacniałby koalicję antyamerykańską. Europa więc pójdzie do piachu, na garnuszek amerykański, nie będzie ani z Rosją, ani z Chinami, trzymana w poczekalni, tak jak trzymana jest obecnie Ukraina. Nasz kontynent czekają więc, na własne życzenie, wielkie kłopoty. Do tego dochodzi prawdopodobna zmiana na Kapitolu i niewiadoma reorientacja polityki USA wobec Europy. Jak się Trump będzie chciał dogadać z Putinem na temat szybkiego końca wojny na Ukrainie, to może to być dokonane kosztem naszego regionu i wpływy Rosji mogą tu wzrosnąć.

Z drugiej strony może i tak nie być, kiedy to Trump nas, Polaków, wyznaczyłby na strażnika amerykańskich interesów w Europie. Odwrotnie niż to zrobił Biden, który tę rolę przydzielił Niemcom. Z widocznym skutkiem.

Trump-prezydent będzie chciał wymusić na Europejczykach odpowiedni poziom samoobrony. A tego Europejczycy, zwłaszcza Niemcy, nie chcą. W Berlinie i tak brakuje kasy, co dopiero na armię, której budowanie, a właściwie odbudowywanie po pacyfistycznych rządach byłej minister obrony Niemiec Ursuli von der Leyden, zajmie wiele lat. Na tyle długo, że będzie już za późno, by Rosja się z tym liczyła. Będą to Niemcy robić ze swym wojskiem powoli na tyle, by nie wkurzać Moskwy, czekając, aż się koniunktura odwróci i będzie znowu można dealować z Rosją.  I jak Europa nie dowiezie swojego wojska, to – przynajmniej Trump – obiecuje, że nas (ich?) zostawi samym sobie. Czekają nas wielkie turbulencje i bez Ukrainy w NATO.         

Unia ukraińska

Podobnie sprawa ma się z obietnicą wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. Podobnie, jak z NATO, ale nie tak samo. Tu Ukrainę będzie się trzymać w przed-akcesyjnej poczekalni, bez – moim zdaniem – zrealizowania obietnic członkowskich. To będzie tak wysoko zawieszona kiełbasa z obietnicą, by można ją było powąchać, ale nie skonsumować. Znowu będzie się bazowało na podniecanych marzeniach Ukraińców, że będą w Europie. Nie będą.

Unia chce tu załatwić kilka deali. Po pierwsze robić unijne interesy jak z członkiem Unii, ale jeszcze z członkiem, który nie będzie miał praw. Armie gospodarcze ruszą na Ukrainę zaraz po rozejmie (zresztą już tam są), za pieniądzem, jak kasa z NFZ za pacjentem. Najpierw na „odbudowę” Ukrainy, oczywiście z solidarystycznej, czyli podatkowej kiesy.

A więc znowu uspołeczni się koszty, zaś sprywatyzuje zyski.

W sprawie kierunku i podmiotów do wydania tej kasy sam Zełeński nie będzie miał nic do gadania, bo jak to się mówi – darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, tym bardziej nie zagląda się w zęby darczyńcy. Tym bardziej Polska nic z tego nie będzie miała, bo i jak? I choćby się Tusk zarzekał, a zarzekał się, że to sobie z prezydentem Ukrainy ugadali, choćby napisał o tym w Porozumieniu polsko-ukraińskim – ale mocno oględnie – to i tak jest to tylko PR-owska nadzieja dla maluczkich. Nawet Ukraińcy w to nie wierzą. I niech Polacy nie myślą sobie, że załapią się chociażby na podwykonawców odbudowy Ukrainy. Na te robotę liczą akurat sami Ukraińcy, dla których odbudowa ma być kołem zamachowym upadłej gospodarki.

To jedno, ale drugie jest ciekawsze.

Ukraina w poczekalni będzie miała dostęp do rynku europejskiego, ale bez barier, które obowiązują stałych członków. A to przepis na niesymetryczne traktowanie podmiotów, który spowoduje upadki całych branż obecnie i tak kulejącej gospodarki europejskiej. Ta obciążona jest, głównie klimatycznym, ciężarem przepisów, opłat i podatków, których Ukraina będzie pozbawiona, jako członek dopiero aspirujący. Ćwiczyliśmy to w czasie konfliktów na naszej granicy z Ukrainą. Branża transportowa padła pod ciężarem dumpingu ukraińskiego, coraz to nowe branże rolnicze wykładają się jak długie. Ukraińcy mają przewagi cenowe, skoro brakuje im obciążeń, które ponoszą ich unijni konkurenci. W dodatku, w imię solidaryzmu wojennego (sic!), w wielu przypadkach rezygnuje się z kontroli jakości produktów spożywczych, podmienia producentów, marki, oszukuje na składzie produktu. W związku z tym polska żywność jest wypierana przez tańszą, ale gorszej jakości produkcję ukraińską.

Tyle Polska, ale tu chodzi o całą Europę. Unia jest wrogiem nie tyle klimatu, co rolnictwa w ogóle. To ono jest mordowane klimatycznymi obostrzeniami, regulacjami, kontrolami i kwotami limitującymi produkcję.

Wszystko to w imię natury, boć to rolnictwo wali najwięcej szkodliwych nawozów w ziemię, o produkcji zabójczego dwutlenku węgla, wydalanego przez tyle otwory bydła już nie mówiąc. Poza tym lewacka Unia zawsze będzie walczyła z rolnictwem indywidualnym, siedliskiem konserwatyzmu, ostoją własności i to konkretnej, bo ziemiańskiej. Ale, że jakoś trzeba nakarmić lud europejski, to coś trzeba dać jeść. Czyli robi się dwie rzeczy na raz – zapewnia prowiant i jednocześnie rozwala się własne rolnictwo. Stąd dostawy pójdą ze wschodu, czyli z Ukrainy i z dalekiego Zachodu, czyli z Ameryki Południowej. Niech oni tam sobie zaśmierdzają środowisko swą produkcją, my będziemy mieli u siebie w Europie czyściutko, byleby tylko sobie nie przypominać, że to wszystko jeden glob, nie ma planety B. Wystarczy tylko wywalić śmierdziuchy poza Europę, przemysł do Chin, rolnictwo na Ukrainę czy do Latynosów, by – u siebie – walczyć z klimatem, choć tak naprawdę walić w powietrze gdzieś tam jeszcze więcej niżby się samemu produkowało. Jak z miłością – czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

I taka będzie rola Ukrainy w poczekalni Unii. Będzie narzędziem do robienia interesów oraz pługiem nowego świata, który przeorze europejską gospodarkę w kierunkach ideologicznych – zaniku klas niepostępowych.

I, uwaga, Polska znowu jest, jak w przypadku promocji członkostwa Ukrainy w NATO, pierwszym szermierzem międzynarodowym obecności Ukrainy w Unii. I znowu wychodzimy na ultrasa, zawziętego bardziej niż inni, podbijającego bezsensownie niemożliwą stawkę. I znowu, jak się nie uda, to Ukraińcy będą mieli pretensje… do nas. Że tak gardłowaliśmy i nic. A może z naszego punktu widzenia obecność Ukrainy w Unii, nawet tyko obiecywana, ale u nas brana na serio, nie jest dla nas korzystna? Że to ona zastąpi nas w dotychczasowej roli montowni Europy? Jak tam z tą rolą było, tak było, ale trochę się na niej podciągnęliśmy. Co prawda marża była realizowana gdzie indziej, ale z odpadków z pańskiego stołu, głównie za pomocą niedopłacanej polskiej pracy, jakoś się tam zaspokajaliśmy. Tylko spowodowało to niewielką samodzielność polskiej gospodarki i kiedy montownia odjedzie na wschód, łącznie z produkcją rolniczą, to z czym zostaniemy? Z salonami kosmetycznymi?

A więc nasze starania o przyjęcie Ukrainy do Unii to jakieś – kolejne – samobójstwo resztek polskiej racji stanu. Jakiś galop w przepaść, bez żadnej refleksji. No, chyba, że realizujemy tu nie własne interesy, tylko międzynarodową ich emanację. Bo pozbycie się Polski jako konkurenta w gospodarce europejskiej to może być niezły interes. Dla Zachodu Polska w nirwanie pułapki średniego dochodu to marzenie, bo inaczej zamiast montowni można byłoby mieć w Europie samodzielnego konkurenta gospodarczego. A na to się kroiło. A teraz, po naszych staraniach, może nie być nawet i montowni. Na Ukrainie będzie taniej, bez kagańca europejskich regulacji, pensje niższe niż w zsocjalizowanej Polsce i pociąg odjedzie – na Wschód.

Dyplomatołki

W III RP dyplomacja nam się chyba najmniej udała. I to nie tylko dlatego, że władze naprzemiennie biorą ekipy sprzeczne co do busoli wyznaczającej kierunek naszej działalności międzynarodowej. Chodzi o to, że przez te 35 lat nie dorobiliśmy się własnej racji stanu. Pewników nienaruszalnych, bez względu na ekipę rządzącą. Listy kilku aksjomatów, które jest w stanie wymienić przedszkolak. Zamiast tego mamy zamęt priorytetów wśród suwerena, co jest emanacją chaosu polityków w tym względzie.

Nie jesteśmy traktowani poważnie, bo zachowujemy się jak klienci i sami podnosimy naszych partnerów do roli patronów. Swą służalczością. O motywach takiej postawy przemilczę, ale jest ona powszechna, zaś w odbiorze społecznym służalczość jest motywowana wciskanymi nam kompleksami, z których leczymy się poklepywaniem po plecach, zamiast realnych efektów.

Tak samo jest i z Ukrainą. Jeżeli przedstawiony powyżej ekstremizm w dwóch naczelnych sprawach – członkostwa Kijowa w NATO i UE – to nasz własny wymysł, to – akurat tu – lepiej nam było trzymać się głównego nurtu, który jest bardziej realistyczny. Swym zaangażowaniem nie zyskujemy nawet w oczach Ukraińców, nasze stosunki się pogarszają, zaś jak się spełnią nasze marzenia o Ukrainie w NATO I UE, to nasze relacje się jeszcze pogorszą, jak przewiduję – już do kompletnej wrogości. Kijów będzie trzymał z silnymi, zaś my okazaliśmy swą słabość, bo pomocy za darmo obdarowany nie docenia tak jak tej, za którą musi zapłacić. Choćby i w przyszłości.

Poprzez swoje położenie geograficzne mieliśmy wszelkie papiery, by się liczyć w Europie.

Zmarnowaliśmy tę szansę od początku, bo może zewnętrznym patronom naszej sceny politycznej wcale nie zależało na to, żeby w tej części Europy wyrósł ktoś, z kim trzeba się liczyć. Bo po co? Lepiej mieć klienta, który ze wszystkim będzie zaglądał w oczy patrona i antycypował wręcz jego działania. Politykę zaś sprowadzi się wewnętrznie jedynie do tego, by tej okropnej podległości nie było widać w sztucznie podnoszonym kurzu wojny polsko-polskiej.

Napisał Jerzy Karwelis

==================

mail:

<<Jest to postawa romantyczna>>

Od kiedy wykonywanie cudzych poleceń jest romantyzmem?

Bogomiłowie i katarzy

Aneks VII. Bogomiłowie i katarzy.1

Andrzej Sarwa

Diabelskie szyfry. Sekwencja dziejów świata. Kod roku 17 

wydałem pod pseudonimem Onufry Seweryn Krzycki

tak więc jeśli ktoś chciałby mieć tę książkę w formie papierowej to jej nie znajdzie pod moim nazwiskiem

a jest ona tutaj:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Diabelskie_szyfry_Sekwencja_dziejow_swiata_Kod_roku_17.html

==========================

Dość powszechnie się uważa, że choć nie bezpośrednimi, to przecież jednak spadkobiercami manichejczyków w Europie byli bogomiłowie i katarzy. Chociaż „klasyczny” manicheizm umarł, to jednak doktryna perskiego proroka Maniego inspirowała wiele osób i była źródłem, z którego czerpano bardzo długo – nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie.

Na przełomie wieków X i XI w cesarstwie wschodniorzymskim druzgocącą klęskę ponieśli paulicjanie – kontynuatorzy dualistycznej myśli Maniego. Wycofali się na Kaukaz, ale pozostawili wiele umysłów zapłodnionych swymi poglądami religijnymi.

Ich spadkobiercy, szukając miejsc spokojniejszych od stołecznego Konstantynopola i greckojęzycznej części imperium, zwrócili swoje zainteresowania w stronę Bułgarów, wśród których rychło rozpoczęli działalność misyjną, odnosząc na tym polu liczące się sukcesy.2 Bułgarski bogomilizm (bogomili – od mili Bogu, bądź od imienia popa Bogomila – po polsku Bogumiła ) to dualistyczna nauka propagowana przez popa Bogomila (Teofila) nauczającego, iż stworzycielem świata widzialnego jest nie Bóg, lecz Szatan. Bogomil nauczał za czasów bułgarskiego cara Piotra (927–969).3 Ruch bogomiłów (bogomilów) obecny był na terenie Bułgarii i Bośni między X i XVI wiekiem. Częstokroć bogomiłów utożsamiano z paulicjanami i katarami.4

Emigrując do Bułgarii, liczyli, że znajdą tam spokój i dość czasu, aby okrzepnąć i zorganizować się na nowo, odbudować hierarchię, a następnie wyruszyć „na podbój świata”. Niestety i tam dosięgli ich ortodoksyjni Grecy. Prawdziwą tragedią dla bogomiłów, bo taką słowiańską nazwę ostatecznie przybrali, było rozszyfrowanie skrywającego się pod zakonnym habitem przywódcy religijnego Bazylego i skazanie go na śmierć w płomieniach (w 1118 roku).

Bazyli jako zwierzchnik bogomiłów rządził nimi prężnie i nadzwyczaj sprawnie. Podniósł poziom oświaty religijnej, stworzył hierarchię duchowną i kierował doskonale zorganizowaną akcją misyjną. Nic dziwnego przeto, iż po jego śmierci, wierni ulegli rozproszeniu. Ale była to tylko porażka chwilowa. Szybko wrócili do równowagi, odbudowując to, co zostało zniszczone, ale działając jeszcze bardziej ostrożnie.5

Bogomiłowie bałkańscy zbyt daleko odeszli od źródła wiary – nauki Maniego, aby zachować jej pierwotną czystość. Toteż nie należy się dziwić, że zapożyczyli już nie tylko nazewnictwo chrześcijańskie, ale przejęli też wiele chrześcijańskich wierzeń. Jednak mimo najszczerszych chęci trudno jest zgodzić się z twierdzeniem, że ich ruch można traktować wyłącznie jako herezję zaistniałą w łonie chrześcijaństwa. Nie pozwalają na to zbyt duże różnice w teologii. Mimo zewnętrznego upodobnienia się do chrystianizmu bogomilizm miał z nim jednak wiele wspólnego.

Dualiści bułgarscy jako pisma natchnione przyjmowali Biblię, ale odpowiednio „oczyszczoną z naleciałości diabelskich”. Odrzucali, zatem Stary Testament z wyjątkiem ksiąg psalmów i prorockich. Przyjmowali Nowy Testament, ale za najdoskonalszą – główny filar ich doktryny – uważali Ewangelię św. Jana Apostoła. Również ich mitologia znacznie różniła się od klasycznej manichejskiej, chociaż główny zarys pozostał niezmieniony.

Wedle informacji zawartych w źródłach katolickich bogomiłowie nauczali, że Bóg Ojciec (nie mylić z Bogiem Ojcem–Jahwe, żydów i chrześcijan, którego uważali za Szatana) zrodził dwóch synów – pierworodnego Satanaela i Logosa (Jezusa Chrystusa). Pierwszy podniósł bunt przeciwko rodzicowi, skaptował na swoją stronę znaczną część aniołów i próbował przechwycić władzę. Za ów nieudany „zamach stanu” został ukarany wypędzeniem z raju, ale nie pozbawiony pierwiastka boskiego swej natury (na co wskazuje EL w jego imieniu, oznaczające Boga). Chociaż utracił dawną pozycję, wcale nie dawał za wygraną, nie ukorzył się ani tym bardziej nie poddawał losowi. Wraz z popierającymi go aniołami zaczął tworzyć świat konkurencyjny względem tego, który powołał do istnienia Bóg Ojciec. Tak więc stworzył nowe niebo i nową ziemię, które wszakże różniły się od swych doskonałych pierwowzorów tym, iż powstały z materii nam znanej. W akcie kreacji swego nowego królestwa, którego był jedynym władcą, zatrzymał się na kwestii człowieka. Otóż był w stanie go ukształtować, ale obdarowanie go życiem przerastało już możliwości Satanaela. Nie chcąc pozostawić swego dzieła niedokończonym, przełamując wewnętrzne opory, zwrócił się do Boga Ojca z propozycją: ten ostatni tchnie życie w istoty przez buntownika uformowane z materii, za co on – jedyny ich władca w nowym świecie – odstąpi Bogu prawo do części z nich, aby dopełnili liczby brakujących w raju aniołów, których po buncie ubyło. Miało to stanowić zapłatę za pomoc.6

Bóg Ojciec zgodził się na taki układ i spełnił prośbę Satanaela. Adam i Ewa, obdarowani iskrą Bożą i przez to zdolni do samodzielnego bytowania w otaczającej ich przestrzeni, stali się dziećmi zarówno Złego, jak i Boga Ojca. Pierwszego, bo obdarował ich ciałem, drugiego, bo dał im ducha. Pierwiastek boski od samego początku wziął górę nad szatańskim, co stało się przyczyną zazdrości i wściekłości Demiurga. Wiedział, że ludzkość wysuwa mu się ze szponów i że w miarę jej duchowego rozwoju coraz bardziej będzie tracił nad nią kontrolę, a wraz z nią i władzę.

Starając się za wszelką cenę znaleźć wyjście z sytuacji, obmyślił i na to sposób. Przybrawszy na siebie postać węża, uwiódł pramatkę Ewę. Tak, więc Ewa stała się pierwszą przyczyną i furtką, przez którą Zło wtargnęło do serc rodzaju ludzkiego. Ze związku z Satanaelelem narodził się Kain – pierwszy morderca w historii człowieka. Później Ewa podjęła współżycie z Adamem i z tego związku przyszedł na świat drugi syn Ewy, a pierwszy Adama – Abel.

Tak oto od samego początku w rodzaju ludzkim znalazły sobie trwałe miejsce obydwa pierwiastki rządzące wszechświatem: Zło, które reprezentował Kain, i Dobro uosobione w Ablu. Z czasem doszło do tak gruntownego wymieszania się ich obu, że w każdym z nas są one równoważne. Naturalnie dla dobra kosmosu i człowieka Zło należy zwalczać, aby w ostatecznym triumfie Dobra wszystko wróciło do właściwego porządku sprzed buntu Satanaela. A więc całe nasze postępowanie trzeba podporządkować temu, co przybliża zwycięstwo Boga Ojca.7

Tego nas uczy gnoza. Ponadto, aby aktywnie, i co najważniejsze – skutecznie, Dobro wspierać, należy prowadzić określony tryb życia. Jest nim rygorystyczne przestrzeganie bogomilskich nakazów moralnych. Czyli całkowicie zrezygnować już nie tylko z przekazywania życia przyszłym pokoleniom (co było uważane za bardzo ciężką zbrodnię), ale ze współżycia seksualnego mężczyzny z kobietą. Posty i umartwienia – oto co należało czynić.

Wróćmy jednak do bogomilskiego mitu przedstawiającego i wyjaśniającego historię stworzenia. Nowy występek Satanaela wzbudził w Bogu Ojcu gniew i pociągnął za sobą karę, którą było pozbawienie buntownika twórczej mocy. Najwyższy wszakże, zawsze dotrzymujący układów, nie pozbawił Złego władzy nad rodzajem ludzkim. Ten ostatni, korzystając z tego, skwapliwie starał się ją wykorzystać w sposób zgoła dla siebie najkorzystniejszy. W tymże celu, udając Boga, pod imieniem Jahwe zwiódł Żydów i obdarzył ich Prawem, które w skondensowanej formie zawarte jest w Dekalogu.8

Litościwy Bóg Ojciec nie zamierzał jednak pozostawić ludzkości samej sobie. Postanowił wskazać jej jedyną drogę ku lepszemu bytowaniu. Rolę owego nauczyciela – drogowskazu przyjął na siebie jego młodszy syn Logos–Archanioł Michał–Jezus Chrystus. Pierwszym etapem walki między potęgami światła i ciemności było przyjście Logosa na ziemię. Dokonał tego w sposób cudowny. Przybrawszy ciało pozorne, wniknął w ciało Maryi przez jej ucho i wyszedł doskonale uformowany, o czym nawet nie miała pojęcia. To, że uznano ją za matkę Jezusa, jest zwykłym nieporozumieniem – ponieważ po spełnieniu się tego aktu znalazła Logosa pod postacią niemowlęcia w grocie betlejemskiej. Zajęła się jego wychowaniem, dlatego uznano, że musi być matką dziecka.

Jezus „dorósłszy”, rozpoczął działalność kaznodziejską, która, jak wiemy z Ewangelii, została zakończona śmiercią na krzyżu. Ponieważ jednak przybywając na Ziemię, używał ciała pozornego, więc nie odczuwał naturalnych potrzeb ludzkich, np. głodu, zmęczenia. Wszystko to udawał jedynie. Również i jego śmierć była pozorna. Oszukał tym Satanaela i po zmartwychwstaniu ten ostatni musiał uznać się za pokonanego. Satanael za karę został pozbawiony boskiego pierwiastka swej natury. Odtąd już nie miał prawa dodawać EL do imienia i z Satanaela stał się Satana – Szatanem. Jezus do czasu ostatecznego zwycięstwa będzie przebywał poza Ojcem (podobnie jak Duch Święty wyemanowany dla wspomożenia wiernych), dopiero potem Najwyższy wchłonie go, roztapiając w sobie.

Jak widać z nauką chrześcijańską bogomiłowie, a także i wywodzący się od nich katarzy,9 nie mieli wiele wspólnego. Prócz tego byli ikonoklastami i zaprzeczali nawet celowości budowania kościołów, twierdząc, że w gmachach ludzką ręką wzniesionych, do Boga modlić się nie tylko nie można, ale nawet nie wypada. Nie uznawali chrześcijańskich sakramentów. Sami znali tylko dwa: chrzest duchowy, polegający na nałożeniu na głowę katechumena otwartej Ewangelii św. Jana i na odmówieniu modlitwy Pańskiej Ojcze nasz…, oraz odpowiednik uczty eucharystycznej (mszy), w której czasie dzielono się chlebem. Ale ani intencja, ani forma wcale nie przypominały chrześcijańskich.

Pomni prześladowań tak manichejczyków, jak i tych, które dotykały ich samych, starali się zachować jak najdalej idącą ostrożność. Dla ocalenia hierarchii duchownej i życia wiernych bogomiłowie udawali chrześcijan. Potrafili tak gruntownie opanować sztukę podwójnego życia, że częstokroć zmyliwszy zarówno władze świeckie, jak i kościelne, uważani byli nie tylko za prawowiernych, ale też za niezwykle świątobliwych i pobożnych. Dlatego niejednokrotnie dochodzili do najwyższych stanowisk w hierarchii Kościoła. Owa umiejętność maskowania się pozwalała na prężny rozwój organizacji, której na Bałkanach zaczynało się robić coraz ciaśniej i zaistniała konieczność wyjścia do innych krajów z Dobrą Nowiną.10

Po wyjściu poza granice Półwyspu Bałkańskiego myśl perskiego proroka Maniego uległa dalszej ewolucji, a system organizacyjny przybrał jeszcze inne kształty. Średniowieczna Europa Zachodnia, a w szczególności południowa Francja i północne Włochy, przyjęły chętnie doktrynę dualistyczną i zaakceptowały etykę manichejską.

Alfonso M. di Nola katarach, spadkobiercach i kontynuatorach wschodniego dualizmu, tak pisze:

Katarzy (…) wyznają doktrynę cechującą się dążeniem do najwyższej, absolutnie czystej ascezy. Pochodzenie herezji jest najprawdopodobniej orientalne, może bałkańskie, z wyraźnymi wpływami bogomilskimi. Katarzy przemieszczali się w stronę północnych Włoch, południowej Francji, Szampanii, jakkolwiek nadal zależeli od ośrodków na Wschodzie. Migracja ta przebiegała między XI i XIII w., dając początek kościołowi o silnych aspiracjach misyjnych, które we Francji znalazły ujście w ruchu albigensów, prowokując zdecydowaną reakcję papiestwa. W herezji katarskiej dualistyczny konflikt staje się głęboki; jego fundamentem jest elementarna teologia kosmicznego i moralnego przeciwieństwa między Dobrem a Złem, możliwego do przezwyciężenia jedynie poprzez najsurowszą ascezę.11

Cathari (których nazwę tradycyjnie wywodzi się od greckiego kataroi – czyści) – katarzy w Oksytanii (obecnie południowa Francja), patarini (czyli patareni) – we Włoszech. Herezja ma kilka nazw. Czy to dlatego, że w 1165 r. heretycy byli skazani na śmierć przez kościelny trybunał miasta Albi, czy też dlatego, że to miasto długi czas pozostawało jednym z najważniejszych heretyckich centrów, nazwa albigensi stała się dla katarów powszechna.12 Dalej będę więc używał zamiennie nazw – katarzy i albigensi.

W stosunku do albigensów używano także innych nazw, określając ich mianem manichejczyków, marcjonitów, czy nawet arian, choć z tymi ostatnimi zarówno w historycznym, jak i w teologicznym sensie nie mają nic wspólnego. I wszystkie te terminy dalekie są od tego, by opisać jedyną i zwartą rzeczywistość, w rzeczywistości bowiem herezja albigensów liczyła mnóstwo różnych sekt, podobnych sobie wedle podstawowych zasad, lecz odróżniających się licznymi szczegółami.13

Nazywanie spadkobierców Maniego katarami, czyli czystymi, miało wskazywać na prawość ich życia oraz surowy i ascetyczny jego tryb. Katarski system religijny dość mocno podkopywał system feudalny, występując zarówno przeciw panom duchownym, jak i świeckim. Nie czynił wszakże tego poprzez zbrojne akcje ludowe, co byłoby nie do pomyślenia, ponieważ kataryzm brzydził się rozlewem krwi (chociaż ten wszakże całkowicie zakazany był tylko duchowieństwu), ale przez rozpowszechnianie swej doktryny.14

Mimo iż katarzy kojarzeni są przede wszystkim z dwoma regionami – południem Francji i północą Italii, to przecież idee swe roznieśli po całym kontynencie. Można ich było spotkać i w Hiszpanii, i w Niemczech, na terenie dzisiejszej Holandii i Belgii, i na Wyspach Brytyjskich. Mimo iż funkcjonuje dość powszechna opinia, jakoby Wyspy Brytyjskie były jedynym regionem w średniowiecznej Europie całkowicie odizolowanym od wpływów bogomilsko–katarskich.

Opinia taka opiera się na informacji Williama z Newbury (Guillemus Novoburgensis) odnoszącej się do roku 1162, w której informuje o przybyciu do Anglii katarskich heretyków z Niemiec, którzy zostali wytraceni w Oxfordzie. Wszakże badania dotyczące bogomilsko–katarskiej penetracji Anglii niezbicie dowiodły, iż ślady kataryzmu na ziemi angielskiej są nie tylko obecne, ale nawet bardzo wyraźne. Między innymi wskazuje na to średniowieczny angielski tekst Harrowing Hell, który powiela rozdział XVIII Ewangelii Nikodema, ulubionej lektury dualistów. Ponadto da się zauważyć bardzo czytelne wpływy katarskie na ruch lollardów, Johna Balla i Johna Wycliffe’a. Ten ostatni głosił nawet, identyczny co i albigensi pogląd, że prawdziwym chlebem (ciałem Pańskim), który należy dzielić między ludzi, jest nie chleb fizyczny, ale chleb duchowy – chleb Słowa Bożego.15 Mimo, iż lollardzi uznawani są za miejscowe brytyjskie zjawisko, to jednak Wielebny Du Cange, żyjący w XIV wieku pisze na ich temat, że są to heretycy przybyli z Niemiec i Niderlandów i dodaje, iż in regni partibus pluribus latitabant Angliae („ukrywają się oni w wielu rejonach królestwa Anglii”). Du Cange daje jeszcze ważniejszą informację, pisząc w 1318 roku: Valdensis haereticus dicitur quoque Lollardus („oni też nazywali lollardów waldensami”), Zarysowane w ten sposób duchowe pokrewieństwo między lollardami i waldensami kieruje naszą uwagę ku korzeniom doktryny waldensów, które tkwią w kataryzmie. Piotr Waldo zaadaptował przecież katarską wizję społeczną i model organizacyjny, choć nie przejął ich skomplikowanej mitologii. Istnieje też niepodważalne pokrewieństwo doktryn lollardów i bogomiłów–katarów, co bez trudu można udowodnić, porównując ich pisma i tradycje.16

Ale wpływy bogomilsko–katarskie sięgały nie tylko tak odległych krajów Zachodu jak Italia, Oksytania, Niemcy czy Anglia, ale zauważyć je można także na terenach Słowiańszczyzny wschodniej i zachodniej. Być może docierały one również i do Polski. Niektórzy przypuszczają, że benedyktyni, żyjący na Świętym Krzyżu, a więc w samym sercu Polski, w Sandomierskiem, w czasach Bolesława Chrobrego skażeni byli herezją bogomilską.17

Istniały także powiązania bardziej skomplikowane.

Badając pisma Johna Wycliffe’a, można zauważyć w nich pewne ślady cyrylo–metodianizmu, które do angielskiego duchownego nie mogły raczej dotrzeć inną drogą, jak za pośrednictwem katarów.18

Katarzy mieli swoją własną organizację kościelną, konkurencyjną względem struktur Kościoła rzymskiego, swoją własną obrzędowość, swoją własną naukę i swoje własne cele. Mimo iż kataryzm powstał na średniowiecznym Zachodzie, to jego korzenie znajdują się na Wschodzie, w bułgarskim bogomilizmie.19

Bogomilska nauka przedostała się na Zachód około pierwszej połowy XII stulecia, prawdopodobnie drogą przez Dalmację. Kataryzm najpierw pojawił się na południu Francji i na północy Italii, w późniejszym zaś czasie rozszerzył się na Niemcy, Flandrię, Katalonię, dotarł do Bretanii, a niektórzy uważają także, iż mógł on dotrzeć także i do Czech, (a nawet dalej na północ – w Krakowskie i Sandomierskie20). Największy rozwój kataryzmu obserwujemy w Italii i Oksytanii. Na tych terenach, głównie jednak w Oksytanii, kataryzm cieszył się największą popularnością wśród patrycjatu miejskiego. W ostatniej ćwierci wieku XII i na początku XIII stulecia, nadeszła doba największego rozkwitu kataryzmu okcytańskiego, zaraz potem zaś italskiego.21

Nauka katarska nigdy nie stanowiła jednolitego, zdogmatyzowanego systemu teologicznego. Opierała się ona na tekstach biblijnych kanonicznych i apokryficznych. Katarów charakteryzował silny antyklerykalizm w stosunku do duchowieństwa katolickiego, odrzucali też oni sakramenty Kościoła rzymskiego, śpiew kościelny, kult relikwii, obrazów, krzyża. Wierzyli, że tylko oni stanowią prawdziwy Kościół Chrystusa, natomiast Kościół rzymski pozostaje we władaniu diabła.22

Religia katarów–albigensów opierała się na ścisłym dualizmie: Świat jest teatrem wojny między duchowym pierwiastkiem Dobra i materialnym pierwiastkiem Zła. Aby zwyciężyło Dobro, Światłość, trzeba zerwać z materialnym światem Zła, Mroku, z bogiem – uzurpatorem, początkiem wszelkiego zła, nazwanym Rex Mundi – „Królem Świata”.

Trzeba być biednym, niewinnym i czystym, głosili katarscy kaznodzieje – Doskonali. Aby przemóc nieczystą materię, trzeba zrezygnować z wszelkiej idei „władzy”, a przyjąć tylko ideę Miłości. Tylko wówczas dusza może osiągnąć zbawienie i doskonałość; inaczej zaś, przez całą serię wcieleń, będzie wędrować aż do czasu, gdy osiągnie doskonałą czystość.23

Katarzy przeciwstawiali sobie słowa: Roma – Amor. Wyjaśniając: Ecclesia (Kościół) Roma (Rzym) – jest czymś przeciwstawnym, pierwiastkowi Amor (Miłości) [RO–MA – AM–OR, czyli RZYM – MIŁOŚĆ], którą wyobraża sobą Jezus, dlatego więc Ecclesia Roma jest Kościołem Szatana, Kościołem, który pogrążył się w herezji. Wszystko, co się na nim opiera, jest zgubne, a jego sakramenty nie mają żadnej wartości, bo przecież woda używana do chrztu, czy chleb i wino używane do Eucharystii zrobione są z nieczystej materii.24

Odrzucając naukę i organizację katolicką, katarzy nawiązywali do dawnej, klasycznej organizacji i hierarchii manichejskiej, z tym że używali nazewnictwa chrześcijańskiego. Tak, więc wiernych dzielono na doskonałych, wierzących i początkujących. Kler dzielił się na biskupów, ich pomocników i diakonów. Utrzymywano też dość ścisłą łączność z bogomiłami bułgarskimi, nawet jeden z ich papieży – Bartłomiej, przybywszy do Prowansji (około 1233 roku), rezydował tam do końca swych dni. Bogomilski papież Niketas w roku 1167 zwołał do Saint Felix–de–Caramon koło Tuluzy synod katarów, na którym dokonano podziału Kościoła czystych, na diecezje.25 Około trzydziestu procent okcytańskich Doskonałych, wywodziło się z langwedockiej arystokracji.26

Albigensi odcinali się od oficjalnego Kościoła, nazywając go „złym Kościołem rzymskim”. Przyrównywali go do niewiasty babilońskiej pijanej krwią świętych, o której mówi Apokalipsa św. Jana. Odmawiali też Kościołowi władzy świeckiej. Samych siebie natomiast uważali za Kościół Boży, który został posłany między rzymskie wilki. Uważali się za prawdziwych chrześcijan, strażników Chrystusowej Dobrej Nowiny, prześladowanych i posyłanych na śmierć.27

Wytworzyli sobie własne, niezależne struktury organizacyjne. Najpóźniej od pierwszej połowy XII wieku na czele poszczególnych katarskich społeczności stał biskup, mający za pomocników – „starszego syna” (filius maior) i „młodszego syna” (filius minor), oraz diakona. Po śmierci biskupa „starszy syn” automatycznie stawał się jego następcą, a na biskupa wyświęcał go „syn młodszy”. Ten ostatni – również automatycznie – zajmował miejsce „starszego syna”, a następnie zgromadzenie kościelne na jego miejsce wybierało nowego „młodszego syna”. Papieża ani jakiejś innej zwierzchności mającej centralną władzę i autorytet, katarzy (w przeciwieństwie do bogomiłów) nigdy nie posiadali.

Na terenie Italii kataryzm rozwinął się i umocnił głównie w Lombardii, a w mniejszym stopniu w Toskanii. Można mówić o trzech italskich diecezjach katarskich (Albanenses (albanickiej), Concorezzenses (konkorecjańskiej), Bagnolenses (baniolneńskiej) konkurujących między sobą na polu teologii.

Poziom intelektualny katarów italskich był bardzo wysoki, a teologowie katarscy wiedli ze sobą ostre spory. Najbardziej znanym był spór teologiczny pomiędzy Dezyderiuszem, który był filius maior w diecezji Concorezzo, a scholastycznym filozofem Janem de Lugia, piastującym urząd filius maior Kościoła albanitów. W sporze tym Desiderius popadł w herezję (w stosunku do wiary katarskiej oczywiście), głosząc, iż Jezus narodził się w rzeczywistym ludzkim ciele. Jan z Lugio był natomiast propagatorem bardzo radykalnego dualizmu.

Umiarkowani dualiści uważali, że Szatan był stworzony przez dobrego Boga, ale upadł i zwrócił się ku złu. Dualiści radykalni natomiast twierdzili, że pierwiastek zła, jest tak samo odwieczny, jak i pierwiastek dobra. Ten drugi pogląd wyznawał i uzasadniał w swym dziele Liber de duobus principiis katarski filozof scholastyczny Jan z Lugio, i chociaż nie był filozofem tego formatu co św. Albert Wielki, czy św. Tomasz z Akwinu, to w swoich czasach uważany był za jednego z większych myślicieli.

Poza tym kataryzm italski mocno osłabiały również i spory wewnętrzne innego rodzaju. Pojawiały się one na płaszczyźnie organizacyjnej, co powodowało, iż był on jeszcze bardziej niejednorodny niż kataryzm okcytański.28

Z czasem, gdy Hohenstaufowie, niemiecki ród książęcy ze Szwabii, utracili swe pozycje na Półwyspie Apenińskim, na terenie Italii nasiliły się prześladowania „czystych”. Kościół katarski upadł, ostatni zaś jego wyznawcy ostatecznie wtopili się w środowisko waldensów, żyjących w oddalonych alpejskich dolinach.29

Jeszcze bardziej tragicznie potoczyły się dzieje katarów okcytańskich, ale o tym niżej.

Organizacja kataryzmu opierała się na doskonałych, czyli „dobrych ludziach”, którzy żyli „w świecie”, nie zaś w odosobnieniu. Doskonałymi (Perfecti) mogli być zarówno mężczyźni, jak i kobiety, i chociaż te ostatnie mogły sprawować funkcje kierownicze we wspólnotach, to jednak nie wolno im było piastować urzędu biskupa, czy diakona. „Dobrzy ludzie” zarabiali na własne utrzymanie, zwykle zajmując się jakimś rzemiosłem, np. tkactwem, kaletnictwem, czy koszykarstwem, a swe wyroby sprzedawali na targach. Dopiero gdy nasiliły się prześladowania katarów, zmuszeni byli – żyjąc w ukryciu – korzystać z darów, jakich dostarczali im zwykli wierzący.30

Tych, którzy przyjęli chrzest duchowy, tzw. consolamentum, nazywano Perfecti – „doskonałymi” – „dobrymi ludźmi”, „dobrymi chrześcijanami”, którzy przez całe życie musieli przestrzegać licznych nakazów, zakazów i ograniczeń. Między innymi zobowiązani byli wieść żywot ewangeliczny, nie mogli spożywać mięsa, z wyjątkiem ryb i raków, nie wolno im było zabijać żywych istot, kłamać, kraść, współżyć seksualnie, przysięgać. Wobec zwykłych wiernych nie stawiano aż tak wielkich wymagań – mogli zatem płodzić potomstwo, jeść mięso, zabijać zwierzęta i nie obowiązywały ich aż tak srogie posty, jak doskonałych.31

Katarzy nie budowali kościołów. Dlatego spotykali się w domach Doskonałych (mężczyzn bądź kobiet). Praktykowali rytualny posiłek połączony z łamaniem chleba i jego rozdzielaniem między obecnych. Jak już wspomniałem, katarzy obrzęd ów uważali za zwyczajną pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, odmawiając spożywanemu chlebowi jakiegokolwiek związku z Ciałem Jezusa. Słowa Chrystusa zachęcające, by spożywać chleb jako Jego ciało rozumieli nie literalnie, ale przenośnie, uważając, że mowa tu o chlebie nauczania, które ma być rozdzielane między ludźmi, a nie o rzeczywistym ciele.32

Najważniejszą i najuroczystszą modlitwą dla katara była Modlitwa Pańska – Ojcze nasz, której wszakże zwykli wierzący nie odmawiali, żyjąc bowiem w grzechach, nie śmieli nazywać Boga ojcem. Prawo do odmawiania tej modlitwy zyskiwali wierzący w specjalnym obrzędzie, zwanym traditio orationis.33

Z punktu widzenia ducha, grzesznicy są synami Diabła (dlatego też zwykli „wierzący” nie mogli mówić „Ojcze” i zwracać się do Boga, jako do swojego Ojca). Chrystus mówi im: „Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według pożądliwości ojca waszego”.34

Najważniejszym obrzędem był chrzest duchowy, najczęściej określany mianem consolamentum. Podczas obrzędu consolamentum na adepta zstępował Duch Święty Pocieszyciel, czyli Paraklet (Paraklétos), w tym momencie wszelkie grzechy zostawały odpuszczone i adept stawał się chrześcijaninem, czyli Doskonałym – „dobrym człowiekiem”.

Jeżeli komuś, po przyjęciu consolamentum, zdarzyło się popaść w grzech śmiertelny, ratunkiem dla niego było ponowne przyjęcie tego sakramentu (słowa sakrament używam tutaj umownie, a nie w znaczeniu katolickim). Lecz było to obwarowane licznymi trudnościami i zależało od decyzji innych Doskonałych, którzy mogli uznać, bądź nie uznać, że upadły zasługuje na to, by dostąpić ponownego pocieszenia. Co do lekkich grzechów, to Doskonali wyznawali je w publicznej spowiedzi, w obrzędzie zwanym apparellamentum, i uzyskiwali ich odpuszczenie.35

Jednocześnie jednak, analiza rytuałów katarskich oraz pism polemistów katolickich pozwala stwierdzić, że chrzest duchowy Jezusa Chrystusa, nazywany także consolamentum, pozwalał adeptom herezji katarskiej dostąpić zbawienia już w życiu doczesnym.36

Składowymi obrzędu duchowego chrztu (consolamentum) było: kazanie na temat prawa Kościoła Bożego, ślub czystego życia w zgodzie z nakazami ewangelicznymi, wkładanie rąk (określenie liturgiczne) na głowę adepta, czytanie Ojcze nasz, oraz prologu Ewangelii św. Jana. Sakrament kończył pocałunek pokoju udzielany adeptowi.37

Praktykę consolamentum katarzy przejęli od bogomiłów. Najstarszy przekaz dotyczący tego obrzędu pochodzi z XI wieku, niektórzy badacze wszakże uważają, że sakrament ten praktykowano już w wieku X.38

Prócz wcześniej opisanego obrzędu, był jeszcze obrzęd consolamentum umierających. Przyjmowali go ludzie znajdujący się w zagrożeniu życia, a chcący sobie zapewnić zbawienie. Jeśli taka osoba nie umarła a wyzdrowiała, sakrament jakby „tracił moc”, a Doskonali byli zobowiązani do modlitw w intencji przyjęcia przez taką osobę właściwego consolamentum.39

Zwykli członkowie społeczności katarskiej, czyli wierzący, mogli żyć, jak chcieli, wierząc, że do zbawienia wystarczy im, przyjęcie consolamentum przed śmiercią.40

Przygotowanie do odkupienia działo się u nich [albigensów] przez Consolamentum (pocieszenie), t.j. ceremonie polegającą na wkładaniu rąk, przez którą zarazem posuwano wyznawców z klasy niższej do wyższej. Ci ostatni żyli w praktykach najsurowszego ascetyzmu, gdy prości wierzący używali wielkiej swobody i mogli się puszczać na wszelki nierząd, byle tylko złożyli solenne przyrzeczenie (Convenensa), że później dozwolą się wprowadzić do klassy wyższej, co niekiedy odkładano aż do śmierci. Poświęceni poddawali się tak zwanemu endura, t.j. nieprzyjmowali żadnego lekarstwa, ani pokarmu, aby najprędzej, jak mówili, i jak można najlepiej zakończyć i zabezpieczyć się od powrotu do grzechu. Fanatyzm swój tak daleko posuwali, że rodzice poddawali dzieci swe endurze, dzieci rodziców, by przyśpieszyć im dobry koniec.41

Całkiem możliwe, że albigensi praktykowali coś w rodzaju kontroli liczby urodzeń i praktykowali aborcję; niektórzy inkwizytorzy oskarżali także Doskonałych o uprawianie „nienaturalnych praktyk seksualnych”, pod pretekstem, że chodzili głosić zawsze po dwóch.42

Katarzy, tak jak i bogomiłowie, byli dualistami. Wierzyli, że materialny świat został stworzony przez dobrego anioła, Lucyfera, czy też Satanaela, który zgrzeszywszy pychą, stał się złą istotą i przeciwstawił sie Bogu. Stworzył widzialny świat, a dwóch aniołów nakłonił do tego, by weszli w ludzkie ciała, które wpierw ulepił z błota, z gliny. Z owych dwojga narodziły się dalsze ludzkie istoty.43

Katarzy, podobnie jak ich duchowi pobratymcy na Wschodzie, hołdowali oczywiście dualizmowi, kładąc go jako podwalinę swojej kosmogonii i teologii. Od bogomiłów wszakże byli bardziej konsekwentni, przypisując Złu i tę samą (co do jakości) inteligencję, i jednaką moc stwórczą co Dobru. Według Katarów Zło nie pojawiło się we wszechświecie na skutek buntu Satanaela, ale jest równie odwieczne jak Dobro.44

Radykalny katarski dualizm, głosił, iż Zło jest tak samo odwieczne, jak Dobro i równoważne mu pod każdym względem. Pierwiastek zła nie pojawił się w chwili buntu, czy sprzeciwu przeciw pierwiastkowi dobra, ale egzystuje od wieczności. Natomiast Szatan jest tylko jego sługą.45

W kontekście tego nieco inaczej wyobrażali sobie powstanie świata i człowieka. Przeprowadzili ostrą granicę między materią i duchem, twierdząc, że ta pierwsza jest w sposób bezwzględny poddana Szatanowi, natomiast pierwiastek duchowy z samej swej natury podlega Bogu.

Uwikłanie ducha w materię nastąpiło w wyniku pokusy ze strony Odwiecznego Zła, które zwiodło część duchów niebieskich, które na skutek owych podszeptów przyjęły na siebie materialne kształty, zapoczątkowując tym samym walkę obydwu pierwiastków w naszym ludzkim wymiarze. Od owego momentu człowiek jest wewnętrznie rozdarty: jego materialna część skłania się ku złu, duchowa zaś usiłuje powrócić do poprzedniego stanu świętości w niebie.

To właśnie owa wewnętrzna walka człowieka jest powodem tylu rozlicznych jego bied, lecz uczynki ciała nie obciążają moralnego rachunku ducha, który jakoby instynktownie pożąda światłości i do niej dąży, ciemności zaś się lęka i nią się brzydzi.46

Człowiek stworzony przez Szatana może osiągnąć zbawienie wyłącznie za pośrednictwem osobistego poznania – gnozy (gnosis), która sprzyja jego prawidłowej relacji z Bogiem, bez żadnego ludzkiego pośrednika, i bez jakiejkolwiek idei wiary. Dlatego to albigensi odrzucali hierarchię i wszystkie dogmaty Kościoła katolickiego. W oczach tego ostatniego natomiast najciemniejszym punktem herezji katarskiej był stosunek do Chrystusa. Albigensi głosili bowiem, iż niewątpliwie zgodził się On wejść w ten zmysłowy, nieczysty świat, aby wskazać duszom drogę do światłości, lecz tylko zewnętrznie przypominał człowieka. W rzeczywistości jednak Jego ciało było pozorne, niby podlegające prawom ziemskim, w faktycznie jednak nie miały one do niego żadnego zastosowania.47

W powrocie do raju może okazać się pomocna samodyscyplina i praktykowanie ascezy, ale największej i prawdziwej pomocy można oczekiwać wyłącznie ze strony Chrystusa. Ten ostatni – Syn Boży – przyjąwszy na siebie pozorne ciało i przeszedłszy przez ucho Maryi, pojawił się w materialnym świecie, aby wskazać ludziom drogę do Ojca. Zresztą różnie o Jezusie różne grupy katarów uczyły: może to nie był Syn Boży, lecz pierwszy z aniołów lub Paweł z Tarsu? Nie to jednak jest ważne. Najistotniejsze, że droga została wytyczona.

Jezus nie mógł być zatem ani Bogiem, ani nawet Synem Bożym, w najlepszym wypadku był Jego obrazem, najdoskonalszym z aniołów, lub prorokiem. Ponieważ jednak występował przeciw Szatanowi, ów doprowadził do Jego ukrzyżowania. I z tego powodu krzyż, jako narzędzie męki, nie powinien był być przedmiotem kultu, a ponadto jeszcze – Chrystus nie mając materialnego ciała, a ciało pozorne, nie mógł cierpieć i umrzeć na tym krzyżu.48

Co się tyczy kwestii duszy, to niektórzy katarzy uważali, że dusze wchodzące w ludzkie ciała, są zawsze nowe i pochodzą z nieba. Inni natomiast wierzyli w reinkarnację, głosząc, że dusze po śmierci przechodzą z ciała do ciała, a dzieje się tak do czasu aż dusza się całkowicie oczyści.49 Co zaś do zagadnień eschatologicznych, to:

Wobec braku tekstów, przedstawiających jasno i wyraźnie poglądy eschatologiczne katarów, trudno jest powiedzieć, jaki los przewidziany był dla Diabła w końcu czasów. Jest tu wiele sprzeczności. Świat jest wieczny, a jednak będzie miał swój kres. Diabeł jest niezniszczalny, a jednak będzie unicestwiony. Zobaczymy dalej, że sprzeczności te są raczej pozorne niż rzeczywiste. Jakkolwiek by to było, pewne jest, że dwa zachowane traktaty katarskie przewidują porażkę Szatana, zniszczenie materialnego świata i zastąpienie go nową Ziemią, sprowadzenie złej zasady do quasi–niebytu (to znaczy do jej prawdziwej natury) i uchylenie posiadanej przez nią niszczycielskiej i zabójczej mocy.50

Rozwój katarskiej organizacji kościelnej zdawał się być niczym niezakłócony. Wiernych przybywało z dnia na dzień, tak iż w końcu katolicy zostali w Oksytanii zepchnięci na margines życia społecznego – była ich zaledwie garstka. Zrozumiałe, że taki stan rzeczy musiał wzbudzić nie tylko zaniepokojenie, ale również reakcję katolików i zmusić ich do rozpoczęcia akcji przeciwko katarom. Nie było to wszakże łatwe, kataryzm bowiem krzewił się nie tylko wśród niższych klas społecznych, ale był czynnie popierany i wyznawany przez panów feudalnych. Ci ostatni, dysponując wojskiem, niezbyt się obawiali kroków podejmowanych przez Kościół.

Do walki z katarami powołano Zakon Kaznodziejski, inaczej zwany dominikańskim. Dominikanów obdarzano też mianem psów Pańskich od łacińskiego Domini canes (ale nie tylko z powodu nazwy zakonu dominikanów – dominicanes – Domini canes, ale także ze względu na legendę opowiadająca o tym, że matka św. Dominika przed jego urodzeniem miała sen, jakoby wydała na świat szczenię trzymające w pysku płonącą świecę, lub pochodnię, która rozjaśniała cały świat). Powołano też inkwizycję papieską, bo wcześniej istniała tylko inkwizycja biskupia.

Twórca Zakonu Kaznodziejskiego, św. Dominik Guzman, Hiszpan z pochodzenia, całym sercem i całym życiem zaangażował się w zwalczanie herezji katarskiej. Przyjmując nieco odmienny styl walki od innych katolickich duchownych – starał się bowiem nawracać katarów przykładem własnego życia, praktykowaniem ubóstwa, na wzór katarskich Doskonałych i kazaniami, jakie wygłaszał podczas swych licznych wędrówek. Nie na wiele to jednak się zdało i liczba nawróconych przez Dominika i jego towarzyszy katarów – wbrew katolickim opisom hagiograficznym – była bardziej niż znikoma.

Dlatego do wyplenienia kataryzmu posłużono się metodą ostateczną – wojnami krzyżowymi, które z trudem, ale w końcu doprowadziły do „wyrwania herezji z korzeniem”.

Powołanie tych dwu instytucji pokazuje, jak wielkim zjawiskiem cywilizacyjnym był ruch katarski, i że aby mu się przeciwstawić, użyto tak nadzwyczajnych środków. I zaznaczyć należy, że instytucje owe nie tylko posłużyły doraźnemu celowi, ale miały też wpływ na czasy późniejsze, nie tylko na społeczeństwo średniowieczne, ale również na historię nowożytną.

Nakazy synodów lokalnych (Reims, 1148; Tours, 1163) i soboru laterańskiego (1179) zabraniające jakiejkolwiek wspólnoty z katarami i wzywające władzę świecką do rozprawy z nimi, były puszczane mimo uszu. Ponieważ w Gaskonii, Prowansji i Lombardii rozpoczął się zwycięski marsz katarów w kierunku południa Włoch, północnej Francji, Hiszpanii, Anglii i Niemiec, katolicy doszli do wniosku, że czas najwyższy zastosować środek najdrastyczniejszy – krucjatę. Pierwsza krucjata została zwołana jeszcze przy końcu XII wieku, ale odniosła tylko pozorne zwycięstwo. Po odejściu wojsk krzyżowych wrócił dawny stan rzeczy.

W kontekście tego, co zostało powiedziane wyżej, można zrozumieć postępowanie późniejszych wypraw krzyżowych, w pierwszych latach wieku XIII, kiedy to po zdobyciu miasta bądź twierdzy opanowanej przez katarów zabijano wszystkich – bez wyjątku – którzy tam przebywali.51

Owe wojny krzyżowe przyniosły poważne zahamowanie rozwoju kataryzmu, ale nie jego unicestwienie. Chociaż na synodzie w Awinionie (w 1209 roku) optymistycznie uznano, że „herezję wyrwano z korzeniem”, w niedługi czas potem katarzy znów dali znać o sobie, a król Francji Ludwik VIII wypowiedział im nową wojnę (w 1226 roku), w której znowu przelano morze krwi.52

Należy wspomnieć, że ważnym punktem w historii kataryzmu jest życie, obrona i upadek Montségur, zdobytego przez krzyżowców w roku 1244.

Gdy w roku 1209 papież Innocenty III ogłosił wyprawę krzyżową przeciw albigensom, a król Filip II August wyruszył z pięćdziesięciotysięczną armią do boju, zaczął się okres ćwierćwiecza zaciętych walk z langwedockimi heretykami. Przez okres dwudziestu pięciu lat wojen albigeńskich na tronie Francji zasiadali trzej królowie, zaś na Stolicy Piotrowej dwaj papieże. Na koniec, po wielu latach zaciętych bojów, krzyżowcy złamali opór katarów. Do pełnego zwycięstwa brakowało tylko jednego: zdobycia ostatniego bastionu herezji, twierdzy położonej na wysokiej górze – Montségur.53

Z początkiem roku 1243 armia krzyżowców obległa twierdzę, która górując nad okolicą, wznosząc się na 1200 metrów nad poziom morza, zdawała się być niemożliwa do zdobycia. Montségur opierała się przez rok. Na koniec, gdy upadła ostatnia nadzieja na zmianę sytuacji, a jakikolwiek opór był daremny, zaczęto rokowania na temat poddania twierdzy.54

W marcu, roku 1244, obrońcy skapitulowali, przyjmując warunki, mówiące, że Doskonali zostaną spaleni, żołnierze zaś ocalą życie, jeżeli wyrzekną się herezji i przyjmą wiarę katolicką. Dnia 16 marca 1244 Montségur wydano w ręce katolików.55

Po kapitulacji śmierć poniosło 215 Doskonałych (inne źródła podają, że było ich 220), a także i niektórzy rycerze, którzy wcześniej zgodzi się przyjąć katolicyzm. Istnieje legenda, mówiąca, że już po porzuceniu przez owych rycerzy kataryzmu jeden z mnichów zażądał, aby na potwierdzenie szczerości intencji zarżnęli psa, wszakże nikt nie zdecydował się splamić duszy śmiertelnym grzechem i nie zabił niewinnego zwierzęcia. Więc ich powieszono.56

Stara tradycja głosi, że w noc przed poddaniem Montségur, po stromych górskich ścianach uciekło czterech Doskonałych. Zachowały się ich imiona: Hogo, Emoel, Eccard i Clame. Mieli oni uratować to co najcenniejsze – wiarę, tradycję i możność przekazywania consolamentum następnym pokoleniom.57 Dość powszechnie sądzi się jednak, iż wynieśli z obleganej twierdzy jakieś nieprzebrane i tajemnicze skarby, pośród których miał się rzekomo znajdować również legendarny święty Graal.58

Mimo iż zdawało się, że to już ostateczny i nieodwołalny koniec kataryzmu, to jednak w pierwszych latach wieku XIV doszło do ożywienia kataryzmu okcytańskiego dzięki kaznodziejskim wysiłkom dwóch braci, Pierre’a i Guilhem’a Authié pochodzących z miasta Ax, którzy w końcu XIII stulecia udali się do Italii i z rąk tamtejszych Perfecti przyjęli consolamentum. Pierre i jego syn Jacques w roku 1299 wrócili do Langwedocji, aby tam prowadzić działalność kaznodziejską. Wkrótce zgromadzili obok siebie dalszych „dobrych ludzi” i wspólnie z nimi rozpoczęli beznadziejną walkę przeciw Inkwizycji. Walkę tę – jak nietrudno się domyślić – przegrali, i zostali spaleni na stosie w roku 1309. Ostatni katarski Doskonały z Oksytanii, którego imię dochowało się do naszych czasów, Guilhem Bélibaste, został skazany na stos w roku 1321. Razem z nim Kościół katarski na południu Francji ostatecznie umarł.59

Stephen O’Shea napisał o nim:

Bélibaste był, być może, najbardziej szczególnym doskonałym w historii katarów. Morderca i rozpustnik (w młodości, jeszcze przed przyjęciem consolamentum zabił człowieka, a już jako Doskonały żył w konkubinacie z własną gospodynią (i miał z nią syna – przyp. A.S.), okazał się jednak łagodnym pasterzem dla swej niewielkiej grupy zwolenników – wierzących i, kiedy przyszedł czas, wykazał się taką samą odwagą, jak jego znacznie bardziej wartościowi poprzednicy. To grzesznik, a nie święty, pożegnał największą herezję średniowiecza.60

Ustawiczne wojny, które katolicy wydawali katarom, sprawiły że nauka Maniego przestała być na Zachodzie wyznawana, chociaż nieliczni jej epigoni przetrwali jeszcze długo w ukryciu i głębokiej konspiracji. Jako ciekawostkę podam fakt, iż dziś, na początku XXI wieku, kataryzm znów się odradza i wyznawców religii czystych można spotkać w jego ojczyźnie – Francji. Ale nie tylko tam. Kościoły neognostyckie działają także i w innych krajach Europy i Ameryki.

============================

1Dualistyczne denominacje heterodoksyjne.

2A. J. Sarwa, Herezjarchowie…; „Dualistyczna herezja” Bogomiłów, [w:] „Pentagram”, Nr 36, Wrocław 1999, s. 8–11.

3D. Zbíral, Kataři [w:] Internet – http://mujweb.cz/www/david.zbiral [dostęp: 4 września 2009 r.].

4A. M. di Nola, Diabeł, przeł. I. Kania, Kraków [2001], s. 73.

5A. J. Sarwa, Herezjarchowie…, s. 17.

6Tamże, s. 18.

7Tamże, s. 19.

8Tamże, s. 20.

9M. Dobkowski, Katarzy – chrześcijanie, czy manichejczycy?, [w:] OBLICZA GNOZY, Kraków 2000, s. 75–84.

10A. J. Sarwa, Herezjarchowie…, s. 21.

11A. M. di Nola, Diabeł…, s. 75.

12Великая ересь катаров [w:] Летопис, [w:] Internet – http://legends.by.ru/library/grail – 2.htm [dostęp: 4 września 2009 r.]; por także: J. Ptaśnik, Kultura Wieków Średnich. Życie religijne i społeczne, Warszawa 1959; s. 371 – 386; H. Rousseau, Bóg zła, Warszawa 1988, s. 77 – 86.

13Великая ересь катаров…; J. Brosse, Wielcy mistrzowie duchowi świata. Leksykon, przeł. I. Kania, Wydawnictwo Opus, Łódź 1995, s. 116.

14D. Zbíral, Kataři…; J. Kracik, Święty Kościół grzesznych ludzi, Kraków 1998, s. 29–57.

15JOHN WYCLIFFE, THE DUALISTS AND THE CYRILLO – METHODIAN VERSION OF THE NEW TESTAMENT, [w:] Etudes balkaniques, 2001, No1, [w:] Internet – http://www.geocities.com/bogomil1bg/wycliffe.html [dostęp: 4 września 2009 r.].

16G. Vasilev, BOGOMILS AND LOLLARDS. DUALISTIC MOTIVES IN ENGLAND DU – RING THE MIDDLE AGES, [w:] ACADEMIE BULGARE DES SCIENCES. INSTITUT D’ETUDES BALKANIQUES. ETUDES BALKANIQUES, N° 1, 1993, [w:] Internet – http://www.geocities.com/bogomil1bg/Bgml_Lllrd.html [dostęp: 4 września 2009 r.].

17F. Kmietowicz, Kiedy Kraków był trzecim Rzymem, Białystok 1994, s. 55 i n.

18JOHN WYCLIFFE…

19D. Zbíral, Kataři…

20Przyp. red.

21Tamże.

22Tamże.

23Великая ересь катаров

24Tamże.

25A. J. Sarwa, Herezjarchowie…, s. 24.

26Великая ересь катаров

27D. Zbíral, Kataři

28D. Zbíral, Kataři…

29Tamże.

30Tamże.

31Tamże.

32Tamże.

33Traditio, immersion in the parfait community, from the Lyons Ritual, [w:] Cathar Lithurgy – From the Lyons Ritual – (Gnostic), [w:] Internet – http://fam – faerch.dk/pseudigrapher/gnostic/traditio.htm [dostęp: 14 września 2010 r.].

34R. Nelli, Katarskie odczytanie Ewangelii według świętego Jana, przeł. K. Środa [w:] Internet – www.gnosis.art.pl/numery/gn09_nelli_katarskie_odczytanie_Jana.htm [dostęp: 4 września 2009 r.].

35D. Zbíral, Kataři…

36M.Dobkowski, Czy consolamentum…

37D. Zbíral, Kataři…

38Tamże.

39Tamże; M. Monikowski, Sakrament Zbawienia w Kościele Gnostyckim, [w:] Magazyn Teologiczny Semper Reformanda [w:] Internet – http://www.magazyn.ekumenizm.pl/article.php?story=20040120135136561&mode=print [dostęp: 4 września 2009 r.].

40Katari [w:] ENCYKLOPÉDIA DEJEPISU, [w:] Internet – http://www.spsh.sk/encyklopedia/kriziaci.htm [dostęp: 4 września 2009 r.].

41Encyklopedja Kościelna…, t. I, Warszawa 1873, s. 118.

42Великая ересь катаров

43D. Zbíral, Kataři

44A. J. Sarwa, Herezjarchowie…, s. 23.

45D. Zbíral, Kataři…

46The Apparelhamentum, general confession lithurgy from the Lyons Ritual, [w:] Cathar Lithurgy (From the Lyons Ritual) [w:] Internet – http://fam – faerch.dk/pseudigrapher/gnostic/appa.htm [dostęp: 4 września 2009 r.].

47Великая ересь катаров…

48Tamże.

49D. Zbíral, Kataři

50R. Nelli, Katarskie odczytanie…

51A. J. Sarwa, Herezjarchowie…, s. 25.

52M. Czeremski, Zagłada katarów, [w:] OBLICZA GNOZY, Kraków 2000, s. 85 – 96.

53P. Zandl, Katharská hereze, křížová válka a pád MontSéguru [w:] Internet – http://www.inext.cz/astrologician/Montse1.htm [dostęp: 4 września 2009 r.].

54Tamże.

55Tamże.

56P. Zandl, Katharská hereze…

57Tamże.

58K. Pokorný, Katarské pevnosti a jejich pád, [w:] Militaria, Tematícký server z oboru vojenstvi, [w:] Internet – http://www.militaria.cz/ [dostęp: 4 września 2009 r.].

59D. Zbíral, Kataři…

60S. O’Shea, Herezja doskonała. Światoburczne życie oraz zagłada katarów, przeł. H. Szczerkowska, Poznań [2002], s. 202.

Trzy bestie, trzy wieże – z prof Mirosławem Dakowskim rozmawia dr Krajski

Już kiedyś było umieszczone, ale dla przypomnienia…

Trump: Zlikwidujemy bezsensowne zielone szwindle.

Trump kontra von der Leyen. „Zlikwidujemy zielone szwindle!” [VIDEO]

20.07.2024 nczastrump-zlikwidujemy-zielone-szwindle

Donald Trump na konwencji Republikanów. Foto: PAP/EPA
Donald Trump na konwencji Republikanów. Foto: PAP/EPA

Podczas swojego przemówienia podczas republikańskiej konwencji wyborczej w stanie Milwaukee Donald Trump zapowiedział, że jego wybór na  Prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie oznaczało całkowity odwrót od obecnej tzw. „polityki klimatycznej” w tym kraju.

Trump zapowiedział, że funduszu przeznaczone do tej pory na prowadzenie polityki klimatycznej zostaną przekierowane na ważne projekty infrastrukturalne.

– Przekierujemy fundusze na ważne projekty, takie jak drogi, mosty, tamy. Nie pozwolimy wydać ich na bezsensowne zielone szwindle. Pierwszego dnia prezydentury zniosę regulacje wymuszające kwoty pojazdów elektrycznych i uratuję amerykański przemysł motoryzacyjny – mówił w swoim przemówieniu kandydat Republikanów.

Rozjazd? “Przekierujemy fundusze na ważne projekty, takie jak drogi, mosty, tamy. Nie pozwolimy wydać ich na bezsensowne zielone szwindle. Pierwszego dnia prezydentury zniosę regulacje wymuszające kwoty pojazdów elektrycznych i uratuję przemysł motoryzacyjny.”

Tymczasem w Unii Europejskiej po raz drugi przewodniczącą Komisji Europejskiej została Ursula von der Leyen, która zapowiedział całkowicie odwrotny kierunek. Zamierza ona zaostrzyć politykę klimatyczną i ograniczyć emisję CO2 o 90 proc. do 20230 roku, czyli chce zarżnąć całkowicie europejski przemysł.

W Europie na dobre rozgości się bieda i brak perspektyw, a w USA rozwój i dobrobyt.

Niedziela: Białystok, Poznań, Zamość – Msze święte i pokutne Marsze Różańcowe za Ojczyznę

21.07.2024 Białystok, Poznań, Zamość – Msze święte i pokutne Marsze Różańcowe za Ojczyznę

17/07/2024przez antyk2013

Na Różańcu świętym będziemy się modlić wraz z Maryja Królową Polski o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu.

BIAŁYSTOK – O godz. 13.30 wyruszymy sprzed Katedry (ul. Kościelna 2), przejdziemy Rynkiem Kościuszki, ul. Lipową do Bazyliki Mniejszej p. w. św. Rocha.

POZNAŃ – początek o godz. 12.30 Msza Święta za Ojczyznę w Sanktuarium Bożego Ciała przy ul. Krakowskiej. Po Mszy Świętej Pokutny Marsz Różańcowy poprowadzi Ojciec Jerzy Garda. Zakończenie u Ojców Franciszkanów w Sanktuarium Matki Boskiej w Cudy Wielmożnej na Wzgórzu Przemysła.

=================================

ZAMOŚĆ –  o godz. 15.00 Koronka do Miłosierdzia Bożego, po modlitwie wyruszy spod kościoła św. Katarzyny Pokutny Marsz Różańcowy.

Msza Święta za Ojczyznę w Kościele Rektoralnym Świętej Katarzyny, ul. Kolegiacka 3 o godz. 17.00

Kościół św. Katarzyny, pl. Jaroszewicza Jana, Zamość - zdjęcia
Share

Kategorie Białystok, Msze św. za Ojczyznę, Pokuta, Pokutne Marsze Różańcowe, Poznań, Zamość Tagi Białstok, Jasnogórskie Śluby Narodu, Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, modlitwa za Ojczyznę, Msza Święta za Ojczyznę, Pokuta, Pokutny Marsz Różańcowy, Poznań, różaniec za Ojczyznę, Zamość

Spożywanie wegańskich burgerów. Ryzyko zawału i udaru mózgu wzrastało o 15 procent.

Spożywanie wegańskich burgerów jest obarczone ryzykiem? Na to wygląda

Anna Troska 18-07-2024, farmer/spozywanie-weganskich-burgerow-jest-obarczone-ryzykiemZdaniem naukowców jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest wysoka zawartość w tego typu żywności różnego rodzaju polepszaczy i konserwantów z solą, tłuszczami i cukrem włącznie, fot. Shutterstock

Zdaniem naukowców jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest wysoka zawartość w tego typu żywności różnego rodzaju polepszaczy i konserwantów z solą, tłuszczami i cukrem włącznie,

Na łamach prestiżowego Lancet Regional Health pojawił się artykuł wskazujący, że wśród osób codziennie konsumujących wegańskie zamienniki mięsa ryzyko zablokowania naczyń krwionośnych serca wzrastało o 7 procent, a ryzyko zgonu aż o 15 procent.

Przeciwnicy spożywania mięsa starają się przekonać społeczeństwo, że produkty roślinne imitujące mięso są jego zamiennikami, choć pod kątem składników odżywczych produkty te w żaden sposób nie przystają do tego określenia. Ponadto produkty roślinne przedstawiane są często jako zdrowsze i korzystniejsze dla planety, choć głosiciele tych tez niekoniecznie chcą dzielić się argumentami na ich potwierdzenie.

Jak podaje Związek Polskie Mięso, sprawdzeniem teorii dotyczącej korzyści zdrowotnych płynących ze spożycia produktów imitujących mięso zajęli się naukowcy, którzy opublikowali wyniki swoich badań na łamach prestiżowego Lancet Regional Health.

Roślinne zamienniki mięsa to żywność wysokoprzetworzona

Badania przeprowadzono na grupie 118 tysięcy mieszkańców Wysp Brytyjskich w wieku 40-69 lat. Naukowcy z Uniwersytetu Sao Paulo, Imperial College i Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem przeanalizowali dokładnie diety badanych oraz zgromadzone przez lata ich życia wyniki szpitalnych i lekarskich kartotek oraz rejestry zgonów.

Samą żywność – zarówno mięso, jak i wyroby zbożowe, roślinne i słodycze podzielono na dwie kategorie: 1 – ultraprzetworzone i 2 – proste. Następnie wszystkie dane poddano szczegółowym analizom, które pozwoliły na połączenie chorób sercowo-naczyniowych i udarów mózgu z rodzajem spożywanej żywności.

„Okazało się, że w grupie osób spożywających żywność ultraprzetworzoną, do której zaliczono m.in. wegańskie burgery, takież kiełbaski i wegańskie ciasta oraz chipsy, ryzyko zawału i udaru mózgu wzrastało o 15 procent” – zaznacza ZPM.

Zdaniem naukowców jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest wysoka zawartość w tego typu żywności różnego rodzaju polepszaczy i konserwantów z solą, tłuszczami i cukrem włącznie.

Analogi nabiału i mięsa jednak nie są takie dobre

Tak dla owoców i warzyw, ale świeżych

„Co ciekawe, wśród osób codziennie konsumujących wegańskie zamienniki mięsa ryzyko zablokowania naczyń krwionośnych serca wzrastało o 7 procent, a ryzyko zgonu aż o 15 procent – w przeciwieństwie do konsumpcji świeżych owoców i warzyw, które redukowały ryzyko chorób sercowo naczyniowych o około 7 procent” – wskazuje ZPM.

Wygląda na to, że protesty branży mięsnej przeciwko wprowadzaniu w błąd konsumentów przez producentów roślinnych „zamienników” mięsa ma głębsze uzasadnienie, niż wydawało się do tej pory.

„Oczywiście jesteśmy zwolennikami zróżnicowanej diety, w której obok wysokojakościowego mięsa zawsze znajdzie się miejsce na zdrowe warzywa i owoce, do czego wszystkich namawiamy” – podkreśla Związek.