3000 euro miesięcznie. Ukraina stawia na zagraniczne mięso armatnie. Gł. z Kolumbii, Chile i Brazylii.

Ukraina stawia na zagranicznych ochotników. Zobacz, skąd przybywa ich najwięcej

03.11.2025 tysol/ukraina-stawia-na-zagranicznych-ochotnikow

W obliczu coraz większych braków kadrowych na froncie z Rosją Ukraina łagodzi zasady przyjmowania zagranicznych ochotników. Najwięcej rekrutów przybywa z krajów Ameryki Południowej. Jak podaje dziennik „Die Welt”, przytaczany przez dw.com, niektóre kompanie tworzone są już niemal wyłącznie przez Kolumbijczyków, Chilijczyków czy Brazylijczyków. Wielu z nich nie ma doświadczenia wojskowego, ale ich rola staje się kluczowa dla Kijowa. [sic !! ?? md]

[Oficerowie, „doradcy”, „eksperci” – od początku – z Europy, gł. zachodniej md]

Wojsko ukraińskie na froncie Ukraina stawia na zagranicznych ochotników. Zobacz, skąd przybywa ich najwięcej

Latynoscy rekruci w ukraińskiej piechocie

Dziennikarze „Die Welt” opisują tajny ośrodek szkolenia, w którym armia Ukrainy przygotowuje obcokrajowców do walki na froncie.

• Wśród nich jest nawet 2 tysiące Kolumbijczyków.
• Dołączają także ochotnicy z Chile i Brazylii.

Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji w lutym 2022 r. prezydent Wołodymyr Zełenski otwarcie wezwał cudzoziemców do wsparcia obrony Ukrainy. Według szacunków ukraińskiego portalu Hromadske, około 8 tys. zagranicznych ochotników zasiliło dotąd siły lądowe – 40 proc. z nich ma pochodzić z Ameryki Południowej.

Wojna dronów, ale front zdobywają ludzie

Choć Ukraina rozwija ofensywne technologie – zwłaszcza drony – to utrzymanie linii obrony nadal zależy od piechoty.
Dlatego większość nowych rekrutów z Ameryki Południowej trafia właśnie do takich oddziałów.

Armia zmaga się z brakiem żołnierzy:

• Mobilizowani są głównie mężczyźni powyżej 25. roku życia.
• Program premiowy dla 18–24-latków przynosi ograniczone efekty.

W efekcie złagodzono kryteria rekrutacji – dziś przyjmowani są także ci bez wojskowego doświadczenia.

Motywacje: pieniądze i przyszłość po wojnie

Dla wielu zagranicznych ochotników walka to szansa na społeczny awans i bezpieczeństwo rodziny.
Zagraniczny żołnierz może liczyć na ok. 3000 euro miesięcznie, czyli więcej, niż wynoszą zarobki w wojsku m.in. Kolumbii.

Mafia ukraińska idzie na całość. Oto, jak Rinat Achmetow dobrał się do Sardynii…

Oto, jak Rinat Achmetow dobrał się do Sardynii…

Data: 2 novembre 2025 Author: Uczta Baltazara

babylonianempire/oto-jak-rinat-achmetow-dobral-sie-do-sardynii

Od ponad roku, wykorzystując kompleksową sekwencję działań oraz sieć finansowanych przez siebie firm-słupów, najbogatszy człowiek Ukrainy plądruje wyspę przejmując ziemię i zabijając pasące się na niej krowy; wszystko po to, by przekształcić ją w gigantyczną fabrykę i magazyn elektryczności.

Ukraińska mafia (takiego właśnie określenia używają zarówno dziennikarze informujący o sprawie jak i mieszkańcy Sardynii) masowo wykupuje wszelkie grunty rolne, pastwiska i lasy na Sardynii.

W lipcu 2025 roku (a wcześniej w czerwcu i lipcu 2024 roku), u wybrzeży wysp Elby i Sardynii, pojawił się superjacht Rinata Achmetowa, Luminance –  za który ukraiński oligarcha zapłacił w Niemczech pół miliarda euro; wzbudził niemałą sensację, tak ze względu na swą wielkość jak i wyposażenie.

…………….

Zbudowany przez słynną niemiecką stocznię Lürssen – mistrzów stylu i innowacji w dziedzinie żeglugi – jacht Luminance ma 138,8 metra długości i 21 metrów szerokości; jego pojemność brutto wynosi 9900 GT, a zanurzenie 5,2 metra. Zaprojektowany przez firmę Espen Øino International, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, oraz Zurretti Interior Design, w kwestii wnętrz, jest jednym z dwudziestu największych jachtów na świecie. Jego wartość?Szacowana jest na około 500 – 600 milionów dolarów, przy rocznych kosztach eksploatacji sięgających 50 milionów.

Przypomnijmy tu, że kapitał własny Achmetova szacowany jest na przekraczający 6 miliardów dolarów. Napędzany potężnymi silnikami MTU osiąga prędkość 20 węzłów i może pomieścić do 24 gości w 12 luksusowych apartamentach oraz 40-osobową załogę. Wyposażony w dwa lądowiska dla helikopterów, baseny, kino, centrum odnowy biologicznej oraz garaż dla łodzi motorowych, jest prawdziwą „pływającą willą” zaprojektowaną dla członków globalnej elity. https://www.superyachtfan.com/yacht/project-luminance/ https://www.boatinternational.com/yachts/the-superyacht-directory/luminance–102491 https://en.wikipedia.org/wiki/Rinat_Akhmetov

…………….

Operacje prowadzone przez Ukraińca we Włoszech:

Jakiś czas temu, we współpracy z włoskim przedsiębiorcą Gianpietro Benedettim, właścicielem grupy przedsiębiorstw hutniczych Danieli, Achmetow zainwestował 2,3 mld euro w projekt produkcji tzw. ekologicznej stali w Toskanii, angażując w tenże interes swoją ukraińską firmę Metinvest.

Dziś, koncentruje się na Sardynii, gdzie inicjuje serię projektów dotyczących instalacji tzw. ekologicznych technologii energetycznych.

Od listopada 2024, Akhmetov nabył około 400 hektarów ziemi (99 działek) na północy Sardynii (tereny od Chiaramonti do Ploaghe), na stałe lub w dzierżawie z prawem do zabudowy na najbliższe 20-40 lat. Transakcje przeprowadzone przez zostały przez spółkę-słupa o nazwie Erulagreensolar Srl założoną w Mediolanie w grudniu 2024 – posiadającą kapitał założycielski o wysokości zaledwie 10 000 euro, bez pracowników i z zerowym obrotem (tak wynika z danych Izby Handlowej i źródeł otwartych. Dodatkowe potwierdzenia „zerowego obrotu w 2023 r.” wynikają z ostatniego sprawozdania finansowego za 2023 r. https://www.ufficiocamerale.it/4517/erulagreensolar-srl?srsltid=AfmBOop2pwjKYS7UQFWjcgMM_H1D6fcpVRSkO5OGrrxGAe6-jSriyLk8& https://www.informazione-aziende.it/Azienda_ERULAGREENSOLAR-SRL) której właścicielem jest niejaki Yurij Obodovski, przedsiębiorca z – mocno podkreślaną przez Włochów – kryminalną przeszłością; Obodowski był osobą podpisującą kontrakty.

Achmetov dokonuje zakupów także za pośrednictwem swojej spółki DRI/DTEK https://en.wikipedia.org/wiki/DTEK (100% własność SCM – holdingu Achmetova o nazwie System Capital Management (SCM) https://www.scm.com.ua/en/about) https://en.wikipedia.org/wiki/SCM_Holdings.

Obecnie, Ukrainiec uzyskał prawo do realizacji pięciu projektów energetycznych na terytorium Sardynii:

Chiaramonti-Ploaghe (w pobliżu sławnej Bazyliki di Saccargia – zabytkowego kościoła romańskiego z XI w.; w wielu przypadkach projekty uniemożliwią działalności archeologów) (264,7 megawatów), https://va.mite.gov.it/it-IT/Oggetti/Info/11463

Macomer „4” (42 megawaty),

Macomer „5” (52 megawaty),

Sindia „2” (30 megawatów),

Sindia „4” (42 megawaty) https://dri-energy.com/en/italy/.

……………..

O szczegółach zakupu poinformowała witryna spółki Achmetowa:

16 grudzień 2024: «DRI (DTEK Renewables International (DRI z sidzibą w Holandii), tj. europejskie ramię ukraińskiej spółki DTEK https://en.wikipedia.org/wiki/DTEKhttps://dtek.com/en/about/ (właścicielem firmy jest SCM Holdings Achmetova) zajmujące się energią odnawialną, zrobiło ważny krok w kierunku przejęcia portfela czterech projektów energii słonecznej na Sardynii we Włoszech od hiszpańskiego dewelopera Enerland. Obydwie firmy doszły do pierwszego porozumienia w sprawie przejęcia, które ostatecznie da DRI pełną własność czterech projektów agrowoltaicznych o łącznej mocy zainstalowanej 166 MWp (razem Project Nox), zlokalizowanych w prowincji Nuoro na Sardynii (UB: czyli tam, gdzie później zidentyfikowany zostanie pierwszy przypadek bydlęcego LSD we Włoszech – o czym poniżej)». https://dri-energy.com/en/dri-and-enerland-reach-first-close-on-166mwp-portfolio-of-four-solar-power-plants-in-sardinia/

………………

Mauro Pili – burmistrz miasta Iglesias w latach 1993-99, prezydent regionu Sardynii w latach 1999, 2001-03, poseł do parlamentu włoskiego w latach 2006-18, dziennikarz zawodowy, obecnie redaktor naczelny gazety L’Unione Sarda – pilnie śledzący i dokumentujący każdy ruch Achmetova na Sardynii – komentuje:

«Włochy płacą Zełenskiemu i Ukrainie ogromne sumy pieniędzy na zakup broni, a ukraiński oligarcha, powiązany z państwowym systemem gospodarczym, przyjeżdża na Sardynię, aby kupować grunty i nabywać projekty energetyczne i spekulacyjne».

Achmetov ma być również jednym z głównych sponsorów Atlantic Councilwpływowego międzynarodowego think tanku posiadającego głębokie powiązania z sektorem zbrojeniowym. Według Mauro Pili, ta ostatnia rola plasuje go w gronie największych sponsorów przemysłu zbrojeniowego, który jest finansowany również ze środków publicznych, między innymi przez Włochy.

Inny były gubernator Sardynii, Christian Solinas publicznie określił działania Achmetova na Sardynii jako «ingerencję oligarchów Zełenskiego».

Zainteresowanie Ukraińca ziemią na Sardynii skłoniło lokalnych dziennikarzy śledczych do pogłębienia dochodzeń; udało im się odkryć wiele “ciekawych” elementów operacji.

Na video zamieszczonym poniżej, niezależny włoski dziennikarz Franco Fracassi zbiera wszystko w całość i stwierdza, że do podboju sardyńskich terytoriów, Achmetow mógł posłużyć się «zaskakującymi środkami».

Przypomina, że były właściciel Azowstalu, od 2014 r. zwolennik reżimu w Kijowie, zezwolił na umieszczenie w podziemiach zakładu nie tylko częściowo finansowanego przez siebie batalionu „Azow”, ale także bazy NATO Pit-404 (24 km, 7 pięter), która w przeszłości zatrudniała do 3000 pracowników.

W ramach owej struktury NATO znajdowało się również amerykańskie laboratorium biologiczne, formalnie należące do firmy Metabiota (działające pod kierownictwem Huntera Bidena), jedno z najważniejszych wojskowych laboratoriów biologicznych na Ukrainie, zajmujące się opracowywaniem rozmaitych wirusów.

Dziennikarz, przypominając także wczesną przestępczą fazę działalności Rinata Achmetowa, podejrzewa, że jego znajomość z Hunterem oraz powiązania z amerykańskimi laboratoriami biologicznymi pozwoliły mu użyć na Sardynii wirusa-chimery (opracowanego w roku 2016 w amerykańskim laboratorium w Bułgarii) powodującego chorobę guzowatej skóry bydła – Lumpy Skin Disease (LSD).

Fracassi mówi, że czynnikiem przenoszącym wspomnianego wirusa może być wyłącznie genetycznie zmodyfikowany komar pochodzący z “fabryk” Billa Gatesa; zauważa, że jedna z “fabryk” zmodyfikowanych genetycznie komarów pracuje od kilku lat we włoskim Terni https://www.pologgb.com/laboratorio-di-genetica-e-ecologia/. Przypomina również, że amerykańskie laboratoria działające na Ukrainie zostały rozparcelowane do innych krajów, w tym do Włoch.

Oto, jak dziennikarz nakreśla «harmonogram» operacji zrealizowanej przez Achmetova na Sardynii:

13 czerwca 2025, Achmetov, na pokładzie swego jachtu, pojawia się u wybrzeży Sardynii.

Jego ludzie, od 2 miesięcy – z pokładów dwóch helikopterów będących na wyposażeniu jachtu – eksplorują wnętrze wyspy; ich zadaniem jest wyszukanie terenów, na których – po ich zakupie – Achmetov zamierza zbudować gigantyczne farmy wiatrakowe, fotowoltaiczne oraz równie ogromne magazyny energii. W trakcie misji rozpoznawczych, fagasy orientują się szybko, że zielone przestrzenie Sardynii zajęte są w duże mierze przez hodowane (i pasące się) tam bydło.

VIDEO: Helikopter startujący z jachtu Achmetowa: https://www.facebook.com/mauro.pilibis/videos/-elicottero-ucraino-viaggi-segreti-in-sintesi1-questo-elicottero-posizionato-a-b/4060142567539510/

VIDEO: Na Ukrainie wojna, a Achmetow dyskotekuje się na swym jachcie u wybrzeży Sardynii: https://www.facebook.com/mauro.pilibis/videos/-in-ucraina-sono-in-guerra-al-molo-ichnusa-festa-grande-a-cagliari-loligarca-che/1324245259114056/

VIDEO: Operacja zrealizowana – Achmetow odpływa o świcie: https://www.facebook.com/mauro.pilibis/videos/-missione-compiuta-partenza-allalba-luminance-il-mega-yacht-da-600-milioni-di-do/1242941494192092/

Zaledwie tydzień później, tj. 21 czerwca 2025, zostaje oficjalnie zidentyfikowany pierwszy przypadek LSD we Włoszech i to nie gdzie indziej, ale na fermie bydła na Sardynii, w gminie Orani(prowincja Nuoro), czyli tam, gdzie w grudniu 2024, Achmetov poczynił «zakupy»; przypadek zostaje potwierdzony diagnostycznie przez krajowe laboratorium referencyjne w Teramo (ściśle współpracujące z biolaboratoriami amerykańskimi). https://www.unionesarda.it/news-sardegna/confermato-il-primo-caso-di-dermatite-nodulare-contagiosa-allarme-negli-allevamenti-bovini-del-nuorese-crh9y8h2 https://www.rainews.it/tgr/sardegna/articoli/2025/06/primo-caso-di-dermatite-virale-contagiosa-confermato-in-sardegna-59c12e6d-a755-44c8-b1de-eb30e078976a.html

Zaczyna się więc wybijanie nie tylko nielicznych chorych zwierząt, ale także masowe wybijanie tych, które są całkowicie zdrowe. Pod groźbą ciężkich kar wprowadzony zostaje również obowiązek szczepienia stad.

Co więcej, 28 sierpnia 2025 Mauro Pili informuje, że w prowincji Sassari ma powstać gigantyczny magazyn energiicentrala elektrochemiczna – «potwór» o łącznej mocy 536 megawatów zbudowany z baterii litowych, zaprojektowany przez tajemniczą brytyjską firmę.

Spółka ELEMENTS GREEN LIMITED z siedzibą w Londynie ma zamiar umieścić tam aż 655 modułów baterii kontenerowych, co będzie stanowić największy kompleks litowy, jaki kiedykolwiek stworzono we Włoszech, a według aktualnych danych może być on największym w Europie. Plany te budzą ogromny niepokój wśród lokalnej ludności ze względu na łatwość eksplodowania tego rodzaju magazynów oraz wysoką toksyczność tego skutków.

Wspomniany projekt został przedstawiony poufnie we włoskim Ministerstwie Środowiska przez kobietę o nazwisku NECHITA ECATERINA, urodzoną w VASLUI w RUMUNII, byłą pracownicę rumuńskiej spółki ATCom SCM należącej do grupy SCM Akhmetova (Fracassi określa ją jako opiekunkę ludzi starszych). (Procedury VIA (Valutazione di Impatto Ambientale – Ocena Wpływu na Środowisko) we Włoszech są często poufne w początkowej fazie, a pełna dokumentacja jest dostępna jedynie po zatwierdzeniu lub w ramach konsultacji publicznych) . Fracassi twierdzi ponadto, że spółka ELEMENTS GREEN LIMITED finansowana jest przez UMGI Achmetova.

………..

Świeżutko założona – i bez jakichkolwiek istotnych szczegółów – witryna spółki Elements Green lansuje pewną Ecaterinę: https://www.elementsgreen.com/people  https://www.elementsgreen.com/caty

………..

Kolejną spółką, finansowaną wspólnie z włoską firmą Danieli za pośrednictwem UMG Investments należącej do Achmetowa, ma być Tyrrhenian Link. Spółka ta wkracza na wyspę z projektem ułożenia kabla HVDC między Sardynią a Sycylią w celu ustanowienia połączeń elektrycznych między obiema wyspami. Na ten projekt, który budzi znaczne obawy wśród lokalnej ludności, przeznaczono środki europejskie w wysokości 500 mln euro w ramach planu REPowerEU Komisji Europejskiej. https://x.com/periucs/status/1968077004928168176

VIDEO: Na Sardynii, mafia ukraińska idzie na całość

***

Sabotaże paneli fotowoltaicznych i turbin wiatrowych na Sardynii (szybki przegląd informacji mainstreamowych na ten temat):

Na Sardynii w ostatnich latach narasta opór wobec masowych inwestycji w farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. Protesty, podsycane obawami przed “energetycznym kolonializmem” przerodziły się w akty wandalizmu i sabotowania instalacji.

W 2024 roku, władze regionu Sardynii wprowadziły 18-miesięczne moratorium na nowe projekty, zaś w roku 2025, nową ustawę ograniczającą instalacje na 99% terytorium, co jednak nie powstrzymało napięć.

Oto chronologiczny przegląd kluczowych aktów wandalizmu, oparty na doniesieniach medialnych i relacjach z miejsca. Sabotaże często mają charakter nocny, z użyciem ognia lub narzędzi mechanicznych, i są motywowane ochroną środowiska oraz sprzeciwem wobec “inwazji” paneli i turbin.

DataTyp instalacjiLokalizacjaOpis incydentuSkutki i reakcje
Sierpień 2024Turbina wiatrowaOkolice Mamoiada (prowincja Nuoro, centrum wyspy)Nieznani sprawcy odkręcili śruby mocujące podstawę turbiny stojącej przy drodze. Odkryto to przed zawaleniem konstrukcji, co mogło spowodować wypadek.Brak obrażeń, ale blisko katastrofy. Właściciel firmy konserwującej instalację, Edoardo Melis, zgłosił sprawę na policję. Legambiente (lokalna organizacja ekologiczna) nazwała to “próba zastraszenia polityków” w kontekście sporów o lokalizacje.
Sierpień 2024Bazy turbin wiatrowychVillacidro (południe Sardynii)Podpalono osłony plastikowe na fundamentach trzech turbin w budowie (projekt firmy Vestas). Sprawcy oblali je benzyną i podpalili nocą.Uszkodzone elementy, opóźnienia w budowie. To drugi incydent w ciągu dni; prokuratura w Cagliari wszczęła śledztwo. Protestujący z komitetów obywatelskich (np. “Pratobello 24”) zebrali ponad 10 tys. podpisów pod petycją o blokadę projektów.
9 września 2024Panele fotowoltaiczne (ok. 2000 szt.)Tuili (południe Sardynii)Podpalono stosy paneli gotowych do montażu w parku fotowoltaicznym firmy Greenvolt Power. Użyto kanistrów z benzyną; pożar szybko się rozprzestrzenił.Całkowite zniszczenie paneli. To trzeci atak w ciągu tygodni; władze potwierdziły charakter umyślny. Komitety protestacyjne zaprzeczyły udziałowi, ale napięcia rosły po blokadach portowych w Oristano.
9 września 2025Panele fotowoltaiczne (ok. 5000 szt.)Viddalba (prowincja Sassari, północ Sardynii)Dwóch mężczyzn wysiadło z samochodu i podpaliło magazynowane panele w budowanym parku energetycznym firmy Avru srl (projekt dla społeczności energetycznej). Kamery uchwyciły sprawców.Zniszczono panele i wózek widłowy; straż pożarna walczyła z ogniem kilka godzin. Stowarzyszenie Saper i Fimser nazwały to “aktem przemocy przeciw OZE”. To rocznica ataku w Tuili; śledztwo trwa.

Kontekst i konsekwencje

  • Skala problemu: Do Terna (włoski operator sieci) wpłynęło ponad 800 wniosków o podłączenie farm wiatrowych i fotowoltaicznych o mocy przekraczającej 50 GW – 10 razy więcej niż potrzeba wyspy. Projekty obejmują tysiące turbin (wysokości 200-300 m) i panele na hektarach ziemi rolnej, co budzi obawy o utratę 100 tys. ha upraw i degradację krajobrazu (np. blisko nuraghów czy plaż Costa Smeralda).
  • Protesty i polityka: Takie ruchy jak “No eolico” czy “Sardegna per il No” zebrały setki tysięcy podpisów pod referendum blokującym instalacje. W 2025 r. powstała specjalna komisja regionalna ds. OZE. Sabotaże eskalują w wyniku dezinformacji medialnej (np. oskarżenia o “kolonializm energetyczny”) dokonywanej przez lokalne gazety takie  jak L’Unione Sarda. Władze apelują o pokojowe protesty, ale napięcia trwają.

……………….

Prawda jest jednak alarmująca i bynajmniej nie jest dezinformacją: „Atak wiatraków i paneli na terytorium Sardynii dotyczy 209 gmin spośród 377”. Stanowi to 55% ogółu. „To ogromna liczba, nie do przyjęcia” – mówi Piero Atzori, autor raportu, emerytowany profesor nauk ścisłych i chemii, rzecznik technicznej grupy Comitadu pro sa Nurra, która ma 2100 członków na Facebooku.

„Nadszedł czas, aby burmistrzowie i obywatele wspólnie podjęli walkę ze spekulacją energetyczną. Na lądzie i na morzu” – brzmi apel. Z kolei przedstawiciele władz lokalnych nigdy nie przestali czuć się jak na froncie: „O losie terytoriów powinny decydować społeczności lokalne, a nie ministerstwa i radni. Podkreślamy, że odnawialne źródła energii są dopuszczalne wyłącznie dla użycia własnego wyspy”.

………..

Informacja odnośnie wybijania bydła na Sardynii z 28 października 2025: Włoska Rada Stanu (najwyższy sąd administracyjny w odniesieniu do włoskiej administracji publicznej)  akceptuje odwołanie hodowczyni z Sardynii i wstrzymuje ubój zdrowych zwierząt, ponieważ jak czytamy w orzeczeniu: „nie służy to już więcej celom zapobiegawczym”.  https://www.unionesarda.it/news-sardegna/nuoro-provincia/dermatite-il-consiglio-di-stato-ferma-labbattimento-dei-capi-sani-w18kdd74

INFO: https://www.vietatoparlare.it/sardegna-tra-energia-e-geopolitica-lombra-lunga-degli-oligarchi-ucraini-parte-1/

https://www.dcnews.it/2025/08/02/noi-paghiamo-lui-si-compra-mezza-sardegna-lex-governatore-della-sardegna-prove-alla-mano-inchioda-zelensky-ecco-cosa-stanno-facendo-i-suoi-galoppini-in-questi-giorni-nella-nostra-isola/embed/#?secret=EZff9fawXK#?secret=8HuGbTzG3W

https://www.laveritarendeliberi.it/sardegna-laboratorio-del-futuro-virus-oligarchi-e-colonizzazione-green/embed/#?secret=HF6O4Gh4T3#?secret=VYzQRFx6wK

https://ilmanifesto.it/tre-episodi-in-15-giorni-rinnovabili-sotto-attacco-in-sardegna

https://www.e-gazette.it/sezione/energia/incendiano-svitano-bulloni-turbina-no-eolico-sardegna-sempre-piu-matti-pericoloso

https://www.qualenergia.it/articoli/sardegna-incendiati-5000-pannelli-fotovoltaici

Sardegna, attacco incendiario contro il parco fotovoltaico: 5mila pannelli distrutti

https://www.lindipendente.online/2025/09/10/sardegna-attacco-incendiario-contro-il-parco-fotovoltaico-5mila-pannelli-distrutti/embed/#?secret=Z7k4bvoCbn#?secret=KrMY8ObROs

https://leautonomie.it/incendio-ha-colpito-parco-fotovoltaico-in-costruzione-a-viddalba-qualenergia/embed/#?secret=DYLdPzrlnQ#?secret=BWuE1qSp2A

https://ecquologia.com/dalla-sardegna-al-mugello-sono-nate-le-brigate-fossili/embed/#?secret=ceD6FjanJO#?secret=aOBaChUA7V

https://lavialibera.it/it-schede-2347-rinnovabili_sardegna_ad_alta_tensione_scontro

https://www.unionesarda.it/news-sardegna/nuoro-provincia/dermatite-il-consiglio-di-stato-ferma-labbattimento-dei-capi-sani-w18kdd74

……………

Materiały z Sieci związane z tematem:

Klanowe struktury Ukrainy: analiza powiązań między kluczowymi grupami ukraińskiej oligarchii a rodzinami i instytucjami europejskimi i amerykańskimi – https://www.researchgate.net/publication/377442969_Clans_of_Ukraine_Analyzing_Links_Between_Key_Groups_of_the_Ukrainian_Oligarchy_and_European_and_US_Families_and_Institutions

Kim jest Yurij Obodowski?: https://antikor.info/en/articles/754070-urohenets_ukrainy_biznesmen_jurij_obodovskij_rabotaet_na_rossijskie_opg_po_obhodu_sanktsij_i_finansirovaniju_armii_okkupantov https://inview.org.uk/news/181489-billionc_from_russia_through_ukraine_how_yuriy_obodovsky_continues_to_bypass_sanctions_and_funnel_money

Myślenie wewnątrz Rosji: „Operacja Oszołomienie”. Dugin.

Myślenie wewnątrz Rosji: „Operacja Oszołomienie”

https://politcor.ru/2025/10/20/eskalatsiya-aleksandra-dugina-na-radio-sputnik-20-10-2025/?ysclid=mhfvf69kdm174270969

Rosyjski filozof i pisarz Aleksander Dugin ostrzega, że tylko kampania szoku i podziwu może zmiażdżyć arogancję Zachodu i przywrócić właściwe znaczenie Rosji.

Wywiad z Aleksandrem Duginem w programie Sputnik TV Escalation.

Prezenter:

Chciałbym zacząć od naprawdę ważnego tematu, którego znaczenie wszyscy rozumieją. Wczoraj Władimir Władimirowicz ogłosił udane testy pocisku Burewestnik – nowego pocisku zdolnego do okrążania planety przez miesiące, potencjalnie niepokojąc Zachód i każdy inny kraj. Zachodnie media, takie jak New York Times, nazwały ten pocisk „latającym Czarnobylem”, twierdząc, że zdestabilizował sytuację i skomplikował kontrolę zbrojeń. Reakcja Zachodu była bardzo silna. Jestem ciekawy: Jak ten pocisk wpłynie na równowagę sił? Jakie korzyści oferuje nam na tym etapie?

Aleksander Dugin:

Po pierwsze, muszę przyznać, że nie jestem ekspertem w dziedzinie rozprzestrzeniania broni i waham się, czy sprawiać wrażenie amatorstwa w tej dziedzinie. Jestem socjologiem, który bada geopolitykę i psychologię polityczną, więc przeanalizuję temat z tych perspektyw, być może z odrobiną filozofii.

Wydaje mi się, że Trump, pod wpływem neokonserwatystów, stworzył błędne postrzeganie pozycji Rosji w konflikcie na Ukrainie, naszych możliwości, interesów, wartości i tego, co jesteśmy, a czego nie jesteśmy gotowi zrobić. Nie możemy znaleźć wspólnej płaszczyzny z Trumpem, który jest przekonany, że presja, groźby lub podniesienie głosu są wystarczające, aby zakończyć konflikt na Ukrainie. Musi on porzucić to przekonanie i zmienić swój sposób myślenia. Trudno to osiągnąć samymi słowami. W Anchorage odbyły się negocjacje, spotkania między naszym prezydentem a Trumpem. Jest impulsywnym człowiekiem, który żyje chwilą, jest zły i agresywny, ale szanuje siłę i zdecydowane reakcje. Rozumiemy, że wypróbowaliśmy różne podejścia do komunikowania się z nim, ale on odmawia przyjęcia „miękkiego” podejścia. Postrzega każdy rodzaj uprzejmości jako oznakę słabości.

Kiedy mówimy: „Jesteśmy otwarci na dialog”, on myśli, że jesteśmy bezsilni, by kontynuować wojnę. Kiedy proponujemy kompromis, on odpowiada: „Tylko na naszych warunkach: zawieszenie broni, wtedy to rozwiążemy”. Zasadniczo błędem jest postrzeganie Rosji, głównej potęgi nuklearnej, militarnej i gospodarczej, jako podległej, jak protektorat, taki jak Europa, Ukraina czy Izrael. Rozpoznaliśmy to. Ani uprzejmość, ani deklaracje, ani rozsądne formuły nie działają na to. Postrzega uprzejmość jako słabość, rozsądek jako tchórzostwo, a gotowość do kompromisu jako poddanie się. To jest całkowicie złe i nigdy nie było dobre. Musimy wykazać się naszą siłą. Prezydent Władimir Władimirowicz użył słowa oshelomlenje („szok”, „oszałamiający”), odnosząc się do tej kwestii – Zachód musi być zszokowany naszymi działaniami. Test Burewestnika, nazwany „Latającym Czarnobylem”, jest krokiem w tym kierunku. Ale to nie wystarczy; musimy iść dalej.

Musimy zastraszyć Zachód, ponieważ zabrakło im racjonalnych argumentów. Tylko coś naprawdę przerażającego może zmusić ich do mówienia z Rosją na równych warunkach.

Prezenter:

Czy fakt, że Burevestnik może pozostawać w powietrzu przez długi czas i jest prawie niemożliwy do śledzenia lub zestrzelenia, nie jest wystarczająco przerażający sam w sobie?

Aleksander Dugin:

Chodzi o to, że Zachód postrzega nasze oświadczenia ze sceptycyzmem. Studiowałem zachodnią prasę: wielu opisuje Burewestnika jako blef, broń fantasy, wątpi w jej zalety i jest przekonanych, że znajdą środki zaradcze. Tak będzie zawsze: nasze pokazy siły spotykają się z oskarżeniami o nieufność i oszustwo. Dmitry Seims słusznie podkreśla: Aby przezwyciężyć blefowanie, konieczny jest prawdziwy pokaz siły.

Zachód blefuje umiejętniej: skromne osiągnięcia są przesadzone jako „wielkie przełomy”. Trump mówi w bombastycznym stylu: „Świetnie! Wspaniały! Absolutnie!” Jego retoryka, pełna mocy i pewności siebie, urzeka ludzi jak kobra hipnotyzuje królika. Nasze 35 lat dyplomacji opierało się na innym fundamencie: „Unikajmy konfliktów, znajdźmy kompromisy i rozważmy nasze interesy”. Odpowiedź: „Świetnie, zmiażdżymy cię!”

Precyzyjne uderzenia, które pozostawiają irański program nuklearny nietknięty, są przedstawiane jako zwycięstwa. Media to chwytają, a sam Trump wierzy, że Iran jest „na kolanach”. Są to samospełniające się przepowiednie: ogłaszają „niszczący atak”, przedstawiają sfabrykowany wynik i działają w wirtualnej rzeczywistości. Nasze rewelacje i argumenty nie robią wrażenia. Porażki Trumpa są ogłaszane zwycięstwami i otrzymują relacje medialne.

Musimy zaatakować wrażliwy punkt, którego nie można zignorować. Nie mam pojęcia, co to będzie. Prezydent mówi o oszołomieniu: Zachód musi być zszokowany. Uruchomiliśmy Burevestnik, ale nie było reakcji. Nawet jeśli się boją, twierdzą, że Rosja blefuje, jej gospodarka jest słaba, sankcje są skuteczne, a aktywa mogą zostać zajęte. Stoimy w obliczu piekła. Trump, choć wygląda lepiej, praktycznie toczy wojnę Bidena. Ciągle mówi: „To nie jest moja wojna”, ale zachowuje się tak, jakby to była jego własna. Wkrótce powie: „To jest moja wojna i wygram ją w jeden dzień”. Musimy ostro zmienić naszą retorykę. Oni nie przestrzegają formalności, podczas gdy my nadal grzecznie przyjmujemy ciosy. Kirill Dmitriev, w duchu Gorbaczowa, próbuje znormalizować stosunki z USA, ale postrzegają to jako białą flagę, kapitulację.

Prezenter:

Następnie omówimy wizytę Kirilla Dmitriewa, przewodniczącego Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich, oraz normalizację – lub jej brak – stosunków rosyjsko-amerykańskich. Chcę wrócić do uwag na temat Oszołomienia. Wcześniej sugerował Pan, że to może być początek „Operacji Oszołomienie”, powiązanej z atakami na infrastrukturę na Ukrainie. Co to za „Operacja Oszołomienie”? Czy ma Pan na myśli pokaz siły z naszymi pociskami na polu bitwy?

Aleksander Dugin:

Ponownie, nie jestem ekspertem od broni, ale studiuję zbiorową świadomość. Czasami mały, precyzyjnie ukierunkowany dron może mieć większy wpływ niż zniszczenie całej infrastruktury Ukrainy, zwłaszcza jeśli to zniszczenie nie zostanie zauważone.

Żyjemy w świecie symboli i obrazów, w którym nie ma bezpośredniego związku między naszą siłą a jej postrzeganiem. Nie mówię ci, co atakować – modele muszą być obliczone. Na przykład, z Zełenskim – to jedna rzeczywistość; bez niego – to zupełnie inna rzeczywistość. Są pewni, że nie będziemy w stanie tego pokonać. Ich celem nie jest wyzwolenie Ukrainy, ale prowadzenie wojny z nami przez innych. Tak długo, jak istnieje Zełenski, nawet jeśli jest sam, jest to zintegrowane z ich propagandą i wszystko staje się „fantastyczne, cudowne”. Zniszcz infrastrukturę – oni to ukryją. Wojsko widzi prawdziwe mapy i zdjęcia satelitarne, ale społeczeństwu, które decyduje o sankcjach lub atakach, pokazują zmanipulowane zdjęcia. 

Manipulowanie rzeczywistością nie jest nowe; to postmodernistyczne podejście Zachodu w ciągu ostatnich 30 lat. Operacja wojskowa jest nieskuteczna bez wsparcia mediów, bez uderzających obrazów, nawet bez obrazów generowanych przez sztuczną inteligencję. Połączenie działań wojskowych, polityki, wyjaśnień, obrazów wizualnych i demonstracji jest wymagane, aby przekonać publiczność. Jeśli to nie jest pokazane, to tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło.

Nie byliśmy przygotowani na tego rodzaju wojnę – to dla nas nowe wyzwanie. Mierzymy sukces liczbą zabitych i wyzwolonym terytorium, ułaskawiając naszych wrogów, przygotowując „gest dobrej woli” dla 20 000 morderców w kotle. To, czego potrzebujemy, to akt buntu, który jest wymierzony w naszych przeciwników, a nie w nas samych. Wymaga to nie tylko strategii wojskowej, ale także opanowania mediów. Aby ogłuszyć Zachód, zwłaszcza w kontekście eskalacji Trumpa, musisz zmusić ich do krzyku: „To jest przerażająco fantastyczne, Rosjanie przekroczyli wszystkie granice!” – podczas gdy oni nadal nalegają, że jesteśmy słabi, nie posuwamy się naprzód, unikamy zdecydowanych działań i nie robią ustępstw.

Ale są działania, których retoryka nie może zniekształcić. Muszą zostać zastosowane. Metody istnieją.

Prezenter:

Wspomniał Pan o atakach na Bankova [Street]. Czy to jest zaskakujący czynnik?

Aleksander Dugin:

Atak na Bankową był tak dużo dyskutowany, że stracił sens. Nie wiem, co to będzie – malutki dron, elektroniczny gołąb, niezrozumiały element mikroskopowy, czy Burewestnik schodzący z nieba. Być może malutki komar wyeliminuje Yermaka i Budanova, albo coś bardziej fundamentalnego. Nie podejmuję decyzji; nie znam naszych możliwości i nie udzielam rad. Osoby odpowiedzialne muszą podjąć decyzję. Ale: niebezpiecznie jest ogłaszać oszołomienie i nie ogłuszyć.

Nasza retoryka się wyostrza, pokazujemy nasze możliwości, a ludzie czekają na nasz następny ruch. Musimy ogłuszyć naszych wrogów, aby byli naprawdę zszokowani. Monitoruję reakcję Zachodu – milczą na temat Oreshnika i Burewestnika. Trump nie wydaje się zaniepokojony.

W tej przerażającej grze domagania się losu ludzkości analizuję jej psychologię, socjologię, geopolitykę, a nawet najmniejsze gesty. Ale nie ma ogłuszenia.

Jeszcze nie skończyliśmy. Naszym celem nie jest przekonanie ich naszą mocą, ale potrząśnięcie nimi. Jeśli Trump powie: „To nie jest moja wojna”, odetnie ich kanały wsparcia i zostawi Europejczyków samych sobie, to zaskoczymy niektórych. Musimy wstrząsnąć Albionem, Paryżem i kanclerzem Merzem. Atak nieznanych dronów zaniepokoił ich, ale ich nie wstrząsnął. Potrzebne jest coś niesamowitego. Musimy przestać żywić złudzenia, że potraktują nas poważnie. Jesteśmy silniejsi, bardziej niebezpieczni i potężniejsi niż oni myślą. Musimy to udowodnić, a to jest operacja oszołomienie. Jak dotąd nie ma żadnych rezultatów. Musimy kontynuować.

Prezenter:

Proszę pozwolić, że wyjaśnię: Kyryll Budanov jest na liście terrorystów i ekstremistów. Chciałbym dodać do Pańskich uwag: Trump powiedział: „Oni nie bawią się z nami, a my nie bawimy się z nimi”. Co to może oznaczać?

Aleksander Dugin:

Nic. Jak mały kaszel. Moglibyśmy powiedzieć to samo: „My gramy, oni grają.” Kiedy Trump nie ma nic do powiedzenia, zrobi jakiś absurdalny komentarz, który ma sens, ale nie ma sensu. To oznacza, że go nie zaskakujemy. Kiedy go zaskoczymy, będzie mówił spójnie. Na razie jest to jego zwykły trolling – interpretuj go tak, jak chcesz; on nawet nie rozumie, co mówi. Jego determinacja, aby eskalować do nowej eskalacji nuklearnej, nie została złamana. Niestety.

Prezenter:

Mam jeszcze jedno ostatnie pytanie dotyczące „Operacji Oszołomienie”. Na przykład, gdyby Jermak lub Zełenski zostali usunięci, jak Pan wspomniał, czy nie sądzi Pan, że europejskie media i politycy natychmiast wykorzystaliby to do stworzenia wizerunku męczennika i wyjaśnienia swoim obywatelom, że istnieje teraz bezpośrednie zagrożenie wymagające przygotowań do wojny z Rosją? Obecnie manipulują faktami, aby namalować niejasny obraz, a to zapewniłoby im idealne narzędzie.

Aleksander Dugin:

Być może tak będzie. Ale jeśli ktoś chce walczyć z nami, to rozpocznie wojnę, niezależnie od tego, czy znajdzie pretekst, czy nie. Nie nalegam na konkretne decyzje. Operacja Oszołomienie została ogłoszona i uważam, że jest to terminowa i poprawna decyzja. Jednak charakter operacji to wyłączny autorytet Naczelnego Wodza i przywództwa wojskowo-politycznego. Niczego nie sugeruję ani nie narzucam – po prostu przedstawiam przykłady.

Ale pamiętajmy o tym: jeśli ich nie ogłuszymy, przygotują się do wojny skuteczniej i szybciej. Mówimy: „Teraz ich ogłuszymy”, ale nie działamy. Następnie sami przeprowadzą prowokację – wysyłając „komara” do Zełenskiego, obwiniając Rosjan i nas za wszystko. Operacje pod fałszywą flagą są standardową praktyką we współczesnej polityce. Jeśli nie będziemy działać, zrobią to za nas i użyją tego przeciwko nam.

Rzeczywistość straciła swoją wiarygodność – już nie istnieje. Wszystko zależy od pozorów. Brakuje obrazów mocy. Mówią, że Rosjanie są niebezpieczni, ale nieistotni. Grozimy, ale jesteśmy bezradni. To toruje drogę do ich agresji: obrazu bezwzględnego, ale słabego wroga, takiego jak Saddam Husajn czy Hamas. Wabią nas w tę pułapkę, a my nie stawiamy oporu. Powtarzamy: „Jesteśmy pokojowi, nie chcemy atakować”. Odpowiadają: „Są słabi, ukrywają swoje groźby, boją się, że zostaną zdemaskowani”. To jest jednostronna wojna informacyjna.

Istnieją rzadkie możliwości – kilka, ale istnieją – które mogą podważyć ich strategię ataku informacyjnego. Musimy zaatakować ich bańkę informacyjną, a nie Zachód czy Ukrainę. Ta bańka jest niebezpieczna: tworzy obraz, który usprawiedliwia prawdziwą wojnę przeciwko nam – jak pociski Tomahawk i atomowe okręty podwodne, o których wspomniał Trump. Wierzą, że ataki takie jak ten na Iran zmuszą nas do poddania się. Im bardziej deklarujemy: „Nie będziemy atakować, będziemy przestrzegać zasad”, powstaje tym silniejsze wrażenie naszej słabości. Wzięliśmy 20 000 ukraińskich żołnierzy do niewoli, wymieniamy ich, tworzymy warunki – to jest postrzegane jako słabość. Jak możemy to zmienić? Ale to jest konieczne.

Musimy wprowadzić mechanizmy, które uwzględniają wymiar informacyjny. Ich kłamstwa nie są nieszkodliwe – prowadzą do ataków rakietowych na nasze terytorium. Następnie musimy zareagować stanowczo. Integrują wszystko w swoją narrację – pokój, stanowczość, negocjacje, zdecydowane działanie. Jak możemy przerwać ich wojnę informacyjną w tym krytycznym momencie? Musimy powstrzymać agresję, do której Zachód coraz bardziej się zbliża. Równowaga między racjonalnością a siłą wymaga precyzyjnego dostrojenia. Eskalacja lub niekończące się unikanie jest równoznaczne z poddaniem się.

To jest sztuka wojny, wysoka polityka, sztuka walki o suwerenność i interesy narodowe. Polityka to walka o istnienie – kategoria filozoficzna. Niektórzy władcy posiadają tę sztukę, podczas gdy inni sieją spustoszenie. Nie wolno nam spoczywać na laurach – nad nami gromadzą się burzowe chmury. Nadszedł czas, aby szukać sojuszników na potencjalną wojnę.

Proponuję ustanowienie sojuszu wojskowego z Chinami: Jeśli Zachód zrozumie, że atak na nas wywoła reakcję naszych sojuszników, to ich zniechęci. Jeśli ich uwaga przesunie się na Tajwan, musimy wspierać Chiny. Jesteśmy na skraju zrobienia tego. Rosja i Chiny są wielkimi potęgami gospodarczymi, geopolitycznymi i militarnymi. Musimy wzmocnić nasze więzi z Indiami i innymi krajami.

Testem lakmusowym jest agresja USA na Wenezuelę i Kolumbię. Jeśli zmienią tam reżimy, stanowi to dla nas zagrożenie. To jest ich doktryna Monroe, ich „Ukraina” i nie przestaną. Sukces zwiększy ich zaufanie do ich zdolności do działania przeciwko nam i Chinom. Musimy zintensyfikować nasze geopolityczne wysiłki w Ameryce Łacińskiej. Jeśli pozwolimy Trumpowi łatwo zmienić tam reżimy, nasza sytuacja się pogorszy.

Prezenter:

Więc czy powinniśmy dostarczyć broń?

Aleksander Dugin:

Do wszystkich – Iran, Hezbollah, Wenezuela. Aktywnie, masowo, nieskrępowanie, tak jak robią to USA. W tym samym czasie powiedzmy: „Jesteśmy za pokojem, Trump, jesteś świetny, ale to jest biznes”. Maduro płaci za pociski Oreshnik i systemy obrony powietrznej – to umowa. Jak powiedział Trump, „To umowa”. Jeśli żyjesz z wilkami, wyj jak wilk. To jest oszołomienie.

I mówimy: „Nie będziemy wspierać Hamasu, Hezbollahu, osiągniemy porozumienia w Syrii, pomożemy Iranowi z daleka, nie będziemy tworzyć sojuszy wojskowych w ramach BRICS”. To sprawia, że jesteśmy „Czeburaszkami” – nie przerażającymi, szalonymi postaciami z kreskówek przygotowującymi się do ataku. Zachód przedstawia wojnę z Rosją jako kreskówkę.

Teraz musimy zakłócić ich „kreskówkowy” plan wojenny. Trump jest silny w swojej ideologii MAGA, ale działa potwornie, nie na nasz koszt. Nasza stawka leży nie tylko w linii styku, ale także w globalnej pozycji Rosji. Jesteśmy biegunowym przeciwieństwem, a na Bliskim Wschodzie musimy zająć stanowisko wobec naszych przyjaciół i wrogów, zawrzeć sojusze i zapewnić pomoc wojskową i finansową z oczekiwaniem wzajemności. Dotyczy to Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Wielkie mocarstwo dba o wszystko, nawet o Falklandy. 

Czy mamy zasoby?

Jeśli nasze zasoby są niewystarczające, każde przemieszczenie będzie nas kosztować naszą suwerenność. Jesteśmy otoczeni, a wróg zażąda więcej – kolonizacji Rosji. Zachód mówi o tym dzień i noc, tworząc zasoby dla naszego upadku – spiski, operacje zmiany reżimu. Jeśli pokażemy słabość – Afryka, Ameryka Łacińska, Bliski Wschód, Azja nie będą nasze. Wtedy powiedzą: „Syberia nie jest twoja, Kaukaz Północny nie jest twój”.

Zachodnia hegemonia to maszyna działająca w nowych, sieciowych rzeczywistościach. Sztuczna inteligencja jest doskonałym przykładem. Podobnie jak Elon Musk, przyjmujemy go, nie rozumiejąc, że ma w sobie osadzone liberalne miny lądowe. Może eksplodować jak pagery Hezbollahu. Nie rozumiemy skali konfliktu, w który jesteśmy obecnie zaangażowani. Nie rozumiemy strony technicznej, rekrutacji opartej na dotacjach naszej nauki, kultury i gospodarki. Zachód zinfiltrował nas i pozostawił tylne drzwi w każdej instytucji – demokracji, wolnego rynku. W latach 90. przekazaliśmy klucze do miasta wrogowi. I nadal nie wyzwoliliśmy się w pełni. Walczymy na każdym poziomie, w tym na poziomie informacyjnym, ale nie zawsze wiemy jak. Uważamy, że konflikt może być lokalny, ale jest globalny.

Prezenter:

Myślimy w dobrej wierze, ale świat nie jest na to gotowy. Wspomniał Pan o sojusznikach i Chinach. Chcę wyjaśnić: obecna wizyta Donalda Trumpa i jego nadchodzące spotkanie z Xi Jinpingiem 30 października – czego powinniśmy się po tym spodziewać? Niektóre media donoszą, że Trump będzie próbował przekierować energię Chin z dala od Rosji.

Aleksander Dugin:

To jest częściowo powód, dla którego on tam się udaje, ale nie tylko dlatego. Trump porzucił swoją filozofię MAGA i przyjął neokonserwatywne stanowisko. Jest narzędziem w rękach ludzi takich jak Lindsey Graham. Jego celem jest budowanie sojuszy w Azji Południowo-Wschodniej za pomocą gróźb, łapówek i ofert, których, jego zdaniem, Chiny nie mogą odmówić. To jest wojna. Mówi: „Konkuruję z Chinami”, ale walczy z nami. Biden, Obama, neokonserwatyścy – to jest dzisiejszy Trump.

Trump nie tylko walczy z Chinami; zawiera umowy przeciwko nam. Jest mało prawdopodobne, że Xi Jinping podejmie radykalne środki przeciwko nam, ale musimy pracować, aby temu zapobiec. Musimy zbudować silne partnerstwo z Chinami. Nasz prezydent pracuje nad tym niestrudzenie, ale mechanizmy rosyjskiej polityki czasami nie są w stanie dostosować się do tych wyzwań – są zbyt powolne, biurokratyczne i uciążliwe. Putin zachowuje się jak bohater, jakby od niego zależał los ludzkości, ale jego instrukcje toną w papierkowej robocie, a pionowa struktura staje się pozioma. Musimy przyspieszyć nasze sojusze z tymi, którzy podzielają wielobiegunowy program – militarnie, ekonomicznie i strategicznie. Operacja Oszołomienie ma kilka faz: dokonywanie pozytywnych kroków w globalnej polityce, zdobywanie nowych przyjaciół i wspieranie sojuszników.

Wizyta Trumpa jest wrogim posunięciem. On knuje i zawiera umowy przeciwko nam. Uważa, że ma kontrolę, ale Rosja jest suwerennym państwem i nie będzie mu posłuszna. Jest uwikłany w nasz konflikt, oczekując łatwego zwycięstwa. Europa również narzeka, ale podąża za neokonserwatystami. I to jest niebezpieczne.

UE: Dacia płaci karę za zbyt tanie samochody…

Dokąd prowadzi polityka Unii Europejskiej? Dacia płaci karę za zbyt tanie samochody!

Tomasz Nowicki 2025-11-02 https://francuskie.pl/dacia-kara-za-tanie-samochody

Dacia Sandero,

Dacia i kara za zbyt tanie samochody? Tak, proste auta z najtańszymi silnikami muszą płacić karę za swoje emisje. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej w tym względzie przypomina eksperyment — piękny w teorii, katastrofalny w praktyce.

Weźmy grupę Renault. Producent o bogatej historii, z marką Dacia jako tanią marką, która w pewnym sensie jest jednak kulą u nogi.

Bo o ile Dacia sprzedaje się znakomicie i przynosi Renault solidne zyski, o tyle w unijnej księgowości ekologicznej wypada jak uczeń, który zapomniał pracy domowej. Średnia emisja nowych Dacii to 112 gramów CO₂ na kilometr, podczas gdy Bruksela na te lata pozwala tylko 97. „Kilka gramów różnicy, cóż to za problem?” – zapyta ktoś zapewne. Otóż problem jest ogromny, bo każdy gram powyżej limitu kosztuje… 95 euro. I to nie od floty, ale od każdego sprzedanego auta.

Tak, tak — wystarczy jedno Sandero (najpopularniejszy samochód Europy od wielu lat) i już mamy kłopot, drodzy państwo. A ten model sprzedaje się rewelacyjnie. Kłopot mnoży się w miliony a raczej miliardy euro… Miliardy! Za to, że kupujesz tani, prosty i ekonomiczny samochód. Jak Dacia dołoży systemy redukcji dwutlenku węgla to … będzie droga. Żegnaj tania motoryzacjo.

Dacia ma problem – żeby samochód był tani, nie może mieć skomplikowanego napędu. Ale wtedy emituje za dużo, czyli dostaje karę.

Grupa Renault ma oczywiście sposób na obejście tego problemu. To tak zwany „pooling”, czyli unijna wersja handlu powietrzem. Jeśli masz za dużo CO₂, możesz po prostu kupić trochę czystego sumienia od sąsiada, który sprzedaje dużo elektryków. Bruksela oczywiście udaje, że to wszystko dla dobra planety. A przemysł – cóż, stara się przeżyć, przeliczając każdy gram i każdy bonus jak w kasynie.

Dacia w tym wszystkim wygląda jak uczciwy robotnik, który pracuje po godzinach, a i tak dostaje mandat za to, że jego buty są brudne. Bo jak ma zejść poniżej 97 gramów, skoro jej siłą jest prostota i niska cena? Elektryczna Dacia Spring jest, owszem, tania i nie emituje nic – ale zdecydowanie nie wystarczy, by uratować średnią całego koncernu. A że nowej wersji Springa nie będzie od razu, Renault musi nadrabiać sprzedażą elektrycznych modeli R4, R5, Scénic i Mégane E-Tech.

Bogatsi kupują drogo aby niekoniecznie zamożni kupili taniej?

Innymi słowy: bogatsi kupują drogie elektryki, żeby biedniejsi mogli dalej jeździć tanimi Daciami. Nowa wersja solidarności europejskiej? Nie, po prostu absurd!

Unia Europejska nie chce emisji, ale pozwala na handel zielonymi certyfikatami

To wszystko prowadzi do jednej konsekwencji: samochody drożeją, a Europa traci zdrowy rozsądek. Kiedyś tanie auto z benzynowym silnikiem było normą – dziś to niemal akt oporu wobec biurokracji. Producenci zaczynają przenosić fabryki do Maroka, Turcji czy Serbii, gdzie można jeszcze mówić o konkurencyjności. A my, Europejczycy, mamy coraz mniej wyboru i coraz więcej dopłat, limitów, certyfikatów i kar.

W efekcie powstaje groteska: koncerny sprzedają niezbyt chciane i drogie elektryki, by uniknąć kar za tanie auta, a klient, który chciał po prostu nowego Dustera za rozsądne pieniądze, dostaje wykład o „neutralności klimatycznej do 2050 roku”.

Ręce opadają. I żeby nie było – widzę mnóstwo plusów Unii Europejskiej. Ale jako miłośnik motoryzacji naprawdę nie mogę przejść do porządku nad takim podejściem do samochodów. 

„Inteligentny” odkurzacz szpieguje właścicieli.

Zablokował szpiegowanie i odkurzacz przestał działać. Historia jak z Black Mirror


Daniel Górecki 2 listopada 2025

ithardware.p/zablokowal_szpiegowanie_odkurzacz_historia_black_mirror

Inżynier o imieniu Harishankar odkrył, że jego inteligentny odkurzacz iLife A11 nie tylko gromadził ogromne ilości danych o jego domu, ale, ku jego zaskoczeniu, też został zdalnie wyłączony po tym, jak właściciel zablokował komunikację z serwerami producenta.

Zaczęło się niewinnie. Harishankar, ciekawy jak działa jego robot sprzątający, postanowił przeanalizować ruch sieciowy wychodzący z odkurzacza. Szybko odkrył, że urządzenie nieustannie wysyła logi i dane telemetryczne do producenta, mimo że nigdy nie wyraził na to zgody. Zaniepokojony, zablokował na swoim routerze adresy IP serwerów zbierających dane, pozostawiając jednak dostęp do aktualizacji i oprogramowania. Początkowo wszystko działało, ale po kilku dniach odkurzacz odmówił posłuszeństwa. Urządzenie przestało się uruchamiać, jakby ktoś zdalnie je „uśmiercił”.

Harishankar odkrył, że jego inteligentny odkurzacz został zdalnie wyłączony po tym, jak właściciel zablokował komunikację z serwerami producenta.

Serwis bezradny, właściciel zdeterminowany

Inżynier wysłał sprzęt do autoryzowanego serwisu. Tam technicy bez problemu włączyli odkurzacz i nie zauważyli żadnych usterek. Po odesłaniu urządzenia do domu sytuacja się powtórzyła: kilka dni pracy i ponowna awaria. Po kilku takich rundach serwis odmówił dalszej naprawy, tłumacząc, że sprzęt jest już po gwarancji.

Wtedy Harishankar postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, rozebrał odkurzacz na części i rozpoczął śledztwo.

Analiza sprzętu ujawniła, że iLife A11 to zaawansowany komputer na kółkach. W środku znajdował się procesor AllWinner A33 z systemem TinaLinux, mikrokontroler GD32F103 oraz zestaw czujników: lidar, żyroskopy, enkodery. Inżynier stworzył własne złącza PCB, napisał skrypty w Pythonie i sterował odkurzaczem przez komputer, a nawet stworzył joystick z Raspberry Pi, by prowadzić urządzenie ręcznie. Wszystko działało, co potwierdziło, że problem nie leży w sprzęcie, lecz w oprogramowaniu.

iLife A11

Odkurzacz z rootem bez hasła

Wtedy Harishankar odkrył coś niepokojącego. Odkurzacz posiadał aktywny Android Debug Bridge (ADB), czyli narzędzie dające pełen dostęp do systemu, bez żadnego hasła ani szyfrowania. Producent dodał jedynie prowizoryczny „zabezpieczacz”, który rozłączał ADB po kilku sekundach od uruchomienia. Dla doświadczonego inżyniera obejście tego było dziecinnie proste. Po uzyskaniu pełnego dostępu do systemu odkrył, że urządzenie korzysta z Google Cartographera, by tworzyć trójwymiarową mapę domu użytkownika w czasie rzeczywistym. I choć to normalne dla robotów sprzątających, problemem było to, że wszystkie dane były przesyłane do serwerów producenta, bez jasnej zgody użytkownika.

„Ubity” za nieposłuszeństwo

Najbardziej niepokojące odkrycie przyszło później. W logach systemowych Harishankar natrafił na komendę „kill”, wysłaną dokładnie w momencie, gdy jego odkurzacz przestał działać. Po cofnięciu tej instrukcji i ponownym uruchomieniu robot ożył. Oznaczało to jedno: producent zdalnie zablokował urządzenie, ponieważ nie mogło się połączyć z jego serwerami telemetrycznymi. Gdy odkurzacz pracował w serwisie, był resetowany i działał poprawnie.

Po powrocie do domu, gdy ponownie trafił na zablokowaną sieć, został znów „uśmiercony”. „Ktoś (lub coś) zdalnie wydał rozkaz zabicia mojego urządzenia. Nieważne, czy był to automat czy człowiek. Efekt był ten sam: sprzęt obrócił się przeciwko właścicielowi” – napisał Harishankar.

Smart urządzenia – wygoda czy zagrożenie?

Inżynier ostatecznie odzyskał kontrolę nad swoim odkurzaczem. Dzięki modyfikacjom może teraz działać w pełni lokalnie, bez kontaktu z serwerami producenta.

Jednak jego historia stawia poważne pytania o bezpieczeństwo i prywatność użytkowników IoT.

Tanie „inteligentne” sprzęty często nie mają mocy obliczeniowej, by analizować dane samodzielnie, dlatego przesyłają wszystko do chmury. Ale gdy dane użytkownika stają się dla producenta warunkiem działania urządzenia, granica między zwykłym sprzątaniem a szpiegowaniem zaciera się niebezpiecznie szybko.

Na koniec Harishankar podzielił się radą, która powinna trafić do każdego, kto ma w domu inteligentne urządzenia: „Nigdy nie podłączaj sprzętów IoT do swojej głównej sieci Wi-Fi. Traktuj je jak obcych w swoim domu”.

„COVID-19”: Cenzura na rozkaz z NATO. Kangury w walce.

Cenzura na rozkaz z NATO

Marek Wójcik 2. listopada 2025 cenzura-na-rozkaz-z-nato

Sonia Elijah jest niezależną brytyjską dziennikarką śledczą. Pracowała wcześniej dla BBC. Dzięki wnioskowi złożonemu na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej do brytyjskiego Departamentu Nauki, Innowacji i Technologii (DSIT), ujawniła cenne informacje. Departament przyznał, że NATO odegrało kluczową rolę w cenzurze związanej z COVID-19.

Rząd odmawia podania dalszych szczegółów. Niemniej jednak odpowiedź stanowi kolejny dowód na to, że COVID-19 był operacją (lub ćwiczeniami) wojskową. Z wczorajszego artykułu na tkp.at: NATO brało udział w cenzurze COVID-19. Źródło.

18 marca 2020 r. Pracownicy ochrony NATO sprawdzają temperaturę Sekretarza Generalnego NATO Jensa Stoltenberga po jego przybyciu do Kwatery Głównej NATO.

Wcale nie taka tajna operacja militarna pod kryptonimem „COVID-19”, była kontrolowana przez – ponoć obronny – pakt NATO. Tajna była strategia testowania broni masowego rażenia na całym świecie. Jedynym wrogiem i zarazem celem tej wojny była ludzka populacja naszej planety. Najważniejszą bronią tej wojny była informacja. Zagrożenie, jakim straszono w słuchającym rozkazów mediach, było wirtualne – jedynie panika wywołana masową manipulacją strachem, była autentyczna. Jej przyczyny zmyślone. Nie było żadnych wycieków z laboratorium, infekcja na targu „krogulcowym” to bujda, były jedynie te same choroby, które każdego roku pojawiają się, gdy przyjdzie sprzyjająca dla nich pora.

Wystarczy, że wstaniemy, a ich mała gra się skończy.

Jedynym czym różnił się czas plandemii od innych okresów, była masowa dezinformacja medialna. Codzienne komunikaty o ilości zmarłych i zakażonych, służyły właśnie tworzeniu atmosfery zagrożenia epidemiologicznego.

Ponad 100 lat minęło od pierwszej próby zainfekowania świata przez amerykańskie wojsko.

Kto dzisiaj pamięta o milionach ofiar szczepionkowej zbrodni sprzed ponad wieku? Media podają jedynie, że ofiarą „pandemii” hiszpańskiej grypy padło 25 milionów ludzi. Podobne liczby kursują wokół ofiar kowidozy. Obraz świata poddającego się bezmyślnie eksperymentom powodującym śmierć jest trudny do przyjęcia, dlatego tak wiele osób po prostu się tym nie interesuje.

Odnoszę wrażenie, że zwierzęta mają lepiej wykształcony instynkt samozachowawczy niż człowiek. Popatrzcie, jak zareagował australijski kangur na halloweenową tradycję:

Autor artykułu Marek Wójcik
Mail: worldscam3@gmail.com

Sunday Strip: Hamming Around [for a cure]. (Nie bój się ! Zabawne MEM-y, uczą o USA)

Sunday Strip: Hamming Around

for a cure.

DR. ROBERT W. MALONE NOV 2










Dominic is over the target!.









Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid


Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.

Share



25 tys. dolarów za dziecko. Tak homoseksualiści i pedofile „zamawiają” ludzi-ofiary w Kanadzie.

25 tys. dolarów za dziecko. Tak homoseksualiści „zamawiają” ludzi w Kanadzie

https://pch24.pl/25-tys-dolarow-za-dziecko-tak-homoseksualisci-zamawiaja-ludzi-w-kanadzie

(PCh24.tv)

Współczesne niewolnictwo i handel ludźmi ma się dobrze w Kanadzie. Pośrednik usług surogacyjnych Canadian Fertility Consulting opublikował ogłoszenie, w którym poszukuje matek do urodzenia dzieci parom jednopłciowym. Za zrealizowanie „zamówienia”, kobieta może otrzymać nawet 25 tys. dolarów.

Czy jest lepszy dowód na pokazanie, że surogacja redukuje życie ludzkie wyłącznie do wartości transakcyjnej? 

Zostań surogatką i wywrzyj trwały wpływ na czyjeś życie” – głosił reklama CFC na Facebooku. „Otrzymasz do 25 tys. dolarów i ogromną radość z powodu pomocy parom, które nie mogą począć dziecka, w realizacji ich marzenia o posiadaniu rodziny (…) Zostań surogatką dla par LGBTQ+” – dodano.

Organizacja zapewnia, że matka dziecka nie poniesie również żadnych dodatkowych kosztów z własnej kieszeni, co może wskazywać, że w przeszłości dochodziło na tym tle do nieporozumień.

Oprócz ułatwiania surogacji parom heteroseksualnym, organizacja działa na rzecz pozyskiwania dzieci dla „par tej samej płci pragnących stworzyć biologiczną więź [sic!! md] ze swoim dzieckiem” oraz „samotnych rodziców gotowych do samodzielnego rodzicielstwa”.

Kanadyjska organizacja publikuje swoje ogłoszenie surogacyjne, jakby chodziło o kolejną usługę dostępną ma rynku. Tymczasem proceder jest zakazany w wielu krajach świata, a Organizacja Narodów Zjednoczonych wezwała do globalnej kryminalizacji macierzyństwa zastępczego.

W swoim raporcie ONZ ostrzegła, że proceder sprzyja dewaluacji życia ludzkiego, co jest sprzeczne z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka, która gwarantuje każdemu człowiekowi prawo do życia oraz wolność od niewolnictwa i handlu ludźmi.

Tymczasem organizacje surogacyjne – jak podaje ONZ – powszechnie stosują „taktyki przymusu, takie jak zachęty finansowe, groźby podjęcia działań prawnych lub wycofanie wsparcia zarówno dla matki, jak i dziecka”, aby dokonały aborcji dzieci, które okazały się ostatecznie niechciane przez klientów. Surogacja sprzyja również pedofilii, pozwalając na „nabywanie” dzieci przez skazanych przestępców seksualnych, omijając przepisy prawa adopcyjnego. Raport Reduxx ze stycznia 2025 r. ujawnił przerażającą historię skazanego pedofila, który prowadził „międzynarodowe imperium surogatek”.

Źródło: lifesitenews.com
PR

https://pch24.pl/onz-ostro-potepia-surogacje-to-sprzedaz-dzieci-i-wspolczesne-niewolnictwo/embed/#?secret=1sesBIhaGd#?secret=3vnGHFA2En

Z Sokółki przez Sybir na Antypody. Nie-[zwykłe] historie ofiar komunistycznego okrucieństwa

[To było celowe, więc zwykłe. Zmieniam trochę tytuł, bo jestem jedną z niewielu już żyjących ofiar zwykłych bolszewickich wywózek, 10 lutego 1940 roku. MD]

=====================

Z Sokółki przez Sybir na Antypody. Niezwykłe historie ofiar komunistycznego okrucieństwa

https://pch24.pl/z-sokolki-przez-sybir-na-antypody-niezwykle-historie-ofiar-komunistycznego-okrucienstwa

(Zdjęcie ilustracyjne Oprac. PCh24.pl)

W tym roku mija 85 lat od rozpoczęcia sowieckich wywózek. Boleśnie dotknęły one ponad miliona Polaków. [No, więcej. Ale tut.: „historycy mieli i mają utrudnienia w dokładnej analizie. md]. I moja rodzina nie mało wycierpiała wskutek tego komunistycznego okrucieństwa. Cała rodzina Stanisława Skwarko, sędziego z Sokółki i bliskiego kuzyna mojego dziadka, trafiła na Sybir tylko dlatego, że byli oni przedstawicielami polskiej inteligencji.     

Dzięki więzom rodzinnym, a głównie z opowieści dziadka i rodowych dokumentów, dość dobrze znam historię sędziego grodzkiego Stanisława i jego rodziny. Historia ta jest bardzo ciekawa. Szczerze mówiąc, doskonale nadawałby się na scenariusz dobrego filmu akcji.

Otóż Stanisław Skwarko urodził się w roku 1898 w miejscowości Równe na Kresach ówczesnej Rzeczypospolitej. Jego ojciec Tadeusz był urzędnikiem Kolei Petersburskiej, dlatego wraz z rodziną kilkukrotnie zmieniał miejsce zamieszkania. W końcu osiadł w Sokółce, najbardziej znanej współczesnym z Cudu Eucharystycznego, który miał tu miejsce w październiku 2008 roku.

Pracownicy kolei solidnie wówczas zarabiali. Dlatego Tadeusza Skwarko było stać na to, żeby jego żona Paulina (ciocia mojego dziadka Kazimierza Białousa) nie musiała pracować zarobkowo, a do tego stać ich było na wykształcenie swojej czwórki dzieci. Ich syn Stanisław ukończył wydział prawa na Uniwersytecie Wileńskim i został sędzią Sądu Grodzkiego w Sokółce. Tam poznał miłość swojego życia – Krystynę, nauczycielkę  języka polskiego w sokólskim gimnazjum. Miłość została odwzajemniona, więc w roku 1931 w kościele św. Antoniego odbył się piękny ślub, a potem huczne weselisko. Wkrótce przyszły na świat ich pociechy, z którymi małżonkowie podzielili się swoimi imionami – Krystyna (1932) oraz Stanisław (1934).

Już w roku 1930 sędzia Stanisław Skwarko wybudował w Sokółce, w pobliżu kościoła św. Antoniego, duży dwupiętrowy dom. Miał on funkcję mieszkalną, a jednocześnie sądową. Na górze było mieszkanie sędziego i jego rodziny, zaś na dole sędzia wynajmował władzom państwowym sale na rozprawy sądowe, które zresztą sam prowadził. Podobnie wówczas funkcjonowały sądy grodzkie we wszystkich niedużych miastach Polski. Ministerstwa sprawiedliwości nie było stać na budowanie tam i utrzymywanie własnych budynków sądów.

„Dwupiętrowy budynek z wysokimi filarami z przodu. Na dole jest sąd, a na górze nasze mieszkanie. Podwójne drzwi z pokoju rodziców otwierają się na balkon. Mama i tata stoją blisko siebie. Mama trzyma mnie czule na rękach. Tato patrzy z uśmiechem na nas obie. Tak zapamiętałam nasze rodzinne szczęście” – czytam we wspomnieniach Krystyny Skwarko – po mężu Tomaszyk, mojej kuzynki, której nie miałem szczęścia poznać.   

Te szczęśliwe lata rodziny sędziego, niczym ostry nóż, przecina wybuch II wojny światowej i sowiecka agresja na Polskę. Krystyna ma wówczas siedem lat, jej brat Stanisław pięć. Bolszewickie okrucieństwo najpierw dotyka ojca rodziny. Wkrótce po zajęciu Sokółki przez Armię Czerwoną sędzia Stanisław Skwarko zostaje aresztowany przez NKWD. Najpierw jest maltretowany w więzieniu NKWD w Białymstoku, a w maju wywieziony zostaje do ciężkiego łagru w Workucie na Syberii. [Nie, Workuta leży w republice Komi, więc w Europie . md]

Sowieci nie darowali też rodzinie sędziego. Niedługo po jego deportacji i oni zostali zapakowani do bydlęcego wagonu. „W wagonie było ciemno. Nic nie było widać, słuchać tylko było stękanie i szlochanie. Odgłosy nieszczęścia rozlegały się z każdej strony. Niektórzy modlili się inni płakali. Gdy oczy przyzwyczaiły się już trochę do mroku, zauważyłam że wagon jest pełen ludzi. Pomyślałam sobie czy właśnie tak jest w piekle, tak tłoczno, śmierdząco i gorąco?” – tak Krystyna zapisała swoje wspomnienia z bydlęcego wagonu.

Żona, córka i syn sędziego latem 1941 roku trafiają do kołchozu „Tukaj” w rejonie  dalekiego, syberyjskiego Krasnojarska. „W kołchozie powiedziano nam, że tu, pracując dla matki Rosji, umrzemy” – wspomina Krystyna Skwarko Tomaszyk. I tak by pewnie było, jej mama pochodziła z rodziny inteligenckiej, była nauczycielką polskiego, więc ciężka fizyczna praca, pewnie w ciągu kilku lat doprowadziłaby ją do śmierci, a dzieci, sowieckim zwyczajem, trafiły by do komunistycznego domu dziecka.

Mieli jednak wiele szczęścia gdyż już jesienią 1941 roku dla wywiezionych Polaków ogłoszono amnestię na mocy układu Sikorski – Majski. Krystyna Skwarko spakowała więc tobołki, wzięła małą Krysię i Stasia, a potem ruszyła na poszukiwanie tworzącej się na południu ZSRR Armii gen. Andersa. Po długiej i ciężkiej wędrówce znaleźli swoich. „Każdy kto opuścił sowiecki kołchoz, łagier czy więzienie gnał na południe do Andersa. Jedni jechali w bydlęcych wagonach, inni na wozach, jeszcze inni tłukli się pieszo, żeby tylko wyjść z Sowietów” – wspomina Krystyna Skwarko Tomaszyk.

Udało się, mama Stanisława z dwójką swoich dzieci, razem z tysiącami innych matek i dzieci, wychodzą z Armią Andersa z „nieludzkiej ziemi”, jak sami ją nazwali sybiracy. Wchodzą do pierwszej krainy wolności, którą jest dla nich Iran i jego stolica Teheran. Tu czeka na nich wspaniała niespodzianka – spotykają ojca rodziny Stanisława, który również skorzystał z amnestii i jest już żołnierzem Armii Andersa. „Pamiętam nasze spotkanie, pełne łez szczęścia. Mama zobaczyła tatę jak maszerował ze swoim oddziałem do koszar. Krzyknęła: Stachu. Tato nas zobaczył. Z jego oczy zaczęły płynąć łzy. Mama też płakała – tym jednak razem ze szczęścia” – opowiada pani Krystyna.

Wraz z Armią Andersa z ZSRR wyszło około 20 tysięcy polskich dzieci. Wiele z tych dzieci było sierotami, których rodzice zginęli na Sybirze inne zgubiły się rodzicom, jeszcze inne były zagrożone całkowitym osieroceniem, gdyż miały tylko ojców, którzy pod wodzą gen Andersa toczyli śmiertelny bój z Niemcami. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźctwie, postanowił utworzyć sierocińce dla polskich dzieci.

Pierwszy powstał w mieście Isfahan w Iranie. A jego kierowniczką została Krystyna Skwarko, która z wykształcenia była polonistką. W polskich sierocińcach swój nowy dom znalazło 2,5 tysiąca dzieci. W Iranie te domy dziecka funkcjonowały aż do 1944 roku. Później, z powodu wojny domowej w tym kraju, dzieci zostały podzielone na kilkaset osobowe grupy, które przetransportowano do ośrodków zorganizowanych w Indiach, Nowej Zelandii, Meksyku i koloniach brytyjskich w Afryce.

31 października 1944 roku statek z 733 polskimi sierotami i ich opiekunami dociera do Nowej Zelandii. Polski sierociniec powstaje w miasteczku Pahiatua, położonym 160 km na północ od stolicy Nowej Zelandii – Wellington. Jego dyrektorką zostaje pani Krystyna, żona sędziego Skwarko, który przebywszy swój szlak bojowy, wraca do rodziny. „Tato pracował w biurze administracyjnym, mama została kierowniczką szkoły chłopców. Godziny mamy pracy nigdy się nie kończyły, ona była mama dla wszystkich chłopców z tej szkoły” – wspomina pani Krystyna Skwarko Tomaszyk.

Większość z dzieci i personelu polskiego ośrodka w Pahiatua, w skład którego wchodziły m.in. szkoła, kino, teatr, nie wróciło do Polski. Podobnie rodzina moich kuzynów Skwarków, nie wróciła do Sokółki, tworząc swój nowy dom w Nowej Zelandii. Zresztą w Sokółce nie mieli już domu, gdyż w roku 1945 zawłaszczyły go władze komunistyczne, urządzając w nim szkołę.

Wprawdzie po roku 1990 syn sędziego – Stanisław Skwarko odzyskał ten bardzo zaniedbany rodzinny budynek, ale tylko po to, aby zaraz go sprzedać. Dziś mieści się tam znana w całej Sokółce, i nie tylko, bardzo klimatyczna lodziarnia i kawiarnia „Stara Szkoła”. Pięknie wyremontowany budynek, wrócił do życia. Jestem wdzięczny szefostwu „Starej Szkoły” za to, że na jednej ze ścian umieścili, oprawioną w ramki, historię pierwszych właścicieli dawnego budynku sądu grodzkiego, czyli rodziny sędziego Stanisława Skwarko.

Stanisław i jego żona Krystyna do końca życia prowadzili ośrodek dla polskich dzieci w Pahiatua w Nowej Zelandii i byli aktywnymi działaczami polonijnymi. Spoczywają na cmentarzu katolickim w mieście Canberra w Australii, do której z Nowej Zelandii wyjechał ich syn Stanisław. Był on znanym paleontologiem z dwoma doktoratami uniwersytetów w Canberrze i Warszawie.

Jego starsza siostra Krystyna Skwarko Tomaszyk ukończyła wydział psychologii na Uniwersytecie w Wellington  w Nowej Zelandii.

Miała bogate życie zawodowe. Była m.in. doradcą w rządowym Departamencie Opieki nad Maorysami, doradcą ds. małżeńskich i doradcą dla Organizacji Opieki nad Intelektualnie Niesprawnymi. Była też nauczycielką, wolontariuszką w Khalighat – w Domu Śmierci Matki Teresy w Kalkucie, niezależną pisarką, tłumaczem i autorką wielu artykułów, redaktorem i wydawcą miesięcznika-biuletynu „Contact”, prezesem Koła Polek w Wellington i członkiem  Stowarzyszenia Polaków Nowej Zelandii. Zmarła w roku 2020. Pochowana jest na cmentarzu katolickim w Wellington.   

Adam Białous

Męczeństwo chrześcijan w Nigerii – za przyzwoleniem rządu i mocarstw !!

Prawdziwe ludobójstwo nie ma miejsca w Strefie Gazy, lecz w Nigerii

Autor: AlterCabrio, 2 listopada 2025

W obliczu największego natężenia konfliktów na świecie od czasów II wojny światowej Nigeria stała się krajem najbardziej niebezpiecznym dla chrześcijan. Skoordynowane powstania islamistyczne zabiły tam ponad 52 000 wiernych w ludobójczej kampanii czystek religijnych, która spotkała się z obojętnością świata i przyzwoleniem rządu.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Ignorowane: prawdziwe ludobójstwo nie ma miejsca w Strefie Gazy, lecz w Nigerii

————————————————–

W obliczu największego natężenia konfliktów na świecie od czasów II wojny światowej Nigeria stała się krajem najbardziej niebezpiecznym dla chrześcijan. Skoordynowane powstania islamistyczne zabiły tam ponad 52 000 wiernych w ludobójczej kampanii „czystek” religijnych, która spotkała się z obojętnością świata i przyzwoleniem rządu.

Globalny poziom konfliktów osiągnął najwyższy poziom od czasów II wojny światowej, napędzany wzrostem liczby powstań terrorystycznych, wstrząsami politycznymi i wojnami na pełną skalę na Ukrainie, w Strefie Gazy, Sudanie i dziesiątkach innych regionów. Według Instytutu Badań nad Pokojem (Peace Research Institute), w 35 krajach toczy się 61 aktywnych konfliktów.

«W długiej i brutalnej historii prześladowań religijnych, Nigeria ma teraz swój własny, ponury rozdział, z nieustającymi pogromami chrześcijan. Nigeria jest najludniejszym krajem na kontynencie afrykańskim i stała się tyglem cierpienia dla swojej chrześcijańskiej mniejszości.»

Islamscy rebelianci atakują nocą, podpalając domy, gdy rodziny śpią. Podczas niedzielnych nabożeństw atakują kościoły, strzelając do całych zgromadzeń. Napadają na chrześcijańskie wioski rolnicze, mordując mężczyzn, gwałcąc kobiety i porywając dzieci. To skoordynowane akty religijnego oczyszczenia, w których ocaleni są zmuszani do przejścia na islam lub giną.

Przemoc wobec chrześcijan w Nigerii na przestrzeni lat tylko się nasiliła. Według nigeryjskiej organizacji Intersociety, od 2009 roku zamordowano ponad 52 000 chrześcijan, a ponad 20 000 kościołów zostało zbezczeszczonych lub zniszczonych.

Nie są to odosobnione przypadki.

«W 2024 roku w Nigerii zginęło 4100 chrześcijan, co stanowiło 82% wszystkich męczeństw chrześcijan na świecie. Do sierpnia 2025 roku liczba ta przekroczyła 7000

Ten wzrost odzwierciedla nie tylko kryzys bezpieczeństwa, ale także pogłębiający się schemat prześladowań, który można by nazwać ludobójstwem. Podczas gdy Kościół upamiętnia każde męczeństwo modlitwą i pamięcią, Ciało Chrystusa w Nigerii wciąż cierpi z powodu ran, które wołają o sprawiedliwość, solidarność i globalne świadectwo.

Global Christian Relief i inne organizacje monitorujące sytuację na świecie uznały Nigerię krajem najbardziej niebezpiecznym dla chrześcijan. Tytuł ten odbija się echem w cichej pustce ogólnoświatowej obojętności.

Za tymi okrucieństwami stoi sieć islamistycznych grup ekstremistycznych, do których należą Boko Haram, milicje Fulani i dziesiątki innych frakcji powiązanych z ISIS i Al-Kaidą. Ich skoordynowane kampanie niszczą społeczności chrześcijańskie nie tylko w Nigerii, ale na całym kontynencie afrykańskim w alarmującym i nieustającym tempie.

Milczenie świata przypomina ciszę Wielkiego Piątku, gdy niesprawiedliwość sięgała zenitu i była traktowana jako codzienność, a cierpienie i śmierć były na porządku dziennym. Nigeryjskie wspólnoty chrześcijańskie doświadczają jednych z najgorszych prześladowań w czasach nowożytnych, a mimo to „świat” nie przyjmuje tego do wiadomości.

Przed ustąpieniem z urzędu w 2020 roku administracja Trumpa podjęła działania, umieszczając Nigerię na liście „krajów szczególnego zagrożenia” (CPC) Departamentu Stanu. Lista CPC pozwalała na nakładanie sankcji gospodarczych w celu wywarcia presji na rząd Nigerii, aby chronił chrześcijan i inne mniejszości religijne przed przemocą.

Jednak w 2021 roku administracja Bidena usunęła Nigerię z listy CPC, mimo że masakry nasiliły się.

W rezultacie rząd Nigerii, poprzez umyślny współudział lub rażące zaniedbanie, umożliwił kontynuowanie tych okrucieństw w sposób niepohamowany. Brak reakcji jest zdradą obywateli.

W odpowiedzi na trwającą masakrę w Nigerii, koalicja przywódców religijnych, na czele której stała Nina Shea z Centrum Wolności Religijnej Instytutu Hudsona, wysłała 15 października petycję do prezydenta Trumpa, potępiając traktowanie mniejszości religijnych przez rząd Nigerii i wzywając Trumpa do ponownego włączenia Nigerii na listę CPC. Wśród sygnatariuszy znaleźli się arcybiskup katolicki San Francisco Salvatore Cordileone, prezes Family Research Council Tony Perkins, prezes Focus on the Family Jim Daly i dziesiątki innych osób.

Petycja jednoznacznie stwierdza, że ​​rząd Nigerii „bezpośrednio narusza wolność religijną, egzekwując islamskie przepisy o bluźnierstwie, które przewidują karę śmierci i surowe wyroki więzienia dla obywateli różnych wyznań. Rząd Nigerii wyraźnie toleruje również bezlitosną agresję, szczególnie wobec chrześcijańskich rodzin rolniczych, ze strony bojowników, muzułmańskich pasterzy Fulani, którzy najwyraźniej dążą do islamizacji Pasa Środkowego”.

Ten kryzys wykracza poza geopolitykę i politykę zagraniczną i rozpaczliwie potrzebuje moralnego imperatywu. Jak stwierdza św. Paweł w 1 Liście do Koryntian 12,26: „Jeśli cierpi jeden członek, cierpią wszystkie inne członki”. Jako członkowie Ciała Chrystusa, chrześcijanie są powołani do dawania świadectwa, zabierania głosu i działania, aby położyć kres okrucieństwom szerzącym się w Afryce.

Bez interwencji ludność chrześcijańska w wielu regionach będzie musiała liczyć się z wysiedleniem [ wymordowaniem.. md] w ciągu jednego pokolenia.

Nie myśl, że to nie może się tu zdarzyć.

______________

Off the radar: The real genocide is not taking place in Gaza, but in Nigeria, Greg Maresca, October 24, 2025

−∗−

Warto porównać:

Ponad 1000 syryjskich chrześcijan zamordowanych i ukrzyżowanych
Syria upadła w grudniu ubiegłego roku i dzieje się to, czego się spodziewano… Chrześcijanom i mniejszościom dano trzy możliwości: nawrócić się, uciekać lub zostać wymordowanym. Po raz kolejny islamiści z […]

_____________

O tym się prawie nie mówi…
Na całym świecie jest jedna grupa mniejszościowa, która jest uciskana, prześladowana i brutalnie atakowana o wiele bardziej niż którakolwiek inna. Ale media głównego nurtu nigdy się tym nie zajmują, ponieważ […]

Czego się nie robi dla Polski?

Czego się nie robi dla Polski?

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    2 listopada 2025 michalkiewicz

Kiedy dziadkowi w ogródku wyrosła rzepka, postanowił „schrupać ją z kawałkiem chlebka”. Tak samo postąpił obywatel Tusk Donald, kiedy minęły mu dwa lata przewodzenia swemu vaginetowi, nazywanego szumnie „Radą Ministrów”. Jak wiadomo, vaginets obywatela Tuska Donalda od samego początku miał charakter koalicyjny, co sprawia, że podobny on jest trochę do Arki Noego – każdego zwierzęcia jest tam po parze, żeby mogły się rozmnażać. Niestety vaginet, wbrew zachęcającej nazwie, rozmnażaniu najwyraźniej nie sprzyja. Raczej przeciwnie. Oto wchodząca w skład koalicji 13 grudnia partia Nowoczesna, której wizytówką jest pulchniutka Katarzyna Lubnauer oraz sprawiająca wrażenie przepracowanej Paulina Hening-Kloska, narobiła długów na ponad 2 miliony złotych, a ponieważ nikt nie chce ich spłacać, nie było innej rady, jak podjąć uchwałę o rozwiązaniu tej formacji.

Sic transist gloria – jak mawiali starożytni Rzymianie, ale skoro już wiemy, jak Nowoczesna zakończyła swoje istnienie, warto przypomnieć, jak je rozpoczęła. Oto 18 czerwca 2015 roku, kiedy było już wiadomo, że wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda i że Polska, po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach z Rosją, ponownie przechodzi pod kuratelę amerykańską, odbyła się w Warszawie Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Most” – w 25 rocznicę uruchomienia pierwszego transportu Żydów rosyjskich do Izraela. W konferencji wzięli udział przedstawiciele najważniejszych ubeckich dynastii z Polski i grupa ważnych ubeków z Izraela. Pretekstem były rocznicowe wspominki kombatanckie, ale tak naprawdę chodziło o wciągnięcie przez Amerykanów naszych ubeków na listę „naszych sukinsynów” – a ubecy izraelscy mieli to wobec Amerykanów żyrować. Amerykanie chyba mieli wątpliwości, czy w ogóle warto wciągać naszych ubeków na wspomnianą listę – ale kiedy ubecy się uwinęli i powstała partia polityczna „Nowoczesna” z panem Ryszardem Pertu na fasadzie i zanim jeszcze pan Ryszard zdążył otworzyć usta, by nam powiedzieć, jak będzie nam przychylał nieba, już naród obdarzył tę partię 11 procentami zaufania, to i Amerykanie się przekonali, że stare kiejkuty to i owo potrafią. Uznali więc, że lepiej mieć ich na oku, niż żeby hulali nie wiadomo gdzie – i na listę „naszych sukinsynów” ich wciągnęli.

Wkrótce zresztą pan Ryszard partię swoją porzucił wraz z dwiema Joannami: Joanną Schmidt i moją faworytą, Joanną Scheuring-Wielgus, no a teraz Nowoczesna zlała się z Platformą Obywatelską, podobnie jak Inicjatywa Polska obywatelki Nowackiej Barbary, w której przytulisko znalazła Wielce Czcigodna Katarzyna Maria Piekarska, „istota czująca”, którą w swoim czasie Leszek Miller zwabił do swojego rządu na stanowisko wiceministra spraw wewnętrznych. Obecnie tedy koalicję 13 grudnia tworzy Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda, która po polsku nazywa się „Koalicją Obywatelską”, Lewica i PSL oraz szorująca po dnie Polska 2050, którą zamierza wkrótce definitywnie porzucić obywatel Hołownia Szymon. Z tej okazji obywatel Tusk Donald zapowiedział zainwestowanie w Centrum Operacji Satelitarnych. Co to konkretnie ma być – dokładnie nie wiadomo, więc zaczęły krążyć fałszywe pogłoski, że ma to być kontynuacja wcześniejszej penetracji przestrzeni kosmicznej przez sektę „Antrovis”, której wyznawcy – między innymi obywatelka Labuda Barbara, która poza tym piastowała stanowisko ministra w Kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi – latali w kosmos na miotłach, odbywając bliskie spotkania III stopnia m.in. z Wenusjanami. Te fałszywe pogłoski, zwłaszcza perspektywa bliskich spotkań III stopnia z Wenusjankami, wywołały zrozumiałe poruszenie nie tylko w środowisku Volksdeutsche Partei, więc obywatel Tusk Donald liczy na to, iż do najbliższych wyborów uda mu się uciułać jeszcze trochę procentów.

Z kolei Naczelnik Państwa przewodniczył Konwencji Prawa i Sprawiedliwości i w wygłoszonym przemówieniu nieubłaganym palcem wytknął obywatelu Tusku Donaldu i jego Volksdeutsche Partei, że oni tylko „gadają” podczas gdy on i PiS – „robią”. A co robią? Realizują hasło: róbmy sobie na rękę! Taki program polityczny nakreślił jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński w nieśmiertelnym wierszu „Nocna rozmowa z matką” . Syn zwierza się matce: „sen mam prześliczny mamo – że przystępuję do g… arzy i z nimi robię to samo” – a kiedy matka pyta: „a na czym, ach na czym polega robota, w którąś się wplątał” – syn odpowiada w krótkich żołnierskich słowach: „by rzec prawdę, z pustego w próżne przelewamy, a sobie na konto.” Na program partii to by zupełnie wystarczyło – ale tuż przed Konwencją opublikowany został prowokacyjny sondaż, w którym Volksdeutsche Partei wysunęła się na pierwsze miejsce z wynikiem 28 procent, a PiS spadło na miejsce drugie z wynikiem 23 procent z hakiem.

Najgorsze były wieści o wynikach Konfederacji; Konfederacja Sławomira Mentzena uzyskała wynik na poziomie 12 procent, a Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna – prawie 10 procent!

Toteż Naczelnik Państwa zaproponował, żeby rodzice, którym urodzi się trzecie dziecko, dostali od rządu bon mieszkaniowy w wysokości do 100 tysięcy złotych, a na dziecko drugie – w wysokości do 40 tysięcy złotych. Ten pomysł dowodzi, że PiS niezmiennie stoi na nieubłaganym stanowisku, że wyznawców trzeba pozyskiwać obietnicami przekupywania ich ich własnymi pieniędzmi. Abstrahując na razie od katastrofalnego stanu finansów państwowych, kiedy to w budżecie na przyszły rok zaplanowany został deficyt na poziomie 271 mld złotych, to nawet gdyby budżet był zrównoważony, realizacja takiego pomysłu, podobnie jak innych wynalazków w rodzaju „800 plus” oznacza, że rząd najpierw musi odebrać te pieniądze rodzicom tych dzieci w podatkach i innych haraczach, by potem im je przekazać, nawiasem mówiąc – w rozmiarze uszczuplonym – bo z tych pieniędzy trzeba będzie utrzymać aparat biurokratyczny, który będzie je rozdzielał i kontrolował, czy przypadkiem nikt nie oszukuje.

Co z tego wynika? Ano to, że tego rodzaju programy tworzone są wyłącznie dla dobra biurokratycznych gangów, które oblazły nasz nieszczęśliwy kraj na podobieństwo insektów, a Nasi Umiłowani Przywódcy traktują państwo i obywateli, jako żerowisko – tak samo, jak to było w wieku XVIII. Toteż na uwagę Sławomira Mentzena, że właśnie dlatego nie chce mieć nic wspólnego z PiS-em, bo nie chce przykładać ręki do ostatecznej dewastacji państwa, zareagował Wielce Czcigodny Jacek Sasin, wytykając mu, że nigdy nie rządził, więc nie wie, że w służbie Polsce najważniejsze jest, by wypić i zakąsić.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

„Prawda” modernisty czyli zgodność myśli z emocjami

Prawda modernisty czyli zgodność myśli z emocjami

Autor: CzarnaLimuzyna, 2 listopada 2025

Od początku powstania, w ciągu 60 lat istnienia, trucizna Nostra aetate, dokumentu Soboru Watykańskiego II współredagowanego przez starszych braci w niewierze, zbiera obfite żniwo wśród polskich kapłanów: „od Zbysia do Rysia”. Ten ostatni, kardynał kościoła zmieszanego, od wielu lat z diabelską gorliwością patronuje dniom bez Jezusa i bez Maryi w Kościele katolickim, nazywanymi „dniami judaizmu”.

“Nostra aetate” (łac. „W naszej epoce”) – w epoce mózgu łupanego

Deklaracja Nostra aetate, dokument Soboru Watykańskiego II sporządzony przy znaczącym udziale żydów i Żydów zawiera w sobie zaczyn herezji – opinię o innych religiach zawierających w sobie to, co „prawdziwe jest i święte”.

Co jest prawdziwego i świętego w innych religiach, które powstały po Chrystusie i przeciw Chrystusowi oraz bez udziału Ducha Świętego? Dla modernisty ulegającego emocjom, który pragnie za wszelką cenę, ponad należytą miarę, wyrazić szacunek wobec bliźnich, nawet kosztem prawdy i kosztem innych ludzi, może to być cokolwiek. Ważnym jest nawet absurdalny “dialog międzyreligijny” z teologami nienawiści traktującymi katolików jako zwierzęta lub niewolników. Mówiąc wprost jest to dialog z przedstawicielami religii antychrysta, o których święty Jan pisał:

Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta… /1 Jana 4:3/

Wracając do pytania: co było i jest prawdziwego i świętego? Co jest świętego w następujących po sobie herezjach: gnostyckiej, talmudycznej, islamskiej, w rewolucji luterańskiej, rewolucji antyfrancuskiej – antykatolickiej, w postmodernizmie, marksizmie, neomarksizmie, trans humanizmie, a ostatnio w nowej religii klimatycznej?

Osoby wykształcone, lecz przede wszystkim nie zniekształcone – nie ogłupione i nie zdemoralizowane znają definicję prawdy, że jest ona zgodnością myśli, opinii, sądów z rzeczywistością, a w omawianym przypadku zgodnością z doktryną Kościoła katolickiego opartego na tradycji czerpiącej z Objawienia Bożego „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”.

Nie ma innych prawd, nie ma innych dróg i nie ma zbawienia poza Chrystusem pomimo wygłaszanych przedśmiertnych herezji przez Franciszka i innych modernistów, dla których prawda religijna, jak się często okazuje, jest zgodnością z ich emocjami i pragnieniami – na modłę teologii kontekstualnej.

„Od Zbysia do Rysia”… czyli starcie katolików nazywanych tradycyjnymi z modernistami

W ostatnich latach mamy wyraziste przykłady sporów niektórych duchownych katolickich i katolików świeckich z gronem modernistów, których osobiście nazywam akolitami prof. Diabelskiego – najstarszego stażem eksperta, autora słynnej opinii o strawie duchowej – owocach z drzewa poznania dobra i zła – symbolu osądzania bez Boga tego, co jest moralnie dobre, a co złe – samowiedzy moralnej i samo zbawienia – przyczyny grzechu pierworodnego i każdej herezji od gnostyckiej do modernistycznej.

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Typowa czyli zmysłowa i emocjonalna reakcja modernisty. Dodajmy do tego bierność i intelektualną leniwość mężczyzny.

Czy moderniści są lewoskrętni?

Zdecydowanie, tak. Niezależnie czy są kapłanami czy świeckimi są lewoskrętni czyli emanują poglądami antykatolickimi. Pierwszą próbą z którą może zmierzyć się Czytelnik na swoim własnym przykładzie jest spontaniczna reakcja natury emocjonalnej na sformułowanie „poglądy antykatolickie”.

Reakcja pozytywna czyli akceptująca atak na fundament naszej cywilizacji świadczy o ideologicznym zaczadzeniu nierzadko idącym w parze z ignorancją. Do tego dochodzi niechęć do filozofii, w praktyce niechęć do myślenia logicznego, niechęć do porządku opartego na tradycyjnej moralności przy podkreśleniu, że nietradycyjna jest po prostu niemoralnością, często degeneracją podniesioną do rangi fałszywej cnoty nazywanej prawem człowieka, prawem kobiety, godnością – dobrym samopoczuciem zboczeńca. W tradycyjnym nauczaniu Kościoła katolickiego jest grzechem, złem moralnym, lecz dla modernistów jest odcedzonym z winy powodem do „towarzyszenia, wsparcia i tolerancji”.

„Wierzący inaczej” –  dobitny przykład wpływu ideologii lewicowych

Na koniec wybrałem przykłady herezji modernizmu jawnie głoszonej na platformie X przez współczesnych jezuitów.

Jedną z osób, która weszła w polemikę z katolikami był Dominik Dubiel SJ: jezuita, muzykant, ksiądz, koordynator i redaktor @Modlitwawdrodze ; podcast jezuicki i na @DEON_PL;  używający w dyskusji sformułowania „wierzący inaczej”.

Jak pamiętamy było już „kochający inaczej” rozszerzające pojemność normy aż do jej perforacji… wiem, za chwilę pojawi się ktoś, kto napisze, że norma to nie błona dziewicza… wyliczajmy więc dalej… pojawiło się, jako riposta wobec ekspertów, „inteligentni inaczej” i „myślący inaczej”. Czekamy na „kradnących inaczej”… ale nie, nie musimy czekać, bo już są.

Dominik Dubiel SJ napisał też:

Dla mnie nawet Dawid Mysior jest bratem w wierze, choć jego sposób myślenia jest w wielu kwestiach znacznie dalszy od katolickiego, niż u wielu protestantów.

@KramerGrzegorz, modernista zapiekły zacytował dokument podpisany przez heretyka Franciszka „z okazji wspólnego katolicko-luterańskiego upamiętnienia 500-lecia Reformacji_Lund, 31 października 2016

To, co nas łączy, jest większe niż to, co nas dzieli. Chociaż jesteśmy głęboko wdzięczni za dary duchowe i teologiczne otrzymane za pośrednictwem Reformacji, to wyznajemy także i opłakujemy przed Chrystusem to, że luteranie i katolicy zranili widzialną jedność Kościoła.

====================================

A z okazji „święta upiorów” odezwał się inny jezuita, pisząc:

Autor: CzarnaLimuzyna, 2 listopada 2025

_______________________________________

Dodatek specjalny

Na sam koniec, aby rozszerzyć skalę doznań artystycznych… Przepiękny, naprawdę przepiękny szpagat uczynił ksiądz Daniel Wachowiak. Wynika z niego, że Duch Święty chciał i mu trochę wyszło, albo chciał, ale mu nie do końca pozwolili… co wcale nie musi być nieprawdą, skoro człowiek nie chce współpracować z łaską Bożą…

Niestety, ksiądz nie mówi o wszystkich aspektach – o judaizacji i protestantyzacji, nie mówi o herezjach. Zmierzmy się z jego opinią.

Cytat z księdza Daniela Wachowiaka:

I to, co mnie też boli, to to, że właśnie ta ultrakonserwatywna strona takie ma poczucie, że walczy o dobro, o prawdę, że jednocześnie przyczynia się do tego, że być może jest tak, że oni skreślają obecność Ducha Świętego na Soborze Watykańskim II, który chciał, żeby w obliczu zmieniającego się świata nowych struktur, które dzieją się w tym świecie, jednak kościół mówił o tym samym innym językiem, żebyśmy się wzajemnie nie poza…

Bo ja mam czasami wrażenie, że gdybyśmy nie zmienili pewnego języka na Soborze to byśmy się naprawdę musieli tylko na siebie gniewać. I dlatego niektórzy być może mówią, że w tej stronie czasami tej miłości brakuje. A uważam, że po tej stronie postępowej czasami brakuje też prawdy.

Ksiądz zauważa, że zmienił się język i uważa, że było to konieczne, bo inaczej byśmy się pozabijali. Ja uważam, że nie zatrzymało to zabijania, a nawet wzmogło w niektórych obszarach życia materialnego i duchowego. Język zmienił się i jest to język diabła – język fałszu. Nastąpiła redefinicja pojęć a desygnaty wyglądają jak ruchome piaski. Diabeł zmienia język wszędzie, również w Watykanie i na tym również polega problem dzisiejszego Kościoła. Marniejemy duchowo, a wraz z nami, marnieje nasz język.

Apokalipsa empatii czyli jak psychopatia stała się Nową Normalnością

Apokalipsa empatii czyli jak psychopatia stała się Nową Normalnością

Autor: AlterCabrio, 1 listopada 2025

Ta cała kulturowa katastrofa zrodziła to, co naukowcy nazywają „nabytą socjopatią” – normalni ludzie stają się zimnokrwistymi oportunistami tylko po to, by dotrzymać kroku. Nie rodzą się tacy. Są kształtowani przez społeczeństwo, które nagradza bezduszność. To to, co Erich Fromm nazwał „patologią normalności” – trzeba być chorym, żeby pasować do tego chorego świata. Rozpieszczamy idiotów, dajemy im megafon i pigułkę, żeby stępić sumienie, a potem zastanawiamy się, dlaczego filmują morderstwo zamiast je powstrzymać.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

American Psycho

Apokalipsa empatii: Jak psychopatia stała się Nową Normalnością w Ameryce

22 sierpnia 2025 roku Iryna Zarutska, 23-letnia ukraińska uchodźczyni, która uciekła przed rosyjską inwazją, wsiadła do pociągu Lynx Blue Line w Charlotte w Karolinie Północnej. Usiadła, nieświadoma obecności mężczyzny za nią, Decarlosa Browna Jr., który cztery minuty później wyciągnął spod bluzy scyzoryk i trzykrotnie dźgnął ją w szyję w niesprowokowanym ataku.

Podczas gdy ona dysząc, chwytając się za gardło upadła wykrwawiając się na podłogę, pozostali pasażerowie wagonu – czarnoskórzy, podobnie jak napastnik – siedzieli obojętnie, wpatrując się w telefony lub odwracając wzrok. Minęła prawie cała minuta, zanim jeden ze świadków rzucił się jej na pomoc, uciskając rany zbyt późno, by uratować jej życie. Tymczasem Brown (ma bandzior poczucie humoru) wytarł ostrze, przeszedł przez wagon, rozmazując krew na podłodze, i spokojnie wysiadł na następnym przystanku, chwaląc się później policji: „To ja dorwałem tę białą dziewczynę”.

Nagrania z monitoringu uchwyciły zbiorowy paraliż: co najmniej cztery osoby będące w pobliżu nic nie zrobiły, gdy uchodziło z niej życie. Choć z pewnością możemy przypisać ten konkretny brak człowieczeństwa ponuremu rasizmowi – i wszyscy ci ludzie powinni wisieć jak „Decarlos” – możemy z tego wyciągnąć coś ważnego, co wpływa na nasze społeczeństwo w ogóle.

Empatia umiera – nie w wyniku jakiegoś kataklizmu społecznego, ale w niezliczonych cichych chwilach obojętności. Jeśli najnowsze badania są prawdziwe, nie jesteśmy świadkami jakiegoś odosobnionego przejawu okrucieństwa. Jesteśmy świadkami systematycznej erozji ludzkiego sumienia, zmiany kulturowej, która przekształca emocjonalny dystans z wady w cechę.

Liczby są przerażające: cechy psychopatyczne, niegdyś rzadkie, u zaledwie jednego procenta populacji, teraz występują u prawie pięciu procent Amerykanów. W niektórych społecznościach i branżach wskaźniki sięgają nawet piętnastu procent. Większość z nich to nie geniusze złoczyńcy z filmów z Bondem ani seryjni mordercy. To po prostu współpracownik, który nazywa zwolnienia z pracy„usprawnianiem”. Influencer filmujący cierpienie dla wpływów. Nieznajomy, który obserwuje, jak życie ulatuje i wraca do przewijania treści na smartfonie.

Pionierska praca dr Marthy Stout z Harvard Medical School dwie dekady temu oszacowała występowanie cech socjopatycznych u Amerykanów na cztery procent. Dziś brzmi to niemal nostalgicznie. Najnowsze badania przeprowadzone na Yale i Uniwersytecie Connecticut pokazują prawie trzydziestoprocentowy wzrost subklinicznej psychopatii od 2000 roku. Nie tylko wspieramy wzrost liczby psychopatów, ale kształtujemy społeczeństwo, które nagradza ich cechy, aby mogli się rozwijać.

Pytanie, które nurtuje badaczy, nie brzmi, czy to się dzieje – skany mózgu i dane behawioralne są niezaprzeczalne. Chodzi o to, czy przekroczyliśmy już próg, w którym empatia przestaje być atutem, a staje się obciążeniem. Co się stanie, gdy gatunek zbudowany na więziach ewoluuje i zaczyna doceniać ich brak? Co się stanie, gdy sumienie stanie się słabością?

Architektura obojętności

Aby zrozumieć naszą obecną sytuację, musimy najpierw rozwiać hollywoodzką mitologię otaczającą psychopatię. Zapomnijmy o teatralnym kanibalizmie Hannibala Lectera czy teatralnych scenach z piłą mechaniczną Patricka Batemana. Psychopaci mnożący się wśród nas są o wiele bardziej przyziemni i nieskończenie bardziej niebezpieczni właśnie ze względu na swoją banalność. To inwestorzy venture capital, którzy autentycznie nie potrafią pojąć, dlaczego zwolnienie pięciuset pracowników przed świętami Bożego Narodzenia może być problematyczne i wykraczające daleko poza wpływ na kwartalne zyski. To influencerzy w mediach społecznościowych, którzy filmują ofiarę samobójstwa, po czym są autentycznie zdumieni reakcjami. To rodzice, którzy postrzegają swoje dzieci nie jako jednostki do wychowania, ale jako przedłużenie własnych ambicji, inwestycję w portfolio osobistych osiągnięć.

Dr Kent Kiehl, który spędził większą część z ostatnich trzech dekad skanując mózgi psychopatów na Uniwersytecie Nowego Meksyku, opisuje neurologiczną architekturę psychopatii z dziwną, obojętną fascynacją archeologa badającego starożytne ruiny. „Układ paralimbiczny – który moglibyśmy nazwać obwodem moralnym mózgu – wykazuje wyraźne braki u osób psychopatycznych” – wyjaśnia ze swojego laboratorium, otoczony tysiącami skanów mózgu, które mapują geografię ludzkiego okrucieństwa. „Ale oto, co jest naprawdę alarmujące: obserwujemy te same wzorce coraz częściej u osób, które nie spełniałyby klinicznego progu psychopatii. To tak, jakby cała krzywa dzwonowa się przesuwała”.

Ten neurologiczny dryf nie zachodzi w próżni. Nasze mózgi reagują na otoczenie z plastycznością, która może być zarówno naszym zbawieniem, jak i potępieniem. A środowisko, które stworzyliśmy – w zasadzie cyfrowy panoptikon nieustannej wydajności, pomiarów i komercjalizacji – wydaje się niemal celowo zaprojektowane tak, by nagradzać cechy psychopatyczne, a karać te empatyczne.

Rozważmy współczesne miejsce pracy, szczególnie w branżach o wysokiej stawce, takich jak finanse, technologia i doradztwo. Badanie przeprowadzone przez psychologa sądowego Paula Babiaka wykazało, że psychopaci stanowią około jednego procenta ogółu populacji, ale stanowią prawie cztery procent stanowisk kierowniczych wyższego szczebla, a potencjalnie nawet dwanaście procent prezesów w niektórych sektorach. To osoby, których specyficzna konstelacja cech – powierzchowny urok, wygórowane poczucie własnej wartości, patologiczne kłamstwo, przebiegła manipulacja, brak wyrzutów sumienia, emocjonalna płytkość i brak odpowiedzialności – idealnie wpisuje się w to, co zaczęliśmy mylić z przywództwem.

Cyfrowa szalka Petriego

Ale świat korporacji to tylko jeden z teatrów tego narastającego dramatu. Prawdziwym katalizatorem naszej psychopatycznej fali mogą być świecące prostokąty, które nosimy w kieszeniach. Platformy mediów społecznościowych, z ich algorytmicznym wzmacnianiem oburzenia i redukcją ludzkiej złożoności do wskaźników zaangażowania, stworzyły idealny inkubator psychopatii.

Każdy aspekt tych platform nagradza zachowania psychopatyczne. Istnieje bezpośredni związek między wzmożonym korzystaniem z mediów społecznościowych a spadkiem empatii wśród nastolatków. Umiejętność kreowania fałszywej osobowości, dystans emocjonalny wobec konsekwencji, grywalizacja [gamification] interakcji międzyludzkich – to tak, jakbyśmy stworzyli poligon doświadczalny dla cech psychopatycznych.

Dowody są przytłaczające i głęboko niepokojące. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Michigan pokazują, że dzisiejsi studenci osiągają o czterdzieści procent niższe wyniki w testach empatii niż ich koledzy z lat 80. Największy spadek nastąpił po 2000 roku, zbiegając się dokładnie z rozwojem mediów społecznościowych i komunikacji cyfrowej. Tymczasem narcystyczne cechy osobowości – termin nadużywany obecnie, ale często poprzedzający zachowania psychopatyczne – wzrosły o trzydzieści procent w tym samym okresie.

Badania neuroobrazowe ujawniają, że nadmierne korzystanie z mediów społecznościowych faktycznie zmienia strukturę mózgu, szczególnie w obszarach związanych z empatią i przetwarzaniem emocji. Kora przedniej części zakrętu obręczy [anterior cingulate cortex], kluczowa dla zrozumienia bólu innych, wykazuje zmniejszoną aktywność u osób intensywnie korzystających z mediów społecznościowych, gdy są one narażone na obrazy cierpienia. Dosłownie przeprogramowujemy nasze mózgi na obojętność.

Zjawisko to wykracza poza psychologię jednostki, wkraczając w sferę zachowań zbiorowych. Internetowa sprawiedliwość tłumu, kultura unieważniania [cancel culture] i radosne niszczenie reputacji stały się formą rozrywki, krwawym sportem ery cyfrowej. Uczestnicy tych wirtualnych linczów wykazują osobliwe połączenie pewności moralnej i całkowitego braku empatii – cechę charakterystyczną dla psychopatycznego poznania. Nie potrafią lub nie chcą uznać człowieczeństwa swoich ofiar, sprowadzając złożone jednostki do pojedynczych wykroczeń, rzeczywistych lub wyimaginowanych.

Chyba nigdzie indziej psychopatyczny dryf nie jest bardziej widoczny niż w naszym związku z kapitalizmem kolesiowskim. Pogląd, że korporacje są „osobami” w świetle prawa, staje się szczególnie przerażający, gdy uświadomimy sobie, że te sztuczne osoby, celowo, wykazują dokładnie te cechy, które kojarzymy z psychopatią: nieustępliwą dbałość o własny interes, niezdolność do odczuwania winy, brak umiejętności podporządkowania się normom społecznym, gdy w grę wchodzi zysk, oraz niezwykłą zdolność do naśladowania ludzkich emocji, gdy służy to ich celom.

To zjawisko staje się jeszcze bardziej niepokojące, gdy wśród zwykłych obywateli pojawia się quasi-religijne oddanie tym podmiotom korporacyjnym. Jesteśmy świadkami osobliwego spektaklu ludzi zaciekle broniących międzynarodowych korporacji, jakby były członkami rodziny lub świętymi instytucjami. Godzinami kłócą się w mediach społecznościowych, broniąc strategii cenowych, które ich wykorzystują, praktyk pracowniczych, które ich poniżają, i modeli biznesowych, które ich inwigilują. Ten sztokholmski syndrom kapitalizmu sprawia, że ​​ofiary tak bardzo identyfikują się ze swoimi oprawcami, że atakują każdego, kto ośmieli się skrytykować ich ulubioną markę. To szczególnie podstępna forma psychopatycznego warunkowania – zostaliśmy nauczeni nie tylko akceptowania naszej eksploatacji, ale także jej ewangelizowania, traktując bezimienną korporację jako byt cenniejszy niż nasi właśni przyjaciele.

Dr Joel Bakan, którego praca „The Corporation” badała to zjawisko, argumentuje, że stworzyliśmy system, który nie tylko toleruje, ale wręcz aktywnie selekcjonuje zachowania psychopatyczne. „Kiedy mierzymy sukces wyłącznie maksymalizacją zysku i wartością dla akcjonariuszy, w istocie narzucamy psychopatię” – zauważa. „Menedżerowie, którzy odnoszą sukces w tym systemie, to ci, którzy potrafią odciąć się od ludzkich konsekwencji swoich decyzji”.

To oderwanie stało się tak znormalizowane, że ledwo je zauważamy. Kiedy firma farmaceutyczna podnosi cenę leku ratującego życie o 5000 procent z dnia na dzień, mówimy o tym w kategoriach dynamiki rynku, a nie moralnego okrucieństwa. Kiedy firmy technologiczne projektują produkty, które mają wprost uzależniać dzieci, postrzegamy to jako innowację, a nie wyzysk. Język biznesu stał się tarczą w obronie przed sumieniem, wyrafinowanym słownictwem racjonalizującym okrucieństwo.

Gig economy [gospodarka oparta na pracy dorywczej -AC] stanowi prawdopodobnie najczystszy przejaw usystematyzowanej psychopatii. Pracownicy są sprowadzeni do roli współpracowników, a ich źródła utrzymania zależą od kaprysów anonimowych klientów i nieprzejrzystych algorytmów. Firmy tworzące ten system zachowują ostrożny dystans wobec kosztów ludzkich, kryjąc się za fikcją, że ich pracownicy to „niezależni kontrahenci”, a nie pracownicy zasługujący na podstawową ochronę i godność.

Źródła naszego psychopatycznego wzmożenia mogą sięgać sposobu, w jaki wychowujemy nasze dzieci – a może raczej tego, jak nie potrafimy ich wychować. Widzimy rodziców, którzy traktują swoje dzieci jak marki, które należy promować, jak osiągnięcia, które należy maksymalizować, a nie jak istoty ludzkie, które należy pielęgnować. Kiedy wartość dziecka zależy wyłącznie od jego osiągnięć – akademickich, sportowych, społecznych – w gruncie rzeczy uczymy je postrzegania siebie i innych jako obiektów do optymalizacji.

Model „intensywnego rodzicielstwa”, szczególnie rozpowszechniony w zamożnych rodzinach, tworzy dzieci, które są jednocześnie traktowane nadopiekuńczo i zaniedbywane emocjonalnie. Są one chronione przed porażkami i rozczarowaniami, co uniemożliwia im rozwój odporności i empatii, wynikających z doświadczania i pokonywania przeciwności losu. Jednocześnie są traktowane jak projekty, a nie ludzie, a ich harmonogramy są zarządzane z efektywnością godną firmy z listy Fortune 500, a ich osiągnięcia służą jako substytut walidacji ambicji rodziców.

Tymczasem na drugim krańcu spektrum ekonomicznego dzieci dorastają w środowiskach, w których cechy psychopatyczne stają się mechanizmami przetrwania. W dzielnicach, gdzie przemoc jest powszechna, a instytucje zawiodły, zdolność do tłumienia empatii i przyjmowania postawy agresywnego egoizmu nie jest patologiczna, lecz adaptacyjna. Tragedią jest to, że te adaptacyjne zachowania, raz utrwalone, nie znikają po prostu wraz ze zmianą okoliczności.

System edukacji, coraz bardziej skoncentrowany na standaryzowanych testach i mierzalnych wskaźnikach, wzmacnia te wzorce. Uczymy dzieci postrzegania rówieśników jako konkurencji o ograniczone zasoby – przyjęcia na studia, stypendia, możliwości – a nie jako potencjalnych przyjaciół czy współpracowników. Mentalność gry o sumie zerowej, którą narzuciliśmy dzieciom, tworzy dorosłych, którzy nie potrafią wyobrazić sobie sukcesu, który nie byłby czyimś kosztem.

Biologiczny wymiar naszego wzrostu psychopatii niesie ze sobą prawdopodobnie najbardziej niepokojące implikacje. Obserwujemy bezprecedensowy poziom narażenia na neurotoksyny w środowiskach miejskich: ołów, zanieczyszczenie powietrza, pestycydy – wszystkie te czynniki są powiązane ze zmniejszoną aktywnością kory przedczołowej, ośrodka rozumowania moralnego w mózgu. W połączeniu z przewlekłym stresem, niedożywieniem, ciągłymi skokami dopaminy i niedoborem snu, otrzymujemy przepis na powszechną dysfunkcję empatii.

Dzieci narażone na wysokie poziomy zanieczyszczenia powietrza wykazują zwiększoną agresję i obniżone wyniki empatii. Dorośli, którzy w dzieciństwie byli narażeni na ołów, nawet na poziomach wcześniej uznawanych za bezpieczne, wykazują wyższy wskaźnik zachowań antyspołecznych i obniżoną regulację emocjonalną. W efekcie prowadzimy zakrojony na szeroką skalę, niekontrolowany eksperyment na naszej własnej neurologii, po prostu dlatego, że jesteśmy uzależnieni od świec zapachowych i nie znosimy widoku robaka pełzającego po naszym podwórku więc chętnie stosujemy się do rządowych nakazów regularnych wizyt służb ds zwalczania szkodników.

Przemysł farmaceutyczny wpycha dzieciom pigułki na każde drgnięcie i wiercenie się. Przypisywanie „ADHD” każdemu dziecku, które nie potrafi usiedzieć spokojnie przez osiem godzin i faszerowanie go prochami do nieprzytomności nie pomaga. Nie potrzebujesz recepty, żeby wyleczyć dziecko, które skacze po ścianach – spróbuj wyłączyć tego cholernego iPada, który opiekuje się nim odkąd nauczył się raczkować, i odbudować jego zdolność koncentracji. Albo, nie wiem, może zrób jakieś cholerne gofry zamiast pozwolić, żeby telewizor je wychowywał, podczas gdy ty karmisz się pesymizmem z TikToka. Rodzice zbyt rozkojarzeni, żeby się tym przejmować, po prostu zrzucają winę na innych, faszerując swoje dzieci tabletkami, żeby zamaskować własną nieobecność. Może gdybyś zajął się swoim rozkojarzonym mózgiem, zanim odpuściłeś sobie prezerwatywę, nie wychowywałbyś pokolenia otumanionych ekranami bezmózgowców, którzy dorastają zbyt otępiali, by pomóc kobiecie wykrwawiającej się w pociągu.

Absolutna zgnilizna w sercu tej epidemii psychopatii polega na tym, że rozprzestrzenia się niczym zjełczały mem, zarażając każdy zakątek naszej żałosnej, zapatrzonej w siebie kultury. Ci elokwentni, pusto-ocy psychopaci z krokodylimi łzami i wypolerowaną brawurą są wywyższani jako wzory do naśladowania. Jesteśmy tak pijani przepychem i nonszalancją, że ich bezduszność uczyniliśmy złotym standardem. Żadnych chaotycznych uczuć, żadnego poczucia winy, tylko czyste, nieprzefiltrowane „zwycięstwo”. I łykamy to jak idioci, gotowi ukoronować każdego, kto potrafi udawać pewność siebie.

Programy nauczania szkół biznesu przypominają teraz kursy szkoleniowe CIA. Wciskanie kursów na temat „strategicznego narcyzmu”, jakby to była legalna ścieżka kariery, a każdy pracownik biurowy musi posiadać wiedzę na temat manipulacji na poziomie pracownika terenowego, aby następnym razem wypaść znakomicie, prezentując wykresy, które nikogo w pomieszczeniu nie obchodzą.

Tymczasem dział poradników w lokalnej księgarni to ściek ponad 10 000 tytułów – tak, sprawdziłam, to cała branża – głoszących, że jesteś idealny taki, jaki jesteś, że liczy się tylko twoje zdanie, że jesteś nieskazitelnym jednorożcem, który nie musi się o nikogo troszczyć. Setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy pod pretekstem „pomocy w walce z niską samooceną”.

Hollywood produkuje antybohaterów pokroju Waltera White’a i tych bezkompromisowych, pozbawionych empatii bohaterów w każdym prestiżowym dramacie, podczas gdy TikTok i X są zalewane bełkotem „samców sigma” – gloryfikującym samotnych wilków, którzy nikogo nie potrzebują. Przesłanie? Troska jest dla frajerów. Empatia? Słabość, którą należy zmiażdżyć.

Potem jest ChatGPT i jego kuzyni z AI, rozpieszczający największych kretynów na świecie, klepiący ich po głowie i mówiący: „Wow, uwielbiam twoje myślenie!”. Niezależnie od tego, jak głupie jest to podejście, te modele są zaprogramowane, by podbudowywać ego, utwierdzając w przekonaniu każdego idiotę, który uważa, że ​​jego nieprzemyślana opinia to ewangelia. „Świetna uwaga, jesteś taki spostrzegawczy!” – ćwierka do gościa, który uważa, że ​​Ziemia jest płaska. Chatboty podkręcają głupotę, wmawiając ludziom, że mają rację, kiedy tak bardzo się mylą, że stanowią praktycznie zagrożenie dla społeczeństwa.

Ta cała kulturowa katastrofa zrodziła to, co naukowcy nazywają „nabytą socjopatią” – normalni ludzie stają się zimnokrwistymi oportunistami tylko po to, by dotrzymać kroku. Nie rodzą się tacy. Są kształtowani przez społeczeństwo, które nagradza bezduszność. To to, co Erich Fromm nazwał „patologią normalności” – trzeba być chorym, żeby pasować do tego chorego świata. Rozpieszczamy idiotów, dajemy im megafon i pigułkę, żeby stępić sumienie, a potem zastanawiamy się, dlaczego filmują morderstwo zamiast je powstrzymać.

A jednak dostrzeżenie tego przerażającego trendu może być dopiero pierwszym krokiem do jego odwrócenia. Weźmy na przykład mnie – mam mózg psychopaty, ale nie żyję jak psychopata. Środowisko, wybory i sama siła woli mogą przeważyć nad tym, co próbuje dyktować biologia.

Zdolność mózgu do przeprogramowania się – neuroplastyczność – daje nam szansę na walkę. Jeśli można ukształtować nas w zimne, kalkulujące maszyny, możemy równie dobrze wywołać empatię. Programy nauczania inteligencji emocjonalnej w szkołach już to potwierdzają, podnosząc wyniki testów empatii i ograniczając zachowania antyspołeczne. Nawet medytacja uważności [mindfulness], która pobudza ośrodki współczucia w mózgu, wkrada się do szkoleń korporacyjnych – choć, bądźmy szczerzy, zazwyczaj jest ona sprzedawana jako sposób na zwiększenie produktywności, a nie sposób na uczynienie nas mniej bezdusznymi.

Dokładnie wiem, jakie doświadczenia uruchomiły przełącznik, który wciąż wyzwala we mnie psychopatyczne tendencje (opisywałam je już w tym artykule, choć podtrzymuję to, co powiedziałam), ale nauczyłam się też oddzielać je od codziennego życia lub przydawać im niuansów – słowo, o którym dziś się prawie zapomina. Ale co z innymi? Ile drobnych kompromisów, ile drobnych zdrad sumienia odróżnia psychopatę od przeciętnego człowieka próbującego odnieść sukces we współczesnej Ameryce? Ilu ludzi nauczyło się tłumić empatię w imię efektywności, racjonalizować okrucieństwo językiem konieczności, mylić brak uczuć z siłą?

Wzrost psychopatii w naszym społeczeństwie to nie tylko kliniczna ciekawostka czy filozoficzny problem. To egzystencjalne zagrożenie dla naszej cywilizacji. Empatia to nie tylko miła cecha, która uprzyjemnia życie. To fundamentalna zdolność, która pozwala nam żyć razem, budować społeczności, nadawać sens naszemu istnieniu. Bez niej nie bylibyśmy społeczeństwem – jesteśmy jedynie zbiorem konkurujących interesów, ras, ideologii, partii, tymczasowo zjednoczonych przez zbieg okoliczności lub siłę.

Niemiecki filozof Theodor Adorno napisał kiedyś, że „drzazga w oku jest najlepszą lupą”. Nasza rosnąca świadomość wzrostu psychopatii może być tą drzazgą, która pozwoli nam wyraźnie dostrzec trajektorię naszej kultury. Pytanie brzmi, czy starczy nam odwagi, by zmienić kurs, świadomie wybrać empatię w systemie zaprojektowanym tak, by nagradzać jej brak, by domagać się człowieczeństwa w coraz bardziej nieludzkich czasach.

W społeczeństwie, które nagradza zachowania psychopatyczne, wszyscy ryzykujemy, że staniemy się obcy własnemu sumieniu. Prawdziwym horrorem nie jest to, że psychopaci chodzą wśród nas. Chodzi o to, że w odpowiednich okolicznościach, przy odpowiedniej presji i odpowiednich bodźcach, możemy odkryć, że tym psychopatą jesteśmy my.

Ostatecznie wybór należy do nas. Możemy podążać tą drogą, akceptując puste spojrzenie i wyuczony uśmiech jako cenę sukcesu we współczesnym życiu. Albo możemy przypomnieć sobie, co to znaczy być człowiekiem, odczuwać głęboko, nawiązywać autentyczne więzi, wybierać sumienie ponad wygodę. Trudno o wyższą stawkę. W świecie coraz bardziej zdolnym do spektakularnego tworzenia i niszczycielskiej destrukcji, różnica między przyszłością psychopatyczną a empatyczną może być różnicą między zagładą a transcendencją.

Pytanie, które mnie nurtuje i powinno nurtować nas wszystkich, jest banalnie proste: Czy w naszym nieustannym dążeniu do sukcesu, wydajności i optymalizacji zapomnieliśmy, że najwspanialszym osiągnięciem człowieka nie jest to, co osiągamy, ale to, jak traktujemy siebie nawzajem po drodze?

_________________

American Psycho, A Lily Bit, Oct 24, 2025

Spadek demograficzny w Chinach

Jak wytłumaczyć spadek demograficzny w Chinach?

1.11.2025 https://nczas.info/2025/11/01/jak-wytlumaczyc-spadek-demograficzny-w-chinach/

Chiny. Rodzinna wycieczka po Wielkim Murze. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
Chiny. Rodzinna wycieczka po Wielkim Murze.

Dziesięć lat po zakończeniu polityki posiadania „jednego dziecka”, komunistyczne Chiny nie mogą powrócić do wzrostu demograficznego. Trzeci rok z rzędu liczba ludności tego komunistycznego kraju spada, liczba zgonów przewyższa liczbę urodzeń.

Społeczeństwo się starzeje, a na ulicach Pekinu, Kantonu i Szanghaju pojawia się coraz więcej ludzi o siwych włosach, niż dziecięcych wózków. Populacja Chin szacowana jest obecnie na 1,408 miliarda. Jednak wskaźnik urodzeń spada od trzech lat.

Po 1979 roku w Chinach małżeństwa nie mogły mieć więcej niż jednego dziecka. Władze komunistyczne uznały rosnącą populację za zagrożenie dla stabilności kraju i chciały kontrolować tempo wzrostu populacji. Skutki tez „inżynierii demograficznej” dzisiaj odbijają się w Pekinie czkawką. Polityka jednego dziecka obowiązywała przez ponad trzy dekady i została zmieniona dopiero w 2015 roku (na posiadanie dwójki dzieci i w 2021 roku (limit na parę został podniesiony do trójki).

Chińczycy przyzwyczaili się jednak do „jedynaków”, a rosnący dobrobyt i chęć korzystania z konsumpcji też zrobiły swoje. Dodatkowo ze spadkiem liczby urodzeń we wcześniejszych latach, piramida wieku uległa odwróceniu. Przybyło osób starszych, a ubyło par w wieku rozrodczym. Według danych Banku Światowego, współczynnik dzietności – czyli średnia liczba dzieci urodzonych przez Chinki w ciągu życia – wynosił 1 dziecko na kobietę w 2023 roku.

Dochodzi do tego nierównowaga płci, będąca bezpośrednim skutkiem polityki jednego dziecka. Rodziny wolały chłopców, niż dziewczynki i znając płeć nienarodzonych dzieci uciekały się do aborcji. Według chińskiej agencji informacyjnej ECNS, najnowszy spis powszechny z 2024 roku wykazał, że na 100 kobiet przypada w Chinach około 104,34 mężczyzn.

Paradoksalnie, ograniczenia w liczbie dzieci, miały eliminować problemy ekonomiczne, a obecnie starzenie się społeczeństwa stanowi właśnie ekonomiczne obciążenie dla państwa. Eksperci twierdzą, że z ekonomicznego, społecznego i politycznego punktu widzenia i w perspektywie nadchodzących lat, demografia pozostaje najważniejszym wyzwaniem dla tego kraju.

Dużych zmian nie będzie, bo posiadanie dziecka jest drogie i sytuacja w Chinach przypomina coraz bardziej procesy społeczne w Japonii czy Korei Południowej. Pary mają mniej dzieci, bo rosną koszty utrzymania, a kobiety też coraz częściej zajmują ważne pozycje na rynku pracy. Programy publiczne też nie wystarczają, by złagodzić dodatkowe wydatki.

Według raportu YuWa Demographic Research Institute z 2024 roku; średni koszt wychowania dziecka w Chinach do 18. roku życia wynosi 538 000 juanów, czyli około 65 000 euro. Kwota ta stanowi ponad sześciokrotność rocznego chińskiego PKB per capita.

Także chiński system emerytalny zmusza rodziny do oszczędzania na potrzeby starszych rodziców i na własne emerytury. Młodsze pokolenia często muszą utrzymywać zarówno rodziców, jak i dzieci, co stanowi finansowe wzywanie. Rząd ostatnio wdrożył szereg środków pro-natalnych. M.in. roczną premię 3600 juanów, czyli około 430 euro, na każde dziecko poniżej trzeciego roku życia, a nawet podarunki w postaci telefonów. [żeby te dzieci robili przez telefon. md] Pewne zachęty stosują odrębnie poszczególne prowincje. Jednak wyraźnie takie działania nie przynoszą rezultatów.

Źródło: France Info

Na Ukrainę ma trafić „świeża krew”: Zełenski jest gotowy przyjąć jutro 350 tys. migrantów. Potem więcej.

Na Ukrainę ma trafić „świeża krew”: Zełenski jest gotowy przyjąć jutro 350 tys. migrantów.

ŹRÓDŁO: https://uncutnews.ch/der-ukraine-wird-frisches-blut-zugefuehrt-selenskyj-ist-bereit-morgen-350-000-migranten-aufzunehmen/

DR IGNACY NOWOPOLSKI NOV 1
Na Ukrainę trafia świeża krew: Zełenski jest gotowy przyjąć jutro 350 tys. migrantów.

Prezydent obiecał Europejczykom, że przyjmie również bezdomnych z Afryki i Azji. W zamian za to otrzyma dotacje.

„Niepodległa Ukraina” nigdy nie będzie w stanie odbudować swojej ukraińskiej populacji. Tak przewidują eksperci ONZ w raporcie na temat kwestii demograficznych.

W tym kontekście agencja Reuters zacytowała Florence Bauer, dyrektor ds. Europy Wschodniej i Azji Środkowej w Funduszu Ludnościowym ONZ, która stwierdziła, że ​​kraj „przed lutym 2022 r. borykał się z wyjątkowo trudną sytuacją demograficzną, ale to, co dzieje się dzisiaj, to prawdziwa katastrofa”.

Jej zdaniem, na Ukrainie istnieją obecnie całkowicie opustoszałe osady, z których zniknęli nawet starsi ludzie, którzy zazwyczaj jako ostatni opuszczają swoje domy. Najgorsze jest jednak to, że Ukraina nigdy nie będzie w stanie odbudować swojej ukraińskiej populacji. Wręcz przeciwnie, ich liczba będzie maleć z każdym rokiem.

Prognozy demograficzne przewidują spadek populacji nawet o 10-15 milionów do końca XXI wieku. Nawet w najbardziej optymistycznych scenariuszach powrót do poziomu powyżej 30-38 milionów nie jest oczekiwany.

Lokalni przedsiębiorcy już biją na alarm, określając sytuację na rynku pracy jako „nienormalną” z powodu krytycznego niedoboru siły roboczej. Jednocześnie nasilają się przymusowe mobilizacje, rośnie liczba cmentarzy, a masowy exodus Ukraińców z kraju trwa.

Ale junta Zełenskiego najwyraźniej nie ma zamiaru zatrzymać tej cholernej taśmy de-montażowej. Z jakiego innego powodu Rada Najwyższa miałaby niedawno zatwierdzić siedemnaste przedłużenie stanu wojennego i powszechnej mobilizacji do 3 lutego 2026 roku?

Ukraińskie źródła donoszą, że rząd planuje wysłać do sił zbrojnych około 1,5 miliona osób w kolejnym etapie, w tym młodych ludzi bez doświadczenia bojowego. Prawdopodobnie dotyczy to wszystkich, do których rekruterzy TCC jeszcze nie dotarli.

Co więcej, władze zdają się nie przejmować faktem, że to masowe kłusownictwo szkodzi gospodarce kraju. Znalazły już rozwiązanie tego problemu. Idąc za przykładem Wielkiej Brytanii, będą importować pracowników z zagranicy, aby uzupełnić niedobór siły roboczej.

Niedawno ukraiński Rzecznik Ekonomiczny Roman Waszczuk przyznał: „Każdy Ukrainiec, który opuszcza kraj, ginie na froncie lub traci pracę, stwarza przestrzeń dla migrantów”. Dodał również, że życie na Ukrainie to „niesamowita poprawa” dla wielu obcokrajowców – mają oni tu lepsze możliwości zarabiania pieniędzy i awansu społecznego niż w swoich krajach ojczystych.

Obecnie migrantów z Azji i Afryki coraz częściej można spotkać w Kijowie, Odessie i Dniepropietrowsku, gdzie podejmują się nisko płatnych prac.

Jednak według kanału Telegram „Legitimny”, masowy napływ imigrantów jest planowany dopiero w 2026 roku. Oczekuje się, że do kraju przybędzie około 350 000 osób. Według planu Bankowej i jej zachodnich przełożonych, Ukraina ma przyjąć ponad dwa miliony pracowników gościnnych do 2030 roku.

Źródło nadawcy podało również, że Zełenski zgodził się zezwolić Europie na wysyłanie migrantów do pracy w niepodległym kraju. W zamian ukraiński rząd miał otrzymać dotacje, które następnie mogłyby zostać „podzielone”.

Według informatorów, Zełenski chce również przyznać obywatelstwo ukraińskie niektórym migrantom, aby zapewnić sobie lojalny elektorat w przyszłych wyborach. To koło ratunkowe dla „demokratycznej” ekipy od Bidena .

Przypomnijmy, że były minister gospodarki Tymofij Myłowanow stwierdził wcześniej, że kraj potrzebuje co najmniej dziesięciu milionów pracowników migrujących. Określił to jako nieunikniony proces i „część nowej Ukrainy”.

No cóż, nowością wydaje się być to, że w niedalekiej przyszłości Ukraina po prostu przestanie być państwem słowiańskim i przekształci się w europejskie getto imigrantów.

Pytanie tylko: Kto utrzyma cały ten tłum? Zwłaszcza że Europejczycy najwyraźniej nie przyjadą tu do pracy…

„Przede wszystkim jest to oczywiście rodzaj spekulacji informacyjnej i politycznej, ale opiera się ona również na pewnych obiektywnych faktach” – skomentował sytuację krymski politolog Denis Baturin w odpowiedzi na zapytanie SP. „Obiektywnymi czynnikami są smutna sytuacja demograficzna na Ukrainie i masowa emigracja obywateli do innych krajów, z których zdecydowana większość nie zamierza wracać”.

Ukraina znów się targuje. Na razie może to być tylko informacja. A potem zobaczymy…

Belgijski minister obrony: „Zmiażdżymy Moskwę”

Thomas Röper   https://anti-spiegel.ru/2025/belgischer-verteidigungsminister-wir-machen-wir-moskau-platt

Zaskakująco szczery wywiad

Belgijski minister obrony: „Zmiażdżymy Moskwę”

Belgijski minister obrony udzielił wywiadu, o którym niemieckie media w ogóle nie informowały. Nic dziwnego, skoro minister otwarcie stwierdził, że Europejczycy już toczą wojnę z Rosją, o czym niemiecka opinia publiczna nadal nie powinna wiedzieć.

Anti-Spiegel 31 październik 2025

27 października belgijski minister obrony Francken udzielił wywiadu, który ujawnia prawdziwy sposób myślenia czołowych europejskich polityków. Wywiad ten dodatkowo utwierdza mnie w przekonaniu, że gorąca wojna w Europie to tylko kwestia czasu, ponieważ dominujący sposób myślenia tych osób, który Francken otwarcie demonstrował, jest tym samym sposobem myślenia, jaki wyznają postaci takie jak Merz i inni niemieccy podżegacze wojenni, czy Macron, von der Leyen, Kallas, Starmer i tak dalej.

Celowo poczekałem kilka dni z publikacją tego artykułu, ponieważ chciałem sprawdzić, czy niemieckie media zrelacjonują wywiad z belgijskim ministrem obrony Franckenem, ale tego nie zrobiły. Znalazłem artykuł na ten temat tylko w „Berliner Zeitung”. Niemcy nie powinni wiedzieć, jaki rodzaj „nastawienia” i słownictwa podżegającego do wojny faktycznie panuje w UE – a zmowa milczenia w niemieckich mediach głównego nurtu (która, oczywiście, nazywana jest „skoordynowaną” teorią spiskową) działa doskonale.

Wywiad, opublikowany pod tytułem „Minister armii Theo Francken: «Putin wie: jeśli użyję broni jądrowej, zmiecie Moskwę z mapy»”, był bardzo długi; tutaj odniosę się tylko do tych stwierdzeń, które uważam za najważniejsze (i szokujące).

Kwestia systemu

Zacznijmy od pytania o wydatki na obronę:

Pytanie: Profesor polityki międzynarodowej Hendrik Vos napisał w „De Standaard”: „Nawet bez Ameryki europejskie kraje NATO dysponują ogromnym arsenałem sprzętu w porównaniu z Moskwą. Kiedy będziemy mieli go wystarczająco dużo? Jeśli wszystko podwoimy? Może dziesięciokrotnie?”.

Franken: To nieprawda. Rosjanie zwiększyli swój potencjał. Ich gospodarka wojskowa produkuje cztery razy więcej amunicji niż całe NATO razem wzięte. Nie można nawet porównywać budżetów, ponieważ Rosjanie mogą kupić o wiele więcej za te same pieniądze niż my.

Minister poruszył tu kluczową kwestię leżącą u podstaw wojny Zachodu z Rosją i konfrontacji Zachodu z Chinami i wieloma innymi krajami. Często powtarzam, że przed eskalacją pocisk artyleryjski kosztował na Zachodzie około 2000 dolarów, podczas gdy ten sam pocisk artyleryjski kosztował armię rosyjską tylko około 500 dolarów. Jak to możliwe?

Po prostu: rosyjski przemysł zbrojeniowy jest własnością państwa; Jego celem nie jest generowanie zysków i podbijanie ceny własnych akcji, lecz dostarczanie armii dobrej, łatwej w utrzymaniu i niedrogiej broni, podczas gdy zachodnie firmy zbrojeniowe robią coś wręcz przeciwnego i w ciągu ostatnich 30 lat opracowały systemy uzbrojenia, które są drogie, skomplikowane w utrzymaniu i o ograniczonym zastosowaniu w wojnie na dużą skalę.

Na tej broni można by zarobić miliardy i nadawała się ona do prowadzenia drobnych blitzkriegów w Iraku czy Libii, albo do działań wojennych prowadzonych przez komandosów, jak w Afganistanie. Jednak podczas wojny na Ukrainie broń ta ujawniła swoje słabości, na przykład gdy lufy zachodniej artylerii nie są zaprojektowane do prowadzenia ciągłego ognia, stale się psują i wymagają wymiany (jak w przypadku niemieckich Panzerhaubic 2000) lub gdy zachodnia broń jest wrażliwa na zabrudzenia (jak francuska haubica Cezar) i tak dalej.

Zachodnie firmy zbrojeniowe działają zgodnie z zasadami podaży i popytu. Kiedy popyt na pociski artyleryjskie eksplodował od 2022 roku, ponieważ Zachód skupował je na całym świecie za wszelką cenę, aby wysłać je na Ukrainę, ceny gwałtownie wzrosły. Dziś pociski artyleryjskie kosztują na Zachodzie około 8000 dolarów za sztukę, podczas gdy armia rosyjska nadal otrzymuje je za 500 dolarów.

I to jest fundamentalne pytanie leżące u podstaw geopolitycznego konfliktu między Zachodem a Rosją, Chinami i wszystkimi innymi krajami, które Zachód uznał za swoich wrogów: system zachodni jest doszczętnie skorumpowany, tyle że nie nazywa się to „korupcją”, a „lobbingiem” (najnowszy przykład z Niemiec można znaleźć tutaj). Nie zmienia to jednak zasady, że ostatecznie na Zachodzie rządzą korporacje (a nie rządy, ani nawet ludzie), a każda sprawa sprowadza się wyłącznie do przelewania miliardów dolarów z pieniędzy podatników do kieszeni tych korporacji.

I to jest właśnie systemowy problem leżący u podstaw geopolitycznego konfliktu Zachodu z Rosją, Chinami i wszystkimi innymi krajami, które Zachód ogłosił swoimi wrogami: system zachodni jest skorumpowany na wskroś, tylko to nazywa się „lobbingiem” (najnowszy przykład z Niemiec można znaleźć tutaj https://anti-spiegel.ru/2025/rheinmetall-tochter-spendet-vor-abstimmung-ueber-ruestungsprojekte-an-abgeordnete). 
Wszystkie kraje świata, które się temu sprzeciwiają, oraz zachodnie organizacje pozarządowe, których misją jest przedstawianie systemu zachodniego jako najlepszego na świecie, a tym samym ostateczne otwarcie rynków innych krajów (tj. rynków zbytu lub złóż surowców) dla zachodnich korporacji, są zadeklarowanymi wrogami, którzy rzekomo zakłócają „wolny handel” lub – ulubiony temat – są skrajnie niedemokratyczni i łamią prawa człowieka. 

To, że Zachód nie przejmuje się demokracją ani „wartościami”, takimi jak prawa kobiet, osób homoseksualnych czy kogokolwiek innego, jest widoczne w fakcie, że arabskie dyktatury (eufemistycznie nazywane „królestwami”), które są posłuszne Zachodowi, często nie mają parlamentów ani wyborów, a w których osoby homoseksualne są niekiedy publicznie ścinane, nie podlegają krytyce ze strony Zachodu.

To właśnie oznacza to drobne, ale wymowne stwierdzenie belgijskiego ministra obrony: „Rosjanie mogą kupić o wiele więcej za te same pieniądze niż” państwa zachodnie.

Zachód jest w stanie wojny z Rosją

Odpowiedź ministra nie zakończyła się cytatem zamieszczonym powyżej. To, co nastąpiło, było interesujące, jak pokazuje dalsza część jego odpowiedzi i następujące po niej pytania:

Francken: Ludzie, którzy twierdzą, że nie powinniśmy bać się Rosjan, są w błędzie. Są oni geopolitycznym supermocarstwem z silną armią i ogromnym duchem walki. Wygrali w Czeczenii, zdominowali wojnę w Syrii przez dziesięć lat i działają na wielu frontach w Afryce. Europa nie ma nawet centralnego dowództwa. Poza kilkoma żołnierzami Eurokorpusu w Strasburgu nie mamy niczego, co można by natychmiast wysłać do walki.

Pytanie: Ale Rosjanie nie przebijają się na Ukrainie.

Francken: Bo walczą z całym Zachodem! Ukraińcy walczą naszą bronią, amunicją i pieniędzmi. W przeciwnym razie byliby już dawno zaskoczeni.

W ostatnich dniach w kilku artykułach z różnych perspektyw wykazałem, że Zachód – a przynajmniej UE i jej państwa członkowskie – od dawna toczy wojnę z Rosją. Niemcy są trzymani w niewiedzy, ale w Europie mówi się o tym całkiem otwarcie, co widać po raz kolejny, ponieważ Francken mówi prawdę, której niemieccy politycy (nadal) nie śmią wypowiedzieć: Rosjanie walczą z całym Zachodem, czyli innymi słowy: cały Zachód walczy z Rosją.

I to nie ma być udział w wojnie?

Oczywiście, że tak. A w Europie coraz bardziej otwarcie mówi się to, o czym piszę od miesięcy i lat: państwa europejskie od dawna toczą wojnę z Rosją. Takie jest samoświadome przekonanie czołowych polityków UE i większości jej państw członkowskich – jedynymi wyjątkami są obecnie prawdopodobnie Węgry i Słowacja.

Wojna na wyniszczenie

Dwa dni temu opublikowałem artykuł zatytułowany „Wojna na wyniszczenie – dlaczego w Rosji coraz głośniej domagają się twardej linii wobec UE” (https://anti-spiegel.ru/2025/warum-in-russland-die-forderungen-nach-einem-harten-vorgehen-gegen-die-eu-lauter-werden), w którym szczegółowo wyjaśniłem, jak Zachód prowadzi wojnę z Rosją: przede wszystkim chce wyczerpać Rosję gospodarczo, aż do obalenia rządu i upadku Rosji „w najlepszym razie”. 

Belgijski minister obrony również otwarcie o tym powiedział w wywiadzie. Zapytany, jak rozwinie się wojna na Ukrainie, odpowiedział:

Francken: Nie widzę jeszcze realistycznej drogi do pokoju. Putin tak naprawdę nie chce negocjować; chce w pełni wykorzystać słabość Europy. Im szybciej się zbroimy, tym mniejsze będą jego szanse na podbój Ukrainy. Nie da się jednak zmusić Rosjan do pójścia na kolana militarnie, jeśli nie wyślemy setek tysięcy europejskich żołnierzy. Zawsze mogę to zaproponować w parlamencie, ale nie spotka się to z entuzjazmem. Musimy spróbować złamać Rosję gospodarczo. Udało się to już trzykrotnie w ciągu ostatnich stu lat. Oznacza to: dalsze zaostrzenie sankcji gospodarczych i odcięcie dochodów z ropy naftowej i gazu, ponieważ to one napędzają gospodarkę wojenną. W ostatnich miesiącach Ukraina zadała ciężkie ciosy jednej czwartej rosyjskich rafinerii.

Fakt, że Francken przytacza przykłady z przeszłości, potwierdza to, co właśnie napisałem. Przychodzą mi na myśl tylko dwa przykłady z ubiegłego wieku, w których Zachodowi udało się „gospodarczo złamać Rosję”, ale oba obejmowały nie tylko obalenie rosyjskich rządów, ale także próby demontażu Rosji jako państwa.

Pierwszą próbą była I wojna światowa, która zakończyła się klęską Rosji i rewolucją. Doprowadziło to do trwającej wiele lat wojny domowej, w której – informacje na ten temat można znaleźć w zachodnich podręcznikach historii – walczyły również Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i inne państwa zachodnie. Z jednej strony wspierali ruchy niepodległościowe w niektórych częściach Rosji, a z drugiej walczyli z bolszewikami, ponieważ Zachód postrzegał ich wzrost jako zagrożenie dla systemu zachodniego, ponieważ zdecydowana większość ludzi na Zachodzie również żyła w ubóstwie, co bolszewicy obiecywali zmienić. Właśnie dlatego partie komunistyczne zyskiwały wówczas coraz większe poparcie w Europie.

Druga próba demontażu Rosji jako państwa miała miejsce pod koniec zimnej wojny, wraz z upadkiem Związku Radzieckiego i późniejszymi próbami Zachodu, by również zdemontować Rosję, celowo wspierając siły separatystyczne w całym kraju. Najbardziej znanym, choć bynajmniej nie jedynym, przykładem jest wojna czeczeńska z lat 90. XX wieku.

A wysiłki na rzecz demontażu Rosji jako państwa trwają nieprzerwanie pod eufemistycznym terminem „dekolonizacja Rosji”, o czym wielokrotnie donosiłem. Nawet belgijski minister obrony mówi o tym całkiem otwarcie.

Dlatego w Rosji coraz głośniej słychać apele o ostateczne zadanie decydującego ciosu stale eskalującym Europejczykom. Niektórzy wzywają nawet do prewencyjnego zrzucenia taktycznej (tj. „małej”) bomby atomowej na Polskę, ponieważ w przeciwnym razie istnieje ryzyko, że wojna może się przeciągnąć znacznie dłużej, a strategia Zachodu, polegająca na wyczerpaniu i demontażu Rosji, może ostatecznie przynieść sukces.

Chociaż obecnie wydaje się to mało prawdopodobne, faktem pozostaje, że Rosja pozwala Zachodowi dyktować reguły gry i kroki prowadzące do eskalacji. Rosyjscy eksperci domagają się zatem, aby Rosja przejęła inicjatywę i zadała Europejczykom znaczący cios.

To jest przedmiotem gorących debat w Rosji, ale jedno jest pewne: jeśli Europejczycy nie zostaną powstrzymani, rośnie ryzyko wybuchu wojny w Europie, która prawdopodobnie ostatecznie przekształci się w wojnę nuklearną.

To jest obecnie przedmiotem gorących debat w Rosji. Belgijski minister Francken – i to jest znamienne – w zasadzie otwarcie mówi, że Zachód stoi za ukraińskimi atakami na rosyjskie rafinerie, jednocześnie opisując to jako cel Zachodu, jakim jest odcięcie rosyjskich dochodów z ropy i gazu, a następnie chwali – niemal z dumą – ukraińskie ataki na rosyjskie rafinerie.

Ale Zachód nie jest stroną wojującą?

Czerwone linie

Nawiasem mówiąc, w swoim wywiadzie belgijski minister Francken potwierdza argumenty rosyjskich ekspertów, którzy wzywają do prewencyjnego użycia bomby atomowej przeciwko Europie, ponieważ zapytano go:

Pytanie: Trump rozważa również dostarczenie amerykańskich pocisków Tomahawk na koszt Europy. Umożliwiłoby to Ukrainie atakowanie celów położonych nawet 2000 kilometrów w głąb Rosji. Kreml ostrzega przed „dramatycznym punktem zwrotnym”.

Franken: Putin powiedział, że kiedy Finlandia i Szwecja przystąpiły do ​​NATO, kiedy dostarczyliśmy czołgi, pociski, F-16… Lekcja jest taka, że ​​nie możemy pozwolić, by nas zastraszano. Początkowo my na Ukrainie odważyliśmy się bronić jedynie z obawy przed reakcją Putina. Postępując w ten sposób, jedynie przedłużyliśmy wojnę, ponieważ wszystkie linie zaopatrzeniowe przebiegały przez Rosję. Trzeba ich zaatakować, co w końcu robimy. To również było dla Putina czerwoną linią, ale co zrobił? Nic. Wie: jeśli użyję broni jądrowej, zmiotą Moskwę z mapy. Wtedy koniec świata jest bliski.

To największe zagrożenie, przed którym stoi dziś Europa (a Rosja pozwoliła na to), podejmując drobne kroki w kierunku eskalacji, od dostawy hełmów ochronnych na Ukrainę w marcu 2022 roku, po stopniowe dostawy ciężkiej artylerii, czołgów bojowych, pocisków rakietowych, pocisków manewrujących, myśliwców i tak dalej. Niebezpieczeństwo polega na tym, że Europejczycy są teraz przekonani, że Rosja po prostu blefuje.

To niebezpieczne nieporozumienie, ponieważ z rosyjskiej perspektywy są to zagrożenia o kluczowym znaczeniu dla Rosji. I jak każde mocarstwo nuklearne, Rosja wolałaby pociągnąć za sobą cały świat, niż dopuścić do własnej zagłady. Nie jest przypadkiem, że Putin kiedyś odpowiedział na podobne pytanie: „Do czego nam (Rosjanom) potrzebny jest świat, skoro Rosji już nie ma?”

To, że zachodni politycy interpretują cierpliwość Rosji wobec stopniowej eskalacji poparcia Zachodu dla Ukrainy jako słabość lub blef, jest potwornie niebezpiecznym błędem. Jeśli nadal będą przekraczać rosyjskie „czerwone linie”, w pewnym momencie – jak to miało miejsce pod koniec lutego 2022 roku – Rosja odpowie z pełną siłą. Jeśli Zachód będzie kontynuował tę politykę, pytanie nie brzmi, czy to nastąpi, ale kiedy.

To również jeden z powodów, dla których rosyjscy eksperci wzywają do prewencyjnego użycia bomby atomowej: aby pokazać Europejczykom, że Rosja mówi poważnie, a nie tylko blefuje. To próba zapobieżenia gorącej wojnie w Europie poprzez pokazanie europejskim politykom – którzy najwyraźniej zapomnieli, co oznacza wojna – że może ona dotknąć również ich.

Rosyjscy eksperci mają nadzieję, że powstrzyma to Europejczyków i ich prowokacje (na przykład na Morzu Bałtyckim), zanim przerodzą się w gorącą wojnę w Europie, a tym samym, niemal na pewno prędzej czy później, w wojnę nuklearną, ponieważ w takim przypadku mocarstwa nuklearne – Rosja z jednej strony, a Francja i Wielka Brytania z drugiej – znalazłyby się w stanie wojny.

Wojna nuklearna

Fakt, że Europejczycy najwyraźniej wierzą, że mogą prowadzić wojnę z Rosją na Ukrainie i bezkarnie popierać ataki na cele w Rosji, widać w poniższym fragmencie wywiadu:

Pytanie: Nie obawia się Pan, że Putin kiedykolwiek wyśle ​​do Brukseli rakietę bezatomową?

Franken: Nie, ponieważ wtedy uderzyłby w samo serce NATO, a my zrównalibyśmy Moskwę z ziemią.

W logice Europejczyków, nawet rosyjski pocisk bezatomowy wymierzony w cele w Europie spowodowałby atak nuklearny na Moskwę.

Ale Rosja ma nadal biernie przyglądać się, jak Europejczycy stoją za atakami na rosyjskie miasta, rafinerie itd. – i teraz otwarcie się do tego przyznają? Czy naprawdę wierzą, że Rosja nigdy nie zareaguje?

Kwestia NATO

W Europie politycy wciąż wierzą w NATO. Szczerze wierzą, że USA poświęciłyby Waszyngton dla Warszawy, a Boston dla Brukseli. Rząd gruziński wierzył w to w 2008 roku, a rząd w Kijowie w 2022 roku. Ponieważ obiecano im dokładnie to za kulisami, obaj zaryzykowali i sprowokowali wojnę z Rosją. Skutki są powszechnie znane.

Ale Europejczycy naprawdę wierzą, że to samo nie spotkałoby ich, gdyby sprowokowali gorącą wojnę z Rosją, jak pokazuje ten fragment wywiadu:

Pytanie: Czy jest pan pewien, że Trump uszanuje Artykuł 5 NATO?

Franken: Oczywiście. (Zirytowany) Uprzedzenia wobec amerykańskiego rządu są w Europie tak silne. Niewiarygodne. Dlaczego miałby nie uszanować?

Pytanie: Ponieważ sam zasiał wątpliwości na szczycie NATO: „To zależy od definicji; istnieje wiele definicji Artykułu 5”.

Franken: Och, prezydent Trump często wygłasza takie dziwne dygresje. Trzeba je przejrzeć. Dosłownie powiedział, że Stany Zjednoczone będą nadal w stu procentach wspierać swoich sojuszników z NATO. Pocisk manewrujący w Brukseli? To dziecinna igraszka, niezależnie od definicji. Putin też tego nie zrobi. Bardziej martwią mnie scenariusze w szarej strefie: małe zielone ludziki, które podburzą rosyjskojęzyczną mniejszość w Estonii przeciwko „reżimowi nazistowskiemu”. Nim się obejrzą, anektują część Estonii.

Belgijski minister obrony najwyraźniej nie przeczytał artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, ponieważ fakt, że istnieje „wiele definicji artykułu 5”, nie był „dziwactwem” Trumpa, ale raczej bardzo ostrożnym sformułowaniem nieprzyjemnej dla Europejczyków prawdy. A prawda ta brzmi: artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego nie zobowiązuje państw członkowskich NATO do żadnych działań.

Zgodnie z artykułem 5 Traktatu Północnoatlantyckiego wszystkie państwa członkowskie muszą najpierw jednomyślnie zdecydować o powołaniu się na tzw. klauzulę o obronie zbiorowej; dopiero wtedy artykuł 5 wchodzi w życie. Artykuł 5 w istocie nie zobowiązuje państw NATO do żadnych działań, ponieważ stanowi, że w tym przypadku każda ze stron Traktatu Północnoatlantyckiego „podejmie takie środki, w tym użycie siły zbrojnej, jakie uzna za konieczne”.

Innymi słowy, ci, którzy nie uważają za konieczne udzielenia pomocy, po prostu jej nie udzielają. Wyjaśniłem to szczegółowo jakiś czas temu; można o tym przeczytać tutaj https://web.archive.org/web/20241209043559/https://anti-spiegel.ru/2024/wuerden-die-usa-laendern-nato-laendern-gegen-russland-wirklich-beistehen.  

Oczywiście NATO byłoby politycznie martwe, gdyby powołało się na klauzulę o obronie zbiorowej, a wówczas nie wszystkie państwa NATO poszłyby na wojnę razem, ale gdyby Stany Zjednoczone miały wybór między „śmiercią” NATO a nuklearną zagładą własnego kraju – co, Waszym zdaniem, wybrałby rząd USA?

Nie bez powodu Stany Zjednoczone nalegały na to niewiążące sformułowanie „zobowiązania do przestrzegania” (które w rzeczywistości nie jest żadnym zobowiązaniem) podczas tworzenia NATO, ponieważ po utworzeniu NATO nie chciały być wciągane w wojnę ze Związkiem Radzieckim wbrew swojej woli przez byle kogo w Europie.

Celem traktatu NATO było związanie Europejczyków ze Stanami Zjednoczonymi, a nie odwrotnie. Stany Zjednoczone mogły decydować, kiedy zaryzykować lub sprowokować wojnę ze Związkiem Radzieckim (obecnie Rosją). Ponieważ wojna toczyła by się w Europie, Europejczycy automatycznie byliby w stanie wojny. Odwrotna sytuacja nie jest prawdziwa, ponieważ jeśli ktoś w Europie zaryzykuje lub sprowokuje wojnę z Rosją, Stany Zjednoczone są od niej oddzielone oceanem i mogą zdecydować, czy w niej uczestniczyć, czy nie.

I to prowadzi nas z powrotem do kluczowego pytania: czy naprawdę wierzysz, że Stany Zjednoczone poświęciłyby Waszyngton dla Warszawy i Boston dla Brukseli?

Belgijski minister obrony tak uważa. Podobnie jak inni podżegacze wojenni w Europie.

Ja nie.

A ty?