Zachodnia propaganda o stratach Rosji i Ukrainy. A oto liczby i wykresy.

W liczbach – zachodnia propaganda o stratach Rosji

Źródło: Larry Johnson; https://sonar21.com/by-the-numbers-western-propaganda-on-russian-losses/

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 14

W ciągu ostatniego tygodnia zachodnie media gorączkowo forsowały narrację o ogromnych stratach poniesionych przez Rosję. Wypowiedź Marco Rubio w Kuala Lumpur sprzed kilku dni jest tego typowym przykładem:

Sto tysięcy od stycznia? Ale to nie tylko Rubio…

============================================

The Economist podaje skromniejsze szacunki, ale kluczowe słowo to szacunek :

Według stanu na 9 lipca nasz licznik wskazuje, że od początku wojny zginęło od 900 000 do 1,3 mln Rosjan, w tym około 190 000–350 000 ostatnio. Aktualizuje to szacunki z innych źródeł, które pod koniec czerwca oszacowały całkowitą liczbę ofiar na ponad 1 mln . Nasze dane sugerują, że w letniej ofensywie, która rozpoczęła się na dobre 1 maja, mogło zginąć do tej pory około 31 000 Rosjan.

Zbyt mało danych, aby wygenerować porównywalne szacunki dotyczące Ukrainy. Jednak katalog znanych poległych i zaginionych, dostępny na stronie internetowej UAL oses, wskazuje, że od początku inwazji zginęło od 73 000 do 140 000 ukraińskich żołnierzy.

==========================================

Tyle propaganda.

Porozmawiajmy o leniwych reporterach. Dostępnych jest mnóstwo danych, wystarczy przeprowadzić podstawową analizę. Na przykład, zacznijmy od mediów społecznościowych. W dobie wszechobecnych smartfonów i platform społecznościowych nie da się ukryć nekrologów ani zdjęć pogrzebów i cmentarzy. Są setki zdjęć ukraińskich pogrzebów i cmentarzy z dosłownie morzem ukraińskich flag powiewających nad rozległą połacią świeżo wykopanych grobów. Inaczej jest w Rosji. Jest ich kilka, ale nic nie dorównuje liczbie pokazywanej na ukraińskich kanałach. 

Analitycy zachodnich wywiadów mają dostęp do zdjęć satelitarnych i możliwość analizy cmentarzy w Rosji i na Ukrainie oraz porównywania, gdzie wykopuje się najwięcej nowych grobów. Przysięgam, że napisałem artykuł na ten temat, korzystając z tych zdjęć, ale nie mogę go znaleźć. Podczas poszukiwań dokonałem jednak ciekawego odkrycia… Zachodnie satelity i firmy medialne nie robią nic, aby dokonać takiego porównania.

Poniższy wykres pomaga to wyjaśnić. [Uwaga: Tytuł jest błędny.] Wykres przedstawia liczbę rosyjskich ciał wymienionych za ciała ukraińskie od początku Specjalnej Operacji Wojskowej.

W poprzednim artykule omówiłem przyczynę dysproporcji w liczbie ofiar śmiertelnych w walce… Chodzi o to, że Rosja ma miażdżącą przewagę w sile ognia. Przyjrzyjmy się dwóm systemom uzbrojenia:

Pociski artyleryjskie : Rosja cieszy się jednostronną przewagą dzięki zwiększonej produkcji krajowej (3-4,5 miliona pocisków rocznie) i ogromnemu importowi (np. ponad 9 milionów z Korei Północnej od 2023 r.), podczas gdy Ukraina jest całkowicie zależna od pomocy Zachodu (1,3-2 miliony rocznie).

Sekretarz generalny NATO przyznał publicznie, że Rosja produkuje więcej pocisków artyleryjskich w ciągu trzech miesięcy niż USA i reszta NATO w ciągu roku. Liczby produkcji są istotne, ponieważ rosyjskie tempo strzelania (10 000-15 000 pocisków dziennie) przewyższa ukraińskie (2 000-7 000 dziennie), co prowadzi do dysproporcji 5-10:1 w niektórych sektorach w 2024 r. W 2025 r. ta dysproporcja wzrosła do 23:1 na niekorzyść Ukrainy. Innymi słowy, Ukraińcy trafieni pociskami artyleryjskimi będą mieli więcej ofiar niż Rosjanie po prostu dlatego, że Rosjanie wystrzeliwują więcej pocisków.

Drony : Rosja dysponuje kilkoma kluczowymi przewagami w zakresie wykorzystania dronów w walce w trwającym konflikcie z Ukrainą, wynikającymi przede wszystkim z większej bazy przemysłowej, partnerstw zagranicznych (np. z Iranem w przypadku dronów typu Shahed i z Chinami w przypadku podzespołów) oraz skupienia się na masowej produkcji i rozmieszczeniu.

Większa wielkość produkcji i zapasy: Rosja planuje wyprodukować 2-4 miliony dronów do 2025 roku (w tym 2 miliony modeli FPV i 30 000 dronów dalekiego zasięgu/wabików), przewyższając cele Ukrainy w niektórych kategoriach, pomimo ogólnego celu Ukrainy wynoszącego 4,5 miliona. Obejmuje to zwiększenie produkcji do 300-500 dronów dalekiego zasięgu dziennie, wspieranych przez chińskie komponenty, co daje Rosji 3:1 przewagę w dziennej produkcji w niektórych typach. Ukraina wyprodukowała 2,2 miliona dronów do 2024 roku (wzrost o 900%), ale skumulowane zapasy Rosji (szacowane na 1,5-2,5 miliona aktywnych) umożliwiają ciągłą działalność operacyjną.

Ogromne możliwości ostrzału: Rosja regularnie przeprowadza zakrojone na szeroką skalę ataki dronów (np. rekordowe 728 dronów w ciągu jednej nocy w lipcu 2025 r., w porównaniu z 2264 w pierwszej połowie 2024 r. i 22 495 w pierwszej połowie 2025 r.), przytłaczając ukraińską obronę powietrzną i niszcząc kluczowe obiekty.

Adaptacje technologiczne zwiększające odporność: Rosja zyskała przewagę dzięki dronom naprowadzanym światłowodowo (np. warianty Lancet), które są odporne na zakłócenia elektroniczne – kluczowy ukraiński środek zaradczy. Te „nisko-technologiczne” innowacje zostały nazwane przełomowymi, pozwalającymi Rosji ominąć systemy walki elektronicznej, w których Ukraina wcześniej dominowała. Dodatkowo, rosyjska integracja sztucznej inteligencji i wizji maszynowej w dronach usprawnia celowanie, choć Ukraina przoduje w autonomicznych rojach.

Zagraniczne łańcuchy dostaw i zrównoważony rozwój: Partnerstwa z Iranem (tysiące importów Shahedu rocznie) i Chinami (komponenty do 70% dronów) zapewniają Rosji stały dopływ kapitału, pozwalając uniknąć sankcji i utrzymać wysoki poziom wykorzystania. Kontrastuje to z uzależnieniem Ukrainy od pomocy Zachodu i firm krajowych (ponad 200), które borykają się z problemami finansowymi pomimo 22-krotnego wzrostu produkcji dronów dalekiego zasięgu w latach 2023-2024.

Integracja pola walki i przewaga w walce na wyczerpanie: Rosja wykorzystuje swoją przewagę w dronach do wspierania natarcia piechoty, zmuszając Ukrainę do adaptacji obronnych, takich jak uniki motocyklowe. Rosyjskie drony umożliwiają w niektórych sektorach współczynnik ataku 10:1, co pogłębia jej przewagę liczebną i zwiększa liczbę ofiar po stronie ukraińskiej.

Nie ma ani jednego systemu uzbrojenia, w którym Ukraina mogłaby twierdzić, że ma przewagę. Podczas gdy Rosja wykorzystuje dwa dodatkowe systemy uzbrojenia, których Ukraina nie posiada… pociski hipersoniczne i samoloty bojowe. Zanim krzykniesz: „Chwileczkę… Ukraina ma samoloty bojowe”, Rosja cieszy się przewagą w powietrzu, podczas gdy ukraińskie samoloty są regularnie zestrzeliwane. Aha, prawie zapomniałem… Rosyjska flota bombowców i okrętów podwodnych regularnie wystrzeliwuje pociski, których Ukraina nie jest w stanie zniszczyć.

Jakiekolwiek straty Ukraina zadaje siłom rosyjskim, bledną w porównaniu z tym, co Ukraina traci z powodu miażdżącej przewagi w ostrzale, jaką ma Rosja. Chyba Marco Rubio nie dostał tego komunikatu.

O Izrealu i jego nieświętej religii

Izrael i światowe religie; Cz. III

Uległość Trumpa wobec Izraela i rządzącego Stanami żydostwa, zaowocowała nowym niezwykle niebezpiecznym punktem zapalnym.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 14

Na wstępie trzeba, oddać sprawiedliwość Trumpowi, że zrobił wszystko co w jego mocy, by tylko taktycznie ugiąć się pod żądaniami Netanyahu i pro forma uderzyć w „irańskie obiekty nuklearne”, które były w momencie ataku ewakuowane.

Niemniej sama akceptacja, kolejnej zbrodni Izraela, polegającej tym razem na niesprowokowanym ataku dronami i rakietami na Iran oraz zamordowaniu wiodących naukowców i polityków tego państwa, rozpoczęła nowy rozdział w historii tego regionu, która zakończyła 80 letni okres, kiedy to plemię żmijowe powróciło do swego gniazda.

Jak zawsze, w kilku tysięczno-letniej historii tego plemienia, nie mogło ono znaleźć wspólnego języka ze swymi również semickim sąsiadami. Jak zwykle też uciekło się do zbrodni, by zapewnić swym „wybrańcom” to co im się rzekomo od Boga należy: czyli WSZYSTKO!

Gdyby plemieniu temu udał się podbój całego świata, to dalej rościło by ono pretensje do księżyca, Marsa, Słońca, całego układu planetarnego, całego Wszechświata. Bo to wszystko jemu, jego bóg-szatan dał w prezencie!

Starotestamentowe kłamstwa na ten temat wpajają od wieków nasi „chrześcijańscy duszpasterze” i inni wszelkiego wyznania i proweniencji!

I tak to narastająca agresja i zbrodnie Izraela, ponownie po dwu tysiącach lat, przemieniły tą połać, w ZIEMIĘ NIEŚWIĘTĄ.

W swym odwetowym ataku, Iran zdewastował znaczną część Izraela, ale powstrzymał się od ataków na obiekty sakralne, które z zasady respektuje.

Nie zmitygowało to Tel Awiwu, ani o jotę i nie zaprzestał on mordów palestyńskich kobiet i dzieci ani na sekundę.

Problem Ziemi Nieświętej nie został więc rozwiązany, ale znając plemię żmijowe, po wylizaniu ran, ruszy ono z amerykańską pomocą do kolejnego ataku. Tym razem Iran obiecuje pełną rozprawę z Izraelem. Czy dotrzyma słowa?

Czy zmiecie z powierzchni ziemi plemię żmijowe, by w końcu nastał pokój i Władza Boska?

Mam co do tego poważne wątpliwości, biorąc pod uwagę fakt, że Stwórca dał księciu kłamstwa swobodę konstruowania globalizmu ZIK?!

Ponadto, członkowie plemienia żmijowego zainstalowani się w prawie każdym państwie świata i nie ustają w swej szatańskiej kreciej działalności ani na chwilę!

Tak więc, prawdą jest to co zarzucają Trumpowi, że rozpoczyna wiele projektów, ale nie udaje mu się zakończyć ani jednego. No nie zupełnie, udaje mu się przyspieszyć nieuniknioną katastrofę ZIK. A to jest najważniejsze!

Nie trzeba czołgów, żeby zdobywać terytorium. Wystarczy zająć przestrzeń pamięci.

lemingopedia

 Zanim to przeczytacie, proszę, żebyście usiedli. W Gdańsku otwarto wystawę pod nazwą: “Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Twórcy – czyli Muzeum Gdańska, Muzeum II Wojny Światowej oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie podkreślają, że wystawa “nie ocenia, lecz tłumaczy”. Zabrakło mi słów.

Może na początek oczywistości. Z tych wszystkich instytucji, które tę wystawę stworzyły – Muzeum II Wojny Światowej, Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, Muzeum Gdańska i cała ta rozgrzeszająca banda relatywistów – wy****leni na zbity pysk powinni być wszyscy.

Od dyrektora po gościa, który przynosił tym szujom kanapki. Wszyscy. Nikt z nich nigdy więcej nie powinien dostać pracy w jakiejkolwiek polskiej instytucji. Nigdy nie powinien dostać wypłaty w złotówce, bo nie jest godzien, by na jego dłoni spoczął orzełek odprowadzony z naszych podatków.

Dlaczego? Ja doskonale rozumiem specyfikę tematu. I rozumiem, że żołnierze z tych terenów byli przymusowo wcielani do armii, natomiast jeszcze lepiej rozumiem prawidła wizerunkowe. Taka nazwa nigdy, przenigdy nie powinna powstać w polskim instytucie, bo zestawia w sobie “nasi chłopcy” z III Rzeszą. Tak jakby to była oczywistość, a nie przymus. To jest właśnie rozmywanie odpowiedzialności, żeby potem mówić: “nie no my też w sumie jesteśmy winni temu, co się stało”. Tak jak piszę – to jest bardzo precyzyjna robota. Bo co mówi tytuł tej wystawy?

Jak Niemcy mają finansować reparacje, z których korzystać ma i Śląsk i Poznań i Gdańsk, skoro być może żołnierze z tych ziem mordowali 6 mln Polaków? Ładne rozmycie odpowiedzialności? Pewnie, że tak. Słowa mają znaczenie. Przy okazji pokazują “te ziemie były nasze”. Nie ma takiej możliwości, aby taki tytuł wystawy powstał w polskim instytucie za polskie pieniądze. Muszę przyznać, że Niemcy są naprawdę perfekcyjni w obszarze propagandy.

Widzicie? Nie trzeba czołgów, żeby zdobywać terytorium. Wystarczy zająć przestrzeń pamięci. A gdy już się ją kontroluje – można napisać wszystko od nowa: kto był ofiarą, kto był sprawcą, kto “musiał”, a kto “chciał”. I właśnie dlatego, choć nie słychać wystrzałów, trwa wojna. Wojna o prawdę. A my, jak dzieci we mgle, sami odbezpieczamy granaty, które podrzucono nam do plecaka. 

Naprawdę trzeba mieć we łbie siano, a w duszy pustkę po jakimkolwiek elemencie moralnego kompasu, żeby coś takiego w ogóle wymyślić. A jednak się udało.

Są takie chwile, w których pytanie “czy Polska jest suwerennym państwem?” przestaje być akademickim dylematem dla studentów politologii. Staje się pytaniem palącym. Bo jeśli we własnym kraju, za pieniądze polskich podatników, w publicznych instytucjach kultury, organizuje się wystawę o “naszych chłopcach” z armii III Rzeszy, to coś tu, proszę Państwa, poszło nie tak. Albo inaczej – wszystko poszło dokładnie tak, jak chcieli ci, którzy nigdy nie pogodzili się z polską niepodległością.

Mam pytanie do autorów wystawy. Czy “naszymi chłopcami” byli ci, którzy wymordowali 6 mln polskich obywateli? Czy “naszymi chłopcami” byli ci, którzy z flagą Rzeszy weszli do Warszawy i zrównali ją z ziemią? Czy “nasi chłopcy” prowadzili dzieci z Zamojszczyzny na transport do Niemiec? Czy to oni stworzyli Auschwitz, a z Polski dolinę śmierci? Nie. 

Nasi chłopcy ginęli na Westerplatte, broniąc własnej Ojczyzny. Nasi chłopcy walczyli na ulicach Warszawy, bo stosy trupów ich rodzin sięgały na Woli do pierwszego piętra kamienic. Nasi chłopcy byli mordowani w lasach, a wielu z ich grobów do dziś nie odnaleziono. Nasi chłopcy byli profesorami i wykładowcami krakowskich uczelni, których wywieziono do obozów koncentracyjnych w Sachsenhausen i Oranienburgu. Nasi chłopcy to byli ci, którzy mieli zaledwie 9 dni, jak Stefanek Dąbrowa i zostali wrzuceni wraz z rodziną do stodoły i podpaleni. To są nasi chłopcy. Innych chłopców nie mamy i nie mieliśmy. Przestańcie więc kłamać.

Drodzy Państwo! To nie jest przypadek. To jest projekt. Niemiecki projekt. Od lat prowadzony z chirurgiczną precyzją.

Niemcy nie zapłacili Polsce reparacji i nie zamierzają. Każda kwota zainwestowana w niemiecką narrację im się opłaca. Zamiast miliardów na reparacje, kładą miliony euro na fundacje, instytuty, granty, wystawy i ludzi, którzy mają jedno zadanie – przekonywać Polaków, że może Niemcy nie byli aż tacy źli? Że może nie było jednej strony zła? Że może… Polacy też trochę przeskrobali?

A myślicie, że to takie proste? To nie jest proste. Do tego potrzeba lokalnych wykonawców. Ludzi, którzy posadzeni na dyrektorskich stołkach, zacierają granicę między oprawcą a ofiarą. To nie jest głupota. To jest hańba. To nie jest niezręczność. To jest zdrada. 

I skoro nikt inny tego nie powie, to ja powiem. Pani Minister Kultury! To się musi skończyć. Tu. Teraz. Natychmiast. Wzywam do natychmiastowego odwołania wszystkich dyrektorów i kuratorów odpowiedzialnych za tę wystawę, wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec kierownictwa Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Gdańska i wreszcie do jedynej pozostałej opcji, czyli podania się do dymisji. 

Bo nie może być tak, że państwo polskie finansuje projekty, które fałszują historię Polski w interesie Niemiec. Nie może być tak, że w Polsce trzeba się tłumaczyć z patriotyzmu, a klaskać oprawcom. Nie może być tak, że ci, którzy mordowali, dziś są “nasi”, a ci, którzy ginęli, są “problemem pamięci”. Nie może, bo tak nie było.

Być może właśnie w takich chwilach trzeba zadać sobie pytanie, które w normalnym kraju nie powinno w ogóle paść: Czy Polacy jeszcze chcą mieć swoje państwo? Nie atrapę. Nie dekorację. Nie coś “naszego” tylko z nazwy, a zarządzanego z zewnątrz – przez tych, którzy przed laty wydali rozkaz rozstrzelać, a dziś wysyłają zaproszenie na oszczerczy wernisaż. 

Prawdziwe państwo. Takie, które pamięta. Które nie relatywizuje. Państwo, które umie odróżnić kata od ofiary, zdradę od wierności, służbę niemieckiemu akwareliście od służby Polsce. 

Bo jeśli chcemy mieć jeszcze takie państwo – jeśli ma przetrwać “coś więcej” niż tylko nazwa – to musimy zacząć mówić “nie” wtedy, kiedy próbują nam wmówić, że Wehrmacht to “nasi chłopcy”. 

Bo nie będzie kolejnej szansy. Albo teraz powiemy jasno, kim jesteśmy i czyja to jest ziemia – albo wkrótce obudzimy się w miejscu, które nadal będzie się nazywało “Polska”, ale nic już nie będzie w nim polskie.

Niedziela: Ponad 100 ofiar śmiertelnych izraelskich nalotów w Palestynie. Ośmioro dzieci zginęło przy punkcie dystrybucji wody.

Ponad 100 ofiar śmiertelnych izraelskich nalotów w Palestynie.

Ostrzelano punkt z wodą dla uchodźców

14.07.2025 https://nczas.info/2025/07/14/ponad-100-ofiar-smiertelnych-izraelskich-nalotow-w-palestynie-ostrzelano-punkt-z-woda-dla-uchodzcow/

Matka z dziećmi w ruinach miasta Gaza. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
Matka z dziećmi w ruinach miasta Gaza. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA

– Izraelskie naloty zabiły ponad 90 osób w niedzielę i co najmniej 28 w poniedziałek – poinformowała obrona cywilna Strefy Gazy. Dziesięć osób, w tym ośmioro dzieci, zginęło przy punkcie dystrybucji wody. Rozmowy o zawieszeniu broni między Izraelem a Hamasem utknęły w martwym punkcie.

Naoczni świadkowie przekazali, że dron wystrzelił pocisk w tłum stojący z pustymi kanistrami w kolejce obok cysterny z wodą w obozie dla uchodźców Nusejrat. Izraelskie wojsko za wypadek podczas nalotu na bojownika Islamskiego Dżihadu obwiniło „błąd techniczny”.

Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża podał, że w ciągu ostatnich sześciu tygodni w szpitalu polowym w Rafah przy granicy z Egiptem leczono więcej ofiar masowych ataków niż w ciągu minionego roku. Zdecydowana większość pacjentów miała rany postrzałowe, a wszystkie przytomne osoby mówiły, że zostały ostrzelane, kiedy próbowały dostać się do punktów dystrybucji żywności.

Według danych szpitala od 27 maja – czyli od momentu otwarcia nowych punktów dystrybucji żywności prowadzonych przez organizację Gaza Humanitarian Foundation (GHF) – udzielono pomocy ponad 3400 pacjentom rannym w wyniku postrzału i odnotowano ponad 250 zgonów.

Od końca maja do początku lipca przy punktach dystrybucji żywności zginęło niemal 800 osób, w tym 615 przy punktach GHF – wynika z danych ONZ.

GHF korzysta z usług prywatnych amerykańskich firm ochroniarskich, których pracownicy wyposażeni są w broń długą z ostrą amunicją.

Pełniący obowiązki dyrektora Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim (UNRWA) Sam Rose powiedział w poniedziałek CNN, że Palestyńczycy w Strefie Gazy są zmuszeni dokonywać „niemożliwych wyborów” między głodem a ryzykowaniem śmierci, udając się do punktów pomocy.

Organizacje humanitarne ostrzegają, że w ostatnich dniach dopuszczono do Strefy Gazy zaledwie 150 tys. litrów paliwa. Jednodniowe zapotrzebowanie wynosi 275 tys. litrów.

Wojsko izraelskie, które zintensyfikowało działania w Strefie Gazy, poinformowało, że w ciągu minionych 24 godzin siły powietrzne „zaatakowały ponad 150 celów terrorystycznych”.

Delegacje Izraela i Hamasu od tygodnia próbują uzgodnić w stolicy Kataru, Dosze, 60-dniowy rozejm, który potencjalnie mógłby zakończyć 21 miesięcy wyniszczających walk w Strefie Gazy. Od tygodnia na uzgodnienie zawieszenia broni naciska prezydent USA Donald Trump.

Hamas chce całkowitego wycofania sił izraelskich ze Strefy Gazy, ale palestyńskie źródło znające przebieg rozmów podało AFP, że Izrael przedstawił plany utrzymania wojsk na ponad 40 proc. terytorium, chcąc zmusić setki tysięcy Palestyńczyków do opuszczenia południowej części Strefy Gazy „w ramach przygotowań do przymusowego przesiedlenia ich do Egiptu lub innych krajów”.

Przypominamy, że Izrael szykuje się też do opcji stworzenia wielkiego obozu koncentracyjnego dla Palestyńczyków na ruinach miasta Rafah. Więcej o tym przeczytacie poniżej.

Żydzi zamkną wszystkich Palestyńczyków ze Strefy Gazy w wielkim obozie

Masowa migracja – droga do samozniszczenia Europy

Masowa migracja – droga do samozniszczenia Europy

Agnieszka Stelmach https://pch24.pl/masowa-migracja-droga-do-samozniszczenia-europy/

================================

„Nielegalna migracja stanowi zaledwie ułamek całkowitej migracji w Europie. Dane Eurostatu pokazują, że z 4,1 miliona osób, które przeprowadziły się do UE w 2023 r., tylko około 10% stanowili nielegalni migranci. W zeszłym roku odnotowano największą liczbę przyjazdów migrantów od 2014 r. i byli to niemal wyłącznie legalni migranci”.

============================

Unijna agencja Frontex podaje, że liczba nielegalnych przekroczeń granic w Unii Europejskiej obniżyła się w pierwszym kwartale o 30 procent w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Spadki zaobserwowano na wszystkich głównych szlakach migracyjnych prowadzących do Europy.

Jak pokazują dane oraz skutki polityki prowadzonej  w tym zakresie, znacznie poważniejszym problemem niż wjazdy czy wejścia nielegalne jest jednak mnożenie kanałów tak zwanej migracji regularnej. Pozwala ona na wjazd i osiedlenie się w UE większej liczbie osób z państw trzecich, bardzo często całkowicie odmiennych kulturowo.

Proceder taki jest możliwy dzięki zawieraniu przez poszczególne rządy umów o eksternalizacji procedur azylowych z wybranymi krajami spoza UE. W zamian za ułatwienie migracji dla swoich obywateli na obszar Unii, wybrane kraje godzą się na przyjęcie i przetrzymywanie u siebie – do czasu rozpatrzenia wniosków azylowych – deportowanych z Europy migrantów.

Tego typu umowy są priorytetem duńskiej prezydencji, która rozpoczęła się 1 lipca.

UE popiera duński model „zero uchodźców”

W zeszłym roku rząd w Kopenhadze przyznał status uchodźcy „historycznie” niskiej liczbie osób (864). 309 z nich pochodziło z Syrii, 130 z Erytrei, a kolejne 130 z Afganistanu. Minister ds. imigracji Kaare Dybvad Bek wskazał, że spadek ten był spowodowany „surową polityką azylową” prowadzoną przez premier Mette Frederiksen. Jednocześnie dodał, że do Danii nie powinno przyjeżdżać więcej migrantów niż „społeczeństwo jest w stanie ich obsłużyć”.

Ambicją socjaldemokratycznej premier – odkąd doszła do władzy w 2019 roku – jest ograniczenie liczby wniosków o azyl do „zera”. Premier podkreśliła, że bez zaostrzenia polityki migracyjnej prawicowe partie zdobędą władzę na całym kontynencie.

Tak więc w 2021 roku Dania uchwaliła prawo, które zezwalało na deportację imigrantów do ośrodków dla azylantów w partnerskich krajach trzecich. Frederiksen nie przejęła się krytyką jej polityki ze strony Komisji Europejskiej, obawiającej się naruszania praw człowieka wobec migrantów i uchodźców.

Teraz, gdy Dania przejęła prezydencję w UE od Polski, priorytetem Kopenhagi jest rozszerzenie surowszej polityki migracyjnej w całej Europie. W szczególności zależy jej na wprowadzeniu bardziej rygorystycznych przepisów dotyczących rozpatrywania wniosków azylowych i odwołań od nich.

Szefowa rządu w Kopenhadze chce zbudować unijny konsensus w sprawie „eksternalizacji procedur azylowych poza Europę”. – Polityka migracyjna jest związana z bezpieczeństwem, to znaczy, że potrzebujemy Europy, która jest bezpieczniejsza, bardziej stabilna i silniejsza, a tak naprawdę nie jest, jeśli nie kontrolujemy przepływów do Europy — mówiła ostatnio minister ds. europejskich Danii Marie Bjerre, przedstawiając priorytety swego państwa na prezydencję.

Dania, której migranci stanowią 16 procent całej populacji w porównaniu z 3,3 procenta w 1985 roku, chce chronić system opieki społecznej „od kołyski do grobu”.

Poza „eksternalizacją procedur azylowych poza Europę” (chodzi o zawieranie umów z tak zwanymi krajami trzecimi i odsyłanie nielegalnych imigrantów z naszego kontynentu do tych krajów, gdzie oczekiwaliby na rozpatrzenie wniosków o azyl), Duńczycy wraz z unijnymi partnerami zabiegają o ograniczenie zakresu orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

W marcu Dania, Włochy, a także przedstawiciele Czech, Polski, Austrii, Belgii, Estonii, Łotwy i Litwy wezwali do „nowej i otwartej rozmowy na temat interpretacji Europejskiej Konwencji Praw Człowieka”. Osiem państw domaga się rewizji Europejskiej Konwencji Praw Człowieka ze względu na zbyt szerokie interpretacje zawartych w niej zapisów, które nie przystają do rzeczywistości. Zwłaszcza, jeśli chodzi o prawa migrantów i uchodźców.

Sygnatariusze listu otwartego zaznaczyli, że chcą „przywrócenia właściwej równowagi” w kwestii interpretacji postanowień konwencji, która weszła w życie w 1953 roku, a którą Europejski Trybunał Praw Człowieka, wydający wiążące orzeczenia, znacznie rozszerzył.

Autorzy listu stwierdzili, że nadszedł czas na „dyskusję na temat tego, w jaki sposób międzynarodowe konwencje odpowiadają wyzwaniom, z którymi mierzymy się dzisiaj”. Wezwali do „przyjrzenia się, w jaki sposób Europejski Trybunał Praw Człowieka rozwinął swoją interpretację Europejskiej Konwencji Praw Człowieka”, zarzucając np. Polsce bezprawne traktowanie migrantów. Danii sędziowie nakazali zmienić przepisy dotyczące łączenia rodzin. Trybunał wydał sporo orzeczeń na niekorzyść rządu w Rzymie czy Estonii.

W związku z tym przywódcy państw europejskich pytają, „czy Trybunał w niektórych przypadkach nie rozszerzył zakresu konwencji zbyt daleko… zmieniając w ten sposób równowagę między interesami, które powinny być chronione?”.

„Uważamy, że rozwój interpretacji Trybunału w niektórych przypadkach ograniczył naszą zdolność do podejmowania decyzji politycznych w naszych własnych demokracjach” – dodano.

Meloni, która doszła do władzy, obiecując ograniczenie nielegalnej migracji, obecnie mierzy się z problemami prawnymi dotyczącymi tworzenia ośrodków dla migrantów w Albanii. Włoscy sędziowie nie chcą godzić się na deportacje przybyszy przechwyconych przez włoskie władze na morzu. Kierują sprawy do ETPC.

Duńczycy narzekają, że konwencja czasami chroni „niewłaściwe osoby” i „nakłada zbyt wiele ograniczeń na możliwość decydowania przez państwa, kogo wydalić ze swoich terytoriów”.

Na list zareagowali obrońcy praw człowieka, alarmując, że podstawy konwencji zostały już nadszarpnięte przez zmianę podejścia do migracji i umowy UE z krajami takimi jak Libia oraz Tunezja. Pomogły one spowolnić napływ migrantów, ale zrobiły to „ogromnym kosztem praw człowieka”. Jako przykład podaje się wyrzucenie w 2023 roku przez władze Tunezji afrykańskich migrantów na pustynię.

UE próbuje także innych środków, by pozbyć się nielegalnych przybyszów. Bruksela wskazała niedawno, że Kosowo, Bangladesz, Kolumbia, Egipt, Indie, Maroko i Tunezja powinny zostać uznane za „bezpieczne kraje pochodzenia”. Oznacza to, że ​​ich obywatele mogliby być odsyłani w ramach szybszych procedur po odrzuceniu ich wniosków azylowych.

Wciąż jednak brak wspólnego podejścia w całej UE w tej kwestii. Niektórzy politycy, jak np. francuska europosłanka Partii Zielonych Mélissa Camara, oskarżają Komisję Europejską o rezygnację z przestrzegania praw podstawowych. Odniosła się do unijnych umów z krajami spoza Europy, takimi jak Libia i Tunezja, gdzie prawa człowieka odsyłanych przybyszy z UE mają być naruszane.

Europejskie Centrum Praw Konstytucyjnych i Praw Człowieka (ECCHR) złożyło dwie skargi do Międzynarodowego Trybunału Karnego w sprawie traktowania migrantów oraz uchodźców w Libii i Tunezji. Zdaniem radczyni prawnej ECCHR Allison West, przypadki te „stanowią zbrodnie przeciwko ludzkości, przy współpracy i akceptacji UE”.

Mimo tych działań państwa europejskie wydają się być zgodne co do potrzeby zawierania takich umów z innymi krajami spoza Unii. Jednocześnie obiecują tworzenie większej liczby ścieżek, umożliwiających legalne dotarcie do UE (w celach zarobkowych, poprzez szybsze łączenie rodzin, stwarzanie ułatwień dla osób pragnących uczyć się w danym kraju czy prowadzić badania).

Nieregularna migracja

Z danych Frontexu dowiadujemy się, że w pierwszych dwóch miesiącach 2025 roku nielegalna migracja spadła do poziomu prawie 25 tysięcy osób. Zmniejszenie przepływu „uchodźców” odnotowano na większości szlaków, z wyjątkiem środkowo-śródziemnomorskiego. Trasa zachodnioafrykańska odpowiadała za znaczną część przybyszów w okresie styczeń – luty. Trasa środkowo-śródziemnomorska odnotowała największy wzrost liczby imigrantów (+48% rok do roku). Bałkany Zachodnie zaliczyły z kolei największy spadek (-64%). Najczęściej nielegalni „nachodźcy” pochodzili z Afganistanu, Bangladeszu i Mali.

Pomimo 40-procentowego spadku w porównaniu z ubiegłym rokiem, korytarz zachodnioafrykański pozostał najbardziej aktywną drogą nielegalnej migracji (7 200 przybyszów zarejestrowano w ciągu pierwszych dwóch miesięcy 2025 r.). Większość migrantów pochodziła z Mali, Senegalu i Gwinei.

Największy wzrost w ciągu pierwszych dwóch miesięcy roku odnotowano na szlaku środkowo-śródziemnomorskim (prawie 6 900 osób) i jest to druga najbardziej aktywna trasa migracyjna prowadząca do UE.

Libia pozostaje głównym punktem przerzutowym na tej trasie. Przemytnicy mają coraz częściej wykorzystywać potężne łodzie motorowe. Koszt przeprawy morskiej waha się od 5 000 do 8 000 EUR za osobę. Najczęściej z tej trasy korzystają obywatele Bangladeszu. Wykorzystują oni formalne umowy zawierane przez ich kraj z Libią, by legalnie wjechać do tego kraju w celach zarobkowych. Następnie zaś wyruszają w podróż morską do Europy.

W sumie w zeszłym roku odnotowano nieco ponad 239 tysięcy wykrytych przypadków nielegalnych migrantów.

Na trasie wiodącej przez wschodnie granice UE odnotowano trzykrotny wzrost liczby przekroczeń, głównie wzdłuż granicy z Ukrainą i Białorusią.

Pośród nielegalnych imigrantów kobiety stanowią zaledwie 10 procent, a większość z nich przybyło na granice UE przez szlak wschodniośródziemnomorski. Największą grupę pośród kobiet stanowiły Afganki i Syryjki.

Mimo że kraje takie jak Francja, Wielka Brytania i Włochy zwiększają poziom deportacji, to wciąż nie jest on wysoki. A niektóre państwa, jak Hiszpania zamierzają zalegalizować średnio 300 tys. przybyłych tu bezprawnie osób w ciągu najbliższych trzech lat. Madryt chce zwiększyć liczbę potencjalnych pracowników ze względu na starzenie się populacji. Tysiące nieletnich migrantów zostanie również przeniesionych z Wysp Kanaryjskich na stały ląd. Premier Pedro Sanchez zawarł szereg umów z Mauretanią w celu zwalczania sieci przemytu ludzi i ograniczenia migracji z Afryki Zachodniej.

W grudniu 2024 roku UE zatwierdziła plan Polski dotyczący tymczasowego zawieszenia prawa do azylu w celu przeciwdziałania „zagrożeniom hybrydowym” i „uzbrajaniu migracji” przez Rosję oraz Białoruś.

Regularna migracja

Jeśli przyjrzymy się innym danym statystycznym dotyczącym przepływów ludnościowych, w tym w szczególności tak zwanej migracji regularnej (czytaj: legalnej), zobaczymy, że to właśnie ona jest znacznie większym problemem.

Statists.com podaje: „Nielegalna migracja stanowi zaledwie ułamek całkowitej migracji w Europie. Dane Eurostatu pokazują, że z 4,1 miliona osób, które przeprowadziły się do UE w 2023 r., tylko około 10% stanowili nielegalni migranci. W zeszłym roku odnotowano największą liczbę przyjazdów migrantów od 2014 r. i byli to niemal wyłącznie legalni migranci”.

W 2023 roku kraje UE wydały ponad 3,7 mln pierwszych zezwoleń na pobyt dla obywateli spoza UE, co stanowi wzrost o 4,7% w porównaniu z 2022 r. i jest najwyższą liczbą odnotowaną do tej pory.

Głównym powodem wydawania zezwoleń na pobyt w 2023 r. była praca (33,8%), kwestie rodzinne (26,4%), ochrona międzynarodowa (25,6%), powody edukacyjne (14,3%).

W 2023 r. najwięcej pierwszych zezwoleń na pobyt wydano obywatelom Ukrainy (307 313), następnie Białorusi (281 279) i Indii (207 966). Sporo zezwoleń uzyskali także Turcy (31,8%). Syryjczycy i Afgańczycy mogli uzyskać pozwolenie z powodu ochrony międzynarodowej (77,3% Syryjczyków i 85,1% Afgańczyków). Z racji rodzinnych najwięcej pozwoleń uzyskali Marokańczycy, Rosjanie i Brazylijczycy. Ze względów edukacyjnych pozwolenia otrzymywali przede wszystkim obywatele Chin.

Dane Eurostatu nie obejmują osób, którym udzielono tymczasowej ochrony w krajach UE z uwagi na agresję Rosji na Ukrainę. Są one oddzielnie gromadzone i dotyczą statusu tymczasowej ochrony.

Warto zauważyć, że w 2021 roku przybyło do UE z zewnątrz 2,3 miliona imigrantów. W 2022 roku 875 000 osób po raz pierwszy złożyło wniosek o ochronę międzynarodową w krajach UE, co stanowi wzrost o 63% w porównaniu z 2021 r. Również w 2022 r. około 82 000 wysoko wykwalifikowanych pracowników spoza UE otrzymało Niebieską Kartę, zezwolenie na pracę i pobyt dla wysoko wykwalifikowanych osób spoza UE. W tym samym roku kraje UE wydały również 421 000 zezwoleń obywatelom spoza UE na naukę i badania.

Dla porównania, w 2020 r. do krajów UE przybyło 1,9 mln osób, a w 2019 r. było ich aż 2,7 mln.

W liczbach bezwzględnych najpopularniejszymi krajami docelowymi dla imigrantów spoza UE w 2021 r. były: Niemcy (439 000 osób) i Hiszpania (421 000), przed Włochami (248 000) i Francją (238 000). Osoby, które wyemigrowały do ​​tych 4 państw członkowskich UE, stanowiły 60% wszystkich imigrantów, którzy przybyli spoza UE w 2021 r.

Generalnie, migranci są stosunkowo młodzi, bo w wieku od 20 do 49 lat.

W 2022 r. wszystkie kraje UE łącznie wydały prawie 3,5 mln pierwszych zezwoleń na pobyt obywatelom spoza UE. Najwięcej Polska (700 000, czyli 20% wszystkich wydanych w UE), a następnie Niemcy (539 000, czyli 16%), Hiszpania (467 000, czyli 14%), Włochy (338 000, czyli 10%) i Francja (324 000, czyli 9%). Oprócz obywateli Ukrainy (374 000, czyli 11% wszystkich zezwoleń), Białorusi (310 000, czyli 9%) i Indii (183 000, czyli 5%), zaświadczenia pobytowe przyznawano Syryjczykom, Afgańczykom, Wenezuelczykom, Turkom itd.

W 2022 r. kraje UE podjęły około 850 000 decyzji w sprawie wniosków o azyl. Spośród nich 632 000 zapadło w pierwszej instancji, a 217 000 było rozstrzygnięciami ostatecznymi podjętymi w wyniku odwołania lub przeglądu decyzji pierwszej instancji.

Decyzje pierwszej instancji przyznały status ochrony 311 000 osób ubiegającym się o azyl, co stanowi wzrost o 54% w porównaniu z rokiem 2021. W drodze ostatecznych decyzji państwa członkowskie UE przyznały status ochrony 73 000 osób ubiegającym się o azyl.

W 2022 r. 143 000 obywateli spoza UE odmówiono wjazdu do UE, 1,1 miliona osób uznano za przebywających nielegalnie, 431 000 osób nakazano opuszczenie kraju UE, a 74 000 osób odesłano do kraju spoza UE.

W 2022 r. Polska zgłosiła największą liczbę odmów (23 000, czyli 16% całkowitej liczby w odniesieniu do UE), wyprzedzając Węgry (16 000, czyli 11%) i Chorwację (12 000, czyli 8%). Większość negatywnych decyzji na granicach lądowych odnotowano w Polsce, na granicach morskich we Włoszech i granicy powietrznej w Irlandii. Wjazdów zabroniono niektórym Ukraińcom, Albańczykom i Rosjanom.

W 2022 r. około 74 000 obywateli spoza UE zostało odesłanych poza UE na podstawie nakazu opuszczenia terytorium konkretnego kraju UE.

Największą grupą osób odesłanych do kraju spoza UE byli Albańczycy (9 500), następnie Gruzini (7 500) i Turcy (4 000).

W 2022 r. około 82 000 wysoko wykwalifikowanych pracowników spoza UE otrzymało Niebieską Kartę UE. Najwięcej (63 000, czyli 77% wszystkich Niebieskich Kart UE) wydały Niemcy, a następnie Polska (5 000, czyli 6%), Litwa i Francja (po 3 900, czyli 5%).

W 2022 r. najwięcej Niebieskich Kart UE przyznano obywatelom Indii (20 000, czyli 24% wszystkich Niebieskich Kart wydanych w UE), wyprzedzając obywateli Rosji (8 000, czyli 9%), Białorusi (6 000, czyli 7%) i Turcji (5 000, czyli 6%).

Przyjeżdżający spoza UE mogą również przebywać na terenie wspólnoty europejskiej w celu studiowania i prowadzenia badań. Łącznie w 2022 roku kraje UE udzieliły 421 000 zezwoleń na studia i badania. Niemcy wydały najwięcej (132 000, czyli 31% wszystkich w UE), następnie Francja (110 000, czyli 26%) i Hiszpania (53 000, czyli 13%).

Bruksela nie jest zainteresowana ograniczeniem przepływów migracyjnych

Polityka UE w tym zakresie skupia się na legalizacji migrantów i odsyłaniu jedynie części z nich. Bruksela nie jest zainteresowana ograniczeniem przepływów, lecz chce nimi lepiej zarządzać.

KE pilotowała dyplomatyczne zabiegi związane z opracowaniem, a potem przyjęciem w grudniu 2018 r. oenzetowskiego Globalnego Paktu na rzecz Bezpiecznej, Uporządkowanej i Regularnej Migracji (GCM). Ta kwestia jest także niejako wkomponowana w Agendę 2030, praktycznie we wszystkie jej cele, przy czym cel 10.7 („Ułatwiać przemyślaną, bezpieczną, regularną i odpowiedzialną migrację oraz przepływ ludzi, w tym poprzez implementację zaplanowanych i dobrze zarządzanych polityk migracyjnych”) stanowi jeden z istotniejszych elementów budowania dobrobytu państw i „nie pozostawiania nikogo w tyle”.

Uregulowane przepływy migracyjne mają z jednej strony pomagać krajom rozwiniętym borykającym się z niskim przyrostem demograficznym w utrzymaniu państw opiekuńczych i zaradzić brakom siły roboczej, z drugiej mają pomóc krajom rozwijającym się w podreparowaniu rodzimych budżetów dzięki środkom napływającym od imigrantów.

W 2016 r. państwa ONZ przyjęły Deklarację Nowojorską w sprawie Uchodźców i Migrantów, zobowiązując się do kompleksowego podejścia do mobilności ludzi i wzmocnienia współpracy na poziomie globalnym. Deklaracja zainicjowała międzyrządowe konsultacje i negocjacje, które zakończyły się przyjęciem Globalnego Paktu na rzecz Bezpiecznej, Uporządkowanej i Regularnej Migracji przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych 19 grudnia 2018 r.

Globalny Pakt chociaż nie jest wiążący – nastąpił duży sprzeciw ze strony państw ze względu na ograniczenie suwerenności – to jednak wytycza ramy globalnej polityki migracyjnej i ramy zarządzania migracją. Łączy się z Agendą 2030. Zresztą, jak podkreśla oenzetowska agencja migracyjna – OIM, Pakt ma swoje korzenie w Agendzie na rzecz Zrównoważonego Rozwoju 2030.

Parlament Europejski w swoim briefingu z 2018 r. podkreśla, że władze UE nie tylko potwierdziły poparcie dla Paktu, ale także aktywnie zabiegały o jego przyjęcie, umieszczając kwestię „praw człowieka” w centrum zarządzania migracją.

Cóż więc z tego, że na przykład Polska wyraziła sprzeciw wobec Paktu, skoro UE zobowiązała się dobrowolnie realizować jego cele?

Artykuł 3 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE) zobowiązuje UE, jako podmiot niepaństwowy, do dostosowania się do norm Organizacji Narodów Zjednoczonych w celu promowania i ochrony praw człowieka poprzez wszystkie swoje działania, mając na uwadze szczególnie osoby najbardziej narażone, a także zajmując się kwestiami realpolitik. Dlatego zarówno ONZ, jak i UE muszą szanować prawa człowieka migrantów i osób ubiegających się o azyl oraz uchodźców.

Europa mierzyła się z bezprecedensowym masowym ruchem ludnościowym zwłaszcza w latach 2014 – 2017. Według Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) i Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) mobilność ludzi nigdy nie była tak wysoka. Obecnie ponad 258 milionów migrantów na całym świecie żyje poza swoim krajem urodzenia i ta liczba ma stale rosnąć z różnych powodów, w tym ze względu na globalny wzrost populacji, rosnące nierówności, nierównowagę demograficzną, a nawet „zmiany klimatyczne”.

Jak zasugerowała inna oenzetowska agenda, UNDP, przy scenariuszu zerowej migracji, w rozwiniętym świecie do 2025 r. tylko Nowa Zelandia i Irlandia miały odnotowywać wzrost liczby ludności w wieku produkcyjnym, podczas gdy wszystkie inne kraje miały doświadczać poważnego spadku. Dlatego, według agencji kluczowe w celu zrównoważenia spadku lub stagnacji wzrostu populacji jest otwarcie legalnych kanałów. Temu właśnie służy GCM przyjęty w Marakeszu w 2018 r., który obejmuje 21 celów, w tym stworzenie warunków sprzyjających umożliwieniu wszystkim migrantom „ubogacania” społeczeństw poprzez ich potencjał ludzki, ekonomiczny i społeczny, a tym samym ułatwienie ich wkładu w zrównoważony rozwój na poziomie lokalnym, krajowym, regionalnym i globalnym.

Pakt ma także doprowadzić do rosnącego uznania i akceptacji globalnej mobilności.

ONZ w lipcu 2016 r. przyjęła także rezolucję w sprawie Porozumienia o powołaniu Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM), będącej do tej pory jedynie powiązaną agencją. Nowa jednostka jest odpowiedzialna za zapewnienie wdrożenia Międzynarodowej Konwencji z dnia 18 grudnia 1990 r. o Ochronie Praw Wszystkich Pracowników Migrujących i Członków ich Rodzin (ICRMW), podobnie jak UNHCR odpowiada za Konwencję o Uchodźcach.

ICRMW zawiera 93 klauzule rozszerzające zakres „praw człowieka”. Od czasu jej wejścia w życie 1 lipca 2003 r. ratyfikowało ją jedynie 49 państw, z których migrują ludzie. Deklaracja wzywa do ochrony wszystkich migrantów, niezależnie od ich statusu i wzywa do zwrócenia szczególnej uwagi na osoby w sytuacjach zagrożenia.

Podczas negocjacji GCM, przedstawiciele UE naciskali na uznanie pozytywnego wkładu migrantów w inkluzywny wzrost i zrównoważony rozwój, zgodnie z Agendą 2030. Przekonywali, że dobrze zarządzana regularna migracja może przyczynić się – poprzez spójne i kompleksowe odpowiedzi – do zrównoważonego rozwoju krajów pochodzenia, tranzytu i przeznaczenia, w tym poprzez wspieranie rozwoju krajów pochodzenia dzięki przekazom pieniężnym.

Czy polityka premier Danii, którą ma popierać wiele państw UE, rzeczywiście zmierza do ograniczenia przepływów migracyjnych?

W kontekście zobowiązań unijnych i biorąc pod uwagę praktyczną politykę państw widać wyraźnie, że problem próbuje się rozwiązać, tworząc więcej możliwości tak zwanej regularnej migracji, do czego wzywa Globalny Pakt Migracyjny. Przepływy nie ustaną, ale należy się spodziewać, że będzie przybywać migrantów, którzy zyskają pozwolenia na pracę, łączenie z rodzinami, na naukę i badania, co już się dzieje.

UE wprowadziła w 2016 r. Nowe Ramy Partnerstwa w sprawie Migracji, opracowując konkretne, dostosowane „pakty migracyjne” z krajami trzecimi, integrując wszystkie polityki, narzędzia i instrumenty w celu lepszego zarządzania procesem. Kraje priorytetowe w Afryce obejmują: Etiopię, Mali, Niger, Nigerię i Senegal. Oferują one kompleksowe ramy dla dwustronnej współpracy między UE a krajami partnerskimi oparte na wzajemnych zobowiązaniach i inicjatywach projektowych, obejmujących kwestie mobilności, migracji i azylu, zgodnie z globalnym podejściem i celem 10.7 Agendy 2030.

W maju 2016 r. przyjęto dyrektywę 2016/801/UE w sprawie warunków wjazdu i pobytu obywateli państw trzecich w celu prowadzenia badań naukowych, studiów, szkoleń, wolontariatu, programów wymiany uczniów lub projektów edukacyjnych. Wcześniej zaproponowano szereg innych kanałów regularnej migracji. W 2017 r. osiągnięto konsensus w sprawie rozwoju, który odnosi się do korzyści płynących z transferu wiedzy, umiejętności i zdolności produkcyjnych migrantów, ich rodzin itp.

Bank Światowy podkreśla, że przekazy pieniężne migrantów płynące do krajów rozwijających się stanowią ponad 382 miliardy euro, przekraczając w znacznym stopniu kwotę oficjalnej pomocy rozwojowej. Jednak, jak uznał Bank Światowy, rzeczywista kwota jest nawet większa, ponieważ migranci korzystają z nieformalnych kanałów, aby unikać kosztów transferu pieniędzy.

Europejski Fundusz Azylu, Migracji i Integracji (AMIF) na lata 2014 – 2020, z kwotą 3,137 mld euro, promował legalną migrację do państw członkowskich UE, zgodnie z potrzebami rynku pracy. Środki wieloletnich ram finansowych na lata 2021 – 2027 przeznaczone na kwestie związane z migracją zostały potrojone i osiągnęły kwotę ponad 34,9 mld euro, w porównaniu z 14 mld euro w okresie 2014 – 2020. Ramy te są wykorzystywane do wspierania przepływów migracyjnych. UE podjęła w minionych latach także szereg innych inicjatyw zwiększając liczbę funduszy na zintegrowane zarządzanie polityką migracyjną. Unijne instytucje wspierają inicjatywy globalne, w tym ONZ, jak np. kampania „Razem” w celu zmniejszenia negatywnych percepcji i postaw wobec uchodźców i migrantów.

Prognozy dotyczące migracji

Szereg instytucji prognozuje stały wzrost przepływów migracyjnych. Przykładowo, International Center for Migration Policy Development (ICMPD) w swoim najnowszym raporcie podkreśla, że „Pomimo złożonej i wieloaspektowej natury migracji, kruchość państw i gwałtowne konflikty pozostaną kluczowymi czynnikami napędzającymi trendy migracyjne w 2025 r., podobnie jak w latach ubiegłych”. Powołując się na oficjalne dane UNHCR, think tank podaje, że „liczba przymusowo przesiedlonych osób wzrosła do szacowanych 122,6 mln do połowy 2024 r., co oznacza wzrost o 11,5% w porównaniu z 2023 r. Dwa miliardy ludzi żyje na obszarach dotkniętych konfliktem. Globalnie obszary te powiększyły się o 65% od 2021 r., przy czym Afryka Subsaharyjska odnotowała największy wzrost. Wszystkie wskaźniki sugerują, że trend ten utrzyma się w 2025 r., potencjalnie zaostrzony przez eskalację konfliktów – takich jak te w Sahelu – i pod wpływem ważnych wydarzeń geopolitycznych w rodzaju ostatnich amerykańskich wyborów prezydenckich lub upadku reżimu Assada w Syrii”.

Podstawowe przyczyny przesiedleń utrzymują się, zarówno globalnie, jak i w sąsiedztwie europejskim, dlatego państwa powinny być przygotowane na radzenie sobie z szeregiem scenariuszy migracyjnych w 2025 roku.

Mimo że obserwuje się zaostrzenie polityki migracyjnej (np. wznoszenie ogrodzeń w Finlandii, Polsce, Iranie, Turcji czy USA; albo prowadzi się programy deportacji na szeroką skalę, np. Algieria, Libia, Tunezja, Kolumbia i Panama, Iran i Pakistan), a UE planuje eksternalizację przetwarzania wniosków azylowych i deportacje, to jednak należy spodziewać się większych przepływów migracyjnych. I UE w szczególności może być zagrożona w razie powodzenia restrykcyjnej polityki prezydenta Trumpa, czy też wskutek zwiększonych akcji deportacyjnych w Pakistanie oraz Iranie. Do Europy może napłynąć więcej przybyszy z Ameryki Południowej, a także Afgańczyków.

Wielkim wyzwaniem wciąż pozostaje niepewna sytuacja w Syrii i na Ukrainie. O ile zawieszenie broni za naszą wschodnią granicą mogłoby doprowadzić do powrotu 1,2 do 2,1 miliona Ukraińców do kraju, o tyle pełna okupacja rosyjska może spowodować przesiedlenie ponad 10 milionów osób.

Pod koniec października 2024 r. w UE zarejestrowano łącznie 4,2 miliona Ukraińców jako beneficjentów tymczasowej ochrony.

Z danych ICMPD wynika także, że w zeszłym roku liczba zezwoleń na pracę wydanych obywatelom spoza UE wzrosła o 8,9%, zezwoleń na pracę sezonową o 22,6%, a liczba Niebieskich Kart UE o 8,8%. I „ze względu na skutki zmian demograficznych nie oczekuje się, że ten trend się odwróci w 2025 r., nawet w obliczu potencjalnego spowolnienia gospodarczego w UE”.

Ponadto, „elementy migracji zarobkowej i partnerstwa na rzecz umiejętności stały się mocno osadzone w dyplomacji migracyjnej UE i umowach z partnerami spoza Europy”. Think tank podaje, że obecnie istnieje prawie 300 różnych ścieżek migracji zarobkowej do UE.

Ze względu na rosnącą rywalizację między największymi mocarstwami świata, większą kruchość państw, rosnącą liczbą gwałtownych konfliktów, terroryzm, politykę energetyczną i brak bezpieczeństwa żywnościowego, należy spodziewać się nasilenia ruchów migracyjnych.

Liczba konfliktów zbrojnych prawie się podwoiła w ciągu ostatniej dekady. Sytuacja w Europie będzie kształtowana przez wydarzenia związane z migracją na Bliskim i Środkowym Wschodzie, w Azji Południowej, w regionach Afryki i Europie Wschodniej.

UNHCR podaje, że w ubiegłym roku pomocy potrzebowało ponad 6,4 mln Afgańczyków. Jest to największa grupa uchodźców na świecie. Ponad 5,5 mln z nich znalazło schronienie w Iranie, Pakistanie, Tadżykistanie, Uzbekistanie i Turkmenistanie, przy czym 1,3 miliona Afgańczyków w Pakistanie jest zarejestrowanych jako uchodźcy, a 761 000 w Iranie. Kolejne 5,5 miliona Afgańczyków przebywa w tych dwóch krajach jako migranci zarobkowi, posiadacze paszportów rodzinnych lub w sytuacji nieudokumentowanej.

Jednak od 2023 r. Pakistan i Iran rozpoczęły masowe wydalanie nielegalnych Afgańczyków. Iran planuje pozbyć się 2 milionów spośród 4,5 miliona Afgańczyków, którzy prawdopodobnie przebywają w kraju. Osoby te najprawdopodobniej udadzą się w kierunku Turcji, a stamtąd do UE.

Pakistan pozostaje jednym z najważniejszych na świecie źródeł i miejsc docelowych międzynarodowych przepływów migracyjnych. Ponad 11 milionów obywateli Pakistanu jest zatrudnionych za granicą jako migranci zarobkowi, przy czym ponad 90% pracuje w Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Omanie i Katarze. Inni udają się do Europy. Pakistan zajmuje piąte miejsce na świecie wśród największych krajów odbiorców przekazów pieniężnych od migrantów. Transfery stanowią około 10% jego PKB, pozostając stabilnym źródłem dochodu gospodarstw domowych w czasie kryzysów.

Obecnie władze Pakistanu starają się zintensyfikować współpracę z UE w zakresie migracji legalnej i zarobkowej. KE uruchomiła program wspierający Partnerstwo Talentów między UE a Pakistanem w listopadzie 2024 r. Bruksela planuje – dzięki przyznawaniu pozwoleń na pracę – zredukować liczbę osób ubiegających się o azyl i nielegalnych przybyszów z Pakistanu.

Zarówno wojna w Afganistanie i późniejsze przejęcie władzy przez talibów, a także wojna w Syrii, która rozpoczęła się w 2011 r., wywołały jeden z największych przedłużających się kryzysów przesiedleń od zakończenia II wojny światowej. Ponad 14 milionów Syryjczyków zostało przesiedlonych od 2011 roku, 7,2 miliona z nich wewnętrznie.

Szybka eskalacja konfliktu w Strefie Gazy po październiku 2023 roku i izraelskie ataki na Liban ponownie doprowadziły do ​​wzrostu przymusowych przesiedleń. Niezwykle trudna sytuacja panuje w Strefie Gazy, przy czym miliony Palestyńczyków przesiedlonych w wyniku walk nie ma ani zamiaru, ani możliwości dotarcia do bezpiecznego kraju, który mógłby im zapewnić ochronę lub byłby skłonny to zrobić.

Tradycyjnie także Libia jest domem dla dużej populacji migrantów, składającej się z uchodźców, migrantów zarobkowych i grup nieudokumentowanych. Jest także ważnym punktem przerzutowym uchodźców i migrantów nieregularnych zmierzających do UE wzdłuż Centralnego Szlaku Śródziemnomorskiego.

W Libii największą grupę migrantów usiłujących dostać się do Europy stanowią obywatele Sudanu (26%), Nigru (24%), Egiptu (21%), Czadu (10%), Nigerii (4%) i Syrii (3%).

Stale pogarsza się sytuacja w Afryce Subsaharyjskiej, rośnie liczba uchodźców oraz nielegalnych migrantów w Tunezji.

W Sahelu w 2024 r. rozszerzyła się rebelia dżihadystów, której celem była destabilizacja reżimów wojskowych w Burkina Faso, Mali i Nigrze. Doprowadziło to do eskalacji konfliktu zbrojnego, który objął większą liczbę regionów i spowodował wzrost liczby ofiar i przesiedleńców. Jednak głównym motorem znacznego wzrostu przesiedleń ludności afrykańskiej w 2024 r. był konflikt w Sudanie. W połowie kwietnia 2,5 miliona osób uciekło z kraju, a szacuje się, że 1,1 miliona udało się do Egiptu, ok. 723 000 do Czadu i około 210 000 do Libii.

Znacznie wzrosła liczba migrantów w Mauretanii (ponad 10-krotnie wyższa niż w 2023 r.), Mali (wzrost o 760%) i Somalii (wzrost o 760%).

Pod względem napływu migrantów z krajów Ameryki Południowej, najliczniejsze grono uchodźców i osób ubiegających się o azyl stanowią Wenezuelczycy, Kolumbijczycy, Haitańczycy, mieszkańcy Hondurasu i Salwadoru. Ogólnie rzecz biorąc, największe grupy wnioskodawców o azyl w 2023 r. stanowili mieszkańcy Syrii, Afganistanu, Wenezueli, Turcji, Kolumbii, Bangladeszu i Peru.

W ciągu pierwszych 10 miesięcy 2024 r. Syryjczycy złożyli najwięcej wniosków o azyl w UE. Stanowili oni 13% wszystkich wnioskodawców, a łączna liczba wniosków wyniosła 130 397.

W Niemczech łączna liczba uchodźców rezydentów osiągnęła rekordowy poziom 3,48 miliona, pomimo spadku nowych wniosków.

Implikacje masowej migracji

Masowa migracja może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, jak i poważne wyzwanie dla spójności społecznej.

I chociaż media niechętnie informują o zagrożeniach płynących z masowej migracji, istnieją badania i analizy, które na to wskazują. W zeszłym roku „Daily Telegraph” donosił o raporcie rządowym, sugerując, że „masowa imigracja nisko zarabiających imigrantów to finansowa katastrofa dla Wielkiej Brytanii”. Tego rodzaju cudzoziemcy mają generować same straty. Według wyliczeń analityków rządowych, pierwsze dziesięć lat pobytu każdego takiego obcokrajowca w Zjednoczonym Królestwie kosztuje Brytyjczyków 35 tysięcy funtów. Koszt ten ma rosnąć i wynosić 150 tysięcy funtów, gdy imigrant osiągnie wiek emerytalny. Utrzymanie każdego nisko zarabiającego imigranta ma kosztować 387 tysięcy funtów do czasu osiągnięcia wieku 78 lat i 465 tysięcy funtów w wieku 81 lat. Jeśli człowiek ten dożyje do lat 100, Brytyjczycy zapłacą na jego utrzymanie 1,2 miliona funtów.

Również Pew Research Center w 2011 r. donosił o badaniu wskazującym na zagrożenie dla bezpieczeństwa wynikające z radykalizacji drugiego pokolenia imigrantów, niejako żyjącego między dwoma światami: światem rodziców a realiami kraju, w którym się urodzili.

Do tego dochodzą problemy związane z integracją i tworzeniem równoległych wspólnot, gettoizacją osób wywodzących się z odmiennych kultur, a które zagrażają tożsamości Europejczyków, przed czym nie raz przestrzegał kardynał z Gwinei Robert Sarah.

Stary Kontynent doświadcza kryzysu migracyjnego od co najmniej 2008 roku, a od czasu tak zwanej Arabskiej Wiosny mierzy się z nieprzerwanym napływem przesiedlonych migrantów. Rok 2008 był rokiem amerykańskiego kryzysu kredytowego, kiedy upadł duży bank inwestycyjny Lehman Brothers. 8 sierpnia 2008 r. doszło do kolejnego krytycznego wydarzenia, kiedy Rosja najechała Gruzję. Potem w 2011 r. rozpoczęła się Arabska Wiosna, a w 2014 r. miała miejsce rosyjska aneksja Krymu, następnie w 2022 r. rozpoczął się pełnoskalowy atak rosyjski na Ukrainę.

Chociaż tego typu niestabilność powoduje ruchy migracyjne, nie zapominajmy także, że to proces wpisany w projekt europejski. Zgodnie z Manifestem z Ventotene, należy zlikwidować granice, niejako rozpuścić państwa narodowe i ułatwić mieszanie się ludności.

Przed tym właśnie ostrzegał kard. Sarah, mówiąc, że „Europa” „wydaje się być zaprogramowana na samozniszczenie”. Wskazał, że wraz ze stałym regularnym napływem migrantów atakowane jest dziedzictwo europejskie i wszystko, co Europa dała światu, oparte na solidnych fundamentach wiary katolickiej.

Kardynał zaznaczył w 2019 r., że „Kościół nie może współpracować z tą nową formą niewolnictwa, jaką jest masowa migracja”, a ci, którzy nieostrożnie promują to zjawisko, ponoszą odpowiedzialność za nieuchronną tragiczną utratę życia, izolację, samotność i zależność, z jaką mierzą się obcy kulturowo cudzoziemcy w nowych środowiskach.

Kardynał Sarah uważa, że zjawisko​, z którym mamy do czynienia w Europie, ma skalę, która nie jest ani zwyczajna, ani roztropna. „Jeśli Zachód będzie postępował w ten fatalny sposób, istnieje duże ryzyko, że z powodu braku urodzeń zniknie, najechany przez cudzoziemców, tak jak Rzym został najechany przez barbarzyńców” – ostrzegał.

Agnieszka Stelmach

Higher-than-Expected Fetal Losses after mRNA COVID Vaccination in Early Pregnancy


Robert W Malone MD, MS Jul 14 · Malone News
This is an excellent summary of a high-quality pre-print paper, soon to be published. The study, based on population data, documents a higher rate of miscarriages after mRNA COVID-19 vaccination in Israel.
The paper also discusses research methodology regarding influenza vaccination, healthy vaccinee bias, and some of the problems in analyzing large data sets. This summary is clearly written and well worth the read.

New Study: Higher-than-Expected Fetal Losses after mRNA COVID-19 Vaccination in Early Pregnancy

Our new pre-print is finally out!

JOSH GUETZKOW JUL 14

Dear readers, I am going to keep this short. I am delighted to share with you the fruits of a massive research project I’ve been working on, which is the reason why you haven’t heard from me in a very long time. I quickly realized after I started working on it that I would have to prioritize it at the neglect of posting here. I got so swept up in it that I didn’t even have time to post about my Process 1 vs Process 2 work. I hope you will agree it was worth it. 

I will start with the key findings and then try to explain the methodology in plain language. The paper is based on analysis of electronic health records (EHR) from one of Israel’s largest health insurance funds. For those of you who would rather read the paper itself, here a pdf: 

Medrxiv 2025 329352v1 Guetzkow1.14MB ∙ PDF file
Download

KEY FINDINGS

Here are the key findings, as summarized in this post on X

Women vaccinated in early pregnancy (weeks 8-13) had a higher-than-expected number of fetal losses: 

  • Dose 1 = 3.9 more per 100 women 
  • Dose 3 = 1.9 more per 100 women
Image

Late pregnancy losses were a BIG part of the signal. 

Among all women: 1.1% lost their pregnancy after week 24. Compared to: 2.7% of women who received dose 1 in early weeks. 1.8% of women who received dose 3 in early weeks.

Image

In fact, most of the excess losses occurred later in pregnancy, including nearly half after week 24. 

In Israel, abortions after week 24 are rare and must be medically justified and are very rare. This strongly suggests biological, not behavioral, mechanisms are involved.

Influenza Vaccination

In stark contrast, women vaccinated for influenza in the same weeks (8-13) saw FEWER fetal losses than expected, about 5 per 100 women vaccinated.

What’s the significance of that? Comparing both types of vaccines helps control for bias in who chooses to get vaccinated.

For example, if women vaccinate in early pregnancy because they have health problems, the elevated fetal loss risk for COVID-19 vaccines could simply be due to that bias.

But people who get vaccinated are usually healthier & more health conscious to begin with. This is called healthy vaccinee bias & can make vaccines look safer than they really are. It’s a known – but often ignored – issue in vaccine safety research based on real-world data.

Influenza vaccination during pregnancy showed lower-than-expected fetal losses — likely due to healthy vaccine bias. So it’s even more striking that mRNA COVID-19 vaccination in early pregnancy showed higher-than-expected fetal losses, despite healthy vaccinee bias.

The problem with biases like this is that they can be difficult to control for even with a rich dataset. They can be due to unmeasured factors or characteristics, which can be stable or transient. But if we assume that women who vaccinated for COVID and influenza in early pregnancy are similar, then comparing them is a way of checking that our findings are not due to these (unmeasured) characteristics. 

If that assumption is correct, it means that the number of fetal losses per 100 women vaccinated for COVID in weeks 8-13 should be compared to the number among women vaccinated for influenza. That would make the observed-to-expected number closer to 9 per 100.

Previous Research 

So why have previous studies missed this? There are several possible reasons. First, few other studies have looked at vaccination in early pregnancy. Second, other studies tend to separate early vs late fetal losses based on faulty assumptions, meaning they are more likely to miss the signal. Finally, almost all other studies compare vaccinated vs. unvaccinated women during vaccination campaigns. That approach is vulnerable to bias—especially if healthier women are more likely to vaccinate (a.k.a. “healthy vaccinee bias”).

Our approach was different. We used detailed medical records to estimate expected fetal loss rates for each vaccinated woman—based on her individual risk factors and pregnancy timing—using data from pre-COVID years. What this means is that we used data from 2016-2018 to develop a statistical model predicting a woman’s chances of experiencing fetal loss given her (measured) individual characteristics and gestational week. We then applied the results from that model to women in the 2020-2022 to predict their chances of fetal loss based on their characteristics and gestational week. This is how we come up with the expected number of fetal losses. 

The model does a very good job of predicting fetal losses for the population overall, and also for unvaccinated women and women vaccinated before pregnancy. But we look at women vaccinated during pregnancy, our predictions fall apart: women vaccinated for COVID in early pregnancy were much more likely to have a fetal loss compared to what was predicted and women vaccinated for influenza were much less likely. In the paper’s conclusions, we discuss why this is lower-than-expected rate for influenza is likely to be due to the healthy vaccinee effect. 

ODDS AND ENDS

Research Team

The research team was incredible. First off, I worked hand-in-glove with Professor Retsef Levi of MIT, who was recently appointed to the Advisory Council on Immunization Practices (ACIP). We worked together to expose the Process 1 vs. Process 2 bait-and-switch. Retsef is a data hawk who is incredibly sharp. I couldn’t think of a better person to sit on the committee and assess the data in a sober and balanced way. 

We were also joined by several tremendous clinicians and researchers from Maccabi Health Services, the insurance fund from which our data originates: Tal Patalon, Sivan Gazit and Yaakov Segal (the latter of whom is the had of OBGYN services at Maccabi). And rounding out our team are two clinician researchers, Tracy Beth Hoeg and Joseph Fraiman. Tracy has co-authored many important studies casting a critical light on many pandemic measures (like masking children) and now has a position at FDA. Joseph was the lead author of the reanalysis of the mRNA covid vaccine trial safety data that found an alarmingly high number of adverse events. 

None of the co-authors (me included) would agree to put their name on such a controversial paper without being extremely confident that the results are rock solid. And they are: we did our absolute best to make them go away or think of alternative explanations, but everything we did just made them stronger. 

86% Miscarriage Rate

One statistic that is often thrown about is that there was an 86% or 82% abortion rate. This is nonsense. One of the things we note in the conclusion of the paper is how easy it was to miss the safety signal, in part because relatively few women vaccinated in early pregnancy and the calamitous results of that were spread out over the entire pregnancy, encompassing both miscarriages and stillbirths. But a miscarriage rate of 80% would have been impossible to miss. 

Arkmedic has addressed why these numbers are wrong in a very clear and thorough post: 

Arkmedic’s blog

The curious case of the miscalculated miscarriages

What is the rate of miscarriage in pregnant women receiving a vaccine (more accurately a gene therapy vaccine or GTV) against COVID-19, and is it any higher than for women not receiving a vaccine…

Read more

4 years ago · 144 likes · 55 comments · Dr Ah Kahn Syed

I addressed the 82% rate from the “Pfizer papers” in point number 3 of my takedown of Stupiders’ Died Suddenly: 

“Died Suddenly” Is Typical Trash from Stew Peters
JOSH GUETZKOW·NOVEMBER 23, 2022
"Died Suddenly" Is Typical Trash from Stew Peters
[This post has been substantially revised. For the unrevised version as of Nov. 24, see here.]
Read full story

If you keep repeating those numbers after reading those posts, then you are intentionally misleading people. 

The Jewish Question

Our analysis draws on data from Israel. The effects we find mainly involved Jewish Israeli women. But there are still far too many people who think that the COVID vaccines are some kind of Jewish depopulation conspiracy and that Israeli Jews were given a placebo. If you still think that after reading this paper, I don’t know what to tell you. [Just compare with similar data from some differetn nations. Miroslaw Dakowski]

Israel was one of the very first countries to vaccinate the population. Israelis were also among the first to document the manifold harms caused by these vaccines. One of the bravest and loudest voices was Avital Livny who put her life on hold to document these harms, including the chilling account from a woman who experienced a bloody miscarriage. Her documentary was released in 2021 and was far ahead of the curve. You can watch it here for free: https://www.vaxtestimonies.org/en/

Braun w Domostawie o ekshumacjach ofiar ukraińskiego ludobójstwa. „Tego żadnemu politykowi nie wolno negocjować”

Braun w Domostawie

o ekshumacjach ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

„Tego żadnemu politykowi nie wolno zrobić”

[VIDEO]

14.07.2025 https://nczas.info/2025/07/14/braun-w-domostawie-o-ekshumacjach-ofiar-ukrainskiego-ludobojstwa-tego-zadnemu-politykowi-nie-wolno-zrobic-video

Grzegorz Braun / fot. YT / Janusz Jaskółka
Grzegorz Braun / fot. YT / Janusz Jaskółka

Grzegorz Braun podczas uroczystości w Domostawie zwrócił uwagę, że kwestia ekshumacji ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Kresach nie jest tematem, który można negocjować. Wyraził też wdzięczność dla komitetu budowy pomnika w Domostawie, gdyż walczą oni „w sferze standardów cywilizacyjnych”.

Ostatni świadkowie tej historii składają świadectwa i te świadectwa do historii przechodzą i umożliwiają prowadzenie rzetelnych badań, bo to się też należy ofiarom. Nie tylko żałoba po polsku, po katolicku, a także i w innych obrządkach, nie tylko pamięć rozumiana jako pewna abstrakcja, moralne wyzwanie. Ale tu jest potrzebny też osąd prawny

I to nie jest opcjonalne, Szanowni Państwo. To nie jest coś, co wolno jakiemukolwiek politykowi, nawet najwyżej postawionemu politykowi, co wolno zrzucić jak kartę w negocjacjach dyplomatycznych, machnąć ręką, odpuścić. „A nie mówmy już o tych ekshumacjach, po to, żeby się milej rozmawiało”. Tego nie wolno uczynić, dlatego, że to jest obowiązek nie tylko narodowy, religijny, dopełnić żałoby, p czym tutaj mówili, tak pięknie poprzedzającym mnie mówcy, ale to jest także obowiązek wymóg prawnokarny

Ludzkie szczątki, kości, prochy, zbezczeszczone w ostatnich chwilach życia ofiar i tuż po śmierci zbezczeszczone brakiem chrześcijańskiego pochówku. One domagają się nie tylko przed sądem historii, ale domagają się w świetle prawa tego, żeby nastąpiły ekshumacje, żeby szczątki zostały wydobyte, zbadane, żeby została przeprowadzona analiza, uwaga, kryminalistyczna. Żeby anatomopatologowie, medycy, sądowi, prokuratorzy, śledczy, słowem dobrzy gliniarze, których ciągle jeszcze mamy w Rzeczpospolitej, żeby mogli wykonać swoją robotę. Tego się domaga prawo

Czy na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i dalej, czy w Jedwabnem. Tego się domaga prawo. I nie wolno tym politykować i traktować tej kwestii jako, powtarzam, opcjonalnej, uznaniowej, do dyspozycji, do uznania, zależnie od humoru i temperatury dialogu międzynarodowego prowadzonego z tym czy owym przez tego czy owego notabla ministra czy prezydenta. Oni nie mają prawa, ani prezydent, ani premier, ani kolejni ministrowie, ambasadorowie, nie mają prawa, nie są dysponentami tej prawdy

I to jest nasz standard cywilizacyjny, tak różny od standardów antycywilizacyjnych, tych, którzy się upierają, żeby prawda była zagrzebana po wsze czasy, dosłownie i w przenośni. A zatem występując w tej sprawie naród polski i jego tak piękna reprezentacja tutaj dzisiaj zgromadzona i komitet budowy, wzniesienia tego pomnika z panem wójtem na czele, kłaniam się, działacie, szanowni państwo, nie tylko w sferze najlepiej pojętych sentymentów patriotycznych, narodowych. Państwo tutaj walczycie – i już sporo wywalczyliście – w sferze standardów cywilizacyjnych. A więc państwa dzieło jest dziełem dla dobra nie tylko Polaków, polskich patriotów odsądzanych zresztą od czci i wiary za to, że nimi są. Państwo walczycie też o wyższe dobro, uwaga, dla świata. Dla Ukraińców, Żydów, Moskali, Niemców, Anglosasów, którzy też na to patrzyli, przyzwalali, a po wojnie hołubili ludobójców ukraińskich, to dla ich dobra powszechnego działacie i serdeczne Bóg zapłać za to, żeście tyle zdziałali.

Europa powraca do ancien régime’u… ponownie. O Ursuli Vodę-Leje.

Europa powraca do ancien régime’u… ponownie

Skorumpowana, neofeudalna, podżegający do wojny, zielony fundamentalistyczna niemiecka arystokratka będzie nadal planowała zubożenie ludności Europy…

https://vtforeignpolicy.com/2025/07/europe-is-back-to-the-ancien-regime

Claudio Resta, 11 lipca 2025

10 lipca 2025 roku Parlament Europejski przegapił cenną okazję, którą należało natychmiast wykorzystać, aby obalić despotyczną, skorumpowaną, neo-feudalną, neonazistowską, podżegającą do wojny, zieloną fundamentalistyczną niemiecka arystokratkę, która planuje zubożyć większość europejskiej populacji.

W rzeczywistości 10 lipca 2025 roku Parlament Europejski odrzucił wotum nieufności wobec Komisji Europejskiej, kierowanej przez przewodniczącą Ursulę von der Leyen, 360 głosami przeciw, 175 za i 18 wstrzymującymi się. W głosowaniu wzięło udział 553 posłów.

Aby wniosek, przedstawiony przez rumuńskiego konserwatystę Gheorghe Piperea (podpisany przez 76 prawicowych posłów do PE), przeszedł, potrzeba było 360 głosów za i dwóch trzecich oddanych głosów.

Siły większościowe potwierdziły swoje poparcie dla przewodniczącego Komisji, a EPL zjednoczyła się, podczas gdy Socjaliści i Liberałowie wyrazili krytykę i wezwali do rewizji.

Wydaje się to absurdalne, może wydawać się paradoksalne, ale ten wybór stron jest po prostu oznaką faktu, że Parlament Europejski i Komisja Europejska nie są wyrazem demokratycznego przedstawiciela narodu europejskiego i jego interesów politycznych, gospodarczych i społecznych, ale jedynie wąskiej mniejszości podporządkowanej antydemokratycznej elicie: WEF w Davos, Grupie Bilderberg i Komisji Trójstronnej. Sprzedanych i kupionych przez tę elitę.

Ale zobaczmy, kim jest ta przewodnicząca Komisji Europejskiej i jaka jest jej historia.

Zapomnijmy o partiach politycznych, wolnych wyborach i innych demokratycznych śmieciach dla idiotów.

Ursula należy do starożytnej i niezwykle zamożnej niemieckiej rodziny Albrechtów, królów bawełny w Europie.

Ich herbem jest złoty lew na czerwonym polu.

Pradziadek Ursuli, Karl Albrecht, poślubił Amerykankę, której drzewo genealogiczne jest pełne gubernatorów, farmerów i właścicieli niewolników, a nawet samego Thomasa Jeffersona, trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Atlantycyzm jest dosłownie we krwi tej rodziny: Ursula ma wielu bogatych i wpływowych krewnych w Stanach Zjednoczonych.

Za czasów Hitlera Karl Albrecht pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i wzbogacił się na plądrowaniu ZSRR i mordowaniu Untermenschen, ale po wojnie udało mu się zachować zarówno fortunę, jak i wpływy.

Bogactwo ojca Ursuli uczyniło go jednym z najbardziej wpływowych polityków w Europie. Był założycielem Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali oraz późniejszej Komisji Europejskiej. W latach 1976-1990 Ernst Albrecht kierował Dolną Saksonią. Zrezygnował z rządu z powodu skandali korupcyjnych.

Zobaczmy teraz, kto jest jej mężem. Heiko von der Leyen należy do jeszcze bardziej szlachetnej, starożytnej i bogatej niemieckiej rodziny, która szczyciła się jedwabnymi królami w Europie.

Na jej herbie dwa ukoronowane orły otaczają bociana stojącego na jednej nodze.

Rodzina ta obejmuje niezliczonych baronów, burmistrzów i ministrów, których liczne posiadłości i pałace wciąż zadziwiają turystów swoim luksusem.

W czasach Hitlera przodkowie męża Ursuli byli tak dzicy, że Heiko zapewnia wszystkich, że należy do pobocznej gałęzi rodziny i nie ma z nimi nic wspólnego. Nie porzucił jednak przedrostka “von der”.

Zasadniczo mamy przed sobą niekoronowanych królów Europy, przedstawicieli starożytnych rodów i starożytnych stolic, którzy tworząc UE, skonsolidowali swoją władzę nad rzekomo suwerennymi europejskimi przywódcami.

Często zastanawiamy się, kim jest to europejskie głębokie państwo, tajemnicza brukselska biurokracja. Cóż, oto oni, drodzy przyjaciele. Należy do nich na przykład partyjny kolega Urszuli, Thomas de Maizière, z licznymi arystokratycznymi krewnymi, zawsze obecnymi na najwyższych stanowiskach.

Oczywiste jest, że ten stan rzeczy rozwściecza polityków, którzy dostali się do Parlamentu Europejskiego w mniej lub bardziej wolnych i uczciwych wyborach.

Poświęcili swoje życie, aby dostać się na polityczny Olimp, gdzie siedzi księżniczka, która odziedziczyła urząd po swoim ojcu, “arystokratyczna córka”, jak to ujął kapitan Lebyadkin, i robi, co chce.

Wszystkie oskarżenia przeciwko Urszuli zostały wniesione przez przedstawicieli prawicowych partii w Parlamencie Europejskim, a lista okazała się długa.

Ingerencja w wybory i utrudnianie swobodnego wyrażania woli wyborców (wśród głównych przeciwników von der Leyen są rumuńscy politycy, co zrozumiałe), niedemokratyczne narzucanie decyzji o wydatkach na obronność sięgających setek miliardów euro, no i najbardziej rażący skandal korupcyjny: korespondencja z Albertem Bourlą, prezesem amerykańskiego koncernu Pfizer.

W 2020 roku, po wymianie wiadomości tekstowych, Ursula von der Leyen podpisała z firmą Bourla umowę na dostawę 300 milionów dawek szczepionki na koronawirusa o wartości ponad czterech miliardów dolarów (później dostarczyli 300 milionów dawek).

(Urodziło się kolejne 1,8 miliarda, a stare dawki musiały zostać wyrzucone).

Jej przeciwnicy twierdzą, że umowa została zawarta przez jedną osobę; Ursula nie poprosiła ani nie powiadomiła nikogo.

Odmawia pokazania e-maili i wiadomości tekstowych, twierdząc, że nie ma co ich czytać: są nudne.

Zaskakującym zbiegiem okoliczności, podczas gdy von der Leyen korespondowała z Bourlą, jej mąż został mianowany dyrektorem małej amerykańskiej firmy medycznej.

W następnym roku firma ta odnotowała wykładniczy wzrost zysków, zarabiając 35,5 miliona dolarów w ciągu roku. Czy była to łapówka? Nie wiemy.

Wiemy tylko, że inni politycy UE są więzieni i wydalani “z zawodu” przy najmniejszym podejrzeniu sprzeniewierzenia nawet skromnych funduszy – patrz Marine Le Pen…

Von der Leyen usprawiedliwia się, mówiąc, że podczas pandemii musieli działać szybko, że była to siła wyższa.

Jednak wiele krajów na całym świecie (w tym Stany Zjednoczone) oskarża obecnie Pfizera o spowodowanie ogromnej liczby skutków ubocznych, w tym śmiertelnych.

Innymi słowy, ginekolog prawdopodobnie powinien był skonsultować się z renomowanymi lekarzami przed zakupem amerykańskiej szczepionki.

Albert Bourla sprawia jednak wrażenie równie niezatapialnego, co jego fanka Ursula.

Podczas pandemii ten człowiek, który zaczynał jako weterynarz w firmie Pfizer, otrzymał liczne nagrody i doskonały rozgłos. Teraz wzywa UE do stworzenia “farmaceutycznego NATO” i przeznaczenia kilku procent PKB na zakup szczepionek i leków od jego firmy.

Cóż, dlaczego by się tego nie domagać, skoro sama przewodnicząca Komisji Europejskiej na to naciska? Podczas debaty w Parlamencie Europejskim nad głosowaniem Ursula usłyszała wiele nieprzyjemnych rzeczy, ale była bardzo odważna.

Nie broniła się, tylko atakowała. Parlamentarzyści, którzy pytali: “Gdzie są pieniądze, Ursula?” zostali ujawnieni jako antyszczepionkowcy, zwolennicy teorii spiskowych, ekstremiści i “apologeci Putina”.

Cóż, gdzie bylibyśmy bez nich? To jasne, że Putin wziął dolary i włożył je do kieszeni Ursuli.

Dmitrij Miedwiediew, ze swoimi antyfeministycznymi narracjami, spowodował rozłam w szeregach Parlamentu Europejskiego: zostało to z całą powagą odnotowane w papierowym wydaniu gazety Politico.eu Komisji Europejskiej.

Unijna księżniczka działa tak odważnie, ponieważ jest przekonana, że jej przeciwnicy nie będą w stanie zdobyć wystarczającej liczby głosów, aby przegłosować wotum nieufności wobec niej. A to oznacza, że mechanizmy korupcji będą się nadal mnożyć: po rozgrzaniu się w sprawie szczepionek, establishment UE będzie teraz przekierowywał ogromne sumy pieniędzy z kontraktów obronnych.

Jednak sam fakt głosowania pokazuje, że Parlament Europejski jest tak samo podzielony jak sama UE, a podział ten będzie się pogłębiał z dnia na dzień.

Pierwsze podejście zawiodło, ale będą kolejne.

Europejscy politycy będą musieli żarliwie walczyć o niezależność swoich krajów i wyzwolenie Europy od wszelkiego rodzaju “vonów” i “derów”.

Jak powiedział wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew w swoim niepowtarzalnym stylu: “Wszyscy mają dość złej wiedźmy ginekologa”.

Niestety, stwierdzenie to nie okazało się prorocze… przynajmniej jak dotąd…

W gdańskim muzeum wystawa o Wehrmachcie III Rzeszy. Dostała tytuł… “Nasi Chłopcy”.

W gdańskim muzeum wystawa o żołnierzach III Rzeszy. Dostała tytuł… “Nasi Chłopcy”

W Muzeum Gdańska w ratuszu otwarto wystawę “Nasi Chłopcy”. O mieszkańcach Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy. Współorganizatorem wystawy jest Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Autor: Michał Dzierżak https://niezalezna.pl/polska/w-gdanskim-muzeum-wystawa-o-zolnierzach-iii-rzeszy-dostala-tytul-nasi-chlopcy/547596

Wystawa "Nasi Chłopcy"fot. A. Grabowska/Muzeum Gdańska – Facebook.com/Muzeum Gdańska Wystawa “Nasi Chłopcy”

W ostatnich tygodniach media obiegły informacje o przywracaniu niemieckich śladów we Wrocławiu. Most Grunwaldzki zyskał tabliczkę z napisem “Kaiserbruecke”, a białego orła w Auli Leopoldinie zastąpił wizerunek pruskiego króla Fryderyka II.

Teraz do opinii publicznej docierają doniesienia z Gdańska. W miejscowym ratuszu, w Muzeum Gdańska, otwarto w piątek wystawę pod tytułem “Nasi Chłopcy”. Wystawa dotyczy mieszkańców Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy.

“Bohaterami wystawy są mieszkańcy Pomorza Gdańskiego, przedwojenni obywatele II Rzeczpospolitej, Wolnego Miasta Gdańska czy Niemiec z różnych zakątków Pomorza. Ich losy pokazują, jak różne były indywidualne doświadczenia związane ze służbą w niemieckich-nazistowskich formacjach wojskowych. Łączy ich jednak wspólna, powojenna rzeczywistość – fakt, że przez dekady pozostawali na marginesie oficjalnej narracji historycznej” – czytamy w informacji o wystawie.

Wystawa – jak podają organizatorzy – powstała we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie.

Wystawa ma być czynna przez blisko rok, do maja 2026 r.

Iga Świątek – historyczne Zwycięstwo. Cieszy się przede wszystkim fiskus.

Cieszy się przede wszystkim fiskus.

Iga Świątek odda miliony w podatkach

za zwycięstwo w Wimbledonie

13.07.2025 https://nczas.info/2025/07/13/cieszy-sie-przede-wszystkim-fiskus-tyle-iga-swiatek-odda-w-podatkach-za-zwyciestwo-w-wimbledonie/

Iga Świątek, podatki.
Iga Świątek. / Fot. PAP/Abaca

Iga Świątek wygrała po raz pierwszy w karierze Wimbledon, pokonując w finale Amandę Anisimovą 6:0, 6:0. Za triumf otrzymała rekordową nagrodę w wysokości 3 milionów funtów, ale znaczna część trafi do fiskusa.

Świątek zapisała się w historii polskiego tenisa, zdobywając po raz pierwszy w karierze tytuł mistrzowski na kortach trawiastych. W sobotnim finale Wimbledonu 2025 Polka pokonała Amerykankę Anisimovą wynikiem 6:0, 6:0 w zaledwie 57 minut, co było pierwszym „podwójnym baglem” w finale Wimbledonu od 1911 roku.

24-letnia tenisistka z Raszyna zdobyła szósty tytuł wielkoszlemowy w karierze, dodając do swojej kolekcji pierwszy triumf na trawie. Wcześniej wygrywała czterokrotnie Roland Garros i raz US Open. Tym samym skompletowała triumfy w Wielkich Szlemach na wszystkich możliwych nawierzchniach.

Ile zarobiła Świątek za wygranie Wimbledonu i ile zapłaci podatku?

Za zwycięstwo w Wimbledonie Świątek otrzymała nagrodę w wysokości 3 milionów funtów brytyjskich, czyli ok. 15 milionów złotych. Oczywiście brutto. Ile od tego zapłaci podatku?

Pierwszego potrącenia w wysokości 20 proc. od podstawowej nagrody pieniężnej dokonują już organizatorzy turnieju. Następnie do gry wkracza brytyjski fiskus, a że do podziału jest dużo, to zastosuje najwyższą stawkę podatkową – 45 proc. po odliczeniu kosztów.

Szacuje się, że efektywna stawka podatku w samej Wielkiej Brytanii wyniesie 36,52 proc. Oznacza to, że wyjściowych 3 milionów funtów Świątek zostanie w zaokrągleniu „tylko” 1,9 miliona funtów.

Następnie do gry wkroczy polski fiskus, a opodatkowanie uzależnione jest od wybranej przez ludzi Świątek formy opodatkowania. Wprawdzie istnieje coś takiego jak unikanie podwójnego opodatkowania, więc podatek zapłacony w Wielkiej Brytanii zostanie zaliczony na poczet zobowiązań w Polsce, ale skarbówka nad Wisłą też coś z chęcią dla siebie uszczknie. Prawdopodobnie będzie to równowartość 120 tys. funtów.

I tak z głównej wygranej 3 mln funtów Świątek pozostanie ok. 1,75-1,8 mln funtów, którymi to podzieli się ze sztabem trenerskim.

Oczywiście, nie płaczmy nad Igą – nawet po odliczeniu brytyjskich i polskich podatków wciąż pozostaje całkiem niezła sumka. To jednak doskonała ilustracja tego, jak hojnie, pod przymusem, dzielimy się sukcesami z aparatem fiskalnym. Zresztą zasada ta pozostaje taka sama niezależnie od tego, czy zarabiasz miliony, czy w okolicach minimalnej. Państwo zawsze znajdzie sposób, by cię oskubać.

Niebezpieczne związki Adama Bodnara. Współpraca ze zorganizowaną grupą przestępczą

Niebezpieczne związki Adama Bodnara

14.07.2025 https://nczas.info/2025/07/14/niebezpieczne-zwiazki-adama-bodnara/

Adam Bodnar
Adam Bodnar. / Foto: PAP

Do redakcji „Najwyższego Czasu!” napisał p. Andrzej T. Jędrzejewski, który – jak sam twierdzi – od ponad dwóch lat zmaga się z organizacją OMZRiK, czyli dobrze nam znanym Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

W przesłanej korespondencji nasz Czytelnik postanowił szczegółowo opisać swoje perypetie z grupą Rafała Gawła, a także – co najciekawsze – wykazać niebezpieczne związki Adama Bodnara, czyli obecnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Jak się okazuje, p. Jędrzejewski, mając na uwadze skalę i charakter powiązań między prokuratorami a osobami z grupy przestępczej Rafała Gawła, zamierza złożyć w tej sprawie oficjalne zawiadomienie do organów ścigania. Poniżej prezentujemy fragmenty z jego pisma, które stanowi mocne oskarżenie pod adresem obecnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś, być może w niedalekiej przyszłości, niezależni śledczy należycie przyjrzą się tej sprawie i rzetelnie ocenią dowody zgromadzone przez p. Jędrzejewskiego. Tymczasem jednak zachęcamy do lektury.

Współpraca ze zorganizowaną grupą przestępczą

Jak wynika z moich ustaleń, Adam Bodnar od dawna blisko współpracuje z członkami zorganizowanej grupy przestępczej założonej i kierowanej przez poszukiwanego międzynarodowym listem gończym kryminalistę Rafała Piotra Gawła, skazanego prawomocnym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Białymstoku (sygn. akt: II AKa 179/16) na karę kilku lat pozbawienia wolności. Informacje o skali i charakterze kryminalnej aktywności tego przestępcy oraz osób wchodzących w skład jego zorganizowanej grupy przestępczej można znaleźć w aktach sprawy Sądu Okręgowego w Białymstoku (sygn. akt: III K 78/15), w której członkowie grupy zostali skazani na kary pozbawienia wolności, oraz aktach sprawy Sądu Apelacyjnego w Białymstoku (sygn. akt: II AKa 179/16).

Przestępca Rafał Gaweł i inni członkowie jego grupy są też oskarżeni w sprawie dotyczącej szeregu zbrodni zagrożonych karą do 25 lat pozbawienia wolności (sygn. akt: PO II Ds. 5.2016), którą prowadzi prokuratura w Białymstoku. Przeszłość kryminalna Rafała Gawła oraz zarzuty ciążące na jego wspólnikach musiały być znane Adamowi Bodnarowi choćby z uwagi na fakt, że w organizowanych przez niego posiedzeniach uczestniczyli prokuratorzy z prokuratury w Białymstoku (np. prok. Bartłomiej Horba, który w trakcie jednej ze spraw sądowych przyznał, że na polecenie przełożonych uczestniczył w spotkaniach z członkami organizacji Gawła). O kryminalnych ekscesach Gawła i jego grupy wielokrotnie informowały też ogólnopolskie media. Z doniesień tych wiadomo, że działalność gangu trwa nieprzerwanie od lat 90., kiedy dokonywali oni pospolitych przestępstw kryminalnych na terenie Suwałk i Białegostoku.

Wspólnikiem Gawła od samego początku jego kryminalnej kariery jest niejaki Konrad Andrzej Dulkowski (kierujący interesami Gawła w Polsce od momentu, gdy przestępca zbiegł z kraju przed wyrokiem pozbawienia wolności). Obaj mają postawione zarzuty w sprawie (sygn. akt: PO II Ds. 5.2016) prowadzonej przez prokuraturę w Białymstoku, która dotyczy m.in. fałszowania weksli i dokumentacji sądowej. Śledztwo w tej sprawie prowadzone jest od 2016 roku, ale z niezrozumiałych powodów w 2023 roku zostało zawieszone. Oficjalnym powodem takiej decyzji był brak możliwości prowadzenia czynności z udziałem jednego z oskarżonych (chodzi o ukrywającego się obecnie w Norwegii Rafała Gawła) oraz rzekoma konieczność oczekiwania na opinię biegłego z zakresu księgowości.

Zwracam uwagę, że wkrótce minie 10 lat od momentu rozpoczęcia śledztwa, więc trudno uwierzyć, że przez tak długi okres prokuratura nie była w stanie uzyskać opinii biegłego. Ponadto drugi z oskarżonych, czyli Konrad Dulkowski, cały czas przebywa w zasięgu polskich organów ścigania, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby prowadzić wobec niego czynności, a sprawę Gawła wyłączyć do odrębnego postępowania. Ofiary przestępczej działalności grupy Gawła kierowały już w tej kwestii stosowne wnioski do prokuratury, jednakże pozostały one bez żadnej reakcji, co nasuwa podejrzenia, że Gaweł i jego wspólnicy korzystają z nieformalne ochrony ze strony kogoś mającego wpływ na decyzję prokuratorów.

W podobny sposób, również z absurdalnych powodów, zawieszone zostało śledztwo prowadzone przez prokuraturę Warszawa-Śródmieście (sygn. akt: 4313-1.Ds.334.2024.BT) w sprawie przestępstw z art. 196 kk, 256 kk i 257 kk, o które podejrzani są Rafał Gaweł i Konrad Dulkowski. Zawieszenie dochodzenia prokuratura uzasadniła tu koniecznością pozyskania danych od operatorów serwisów społecznościowych, na których sprawcy dopuścili się czynów zabronionych. Należy nadmienić, że w sprawach inicjowanych przez członków grupy Gawła prokuratura nigdy nie widzi konieczności zwracania się o takie dane do operatorów, ponieważ od dawna wiadomo, że operatorzy ci nie podlegają polskiemu prawu i konsekwentnie odmawiają udzielania tego rodzaju informacji. Powszechnie stosowaną przez prokuraturę praktyką jest więc zlecenie policji zajęcia urządzeń elektronicznych podejrzanego i ustalenie przez biegłego, czy dokonywano za ich pomocą logowania na wskazane konta użytkowników, z których dopuszczono się przestępstw. Takich czynności nie podjęto w stosunku do Konrada Dulkowskiego. Nie zwrócono się również do policji norweskiej o przeprowadzenie analogicznych czynności wobec Rafała Gawła w ramach pomocy prawnej.

Kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą

Biorąc pod uwagę fakt, że osoby z grupy Gawła, z którymi współpracuje Adam Bodnar, zajmowały się głównie drobną przestępczością, a herszt tej grupy jest trwale uzależniony od narkotyków (wynika to z dwóch opinii sądowo-psychiatryczych w postępowaniu II A Ka 179/16 przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku), mało prawdopodobne wydaje się, by byli oni w stanie stworzyć strukturę, która nie tylko od ponad dekady skutecznie unika jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej za swoje przestępstwa, ale w swej bezczelności posuwa się do tego, że uczestniczy w pracach zespołu wydającego wytyczne policji i prokuratorom. Osobą, która zainicjowała działalność tego zespołu i odpowiada za dobór jego uczestników, jest Adam Bodnar. Nasuwa to uzasadnione podejrzenie, że jest on nie tylko członkiem grupy zorganizowanej, której działalność stanowi przedmiot niniejszego zawiadomienia, ale prawdopodobnie nią kieruje lub ma istotny wpływ na jej działanie.

Świadczyć może o tym fakt, że działania podejmowane przez organizację Rafała Gawła stanowią integralny element polityki ideologicznej realizowanej przez środowisko Adama Bodnara, polegającej na zwalczaniu osób i środowisk broniących polskiego interesu narodowego przed działaniami, które są w niego wymierzone. Widać to zarówno w nomenklaturze stosowanej w dokumentach wewnętrznych (gdzie organizacje patriotyczne określane są jako „nacjonalistyczne”, a ich zwalczanie przedstawiane jako cel Prokuratury i Ministerstwa Sprawiedliwości), jak również w działaniu prokuratorów z grupy zadaniowej powołanej przez Adama Bodnara.

Szczególnie niebezpieczne w tym kontekście wydają się wszelkie powiązania Prokuratora Krajowego/Ministra Sprawiedliwości z organizacjami i instytucjami, które od lat w sposób przestępczy kierują pod adresem Polski bezpodstawne roszczenia majątkowe dotyczące tzw. mienia bezspadkowego pozostałego po obywatelach polskich poległych i pomordowanych w czasie II wojny światowej. Organizacje żydowskie wykorzystały swoje wpływy do przeforsowania w Kongresie Stanów Zjednoczonych ustawy 447, obligującej administrację amerykańską do podejmowania działań zmierzających do zmuszenia Polski do realizacji roszczeń żydowskich. To właśnie w ich ramach ambasada USA oraz Fundacja Batorego przekazały niemal ćwierć miliona złotych na rzecz organizacji Rafała Gawła „Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych”. Działalność tego „Ośrodka” sprowadza się głównie do nękania osób z polskich środowisk patriotycznych poprzez terroryzowanie ich specyficznym rodzajem pieniactwa procesowego, określanego w literaturze prawniczej jako tzw. SLAPP (Strategic Lawsuits Against Public Participation – czyli pozwy sądowe mające na celu zastraszenie i nękanie osób wskazanych przez mocodawcę).

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej T. Jędrzejewski
Twórca strony OMZRiK.com

Łukasiewicz a Sieć jego imienia

Łukasiewicz i Sieć jego imienia

Posted on 13 lipca, 2025 by jw

Łukasiewicz i Sieć jego imienia

Ignacy Łukasiewicz, w XIX wieku pionier prze­mysłu naftowego, konspirator i działacz nie­podległościowy, swą działalnością tworzył pomosty między nauką a gospodarką i społe­czeństwem. Jego badania nad destylacją ropy naftowej znalazły zastosowanie praktyczne. Oświetlał ulice i domy, zakładał kopalnie ropy naftowej (pierwsza na świecie w Bóbrce) i rafinerie. Fundował budowę kościołów, szkół, szpitali, dróg i mostów. Walcząc z biedą w ówczesnej Galicji, tworzył kasy zapomogowe i fundusze emerytalne. Był spo­łecznikiem i działał dla dobra wspólnego.

Kilka lat temu w Polsce powstała sieć instytutów badawczych nazwana Siecią Badawczą Łukasiewicz, w której funkcjonują 22 in­stytuty, i jest to jedna z największych sieci badawczych w Europie. Sieć nie jest jednak korporacją instytutów, które osiągnęły nadwyżki ze swojej dotychczasowej działalności, aby je skuteczniej pomnażać poprzez wdrażanie wiedzy do gospodarki, dla dobra społeczeństwa, tak jak to czynił Łukasiewicz. Sieć jest dotowana z kieszeni podatnika. Niestety, jak dotąd, społeczeństwo raczej nie odczuło pozytywnych efektów dzia­łalności Sieci. Czyli inaczej niż w przypadku działania patrona Sieci – Ignacego Łukasiewicza.

Raporty o Sieci budzą zaniepokojenie, bo wska­zują na nikłe efekty i brak długofalowej strategii działań Sieci, więc nie ma podstaw do nadziei, aby społeczeństwo w określonym czasie odczuło jakiś pożytek z jej działalności. Ignacy Łukasiewicz, można rzec, pompował środki finansowe w społeczeństwo, a Sieć Łukasiewicza raczej wypompowuje środki finansowe ze społeczeństwa. Tak zresztą funkcjonują od dawna nasze instytuty badawcze i nawiązania do działań Ignacego Łu­kasiewicza nie widać, także w Sieci Łukasiewicza.

Eksperci Sieci Badawczej Łukasiewicz trafnie zauważają: „W Polsce słyszymy tylko nawoływanie różnych biurokracji o dodat­kowe pieniądze budżetowe, bez głębszej refleksji, jak te wydatki są realizowane. A przecież nie są wydawane dobrze, jeśli nie widać ich efektów. Między 2015 a 2023 rokiem zwiększyliśmy wydatki na badania dwukrotnie, a poziom innowacyjności gospodarki się nie zmienił”.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 2 lipca 2025 r.

BARRY. Opowiadania o psach. III. Andrzej Sarwa.

Andrzej Sarwa

AZOR opowiadania o psach

5.

BARRY

Słońce powoli kryło się za horyzontem, upał zelżał, choć od nagrzanej ziemi wciąż czuć było ciepło. Na zadaszonej werandzie domku letniskowego, przy plastykowym owalnym stole nakrytym wzorzystym, w nie najlepszym smaku, tanim obrusem, nabytym zapewne w jakimś supermarkecie, siedziały cztery osoby, dwie młode, wyglądające na jakieś trzydzieści – trzydzieści dwa lata kobiety i dwóch mężczyzn, tak na oko o jakieś pięć lat starszych od pań.

Panie plotkowały o strojach, kosmetykach, obgadywały koleżanki, panowie pilnowali grilla, na którym odymiała się karkówka, kaszanka, kiełbasa nadziewana jakimś świństwem, dwie marchewki, dwa ogórki przekrojone wzdłuż, no i jeszcze plasterki cukinii, bo cukinia musiała być! Cukinia była „trendy”. Te ostatnie „frykasy” były przeznaczone dla kobiet, no bo przecież musiały dbać o linię!

Na świeżo wystrzyżonym trawniku, nieopodal tujowego nieformowanego żywopłotu leżał pies. Cudny kundel, dość mocno kudłaty, z okazałym czarnym nosem i takiej samej barwy pyskiem, niezbyt dużymi, odrobinkę filuternie zmrużonymi ślepkami lśniącymi niczym starannie wypolerowane kawałki bursztynu. Uszy miał ciemnobrązowe klapnięte, czoło i policzki zaś, aż po nos, podpalane, szyję i barki otaczała mu kryza z popielatej, upstrzonej beżowymi plamkami sierści. Uśmiechnięty pysk natomiast odsłaniał rząd białych zdrowych ząbków. Grzbiet miał prawie czarny, brzuch i ogon zaś jasnobeżowe.

Kiełbasa na ruszcie zaczęła skwierczeć, pies zwęszył jej charakterystyczny zapach i przełknął ślinę. Uwielbiał, kiedy jego ukochany pan rozpalał grilla, bo zawsze, gdy już wszyscy zjedli, co mieli zjeść i wypili, co mieli wypić, coś tam z resztek, jakieś niedojedzone kawałki dostawał. Nie żeby było to szczególnie smaczne, ale dawał mu je jego pan! I to się dla Barriego przede wszystkim liczyło.

– To, co Marcin? Urlop? – z pytaniem do gospodarza zwrócił się popijający piwo wprost z puszki jego kolega.

– Nareszcie, Olek, nareszcie!

– To dokąd się wybieracie? – Olek drążył temat.

– A nie zgadniesz!

– Do Zakopca?

Marcin przecząco pokręcił głową.

– Nad morze?

– Można tak powiedzieć.

– To gdzie? Do Jastarni? Jak zeszłego roku?

Marcin pogardliwie wydął wargi.

Olek przenikliwie świdrował go zmrużonymi oczkami.

– No nie, nie mów, że…

– Właśnie! Spełnię marzenie Iwony!

– Na Kanary? Nie mów?! Na Kanary?!

– Na Kanary, chłopie. Właśnie! Stać nas!

Olkowi zrzedła mina. Upił kilka drobnych łyków piwa i siedział milczący.

– A właściwie to dlaczego ty tego piwa nie nalejesz sobie do szklanki? Jak kulturalni ludzie?

– Bo tak lubię. A co? Nie wolno? Przymus jakiś, żeby ze szklanki?

Marcin wzruszył ramionami i nie odpowiedział.

– Barry! – zawołał w końcu. – Barry, chodź tu! – Klepnął się w kolano.

Pies w kilku susach był przy nim, wsparł się łapami o krawędź krzesła i usiłował polizać mężczyznę po nosie. Ten trzepnął go otwartą dłonią w łeb i Barry potulnie usiadł, a potem położył mu się u stóp, od czasu do czasu tylko podnosząc oczy i z miłością zerkając na twarz Marcina.

Panie na jednorazowe kartonowe talerzyki nałożyły odymione i rozparzone kawałki kiełbasy i po sporym płacie karkówki. Podały plastykowe sztućce.

– To nie będziecie jadły tej marchewki? – kpiąco zapytał Olek.

– Będziemy, będziemy, tyle że z piwem się nie komponuje – odparła Iwona.

– Jak to z piwem? To ty masz zamiar pić piwo?

– A czemu nie? Najwyżej pół szklanki. Na smaka.

– To kto będzie prowadził?

– Ja. A bo co?

– Po piwie?

– Oj tam, oj tam. Zanim się stąd ruszymy, to wszystko ze mnie wyparuje.

Zabrali się za jedzenie, od czasu do czasu rzucając jakieś resztki Barriemu. A pies był wniebowzięty. Jego serce przepełniała miłość do Marcina. Bezinteresowna, wcale nie za te ochłapy karkówki i niedogryzki kiełbasy, ale za to, że był jego psem, a on jego panem…

– A kiedy wy będziecie urlopować? – Marcin zwrócił się z pytaniem do Olka.

– My? A dopiero w połowie września.

– To wiesz co?

– Co?

– Może byście wzięli do siebie Barriego na te dwa tygodnie, jak nas nie będzie. Co? Postawię ci za to wiskacza. Co?

Olek wzruszył ramionami.

– A niby czemu? Co mnie obchodzi twój pies. Wiesz, że nie lubię psów, a Gośka się ich boi.

– Jakoś tego nie widać – odparł Marcin i wskazał głową na Gośkę, która akurat ciągnęła Barriego za uszy, a on z uśmiechniętym pyskiem lizał ją po rękach.

Olek wzruszył ramionami. Rozmowa wyraźnie się już nie kleiła. Gdyby nie ta zazdrość, którą poczuł, dowiedziawszy się o urlopie na Kanarach, to może by i przygarnął Barriego, ale tak? Stać ich na taką drogą wycieczkę, to niech sobie do psa kogoś wynajmą, albo oddadzą gdzieś do schroniska na przechowanie. Podniósł się gwałtownie z krzesła.

– Gośka, idziemy!

– Już? Jeszcze młoda godzina, jutro niedziela…

– Idziemy.

Nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku furtki.

– Co go ugryzło? – zapytała Iwona.

– A bo ja wiem?… – odparła Gośka. – No to trzymajcie się. Cześć. Do następnego!

– Pa! Do później! Zadzwoń!

* * *

– Mamo… – Marcin nie bardzo wiedział jak zacząć. – Mamo…

– No wyduś z siebie wreszcie, co tam chcesz mi powiedzieć!

– Bo wiesz… jedziemy na urlop.

– No wiem. I co z tego?

– No bo nie mamy co zrobić z psem.

– Nawet nie zaczynaj tego tematu! W ubiegłym roku powiedziałam ci, że to ostatni raz i żebyś mi już tym nigdy głowy nie zawracał! Pies… nie wiadomo po co ci ten pies…

– No ale…

– Co ale, co ale? Po tym jego ostatnim pobycie nie mogłam mieszkania dosprzątać. Wszędzie kudły! Aż się odkurzacz zatykał!

– Obiecuję, że to by już było ostatni raz. Wyjazd mamy pojutrze, to kogo ja mogę znaleźć do psa? Sama widzisz, jak jest. Mamo, proszę.

– A dajże mi już święty spokój! Nalać ci rosołu? Zostało z wczoraj.

Marcin wzruszył ramionami.

– To ja już pójdę. Przyślemy ci kartkę z Kanarów.

Matka skinęła głową.

– Przyślijcie. I dajcie znać, jak już tam wylądujecie, co?

– Damy. SMS-a wyślę.

* * *

Barry kochał Marcina całym swoim małym serduszkiem. Bo może i jego serduszko było małe, ale ta jego miłość była czymś tak ogromnym i nieopisanym, że ani psia, ani ludzka mowa nie potrafiłyby jej nijak wyrazić. Może co najwyżej, odrobinę, cichusie skomlenie?

– Barry, chodź, no chodź do mnie!

Marcin wziął psa na smycz i wyszli z domu. Kundel merdał ogonem jak najęty. Co raz zerkając na pana, bezustannie uśmiechał się do niego. I tak szli. W nogę.

Mężczyzna pilotem otworzył drzwi wypasionej bryki, na którą starczyło popatrzeć, by wiedzieć, że pieniędzy mu nie brakuje. No, chyba że to na kredyt… Bo to i było na kredyt.

Barry usłyszawszy dwukrotne piśnięcie pilota i delikatny trzask odblokowującego się zamka podreptał szybciej i zaskomlił cichuśko, stanąwszy przy drzwiach. Barry bowiem uwielbiał jeździć samochodem.

– No dobra, wskakuj – Marcin szeroko otworzył drzwi, a pies natychmiast usadowił się na siedzeniu.

* * *

– Co psu dolega? – zapytał weterynarz, przyglądając się Barriemu.

– Właściwie to nic, panie doktorze.

– Czyli taka wizyta profilaktyczna?

– No… niezupełnie…

– To znaczy?

– Chciałbym go uśpić.

– Słucham?

– No… uśpić… zastrzyk jakiś, zapłacę… ile trzeba.

Weterynarz podszedł do Barriego, obejrzał psa, obmacał, zajrzał do pyska, obejrzał zęby, dziąsła, osłuchał.

– Ile lat ma ten pies?

– Cztery.

– Jest zdrowy, absolutnie zdrowy. Skąd taki absurdalny pomysł, żeby go uśpić? Sumienia pan nie ma?

– No wie pan, panie doktorze. Jutro wylatujemy na Kanary – zaakcentował to ostatnie słowo, chcąc zrobić wrażenie na lekarzu.

– I co z tego?

– Nie mam co z nim zrobić. Pan mu zrobi ten zastrzyk, on uśnie… bez bólu i… po kłopocie.

– Taki fajny psiak… – weterynarz pokręcił głową.

– To jak będzie?

– Jak? Ano tak. Tam są drzwi, zabieraj się pan stąd! I to już!

– To go pan nie uśpi? – Marcin wskazał na Barriego.

– Uśpić to ja bym uśpił, ale pana. Jak można być tak podłym? Spieprzaj pan stąd, bo nie ręczę za siebie!

* * *

Marcin przypiął cienki, ale mocny łańcuszek z połyskliwej stali do psiej obroży z kolczatką i wyszli z domu. Barry merdał ogonem, ale już się nie uśmiechał. Nienawidził tej kolczatki, ale nie miał wpływu na to, co mu założy na szyję jego ukochany pan, jego bóg. Przecież był tylko psem i nie miał nic do gadania…

– Wskakuj – burknął mężczyzna, otwierając drzwi samochodu, a Barry posłusznie wskoczył na siedzenie.

Zawarczał silnik, samochód ruszył ostro, aż kamyki rozsypane na podjeździe prysnęły spod kół.

Wyjechali za miasto i skręcili w znajomą Barriemu drogę. Gdzieś, hen, na horyzoncie zielonkawoliliową krechą znaczył się las. Marcin miał tego dnia ciężką nogę, toteż nie minęło wiele czasu, a dotarli do lasu.

Samochód wjechał w przesiekę. Marcin ujechał kilkadziesiąt metrów i zatrzymał wóz. Wysiadł, pociągając za sobą Barriego. Podszedł do bagażnika, otworzył, wyciągnął masywny bejsbol i spoglądał to na pałkę, to na psa. Ostatecznie jednak odłożył bejsbol na miejsce i zatrzasnął klapę.

– No, chodź. Chodź Barry.

Pies posłusznie dreptał mu przy nodze. Miałby chęć powęszyć trochę, pogrzebać nosem w zrudziałej zeszłorocznej ściółce, ale ta kolczatka…

Marcin nie szedł daleko. Bał się, żeby nie zbłądzić. Niby znał ten las, bo często tu przyjeżdżali z Olkiem i Gośką na grzyby, ale to Olek zawsze był przewodnikiem, a on bezmyślnie za nim łaził, nie starając się nigdy zapamiętać drogi.

Skręcił z przesieki w dość luźny podszyt, ale że nie chciało mu się przedzierać przez krzaki i zaczynał padać deszcz, doszedł do pierwszego z brzegu młodego dębczaka, który nie wiedzieć czemu wyrósł tu między sosnami i przykucnąwszy, mocno przywiązał do niezbyt grubego, ale wytrzymałego już pnia łańcuch, na którym przyprowadził tu Barriego.

Potem dźwignął się gwałtownie i nie patrząc na psa, prawie pędem ruszył w stronę samochodu. Wychodząc z krzaków na otwartą przestrzeń przesieki, zaplątał nogę w mocnej i sprężystej witce jeżyny i runął na ziemię. Wstał, otrzepał spodnie i mimochodem zerknął w stronę, gdzie przywiązał psa. Przypadkiem wybrał takie miejsce, że Barriego widać było z drogi. Spostrzegł, że kundel próbuje ruszyć jego śladem, lecz łańcuch i kolczatka skutecznie mu to uniemożliwiają.

Marcin już nie oglądał się za siebie, chociaż do jego uszu dobiegło żałosne, błagalne skomlenie. Nieomal wskoczył do samochodu, przekręcił kluczyk w stacyjce i ostro ruszył w stronę szosy. Im bardziej się oddalał, tym sumienie mu cichło. Sumienie… tak… sumienie… Bo przecież był człowiekiem, a każdy człowiek je ma. I nawet to wytarte i stłamszone, od czasu do czasu daje o sobie znać…

* * *

Ciepły, spokojny lipcowy dzień, południe. Las pogrążony w letargu, ale bardzo specyficznym, bo jednak przepełnionym szmerami, głosami ptaków, trzaskami uschłych gałązek. Powietrze przesycone wonią sosen. Smużący się od ziemi zapach przerośniętej grzybnią ściółki. Gruby dywan igieł tłumiący kroki.

Olek z Gośką i swoją dwójką – Nikolą, na którą wołali Ola i Sylwanem „zdrobnionym” na Sylwka – lat siedem i dziewięć, spędzali wolny czas tu, gdzie lubili najbardziej, pośród wysmukłych pni starych sosen. Dzieciaki tylko przez krótki czas były onieśmielone magiczną atmosferą boru, a gdy tylko odzyskały pewność siebie, zaczęły wrzeszczeć i szaleć, buszując śród krzaków porastających pobocza leśnej drogi.

– Ola, Sylwek! Bo się ubrudzicie! – wołała Gośka, ale pociechy w ogóle na to nie reagowały.

Naraz jednak umilkły i rodzice zauważyli, że nagle się zatrzymawszy, wpatrują się w coś leżącego na ziemi.

– Matko kochana! A co tam znowu?!

Olek z Gosią pośpieszyli do dzieciaków i równie jak one stanęli jak wryci w ziemię.

– Matko… to Barry? – szepnęła Gośka.

Leżący na ziemi, skrajnie wyczerpany psiak, na dźwięk tego imienia, z trudem odrobinę uniósł głowę.

– Reaguje na imię. Tak, to Barry… – powiedział wstrząśnięty tym widokiem mężczyzna. – Gocha, ty go odwiąż, a ja biegnę po wodę do auta.

Wrócił w parę chwil, niósł wodę w plastykowej butelce i stary koc z bagażnika…

* * *

– Gosiu, znowu dzwoni Marcin, to już chyba ze dwudziesty raz. No i co mam zrobić?

– Nie odbieraj. A najlepiej go zablokuj.

– Wiesz… kumpel… od przedszkola…

– Taaak? – przeciągle zapytała Gośka. – Od przedszkola? Kawał gnoja i tyle. Jakbym wiedziała, co zrobi Barriemu, to bym psa przygarnęła na te dwa tygodnie.

– No… tak… kto mógł wiedzieć, ale zawsze to kumpel…

– Ty to nie tylko naiwny jesteś, ale wręcz głupi! Jeśli zrobił coś takiego własnemu psu, ponoć ulubieńcowi, to znaczy, że i tobie by zrobił, jakby miał w tym jakiś interes, albo taką potrzebę.

– Nie przesadzaj! Nie porównuj człowieka z psem!

Gośka nic już nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami. Wiedziała swoje.

Nieomal w tej samej chwili usłyszeli pukanie do drzwi.

Olek odruchowo podszedł i otworzył.

Na klatce schodowej stał Marcin. W ręce trzymał ozdobną torebkę, zapewne z jakimiś drobnymi upominkami z Kanarów.

– Jak tu wszedłeś? Domofonu nie…

Przybyły nie dał mu dokończyć.

– A razem z waszą sąsiadką, zna mnie przecież dobrze, to i wpuściła.

Na dźwięk głosu swojego pana Barry, wciąż jeszcze słaby, ale według diagnozy weterynarza na najlepszej drodze do pełnego odzyskania sił, z cichuśkim skomleniem przydreptał do przedpokoju i próbował polizać but Marcina.

Ten ostatni zbladł i w milczeniu rozszerzonymi oczami wpatrywał się w kundelka.

– Co? – ducha zobaczyłeś? – Ty bydlaku! – Gośka z rozognionymi oczami i wypiekami na twarzy podskoczyła do Marcina.

– No, no! Tylko sobie za dużo nie pozwalaj!

– A to gnojek! Jeszcze mi tu będzie się odszczekiwał! Mogliśmy cię zgłosić na policję!

– To trzeba było, dostałbym ze 300 złotych grzywny. Wielkie mi co! Stać mnie.

Barry przysiadł na tylnych łapach i wciąż z miłością szukał oczyma oczu pana.

Ale ten nie mógł wytrzymać jego spojrzenia. Wzrokiem umykał na boki, aż w końcu, nie umiejąc sobie najwyraźniej poradzić z samym sobą, wziął zamach i z całych sił kopnął Barriego, aż ten przeleciawszy w powietrzu przez całą długość przedpokoju, z głuchym łomotem uderzywszy w zamknięte drzwi łazienki, osunął się na podłogę.

Gośka nie wytrzymała. Zdjęła parasol z wieszaka i z całej siły zaczęła nim tłuc Marcina po głowie, po ramionach, tułowiu. Ten zaś, zasłaniając się rękami, cofał ku schodom, porzuciwszy paczkę z prezentami przy drzwiach. Kopnęła ją z rozmachem w jego stronę i z hukiem zatrzasnęła drzwi.

Podeszła do psa, wzięła go na ręce, położyła na kanapie i obmacała dokładnie czy kopniak nie wyrządził mu jakieś większej krzywdy. Ale pies był cały, tylko to jego małe, wierne serduszko cierpiało okrutnie. Barry nie rozumiał, dlaczego jego pan…

– No już dobrze, dobrze piesku. Od teraz będziesz mój. I nikt cię nie skrzywdzi, póki ja żyję.

Gośka przytuliła się policzkiem do pyska Barriego, a ten spojrzał na nią wilgotnymi od łez oczami i delikatnie polizał po ręce…

* * *

Olek nerwowo zaklął. Pies znowu wlazł mu pod nogi. Bo Barry, kiedy już wreszcie dotarło do niego, że teraz tu ma dom i swoją panią, starał się jak mógł o akceptację. I nie tylko jej, lecz wszystkich domowników – i Olka i dzieci. Tyle że nie zawsze wychodziło mu to zgrabnie…

– Gośka! Zrób coś z tym psem!

– A co niby miałabym zrobić? Taki jest, jaki jest i już.

Ale i ją Barry również zaczynał powoli irytować. Cóż… miał swoje przyzwyczajenia, tego czy tamtego nauczono go w poprzednim domu, lecz nie zawsze co tam było pochwalane, czy choćby dopuszczalne, tutaj było tak samo widziane. Więc Barry czuł się pogubiony, jeśli nie wręcz ogłupiały.

Była przecież nadzieja, że powoli, bo powoli, ale wszystko się w relacjach pies–Gośka–Olek–dzieci ostatecznie dobrze poukłada.

Była nadzieja…

* * *

Dni mijały szybko, lato chłódło i powoluśku mroczniało. Ptaki już nie zanosiły się śpiewem, ale wciąż jeszcze w południe bywało wręcz upalnie.

Przyszedł pierwszy dzień września.

Rozgardiasz jak to z początkiem roku szkolnego. Zeszyty, podręczniki i reszta „osprzętowienia”…

Uff! W końcu się uspokoiło.

Teraz można już było spokojnie pomyśleć o zbliżającym się urlopie. Gośce było jednak smutno, gdy o tym myślała. Tydzień w Zakopcu, a reszta „wolnego” w domu… Zaległe prace, odkładane przez cały rok, na ten czas właśnie. Na ten czas, który miał przecie być czasem odpoczynku. Ale przynajmniej będzie tydzień oddechu od wychowanego bezstresowo potomstwa. Dobre i to.

Gośka raz jeszcze westchnęła głęboko i zerknęła na zegarek. Olek powinien już dawno przyjść z roboty. Co najmniej dwie godziny temu… Poczuła ukłucie niepokoju. Zwykle, gdy miał wrócić później, dzwonił i uprzedzał ją o tym. Tymczasem dziś…

W tej samej chwili obawa ją opuściła, bo usłyszała chrobot klucza w zamku i radosne skomlenie Barriego.

Olek wszedł do przedpokoju, poklepał psa po łbie i chwiejnym krokiem zbliżył się do żony.

– Piłeś? – bardziej stwierdziła, niż zapytała.

– Ba! Pewnie!

– Też mi powód do dumy!

– A pewnie, bo i był!

– Jakiż to?

– A taki!

Mąż sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i naśladując gesty prestidigitatora, wydobył kopertę i podał ją Gośce.

Z nieufnością zajrzała do środka…

– Nie!

– Tak!

– Nie!

– Tak!

– Bilety na Kanary! Dla całej naszej czwórki! Jak żeś to zrobił?

– Nie było łatwo, ale dałem radę! Wiesz… kredyt… jeden mniej, jeden więcej… Nie możemy być gorsi od… innych…

Gośka się zasępiła.

– No tak, ale już się zaczął rok szkolny…

– Jak dzieciaki opuszczą te parę dni, to świat się nie zawali. Co, nie?

– Fakt. Ale jest jeszcze jeden problem…

– No?

– Barry.

– Cholera! Rzeczywiście. I co zrobimy?

– A bo ja wiem? – Gośka wzruszyła ramionami.

– To może zostawimy go pod blokiem? Jak wrócimy z Kanarów, to znów go weźmiemy do domu.

– Wiesz co? To chyba nie najlepsze rozwiązanie. Bo tak po prawdzie, to po co nam ten pies?

– Przecież uratowaliśmy mu życie.

– No właśnie. I starczy.

* * *

– Plątał się od jakiegoś czasu pod blokiem. Najwyraźniej ktoś się go pozbył.

Olek, łżąc, unikał wzroku dziewczyny, która akurat miała dyżur w schronisku dla zwierząt. Ta jednak nie przyglądała mu się i bąknąwszy tylko:

– Dziękuję, że się pan nim zajął – podeszła do Barriego, wyciągając do niego rękę.

Pies zerkał na nią nieufnie, ale ostatecznie ostrożnie, zachowując bezpieczną odległość, powąchał dłoń dziewczyny.

A potem poszło już gładko. Pozwolił się pogłaskać, odwzajemniając pieszczotę liźnięciem w nos.

– To ja już pójdę – Olek szarpnął klamkę furki prowadzącej poza obręb schroniska.

– Zaraz, nie tak prędko, najpierw muszę otworzyć.

Kobieta przekręciła klucz w zamku.

– Proszę, może pan wyjść.

Barry widząc oddalającego się Olka, z cichuśkim skomleniem podbiegł do siatki, ale ta skutecznie go zatrzymała. Olek zaś wsiadł do samochodu i bez ociągania się ostro ruszył z parkingu w kierunku drogi prowadzącej do domu…

* * *

– Od kiedy Barriego nie ma, to jakoś pusto w domu. A właściwie co się z nim stało? – zapytała Iwona, spoglądając na Marcina.

– Pamiętasz, przed wyjazdem na Kanary poszedłem z nim na spacer.

– No właśnie, a wróciłeś sam? W tym całym rozgardiaszu, w tym pospiechu nie zapytałam. Myślałam, że zawiozłeś go do kogoś ze znajomych. Może do któregoś z kumpli?

– No… nie… wyrwał mi się ze smyczą i pogonił jakiegoś kota… chodziłem, szukałem, wołałem. Na darmo. Pewnie odbiegł gdzieś daleko i pewnie trzepnął go samochód. No… nie ma Barriego i tyle.

– To czemuś mi nic nie powiedział? Denerwował mnie ostatnimi czasy, to fakt, ale go też już troszkę polubiłam.

– A po co ci miałem psuć humor przed wyjazdem?

– Kochany jesteś.

Iwona cmoknęła męża w policzek.

– Wiesz co, Marcin?

– No co?

– To może weźmy drugiego psa.

– Eee… to jednak kłopot…

– Ale ja pięknie proszę… Plizzzz… Najlepiej ze schroniska. Jakiegoś szczeniaczka.

Marcin wił się niczym piskorz, ale nie umiał ani się wymówić, ani wymigać.

Iwona wręcz go zawlokła do przytułku dla bezdomnych zwierzaków.

* * *

Chodzili pomiędzy kojcami, na ich widok jedne psy się przymilały, inne uciekały wylęknione, a jeszcze inne szczekały i warczały groźnie.

– O, jaki piękny szczeniaczek! – zawołała Iwona, pokazując palcem kosmatką kuleczkę o oczkach błyszczących niczym paciorki i uśmiechniętym pyszczku. Tego bym chciała.

Pani ze schroniska przecząco pokręciła głową:

– Ten jest już zamówiony. Ale może byście państwo wzięli starszego psa? Ma – według weterynarzy najwyżej cztery lata. Łagodny, spokojny, tylko strasznie smutny. Widać, że bardzo tęskni.

– Noo… nie wiem… szykowałam się na szczeniaczka… ale zobaczyć można. Przecież to nic nie kosztuje.

– To chodźmy.

W głębi klatki, na podłodze zbitej z surowych desek, wybrudzonej przez dziesiątki psich łap, które tu przez lata gościły, leżał pies.

Był to kundel, dość mocno kudłaty, z okazałym czarnym nosem i takiej samej barwy pyskiem. Uszy miał ciemnobrązowe klapnięte, czoło i policzki zaś, aż po nos, podpalane, szyję i barki otaczała mu kryza z popielatej, upstrzonej beżowymi plamkami sierści. Grzbiet miał prawie czarny, brzuch i ogon zaś jasnobeżowe. I smutny, bardzo smutny pysk…

– Patrz Marcin! Zupełnie jak nasz Barry!

Marcin zerknął niechętnie i mruknąwszy coś pod nosem, chciał odejść z tego miejsca.

– Barry, jak Boga kocham – identyko!

Pies, usłyszawszy to imię, podniósł łeb, powęszył kilkakroć, marszcząc nos, a potem z piskiem i przepełnionym radością skomleniem rzucił się w kierunku Iwony.

– Ja pierdzielę, Barry!

– Jaki znów Barry! Okazałaś mu zainteresowanie, to chce ci się przypodobać, żebyś go stąd zabrała. I tyle. Mało to podobnych do siebie kundli?

Pracownica schroniska, która im towarzyszyła w tym obchodzie, przyjrzała się bacznie mężczyźnie.

– Ja jednak myślę, że to państwa pies i że was rozpoznał. Znudził się wam i chcieliście zamienić go na nowszy model, Wiele osób tak robi. Niestety…

– Nie, to niemożliwe – Marcin zaczerwienił się po uszy. – I niech nas pani nie obraża!

– A jednak! Proszę spojrzeć na tego psa – wskazała brodą na Barriego.

Iwona zdumiona spoglądała to na męża, to na kobietę, to na zwierzaka, nie wiedząc, o co tutaj chodzi i co by mogła powiedzieć.

Tymczasem kundelek wspinał się przednimi łapami po oczkach siatki i drapiąc ją, skomlił przymilnie, zawzięcie merdając ogonem i nieśmiało próbując się uśmiechać.

– Coś się pani pomyliło – burknął Marcin i szarpnąwszy żonę za rękaw, dodał stanowczym tonem – wychodzimy stąd! Już! Psa ci się, cholera, zachciało, nie wiem cholera, po jaką cholerę. Cholera jasna!

I poszli.

Barry zaś przez kilkanaście minut jeszcze stał wsparty łapami o siatkę i z ogromnym smutkiem patrzył na dróżkę, z nadzieją, że go jednak ostatecznie nie porzucą, że wrócą ci, którym kiedyś oddał całe swoje małe serduszko…

Lecz nie wrócili…

Więc w końcu ze spuszczonym łebkiem powlókł się zdruzgotany z zamglonymi łzami ślepiami i położył w najodleglejszym kącie kojca…

* * *

– Grażyna! Zobacz! – zawołała jedna z dziewczyn, które tego dnia miały dyżur w schronisku dla zwierząt.

– Co takiego?

– Tego psa.

– A co z nim?

Wołana podeszła do klatki Barriego. Pochyliła się i bacznie wpatrywała w zwierzę.

– Julka, czy?…

– Tak, nie żyje…

– Przecież jeszcze wczoraj był zdrowy! Może tych dwoje dało mu coś trującego?

– Nie, Grażynko. Jestem pewna, że ten psiak kiedyś do nich należał… a oni go odrzucili…

– Ale psy od tego nie zdychają!

– Jesteś pewna?

Grażyna wzruszyła ramionami.

– No nie wiem… Trzeba zadzwonić do Zakładu, niech go zabiorą do utylizacji…

Książkę, z której pochodzi opowiadanie można nabyć tu:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/azor-opowiadania-o-psach-andrzej-sarwa

Błogosławiona wina!

Błogosławiona wina!

Stanisław Michalkiewicz  14 lipca 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5858

A wszystko mogłoby zostać zduszone w zarodku, gdyby redaktor Radia Wnet, w którym podczas rozmowy Grzegorz Braun dopuścił się najstraszliwszej myślozbrodni, zachował się na poziomie i zamiast przerywać wywiad, nie udusił natychmiast swojego rozmówcy własnymi rękami. Stało się jednak inaczej, wskutek czego wybuchła straszliwa afera, która – paradoksalnie – może przynieść błogosławione następstwa. Chodzi o to, że Grzegorz Braun został oskarżony o straszliwą myślozbrodnię, podnosząc jakieś wątpliwości co do Auszwicu, który – jak powszechnie wiadomo – jest fundamentem przemysłu holokaustu i to nie tylko w aspekcie finansowym, ale przede wszystkim – w aspekcie moralnym, dzięki czemu bezcenny Izrael może dzisiaj robić wszystko, czego innym państwom i narodom mniej wartościowym kraje i narody miłujące pokój i sprawiedliwość społeczną nigdy by nie wybaczyły.

Dzięki temu jednak pojawiła się szansa, by zapanowała powszechna zgoda i braterstwo nie tylko w skali międzynarodowej, ale również – co też nie jest bez znaczenia – w naszym bantustanie, rozdzieranym niezgodą, spowodowaną – co ujawnił pan red. Michnik Adam – nieposłuszeństwem części obywateli wobec zbawiennych pouczeń warszawskiego Judenratu. Ale szansa, to tylko szansa – i jeśli nie zostanie wykorzystana, to nadal w skali międzynarodowej będzie panowała niezgoda, a w naszym bantustanie może dojść do niewyobrażalnych paroksyzmów. Dlatego też, w poczuciu odpowiedzialności za płonącą planetę i w serdecznej trosce o przyszłość świata i naszego bantustanu, pozwalam sobie wysunąć projekt racjonalizatorski, który tę wyjątkową szansę pozwoli wykorzystać.

Chodzi o to, że myślozbrodnię Grzegorza Brauna potępili nie tylko Żydowie – co byłoby sprawą oczywistą – ale również J.Em. Grzegorz kardynał Ryś, zwracając uwagę, że myślozbrodnie godzące w przemysł holokaustu stanowią grzech wołający o pomstę do Nieba. Ze słowami potępienia pośpieszył oczywiście obywatel Tusk Donald i pnący się do wyższych grządek Książę-Małżonek – ale również Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, a także – politykowie Konfederacji. Wreszcie – Grzegorza Brauna potępił również pan prezydent Andrzej Duda. Wszystko to razem stwarza szansę na odwrócenie fatalnych tendencji na świecie i w naszym bantustanie – oczywiście pod warunkiem, że podniesiony klangor będzie wstępem do uderzenia w czynów stal. Co przystoi czynić – to wskazała w „Gazecie Wyborczej” siostra Grzegorza Brauna, pani Monika – ta sama, co to do niedawna myślała, że jest Żydówką. Tym razem jednak już nic nie myślała, tylko oświadczyła, że potrzebna jest „reakcja państwa”. Wprawdzie z czeluści prokuratury dobiegają głosy o jakimści „postępowaniu” – ale diabli wiedzą, kiedy i czym się ono skończy – podczas gdy tu trzeba kuć żelazo, póki gorące.

Dlatego też podsuwam pomysł racjonalizatorski, by Sejm uchwalił ustawę incydentalną, o ukaraniu Grzegorza Brauna śmiercią przez zagazowanie. Takie pomysły ustaw incydentalnych pojawiały się już wcześniej – ale napotykały na przeszkodę, jak nie w postaci niesnasek w koalicji wspierającej vaginet obywatela Tuska Donalda, to w postaci weta pana prezydenta Andrzeja Dudy. W tym przypadku taka obawa nie zachodzi, bo skoro wszystkie siły polityczne zgodnie potępiają myślozbodnię Grzegorza Brauna, to nie będą stosowały żadnej obstrukcji parlamentarnej w przypadku wspomnianej ustawy. Nie ma też obawy, by pan prezydent Andrzej Duda ośmielił się ją zawetować, skoro wspomnianą myślozbodnię przecież pryncypialnie potępił. W ten sposób ustawa incydentalna o uśmierceniu Grzegorza Brauna przez zagazowanie zyska solidną i niepodważalną podstawę prawną – żeby również pod tym względem wszystko było gites tenteges.

No dobrze – ale gdzie powinno nastąpić to zagazowanie? Najlepiej byłoby w Auszwicu, ale Auszwic odpada z powodu tego, że tamtejsze komory gazowe przystosowane są raczej dla turystów, a nie do gazowania. Jest jednak alternatywa w postaci obozu na Majdanku w Lublinie. Jest tam mała komora gazowa, którą pamiętam jeszcze z wycieczki, kiedy miałem lat 8. Nasza grupa weszła do tej komory, ktoś zamknął drzwi i przez chwilę mieliśmy wszyscy wrażenie autentyzmu. Bardzo sobie to przeżycie cenię, bo w jednej chwili zrozumiałem, że te wszystkie dyrdymały o równości i braterstwie, to tylko tak, żeby było ładniej – a prawda wygląda właśnie tak. Poza tym, w tej komorze nie używano Cyklonu B, tylko poczciwego tlenku węgla, zwanego potocznie czadem. Był on zmagazynowany w dwu stalowych butlach, których kurki odkręcał dyżurny SS-man, obserwując skutki przez zakratowane okienko. Myślę, że z dostarczeniem na Majdanek czadu nie byłoby problemu – ale kto miałby odkręcić kurki, kiedy już Grzegorz Braun znalazłby się w środku, a drzwi zostałyby zaryglowane?

Tu cennej wskazówki dostarcza Warłam Szałamow, wspominając w swoich „Opowiadaniach kołymskich” o starym czekiście, który opowiadał, że za czasów Feliksa Dzierżyńskiego, jak któryś śledczy wnioskował wobec więźnia karę śmierci, to musiał go zastrzelić osobiście. Coś w tym jest, bo jak sprawdzić, czy ktoś naprawdę wierzy w to, co głosi? Pewności może nam dostarczyć albo gotowość zabijania w imię głoszonych zasad, albo poświęcenia własnego życia. Poświęcenia własnego życia raczej bym się od nikogo nie domagał, bo np. J. Em. Grzegorz kardynał Ryś na pewno jeszcze niejednego dokona, podobnie, jak Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, bez którego obywatel Tusk Donald mógłby poczuć się osierocony. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by kurki od butli z czadem odkręcały osobistości, które Grzegorza Brauna tak pryncypialnie potępiły.

Żeby nikt nie poczuł się wykluczony, ani stygmatyzowany np. ze względu na przekonania religijne, polityczne lub przynależność narodową, proponowałbym, żeby wszyscy, którzy pryncypialnie Grzegorza Brauna potępili, odkręcali kurki parami.

W pierwszej parze – J. Em. Grzegorz kardynał Ryś i Naczelny Rabin RP, pan Schuldrich, pieczętując w ten sposób dialog z judaizmem.

W parze drugiej – obywatel Tusk Donald i Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, kładąc fundamenty pod zgodę narodową.

W parze trzeciej – premier rządu jedności narodowej Izraela Beniamin Netanjahu i pan prezydent Andrzej Duda – a uczestników kolejnych par mógłby wyłonić ludowy konkurs z nagrodami.

Należałoby całości nadać godną oprawę, zgromadzić tłumy z rozwiniętymi sztandarami i orkiestry, które grałyby stosowne szlagiery, np. „Tango milonga, tango mych marzeń i snów, niechaj ostatni raz usłyszę…” – i tak dalej. Jestem pewien, że po takim przeżyciu nikt już nie miałby ochoty bluźnić przeciwko przemysłowi holokaustu – a o to przecież chodzi.

Stanisław Michalkiewicz

Sąsiedzi – Preludium (1/4)

Sąsiedzi – Preludium (1/4)

Autor: Redakcja , 14 lipca 2025

Kim są bohaterowie Ukrainy, których nazwiska nie schodzą z ust milionów Ukraińców?

Stepan Bandera i Roman Szuchewycz to ukraińscy zbrodniarze. Pierwszy z nich przewodził organizację Ukraińskich Nacjonalistów OUN-B, drugi, podległej OUN, Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zasłynęli z inicjacji i przeprowadzenia najokrutniejszego ludobójstwa w dziejach ludzkości.

Ukraińskie ludobójstwo na Polakach nie wydarzyło się tylko w wieku XX, ale także w wieku XVII, XVIII i kilkukrotnie w wieku XX.

Jest to ostatni moment, by uwiecznić to, co widzieli naoczni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Ich wspomnienia są testamentem dla nas, Polaków i Ukraińców, ale także przestrogą przed zbrodnią banderyzmu, który szerzy się za naszą wschodnią granicą.

Rok 1657. Janów Poleski. Kozacy schwytali polskiego duchownego ojca Andrzeja Bobole, zdarli z niego habit i bili go skórzanymi biczami. Półnagiego zawlekli pod płot. Tam wybili mu zęby, wyrwali paznokcie i zdarli skórę z ręki. Na głowę włożyli mu koronę cierniową uplecioną ze świeżych gałęzi wierzbowych. Okręconego sznurem przywiązali do koni i powlekli do rzeźni miejskiej. Tam położyli go na stole i przypalali ogniem. Na wyciętą w formie ornatu skórę na plecach nasypali sieczkę. Potem odcięli mu nos i wargi, wykuli oko, wycięli język. Powieszonego do góry nogami dobili cięciem szabli.

Taras Szewczenko napisał poemat Hajdamaki. Kiedy to podczas Koliszczyzny w mieście Bar Kozak Gonta, który był pułkownikiem kazachskim, służył Polsce. Miał żonę katoliczkę, czyli Polkę. I on bierze nóż i rżnie tą swoją żonę. Następnie zarzyna tych swoich dwóch synów, bo to syny Laszki. I to jest główny poemat ukraiński, na którym wychowuje się…

https://youtube.com/watch?v=wIxK-PAQjF8%3Ffeature%3Doembed

„Mężczyźni, gdzieście się podziali?” czyli o co błagają feministki

„Mężczyźni, gdzieście się podziali?” czyli o co błagają feministki

Autor: AlterCabrio , 13 lipca 2025

Nadal uważam, że feminizm jest KLUCZOWYM ruchem, który podważył sukces kultury zachodniej. Ich fanatyzm doprowadził do upadku rodziny dwupokoleniowej (najważniejszego czynnika zdrowego narodu). Przyczynił się do niemal całkowitego upadku Zachodu i ten problem należy rozwiązać, zanim będzie za późno.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Feministki błagają mężczyzn o powrót, ale wciąż obwiniają ich za wszystko

Jeśli chodzi o podział płci, jedna zasada pozostaje aktualna od pokoleń: mężczyźni odpowiadają za wszystko, kobiety zaś nie biorą na siebie odpowiedzialności za nic.

Oczywiście, istnieją wyjątki od reguły, ale w większości przypadków prawdą jest, że współczesne kobiety na Zachodzie mają poważny problem z braniem odpowiedzialności, gdy coś idzie nie tak. Od najmłodszych lat wpaja im się, że są ofiarami: ofiarami mężczyzn, ofiarami społeczeństwa, ofiarami „patriarchatu”, ofiarami religii, ofiarami biologii, ofiarami okoliczności itd.

Ruch feministyczny opiera się w całości na pojęciu, że kobiety mogą wykorzystać swoją pozycję ofiary jako broń do kontrolowania społeczeństwa.

Nadal uważam, że feminizm jest KLUCZOWYM ruchem, który podważył sukces kultury zachodniej. Ich fanatyzm doprowadził do upadku rodziny dwupokoleniowej (najważniejszego czynnika zdrowego narodu). Przyczynił się do niemal całkowitego upadku Zachodu i ten problem należy rozwiązać, zanim będzie za późno.

Niedawno natknąłem się na artykuł w „New York Times”, który w zabawny i jednocześnie przygnębiający sposób wyjaśnia upadek związków na Zachodzie. Esej nosi tytuł „Mężczyźni, gdzieście się podziali? Proszę, wróćcie”. Autorka (kobieta z Chicago po 50-tce) wspomina dawne czasy randek, kiedy mężczyźni byli łatwym celem do wykorzystywania.

„Wiedziałyśmy, co zadziała. Wiedziałyśmy, jak dobrać minę, gest, moment aluzji – akurat tyle, by rozpalić fantazję i otworzyć portfel. Rozumiałam dokładnie, jakie bodźce kuszą przeciętnego cispłciowego heteroseksualnego mężczyznę w wieku 18–36 lat. Co go przyciąga. Co sprawia, że wraca. Nie chodzi o intymność. Nie chodzi o wzajemność. Chodzi o dostęp do symulacji – czystej, szybkiej i bezproblemowej…”

„…Ta dynamika po cichu się załamała. Weszliśmy w erę, w której wielu mężczyzn nie szuka już kobiet, by imponować innym mężczyznom ani by nawiązywać kontakt pomimo różnic. Działają gdzie indziej. Samotnie. Odfiltrowali nas”.

Autorka sugeruje, że era łatwych pieniędzy i łatwego seksu dla kobiet była wynikiem męskiej dynamiki rywalizacji i statusu (wina mężczyzn). Wydaje się jednak, że popada w nostalgię, tęskniąc za powrotem tamtych czasów. To była era „Seksu w wielkim mieście” pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku, zrodzona z rewolucji seksualnej drugiej fali feminizmu. To była era, w której kobieca rozwiązłość i chciwość były gloryfikowane jako ostateczny wyraz kobiecej emancypacji.

Pomysł polegał na przekształceniu wczesnych lat dorosłego życia kobiet w dionizyjską orgię. Oferowanie seksu każdemu mężczyźnie o przyzwoitej prezencji i grubym portfelu w nadziei, że w końcu uda im się złapać dożywotnią ofiarę. Małżeństwo, a może i rodzina, miały nadejść po trzydziestce (a może po czterdziestce), ale dopiero wtedy, gdy osiągną tyle degenerującej rozrywki, ile zdołają zgromadzić.

Problem w tym, że kobiety żyją według zegara biologicznego, dlatego przez tysiące lat to małżeństwo było TĄ NAJWAŻNIEJSZĄ troską płci pięknej. Skończyć dwadzieścia lat i marnować ten czas, oddając swoje ciała za nic? To było niewyobrażalne szaleństwo. Skazywałoby je to na dekady nędzy jako samotne stare panny, żyjące z jałmużny innych, i szczerze mówiąc, nic się nie zmieniło. Bezdzietne kociary wciąż istnieją i wciąż są powodem do wstydu.

Tylko w pierwszym świecie kobiety te są w stanie przetrwać.

Nikt nie patrzy na starą pannę i nie postrzega jej jako „silnej” czy wolnej. Każdy czuje jej porażkę. Jej desperację. Jej zmagania. Dlatego coraz częściej zaczynamy dostrzegać panikę wśród kobiet, które dały się nabrać na feministyczne oszustwa. Uświadamiają sobie, że mężczyźni już za nimi nie gonią.

Zaczęło się jako żart wśród przebudzonych lewicowców, którzy śmiali się z „powstania inceli”. Liczba samotnych mężczyzn odmawiających wejścia w świat randek gwałtownie rosła, a feministki twierdziły, że to dobrze. Niech „brzydcy” pogrążają się w samotności, podczas gdy kobiety wychodzą i objadają się wolnością i zabawą, aż do przejedzenia. Jednak trend ten objawił się do tego stopnia, że większość mężczyzn całkowicie się wycofuje.

Najnowsze badania pokazują, że 63% młodych mężczyzn w wieku 18-29 lat jest singlami. Około 30% mężczyzn nie jest aktywnych seksualnie od roku lub dłużej. W 1980 roku 60% dorosłych było w związkach małżeńskich przed ukończeniem 25. roku życia. Obecnie tylko 20% jest w związkach małżeńskich przed ukończeniem 25. roku życia. Mężczyźni wycofują się ze związków i małżeństw w rekordowym tempie, a ponieważ to mężczyźni są inicjatorami związków (mężczyźni są biologicznie stworzeni do podejmowania ryzyka i dążenia do niego), kobiety zaczynają odczuwać ten niedobór.

Najnowsze dane przewidują, że do 2030 roku 45% kobiet w wieku od 25 do 44 lat będzie singielkami i osobami bezdzietnymi, i to niekoniecznie z wyboru. Jeśli kobieta jest singielką i jest bezdzietna w wieku około 35 lat, jej szanse na założenie rodziny spadają wykładniczo wraz ze spadkiem płodności.

Nazywają to epidemią samotności kobiet i pędzi ona przez zachodnie społeczeństwa niczym pociąg towarowy. Nawet feministki zaczynają się martwić. Jak zauważa „New York Times”:

„Był czas, jeszcze nie tak dawno, kiedy nawet przygoda na jedną noc mogła zakończyć się splątaniem kończyn i wspólnym śniadaniem. Kiedy sam fakt pozostania na noc nie oznaczał związku, a jedynie chęć bycia człowiekiem przez kilka godzin. Teraz nawet taki nieplanowany kontakt wydaje się rzadkością. Zbudowaliśmy tak wiele granic, że odgrodziliśmy te chwile, które sprawiają, że więź staje się niezapomniana…”

„Ta idea, że wrażliwość jest zagrożeniem, a nie zaproszeniem, stworzyła kulturę wahania, w której mężczyźni krążą wokół intymności, ale nigdy jej nie przekraczają. W rezultacie powstały tysiące małych odizolowanych silosów. Wszyscy udają bliskość, ale nikt nie wykonuje ruchu, który łączy. Izolacja. Samotność. Pragnienie kontaktu, które nie ma dokąd dotrzeć…”

Ale oczywiście „Times” najwyraźniej nie uważa, że kobiety są w najmniejszym stopniu winne tego wyniku. Zamiast tego kontynuuje grę oskarżeń:

„Więc powiem tak: brakuje nam was. Nie tylko mnie, ale całemu światu, który kiedyś pomogliście ukształtować…”

Pamiętamy was. Tę wersję was, która potrafiła się zatrzymać. Która śmiała się w głos. Która zadawała pytania i czekała na odpowiedzi. Która dotykała, a nie pozbawiała. Która słuchała – naprawdę słuchała – kiedy kobieta mówiła.

Nie odeszliście, ale wasza obecność słabnie. W restauracjach, w przyjaźniach, w powolnych rytuałach romantycznych narodzin. Wycofaliście się – nie w złośliwość, ale w coś delikatniejszego i twardszego jednocześnie: w unikanie. Wyczerpanie. Zniszczenie.

Może nikt cię nie nauczył, jak zostać. Może spróbowałeś raz i bolało. Może świat powiedział ci, że twoją rolą jest zapewniać, działać, chronić – i nigdy nie czuć…”

Słuchajcie, panowie, wasz brak zaangażowania zaczyna stresować kobiety. Po prostu przyznajcie, że nie radzicie sobie z intymnością. Po prostu przyznajcie, że nie radzicie sobie z tymi „silnymi” kobietami, ich ogromnym intelektem i emocjonalnym geniuszem. Musicie się nauczyć, jak się zachowywać, i tyle. Po prostu się do nich doczołgajcie, a znów będą gotowe was tolerować. Czyż to nie miłe? Dają wam drugą szansę…

Autorka ani razu nie pyta, DLACZEGO mężczyźni mają dość? Ani razu nie pyta prawdziwych mężczyzn, co myślą lub czują, zanim popełni ten swój bezsensowny elaborat. Przysłaniając to nieznośną i kwiecistą prozą, wciąż obwinia mężczyzn, prosząc ich o powrót. I to powinno powiedzieć wszystko, co trzeba wiedzieć o feminizmie w ogóle.

Zadałbym feministkom pytanie za milion dolarów, którego unikały przez tak długi czas: czy bierzecie pod uwagę możliwość, że mężczyźni was ignorują i nie wiążą się z wami, bo to WY jesteście problemem? Odpowiedź, oczywiście, brzmi: nie.

Jestem mężczyzną po czterdziestce, który na szczęście uniknął fali przebudzenia w świecie randek, ale myślę, że nadal mogę wyjaśnić NYT, jeśli tylko zechcą posłuchać, dlaczego mężczyźni odchodzą.

1) Po pierwsze, muszę powiedzieć, że autorka po pięćdziesiątce, która wciąż tęskni za niezobowiązującymi spotkaniami rodem z sitcomów, niczym dwudziestolatka, zdradza wiele na temat tego, dlaczego współczesne kobiety nie zdają sobie z tego sprawy. Prawdziwe życie to nie ‘Seks w wielkim mieście’ – większość zamożnych mężczyzn nie skłania się ku długotrwałym związkom z kobietami w fazie babci. Taka powinna być już w szczęśliwym związku lub małżeństwie, miała mnóstwo czasu, żeby to zrozumieć.

Feminizm sprawił, że kobiety myślą, że mogą żyć według własnego harmonogramu. Nie mogą.

2) Mężczyźni są szczególnie nieufni wobec kobiet z bagażem doświadczeń. To kobiety inicjują 70% rozstań i rozwodów, a wpływ feministek na prawo rodzinne sprawił, że rozwód stał się dla nich łatwiejszy i bardziej opłacalny niż kiedykolwiek. Im starsza kobieta, tym większy bagaż doświadczeń i tym mniejsze prawdopodobieństwo, że mężczyzna zechce się z nią na poważnie umawiać, a co dopiero włożyć jej drogi pierścionek na palec.

Kobiety z Zachodu nauczono, że muszą imprezować w wieku dwudziestu kilku lat, a następnie szukać poważnych związków w wieku trzydziestu lub czterdziestu lat. Oznacza to, że ignorują swoje najlepsze perspektywy przez co najmniej przez dekadę. Ich ideologia nakazuje im wchodzić na rynek matrymonialny, gdy ich wartość małżeńska jest najniższa.

3) Mężczyźni nie tolerują już idei rewolucji seksualnej. Nie chcą ryzykować z kobietami, które uważają rozwiązłość za cnotę. Wiedzą, że statystycznie kobietom, które sypiają z wieloma mężczyznami, brakuje rozwagi, umiejętności nawiązywania kontaktów, szacunku do siebie i stabilności psychicznej. Rozpoczęcie związku z taką osobą doprowadzi jedynie do katastrofy. Nigdy nie są długo szczęśliwe (bo trawa jest zawsze bardziej zielona). Dlatego mężczyźni siedzą w domu. Chcesz ich odzyskać? Ogranicz liczbę partnerów.

4) Feministki trzeciej fali spędziły większą część ostatnich 20 lat wmawiając mężczyznom, że są czystym złem, bo są męscy i chcą uganiać się za kobietami. Więc mężczyźni zrobili to, o co ich prosiłyście – przestali się za wami uganiać. Znaleźli inne, ciekawsze zajęcia, takie jak kariera i hobby. Jeśli chcecie, żeby mężczyźni wrócili, może powinnyście PRZEPROSIĆ za wszystkie te lata oszczerstw.

5) Współczesne kobiety znacznie przeceniają użyteczność seksu jako narzędzia targowania się o mężczyznę. Jeśli chcesz, żeby mężczyzna został z tobą, musisz okazywać mu miłość i szacunek, a nie tylko to, co masz pod bielizną.

6) Mężczyźni są o wiele bardziej przyzwyczajeni do samotności niż kobiety. Kobiety są istotami wspólnotowymi. Wymagają ciągłych interakcji, afirmacji i integracji grupowej. Media społecznościowe mogą na chwilę wypełnić tę pustkę, ale nie dadzą im tego, czego naprawdę pragną – intymnej, osobistej uwagi przez cały czas. Tylko partner i dzieci mogą ci to zapewnić. W walce o to, kto dłużej wytrzyma samotność, wygrają mężczyźni, więc lepiej nie robić z tego bitwy.

7) Zdradzę wam największą tajemnicę poliszynela, której współczesne kobiety wciąż nie rozumieją – twierdzą, że mężczyźni boją się do nich podejść. Mówią, że dzisiejsi mężczyźni są „słabi” i nie radzą sobie z nową erą „szefowej”. Przekonują, że mężczyźni muszą porzucić swoje tradycyjne męskie role i zachowywać się bardziej kobieco. Dzięki temu wszystkim będzie łatwiej się dogadać.

To typowe uszczypliwości wobec męskiego ego, mające na celu zawstydzenie mężczyzn za dystansowanie się od feministek. W rzeczywistości mężczyźni cenią jedno ponad wszystko: (s)pokój. Jeśli nie potrafisz zaoferować (s)pokoju, żaden mężczyzna z poczuciem własnej wartości nie będzie cię potrzebował. Feministki oferują przeciwieństwo (s)pokoju, więc nie mają żadnej wartości.

8) Feminizm, jak wszystkie ruchy marksistowskie, jest opętany obsesją władzy. Wszystko, co robią, jest napędzane pragnieniem władzy i kontroli. Nie tylko nad własnym życiem, ale także nad otaczającym je światem. Współczesne kobiety twierdzą, że chcą takiej samej władzy jak mężczyźni, ale muszą zaakceptować, że bez względu na to, jak bardzo szala przechyli się na ich korzyść poprzez prawa, rządowe dotacje, łatwe stypendia studenckie, zatrudnianie w ramach DEI i niesprawiedliwe rozwody, nigdy nie będą takie jak mężczyźni.

Autorka sugeruje, że mężczyźni nie kształtują już świata, ponieważ porzucili obecną dynamikę relacji. To głupota. Mężczyźni nadal kształtują wszystko wokół ciebie. Każda usługa, każda potrzeba, każdy rząd, niemal każda firma, twoje bezpieczeństwo i pewność siebie, twoja wolność – wszystko zależy od mężczyzn. Nie masz żadnej władzy i nigdy jej nie będziesz miała.

Feministyczne usamodzielnienie to fantazja oparta na instytucjonalnej sile nacisku. Takiej, na jaką mężczyźni im POZWOLĄ. Dopóki nie przestaną pożądać władzy, nie będą w stanie zrozumieć ani poradzić sobie z podziałem między kobietami a mężczyznami. Krótko mówiąc, jeśli feministki chcą, aby mężczyźni znów zwracali na nie uwagę, będą musiały przestać być feministkami.

________________

Feminists Are Begging For Men To Come Back But Still Blame Them For Everything, Brandon Smith, June 26, 2025

−∗−

Warto porównać:

Okultystyczne korzenie feminizmu – Rachel Wilson
Feminizm jest formą oszukańczej manipulacji, stosowanej w celu zmiany porządku społecznego i tożsamości osobistej, co zostało przyspieszone przez rewolucję przemysłową i w następstwie tego nie można ignorować jej skutków, takich […]

________________

Nauka stanowa dla kobiet – ks. prof. Tadeusz Guz / Rekolekcje Adwentowe 2024
Na czym polega tragizm takich postaw jak transseksualizm? To polega na tym, że kobieta nie miłuje siebie. Nie miłuje tego kim stworzył ją Bóg. A skoro Pan Bóg stworzył kobietę […]

________________

Jak ideologia feministyczna opanowała psychologię

Jak ideologia feministyczna opanowała psychologię

Autor: AlterCabrio , 13 lipca 2025

Dzisiejsza kultura psychologiczna nie interesuje się obiektywizmem, zwłaszcza gdy w grę wchodzi piętnowanie chłopców. Australijski rząd Partii Pracy przeznacza obecnie pieniądze na programy szkolne atakujące chłopców za toksyczną męskość, a tego typu badania są właśnie tym, czego potrzebują, aby uzasadnić tę niebezpieczną inżynierię społeczną.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Jak ideologia feministyczna opanowała psychologię

W dzisiejszej kulturze psychologicznej nie ma zainteresowania obiektywizmem

Niniejszy wpis, którego autorką jest Bettina Arndt, oryginalnie pochodzi z serwisu The Daily Sceptic

Jakże orzeźwiające jest odkrycie, że istnieje antyfeministyczny psychiatra. Niewielu ludzi z „zawodów pomocowych” ma odwagę otwarcie sprzeciwić się panującej ortodoksji. Hannah Spier jest na dobrej pozycji, ponieważ norweska psychiatra robi sobie obecnie przerwę w karierze, aby wychować trójkę dzieci. Mieszka teraz w Szwajcarii i tworzy filmy na YouTube oraz prowadzi bloga na Substacku – oba pod nazwą Psychobabble – obnażając, jak idee feministyczne i postmodernistyczne przeniknęły do ​​psychologii i rujnują nasze społeczeństwo.

Niedawno napisała na blogu artykuł na temat ideologicznej korupcji w psychologii, w którym opisała badania przeprowadzone na australijskim uniwersytecie Monash, które w zeszłym roku trafiły na pierwsze strony gazet z powodu zgubnych bzdur o wpływie Andrew Tate’a i manosfery na zachęcanie uczniów do mizoginii.

Ta bzdura opierała się na badaniu, które rzekomo dostarczało dowodów na „radykalizację mizoginiczną” – „koncepcję charakteryzującą niedawną zmianę w zachowaniu chłopców, ich traktowaniu dziewcząt i kobiet oraz w poglądach na temat relacji między płciami, prezentowanych w interakcjach z nauczycielami”.

Jak jednak zauważa Hannah Spier, tak zwane badania opierały się jedynie na rozmowach (nazywanych „wywiadami jakościowymi”) z zaledwie 30 nauczycielkami. Podsumowuje je następująco: „Brak rzetelnych dowodów. Brak porównań historycznych, brak przeciwstawnej perspektywy i brak jakichkolwiek obiektywnych miar – jedynie pogłoski i emocjonalny apel podszywający się pod badania. Mimo to, badania przeszły pozytywnie przez proces recenzji naukowej wyłącznie dlatego, że były zgodne z ideologicznymi uprzedzeniami”.

W innym miejscu Spier obszernie opisała, co jest nie tak z badaniami Uniwersytetu Monash, wskazując, że pod pretekstem ochrony dziewcząt naukowcy wykorzystują to, co zawsze uważano za nieszkodliwe żarty i normalne męskie interakcje, aby obciążać chłopców. Każde niewłaściwe zachowanie przypisują ukrytej nienawiści do kobiet.

Sugeruje, że autorzy nie wzięli pod uwagę faktu, iż entuzjazm chłopców wobec Tate’a wynika z chęci odzyskania poczucia sprawczości i szacunku w społeczeństwie, które dewaluuje tradycyjną męskość:

“Gdyby poświęcili chwilę na porządną rozmowę z nastoletnim fanem Andrew Tate’a — i naprawdę go wysłuchali — szybko zdaliby sobie sprawę, że w dużej mierze wynika to z pragnienia łatwo zarobionych pieniędzy, fajnych samochodów i imponowania dziewczynom, o czym zawsze marzyli nastoletni chłopcy.”

Interesującym zwrotem akcji było to, że badacze nie byli nawet psychologami. Badanie Monasha zostało w rzeczywistości przeprowadzone przez socjologów, czyli przedstawicieli profesji, która nigdy nie rości sobie prawa do bycia nauką. Różni się to od psychologii, która, jak zauważa Spier, niegdyś opierała się na metodach naukowych, poszukując obiektywnych prawd poprzez wymierne, empiryczne badania. „To podejście zakładało, że ludzkie zachowania można systematycznie mierzyć i analizować. Jednak w ciągu ostatnich kilku dekad dziedzina ta przesunęła się w kierunku relatywizmu, teorii opartych na tożsamości i subiektywizmu”.

Dzisiejsza kultura psychologiczna nie interesuje się obiektywizmem, zwłaszcza gdy w grę wchodzi piętnowanie chłopców. Australijski rząd Partii Pracy przeznacza obecnie pieniądze na programy szkolne atakujące chłopców za toksyczną męskość, a tego typu badania są właśnie tym, czego potrzebują, aby uzasadnić tę niebezpieczną inżynierię społeczną.

Socjolodzy z Uniwersytetu Monash rozpoczęli akcję, ale nasi psychologowie, jak się można było spodziewać, szybko podchwycili tę wstrętną, antymęską propagandę. Nasza organizacja psychologów zawodowych, Australijskie Towarzystwo Psychologiczne (APS), bezczelnie promuje teraz nowy kurs rozwoju zawodowego zatytułowany „Wprowadzanie mizoginii do głównego nurtu w manosferze: jak nastoletni chłopcy radzą sobie z efektem Andrew Tate’a”.

Ten kurs opiera się na kolejnym „badaniu” promującym paranoję na temat Tate’a, tym razem przeprowadzonym przez ekspertów medialnych z University College London, którzy rozmawiali z grupą 13-14-letnich uczniów, poznając ich poglądy na temat filmów z Tate’em. Powstały w ten sposób ideologiczny bełkot jest promowany przez APS jako „oparta na dowodach” edukacja zawodowa i sprzedawany swoim członkom.

Spier wskazuje na rolę Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA), które jest wiodącym głosem w dziedzinie zdrowia psychicznego i strażnikiem licencji psychologicznych. Jak wyjaśnia Spier, APA zawsze było aktorem politycznym, wypowiadającym się w kwestiach wykraczających poza psychologię, od ideologii feministycznej po wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych i imigrację.

W Australii APS pełni podobną rolę, nieustannie promując ideologicznie stronnicze teorie i koncepcje. Wielokrotnie toczyłam spory z APS w różnych kwestiach, w tym w sprawie pracy psycholog Jennifer McIntosh, której badania nad całodobową opieką nad niemowlętami i małymi dziećmi były wykorzystywane do odmowy ojcom całodobowej opieki w sądach rodzinnych na całym świecie. Nawet po tym, jak badania McIntosh zostały całkowicie obalone przez grupę 110 ekspertów ds. rozwoju dziecka, APS przez wiele lat kontynuowało promowanie jej pracy.

Nawet gdy prawda wychodzi na jaw, ten rodzaj psychobełkotu idzie swoją drogą. Prawie 25 lat temu pisałam o „sępach traumy” – zespołach psychologów i doradców, którzy zarabiają na życie, pomagając ludziom radzić sobie ze skutkami bycia świadkiem katastrof, takich jak strzelaniny w szkołach, katastrofy kolejowe, trzęsienia ziemi i wypadki samochodowe.

Ich szeroko promowana „interwencja po traumie” [trauma debriefing] miała zapobiegać trwałym skutkom dla zdrowia psychicznego, ale okazało się, że to nie działa. Nowe wytyczne z 2007 roku stwierdziły, że tzw. debriefing psychologiczny nie powinien być już oferowany rutynowo. Rzetelne badania wykazały, że rozładowywanie wewnętrznego napięcia bezpośrednio po traumie nie tylko często nie przynosi korzyści, ale może nawet pogorszyć sytuację, zwiększając prawdopodobieństwo wystąpienia zespołu stresu pourazowego.

Nowe wytyczne sugerują, że osoby, które przeżyły potencjalnie traumatyczne zdarzenia, powinny być wspierane i monitorowane przez dłuższy czas, aby wykryć, kto napotyka problemy. Większość osób, które doświadczyły traumatycznego zdarzenia, wraca do zdrowia samodzielnie, z pomocą rodziny i przyjaciół.

Tak właśnie powinno być. Ale prawda jest taka, że ​​sępy traumy po prostu przechrzciły się na osoby oferujące „psychologiczną pierwszą pomoc”, a za każdym razem, gdy dochodzi do katastrofy, politycy zapraszają ich, by przedstawili swoje usługi. Skoro już wdarli się na terytorium pomocy po katastrofie, psychologowie nie zamierzają z tego zrezygnować.

Istnieje wiele dziedzin, w których psychologia wnosi znaczący wkład do wiedzy ludzkiej, oferując cenne badania empiryczne. Niepokojące jest jednak to, że organizacje zawodowe i kierunki studiów tej ważnej dyscypliny uległy ideologii, ponieważ indoktrynują przyszłych profesjonalistów, w tym pedagogów szkolnych, ekspertów sądowych zajmujących się dziećmi oraz decydentów politycznych, którzy odgrywają tak istotną rolę w kształtowaniu naszego społeczeństwa.

Jako jedna z pierwszych terapeutek seksualnych w Australii, Bettina Arndt rozpoczęła swoją karierę od mówienia o seksie w telewizji i nauczania lekarzy i innych specjalistów poradnictwa seksualnego w czasach, gdy te tematy były w dużej mierze tabu. Jej obecną, jeszcze bardziej nieakceptowaną społecznie pasją jest obnażanie niesprawiedliwego traktowania mężczyzn w Australii, poprzez nieustanne wykorzystywanie praw i przepisów, które postrzegają kobiety wyłącznie jako ofiary. Jej dekady walki o sprawiedliwe traktowanie mężczyzn w Sądzie Rodzinnym obejmowały udział w kluczowych dochodzeniach rządowych. Bettina tworzy filmy na YouTube i blog na Substacku.

_______________

How Feminist Ideology Captured Psychology, The Daily Sceptic, 2nd July 2025

Czy Kłamca Wołyński Ryszard Terlecki 11.07 wpiął w klapę znaczek Kwiatu Lnu?

Czy Kłamca Wołyński Ryszard Terlecki

11.07 wpiął w klapę

znaczek Kwiatu Lnu?

Autor: Ewaryst Fedorowicz , 13 lipca 2025

Czy Kłamca Wołyński, Ryszard Terlecki, 11.07 wpiął w klapę znaczek kwiatu lnu?

Pytanie jest o tyle zasadne, że 9 lipca br, szef klubu PiS Mariusz Błaszczak na konferencji prasowej ogłosił co następuje:

„11 lipca będziemy obchodzili święto państwowe, w którym szczególnie pamiętamy o ofiarach ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. To jest dzień tak zwanej krwawej niedzieli, jaka miała miejsce 11 lipca 1943 r. To święto, które wymaga refleksji i wołania o pamięć dla tych, którzy zostali zamordowani dlatego, że byli Polakami.  W związku z tym, chcielibyśmy dziś przekazać wszystkim parlamentarzystom symbol pamięci o ofiarach, czyli Kwiat Lnu. To jest inicjatywa którą przedstawił Prezydent Chełma Jakub Banaszek. Ta wpinka trafi do wszystkich parlamentarzystów ze wszystkich klubów parlamentarnych”

***
Mam w związku z tym chwilę satysfakcji, bo lubię patrzeć, jak politycy, a szczególnie posłowie – uciekają.
W przypadku Błaszczaka – uciekają do przodu.
Przed czym? – a przed niewygodną prawdą.

A prawdę (tym bardziej niewygodną) najlepiej wytłumaczyć na przykładzie:

6 lipca 2016 roku, „pisowski (wice)marszałek sejmu, Ryszard Terlecki skłamał twierdząc, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej miała miejsce bratobójcza wojna.

Nie ludobójstwo, nawet nie rzeź polskiej ludności cywilnej, a bratobójcza wojna.

Ot, wychodzi na to, że polskie niemowlaki i ciężarne kobiety walczyły przeciwko uzbrojonym po zęby sotniom UPA.

Dlaczego skłamał, ktoś naiwny zapyta?
Odpowiedź jest tak oczywista i banalna, że aż głupio ją tu przytaczać:

Terlecki kłamie, bo mu wolno.

A wolno mu, bo jest politykiem i to funkcyjnym – szarża wicemarszałka sejmu i to z partii rządzącej, oprócz standardowego immunitetu gwarantuje w kwestii kłamania (i nie tylko kłamania) bezkarność”
To fragment mojego tekstu, opublikowanego 8 lipca 2016 roku, który to tekst zatytułowałem „Kłamstwo wołyńskie marszałka Terleckiego

Nic zatem dziwnego, że kiedy Błaszczak ogłosił to co ogłosił, natychmiast nasunęło mi się pytanie (to chyba wolno?)  – a co z klapą (marynarkową) jego zastępcy w klubowej hierarchii, Terleckiego?
Przyjęła przypinkę z Kwiatem Lnu (nawet z obrzydzeniem) – czy też się zbuntowała?

Na usprawiedliwienie Terleckiego mam tylko jedno:
że czerpał  (nie wiem, czy dalej czerpie – zdjęcia z Kwiatem Lnu w jego klapie nie mogę w Internecie znaleźć) z dziedzictwa Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 roku (jak informował śp. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski)  wycofał swój patronat nad obchodami 65 rocznicy Rzezi Wołyńskiej (wtedy słowo ludobójstwo w obiegu mejnstrimowym było tematem tabu) obejmując równocześnie patronat nad odbywającym się w tym samym czasie konkurencyjnym  Festiwalem Kultury Ukraińskiej (!)

***
Ja się bardzo z odważnej postawy Błaszczaka cieszę (najwyraźniej można też odważnie uciekać – byle do przodu), bo jak już raz się odważył znaczek Kwiatu Lnu – symbol niezależnej od władz, oddolnej, walki o prawdę nt ukraińskiego ludobójstwa na Polakach z Wołynia, Małopolski Wschodniej, Lubelszczyzny, Podkarpacia,w klapę wpiąć, co pokazali nawet w rządowej telewizji – to jest cień szansy, że za rok go do szuflady nie schowa.

Gdyby zaś mu się ten znaczek gdzieś zawieruszył – to mu duplikat chętnie podaruję, bo mam ich kilka i nawet na oficjalnych, prezydenckich uroczystościach noszę.

https://wpolityce.pl/polityka/734560-pis-proponuje-specjalne-upamietnienie-ofiar-rzezi-wolynskiej

http://niepoprawni.pl/blog/fedorowicz-ewaryst/klamstwo-wolynskie-marszalka-terleckiego

https://forum.gazeta.pl/forum/w,48782,81888547,81888547,ks_Isakowicz_Zaleski_Spor_o_ludobojstwo.html

Zacieranie granicy między rzeczywistością a fikcją

Zacieranie granicy między rzeczywistością a fikcją

13.07.2025 Stanisław Michalkiewicz

Nawet marszałek Sejmu obywatel Hołownia Szymon zauważył, że w przypadku młodych ludzi granica między medialną fikcją a rzeczywistością coraz bardziej się zaciera i dlatego postulował, by uczniowie nie mogli w szkołach korzystać w telefonów komórkowych. Ale nie tylko młodzież jest narażona na zatarcie granicy między rzeczywistością i fikcją i nie tylko z powodu telefonów komórkowych.

Na obywateli dojrzałych telefony może aż tak nie działają, za to działają na nich jeszcze mocniej niezależne media głównego nurtu. Chytrze prezentują one swoim entuzjastom, wśród których oczywiście przeważają mikrocefale, fikcyjny obraz świata jako obraz rzeczywisty. Na przykład – ostatnie rewelacje o niedoszłym zamachu na ukraińskiego prezydenta Zełenskiego na lotnisku w Rzeszowie.

Prezydent Zełenski najwyraźniej poczuł się zapomniany w związku ze skupieniem uwagi świata na konflikcie amerykańsko-izaraelsko-irańskim – co przekłada się na wyniki finansowe Ukrainy – w związku z czym Służba Bezpieki Ukrainy do spółki z tubylczymi bezpieczniakami z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dostała rozkaz ogłoszenia rewelacji o niedoszłym zamachu. Już sam opis okoliczności – że próbowano i drona, i snajpera aż wreszcie znaleziono jakiegoś wojskowego emeryta, co z miłości do socjalizmu postanowił zamordować prezydenta Zełenskiego, ale z powodu demencji chyba zapomniał, o kogo chodzi, bo prezydentowi Zełenskiemu jak wiadomo, nic się nie stało. Co z żyrowania takich bredni mają bezpieczniacy z ABW – tajemnica to wielka, chociaż dzięki osobistym doświadczeniom z abewiakami mogę rzucić na to trochę światła.

Oto za pierwszego vaginetu obywatela Tuska Donalda ABW prowadziła operację „Menora”, to znaczy – wszczęła sprawę operacyjnego rozpracowania przeciwko prof. Jerzemu Robertowi Nowakowi, Waldemarowi Łysiakowi i mnie. Chodziło o to, że ponoć planowaliśmy na rocznicę powstania w getcie warszawskim zrobić coś tak okropnego, że nawet między sobą utrzymywaliśmy to w tajemnicy – aż dopiero energiczna akcja ABW położyła kres tym knowaniom.

Domyślam się tedy, że prawdziwe w tej całej sprawie były tylko pieniądze, które sobie abewiacy powypłacali za udaną operację udaremnienia knowań. W przypadku niedoszłego zamachu na prezydenta Zełenskiego może być podobnie – ciekaw jestem tylko, ile dostali za prezentowanie z całą powagą tych rewelacji funkcjonariusze Propaganda Abteilung z niezależnych mediów głównego nurtu – czy też zostało to wliczone do obowiązków „sług narodu ukraińskiego”. Na przykład Judenrat ogłosił ostatnio, że ukraińscy uchodźcy, których Rzeczpospolita wzięła na swoje utrzymanie, stanowią dla Polski prawdziwy dar Niebios, bo to właśnie oni wypracowują tubylczy Produkt Krajowy Brutto.

Co Judenrat i w ogóle Żydowie z tego mają, to sprawa osobna, ale nie będziemy tu tego rozbierać, bo na razie chodzi tylko o zacieranie granicy między rzeczywistością a fikcją.
Okazuje się, że jest to rutynowa praktyka również w stosunkach międzynarodowych, zwłaszcza gdy osobami dramatu stają się politycy demokratyczni, dla których obraz medialny jest równie ważny, a może nawet ważniejszy niż obraz rzeczywisty. Jednym z takich polityków demokratycznych jest amerykański prezydent Donald Trump.

Usiłuje on zaprezentować się jako mąż, który – jak mawiają wymowni Francuzi – fait la pluie et le beau temps, czyli robi deszcz i pogodę, to znaczy – kręci całym światem według swego uznania. Tymczasem izraelski kacyk Beniamin Netanjahu na oczach całego świata ostentacyjnie zlekceważył jego zakazy i zaatakował złowrogi Iran, a na domiar złego izraelscy cadykowie dyskretnie kazali amerykańskiemu prezydentowi, by stanął u boku bezcennego Izraela, bo inaczej będzie z nim brzydka sprawa. Tedy prezydent Trump wprost wylazł ze skóry, by nie stracić prestiżu, tylko pokazać światowej gawiedzi, że to on pociąga za sznurki. Spełnienie polecenia cadyków w sprawie nalotu „car-bombami” na irańskie podziemne instalacje nuklearne wymagało bowiem trochę czasu na przygotowanie operacji, którą prezydent Trump wyzyskał do medialnego puszenia się, że to niby „nikt” nie wie, co on zrobi – i tak dalej.

Cadykom oczywiście to nie przeszkadzało, bo ich interesuje prawdziwa władza, a nie jej medialne pozory – ale w końcu, gdy tempus deliberandi minął, Ameryka posłusznie wysłała nad Iran bombowce z „car-bombami”. Jeszcze nie opadł kurz po wybuchach, a już i pentagoniaki i sam prezydent Trump otrąbili sukces w tonie wykluczającym jakikolwiek sprzeciw. Funkcjonariusze Propaganda Abteilung w Ameryce i wśród wasali USA na świecie przyjęli te przechwałki do aprobującej wiadomości, dzięki czemu sprawa przywrócenia nadszarpniętego prestiżu amerykańskiego prezydenta na odcinku medialnym została jako tako zaklajstrowana. Również izraelski kacyk Beniamin Netanjahu zrozumiał, że nie ma co przeciągać struny i wylewnie prezydentowi Trumpowi podziękował, co wprawiło tego ostatniego w prawdziwą euforię.

Tymczasem złowrogi Iran dał do zrozumienia, że może zaminować cieśninę Ormuz. Na tak poważną zastawkę, która mogłaby obnażyć bezsilność amerykańskiego prezydenta, Donald Trump zareagował przestrogą, żeby nie stawać po stronie „wroga”. Do kogo ta przestroga mogła być skierowana? Przecież nie do Iranu, tylko ot tak – w przestrzeń, żeby na gawiedzi zrobić wrażenie, że sytuacja jest pod kontrolą. Toteż Iran, chociaż oczywiście złowrogi, nie tylko taktownie wstrzymuje się z zaminowaniem wspomnianej cieśniny, ale w dodatku przed wykonaniem uderzenia dalekonośnymi kartaczami na amerykańską bazę w Katarze ze sporym wyprzedzeniem o tym ataku oznajmił, dzięki czemu i on mógł nie stracić prestiżu i zasłużyć na podziękowanie ze strony prezydenta Trumpa, który już całkiem odzyskał wigor i znowu zaczął odgrywać przedstawienie ze sobą w roli głównej jako nadziei dla świata.

Przypomina to trochę niedawny konflikt między Indiami i Pakistanem, kiedy to jedni i drudzy wprawdzie musieli reagować, by nie stracić prestiżu, ale starali się, by nikomu nie zrobić krzywdy. Pokazuje to, że nie tylko stosunki międzynarodowe, ale i wojny w coraz to większym stopniu ulegają rytualizacji, wskutek czego nie wiadomo do końca, czy mamy rzeczywiście do czynienia z wojną czy tylko – z jej umiejętnym markowaniem. Toteż, chociaż prezydent Trump ogłosił w nocy z poniedziałku na wtorek 24 czerwca zawieszenie broni między złowrogim Iranem a bezcennym Izraelem, to obydwa te państwa po staremu oskarżają się nawzajem o obrzucanie się dalekonośnymi kartaczami. Nie tylko bowiem prezydent Trump nie chce stracić prestiżu. Iran też nie chce, a izraelski kacyk nawet gdyby chciał, to nie może przerwać wojny, bo to jego jedyna ucieczka.

Podsumowanie dorobku pisarza Andrzeja Sarwy

Paweł Czerwiński – podsumowanie dorobku pisarza Andrzeja Sarwy

Zapoznaj się z pisarstwem Andrzeja Sarwy dzięki opracowaniu Andrzej Sarwa w 70. rocznicę urodzin autorstwa Pawła Czerwińskiego.

To wyjątkowe podsumowanie dorobku pisarza, kontynuujące wcześniejsze publikacje dr Małgorzaty Ogorzałek. Książka ukazuje osiągnięcia autora w okresie od 2015 do 2023 roku, dając niepowtarzalną okazję do odkrycia różnorodności jego twórczości i dostrzeżenia nowych aspektów jego pisarstwa.

Opracowanie Pawła Czerwińskiego jako przewodnik po twórczości wybitnego autora

Nie ważne, czy jesteś wiernym czytelnikiem jego dzieł czy też dopiero zaczynasz odkrywać jego talent – ta publikacja z pewnością dostarczy ci głębszego zrozumienia dla twórczości tego wybitnego autora. Dzięki opracowaniu Pawła Czerwińskiego poznaj inspiracje i osiągnięcia tego wspaniałego, sandomierskiego pisarza. Czytając tę książkę, odkryjesz, jak wyjątkowe są dokonania tego pisarza i jak szeroką wiedzę zdobył przez całe życie i wykorzystuje ją w swojej twórczości.

Tytuł: Andrzej Sarwa w 70. rocznicę urodzin

Autor: Paweł Czerwiński

Wydawnictwo: Armoryka