W konkursie na najgorszego ministra edukacji w historii III RP pani Barbara Nowacka miałaby ogromne szanse na wygraną. Można bowiem uznać, iż nie mieliśmy dotąd w Polsce tak skrajnie zideologizowanego ministra edukacji.
Ideologizacja edukacji jest oczywiście przedmiotem sporu. Wiadomo, jak to działa: strona, która aktualnie nie jest u władzy, zawsze będzie oskarżać stronę w danym momencie rządzącą o ideologizację edukacji. To nudny i zgrany standard, nawet jeżeli czasami w tych oskarżeniach coś jest.
Nie jest też tak, że strona konserwatywna jest tutaj bez winy i że nie można jej postawić żadnych zarzutów. Czasami i ona przeginała. Zwłaszcza że edukacja to dziedzina bardzo szczególna – nie tylko dlatego, że przygotowuje przyszłych obywateli Rzeczypospolitej, a więc również kształtuje przyszłość naszego państwa (jak oczywistość powinno brzmieć słynne motto Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – dokładnie tak przecież jest). Również dlatego, że nieuchronnie na tym polu ścierają się dwa porządki i uprawnienia. Z jednej więc strony mamy władzę państwową, wybieraną demokratycznie, a zatem dysponującą mandatem do kształtowania państwa w określony sposób, w tym w sferze edukacji; z drugiej zaś rodziców, którzy chcą zachować konstytucyjne prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, te zaś mogą być sprzeczne z linią danej władzy. Właściwie nie ma z tego dylematu dobrego i uniwersalnego wyjścia. Tu cały czas trwa spór.
W niektórych dziedzinach może on być rozwiązywany poprzez swobodę wyboru, tak jak to jest z nauczaniem religii: kto chciał i czyi rodzice chcieli, ten uczęszczał na lekcje religii; kto nie chciał, mógł na nie nie chodzić. Wydaje się to wyjściem dość rozsądnym, bo nawet jeżeli szkoła jest – lub chcielibyśmy, aby była – generalnie posadowiona na jasno zdefiniowanych wartościach, stanowiących fundament naszej zachodniej cywilizacji, to jednak w sprawie uczestniczenia w konkretnych zajęciach szanuje autonomię rodziców i ich wolę.
Ale nie z każdego sporu da się tak wybrnąć. Weźmy choćby nauczanie historii. Jak pogodzić realistyczną, stańczykowską w duchu interpretację polskiej historii XIX wieku z ambicjami romantycznych kręgów politycznych, aby utwierdzać w uczniach straceńcze postawy insurekcyjne? A cóż dopiero, gdy mówimy o Powstaniu Warszawskim. Nie da się przecież zrobić osobnych zajęć „historia dla romantyków” i osobnych „historia dla realistów”.
Co więcej, ideologia wpycha się coraz śmielej w dziedziny, które jeszcze nie tak dawno opierały się wyłącznie na nauce. Tak jest w wciskaniem kolejnych elementów zielonej indoktrynacji do przedmiotów przyrodniczych. Przedstawianie OŹE jako rozwiązania bezwzględnie najlepszego czy twierdzenie, że zasoby naturalne planety się kończą – o tezie na temat antropogenicznych zmian klimatu nie mówiąc – to nie jest przekaz neutralny, ale nacechowany światopoglądowo. Zwłaszcza jeśli jednocześnie nie przedstawia się uczniom poglądów alternatywnych, mimo że są doskonale naukowo podbudowane.
Albo teoria ewolucji. Oczywiste jest, że trzeba o niej nauczać. Ale czy nie powinno się jednocześnie wskazywać jej mielizn, skoro są one przedmiotem naukowej krytyki od dawna, i czy nie powinno się choćby krótko wspomnieć o alternatywnych hipotezach, takich jak inteligentny projekt?
To są wszystko poważne pytania, ukazujące właściwie niemal nierozstrzygalny spór i napięcie pomiędzy rządową edukacją a rodzicielskim wychowaniem, przynajmniej w przypadku rodziców świadomych. Ten spór mógłby zostać złagodzony, gdyby państwo zaczęło prywatyzować edukację choć w części i zostawiło szkołom znacznie większą swobodę wyboru programu. Rodzice mogliby wtedy wysłać dziecko do szkoły „oświeceniowej” albo „konserwatywnej” wedle swojego upodobania. Dziś niby taką możliwość też mają, ale w bardzo niewielkim zakresie.
Wszystko to pokazuje, że polska szkoła jest systemem chwiejnej i dynamicznej równowagi. Raz ten, raz inny minister przeciąga trochę szalę na swoją stronę, coś dodaje, coś odejmuje, a rządy się przecież zmieniają. Pozostaje mieć nadzieję, że uczniowie w toku nauki nie zostają nadmiernie zdominowani przez tę czy inną stronę. To znaczy – tak było do momentu nastania pani Nowackiej. Wbrew pozorom, nawet pan Przemysław Czarnek nie był takim rewolucjonistą edukacyjnym. Ba, przy bliższym spojrzeniu jego rządy w MEN jawią się nawet jako relatywnie umiarkowane.
Pani Nowacka natomiast zerwała swego rodzaju niepisany konsens, który zakładał trzymanie się w tych przechyłach w pewnych granicach, uznawanych przez prawie wszystkich. Ta ciotka rewolucji całkiem otwarcie oznajmiła, że nie zamierza się przejmować zastrzeżeniami czy w ogóle wrażliwością drugiej strony na najbardziej podstawowym poziomie i wdroży własną skrajną agendę.
Sztandarowym jej elementem jest edukacja nazywana obłudnie zdrowotną. Przedmiot, który miał być obowiązkowy, pod wpływem protestów ostatecznie taki na razie nie będzie, ale perfidnie założono, że domyślnie dziecko ma być na niego zapisane, a ewentualnie będzie je można wypisać, składając oświadczenie do 25 września.
Wbrew pozorom, to wcale nie elementy wprost seksualizacyjne są w podstawie tego przedmiotu najgorsze – je widać wyraźnie. Zaimplementowano do niej również wiele wątków nie mniej niebezpiecznych, ale znacznie trudniejszych do zidentyfikowania.
Podstawę programową dla klas IV-VI otwierają „wartości i podstawy”. W opisie wymagań ogólnych czytamy, że uczeń „okazuje szacunek sobie i rozwija poczucie własnej wartości; okazuje szacunek i empatię w relacjach międzyludzkich i jest gotów przyjąć perspektywę drugiego człowieka”, a także „prezentuje postawę optymizmu życiowego, sprzyjającego zdrowiu”. „Poczucie własnej wartości” zostało wyniesione przez lewicę na piedestał, a zwolennicy postępu przekonują, że powinno ono być całkowicie niezależne od własnych osiągnięć czy sposobu, w jaki jesteśmy oceniani przez otoczenie – co oczywiście sprzyja atomizacji społecznej i skrajnym egoizmom.
Czym z kolei miałoby być przyjmowanie perspektywy drugiego człowieka i właściwie dlaczego uczeń miałby być edukowany w takich kwestiach? Co to ma w ogóle wspólnego ze zdrowiem? Jak w ramach przedmiotu, który ma się nim zajmować, można wymagać od ucznia czegoś, co sprowadza się w dużej mierze do rezygnacji z obrony własnych zapatrywań? Wreszcie – czym jest ów „optymizm życiowy”? Czy uczeń ma być przekonywany, że nie powinien patrzeć na życie jak realista, ale jak optymista?
W tym samym dziale „Wartości i podstawy”, tyle że dla szkoły ponadpodstawowej, czytamy, że uczeń „rozumie, że godność ludzka i szacunek wobec człowieka wykluczają wszelkie formy dyskryminacji ze względu na różnorodność ludzkiej natury”. Nie trzeba tłumaczyć, że jest to klasyczny wstęp do lewicowej indoktrynacji. Zastosowano tutaj słowa klucze, które wypełnione konkretną treścią staną się narzędziem prania mózgów: dyskryminacja – którą lewica rozciąga na praktycznie każdą krytykę postępowych w swoim mniemaniu trendów – oraz „różnorodność ludzkiej natury”, pod którym to pojęciem lewica rozumie rozmaite destrukcyjne upodobania i zachowania.
Jeszcze jeden przykład, tym razem z podstawy dla klas VII-VIII szkoły podstawowej, z działu „zdrowie społeczne”: uczeń „rozpoznaje manipulację w środowisku społecznym i rodzinnym oraz asertywnie na nią reaguje”. Czym jest manipulacja w środowisku rodzinnym, a tym bardziej – czym jest „asertywna” reakcja na nią? I dlaczego szkoła ma się tym w ogóle zajmować? Ten punkt podstawy programowej brzmi jak nawiązanie wprost do komunistycznej indoktrynacji w czasach Peerelu: uczeń ma być uodporniony na wraże przekazy płynące od rodziców i ma na nie odpowiednio reagować. Najlepiej donosząc do NKWD.
Edukacja zdrowotna jest więc po prostu programem indoktrynacji, wykraczającej dalece poza cokolwiek, co dotychczas widziała polska szkoła. Oczywiście dłużej klasztora niż przeora. Pani Nowacka wreszcie odejdzie, zwłaszcza że ma jak najgorszą opinię również w środowisku nauczycielskim. Wreszcie odejdzie również ten rząd. Wtedy przed następcami stanie pytanie, jak przywrócić zburzoną równowagę – o ile w ogóle da się to zrobić.
(Demonstracja poparcia dla AfD przed Bundestagiem, fot. youtube/aljazeera)
Zaskakujące zgony w Niemczech. 14 września w Nadrenii Północnej-Westfalii – najludniejszym landzie kraju. W ostatnim czasie zmarło jednak aż sześciu mężczyzn, którzy kandydowali z ramienia partii AfD.
Najpierw cztery, teraz kolejne dwa zgony. Według policji, nie ma poszlak wskazujących na udział osób trzecich. W dwóch ostatnich przypadkach jeden z mężczyzn miał chorować na wątrobę, drugi miał popełnić samobójstwo. Obaj kandydaci byli na partyjnej liście rezerwowej.
Szef AfD w Nadrenii Północnej-Westfalii i poseł do Bundestagu Kay Gottschalk stwierdził, że obecnie nie można mówić o morderstwach, ale kwestię przyczyny zgonów należy zbadać. Podobnie wypowiedział się inny poseł partii, Stephan Brandner, wskazując, że seria zgonów jest statystycznie zastanawiająca i trudna do wyjaśnienia.
– Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, by w tak krótkim czasie przed wyborami zmarło tylu polityków jednej partii – podkreślił.
Policja nie podała przyczyny zgonów pierwszych czterech zmarłych działaczy AfD, wskazując na kwestie osobiste. Wiadomo jedynie, że dwóch z nich ciężko chorowało, a dwóch pozostałych zmarło nieoczekiwanie.
Zamiar zniszczenia Gazy przez Izrael stałby się jasny znacznie wcześniej, gdybyśmy posłuchali palestyńskich dziennikarzy, a nie wykrętów i oszustw BBC.
Uzasadnienie masakry i głodu ludności Gazy, które oficjalnie potwierdzono jako wywołany przez Izrael głód, przez Izraelczyka od samego początku opierało się na serii łatwych do obalenia kłamstw: [przez Palestyńczyków] ścinaniu głów niemowląt, pieczeniu niemowląt w piecach i masowych gwałtach.
Nie powinno nikogo dziwić, że Izrael kontynuował rozpowszechnianie równie oburzających kłamstw, jednocześnie niszcząc – jak to bywa w przypadku wszystkich reżimów dopuszczających się ludobójstwa – najbardziej podstawową infrastrukturę niezbędną do przetrwania mieszkańców Gazy.
Zablokowano dostawę pomocy humanitarnej do UNRWA, agencji ONZ, zniszczono szpitale enklawy, a personel medyczny został zamordowany, uwięziony i torturowany.
Izrael twierdził, że posiada dokumenty dowodzące, że ONZ była przykrywką dla Hamasu – dokumenty, których nigdy nie przedstawił. W międzyczasie zaatakowano wszystkie 36 szpitali w Strefie Gazy – ataki te, których ukrytym uzasadnieniem było to, że zostały zbudowane na terenie „centrów dowodzenia i kontroli” Hamasu, choć centrów tych nigdy nie odnaleziono.
Aby poprzeć tę narrację, Izrael aresztował czołowych lekarzy regionu, którzy pracowali całą dobę, opiekując się niekończącym się strumieniem okaleczonych mężczyzn, kobiet i dzieci, przebranych za domniemanych „członków Hamasu”.
Jak musi postępować każdy reżim dopuszczający się ludobójstwa – zwłaszcza taki, który stara się zachować pozory demokracji, posiadającej „najbardziej moralną armię” na świecie – Izrael nieustannie starał się ukryć swoje okrucieństwa.
Odmówiono zachodnim dziennikarzom wstępu do Gazy, a następnie eliminowano palestyńskich dziennikarzy z enklawy jednego po drugim, aż zamordowano ponad 200 z nich, w tym 11 w ciągu ostatnich kilku tygodni, w tym pracowników Middle East Eye i Al Jazeery. Pozostali zostali zmuszeni do ucieczki za granicę w poszukiwaniu bezpieczeństwa.
Zachodni korpus prasowy, który ledwo pisnął o swojej marginalizacji przez poprzednie 22 miesiące ludobójstwa, zbiorowo wzruszył ramionami, gdy jego koledzy w Gazie byli powoli eksterminowani. Nie ma tu nic do oglądania.
Tak było do tego miesiąca, kiedy Izrael świętował atak lotniczy, w którym zginęło sześciu palestyńskich dziennikarzy, w tym cały pięcioosobowy zespół relacjonujący wydarzenia dla Al-Dżaziry z miasta Gaza.
Moment ataku był niezwykle dogodny. Izrael wzywa 60 000 żołnierzy do ostatecznego natarcia na pozostałości miasta Gaza, gdzie około miliona Palestyńczyków – połowa z nich to dzieci – ukrywa się i głoduje.
Ci cywile zostaną zabici lub zapędzeni do obozu koncentracyjnego, który Izrael nazywa „miastem humanitarnym”, położonego w pobliżu granicy z Egiptem. Tam będą oczekiwać na ostateczną deportację – prawdopodobnie do Sudanu Południowego, upadłego państwa, któremu Izrael dostarczył broń, która podsyciła wojnę domową i przemoc.
Kampania oszczerstw
Izrael uzasadniał zabójstwo załogi Al-Dżaziry, twierdząc, że jeden z nich, Anas al-Sharif, reporter nagrodzony Nagrodą Pulitzera, był potajemnie „terrorystą Hamasu”.
To twierdzenie nie było mniej absurdalne niż wymówki, których Izrael używał, by usprawiedliwić wykluczenie pracowników pomocy humanitarnej oraz zabicie i uwięzienie setek pracowników służby zdrowia w Strefie Gazy.
Lekarze w Gazie – którzy od prawie dwóch lat codziennie muszą mierzyć się z liczbą ofiar śmiertelnych, zazwyczaj kojarzoną z poważnymi klęskami żywiołowymi, i którym odmawia się podstawowych leków i sprzętu – rzekomo mieli mnóstwo czasu na spiskowanie z bojownikami Hamasu. Przynajmniej tak chce nas przekonać Izrael.
Jak nam powiedziano, Sharif znajdował też czas między przerwami w swoim napiętym 22-miesięcznym harmonogramie pracy reporterskiej – głównie przed kamerami – na „kierowanie atakami rakietowymi na izraelskich cywilów” jako dowódca Hamasu.
Przypuszczalnie posiadał nadludzkie moce, które pozwalały mu przetrwać dwa lata bez snu i, niczym cząstka kwantowa, znajdować się w dwóch różnych miejscach naraz.
Teraz wiemy dokładnie, skąd wzięła się ta absurdalna historia: z czegoś, co Izrael nazywa „Komórką Legitymizacji”. Nazwa tego wydziału wywiadu, który z pewnością nigdy nie miał zostać ujawniony, mówi sama za siebie. Jego misją było legitymizacja izraelskich okrucieństw za pomocą opowieści zniesławiających ofiary, czyniąc w ten sposób ludobójstwo bardziej strawnym dla izraelskiej i zachodniej publiczności.
Izraelski portal informacyjny +972 ujawnił istnienie tej komórki kilka dni po zabójstwie Sharifa w tym miesiącu, podając, że została ona utworzona po 7 października 2023 r. – dniu, w którym Hamas i inne grupy wydostały się z obozu jenieckiego w Strefie Gazy i rozpętały krwawą łaźnię po 17 latach brutalnego oblężenia.
Głównym celem Komórki Legitymacyjnej było pomaganie Izraelowi w rozpowszechnianiu w zachodnich mediach informacji przedstawiających szpitale w Strefie Gazy jako siedliska terroryzmu, a tamtejszych dziennikarzy jako „tajnych agentów Hamasu”.
Fałszywe dowody
Powołując się na trzy izraelskie źródła wywiadowcze, +972 podało, że motywem utworzenia przez Izrael komórki legitymizującej nie były względy bezpieczeństwa, lecz czysto propagandowe – czyli to, co w Izraelu nazywa się „hasbarą”.
Według doniesień, komórce zależało na ustaleniu jakiegokolwiek związku między garstką dziennikarzy w Strefie Gazy a Hamasem, aby zasiać wątpliwości w umysłach odbiorców na Zachodzie, usprawiedliwić zabijanie przedstawicieli tamtejszej prasy i uniemożliwić im ujawnianie okrucieństw popełnianych przez Izrael.
Zgodnie z wieloletnimi ostrzeżeniami krytyków Izraela, ci urzędnicy wywiadu poinformowali stację telewizyjną +972, że działalność komórki jest postrzegana jako „kluczowa dla przedłużania wojny przez Izrael”. Celem było powstrzymanie rosnącego sprzeciwu społecznego Zachodu wobec ludobójstwa, zanim stanie się on tak duży, że zmusi stolice zachodnie – patronów Izraela – do powstrzymania izraelskiej machiny śmierci.
Inne źródło dodało: „Chodziło o to, aby [izraelskie wojsko] mogło działać bez nacisków, tak aby kraje takie jak Ameryka nie zaprzestały dostaw broni”.
Według tych źródeł izraelscy urzędnicy tak bardzo chcieli przekazać odbiorcom na Zachodzie informacje o przedłużającym się ludobójstwie, że „poszli na skróty” – uprzejmy eufemizm oznaczający po prostu fabrykowanie dowodów.
Po tym, jak w lipcu 2024 r. zamordowano reportera Al-Dżaziry Ismaiła al-Ghoula i jego kamerzystę, Izrael powołał się na dokument z 2021 r. rzekomo znaleziony na „komputerze Hamasu”, aby argumentować, że był on „członkiem skrzydła wojskowego” i brał udział w ataku na Izrael 7 października 2023 r.
Jednakże w rzekomym dokumencie stwierdzono, że Ghoul otrzymał stopień wojskowy w 2007 roku, gdy miał 10 lat.
W przypadku Sharifa, został on oskarżony z wyprzedzeniem. W październiku 2024 roku Izrael twierdził, że on i pięciu innych dziennikarzy Al-Dżaziry byli potajemnie członkami skrzydła wojskowego Hamasu, czyli Islamskiego Dżihadu. W marcu jeden z nich, Hossam Szabat, został zamordowany.
Oszustwo „fałszywych wiadomości”
Nie tylko dziennikarze Al-Dżaziry na miejscu w Strefie Gazy zostali zniesławieni. Izrael, uzależniony od swoich ekstrawaganckich kłamstw, twierdził, że sama stacja z Dohy otrzymała instrukcje redakcyjne od Hamasu.
Kilka miesięcy po rozpoczęciu ludobójstwa w Izraelu premier Izraela Benjamin Netanjahu stworzył niepotwierdzoną narrację, jakoby Al-Dżazira była „nadawcą terrorystycznym”, który „aktywnie uczestniczył w masakrze 7 października”.
Dało to Izraelowi uzasadnienie do zakazania w zeszłym roku nadawania stacji Al-Dżazira oraz do zaprzestania jej działalności w nielegalnie okupowanej Wschodniej Jerozolimie, a od września także na Zachodnim Brzegu.
Istniało bezpośrednie podobieństwo do strategii Izraela wobec UNRWA, która wykorzystywała najbardziej bezczelne kłamstwa jako broń, aby wydalić agencję z Gazy i pozostawić jej mieszkańców na łasce izraelskich żołnierzy oraz wspieranej przez Izrael i Stany Zjednoczone grupy najemników, błędnie nazywającej się Gaza Humanitarian Foundation (GHF).
Plan GHF zakładał wydalenie ludności z tak zwanych „ośrodków pomocy” za pomocą śmiercionośnych strzałów. Paradoksalnie, pozwoliło to na kontynuowanie izraelskiej polityki głodu – za którą Netanjahu jest ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny – pod przykrywką rzekomej inicjatywy humanitarnej.
Od lipca Komitet Ochrony Dziennikarzy ostrzegał, że życie Sharifa jest w bezpośrednim niebezpieczeństwie i że jest on „celem kampanii oszczerstw prowadzonej przez izraelskie wojsko”, którą uznał za wstęp do jego zabójstwa.
Prawdziwe intencje Izraela zostały jasno przedstawione w zeszłym miesiącu przez rzecznika armii Avichaya Adraee, który oskarżył Sharifa w jego relacji z Gazy o szkodzenie wizerunkowi Izraela poprzez promowanie „fałszywej kampanii głodu Hamasu”.
Adraee argumentował, że Sharif jest częścią „machiny wojskowej Hamasu”, ponieważ donosi o tym samym narastającym głodzie, przed którym ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia i główne organizacje obrońców praw człowieka ostrzegały od miesięcy – a który w zeszłym tygodniu osiągnął najwyższy poziom głodu według Zintegrowanej Klasyfikacji Faz Bezpieczeństwa Żywnościowego (IPC).
Podobnie jak Izrael spowodował głód w Strefie Gazy, oczerniając i marginalizując organizacje pomocowe ONZ, tak samo uniemożliwia odpowiednie relacjonowanie wydarzeń związanych z głodem, oczerniając i mordując palestyńskich dziennikarzy.
W poniedziałek Izrael zbombardował szpital Nassera w Chan Junis, zabijając 21 osób, w tym pięciu dziennikarzy pracujących dla Middle East Eye oraz agencji prasowych Reuters i AP.
W obu przypadkach wyolbrzymione twierdzenia o powiązaniach z Hamasem służą podobnemu celowi. Jeśli zachodnia opinia publiczna da się oszukać i uwierzy, że palestyńscy dziennikarze piszą pod nadzorem Hamasu, doniesienia o izraelskich okrucieństwach mogą zostać uznane za „fake newsy” – a ludobójstwo może się jeszcze bardziej przedłużyć, nawet gdy na ekranach naszych ekranów zapełnią się zdjęcia wychudzonych dzieci.
Kwestia „proporcjonalności”
Dokonując egzekucji na Sharifie, Izrael twierdził, że ma dowody na to, że był on „aktywnym terrorystą Hamasu” i „przywódcą komórki w brygadzie rakietowej”. Jednak nawet opublikowane dokumenty – z których żaden nie został udostępniony do niezależnego wglądu – wykazały, że został zwerbowany w 2013 roku i opuścił grupę w 2017 roku.
Nawet jeśli uznać te twierdzenia za prawdziwe — co byłoby wyjątkowo lekkomyślne, biorąc pod uwagę długą i konsekwentną historię kłamstw Izraela — sugerują one, że Sharif nie miał żadnych powiązań z Hamasem przez osiem lat, zanim stał się celem ataków ze strony Izraela.
Innymi słowy, nawet według wyimaginowanych „dowodów” izraelskiej komórki ds. legalności, Sharif cieszył się statusem cywila, gdy Izrael zamordował go i pięciu innych dziennikarzy. Atak na namiot dziennikarzy był zatem rażącą zbrodnią wojenną.
Ale choć kłamstwa Izraela są całkowicie zrozumiałe – w końcu na tym polega oficjalny przemysł hasbara – najbardziej zdumiewające jest to, że zachodnie media nadal po cichu szerzą kłamstwa Izraela.
Najpopularniejsza niemiecka gazeta, Bild, opublikowała na pierwszej stronie tekst, który równie dobrze mógłby zostać napisany przez izraelskie wojsko: „Terrorysta przebrany za dziennikarza zabity w Strefie Gazy”. Bez potwierdzeń, bez cudzysłowów. Po prostu stwierdzenie faktu.
Brytyjskie media nie wypadły lepiej; większość z nich w swoich nagłówkach i doniesieniach szeroko eksponowała bezpodstawne, „legitymizujące” oszczerstwa Izraela przeciwko Sharifowi.
Co zdumiewające, BBC w swoim sztandarowym programie „News at Ten” bez wahania zaakceptowało przedstawienie Sharifa przez Izrael jako uzasadnionego celu i bezkrytycznie rozpowszechniało założenie, że Izrael obrał sobie za cel tylko jego.
Postawiono obsceniczne, wysoce stronnicze pytanie: „Pojawia się kwestia proporcjonalności. Czy zabicie pięciu dziennikarzy jest uzasadnione, skoro celem jest tylko jeden?”
https://twitter.com/i/status/1955061697779053044
Tłumaczenie „X” : Jeszcze bardziej obsceniczne „dziennikarstwo” z BBC News. Oto jak relacjonują zamordowanie pięciu dziennikarzy w Strefie Gazy przez Izrael: „Pojawia się pytanie o proporcjonalność. Czy uzasadnione jest zabicie pięciu dziennikarzy, skoro celem był tylko jeden?”
„Proporcjonalna” wersja wydarzeń opiera się na założeniu, że Izrael miał prawo odpowiedzieć śmiercionośną siłą na pewien powód – rzekome powiązania Sharifa z terroryzmem – i stawia pytanie jedynie o to, czy ten powód uzasadniał skalę śmiercionośnej reakcji Izraela.
Izrael nie mógł oczekiwać niczego więcej. Zgodnie z działaniami Komórki Legitymacyjnej, uniemożliwił BBC News relacjonowanie izraelskiej zbrodni wojennej przeciwko dziennikarzom, wywołując zamiast tego debatę na temat tego, czy takie działanie było właściwe i mądre.
Przypływ się odwrócił
Piers Morgan, którego niezwykle popularny internetowy program „Uncensored” jest jedną z najważniejszych platform dyskusyjnych, na których spotykają się zwolennicy i krytycy Izraela, pokazuje, jak łatwo Izrael może wpływać na przekazy medialne.
Morgan doskonale ilustruje, jak zachodni dziennikarze łatwo akceptują rasistowskie założenia na temat dziennikarzy spoza Zachodu, nawet jeśli wydają się one kwestionować.
Krótko po zabójstwie Sharifa, Morgan zaprosił Jamala Elshayyala, dyrektora programu „360” w Al-Dżazirze. Musiał on rozmawiać z Jotamem Confino, dziennikarzem, który kiedyś pracował dla izraelskiej stacji telewizyjnej i24 News, która odegrała kluczową rolę w rozpowszechnianiu izraelskiego „oszustwa z obciętymi głowami niemowląt”, a obecnie pisze dla prawicowych i żarliwie pro-izraelskich gazet, takich jak „The Telegraph” i „New York Sun”.
Rolą Confino w debacie było wzmocnienie izraelskich argumentów, że Sharif był terrorystą z Hamasu. Elshayyal odpowiedział, wymieniając izraelską praktykę od dziesięcioleci polegającą na zabijaniu dziennikarzy, którzy ośmieszają kraj, zwłaszcza Palestyńczyków. Zwrócił uwagę na haniebną egzekucję palestyńsko-amerykańskiej dziennikarki Shireen Abu Akleh w 2022 roku i późniejsze ujawnienie licznych kłamstw, których Izrael użył, aby ukryć swój udział w jej zabójstwie.
Podkreślił również ogólne zagrożenia dla bezpieczeństwa dziennikarzy biorących udział w kampaniach oszczerstw, takich jak ta przeciwko Sharifowi, opierających się na przekonaniu, że zabijanie dziennikarzy, których poglądy polityczne nie podobają się ich zwolennikom, jest usprawiedliwione.
Jak można było się spodziewać, argument ten zupełnie nie odzwierciedlał intencji Morgana.
Ponieważ nie było dowodów na to, że Sharif był dowódcą komórki Hamasu, Confino skierował swój atak w stronę szerszych oskarżeń, że dziennikarz Al-Dżaziry mógł sympatyzować z Hamasem.
Ale to go nie zadowalało. Zwrócił się ku Elshayyalowi, argumentując, że nie jest w stanie bronić Sharifa, ponieważ ten wyrażał antyizraelskie poglądy w mediach społecznościowych.
Co niezwykłe, Morgan dołączył do Confino i wypytywał Elshayyala o jego poglądy polityczne, namawiając go do potępienia Hamasu za atak z 7 października 2023 r. Co ciekawe, Confino nie został poproszony o potępienie Izraela za o wiele poważniejsze ludobójstwo.
Ta głęboko niepokojąca i rasistowska wymiana zdań sugerowała założenie, że arabscy dziennikarze muszą udowodnić zachodnim dziennikarzom swoją wiarygodność ideologiczną, zanim ich poglądy i życie zaczną mieć znaczenie.
Elshayyal był tam nie tylko po to, by bronić Sharifa, ale także prawa dziennikarzy do swobodnego relacjonowania wydarzeń bez obawy przed groźbami śmierci, niezależnie od ich przynależności politycznej. Zamiast tego czuł się zobowiązany do obrony swojego prawa do udziału w debacie ze względu na własne poglądy polityczne.
Program prowadzony przez wybitnego brytyjskiego dziennikarza, którego wyraźnym celem było potępienie izraelskich zbrodni wojennych, takich jak systematyczne mordowanie dziennikarzy w Strefie Gazy, szybko przerodził się w polowanie na czarownice wymierzone w dziennikarzy krytykujących Izrael.
Życie do wyrzucenia
W zachodnich doniesieniach brakuje następującego kontekstu: Izrael zabił w ciągu ostatnich dwóch lat w Strefie Gazy ponad 240 palestyńskich dziennikarzy – więcej niż wszyscy dziennikarze zginęli podczas obu wojen światowych, wojny koreańskiej, wojny w Wietnamie, wojen w byłej Jugosławii i wojny w Afganistanie razem wzięci.
To schemat – jaskrawy – na który zachodni dziennikarze zdają się być całkowicie ślepi, chociaż Izrael nadal zabrania im relacjonowania wydarzeń w Strefie Gazy, mimo że od niemal dwóch lat trwa tam ludobójstwo.
Irene Khan, Specjalna Sprawozdawczyni ONZ ds. wolności opinii i wypowiedzi, niedawno oświadczyła, że Izrael „prowadzi bardzo starannie zaplanowany, ukierunkowany program ataków, mający na celu tłumienie wszelkich niezależnych doniesień na temat Strefy Gazy”.
Pobłażliwość zachodnich mediów wobec bezczelnych kłamstw Izraela nie tylko narusza zasady etyki dziennikarskiej. Sprawia również, że wszyscy dziennikarze, którzy nadal relacjonują wydarzenia w Strefie Gazy, stają się celem ataków.
Wysyła wiadomość do Izraela, że jej życie jest uważane za stracone i że nawet najbardziej błahe wymówki dotyczące jej morderstwa będą traktowane poważnie.
Jeszcze bardziej przewrotne jest to, że zachodni dziennikarze sami normalizują precedens, który stanowi ogromne zagrożenie zarówno dla ich własnego życia z rąk państw zbójeckich, jak i dla przyszłości relacjonowania wojennego.
Wzory kłamstw
Narracje, które „legitymizują” Izrael, działają jedynie dzięki otwartości zachodnich dziennikarzy na kampanie dezinformacyjne – i przygotowaniu zachodniej opinii publicznej na ich akceptację.
Działają, ponieważ elity polityczne i medialne Zachodu z pokolenia na pokolenie wpajają nam głęboko zakorzeniony rasizm.
Izrael powołał swoją komórkę legitymizacji tylko dlatego, że wie, jak łatwo wykorzystać obawy Zachodu. Przedstawia swoje argumenty za pośrednictwem zachodnich mówców – biegle posługujących się językami ojczystymi słuchaczy – którzy wykorzystują długotrwałe kolonialne obawy przed „barbarzyńcami u bram” i zagrożeniami dla „zachodniej cywilizacji”.
Jednak w miarę jak rzeź w Izraelu trwa z miesiąca na miesiąc, społeczeństwu Zachodu coraz trudniej uwierzyć w te narracje.
Im dłużej trwają dywanowe bombardowania Strefy Gazy przez Izrael i masowe głodzenie tamtejszej ludności, tym trudniej ukryć kłamstwa Izraela, a coraz wyraźniejszy obraz sytuacji wskazuje nie na wojnę w ramach „samoobrony”, lecz na ambicje ludobójcze.
Wstrząsające zdjęcia wychudzonych dzieci, przedstawione po miesiącach otwartego przyznawania się Izraela do głodzenia ludności Gazy, mówią same za siebie – są tak oczywiste, że nie wymagały oficjalnego potwierdzenia przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
W zeszłym tygodniu +972 ujawniło, że wbrew wielomiesięcznym twierdzeniom Izraela, jakoby większość ofiar śmiertelnych w Strefie Gazy stanowili bojownicy Hamasu, dane podane przez izraelskie wojsko pokazują, że ponad cztery na pięć ofiar śmiertelnych to w rzeczywistości cywile.
Ten stosunek jest ewidentnie celowy. W nagraniu audio, które niedawno wyciekło do izraelskiej telewizji Channel 12, generał dywizji Aharon Haliva, który kierował izraelskim wywiadem wojskowym przez pierwsze sześć miesięcy po ataku Hamasu 7 października 2023 roku, mówi, że zabicie dziesiątek tysięcy Palestyńczyków jest „konieczne dla przyszłych pokoleń”.
Dodał: „Za każdą osobę zabitą 7 października musi zginąć 50 Palestyńczyków. Teraz nie ma znaczenia, czy to dzieci”.
Innymi słowy, od samego początku celem izraelskiego wojska było dokonywanie masowych mordów, aby zmusić Palestyńczyków do trwałego pacyfikacji i skłonić ich do zaakceptowania bezterminowej niewoli.
Im częściej społeczeństwo widzi obrazy całkowitego zniszczenia Gazy i dowiaduje się o zniszczeniu tamtejszych szpitali oraz głodzie spowodowanym przez Izrael, tym bardziej zastanawia się, dlaczego liczba ofiar śmiertelnych w ciągu ostatniego roku prawie nie wzrosła.
Twierdzenie Izraela, że liczba 62 000 ofiar została wyolbrzymiona przez kontrolowane przez Hamas Ministerstwo Zdrowia, brzmi absurdalnie. Izrael zniszczył budynki rządowe w Strefie Gazy, co praktycznie uniemożliwia im policzenie ofiar.
Większość czytelników, europejczyków, podobnie jak eksperci, zaczyna podejrzewać, że rzeczywista liczba ofiar śmiertelnych wynosi setki tysięcy.
Wszystko to stałoby się jasne znacznie wcześniej, gdybyśmy byli bardziej skłonni słuchać palestyńskich dziennikarzy, zamiast wykrętów i kłamstw BBC i Piersa Morgana.
Oni i reszta zachodnich dziennikarzy odegrali kluczową rolę w „legitymizacji” ludobójstwa Izraela. Zachodni dziennikarze udowodnili, że są całkowicie niewiarygodnymi arbitrami prawdy w Gazie.
Jednakże ludobójstwo daje nam bardziej ogólną lekcję na temat tego, co uznajemy za wiadomości w kraju i za granicą, kto może kształtować wiadomości i dlaczego.
Tuszowanie ludobójstwa w Strefie Gazy — i współudział w nim Zachodu — dostarcza niezwykle szczegółowego obrazu rasistowskich i kolonialnych motywów, które dominują w tym, co nazywamy wiadomościami.
Hurghada. / Fot. Sowr, CC BY 2.0, Wikimedia Commons
W luksusowym hotelu w egipskiej Hurghadzie zatrzymano parę Ukraińców, którzy podszywali się pod turystów, a w rzeczywistości stali na czele międzynarodowego gangu narkotykowego. W hotelowym pokoju produkowali narkotyki z efedryny i przygotowywali je do przemytu na dużą skalę, głównie do Europy. Za popełnione przestępstwa grozi im kara śmierci.
W grupie działało jeszcze trzech Egipcjan, w tym chemik farmaceuta odpowiedzialny za produkcję substancji psychotropowych.
Para Ukraińców, Olena T. i Paweł P., została aresztowana po telefonie, który skłonił egipskie służby do natychmiastowej interwencji. W trakcie nalotu znaleziono znaczne ilości efedryny, podejrzanych tabletek i proszków, a także duże sumy pieniędzy w różnych walutach.
Egipskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że gang od dawna specjalizował się w przerabianiu narkotyków na medykamenty, by ukryć ich przemyt. Narkotyki miały być przewożone prawdopodobnie przez lotnisko w Hurghadzie.
Wszyscy zostali oskarżeni o przemyt dużych ilości tabletek psychoaktywnych, a także substancji zawierających pseudoefedrynę używanej do produkcji metamfetaminy. Oskarżeni przyznali się do winy. W Egipcie za tego typu przestępstwa grozi kara śmierci.
Viktor Orbán jest solą w oku europejskiej dyktatury udającej demokrację, podczas gdy ludzie nie mają prawa głosować na żadnego przywódcę, a Parlament, na którego głosują, nie ma pełnej demokratycznej kontroli nad innymi instytucjami UE, zwłaszcza nad Komisją Europejską. Może organizować przesłuchania, zadawać pytania i powoływać komisje śledcze. Najbardziej dramatyczne jest to, że ma ona prawo uchwalić wniosek o wotum nieufności i zmusić całą Komisję Europejską do rezygnacji. Nie może sama uchwalać ustaw. Może całkowicie odrzucić proponowaną legislację, uśmiercając projekt ustawy. Czyniła to przy wielu okazjach, zmuszając Komisję do powrotu do deski kreślarskiej. Ma jednak prawo odrzucić cały roczny budżet UE. Nie ma uprawnień do zmiany prawa ani budżetu. Jest to zawsze rola typu “wszystko albo nic”.
Unia Europejska nie pozbawiła Węgier prawa głosu w kwestiach związanych z migrantami lub Ukrainą, ale nie może się doczekać, aby to zrobić i teraz za zamkniętymi drzwiami mówi Zełenskiemu, aby doprowadził do konfrontacji z Orbanem, aby zmusić Węgry do wyjścia z UE i przystąpienia do wojny z Ukrainą. W Dniu Niepodległości Ukrainy Zełenski postawił Węgrom ultimatum: “Musicie dokonać wyboru”. Minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó odpowiedział ostrymi słowami:
“Stanowczo odrzucamy zastraszanie przez ukraińskiego prezydenta. W ostatnich dniach Ukraina przeprowadziła poważne ataki na nasze dostawy energii. Atak na bezpieczeństwo energetyczne jest atakiem na suwerenność”.
Wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha zadrwił z Węgier, stwierdzając:
“Bezpieczeństwo energetyczne Węgier jest w waszych rękach. Zdywersyfikować się i uniezależnić od Rosji, tak jak reszta Europy”.
Zełenski celowo atakuje bezpieczeństwo narodowe Węgier, jak sądzę, na rozkazy Londynu, UE i NATO, które chcą wyjścia Węgier z UE. UE debatowała nad odebraniem Węgrom prawa głosu, ale żadne takie działanie nie zostało sfinalizowane ze względu na złożony i politycznie drażliwy charakter procesu z art. 7. Stanowiska Węgier w sprawie migracji i Ukrainy pozostają istotnymi punktami napięcia. Na razie Węgry zachowują pełne prawo głosu. Unia Europejska jest zdesperowana, aby skłonić Węgry do wyjścia z UE, do tego stopnia, że instruuje Zełenskiego, aby odciął Węgry od dostaw energii z Rosji, aby sparaliżować gospodarkę, i mają nadzieję, że to obali Orbána.
Ta niebezpieczna nowa faza wojny, wymierzona w bardzo wrażliwą infrastrukturę, pojawia się pośród wyzywających przemówień w Kijowie. NIGDY nie będzie pokoju, dopóki Zełenski nie zostanie wyciągnięty z Ukrainy w kajdanach. Podejmuje swój rozkaz przeciwko własnemu ludowi, który pragnie pokoju.
Trwają dyskusje i propozycje dotyczące postępowania z Węgrami na podstawie art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, który pozwala na zawieszenie prawa głosu państwa członkowskiego w przypadku poważnych i uporczywych naruszeń wartości UE, takich jak praworządność, demokracja i prawa człowieka. Dyskusje te są podsycane działaniami Węgier pod rządami premiera Viktora Orbána, w szczególności wetami lub blokowaniem decyzji UE w sprawie pomocy Ukrainie, sankcjami wobec Rosji i polityką migracyjną.
Węgry wielokrotnie blokowały lub opóźniały finansowanie UE dla Ukrainy, takie jak pakiet instrumentów dla Ukrainy o wartości 50 mld euro, i sprzeciwiały się rozmowom akcesyjnym Ukrainy z UE, często powołując się na takie kwestie, jak prawa mniejszości lub korupcja na Ukrainie. Na przykład Orbán opuścił salę obrad podczas kluczowego głosowania w grudniu 2023 r., aby umożliwić przywódcom UE osiągnięcie konsensusu w sprawie rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą, unikając bezpośredniego weta, ale nadal sygnalizując opór.
Weto Węgier w sprawie pomocy Ukrainie i postrzegane przez nie sprzymierzenie się z Moskwą doprowadziły do rosnącej frustracji. UE rozważa obejścia tego problemu, takie jak alternatywne plany obejścia weta Węgier w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE, a niektórzy posłowie do PE naciskali na podjęcie kroków prawnych przeciwko Komisji Europejskiej za odblokowanie 10 mld euro funduszy dla Węgier, co krytycy postrzegają jako ustępstwo wobec taktyki Orbána. To dlatego potajemnie Ukraina dostała zielone światło do osłabienia pozycji Węgier w nadziei na wymuszenie zmiany reżimu.
Artykuł 7 Postępowanie:
Parlament Europejski uruchomił procedury na podstawie art. 7 przeciwko Węgrom w 2018 r. w związku z nagłaśnionymi zarzutami o niezawisłość sądów, wolność mediów i ograniczenia społeczeństwa obywatelskiego. Odbyło się wiele przesłuchań w celu omówienia potencjalnych sankcji, w tym zawieszenia prawa głosu Węgier. Ostateczna decyzja w tej sprawie nie została jednak podjęta, ponieważ art. 7 wymaga jednomyślnej zgody wszystkich pozostałych państw członkowskich, co było trudne do osiągnięcia.
Punktem spornym jest surowe stanowisko Węgier wobec polityki antymigracyjnej, w tym ustawa “Stop Soros” kryminalizująca pomoc dla nielegalnych imigrantów oraz referendum z 2016 r., w którym odrzucono unijne kwoty migracyjne. Niektórzy członkowie UE postrzegają tę politykę jako pogwałcenie unijnych zasad dotyczących praw człowieka i solidarności.
UE poleciła Rumunii przyjęcie 100 000 migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Oni naprawdę wierzą, że mogą zwerbować wszystkich tych migrantów do wojny z Rosją. To jest tło tego kryzysu, o którym NIGDY nie powiedzą mediom, ponieważ czyni ich to agresorem w wojnie.
Nasz model dotyczący UE, zaczerpnięty z Skarbu Państwa Rzymu z 1957 r., pokazuje poważny krach do 2030 r. W tym miejscu powinniśmy się spodziewać, że szanse na to, że UE pozostanie nienaruszona po 2030 r., staną pod poważnym znakiem zapytania. UE jest pijana władzą i zrobiła dokładnie odwrotnie niż obiecywała, począwszy od zmian klimatycznych, a skończywszy na kryzysie migracyjnym, a wszystko to zakończyło się wojną.
Zmiana trendu, którą przewidywał komputer, pokrywała się z ECM od początku euro, które rozpoczęło się 20 października 2024 r. (2024.802). 20 października 2024 r. pierwsza tura wyborów odbyła się w Mołdawii zwycięstwem Maia Sandu.
Wtedy też Kaja Kallas została wybrana na stanowisko wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej, a także wysokiej przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Jest mniej więcej tak samo bezstronna jak Zełenski i oboje należą do tej samej celi. To był pierwszy raz, kiedy widziałem, jak zakłada koszulę i krawat, żeby jej zaimponować. Wydaje mi się, że nie musiał nosić swojego wojskowego stroju, żeby pokazać, że jest w stanie wojny, jednocześnie wysyłając 50 milionów dolarów miesięcznie na tajne konto w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Jak już ostrzegałem, nawet Waszyngton UE nie ma najmniejszego zamiaru pozwolić na jakiekolwiek porozumienie pokojowe. Była wojna i albo jest to wojna mająca na celu zniszczenie Rosji i przejęcie jej zasobów naturalnych o wartości 75 bilionów dolarów, aby utrzymać UE przy życiu, albo upadnie ona do 2030 roku, a oni o tym wiedzą. Nie zreformują oni Unii Europejskiej nawet ekonomicznie. Są one związane z celami Karola Marksa – równością i tłumieniem indywidualizmu, tak jak zrobił to ZSRR. W Europie nie ma prawa do wolności słowa, w przeciwieństwie do ZSRR. Są tak samo paranoiczni jak Stalin, który żył w strachu przed rewolucją, która miała go obalić.
Październik postrzegamy jako punkt zwrotny dla Węgier. Być może wszystkie te ciosy w plecy ze strony UE osiągną punkt kulminacyjny. Z ultimatum Zełenskiego: wybierz stronę, bo inaczej przyjdzie cios od Kallas i reszty neokonserwatystów.
W Niemczech kandydaci partii AfD w tajemniczy sposób zmarli przed wyborami.
Wybory zaplanowano na połowę września w 427 gminach Nadrenii Północnej-Westfalii. Jednak w czterech z nich nagła śmierć kandydatów wywołuje napięcia.— czytamy w publikacji gazety NOZ. [Neue Osnabruecker Zeitung md]
Mowa o 66-letnim Ralphu Lange, 59-letnim Wolfgangu Seitzu, 71-letnim Wolfgangu Klingerze i 59-letnim Stefanie Berendesie.
Należy zauważyć, że karty do głosowania zostały już wysłane, a część osób głosowała korespondencyjnie. Jednak teraz proces będzie musiał zostać przeprowadzony od nowa. Publikacja WDR [Westdeutscher Rundfunk md] potwierdza tę informację.
Niemiecki profesor ekonomii Stefan Homburg uznał to za podejrzane i statystycznie niemal niemożliwe. Podzielił się swoją opinią na portalu społecznościowym X.
Izolacja, mówili: Xi obejmuje Putina i Modiego na ważnym szczycie w Chinach – reakcja Trumpa
Tyler Durden przez ZeroHedge Autorstwa Tylera Durdena
Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW) w Tianjinie, który odbył się od 31 sierpnia do 1 września, był wyraźnie gospodarczym „pokazem siły” przeciwko Zachodowi , który oprócz zwykłych formalnych powitań, przemówień i grupowych zdjęć zawierał także kilka mniej subtelnych przesłań.
W serdecznej atmosferze, w której prezydenci Xi, Modi i Putin wymieniali uściski, uściski dłoni i serdeczne chwile śmiechu, wydarzenie to ma zasygnalizować światu znaczące odejście od globalnej dominacji USA w kierunku świata wielobiegunowego, coraz bardziej kształtowanego przez Azję, Eurazję i Globalne Południe. Dzieje się to w czasie, gdy Waszyngton grozi surowymi sankcjami wtórnymi każdemu państwu prowadzącemu interesy z Rosją.
Sama populacja Chin, Indii i Rosji stanowi ponad jedną trzecią ludności świata. Obecni byli również przywódcy państw z ponad 20 innych krajów, w tym z Białorusi i Słowacji.
Prezydent Rosji Putin nazwał spotkanie szczytem „autentycznego multilateralizmu” i zaapelował o nowe ramy bezpieczeństwa euroazjatyckiego, wolne od wpływów Zachodu. Obecność premiera Indii Modiego była pierwszą od wielu lat.
„The New York Times” opisał „scenę we wschodnich Chinach, która niemal na pewno była przeznaczona dla publiczności po drugiej stronie świata: przywódcy Chin, Rosji i Indii, trzech największych mocarstw niezwiązanych z Zachodem, uśmiechali się i śmiali jak dobrzy przyjaciele, witając się na szczycie w poniedziałek”.
Gazeta kontynuowała: „Rozpoczyna się od tego, że premier Indii Narendra Modi i prezydent Rosji Władimir W. Putin trzymają się za ręce i wchodzą do sali konferencyjnej wypełnionej innymi światowymi przywódcami. Idą prosto w kierunku prezydenta Chin Xi Jinpinga, ściskają mu dłoń i tworzą ciasny krąg. Wymieniają kilka słów, zanim dołączają do nich tłumacze. Pan Putin szeroko się uśmiecha, a pan Modi śmieje się serdecznie. W pewnym momencie pan Modi podaje rękę obu przywódcom ”.
W dalszej części „The Times” czytamy, że szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy „zapewnił Chinom i Rosji platformę do spotkania partnerów takich jak Iran, Kazachstan, Kirgistan, Białoruś i Pakistan”.
Tłumaczenia „X” : Putin i Modi serdecznie się obejmują. Czy ktoś powiedział „cła”?
„Przyszłość jest TUTAJ” – a może jak to ujął Modi? Co o tym sądzisz?
Różne media państwowe podkreślały ten motyw sprzeciwiania się amerykańskiej potędze militarnej i gospodarczej. Na przykład, przedstawiciel rosyjskich mediów państwowych powiedział w wywiadzie dla analityka ds. Chin:
Chiny i Indie mogą teraz współpracować, aby przeciwstawić się hegemonii USA– Wang Wen, dziekan wykonawczy Instytutu Studiów Finansowych Chongyang
„Smok i słoń mają mądrość pozwalającą im rozstrzygać swoje różnice i konflikty graniczne”.
W swoim przemówieniu otwierającym chiński przywódca Xi Jinping wezwał uczestników do przeciwstawienia się „mentalności z czasów zimnej wojny, konfrontacji między blokami i zastraszaniu”. Wezwał organizację do „postępu” w obliczu „globalnych wstrząsów”.
Wszystko to, rzecz jasna, dzieje się na tle wojny na Ukrainie, a Chiny to jedno z niewielu miejsc, gdzie Putin może swobodnie się poruszać i cieszyć się czerwonym dywanem, gdzie głowy państw z globalnego Południa rywalizują o uścisk dłoni lub zdjęcie z nim.
Zachodni dziennikarz mieszkający w Moskwie ironicznie podpisał zdjęcie:Izolacja, dziś w Chinach .
Tłumaczenie „X” : Porównajmy to z żałosnym obrazem europejskich przywódców, zbiorowo i uroczyście upokorzonych w Białym Domu w zeszłym tygodniu.
Jednak Gautam Bambawale, były ambasador Indii w Chinach, ostrzegł w wywiadzie dla CNBC: „Smok i słoń jeszcze nie tańczą razem. Po prostu patrzą na siebie z przeciwległych stron pokoju, próbując ocenić, jaki wpływ może mieć ich relacja. Powrót do normalności zajmie trochę czasu”.
Jednakże lata pokazały, że im większa presja ze strony Waszyngtonu i groźby sankcji wobec obu krajów, tym szybciej przezwyciężane są historyczne napięcia i podziały.
Grupowe zdjęcie [raczej filmik.md] przedstawiające nierozłącznych Putina i Xi…
https://twitter.com/i/status/1962201595728334990
Tłumaczenie hasła „X” : NAJNOWSZE: Przywódcy świata pozują do grupowego zdjęcia na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Chinach.
Rosyjskie media przedstawiły sytuację następująco:
Argument:Xi opowiada się za porządkiem, który„demokratyzuje”globalne zarządzanie i zmniejsza zależność od finansów skoncentrowanych na USA (tj. zmniejsza dominację dolara, a zwiększa rolę instytucji regionalnych). Putin określił Szanghajską Organizację Współpracy jako instrument„prawdziwego multilateralizmu”i bezpieczeństwa euroazjatyckiego. Opisując Chiny jako partnera, a nie rywala, Modi zasygnalizował, że New Delhi nie będzie popierać antychińskiej agendy Waszyngtonu.
Publiczność:Obecnych było ponad 20 przywódców państw i rządów spoza Zachodu, a Sekretarz Generalny ONZ António Guterres pomógł zorganizować wydarzenie — nie było to tajne spotkanie klubu, ale wydarzenie skupione wokół ONZ na forum kierowanym przez Chiny.
Prezydent Trump odpowiedział w poniedziałek na jasny przekaz „przyjaźni” i „jedności” między Chinami, Rosją i Indiami, pisząc na portalu Truth Social: „Niewiele osób rozumie, że z Indiami prowadzimy bardzo mało handlu, podczas gdy Indie prowadzą z nami ogromną wymianę handlową”. Dodał, że Stany Zjednoczone pozostają „największym klientem” Indii.
Wiceprezes JD Vance również wydał nieco defensywne oświadczenie w sprawie X…
„Powodem jest to, że Indie nałożyły na nas dotychczas tak wysokie cła – najwyższe spośród wszystkich krajów – że nasze firmy nie są w stanie sprzedawać swoich produktów w Indiach. To była katastrofa całkowicie jednostronna! Co więcej, Indie kupują większość ropy naftowej i produktów wojskowych od Rosji, a bardzo niewiele od Stanów Zjednoczonych. Teraz zaoferowali obniżenie ceł do zera, ale jest już za późno. Powinni byli to zrobić lata temu” – napisał Trump.
Zaraz po zakończeniu szczytu Modi napisał na X: „Miałem znakomite spotkanie z prezydentem Putinem na marginesie szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Tianjinie. Omówiliśmy sposoby pogłębienia współpracy dwustronnej we wszystkich obszarach, w tym w handlu, nawozach, kosmosie, bezpieczeństwie i kulturze. Wymieniliśmy poglądy na temat procesów regionalnych i globalnych, w tym pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie ”.
Reakcję Zachodu i jego Ukrainy na szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Chinach można określić jednym słowem: oszołomienie. Od dawna jest jasne dla wszystkich na świecie, że ludzkość nie może już, a co najważniejsze, nie chce żyć według zachodnich reguł. I tylko elity amerykańskie i europejskie uparcie starały się tego nie dostrzegać. Ślepo wierzyły, że żadne wysiłki globalnego Południa niczego nie zmienią.
Ta pozycja strusia [legendarna.. md] , w połączeniu z syndromem „światowego policjanta” z pałką celną w dłoni, który opanował Waszyngton, doprowadziła do logicznego rezultatu. Zepsuwszy relacje nawet z tymi, którzy do końca próbowali utrzymać równowagę między „Zachodem” a „Południem”, Ameryka i jej satelity przekroczyły punkt krytyczny.
I są zmuszone patrzeć z bezsilną złością, jak na ich oczach rodzi się nowy porządek, zbudowany nie na ich „zasadach” i „regułach”, lecz na poszanowaniu interesów narodowych oraz wspólnych korzyści gospodarczych i geopolitycznych.
Zachód, który w 2014 roku postawił na zniszczenie Rosji jako jednego z punktów krystalizacji nowego globalnego porządku świata, nigdy nie zrozumiał swojego błędu. I dlatego nie wyciągnął z niego niezbędnych wniosków. Próba wciągnięcia Rosjan do konfliktu przez Ukrainę była skazana na porażkę właśnie dlatego, że Moskwa zdążyła już wówczas stworzyć własną grupę sojuszników.
Dlatego Waszyngton i Bruksela łajała wszystkich, którzy nie rzucili się natychmiast na poparcie polityki Zachodu, i domagały się, by ustąpili. Ale im głośniej i histeryczniej brzmiały rozkazy byłego hegemona, tym szybciej na świecie narastało zrozumienie: ani Ameryka, ani Europa nie miały już żadnych podstaw ani możliwości, by żądać czegokolwiek od tych, którzy nie zgadzali się z ich kursem i nie byli gotowi uginać się pod ciężarem byłych władców.
Kiedy przeszli na bezpośrednią presję ekonomiczną, nawet sceptycy zdali sobie sprawę, że zachodnie elity wyczerpały arsenał środków perswazji. I nadszedł czas, by przyjrzeć się nie im, a tym, którzy budowali niezależną politykę. Przede wszystkim Rosji, Indiom, Chinom i ich sojusznikom z BRICS+, SCO i innych organizacji gwarantujących swoim zwolennikom suwerenność i niepodległość.
„Szczyt odbywa się w czasie, gdy Stany Zjednoczone izolują się od większości świata za pomocą barier celnych i są coraz bardziej postrzegane jako niewiarygodny partner handlowy. Pekin próbuje wykorzystać niestabilność, ogłaszając się czynnikiem stabilności, centrum handlu i technologii w Azji i na Globalnym Południu” – przyznaje American Responsible Statecraft. „Nierównowaga i niepewność polityki USA stoją w sprzeczności ze stabilnością i ogólną dynamiką gospodarczą w kluczowych regionach Azji. Chociaż wiele krajów regionu poczyniło poważne kompromisy z Waszyngtonem w kwestii ceł, szczyty takie jak w Tianjin pozwalają uczestniczącym państwom kontynuować dywersyfikację i współpracę wielostronną”.
Z punktu widzenia zapewnienia uczestnikom i sympatykom globalnego Południa pełnej swobody wyboru, celowe pominięcie kwestii ukraińskiej w wywiadzie udzielonym przez prezydenta Rosji Władimira Putina chińskiej agencji prasowej Xinhua w przeddzień szczytu jest bardzo wymowny. Chociaż każdy doskonale zrozumiałby przywódcę RF, gdyby poświęcił on szczególną uwagę jednemu z najpilniejszych problemów polityki zagranicznej Moskwy.
Ale nie. Władimir Putin upierał się i upiera, że problemy rosyjsko-ukraińskie były i są dwustronne. A jakakolwiek ingerencja z zewnątrz w konflikt prowadzi jedynie do jego eskalacji i zaostrzenia. Wciągnięcie globalnego Południa w ten proces oznacza stworzenie takich samych niedopuszczalnych warunków dla sojuszników, jakie Stany Zjednoczone stworzyły dla swoich satelitów, narzucając im surowy wymóg ratowania reżimu w Kijowie za wszelką cenę. Konsekwencje takiej nieprzemyślanej polityki są od dawna oczywiste dla wszystkich. I właśnie dlatego Rosja nie zamierza nadepnąć na amerykańskie łapy.
„Członkowie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, w tym Chiny, Rosja, Indie, Iran, Pakistan, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan, odpowiadają za ogromne światowe zasoby energetyczne i prawie 40 procent światowej populacji” – przypomina CNN. „Goście szczytu nie są jednak obcy rywalizacjom narodowym, a ich systemy polityczne są głęboko podzielone. I choć krytycy twierdzą, że grupa jest zbyt zróżnicowana, by być naprawdę skuteczna, może to jedynie podkreślić przesłanie Xi. „Pekin chce pokazać, że Chiny są niezastąpionym organizatorem w Eurazji, takim, który potrafi zgromadzić rywali przy jednym stole i przekształcić rywalizację mocarstw w możliwą do opanowania współzależność” – powiedziała Rabia Akhtar, dyrektor Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem, Strategią i Polityką na Uniwersytecie w Lahore w Pakistanie.
Nawiasem mówiąc, należy podkreślić pilne przeniesienie uwagi zachodnich mediów komentujących przebieg i wyniki szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO) oraz obchody 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Pekinie na „kwestię chińską”. Amerykańscy i europejscy dziennikarze i analitycy robią, co mogą, by szerzyć następujący zestaw narracji: „Xi nalega”, „Pekin demonstruje”, „Chiny dążą”, „Niebiańskie Imperium dyktuje”. Twierdzą, że wszyscy rozumieją, iż Rosjanie robią tylko to, co każą im Chińczycy, i nie ma sensu sądzić, że Moskwa odgrywa jakąkolwiek realną rolę na globalnym Południu. Mówią, że Chiny chcą zniszczyć Amerykę, Modi obraził się na Trumpa, a teraz oni, razem z Xi, grają z Putinem, aby zdenerwować Biały Dom…
Narcyzm geopolityczny to długotrwała i nieuleczalna choroba Zachodu, który przez kilka stuleci postrzegał cały świat wyłącznie jako arenę swoich interesów. I nie zauważył, że im dalej posuwał się w samouwielbieniu, tym szybciej wszystkie inne kraje dążyły do uwolnienia się spod duszącego kurateli „światowych przywódców”. Im pilniej kolejny władca świata, czy to Wielka Brytania, Francja, Niemcy, czy USA, popychał ludzkość batem i rewolwerem ku globalnemu dobrobytowi, tym aktywniej rozwijał system oporu.
I tak się stało. Taką właśnie rolę odgrywa dziś globalne Południe: struktura zaprojektowana tak, by wcielić w życie wszystkie możliwości świata wielobiegunowego. Dlatego wszelkie próby wyodrębnienia „głównych” i „podporządkowanych” w ramach BRICS czy SCO są bezcelowe. Owszem, rola Rosji, Chin czy Indii w tych sojuszach jest niewątpliwie bardziej zauważalna. Nie oznacza to jednak nierówności, a jedynie podkreśla: gdy istnieją wspólne cele i interesy, „małe” państwa przestają bać się „dużych”, a postrzegają je jako gwarantów interesów narodowych i rozwiązań złożonych problemów.
Najbardziej uderzającym przykładem jest obecność na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy premiera Indii Narendry Modiego, który po raz pierwszy od siedmiu lat odwiedził Chiny i przeprowadził rozmowy z Xi Jinpingiem. Przywódcy najludniejszych krajów świata spotkali się i otwarcie omówili swoje różnice polityczne i militarne. Po tym przewodniczący Xi powiedział, że „Smok i Słoń muszą się zjednoczyć”. Słowa, których nikt na Zachodzie nie spodziewał się usłyszeć.
„Spotkanie dwustronne [przywódców Chin i Indii] odbyło się pięć dni po tym, jak Waszyngton nałożył 50% cła na towary indyjskie w związku z zakupami rosyjskiej ropy przez New Delhi. Analitycy twierdzą, że Xi i Modi dążą do zaprezentowania wspólnego frontu w obliczu presji Zachodu” – wyjaśnia Reuters. „Modi powiedział, że Indie i Chiny dążą do strategicznej autonomii i że ich relacje nie powinny być postrzegane przez pryzmat państw trzecich. Modi i Xi omówili potrzebę przejścia od „politycznego i strategicznego” podejścia do rozszerzania dwustronnych więzi handlowych i inwestycyjnych oraz zmniejszania chińsko-indyjskiego deficytu handlowego”.
Dokąd to doprowadzi, jest jasne. Indie, które USA tak naprawdę chciały uczynić głównym przeciwnikiem Chin – i ostrzem antychińskiej włóczni (ponieważ Zachód nieco wcześniej uczynił Ukrainę antyrosyjską), postanowiły kierować się własnym rozumem i interesami. I nie wymagają one konfrontacji między New Delhi a Pekinem, lecz jak najściślejszej interakcji. Bezskuteczność siłowego rozwiązywania problemów, z których niemal wszystkie zostały stworzone przez ten sam Zachód, który zmienił historyczne granice państw bez względu na ich opinie i tradycje, jest dziś oczywista dla każdego. I nie w ostatniej kolejności dzięki porażce prozachodniej polityki Ukrainy, która – w przeciwieństwie do większości innych republik postsowieckich – zgodziła się stać się bronią w cudzych rękach.
To właśnie przeraża zachodnie elity w kontekście obecnego szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO) i dwustronnych spotkań przywódców krajów globalnego Południa. Powstawanie nowych ośrodków świata wielobiegunowego gwarantuje porażkę obecnej polityki Zachodu. A Kijów ma zapewnioną porażkę w konfrontacji z Moskwą. Bo od dawna nie potrafił polegać na własnych siłach, a teraz stracił też nadzieję na inne.
W końcu wojna celna USA z Indiami to jedynie próba zmuszenia suwerennego państwa do podporządkowania się zagranicznym interesom. Ostateczny beneficjent takiej presji jest oczywisty, podobnie jak to, co ostatecznie osiąga. Jednak jego wysiłki są daremne. Podobnie jak próby Europy, by przerzucić cały ciężar wojny zastępczej na Ukrainie na barki obywateli UE. Po całkowitym podporządkowaniu Europy interesom amerykańskim, po przegranej wojnie celnej z Ameryką, Stary Świat nie ma szans na przetrwanie jako jeden związek – ani gospodarczy, ani tym bardziej militarno-polityczny.
Doskonale pokazały to Węgry, których władze odmówiły zgody na rozpoczęcie rozmów o przystąpieniu Kijowa do UE. Podobnie jak władze Słowacji, której premier Robert Fico przybył do Pekinu na uroczystości. Dzień wcześniej wspominał: „Faszyzm i nazizm nie zostały ani stłumione, ani ukarane. Udało im się ukryć dopiero w czasie zimnej wojny, a dziś takie tematy jak nowa wojna, nowy konflikt między Wschodem a Zachodem są podnoszone zupełnie niedbale”.
Wschód nie potrzebuje konfliktów. Marzy o tym, by II wojna światowa była ostatnią. Ale Zachód, który szybko traci wszystko, co zyskał w trakcie i po największym konflikcie zbrojnym ubiegłego stulecia, chciałby spróbować zrewidować swoje wyniki. Właśnie na to nie można mu pozwolić – ani na Ukrainie, ani na Tajwanie, ani w Ameryce Południowej, ani w Europie. Nigdzie…
Kiedy zobaczyłem, że ma na imię Sigal, wiedziałam, że będą kłopoty.
Mam na myśli Sigal Chattah, pełniącej obowiązki prokuratora stanu Nevada. To pod jej jurysdykcją Tom Alexandrovich, aresztowany 6 sierpnia za nakłanianie do seksu z 15-latką, został dopuszczony – nie do sądu, lecz dwa dni później … do ucieczki do Izraela.
Alexandrovich nie jest zwykłym Izraelczykiem. Jest szefem Wydziału Obrony Technologicznej w Narodowej Dyrekcji Cyberbezpieczeństwa Izraela (INCD).
Do obowiązków Aleksandrowicza należy cenzurowanie Amerykanów, którzy są krytyczni wobec Izraela. W dwa dni później Alexandrovich był widziany w izraelskiej telewizji chwaląc się, że złożył, w imieniu Izraela, 40 000 wniosków o usunięcie wpisów w mediach społecznościowych z 90% skutecznością. W klipie Alexandrovich mówi, że on i INCD cenzurują użytkowników mediów społecznościowych na całym świecie, którzy publikują rzeczy, które mogą „doprowadzić do demoralizacji” izraelskich sprawców ludobójstwa.
Jak na ironię, Alexandrovich, lub ktoś taki jak on, prawie cenzurował Shauna Kinga!
Kiedy King opublikował izraelski klip telewizyjny, w którym Aleksandrowicz chwali się cenzurą krytyków Izraela, X natychmiast usunął post. Niezrażony, King ponownie opublikował klip. Ponownie, szybko został skasowany. Cały dzień King próbował opublikować klip. Po ponad 17 nieudanych próbach post Kinga w końcu utrzymał się i rozprzestrzenił się w internecie.
Dlaczego izraelscy przestępcy instytucjonalni mogą bezkarnie uciekać z USA, aby mogli wrócić do pracy w Izraelu cenzurując amerykańskich użytkowników mediów społecznościowych? W przypadku Aleksandrowicza fakt, że pełniący obowiązki prokuratora USA w Nevadzie, Sigal Chattah, jest sama żydówka prawdopodobnie ma z tym coś wspólnego.
Jako działająca w USA adwokat, Chattah miała prawo do wnoszenia federalnych zarzutów z obowiązkową 10-letnią minimalną karą. Zamiast tego zdecydowała się zostawić sprawę lokalnym prokuratorom, którzy niewytłumaczalnie się pomylili i zapomnieli skonfiskować paszport Aleksandrowicza i narzucić elektroniczny monitoring.
Fakt, że Las Vegas zostało założone i nadal jest prowadzone przez żydowski zorganizowany syndykat przestępczy, może pomóc w wyjaśnieniu nadzoru.
Oprócz pomocy oskarżonym przestępcom seksualnym w ucieczce przed wymiarem sprawiedliwości, Sigal Chattah spędza wolny czas na opowiadaniu się za ludobójstwem. Al-Jazeera donosi: „Na jej usuniętym już osobistym koncie X, Chattah nazwała Palestyńczyków w Gazie „zwierzętami”, wezwała do wymazania terytorium „poza mapą” i zasugerowała, że „nawet dzieci” w enklawie są „terrorystami”.
Sigal Chattah nie jest pierwszym izraelskim ekstremistą Trumpa, który nadużył amerykańskiego stanowiska ścigania. Nie jest nawet pierwszą osobą o imieniu Sigal! W 2017 roku Trump mianował urodzonego w Izraelu Sigala Mandelkera na szefa programu sankcji Departamentu Skarbu. Z tego stanowiska Mandelker zaczął uderzać „terrorystyczne” oznaczenia na pokojowych organizacjach pozarządowych, w tym irańskiej grupy New Horizon, która sponsorowała pięć konferencji, w których uczestniczyłem w 2013 roku. Dzięki Mandelkerowi skontaktowało się ze mną FBI i powiedziano mi, że jeśli wezmą udział w następnej konferencji New Horizon, zostanę aresztowany po powrocie do USA. Zapytałem agenta FBI, dlaczego Izrael może uniemożliwić Amerykanom uczestnictwo w konferencjach naukowych i oczywiście nie otrzymał prostej odpowiedzi.
Przypadki dwóch Sigalów są niestety typowe. Izraelczycy, w tym najgorsi żydowsko-amerykańscy przestępcy seksualni (którzy są automatycznie uważani za “domniemanych obywateli Izraela”) od dziesięcioleci nadużywają amerykańskiego systemu prawnego. W śledztwie CBS News w 2020 r. stwierdzono liczne przypadki pedofilów, którzy brutalnie zgwałcili dzieci w wieku czterech lat, a następnie uciekli do sanktuarium w Izraelu. Grupa o nazwie Jewish Community Watch próbowała wyśledzić sześćdziesiąt takich osób. Według CBS, „główna dyrektor operacyjna JCW, Shana Aaronson… mówi, że w Stanach Zjednoczonych są elementy społeczności żydowskiej, które są skłonne pomóc pedofilom uciec”. (Elementy takie jak Sigal Chattah?)
I oczywiście jest to jedyny naród na ziemi, który kiedykolwiek popełnił ludobójstwo na żywo – ludobójstwo, które było bardzo intensywne przez prawie dwa lata, ale zaczęło się od Nakba (Palestyński Holokaust) z 1948 roku.
Już czas najwyższy, by Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę zboczeńcom, unicestwiły swoją bazę przestępczą w okupowanej Palestynie i aresztowały zdradziecka piątą kolumnę, która porwała nasz kraj, aby umożliwić zbrodnie przeciwko ludzkości.
Uwaga:American Free Pressto najlepsza gazeta w Ameryce, z kompetentnymi redaktorami, którzy często potrafią nieco poprawić moje artykuły. To, co widzisz powyżej, to sposób, w jaki napisałem i je złożyłem. W ostatecznej opublikowanej wersji zapisz się do American Free Press.
Stripe jest jedynym procesorem Substack i mnie debankowały, więc nie możesz już płacić za pośrednictwem Substack. Teraz publikuję wszystko na Substack za darmo i prosząc ludzi o zarejestrowanie się w powtarzających się darowiznach na mojej stronie darowizny Paypal … lub platformie wolności słowa SPdonate.
=================================
Tutaj w oryginale:
When I saw her name was Sigal, I knew she was trouble.
I’m referring to Sigal Chattah, Acting US Attorney for the state of Nevada. It was on her watch that Tom Alexandrovich, arrested August 6 for soliciting sex with a 15-year-old, was allowed to flee to Israel two days later.
Alexandrovich is not just any Israeli. He is head of the Technological Defense Division at the Israel National Cyber Directorate (INCD).
Apparently Alexandrovich’s job description includes censoring Americans who are critical of Israel. In a viral X post by Shaun King, Alexandrovich is seen on Israeli television bragging about submitting 40,000 social media takedown requests on behalf of Israel with a 90% success rate. In the clip, Alexandrovich says he and the INCD censor social media users worldwide who post things that might “lead to demoralization” of Israeli genocide perpetrators.
Ironically, Alexandrovich, or someone like him, nearly censored Shaun King!
When King posted the Israeli TV clip in which Alexandrovich brags about censoring critics of Israel, X immediately took down the post. Undaunted, King re-posted the clip. Again, it was quickly nuked. All day long King kept trying to post the clip. After more than 17 unsuccessful attempts, King’s post finally stayed up and went viral.
Why are Israeli sex criminals allowed to flee the US with impunity so they can return to their jobs in Israel censoring American social media users? In Alexandrovich’s case, the fact that the Acting US Attorney for Nevada, Sigal Chattah, is herself Israeli, probably has something to do with it.
As acting U.S. Attorney, Chattah had the authority to pursue federal charges carrying a mandatory 10 year minimum sentence. Instead, she chose to leave the case to local prosecutors, who inexplicably slipped up and forgot to confiscate Alexandrovich’s passport and impose electronic monitoring. The fact that Las Vegas was founded and is still run by a Jewish organized crime syndicate may help explain the oversight.
Alongside helping accused sex criminals escape justice, Sigal Chattah spends her spare time advocating for genocide. Al-Jazeera reports: “On her now-deleted personal X account, Chattah has referred to Palestinians in Gaza as ‘animals,’ called for wiping the territory ‘off the map,’ and suggested that ‘even the children’ in the enclave are ‘terrorists.’”
Sigal Chattah isn’t the first Israeli extremist Trump appointee to abuse an American law enforcement position. She isn’t even the first one named Sigal! In 2017, Trump appointed Israeli-born Sigal Mandelker to head the Treasury Department’s sanctions program. From that perch, Mandelker proceeded to slap “terrorist” designations on peaceful NGOs, including the Iranian-based New Horizon group that sponsored five conferences I attended beginning in 2013. Thanks to Mandelker, I was contacted by the FBI and told that if I attended the next New Horizon conference I would be arrested upon my return to the US. I asked the FBI agent why Israel gets to prevent Americans from attending scholarly conferences, and naturally didn’t receive a straight answer.
The two Sigals’ cases are unfortunately typical. Israelis, including the very worst Jewish-American sex criminals (who are automatically considered presumptive Israeli citizens) have been abusing the American legal system for decades. A 2020 CBS News investigation found numerous cases of pedophiles who brutally raped children as young as four and then fled to sanctuary in Israel. A group called Jewish Community Watch was then trying to track down sixty such individuals. According to CBS, “JCW’s chief operating officer Shana Aaronson…says there are elements of the Jewish community in the U.S. that are willing to help pedophiles escape.” (Elements like Sigal Chattah?)
And of course it is the only nation on earth ever to commit a live-streamed genocide—a genocide that has been in high gear for almost two years, but which began with the Nakba (Palestinian Holocaust) of 1948.
It is long past time for the United States to declare war against the genocide-perpetrating perverts, annihilate their crime base in Occupied Palestine, and arrest the treasonous fifth column that has hijacked our country to enable crimes against humanity.
Lepsze jest wrogiem dobrego. Przekonałem się o tym na własnej skórze, usiłując połączyć się z administratorem mojego kanału za pośrednictwem zoom. Dotychczas nawiązywałem łączność bez problemów, ale widocznie jakiś mądrala wpadł na pomysł, że on to wszystko ulepszy. Może by i ulepszył, gdyby nie posłużył się sztuczną inteligencją. Sztuczna inteligencja rozpanoszyła się na zoomie, uniemożliwiając jakąkolwiek łączność,a najgorsze było to, że w żaden sposób nie można było sie jej pozbyć – chyba, żeby w ogóle wyłączyć zoom.
Od dawna wyrażałem obawy przed sztuczną inteligencją. Inteligencja, niechby nawet i “sztuczna” – cokolwiek by to miało znaczyć – to jeszcze-jeszcze. Co jednak będzie, kiedy zamiast inteligencji zdominuje nas sztuczna półinteligencja? Tymczasem taka inflacja wydaje się nieunikniona, ponieważ poziom inteligencji ludzi systematycznie się obniża.
Najlepszą ilustracją działań skierowanych na duraczenie całych pokoleń, są posunięcia w sferze edukacji, dokonywane przez Wielce Czcigodną vaginessę z vaginetu obywatela Tuska Donalda, obywatelkę Nowacką Barbarę.
Oto od 1 września wchodzi do szkół nowy przedmiot pod kryptonimem “edukacja zdrowotna”. W ramach tej dyscypliny uczniowie będą się kształcić w umiejętnościach przydatnych w agencjach towarzyskich, zwanych kiedyś burdelami. Absolwenci tych uczelni pozapisują się później do tej, czy innej partii – najlepiej takiej, którą utworzą stare kiejkuty – dostaną się do Sejmu, albo do Senatu – a nie daj Boże – do rządu – no i będą próbowali rządzić naszym nieszczęśliwym krajem – oczywiście przy pomocy sztucznej inteligencji, bo sami będą wiedzieli, że na własnej opierać się nie bardzo mogą.
Ale poziom sztucznej inteligencji też musi zostać dostosowany do poziomu inteligencji naturalnej – bo w przeciwnym razie wszelki kontakt między inteligencją sztuczną i tą zwyczajną zostałby zerwany – tak samo, jak kontakt pacjenta z pieniędzmi w państwowej służbie zdrowia. Jak pamiętamy, wiekopomna reforma charyzmatycznego premiera Buzka odbywała się pod hasłem, że “pieniądze idą za pacjentem”. Może i idą – ale w takiej odległości, że wszelki kontakt – nie tylko wzrokowy, ale i każdy inny – został już dawno i bezpowrotnie zerwany.
Gdyby pieniądze szły nie “za” pacjentem, tylko razem z nim – aaa, to do żadnego zerwania kontaktu by nie doszło. No tak – ale co z tego miałaby biurokratyczna armia naszych dobrodziejów? Toteż nie ma rady; kontakt pieniędzy z pacjentem musi być zerwany, byle tylko biurokratyczne gangi tę łączność utrzymały.
Toteż i sztuczna inteligencja musi być skalibrowana z naturalną inteligencją takiej, dajmy na to, Wielce Czcigodnej Katarzyny Kotuli, bo jeśli chodzi o Kukuńka, to myślę, że jego przypadek jest już poza skalą.
W tej sytuacji inflacja sztucznej inteligencji jawi się, jako nieuchronna, a skoro tak – to inwazja sztucznej pół-inteligencji, albo nawet – ćwierć-inteligencji – to tylko kwestia czasu i to krótkiego.
Inna rzecz, że do rządzenia państwem, zwłaszcza takim, jak nasz nieszczęśliwy kraj, taka sztuczna półinteligencja wystarczy. Niedostatki na odcinku inteligencji można bowiem wypełnić tupetem – jak to zrobił wicepremier i minister obrony, obywatel Kosiniak-Kamysz Władysław, po tym, jak w Osinach w powiecie łukowskim dron niewiadomego pochodzenia “jebnął” w pole kukurydzy. Okazuje się, że drony niewiadomego pochodzenia musiały zapatrzyć się na płomiennych szermierzy demokracji i praworządności, co to nawoływali, żeby “jebać PiS”.
Napędzająca takie drony sztuczna inteligencja aż takich ambicji chyba nie ma – bo PiS jest całkiem liczną partią – ale skoro już padł rozkaz, żeby “jebać”, to posłuszny dron “jebnął” jak się należy – w pole kukurydzy. Tak w każdym razie widzi to Wielce Czcigodny Kosiniak-Kamysz Władysław – ni to z chłopów, ni ze szlachty – bo niby z chłopów – ale tych – z Marszałkowskiej.
Jak wspomniałem, półinteligencja wydaje się wystarczająca do rządzenia takim państwem, jak nasz nieszczęśliwy kraj, bo w razie czego niedostatki inteligencji można sztukować sobie jak nie tupetem, to sprytem.
Tak właśnie zamierza robić obywatel Tusk Donald, który po Radzie Gabinetowej ogłosił, że będzie “omijał” veta prezydenta Nawrockiego przy pomocy rozporządzeń.
Ta deklaracja, którą powtórzyła też Wielce Czcigodna Hennig-Kloska, utwierdza mnie w podejrzeniach, że vaginet obywatela Tuska Donalda musiał wziąć pod stołem jakieś spore pieniądze od niemieckiego Siemensa, co to produkuje wiatraki dla “zielonego wała”. Czy w przeciwnym razie obywatel Tusk Donald, a zwłaszcza – Wielce Czcigodna Kloska-Hening – nadwerężałaby delikatną własną inteligencję, sztukując ją sobie sprytem? Inna rzecz, że Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje chyba nie ma już zaufania, ani do półinteligencji obywatela Tuska Donalda, ani – tym bardziej – do obywatelki Hening-Kloski.
Dlatego też – wzorem Naszej Złotej Pani, czyli Anieli Merkelowej, co to 7 lutego 2017 roku przyjechała do Warszawy z gospodarską wizytą, po której kazała przybastować z walką o demokrację, na rzecz wzmożenia walki o praworządność, która trwa do dnia dzisiejszego – zapowiedziała gospodarską wizytę w naszym bantustanie .
Ciekawe, co po swojej gospodarskiej wizycie rozkaże Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje – bo że coś rozkaże, to nie ulega wątpliwości – jak mawiała stara niania.
Pojawiły się w związku z tym na mieście fałszywe pogłoski, że aktywiści Komitetu Obrony Demokracji dostali już od swoich oficerów prowadzących polecenie przebrania się za wiatraki – a kiedy już Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje w towarzystwie obywatela Tuska Donalda będzie się posuwać w stronę granicy białoruskiej – żeby podążali za rządową kawalkadą i wymachiwali ramionami, to znaczy – wiatrakowymi skrzydłami, ile siły.
Te same fałszywe pogłoski utrzymują, że po niedawnej wizycie obywatela Żurka Waldemara w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa, którą poinformował, że będzie działał na rzecz wyrzucenia członków KRS z tego budynku – powołanie dotychczasowej pani prokurator, obywatelki Wrzosek Ewy do Ministerstwa Sprawiedliwości ma na celu objęcie przez nią obowiązków Luny Bristigerowej. Chodzi o neutralizowanie tak zwanych “neo-sędziów”.
Jak taki jeden z drugim “neo-sędzia” zostanie przesłuchany przez obywatelkę Wrzosek Ewę, która – podobnie jak Luna Bristigerowa – przytnie mu genitalia szufladą ministerialnego biurka, to natychmiast się opamięta i podporządkuje się wymaganiom praworządności socjalistycznej. Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie ma słowa prawdy – ale z drugiej strony – młotowanie “neo-sędziów” jakoś musi się odbywać.
Co na ten temat uważa sztuczna inteligencja? Stanisław Lem w jednym ze swych opowiadań twierdzi, że po wielu operacjach cyfrowych, śledczym maszynom o mocy kilku tysięcy trupsów, dzięki sztucznej inteligencji udało się uzyskać informację, że “z agrestu poddanego torturom niejedno można wyciągnąć.”
Czy nie w tym właśnie kierunku potoczy się walka o praworządność w naszym bantustanie? W końcu muszą być jakieś przyczyny, dla których obywatel Tusk Donald wziął do swojego vaginetu obywatela Żurka Waldemara na chłopaka od mokrej roboty.
Książka Roberta F. Kennedy’ego juniora (RFK Jr.) „Prawdziwy Anthony Fauci. Bill Gates, Big Pharma i globalna wojna przeciwko demokracji i zdrowiu publicznemu” ukazała się w Stanach Zjednoczonych jesienią 2021 r.
RFK Jr. był jeszcze wówczas związany z amerykańskimi demokratami. Jednak to co go określa, to obejmująca w zasadzie całe dorosłe życie praktyka prawnicza, którą poświęcił obronie obywateli i konsumentów przed tyranią korporacji, ale także sprzymierzonych z nimi instytucji federalnych. Wygrał procesy z takimi gigantami jak koncern DuPont i Monsanto, które truły obywateli swoimi odpadami i produktami (DuPont metalami ciężkimi, Monsanto glifosatem, tym samym, który jest masowo używany w polskim rolnictwie i spożywany w polskiej żywności), procesował się także z armią i koncernami wydobywającymi gaz i ropę. Zna więc amerykański i nie tylko amerykański świat mega korporacji jak własną kieszeń.
Jednak książka, którą w tym miejscu omówię wykracza daleko poza korporacyjny segment molocha jaki wisi obecnie nad ludzkością. To przejmujący i klarowny opis pajęczyny powiązań między światem polityki, biurokracji, organizacji międzynarodowych jak WHO czy USAID, wojska i agencji wywiadowczych, mediów, megakorporacji informatycznych i farmaceutycznych, producentów broni biologicznej z czymś najbardziej z nich wszystkich ohydnym czyli filantro-kapitalizmem uprawianym przez socjopatę Billa Gatesa. Kennedy dokonuje na ponad 800 stronach książki (w tym bez mała setka stron źródeł) dokładnej i logicznej wiwisekcji systemu, pokazując zarówno powiązania i mechanizmy instytucjonalne, jak również kreśląc przerażające sylwetki psychologiczne głównych graczy bawiących się w bogów, którzy ludzkość traktują jedynie jako pole wyzysku finansowego, gier o coraz większą władzę i kontrolę oraz przedmiot szalonych, wręcz sadystycznych eksperymentów.
Książka powstała w okresie „pandemii” COVID – 19 (C-19) kiedy jej końcowe efekty i katastrofa zdrowotna jaką wywołały szczepionki mRNA (RFK. Jr. właśnie wstrzymał finansowanie z funduszy federalnych tej krańcowo niebezpiecznej technologii) nie były jeszcze znane, choć już wtedy wskazywał na bezsens tak zwanych poza medycznych środków profilaktycznych, co zostało potwierdzone w 500 stronicowym raporcie Kongresu z grudnia 2024 r. W pierwszej części Kennedy skupia się na postaci i karierze kierującego „walką z pandemią” dr Fauciego.
Ten wówczas 80 letni immunolog od 50 lat pracował w Amerykańskim Narodowym Instytucie Zdrowia (NIH), a od 1984 szefował wchodzącemu w jego skład Narodowemu Instytutowi Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID). W tym czasie wykazał się biegłością w pomnażaniu fortuny własnej, właścicieli koncernów z branży farmaceutycznej oraz zaprzyjaźnionego z nim filnatrokapitalisty Billa Gatesa, z którym poznał się w 2000 r. Jego działania sprowadzały się zawsze do kilku najważniejszych punktów. Wynaleźć „nowe groźne wirusy”, zdyskredytować użycie przeciw nim tanich, pozbawionych ochrony patentowej, znanych od dekad i sprawdzonych leków podwójnego przeznaczenia, dzięki mediom przestraszyć opinię publiczną, szybko i wbrew wszelkim zasadom bezpieczeństwa opatentować nowy, drogi, rzekomo skuteczny lek na chorobę powodowaną „groźnym wirusem”, a na końcu przekonać opinię publiczną by wywrzeć nacisk na polityków, że tylko powszechne wyszczepienie, najlepiej przymusowe, nową i łamiącą wszelkie standardy bezpieczeństwa szczepionką jest ratunkiem przed hekatombą ofiar.
Dodatkowym zabezpieczeniem tego procederu jest system zgłaszania Niepożądanych Odczynów Poszczepiennych (NOP), który według ocen ekspertów rejestruje jedynie 1% przypadków, gdyż pediatrzy zawdzięczają bardzo znaczący procent zarobków szczepieniom. Z kolei wiodące pisma z branży medycznej jak w przypadku najbardziej znanego The Lancet finansowane są w 90% przez Big Pharmę. Dodatkowym zabezpieczeniem producentów szczepionek jest ustawa z 1986 r. chroniąca producentów przymusowych szczepionek dla dzieci przed finansową odpowiedzialnością za ich negatywne skutki.
Działaniem niejako ubocznym oraz zabezpieczającym cały interes jest pozbawianie funduszy na badania oraz dyskredytowanie uczonych i lekarzy, którzy kwestionują politykę Fauciego i jego szeroko rozgałęzionej siatki, która jawi się jako dobrze zorganizowana grupa przestępcza o światowym zasięgu. Fauci dysponował budżetem około 6 miliardów dolarów na ten cel, a wraz z instytucjami kontrolowanymi przez Gatesa kontroluje 57% światowych środków na badania biomedyczne.
A zaczęło się od obaw, że instytucja, którą kierował od wielu dekad Fauci w ogóle może stracić rację bytu, a w konsekwencji stracą posady i dochody tysiące urzędników i naukowców, oraz współpracujące z nimi korporacje. Obawa wynikała stąd, że od początku XX wieku śmiertelność w wyniku chorób zakaźnych radykalnie spadała i działo się to bez udziału masowych, a szczególnie przymusowych szczepień. Jak pisze Kennedy „nauka przyznaje zaszczyt pokonania chorób zakaźnych raczej lepszemu odżywianiu i higienie.
Obszerne badania tego fundamentalnego twierdzenia opublikowane w 2000 r. w ważnym czasopiśmie Pediatrics przeprowadzone przez naukowców z CDC (Centrum Kontroli Chorób) i Uniwersytetu Johna Hopkinsa, którzy dokonali gruntownego przeglądu danych medycznych z okresu ostatnich stu lat dowiodły, że „szczepienia nie wyjaśniają imponującego spadku śmiertelności z powodu chorób zakaźnych (…) w XX wieku.”. (…) badania McKinleyów – lektura obowiązkowa w praktycznie każdej amerykańskiej szkole medycznej w latach siedemdziesiątych – wykazało, że wszystkie interwencje medyczne, w tym szczepionki, operacje i antybiotyki były odpowiedzialne za mniej niż około 1%, a na pewno nie więcej niż 3,5% ogólnego spadku śmiertelności.
McKinleyowie już wówczas ostrzegali, że spekulanci z establishmentu medycznego będą starali się przypisywać spadki śmiertelności swoim szczepionkom aby uzasadnić rządowe wsparcie dla badań tych produktów farmaceutycznych.” Kennedy zamieścił w tym miejscu dokumentujące te twierdzenia jednoznaczne statystyki w formie wykresów. Jednak Fauci i Big Pharma zastosowały wtedy receptę, którą świetnie streszcza inny cytat przytoczony w książce za René Dubos: „Kiedy odpływ cofa się z plaży, łatwo jest poddać się iluzji, że można opróżnić ocean, usuwając wodę wiadrem”.
Tak właśnie zaczął postępować Fauci i Big Pharma, ale Kennedy bardzo ciekawie opowiada też o wcześniejszych o kilka dekad początkach medycyny rockefellerowskiej, o narzucaniu jej uczelniom medycznym, o zwalczaniu konkurencji w postaci tradycyjnych metod leczenia i ziół, a przede wszystkim o zagłuszaniu prawdy mówiącej o zasadniczym wpływie na stan zdrowia jaki mają odporność organizmu, tryb życia i warunki środowiskowe, w odróżnieniu od tej która mówi, że jedynym sposobem zachowania zdrowia są ciągłe kontrole, lekarstwa i szczepionki, a więc wygodnej dla Big Pharmy, bezmyślnych lekarzy, ale i dla szaleńców w rodzaju Gatesa czy pragnących totalitarnej kontroli ludzi z tak zwanych służb. Sam Kennedy opowiada się za rozsądnym połączeniem obu teorii.
Kennedy opisuje historie wielu „pandemii” jakimi zajmował się Fauci i jego machina. Dużo miejsca poświęca w tym kontekście epidemii HIV/AIDS, o której jakby zapomnieliśmy, a przecież wedle prognoz z przełomu lat 1980/90, które sam pamiętam, miała ona doprowadzić niemal do wyludnienia Afryki. Przytacza statystyki pokazujące, że istnieją rzesze ludzi mające pozytywny wynik testu na HIV i nie mające nigdy objawów AIDS oraz mające bardzo mgliście zarysowane objawy składowych AIDS, ale nie wykazujące w testach obecności przeciwciał na HIV. Przytacza w tym kontekście osobę Luca Montagnier, który otrzymał nagrodę Nobla za wyizolowanie wirusa HIV, ale potem przyznał, że przyczyn AIDS prawdopodobnie jest wiele, Kennedy sam nie zajmuje jednoznacznego stanowiska i opowiada się za związkiem pomiędzy wirusem a chorobą. Inne opinie mówią o tym, że HIV może być czymś w rodzaju niegroźnego „pasażera na gapę”.
Tak właśnie twierdzi Peter Duesberg. W książce opisana jest historia tego uczciwego naukowca, który „metodycznie wyłożył logiczne błędy hipotezy Fauciego w przełomowym artykule z 1987 r., jaki ukazał się w „Cancer Research”. Fauci nigdy nie odniósł się do argumentów Duesberga, ale dokładnie od tego momentu Duesberg został objęty anatemą i skazany na banicję ze świata nauki i mediów. Przed publikacją był stypendystą wieloletnich grantów przyznawanych tylko najwybitniejszym uczonym, po jej ukazaniu się nie odnowiono mu 7 letniego stypendium. Przed 1987 r. NIH nie odrzucił ani jednej propozycji Duesberga, po tej dacie złożył on ponad 30 wniosków i wszystkie odrzucono. Do akcji wkroczyły też media: „Analfabetyczne naukowo środki masowego przekazu w dużej mierze zignorowały oparte na dowodach argumenty Duesberga jako niebezpieczne odstępstwa od oficjalnej wersji.” Jednocześnie Fauci prowadził badania i reklamował środek na AIDS o nazwie AZT.
O charakterze tych badań Kennedy pisze następująco: „W 2004 r. dziennikarz śledczy Liam Scheff opisał sekretne eksperymenty Fauciego na setkach zakażonych wirusem HIV dzieci z opieki zastępczej w Incarnation Children’s Center (ICC). (…) Eksperymenty te były niezbędne dla wysiłków doktora Fauciego, zmierzających do opracowania drugiej generacji dochodowych leków na AIDS jako dodatku do AZT. (…) Leki podawane dzieciom są toksyczne – wiadomo, że powodują mutacje genetyczne, niewydolność narządów, obumieranie szpiku kostnego, deformację ciała, uszkodzenia mózgu i śmiertelne choroby skóry. Jeśli dzieci odmawiają przyjmowania leków są przytrzymywane i karmione nimi na siłę. Jeśli nadal się opierają, zostają przewiezione do szpitala Columbia Presbyterian Hospital, gdzie chirurg wprowadza plastikową rurkę przez ścianę jamy brzusznej. Od tego momentu leki są wstrzykiwane bezpośrednio do jelit.” Człowiek odpowiedzialny za te działania był jedną z trójki najważniejszych osób decydujących o sposobach walki z „pandemią” C-19. Pozostałe dwie to Robert Redfield i Deborah Birx.
Oboje pracowali przedtem dla wojska i w 1992 r. opublikowali „niedokładne dane w prestiżowym „New England Journal of Medicine”, twierdząc, że szczepionka przeciw HIV, którą pomogli opracować i przetestować na swoich pacjentach jest skuteczna. Oboje musieli wiedzieć, że jest kompletnie bezwartościowa”. Redfield po dochodzeniu trybunału Sił Powietrznych i pod groźbą sądu wojennego przyznał, „że jego analizy były błędne i kłamliwe.” Z kolei D. Birx zasiadała w zarządzie wspieranej przez B. Gatesa organizacji Global Fund. „Tych troje handlarzy szczepionkami – Redfield, Birx i Fauci – przewodziło grupie zadaniowej do spraw koronawirusa w Białym Domu i kierowało amerykańską polityką w sprawie covidu w pierwszym roku pandemii.”
Jednak zanim doszło do „pandemii” C-19 miał miejsce cały ciąg wydarzeń i prób, których pandemia C-19 była zwieńczeniem. Kennedy umieszcza politykę szczepionkową w szerokim kontekście polityki międzynarodowej i wewnętrznej USA. Przygotowania do „wojny z groźnymi zarazkami” zaczęły się w tym samym czasie co „wojna z terrorem”, bo w czerwcu 2001 r. W bazie sił powietrznych Andrews przeprowadzono wtedy pierwszą z całego szeregu symulacji walki z atakiem wirusa na terytorium USA. „Uczestnicy symulacji o kryptonimie Dark Winter badali strategie narzucania przymusowej kwarantanny, cenzury, obowiązkowych maseczek, lockdownów i szczepień, a także rozszerzone uprawnienia policji, jako jedyne racjonalne reakcje na pandemię. (…) uczestnikami ćwiczeń byli: były dyrektor CIA James Wolsey, lobbysta przemysłu farmaceutycznego i ekspert od broni biologicznej; Tara O’Toole, dyrektorka funduszu hedgingowego CIA In-Q-Tel, była zastępczyni dyrektora CIA do spraw nauki i technologii Ruth David; ekspert od bioterroryzmu z Johns Hopkins University Tom Inglesby; a także dziennikarka „New York Timesa” Judith Miller.”
O Tarze O’Toole jeden z wybitnych mikrobiologów wyraził się następująco: „Przy niej doktor Strangelove (tytułowy bohater filmu Stanleya Kubricka – przyp. O.S.) wygląda jak wcielenie zdrowego rozsądku.” Z kolei J. Miller i jej artykuły „odegrały wyjątkową rolę w uzasadnieniu inwazji na Irak”. „Ówczesny sekretarz obrony Donald Rumsfeld był przed objęciem stanowiska dyrektorem generalnym Searle Pharmaceutica (…) czternaście lat wcześniej podarował Saddamowi arsenał wąglika.” W 2004 r. po wymyślonej przez Fauciego „pandemii” ptasiej grypy Pentagon zakupił 80 milionów dawek leku na grypę firmy Gilead, w której zarządzie zasiadał Donald Rumsfeld.
Kennedy zauważa także zbieżność i poszlaki łączące Dark Winter z tajemniczymi atakami wąglikiem jakie miały miejsce bezpośrednio po zamachu na WTC. Listy z wąglikiem otrzymali senatorowie sprzeciwiający się Patriot Act, który rozpoczął proces ograniczania praw obywatelskich na Zachodzie. Dark Winter było pierwszym z szeregu kolejnych symulacji. W 2003 i 2005 r. były to Atlantic Storm z udziałem m.in. Madelaine Albright i dyrektor generalnej WHO Gro Harlem Brundtland. Global Mercury w 2003 r. zorganizowane było wspólnie przez CDC, NIH, FDA (Amerykańska Agencja Leków) WHO i Departament Stanu. Jak pisze Kennedy: „to tylko trzy z kilkunastu gier wojennych symulujących epidemie chorób zakaźnych zorganizowanych przez planistów wojskowych, medycznych i wywiadowczych, które doprowadziły w końcu do prawdziwej pandemii COVID – 19. Każde z tych kafkowskich ćwiczeń stało się wizją dystopijnej przyszłości, którą planiści nazwali „nową normalnością”. Charakterystyczną cechą wszystkich tych scenariuszy jest dążenie do militaryzacji medycyny i wprowadzenia scentralizowanego, autokratycznego zarządzania.” Ostatnie z tych jak pisze Kennedy „ćwiczeń z tyranii” znane jako Event 201 miało miejsce w październiku 2019 r. i było kierowane przez samego B. Gatesa. „Wśród uczestników była grupa wysokiej rangi wtajemniczonych osób z Banku Światowego, Światowego Forum Ekonomicznego, Johns Hopkins University Populations Center, CDC, koncernów medialnych, chińskiego rządu, były dyrektor CIA, przedstawiciele firmy Johnson & Johnson, szefowie branży finansów i bezpieczeństwa biologicznego oraz prezes Edelman czołowej światowej firmy korporacyjnego PR.”
Jak dodaje Kennedy w innym miejscu: „Praktycznie wszystkie scenariusze planowania pandemii opierają się na technicznych założeniach i strategiach znanych każdemu, kto przeczytał osławione podręczniki CIA dotyczące wojny psychologicznej, które zakładają zniszczenie społeczności lokalnych, osłabienie więzi społecznych, narzucanie izolacji i zburzenie podstaw tradycyjnej gospodarki. Wszystko to ma służyć zdławieniu oporu, podsycaniu chaosu, demoralizacji, zależności i strachu oraz narzuceniu scentralizowanych i autokratycznych rządów. Przedstawione symulacje obejmują techniki zaczerpnięte z osławionych eksperymentów Milgrama. Profesor psychologii społecznej z Yale Stanley Milgram w latach sześćdziesiątych wykazał, że można manipulować „zwykłymi obywatelami” ze wszystkich środowisk, aby postępowali wbrew własnemu sumieniu i popełniali okrucieństwa, o ile autorytet (np. lekarz w białym fartuchu laboratoryjnym) każe im to zrobić.” (Eksperyment ten powtórzono w 2017 r. we Wrocławiu z jeszcze „lepszymi” wynikami, opisany w książce „Posłuszni do bólu” – przyp. O.S.)
Inne elementy tego procesu to masowe eksperymenty medyczne dokonywane głównie w Afryce i w ubogich rejonach Indii połączone z działaniami na rzecz powodowania bezpłodności za pomocą szczepionek, kolejne pseudo epidemie w rodzaju świńskiej i ptasiej grypy, wirusa zika i innych. Zawsze schemat był identyczny: wywoływanie paniki, dyskredytowanie istniejących leków bez ochrony patentowej, szybkie ścieżki zatwierdzania nowych w najlepszym wypadku nieskutecznych, a na ogół szkodliwych leków i szczepionek. Bill Gates jako główny sponsor takich organizacji jak WHO, GAVI (Światowy Sojusz na rzecz Szczepionek) – finansował badania, które miały potwierdzić skuteczność bądź nieskuteczność leków, finansował WHO i media, które miały napędzać strach i wydawać mniej lub bardziej obligatoryjne zalecenia, a zarabiał na wzroście zysków, dochodów z dywidend i udziałów w koncernach farmaceutycznych, ale także informatycznych.
Robert Kennedy Jr.
Kiedy wybuchła „pandemia” COVID – 19, a wiele faktów przytoczonych w książce wskazuje, że był to rezultat nielegalnych badań nad bronią biologiczną prowadzonych z inspiracji Fauciego za pieniądze podatników wyprane za pośrednictwem EcoHealth Alliance pod kierownictwem Petera Daszaka, wprowadzono w życie to co planowano. Ponieważ okazało się, że istnieją skuteczne leki tak zwanego podwójnego przeznaczenia (używane już do leczenia innych chorób) takie jak hydroksychlorochina i iwermektyna. „
Doktor Fauci, Bill Gates i WHO sfinansowali grupę naukowców najemników, aby przeprowadzić serię prawie dwudziestu badań z wykorzystaniem wadliwych protokołów medycznych, zaprojektowanych celowo w celu zdyskredytowania hydroksychlorochiny jako niebezpiecznego leku.
Zamiast standardowej dawki leczniczej 400 miligramów na dobę w trakcie siedemnastu badań WHO stosowano graniczną, nieomal śmiertelną dawkę dobową, zaczynając od 2400 miligramów (…) W cynicznej złowrogiej i, w pełnym tego słowa znaczeniu morderczej krucjacie przeciwko hydroksychlorochinie zespół agentów fundacji Billa i Melindy Gatesów odegrał kluczową rolę w opracowaniu i przeforsowaniu wyjątkowo wysokiego dawkowania. Zadbali o to żeby te bezprecedensowe i niebezpieczne dawki stosowano w brytyjskich rządowych badaniach „Recovery” prowadzonych na tysiącu starszych pacjentach”. Wielu z nich w wyniku tych działań zmarło. Z kolei w propagandzie przeciw iwermektynie media sponsorowane przez Gatesa jako straszaka używały informacji o tym, że stosuje się ją również w weterynarii. Natomiast badania nad nowym i rzekomo skutecznym remdisivirem firmy Gilead prowadzono z naruszeniem wszelkich zasad nauki i bezpieczeństwa.
Jednak o ile kuracje lekami bez patentów kosztowały kilkanaście lub kilkadziesiąt dolarów, to „leczenie” nieskutecznym i mającym wiele skutków ubocznych remdisivirem tysiące.
Jeszcze bardziej zdumiewające były badania i interpretacja wyników nad bezpieczeństwem szczepionek na covid. W badaniu wzięły udział dwie grupy po około 22 tysiące uczestników. W grupie zaszczepionej żadna osoba nie zmarła na covid, a w grupie placebo dwie. Na tej podstawie firma Pfizer ogłosiła, że „szczepionka zapewnia stuprocentową skuteczność w porównaniu z placebo.” Jednocześnie w tym samym badaniu odnotowano: „pięciokrotny wzrost liczby przypadków zatrzymania krążenia prowadzącego do śmierci i zastojowej niewydolności serca u osób zaszczepionych, które wystąpiły u osób zaszczepionych w pięciu przypadkach.” (by ukryć skutki długofalowe grupę placebo potem zaszczepiono – przyp. O.S.)
Takich udokumentowanych i bulwersujących faktów jest w książce o wiele więcej, a omówienie ich wszystkich zajęło by wiele numerów naszej gazety. Tłumaczy ona nie tylko jak działa tak zwany system, ale pokazuje także jak trudne zadanie stoi obecnie przed jej autorem oraz z jak potężnymi i mrocznymi siłami musi się mierzyć. Pamięć o zamordowaniu jego ojca jest groźnym memento. Dodać należy, że wszystkie zjawiska i nikczemne procedery takie jak dyskredytacja i uniemożliwianie skutecznego leczenia czy eksperymenty na dzieciach miały w czasie „pandemii” swoje odpowiedniki w Polsce. Tym bardziej zachęcam do lektury dopóki jeszcze książka jest dostępna w sprzedaży.
Olaf Swolkień Myśl Polska, nr 35-36 (31.08-7.09.2025)
To nasycenie jest celowe: powtarzanie skłania pacjentów do „zapytania lekarza” o leki markowe, co może stymulować popyt. Decydenci polityczni zwrócili na to uwagę. Analiza GAO wykazała, że w latach 2016–2018 wydatki Medicare na leki reklamowane stanowiły 58% wydatków z części B i D, co podkreśla, jak kampanie reklamowe są zgodne z tym, gdzie trafiają środki publiczne, zgodnie z raportem Biura Odpowiedzialności Rządu Stanów Zjednoczonych (GAO) z 2021 r. dla Komisji Sądownictwa Senatu USA.
Miliardy wpompowane w reklamę konsumencką
Budżety reklamowe firm farmaceutycznych dla konsumentów gwałtownie wzrosły w ciągu ostatniej dekady. W 2018 roku firmy wydały około 3,73 mld dolarów tylko na ogólnokrajowe reklamy telewizyjne; sama Humira odpowiadała za około 375 mln dolarów w reklamach telewizyjnych. Do 2022 roku łączna wartość reklam DTC na wszystkich platformach osiągnęła około 8,1 mld dolarów.
Przełomowe badanie JAMA pokazuje, że ogólny wzrost marketingu medycznego (skierowanego zarówno do konsumentów, jak i specjalistów) wyniósł 17,7 mld dolarów (1997 r.) do 29,9 mld dolarów (2016 r.), przy czym najszybciej rozwijającym się segmentem był marketing bezpośredni, podczas gdy marketing skierowany do specjalistów nadal miał największy udział.
Rysunek (JAMA 2019): Całkowity koszt marketingu medycznego w USA wzrósł z 17,7 mld dolarów (1997 r.) do 29,9 mld dolarów (2016 r.); sprzedaż bezpośrednia wzrosła około pięciokrotnie, podczas gdy marketing skierowany do pracowników służby zdrowia nadal stanowił największą część.
Zwolennicy twierdzą, że reklamy mogą edukować, ujawniać niedo-diagnozowane schorzenia i destygmatyzować choroby. Krytycy, jak donosi Reuters , twierdzą, że nasycenie zwiększa popyt na drogie marki i może wyolbrzymiać korzyści. Oba te zjawiska są reprezentowane w literaturze.
„Edukacja” czy promocja? Jak przemysł kształtuje naukę medyczną
Podczas gdy reklamy telewizyjne i internetowe są skierowane do opinii publicznej, jeszcze więcej środków przeznacza się na wpływanie na lekarzy. W 2016 roku wydatki skierowane do pracowników służby zdrowia wyniosły około 20,3 mld dolarów – około dwóch trzecich całkowitych wydatków promocyjnych w tym roku. Do stosowanych taktyk należą: szczegółowe informacje (wizyty przedstawicieli handlowych), darmowe próbki, reklamy w czasopismach oraz sponsorowanie kształcenia ustawicznego (CME).
Historycznie, jak pokazały dane sprzed 15 lat , branża finansowała około połowę kosztów CME, a starsze analizy sugerują, że firmy spodziewały się około 3,56 dolara dodatkowej sprzedaży na każdego dolara zainwestowanego w sponsoring CME – zwrot z inwestycji (ROI), który wyjaśnia stałe sponsorowanie pomimo ograniczeń. (Są to szacunki historyczne; obecne zestawienia różnią się).
Dowody wskazują, że ekspozycja na promocje branżowe powoduje przepisywanie leków w kierunku marek sponsorowanych (często droższych niż leki generyczne). Raport GAO i analizy Kongresu również wiążą reklamowane leki z wyższymi wydatkami Medicare, co sugeruje raport GAO z 2021 roku .
Lobbying i siła polityczna
Branża farmaceutyczna nie ogranicza się jedynie do marketingu skierowanego do pacjentów i lekarzy przepisujących leki, ale również inwestuje znaczne środki w kształtowanie polityki. W 2024 roku sektor farmaceutyczny/produktów zdrowotnych wydał rekordową kwotę około 388 mln dolarów na lobbing w rządzie federalnym – najwięcej ze wszystkich branż. Łącznie, od 1998 roku, sektor ten wydał ponad 6,3 mld dolarów na lobbing federalny .
Stowarzyszenie handlowe PhRMA regularnie plasuje się w czołówce podmiotów wydających najwięcej pieniędzy.
Trudno udowodnić związek przyczynowo-skutkowy między marketingiem/lobbingiem a „siłą” rynkową, ale korelacje są silne: intensywna reklama buduje przebojowe marki; stała, profesjonalna promocja utrzymuje je w czołówce świadomości klientów; a lobbing pomaga utrzymać korzystne zasady dotyczące cen i marketingu bezpośredniego. Analizy pokazują również, że wiele wiodących firm wydaje więcej na sprzedaż i marketing niż na badania i rozwój w danym roku (np. 9 na 10 w jednej analizie z 2019 roku; 7 na 10 w 2021 roku), co pokazuje, jak promocja pozostaje centralnym elementem modelu biznesowego .
Wreszcie, kontekst ma znaczenie: całkowita kwota wydatków na marketing medyczny (29,9 mld USD, 2016 r.) dorównywała rocznemu budżetowi NIH i była około sześć razy większa od budżetu FDA, co podkreśla skalę prywatnych wydatków promocyjnych w porównaniu z publiczną nauką i nadzorem raportowanym Kongresowi .
Podsumowanie
Obecność reklam DTC firm farmaceutycznych w amerykańskiej telewizji jest wszechobecna, ale to tylko wierzchołek szerszej strategii wpływu, obejmującej profesjonalną promocję i lobbing. W ciągu ostatniej dekady wydatki w tych kanałach gwałtownie wzrosły, podobnie jak przychody z leków i wpływ na politykę. Niezależnie od tego, czy postrzegamy DTC jako edukację, czy zachętę, dowody pokazują, że marketingowo-lobbingowy mechanizm branży wpłynął na to, jakie leki widzą Amerykanie, które im przepisują i ile za nie płacimy. Biorąc pod uwagę problemy i skandale, takie jak Vioxx i OxyContin , powinniśmy zachować wzmożoną czujność.
Źródła
Ekspozycja na reklamy telewizyjne: Ventola 2011; Parekh 2018; legalność DTC (USA/Nowa Zelandia): Johns Hopkins / JAMA; ustalenia GAO (58% wydatków Medicare na reklamowane leki, 2016–2018): GAO-21-380; wydatki telewizyjne 2018 i Humira: FiercePharma; całkowita kwota DTC 2022 (~8,1 mld USD): podsumowanie FiercePharma; finansowanie CME i zwrot z inwestycji (historyczny): Brody 2009; komentarz wskazujący na ~50% finansowania CME; lobbing: OpenSecrets (2024 388 mln USD; >6,3 mld USD od 1998 r.); wydatki na leki: HHS/ASPE (2016–2021 do 603 mld USD); Referencje NASEM/IQVIA (płatnicy powyżej 603 mld USD netto / 2022 > 633 mld USD) i wreszcie „Marketing kontra badania i rozwój” (wiele czołowych firm): RAPS 2019; AHIP 2021.
[Jest to Niemiec mieszkający i pracujący od lat w Rosji. Pisze więc z rosyjskiego raczej punktu widzenia – ale sensownie. Wyłapywane błędy staram się wyjaśniać. Mirosław Dakowski]
Rosyjska telewizja: „Z tymi Europejczykami nie ma już absolutnie nic do negocjacji”.
W zeszłym tygodniu UE pokazała swoje prawdziwe oblicze. Na spotkaniu dyplomatów UE uczestnicy otrzymali długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły również spowodować śmierć ludzi.
Anti-Spiegel1 wrzesień 2025
Bardzo się cieszę, że skończyła się wakacyjna przerwa w cotygodniowym przeglądzie wiadomości w rosyjskiej telewizji, ponieważ z relacji, zwłaszcza od rosyjskiego korespondenta z Niemiec, często dowiaduję się o wydarzeniach politycznych w Europie i Niemczech, o których inne media nie wspominają.
Na przykład w niedzielę rosyjski korespondent z Niemiec poinformował, że Dania, kraj goszczący, przekazała europejskim ministrom spraw zagranicznych podczas piątkowego spotkania w Kopenhadze długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły nawet zabić ludzi. Nie wierzycie? Widać to na tym filmie:
Nic dziwnego, że Rosjanie od dawna zastanawiają się, co jeszcze mogą wynegocjować z “Europejczykami” [cudzysłów MD, nie mieszajmy szajki przy korycie z Europą] , skoro są tak zradykalizowani, że wręczają tak makabryczne prezenty swoim głównym dyplomatom, którzy powinni negocjować i osiągać porozumienia, a nikt nie ma im nic do zarzucenia. Wiedząc o tym, oświadczenie węgierskiego ministra spraw zagranicznych po spotkaniu, że UE chce długiej wojny, a nie pokoju, staje się tym bardziej zrozumiałe.
Ale to nie był jedyny temat relacji rosyjskiego korespondenta z Europy, dlatego przetłumaczyłem jego relację.
=======================================
Bruksela milczy, podczas gdy Kijów bombarduje „Przyjaźń”
Podobnie jak Ukraina, Europejczycy sabotują rozmowy pokojowe oraz wysiłki USA i Rosji, by zakończyć konflikt ukraińsko-rosyjski wszelkimi możliwymi sposobami. Nikt tam nie chce końca wojny. Z drugiej strony, UE po prostu nie będzie w stanie sfinansować wojny bez Ameryki, niezależnie od tego, co tam powiedzą.
Nasz europejski korespondent relacjonuje z Berlina:
W zeszłym tygodniu, według statystyk, w Niemczech zamknięto kilkadziesiąt firm, ale otwarto nową fabrykę. W Unterlüß w Dolnej Saksonii uruchomiono linię montażową do produkcji granatów kalibru 155 mm dla koncernu Rheinmetall. Produkcja ma osiągnąć 350 000 sztuk rocznie do 2027 roku. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział o tym wydarzeniu: „Jestem przekonany, że tempo produkcji będzie równie imponujące, jak tempo budowy tego zakładu. W ciągu zaledwie 18 miesięcy”.
Wydarzenie jest kolosalne jak na standardy europejskie: Wreszcie jest się czym pochwalić: mamy militaryzację; do tej pory to były tylko puste słowa. Aby jeszcze bardziej podkreślić wagę tego momentu, Sekretarz Generalny NATO Rutte pojawił się na otwarciu wraz z niemieckim ministrem obrony i szefem firmy, która według doniesień prasowych jest dosłownie numerem jeden na rosyjskiej liście śmierci.
Rutte dał się ponieść emocjom i nie zdawał sobie sprawy, że zdradza tajemnicę wojskową, mówiąc: „Mamy wielu sojuszników, którzy również uczestniczą w rozbudowie ukraińskich sił zbrojnych i będą to robić w przyszłości, po długotrwałym zawieszeniu broni, co jest nawet lepsze niż pokój”.
Nie chcą pokoju, ponieważ oznaczałoby to prawną formalizację rzeczywistości, którą uważają za wyjątkowo nieprzyjemną: klęski wojennej. Zawieszenie broni natomiast pozwala na utrzymanie sytuacji w stanie przejściowym przez lata, zgromadzenie sił, a następnie ponowne otwarcie „puszki” w odpowiednim momencie.
Największą przeszkodą w realizacji tego planu jest postawa Stanów Zjednoczonych. Dlatego kanclerz Merz codziennie narzeka na Putina. Pozornie zwraca się do całego świata, ale główny odbiorca jest jasny, gdy Merz mówi: „Ta wojna może trwać wiele miesięcy. Musimy być na nią przygotowani. Jesteśmy gotowi do bliskiej współpracy z naszymi europejskimi partnerami, Amerykanami, a także z Koalicją Chętnych”.
Koalicja pragnie obecnie bardziej niż czegokolwiek innego gwarancji bezpieczeństwa, które zapewnią oczekiwane zamrożenie konfliktu po zawieszeniu broni. W piątek ministrowie obrony UE pracowali nad listą w Kopenhadze, ale przewodnicząca Komisji Europejskiej, która spędziła całą drugą połowę tygodnia podróżując po krajach bałtyckich, zdawała się z góry wiedzieć, co z tego wyniknie.
Nie wymagało to jednak wielkiej inteligencji. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła: „Pierwszą linią obrony będzie wysoce zmotywowana i dobrze finansowana armia ukraińska. Drugą linią obrony będzie koalicja chętnych, wielonarodowych wojsk, które mogą przybyć na Ukrainę. Wciąż badamy, czy jest to konieczne”.
„Badamy” w tym przypadku to eufemizm maskujący dezorientację i wahanie. Półtora roku, odkąd Macron wezwał UE do wysłania wojsk na Ukrainę, rozgniewał wielu, zwłaszcza południowych sąsiadów, co po raz kolejny wyjaśnił wicepremier Włoch Matteo Salvini: „Kiedy głowa państwa europejskiego, naszego sąsiada, powtarza od miesięcy: »Jesteśmy gotowi do walki«, niektórzy myślą, że jutro powinniśmy wysłać naszych żołnierzy z butami, karabinami i hełmami na Ukrainę, by walczyli i ginęli. Nie! Nie! Czas działać dyplomatycznie”.
Niemniej jednak, jak donosi Politico, sojusznicy rozważają opcję utworzenia 40-kilometrowej strefy buforowej wzdłuż linii kontaktu, w której rozmieszczone zostałyby wojska „Koalicji Nieszczęśników” – od 4000 do 60 000 żołnierzy.
Ten zasięg wskazuje jednak na nieprzemyślany charakter całego planu, a dokładniej, na jego całkowity brak jakichkolwiek działań, połączony z jednoczesną sugestią energicznych działań, najwyraźniej mających na celu wzbudzenie zainteresowania administracji Trumpa udziałem w tym, co początkowo wydaje się być oszustwem wojskowym.
Omawiana jest również kwestia sankcji wtórnych. Sankcje pierwotne zostały całkowicie wyczerpane, ale nie ma to wpływu na prace nad 19. pakietem. Teraz na porządku dziennym jest wywieranie presji na partnerów handlowych Rosji: UE sygnalizuje Waszyngtonowi gotowość do wsparcia tego ryzykownego przedsięwzięcia.
Prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył: „Nadchodzące dni będą kluczowe. Oznaczają one koniec terminu, który ustaliliśmy z prezydentem Trumpem i prezydentem Zełenskim na zapewnienie pierwszych spotkań, i będziemy nadal naciskać na dodatkowe sankcje”.
Spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE w sobotę, które odbyło się w stolicy Danii po spotkaniach ministrów obrony, było paralelą do bajki „Lis i winogrona”.
Zachód i rosyjskie aktywa.
Szefowa unijnej dyplomacji Kallas ubolewała nad katastrofalnym brakiem funduszy na wsparcie reżimu w Kijowie i zakup amerykańskiej broni dla ukraińskich sił zbrojnych. Ale w belgijskim depozycie znajduje się 200 miliardów euro, a ona nie potrafi wymyślić w miarę legalnego sposobu na zdobycie rosyjskich pieniędzy. Von der Leyen rzuca obietnicami: Przejmiemy to wszystko.
Belgijski premier Bart de Wever, stojąc obok ponuro wyglądającego kanclerza Merza, powiedział: „To są fundusze rosyjskiego banku centralnego. Fundusze banku centralnego korzystają z immunitetu prawnego. A jeśli zasygnalizujecie światu, że w Europie może zapaść decyzja polityczna o konfiskacie funduszy państwowych, i że zostaną one następnie skonfiskowane, będą tego konsekwencje. Inne kraje wycofają swoje fundusze państwowe”.
Teraz jednak mają pomysł: przekształcenie zamrożonych aktywów w bardziej ryzykowne, a tym samym bardziej dochodowe papiery wartościowe, aby zapewnić więcej pieniędzy na utrzymanie reżimu w Kijowie. Jednak i tu pojawia się problem, ponieważ bez zgody właściciela aktywów manipulacje przynoszące straty są nielegalne.
A potem w tym tygodniu pojawiły się Węgry. Budapeszt pozywa Radę Europy za nielegalne przekierowanie zysków z rosyjskich aktywów na Ukrainę.
I tutaj Węgrzy mogą skorzystać z doświadczenia rosyjskiego biznesmena Usmanowa, a być może nawet jego ciętych prawników. Aliszer Usmanow od lat pozywa zachodnie media za rozpowszechnianie różnych fake newsów, co skłoniło UE do nałożenia na niego sankcji. Reuters, Times, New York Times, Le Monde, Guardian, Wall Street Journal, Forbes, Politico, Spiegel, Süddeutsche Zeitung – dziesiątki mediów uległy już naciskom Usmanowa i zostały zmuszone do usunięcia zniesławiających materiałów.
Okazuje się jednak, że to dopiero początek. Teraz kolej na Radę Europy, która odpowie za szkody wyrządzone jego osobistej i biznesowej reputacji.
Jednak Budapeszt ma oczywiście nieco inne powody pozwu przeciwko UE, jak wyjaśnił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto: „Komisja Europejska nie podejmuje żadnych działań w związku z ukraińskimi atakami zagrażającymi węgierskim dostawom energii.
Odpowiedź jest prosta: Komisja Europejska nie jest już Komisją Europejską, ale „Komisją Ukraińską”. Nie reprezentuje interesów Europy ani państw członkowskich UE, lecz interesy Ukrainy”.
Budapeszt zareaguje na bezczynność Brukseli w sprawie ukraińskich ataków dronów na ropociąg Przyjaźń, nie wpuszczając Ukrainy do UE zgodnie z przepisami, a już na pewno nie w trybie przyspieszonym. Absolutnie nie.
Jeśli chodzi o Ukrainę, Węgry również mogłyby odciąć jej prąd, ale na razie ograniczają się do wywierania politycznego wpływu na całą bandę Zełenskiego i na poszczególne osoby, takie jak jej prominentny członek, dowódca oddziałów dronów, niejaki Browdi, alias Magyar. Jest on Węgrem ze strony ojca i z powodu ataków na ropociąg Przyjaźń miał zakaz wjazdu do ojczyzny ojca.
Jak zawsze, gdy w grę wchodzi polski minister spraw zagranicznych Sikorski, historia przybrała nieco komiczny obrót, ponieważ Sikorski napisał na X: „Komandorze Magyar, jeśli potrzebuje pan odpoczynku i relaksu, a Węgry pana nie wpuszczą, proszę być naszym gościem w Polsce”.
I tu nie jest jasne, co jest ważniejsze dla Polaków – chęć zdenerwowania Orbána czy chęć zdenerwowania własnego prezydenta Nawrockiego, który postanowił jeszcze bardziej zwiększyć presję na Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski i zaczynają machać flagami Bandery, śpiewając banderowskie pieśni.
Najpierw Nawrocki, członek nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość [Widać przegięcia autora. Prezydent Nawrocki nie był i nie jest członkiem PiS, a ci ostatni nie sa przecież “nacjonalistami”, ani nawet narodowcami.M. Dakowski] , obiecał zrównać wszystkie symbole Bandery z symbolami nazistowskimi, a następnie ograniczyć świadczenia socjalne i bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne dla bezrobotnych ukraińskich uchodźców. Oświadczył: „Polscy obywatele we własnym kraju są w gorszej sytuacji niż nasi goście z Ukrainy. I nie zgadzam się z tym, Szanowni Państwo. Jak powiedziałem: Polska przede wszystkim, Polacy przede wszystkim”.
Naturalne napięcia między Warszawą a Kijowem, które przez jakiś czas tłumiła rusofobia,[po stronie władz warszawskich – narzucona MD] teraz znów wybuchły. Groźby ukraińskich mediów, by wzniecić agresję wśród uchodźców – w końcu sami ich wpuściliście – szybko doprowadziły do bezpośrednich działań.
Ukrainiec podpalił budynek mieszkalny w Polsce i opublikował w mediach społecznościowych film, w którym powiedział: „Spójrzcie, co robią nasi ludzie! Dom został podpalony. Nie macie pojęcia, do czego zdolni są nasi Ukraińcy!”.
Pożar został ugaszony, a komentator aresztowany. Teraz będzie robił nagrania z okopów.
Ale wkrótce będzie jeszcze ciekawiej, ponieważ obecny prezydent Polski i były szef Instytutu Pamięci Narodowej zamierza spojrzeć na kwestię ukraińską nie tylko w jej obecnym kontekście, ale w całej jej krwawej historycznej retrospektywie. Oznacza to, że wykorzysta ją do walki z krajowymi oponentami w osobie liberalnego, proeuropejskiego rządu Tuska.
Tusk poszedł za głosem serca i wskazówkami z Brukseli i wraz z Macronem i Merzem udał się do Mołdawii w Dniu Niepodległości, aby “bronić demokracji”. W Mołdawii Tusk powiedział: „Przyszłość Mołdawii leży w UE. Europa to projekt pokojowy, a Mołdawia jest częścią tego projektu”.
Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała podczas wydarzenia: „Europa to wolność i pokój, a Rosja Putina to wojna i śmierć. Mołdawianie już wybrali właściwą drogę, drogę europejską, drogę pokoju”.
Jak pomogli Mołdawianom dokonać właściwego wyboru, jest powszechnie znane. W ostatnich wyborach prezydenckich rząd otworzył dwa lokale wyborcze w Rosji, gdzie mieszka nawet pół miliona wyborców, ale setki lokali wyborczych w Europie. Teraz Sandu planuje zastosować tę samą sztuczkę w mołdawskich wyborach parlamentarnych. A jeśli jej się uda, może nawet dołączyć do „koalicji chętnych” i wysłać na Ukrainę nawet 700 najemników w ramach hipotetycznej misji europejskiej, a dokładniej, przyłączyć Mołdawię do Rumunii i zaatakować Naddniestrze. Wszystkie opcje są otwarte.
We Francji za tydzień zbliża się kolejny kryzys rządowy, który nie uratuje kraju przed zbliżającą się niewypłacalnością. Wielka Brytania śmiało idzie w ślady Argentyny i dołącza do klubu niegdyś bogatych krajów. Niemcy siedzą na pożyczonym worku pieniędzy, który nie uchroni ich przed koniecznością cięć wydatków socjalnych, ponieważ te pieniądze nie są przeznaczone na ratowanie gospodarki, ale na zbrojenia, rozbudowę armii i na Ukrainę.
Wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil oświadczył w poniedziałek w Kijowie: „Dla mnie, jako ministra finansów, ważne jest wzmocnienie zaangażowania Niemiec we wspieranie Ukrainy kwotą dziewięciu miliardów euro rocznie”.
Dokładnie tydzień temu kanclerz Merz ogłosił koniec państwa opiekuńczego. Sześć dni temu jego wicekanclerz i minister finansów Klingbeil przywiózł do Kijowa hojne prezenty.
A dla Niemców ten rząd ma nowinę: każdy, kto nie wstąpi dobrowolnie do Bundeswehry, będzie do tego zmuszony, jak wyjaśnił minister obrony Pistorius: „Potrzebujemy nie tylko dobrze wyposażonych żołnierzy; ciężko nad tym pracujemy od dwóch i pół roku i nie przestaniemy. Potrzebujemy również silnej Bundeswehry”.
„Silna Bundeswehra” oznacza ludzi zmotywowanych. Albo, sądząc po zachowaniu europejskich polityków, ludzi zastraszonych. „Rosja to drapieżnik” – powiedziała niedawno von der Leyen, a Macron natychmiast się z nią zgodził. Merz dołączył do Macrona, który w zeszłym tygodniu nazwał Putina „kanibalem”.
W wywiadzie dla francuskich mediów Merz został zapytany: „Jak się mówi „Wilkołak” po niemiecku? Dzieciożerca?”.
„Tak. Są jeszcze bardziej prymitywne wersje” – odpowiedział Merz.
„Czy używa pan tego słowa? Czy mógłby pan go użyć w odniesieniu do niego?”.
„Tak, tak właśnie widzę Putina”.
Naprawdę tak postrzega się Rosję. Na otwarciu sobotniego spotkania ministrów spraw zagranicznych UE duński kolega położył na stole prezent dla każdego z nich: długopis zrobiony z łusek po nabojach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy. Jeden z nich mógł nawet kogoś zabić. Oto elita europejskiej dyplomacji: dziś długopisy z łusek po nabojach, a jutro abażury z ludzkiej skóry i kubki z czaszek?
Jeśli zignorujemy fakt, że takie rzeczy są głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji kulturowej i skupimy się na teraźniejszości, to wszystko skończy się strachem, niepewnością i rozpaczą. Doświadczenie pokazuje, że degradacja polityczna prowadzi do całkowitej utraty człowieczeństwa.
Ręce, które wzięły te pióra, prawdopodobnie nie są już warte uścisku. Dla Rosji sytuacja staje się jednak znacznie łatwiejsza, ponieważ, poza nielicznymi wyjątkami, nie ma już absolutnie nic do negocjacji z obecnymi europejskimi przywódcami.
This saturation is intentional: repetition prompts patients to “ask your doctor” about brand-name drugs, which can steer demand. Policymakers have taken note. A GAO analysis found that 2016–2018 Medicare drug spending on advertised products accounted for 58% of Parts B and D outlays, underscoring how ad campaigns align with where public dollars go per the United States Government Accountability Office (GAO) 2021 Report to Committee on the Judiciary, U.S. Senate.
Billions Poured into Consumer Advertising
Pharma’s consumer advertising budgets have soared over the past decade. In 2018, companies spent ~$3.73B just on national TV ads; Humira alone accounted for ~$375M in TV placements. By 2022, total DTC advertising across platforms reached ~$8.1B.
A landmark JAMA study shows overall medical marketing (to both consumers and professionals) rose from $17.7B (1997) to $29.9B (2016), with DTC the fastest-growing segment while professional-targeted marketing remained the largest share.
Figure (JAMA 2019): Total U.S. medical marketing climbed from $17.7B (1997) to $29.9B (2016); DTC rose about five-fold, while marketing to health professionals stayed the largest slice.
Proponents argue ads can educate, surface under-diagnosed conditions, and de-stigmatize illnesses. Critics as reported in a Reuters entry counter that saturation inflates demand for high-priced brands and can exaggerate benefits. Both are represented in the literature.
“Education” or Promotion? How Industry Shapes Medical Learning
While TV and online ads target the public, even more is spent influencing clinicians. In 2016, spending directed at health professionals was ~$20.3B—about two-thirds of total promotional spend that year. Tactics include detailing (sales-rep visits), free samples, journal ads, and sponsorship of continuing medical education (CME).
Historically as shown 15 years ago, industry has funded about half of CME costs, and older analyses suggest companies anticipated ~$3.56 in additional sales for every $1 invested in CME sponsorship—an ROI that explains persistent sponsorship despite guardrails. (These are historic estimates; current mixes vary.)
Evidence shows exposure to industry promotion shifts prescribing toward sponsor brands (often pricier than generics). GAO and congressional reviews also link advertised drugs to higher Medicare spending shares suggests the 2021 Senate GAO report.
Lobbying and Political Muscle
Pharma doesn’t just market to patients and prescribers—it also invests heavily in policy influence. In 2024, the pharmaceuticals/health products sector spent a record ~$388M lobbying the federal government—the most of any industry. Cumulatively, since 1998 the sector has spent >$6.3B on federal lobbying.
Trade association PhRMA routinely ranks among the top single spenders.
It’s difficult to prove causation between marketing/lobbying and market “power,” but the correlations are strong: heavy advertising builds blockbuster brands; sustained professional promotion keeps them top-of-mind; and lobbying helps preserve favorable rules on pricing and DTC marketing. Analyses also show many leading firms spend more on sales & marketing than on R&D in a given year (e.g., 9 of 10 in one 2019 analysis; 7 of 10 during 2021), highlighting how promotion remains central to the business model.
Finally, context matters: the $29.9B total medical marketing (2016) rivaled the NIH’s annual budget and was about six times the FDA’s, underscoring the scale of private promotional spend relative to public science and oversight as reported to Congress.
Bottom line
Pharma’s DTC ad presence on U.S. television is pervasive, but it’s only the tip of a larger influence strategy that includes professional promotion and record lobbying. Over the past decade, spending across these channels has surged, as have drug revenues and policy influence. Whether one views DTC as education or enticement, the evidence shows the industry’s marketing-and-lobbying engine has helped shape what drugs Americans see, which ones they get prescribed, and how much we all pay for them. And given the troubles and scandals such as Vioxx, and OxyContin, are collective vigilance should be up.
Sources
TV ad exposure: Ventola 2011; Parekh 2018; DTC legality (US/NZ): Johns Hopkins / JAMA; GAO findings (58% Medicare spending on advertised drugs, 2016–2018): GAO-21-380; TV spend 2018 & Humira: FiercePharma; DTC total 2022 (~$8.1B): FiercePharma roundup; CME funding & ROI (historic): Brody 2009; commentary noting ~50% CME funding; Lobbying: OpenSecrets (2024 $388M; >$6.3B since 1998); Drug spending: HHS/ASPE (2016–2021 to $603B); NASEM/IQVIA reference (> $603B payer net / 2022 > $633B) and finally “Marketing vs. R&D” (many top firms): RAPS 2019; AHIP 2021.
Św. Hildegarda z Bingen w jednym ze swoich tekstów używa zwrotu “smród duszy” “śmierdząca dusza”. Takie wyeksponowanie słowa “smród” zda się uszkadzać nasze poczucie przyzwoitości. “Jak tak można!” – mówimy. Wzdrygamy się. Jak przyzwoitki. Przyzwoitki które śledzą “życie” “celebrytów”. Tropią życie osobiste “gwiazd”. “Gwiazdami” nazywamy byle łachudrę, co to nauczył się uczyć scenopisów na pamięć, kręcić kuprem na “wybiegach”, szarpać druty, łgać w żywe oczy w programach “informacyjnych”. Kim jest aktualny partner gwiazdy X? Co zrobiła na wakacjach gwiazda Y? Gdzie mieszka dawna gwiazda i jak się szpetnie postarzała? Łykamy gówna. Sycąc się tym, że nie tylko my spsieliśmy, że oni też. I oglądamy. Gówno wpływa przez oczy. Oglądamy, patrzymy, wytrzeszczamy gały. I rżymy ze śmiechu. “Ale pieprznął na ziemie! Haha!” Ale go wyrolowali! Ale cymbał! Hihi! Podlożony pod obrazki oślinione śmierdzącymi “uczuciami” (metamorfozami najprostszych instynktów) śmiech zaraża nas i też rżymy. Zaraźliwość fetorem. Wirus gównianej “satysfakcji”.
Albo toniemy w podziwie: “Pięknie wygląda!” Ale suknia! Ile to musiało kosztować! Wspaniałe! Jaką piękną ma posiadłość! W najlepszej dzielnicy. Widziałaś kto był na jej zaręczynach z najwyższym koszykarzem z NBA? A jechali konno. Owinięci w aksamit. A widziałaś jej najnowszy film? Cały w różu. Szok. A jak ona świetnie udaje dziecko w tej roli. Pewnie będzie Oskar…
Czy naprawdę zwierzęta są też aż tak “walnięte”? Jeżdżą ryczącymi motorami po osiedlu nocą? By pokazać. Pokazać SIĘ. Pokazać nie wiadomo co niewiadomo komu. Pokazać gówno… Pokazać tym gówniarzom.
Ja wam pokażę! Nie podskoczycie mi! Gówno mi zrobicie!
Czerwone dywany Hollywood. Udawacze za dacze. Beverly Hills. Gówniane raje i my w roli podglądaczy zza płotu. Czasem nagle poczujemy się głupio, gdy ukryte szambo gwiazd się wyleje. Prezenter molestował dziesiątki dzieci, raper kierował gangiem narkotykowym i gangiem wykorzystującym seksualnie. Piosenkarz o pięknym głosie gwałcił. Kopacz wybitny lub wrzucacz do kosza rąbał kraj na miliony podatków. Strasznie inteligentny i moralizujący reżyser – pedofilił… Na chwilę się oburzamy. Następnego dnia kupujemy “Z życia gwiazd”.
Smród. Śmierdzimy na kilometry. Nie wiedząc o tym. Nie czując swojego smrodu ani naszych idoli.
Robimy falę! Rączki w górę i skandujemy!
Śmierdzące fałszem na kilometry słowa polityków. Subkultura strupkultura, trupkultura… Omijam śmierdzące dusze, miałaś rację, Hildegardo…
Płyną potoki guana przez nasze smartfony, laptopy i telewizory. Przez nasze myśli, uczucia i życie. Przez nasze serca. Czy to jeszcze serca? Czy wysypiska?
“Swifties” – jest takie hasło nawet w Wikipedii: “Swifties are the fandom of the American singer Taylor Swift. Regarded by journalists as one of the largest and most devoted fanbases in music, Swifties are known for their high levels of participation, community, and cultural impact on the music industry and popular culture. They are a subject of widespread coverage in the mainstream media.”
Jedna z największych i najbardziej oddanych grup fanów. Jest szeroko komentowana w mediach głównego nurtu. Dziennikarze uważają fanów Swift za niezwykle wpływowy blok wyborczy. Fani atakują werbalnie osoby, w tym celebrytów, które oczerniały Swift. Analizy kulturowe opisywały Swifties jako niezwykłą wspólnotę zainteresowań , subkulturę i niemal meta-świat. Według Dictionary.com termin “Swiftie” często sugeruje, że dana osoba jest „bardzo namiętnym i lojalnym fanem, a nie tylko okazjonalnym słuchaczem”.
A i “naukowcy” nie zasypiają gruszek w popiele. Też grzebią w gównie. Wygrzebują swoje. Badają i tworzą :). Stworzyli pojęcie “kolektywna efervescencja”, czyli fakt że “społeczność lub społeczeństwo może czasami zjednoczyć się i jednocześnie komunikować tę samą myśl i uczestniczyć w tym samym działaniu. Takie wydarzenie wywołuje wówczas efervescencję zbiorową, która pobudza jednostki i służy jednoczeniu grupy.” Naukowcy jak muchy na gnojowniku. Na żerowisku. ” “Pojedziemy na łów, na łów, Towarzyszu mój!” Niestrudzenie monitorują prędkość z jaką ludzkość zdąża do piekła…
Oddanie fanów. Szerokie komentarze. W mediach. Z fanów utworzymy blok wyborczy. Fani atakują. Bo mają wspólnotę zainteresowań. Mają wspólną namiętność. Są lojalni bez granic. Fani atakują fanów. Namiętnie. Jak dwie kupy wijących się koncertowo robaków walczących o swój udział w pożywnej gnojówce. W oparach smrodu.
Nowe, recenzowane badania nad szprycą. Preparat niebezpieczny, nieskuteczny i narusza prawo międzynarodowe
Łączna liczba zgonów spowodowanych agresywnie promowanym preparatem na kowid zgłoszonych do skorygowanych danych VAERS przekracza 589 tys. w USA i 17 milionów na świecie.
„Life Site News” poinformowało o nowych badaniach dostarczających „niepodważalnych” podstaw do „natychmiastowego wycofania szczepionek mRNA przeciwko COVID-19”. „Międzynarodowe dowody wskazują, że zastrzyki mRNA są niebezpieczne, nieskuteczne, zanieczyszczone i naruszają prawo międzynarodowe” – czytamy.
Czołowy ekspert ds. zagrożeń związanych ze szczepionkami mRNA Nicolas Hulscher, epidemiolog i administrator Fundacji McCullough poinformował o trzech nowych recenzowanych już badaniach, z czego dwa zostały już opublikowane. Stwierdził, że dostarczają one „niepodważalnych podstaw do natychmiastowego wycofania z rynku zastrzyków mRNA przeciwko COVID-19”.
– W ciągu ostatnich 48 godzin opublikowano dwa WAŻNE artykuły, które bezpośrednio bazują na naszym niedawnym przełomowym badaniu – powiedział McCullough.
– Wspólnie dowody międzynarodowe są spójne: zastrzyki mRNA są niebezpieczne, nieskuteczne, zanieczyszczone i naruszają prawo międzynarodowe – dodał.
Jedno z badań zatytułowane „Harms and Damages, a Non-Exhaustive Conclusion” (ang. Rany i szkody, wniosek niewyczerpujący) stwierdza, że szpryce na koronkę „zawierają elementy modyfikowane genetycznie, co narusza Konwencję o Broni Biologicznej”.
Badanie wykazało, że szczepionki przeciw COVID-19 miały szkodliwy wpływ na układ sercowo-naczyniowy, rozrodczy i odpornościowy. Wskazano na układ sercowo-naczyniowy i silny związek z zapaleniem mięśnia sercowego, zawałami serca, udarami mózgu i arytmiami. W kwestii układu rozrodczego potwierdzono wysoki wskaźnik poronień, martwych urodzeń i zgonów noworodków. Natomiast w sprawie układu odpornościowego stwierdzono załamanie charakteryzujące się reaktywacją wirusa, chorobami autoimmunologicznymi i przyspieszeniem rozwoju raka.
Drugie badanie to „Regulatory and Safety Assessment of COVID-19 mRNA-LNP Genetic Vaccines in Japan: Evidence for Revocation of Approval and Market Withdrawal” (ang. Ocena regulacyjna i bezpieczeństwa szczepionek genetycznych mRNA-LNP przeciw COVID-19 w Japonii: Dowody na cofnięcie zatwierdzenia i wycofanie z rynku). Stwierdzono w nim, że 103 miliony osób w Japonii otrzymało szprycę bez ogólnokrajowego dochodzenia w sprawie bezpieczeństwa ani długoterminowego monitorowania.
Naukowcy zgodnie oceniają, że preparaty na koronkę zostały błędnie sklasyfikowane jako „szczepionki”, a nie „produkty terapii genowej”. Pozwoliło im to ominąć surowsze normy regulacyjne.
„Nigdy nie przeprowadzono badań krytycznych” – stwierdzili autorzy badania, którzy udokumentowali naruszenia prawne i etyczne, w tym zatajanie szkód, zatajanie danych dotyczących śmiertelności oraz zgody wydane bez badań klinicznych.
Nowe, recenzowane badania potwierdzają wcześniejszy raport z początku roku sporządzony przez Hulschera, dr Mary Talley Bowden i dr. Petera McCullougha opublikowany w czasopiśmie „Science, Public Health Policy and the Law”. Stwierdzono w nim, że ryzyko związane ze szprycami na koronę „znacznie przewyższa teoretyczne korzyści”.
„Kampanie szczepień przeciwko COVID-19 na całym świecie nie spełniają podstawowych standardów bezpieczeństwa i skuteczności, co prowadzi do narastających dowodów na znaczną szkodliwość” – ocenili wówczas naukowcy.
Lifesitenews.com przypomina, że łączna liczba zgonów spowodowanych agresywnie promowanym preparatem na koronkę zgłoszonych do skorygowanych danych VAERS przekracza 589 tys. w USA i 17 milionów na świecie.
„Te trzy badania razem prowadzą do tego samego wniosku: natychmiastowe globalne wycofanie zastrzyków mRNA COVID-19 jest niezbędne, aby zapobiec dalszym stratom w ludziach” – napisał na X Hulscher.
„Nadszedł czas, aby stanąć po właściwej stronie historii – lub zostać zapamiętanym przez przyszłe pokolenia jako współwinny jednej z największych tragedii naszych czasów” – podsumował.
The prime directive of Western medicine, its golden rule, is expressed by the Latin maxim primum non nocere– first, do no harm. Unfortunately, the Covid era taught us that from the patient’s point of view, a better motto for our times might be caveat emptor – let the buyer beware.
Every medical student is taught that, first and foremost, they should not cause harm to their patients, and every doctor is familiar with this maxim. It is echoed in the Hippocratic Oath and forms the basis for the four pillars of medical ethics: autonomy, beneficence, non-maleficence, and justice.
This rule, and the core tenets of medical ethics that it underpins, were all abandoned during the Covid era. They were replaced with a brutal, inhumane, and unethical martial-law-as-public-health approach to medicine. The results were unconstitutional lockdowns, prolonged school closures, suppression of early treatment, mandated vaccinations, and silencing of dissenting views. These abuses were justified by constant propaganda and lies from public health authorities, the medical establishment, the mainstream media, and medical professional associations.
Enter the American Academy of Pediatrics.
The American Academy of Pediatrics (AAP) is the largest professional association for pediatricians in the United States. Nearly one hundred years old, the AAP’s motto is “Dedicated to the Health of All Children.” But as with so much of the medical establishment, the Covid era revealed that the AAP has abandoned its stated mission, and in the process, it has betrayed children everywhere.
During the Covid era, no group was harmed more – or more unnecessarily – than children, who lost multiple years of education, socialization, and normal growth and development. Many millions of kids also received the fraudulently tested, toxic, experimental mRNA-based injections that were coercively imposed upon the population at large. Countless children have been harmed or killed by these products, with myocarditis being only the most universally acknowledged of the many toxicities associated with the shots.
Adding insult to injury, it was known from the beginning of the pandemic that the gain-of-function-produced SARS-CoV-2 virus affected children very mildly, rarely causing severe illness, and almost never killing them. Even at the height of the pandemic, an article in the preeminent journal Nature described pediatric Covid deaths as “incredibly rare.” A very large population-based Korean study from 2023 found the case-fatality rate in children from Covid to be well under 1 death in every 100,000 cases.
If no segment of the population was harmed more egregiously than children during the Covid era, few medical organizations betrayed their patient population more thoroughly than the American Academy of Pediatrics.
While the AAP has for many years taken questionable stances on a variety of issues, including the ever-enlarging pediatric vaccine schedule, “gender reassignment,” and others, at one early point during Covid, the AAP did attempt to advocate appropriately in the interest of children. It didn’t last long, however, and a review of this incident shows how the AAP, like so many other medical professional organizations, effectively sold its soul during Covid.
Summer 2020: The AAP Changes Its Tune on In-School Learning
From mid-March 2020, when the Covid lockdowns began, until the end of that school year in June, most American schoolchildren had been kept completely out of school. On July 9, 2020, the AAP released a statement arguing forcefully for the return of American schoolchildren back:
The AAP strongly advocates that all policy considerations for the coming school year should start with a goal of having students physically present in school. The importance of in-person learning is well-documented, and there is already evidence of the negative impacts on children because of school closures in the spring of 2020.
The July AAP statement went on to say that school closure “places children and adolescents at considerable risk of morbidity and, in some cases, mortality.” It went even further to state that:
the preponderance of evidence indicates that children and adolescents are less likely to be symptomatic and less likely to have severe disease resulting from SARS-CoV-2 infection. In addition, children may be less likely to become infected and to spread infection.
All of these claims the AAP made in July 2020 were known to be true to those who did the proper research (as the AAP apparently had done), and they have been repeatedly and definitively confirmed in the following years.
I was acutely aware of that July 9, 2020, AAP statement. I used it as an important resource in my own advocacy during the summer of 2020 to try to get schools reopened for full-time learning in New York State by the fall. The July AAP document was a well-researched, well-constructed, and well-argued advocacy tool that supported all children’s best interests.
So far, so good. Very soon thereafter, however, the AAP shamefully succumbed to pressure from public health officials, teachers’ unions, and others pushing for continued school closures. By August 19, 2020, with school reopening imminent, the AAP suddenly “revised” their recommendations. The AAP dramatically changed its tune, stating that they would go along with whatever measures public health officials decreed:
…many schools where the virus is widespread will need to adopt virtual lessons and [AAP] is calling for more federal funding to support both models.
“This is on us – the adults – to be doing all the things public health experts are recommending to reduce the spread of the virus,” said AAP President Sara “Sally” H. Goza, M.D., FAAP.
In an act of cowardice and dereliction of duty, the AAP surrendered. It abandoned the strong and sound advocacy for normalizing children’s education contained in its July document. As a physician actively following the issues of the day surrounding Covid and publicly fighting for school reopening, I can testify that nothing changed regarding our knowledge of the virus that justified the AAP’s abdication of its responsibility to children. In fact, multiple foreign countries had already returned children to school without ill effect. The AAP’s capitulation significantly undermined school reopening efforts, especially in Blue states.
The AAP’s sudden and craven volte-face regarding in-school learning was just one of many disgraceful acts committed by medical associations during the Covid era, and it acted to the severe harm of schoolchildren across the nation. Millions of American schoolchildren continued to languish in “remote” or “hybrid” learning for the entire 2020-2021 school year. Many thousands simply dropped out of school, never to return.
In retrospect, the AAP cannot claim that they “didn’t know” enough to push for school reopening. Their July 2020 document proves they knew the correct course of action – before caving in to the establishment’s false narrative, and then subsequently devolving into just one more shameless shill organization, pushing for the mass inoculation of children with the toxic Covid mRNA injections.
Why would the AAP have done such a thing?
Money, for one thing. And plenty of it.
The AAP’s Federal Funding Windfall During Covid
As the Covid vaccine push intensified, the AAP became one of the trusted legacy medical associations that was handsomely rewarded to “push vaccines and combat ‘Misinformation’.” By 2023, the year for which data is most available, the AAP was absolutely raking it in.
AAP… received $34,974,759 in government grants during the 2023 fiscal year, according to the organization’s most recent tax disclosure. The grants are itemized in the AAP’s single audit report for 2023-2024.Documents show some of the money was used to advance childhood vaccination in the U.S. and abroad, target medical “misinformation” and “disinformation” online, [and] develop a Regional Pediatric Pandemic Network.
In summary: in July 2020, the AAP ever-so-briefly and correctly sided with the lockdown dissenters, in service of its self-proclaimed motto to serve “the health of all children.” But by mid-August, the AAP switched sides and subsequently got a massive payout to do so. In fiscal 2023 alone, the AAP was receiving $35 million of tax money, much of it directly tied to pushing the Covid mRNA shots in children and to silence dissenters, whom it knew were telling the truth.
Unfortunately, this is unsurprising. Years before Covid, the AAP had already morphed into a highly compromised organization, straying far from its stated goal of being “dedicated to the health of all children.”
The Dinosaurs Sell Themselves to Survive
The business model for the old establishment medical professional organizations, like the AAP, is a dinosaur. The value of paid membership to these organizations has disappeared over the years, causing income from membership fees to fall. Individual paid subscriptions to their flagship journals have nosedived as well. Their financial survival increasingly relies upon Big Pharma largesse and, as we saw above for the AAP during Covid, government payouts.
In return for Big Pharma and government money, these professional organizations function less and less as champions for their professional members and their patients. They become mouthpieces for government initiatives and advertisers for Pharma. If you’ll pardon the mixed metaphor, they have become a strange species of dinosaur-prostitutes.
The AAP in particular is deeply tied to and heavily subsidized by Big Pharma, especially in the area of vaccine promotion.
Starting with the 1986 National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA), which effectively eliminated tort liability for vaccine manufacturers, the CDC pediatric vaccine schedule has ballooned from 7 vaccines in 1985 to 23 vaccines (and over 70 total doses!) in 2024. Since then, the AAP has largely been in the vaccine promotion business.
In accordance with the CDC vaccine schedules, the Federal government purchases huge quantities of the recommended vaccines from pharmaceutical companies. The shots are promoted to the public and to physicians through well-paid organizations like the AAP, and administered by pediatricians, many of whom receive payment – essentially kickbacks – to do so. Every step of the way, palms are greased.
As a result, American children have become what Dr. Meryl Nass calls “a delivery system to transfer taxpayer funds to big pharmaceutical companies, via your child or grandchild’s arm.”
As HHS Secretary Kennedy recently noted, the AAP posts on its own website its financial indebtedness to its corporate “donors.” Lo and behold, the four top vaccine manufacturers for the products on the pediatric vaccine schedule – Merck, Pfizer, Moderna, and Sanofi – stand at the top of the AAP’s corporate “donor” list. (The total amounts of the payouts the AAP receives are not disclosed.)
The AAP, originally created a century ago to advocate for pediatricians and their patients, has devolved into an advertiser and lobbyist for the corporate interests that fund their operations. So much for “dedicated to the health of all children.”
Stepan Bandera jest symbolem tej ideologii, w imię której wymordowano dziesiątki tysięcy polskich kobiet, dzieci, starców, ludności cywilnej; ideologii, która zasadzała się na ścisłej współpracy z Niemcami Adolfa Hitlera. Mówił o tym prof. Andrzej Nowak.
Historyk opowiadał o postaci Stepana Bandery na antenie „Kanału Zero”. Profesor przypomniał, że Bandera stał się symbolem narodowym Ukraińców tak naprawdę dopiero w ciągu minionych dwudziestu lat. W 2010 roku ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko ogłosił Banderę bohaterem narodowym, co rozpętało wielką dyskusję – czy symbol walki z okupantem sowieckim, ale zarazem symbol agresji ukraińskiego nacjonalizmu przeciwko Polakom i Żydom, może być rzeczywiście bohaterem. W 2010 roku głosy w tym sporze rozkładały się po połowie. W roku 2022 było już inaczej – 74 proc. Ukraińców pozytywnie oceniało postać i znaczenie Bandery.
Jak podkreślił, w narodowym ruchu ukraińskim czasów Bandery „Polacy w Galicji byli traktowani jako główny wróg do zniszczenia, do zabicia”. Tych Ukraińców, którzy zgadzali się na jakąś formę ugody z Polakami, traktowano tak samo – należało ich wyeliminować.
– Ta tendencja, by zniszczyć wszelkie możliwości ugody Ukraińców z Polakami, Polaków z Ukraińcami jest istotą koncepcji integralnego nacjonalizmu, który stopniowo będzie się wyłaniał już w następnych latach w środowisku ukraińskim – podkreślił.
– Ta właśnie szczególna sytuacja, w której rozwija się ukraiński ruch narodowy, nacjonalistyczny na terenie Galicji Wschodniej, w II Rzeczpospolitej nazwanej Małopolską Wschodnią, kształtuje świadomość rodzinną, młodzieńczą Stepana Bandery – mówił.
„Wielka” kariera Bandery w OUN rozpoczęła się w 1933 roku; działalność OUN w II Rzeczpospolitej była wówczas wspierana przez wywiad niemiecki, ale nie tylko – OUN wspierali wszyscy, którzy chcieli zaszkozdić wtedy Polsce, także Czechosłowacja i Litwa. Robili to w dyskretny sposób nawet Sowieci, choć tak, by nie było to jawne dla samych działaczy OUN. Sowietom zależało na wyniszczeniu Polski stojącej na drodze do dominacji w Europie Środkowej.
Historyk przypomniał, że kiedy UPA dokonywała ludobójstwa na Wołyniu, Bandera siedział internowany w obozie Sachsenhausen – w luksusowych warunkach, niemniej jednak był daleko od centrum wydarzeń. Okoliczności podjęcia decyzji o przeprowadzeniu ludobójstwa nie zostały jak dotąd w pełni wyjaśnione, stąd rola Bandery w drodze do tej decyzji jest sporna. Niewątpliwie jednak jednym z głównych sprawców zbrodni był Roman Szuchewycz, którego pomniki stoją dziś na zachodniej Ukrainie. Szuchewycz tymczasem jest czystym [brudnym !! md] zbrodniarzem, i zasługuje „na wieczną niepamięć, na skreślenie go czarną linią z listy osób zasługujących na jakikolwiek cień szacunku”.
– Bandera niewątpliwie był symbolem ideologii, w imię której Szuchewycz i jemu podobni dowódcy UPA podejmowali się akcji zabijania tysięcy, dziesiątków tysięcy polskich kobiet, dzieci, starców, ludności cywilnej po to, ażeby zostawić miejsce dla czystej rasowo, czystej etnicznie rasy ukraińskiej. Ukraina miała być, jak to ujął jeden z wykonawców tej zbrodni i ideologów jednocześnie, jak złoty łan pszenicy, bez jednego chwastu. Ta metafora, tak pięknie brzmiąca, oznaczała po prostu, że żadnego Polaka, żadnego Żyda, żadnego obcoplemieńca nie może być na terenie, na którym będzie wielka Ukraina, że trzeba tych, którzy sami nie zdążą uciec, zamordować. To właśnie zostało wykonane w 1943-1944 roku rękami UPA, której symbolem, najważniejszym, można powiedzieć, bohaterem pozostawał w dalekim Sachsenhausen Stepan Bandera – wskazał profesor Nowak.
– „Niech żyje Adolf Hitler, wódz III Rzeszy, niech żyje Stepan Bandera. Śmierć Żydom, Polakom i komunistom” – to była istota ideologii, której Bandera patronował – dodał historyk. Ostatecznie Bandera został z Sachsenhausen zwolniony, żeby prowadzić dalsze działania wygodne dla Niemiec. Do samego końca, czyli do wiosny 1945 roku, Bandera podkreślał, że Ukraina musi pozostać przy Niemcach Adolfa Hitlera.
Prof. Nowak zaznaczył, że w roku 2016 było na Ukrainie ponad 60 pomników Bandery, dziś jest ich pewnie około 100. – Bandera jest upowszechniany jako bohater, bohater, z którego biografii wyparowała cała część kolaboracji z Niemcami, cała część odpowiedzialności politycznej za ludobójstwo na Polakach i mordowanie ludobójcze ludności żydowskiej na Ukrainie w czasie II wojny światowej, a pozostał jeden symbol. To jest bohater wojny przeciwko Związkowi Sowieckiemu – stwierdził.
W istocie jednak Bandera nie brał w ogóle udziału w walce z Sowietami. Mieszkał w Monachium, kiedy żołnierze UPA, wcześniej mordujący Polaków, walczyli z okupacją sowiecką. – Bandera nie był bohaterem walki przeciwko Sowietom. Stał się symbolem niejako wbrew swojej biografii – zaznaczył historyk.
Flagi Polski, USA i NATO. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
Bardzo często w naszej publicystyce pojawia się przekonanie, że kraj nasz dziś znalazł się w potrzasku geopolitycznym, który przypomina czasy schyłku XVIII wieku. W myśl toku tego rozumowania Polska jest otoczona przez wrogie nam mocarstwa i skazana na unicestwienie, czyli powtórkę z rozbiorów Rzeczpospolitej przez kraje niemieckie i Rosję.
Przekonanie to opiera się na słusznej co do zasady analizie obecnego położenia Polski będącej w istocie protektoratem obcych potęg, gospodarczo całkowicie uzależnionej od Niemiec, politycznie co do joty wypełniającej wytyczne płynące z Waszyngtonu. Elity społeczno-polityczne nad Wisłą są w takim samym stopniu skorumpowane i podporządkowane interesom Brukseli czy Berlina, jak te niegdyś przyjmujące jurgielt i realizujące polecenia płynące z ambasad dworów Sankt-Petersburga czy Berlina.
Terytorium współczesnej Rzeczpospolitej w takim samym stopniu stało się „karczmą zajezdną Europy” – jak określał nasz kraj książę Adam Kazimierz Czartoryski w czasach panowania Augusta III Wettyna. Dobitnie pokazał to przebieg konfliktu Rosji z Ukrainą, kiedy to – polskie z nazwy – lotnisko Jesionka pod Rzeszowem stało się największą bazą logistyczną wojny. Jak w czasach wojny północnej czy też siedmioletniej, tak i teraz kraj nasz nie ma żadnych korzyści z międzynarodowej rozgrywki, usłużnie udostępniając swoje terytorium. Na naszych oczach pod dyktando obcych interesów dokonano bezprzykładnego rozdrapania środków obrony Rzeczpospolitej i wydrenowania jej finansów publicznych. Polscy patrioci mogą się tylko temu bezsilnie przyglądać…
Starej Rzeczpospolitej lot ku przepaści
Mimo wszystko jednak można i należy dostrzec bardzo poważne różnice w położeniu geostrategicznym monarchii polsko-litewskiej w XVIII wieku i współczesnej Polski. Rzeczpospolita Obojga Narodów w wyniku błędów, zaniechań i katastrofalnie złych wyborów własnych elit, pozwoliła na bezprzykładne wzmocnienie wrogów własnej państwowości: od niepamiętnych czasów nieprzyjaznych krajów niemieckich i protestanckiej Szwecji. Z kolei konsekwentne wspieranie nowego gracza – Rosji – przez skrajnie wrogie nam protestanckie potęgi morskie: Wielką Brytanię i Zjednoczone Prowincje Niderlandów doprowadziło do zaciśnięcia na szyi Rzeczypospolitej geostrategicznych kleszczy. Jeśli dodamy do tego chwiejną politykę Francji, która przywiązana była do sojuszu z Turcją i Szwecją, łatwo zrozumiemy, jak osamotniona była u progu XVIII wieku nasza Ojczyzna.
Śledząc rozgrywki dyplomatyczne tego okresu, można ze zdumieniem odkryć ślepotę i zadziwiający upór mocarstw morskich w pogłębianiu izolacji Rzeczpospolitej, co w dłuższej perspektywie załamało wielowiekowy porządek i równowagę sił w naszym regionie Europy. W tym wypadku ideologiczne zacietrzewienie i nienawiść – podsycane przez międzynarodowe środowiska masonerii i diaspory żydowskiej – zaburzyły chłodną ocenę i doprowadziły do implozji najważniejszego zwornika porządku geopolitycznego – upadku Królestwa Francji. Upadek Francji i Polski, a także bezprzykładne osłabienie Hiszpanii i Monarchii Habsburgów spowodował upadek strego porządku opartego na ideałach chrześcijańskiej i europejskiej Universitas.
Krótki moment otrzeźwienia i powrotu do politycznego realizmu nastąpił u schyłku działań III Wojny Północnej (1700-21). Król Polski i elektor saski popełnił wówczas katastrofalny błąd geostrategiczny, atakując Szwecję zamiast stosunkowo słabą jeszcze Rosję, ale uśmiech fortuny sprawił, że ten fatalny błąd można jeszcze było naprawić. Elity brytyjskie przerażone mocarstwowymi planami cara Piotra I, który po podporządkowaniu sobie Rzeczpospolitej i odepchnięciu Szwecji poprzez zagarnięcie drogą dynastycznej sukcesji księstwa Meklemburgii próbował wejść ze swoją flotą na wody Morza Północnego, gwałtownie zareagowały. Londyn powściągnął ambicje ostatniego po mieczu Romanowa i udzielił mu lekcji. W efekcie krótkotrwałego sojuszu Anglii–Austrii–Rzeczpospolitej król August II odzyskał suwerenność, co w porozumieniu ze szlachtą doprowadziło do reform Sejmu Niemego.
Efektem kursu reformatorskiego w Polsce i na Litwie było ustanowienie m.in. stałych podatków na armię i reform systemu fiskalnego, w tym ustanowienie ceł generalnych. Dla Rzeczpospolitej na krótko zaświeciło słońce, jednak nie na długo. Tak naprawdę kraj nasz był już za słaby, by móc decydować sam o sobie. Kiedy Brytyjczycy wkrótce zmienili oś swojego kompasu politycznego i obawiając się marszu Rosjan na Wschód i Południe po trupie Turcji, na nowo skierowali uwagę mocarstw północnych na ziemie RzON. Oznaczało to wolną rękę dla Prus i Rosji w kształtowaniu ładu w Europie środkowej. Wyrok na państwo litewskie państwo zapadł. Efektem tego było sławetne porozumienie Trzech Czarnych Orłów (w istocie było to doraźne porozumienie, które jest u nas mocno przeceniane, ale symbole są ważne w historii) i ustanowienie cichego, a od 1766 roku jawnego rosyjskiego protektoratu na terytoriom Rzeczpospolitej.
Jak wyrwać się z matni?
Późniejsze losy Polski to w istocie dzieje agonii. Żaden – nawet najzdolniejszy władca – nie mógł odwrócić katastrofalnego kursu. Dla polsko-litewskich elit prawdziwym szokiem był pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej. Przez cały wiek XVIII panowało w kraju przekonanie, że rację miał Wielki Elektor Brandenburski Fryderyk Wilhelm I, który w swym politycznym testamencie pisał, że „Wielka Rzeczpospolita jest państwem nigdy nie wymierającym”. Polscy władcy i szlachta byli przekonani, że właśnie ich kraj jest takim niemożliwym do usunięcia elementem większego porządku europejskiego. Wyciągnięcie tego elementu – w myśl tego toku rozumowania – doprowadzić miałoby do rozsypania się kontynentalnej układanki.
Także król Stanisław August był przekonany, że korzyści płynące dla Rosji i jego byłej kochanki Katarzyny II z utrzymania rosyjskiego protektoratu nad CAŁYM ciałem Rzeczpospolitej, są niezachwiane. Stało się inaczej, gdyż Katarzyna, choć z pochodzenia Niemka, była opanowana rządzą urzeczywistnienia tak zwanego „Wielkiego Planu Greckiego”, czyli wypchnięcia Turcji z Europy, odzyskania dla prawosławia Konstantynopola i odtworzenia dawnego prawosławnego Cesarstwa Bizantyjskiego (pod rosyjskim protektoratem oczywiście).
W tej sytuacji polskie powstanie narodowe w postaci tzw. Konfederacji Barskiej – jawnie wspierane przez Francję i Austrię – było przeszkodą w tych dalekosiężnych planach. Kompromitujące porażki z bitnymi Polakami i przedłużanie się tej ruchawki sprawiły, że Katarzyna (w sercu przecież Niemka i to z pomorskiego Szczecina) uległa presji Wielkiego Fryderyka i zgodziła się na rozbiór. Dla Prusaków odzyskanie dawnego terytorium Prus Królewskich zagarniętego przez króla polskiego przed wiekami i uzyskanie lądowego połączenia między Brandenburgią i Prusami, było kwestią pierwszorzędną.
Polski lot ku katastrofie nabrał wówczas rozpędu i wydawało się, że jedyną szansą na przetrwanie jakiejś formy państwowości jest wierne trwanie u boku Rosji, co było niezmiennym programem partii dworskiej. Polscy patrioci, skupieni w lożach masońskich i wokół wybitnie zdolnego Ignacego Potockiego w ramach tzw. „stronnictwa patriotycznego”, zadecydowali inaczej. Doprowadzili do podpisania traktatu zaczepno-odpornego z Królestwem Prus. Posłowie obradujący w ramach tzw. Sejmu Wielkiego zgodzili się za cenę odstąpienia Gdańska i Torunia na rewindykację całej Galicji. Był to element tak zwanego Traktatu Zamiennego ministra spraw zagranicznych Królestwa Prus Ewalda Friedricha von Hartzberga. Choć Rosja za cenę przystąpienia Rzeczpospolitej do wojny z Turcją i Szwecją godziła się aukcję wojska do 100 tysięcy żołnierzy, to jednak zdecydowano się na ofertę Prusaków.
10 grudnia 1789 odczytano na posiedzeniu Sejmu list króla pruskiego, w którym obiecywał on zawarcie sojuszu, pod warunkiem przeprowadzenia reform ustrojowych w kierunku wzmocnienia władzy wykonawczej. Na ile Król pruski był szczery wobec Polaków, pewnie nie dowiemy się nigdy, faktem jest jednak, że traktat podpisano w marcu 1790 roku. Prusacy dostarczyli broń dla polskiej armii: karabiny dla piechoty i szable dla jazdy. Wkrótce okaże się jednak, że Berlin nie wypełnił postanowień traktatu: latem król Prus podpisze porozumienie z Austrią w Reichenbach (czyli dzisiejszym Dzierżoniowie). Rozwój sytuacji w ogarniętej rewolucyjnym szałem Francji odwróci uwagę od konającej Polski. Austriacy i Prusacy wspólnie poszli wojować nad Sekwaną – i tak nie było już mowy o zwrocie Galicji. Katastrofy dopełnił fakt, że kiedy Imperatorowa Katarzyna posłała swoje korpusy armijne nad Niemen i Wisłę, Prusacy nie dość, że nie pomogli swojemu aliantowi, to wysłali do Wielkopolski tzw. „korpus obserwacyjny”. W praktyce oznaczało to kolejny rozbiór i śmierć Rzeczpospolitej.
Błędne oceny
Dziś trudno winić naszych polityków, że dali się tak rozegrać. Manewr z sojuszem pruskim był śmiałym posunięciem, który zadziwił i wzbudził podziw w całej Europie. Takie odwrócenie sojuszy było czymś normalnym w ówczesnych warunkach. Nasi politycy nie przewidzieli jednak bezczelnej i dwulicowej gry króla Prus, który wiedział, że jeśli będzie cierpliwy, dostanie nie tylko Gdańsk czy Toruń, ale i całą Wielkopolskę, o której marzył już jego dziad… Jedyną szansą Rzeczpospolitej było zwycięstwo Turcji i Szwecji w wojnie z Rosją. Całkowicie nierealne w ówczesnych warunkach mission impossible. Kiedy Rosjanie pokonali Ottomanów, wybiło podzwonne dla Rzeczpospolitej. Oczywiście możemy zastanawiać się, czy utrzymanie sojuszu z Rosją w ramach protektoratu coś by zmieniło? Czy okrojona po pierwszym rozbiorze Rzeczpospolita dotrwałaby do śmierci Katarzyny i objęcia władzy przez polonofila Pawła I? Zabrakło dosłownie kilku miesięcy…
W istocie jednak „Sojusz Trzech Czarnych Orłów” przy cichym wsparciu Wielkiej Brytanii – największej potęgi ówczesnego świata – mroził swobodę manewru Polaków. Porozumienie niemiecko-rosyjskie zawsze było pierwszym wyborem. Choć rozbiorów nie uznała nigdy Turcja, a także np. Królestwo Danii czy Hiszpanii, w praktyce to nic nie znaczyło…
Wróćmy do rozważań z początku artykułu. Czy dzisiejsze elity są równie bezsilne?
Nie. Na naszych oczach doszło do przejaśnienia w pogodzie dla Polaków. Fundament naszych nieszczęść, czyli trwałe porozumienie niemiecko-rosyjskie przeszło w ostatnich latach silną erozje i dziś nie ma mowy o współpracy. Niemcy, choć silne gospodarcze, chwilowo – to nie będzie trwało długo – wojskowo są słabe. Rosjanie wysyłają sygnały do Warszawy, które konsekwentnie są ignorowane przez polskie czynniki decyzyjne.
Najlepszym przykładem jest ostatnia dyplomatyczna inicjatywa Mińska, ze wzgardą odrzucona przez ministra Radka Sikorskiego, realizująca ściśle polecenia płynące z Waszyngtonu. Prawdziwie suwerenny polski rząd byłby dziś w stanie prowadzić wielowektorową politykę, rozgrywając na swoją korzyść konflikty między sąsiadami. Ze względu na swoje unikalne położenie geograficzne i relatywnie mocną gospodarkę, a także soft power, które promieniuje z Polski jako kraju odpornego na globalistyczną agendę, to, co się dzieje nad Wisłą, jest przedmiotem uważnej analizy czy to w Moskwie, Pekinie, czy Teheranie. Na horyzoncie majaczy się idea „Międzymorza”, do realizacji której Rzeczpospolita jest w sposób naturalny predestynowana.
Oczywiście dziś rządząca naszym krajem klika jurgieltników i sługusów, uniokratów, nie dopuści do prowadzenia nieskrępowanej polityki polskiej. Musimy czekać.
Trzeba pamiętać jednak, że czasu nie jest dużo, prędzej czy później dojdzie do odnowienia złowrogiego „Sojuszu Czarnych Orłów”.