„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą.

„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą


=================================================================

Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz (ur. 1780, zm. 1831)

Powszechnie znane są jego powiedzenia: Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.

oraz: Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami.

================================================

kelkeszos


https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1477356,o-wojnie-dlaczego-nie-jestem-patriota

O dziele ca słyszał chyba każdy, choćby zdawkowo zainteresowany historią, mało jednak osób wie, że pierwsze polskie tłumaczenie tej fundamentalnej dla rozumienia kwestii wojny pracy, dostaliśmy dopiero w 1928r.

W tym czasie przemyślenia Clausewitza zdążyły już zrobić furorę w całym cywilizowanym świecie, w samych Niemczech książka doczekała się ośmiu wydań, a przedmowę do piątego, w 1905r. osobiście napisał  Alfred von Schlieffen.

Być może jakaś część polskich myślicieli korzystała z oryginału niemieckiego, albo tłumaczeń na inne od ojczystego języki, tym niemniej znajomość pracy Clausewitza, w całym kluczowym dla dziejów narodowych okresie – była marginalna. Jedyny wykrywalny ślad rodzimej wiedzy o zasadach pruskiego stratega, to wydana w Berlinie w 1844r. analiza słynnego generała Wojciecha Chrzanowskiego „Wyciągi z celniejszych dzieł o wyższej części sztuki wojskowej „, zawierająca cytaty z Clausewitza.

Ta oczywista ułomność naszej świadomości czym w istocie jest wojna, miała i swoje głębokie przyczyny i daleko idące skutki, aktualne po dziś dzień. W czasach gdy polskie elity jak jeden mąż wmawiały światu i narodowi, że Polska jest „Chrystusem narodów”, a jej głównym zadaniem jest zginąć w walce, aby swoim cierpieniem zbawiać świat, inni działali według wbitej im przez Clausewitza zasady:

„Wojna jest aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli”  i dalej „Przemoc i to przemoc fizyczna [ …] jest tedy środkiem, gdy celem jest narzucenie swej woli wrogowi. Aby cel ten osiągnąć, musimy wroga rozbroić – i to stanowi bezpośredni cel czynności wojennych”.

Konsekwencją tej prostej i niedającej się zbić obserwacji jest konieczny wniosek: 

„Dusze miłosierne mogłyby może łatwo mniemać , że możliwe jest sztuczne rozbrojenie lub powalenie przeciwnika bez zadawania wielu ran, i że do tego powinna zmierzać sztuka wojenna . Choć brzmi to bardzo pięknie, jednak błąd ten sprostować należy; w rzeczach bowiem tak niebezpiecznych jak wojna, najgorsze są błędy , wypływające z dobroduszności „.

Oczywiście, aby osiągnąć cel wojny musimy doprowadzić po swojej stronie do „krańcowego napięcia sił”, będącego sumą posiadanych środków wojny i „napięcia siły woli”. W innym wypadku – przegrywamy i nie mając pewności, że jesteśmy po swojej stronie owo „krańcowe napięcie sił” wywołać, powinniśmy wojny unikać. Ta jest wprawdzie przedłużeniem polityki, ale tylko na zasadzie sprzężenia zwrotnego – polityka to bowiem prowadzenie wojny niemilitarnymi środkami.

Gdy zatem nie jesteśmy w stanie już wojną osiągnąć jej celu, czyli narzucenia wrogowi naszej woli, musimy zacząć negocjacje pokojowe.

Strona niezdolna do „krańcowego napięcia sił” przegrywa, a znamiona klęski są najczęściej widoczne poprzez oznaki braku „napięcia siły woli”, objawiające się najczęściej hordami dezerterów i dekowników, a także skorumpowaniem i złodziejstwem dowództwa wojska i polityków zarządzających krajem. To są zazwyczaj symptomy niemożności wygrania wojny, a raczej przesłanki poniesienia w niej całkowitej klęski.

Polacy jako naród skrajnie pacyfistyczny, w zakresie wzniecania wojny nie mają praktycznie żadnych doświadczeń, poza wywołaniem Powstania Listopadowego i Powstania Krakowskiego. Obydwa te zrywy różnią się skalą, choć nie swoim bezsensem w rozumieniu zasad sztuki wojennej i jej ścisłego, nierozerwalnego związku z polityką.

Obydwa przy tym dają najlepsze świadectwo tego, że polskie ówczesne elity ( tu obawiam się, że niewiele uległo zmianie ), nadal uważają, że parzący nas płomień z ogniska, nie jest efektem intensywnego procesu utleniania, tylko działalności złego ducha ukrytego w palenisku. I według takiej wiedzy o świecie działały i działają.

Jakie cele zakładali przywódcy tych dwóch powstań? Wzniecenie i wygranie wojny, czyli obezwładnienie wroga. Jakimi środkami? Insurekcji krakowskiej udało się zgromadzić według różnych szacunków około dwóch tysięcy ludzi i przy pomocy tej siły, rzucić wyzwanie Austrii, Rosji i Prusom. Skutek znamy. Bratobójcza tragiczna rzeź „myśmy wszystko zapomnieli, mego ojca piłą rżnęli”.

Powstanie Listopadowe to już wojna w „obronie konstytucji”. Jego przywódcy niemal na samym jej początku określili cele tak ekstremalne i tak niemożliwe do zrealizowania, że tylko ludzie głęboko rozminięci z rzeczywistością, mogą rozważać tu jakieś szanse.

Przypomnijmy: 25 stycznia 1831r. Sejm Królestwa Polskiego zdetronizował króla – Mikołaja I. Konstytucja nie przewidywała takiej możliwości, co więcej na zasadzie swoich artykułów 1 i 3 przewidywała, że królem mógł być tylko rosyjski car, panujący w zgodzie z wydaną w 1797r. przez Pawła I „Ustawą o rodzinie carskiej”.

Czyli konstytucję posłowie wyrzucili do śmieci, zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji wywołują wojnę nie tylko z Rosją, ale z całą legitymistyczną Europą, bo samo istnienie Królestwa Polskiego było oparte na włączonych jako załączniki do „Aktu Finalnego Wiedeńskiego” traktatów z dnia 30 kwietnia 1815r. , zawartych między Rosją i Austrią oraz Rosją i Prusami. W tej sytuacji detronizacja Mikołaja I ” w obronie konstytucji”, była zniszczeniem całego ładu po-wiedeńskiego, ze wszystkimi konsekwencjami.

Takie działanie wymaga siły zdolnej do skrajnego przeprowadzenia „aktu przemocy”, aby zmusić przeciwnika, a raczej w tym wypadku kilku, do spełnienia naszej woli. Jeśli się takich środków nie posiada, wezwanie „do broni” jest wezwaniem do rzezi. To rozumiał Clausewitz dokładnie w tych samym czasie, gdy wyznaczający cele ekstremalne polskiemu powstaniu patrioci, najbardziej cierpieli, że Warszawa we wrześniu 1831r. została przez Krukowieckiego i Prądzyńskiego poddana, a nie zagrzebana z całą ludnością we własnych ruinach.

Nie sądzę abyśmy z tych wszystkich naszych nieszczęść potrafili wyciągać wnioski. Może społecznie, instynktownie – tak, bo publiczność do wojny się nie garnie, ale już nasze narodowe elity – wręcz przeciwnie. I choć wiara w Chrystusa mocno już współcześnie zwątlała, to nadal te nauki „Wieszczów” tkwią mocno w głowach naszych elit. Polska już może nie tyle „Chrystusem narodów”, ale sumieniem to tak.

Może dla otrzeźwienia różnych wielkich geostrategów winno się wprowadzić do kanonu lektur na wyższych uczelniach Clausewitza, a już z pewnością „Dzieje głupoty w Polsce”. Nawet jeśli to by nie otrzeźwiło naszych elit, to przynajmniej potem, w trakcie różnych procesów, różni wielcy gadacze, nie mogliby się powoływać, na nieznajomość zasad.

Póki co, osobnikom takim jak ja, mającym w głębokim niepoważaniu polskich romantyków, „wieszczów”, rewolucjonistów non stop krzyczących „za mną” i „do broni”, musi wystarczać bolesna świadomość, że nie zaliczamy się do grona patriotów.

Trudno, pożyjemy i zobaczymy, czy i jak pożyjemy. Lepiej by było abyśmy trwali z jakąś możliwością działania, bo w Polsce najwięksi bohaterowie nigdy się nie zastanawiają, kto i jak ma karmić pozostałe po wojnie wdowy i sieroty, najczęściej przy tym zdane na niełaskę zwycięzców.

Niedziela. Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

14.12.25 Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

10/12/2025 przez antyk2013

Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu

BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!

=================================================================

WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.

Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).

Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie: 

 Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w  ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa).

Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich.

Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).

Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był  j e d y n ą  Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści

Przewodnik po piekle

Przewodnik po piekle

Autor książki: Sławomir M. Kozak

https://www.poczytaj.pl/ksiazka/przewodnik-po-piekle-slawomir-m-kozak,633788

Opis książki:

Ameryka zachłystuje się ujawnionymi ostatnio aktami sprawy Epsteina. W czołowych mediach pojawiają się nazwiska celebrytów i, co gorsza, polityków mających bliskie relacje z najsłynniejszym pedofilem świata. () Media demokratyczne w tym sensie, że opanowane przez ludzi związanych z obozem Demokratów i zwolenników krótkiej ścieżki dla nas wszystkich, prześcigają się w uwypuklaniu w owym zestawie zamieszanych w sprawę najpoważniejszego ich rywala, czyli Donalda Trumpa. Nie stanie się on naturalnie przeciwnikiem globalnych zmian, ale z pewnością je spowolni i być może, zmieni ich wektor na taki, który kilku krajom, w tym Polsce, pozwoli uniknąć całkowitej anihilacji. Paradoksalnie, jako przychylny lubawiczerom, stał się przy tej okazji mimowolnym sprawcą bezprecedensowego na nich ataku.

Przeciętny Amerykanin nie pojmie potęgi tej organizacji, ale nam Polakom wystarczy przypomnieć, że najsłynniejszego przywódcę tego ruchu (z kilkunastoma najbliższymi współpracownikami), jesienią 1939 r., wywozili z okupowanej Polski, w tajemnicy przed Gestapo, oficerowie Abwehry. Nie do obozu zagłady, ale do odległych Stanów Zjednoczonych, w których silny już wtedy Chabad umocnił się dzięki temu jeszcze bardziej.

***

Przyzwyczajeni do medialnej narracji Zachodu, książek szpiegowskich i filmów, na ogół zresztą bardzo dobrych, przywykliśmy uważać, że w efekcie zmagań wywiadów giną tylko jednostki, a agenci służb eliminują je w ograniczonej ilości i zawsze dla ochrony demokracji oraz w obronie społeczeństw, którym rzekomo służą. Tymczasem, zapewne niewiele osób ma świadomość, że w wyniku poczynań CIA, tylko do końca 1987 r., zginęło na świecie ponad 6 mln ludzi. Dzięki uruchomieniu takich propagandowych działań, jak opisywana przeze mnie operacja Mockingbird, odbiorcy medialnej papki nie mają o tym pojęcia.

Były analityk Departamentu Stanu William Blum, który porzucił pracę w proteście wobec amerykańskiej polityki w Wietnamie, określił efekty działalności CIA mianem amerykańskiego holokaustu. Jego opinia była tym ważniejsza i trudna do zbicia przez potencjalnych oponentów, że Blum był uznanym felietonistą i autorem książki Państwo zła. Przewodnik po mrocznym Imperium, której lekturę polecał Amerykanom rzekomo sam Osama Bin Laden, natomiast z całą pewnością znany filozof i działacz polityczny Noam Chomsky nazwał inną pozycję jego autorstwa (Killing Hope) traktującą o zagranicznych interwencjach USA, bez wątpienia najlepszą książką napisaną na ten temat.

Musimy pamiętać o tym, że od 1987 r. minęły trzy dekady, w czasie których miały miejsce wszystkie wojny z terroryzmem, bombardowanie Jugosławii i wszelkie kolorowe rewolucje. Część z nich nadal trwa i rozwija się na naszych oczach.

***

Zwracam na to uwagę nie tylko zwolennikom wojny o Ukrainę, ale też ludziom idealizującym dziś Rosję, jako rzekomą przeciwwagę dla globalistów zanurzonych w satanistycznych planach depopulacji świata. Nie ma sztucznej inteligencji. Są sztuczni inteligenci próbujący wmówić nam, że to wszystko dookoła dzieje się naprawdę. Że Rosja prowadzi wojnę z USA i resztą globu, któremu za chwilę urządzi atomowy Armagedon.

Dziś otwierają nową narrację o globalnej wojnie z tzw. terroryzmem wewnętrznym, zainicjowaną 6.01.2021 r. w USA. () Walczące na śmierć i życie państwa nie tylko wysłały 4 marca z centrum Kennedy Space trzech amerykańskich astronautów i jednego rosyjskiego kosmonautę na Międzynarodową Stację Kosmiczną, statkiem Space X, ale 23 marca z kosmodromu Bajkonur dosłały im rakietą Sojuz kolejnego Amerykanina, Rosjanina i, dla osłody Białorusinkę.

Książka „Przewodnik po piekle” – Sławomir M. Kozak – oprawa miękka – Wydawnictwo Oficyna Aurora. Książka posiada 298 stron i została wydana w 2025 r. Cena 61.69 zł. Zapraszamy na zakupy! Zapewniamy szybką realizację zamówienia.

Chorał gregoriański. Najpiękniejsze, łacińskie śpiewy chorałowe

Chorał gregoriański. Najpiękniejsze, łacińskie śpiewy chorałowe [Opactwo Benedyktynów w Tyńcu]

Opactwo Benedyktynów w Tyńcu 71,9 tys. subskrybentów 1 413 092 wyświetlenia 11 paź 2018

Chorał gregoriański to śpiew liturgiczny Kościoła rzymskokatolickiego, który przez wieki uchodził za najczystszą i najbardziej duchową formę muzyki sakralnej. Jego istota tkwi w nierozerwalnym związku między melodią a słowem – melodia nie tylko ilustruje tekst, ale jakby wypływa z jego sensu, prowadząc słuchacza ku spotkaniu z Tajemnicą.

Choć trudno go jednoznacznie zdefiniować, chorał jawi się jako coś więcej niż muzyka – jako żywy nośnik teologii, przestrzeń spotkania człowieka z Bogiem. Jego korzenie sięgają starożytnej tradycji żydowskiej i wczesnochrześcijańskiej kantylacji, a w swej dojrzałej postaci – ukształtowanej między VII a IX wiekiem – stanowi syntezę śpiewów rzymskich i gallikańskich.

Tradycja przypisuje jego ostateczne skodyfikowanie papieżowi Grzegorzowi I Wielkiemu, od którego imienia pochodzi jego nazwa. Znaczenie chorału gregoriańskiego dla kultury europejskiej trudno przecenić – jest on nie tylko źródłem i wzorcem całej późniejszej muzyki liturgicznej, ale również matrycą rozwoju muzyki Zachodu w ogóle.

Tradycja chorału to nieprzerwany dialog z Pismem Świętym, prowadzony przez modlitwę i kontemplację, co nadaje mu charakter niemal mistyczny. Przez wieki stanowił serce liturgii, a jego prostota, spójność i głębia sprawiły, że przetrwał mimo zmieniających się epok.

Jego oddziaływanie nie ogranicza się do Kościoła – chorał żyje także poza liturgią, inspirując muzyków, badaczy i słuchaczy na całym świecie. W epoce hałasu i rozproszenia jawi się jako niezwykle potrzebna przestrzeń ciszy, skupienia i duchowego piękna, które wciąż przyciąga i porusza.

🔥 Utwory pochodzą z płyt dostępnych w naszym wydawnictwie:

👉 Gemma Caelestis – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

👉 Barwy Chorału ton pierwszy – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime… 👉 Barwy Chorału ton drugi – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

👉 Barwy Chorału ton trzeci – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

📚 Publikacje na temat chorału gregoriańskiego – http://tyniec.com.pl/15-choral-i-mult… Zdjęcia: Paweł Krzan

Pozdrawiamy Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC https://tyniec.com.pl

Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium

Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium.

Autorem tekstu jest św. Tomasz z Akwinu.

Tekst łaciński[4] Mioduszewski, 1838[5] Polska liturgia rzymskokatolicka[6]
Pange, lingua, gloriosi
corporis mysterium,
sanguinisque pretiosi,
quem in mundi pretium
fructus ventris generosi
rex effudit gentium.

Nobis datus, nobis natus
ex intacta Virgine,
et in mundo conversatus,
sparso verbi semine,
sui moras incolatus
miro clausit ordine.

In supremae nocte coenae
recumbens cum fratribus,
observata lege plene
cibis in legalibus,
cibum turbae duodenae
se dat suis manibus.

Verbum caro panem verum
verbo carnem efficit,
fitque sanguis Christi merum;
et si sensus deficit,
ad firmandum cor sincerum
sola fides sufficit.

Tantum ergo sacramentum
veneremur cernui,
et antiquum documentum
novo cedat ritui,
præstet fides supplementum
sensuum defectui.

Genitori Genitoque,
laus et iubilatio,
salus, honor, virtus quoque
sit et benedictio.
Procedenti ab utroque
compar sit laudatio.
Sław języku chwalebnego
Ciała i krwie świętości,
Które na okup całego
Świata z wielkiej miłości,
Wydał owoc Panieńskiego
płodu, Król wielmożności.

Nam jest dany, nam się zrodził
Z czystych Panny wnętrzności,
I po świecie siejąc chodził
Ziarno Boskiej mądrości;
Gdy mu czas zejścia przychodził
Cud czyni swej miłości.

Ostatni raz, gdy za stołem
Siedząc z Apostołami,
Wieczerzając z niemi społem,
Zakon wprzód z obrządkami
Wypełniwszy, wszystkim kołem
Dał się swemi rękami.

Słowo co się Ciałem stało,
Słowem swem chleb prawdziwy
Przemienia w swe własne ciało,
Wino w krwi napój żywy;
Lubby się zmysłom nie zdało,
Wierz, a bądź niewątpliwy.

Przed tak wielkim Sakramentem
Upadajmy na twarzy;
Niech ustąpią z Testamentem
Nowym sprawom już starzy;
Wiara będzie suplementem
Co się zmysłom nie zdarzy.

Ojciec z Synem niech to sprawi,
By mu dzięka zabrzmiała;
Niech Duch Święty błogosławi
By się jego moc stała;
Niech nas nasza wiara stawi
Gdzie jest wieczna cześć, chwała.
Sław języku tajemnicę
Ciała i najdroższej Krwi,
którą jako Łask Krynicę
wylał w czasie ziemskich dni,
Ten, co Matkę miał Dziewicę,
Król narodów godzien czci.

Z Panny czystej narodzony,
posłan zbawić ludzki ród,
gdy po świecie na wsze strony
ziarno słowa rzucił w lud,
wtedy cudem niezgłębionym
zamknął Swej pielgrzymki trud.

W noc ostatnią, przy Wieczerzy,
z tymi, których braćmi zwał,
pełniąc wszystko jak należy,
czego przepis prawny chciał,
sam Dwunastu się powierzył,
i za pokarm z Rąk Swych dał.

Słowem, więc Wcielone Słowo
chleb zamienia w Ciało Swe,
wino Krwią jest Chrystusową,
darmo wzrok to widzieć chce.
Tylko wiara Bożą mową
pewność o tym w serca śle.

Przed tak wielkim Sakramentem
upadajmy wszyscy wraz,
niech przed Nowym Testamentem
starych praw ustąpi czas.
Co dla zmysłów niepojęte,
niech dopełni wiara w nas.

Bogu Ojcu i Synowi
hołd po wszystkie nieśmy dni.
Niech podaje wiek wiekowi
hymn triumfu, dzięki, czci,
a równemu Im Duchowi
niechaj wieczna chwała brzmi.

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji. Może w twojej parafii też zorganizujesz?!

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji

https://pch24.pl/24-godziny-na-dobe-az-do-konca-swiata-w-czechowicach-dziedzicach-otwarto-kaplice-wieczystej-adoracji

(fot. pixabay.com / davideucaristia)

8 grudnia 2025 r. w Czechowicach-Dziedzicach zainaugurowano pierwszą w diecezji bielsko-żywieckiej ogólnodostępną kaplicę Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Jak powiedział w kazaniu bp Roman Pindel, adoracja będzie tam trwać nieprzerwanie „być może aż do końca świata”.

Nowo powstała kaplica znajduje się przy parafii Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. Jej otwarcie poprzedziły dwa spotkania przygotowawcze – najpierw robocze z koordynatorami dzieła adoracji, a następnie z osobami, które zadeklarowały stałe godziny modlitwy. Na patrona kaplicy wybrano błogosławionego Carla Acutisa – młodego Włocha, który zyskał miano „Bożego influencera”.

Mszę św. inaugurującą Wieczystą Adorację odprawił ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, bp Roman Pindel. W homilii hierarcha podkreślił wyjątkowość chwili zarówno dla parafii, jak i całego dekanatu. – Choć jedna osoba trwać będzie przed Jezusem w każdym dniu tygodnia, niezależnie od pogody, wydarzeń w świecie, kataklizmu czy wojny – mówił. Dodał, że nie sposób określić, jak długo potrwa ta forma modlitwy. – Być może aż do końca świata – zauważył, podkreślając jednocześnie, że w chwili ostatecznego przyjścia Chrystusa adoracja eucharystyczna ustanie, bo zbawieni „oglądać będą Boga twarzą w twarz”.

Biskup przypomniał, że na terenie diecezji bielsko-żywieckiej istnieje miejsce, gdzie adoracja trwa nieprzerwanie od ponad 115 lat – w kaplicy sióstr klarysek od Wieczystej Adoracji w Kętach. Adoracja rozpoczęła się tam 6 lutego 1910 r. z inicjatywy bp. Anatola Nowaka, a w 1999 r. kaplica została podniesiona przez bp. Tadeusza Rakoczego do rangi lokalnego sanktuarium. – Siostry trwały na modlitwie nawet w czasie wojen i przechodzenia frontu – zaznaczył.

Bp Pindel dodał, że w organizacji stałej adoracji czechowicka parafia korzystała z doświadczenia fundacji Adoremus te Christe. Podkreślił także, że otwarcie kaplicy właśnie w uroczystość Niepokalanego Poczęcia wpisuje to dzieło w tajemnicę początków odkupienia.

Wskazał, że każdy, kto wchodzi do kaplicy, powinien zacząć modlitwę od uświadomienia sobie własnej godności dziecka Bożego i łaski zaproszenia na spotkanie z Jezusem obecnym w Eucharystii. Zasugerował, by adorujący prosili Pana, aby to On mówił do ich serca przez słowo Boże. – Zobaczmy, co Jezus mówi do nas przez ten właśnie tekst. Co obiecuje? Do czego zaprasza? Ku czemu pociąga? – powiedział.

Biskup przypomniał, że wierni będą przychodzić do kaplicy ze sprawami własnymi i swoich rodzin, ale nie powinni zapominać o modlitwie za wspólnotę parafialną, kapłanów, miasto, o powołania kapłańskie i zakonne, za chorych, zniewolonych oraz za Kościół i ojczyznę. – Przede wszystkim jednak trwajmy przed Panem: czujni, otwarci na Jego natchnienia, wsłuchani w Jego głos, nasycający się Jego miłością i dziękujący, że wybrał nas do swojej przyjaźni i obdarzył zaufaniem – podkreślił.

Po Mszy św. Najświętszy Sakrament został przeniesiony w uroczystej procesji – z krzyżem, asystą liturgiczną, kapłanami i biskupem – do nowej kaplicy. Wcześniej zebrani odmówili Litanię do Najświętszego Sakramentu i wspólnie zaśpiewali hymn „Sław, języku, tajemnicę”, który w XIII wieku ułożył św. Tomasz z Akwinu. [Powinno się śpiewać: Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium md]

Po wystawieniu Najświętszego Sakramentu biskup jako pierwszy zatrzymał się na adoracji.

Uroczystość miała przełomowy charakter dla parafii, dekanatu i całej diecezji. Nowo otwarta Kaplica Wieczystej Adoracji – pierwsza całodobowa kaplica dostępna dla wszystkich wiernych – ma być miejscem duchowej jedności, modlitwy i nieustannej obecności Chrystusa, które odtąd pozostaje otwarte „dniem i nocą” dla każdego, kto pragnie stanąć przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie.

Źródło: KAI

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza. Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza? Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

https://pch24.pl/protestancka-teologia-odkupienia-kard-fernandeza-komisja-mariologow-miazdzy-mater-populi-fidelis

(Nheyob, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons)

Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne opublikowało odpowiedź na notę Dykasterii Nauki Wiary, która krytycznie oceniła nazywanie Najświętszej Maryi Panny „Współodkupicielką”. W analizie watykańskiego dokumentu eksperci w mocnych słowach skomentowali twierdzenia zawarte w Mater Populi Fidelis. Ich zdaniem kard. Fernandez pominął w nim kluczowe fakty, w krzywym świetle ukazując wagę, jaką do tego tytułu przywiązuje Kościół. 

Analiza ukazała się w poniedziałek 8 grudnia w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Komisja teologiczna Stowarzyszenia, odpowiedzialna za jego publikację, liczy w swoim składzie kardynałów, biskupów, księży i uczonych.

W skład gremium wchodzą m.in. kard. Baselios Cleemis Thottunkal, stojący na czele Kościoła Syromalankarskiego (położonego w Indiach katolickiego Kościoła obrządku wschodniego w jedności z papieżem), kard. Sandoval-Iñiguez (jeden z sygnatariuszy dubiów, skierowanych do papieża Franciszka podczas Synodu o synodalności), a także biskupi abp Ramon Cabrera Argüelles z filipińskiej archidiecezji Lipa, Arcybiskup Feliks Alaba Adeosen Job – pasterz diecezji Ibadan w Nigerii, Abp Sebastian Francis Shaw, OFM, biskup pakistańskiej diecezji Lahuar, bp Oliver Dashe Doeme z Maiduguri w Nigerii oraz biskupi John Keenan ze szkockiej diecezji Paisley, holenderski biskup-emeryt Joseph Maria Punt, bp Jose Rico Paves z Hiszpanii, bp David Ricken z diecezji Green Bay w USA oraz bp William Waltersheid z diecezji Pittsburgha.

Głos Komisji trzeba zatem traktować poważnie. A w odniesieniu do wydanej 4 listopada przez Dykasterię Nauki Wiary noty „Mater Populi Fidelis” jest on zdecydowanie krytyczny. Według analizy ekspertów Międzynarodowego Stowarzyszenia Maryjnego dokument kard. Fernandeza, zawiera „poważne wątki teologiczne, które wymagają gruntowanego wyjaśnienia i zmiany”. Jak zaznaczyli teologowie, zdają oni sobie sprawę, że zaakceptowana przez papieża nota ma charakter nauczania zwyczajnego Kościoła. Jednak nie jest ona orzeczeniem o najwyższym stopniu autorytetu, który oznaczałoby nieomylność samą z siebie, dodali. Zamiast tego dokument, w zakresie w jakim nie jest powtórzeniem nauczania nieomylnego, pozostaje otwarty na dyskusję wśród wiernych odpowiednio do niej przygotowanych.

„Magisterium jako takie, a szczególnie Dykasteria Nauki Wiary uznaje prawo teologów do przedstawiania trudności władzy magisterialnej w odniesieniu do argumentów i nauczania pewnych dokumentów dla celu ich lepszego rozumienia i wyrażenia wiary katolickiej. Co więcej, kanon 212 ustęp 3 Kodeksu Prawa Kanonicznego uznaje, prawo i zobowiązanie wszystkich wiernych katolików do przedstawiania ich opinii pasterzom Kościoła: Wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są z chrześcijańskim posłuszeństwem wypełniać to, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary lub postanawiają jako kierujący Kościołem. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i znaczenia, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek dla pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”, przypomnieli autorzy analizy.

Na tej podstawie Komisja zdecydowała się przedstawić szereg zastrzeżeń wobec treści zawartych w nocie Dykasterii Nauki Wiary. Eksperci przypomnieli, że nota stwierdza, iż użycie tytułu „Współodkupicielki” wobec Najświętszej Panny jest „zawsze niewłaściwe”. Występuje jednak poważna rozbieżność w tłumaczeniach. Wersje włoska, angielska i niemiecka uznają takie tytułowanie Matki Bożej za „zawsze niewłaściwe”, podczas gdy portugalska, włoska i hiszpańska za „zawsze niefortunne”. „Opisanie tytułu jako niewłaściwego sugeruje, że jest nieodpowiedni lub nie do zaakceptowania. Opisanie go jako niefortunnego sugeruje za to, że jest nierozważnie go używać”. Jak dodali autorzy, wyjaśnienia wymaga również użyte w Nocie sformułowanie „zawsze”. Jeśli bowiem potraktujemy je tak, jak nakazywałaby logika, w takim wypadku źle czynili papieże, święci i mistycy, kiedy posługiwali się tym tytułem.

Członkowie Komisji wskazali, że argument, jaki Dykasteria wysunęła przeciwko tytułowi „Współodkupicielki”, wydaje się mało przekonywający. Chodzi o stwierdzenie, że gdy jakieś wyrażenie „wymaga licznych i nieustannych objaśnień, by nie zostało błędnie zrozumiane, nie służy wierze Ludu Bożego i staje się niestosowne [tu duża rozbieżność między wersją polską, a angielską – bo po angielsku użyto pojęcia unhelpful, dosł. Niepomocny – red.]”.  

Podobne sformułowanie wydaje się o tyle problematyczne, że wiele stosowanych w kulcie bożym wyrażeń takich wyjaśnień wymaga. Jak przypomnieli autorzy, debata dotycząca dokładnego rozumienia pojęć obejmowała m.in. określenie Maryi jako Matki Bożej. Mało tego, stałego tłumaczenia wymaga przekraczająca pojęcie Tajemnica Trójcy Świętej, przeistoczenie eucharystycznych postaci w Ciało i Krew Pańską, czy dogmat o Niepokalanym Poczęciu.

Jak zadeklarowali przedstawiciele komisji, są oni zgoła innego zdania niż Dykasteria Nauki Wiary, jeśli chodzi o stosowanie terminu „Współodkupicielka” i sądzą, że po jego odpowiednim wyjaśnieniu z łatwością można zauważyć trafność tego tytułu. Co więcej, jak przypomnieli, papieże w bardzo ważnych tekstach magisterium używali bardzo bliskoznacznego ze „Współodkupicielką” łacińskiego terminu „Reparatrix”. Słowo to spotykamy m.in w bulli bł. Piusa IX ustanawiającej Dogmat o Niepokalanym Poczęciu, pojawia się ono w encyklikach Piusa X, Piusa XI i Leona XIII.

Dykasteria w swojej nocie pominęła jeszcze inny kluczowy fakt. W treści wspomniano, że niektórzy papieże, tacy jak Pius X, Pius XI i Jan Paweł II sięgali po tytuł „Współodkupicielki”. Tymczasem, jak wskazali autorzy, zapomniano kluczowej wiadomości o tym, że Leon XIII zdecydował o dopuszczeniu używania tego tytułu w modlitwach.

Na podstawie ważnych opracowań i przywołanych faktów autorzy podkreślili, że nota, choć zaznacza użycie tego tytułu przez papieży, zupełnie niedoszacowuje powagi i częstości, z jaką pojawiał się on u Ojców Świętych.

Co więcej, według analizy dokument Dykasterii nietrafnie stwierdza, że Sobór Watykański II wycofał się z użycia tytułu „Współodkupicielki” z powodów „dogmatycznych, pastoralnych i ekumenicznych”. Jak zaznaczyła komisja, w aktach soborowych czytamy, że „niektóre tytuły i wyrażenia używane przez papieży zostały pominięte, które, choć same w sobie najzupełniej poprawne, mogą być trudne do zrozumienia dla braci odłączonych. Do tych określeń zaliczono m.in. tytuł „Współodkupicielki”. Jednym słowem – przedstawienie stosunku Soboru do tego określenia w nocie Dykasterii było – delikatnie rzecz biorąc – nie do końca właściwe.

Nieścisłe historycznie autorom analizy wydaje się również stwierdzenie, jakoby papieże nie wyjaśniali sensu tytułu „Współodkupicielki”. Jak przypomnieli autorzy analizy, choćby Jan Paweł II w pogłębiony sposób tłumaczył, jak należy go pojmować.

Eksperci przywołali również wspomnianą w Mater Populi Fidelis krytykę tytułu „Współodkupicielki” przez papieża Franciszka. Jak zaznaczyli, komentarze byłego papieża miały charakter spontanicznych wypowiedzi i nie odnosiły się do właściwie rozumianego znaczenia tego tytułu.

Według mocnej oceny autorów, stanowisko Dykasterii zamiast doceniać rolę Matki Bożej w Dziele Odkupienia, w sposób charakterystyczny dla refleksji protestanckiej, ukazuje cierpienia Odkupieńcze Chrystusa jako wyłączone od współudziału ludzi, który posiadałby rzeczywistą Odkupieńczą wartość.   

Przedstawiciele Komisji  zaznaczyli również, że dokument dystansuje się też od tytułu „Pośredniczki Wszelkich Łask”, jednak inaczej, niż w wypadku „Współodkupicielki” nie krytykuje jego użycia w sposób jednoznaczny i mocny. 

Podobnie, jak w poprzednim wypadku zdaniem ekspertów Dykasteria nie przedstawiła rzetelnie powagi i częstości, z jaką papieże sięgali po ten termin. Przykładów jego użycia jest całe mnóstwo od Benedykta XIV aż do… papieża Franciszka. Dykasteria „nie wzięła pod uwagę spójnego nauczania papieskiego na temat powszechnego pośrednictwa łaski” Maryi, uważają autorzy analizy. Dość zaznaczyć, że papież Benedykt XV zatwierdził Święto Pośredniczki Wszelkich Łask, by zrozumieć, że poparcie Ojców świętych dla tego tytułu było wyraźne i jednoznaczne.

Jak dodali eksperci, wyrażona w dokumencie Dykasterii nauka, według której Maryja sama otrzymała łaskę uprzednią wobec jej zasług, w żaden sposób nie sprzeciwia się określeniu jej „Pośredniczką Wszelkich Łask”. Dotyczy ono bowiem roli Maryi jako „prawdziwej wtórnej przyczyny łask, jakich grzeszna ludzkość doznaje od Chrystusa”. Termin oznacza pośrednictwo Maryi w łaskach, jakie Chrystus sprowadza na grzeszną ludzkość, a nie w odniesieniu do łaski, jaką sama została obdarzona.  

Wobec powyższego Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne zaapelowało o „wydanie przez Stolicę Świętą w przyszłości magisterialnego orzeczenia, aprobującego długotrwałe nauczanie doktrynalne i prawo wiernych do powrotu czczenia Maryi jako Pośredniczki Wszelkich Łask w celebracjach kościelnych”.

Całość analizy Stowarzyszenia zawiera wiele trafnych uwag, jednoznacznie wskazujących, że Mater Populi Fidelis to dokument mało rzetelny i bardzo poważnie wybrakowany. Inaczej niż Dykasteria, w tytułach Matki Bożej Komisja widzi nie ryzyko, a okazję do wyłożenia autentycznej i trafnej katolickiej doktryny.

Źródło: internationalmarian.com, ncregister.com

FA

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie

wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

9 grudnia 2025

Wysoki Sądzie, to już zapowiedziałem i teraz chętnie odniosę się do wszystkich postawionych mi zarzutów, ale myślę, że ponieważ mój obrońca zwrócił na to uwagę, to będzie nie od rzeczy w tym momencie podyktować do protokołu kilka zdań z obfitego dorobku i twórczości Schneersona. Cytuję owego Schneersona, którego portret był wyeksponowany w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej 12 grudnia 2023 roku /podczas “palenia Chanuki”- przypis red./.

Oto co należy powiedzieć na temat ciała:

Ciało osoby żydowskiej jest całkowicie innej jakości niż ciało przedstawicieli wszystkich narodów świata. Ciało żydowskie wygląda tak, jak gdyby było z substancji podobne do ciał nieżydów, ale znaczenie jest takie, że ciała jedynie wydają się być podobne pod względem materialnej substancji, zewnętrznego wyglądu i powierzchownej jakości.

Różnica wewnętrznej jakości jest jednak tak wielka, że ciała te należy uważać za całkowicie odmienne gatunki.

Jeszcze większa różnica istnieje w odniesieniu do duszy

Istnieją dwa przeciwstawne rodzaje duszy. Dusza nieżydowska pochodzi z trzech sfer satanicznych, podczas gdy dusza żydowska wywodzi się ze świętości, ze sfery boskiej.

Ogólna różnica między Żydami a nieżydami

Żyd nie został stworzony jako środek do jakiegoś innego celu. On sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich boskich emanacji została stworzona jedynie po to, aby służyć Żydom.

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To oczywiście cytat z Księgi Rodzaju. To oznacza, że niebo i ziemia zostały stworzone ze względu na Żydów, którzy nazywani są początkiem.

Oznacza to, że wszystko, cały postęp, wszystkie odkrycia, stworzenie, włącznie z niebem i ziemią są marnością w porównaniu z Żydami. Istotni są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla żadnego innego celu. Oni sami są boskim celem.

Cała rzeczywistość nieżyda jest jedynie marnością

Rzeczywistość nieżyda, Szanowni Państwo, jest marnością. Jest napisane, obcy będą stać i paść wasze stado. To z Księgi Izajasza.

Całe stworzenie nieżyda zaistniało tylko ze względu na Żydów.

====================================

Wysoki sądzie, oto krótki w pigułce wykład rasizmu. Wykład rasizmu, którego niewątpliwie Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej nie tylko nie pochwala, nie propaguje, ale też i nie dozwala. (…)

Więc to była najpierw fałszywa teologia. A ponieważ fałszywa teologia rodzi fałszywą antropologię, zobaczmy jej przykład, przechodząc od abstrakcji do konkretu. Ten sam Schneerson, zwany rebe i ubóstwiony dosłownie przez swoich wyznawców, w roku 1994, mówi:

—————————

główną broń walki skierujemy bezpośrednio na Słowian, poza renegatami ożenionymi z Żydami poprzez wspólne interesy:

Prawda, wszyscy ożenieni z nami zostaną w końcu usunięci z naszej wspólnoty, kiedy już wykorzystamy ich dla naszych celów.

Słowianie, wśród nich na przykład Rosjanie, są najbardziej nieugiętymi narodami na świecie. Słowianie są nieugięci w wyniku swoich zdolności psychologicznych i intelektualnych utworzonych przez wiele pokoleń przodków. Niemożliwe jest zmienić ich gen. Słowianina można zniszczyć, ale nigdy nie podbić. To dlatego ten lud podlega likwidacji, a najpierw ostrej redukcji liczebności.

————————————

Otóż tu mamy z teologii fałszywej fałszywą antropologię

A teraz jaką mamy praktykę?

Praktykę w Wysokim Sądzie oglądamy w szczególnie jaskrawych, tragicznych przejawach, w sprawozdaniach z Gazy, gdzie właśnie od 2023 roku trwa akcja żydowskiego ludobójstwa Palestyńczyków, których pobratymcy, współplemieńcy, naśladowcy rebe Schneersona publicznie definiują jako nieludzi, jako podludzi.

Rabini, ministrowie, generałowie państwa położonego w Palestynie mówią o Palestyńczykach, że to nieludzie. Zresztą ludobójstwo, którego eskalacja nastąpiła w Gazie w ostatnich latach, to jest tylko i aż szczególnie intensywne stosowanie w praktyce tej rasistowskiej ideologii, która wcześniej już szereg razy była nam prezentowana w publicznych wypowiedziach osób publicznych z państwa żydowskiego i z diaspory żydowskiej.

Przypominam sobie słowo innego rabina, które przebiło się do mediów w szerszym zakresie. „Goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom”. I otóż stwierdzam, że to zdanie, że goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom, nie jest ekscesem, nie jest żadną anomalią, nie jest jakimś wyjątkiem od reguły, jest właśnie normą w świecie, w którym czczeni są osobnicy tak potworni i wynaturzeni duchowo i intelektualnie jak Schneerson.

I dokładnie tak jak to powiedziałem, podnosząc się do tych spraw w prokuraturze, wyeksponowanie portretu Schneersona w Sejmie miało dla mnie dokładnie taki sam walor, jaki miałaby ekspozycja portretów Hitlera i Stalina.

Nie działałem na bazie jakiegokolwiek resentymentu, który usiłuje mi się tutaj eks post przypisać. (…) Żadnych słów do pani, do agresorki nie wypowiedziałem. Ale właśnie, żadnego resentymentu działanie polskiego państwowca, polskiego posła, które ma na celu przywrócenie powagi Sejmu i w ogóle polskiego życia publicznego, działanie wynikające ze sprzeciwu wobec propagandy rasizmu, rasizmu pojmowanego jako dzielenie ludzi na ludzi i podludzi.

To właśnie Schneerson jest jednym z wyrazicieli tej antyludzkiej, na pewno antypolskiej ideologii.

Sejm Rzeczpospolitej Polskiej jest to miejsce, w którym przynajmniej nominalnie stanowimy prawo i było dla mnie i pozostaje rzeczą szczególnie domagającą się potępienia i natychmiastowego przeciwdziałania propagowanie sprzecznych z Konstytucją, sprzecznych ze standardem naszej cywilizacji, rasistowskich zasad.

______________________________________________________

Cytowany fragment jest transkrypcją z filmu wRealu24

Rządowe fake news. MEM-y

—————————–

————————————

————————

—————————————–

——————————-

————————————————

——————————

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Warszawa utonie w długach? Trzaskowski planuje kolejne miliardy pożyczek


Warszawa tonie w długach?

Trzaskowski planuje kolejne miliardy,

ale… na kredyt

fronda/Warszawa-tonie-w-dlugach-Trzaskowski-planuje-kolejne-miliardy-ale-na-kredyt


Rada Warszawy szykuje się do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji finansowych ostatnich lat – zgody na zadłużenie miasta na łączną kwotę ponad 2 miliardów złotych. Prezydent Rafał Trzaskowski tłumaczy to koniecznością dostosowania infrastruktury do wzrostu liczby mieszkańców po inwazji Rosji na Ukrainę. Krytycy widzą w tym jednak oznakę nieodpowiedzialnej polityki finansowej i przerzucania kosztów obecnych decyzji na barki przyszłych pokoleń.

Na najbliższej sesji radni Warszawy podejmą decyzję w sprawie dwóch długoterminowych zobowiązań finansowych:

  • 1,05 mld zł z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI)
  • 1 mld zł z Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK)

Władze stolicy chcą przeznaczyć środki z EBI głównie na inwestycje infrastrukturalne – modernizację dróg, rozwój transportu publicznego, budowę obiektów użyteczności publicznej i zieleń miejską. Wszystko to w ramach dostosowania Warszawy do zwiększonej liczby ludności, wynikającej z napływu uchodźców wojennych z Ukrainy.

Z kolei kredyt z BGK ma służyć pokryciu deficytu budżetowego w 2026 roku oraz spłacie wcześniejszych zobowiązań w wysokości 400 mln zł. Całkowita spłata tej pożyczki zaplanowana jest na rok 2045.

W dokumentach przygotowanych przez ratusz pojawiają się sformułowania o „korzystnej ofercie banków” i „realizacji celów Wieloletniego Planu Finansowego”. Jednak dla wielu mieszkańców staje się jasne, że Warszawa coraz częściej sięga po kredyt jako sposób na łatanie dziur budżetowych, zamiast szukać głębszych reform systemowych czy oszczędności.

Zadłużenie stolicy już teraz przekracza 8 miliardów złotych – a kolejne zobowiązania tylko powiększą to obciążenie. Eksperci ostrzegają, że rolowanie długów może doprowadzić do sytuacji, w której znacząca część budżetu miasta będzie przeznaczana nie na inwestycje czy usługi publiczne, lecz na obsługę zadłużenia.

Prezydent Trzaskowski tłumaczy się, że decyzje kredytowe są odpowiedzią na wyjątkową sytuację geopolityczną, a Warszawa przyjęła dziesiątki tysięcy uchodźców z Ukrainy. Potrzeby lokalowe, edukacyjne, transportowe i zdrowotne miały wymusić na mieście rozbudowę wielu obszarów infrastruktury. Nie wskazuje jednak jakich.

Wielu jednak wskazuje, że Trzaskowski wykorzystuje sytuację międzynarodową jako pretekst do dalszego zadłużania miasta, które od lat ma problemy z utrzymaniem równowagi finansowej. Zarzuca mu się również brak przejrzystości w prezentowaniu długoterminowych skutków finansowych tych decyzji.

Jak czytamy, zarówno kredyt z EBI, jak i pożyczka z BGK mają długi okres spłaty – odpowiednio do 2052 i 2045 roku. Oznacza to, że obecni radni i prezydent nie będą już ponosić odpowiedzialności za konsekwencje finansowe podejmowanych dziś decyzji.

Dla warszawiaków oznacza to natomiast rosnące ryzyko podnoszenia opłat lokalnych w przyszłości – podatków od nieruchomości, cen biletów komunikacji miejskiej czy opłat za usługi komunalne. Dług publiczny, choć w teorii nieodczuwalny bezpośrednio, może stać się realnym ciężarem dla budżetów domowych mieszkańców.

Prezydent – król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Prezydent król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/prezydent-krol-zbudujmy-wreszcie-wlasny-polski-ustroj/

Czy prezydent może być królem? Nie, bo jest prezydentem. Może jednak króla naśladować – a przy wszystkich ograniczeniach i niedoskonałościach taka monarchiczna prezydentura to coś, na co Polacy mogliby i chyba już powinni się zdecydować.

Rok 2025 powinien był być rokiem monarchicznym – czasem głębokiego i poważnego wspominania polskiej monarchii, ciągłej refleksji nad jej kształtem i specyfiką, nieustannego zastanawiania się nad naszym szczególnym porządkiem (samo)rządzenia. 1000 lat koronacji Bolesława Chrobrego to przecież niebyle jaka data – można zaryzykować tezę, że tak pięknie okrągła rocznica polskiej korony nie musi się wydarzyć, bo czy Rzeczpospolita będzie istniała dalej w 3025 roku, Bóg raczy wiedzieć.

Niestety, tak się prawie w ogóle nie stało (dlaczego piszę: „prawie”, o tym zaraz”). Trudno podać jakąś inną tak wielką rocznicę, którą byśmy przespali w podobny sposób. Owszem, zgoda: 100-lecia Niepodległości czy Bitwy Warszawskiej [chodzi o Cud nad Wisłą md] też nie były świętowane tak, jak na to zasłużyły. Bądź co bądź, kaliber jest jednak inny – koronacja Chrobrego to moment, który niejako cywilizacyjnie wyznacza nasze polskie bytowanie.

Dlaczego tak się stało? Pierwsza i zasadnicza przyczyna jest taka, jak zawsze: bo mało kogo to obchodzi. Nasza kultura polityczna zbudowana po 1989 roku nie wykształciła żadnego sposobu celebrowania wielkich rocznic państwowych. Myślimy o Polsce niemal wyłącznie w kategoriach bieżącej walki partyjnej, względnie mając na myśli konfrontację prawno-aspiracyjną z Unią Europejską albo konfrontację (pół)militarną z Rosją czy Białorusią.

Nie zastanawiamy się głębiej nad ustrojem – ani nad jego mechaniką, ani nad jego podstawami; nie zgłębiamy szerzej zasadniczych celów istnienia Polski. Jeżeli coś się w ogóle reflektuje, to tylko dramatyczne cierpienie – te momenty, w których występujemy jako ofiara; te potrafimy przeżywać. Tych, w których triumfujemy – orężnie, kulturowo, duchowo – już nie.

Druga przyczyna to odległość – chronologiczna i ideowa. Bolesław Chrobry i Piastowie w ogóle nie poruszają – uważa się, że to jest zamknięta karta naszych dziejów. Miło jest o tym poczytać, dobrze powspominać, można obejrzeć w jakimś filmie – ale nic ponadto, to nie rozgrzewa ani nie rozpala. Nasza historyczna wyobraźnia niejako ugrzęzła w II wojnie światowej, a jeżeli to się przekracza, to tylko do powstań albo czasów, kiedyśmy „bili ruskich za Sarmacji”, ale też nie na poważnie. Weszliśmy w demokrację tak mocno, że zapomnieliśmy, co było wcześniej – i chyba nie mamy ochoty o tym pamiętać. Trauma? Może, nie wnikam w przyczyny; grunt, że o tym nie pamiętamy i pamiętać nie chcemy, że to nas po prostu mało obchodzi.

Wreszcie trzecia przyczyna przespania wielkiej rocznicy to obecność tej konkretnej ekipy u władzy – Donald Tusk et consortes to nie są ludzie, którzy byliby ideowo zdolni do tego, by z 1000-lecia polskiej Korony robić coś wielkiego. Nie miejmy jednak złudzeń – gdyby rządziło PiS, nie byłoby wcale dużo lepiej, co pokazały już dwie wspomniane wcześniej rocznice, a dlaczego tak jest: patrz punkt wcześniejszy, czyli brak politycznego modus operandi względem wielkich kart historii naszej własnej wspólnoty.

W efekcie 1000-lecie Koronacji Chrobrego po prostu zignorowaliśmy. Piszę: „zignorowaliśmy”, ale przecież to wielki kwantyfikator, a takie prawdziwe są dość rzadko. Tu i ówdzie pojawiały się różne inicjatywy, nawet jeżeli z racji na swoją izolację czy po prostu zbyt małą liczbę nie były w stanie skumulować się w jedną masę, która wpłynęłaby faktycznie i skutecznie na świadomość polityczną Polaków. Choćby Stowarzyszenie ks. Skargi zorganizowało kongres monarchiczny; na portalu PCh24 nie zabrakło też wielu publikacji na temat władzy królewskiej – zarówno w wymiarze historycznym i politycznym, jak i duchowym. Podobnych inicjatyw było oczywiście więcej – marsze, spotkania, prelekcje, konferencje – choć wszystkiego, owszem, za mało.

Tu chciałbym polecić Państwa uwadze jeszcze jedną – książkową i dzięki temu, mam nadzieję, dość trwałą. Wydawnictwo Dębogóra przygotowało pracę pt. „Obecność Korony. Raport o wielkiej tradycji państwowej”. To zbiór tekstów dużej grupy autorów, którzy od lat piszą o polskich sprawach, z tej czy innej perspektywy. J co do zasady takich zbiorów nie lubię – zbyt często znakomite teksty towarzyszą w nich zupełnie przypadkowym; rzadko tylko wyłania się jakaś szersza i spójna myśl. W tym przypadku jest jednak inaczej – bo duża różnorodność pokazuje właśnie to, czym jest polska tradycja monarchiczna, to znaczy niesamowitą złożoność tematu. Ot, ks. dr Maciej Zachara pokazuje rzecz zupełnie nieoczekiwaną, czyli liturgię koronacji Bolesława Chrobrego – perełka, która unaocznia nam sprawy kompletnie zapomniane, a przecież wielkie i święte. Paweł Lisicki szuka związków europejskiego królowania średniowiecznego ze Starym Testamentem i tradycją Dawida, pokazując duchowy sens monarchii. Jacek Bartyzel pochyla się nad polskim kolorytem monarchizmu i naszą własną pamięcią o nim… Tekstów jest o wiele więcej, nie chcę ani ich wszystkich wymieniać, ani ich streszczać; Czytelnik sam wybierze to, co znajdzie wśród nich najwartościowszym – czy będą to refleksje Pawła Milcarka, Tomasza Rowińskiego, Filipa Memchesa czy Aleksandra Halla albo Krzysztofa Koehlera.

Pójdę tylko za jedną z myśli, które znalazłem w tym tomie, a która mi się akurat bardzo udała – bo pokazuje bardzo ważny, piękny i pożyteczny aspekt monarchii; rzecz, która powinna być obecna w każdym ustroju, a która jednak nam w III Rzeczpospolitej całkowicie ginie…

Otóż Marek Jurek pisze o różnych walorach ładu monarchicznego. Wśród nich wymienia „właściwe rozumienie polityki, która, wbrew potocznym pojęciom, nie jest w swej istocie «walką o władzę», bo przecież dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi (Mt 12, 25)”. „Właściwym sensem polityki, również godnej walki politycznej, jest udział we władzy suwerennej. […] Istnienie suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje, warunkuje możliwość polityki. Bez tego pozostaje wojna domowa, choćby zimna. Polityka więc, która nie ma świadomości względności walk partyjnych, która (choćby w imię przekonań) absolutyzuje ich znaczenie – będzie zawsze destrukcyjna dla państwa, będzie hamować jego postęp”, wskazuje.

Historia powszechna, choć przecież także polska, podaje nam liczne przykłady dramatycznej walki o władzę – brutalnej gry o tron, która wstrząsa całym państwem i niejednokrotnie staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Bywało, że to nie najazdy zewnętrzne, ale właśnie zawierucha zmagających się pretendentów stanowiła dla tego czy innego bytu państwowego największe w dziejach ryzyko. Z drugiej strony okresy, w których jeden panuje mocno i niepodzielnie, są dla trwałości państw błogosławieństwem. To proste: najgorsza jest wojna domowa, bo tak jak pisze Marek Jurek powołując się na mądrościową maksymę Ewangelii, dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. W monarchii ten stan rzeczy jest doskonale widoczny, bo różnica pomiędzy pokojem wewnętrznym a wojną domową jest bardzo wyraźna.

A w demokracji – zwłaszcza w naszej, polskiej demokracji? Czy mamy świadomość istnienia suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje? Albo jeszcze inaczej: czy takie instytucje w ogóle istnieją? Ma się wrażenie, że ich istnienie jest przynajmniej wątpliwe: w III Rzeczpospolitej nawet Trybunał Konstytucyjny staje się przedmiotem walk politycznych, jakby „zdobyczą” w nieustannie trwającej wojnie domowej.

Nasza polska demokracja, inaczej niż w monarchicznym ideale opisanym przez Marka Jurka, jest właśnie „walką o władzę” – nie jest walką o „udział we władzy”, ale walką o samą władzę. To gigantyczny, może nawet największy problem naszej polityki. Oczywiście, to trzeba przyznać, nie tylko polskiej – podobne rzeczy dzieją się przecież również w innych krajach demokratycznych, choć nie zawsze i nie we wszystkich. W Republice Federalnej Niemiec, na przykład, toczy się jak dotąd rzeczywiście walka o udział we władzy, a nie o samą władzę. Politycy mają świadomość, że państwo jest większe niż ich partie – może dlatego, że RFN posiada bardzo silny kręgosłup instytucjonalny, którego nikt nie podważa ani nie narusza. W każdym razie, praktyka pokazuje, że można prowadzić demokratyczną grę w sposób bardziej właściwy – tak, by zachować obecność tego, co tak pięknie uobecnia król, czyli stabilności i majestatu państwowego. To się w RFN właśnie dziś kończy, ale to drugorzędne – pokazuję tylko samą możliwość.

Warto zastanowić się, co można poprawić w naszym kraju, by silniej uobecnić „monarchiczny” aspekt trwałości i majestatu. Każdy poda rozwiązania, które dyktuje mu jego własny ogląd spraw politycznych – takich rozwiązań mogą być dziesiątki. Ja polecam Państwa uwadze jedno rozwiązanie, to, które – wydaje mi się – ma tę jeszcze zaletę, że stanowi swego rodzaju imitatio regni, czyli imitację królestwa. To mocna i długotrwała prezydentura – nie taka, jaką dziś mamy w Polsce, czyli bardzo osłabiona przez silną, „kanclerską” pozycję premiera i dwuznaczne zapisy konstytucyjne. Zarazem jednak i nie taka, jak w USA, gdzie przez bardzo krótką kadencję i niejasne reguły kampanii wyborczych „monarchiczna” władza prezydenta jest nader chybotliwa w perspektywie długiego trwania. Polski model prezydentury, gdybyśmy mogli na nowo przemyśleć, mógłby naprawdę wiele zaczerpnąć z naszej tradycji monarchicznej – stać się, mutatis mutandis, nowoczesną formułą monarchii elekcyjnej. Czy to ideał? Nie. Czy to realne? Być może – a to już wiele.

Realne kompetencje, które dają wyraźną przewagę nad rządem; długa kadencja, która uniezależnia od partyjnej polityki – to dwa predykaty władzy prezydenckiej, która mogłaby pomóc Polsce wydobyć się z opisanej wcześniej patologii walki o władzę zamiast o udział we władzy.

Takich myśli, które mogą współkształtować nasze „dziś” i „jutro” w życiu politycznym, znajdą Państwo we wspomnianym tomiku znacznie więcej. Warto tam zajrzeć – niech choć tyle zostanie nam z 1000-lecia Korony Chrobrego.

Paweł Chmielewski

Radykalna zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa

Zmiana kursu w USA

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

8 grudnia 2025

Zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa 

Autor analizy: Paul Craig Roberts

Jeśli dokument prezydenta Trumpa dotyczący strategii bezpieczeństwa narodowego na rok 2025 ma jakiekolwiek znaczenie, a mam nadzieję, że ma, Unia Naukowców Atomistyki może cofnąć wskazówkę zegara zagłady o kilka godzin.

Jeśli strategia prezydenta Trumpa przetrwa opór grup interesu i ideologicznej lewicy Partii Demokratycznej, a jego następcy będą ją kontynuować, prezydent Trump rzeczywiście zmienił bieg Ameryki i świata.

Dokument popiera wiele punktów, które poruszałem od dziesięcioleci. Do niektórych z nich przejdę za chwilę, ale najpierw najważniejsze jest porzucenie w dokumencie doktryny Wolfowitza o amerykańskiej hegemonii.

Zamiast tej doktryny sprzyjającej wojnie, strategią Trumpa jest podejście do świata oparte na konkurencyjności gospodarczej. Najważniejsze jest zawarte w dokumencie wezwanie do przywrócenia strategicznej stabilności między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i Europą. Brak strategicznej stabilności między Zachodem a Rosją to droga do wojny nuklearnej. Zatem podejście Trumpa do bezpieczeństwa narodowego odnosi się do najbardziej fundamentalnej kwestii naszych czasów.

W dokumencie stwierdzono, że amerykańskie elity błędnie i destrukcyjnie postawiły na globalizm i tak zwany „wolny handel”, który wyjałowił klasę średnią i bazę przemysłową, od której zależy amerykańska potęga gospodarcza i militarna, i przyznano, że to polityka offshoringu amerykańskich miejsc pracy w przemyśle zbudowała chińską gospodarkę.

\Dokument krytykuje amerykańskie elity polityczne za powiązanie amerykańskiej polityki z siecią międzynarodowych instytucji, z których wiele kieruje się antyamerykanizmem i trans-nacjonalizmem, który wyraźnie dąży do rozpuszczenia suwerenności poszczególnych państw w Wieży Babel. Aby zapewnić sobie sukces, Ameryka musi być bezkompromisowa w stosunku do przeszłości i teraźniejszości kraju. Musimy odzyskać naszą pewność siebie, nadszarpniętą przez elity intelektualne. Musimy odwrócić się od wysiłków liberałów, by zniszczyć naszą wiarę w siebie poprzez głoszenie poczucia winy i spójności narodowej z otwartymi granicami.

Dokument uznaje znaczenie zdrowia duchowego i kulturowego oraz ludzi dumnych ze swoich osiągnięć i bohaterów. Wysiłek liberalnej lewicy, by stworzyć kulturę samokrytyki i poczucia winy, jeśli się powiedzie, doprowadzi do porażki kraju. Dokument odrzuca liberalno-lewicową politykę DEI. Bez systemu opartego na zasługach Stany Zjednoczone nie będą w stanie konkurować na świecie i zostaną pominięte przez innych.

Dokument wyraża zaniepokojenie poczuciem własnej wartości i tożsamości Zachodu w Europie, których słabość, w połączeniu z niskim wskaźnikiem urodzeń i masową imigracją, grozi Europie cywilizacyjnym wymazaniem . Jeśli obecne tendencje się utrzymają, Europa za 20 lat lub krócej będzie nie do poznania.

Dokument nie jest idealny. Unika on przypisywania Waszyngtonowi jakiejkolwiek odpowiedzialności za konflikt na Ukrainie. Nie łączy też offshoringu amerykańskiej produkcji z deficytem handlowym USA. Niemniej jednak jest to o wiele lepsza strategia niż cokolwiek, czego spodziewałem się po Waszyngtonie. Jeśli polityka bezpieczeństwa narodowego Trumpa wpłynie na jego podejście do negocjacji z Putinem, wkrótce powinniśmy znaleźć rozsądne rozwiązanie.

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

podała: Rebeliantka

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Fatima and the Simple Explanation of the Crisis in the Catholic Church, Robert Morrison, December 5, 2025 

podał: AlterCabrio, 8 grudnia 2025

To bardzo proste: stoimy w obliczu duchowej dezorientacji przepowiedzianej przez Matkę Bożą Fatimską, ponieważ „Sobór Watykański II zburzył krok po kroku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, zostało zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”. Odrzucając ostrzeżenia papieży sprzed Soboru, Jan XXIII i architekci Soboru doprowadzili do „samobójstwa zmiany wiary” przepowiedzianego przez Piusa XII.

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Kilka lat przed swoim wyborem na papieża kardynał Eugenio Pacelli (przyszły Pius XII) wypowiedział poważne ostrzeżenie, opierając się na swojej interpretacji orędzi Matki Bożej Fatimskiej:

Niepokoją mnie orędzia Najświętszej Maryi Panny do Łucji z Fatimy. Ta nieustępliwość Maryi wobec niebezpieczeństw zagrażających Kościołowi jest boskim ostrzeżeniem przed samobójstwem, jakie niesie ze sobą zmiana Wiary w Jej liturgii, Jej teologii i Jej duszy. […] Słyszę wokół siebie innowatorów, którzy pragną zburzyć Świętą Kaplicę, zniszczyć powszechny płomień Kościoła, odrzucić Jego ozdoby i wzbudzić w Nim skruchę za Jego historyczną przeszłość. Nadejdzie dzień, kiedy cywilizowany świat zaprze się swojego Boga, kiedy Kościół zwątpi tak, jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by uwierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach chrześcijanie będą na próżno szukać czerwonej lampy, gdzie czeka na nich Bóg. Jak Maria Magdalena płacząca przed pustym grobem, będą pytać: „Dokąd Go zabrali?”

Kardynał Pacelli najwyraźniej znał orędzia Matki Bożej Fatimskiej i uważał je za wiarygodne. Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i omówić z nim, jak mogłoby wyglądać „samobójstwo zmiany wiary”, wydaje się całkiem prawdopodobne, że opisałby coś bardzo podobnego do tego, co widzimy dzisiaj. Choć obecny kryzys jest niepokojący, pocieszeniem jest fakt, że Pius XII i inni rozumieli, że nadejdzie dzień, „kiedy Kościół zwątpi tak, jak zwątpił Piotr”, ale nie rozpaczali. Przez Najświętszą Maryję Pannę Bóg nas ostrzegł, abyśmy byli wzmocnieni na te czasy.

Dziesięciolecia później, już jako papież, Pius XII opublikował w 1950 roku encyklikę ostrzegającą przed błędami zagrażającymi podważaniu fundamentów doktryny katolickiej, Humani Generis. Humani Generis była ostatnią z długiej serii stanowczych papieskich encyklik ostrzegających przed błędami, które stały się tak powszechne od czasów Soboru Watykańskiego II:

Do tej listy moglibyśmy dodać jeszcze inne encykliki, ale te już wystarczą, aby potępić w zasadzie wszystkie błędy nękające współczesny Kościół katolicki.

W encyklice Humani Generis Pius XII wyjaśnił, dlaczego potępienia zawarte w tych encyklikach pozostają obowiązujące:

„Nie należy też sądzić, że to, co jest wykładane w encyklikach, samo w sobie nie wymaga zgody, ponieważ pisząc takie listy, papieże nie sprawują najwyższej władzy swojego Urzędu Nauczycielskiego. Te bowiem zagadnienia są nauczane w ramach zwyczajnego Urzędu Nauczycielskiego, o którym słusznie powiedziano: „Kto was słucha, Mnie słucha”; i generalnie to, co jest wykładane i wpajane w encyklikach już z innych powodów, należy do doktryny katolickiej. Jeśli jednak Najwyżsi Pasterze w swoich oficjalnych dokumentach celowo wydają osąd w kwestii do tej pory spornej, to oczywiste jest, że sprawa ta, zgodnie z zamysłem i wolą Papieży, nie może być już dłużej uznawana za kwestię otwartą do dyskusji między teologami”.

Jak widać, Pius XII oparł swoje rozumowanie na słowach Naszego Pana:

„Kto was słucha, Mnie słucha; a kto wami gardzi, Mną gardzi; a kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16)

Z tego naturalnie wynika, że ​​każdy, kto odrzuciłby papieskie ostrzeżenia zawarte w wymienionych encyklikach, odrzuciłby Boga. Gdybyśmy cofnęli się w czasie i zapytali Piusa XII, co by się stało, gdyby jego następcy próbowali pogodzić Kościół katolicki z błędami, które on i jego poprzednicy potępili, z pewnością odpowiedziałby nam, że równałoby się to „samobójstwu zmiany wiary”. Właśnie to obserwujemy od Soboru Watykańskiego II.

Ze słów kilku świadków wiemy, że Trzecia Tajemnica Fatimska odnosi się do odstępstwa, które odpowiada temu, co Pius XII określił jako samobójstwo polegające na zmianie wiary:

  • „W Trzeciej Tajemnicy przepowiedziano między innymi, że wielka apostazja w Kościele zacznie się od góry” (kardynał Luigi Ciappi, cytowany w książce Christophera Ferrary The Secret Still Hidden, s. 43)
  • „[Trzecia Tajemnica] nie ma nic wspólnego z Gorbaczowem. Najświętsza Maryja Panna ostrzegała nas przed apostazją w Kościele”. (Kardynał Silvio Oddi, „The Secret Still Hidden”, s. 42)
  • „Jeśli »w Portugalii dogmat wiary będzie zawsze zachowany«, (…) można z tego jasno wywnioskować, że w innych częściach Kościoła dogmaty te staną się niejasne, a nawet całkowicie zaginą. Jest zatem całkiem możliwe, że w tym okresie przejściowym, o którym mowa (po 1960 roku, a przed triumfem Niepokalanego Serca Maryi), tekst zawiera konkretne odniesienia do kryzysu wiary Kościoła i zaniedbań samych pasterzy (…)” (O. Joaquin Alonso, The Secret Still Hidden, s. 35).

Jak już wspomniano w poprzednim artykule, siostra Łucja (najstarsza z fatimskich wizjonerek) stwierdziła, że ​​Najświętsza Maryja Panna chciała, aby Trzecia Tajemnica została ujawniona w 1960 roku, ponieważ jej znaczenie stałoby się wtedy jaśniejsze:

„Siostra Łucja dostarczyła kolejną wczesną wskazówkę co do treści Tajemnicy, gdy nalegała, aby biskup Fatimy obiecał, że zapieczętowana koperta, w której przesłała mu Tajemnicę, „z pewnością zostanie otwarta i przeczytana światu albo po jej śmierci, albo w 1960 roku, cokolwiek nastąpi wcześniej”. Na kopercie, którą siostra Łucja określiła jako „list”, napisała odpowiednio: „Z wyraźnego rozkazu Matki Bożej kopertę tę może otworzyć dopiero w 1960 roku kardynał patriarcha Lizbony lub biskup Leirii”. Siostra Łucja wyjaśniła później znaczenie tej daty kardynałowi Ottavianiemu podczas przesłuchania w 1955 roku. Jak Ottaviani ujawnił w wyżej wymienionym przemówieniu publicznym: „Orędzie nie miało być otwarte przed 1960 rokiem. Zapytałem siostrę Łucję: „Dlaczego ta data?”. Odpowiedziała: „Ponieważ wtedy będzie jaśniejsze (mais claro)”. W odpowiedzi na to samo pytanie kanonika Barthasa w 1946r. Łucja po prostu odpowiedziała: „Ponieważ Matka Boska tak chce” (str. 24).

Już w 1960 roku Jan XXIII ogłosił swoje plany dotyczące Soboru Watykańskiego II i zainicjował skupienie Soboru na ekumenizmie. Oczywistym wnioskiem jest, że Trzecia Tajemnica dotyczyła zmian w Kościele, które miały nastąpić podczas Soboru Watykańskiego II.

Fakt, że ten oczywisty wniosek jest kwestionowany przez członków hierarchii, nie dziwi, biorąc pod uwagę kryzys w Kościele i niemal pewność, że Trzecia Tajemnica dotyczy apostazji na najwyższych szczeblach Kościoła. Innymi słowy, dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że osoby nadzorujące wielką apostazję ujawnią w pełni tajemnicę Najświętszej Maryi Panny, która w istocie potępia ich czyny?

Na dobre czy na złe, tak naprawdę nie musimy znać treści Trzeciej Tajemnicy, aby potwierdzić, że doszło do wielkiej apostazji, którą Pius XII uznałby za samobójstwo zmiany Wiary. Widzimy to na własne oczy. Jako zwięzły przykład tego możemy rozważyć przypadek Henriego de Lubaca. Chociaż Pius XII nie potępił konkretnych osób w Humani Generis, to jednak potępił idee, których bronił de Lubac. Ks. Dominique Bourmaud wyjaśnił to w artykule z 2012 roku o de Lubacu, Yvesie Congarze i Karlu Rahnerze:

„Pius XII nie poświęcał wiele czasu nowej teologii i jej awangardowym nauczycielom. Stanowili oni dla niego tylną straż starej fali modernistycznej, tak stanowczo potępionej przez św. Piusa X w encyklice Pascendi z 1907 roku. Papież ponownie powtórzył potępienie nowych – starych – trendów w encyklice Humani Generis: „Inni [de Lubac] niszczą bezinteresowność porządku nadprzyrodzonego, ponieważ Bóg, jak twierdzą, nie może stworzyć istot intelektualnych bez uporządkowania ich i powołania do wizji uszczęśliwiającej… Niektórzy [de Lubac, Congar] konieczność przynależności do prawdziwego Kościoła dla osiągnięcia zbawienia wiecznego sprowadzają do poziomu bezsensownej formuły. Inni wreszcie umniejszają racjonalny charakter wiarygodności wiary chrześcijańskiej”.

Zatem, podobnie jak Rahner i Congar, de Lubac był podejrzewany o herezję za czasów Piusa XII. Nie powstrzymało to Jana XXIII przed powołaniem wszystkich trzech jako ekspertów na Sobór. Aby zrozumieć wagę pracy de Lubaca na Soborze, wystarczy przytoczyć słowa z ostatniego przemówienia Benedykta XVI do duchowieństwa Rzymu:

„I tak było przez cały Sobór: kameralne spotkania z rówieśnikami z innych krajów. W ten sposób poznałem wielkie postacie, takie jak ojciec de Lubac, Daniélou, Congar i tak dalej”.

Tak więc de Lubac (podobnie jak Congar) był podejrzewany o herezję za czasów Piusa XII, ale sześć dekad później Benedykt XVI chwalił go jako „wielką postać” na soborze.

W swoim dziele Sto lat modernizmu o. Bourmaud opisał rolę de Lubaca w rozwoju koncepcji „żywej tradycji”:

„«Żywa Tradycja» de Lubaca, którą odnalazł u Blondela, jest nawiązaniem do „prawa życia” Loisy’ego, zgodnie z którym Kościół ulega deformacji i przekształceniu, stając się swoim najdoskonalszym zaprzeczeniem. Intelektualni spadkobiercy de Lubaca, Ratzinger i Jan Paweł II, gorliwie podzielali jego teorię. Gdy modernizm ostatecznie zatriumfował na placu Świętego Piotra, żywa Tradycja stała się jednością z Kościołem soborowym, bez koniecznego związku z jakimkolwiek przekazem Objawienia z przeszłości. Żywa Tradycja dziś określa jako fałszywą prawdę wczorajszą, a prawdą dzisiejszą to, co wówczas było fałszem. Żywa Tradycja jest niezwykle wygodna, pozwalając teologom dowolnie odrzucać dwadzieścia wieków stałego i spójnego Magisterium i określać nieomylne potępienie wolności religijnej, a także antymodernistyczne decyzje z początku tego stulecia, zwłaszcza decyzje Komisji Biblijnej, jako „postanowienia tymczasowe”. Uzasadnia to ekskomunikę nielicznych biskupów, którzy rzeczywiście pozostają wierni Tradycji. Neomoderniści mogą słusznie być dumni z tego genialnego posunięcia, które pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: chroni modernizm i zadaje śmiertelny cios Tradycji apostolskiej, w imię żywej Tradycji!”

Koncepcja „żywej tradycji” de Lubaca to broń czystej sofistyki, z powodzeniem wykorzystywana przez złoczyńców i naiwniaków od sześciu dekad, by okradać dusze z wiary katolickiej i zastępować ją błędami potępionymi przez papieży sprzed Soboru Watykańskiego II. Ci, którzy mają oczy otwarte, rozpoznają to natychmiast. Tymczasem ci, którzy są ślepi lub złośliwi, wyją, że tradycyjni katolicy są heretykami i schizmatykami, ponieważ odmawiają przyjęcia błędów, które Pius XII uznał za zagrażające podważeniu fundamentów doktryny katolickiej.

Na koniec przyjrzyjmy się opisowi Soboru autorstwa de Lubaca:

„Dramat Soboru Watykańskiego II polega na tym, że zamiast być prowadzonym przez świętych, jak Sobór Trydencki, został on zmonopolizowany przez intelektualistów. Przede wszystkim przez niektórych teologów, których teologia zaczynała się od założenia, że ​​wiara powinna być unowocześniana zgodnie z wymogami świata i wyzwalana z domniemanej niższości wobec cywilizacji współczesnej. Miejscem teologii przestała być wspólnota chrześcijańska; to znaczy, Kościół stał się interpretacją jednostek. W tym sensie okres posoborowy oznaczał zwycięstwo protestantyzmu w katolicyzmie” (cyt. za: Antoni Socci, Czwarta Tajemnica Fatimska, s. 202-203).

De Lubac uważał, że Sobór Watykański II przyniósł „zwycięstwo protestantyzmu w katolicyzmie”. Jest to tym bardziej widoczne w przypadku Synodu o synodalności. Najwyraźniej ci, którzy twierdzili, że Trzecia Tajemnica dotyczyła apostazji na najwyższych szczeblach Kościoła, mieli rację.

Wracając do Stu lat modernizmu o. Bourmauda, ​​oto jak podsumował on kryzys:

„Jednakże była to wiosna, która zalała Kościół zimową mgłą. Paweł VI mówił o niepewności, sceptycyzmie i dymie szatana wkraczającym do Kościoła. Jan Paweł II od czasu do czasu wyłamywał się ze swojego zwyczajowego optymizmu i ustępował wobec oznak kryzysu w Kościele. Kardynał Ratzinger, alter ego Jana Pawła II, opisał szczegółowo otwarte rany każdego z czterech kontynentów chrześcijańskich. Melania z La Salette i siostra Łucja z Fatimy, dwie widzące, zjednoczyły się w przewidywaniu duchowej dezorientacji, utraty dogmatu wiary, zaćmienia Kościoła i nikczemnej roli tych, którzy zostali powołani na pasterzy stada. Sam w sobie taki kryzys nie jest niczym nowym. Nowość polega na tym, że pojawił się tak nagle i z bezprecedensową intensywnością. Nowością jest to, że pogrzeb całej tradycji katolickiej odbył się z oficjalną pompą i ceremonią, z kadzidłem i pontyfikalną Mszą Świętą. Przebrany za apoteozę, Sobór Watykański II zburzył kawałek po kawałku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, miało zostać zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”.

To bardzo proste: stoimy w obliczu duchowej dezorientacji przepowiedzianej przez Matkę Bożą Fatimską, ponieważ „Sobór Watykański II zburzył krok po kroku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, zostało zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”. Odrzucając ostrzeżenia papieży sprzed Soboru, Jan XXIII i architekci Soboru doprowadzili do „samobójstwa zmiany wiary” przepowiedzianego przez Piusa XII.

Poważni katolicy naturalnie zastanawiają się, co możemy zrobić, aby zaradzić tej sytuacji. Musimy oczywiście odrzucić nowinki potępione przez Piusa XII i jego poprzedników, bez względu na to, jak głośno i często innowatorzy wmawiają nam, że „żywa tradycja” de Lubaca oznacza, że ​​błąd stał się prawdą, a prawda błędem.

Ponadto z pewnością musimy znacznie mocniej przywiązać się do tradycyjnej Mszy łacińskiej i wszystkiego, czego Kościół nauczał przed Soborem. Poza tym jednak najważniejszą częścią „rozwiązania”, jakie możemy zastosować, jest uczynienie tego, o co prosiła nas Matka Boża Fatimska: zaprzestanie obrażania Boga grzechem, pobożne odmawianie Różańca i staranie się o świętość. Jeśli to uczynimy, być może Bóg wkrótce obdarzy papieża łaską niezbędną do właściwego poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi.

Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!

________________

Fatima and the Simple Explanation of the Crisis in the Catholic Church, Robert Morrison, December 5, 2025 

„Proces” Brauna. Dziś było wesoło, pobożnie i gromko

Piotr Heszen @PiotrHeszen

Następna część procesu 12 stycznia o godz. 9. Dziś było wesoło, pobożnie i gromko (odśpiewaliśmy chyba z 25 minut muzyki), a potem to już jedyny w Polsce Uniwersytet Żydoznawczy, gdzie @GrzegorzBraun_ był wykładowcą, a Wysoki Sąd lektorem. I to wszystko za darmo, tego nigdzie nie dają!

Zdjęcie

[poniżej powtórka, bo jest w niej filmik, ważny md]

Zdjęcie

7 077 wyświetleń

Mirosław Dakowski

How the American TFP Was Able to Make Reparation in Vienna

How the American TFP Was Able to Make Reparation in Vienna

by Jon Paul Fabrizio December 8, 2025 tfp.org/how-the-american-tfp-was-able-to-make-reparation-in-vienna

Nothing devastates Catholic hearts quite like insults to Our Lord and His Mother. Today’s Rosary Rally of Reparation in Vienna is all the proof you need.

The Künstlerhaus, one of Austria’s most prestigious art venues, shamelessly put together an exhibit titled “You Shall Make for Yourself an Image.” This new exhibit showcases some of the most blasphemous artwork from around the world.

Affronts include images of a frog attached to a crucifix, a bearded man and an LGBT activist dressed as the Blessed Mother, priestly vestments stained with excrement and pornographic depictions of the Holy Family.

Righteous Anger Turns into Action

Catholics all over the world, especially those in Austria, are rightfully outraged. The Künstlerhaus clearly offended God and countless Catholics, who were inspired to react.

The Austrian Society for the Defense of Tradition, Family and Property (TFP) took the initiative to prepare an online petition of protest.

As news of the exhibit spread beyond Austria, TFPs from around the world joined the effort. The American TFP collected a total of 23,448 signatures through three separate petition drives. These petitions requested that Tanja Prušnik, the President of Künstlerhaus Association, remove the exhibit immediately.

On the museum, one of the blasphemies depicting a bearded man dressed as Our Lady can be seen. Inside of the museum, dozens of other blasphemies were also featured.

A delegation of American TFP members traveled from the United States to deliver these signatures in person. An appointment to deliver the petitions was arranged for December 9. However, just a few days before, the appointment was suddenly cancelled by a museum spokesperson. It appears that the Künstlerhaus does not value the pleas of so many Catholics.

Taking to the Streets of Vienna

However, the TFPs took their protest beyond the petition. As the TFP activists often affirm, public blasphemy demands public reparation. Thus, dozens of people gathered in front of the Künstlerhaus for a Rosary Rally of Reparation.

The timing and location of this rally were carefully planned. To reach as many people as possible, it began at 6 p.m. Foot traffic was abundant, since the evening is a peak time for visitors at the nearby Christmas market.

The most symbolic aspect was the date: December 8, which is the Feast of the Immaculate Conception. Many of the exhibit’s blasphemies specifically target the virtue and purity of the Blessed Mother. This was the best day to make a solemn act of reparation.

Attendees came from around the world. Some of the countries represented include the United States, Czechia, Germany, Poland, Brazil, India, South Korea, Cameroon, Tunisia and, of course, Austria.

Everyone was equipped with rosaries, the most important weapon in the war against blasphemy. The rosary was led by members of TFP Student Action Europe and was recited in German, the local language.

The participants sang the Creed, the Salve Regina and a traditional Austrian hymn. Additionally, many of them approached the statue of Our Lady of Fatima and paid homage to the Queen of Heaven.

The German sign translates to “Please honk your horns against blasphemy!”

The beauty of the rally contrasted sharply with a grotesque image of the blasphemy advertised on the museum’s façade. One man emerged from the museum and began beating on a trash can, hoping to disrupt the prayers.

His antics only lasted a few seconds before security removed him. Another man screamed at us from across the street in such a violent way that not even the Austrians could understand him.

However, most people were shocked by the blasphemy and wanted to do everything they could to oppose it. One woman said she found out about the protest from an email from the American TFP and drove two hours from Czechia to attend. Several others approached the Americans and thanked them for flying across the Atlantic to participate.

After spending an hour in front of the Künstlerhaus making reparation for the blasphemies inside, the rally concluded. The conversation afterwards was very lively, with many people discussing possible next steps to close this exhibit for good.

Why This Protest Matters for Americans

Witnessing Catholics from around the world unite against this blasphemy was truly beautiful. These members of the universal Church recognize that blasphemy is not confined by borders. Each and every blasphemy represents a profound offense to God, who is omnipresent.

These international Rosary Rallies of Reparation tell God that no matter where He is attacked, faithful Catholics will always be there to protest and make reparation.

Thanks to the generous support and donations of many God-fearing Americans, the American delegation was pleased to represent the nation in the public square.

Please continue to pray in reparation for this exhibit, which is scheduled to run until February 8, 2026.

Polska płaci Emerytury i Renty Sowieckim Ukraińcom z KGB , SBU I GRU , Milicji

Polska płaci Emerytury i Renty Sowieckim Ukraińcom z KGB , SBU I GRU , Milicji

goralo-baca123

https://www.salon24.pl/u/maximilianschonbucher/1477194,polska-placi-emerytury-i-renty-sowieckim-ukraincom-z-kgb-sbu-i-gru-milicji


Pracowali w Sowiecko-Komunistycznym ZSSR w aparacie przemocy jak KGB czy byli oficerami , żołnierzami Armii Czerwonej okupującej Polskę… Mordowali , więzili, katowali Polaków od 1945-1992 w ramach Związkowej Komunistycznej Republiki Ukraińskiej…

Od 2018 do 2024 Polska wypłaciła ukraińskim ” rolnikom ” rent rolniczych na sumę 11 milionów 754 tysięcy złotych i emerytur  rolniczych na sumę 10 milionów 250 tysięcy złotych…

To nie wszystko…

Lawinowo rośnie liczba Ukraińców, którzy pobierają polskie emerytury pracownicze… wśród których jest wielu mieszkających lub 1 raz w m-cu  przyjeżdżających odebrać pensję wspomnianych Sowiecko-Ukraińskich bandytów z Ukraińskiej Milicji, KGB , Czerwonej Armii Sowieckich służb  wojskowych  GRU…

Polska staje się dla nich senioralnym eldorado!

Z najnowszych danych wynika, że rok do roku jest ich więcej o kilka tysięcy. W grudniu 2024 r. ponad 20 tys. cudzoziemców, w zdecydowanej większości Ukraińców, otrzymało emerytury i renty z ZUS, na łączną sumę ok. 27,6 mln zł (jest to pula miesięczna !!!!!). W analogicznym okresie 2023 r. świadczenia te wypłacano 15,3 tys. osób (21,5 mln zł), a w 2022 r. – 12,2 tys. osób (16,5 mln zł).

Wychodzi na to, że co roku ZUS wydaje z tego tytułu co najmniej o 5 mln zł więcej. Najliczniejszą nację podlegającą u nas ubezpieczeniom społecznym stanowią Ukraińcy 787,5 tys., a także Białorusini 134,9 tys. i Gruzini 25,7 tys. (dane na koniec 2024 r.).

Eksperci prognozują, że zjawisko będzie narastać, a za 10–20 lat Polska stanie się senioralnym eldorado dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Jeśli np. Ukrainiec w wieku senioralnym zamieszka w Polsce, to  ZUS ma obowiązek wypłacać mu różnicę między emeryturą pobieraną z Ukrainy a minimalną polską. Takie ,,wyrównania” to niebagatelne kwoty. Minimalna emerytura ukraińska wynosi obecnie od 2725 do 3370 hrywien (od ok. 260 do 320 zł). Oznacza to dopłatę rzędu ponad 1,5 tys. zł miesięcznie. 

Tak my Polacy utrzymujemy komunistycznych , ukraińskich oprawców z których zapewne wielu mordowało naszych braci na Wołyniu , Podolu i Małopolsce.

The Data That Doesn’t Exist. Autism.

ccross-posted a post from How to End the Autism Epidemic
Dr. Robert W. Malone Dec 8 · Malone News
„J.B. is arguably the world’s most thoughtful, sophisticated, knowledgeable, and indefatigable activist for children’s health.” – RFK, Jr.

J.B. Handley is the proud father of a child with Autism. He spent his career in the private equity industry and received his undergraduate degree with honors from Stanford University. His first book, How to End the Autism Epidemic, was published in September 2018. The book has sold more than 75,000 copies, was an NPD Bookscan and Publisher’s Weekly Bestseller, broke the Top 40 on Amazon, and has more than 1,000 Five-star reviews. Mr. Handley and his nonspeaking son are also the authors of Underestimated: An Autism Miracle and co-produced the film SPELLERS, available now on YouTube.

The Data That Doesn’t Exist

ACIP voted to un-recommend the Hep B birth dose, but here’s the problem: they still can’t weigh the other side of the ledger

J.B. HANDLEY DEC 8

ATLANTA, Georgia—Yesterday, something happened that has never happened in the history of American public health: ACIP voted 8-3 to un-recommend the universal birth dose of hepatitis B for babies born to mothers who test negative for the virus. After 34 years of jabbing every American newborn within hours of taking their first breath—regardless of whether their mother had hepatitis B—the committee finally acknowledged what 25 European countries figured out decades ago: it doesn’t make sense.

But watching this vote unfold, I couldn’t help but notice the absurdity of the debate itself. Committee members who opposed the change kept saying variations of the same thing: “We’ve heard ‘do no harm’ as a moral imperative. We are doing harm by changing this wording.” Another said “no rational science has been presented” to support the change.

How to End the Autism Epidemic is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid

And therein lies the fundamental problem with ACIP—and with the entire vaccine regulatory apparatus in America. They literally cannot weigh risk versus benefit because they only have data on one side of the scale.


The Missing Side of the Ledger

When ACIP debates adding or removing a vaccine from the schedule, they can produce endless data on disease incidence. They can show you charts demonstrating how hepatitis B cases in infants dropped from thousands to single digits after 1991. They can model projected infections if vaccination rates decline. They have this data at their fingertips because tracking infectious disease is something our public health apparatus actually does.

But ask them to produce equivalent data on vaccine injury, and you’ll get silence. Not “the data shows injuries are rare.” Not “here’s our comprehensive tracking of adverse events.” Just… nothing. A void where information should be.

This is not an accident. This is by design.

The safety trials for Engerix-B and Recombivax HB—the two hepatitis B vaccines given to American newborns—monitored adverse events for four to five days after injection. That’s it. If your baby developed seizures on day six, or regressed into autism over the following months, or developed autoimmune disease in the following year—none of that would appear in the pre-licensure safety data.

And the post-market surveillance? VAERS is a voluntary reporting system that the CDC itself acknowledges captures only a tiny fraction of adverse events. A Harvard-funded study found it captures perhaps 1% of actual vaccine injuries. Vaccine court has paid out over $5 billion in claims while simultaneously being structured to make filing nearly impossible for average families.

So when Dr. Cody Meissner voted against removing the Hep B birth dose and said he saw “clear evidence of the benefits” but “not the harms,” he was accidentally revealing the entire rotten structure. Of course he doesn’t see the harms. Nobody is systematically looking for them.


The Invisibility of Vaccine Injury

Here’s what most people don’t understand about vaccine injury: it’s nothing like a gunshot wound.

If you shoot someone, the cause is obvious. There’s a bullet, a wound, blood, a clear mechanism of action visible to any observer. Even a medical examiner who’s never seen the victim before can determine cause of death.

Vaccine injury doesn’t work that way. When aluminum nanoparticles from a vaccine cross the blood-brain barrier via macrophages, when they lodge in brain tissue and trigger chronic neuroinflammation, when a child slowly regresses over weeks or months—there’s no bullet. There’s no smoking gun. There’s just a before and an after, and a desperate parent trying to explain to doctors that something changed.

This invisibility is the vaccine program’s greatest protection. Because the injury mechanism is complex and delayed, because it doesn’t leave an obvious wound, because it requires actually looking to find—and because no one in authority is looking—the injuries simply don’t exist in the official record.

I watched my own son Jamie regress after his vaccines. A healthy, developing toddler who lost his words, stopped making eye contact, and retreated into a world we couldn’t reach. My wife and I know what happened. Thousands of other parents know the same thing happened to their children. But because this type of injury doesn’t show up on a simple blood test, because there’s no autopsy finding that says “vaccine-induced encephalopathy,” ACIP members can sit in a room and say with straight faces that they don’t see evidence of harm.

They’re not lying. They literally can’t see it. Because no one is measuring it.


The Chicken Pox Conundrum

Here’s an example that illustrates the insanity of our current approach.

The varicella (chicken pox) vaccine was added to the schedule in 1995. It definitely reduces chicken pox cases. The data is clear on that front. Mission accomplished, right?

But what about the other side of the ledger?

Emerging research suggests that wild chicken pox infection provides some protective effect against brain cancers—particularly glioma, the most common type of primary brain tumor. Multiple studies have found that people who had chicken pox as children have significantly lower rates of brain cancer later in life. The hypothesis is that the immune response to wild varicella provides lasting immunological benefits that extend far beyond preventing itchy spots.

Meanwhile, the vaccine itself has been associated with increased rates of autoimmune conditions. Studies have linked varicella vaccination to higher rates of herpes zoster (shingles) outbreaks in younger age groups, to autoimmune disorders, to various adverse events that weren’t captured in the original short-term safety trials.

So what’s the true risk-benefit of the chicken pox vaccine? Does preventing a week of itchy discomfort in childhood justify potentially increased rates of brain cancer and autoimmune disease later in life?

ACIP can’t answer this question. They literally don’t have the data. They can show you chicken pox cases going down. They cannot show you a comprehensive analysis of long-term neurological and immunological outcomes in vaccinated versus unvaccinated populations, because that study has never been done.

And so they keep recommending the vaccine based on the only data they have—the disease prevention data—while remaining willfully blind to consequences they’ve never bothered to measure.


The ACIP Paradox

Yesterday’s vote was historic, but it also revealed the fundamental paradox of vaccine regulation in America.

The committee members who voted to remove the universal Hep B birth dose recommendation did so largely based on comparative evidence from Europe, parental concerns, and the basic logic that vaccinating a 12-hour-old baby for a sexually transmitted disease their mother doesn’t have makes no medical sense. They were right to do so.

But the committee members who voted against the change weren’t wrong either, from their perspective. They looked at the only data they have—disease prevention data—and concluded that removing the recommendation could lead to more hepatitis B cases. And within their limited framework, they’re correct.

The problem is the framework itself.

True risk-benefit analysis requires data on both risks AND benefits. ACIP has comprehensive data on benefits (disease prevention) and virtually no data on risks (vaccine injury). So every decision they make is fundamentally flawed from the start.

When Dr. Joseph Hibbeln complained that “no rational science has been presented” to support changing the recommendations, he was inadvertently indicting the entire system. Of course no comprehensive vaccine injury data was presented—such data doesn’t exist because no one has been willing to collect it.

This is like asking someone to make an informed financial decision while only showing them potential profits and hiding all possible losses. Of course the decision will be skewed. Of course you’ll end up with a bloated portfolio of high-risk investments that look great on paper.


The Real Reform

If RFK Jr. and the new HHS leadership want to actually fix the vaccine program, they need to understand that removing individual vaccines or making them “optional” is just rearranging deck chairs on the Titanic.

The real reform is creating the data infrastructure that should have existed from the beginning.

We need a comprehensive, long-term, vaccinated-versus-unvaccinated health outcomes study. Not a five-day safety trial. A multi-decade tracking of neurological, immunological, and developmental outcomes across populations with varying vaccination status. Florida just eliminated all vaccine mandates—that state alone could provide the data we need within ten years if someone had the courage to actually collect it.

We need a vaccine injury surveillance system that actually captures adverse events. Not a voluntary reporting system that misses 99% of injuries. An active surveillance system with trained clinicians looking for the kinds of delayed, complex injuries that vaccines actually cause.

We need accountability for manufacturers. The 1986 National Childhood Vaccine Injury Act removed all liability from vaccine makers—and predictably, the vaccine schedule exploded afterward while safety research stagnated. Why would any company invest in safety when they can’t be sued for injuries?

Without this data, every ACIP meeting will be the same performance we watched this week: members confidently citing disease prevention data while admitting they can’t see evidence of harm—not because harm doesn’t exist, but because no one is looking for it.


What Comes Next

Yesterday’s vote was a crack in the wall. For the first time, an American regulatory body acknowledged that perhaps vaccinating every newborn within hours of birth for a disease primarily transmitted through sex and IV drug use doesn’t make sense when the mother has already tested negative.

But the forces of institutional inertia are already mobilizing. The American Academy of Pediatrics is “disappointed.” The American Medical Association is calling for the CDC to reject the recommendation. The pharmaceutical industry—which collects over $225 million annually from Hep B birth doses alone—will fight to restore the universal recommendation.

They will cite the same data they always cite: disease prevention data. Cases prevented. Infections avoided. Lives saved—theoretically.

They will not cite vaccine injury data, because that data doesn’t exist in any comprehensive form. They will not present long-term health outcomes in vaccinated versus unvaccinated children, because those studies have been actively avoided for decades. They will not acknowledge the thousands of families who have watched their children regress after vaccination, because those injuries aren’t captured in any official database.

And this is why ACIP will always be hamstrung. Until we build the data infrastructure to actually measure vaccine injury—to put real numbers on the other side of the ledger—every vaccine decision will be based on incomplete information. Every “risk-benefit analysis” will be a fraud, because we’re only measuring half the equation.

The hepatitis B birth dose vote was a small victory. But the larger battle—for actual science, for complete data, for true informed consent—that battle is just beginning.

And until we win it, ACIP will continue making decisions in the dark, confidently citing evidence of benefits while remaining deliberately blind to the harms they’ve never bothered to measure.


About the author


Screen Shot 2018-04-01 at 2.37.41 AM.jpg

J.B. Handley is the proud father of a child with Autism. He spent his career in the private equity industry and received his undergraduate degree with honors from Stanford University. His first book, How to End the Autism Epidemic, was published in September 2018. The book has sold more than 75,000 copies, was an NPD Bookscan and Publisher’s Weekly Bestseller, broke the Top 40 on Amazon, and has more than 1,000 Five-star reviews. Mr. Handley and his nonspeaking son are also the authors of Underestimated: An Autism Miracle and co-produced the film SPELLERS, available now on YouTube.

Dobrzy ludzie jeszcze przysłali: MEM-y IX.

——————-

————————————–

ustawa łańcuchowa


—————————————-

———————————————

———————-

————————————–

—————————————————-

———————————-

————————————————

————————————————

——————————————-


Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Kiedy Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”…

Thomas Röper https://anti-spiegel.ru/2025/wenn-donald-tusk-in-seiner-panik-zu-ehrlich-wird-und-russische-propaganda-bestaetigt/

Putin miał rację.

Kiedy Donald Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”… 

Plan pokojowy Trumpa i nowa strategia bezpieczeństwa USA wywołują panikę w Europie, jak pokazują posty Donalda Tuska. W panice staje się on zadziwiająco szczery i potwierdza to, co zawsze nazywa się rosyjską propagandą: NATO jest zadeklarowanym wrogiem Rosji.

Anti-Spiegel  7 grudnia 2025

Zachodni politycy i media stanowczo zaprzeczają rosyjskiemu stanowisku, że NATO jest wrogiem Rosji, twierdząc, że rozszerzenie NATO do granic Rosji nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia. Zdecydowanie zaprzeczają również, że przystąpienie Ukrainy do NATO, które rozpoczęło się na początku 2022 roku, stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Rosji, przed którym Rosja mogłaby się bronić jedynie poprzez interwencję militarną na Ukrainie po tym, jak Zachód odmówił negocjacji z Rosją. Zachodnie media i politycy twierdzą, że to wszystko rosyjska propaganda i że NATO nie jest wrogiem Rosji.

I akurat polski premier Tusk potwierdza, że ​​Rosja miała rację w tej sprawie i że NATO uważa Rosję i zawsze uważało ją za wroga.

UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”

W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” na początku listopada Tusk powiedział:

„Istnieją oczywiste obawy, że pod presją wydarzeń świat może spontanicznie lub celowo ponownie podzielić się na dwie półkule. Dla Waszyngtonu, Ameryki Południowej, Kanady, Grenlandii – prezydent USA Donald Trump często o tym wspomina – a także potencjalny konflikt z Chinami stają się priorytetami, podczas gdy my musielibyśmy sobie poradzić sami”.

Tusk stwierdził następnie, że jedność europejska wymaga „wspólnego, jasno określonego wroga”, dodając:

„Wiem, że to niepopularne podejście, ale nie zmienię zdania i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ta nadzwyczajna sytuacja trwała jak najdłużej”.

Podsumowując: Tusk oświadczył całkiem otwarcie, że UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”, przez którego rozumie Rosję, i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja”, czyli eskalacja konfrontacji z Rosją, „trwała jak najdłużej”.

Mówiąc wprost, Tusk stwierdził, że UE sama zaostrza konflikt z Rosją, ponieważ potrzebuje wspólnego wroga, aby przetrwać. UE nie jest już projektem pokojowym ani gospodarczym; stała się projektem siłowo-politycznym. Komisja Europejska chce przekształcić UE w de facto państwo federalne, w którym to Komisja sprawuje władzę, a państwa narodowe, pod względem swojej władzy politycznej, są sprowadzone do czegoś na kształt niemieckich krajów związkowych.

Jedynym sposobem, by przekonać do tego obywateli UE, którzy w zdecydowanej większości odrzucają te plany, jest zastraszenie ich wrogiem zewnętrznym, by uwierzyli, że UE potrzebuje większych uprawnień, by odeprzeć rzekome zagrożenie. Ten trik został już wykorzystany podczas pandemii COVID-19, kiedy UE uzyskała kontrolę nad danymi zdrowotnymi wszystkich obywateli UE za pośrednictwem cyfrowych certyfikatów szczepień, skutecznie znosząc ochronę danych. Jest on ponownie wykorzystywany teraz, gdy Komisja Europejska przejmuje kontrolę nad zamówieniami na broń, tworzy własną służbę wywiadowczą, która zastąpi krajowe agencje wywiadowcze, znosi prawo weta państw członkowskich i przejmuje wiodącą rolę w polityce zagranicznej. To przeniesienie władzy do Brukseli i osłabienie państw narodowych są uzasadniane rzekomym „zagrożeniem ze strony Rosji”.

To właśnie Tusk otwarcie stwierdził w wywiadzie na początku listopada, mówiąc o potrzebie posiadania przez UE „wspólnego, jasno określonego wroga” i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja trwała jak najdłużej”.

Donald kontra Donald

Ostatnie dwa tygodnie były najwyraźniej trudne dla Donalda Tuska, ponieważ inny Donald, a mianowicie Donald Trump, najwyraźniej ma inne plany.

Obecna gehenna Tuska rozpoczęła się od przedstawienia planu pokojowego Trumpa, na który Tusk odpowiedział na X pod koniec listopada w następujący sposób:

„Chciałbym przypomnieć naszym sojusznikom, że NATO powstało po to, by bronić Zachodu przed agresją sowiecką, czyli przed Rosją. Jego fundamentem była solidarność, a nie egoistyczne interesy. Mam nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieniło”. zrodlo:

Donald Tusk @donaldtusk

I wish to remind our allies that NATO was created to defend the West against the Soviet aggression, that is against Russia. And its foundation was solidarity, not egoistic interests. I hope that nothing has changed.

1,8 mln wyświetleń

——————

Już teraz wyraźnie słychać panikę, która ogarnęła Tuska, ale to był dopiero początek.

Kilka dni później, w piątek, Stany Zjednoczone opublikowały nową strategię bezpieczeństwa narodowego, która jasno stwierdza, że ​​Europa nie jest już priorytetem dla rządu USA i że Europa powinna wkrótce być w stanie się bronić. Rząd USA otwarcie odwraca się więc od NATO. Jako jeden z priorytetów rządu USA formułuje „przywrócenie stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją”, co oznacza zakończenie wojny na Ukrainie i dobre stosunki z Rosją.

To jest dokładnie odwrotne od tego, czego pragną Tusk i Europejczycy, dla których egzystencjalnie ważne jest posiadanie „wspólnego, jasno określonego wroga” – Rosji – ponieważ w przeciwnym razie ambitne plany Komisji Europejskiej, mające na celu osłabienie państw narodowych, są zagrożone.

Nawiasem mówiąc, nowa strategia bezpieczeństwa Trumpa ostro krytykuje UE w jej obecnym kształcie i stwierdza, że ​​celem polityki USA jest „pomoc Europie w skorygowaniu jej obecnego kursu”.

To prawdopodobnie jeszcze bardziej wzmogło panikę Tuska, który okazał kolejny przebłysk szczerości, odpowiadając X w następujący sposób:

„Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. Mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać, ponieważ to jedyna rozsądna strategia dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba że coś się zmieni”.

( znów podaję źródło) tusku

Czy coś się zmieniło po 80 latach bez zmian?

Największą obawą Tuska wydaje się być to, że coś mogło się zmienić, ponieważ oba jego posty w stylu X kończą się tym sformułowaniem. Co dokładnie się zmieniło, okaże się w nadchodzących tygodniach i miesiącach, ale jestem pewien, że coś się rzeczywiście zmieniło.

Dla administracji Trumpa NATO ewidentnie nie jest już sojuszem obronnym, a raczej instrumentem, za pomocą którego zamierza wycisnąć z Europejczyków jak najwięcej miliardów na zbrojenia. W Waszyngtonie nie mówi się już o „obronie zbiorowej”; zamiast tego Biały Dom żąda, aby Europejczycy bronili się sami – i oczywiście kupowali w tym celu broń od USA za setki miliardów dolarów.

Odpowiedź na pytanie Tuska o to, czy coś się zmieniło, brzmi: tak, coś z pewnością się zmieniło; pytanie tylko, jak radykalnie i szybko Trump to wdroży.

Prawdy, które Tusk tak otwarcie głosił w ostatnich tygodniach – że UE potrzebuje Rosji jako „wspólnego, jasno określonego wroga” i że NATO zawsze uważało Rosję za wroga – nie są rewolucyjne, o czym wszyscy eksperci już wiedzieli. Zaskakujące jest to, że czołowi europejscy politycy mówią teraz o tym otwarcie, co jest wyraźnym sygnałem paniki szerzącej się w Europie.

Należy pamiętać, że lord Ismay, pierwszy sekretarz generalny NATO, sformułował cel i misję NATO jako trzymanie Związku Radzieckiego z dala od Europy, utrzymywanie USA w Europie i podporządkowanie Niemiec. I Tusk ma rację, ponieważ nic się nie zmieniło przez 80 lat; cele i misja NATO do dziś są takie: walka z Rosją, utrzymanie władzy USA nad Europą i maksymalne osłabienie Niemiec.

Wydaje się, że coś się zmieniło, ponieważ rząd USA nie postrzega już Rosji, lecz Chiny jako swojego głównego przeciwnika i chce pozyskać Rosję dla swojej walki z Chinami. A aby to się stało, konieczna jest poprawa relacji amerykańsko-rosyjskich.

Ponieważ w ostatnich latach Unia Europejska pogrążyła się w politycznym bezsensie i recesji gospodarczej, pozostały jej tylko dwie opcje: zaakceptować tę sytuację lub kontynuować samotną walkę z Rosją.

Rząd USA prawdopodobnie mógłby pogodzić się z każdym z tych scenariuszy.