Szczerze mówiąc, jest to system, w którym firmy ubezpieczeniowe mogą promować narrację o zmianie klimatu, po prostu odmawiając pokrycia kosztów nieruchomości, które są „zagrożone przez zmianę klimatu”. To spowoduje, że ludzie opuszczą pewne obszary (i przeniosą się do miast). Ci ludzie zostaną oficjalnie wymienieni jako „migranci klimatyczni” i wykorzystani jako dowód na to, że zmiany klimatu mają straszne skutki i że coś trzeba z tym zrobić.
„W tym tygodniu w Nowej Normalności” to nasz cotygodniowy wykres postępu autokracji, autorytaryzmu i restrukturyzacji gospodarczej na całym świecie.
1. Picie mleka jest niepokojące
Pisząc w „Guardianie” – bo gdzież indziej można by ją znaleźć – Arwa Mahdawi pyta…
«Dlaczego tak niepokojący jest widok dorosłego człowieka pijącego zimne krowie mleko?»
Na co jedyną możliwą reakcją jest: „Naprawdę?”
To nie jest nowy mem. Pomysł, że picie mleka jest „dziwne”, „dziecinne”, „nienaturalne” lub „przerażające” istnieje już od lat.
Oczywiście, picie mleka nienabiałowego wcale nie jest dziwne. To normalne, a nawet godne pochwały. Mleko karaluchowe? Jeszcze lepiej.
Agenda jest jasna.
W mniej subtelnym artykule propagandowym The Daily Mail ostrzega, że „życie jest zagrożone”, ponieważ coraz więcej osób wybiera jedzenie masła zamiast „zdrowszej, niskotłuszczowej” margaryny.
Produkty mleczne = złe, na wypadek gdybyś nie załapał o co chodzi.
2. Księżyc jest zagrożony
Księżyc został uznany przez World Monument’s Fund za „zagrożone miejsce dziedzictwa kulturowego”, ponieważ organizacja ta obawia się, że turyści kosmiczni mogą uszkodzić miejsca lądowania na Księżycu.
To jest wyśmienity przykład naszego społecznego szaleństwa.
Nie zamierzam tu wdawać się w szczegóły misji Apollo, ale jeśli przyjmiemy oficjalną wersję wydarzeń, to nie dość, że nikt nie był na Księżycu od 1972r., to na dodatek nie dysponujemy technologią, która by to umożliwiała.
Nikt nie postawił stopy na księżycu od ponad pięćdziesięciu lat. Nikt w tym czasie nawet nie był bliżej niż 200 000 MIL od księżyca, a nagle piszemy prawa dotyczące tego, co robić, jakby podróż na księżyc była nie tylko możliwa, ale tak powszechna, że nasze „zbiorowe dziedzictwo” jest zagrożone.
To jest komiczne.
3. Kwestia UFO nie zniknęła
… a skoro już mowa o kosmosie, to czy wiesz, że w internecie jest nagranie pokazujące odnalezienie UFO?
Kilka dni temu informacja trafiła na pierwsze strony gazet na stronie NewsNation, a następnie stała się viralem, a „sygnalista” przyznał, że znajdował się w odległości 150 stóp od „pojazdu w kształcie jajka”.
I teraz, mainstream nie wsparł tej historii, ale wspomniał o niej, opisując reakcję w mediach społecznościowych, a nie samo wydarzenie. Daily Mail podaje:
«Internet podzielony, gdy w telewizji emitowany jest film o odzyskaniu „jajowatego” UFO»
O możliwości przeprowadzenia operacji psychologicznej z udziałem UFO pisaliśmy już w 2023r., kiedy „sygnalista” David Grosch zeznawał przed Kongresem, że rząd USA odzyskał działającą technologię obcych z miejsc katastrof.
Wygląda na to, że pozostawiają tę opcję otwartą.
BONUS: Zaniedbany temat tygodnia
Davos się wczoraj zaczęło, zauważyłeś? Mieli swój wielki koncert i wszystko inne. Dzisiaj będzie początek poważnej pracy, gdzie ludzie zaczną rozmawiać o rzeczach, które mają znaczenie.
Takie rzeczy jak „w jaki sposób fałszywe narracje i wprowadzające w błąd informacje ewoluowały i wpływały na sytuację polityczną”, co w nowomowie globalistów można zrozumieć jako „dlaczego powinniśmy bardziej cenzurować ludzi”.
Gdzie indziej mówi się o „zagrożeniu pustyniami ubezpieczeniowymi”, czyli o problemie, w którym firmy ubezpieczeniowe zaczynają odmawiać ubezpieczania majątku, który może zostać zniszczony przez ekstremalne zjawiska pogodowe.
Szczerze mówiąc, jest to system, w którym firmy ubezpieczeniowe mogą promować narrację o zmianie klimatu, po prostu odmawiając pokrycia kosztów nieruchomości, które są „zagrożone przez zmianę klimatu”. To spowoduje, że ludzie opuszczą pewne obszary (i przeniosą się do miast). Ci ludzie zostaną oficjalnie wymienieni jako „migranci klimatyczni” i wykorzystani jako dowód na to, że zmiany klimatu mają straszne skutki i że coś trzeba z tym zrobić.
Jak zwykle będziemy wypatrywać wszystkiego, co przerażające i będziemy informować o tym. Spodziewajcie się więcej już wkrótce.
[z książki Vladimir Volkoff, „Kroniki anielskie”, Wyd. KKK, Dębogóra]
W owym czasie… Nie mam tu na myśli czasu ludzkiego, ale nasz, anielski, o ile bowiem Ojciec trwa w doskonale pozaczasowej wieczności, o tyle cherubini i serafini potrzebują czegoś w rodzaju czasu, by śpiewać „Święty, święty, święty. . .”
A zatem, w owym czasie z ludzkiego padołu podniósł się cień. Była to odrażająca, brązowa maź z pękającymi bąblami na powierzchni. Rozciągała się daleko, jak okiem sięgnąć. Anielska straż, odpowiedzialna za czystość kosmosu, wszczęła alarm. Nadbiegliśmy natychmiast i pochyliliśmy się nad krawędzią świata.
Nic jednak nie było widać, poza tą czarną kulą, której czerń nie była czernią nocy —karej siostry dnia, ale czernią otchłani, nicości lub raczej mrowiącej się robactwem zgnilizny. Ku naszym nozdrzom unosił się straszliwy odór. Mały, wrażliwy aniołek wykrzyknął: „To nasi nieszczęśni ludzie są sprawcami tego czegoś!”. I zaczął płakać, wycieraj ąc łzy piąstkami.
Ogarnęła nas fala litości. Jak można pragnąć własnej zguby? Jak można z własnej woli tarzać się w brudzie i krwi? Nawet myśleć o tym straszno. Jego Wysokość Rafał, szef naszego wywiadu, zarządził śledztwo. I oto, co się okazało.
Ludzie są, rzecz jasna, nieprzeźroczyści, jako że mają odbijać miłość Ojca. My zaś, przeciwnie, jesteśmy transparentni niczym szkło, gdyż ma się ona w nas załamywać niczym światło. Dlatego też uzasadnione jest mówienie o „ludzkiej naturze”, podczas gdy sformułowanie „natura anielska” jest nieścisłe. Jesteśmy nazbyt przezroczyści, byśmy mogli mieć naturę. Ale nie każda „nieprzezroczystość” jest taka sama. Czym innym jest odbijanie światła, a czym innym jego pochłanianie. A właśnie taka odrażająca metamorfoza zaczęła zachodzić w mieszkańcach ziemi. Im więcej światła przelewał na nich Ojciec, tym więcej oni wytwarzali cienia. Odwrotnie niż drzewa, które wchłaniają światło, przetwarzając je na chlorofil, ludzie pożerają je, produkując czerń.
Skąd się w nich wzięła taka perwersja? Zdania ekspertów były, jak zwykle, podzielone. Według jednych, stało się to na skutek walki klas. Według innych, winne było rozpowszechnienie się lichwy. Jeszcze inni uważali, że problem tkwił w prawie wyborczym kobiet. Wszyscy jednak zgadzali się co do jednego: wielkie znaczenie miało osłabienie wiary i upadek państwa. Jego Wysokość Rafał wysłał Afa i Kecefa, by wybadali sprawę na miejscu.
Dobrze ich znacie.
Af, książę gniewu, wykuty z czarno-czerwonych łańcuchów ognia, ten sam, który pewnego dnia połknął Mojżesza aż po jego obrzezany członek.
I Kecef, jeden z pięciu aniołów zagłady, których Aaron musiał zamknąć w Przybytku, by nad nimi zapanować.
Obaj, bez cienia lęku, zapuścili się w cuchnący obłok. Wylądowali w samym środku miasta, zdziwieni (choć byli przecież na to przygotowani), jak bardzo gęsta jest owa ciemność. Nigdy jeszcze takiej nie widzieli! Wszystko zdawało się poczwórnie ciężkie – skrzydła ciążyły ptakom niczym ołów, a w gęstym powietrzu trudno było unieść nogę, by uczynić choć krok. Ludzie mają tę właściwość, że odciskają na swym otoczeniu piętno, przekazując mu własne zeszpecenie.
– To potworne! – rzekł Af.
– Cóż za obrzydlistwo! – rzekł Kecef.
Ruszyli w drogę.
Na ulicach czołgali się młodzi i na oko zdrowi ludzie, niezdolni do utrzymania własnego ciężaru. Palili hasz, trzymając między kolanami żebracze miseczki. Pod rozchełstanymi, sztywnymi od błota ubraniami Widać było prowokujące tatuaże, które zmieniały ich ciała w żywe afisze. Bezkształtne samice powolnie kołysały obleczonymi w pstrokate szmatki tyłkami. Kosmaci samcy podrygiwali, potrząsając obwisłymi cyckami i opiętymi w kalesony genitaliami. Jakiś otyły i nieogolony karzeł, ciężki jak sztaba ołowiu, wyciągał do przechodniów rękę z obrazkami, na których splątane pary kopulowały w dziwacznych pozycjach.
Cały ten orszak sunął ulicą, z trudem podnosząc nogi, niczym we śnie. Wycieńczeni ludzie, niektórzy pozbawieni nosa, wystawili na widok publiczny swoje wrzody i wrzaskliwie domagali się prawa do propagowania własnego stylu życia.
Rada miejska powitała ich z szacunkiem na schodach ratusza i pośpiesznie zajęła się ich postulatami.
W gimnazjonach całe grupki sklejały się z sobą na kształt winnych gron – od przodu, od tyłu, od dołu, od góry i z wszystkich stron równocześnie, licząc głośno i wyraźnie różne pozycje, w których można dokonać owego podstawowego aktu połączenia ciał. Pod portykami młodzi, nadzy chłopcy rywalizowali o palmę pierwszeństwa, dokonując wiadomych pomiarów.
Nad brzegiem kloacznych dołów jeszcze nie w pełni rozkwitłe, ale już ciężarne dziewczęta za pomocą żelaznych haków wyrywały ze swych wnętrzności płody i wrzucały je do ścieku.
Af i Kecef mieli już dość tego widoku. Odlecieli.
Po powrocie złożyli raport aniołom- rzeczoznawcom (w znakomitej większości wywodzą się oni spośród Tronów), którzy stwierdzili, że miasto zostało dotknięte rakiem ego. Ego to ludzki narząd, o którym my, anioły, nie mamy pojęcia. To on pozwala im odróżniać dobro od zła (najczęściej dość lekkomyślnie) i sprawia, że Ojciec kocha ich bardziej niż nas.
Jednak ego często ulega degeneracji i rozrasta się do potwornych rozmiarów. Na nieszczęście, ten rak nie był śmiertelny – rozdęcie ego nie może go unicestwić, a co za tym idzie, sprawia, że rak rozrasta się w nieskończoność. Ludzka wspólnota, pełzająca wśród tych wszystkich wydzielin i nurzająca się z rozkoszą we własnych wydalinach, w końcu powinna się w nich utopić.
Ale jednostki, z oczami zamglonymi rozpusta, z rozmiękczonymi mózgami i rozcieńczoną krwią, wciąż jeszcze nosiły w głębi jestestwa niezniszczalne ziarno Boskiego planu, niczym żarzący się węgiel. Zgodziwszy się z wnioskami raportu Afa i Kecefa, rzeczoznawcy zalecili natychmiastową interwencję.
Naturalnie, przeprowadzono śledztwo weryfikujące. Trzeba było sprawdzić, czy same ofiary naprawdę nie mogą podjąć działań uzdrawiających. Może zostało kilka osób mniej unurzanych w tym bagnie i z nostalgią wspominających świat, w którym nieopanowany rozrost ego nie był jedyną receptą na życie?
Może znajdzie się choć jeden człowiek na tyle czysty, by zapoczątkować proces zdrowienia? Skonsultowano się w tej kwestii z pewnym sprawiedliwym o imieniu Abraham, jednak on, mimo najlepszych chęci, nie znalazł w owym mieście nawet dziesięciu istot ludzkich zdolnych do zbawienia całej wspólnoty.
Sprawa potoczyła się więc innym torem. Wmieszali się aniołowie z chórów cnót i panowań. Przestudiowano wszystkie raporty – główne i poboczne. Wszak mówi się, że „młyny Boże mielą powoli, ale dokładnie”.
W końcu, pewnego pięknego dnia, Af i Kecef zostali wezwani przed oblicze Jego Wysokości Michała, który w naszych służbach kieruje Wydziałem Akcji i Interwencji.
– Zatankujcie do pełna współczucie – polecił – i wróćcie do miasta.
– Na czym polega nasze zadanie?
– Dowiecie się na miejscu.
Na miejscu sytuacja uległa zmianie. Na gorsze. Nawet stąd wszyscy widzieliśmy, że obłok zrobił się jeszcze bardziej czarny, ale dopiero tam, na dole, można było ocenić ogrom nieszczęścia Sodomy. Mieszkańcy miasta od dawna już wyczerpali repertuar przyjemności, które choć nie zawsze są dozwolone, to jednak pozostają w zgodzie z naturą. Postanowili więc naruszyć jej porządek, pogwałcić ją i nadużyć na wszelkie możliwe sposoby.
Potem znaleźli straszliwe upodobanie w obrzydliwości. W końcu, doszli do ostatniego stadium rozwiązłości, którym jest okrucieństwo.
Af i Kecef dotknęli stopą ziemi o zmierzchu. Uliczki tonęły już w ciemnościach, podczas gdy kominy wciąż jeszcze były różowe. Aniołowie maszerowali wyniośle, a ich skrzydła lśniły czystym srebrem. We wszystkich mijanych przez nich spelunkach rozgrywały się sceny miłosne.
Cóż za karykatura! Istoty te używały siebie wzajemnie bez opamiętania i odpychały się ze złością z powodu wzajemnego pożądania.
Prawdziwa miłość to relacja, to dystans. Tu była ona sklejeniem, zespoleniem i splątaniem ciał – trzydziestosześciogłową bestią. W nozdrza podróżników z innego świata uderzał odrażający smród.
Aniołowie doszli do głównego placu. Na ich widok szmer przebiegł miastem – oto do Sodomy przybyły bezbronne rajskie ptaki!
Mieszkańcy wszelakich płci stłoczyli się na progach domów i balkonach, a w ich wygłodniałych oczach i płynnych gestach, którymi odrzucali w tył długie włosy, można było wyczytać to samo pożądanie. Uskrzydlone istoty, kroczące przez zakurzone ulice, były obietnicą czegoś zupełnie nowego, a przecież rozpusta jest tak monotonna, że każda nowość jest zdolna ożywić nawet najbardziej otępiałe zmysły. Dopaść tego, co nieuchwytne, zapanować na tym, co wolne – oto wyzwanie, które rozbudza apetyt, nawet gdy jest się juz nasyconym.
Sodomici ruszyli ku przybyszom.
Tu na scenę wkracza pewien pijaczyna.
Ludzie mają skłonność do nadużywania wszelkich dobrych rzeczy, w tym także wina, które Pan im dał, by – jak mówi Psalmista – rozweselało ich serca. Diabły szybko się w tym połapały i nabrały zwyczaju ukrywania się w bukłakach i butelkach. Dzięki temu fortelowi często udaje im się napytać ludzkości biedy.
Jednak ludzie są tak dziwnie ukształtowani, że za ich przyczyną nakładają się niekiedy na siebie dwa zła, by w efekcie dać jedno dobro. Nie wiadomo dokładnie, co tego dnia stało się Lotowi, poza tym, że wypił sporo za dużo, dzięki czemu dostał napadu gościnności. I gdy w głębi ulicy ujrzał dwóch nieznajomych, naszła go chętka, żeby ich do siebie zaprosić. Wyszedł więc z szynku. Nie zataczał się – przeciwnie, dreptał ku nim drobnym kroczkiem, z głową przekrzywioną, półotwartymi, brudnymi ustami, rozchełstany i rozsiewający zapach porzeczek.
– Panowie, jaśni panowie… Uczyńcie mi honor… w moje skromne progi. .. lepsze niż gospoda. .. wasz dom jest moim domem. .. to jest, chciałem powiedzieć: mój dom jest waszym do- mem. ..
Popatrzyli na niego, powściągając nazbyt wielki blask swoich oczu.
– Ależ nie trzeba. Nazbyt pan uprzejmy.
On jednak nalegał.
– Chyba przyda się wam dobra kąpiel po długiej podróży? Jutro ruszycie dalej, gdy tylko zechcecie.
No cóż, wiecie, jak to z nami jest – nie możemy odmówić, kiedy szczerze proszą.
Af i Kecef zaszli więc pod dach owego człeka, który zapewne nie był sprawiedliwy (w przeciwnym wypadku, Abraham z pewnością by nam o tym powiedział), ale w którym dobro jeszcze nie całkiem wygasło.
Tłum, dyszący ochotą zabawienia się z aniołami, musiał na razie obejść się smakiem. Lot zamknął drzwi na klucz, zasunął sztaby i zabarykadował bramę -nigdy dość ostrożności, gdy bierze się za kogoś odpowiedzialność. Na stole, pokiereszowanym przez kilka pokoleń rodu Lota, płonęła lampka oliwna. Parowała stojąca na nim zupa grochowa, w której pływały obrzynki chleba. Rodzina stłoczona była wokół stołu. Lot perorował, jego małżonka rzucała gościom ciekawe spojrzenia, a dwie nieco gapowate córki – jedna z łuszczącym się lakierem na paznokciach, a druga z wargami pomazanymi tanią barwiczką – tęsknym wzrokiem patrzyły na swych kawalerów; dwóch otyłych młodzieńców, którzy od dzieciństwa słysząc w kółko o rozpuście, całkiem stracili na nią ochotę i przychodzili tu jedynie po to, żeby napchać sobie kałduny na koszt starego Lota.
Czuło się tu ciepło i wilgoć… Coś, co ludzie nazywają rodziną. Mają oni swoje sekrety, które dla nas na zawsze pozostaną niedostępne. Po kolacji adoratorzy, którzy zamiast adorować, głośno bekali, poszli do domu, gości położono na siennikach, małżonkowie udali się do swego pokoju, a córki do swego. Pogaszono światła.
Na zewnątrz zaś trwało święto – niebezpieczne święto, które lada moment miało przerodzić się w szaleństwo. Przez szpary okiennic wdzierało się światło kolorowych lampionów, barwiąc biel pościeli łamiącymi się plisami. Pomruk Sodomy wznosił się coraz głośniej.
Aniołowie nie spali. Af, oparty plecami o poduszkę, patrzył prosto przed siebie oczami płonącymi niczym błękitne, rozżarzone węgle. Kecef utkwił oczy w suficie. Rozmyślali nad losem swego gospodarza. Rak ego nie całkiem go jeszcze przeżarł. Liczne grzechy zostały odkupione gościnnością. Trzeba było zatem uchronić go od losu, jaki miał się stać udziałem jego krajan.
Zaskrzypiały drzwi. Do pokoju wchodzą dwie dziewczyny w koszulach nocnych. Trzymają się za ręce i chichoczą. Jedna wkłada palec do buzi, druga idzie tanecznym krokiem. Ich włosy zostały skropione tandetnym pachnidłem.
– Panowie nie śpią? My, małe dziewczynki, boimy się ciemności.
Obie parskają głupkowatym śmiechem.
Aniołowie spoglądają na nie bez wyrazu. — Możecie sobie wybrać – mówi odważniejsza z nich. – Nam jest wszystko jedno. Obaj jesteście śliczni.
Musimy z tym skończyć. To się już staje groteskowe.
Położyły się na dywanie.
Rzecz sama w sobie nie była niemożliwa. Dowodzi tego rasa olbrzymów, będąca potomkami aniołów i ludzkich córek. Jako hamulec mogła, rzecz jasna, zadziałać moralność i lojalność względem gospodarza. Prawdziwym powodem była jednak litość – nasza anielska litość, której towarzyszy szacunek, podczas gdy litość ludzka jest zaprawiona pogardą. Te wijące się na podłodze samice, żebrzące i ofiarujące same siebie, stanęły na granicy upodlenia.
Aniołowie kary pragnęliby wziąć je w ramiona niczym płaczące dzieci, poskładać je w całość jak zepsute lalki i nauczyć je miłości – tak, właśnie miłości.
– Musicie się nauczyć szanować same siebie – rzekł Af, sztywny jak płomień.
– I szanować innych – dorzucił Kecef, parząc niczym lód.
– Pudło – stwierdziła jedna z dziewcząt. – Zabierajmy się stąd.
– Chyba żartujesz – odparła druga z sióstr. – Kiedyś musimy z tym skończyć. To się już staje groteskowe.
– Masz rację – zgodziła się pierwsza siostra.
– Mam prawie piętnaście lat, a ty skończyłaś czternaście. Panowie, jesteście pewni? Nasi adoratorzy do niczego się nie nadają, nie odróżniliby dziewczyny od pnia drzewa. A ojciec nie pozwala nam wychodzić z domu. Przecież nie możemy tak dłużej żyć! – zakończyła płaczliwie.
Aniołowie potrząsnęli głowami, a nikt nie potrząsa głową w sposób bardziej ostateczny niż anioł.
W tym momencie hałas z ulicy przybrał na sile, a drzwiami wstrząsnął łomot. Wydawało się, że cała Sodoma zgromadziła się przed domem Lota. Tłuszcza dyszała żądzą rozdziewiczenia.
— Ciekawe, jak będą wyglądali bez piórek – ryknął jakiś głos z tłumu.
Na dole odbywał się festiwal już nawet nie rozwiązłości, ale gniewu. Drzwi nie chciały ustąpić, a to doprowadzało tłum do wściekłości, z której czerpał on prawdziwą rozkosz. Podstawę ludzkiej wrażliwości i cywilizacji stanowi wszystko, co zakazane. Trudno to zrozumieć nam, aniołom. My jesteśmy strumieniem. Oni są tamą.
Ci na dole krzyczeli, zdzierając sobie gardła, kaleczyli sobie pięści o zamki, łamali paznokcie na rynnach, obnażali się, rozdzierali szaty, ciskali się na wszystkie strony, a trzymane w rękach lampiony kołysały się frenetycznie, rzucając na tłum plamy różnobarwnego światła. Podczas kolacji Lot również sporo wypił i teraz na jego gościnność nałożyła się jeszcze pewna wojowniczość, z której czer- pał wielką satysfakcję. Z wysokości swego balkonu zawieszonego nad głowami tłuszczy wykrzykiwał do sąsiadów:
– Chcecie moich gości? Nie dostaniecie ich! Są pod moją opieką, opieką Lota, syna Lota! Żeby ich chronić, nie cofnę się przed niczym. Zobaczycie!
I pobiegł po łuk i strzały.
– Nie wystawiaj się, panie, z naszego powodu na niebezpieczeństwo – rzekł do niego Af. – Tak naprawdę, nic nam nie grozi.
– Gościnność rzecz święta — odparł Lot. — Taka słabość się po mnie nie pokaże.
Kecef zdumiał się bardzo: – A zapewniono nas, że nie ma w Sodomie ani jednego sprawiedliwego.
– No bo nie ma! — odrzekł Lot.
– Jesteś ty.
Lot roześmiał mu się prosto w nos.
– Ja? Sprawiedliwy? Od razu widać, że przybyliście z bardzo daleka.
Nagle, patrząc na swoje roznegliżowane córki, spochmurniał.
– Wiem, co to powinność. Jesteście moimi gośćmi. Ot, co.
Wrócił na balkon i wystrzelił świszczącą strzałę ponad głowami tłumu miotającego się u jego stóp. Tego tylko było trzeba rozwydrzonej tłuszczy – nieskuteczne ciosy doprowadziły histerię do apogeum. Nie zważając na ciężar swych ciał, ludzie zaczęli wznosić z nich cyrkowe piramidy, przesuwając się chwiejnie w stronę balkonu. Jakaś banda obojnaków zerwała balustradę z brązu i szykowała się do forsowania drzwi. Grupka lesbijek niosła naręcza chrustu i słomy.
— Mężu mój – zakrzyknęła żona Lota, stając za jego plecami. — Chcesz, żeby posiekano nas na kawałki z powodu tych dwóch cudzoziemców? Otwórz drzwi! Przecież oni mogą być nawet Żydami lub Gomorejczykami!
Córki Lota siedziały w kącie pokoju przerażone i zachwycone. Wreszcie w ich życiu zaczęło się coś dziać. Z podziwem patrzyły na ojca, którego pijaństwo wynosiło na szczyty heroizmu.
W istocie, Lot oczami duszy widział już swoją zgubę, ale było mu to zupełnie obojętne. Niech pękną drzwi! Niech spłonie dom! Sam gotów był zginąć, byle tylko uratować tych dwóch cudzoziemców. Kiedy najbliższa ludzka piramida zaczęła się kołysać na jego wysokości, a jarmarczny wojownik usadowiony na ramionach swych towarzyszy splunął mu w twarz, Lot krzyknął:
— Stójcie!
– Pochwycił za włosy swoje córki i wyciągnął je na balkon.
– Czego chcecie? Młodości, świeżości, dziewictwa? No to macie! Są wasze! Ale wara od moich gości!
To było doprawdy śmieszne. Ten stary pijak, którego za chwilę mieli usmażyć w jego własnym domu, ofiarował im okup w postaci owoców swoich lędźwi. Cała Sodoma ryknęła bezlitosnym śmiechem.
– Co ty sobie myślisz? Twoje córki też weźmiemy. I twoją żonkę – dla trędowatych.
Do tej pory aniołowie nie poruszyli się i nie przemówili ani razu. Bez trudu mogli unieść się ku niebu i odlecieć do gwiazd. Nie na tym jednak polegało ich zadanie. Rozochocony tłum ryknął:
– Do kotła z aniołami!
Och, jak pociągająca była ta szczególna zwierzęcość! Anioł szeleszczący skrzydłami, cały w nastroszonych piórach – o ileż wspanialej byłoby dosiąść jego zamiast kozy! Drzwi zaczęły pękać pod naporem ciosów. Płonęły wiązki chrustu. Wojownik z piramidy uczepił się już rękami poręczy balkonu.
– Moje oczy! Tysiąc głosów – jeden okrzyk.
Wystarczyło, by Kecef uniósł dłoń i uwolnił jedną trylionową cząstkę zamkniętego w niej światła. Piramida zawaliła się w jednej chwili i mieszkańcy Sodomy kręcili się teraz w miejscu, zatykając sobie rękami oczodoły, potykając się, obijając o siebie na- wzajem, upadając na ziemię, gryząc jedni drugich oraz samych siebie, rozpaczliwie otwierając usta i napełniając je walającymi się w rynsztoku odpadkami.
Gdy oczy są martwe, pozostaje w nich tylko nienawiść, jeśli w ciemności ludzkiego wnętrza nie otworzą . się inne oczy, niczym na ogonie pawia. Tacy są ludzie.
Af i Kecef nie mogli już tego znieść. Zapłakali. Każda z tych istot, godzinę wcześniej zespolonych w dzikich uściskach, dających sobie wzajemnie rozkosz, drapiących swe ciała w akcie pieszczoty i rozdających sobie ukąszenia w miejsce pocałunków, krzyczała teraz „Moje oczy!”. Żadna nie zakrzyknęła, choćby raz jeden: „Twoje oczy!”
Tak, bez wątpienia. Rak ego toczył tych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo Boga. Co za nieszczęście! Z anielskich oczu trysnął słony potok i spłynął na ziemię, roznosząc po niej nieskończenie słoną Bożą sól. W mgnieniu oka mieszkańcy Sodomy pobieleli i zamienili się w kamień — pochyleni lub wyprostowani, klęczący, zwinięci w kłębek lub pochwyceni w pełnym biegu, z ramionami uniesionymi, otwartymi ustami. . .
A gorące łzy obu aniołów tryskały na ziemię, niczym cztery niewyczerpane fontanny. Zasłaniając oczy łokciem, Lot krzyknął:
– Cóż nam niesiecie, przybysze?
Af odpowiedział mu przez łzy: — Gniew Boży.
Kecef dorzucił: — Boże współczucie.
Af zaś rzekł: — Kiedyż wreszcie ludzie pojmą, że to jedno i to samo?
Na niebie pojawił się księżyc. Sodoma lśniła bielą – delikatną, kosmatą i krystaliczną. Potem zerwał się wiatr i powietrze napełniło się drobnym pyłem. Lekkim, bardzo lekkim. W Sodomie niemal całkowicie wróciła przejrzystość. Zniknął cały ciężar.
Af ujął Lota za rękę, Lot wziął za rękę żonę, Kecef chwycił dłonie córek. Wszyscy wyszli z miasta.
Idąc, aniołowie powtarzali: „Nie otwierajcie oczu, nie odwracajcie się, nie patrzcie”, gdyż dobrze wiedzieli, co grozi tym, którzy przyglądają się Bożemu współczuciu. Lot, który zupełnie otrzeźwiał, był milczący i posłuszny.
Córki, urzeczone przez prowadzącego je anioła, także podporządkowały się bez słowa. Natomiast żona Lota rozmyślała o tym, jak trudno będzie zacząć wszystko od nowa na obczyźnie. Zawsze była przywiązana do Sodomy, która miała wprawdzie swoje wady, ale przecież była jej domem. Tak naprawdę, wcale nie pochwalała drastycznych środków, jakie przedsięwziął Bóg, by oczyścić miasto. Nagle przypomniała sobie o małym kociołku, który był jej szczególnie drogi, i bez którego nie mogła przecież gotować. Wyrwała dłoń z ręki męża:
– Poczekaj chwilę, muszę tylko wrócić po. ..
Obróciła się na pięcie i otworzyła oczy. Był ranek. Przed nią rozciągała się olśniewająca pustynia. Sponad niej unosiła się mgła – to parowała woda z anielskich łez. Trzeszczały pokryte warstwą soli palmy. Na ziemi leżała przyobleczona w sól lalka. W oddali słychać było poświstywanie północnego wiatru. Słońce, wyglądające niczym biały dysk, ledwie widoczny poprzez sklepienie z chmur, tworzyło tęcze w niezliczonych pryzmatach. W powietrzu unosił się słony pył. Oczy żony Lota pochwyciły go w locie niczym dwa wiry. Nie miała nawet czasu krzyknąć. Była już tylko słupem soli.
Zgodnie z wizją Klausa Schwaba, również Kościół musi dokonać „Wielkiego Resetu”. A nic nie nadaje się do tego lepiej jak proces synodalny.
Synod o synodalności wprowadził Kościół w nową epokę. Epokę wiecznie ewoluującej sumy wspólnot różnych prędkości, wyruszającej ku bliżej nieokreślonej zmianie. Na początku tej drogi, dokument końcowy synodu, jako kluczowe obszary reform, wymienił: rolę kobiet w Kościele, strukturę władzy oraz liturgię. Na dalszych etapach czekają już zapewne kwestie etyki seksualnej, celibatu czy stosunku wobec środowisk LGBT+. Nad zmianą doktryny w tych obszarach od ponad sześciu lat debatują już katolicy w Niemczech, a głosów akceptacji dla powyższych propozycji nie brakowało również na samym Synodzie.
Obecnej rewolucji wyczekiwali nie tylko progresiści wewnątrz Kościoła, ale i wpływowe środowiska, kreślące globalne scenariusze dla całej ludzkości. Uznając rolę religii w „łączeniu ludzi w dążeniu do wspólnego celu”, już dawno zauważyli, że przywódcy religijni posiadają moc przekonywania ludzi, tam gdzie brakuje autorytetu innym. Jak wskazuje Światowe Forum Ekonomiczne, ponad 80 proc. mieszkańców globu należy do jakiejś wspólnoty religijnej. Tym samym bez zaangażowania ludzi wiary, nie można „stawić czoła globalnym wyzwaniom” takim jak zmiany klimatu, pandemie, wojny etc.
Ale do takich wyzwań należy również zapewnienie „powszechnego dostępu do świadczeń z zakresu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego (Agenda 2030, cel 3.7)”. To także m.in. konieczność zagwarantowania kobietom „pełnego i efektywnego udziału w procesach decyzyjnych na wszystkich szczeblach (…) oraz równe szanse w pełnieniu funkcji przywódczych” (Cel 5.7).
Nietrudno zauważyć, że przynajmniej w tych punktach nauka Kościoła katolickiego diametralnie rozbiega się z agendą ONZ. I rzeczywiście, eksperci Światowego Forum Ekonomicznego już w 2016 r. w raporcie „Rola wiary w systemowych globalnych wyzwaniach”, wprost wskazali instytucje religijne jako „część problemu” dotyczącego m.in. równości płci.
Eksperci WEF za niedopuszczalne uznali m.in. ograniczenia w zatrudnieniu, dostępie do urzędów lub edukacji ze względu na płeć czy orientację seksualną. Wśród wad instytucji religijnych wymieniono również „klerykalizm” – i to na kilka lat przed spopularyzowaniem określenia przez papieża Franciszka. Jako godne potępienia uznano takie postawy jak „tradycjonalizm” i „konserwatyzm”, a wśród „problemów” wymieniono również patriarchalną strukturę władzy. Obawę globalistów wzbudzał również „gwałtowny opór przeciwko niektórym politykom, takim jak kontrola urodzeń i szczepienia”.
Dlatego przez angaż instytucji religijnych do „przezwyciężania globalnych wyzwań” należy przede wszystkim rozumieć działanie na rzecz zmiany doktryny. Odczytywany w tym kontekście, Synod o synodalności jawi się jako urzeczywistnienie idei Wielkiego Resetu w Kościele.
Kościół Światowego Forum Ekonomicznego
Środowiska globalne nie mogą nie uwzględniać w swoich kalkulacjach największej instytucji religijnej świata. Dlatego właśnie, mimo deklarowanego ateizmu, od ludzi Kościoła nigdy nie stronił sam założyciel Forum, Klaus Schwab.
W 1993 r. podczas Forum przemawiał prekursor procesu synodalnego, kard. Carlo Maria Martini. Włoski purpurat widział w synodzie instrument zmieniania Kościoła, także w obrębie jego doktryny. W jego opinii zmian wymagały takie obszary jak rola kobiet, struktura władzy, etyka seksualna czy stosunek wobec mniejszości seksualnych. W ostatniej wykładni swoich poglądów, książce pt. „Credere e Conoscere” („Wiara i Wiedza”) z 2012 r., arcybiskup Mediolanu poparł ideę związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych oraz przyznał, że w nie widzi nic złego w obscenicznych paradach „dumy gejowskiej”. Do dzisiaj jezuicki hierarcha pozostaje punktem odniesienia dla wszystkich pragnących heterodoksyjnych zmian w Kościele.
Ale dużo większy wpływ na poglądy Schwaba wywarł brazylijski biskup Helder Camara. Zmarły w 1999 r. hierarcha znany jest na Zachodzie głównie z wykreowanej hagiografii; we włoskiej prasie przedstawiano go m.in. jako „Proroka ubogich”, „Świętego z faweli” czy „Głos Trzeciego Świata”. W rzeczywistości jednak, Camara stanowił ucieleśnienie ideologii marksistowskiej wewnątrz Kościoła. Przekonywał, że filozofia Marksa osiągnęła taki stopień wpływu na myśl Zachodnią co św. Augustyn, dlatego należy rozważyć jej mariaż z teologią katolicką. Wspierał działaczy Akcji Katolickiej, którzy dołączyli do brazylijskiej partyzantki komunistycznej. Jako jeden z prekursorów teologii wyzwolenia, popierał reżimy komunistyczne w ZSRR, na Kubie i w Chinach. Pozytywnie wypowiadał się m.in. o rewolucji kulturalnej Mao Zedonga.
W 1968 r. otwarcie wystąpił przeciwko encyklice Pawła VI Humanae Vitae, określając ją jako „błąd przeznaczony do torturowania narzeczonych i zakłócania spokoju tak wielu serc”. Był zwolennikiem aborcji eugenicznej i rozwodów, a podczas Soboru Watykańskiego II wyrażał swoje poparcie dla kapłaństwa kobiet, uniemożliwianego przez – jak to określił – „męskie uprzedzenia”.
W obecności ojców soborowych wyraził poparcie dla trans-humanistycznych idei rosyjskiego eugenika Sergieja Woronowa, wierząc w możliwość powoływania sztucznego życia i fizycznego zmartwychwstania umarłych dzięki technologii. Camara był jednym z sygnatariuszy tzw. Paktu katakumbowego liberalnych hierarchów, podzielających wizję Kościoła „ubogiego”, bez własności, insygniów władzy i hierarchii.
Schwab określił spotkanie z brazylijskim biskupem jako jeden z „przełomowych momentów w jego życiu”. Dzięki wizycie w fawelach, Niemiec miał zrozumieć „czym jest ubóstwo”. Brazylijczyk przyjechał do Szwajcarii w styczniu 1974 r., zaledwie trzy lata po inauguracji pierwszego Davos. Stamtąd nawoływał do redystrybucji bogactwa i „sprawiedliwości społecznej”. Wielka inspiracja Schwaba, zamiast ekskomuniki, ma dzisiaj duże szanse na wyniesienie na ołtarze. W 2015 r. ruszył jego proces beatyfikacyjny, a w 2021 r. przekazano do Watykanu całą dostępną dokumentację na temat „czerwonego biskupa”.
Watykański „NGOs”
Choć Schwab w zeszłym roku zrezygnował z przewodzenia WEF, ciężko przecenić jego dokonania w postępie globalizmu. Podobnie, myśl nieżyjącego już Camary wydała na świat m.in. pontyfikat Jorge Bergoglio. Można powiedzieć, że osoba Franciszka spaja ich wspólne dziedzictwo, budując niemal nierozerwalny związek globalnej lewicy z Kościołem.
Argentyński papież osobiście zmienił doktrynę w zakresie kary śmierci, popełnił przełomową z perspektywy agendy klimatycznej encyklikę Laudato Si, uroczyście sygnował ONZ-owską Agendę 2030 oraz w imieniu Stolicy Apostolskiej przystąpił do Porozumienia Paryskiego. Franciszek dopuścił rozwodników w ponownych związkach do Komunii św. oraz umożliwił błogosławieństwa homo-par. Dokonał rewolucji w Papieskiej Akademii Życia, m.in. zapraszając w jej szeregi aborcjonistkę i ekspert WEF, prof. Mariannę Manzuccato. W czasie pandemii COVID-19, Watykan został światowym promotorem sanitaryzmu i szczepionek, a deklaracją Abu Zabi, Kościół poczynił również milowy krok w stronę zrównania wszystkich religii.
Kościół pod przywództwem Franciszka pozostaje zdeterminowany, by jak najszybciej wymazać wszelkie zastrzeżenia wysuwane pod jego adresem przez globalistów. Jednocześnie uruchomia proces, który ma nadrobić – jak to określił kard. Martini – 200-letnie „zacofanie” względem Rewolucji Francuskiej. Może już czas zakończyć grę pozorów i od razu przenieść Stolicę Apostolską do Davos?
Oto, jak zatrzymasz Traktat Pandemiczny raz na zawsze!
USA są największym finansowym wsparciem WHO — tylko w ubiegłym roku przekazano na jej działalność 1,3 miliarda dolarów.
=============================
Zespół Donalda Trumpa właśnie potwierdził, że USA opuszczą Światową Organizację Zdrowia (WHO) już w pierwszym dniu jego prezydentury (20 stycznia). To może być przełom, na który wspólnie pracowaliśmy od tak dawna!
Ten krok zadałby potężny cios Traktatowi Pandemicznemu — globalistycznemu projektowi mającemu na celu przejęcie kontroli nad naszym zdrowiem, wolnością i prawem do podejmowania decyzji. Już w 2020 roku Donald Trump określił WHO jako „skorumpowaną, niebezpieczną i szkodliwą dla Ameryki” oraz rozpoczął proces wycofywania USA z tej organizacji. Teraz jego zespół deklaruje gotowość do dokończenia tego, co zostało rozpoczęte.
I to w najlepszym możliwym momencie!
WHO już teraz stoi na krawędzi. Nie dotrzymała kluczowych terminów — najpierw w maju 2024 roku, a później pod koniec roku. Ich plan się sypie, brakuje im czasu, argumentów i wiarygodności.
Przez niemal dwa lata Ty i ja staliśmy ramię w ramię przeciwko tej globalistycznej próbie przejęcia władzy. Dzięki Twojemu zaangażowaniu widać, że ich plan zaczyna się sypać. To, co kiedyś wydawało się nie do zatrzymania, dziś wisi na włosku.
Kolejny termin WHO to maj 2025 roku — to nasza szansa, aby zadać ostateczny cios.
Jeśli zespół Trumpa dotrzyma obietnicy, może to oznaczać koniec Traktatu Pandemicznego i związanych z nim globalistycznych planów.
USA są największym finansowym wsparciem WHO — tylko w ubiegłym roku przekazano na jej działalność 1,3 miliarda dolarów z podatków. To te pieniądze finansują niekontrolowane globalne elity, które na tajnych spotkaniach planują odbieranie Twoich wolności i prawa do decydowania o zdrowiu.
Bez tych funduszy WHO nie będzie w stanie promować Traktatu Pandemicznego. Brak pieniędzy oznacza brak traktatu.
Wyobraź sobie, co to oznacza: koniec amerykańskiego finansowania, koniec Traktatu Pandemicznego i koniec działań niekontrolowanych biurokratów próbujących przejąć władzę.
Nic dziwnego, że globaliści wpadają w panikę — nazywają te wieści „katastrofą”. W rzeczywistości boją się, ponieważ wiedzą, że to może położyć kres ich planom.
Ale jest jeszcze coś.
Donald Trump wybrał Roberta Kennedy’ego Jr. na swojego Sekretarza Zdrowia. Kennedy od lat głośno krytykuje WHO, ujawniając, jak jej globalistyczna polityka wzbogaca Big Pharmę kosztem zwykłych ludzi, takich jak Ty i ja.
Teraz Trump i Kennedy mogą zadać decydujący cios WHO i Traktatowi Pandemicznemu.
Jednak prawda jest taka, że obietnice pozostaną tylko słowami, dopóki nie przypomnimy im, że muszą zostać spełnione. Tutaj wkraczasz Ty.
Wiesz, jaka jest stawka — Traktat Pandemiczny to próba przejęcia pełnej kontroli. Jeśli wejdzie w życie, niekontrolowani biurokraci z WHO będą mogli narzucać obowiązkowe szczepienia, wprowadzać lockdowny, forsować paszporty szczepionkowe, a nawet cenzurować tych, którzy ośmielą się ich kwestionować.
Przez niemal dwa lata walczyliśmy ramię w ramię, aby zatrzymać tę jawną próbę przejęcia władzy.
Pomyśl o tym, co już osiągnęliśmy — petycje, protesty, nieustanny nacisk na WHO i jej zwolenników. Dzięki Twojej determinacji wielokrotnie opóźnialiśmy ten traktat.
WHO jest obecnie w najgorszej pozycji w swojej historii, co czyni ten moment idealnym, by zadać im ostateczny cios.
Brakuje im wsparcia i tracą grunt pod nogami. Jeśli USA wycofa się z WHO, może to oznaczać definitywny koniec ich traktatu i wszelkich związanych z nim planów.
Wyobraź sobie: kluczowe finansowanie WHO — odcięte. Traktat Pandemiczny — zatrzymany. Suwerenność przywrócona, a globalistyczne elity odsunięte od ingerowania w nasze życie.
Nie możemy jednak liczyć na to, że to się stanie samo. Trump i Kennedy muszą poczuć presję. Muszą wiedzieć, że miliony ludzi takich jak Ty i ja patrzą im na ręce i oczekują realizacji złożonych obietnic.
Twoje zaangażowanie w tę walkę jest niezwykłe, i jestem Ci ogromnie wdzięczny za wszystko, co do tej pory zrobiłeś. To właśnie dzięki Tobie udało nam się zajść tak daleko. Teraz pora postawić kropkę nad „i” i wspólnie stworzyć historię.
Sebastian Lukomski i cały zespół CitizenGO
———————-
PS. Zespół Trumpa właśnie ogłosił gotowość do wycofania USA z WHO już w pierwszym dniu jego prezydentury (20 stycznia). Jednak bądźmy szczerzy — to nie stanie się bez naszego nacisku.
Włożyliśmy zbyt wiele pracy, aby teraz odpuścić. To nasza szansa, aby zatrzymać Traktat Pandemiczny i zakończyć globalistyczną agendę WHO na dobre.
Here they go again, blaming the wildfire catastrophe in Los Angeles on Climate Change when the actual culprits are the very politicians who never stop howling about what is a monumental hoax.
In the first place, of course, the current raging California fires, like those which have periodically gone before, are largely a function of misguided government policies. Officials have essentially curtailed the supply of water available to LA firefighters, even as they have drastically increased the supply of combustible kindling and vegetation which feeds these wildfires. The latter, in turn, are being amplified by the seasonal Santa Ana winds, which have visited the California coast since time immemorial.
The kindling at issue stems from forest management policies that prevent the removal of excess fuel via controlled burns, which are fires intentionally set by forest managers to reduce the buildup of hazardous fuels. As we amplify below, red tape and bureaucratic obstacles have frequently delayed or prevented these controlled burns, allowing brush, dead trees, and other flammable materials to accumulate excessively.
In this case, state and Federal politicians have simultaneously curtailed the supply of water available to Los Angeles firefighters in order to protect so-called endangered species. Specifically, southern California is being held hostage by sharp curtailment of the water pumping rates from the Sacramento-San Joaquin River Delta in order to protect the Delta Smelt and Chinook Salmon.
These former are shiny but tiny little buggers, as suggested by the handful of Smelt in the first picture below. But apparently, if they are protected, fished, and then fried up, they make for a certain kind of delicacy.
Needless to say, California is entitled to stew in the foolishness of its own policies—if that’s what its voters really want. But its self-imposed misery should not be an occasion for more howling in favor of Washington policies to fight climate change.
At least with respect to the latter, the Donald has his head screwed on right. And he does not hesitate to opine on the matter, which is all to the good of balancing what has otherwise been a wholly one-sided and utterly misleading Climate Crisis narrative. Naturally, the latter has been promulgated and peddled by statists because it provides yet one more big, scary, and urgent reason for an “all of government” campaign of more spending, borrowing, regulating, and the curtailing of free market enterprise and personal liberty.
So let us once again review the bogus case for AGW or what is known as Anthropogenic Global Warming. And perforce it must start with the geological and paleontological evidence, which overwhelmingly says that today’s average global temperature of about 15 degrees C and CO2 concentrations of 420 ppm are nothing to fret about. And even if they rise to about 17-18 degrees C and 500-600 ppms, respectively, by the end of the century owing mainly to a natural warming cycle that has been underway since the end of the Little Ice Age (LIA) in 1850, it may well on balance improve the lot of mankind.
After all, bursts of civilization during the last 10,000 years uniformly occurred during the warmer red portion of the graph below. The great civilizations of the Yellow, Indus, Nile, and Tigris/Euphrates river valleys, the Minoan era, the Greco-Roman civilization, the Medieval flowering, and the industrial and technological revolutions of the present era all were enabled by periods of elevated temperatures. At the same time, the several lapses into “dark ages” happened when the climate turned colder (blue).
And that’s only logical. When it’s warmer and wetter, growing seasons are longer and crop yields are better—regardless of the agricultural technology and practices of the moment. And it’s better for human and community health, too—most of the deadly plagues of history have occurred under colder climes, such as the Black Death of 1344-1350.
Yet the Climate Crisis narrative deep-sixes this massive body of “the science” by means of two deceptive devices. Without them, the entire AGW story doesn’t have much of a leg to stand on.
First, it ignores the entirety of the planet’s pre-Holocene (last 10,000 years) history, even though the science shows that more than 90% of the time in the last 600 million years global temperatures (blue line) and CO2 levels (black line) have been higher than at present; and that 50% of the time they were much higher—with temperatures in the range of 22 degrees C or 50% higher than current levels.
That’s far beyond anything projected by the most unhinged climate models today. But, crucially, the planetary climate systems did not go into a doomsday loop of ever increasing temperatures ending in a scorching meltdown. To the contrary, warming epochs were always checked and reversed by powerful countervailing forces.
Even the history the alarmists do acknowledge has been grotesquely falsified. As we have demonstrated elsewhere, the so-called “hockey stick” of the most recent 1,000 years in which temperatures were allegedly flat until 1850 and are now rising to supposedly dangerous levels is a complete crock. It was fraudulently manufactured by the IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) to “cancel” the fact that temperatures in the pre-industrial world of the Medieval Warm Period (1000-1200 AD) were actually significantly higher than at present.
Secondly, it is falsely claimed that global warming is a one-way street in which rising concentrations of greenhouse gases (GHGs) and especially CO2 is causing the earth’s heat balance to continuously increase. The truth, however, is that higher CO2 concentrations are a consequence and byproduct, not a driver and cause, of the current naturally rising (and falling) global temperature cycles.
Again, the now “canceled” history of Planet Earth knocks the CO2-forcing proposition into a cocked hat. During the Cretaceous Period between 145 and 66 million years (third orange panel) ago a natural experiment provided complete absolution for the vilified CO2 molecule. During that period, global temperatures rose dramatically from 17 degrees C to 25 degrees C—a level far above anything today’s Climate Howlers have ever projected.
Alas, CO2 wasn’t the culprit. According to the science, ambient CO2 concentrations actually tumbled during the 80 million years expanse of the Cretaceous, dropping from 2,000 ppm to 900 ppm on the eve of the Extinction Event 66 million years ago. So temperature and CO2 concentrations actually moved in the opposite directions. Big time.
You would think that this powerful countervailing fact would give the CO2 witch-hunters pause, but that would be to ignore what the whole climate change brouhaha is actually about. That is, it’s not about science, human health, and well-being, or the survival of Planet Earth; it’s about politics and the ceaseless search of politicians and statists for control of modern economic and social life. The resulting aggrandizement of state power, in turn, is mightily assisted by the Beltway political class and the apparatchiks and racketeers who gain power and pelf from the anti-fossil fuels campaign.
Indeed, the Climate Crisis narrative is the kind of ritualized policy mantra that has been concocted over and again by the political class and the permanent nomenklatura of the modern state—professors, think-tankers, lobbyists, career apparatchiks, officialdom—in order to gather and exercise state power.
To paraphrase the great Randolph Bourne, inventing purported failings of capitalism—such as a propensity to burn too much hydrocarbon—is the health of the state. Indeed, fabrication of false problems and threats that purportedly can only be solved by heavy-handed state intervention has become the modus operandi of a political class that has usurped near complete control of modern democracy.
So doing, however, the career political class and associated ruling elites have gotten used to such unimpeded success that they have become sloppy, superficial, careless, and dishonest. For instance, the minute we get a summer heat wave or an event like the current LA fires these natural weather events are jammed into the global warming narrative with nary a second thought by the lip-syncing journalists of the MSM.
Yet there is absolutely no scientific basis for all this tom-tom beating. For instance, on the related issue of heat waves and dry period wildfires, NOAA publishes a heat wave index. The latter is based on extended temperature spikes which last more than 4 days and which would be expected to occur only once every ten years based on the historical data.
As is evident from the chart below, the only true heat wave spikes we have had in the last 125 years were during the Dust Bowl heat waves of the 1930s. The frequency of mini-heat wave spikes since 1960 is actually no greater than it was during the 1895-1935 period.
Likewise, all it takes is a good Cat 3 hurricane and they are off to the races, gumming loudly about AGW. Of course, this ignores entirely NOAA’s own data as summarized in what is known as the ACE (accumulated cyclone energy) index.
This index was first developed by the renowned hurricane expert and Colorado State University professor, William Gray. It uses a calculation of a tropical cyclone’s maximum sustained winds every six hours. The latter is then multiplied by itself to get the index value and accumulated for all storms for all regions to get an index value for the entire year. That’s shown below for the past 170 years (the blue line is the seven-year rolling average).
Your editor has an especially high regard for Professor Gray—not the least because he was roundly vilified by the very inexpert, Al Gore. But back in our private equity days, we invested in a Property-Cat company, which was in the super-hazardous business of insuring against the extreme layers of damage caused by very bad hurricanes and earthquakes. So setting the premiums correctly was no trifling business and it was the analytics, long-term databases, and current-year forecasts of Professor Gray upon which our underwriters crucially depended.
That is to say, hundreds of billions of insurance cover was then and still is being written with the ACE index as a crucial input. Yet if you examine the 7-year rolling average (blue line) in the chart, it is evident that ACE was as high (or higher) in the 1950s and 1960s as it is today, and that the same was true of the late 1930s and the 1880-1900 periods.
To be sure, the blue line is not flat as a board because there are natural short-term cycles, as amplified below, which drive the fluctuations shown in the chart. But there is no “science” extractable from the chart that supports the alleged linkage between the current natural warming cycle and worsening hurricanes.
The above is an aggregate index of all storms and is therefore as comprehensive a measure as exists. But for want of doubt, the next three panels look at hurricane data at the individual storm count level. The pink portion of the bars represent the number of big, dangerous Cat 3-5 storms, while the red portion reflects the number of lesser Cat 1-2 storms and the blue area the number of tropical storms that did not reach Cat 1 intensity.
The bars accumulate the number of storms in 5-year intervals and reflect recorded activity back to 1851. The reason we present three panels—for the Eastern Caribbean, Western Caribbean, and Bahamas/Turks and Caicos, respectively, is that the trends in these three sub-regions clearly diverge. And that’s actually the smoking gun.
If global warming was generating more hurricanes as the MSM constantly maintains, the increase would be uniform across all of these sub-regions, but it’s clearly not. Since the year 2000, for example,
The Eastern Caribbean has had a modest increase in both tropical storms and higher rated Cats relative to most of the past 170 years;
The Western Caribbean has not been unusual at all, and, in fact, has been well below the higher counts during the 1880-1920 period;
The Bahamas/Turks and Caicos region since 2000 has actually been well weaker than during 1930-1960 and 1880-1900.
The actual truth of the matter is that Atlantic hurricane activity is generated by atmospheric and ocean temperature conditions in the eastern Atlantic and North Africa. Those forces, in turn, are heavily influenced by the presence of an El Nino or La Nina in the Pacific Ocean. El Niño events increase the wind shear over the Atlantic, producing a less favorable environment for hurricane formation and decreasing tropical storm activity in the Atlantic basin. Conversely, La Niña causes an increase in hurricane activity due to a decrease in wind shear.
These Pacific Ocean events, of course, have never been correlated with the low level of natural global warming now underway.
The number and strength of Atlantic hurricanes may also undergo a 50–70-year cycle known as the Atlantic Multidecadal Oscillation. Again, these cycles are unrelated to global warming trends since 1850.
Still, scientists have reconstructed Atlantic major hurricane activity back to the early 18th century (@1700) and found five periods with elevated hurricane activity averaging 3–5 major hurricanes per year and lasting 40–60 years each; and six other more quiescent periods averaging 1.5–2.5 major hurricanes per year and lasting 10–20 years each. These periods are associated with a decadal oscillation related to solar irradiance, which is responsible for enhancing/dampening the number of major hurricanes by 1–2 per year, and clearly not a product of AGW.
Moreover, like in so many other cases the very long-term records of storm activity also rule out AGW because there was none for most of the time during the last 3,000 years, for instance. Yet according to a proxy record for that period from coastal lake sediments on Cape Cod, hurricane activity has increased significantly during the last 500-1,000 years versus earlier periods–but even that increase happened long before temperatures and carbon concentrations reached 20th-century levels.
In short, there is no reason to believe that these well understood precursor conditions and longer-term hurricane trends have been impacted by the modest increase in average global temperatures since the LIA ended in 1850.
As it happens, the same story is true with respect to wildfires like the current LA inferno. This has been the third category of natural disaster that the Climate Howlers have glommed onto. But in this case it’s the aforementioned bad forestry management, not man-made global warming, which has turned much of California into a dry wood fuel dump.
And don’t take our word for it. This quotation below comes from the George Soros-funded Pro Publica, which is not exactly a right-wing tin foil hat outfit. It points out that environmentalists have so shackled Federal and state forest management agencies that today’s tiny “controlled burns” are but an infinitesimal fraction of what Mother Nature herself accomplished before the helping hand of today’s purportedly enlightened political authorities arrived on the scene:
Academics believe that between 4.4 million and 11.8 million acres burned each year in prehistoric California. Between 1982 and 1998, California’s agency land managers burned, on average, about 30,000 acres a year. Between 1999 and 2017, that number dropped to an annual 13,000 acres. The state passed a few new laws in 2018 designed to facilitate more intentional burning. But few are optimistic this, alone, will lead to significant change.
We live with a deathly backlog. In February 2020, Nature Sustainability published this terrifying conclusion: California would need to burn 20 million acres — an area about the size of Maine — to restabilize in terms of fire.
In short, if you don’t clear and burn out the deadwood, you build up nature-defying tinderboxes that then require only a lightning strike, a spark from an unrepaired power line, or human carelessness to ignite into a raging inferno. As one 40-year conservationist and expert summarized,
…There’s only one solution, the one we know yet still avoid. “We need to get good fire on the ground and whittle down some of that fuel load.”
The failure to do just such controlled burns is exactly what is behind the LA wildfire today. That is, a dramatically larger human footprint in the fire-prone shrublands and chaparral (dwarf trees) areas along the coasts has increased the risk residents will start fires, accidentally or otherwise. California’s population doubled from 1970 to 2020, from about 20 million people to nearly 40 million people, and nearly all of the gain was in the coastal areas.
Under those conditions, California’s strong, naturally-occurring winds, which crest periodically, as is occurring at the moment, are the main culprit which fuels and spreads the human-set blazes in the shrublands. The Diablo winds in the north of the state and the Santa Ana winds in the south can actually reach hurricane force, as has also been the case this week. As the winds move West over California mountains and down toward the coast, they compress, warm, and intensify.
These winds, in turn, blow flames and carry embers, spreading the fires quickly before they can be contained. And on top of that, the Santa Ana winds also function as Mother Nature’s blow dryer. As they come down the mountains toward the sea, the hot winds dry the surface vegetation and deadwood rapidly and powerfully, paving the way for the blowing embers to fuel the spread of wildfires down the slopes.
Among other proofs that industrialization and fossil fuels aren’t the culprit is the fact that researchers have shown that when California was occupied by indigenous communities, wildfires would burn up some 4.5 million acres a year. That’s nearly 6X the level experienced during the 2010-2019 period, when wildfires burned an average of just 775,000 acres annually in California.
Beyond the untoward clash of all of these natural forces of climate and ecology with misguided government forest and shrubland husbandry policies, there is actually an even more dispositive smoking gun, as it were.
To wit, the Climate Howlers have at least not yet embraced the patent absurdity that the planet’s purportedly rising temperatures have targeted the Blue State of California for special punishment. Yet when we look at the data for forest fires we find, alas, that unlike California and Oregon, the US as a whole experienced the weakest fire years in 2020 since 2010.
That’s right. As of August 24 each year, the 10-year average burn had been 5.114 million acres across the US, but in 2020 it was 28% lower at 3.714 million acres.
National fire data year to date:
Indeed, what the above chart shows is that on a national basis there has been no worsening trend at all during the decade ending in 2020, just huge oscillations year-to-year driven not by some grand planetary heat vector but by changing local weather and ecological conditions.
You just can’t go from 2.7 million burned acres in 2010 to 7.2 million acres in 2012, back to 2.7 million acres in 2014, then to 6.7 million acres in 2017, followed by just 3.7 million acres in 2020—and still argue along with the Climate Howlers that the planet is angry.
To the contrary, the only real trend evident is that on a decadal basis during recent times there is just one place where the average forest fireacreage has been slowly rising—California!
But that’s owing to the above described dismal failure of government forest management policies. Even then, California’s mildly rising average fire acreage trend since 1950 is a rounding error compared to the annual averages from prehistoric times, which were nearly 6X greater than during the most recent decade.
Furthermore, the gently rising trend since 1950, as shown below, should not be confused with the Climate Howlers’ bogus claim that California’s fires have “grown more apocalyptic every year,” as the New York Times reported.
In fact, the NYT was comparing the above average burn during 2020 versus that of 2019, which saw an unusually small amount of acreage burned. That is, just 280,000 acres in 2019 compared to 1.3 million and 1.6 million in 2017 and 2018, respectively, and 775,000 on average over the last decade.
Nor is this lack of correlation with global warming just a California and US phenomena. As shown in the chart below, the global extent of fire-causing drought, measured by five levels of severity with dark brown being the most extreme, has shown no worsening trend at all during the past 40 years.
This brings us to the gravamen of the case. To wit, there is no angry weather signal of impending climate crisis whatsoever. But the AGW hoax has so thoroughly contaminated the mainstream narrative and the policy apparatus in Washington and capitals all around the world that contemporary society was fixing to commit economic Hara Kari—well, until Donald Trump came along vowing to pull the entire Team America off the playing field of global green nonsense.
And for damn good reason. In contradistinction to the phony case that the rise of fossil fuel use after 1850 has caused the planetary climate system to become unglued, there has been a sharp acceleration of global economic growth and human well-being. And one essential element behind that salutary development has been the massive increase in the use of cheap fossil fuels to power economic life.
The chart below could not be more dispositive. During the pre-industrial era between 1500 and 1870, global real GDP crawled along at just 0.41% per annum. By contrast, during the past 150 years of the fossil fuel age global GDP growth accelerated to 2.82% per annum–or nearly 7 times faster.
This higher growth, of course, in part resulted from a larger and far healthier global population made possible by rising living standards. Yet it wasn’t human muscle alone that caused the GDP level to go parabolic as per the chart below.
It was also due to the fantastic mobilization of intellectual capital and technology. And one of the most important vectors of the latter was the ingenuity of the fossil fuel industry in unlocking the massive trove of stored work that Mother Nature extracted, condensed, and salted away from the incoming solar energy over the long warmer and wetter eons of the past 600 million years.
Needless to say, the curve of world energy consumption tightly matches the rise of global GDP shown above. Thus, in 1860 global energy consumption amounted to 30 exajoules per year and virtually 100% of that was represented by the blue layer labeled “bio-fuels,” which is just a polite name for firewood and the decimation of the forests which it entailed.
Since then, annual energy consumption has increased 18-fold to 550 exajoules (@100 billion barrels of oil equivalent), but 90% of that gain was due to natural gas, coal, and petroleum. The modern world and today’s prosperous global economy would simply not exist absent the massive increase in the use of these efficient fuels, meaning that per capita income and living standards would otherwise be only a small fraction of current levels.
Yes, that dramatic increase in prosperity-generating fossil fuel consumption has given rise to a commensurate increase in CO2 emissions. But as we have indicated, and contrary to the Climate Crisis narrative, CO2 is not a pollutant!
As we have seen, the correlated increase in CO2 concentrations—from about 290 ppm to 415 ppm since 1850—amounts to a rounding error in both the long trend of history and in terms of atmospheric loadings from natural sources.
As to the former, CO2 concentrations of less than 1000 ppm are only recent developments of the last ice age, while during prior geologic ages concentrations reached as high as 2400 ppm.
Likewise, the oceans contain an estimated 37,400 billion tons of suspended carbon, land biomass has 2,000-3,000 billion tons, and the atmosphere contains 720 billion tons of CO2 or 20X more than current fossil emissions shown below. Of course, the opposite side of the equation is that oceans, land, and atmosphere exchange CO2 continuously so the incremental loadings from human sources is very small.
More importantly, even a small shift in the balance between oceans and the atmosphere would cause a much more severe rise/fall in CO2 concentrations than anything attributable to human activity. But since the Climate Howlers falsely postulate that the pre-industrial level of 290 parts per million was extant since the Big Bang and that the modest rise since 1850 is a one-way ticket to boiling the planet alive, they obsess over the “sources versus sinks” balance in the carbon cycle for no valid reason whatsoever.
Actually, the continuously shifting carbon balance of the planet over any reasonable period of time is a big, so what!
David Stockman David Stockman, Senior Scholar at Brownstone Institute, is the author of many books on politics, finance, and economics. He is a former congressman from Michigan, and the former Director of the Congressional Office of Management and Budget. He runs the subscription-based analytics site ContraCorner.
– Weszliśmy w epokę kompletnego rozpadu Bestii i to jest pytanie tylko jak długo taka epoka potrwa. Wydaje mi się, że powinniśmy widzieć mniej więcej dynamikę w ciągu najbliższych od trzech miesięcy do sześciu. Będzie mniej więcej widoczna dynamika rozpadania się Bestii. Prawdopodobnie doszło tam do wojny wewnętrznej, czyli doszło do różnicy zdań na temat dalszej strategii prowadzenia tej wojny przeciwko całemu światu, przeciwko cywilizacji.
(…)
– Tego typu operacje, zwłaszcza na taką skalę jaka w tej chwili jest planowana, to nie są operacje, które można prowadzić bezpiecznie i które odbywają się bez skutków, więc wszystko zależy od tego jak zachowają się społeczności całego świata. I nie ukrywam, że z mojego punktu widzenia najciekawszą społecznością na świecie jest społeczność polska. Bardzo dużo zależy od tego co my zrobimy, co pokażemy, w jaki sposób zareagujemy na obecną sytuację. Ta sytuacja to jest po prostu okazja.
−∗−
[Rozpadająca się Bestia. Rok decydujących zmian. Rola myślących Polaków – może być decydująca. md]
Chroń nas Panie Boże przed Trzaskowskim! Czy “Bestia” przegrywa? M. Chodorowski
−∗−
Warto porównać:
W jakim momencie jesteśmy? – Marek T. Chodorowski Politycy III RP (…) zostali w ten sposób wytresowani i prawdopodobnie w tej tresurze, również umysłowej, pozostają do dzisiaj. Teraz, dlaczego wierzy im jakaś tam część elektoratu, czy jakaś część […]
Można odnieść wrażenie, że „ptasia grypa” przegapiła swoje okno. Uważają, że mogli zniweczyć cały rozpęd H5N1 do tego stopnia, że najlepszą opcją będzie pozwolić jej umrzeć.
Oznacza to zmianę w architekturze narracji. Wymagane jest przekierowanie. Zamiast ptasiej grypy jako „następnej pandemii”, może stać się ona „pandemią potencjalnie niebezpieczną”, być może taką, której umiejętnie unika się dzięki postępom w technologii szczepionek lub dokładnym badaniom przesiewowym. Dobra robota.
−∗−
Prognozy na rok 2025: Ptasia grypa zrujnowana
Ptasia grypa miała stać się „następną pandemią”, ale czy nie przegapiono okazji?
Nasza trzecia prognoza na 2025r. nie jest wcale szalonym wyborem z jakiejś odjechanej dziedziny: ptasia grypa. To się wydarzy. Pytanie brzmi kiedy i jak bardzo.
Czy to oznacza, że czeka nas „następna pandemia”, o której mówi się od dawna?
Może tak, może nie. Warto zauważyć, że pomimo doniesień o zgonie, histeria nadal wydaje się być niskiej rangi.
Nie widać prawdziwego zaangażowania w tę historię. WHO nadal opisuje H5N1 jako „bardzo, bardzo niskie ryzyko” dla ludzi. To oczywiście prawda, ale w komunikatach prasowych WHO prawda pojawia się tylko przez przypadek.
Można odnieść wrażenie, że „ptasia grypa” przegapiła swoje okno. Uważają, że mogli zniweczyć cały rozpęd H5N1 do tego stopnia, że najlepszą opcją będzie pozwolić jej umrzeć.
Oznacza to zmianę w architekturze narracji. Wymagane jest przekierowanie. Zamiast ptasiej grypy jako „następnej pandemii”, może stać się ona „pandemią potencjalnie niebezpieczną”, być może taką, której umiejętnie unika się dzięki postępom w technologii szczepionek lub dokładnym badaniom przesiewowym. Dobra robota.
Być może dwa lata szumu medialnego stłumiły markę ptasiej grypy w zarodku (gnieździe?), więc „następna pandemia” będzie w rzeczywistości jakąś zaskakującą nowością – czymś w rodzaju wymyślonych bzdur, które rzekomo uderzają teraz w Chiny.
A może się mylę i jest to cisza przed burzą, a fale ptasiej grypy lada moment zaczną uderzać w brzegi roku 2025.
Niezależnie od tego, w jakim kierunku to pójdzie, rok 2025 będzie punktem kulminacyjnym narracji o ptasiej grypie. Jeśli do marca nie stanie się ona pełnoprawną sprawą, prawdopodobnie już nigdy nie będzie.
Luźne przewidywanie: Ptasia grypa czy nie, w 2025r. pojawi się pierwsza „100-dniowa szczepionka”, prawdopodobnie szczepionka kombinowana w sprayu do nosa na grypę i coś tam jeszcze. Jej ogłoszony sukces będzie mógł być przypisany „uniknięciu drugiego covid” lub „uratowaniu nas przed kolejnym lockdownem”.
Prognozy na rok 2025: Trump jako budowniczy pokoju Jaką formę ostatecznie przybierze umowa – i jak bardzo jest realna – tego jeszcze nie wiemy, ale stanowisko wydaje się jasne. Albo zawieszenie broni, albo „wycofanie” lub coś równoważnego. Wiemy, […]
___________
Prognozy na rok 2025: Żegnaj, Bibi? Zasugerowałem, że Bibi, jeden z największych politycznych ocalałych ery nowożytnej, może mieć kłopoty. Jeśli rzeczywiście odejdzie, to będzie to długo wyczekiwane. W latach 2018-2022 Izrael znajdował się w ciągłym „kryzysie […]
♦
Warto porównać:
Ścierwomedia polskie o “kolejnej pandemii z Chin” Plemię żmijowe w polińskich mediach znów syczy. „Chińskie władze medyczne alarmują! (Polsat News) Odnotowano gwałtowny wzrost zakażeń metapneumowirusem (hMPV), który jest szczególnie widoczny wśród dzieci poniżej 14. roku życia […]
Aerożel antypandemiczny czyli kolejny etap „szczepionek” mRNA „Szczepionki nie działają tak dobrze, jak myśleliśmy. Nie przewidzieliśmy przerażających wariantów. Przypadkowo sfałszowaliśmy dane, przypadkowo pominęliśmy badania i przypadkowo zarobiliśmy na tym fortunę” […]
Nie musisz wierzyć, że każdy twój ruch jest badany i naraża cię na niebezpieczeństwo, aby przynajmniej zdać sobie sprawę i zrozumieć, że im bardziej jesteśmy podatni na nadzór, tym bardziej prawdopodobne jest, że coś pójdzie nie tak i możemy zostać wrobieni. I bardzo szybko zbliżamy się do czasu, gdy każdy nasz ruch BĘDZIE nadzorowany, oceniany, rejestrowany, szacowany i wykorzystywany „przeciwko” nam. Niezależnie od tego, czy mamy „coś do ukrycia”, czy też nie.
Zdarzało mi się słyszeć takie zdanie: „Czemu miałbym się martwić? Nie mam nic do ukrycia” częściej, niż bym chciał. To jasne oświadczenie o niewinności z założeniem, że jedynym powodem, dla którego ktoś miałby się martwić o jakiekolwiek reperkusje, jest popełnienie przestępstwa.
Ale co stanowi o przestępstwie? I gdzie tu jest to dziwne nieporozumienie, że władza nigdy nie przejmowała się zbytnio „prawami” i innymi tego typu bzdurami, zanim zaczęła kogoś atakować?
Oczywiście ludzie, którzy twierdzą, że „nie mają nic do ukrycia”, ani przez sekundę nie wierzą, że władza mogłaby ich ścigać nielegalnie, z kaprysu lub z nikczemnych powodów. Każdy, kto tak myśli, jest paranoicznym teoretykiem spiskowym i przesadza. „Naoglądałeś się filmów szpiegowskich”, mogliby powiedzieć — filmów o Niemczech Wschodnich lub Związku Radzieckim z czasów zimnej wojny. Tylko te opresyjne rządy robiłyby takie rzeczy, a tutaj, w „wolnym świecie”, jesteśmy odporni na takie sztuczki. „Mamy już za sobą tego rodzaju szpiegowskie bzdury”, mogliby powiedzieć.
W rzeczywistości wątpię, czy wierzą, że takie rzeczy zdarzają się jeszcze gdzieś na świecie w XXI wieku (czyli, że władza gromadzi ludzi, by ich prześladować przy braku jakiegoś konkretnego naruszenia prawa). Może w Korei Północnej lub niektórych częściach Bliskiego Wschodu, gdzie są terroryści i tym podobne, ale nigdzie w cywilizowanym świecie. Gadka o naiwności.
Ale czyż nie o to chodzi w dzisiejszych czasach? O naiwność. Albo zaprzeczenie. Albo głupotę. Albo brak zdrowego rozsądku.
Dla mnie, a ośmielę się powiedzieć, że dla większości z was czytających to, nie trzeba wiele, aby zobaczyć, jak głupi jest ten sposób myślenia — i jak niekompletny. Nie musisz wierzyć, że każdy twój ruch jest badany i naraża cię na niebezpieczeństwo, aby przynajmniej zdać sobie sprawę i zrozumieć, że im bardziej jesteśmy podatni na nadzór, tym bardziej prawdopodobne jest, że coś pójdzie nie tak i możemy zostać wrobieni. I bardzo szybko zbliżamy się do czasu, gdy każdy nasz ruch BĘDZIE nadzorowany, oceniany, rejestrowany, szacowany i wykorzystywany „przeciwko” nam. Niezależnie od tego, czy mamy „coś do ukrycia”, czy też nie.
Użyłem słowa „przeciw” w cudzysłowie, ponieważ minęły już czasy, gdy musieliśmy złamać w sposób oczywisty prawo lub regułę, aby podjęto działania. „Przeciw” w tym momencie może być o wiele bardziej subtelne niż surowa kara, pobicie przez policyjnych zbirów czy wpakowanie do więzienia. „Przeciw” może być prostsze niż te ekstremalne czyny, może to być całkowity zakaz korzystania z mediów społecznościowych lub internetu, może to być utrata funkcji poczty e-mail, zakaz jazdy samochodem dalej niż 10 mil od domu, brak „zatwierdzenia” pożyczki lub zakaz robienia zakupów w sklepie spożywczym.
I tak dalej, bez końca.
Nie mówię, że nie będzie to skutkowało fizycznymi pobiciami (lub wymuszonymi dawkami szczepionek) lub uwięzieniami. Będzie to prawdopodobnie częstsze w przyszłości, ale nie zacznie się od tego.
Ludzie mogą nie mieć czynów przestępczych do ukrycia, jak sugeruje powiedzenie, ale to nie znaczy, że nie są obserwowani, manipulowani i kontrolowani. Z biegiem czasu czyny przestępcze, które uważają za niewinne, staną się coraz trudniejsze do uniknięcia — przestępczość obejmuje teraz przekazywanie pieniędzy „na sprawę”, w którą możemy wierzyć, ale która jest sprzeczna z narracją głównego nurtu. Jak już wiele razy wspominałem, moje konta bankowe zostały zamrożone po tym, jak przekazałem 150 dolarów na rzecz kierowców podczas Konwoju Ciężarówek w Kanadzie. Czyn wystarczająco niewinny. Ani przez myśl mi nie przeszło, że jestem „przestępcą”, kiedy to robiłem, a mimo to zostałem potraktowany jak przestępca.
Członkowie mojej rodziny poparli działania rządu. Powiedzieli mi, że nie powinienem wspierać przestępczej „sprawy” (kierowcy ciężarówek „przejmujący Ottawę” ). A gdybym zachował się grzecznie (i nie protestował), nie zostałbym „ukarany”.
Naprawdę?
Jestem dzieckiem lat 60., również ze Stanów, a protestowanie, a przynajmniej wspieranie protestu przeciwko rządowi, było naturalnym sposobem życia. Kiedy ktoś jest karany za legalne i pokojowe wyrażanie swoich poglądów, nawet jeśli jest to przeciwko rządowi, to rzeczywiście przechodzimy do reżimu totalitarnego.
Ale lemingi nie widzą tego w ten sposób. Trzymają się z dala od kłopotów, bez względu na to, co się dzieje. Wierzą, że każdy, kto zabiera głos w zgiełku rządowej korupcji, jest zły i powinien zostać słusznie ukarany. Krzyczą: „Nie mam nic do ukrycia, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił”.
Whitney Webb w swoim wspaniałym dwutomowym traktacie o amerykańskiej korupcji, One Nation Under Blackmail, nazywa to „pasywnym posłuszeństwem”. Bardzo powoli, interpretacja przez ludzi tego, co stanowi „zbyt wiele”, zaczyna obejmować zwykłą mowę, zwykłą zgodę z przeciwstawną ideą i zwykłe wyrażenie tego, co uważają za słuszne. „Nie wychylaj się”, mówią, popijając latte w lokalnym Starbucksie, „Nie chcę sprawiać kłopotów”.
Tak. Kiedyś, zanim władza cię dopadła, musiałeś popełnić prawdziwe przestępstwo. Znalezienie osób popełniających przestępstwa również nie było takie proste. Wymagało to dochodzenia, siły roboczej, czasu i energii. Było drogie. Nawet ukaranie kogoś za przekroczenie prędkości nie było tak łatwe, jak dzisiaj. Policjanci na motocyklach siedzieli za billboardami na autostradach znanych z przekraczania na nich prędkości. Wtedy nie było radarów, kamer drogowych z zaawansowaną technologią zaprojektowaną do łapania przestępców, a nawet wystawiania mandatów — wszystko automatycznie, bez żadnego udziału człowieka.
Przyjrzyjmy się współczesnym wojnom — drony są wyraźnie opracowywane w celu monitorowania lokalnej przestępczości, i wkrótce te drony i roboty będą wykorzystywane do zatrzymywania, a nawet karania domniemanych sprawców, przestępców, a nawet niewinnych obywateli.
Niewinnych? Cóż, jeśli na pewno nie będziesz się wychylać i NIE zrobisz CZEGOKOLWIEK, co mogłoby być zinterpretowane jako jakieś naruszenie, to nie będziesz miał nic do ukrycia przed unoszącym się dronem, polującym robo-psem-policjantem czy kamerą internetową w laptopie lub iPhonie.
Na pewno to nie będzie gdzie się ukryć, a wkrótce będzie zupełnie niemożliwe rozróżnienie, co jest dobre, a co złe — najlepiej w ogóle nic nie robić. Po prostu popijaj latte, graj w gry wideo, oglądaj filmy na TikToku, pal zioło (teraz, gdy jest to legalne) i żyj swoim nudnym i schematycznym życiem. Nie wywołuj zamieszania, to tylko przyciągnie niepotrzebną uwagę.
Ale to nie wystarczy. Tu nie chodzi o karanie przestępców, aby społeczeństwo było „bezpieczne” (chociaż oczywiście to nam bez końca powtarzają). Tu chodzi o kontrolę. A kontrola jest osiągana poprzez ciągły strach. Nie potrzeba czegokolwiek aby znaleźć się na pasku władzy. Nie potrzeba czasu, pieniędzy, a nawet ludzkiej kontroli, aby oznaczyć ludzi, gdy wszystko to będzie już wprowadzone (cyfrowe dowody osobiste, CBDC, wszechobecny nadzór, biometryczne dowody osobiste itp. itp.)
Kara (w formie ograniczenia swobód, czasami fizycznego bólu itp.) będzie automatycznie wymierzana niemal każdemu za niemal wszystko. I zazwyczaj nie będziemy nawet wiedzieć dlaczego. Wtedy nie będzie już można niczego ukryć, a w kłopoty wpędzi cię cokolwiek.
Pandemia była potrzebna z dwóch powodów. Po pierwsze: Bestia przygotowuje się do rządów globalnych i to można udowodnić. Przygotowuje się do tych rządów globalnych co najmniej od trzystu lat. Początki tej struktury w epoce nowożytnej. Można obserwować ich pierwsze wyłanianie się i przejmowanie państw od XVI wieku. XVI – XVII wiek jest najbardziej interesujący. Od wieku XVIII Bestia w zasadzie dyryguje już wydarzeniami w skali globalnej. W wieku XIX jest hegemonem. W wieku XX robi co chce.
Tu mógłbym wskazywać na poszczególne daty. Te daty kluczowe dadzą się udowodnić na gruncie historycznym i na gruncie rozległych badań historycznych. Osobą, która będzie się tutaj przewijała w trakcie tej rozmowy, która takie badania wykonała, jest Antony Sutton…
−∗−
Cywilizacja nad przepaścią – Marek T. Chodorowski
/TALK SHOCK EVENT Gdynia 4 maja 2022/
Nagranie z eventu, który odbył się 4 maja 2022 roku w Gdyni. Gościem specjalnym był Marek Tomasz Chodorowski, autor wyjątkowej książki pt.: „Bestia – cywilizacja nad przepaścią”.
−∗−
BONUS:
Wspominana w materiale wcześniejsza rozmowa z 20 kwietnia 2022r.
CO W NAJBLIŻSZYM CZASIE SZYKUJĄ NAM GLOBALIŚCI? – Marek T. Chodorowski
Zapraszam na spotkanie z autorem wyjątkowej, wydanej pod koniec 2020 roku książki pt.: „Bestia – cywilizacja nad przepaścią ”.
Mój gość twierdzi, że równie groźnie jeszcze nie było. Nawet we wrześniu 1939 roku.
O tym, co nas dzisiaj otacza, co planuje Bestia, skąd się wzięła, dlaczego przez ostatnie 50 lat tak szybko zamieniała się w przerażającą potęgę i wreszcie – o tym co nas czeka, rozmawiamy z Markiem Tomaszem Chodorowskim, autorem książki „Bestia – cywilizacja nad przepaścią”.
Publikacja, o której rozmawiamy, wprowadza nas do rozpoznania sytuacji, w jakiej realnie się znaleźliśmy. Służy do zdemaskowania Bestii i pokazania jej światu.
Książka odsłania paskudny pysk czegoś, co nazywamy„Bestią”. I co stało się istotą działalności osobników patologicznych, kontynuowaną przez wieki. Ludzi zdeformowanych, mających zaledwie jeden cel: przekształcić wolne narody w owadzie kolektywy. Zamienić świat w gigantyczny obóz koncentracyjny. A zatem –zawrócić świat z drogi, na którą wstąpił dwa tysiące lat temu.https://www.youtube.com/embed/AuD2jprXzyA?si=m0EExyUDb8gOPmeC
−∗−
Warto porównać:
Kto nam zbudował plac zabaw czyli czytajcie Suttona Sutton nie zajmował się jakimiś nierealnymi spekulacjami. Był wybitnym badaczem akademickim, który w kilku pracach nienagannie udokumentował swoje wnioski. Nie będąc w stanie przeciwstawić się jego badaniom, establishment (w tym […]
____________
Kłamstwo założycielskie czyli „tajemnicza choroba” z Wuhan Najwyraźniej od początku wiedzieli, że to będzie słaby punkt ich narracji, więc zaczęli się z tym uwijać. Musieli przyspieszyć powstanie swojej „nowej choroby”, więc ją odkryli, nazwali, zsekwencjonowali, opublikowali i […]
____________
Nie, „covid” NADAL nie pochodzi z laboratorium Największy nacisk propagandowy wszech czasów stracił impet zaledwie po dwóch latach i nagle przeszedł do defensywy, by po prostu nie rozpaść się do końca. Dlatego że debata o „wycieku z […]
————————————————
O autorze: AlterCabrio
If you don’t know what freedom is, better figure it out now!
1 komentarz
AlterCabrio 5 stycznia 2025 godz. 11:33Należy brać pod uwagę datę spotkania. Nie wszystkie przewidywania się ziściły. Czy ‘jeszcze nie’, to czas pokaże.Wobec twierdzeń o ‘zgonach covidowych’ i ‘pochodzeniu wirusa’ należy zachować dystans. _____________Dla zainteresowanych fragmenty książki w wersji audio. Czyta Ziggy. 🙂Nie było w historii ludzkiej cywilizacji wydarzenia równie socjotechnicznie i informacyjnie zmanipulowanego, jak obecna pandemia. Nigdy dotąd manipulacja i dezinformacja nie przybrały aż takiej skali – pełnej, niepowstrzymanej, totalnej agresji. Zrozumienie, co tak naprawdę się dzieje, kto to wszystko organizuje, do czego nas między innymi pandemia prowadzi, wymaga sięgnięcia po książkę.Równie groźnie jeszcze nie było. Nawet we wrześniu 1939 roku. Zrozumienie tego, co nas dzisiaj otacza, co Bestia planuje, skąd się wzięła, dlaczego przez ostatnie 50 lat tak szybko zamieniała się w przerażającą potęgę, wreszcie – co nas czeka? – stanie się prostsze po tej lekturze.
Pew Research Center zauważa, że mijający rok 2024 był niezwykłym rokiem, ze względu na liczne elekcje na całym świecie. Obywatele w ponad 60 państwach okazali frustrację z powodu status quo i dali czerwone kartki tradycyjnym partiom politycznym z powodu drastycznie pogarszającej się sytuacji ekonomicznej oraz wdrażanej odgórnie globalnej rewolucji (anty)kulturowej.
W tegorocznych wyborach prezydenckich i uzupełniających do kongresu w USA spektakularną porażkę ponieśli demokraci. W Wielkiej Brytanii – w przeciwieństwie do USA – władza polityczna przechyliła się w lewo. Partia Pracy zdobyła większość parlamentarną, kończąc 14-letnie rządy Partii Konserwatywnej. Spektakularną porażkę poniosła Partia Demokratyczna w Botswanie, która sprawowała rządy przez 60 lat.
W Korei Południowej wygrała opozycyjna Partia Demokratyczna, która miała powstrzymać zapędy prezydenta Yoon Suk Yeola. Prezydent wprowadził stan wojenny i oskarżył liderów Partii Demokratycznej o działania „antypaństwowe”. Jego decyzję szybko anulowało Zgromadzenie Narodowe, głosując jednogłośnie za zniesieniem stanu wojennego.
Partie opozycyjne o różnych proweniencjach zdobyły władzę w różnych krajach, w tym w Ghanie, Panamie, Portugalii i Urugwaju. W innych państwach rządzące elity zachowały władzę, ale poniosły znaczne straty.
W RPA, Afrykański Kongres Narodowy nie zdobył większości miejsc w Zgromadzeniu Narodowym po raz pierwszy od zakończenia apartheidu. W Japonii rządząca od lat Liberalno-Demokratyczna Partia wraz z koalicjantem Komeito, straciła większość w parlamencie.
Premier Indii Narendra Modi i jego partia Bharatiya Janata – chociaż zwyciężyła w wyborach po raz trzeci – została zmuszona do utworzenia rządu koalicyjnego.
We Francji prezydent Emmanuel Macron „przeszarżował” z decyzją o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów latem 2024 r., które przyniosły odwrotny skutek od zamierzonego i centrowy sojusz Ensemble Macrona stracił grunt pod nogami na rzecz lewicowego Nowego Frontu Ludowego, jak i prawicowego Zgromadzenia Narodowego.
Wielu wyborców narzeka, że żyje im się coraz gorzej i jest niezadowolonych z obecnej polityki w swoim kraju.
Pew przywołuje badania przeprowadzone w 34 krajach na początku 2024 r., które uwydatniło ponury stan gospodarki światowej, co tylko frustrowało obywateli. W badanych krajach mediana 64 procent dorosłych stwierdziła, że ich gospodarka narodowa jest w złym stanie. We Francji, Japonii, RPA, Korei Południowej i Wielkiej Brytanii ponad siedmiu na dziesięciu wyraziło taki pogląd. Narzekano na inflację, narastające nierówności i poziom ubóstwa.
Inną niezwykle ważną kwestią dla obywateli była frustracja związana z funkcjonowaniem demokracji przedstawicielskiej. W 31 krajach mediana 54% dorosłych była niezadowolona ze sposobu działania demokracji w ich kraju. A w kilku państwach o wysokich dochodach, niezadowolenie znacznie wzrosło w ciągu ostatnich trzech lat.
Politycy, partie i instytucje pozostają coraz bardziej oderwani od rzeczywistości. Ludzie narzekali, że urzędnicy pochodzący z wyborów nie przejmują się tym, co myślą obywatele. Ubolewano, że nie ma na kogo głosować, nie ma partii politycznych, które reprezentowałyby poglądy obywateli. Znaczna część ludzi skarżyła się, że ma niewielki lub żaden wpływ na politykę w swoim kraju.
W tej sytuacji zaobserwowano wyraźny trend, zwłaszcza w Europie dotyczący rozwoju „prawicowego populizmu” i „innych przeciwników tradycyjnych partii i politycznego status quo”.
W Europie zyskały partie antyimigranckie w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w wyborach we Francji, w Austrii, Rumunii (trzy partie prawicowe zyskały znaczne poparcie, a ponadto kandydat prawicowy Calin Georgescu otrzymał najwięcej głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich, które unieważnił rumuński Sąd Konstytucyjny). Nawet w Portugalii sukces odniosła prawicowa partia Chegi, zdobywając 50 z 230 miejsc w parlamencie, w porównaniu z zaledwie 12 w 2022 r. i jednym w 2019 r.
Partia Reform UK zdobyła trzecią co do wielkości liczbę głosów w wyborach powszechnych w Wielkiej Brytanii, z wynikiem 14 procent, a jej lider Nigel Farage w końcu zyskał miejsce w parlamencie (po ósmej próbie).
W Niemczech w wyborach w landach, po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej zwyciężyła prawicowa partia, Alternatywa dla Niemiec
Pew zauważa, że w ciągu ostatniej dekady „prawicowy populizm” zakorzenił się w Europie, „znacznie zakłócając politykę kontynentu”. Prawicowe partie zdobyły najwięcej głosów w Holandii w 2023 r. i we Włoszech w 2022 r., chociaż straciły władzę w Polsce, niemniej „teraz są konsekwentnie konkurencyjne w sposób, w jaki nie były do niedawna”.
„Populiści odnieśli sukces również poza Europą”, na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie ruch Trumpa: „Make America Great Again” stał się dominującą siłą w Partii Republikańskiej. Obecne GOP (kierownictwo partii) już nie przypomina GOP sprzed 2015 r.
Chociaż prawicowe ruchy różnią się od siebie, to co je ma łączyć, to według „The Economist”: „sprzeciw wobec aborcji, praw kobiet i praw LGBTQ+; sprzeciw wobec socjaldemokracji; i nieprzejednane poglądy na temat przestępczości”.
W Meksyku zyskał na znaczeniu „populizm lewicowy” (partia Moreno, która istnieje od około dekady, a obecnie dominuje w polityce kraju).
„Partie populistyczne” wykorzystały „frustrację wyborców związaną z elitami – i przekonanie, podzielane przez wielu, że partie establishmentu i ich liderzy nie mają kontaktu ze zwykłymi obywatelami”.
Innym wyraźnym trendem jest pogłębiająca się polaryzacja ideologiczna dotycząca kultury i tożsamości w wielu krajach. Obserwuje się zwrot ku tradycji i sprzeciw wobec postępowych zmian. Obywatelom nie podoba się rewolucja genderowa.
Jeszcze w 2022 r. Pew Research Center przeprowadziło badanie, pytając obywateli w różnych państwach o to, czy uważają, że ich kraj będzie w lepszej sytuacji w przyszłości, jeśli będzie trzymał się swoich tradycji i sposobów życia, czy też, gdy będzie otwarty na zmiany dotyczące tradycji i sposobów życia.
W 15 z 16 krajów zarysowała się wyraźna różnica ideologiczna między prawicą a lewicą. W USA była ona największa. 91% liberałów uznało, że kraj będzie w lepszej sytuacji, jeśli zaakceptuje zmiany, w porównaniu z zaledwie 28% konserwatystów. Pew podkreśla, że również z innych badań wynika, że USA należą do najbardziej spolaryzowanych państw pod względem ideologicznym i szczególnie duże różnice występują w kwestiach takich jak aborcja i zmiana klimatu. Wraz z odgórnie promowaną rewolucją genderową i lansowanymi nowymi tożsamościami, polaryzacja ta nasiliła się.
Na wyniki wyborów wpływ miały także konflikty międzynarodowe, zwłaszcza wojny Rosja-Ukraina i Izrael-Hamas.
W wielu krajach istnieją podziały ideologiczne co do tego, jak poradzić sobie z inwazją rosyjską na Ukrainę, „przy czym poparcie dla Kijowa jest często niższe wśród osób z ideologicznej prawicy”. Widać to zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, we Francji, na Słowacji, w Austrii i Niemczech, czy nawet w USA. W tych państwach „prawica” uznaje, że NATO sprowokowało Władimira Putina do inwazji na Ukrainę z powodu ciągłej ekspansji na wschód. Wojna Izraela z Hamasem wywołała napięcia pośród ideologicznej lewicy.
W 2025 r. ważne wybory odbędą się m.in. w: Kanadzie, Chile, Niemczech, Norwegii, na Jamajce i w Singapurze.
Kiedy w 1997 roku przy pomocy protestanckich ranczerów udało się wyhodować w Izraelu pierwszą czerwoną jałówkę, analitycy polityki bliskowschodniej potraktowali informacje serwisów prasowych z przymrużeniem oka, jako niegroźny dowcip ortodoksyjnych Żydów. Jedynie przerażony Dawid Land, publikujący w lewicowym dzienniku izraelskim „Ha’aretz” oznajmiał światu, że to zapowiedź apokaliptycznego konfliktu, który może „pogrążyć cały region w ogniu”, oraz że jałówka to „bomba na czterech nogach”!
Amerykański profesor Uniwersytetu Bostońskiego Ryszard Landes, dyrektor Centrum Studiów Millenijnych przyznał, że cechą amerykańskich elit politycznych jest pogarda, jaką darzą sprawy religijne, które – według nich – służą jedynie płytkiej instrumentalizacji, jednak zdaniem profesora są one największym podskórnym czynnikiem nowoczesnej historii. Zdaniem Landesa elity bagatelizują wpływ czynnika religijnego w nieustającym konflikcie bliskowschodnim, odczytując go jako zderzenie posługującego się hasłami religijnymi islamskiego fundamentalizmu, z broniącym swojego stanu posiadania świeckim państwem izraelskim. „W istocie mało rozumieją!” – twierdzi profesor z Bostonu1. W Europie również dominuje powyższe przekonanie, sprowadzające konflikt do racjonalnie interpretowanej rywalizacji o ropę, do geopolityki czy walki Ameryki ze światowym terroryzmem. Politycy powołujący się jednym tchem na tezy Samuela Huntingtona zapominają, że zdaniem amerykańskiego analityka przyszłe konflikty cywilizacyjne będą powodowane poruszającymi masy zasadami religijnymi.
Historia poza czasem
Wyobrażenia historyczne religijnych Żydów różnią się diametralnie od europejskich. Dla Żydów czas to odtwarzanie Bożego planu wybraństwa względem „wybranych dzieci Jahwe”; natomiast historia jest „świętym opowiadaniem”, jest haggadą, pouczającą Izraelitów, a zarazem umacniającą spoistość wspólnoty. Żydowskie poczucie czasu jest całkowicie ahistoryczne, negujące prawidła chronologii – wydarzenia splatają się, wzajemnie przenikają w planach przebywającego poza czasem Boga. Z tego powodu inskrypcje starożytnych faraonów mogą być przeczuciem XX-wiecznego holocaustu, żydowska haggada dotycząca Judyty jest zapowiedzią współczesnych prześladowań, Antioch IV Epifanes lub Haman (Es 9, 5) wcześniejszym wcieleniem Zła uosobionego ostatecznie w Hitlerze, a zburzenie Świątyni jerozolimskiej odbiciem politycznego upadku zmuszonych do życia w rozproszeniu Żydów2.
Wszystkie wydarzenia związane z historią Hebrajczyków uzyskują w ten sposób specjalny wymiar religijny, związany z wyższym statusem ontologicznym „narodu wybranego”, a historia stanowi – od ucieczki z Egiptu, poprzez niewolę babilońską i zniszczenie Drugiej Świątyni – drogę wiodącą do „pieców utrapienia” II wojny światowej (Syr 2, 5), aby dzięki ostatecznemu tryumfowi politycznemu Izraela odzyskać łaskę Jahwe i otrzymać upragnionego Mesjasza. Emil Fackenheim skonstatował: „Wygląda to tak, jakby sam szatan przez cztery tysiące lat knuł intrygi przeciw przymierzu Boga z Izraelem”3. Kulminacyjnym momentem prześladowań był Holocaust, w czasie którego na mocy „eschatologicznej decyzji” niemalże dokonał się „sakralny mord” na „dzieciach wybranych przez Boga”. Edward Piotr Koch twierdzi, że Holocaust był ostatecznym wypełnieniem się mitu o wiecznym prześladowaniu i znakiem odkupienia oraz wypełnienia Bożych obietnic danych Izraelowi4. Zdanie niemieckiego publicysty potwierdza fragment nauki wygłoszonej z okazji święta Rosch Haschana w Hamburgu (20/21 IX 1990 r.):
Dla nas, Żydów, i to nie tylko Żydów w Europie, Holocaust jest punktem centralnym egzystencji (…) Wielu Żydów po Holocauście żyło w izolacji. Jednak taka postawa jest nie do przyjęcia, ponieważ jest ona na wskroś nieżydowska. Odosobnienie byłoby fałszowaniem żydostwa. Nasza nowina jest nie tylko nowiną dla Izraela, ale nauką dla wszystkich narodów, które chcą nawrócić się do Boga. Inną pokusą po Holocauście jest próba asymilacji z nieżydowskim otoczeniem. Zarówno pierwsza, jak i druga postawa jest odpowiedzią nieżydowską, bowiem ucieczka od Żydostwa oznaczałaby samounicestwienie (…) Bóg ciągle dopuszcza do męczeństwa, ale w końcu naród zostanie uratowany. Jest to na dzisiaj dobra nowina: zatem żadnych układów z niszczycielami, nawet pod przysięgą pokoju5.
Holocaust jako punkt kulminacyjny historii odwraca dotychczasowy układ, jest wejściem w nowy porządek wszechświata, który prowadzi do żydowskiego the end of history, czego zapowiedzią jest święta liczba 6 milionów ofiar z II wojny światowej. W koncepcjach teologicznych „religii Holocaustu” liczba 6 – sefira tifereth kabalistów oznacza osiągnięcie doskonałości, piękna, chwały, wspaniałości materialnej i duchowej, które jest nowym stworzeniem wszechświata. Otwiera nowy rozdział w „świętej historii Żydów”, uruchamiając cały zespół przekonań eschatologicznych judaizmu. Droga Żydów przed Holocaustem wiodła od wybrania do prześladowań, których symbolem było zburzenie Drugiej Świątyni, a kulminacyjnym momentem Holocaust w czasie II wojny światowej. Wraz z zakończeniem II wojny światowej – zdaniem holocaustystów – Żydzi otrzymali państwo w Palestynie, świadczące o przyjęciu przez Jahwe ofiary złożonej z 6 milionów, teraz przyszedł czas na odbudowę Świątyni jerozolimskiej i wskrzeszenie kultu ofiarnego, dzięki któremu Izrael wkroczy w okres eschatologiczny swojej historii, w czym sprawdzą się do końca Boże obietnice. „Oto dałem cię na światłość narodów, abyś był zbawieniem moim aż do krańców ziemi” (Iz 49, 7); „Przeto oddzielę mu bardzo wielu i łupy moczarów dzielić będzie, ponieważ wydał na śmierć duszę swoją i ze złoczyńcami został policzony” (Iz 53, 12). Cytaty te zaczerpnięte z proroctw Izajasza, które niewątpliwie dotyczą Jezusa Chrystusa, część Żydów odnosi do siebie jako zbiorowego mesjasza.
Wstęp do czasów ostatecznych
Przytłaczającą większość wydarzeń politycznych, rozgrywających się na Bliskim Wschodzie, można interpretować w kontekście żydowskiej świętej historii. Po zakończeniu arabsko-izraelskiej wojny z 1967 roku, za propagandą syjonistyczną powszechnie nazywanej „sześciodniową”, Karol Barth stwierdził: „Wydarzenia w Palestynie w roku 1948 są powtórzeniem tego, co Biblia mówi o wejściu Izraela do Ziemi Obiecanej. Nawet w gazetach możemy dziś przeczytać o tym, jak Bóg dotrzymuje swoich obietnic i pomaga swojemu ludowi”6. Autor mesjanistyczno-judaistycznej broszury Ernest Schrupp stwierdza wprost: „Powrót Izraela do swojej ziemi traktujemy jako wstęp do czasów ostatecznych i dowód na trwałość Bożego wybrania”7. Odbudowa niepodległego państwa żydowskiego nie tylko była zwieńczeniem wieloletnich zabiegów syjonistów, ale odczytywana była jako odzyskanie Bożej przychylności związanej z wybraństwem Żydów. „I będzie dnia owego: przyłoży Pan po wtóre rękę swą, aby posiąść ostatek ludu swego, który pozostawiony będzie od Asyryjczyków i od Egiptu, i od Petros, i od Etiopii i od Elami, i od Sennaar, i od Emat, i od wysp morskich. I podniesie chorągiew między narodami, i zgromadzi wygnańców Izraela i rozproszonych Judy zbierze z czterech stron ziemi. I zniesiona będzie zawiść Efraima, a nieprzyjaciele Judy zginą” (Iz 11, 11-13)8. Można mówić o specyficznym związku pomiędzy żydowską religią a ziemią, o „geomistycznym związku” (Tovia Ben-Chorin) opartym na kulcie historii, ziemi i języka, która kształtuje dzisiejszych Izraelczyków. „Wierność wyrośnie z ziemi, a sprawiedliwość wyjrzy z niebios” – mówi prorok Izajasz9. Powrót do „ziemi obiecanej” jest ważnym elementem wkroczenia przez Żydów na eschatologiczne ścieżki Jahwe. W 1840 roku rabin Alkalay Semlin tłumaczył zawarte w Księdze Zachariasza (Zach 1, 3) słowo teschuwa, czyli ’nawrócenie’, jako „zbiorowy powrót”, który „oznacza zgromadzenie się Izraela w ziemi naszych przodków, by tam poznać Bożą wolę i wziąć na siebie jarzmo niebiańskie. Powrót ten zapowiedziany został przez naszych proroków, mimo iż nie byliśmy tego godni”10. Przekucie myśli Boga, z którego woli dochodzi do powstania żydowskiego państwa w Palestynie, powoduje nadanie Izraelowi odrębnego, wyższego statusu od innych państw na świecie. Izrael nie jest zwykłym państwem, jest „skałą Izraela” (Powt 32, 18), jest „superpaństwem”, państwem sakralnym, które zdaniem samych Żydów jako jedyne na świecie posiada w swojej nazwie imię Boga – „El” (Israel), co uprawnia do nierespektowania jakichkolwiek praw: czy to praw człowieka, czy praw międzynarodowych, ograniczając swoją politykę do bezwzględnego respektowania Bożych nakazów danych „narodowi wybranemu”, zachowania własnej ziemi i rozszerzenia swojego stanu posiadania. W ten sposób nakazy religijne tzw. mesjanizmu praktycznego (Juliusz Weil) przychodzą w sukurs politycznemu syjonizmowi.
Wraz z utworzeniem państwa izraelskiego zakończył się historyczny okres żydowskiej diaspory, ponieważ Żydzi uzyskali cel polityczny swoich dążeń. Powrót „narodu wybranego” do Erec Israel, po osiągnięciu punktu kulminacyjnego w „świętej historii”, ma dużo większe znaczenie niż dotychczasowe historyczno-mityczne tryumfy Żydów, np. powrót z niewoli egipskiej lub babilońskiej. Holocaust i utworzenie państwa Izrael jest powrotem Żydów z „Rzymu”, powrotem z współistnienia pomiędzy narodami zespolonymi uniwersalistycznymi dążeniami, do stanu wybraństwa opartego na zsakralizowanym partykularyzmie. Holocaustyści i mesjaniści żydowscy są pewni, że „powrót z Rzymu jest ostateczny – na wieki”, jest związany z „doskonałym mesjańskim zbawieniem”11.
Już w 1916 roku Marcin Buber, syjonista, filozof religii i jeden z autorytetów Karola Wojtyły odczytywał utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie jako otwarcie czasów ostatecznych, w których nastąpi całkowita judaizacja narodów na świecie, a powstałe państwo stanie się „centrum ziemi, głównym miejscem żarliwych modlitw”12. Aby mogło się to ostatecznie dokonać, Żydzi muszą wskrzesić swój kult ofiarny w Jerozolimie. W tym celu musi w Jerozolimie powstać Trzecia Świątynia.
Mesjanizm a Świątynia
Świątynia w Jerozolimie posiadała i posiada nadal olbrzymie znaczenie dla mesjanistycznych poglądów charakterystycznych dla ortodoksyjnego judaizmu, który podaje swoistej interpretacji słowa zawarte w proroctwach Micheasza i Izajasza. Rabin Shalom Ben-Chorin wyjaśniał miejsce Świątyni w „świętej historii Żydów” w oparciu o tradycję talmudyczną. Odbudowa granic państwa żydowskiego w Palestynie – „Dzień, aby były budowane płoty twoje” (Mich 11, 7) – wiąże się równolegle z podjęciem działań mających na celu odbudowę Świątyni jerozolimskiej, zniszczonej przez Rzymian, co jest otwarciem czasów ostatecznych – „w ostateczne dni będzie góra domu Pańskiego przygotowana na wierzchu gór i wyniosła nad pagórki, a popłyną do niej ludy” (Mich 4, 1); odbudowa Świątyni wiązać się będzie z rozrostem granic Izraela – „Rozprzestrzeń miejsce namiotu twego i skóry przybytków twych rozciągnij, nie oszczędzaj; uczyń długie powrózki twoje, a kołki twoje umocnij!” (Izaj 54, 2-3)13; błogosławieństwo spływające na Żydów przerodzi się w tryumf nad wrogami – „Wstań a młóć córko Syjońska! Bo róg twój uczynię żelaznym, a kopyta twoje uczynię miedzianymi, i zetrzesz narody mnogie, i pobijesz Panu łupy ich i moc ich Panu wszystkiej ziemi” (Mich 4, 13); w takiej atmosferze nadejdzie mesjasz, który ostatecznie wytraci wrogów – „Podniesie się ręka twoja na przeciwników twoich, a wszyscy nieprzyjaciele wyginą” (Mich 5, 9) – Mesjasz żydowski rozstrzygnie o zwycięstwie w krwawej bitwie jaką stoczą Izraelici pod jego wodzą broniąc Jerozolimy, w której zasiądzie antymesjasz – „I ramiona od niego stać będą, i zgwałcą świątynię mocy, i odejmą ustawiczną ofiarę, a dadzą obrzydłość na spustoszenie” (Dan 11, 31); „I będzie: dnia onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów; wszyscy, którzy go będą podnosić, ciężko zranieni będą; i zbiorą się przeciw niemu wszystkie królestwa ziemi” (Zach 12, 3)14.
Wzniesiona na miejscu ofiary Izaaka świątynia zbudowana z rozkazu Salomona była od samego początku centralnym miejscem ofiarnego kultu żydowskiego. Wzrost jej znaczenia nastąpił po 621 r. przed Chr., kiedy to została przeprowadzona przez arcykapłana Helkiasza reforma kultu w oparciu o zapiski Księgi Powtórzonego Prawa. Reforma zakazywała dotychczasowych ofiar „na wyżynach” sprawowanych przez Lewitów, ograniczając składanie ofiary Jahwe wyłącznie w Świątyni jerozolimskiej. Tradycja późniejsza motywowała przeprowadzenie reformy stwierdzeniem, że dla jedynego Boga ofiara powinna być sprawowana w jednym miejscu. W ten sposób Jerozolima ze świątynią Salomona stała się centrum życia religijnego Żydów, a wiara stapiając się z mesjanizmem żydowskiej monolatrii czyniła z Jerozolimy również centrum życia politycznego. Zburzenie Pierwszej Świątyni przez Nabuchodonozora w 586 r. przed Chr. i rozpoczęcie odbudowy po 48 latach za zgodą króla Persji Cyrusa nie odcisnęło dużego piętna na żydowskiej tradycji religijnej. Dopiero wydarzenia związane z upadkiem Drugiej Świątyni spowodowały falę mesjanizmu.
Losy Drugiej Świątyni
Skomplikowane stosunki polityczne pomiędzy Żydami a Rzymianami były w dużym stopniu kontynuacją dawniejszego konfliktu judaizmu z hellenizmem. Żydzi pozostali negatywnie ustosunkowani do włączenia swojego narodu w obręb rzymskiego „królestwa narodów”, w ramach którego posiadaliby status równy Grekom, Trakom, Syryjczykom czy Iberom. Ernest Schrupp twierdzi, że było to niemożliwe, ponieważ „Izrael nie był (…) narodem jednym z wielu, ale szczególnym, wybranym przez Boga, który miał stać się błogosławieństwem dla innych narodów”15.
Tereny Palestyny zajęte przez Rzymian były jednymi z najbardziej niespokojnych w olbrzymim Imperium. Wzrost znaczenia ekstremistycznie nastawionych mesjanistycznych zelotów, doprowadził do wybuchu w 66 roku powstania, które przekształciło się w trwającą kilka lat I wojnę żydowską. Jednym z pierwszych zarządzeń buntowników było wybicie specjalnej srebrnej monety, którą płacono podatek na Świątynię16.
Wstąpienie na tron Wespazjana oraz wysłanie do Palestyny Tytusa na czele rzymskich legionów spowodowało przesilenie polityczne. Rzymianie szybko przystąpili do oblężenia miasta, w którym wybuchły zażarte walki pomiędzy zwalczającymi się bezlitośnie stronnictwami żydowskimi. W sierpniu roku 70 Rzymianie oblegli umocnioną Świątynię, w której zamknęli się zeloci i kapłani. Pomimo nalegań Tytusa, aby oszczędzić świątynię Salomona (według relacji Józefa Flawiusza), w trakcie walk doszło do pożaru, który ostatecznie zakończył desperacką obronę. Józef opisuje ostatnie chwile obrońców:
Żydzi stawiali opór z większą zaciekłością niż zwykle, jak gdyby jedynym szczęściem dla nich było zginąć blisko świątyni i w jej obronie. Lud był ustawiony w przedsionku, rada na stopniach, kapłani w samym sanktuarium. Chociaż byli nieliczni, nie poddawali się aż do chwili, gdy nagle część świątyni stanęła w ogniu. Wtedy jedni rzucali się dobrowolnie na rzymskie miecze, inni zabijali siebie wzajemnie, przebijali się lub skakali w płomienie. Wszyscy, a zwłaszcza ci ostatni uważali, że zginąć razem ze świątynią to nie jest klęska, ale zwycięstwo, zbawienie i szczęście17.
Rzymianie w odwecie za bunt zrównali Jerozolimę z ziemią, za wyjątkiem wież pałacu królewskiego, które Tytus polecił pozostawić jako ostrzeżenie dla przyszłych buntowników. Wypełniło się proroctwo zawarte w Ewangelii św. Łukasza: „I polegną od ostrza miecza, i zapędzą ich w niewolę między wszystkie narody, a Jeruzalem deptane będzie przez pogan, aż się wypełnią czasy narodów” (Łk 21, 24).
W koncepcjach holocaustycznych zburzenie Drugiej Świątyni jest otwarciem okresu prześladowań w „świętej historii Żydów”, nastaniem „pierwszej fazy antysemityzmu”18. Jest to współczesna wersja żydowskiego przekonania o powtarzalności wydarzeń historycznych. Talmud babiloński zaliczał zburzenie Drugiej Świątyni do kolejno następujących dla Żydów tragicznych wydarzeń historycznych, mających miejsce 9 dnia miesiąca ab19. Zdaniem holocaustystów, zburzenie Jerozolimy przez Rzymian spowodowało „duchowe wydziedziczenie” Izraela, którego „miejsce zajął bezprawnie Kościół chrześcijański” – jak pisze Ernest Schrupp20.
Dwie próby odbudowy
Tylko niewielka część Żydów pogodziła się z utratą świętego miejsca kultu Boga21. Przytłaczająca większość, która utożsamiała potęgę swojego narodu z istnieniem Świątyni, od samego początku rozmyślała o odbudowie Domu Bożego Jahwe. Opierając się na prawie powtarzalności wydarzeń pierwotnie sądzono, że Świątynia zostanie odbudowana po 48 latach, tak jak to się stało za panowania Cyrusa. Stąd liczne zapiski źródłowe przypisujące Hadrianowi rozpoczęcie prac budowlanych lub wydanie zgody na odbudowę Świątyni przez Żydów. Przekazy te nie mają jednak żadnego potwierdzenia w materiale archeologicznym22. Niewątpliwie pierwsze próby odbudowy Świątyni nastąpiły w czasie mesjanistycznego powstania Szymona bar Kochba w latach 131–135. Uważanemu za Mesjasza Szymonowi, do którego odnoszono fragment niezwykle silnie związanej z tradycją odbudowy świątyni Księgi Liczb (Lb 24, 17) – „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”, udało się na kilka lat zdestabilizować sytuację w Imperium23. Po zajęciu Jerozolimy przez powstańców doszło prawdopodobnie do próby odbudowy Świątyni, czego poświadczenie znajduje historia w bogatym materiale numizmatycznym. W celu zebrania podatku świątynnego przystąpiono szybko do emisji specjalnej srebrnej monety (z wizerunkiem Świątyni jerozolimskiej), potrzebnej do uiszczania podatku. Ponadto źródła pisane zawierają informację o wyborze przez Szymona arcykapłana, który miał być opiekunem Świątyni. Również ówczesna Chronikon Paschale przekazuje informację o zdobyciu i ponownym zburzeniu Świątyni przez Hadriana24. Nie ma się co dziwić, Szymon bar Kochba mógł być prawdziwym Mesjaszem – według tradycji żydowskiej – wyłącznie w związku z restytucją kultu religijnego. Wszystkie jednak te informacje historyczne nie dają nam wystarczającego powodu, aby przyjąć, że powstańcy żydowscy odbudowali wówczas Świątynię.
Kolejne próby miały rzekomo być podjęte w czasach Juliana Apostaty. Za jego panowania, które powszechnie pojmuje się jako powrót do czystego pogaństwa, a które było tworzeniem religijnej syntezy – synkretyzmu – złożonego z elementów hellenistycznych, judaistycznych, a nawet chrześcijańskich, Żydzi podjęli próbę odbudowy swojej świątyni. Korzystając z czynnego poparcia cesarza Juliana, otrzymawszy od niego pieniądze ze skarbu publicznego, robotników i wszelkie potrzebne materiały, przystąpiono do budowy25. Według ówczesnych źródeł Julian Apostata sam zainteresował się żydowskim kultem religijnym, co zostało umiejętnie wykorzystane przez Żydów26. Sozomen opisuje wydarzenia z IV wieku:
A kiedy odrzekli, że po zburzeniu Świątyni jerozolimskiej ani się nie godzi, ani nie pasuje do ojczystego obyczaju, aby utraciwszy swoją stolicę praktykować to wszystko na innym już miejscu, wtedy cesarz dał pieniądze z sum państwowych i rozkazał im podnieść z gruzów Świątynię; mieli sprawować kult tak, jak to czynili przodkowie, i składać ofiary według dawnego obrzędu. (…) I zebrawszy mistrzów budownictwa zaczęli gromadzić materiały i oczyszczać teren budowy. Z tak zaś wielką ochotą nad tym się trudzili, że nawet ich niewiasty wynosiły w zapaskach na łonie ziemię z gruzem, a naszyjniki i wszelkie inne niewieście ozdoby chętnie składały na pokrycie kosztów związanych z budową. Wszelkie inne sprawy zeszły na drugi plan wobec tego przedsięwzięcia (…)27.
W czasie prac, według chrześcijańskich kronikarzy, odgruzowano i uprzątnięto plac budowy, położono kamień węgielny i przystąpiono do pracy. Jednak Żydom nie dane było jej zakończyć. Trzęsienie ziemi, wybuch ognia, który według Cyryla biskupa Jerozolimy spełniał proroctwo Daniela, powtórzone przez Chrystusa w Ewangelii św. Mateusza (Mt 24, 2), a w końcu znaki krzyża, które pojawiły się na ubraniach robotników, a których nie dało się usunąć, spowodowały ostateczny upadek żydowskich planów28. „A Świątynia w tych warunkach nie tylko że nie została wówczas odbudowana, ale uległa ostatecznej zagładzie” – podsumował całą sprawę kronikarz Sokrates29. Od tego czasu Żydzi nie byli w stanie rozpocząć odbudowy. Nastał czas tryumfu Kościoła i zmierzchu świetności Synagogi.
Trzecia Świątynia
Wraz z ponownym pojawieniem się na mapie politycznej państwa Izrael (1948), które niejako wpisuje się w zeświecczoną formułę powtarzalności wydarzeń historycznych, odżyły judaistyczne przekonania mesjanistyczne. Próba ponownej odbudowy świątyni jerozolimskiej jest faktem, którego polityczny i religijny wymiar następująco ujął profesor Tadeusz Zieliński.
(…) nieistniejąca świątynia nadal pozostawała ośrodkiem, dookoła którego krążyły myśli wygnanego ludu; i nie było wątpienia, że skoro ten lud powróci do swej dawnej siedziby, to świątynia – trzecia świątynia – powstanie na tym miejscu, gdzie stały pierwsze dwie, i jej kult – kult ofiarny – będzie wskrzeszony30.
Fryderyk May, podsumowując uparte wysiłki Żydów mające na celu utrzymanie za wszelką cenę wpływów w Jerozolimie i wyrzucenie muzułmanów z wzgórza świątynnego, pisze:
Ich (tzn. Żydów – przyp. H. H.) zrozumiałą tęsknotą jest, by móc modlić się tam wysoko, na wzgórzu świątynnym. Lecz nie na tym koniec. Wkrótce również mogłaby zostać zbudowana świątynia i pojawiłby się Mesjasz. Z tymi faktami związana jest nadzieja na prawdziwy i trwały pokój w przyszłym świecie, w którym wiara w Boga i Jego Słowo będzie centralnym punktem ludzkiego myślenia i postępowania31.
Przygotowania do odbudowy Świątyni w istocie trwają od dłuższego czasu. Ortodoksyjne grupy żydowskie przygotowują szaty i naczynia świątynne. Prowadzi się skrupulatny nabór do przyszłej kasty kapłanów. Wszystkim tym działaniom patronuje powołany w tym celu Instytut Świątynny w Jerozolimie. Prace te podsumowuje Werner de Boor pisząc, że świat będzie przeżywać powstanie Świątyni w Jerozolimie, „tak jak przeżywaliśmy powstanie «państwa Izrael» – wbrew wszelkim ludzkim przewidywaniom”32.
Warunkiem wstępnym rozpoczęcia prac nad budową Trzeciej Świątyni z religijnego i politycznego punktu widzenia jest odebranie muzułmanom terenów na wzgórzu świątynnym i okolicznych terenach, w celu rozpoczęcia wstępnych rytuałów związanych z „oczyszczeniem” miejsca. Tradycja przekazywana przez Talmud mówi, że w stosie drewna w miejscu, gdzie znajdował się Dziedziniec Kobiet w Świątyni, znaleziono niepogrzebane kości ludzkie, co powoduje automatycznie nieczystość rytualną wzgórza świątynnego. Gersham Gorenberg, dziennikarz i autor apokaliptycznego thrillera The End of Days (2000) podkreśla, że prawo rabinackie zakazuje wstępu Żydom na Górę Świątynną bez uprzedniego rytuału oczyszczenia33. Aby rozpocząć prace budowlane, rabini muszą oczyścić miejsce pod świątynię. Do tego celu potrzebna jest „czerwona jałówka bez skazy”, opisana w Księdze Liczb.
„Najpierw jałówka, potem Mesjasz”
Pierwsze informacje o narodzeniu się w Izraelu czerwonej jałówki pojawiły się w środkach masowego przekazu w 1997 roku. Zdaniem izraelskich massmediów narodziny zwierzęcia z czarno-białej krowy i ciemnobrązowego byka „w granicach biblijnego Izraela”, następujące niezwykle rzadko, były „genetycznym przypadkiem”34. Według Klaudiusza Lotta z Missisipi, amerykańskiego hodowcy bydła, krowę uzyskano poprzez interwencję genetyczną – „sztuczną hodowlę”35. Zespół rabinistycznych ekspertów, który wybrał się do kibucu Kfar Hassidim pod Hajfą orzekł, w kwietniu 1997 roku, koszerność zwierzęcia. Obecny przy oględzinach Yehudah Etzion przyznawał, że rabini byli zaniepokojeni niewielką liczbą białych włosów u badanego zwierzęcia, niemniej uznali, że jest to jałówka opisywana w Biblii. „Wyczekiwaliśmy przez dwa tysiące lat na znak Boga i teraz otrzymaliśmy go poprzez narodziny czerwonej jałówki” – powiedział Etzion36. Jednak we wrześniu 1998 roku ostatecznie stwierdzono, że zwierze jest nieczyste… Izraelskie władze wojskowe i cywilne – zdaniem publicystów „National Review” – mogły odetchnąć z ulgą po ostatecznym orzeczeniu rabinów, ponieważ wybuch apokaliptycznego konfliktu z muzułmanami został odsunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość37.
Na ponowne narodziny kolejnej czerwonej jałówki czekano do marca 2002 roku. Według informacji w miesiąc po narodzeniu właściciel zwierzęcia porozumiał się z Instytutem Świątynnym, prosząc ekspertów rabinackich o oględziny. W piątek 5 IV 2002 roku rabini Menachem Mahover i Chaim Richman zbadali zwierzę stwierdzając, że spełnia wszystkie wymagania i nadaje się do rytuału oczyszczenia, będącego wstępnym warunkiem odbudowy. Jak podsumował amerykański „Newsweek” w 1997 roku: „najpierw jałówka, potem Mesjasz”38. Dzięki jałówce, odpowiadającej rytualnym wymogom, możliwe jest wkroczenie Żydów w erę mesjanistyczną. Możliwe stało się rozpoczęcie szeroko zakrojonych przygotowań do odbudowy Świątyni, a zarazem rozpoczęcie przygotowań do mających po tym nastąpić wydarzeń politycznych. Możemy jedynie domniemywać, jaki jest związek aktualnych zdarzeń w Izraelu z działaniami Instytutu Świątynnego.
Według przekazywanej ustnie ortodoksyjnej tradycji, narodziny czerwonej jałówki bez skazy zwiastują zapowiadane przez wieki nadejście Pomazańca Bożego, narodziny żydowskiego przywódcy religijnego lub politycznego.
Ostatnia jałówka bez skazy przyszła na świat – zdaniem ortodoksów – wiek przed zburzeniem Drugiej Świątyni39. Cechy zwierzęcia i przeprowadzenie obrzędu oczyszczenia określają dokładnie przepisy rozdziału 19. Księgi Liczb. Według tekstu Biblii zwierzę musi być maści czerwonej, nie może być nigdy pokryte przez byka ani nie mogło zostać nigdy użyte do pracy w polu (Lb 19, 2). Ofiara może być dopełniona dopiero wtedy, gdy zwierze będzie miało minimum trzy lata – czytamy w artykule opublikowanym w „The Sunday Telegraph”40.
Rytuał będzie polegał na zabiciu krowy ofiarnej i skropieniu jej krwią miejsca pod budowę Świątyni; później kapłani spalą całe zwierzę, a z popiołów sporządzą specjalną miksturę (tzw. wodę oczyszczenia), służącą do rytuału fundacyjnego świątyni (Lb 19, 3-7), który w tym przypadku jest tożsamy z rytuałem oczyszczenia opisywanym w Księdze Liczb41. Dla Żydów zakończenie ofiary będzie automatycznym wejściem w nową epokę w stanie rytualnej czystości – czytamy we wspomnianym artykule42.
Instytut Świątynny z Jerozolimy poszukuje już teraz małych chłopców, którzy – za zgodą rodziców – mogliby przygotowywać się do spełnienia krwawej ofiary. Rabin Józef Elboim w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Ha’aretz” powiedział: „Potrzebujemy trzynastu chłopców, którzy będą potrafili zabić poświęconą krowę i spalić ją w ofierze, z której popioły posłużą nam do oczyszczenia rytualnego, które spełni biblijne przepowiednie”43.
Aby odrodzić współcześnie lewitów, potrzeba żmudnych przygotowań i wielkich ofiar, z którymi zapoznaje Izraelczyków rabin Elboim. Dziecko musi pochodzić z rodziny, w której nie mogło być narażone na kontakt ze zmarłymi, nawet w czasie przypadkowej wizyty w szpitalu, całe przygotowanie do odrodzenia kasty kapłańskiej odbywać się będzie w całkowitej izolacji od świata współczesnego i przy zachowaniu wszystkich przepisów o czystości rytualnej, zawartych w Księdze Liczb i Księdze Ezechiela. W oparciu o analizę Tory rabini dokładnie określili miejsce dokonania krwawej ofiary. W tym przypadku kwestie religijne wpisują się głęboko w polityczny spór izraelsko-palestyński. Miejsce wyznaczone w oparciu o wersy Księgi Nehemiasza (Neh 3, 31 – „A między salą narożną w bramie Trzody budowali złotnicy i kupcy”) i Księgi Ezechiela (Ez 43, 21 – „I weźmiesz cielca, który będzie ofiarowany za grzech, i spalisz go na miejscu odłączonym domu za świątynią”), jest tożsame z mieszczącą się blisko szczytu Góry Oliwnej Bramą Miphkad44.
Problem polega na tym, że Góra Oliwna znajduje się w rękach Palestyńczyków, a dopóki w nich pozostanie, o żadnych rytuałach oczyszczenia raczej mowy być nie może.
Po trupach do celu?
Muzułmanie wszelkie działania zmierzające do rozpoczęcia odbudowy świątyni odbierają jako zapowiedz przejęcia przez Żydów Góry Świątynnej, na której znajduje się meczet el-Aqsa i tzw. Kopuła Skały, stanowiące świętość dla muzułmanów. Tradycyjna islamska wizja końca dziejów utrzymuje, że wstępem do apokalipsy będzie odebranie tych miejsc wiernym proroka przez Żydów, co spowoduje powtórne przyjście „proroka Jezusa” i ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu pomiędzy Dobrem a Złem. Wszelkie działania ortodoksów związane z odbudową świątyni powodują nerwowe reakcje muzułmanów. W 1990 roku w Jerozolimie wybuchły rozruchy w związku z pojawieniem się informacji o planowanym wniesieniu na Górę Świątynną kamienia węgielnego45. Podczas próby jego wniesienia w lipcu 2001 roku, co ortodoksi próbowali zrobić pod osłoną policji i wojska, wybuchły zamieszki, w których rannych zostało kilkudziesięciu Palestyńczyków oraz Żydów46. Otwarcie i udostępnienie turystom tunelu biegnącego pod Kopułą Skały w ubiegłym roku wywołało kolejną falę niepokojów w strefie Jerozolimy, ze względu na potwierdzane przez wywiad wojskowy Izraela informacje, że jest to najprostszy sposób zniszczenia meczetu. W 1985 roku w ten sposób zamachu chciało dokonać terrorystyczne ugrupowanie ortodoksyjnych Żydów „Komando ’80”, na czele którego stał cytowany już Yehudah Etzion. Służby specjalne zamach udaremniły47. Ugrupowania ortodoksyjne nie dają za wygraną. Na wiecu zorganizowanym przez ugrupowanie religijne Wiernych Góry Świątynnej 7 października 2001 roku Gershon Salomon stwierdził: „Zebraliśmy się, aby powiedzieć całemu światu, że arabska władza nad Górą Świątynną skończyła się raz na zawsze”. Przywódca wezwał Żydów do przygotowań mających na celu odbudowę Świątyni, domagając się zniszczenia meczetu el-Aqsa. „Wiemy, że żyjemy w specjalnych i ostatecznych czasach odkupienia ludu i ziemi Izraela, Góry Świątynnej i Jerozolimy. Robimy i będziemy robić wszystko aby Trzecia Świątynia została niebawem odbudowana dla chwały Boga Izraela” – powiedział Salomon48. I tym razem ortodoksom nie udało się osiągnąć celu ze względu na opór muzułmanów. Planowane wyładowanie 4,5 ton marmurowych bloków do budowy Świątyni zostało zablokowane przez policję i Palestyńczyków. Izraelski socjolog Menachem Friedman nazwał działania podejmowane przez ortodoksów „igraniem z ogniem”. Szejk Ahmed Yassin, duchowy przywódca Hamasu ostrzega, że „próba przechwycenia Góry przez żydowskich fanatyków wznieci ogień, który ich wszystkich razem pochłonie”49.
Na Bliskim Wschodzie rozpoczyna się taniec śmierci. Cały Bliski Wschód siedzi na olbrzymiej beczce prochu. Wystarczy iskra, aby wysadzić w powietrze nie tylko wzgórze świątynne, ale również okoliczne państwa. Zapewnienia polityków o budowie trwałego pokoju lekceważą siłę przekonań religijnych walczących stron. Żydzi przekonani o realizacji Bożego planu zbawienia planują rzeczywiste wzniesienie Trzeciej Świątyni, będącej widomym znakiem nadejścia epoki mesjanistycznej. Ortodoksi oczekują mesjasza, który odbuduje potęgę Izraela, Żydzi reformowani marzą o nastaniu „mesjańskiej epoki pokoju i sprawiedliwości”. Oba poglądy wyrastają z przekonania, że powstanie państwa Izrael i Holocaust odwróciły „świętą historię Żydów”. W żydowskich przekonaniach eschatologicznych nadejście Mesjasza spowoduje potężny konflikt świata prowadzonego przez antymesjasza a Żydami, który rozstrzygnie się ostatecznie na polach Armageddonu. Dla mahometan apokalipsa rozpocznie się wraz z zagarnięciem Góry Świątynnej przez Żydów, kiedy powtórnie przyjdzie „prorok Jezus”, by poprowadzić islam przeciw poganom i bałwochwalcom. W tradycji eschatologicznej Kościoła pierwsza bestia będzie budowała swoją potęgę (Ap 13, 1; 13, 3-5) i uleczy swoją ranę (Ap 13, 3; 13, 12), a bestia druga zmusi narody by oddawały jej cześć (Ap 13, 12) i wszyscy otrzymają znamię, a jest to „liczba człowieka”, którą jest 666 (Ap 13, 18). Bestie zgromadzą wielką armię, która stanie na miejscu zwanym Armagedon (Ap 16,16), gdzie stoczona zostanie bitwa, będąca zapowiedzią zniszczenia „Babilonu” (Ap 18), otwierając tryumf Chrystusa na ziemi. Ω
↑Zob. E. P. Koch, Begriffsklärung, „Sleipnir” III-IV 1996, s. 33-35; idem, Zur Viktimologie des Antisemitismus, „Sleipnir” V-VI 1996, s. 38-39; E. Schrupp, Izrael w czasach ostatecznych. Dzieje zbawienia i aktualne wydarzenia, Kraków b.r.w., s. 18.
↑Ibidem, s. 10; Rachimel Frydland, Co rabini wiedzą o mesjaszu?, Kraków 1997, s. 140-143, utożsamia np. dzisiejszy spór o Jerozolimę (zob. rezolucja ONZ nr 2255) z fragmentem Księgi Zachariasza: „dnia Onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów” (Zach. 12, 3), w podobnym tonie wypowiada się ekspremier Izraela Szymon Peres, który broniąc izraelskiej okupacji Jerozolimy powołuje się na Księgę Zachariasza: „Jerozolima pozostanie bez murów” (Zach 2, 5 – cyt. za książką Peresa), czego gwarantem wypełnienia może być wyłącznie armia izraelska. Muzułmanie jako potomkowie sułtana Sulejmana, który wzniósł mury jerozolimskie, utracili prawo do miasta. Zob. S. Peres, Nowy Bliski Wschód, Warszawa 1995, s. 155. Wojna sześciodniowa, zdaniem Frydlanda, była zapowiedziana przez proroka Ezechiela (Ez 36, 1-2). Nawet osiągnięcia rolnicze w Izraelu (Ez 36, 9), ponowne zalesianie Palestyny (Ez 36, 8) czy osiągnięcia socjalne (Zach 8, 4-5) są – zdaniem żydów – przepowiedziane w Biblii. Dla żydów wszystkie te wydarzenia mają potwierdzenie w proroctwach, są znakiem ich wybraństwa, odtwarzają „świętą historię”, nie stanowią zaś podświadomej realizacji zawartych mesjanistycznych treści.
↑Ibidem, s. 40; Dawid Ben Gurion, „ojciec założyciel” Izraela, powiedział: „Żydzi nie otrzymali prawa do Palestyny od Wielkiej Brytanii, USA, czy ONZ. Politycznie tak, ale historycznie i prawnie mandat ten w ostateczności pochodzi z Biblii”. Schrupp stwierdza: „Izrael jest państwem, którego chciał Bóg” (s. 46).
↑Granice nowopowstałego państwa miały być według zapowiedzi polityków syjonistycznych dokładnym odzwierciedleniem tzw. „biblijnego Izraela”, który sięga do Turcji i obejmuje połowę terytoriów Jordanii, Egiptu oraz Syrii. Zob. na ten temat: R. Garaudy, The Founding Myths of Israeli Politics, cz. 1: Theological Myths (wersja internetowa); I. Szahak, Tel Awiw za zamkniętymi drzwiami, Chicago-Warszawa 1998. Zob. też: 1 Mojż 15, 7; Joz 24, 3; Dz. 7, 3. Proroctwo Zachariasza głosi: „Zagwizdnę na nich i zgromadzę ich, bom ich odkupił; a rozmnożę ich, jak przedtem byli rozmnożeni. I rozsieję ich między narody, a z daleka wspomną na mnie i żyć będą z synami swymi, i wrócą się. I przywiodę ich z ziemi Egipskiej, i od Asyryjczyków zgromadzę ich, i do ziemi Galaad i Libanu przywiodę ich, a zabraknie dla nich miejsca. I przejdzie przez morze wąskie, i rozbije fale na morzu, i zawstydzą się wszystkie głębiny rzeki, i będzie poniżona pycha Assuru, a berło Egiptu ustąpi” (Zach 10, 8-11).
↑Cytat podany za tłumaczeniem żydowskim z pracy E. Schruppa – Iz 45, 8; Ps 85, 12.
↑Zob. E. Schrupp, op. cit., s. 62; R. Frydland, op. cit., s. 141, twierdzi, że powrót do Palestyny został zapowiedziany w Księdze Jeremiasza i Ezechiela (Jer 31, 10; Ez 36, 22-24). Termin teschuwa zrobił zawrotną karierę w środowiskach holocaustycznych judeochrześcijan.
↑Przytaczane cytaty w tłumaczeniu ks. J. Wujka SI nie oddają w pełni sensu przypisywanego im w tradycji talmudycznej. Np. powyższy cytat brzmi dosadniej w tłumaczeniu żydowskim: „Nadejdzie ów dzień, w którym twoje mury będą odbudowane, ów dzień, gdy twoja granica się rozszerzy”. Cyt. za: Schrupp, op. cit., s. 49.
↑Ibidem, s. 49-50, 79. Schrupp pisze: „Według proroctw biblijnych, u kresu dni, świat anty-izraelski skupiony wokół Izraela, będzie poszukiwał rozwiązania kwestii izraelskiej, jednak nie drogą pokojowych, politycznych porozumień uznających państwo Izrael za ostateczne miejsce zamieszkania Żydów, ale drogą zbrojnej napaści. Państwa z obszarów islamskich, na wzór Arabii Saudyjskiej, będą tak uzbrojone przez zachodni przemysł, że wielokrotnie przewyższać będą pod tym względem Izrael. Do konfliktu dołączą się «wszystkie narody», aż dojdzie do niszczącego uderzenia na Jerozolimę. (…) Będzie to ostatnia wojna na starym lądzie, w korytarzu pomiędzy dwoma kontynentami, z Jerozolimą w centrum”. Będzie to „ostatnie utrapienie Izraela”. Ibidem, s. 79.
↑Żydzi płacili roczny podatek na Świątynię w wysokości pół sykla od osoby. Wykorzystywanie do tego celu monet rzymskich „nieczystych”, z wizerunkiem cesarza, było traktowane jako złamanie przepisu religijnego. P. Prigent, Upadek świątyni, Warszawa 1975, s. 23.
↑Ci żydzi najczęściej powoływali się na Midrasz Rabba do Lamentacji, którym na rozpacz dwóch rabinów, opłakujących zniszczoną Jerozolimę, rabin Akiba zapowiada odbudowę świątyni przyrzeczoną przez Boga, skoro Pan Bóg tak dokładnie opisał wydarzenia z roku 70. Odbudowy miał dokonać sam Wszechmogący. P. Prigent, op. cit., s. 68-69; w Talmudzie kilkanaście traktatów roztrząsa problem braku kultu ofiarnego po zburzeniu świątyni. W oparciu o te traktaty część Żydów doszła do przekonania, że same spekulacje dotyczące abody (tj. kultu ofiarnego) są w oczach Jehowy abodą. Zob. T. Zieliński, Hellenizm a judaizm, Toruń 2002, s. 200-201.
↑P. Prigent, op. cit., s. 83-84. Plany odbudowy Świątyni za czasów Hadriana potwierdza św. Jan Chryzostom, jednak – jak wskazuje szwajcarski archeolog – Żydzi sami chcieli odbudować Świątynię. Natomiast we fragmentach zapisków Jerzego Cedrenusa została zawarta informacja, że miało to nastąpić w czasie buntu, więc należy odrzucić przypuszczenia wiążące Hadriana z rozpoczęciem prac nad świątynią jerozolimską.
↑Szymon bar Kochba (vel Kosiba; kochba oznacza ’gwiazdę’). Zob. ibidem, s. 91. W ten sposób nazywa go Frydland, op. cit., s. 92, podkreślając jednak świadomie dokonane przeinaczenie jego prawdziwego imienia.
↑Ibidem; Sokrates, ks. III, rozdz. 20; św. Grzegorz z Nazjanzu, Inwektywa II przeciw Julianowi, 3-4, [w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967. Na temat cudownych zdarzeń w czasie odbudowy II świątyni zob.: P. Janiszewski, Żywioły w służbie propagandy, czyli po czyjej stronie stoi Bóg. Studium klęsk i rzadkich fenomenów przyrodniczych u historyków Kościoła IV i V wieku [w:] Źródłoznawstwo czasów późnego antyku pod red. E. Wipszyckiej, t. III, Warszawa 2000, s. 122-128.
↑T. Zieliński, op. cit., s. 200-201. Zieliński podsumowując narastającą przed II wojną i w trakcie jej trwania emigrację Żydów do Palestyny zadaje pytania: „Czy więc będzie wzniesiona trzecia świątynia? Czy znowu «miriady» bydląt będą niszczone, jako ofiary całopalne w ogniu jej ołtarza? Czy znowu potomkowie Aarona będą brnęli aż do kostek w ich krwi gorącej? – To jest chyba nie do pomyślenia. – A więc odmówi lud posłuszeństwa Jehowie i wyraźnym przykazaniom jego Tory? – Tu właśnie tkwi tragedia syjonizmu”.
↑P. Priegent, op. cit., s. 69. Zob. „National Review” z 11 IV 2002 r. Producentem filmu The End of Days jest Jan Anderson, człowiek silnie powiązany z żydowskim lobby finansowym w USA, aktywny działacz religijno-filozoficznego środowiska tzw. dyspensjonalistów (ang. dispensationalists), które niedawno otrzymało potężne wsparcie finansowe od Edgara Bronfamna, szefa Światowego Kongresu Żydów, oraz Abrahama Foxmana, szefa ADL. Dyspensjonaliści stanowią grupę chrześcijan głoszących trwałe wybraństwo Izraela, na którym powinno oprzeć się prowadzoną politykę światową. Zdaniem Marka Esposito z „Ewangelickiego Wolnego Kościoła” w Houston, dyspensjonaliści udzielają w oparciu o Pismo św. odpowiedzi dotyczących Boga, Izraela, Kościoła i czasów ostatecznych. Często nazywani są „teologami «Czasów Ostatecznych»” lub „chrześcijańskimi syjonistami”. Całą koncepcję opierają na przekonaniu, że ostatnim etapem czasów ostatecznych będzie potężny konflikt, rozgrywający się na Bliskim Wschodzie, który doprowadzi na polach Armageddonu do zwycięstwa Izraelitów nad siłami zła. Specyficzna, bliska „holocaustystom” ekonomia zbawienia opiera się na opozycji pojęć „zgubiony” – „uratowany”, odnoszona jest do wydarzeń historycznych i politycznych. Opozycję tę dobrze ilustruje – zdaniem dyspensjonalistów – wojna Yom Kippur z 1973 roku, kiedy Izrael, zaatakowany w swoje największe święto religijne, był poprzez swoje nieprzygotowanie do wojny przeznaczony do zniszczenia przez Jahwe. Jednak błyskotliwe zwycięstwo – uratowanie Izraela – potwierdziło nieprzerwane istnienie żydowskiego wybraństwa. Przeciwnicy tej opinii teologicznej, zwani „preterystami” (ang. preterists), w oparciu o tradycję żydowską wskazują, że wybraństwo żydowskie powodowało niemożność ataku nieprzyjacielskiego przeciw Żydom w dni świąt żydowskich, natomiast zerwanie przez Żydów przymierza zaowocowało podwójnym zniszczeniem Jerozolimy. Stąd wniosek preterystów – wybraństwo Żydów bezpowrotnie zastało zakończone. Dyspensjonaliści posiadają potężne wpływy w sferach amerykańskiej polityki zagranicznej, a jednym z ich gorących zwolenników jest Podsekretarz Stanu USA Paweł Wolfowitz. Zob. strona internetowa Dispensationalism.com; Powerful Forces Promoting „End Times” Theology, „American Free Press”, 19 VIII 2002 r.
↑Informacja podana za MSNBC z Tel Avivu. Ortodoksi utrzymują, że w Świątyni jerozolimskiej przez wszystkie wieki jej istnienia złożono w ofierze nie więcej niż 9 czerwonych jałówek.
↑„Global Service” z 4 III 2000 r. Szeroko zakrojone badania genetyczne prowadzone w Izraelu potwierdza „Unabhängige Nachrichten” z VI 2002, w artykule Israelische Forscher züchten federlose Hühner, przedrukowanym z „Die Welt” 23 V 2002 r.
↑Na temat powagi rytuałów oczyszczających i przygotowywania specjalnego roztworu z popiołu rytualnego zwierzęcia: Die Religion in Geschichte und Gegenwart, 2002, t. V, s. 942; 948.
Przejęcie władzy w Polsce przez obóz niemiecki to coś dużo groźniejszego niż tylko niedoprowadzenie do powstania CPK w pierwotnej formie.
Stawką w tej grze jest wręcz biologiczne przetrwanie narodu.
Służalczość i uniżoność względem Niemców obecnego obozu rządzącego to fakt dla wszystkich oczywisty, nie wymagający żadnych dalszych wyjaśnień. Zbyt często jednak nasza uwaga kieruje się ku kwestiom ściśle biznesowym czy politycznym, przez co tracimy z oczu obszary, w których to podporządkowanie okazuje się najbardziej niebezpieczne. Zagrożenie, przed którym stoi Polska, nie dotyczy więc tylko i wyłącznie rozgrywki o porty na Bałtyku, żeglugi na Odrze czy budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, lecz także takich obszarów jak zdrowie, ochrona życia, religia czy kultura.
Zwijanie porodówek
W razie przyszłorocznego zwycięstwa w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego Polsce grozi całkowite domknięcie systemu przez Niemcy. Odebranie im władzy może być trudne, nawet jeśli Trump zdecyduje się wymienić rządzących w Warszawie na bardziej mu sprzyjających. Niemcy dążyli do tego przejęcia przez wiele lat, m.in. inwestując w środowisko gdańskich liberałów już w latach osiemdziesiątych. Kluczowe okazało się jednak przejęcie środowiska Lewicy, które pierwotnie podporządkowane było Moskwie, lecz od dłuższego czasu finansowane jest z już głównie z Berlina.
O co dokładnie chodzi Niemcom? Wygaszenie wszelkich inwestycji infrastrukturalnych wspierających suwerennościowe aspiracje Polski to tylko część planu. Jak pokazuje planowy kryzys w służbie zdrowia, rządzący chcą najzwyczajniej w świecie uderzyć w biologiczne podstawy istnienia narodu. Nie oznacza to oczywiście, że Berlin zamierza przywrócić w Polsce obozy zagłady. Chodzi wyłącznie o taki model zarządzania w służbie zdrowia, który pod pretekstem wprowadzania zmian organizacyjnych, restrukturyzacji jednostek czy naprawiania rzekomych błędów przeciwników, przyspieszy proces wymierania polskiego narodu.
Najbardziej oczywistym przykładem jest chociażby masowa likwidacja oddziałów położniczych w całej Polsce. Zgodnie z zapowiedziami rządu gauleitera Tuska ma zniknąć aż jedna trzecia z nich, co w kontekście naszej katastrofy demograficznej przedstawia się jak wstęp do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej. W naszej obecnej sytuacji wysiłki rządzących powinny przecież zmierzać w kierunku wprowadzenia możliwie jak największych udogodnień dla rodzących matek, które obecnie na ogół są wciąż poddawane szpitalnemu reżimowi sanitarno-organizacyjnemu. Oddziały położnicze nie tylko nie powinny być likwidowane, ale powinno się tworzyć nowe, bo jeśli nie będą się rodziły dzieci i nie będzie się kobietom ułatwiało rodzenie, to wkrótce zniknie potrzeba utrzymywania wszystkich innych szpitalnych oddziałów – może za wyjątkiem geriatrycznych.
Planowa deprawacja
Obóz demokracji walczącej swoją polityką przybliża Polskę do scenariusza popadnięcia w spiralę depopulacji. Uzupełnieniem dla destrukcji porodówek i cięć środków dla służby zdrowia są także wysiłki na rzecz pełnej legalizacji aborcji, deprawacja młodzieży pod pozorami „edukacji zdrowotnej”, upowszechnienie lewackiej polityki równościowej oraz promocja tęczowej ideologii. W tych depopulacyjnych wysiłkach rząd jest nieustannie wspierany przez media należące do niemieckiego kapitału, w których promuje się m.in. poliamorię, prostytucję i wszelkie możliwe dewiacje seksualne.
Przebiegłość tego planu, a mamy niewątpliwie do czynienia z planem, sprowadza się do nasilenia kryzysu i zamętu w warstwie obyczajowej oraz kulturowej, w sytuacji gdy Polska znalazła się na największym depopulacyjnym zakręcie w dziejach. Funkcjonowanie tego schematu odsłoniło się najbardziej w okresie tzw. czarnych protestów z jesieni 2021 roku, gdy należące do niemieckiego kapitału gazety regionalne z grupy Polska Press bezpośrednio zaangażowały się w protesty, koordynując przekaz informacji od organizatorów i podburzając czytelników. Ów sterowany z Niemiec rzekomo spontaniczny wybuch niezadowolenia stał się niestety mitem założycielskim całego pokolenia apostatów i zwolenników aborcji.
Ktoś mógłby wprawdzie zauważyć, że w Niemczech również dominuje polityka równościowa, aborcja jest wykonywana masowo, a młodzież masowo okalecza się w imię rzekomej zmiany płci. To prawda, Niemcy również ze względu na masową imigrację i islamizację igrają ze swoim przetrwaniem, ale wciąż nie zmienia to faktu, że to niemieckie, a nie polskie elity kontrolują najważniejsze organy Unii Europejskiej. Niemiecki plan zakłada ustanowienie nowego europejskiego narodu, do którego akces zgłosić może każdy lojalny wykonawca odgórnie narzuconej polityki.
Ukryte intencje rządzących Polską wyszły na jaw szczególnie przy okazji wrześniowej powodzi. Opieszałość w uruchamianiu funduszy, skandaliczna bezczynność i co najważniejsze celowe zwalczanie projektów retencyjnych w imię ekologii udowodniły niezbicie, że długofalowa strategia zakłada degradację całych regionów Polski. Wiele mówiący jest fakt, że tragedia powodzi dotknęła w zdecydowanej większości tzw. ziem odzyskanych, których Republika Federalna Niemiec nie zrzekła się nigdy w sposób ostateczny i nie pozostawiający wątpliwości. Niemcy dokonały już faktycznej politycznej kolonizacji wielu polskich dużych miast, co pokazuje choćby ich sponsoring Campusu Polska, lecz za polityką degradacji Polski powiatowej na ziemiach zachodnich stoi dokładnie to samo dążenie.
Pielgrzymka do Berlina
Nie mniej ważnym czynnikiem od tych, które opisano powyżej, są zjawiska dokonujące się w obszarze religijnym. W tym kontekście wielce znamiennym była zorganizowana we wrześniu Ekumeniczna Pielgrzymka dla Sprawiedliwości Klimatycznej, która przy współudziale prymasa Wojciecha Polaka i przedstawicieli innych wyznań pokonała trasę z Gniezna do Berlina. Wybór Berlina jako kulminacyjnego punktu sprawiedliwości klimatycznej wydaje się wielce frapujący, choć da się go zapewne uzasadnić lokalizacją służb wywiadowczych, które patronowały całemu przedsięwzięciu.
Trwająca w Kościele tzw. droga synodalna szczególnie wielkich entuzjastów znajduje w Niemczech, a wywrotowemu duchowi przemian ulega niestety znaczna część hierarchów w Polsce. Dziś nie trzeba już prowadzić żadnego otwarcie wyrażającego wrogość Kulturkampfu, lecz jedynie umiejętnie podsycać tendencje odśrodkowe wśród wierzących. Polski Episkopat niestety coraz mniej różni się od niemieckiego.
O naszej polskiej katastrofie demograficznej mówi się bardzo wiele, ale niestety zbyt rzadko w kontekście działań podejmowanych przez Niemcy i ich podwykonawców z rządzącej koalicji. Z każdym dniem coraz bardziej oczywiste staje się to, że przeciwko nam wdrożona jest strategia nastawiona na umyślne spotęgowanie procesu depopulacji. Ogromnego wsparcia w tym zakresie udziela Unia Europejska ze swoją klimatystyczną i genderową agendą. Obciążona horrendalnymi kosztami zielonej transformacji Polska ma dokonywać eutanazji swojego przemysłu i pokrywać coraz bardziej bezludne tereny wiatrakami.
Dobra wiadomość jest taka, że potencjalnie masowa epidemia listerii nie spowodowała jeszcze ani jednej zachorowania, a CDC nie zamierza wszczynać dochodzenia w tej sprawie.
…nieomal jakby chodziło o zaprogramowanie ludzi tak, by uwierzyli, że mięso = niebezpieczne i warunkowanie ich tak, by zaakceptowali nagłe niedobory niektórych produktów spożywczych.
„W tym tygodniu w Nowej Normalności” to nasz cotygodniowy [w tym przypadku, po czterech miesiącach przerwy] wykres postępu autokracji, autorytaryzmu i restrukturyzacji gospodarczej na całym świecie.
1. Wszystkie nasze problemy mogłyby zostać rozwiązane, gdybyśmy tylko dali Big Pharmie więcej pieniędzy
Kilka dni temu pisaliśmy o niezwykle dystopijnym planie Partii Pracy, który zakłada przyjmowanie łapówek od wielkich koncernów farmaceutycznych w zamian za wstrzykiwanie bezrobotnym eksperymentalnych środków.
Ale propaganda na rzecz zastrzyków odchudzających na tym się nie kończy. 14 października Sky News opublikowało tekst:
Tysiącom osób odmówiono podania szczepionki odchudzającej z powodu powolnego wdrażania przez NHS – niektórzy muszą czekać dwa lata
I dalej podaje:
Tysiące osób cierpiących na skrajną otyłość nie ma dostępu do skutecznego leczenia, ponieważ wdrażanie w ramach brytyjskiej służby zdrowia (NHS) szczepionki odchudzającej Wegovy przebiega znacznie wolniej niż planowano — wynika z badań Sky News.
Z danych pochodzących z wniosków o udostępnienie informacji wynika, że do końca kwietnia lek ten przepisano zaledwie 800 osobom za pośrednictwem szpitalnych usług dot. odchudzania – mimo szacunków Ministerstwa Zdrowia, że do tego czasu leczenie powinno było rozpocząć 13 500 osób.
Zakończę tę sekcję pytaniem: Dlaczego ten artykuł powstał? Czy jest tak…
a) ponieważ Sky News naprawdę współczuje pacjentom z nadwagą i chce, aby byli zdrowi i szczęśliwi?
CZY
b) ponieważ właściciele Sky News mają udziały w Big Pharmie i chcą zgarnąć te słodziutkie fundusze NHS, jednocześnie sprawiając, że ludzie będą posłusznymi permanentnymi pacjentami zależnymi od leków i zastrzyków, aby funkcjonować?
2. Kolejna panika mięsna
W USA wycofano i zniszczono tony żywności w związku z „podejrzeniem” zakażenia listerią.
«Wycofanie z powodu Listerii obejmuje 12 milionów funtów mięsa i drobiu, część z nich trafiła do amerykańskich szkół»
Oto fajna gra, w którą możesz zagrać w domu – przeczytaj artykuł AP i strzel kielicha za każdym razem, gdy padnie w nim słowo „potencjalny”.
Dobra wiadomość jest taka, że potencjalnie masowa epidemia listerii nie spowodowała jeszcze ani jednej zachorowania, a CDC nie zamierza wszczynać dochodzenia w tej sprawie.
…nieomal jakby chodziło o zaprogramowanie ludzi tak, by uwierzyli, że mięso = niebezpieczne i warunkowanie ich tak, by zaakceptowali nagłe niedobory niektórych produktów spożywczych.
Ale może jestem paranoikiem.
3. Morderstwo dziecka i „klapsy” to nie to samo
Po śmierci Sary Sharif i aresztowaniu jej rodziców oraz wujka za morderstwo, felietonistka Guardiana zadała pytanie:
«Ile jeszcze dzieci, takich jak Sara Sharif, musi zostać zabitych, zanim bicie zostanie zakazane?»
Problem z tym pytaniem jest taki, że Sara Sharif nie dostała „klapsa”. Została – rzekomo – przywiązana do kaloryfera, była przypalana papierosami i pobita na śmierć kijem do krykieta.
…co jest już bardzo nielegalne. Stąd proces.
Nic z tego nie jest tym samym, co „klaps”. Naprawdę nie powinno być potrzeby mówienia o tym, ale mimo to wzmiankujemy.
Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem za bezwzględnym fizycznym karaniem dzieci, ale podobnie jak w przypadku wszystkich proponowanych nowych praw, powody, dla których nie powinny one obowiązywać są istotne.
W czasach, gdy rząd próbuje podważyć komórkę rodzinną, a definicje „napaści” i „przemocy” są coraz szersze, prawo, które mogłoby zezwalać na bezpodstawne ściganie zupełnie przyzwoitych rodziców, jest naprawdę złym pomysłem.
BONUS: Moment tygodnia, w którym „Oni sobie z ciebie żartują”
Może to brzmieć jak przewrotny żart z innej epoki, ale Wielka Brytania nadal próbuje zaangażować ludzi w narrację dotyczącą Skripala.
Trwające w tym tygodniu dochodzenie wykazało, że Siergiej Skripal miał wystarczająco dużo szczęścia, aby przeżyć atak z użyciem „najbardziej śmiercionośnego środka paralityczno-drgawkowego, jaki kiedykolwiek istniał” – substancji chemicznej, którą przed atakiem w Salisbury uważano za czysto teoretyczną – ponieważ ratownik medyczny przypadkowo podał mu odtrutkę na środek paralityczno-drgawkowy.
Oni naprawdę mają o nas tak nieszczególną opinię.
Nie wszystko jest takie złe…
Tak, wybory to farsa. Tak, medialne wpadki są prawdopodobnie zaplanowane, by wprawić w zakłopotanie kandydata skazanego na porażkę. Ale i tak jest to po prostu zabawne…
Stanisława Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 1 października 2024 michalkiewicz
„Nie ma przypadków, są tylko znaki” – powtarzał niezapomnianej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski, kaznodzieja kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Najwyraźniej proroctwa go wspierały, bo właśnie wkrótce taki znak się ukaże w postaci 85 rocznicy wydania 12 października 1939 roku przez niemieckiego kanclerza Adolfa Hitlera dekretu o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, obejmującego obszar części okupowanych ziem polskich, które ani nie zostały wcielone do Rzeszy, ani też nie stały się częścią obszaru okupacji sowieckiej.
Jak wiemy, od marca ubiegłego roku, amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. No to jak Niemcy będą urządzali tę Europę? Jako państwo poważne z pewnością spróbują nawiązać do dwóch niemieckich projektów; pierwszego projektu Mitteleuropa z roku 1915 i drugiego – nakreślonego w ogólnych zarysach przez wspomnianego kanclerza Adolfa Hitlera, który na spotkaniu z gauleiterami w roku 1943 te ogólne zarysy przedstawił. Projekt Mitteleuropa, jak pamiętamy, polegał na tym, by na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej zainstalować państewka pozornie niepodległe, ale de facto – niemieckie protektoraty o gospodarkach trwale niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko uzupełniających ją i peryferyjnych. Kanclerz Hitler był bardziej konsekwentny, bo uważał – i właśnie to powiedział gauleiterom – że „małe państwa nie mają w Europie racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią Europę prawidłowo zorganizować.” Wprawdzie projekt Mitteleuropa się zawalił w roku 1918, ale to nic nie szkodzi, bo – niczym Feniks z popiołów – odrodził się 1 maja 2004 roku, kiedy to Niemcy pomyślnie przeprowadziły Anschluss do Unii Europejskiej Czech, Węgier, Słowacji, Słowenii, Estonii, Litwy i Łotwy oraz Cypru i Malty. Warto przypomnieć, że ten Anschluss w 2003 roku stręczyli Polakom nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa z Donaldem Tuskiem na czele, ale również płomienny dzierżawca monopolu na patriotyzm Jarosław Kaczyński, nie mówiąc już o stręczycielach drobniejszego płazu, wśród których wielu okazało się dawnymi konfidentami SB. Warto dodać, że to stręczenie odbywało się w dziesięć lat po wejściu w życie traktatu z Maastricht, który zmienił formułę funkcjonowania wspólnot europejskich; odszedł od formuły konfederacji, to znaczy – związku państw – ku formule federacji, czyli państwa związkowego. To właśnie stręczyli nam w roku 2003 stręczyciele, co przypominam na wieczną rzeczy pamiątkę.
W tak zwanym „międzyczasie” to znaczy – 1 grudnia 2009 roku, wszedł w życie traktat lizboński, którego najważniejszym postanowieniem było proklamowanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego pod nazwą „Unia Europejska”, jako europejskiego państwa federalnego. W ramach tej nowej struktury, członkowskie bantustany miały stanowić części składowe tej federacji – ale na tamtym etapie lepiej było tego głośno nie mówić, więc tylko traktat lizboński był nakierowany na systematyczne wypłukiwanie suwerenności politycznej z członkowskich bantustanów, między innymi przy pomocy „zasady lojalnej współpracy”, która zobowiązuje członkowskie bantustany do powstrzymania się od wszelkich działań, które „mogłyby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej.” Wystarczy tedy np. wpisać, że celem Unii Europejskiej jest zaprowadzenie w Europie praworządności – cokolwiek by to miało znaczyć – by niemieckie owczarki, co to obsiadły unijne instytucje, mogły swobodnie sztorcować i dyscyplinować poszczególne bantustany. Po ubiegłorocznym, marcowym pozwoleniu Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen wystąpiła z projektem nowelizacji traktatu lizbońskiego. Obejmuje ona 270 punktów, ale najważniejsze wydają się trzy: po pierwsze – likwidacja prawa weta – która oznacza, że członkowski bantustan będzie zmuszony do robienia czegoś, co sam wcześniej uznał za sprzeczne ze swoim interesem.
Po drugie – zmniejszenie prawie o połowę, to znaczy – z 27 do 15 członków Rady Europejskiej, będącej unijnym organem władzy prawodawczej. Oznacza to, że bantustany wykluczone z Rady będą się odtąd dowiadywały z gazet, co tam starsi i mądrzejsi w ich sprawach postanowili – i wreszcie – po trzecie – zarezerwowanie 65 obszarów decyzyjnych do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej. Jak widzimy, przygotowania do ustanowienia IV Rzeszy pod nazwą „Unia Europejska”, są już właściwie na ukończeniu i tylko pozostaje to wszystko przeforsować.
No dobrze – ale co to oznacza dla naszego nieszczęśliwego kraju? 9 miesięcy rządów vaginetu Donalda Tuska pokazuje, że otrzymał on od Naszego Złotego Pana z Berlina zadanie zniwelowania terenu pod zainstalowanie tutaj Generalnego Gubernatorstwa, jako rodzaju niemieckiej kolonii. Przy pomocy pana Adama Bodnara, któremu z pewnością nie zadrży ręka, kiedy będzie „Lachom” demolował państwo, a który właśnie z powodu tej zalety otrzymał od Donalda Tuska fuchę ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, już od roku prowadzi tę demolkę, przeciwko której skołowany naród nawet specjalnie nie protestuje, z uwagi na ogarniający nasz nieszczęśliwy kraj kryzys przywództwa, obejmujący nie tylko środowiska polityczne, ale również – naszą niezwyciężoną armię – no i środowiska pretendujące do sprawowania przywództwa moralnego i duchowego.
W tym właśnie kierunku zmierza reforma sądownictwa, która dla zmylenia opinii publicznej nazywa się „przywracaniem praworządności”. Tak naprawdę chodzi o skompletowanie aparatu sądowniczego, który wykona każde polecenie władz Generalnego Gubernatorstwa. Proklamowanie metody „czynnego żalu”, czyli znanej z czasów stalinowskich samokrytyki, jako środka doboru odpowiednich kadr nie pozostawia co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale na tym nie koniec, bo vaginet Donalda Tuska wkłada w ręce tego korpusu sędziów Sądu Ostatecznego narzędzie represji w postaci penalizacji „mowy nienawiści” – zaaprobowane przez pana prezydenta Dudę. Penalizacja „mowy nienawiści” może okazać się w skutkach bardzo podobna do następstw umieszczenia w kodeksie karnym Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej słynnego art. 58, dotyczącego rozmaitych postaci „antysowieckiej agitacji”. Jak wiemy, miliony ludzi przypłaciły ten eksperyment jak nie śmiercią, to latami łagrów, utratą zdrowia i zmarnowaniem życia.
Ale na tym nie koniec podobieństw do Generalnego Gubernatorstwa. Jak wiadomo, jednym z narzędzi utrzymywania ludności GG w ryzach, było donosicielstwo. Uważa się, że co najmniej jedna trzecia aresztowań przez Gestapo, była skutkiem donosu. No a co my dziś mamy? Ustawę z dnia 14 czerwca br. o ochronie sygnalistów, czyli po staremu – donosicieli. Jak widzimy, system represji w GG jest właśnie domykany nie tylko od strony kadrowej, ale od wszystkich innych stron jednocześnie.
Wisienką na torcie jest powrót cenzury, która ma sprawować szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyposażony w prawo eliminacji „treści terrorystycznych”. A co to są „treści terrorystyczne”? Aaaa, to będzie każdorazowo zależało od społecznego zapotrzebowania i mądrości etapu. Nie potrzebuję dodawać, że od tej decyzji nie będzie odwołania, to znaczy – może nawet i będzie, ale przygotowany kadrowo i wytresowany w „czynnym żalu” sędzia już tam powinność swej służby będzie rozumiał.
W tej sytuacji pozostaje nam tylko zastanowić się nad granicami obszaru Generalnego Gubernatorstwa. Pod tym względem najważniejsze decyzje chyba jeszcze nie zapadły, więc nie wiemy, czy dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec – jeśli przyzwolenie prezydenta Józia Bidena obejmuję również tę kwestię – będzie oznaczało powrót do granicy z 1914, czy z 1937 roku. Zresztą może być jeszcze inaczej, a to w następstwie spodziewanego przyjazdu do Warszawy Sekretarza Stanu USA, Antoniego Bliknena, który ma naszym Umiłowanym Przywódcom podać do wiadomości uzgodnienia poczynione wcześniej z prezydentem Zełeńskim w Kijowie. Podobno pan Blinken ma jakiś zbawienny plan, który przedstawić ma prezydentowi Zełeńskiemu, co to ze swej strony pewnie zaprezentuje mu kolejną wersję planu, mającego doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa.
Biorąc pod uwagę prawo Murphy’ego, zgodnie z którym, jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie – to może oznaczać, że oprócz amerykańskiej zgody na dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec, możemy spodziewać się również obmyślenia dla wkręconych w maszynkę do mięsa Ukraińców jakiejś terytorialnej rekompensaty za terytoria prawdopodobnie bezpowrotnie utracone wskutek „zamrożenia konfliktu” – o którym, ku irytacji prezydenta Zełeńskiego, wspominała amerykańska ambasadoressa przy NATO już w pierwszym roku wojny z Rosją. Czyż nie o tym właśnie mówił na Campusie „Polska Przyszłości” były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba? Jak pamiętamy, wspomniał on o „terytoriach ukraińskich”, mając na myśli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego do Nowego Sącza, no i część województwa lubelskiego. Oczywiście taką rekompensatę trzeba będzie jakoś nazwać – ale od czego jest pan prezydent Duda, który już przed laty w przemówieniu z okazji 3 maja roztoczył przed nami wizję „unii polsko-ukraińskiej” w ramach „projektu jagiellońskiego”? Jednak czy taki „jagielloński” projekt mógłby być przeprowadzony bez udziału Litwy? Takie pominięcie byłoby nietaktowne, więc kulturalny pan sekretarz stanu Antoni Blinken z pewnością takiej gafy nie strzeli.
Cóż w związku z tym? Ano, zakładając, że granica zjednoczonych Niemiec będzie przebiegała wzdłuż linii z roku 1914, do „unii polsko-ukraińsko-litewskiej” mogą być włączone tereny należące do Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli Suwalszczyzna i Podlasie, z Białą Podlaską włącznie. To nie będzie żaden rozbiór, tylko jagiellońska „unia”, więc kto będzie przeciwko temu wierzgał, to zostanie uznany za ruskiego agenta i zamknięty w którymś z chwilowo nieczynnych obozów – o ile w ogóle ten eksperyment przeżyje.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
«Zacieśnianie współpracy z interesariuszami, w tym społeczeństwem obywatelskim, środowiskiem akademickim, społecznością naukowo-techniczną i sektorem prywatnym, a także zachęcanie do partnerstwa międzypokoleniowego, poprzez promowanie podejścia obejmującego całe społeczeństwo, w celu dzielenia się najlepszymi praktykami i opracowywania innowacyjnych, długoterminowych i przyszłościowych pomysłów w celu zabezpieczenia potrzeb i interesów przyszłych pokoleń.»
Globalizm idei, czyli o czym mówi „Pakt dla Przyszłości” ONZ
Szczyt dla Przyszłości Organizacji Narodów Zjednoczonych dobiegł końca. „Wielcy i dobrzy” światowego przywództwa spotkali się na cztery dni w Nowym Jorku, aby wziąć udział w tym, co ich strona internetowa nazwała…
«niepowtarzalną okazją, która zdarza się raz na pokolenie, aby na nowo wyobrazić sobie system wielostronny i wprowadzić ludzkość na nowy kurs»
…co brzmi po prostu uroczo, wcale nie strasznie czy arogancko.
Czterodniowe wydarzenie zostało podzielone na dwa „dni działań” i dwa dni „Szczytu”.
Oba te określenia są po prostu różnymi określeniami „ludzi w garniturach, siedzących przy dużych stołach i posługujących się żargonem biurokratycznym, przy okazji robiąc poważne miny ważnych osobistości”.
W rezultacie przyjęto dokument, który nazwali „Paktem dla Przyszłości” – 81 stron zarozumiałego bełkotu, tak wypełnionego bezsensownym językiem politycznym, że staje się niemal niezrozumiałym („globalistycznym”, jak nazywa to James Corbett).
Oto losowo wybrany akapit:
«Zacieśnianie współpracy z interesariuszami, w tym społeczeństwem obywatelskim, środowiskiem akademickim, społecznością naukowo-techniczną i sektorem prywatnym, a także zachęcanie do partnerstwa międzypokoleniowego, poprzez promowanie podejścia obejmującego całe społeczeństwo, w celu dzielenia się najlepszymi praktykami i opracowywania innowacyjnych, długoterminowych i przyszłościowych pomysłów w celu zabezpieczenia potrzeb i interesów przyszłych pokoleń.»
… wszystko jest w tym tonie. I ja przeczytałem to wszystko. 81 stron.
Wiem, nie ma za co.
Jeśli chodzi o rzeczywistą treść, nie ma tu żadnych nowych pomysłów. Widzieliśmy już wcześniej tę globalistyczną „listę zakupów” rzekomych „problemów”.
Zmiany klimatyczne, konflikty, brak bezpieczeństwa żywnościowego, ubóstwo, dezinformacja, mowa nienawiści. Zwykłe „problemy”, które łącznie tworzą to, co dokument nazywa „złożonymi globalnymi wstrząsami” [“complex global shocks”].
Dokument informuje nas, że „wstrząsy” te można rozwikłać za pomocą szeregu „rozwiązań”, które również nie są zaskoczeniem:
„poszanowanie prawa międzynarodowego”,
„rozszerzona współpraca”,
„zwiększona rola ONZ”
i popularne hasło post-covidowe – „interoperacyjność”.
Wszystko to można ogólnie określić mianem naszego starego przyjaciela „rządu globalnego”.
Jak można się spodziewać, dużo mówi się o pieniądzach i finansach (w końcu masowe transfery publicznych pieniędzy w prywatne ręce to sposób na pozyskanie korporacji i funduszy hedgingowych dla swojej autorytarnej sprawy). Na przykład Action 9(28)(f) obiecuje…
«…nowy zbiorowy, ilościowy cel, który ma wynieść minimum 100 miliardów dolarów amerykańskich rocznie, uwzględniający potrzeby i priorytety krajów rozwijających się [w walce ze zmianą klimatu]»
100 miliardów dolarów rocznie. Za to można kupić dużo ScienceTM [tzw. ‘Nauki’ -tłum.].
Najbardziej jaskrawo autorytarny język jest zarezerwowany dla kontroli Internetu (prawie zawsze tak jest), a cele 3 i 4 „Załącznika do Globalnego Paktu Cyfrowego” to dwa z kilku, które nie wymagają szczególnych objaśnień, a zobowiązujące do:
«Wspierania inkluzywnej, otwartej, bezpiecznej i chronionej przestrzeni cyfrowej, która szanuje, chroni i promuje prawa człowieka [oraz] promowanie odpowiedzialnych, sprawiedliwych i interoperacyjnych metod zarządzania danymi»
W załączniku podkreślono znaczenie „integralności informacji” [podkreślenie dodane]:
«33. Dostęp do istotnych, wiarygodnych i dokładnych informacji i wiedzy jest niezbędny dla inkluzywnej, otwartej, bezpiecznej i chronionej przestrzeni cyfrowej. Technologia może ułatwiać manipulowanie informacjami i ingerencję w nie w sposób szkodliwy dla społeczeństw i jednostek oraz negatywnie wpływać na korzystanie z praw człowieka i podstawowych wolności, a także na osiąganie Celów Zrównoważonego Rozwoju.
34. Będziemy współpracować, aby promować integralność informacji, tolerancję i szacunek w przestrzeni cyfrowej, a także chronić integralność procesów demokratycznych. Wzmocnimy międzynarodową współpracę, aby sprostać wyzwaniom dezinformacji i mowy nienawiści.»
Nakłada też na firmy zajmujące się technologią cyfrową obowiązek przekazywania prywatnych informacji badaczom rządowym, aby mogli oni „rozwiązywać problem dezinformacji”:
«Pilnie wzywamy firmy technologii cyfrowych i platformy mediów społecznościowych do zwiększenia przejrzystości i odpowiedzialności ich systemów [oraz] zapewnienia badaczom dostępu do danych […] w celu zbudowania bazy dowodowej na temat tego, jak radzić sobie z dezinformacją i mową nienawiści, która może służyć jako podstawa polityki, standardów i najlepszych praktyk rządowych i branżowych…»
To oznacza cenzurę i nadzór. Tak na wszelki wypadek, gdyby to nie było jasne.
A co z tym?
«Zobowiązujemy się do 2030r.: do opracowania i wdrożenia programów nauczania dotyczących umiejętności korzystania z mediów cyfrowych i informacji, aby zapewnić wszystkim użytkownikom umiejętności i wiedzę umożliwiające bezpieczną i krytyczną interakcję z treściami i dostawcami informacji oraz zwiększenie odporności na szkodliwe skutki dezinformacji i szerzenia nieprawdziwych informacji.»
A to oznacza pranie mózgu.
Bardzo przewidywalne i nieprzyjemne, ale jak już mówiłem, nic w tym nowego.
Nowe idee nie są rolą Szczytów i Paktów, ich rolą jest wzmacnianie starych idei. Zakodowanych na stałe założeń, na których opiera się klasa polityczna.
Aby kształtować konsensus.
I to właśnie zrobił Pakt dla Przyszłości – sam pakt został przyjęty bez głosowania. Dlaczego został przyjęty bez głosowania? Ponieważ dwa lata temu rezolucja ONZ A/RES/76/307 uzgodniła z góry…
«że Szczyt przyjmie zwięzły, zorientowany na działania dokument końcowy zatytułowany „Pakt dla Przyszłości”, uzgodniony wcześniej w drodze konsensusu w ramach negocjacji międzyrządowych»
Złożenie w ostatniej chwili sprzeciwu przez Rosję – popartego przez Sudan, Syrię, Iran, Białoruś i Nikaraguę – okazało się całkowicie bezcelowym, jeśli nie całkowicie teatralnym.
Niemniej jednak zasługuje to na zbadanie.
W swoim oświadczeniu przed ONZ 22 września wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Wierszynin stwierdził:
«Od samego początku osoby koordynujące prace nad projektem uwzględniały w nim tylko to, co nakazywały im głównie kraje zachodnie. Punkty sporne narastały i nigdy nie zostały rozwiązane. Żadna z naszych próśb o to, by usiąść do stołu negocjacyjnego i je omówić, nie została spełniona. To nie jest to, co jest uważane i nazywane multilateralizmem, o którym wielu lubi perorować.»
Siergiej Ławrow w charakterystycznym dla siebie, elokwentnym stylu zauważył:
«Przyszłość naszych narodów nie może zostać wymyślona w probówce z udziałem Sekretariatu ONZ i zachodnich lobbystów. Ważne jest, aby ukształtować decyzję w tej sprawie w warunkach negocjacji i osiągnąć równowagę interesów»
Jakikolwiek przejaw sprzeciwu w kwestii multilateralizmu – zwłaszcza jeśli chodzi o zmiany klimatyczne i media społecznościowe – stanowi nietypowe zerwanie z trendem całkowitej globalnej harmonii w tych kwestiach.
Czy to świadczy o rzeczywistych podziałach w światowym poparciu dla „wielkiego resetu”?
Cóż, jest to możliwe i wszyscy możemy mieć taką nadzieję, ale nie przesadzajmy. Wiemy, że Rosja popiera praktycznie każdy aspekt Wielkiego Resetu – pojęcie antropogenicznej zmiany klimatu, Agendę 2030, cenzurę, CBDC, tożsamość cyfrową i… cóż, wszystko to, co można nazwać agendą globalistyczną.
Ich sprzeciwy tutaj nie wydają się przedstawiać jakiejkolwiek zmiany w tym zakresie. Nie wydają się sprzeciwiać żadnemu z tych konkretnych działań. Podnoszą kwestie konsultacji i suwerenności narodowej, procedur i wpływów, a nie odrzucają mitów założycielskich Paktu.
Są one oczywiście ważne. Nie minimalizujmy ich.
Ale czy oznaczają one odrzucenie wartości globalistycznych?
Czy Rosja mówi „nie” Wielkiemu Resetowi, czy też mówi, że chce wdrożyć WR na własnych warunkach?
Czy to drugie rozwiązanie oznaczałoby jakieś zwycięstwo lub korzyść dla przeciętnego Rosjanina?
Czy to jest kwestia zasadnicza? Czy też jest to walka o pozycję w wielobiegunowym porządku świata? W tym kontekście milczenie Chin byłoby godne uwagi, prawda?
Czy też, mówiąc bardziej cynicznie, należy te zastrzeżenia traktować z takim samym sceptycyzmem, z jakim traktuje się ekstrawaganckie obietnice składane przez liderów opozycji, którzy wiedzą, że nigdy nie dojdą do władzy, a co za tym idzie, nie będą musieli dotrzymywać słowa?
W końcu Rosjanie wiedzą, że ich sprzeciwy nie mają większego znaczenia praktycznego, ponieważ podpisali umowę przed faktem, co sprawia, że wszelkie sprzeciwy są w tym momencie czysto symboliczne. W najlepszym razie należy to uznać za akt szalonej naiwności ze strony Rosji. Kolejny autodestrukcyjny akt w niedawnej historii autodestrukcyjnych aktów.
Należy zwrócić uwagę Rosji na to, że zgoda na poparcie dokumentu, który jeszcze nie został napisany, bez względu na jego treść, nie jest może najmądrzejszym pomysłem.
Jednak jakkolwiek zinterpretujemy te obiekcje deklarowane w ostatniej chwili, okażą się one nic nie znaczące, ponieważ Pakt ma już charakter oficjalny.
Wszystkie kraje na świecie (tak, nawet te, które zgłosiły sprzeciw) formalnie zgadzają się, że problemem są mowa nienawiści i dezinformacja.
Wszystkie kraje na świecie (nawet te, które zgłosiły sprzeciw) popierają zniesienie prywatności i zwiększenie cenzury jako rozwiązanie.
Wszystkie kraje na świecie (wszystkie) zgadzają się wydawać co najmniej 100 miliardów dolarów rocznie na realizację „celów zrównoważonego rozwoju” w krajach rozwijających się.
A nawet te, które wnosiły sprzeciw, tej polityce nie sprzeciwiały się. W rzeczywistości wielokrotnie popierały tę politykę.
Żeby było całkowicie jasne –
Nie ma ani jednego głosu na tej sali, który naprawdę broniłby rzeczywistości.
Choć nie mamy jeszcze formalnego rządu globalnego, to już mamy globalizm idei, nawet jeśli istnieją pewne rozbieżności co do ich realizacji.
Tak kształtuje się rząd światowy i tak się ostatecznie narodzi – poprzez narastający konsensus fikcyjnych problemów i zbędnych, często szalonych „rozwiązań” po cichu popieranych przez wszystkie kraje świata.
„Pakt na rzecz przyszłości” czyli jak zdominować masy Język jest bezpośredni i jednoznaczny: „Rada Bezpieczeństwa poinformuje wszystkie kraje, że jej cierpliwość dotycząca populacji dobiegła końca” i że „wszystkie kraje mają coroczne kwoty do ZREDUKOWANIA” – kwoty, które będą […]
Kolejny „kamień milowy” ludzkości, dokument o którym można powiedzieć cynicznie, że stanowi wyraz poszanowania wolnej woli człowieka. Potwierdzony w ten sposób cel:
„bezpieczniejszy, bardziej pokojowy, zrównoważony i inkluzywny świat dla przyszłych pokoleń”
staje się wizją coraz bardziej realną.
Wojny przygasają, trwa walka o stabilizację liczby urodzeń. Eksperci opracowują, w pocie czoła, procedury nowych lockdownów: po sanitarnym i energetycznym (zielony ład) pora się przygotować na żywnościowy i finansowy.
Sekretarz ONZ zwany generalnym, Guterres mówi:
W obliczu wzrostu mizoginii i ograniczenia praw reprodukcyjnych kobiet rządy wyraźnie zobowiązały się do usunięcia barier prawnych, społecznych i ekonomicznych, które uniemożliwiają kobietom i dziewczętom realizację ich potencjału w każdej sferze.
Co oznaczają poszczególne sformułowania tego bełkotu będącego główną częścią składową retoryki oraz nowych dokumentów Organizacji Narodów Zniewolonych?
Warto wiedzieć, że niezmiennym jest tylko Słowo Boże. Zawiera samą prawdę. Język ludzki może służyć prawdzie lub kłamstwu. Język Bestii zmienia się nieustannie, wije jak wąż, zmieniając skórę wraz z każdą nową ideologią.
Mały Słownik Języka Bestii
Na początku był bunt zrodzony z opinii najstarszego stażem Eksperta, który namówił pierwszą kobietę do wyrwania się spod opresji mężczyzny. Walka trwa do dnia dzisiejszego.
Prawa reprodukcyjne – prawa do zabijania dzieci nienarodzonych i narodzonych, w przyszłości prawo do klonowania i eksperymentów medycznych, dowolnej tożsamości, w tym „transhumanizmu” modyfikującego ludzki organizm za pomocą implantów i inżynierii genetycznej.
Transformacja eko-społeczna – Przekształcenie poszczególnych społeczności w gromadę zielonych niewolników żyjących w cyfrowych obozach koncentracyjnych z „minimalnym śladem węglowym”, niewyczuwalnym śladem logicznego myślenia, bez śladu gotówki i indywidualnej własności.
Inkluzywny świat – świat niewykluczający, włączający i mieszający ze sobą, do konsystencji papki, rzeczy dobre ze złymi, sensowne z bezsensownymi.
Integralność informacji – Nazwa jednolitego, spójnego przekazu propagandowego osiąganego za pomocą cenzury w mediach. Już niedługo walka z „dezinformacją” będzie łatwiejsza. Algorytmy AI przeszukają całą sieć nie wyłączając skrzynek mailowych.
Multilateralizm – w tym przypadku sojusz wielu państw w budowaniu globalnego totalitaryzmu. Guterres ocenił, że międzynarodowe porozumienie, to „krok w kierunku bardziej efektywnego, inkluzywnego, sieciowego multilateralizmu”/Pakt na rzecz przyszłości/.
Inkluzywne i sprawiedliwe społeczeństwa – społeczeństwa z wydrenowanym mózgiem, w stanie anomii.
Pokojowy – tu zamiast opisu użyję cytatu z piosenki Zbigniewa Sekulskiego: Wysyłam ci gazetę, która o wszystkim kłamie. Na czołowej stronie portret diabła, On zamiast duszy złote ma medale, Mówi pokój, gdy sięga do gardła.
Ludzie wołają o globalne działania w celu rozwiązania kryzysu klimatycznego – Brednia. Nikt normalny i świadomy nie domaga się rozwiązań sztucznie wywołanego problemu, wywołanego przez energetyczny lockdown – ograniczający i zamykający dostęp do tanich źródeł energii. Pełen cytat brzmi:
“Ludzie na świecie mają nadzieję na przyszłość w pokoju, godności i dobrobycie. Wołają o globalne działania w celu rozwiązania kryzysu klimatycznego, zwalczania nierówności i zajęcia się zagrożeniami wobec wszystkich. Uważają, że ONZ jest niezbędna do rozwiązania tych wyzwań”. /Guterres/
Jest to klasyka gatunku manipulacji „Stwórz problem, a potem zaproponuj rozwiązanie”. W celu uzyskania zgody społeczeństwa na nieakceptowane zmiany, stwórz poważny kryzys, a potem zaproponuj jedyne i zbawienne rozwiązanie. Zmiany wprowadzaj stopniowo. Nie chodzi oczywiście o kryzys klimatyczny, lecz o kryzys energetyczny, bo ten znacząco podwyższa koszty życia i koszty prowadzenia działalności gospodarczej.
Szczyt Przyszłości w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ ma na celu przyjęcie Paktu dla Przyszłości, utopijnego manifestu marksistowskiego, który chce regulować każdy aspekt życia na planecie.
Póki co prezydent Argentyny Javier Milei ogłosił, że jego kraj odłącza się od tego projektu.
———————-
Od niedzieli w Nowym Jorku odbywa się Szczyt Przyszłości w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ, którego celem jest przyjęcie Paktu dla Przyszłości. Jeszcze kilka dni temu projekt tego paktu zawierał plan nadania Sekretarzowi Generalnemu ONZ uprawnień nadzwyczajnych do ogłaszania globalnego stanu wyjątkowego z własnej inicjatywy i koordynowania postępowania w takiej sytuacji.
W wersji opublikowanej na stronach ONZ zapis ten zniknął.
Chodzi o tekst zawarty w trzeciej wersji propozycji w Działaniu 57: „Uznajemy potrzebę bardziej spójnej, opartej na współpracy, skoordynowanej i wielowymiarowej międzynarodowej reakcji na złożone globalne wstrząsy oraz centralną rolę Organizacji Narodów Zjednoczonych w tym zakresie. Złożone globalne wstrząsy to wydarzenia, które mają poważne zakłócenia i niekorzystne konsekwencje dla znacznej części krajów i globalnej populacji, i które prowadzą do skutków w wielu sektorach, wymagając wielowymiarowej, wielostronnej reakcji całego rządu i całego społeczeństwa. (…) Zwracamy się do Sekretarza Generalnego o przedstawienie do rozważenia przez państwa członkowskie protokołów zwoływania i funkcjonowania platform kryzysowych w oparciu o elastyczne podejścia do reagowania na szereg różnych złożonych globalnych wstrząsów, w tym kryteria uruchamiania i wycofywania platform kryzysowych, zapewniając, że platformy kryzysowe są zwoływane na czas określony i nie będą stałą instytucją ani podmiotem.”
Czy ze względu na chwilową porażkę z wprowadzeniem traktatu pandemicznego WHO, ONZ postanowiła zająć się tą kwestią za pośrednictwem Zgromadzenia Ogólnego, dając Sekretarzowi Generalnemu uprawnienia nadzwyczajne, których nie mogli uzyskać dla szefa WHO?
Zapis ten wygląda na niekonstytucyjną próba przyjęcia przepisów, które pozwalałyby organizacjom międzynarodowym naruszać suwerenność państw członkowskich przez ogłoszenie globalnego stanu wyjątkowego. W krótkim raporcie dla ekspertów, zatytułowanym “Our Common Agenda Policy Brief 2” z marca 2023 r., Sekretarz Generalny ONZ wyjaśnił szczegółowo, jakie prawa nadzwyczajne chciałby uzyskać: “Proponuję, aby Zgromadzenie Ogólne zapewniło Sekretarzowi Generalnemu i systemowi Narodów Zjednoczonych stały organ do automatycznego zwoływania i operacjonalizacji platformy kryzysowej w przypadku przyszłego złożonego globalnego wstrząsu o wystarczającej skali, dotkliwości i zasięgu. (…) Sekretarz Generalny decydowałby, kiedy zwołać platformę kryzysową w odpowiedzi na złożony globalny wstrząs. Platforma kryzysowa byłaby inkluzywna i umożliwiałaby udział wszystkich odpowiednich podmiotów, które mogłyby wnieść znaczący wkład w globalną reakcję. Powinno to obejmować odpowiednie podmioty ze wszystkich części świata, w tym sektor prywatny, społeczeństwo obywatelskie, ekspertów merytorycznych, naukowców i innych. Sekretarz Generalny byłby odpowiedzialny za identyfikację takich odpowiednich podmiotów i nadzorowanie ich wkładu w reakcję”.
Ten model koordynacji, który tak znakomicie sprawdził się podczas kryzysu związanego z koronawirusem, z korzyścią finansową dla firm farmaceutycznych i międzynarodowych koncernów informatycznych, miał zostać sformalizowany i zastosowany do wszelkich przyszłych kryzysów. Otwarta lista możliwych złożonych globalnych sytuacji kryzysowych w dokumencie Sekretarza Generalnego jest następująca:
a) zdarzenia klimatyczne lub środowiskowe na dużą skalę, które powodują poważne zakłócenia społeczno-gospodarcze i/lub degradację środowiska;
b) przyszłe pandemie z kaskadowymi skutkami wtórnymi;
c) zdarzenia o dużym wpływie z udziałem czynnika biologicznego (umyślne lub przypadkowe);
d) zdarzenia prowadzące do zakłóceń w globalnym przepływie towarów, osób lub finansów;
e) niszczycielskie i/lub destrukcyjne działania na dużą skalę w cyberprzestrzeni lub zakłócenia globalnej łączności cyfrowej;
f) poważne zdarzenie w przestrzeni kosmicznej, które powoduje poważne zakłócenia w jednym lub kilku krytycznych systemach na Ziemi;
g) nieprzewidziane zagrożenia (zdarzenia typu “czarny łabędź” – rzadkie, nieprzewidywalne wydarzenie o ogromnych konsekwencjach, które jest trudne do przewidzenia, ale ma ogromny wpływ na społeczeństwo, gospodarkę lub systemy. Pojęcie to spopularyzował Nassim Nicholas Taleb w swojej książce z 2007 roku Czarny łabędź. O skutkach nieprzewidywalnych zdarzeń).
Uzyskując prawo do ogłaszania globalnego stanu wyjątkowego, ONZ stałaby się quasi-rządem światowym, bez demokratycznej kontroli. Chociaż formalnie ONZ może jedynie wydawać zalecenia, współpracujące z ONZ potężne organizacje, jak Fundacje Gatesów i Rockefellera, Wellcome Trust, UE, MFW i Bank Światowy, WHO przeprowadziłyby ogólnoświatowe konsultacje pod egidą ONZ i postarały się by te “niewiążące” zalecenia potraktowano jako wiążące nakazy, dokładnie tak jak to stało się podczas pandemii COVID-19. Jest to o tyle niepokojące, że ONZ jest w znacznym stopniu uzależniona od darowizn od dużych korporacji i dobrowolnych składek od państw.
Należy się zatem obawiać, że quasi-światowy rząd ONZ służyłby przede wszystkim interesom potężnych globalnych korporacji i większości reżimowych państwa, tworzących większość członków ONZ. W 2023 roku, według Indeksu Demokracji The Economist Intelligence Unit, spośród 167 państw członkowskich ONZ, tylko 14,4% zostało sklasyfikowanych jako “pełne demokracje”. 29,9% określono jako demokratyczne, ale obarczone wadą (tzw. “wadliwe demokracje”) a pozostałe państwa to “reżimy hybrydowe” (20,4% krajów w rankingu), i “reżimy autorytarne”, które stanowią aż 35,3% krajów członkowskich – łącznie państwa o systemie reżimowym to 55,7% członków ONZ. Sekretarzem Generalnym ONZ jest od 2017 roku António Guterres, portugalski polityk, były sekretarz generalny portugalskiej Partii Socjalistycznej, były premier Portugalii. Ten sam, który ogłosił zakończenie ery globalnego ocieplenia i nastanie ery globalnego wrzenia planety.
Propozycje treści paktu przygotował stały przedstawiciel Namibii przy ONZ Neville M. Gertze, przy pomocy Antje Leendertse z Niemiec. Gertze to członek rządzącej od 1990 roku w Namibii partii SWAPO (South West Africa People’s Organization – Organizacja Ludowa Południowo-Zachodniej Afryki), która miała ścisłe powiązania z komunistycznym Związkiem Radzieckim w okresie walki o niepodległość Namibii. ZSRR zapewniał SWAPO wsparcie militarne, polityczne i materialne w walce o wyzwolenie Namibii spod kontroli południowoafrykańskiej. Wsparcie to obejmowało szkolenia wojskowe dla członków SWAPO, dostarczanie broni oraz pomoc dyplomatyczną na arenie międzynarodowej.
Nie dziwne więc, że projekt tekstu Paktu nasączony jest utopijnymi ideami marksistowskimi, a jego wydźwięk przypomina wyznanie wiary, a nie propozycję dokumentu prawa międzynarodowego. W liście skierowanym do delegatów Gertze pisze: „Uważamy, że tekst jest wyważony, ambitny, zorientowany na działanie i wybiegający w przyszłość. 60 działań wysyła krytyczne przesłanie solidarności i wspólnego działania w czasach głębokiej globalnej transformacji, mobilizując wspólne wysiłki na rzecz przyspieszenia postępów w realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju oraz sprostania nowym i pojawiającym się wyzwaniom i możliwościom. Staraliśmy się w jak największym stopniu odpowiedzieć na Państwa wezwanie do utrzymania poziomu ambicji Paktu, przy jednoczesnym dalszym równoważeniu języka i odzwierciedlaniu propozycji pomostowych omawianych podczas nieformalnych konsultacji”.
Ten „wyważony tekst” wzywa w „Deklaracji dla przyszłych pokoleń” do nadania „priorytetu pilnym działaniom w celu sprostania krytycznym wyzwaniom środowiskowym, a także zmianom klimatu i ich negatywnym skutkom, w oparciu o zasadę wspólnej, ale zróżnicowanej odpowiedzialności, zwracając uwagę na znaczenie koncepcji sprawiedliwości klimatycznej dla niektórych”, i wzywa do zobowiązania do budowania silniejszego, skuteczniejszego i bardziej odpornego systemu wielostronnego opartego na prawie międzynarodowym, z Organizacją Narodów Zjednoczonych w jego centrum, opartego na przejrzystości, pewności i zaufaniu, z korzyścią dla obecnych i przyszłych pokoleń. Delegaci deklarują „nowy początek multilateralizmu. Działania zawarte w pakcie mają na celu zapewnienie, że Organizacja Narodów Zjednoczonych i inne kluczowe instytucje wielostronne mogą zapewnić lepszą przyszłość dla ludzi i planety,umożliwiając nam wypełnienie naszych obecnych zobowiązań, jednocześnie stawiając czoła nowym i pojawiającym się wyzwaniom i możliwościom.”
ONZ będzie stało na straży migracji deklarując „wzmocnienie współpracy między państwami w celu zapewnienia bezpiecznej, uporządkowanej i regularnej migracji między krajami pochodzenia, tranzytu i przeznaczenia, w tym poprzez rozszerzenie ścieżek regularnej migracji, przy jednoczesnym uznaniu pozytywnego wkładu migrantów we wzrost sprzyjający włączeniu społecznemu i zrównoważony rozwój”.
“Zrównoważony rozwój” powtarzany jest jak mantra (pojawia się w teście 147 razy) i brzmi jak niepodważalna doktryna wiary: „Uznajemy, że zrównoważony rozwój we wszystkich jego trzech wymiarach jest głównym celem samym w sobie i że jego osiągnięcie, nie pozostawiając nikogo w tyle, jest i zawsze będzie głównym celem multilateralizmu. Potwierdzamy nasze trwałe zaangażowanie w Agendę na rzecz Zrównoważonego Rozwoju 2030 i jej Cele Zrównoważonego Rozwoju. Będziemy pilnie przyspieszać postępy w osiąganiu celów, w tym poprzez konkretne kroki polityczne i mobilizowanie znacznego finansowania dla krajów rozwijających się (…)”. Również kwestie klimatyczne przedstawione są w sposób dogmatyczny: „zmiany klimatu, utrata różnorodności biologicznej i degradacja środowiska są jednymi z największych wyzwań naszych czasów, a ich negatywne skutki są nieproporcjonalnie odczuwalne przez kraje rozwijające się i osoby znajdujące się w trudnej sytuacji. Zobowiązujemy się do przyspieszenia wypełniania naszych zobowiązań wynikających z Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu i porozumienia paryskiego. Potwierdzamy cel temperaturowy Porozumienia Paryskiego, jakim jest utrzymanie wzrostu średniej globalnej temperatury na poziomie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej i dążenie do ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej oraz wspieranie krajów rozwijających się w adaptacji i reagowaniu na negatywne skutki zmian klimatu, uznając, że znacznie zmniejszyłoby to ryzyko i skutki zmian klimatu. Podkreślamy pilność i znaczenie redukcji emisji gazów cieplarnianych w tym krytycznym dziesięcioleciu w celu utrzymania globalnego ocieplenia”.
W tekście padają obietnice zlikwidowania na świecie głodu, biedy, wojen, nierówności, wprowadzenia powszechnego dobrobytu, mieszkań dla każdego, edukacji na najwyższym poziomie, dostępu do taniej energii itp. Pada też obietnica zreformowania Rady Bezpieczeństwa ONZ „uznając pilną potrzebę uczynienia jej bardziej reprezentatywną, inkluzywną, przejrzystą, wydajną, skuteczną, demokratyczną i odpowiedzialną”. Priorytetem jest także naprawienie historycznej niesprawiedliwości wobec Afryki, oraz traktując Afrykę jako szczególny przypadek, poprawa reprezentacji niedostatecznie reprezentowanych i niereprezentowanych regionów i grup, takich jak Azja i Pacyfik oraz Ameryka Łacińska i Karaiby.
Czy czeka nas zupełnie Nowy Wspaniały Świat?
Póki co prezydent Argentyny Javier Milei ogłosił, że jego kraj odłącza się od tego projektu.
Światowi przywódcy przyjęli w niedzielę Pakt na rzecz przyszłości – przełomową deklarację zobowiązującą do konkretnych działań na rzecz „bezpieczniejszego, bardziej pokojowego, zrównoważonego i inkluzywnego świata dla przyszłych pokoleń”.
Pakt wraz z załącznikami, Globalnym Paktem Cyfrowym i Deklaracją na rzecz przyszłych pokoleń przyjęto jednomyślnie.
Państwa członkowskie ONZ zobowiązały się m.in. do przyspieszenia realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju i Porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatu; włączania młodych w proces podejmowania decyzji; budowania silniejszych partnerstw ze społeczeństwem obywatelskim, sektorem prywatnym i władzami lokalnymi; podwojenia wysiłków na rzecz budowania i utrzymywania pokojowych, inkluzywnych i sprawiedliwych społeczeństw; zajęcia się podstawowymi przyczynami konfliktów oraz szybszego wdrażania zobowiązań dotyczących kobiet, pokoju i bezpieczeństwa.
Wchodzący w skład paktu Global Digital Compact jest pierwszym światowym porozumienie w sprawie międzynarodowych regulacji sztucznej inteligencji (AI). Deklaracja w sprawie przyszłych pokoleń koncentruje się m.in. na zapewnieniu im dobrobytu. Dokument, podkreślają źródła ONZ, stał się punktem zwrotnym, ponieważ instytucje finansowe, a nawet same Narody Zjednoczone nie znalazły rozwiązań problemów XXI wieku.
Sekretarz Generalny ONZ António Guterres podkreślił, że Pakt „otwiera ścieżki do nowych możliwości i szans”. „Ludzie na świecie mają nadzieję na przyszłość w pokoju, godności i dobrobycie. Wołają o globalne działania w celu rozwiązania kryzysu klimatycznego, zwalczania nierówności i zajęcia się zagrożeniami wobec wszystkich. Uważają, że ONZ jest niezbędna do rozwiązania tych wyzwań” – podkreślił Guterres.
Przyjęcie Paktu skomentował w mediach społecznościowych prezes Ordo Iuris, Jerzy Kwaśniewski. Jak zaznaczył, ONZ mami świat wizją globalnego zarządzania, który charakteryzuje ograniczanie podmiotowości i suwerenności narodowej. ” Więcej ONZetowskiej biurokracji, więcej międzynarodowych funduszy do utrzymania, więcej globalnych szczytów, więcej polityki klimatycznej i więcej genderyzmu. Mniej suwerenności, mniej efektywności” – zauważył mec. Kwaśniewski.
Nie wiemy jakie asy mają jeszcze w rękawie – wiemy, że grają znaczonymi kartami. Nadchodzący nieunikniony kryzys będą chcieli jak najlepiej wykorzystać.
Wiedeń 22.09.2024 r.
Właściwie cały mój blog dotyczy tej wielkiej gry, która odbywa się współcześnie na naszych oczach. Dlaczego akurat taki tytuł wybrałem do dzisiejszego artykułu? Obejrzałem właśnie wywiad na YouTube Artura Kalbarczyka z europosłem Grzegorzem Braunem i tam właśnie padło to określenie.
W moim przekonaniu te imperia nie odpowiadają naszemu dotychczasowemu rozumieniu geopolitycznemu. To nie Chiny, Rosja czy USA. Naturalnie, że te państwa istnieją i biorą udział w tej grze, jednak dzisiaj mamy walkę z dwoma innymi imperiami, dla których granice państwowe nie odgrywają roli.
Imperium sprawcze, czyli ONI, według moich szacunków jest to grupa nieprzekraczająca na całym świecie 5 tysięcy osób. Nie wliczam tu współpracujących z nimi marionetek w rozumieniu rząd, czy urzędnicy ważniejszych urzędów w stylu Komisja Europejska, gdyż są to najczęściej skorumpowane miernoty wykonujące rozkazy szarych eminencji. Nie otwierają oni swoich chorych umysłów, ale jedynie kieszenie na srebrniki jako nagrodę za zdradę.
Drugie imperium, z którym walczy to pierwsze to MY – pozostali ludzie zamieszkujący tę planetę. ONI mają pieniądze – NAM wolno płacić na nich podatki.
Najwyraźniej ten „sprawiedliwy” podział nie był IM na rękę, skoro podjęli próbę przechwycenia władzy na świecie i stworzenia jednego globalnego rządu stojącego na szczycie piramidy i decydującego o tym, co wolno, a czego nie wolno osobom na niższych szczeblach tej hierarchii. Ten rząd już od dawna istnieje i czeka na przejęcie władzy nad światem.
ONI przedstawili swoje cele w 10 punktach dekalogu. Te cele można znaleźć także w książce Klausa Schwaba „COVID-19: The Great Reset” oraz w programie ONZ Agenda 2030.
„Twoje posłuszeństwo nie zna granic i z każdym dniem staje się coraz bardziej niewybaczalne”. Tomasz Mann (1940 r.)
Finansowa – CBDC cyfrowy pieniądz pozwalający kontrolować wszelkie płatności.
Te widoczne dzisiaj na każdym kroku pola walki były przygotowywane przez dziesiątki lat. Z pewnością imperium MY nie dorównuje IM w zakresie organizacji i planowania.
Prawda nie zmienia się tylko dlatego, że nie chcesz jej słyszeć!
Kim są ci ONI? Większość z nich, nie bez powodu ukrywa się w cieniu kilku nadgorliwców, takich jak George Soros, Bill Gates czy Larry Fink. Liczą się z możliwością porażki. Wtedy ci nadgorliwi pójdą na pierwszy ogień gniewnego tłumu, by zaspokoić wzburzone emocje. To imperium jest zwaśnione ich ambicjami oraz odmiennymi sposobami walki, które mimo skrupulatnego planowania wymagają ciągłych poprawek.
Nie wiemy jakie asy mają jeszcze w rękawie – wiemy, że grają znaczonymi kartami.
Nadchodzący nieunikniony kryzys będą chcieli jak najlepiej wykorzystać. Pewnie po wygranej Trumpa w wyborach amerykańskich zainicjują krach gospodarczy, właśnie po to, by ludzie kojarzyli ten kryzys z Trumpem. Sytuacja gospodarcza jest w tak dużym stopniu labilna, że wystarczy niewielki ruch, by wywołać panikę na giełdzie. Potem to już nikt nie będzie w stanie kontrolować wydarzeń.
Taki przykład z naszego podwórka obszaru decyzyjnego szefa państwa.
Te ważniejsze decyzje przyjmuje premier od NICH bez sprzeciwu.
Nam nie pozostało nic innego, jak przygotować się na ten wielki kryzys. Macie już zapas wody nadającej się do picia?
Intensywne prace WHO na rzecz sfinalizowania Traktatu Pandemicznego odbywają się właśnie teraz, podczas 11. posiedzenia Międzyrządowego Ciała Negocjacyjnego (INB).
To kluczowy moment, aby powstrzymać traktat, który może pozbawić nas wolności i przekazać kontrolę nad decyzjami dotyczącymi zdrowia niewybieralnym, globalnym elitom.
Ty i ja ciężko pracowaliśmy nad zablokowaniem tego traktatu, jednak oni są bardziej zdeterminowani niż kiedykolwiek, by przeforsować go pod pretekstem troski o zdrowie publiczne.
Podejmowane dziś decyzje będą miały wpływ na to, czy zachowasz swoje prawa, czy oddasz je w ręce biurokratów, którzy dbają wyłącznie o własne interesy.
Nie możemy dłużej czekać — czas ucieka, a nasze wolności są zagrożone.
Oto konsekwencje podpisania Traktatu Pandemicznego:
Globaliści będą decydować o szczepionkach dla Twoich dzieci, NIE TY!
Globaliści będą decydować o tym, gdzie możesz podróżować, NIE TY!
To globaliści zdecydują, jak i czy będziesz mógł praktykować swoją wiarę, NIE TY!
_____________Dla zainteresowanych fragmenty książki w wersji audio. Czyta Ziggy. 🙂Nie było w historii ludzkiej cywilizacji wydarzenia równie socjotechnicznie i informacyjnie zmanipulowanego, jak obecna pandemia. Nigdy dotąd manipulacja i dezinformacja nie przybrały aż takiej skali – pełnej, niepowstrzymanej, totalnej agresji. Zrozumienie, co tak naprawdę się dzieje, kto to wszystko organizuje, do czego nas między innymi pandemia prowadzi, wymaga sięgnięcia po książkę.Równie groźnie jeszcze nie było. Nawet we wrześniu 1939 roku. Zrozumienie tego, co nas dzisiaj otacza, co Bestia planuje, skąd się wzięła, dlaczego przez ostatnie 50 lat tak szybko zamieniała się w przerażającą potęgę, wreszcie – co nas czeka? – stanie się prostsze po tej lekturze.