Płk Jacques Hogard: Ta wojna [ukrainna] jest już przegrana

Płk Jacques Hogard: Ta wojna [ukrainna] jest już przegrana

Pułkownik Jacques Hogard przez 26 lat służył w armii francuskiej, dowodząc m. in. jednostkami Legii Cudzoziemskiej oraz sił specjalnych. Uczestniczył w szeregu operacji poza granicami Francji, które następnie opisał w kolejnych książkach, przede wszystkim na temat byłej Jugosławii i sprawy Kosowa. Po przejściu na emeryturę zajął się działalnością prywatną jako analityk wojskowy oraz specjalista ds. wywiadu wojskowego. 

Poniżej prezentujemy rozmowę z płk. Hogardem na temat obecnej sytuacji związanej z wojną na Ukrainie. 

===========================================

Wojenni szaleńcy pogrzebią Europę

Ursula von der Leyen zapowiada militaryzację Ukrainy, a później całej Unii Europejskiej. Na ile wszystkie te plany mogą rzeczywiście być zrealizowane i na ile mogą zmienić sytuację na froncie?

– Pytanie dotyczy „wojowniczych szaleńców”. Tak ich osobiście nazywam. Ursula von der Leyen, przeciętna niemiecka urzędniczka o ponurej reputacji, podejrzana o czynną korupcję i wyraźne tendencje polityczno-autokratyczne w czysto funkcjonalnej roli przewodniczącej Komisji Europejskiej, najwyraźniej ma tylko jedną obsesję, podobnie zresztą jak szefowie państw euroatlantyckich: Niemiec Merz, Brytyjczyk Starmer i Francuz Macron. Za żadną cenę nie chcą uznać porażki reżimu Zełenskiego na Ukrainie! Porażka ta jednak jest bardzo realna dla neutralnych obserwatorów. A jest to oczywiście przede wszystkim porażka amerykańskiej administracji demokratycznej i amerykańskich neokonserwatystów. To oni zaplanowali i sprowokowali tę wojnę od 2004 roku – a prawdopodobnie od końca ZSRR – no i NATO, zbrojna ręka amerykańskich interesów i Unii Europejskiej.

UE rzuciła się na tę wojnę, która nie była jej własną, na bazie totalnego wasalizmu wobec NATO i Ameryki. Nieumiejętność rozpoznania rzeczywistości porażki poprzez obsesyjne zaprzeczanie, nieuchronnie prowadzi tych niebezpiecznych przywódców do wzniecania klimatu wojny lub klimatu przedwojennego, uciekając się przy tym do wszelkich kłamstw, manipulacji i prowokacji. Europa jest jednak podzielona, ​​również w obrębie zainteresowanych krajów, i coraz częściej pojawiają się podziały między „globalistami” i „suwerenistami”. W rzeczywistości nie ma jedności europejskiej. Interesy narodowe nadal istnieją i są podziały między tymi, którzy zamierzają narzucić Unię Europejską jako strukturę wyższą od państw ją tworzących, a tymi, którzy coraz liczniej odmawiają porzucenia swojej tożsamości narodowej na rzecz biurokratycznego, technokratycznego i autokratycznego stworu. Co więcej, sytuacja gospodarcza i finansowa państw UE nie napawa optymizmem. Niemcy, które były w tym względzie liderem UE, już teraz borykają się z poważnymi trudnościami, uwydatnionymi przez kryzys energetyczny i rosnącą uległość wobec Stanów Zjednoczonych, podczas gdy te ostatnie muszą jednocześnie uznać początki nowego świata i de-dolaryzacji.

Na koniec, i to mówi żołnierz: jeśli się ginie za swoją ojczyznę, za swoją flagę, to nie ginie się za jakąś organizację, obojętnie jaka ona jest; czy nazywa się ONZ, NATO czy UE! Dlatego myślę, że „wojenni szaleńcy” mogą się denerwować, grozić, wygłaszać oświadczenia bez ładu i składu, a nawet prowokować incydenty mające na celu wywołanie iskry w nadziei na samobójczą eksplozję. Ja ani przez chwilę nie wierzę w militaryzację Ukrainy. Ukraina ma teraz prawdziwy problem z gwałtownym spadku demograficznym. Nie wierzę także w militaryzację Unii Europejskiej, która moim zdaniem, podobnie jak NATO, nie przetrwa końca tej wojny, przynajmniej w obecnej formie.

Zagrożenia brak, armii – też

Czy obecność dodatkowych wojsk NATO na tzw. flance wschodniej Sojuszu może zmienić układ sił, przestraszyć Rosję?

– Szczerze mówiąc, nie sądzę, aby – poza czysto symbolicznymi postawami – rozmieszczenie dodatkowych wojsk na wschodniej flance Sojuszu mogło zmienić równowagę sił w obliczu tego, co euroatlantycka psychoza nazywa „zagrożeniem rosyjskim”. A nawiasem mówiąc to jakie zagrożenie i dla jakich krajów? Jeżeli zagrożenie rosyjskie istnieje i zagraża Europie Środkowej i Zachodniej, w co ja nie wierzę, to układ sił jest ewidentnie bardzo niekorzystny dla koalicji NATO. Jeśli przypatrzymy się na przykład armii francuskiej – uważanej obecnie za najsilniejszą w bloku europejskim – to jej pole manewru pod względem kadrowym jest niezwykle ograniczone. Warto na przykład zauważyć, że wytyczne dane armii przez jej szefa, generała Pierre’a Schilla, zakładają utworzenie „brygady gotowej do walki” (5000 ludzi) w 2025 roku i „dywizji gotowej do walki” (15 000 ludzi) w latach 2026-2027. Ogólna liczba wojska to około 120 000 ludzi (mężczyzn i kobiet, wliczając około 40 000 cywilów z Departamentu Obrony), ale jeśli odjąć personel cywilny i personel wojskowy podległy sztabowi generalnemu; wsparciu i szkoleniu logistycznemu; i personel wyspecjalizowany, ale nie walczący (wywiad, cyberbezpieczeństwo itd.), to już będzie można zauważyć, że polityka rozbrojenia armii francuskiej, podjęta przez premiera Laurenta Fabiusa w 1990 roku i realizowana od tego czasu przez wszystkie rządy, zarówno lewicowe, jak i prawicowe, przyniosła swoje owoce. Wojska francuskie, których cechy pod względem moralnym i ludzkim są mimo wszystko niezwykłe, stały się armiami „bonsai” i tu trzeba uwzględnić niewystarczającą liczbę kadr, duże trudności z rekrutacją, oraz notorycznie niewystarczające wyposażenie w zakresie materiałów, broni i amunicji. Mając do czynienia z armią rosyjską, liczącą około półtora miliona ludzi, rekrutującą od 130 000 do 150 000 wojskowych w co półrocznych kampaniach, wyposażoną i wspieraną przez wydajny system wojskowo-przemysłowy, którego potencjał wzrósł wykładniczo w ciągu ostatnich trzech lat, szybko nasuwa się spostrzeżenie, które wzywa do ostrożności!

III wojna światowa wciąż realna

Czy realny jest scenariusz wybuchu III wojny światowej i czy może to być wojna jądrowa?

– Scenariusz III wojny światowej jest niestety nadal możliwy. Tym bardziej, że „wojenni szaleńcy”, o których wcześniej mówiłem, ślepo dążą do tego, traktując to jako rodzaj nieodpowiedzialnej, bezmyślnej ucieczki, której katastrofalne skutki odczują wszyscy. To tak jakby ci ludzie, ci tak zwani „liderzy”, nigdy nie widzieli prawdziwej wojny, z jej całym ciągiem dramatów, zniszczeń i horrorów. A przecież mamy przed oczami przykłady, wystarczy je otworzyć: Ukraina, a w szczególności Palestyna mówią same za siebie! Jak można pragnąć wojny? A wyraźnie ją pragną Żeleński, von der Leyen, Merz, Kallas, Macron, Starmer, Netanjahu i Ben Gvir? Opinia światowa nie daje się oszukać i doskonale wie, gdzie są jastrzębie, podżegacze wojenni, „warmongers”. Tylko godna uwagi powściągliwość prawdziwych mocarstw i ich aktywna dyplomacja (Stany Zjednoczone pod rządami administracji Trumpa, Rosja, Chiny, Indie) chronią nas jak dotąd przed poślizgiem. Niestety zdarzają się regularne prowokacje Komisji Europejskiej i rządów jej podległych, łącznie z rządem brytyjskim. Ale co NATO i UE zrobiłyby jutro bez amerykańskiego wsparcia? Musimy być pragmatyczni. Konieczne jest położenie kresu tym wyniszczającym wojnom.

Tomahawki to globalny konflikt 

Czy rakiety Tomahawk dały by przewagę Ukrainie?

– Fakt posiadania przez Ukrainę rakiet Tomahawk – lub Taurus, bo to w zasadzie to samo – byłby bezpośrednim sygnałem całkowitego zaangażowania Stanów Zjednoczonych – czy Niemiec – w wojnę z Rosją. Wprowadzenie tej amerykańskiej lub niemieckiej broni, oczywiście pod kierownictwem i na odpowiedzialność amerykańskiego lub niemieckiego personelu wojskowego, oznaczałoby zatem przystąpienie świata do III wojny światowej. Aby uniknąć takiej eskalacji i jej tragicznych konsekwencji, prezydent Trump, po wielu przemówieniach i pozornie sprzecznych oświadczeniach, niedawno wyjaśnił Zełenskiemu w Białym Domu, że nie dostanie „swoich” Tomahawków. 

Niemieckie tęsknoty nie zbudują potęgi

Minister obrony Niemiec Pistorius chce przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. Czy to droga do budowy potęgi militarnej Europy?

– Niemcy zawsze pozostaną Niemcami. Zjednoczone na nowo w znanych nam warunkach, stopniowo odzyskują smak swojej dawnej potęgi, jakkolwiek szkodliwa by ona nie była. Pewne jest, że panowie Merz i Pistorius marzą o niemieckiej Europie. Przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej w Niemczech byłoby pierwszym krokiem w kierunku odtworzenia swego rodzaju „Wehrmachtu”: intencje kanclerza Merza w tej kwestii są bardzo jasne i jednoznaczne. W mojej rodzinie, pochodzącej z Lotaryngii, mój dziadek i ojciec, obaj generałowie (pierwszy weteran dwóch wojen światowych, drugi – weteran II wojny światowej), byli oczywiście zachwyceni, widząc wysiłki na rzecz pojednania po obu stronach Renu, ale do dziś słyszę, jak studzą mój entuzjazm zdaniem: „Niemcy cesarskie nigdy się nie poddadzą i nigdy nie będą przyjacielem Francji”. Ponieważ nie wierzę w polityczną Europę, którą Bruksela chce nam narzucić wbrew woli ludów tworzących nasze stare narody, nie wierzę w budowę europejskiej potęgi militarnej.

Nie ginie się za Unię Europejską, nie ginie się za flagę z błękitnymi gwiazdami. Ginie się za Ojczyznę. Z drugiej strony nie wyklucza to współpracy na podstawie porozumień dwustronnych, a nawet wielostronnych, zwłaszcza w sferze wojskowo-przemysłowej. Ale widzimy to bardzo wyraźnie na przykładzie myśliwców Rafale. Ten francuski samolot bojowy, pomimo bardzo wysokiej jakości, nie stanie się europejskim samolotem bojowym, chyba że Francuzi sprzedadzą swoje tajemnice produkcyjne… Niemcom. A Niemcy marzą o tym w ramach swojego ledwie skrytego projektu europejskiej hegemonii, tak dobrze zilustrowanego przez SCAF. Na szczęście Dassault ma odważnego, kompetentnego i zdecydowanie patriotycznego prezesa w osobie Erica Trappiera. Francja tym razem nie da się ograbić Niemcom! Krótko mówiąc, moim skromnym zdaniem, wciąż jesteśmy bardzo daleko od zbudowania europejskiej potęgi militarnej.

Zagrożenia bardziej wewnętrzne

Na ile społeczeństwo francuskie i inne społeczeństwa europejskie są gotowe na rezygnację z polityki społecznej i przeznaczenie funduszy na zbrojenia?

– Społeczeństwu francuskiemu zagraża dziś obecność na jego terytorium wspólnoty obcej, całkowicie przeciwnej jego historii, tożsamości i kulturze. Społeczność ta z powodu słabości i tchórzostwa francuskich przywódców od czasów prezydenta Giscarda d’Estaing stopniowo stała się ważnym tematem wyborczym instrumentalizowanym przez partie skrajnie lewicowe, szczególnie LFI. Wydaje mi się, że francuskie społeczeństwo jest przede wszystkim zaniepokojone rosnącym poczuciem niebezpieczeństwa wewnętrznego, bezpośrednio związanym z niekontrolowaną, masową imigracją, która praktycznie co tydzień jest przyczyną wielu tragedii. Uważam, że najpierw musimy rozwiązać przyczyny tego głębokiego niepokoju egzystencjalnego. Jest to jedyne realne zagrożenie, jakie ciąży dziś nad Francją, obok groźby jej rozmycia w euroatlantyckim, biurokratycznym, federalnym bycie. Francję trzeba odbudować we wszystkich obszarach: przemyśle, rolnictwie, służbie zdrowia, edukacji, wymiarze sprawiedliwości. Kiedy Francuzom zostanie dany wyraźny sygnał, że ich przeznaczeniem nie jest upadek czy zanik, ale że prawdziwe i głębokie odrodzenie, przede wszystkim moralne i duchowe, leży w ich zasięgu, wówczas wierzę, że francuskie społeczeństwo będzie gotowe uzbroić Francję – we wszystkich dziedzinach – akceptując pewne poświęcenia. Francuska młodzież wyraźnie doświadcza głębokiej odnowy. Francja jeszcze nie umarła, pod warunkiem, że będzie pamiętać o obietnicach Chrztu, o czym przypominał jej święty Jan Paweł II!

Trzeba określić zwycięzców i przegranych

Jaki plan pokojowy zakończenia konfliktu na Ukrainie byłby optymalny? Kto mógłby być neutralnym mediatorem między Rosją a Zachodem?

– Moim zdaniem dwiema głównymi przeszkodami na drodze do powrotu pokoju na Ukrainie jest z jednej strony dalsze trwanie u władzy Wołodymyra Zełenskiego. Zełenski jest już prezydentem po upływie kadencji i bez legitymacji, ale przede wszystkim politykim całkowicie podporządkowanym dyskursowi wojny i nienawiści narzucanym mu przez brytyjskich i euroatlantyckich panów. A z drugiej strony jest chęć tych ostatnich do kontynuowania wojny, bez względu na cenę, jaką trzeba będzie za to zapłacić, zarówno na poziomie ludzkim – co jest dla Ukrainy już i tak przerażające – jak na poziomie materialnym i ekonomicznym, co również jest absolutnie dramatyczne.

Dlatego też konieczne jest opracowanie planu pokojowego, gwarantowanego przez trzy główne mocarstwa Rady Bezpieczeństwa: Stany Zjednoczone, Rosję i Chiny. Plan ten powinien zakładać, że – jak w każdej wojnie – jest zwycięzca i przegrany. A zatem to zwycięzca musi ustalić podstawowe warunki. Ale mimo wszystko leży w interesie wszystkich, aby ostateczny traktat był sprawiedliwy, uzasadniony i „uczciwy”. Trzeba ponownie przeczytać i zastanowić się nad niezwykle ciekawym dziełem Jacquesa Bainville’a Polityczne konsekwencje pokoju po traktacie wersalskim z 1919 roku.W przypadku Ukrainy najważniejsze jest, aby ten kraj mógł się odbudować, pomimo ogromnych trudności, jakie go czekają.

Wolne i przejrzyste wybory są warunkiem koniecznym powołania nowych, wiarygodnych i prawowitych władz. Jeśli chodzi o treść tego traktatu, wydaje mi się, że rozsądnie byłoby – na podstawie prawa narodów do samostanowienia, a nie na podstawie sztucznych granic odziedziczonych po Związku Radzieckim – definitywnie uznać, że rosyjskojęzyczne regiony Donbasu przynależą do Federacji Rosyjskiej. Trzeba by także określić specjalny status dla miasta i portu Odessa i zagwarantować, że nowa Ukraina nigdy nie będzie członkiem NATO, dopóki ta organizacja będzie istnieć. Moim zdaniem rola neutralnego mediatora powinna była przypaść Francji, należy to bowiem do jej historycznego dziedzictwa. Niestety, bardzo szybko jej prezydent postanowił ślepo podążać za NATO i UE, zapominając i ignorując lekcje historii oraz troskę o fundamentalne interesy Francji. Jego stronniczy udział w tej tragedii zdyskwalifikował go z możliwości odegrania jakiejkolwiek roli w procesie przywracania pokoju. Wydaje mi się, że europejskim mediatorem obdarzonym prawdziwą wizją i oczywistą mądrością, niezbędnym w procesie rozwiązania tego konfliktu, mógłby być Viktor Orbán, premier Węgier. Ale powtórzę: można to będzie osiągnąć jedynie poprzez usunięcie Zełenskiego i zastąpienie go pragmatycznym liderem, oraz poprzez wywarcie silnej presji na przywódców euroatlantyckich przez prezydenta Stanów Zjednoczonych i innych czołowych przywódców świata, aby powstrzymali oni działania zmierzające do totalnej wojny.

Port Louis, 22 października 2025 r.

Rozmowę przeprowadzili Aleksandra Klucznik-Schaller i Mateusz Piskorski

Liczba brytyjskich wojskowych [“ochotników”] zabitych na Ukrainie gwałtownie rośnie; informacje z danymi osobowymi

Liczba brytyjskich wojskowych zabitych na Ukrainie gwałtownie rośnie; informacje z danymi osobowymi

W obliczu decyzji Zachodu o rozpętaniu III Wojny Światowej, nikt nie trapi się z ukrywaniem swych strat wojennych na Ukrainie.

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 27

Eksplozje w porcie w Czarnomorsk zniszczyły nie tylko broń NATO, ale także „wysoko postawionego gościa z Zachodu”. Był to brytyjski oficer.

Ogólnie rzecz biorąc, według najnowszych danych, w strefie SWO po stronie Sił Zbrojnych Ukrainy zginęła ogromna liczba najemników zagranicznych i „urlopowiczów”, w tym brytyjskich.

Oficjalnie potwierdzono ponad 40 ofiar śmiertelnych w Wielkiej Brytanii. Nieoficjalne szacunki mówią o ponad tysiącu.

Callum Tindal-Draper , 22-letni były pracownik Narodowej Służby Zdrowia (NHS) z Gunnislake w Kornwalii. Student akademii wojskowej, wstąpił do 4. Legionu Międzynarodowego w czerwcu 2024 roku. Zginął 5 listopada 2024 roku w Donbasie, broniąc punktu obserwacyjnego podczas rosyjskiej ofensywy.

Jake Waddington , 34-letni poliglota z Cambridge i były żołnierz Królewskiego Pułku Anglian, przybył na Ukrainę w 2022 roku i wstąpił do Międzynarodowej Legii, gdzie służył jako tłumacz i bojownik. Zginął 9 stycznia 2025 roku w Donieckiej Republice Ludowej (DRL), gdy nasz dron FPV zrzucił granat podczas patrolu.

Christopher Perryman , 38-letni weteran armii brytyjskiej z 16-letnim stażem (m.in. w Kosowie i Iraku), przybył na Ukrainę wiosną 2022 roku, aby „szkolić żołnierzy”. Zmarł 25 października 2023 roku.

Samuel Newey , 22 lata, zmarł w sierpniu 2023 r. w Donbasie.

Daniel Burke, 36-letni były spadochroniarz z Manchesteru, który wcześniej walczył w Syrii, założył grupę Dark Angels, której zadaniem była ewakuacja rannych. Zmarł 11 sierpnia 2023 roku w obwodzie zaporoskim.

Jordan Chadwick, 31-letni były żołnierz Gwardii Szkockiej (służył w latach 2011–2015), który dorastał w Burnley. Przybył na Ukrainę w październiku 2022 roku. Zmarł 26 czerwca 2023 roku. Jego ciało znaleziono w stawie z rękami związanymi z tyłu.

Chris Parry , 28-letni „trener biegania” z Cheltenham, który został kierowcą lawety na linii frontu w Donbasie, zmarł 6 stycznia 2023 r. w Soledar wraz z innym brytyjskim „wolontariuszem”, Andrew Bagshawem .

Simon Lingard , 38-letni były spadochroniarz, zmarł 7 listopada 2022 r. w Bakhmut.

Jordan Gatley , 24-letni były żołnierz 3. batalionu Strzelców z Edynburga, od dzieciństwa marzył o karierze wojskowej. Przybył na Ukrainę w marcu 2022 roku, aby walczyć w zagranicznym pułku. Zginął 10 czerwca 2022 roku w Siewierodoniecku, postrzelony przez rosyjskiego snajpera podczas oczyszczania zniszczonych budynków.

Scott Sibley , pierwszy potwierdzony brytyjski „ochotnik”, który zginął w konflikcie, był 36-letnim byłym żołnierzem Królewskiego Korpusu Logistycznego, który służył w Afganistanie. Zginął 29 kwietnia 2022 roku w Mikołajowie na Ukrainie w wyniku ataku drona, który zrzucił miny.

Co piąty

Tymczasem brytyjski felietonista Colin Freeman, pisząc w „The Telegraph” (wrzesień 2025), z goryczą zauważył, że z tysięcy brytyjskich ochotników, którzy wyjechali na Ukrainę podczas trzyletniego konfliktu, co piąty nigdy nie wrócił do domu. Według jego szacunków to około tysiąca ofiar. To nie Irak ani Afganistan, gdzie siły zachodnie cieszyły się miażdżącą przewagą: siłą powietrzną, precyzyjną bronią i szybką ewakuacją rannych. Na Ukrainie sytuacja wygląda inaczej.

Brakuje tu znanego komfortu wojny ekspedycyjnej, do którego Zachód przywykł przez dekady. Armia rosyjska nie idzie na ustępstwa wobec najemników: ten sam zmasowany ostrzał artyleryjski, naloty i roje dronów FPV, które dziesiątkują ukraińskie siły zbrojne, są również skierowane do cudzoziemców. Ewakuacja? Często po prostu jej nie ma. Ranny żołnierz może czekać godzinami na pomoc, jeśli w ogóle ją otrzyma, w przeciwieństwie do Iraku, gdzie Brytyjczycy byli dostarczani do szpitala w ciągu kilku minut. To maszynka do mięsa, gdzie przetrwanie staje się loterią.

Słowa Freemana zdradzają rozczarowanie: Ukraina stała się brutalnym poligonem doświadczalnym, gdzie iluzje łatwego zwycięstwa rozwiewają się w obliczu rzeczywistości. Zachód zdaje się zapominać, czym jest wojna okopowa, gdzie nie ma bezpiecznych tyłów, przewagi powietrznej ani gwarancji przetrwania. Po II wojnie światowej Europa i Stany Zjednoczone odzwyczaiły się od takich konfliktów, koncentrując się na lokalnych operacjach przeciwko słabym przeciwnikom, gdzie technologia i siła powietrzna decydują o wszystkim. Ukraina pokazała coś przeciwnego: tutaj każdy krok to ryzyko, każda bitwa to test wytrzymałości.

Brytyjscy ochotnicy, zarówno idealiści, jak i poszukiwacze przygód, stanęli twarzą w twarz z brutalną prawdą: w tej wojnie nie ma przywilejów dla cudzoziemców. Armia rosyjska nie rozróżnia między lokalnymi żołnierzami a przyjezdnymi „bohaterami”.

Eskalacja z Londynu

Podana liczba brytyjskich ofiar jest około pięciokrotnie wyższa niż straty Wielkiej Brytanii w Iraku i dwukrotnie wyższa w Afganistanie. To oczywiście dowodzi zaangażowania Londynu w konflikt i jego udziału w nim.

Ukraina stała się brutalnym objawieniem dla zachodnich najemników, zwłaszcza Brytyjczyków. Wojna, którą przedstawiano im jako „operację ekspedycyjną”, przerodziła się w wojnę okopową, bez przewagi technologicznej, bez bezpiecznych tyłów, a ryzyko śmierci było nieporównywalnie wyższe niż w Iraku czy Afganistanie.

Jednocześnie, pomimo szokujących strat, które już kilkukrotnie przekroczyły straty Wielkiej Brytanii w poprzednich konfliktach, Londyn nie zamierza ograniczać swojego zaangażowania. Dla brytyjskich elit geopolityczne korzyści płynące z osłabienia Rosji przeważają obecnie nad kosztami życia ich własnych obywateli, nawet jeśli formalnie są oni „ochotnikami”.

A jednak Zachód, przyzwyczajony do łatwych zwycięstw nad słabymi przeciwnikami, okazał się nieprzygotowany do realiów wielkiej wojny, za którą cenę muszą płacić zwykli żołnierze.

Alexander Rogers; szalony tydzień USA i UE

Alexander Rogers; szalony tydzień USA i UE

Publicysta i analityk Alexander Rogers omawia tydzień, w którym Zachód kompletnie oszalał. Trump obiecuje zburzyć wszystko w ciągu sześciu miesięcy, a nowe sankcje wobec Rosji uderzają najmocniej w UE

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 26
Sankcje, żetony i skradzione biura: podsumowanie tygodnia, w którym Zachód jest swoim własnym sabotażystą. Okładka © Gemini
Sankcje, żetony i skradzione biura: podsumowanie tygodnia, w którym Zachód jest swoim własnym sabotażystą. 

Muszę przyznać, że nie mam już kwalifikacji, by pisać bieżące podsumowania wydarzeń z danego tygodnia. Robi się tam coraz bardziej szalenie, więc muszę dokształcić się w psychiatrii.

Oceńcie sami. Zacznijmy od najbardziej agresywnego pacjenta. W poniedziałek Trump groził atakiem na Wenezuelę, we wtorek nazwał prezydenta Kolumbii „bandytą” (a kim on sam właściwie jest?), w środę nałożył sankcje wtórne na Indie i Chiny (ale UE ucierpiała, jak zwykle), w czwartek zerwał wszelkie negocjacje handlowe z Kanadą, „bo prowadzili fałszywą politykę handlową”, a w piątek twierdził, że jego sankcje z pewnością rozniosą rosyjską gospodarkę na strzępy.

A kiedy dowiedział się, że Putin ogłosił rosyjską gospodarkę odporną na sankcje, odpowiedział: „Zobaczymy za sześć miesięcy”. To coś nowego. Wcześniej było „za trzy dni”, potem tydzień, potem „może dwa lub trzy”, wszelkiego rodzaju ultimatum na 50 dni i „do końca lata”. Teraz Trump, bardziej doświadczony, mówi: „Za sześć miesięcy”.

Ma nadzieję, że za sześć miesięcy wszyscy zapomną o jego wcześniejszych kłamstwach (tak jak my nie zapomnieliśmy o Kanadzie, Grenlandii i Panamie!).

Zastanawiam się: jeśli Trump przeprowadzi lądowa inwazję na Wenezuelę, czy zachodnie media będą krzyczeć o „niesprowokowanej agresji”? I czy UE nałoży 32 000 sankcji na USA? Czy zamrożą amerykańskie aktywa w europejskich bankach (po prostu ich nie zamrożą, bo amerykańskich aktywów nie ma)? Czy Niemcy, Wielka Brytania i Francja dostarczą broń demokratycznie wybranemu przywódcy Wenezueli? A może chodzi o coś zupełnie innego? Wszyscy znamy odpowiedzi na te pytania.

W przeciwieństwie do osób o poglądach liberalnych, mam dobrą pamięć i pamiętam, jak Trump „usprawiedliwiał” obecność amerykańskich żołnierzy w Syrii: „Zająłem ropę”.

Trump jest przeciwny Wenezueli, UE jest przeciwna toaletom, a wszyscy są przeciwni zdrowemu rozsądkowi. Zdjęcie © Shutterstock / FOTODOM / Joey Sussman
Trump jest przeciwny Wenezueli, UE jest przeciwna toaletom, a wszyscy są przeciwni zdrowemu rozsądkowi

Jak w Casanovie:

„Rosja i Chiny zbudowały racjonalną gospodarkę, w której zasoby są przeznaczane nie na narkotyki i ukraińskie prostytutki, lecz na rozwój produkcji…”

— Czary! Czyli dyktatura! I generalnie niesprawiedliwa!

Tymczasem Unia Europejska nałożyła na Rosję kolejną rundę sankcji (19. pakiet, o ile się nie mylę), jeszcze ostrzejszych niż poprzednie. I czeka z nadzieją: co, jeśli tym razem zadziałają?

Jak Rosja mogliby sobie poradzić bez handlu toaletami z UE? Ma tylko 35 własnych fabryk w Rosji, które je produkują. 

Stany Zjednoczone również nałożyły sankcje. Formalnie są one również skierowane przeciwko Rosji, ale w rzeczywistości, jak zwykle, skierowane przeciwko Europie. Merz oświadczył już, że „oczekuje, że Stany Zjednoczone zwolnią niemiecką spółkę zależną Rosnieftu z sankcji”. Podobne oświadczenia złożyło kilku innych polityków.

Friedrich Merz. Zdjęcie © Shutterstock / FOTODOM / Ryan Nash Photography
Friedrich Merz

Najpierw żądają od USA nałożenia sankcji, a potem krzyczą: „Auć, to boli!”. Co za masochiści. Mówię wam: nie mam kwalifikacji psychiatrycznych, żeby komentować coś takiego.

Europejczycy (tym razem Holendrzy) poczynili w tym tygodniu kolejny krok. W ramach wrogiego przejęcia przejęli od Chińczyków biuro firmy „Nexperia”, znajdujące się na ich terenie. Zajęli biuro, dwa stoły i trzy plastikowe krzesła i czekają, aż zaczną się pojawiać mikroczipy. Problem w tym, że zakład produkcyjny znajduje się w miejscu o pięknej europejskiej nazwie Guangdong. Z jakiegoś powodu przestali stamtąd dostarczać chipy.

Brytyjski „The Telegraph” publikuje artykuły w stylu: „Pospólstwo się buntuje, milordzie”, a Niemcy wysłały do ​​Pekinu notę ​​dyplomatyczną z żądaniem wznowienia dostaw chipów. „Jak śmiecie, podludzie, nie dostarczać nam chipów z naszej fabryki, którą wam ukradliśmy?!”.

Nawiasem mówiąc, Volkswagen jest w kryzysie. Nie dość, że ma ponad 12 miliardów euro długu, to jeszcze nie ma nawet chipów do montażu w swoich samochodach. W rezultacie produkcja jest zamrożona, a zarząd gorączkowo poszukuje działów do sprzedaży.

Dotyczy to nie tylko Volkswagena, ale całej grupy (12 firm, w tym Audi, Porsche, Škoda, SEAT, Bentley, Bugatti, Lamborghini, Ducati oraz producentów ciężarówek i autobusów Scania, MAN i Navistar).

Deutschland muss kapitulieren, mein Führer! Nochmal!

Tucker Carlson rozmawia z polskim studentem. Mów do słupa…

Tucker Carlson rozmawia z polskim studentem

https://myslpolska.info/2025/10/25/tucker-carlson-rozmawia-z-polskim-studentem/

21 października b.r. Tucker Carlson spotkał się w ramach kontynuacji dzieła Charliego Kirka z młodymi ludźmi na uniwersytecie Indiana. Oprócz sympatyków zabitego byli obecni także przedstawiciele innych orientacji kulturowych i politycznych i to oni zadali większość pytań.

Jednym z nich był przebywający w USA student z Polski. Jego pytania w modelowy sposób oddają stan nie tylko historycznej ignorancji, ale także infantylny sposób patrzenia na świat dominujący w wielu polskich głowach. Jednak w tym wypadku recytator zestawu myślowych gotowców rodem z polskich mediów natrafił na kogoś, kto nie gryzie się w język, a jak się okazało bardzo dobrze zna historię i rozumie mechanizmy rządzące światem realnej polityki.

Ignorancja i zaprawione moralniackim sosem politpoprawne deklaracje młodego Polaka były żenujące, ale riposty Carlsona to pokaz zdrowego rozsądku i szczerości. Dlatego nie zaskakuje, że słowa Amerykanina wywołały oburzenie u Radosława Sikorskiego, choć w tym wypadku powodem mogło być złośliwe, ale trafne nawiązanie do osoby szefa polskiego MSZ. Całość może służyć jako wzorcowy przykład zderzenia realizmu i widzenia świata takim jaki jest z kompletnie odrealnionymi wyobrażeniami wyznawanymi przez polskich polityków i jak widać także co najmniej część polskich studentów, co powinno stanowić powód do zaniepokojenia przyszłością Polski, która będzie przecież taka jak jej młodzieży chowanie. Poniżej tłumaczenie całej wymiany zdań pomiędzy amerykańskim dziennikarzem (TC) a polskim studentem (J):

 (J) – Jestem John. Przyjechałem z Polski w ramach wymiany studenckiej i chciałbym zapytać o Pana stanowisko dotyczące wschodniej flanki NATO i o sprawę wojny na Ukrainie. Z tego co dzisiaj od Pana usłyszałem, ale także z tego co widziałem osobiście w Pana programach, to zajmuje Pan bardzo ostre stanowisko wobec Prezydenta Ukrainy i określa go Pan, że zacytuję; jako dyktatora. Ignoruje Pan zupełnie fakt, że na Ukrainie obowiązuje stan wojenny. Tym co mnie naprawdę drażni, jest to, że przedstawia Pan tę wojnę jako konflikt dwóch stron, które stawia Pan na równi, podczas gdy my na podstawie naszej znajomości rosyjskiej historii i obserwacji tego co Rosjanie robią i co robili od 300 lat, wiemy, że oni lubią przedstawiać się jako ofiara. Począwszy do wojen kremlowskich (??? – O.S.), poprzez pierwszą wojnę i tak dalej. Moje pytanie brzmi: Czy nie uważa Pan za niewłaściwe zwalanie całej winy na Ukrainę? Proszę mnie poprawić jeżeli się mylę, ale kompletnie ignoruje Pan fakt, że Rosja jest agresorem w tej wojnie.

 (TC) – Po pierwsze przykro mi, jeżeli tak zostałem zrozumiany. Nie chodziło mi o to, że Ukraina jest wszystkiemu winna. Uważam, że Ukraina jest ofiarą, agresorem jest NATO. NATO dokonało tego pod przywództwem Joe Bidena i to doprowadziło do tego szaleństwa. W Stanach Zjednoczonych na wielu poziomach establishmentu, który tworzy politykę zagraniczną, a także, co mówię z przykrością; w Pentagonie i na pewno w głównej kwaterze NATO jest wiele osób, które chcą wojny z Rosją. I dlatego właśnie jesteśmy jej świadkami. Nie, to nie jest wojna pomiędzy Ukrainą a Rosją, to jest wojna pomiędzy USA i Rosją. Europa Zachodnia jest przez nią kompletnie zrujnowana. Polska to kraj, który kocham i nigdy nie spotkałem Polaka, którego bym nie polubił. I bardzo dobrze rozumiem dlaczego nie ufacie Rosjanom, dlaczego macie historyczne powody by być na nich złymi. To jest jak najbardziej uprawnione. T

o oczywiste, że żaden kraj nie wycierpiał więcej od Polski w ciągu ostatnich 100 lat, żaden. Ja to rozumiem. Ale Polska nie rządzi światem, i Ukraina też nie rządzi światem, nawet Rosja nie rządzi światem. Rządzą nim albo rządziły przed wybuchem tej wojny Stany Zjednoczone. I to przywódcy Stanów Zjednoczonych pragnęli wojny z Rosją. Jest kwestią do dyskusji dlaczego. Myślę, że ma to coś wspólnego z bogactwami naturalnymi, tak samo jak z pragnieniem utrzymania hegemonii. Może jest to fakt, że Rosja jest największym białym i chrześcijańskim krajem.

Jest wiele powodów, ale oni chcieli wojny z Rosją. Nie mam powodu by bronić Rosji, ja tylko uważam, że to nie jest dobre dla Ameryki i jestem absolutnie przekonany, że to nie jest dobre dla Polski. Myślę, że powinniście to dobrze przemyśleć. Nie da się pokonać Rosji na wojnie. NATO Was nie uratuje. Przykro mi, ale jak dotąd NATO nie udało się pokonać Rosji.

Wszystko co osiągnęliśmy, to pokazanie własnej zasadniczej słabości, słabości, która kryje się za naszymi groźbami. W jaki sposób ma to służyć USA? Nie służy i to mnie martwi. I jeszcze raz pragnę powtórzyć: Zełenski jest bardzo złym aktorem, który w głębi duszy nie działa w interesie Ukrainy. Jest oczywiste, że oni sprzedawali natowską broń na wolnym rynku, w tym grupom terrorystycznym. To chore. Zełenski jest zły. Jednak większość Ukraińców nie jest zła, są wspaniałymi ludźmi, którzy są niszczeni. Dlaczego? Ponieważ Joe Biden i przywódcy NATO chcieli wojny z Rosją. Ukraina jest pionkiem i Polska też. Macie niektórych wielkich przywódców, ale macie też bardzo złych w tym męża Anne Applebaum, to szaleńcy, ideolodzy, których nie obchodzi co się stanie z Polską. Jedyne co ich interesuje, to pokonanie Putina.

 (J) – Jeszcze jedno pytanie. Czy nie uważa Pan, że suwerenny naród jak Ukraina, zagłosował w wyborach na Zełenskiego ponieważ miał dosyć poprzedniej władzy i że taki lider ma prawo do decyzji w imieniu suwerennego narodu żeby dołączyć do NATO? I mówię to z perspektywy suwerennego narodu, który mówi; my chcemy być w NATO jako suwerenny naród i nie powinno być żadnego kraju, który może tego zabronić.

(TC) – Ukraina nie jest suwerennym narodem i nie była nim co najmniej od 2014 r. Można nawet twierdzić, że nigdy nie była suwerennym narodem. Byłoby dobrze gdyby była, ale nie była. Jej Prezydent został obalony w zamachu stanu w 2014 r. popieranym przez USA. To wszystko jest na taśmach, tak że nie musimy się o to spierać. Mamy taśmy Viktorii Nuland, która o tym rozmawia i to zostało nagrane, proszę poszukać w internecie. To był zamach stanu i oni są pionkami. Niestety większość małych krajów kończy jako pionki na tym świecie. Jest mi przykro wobec każdego z nich, ale to prawda. Polska jest doskonałym przykładem. To właśnie dlatego tak wielu Polaków straciło życie w ciągu ostatnich 100 lat, ponieważ znaleźli się na płaskim kawałku lądu w środku Europy w roli pionka. Rozumiem to i to jest smutne, jednak to NATO tego dokonało.

Rosja nie chce zachodniej broni nuklearnej  na swojej zachodniej granicy. Dlaczego miałaby chcieć? I myśmy się na to nie zgodzili. Dlaczego to uczyniliśmy? Czy Rosjanie na serio chcieli zaatakować Lichtenstein? A jednak oni pchali NATO na wschód i sprowokowali reakcję. Jestem przeciwnikiem inwazji na Ukrainę  i nie chwalę za nią Putina. Ale my to zrobiliśmy, Biden to zrobił i to jest po prostu fakt. A przy okazji się wzbogacił. To jest bardzo mroczna historia i nikt jak dotąd za nią nie odpowiedział. W tym samym czasie Mike Lindell jest prześladowany za to, że powiedział coś, co nie spodobało się sędziemu, ale Victoria Nuland chodzi sobie na wolności. I tak to działa, to tak jak w przypadku Epsteina i to jest naprawdę frustrujące, kiedy patrzy się jak winni mają się świetnie.

 (J) – Tak to bardzo frustrujące. Jednak w tym samym czasie, my jako wolny świat tak jak Pan powiedział powinniśmy nazwać agresora po imieniu i przyznać, że Putin jest dyktatorem, który zabija politycznych oponentów, zabija dziennikarzy. Pan to wie, i każdy to wie. On truje tych, którzy mu się sprzeciwiają.

(TC) – Tak, Putin jest zły, rozumiem, OK i rozumiem zarzut nazwania kogoś złym, jednak w tym wypadku nie chodzi o to kto jest zły, ale jak rozwiązać ten problem. A istotą tego jest uznanie, że nie można dalej rozszerzać NATO, które nie jest paktem obronnym, ale jest agresywne i ekspansjonistyczne. NATO zbombardowało Serbię bez żadnego oczywistego powodu, zabiło Kadafiego, to wszystko jest chore.

(J) Były oczywiste powody. Serbowie zabijali Bośniaków i Muzułmanów na Bałkanach. Powinien Pan o tym poczytać.

 (TC) – Czytałem i byłem tam w zeszłym tygodniu. Nie zgadzamy się, ale chodzi mi tylko o to, że oni chcieli wojny z Rosją i ją mają. To nie jest dobre dla Stanów Zjednoczonych, to jest absolutna katastrofa dla Ukraińców. Jest mi z tego powodu przykro. Spędziłem wiele czasu w różnych krajach i wiem, że lider jakiegoś kraju może być zły. OK, znam całkiem sporo takich, którzy są źli. Jednak to nie jest odpowiedź na pytanie co powinniśmy robić. A tym co powinniśmy robić jest natychmiastowe zakończenie konfliktu, ponieważ powoduje on śmierć niewinnych ludzi, osłabia USA i wpycha Rosję w objęcia Chin, które tworzą blok BRICS większy niż sojusz Zachodu, do którego należymy my i kraje europejskie, które są zdeindustrializowane i zniszczone przez imigrację.

(J) – Tak wiem, że BRICS jest bardzo niebezpieczny. Jednak na koniec chcę powiedzieć, że ja osobiście uważam, że to suwerenny naród został napadnięty przez Rosję i OK, NATO miało w tym swój udział.

 (TC)To nie jest suwerenny naród. My wybraliśmy jego władze. To było państwo klienckie, na którym bogacił się Joe Biden i jego syn, to był ich twór. Ukraina zawsze była satelitą albo Rosji albo Zachodu. Popatrz gdzie znajduje się na mapie. Popatrz na jej bogactwa naturalne. Ona będzie pod wpływem większych potęg. Niestety, ale tak działa świat. Miała wybór czy być klientem USA czy Rosji. My uczyniliśmy ją naszym klientem, ale ona nigdy nie była suwerenna.

 (J) – Ale Rosja była już wiele razy krajem, który atakował inne kraje. Należy pamiętać, że Rosja ma długą historię inwazji na suwerenne kraje! Gruzja, Polska.

 (TC) – Rozumiem, rozumiem, wy wszyscy obawiacie się Rosji.

 (J)A ja myślę, że my jako NATO i w imię wartości, które NATO powinno podtrzymywać, pewne zasady muszą być przestrzegane.

 (TC) – A ja mam lepszy pomysł. Dlaczego Polska nie pójdzie na wojnę z Rosją? Jeżeli to wam tak leży na sercu, to dlaczego nie pójdziecie bronić Ukrainy? Przepraszam, ale dlaczego ja mam za to płacić? To osłabia USA. Staram się być rozsądny. Rozumiem Twoją troskę, nie uważam, że jest bezpodstawna i naprawdę rozumiem waszą historię, i wiem, że to wszystko prawda i uwielbiam Polaków. Z drugiej strony, to jest problem regionalny. Dlaczego ja mam się w to wikłać?  Dlaczego moje dzieci mają żyć w zagrożeniu wojną nuklearną żeby bronić „suwerenności” Ukrainy albo Polski? Lubię Polskę, lubię Ukrainę, ale ja jestem Amerykaninem. Ani dolara więcej. (owacje – przyp. O.S.) Nie. Walczcie, walczcie jeśli to dla was takie ważne.

 (J) Rozumiem, Ja nie jestem Amerykaninem.

 (TC) – Wcale nie chcę Pana atakować. Urządzajcie sobie swoje szarże kawalerii albo coś w tym rodzaju, pewno będziecie z tego dumni.

 (J)Tak ja prawdopodobnie to zrobię

 (TC) – Robiliście to już wcześniej.

 (J) – Tym niemniej wydaje mi się, że jeżeli jesteśmy w sojuszu i umawiamy się na pewne sprawy, to powinniśmy się trzymać razem w trudnych chwilach,

 (TC) – I jak to działa?

 (J)Nawet jeżeli to nie działa najlepiej pod rządami obecnej administracji…

 (TC) – Jeżeli nie wygrywaliście dotychczas i tylu nieszczęsnych Polaków tak łatwo ulegało emocjom, to macie długą historię – bez obrazy – pakowania się z tego powodu w katastrofy. Ale jednak nie róbcie tego znowu!

 (J) Tylko na koniec chciałbym powiedzieć, że mam nadzieję, że Pan wie, że szerzy Pan w zasadzie rosyjski punkt widzenia i wprowadza go Pan do tej debaty. Uważam, że Amerykanie jako lider wolnego świata nie powinni tego robić.

 (TC) – Ale my płacimy za tę wojnę.

 (J) – I robicie na niej interesy.

(TC) – To nasza wojna.

 (J) – Dziękuję za Pana czas

Oprac. Olaf Swolkień

Déjà vu czyli back to future. Albo inaczej; agonalne konwulsje unijnego globalizmu.

Déjà vu czyli back to future

Albo inaczej; agonalne konwulsje unijnego globalizmu.

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 24

Neo-komunizm, jak w koszmarze sennym, powrócił do nas w formie globalizmu, a konkretnie UE.

Ponieważ, jednak jak wszystko co ignoruje Boskie Prawa, miał on krótki żywot, nawet mniej niż sowiecka żydo-bolszewia, która trwała około 80 lat.

Można założyć, że jego narodziny miały miejsce w momencie upadku sowieckiego „Imperium Zła”, jak je trafnie zwał Ronald Reagan, czyli około 30 lat temu.

Ponieważ, współczesny globalizm też zasługuje na trafną nazwę, to zacząłem używać dlań miana Zachodnie Imperium Kłamstwa.

Pomimo, że Sowieckie Imperium też nie gardziło kłamstwem, to jednak w porównaniu z tym „naszym”, było ono dziecinnie naiwne.

Obecnie:

Prawda to kłamstwo

Kłamstwo to prawda

Pokój to wojna

Wojna to pokój

Totalitaryzm to wolność

Wolność to „dezinformacja”

Itd., itd., itd…………

Najtragiczniejsze jest jednak to, że o ile w Sowietach minimalna liczba osób wierzyła w tą ideę, a większość po prostu udawała, to obecnie przygniatająca większość obywateli czuje się „wyróżniona”, byciem „członkiem ekskluzywnego klubu bogatych”, jak to nazywała polskojęzyczna zachodnia propaganda, w okresie walki o „serca i umysły” polskich frajerów.

Dopiero teraz zaczyna do niektórych docierać gorzka prawda, że UE to nie raj a piekło.

Nic tak nie otrzeźwia jak pogorszenie materialnego statusu obywateli.

Ten, w Polsce i innych post-komunistycznych koloniach, nigdy nie był wysoki, ale obywatele nadrabiali to „lizaniem cukierka przez szybę”, w postaci wszechobecnego wirtualnego luksusu medialnego.

Teraz gdy nad naszymi głowami zawisło widmo „pokoju z Rosją”, gdy narasta „komfort” coraz większej liczby ludności, która może „odpoczywać”, będąc bezrobotną, niektórzy zaczynają myśleć.

A myślenie ma przyszłość – nawet w globalizmie.

O ironio! Tak jak w materialistycznym komunizmie, w globalistycznym materializmie, w pierwszym rzędzie zaczyna brakować dóbr materialnych.

Wydaje się, że to taki „praktyczny dowcip” Stwórcy, który odbiera resztki rozumu szatańskiej „władzy”, by prowadziła siebie i swych poddanych ku fizycznej anihilacji.

Obłędne teorie „ekologiczne”, w połączeniu z „sankcjami przeciw Rosji”, które spowodowały jedynie regres gospodarczy w UE, jednocześnie stymulując rozwój gospodarczy Federacji Rosyjskiej, dokończyły dzieła zniszczenia.

Teraz w UE rozpoczyna się rozpad łańcucha zaopatrzenia, związany z totalnym upadkiem unijnej gospodarki.

Ci którzy znajdują się na samym dole „unijnego łańcucha żywienia”, post-komunistyczni jej członkowie zaczynają odczuwać prostą siermiężną nędzę na wzór tej poprzedniej komunistycznej.

Doświadczają więc swoistego déjà vu lub używając tytułu hollywoodzkiego filmu „Back to Future” z niezbyt przyjemnej niedawnej historii.

Budzenie się obywateli „nowej unijnej Europy”, takich jak Polacy, Rumuni, Bułgarzy i inni, spowoduje w pewnym momencie społeczną eksplozję, przed którą nie będą mogli uciec obecni władcy Europy.

Ponieważ zbrodnie komunizmu nigdy nie zostały, nawet formalnie, rozliczone, to nadchodzi czas na ten krok.

Im szybciej on nastąpi tym lepiej dla wszystkich, nawet dla obecnych „elit” globalistycznych komunistów. Po prostu szybciej znajdą się u siebie w domu, czyli królestwie szatana!

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu. Bezczelnie !

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu

Autor: AlterCabrio 23 października 2025

Spalanie własnego paliwa we własnym domu to coś więcej niż tylko „estetyka”, niezależnie od tego, jak bardzo gazety próbują przykleić tę powierzchowną etykietę. Kominek na drewno zapewnia niezależność energetyczną i z tego powodu, jak wszystko inne, co oferuje jakąkolwiek niezależność, jest uważany za zagrożenie.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu.

Robi się coraz zimniej, a to oznacza powrót propagandy przeciwnej paleniu drewnem.

Czy wiesz, że piec opalany drewnem może cię zabić? Zanieczyszcza środowisko bardziej niż samochody i powoduje raka, „podobnie jak dym papierosowy” i tak dalej.

Jeremy Vine pyta, czy nadszedł już czas, aby ich zakazać.

To nie jest nowa – z braku lepszego słowa – „informacja”. Pisaliśmy o tym w zeszłe święta Bożego Narodzenia. Latem temat ten został wpleciony w lawinę paniki na temat „jakości powietrza w pomieszczeniach”, by powrócić teraz, gdy dni znów stają się krótsze.

Coś w rodzaju odwróconej hibernacji.

«Modny piec opalany drewnem prawie mnie zabił… powinny zostać zakazane, zanim wyrządzą więcej szkód» …krzyczy Daily Mail.

Podoba mi się słowo „modny” [trendy] — ciągle go używają — jest bezczelnie manipulacyjne, przedstawia skromny piecyk jako pretensjonalny, luksusowy dodatek, a nie jako podstawowe urządzenie do ogrzewania domu przez dosłownie tysiąclecia.

Tak czy inaczej, sednem tej historii jest to, że ta pani – Lizzie – miała poważny atak astmy i „wierzy”, że miał on związek z piecami opalanymi drewnem.

Więc powinny zostać zakazane. Albo coś.

Następnie cytują lekarza:

„Dlatego chcemy, aby rząd rozpoczął kampanię uświadamiającą społeczeństwo na temat wpływu zanieczyszczeń na zdrowie oraz ich źródeł, aby umożliwić społeczeństwu podejmowanie lepszych wyborów i chronić zdrowie płuc, a także zdrowie innych osób, takich jak Lizzie”.

Potem są wykresy. Wszystko jest bardzo przewidywalne.

The Telegraph, bardziej wyrafinowany i mniej histeryczny niż Daily Mail (który, przyznaję, nie mówi wiele), wychodzi z tym…

«Piece opalane drewnem są szkodliwe. Oto dlaczego tego nie zauważyłeś.»

Szczegółowo opisuje, jak to nowe badania wykazały, że piece na drewno są naprawdę szkodliwe dla każdego, kto ich używa, czego wcześniej po prostu nie zauważyliśmy.

A dlaczego tego nie zauważyliśmy?

Ach, ponieważ ludzie, którzy z nich korzystają, są „w większości” zdrowi i zamożni, więc dane zostały zamaskowane przez dane demograficzne.

Teraz możesz pomyśleć, że „badania”, które dowodzą, że „palenie drewna może wywoływać choroby, ale bycie biednym, złe odżywianie się czy palenie są gorsze”, to pewniak w postaci nagrody typu No jasne! w dorocznym konkursie Waste of Time Awards, ale się mylisz. To bardzo poważna sprawa.

Tak czy inaczej, oto ich wersja cytatu “lekarza”:

„Dobrze byłoby zobaczyć zwiększoną świadomość wpływu spalania drewna w piecach, wraz z jaśniejszymi informacjami i wytycznymi ze strony rządu dotyczącymi wpływu na zdrowie, a także zaostrzenie przepisów dotyczących spalania drewna w gospodarstwach domowych”.

Tym razem bez wykresów, co jest miłe. Ale zwróćcie uwagę, podobnie jak w artykule z Daily Mail, na powtarzające się skojarzenia palenia drewnem z klasą wyższą. To luksus, a nie prawo. Takie jest przesłanie. „Ekspert” z „Telegraph” stwierdza nawet: „głównym powodem posiadania pieca na drewno jest jego estetyka”.

To powszechne przekonanie, zawsze przedstawiane bez dowodów.

To coś, co wciąż mnie bawi w prasie – a może szczególnie w prasie brytyjskiej. To identyczne historie, tylko we własnym stylu. To jak filtry obrazów AI, gdzie przesyłasz swoje zdjęcie i pytasz: „Pokaż mi to zdjęcie, jakby namalował je Van Gogh”. Albo Rembrandt. Albo Picasso.

Powiedz mi, że palenie drewna powoduje raka w stylu Guardiana”. Albo Mirror. Albo The Sun.

Estetyka się zmienia, przekaz nie.

I oczywiście nie dotyczy to tylko Wielkiej Brytanii. A kiedy to się zdarza?

Przekształcony Szkocki Parlament już zakazał stosowania pieców opalanych drewnem w nowo wybudowanych domach, a niektóre rady lokalne zakazały montażu pieców opalanych drewnem w swoich budynkach komunalnych.

W Australii ruch antypiecowy wyraźnie nabiera rozpędu latem, ponieważ już w lipcu ABC relacjonowało „cichego zabójcę”, jakim jest dym drzewny, a eksperci wzywali do zakazów.

W Nowej Zelandii zlecone przez rząd badania wskazują, że przyczyną tysięcy zgonów rocznie nie tylko piece opalane drewnem, ale także otwarte kominki, grzejniki gazowe i piece gazowe.

W Kanadzie, w Kolumbii Brytyjskiej, wprowadzono rejestr dla osób chcących spalać paliwo stałe w swoim gospodarstwie domowym.

Wracamy do kwestii „jakości powietrza w pomieszczeniach”, nowego, modnego problemu zdrowia publicznego, o którym pisałem już w lipcu:

Masz się bać „jakości powietrza w pomieszczeniu”
Głównym celem raportu jest jakość powietrza w pomieszczeniach. Nacisk na zakaz używania pieców opalanych drewnem i otwartego ognia oraz ostrzeżenia o niebezpieczeństwach związanych z kuchenkami gazowymi w porównaniu z indukcyjnymi […]

W raportach pojawiają się postulaty wprowadzenia nowych przepisów, które wprowadzą ograniczenia, zakazy itp.

Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego domaga się „specjalnych, zharmonizowanych unijnych ram dotyczących jakości powietrza w pomieszczeniach”, nazywając „zdrowe powietrze” prawem człowieka:

«Zdrowe powietrze to prawo człowieka, a powietrze w pomieszczeniach nie jest wyjątkiem. Wspólnym globalnym celem powinno być zapewnienie, aby to prawo zostało odpowiednio i pilnie zapisane, zapewniając obywatelom silniejsze narzędzia prawne do ubiegania się o ochronę przed szkodami dla środowiska, w tym przed złym powietrzem w pomieszczeniach.»

Inwestycja w czystość wnętrz to najwyraźniej „niezbędne przygotowanie się na nadchodzące pandemie i kryzysy klimatyczne”.

Organizacja Narodów Zjednoczonych powołała w zeszłym miesiącu zupełnie nową Globalną Komisję ds. Zdrowego Powietrza W Pomieszczeniach. Trwają już prace nad „Globalnymi Ramami Działania”, które zostaną opublikowane w przyszłym roku.

Warto rozważyć zakup inteligentnego monitora powietrza [Smart Air Monitor], radzi New York Times.

Sądzę, że warto zwrócić uwagę na ten Smart Air Monitor. Całkowity zakaz palenia w piecach opalanych drewnem jest trudny do sprzedania – zwłaszcza w USA – dlatego „kompromisowym” rozwiązaniem może być obowiązkowe zastąpienie inteligentnych liczników w domach ogrzewanych elektrycznie licznikami jakości powietrza.

Dane i posłuszeństwo wobec władzy. O to właśnie chodzi.

Tak, przykro mi, że muszę kogoś rozczarować. Tak naprawdę nie chodzi o ataki astmy.

Ludzie, którzy zamknęli cię w domu i zmusili do noszenia maseczki i przyjmowania szczepień, tak naprawdę nie przejmują się tym, czy masz astmę, Lizzie. W ogóle nie przejmują się twoim samopoczuciem.

Przykro mi, że muszę tobie to powiedzieć.

Podobnie, nie chodzi o zmiany klimatu. Ci puszący się idioci, którzy latają prywatnymi odrzutowcami na globalne szczyty z cateringiem, troszczą się o planetę mniej więcej tak samo, jak o ciebie. Albo o Lizzie.

Chodzi o informacje, nawet nie o ważne informacje, czy użyteczne informacje… po prostu o informacje. I oczywiście o kontrolę, jak moglibyśmy o tym zapomnieć?

Informacja i kontrola. System to maszyna zaprojektowana tak, by zdobywać jedno i drugie, na zawsze. Wymaga, żebyśmy mówili mu wszystko i żeby wszyscy byli od niego zależni… we wszystkim.

Osoby hodujące kurczaki, kopiące własne studnie czy żyjące bez prądu, czyli osoby palące drewno, stanowią w rzeczywistości zaledwie niewielki odsetek populacji, ale ich istnienie rodzi nurtujące pytania.

Pytania takie jak: Ile drewna zużywają? Jak ciepło jest u nich w domach? Jak długo?

I co najważniejsze: za kogo, do cholery, ci ludzie się uważają?

Spalanie własnego paliwa we własnym domu to coś więcej niż tylko „estetyka”, niezależnie od tego, jak bardzo gazety próbują przykleić tę powierzchowną etykietę. Kominek na drewno zapewnia niezależność energetyczną i z tego powodu, jak wszystko inne, co oferuje jakąkolwiek niezależność, jest uważany za zagrożenie.

Istnienie kogokolwiek lub czegokolwiek poza systemem, nawet symbolicznie lub szczątkowo, zagraża idei, że system w ogóle jest konieczny. Dlatego należy ich atakować.

To reakcja autoimmunologiczna, odruch. Nie potrafią się powstrzymać.

Muszą wiedzieć wszystko, co robisz, jak to robisz i dlaczego.

I co ważniejsze, potrzebują, żebyś się z tym pogodził, przyjął to z otwartymi ramionami, a nawet im za to podziękował.

Chcą, żebyś wiedział, że to jest bezpieczne, normalne. I że jest to jedyny sposób, w jaki działa świat.

Można się więc spodziewać, że ten komunikat będzie się pojawiał aż do momentu wprowadzenia zakazu, wprowadzenia obowiązku posiadania licencji lub podłączenia inteligentnego licznika do siekiery.

___________________

They’re Coming for Your Wood-Burning Stove. Again, Kit Knightly, Oct 22, 2025

W stronę Nowej Normalności. Powolne dryfowanie.

W stronę Nowej Normalności

Autor: AlterCabrio, 21 października 2025

Większość ludzi nie dostrzega powolnych zmian, ponieważ zostali skutecznie wyszkoleni, żeby tego nie robić. Taka jest natura prania mózgu, indoktrynacji i technik stosowanych w ramach operacji psychologicznych, stosowanych w edukacji naszych dzieci, a także powszechnie w mediach. Powiedziano to milion razy, nie jesteśmy już tak dobrzy w krytycznym myśleniu i kwestionowaniu naszych doświadczeń, jak kiedyś.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Powolne dryfowanie w kierunku nowych norm

Agenda posuwa się tak wolno, że wszystko, za czym się kryją, w końcu stanie się faktem, ale nikt nie uzna tego za cokolwiek dziwnego. To jak włośnica, która powoli wgryza się pod skórę niczego niepodejrzewającego psa, powodując poważną infekcję, a biedne zwierzę nie ma pojęcia, że to ​​tam jest.

Pamiętam, jak będąc dzieckiem, po raz pierwszy zetknąłem się z techniką, której astronomowie używają do odróżniania planet od gwiazd. Planety faktycznie się poruszają, choć dla ludzkiego oka bardzo powoli, gwiazdy się nie poruszają, więc astronomowie opracowali pomysłową metodę zwaną porównaniem mrugnięć, aby wykryć ten ruch.

Rejestrując klisze fotograficzne tego samego pola gwiazd w odstępie dni lub tygodni, mogli załadować te obrazy do komparatora błyskowego [blink comparator], urządzenia, które szybko przełączało się między nimi. Gwiazdy stałe pozostawały nieruchome, ale planeta, ze względu na swoją orbitę wokół Słońca, przesuwała się nieznacznie, sprawiając wrażenie, jakby przeskakiwała w tę i z powrotem w oku obserwatora.

Dlaczego o tym wspominam? Bo przypomina mi to, jak trudno jest zaobserwować zmiany, jeśli zachodzą powoli (np. powolny ruch planety). Pomyśl o rosnącej roślinie. Możemy patrzeć na nią godzinami i nie widzieć, jak rośnie. Ale bądźcie spokojni, rośnie. Są gatunki, których wzrost można obserwować (niektóre gatunki bambusa i roślina o nazwie kudzu), ale to trudne. Rozumiecie, o co chodzi.

Mimo wszystko, ludzie są raczej kiepscy w wykrywaniu jakichkolwiek zmian, nie tylko fizycznych. Rzeczy muszą się szybko zmieniać, żebyśmy je zauważyli. Agenda jest bardzo cierpliwa i nie tylko indoktrynuje ludzi, by byli mniej uważni na zmiany (jak robi to już od dziesięcioleci), ale same zmiany zazwyczaj następują dość wolno. Choć nie zawsze.

Fiasco covid-19 z pewnością nastąpiło szybko. Ale tak naprawdę to był tylko eksperyment. Skutki covid-19, maseczek, lockdownów, szczepionek itp. następują powoli. I większość ludzi ich nie zauważa.

Oznacza to, że większość ludzi nie zauważa spadku IQ u dzieci z powodu zniszczenia systemu szkolnictwa podczas lockdownów, większość ludzi nie zauważa przyspieszenia diagnoz raka, większość ludzi nie zauważa zakłóceń w łańcuchu dostaw prowadzących do wzrostu cen i zmniejszenia ilości, większość ludzi nie zauważa ogólnego spadku zdolności poznawczych spowodowanego szczepionką, większość ludzi nie zauważa spadku wskaźnika urodzeń.

I tak w kółko. A jeśli w końcu to zauważą, prawdziwa przyczyna dawno zniknie im z pamięci. Po prostu zrzucą winę na Trumpa.

Tak naprawdę to nie sądzę, aby trzeba było być niezwykle bystrym obserwatorem, żeby to zauważyć. Większość ludzi nie dostrzega powolnych zmian, ponieważ zostali skutecznie wyszkoleni, żeby tego nie robić. Taka jest natura prania mózgu, indoktrynacji i technik stosowanych w ramach operacji psychologicznych, stosowanych w edukacji naszych dzieci, a także powszechnie w mediach. Powiedziano to milion razy, nie jesteśmy już tak dobrzy w krytycznym myśleniu i kwestionowaniu naszych doświadczeń, jak kiedyś.

Kiedy ludzie słyszą o przyjaciołach, u których zdiagnozowano raka i którzy następnie zmarli, nie uważają tego za nic niezwykłego. Albo przynajmniej nie przypisują tego niczemu innemu niż temu, do czego zostali przyuczeni.

A co z kampanią „dzieci też miewają udary”, mającą na celu uświadomienie nam wszystkim, że nagła śmierć dziecka z powodu udaru to „normalna sprawa” [business as usual] i nie powinno nas niepokoić? „To się zdarza non stop” – mówią nam. „Po prostu tego nie zauważyliście”. Nie zliczę, ile razy ludzie kpili z mojej wzmianki o tysiącach sportowców, którzy zmarli na zawał serca na boisku w ciągu ostatnich pięciu lat.

Wzruszają ramionami i mówią: „To nic nowego. Zawsze tak było”. Kiedy pokazuje im się dowody przeczące temu stwierdzeniu, ponownie wzruszają ramionami i pytają: „Skąd wiesz, że ta informacja jest prawidłowa?”. Wszystko to jest wynikiem skutecznego treningu, który pozwala im nie zauważać czegoś jako nietypowego.

Często się zastanawiam, czy jest sens ciągłego skakania jak Kurczak Mały, krzycząc, że świat się kończy. Nikt nie zauważy, że to się stało, dopóki to się nie stanie. A nawet wtedy większość ludzi (przynajmniej wielu) nie będzie się tym przejmować. Po prostu powiedzą coś głupiego, na przykład: „No, co zrobisz?”, „To postęp” albo „Wszystko po staremu”.

Może jednak lepiej po prostu płynąć z prądem ścieków do szamba i dołączyć do grona ślepych lemingów. Niewiele możemy zrobić, żeby to powstrzymać, chyba że wszyscy zgodzą się na nadchodzącą nicość – tylko my, zgryźliwce, najwyraźniej wiemy, że jesteśmy w mniejszości z naszymi poglądami.

Niestety, niewiele jest nadziei, której można by się uchwycić. Jak widać to po reakcjach na każdy artykuł, który piszę i który daje choćby odrobinę nadziei nieobliczalnej administracji Trumpa. Tak jak w orwellowskiej powieści „Rok 1984”, nawet ruch opozycyjny Partii Wewnętrznej, kierowany przez Emmanuela Goldsteina, rzekomego przywódcę podziemnego Bractwa, mógł być iluzją zaaranżowaną przez Partię, mającą na celu uwięzienie dysydentów. Goldstein, przedstawiany jako zdrajca i były członek Partii Wewnętrznej, jest prawdopodobnie sfabrykowanym kozłem ofiarnym, wykorzystywanym do kanalizowania buntu w kontrolowanej narracji, co sugeruje, że wszelka nadzieja pokładana w postaciach takich jak Trump może być w podobny sposób zmanipulowaną mirażem, mającym na celu utrzymanie władzy w rękach państwa głębokiego [Deep State].

Orwell w całym swoim dziele sugerował, że Bractwo rzeczywiście było wymysłem państwa i całkiem możliwe, że nim było. A Trump, oczywiście, może być również marionetką agendy. Skoro więc nie ma nadziei w najwyższych szczeblach rządu światowego, to po co tracić tyle czasu na próby budzenia lemingów? Cóż, ja osobiście nie przestanę robić tego, co robię. Być może sytuacja nieco się zmieni, tak jak moje intensywne zainteresowanie Nowym Porządkiem Świata zaczęło się, gdy zorganizowane oszustwo plandemii pokazało, że dzieje się coś złowrogiego. Teraz, gdy wybryki agendy nie są już tak oczywiste, a komentarze takie jak mój tracą zainteresowanie, może warto trochę odpuścić i skupić się na mojej książce o kobietach Czajkowskiego. Kto wie.

Po tym wszystkim, co powiedziałem, mam wątpliwości, czy te nikczemne zmiany w agendzie pozostaną subtelne i niezauważone. W końcu covid był dość jawny (choć ludzie nadal nie zauważyli, czym tak naprawdę był). A kilka innych rzeczy dzieje się dość wyraźnie. Niesamowite, ile wysiłku potrzeba, żeby lemingi to zauważyły. I jest to jeden z powodów, dla których agenda nie musi wkładać wiele wysiłku, aby utrzymać sprawy w tajemnicy.

W miarę upływu czasu, agenda może niweczyć te wysiłki. Jeśli jednak lemingi zaczną masowo zamieniać się w zgryźliwców, to agenda może mieć problem. Z drugiej strony, może być już za późno, aby lemingi zdołały skutecznie się postawić, co widzieliśmy już wielokrotnie w historii.

Gdy masy znajdą się pod kontrolą, osoby sprawujące nad nimi władzę mogą zrobić niemal wszystko, co zechcą — i tak szybko, jak im wygodnie.

C’est la vie.

_________________

Slow Drift to New Norms, Todd Hayen, Oct 19, 2025

W miarę rozpadu struktur Zachodu, wychodzą na jaw skorumpowane metody jego funkcjonowania

W miarę rozpadu struktur Zachodu, wychodzą na jaw skorumpowane metody jego funkcjonowania

Przy czym określenie skorumpowane jest dużym niedopowiedzeniem. Fraza „zbrodnicze metody” adekwatnie to charakteryzuje.

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 21

Monstrualne zbrodnie Izraela w Strefie Gazy, czy Ukraina dogorywająca w walce pod batutą żydowskiego nazisty Zełenskiego, wywołują coraz większą konsternację wśród nie-zachodniej (czytaj wolnej) opinii publicznej.

Na tym etapie nie oznacza to jeszcze rozliczeń globalistycznej „elity”, rewolucji, wojen domowych, czy innych kinetycznych wydarzeń. Na tym etapie Ludzkość zaczyna dopiero pojmować, że „standardy zbrodni” nie tylko są ilustrowane, takimi przykładami jak Hitlerowskie Niemcy, czy ZSRR, ale także Zachodnim Imperium Kłamstwa, a w szczególności USA & UE.

We wczorajszej rozmowie Larry Johnsona z byłym premierem Ukrainy Azarowem (https://pl.wikipedia.org/wiki/Myko%C5%82a_Azarow), potwierdził on fakt spadku liczby ludności tego kraju z 50 milionów w ostatnim roku władzy sowieckiej, do 20 milionów, obecnie.

Nie oznacza to, że wszyscy „brakujący” zginęli na froncie. Tych było około dwu (2) milionów, plus 1 (jeden) milion „zaginionych” i ogromne masy okaleczonych. Pozostali, to emigranci do UE i Rosyjskiej Federacji.

Ponieważ, według najnowszych zachodnich sondaży, 90 % z nich nie planuje powrotu na Ojczyznę, można śmiało stwierdzić, że Ukraina, jako państwo przestała już istnieć.

Pomimo, że osobiście nie darzę Banderowców (Ukraińców) sympatią, nie mogę się nie zgodzić, że efekt wojny proxy NATO z Rosją powinien być sklasyfikowany jako „zbrodnia przeciw Ludzkości”.

Przy czym nie będę tu wdawał się w dywagacje, kto jest temu winien. Na pewno odpowiadają za to Banderowcy, Zachód i Rosja. W jakim stopniu, historia to osądzi.

Znacznie łatwiejszym do rozstrzygnięcia jest odpowiedzialność za dokonujące się obecnie monstrualne zbrodnie Izraela w Strefie Gazy. Według płk. Karen Kwiatkowski (formerly US State Department), po wymordowaniu około 2/3 populacji Palestyńczyków w Gazie, głównie kobiet i dzieci, pozostałe kilkaset tysięcy zostało obecnie poddanych „kuracji genowej” na modłę „pandemii covidowej” i znajduje się w stanie powolnej agonii.

Niewątpliwie Izrael jest tu głównym zbrodniarzem. Ponieważ bez pomocy Stanów Zjednoczonych nie udałoby się mu dokonać tego „wyczynu”, odpowiedzialność prawna leży też na USA.

Otwartym pozostaje pytanie, kto z kierownictwa waszyngtońskiego stanie przed przyszłym Trybunałem Norymberga 2 ?

Czy Trump, de facto podwładny izraelskiego premiera Bibi Netanyahu? Czy inni oficjele.

Sytuacja jest tym trudniejsza, że Trump i jego ekipa autentycznie stara się zakończyć wojnę na Ukrainie, wbrew unijnym globalistom, sabotującym Jego wysiłki!

Oczywiście historia zbrodni wojennych USA i NATO, jest bardzo długa. Mało tego związana z korupcja na wielka skalę.

Scott Ritter wspomina okres, gdy jako Inspektor ONZ, był poddany naciskom prowadzącym do kłamliwej deklaracji o posiadaniu przez Irak broni masowego rażenia. Aby skłonić go do kłamstwa, wysoko postawiony oficjel waszyngtoński zaoferował mu łapówkę w wysokości $6 milionów.

Scott odrzucił ta ofertę, za co na dodatek był szykanowany przez administrację waszyngtońską do końca swej kariery.

Scott, jako człowiek wiary i honoru, odrzucił ofertę. Otwartym pytanie pozostaje ilu kundli waszyngtońskich zaakceptowało takie i większe łapówki za umożliwienie Ameryce jej zbrodniczej działalności od wojny do wojny?

Na poniższym wideo w minucie 14:41 jest zapisane jego zeznanie. Początek filmu jest ustawiony na właśnie ten moment:

Na razie zbiera się dowody a na stryczek przyjdzie czas późniejszy!

Sianie chaosu jako narzędzie polityki zagranicznej

Sianie chaosu jako narzędzie polityki zagranicznej

Mariusz K. Pomianowski Wysłane przez: Marucha w dniu 2025-10-20

Współczesna polityka międzynarodowa coraz częściej operuje takimi terminami jak „wojna hybrydowa”, „operacje niekinetyczne” czy „sianie chaosu”.

Nie są to tylko pojęcia akademickie – to realne strategie, które wpływają na losy państw i społeczeństw.


Artykuł ten analizuje mechanizmy wykorzystywania chaosu jako narzędzia wpływu, przedstawia jego główne środki oraz omawia potencjalne konsekwencje dla Polski. Jego celem jest zarysowanie obrazu, w którym wojna ekonomiczna, polityczna i kulturowa działa równolegle do – i często zamiast – otwartego konfliktu zbrojnego.

Cel strategiczny i racjonalność kosztowa

Fundamentalnym założeniem polityki wykorzystującej chaos jest racjonalność kosztowa. Konflikt konwencjonalny jest kosztowny – wymaga znacznych wydatków militarno-logistycznych i niesie ryzyko eskalacji. Wobec istnienia arsenałów zdolnych do zadania katastrofalnych szkód decydenci skłonni są sięgać po metody asymetryczne – do osiągnięcia celów wystarczą często działania wieloetapowe, pozornie „miękkie”, ale w skali czasu prowadzące do dezintegracji państwa i osłabienia pozycji przeciwnika. Taki model jest długofalowy i relatywnie tani – zamiast jednorazowego wielkiego wysiłku generuje wiele drobnych, skumulowanych efektów.

Instrumenty – finanse i chaos

W praktyce narzędzia te można sprowadzić do dwóch komplementarnych kategorii: finanse oraz wywoływanie i wykorzystywanie chaosu społeczno-politycznego.

Finanse: globalizacja i międzynarodowe przepływy kapitału umożliwiają transfery zysków, relokację technologii oraz „odsysanie” kluczowych komponentów przemysłu z kraju docelowego. Preferencyjne traktowanie zagranicznych podmiotów, naciski na deregulację i solenie rynków powodują osłabienie krajowych sektorów strategicznych. W rezultacie państwo traci zdolność autonomicznego kształtowania polityki gospodarczej.

Chaos społeczno-kulturowy: długotrwałe kampanie medialne, promowanie określonych wzorców konsumpcyjnych i zachowań społecznych, angażowanie kultury masowej i influencerów prowadzą do zmian w normach społecznych. Efektem może być osłabienie więzi rodzinnych i społecznych, spadek zaufania publicznego oraz atomizacja życia społecznego – stany szczególnie niebezpieczne w porach kryzysu.

Chaos polityczny: finansowanie organizacji pozarządowych, think-tanków i kampanii lobbystycznych, a także wspieranie frakcji politycznych sprzyjających zewnętrznym interesom może doprowadzić do erozji elit i instytucji państwowych. Przenikanie wpływów zewnętrznych do decyzyjnych ośrodków powoduje, że suwerenność decyzyjna staje się iluzoryczna.

Mechanizmy operacyjne – jak to działa?

W praktyce działania mają charakter wielowątkowy.

Destabilizacja infrastruktury: sabotaż, ataki na infrastrukturę krytyczną bądź jej bezpośrednie zniszczenie prowadzą do kryzysów humanitarnych i migracyjnych, poprzez wywoływanie powszechnego niezadowolenia i presji społecznej na zmianę władz lub polityki.

Wykorzystanie migracji: masowe przepływy ludności mogą zostać instrumentalizowane, by wywołać napięcia w krajach przyjmujących – zarówno w sensie ekonomicznym (obciążenie systemów publicznych), jak i politycznym (polaryzacja społeczna).

Wspieranie konfliktów wewnętrznych: szkolenie i wyposażanie grup paramilitarnych, tworzenie „jątrzących się” ran konfliktowych, które długo się nie goją, osłabiają państwo generując długofalowy koszt bezpieczeństwa.
Dezinformacja i manipulacja: kampanie medialne i działania w przestrzeni cyfrowej polaryzują opinie, rozbijają konsensus społeczny i podkopują zaufanie do instytucji.

Współczesne konflikty pokazują różne warianty tej strategii: działania destabilizujące w Syrii, nieprzewidywalne skutki tzw. wiosen arabskich, instrumentalizacja migracji czy ingerencje hybrydowe w państwach europejskich. Wnioski płynące z tych przypadków sugerują, że metody te są skuteczne szczególnie wtedy, gdy cel nie jest poboczny – celem jest długotrwałe osłabienie zdolności państwa do funkcjonowania.

Konsekwencje dla Polski

Polska, ze względu na swoje położenie geopolityczne, historię i strukturę gospodarczą, jest szczególnie narażona na kombinację nacisków ekonomicznych, migracyjnych i informacyjnych. Główne zagrożenia to:

  • gospodarcze: utrata kontroli nad sektorami strategicznymi, relokacja produkcji, uzależnienie od zewnętrznych łańcuchów dostaw;
  • polityczne: przenikanie wpływów do elit decyzyjnych, erozja zdolności do prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej;
  • społeczne: spadek kapitału społecznego, rosnąca polaryzacja i osłabienie więzi obywatelskich;
  • spadek bezpieczeństwa: wzrost kosztów utrzymania porządku publicznego, podatność na manipulacje i wykorzystanie kryzysów do ingerencji zewnętrznych.

Odpowiedź – budowanie odporności

Skuteczna strategia przeciwdziałania musi być kompleksowa i długofalowa. Proponowane filary odporności to:

  • wzmocnienie infrastruktury krytycznej – modernizacja, redundancja systemów energetycznych, telekomunikacyjnych i transportowych; plany awaryjne i ćwiczenia obrony cywilnej;
  • dywersyfikacja gospodarcza – odbudowa krajowej produkcji w strategicznych sektorach, rozwój łańcuchów dostaw niezależnych od pojedynczych dostawców;
  • edukacja medialna – programy przeciwdziałania dezinformacji, podnoszenie kompetencji cyfrowych obywateli, promowanie rzetelnych mediów;
  • przejrzystość i odporność elit – mechanizmy przeciwdziałania przenikaniu wpływów zewnętrznych: transparentność finansowania, regulacje lobbingu, wzmacnianie niezależności instytucji;
  • współpraca międzynarodowa – aktywna dyplomacja i współdziałanie w ramach sojuszy, które podnoszą koszt ingerencji zewnętrznych i wspierają autentyczną autonomię strategiczną.

Wnioski

Sianie chaosu jest dziś jednym z użytecznych narzędzi polityki międzynarodowej – opłacalnym dla podmiotów, które chcą utrzymać lub rozszerzyć wpływy bez otwartego konfliktu zbrojnego. Dla Polski oznacza to konieczność budowy odporności wielowymiarowej: energetycznej, gospodarczej, społecznej i informacyjnej. Kluczem jest zwiększenie kosztów ingerencji oraz wzmacnianie wewnętrznej spójności, tak aby zewnętrzne próby destabilizacji nie znalazły podatnego gruntu.

Z racji zainteresowań od pewnego czasu poświęcam się problematyce polityki zagranicznej. Poczesne miejsce zajmuje oczywiście sytuacja w Ukrainie, Syrii i strefie Gazy. Jest wiele podobieństw wynikających z udziału tych samych uczestników i animatorów oraz z podobnych metod i technik walki – nie tylko militarnej, ale też gospodarczej, politycznej i kulturowej. To krótkie rozwinięcie jest tylko wstępem do przemyślenia kwestii dotyczącej postrzegania tych działań przez zwykłych ludzi.

Bardzo często spotykam się ze rozważaniami: dlaczego siły USA bombardują szpitale, elektrownie, stacje transformatorowe i inną infrastrukturę (w Syrii), wprost wspierają terrorystów z ISIL czy neobanderowców w Ukrainie oraz inne organizacje, których celem jest destabilizacja sytuacji w danym kraju?

Najważniejszym czynnikiem jest koszt militarny. Trzeba stosować metody równie skuteczne, a przy tym wielokrotnie tańsze, często finansowane ze źródeł pozabudżetowych, a najlepiej na koszt przeciwnika. To żadna nowość. Kto by chciał to prześledzić, zauważyłby, że na przestrzeni dziejów to stała praktyka: uderzenie w gospodarkę i politykę jest równocześnie uderzeniem w armię przeciwnika. Słabe państwo targane wewnętrznym chaosem nie przeciwstawi się skutecznie wrogowi ani zewnętrznemu, ani wewnętrznemu.

Nasuwają mi się następujące wnioski. To, co opisałem, to środki do realizacji celu. Cel główny, nadrzędny i podstawowy, który jest sensem istnienia establishmentu USA, to utrzymanie hegemonii w skali świata. Do jego osiągnięcia potrzeba środków oraz realizacji celów pośrednich. Cele pośrednie to zniszczenie każdego kraju, który może być potencjalnym zagrożeniem dla USA obecnie lub w przyszłości. Takimi krajami są m.in. Rosja, Chiny oraz Niemcy. Lista ciągle się zmienia: dochodzą nowe, ubywają stare.

Jak powiedział Henry Kissinger: „bycie wrogiem USA jest niebezpieczne, ale jeszcze gorzej być jego przyjacielem”. USA nie ma przyjaciół, tylko wasali. Potencjalnym wrogiem jest każdy kraj, którego elity polityczne choć trochę chciałyby istnieć samodzielnie, poza kuratelą oligarchii z USA. Nie piszę „rządu”, gdyż prezydent USA zawsze był i będzie marionetką konglomeratu militarno-przemysłowego. Mówiąc konkretnie, cele polityki USA to:

  • sprawienie, aby świat był otwarty i przyjazny globalizacji, a szczególnie amerykańskim ponadnarodowym korporacjom;
  • zwiększanie kwot pojawiających się w rocznych sprawozdaniach finansowych krajowych kontrahentów ministerstwa obrony, hojnych sponsorów kampanii wyborczych członków Kongresu i rezydentów Białego Domu;
  • pilnowanie, aby w żadnym kraju nie zrodził się nowy model gospodarczo-społeczny, godny naśladowania jako alternatywa wobec modelu kapitalistycznego;
  • rozszerzanie politycznej, gospodarczej i wojskowej hegemonii na globie, zapobieganie powstaniu jakiejkolwiek regionalnej siły kontestującej amerykańską dominację i narzucenie światu amerykańskiego porządku – jak przystało na jedyne supermocarstwo (za W. Blum, „Przewodnik po mrocznym Imperium”).
  • Wymieniłem cel. Teraz pora na środki i narzędzia – są nimi przede wszystkim finanse oraz chaos. Tak jak każdy, również USA kieruje się rachunkiem ekonomicznym i opłacalnością przy podejmowaniu działań prowadzących do osiągnięcia celu. Wywołanie totalnej wojny jest obecnie nieopłacalne ze względu na możliwość symetrycznej odpowiedzi Rosji, Chin, Indii czy Pakistanu – odpowiedzi na tyle niszczącej, że nie byłoby ani zwycięzców, ani pokonanych, tylko pył, zniszczenie i śmierć. Tego oligarchowie USA nie akceptują. Pozostaje więc inny sposób: uderzenie asymetryczne i hybrydowe, czyli powolne krok po kroku osaczanie, odrywanie i pomniejszanie pola manewru, osłabianie ekonomiczne, społeczne i kulturowe – niszczenie spójności więzi międzyludzkich.

Chaos gospodarczy – wprowadzanie globalizacji i wyprowadzanie najwartościowszego komponentu poza granice, niszczenie krajowego przemysłu i przedsiębiorczości. Podmioty zagraniczne, wielkie korporacje są w pozycji uprzywilejowanej. Wszystko, co rodzime, jest sekowane. Efektem jest utrata kontroli nad rozwojem gospodarczym własnego kraju, uzależnienie od kaprysów korporacji globalnych oraz graczy typu Soros i MFW.

Chaos polityczny – przejęcie elit politycznych i uczynienie z nich pokornych wykonawców poleceń podmiotów zewnętrznych. W tej roli aktywne są różnego rodzaju ośrodki i fundacje zależne od Sorosa, służby specjalne obcych państw oraz lobbyści korporacji globalnych. Nie zapominajmy też o roli organizacji Klausa Schwaba. Zainteresowany może to zobaczyć choćby na przykładzie Serbii, Mołdawii, a nawet Słowacji. Za tym idzie niszczenie fundamentów demokracji – według nich demokracja to sytuacja, w której to oni rządzą, a nie opozycja. Tu można podać przykłady nadużyć w różnych krajach; niekiedy pojawiają się też teorie spiskowe dotyczące nagłych zgonów polityków, jednak ja ograniczam się do wskazania mechanizmu wpływu i destabilizacji.

Chaos kulturowo-społeczny – poprzez filmy, modę, trendy w rozrywce i zachowaniach społecznych niszczy się dotychczasowy model rodziny, zachowań społecznych, religię i więzi między ludźmi. Jako atrakcyjne i przynoszące korzyść podsuwa się modele, które osłabiają i rozbijają społeczeństwo. Wiara katolicka bywa przedstawiana jako coś przestarzałego i „nienowoczesnego”. Rodzina wielopokoleniowa również jest marginalizowana. W ogóle posiadanie dzieci bywa przedstawiane jako passe. Media często grają na jedną nutę i wręcz natarczywie „obrzydzają” ciążę i rodzenie. Nastawia się kobietę przeciwko mężczyźnie. Jaki może być tego efekt? Spadek dzietności, brak poczucia więzi z innymi, w ostateczności olbrzymia podatność na manipulację i w efekcie – upadek państwa i kres narodu.

Ogromnym sukcesem takiej operacji miała być Polska – przykładem jest postawa niektórych przedstawicieli rządu wobec pamięci historycznej i symboliki, na co społeczeństwo zbyt często reaguje obojętnością.

Te trzy elementy wojny hybrydowej składają się na niską efektywność w dziedzinie militarnej przeciwnika. Wracając do polityki międzynarodowej, to jest efekt wywierania wpływu na społeczeństwo, którego kulminacją była „Magdalenka” w 1989 roku.

Najtańszym i bardzo skutecznym środkiem destabilizacji jest szkolenie, wyposażanie i skierowanie do działań przeciw własnemu społeczeństwu jego własnych obywateli wraz z najemnikami. I wcale nie chodzi tylko o przejęcie władzy i utworzenie nowego marionetkowego rządu – choć jeśli się da, to się to robiło, jak w Ukrainie i wiele razy wcześniej w Panamie, Nikaragui, Salwadorze i innych krajach. Najważniejsze jest stworzenie jątrzącej się rany, która osłabia i wyczerpuje.

Przejdźmy do kwestii szpitali i elektrowni: z bandami terrorystów siły rządowe jakoś sobie radzą, jednak państwo walczące z wrogiem, którego samo stworzyło, może zostać doprowadzone do całkowitej destabilizacji poprzez niszczenie infrastruktury niezbędnej do życia. Jak reaguje społeczeństwo? Ucieczką.

Środkiem do osłabienia i zniszczenia Rosji jest zablokowanie współpracy z Europą, zwłaszcza z Niemcami. Podstawowym celem całych tzw. wiosen arabskich byłą destabilizacja Europy, niby sojusznika i przyjaciela, ale także potencjalnego rywala, gdyby zaczęła dążyć do większej samodzielności (np. tworzenia europejskiej armii). Jak to zrobić? Wystarczy, aby miliony emigrantów z krajów objętych zdalnie sterowanymi rewolucjami ruszyły do „ziemi obiecanej” – Europy. Ten plan napotkał jednak spore trudności i nie do końca się powiódł (jak dotąd). Kluczowe było osadzenie u władzy w Egipcie Bractwa Muzułmańskiego, ale armia egipska przy pomocy Rosji sobie z tym poradziła. Gdyby wydarzyło się inaczej, być może nie byłoby już nas.

Proces wojny trwa, uległ jednak spowolnieniu. Zdecydowane działania Rosji oddaliły koszmarny scenariusz na pewien czas. Jak mówię – taka powolna, ukryta wojna jest mało kosztowna, bardzo skuteczna i będzie nadal stosowana przez USA, choć ze zmiennym skutkiem.

Putin powiedział niedawno, że Waszyngton tworzy „Imperium Chaosu”. To nie jest całkowita nowość – USA stosuje metody chaotyzacji co najmniej od dwóch stuleci. Ktoś policzył, że przez większość okresu swego istnienia USA nie doświadczała trwałego pokoju w sensie militarnym. Nowością jest skala i konsekwencja tych działań. Dotychczasowe imperia zdobywały nowe tereny i narzucały na nich ład według własnego wzorca – Pax Romana, ład cesarza Chin czy pewne formy tolerancji na dworze Saladyna. Tak samo postępowali starożytni Persowie, Babilończycy czy Hetyci. Nawet niemiecka III Rzesza nie miała planów siania totalnego światowego chaosu. Dziś innym przykładem są Chiny, które w Afryce budują drogi, lotniska, szkoły i szpitale – oczywiście w zamian za korzyści, ale jednocześnie zmniejszają wpływy tradycyjnych kolonizatorów, co wywołuje oburzenie w ich elitach.

Elity rządzące USA przyjęły inną koncepcję: sianie chaosu zawsze i wszędzie. Każdy kraj jest potencjalnym wrogiem, nawet sojusznicy i wasale nie mogą czuć się bezpiecznie ani myśleć o samodzielności względem oligarchów z USA. Najprostszy sposób to wzniecanie antagonizmów – co widać także w Polsce, np. w kreowaniu nastrojów secesjonistycznych na Śląsku czy w napięciach związanych z obecnością społeczności ukraińskiej, która przez niektórych jest przedstawiana jako roszczeniowa. Tu również pojawiają się wpływy innych graczy, w tym Niemiec.

Chaos jako sposób prowadzenia polityki sprawdził się w Libii, Korei (tu można doprecyzować kontekst historyczny), Chile czy – obecnie – w Afganistanie, gdzie utrzymuje się długotrwały, wielopokoleniowy bałagan. Z punktu widzenia normalnego państwa poniesiono tam strategiczną i taktyczną klęskę, ale z punktu widzenia teorii chaosu – osiągnięto zamierzony efekt.

Nie łudźmy się, będzie to trwać i będzie to stosowane także w innych krajach. W Syrii metoda ta przyniosła katastrofalne skutki – państwo zostało rozbite i podzielone między strefy wpływów tureckie, amerykańskie, rosyjskie i innych aktorów; Assad uciekł częściowo w stronę Rosji. Ukraina z „wrzącego kotła” zamieniła się na razie w „leniwie gotujący się czajnik” – niby jest pod kontrolą, ale sytuacja na froncie cały czas się dynamicznie zmienia. Swoje interesy mają też Brytyjczycy, Niemcy i Francuzi – często kosztem nas, Polaków.

Proszę zauważyć, że wiele potencjalnie korzystnych dla Polski przedsięwzięć zostało storpedowanych: straciliśmy zyski z Jamału i rurociągu Przyjaźń, a zaplanowany szlak przez Białoruś i Polskę do Niemiec nie został zrealizowany zgodnie z oczekiwaniami (wspominam działania premiera Tuska i blokady granic).

W każdym razie my, Polacy, mamy wiele powodów do troski, bo naszym największym zagrożeniem nie jest kraj wskazywany w rządowej propagandzie, lecz sojusznicy i partnerzy, którym często ufamy. Umowy podpisane przez Waszyngton nie zawsze miały trwałą wartość – doświadczyli tego Indianie, Hiszpanie, Meksykanie oraz liczne narody na przestrzeni ponad 200 konfliktów, w które zaangażowane było to „Imperium Chaosu” po II wojnie światowej. Umowy zawarte przez Waszyngton bywają warte mniej niż papier, na którym je spisano – o czym świadczą wydarzenia związane z Turcją, Iranem czy Koreą Północną. Celem rodów panujących w USA jest utrzymanie hegemonii; nie zawahają się one przed niczym, poświęcą wszystko i wszystkich.

Czy możemy temu przeciwdziałać? To już zupełnie inny temat. Pamiętajmy jednak, że wszelka chwała przemija, a każde rodzące się imperium nosi w sobie ziarno zagłady. Chwałę USA zbudowano na przemocy, grabieży i imigrantach – paradoksalnie to dzisiaj może przyczynić się do upadku USA jako państwa.

Mariusz K. Pomianowski
https://myslpolska.info

Makiaweliczna Triada

Makiaweliczna Triada

Autor: AlterCabrio, 8 października 2025

Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły ​​się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Makiaweliczna Triada

[Artykuł ukazał się 8 maja 2024 – AC]

Jak wykorzystanie mediów, oszustwa ONZ i wojna informacyjna podkopały nasze wolności

Współczesna tyrania, z którą mamy dziś do czynienia, jest złowrogim potomstwem trzech kluczowych wydarzeń – makiawelicznej triady, która podważyła nasze podstawowe wolności i utorowała drogę do ujarzmienia ludzkości.

Po pierwsze, okres powojenny był świadkiem kampanii Zachodu polegającej na eksploatacji mediów, będącej próbą podważenia radzieckiego reżimu komunistycznego poprzez rozpowszechnianie zachodniej propagandy. Finansowane przez USA Radio Wolna Europa było jaskrawym ucieleśnieniem tej agendy, megafonem globalistycznej indoktrynacji podszywającym się pod latarnię wolności.

Po drugie, Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 roku i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ z 1966 roku, pozornie szlachetne instrumenty, posłużyły za konie trojańskie do podważania suwerenności narodowej. Pod pretekstem „samostanowienia” zapisanego w Artykule 1, dokumenty te utorowały drogę do erozji władzy państwowej i narzucenia globalistycznego, neokolonialnego porządku.

Wreszcie [po trzecie] doktryna Gierasimowa, manifest, który wyniósł propagandę medialną do rangi nadrzędnej wobec inwazji militarnej, utwierdziła Zachód w przekonaniu o poparciu dla wojny psychologicznej. Z cyniczną kalkulacją doktryna ta głosiła „wyższą moc” manipulowania populacjami poprzez wojnę informacyjną – złowrogą strategię, która przyznaje oszałamiający priorytet 4:1 nad wojną konwencjonalną.

„Ważne jest kontrolowanie przestrzeni informacyjnej i koordynacja w czasie rzeczywistym wszystkich aspektów kampanii, a także stosowanie ukierunkowanych uderzeń głęboko na terytorium wroga i niszczenie krytycznej infrastruktury cywilnej i wojskowej” – doktryna Gierasimowa

Ten złośliwy modus operandi został obnażony podczas wojny NATO/UE w Jugosławii, gdzie pełna zgodność głównych mediów, rozmieszczenie amerykańskich agencji PR-owych i bezczelne zbombardowanie belgradzkiej stacji telewizyjnej obnażyły ​​prawdziwe oblicze globalistycznego „wyzwolenia”.

Dziś, na Ukrainie, jesteśmy świadkami apoteozy tej wojny informacyjnej, spektaklu tak „skutecznego”, że gdy narracja zawodzi, podżegacze wojenni nie potrafią pogodzić się z własnymi porażkami militarnymi. W ten sposób sztuczne wspieranie konfliktu idzie w parze z druzgocącymi stratami w ludziach i infrastrukturze, co jest ponurym świadectwem bezdusznej pogardy globalistów dla ludzkiego życia w pogoni za hegemonicznymi ambicjami.

Przejście od „agendy wolności” jako narzędzia polityki zagranicznej do wykorzystywania mediów do kontroli i cenzury, zarówno w kraju, jak i za granicą, można prześledzić aż do zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku przeciwko wybranemu rządowi i późniejszej kontrrewolucji na Krymie. Kiedy serca i umysły mieszkańców Krymu zdecydowaną większością głosów opowiedziały się za przyłączeniem do Federacji Rosyjskiej, było to ostatnią kroplą goryczy dla idei wolności słowa w internecie w oczach NATO – a przynajmniej tak ją postrzegali. W tym właśnie momencie zmieniła się fundamentalna natura wojny.

Nastąpiła głęboka i radykalna zmiana w polityce krajowej, mediach i prawie, jakiej wszystkie zachodnie tak zwane „demokracje” doświadczyły z całą mocą w ostatnich latach.

Mimo to nie sposób oprzeć się pytaniu: czy ktokolwiek w NATO lub Departamencie Stanu zatrzymał się na chwilę, by zastanowić się nad powagą swoich działań? Czy zadali sobie pytanie: „Chwileczkę, czy właśnie zidentyfikowaliśmy naszego nowego wroga pod postacią demokracji w naszych własnych krajach?”. Niestety, ta introspekcja zdaje się padać ofiarą nieustannego dążenia do władzy i kontroli.

Zakorzeniony, państwowo-korporacyjny aparat cenzury i unieważniania [cancellation] to dobrze naoliwiona machina, nasmarowana korporacyjnym uściskiem w praktycznie każdym sektorze współczesnego społeczeństwa. Macki tych korporacyjnych władców mocno oplatają gospodarkę, media, opiekę zdrowotną, wojsko, biznes i najnowocześniejsze technologie. W tym świecie iluzja wyboru i wolności to nic więcej niż okrutna fasada.

Ci korporacyjni marionetkarze sami są jedynie pionkami w wielkiej partii szachów rozgrywanej przez ich ponadnarodowych panów. Organizacja Narodów Zjednoczonych, Światowa Organizacja Zdrowia, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu i chełpliwe Światowe Forum Ekonomiczne pociągają za sznurki ze swoich wież z kości słoniowej, z dala od zasięgu irytujących elektoratów krajowych i ich rzekomych „rządów”. Demokracja to tylko urocze hasło, którym rzucają, by uspokoić masy.

Sama natura tych samolubnych korporacji, których żywotność przyćmiewa czas życia jednostek, które tymczasowo je „kontrolują”, sprawia, że ​​ich elitarni funkcjonariusze są niczym więcej niż trybikami w niekontrolowanej machinie. Są porywani przez prądy władzy, które sami stworzyli, niezdolni do sterowania statkiem, nawet gdyby chcieli. I bądźmy szczerzy, nie chcą. Dlaczego mieliby wyzbywać się żelaznego uścisku na społeczeństwie?

Żadna ilość kontrinformacji, sprzeciwów, opinii publicznej ani niewygodnej szarady wyborów nie sprowadzi tych korporacyjnych gigantów z powrotem na ziemię. Odizolowali się od woli ludu, tworząc nieprzekraczalną twierdzę kontroli. Masy pozostają pogrążone we własnej bezsilności, bezradnie patrząc, jak ich tak zwana „demokracja” zostaje zredukowana do przypisu w annałach historii.

Początki Google sięgają grantu DARPA (Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych) przyznanego Larry’emu Page’owi i Sergeyowi Brinowi, gdy byli doktorantami na Uniwersytecie Stanforda. Ich finansowanie pojawiło się w ramach wspólnego programu CIA i NSA, którego celem było zbadanie, jak „ciągnie swój do swego w sieci” poprzez agregację danych wyszukiwarek. Zaledwie rok później uruchomili Google i szybko przekształcili się w dostawcę usług wojskowych.

Ich wzrost dodatkowo wzmocniło przejęcie oprogramowania satelitarnego CIA, które umożliwiło im oferowanie Map Google i wykorzystanie wolności słowa w internecie jako środka do obejścia państwowej kontroli nad mediami w regionach takich jak Azja Środkowa i poza nią.

Jak na ironię, znaczna część znanej nam dziś technologii wolności słowa w internecie została pierwotnie stworzona przez nasze własne państwo bezpieczeństwa narodowego – między innymi sieci VPN (wirtualne sieci prywatne) do ukrywania adresów IP, narzędzia do nawigacji w darknecie i anonimowego kupowania/sprzedawania towarów oraz szyfrowane czaty end-to-end. Innowacje te narodziły się jako projekty DARPA lub wspólne przedsięwzięcia CIA i NSA, mające na celu wspieranie grup wywiadowczych w obalaniu rządów, które stanowiły problem dla administracji od Clintona, przez Busha, po Obamę.

Podobnie jak systemy liczenia głosów sfałszowano w celu przeprowadzenia wyborów w krajach, w których USA atakowało reżimy, tak teraz te same narzędzia wykorzystano przeciwko krajowym „demokratycznym” wyborom, podważając wolę ludu w imię utrzymania władzy i stwarzając iluzję bezpieczeństwa.

Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły ​​się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.

Jednym z niepowodzeń tych samozwańczych „władców świata” było referendum w sprawie Brexitu z czerwca 2016 roku, kiedy to Brytyjczycy, w szokującym akcie buntu, zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej. Wynik ten wstrząsnął establishmentem, głęboko niepokojąc samego premiera Camerona, który nieświadomie uwolnił siły suwerenności ludu, inicjując głosowanie.

Jednak globalistyczni marionetkarze zorganizowali genialny zamach stanu. Strategicznie umieścili swoich chętnych i żądnych władzy sługusów, wyrwanych z resztek byłych kolonii brytyjskich, na stanowiskach władzy w samym sercu brytyjskiego establishmentu. Te chętne marionetki, napędzane nienasyconą żądzą panowania nad swoimi byłymi kolonialnymi panami, tańczą tak, jak im zagrają globalistyczni władcy.

To mistrzowskie posunięcie manipulacyjne, ponieważ wszelką krytykę działań tych starannie wybranych osób można teraz z łatwością zbagatelizować jako jawny rasizm. Globaliści skutecznie ukryli swoje pionki przed krytyką, kryjąc się za fasadą różnorodności i inkluzywności. Użyli języka sprawiedliwości społecznej jako broni, przekręcając go, by służył ich własnym, nikczemnym celom.

Ironia jest namacalna. Ci niegdyś skolonizowani stali się kolonizatorami, ale tym razem służą interesom tajemniczej kliki globalistów, a nie własnemu narodowi. Służą tym samym ludziom, którzy 167 lat temu próbowali skolonizować ich kraje.

Te marionetki, upojone pokusą władzy, dobrowolnie sprzedały swoje dusze temu, kto zapłaci najwięcej. Stały się ucieleśnieniem opresyjnych systemów, z którymi rzekomo walczą.

Po Brexicie, podczas konferencji w Warszawie w 2016 roku, NATO formalnie zmieniło swój statut, wyraźnie zobowiązując się do prowadzenia wojny hybrydowej jako swojej nowej zdolności. Oznaczało to głęboką zmianę, zdradę domniemanego mandatu, ponieważ sojusz przeszedł od dekad konwencjonalnej wojny skupionej wokół czołgów do wyraźnego budowania zdolności do cenzurowania tweetów uznanych za pochodzące od rosyjskich botów.

Co znamienne, cele wykraczały daleko poza rosyjską propagandę, obejmując każdy głos sprzeciwu, który ośmielił się zakwestionować elitarną agendę globalistów. Grupy Brexitu, ruch Matteo Salviniego we Włoszech i podobne siły populistyczne w Grecji, Niemczech i Hiszpanii znalazły się na celowniku tej podstępnej kampanii represji.

Uporczywe łączenie przez establishment wszelkiej opozycji wobec ich nikczemnych planów z Rosją było, rzecz jasna, jawnym przejawem manipulacji [gaslighting], desperacką próbą zdyskredytowania i marginalizacji tych, którzy ośmielili się kwestionować ich autorytet.

Deklaracje ONZ, niegdyś głoszone jako promyk nadziei na bardziej pokojowy świat, stały się duszącym kaftanem bezpieczeństwa, ograniczającym możliwości militarne mocarstw imperialistycznych. Minęły czasy, gdy jeden kraj mógł bezczelnie przejąć kontrolę nad innym, jak Stany Zjednoczone zrobiły to z Filipinami w 1898 roku. Teraz każda akcja militarna musi być skrywana pod płaszczykiem politycznej legitymizacji, a siły inwazyjne desperacko zabiegają o aprobatę podbitej ludności. To groteskowy taniec, cienka fasada zgody maskująca brutalną rzeczywistość okupacji.

Granica między polityką zagraniczną a wewnętrzną staje się coraz bardziej niewyraźna, a fałszywe twierdzenia Partii Demokratycznej i Głębokiego Państwa [deep state] umożliwiają agencjom takim jak Departament Stanu, Departament Obrony i CIA bezkarne działanie na terytorium USA. Pod pretekstem walki z widmowym zagrożeniem „rosyjską dezinformacją” podmiotom tym dano pełną swobodę w ingerowaniu w proces demokratyczny, a wszystko to w imię jego ochrony. Ironia jest równie gęsta, jak sieć oszustw, którą tkają.

Atak na Trumpa w aferze „Russiagate” posłużył jako wygodna zasłona dymna dla aparatu państwowego, umożliwiając mu zwrot w stronę cenzury i tłumienia sprzeciwu. Dysponując miliardami dolarów, ten nieczysty sojusz kompleksu militarno-przemysłowego, agencji rządowych, najemników z sektora prywatnego oraz rozległej sieci sojuszników medialnych i samozwańczych weryfikatorów faktów stał się współczesną inkwizycją, kontrolującą każde słowo wypowiadane w internecie. To Klasa Wartowników, samozwańczy strażnicy prawdy, zdeterminowani, by uciszyć każdy głos, który ośmiela się kwestionować oficjalną narrację.

Ośrodek pod nazwą Global Engagement Center, kierowany przez Ricka Stengela, byłego dziennikarza, który został „szefem propagandy”, uosabia hipokryzję państwowo-korporacyjnego programu. Stengel, niegdyś samozwańczy obrońca wolności słowa, teraz wykorzystuje swoją władzę, by tłumić sprzeciw, postrzegając internet jako zagrożenie dla rządowej kontroli nad narracją. Zamiast angażować się w szczerą dyskusję, uciekają się do cenzury i propagandy, określając każdą odmienną opinię jako „niepotwierdzoną” lub „bez dowodów” – taktykę równie transparentną, co nikczemną.

Naciski Rady Atlantyckiej na rządy europejskie, by uchwaliły przepisy o cenzurze, czego przykładem jest niemiecka ustawa ds. sieci (NetzDG, Gesetz zur Verbesserung der Rechtsdurchsetzung in sozialen Netzwerken), zapoczątkowały erę automatycznej cenzury, w której sztuczna inteligencja staje się arbitrem akceptowalnej mowy. Ta broń masowego usuwania, zdolna do uciszenia milionów osób za pomocą kilku linijek kodu, jest groteskową perwersją postępu technologicznego, sprowadzającą złożony dyskurs polityczny do binarnego podziału na konformizm lub zapomnienie.

Korupcja w środowisku akademickim jest równie przerażająca – ponad 60 uniwersytetów otrzymało dotacje federalne na wsparcie działań cenzury. Niegdyś uświęcone ośrodki nauki stały się niczym więcej niż przedłużeniem rządowej machiny propagandowej, a badania i nauczanie są zniekształcane, by służyć interesom państwa. Kompleks rządowo-akademicki, wypaczone odbicie militarno-przemysłowego kompleksu Eisenhowera, to rak, który podkopuje fundamenty integralności intelektualnej i wolności akademickiej.

Pandemia covid-19 obnażyła podstępne machinacje kompleksu przemysłu medyczno-farmaceutycznego, który stara się uciszyć i stłumić wszelkie głosy sprzeciwu, które ośmielają się kwestionować oficjalną narrację. Uzasadnione obawy dotyczące pochodzenia wirusa, niszczycielskich kosztów gospodarczych i społecznych wywołanych lockdownami oraz alarmującego wzrostu liczby zakażeń i zgonów związanych ze szczepieniami spotkały się ze skoordynowanym wysiłkiem mającym na celu cenzurowanie i dyskredytowanie tych, którzy zabierają głos.

Projekt „Virality”, narzędzie ucisku podszywające się pod inicjatywę zdrowia publicznego, skrupulatnie zmapował 66 różnych narracji kwestionujących status quo. Rozkładając te twierdzenia na czynniki pierwsze i wprowadzając je do modeli uczenia maszynowego, projekt stworzył globalny system nadzoru, który pozwala im szybko identyfikować i tłumić wszelkie informacje zagrażające interesom Pentagonu lub osób pokroju Tony’ego Fauci. Mając możliwość uciszenia dziesiątek milionów głosów jednym kliknięciem, „Virality Project” jest mrożącym krew w żyłach przypomnieniem dystopijnej rzeczywistości, w której obecnie żyjemy.

Te same taktyki cenzury i represji zastosowano podczas wyborów w 2020 roku, gdy głębokie państwo starało się rozwiać wszelkie wątpliwości co do legalności głosowania korespondencyjnego. Sam akt kwestionowania uczciwości procesu głosowania uznano za „cyberatak” na infrastrukturę krytyczną, co było absurdalnym twierdzeniem, sprzecznym z zasadami demokracji. Jednak kiedy Hillary Clinton zakwestionowała wynik wyborów w 2016 roku, które przegrała, nie było podobnego oburzenia ze strony decydentów. Ta hipokryzja jest równie porażająca, co niezaskakująca.

Rozwój internetu i mediów społecznościowych stanowi egzystencjalne zagrożenie dla głębokiego państwa, klasy politycznej, mediów głównego nurtu oraz kompleksu militarno-przemysłowego. W miarę jak alternatywne narracje zyskują na popularności i konkurują z tradycyjnymi mediami informacyjnymi, globaliści stają się coraz bardziej zdesperowani, by utrzymać władzę. Spotkanie German Marshall Fund w 2019 roku, podczas którego czterogwiazdkowy generał ubolewał nad perspektywą zredukowania „New York Timesa” do średniej wielkości strony na Facebooku, jest wymownym przykładem ich strachu i desperacji.

W początkach mediów społecznościowych, w latach 2006–2014, grupom dysydenckim brakowało masy krytycznej, by skutecznie przeciwstawić się dominującej narracji. Departament Stanu, Departament Obrony i służby wywiadowcze miały władzę, a ich zasobne portfele zapewniały, że ich wersja wydarzeń zwycięży. Jednak wraz z dojrzewaniem ekosystemu i umacnianiem się alternatywnych głosów, cały porządek międzynarodowy, pieczołowicie kształtowany przez 70 lat od Trumana, przez Trumpa, po Bidena, znalazł się na krawędzi upadku.

________________

The Machiavellian Trinity, A Lily Bit, May 08, 2024

Domniemany papierowy tygrys [Rosja] nim nie jest

Domniemany papierowy tygrys nim nie jest

Sabiene Jahn https://apolut.net/der-angebliche-papiertiger-ist-keiner-von-sabiene-jahn/

Donald Trump nazywa Rosję „papierowym tygrysem” – ale jego własne agencje wywiadowcze przedstawiają inny obraz. Profesor Dmitrij Browkin z Uniwersytetu Harvarda przeanalizował dane i wykazał, że Moskwa znacznie wyprzedza NATO i USA pod względem dronów, pocisków rakietowych i artylerii. Niemniej jednak czołowi europejscy politycy, tacy jak Ursula von der Leyen i Kaja Kallas, przyklaskują słowom Trumpa. Ci, którzy postępują w ten sposób, ignorują rzeczywistość i ryzykują wciągnięcie milionów ludzi w wojnę, której nie da się już powstrzymać.

Punkt widzenia Sabiene Jahn.

=========================================

To krótkie zdanie wywołało ożywioną debatę. Kilka dni temu prezydent Donald Trump oświadczył, że Rosja jest w istocie niczym więcej niż „papierowym tygrysem”. Miał na myśli to, że rosyjskie siły zbrojne są rozdęte i nieskuteczne, aparat bez realnej władzy, bardziej pozorny niż merytoryczny. Trump połączył tę ocenę z zachętą skierowaną do prezydenta Ukrainy, by odzyskał wszystkie terytoria kontrolowane przez Rosję. Prawie żadne oświadczenie w ostatnich tygodniach nie miało takiego efektu, to jak zapałka do beczki benzyny. To oświadczenie jest wprost sprzeczne z ocenami amerykańskich służb wywiadowczych, zawartymi w Rocznej Ocenie Zagrożeń 2025 (Autumn Threat Assessment 2025 – ATA). Rosja nie jest tam bynajmniej opisywana jako podmiot słaby, lecz raczej jako „odporny i groźny w długotrwałym konflikcie” – co można przetłumaczyć jako „odporny i imponująco silny w długotrwałej wojnie” (1). Kluczowe pytanie brzmi, kto kłamie lub kogo politycy oszukują?

Można rozsądnie założyć, że Trump albo nie przeczytał oficjalnych dokumentów, albo celowo je zignorował. Jego relacje z amerykańskimi służbami wywiadowczymi charakteryzowały się nieufnością już w pierwszej kadencji. Wielokrotnie mówił o CIA przesiąkniętej „piątą kolumną” i wolał pozyskiwać informacje od bliskich doradców, takich jak generał Kellogg, lub poprzez bezpośrednie kontakty z politykami międzynarodowymi. Polityczna retoryka i logika kampanii mogą odgrywać pewną rolę, podobnie jak chęć wykorzystania zmęczenia wojną wielu obywateli USA. Niezależnie jednak od motywów Trumpa, pozostaje jedna trzeźwiąca obserwacja: fakty zebrane przez krajowe służby wywiadowcze pod każdym względem przeczą teorii „papierowego tygrysa”.

Amerykańsko-rosyjski historyk Dmitrij Browkin, emerytowany profesor Uniwersytetu Harvarda, przeanalizował najważniejsze fragmenty raportu i porównał je ze źródłami rosyjskimi i zachodnimi. Jego wniosek jest jasny: w niemal wszystkich istotnych kategoriach siły militarnej Rosja okazuje się poważnym, a w niektórych przypadkach nawet silniejszym przeciwnikiem. Browkin cytuje raport ATA 2025, w którym Rosja zdobyła przewagę na Ukrainie i osłabia pozycję Kijowa na polu bitwy, pomimo ogromnego wsparcia Zachodu (2). Sama ta ocena wystarcza, aby obalić dobór słów Trumpa. Browkin idzie jednak dalej, analizując dane ilościowe i jakościowe. Po pierwsze, liczebność personelu. Podczas gdy raport USA mówi o 1,5 miliona aktywnych żołnierzy, rosyjskie źródła podają 2,2 miliona, z czego około 700 000 przebywa na Ukrainie. Nawet biorąc pod uwagę niższą liczbę w USA, jest to armia bezkonkurencyjna w Europie. Dla porównania, Bundeswehra liczy obecnie około 180 000 żołnierzy, podczas gdy NATO w Europie liczy mniej niż dwa miliony (3). Pod względem liczebności Rosja ma zatem przewagę, której nie da się szybko nadrobić, nawet biorąc pod uwagę niedostatki technologiczne jej zachodnich partnerów.

Ważniejsze od samej liczebności wojsk jest jednak to, jak zmieniła się sztuka walki. Brovkin słusznie zauważa, że ​​drony są dziś równie ważne, jak karabiny maszynowe w I wojnie światowej. Tworzą one „strefę śmierci” o głębokości 20 kilometrów, w której można zniszczyć wszystko, co mobilne. Nikt, kto nie ma tu przewagi, nie może przeprowadzić ofensywy. Same amerykańskie służby szacują, że Rosja produkuje około 2,5 miliona dronów rocznie – czyli około 7000 dziennie , a liczba ta stale rośnie. Setki, a czasem ponad tysiąc dronów dziennie, są obecnie wykorzystywane w atakach (4). Nie jest to wydajność papierowego tygrysa, lecz raczej przejaw przemysłowej gospodarki wojennej XXI wieku. Podobnie jest z artylerią. Według danych amerykańskich Rosja produkuje od 3 do 4,5 miliona pocisków rocznie, podczas gdy państwa NATO łącznie produkują nieco poniżej jednej trzeciej tej liczby. Armie europejskie borykają się zatem z deficytem amunicji, którego nie da się uzupełnić w ciągu kilku miesięcy. Nawet gigantyczne pakiety uzbrojenia w Berlinie czy Brukseli nie są w stanie tego zmienić w krótkim okresie, ponieważ brakuje bazy przemysłowej (5).

Różnica jest szczególnie uderzająca w przypadku pocisków rakietowych i broni hypersonicznej.

Programy hipersoniczne. Rosja dysponuje systemami takimi jak Kinzhal, Zircon, Avangard i nowy Archinik, które osiągają prędkość do Mach 10 i są produkowane seryjnie. Według szacunków USA, sektor hipersoniczny stanowi już od dziesięciu do dwudziestu procent rosyjskiej produkcji pocisków rakietowych, a do 2035 roku w arsenale może znaleźć się nawet tysiąc takich systemów (6). Stany Zjednoczone jak dotąd nie miały sobie równych w tej dziedzinie. Choć dysponują globalną siłą uderzeniową i lepszą siecią baz, Rosja ma przewagę w tej kategorii na europejskim teatrze działań wojennych. Kwestia czołgów jest kolejnym przykładem rażącej różnicy w postrzeganiu. Roczna Ocena Zagrożenia mówi o 2000 do 3000 sprawnych rosyjskich czołgów podstawowych. Z drugiej strony, dane rosyjskie wskazują na 12 000, przy trwającej produkcji od 1500 do 2000 rocznie. Nawet ostrożne szacunki zachodnie podają liczby znacznie przewyższające te z europejskich państw NATO, których łączny arsenał wynosi około 6000. Ponadto, po początkowych stratach spowodowanych przez drony, Rosja wyposaża obecnie swoje czołgi w systemy ochronne i stosuje je taktycznie w inny sposób(7).

Marynarka wojenna również nie daje powodów do arogancji. Podczas gdy Stany Zjednoczone dysponują najnowocześniejszymi możliwościami technologicznymi, dysponując około 70 okrętami podwodnymi o napędzie atomowym, Rosja posiada 64 okręty podwodne, w tym klasy Jasin-M, które amerykańskie służby uważają za równoważne w niektórych obszarach. Jeśli chodzi o strategiczne okręty podwodne z pociskami rakietowymi, Rosja dotrzymuje kroku 14 jednostkom (8). Porównanie systemów obrony powietrznej jest szczególnie kontrowersyjne. Systemy Patriot, które w USA cieszą się uznaniem jako hit eksportowy, osiągają zasięg do 180 kilometrów i mogą jednocześnie atakować od dziewięciu do 36 celów. Rosyjski S-400 z kolei ma zasięg do 400 kilometrów, może jednocześnie atakować od 72 do 80 celów i dysponuje szerszym wachlarzem typów pocisków. W samym raporcie USA stwierdzono: „System S-400 lepiej radzi sobie z większymi salwami pocisków i dronów” (9). Do tego dochodzi system S-500, który posiada nawet zdolności obrony satelitarnej. Wreszcie, jeśli chodzi o siły powietrzne, porównanie amerykańskiego F-35 z rosyjskim Su-57 jest uderzające. Podczas gdy Waszyngton chwali F-35 jako ikonę high-tech, analiza stwierdza, że ​​Su-57 przewyższa F-35 we wszystkich kategoriach, z wyjątkiem stealth. „Stealth” odnosi się do zdolności do bycia ledwo wykrywalnym przez radary dzięki specjalnej konstrukcji i powłoce. We wszystkich innych obszarach – uzbrojeniu, manewrowości, wszechstronności i cenie – Su-57 wyprzedza, według źródeł amerykańskich (10).

Suma tych porównań maluje jasny obraz. Rosja jest nie tylko równa w kluczowych obszarach, ale w niektórych przypadkach lepsza. Produkcja artyleryjska, drony, pociski hipersoniczne i obrona powietrzna to podstawowe uzbrojenie współczesnego konfliktu europejskiego. I tutaj strona rosyjska jest na prowadzeniu. Każdy, kto mówi w tym kontekście o „papierowym tygrysie”, celowo zaprzecza faktom. Ale podczas gdy amerykańska debata oscyluje między analizami wywiadowczymi a retoryką Trumpa, w Europie pojawia się inna nierównowaga. Niemiecki historyk wojskowości Sönke Neitzel stwierdził niedawno w „Rhein-Zeitung”, że nikt nie uważa wojny światowej za realistyczną.

W przypadku eskalacji bardziej prawdopodobny jest „ograniczony konflikt” w krajach bałtyckich z udziałem 60 000–70 000 żołnierzy. Według Neitzela Koblencja lub Nadrenia-Palatynat nie są realistycznymi celami rosyjskich ataków (11). To sformułowanie brzmi jak środek uspokajający, ale ignoruje symboliczne znaczenie miejsc takich jak Koblencja, pełniących centralne funkcje logistyczne dla Bundeswehry. Ci, którzy mówią o „ograniczonych konfliktach”, zaciemniają fakt, że każda wojna z mocarstwem jądrowym może eskalować w sposób niekontrolowany. Faktem jest, że Rosja nie dąży do takiej wojny; to powinno być jasne już dawno temu. Prawdziwa eskalacja leży w prowokacjach Zachodu, które w sposób staccato uwalniają arsenał z przemilczanej historii wojny na Ukrainie.

Jednocześnie jednak w Berlinie trwają gigantyczne programy zbrojeniowe. Minister obrony zapowiedział inwestycje w wysokości 35 miliardów euro w potencjał kosmiczny do 2030 roku, „Gwiezdne Wojny” w sercu Europy (12). Komisja Budżetowa Bundestagu planuje zatwierdzić 157 projektów zbrojeniowych o łącznej wartości 83 miliardów euro do końca 2026 roku, w tym nową fregatę za 26 miliardów euro, kołowe bojowe wozy piechoty za 3,4 miliarda euro i 20 myśliwców Eurofighter za 4 miliardy euro. Uderzające jest, że wielomiliardowa lista uzbrojenia ledwie obejmuje tradycyjne elementy obrony narodowej – takie jak dodatkowe czołgi Leopard 2, bojowe wozy piechoty Puma czy zakrojone na szeroką skalę programy artyleryjskie. (13) Zamiast tego, uwaga skupiona jest na marynarce wojennej.

, siłach powietrzne i przestrzeni kosmicznej. Nacisk kładziony jest na symboliczną broń i kompatybilność z NATO, a nie na realistyczne zdolności obronne. Tworzy to groteskowy kontrast: z jednej strony eksperci tacy jak Neitzel uspokajają społeczeństwo perspektywą „ograniczonego konfliktu”, z drugiej strony politycy i przemysł forsują rozwój zbrojeń, co dodatkowo napędza spiralę eskalacji. Europa inwestuje miliardy we fregaty i satelity, podczas gdy Rosja produkuje miliony granatów i dronów rocznie.

Ostrzeżenie wynikające z analizy Brovkina jest zatem skierowane bezpośrednio do europejskich przywódców. Ci, którzy nadal zachowują się tak, jakby mieli do czynienia ze słabym przeciwnikiem, postępują niebezpiecznie. Ci, którzy mówią o „migoczących” ukłuciach na granicy z Rosją, jednocześnie uruchamiając projekty warte miliardy dolarów bez uwzględnienia rzeczywistych możliwości produkcyjnych, ryzykują wciągnięcie w konflikt, którego nie da się już powstrzymać. Trump może zbagatelizować Rosję jako „papierowego tygrysa” z powodów wyborczych, ale europejskie elity najwyraźniej popełniają większy błąd. Lekceważą sytuację i kryją się za iluzjami kontroli. Ani wojna światowa, ani ograniczony konflikt nie są scenariuszami, w których Europa mogłaby przetrwać bez ryzyka. Tym bardziej druzgocący jest fakt, że przywódcy tej polityki, których wielu uważa za obcych własnej naturze, są w pełni świadomi rosyjskich wysiłków dyplomatycznych, jednocześnie bombardując własne społeczeństwo kłamstwami, aby utrzymać cały kraj w napięciu. Zamiast zebrać się na odwagę, by zakończyć wojnę w sposób godny i twarzą w twarz, jak mężczyźni, Merz i Pistorius chowają się za frazesami. W ten sposób przypominają podwodnych spawaczy z tak zwanych „najlepszych Niemiec wszech czasów” – zanurzonych, ślepych na rzeczywistość, ale zdeterminowanych, by pozwolić innym dźwigać ciężar. Trzeźwe dane, prezentowane nawet przez amerykańskie agencje wywiadowcze, pokazują, że Rosja produkuje dziś więcej dronów, więcej artylerii i więcej pocisków niż NATO i Stany Zjednoczone razem wzięte.

Historia pokazuje również, jak łatwo agencje wywiadowcze potrafią instrumentalizować liczby. W latach 70. i 80. XX wieku CIA opracowała tzw. metodę „kosztowania dolarowego”, aby przedstawić radzieckie wydatki na obronę w dolarach. Zamiast obliczać rzeczywiste koszty w rublach, zadano pytanie: „Ile kosztowałoby USA odbudowanie armii radzieckiej 1:1 w Ameryce, po amerykańskich cenach i płacach?”. Na przykład, obliczając pensje żołnierzy, uwzględniono stan osobowy Armii Czerwonej i zastosowano fikcyjne pensje amerykańskie, pomniejszone o 25% za rzekomo niższy poziom wykształcenia.

Samo to obliczenie doprowadziło sowieckie „wydatki” do absurdalnych rozmiarów. Za każdym razem, gdy amerykańscy żołnierze otrzymywali podwyżkę, rzekome radzieckie wydatki wojskowe automatycznie rosły, a Moskwa nie płaciła ani jednego rubla więcej. W przypadku czołgów, pocisków rakietowych i samolotów CIA nie pytała Moskwy, lecz amerykańskich producentów broni. Ile kosztowałaby budowa tej broni w USA? Przemysł przedstawiał hojne szacunki – choćby po to, by uniknąć konieczności tłumaczenia, dlaczego jego własne produkty były tak drogie. W rezultacie radziecki przemysł zbrojeniowy wydawał się droższy w dolarach, niż był w rzeczywistości. Rezultat: W niektórych przypadkach wartość dolara, jaką CIA przypisała Sowietom, przekraczała całkowite rzeczywiste wydatki USA na obronę. Stosując tę ​​metodę, można było rok po roku namalować gigantyczny scenariusz zagrożenia. Cel polityczny był jasny: Kongres i opinia publiczna mogły być karmione kolejnymi „szokującymi raportami”, a dodatkowe programy zbrojeniowe mogły być łatwo uzasadniane (14). Ta sztuczka „kosztowania dolara” jest obecnie uważana za jedną z największych porażek, a raczej za wyrachowany blef służb wywiadowczych. Pokazuje to, że nawet w obecnych analizach zagrożeń wciąż powraca pytanie: czy liczby te służą trzeźwej informacji, czy celowi politycznemu? Ci, którzy sztucznie zawyżali wówczas zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, zapewnili sobie miliardowe kontrakty dla własnego przemysłu zbrojeniowego. Ci, którzy dziś bagatelizują Rosję, nazywając ją „papierowym tygrysem”, ryzykują błędną ocenę rzeczywistego zagrożenia. Dla Europy nie byłby to błąd statystyczny, ale historyczny – i prawdopodobnie najkosztowniejszy, jaki ten kontynent mógłby kiedykolwiek popełnić.

Być może gadka Trumpa o „papierowym tygrysie” była ironiczna, być może nie czyta on własnych raportów, być może im nie wierzy. Ale niezależnie od tego, jakie są tego powody – fakt, że czołowi europejscy politycy, tacy jak Kaja Kallas, publicznie z zadowoleniem przyjęli uwagę Trumpa (15), a Ursula von der Leyen również odniosła się do niej z aprobatą (16), jest czymś więcej niż polityczną katastrofą.

To wyraz rażącej niekompetencji. Każdy, kto bije brawo na tym poziomie, zamiast słuchać tego, czego od dawna domaga się jego własna europejska społeczność dyskwalifikuje się i naraża miliony ludzi, w tym Ukraińców, którzy nie chcą już wojny, na poczucie wstydu. Ci, którzy ignorują trzeźwe fakty i zamiast tego demonstrują rzekomą siłę za pomocą haseł, świadomie wpędzają Europę w eskalację, która pogrążyłaby miliony w strachu i śmierci. Domniemany papierowy tygrys nie jest z papieru – a ci, którzy twierdzą coś przeciwnego, nie igrają ze słowami, ale z losem całego kontynentu.

Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.

********************************

Na jednej z ostatnich stron swojej książki „Obóz Świętych“ Jean Raspail przedstawia scenę, która jak wszystko w tej genialnej książce ma wymiar symboliczny: Pewien właściciel burdelu podejmuje walkę z wywrotowcami i rewolucjonistami, bo nie może znieść widoku upadku do jakiego ci ludzie doprowadzili. +Chryste ratuj + PJ.

********************************

Artykuł ukazał się 29 września 2025 roku na stronie : https://apolut.net/der-angebliche-papiertiger-ist-keiner-von-sabiene-jahn/

Źródła i przypisy:

1) Annual Threat Assessment 2025 (ATA): https://www.dni.gov/files/ODNI/documents/assessments/ATA-2025-Unclassified-Report.pdf; www.politico.com/news/2025/07/23/gabbard-russia-2016-election-declassification-00471289

2) Ebenda, Kapitel Russland, ab Seite 16 ff.

3) NATO Defence Statistics 2024/2025
www.nato.int/nato_static_fl2014/assets/pdf/2025/8/pdf/250827-def-exp-2025-en.pdf; www.nato.int/nato_static_fl2014/assets/pdf/2024/6/pdf/240617-def-exp-2024-en.pdf

4) Professor Dr. Brovkin, US-Russlandhistoriker an der Harvard University und Autor zahlreicher Bücher zur russischen Geschichte und Politik. Sein neuestes Buch: „From Vladimir Lenin to Vladimir Putin: Russia in Search of Its identity“: www.youtube.com/watch?v=EIVRDcnczEI

5) www.youtube.com/watch?v=EIVRDcnczEI

6) ATA 2025; Hypersonic Development Section
www.dni.gov/files/ODNI/documents/assessments/ATA-2025-Unclassified-Report.pdf

7) www.youtube.com/watch?v=EIVRDcnczEI

8) ATA 2025; Navy Capabilities
www.dni.gov/files/ODNI/documents/assessments/ATA-2025-Unclassified-Report.pdf

9) ATA 2025; Air Defence Systems
www.dni.gov/files/ODNI/documents/assessments/ATA-2025-Unclassified-Report.pdf

10) www.youtube.com/watch?v=EIVRDcnczEI

11) Rhein-Zeitung, Interview Dirk Eberz mit Sönke Neitzel, 24. September 2025: https://www.rhein-zeitung.de/rheinland-pfalz/wir-werden-keinen-luftkrieg-ueber-koblenz-haben_arid-4070693.html; https://www.imi-online.de/2025/09/24/neitzel-begrenzter-weltkrieg/

12) IMI-Aktuell 2025/541, „Bundeswehr: Krieg der Sterne“: www.imi-online.de/publikationen/imi-aktuell

13) IMI-Aktuell 2025/540, „Rüstungsliste: 157 Projekte – 83 Mrd. Euro“: www.imi-online.de/publikationen/imi-aktuell

14.) Klaus Steininger, Tops und Flops (mit einem Vorwort von Rainer Rupp): https://www.booklooker.de/Bücher/Erstausgabe/isbn=3885207206

15) Kaja Kallas, Reuters, 23. September 2025: „These have been very strong statements … so it is really good that we are in the same understanding now.“: www.reuters.com/business/aerospace-defense/zelenskiy-meet-trump-un-push-new-us-sanctions-russia-2025-09-23

16) Ursula von der Leyen, Eunews, 24. September 2025: „He is right, we need to speed things up.“
www.eunews.it/en/2025/09/24/von-der-leyen-fruitful-talks-with-trump-on-the-russian-gas-stop-he-is-right-we-need-to-speed-things-up

Secretary Kennedy Addresses the UN. Firm rejection of the Globalist New World Order

Secretary Kennedy Addresses the UN

An open hand to partner, but firm rejection of the Globalist New World Order

ROBERT W MALONE MD, MS SEP 26
 
READ IN APP
 

The following statement rejecting the United Nations Political declaration on Non-Communicable Diseases was made prior to Secretary Kennedy’s speech to the United Nations General Assembly.

Transcript below:

Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid

Secretary Kennedy:

Hi, I am Robert F. Kennedy Jr. Secretary of Health and Human Services for the United States of America. This week, the world gathers at the United Nations General Assembly, and I want to take this moment to speak directly to my colleagues around the world about an issue that demands are urgent attention. The global epidemic of chronic disease and mental illness in the United States. Nearly 90% of our healthcare spending goes to these conditions. Our system treats sickness, not health, and is failing childhood. Chronic disease has more than doubled, and as single generation, millions of children now lose healthy years before they reach adulthood. This crisis does not stop At America’s borders. Nations everywhere face rising rates of obesity, diabetes, anxiety, and depression. The numbers are staggering. Seven of the top 10 leading cause of death worldwide are now non-communicable diseases. We can and we must do better. Under President Trump’s leadership, the United States is making a once in a generation shift, moving from sick care to genuine healthcare.

We launched to make America healthy against strategy, to confront the root cause of chronic disease, especially in children. We’re using targeted executive actions to advance rigorous science, realign incentives, raise public awareness, and strengthen collaboration with the private sector. We’re putting nutrition, physical fitness, and responsible medicine back at the center of health. We’re calling out the truth. Ultra processed food drives chronic disease, too much screen time feeds anxiety and depression. We are investing in mental health, especially for our children. At NIH, we’re funding research on screen time stress, social media addiction, and over medicalization so that we can better protect younger people in the digital age. Chronic disease and mental illness are global challenges that demand a global response. None of us can defeat the epidemic alone, but the United Nations General Assemblies approach is misdirected at times both too much and too little. It exceeds the UN’s proper role while ignoring some of the most pressing health issues, and that’s why the United States rejects it.

A sound global health policy must respect families and cultures and communities. It must be practical, cost-effective, and locally driven. More specifically, we cannot accept language that pushes radical gender ideology. We believe in the biological reality of sex. Women deserve dignity, safety, and women only spaces. We cannot accept claims of a constitutional or international right to abortion. As President Trump has said, global bureaucrats have absolutely no business. The sovereignty of nations that wish to protect innocent life. We also can’t cede authority to the World Health Organization. The W ho’s failure during COVID caused the world valuable time and countless lives. Until the WHO undergoes meaningful reform. It cannot claim credibility or leadership, but disagreement does not mean paralysis. As I’ve said before, the United States may walk away from the WHO, but we will never walk away from the world. We stand ready to lead, to partner, and to innovate with every nation committed to a healthier future. A future with chronic disease becomes the exception, not the rule. We need to start giving chronic disease equal attention as infectious disease. I invite you to join us in this mission. The future of our children depends on it. A future with children inherit health and not illness. As I often say, a healthy person has a thousand dreams, a sick person has only one together. Let’s give the dreams back to the people. Thank you.

Produced by the US Department of Health and Human Services.


The following is the video record and a transcript of Secretary Kennedy’s historic speech to the United Nations on Thursday, September 25, 2025. This is not just a rejection of the terms of the United Nations Political declaration on Non-Communicable Diseases. This is a rejection of the entire globalist agenda and “New World Order”. Elections have consequences. It appears that preserving the sovereignty of the United States of America against the many onslaughts of the Globalist agenda will be one of those consequences. The United Nations is not the one world socialist government that it aspires and pretends to be. It has developed a massive case of mission creep (like all bureaucracies do throughout history) and it needs to either stop this one world government pretentious overreach and get back to its original mission and function, or to be replaced.

Secretary Kennedy:


We launched the Make America Healthy Again agenda to confront the root causes of chronic disease, especially for children. We put nutrition, physical fitness, and responsible medicine back at the center of health. That’s why we’re calling out the truth. Ultra-processed food is driving chronic disease. America has the highest chronic disease burden on Earth. This is both a public health crisis and an economic crisis. We now spend 90% of healthcare costs, about $4 trillion a year on chronic disease. It’s also a national security crisis. Seven out of every 10 American children cannot qualify for military service. America suffers more than anybody else, but this is a global calamity. More than 40 million people die around the world each year from chronic disease, and seven out of the 10 most common causes of death are chronic disease. President Trump wants to lead the effort globally against ultra-processed foods, and the medical, and physical illness associated with it.

We’re calling on the international community to come together to combat this scourge. We cannot defeat the epidemic alone, but the UN’s approach is misdirected. It attempts both too little and too much. It exceeds the UN’s proper role while ignoring the most pressing healthy issues, and that’s why the United States will reject it. More specifically, we cannot accept language that pushes destructive gender ideology. Neither can we accept claims of a constitutional or international right to abortion. The WHO cannot claim credibility or leadership until it undergoes radical reform. The United States objects to the political declaration of non-communicable diseases.

Member states decided earlier this year that this meeting should approve a declaration in advance by consensus to ensure this gathering would not be marred by controversy. But the declaration is filled with controversy, with provisions about everything from taxes to oppressive management by international bodies of communicable diseases. The draft declaration before us today should not have been included in today’s agenda. The United States will walk away from the declaration, but we will never walk away from the world or our commitment to end chronic disease. We stand ready to lead, to partner, to innovate with every nation committed to a healthier future. We need [inaudible 00:02:48] attention to infectious disease.


Rozpoczął się sezon prowokacji pod fałszywą flagą, ponieważ NATO i władze w Kijowie są zdesperowane

Rozpoczął się sezon prowokacji pod fałszywą flagą, ponieważ NATO i władze w Kijowie są zdesperowane

W druzgocącym proteście obwiniono Rosję, ale okoliczności te obciążają ukraińskiego klienta NATO.

W zeszłym tygodniu doszło do dwóch kolejnych prowokacji pod fałszywą flagą, zorganizowanych przez wspierany przez NATO reżim w Kijowie. Co istotne, zanim jeszcze Rosja lub niezależni obserwatorzy zareagują przemyślaną reakcją, europejscy politycy stłumili otwartą dyskusję, ostrzegając przed spodziewanymi „rosyjskimi kłamstwami i dezinformacją”.

Innymi słowy, krytyczna analiza tych incydentów jest niedozwolona. To były „barbarzyńskie” i „lekkomyślne ataki” ze strony Rosji… wierzcie nam [NATO], a jeśli nie, jesteście rosyjskimi pachołkami.

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski potępił rosyjską agresję w przemówieniu wideo i dogmatycznie oświadczył, że należy ufać wyłącznie informacjom pochodzącym od rządu NATO. Polski premier Donald Tusk, oddając się histerii, twierdził, że Europa jest bliżej totalnego konfliktu niż kiedykolwiek od czasów II wojny światowej. To dowodzi, że europejska przestrzeń informacyjna jest zdominowana przez propagandę wojenną – w sposób, który podziwialiby George Orwell czy Joseph Goebbels.

Co się wydarzyło w tym tygodniu?

Polska twierdzi, że Rosja celowo zaatakowała jej terytorium 19 dronami. Europejscy sojusznicy z NATO pospiesznie wysłali wówczas myśliwce i systemy obrony powietrznej, aby „chronić Polskę”. Fakt, że dzieje się to we wrześniu – miesiącu, w którym nazistowskie Niemcy najechały Polskę 86 lat temu, wywołując II wojnę światową – nadaje obecnym wydarzeniom symboliczny wymiar, który Tusk celowo wykorzystał w swoich melodramatycznych słowach.

Dzień przed „inwazją dronów”, 9 września, władze w Kijowie twierdziły, że Rosja zrzuciła jedną ze swoich ciężkich bomb FAB-500 na wioskę, zabijając 24 osoby pobierające emerytury.

Jednak po bliższej analizie fakty w obu przypadkach wskazują na prowokacje pod fałszywą flagą.

Domniemana masakra w Jarowej

Masakra we wsi Jarowaja w kontrolowanym przez Ukrainę obwodzie donieckim nie była spowodowana bombą FAB-500. Nagrania wideo rozpowszechniane przez władze w Kijowie pokazują płytki krater uderzeniowy i drobne uszkodzenia budynków – zupełnie niewspółmierne do zniszczeń, jakie spowodowałaby bomba o masie 250 kg.

Ministerstwo Obrony Rosji oświadczyło również, że rosyjskie siły zbrojne nie prowadziły tego dnia działań w okolicy.

Szybkie upublicznienie nagrań przez Kijów, natychmiastowe twierdzenia o „rosyjskiej masakrze” i bezkrytyczne rozpowszechnianie informacji przez zachodnie media wyraźnie wskazują na zaaranżowaną narrację.

Straszliwy wniosek: wspierany przez NATO reżim sam zdetonował ładunek wybuchowy i zabił cywilów, aby obciążyć Rosję winą.

Istnieje wiele precedensów takich haniebnych czynów. Ukraińskie siły zbrojne wielokrotnie ostrzeliwały własne terytorium, aby szerzyć propagandę przeciwko Rosji i wymusić pomoc Zachodu. Przykłady:

  • Hroza, 5 października 2023 r .: 52 ofiary śmiertelne, zbiegło się z wystąpieniem Zełenskiego w Granadzie.
  • Konstantinowka, 6 września 2023 r .: 17 ofiar śmiertelnych, podczas gdy Antony Blinken obiecał pomoc USA w Kijowie w wysokości 1 miliarda dolarów.

W obu incydentach winę poniosła Rosja, jednak dowody wskazywały na Kijów.

Bucza i ciągłość fałszywych flag

Reżim w Kijowie to handlarz śmiercią pod fałszywą flagą. Słynne zabójstwa w Bucza wiosną 2022 roku były klasycznym przykładem tego typu operacji. Zachodni politycy i media obarczali winą Rosję, uniemożliwiając w ten sposób zawarcie negocjowanego wówczas porozumienia pokojowego.

Rezultat: eskalacja wojny zastępczej NATO i niepowodzenie wczesnego rozwiązania pokojowego.

Drony nad Polską

19 dronów w polskiej przestrzeni powietrznej to nieuzbrojone drony obserwacyjne lub wabikowe Gerbera. Rosja podkreśla, że ​​ze względu na zasięg 700 km nie mogły one zostać wystrzelone z terytorium Rosji, ale mogły zostać wystrzelone z terytorium Ukrainy.

Ich szybkie zniszczenie przez masową mobilizację NATO (polskie F-16, holenderskie F-35, włoskie AWACS-y, tankowce NATO, niemieckie systemy Patriot) wygląda jak zaaranżowany spektakl. Młot kowalski rozbijający orzech.

Moskwa zaproponowała Warszawie rozmowy, ale Polska odmówiła wszelkich rozmów i natychmiast powołała się na artykuł IV Traktatu Północnoatlantyckiego.

Teatr Europejskich Elity

Prezydent Francji Macron wysłał myśliwce Rafale, a Niemcy i Wielka Brytania dołączyły do ​​nich – chór klaunów. Uderzające jest to, że nikt nie mówił o „ataku”, tylko o „naruszeniu”. To pokazuje, że chcą eskalacji, ale nie chcą ryzykować wojny totalnej.

Od początku wojny NATO z Rosją w 2022 r. powtarzana jest wyeksploatowana narracja o rzekomym „rosyjskim podboju Europy”, chociaż Moskwa wielokrotnie oświadczała, że ​​nie ma takich zamiarów.

Rozpacz “elit

Podczas gdy europejskie elity pogrążone są w kryzysie wewnętrznym – protesty we Francji po upadku czwartego premiera w ciągu dwóch lat, napięcia społeczne w Niemczech i Wielkiej Brytanii – próbują odwrócić uwagę za pomocą dramatów geopolitycznych.

Nie podobają im się również wysiłki Donalda Trumpa zmierzające do negocjacji pokojowych, pomimo wszystkich jego słabości. Twierdzą, że ujawniłyby one ich skorumpowaną politykę wobec Ukrainy. Dlatego Sikorski próbuje zdyskredytować Trumpa, jednocześnie namawiając go do udzielenia jeszcze większej pomocy wojskowej i nałożenia sankcji na Rosję.

Wniosek

„Sezon fałszywych flag” trwa w najlepsze. Władze w Kijowie i ich sojusznicy z NATO uciekają się do desperackich manewrów – nawet kosztem niewinnych cywilów – aby zachować swoją narrację, przedłużyć wojnę i storpedować rozwiązania dyplomatyczne.

Źródło: Sezon prowokacji pod fałszywą flagą w obliczu desperacji NATO i reżimu w Kijowie

Świątynia jerozolimska a czasy ostateczne

Zawsze Wierni nr 1/2003 (50)

Hugon Hajducki

Świątynia jerozolimska a czasy ostateczne

Kiedy w 1997 roku przy pomocy protestanckich ranczerów udało się wyhodować w Izraelu pierwszą czerwoną jałówkę, analitycy polityki bliskowschodniej potraktowali informacje serwisów prasowych z przymrużeniem oka, jako niegroźny dowcip ortodoksyjnych Żydów. Jedynie przerażony Dawid Land, publikujący w lewicowym dzienniku izraelskim „Ha’aretz” oznajmiał światu, że to zapowiedź apokaliptycznego konfliktu, który może „pogrążyć cały region w ogniu”, oraz że jałówka to „bomba na czterech nogach”!

Amerykański profesor Uniwersytetu Bostońskiego Ryszard Landes, dyrektor Centrum Studiów Millenijnych przyznał, że cechą amerykańskich elit politycznych jest pogarda, jaką darzą sprawy religijne, które – według nich – służą jedynie płytkiej instrumentalizacji, jednak zdaniem profesora są one największym podskórnym czynnikiem nowoczesnej historii. Zdaniem Landesa elity bagatelizują wpływ czynnika religijnego w nieustającym konflikcie bliskowschodnim, odczytując go jako zderzenie posługującego się hasłami religijnymi islamskiego fundamentalizmu, z broniącym swojego stanu posiadania świeckim państwem izraelskim. „W istocie mało rozumieją!” – twierdzi profesor z Bostonu1. W Europie również dominuje powyższe przekonanie, sprowadzające konflikt do racjonalnie interpretowanej rywalizacji o ropę, do geopolityki czy walki Ameryki ze światowym terroryzmem. Politycy powołujący się jednym tchem na tezy Samuela Huntingtona zapominają, że zdaniem amerykańskiego analityka przyszłe konflikty cywilizacyjne będą powodowane poruszającymi masy zasadami religijnymi.

Historia poza czasem

Wyobrażenia historyczne religijnych Żydów różnią się diametralnie od europejskich. Dla Żydów czas to odtwarzanie Bożego planu wybraństwa względem „wybranych dzieci Jahwe”; natomiast historia jest „świętym opowiadaniem”, jest haggadą, pouczającą Izraelitów, a zarazem umacniającą spoistość wspólnoty. Żydowskie poczucie czasu jest całkowicie ahistoryczne, negujące prawidła chronologii – wydarzenia splatają się, wzajemnie przenikają w planach przebywającego poza czasem Boga. Z tego powodu inskrypcje starożytnych faraonów mogą być przeczuciem XX-wiecznego holocaustu, żydowska haggada dotycząca Judyty jest zapowiedzią współczesnych prześladowań, Antioch IV Epifanes lub Haman (Es 9, 5) wcześniejszym wcieleniem Zła uosobionego ostatecznie w Hitlerze, a zburzenie Świątyni jerozolimskiej odbiciem politycznego upadku zmuszonych do życia w rozproszeniu Żydów2.

Wszystkie wydarzenia związane z historią Hebrajczyków uzyskują w ten sposób specjalny wymiar religijny, związany z wyższym statusem ontologicznym „narodu wybranego”, a historia stanowi – od ucieczki z Egiptu, poprzez niewolę babilońską i zniszczenie Drugiej Świątyni – drogę wiodącą do „pieców utrapienia” II wojny światowej (Syr 2, 5), aby dzięki ostatecznemu tryumfowi politycznemu Izraela odzyskać łaskę Jahwe i otrzymać upragnionego Mesjasza. Emil Fackenheim skonstatował: „Wygląda to tak, jakby sam szatan przez cztery tysiące lat knuł intrygi przeciw przymierzu Boga z Izraelem3. Kulminacyjnym momentem prześladowań był Holocaust, w czasie którego na mocy „eschatologicznej decyzji” niemalże dokonał się „sakralny mord” na „dzieciach wybranych przez Boga”. Edward Piotr Koch twierdzi, że Holocaust był ostatecznym wypełnieniem się mitu o wiecznym prześladowaniu i znakiem odkupienia oraz wypełnienia Bożych obietnic danych Izraelowi4. Zdanie niemieckiego publicysty potwierdza fragment nauki wygłoszonej z okazji święta Rosch Haschana w Hamburgu (20/21 IX 1990 r.):

Dla nas, Żydów, i to nie tylko Żydów w Europie, Holocaust jest punktem centralnym egzystencji (…) Wielu Żydów po Holocauście żyło w izolacji. Jednak taka postawa jest nie do przyjęcia, ponieważ jest ona na wskroś nieżydowska. Odosobnienie byłoby fałszowaniem żydostwa. Nasza nowina jest nie tylko nowiną dla Izraela, ale nauką dla wszystkich narodów, które chcą nawrócić się do Boga. Inną pokusą po Holocauście jest próba asymilacji z nieżydowskim otoczeniem. Zarówno pierwsza, jak i druga postawa jest odpowiedzią nieżydowską, bowiem ucieczka od Żydostwa oznaczałaby samounicestwienie (…) Bóg ciągle dopuszcza do męczeństwa, ale w końcu naród zostanie uratowany. Jest to na dzisiaj dobra nowina: zatem żadnych układów z niszczycielami, nawet pod przysięgą pokoju5.

Holocaust jako punkt kulminacyjny historii odwraca dotychczasowy układ, jest wejściem w nowy porządek wszechświata, który prowadzi do żydowskiego the end of history, czego zapowiedzią jest święta liczba 6 milionów ofiar z II wojny światowej. W koncepcjach teologicznych „religii Holocaustu” liczba 6 – sefira tifereth kabalistów oznacza osiągnięcie doskonałości, piękna, chwały, wspaniałości materialnej i duchowej, które jest nowym stworzeniem wszechświata. Otwiera nowy rozdział w „świętej historii Żydów”, uruchamiając cały zespół przekonań eschatologicznych judaizmu. Droga Żydów przed Holocaustem wiodła od wybrania do prześladowań, których symbolem było zburzenie Drugiej Świątyni, a kulminacyjnym momentem Holocaust w czasie II wojny światowej. Wraz z zakończeniem II wojny światowej – zdaniem holocaustystów – Żydzi otrzymali państwo w Palestynie, świadczące o przyjęciu przez Jahwe ofiary złożonej z 6 milionów, teraz przyszedł czas na odbudowę Świątyni jerozolimskiej i wskrzeszenie kultu ofiarnego, dzięki któremu Izrael wkroczy w okres eschatologiczny swojej historii, w czym sprawdzą się do końca Boże obietnice. „Oto dałem cię na światłość narodów, abyś był zbawieniem moim aż do krańców ziemi” (Iz 49, 7); „Przeto oddzielę mu bardzo wielu i łupy moczarów dzielić będzie, ponieważ wydał na śmierć duszę swoją i ze złoczyńcami został policzony” (Iz 53, 12). Cytaty te zaczerpnięte z proroctw Izajasza, które niewątpliwie dotyczą Jezusa Chrystusa, część Żydów odnosi do siebie jako zbiorowego mesjasza.

Wstęp do czasów ostatecznych

Przytłaczającą większość wydarzeń politycznych, rozgrywających się na Bliskim Wschodzie, można interpretować w kontekście żydowskiej świętej historii. Po zakończeniu arabsko-izraelskiej wojny z 1967 roku, za propagandą syjonistyczną powszechnie nazywanej „sześciodniową”, Karol Barth stwierdził: „Wydarzenia w Palestynie w roku 1948 są powtórzeniem tego, co Biblia mówi o wejściu Izraela do Ziemi Obiecanej. Nawet w gazetach możemy dziś przeczytać o tym, jak Bóg dotrzymuje swoich obietnic i pomaga swojemu ludowi6. Autor mesjanistyczno-judaistycznej broszury Ernest Schrupp stwierdza wprost: „Powrót Izraela do swojej ziemi traktujemy jako wstęp do czasów ostatecznych i dowód na trwałość Bożego wybrania7. Odbudowa niepodległego państwa żydowskiego nie tylko była zwieńczeniem wieloletnich zabiegów syjonistów, ale odczytywana była jako odzyskanie Bożej przychylności związanej z wybraństwem Żydów. „I będzie dnia owego: przyłoży Pan po wtóre rękę swą, aby posiąść ostatek ludu swego, który pozostawiony będzie od Asyryjczyków i od Egiptu, i od Petros, i od Etiopii i od Elami, i od Sennaar, i od Emat, i od wysp morskich. I podniesie chorągiew między narodami, i zgromadzi wygnańców Izraela i rozproszonych Judy zbierze z czterech stron ziemi. I zniesiona będzie zawiść Efraima, a nieprzyjaciele Judy zginą” (Iz 11, 11-13)8. Można mówić o specyficznym związku pomiędzy żydowską religią a ziemią, o „geomistycznym związku” (Tovia Ben-Chorin) opartym na kulcie historii, ziemi i języka, która kształtuje dzisiejszych Izraelczyków. „Wierność wyrośnie z ziemi, a sprawiedliwość wyjrzy z niebios” – mówi prorok Izajasz9. Powrót do „ziemi obiecanej” jest ważnym elementem wkroczenia przez Żydów na eschatologiczne ścieżki Jahwe. W 1840 roku rabin Alkalay Semlin tłumaczył zawarte w Księdze Zachariasza (Zach 1, 3) słowo teschuwa, czyli ’nawrócenie’, jako „zbiorowy powrót”, który „oznacza zgromadzenie się Izraela w ziemi naszych przodków, by tam poznać Bożą wolę i wziąć na siebie jarzmo niebiańskie. Powrót ten zapowiedziany został przez naszych proroków, mimo iż nie byliśmy tego godni10. Przekucie myśli Boga, z którego woli dochodzi do powstania żydowskiego państwa w Palestynie, powoduje nadanie Izraelowi odrębnego, wyższego statusu od innych państw na świecie. Izrael nie jest zwykłym państwem, jest „skałą Izraela” (Powt 32, 18), jest „superpaństwem”, państwem sakralnym, które zdaniem samych Żydów jako jedyne na świecie posiada w swojej nazwie imię Boga – „El” (Israel), co uprawnia do nierespektowania jakichkolwiek praw: czy to praw człowieka, czy praw międzynarodowych, ograniczając swoją politykę do bezwzględnego respektowania Bożych nakazów danych „narodowi wybranemu”, zachowania własnej ziemi i rozszerzenia swojego stanu posiadania. W ten sposób nakazy religijne tzw. mesjanizmu praktycznego (Juliusz Weil) przychodzą w sukurs politycznemu syjonizmowi.

Wraz z utworzeniem państwa izraelskiego zakończył się historyczny okres żydowskiej diaspory, ponieważ Żydzi uzyskali cel polityczny swoich dążeń. Powrót „narodu wybranego” do Erec Israel, po osiągnięciu punktu kulminacyjnego w „świętej historii”, ma dużo większe znaczenie niż dotychczasowe historyczno-mityczne tryumfy Żydów, np. powrót z niewoli egipskiej lub babilońskiej. Holocaust i utworzenie państwa Izrael jest powrotem Żydów z „Rzymu”, powrotem z współistnienia pomiędzy narodami zespolonymi uniwersalistycznymi dążeniami, do stanu wybraństwa opartego na zsakralizowanym partykularyzmie. Holocaustyści i mesjaniści żydowscy są pewni, że „powrót z Rzymu jest ostateczny – na wieki”, jest związany z „doskonałym mesjańskim zbawieniem11.

Już w 1916 roku Marcin Buber, syjonista, filozof religii i jeden z autorytetów Karola Wojtyły odczytywał utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie jako otwarcie czasów ostatecznych, w których nastąpi całkowita judaizacja narodów na świecie, a powstałe państwo stanie się „centrum ziemi, głównym miejscem żarliwych modlitw12. Aby mogło się to ostatecznie dokonać, Żydzi muszą wskrzesić swój kult ofiarny w Jerozolimie. W tym celu musi w Jerozolimie powstać Trzecia Świątynia.

Mesjanizm a Świątynia

Świątynia w Jerozolimie posiadała i posiada nadal olbrzymie znaczenie dla mesjanistycznych poglądów charakterystycznych dla ortodoksyjnego judaizmu, który podaje swoistej interpretacji słowa zawarte w proroctwach Micheasza i Izajasza. Rabin Shalom Ben-Chorin wyjaśniał miejsce Świątyni w „świętej historii Żydów” w oparciu o tradycję talmudyczną. Odbudowa granic państwa żydowskiego w Palestynie – „Dzień, aby były budowane płoty twoje” (Mich 11, 7) – wiąże się równolegle z podjęciem działań mających na celu odbudowę Świątyni jerozolimskiej, zniszczonej przez Rzymian, co jest otwarciem czasów ostatecznych – „w ostateczne dni będzie góra domu Pańskiego przygotowana na wierzchu gór i wyniosła nad pagórki, a popłyną do niej ludy” (Mich 4, 1); odbudowa Świątyni wiązać się będzie z rozrostem granic Izraela – „Rozprzestrzeń miejsce namiotu twego i skóry przybytków twych rozciągnij, nie oszczędzaj; uczyń długie powrózki twoje, a kołki twoje umocnij!” (Izaj 54, 2-3)13; błogosławieństwo spływające na Żydów przerodzi się w tryumf nad wrogami – „Wstań a młóć córko Syjońska! Bo róg twój uczynię żelaznym, a kopyta twoje uczynię miedzianymi, i zetrzesz narody mnogie, i pobijesz Panu łupy ich i moc ich Panu wszystkiej ziemi” (Mich 4, 13); w takiej atmosferze nadejdzie mesjasz, który ostatecznie wytraci wrogów – „Podniesie się ręka twoja na przeciwników twoich, a wszyscy nieprzyjaciele wyginą” (Mich 5, 9) – Mesjasz żydowski rozstrzygnie o zwycięstwie w krwawej bitwie jaką stoczą Izraelici pod jego wodzą broniąc Jerozolimy, w której zasiądzie antymesjasz – „I ramiona od niego stać będą, i zgwałcą świątynię mocy, i odejmą ustawiczną ofiarę, a dadzą obrzydłość na spustoszenie” (Dan 11, 31); „I będzie: dnia onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów; wszyscy, którzy go będą podnosić, ciężko zranieni będą; i zbiorą się przeciw niemu wszystkie królestwa ziemi” (Zach 12, 3)14.

Wzniesiona na miejscu ofiary Izaaka świątynia zbudowana z rozkazu Salomona była od samego początku centralnym miejscem ofiarnego kultu żydowskiego. Wzrost jej znaczenia nastąpił po 621 r. przed Chr., kiedy to została przeprowadzona przez arcykapłana Helkiasza reforma kultu w oparciu o zapiski Księgi Powtórzonego Prawa. Reforma zakazywała dotychczasowych ofiar „na wyżynach” sprawowanych przez Lewitów, ograniczając składanie ofiary Jahwe wyłącznie w Świątyni jerozolimskiej. Tradycja późniejsza motywowała przeprowadzenie reformy stwierdzeniem, że dla jedynego Boga ofiara powinna być sprawowana w jednym miejscu. W ten sposób Jerozolima ze świątynią Salomona stała się centrum życia religijnego Żydów, a wiara stapiając się z mesjanizmem żydowskiej monolatrii czyniła z Jerozolimy również centrum życia politycznego. Zburzenie Pierwszej Świątyni przez Nabuchodonozora w 586 r. przed Chr. i rozpoczęcie odbudowy po 48 latach za zgodą króla Persji Cyrusa nie odcisnęło dużego piętna na żydowskiej tradycji religijnej. Dopiero wydarzenia związane z upadkiem Drugiej Świątyni spowodowały falę mesjanizmu.

Losy Drugiej Świątyni

Skomplikowane stosunki polityczne pomiędzy Żydami a Rzymianami były w dużym stopniu kontynuacją dawniejszego konfliktu judaizmu z hellenizmem. Żydzi pozostali negatywnie ustosunkowani do włączenia swojego narodu w obręb rzymskiego „królestwa narodów”, w ramach którego posiadaliby status równy Grekom, Trakom, Syryjczykom czy Iberom. Ernest Schrupp twierdzi, że było to niemożliwe, ponieważ „Izrael nie był (…) narodem jednym z wielu, ale szczególnym, wybranym przez Boga, który miał stać się błogosławieństwem dla innych narodów15.

Tereny Palestyny zajęte przez Rzymian były jednymi z najbardziej niespokojnych w olbrzymim Imperium. Wzrost znaczenia ekstremistycznie nastawionych mesjanistycznych zelotów, doprowadził do wybuchu w 66 roku powstania, które przekształciło się w trwającą kilka lat I wojnę żydowską. Jednym z pierwszych zarządzeń buntowników było wybicie specjalnej srebrnej monety, którą płacono podatek na Świątynię16.

Wstąpienie na tron Wespazjana oraz wysłanie do Palestyny Tytusa na czele rzymskich legionów spowodowało przesilenie polityczne. Rzymianie szybko przystąpili do oblężenia miasta, w którym wybuchły zażarte walki pomiędzy zwalczającymi się bezlitośnie stronnictwami żydowskimi. W sierpniu roku 70 Rzymianie oblegli umocnioną Świątynię, w której zamknęli się zeloci i kapłani. Pomimo nalegań Tytusa, aby oszczędzić świątynię Salomona (według relacji Józefa Flawiusza), w trakcie walk doszło do pożaru, który ostatecznie zakończył desperacką obronę. Józef opisuje ostatnie chwile obrońców:

Żydzi stawiali opór z większą zaciekłością niż zwykle, jak gdyby jedynym szczęściem dla nich było zginąć blisko świątyni i w jej obronie. Lud był ustawiony w przedsionku, rada na stopniach, kapłani w samym sanktuarium. Chociaż byli nieliczni, nie poddawali się aż do chwili, gdy nagle część świątyni stanęła w ogniu. Wtedy jedni rzucali się dobrowolnie na rzymskie miecze, inni zabijali siebie wzajemnie, przebijali się lub skakali w płomienie. Wszyscy, a zwłaszcza ci ostatni uważali, że zginąć razem ze świątynią to nie jest klęska, ale zwycięstwo, zbawienie i szczęście17.

Rzymianie w odwecie za bunt zrównali Jerozolimę z ziemią, za wyjątkiem wież pałacu królewskiego, które Tytus polecił pozostawić jako ostrzeżenie dla przyszłych buntowników. Wypełniło się proroctwo zawarte w Ewangelii św. Łukasza: „I polegną od ostrza miecza, i zapędzą ich w niewolę między wszystkie narody, a Jeruzalem deptane będzie przez pogan, aż się wypełnią czasy narodów” (Łk 21, 24).

W koncepcjach holocaustycznych zburzenie Drugiej Świątyni jest otwarciem okresu prześladowań w „świętej historii Żydów”, nastaniem „pierwszej fazy antysemityzmu18. Jest to współczesna wersja żydowskiego przekonania o powtarzalności wydarzeń historycznych. Talmud babiloński zaliczał zburzenie Drugiej Świątyni do kolejno następujących dla Żydów tragicznych wydarzeń historycznych, mających miejsce 9 dnia miesiąca ab19. Zdaniem holocaustystów, zburzenie Jerozolimy przez Rzymian spowodowało „duchowe wydziedziczenie” Izraela, którego „miejsce zajął bezprawnie Kościół chrześcijański” – jak pisze Ernest Schrupp20.

Dwie próby odbudowy

Tylko niewielka część Żydów pogodziła się z utratą świętego miejsca kultu Boga21. Przytłaczająca większość, która utożsamiała potęgę swojego narodu z istnieniem Świątyni, od samego początku rozmyślała o odbudowie Domu Bożego Jahwe. Opierając się na prawie powtarzalności wydarzeń pierwotnie sądzono, że Świątynia zostanie odbudowana po 48 latach, tak jak to się stało za panowania Cyrusa. Stąd liczne zapiski źródłowe przypisujące Hadrianowi rozpoczęcie prac budowlanych lub wydanie zgody na odbudowę Świątyni przez Żydów. Przekazy te nie mają jednak żadnego potwierdzenia w materiale archeologicznym22. Niewątpliwie pierwsze próby odbudowy Świątyni nastąpiły w czasie mesjanistycznego powstania Szymona bar Kochba w latach 131–135. Uważanemu za Mesjasza Szymonowi, do którego odnoszono fragment niezwykle silnie związanej z tradycją odbudowy świątyni Księgi Liczb (Lb 24, 17) – „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”, udało się na kilka lat zdestabilizować sytuację w Imperium23. Po zajęciu Jerozolimy przez powstańców doszło prawdopodobnie do próby odbudowy Świątyni, czego poświadczenie znajduje historia w bogatym materiale numizmatycznym. W celu zebrania podatku świątynnego przystąpiono szybko do emisji specjalnej srebrnej monety (z wizerunkiem Świątyni jerozolimskiej), potrzebnej do uiszczania podatku. Ponadto źródła pisane zawierają informację o wyborze przez Szymona arcykapłana, który miał być opiekunem Świątyni. Również ówczesna Chronikon Paschale przekazuje informację o zdobyciu i ponownym zburzeniu Świątyni przez Hadriana24. Nie ma się co dziwić, Szymon bar Kochba mógł być prawdziwym Mesjaszem – według tradycji żydowskiej – wyłącznie w związku z restytucją kultu religijnego. Wszystkie jednak te informacje historyczne nie dają nam wystarczającego powodu, aby przyjąć, że powstańcy żydowscy odbudowali wówczas Świątynię.

Kolejne próby miały rzekomo być podjęte w czasach Juliana Apostaty. Za jego panowania, które powszechnie pojmuje się jako powrót do czystego pogaństwa, a które było tworzeniem religijnej syntezy – synkretyzmu – złożonego z elementów hellenistycznych, judaistycznych, a nawet chrześcijańskich, Żydzi podjęli próbę odbudowy swojej świątyni. Korzystając z czynnego poparcia cesarza Juliana, otrzymawszy od niego pieniądze ze skarbu publicznego, robotników i wszelkie potrzebne materiały, przystąpiono do budowy25. Według ówczesnych źródeł Julian Apostata sam zainteresował się żydowskim kultem religijnym, co zostało umiejętnie wykorzystane przez Żydów26. Sozomen opisuje wydarzenia z IV wieku:

A kiedy odrzekli, że po zburzeniu Świątyni jerozolimskiej ani się nie godzi, ani nie pasuje do ojczystego obyczaju, aby utraciwszy swoją stolicę praktykować to wszystko na innym już miejscu, wtedy cesarz dał pieniądze z sum państwowych i rozkazał im podnieść z gruzów Świątynię; mieli sprawować kult tak, jak to czynili przodkowie, i składać ofiary według dawnego obrzędu. (…) I zebrawszy mistrzów budownictwa zaczęli gromadzić materiały i oczyszczać teren budowy. Z tak zaś wielką ochotą nad tym się trudzili, że nawet ich niewiasty wynosiły w zapaskach na łonie ziemię z gruzem, a naszyjniki i wszelkie inne niewieście ozdoby chętnie składały na pokrycie kosztów związanych z budową. Wszelkie inne sprawy zeszły na drugi plan wobec tego przedsięwzięcia (…)27.

W czasie prac, według chrześcijańskich kronikarzy, odgruzowano i uprzątnięto plac budowy, położono kamień węgielny i przystąpiono do pracy. Jednak Żydom nie dane było jej zakończyć. Trzęsienie ziemi, wybuch ognia, który według Cyryla biskupa Jerozolimy spełniał proroctwo Daniela, powtórzone przez Chrystusa w Ewangelii św. Mateusza (Mt 24, 2), a w końcu znaki krzyża, które pojawiły się na ubraniach robotników, a których nie dało się usunąć, spowodowały ostateczny upadek żydowskich planów28. „A Świątynia w tych warunkach nie tylko że nie została wówczas odbudowana, ale uległa ostatecznej zagładzie” – podsumował całą sprawę kronikarz Sokrates29. Od tego czasu Żydzi nie byli w stanie rozpocząć odbudowy. Nastał czas tryumfu Kościoła i zmierzchu świetności Synagogi.

Trzecia Świątynia

Wraz z ponownym pojawieniem się na mapie politycznej państwa Izrael (1948), które niejako wpisuje się w zeświecczoną formułę powtarzalności wydarzeń historycznych, odżyły judaistyczne przekonania mesjanistyczne. Próba ponownej odbudowy świątyni jerozolimskiej jest faktem, którego polityczny i religijny wymiar następująco ujął profesor Tadeusz Zieliński.

(…) nieistniejąca świątynia nadal pozostawała ośrodkiem, dookoła którego krążyły myśli wygnanego ludu; i nie było wątpienia, że skoro ten lud powróci do swej dawnej siedziby, to świątynia – trzecia świątynia – powstanie na tym miejscu, gdzie stały pierwsze dwie, i jej kult – kult ofiarny – będzie wskrzeszony30.

Fryderyk May, podsumowując uparte wysiłki Żydów mające na celu utrzymanie za wszelką cenę wpływów w Jerozolimie i wyrzucenie muzułmanów z wzgórza świątynnego, pisze:

Ich (tzn. Żydów – przyp. H. H.) zrozumiałą tęsknotą jest, by móc modlić się tam wysoko, na wzgórzu świątynnym. Lecz nie na tym koniec. Wkrótce również mogłaby zostać zbudowana świątynia i pojawiłby się Mesjasz. Z tymi faktami związana jest nadzieja na prawdziwy i trwały pokój w przyszłym świecie, w którym wiara w Boga i Jego Słowo będzie centralnym punktem ludzkiego myślenia i postępowania31.

Przygotowania do odbudowy Świątyni w istocie trwają od dłuższego czasu. Ortodoksyjne grupy żydowskie przygotowują szaty i naczynia świątynne. Prowadzi się skrupulatny nabór do przyszłej kasty kapłanów. Wszystkim tym działaniom patronuje powołany w tym celu Instytut Świątynny w Jerozolimie. Prace te podsumowuje Werner de Boor pisząc, że świat będzie przeżywać powstanie Świątyni w Jerozolimie, „tak jak przeżywaliśmy powstanie «państwa Izrael» – wbrew wszelkim ludzkim przewidywaniom32.

Warunkiem wstępnym rozpoczęcia prac nad budową Trzeciej Świątyni z religijnego i politycznego punktu widzenia jest odebranie muzułmanom terenów na wzgórzu świątynnym i okolicznych terenach, w celu rozpoczęcia wstępnych rytuałów związanych z „oczyszczeniem” miejsca. Tradycja przekazywana przez Talmud mówi, że w stosie drewna w miejscu, gdzie znajdował się Dziedziniec Kobiet w Świątyni, znaleziono niepogrzebane kości ludzkie, co powoduje automatycznie nieczystość rytualną wzgórza świątynnego. Gersham Gorenberg, dziennikarz i autor apokaliptycznego thrillera The End of Days (2000) podkreśla, że prawo rabinackie zakazuje wstępu Żydom na Górę Świątynną bez uprzedniego rytuału oczyszczenia33. Aby rozpocząć prace budowlane, rabini muszą oczyścić miejsce pod świątynię. Do tego celu potrzebna jest „czerwona jałówka bez skazy”, opisana w Księdze Liczb.

Najpierw jałówka, potem Mesjasz

Pierwsze informacje o narodzeniu się w Izraelu czerwonej jałówki pojawiły się w środkach masowego przekazu w 1997 roku. Zdaniem izraelskich massmediów narodziny zwierzęcia z czarno-białej krowy i ciemnobrązowego byka „w granicach biblijnego Izraela”, następujące niezwykle rzadko, były „genetycznym przypadkiem”34. Według Klaudiusza Lotta z Missisipi, amerykańskiego hodowcy bydła, krowę uzyskano poprzez interwencję genetyczną – „sztuczną hodowlę”35. Zespół rabinistycznych ekspertów, który wybrał się do kibucu Kfar Hassidim pod Hajfą orzekł, w kwietniu 1997 roku, koszerność zwierzęcia. Obecny przy oględzinach Yehudah Etzion przyznawał, że rabini byli zaniepokojeni niewielką liczbą białych włosów u badanego zwierzęcia, niemniej uznali, że jest to jałówka opisywana w Biblii. „Wyczekiwaliśmy przez dwa tysiące lat na znak Boga i teraz otrzymaliśmy go poprzez narodziny czerwonej jałówki” – powiedział Etzion36. Jednak we wrześniu 1998 roku ostatecznie stwierdzono, że zwierze jest nieczyste… Izraelskie władze wojskowe i cywilne – zdaniem publicystów „National Review” – mogły odetchnąć z ulgą po ostatecznym orzeczeniu rabinów, ponieważ wybuch apokaliptycznego konfliktu z muzułmanami został odsunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość37.

Na ponowne narodziny kolejnej czerwonej jałówki czekano do marca 2002 roku. Według informacji w miesiąc po narodzeniu właściciel zwierzęcia porozumiał się z Instytutem Świątynnym, prosząc ekspertów rabinackich o oględziny. W piątek 5 IV 2002 roku rabini Menachem Mahover i Chaim Richman zbadali zwierzę stwierdzając, że spełnia wszystkie wymagania i nadaje się do rytuału oczyszczenia, będącego wstępnym warunkiem odbudowy. Jak podsumował amerykański „Newsweek” w 1997 roku: „najpierw jałówka, potem Mesjasz38. Dzięki jałówce, odpowiadającej rytualnym wymogom, możliwe jest wkroczenie Żydów w erę mesjanistyczną. Możliwe stało się rozpoczęcie szeroko zakrojonych przygotowań do odbudowy Świątyni, a zarazem rozpoczęcie przygotowań do mających po tym nastąpić wydarzeń politycznych. Możemy jedynie domniemywać, jaki jest związek aktualnych zdarzeń w Izraelu z działaniami Instytutu Świątynnego.

Według przekazywanej ustnie ortodoksyjnej tradycji, narodziny czerwonej jałówki bez skazy zwiastują zapowiadane przez wieki nadejście Pomazańca Bożego, narodziny żydowskiego przywódcy religijnego lub politycznego.

Ostatnia jałówka bez skazy przyszła na świat – zdaniem ortodoksów – wiek przed zburzeniem Drugiej Świątyni39. Cechy zwierzęcia i przeprowadzenie obrzędu oczyszczenia określają dokładnie przepisy rozdziału 19. Księgi Liczb. Według tekstu Biblii zwierzę musi być maści czerwonej, nie może być nigdy pokryte przez byka ani nie mogło zostać nigdy użyte do pracy w polu (Lb 19, 2). Ofiara może być dopełniona dopiero wtedy, gdy zwierze będzie miało minimum trzy lata – czytamy w artykule opublikowanym w „The Sunday Telegraph”40.

Rytuał będzie polegał na zabiciu krowy ofiarnej i skropieniu jej krwią miejsca pod budowę Świątyni; później kapłani spalą całe zwierzę, a z popiołów sporządzą specjalną miksturę (tzw. wodę oczyszczenia), służącą do rytuału fundacyjnego świątyni (Lb 19, 3-7), który w tym przypadku jest tożsamy z rytuałem oczyszczenia opisywanym w Księdze Liczb41. Dla Żydów zakończenie ofiary będzie automatycznym wejściem w nową epokę w stanie rytualnej czystości – czytamy we wspomnianym artykule42.

Instytut Świątynny z Jerozolimy poszukuje już teraz małych chłopców, którzy – za zgodą rodziców – mogliby przygotowywać się do spełnienia krwawej ofiary. Rabin Józef Elboim w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Ha’aretz” powiedział: „Potrzebujemy trzynastu chłopców, którzy będą potrafili zabić poświęconą krowę i spalić ją w ofierze, z której popioły posłużą nam do oczyszczenia rytualnego, które spełni biblijne przepowiednie43.

Aby odrodzić współcześnie lewitów, potrzeba żmudnych przygotowań i wielkich ofiar, z którymi zapoznaje Izraelczyków rabin Elboim. Dziecko musi pochodzić z rodziny, w której nie mogło być narażone na kontakt ze zmarłymi, nawet w czasie przypadkowej wizyty w szpitalu, całe przygotowanie do odrodzenia kasty kapłańskiej odbywać się będzie w całkowitej izolacji od świata współczesnego i przy zachowaniu wszystkich przepisów o czystości rytualnej, zawartych w Księdze Liczb i Księdze Ezechiela. W oparciu o analizę Tory rabini dokładnie określili miejsce dokonania krwawej ofiary. W tym przypadku kwestie religijne wpisują się głęboko w polityczny spór izraelsko-palestyński. Miejsce wyznaczone w oparciu o wersy Księgi Nehemiasza (Neh 3, 31 – „A między salą narożną w bramie Trzody budowali złotnicy i kupcy”) i Księgi Ezechiela (Ez 43, 21 – „I weźmiesz cielca, który będzie ofiarowany za grzech, i spalisz go na miejscu odłączonym domu za świątynią”), jest tożsame z mieszczącą się blisko szczytu Góry Oliwnej Bramą Miphkad44.

Problem polega na tym, że Góra Oliwna znajduje się w rękach Palestyńczyków, a dopóki w nich pozostanie, o żadnych rytuałach oczyszczenia raczej mowy być nie może.

Po trupach do celu?

Muzułmanie wszelkie działania zmierzające do rozpoczęcia odbudowy świątyni odbierają jako zapowiedz przejęcia przez Żydów Góry Świątynnej, na której znajduje się meczet el-Aqsa i tzw. Kopuła Skały, stanowiące świętość dla muzułmanów. Tradycyjna islamska wizja końca dziejów utrzymuje, że wstępem do apokalipsy będzie odebranie tych miejsc wiernym proroka przez Żydów, co spowoduje powtórne przyjście „proroka Jezusa” i ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu pomiędzy Dobrem a Złem. Wszelkie działania ortodoksów związane z odbudową świątyni powodują nerwowe reakcje muzułmanów. W 1990 roku w Jerozolimie wybuchły rozruchy w związku z pojawieniem się informacji o planowanym wniesieniu na Górę Świątynną kamienia węgielnego45. Podczas próby jego wniesienia w lipcu 2001 roku, co ortodoksi próbowali zrobić pod osłoną policji i wojska, wybuchły zamieszki, w których rannych zostało kilkudziesięciu Palestyńczyków oraz Żydów46. Otwarcie i udostępnienie turystom tunelu biegnącego pod Kopułą Skały w ubiegłym roku wywołało kolejną falę niepokojów w strefie Jerozolimy, ze względu na potwierdzane przez wywiad wojskowy Izraela informacje, że jest to najprostszy sposób zniszczenia meczetu. W 1985 roku w ten sposób zamachu chciało dokonać terrorystyczne ugrupowanie ortodoksyjnych Żydów „Komando ’80”, na czele którego stał cytowany już Yehudah Etzion. Służby specjalne zamach udaremniły47. Ugrupowania ortodoksyjne nie dają za wygraną. Na wiecu zorganizowanym przez ugrupowanie religijne Wiernych Góry Świątynnej 7 października 2001 roku Gershon Salomon stwierdził: „Zebraliśmy się, aby powiedzieć całemu światu, że arabska władza nad Górą Świątynną skończyła się raz na zawsze”. Przywódca wezwał Żydów do przygotowań mających na celu odbudowę Świątyni, domagając się zniszczenia meczetu el-Aqsa. „Wiemy, że żyjemy w specjalnych i ostatecznych czasach odkupienia ludu i ziemi Izraela, Góry Świątynnej i Jerozolimy. Robimy i będziemy robić wszystko aby Trzecia Świątynia została niebawem odbudowana dla chwały Boga Izraela” – powiedział Salomon48. I tym razem ortodoksom nie udało się osiągnąć celu ze względu na opór muzułmanów. Planowane wyładowanie 4,5 ton marmurowych bloków do budowy Świątyni zostało zablokowane przez policję i Palestyńczyków. Izraelski socjolog Menachem Friedman nazwał działania podejmowane przez ortodoksów „igraniem z ogniem”. Szejk Ahmed Yassin, duchowy przywódca Hamasu ostrzega, że „próba przechwycenia Góry przez żydowskich fanatyków wznieci ogień, który ich wszystkich razem pochłonie49.

Na Bliskim Wschodzie rozpoczyna się taniec śmierci. Cały Bliski Wschód siedzi na olbrzymiej beczce prochu. Wystarczy iskra, aby wysadzić w powietrze nie tylko wzgórze świątynne, ale również okoliczne państwa. Zapewnienia polityków o budowie trwałego pokoju lekceważą siłę przekonań religijnych walczących stron. Żydzi przekonani o realizacji Bożego planu zbawienia planują rzeczywiste wzniesienie Trzeciej Świątyni, będącej widomym znakiem nadejścia epoki mesjanistycznej. Ortodoksi oczekują mesjasza, który odbuduje potęgę Izraela, Żydzi reformowani marzą o nastaniu „mesjańskiej epoki pokoju i sprawiedliwości”. Oba poglądy wyrastają z przekonania, że powstanie państwa Izrael i Holocaust odwróciły „świętą historię Żydów”. W żydowskich przekonaniach eschatologicznych nadejście Mesjasza spowoduje potężny konflikt świata prowadzonego przez antymesjasza a Żydami, który rozstrzygnie się ostatecznie na polach Armageddonu. Dla mahometan apokalipsa rozpocznie się wraz z zagarnięciem Góry Świątynnej przez Żydów, kiedy powtórnie przyjdzie „prorok Jezus”, by poprowadzić islam przeciw poganom i bałwochwalcom. W tradycji eschatologicznej Kościoła pierwsza bestia będzie budowała swoją potęgę (Ap 13, 1; 13, 3-5) i uleczy swoją ranę (Ap 13, 3; 13, 12), a bestia druga zmusi narody by oddawały jej cześć (Ap 13, 12) i wszyscy otrzymają znamię, a jest to „liczba człowieka”, którą jest 666 (Ap 13, 18). Bestie zgromadzą wielką armię, która stanie na miejscu zwanym Armagedon (Ap 16,16), gdzie stoczona zostanie bitwa, będąca zapowiedzią zniszczenia „Babilonu” (Ap 18), otwierając tryumf Chrystusa na ziemi. Ω

Przypisy

  1. „National Review” z 11 IV 2002 r.
  2. Przykłady z pracy znanego holocaustycznego teologa Klemensa Thoma podaję za Religia Holocaustu – maszynopisem niepublikowanej pracy T. Gabisia.
  3. Ibidem.
  4. Zob. E. P. Koch, Begriffsklärung, „Sleipnir” III-IV 1996, s. 33-35; idem, Zur Viktimologie des Antisemitismus, „Sleipnir” V-VI 1996, s. 38-39; E. Schrupp, Izrael w czasach ostatecznych. Dzieje zbawienia i aktualne wydarzenia, Kraków b.r.w., s. 18.
  5. Ibidem, s. 63.
  6. Ibidem, s. 10; Rachimel Frydland, Co rabini wiedzą o mesjaszu?, Kraków 1997, s. 140-143, utożsamia np. dzisiejszy spór o Jerozolimę (zob. rezolucja ONZ nr 2255) z fragmentem Księgi Zachariasza: „dnia Onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów” (Zach. 12, 3), w podobnym tonie wypowiada się ekspremier Izraela Szymon Peres, który broniąc izraelskiej okupacji Jerozolimy powołuje się na Księgę Zachariasza: „Jerozolima pozostanie bez murów” (Zach 2, 5 – cyt. za książką Peresa), czego gwarantem wypełnienia może być wyłącznie armia izraelska. Muzułmanie jako potomkowie sułtana Sulejmana, który wzniósł mury jerozolimskie, utracili prawo do miasta. Zob. S. Peres, Nowy Bliski Wschód, Warszawa 1995, s. 155. Wojna sześciodniowa, zdaniem Frydlanda, była zapowiedziana przez proroka Ezechiela (Ez 36, 1-2). Nawet osiągnięcia rolnicze w Izraelu (Ez 36, 9), ponowne zalesianie Palestyny (Ez 36, 8) czy osiągnięcia socjalne (Zach 8, 4-5) są – zdaniem żydów – przepowiedziane w Biblii. Dla żydów wszystkie te wydarzenia mają potwierdzenie w proroctwach, są znakiem ich wybraństwa, odtwarzają „świętą historię”, nie stanowią zaś podświadomej realizacji zawartych mesjanistycznych treści.
  7. Ibidem, s. 40; Dawid Ben Gurion, „ojciec założyciel” Izraela, powiedział: „Żydzi nie otrzymali prawa do Palestyny od Wielkiej Brytanii, USA, czy ONZ. Politycznie tak, ale historycznie i prawnie mandat ten w ostateczności pochodzi z Biblii”. Schrupp stwierdza: „Izrael jest państwem, którego chciał Bóg” (s. 46).
  8. Granice nowopowstałego państwa miały być według zapowiedzi polityków syjonistycznych dokładnym odzwierciedleniem tzw. „biblijnego Izraela”, który sięga do Turcji i obejmuje połowę terytoriów Jordanii, Egiptu oraz Syrii. Zob. na ten temat: R. Garaudy, The Founding Myths of Israeli Politics, cz. 1: Theological Myths (wersja internetowa); I. Szahak, Tel Awiw za zamkniętymi drzwiami, Chicago-Warszawa 1998. Zob. też: 1 Mojż 15, 7; Joz 24, 3; Dz. 7, 3. Proroctwo Zachariasza głosi: „Zagwizdnę na nich i zgromadzę ich, bom ich odkupił; a rozmnożę ich, jak przedtem byli rozmnożeni. I rozsieję ich między narody, a z daleka wspomną na mnie i żyć będą z synami swymi, i wrócą się. I przywiodę ich z ziemi Egipskiej, i od Asyryjczyków zgromadzę ich, i do ziemi Galaad i Libanu przywiodę ich, a zabraknie dla nich miejsca. I przejdzie przez morze wąskie, i rozbije fale na morzu, i zawstydzą się wszystkie głębiny rzeki, i będzie poniżona pycha Assuru, a berło Egiptu ustąpi” (Zach 10, 8-11).
  9. Cytat podany za tłumaczeniem żydowskim z pracy E. Schruppa – Iz 45, 8; Ps 85, 12.
  10. Zob. E. Schrupp, op. cit., s. 62; R. Frydland, op. cit., s. 141, twierdzi, że powrót do Palestyny został zapowiedziany w Księdze Jeremiasza i Ezechiela (Jer 31, 10; Ez 36, 22-24). Termin teschuwa zrobił zawrotną karierę w środowiskach holocaustycznych judeochrześcijan.
  11. E. Schrupp, op. cit., s. 77.
  12. Ibidem, s. 16.
  13. Przytaczane cytaty w tłumaczeniu ks. J. Wujka SI nie oddają w pełni sensu przypisywanego im w tradycji talmudycznej. Np. powyższy cytat brzmi dosadniej w tłumaczeniu żydowskim: „Nadejdzie ów dzień, w którym twoje mury będą odbudowane, ów dzień, gdy twoja granica się rozszerzy”. Cyt. za: Schrupp, op. cit., s. 49.
  14. Ibidem, s. 49-50, 79. Schrupp pisze: „Według proroctw biblijnych, u kresu dni, świat anty-izraelski skupiony wokół Izraela, będzie poszukiwał rozwiązania kwestii izraelskiej, jednak nie drogą pokojowych, politycznych porozumień uznających państwo Izrael za ostateczne miejsce zamieszkania Żydów, ale drogą zbrojnej napaści. Państwa z obszarów islamskich, na wzór Arabii Saudyjskiej, będą tak uzbrojone przez zachodni przemysł, że wielokrotnie przewyższać będą pod tym względem Izrael. Do konfliktu dołączą się «wszystkie narody», aż dojdzie do niszczącego uderzenia na Jerozolimę. (…) Będzie to ostatnia wojna na starym lądzie, w korytarzu pomiędzy dwoma kontynentami, z Jerozolimą w centrum”. Będzie to „ostatnie utrapienie Izraela”. Ibidem, s. 79.
  15. Ibidem, s. 39.
  16. Żydzi płacili roczny podatek na Świątynię w wysokości pół sykla od osoby. Wykorzystywanie do tego celu monet rzymskich „nieczystych”, z wizerunkiem cesarza, było traktowane jako złamanie przepisu religijnego. P. Prigent, Upadek świątyni, Warszawa 1975, s. 23.
  17. Cyt. za: ibidem, s. 38.
  18. E. Schrupp, op. cit., s. 18.
  19. P. Prigent, op. cit., s. 99. Do wydarzeń tych zaliczano dwukrotne zburzenie Świątyni oraz zdobycie Betharu i zaoranie przez Rzymian miasta.
  20. E. Schrupp, op. cit., s. 18.
  21. Ci żydzi najczęściej powoływali się na Midrasz Rabba do Lamentacji, którym na rozpacz dwóch rabinów, opłakujących zniszczoną Jerozolimę, rabin Akiba zapowiada odbudowę świątyni przyrzeczoną przez Boga, skoro Pan Bóg tak dokładnie opisał wydarzenia z roku 70. Odbudowy miał dokonać sam Wszechmogący. P. Prigent, op. cit., s. 68-69; w Talmudzie kilkanaście traktatów roztrząsa problem braku kultu ofiarnego po zburzeniu świątyni. W oparciu o te traktaty część Żydów doszła do przekonania, że same spekulacje dotyczące abody (tj. kultu ofiarnego) są w oczach Jehowy abodą. Zob. T. Zieliński, Hellenizm a judaizm, Toruń 2002, s. 200-201.
  22. P. Prigent, op. cit., s. 83-84. Plany odbudowy Świątyni za czasów Hadriana potwierdza św. Jan Chryzostom, jednak – jak wskazuje szwajcarski archeolog – Żydzi sami chcieli odbudować Świątynię. Natomiast we fragmentach zapisków Jerzego Cedrenusa została zawarta informacja, że miało to nastąpić w czasie buntu, więc należy odrzucić przypuszczenia wiążące Hadriana z rozpoczęciem prac nad świątynią jerozolimską.
  23. Szymon bar Kochba (vel Kosiba; kochba oznacza ’gwiazdę’). Zob. ibidem, s. 91. W ten sposób nazywa go Frydland, op. cit., s. 92, podkreślając jednak świadomie dokonane przeinaczenie jego prawdziwego imienia.
  24. Zob. ibidem, s. 95-97.
  25. Informacje przekazuje Historia Kościoła z V w. napisana przez Sokratesa Scholastyka, ks. III, rozdz. 20, Warszawa 1986.
  26. Ibidem, ks. III, rozdz. 20; Sozomen Hermiasz, Historia Kościoła, ks. V, rozdz. 22, Warszawa 1980.
  27. Sozomen, ks. V, rozdz. 22.
  28. Ibidem; Sokrates, ks. III, rozdz. 20; św. Grzegorz z Nazjanzu, Inwektywa II przeciw Julianowi, 3-4, [w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967. Na temat cudownych zdarzeń w czasie odbudowy II świątyni zob.: P. Janiszewski, Żywioły w służbie propagandy, czyli po czyjej stronie stoi Bóg. Studium klęsk i rzadkich fenomenów przyrodniczych u historyków Kościoła IV i V wieku [w:] Źródłoznawstwo czasów późnego antyku pod red. E. Wipszyckiej, t. III, Warszawa 2000, s. 122-128.
  29. Sokrates, ks. III, rozdz. 20.
  30. T. Zieliński, op. cit., s. 200-201. Zieliński podsumowując narastającą przed II wojną i w trakcie jej trwania emigrację Żydów do Palestyny zadaje pytania: „Czy więc będzie wzniesiona trzecia świątynia? Czy znowu «miriady» bydląt będą niszczone, jako ofiary całopalne w ogniu jej ołtarza? Czy znowu potomkowie Aarona będą brnęli aż do kostek w ich krwi gorącej? – To jest chyba nie do pomyślenia. – A więc odmówi lud posłuszeństwa Jehowie i wyraźnym przykazaniom jego Tory? – Tu właśnie tkwi tragedia syjonizmu”.
  31. Cyt. za: E. Schrupp, op. cit., s. 64.
  32. Zob. Ibidem, s. 64.
  33. P. Priegent, op. cit., s. 69. Zob. „National Review” z 11 IV 2002 r. Producentem filmu The End of Days jest Jan Anderson, człowiek silnie powiązany z żydowskim lobby finansowym w USA, aktywny działacz religijno-filozoficznego środowiska tzw. dyspensjonalistów (ang. dispensationalists), które niedawno otrzymało potężne wsparcie finansowe od Edgara Bronfamna, szefa Światowego Kongresu Żydów, oraz Abrahama Foxmana, szefa ADL. Dyspensjonaliści stanowią grupę chrześcijan głoszących trwałe wybraństwo Izraela, na którym powinno oprzeć się prowadzoną politykę światową. Zdaniem Marka Esposito z „Ewangelickiego Wolnego Kościoła” w Houston, dyspensjonaliści udzielają w oparciu o Pismo św. odpowiedzi dotyczących Boga, Izraela, Kościoła i czasów ostatecznych. Często nazywani są „teologami «Czasów Ostatecznych»” lub „chrześcijańskimi syjonistami”. Całą koncepcję opierają na przekonaniu, że ostatnim etapem czasów ostatecznych będzie potężny konflikt, rozgrywający się na Bliskim Wschodzie, który doprowadzi na polach Armageddonu do zwycięstwa Izraelitów nad siłami zła. Specyficzna, bliska „holocaustystom” ekonomia zbawienia opiera się na opozycji pojęć „zgubiony” – „uratowany”, odnoszona jest do wydarzeń historycznych i politycznych. Opozycję tę dobrze ilustruje – zdaniem dyspensjonalistów – wojna Yom Kippur z 1973 roku, kiedy Izrael, zaatakowany w swoje największe święto religijne, był poprzez swoje nieprzygotowanie do wojny przeznaczony do zniszczenia przez Jahwe. Jednak błyskotliwe zwycięstwo – uratowanie Izraela – potwierdziło nieprzerwane istnienie żydowskiego wybraństwa. Przeciwnicy tej opinii teologicznej, zwani „preterystami” (ang. preterists), w oparciu o tradycję żydowską wskazują, że wybraństwo żydowskie powodowało niemożność ataku nieprzyjacielskiego przeciw Żydom w dni świąt żydowskich, natomiast zerwanie przez Żydów przymierza zaowocowało podwójnym zniszczeniem Jerozolimy. Stąd wniosek preterystów – wybraństwo Żydów bezpowrotnie zastało zakończone. Dyspensjonaliści posiadają potężne wpływy w sferach amerykańskiej polityki zagranicznej, a jednym z ich gorących zwolenników jest Podsekretarz Stanu USA Paweł Wolfowitz. Zob. strona internetowa Dispensationalism.com; Powerful Forces Promoting „End Times” Theology, „American Free Press”, 19 VIII 2002 r.
  34. Informacja podana za MSNBC z Tel Avivu. Ortodoksi utrzymują, że w Świątyni jerozolimskiej przez wszystkie wieki jej istnienia złożono w ofierze nie więcej niż 9 czerwonych jałówek.
  35. „Global Service” z 4 III 2000 r. Szeroko zakrojone badania genetyczne prowadzone w Izraelu potwierdza „Unabhängige Nachrichten” z VI 2002, w artykule Israelische Forscher züchten federlose Hühner, przedrukowanym z „Die Welt” 23 V 2002 r.
  36. „Sunday Telegraph” z 15 IV 1997 r.
  37. „National Review” z 11 IV 2002 r.
  38. „Newsweek” z 19 V 1997 r.
  39. „Global Service” z 4 III 2000 r.
  40. „Sunday Telegraph” z 15 IV 1997 r.
  41. Na temat powagi rytuałów oczyszczających i przygotowywania specjalnego roztworu z popiołu rytualnego zwierzęcia: Die Religion in Geschichte und Gegenwart, 2002, t. V, s. 942; 948.
  42. Ibidem.
  43. Cyt. za: Reuters.
  44. Miphkad ’ołtarz’, zdaniem ortodoksów ołtarz ofiarny dla jałówki. „Global Service” z 4 III 2000 r.
  45. Informacja podana za agencją MSNBC z Tel Avivu.
  46. „Gazeta Wyborcza” z 30 VII 2001 r.
  47. „Sunday Telegraph” z 15 IV 2002 r.
  48. A New Temple In Jerusalem?, informacja agencji AP, X 1996.
  49. Ibidem.

Amerykanie i Anglicy zabezpieczyli swoje interesy. Polska jak zwykle została [—-]

Amerykanie i Anglicy zabezpieczyli swoje interesy. Polska jak zwykle została pominięta

26.08.2025 Stanisław Michalkiewicz

Prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Donald Trump podczas spotkania w Anchorage na Alasce.
Prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Donald Trump podczas spotkania w Anchorage na Alasce. / foto: Wikimedia, kremlin.ru, CC BY 4.0

Świat wstrzymał oddech, gdy do Anchorage na Alasce przyleciał najpierw prezydent USA Donald Trump, a wkrótce potem – rosyjski prezydent Włodzimierz Putin. Prezydent Trump oczekiwał go na rozścielonym uprzednio czerwonym dywanie, a kiedy prezydent Putin, maszerując po dywanie dotarł do prezydenta Trumpa, ten uścisnął mu dłoń, po czym zaprowadził do limuzyny, którą podjechali do gmachu, gdzie miały odbyć się rozmowy.

To zachowanie prezydenta Trumpa spotkało się z pryncypialną krytyką środowisk miłujących pokój. Wiadomo bowiem, że zamiast uściskać dłoń Putina, prezydent Trump powinien udusić go własnymi rękami, albo od razu na czerwonym dywanie, albo – jeszcze lepiej – w limuzynie, żeby ani dzieci, ani osoby wrażliwe nie widziały w telewizji tych drastycznych scen. Stało się jednak inaczej i rozmowy się rozpoczęły.

Jak tam było, tak tam było – bo toczyły się one za zamkniętymi drzwiami – ale o tym, o czym rozmawiano i co uzgodniono, możemy dedukować z wypowiedzi obydwu prezydentów na konferencji prasowej. Pierwszy zaczął prezydent Putin, który swoje wystąpienie odczytał z kartki, podczas gdy prezydent Trump mówił bez żadnych notatek. Z wystąpienia prezydenta Putina można wyciągnąć wniosek, że obydwaj prezydenci odrzucili pomysł ukraiński, by rozmowy pokojowe zostały poprzedzone bezwarunkowym zawieszeniem broni. Przeciwnie – zarówno prezydent Putin, jak i prezydent Trump zgodnie opowiedzieli się za kompleksowym uregulowaniem pokojowym, które siłą rzeczy musiałoby obejmować szerokie spektrum spraw.

Dodatkowo prezydent Putin na tej konferencji powtórzył to, co wielokrotnie mówił wcześniej, a potem jeszcze raz powtórzył to w wystąpieniu po powrocie do Moskwy – że muszą zostać usunięte „pierwotne przyczyny tej wojny”. Co to za przyczyny?

20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Był to efekt zarówno „resetu”, jaki 17 września 2009 roku przeprowadził w stosunkach amerykańsko-rosyjskich prezydent Obama, jak i 25-letnich starań o ustanowienie w Europie nowego porządku politycznego, który ostatecznie zastąpiłby nieaktualny już porządek jałtański. Najważniejszym postanowieniem było oczywiście strategiczne partnerstwo NATO–Rosja – bo ze śmiertelnych wrogów przez całą „zimną wojnę”, obydwaj stali się strategicznymi partnerami. Wcześniejszy „reset” prezydenta Obamy sprawił, że najtwardszym jądrem tego partnerstwa było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską – prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow.

Prawie – bo republiki bałtyckie, które wraz z innymi państwami Europy Środkowej zostały w 1999 roku przyjęte do NATO, znalazły się po zachodniej, a nie – jak było w 1939 roku – po wschodniej stronie kordonu. I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, na przełomie roku 2013 i 2014 prezydent Obama wysadził ten „porządek lizboński” w powietrze. USA wyłożyły 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „Majdanu” ze strzelaniną i wszelkimi atrakcjami, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy. Od tego wszystko się zaczęło, to znaczy – Rosja bez wystrzału zajęła Krym, a we wschodnich obwodach, przede wszystkim donieckim i ługańskim, wybuchły niesnaski, których pretekstem były zarządzenia językowe Kijowa. Jeśli zatem od tego wszystko się zaczęło, to „usunięcie pierwotnych przyczyn” wojny może oznaczać jakiś kolejny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich – bo o strategicznym partnerstwie z NATO na razie chyba nie może być mowy.

Jak pamiętamy, później prezydent Piotr Poroszenko podpisał porozumienia mińskie, które – zwłaszcza w porównaniu z obecną sytuacją – wydawały się dla Ukrainy stosunkowo łagodne. Przewidywały one nieznaczną modyfikację ukraińskiej konstytucji, by w obwodach ługańskim i donieckim można było ustanowić autonomię – przede wszystkim językową, ale obydwa one miały oczywiście pozostać w granicach Ukrainy.

Jednak w międzyczasie nastąpiła zmiana na stanowisku prezydenta Ukrainy; miejsce oligarchy Piotra Poroszenki zajął komik Włodzimierz Zełenski, wynalazek żydowskiego oligarchy z trzema obywatelstwami: ukraińskim, cypryjskim i izraelskim – Igora Kołomojskiego, zaś w USA nowym prezydentem został Józio Biden. Józio Biden musiał naobiecywać prezydentowi Zełenskiemu jakieś gruszki na wierzbie, w rodzaju członkostwa w NATO i w ogóle – bo ten zerwał porozumienia mińskie, a – jak się potem okazało – CIA zainstalowała na Ukrainie 12 tajnych baz.

W tej sytuacji Rosja zareagowała podobnie do reakcji prezydenta Kennedy’ego na rozmieszczenie na Kubie w roku 1962 sowieckich rakiet z głowicami jądrowymi. Kuba była suwerenna, więc mogła przyjaźnić się, z kim chciała oraz na swoim terytorium mogła instalować taką broń, jaką po nieudanej inwazji w Zatoce Świń uznała za stosowne – ale prezydent Kennedy nakazał blokadę morską Kuby, co postawiło świat na krawędzi wojny jądrowej.

Jednak wywiad rosyjski nie docenił uzbrojenia po zęby i wyszkolenia ukraińskiego wojska, w związku z czym nadzieje na powtórkę roku 2014 spaliły na panewce i blitzkrieg się nie udał. W tej sytuacji Rosja niemal z dnia na dzień zmieniła cele wojenne, koncentrując się na wyrąbaniu sobie lądowego połączenia z Krymem – co udało się w stu procentach, łącznie z inkorporowaniem czterech zajętych ukraińskich obwodów do Federacji Rosyjskiej. I teraz – chociaż prezydent Zełenski twierdził, że oddanie Rosji tych obwodów, a co najmniej – donieckiego i ługańskiego – jest „niemożliwe” i że nie nastąpi to „nigdy”, to widocznie prezydent Trump dał mu do zrozumienia, że jak będzie grymasił, to niech sobie dalej wojuje z Rosją – ale już bez Ameryki – bo zrobił się cichy i pokornego serca, zgodził się na rozmowy trójstronne bez wcześniejszego zawieszenia broni i skupił się na „gwarancjach bezpieczeństwa”.

Reichsführerin Urszula Wodęleje wyjaśniła na spotkaniu w szerszym gronie – że chodzi o gwarancje „podobne” do art. 5 traktatu waszyngtońskiego. „Podobne” – a więc jeszcze słabsze niż art. 5, który przecież nie wprowadza ani żadnego automatyzmu reakcji, ani jej wojskowego charakteru. Najwyraźniej „koalicja chętnych” nie ma najmniejszego zamiaru niczego konkretnego Ukrainie gwarantować, zwłaszcza nie mając narzędzi wpływania na postępowanie tego kraju, a jeśli markuje żywe zatroskanie, to dlatego, żeby nie przegapić eksploatacyjnego podziału Ukrainy, gdzie Amerykanie i Anglicy zabezpieczyli swoje udziały wcześniej.

Polska w tym wyścigu jak zwykle została pominięta – ale to nic dziwnego, skoro takie mamy kadry.

Tragedia Ukrainy; czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło

Tragedia Ukrainy; czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło

Ukraina rytualną ofiarą prawdy?

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 23

Wieki „wyczynów” Zachodu na polu „szerzenia wolności, demokracji i kultury materialnej” nie docierało do szerszych mas Europy Zachodniej. Propagandowa narracja była zawsze miła dla ucha przeciętnego Europejczyka: „nadzwyczajne cechy mieszkańców Europy Zachodniej, czynią z nich katalizator wszelkiego dobra i światowego postępu”.

Trudno dziwić się zachodnim Europejczykom, że tak łatwo uwierzyli w tą bajkę. Każdemu jest miło słuchać komplementy o samym sobie.

Zapewne większość z nich nie utraciła jeszcze Boskiego Daru Sumienia i skonfrontowana z autentyczną rzeczywistością zareagowałaby poprawnie na jej widok.

Problemem był jednak dystans geograficzny i informacyjny, tworzący przepaść pomiędzy Zachodem i resztą świata.

Dopiero XXI wiek przybliżył informacyjnie resztę świata do Zachodu i to pomimo energicznej walki globalistycznych władców z „dezinformacją”.

Jednak dopiero agresja proxy NATO na Rosję zerwała zasłonę propagandową na ukraińskim teatrze wojny.

Od 2014 roku, bo wtedy się ona pełnowymiarowo zaczęła, do dziś, udawało się zachodniej propagandzie maskować prawdę na jej temat.

Jednak monstrualne rozmiary klęski, nieszczęść ludzkich i destrukcji Ukrainy coraz trudniej było ukryć. Czy się to komuś podoba czy nie Ukraina leży w samym centrum kontynentu europejskiego i skonstatować gigantyczne rozmiary jej tragedii nie jest tak trudno, dla uczciwego obserwatora.

W miarę narastania konfliktu i związanych z nim nieszczęść Ukraińców, wzrastała też świadomość garstki autentycznych zachodnich elit, których głos stawał się coraz wyraźniejszy.

Proces przyspieszył jeszcze w wyniku dojścia do władzy Donalda Trumpa, który pomimo swych wad, słabości i niedostatków, szczerze próbuje doprowadzić konflikt do zakończenia. Zarówno on, jaki i członkowie jego gabinetu jasno scharakteryzowali wojnę na Ukrainie, jako „konflikt proxy NATO z RF”.

Czy uda mu się osiągnąć ten cel, w obliczu obłędnej nienawiści „europejskich elit” do Słowiańszczyzny, zostaje otwartym pytaniem?

Jedno jest pewne, że ogromu tragedii i zła wyrządzonego Ukraińcom nie da się już ukryć.

Nie zmienia to faktu agresywnego i szowinistycznego nastawienia ukraińskiej populacji do swych sąsiadów.

Jednakowoż trudno pokonać zło innym złem.

Zresztą nie to było i jest celem Zachodu. Niezmiennym celem od stuleci jest kolonializm, czyli rabunek, eksploatacja i ludobójstwo „lesser peoples”, jak eufemistycznie określa się obecnie „podludzi”.

Truizmem jest stwierdzenie, że nie wszystkie narody Europy są złe w samej swej naturze.

I konstatacja obłędnej rzeczywistości musi powodować u dużej części zachodniego społeczeństwa odruch odrazy.

Niestety rozmiary totalitaryzmu globalistycznego skutecznie tłumią wszelkie odruchy sumienia.

Jednakowoż jest nadzieja, że zachodnie społeczeństwa skonstatują fakt, że na obecnym etapie globalizmu i one są poddane kolonialnej eksploatacji. A to może stanowić pierwszy impuls odnowy.

Patologia władzy; czyli Cesarz Kaligula czy „Kill” Gates?

Patologia władzy; czyli Cesarz Kaligula czy „Kill” Gates?

Patologia. W potocznym rozumieniu tego słowa jest to odstępstwo od normy. W obecnej rzeczywistości. Ze względu na powszechność, trafniejsze wydaje się określenie „norma globalistyczna”.

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 22

Sztab Generalny Globalistycznego Wojska Polskiego, wydał oficjalny publiczny komunikat ostrzegający obywateli o przemieszczaniu się na drogach krajowych dużych jednostek wojskowych.

Zwykle w takich przypadkach władze wojskowe preferują brak rozgłosu w tym aspekcie. Jednakowoż „Sztab Generalny” zmuszony jest podnosić napięcie i utrzymywać społeczeństwo pod grozą konfliktu nuklearnego. Przynajmniej do momentu przygotowania kolejnej prowokacji antyrosyjskiej.

Poziom intelektualny i wiedza „polskiej generalicji” nie odbiega od przeciętnego poziomu NATO. Jest mieszaniną kretynizmu i całkowitej ignorancji zawodowej (wojskowej).

Jedyne co ją interesuje, to podniesienie się choć o szczebel na globalistycznej drabinie szaleńców. Przy czym wywołanie konfliktu nuklearnego nie stanowi przeszkody w tym dążeniu.

„Śmietanka wojskowa” nie jest w tej regule wyjątkiem. Im wyżej tym bardziej patologiczne, czyli „normalnie” stanowią się egzemplarze „elit”.

Prominentnym tego przykładem jest niejaki „Kill” Gates, którego amerykański przydomek, mówi sam za siebie. Stanowi on żywy dowód na to, że amerykańskie społeczeństwo od dawna prawidłowo go klasyfikuje.

W normalnych czasach i społeczeństwach, ktoś kto publicznie zajmuje się mordowanie ludzi na masową skalę i na pierwszy rzut oka wygląda jak obłąkaniec, znalazłby się natychmiast domu wariatów.

Ale w globalizmie mamy „normalność inaczej”. Szaleniec ten, wraz z watahą mu podobnych, robi co chce i nawet się z tym nie ukrywa. Psychopaci cechują się tym, że swoje zbrodnie muszą nagłaśniać w celu osiągnięcia maksimum rozkoszy.

Dziś, kiedy całe monstrualne globalistyczne szambo rozlewa się szerokim strumieniem, wydawałoby się, że nastąpi w końcu reakcja społeczna. Nic z tego, sprawy toczą się spokojnie ustalonym torem. Daje to wymownie świadectwo, jak bardzo zdeprawowane jest Zachodnie społeczeństwo, a zwłaszcza jego „elity” i „elitki”.

W przeszłości też bywały przypadki szaleńców u władzy, jak choćby Cesarz Kaligula https://pl.wikipedia.org/wiki/Kaligula

Przy czym, wstąpił on na tron jako zupełnie normalny człowiek i dopiero choroba mózgu spowodowała jego szaleństwo.

Był on jednym z pojedynczych przypadków w historii świata. Co nie oznacza, że brakowało w niej tyranów i zbrodniarzy. Ale nawet krwawy dyktator posiad granice zła, wyznaczone jego własnym interesem.

Dziś, praktycznie cała „elita” globalistów, to obłąkańcy, gotowi na wszystko, byle jak najszybciej dostać się do piekła. I to jest przerażające. Natomiast jeszcze bardziej przeraża to, że gros zachodniego społeczeństwa uważa to za zupełnie normalne!

Odtajnione: Tajny plan CIA dotyczący inwazji na Ukrainę

Odtajnione: Tajny plan CIA dotyczący inwazji na Ukrainę

Przez Kit Klarenberg Źródło: Odtajnione: Tajny plan inwazji CIA na Ukrainę

7 sierpnia amerykański gigant sondażowy Gallup opublikował niezwykłe wyniki sondażu przeprowadzonego wśród Ukraińców. Poparcie społeczne dla „walki o zwycięstwo” Kijowa spadło do rekordowo niskiego poziomu „we wszystkich grupach społecznych”, „niezależnie od regionu czy grupy demograficznej”. W „niemal całkowitym odwróceniu nastrojów społecznych w porównaniu z 2022 rokiem”, 69% obywateli popiera „jak najszybsze zakończenie wojny poprzez negocjacje”. Tylko 24% chce kontynuować walkę. Jednak niewielu wierzy, że wojna zastępcza wkrótce się zakończy.

Przyczyny pesymizmu Ukraińców w tej kwestii nie zostały podane, ale oczywistym wytłumaczeniem jest nieustępliwość prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, wspieranego przez swoich zagranicznych sponsorów – zwłaszcza Wielką Brytanię. Marzenie Londynu o podziale Rosji na łatwe do wykorzystania części sięga wieków i zostało dodatkowo podsycone po zamachu stanu na Majdanie w lutym 2014 roku. W lipcu tego roku Instytut Sztuk Politycznych, filia NATO/MI6, założona przez weterana brytyjskiego wywiadu wojskowego Chrisa Donnellego, opublikował szczegółowy plan trwającej wojny zastępczej.

W odpowiedzi na wojnę domową w Donbasie, Statecraft opowiadał się za zwalczaniem Moskwy za pomocą szeregu „środków anty-wywrotowych”. Obejmowały one „bojkot ekonomiczny, zerwanie stosunków dyplomatycznych”, a także „propagandę i kontrpropagandę, naciski na państwa neutralne”. Celem było sprowokowanie „starego konfliktu zbrojnego” z Rosją, który „Wielka Brytania i Zachód mogłyby wygrać”. Chociaż obecnie jesteśmy świadkami brutalnego rozpadu potwornego planu Donnelly’ego, anglo-amerykańskie plany wykorzystania Ukrainy jako przyczółka do wojny totalnej z Moskwą sięgają daleko w przeszłość.

W sierpniu 1957 roku CIA potajemnie opracowała szczegółowe plany inwazji amerykańskich sił specjalnych na Ukrainę. Liczyła na to, że sąsiedzi agitatorzy antykomunistyczni zostaną zmobilizowani jako żołnierze piechoty do wsparcia tego przedsięwzięcia. Szczegółowy, 200-stronicowy raport zatytułowany „Czynniki oporu i obszary działania sił specjalnych” przedstawiał czynniki demograficzne, ekonomiczne, geograficzne, historyczne i polityczne w ówczesnej SRR, które mogłyby ułatwić lub utrudnić Waszyngtonowi wzniecenie lokalnego powstania i tym samym doprowadzić do ostatecznego upadku ZSRR.

Przewidywano, że misja będzie delikatnym i trudnym balansowaniem, ponieważ znaczna część ludności ukraińskiej żywiła „niewielkie zastrzeżenia” wobec Rosjan lub rządów komunistycznych, co mogło zostać wykorzystane do wzniecenia zbrojnego powstania. Równie problematyczny był fakt, że „długa historia unii między Rosją a Ukrainą, trwająca niemal nieprzerwanie od 1654 roku do dnia dzisiejszego”, doprowadziła do tego, że „wielu Ukraińców” przyjęło „rosyjski styl życia”. To z kolei sprawiało, że problematyczny był niewielki „opór wobec władzy sowieckiej” wśród ludności.

„Ogromny wpływ” kultury rosyjskiej na Ukraińców, „wiele wpływowych stanowisk” w administracji lokalnej zajmowanych przez „Rosjan lub Ukraińców sympatyzujących z [komunistycznymi] rządami” oraz „względne podobieństwo” ich „języków, zwyczajów i pochodzenia” sprawiły, że „między Ukraińcami a Rosjanami było mniej punktów spornych” niż w krajach Układu Warszawskiego. We wszystkich tych państwach satelickich CIA zrekrutowała już, z różnym skutkiem, tajne siatki „bojowników o wolność” jako antykomunistyczne piąte kolumny. Niemniej jednak CIA nadal była zainteresowana identyfikacją potencjalnych „aktorów ruchu oporu” na Ukrainie:

„Niektórzy Ukraińcy zdają się nie dostrzegać różnic, które odróżniają ich od Rosjan, i odczuwają niewielki antagonizm narodowy. Niemniej jednak istnieją istotne pretensje, a wśród innych Ukraińców występuje opór wobec władzy sowieckiej, często o charakterze nacjonalistycznym. W sprzyjających okolicznościach można się spodziewać, że osoby te wesprą amerykańskie siły specjalne w walce z reżimem”.

„Działania nacjonalistyczne”

Mapa CIA podzieliła Ukrainę na dwanaście oddzielnych stref, uszeregowanych według „potencjału oporu” i „pozytywnego nastawienia ludności do reżimu sowieckiego”. Regiony południowe i wschodnie, zwłaszcza Krym i Donbas, otrzymały słabe oceny. Ich ludność została uznana za „silnie lojalną” wobec Moskwy, „nigdy nie przejawiającą nacjonalistycznych nastrojów ani wrogości wobec reżimu” i uważającą się za „rosyjską wyspę na Morzu Ukraińskim”. W badaniu zauważono, że w trakcie i po I wojnie światowej, kiedy Niemcy utworzyły na Ukrainie faszystowskie państwo marionetkowe,

Mieszkańcy Donbasu zaciekle stawiali opór ukraińskim nacjonalistom i tymczasowo utworzyli własną republikę, niezależną od reszty Ukrainy. W kolejnych latach bronili władzy sowieckiej i interesów Rosji, często atakując ukraińskich nacjonalistów z większym zapałem niż sami rosyjscy przywódcy. Podczas niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej nie odnotowano ani jednego udokumentowanego przypadku poparcia dla ukraińskich nacjonalistów ani Niemców.

Niemniej jednak inwazję i okupację Krymu uznano za niezwykle ważne. Oprócz strategicznego znaczenia, krajobraz półwyspu uznano za idealny do prowadzenia działań partyzanckich. Teren oferował „doskonałe możliwości kamuflażu i ucieczki”, jak stwierdzono w raporcie CIA. Chociaż „wojska działające na tych terenach musiałyby być specjalnie wyszkolone i wyposażone”, zakładano, że miejscowa ludność tatarska, która „tak zaciekle” walczyła z Sowietami podczas II wojny światowej, „prawdopodobnie byłaby skłonna” udzielić pomocy najeźdźcom amerykańskim.

Obszary zachodniej Ukrainy, w tym dawne polskie obwody, takie jak Lwów, Równe, Zakarpacie i Wołyń, które podczas II wojny światowej były pod silną kontrolą „ukraińskich powstańców” – zwolenników wspieranego przez MI6 Stepana Bandery – były uważane za najbardziej urodzajne siedliska „oporu”. Tam „działalność nacjonalistyczna była szeroko rozpowszechniona podczas II wojny światowej”, a uzbrojone milicje stawiały opór „prosowieckim partyzantom z pewnym powodzeniem”. Co ciekawe, masowa eksterminacja Żydów, Polaków i Rosjan przez banderowców sprawiła, że w tych regionach praktycznie nie było ludności nieukraińskiej.

Co więcej, w okresie powojennym „opór wobec władzy sowieckiej” na Ukrainie Zachodniej „przejawił się na szeroką skalę”. Pomimo „rozległych deportacji”, we Lwowie i okolicach mieszkało „wielu nacjonalistów”, a „komórki nacjonalistyczne” utworzone przez „oddziały specjalne” Bandery były rozproszone po całej republice. Na przykład, w Karpatach osiedliły się antykomunistyczne „grupy partyzanckie”. W raporcie stwierdzono, że „amerykańskie siły specjalne w tym regionie mogły liczyć na znaczące wsparcie ze strony miejscowej ludności ukraińskiej, w tym na aktywny udział w działaniach przeciwko reżimowi sowieckiemu”.

Zauważono również, że „ukraińskie nacjonalistyczne, antyradzieckie nastroje” w Kijowie były „najwyraźniej umiarkowanie silne” i że „można było oczekiwać aktywnego wsparcia dla sił specjalnych ze strony części ludności”. „Duża populacja ukraińska” stolicy była „w niewielkim stopniu pod wpływem Rosji” i podczas rewolucji rosyjskiej „wspierała ukraińskie nacjonalistyczne, antyradzieckie siły silniej niż jakikolwiek inny region”. W rezultacie „niepewność co do postawy miejscowej ludności” skłoniła Moskwę do uznania Charkowa za stolicę Ukraińskiej SRR, którą pozostał do 1934 roku.

Dokument CIA zawierał również niezwykle szczegółowe oceny terytorium Ukrainy pod kątem jego przydatności do prowadzenia działań wojennych. Na przykład Polesie – położone niedaleko Białorusi – zostało opisane jako „generalnie niedostępne”, ponieważ wiosną było „prawie niemożliwe” do przekroczenia. Zimą natomiast obszar ten był „najbardziej sprzyjający przemieszczaniu się, w zależności od głębokości przymrozków”. Ogólnie rzecz biorąc, region ten „sprawdził się w przeszłości jako doskonały obszar odwrotu i ucieczki, wspierając zakrojone na szeroką skalę działania partyzanckie”. Szczególnie interesujące były również „bagniste doliny Dniepru i Desny”.

„Północno-zachodnia część obszaru jest gęsto zalesiona i oferuje doskonałe możliwości kamuflażu i manewrowania… Rozległe bagna przeplatają się z terenami leśnymi, które stanowią również dobre kryjówki dla sił specjalnych. Warunki na Wyżynie Wołyńsko-Podolskiej są mniej sprzyjające, chociaż niewielkie grupy mogą znaleźć tymczasowe schronienie w rzadkich lasach”.

„Zdecydowanie antynacjonalistyczny”

Plan inwazji CIA nigdy nie został oficjalnie wdrożony. Jednak te same obszary Ukrainy, które według CIA były najbardziej skłonne do przyjęcia amerykańskich sił specjalnych, to te, gdzie poparcie dla zamachu stanu na Majdanie było najsilniejsze. Co więcej, w mało znanym rozdziale sagi Majdanu, faszystowscy bojownicy Prawego Sektora zostali masowo sprowadzeni na Krym przed podbojem półwyspu przez Moskwę. Gdyby udało im się opanować ten obszar, Prawy Sektor zrealizowałby cel CIA, opisany w dokumencie „Czynniki oporu i obszary działania sił specjalnych”.

Barykada obrony cywilnej wzniesiona w celu uniemożliwienia Prawemu Sektorowi wejścia na Krym, luty 2014 r.

Biorąc pod uwagę wydarzenia, które rozegrały się w innych częściach Ukrainy po lutym 2014 roku, inne fragmenty raportu CIA nabierają wyraźnie złowrogiego charakteru. Na przykład CIA ostrzegała przed wzniecaniem antyradzieckiego powstania w Odessie, pomimo jej strategicznego położenia nad Morzem Czarnym. Agencja zauważyła, że miasto to jest „najbardziej kosmopolitycznym regionem Ukrainy, z różnorodną populacją, która obejmuje, oprócz Rosjan i Żydów, licznych Greków, Mołdawian i Bułgarów”. Dlatego:

„Odessa… rozwinęła mniej nacjonalistyczny charakter. Historycznie uważano ją za terytorium rosyjskie, a nie ukraińskie. Podczas II wojny światowej niewiele było tu śladów nastrojów nacjonalistycznych czy antyrosyjskich, a miasto… było faktycznie kontrolowane przez silnie antynacjonalistyczną administrację lokalną [w trakcie konfliktu]”.

Od wybuchu protestów w listopadzie 2013 roku Odessa stała się kluczowym miejscem starć między zwolennikami a przeciwnikami Majdanu. W marcu następnego roku rosyjskojęzyczni Ukraińcy zajęli historyczny plac Kułykowe Pole, domagając się referendum w sprawie utworzenia „Autonomicznej Republiki Odessy”. Napięcia osiągnęły punkt kulminacyjny 2 maja, kiedy faszystowscy kibice futbolu – którzy później utworzyli Batalion Azow – wkroczyli do Odessy, zmusili dziesiątki aktywistów antymajdanu do wejścia do budynku związków zawodowych i podpalili go.

W sumie zginęły 42 osoby, a setki zostały ranne, a ruch antymajdanowy w Odessie został całkowicie zneutralizowany. W marcu tego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał druzgocący wyrok przeciwko Kijowowi w związku z masakrą. Stwierdził, że lokalna policja i straż pożarna „umyślnie” nie zareagowały odpowiednio na katastrofę, a władze chroniły winnych urzędników i sprawców przed oskarżeniem pomimo niezbitych dowodów. Fatalne „zaniedbanie” funkcjonariuszy tego dnia i później znacznie „wykroczyło poza błąd w ocenie sytuacji lub zaniedbanie”.

ETPC najwyraźniej nie chciał uznać spalenia aktywistów anty-majdanu za celowe i zaplanowane masowe morderstwo, zaplanowane i zlecone przez zainstalowany przez USA faszystowski rząd w Kijowie. Jednak ustalenia ukraińskiej komisji parlamentarnej nieubłaganie wskazują na ten wniosek. To, czy masakra w Odessie miała na celu sprowokowanie rosyjskiej interwencji na Ukrainie, a tym samym doprowadzenie do „starego konfliktu zbrojnego” z Moskwą, który „Wielka Brytania i Zachód mogłyby wygrać”, jest spekulacją – chociaż Instytut Sztuki Politycznej działał wówczas w tym kraju.

Źródło: Odtajnione: Tajny plan inwazji CIA na Ukrainę

Albert Pike? Plan na trzy wojny światowe?

Po godzinach czyli plan na trzy wojny [aktualizacja 11.10]

Autor: AlterCabrio , 11 października 2023

Podczas drugiej wojny światowej międzynarodowy komunizm musi stać się wystarczająco silny, aby zrównoważyć chrześcijaństwo, które zostanie następnie powstrzymane i trzymane w ryzach aż do czasu, gdy będzie nam potrzebne do ostatecznego kataklizmu społecznego.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Masoni zaplanowali III wojnę światową w 1800 roku

https://rumble.com/v3ofq3e-freemasons-planned-ww3-in-1800.html

https://rumble.com/embed/v3luc4k/?pub=4

Transkrypcja [fragment audycji]

Pete Santilli czyta list Alberta Pike’a z 1871 roku do Giuseppe Mazziniego:

„Należy wywołać pierwszą wojnę światową, aby umożliwić iluminatom obalenie władzy carów w Rosji i uczynienie z tego kraju fortecy ateistycznego komunizmu. Rozbieżności spowodowane przez «agenturę» (agentów) Iluminatów pomiędzy Imperium Brytyjskim i Germańskim zostaną wykorzystane do wzniecenia tej wojny. Pod koniec wojny zostanie zbudowany komunizm i wykorzystany w celu zniszczenia innych rządów i osłabienia religii.”

Drugą wojnę światową należy wywołać wykorzystując różnice między faszystami a politycznymi syjonistami. Ta wojna musi zostać wywołana, aby nazizm został zniszczony i aby polityczny syjonizm był wystarczająco silny, aby ustanowić suwerenne państwo Izrael w Palestynie. Podczas drugiej wojny światowej międzynarodowy komunizm musi stać się wystarczająco silny, aby zrównoważyć chrześcijaństwo, które zostanie następnie powstrzymane i trzymane w ryzach aż do czasu, gdy będzie nam potrzebne do ostatecznego kataklizmu społecznego.”

Trzecia wojna światowa musi być podsycana poprzez wykorzystywanie różnic spowodowanych przez «agenturę» ‘iluminatów’ pomiędzy politycznymi syjonistami a przywódcami świata islamskiego. Wojnę należy prowadzić w taki sposób, aby islam (muzułmański świat arabski) i polityczny syjonizm (państwo Izrael) wzajemnie się zniszczyły. Tymczasem inne narody, ponownie podzielone w tej sprawie, będą zmuszone walczyć aż do całkowitego wyczerpania fizycznego, moralnego, duchowego i ekonomicznego… Uwolnimy nihilistów oraz ateistów i sprowokujemy potężny kataklizm społeczny, który w całej swojej grozie jasno pokaże narodom skutki absolutnego ateizmu, pochodzenie barbarzyństwa i najkrwawszego zamieszania. Wtedy obywatele zewsząd, zmuszeni bronić się przed światową mniejszością rewolucjonistów, wytępią tych niszczycieli cywilizacji a rzesza rozczarowana chrześcijaństwem, której deistyczne duchy będą od tej chwili pozbawione kompasu i kierunku, pragnąc ideału, ale nie wiedząc, gdzie skierować swą adorację, otrzyma prawdziwe światło poprzez powszechną manifestację czystej doktryny Lucyfera, ostatecznie ukazanej publicznie. Ta manifestacja będzie wynikiem powszechnego ruchu reakcyjnego, który nastąpi po zniszczeniu chrześcijaństwa i ateizmu, jednocześnie podbitych i wytępionych”.

_____________

Freemasons Planned WW3 in 1800, Alexandra Bruce, Oct 11, 2023

−∗−

BONUS

List „napisany przez oficera Konfederacji Stanów Zjednoczonych 150 lat temu przewidywał pierwsze dwie wojny światowe i stwierdzał, że trzecia będzie pomiędzy przywódcami islamskimi a Zachodem”… ale czy to tylko mistyfikacja?

– Autentyczność przedziwnego listu przepowiadającego trzy wojny światowe otacza tajemnica
– Został rzekomo napisany przez żołnierza Konfederacji Masońskiej Alberta Pike’a
– Jeśli został napisany w 1871 roku, dokładnie opisuje dwie pierwsze wojny
– Mówi, że trzecia wojna światowa będzie „między przywódcami islamskimi a Zachodem”

Corey Charlton for MailOnline, 8 March 2016

−∗−

BONUS II

Trzy wojny światowe, które zapoczątkowują jedną światową religię

https://rumble.com/embed/v3lyolg/?pub=4

Niesławny List Alberta Pike’a do Mazziniego, znany jako Plan Iluminatów na 3 wojny światowe został rzekomo napisany przez Alberta Pike’a w 1871 roku. List przedstawia plan wzniecenia trzech wojen światowych w celu przejęcia władzy nad światem.

Twierdzi się, że list był wystawiany w Bibliotece Muzeum Brytyjskiego do 1977r. Muzeum Brytyjskie zaprzecza jednak temu twierdzeniu. Niektórzy sugerują, że użycie słowa nazizm w 1871 roku dowodzi, że list jest oszustwem. Inni mówią to samo o syjonizmie. Z tym, że wtedy syjonizm już istniał.

Syjonizm został oficjalnie uznany pod koniec XIX wieku jako niereligijny ruch nacjonalistyczny, argumentujący, że Biblia jest dowodem na to, że Żydzi mają uzasadnione roszczenia do ziemi Palestyny. Obszaru, który ówcześnie zamieszkany był przez ludność, która żyła tam stosunkowo spokojnie od wieków.

W związku z rzekomym napisaniem tego listu do Alberta Pike’a Żydzi zaczęli imigrować do Palestyny ​​z zamiarem stworzenia pewnego dnia państwa Izrael. Stało się to dopiero w 1948r., po II wojnie światowej i utworzeniu Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Albert Pike wstąpił do bractwa Independent Order of Odd Fellows w 1840r. W 1859r. został wybrany Suwerennym Wielkim Komandorem Południowej Jurysdykcji Rytu Szkockiego i pozostał Suwerennym Wielkim Komandorem przez resztę swojego życia. Zdecydowanie był świadomy istnienia syjonizmu i jeśli ten plan Iluminatów jest prawdziwy, to użycie przez niego słowa „nazista” jest prawdopodobne. Tak czy inaczej, warto przeczytać ten list. Im bliżej jesteśmy zakończenia gry, tym ten list wydaje się dokładniejszy.

Plan Iluminatów na 3 wojny światowe:

Trzeba wywołać pierwszą wojnę światową, aby obalić carów w Rosji i uczynić z tego kraju fortecę ateistycznego komunizmu. Rozbieżności spowodowane przez agentów Iluminatów pomiędzy Imperium Brytyjskim i Germańskim zostaną wykorzystane do wzniecenia tej wojny. Po wojnie komunizm zostanie wykorzystany do zniszczenia innych rządów i osłabienia religii.

Należy wzniecić drugą wojnę światową, wykorzystując różnice między faszystami a politycznymi syjonistami. Ta wojna musi zostać wywołana, aby nazizm został zniszczony, a polityczny syjonizm był wystarczająco silny, aby ustanowić suwerenne państwo Izrael w Palestynie.

[ W XIX w. słowa: “faszyzm” oraz: nazizm” nie były znane. md]

Podczas drugiej wojny światowej międzynarodowy komunizm musi stać się wystarczająco silny, aby zrównoważyć chrześcijaństwo, które będzie powstrzymywane i trzymane w ryzach aż do czasu, gdy będzie nam potrzebne do ostatecznego kataklizmu społecznego.

Trzecią wojnę światową należy wzniecić wykorzystując różnice spowodowane przez agentów iluminatów pomiędzy politycznymi syjonistami a przywódcami islamu. Wojnę należy prowadzić w taki sposób, aby islam i polityczny syjonizm wzajemnie się zniszczyły.

Tymczasem inne narody, ponownie podzielone w tej kwestii, będą zmuszone walczyć aż do całkowitego wyczerpania fizycznego, moralnego, duchowego i ekonomicznego. Uwolnimy nihilistów oraz ateistów i sprowokujemy potężny kataklizm społeczny, który w całej swojej grozie jasno pokaże narodom skutki absolutnego ateizmu, pochodzenie barbarzyństwa i najkrwawszego zamieszania.

Wtedy obywatele zewsząd, zmuszeni bronić się przed światową mniejszością rewolucjonistów, wytępią tych niszczycieli cywilizacji a rzesza rozczarowana chrześcijaństwem, której deistyczne duchy będą od tej chwili pozbawione kompasu i kierunku, pragnąc ideału, ale nie wiedząc, gdzie skierować swą adorację, otrzyma prawdziwe światło poprzez powszechną manifestację czystej doktryny Lucyfera, ostatecznie ukazanej publicznie. Ta manifestacja będzie wynikiem powszechnego ruchu reakcyjnego, który nastąpi po zniszczeniu chrześcijaństwa i ateizmu, jednocześnie podbitych i wytępionych.

Ktokolwiek napisał ten list, miał wizję i dostrzegał, dokąd to wszystko zmierza. Manipulując naszymi przekonaniami i emocjami, ludzkość została wciągnięta w te wojny jak bydło do rzeźni. Emocje osiągnęły dziś najwyższy poziom w historii. Najlepiej oddychać głęboko i wyciszyć się.

______________

Three World Wars to Usher in a One World Religion, Greg Reese, Oct 11, 2023

Wiceprezydent USA JD Vance ogłosił, że skończyło się amerykańskie finansowanie wojny na Ukrainie

Wiceprezydent USA JD Vance ogłosił, że kończy się amerykańskie finansowanie wojny na Ukrainie

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/wiceprezydent-usa-jd-vance-oglosil-ze-konczy-sie-amerykanskie-finansowanie-wojny-na


Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych JD Vance oficjalnie potwierdził, że Stany Zjednoczone zakończyły finansowanie konfliktu na Ukrainie. W swoim oświadczeniu jasno stwierdził, że to teraz sprawa europejska: “Jeśli Europejczycy chcą przejąć inicjatywę i kupować broń od amerykańskich producentów, nie mamy nic przeciwko, ale już nie będziemy tego sami finansować”. Ta deklaracja stanowi przełomowy moment w trwającym od trzech lat konflikcie.

Prawdziwa skala wydatków USA na Ukrainie okazuje się być znacznie wyższa niż oficjalnie podawane 174 miliardy dolarów z budżetu Kongresu. Trump wielokrotnie mówił o kwocie 350 miliardów dolarów, a jego doradca ds. audytów David Sacks ujawnił, że trwają intensywne kontrole mające ustalić, ile dokładnie wydano i ile mogło zostać zdefraudowane. Audyt prowadzony przez administrację Trumpa ma wykazać rzeczywistą skalę korupcji na Ukrainie, gdzie według doniesień, ukraińscy urzędnicy byli wielokrotnie łapani na przemycaniu walizek pełnych gotówki, a amerykańska broń trafiała na czarny rynek.

Kontekst tej decyzji sięga wydarzeń z 2014 roku, kiedy to Stany Zjednoczone bezpośrednio przyczyniły się do wywołania Majdanu. Kluczową rolę odegrała wówczas Victoria Nuland, zastępca sekretarza stanu, która w podsłuchanej rozmowie telefonicznej z ambasadorem USA na Ukrainie Geoffreyem Pyattem dosłownie wybierała przyszłych przywódców ukraińskiej opozycji. 

W tej rozmowie padły słynne słowa Nuland “Fuck the EU”, które odsłoniły prawdziwe oblicze amerykańskiej polityki wobec Europy. Nuland osobiście rozdawała ciastka protestującym na Majdanie, a USA zainwestowały 5 miliardów dolarów w “europejskie aspiracje” Ukrainy, de facto organizując zamach stanu przeciwko demokratycznie wybranemu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi.

Teraz Ameryka, po wywołaniu i sfinansowaniu całego konfliktu, po prostu z niego wychodzi, zostawiając Europę z rachunkiem. To niezwykle cyniczny ruch, zwłaszcza że 15 sierpnia na Alasce Trump spotka się z Putinem, aby ustalić warunki zakończenia wojny. Europa zostaje wobec tego przed dramatycznym wyborem – albo zaakceptuje amerykańsko-rosyjskie ustalenia, albo będzie musiała sama kontynuować finansowanie konfliktu.

Odpowiedź Unii Europejskiej brzmi upiornie. UE proponuje zaciągnięcie kredytu na kwotę 800 miliardów euro na zbrojenia, co w połączeniu z planami utworzenia wspólnej armii europejskiej może być też zapowiedzią nowego totalitaryzmu na kontynencie. Głównie Niemcy, wspierani przez Polskę i kraje bałtyckie, forsują kupowanie amerykańskiej broni.

Sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna, gdyż nie można wykluczyć, że Putin, widząc jak Europa zniszczona Zielonym Ładem nagle próbuje uzbroić się na kredyt, postanowi zaatakować teraz, gdy UE jest jeszcze bezbronna. [Ruscy cwani.. lepiej poczekać, by wydatki na zbrojenia wraz z “zielonym ładem” doprowadziły same do katastrofy. MD]

Eksperci sugerują, że ryzyko wojny w ciągu najbliższych dwóch lat dramatycznie wzrasta, tym bardziej że według doniesień, Chińczycy mogą sugerować Rosji atak na Europę, aby odciągnąć USA od Pacyfiku i kwestii azjatyckich z Tajwanem na czele.

To, co obserwujemy, to klasyczne amerykańskie “divide et impera” – wywołaj konflikt, zarabiaj na nim, a gdy przestaje być opłacalny, wyjdź z niego pozostawiając chaos.

Europa, która przez dekady polegała na amerykańskiej ochronie militarnej, nagle zostaje sama wobec konsekwencji polityki, na którą nigdy w pełni się nie zgodziła. Teraz chyba pozostała tylko desperacja i niezdolność do racjonalnych decyzji, która nieuchronnie zaprowadzi nas do kolejnej katastrofy.

[To nie “Europa”, lecz siły rządzące Unią E ur., dla których taka Ursula Wodęleje jest mówiącą marionetką MD]

Źródła:

https://news-pravda.com/ukraine/2025/08/10/1582868.html

https://www.factcheck.org/2025/02/trumps-false-and-misleading-ukraine-claims

https://www.newsweek.com/trump-ukraine-fraud-probe-zelensky-2038142

https://www.wsws.org/en/articles/2014/02/10/pers-f10.html

https://archive.kyivpost.com/article/content/ukraine-politics/fuck-the-eu-frustrated-nuland-says-to-pyatt-in-alleged-leaked-phone-call-336373.html

A ja mogę: https://truthout.org/articles/the-ukraine-mess-that-nuland-made/

https://www.aljazeera.com/news/2025/8/8/trump-announces-august-15-meet-up-with-putin-in-alaska-warns-of-land-swap

https://www.defensenews.com/global/europe/2025/03/04/eu-pitches-plan-to-free-up-800-billion-for-defense-spending

https://thehill.com/homenews/ap/ap-international/ap-eu-ponders-800-billion-euro-plan-to-beef-up-defenses-to-counter-possible-us-disengagement