Firma Larry Finka – BlackRock planuje kupić Ukrainę od Zelenskiego

Firma Larry Finka -BlackRock planuje kupić Ukrainę od Zelenskiego

Firma-larry-finka-blackrock-planuje-kupic-ukraine 13 maja 2023

Ukraina ma nowego sponsora z Zachodu. To nie jest państwo narodowe ani kontrahent wojskowy. To firma finansowa BlackRock, która już jest właścicielem 30% Ukrainy.

Ukraina ogłosiła w środę [11 maja] , że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odbył telekonferencję wideo z dyrektorem generalnym BlackRock Larrym Finkiem .[He grew up in a Jewish family]…

Para najwyraźniej zawarła umowę, aby skoordynować wysiłki inwestycyjne w celu odbudowy rozdartego wojną kraju.

Opisujący spotkanie na stronie internetowej prezydenta Ukrainy chwalił się zaangażowaniem BlackRock, nazywając firmę „jednym z wiodących światowych menedżerów inwestycyjnych” i odnotowano, że „zarządza aktywami klientów o wartości około 8 bilionów dolarów” .

„Zełenski i Larry Fink uzgodnili, że w najbliższym czasie skupią się na koordynowaniu wysiłków wszystkich potencjalnych inwestorów i uczestników odbudowy naszego kraju, kierując inwestycje do najbardziej istotnych i wpływowych sektorów ukraińskiej gospodarki”. W komunikacie stwierdzono również, że niektórzy dyrektorzy BlackRock odwiedzą Ukrainę w 2023 roku, aby „wypełnić swoje obowiązki doradcze”.

„Zgodnie ze wstępnymi porozumieniami zawartymi na początku tego roku między głową państwa a Larrym Finkiem, zespół BlackRock od kilku miesięcy pracuje nad projektem doradzania ukraińskiemu rządowi, jak ustrukturyzować fundusze na odbudowę kraju”. 

Jedną z takich wstępnych umów zawartych między BlackRock a Ukrainą było memorandum o porozumieniu podpisane przez ukraińskie Ministerstwo Gospodarki i BlackRock Financial Markets Advisory w Waszyngtonie w dniu 10 XI 2022 r. W notatce stwierdzono, że BlackRock FMA będzie doradzać ukraińskiemu rządowi, w szczególności Ministerstwa Gospodarki w sprawie inwestycyjnej mapy drogowej odbudowy gospodarki Ukrainy.

Komunikat prasowy BlackRock o notatce z 10 listopada jest pełen pustych korporacyjnych przemówień.

Poprzednie wrześniowe spotkanie Zełenskiego i Finka, najwyraźniej zaaranżowane przez Andrew Forresta z Fortescue Metals Group, położyło podwaliny pod rosnącą współpracę ukraińskiego rządu z BlackRock. Prezydent Ukrainy i dyrektor generalny BlackRock podobno rozmawiali o tym, jak przyciągnąć publiczne i prywatne inwestycje na Ukrainę.

Po powrocie do Stanów firma inwestycyjna z Nowego Jorku trafia na pierwsze strony gazet. Raport z Wall Street Journal z lata twierdził, że BlackRock była jedną z kilku dużych firm inwestycyjnych powodujących zakłócenia na rynku mieszkaniowym. W raporcie opisano, w jaki sposób BlackRock i podobne firmy wykorzystują swoje ogromne ilości kapitału do kupowania domów jednorodzinnych, podnosząc przy tym ceny.
Wspomniane podwyżki cen mają dwa bezpośrednie skutki ekonomiczne. Po pierwsze, wyższe koszty mieszkaniowe są korzystne dla nieruchomości już posiadanych przez BlackRock, zwłaszcza w obszarach, w których firma dużo zainwestowała. Drugim skutkiem jest sztucznie zawyżone ceny, które wypierają pracujące rodziny, pozostawiając jedynie bogatych lub firmy inwestycyjne dysponujące ogromnymi zasobami kapitału jako jedyni gracze pozostali na rynku.

Na przykład w Houston miliarder Fink odpowiada za jedną czwartą ostatnich zakupów domów. Po prostu wykupuje całe dzielnice i wynajmuje je. BlackRock pomaga stworzyć klasę stałych najemców, chociaż od dawna wiadomo, że posiadanie domu jest jednym z kluczowych elementów budowania bogactwa i utrzymania amerykańskiej klasy średniej.

To wszystko jest dość irytujące: można niemal zagwarantować, że BlackRock otrzyma sowite wynagrodzenie od ukraińskiego rządu za doradztwo „w sprawie planu odbudowy”.

A skąd ukraiński rząd obecnie czerpie fundusze, biorąc pod uwagę, że jego gospodarka jest w rozsypce, a wojna jest kosztownym przedsięwzięciem? Oczywiście od rządu Stanów Zjednoczonych. Do końca roku kalendarzowego Stany Zjednoczone przekażą rządowi Ukrainy bezpośrednie wsparcie budżetowe w wysokości 13 miliardów dolarów, aby uniknąć niedoborów i całkowitego bankructwa, a prezydent Joe Biden obiecał wspierać Ukrainę „tak długo, jak to będzie konieczne”.

Tak więc BlackRock jest opłacany przez amerykańskich podatników za pośrednictwem ukraińskiego rządu za opracowanie planu, który zapewni powodzenie ich przyszłych inwestycji na Ukrainie, zarobionych z pieniędzy uzyskanych z uczynienia amerykańskich mieszkań nieopłacalnymi. Z taką umową dla naszej elity finansowej i politycznej, dlaczego mieliby chcieć pokoju?

https://www.globalresearch.ca/blackrock-plots-buy-ukraine/5803685

Lot Germanwings z Barcelony: Prowansję chciano utopić, a Francję – ugotować? Samolot miał spaść na konkretny cel.

Ten samolot nie miał po prostu spaść i rozbić się w górach. On miał spaść na konkretny cel.

Lot Germanwings z Barcelony: Prowansję chciano utopić, a Francję – ugotować?

Ten samolot nie miał po prostu spaść i rozbić się w górach. On miał spaść na konkretny cel.

REJS GW9525, A320, 24/03/2015

Sławomir M. Kozak  OPERACJA TERROR, str. 132 i nn.

Z Archiwum: https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.18856_80.php

Poczciwość prawdy się nie lęka.(Ignacy Krasicki)

 Dopóki samolot leci po zadanej trasie, z mieszczącą się w normie prędkością, w tym przypadku oscylującą w granicach 300 – 400 węzłów i na przyznanym poziomie, wszyscy są spokojni. Jeśli jednak którykolwiek z tych parametrów zmieni się w sposób nagły i wcześniej nie uzgadniany, wówczas informacja o tym stawia na równe nogi wszystkich dbających o bezpieczeństwo maszyny. Samolot linii Germanwings nie zmienił kierunku lotu, ale zmianie i to gwałtownej uległy dwa inne parametry – wysokość i prędkość.

Samolot w pewnym momencie roz­począł szybkie, o wiele za szybkie, zniżanie. Powtarzano później wielokrotnie, że drugi pilot, pod nieobecność kapitana w kabinie załogi, ustawił na autopilocie schodzenie do wysokości stu stóp. Co się dzieje, kiedy samolot w autopilocie zniża się z wysokości 38 000 stóp do 100 stóp? Nic niepokojącego, ponieważ jest to normalne choćby przy rozpoczęciu podejścia do lądowania. Zgodnie z prawa­mi fizyki, w chwili, w której samolot się zniża, następuje co prawda naturalne zwiększenie prędkości, ale autopilot reaguje na to w odpowiedni sposób, aby nie dopuścić do utraty sterowności i pikowania maszyny w kierunku ziemi. Innymi słowy, rozkłada ten manewr w czasie i odległości w taki sposób, aby odbywało się to bez przekroczenia odpowiedniej konfiguracji lotu, między innymi pochy­lenia i zwiększonej prędkości. Autopilot reaguje na takie polecenie utrzymując te wartości w bezpiecznym zakresie. W tym konkretnym jednak przypadku samolot obniżał swoją wysokość z nadmierną prędkością, przekraczającą 430 węzłów. Jest to prędkość przelotowa, a nie taka, z którą samolot rozpoczyna podejście do jakiegokolwiek lotniska, która na ogół nie przekracza 250 węzłów i z każdym kilometrem bliżej lotniska maleje, by na końcowym odcinku kilku kilometrów do pasa osiągnąć wartość około 160 węzłów.

Wysoce problematyczne wydaje się przy tym ustawienie takiej prędkości z fotela drugiego pilota w maszynie typu airbus. A już z pewnością nie jest możliwe utrzymanie samolotu przy tej pręd­kości w locie po określonej linii, kierunku drogi. Należy pamiętać o tym, że na samolot w locie oddziałuje tak istotny czynnik, jak wiatr, który ma naturalną tendencję do znoszenia maszyny z ustalonego kursu. Autopilot koryguje ten znos w locie, jednak sterowanie takim samolotem ludzką ręką przy tej prędkości jest po pro­stu niemożliwe. Zainteresowanych odsyłam, zarówno do lektury moich wcze­śniejszych książek o 9/11, jak i do obejrzenia filmów wyprodukowanych przez Pilots For 9/11 Truth Organization, w którym profesjonalni piloci wyjaśniają to zjawisko bardzo dokładnie, dowodząc, iż z tego właśnie powodu nie było moż­liwe samo uderzenie, a tym bardziej precyzyjne trafienie żadnym z rzekomo po­rwanych samolotów w wieże World Trade Center w Nowym Jorku. Pomijając fakt, że przy tam przedstawianej rządowej wersji zdarzeń, przy prędkości ponad 500 węzłów, w pewnym momencie od samolotów „odmaszerowałyby” po prostu skrzydła. Jest to bowiem jeszcze kwestia różnicy ciśnienia, innej gęstości powie­trza na poziomie przelotowym, innej zaś przy powierzchni ziemi.

Wiemy więc, że samolot Germanwings rejs 9525 leciał w trybie autopilota.

Wyobraźcie sobie przez chwilę atmosferę kabiny pasażerskiej samolotu Ger­manwings. Maszyna mknie ku ziemi, za oknami widać coraz bliższe wierz­chołki gór. Od strony kokpitu dochodzą odgłosy prób dostania się kapitana do kabiny.

A pasażerowie? Czy czekają na rozwój wypadków niczym stado baranów? Dorośli, mający lepiej wypracowane instynkty samozachowawcze spoglądają na migające za oknami góry nie reagując zapewne od razu zbyt gwałtownie. Liczą na cud. Ale na pewno się boją, kryją twarze w dłoniach, modlą się, proszą swoich bogów o łaskę. Może skrobią coś w swoich iPadach, mażą długopisami na skrawkach gazet, książek, pokładowej prasy leżącej do­tąd niepotrzebnie na kolanach. Historia zna tysiące przykładów ostatnich słów, zdań kreślonych na ścianach cel śmierci rękami skazańców idących na strace­nie. Oskarżeń, prób pojednania z Bogiem, niemych wyrzutów. Czy widząc to, co dzieje się za oknami wszyscy posłusznie pozostają w fotelach? Czy nie ma gwałtownej bieganiny po samolocie? Walki o dostęp do małego okienka, przez które widać ostatnie resztki świata? Cała ta walka zamyka się w osiemnastu minutach. To mało, ale dla łaknących przeżycia ludzi aż nadto. A dzieci? Mło­dzież lecąca bez rodziców? Bez najbliższych? Czy nie pisze w tym momencie rozpaczliwych sms’ ów, nie wstukuje z szybkością światła apeli i powiadomień na tweeterach, facebookach i innych portalach społeczności owych? Nie walczy tak, jak potrafi najlepiej? Krzycząc światu w twarz? Na gorąco? Nie robi fotek, nie nagrywa? Ta dzisiejsza młodzież nie poddaje się bez walki. Jeśli nawet, z powodu ograniczeń fizycznych, wiadomości te nie wydostają się na zewnątrz zamkniętej puszki Faraday’a, jaką jest każdy samolot świata, to przecież pozo­stają w pamięci mikrokomputerów, kart pamięci, są dowodem ostatnich chwil walki o życie.

Gdzie one są? One nie giną, jak ostatnimi czasy zdarza się tandet­nym “czarnym skrzynkom” wraz z uderzeniem o ziemię. One pozostają na całe lata w systemach masowej pamięci, na serwerach, które przejmują je na wyso­kości kilkuset stóp nad ziemią i zapisują na zawsze w swoich bankach wiedzy o świecie rzeczywistym. Pozostają wołaniem o prawdę.

Tak było na przykład w samolocie japońskich linii lotniczych Japan Airlines rejs 123, który spadał na tyle długo ku ziemi, że pasażerowie zorientowani w tym, co ich czeka, pisali na wszystkim, co wpadło im w ręce, stawiając nierówne, drżącą ręką kreślone litery na pożegnalnych skrawkach kart pokładowych, torebkach, instrukcjach alarmowych. Krzyczeli do najbliższych zapewniając ich o swej miłości, czasem prosząc o wybaczenie, ale z tych zapisków niósł się krzyk walki, niezgody na ten rodzaj śmierci, śmierci, która przyszła zbyt wcześnie, by móc choć spró­bować się z nią oswoić i może nawet pogodzić.

Dlaczego więc nie ma po tych ostatnich krzykach tutaj śladu? Ano dlatego, że te ostatnie chwile wyglądały zapewne trochę inaczej od tego, co próbowały nam wmówić media. Nawia­sem mówiąc, czy zwróciliście uwagę na to, że kiedy telefonowanie z pokła­dów samolotów za pomocą tak zwanych komórek (do połowy lat 2000) było niemożliwe, to nikt nie zabraniał korzystać z nich podczas lotu? Stało się to dopiero od chwili, kiedy właśnie umożliwiono pasażerom kontakt ze światem zewnętrznym i to do tego stopnia, że dziś wszelkie urządzenia elektroniczne mają firmowo wbudowany tryb “samolot” w swoich ustawieniach.

Nie nama­wiam oczywiście nikogo do świadomego łamania prawa, ale wiem, że duża część regularnie latających pasażerów, jak również personelu pokładowego, nie zawraca sobie głowy wyłączaniem i włączaniem swych telefonów podczas lotów. Ich rzekomo zgubny wpływ na awionikę samolotów nie został nigdy formalnie i naukowo wytłumaczony. Zastanawiające.

Tu nasuwa się kolejne, bardzo ważne pytanie dotyczące opisywanej “samobój­czej” misji pilota Lubitza. Czy pilot samobójca pozwoliłby sobie na taki “luksus“, aby ostatniego swojego czynu na tym łez padole nie dokonać własną ręką? Oddać w najważniejszej chwili swego życia stery maszynie? Przecież to wydaje się być sprzeczne z samym założeniem samobójstwa i to takiego, które daje możliwość decydowania o tym, jak ma ta ostatnia chwila przebiegać. To nie skok z mostu lub dachu wieżowca. To możliwość sterowania ogromną, ale jednak posłuszną, wielką maszyną w jej ostatnich sekundach. No, ale w tym przypadku pojawią się zaraz głosy specjalistów psychologów, którzy takie spojrzenie będą kwestionowali na sto różnych sposobów, więc ten wątek pomińmy, bo nie jest łatwo osobom, które takiej próby nigdy nie podjęły wypowiadać się na temat psychiki samobójców.

Moim zdaniem Andreas Lubitz w tym czasie nie sterował maszyną, ponieważ spał, niczym niemowlę, a samolotem sterowano zdalnie. Nawiasem mówiąc, nie wierzę też w tę całą opowieść o „wyjściu kapitana z kokpitu do toalety” w kil­kadziesiąt minut po starcie. To historia, która ma przykryć całą bajkę, a jedno­cześnie zdjąć podejrzenia z rzeczywistych wykonawców i usprawiedliwić brak reakcji kapitana. Nie można bowiem byłoby racjonalnie wytłumaczyć zgody ka­pitana na samobójcze działanie drugiego pilota, gdyby znajdował się on w kabi­nie załogi. Spali obaj.

Jednak nikt nie mógłby uwierzyć w milczące przyzwolenie kapitana na samobójstwo, więc “wyrzucono” go z kokpitu medialnie. Nie mogli przecież w sposób naturalny obaj usnąć. Nie mogły nie reagować na ten stan rzeczy stewardessy. Całą tę historię zmyślono. Skąd wiemy o wyjściu kapitana do toalety? O jego późniejszym powrocie i próbie dostania się do kabiny załogi? Z czarnych skrzynek, które najpierw zaginęły, później się odnalazły, by mogło się okazać, iż ich zawartość utracono, a następnie w cudowny sposób odzyskano. Wówczas były już w pełni manipulowalne.

Najprościej było więc przypisać całą winę młodemu, 27-letniemu chłopakowi, bez doświadczenia lotniczego, żony i dzieci. “Wrobienie” w to kapitana byłoby zbyt bezczelnym kłamstwem, w które nie uwierzyłby nawet sympatyczny skądinąd Solejuk z ławeczki w Wilkowyjach. Jest to zresztą kalka koncepcji wykorzystanej po raz pierwszy w “wypadku” opi­sywanego wcześniej AFR 447, na co żaden z rzetelnych dziennikarzy roztrzą­sających przypadek Lubitza nie zwrócił uwagi. A przecież ulubiona przez nich Wikipedia mówi o tym wprost w opisie “katastrofy lotu Air France nr 447”:

58-letni pilot wpada przed katastrofą do kokpitu i wykrzykując polecenia dla po­zostałych pilotów, usiłuje uratować maszynę. (… )”

 Planiści piszący scenariusz dla tej historii stali się, po części na własną prośbę, za­kładnikami nowoczesnych technologii. Otóż, zgodnie z tym, co przedstawiałem w poprzednich książkach o jednym z teoretycznych uczestników 9/11, maszynie o znakach AAL 77, każde otwarcie i zamknięcie drzwi do kokpitu jest notowane. To chyba zresztą najdoskonalszy dowód w tamtej historii na oszustwo, bo rzeko­mi “porywacze“, zgodnie z rejestrem czarnych skrzynek, nigdy nie dostali się do kokpitu, który pozostał zamknięty przez cały czas lotu.

Poza tym, po 9/11 drzwi w samolotach stały się niemożliwe do sforsowania nawet przez uzbrojonych na­pastników. Nie można więc było wmawiać opinii publicznej, że ktoś nieupraw­niony wszedł do kabiny pilotów. Ogranicza to więc tego typu “wypadki” do tych z udziałem załogi! Wszelkie bowiem “wypadki” lotnicze nadal można fingować, ale już uderzenie w jakieś konkretne miejsce samolotem, musi się odbywać przy współudziale pilota, ponieważ teoretycznie nikt z zewnątrz nie może zawładnąć kabiną.

A ten samolot nie miał po prostu spaść i rozbić się w górach. On miał spaść na konkretny cel.

Mamy więc dwóch uśpionych pilotów i samolot, który nagle rozpoczął zniżanie, by uderzyć za paręnaście minut w góry. Co chcieliby osiągnąć takim działaniem ewentualni sprawcy, których nie będziemy starali się na tym etapie identyfiko­wać? Z uderzenia w zbocze góry i to nie najwyższej, z pewnością niewiele, poza zniszczeniem maszyny i zabiciem 150 osób, zupełnie nieprzydatnych z wojsko­wego punktu widzenia. Kiedy nie widzimy więc wyraźnego celu blisko, spójrzmy odrobinę dalej, wyjdźmy poza narzucone nam ramy tej opowieści.

Wiemy, że w kilka minut po zauważeniu anomalii z lotem 9525, obok niego poja­wiły się samoloty Mirage 2000. Najpierw mówiono o czterech myśliwcach, później o trzech. Zastanawiające może się wydawać to nagłe zniknięcie jednego samolotu. Odpowiedzmy więc sobie na pytanie o cel takiego lotu samolotów wojskowych. To oczywiste i na całym świecie nazywane w ten sam sposób – przechwycenie. Przechwycenie maszyny mogącej stanowić potencjalne zagrożenie dla innych sa­molotów, ludzi, obiektów na ziemi.

Tu po raz kolejny odsyłam do swojej książki “Przechwyceni“, która tłumaczy wiele aspektów takich działań. Idąc dalej tym to­kiem rozumowania, w chwili, w której załogi takiego samolotu nie uda się zmusić do lądowania piloci wojskowi mają obowiązek zameldowania o tym dowództwu na ziemi, a następnie wykonania rozkazu, który w praktyce zawiera się w jednym słowie – zestrzelić. Taka jest brutalna rzeczywistość. Zwłaszcza w deficycie czasu.

Po co jednak strzelać do samolotu, którego obaj piloci śpią, co doskonale widać z kabin myśliwców, a samolot kieruje się konsekwentnie w dół, na zbocza góry, gdzie nie ma osad ludzkich, a pewnie i turystów niewielu? A może Airbus 9525 nie leciał jednak aż tak pionowo w dół? Bo pewnie przy tej prędkości poodpadałyby mu najzwyczajniej skrzydła i spadłby w miejscu nie kontrolowanym.

Co jednak zmusiło dowództwo do wydania takiego rozkazu, skoro samolot i tak, w taki, czy inny sposób rozbić się musiał? Ano, właśnie – kontrolowany teren upadku, z dala od stałych traktów, nie pozwalający pojawić się w rejonie wypadku potencjal­nym gapiom przed przyjazdem służb i komisji, które dotarły tam w iście sprinter­skim tempie. A później, jeszcze szybciej, pomimo swych perypetii ze znikającymi skrzynkami i ich zawartością, w ciągu godziny doszły do prawdziwych powo­dów katastrofy.

Podobnie, jak w 9/11, gdzie Bush nie mający wcześniej oficjalnie wiedzy o arabskim zagrożeniu podał w ciągu godziny nazwisko ich przywódcy, w wystąpieniu będącym kalką wcześniejszego o kilka lat wystąpienia swego ojca i wskazał winnego oraz uruchomił wojnę z terrorem. I to na skalę międzynarodo­wą. To dopiero był sprint. Francuzi byli niezłymi uczniami. Czy tylko?

Po 9/11, gdzie jako jedni z niewielu, rozwiązali tę zagadkę i wiedzieli, jak mają reago­wać i zacierać nie swoje ślady. To przecież francuscy filmowcy (nawiążę do nich później), jako jedyni, odnotowali uderzenie pierwszego z samolotów w WTC. Na marginesie, warto tu przypomnieć, bo ludzie wciąż nie wiedzą o tych faktach, że Bush już rano “widział” owo pierwsze uderzenie. To jego własne słowa, mimo, iż Francuzi zmontowali materiał po południu i dopiero wieczorem, po raz pierwszy wyemitowały go stacje telewizyjne. Wiemy też, że w Nowym Jorku była 11 wrze­śnia jeszcze inna francuska ekipa filmowa, która wynajęła nawet miejsce widoko­we, z którego widać najlepiej panoramę Manhattanu. Czy to kolejny przypadek po filmujących całe zdarzenie pięciu  Izraelczykach, deportowanych wówczas migiem do Izraela? Przecież nie za filmowanie uderzenia w nowojorskie wieże, a odtańczony po nich spazmatyczny taniec radości!

10:31 samolot obniżył lot o 2 000 stóp – 37 975 stóp, prędkość 549 mph

10:32 piloci nie informują o dalszym schodzeniu – 35 575 stóp, prędkość 544 mph

1110:33 maszyna traci już 8 000 stóp – 32 625, prędkość 544 mph

10:34 na wskaźniku radarowym kontroler widzi wysokość 28 875, prędkość 552 mph 10:35 mija pięć minut zniżania i airbus leci na 24 650 stóp, prędkość 560 mph

10:36 samolot przelatuje nad Montagnac-Montepezat, 20 300 stóp, prędkość 547 mph

10:37 maszyna przelatuje nad lotniskiem Puimoisson – 17 050 stóp, prędkość 518 mph 10:38 na siedem minut przed alarmem ATC rejs 9525 ma 13 300 stóp, prędkość 496 mph 10:39 maszyna leci nad leżącym na 4000 stóp lasem Upper Bleone, 10 475 stóp, 473 mph 10:40 minuta do uderzenia, 4 000 stóp nad górą, wysokość 8 250 stóp, prędkość 442 mph 10:41 ATC traci kontakt radarowy z samolotem, wysokość 6 800 stóp, prędkość 435 mph 10:45 francuskie służby ruchu lotniczego ogłaszają alarm

Co więc z tym samolotem było nie tak, skoro uśpienie załogi i rzekome rozbicie samolotu było dla francuskich dowódców czytelne i pewne? Zakładam, że od­robili swoje lekcje i spojrzeli na to pragmatycznie. Jeśli samolot ich produkcji, lecz nie z ich flagą na stateczniku, leci z jakiegoś powodu z załogą, która nie ma szans na ocknięcie się, a pasażerowie w dalszym tego typu locie nie mają naj­mniejszych możliwości przeżycia, to jaki może być prawdziwy cel owej misji? W tym momencie ktoś, zapewne ze sztabu antykryzysowego pociągnął palcem po mapie wzdłuż przewidywanej linii lotu airbusa i z przerażeniem dostrzegł, że na tej linii, konsekwentnie się obniżającej, znajduje się, nieznane w szerszym wiecie, Lac de Serre-Poncon. To największe (3600 km2.) sztuczne jezioro w Europie. Zbiornik zasilają wody rzek Ubaye i Durance, płynące przez Alpy kierunku rzeki Rodan. Napierające miliony hektolitrów wody zatrzymuje na ich drodze ogromna, 123 metrowa zapora wodna (Barrage de Serre-Poncon), od roku 1961 dająca życiodajną wodę 1500 km kw. lądu oraz zasilająca w prąd 16 elek­trowni wodnych. Elektrowni, które zapewne już realizują opłacone wcześniej zamówienia na dostawę energii dla ogromnego obszaru Francji. My, w większoś­ci przypadków, jej nie znamy, ale t’O ogromna, robiąca wrażenie, budowla. Nie­ przypadkowo, to w tych plenerach powstał film Jean Giono, zatytułowany “Girl and the River” z Guy Beart w roli głównej.

Gdyby tama została przerwana, cały region zostałby zalany nawałą wody, setki domostw zostałyby zniesione z po­wierzchni ziemi wraz z ich mieszkańcami. Ogromne połacie Francji zostałyby z kolei wody i prądu pozbawione. I ten samolot leciał dokładnie na tę zaporę wodną. Tam miał zakończyć samobójczy lot jakiś późniejszy zwolennik ekstre­mistów muzułmańskich, którego głos “Allah Akbar” pewnie zdążyłby jeszcze pojawić się w ostatnich sekundach lotu, a w wewnętrznej kieszeni jego garnituru zapewne spoczywałby nienaruszony, irański paszport.

Udaremniono to 30 kilo­metrów przed celem.

Do akcji wysłano nie jedną, jak zazwyczaj, lecz dwie pary dyżurne. W takich lotach na ogół bierze udział jedna para myśliwców. Jeden z nich leci lekko z boku i przodu przechwytywanego samolotu, starając się przekazać sygnały przechwy­tywanej załodze. Drugi leci lekko z boku, z tyłu, gotów do oddania strzału. Tu wysłano dwie pary maszyn, a więc waga zagadnienia była poważna i nie można było pozwolić na to, że nagle jeden uzbrojony samolot nie będzie mógł z róż­nych przyczyn podołać zadaniu. Wiemy też, że w pobliżu znajdował się myśli­wiec włoskich sił zbrojnych, którego pilot obserwował całe zdarzenie, a zapewne również je filmował. W tym samym rejonie pojawiła się też wojskowa maszyna USA.

Czy było to rutynowe działanie? Alarm Przechwytujący wyszedł od służb kontroli ruchu już o 10:35, choć w późniejszych enuncjacjach prasowych mówi się o 10:45, jako chwili ogłoszenia stanu niebezpieczeństwa! Od dolotu do air­busa piloci wojskowi mieli zaledwie kilka minut, by zorientować się, że załoga nie powróci do czynności lotniczych, widząc obu pilotów leżących nienaturalnie w kokpicie. Przekazali taką wiadomość na dół, do sztabu, a tam ktoś zdecydo­wanie mądry, doświadczony i przewidujący, wydał rozkaz – zestrzelić. Wiedział już bowiem, że omdlenie załogi nie jest przypadkowe, a samolot zmierza w akcji sabotażowej na ich największe dobro w tym rejonie świata. A może mieli wcze­śniejsze przecieki, przecież służby francuskie słyną ze skuteczności i to również w świecie muzułmańskim. Może ktoś zdecydowanie bardziej nie lubił planistów tej operacji, aniżeli samych Francuzów?

I tu do akcji wszedł ten czwarty Mirage, który oddał strzał w kierunku airbusa, czym zakończył żywot zarówno jego, jak i lecących w nim niewinnych ludzi. Lot maszyny Germanwings zakończył się o 10:41, czyli sześć minut od chwili poderwania myśliwców do akcji. Dolot, oce­na sytuacji, oczekiwanie na decyzję, wykonanie rozkazu. Sześć minut!

Nawiasem mówiąc, tak to powinno wyglądać w USA 11 września 2001 roku, gdyby wojsko miało rzeczywiście bronić wówczas Ameryki. Później, jako że Mirage pozostał bez przynajmniej jednego pocisku, pilot dostał zapewne polecenie udania się na lotnisko wojskowe, na którym nikt nie zadawał mu pytań o jego zajęcia popołu­dniowe tego dnia i braki w uzbrojeniu maszyny. Trzy pozostałe myśliwce, nieska­żone bezpośrednim wykonaniem wyroku powróciły do bazy, gdzie piloci, o ile byliby zwolnieni z tajemnicy wojskowej, mogliby opowiadać o swoich czystych intencjach i próbach powstrzymania potencjalnego samobójcy, które spełzły na niczym, bo samolot Airbus 320-211, o znakach rejestracyjnych D-AIX i tak się rozbił o górski grzbiet pomiędzy malowniczymi wioskami Digne-les-Bains i Barcelonnette.

Najwcześniej, na zboczu góry o wysokości 2000 metrów, pojawiły się ekipy dochodzeniowe Francji, logicznie przejmując na swoim terenie rejon tragedii. Państwo to, będąc najważniejszym udziałowcem koncernu Airbus miało do tego największe umocowanie prawne. Na, w miarę trudno dostępnym miejscu, po­jawiła się natychmiast komisja, której członkowie szukając rozpaczliwie nie­szczęsnych skrzynek budowali już własną wersję wydarzeń.

Uderzenie w zaporę i zniszczenie tysięcy kilometrów kwadratowych terenów, które by znalazły się pod wodą, zastój w produkcji prądu, brak źródła wody pitnej dla ogromnej czę­ści kraju, gigantyczne odszkodowania dla odbiorców energii elektrycznej, mo­gło sparaliżować poważnie i na długo nie tylko ten rejon Francji, ale i rządowe ośrodki decyzyjne w państwie. Dlatego, podejmując właściwą, z punktu widze­nia prowadzenia wojny taktykę, a był to akt wojny, musieli… zacierać ślady. Wiedzieli, że samolot latał dla Germanwings przez 11 lat, później przez blisko 10 lat w barwach Lufthansy, a od 31 stycznia 2014 roku ponownie wrócił w bar­wy Germanwings. Nie wiem, czy francuskie siły wojskowe, kontrwywiadowcze i inne, miały świadomość, co rozgrywa się na ich niebie, ale sądzę, że decydenci w sposób sprawny i bezbłędny zrozumieli to i podjęli jedynie słuszną decyzję.

Podejrzewając, że Niemcy mogą o sprawie wiedzieć więcej, poprosili ich w spo­sób nie uwzględniający odmowy, o współpracę przy wyjaśnianiu sprawy i już od tej pory dochodzenie ruszyło szybkim tempem. Wiadomo, że na miejscu tragedii, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej po żadnym innym wypadku, obok prezydenta Francji pojawiła się kanclerz Niemiec i premier Włoch.

Możliwe, że dopiero wówczas zrozumieli, że za tym aktem wojny nie stoją “terroryści” z państwa re­prezentowanego przez żadne z nich. Może dymiące zgliszcza przemówiły do ich umysłów i doszli do wniosku, że to nie atak na Francję, ani na Niemcy, ale na Europę? Że oto realizuje się kolejny mocarstwowy reset na arenie świata? I może wtedy właśnie podjęli grę przeciw wspólnemu wrogowi, tak silnemu, że lepiej nie wymawiać jego imienia? I zacząć wielką improwizację.

Już po godzinie wiadome było, nie tylko kto zawinił, ale też poznano jego przeszłość, choroby, karty medyczne, upodobanie do nie najgrzeczniejszych stron internetowych i bardzo słabą kondycję psychofizyczną. Z czasem odnaleziono 50 danych o leczeniu się samobójcy, co samo w sobie zakrawa nie tylko na nie­wiedzę, w jakich warunkach odbywa się weryfikacja do tego zawodu, ale i aro­gancję podniesioną do potęgi.

Błyskawicznie ustalono, że kapitan wyszedł do toalety, bo wskazuje na to zarówno rejestr zamka drzwi, jak i zapis odgłosów z kabiny pilotów. Jeżeli chodzi o zareje­strowane na skrzynce otwarcie drzwi i ich późniejsze nieodwracalne zamknięcie, to wytłumaczenie może być zupełnie prozaiczne. Otóż kapitan wyszedł rzekomo wkrótce po osiągnięciu przez samolot poziomu przelotowego. Wiemy jednak, że kiedy maszyna zajęła poziom 380, była dokładnie godzina 10:30. Wtedy też kon­troler ruchu lotniczego wydał załodze zezwolenie na lot bezpośrednio na punkt nawigacyjny IRMAR, kierując ich tym samym na północny kurs prowadzący do lotniska docelowego. Nie kto inny, a właśnie kapitan Patrick Sonderheimer po­twierdził odebranie tego polecenia.

Tymczasem wmawia się nam, że w ciągu tej samej minuty, kapitan zdążył wprowadzić poprawki do systemu autopilota, prze­kazać stery drugiemu pilotowi, odpiąć pasy, przecisnąć się między fotelami, dojść do drzwi, otworzyć je, wyjść, zamknąć drzwi za sobą i dostać się do toalety. To wszystko nie mogło zdarzyć się w przeciągu tej jednej minuty! A wiemy, że już o 10:31 samolot rozpoczął zniżanie, którego nie przerwał aż do tragicznego finału. Kapitan odczułby je od razu, a to kazałoby mu zawrócić natychmiast.

Tymczasem jego skazana na porażkę walka o ponowne dostanie się do kokpitu rozpoczęła się, według ekspertów, dopiero po kilku minutach, po tym, kiedy spokojnie opuścił toaletę, a jego zaniepokojenie wzbudziło dopiero to, że nie może dostać się na swoje miejsce. No, totalny absurd. Drzwi musiały więc zostać otwarte wcześniej i bardzo ciekaw jestem zapisu tego konkretnego momentu. Może jeszcze kiedyś do niego dotrzemy?

Moim zdaniem, o ile zapis ten w ogóle miał miejsce, drzwi mogły zostać otwarte dla stewardessy, która zwyczajnie przyniosła załodze napo­je tak, jak ma to miejsce w tysiącach lotów każdego dnia. Po tym, kiedy samolot osiągnie poziom przelotowy, w większości znanych mi linii lotniczych świata, obsługa lotu przynosi pilotom kawę, soki, jakieś przekąski i dowiaduje się od kapitana o tym wszystkim, co może być dla niej lub pasażerów istotne podczas dalszej podróży. I to tłumaczy bez zbędnych teorii spiskowych otwarcie, a chwilę potem zamknięcie drzwi. Mogło to nastąpić między 10:27 i 10:30.

Natychmiast po obraniu nowego kursu, kiedy wiadomo było, że samolot leci na poziomie prze­lotowym i we właściwym kierunku, załodze zaaplikowano gaz usypiający. Do drzwi dobijały się zapewne stewardessy, przerażone schodzeniem maszyny. One wiedziały, że samolot osiągnął właśnie poziom przelotowy i przez dłuższy czas nie powinien był się zniżać. Wiedziały z doświadczenia w lotach na tej trasie, ale i od załogi, której chwilę wcześniej mogły podawać kawę i przekąski.

Natomiast, jeśli chodzi o te odgłosy z kabiny pilotów, to wyjaśnienia ekspertów brzmią co najmniej niedorzecznie. Otóż, jeśli załoga postępowała zgodnie z ogól­nie obowiązującymi przepisami, a nie powinniśmy zakładać, że w niemieckiej li­nii pozwolono sobie na odstępstwo od tej reguły, to przed wyjściem jednego z pi­lotów, o ile samolot znajduje się na lub powyżej poziomu 250 (ówczesny poziom lotu 380 – przyp. smk), pozostający w kabinie musi założyć maskę tlenową.

Nie podejrzewam kapitana z dziesięcioletnim stażem w barwach niezwykle restryk­cyjnej linii, jaką jest Lufthansa i nalotem sześciu tysięcy godzin, by mógł wyjść nie upewniając się, że jego o wiele młodszy kolega to uczynił. Piszę kolega, ale w tej, nie stałej, na bieżąco kompletowanej załodze, pilot Lubitz był dla niego obcym, niedoświadczonym młodzikiem, wobec którego tym bardziej należało stosować zasady, a otrzaskany z życiem i wylatany kapitan był z pewnością zdy­scyplinowanym, przez lata dbającym o swych pasażerów starym wygą, mającym w perspektywie wizję spokojnej emerytury w otoczeniu dzieci i wnuków.

Pomijam fakt, że do wspominanej wcześniej, niebywale obfitej w wydarzenia minuty, musiałby dojść czas niezbędny dla dokonania tej czynności, co w ogóle kładzie na łopatki tamtą wersję. A pilotowi maska potrzebna jest z oczywistego powodu. Gdyby nastąpiła gwałtowna dehermetyzacja kokpitu, pilot musi mieć szansę na opanowanie sytuacji, alarmowe zniżanie poniżej poziomu setnego, gdzie powraca szansa na przeżycie oraz łączność z kontrolą ruchu. W zależno­ści od wysokości i prędkości zniżania dopuszczalny dla zdrowia i życia czas pozostawania bez tlenu jest różny, ale w ekstremalnych przypadkach decydo­wać mogą sekundy.

Ażeby pilot mógł porozumiewać się w takiej sytuacji zarówno z kontrolą ruchu, koordynatorem swojej linii lotniczej, a przede wszystkim z drugim pilotem, jeśli jest on obok, maska ma wbudowany mikrofon. Nie jest on jednak włączony na stałe, bo wówczas słyszalny by był przez cały czas oddech człowieka, który ją założył, co przesładzałoby załodze w komunikacji. Dlatego mikrofon urucha­miany jest tylko wówczas, kiedy pilot chce z niego skorzystać.

I tu mamy kolej­ną niezgodność z oficjalną wersją, według której na nagraniu z kokpitu słychać rzekomo oddech Lubitza. I nie to nawet jest najistotniejsze, że jest on do samego końca równy i miarowy, nie wskazujący na jakiekolwiek podniecenie sytuacją, ale to, iż w ogóle został nagrany. Albowiem dźwięk z tego mikrofonu nie jest emitowany na kabinę!

Jeśliby przyjąć natomiast tezę, że po domniemanym wyjściu kapitana Lubitz ma­skę zdjął, wiedząc, że i tak rozbije za chwilę samolot, to wówczas oddech nie zostałby nagrany przez system nagrywania kokpitu, ponieważ jego mikrofony nie są tak czułe, jak ten w masce. W kabinie załogi nie panuje przecież bezwzględna cisza, ona “żyje”, cały czas słychać szum, pracę urządzeń, radio, dzwonki, nie­raz dźwięk syreny. A w tej konkretnej sytuacji tych dźwięków musiało z każdą chwilą przybywać. Załączały się wszystkie zabezpieczenia i to w zdublowanych konfiguracjach, hałas narastał. Oddech, zwłaszcza równy, cichy i spokojny, nie ma szans na nagranie w takim środowisku.

Wystarczy sięgnąć po nagrania z 9/11, spreparowane oczywiście, ale jednak profesjonalnie. Tam z trudem rozróżniane były poszczególne słowa wykrzykiwane przez “porywacza“, o jego oddechu nikt nawet nie pomyślał. Dlatego nie wierzę w całą tę historię z maską na twarzy pilota i nagranym oddechem. Żadnych masek nie było, a gaz podano na cały kokpit. w wyniku czego obaj piloci usnęli. Pozyskanie nagrania równomiernego oddechu jest banalnie proste, a ponadto nie trzeba się trudzić z jego fałszowaniem. Nikt nigdy nie udowodni, że ten zapis pochodził od rzeko­mego samobójcy. I w ten oto prosty sposób doszliśmy do momentu, w którym nasi eksperci podali rodzinom ofiar, międzynarodowej opinii publicznej i firmom ubezpieczeniowym prezent na tacy. Ten prezent okazał się głową pilota Lubitza.

Takiego tempa nie powstydziłby się ani Bush w roku 2001, ani “nasi” sadzając na stolec następcę prezydenta o 14:00 po zmarłym w wypadku Lechu Kaczyń­skim, zanim znaleziono jego ciało około 17. Takich dożyliśmy czasów, na wła­sną prośbę w dużej mierze. I wykorzystują to ci, którzy od wielu już lat wiedzą, że najbardziej skutecznym i jednocześnie przerażającym dla zwykłych obywa­teli aktem terroru, jest zniszczenie samolotu. Zrozumieli to 11 września 2001 roku w USA. Zrozumiały to tysiące rodzin zabitych tego dnia, które musiały być wstrząśnięte, wręcz przerażone, podobnie, jak przerażeni musieli być obroń­cy twierdz obleganych przez nie znających litości, żądnych łupów najeźdźców stosujących najwymyślniejsze machiny burzące i zapalające setki lat temu.

Nic dziwnego w dzisiejszych czasach, w których transport lotniczy jest jedynym, pra­wie monopolistycznym w wielu regionach świata, środkiem transportu. Ogrom zniszczeń, wszyscy świadkowie zabici, brak jakichkolwiek śladów, wyjaśniania trwające trzy, cztery lub pięć lat. Gwarancje w zacieraniu śladów, seryjne samo­bójstwa tych, którzy nie do końca pojęli, jaki był celowego przesłania. Ogromne odszkodowania.

I otwierające się przed sprawcami niesamowite wręcz możliwo­ści na wiele dekad biznesu, nie obarczone sumieniem, które to pojęcie w ogóle nie funkcjonuje w ich słowniku, a jeżeli już, to w zakresie dbałości o poszerzanie wpływów, już nie w skali lokalnej, krajowej, a kontynentalnej. Oni przenoszą swoje aktywa do dawno wykupionych miejsc tak tajnych, odciętych od świa­ta i pilnowanych prywatnymi armiami zwyrodnialców gotowych dla kolejnego mieszka z brzęczącymi srebrnikami, poderżnąć gardło dziecku na oczach jego rodziców.

Zaszufladkowano do kategorii O Świat | Otagowano

Już w styczniu 2020, «wtajemniczeni» wiedzieli, że WHO wybrała Włochy na kraj pilotujący lockdown’y

Już w styczniu 2020, «wtajemniczeni» wiedzieli, że WHO wybrała Włochy na kraj pilotujący lockdown’y

Date: 12 Maggio 2023Author: Uczta Baltazara 0 Commenti

FOTO: Roberto Speranza: Włoski minister zdrowia w epoce Covida

«Wszystko to zgadza się z anonimową wskazówką giełdową opublikowaną 30 stycznia 2020 roku – tego samego dnia, kiedy potwierdzono pierwsze przypadki Covida we Włoszech – przez kogoś, kto powiedział, że ma przyjaciół i rodzinę w CDC i WHO i że WHO planuje rozpocząć odtwarzanie odpowiedzi Chin w całym zachodnim świecie – zaczynając od zamknięcia miast włoskich…. WHO już mówi o tym, jak bardzo “problematyczne” będzie modelowanie chińskiej reakcji w krajach zachodnich, a pierwszym krajem, w którym chcą to wypróbować, są Włochy. Jeśli rozpocznie się duża epidemia w dużym włoskim mieście – chcą pracować poprzez włoskie władze i światowe organizacje zdrowia, aby rozpocząć zamykanie włoskich miast – podczas daremnej próby spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa – przynajmniej do czasu, gdy będą w stanie opracować i dystrybuować szczepionki, co z kolei wskazuje na to, gdzie należy zacząć inwestować…»

Infekcja, nawet tak śmiertelna jak rak, często zaczyna się od pojedynczej rany. Przez tę ranę patogen dostaje się do organizmu za pośrednictwem pojedynczej komórki, gdzie patologicznie replikuje się i deprawuje te, które go otaczają, aż w końcu pochłania całego gospodarza.

Totalitaryzm rozwija się podobnie do infekcji. A w 2020 roku totalitaryzm znalazł swoją ranę w wolnym świecie za pośrednictwem Lombardii we Włoszech. A dokładniej, za pośrednictwem włoskiego ministra zdrowia Roberto Speranzy, na którego polecenie 50 000 mieszkańców na terenie lombardzkiej prowincji Lodi zostało objętych blokadą 21 lutego 2020 roku, co było pierwszą blokadą we współczesnym świecie zachodnim. W ciągu kilku tygodni zamknięcie rozprzestrzeniło się na miasta w całych Włoszech, aż do momentu, gdy cały naród został zamknięty 9 marca. Do kwietnia 2020 roku ponad połowa światowej populacji – około 3,9 miliarda ludzi – została zamknięta. https://en.wikipedia.org/wiki/Roberto_Speranza

Blokady te były bezprecedensowe w świecie zachodnim i nie będące częścią planu pandemicznego żadnego demokratycznego kraju przed blokadą Wuhan w Chinach dokonaną przez Xi Jinpinga. Nie udało im się znacząco spowolnić rozprzestrzeniania się koronawirusa i zabiły dziesiątki tysięcy młodych ludzi w każdym kraju, w którym je wypróbowano, w tym we Włoszech. https://www.michaelpsenger.com/p/lockdowns-killed-over-170000-americans

Co gorsza, urzędnicy, którzy kierowali reakcją na Covid w kilku głównych krajach, zeznali, że przyjęcie przez Włochy polityki blokady Chin było jednym z najważniejszych wydarzeń prowadzących do ich własnego nałożenia blokad. Jak napisała koordynatorka reakcji na koronawirusy z Białego Domu, Deborah Birx, w swojej dziwacznie samoobciążającej książce: https://www.michaelpsenger.com/p/deborah-birxs-silent-invasion-a-guide

«Pracowaliśmy jednocześnie nad opracowaniem wytycznych dotyczących spłaszczania krzywej, które miałam nadzieję przedstawić wiceprezydentowi pod koniec tygodnia. Uzyskanie poparcia dla prostych środków łagodzących, które każdy Amerykanin mógł podjąć, było zaledwie pierwszym krokiem prowadzącym do dłuższych i bardziej agresywnych interwencji. Musieliśmy sprawić, by były one akceptowalne dla administracji, unikając oczywistego wyglądu pełnej blokady Włoch. Jednocześnie środki te musiały być skuteczne w spowalnianiu rozprzestrzeniania się choroby, co oznaczało jak najdokładniejsze dopasowanie do tego, co zrobiły Włochy».

Podobnie jest w przypadku słów profesora Imperial College, Neila Fergusona, architekta szalenie niedokładnych modeli Covid, które skłoniły do blokad w całym wolnym świecie:

«To komunistyczne państwo jednopartyjne, mówiliśmy. W Europie nie mogło nam to ujść na sucho, myśleliśmy… A potem Włochy to zrobiły. I zrozumieliśmy, że możemy».

Ocena Fergusona jest podwójnie paradoksalna, ponieważ to właśnie badanie prowadzone częściowo przez Fergusona i jego zespół w Imperial College – które wskazywały na to, że zablokowanie przez Speranzę miasta Vo’ we Włoszech 22 lutego 2020 roku było skuteczne, doprowadziło do zablokowania całych Włoch 9 marca. https://www.medrxiv.org/content/10.1101/2020.04.17.20053157v1. Wniosek z jego badania był oczywiście bzdurny – mamy teraz dowód, że wskaźnik infekcji Covid był w spadku na długo przed rozpoczęciem blokad w każdym demokratycznym kraju, w tym w Lombardii i w Vo’, we Włoszech. Ferguson uzasadnił zamknięcie Wielkiej Brytanii na podstawie zamknięcia Włoch, które z kolei zostało uzasadnione fałszywym badaniem przeprowadzonym częściowo przez samego Fergusona.

Dlatego niezwykle ważne jest, abyśmy zrozumieli, co doprowadziło do decyzji Speranzy o zarządzeniu tych początkowych blokad w Lombardii i w Vo’ we Włoszech.

W październiku 2020 roku Speranza opublikował książkę zatytułowaną «Dlaczego wyzdrowiejemy: Od najtrudniejszych dni do nowej idei zdrowia». Wkrótce po opublikowaniu, książka została pospiesznie wycofana ze księgarni. Powodem było to, że Włochy doświadczały drugiej fali Covid, ale po przeczytaniu książki staje się jasne, że Speranza, który podpisał pierwszy nakaz zamknięcia w zachodnim świecie, zdradzal żenujący brak troski o samego Covida i znacznie większą troskę o to, w jaki sposób odpowiedź na infekcję może być wykorzystana do wdrożenia skrajnie lewicowych reform politycznych w całych Włoszech. Jak stwierdza w jednym z wymownych fragmentów książki:

«Jestem przekonany, że mamy niepowtarzalną okazję do umocnienia nowej idei lewicy… Wierzę, że po tylu latach biegu pod wiatr istnieje możliwość odtworzenia hegemonii kulturowej na nowych podstawach».

Analogicznie, Speranza stwierdza, że podstawowym wnioskiem płynącym z Covida jest konieczność wzmocnienia WHO; minister zwrócił się także z prośbą o uniemożliwienie Stanom Zjednoczonym opuszczenia WHO.

«W połowie lipca napisałem list do Jensa Spahna, niemieckiego ministra zdrowia i przewodniczącego Rady Ministrów Zdrowia, oraz do Stelli Kyriakides, prosząc o inicjatywę na szczeblu europejskim, aby zapobiec opuszczeniu WHO przez Stany Zjednoczone, co obecnie zaplanowano na 2 lipca 2021 roku. L: WHO ma fundamentalne znaczenie: należy jej bronić, poprawiać ją, wzmacniać, reformować, zaczynając od zasad przejrzystości i autonomii».

Natomiast w całej 229-stronicowej książce Speranza ani razu nie wyraża krytyki wobec Chin, posuwając się jedynie do przyznania, że Chiny mają “bardzo odmienny model kulturowy, polityczny i instytucjonalny”, opowiadając się jednocześnie za zacieśnieniem więzi z Chinami.

«Chiny są wielkim protagonistą czasów, w których żyjemy i jestem przekonany, że przed Europą otwiera się ważna przestrzeń polityczna jako przegub pomiędzy nową potęgą azjatycką a Stanami Zjednoczonymi».

Speranza jest liderem nowo powstałej włoskiej partii politycznej Articolo Uno, https://it.wikipedia.org/wiki/Articolo_Uno_(partito_politico) założonej przez byłego premiera Włoch – Massimo D’Alemę, pierwszego znanego byłego członka partii komunistycznej, który został premierem kraju NATO. D’Alema pełnił funkcję honorowego przewodniczącego Silk Road Cities Alliance, chińskiej organizacji państwowej.

W swej książce, Roberto Speranza wyraźnie zaznacza, że w momencie, gdy zarządził pierwszą w wolnym świecie blokadę w Lombardii we Włoszech, był świadomy, że kopiuje politykę, którą prowadziły wyłącznie Chiny, i że będzie to ograniczenie podstawowych praw konstytucyjnych obywateli.

«Postęp zakażeń w rejonie Lodi, a także w Wenecji Euganejskiej wymaga od nas “zamknięcia” obszarów, które nie są małe, co z konieczności uniemożliwia ponad 50 tysiącom osób wejście i wyjście z obszaru zamieszkania. Jest to środek o niepokojących konsekwencjach dla tkanki gospodarczej i społecznej, ale także o przerażającym oddziaływaniu symbolicznym. Ograniczenie swobody przemieszczania się obywateli, wysłanie wojska w celu sprawdzenia, czy zamknięcia są przestrzegane. Czy ochrona prawa do zdrowia, uznanego w art. 32 konstytucji, może skłonić nas do ograniczenia innych praw podstawowych gwarantowanych przez konstytucję? I czy wtedy tego typu interwencja rzeczywiście zadziała, by powstrzymać infekcję? Żaden inny kraj zachodni nie doświadczył jeszcze tego wirusa i strategii zarządzania, których on wymaga. Jedynym precedensem, na który możemy spojrzeć, są Chiny, których model kulturowy, polityczny i instytucjonalny bardzo różni się od naszego. We Włoszech, jak wszyscy powtarzają od tygodni, niemożliwe jest zrobienie tego, co zrobiły Chiny. Ale co, jeśli okaże się to konieczne?»

Zanim Speranza nakazał pierwsze blokady w świecie zachodnim, odegrał on we Włoszech rolę wczesnego alarmisty w kwestii Covida – podobną do tej, jaką w Stanach Zjednoczonych odegrał zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Matt Pottingerbiegle władający językiem mandaryńskim agent wywiadu, który od stycznia 2020 roku samodzielnie zaostrzył alarm w Białym Domu, opowiedział się za szeroko zakrojonymi sankcjami opartymi na jego własnych źródłach informacyjnych w Chinach i wyznaczył Deborah Birx do zorganizowania blokad w całych Stanach Zjednoczonych.

Matthew Forbes Pottinger (ur. 1973) to amerykański były dziennikarz i oficer Korpusu Piechoty Morskiej USA, który pełnił funkcję zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych od 22 września 2019 r. do 7 stycznia 2021 r.[2]. W 2014 roku Pottinger poślubił dr Yen Duong, wirusologa, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych jako dziecko po tym, jak wraz z rodziną uciekła z Wietnamu po wojnie wietnamskiej.

https://en.wikipedia.org/wiki/Matthew_Pottinger https://www.michaelpsenger.com/p/matt-pottinger-the-intelligence-agent

Podobnie jak Pottinger, który zorganizował pierwsze spotkania Białego Domu w sprawie koronawirusa w połowie stycznia 2020 roku, Speranza zorganizował pierwsze włoskie spotkania grupy zadaniowej ds. koronawirusa mniej więcej w tym samym czasiezanim jeszcze w świecie zachodnim pojawiły się jakiekolwiek potwierdzone przypadki. Podobnie jak spotkania Pottingera, spotkania Speranzy dotyczące koronawirusów odbywały się codziennie. I podobnie jak Pottinger, Speranza twierdzi, że zainspirowała go do tego reakcja, jaką zaobserwował w Chinach. Minister pisze:

«Giovanna Botteri (ówczesna włoska korespondentka RAI w Pekinie) informuje włoską opinię publiczną. Jej aktualizacje z Pekinu są częste i punktualne. Kilkudziesięciu sekundowe relacje, które jednak oddają surrealistyczną sytuację. Szturmowane szpitale, nowe tymczasowe obiekty służby zdrowia organizowane w ciągu kilku tygodni, kontrole gorączki w każdym zakątku kraju. A potem blokada i kwarantanna: ogromne miasta, z milionami mieszkańców, zamknięte z całkowitym uniemożliwieniem aktywności i zakazem wychodzenia z domu. Patrzę na te zdjęcia i myślę, że na Zachodzie nie dałoby się w ten sposób zarządzać kryzysem. Ale pozostaje nam mieć nadzieję, że nie będzie to konieczne…»

«I właśnie z tą myślą 12 stycznia powołałem po raz pierwszy grupę zadaniową do spraw koronawirusa. Natychmiast konsultuję się z głównymi włoskimi naukowcami, zdając sobie sprawę z przywileju, jaki daje mi ta możliwość. Badania naukowe, matematyka, są dla mnie podstawowym elementem siły ludzkości. Jako zagorzały racjonalista, mam prawdziwą wiarę w naukę… Grupa zadaniowa będzie się spotykać, w mojej obecności, codziennie o 9 rano, czasem wcześniej, bez wyjątku, do czasu, gdy zacznie działać Komitet Techniczno-Naukowy (CTS)».

Podobnie jak Pottinger, pod koniec stycznia 2020 roku Speranza zaczął podnosić alarm na temat koronawirusa w najwyższych siedzibach włoskiej władzy politycznej.

«29 stycznia po raz pierwszy mówię Parlamentowi, że w tej grze kraj musi być zjednoczony. Nie ma już większości ani opozycji. Są Włosi, jest ogromny problem, który im zagraża i są instytucje, które muszą bronić swoich obywateli. Na koniec mojego sprawozdania dla Parlamentu biorę telefon i osobiście dzwonię do trzech liderów opozycji: Silvio Berlusconiego, Giorgi Meloni i Matteo Salviniego».

Mniej więcej w tym samym czasie Speranza zaczął również podnosić alarm w Europejskim Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób – European Centre for Disease Prevention and Control.

«Nawet jeśli ECDC uważa, że ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa w Europie jest niskie, po kilku nieformalnych i osobistych prośbach skierowanych do komisarza europejskiego Stelli Kyriakides i ministra zdrowia Chorwacji – która sprawuje rotacyjną prezydencję w UE – decyduję się na złożenie formalnego wniosku, w imieniu rządu włoskiego, o zwołanie Rady Europejskiej wszystkich ministrów zdrowia...

Ale mam wrażenie, że nasza spójność szwankuje, że poziom alertu w sprawie wirusa jest zbyt niski, a mechanizmy funkcjonowania wspólnych instytucji są zbyt słabe, by można je było skutecznie uruchomić w sytuacji kryzysowej. W tych godzinach potrzebne jest pilne spotkanie ministrów zdrowia».

Następnego dnia, 30 stycznia 2020 roku, premier Conte ogłosił pierwsze dwa potwierdzone przypadki Covid we Włoszech i natychmiast ogłosił stan wyjątkowy, “umożliwiając rządowi szybkie ograniczenie biurokracji w razie potrzeby.”

Kiedy Speranza zarządził lockdown Lombardii, stwierdził podczas konferencji prasowej, że zdaje sobie sprawę z tego, iż podjął działania o konsekwencjach nie tylko dla Włoch, ale i dla całego świata.

«Wydaje mi się to dość oczywistym faktem: działania wdrożone przez Włochy są na najwyższym poziomie w Europie, ale prawdopodobnie także na świecie».

Wszystko to zgadza się z anonimową wskazówką giełdową opublikowaną 30 stycznia 2020 roku – tego samego dnia, kiedy potwierdzono pierwsze przypadki Covida we Włoszechprzez kogoś, kto powiedział, że ma przyjaciół i rodzinę w CDC i WHO i że WHO planuje rozpocząć odtwarzanie odpowiedzi Chin w całym zachodnim świecie – zaczynając od zamknięcia miast włoskich.

«WHO już mówi o tym, jak bardzo “problematyczne” będzie modelowanie chińskiej reakcji w krajach zachodnich, a pierwszym krajem, w którym chcą to wypróbować, są Włochy. Jeśli rozpocznie się duża epidemia w dużym włoskim mieście, chcą pracować poprzez włoskie władze i światowe organizacje zdrowia, aby rozpocząć zamykanie włoskich miast podczas daremnej próby spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa – przynajmniej do czasu, gdy będą w stanie opracować i dystrybuować szczepionki, co z kolei wskazuje na to, gdzie należy zacząć inwestować». https://archive.4plebs.org/pol/thread/241674007/ https://www.michaelpsenger.com/p/how-covid-lockdowns-came-to-italy

Mimo że blokady nie miały precedensu w świecie zachodnim, wskazówka ta okazała się niemal doskonałą zapowiedzią późniejszych wydarzeń.

W istocie, grupa zadaniowa Speranzy zajmująca się koronawirusami już wcześniej zleciła przeprowadzenie badania na temat możliwych scenariuszy rozwoju epidemii Covida. Badanie to, wykorzystujące dane z Chin, zostało przedstawione włoskiemu Komitetowi Techniczno-Naukowemu ds. Koronawirusów 12 lutego 2020 roku, a jego autorem był Stefano Merler z Fondazione Bruno Kessler (FBK). https://magazine.fbk.eu/it/spotlight/stefano-merler/ https://www.salute.gov.it/imgs/C_17_notizie_4647_2_file.pdf

FBK i Merler zostali pozytywnie zacytowani przez Billa Gatesa, drugiego co do wielkości fundatora WHO, na Światowym Forum Ekonomicznym w 2017 roku po tym, jak Merler i FBK pracowali z Gatesem nad odpowiedzią na Ebolę https://magazine.fbk.eu/it/news/bill-gates-cita-i-dati-di-uno-studio-fbk-al-world-economic-forum-2017/. Fakt, że badanie Merlera istniało, był utrzymywany w tajemnicy i nie został publicznie ujawniony aż kilka miesięcy później. Z tego powodu zostało ono nazwane przez włoskie partie opozycyjne “tajnym studium”. https://www.rai.it/dl/doc/1604414373290_virus_segreti_stato_report.pdf

https://youtube.com/watch?v=3kLZLTtMYTQ%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dit%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

“Tajne badanie” Merlera nigdy nie zostało publicznie ujawnione, ale Merler opublikował dwa dodatkowe artykuły w czasopiśmach naukowych w roku 2020 wraz z kilkoma chińskimi współautorami i finansowaniem ze strony chińskiego rządu, z których każdy miał rzekomo wykazać skuteczność blokad i niefarmakologicznych interwencji przeciwko koronawirusowi w Chinach. Pierwszy z artykułów Merlera we współpracy z chińskimi współautorami, finansowany częściowo przez chiński rząd, pojawił się w kwietniu 2020 roku i twierdził, że “już samo dystansowanie społeczne, jakie wdrożono w Chinach podczas epidemii, jest wystarczające do kontrolowania COVID-19“, w oparciu o dane dostarczone przez Chiny z Wuhan https://www.science.org/doi/full/10.1126/science.abb8001. Drugi z artykułów Merlera, również napisany razem z chińskimi współautorami, finansowany częściowo przez rząd chiński, pojawił się w lipcu 2020 roku i twierdził, że NPI (Non-pharmaceutical interventions) były skuteczne w kontrolowaniu rozprzestrzeniania się koronawirusa w chińskich miastach poza Wuhanem, ponownie w oparciu o dane dostarczone przez Chiny https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S1473309920302309.

Rozsądna osoba prawdopodobnie uznałaby, że dane wejściowe z Chin, na których Merler oparł wnioski w swoich artykułach w czasopiśmie, pochodzące z totalitarnego reżimu o znanej historii fabrykacji, są kłamstwami.

Czy to motywowany rozumowaniem wyreżyserowanym, finansowaniem go, czy czymś gorszym, Stefano Merler – główny autor nieujawnionego “tajnego badania” opartego na danych z Chin, które doprowadziło do pierwszej w wolnym świecie blokady w Lombardii we Włoszech – przez cały rok 2020 skutecznie prowadził operację prania propagandy na rzecz Chińskiej Partii Komunistycznej.

Chociaż tajne badania Merlera nigdy nie zostały publicznie ujawnione, później podzielił się on nimi prywatnie z La Repubblica, centrolewicową włoską gazetą. La Repubblica napisała jeden artykuł na temat badań, ale w życiu nie widziałem, żeby mainstreamowy artykuł tak dokładnie dziurawił pamięć. Nie tylko oryginalny link do artykułu nie działa, ale również archiwa internetowe nie funkcjonują, a artykuł nie pojawia się w Google. Na szczęście pewna strona internetowa skopiowała tekst artykułu. https://www.cinquantamila.it/storyTellerArticolo.php?storyId=5f4b8295d07d7

Covid musi być naprawdę niezłym wirusem, skoro uniemożliwił włoskiej gazecie zachowanie podstawowych standardów przechowywania danych online wobec jedynego artykułu, który napisali na temat kluczowego badania rządowego, udostępnionego im prywatnie. Oczywiście, jest to zgodne z wzorcem tajności i jawnej nieuczciwości, który obserwujemy ze strony rządów w całym zachodnim świecie od czasu pojawienia się koronawirusa.

W rzeczywistości, równolegle z tajnym studium Merlera, istniał również bardziej szczegółowy “tajny plan”, konkretnie zatytułowany “Plan operacyjny przygotowania i odpowiedzi na różne scenariusze możliwego rozwoju epidemii 2019-nCov”, którego żadne szczegóły nigdy nie zostały ujawnione. W grudniu 2020 r. partia opozycyjna poszła do sądu, aby zmusić do ujawnienia tajnego planu operacyjnego, ale Speranza nadal odmawiał jego wydania, uzasadniając, że nie był to “formalnie zatwierdzony plan pandemiczny.” https://www.ilgiornale.it/news/politica/piano-segreto-ora-c-data-x-governo-finisce-tribunale-1908807.html https://dinovalle.it/2021/01/20/speranza-il-piano-pandemico-anti-covid-non-ce-labbiamo/

Odmowa Speranzy ujawnienia tajnego planu operacyjnego jest interesująca, ponieważ na początku roku 2020, rząd Niemiec podobnie zlecił poufny plan operacyjny, uzyskany później dzięki serii wycieków whistleblowerów i wniosków FOIA, “oparty na ustaleniach naukowych zespołów ekspertów z Uniwersytetu w Bonn/University of Nottingham Ningbo Chinahttps://en.wikipedia.org/wiki/University_of_Nottingham_Ningbo_China – z których co najmniej jeden nie miał żadnego doświadczenia w zakresie chorób zakaźnych lub epidemiologii – zawierający “katalog środków” do wdrożenia przez niemieckie CDC. https://2020news.de/wp-content/uploads/2021/03/Strategiepapier-BMI-24.03.2020_online.pdf https://2020news.de/neuer-leak-die-umsetzung-des-panikpapiers/ https://clubderklarenworte.de/wp-content/uploads/2020/06/BMI-Dokument-incl.-Autoren.pdf https://web.archive.org/web/20201230034459/https://www.mcts.tum.de/en/people/maximilian-mayer/ https://www.tabletmag.com/sections/news/articles/masked-ball-cowardice

Przedstawiono w nim szczegółowo kroki zmierzające do wprowadzenia blokad, masowych testów i kwarantanny, wśród innych drakońskich środków. Dokument sugerował w szczególności “apele do ducha obywatelskiego”, w tym hasło “razem osobno”.

Spośród 210 stron uzyskanych przez FOIA e-maili prowadzących do publikacji niemieckiego planu operacyjnego, 118 zostało całkowicie zaciemnionych. E-maile zawierają częste dyskusje o Chinach, ale prawie wszystkie te odniesienia są niekompletne. Podany powód: “Może mieć negatywny wpływ na stosunki międzynarodowe”. https://threadreaderapp.com/thread/1358791154330980354.html

Jako że Roberto Speranza zdecydował, że w interesie narodu włoskiego nie leży poznanie treści tajnego planu operacyjnego Włoch, nie mamy możliwości dowiedzieć się, czy przypomina on tajny plan operacyjny Niemiec oparty na ustaleniach chińskich lobbystów, zawierający szczegółowe instrukcje dotyczące wdrażania blokad, masowych testów, miejsc kwarantanny i apelów do “ducha obywatelskiego“.

INFO: https://www.michaelpsenger.com/p/the-dragnet-in-lombardy-italy-patient

“Maseczki” [namordniki] powodują ok. 10-krotny wzrost CO2 we wdychanym powietrzu.

“Maseczki” [namordniki] powodują ok. 10-krotny wzrost CO2 we wdychanym powietrzu.

harm-caused-by-masks

Wciąż przybywa dowodów na to, że nakaz noszenia masek był prawdopodobnie najgorszą interwencją w zakresie zdrowia publicznego we współczesnej historii USA. Stwierdzając, że noszenie masek “prawdopodobnie czyni niewielką lub żadną różnicę” w zapobieganiu rozprzestrzeniania się wirusów, ostatni przegląd Cochrane podkreślił również, że “należy zwrócić większą uwagę na opisanie i określenie ilościowe szkód”, które mogą wynikać z noszenia masek.

Nowe badanie z Niemiec właśnie to robi i sugeruje, że nadmiar dwutlenku węgla wdychany przez osoby noszące maski może mieć znaczący zły wpływ na ich zdrowie – a w przypadku kobiet w ciąży, na zdrowie ich nienarodzonych dzieci.

Osoby noszące maski wdychają większe ilości powietrza, które [normalnie] powinno zostać wydalone z ich ciał i uwolnione na zewnątrz. “[Znaczny] wzrost CO2 występujący podczas noszenia maski jest naukowo udowodniony w wielu badaniach” – piszą niemieccy autorzy. “Świeże powietrze ma około 0,04% CO2”, zauważają, podczas gdy chroniczna ekspozycja przy poziomie CO2 0,3% jest “toksyczna”. Ile CO2 wdychają osoby noszące maski? Autorzy piszą, że “maski powodują chroniczne narażenie na dwutlenek węgla na poziomie 1,41-3,2% CO2 wdychanego powietrza w wiarygodnych eksperymentach na ludziach.”

==================

więcej w oryginale. MD.

Zwyrodniałe eksperymenty: Urodziły się dzieci „trzech osób” z in vitro.

Zwyrodniałe eksperymenty w Wielkiej Brytanii: Urodziły się dzieci „trzech osób” z in vitro

zwyrodniale-eksperymenty

Dobrowolna zwyrodniałość moralna i delirium eksperymentów para-medycznych na ludziach wkraczają właśnie w nowy etap. W Wielkiej Brytanii potwierdzono urodzenie już kilkorga dzieci, które powstały w wyniku zmieszania DNA trzech osób. Liberalne media, ogłaszające światu to nowe „osiągnięcie” nauki, zdają się nie dostrzegać żadnych moralnych kontrowersji w tego typu eksperymentach z udziałem „trójkątów”, chcących pozyskać dla siebie dzieci o „ulepszonej” genetyce. 

==================

O sprawie pisze dziennik „Guardian”, który opowiada swoim czytelnikom o „nowatorskich procedurach”, które posłużyły do zapłodnień in vitro przy użyciu DNA trzech osób. Jak głosi oficjalna narracja, tego typu eksperyment ma na celu „zapobieganie dziedziczeniu przez dzieci nieuleczalnych chorób”.

Metoda określona została jako „mitochondrialna terapia donacyjna” (MDT) i ma zapobiegać przekazywaniu w genach chorób mitochondrialnych, które są nieuleczalne i mogą być śmiertelne w ciągu kilku dni lub nawet godzin od urodzenia.

Owa „metoda” jest promowana przez „postępowych” naukowców jako jedyna możliwość uniknięcia chorób, które grożą rzekomo jednemu na 6000-6500 dzieci.

Sam fakt uczestniczenia trzech osób w takim eksperymencie tłumaczy jest tak, że rzekomo udział DNA dodatkowej osoby ma być znikomy i opiewać na 0,2 %.

Eksperymenty nad MDT były prowadzone w Wielkiej Brytanii przez lekarzy z Newcastle Fertility Centre, a w 2015 roku parlament umożliwił przeprowadzanie takich zabiegów. Wielka Brytania nie rozpoczęła ich od razu – w efekcie czego pierwsze na świecie dziecko urodzone przy zastosowaniu tej metody urodziło się w 2016 roku w Meksyku.

W roku 2017 wspomniana klinika z Newcastle jako jedyna w Wielkiej Brytanii uzyskała licencję na wykonywanie tzw. MDT. Zgody na przeprowadzanie zabiegu wydawane są indywidualnie przez organ regulacyjny o nazwie Human Fertilisation and Embryology Authority (HFEA), który do tej pory udzielił ich co najmniej 30.

Lekarze z kliniki w Newcastle nie ujawnili szczegółów narodzin z programu MDT ze względu na obawy, że informacje mogłyby naruszyć prywatność pacjentów. Ale w odpowiedzi na wniosek „Guardiana” na podstawie prawa do swobody informacji HEPA potwierdziła, że to tej pory w Wielkiej Brytanii urodziło się „mniej niż pięć” dzieci przy zastosowaniu MDT.

Źródło: PAP / Bartłomiej Niedziński, Londyn

Kryzys bankowy. Jest chciany, zostanie celowo zaostrzony… Cele.

Kryzys bankowy. Jest chciany, zostanie celowo zaostrzony… Cele.

Dni globalnego systemu finansowego, który USA narzuciły światu po II wojnie światowej, są policzone.

W celu uniknięcia galopującej inflacji aktywa nie mogą być wypłacane za pomocą konwencjonalnych pieniędzy, lecz jedynie w formie cyfrowego pieniądza banku centralnego”… [CBDC – Pieniądz cyfrowy banku centralnego]

Komentarz Ernsta Wolffa. https://apolut.net/us-bankenkrise-cbdcs-von-ernst-wolff/

Są trzy sprawy, które musisz wiedzieć, aby zrozumieć kryzys bankowy w USA:

1. Wchodzi on w ostatnią fazę istniejącego światowego systemu finansowego.

2.Jest głębszy i bardziej dotkliwy niż światowy kryzys finansowy z lat 2007/08 i

3. jest chciany, zostanie celowo zaostrzony i daje odpowiedzialnym za niego szansę na narzucenie nam wszystkim nowego systemu monetarnego.

Zacznijmy od punktu pierwszego, upadku naszego globalnego systemu finansowego:

Istniejący system jest utrzymywany przy życiu przez banki centralne, którym od czasu globalnego kryzysu finansowego 2007/08 doradza BlackRock.

Jednak mają tylko 2 sposoby, aby to zrobić: tworzenie pieniądza i obniżanie stóp procentowych. Ponieważ jedno i drugie w dłuższej perspektywie prowadzi do zniszczenia systemu, od 2015 roku podejmowane są próby odwrócenia tej tendencji i – począwszy od USA – stopniowo ograniczano podaż pieniądza i ponownie podnoszono stopy procentowe – początkowo bardzo ostrożnie.

W 2018 roku sprawcy stali się odważniejsi, czterokrotnie podnieśli stopy procentowe o 0,25 procent i tym samym wywołali katastrofę: w Boże Narodzenie 2018 roku giełdy na całym świecie odnotowały najostrzejszy spadek od 80 lat.

Oznacza to, że najpóźniej od początku 2019 roku jedno jest nieodwołalnie pewne: dni globalnego systemu finansowego, który USA narzuciły światu po II wojnie światowej, są policzone.

Wyciągnięto z tego wnioski: używany jest zupełnie nowy system monetarny oparty wyłącznie na cyfrowym pieniądzu banku centralnego. Jest to jednak rozwijane w dużej mierze za plecami opinii publicznej, ponieważ te nowe pieniądze to nie tylko środek płatniczy, ale także narzędzie dominacji, poddające nas wszystkich całkowitej kontroli banków centralnych i stojącej za nimi głównej siły, BlackRock , a tym samym oznacza koniec wszelkiej wolności finansowej i koniec wszelkiej demokracji.

Przejdźmy do punktu drugiego, głębokości i dotkliwości obecnego kryzysu bankowego w USA:

Podczas gdy globalny aparat medialny robi wszystko, co w jego mocy, aby bagatelizować skalę obecnego kryzysu, fakty mówią co innego: upadki banków Doliny Krzemowej, Signature i First Republic to drugie, trzecie i czwarte największe upadłości banków na świecie w historii finansowej USA. Aktywa tych trzech banków są wyższe niż aktywa 25 największych banków, które upadły podczas światowego kryzysu finansowego w 2008 roku.

Fakt, że trzeba było ratować Credit Suisse, jeden z 30 systemowo ważnych banków sklasyfikowanych jako „zbyt duże, by upaść,” pokazuje, że nie mamy do czynienia z przemijającą burzą w sektorze finansowym, ale z pełnoprawnym huraganem.

Przechodząc do punktu trzeciego, celowego pogłębiania kryzysu:

Podwyżka głównej stopy procentowej do 5 – 5,25 proc., o której zdecydował w zeszłym tygodniu Fed, pokazuje, że kryzys bankowy jest celowo rozgrzewany i coraz więcej regionalnych banków w USA popada w tarapaty. To z kolei będzie napędzać proces koncentracji w sektorze bankowym i działać na korzyść dużych banków, takich jak JPMorgan, za którymi BlackRock i główny akcjonariusz BlackRock, Vanguard, stoją jako główni akcjonariusze.

Widzimy więc: wszystko, co się dzieje, odbywa się zasadniczo zgodnie ze scenariuszem, w którym wielcy zjadają małych. Ale to nie wszystko. Jest jeden szczegół, o którym prawie się nie słyszy, bo media i polityka po prostu go ignorują, a który może okazać się przełomowy:

We wszystkich ratowaniach banków zrezygnowano z bail-in, czyli ratowania banków pieniędzmi deponentów, które jest obecnie prawnie zakotwiczone w USA i Europie. Zamiast tego amerykańska firma ubezpieczeniowa FDIC (Federal Deposit Insurance Corporation) wypłaciła odszkodowania wszystkim deponentom powyżej gwarantowanej kwoty 250 000 USD, a także rozpoczęła publiczną dyskusję na temat zaprzestania ograniczania tej kwoty w przyszłości i pełnego gwarantowania depozytów.

Ta dyskusja, która najwyraźniej została wywołana w celu uspokojenia ludności, powinna sprawić, że nadstawisz uszu, ponieważ zasoby FDIC są ograniczone. Według jej ostatniego raportu kwartalnego z 15 kwietnia, pozostało jej tylko 128 miliardów dolarów, czyli za mało pieniędzy, by zagwarantować choćby 2% funduszy inwestorów w USA.

Jak zatem powinna zareagować FDIC, jeśli bankructw będzie więcej…?

Właściwie będzie miała 2 wyjścia:

Możliwość nr 1: Mogłaby otrzymać pieniądze od Departamentu Skarbu USA za pośrednictwem istniejącego mechanizmu awaryjnego, który Skarb Państwa musiałby uzyskać, emitując obligacje skarbowe do Fed. To jednak doprowadziłoby do ogromnego wzrostu inflacji, cofając politykę podwyżek stóp procentowych i polityki antyinflacyjnej Fed.

Istnieje jednak druga możliwość, o której nikt jeszcze nie mówi: amerykańskie władze finansowe mogłyby poinformować deponentów borykających się z trudnościami banków, że w celu uniknięcia galopującej inflacji ich aktywa nie mogą być im wypłacane za pomocą konwencjonalnych pieniędzy, lecz jedynie w formie cyfrowego pieniądza banku centralnego…

W ten sposób nowy pieniądz, którego większość społeczeństwa z pewnością nie przyjęłaby dobrowolnie w normalnych warunkach, mógłby zostać wprowadzony z jednej strony jako rodzaj środka pomocowego, nadając mu pozytywny wizerunek zbawiciela systemu, a z drugiej największego kryzysu bankowego wszechczasów, wykorzystują to również na swoją korzyść – zgodnie z mottem Winstona Churchilla „Nigdy nie pozwól, by dobry kryzys się zmarnował”.

Nadchodzące tygodnie pokażą nam, co zdecydował się zrobić cyfrowy kartel finansowy wokół BlackRock and Co. jako prawdziwy rozgrywający stojący za bankami centralnymi.

Tłumaczył : Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.

Oryginalny tekst ukazał się 9 maja 2023 roku na stronie https://apolut.net/us-bankenkrise-cbdcs-von-ernst-wolff/

Pokolenie „płatków śniegu” najpierw rujnuje własne życie, a potem zrujnuje życie całych społeczeństw.

 Pokolenie „płatków śniegu” najpierw rujnuje własne życie, a potem zrujnuje życie całych społeczeństw.

Stanisław Janecki  spoleczenstwo-platkow-sniegu

Tyler Durden to fikcyjna postać z filmu „Podziemny krąg” Davida Finchera (na podstawie powieści Chucka Palahniuka). Busqueros to pseudonim autora portalu „The Daily Sceptic”. Tekst Busquerosa zamieszcza Tyler Durden na popularnym portalu „Zero Hedge”. Niech nas jednak nie zmyli podwójna fikcja, bowiem tekst „Prawda o generacji płatków śniegu jest jeszcze gorsza niż się obawialiśmy” to ważny głos. I niepoprawny. Może dlatego autor skrywa się za pseudonimem.

Wszystko zaczęło się od zdania Tylera Durdena (i u Palahniuka, i u Finchera): „Nie jesteś wyjątkowy. Nie jesteś pięknym i wyjątkowym płatkiem śniegu. Jesteś taką samą organiczną i rozkładającą się materią, jak wszyscy inni”. 

„Generacja płatków śniegu” to pokolenie ludzi przewrażliwionych, łatwo się obrażających, uważających, że świat kręci się wokół nich i ich uczuć. Płatki śniegu są postrzegane jako osoby z obrzydzeniem i przerażeniem przyjmujące opinie i myśli odmienne od ich własnych. A nawet uważają oni, że powinni być chronieni przed niewygodnymi dla nich stwierdzeniami czy punktami widzenia, co oznacza, że są przeciwni pełnej wolności słowa. Dla siebie domagają się „bezpiecznej przestrzeni” i jako lewicowcy nie tolerują konserwatywnych wartości na uniwersytetach. Nie tolerują nawet oklasków podczas publicznych wystąpień, bo „mogą one wywołać traumę”.

„Płatki śniegu” to głównie millenialsi, czyli osoby urodzone w latach 90. XX wieku i na początku lat 2000. Millenialsi oburzają się na twierdzenia, że ich pokolenie ma łatwo. Uważają, że mają bardzo trudno: rynek pracy jest dla nich niepewny i niestabilny, ceny mieszkań, czynszów i opłat za studia są ponad ich możliwości. A jeszcze starsze pokolenia są odpowiedzialne za zmiany klimatu, które zagrażają ich istnieniu. Walczą z rasizmem, stygmatyzacją społeczności LGBTQ i nierównością płci.

Generacja „płatków śniegu” oburza się, gdy słyszy, że jej przedstawiciele tylko wydają pieniądze rodziców, a sami nie potrafią zarabiać na coraz droższe zachcianki. Mówią, że nie ich winą są nadopiekuńczy rodzice. Z tego powodu mają podwyższone poczucie lęku, bywają nadmiernie emocjonalni. Obowiązki ich przerażają. Uważają się za wyjątkowych, zdecydowanie przeceniają posiadane kompetencje i „na starcie” oczekują zbyt dużego – w stosunku do wiedzy i umiejętności – wynagrodzenia.

Chcąc dużo posiadać, płatki śniegu nie cenią własności. Będąc bardzo zaangażowanymi konsumentami uważają, że produkcja różnego rodzaju dóbr jest nieakceptowalnym obciążeniem dla Ziemi. Najlepiej czują się w wirtualnym świecie, a realne społeczeństwo uważają za zagrożenie. Pokolenie płatków śniegu jest tak mocno skoncentrowane na sobie, że wszelka krytyka jest odbierana jako niemal zbrodnia. Gdyby próbować współegzystować z nimi wedle zasad obowiązujących jeszcze 20 lat temu, czuliby się nieustannie napadani, gnębieni, dyskryminowani i prześladowani.

Swój tekst o generacji płatków śniegu Busqueros zaczął od typowej historii. Oto umówił się na spotkanie z jednym ze swoich studentów. Ale po kilku godzinach otrzymał e-mail, że student „zmaga się ze swoim zdrowiem psychicznym”, więc nie będzie w stanie się ruszyć z campusu. W zamian zaproponował spotkanie poprzez sieć. Student uznał za całkowicie normalne, że czuje „lęk i depresję”, ilekroć ma się z czymś zmierzyć. Tak jak za normalne uznał rozwodzenie się nad tym.

Student autora tekstu zaliczył się do tej grupy młodych ludzi, którzy obiektywnie mają przechlapane, bowiem zbyt dużo czasu spędzają przed ekranem (ale inaczej się nie da), za mało mają kontaktów towarzyskich, zbyt duża jest na nich presja w szkole, dotyka ich rozpad rodzin, demoralizuje kapitalizm konsumencki, niszczy strukturalny rasizm i seksizm, a wszystkiego dopełnia trauma z powodu niszczenia klimatu. Muszą więc cierpieć. Autor przyznaje, iż mając takie problemy można uważać, że wiedzie się „gów…ane życie”, jednak tłumaczenie wszystkiego „lękiem czy depresją” stało się „absurdalnie łatwe”. W praktyce pozwala np. korzystać z wydłużonego o 25 proc. czasu podczas zdawania egzaminów.

Busqueros zauważa, że doszło do tego, iż kiedy studenci nie mają ochoty przychodzić na zajęcia, „ponieważ pada deszcz lub mają kaca”, to wszystko załatwia „zmaganie się ze zdrowiem psychicznym”. W efekcie obecnie „całe pokolenie wydaje się myśleć, że problemy ze zdrowiem psychicznym są powszechne, że to jest świetne uzasadnienie unikania zrobienia czegoś wymagającego wysiłku i dobry powód domagania się specjalnego traktowania”. A jeśli ktoś to kwestionuje, to „stygmatyzuje i lekceważy cierpiących”.

Mając cały arsenał środków umożliwiających unikanie wysiłku i zapewniających specjalny status, generacja płatków śniegu nagminnie „unika odpowiedzialności, hoduje egocentryzm, wpatruje się we własny pępek, szuka na wszystko wymówek”, a w efekcie popada w „tandetę”. Na uczelni nauczyciela akademickiego występującego pod pseudonimem Busqueros, „z każdym rokiem rośnie liczba studentów nie zdających egzaminu końcowego w maju, kiedy powinni, ale w terminie poprawkowym – w sierpniu”. A wszystko tłumaczą „problemami ze zdrowiem psychicznym, które są wyjątkowo wyniszczające”.

Kiedyś „dzieci wyrastały z tego rodzaju rzeczy, wchodząc do ‘prawdziwego’ świata pracy, dorastając”. Obecnie „dzieje się coś przeciwnego: to społeczeństwo jest zmuszane nie tylko do przystosowywania się, ale także do pielęgnowania ekscentryczności młodych ludzi”. A kiedy ci młodzi dorastają, „jako dorośli stosują cały arsenał wymówek, które opanowali w młodości”. Gdy jeden ze studentów zmarł, „pozostali zaczęli się ubiegać o przedłużenie terminów składania prac, uzasadniając to obawą, że i oni mogą umrzeć”. Zapewne z powodu przepracowania.

Busqueros obawia się „politycznych i kulturowych konsekwencji tego, że po raz pierwszy w historii ludzkości większość społeczeństw uzna się za mające kłopoty ze zdrowiem psychicznym i zastosuje wszelkie metody znane generacji płatków śniegu”. Kim wtedy będą „lekarze, nauczyciele, prawnicy, księgowi, architekci, urzędnicy mający największy wpływ na życie społeczeństw”? Zapewne uznają się za ofiary lęków i depresji i zajmą sobą. Albo odmówią zajmowania się czymkolwiek.

WODA SPOD SAHARY – a ATAK NA Libię. 11.09.2011.

WODA SPOD SAHARY – a ATAK NA Libię. 11.09.2011.

https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.4264_44.php

[W artykule: Libia delenda est. Dlaczego? opisuje Autor przyczyny „wodne” ataku banksterów na Libię Kaddafiego. Tu umieszczam więc stronę techniczną, opisaną przez inżyniera, który referuje stan (na rok 2000) tych ogromnych, potrzebnych całej Afryce północnej prac, wykonanych na skutek decyzji Kaddafiego. Artykuł wzięty z kwartalnika „Rurociągi” MD]

dr. Wojciech Brański 11.09.2011.

WSTĘP

Kiedy w latach 60-ych amerykańskie i brytyjskie koncerny naftowe prowadziły w Libii intensywne prace wiertnicze w celu zlokalizowania źródeł ropy naftowej, w trakcie ich wykonywania natrafiano na płytsze warstwy wodonośne o znacznej zasobności “słodkiej” wody. Początkowe oceny zasobów były następujące:

  • w rejonie Kufry 20 000 km2,
  • w rejonie Sirty 10 000 km2,
  • w rejonie Morzuk 4,8 000 km2.

W późniejszych latach dane to zostały uzupełnione o nowe zasoby w innych rejonach ( Hamadah, East Jabal Hasouna i North East Jabal Hasouna), a pierwotne szacunki skorygowano in plus. Ujmując rzecz obrazowo ocenia się, że całkowite zasoby są porównywalne z ilością wody, która przepływa Nilem przez ponad 200 lat.

Oczywiste jest, że zasoby te są nieodnawialne. Woda w nich zawarta pochodzi z wcześniejszego okresu lodowcowego (14 – 38 000 lat przed Chr.) , kiedy prawie cały kontynent europejski skuty był lodem, a dzisiejszą Pustynię Libijską porastały subtropikalne lasy zraszane gwałtownymi ulewami. Nieckowate uformowanie porowatych warstw skalnych graniczących od dołu z warstwami nieprzepuszczalnymi dla wody stworzyło naturalne zbiorniki wody o pojemności dziesiątków tysięcy kilometrów sześciennych . Miąższość tych wodonośnych warstw jest rzędu 600-800 m.

Kto odwiedzał Libię przed 1995 r., musiał zetknąć się z problemem braku pitnej wody. Ze względu na duże zasolenie dostępnych źródeł, rurociągi miejskie ulegały przyspieszonej korozji, a mycie się zwykłym mydłem było prawie niemożliwe. Głównie jednak brak wody stanowi poważne ograniczenie upraw rolnych, które przy panującym w Libii klimacie – temperatury często przekraczają tu 40oC – udają się tylko przy intensywnym zraszaniu gleby.

W czasach kolonizacji rzymskiej Libia była spichlerzem zaopatrującym w żywność całe cesarstwo. W pasie nadbrzeżnym i w dolinach okresowych rzek, tzw. uadi, na dużą skalę uprawiano oliwki i pomarańcze, hodowano owce. Po upadku cesarstwa rzymskiego liczne najazdy i wojny, oraz prawdopodobnie dalsze pogorszenie libijskiego klimatu, spowodowały ograniczenie upraw do rozmiarów szczątkowych. W tej sytuacji szansa użycia zasobów wodnych zalegających w większych ilościach niż zasoby ropy, oraz to, że są one łatwiej osiągalne (zalegają w płytszych warstwach) była zbyt kusząca, żeby jej nie wykorzystać.

Próby wykorzystania wody na miejscu jej występowania dawały obiecujące wyniki, ale poważnym ograniczeniem jest duże zasolenie pustynnych piasków, wymagające wstępnego ich odsalania. Decydujące było jednak to, że rozwinięcie intensywnych upraw na terenach pustynnych wymagałoby osiedlenia w niegościnnych rejonach pustyni znacznych ilości ludzi, wybudowania dla nich osiedli i całej związanej z takim przedsięwzięciem infrastruktury. O wiele łatwiejsze wydawało się sprowadzenie wody do pasa nadbrzeżnego, w którym zamieszkuje większość ludności, a koszty tego przedsięwzięcia – choć gigantyczne- i tak byłyby znacznie mniejsze niż odsalanie wody morskiej na podobną skalę.

W 1980 r. brytyjska firma konsultingowa Brown&Root dostała zlecenie na wykonanie prac projektowych przedsięwzięcia nazwanego nieco pompatycznie: Wielka Rzeka – Dzieło Człowieka (The Great Man-made River), a w 1983 r. koreańskie konsorcjum Dong Ah (Korea Południowa) wygrało przetarg na wykonanie pierwszego etapu prac: doprowadzenia wody do Benghazi i Sirt, do której planowano przeniesienie stolicy kraju. Już wstępne prace projektu wykazały, że odrzucić należy rozwiązanie wprowadzające transport wody kanałami naziemnymi. Główną przeszkodą stanowią tutaj wzniesienia terenu, do pokonania których (mimo zadowalającego uśrednionego gradientu nachylenia) trzeba by budować liczne przepompownie, oraz nieuniknione zasypywanie kanałów ruchomymi piaskami. Ostatecznie zdecydowano się na zastosowanie zagłębionego rurociągu o średnicy 4 m. Wybór padł na technologię rur wykonywanych metodą betonu sprężonego. Ciekawostkę natury nietechnicznej stanowi to, że technologię tą w ramach pod-kontraktu opracowywała i nadzorowała amerykańska firma Price Brothers Company z Dayton w Ohio. I to pomimo wszystkich zawirowań libijsko-amerykańskich stosunków przyjmujących momentami stan wojny. Zgodnie z przyjętym rozwiązaniem, choć Libię stać byłoby na zakup rur (zakładając, że znalazł by się mający odpowiedni potencjał producent), postanowiono produkcję ich uruchomić na miejscu korzystając z dostaw libijskiego cementu i taniej miejscowej energii elektrycznej.

Zanim zajmiemy się omówieniem niektórych szczegółów, warto wspomnieć, że całość prac podzielona została na V etapów lub tzw. faz:

I etap – system wykorzystania zasobów wodnych w Sarir i Tazerbo do zasilania rejonów rolniczych Cyrenajki i miast: Sirt i Benghazi (SSTB)

II etap – system wykorzystania zasobów wodnych w górach Jabal Hassouna do zasilania rejonów rolniczych Trypolitanii i samego Trypolisu (WSJ)

III etap – system wykorzystania zasobów wodnych Kufry do zwiększenia przepływu w systemie SSTB z 2 mln m3 do 3.68 mln m3 na dobę

IV etap – połączenie systemów SSTB i WSJ

V etap – odgałęzienie systemu SSTB (w miejscowości Ajdabia) i zasilenie rejonu Tobruku.

Początkowe szacunki obejmujące całość prac wykazywały, że koszt realizacji projektu wynieść ma 25 miliardów $. Suma ta obejmowała: budowę dwóch fabryk do produkcji rur z betonu sprężonego i elektrowni do ich zasilania, ułożenie 3 380 km rurociągów, w tym przeszło 250 000 rur z betonu sprężonego, wiercenia 960 studni głębinowych dla 6 pól wodnych, każda o głębokości 450-500 m, połączonych rurami stalowymi o łącznej długości 1 300 km, budowę szeregu stalowych zbiorników wyrównawczych po stronie pól wodnych i w rejonach dystrybucji końcowej – 4 ziemnych zbiorników retencyjnych o pojemności od 4000 000 m3 do 28 000 000 m3, instalację systemu dystrybucji wody do użytkowników finalnych tzn. farm (85%), wodociągów miejskich (12%) i przemysłu (3%).

Według wstępnych założeń , po zakończeniu całości prac system GMMR powinien dostarczać 5,68 milionów m3 wody na dobę. Rocznie stanowić to ma nieco ponad 2 km sześcienne, wielkość większą niż roczne zużyciem wody przez londyńską metropolię. Uwzględniając zasoby wodne oszacowane już we wstępnych pracach i te wykryte później, widać, że przyjęty w projekcie czas eksploatacji systemu – 50 lat, jest całkowicie realny. Nawiasem mówiąc czas ten jest dłuższy niż szacunki określające żywotność libijskich pól naftowych.

Największy KONTRAKT NA ŚWIECIE

Podpisany przez Dong Ah w 1984 r. 10-letni kontrakt, dotyczący tylko I etapu prac, opiewał na sumę 3,6 miliarda dolarów amerykańskich i został oceniany jako największy na świecie kontrakt budowlany zawarty z prywatną firmą. Obejmował on następujące główne punkty:

  • budowę dwóch wytwórni rur betonowych w Sarir (na pustyni) i w Bredze
  • wyprodukowanie przeszło 250 000 odcinków rur z betonu sprężonego (o średnicach od 1600mm do 4000mm)
  • budowę podwójnego rurociągu głównego o średnicy 4 m i łącznej (zsumowanej) długości przeszło 1500 km, oraz 284 km rurociągów dla pola wodnego Sarir utworzonego ze 126 studni głębinowych i pola wodnego Tazerbo utworzonego ze 108 studni głębinowych, oraz 3 stalowych zbiorników wyrównujących ciśnienie na początku rurociągu, każdy o pojemności 170 000 m3
  • budowę przeszło 1500 km dróg dojazdowych dla transportowania rur i budowy rurociągu
  • budowę zbiornika wyrównawczego o pojemności 4 mln m3 w Ajdabi , gdzie następuje rozdział dwóch nitek rurociągu, na zachód do Sirt i na wschód do Benghazi
  • uruchomienie i roczną eksploatację systemu
  • budowę polowych ośrodków nadzoru operacyjnego i serwisu eksploatacyjnego.

W zestawieniu nie widać punktów odpowiadających: (a) wierceniu studni i instalacji pomp głębinowych, (b) budowie dwóch zbiorników retencyjnych: w Sirt o pojemności 6,8 milionów m3 i w Benghazi – o pojemności 4,7 mln m3, (c) budowie elektrowni o mocy 90 MW zlokalizowanej na pustyni w okolicach Sarir, w pobliżu pola naftowego dostarczającego gaz do zasilania generatorów turbinowych (d) budowanie linii energetycznych zasilających studnie głębinowe na polach wodnych i pozostałe urządzenia regulacyjne rurociągu, łącznie z podstacjami, (e) instalacji systemu radiokomunikacji (pozyskiwania danych i sterowania urządzeniami regulacyjnymi). Prace te zostały zlecone innym kontrahentom.

Kontrakt na drugi etap prac, wyceniony na 4,6 mld $, został podpisany przez Dong Ah w 1990 r.( termin realizacji 1998r.) i obejmował następujące główne punkty:

  • modernizację wytwórni rur z betonu sprężonego w Sarir i Bredze produkcję przeszło 165 000 rur (o średnicach od 1600 mm do 4000 mm)
  • instalację rurociągów o łącznej długości ok. 1500 km
  • budowę studni głębinowych na dwóch polach wodnych w liczbie 448, łącznie ze sterownią (448x 500 kVA)
  • 2 przepompownie o wydajności 2 000 000 m3 składające się z 19 pomp i 4 zbiorników posiłkowych o pojemności 58 300 m3 i 25 000 m3 .
  • stację chlorowania i uzdatniania
  • budowę dróg dojazdowych o łącznej długości 1800 km
  • komputerowy system kontroli i sterowania, oraz system ochrony katodowej przed korozją
  • budowę polowych ośrodków nadzoru operacyjnego i serwisu eksploatacyjnego.

PRODUKCJA RUR

Uwzględniając przyszłe etapy projektu i optymalizując transport rur wybudowane zostały dwie fabryki, jedna w Sarir (trzy linie produkcyjne) i druga w Bredze (dwie linie produkcyjne). Z miejscowych kamieniołomów zapewniono dostawy żwiru, a dostawy cementu z cementowni w Benghazi. Konieczną do produkcji wodę dla fabryki w Sarir dostarczają odległe o 6 km i 10 km studnie; do fabryki w Bredze trzeba wodę dostarczać 500 mm rurociągiem ze źródła zlokalizowanego w okolicach Jalu (267 km).

Proces produkcji rur z betonu sprężonego opracowany przez Price Brothers jest zgodny ze amerykańskim standardem AWWA Standard C 301-84. W celu zapewnienia szczelności stosuje się wewnętrzny stalowy cylinder wykonywany na miejscu z blachy stalowej o grubości 2 mm. Po przyspawaniu do końców cylindra stalowego kielicha i czopu, cylinder jest następnie umieszczany w pionowej, centrowanej formie cylindrycznej pomiędzy dwoma koncentrycznymi ścianami, którą wypełnia się zaprawa betonową w celu utworzenia właściwego rdzenia rury. Po przyspieszonym dojrzewaniu betonu z użyciem specjalnego naparownika, forma jest demontowana, a rurę transportuje się z pomocą jezdnego dźwigu ( udźwig 50 lub 100 ton) do stanowiska, na którym przyspawa się do rdzenia zewnętrzne taśmy metalowe, które mają zapewnić ciągłość elektryczną rurociągu, ważną ze względu na zabezpieczenia antykorozyjne. Stąd rura przenoszona jest do stanowiska, na którym dzięki obrotowi, nawija się na nią wstępnie naprężony drut kotwiczony do obu końców rury. Ciągle utrzymywana w pionowej pozycji rura jest ponownie natryskiwana zaprawą cementową, poczym powtórzony zostaje proces dojrzewania betonu. W zależności od wymaganej wytrzymałości rury stosuje się druty o średnicy 4,88 mm, 6,35 mm i 7,25 mm zachowując skok nawijania rzędu 2-3 średnic. Rury o zwiększonej wytrzymałości są nawijane dwuwarstwowo. Całkowita długość wysokowęglowego drutu użytego do produkcji jednej rury sięga 18 km. Końcowym elementem procesu produkcji jest instalowanie gumowych kołnierzy zapewniających szczelność połączeń łączonych rur. Standardowa rura ma długość 7,5 m i średnicę 4 m; grubość jej ściany wynosi 250 mm, a całkowity ciężar – 70 ton. Rury przeznaczone do nominalnego ciśnienia 18 barów ważą ponad 80 ton. Wszystkie inne elementy rurociągów są wykonywane ze stali grubościennej i następnie obustronnie pokrywane betonem, tak żeby pasowały do odcinków wykonanych z rur standardowych. Rury przeznaczone do rejonów o podwyższonej korozyjności są dodatkowo zabezpieczane zewnętrznie 1- mm warstwą bitumiczną o własnościach dielektrycznych (w celu odcięcia przepływu prądów błądzących). Każda rura przed opuszczeniem miejsca produkcji jest testowana na szczelność.

Według opinii uzyskanej od przedstawicieli firmy Price Brothers obie fabryki rur w Bredze i Sarir są największymi tego typu zakładami produkcyjnymi na świecie. Ich powierzchnia całkowita wynosi 338 ha; zużycie piasku i żwiru wyraża się liczbami 13 milionów i 6 milionów ton odpowiednio dla pierwszego i drugiego etapu prac. Wymieniana w materiałach reklamowych zdolność produkcyjna fabryki w Sarir wynosi 4 rury na godzinę.

BUDOWA RUROCIĄGÓW

Wschodni rurociąg (SSTB). W pierwszej fazie prac zagospodarowane zostały dwa pola wodne : w rejonie Sarir i w położonym ok. 250 km na południe Tazerbo, na których zainstalowano odpowiednio 126 i 108 pomp produkcyjnych. Studnie mają przeciętnie głębokość 450 m i początkowe zanurzenie pomp wynosiło 145 m.

Poziom gruntu w rejonie pola wodnego Tazerbo wynosi ok. 270 m n.p.m., a końcowe zbiorniki w Sirt i Benghazi leżą na wysokości 50 m n.p.m. Taka różnica poziomów zapewnia grawitacyjny przepływ wody 1 miliona m3 na dobę z maksymalną szybkością 1.1 m/s . Od Sarir położonego na poziomie 150 m n.p.m. biegnie druga nitka rurociągu o tej samej zdolności przepustowej 1 miliona m3 na dobę. Po wydłużeniu w przyszłości rurociągu do Kufry zwiększenie całkowitego przepływu obu rurociągów do założonej wielkości 3.68 miliona m3 na dobę będzie wymagało zastosowania pomp wspomagających, dzięki czemu prędkość przepływu ma wzrosnąć do 2.5 m/s. Stanowisko pomp jest usytuowane w odległości 80 km od Ajdabii. Warto zwrócić tutaj uwagę na to, że rurociąg główny na swojej drodze obniża się w pewnym miejscu poniżej poziomu morza. Jednak nawet w tym miejscu przepływ nie odbywa się pełnym przekrojem rurociągu. W pobliżu Sarir oba rurociągi są połączone, co umożliwia odpowiednie przerzucanie przepływu między obu nitkami, np. w okresach remontu lub przy jakiejś awarii .

Rurociąg jest wyposażony w standardowe urządzenia zapewniające odpowietrzenie przy jego napełnianiu i zapowietrzanie przy opróżnianiu, a ponad to zainstalowano zawory odcinające przepływ w poszczególnych jego sekcjach oraz urządzenia do odpompowania wody przy opróżnianiu poszczególnych sekcji. Pewna liczba zaworów “oddychających” umożliwia usunięcie powietrza gromadzącego się w miejscach szczytowych rurociągu przy normalnym przepływie wody. Co 600 m rozmieszczone są włazy serwisowe i co 40 km zainstalowane są komory rewizyjne umożliwiające wjazd do rurociągu pojazdu serwisowego.

Regulacja przepływu w głównej części rurociągu (na odcinku od Sarir do Ajdabi) możliwa jest poprzez włączanie lub wyłączanie pomp w poszczególnych studniach pól wodnych. Zawory regulacyjne typu tulejowego umieszczone są na wylocie kolektorów głównych obu pól wodnych w Tazerbo i Sarir, oraz przy ujściu wody ze zbiorników w Sirt i Benghazi, a także na odgałęzieniach doprowadzających wodę do użytkowników.

Zbiorniki ziemne w Ajdabi, Sirt i Saluk zbudowane zostały metodą obwałowania; mają kształt kołowy (średnica ok. 1km) i są wyposażone w wodoszczelne geo membrany, oraz w systemy monitorowania przecieków z pomocą czujników zainstalowanych na dnie, a także monitorowania osadzania obwałowań.

Zachodni rurociąg. Rurociąg ten zasilany jest z dwóch pól wodnych : East Jabal Hasouna (EJH) -299 studni i North East Jabal Hasouna NEJKH) -149 studni. Oba pola położone są w rejonach o wyższej elewacji niż pola wschodniego rurociągu, a woda na swojej drodze musi pokonać znacznie większe deniwelacje. Dlatego na kolektorach zbierających wodę z poszczególnych pól zainstalowano pompy wspomagające przepływ: 11 na EJH i 8 na NEJH, każda o mocy 2 MW.

Dla zapobieżenia efektom tzw. młota wodnego wywołanym nagłym zastopowaniem pomp (np. w wyniku defektu zasilania), zainstalowane zostały powietrzne zbiorniki ciśnieniowe o pojemności 250 m3 każdy: 12 na EJH i 8 na NEJH. W celu regulacji i zbilansowania nierównomierności przepływu zbudowane zostały dwie stacje wyposażone w podwójne, betonowe, podziemne zbiorniki: o pojemności 2×58 300 m3 w Fezan (pomiędzy ESH i NEJH) i 2×83 300 m3 w Tarhunie, w pobliżu Trypolisu.

Z Tarhuny rurociąg, zgodnie z projektem, miał być poprowadzony przez wzgórza Jabal Nafusa 15-to kilometrowym tunelem do zbiornika końcowego usytuowanego na południe od Trypolisu. Przy budowie tego tunelu wynikły komplikacje międzynarodowe, gdyż padło podejrzenie, że zamiast tunelu, lub przy tej okazji, Libia buduje fabrykę broni chemicznej. Nie czekając na rozwiązania dyplomatyczne Dong Ah przystąpiło do budowy odcinka rurociągu omijającego wzgórza i biegnącego wprost do linii brzegowej i dalej do Trypolisu. W ten sposób jakby rozpoczęto realizację 4 etapu projektu : połączenie obu systemów – wschodniego i zachodniego – rurociągiem biegnącym właśnie wzdłuż linii brzegowej Sirt – Trypolis.

O tempie realizacji prac planowanych w II etapie na 8 lat, może świadczyć to, że będąc w Trypolisie w 1996 autor miał okazję uczestniczyć w uroczystościach spłynięcia “pierwszej wody” do miasta, w którym brak dobrej wody był bardzo dotkliwy. Inna rzecz, że wkrótce potem nastąpił istny kataklizm: Trypolis zostało zalane wodą z pękających pod zwiększonym ciśnieniem skorodowanych rurociągów miejskich, a w wielu miejscach ulice zapadały się.

TRANSPORT RUR

Dochodząca do 86 ton waga rur z betonu sprężonego stanowi poważne wyzwanie techniczne dla ich transportu. Dzięki rozdzieleniu produkcji na dwie fabryki usytuowane w odległości blisko 400 km od siebie i położone w pobliżu linii przebiegu rurociągu, w I etapie prac można było zoptymalizować przebiegi dostaw rur do miejsc chwilowego składowania, a następnie do przesuwającego się miejsca montażu. Natomiast optymalizacja taka nie była możliwa w przypadku realizacji II etapu prac, a to ze względu na decyzję pozostawienia produkcji rur w istniejących fabrykach. Przeważyły tutaj porównawcze rachunki kosztów budowy nowych fabryk i koszty wydłużonych linii transportu. Te ostatnie okazały się jednak mniejsze, na co miała wpływ dostępność taniego libijskiego paliwa.

Brak odpowiednich dróg dojazdowych na pustyni i obawa zniszczenia dróg istniejących zmusiły Dong Ah do budowy drogi gruntowej przeznaczonej do transportu rur, przebiegającej wzdłuż linii rurociągu. Droga ta jest przystosowana do ruchu dwukierunkowego, (szerokość 10-12 m); długość jej dla I etapu miała przeszło 1500 km, a dla II etapu – 1800 km. Konstrukcja takiej drogi jest bardzo prosta: wyselekcjonowany i ubity piasek oraz żwir. Prostota ta okupiona jest koniecznością ciągłego polewania wodą powierzchni drogi w celu utrzymania odpowiedniej spoistości użytych materiałów – z natury bardzo sypkich. Długość drogi transportu rur, która w pierwszym etapie realizacji projektu nie przekraczała 400 km, w drugim etapie wydłużona została do 800 km ( z Bregi) i 1200 km (z Sarir). Do transport wykorzystuje się 120 niskopodwoziowych przyczep ciągnionych prze 20 tonowe ciągniki (MAN i Berliette).

WYKOPY.

Do kopania rowu pod rurociąg używa się minimum 27 koparek o pojemności łyżki 7.6 m3. Przeciętna głębokość rowu wynosi 7 m. Dno wykopu utwardzane jest z pomocą walców drogowych. W przypadku przekraczania terenów skalistych do rozbijania skał używa się specjalistycznych jezdnych wiertarek. Na terenach przybrzeżnych konieczne jest wstępne odwodnienie rowu.

Rozładunek rur dowożonych na miejsce montażu odbywa się z pomocą gąsienicowych żurawi o udźwigu 280 ton, które układają je w odległości 20 m od wykopu, skąd są następnie przenoszone są na dno wykopu z pomocą 450-tonowych żurawi gąsienicowych i łączone z częścią rurociągu już zmontowanego z pomocą spychaczy Caterpiller. Odcinkami rurociąg jest testowany hydraulicznie, poczym następuje zasypywanie go piaskiem i ubijanie zasypki. Ostatecznie zabezpieczenie stanowią układane na powierzchni płyty betonowe. Mimo ostrzeżeń mieszkańcy pustyni często skracają sobie dojazdy używając tych płyt do jazdy samochodami.

Wszystkie czynności związane z układaniem rurociągu muszą być wykonywane w tempie nie tylko ze względów ekonomicznych. Zdarzyło się w trakcie budowy rurociągu zachodniego (do Trypolitanii), że nagły i gwałtowny opad deszczu spowodował wypłynięcie wielokilometrowego, już zmontowanego ale nie zasypanego, odcinka rurociągu, który oczywiście uległ prawie całkowitemu zniszczeniu.

Jedna ekipa instalacyjna w ciągu miesiąca jest w stanie położyć 8 km rurociągu . Przy zastosowanej liczbie pięciu zespołów instalacyjnych udaje się generalnie utrzymać tempo 40 km rurociągu na miesiąc.

UWAGI KOŃCOWE.

Dla celów kontroli i sterowania przepływem zastosowany został telemetryczny system przekazywania danych pomiarowych, ich komputerowej analizy i sterowania na odległość elementami regulacyjnymi. Ze względu na znaczne odległości między poszczególnymi elementami systemu zdecydowano się wybudować szereg ośrodków obsługi i utrzymania w ruchu urządzeń rurociągu, z których każde zawiera budynek biurowy, warsztaty naprawcze oraz pomieszczenia mieszkalne dla załogi, basen, korty i meczet. W przypadku systemu TSSB wybudowanych zostało 5 takich ośrodków ulokowanych w Tazerbo, Sarir, Ajdabi, Sirt i Benghazi, przy czym ten ostatni pełni rolę nadrzędną w stosunku do pozostałych.

Według założeń wstępnych głównym przeznaczeniem tego ogromnego przedsięwzięcia inżynierskiego jest rozwój rolnictwa w pasie nadmorskim: ponad 86% uzyskiwanej wody miało być wykorzystane dla tego celu. Ze względu na znaczny udział czynnika ludzkiego w tym zakresie trudno oczekiwać szybkich i spektakularnych sukcesów. Piszący te słowa miał okazję oglądać, wybudowane z resztą przez polskie firmy, osady farmerskie całkowicie nie zamieszkałe i niszczejące. W innym jednak miejscu imponująco wyglądały zautomatyzowane zraszarnie nawadniające hektary upraw.

Niewątpliwym sukcesem stało się już samo dostarczenie względnie taniej wody do największych ośrodków miejskich Libii. Rozwój rolnictwa to proces długotrwały.

Sztuczne mięso nie uratuje klimatu. “Hodowla” w laboratorium ma 25 razy większy wpływ na globalne ocieplenie, niż produkcja wołowiny. W tę technologię zainwestowano już 2 miliardy dolarów.

Sztuczne mięso nie uratuje klimatu. Powodem… energochłonne procesy

Hodowla” mięsa w laboratorium ma 25 razy większy wpływ na globalne ocieplenie, niż produkcja wołowiny. W tę technologię zainwestowano już 2 miliardy dolarów.

sztuczne-mieso-nie-uratuje-klimatu

Wraz z narracją o redukcji CO2 „dla ratowania klimatu” powstają pomysły na to, jak zastąpić mięso w naszej diecie. Tak powstała myśl, by produkować go w laboratoriach. I tu pojawia się spory problem. Bowiem, jak wyliczyli naukowcy, takie mięso może być 25 razy gorsze dla klimatu, niż proces produkcji zwykłej wołowiny. Wszystkiemu winny jest energochłonny proces produkcji.

Teraz – zamiast skupić się na tym co naturalne – będą trwały poszukiwania sposobu na to jak zmniejszyć zużycie energii przy szykowaniu bulionu, z którego powstaje mięso produkowane w laboratoriach.

Warto przypomnieć, że produkcja laboratoryjna mięsa została zaproponowana jako „łagodniejsza i bardziej ekologiczna” alternatywa dla tradycyjnego mięsa, ponieważ wymaga ona zużycia ona mniejszych zasobów, takich jak ziemia, pasza, woda oraz dodatkowo antybiotyki, niż hodowla zwierząt. Nowe podejście eliminuje też potrzebę hodowli i uboju zwierząt gospodarskich, które są wskazywane jako główne źródło gazów cieplarnianych.

Jednak naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego nieco ostudzili entuzjazm klimatystów, bowiem policzyli, że proces hodowli mięsa w laboratorium ma 25 razy większy wpływ na globalne ocieplenie, niż tradycyjna produkcja wołowiny.

Dzieje się tak, bo do produkcji mięsa w laboratorium wykorzystywany jest bulion bogaty w składniki odżywcze. Okazuje się jednak, że bulion używany do hodowli komórek zwierzęcych generuje duży ślad węglowy – czyli że do jego produkcji trzeba zużyć bardzo dużo energii. W jego składzie są cukry sole, aminokwasy i witaminy, a produkcja każdego z tych elementów wiąże się z wydatkiem energii.

W pierwszej kolejności energia potrzebna jest do uprawy roślin na cukry i do prowadzenia laboratoriów, w których wyodrębnia się z ich komórek czynniki wzrostu. Każdy składnik – zanim będzie można go zmieszać z bulionem – musi również zostać dokładnie oczyszczony przy użyciu energochłonnych technik, takich jak ultrafiltracja i chromatografia.

Ten „farmaceutyczny” poziom oczyszczania jest niezbędny, bo w „zanieczyszczonym” bakteriami bulionie komórki nie będą chciały rosnąć. Zaangażowani w doskonalenie procesu eksperci testują, w jakim stopniu można odejść od „farmaceutycznego” poziomu oczyszczania.

Pierwszy autor artykułu, Derrick Risner z Uniwersytetu Kalifornijskiego (USA) w komentarzu dla „New Scientista” wyraził wątpliwość, by odejście od „farmaceutycznego” poziom oczyszczania bulionu było możliwe, ponieważ nawet śladowe poziomy zanieczyszczenia mogą zniszczyć hodowle komórek zwierzęcych.Niemniej jednak w przyszłości może być możliwe skonstruowanie komórek zwierzęcych, które będą bardziej odporne na zanieczyszczenia. Również wykorzystanie energii odnawialnej do zasilania fabryk mięsnych i ich łańcuchów dostaw może pomóc w zmniejszeniu śladu węglowego – powiedział Risner. Dodał, że tymi problemami należy się pilnie zająć, nim mięso hodowane w laboratorium wejdzie do produkcji przemysłowej. – W tę technologię zainwestowano już 2 miliardy dolarów, ale tak naprawdę nie wiemy, czy będzie ona lepsza dla środowiska – powiedział Risner.

Część autorów badania pracuje dla AI Institute for Next Generation Food Systems.

Federacja z Ukrainą? Każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą. Dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka.

Federacja z Ukrainą? Każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą.

Witold Gadowski zdecydowanie odpowiada:

Dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka”

9 maja 2023 federacja-z-ukraina

Nie może być mowy o żadnej federacji z Ukrainą a każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą – napisał publicysta Witold Gadowski.

To reakcja na głosy wzywające do możliwie jak najbardziej ścisłej współpracy pomiędzy obydwoma państwami.

Niedługo po wybuchu obecnej wojny w mediach zaczęły pojawiać się głosy wzywające do możliwie jak najbardziej ścisłej współpracy pomiędzy Polską a Ukrainą. Te posuwające się najdalej, mówią nawet o zawiązaniu federacji. Bodaj najczęściej i najbardziej kategorycznie pojawiają się one w tekstach Marka Budzisza, analityka proamerykańskiego think-tanku Strategy&Future.

Tak jak w maju 1950 Robert Schumann i Jean Monnet opracowali plan polityczny, który siedem lat później doprowadził do powstania pierwszych organizacji dających początek Unii Europejskiej, tak i my winniśmy zacząć myśleć o deklaracji ideowej zapowiadającej powołanie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego, które może ziścić się za lat 10, ale już dziś powinno porządkować naszą i ukraińską politykę, także – co jest zdecydowanie ważniejsze – to, jak nasze narody myślą o sobie nawzajem” – pisał Budzisz przed niespełna rokiem na łamach portalu wPolityce.pl.  

Temat powrócił przy okazji wychodzących z kręgów obozu władzy sygnałów świadczących o prowadzonych już przygotowaniach do traktatu polsko-ukraińskiego. Jakub Kumoch, minister w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy powiedział, że według głowy państwa wzorem do stworzenia dokumentu jest dla niego układ, który w 1963 r. zawarły Francja i Niemcy. – Chcemy, aby te relacje były równie bliskie. Aczkolwiek strona ukraińska otrzyma wkrótce te propozycje i będzie się do nich ustosunkowywać. Też zresztą w czasie ostatniej wizyty w Kijowie były nieformalnie prowadzone rozmowy na ten temat – stwierdził szef Biura Polityki Międzynarodowej. Traktat miałby zostać zawarty w rocznicę wybuchu powstania styczniowego.

Nie ma mowy o żadnej federacji z Ukrainą a każdy kto ku temu działa jest zwykłym zdrajcą” – napisał na Twitterze Witold Gadowski, który odniósł się w ten sposób do sprawdzających reakcję opinii publicznej „balonów próbnych” wypuszczanych m.in. przez Budzisza.

„Poza walką ze wspólnym wrogiem[??? MD] dzieli nas religia, historia, mentalność, cywilizacja, kultura i gospodarka” – sprecyzował Gadowski.

Źródła: Twitter, wPolityce.pl, prezydent.pl

Zawały serca wzrosły o 83% – alarmujące implikacje wycieku danych w Nowej Zelandii

Zawały serca wzrosły o 83% - alarmujące implikacje wycieku danych dotyczących zdrowia w Nowej Zelandii

Heart Attacks Have Increased by 83%—the Alarming Implications of the Leaked New Zealand Health Data

heart-attacks-have-increased-by-83-percent 

Stan Oklahoma nie będzie prowadził interesów z ponad tuzinem banków. Ze względu na ich złowrogą działalność [woke]; BlackRock.

Stan Oklahoma nie będzie prowadził interesów z ponad tuzinem banków. Ze względu na ich złowrogą działalność.

Zakaz dotyczy jednych z największych menedżerów aktywów i banków w kraju, w tym BlackRock, Wells Fargo, JPMorgan Chase, Bank of America i State Street.

Date: 8 Maggio 2023Author: Uczta Baltazara

Oklahoma podejmuje działania mające na celu zakazanie 13 głównym instytucjom finansowym prowadzenia interesów ze stanem, po tym, jak opracowany przegląd ustalił, iż banki zaangażowały się w bojkot energetyczny. Skarbnik stanu Oklahoma, Todd Russ, planuje ogłosić w środę rano (artykuł opublikowany 3 maja 2023) ten szeroko zakrojony środek, który stanowi jedno z najbardziej agresywnych działań, jakie jakikolwiek stan podjął przeciwko bankom realizującym tzw. inicjatywy środowiskowe, społeczne i zarządcze ESG Environmental,_social,_and_corporate).

Posunięcie to ostatecznie blokuje bankom możliwość zarządzania miliardami dolarów usytuowanych w oklahomskich emeryturach, inwestycjach i innych podmiotach państwowych.

“Sektor energetyczny jest kluczowy dla gospodarki Oklahomy, zapewnia miejsca pracy dla naszych mieszkańców i pomaga napędzać wzrost gospodarczy” – powiedział Russ w oświadczeniu. “Istotne jest dla nas, aby współpracować z instytucjami finansowymi, które skupiają się na zasadach wolnorynkowych i nie są zobowiązane do realizacji celów społecznych, które przewyższają ich obowiązki powiernicze”.

Zakaz dotyczy jednych z największych menedżerów aktywów i banków w kraju, w tym BlackRock, Wells Fargo, JPMorgan Chase, Bank of America i State Street. Sam BlackRock poinformował w kwietniu, że posiada oszałamiające 9,1 miliardów dolarów w aktywach pod zarządzaniem.

Działania Oklahomy mają miejsce trzy miesiące po tym, jak 1 lutego, Russ wysłał list i kwestionariusz do kilkudziesięciu banków i instytucji finansowych, pytając o ich politykę inwestycyjną w zakresie klimatu i energii. Russ zauważył wtedy, że BlackRock zarządza ponad 60% Oklahoma Public Employees Retirement System.

Zgodnie z ustawą z roku 2022 uchwaloną przez ustawodawcę stanowego w zeszłym roku, skarbnik stanu jest upoważniony do zbadania polityki inwestycyjnej banków, z którymi prowadzi interesy i zestawienia listy firm uznanych za zaangażowane w bojkot sektora energetycznego. Biuro Russa powiedziało, że otrzymało prawie 160 odpowiedzi, które pomogły w podjęciu środowej decyzji.

“Doceniamy szybką reakcję tych instytucji finansowych” – dodał Russ. “Partnerstwa finansowe naszego stanu powinny odzwierciedlać nasze priorytety i wartości, a naszym obowiązkiem jest partnerstwo z firmami, które podzielają naszą wizję silnej i prosperującej gospodarki Oklahomy, a to obejmuje nasz sektor energetyczny”.

Według danych stanowych, w roku 2022, przemysł naftowy i gazowy Oklahomy oraz jego sektory składowe utrzymywały 4 000 firm, wytworzyły 19 miliardów dolarów produktu krajowego brutto, zapewniły gospodarstwom domowym 16,5 miliarda dolarów zarobków i stworzyły 85 050 miejsc pracy. Stan jest szóstym największym w kraju producentem ropy naftowej i piątym największym producentem sprzedawanego gazu ziemnego.

Standardy ESG stosowane przez największe instytucje finansowe dają jednak pierwszeństwo inwestycjom w środowisko naturalne, wspierając projekty zielonej energii – niegdyś uznawane za ryzykowne – przed tradycyjnymi inwestycjami w ropę i gazjak również priorytetom społecznym, takim jak inicjatywy dotyczące «różnorodności» w zarządach.

Krytycy – w tym prokuratorzy generalni, skarbnicy państwowi, przemysł energetyczny i grupy konsumenckie – oskarżyli zarządzających aktywami skoncentrowanymi na ESG o uchylanie się od prawnie wymaganego obowiązku dbania o dobro klientów, których pieniędzmi zarządzają. W szczególności liderzy stanów z dużymi sektorami kopalnymi odpierają ruch ESG, argumentując, że zmusza on fundusze emerytalne do bezpośredniego przeciwdziałania interesom finansowym ich stanów.

“To znaczący krok skarbnika Russa jeśli chodzi o strzeżenie bezpieczeństwa finansowego swojego stanu przed zwolennikami ESG, takimi jak BlackRock i State Street oraz innymi instytucjami finansowymi, które bojkotują firmy energetyczne i nadają priorytet agendom sprzecznym z interesami podatników z Oklahomy” – powiedział w środę agencji FOX Business, Derek Kreifels, prezes State Financial Officers Foundation.

“Skarbnik Russ i stanowi urzędnicy finansowi w całym kraju stoją na czele walki z ESG, dbając o to, aby oszczędności amerykańskich rodzin były inwestowane zgodnie z ich wartościami, a nie wymogami ekstremistów ESG” – dodał.

Grosvenor Capital Management, Lexington Partners, FirstMark Fund Partners, Touchstone VC Global Partners, WCM Investment Management, William Blair, Actis i Climate First Bank również znalazły się w środę wśród banków, którym zakazano prowadzenia interesów w Oklahomie. W najbliższych miesiącach, firmy mogą zostać dodane lub usunięte z listy stanowej, powiedziało biuro Russa.

W odpowiedzi na ten raport, BlackRock i JPMorgan Chase odparły, że zainwestowały miliardy dolarów w sektor energetyczny.

“BlackRock jest wiodącym inwestorem w sektorze energetycznym w Oklahomie” – powiedział FOX Business rzecznik BlackRock. “W imieniu naszych klientów zainwestowaliśmy ponad 15 miliardów dolarów w publiczne firmy energetyczne z siedzibą w Oklahomie i około 320 miliardów dolarów w publiczne firmy energetyczne na całym świecie, w tym inwestycje zarówno w tradycyjne sektory energetyczne, takie jak ropa i gaz, jak i w odnawialne źródła energii”.

“BlackRock oferuje naszym klientom możliwości wyboru, których potrzebują, aby pomóc im osiągnąć ich cele inwestycyjne za niskie opłaty. Uważamy, że takie listy jak te finalnie podnoszą koszty dla podatników z Oklahomy i zmniejszają zyski dla strażaków, nauczycieli i pracowników stanowych starających się o godną emeryturę. Podważają one również wolnorynkową konkurencję i wybór dla inwestorów.”

A JPMorgan Chase stwierdził, że decyzja Russa jest “bezpodstawna”.

“Jako największy bank w kraju, należymy do czołowych finansistów w całym sektorze energetycznym, w tym tradycyjnych źródeł energii” – poinformował bank agencję FOX Business.

“W latach 2021-2022 zapewniliśmy ponad 2 miliardy dolarów w finansowaniu i innych usługach dla 40 firm z Oklahomy w sektorze ropy i gazu” – czytamy dalej w oświadczeniu. “Nasze praktyki biznesowe nie są w konflikcie z tą antywolnorynkową decyzją i cieszymy się, że nadal będziemy służyć klientom i społecznościom w Oklahomie”.

INFO: https://www.foxbusiness.com/politics/republican-state-bans-more-dozen-woke-banks-doing-business

Wywiad – wizja Maurice’a Stronga sprzed 30 lat. GWIEZDNE WROTA III : Inwazja Zielonych Ludzików.

GWIEZDNE WROTA III : Inwazja Zielonych Ludzików. Wywiad – wizja Maurice’a Stronga.

Wyjątkowa okazja do „zjednoczenia ludzkości”.

367 minut

Buntownik Jutra

Strong zdradził potworny plan NWO – 30 lat remu!!

========================

Trzeci i ostatni odcinek serii o istotach pozaziemskich, kontaktach z nimi oraz osobach, które stworzyły ich współczesne postrzeganie czyli wpłynęły na obecną kulturę oraz obraz w zbiorowej wyobraźni.

==============================

Poniżej odnośniki do książek i artykułów:

Artykuł z wywiadem Maurica Stronga (ostatnia strona): http://ielts-yasi.englishlab.net/wiza…

Wspominki Schwaba o Strongu https://www.weforum.org/agenda/2015/1…

Oficjalna strona rancza Strongów i Fundacji Manitou https://www.manitou.org/foundation/hi…

Wypowiedz Ronalda Regana w ONZ    • Ronald Reagan, UN…  

Bill Clinton o UFO w programie Jimma Kimmela    • Bill Clinton Talk…   Działalność Rockefellerów http://www.paradigmresearchgroup.org/…

John Podesta i kosmici https://www.washingtontimes.com/news/…

Artykuł z WP o ustawionym przesłuchaniu w sprawie UFO https://www.washingtonpost.com/blogs/…

“Wojna światów” audycja radiowa z 1938

   • “War of the World…   Raporty Fundacji Rockefellera z badaniami lata 1939 i 1940: https://www.rockefellerfoundation.org… https://ia802307.us.archive.org/22/it…

Karta Ziemi i ekosocjalizm https://pch24.pl/gorbaczow-karta-ziem…

Publiczne wysłuchanie w sprawie ujawnienia UFO    • Citizen Hearing o…  

Watykan o UFO    • The Vatican’s Tak…  

Michio Kaku o inwazji    • Kaku: “Aliens v E…  

Michio Kaku i naukowcy o tym, że nauka to tak naprawdę kabała    • MICHIO KAKU ON KA…  

ONZ mianuje ambasadora ds. UFO    • UN APPOINTS AMBAS…  

Projekt Bluebeam    • Serge Monast & Bi…   https://educate-yourself.org/cn/proje…

O tym, w jaki sposób Niemcy padły ofiarą “Zielonej Ośmiornicy” i wspierających ją miliarderów.

O tym, w jaki sposób Niemcy padły ofiarą “Zielonej Ośmiornicy” i wspierających ją miliarderów.

Jak tylko poskrobie się nieco zieloną powłokę… widać miliarderów, miliarderów, miliarderów

Date: 6 Maggio 2023Author: Uczta Baltazara w-jaki-sposob-niemcy-padly

27 kwietnia 2023, posłanka Alternative fuer DeutschlandBeatrix von Storch przypuściła ostry atak na ogromne interesy finansowe stojące za niemieckimi Zielonymi.

Swoje oskarżenia von Storch wystosowała bezpośrednio z podium Bundestagu, gdzie przemawiała w imieniu grupy parlamentarnej AfD. Posłanka wskazała imiona i nazwiska osób oraz podmiotów, które według niej są częścią misternej kabały Zielonych, która skutecznie zawładnęła polityką kraju.

Instytucje pozaparlamentarne, takie jak Agora Energiewendeoraz Instytut Ekologiiktóre sporządzają projekty dla niemieckiego, zielonego Ministerstwa Gospodarki, są częścią nienieckich fundacji, które działają na smyczy międzynarodowych miliarderów, oświadczyła von Storch w swoim wystąpieniu. wikipedia agora-energiewende energiewende

Wedug von Storch, funkcjonuje w tym obszarze “zagnieżdżony system fundacji”:

Agora Energiewende finansowana jest przez European Climate Foundation, która finansowana jest przez Children’s Investment Fund Foundation finansowana z kolei przez brytyjskiego miliardera Christophera Hohna. europeanclimate https://ciff.org/ european-climate-foundation

Hohn zarabia 2 miliony euro dziennie i jest głównym sponsorem ekstremistów skupionych wokół Extinction Rebellion. Tak więc wydaje swoje pieniądze na agendę klimatyczną, ale co jest naprawdę interesujące to odpowiedź na pytanie: jak on zarabia swoje pieniądze?” Extinction_Rebellion

Niemiecka poseł cytuje samoopis funduszu Hohna, który twierdzi, że koncentruje się on na kredytach hipotecznych i drogich nieruchomościach ze szczególnym uwzględnieniem dużych miast w Ameryce Północnej i Europie.

“Więc w owych miejscach zwolennik agendy klimatycznej zarabia na kredytach hipotecznych i nieruchomościach. I to jest sedno sprawy” – stwierdziła von Storch, wyjaśniając, że ten fakt posiada ścisły związek z planem Zielonych, by zmusić miliony niemieckich właścicieli domów do wymiany swoich olejowych i gazowych systemów grzewczych na nowe systemy oparte na pompach ciepła, na które większości z nich nie będzie stać.

“Właściciele domów będą musieli zaciągać kredyty hipoteczne na swoje domy, aby zapłacić za drogą pompę ciepła, a jeśli nie będą w stanie tego zrobić, będą musieli sprzedać swoje domy. I w tym momencie pojawią się fundusze hedgingowe pana Hohna, gotowe kupić ich nieruchomości. Co za niesamowity zbieg okoliczności!”

“Niektórzy mówią, że pan Hohn nie jest jedynym, który stoi za Agorą” – dodała von Storch. “Tak, to prawda, są też Stiftung Mercator oraz miliarderzy z Metro, a poprzez Europejski Fundusz Klimatyczny płyną też pieniądze od kanadyjskiego miliardera Johna McBaina. Jest on, podobnie jak pan Hohn, członkiem klubu miliarderów Billa Gatesa – The Giving Pledge.

Jak tylko poskrobie się nieco zieloną powłokę… widać miliarderów, miliarderów, miliarderów”. Stiftung_Mercator Metro_AG John_McCall_MacBain givingpledge

Posłanka AfD posunęła się dalej, stwierdzając: “Biznes nieruchomościowy to jedna strona medalu. Drugą jest biznes pomp ciepła. Amerykańska firma Carrier Global kupuje za 12 mld USD niemieckiego producenta – tj. firmę Viessmann. Kto jest właścicielem Carrier Global? – 86% jest w posiadaniu inwestorów korporacyjnych – cvo oznacza amerykańską branżę finansową: BlackRock, Vanguard, American Star i Capital Group”. Carrier_Global Viessmann

‘W tym samym czasie, gdy minister gospodarki – Habeck zmusza Niemców do kupowania pomp ciepła, globalny finansjera przejmuje niemiecką produkcję pomp ciepła. Kolejny niewiarygodny zbieg okoliczności’.

“Za sprawą polityki klimatycznej Zielonych, w tychże kręgach panuje polityczna gorączka złota” – powiedziała von Storch. “75 bilionów euro: tyle muszą zapłacić Niemcy za instalację pomp ciepła, więc BlackRock, Vanguard i Capital Gropup zarabiają szalone pieniądze”.

Zieloni są więc “politycznym ramieniem owych globalnych interesów finansowych, a ich polityka klimatyczna sprawia, że globalni super-bogaci stają się znacznie bogatsi, podczas gdy zwykli Niemcy tracą dach nad głową” – oskarżyła von Storch.

‘Wasza polityka klimatyczna to nic innego jak ostateczny atak na całe bogactwo narodowe Niemiec i mogę was zapewnić, że nie pozwolimy byście odnieśli sukces’” – zakończyła, zapowiadając przeciwstawienie się owej polityce.

Jak donosił portal Renovatio 21, obłąkana polityka Niemiec ery Merkel spowodowała groteskowe katastrofy: nie ma wystarczającej ilości wiatru dla turbin wiatrowych i powrócono do eksploatacji elektrowni na węgiel, czyli surowca, który Niemcy, podobnie jak gaz, importowały z Rosji. Niemiecki regres był tak duży, że w pewnym momencie – jak pisała analiza Deutsche Banku – w kraju mówiło się o zaopatrzeniu w drewno opałowe, by przetrwać zimę.

Podczas gdy zielony minister Habeck mówił o zmniejszeniu ilości pryszniców, ewentualnie faworyzując te zimne, kraj zamykał swoją ostatnią elektrownię atomową, co więcej wtrącając się, jak to miało miejsce ostatnio w przypadku Węgier, w przemysł atomowy krajów sąsiednich.

Rządząca wraz z Scholzem Partia Zielonych – która dyskutowała na temat usunięcia słowa “Niemcy” z własnej nazwy –  wyróżniła się pomysłami tłumienia protestów w przypadku braku ogrzewania oraz ślepym i bezwarunkowym poparciem dla Ukrainy, przy czym minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock zadeklarowała, że będzie wspierać Kijów także wbrew opinii własnego elektoratu. Sama Baerbock, która nigdy nie ukończyła studiów w Niemczech, ale spędziła długi czas w London School of Economics, dała do zrozumienia przed Radą Europy, że tak naprawdę prowadzona jest wojna przeciwko Rosji.

en.wikipedia de.wikipedia.

INFO: renovatio21

Przejęcie „Rzeczpospolitej”. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez antropozofów.

Przejęcie „Rzeczpospolitej”. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez antropozofów.

Kto stoi za przejęciem „Rzeczpospolitej”. Ideologiczny rodowód niemieckiego GLS Bank

niemcy-chca-miec-wplyw

Zagraniczny fundusz wykupił 40 proc. spółki Gremi Media, wydawcy „Rzeczypospolitej”, a transakcję – kierując się politycznymi pobudkami – sfinansował niemiecki bank GLS. Cezary Gmyz, korespondent TVP w Berlinie, wskazuje na ideologiczny rodowód instytucji, nastawionej nie na zysk, ale promowanie skrajnie lewicowej ideologii. Co kryje się za niemieckimi przejęciami mediów w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej?

============================

„Zobowiązanie, które się opłaca” – tak niemieckie Deutsche Welle opisuje mechanizm i cele zakupu Gremi – wydawcy „Rzeczypospolitej” przez Pluralis

Korespondent TVP w Berlinie Cezary Gmyz wskazuje, że to ciekawa transakcja, ale ciekawa jest też sama instytucja, która ją finansuje. 

 Gmyz: Bank założony przez antropozofów 

 – Nie jest to zwykły bank. To bank, który nie jest nastawiony [..głównie.. md] na zysk, ale na promowanie ideologii skrajnie lewicowej. Bank ten finansuje m.in. ruchy LGBT czy zielone. Został założony przez tzw. antropozofów, czyli ludzi związanych z ruchem waldorfowskim. To ruch, który ma już ponad 100 lat i jest postrzegany często jako konkurencja czy firma niechętna chrześcijaństwu – wyjaśnia korespondent Telewizji Polskiej.  

Zauważa przy tym, że w kontekście kontroli nad mediami na rynku niemieckich, to mamy do czynienia z całkowicie inną sytuacja niż w Polsce. Tam – tłumaczy korespondent – „znakomita większość, niemal 100 proc., to media niemieckie”, a wszelkie próby wprowadzenia na niemiecki rynek czasopism zagranicznych spełzły na niczym.  

Niemiecki rynek medialny – czyli „kapitał ma znaczenie” 

Wspomniał m.in. nieudaną próbę wejścia „Financial Times”, konkurencji dla niemieckiego dziennika ekonomicznego „Handelsblatt”. Nieudaną – bo spotykała się m.in. z niechęcią reklamodawców.  

– Jeszcze bardziej spektakularnym przykładem był przypadek „Berliner Zeitung”, którą w pierwszej dekadzie XXI wieku przejął brytyjski magnat prasowy David Montgomery i natychmiast rozpoczęła się nagonka. Najłagodniejszym określeniem, jakim go nazywano, była „szarańcza”; po trzech latach wszystkie swoje niemieckie interesy sprzedał wydawcy niemieckiemu. Podobnie jest na rynku niemieckich mediów elektronicznych – wyjaśnia Gmyz.  

Czy władze Unii Europejskiej uprawiają praktyki satanistyczne i pedofilskie? Jawne oznaki nienawiści do dzieci.

Szokujące malowidła w Europarlamencie: Oznaki nienawiści do dzieci

Date: 5 Maggio 2023 Author: Uczta Baltazara

Parlament Europejski wielokrotnie przypominał o znaczeniu międzynarodowej konwencji dotyczącej praw dziecka. Nie sposób też zliczyć liczby rezolucji i dyrektyw, które przyjął w celu ochrony dzieci. Wreszcie, w Parlamencie Europejskim funkcjonuje także Inter-grupa ds. Prawa Dziecka.

Pomimo to, [czy może z tego powodu? md] w marcu 2023, w Parlamencie Europejskim pojawiły się «obrazy» szwedzkiej «artystki» Leny Birgitty Cronqvist Tunström przedstawiające dzieci krojące na kawałki inne dzieci lub topiące je. https://en.wikipedia.org/wiki/Lena_Cronqvist Makabryczne «dzieła» wiele mówią zarówno o osobowości ich autorki, jak i tych, którzy są jej zwolennikami. Potwierdzają również ideologiczną orientację instytucji europejskich.

Francuska europosłanka Aurélia Beigneux złożyła w związku tym faktem interpelację parlamentarną. Czytamy w niej: “Rzekomy świat artystyczny Leny Cronqvist przedstawia nagich dorosłych obok dzieci i niemowlęta wypatroszone lub włożone do słoików […] Perwersyjne obsesje artystki, moralnie wątpliwe same w sobie, nie powinny być nigdy wystawiane w Parlamencie Europejskim”. https://www.europarl.europa.eu/doceo/document/E-9-2023-000281_EN.html

Fakt, że tego rodzaju prezentacje są wystawiane w Parlamencie Europejskim, każe nam podejrzewać, że prawdziwa może być hipoteza, iż całkiem sporo posłów, jak również liczni politycy i biurokraci pracujący w Unii Europejskiej uprawiają praktyki satanistyczne i pedofilskie, a przynajmniej je popierają. W przeciwnym razie bardzo trudno jest wyjaśnić, jak to możliwe, że tak ohydne malowidła znalazły się na tak autorytatywnym forum. Wydaje się więc oczywiste, że ci, którzy sympatyzują z chorobliwą psychiką Cronqvist, pomogli jej w wystawieniu jej “prac”.

INFO: https://lanuovabq.it/it/dipinti-shock-alleuroparlamento-segni-dellodio-verso-i-bambini

Wymyślili abstrakcje: „człowieka” oraz „obywatela”. To „nowoczesne bożki demoliberalnego Lelum-Polelum”

Wymyślili abstrakcje: „człowieka” oraz „obywatela”. To „nowoczesne bożki demoliberalnego Lelum-Polelum”

Prof. Bartyzel o „równości” w demokracji. „Stan konta bankowego jedynym kryterium zróżnicowania ??”

o-rownosci-w-demokracji

Profesor Jacek Bartyzel pisał o abstrakcyjnym rozumieniu człowieka, które ukuła „masońsko-rewolucyjna myśl polityczna” oraz „obywatela”. Jak podkreślił, są to „nowoczesne bożki demoliberalnego Lelum-Polelum”, które zamiast w Boga wierzą w „Deklarację Praw Człowieka i Obywatela”.

——————————

– Masońsko-rewolucyjna myśl polityczna wymyśliła nie tylko abstrakcyjnego „CZŁOWIEKA”, którego nikt dotąd (jak pisał de Maistre) nie znał, bo znano jedynie Francuzów, Włochów, Rosjan czy choćby z lektury Monteskiusza Persów.

Zrobiła ona również wynalazek abstrakcyjnego OBYWATELA, toteż obie te figury nowoczesnych bożków, demoliberalnego Lelum-Polelum, zastępują Boga w sławetnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela – napisał na Facebooku prof. Jacek Bartyzel.

– Ów citoyen pojawił się jak królik z kapelusza po to, żeby zniknęli realni ludzie w zróżnicowaniu swoich tożsamości stanowych i prowincjonalnych. Jest więc wytworem tej samej, mechanicystycznej logiki, która powołała do życia państwo-maszynę, śmiertelnego boga Lewiatana, zastępującego corpus mysticum politicum, a każdy „obywatel” jest tą anonimową i identyczną z innymi główką w łuskowatym cielsku Lewiatana na sławnym frontispisie drugiego wydania traktatu Hobbesa – dodał prof. Bartyzel.

Dalej wskazał, że „citoyens” są sobie równi, ponieważ „zanika wszelkie zróżnicowanie”.

Ale równi w czym?

– We wszystkim, odpowiada z patosem doktryna egalitarna, z wyjątkiem stanu konta bankowego, co staje się jedynym kryterium zróżnicowania – podsumował prof. Jacek Bartyzel.

USA: Sędzia federalny orzeka, że Pensylwania musi zezwolić na działalność Klubów Szatana dla dzieci

USA: Sędzia federalny orzeka, że okręg szkolny w Pensylwanii musi zezwolić na działalność pozaszkolnego Klubu Szatana

by Julia Mueller – 05/01/23 must-allow-after-school-satan-club

Okręg szkolny w Pensylwanii musi zezwolić na zwoływanie pozaszkolnego Klubu Szatana dla uczniów – orzekł sędzia federalny.

“W zwycięstwie dla wolności słowa i wolności religijnej, sąd federalny orzekł, że Saucon Valley School District musi zezwolić na spotkania After School Satan Club w obiektach powiatowych” – ogłosiła American Civil Liberties Union (ACLU).

W orzeczeniu, wydanym w Sądzie Okręgowym USA dla Wschodniego Dystryktu Pensylwanii i udostępnionym przez ACLU, sędzia stwierdził, że “tutaj, chociaż przeciwnicy The Satanic Temple, Inc. mogą kwestionować świętość tej kontrowersyjnie nazwanej organizacji, świętość ochrony Pierwszej Poprawki musi zwyciężyć.”

Dystrykt szkolny musi zezwolić na spotkania Klubu Szatana po szkole, który jest sponsorowany przez Świątynię Szatana, w ciągu roku szkolnego w trzech wcześniej uzgodnionych terminach, ale nie będzie musiał rozprowadzać kart zgody na klub dla uczniów do domu. [rozumiem więc, że bez zgody rodziców. md]

Krajowa organizacja ACLU, ACLU of Pennsylvania i Dechert LLP złożyły pozew przeciwko okręgowi szkolnemu w imieniu The Satanic Temple w marcu, argumentując, że okręg naruszył Pierwszą Poprawkę zabraniając klubowi spotykania się w obiektach okręgu.

Dzielnica argumentowała, że zakazała działalności klubu, ponieważ karty zezwoleń nie precyzowały, że klub nie jest sponsorowany przez dzielnicę.

“Kiedy stajemy w obliczu wyzwania dla wolności słowa, pierwszym instynktem rządu musi być wspieranie ekspresji, a nie jej tłumienie. Zwłaszcza, gdy treść jest kontrowersyjna lub niewygodna. Nic innego nie jest zgodne z wyrażonym celem amerykańskiego rządu, jakim jest zabezpieczenie podstawowych, wrodzonych praw jego obywateli” – napisał w poniedziałkowym orzeczeniu sędzia John M. Gallagher. [Co ten ch.. chciał powiedzieć? md]

Klub Szatana po szkole” został dopuszczony do spotkań na początku tego roku w Wirginii po podobnej kontrowersji, która trafiła na pierwsze strony gazet.

Satanizm “sztuki”: Defekacja, kopulacja i bluźnierstwo. Żaden „artysta” nie ośmiela się robić tego samego z Allahem, Mahometem, Buddą czy Sziwą.

Defekacja, kopulacja i bluźnierstwo. Czy Polacy wygrają z szatańską antykulturą?

5 maja 2023 Żaden „artysta” nie ośmiela się robić tego samego z Allahem, Mahometem, Buddą czy Sziwą

Bluźniercza wystawa w Parlamencie Europejskim przedstawiająca Pana Jezusa i Apostołów jako zwolenników, miłośników i uczestników sadomasochistycznych praktyk seksualnych to wierzchołek bluźnierczej góry lodowej. Znieważanie Chrystusa i Matki Bożej, poniżanie chrześcijan, plucie na świętych, niszczenie katolickich symboli i wszystkie możliwe działania mające na celu ośmieszenie, ubliżenie, obrzydzenie wartości, jakie przez wieki budowały cywilizację łacińską, są obecnie na porządku dziennym. Wszystko w imię „wolności artystycznej”, jak dla niepoznaki nazywa się dzisiaj anty-kulturę.

Zapewne pamiętacie Państwo głośną „sztukę”, która zrobiła w roku 2017 prawdziwą furorę, pt. „Klątwa” w reżyserii Olivera Frljica. Sceny, które wówczas mogli zobaczyć widzowie Teatru Powszechnego w Warszawie były jednym wielkim bluźnierstwem i świętokradztwem. Krzyż Chrystusa został ścięty przy pomocy piły łańcuchowej, figurę św. Jana Pawła II wykorzystano jako „gadżet” seksualny, aborcję przedstawiono jako sympatyczną „zabawę w lekarza” za 1000 zł etc. Wszystko to było okraszone przepełnionymi nienawiścią, pogardą i jakąś chorą żądzą odwetu na Kościele i wyznawcach Chrystusa, którzy w chorej wizji bluźniercy z Bałkanów i jego podwładnych – tzw. aktorów – odpowiadają za całe zło świata.

Oburzenie, jakie wywołał bluźnierczy spektakl w Polsce, jest dowodem na to, że Polacy nie są JESZCZE tak zdegenerowani jak szeroko pojmowany Zachód, że wciąż JESZCZE potrafimy bronić naszych katolickich i narodowych wartości i nie ma naszej zgody na tego typu bluźniercze praktyki. Niestety opór milionów polskich katolików nie zyskał odpowiedniego uznania ani instytucji państwa, ani szeroko rozumianego świata kultury, ani wymiaru sprawiedliwości.

Przedstawiciele partii rządzącej wykorzystywali bluźnierstwo na deskach Teatru Powszechnego do tzw. bieżączki politycznej, czyli krytykowania i atakowania największych partii opozycyjnych. Opozycja z kolei… broniła wolności artystycznej i głosiła, że „Klątwa” to „wielkie dzieło, które pokazuje prawdę o Polsce, Polakach i Kościele”.

Ludzie kultury albo nabrali wody w usta, albo sami głosili brednie o „wolności artystycznej” i porównywali dyskusję na temat „Klątwy” do… czasów komunistycznych rzucając oskarżenia, że polscy katolicy chcą cenzurować artystów niczym Bierut, Cyrankiewicz i Gomułka, i tylko czekać aż zaczną zamykać ich w więzieniach za to, że tworzą „sztukę”. Niestety pojawiały się również twierdzenia wygłoszone np. przez Grzegorza Brauna, który w programie „Warto rozmawiać” na antenie TVP stwierdził, że takie „dzieła” nie mogą być finansowane z pieniędzy publicznych, ale jeśli ktoś wyda na nie prywatne pieniądze, to wówczas wszystko jest OK.

Jednym z nielicznych, który nie wykorzystywał „Klątwy” do nawalanki politycznej, tylko zwrócił uwagę na ogromny problem ofensywy antykultury w Polsce była wówczas twórca i reżyser Teatru Nie Teraz – Tomasz Antoni Żak, który na łamach portalu PCh24.pl powiedział:

„Klątwa” w Powszechnym w Warszawie to nie przypadek i jakiś wyjątek w całym polskim teatrze. To efekt długiego procesu degenerowania kultury, tchórzostwa i zaniechań rządzących, czasami nawet ich współsprawstwa. Traktując „Klątwę” poważnie, musimy powiedzieć, że jedynym sposobem na nią jest egzorcyzmowanie. Egzorcyzmy to bardzo bolesna terapia, przede wszystkim dla szatana wypędzanego z zainfekowanego złem organizmu. I nie można się wahać ani chwili, gdy chce się uratować człowieka, a tym bardziej, gdy chce się ratować Polskę. Tymczasem zamiast wypędzenia diabła, trwają z nim jakieś układy.

Co zaś zrobił wymiar sprawiedliwości, do którego trafiły kolejne pozwy o „obrazę uczuć religijnych”? Chyba nie trzeba tego przypominać…

„Klątwa” bez wątpienia była bluźnierstwem, które zostało odpowiednio nagłośnione w mediach. Ile jest jednak podobnych „dzieł” w przestrzeni publicznej? O ilu z nich nie wiemy? Dlaczego tzw. artyści nie ustają w świętokradztwie i profanowaniu wszystkiego co katolickie? I w końcu: czy zostanie przekroczona „granica obojętności”? Słowem, czy Polacy pozwolą się zwieść i zaczną reagować na „artystyczne bluźnierstwa” tak, jak dziś robią to obywatele Zachodu – będą się nimi już tylko zachwycać, albo – w najlepszym przypadku – podsumują je wzruszeniem ramion?

Odpowiedzi na powyższe pytania w dużej mierze udzielił już w roku 2006 prof. Andrzej Nowak:

„Elity kształtują podział na ciemnogród i oświeconych. Ci ostatni to właśnie elity i ich salonowi faworyci, którzy żyją w osobnym świecie i chcieliby zastąpić nim ostatecznie świat realny. W ich świecie głównym problemem jest rozprawienie się z ciemnotą i ograniczeniami swobody sztuki, czyli obrona prawa artystów do wydawania publicznych pieniędzy na widowiska łączące defekację z kopulacją, najlepiej na tle symboli katolickich”.

No właśnie… Jakie są owe „oświecone elity” widzimy na co dzień. Od kilkudziesięciu lat dominuje u nich przekonanie, że musimy za wszelką cenę i jak najszybciej doszlusować do Zachodu poprzez zakotwiczenie się w strukturach euroatlantyckich, m.in. w NATO i w Unii Europejskiej i implementowanie na naszym rodzimym gruncie tego wszystkiego, co nam nakażą w Brukseli, Waszyngtonie, Berlinie, Tel Awiwie czy gdziekolwiek indziej – zarówno jeśli chodzi o rozwiązania stricte polityczne jak i kulturowo-cywilizacyjne. Uznano, że tylko w ten sposób skończy się dla nas historia. Chodziło o to, co prof. Ryszard Legutko nazwał „modernizacją przez kserokopiarkę”, dzięki czemu nawet, jeśli w Polsce nie będzie dobrze, to przynajmniej będziemy „fajni” za co nasze „oświecone elity” od czasu do czasu zasłużą na niemal szczere poklepanie po ramieniu przez zachodnich partnerów.

W III RP udało się do pewnego stopnia osiągnąć coś, do czego zmierzała PRL, ale co nie udawało się jej władcom. W nowych warunkach, bez stosowania fizycznej przemocy udało się doprowadzić do stanu, gdzie Polacy w ogromnej mierze przepojeni są kompleksem niższości. Ten kompleks niższości determinuje polskie postawy i zachowania. Jest to efekt pedagogiki wstydu, to znaczy przedstawiania naszej historii, a więc i tożsamości, która wyrasta przecież z naszej historii jako ciągu absurdów, głupstw, bezrozumności, wreszcie rzeczy bardzo wstydliwych, czasami wręcz zbrodni – mówił w rozmowie z Niepoprawnym Radiem PL Bronisław Wildstein.

W momencie, kiedy odzyskaliśmy wolność, kiedy została zdjęta z nas ta czapa komunistyczna i możemy do tej Europy zdążać, okazało się, że aby być Europejczykami musimy imitować obecny kształt Europy jako takiej. Problem w tym, że nie ma jednej Europy. Europa to szerokie ramy kulturowe, w tej chwili również instytucjonalne zwane Unią Europejską, ale generalnie rzecz biorąc to jest pewna szeroka tożsamość kulturowa, na którą składają się bardzo różne tożsamości narodowe. Taka jest tradycja Europy, że w dialogu tych tożsamości, czasami w konkurencji buduje się ta szersza tożsamość, którą można cywilizacyjnie jakoś określić, ale jednak takie poczucie tożsamości ludzie mają związane ze swoim narodem. Nam jednak wmawiano, że mamy się roztopić w Europie, że nasza tożsamość jest przeszkodą, obciążeniem, że mamy się od niej uwolnić, bo jest ona pasmem błędów, a nawet zbrodni – podkreślił autor „Buntu i afirmacji”.

To właśnie przeświadczenie, że wszystko, co zachodnie jest lepsze, że tam jest prawdziwy świat, tam są „poważni ludzie”, tam jest „postęp”, tam jest prawdziwy „skok cywilizacyjny” i w związku z tym musimy skopiować to na polski grunt dominuje po dzień dzisiejszy.

Co w praktyce oznacza „doszlusowanie do Europy”, czy też Zachodu na polu kultury? Ano to, o czym pisał wyżej wywołany prof. Andrzej Nowak – „defekację z kopulacją, najlepiej na tle symboli katolickich”.

Na Zachodzie bezczeszczenie symboli katolickich, świętych katolickich i samego Boga w Trójcy Jedynego jest dzisiaj czymś normalnym! Mało tego – tzw. artyści mają ogromny problem, żeby zaprezentować światu „nowe bluźnierstwo”.

Często przywoływany przeze mnie Waldemar Łysiak w wydanej w roku 2006 bardzo dobrej książce „Salon 2. Alfabet Szulerów” zwraca, że „dzieła sztuki” polegające na „włożeniu krzyża do moczu czy fekaliów” po prostu znudziły się zachodniemu odbiorcy. Jednym z takich „dzieł” była zaprezentowana światu pod koniec lat 80. XX wieku przez Johna Flecka instalacja polegająca na zamontowaniu wizerunku Pana Jezusa w misce klozetowej.

Zwróćmy uwagę, że żaden „artysta” nie ośmiela się robić tego samego z Allahem, Mahometem, Buddą czy Sziwą”, podkreśla Waldemar Łysiak.

Podobną „nudą” jest pokazywanie przez „artystów” Pana Jezusa nago, lub jako homoseksualistę, lub w trakcie kopulacji. „Rene Cox zyskuje sławę, bo demonstruje Ostatnią Wieczerzę, gdzie Chrystus to goła baba otoczona przez jedenastu czarnych apostołów, a dwunasty, Judasz, jest biały. Inny (zły człowiek – red.), pokazuje Queer City (…) (Brooklyn Museum, Nowy Jork, 2001), gdzie Chrystus uprawia perwersyjny seks z sześciolatkiem”, grzmi autor „Salonu 2”.

Nie tylko Pan Jezus jest poniżany przez „artystów”. Lubują się oni również w pluciu na Matkę Bożą.

„Museum od International Folk Art (Meksyk, Santa Fe) wystawiło (2001) prawie zupełnie gołą NMPannę (Nostra Senora de Guadelupe) – prawie, bo miała różane stringi. Chris Ofili lepi Bożą Rodzicielkę z łajna słonia (1999) i twierdzi, że ma prawo, bo w Afryce łajno słonia jest symbolem płodności. Pokazywano już Dziewicę Świętą jako lalkę Barbie, karatekę i tatuowaną lesbijkę. Co by tu jeszcze wymyślić?” ,wylicza Łysiak.

Kolejnym przykładem „wizji artystycznej”, przywołanym przez Waldemara Łysiaka był „hepening” zorganizowany przez grupę homoseksualistów w nowojorskiej katedrze Świętego Patryka. Polegał on na… wypluciu konsekrowanych hostii podczas niedzielnej Mszy Świętej (1992).

Jeśli zaś chodzi o Polskę, to trzeba wymienić „dzieło”, jakie można było zobaczyć podczas wernisażu bytomskiej Galerii „Kronika” w roku 2006: „czeski fotomontaż z papieżem Benedyktem XVI wznoszącym ciętą, skrwawioną głowę pederasty Eltona Johna”, relacjonuje autor „Alfabetu szulerów”.

„Oświecone elity” na Zachodzie i w Polsce przyzwalają na tego typu pornograficzne, bluźniercze i okraszone fekaliami ekscesy i sowicie je finansują. Skoro praktycznie z dnia na dzień stały się one częścią kultury Zachodu, to zrobią wszystko, aby zostały zaakceptowane również w Polsce.

Od nas zależy czy Polska pójdzie tą drogą. Ostatni atak na św. Jana Pawła II, a co za tym idzie na Kościół Katolicki pokazuje, że jest w nas – Polakach – wciąż siła, żeby bronić prawdziwych wartości i walczyć ze złem, jakie niesie z sobą neomarksistowska antykultura. Tylko na jak długo wystarczy nam tej siły? Czy młode pokolenie, które niedługo dojdzie do głosu stanie po naszej stronie, czy po stronie bluźnierców, którzy próbują mu wmówić, że tylko poniżając Chrystusa, Kościół i katolików staną się nowocześni i europejscy? Czas pokaże.

Jedno jest pewne – musimy robić swoje, musimy walczyć ze złem i w końcu – musimy wynagradzać Panu Bogu za te wszystkie bluźnierstwa i modlić się za tych, którzy ich dokonują, aby się opamiętali…

Tomasz D. Kolanek

Mamy zapłacić połowę ceny za szczypawki, które jeszcze NIE powstały.

Mamy zapłacić połowę ceny za szczypawki, które jeszcze NIE powstały… To jest władza korporacyjna nad politykami, nad rządami państw…

4.05.2023 zaplacic-polowe-ceny-za-szczypawki-ktore-jeszcze-nie-powstaly-to-jest-wladza-korporacyjna

================================