Rzeczywistość ze snu budzi

Izabela BRODACKA 19 czerwiec 2022

Jedną z najważniejszych inicjatyw rządów „dobrej zmiany” była próba naprawy zdegenerowanego systemu prawnego. Systemu do którego nie mieli zaufania obywatele naszego kraju. Systemu, w którym sędziowie są „niezależni” to znaczy nie podlegają kontroli i ocenie. Mają prawo bezkarnie ukraść staruszce 50 złotych i nałogowo kraść elektronikę w sklepach. Mają prawo arbitralnie wycenić kamienicę w warszawie na 50 złotych i potwierdzić prawomocność jej odkupienia za tę sumę od osoby z demencją. Mają prawo jeździć w stanie nietrzeźwym a nawet przejechać na pasach dziecko, bo chroni ich immunitet. Mieli również prawo wyrwać dziecko z prawdziwej rodziny tylko dlatego, że w domu jest biednie, albo fruwają muszki owocówki i oddać je nie wiadomo komu. Na szczęście tego już nie mogą bo rządy dobrej zmiany zabroniły odbierania dzieci biednym rodzinom. To udało się przeprowadzić. Natomiast głęboka reforma systemu sprawiedliwości zupełnie się nie udała. Przeszkodziło w tym przede wszystkim zawetowanie przez prezydenta Dudę pierwszej,  reformującej system prawny ustawy. 

Kilka dni temu sprzedaliśmy naszą suwerenność za miskę soczewicy, to znaczy za 36 miliardów euro, a raczej za obietnicę wypłacenia tych pieniędzy gdy zostaną spełnione żądania UE zwane kamieniami milowymi. Powinno się je raczej nazwać kamieniami do  trumny. 

Jest to sygnał dla UE że może nam tę miskę stawiać przed nosem i od nosa odsuwać. Jak psu, którego się uczy warowania lub dawania głosu na rozkaz. Może też  wydawać  nam soczewicę małymi porcjami gdy na rozkaz zaszczekamy, albo padniemy plackiem przed panem. 

UE realizując swój plan utworzenia jednego federalnego państwa pod przewodnictwem Niemiec, czyli IV Rzeszy, prowadzi z Polską bezwzględną wojnę nie przebierając w środkach. Plan zagłodzenia Polski realizowany jest przez odmowę wypłacenia należnego nam bezwarunkowo funduszu na KPO podczas gdy  my będziemy spłacać związane z europejskim planem odbudowy cudze zadłużenia. Podobnie jak płacimy składki na UE, a za to nakłada ona na nas gigantyczne kary, choćby za kontynuowanie wydobycia w kopalni Turów.  Częścią planu  dyscyplinowania Polski przez zagłodzenie jest również wprowadzenie do Polski 4 milionów uchodźców i obarczenie nas kosztami utrzymania tych uchodźców.

Dawno skończyły się czasy gdy śmieszyły nas idiotyzmy UE takie jak normy dotyczące krzywizny banana, czy zaliczanie ślimaków do ryb, a marchewki do  owoców. Takie „wartości” UE bylibyśmy w stanie zaakceptować czy tolerować  tak jak toleruje się głupoty opowiadane przez nastolatki gdy ma się nadzieję, że kiedyś dorosną i zmądrzeją.  O wiele groźniejszy w skutkach okazał się „zielony ład” postulujący odejście od energetyki węglowej.  Zaowocował zamykaniem kopalń, zakazem palenia drewnem w kominkach i programem przestawiania ogrzewania na gaz. Dodajmy -na  rosyjski gaz. 14 maja bieżącego roku, czyli już w trakcie wojny na Ukrainie, weszła w życie znowelizowana uchwała antysmogowa dla Mazowsza. Zgodnie z jej zapisami, od października 2023 r. mieszkańcy stolicy nie mają prawa palić węglem w piecach i kominkach.

Rzeczywistość nas obudziła.  Znikają gdzieś plakaty z hasłem „ „zlikwiduj kopciucha” . Po węgiel pod kopalniami (na przykład pod kopalnią Sośnica) ustawiają się wielokilometrowe kolejki ciężarówek. Oczekiwanie na węgiel kierowcy oceniają na dwa tygodnie. Cena tony węgla  wzrosła o 275% ( od 800zł do  3000zł). Podobno 100 000 osób na sekundę usiłuje kupić węgiel przez Internet.  Agencja rezerw  strategicznych ogłasza, że ma zamiar sprowadzać węgiel  dosłownie z antypodów. Dosłownie bo z Australii i Wenezueli.  Rozważane jest zamrożenie cen węgla ( czyli psucie rynku) przez państwo oraz pomoc społeczna dla najuboższych, których nie będzie stać na ogrzewanie w zimie.  Poza tym rząd zachęca do zbierania chrustu w lesie.  Bareja by tego nie wymyślił. Niektóre nadleśnictwa wprowadziły już limity na ilość zebranego chrustu.  Na przykład do 30 merów sześciennych.  Czy czekają nas kartki na chrust i szyszki?  A może na szczaw i pokrzywy rosnące w rowach, oraz mirabelki na miedzach?. 

Bezwarunkową miłość do Unii Europejskiej deklarują co chwila politycy wszystkich partii. Jak mantrę. Podobnie jak dawniej (ale nie tak dawno, żeby tego nie pamiętać) naukowcy deklarowali swoją miłość do marksizmu i leninizmu. Pamiętam pewnego pana profesora, który w swojej znakomitej zresztą książce na temat dydaktyki fizyki zacytował jedno wybrane z poglądów Lenina zdanie. „Nieskończone są możliwości elektronu”– raczył podobno stwierdzić Lenin. Bez tego zdania nie byłby możliwy- jak sądzę – rozwój mechaniki kwantowej. Albo nie wydano by panu profesorowi książki. Albo pan profesor uważał, zupełnie zresztą niesłusznie, że bez tego zdania nie wydadzą mu książki. Ten sam pan profesor relacjonował w swojej książce poglądy Kuhna na temat rewolucji naukowych sformułowane w książce „ Struktura rewolucji naukowych”. Kuhn twierdził, że uprawiający naukę instytucjonalną  ( nazywał ją normal science) zajmują się wyłącznie usuwaniem anomalii, czyli wyjaśnianiem w ramach pewnego paradygmatu faktów  sprzecznych z tym paradygmatem. Jeżeli tych anomalii zbierze się wystarczająco dużo, przychodzi  czas na rewolucję naukową. Jako jeden z przykładów Kuhn opisywał tak zwany „ przewrót kopernikański”.

Otóż jak mi się wydaje nasz pan profesor, choć sam o tym pisał,  nie doceniał siły paradygmatu.  W czasach kiedy wydawał swoją książkę powoływanie się na marksizm a w szczególności na poglądy Lenina czy Stalina w nauce nie było już konieczne czy wymagane. A jednak ta służalczość tak głęboko utkwiła w podświadomości pana profesora, że posługiwał się poglądem Lenina jak zaklęciem otwierającym mu drzwi do świata nauki. 

Obecnie deklarowanie nieodwracalnego związania z UE jest zaklęciem otwierającym drzwi do świata polityki i chyba czas z tym skończyć.

A dowcipni internauci kolportują wierszyk: „Kiedy został jej amantem, to pierścionek dał z brylantem,  Rzekła- brylant to rzecz gustu, lepiej byś nazbierał chrustu”.  

Państwo „przede wszystkim powinno zająć się nieprzeszkadzaniem”.

Mentzen: „Mnóstwo ludzi zastanawia się, co…”

https://nczas.com/2022/06/18/mentzen-mnostwo-ludzi-zastanawia-sie-co/
Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy – pisze w swoich mediach społecznościowych Sławomir Mentzen – wiceprezes partii KORWiN i ekspert Konfederacji ds. ekonomii.

Sławomir Mentzen zauważa, że „mnóstwo ludzi zastanawia się, co państwo powinno z tym zrobić, jak może pomóc ludziom zmierzyć się z kryzysem”.

Według wiceprezesa partii KORWiN państwo „przede wszystkim powinno zająć się nieprzeszkadzaniem”.

Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy. Jesteśmy niestety na ostatnim etapie tego cyklu, w trakcie największego kryzysu gospodarczego za naszego życia. Prawdopodobnie świat czeka stagflacja. Połączenie recesji i wysokiej inflacji. Tak źle nie było w czasie bańki dotcomów dwadzieścia lat temu, tak źle nie było podczas kryzysu finansowego 14 lat temu. Trzeba to sobie szczerze powiedzieć – będzie bardzo źle. Na giełdach mamy krach. Inflacja szaleje, na Zachodzie dochodząco do poziomów niewidzianych od 50 lat. Czekają nas spektakularne wydarzenia gospodarcze. Upadną wielkie firmy, niektóre państwa ogłoszą bankructwo. Pogorszy się standard życia. Winter is coming.

Mnóstwo ludzi zastanawia się, co państwo powinno z tym zrobić, jak może pomóc ludziom zmierzyć się z kryzysem. Tu niestety nie ma prostych, szybkich i łatwych rozwiązań. Trzeba będzie to przecierpieć. Będzie bolało. I to trzeba ludziom powiedzieć wprost, żeby mogli się do tego przygotować. Stanisław Mackiewicz kiedyś napisał: „Wiem, że jest to ciężkie i niepopularne, ale nie należę do tych, którzy twierdzą, że patriotyzm polega na okłamywaniu polskiego społeczeństwa i utrzymywaniu go w stanie ciągłej iluzji”. Podzielam ten pogląd, dlatego mówię wprost. Niestety nie będzie łatwo. Niezależnie od tego, kto będzie w przyszłości rządził.

Rząd PiS od lat udaje, że każdy problem można rozwiązać poprzez przekazanie gdzieś dodatkowych pieniędzy, poprzez stworzenie kolejnego funduszu, systemu dopłat, zwrotów i rekompensat. To jest kompletnie bez sensu. To tylko przedłuża kryzys. Gospodarka musi się jak najszybciej dostosować do nowej sytuacji, do nowego poziomu kosztów, do nowej struktury popytu. Gospodarstwa domowe muszą jak najszybciej zrozumieć, że trzeba będzie zupełnie inaczej dzielić swój budżet i wydawać mniej na niepotrzebne rzeczy. Przedsiębiorcy muszą jak najszybciej zareagować i nauczyć się żyć w nowym świecie. Im Twoja firma lub firma w której pracujesz, zajmuje się dostarczaniem mniej niezbędnych do życia produktów i usług, tym większa szansa, że będziesz miał problemy. Będzie znacznie mniej pieniędzy i ludzie zaczną wydawać je znacznie rozsądniej. Każdy nowy państwowy program dopłat spowalnia ten mechanizm. Po co mam się dostosowywać do nowych warunków, jeżeli państwo pomoże mi w działaniu, tak jakby nic się nie zmieniło?

To co może zrobić państwo? Przede wszystkim powinno zająć się nieprzeszkadzaniem. Okłamywanie ludzi, że będzie dobrze, tworzenie jakichś historii dla idiotów, że za inflację odpowiada Putin, a naszymi problemami budżetowymi powinni zająć się Norwegowie, mąci tylko w głowach i utrudnia dostosowanie się do nowych realiów. Następnie państwo powinno ułatwić działanie przedsiębiorcom. Firmy muszą być bardziej elastyczne, działać i inwestować szybciej. Regulacje w tym przeszkadzają. Przykład. Elon Musk zbudował ostatnio fabrykę w Teksasie w 18 miesięcy. Twierdzi, że w Kalifornii dłużej by mu zajęło uzyskanie pozwoleń na jej budowę. Dlatego fabryka powstała w Teksasie, a nie w Kalifornii. W Polsce dokładnie z tych samych powodów nie powstało wiele inwestycji.

Kapitał będzie uciekał z miejsc, gdzie jest ryzykownie, szukając bezpieczeństwa. Mamy za granicą wojnę, do tego zupełnie nieprzewidywalny rząd, tragiczny system podatkowy, niesprawne sądownictwo, przestarzałe regulacje. Nasze państwo robi wiele, żeby nie przyciągać kapitału i inwestycji. W całej Unii Europejskiej relacja inwestycji do PKB niższa niż w Polsce jest tylko w Grecji. Bez inwestycji nasza wydajność pracy, konkurencyjność i poziom życia nie będą rosły. Z przyczyn geograficznych ryzyko mamy na lata znacznie podwyższone. Musimy to zrekompensować firmom zmniejszając ryzyko regulacyjne i bariery inwestycyjne.

Należy odejść od paradygmatu, w którym państwo ma rozwiązywać problemy przez ciągłe dopłaty i rekompensaty. Państwo powinno się skupić na niewywoływaniu problemów. To państwo jest problemem. I nie mówię tu tylko na naszym państwie. To rządy rozpoczęły szaleńczą politykę lockdownów, zamykania granic, przerywania łańcuchów dostaw. To banki centralne zalały cały świat pustym pieniądzem, żeby złagodzić wywołany tym kryzys. Obecna inflacja jest tego konsekwencją. To samo się nie stało. Oni cały czas próbują walczyć z konsekwencjami własnych decyzji, własnych błędów.

Mieliśmy okres szaleństw. Rządom zaczęło się wydawać, że już zawsze będzie świetnie. Pieniądz będzie tani, nie będzie wojen, kryzysów ani prawdziwych problemów. Zachód zajmował się wieloma wydumanymi problemami, ignorując te prawdziwe. Walką z energetyką jądrową, z węglem, uzależnianie się od rosyjskiego gazu, walka z samochodami spalinowymi, cała ta europejska polityka klimatyczna zmierzająca do odcięcia się od najtańszych źródeł energii. Zakrojone na szeroką skalę programy socjalne, bajanie o uniwersalnym dochodzie podstawowym, czterodniowym tygodniu pracy, mieszkaniach za darmo. Wychowywanie kolejnych roczników młodych ludzi w przekonaniu, że nie muszą ciężko pracować, bo państwo się nimi zajmie. Czy na pewno w nowych warunkach Europę na to stać?

Co jest ważniejsze? Na co powinniśmy wydawać swoje pieniądze? Na żywność, ogrzewanie i mieszkanie, czy na podatki mające finansować wielkie ideologiczne lewicowe projekty?

Odpowiedź jest oczywista. Albo skończymy z szaleństwami, ukrócimy zbędne wydatki i pozwolimy firmom budować dobrobyt, albo będziemy latami grzęznąć w kryzysie. Musimy wziąć się do ciężkiej i wydajnej pracy. Musimy znowu stać się silni, pracowici i wydajni, bo dobre czasy same nie przyjdą. Trzeba je znowu zbudować.

Kaliningrad w potrzasku – czy Litwa? Kto kogo za łeb trzyma?

….powiedziała dość….

https://www.money.pl/gospodarka/kaliningrad-w-potrzasku-litwa-powiedziala-dosc-6781098668620672a.html

Litwa poinformowała Rosję, że od soboty blokuje przewóz dużej części dóbr do i z Kaliningradu w związku z zachodnimi sankcjami nałożonymi na Moskwę za agresję na Ukrainę. Gubernator Obwodu się odgraża, a Reuters informuje, że posunięcie naszego sąsiada może doprowadzić do eskalacji konfliktu na linii Putin-NATO.

Litwa po ponad trzech miesiącach w Ukrainie wojny postanowiła uderzyć w Kaliningrad. W piątek nasz sąsiad poinformował Kreml, że ogranicza import i eksport z Obwodem. Gubernator Obwodu Kaliningradzkiego Anton Alichanow powiedział, że ograniczenie wpłynie na ok. połowę produktów importowanych i eksportowanych z Rosji przez Litwę.

Litwa ogranicza handel z Obwodem Kaliningradzkim

– Uważamy, że jest to najpoważniejsze naruszenie prawa do swobodnego tranzytu do i z Obwodu Kaliningradzkiego – przekonywał Alichanow w nagraniu, dodając, że władze będą naciskać na zniesienie tych środków. Dodał, że wśród towarów, których to dotyczy, są materiały budowlane, cement i wyroby metalowe.

Blokada zaczęła się od soboty. Litewskie MSZ nie chciało komentować tej sprawy. „Posunięcie to może zwiększyć i tak już wysoki poziom napięć między Rosją a NATO w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę pod koniec lutego” – pisze Reuters. Jak informuje agencja, kolejowa obsługa pasażerów z Rosji do Kaliningradu odbywa się przez terytorium Litwy bez zmian, samoloty latają nad Bałtykiem, bo przestrzeń powietrzna UE jest dla Rosji zamknięta.

Więcej statków. Ruch w Obwodzie Kaliningradzkim zamarł

Anton Alichanow powiedział, że jeśli Obwód nie będzie w stanie szybko doprowadzić do zniesienia blokady, zacznie dyskutować o potrzebie większej liczby statków do przewozu towarów do Rosji.

Nie lepiej sytuacja wygląda w przypadku naszej relacji z północnym sąsiadem. Jak pisaliśmy w money.pl na początku kwietnia, wojna w Ukrainie całkowicie zamroziła stosunki między Obwodem Kaliningradzkim a Polską. Rosjanie nie przyjeżdżają już na zakupy do naszego kraju, zniknęły reklamy w języku rosyjskim, a ruch na granicy niemal zupełnie zamarł.

– Mieliśmy duży asortyment premium tylko dla Rosjan. Teraz to wszystko się skończyło – mówił money.pl pan Mariusz, były pracownik sklepu meblarskiego w Bartoszycach.

====================================

mail: Chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, co to oznacza.
Dmytro Kuleba minister spraw zagranicznych Ukr…j, wystąpił z pismem do Mateuszka, o deportacje na Ukrainę, wszystkich mężczyzn, obywateli Ukrainy, w wieku od 18 do 60 lat. Najwyraźniej kończy im się żywa siła i na gwałt potrzebują nowej

Nakaz pływania z Kamieniami Milowymi u szyi. Czy premier M. Morawiecki naprawdę jest aż tak bezczelnym kłamcą?

krzysztofjaw – 17 Czerwca, 2022 https://niepoprawni.pl/blog/krzysztofjaw/czy-premier-m-morawiecki-naprawde-jest-az-tak-bezczelnym-klamca

Kiedyś – t.j. 25.01.2020 roku i odnosząc się też do moich wcześniejszych tekstów – napisałem o M. Morawieckim:

„Mateusz Morawiecki w Davos rozmawiał z szefową YouTube i  raczył był napisać na Facebooku: „Wpis z cyklu: Polaków można spotkać wszędzie. Chyba wszyscy w Polsce wiedzą co to jest YouTube, ale pewnie nie wszyscy wiedzieli, że jego szefową jest Suzanne Wójcicki.  Na pewno Was zaskoczę, ale Susan jest moją daleką kuzynką z serca Świętokrzyskiego – jej rodzina mieszkała w Piotrowicach a moja rodzina w Nawarzycach i znały się świetnie. Te relacje potwierdziliśmy już na wielu przykładach. Spotkaliśmy się właśnie w #Davos. I wszystkich serdecznie pozdrawiamy” [1].

Onegdaj też stwierdził, że: „”członkowie jego rodziny” byli w stanie przeżyć niemiecką okupację dzięki pomocy polskich rodzin, lecz „żadna z tych osób, które narażały swoje życie nie została zaliczona w poczet tych najbardziej uhonorowanych, wielkich bohaterów – Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata””. „W ten sposób Mateusz Morawiecki poinformował o żydowskich korzeniach swojej rodziny, co w polskiej polityce zdarza się rzadko. Albo wicepremier ma odwagę ignorować antysemickie uprzedzenia, albo te uprzedzenia w Polsce słabną, także w środowisku politycznym polityka. A może i jedno, i drugie”.

Wspomnę tylko, że nasz premier przez wiele lat był prezesem jednego z największych polskich banków a wszyscy na świecie wiedzą, że takie lukratywne stanowiska w sektorze banksterskim mogą mieć tylko rodowici Żydzi lub też korzeniami z tymi Żydami „zjednoczonymi”.

Czy mi to przeszkadza? Raczej nie, bo takie są fakty… Oczywiście zawsze podchodzę z pewną dozą podejrzliwości do ludzi, którzy mają żydowskie pochodzenie lub też są filosemitami. Jednocześnie jednak – mimo krytycyzmu – uważam, że można być zawsze osobą, która jest przychylna Polsce.

Swego czasu pisałem o M. Morawieckim: „Jego życiorys zawodowy jest wszakże ściśle związany z UE oraz III RP i dotychczas świetnie – jako przedstawiciel „banksterstwa” – radził sobie w tym szemranym środowisku. Stąd rodzi się wiele uzasadnionej krytyki M. Morawieckiego wskazującej, że jest on zwolennikiem i beneficjentem europejskiej idei wielopłaszczyznowej i ponadnarodowej integracji państw w ramach UE. Wskazuje się w tym kontekście, że: ukończył on „unijne” studia w Hamburgu, bankową karierę rozpoczynał w Deutsche Bundesbank w Niemczech, był związany z Central Connecticut State University i  w 1998 roku został zastępcą Dyrektora Departamentu Negocjacyjnego i Akcesyjnego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, czyli przygotowywał Polskę do członkostwa w UE. W sferze zarzutów wobec M. Morawieckiego jest też sprawowanie przez niego funkcji prezesa zarządu „banksterskiego” BZWBK czy ścisłe związki z Konfederacją Lewiatan, kojarzoną ze spec-kreatorami III RP i np. nazwiskami takimi jak Kostrzewa czy Bochniarz. Dla wielu ostatecznie przesądzającym o negatywnej ocenie M. Morawieckiego jest jego udział w Radzie Gospodarczej premiera D. Tuska. Wielu też wskazuje jednak, że swoje osiągnięcia zawodowe zawdzięcza tak naprawdę talentowi, wiedzy, doświadczeniu i ciężkiej pracy w niesprzyjającym mu – z powodu własnej opozycyjnej działalności jak również takowej jego ojca K. Morawieckiego – otoczeniu. Poza tym podkreśla się zaangażowanie finansowe jego banku (BZWBK) w różnorakie przedsięwzięcia patriotyczne w Polsce, których nikt nie chciał współfinansować… ani rząd PO-PSL ani też żadne gospodarcze podmioty państwowe czy prywatne”.

Pisałem to niespełna pięć lat temu i przez ten czas premier M. Morawiecki okazał się być jednak dobrym premierem, ale czy jego korzenie nie wpłyną niekorzystnie dla Polski w świetle ustawy 447 JUST? A poza tym, czy mając takie rodzinne konotacje nie powinien wpłynąć na cenzorską politykę YouTube, która na ten przykład zabrała telewizji internetowej wRealu.24 możliwość zarobkowania na reklamach?” [1].

Zacytowałem powyższe obszerne fragmenty mojego tekstu, aby przedstawić fakt, że od samego początku byłem trochę nieufny wobec premiera M. Morawieckiego, chociaż nieraz go nawet chwaliłem. Sądzę, że w ogóle zwolennicy PiS (a do takich się zaliczam) dalej mają mieszane odczucia wobec premiera i w dobrej wierze  oraz na zasadzie chciejstwa chcą wierzyć w jego dobre intencje… bo wierzy w niego J. Kaczyński. 

Ale… ostatnie tygodnie i miesiące zasiały chyba w zwolennikach partii rządzącej wiele wątpliwości, które szczególnie dotyczą tzw. Krajowego Planu Odbudowy (KPO) i warunków wobec Polski (nazywanych w UE „kamieniami milowymi”), które UE postawiła wobec naszego kraju, i które musimy spełnić, aby otrzymać jakiekolwiek pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy. 

Okazało się bowiem, że tych warunków unijnych („kamieni milowych”) nie jest tylko trzy, które dotyczą wymiaru sprawiedliwość (a tak myślała cała opinia publiczna w Polsce), a przeszło 160 a nawet 200 czy więcej.

Musimy je wszystkie spełnić, żeby dostać choć pierwszą transzę wypłaty z unijnego FO, którą przewidziano dopiero na wrzesień 2022 roku. A te „kamienie milowe” to dosłownie „ukamienowanie Polski”. Są tam zapisy tak szczegółowe i tak pozatraktatowe, że aż „włos się jeży na głowie”. Ozusowanie wszystkich umów o pracę, podwyższenie wieku emerytalnego (sic!) czy wprowadzenie podatków za korzystanie z samochodów spalinowych (na benzynę i ropę) i tzw. „zielone zapisy”. To tylko malutki wycinek tych warunków. Można o nich przeczytać w dwóch dokumentach [2], [3]. 

Szerzej o tym pisałem w tekście: „Rządowe animozje w sprawie KPO – Czy jest to „ukamienowanie” Polski?” [4]. 

Wobec tych aż tak dużych wątpliwości myślałem, że rząd podejmie nad nimi dyskusję z polskim społeczeństwem. Liczyłem na wytłumaczenie dlaczego zgodziliśmy się na te warunki i może na jakąś obietnicę, że nie prowadzą one do utraty naszej suwerenności i niepodległości. Że może jednak jest jakieś wyjście z tych „unijnych więzów” a rząd w jakiś cudowny sposób przechytrzył lewackie elity unijne. 

Ale niestety – i piszę o tym ze smutkiem – w tym obszarze nic się nie wydarzyło a wprost przeciwnie. 

Dziś odbywa się zlot Klubów Gazety Polskiej i w czasie jego trwania padło pytanie jednego z australijskich przedstawicieli tych klubów: „Czy kamienie milowe oznaczają koniec z suwerennością Polski?”. 

Proszę dobrze sobie przyswoić co premier M. Morawiecki odpowiedział na to pytanie: „Właśnie dziś, kiedy pieniądz jest tak drogi dla Polski, musimy rynkom finansowym płacić gigantyczne pieniądze, to dziś te pieniądze z KPO są potrzebne, by zabezpieczyć naszą suwerenność (…) Wszyscy, którzy próbują rozpętać histerię wokół tzw. kamieni milowych mylą się i nie tylko są w błędzie, ale leją wodę na młyn ruskiej propagandzie. Wiecie dlaczego? Bo suwerenność możemy utracić także poprzez gigantyczny kryzys gospodarczy, który doprowadzi do załamania. A pieniądze zewnętrzne, które są grantowe, unijne, za nie nie płacimy. Nie musimy płacić odsetek, ani ich zwracać. One są potrzebne na inwestycje. Łatwiej będzie nam wyjść obronną ręką z tych tarapatów (…) Proszę wszystkich członków Klubów. Pamiętajcie – KPO wzmacnia nasze bezpieczeństwo czy suwerenność. 99 procent tych kamieni milowych jest absolutnie w interesie Polski!”. 

Powiem szczerze. Po tej wypowiedzi krew we mnie zawrzała. 

Po pierwsze: pieniądze z FO są tylko w części grantowe a reszta to pożyczki.

Po drugie: gdyby jakiś kraj unijny nie mógł spłacić tych pożyczek to m.in. Polska będzie musiała je w jakiejś części je spłacać.

Po trzecie: UE narzuca nam w „kamieniach milowych” konieczność narzucenia dodatkowych unijnych podatków (np. za samochody spalinowe), na co się zgodziliśmy.

Po czwarte: tak naprawdę 99% tych „kamieni milowych” zmniejsza naszą suwerenność a nie odwrotnie jak – powiem to dosadnie – kłamie premier M. Morawiecki. 

Czy można być aż tak aroganckim i bezczelnym kłamcą? I to wobec patriotów z Klubów Gazety Polskiej? I ten żenujący argument o krytykach jako „ruskich onucach”…

[1] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2020/01/m-morawiecki-nic-nie-dzieje-si…(link is external)

[2] KPO – wersja polska: projekt z kwietnia 2021 roku, 498 stron – https://gfx.biznes.radiozet.pl/var/radiozetbiznes2/storage/original/appl…(link is external)..

[3] KPO – wersja angielska: „aneks” z 01.06.2022 roku, 239 stron – https://ec.europa.eu/info/system/files/com_2022_268_1_annex_en.pdf -(link is external) tak naprawdę do tego dokumentu należy się dziś odnosić, bo de facto to w tym dokumencie zapisano te setki „kamieni milowych”, 

[4] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2022/06/rzadowe-animozje-w-sprawie-kpo…(link is external)

[5] https://niezalezna.pl/446753-premier-morawiecki-o-kamieniach-milowych-kp…(link is external)

Polak potrafi, pod warunkiem, że nie jest politykiem albo dziennikarzem

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/polak-potrafi-pod-warunkiem-ze-nie-jest-politykiem-albo-dziennikarzem/

Napiszę wprost, że po wczorajszym felietonie przeczytałem kilka skrajnie głupich komentarzy, które zarzucały mi propagowanie „pedagogiki wstydu”. Naprawdę nie wiem, jak bardzo trzeba mieć złe intencje albo jak bardzo wyłączyć myślenie, aby pisać podobne bzdury. Od lat zwalczam propagandowe schematy, które robią z Polaków tłuszczę, co to pije, kradnie i załatwia się po krzakach nad Bałtykiem. Od lat piszę o polskim fenomenie, jakiego nie ma na całym świecie, Polak potrafi w beznadziejnych warunkach osiągnąć tyle, czego Niemiec nie zdoła w komfortowych.

Za komuny nie było ani pieniędzy, ani materiałów budowlanych, a jednak ludzie hurtowo stawiali domy jednorodzinne. Pod zaborami i za okupacji potrafiliśmy zorganizować całe państwo, łącznie z edukacją i to wyższą. Umiejętności Polaków w zakresie inżynierii, informatyki, czy architektury, to towar poszukiwany na całym świecie. Polak jest niezniszczalną potęgą!

Rzecz w tym, że i felieton i opisana rzeczywistość nie dotyczyła Polaków, jako takich, ale dwóch specyficznych grup społecznych, które od lat ciągną Polskę na dno: politycy i dziennikarze. Jesteśmy w takim miejscu, w jakim jesteśmy nie dlatego, że Polak jest głupszy od Niemca, czy Francuza, ale dlatego, że polski polityk i polski dziennikarz jest 100 razy głupszy od niemieckich i francuskich.

Przegraliśmy wszystko na Ukrainie wyłącznie z tego jednego powodu. Politycy i to wszystkich opcji, razem z dziennikarzami wszystkich opcji, opowiadali niestworzone brednie o polskiej roli. Zapłaciliśmy za ten stek bzdur gigantyczną cenę i to jeszcze nie koniec. Efekt będzie taki, że Polacy znów będą „dźwigać plecak kamieni”, jak to mawiał klasyk z Nowogrodzkiej. Czy sobie poradzą? Z całą pewnością, jednak to niekończąca się opowieść! Przez wieki drepczemy w miejscu, budujemy swoje, durni politycy niszczą, co zbudowaliśmy i znów odbudowujemy. Od wojny domowej na Ukrainie powinniśmy się trzymać jak najdalej, najprostsza na świecie strategia. Może nie tak daleko jak Węgry, bo to przy naszym geopolitycznym położeniu byłoby zbyt daleko posuniętą obojętnością, ale z powodzeniem mogliśmy i powinniśmy naśladować Niemcy.

Dało się to wszystko przeprowadzić banalnymi narzędziami, po prostu nie wyłazić przed szereg, trzymać się za plecami NOTO i UE, oczywiście traktując to jako alibi, a nie realne oddanie władzy. Co zrobili politycy i dziennikarze? Dokładnie odwrotnie, czyli największą głupotę podpartą groteskowymi wizjami mocarstwowej Polski, która będzie za chwilę rządzić Europą. Za te żałosne wizje, kompletnie pozbawione jakichkolwiek racjonalnych podstaw, już spłynęły słone rachunki, ale te największe dopiero są wypisywane. Jesteśmy pracowitym i niezniszczalnym narodem, niestety nieustannie ogłupianym i prowadzonym na manowce przez „elity”. Po buńczucznych deklaracjach Kaczyńskiego i PiS, zostały pielgrzymki na kolanach do UE i TSUE. Morawiecki bez żadnej dyplomacji i zahamowań mówi, że za polski wymiar sprawiedliwości nie chce umierać, co nie może być inaczej odczytane niż uznanie zwierzchnictwa Brukseli. I w takiej pozycji, z taką flagą, z której odcięto czerwień, mamy „rządzić w Europie”?!

Nad Polakami nie mam najmniejszego zamiaru się znęcać, nie widzę zresztą do tego większych podstaw, może poza jedną – nieuleczalna naiwność. Natomiast to jak Polska jest zarządzana przez „elity” polityczne i medialne, w moim krótkim podsumowaniu i tak wybrzmiało łagodnie. Od 2015 roku PiS przeprowadziło jedną mądrą inwestycję, to jest przekop mierzei. Była szansa na zbudowanie drugiej, czyli nowego źródła dostaw gazu dla Polski i Europy, ale to Morawiecki rozłożył koncertowo. Poza jakimiś śmiesznymi fabrykami samochodów na baterie, w dodatku w sferze projektów, nie ma niczego, co pozwoliłoby Polsce rozwinąć skrzydła. Zamiast drugiego Centralnego Okręgu Przemysłowego Morawiecki podpisał cyrograf na „zielony ład” i „zieloną mobilność”. Takie są fakty, takie są „zdolności” i „ambicje” polskich (?) polityków. Długo wierzyłem, że PiS to inna jakość i przez pierwsze dwa lata tak było, teraz to jest ta sama „polityka brzydkiej panny” i nawet „patriotyczne” pyskowanie coraz ciszej słychać.

ONET: Polska zamierza zaakceptować kult Bandery.

[Pojawiło się na ONET !! Tekstu P. Jurasza nie komentuję, choć by się należało – dla prawdy. MD

Umieszczam na podst.: https://wiadomosci.onet.pl/swiat/polska-zamierza-zaakceptowac-kult-bandery-wczesniej-byl-gwaltowny-opor/qvtmc8k , sygnalizowane przez Joanna M Wiórkiewicz: https://niemcy.neon24.info/post/168331,onet-polska-zamierza-zaakceptowac-kult-bandery MD]

=======================

Witold Jurasz

Według informacji uzyskanych przez Onet z dwóch niezależnych źródeł w dyplomacji, władze Polski podjęły decyzję, żeby w relacjach z Ukrainą wyciszyć spór o gloryfikację Stepana Bandery i przestać przeciwko temu kultowi protestować. To mina podłożona pod stosunki polsko-ukraińskie.

Polska zamierza zaakceptować kult Bandery. Wcześniej był gwałtowny opór

Foto: Sergei Supinsky / AFP

Demonstracja z okazji rocznicy urodzin Stepana Bandery, 1 stycznia 2022

===============================

Polska miałaby od tej chwili ograniczyć się do sprzeciwu wobec kultu naczelnego dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) Romana Szuchewycza oraz dowódcy UPA na Wołyniu Dmytro Klaczkiwskiego ps. Kłym Sawur, bezpośrednio odpowiedzialnych za mordowanie Polaków

  • Rola Bandery różni się od tej dwójki tym, że Bandera w czasie rzezi na Wołyniu siedział w niemieckim obozie. Ponosi natomiast odpowiedzialność polityczną i moralną. Ale nie znaczy to, że Bandera nie ma polskiej krwi na rękach. Był na wolności, gdy OUN dokonał pogromów Żydów we Lwowie w 1941 r. Zamordowani wówczas Żydzi byli jednocześnie Polakami [?? md]
  • Rząd PiS najpierw w 2015 r. sprowadził całokształt relacji polsko-ukraińskich do sprawy Bandery. Teraz popada w drugą skrajność, całkowicie ten problem odrzucając

Informacje Onetu wydaje się potwierdzać wywiad szefa Kancelarii premiera ministra Michała Dworczyka, który w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” zadaje pytanie „czy sami Ukraińcy będą potrafili uznać oczywiste dla nas czerwone linie i nie gloryfikować zbrodniarzy odpowiedzialnych bezpośrednio za mordowanie Polaków, takich jak np. Kłym Sawur?”

Żeby dobrze zrozumieć ten najbardziej kontrowersyjny element stosunków polsko-ukraińskich, trzeba przypomnieć kilka wydarzeń z II wojny światowej.

UPA i rzeź wołyńska

Ukraińska Powstańcza armia (UPA) była zbrojnym ramieniem banderowskiej frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (tzw. OUN-B). UPA w latach 1943-1944 przeprowadziła masową akcję eksterminacyjną Polaków zamieszkujących Wołyń oraz Galicję (Małopolskę) Wschodnią, czyli sąsiadujące z Wołyniem województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Rzeź wołyńska (w potocznym tego słowa rozumieniu, bo obejmującą wszystkie ww. ziemie) pochłonęła od minimum 70 do nawet ponad 100 tys. ofiar. Dokładnej liczby zamordowanych nigdy nie ustalono, a pomiędzy historykami toczy się na ten temat spór.

Szerszym kontekstem dla Wołynia było złe traktowanie mniejszości ukraińskiej przez władze II Rzeczpospolitej. Ukraińcy byli w 20-leciu międzywojennymi obywatelami drugiej kategorii, choć stanowili ok. 15 proc. ogółu ludności, a w południowo-wschodnich województwach byli większością. Powyższe nijak nie może być jednak usprawiedliwieniem dla masowych mordów.

Działania UPA miały tymczasem charakter masowego ludobójstwa na Polakach. Mordowano cywilów, kobiety, dzieci, starców, wybijane były całe wsie. W niewyobrażalnie nieraz bestialski sposób.

To prawda, że polskie podziemie dokonało szeregu akcji odwetowych, w których również ginęli niewinni ludzie. Ale nie ma pomiędzy tymi działaniami znaku równości. Zbrodnie polskiego podziemia miały nieporównywalnie mniejszą skalę, były reakcją na działania UPA i przede wszystkim ich celem nie była eksterminacja całej ludności ukraińskiej.

Najtrudniejszy problem

Kwestia Rzezi Wołyńskiej jest i pozostaje najtrudniejszym zagadnieniem w relacjach polsko-ukraińskich i jest najeżona kluczowymi detalami.

W Ukrainie po pomarańczowej rewolucji rozwijany jest kult UPA. Wprawdzie chodzi w nim głównie o antysowieckie działania armii, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z kultem organizacji, która dopuściła się masowych mordów na Polakach.

Równocześnie trzeba też pamiętać, że kult ten nigdy nie przyjął masowego charakteru, a tzw. banderowcy (czy też politycy ukraińskiej skrajnej prawicy) nigdy nie dominowali w ukraińskiej polityce. W istocie nie odgrywali i nie odgrywają w niej żadnej większej roli.

Na dodatek prezydent Zełenski oraz kilku innych czołowych ukraińskich polityków mają żydowskie korzenie. To o tyle ważne w tej układance, że UPA mordowała także Żydów. Twierdzenie, że Ukraina jest państwem banderowskim (lub neonazistowskim), jest w takiej sytuacji absurdalne.

Swoje interesy ma też w tej sytuacji oczywiście Rosja, która próbuje usprawiedliwiać bandycką napaść na Ukrainę tym, że jest to państwo banderowsko-nazistowskie. Określenie to jest nieprawdziwe, ale utrudnia naszej dyplomacji jakiekolwiek podnoszenie kwestii gloryfikacji Bandery przez Ukraińców.

Za co odpowiada Bandera

Wydaje się, że z punktu widzenia nie tylko samej Polski, ale zwykłej prawdy historycznej nie da się zaakceptować pomników takich niewątpliwych zbrodniarzy jak wspomniani wyżej Szuchewycz czy też Kłym Sawur, którzy ponoszą bezpośrednią i niepodlegającą dyskusji odpowiedzialność za ludobójstwo dokonane na Polakach.

Sytuacja ze Stepanem Banderą jest bardziej skomplikowana. Bandera od 1941 do 1944 r. przebywał początkowo w niemieckim więzieniu, a następnie obozie koncentracyjnym (w wypadku tego ostatniego warunki, w których przebywał różniły się jednak zasadniczo od tych, które zazwyczaj kojarzymy z obozami koncentracyjnymi i przypominały bardziej komfortowy areszt). Pomiędzy historykami toczy się spór, czy Bandera w tym okresie miał kontakt ze swoją organizacją, a tym samym czy miał wpływ na eksterminację Polaków. Ale nawet jeśli nie miał, to ponosi za tę eksterminację polityczną i moralną odpowiedzialność. Dokonało jej w końcu zbrojne ramię założonej przez niego organizacji. Poza tym, Bandera zbrodni tej nigdy choćby jednym słowem nie potępił.

Mina pod relacjami z Ukrainą

Akceptacja przez polski rząd kultu Bandery jest błędem z kilku powodów.

Po pierwsze, kult Bandery prędzej czy później doprowadzi do zadrażnień w relacjach polsko-ukraińskich. Heroizacja Bandery to w istocie mina podłożona pod relacje polsko-ukraińskie. Nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że Rosjanie będą próbowali eksploatować ten temat. Nie ma też żadnych wątpliwości, że w samej Polsce również nie brak polityków i sił politycznych, które będą żywiły się tym zagadnieniem.

Po drugie, akceptacja kultu Bandery napędzać będzie antysemityzm w Polsce. Już teraz słychać głosy dobiegające ze skrajnej prawicy, że Polska przyjmując inne normy w stosunku do takich zbrodni, jak ta w Jedwabnem i inne dla zbrodni popełnianych na Polakach, w istocie pokazuje swój brak suwerenności. Od tego do opowieści o Żydach rządzących światem naprawdę niedaleko.

Po trzecie, wycofanie się Polski ze sprzeciwu w stosunku do heroizacji Bandery może zagrozić istotnej z punktu widzenia Polski kooperacji w tym zakresie z Izraelem, z którym polska dyplomacja działała wspólnie, sprzeciwiając się kultowi UPA. O ile bowiem można dyskutować na temat odpowiedzialności Bandery za masowe zbrodnie na Polakach, to już nie ma żadnej wątpliwości, że był on na wolności wtedy, kiedy doszło do dwóch kolejnych pogromów Żydów we Lwowie w czerwcu i lipcu 1941.

Pogromy te miały miejsce przy życzliwej postawie, a nawet za zachętą Niemców – na tej samej zasadzie, co dokonywane przez Polaków w tym samym dokładnie czasie pogromy Żydów na Podlasiu – ale nie zmienia to faktu, że ich organizatorami była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, na czele której stał Bandera, który zresztą mordowania Żydów również nigdy nie potępił.

Izrael kultu Bandery nigdy nie zaakceptuje. A trzeba pamiętać, że mordowani we Lwowie Żydzi byli jednocześnie Polakami. Bandera, ponosząc odpowiedzialność już za tę jedną zbrodnię, ma na rękach krew tak żydowską, jak i polską.

Kompromis moralny bez korzyści

Przede wszystkim jednak rezygnacja ze sprzeciwu wobec kultu Bandery jest przykładem kompromisu moralnego, którego w polityce zagranicznej nie należy podejmować. W dyplomacji robi się czasem rzeczy moralnie niesłuszne po to, by uzyskać coś innego i na tyle ważnego, że w bilansie zysków i strat owo ustępstwo moralne staje się nieistotne. Czasem charakter moralny mają zyski i tym samym ustępstwo moralne w jednej sprawie, kompensowane jest wygraną w innej.

W tym wypadku nic takiego nie ma miejsca. Polska słusznie popiera Ukrainę w jej wojnie z Rosją i powinna to robić dalej. Nie musi natomiast jednocześnie zmieniać stosunku do Bandery.

Oba nasze kraje potrzebują siebie nawzajem. Ukrainie zależy na Polsce z oczywistych względów. Ale także Polsce zależy na Ukrainie, bo w naszym interesie jest, aby Ukraina nie przegrała trwającej od ponad trzech miesięcy wojny.

To wszystko jednak nijak od naszego stosunku do Bandery nie zależy.

Zawsze ten sam błąd

Rządy PiS w 2015 r. zaczęły się od gwałtownego zaostrzenia relacji z Ukrainą na tle kultu Stepana Bandery i innych liderów UPA. W lutym 2017 r. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” stwierdził, że „Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”. W lipcu tego samego roku ówczesny szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski stwierdził, że Polska jest z powodu polityki historycznej Kijowa gotowa wręcz zawetować członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej.

Teraz PiS poszedł w drugą skrajność. Michał Dworczyk we wspomnianym wyżej wywiadzie dla „Sieci” tworzy fałszywą alternatywę. Oto Polska ma mieć rzekomo tylko dwie możliwości. Albo „postawić to (kult UPA – red.) jako warunek zaporowy, co może zablokować możliwości poważniejszej współpracy w przyszłości”, albo dla odmiany ograniczyć się do sprzeciwu jedynie wobec gloryfikacji Kłyma Sawura. Powyższy dylemat jest całkowicie fałszywy. Polska nie powinna i nie musi robić ani jednego, ani drugiego.

Patrząc na politykę zagraniczną PiS trudno nie odnieść wrażenia, że polega ona, nie tylko zresztą w tej sprawie, na płynnym przechodzeniu z jednej skrajności do drugiej. Takie działanie w polityce zagranicznej zawsze oznacza tylko jedno: niedojrzałość. Nieodpowiedzialną skrajnością i wyrazem niedojrzałości było uczynienie całokształtu relacji polsko-ukraińskich zakładnikiem Bandery. Równie nieodpowiedzialne i niedojrzałe jest całkowite zarzucenie problemu kultu tej postaci.

PiS, nie po raz pierwszy niestety pokazuje, że w polityce zagranicznej popełnia jeden i zawsze ten sam błąd. Najpierw licytuje tak wysoko jak się tylko da, a że zawsze przelicytowuje, to na końcu mówi pas i nie ugrywa niczego.

Zgodnie z łajdacką tradycją

Stanisław Michalkiewicz 17 czerwca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5197

Nie mieli szczęścia Polacy z Wołynia i innych części Małopolski Wschodniej, bo w 1943 roku zostali wymordowani przez Ukraińców – wyznawców Stefana Bandery, który dzisiaj uważany jest za jednego z ojców ukraińskiej niepodległości i bohatera narodowego. Ten mord był expressis verbis wpisany w nacjonalistyczną teorię Dymitra Doncowa, według której nie ma co zawracać sobie głowy ludnością obcoplemienną, tylko zwyczajnie ją wymordować, zapewniając w ten sposób przestrzeń życiową dla Ukraińców, którzy, nawiasem mówiąc, też dzielili się na „elitę” i „czerń”, która dla „elity” powinna się poświęcać, albo też być poświęcana. Dymitr Doncow nie miał sposobności, by swoją teorię od razu wprowadzić w czyn, ale II wojna światowa taką sposobność stworzyła.

Ukraińcy poddani w czasach sowieckich okrutnemu eksperymentowi w postaci sztucznie wywołanego głodu, związali swoje nadzieje z Niemcami, w przekonaniu, że Niemcy przyniosą Ukrainie upragnioną niepodległość, podobnie jak to zrobiły w czasie I wojny światowej. Tym razem jednak byli to inni Niemcy, mianowicie narodowi socjaliści, którym odbudowywanie niepodległej Ukrainy w zasadzie nie przychodziło do głowy. Toteż po pierwszym miodowym okresie, kiedy to powstał zalążek ukraińskiego wojska w postaci dywizji i batalionów SS, a także pomocniczej policji w służbie niemieckiej, nastąpił bolesny powrót do rzeczywistości. Kiedy okazało się, że Niemcy nie tylko żadnej Ukrainy nie będą odbudowywały, a w dodatku – prawdopodobnie przegrają wojnę, policja pomocnicza dostała rozkaz zdezerterowania i w ten sposób, powstała UPA.

Ponieważ stawało się jasne, że ambitnych celów wojennych nie da się już zrealizować, to postanowiono osiągnąć cel, który był jeszcze możliwy do osiągnięcia, mianowicie – wymordowania ludności polskiej. Ta okrutna „czystka etniczna” doprowadziła do zagłady ponad 100 tysięcy Polaków, a zdecydowana większość tych, którym udało się przeżyć, wyjechała do pozostającej pod sowiecką okupacją Polski. Wskutek czego tamte tereny są dziś przez Ukraińców uważane za własne, a Polska nie ośmiela się tego kwestionować.

Ten przykład pokazuje, że zbrodnia popłaca, pod warunkiem szczęśliwego zbiegu okoliczności. A zbieg okoliczności był taki, że z jednej strony Sowieci przesunęli Polskę na zachód, a z drugiej strony Amerykanie potrzebowali Ukraińców jako narzędzia dywersji wobec Sowietów. Dlatego Ameryka hołubiła i nadal hołubi banderowców, którym puszczono w niepamięć „kolaborację” z Hitlerem – w innych przypadkach niewybaczalną.

Oto co pisze w swoich wspomnieniach Adam hr. Ronikier, podczas okupacji prezesujący Radzie Głównej Opiekuńczej – jednej z dwóch polskich instytucji (drugą był Polski Czerwony Krzyż) działających oficjalnie w Generalnej Guberni, której częścią była też Małopolska Wschodnia.

Ponieważ zaś ze wschodniej połaci RP, z Wołynia, nadchodziły tragiczne wieści o rozpoczynających się tam rzeziach ze strony Ukraińców, postanowiliśmy tam pracę organizacyjną straży (obywatelskiej – SM) rozpocząć. Przybywający stamtąd w popłochu i rozpaczy uciekinierzy zapewniali nas, że wszystko, co zdrowe i uczciwe będzie można dla obrony użyć i w ten sposób konieczną pomoc nieszczęsnej ludności przynieść. Toteż jak piorun z jasnego nieba spadła na nas wiadomość przywieziona przez mych wysłanników z Warszawy, że Delegatura Rządu jest zasadniczo przeciwna tworzeniu straży i że swego przyzwolenia stanowczo odmawia. (…)

Struty bardzo tym tak smutnym obrotem sprawy Straży Obywatelskiej, do której przykładałem tak wielką wagę, gdyż wiedziałem, co grozi ludności polskiej od Ukraińców szczególniej (…) W tymże czasie sprawa Wołynia zaczęła przybierać wprost tragiczne kształty. Gwałty i morderstwa dokonywane na Polakach przez zamieszkałych tam Ukraińców, nie tylko nie ustawały, ale z dniem każdym przybierały na sile i barbarzyńskich formach. (…) Tak topniał stan posiadania polskiego w tej odwiecznie do Polski należącej ziemi, a panowie z Delegatury, nie pozwoliwszy nam na zorganizowanie obrony, nie raczyli myśleć o tym, że złemu trzeba było przynajmniej próbować zaradzić, a nie zostawiać bez żadnej pomocy te rzesze polskie na Kresach.

Przecież przykład, który miał miejsce w Równem, gdzie dwaj nasi delegaci uzyskawszy od Kreishauptmanna broń, rozdali ją Wołyniakom, którzy dzięki temu nie tylko potrafili Ukraińców wziąć w ryzy, ale naokoło Równego kraj cały doprowadzić do ładu i porządku – przeczy kategorycznie tym naszym mędrkom, którzy teraz powiadają, że i tak nic by to nie dało zrobić, bo władze niemieckie nie pomogły.

No dobrze – ale dlaczego „panowie z Delegatury” zajęli takie nieprzejednane stanowisko, które Polaków kresowych wydało na śmierć bez obrony? Tego nie wiem, ale nie wykluczam, że z obawy, co na to powie Nasz Ówczesny Najważniejszy Sojusznik, czyli Winston Churchill, którego Sowieci codziennie informowali, jak to AK kolaboruje z Niemcami. Słowem – że Polacy na Wołyniu zostali pozostawieni własnemu losowi ze strachu Delegatury Rządu, no i oczywiście – samego Rządu RP w Londynie przez Churchillem. Jest to oczywiście wyjaśnienie najbardziej uprzejme.

Nie mieli więc szczęścia kresowi Polacy wtedy, bo albo zostali wymordowani, albo uciekli, a wszelkie ślady polskości zostały przez organizatorów i wykonawców tego mordu starannie usunięte. Ciekawa rzecz – bo nie mają szczęścia i dzisiaj. Polska liczy co prawda ponad 312 tys. kilometrów kwadratowych, ale okazuje się, że na jej terytorium nie ma miejsca, na którym można by tym pomordowanym nieszczęśnikom postawić pomnik. A pomnik jest; został ufundowany przez Polonię Amerykańską i przedstawia orła, w którego otwartej piersi, w otworze w kształcie krzyża, widać dziecko nadziane na tryzub. Poniżej rodzina w płomieniach i odcięte głowy nadziane na sztachety.

Wprawdzie rada gminy Jarocin leżącej między Janowem Lubelskim i Niskiem uchwaliła, by ważący 10 ton monument stanął w niewielkiej wsi Domostawa, leżącej tuż przy granicy Kongresówki z Galicją, ale chyba do tego nie dojdzie, bo dyrektor odlewni w Gliwicach odmówił udostępnienia szablonu niezbędnego do zmontowania pomnika, pod pretekstem „aktualnej sytuacji politycznej” oraz wycofał się też z wcześniejszej obietnicy przewiezienia i zmontowania monumentu. Widocznie od kogoś usłyszał: wiecie, rozumiecie, dyrektorze – no i wszystko jasne.

Jak wiadomo, „aktualna sytuacja polityczna” polega na tym, że pan prezydent Duda i cały rząd „dobrej zmiany”, na rozkaz Naszego Złociutkiego Pana z Waszyngtonu, wchodzi Ukraińcom gdzie trzeba bez mydła. Gdyby w takiej „sytuacji politycznej” doszło do zmontowania pomnika, to na samą myśl, naszym Umiłowanym Przywódcom cierpnie skóra, bo Nasz Złociutki Pan albo natarłby im uszu, albo przynajmniej im natupał i na nich nakrzyczał. Taką ci to „politykę” prowadzą nasi obecni mężykowie stanu, jak się okazuje – zgodnie z tradycją.

Czy „Rzepa” jest platformą nazistów? Promuje zbrodniczy pułk „Azow”!

Zaaresztowany zbrodniczy pułk „Azow” wydał oświadczenie, które publikuje „nasza” „Rzepa”. Dlaczego? I jakim sposobem? Oraz w jakim celu?

Żadenazowiec” nie dysponuje smartfonem ani dostępem do komputera.

Joanna M.Wiórkiewicz https://niemcy.neon24.info/post/168299,czy-rzepa-jest-platforma-nazistow

Dziennik „Rzeczpospolita” opublikował we wtorek,14 czerwca buńczuczne oświadczenie  ukraińskiego nazistowskiego pułku „Azow” który ze swoim dowódcą Denisem Prokopienko poddał się Rosjanom w dniach 23-28 maja  po wyjściu z katakumb stalowni „Azow” w Mariupolu. 
Azowcy w ilości ponad 4 tysięcy z dodatkami (ukraińscy marines i inni) siedzą od tego czasu w aresztach śledczych w różnych punktach Republiki Donieckiej i Rosji.  Żaden z nich nie dysponuje smartfonem ani dostępem do komputera. Tymczasem „Rzepa” publikuje ich rzekome wspólne oświadczenie bez żadnego usprawiedliwienia. 
Co „Rzepa” ma na celu publikując  oświadczenie zbrodniczej organizacji, która ma na sumieniu życie dziesiątków tysięcy cywilów oraz cały szereg innych zbrodni?

Kto dostarczył „Rzepie”to oświadczenie i nakazał redakcji jego publikację? Przecież jego dowódca jest aresztowany. 
Pytania rodzą następne pytania.

——————-
Oświadczenie Pułku Azow: Teraz cały kraj jest Azowem

Pułk Azow na swoim kanale w serwisie Telegram zapowiada, że Mariupol zostanie w przyszłości wyzwolony spod kontroli Rosjan, tak jak stało się to osiem lat temu. (cd dla prenumeratorów) [rzepy, oczywiście. md]

14.06.2022 https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art36506371-oswiadczenie-pulku-azow-teraz-caly-kraj-jest-azowem

Jak należy rozumieć twierdzenie,że teraz cała Ukraina jest Azowem? Czy cała Ukraina jest obecnie nazistowska?
Prośba: Jeżeli ktoś dysponuje całością tego wiekopomnego oświadczenia, uprzejmie proszę o wklejenie go w komentarzach. [U mnie: przysyłanie do mnie. MD]

Białoruski neonazista stanął przed sądem za walkę w szeregach pułku Azow  [+FOTO] » Kresy - wiadomości, wydarzenia, aktualności, newsy
Polska firma ochroniarska ESA miała szkolić ukraińskich najemników
Ukraińska wystawa z neonazistą jako bohaterem jeździ po świecie
Neonazistowski marsz w Mariupolu - Portal informacyjny STRAJK
Ukraińscy Spartanie z pułku Azow. Żadnych prezentów dla Putina - Wiadomości
Ukraińscy Spartanie z pułku Azow. Żadnych prezentów dla Putina - Wiadomości
Białoruskie MSW wypowiada wojnę nazistowskim tatuażom

===============================

I dużo podobnych, można je wyguglać. MD

Szarża takich, co krzyczą: „Wszyscy inni to ZDRAJCY. Samotnie! Za Polskę!! Za Prawdę !!!” …. i giną w beznadziei.

====================

[Znam takich. Trzech, pięciu. Im poświęcam. Dawniej były sztambuchy. MD]

——————–

Józef Mackiewicz, Lewa wolna, str. 397 inn. Działo się 19 sierpnia 1920, koło Sierpca.

=======================

…Kwiatkowski rozparł się, ręce na stole, głowa na rękach i zasnął. Brąkiewicz przymknął powieki, i nie wiadomo czy słuchał, czy drzemał po sutym obiedzie. Karol poprawił ścierpłą nogę pod stołem, ale uważnie i powoli, aby nie zadzwonić ostrogą. Ruczetta grał z kolei…

Co to?! Strzał?!… Bliski! Drugi trzeci. W oknie ukazała się przerażona twarz ochmistrzyni, otwarła usta i wyciągnęła rękę wskazując coś… Ale już zerwali się od stołu. Pierwszy dobiegł drzwi Brąkiewicz, za nim Kwiatkowski. Piesik i Karaś, chwytając karabiny, wyskoczyli oknem. To, na co wskazywała ochmistrzyni, to był biegnący z posterunku Adamowicz. W tej chwili dojrzeli tylko jego bladą twarz wykrzywioną, jakoś ukośnie, strachem:

– Wyskoczyli… nagle… bełkotał Do koniii! — krzyknął Brąkiewicz. — Karaaabin! zawołał Karol, widząc, że Wacek Ruczetta biegnie przez dziedziniec ze skrzypkami w jednym, ze smyczkiem w drugim ręku, zapomniawszy karabinu na oparciu krzesła. Poślizgnął się i ledwo nie upadł na ganku, ale Wacek go nie dosłyszał. Zawrócił więc do pokoju. chwycił karabin Ruczetty, i gnał za innymi, ostatni, z dwoma karabinami.

Brąkiewicz: – Spokój! Chłopcy!

Nerwowo zdejmowano torby, kiełznano konie. I ludzie i konie mieli zęby zaciśnięte: im bardziej, cofające się i unoszące pyski, zaciskały zęby konie, tym bardziej, kiełznając je, zaciskali zęby ludzie. Ruczetta przerzucił przez plecy karabin, nie miał czasu na przytraczanie skrzypiec. Zaczął je wpychać do tylnej kabury siodła. Dźwięknęły głucho struny, to pewnie złamał się podstawek. Dziwacznie stamtąd wystawał gryf, zakończony ślimakiem. Smyczek wpakował za pas.

Spokojnie Spokojnie! nawoływał Brąkiewicz, usiłując przydać głosowi ton koszarowego autorytetu. – Popręgi dobrze podciągać! Popręgi!. .

Skakali jeden za drugim przez niski płotek w przejściu między obora i stajnią. Brąkiewicz ostatni.

Nie karierem! Rysiaą!!

Pod kopytami mieli rżysko. Dopiero obejrzawszy się za siebie dostrzegli, jak rozwiniętym frontem, ławą, jeszcze bez krzyku, szla za nimi kawaleria bolszewicka. Pobłyskiwały klingi. Brąkiewicz ocenił w duchu odległość: .,wiorsta”… Zrównawszy się z nim, Adamowicz mówił: – Tam musiał być niewidoczny stąd jar… Tamtędy podeszli… Brąkiewicz nie odpowiedział.

Ostatnie trzysta metrów nie wytrzymali nerwowo, i przeszli w galop, wskakując na szosę u samego wylotu wsi. „Źle” przemknęło przez głowę Brąkiewicza, gdy nie dostrzegł na skraju ani piechoty, ani umocnień.

Ale w tym samym momencie wyskoczyła ulicą naprzeciw garstka konnych, prowadzonych przez oficera. Młody porucznik w ułance o granatowym otoku, oczy błędne, piana w kącikach ust, szabla wysoko wzniesiona nad głową.

– Za Polskę! Za mną! krzyczał w ekstazie. A dostrzegłszy obcych ułanów przed sobą: – Dołączyć!! Za mną! Naprzód! Szableeee!

Brąkiewicz osadził przed nim konia. – Panie poruczniku, my mamy rozkaz…

– Dołączyć!!! Zzzzarąbię, psubraty! Za mną, do ataku!

Na ułamek sekundy jego nieprzytomny wzrok prześlizgnął się po fantastycznym smyczku Ruczetty, zatkniętym za pas. Miał za sobą nie więcej jak trzydziestu konnych. A naprzeciw szła półkolem czarna ława bolszewickiej konnicy.

Brąkiewicz zorientował się w mig: -Rozkaz panie poruczniku!

I odwróciwszy się do swoich, półgłosem: To jakiś wariat. Dołączamy chłopcy, spokojnie, na samym końcu. A później odskoczymy między domy. Z wariatem nie można.

– Za Polskę! chrypiał histerycznie porucznik, tracąc głos.

Ława konnicy nieprzyjacielskiej szła już teraz pełnym skokiem na wieś. Zmiotą jak lawina. Wyrąbią tę garstkę jednym machem! To było jasne.

Brąkiewicz oglądnął się właśnie, którędy najwygodniej zwiać od tej nieprzytomnej szarży, gdy raptem stał się cud…

O trzysta metrów dalej na przodzie, już za wsią, na szosie do Sierpca, akurat w cieniu dwóch wysokich topoli, stał nie zauważony uprzednio, pomalowany w łaty, mały samochód pancerny. Wyglądał stąd jak drobna wieżyczka na kółkach, czy jak wędrowny mnich przyodziany raptem w szatę arlekina… Był to jakiegoś starego typu gracik, z jednym karabinem maszynowym, którego uchwyty trzymał starszy strzelec Władysław Łepkowski. Samochód ten należał do grupy ośmiu sztuk tego typu, rzuconych przez majora Arciszewskiego na drogi w trójkącie Raciąż – Drobin – Płock z zadaniem niepokojenia z flanki 4-tej armii sowieckiej. Dnia poprzedniego stoczyły one ciężki bój z 157-ym i 158-ym pułkami. Teraz jeden znalazł się przed Górą. Podpuścił on ławę konnicy blisko, za blisko może nawet. I dopiero wszyscy zwrócili na niego uwagę, gdy padł pierwszy urywany strzał: „tak!”. jeszcze dwa: „tak-tak!”…

To wstrzymało na sekundę dech w piersi patrzącym: czyżby się zaciął w takiej chwili?… Ale to było tylko odchrząknięcie; i już z wysuniętego żądła cekaemu poszedł ledwo dostrzegalny dymek: „tak-tak-tak-tak-tatatatata”. . .

Trząsł się cały i chlustał ogniem: – „ta-ta-ta-ta…” — nieprzerwaną świetnie wymierzoną serią po konnicy sowieckiej.

Zwariowany porucznik oprzytomniał i zatrzymał swą garstkę jeźdźców w ostatniej chwili.

A samochodzik pancerny trząsł się jak w febrze, chybotał, zdawało się, że lada chwila się rozleci, że pospadają zeń od konwulsyjnych drgań. łaciate jego blachy. „Ta-ta—ta—ta… ” miotał się, pluł ogniem, ział zniszczeniem. Wywracały się konie, spadali ludzie. Atakująca ława zmieszała się, zakotłowała i zawróciła pędem.

Atak był odbity.

19.06.22 Łomża – Msza Święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

15/06/2022 przez antyk2013

Jako przedstawiciele Kościoła walczącego wychodzimy na Pokutny Marsz Różańcowy aby Trójcy Przenajświętszej
i Matce Bożej wynagrodzić za grzechy Polski!
Z Maryją Królową Polski módlmy się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu.

19 czerwca, godz.12:00, kościół św. Andrzeja Boboli w Łomży – Msza Święta w intencji Ojczyzny i PODJĘCIA POKUTY przez naród.

Ok. godz.13:00 po Mszy Świętej wyruszamy w Pokutnym Marszu Różańcowym, pójdziemy z modlitwą pod figurę Chrystusa Króla, aby zawierzyć to co kochamy Chrystusowi Królowi Polski.

Przed Mszą Świętą część radosna Różańca świętego.

Tak toczymy duchową bitwę o Polskę Bogobojną i sprawiedliwą, rządną i gospodarną, aby Chrystus królował w sercach Polaków i państwie polskim!

Matka Boża Królowa zwycięży

i Polska polska zwycięży!

…bo u Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi.

Pro Christo Rege, Rex Poloniae…

Kontakt do organizatora – Jerzy Kondrat 609 734

Share

19.06.22 – Białystok, Poznań, Zamość – Msze święte i Pokutne Marsze Różańcowe

15/06/2022 przez antyk2013

Na Różańcu świętym będziemy się modlić wraz z Maryja Królową Polski o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu.

BIAŁYSTOK – O godz. 12.00 jest  w Katedrze Msza Święta. O godz. 13.30 wyruszymy sprzed Katedry (ul. Kościelna 2), przejdziemy Rynkiem Kościuszki, ul. Lipową do Bazyliki Mniejszej p. w. św. Rocha.

POZNAŃ – początek o godz. 12.30 Msza Święta za Ojczyznę w Sanktuarium Bożego Ciała przy ul. Krakowskiej. Po Mszy Świętej Pokutny Marsz Różańcowy poprowadzi Ojciec Jerzy Garda. Zakończenie u Ojców Franciszkanów w Sanktuarium Matki Boskiej w Cudy Wielmożnej na Wzgórzu Przemysła.

https://youtube.com/watch?v=ufbnv-It0Sc%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26fs%3D1%26autohide%3D2%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26wmode%3Dtransparent%26hl%3Dpl-PL

ZAMOŚĆ –  o godz. 15.00 Koronka do Miłosierdzia Bożego, po modlitwie wyruszy spod kościoła św. Katarzyny Pokutny Marsz Różańcowy.

Msza Święta za Ojczyznę w Kościele Rektoralnym Świętej Katarzyny, ul. Kolegiacka 3 o godz. 17.00

Kościół św. Katarzyny, pl. Jaroszewicza Jana, Zamość - zdjęcia

Rozjazd czy rozłam w rządzie? Resort Zbigniewa Ziobry wydaje komunikat, że nie zaakceptował KPO z zapisami o podatkach na auta spalinowe

https://nczas.com/2022/06/14/rozjazd-w-rzadzie-resort-zbigniewa-ziobry-wydaje-komunikat-ze-nie-zaakceptowal-kpo-z-zapisami-o-podatkach-na-auta-spalinowe/
„Mam przed sobą dwa dokumenty. Krajowy Plan Odbudowy przyjęty w trakcie posiedzenia rządu i dokument z Komisji Europejskiej.
Te dwa dokumenty już na pierwszy rzut różnią się” mówił na konferencji Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro.

Dodał, że w dokumencie zawierającym Krajowy Plan Odbudowy, przyjętym przez rząd w kwietniu 2021 r. nie było mowy o nałożeniu podatków na posiadaczy samochodów z silnikiem diesla i silnikiem benzynowym.

Minister zapewniał, że on i jego środowisko polityczne nie zgodzi się na obciążenie obywateli dodatkowymi ciężarami finansowymi:

„Jako rządzący nie możemy ulegać bezpardonowo forsowanej ideologii rodem z Brukseli i wspieranej przez opozycję. Musimy myśleć w kategoriach interesu zwykłych Polaków i polskich rodzin”.

Przypomniał, że ostrzeżenia przed szantażem ze strony Komisji Europejskiej wobec Polski nie były bezpodstawne. Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta odniósł się z kolei do słów premiera Mateusza Morawieckiego i ministrów, którzy wskazywali, że resort sprawiedliwości nie oponował przeciw dokumentowi zawierającemu Krajowy Plan Odbudowy. „W przekazanym nam dokumencie było wiele ogólnych kwestii, do których nie było zarzutów” – stwierdził wiceminister Kaleta.

Źródło: PAP (Komunikat Ministerstwa Sprawiedliwości)

Przyśpiewki najnowsze.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5196 14 czerwca 2022

Hej, hej, Kaczubej, rozsierdywsia duże, hej, hej, Kaczubej, ne serdysia druże!

Pozwalam sobie na takie przyśpiewki, bo skoro Polska ma zostać przyłączona do Ukrainy, to nie ma rady; trzeba zawczasu uczyć się urzędowego języka, bo jak już spełni się marzenie Wielce Czcigodnego Pawła Kowala i unia stanie się faktem, to kto wie, czy tym, co nie będą mogli prosić o litość w języku urzędowym, jakakolwiek klemencja będzie okazana. Bo na Ukrainie panuje surowość, a nie safandulstwo, z którego słynie nasz nieszczęśliwy kraj.

Nie chodzi oczywiście o Koczubeja, kolaboranta zbrodniarzy wojennych: Aleksandra I i Mikołaja I, który ma nawet swoją basztę w więzieniu na Butyrkach, pod którą generał Mieczysław Boruta-Spiechowicz przesiedział całe 3 miesiące w ciemnicy – a w każdym razie tak mówił. Według współczesnych informacji baszta w więzieniu Butyrki ma się nazywać Pugaczowa, ale nie od sławnej w swoim czasie rosyjskiej piosenkarki, tylko jaickiego kozaka Jemieliana Pugaczowa, który za panowania Katarzyny wszczął powstanie nad Wołgą, został schwytany i skazany na śmierć, z tym, że kat się pomylił i najpierw go ściął, a poćwiartował dopiero potem – a miało być odwrotnie. Jak tam było, tak tam było, bo o Pugaczowie jest wzmianka nawet w „Towarzyszu Szmaciaku” („wot kak gumanno – myśli głowa na pal wbitego Pugaczowa”), nie mówiąc już o zbrodniczej literaturze rosyjskiej, która teraz będzie zastąpiona twórczością Tarasa Szewczenki, no i wybornymi scenami komediowymi z udziałem obecnego prezydenta Wołodymira Zełeńskiego, np. jak fujarą gra na fortepianie jakiś koncert. Takie rzeczy znaliśmy dotychczas tylko z czastuszek („a moj diadia był matros, rozbił ch… parawoz, a moj toże nie kalieka, ubił ch… czeławieka”), a tu proszę – kultura wysoka.

Więc już nie ma co nawet wspominać o zbrodniczym opowiadaniu carskiego kolaboranta Puszkina pod tytułem „Córka kapitana”, osnutym właśnie na tle buntu Pugaczowa. Jeśli zaś chodzi o Tarasa Szewczenkę, to polecałbym nieśmiertelny dialog mową wiązaną pod tytułem „Rozmowa w kartoflarni”, kiedy to Gnom wypytuje Tarasa o życiu na Ukrainie, między innymi – czy są tam kiszonki. Taras na to: „kiszonek mnogo na Ukrainie. Bywa, że mija za dzionkiem dzionek, a tam nic nie ma, oprócz kiszonek”. Nie ma rady; musimy się podciągnąć i językowo i kulturowo, bo w przeciwnym razie nie będziemy rozumieli nawet poleceń służbowych, a przecież nikt nie postawi przy każdym słudze i służebnicy tłumacza.

Pogrążyłem się w dygresjach, a przecież nie o nie tu idzie, tylko o Kaczubeja, który właśnie „rozserdywsia” na pana Michała Cieślaka, ministra od samorządów w Kancelarii Premiera, który naskarżył na kierowniczkę poczty w Pacanowie, że narzekała na drożyznę. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem Kaczubeja, dlaczego właściwie tak „rozserdywsia”, kiedy przecież pan minister Cieślak wykazał się rewolucyjną czujnością. Co by to było, gdyby tak wszyscy naczelnicy poczty, a może nawet i listonosze, zaczęli narzekać na drożyznę? Na pocztę przychodzi sporo ludzi, między innymi, żeby zapłacić podatki, więc fałszywe pogłoski o drożyźnie mogą zacząć się szerzyć z szybkością płomienia, niwecząc wysiłki pana prezesa Jacka Kurskiego, a także pań redaktorek: Danuty Holeckiej i Edyty Lewandowskiej. Jeśli komuś doskwiera drożyzna, to – po pierwsze – powinien od razu dodać, że to nic takiego, bo właśnie rząd „dobrej zmiany” podwyższy podatki i wprowadzi różne nowe, a uzyskane w ten sposób środki przeznaczy na putinowską tarczę inflacyjną, która zasłoni nas przed wszelką złą przygodą. Po drugie – jeśli nawet u i ówdzie pojawiła się drożyzna, to przecież nie za sprawą rządu „dobrej zmiany”, tylko za sprawą zbrodniarza wojennego Putina. Jakby tak z panią naczelniczką poczty w Pacanowie została przeprowadzona rozmowa ostrzegawcza, to z pewnością zaczęłaby ćwierkać z innego klucza, co natychmiast udzieliłoby się wszystkim klientom Poczty Polskiej.

Rozmyślając tedy nad przyczyną, dla której Kaczubej tak „rozserdywsia”, że nawet zaczął grozić ministru Cieślaku dymisją, dopuszczam myśl, że chodzi tu o tak zwane „przykrycie”. Jak wiadomo, rząd „dobrej zmiany” a z nim cały nasz bantustan, odniósł ostatnio wielki sukces. Po szczęśliwym wywieszeniu białej flagi przez pana prezydenta Dudę, w kołach rządowych zapanowała euforia, że będzie można zacząć dzielić szmal. Ale pani Urszula von der Layen wylała na gorące głowy kubeł zimnej wody, aż zasyczało oświadczając, że dopóki władze naszego bantustanu nie wykonają wszystkich rozkazów dotyczących niezawisłych sędziów, to żadnych pieniędzy nie będzie. Powtórzyła to kilka dni później z mocą wielką, kiedy Guy Verchofstadt (nigdy nie wiem, czy to imię wymawia się przez „ch” czy przez „h” nieme) zaczął zbierać podpisy pod wnioskiem o jej dymisję.

Z przecieków poza tym wynika, że szmal jest obłożony aż 115 „kamieniami milowymi”, więc kto wie, kiedy te wszystkie rozkazy spełnimy, a tymczasem inflacja pełznie coraz wyżej i tylko patrzeć, jak dopełznie do 20 procent. To właściwie też sukces, bo przecież wiadomo, że pieniądze tylko psują charakter, oczywiście nie wszystkim, co to, to nie, bo na przykład Naszych Umiłowanych Przywódców już nic nie zepsuje – ale tak zwanych „zwykłych ludzi” – jak najbardziej. Jeśli zatem będą mieli mniej pieniędzy, to od razu charakter im się poprawi, na czym nasz nieszczęśliwy kraj tylko może zyskać, bo im więcej będzie tu charakterników, tym lepiej. Ale to może jest zbyt skomplikowane dla wyznawców Naczelnika Państwa, więc nic dziwnego, że poszedł on na skróty, prezentując się jako tak zwane „ludzkie panisko”. Ta metoda przynosi same korzyści i to podwójnie, bo pierwszym sukcesem było wystruganie pana Cieślaka na ministra, by pokazać wszystkim, jak ludzie pięknie rosną wraz z krajem, a drugim – jego zdymisjonowanie w ramach ujęcia się za prostą naczelniczką poczty w Pacanowie, która teraz już na pewno będzie głosowała na PiS.

Zawsze mówiłem, że Naczelnik Państwa jest wirtuozem intrygi, co prawda takim, co z reguły potyka się na koniec o własne nogi, ale dobre i to, bo przecież czasy są ciężkie i nie ma co grymasić.

Dlatego właśnie proponuję, by to wydarzenie uczcić łatwą do zapamiętania piosneczką w naszym przyszłym języku urzędowym, co w dodatku będzie nawiązaniem do klasyki literatury tubylczej, nad czym, wbrew usiłowaniom obozu zdrady i zaprzaństwa oraz Judenratu, pracuje ofiarnie pan minister Czarnek.

Prezydent Duda przyznaje publicznie -Polska jest rozbrojona

Polskie arsenały są puste, a jednostkom operacyjnym brakuje sprzętu wojskowego, co jest spowodowane dostawami broni na Ukrainę.

https://niemcy.neon24.info/post/168277,prezydent-duda-przyznaje-publicznie-polska-jest-rozbrojona

W dniu wczorajszym, 13 czerwca prezydent Andrzej Duda – cytuję z jego oficjalnej  strony: 
„…. wziął udział w odprawie kierowniczej kadry Ministerstwa Obrony Narodowej i Sił Zbrojnych RP. Jako Zwierzchnik Sił Zbrojnych RP przedstawił m.in. rekomendacje dotyczące wzmocnienia bezpieczeństwa państwa w kontekście wojny w (na-JMW) Ukrainie, współpracy sojuszniczej i Szczytu NATO w Madrycie. „
I dalej cytuję: 
„Odprawa rozliczeniowo–koordynacyjna kierowniczej kadry resortu obrony narodowej to najważniejsze coroczne (!!!)  przedsięwzięcie rozliczeniowo–zadaniowe. Ostatnia odprawa z udziałem Prezydenta RP odbyła się w 2019 r. (!!!) w Pałacu Prezydenckim w Warszawie.”
Wystąpienie Głowy Państwa  (do przeczytania tutaj)  było nie tylko, mimo  całej masy komplementów pod adresem rządu , ważne, ale przede wszystkim informatywne. Pan prezydent przyznał, że Polska jest wskutek gigantycznej pomocy Ukrainie kompletnie rozbrojona. Rząd bowiem przeznaczał na tę pomoc nie tylko ZAPASY sprzętu, broni i amunicji, ale wręcz przekazywał Ukrainie AKTUALNE uzbrojenie polskiej armii, co jest według mnie zdradą stanu.
Proszę samemu ocenić:
A.Duda: 
Udzielamy Ukrainie największej pomocy militarnej, jaką kiedykolwiek udzieliliśmy innemu państwu. Jesteśmy też głównym państwem przekazującym Ukrainie ciężkie uzbrojenie. Mówimy o setkach sztuk czołgów, wozów bojowych, artylerii, a także dronach, ręcznych wyrzutniach przeciwlotniczych, setkach tysięcy sztuk amunicji, części zamiennych i innego wyposażenia. To były bardzo potrzebne decyzje, decyzje, które szybko i bezpośrednio odpowiadały na prośby strony ukraińskiej i realnie wsparły ją na polu walki. 

Postawiło to przed ministrem obrony narodowej realne zadanie uzupełnienia stanów uzbrojenia. No cóż, proszę Państwa, takie są fakty.

Przekazaliśmy – krótko mówiąc – ze swojego. Nie przekazaliśmy [sprzętu] z magazynów, nie przekazaliśmy od kogoś innego, przekazaliśmy to, co mieliśmy, uważając, że jest to potrzebne

Dlatego podjęliśmy te – co tu kryć – bardzo trudne decyzje. To przecież są nie tylko kwestie naszego uzbrojenia, to także olbrzymie wydatki ze strony naszego państwa i olbrzymie poświęcenie. To – jak szacujemy – co najmniej miliard siedemset milionów dolarów w postaci samej tylko pomocy militarnej  (1 mld700 milionów dolarów! – przyp. JMW)”
I dalej prezydent Duda opowiada, jak rząd chce uzbroić bezbronną  armię, a jego szczerość chwyta za serce. Ma to jednak trwać latami;

Ale co jasne i co chyba naturalne, oczekujemy uzupełnienia tych braków, które powstały w naszych zasobach, także w ramach sojuszniczych mechanizmów wsparcia. Pan Minister mówił przed momentem o zakupach, które chcemy zrealizować. Tak, chcemy je zrealizować, ale realizacja tych zakupów potrwa. Uzupełnienie stanów uzbrojenia poprzez wyposażenie nas w nowy sprzęt, który dopiero zostanie wyprodukowany to są co najmniej miesiące, ale w dużej części lata. Potrzebujemy uzupełnień szybko. Dlatego ubiegamy się w tej chwili właściwie u wszystkich naszych sojuszników, zwłaszcza tych najpoważniejszych, o to, by przesłali nam sprzęt – przecież niekoniecznie nowy. Wręcz przeciwnie, przecież my przekazaliśmy sprzęt używany i także i używany sprzęt jesteśmy gotowi przyjąć, byle uzupełnić – przynajmniej w części – to, co utraciliśmy w sposób, który uznajemy za uzasadniony, jasny i oczywisty.”

Dowiadujemy się też, że chociaż agresja Rosji spadła na Ukrainę niespodziewanie, to już latami rząd Polski wspierał Ukrainę militarnie:
„Polskie wsparcie dla Ukrainy to też wieloletnia współpraca wojskowa, promująca zachodnie standardy w ukraińskiej armii. Polscy instruktorzy – wraz z instruktorami z USA, Wielki Brytanii i Kanady – pomogli wyszkolić tysiące ukraińskich żołnierzy. Od lat współpracujemy w ramach polsko– litewsko–ukraińskiej brygady z dowództwem w Lublinie. Było to wyrazem naszego wsparcia dla integracji Ukrainy ze strukturami transatlantyckimi, ale dziś widzimy, że pomoc ta budowała też zdolność armii ukraińskiej do skutecznego przeciwstawienia się agresji.  „
Wniosek końcowy? Polska pozbawiła się własnej obronności na rzecz Ukrainy. Stoi obecnie -mówiąc trywialnie – goła i wesoła. W razie agresji rosyjskiej zapewne pan prezydent Duda będzie prosił, by Rosjanie poczekali kilka lat na granicy, aż Polska uzupełni aktualne uzbrojenie o zużyty złom z zachodniej granicy albo nawet z samych USA. 
Dla mnie jest to zdrada stanu na najwyższym szczeblu.  Zdrada wobec polskiego społeczeństwa  i bezmyślne narażanie życia polskiej (obecnie bezbronnej) armii..
Absolutny skandal!
Zródło:prezydent.pl

40 milionów Vateuszka [ludzi Q!] w gotowości

Katarzyna Treter-Sierpińska 13 czerwiec, 2022 https://wprawo.pl/katarzyna-ts-40-milionow-w-gotowosci/

W poniedziałek (13.06.2022) premier Mateusz Morawiecki udał się do Myszkowa, gdzie wziął udział w uroczystości odsłonięcia muralu Jerzego Kurpińskiego ps. „Ponury” oraz otworzył pneumatyczną strzelnicę sportową. Wygłaszając przemówienie z tej okazji premier oświadczył: Jeżeli Rosji kiedykolwiek przyjdzie do głowy, aby zaatakować Polskę, to Kreml musi wiedzieć, że jest u nas 40 milionów Polaków gotowych, aby stanąć z bronią w ręku i bronić swojej Ojczyzny – oświadczył Morawiecki.

Po takim dictum trudno oprzeć się wrażeniu, że na czele polskiego rządu stoi człowiek, który stosuje zasadę „pleć pleciugo, byle długo”, przy czym plecie takie androny, że nie wiadomo już jak to traktować. Czy Morawiecki stracił kontakt z rzeczywistością, czy też robi sobie jaja wierząc, że „ciemny lud” i tak to kupi? Jedno jest pewne: to, co klepie premier zwyczajnie ośmiesza Polskę. Jeżeli Morawiecki odgraża się Rosji, powołując się na 40 milionów Polaków gotowych dać zbrojny opór Rosji, to reakcją Rosji muszą być salwy śmiechu. Dlaczego? Zacznijmy od tego, że w Polsce jest ok. 38,5 milionów Polaków, czyli o półtora miliona mniej niż miałoby stawić ów opór w przypadku ataku. Co prawda polska diaspora liczy ok. 21 milionów, ale raczej nie należy oczekiwać, że dla Ojczyzny ratowania rzucą wszystko i przyjadą walczyć z Rosjanami. Pozostajemy więc przy 38,5 milionach, z których w wieku kwalifikującym do udziału w stawianiu oporu, czyli 20-65 lat, jest 25 milionów. Jeśli doliczymy nastolatki w wieku 15-19 lat to w sumie mamy trochę ponad 27 milionów. Z czego połowa to kobiety. A zatem opowiadając o 40 milionach Polaków „gotowych, aby stanąć z bronią w ręku” premier Morawiecki najwyraźniej ma na myśli również niemowlęta, dzieci w wieku szkolnym oraz seniorów. I to obu płci.

Oczywiście „dzieckiem w kolebce, kto łeb urwał Hydrze, ten młody zdusi Centaury”, ale nie jest to zjawisko powszechne. Można powiedzieć, że jest to zjawisko tak wyjątkowe, iż podołał mu jedynie Herakles, który w dziesiątym miesiącu życia udusił gołymi rękami dwa ogromne węże. Jeśli premier Morawiecki oczekuje, że polskie niemowlaki będą gołymi rękami dusić rosyjskich sołdatów, to chyba ma coś nie tak z głową. Co do stawiania oporu przez seniorów, Morawiecki najwyraźniej nasłuchał się ukraińskich opowiastek propagandowych i jako siłę bojową widzi staruszki rzucające słoikami ogórków w drony oraz serwujące nieprzyjacielowi zatrute pierożki.

Reasumując: premier Morawiecki będzie miał „40 milionów Polaków gotowych, aby stanąć z bronią w ręku”, jeśli wydrukuje ich sobie na drukarce 3D. Opowiadanie bajek na strzelnicy w Myszkowie nie zmieni sytuacji. A jeśli prezydent Putin przyjąłby tę samą metodę liczenia siły, to ma on 144 miliony Rosjan gotowych, aby zaatakować Polskę. I do tego ma bombę atomową.

Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii, czyli umiejętności strzeleckich społeczeństwa polskiego. Według badania Maison and Partners dla Fundacji WEI z lutego 2022 roku, 62% dorosłych Polaków nie potrafi obsługiwać broni palnej. Pod względem liczby sztuk broni na mieszkańca jesteśmy na 166. miejscu na świecie. Na 100 Polaków przypada obecnie zaledwie jedna sztuka broni, podczas gdy w Czechach jest to 16 sztuk, w Niemczech – 30, w Finlandii i Szwajcarii 40, a w USA – 90. W sumie liczba posiadaczy broni w Polsce to ok. 170–180 tys. osób. Tak w praktyce wygląda te mityczne 40 milionów gotowych dawać zbrojny opór Rosji. Pytam się: czym? Nożami kuchennymi? Tłuczkami do mięsa? Czy Morawiecki nie zauważył, że czasy, gdy Dawid zabijał Goliata przy pomocy kamienia wyrzuconego z procy, już dawno minęły?

Kolejna kwestia to gotowość do walki. Według badania opublikowanego przez Fundację WEI, 66% dorosłych Polaków chce w razie wojny bronić Ojczyzny, z czego 49% ma na myśli działania niewymagające aktywnej walki, a 17% – walkę na froncie. To oznacza, że ok. 4 mln dorosłych Polaków w wieku 18–65 jest gotowych chwycić za broń. Przynajmniej deklaratywnie. Weryfikację tej liczby stanowiłyby faktyczne działania zbrojne. Ale nawet jeśli liczba ta nie ulegałby znaczącemu zmniejszeniu, to mówimy o czterech milionach gotowych do walki z bronią w ręku, a nie o 40 milionach. Rozumiem, że premier Morawiecki mógł przeszacować tę siłę, ale – na litość Boską – nie dziesięciokrotnie! Jeśli polska strategia obronna wygląda tak, jak opowieści Morawieckiego, to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać.

Jest takie polskie powiedzenie, które niedawno cytował prezydent Andrzej Duda, czyli „nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”. To powiedzenie idealnie pasuje do przemówienia premiera Morawieckiego wygłoszonego w Myszkowie z okazji otwarcia strzelnicy. Opowiadanie o 40 milionach Polaków gotowych do dawania oporu Rosji z bronią w ręku, to właśnie takie straszenie, którego straszony nie musi się bać, ale może je wyśmiać. Tym bardziej, że gdy Morawiecki pręży muskuły, których nie ma, Zachód przebiera nogami, żeby powrócić do biznesów z Rosją. I prędzej, czy później do tego dojdzie. Żadne buńczuczne przemówienia Dudy i Morawieckiego nie zmienią realiów, a te są takie, że Zachód jest gotów oddać Rosji część terytorium Ukrainy, żeby Putin „wyszedł z twarzą” i zakończył „operację wojskową”. Jeśli ktoś jest tym zaskoczony, niech przypomni sobie, jak nasi zachodni alianci wywiązali się z gwarancji sojuszniczych w 1939 roku i co zrobili w Teheranie w 1943 roku oraz w Jałcie w 1945 roku. W świetle tych ustaleń, które już w 1943 roku oddawały Polskę Stalinowi, Powstanie Warszawskie było nie tylko samobójstwem z militarnego punktu widzenia, ale również politycznym absurdem. Tym bardziej bolesnym, że alianci nie poinformowali polskiego rządu o ustaleniach teherańskich. Dlaczego? Dlatego, że ze względu na odbywające się jesienią 1944 roku w USA wybory prezydenckie, na prośbę prezydenta Roosevelta liczącego na głosy Polonii amerykańskiej utajniono postanowienia wielkiej trójki w kwestii polskiej. Polska została sprzedana i żadna ofiara krwi tego nie zmieniła.

Gdy dziś słyszę, jak premier Morawiecki potrząsa szabelką opowiadając o 40 milionach Polaków gotowych stanąć z bronią w ręku, to nóż mi się kieszeni otwiera. Psim obowiązkiem premiera Polski jest zadbać o to, żeby nie narażać życia Polaków. Tymczasem Morawiecki i cała ekipa rządząca zachowują się jakby chcieli wepchnąć Polskę w wojnę, w której nie mamy szans na wygraną. I do tego wmawiają Polakom, że jak nie rzucimy się na Rosję dziś, to Rosja rzuci się na nas jutro. Zapominają tylko dodać, że ich plan zakłada de facto wywołanie III wojny światowej. W takim wypadku Polska jest w strefie zgniotu, a Zachód nie będzie umierał za Warszawę. Pora przyjąć to w końcu do wiadomości.

========================

mail:

Pani KTS nie oglądała wypowiedzi PMM na żywo, bo gdyby oglądała, jej wpis byłby jeszcze ostrzejszy i jeszcze bardziej obnażający premiera RP. Otóż parę zdań przed owymi „40 milionami gotowymi do obrony” PMM był łaskaw powiedzieć, że rząd właśnie pracuje nad ustawą o warunkach dostępu do broni palnej! Czyli rząd pracuje nie nad powszechnym dostępem Polaków do broni palnej tylko o jakichś innych niż do tej pory ograniczeniach! Kiedy po chwili usłyszałam o tych 40 milionach .. pomyślałam: wariat, sklerotyk, czy kukła?

Kilkanaście zdjęć ukazujących ukraińską rzeczywistość

Na podstawie artykułu Jacka Boki pt: Rezydentowi Dudzie do sztambucha.

http://kresywekrwi.blogspot.com/2022/06/rezydentowi-dudzie-do-sztambucha.html?m=0

na portalu 'KRESY WE KRWI” md.

Місто Львів не для польських nанів

=====

Місто Львів не для польських nанів

Jacek Boki – 11 Czerwiec 2022 r.

Gwałtowny wzrost sympatii dla OUN-UPA i Bandery wśród Ukraińców

Marek Trojan https://kresy.pl/wydarzenia/sondaz-gwaltowny-wzrost-sympatii-dla-oun-upa-i-bandery-wsrod-ukraincow/?swcfpc=1

Od 2010 skala poparcia dla OUN-UPA wśród Ukraińców wzrosła czterokrotnie, a od 2015 roku – dwukrotnie. Obecnie przekracza już 80 proc. w skali kraju. Lidera OUN, Stepana Banderę, pozytywnie

https://kresy.pl/wp-content/uploads/2020/01/Uroczysto%C5%9Bci-pod-pomnikiem-S.-Bandery-1-I-2019-r.-fot.-Zaxid.net_-970x542.jpg

ocenia 3/4 Ukraińców, dwa razy więcej, niż jeszcze kilka lat temu.

W tym tygodniu ukraińska agencja badań socjologicznych Rating Group opublikowała wyniki najnowszej, 10. edycji badania „Ideologiczne markery Ukrainy”. Dotyczy ono przede wszystkim stosunku Ukraińców do kwestii historycznych i pamięci, głównie XX wieku i czasów II wojny światowej.

Grupa Rating zaznacza, że tegoroczne badanie wykazało wyraźny wzrost pozytywnego stosunku do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Znacząco wzrósł odsetek Ukraińców, którzy uważają członków OUN-UPA za uczestników walki o państwową niepodległość Ukrainy. Obecnie, tego zdania jest 81 proc. badanych, a tylko 10 proc. nie zgadza się z tym. To oznacza, że od 2010 skala poparcia dla OUN-UPA wzrosła czterokrotnie, a od 2015 roku – dwukrotnie. Najwięcej zwolenników uznania upowców za uczestników walki o niepodległość Ukrainy odnotowano na zachodzie (89 proc.) i w centrum kraju (82 proc.).

Do „żołnierzy UPA” pozytywny stosunek ma 71 proc. ankietowanych Ukraińców, z czego 40 proc. – jednoznacznie pozytywny. Negatywnie odnosi się do nich 12 proc., w tym 7 proc. zdecydowanie. Najbardziej jest to widoczne na zachodniej Ukrainie (86 proc. pozytywnie, w tym 60 proc. zdecydowanie) i w centralnej części kraju (75 proc., w tym 41 proc. zdecydowanie), a także wśród ludności tylko ukraińskojęzycznej (80 proc.). Najmniejsze poparcie odnotowano na wschodzie i na południu Ukrainy, jednak nawet tam oceny pozytywne stanowią już wyraźnie powyżej 40 proc. Najwięcej osób krytycznie oceniających OUN-UPA odnotowano na wschodzie (28 proc., 17 zdecydowanie). Również wśród ludności rosyjsko języcznej oceny pozytywne przeważają nad negatywnymi (57 proc. do 28 proc.).

„W ostatnich latach daje się zauważyć pozytywna dynamika stosunku do ukraińskich postaci historycznych, wokół których jeszcze dekadę temu toczyły się w społeczeństwie gorące debaty” – zauważa Rating Group. Dotyczy to m.in. lidera OUN, Stepana Bandery. Obecnie, pozytywny stosunek do niego deklaruje 74 proc. Ukraińców, z czego 40 proc. ocenia go jednoznacznie pozytywnie. Negatywny stosunek ma do Bandery tylko 14 proc. badanych, w tym 8 proc. zdecydowanie. 4 proc. odpowiedziało, że nie wie o kogo chodzi, a 9 proc. miało problem z jednoznaczną odpowiedzią.

Dla porównania, w 2012 roku Stepana Banderę pozytywnie oceniało 22 proc. Ukraińców (58 proc. negatywnie), a w kwietniu 2014 roku – 31 proc. (48 proc. negatywnie). W latach 2016-2018 pozytywny stosunek Ukraińców do lidera OUN pozostawał zasadniczo na poziomie 35-36 proc., ale oceny negatywne spadały, do 34 proc. Później nastąpił gwałtowny wzrost poparcia.

Największą popularność Bandery odnotowano na zachodniej (89 proc.) i w środkowej Ukrainie (78 proc.), wśród młodych respondentów w wieku 18-35 lat (81 proc.) i wśród ludności tylko ukraińskojęzycznej (82 proc.). Nawet na południu i na wschodzie Ukrainy poparcie dla tej postaci przekracza odpowiednio 50 i 60 proc. Wśród ankietowanych rosyjskojęzycznych to 51 proc.

„Co ważne, pozytywny stosunek do ideologa ukraińskiego nacjonalizmu przeważa obecniew regionach południowo-wschodnich i wśród tych, którzy na co dzień mówią tylko po rosyjsku” – zaznacza Rating Group.

Przypomnijmy, że jeszcze w 2018 roku 45 proc. Ukraińców uważało OUN-UPA za bojowników o niepodległość Ukrainy, 51 proc. twierdziło, że w czasie II WŚ bronili ojczyzny, a 62 proc. popierało ustanowienie święta państwowego w dzień rocznicy powstania UPA. Wówczas badania te pokazywały jednak, że Ukraińcy z różnych części kraju byli wyraźnie podzieleni ws. oceny OUN-UPA.

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, której przywódcą był Stepan Bandera (OUN-B), wraz z jej zbrojnym ramieniem – Ukraińską Powstańczą Armią odpowiada za ludobójstwo Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w czasie II wojny światowej. W czasie rzezi wołyńskiej Bandera był przetrzymywany przez Niemców w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, w związku z czym kwestionowana jest jego odpowiedzialność za tę zbrodnię. Obrońcy Bandery nie biorą pod uwagę, że był on przetrzymywany w dobrych warunkach i utrzymywał stały kontakt ze swoją organizacją. Oprócz tego Bandera odpowiada za liczne zbrodnie swojego ugrupowania popełnione w czasie przebywania na wolności.

Rating Group / Kresy.pl

Stwórzmy własne relacje z Białorusią

Agnieszka Piwar https://www.bibula.com/?p=134572

Ormianie obok Azerów, Rosjanie obok Polaków i Ukraińców, Żydzi obok Palestyńczyków – bez demonstrowania animozji. To niecodzienne zjawisko było mi dane zobaczyć podczas XIII Republikańskiego Festiwalu Kultur Narodowych w Grodnie. O wydarzeniu pierwszy raz usłyszałam kilka lat temu i od razu zapragnęłam poczuć jego klimat. Okazja trafiła się w tym roku.

Dzięki otwartości strony białoruskiej (akredytację prasową i wizę otrzymałam błyskawicznie), jako dziennikarka „Myśli Polskiej” mogłam pojechać do naszych wschodnich sąsiadów, by w dniach 3-5 czerwca A.D. 2022 uczestniczyć w imprezie, która – śmiem przypuszczać – nie ma sobie równych na całym świecie.

Wyprawie towarzyszyły mi początkowo pewne obawy, wszak ubiegłej jesieni napięcie między naszymi państwami sięgnęło zenitu. W pamięci miałam niepokojące obrazki z polsko-białoruskiej granicy, gdzie do Unii Europejskiej próbowali nielegalnie wedrzeć się migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki, którzy wcześniej zostali wpuszczeni na Białoruś. Strona polska twardo wówczas broniła granicy Strefy Schengen. Stanęło na tym, że rząd RP wydał krocie z kieszeni polskich podatników, by postawić mur na granicy z Białorusią. Okazuje się, że to zupełnie niepotrzebna inwestycja. Migranci jakby wyparowali. Najprawdopodobniej większość z nich skorzystała z okazji i wślizgnęła się do UE, gdy Polska bez opamiętania zaczęła wpuszczać przybyszy z Ukrainy.

Do Grodna wyruszyłam bezpośrednim autobusem z Warszawy. Takie autobusy kursują codziennie w obie strony trzy razy na dobę. Koszt jednego biletu to ok. 140 zł. Przekroczenie granicy w obie strony odbyło się bez najmniejszych problemów. Nadstawiając ucha i przyglądając się współpasażerom odniosłam wrażenie, iż wśród licznych obywateli Białorusi byłam jedyną obywatelką Polski. Współtowarzysze podróży wyglądali na zwykłych pracowników czy studentów, którzy układają sobie życie między dwoma państwami. Podczas kontroli paszportowej podpatrzyłam, że niektórzy mieli kartę Polaka. Z okna autobusu dostrzegłam, że granicę przekraczało sporo samochodów osobowych, ale tylko nieliczne miały polskie rejestracje. Widziałam też wiele TIR-ów ustawionych w długiej kolejce, głównie z białoruskimi rejestracjami, ale też mołdawskimi czy kazachskimi.

Dotrzeć do źródeł

W Grodnie przywitał mnie Kazimierz Znajdziński, prezes miejscowego Domu Polskiego, należącego do Związku Polaków na Białorusi uznawanego przez stronę białoruską, co niestety oznacza, że nieuznawanego przez stronę polską. Ten straszny podział ma swoje smutne konsekwencje, ale o tym w dalszej części.

Pan Kazimierz dołożył wszelkich starań, aby mi pomóc. Jako że serwisy internetowe służące do rezerwacji zakwaterowania online blokują obecnie Białoruś, to szef Domu Polskiego osobiście się pofatygował, aby znaleźć dla mnie dogodny nocleg w centrum Grodna. Ponadto załatwił mi przepustkę „Gościa Festiwalu”, dzięki czemu miałam wejście do strefy dla VIP-ów oraz do woli korzystałam z degustacji lokalnych potraw i rozmaitych nalewek.

Festiwal Kultur Narodowych w Grodnie to wielkie święto nie tylko dla miejscowych. Pierwszego dnia imprezy z samego rana na grodzieńskiej starówce rozstawiono liczne stragany z wyrobami białoruskich artystów, rzemieślników i gospodyń. Kupcy zjechali z całego kraju. Rękodzieła i lokalne przysmaki zrobiły na mnie ogromne wrażenie – piękne obrazy i rzeźby, wyszywanki, lalki ubrane w ludowe stroje, oryginalna biżuteria i ceramika oraz pyszne, naturalne jedzenie i alkohol, po którym nie ma kaca. Wszystkiego było pod dostatkiem i w bardzo przystępnych cenach.

Oficjalne otwarcie Festiwalu nastąpiło w piątkowy wieczór. Najpierw przeszedł fantastyczny pochód z udziałem około 800 przedstawicieli 30 narodowości. Barwne stroje ludowe, tańce, okrzyki radości i śpiew – a wokół parady licznie zgromadzeni mieszkańcy akompaniujący temu niezwykłemu zjawisku. Potem przyszedł czas dla oficjeli z Mińska i Obwodu Grodzieńskiego, którzy z wielkiej sceny ustawionej na głównym placu miasta dokonali uroczystego otwarcia imprezy. I wreszcie rozpoczął się cudowny koncert, podczas którego utwierdziłam się w przekonaniu, że Białoruś szczęśliwie uchroniła się przed deprawacją płynącą z Zachodu.

Przyglądając się temu wszystkiemu w pamięci miałam Festiwal Eurowizji, którego tegoroczny finał odbył się dwa tygodnie wcześniej. Europejska impreza od lat kojarzy się z festiwalem żenady, gdzie prawdziwy talent artysty zdaje się mieć najmniejsze znaczenie. O wygranej decydują bowiem najczęściej czynniki ideologiczne. Dla przykładu, w ostatnich latach wygrywali: tzw. „kobieta z brodą”, transwestyta, czy wulgarny zespół którego męska część odziana była w wyuzdane damskie ciuchy a żeńska w garnitur.

Oczywiście decydują też czynniki polityczne. Oto bowiem w ostatnich latach Eurowizję wygrali aż trzy razy przedstawiciele Ukrainy. Być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewna zbieżność wydarzeń. Otóż reprezentujący Ukrainę artyści pierwszą wygraną zaliczyli w roku wybuchu pomarańczowej rewolucji. Kolejne zwycięstwa przypadły wkrótce po tym, jak Ukraina zmieniła swoje oblicze w wyniku przewrotu na kijowskim Majdanie oraz kilka miesięcy po rozpoczęciu przez Rosję tzw. „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Przypadek? Nie sądzę.

Należy przy tym odnotować, że w 2021 roku z Eurowizji została wykluczona Białoruś. Białorusini zgłosili wtedy piosenkę „Nauczę cię” zespołu Gałasy Zmiesta. Słowa utworu z nutką ironii nawiązywały do odpalonych przez zewnętrznych podżegaczy zamieszek, do jakich doszło na Białorusi w 2020 roku przy okazji wyborów prezydenckich. Nasuwa się z tego następujący wniosek. To państwo, gdzie Euromajdan skutecznie udało się odpalić zostało nagrodzone na Eurowizji zwycięstwem, zaś to państwo, które próbę przewrotu skutecznie odparło, zostało ukarane wyrzuceniem z konkursu.

Moim zdaniem Białorusini nie mają czego żałować. Eurowizja już lata temu sięgnęła dna, prezentując rozmaite zboczenia i deprawacje, co jedynie upokarza utalentowanych i szlachetnych artystów, którzy jakimś cudem zostaną dopuszczeni do tamtej sceny. Ponadto, narzucając określone trendy czołowy europejski konkurs muzyczny scala występujące w nim narody w jedną globalistyczną masę.

Tymczasem Festiwal w Grodnie promuje zgoła inne wartości. Zgodnie z założeniami organizatorów wielobarwne święto folkloru ma łączyć wszystkich szlachetną ideą dobra i pokoju, gorącym pragnieniem dzielenia się skarbami sztuki narodowej. Chodzi o to, by na nowo dotknąć najbardziej tajemniczych źródeł danej kultury. Kultura jest duszą narodu. I ja tę duchowość autentycznie tam poczułam.

Pod grodzieńską sceną podziwiałam piękno, wyjątkowość i odrębność każdego z występujących artystów. A wśród nich: Polacy, Rusini, Cyganie, Bałtowie, Żydzi, przybysze z Kaukazu, Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Korei, Chin czy Indii. Wielu z nich od pokoleń mieszka na tamtych ziemiach, a niektórzy przyjechali na Białoruś studiować czy pracować. Festiwal w Grodnie to doskonała okazja, by wszyscy się poznali.

Wysłuchać Rodaków

Drugiego dnia festiwalu impreza przeniosła się na podwórka rozmieszczone w różnych zakątkach Grodna. Każdemu narodowi przydzielono poszczególny skrawek miasta. Polskie podwórko mieściło się w tym roku na placu przed Pałacem Kultury Włókienników. Na miejscu zastałam stoisko z literaturą, rękodzieła ludowej sztuki oraz suto zastawione stoły tradycyjnymi polskimi potrawami. W centralnej części ustawiono scenę, na której rozbrzmiewały ludowe pieśni i największe hity Maryli Rodowicz, zaś młodzież w wieku szkolnym recytowała polską poezję. Imprezę uświetniły polskie zespoły z Grodna, Lidy, Mińska, Iwieńca, Wołkowyska, Słonima i Ostrowca, gdzie działają polskie ośrodki.

Na polskim podwórku poznałam Aleksandra Songina, obecnego prezesa Związku Polaków na Białorusi, posła do Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Białorusi. Jako że Songin nie współpracuje z zadymiarzami chcącymi obalić władze białoruskiego państwa, to władze w Polsce nie uznają legalności organizacji, której szefuje.

Prezes ZPB udzielając wypowiedzi do „Myśli Polskiej” opowiedział mi o kulisach grodzieńskiej imprezy. Jak przyznał, długo przygotowywali się do tego festiwalu. Współpracowali przy tym z ośrodkami i organizacjami specjalizującymi się w rozpowszechnianiu i tłumaczeniu polskiej kultury i języka. Podczas festiwalu zaprezentowano też bajki i kreskówki dla dzieci, gdyż – jak podkreślił mój rozmówca – bardzo ważnym jest, aby dzieci wspólnie z dorosłymi przebywały na tym festiwalu i przekazywały kulturę polską dalej.

Songin wspomniał ponadto o innych imprezach związanych z promowaniem polskiej kultury na Białorusi. Wymienił między innymi Kaziuki oraz konkursy ortografii polskiej i recytowania polskiej poezji.

Prezes ZPB zapewnił, że Polacy nie są uciskani na Białorusi i nikt nie zabrania pielęgnowania polskiej mowy, kultury oraz tradycji. Podkreślił, że wielu naszych rodaków zajmuje ważne stanowiska w administracji. Dla przykładu podał, że mer Grodna oraz obecny minister kultury są Polakami. Aleksander Songin zaznaczył, że sam nigdy nie odczuwał żadnych problemów z powodu bycia Polakiem.

Tymczasem miałam również okazję poznać innych Polaków, z którymi porozmawiałam już mniej oficjalnie. Podzielili się ze mną swoimi niepokojami. Otóż według nowo przyjętego prawa oświatowego w szkołach państwowych na Białorusi od roku szkolnego 2022/2023 nauczanie ma się odbywać tylko w językach urzędowych, tj. rosyjskim i białoruskim. Oznacza to de facto likwidację polskich szkół. Kiedy piszę ten tekst, ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Jednak moi polscy rozmówcy z Białorusi są tym pomysłem przerażeni i w pełni podzielam ich obawy.

Nie ulega wątpliwości, że tego typu przymiarki białoruskich władz to konsekwencja agresywnej polityki Polski względem Białorusi. Tymczasem odbieranie możliwości nauczania przedmiotów szkolnych w języku polskim to woda na młyn dla wszelkiej maści podżegaczy znad Wisły, którzy z satysfakcją wykrzyczą: «A nie mówiliśmy!? Wyszło na nasze, białoruski reżim prześladuje Polaków!».

Tymczasem antybiałoruska polityka strony polskiej – i ewentualny odwet sprowokowanej strony białoruskiej – uderza przede wszystkim w zwykłych Polaków mieszkających na Białorusi, czyli w tych, którzy niczemu nie zawinili. To pokazuje, że władze w Polsce mają w głębokim poważaniu swoich Rodaków zza Bugu. Ich jedynym celem jest bowiem robienie na złość prezydentowi Łukaszence.

Łączność z Polakami

Wskutek destrukcyjnej polityki III RP przed laty doprowadzono do rozbicia Związku Polaków na Białorusi. Odszczepieńcy firmowani przez Andżelikę Borys kompletnie niczego dobrego nie osiągnęli, a jedynie pogłębili sztucznie wywołany podział. To wszystko sprawiło, że Polacy zrzeszeni w uznawanym przez białoruskie władze ZPB zostali niejako oderwani od Polski. Dla przykładu, wielu z nich nie może przyjechać do naszego państwa, gdyż uznaje się ich tutaj jako „Polaków od Łukaszenki”.

Nasze środowisko podjęło więc decyzję, że w najbliższym czasie założymy na Grodzieńszczyźnie oddział Klubu Myśli Polskiej. Pomysł ten spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem przedstawicieli Domu Polskiego w Grodnie.

Kolejnym dobrym krokiem byłoby ożywienie ruchu turystycznego między naszymi państwami. Przerażonych wizją dodatkowej fatygi z wyrabianiem sobie wizy, pragnę uspokoić, że tę barierę można ominąć wybierając się do Obwodu Grodzieńskiego. Wystarczy zgłosić się do firmy transportu turystycznego „Merapi” z siedzibą w Grodnie, która wystawi specjalne zaproszenie [kontakt: merapi.by]. Dokument upoważnia do bezwizowego przekroczenia granicy i pozwala przebywać w obwodzie do 15 dni. Niewielką opłatę za wystawienie zaproszenia (kilkanaście dolarów) uiszcza się po dotarciu do Grodna.

Niech jak najwięcej Polaków przyjeżdża na Grodzieńszczyznę, gdzie najliczniej mieszkają nasi Rodacy. Takie wizyty wzmocnią ich duchowo, a także gospodarczo. Przecież każda złotówka (rubel/euro/dolar) wydana w lokalnej restauracji czy hotelu, to prztyczek w wyrachowanych globalistów nakładających na Białoruś bezduszne sankcję. I wreszcie, tego typu wyprawy oddolnie poprawią relacje polsko-białoruskie, które podli politycy okrutnie usiłują zniszczyć. Zbudujmy więc własną dyplomację publiczną na przekór politykierom.

Mając już pewne doświadczenie w podróżach, mogę stanowczo stwierdzić, że Białoruś jest bardzo atrakcyjnym kierunkiem na wakacje. Na miejscu zastaną Państwo pięknie odrestaurowane zabytki, super atrakcyjne ceny, niesamowitą czystość, życzliwych ludzi, pyszne jedzenie, najtańsze paliwo w Europie oraz nieskażoną naturę. Ostatni dzień Festiwalu Kultur Narodowych spędziłam właśnie na łonie natury, a konkretnie nad Kanałem Augustowskim przy Śluzie Dąbrówka. W otoczeniu pięknej przyrody zastałam rodzinną atmosferę, ludową muzykę i tańce, smaczną kuchnię gospodyń wiejskich i wiele innych atrakcji. Odwiedzający to miejsce mogli wziąć w udział w spływach kajakowych czy rozmaitych konkursach połączonych z zabawą. Osobiście wybrałam rejs statkiem z zabierającymi dech widokami.

W najbliższych miesiącach na przyjezdnych czekają kolejne niezapomniane wrażenia. Już w lipcu impreza z okazji Dni Grodna. W drugiej połowie sierpnia Międzynarodowy Festiwal Folkloru pt. „Kanał Augustowski w Kulturze Trzech Narodów” łączący Białoruś, Litwę i Polskę. A we wrześniu kolejna edycja Republikańskiej Wielobranżowej Wystawy – Jarmark „Euroregion Niemen” oraz dożynki. A zatem, z czystym sumieniem polecam Grodzieńszczyznę na turystyczne wojaże.

Agnieszka Piwar

Reportaż ukazał się pierwotnie w „Myśli Polskiej”

Za: (nadesłany materiał Autorski) Dziękujemy!

Wesprzyj naszą działalność [Bibuła. md]

Rok 2027. Pamiętnik matki Polki.

[z internetu…]

Budzik zadzwonił o godz.3.00, wstałam, wzięłam łyk kawy z termosu którą zrobiłam wieczorem bo prąd dopiero włączają około 12-tej jak są pierwsze Wiadomości w TVP.

Ubrałam się, wzięłam Millę na smycz i szybko do lasu po chrust by zdążyć przed godzinami dla matek z dziećmi do lat 3 i kobietami w ciąży, które zaczynają się o 5.00, władza mówi, że o ciężarne i małe dzieci trzeba dbać  więc mogą chrust zebrać rano.

Miałyśmy szczęście, w nocy był wiatr leżało sporo gałązek, uzbierałyśmy zapas na 3 dni więc jutro trochę odeśpię.

Wróciłyśmy rozpaliłam w piecu, wczoraj padało, tak więc miałam nawet sporo wody, zrobiłam świeżą kawę i będzie na zupę.

Wracając nazbierałam liści szczawiu ktoś musiał nie zauważyć, więc będzie wyżerka zupa szczawiowa a jak starczy wody to jeszcze kompot z mirabelek zrobię które wczoraj mąż nazrywał jak jechał  z pracy tym najnowszym autem na chrust co dostaliśmy od Morawieckiego. 

Jak już ogarnę dom idę na autobus, niestety nie zawsze przyjedzie, jako gmina opozycyjna nie dostaliśmy najnowszych modeli na chrust tylko mamy starocie na węgiel no a z węglem wiecie jak jest.

Po drodze spotkałam sąsiadkę, mówi, że proboszcz nowa listę wywiesił na plebanii z grafikiem dla poszczególnych rodzin kiedy mają chrust przynosić i to tylko ten pierwszego gatunku bo jego gospodyni potem narzeka, że piec się zapycha.

Nie powiem co sobie pomyślałam bo słowa są niecenzuralne. Przyjechał autobus, w ostatniej chwili wpadłam do hali odlotów CPK Baranów by samolotem udać się do Radomia skąd mam prom do Poznania. Wracam z reguły z mężem bo prom łapie spore opóźnienie a przecież jeszcze muszę iść po drugą porcję chrustu by mieć trochę ciepłej wody do prania. 

Wieczorem przez godzinę mamy prąd, znów za sprawą TVP i wieczornych wiadomości w których dowiaduję się jak bardzo inni zazdroszczą mi takiego życia, co mam dzięki PiS bo za Tuska to nikt by mi nie zazdrościł. Zadzwoniłam jeszcze do sąsiadki rozmowa był kontrolowana więc zaczęłam oficjalnym powitaniem: Niech będzie pozdrowiony Jarosław zawsze dziewica… wymieniłyśmy grzeczności jak nam jest dobrze i że wszyscy nam zazdroszczą. 

Po 20 wyszłam jeszcze z Millą a potem już tylko umyć się w resztce deszczówki i spać bo jutro mam zbieranie chrustu dla proboszcza a chcę zdążyć przed godzinami dla matek z dziećmi do lat 3.