Nadciąga katastrofa finansowa. [ale PLANOWANA…].

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  7 czerwca 2022. http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5192

Nasi Umiłowani Przywódcy do tego stopnia odurzają się własną propagandą, że sprawiają wrażenie, jakby tracili kontakt z rzeczywistością. To chyba nieprawda, bo jeśli chodzi o sprawy prywatne, to dają dowody niezwykłej przytomności i zaradności, natomiast w sprawach państwowych idzie im zdecydowanie gorzej. To znaczy – w rządowej telewizji idzie im znakomicie i aktualne wcielenia pani red. Ireny Falskiej, co to w latach stanu wojennego informowała obywateli, co myślą, w osobach pań redaktorek Danuty Holeckiej i Edyty Lewandowskiej nie mogą się ich nachwalić – ale propaganda to jedna sprawa, a rzeczywistość, to sprawa druga. Jak wiadomo, podstawą polityki rządu „dobrej zmiany”, o ile takie postępowanie zasługuje na szlachetną nazwę „polityki”, jest pozbawiona wszelkich hamulców rozrzutność. Jest w tym racjonalne jądro, a nawet dwa; po pierwsze – Umiłowani Przywódcy są świadomi, iż większość obywateli nie zdaje sobie sprawy, że są przekupywani ich własnymi pieniędzmi i że będą w przyszłym roku na nich głosowali, zapewniając im w ten sposób nie tylko bezkarność, ale również kolejne cztery lata dobrego fartu, dzięki czemu wielu z nich będzie mogło pozakładać stare rodziny. Po drugie – skoro Nasz Najważniejszy Sojusznik nakazał nie stawiać żadnych granic rozrzutności w sprawie Ukrainy i Ukraińców, to przezorność nakazuje ukryć to w morzu rozrzutności ogólnej.

Ta taktyka jednak nie może być i nie jest do końca skuteczna, bo niezależnie od propagandy i ukrywania trwonienia pieniędzy obywateli za zasłoną patetycznych frazesów, skutki tego postępowania niestety objawiają się w straszliwej postaci inflacji, która – jak wiadomo – dodatkowo zżera zasoby obywateli sprawniej od kieszonkowca. Na to wyzwanie rząd „dobrej zmiany” odpowiada ustanowieniem „tarczy inflacyjnej”, która jest zarazem „antyputinowska”, co ma sugerować, że winowajcą zbliżającej się katastrofy finansowej jest „zbrodniarz wojenny” Putin. Wielu ludzi w to wierzy, bo chcą w coś wierzyć, a – jak to poczciwcom – nie mieści im się w głowach, że można być aż tak bezczelnym, z czego Umiłowani Przywódcy skwapliwie korzystają.

Tymczasem tak naprawdę, to przyczyną inflacji są – według kolejności chronologicznej – programy rozdawnicze, zapoczątkowane przez szlagier w postaci „500 plus”. Następnym czynnikiem była epidemia, a właściwie nie tyle ona sama, co prowadzona przez rząd „walka” ze zbrodniczym koronawirusem. Jak pamiętamy, polegała ona z jednej strony na zamykaniu całych gałęzi gospodarki, a z drugiej – na „wspieraniu” ofiar postępowania rządu.

To znakomity przykład trafności spostrzeżenia prezydenta Ronalda Reagana, że rząd nie rozwiązuje żadnego problemu, a tylko stwarza coraz to nowe.

Po epidemii nadeszła wojna na Ukrainie, która stworzyła naszym Umiłowanym Przywódcom nie tylko okazję do kolejnej rozrzutności, częściowo wymuszonej rozkazami Naszego Najważniejszego Sojusznika, który pod tym pretekstem chwycił za twarz całą Europę, a częściowo spowodowanej pragnieniem zaprezentowania się wobec niego jako wzorowego ormowca Europy. Niezależnie tedy od futrowania Ukrainy bronią i amunicją, rząd „dobrej zmiany” obciążył obywateli kosztami utrzymywania 3,5 mln obywateli Ukrainy, którym zapewnił pełny socjal.

W rezultacie inflacja powoli podpełza do 20 procent, a nie jest to przecież ostatnie słowo, bo słychać, że we wrześniu epidemia powróci, a wojna na Ukrainie – chociaż oczywiście musi zakończyć się ostatecznym zwycięstwem, bo taki jest rozkaz – to pewnie jeszcze nie teraz, bo ostatnio nawet pan red. Wyrwał napisał w „Onecie”, że Ukraina wojnę „przegrywa”, a 99-letni Henry Kissinger, który o polityce międzynarodowej coś tam musi wiedzieć, radzi Ukrainie, by wróciła do granic sprzed 24 lutego, to znaczy – pogodziła się z utratą Krymu i zbuntowanych obwodów. Prezydent Zełeński zawrzał na to gniewem i nawet nieubłaganym palcem wytknął Kissingerowi, że uciekał przed holokaustem, ale to świadczy tylko, że gotów jest firmować wojnę Stanów Zjednoczonych wraz z Sojuszem Atlantyckim z Rosją do ostatniego Ukraińca.

Identyczne pragnienie demonstrują Stany Zjednoczone, które właśnie odrzuciły ruską ofertę odblokowania czarnomorskich portów Ukrainy, a konkretnie Odessy, w zamian za złagodzenie sankcji, więc będą trzymali prezydenta Zełeńskiego tak długo, jak długo się da. Wygląda zatem na to, że wojna jeszcze potrwa, a ostateczne zwycięstwo, chociaż oczywiście gwarantowane, na razie oddala się w mglistość. To zaś oznacza, że Ukrainę trzeba będzie nadal futrować, zgodnie z dyspozycjami sekretarza Obrony USA pana Lloyda Austina, który każdemu z 40 państw uczestniczących w konferencji w Ramstein, wyznaczył w tym zakresie zadania.

Skoro my to wiemy, to trudno, żeby tego nie wiedział pan premier Morawiecki. Pewnie wie znacznie więcej, na przykład również to, że koszty obsługi długu publicznego znowu wyniosą w tym roku 50 mld złotych. Skąd tedy wziąć szmalec? To pytanie wielu ludzi doprowadziło nawet do zbrodni. Pan premier absolutnie nie wygląda na zbrodniarza, ale i na niego musi to jakoś działać. Najlepszym tego dowodem jest niedawna propozycja, z jaką zwrócił się pod adresem Norwegii – żeby ta podzieliła się z Polską zyskami z eksportu gazu i ropy. Rząd norweski wprawdzie odmówił, ale bardzo łagodnie, jakby miał świadomość, że zwraca się do człowieka o zachwianej równowadze psychicznej. Najgorsze jest jednak to, że propozycję pana premiera poparła pani minister finansów, co może zapowiadać pojawienie się epidemii jeszcze gorszej w skutkach od epidemii koronawirusa, a w dodatku skłania do podejrzeń, że jej ogniskiem może być rząd „dobrej zmiany”.

Drugą poszlaką wskazującą na zbliżającą się katastrofę finansową, jest wywieszenie przez rząd „dobrej zmiany” białej flagi, to znaczy – kapitulacja na całej linii wobec niemieckiego szantażu finansowego, prowadzonego pod pretekstem „walki o praworządność”. Zjednoczona Prawica przeszła do porządku nad dotychczasowymi wątpliwościami zarówno co do samego ulegania szantażowi, jak i likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a nawet – tak zwanego „testowania sędziów”, czyli wprowadzenia możliwości wznawiania postępowania, jeśli tylko w dotychczasowym postępowaniu uczestniczył sędzia rekomendowany prezydentowi do nominacji przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa, której za sprawą donosów składanych przez Volksdeutsche Partei na forum Parlamentu Europejskiego, nie uznaje Komisja Europejska, a także sędziowie z partii antyrządowej, rekomendowani jeszcze przez „starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadały wyłącznie osoby z certyfikatem koszerności.

To „testowanie” musi doprowadzić do totalnego zdemolowania tubylczego wymiaru sprawiedliwości, o ile to, co się wyprawia w niezawisłych sądach, ma ze sprawiedliwością cokolwiek wspólnego. Najwyraźniej minister Ziobro i jego ekipa, zostali zmłotowani, bo Wielce Czcigodny poseł Kaleta dał do zrozumienia, że Solidarna Polska działa w warunkach „siły wyższej”. Nieomylny to znak, że pan premier Morawiecki w przepychance ze Zbigniewem Ziobrą odniósł chwilowe zwycięstwo, chociaż – po pierwsze – to on właśnie lekkomyślnie, czy może nawet bezmyślnie – co jest przypuszczeniem uprzejmym – wyraził zgodę na „mechanizm warunkujący”, który niemieckiemu szantażowi finansowemu wobec Polski i Węgier nadał pozory legalności, a po drugie – może okazać się pyrrusowe, bo Niemcy gwoli pacyfikowania obydwu tych państw, natychmiast znajdą jakiś nowy pretekst i przekażą stosowne instrukcje zarówno Volksdeutsche Partei, jak i niezawisłym sędziom. Może się tedy okazać, że biała flaga była wywieszona całkowicie niepotrzebnie – no ale takie są konsekwencje zaniedbań pana prezydenta Andrzeja Dudy, który nie wykorzystał wizyty prezydenta Bidena w Warszawie ani dla sfinansowania przez USA uzbrojenia dodatkowych 200 tys. żołnierzy, o których ma być powiększona nasza niezwyciężona armia, ani dla zmuszenia Niemiec do przerwania wojny hybrydowej, jaką prowadzą one przeciwko Polsce od 2016 roku i dla odblokowania pieniędzy. Niestety pan prezydent Duda bardziej zabiega o interesy ukraińskie, niż polskie, najwyraźniej uważając, że to przecież wszystko jedno, skoro Polska ma zostać do Ukrainy przyłączona.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Ostateczne zwycięstwo Ukrainy i Tuska

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  5 czerwca 2022

Wojna na Ukrainie trwa już ponad 3 miesiące i ostateczne zwycięstwo musi być już w zasięgu ręki. Jak bowiem donoszą źródła ukraińskie, Rosjan, to znaczy – zbrodniarzy wojennych Putina – ogarnia „panika”. Najwyraźniej obawiają się sądu zagniewanego ludu, którym kiedyś Józef Stalin groził Adolfowi Hitlerowi. Nasze papugi oczywiście to wszystko słowo w słowo powtarzają, bohatersko wspierając w ten sposób Ukrainę, w której – tylko patrzeć – jak zakocha się cały świat. No, może nie od razu, bo gdyby tak wszyscy na raz się zakochali, to mogłoby to wzbudzić wątpliwości, co do autentyczności takiego masowego uczucia – w związku z czym świat zakochuje sie w Ukrainie po kolei.

Naszemu nieszczęśliwemu krajowi przypadł ten zaszczyt, że – jak przystało na wzorowego ormowca – zakochał się pierwszy, w związku z czym pan prezydent Duda już nie wie, jakby tu się Ukrainie przypodobać. Odbył pielgrzymkę do Kijowa, podczas której zadeklarował, że „nic” nie oddzieli Polski od Ukrainy. Natychmiast podchwycił to Wielce Czcigodny Paweł Kowal stręcząc mniej wartościowemu narodowi polskiemu „nierozerwalny sojusz” z Ukrainą. Wszystko to być może, bo jeśli wojna jeszcze trochę potrwa, to ci, którzy doczekają ostatecznego zwycięstwa, wcześniej przeniosą się do Polski i w ten sposób unia stanie się faktem.

Ponieważ jest rozkaz, by się z tego radować, to wszyscy posłusznie się radują, bo jak ktoś w okazywaniu radości wykazuje opieszałość, to zainteresuje się nim Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która najpierw zdemaskuje go, jako ruskiego agenta, a potem odda w surowe ręce sprawiedliwości ludowej.

Toteż przykład idzie z góry, bo jak wiadomo, ryba psuje się od głowy. Nasi Umiłowani Przywódcy właśnie odnieśli wielki sukces na forum Unii Europejskiej. Nie, nie chodzi o odblokowanie pieniędzy dla Polski, aż tak dobrze to nie jest tym bardziej, że żmudny proces likwidowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego napotyka rozmaite trudności. Chodzi o to, że PiS chciałby sędziów tej likwidowanej Izby przenieść w stan spoczynku, nie wiecznego, tylko zwyczajnego, czyli zapewnić im miękkie lądowanie, ale wpływowa w Senacie Volksdeutsche Partei chce ich stamtąd zwyczajnie powyrzucać na tak zwany zbity łeb.

Jak tam będzie, tak tam będzie, ale tak czy owak wydaje się to bez znaczenia, bo właśnie niezawiśli sędziowie, których Nasza Złociutka Pani w 2017 roku rzuciła na pierwszą linię frontu walki o praworządność w naszym bantustanie, donoszą do UE, żeby nie dała się nabrać na te filuterie pana prezydenta Dudy, co to by chciał, żeby i wilk był syty, ale i owca cała. Do odblokowania forsy jest chyba jeszcze daleko, natomiast sukces Naszych Umiłowanych Przywódców, a w szczególności – pana premiera Morawieckiego, co to dałby sobie uciąć nogi, ręce a może i jeszcze coś, byleby tylko dokuczyć złemu Putinowi – otóż ten sukces polega na tym, iż UE przyjęła szósty pakiet sankcji przeciwko Rosji. Polega on na nałożeniu embarga na ruską ropę, ale w taki sposób, że embargo dotyczy tylko ropy transportowanej tankowcami, natomiast nie obejmuje ropy tłoczonej rurociągami. Korzystają z tego państwa śródlądowe; przede wszystkim Węgry, co jest niewątpliwą zasługą premiera Wiktora Orbana, ale również Czechy i Słowacja, a nawet Bułgaria. Polska jak zwykle zostanie z fiutem w garści, bo skończy się to na tym, że będzie musiała kupować ruską ropę, przetworzoną, albo nie, od Węgier, a może nawet od mężnych Czechów lub Słowaków.

Najwyraźniej Pan Bóg już nie słucha suplik Matki Boskiej Królowej Polski, bo wprawdzie głupota ludzka może być porównywana z Boską cierpliwością, ale bez przesady. Jakże inaczej wyjaśnić sytuację, w której Polska dała Ukrainie ileś tam czołgów i samobieżnych haubic „Krab”, ale z Niemiec jak dotąd żadnego czołgu nie dostała. Nasi Umiłowani Przywódcy twierdzą, że mieli to obiecane, ale chyba nie na piśmie, tylko tak, jak w swoim czasie Wielce Czcigodnej „Pulardzie” – ktoś coś obiecał między schodami a toaletą w gmachu Parlamentu Europejskiego, a może nawet gdzieś indziej. Rząd niemiecki bowiem na lamenty pana premiera Morawieckiego robi wielkie oczy i łagodnie tłumaczy że „musiało zajść jakieś nieporozumienie”. Słowem – jak tak dalej pójdzie, to będziemy skazani wyłącznie na tak zwane „zwycięstwa moralne” w których nasz nieszczęśliwy kraj ma nawet sporą eksperiencję. Jak powiada pobożny poseł Grzegorz Braun – „Szczęść Boże, ratuj się, kto może!

Tymczasem ludowa sprawiedliwość wreszcie, to znaczy – po raz kolejny zatriumfowała. Oto definitywnie (?) zakończył się proces dwojga małżonków P., którzy przez niezawisłe sądy, a nawet sejmową komisję śledczą, zostali uznani za głównych winowajców słynnej w swoim czasie afery „Amber Gold”. Jak pamiętamy, naiwniacy, którzy uwierzyli, że kartki papieru to jest złoto, zostali wydymani na 850 mln złotych. Kto wziął szmalec i gdzie schował – tego do dzisiaj nie wiadomo, ale nawet gdyby małżonkowie P. dostali z tego 1 procent, to i tak wystarczyłoby im to na 50-60 lat. Pewnie dlatego milczą jak zaklęci, a niezawisłe sądy ze znanego na całym świecie z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego, skwapliwie wierzą, że poza małżonkami P. w aferze „Amber Gold” żadni inni szatani nie byli czynni. Podobnie sejmowa komisja śledcza, która po przewodnictwem pięknej i Wielce Czcigodnej Małgorzaty Wassermann stwierdziła, że „organy państwowe” zachowały się w tej sprawie „niewłaściwie” – ale nie odważyła się już odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało, to znaczy – kto kazał organom państwowym zachowywać się „niewłaściwie”. [Bo przypuszczenie, że był to Igor Kolomojski jest niemożliwe: Byłby to anty -semityzm splątany z anty-ukrainizmem!!. MD]

Toteż wcale bym się nie zdziwił, gdyby ci sami, którzy wcześniej organom państwowym kazali zachowywać się niewłaściwie w sprawie „Amber Gold”, zasugerowali to samo pięknej pani Małgorzacie, której pewnie takich rzeczy nie trzeba by dwa razy powtarzać. Wyobrażam sobie jak z ostatecznego wyroku, w którym Marcin P. został skazany na 15 lat, więc wyjdzie już po pięciu, podczas gdy jego małżonka – na 11, 5 roku, więc wyjdzie już po trzech, musiał ucieszyć się Donald Tusk, który w tę sprawę był zamieszany nie tylko przez syna, ale również przez działaczy Volksdeutsche Partei, którzy, na podobieństwo ruskich burłaków na Wołdze, na lotnisku imienia Kukuńka, ciągnęli ręcznie samolot OLT Ekspres, która to firma powstała na skutek wykupienia niemieckiej Lufttransport i YES Airways przez „Amber Gold”. Kiedy wybuchła afera, firma zawiesiła działalność, a w roku 2013 w ogóle się rozwiązała, cztery samoloty zostały sprzedane, a niezależna prokuratura wszczęła tak zwane energicznie kroki dopiero, jak wszelka forsa rozwiała się w nocy i mgle. W tej sytuacji lepiej rozumiemy, dlaczego Donald Tusk i Volksdeutsche Partei tak się poświęca walce o praworządność, no a i niezawiśli sędziowie też nie dają się w tym nikomu wyprzedzić.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Kaczyński zapowiada „regulowane” ceny węgla! PiS w socjalistycznym amoku.

W Polsce, leżącej przecież na węglu, władza od lat ogranicza jego wydobycie w imię „zielonej” ideologii.

https://nczas.com/2022/06/05/kaczynski-zapowiada-regulowane-ceny-pis-w-socjalistycznym-amoku/
Podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział regulowane ceny węgla. Socjalizm w Polsce postępuje.

Swoimi działaniami rząd zdemolował rynek węgla, a gdy cena surowca wystrzeliła w kosmos, władza dalej ma zamiar mieszać w kotle i zapowiada regulowane ceny.

Podjęliśmy decyzję, że ludziom, którzy opalają węglem swoje domy, zapewnimy cenę na poziomie tej, która była jeszcze do niedawna – zapowiedział Kaczyński.

O szczegóły pytany był rzecznik rządu Piotr Muller. Przyznał, że taki jest plan, choć o szczegółach nie potrafił się wypowiedzieć.

Taki program będziemy szykować teraz, przygotowujemy szczegóły tak, by on trafił właśnie do tych grup, do tych osób, które faktycznie tej pomocy najbardziej będą potrzebowały – wypowiedział się dla money.pl Muller.

Chodzi o to, żeby stworzyć takie mechanizmy (…), żeby pomóc tym osobom, które najbardziej potrzebują tego wsparcia; czyli przede wszystkim tym, którzy na przykład nie zarabiają. Więc musimy tutaj ustalić i zastanowić się nad kryteriami, czy wprowadzać kryteria dochodowe, czy nie; na obecnym etapie trwa dyskusja – dodał.

Mamy więc zapowiedź zarówno kolejnego rozdawnictwa, faworyzowania ludzi niepracujących, jak i rozwiązań stricte socjalistycznych w postaci regulowanej ceny surowca.

Prawdą jest, że ceny węgla w ostatnim czasie są absurdalne – sięgają nawet 3 tysięcy złotych za tonę. Jak do tego doszło? Rząd oczywiście powie, że wszystkiemu winien jest Putin, ale wojna na Ukrainie to jedynie wierzchołek góry lodowej.

W Polsce, leżącej przecież na węglu, władza od lat ogranicza jego wydobycie w imię „zielonej” ideologii. Po rosyjskiej inwazji rząd Morawieckiego wyskoczył przed szereg i jako pierwszy nałożył embargo na węgiel sprowadzany z Rosji, nie mając żadnego zabezpieczenia. Okazuje się także, że krytycznie niskie są rezerwy węgla. Wszystko to sprawia, że jego cena w ostatnich tygodniach jest kosmiczna, a rząd zamiast skorygować politykę i „walczyć” z przyczynami kryzysu, jako rozwiązanie proponuje… regulację ceny.

Zakupem obligacji Morawiecki się ośmieszył jako bankowiec i premier.

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/zakupem-obligacji-morawiecki-sie-osmieszyl-jako-bankowiec-i-premier/

Wczoraj gruchnęła kolejna sensacyjna wiadomość z cyklu „oszczędności Mateusza Morawieckiego”. [por.: Bankowa głowa. Morawiecki inflacji się nie boi ! md]

Wokół tych spraw od wielu lat dzieją się rzeczy groteskowe i na własne życzenie samego bankowca, który nagle stał się wrażliwym społecznikiem. Nim się odniosę do zakupu obligacji, chciałbym zrobić mały wstęp do całości kombinacji związanych wyłącznie z wizerunkiem Morawieckiego.

Gdy Kaczyński popełnił jeden z największych błędów politycznych w swoim życiu i wyznaczył byłego doradcę Tuska na premiera, PiS był w zupełnie innym miejscu niż jest dziś.

Pierwsze dwa lata rządów PiS to było jedno wielkie pilnowanie, aby hasło „do polityki nie idzie się dla pieniędzy” zostało zrealizowane bezwarunkowo. Kto dziś pamięta, że w wyniku medialnej zadymy Kaczyński kazał obniżyć pensje posłom i senatorom? A były takie czasy i Morawiecki ze swoimi milionami kompletnie do nich nie pasował.

Paradoks polega na tym, że po zawieruchach pomorowych i „wojennych” nikt by teraz nie robił większej afery z oszczędności Morawieckiego. Morale i moralność wrażliwego na te kwestie elektoratu PiS spadły niemal do zera i w ogóle zmieniła się atmosfera. Coraz więcej głosów ze strony śmiertelnego wroga PO, jako żywo przypomina głosy samej PO. Pieniądze już nie są takie wstydliwe, Obajtek może zarabiać miliony, bo jak Owsiak zasłużył, ulokowani w spółkach państwowych kuzyni i szwagrowie, też pracują w pocie czoła dla dobra Ojczyzny. Wielomilionowe oszczędności Morawieckiego, wraz ze sprzedanymi działkami i kombinacjami z przepisywaniem majątku na żonę, zgubiłby się w natłoku codziennych spraw. Dlaczego stało się i nadal dzieje się inaczej? Morawiecki zrobił wszystko, aby tę sprawę nagłośnić i wokół niej chodzić. Od samego początku prymitywnie kombinował i udawał typowego „pisowskiego” polityka. Biedny, bo uczciwy to dewiza propagandowej akcji, która musiała się skończyć serią kompromitacji.

Specjalnie pod Morawieckiego miała powstać ustawa zobowiązująca współmałżonków polityków do przedstawiania dochodów. Z ustawy nic nie wyszło, ale i nie miało wyjść, co zapewniała z premedytacją zapisana treść ustawy pod Trybunał Konstytucyjny. No i tak się sprawa ślimaczy latami, dlatego każda kolejna, choćby najbardziej banalna operacja finansowa Morawieckiego budzi wielkie emocje.

Najnowsza historia dotyczy wyjęcia wielomilionowych oszczędności z banku i zakupu obligacji. Powstała taka dziwna teoria, że Morawiecki w 2021 roku przewidział wysoką inflację i dlatego zainwestował w obligacje, a przy tym miał jeszcze dostęp do informacji, które są poza zasięgiem Polaków. Rozbierzmy tę bzdurę na czynniki pierwsze. Naprawdę, to ma być genialna operacja finansowa? Wyjąć miliony z banku i kupić obligacje na 1,7%? W porządku, teraz to jest 12%, ale przy inflacji 13,4%, to gdzie tu jest zysk, czy inne „zarobił”? Który sprawny inwestor robi takie biznesy? Morawiecki miał wszystkie asy na stole, za wiedzę jaką posiadał prawdziwi macherzy zapłaciliby miliony i pomimo tego wtopił, nie zarobił.

Nie to jest bulwersujące, że przy pomocy prymitywnej operacji finansowej Morawiecki stracił mniej na oszczędnościach niż stracili Polacy. Najbardziej dołuje to, że taki ignorant zarządza miliardami i całą Polską. Gdyby były bankier w odpowiednim momencie kupił i sprzedał 100 000 ton węgla albo tankowiec z gazem, to przynajmniej bym wiedział, że mam do czynienia z cwaniakiem, który wie jak się robi duże pieniądze.

Jego żałosne przerzucanie milionów z kupki na kupkę, ze stratą inflacyjną po drodze, mówi nam coś zupełnie przeciwnego. Morawieckiemu można dać Porsche i całą autostradę do wyłącznej dyspozycji, a efekt będzie taki, że nigdzie nie dojedzie, bo zapomni zatankować. Nic w tym człowieku nie ma autentycznego, wszystko jest wymyślone i to byle jak. Gdyby on rzeczywiście był genialnym finansistą, to zamieniłby 4,6 miliona na 7 milionów.

Gdyby był przynajmniej przeciętnym premierem, to nie wydałby 350 miliardów na nic nie robienie i „wojnę” na Ukrainie. Jest Morawieckim i takim pozostanie.

„Dwużydzian Polaka”

[https://www.wykop.pl/wpis/40180001/andrzej-niemojewski-stworzyl-pojecie-dwuzydzian-po/ Oryginalny artykuł można se chyba wyguglować? A skutki - obejrzeć w realu. MD]

Andrzej Niemojewski stworzył pojęcie „dwużydzian Polaka” na określenie efektu asymilacji.
W sławnym artykule pt. „Dwużydzian Polaka" deliberował nad porażką programu asymilacji:

Na gruncie drwin wytworzyło się duchowe współżycie Żydów i Polaków, Żyd powiedział Polakowi: Nie mogę z tobą nic wspólnie kochać, czcić, uwielbiać, nad niczym wspólnie cierpieć i do niczego wspólnie dążyć — ale możemy wspólnie drwić ze wszystkiego. Wydrwię ci twego Boga, twą Ojczyznę, twą tradycję i twe Ideały, twe pragnienia i twe wysiłki i obaj będziemy wyżsi ponad to wszystko.

Zeszedł się żydowski kpiarz z polskim kpem i zaczęli ze wszystkiego kpić. I wytworzyło się środowisko, w którym żadna wielka idea, żaden wielki czyn nie mógł dojrzeć. Albowiem żydowski ’odczynnik' rozkładał skutecznie na drwiny wszelkie przejawy woli. (...)

Tak sformułowała rzecz sfera, myśląca kategoriami politycznymi. Przypatrzmy się z kolei jak rzecz ujęto w sferze myślenia kategoriami przyrodniczymi. (…)

W pewnym kółku ludzi, należących do polskiego świata naukowego, zastanawiano się nad wpływami destrukcyjnymi żydostwa. I oto jeden z nich, sięgając po porównanie do chemii, powiedział, że filosemitę można by określić jako ’dwużydzian Polaka'. Na wzór 'dwusiarczanu potasu'. (...) Połączenie czadu psychiki żydowskiej z kruszcem i duszy polskiej, zwłaszcza kruchym, sprawia , że w owym smutnym typie Polaka, Żydom oddanego — na jedną cząsteczkę polską przypadają dwie cząsteczki żydowskie. Asymilacja nie wytworzyła typu, w którym dałoby się powiedzieć, że to jest ’dwupolan żyda', to znaczy, by w Żydzie asymilowanym dwie cząsteczki przypadały na jedną cząsteczkę żydowską. Polskość nie jest kwasem rozkładającym kruszec żydowski; natomiast takim kwasem jest żydowskość i polski kruszec rozkłada. Dlatego Żyd asymilowany będzie w ostateczności brał zawsze stronę żydostwa. I dlatego filosemita przestanie być czułym na sprawy polskie, lecz będzie zawsze nadwrażliwy na sprawy, żydowskie." [5]
[5] za: F. Koneczny, Cywilizacja żydowska, Wydawnictwo Antyk - Marcin Dybowski, Warszawa 1995, reprint z 1934.

Czy naród polski rzeczywiście jest w znaczącej liczbie narodem idiotów, popierającym na własną szkodę zdrajców, nieudaczników u władzy?

WG, mail. 5 czerwiec 2022

Szanowny Panie Profesorze

Przypomina mi się sytuacja, którą Pan opisał jakiś czas wstecz. Chodziło o nałożoną na Pana karę przez „straż”  za opalanie domu drewnem. 

===================

W tym kontekście takie moje przemyślenia.

No to mamy już kolejny wynalazek władzy Polski, w odróżnieniu od polskiej władzy, polegający na tym że zbieraj chrust a potem zapłacisz karę za palenie drewnem.

Czyli po 500+, 300+ mamy chrust+.

Już widzę kolegę mieszkającego w bloku na dziesiątym piętrze opalającego mieszkanie chrustem !?

Chociaż precedens już był, za PRL-u w Toruniu w środku ostrej zimy eksplodowała kotłownia ciepłowni miejskiej. Częściowo problem ratowały dwa podciągnięte parowozy, które ogrzewały część osiedla. Niestety nie wszędzie dało się podłączyć ogrzewanie i ówczesna spółdzielnia zgodziła się na ogrzewanie za pomocą tzw. krystków z rurą wystawioną przez okno. Usuwano szyby, w ich miejsce wstawiano arkusz blachy z otworem na rurę dymną.

Zastanawiam się jak się przygotować na nadciągający armagedon grzewczy. Mieszkam wprawdzie w domku jednorodzinnym, ale ogrzewanie mam gazowe, chrustem w tym kociołku nie napalę. Z drugiej strony wiek i kiepski stan zdrowia raczej nie pozwoli mi na zbieranie chrustu a do lasu daleko.

Pocieszam się tym, że w wolno stojącym garażu mam taki stary krystek, od biedy w razie „W” można to podłączyć do komina w jednym pokoju i jakoś przetrwać zimę? 

Na posesji jest sporo drzew, jako OPAŁ WYSTARCZYŁOBY MOŻE NA ZIMĘ? Mam nadzieję, że syn pewnie by dopomógł przy ścince.

No i jeszcze przerobić samochód na holzgas.

Na koniec pytanie, może Pan Profesor ma na to odpowiedź.

Czy naród polski rzeczywiście jest w znaczącej liczbie narodem idiotów, popierającym na własną szkodę zdrajców, nieudaczników u władzy?

Kilka faktów i osiągnięć „władzy Polski”:

1. skłócić Polskę z wszystkimi państwami dookoła,

2. nie dogadać się z Rosją na dostawę nośników energii (Ukraina mimo wojny ponoć nadal korzysta z rosyjskiego gazu) – Węgry potrafiły,

3. narazić Polskę na absurdalne kary (praworządność, Turów),

4. wybudować kilkuset kilometrowy rurociąg (Baltic Pipe) i nie podpisać umowy na dostawę gazu?

5. rozpocząć budowę elektrowni Ostrołęka, wydać 1,5 mld złotych i rozebrać to kosztem kolejnych 800 mln zł,

6. zamiar wybudowania lotniska za cholera wie jakie pieniądze i po co? W czasach mojej młodości krążyło takie powiedzonko „mamo, ja wariat, kup mi lotnisko”,

7. roztrwonienie setek miliardów złotych na przekupywanie wyborców, 500+, 300+, wszelakie tarcze oraz dotacje do Ukrainy,

8. rozbrojenie Polski  poprzez darmową wysyłkę uzbrojenia na Ukrainę,

9. zakup za miliardy setek tysięcy „szczepionek”, zabijające Polaków lub powodujące trwały rozstrój zdrowia,

10. no i wyszedł dekalog, w sumie jeszcze wiele innych niedoważonych pomysłów tj. elektrownie atomowe itd.

Kiedyś Feliks Koneczny ukuł taki termin ” dwużydzian Polaka”, może to jakoś, chociaż w części tłumaczy występujące zjawiska. [ To Andrzej Niemojewski stworzył pojęcie „dwużydzian Polaka” na określenie efektu asymilacji. Koneczny tylko go cytował. MD]

A Esterkę też mamy!

W tle mamy jeszcze Deep State , Wall Street i City of London, pewnie tam są te lejce?

Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia  WG

Niemieckie ludobójstwo Polaków w Lasach Piaśnickich

Niemieckie ludobójstwo Polaków w Lasach Piaśnickich

http://kresywekrwi.blogspot.com/2022/06/niemieckie-ludobojstwo-polakow-w-lasach.html?m=0

 Lasy Piaśnickie, straszliwe miejsce kaźni czternastu tysięcy Polaków, bestialsko wymordowanych przez Niemców pomiędzy październikiem 1939, a kwietniem 1940 roku. Nawet dziś po 82 latach od tamtych porażających wydarzeń, miejsce to robi na człowieku nadal porażające wrażenie. Gdy przybyliśmy tu trzeciego maja przed południem, zastała nas głucha, przeszywająca na wskroś cisza. W lesie tym nie słychać bowiem nawet śpiewu ptaków, tak, jakby ich kolejne pokolenia, w jakiś niepojęty dla nas sposób, przekazywały sobie w genach informację o tej straszliwej tragedii, jaka wydarzyła się tutaj ponad osiem dekad temu, by poprzez całkowite milczenie na tym miejscu kaźni tysięcy niewinnych ludzi, nie zakłócać miejsca ich wiecznego spoczynku i oddać hołd brzmieniem absolutnej ciszy.  Rzadko można też spotkać tutaj jakieś wycieczki, choć gdy po godzinie opuszczaliśmy to sanktuarium polskiej pamięci, pojawiła się niewielka grupa motocyklistów z przewodnikiem, oszołomiona, co widać było po ich twarzach widokiem miejsca, które zastali. Poza tym, z wyjątkiem niewielkich grupek ludzi, pojawiających się tam od czasu, do czasu, jakby zupełnym przypadkiem na drodze ich wędrówek, nie uświadczysz tam żadnych, zorganizowanych grup zwiedzających, a już na pewno jakichkolwiek szkolnych wycieczek, których obecność w tym miejscu, jednej z największych tragedii polskiego narodu, winna być obowiązkowym i najważniejszym etapem edukacji młodego pokolenia naszych dzieci i naszej młodzieży. Nic takiego jednak się nie dzieje. Katyń odmieniany jest przez wszystkie przypadki, przy każdej nadarzającej się okazji, ale o tragedii ponad czternastu tysięcy Polaków, którzy kres swojej ziemskiej pielgrzymki znaleźli w Lasach Piaśnickich, wie tylko niewielu, choć to tutaj, dziesięć kilometrów od Wejherowa, w masowych egzekucjach, strzałami w tył głowy, bestialsko wymordowano kwiat polskiej inteligencji, a potem jeszcze więcej, eksterminowano w podobnych egzekucjach na terenie całej okupowanej Polski i obozach koncentracyjnych zarządzanych przez naród panów. A dziś wmawia się ludziom, że niemal całą polską inteligencję, to wymordowali tylko ruskie w Katyniu, Charkowie i Miednoje, w których to miejscach zginęła jedynie jej niewielka część. O Piaśnicy natomiast nie wspomina się ani słowem. O zagładzie Polaków dokonanej przez Niemców, dosłownie przebąkuje się ledwie półgębkiem i niechętnie, bo nie można w tym przypadku pojechać po ruskich, jako po rzekomym, największym złu świata, tak jak czyni się to w przypadku Katynia, choć sprawcami ludobójstwa polskich oficerów, był tam zupełnie ktoś inny, mający na sobie jedynie sowieckie mundury i udający Rosjan, choć nimi nie byli. A po drugie, przecież nie wypada dziś przypominać Niemcom, jakimi bestiami byli ich przodkowie, bo to przecież nie po europejsku.
 Tragedia Polaków masowo eksterminowanych przez Niemców w lasach Piaśnickich, zaczęła się na samym początku wojny, pochłaniając tysiące, najlepszych synów i córek, a także małych polskich dzieci, a sygnałem do jej rozpoczęcia, było przemówienie gaulaitera tzw. wolnego miasta Gdańska – Alberta Foerstera, wygłoszone 12 października 1939 na wiecu w Wejherowie, którego treść otwarcie wzywała Niemców do generalnej i ostatecznej rozprawy z polskim żywiołem. A oto jego treść:  

Wszystko co polskie, musi być wytępione. Ja wiem, że są jeszcze tacy, którzy myślą, że będzie tu jeszcze Polska. Przed tym myśmy się już zabezpieczyli i polska inteligencja przeszkadzać nam już nie będzie. Znajduje się ona tam, gdzie jest jej miejsce. Już moich podwładnych odpowiednio pouczyłem, aby na tych terenach, nigdy nie dopuścili do powstania. Możecie być pewni, że Polacy, którzy po swoich dwudziestu latach gospodarki, zostawili tutaj tylko brud i gnój, nigdy już nie wrócą. Zrobiliśmy tu porządek w ciągu kilku godzin. Polacy nie potrafią żyć i gospodarować. Dlatego my musimy być panami, a oni naszymi parobkami. Musimy tych zawszonych Polaków wytępić od kołyski. Rodacy, w wasze ręce oddaję Polaków.

Z przemówienia Alberta Foerstera, Gauleitera NSDAP – 12 października 1939 r. w Wejherowie

Miesiąc później Albert Foerster powtórzył to przemówienie, niemal słowo w słowo na wiecu w Bydgoszczy, dodając do nich tylko to, że:

„Kto należy do narodu polskiego, musi zniknąć. Najzaszczytniejszym dla nas zadaniem jest uczynienie wszystkiego, aby każdy przejaw polskości zginął bez reszty” 

 

Dziś genetyczni potomkowie kata Pomorza, pouczają Polaków, jak winna wyglądać tzw. ,,demokracja” i przestrzeganie praw człowieka w naszym kraju. To swoiste szyderstwo historii. 

 Główny monument mauzoleum polskich ofiar niemieckiego ludobójstwa w lasach Piaśnickich, koło Wejherowa

Trzy z trzydziestu pięciu ogromnych masowych grobów, w których spoczywa ponad czternaście tysięcy Polaków, bestialsko wymordowanych przez Niemców, pomiędzy październikiem 1939, a końcem kwietnia 1940 roku.

Masowe egzekucje w Piaśnicy rozpoczęły się pod koniec października 1939 i były kontynuowane do początków kwietnia 1940. Stanowiły element tzw. akcji „Inteligencja”, a ich wykonawcami byli funkcjonariusze SS oraz członkowie paramilitarnego Selbstschutzu. Historycy oceniają, że ofiarą ludobójstwa dokonanego w lasach piaśnickich padło od 12 tys. do 14 tys. ludzi. W gronie ofiar znaleźli się liczni przedstawiciele polskiej inteligencji z Pomorza Gdańskiego, a także osoby narodowości polskiej, czeskiej i niemieckiej przywiezione z głębi Rzeszy. Piaśnica stanowi największe, po KL Stutthof, miejsce kaźni ludności polskiej na Pomorzu w okresie II wojny światowej. Nazywana jest czasem „pomorskim Katyniem” lub „Kaszubską Golgotą”. 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Pia%C5%9Bnicy

Przejmujący monument ku czci polskich dzieci, wymordowanych przez Niemców w Lasach Piaśnickich

Ziemio, bądź matką prochom bohaterów, poległych za twoją wolność

 

Monument upamiętniający polskich duchownych, których 350 zamordowano w Lesie Piaśnickim

Kaplica Mauzoleum Piaśnickiego. Na jej zewnętrznych drewnianych ścianach umieszczono kilka tysięcy nazwisk polskich ofiar, niemieckiego bestialstwa

Na jednym z pomników ofiar piaśnickiego ludobójstwa, złożyliśmy wiązankę biało – czerwonych kwiatów, w czasie naszej wizyty w tym pomorskim Katyniu – 3 maja

Główny pomnik ofiar niemieckiego ludobójstwa w Lasach Piaśnickich wzniesiony w 1955 roku

Jacek Boki – 4 Czerwiec 2022 r.

Czego jeszcze nie wiemy o zbrodni w Lasach Piaśnickich?

https://naszahistoria.pl/czego-jeszcze-nie-wiemy-o-zbrodni-w-lasach-piasnickich/ar/10763848

Pomorski Katyń. Zbrodnia w Lasach Piaśnickich

https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/64932,Pomorski-Katyn-Zbrodnia-w-Lasach-Piasnickich.html

Prowadzenie tego bloga to moja pasja ale także wielogodzinna praca. Jeśli uważasz, że to co robię ma sens to możesz wesprzeć mnie w tym co robię, za co serca już teraz dziękuję.PKO BP SA Numer konta: 44 1020 1752 0000 0402 0095 7431 Autor: OstatniaPlacówka o 13:26:00Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest Etykiety: Niemieckie ludobójstwo Polaków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

https://www.blogger.com/comment/frame/8457506755585546015?po=5827505647227256240&hl=pl&blogspotRpcToken=2556714#%7B%22color%22%3A%22rgb(47%2C%2047%2C%2047)%22%2C%22backgroundColor%22%3A%22rgb(255%2C%20255%2C%20255)%22%2C%22unvisitedLinkColor%22%3A%22rgb(150%2C%2034%2C%2016)%22%2C%22fontFamily%22%3A%22Arial%2C%20Tahoma%2C%20Helvetica%2C%20FreeSans%2C%20sans-serif%22%7D Starszy post

Ukraińcy, ustawa 447 i „macice”

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5190 4 czerwca 2022

Wprawdzie pan prezydent Andrzej Duda podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Kijowa trochę spuścił z tonu, w porównaniu do przemówienia z 3 maja, kiedy zapowiedział zlikwidowanie granicy między Polską i Ukrainą, bo powiedział, że ta granica powinna „łączyć”, a nie „dzielić” – ale jeśli ma „łączyć”, cokolwiek by to miało znaczyć, to musi jednak istnieć. Ale granice formalnie istnieją również w Unii Europejskiej, a nawet w poszczególnych państwach członkowskich, na przykład, jako granice między landami w Niemczech, więc istnienie granicy o niczym jeszcze nie przesądza, zwłaszcza w świetle złożonej w Kijowie deklaracji pana prezydenta, że „nic” nie rozłączy Polski z Ukrainą.

Bardzo to podobne do stypulacji małżeńskiej: „dopóki śmierć nas nie rozłączy”, więc możliwe, że stosowne decyzje gdzieś już zapadły, tylko Nasi Umiłowani Przywódcy jeszcze nie wiedzą, jak powinni nas o tym powiadomić. Bardzo możliwe, że zakomunikują nam to w postaci deklaracji, że oto rozpoczynamy w ten sposób realizację programu jagiellońskiego, co oczywiście będzie wymagało od nas rozmaitych poświęceń. Jakie one będą – tego jeszcze nie wiemy, bo wiele zależy od rozwoju sytuacji na Ukrainie. Jak wiadomo Stany Zjednoczone, na czele pozostałych 40 państw od nich zależnych, wojują tam z Rosją do ostatniego Ukraińca.

Wprawdzie ostateczne zwycięstwo jest zatwierdzone ponad wszelką wątpliwość, ale rozmaici eksperci, między innym pan red. Wyrwał twierdzą, że Ukraina może tę wojnę przegrać. Jeszcze nie wiadomo, co to konkretnie znaczy tym bardziej, że jeśli nawet przegra, to „i tak” wygra – podobnie, jak to było z panem Tadeuszem Mazowieckim podczas wyborów prezydenckich w 1990 roku. Jak pamiętamy, miał on „i tak” wygrać, to znaczy – taki był rozkaz – ale stało się inaczej.

Na razie jest tak, że Polska wysyła na Ukrainę broń i amunicję, zgodnie z zadaniami wyznaczonymi naszemu bantustanowi na niedawnej konferencji w Ramstein, a Ukraina wysyła nam swoich obywateli, których wkrótce będzie u nas 4 miliony, to znaczy – tych, którzy mają status „uchodźców”. Jeśli tedy Ukraina na razie przegra, chociaż w ogóle to na pewno zwycięży, to liczba ukraińskich obywateli w Polsce może gwałtownie wzrosnąć. Jeśli będą chcieli pozostać w naszym nieszczęśliwym kraju, to trzeba będzie jakoś ich status uregulować, żeby nie czuli się „wykluczeni” lub, nie daj Boże – „stygmatyzowani”. Wtedy granica między Polską i Ukrainą straci wszelkie znaczenie, bo Ukraina po prostu przeniesie się do nas.

W tej sytuacji warto zapytać o status obywateli tubylczych – czy zgodnie z deklaracją pana Łukasza Jasiny, rzecznika MSZ, „Polska”, a więc również jej obywatele, będą „sługami narodu ukraińskiego”, czy też ta sytuacja zostanie uregulowana jakoś inaczej. To nie jest wykluczone, bo nie zapominajmy, iż wiszą nad nami również roszczenia żydowskie, których realizacji będą pilnowały Stany Zjednoczone na podstawie ustawy 447. Realizacja tych roszczeń jeszcze bardziej skomplikowałaby sytuację ludności tubylczej, bo musiałaby ona wtedy służyć dwu panom, a to – jak pamiętamy z Pisma Świętego – nie może być udanym eksperymentem. Być może jakieś rozwiązanie przyniósłby kompromis – że mianowicie w dni parzyste będziemy sługami narodu ukraińskiego, a w dni nieparzyste – żydowskiego, albo odwrotnie – bo wtedy trzeba by jakoś rozwiązać problem sobót – na przykład tak, żeby w jednym tygodniu Żydom służyli Polacy, a w tygodniu następnym – Ukraińcy – bo skoro cieszyliby się oni równouprawnieniem, to sprawiedliwe byłoby również symetryczne rozłożenie obowiązków – również tych służbowych.

Jak widzimy, mimo mnóstwa problemów do rozwiązania, jakich nastręczy nam wojna na Ukrainie, może jakoś sobie z nimi poradzimy. W tej sytuacji warto zatrzymać się nad deklaracją Donalda Tuska, którą wygłosił podczas swego tournee, by promować Volksdeutsche Partei. Donald Tusk pozostaje w opozycji do Zjednoczonej Prawicy, która tworzy rząd „dobrej zmiany”. Rząd ten nie stawia już żadnych granic swej rozrzutności w nadziei, że większość obywateli nie skapuje, iż przekupuje ich on ich własnymi pieniędzmi i będzie na Zjednoczoną Prawicę głosować. Donald Tusk na to liczyć nie może, bo – po pierwsze – to Zjednoczona Prawica wpadła na pomysł, by dzielić się z obywatelami okruszkami ze stołu pańskiego, podczas gdy obóz zdrady i zaprzaństwa w okresie dobrego fartu zżerał wszystko sam. Po drugie – bo jest w opozycji, więc nie może głosić tego samego programu, chociaż – jak pamiętamy – podczas kampanii wyborczej w roku 2020, Volksdeutsche Partei wzięła udział w licytacji, kto wyda więcej pieniędzy. Teraz jednak przelicytować Naczelnika Państwa niepodobna, więc Donald Tusk postanowił wrócić do ideałów głoszonych we Francji na przełomie wieku XIX i XX, to znaczy – „gryźć proboszcza”, czyli dokonać rozdziału Kościoła od państwa. Taki właśnie był podówczas program „obrońców republiki” (Verteidiger der Republik), w które to piórka najwyraźniej stroi się dzisiaj Donald Tusk. Za rządów Waldeck-Rousseau uzależniono legalizację zakonów od państwowego pozwolenia, a za czasów Combes’a, nawiasem mówiąc – byłego księdza, a tacy są najgorsi – przeprowadzony został „rozdział Kościoła od państwa”. Polegał on na rabunku własności Kościoła katolickiego m.in. w postaci 10 tysięcy szkół, które – oczywiście w imię „wolności” i „postępu” – zostały zlikwidowane, tysiące księży i zakonnic zostało z Francji praktycznie wygnanych, a w końcu rząd przejął na własność wszystkie należące do Kościoła nieruchomości. Combes nakazał też inwentaryzację przedmiotów kultu religijnego (monstrancje, kielichy itp), którą opinia katolicka uznała za wstęp do konfiskaty. Doprowadziło to do rozruchów, w których przeciwko demonstrantom rząd wysyłał wojsko. Wojsko jednak raczej sympatyzowało z demonstrantami, zwłaszcza kiedy wybuchła afera generała Andre, który, jako minister wojny w rządzie Combes’a podzielił oficerów na dwie grupy: grupę przeznaczonych do awansów, których fiszki trzymał w pudle z napisem „Korynt” i pozostałych, których fiszki trzymane były w pudle „Kartagina”. Podział nastąpił według kryterium wyznaniowego; katolicy trafiali do „Kartaginy”, podczas gdy ateiści – do „Koryntu”. Do „Kartaginy” można było trafić np. za obecność w kościele podczas Pierwszej Komunii syna. Wtedy taki oficer zostawał „klerokanalią”, albo „klerokaraluchem” – no i miał przechlapane. Wprawdzie deputowany, który aferę ujawnił, zmarł w niejasnych okolicznościach, ale Combes musiał podać się do dymisji. Bardzo możliwe, że Donald Tusk pociągnie za sobą emerytowanych ubowców i kobiety z „macicami”, a może nawet – gwoli podlizania się elektoratowi – sam zostanie kobietą, też będzie wszystkich epatował „macicą” i zostanie premierem – ale co z tego przyjdzie obywatelom?

Bankowa głowa. Morawiecki inflacji się nie boi !

Zabezpieczył oszczędności przed inflacją w ubiegłym roku.

4 czerwca 2022 https://nczas.com/2022/06/04/bankowa-glowa-morawiecki-zabezpieczyl-oszczednosci-przed-inflacja-w-ubieglym-roku/

Pod koniec maja na stronie Sejmu opublikowano oświadczenia majątkowe szefa pisowskiego rządu – Mateusza Morawieckiego. Można by z niego wywnioskować, że premier spodziewał się inflacji.

Mateusz Morawiecki to jednak bankowiec-fachowiec. Niemal wszystkie swoje gotówkowe oszczędności zainwestował jeszcze w 2021 roku w obligacje skarbowe o wartości 4,6 mln złotych.

Jeśli weźmiemy pod uwagę najbardziej optymistyczny scenariusz, zakładający, że szef pisowskiego rządu kupił czteroletnie obligacje antyinflacyjne w lipcu, to w tym roku dostanie oprocentowanie na poziomie nawet 13,15 proc.

Co prawda to lekko poniżej aktualnego wskaźnika inflacji, który jest na poziomie 13,9 proc., ale to już tylko ułamki procenta i z pewnością większość kapitału została oszczędzona przed inflacyjnymi zębami. Trzymając pieniądze w gotówce czy w banku straty byłyby dużo większe.

Jeśli Morawiecki widząc dokąd zmierzają rządy PiS-u i sytuacja międzynarodowa przewidywał nadejście inflacji, to szkoda, że najpierw zatroszczył się o swoje oszczędności, a nie o oszczędności obywateli.

O komentarz do sprawy w TVN24 poproszono Michała Dworczyka.

Miliony Polaków kupują obligacje. Pani próbuje sugerować, że premier zachował się nieetycznie. Ja nic na ten temat nie wiem, więc proponuję nie formułować tego typu oskarżeń, które nie mają żadnej podstawy w rzeczywistości – powiedział w piątek Michał Dworczyk, pytany w tej kwestii o reporterkę TVN24.

– Czy jak pani ma oszczędności, to trzyma je pani w śwince skarbonce? Inni obywatele, również politycy, lokują swoje oszczędności na różny sposób – dodał.

Źródło: NCzas, TVN24

Fakty są już bez znaczenia. Zanik dziennikarstwa

Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew pełni misję w Warszawie już od prawie ośmiu lat. Zdążył już zatem znakomicie poznać nie tylko język polski, ale również miejscowy klimat polityczny oraz kulturę dziennikarską, a właściwie jej brak.

https://www.bibula.com/?p=134419

Zawiedzione oczekiwania sensacji

1 czerwca rosyjski ambasador zwołał w budynku ambasady konferencję prasową. Zdarzenie to dość wyjątkowe, bo przez ostatnie lata tego rodzaju spotkania z mediami odbywał stosunkowo rzadko. Jak sam zaznaczył na wstępie, zazwyczaj z polskimi dziennikarzami rozmawiał w warunkach nadzwyczajnych. Ostatnio, w 23 marca tego roku przed siedzibą polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie wezwano go, by poinformować o wydaleniu pod niejasnymi zarzutami 45 rosyjskich dyplomatów. Później dziennikarze biernie rejestrowali napad na ambasadora Andriejewa 9 maja na warszawskim Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich, gdzie na ich oczach rozjuszony tłum najprawdopodobniej opłaconych, ukraińskich aktywistów dokonał publicznie przestępstwa – agresji na szefa placówki dyplomatycznej.

Dlatego, gdy rosyjski dyplomata zaprosił polskich dziennikarzy na konferencję prasową, wielu z nich przekonanych było o tym, że stanie się coś wyjątkowego. Niektórzy dywagowali już na temat możliwego zerwania stosunków dyplomatycznych lub obniżenia ich rangi. Napięcie opadło już na początku spotkania z mediami. Ambasador Andriejew stwierdził, że zamierza po prostu w normalnych, spokojnych warunkach porozmawiać z polskimi dziennikarzami.

O Ukrainie konsekwentnie

Ambasador Andriejew w zwięzły sposób przedstawił stanowisko Moskwy w sprawie trwającej operacji wojskowej na Ukrainie. Powtórzył jakie są jej cele, podkreślił, że Europa – w tym i Polska – okazały się wiernie realizować interesy Stanów Zjednoczonych, nie dbając przy tym o swoje własne. Na pytanie kiedy skończy się zbrojna faza operacji odpowiedział wyraźnie, że wtedy, gdy zrealizowane zostaną jej, nakreślone na samym początku cele.

W zasadzie Siergiej Andriejew nie powiedział na temat konfliktu na Ukrainie nic nowego. Powtórzył argumenty, racje i uzasadnienia wielokrotnie podawane przez stronę rosyjską. Nic dziwnego, jako dyplomata nie zajmuje się przecież publicystyką, ani prognozowaniem politycznym, lecz prezentowaniem oficjalnego stanowiska swego kraju.

Stosunków realnych brak

Oczywiście, odniósł się również do stosunków polsko-rosyjskich, a właściwie ich braku. Gdy jeden z dziennikarzy zapytał o ostatnie wypowiedzi sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Nikołaja Patruszewa (błędnie przy tym wymawiając jego nazwisko) na temat rzekomych planów władz polskich zmierzających do podporządkowania Ukrainy Zachodniej, ambasador podkreślił, że nie musi tu chodzić o aneksję tych obszarów, ale być może po prostu o rozszerzenie strefy wpływów politycznych, gospodarczych i innych. Przypomnieć warto, że część polskiej klasy politycznej wcale nie ukrywa, że dąży do stworzenia bliżej nieokreślonej unii między dwoma państwami.

Ale to nie tylko wydarzenia po 24 lutego są jedynym źródłem problemów w relacjach polsko-rosyjskich. Od przewrotu w Kijowie w 2014 roku stosunki obu państw ulegają stopniowemu zamrażaniu. Od tego czasu, jak przypomniał ambasador, w praktyce nie było spotkań na szczeblu ministerialnym (nie licząc rozmów na forum organizacji międzynarodowych, których oba kraje są członkami). „Stosunki są najgorsze w historii” – podsumował Siergiej Andriejew. Kontaktów obu stron praktycznie nie ma, chyba że w sprawach czysto technicznych. Polskie władze sugerują polskim firmom wycofanie się z rynku rosyjskiego. W efekcie wygaszana jest współpraca gospodarcza. Polski minister kultury mówi o wykreśleniu rosyjskiej kultury z polskiej przestrzeni publicznej. Zamiera więc jakakolwiek współpraca w dziedzinie kultury i sztuki.

Stosunki formalne

Wciąż jednak w Warszawie działa rosyjska placówka dyplomatyczna. Choć wielu w Polsce oczekiwałoby, żeby to Moskwa zerwała relacje z Polską, nic takiego się nie dzieje. Strona polska utrudnia życie dyplomatom rosyjskim, ucieka się do drobnych złośliwości. Warszawska prokuratura zablokowała konta bankowe ambasady. Powód? Rzekome śledztwo w sprawie finansowania przez rosyjską dyplomację „terroryzmu”. Ambasador poprzestał na tym przykładzie, choć wiemy, że tego rodzaju małostkowych utrudnień jest dużo więcej.

Na pytanie polskich dziennikarzy głównego nurtu o dalszy sens pełnienia swej misji w tych warunkach, przy braku kontaktów ze stroną polską, Andriejew odpowiedział lakonicznie, że tego rodzaju decyzje nie zależą od niego. Można to chyba zrozumieć jako zapowiedź, że w Moskwie nikt nie zamierza zrywać relacji dyplomatycznych. O to właśnie stara się strona polska, jak dotąd bezskutecznie. Próbuje wymusić na rosyjskim MSZ decyzje, by zdjąć z siebie samej odpowiedzialność za taką, brzemienną przecież w skutkach dla krajów ze sobą sąsiadujących decyzję.

Ambasador Andriejew czuje się, mimo wszystko, w Polsce bezpiecznie. I to nie tylko ze względu na kordony policji otaczające ambasadę. Jedynym przejawem agresji wobec niego był napad zorganizowany 9 maja, przy czym nie przez Polaków, lecz obywateli Ukrainy. Ale po tym incydencie, jak poinformował, do ambasady przyszło wiele maili i telefonów, w których zwykli Polacy wyrażali ubolewanie i wstydzili się, że doszło do takich wydarzeń w ich kraju. Atmosfery wrogości zatem nie ma. Znów wbrew oczekiwaniom klasy politycznej, podobnie jak wielu zgromadzonych na konferencji dziennikarzy.

Zanik dziennikarstwa

Po konferencji prasowej ambasadora Andriejewa pojawia się jednak refleksja równie przygnębiająca, jak stan stosunków polsko-rosyjskich. Choć nie nowa. Chodzi o poziom polskich dziennikarzy. O łamanie przez nich wszystkich możliwych standardów. O całkowity brak zrozumienia roli społecznej mediów, podstawowych umiejętności i znajomości warsztatu dziennikarskiego.

Na konferencji pojawili się przedstawiciele kilku mediów głównego nurtu, w tym TVN24 i Onet. Ich pytania były z reguły nie tyle prowokacyjne, co infantylne. Po przedstawieniu przez ambasadora argumentacji i stanowiska Federacji Rosyjskiej w sprawie Ukrainy zaczęli najzwyczajniej w świecie cytować bez żadnego skrępowania teorie, oświadczenia i wypowiedzi ukraińskich polityków i służb specjalnych. Na przykład, o rzekomym blokowaniu przez Rosjan eksportu zboża przez ukraińskie porty. W pokonferencyjnych publikacjach przeczytaliśmy jeszcze o  rewelacjach byłego ministra spraw wewnętrznych Ukrainy Arsena Awakowa na temat rzekomych ćwiczeń strzelniczych na Ukraińcach prowadzonych przez rosyjskich snajperów. I wiele innych, całkowicie bezkrytycznie przyjmowanych.

Wreszcie, padły pytania stanowiące szczyt zdziecinnienia. Jeden z dziennikarzy zapytał ambasadora kiedy ten ostatni raz rozmawiał z prezydentem Władimirem Putinem. Nie wiadomo skąd wpadł mu do głowy pomysł, że głowa państwa utrzymuje bezpośredni kontakt z ambasadorami swojego kraju zagranicą. Na grzeczną odpowiedź ambasadora, że na ten temat wypowiadał się ostatnio szef resortu spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który informował, że prezydent pracuje w normalnym trybie, padło pytanie uzupełniające. Dziennikarz dopytywał się czy prawdą jest, że rosyjski przywódca… jest śmiertelnie chory. Skąd taka teoria spiskowa? Jej źródłem ma być Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, która podobne sensacje kolportuje w europejskich mediach. Siergiej Andriejew odpowiedział w jedyny możliwy sposób: pytaniem retorycznym o poziom wiarygodności SBU.

A na koniec padło jeszcze pytanie, jak Rosjanie mogą żyć bez pewnej znanej amerykańskiej sieci fast food i równie znanego, amerykańskiego słodkiego napoju. W odpowiedzi ambasador Andriejew oświadczył, że obchodzą się bez nich z korzyścią dla swojego zdrowia. A Rosja? Rosja ma wszystko i jest w stanie spokojnie funkcjonować bez tzw. Zachodu. Szczególnie, jak przypomniał, w warunkach obecnej mobilizacji społecznej.

A polscy dziennikarze najwyraźniej nie są w stanie funkcjonować bez ordynarnej propagandy. W mediach po konferencji nie pojawiły się rzetelne relacje, lecz krzyczące tytuły o tym, że ambasador „kłamie”, że jego wypowiedzi to „kuriozalne kłamstwa”, że uprawia „propagandę”. To tylko pierwsze z brzegu, wybrane cytaty. Wszystkie one padają w relacjach z konferencji prasowej, czyli nie stanowią publicystycznych komentarzy. Granice pomiędzy gatunkami, coś, czego uczą studentów na pierwszym roku studiów, są ich autorom kompletnie nieznane. Dziennikarstwo w Polsce osiągnęło poziom analogiczny do stanu stosunków polsko-rosyjskich. Poziom dna.

Mateusz Piskorski Za: Mysl Polska – myslpolska.info (2-06-2022) | https://myslpolska.info/2022/06/02/fakty-sa-juz-bez-znaczenia/

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁY md]

Szaleństwo władzy. Polityk PiS: „Warto trochę pomarznąć”.

https://nczas.com/2022/06/03/szalenstwo-wladzy-polityk-pis-warto-troche-pomarznac/
Władza już wie, że z opałem na sezon jesienno-zimowy będzie krucho. Polityk PiS Zbigniew Gryglas przekonuje jednak, że… warto marznąć.

W ostatnim czasie koszty ogrzewania domu czy mieszkania rosną w szalonym tempie.

Ogrzewanie gazem, do czego przez lata zachęcano w ramach postawy „eko” i tworzono preferencyjne prawo, już jest co najmniej dwukrotnie droższe niż jeszcze kilka miesięcy temu.

Ceny węgla osiągnęły kosmiczną cenę i sięgają 3 tys. zł za tonę.

Sytuacja jest dynamiczna i nie można wykluczyć, że w sezonie jesienno-zimowym opał będzie tak drogi, że wiele rodzin nie będzie na niego stać.

Zbigniew Gryglas, poseł z ramienia PiS-u w poprzedniej kadencji, następnie wiceminister aktywów państwowych u Jacka Sasina, a ostatnio członek rady nadzorczej Polskiej Grupy Energetycznej, przekonuje jednak, że marznąć warto.

Nawet gdybyśmy musieli trochę pomarznąć – to warto. To cena wolności”– napisał Gryglas na Twitterze, sugerując, że to cena, jaką ponosimy za uniezależnienie się od rosyjskich surowców energetycznych.

[A dalsze pierdułki, przepychanki – w oryginale. U mnie nie warto. Szkoda kalorii. MD]

Węgiel za drogi, zbierajcie chrust. Nie ma z czego śmiać.

[Kiedy tych kurwów i złodziei sprawiedliwość dopadnie?]

Leśnik potwierdza: To już się dzieje

W Nadleśnictwie Celestynów koło Warszawy około 100 osób rozpoczęło już pozyskiwanie gałęzi, jako opału na najbliższą zimę. W związku wysokimi cenami węgla leśnicy spodziewają się dużego zainteresowania takim działaniem. – W dwa dni ciężkiej pracy, przeciętnie sprawna fizycznie osoba może zebrać opał na miesiąc, a kosztuje to grosze – ocenia Krzysztof Kiełczyński, leśnik z Celestynowa

https://wiadomosci.wp.pl/wegiel-drogi-wiec-zbierajcie-chrust-lesnik-potwierdza-to-juz-sie-dzieje-6775849383868992a

W lesie koło Celestynowa pod Warszawą już działają zbieracze chrustu i gałęzi. Możliwe, że poszli za radą wiceministra klimatu Edwarda Siarki. Ten ogłosił niedawno, że w związku z wojną w Ukrainie i zawirowaniami na rynku węgla Lasy Państwowe ułatwią zbieranie opału, metodą „samopozyskiwania drewna„. W lesie nie udało nam się spotkać zbieraczy, ale o ich działalności świadczą zebrane już liczne kupki gałęzi.

– Koszty życia rosną i już ostatniej zimy mieliśmy więcej próśb o zezwolenie na tzw. samodzielny wyrób drewna opałowego. Wcześniej po wyrębie lasu większość krzywych gałęzi z czubków drzew zostawialiśmy do zgnicia, aby użyźniać ściółkę. Nie było zainteresowania, niektóre firmy przerabiały to na zrębki – mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Kiełczyński, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Celestynów.

– Jeśli tona węgla opałowego kosztuje ponad 2 tys. zł, to samodzielne pozyskanie opału z lasu od razu staje się bardziej popularne. Gałęzie pozyskuje już około 100 osób, tak szacuję po informacjach od leśników. Spodziewam się, że chętnych będzie dużo więcej, może 200, nawet 250. Jesteśmy gotowi na to większe zainteresowanie. W trudnych czasach ma to sens, niech ludzie korzystają z zasobów lasów – dodaje leśnik.

Pieniądze leżą na mchu. Tam 5, tu 10 zł

Krzysztof Kiełczyński oprowadza po sektorach lasu pod Celestynowem, gdzie wydano już zezwolenia za zbieranie opału. Już z leśnej drogi widać w zasięgu wzroku przygotowane do wywiezienia stosy okrzesanych drągów. Poszukiwane są te o średnicy zbliżonej do 7 cm. Przy drogach zebrano także bale drewna opałowego. Leśnik wyjaśnia, że to, co widać, raczej na pewno zostało już sprzedane. To też efekt drogiego węgla.

Taki stos, jaki tu widać wyceniłbym na 10 zł, tamten na 5 zł. Wystarczą na przepalanie w piecu przez tydzień. Już jesienią można sobie podgrzewać wodę w domu. Sosna szybko daje energię, do ogrzewania lepsze jest drewno liściaste np. brzoza czy dąb – wskazuje leśnik.

Podkreśla, że zebrane stosy są mierzone i wyceniane na miejscu przez leśniczego. Można je zabrać po wniesieniu opłaty. Metr sześcienny gałęzi sosnowych kosztuje około 50 zł. Ale lepsze do palenia jest drewno liściaste i stąd też inna cena. Wałki liściaste lepszego sortu będą kosztować około 100 zł za metr sześcienny.

Las wita was. Potrzebne mocne nogi, krzepkie ręce i siekiera

Aby pozyskiwać opał w lesie, potrzebna jest zgoda lokalnego leśniczego, inaczej grozi mandat. Trzeba będzie napisać maila – instruują leśnicy. Pracownik Lasów Państwowych wskaże miejsce, w którym można zbierać gałęzie i chrust. Nie można samodzielnie wycinać drzew. Należy zbierać i okrzesywać gałęzie, które już leżą na ziemi. Zbieracz podpisuje również oświadczenie, że zapoznał się z zasadami bezpieczeństwa w leśnictwie.

Potrzebna jest ostra siekiera, roboczy strój, kalosze, odstraszacz na komary, kleszcze i  meszki. – To dość ciężka fizyczna praca. Trzeba będzie się nachodzić, namachać siekierą. Sądzę, że przeciętnie sprawna fizycznie może w dwa dni zebrać opał na miesiąc. Chyba że trafi się jakiś trudniejszy teren, podmokły las, z daleka od drogi. Wówczas jest ciężej – opowiada Krzysztof Kiełczyński. Dodaje, że jak na razie nie było potrzeby wprowadzania limitów ilości pozyskania opału. Można wywieźć tyle, ile kto zdoła zebrać.

Węgiel za drogi, zbierajcie chrust. Nie ma z czego śmiać

Przypomnijmy, że samodzielne zbieranie opału w lasach „reklamuje” ostatnio Ministerstwo Klimatu i Środowiska. To reakcja urzędników na panikę zakupową, drożejący lub niedostępny węgiel. Rząd szuka surowca na całym świecie, aby zasypać niedobory po wprowadzeniu embarga na rosyjski węgiel.

„Posiadam dom, w którym ogrzewanie mam na węgiel ekogroszek. W poprzednim roku za tonę płaciłem 550 zł i na opał miesięcznie w sezonie mi wychodziło 400 zł. Dziś tona ekogroszku kosztuje 3 tys. zł, a i tak nie można go dostać. Miesięcznie mój koszt ogrzewania będzie wynosił 2,1 tys. zł. Do tego kredyt wzrósł już o 1,4 tys. zł, drożeje paliwo i pozostałe środki do życia, co razem daje mi około 5 tys. zł, które teraz zabiera mi inflacja. Zarabiam 6 tys. zł i co na to rząd?” – pisze do Wirtualnej Polski jeden z czytelników.

26 maja na wniosek minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, szef Lasów Państwowych Józef Kubica przygotował wytyczne dotyczące pozyskiwania surowca drzewnego do celów opałowych. „Leśnicy dokonają oceny zapotrzebowania społeczności lokalnych, przeznaczając wybrane fragmenty lasu po zabiegach gospodarczych do pozyskiwania drewna na zasadach samowyrobu” – czytamy w wytycznych.

Zbieranie gałęzi i chrustu stało się już motywem memów i ironicznych komentarzy w mediach społecznościowych. Sami leśnicy zauważają, że nie ma w tym nic śmiesznego.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

==================================

mail od Pani:

Bardzo dobry sposób pozyskiwania opału zwłaszcza dla schorowanych emerytek. Już widzę, jak 70 -letnie damy zawijają kiece,  zakładają gumofilce i uzbrojone w siekiery udają się rączym truchtem do lasu, żeby sobie uzbierać opał na zimę. 

Kiedy tych kurwów i złodziei sprawiedliwość dopadnie? 

Pozdrawiam 

D.K. 

Groźna jak socjalizm

Izabela Brodacka 4 czerwiec 2022

Po wielkich dramatycznych światowych wydarzeniach pytamy zdumieni „jak to się stało?”. Prawie nigdy nie zadajemy sobie w odpowiednim momencie pytania „jak to się dzieje?”.

Zastanawiamy  się na przykład jak to możliwe że w Niemczech kraju, który wydał Kanta, Bacha I Beethovena doszedł do władzy Hitler, zakompleksiony kurdupel który w trakcie przemówień łapał się w kroku jak zsikany przedszkolak. Jak to możliwe, że niemieckie Putzfrau doznawały w trakcie tych przemówień ekstatycznych uniesień zamiast pokładać się ze śmiechu. Dowodzą tego filmy Leni Riefenstahl świetnej reżyserki i fotografki, która mając powyżej siedemdziesiątki ukończyła kurs nurkowania i zajęła się fotografią podwodną. Zmarła w wieku 101 lat co nie jest wprawdzie  jej zasługą ale świadczy o silnej woli życia. Jak taka osoba mogła z przekonaniem popierać Hitlera i hitleryzm?. Jak to możliwe, że skazywani kolejno na śmierć akolici Stalina składali w ostatnim słowie samokrytykę i domagali się surowego wyroku?. Komu chcieli się w ostatnich chwilach życia przypodobać, towarzyszom partyjnym, zbrodniarzowi który  bawił się ich przerażeniem? W stosunku do kogo czy czego chcieli być lojalni?

Obecnie pokutuje przeświadczenie, że jeżeli ktoś popierał hitleryzm czy stalinizm musiał być idiotą albo świnią. Tertium non datur. (trzeciej możliwości nie ma). 

Widzę to inaczej. Nie potrafimy jako społeczeństwo rozpoznawać wczesnych stadiów niebezpiecznych chorób ludzkości. Takich  choćby jak totalitaryzm. Nie dostrzegamy nielogiczności i sprzeczności propagandy. Usuwamy niewygodne fakty ze świadomości. Zaczynamy bronić naszych prześladowców.  Czy jest to coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego w skali całego społeczeństwa? 

Podobnie jak trudno zrozumieć  dlaczego (zanim stało się za późno) zwykli ludzie nie dostrzegli w Hitlerze groźnego popaprańca, psychopaty i socjopaty trudno również zrozumieć jak zwykli rozsądni na pozór ludzie mogli uwierzyć, że noszenie na twarzy wilgotnej szmaty zwanej maseczką może uchronić ich przed zarażeniem . Dlaczego nie widzą idiotyzmu w fakcie odwołania pandemii po wpuszczeniu do kraju kilku milionów uciekinierów z kraju dotkniętego wojną, których nikt nie testował ani nie badał, podczas gdy kilka dni wcześniej nie można było dostać się bez testu do szpitala ani podróżować za granicę?. 

Dlaczego po doświadczeniu skutków terapii szokowej Balcerowicza nadal istnieją ludzie którzy twierdzą, że „Balcerowicz uratował nas przed losem Białorusi”. Dodajmy, że nigdy na Białorusi nie byli?.

Dlaczego wierzą w globalne ocieplenie gdy w maju pad śnieg i zamarzają im kwiatki w ogródku?.

Zauważmy, że  ideologiczne zaślepienie w oczach większości  traktowane jest  jako zaleta, a nie wada osobowości. Powszechnie uważa się, że usprawiedliwione są czyny popełniane z pobudek ideowych natomiast człowieka kompromituje zwykły oportunizm.

Przyznam, że wręcz przeciwnie, najbardziej boję się ideologów. Nie ma moim zdaniem nic gorszego niż ideowy komunista. Pamiętam pewnego komunistycznego prominenta, który przechwalał się, że otrzymane w czasie podróży zagranicznych reklamowe długopisy odnosi do KC bo jest uczciwym komunistą. Wprawdzie  w tamtych czasach długopis zwany „piórem kulkowym” był w Polsce cenną nowością, ale odnoszenie reklamówek do KC nawet wtedy było idiotyzmem. Temu samemu uczciwemu komuniście, przewodniczącemu PKPG ( Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego) nie przeszkadzała rabunkowa komunistyczna gospodarka, nie przeszkadzały transporty wszelkich dóbr jadące przez całą dobę pociągami do  ZSRR, nie przeszkadzała nędza społeczeństwa, cenzura i morderstwa bezpieki. Ideologia usprawiedliwiała to wszystko jako przewidziane przez Lenina zaostrzenie walki klasowej. Lenin zapomniał jednak napisać w swych dziełach o długopisach więc nasz uczciwy komunista sam musiał podjąć w tej kwestii tak ważną i odpowiedzialną decyzję. 

Każdy nawet słuszny pogląd staje się moim zdaniem niebezpieczny gdy staje się ideologią. Większość z nas lubi zwierzęta i przyrodę, a w każdym razie wolałaby żyć w czystym środowisku, chodzić na wycieczki po niezaśmieconych   górach i zbierać grzyby w lasach gdzie nie poniewierają się  butelki i zużyte pampersy. Wolelibyśmy nie zatruwać się pestycydami i antybiotykami zawartymi w żywności i fekaliami trafiającymi do sieci wodociągowej z rzek. Do ekologii rozumianej jako troska o środowisko człowieka opartej o rzetelne badania naukowe  można było społeczeństwo przekonać ,a wielu z nas podejmowało proekologiczne działania bez przymusu i zachęcania przez specjalne organizacje. W Tatrach do dziś dnia funkcjonuje instytucja wolontariuszy którzy w zamian za lokum w jednej z tatrzańskich leśniczówek sprzątają góry, malują szlaki i naprawiają drogowskazy. Wśród nich jest wielu emerytów. Proponuję wpisać hasło: „Tatrzański Park Narodowy, wolontariat” żeby się wszystkiego dowiedzieć i z tej możliwości skorzystać. W Tatrach Słowackich gdy mieszkaliśmy po kolebach ( całkowicie nielegalnie ale nie było nas stać na schronisko) schodząc po zakupy na przykład do Smokowca braliśmy od tolerującego naszą obecność chatara  ogromne plastikowe wory i wypełnialiśmy je zebranymi na szlaku  papierkami i butelkami. Obecnie gdy zbieram śmiecie w podwarszawskich lasach czuję się niekomfortowo gdyż ludzie patrzą na mnie jak na ormowca. Jak na kogoś kto zupełnie dobrowolnie i dla czystej satysfakcji dołączył do grona ich prześladowców.

Trosce o środowisko początkowo najbardziej zaszkodzili ekolodzy głębocy, którzy propagowali ochronę „wszystkich istot żywych” w tym zapewne pasożytów i bakterii. W następnej kolejności do wrogości wobec ekologii przyczynili się cwaniacy, którzy z ekologii uczynili sobie sposób na życie. Beneficjenci wszelkich grantów, konsumenci darmowych cateringów podczas konferencji i spotkań. Wreszcie terroryści ekologiczni szantażujący przedsiębiorców wstrzymaniem ich inwestycji. Kamieniem do trumny ochrony środowiska stała się lewacka ekologiczna ideologia UE równie dla nas groźna jak socjalizm.

In chrust we trust

„Nawet gdybyśmy musieli trochę pomarznąć to warto. To cena wolności” twierdzi poseł z PiS

Źródło: internet

Polacy nadal nie rozumieją co ich czeka tej zimy, mimo, że pewne oznaki już się pojawiają. Nie jest wcale przesadą obawiać się o to, że ludzie będą zamarzali w domach. Politycy parti rządzącej mają najwyraźniej tego świadomość, że bardzo wielu Polaków nie będzie stać na ogrzewanie swoich domów ze względu na wywindowane ceny paliw. PiS pozwolił już nawet zbierać chrust co nazwano prześmiewczo programem Chrust+

Socjalizm zawsze kończy się tak samo – hiperinflacją, pauperyzacją, zrównaniem wszystkich do poziomu gruntu. Doprowadziło to w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku do sytuacji gdy statystyczny Polak zarabiał miesięcznie równowartość około 7 dolarów. To jest właśnie kierunek w jakim podążamy.

Większość Polaków jeszcze nie jest świadoma nadchodzącej apokalipsy węglowo-prądowo-gazowo-pelletowo-drewanianej. Praktycznie każde z tych paliw kosztuje w 2022 roku wielokrotnie drożej niż w 2021 roku o tej porze. Co więcej, wszystkie te paliwa stosowane do ogrzewania domów, nadal rosną. Lasy Państwowe udostępnią plebsowi chrust do zbierania. 

Trochę zastanawia ta wysoka cena, bo aż 300 zł za kubik, za to co ktoś sobie sam nazbiera i będzie musiał przetransportować. Można odnieść wrażenie, że jest tu próba dodatkowego oskubania najbiedniejszych. Rok temu metr drzewa kominkowego kosztował 250 zł a teraz rząd chce 300 zł za stertę patyków. Jeśli to nie otrzeźwi Polaków to muszą już sobie szykować narrację aby się przekonywać, że co prawda jest głodno i chłodno ale wojny jeszcze nie ma.

W telewizji już teraz można zobaczyć porady w stylu – Jak jeździć ekologicznie samochodem przy paliwie za 8 zł za litr? – więc być może wkrótce pojawią się porady w stylu – Jak nie zamarznąć grzejąc się świeczkami lub Jak jeść mniej aby nie umrzeć z głodu. To już nawet nie jest śmieszne, bo przecież wiadomo, że tak właśnie będzie.

Można już się nawet domyślić rządowej narracji gdy będzie naprawdę źle. Warto zamarzać, bo jest wolność. Zastosują to samo co zwykle, czyli fałszywe równanie wedle którego koszmarne ceny wszystkiego są sposobem na uniknięcie konfrontacji militarnej z Rosją. Płacisz krocie za paliwo? Ale ruskie bomby nie spadają. Płacisz 3500 zł za tonę węgla? Ale ruskie rakiety nie lecą. Płacisz 1000 zł za kubik drewna, ale przynajmniej nie atakują nas Kalibrami. Gaz kosztuje kilkukrotnie więcej niż zwykle, ale przynajmniej nie ma wojny. A może właśnie to jest już wojna, prowadzona przeciwko Polakom? 

WIODĄCA ROLA PARTII

https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/wiodaca-rola-partii,p1328774393 2022- 06-03 Sławomir M. Kozak

Zadałem sobie właśnie pytanie, jak nam Polakom, minęło ostatnie dwudziestolecie? Rzeczą naturalną dla tropiciela dramatu 11 września 2001 r. w USA i wynikających z niego konsekwencji dla reszty świata, był powrót myślami do ówczesnej decyzji rządu polskiego nakazującej naszemu wojsku solidarne wsparcie sojuszników w walce z afgańskimi talibami. Dziś, mało kto już pamięta, że decyzję tę, na wniosek Rady Ministrów, podjął ówczesny prezydent RP, Aleksander Kwaśniewski, co było ponurym chichotem historii, zważywszy na jego polityczny rodowód, zrośnięty z wcześniejszym o dwie dekady, okupantem Afganistanu. W jej efekcie, od 2002 do 2021 r., jak podaje Wikipedia, „polski kontyngent wojskowy przywracał bezpieczeństwo i odbudowywał Afganistan”. A ja się wówczas obawiałem, że to była zła decyzja. To nie ja miałem jednak rację, skoro wszystkie kolejne rządy, wszelkich partii, przez dwie dziesiątki lat nie poddały jej w wątpliwość. Ani SLD, PSL, UP, Samoobrona, LPR, PO, ani nawet Prawo i Sprawiedliwość, nie zanegowały naszego udziału w wojnie niesprawiedliwej, bo jedyną prawą i sprawiedliwą, jak sądziłem, może być tylko wojna obronna. Małej byłem wiary w wiodącą rolę partii.

WIODĄCA ROLA PARTII

Wpadły mi oto w ręce zapiski, które czyniłem na gorąco, po konferencji z marca 2007 r., pt. „Bezpieczna i szczęśliwa rodzina”. To z kolei, zaledwie 15 lat temu.

„W ubiegłym tygodniu, miała w Polsce miejsce konferencja ogólnopolska, dotycząca rozwoju rodziny. W otwarciu udział brał Premier i Marszałek Sejmu. Premier otwierał konferencję mając za plecami tablicę z logo Prawa i Sprawiedliwości, przy którym widniał napis ‘Dotrzymujemy słowa’. Pod tym napisem pysznił się znaczek z napisem ‘Bezpieczna i szczęśliwa rodzina’.  Premier powiedział, że w naszym kraju, a przede wszystkim w Europie, trwa spór. Spór o rodzinę. Powiedział również, że chcemy podtrzymać rodzinę w jej tradycyjnych funkcjach. Bardzo mnie to ucieszyło, bo pomyślałem, że wreszcie zacznie się coś dziać w tej materii. Bo skoro Premier osobiście wypowiedział te słowa, to znaczy, że odwrotu nie ma.

W chwilę później jednak moja nadzieja wystawiona została na ciężką próbę, bo usłyszałem, że jest to kwestia rozwoju typu kultury, w którym żyjemy, a to mi zabrzmiało, jak wstęp do uchylenia małej furtki, po której przekroczeniu można będzie odrobinę zboczyć z głównej ścieżki. Bo przecież byłem przekonany, że określenie typu kultury, w którym żyjemy, mamy już od dawna za sobą. I są w nim zawarte zdecydowanie, i w sposób dogmatyczny, elementy jego rozwoju. Między innymi, właśnie poprzez wspieranie i rozwój rodziny. Starałem się zagłuszyć wątpliwości, bo pomyślałem, że Premier ma przecież prawo tłumaczyć wszystkim ‘ab ovo’ i wkrótce będzie już tylko lepiej.

Jednak po kilku zaledwie sekundach miałem się przekonać, że coś z tą furtką jest na rzeczy, dowiedziałem się bowiem, iż jest to kwestia trudna – państwo, władza ma na to wpływ dalece ograniczony.  Moja nadzieja i wiara w dobre chęci rządu legły z trzaskiem u mych stóp! Bo skoro władza ma na to wpływ ograniczony, to kto wesprze rodziny polskie? Może znowu wybór padnie na Kościół, ale przecież Kościół Polski miał, o czym zapewniano mnie i moich Rodaków, powołując się na autorytet Papieża Polaka, ewangelizować Europę po naszym do niej triumfalnym ‘wejściu’. Na razie w walce o dusze ‘Europejczyków’ prowadzi Francja, która już zasługuje na miano islamskiej awangardy w Europie. Jak więc nasz Kościół podoła? 

Ale – myślę sobie – może jeszcze nie wszystko stracone? Może Premier ma jakąś wskazówkę? I doczekałem się. Z ust szefa rządu usłyszałem deklarację, może nie tej wagi, co podpisywana właśnie w Berlinie, ale jednak deklarację. Premier powiedział: Chcemy aby polskie państwo, które dotąd tego nie czyniło, zaczęło prowadzić politykę prorodzinną, zaczęło czynnie podtrzymywać polską rodzinę, we wszystkich jej pozytywnych funkcjach, także tej (…) dotyczącej przekazywania życia i wychowania dzieci. Człowiek, okazuje się, uczy się do późnej starości. Byłem święcie dotąd przekonany, że przekazywanie życia i wychowanie dzieci są funkcjami dla rodziny podstawowymi. Okazuje się, że są zaledwie pozytywnymi. Nie dowiedziałem się, jakie są negatywne funkcje rodziny, bo w tej kwestii nie padło już ani jedno słowo. A szkoda …

Że jakieś jednak są, to pewne, bo wkrótce smutek zadźwięczał w kolejnym zdaniu, a furteczka rozwarła się z hukiem na oścież, gdyż: podjęliśmy w tej sprawie wstępne decyzje, niełatwe, bo polityka prorodzinna musi być wpisana w realia, w realia życia państwa, także w realia ekonomiczne. Wkrótce Premier zakończył wystąpienie i oddalił się z konferencji dla innych, ważnych spraw. Myślę, że udał się pożegnać polski kontyngent odlatujący właśnie do Afganistanu lecz mogę się mylić, bo tamtej transmisji już nie miałem okazji obejrzeć. Wszystkie media podały, że w owej grupie są również żołnierze mający za sobą doświadczenie w innych misjach. To dobrze, to znaczy, że jakaś ich część wróci, jeśli oczywiście, obok wyszkolenia będzie im towarzyszyło szczęście. Czy będzie im towarzyszył Bóg? Tego nie wiem, dlatego piszę tylko o szczęściu. Bo jeśli kilku z nich zabraknie tego szczęścia, to parę rodzin trudno będzie podtrzymać (…) w jej tradycyjnych funkcjach. Bo dotrzymujemy słowa. Tylko komu? Szkoda, że polityka prorodzinna wpisana być musi w takie realia ekonomiczne, które każą żołnierzom Wojska Polskiego zabijać za pieniądze w obcym kraju. Lub, dać się dla nich zabić”.

Dziś, po zakończeniu misji afgańskiej, wiemy, że nie wróciło z niej do kraju 43 naszych żołnierzy, a 200 odniosło rany. Przypomnę też urywki polskiego tekstu, przygotowanego na uroczystość wspomnianej tu deklaracji berlińskiej (aktu unijnego z okazji 50. rocznicy podpisania traktatów rzymskich, ustanawiających Wspólnotę Europejską), którą zresztą skrytykował wówczas papież Benedykt XVI, za brak w niej odwołania do chrześcijaństwa.

My, obywatele Unii Europejskiej, jesteśmy zjednoczeni – ku naszej radości (w oryginalnym, niemieckim języku dokumentu, słowo „radość” określono mianem „szczęścia” – przyp. smk). (…) W Unii Europejskiej urzeczywistniamy nasze wspólne ideały: centralnym punktem odniesienia dla naszych wartości jest człowiek. Jego godność jest nienaruszalna. Jego prawa są niezbywalne. (…) Pragniemy pokoju i wolności,  demokracji i praworządności, wzajemnego szacunku i wzajemnej odpowiedzialności, dobrobytu i bezpieczeństwa, tolerancji i zaangażowania, sprawiedliwości i solidarności. (…) Opowiadamy się za pokojowym rozwiązywaniem konfliktów na świecie, aby ludzie nie byli ofiarami wojen, terroryzmu i przemocy. Unia Europejska chce wspierać w świecie wolność i rozwój. Chcemy przeciwstawiać się biedzie, głodowi i chorobom. W działaniach tych pragniemy nadal odgrywać wiodącą rolę”.

Chyba nadal pozostałem człowiekiem małej wiary. Wątpię bowiem, czy udało się nam zrealizować cokolwiek z tego, co deklarowaliśmy. Może tyle tylko, że przez wszystkie lata, w kontekście innej z prezydenckich decyzji sprzed dwóch dekad, pozostajemy wierni pragnieniu „odgrywania wiodącej roli”.

Felieton ukazał się w 22 wydaniu Warszawskiej Gazety

O „kamieniach milowych” Krajowego Planu Odbudowy: Unia Europejska napisała „pod te pieniądze” program, jak zmienić życie społeczne w Polsce.

Unia Europejska sobie napisała „pod te pieniądze” program, jak zmienić życie społeczne w Polsce.

To być może największy skandal, jakiego dopuścił się ten rząd.

2 czerwca 2022 https://pch24.pl/lukasz-warzecha-o-kamieniach-milowych-krajowego-planu-odbudowy-to-byc-moze-najwiekszy-skandal-jakiego-dopuscil-sie-ten-rzad/

Redaktor Łukasz Warzecha ujawnił bulwersujące i niezwykle kosztowne dla Polaków zapisy Krajowego Planu Odbudowy. W najbliższych latach słono zapłacimy w kolejnych podatkach i opłatach za miliardy, które napłyną do kasy państwa z Unii Europejskiej.

W programie Łukasza Karpiela „Prawy Prosty. Plus” publicysta „Do Rzeczy” namawiał do uważnego przyjrzenia się zapisom Krajowego Planu Odbudowy. – Pierwsze nieporozumienie w kwestii KPO to przekonanie, że jest to fundusz mający służyć odbudowaniu się gospodarek po covidzie. Otóż nie, to jest fundusz, który w rzeczywistości ma wyznaczone 4 obszary tematyczne, ściśle podporządkowane pewnym ideologicznym upodobaniom UE, w tym zwłaszcza dotyczącym Zielonego Ładu i w ogóle „zazielenianiu Europy”zauważył Łukasz Warzecha. Nieprawdą jest więc, że 150 miliardów euro, w dużej mierze pozyskiwane przez Polskę w formie pożyczek, trafi do przedsiębiorców, których biznesy zostały zagrożone w okresie kolejnych lockdownów.

Ponadto pieniądze z tzw. funduszu odbudowy trafią do każdego z państw pod pewnymi indywidualnymi, wyznaczonymi osobno warunkami, nazwanymi „kamieniami milowymi”. Wbrew dotychczasowym rządowym przekazom, w odniesieniu do Polski nie chodzi jedynie o kwestie związane z reformą sądownictwa.

To są rzeczy, od których włosy stają na głowie. Powiem o kilku. Mamy na przykład warunek całkowitego „ozusowania” wszystkich umów cywilno-prawnych. Dlaczego, nie wiadomo. Uzasadnienie, które podaje plan dla Polski jest takie, że to rozwiązanie ma zmniejszyć „fragmentację rynku pracy” – wyjaśniał publicysta.

– Potem mamy cały zestaw kwestii uderzających w normalny, tradycyjny transport. One mają być spełnione nie w ciągu 10 – 20 lat, tylko najdalej czterech, pięciu. To jest np. nałożenie opłat za przejazd wszystkimi nowymi autostradami i ekspresówkami; wprowadzenie specjalnego podatku obciążającego dodatkowo rejestrowane samochody spalinowe; wprowadzenie obowiązkowo we wszystkich miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców stref niskoemisyjnego transportu [miało to pozostać w kompetencjach samorządów]; (…) Ma zostać wprowadzony specjalny podatek od posiadania samochodów spalinowych – wyliczał Łukasz Warzecha.

To jest horror, o którym rządzący nam nic nie powiedzieli. W ogóle nie powiedzieli, na co my się godzimy za te 100 miliardów, nie licząc kredytów. Dzisiaj wychodzi pan minister Dworczyk i pytany mówi: „no tak my się tam musieliśmy na pewne rzeczy zgodzić żeby dostać te pieniądze” – relacjonował rozmówca Łukasza Karpiela.

Czekam teraz, czy będzie taki moment, w którym rządzący zaczną być pytani w mediach głównego nurtu – może nie tych prorządowych, ale może „te drugie” się na to zabiorą – co tam tak naprawdę jest. Okazuje się, że warunki, na które się zgodziliśmy, prowadzą do głębokiej przebudowy polskiego życia społecznego w różnych dziedzinach, również bardzo dotykających zwykłych ludzi. A to miało być zawsze w naszej [Polski – red.] kompetencji. Teraz się okazuje, że Unia Europejska sobie napisała „pod te pieniądze” program, jak zmienić życie społeczne w Polsce. I ten program będzie za przyzwoleniem rządu Morawieckiego realizować – powiedział gość programu „Prawy Prosty. Plus”.