Trwanie w pro-ukraińskim stuporze nie daje się usprawiedliwić

Trwanie w pro-ukraińskim stuporze nie daje się usprawiedliwić

Ukraina nie stała się państwem przyjaznym. Problem z ukraińskimi bandytami

Ukraina nie stała się państwem przyjaznym. Mamy do czynienia z dużą ukraińską armią, wytrenowaną na wojnie, która w momencie, gdy zajdzie pokój będzie wracała do domów, rozczarowana, bo żadne obietnice wobec żołnierzy nie zostaną spełnione… sfrustrowana, agresywna. Jak sobie z tym poradzimy z syndromem ogromnej armii ukraińskiej, która będzie rozpuszczona do domów.
Jak sobie poradzi nasza policja (…) z wytrenowanymi bandytami z Ukrainy. Mówmy o tym wreszcie głośno, bo nadszedł czas.

Witold Gadowski i Łukasz Warzecha byli gośćmi programu Łukasza Karpiela “Prawy prosty. Plus”. Obydwaj publicyści poruszyli wątki, które z premedytacją są cenzurowane w mediach głównego nurtu. Prezentujemy krótkie streszczenie w formie wybranych cytatów oraz polecamy zapis filmowy całej rozmowy.

Zełensky jest marionetką – postacią totalnie wykreowaną

„Zełensky jest postacią totalnie wykreowaną. Nie jest samodzielną figurą, jest postacią od A do Z wykreowaną czyli od serialu „ Sługa narodu” poprzez odrywanie roli bohaterskiego prezydenta Ukrainy. Nawet najsłynniejsze zdanie: ‘nie potrzeba mi taksówki, potrzeba mi amunicji’ jest zdaniem napisanym przez CIA. Potem został wystylizowany na żołnierza. To co robi pan Zełensky jest przygotowywane przez całą grupę oligarchów ukraińskich, którzy mają interes w tym, aby rabunkowo traktować polska gospodarkę i polskie państwo”. – powiedział na wstępie Witold Gadowski.

Naszym postępowaniem dotychczas tuczyliśmy ukraińską oligarchię. Ustami oligarchów jest pan Zełensky, który sam ma na koncie okrągłą sumkę.

Łukasz Warzecha zaczął od kwestii „ukraińskiego rolnictwa”

Istnieje ok. 300 firm, takich holdingów słupów, które są w gruncie rzeczy ogniwami, ogniskami korupcji w państwie ukraińskim.

W tym kontekście Warzecha zwrócił uwagę na polskie postacie życia publicznego, które reprezentują interesy ukraińskie w Polsce. Wymienił dwa nazwiska: Pawła Kowala i Cezarego Kazimierczaka, który stwierdził, że Polska „powinna przestać blokować ukraiński import”.

W dalszej części rozmowy redaktor Warzecha zaznaczył, że problem dotyczy nie tylko zboża, ale także owoców.

Trwanie w proukraińskim stuporze nie daje się usprawiedliwić

Według Warzechy nastąpiło przesuniecie środka ciężkości polityki ukraińskiej z Polski na Niemcy. Niestety, w polityce polskiej nie nastąpiła refleksja strategiczna. Polscy politycy stoją jak słupy soli. [A może to „słupy” – w potocznym sensie? md]

Witold Gadowski zwracając uwagę na poważne zagrożenia związane z pobytem Ukraińców w Polsce, zauważył, że mają oni więcej praw niż obywatele polscy.

“Polacy są zdenerwowani, Polacy są zawiedzeni, Polacy są rozczarowani, a goście zachowują się jak gospodarze. I co więcej nie będzie możliwości ich stąd wyrzucić, jak się skończy wojna, bo oni będą chcieli tutaj urządzać się po swojemu. „Po swojemu” nie możemy im pozwolić…

Ukraina nie stała się państwem przyjaznym. Mamy do czynienia z dużą ukraińską armią, wytrenowaną na wojnie, która w momencie, gdy zajdzie pokój będzie wracała do domów, rozczarowana, bo żadne obietnice wobec żołnierzy nie zostaną spełnione… sfrustrowana, agresywna. Jak sobie z tym poradzimy z syndromem ogromnej armii ukraińskiej, która będzie rozpuszczona do domów.

Jak sobie poradzi nasza policja (…) z wytrenowanymi bandytami z Ukrainy. Mówmy o tym wreszcie głośno, bo nadszedł czas”.

Opisując postawę polityków Gadowski stwierdził: “Dziś mamy elitę (polityczną), którą kreuje ambasada amerykańska ambasada. Zamiast dbać o interesy państwa polskiego dbaliśmy o interesy wyimaginowanej Ukrainy”.

„Nie ma takiego państwa jak Ukraina ze snów pana Dudy”

Gadowski i Warzecha zwrócili również uwagę na wzrost przestępczości z udziałem Ukraińców i Gruzinów, których do Polski wpuścił PiS.

Duda jest tchórzem niewrażliwym na polskie losy – określił w kontekście Wołynia postawę Andrzeja Dudy, Witold Gadowski

Oceniając postępowanie Dudy redaktor Warzecha powiedział: Nie wiem jakie znaleźć słowa, aby nie narazić się na ściganie z kodeksu karnego z artykułu dotyczącego znieważenie głowy państwa.

Polski gangster „Broda” jest wysokim dowódcą legionu na Ukrainie i [nie-]odpowiada za liczne nadużycia.

Polski gangster „Broda” jest wysokim dowódcą legionu na Ukrainie i odpowiada za liczne nadużycia. Szokujące ustalenia „The Kyiv Independent”

18.08.2022 polski-gangster-jest-wysokim-dowodca-na-ukrainie-i-odpowiada-za-liczne-naduzycia

Szokujące ustalenia dziennika „The Kyiv Independent”. Według ukraińskich dziennikarzy Piotr „Broda” Kapuściński, który miał być związany niegdyś z mafią pruszkowską, obecnie używający nazwiska Sasza Kuczyński, jest wysokim dowódcą międzynarodowego legionu na Ukrainie i ma odpowiadać za liczne nadużycia, a niektóre jego rozkazy żołnierze określają mianem „misji samobójczych”.

Wstrząsające ustalenia „The Kyiv Independent”

Ukraiński dziennik „The Kyiv Independent” opisuje szokującą historię żołnierzy z Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, którzy twierdzą, że zgłaszają nadużycia swoich dowódców ukraińskim organom ścigania już od dawna. Ich pisemne zeznania trafiły nawet do parlamentu i na biurko prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Z tekstu wynika jednak, że żołnierze nie widzieli reakcji ze strony władz, dlatego w ostateczności zwrócili się do dziennikarzy.

Zdaniem dziennikarzy kierownictwo skrzydła Międzynarodowego Legionu walczącego na Ukrainie ma być zamieszane w różne naruszenia, w tym nadużycia, kradzieże i wysyłanie nieprzygotowanych żołnierzy na nieprzemyślane, a nawet samobójcze misje. 

„Jednym z dowódców jednostki i częstym przedmiotem skarg żołnierzy jest rzekomy były członek organizacji przestępczej z Polski, poszukiwany w kraju za oszustwa. W jednostce Legionu zajmuje się koordynacją operacji wojskowych i logistyką. Żołnierze oskarżają go o nadużywanie władzy poprzez nakazywanie żołnierzom plądrowania sklepów, grożenie podwładnym bronią oraz molestowanie seksualne legionowych lekarek” – informuje „The Kyiv Independent”. 

W publikacji poinformowano, że „działania Saszy Kuczyńskiego wyróżniają się rozległością domniemanych przewinień”. 

„Oprócz wysyłania żołnierzy na misje samobójcze, legioniści twierdzą, że Kuczyński zmuszał ich do pomocy w plądrowaniu sklepów. Żołnierze powiedzieli «Kyiv Independent», że jest on również ciężkim pijakiem, który nadużywa swoich podwładnych. (…) Inny żołnierz, amerykański Żyd, powiedział, że żydowscy żołnierze doświadczyli antysemityzmu ze strony Kuczyńskiego. (…) Kuczyński domagał się udziału w sprzęcie i wyposażeniu, które żołnierze kupowali dla swoich bliskich rówieśników z legionu. Gdy żołnierz odmówił ich wydania, Kuczyński wymierzył w niego pistolet (…). Według innego amerykańskiego legionisty Kuczyński molestował również lekarki w ich jednostce, używając wobec nich seksualnie sugestywnego języka. (…) medyczki skarżyły się, ale nikt nic z tym nie zrobił. Zagraniczna lekarka, którą znał, a która była molestowana przez Kuczyńskiego, nie jest już w Legii i od tego czasu opuściła Ukrainę” – podaje dziennik. Co jeszcze bardziej szokujące, do dziś Kuczyński pozostaje na swoim stanowisku dowódcy w Legii, mimo skarg podwładnych i mimo tego, że zgodnie z ukraińskim prawem nie może jako obcokrajowiec pełnić kierowniczych funkcji w armii. 

W rozmowie z „The Kyiv Independent” Kuczyński odmówił rzeczowego komentarza nt. powyższych zarzutów.

– Odniesienie się do tych pytań należy do prokuratury wojskowej. Bez komentarza. Jestem zajęty – powiedział Kuczyński.

Bellingcat: Sasza Kuczyński to Piotr „Broda” Kapuściński

Dalej dziennik informuje, że Sasza Kuczyński to nie jest prawdziwe nazwisko mężczyzny. Jego prawdziwa tożsamość to rzekomo Piotr „Broda” Kapuściński, były członek organizacji przestępczej z Polski – słynnej mafii pruszkowskiej – który uciekł na Ukrainę po kilkukrotnym wejściu w konflikt z prawem w Polsce.

„Nasi koledzy z grupy dziennikarstwa śledczego Bellingcat przeprowadzili porównanie zdjęć Saszy Kuczyńskiego, dostarczonych przez żołnierzy, ze zdjęciami Piotra Kapuścińskiego z polskich mediów. Wyniki potwierdzają wniosek, że zdjęcia przedstawiają tę samą osobę” – podaje „Kyiv Independent” i dodaje, że w Polsce Kapuściński jest poszukiwany za oszustwa i grozi mu do ośmiu lat więzienia.

Uciekł z Polski w 2014 roku, a dwa lata później pojawił się ponownie na Ukrainie. W październiku 2016 roku na Ukrainie prowadzono przeciwko niemu śledztwo w sprawie rozboju i napaści seksualnej, ale postawiono mu tylko zarzut rozboju. W listopadzie 2016 roku został zatrzymany i spędził ponad rok za kratkami. 

Warszawa poprosiła Kijów o ekstradycję Kapuścińskiego w 2017 roku, ale władze ukraińskie powiedziały, że najpierw same go osądzą.

Po wybuchu wojny na Ukrainie wstąpił do wojska, a sądy zawiesiły jego sprawę. Według dziennikarzy „The Kyiv Independent” „kryminalna przeszłość nie przeszkodziła Kapuścińskiemu w dostaniu się do legionu i uzyskaniu tam kierowniczej funkcji”. Zgodnie z ukraińskimi przepisami skazańcy lub osoby, wobec których toczy się postępowanie karne, mogą służyć w wojsku. W legionie Kapuściński nazywa siebie pułkownikiem, chociaż jako cudzoziemiec nie może zajmować stanowisk kierowniczych w wojsku.

W Polsce Piotr „Broda” Kapuściński jest poszukiwany listem gończym. Szuka go jednostka policji z Łodzi, a jego dane znajdują się w ogólnodostępnej bazie poszukiwani.policja.pl.

Uwaga! Aktywistki śmierci nagabują turystów w trakcie urlopu


Kinga Małecka-Prybyło <pomagam@stopaborcji.pl>
Szanowny Panie ,
 okres urlopowy i wakacyjny to czas, w którym trzeba szczególnie uważać.
W miejsca odwiedzane przez turystów w Polsce wyjechał niedawno tzw. „aborcyjny patrol”. To grupa aktywistek aborcyjnych, które oswajają napotkane osoby z aborcją i namawiają kobiety do zabijania swoich dzieci za pomocą tabletek poronnych. Aktywistki były już obecne m.in. na deptakach przy wejściach na plaże, gdzie za pomocą transparentów i megafonów reklamowały nielegalne pigułki poronne, w sprzedaży których pośredniczą. Teraz planują trasę w inne turystyczne rejony Polski. Swoją zbrodniczą i przestępczą działalność mogą prowadzić swobodnie na coraz szerzą skalę, gdyż politycy rządzący oraz podległe im służby przyzwalają na dystrybucję tabletek śmierci.
Musimy to powstrzymać!
Uwaga na propagandę w trakcie urlopu [foto]
O akcji aborcjonistów od jakiegoś czasu jest głośno w mediach, które szeroko reklamują inicjatywę handlarek nielegalnymi pigułkami poronnymi. Jak pisze portal Vibez: „Siedzicie na plaży, jecie gofra i dowiadujecie się, jak bezpiecznie usunąć ciążę. Taki scenariusz będzie możliwy dzięki działaczkom Aborcyjnego Dream Teamu, które ruszają w Polskę.” Działania aktywistek aborcyjnych polegają na tym, aby nagabywać przebywające na urlopie Polki i oswajać je z procederem aborcji za pomocą tabletek poronnych.Aborcjonistki otwarcie przyznają, że ich celem jest dotarcie przede wszystkim do młodych dziewcząt i kobiet w wieku 15-30 lat. Będą więc odwiedzać miejsca, w którym gromadzą się turystki takie jak plaże, górskie szlaki czy jeziora na Mazurach. Efektem tego typu działań jest ogromna plaga nielegalnych aborcji, która wyniszcza nasze społeczeństwo.
 Wedle szacunków, w ostatnich latach dochodziło nawet do kilkudziesięciu tysięcy (!) aborcji za pomocą pigułek poronnych rocznie. Ofiarami tego barbarzyńskiego procederu są nie tylko dzieci, ale również ich matki, a także całe ich rodziny. Niedawno zwłoki kolejnego dziecka odnaleziono w przepompowni ścieków w Radzyminie pod Warszawą. Sekcja zwłok wykazała, że było to przedwcześnie narodzone dziecko, które prawdopodobnie urodziło się w 4-6 miesiącu ciąży. Wiele wskazuje na to, że wcześniak mógł zostać zamordowany przy pomocy pigułkowej aborcji. Media z różnych miejscowości w Polsce informują o makabrycznych odkryciach w oczyszczalniach. Oto kilka przykładowych tytułów artykułów z portali internetowych: – „Ludzki płód w kanalizacji. Makabryczne odkrycie w przepompowni w Sworawie” – „Złotów: Ludzki płód w ściekach” – „Makabryczne odkrycie w przepompowni ścieków koło Poddębic. Znaleźli ludzki płód w kanalizacji” 
To efekt tego, że kobiety stosują się do makabrycznych porad aktywistek aborcyjnych, które nakazują, aby po aborcji dokonanej za pomocą pigułek poronnych spuścić zwłoki dziecka w toalecie. Jak możemy przeczytać w opublikowanym przez aborcjonistów poradniku na temat przeprowadzania domowych aborcji pigułkowych: „Płód w drugim trymestrze może mieć wymiar od kilku do ponad 20 centymetrów. Trudno zatem go nie zauważyć czy też uniknąć konieczności oglądania go (…) Może zdarzyć się tak, że płodu nie da się spuścić w toalecie. Każda osoba, w zależności od wysokości własnej ciąży, może starać się ocenić, czy to się da zrobić, czy nie.“ Stąd właśnie zwłoki kolejnych dzieci znajdywane w oczyszczalniach ścieków na terenie całej Polski. Ciał tysięcy innych ofiar nie udaje się odnaleźć, gdyż zgodnie z poradami aborcjonistów są np. zakopywane. Jak można przeczytać w aborcyjnym poradniku: „Zakopanie płodu to nie tylko skuteczne i bezpieczne ukrycie faktu aborcji przed osobami trzecimi i zminimalizowanie ryzyka zainteresowania organów ścigania (…). Jeśli podejmiemy decyzję o zakopaniu płodu warto wcześniej się do tego przygotować – przed rozpoczęciem poronienia wykopać dość głęboki dół w wybranym miejscu. Warto też wcześniej zastanowić się, gdzie to miejsce ma się znajdować – czy mamy np. własny ogród, czy też musimy wybrać się gdzieś dalej”. Panie MirosĹ‚awie, aktywistki aborcyjne w trakcie trwania wakacji oswajają Polki, w szczególności młode kobiety i dziewczęta, z procederem pigułkowej aborcji. 
Jest to makabryczne zjawisko, które wywiera również piętno na duszy i psychice matki dopuszczającej się aborcji na własnym dziecku. Za przykład niech posłuży sprawa, o której bardzo głośno było ostatnio w mediach. Joanna z Krakowa zadzwoniła do psychiatry, będąc w złym stanie psychicznym. Przyznała się, że dokonała aborcji za pomocą pigułek poronnych i że nie może tego znieść. Telefonując do psychiatry groziła, że za chwilę popełni samobójstwo. Psychiatra zadzwoniła po służby, gdyż obawiała się o życie kobiety. I rzeczywiście, jak informuje policja, Joannę zastano roztrzęsioną, zapłakaną, krzyczącą i prawdopodobnie pod wpływem alkoholu. Co istotne, Joanna okazała się być… aktywistką aborcyjną. Relacje medialne wskazują, że kobieta miała poważne zaburzenia psychiczne, które dodatkowo zostały spotęgowane przez dokonanie aborcji. Za pomocą pigułek zabiła własne dziecko i prawie przypłaciła to własną śmiercią. Do tego właśnie prowadzi aborcja. Takich przypadków każdego roku w Polsce mogą być nawet dziesiątki tysięcy, bo tak wielka jest skala nielegalnej, pigułkowej aborcji przeprowadzanej w domach. Teraz zbrodni może być jeszcze więcej, gdyż aktywistki aborcyjne wyruszyły w trasę, w trakcie której będą namawiały kolejne Polki do aborcji. Wśród nich mogą być nasze koleżanki, przyjaciółki, córki i wnuczki. Zagrożeni są także mężczyźni, którzy w przestrzeni publicznej oswajają się z aborcją, co kończy się ich przyzwoleniem na dokonywanie aborcji przez kobiety. Innymi słowy – aborcyjna propaganda zbiera śmiertelne żniwo w całym naszym społeczeństwie. Wakacyjną kampanię aktywistek aborcyjnych reklamują największe serwisy medialne. Do tego aborcyjna propaganda wylewa się m.in. z seriali. Ostatnio aborcyjny wątek pojawił się m.in. w popularnym serialu „Na wspólnej”. Antosia, młoda bohaterka serialu przypadkowo zaszła w ciążę. 
Według scenariusza jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji było pozbycie się dziecka. Dziewczyna początkowo chciała wywołać poronienie stosując do tego tabletki. Od tego pomysłu jednak zostaje odwiedziona i jednocześnie decyduje się na wyjazd za granicę w celu zabicia własnego dziecka. Matka bohaterki sama wzięła sprawy w swoje ręce i wyszukała kliniki, które by im „pomogły”. Matka z córką trafiły do Czech, gdzie bez problemu mogły zabić dziecko. Właśnie w ten sposób oswaja się nasze społeczeństwo z aborcją jako czymś, co jest jedyną właściwą odpowiedzią na problemy związane z ciążą i pojawieniem się na świecie niechcianego dziecka. 
Tego typu programy mają milionową oglądalność, podobnie jak proaborcyjne portale internetowe. Nie możemy patrzeć biernie, aby w ten sposób zatruwano umysły Polaków. Musimy dotrzeć do naszego społeczeństwa z prawdą i ostrzeżeniem, zanim media i aktywiści zainfekują sumienia kolejnych naszych rodaków Jak ostrzegał papież Jan Paweł II: naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. Jeśli będziemy tolerować proceder masowych aborcji pigułkowych, czeka nas zagłada. Naszym obowiązkiem jest stanąć do walki i działać na rzecz powstrzymania tego barbarzyństwa.
Akcja w Kielcach [foto]
Gdy aktywiści aborcyjni oswajają z aborcją, my ostrzegamy przed nią Polaków i głośno mówimy prawdę – że to morderstwo niewinnego dziecka i ogromna trauma dla jego matki, która zostaje dzieciobójczynią.
W całym kraju organizujemy niezależne akcje informacyjne z użyciem furgonetek, billboardów, bannerów, megafonów oraz wydawanych przez nas publikacji, takich jak przewodnik „Jak rozmawiać o aborcji?”. Ostatnio przeprowadziliśmy takie kampanie m.in. w Kielcach oraz w Kaliszu. W najbliższych dniach chcemy być obecni w szeregu innych miejscowości na terenie całego kraju. 
Musimy konsekwentnie działać dalej, gdyż propaganda aborcyjna jest niezwykle potężna i każdego dnia dociera do milionów osób. Potrzebujemy na te działania ok. 9 000 zł. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić organizację niezależnych akcji informacyjnych na temat aborcji w kolejnych miejscowościach i w ten sposób dotrzeć do tysięcy osób z ostrzeżeniem i prawdą. 
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
=============================

mail:

Nareszcie trochę prawdy o naszym kolorowym świecie.


> Bo już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona, Mt 3.10.

Ideolodzy Imperium i Putin [oraz ich propagandyści] o Polsce i jej przywódcach. Groźne. Groźby. Musimy to znać.

Ideolodzy Imperium i Putin [oraz ich propagandyści] o Polsce i jej przywódcach. Groźne. Groźby. Musimy to znać.

Kreml ostrzegł Zełenskiego. Ukraina zostanie uderzona od tyłu

tsargrad.tv-reml-predupredil-zelenskogo-ukrainu-zhdjot-udar-s-tyla

25 lipca 2023

Na posiedzeniu rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, Kreml powiedział właściwie bezpośrednim tekstem, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo umiędzynarodowienia konfliktu ukraińskiego. Stany Zjednoczone zamierzają wpędzić w zasadzkę Polskę i Litwę. A to, jak wszyscy doskonale rozumieją, oznacza bezpośrednie zaangażowanie Sojuszu Północnoatlantyckiego w działania wojenne. Stawka rośnie.

Kreml ostrzega: widzimy wszystko

Według Siergieja Naryszkina, szefa Służby Wywiadu Zagranicznego, Zachód stopniowo zdaje sobie sprawę, że porażka Ukrainy jest tylko kwestią czasu. Dlatego opracowywany jest „plan B”. Polega on na ustanowieniu polskiej kontroli nad terytoriami zachodniej Ukrainy wraz z rozmieszczeniem tam kontyngentu zbrojnego.

Taki krok jako jeden z wariantów planuje się sformalizować jako „wypełnienie zobowiązań sojuszniczych” w ramach polsko-litewsko-ukraińskiej inicjatywy bezpieczeństwa – tzw. Trójkąta Lubelskiego.

Widzimy, że w związku z tym planowane jest znaczne zwiększenie liczebności litewsko-polsko-ukraińskiej brygady, która działa pod auspicjami tego tzw. trójkąta lubelskiego. Wydaje nam się, że powinniśmy bacznie obserwować polskie kierownictwo” – powiedział Naryszkin.

Komentując oświadczenie szefa SVR, Władimir Putin podkreślił, że sprawa nie dotyczy najemników, ale „regularnej, zorganizowanej i wyposażonej jednostki wojskowej, która jest planowana do wykorzystania w operacjach na terytorium Ukrainy”:

W tym chodzi o rzekome „zapewnienie bezpieczeństwa współczesnej Zachodniej Ukrainy”, a w rzeczywistości, nazywając rzeczy po imieniu, o późniejszą okupację tych terytoriów.

Przecież perspektywa jest oczywista – jeśli polskie oddziały wejdą np. do Lwowa czy na inne tereny Ukrainy, to już tam pozostaną. I pozostaną tam na zawsze.

Oczywiście Kreml wiedział o tym od dawna. Dlaczego teraz publicznie się o tym mówi i podkreśla, poświęcając temu tematowi całe posiedzenie Rady Bezpieczeństwa?

Prawdopodobnie publicznie daje się Polakom do zrozumienia: jeśli wsadzicie nos w nie swoje sprawy, reakcja rosyjskiej armii będzie natychmiastowa.

Polska w pogoni za „Kresami”

Realizm zagrożenia jest oczywisty. Państwo polskie wcześniej kontrolowało te ziemie. W latach 1921-1939, w międzywojennej epoce „wersalskiej”, Zachodnia Ukraina była częścią II Rzeczypospolitej. Ostra polonizacja, presja na rdzenną ludność, próby przymusowego zaszczepienia polskiej tożsamości – tego wszystkiego doświadczyli zachodni Ukraińcy w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Trudno przecenić wartość Lwowa i innych miast regionu dla Polaków. Przez wieki kwitła tu polska kultura miejska, a Ukraińcy pełnili rolę robotników. Zemsta za 1939 rok to skryte marzenie Rzeczypospolitej.

Przez cały okres powojenny temat „wschodnich kresów” w polskim społeczeństwie był objęty niewypowiedzianym zakazem. Polacy [rządy. md] starali się unikać tego tematu, zauważył w komentarzu do Carogrodu szef ruchu „Związek Rosjan” Aleksiej Koczetkow, który żył i pracował przez wiele lat w Polsce.

Wszystko zmieniło się wraz ze zniknięciem PRL. Tendencje rewanżystowskie zaczęły się odradzać i nasilać na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku.

Najpierw pojawiły się organizacje kulturalne, które po prostu zbierały informacje historyczne o zabytkach i przodkach, którzy mieszkali na wschodnich rubieżqach.

Następnie pojawiło się stowarzyszenie Polaków, które domagało się zwrotu mienia (ruchomego i nieruchomego) na terytorium Zachodniej Ukrainy.

Od 2000 roku coraz głośniej mówi się o polskości Lwowa, Stanisławowa (Iwano-Frankowska), Tarnopola (Tarnopola). Zaczęto publikować dużo literatury o bezprawnym rzekomym wywłaszczeniu tych ziem przez Stalina. Konflikt interesów z Ukrainą zaczął być widoczny dość wyraźnie. W społeczeństwie polskim zaczęła narastać idea powrotu na te tereny. Tyle tylko, że nie bardzo było wiadomo, jak dokładnie zrealizować to w praktyce. Oczywiście nie byliby w stanie tego zrobić z pozycji siły. Ale wraz z początkiem SWO wielu Polakom wydawało się, że nadszedł nasz czas – mówi ekspert.

Pomysł utworzenia polsko-litewsko-ukraińskiego korpusu pojawił się na długo przed rozpoczęciem specjalnej operacji wojskowej. Rok 2014 można nazwać rokiem przełomowym. Wcześniej wśród polskich elit dominowała idea ekonomicznego przejęcia Ukrainy, a scenariusz zbrojny był uważany za mało prawdopodobny. Obecnie Korpus Polsko-Litewsko-Ukraiński faktycznie istnieje. Służą w nim etniczni Polacy, ukraińscy Polacy i osoby z Ukrainy, które otrzymały polskie paszporty.

Ta jednostka wojskowa była początkowo przygotowywana do wprowadzenia pod przykrywką „sił pokojowych”, ale w rzeczywistości zajmowała wschodnie terytoria. Zadaniem jednostki nie jest walka z Rosją lub Białorusią, ale wejście na zachodnią Ukrainę, – powiedział Kochetkov.

Ukraińska elita poddaje kraj

Powstaje naturalne pytanie: jak obecny reżim w Kijowie pozwoli na utratę „ukraińskiego Piemontu”, centrum banderowskiej państwowości? Odpowiedź leży na powierzchni: to, co mówią kuratorzy, zrobi Zełenski.

Ukraińska elita jest skorumpowana i pozbawiona zasad, gotowa oddać wszystko, nawet całe regiony, byle tylko nie chodziło o stosunki z Rosją.

Władimir Putin był jednoznaczny, przytaczając trafną analogię historyczną:

Oni przehandlują wszystko – ludzi i ziemię. Podobnie jak ich ideologiczni poprzednicy – Petlurowcy, którzy w 1920 roku zawarli z Polską tzw. tajne konwencje, na mocy których oddali Polsce ziemie Galicji i zachodniego Wołynia w zamian za wsparcie militarne. Nawet dzisiaj tacy zdrajcy są gotowi „otworzyć bramy” dla zagranicznych panów i ponownie sprzedać Ukrainę.

Dopóki formalnie istnieje państwo ukraińskie wspierane przez Zachód, plany aneksji obwodów lwowskiego, iwanofrankowskiego, tarnopolskiego i wołyńskiego są nadal iluzoryczne, uważa Kochetkov. Ale jeśli Ukraina zacznie się rozpadać, plany te staną się całkiem realne.

Na przykład, front załamuje się, AFU zaczyna się wycofywać, a my, wręcz przeciwnie, zaczynamy posuwać się w głąb terytorium Ukrainy

Tutaj swoją rolę odegra wspomniany korpus.

Co więcej, Warszawa ma ideologiczne uzasadnienie dla własnej interwencji. Przedstawią to wszystko jako akcję humanitarną, jako pomoc i obronę. Ale dla samych Polaków będzie to oznaczać powrót do granic z 1939 roku” – powiedział szef Związku Rosjan.

W samym społeczeństwie zachodniej Ukrainy perspektywa polskiej inwazji jest traktowana bardzo trzeźwo. Od czasu do czasu lwowska prasa publikuje materiały, w których omawia się potencjalną możliwość wkroczenia wojsk polskich do Galicji. W związku z tym okresowo pojawiają się pomysły odrodzenia Królestwa Galicji i Lodomerii jako antidotum na polską ekspansję. Myślą o tym publicyści zachodnioukraińskich radykałów.

Warszawa ma zresztą własne powody, by upominać się o utracone terytoria. Obecna granica polsko-ukraińska jest wynikiem porozumień z 1945 roku między Stalinem a polskim lewicowym przywództwem, które według obecnych władz Warszawy było „prokomunistyczne” i „marionetkowe”. Reżim Stalina został uznany za „totalitarny” i zrównany z reżimem Hitlera decyzją Rady Europy z 2009 roku. W związku z tym Warszawa może kwestionować wszystkie traktaty i umowy dotyczące Związku Radzieckiego z czasów Stalina.

Czy Duda chce kolejnego rozbioru Polski?

Tylko polskie pany nie biorą pod uwagę, że odwoływanie się do historii to broń obosieczna. A wysuwając roszczenia do Ukrainy czy Białorusi, można natknąć się na kontrroszczenia.

Nie, nie mówimy nawet o Królestwie Polskim. Możemy zwrócić się do dokumentów z okresu sowieckiego, który jest nam bliższy. W końcu to Stalin dał Polsce etnicznie rosyjskie (białoruskie i ukraińskie) ziemie Podlasia, Rusi Chełmskiej, a w rzeczywistości dał Polsce ogromne niemieckie terytoria w dzisiejszej zachodniej części Rzeczypospolitej Polskiej.

Teraz możemy całkiem szczerze powiedzieć: Polska jest pokracznym bękartem polityki Stalina. [nawiązuje do: „Pokraczny bękart traktatu wersalskiego” – zdanie Wiaczesława Mołotowa. md]

Stalin sam stworzył tego potwora, przyłączając do niego terytoria niemieckie, białoruskie i ukraińskie, ogromnie go wzmacniając. Gdańsk, Szczecin, Wrocław – to wszystko były bardzo rozwinięte miasta. I to był prezent towarzysza Stalina dla polskiego proletariatu. Sowiecka władza stworzyła etnicznie monolityczną Polskę. Jeśli Polacy zdecydowali się na konflikt z nami, całkowicie zniweczmy konsekwencje 1939 roku – argumentuje Aleksiej Koczetkow.

Znaczna część Polski jest swoistym pomnikiem wielkiej czystki etnicznej. W drugiej połowie lat 40. przymusowo wysiedlono stąd kilka milionów Niemców, zastępując ich ludnością polską z głębi kraju, z Niemiec i z ZSRR.

Oficjalne kręgi w Warszawie postrzegają to jako sprawiedliwą odpłatę dla narodu niemieckiego za zbrodnie nazizmu, ale „zapominają”, za czyją zgodą przeprowadzono deportację. To tutaj naród musi zdecydować o swoim stosunku do reżimu sowieckiego: albo jest to „okupacja” – w takim przypadku należy zrewidować cały korpus umów międzynarodowych, albo nie jest to okupacja – w takim przypadku retoryka rusofobiczna musi zostać zmniejszona o rząd wielkości.

A jeśli próbują nas przestraszyć, mówiąc, że okupujecie również Prusy Wschodnie, to nie warto. Rosja nie dostała tych ziem dzięki umowom z Polakami, to łup wojenny uzyskany w wyniku zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami.

Ale oddanie 2/3 Prus Wschodnich Polakom to nasza sprawa, to nasz dar. Jeśli Polacy będą chcieli walczyć z Rosją, rezultatem będą nie tylko katastrofalne straty w ludziach, ale także radykalna rewizja granic, – ostrzega ekspert.

Nie można jednak mówić o odpowiedzialności polskiej klasy rządzącej. Dlatego należy myśleć o krokach odwetowych. Ekspert podkreśla, że Moskwa ma prawo wysuwać wobec Warszawy roszczenia terytorialne dotyczące wschodnich regionów o strategicznym znaczeniu. Dobrze byłoby przynajmniej przypomnieć o Korytarzu Suwalskim.

To niewielki odcinek, przez który można zbudować lądowy szlak do obwodu kaliningradzkiego. To zaledwie 69 kilometrów od sprzymierzonego z nami obwodu grodzieńskiego na Białorusi do najdalej na zachód wysuniętego podmiotu rosyjskiego.

I co z tego?

Rzeczpospolita Obojga Narodów przez całą swoją historię nadeptywała na te same grabie. Cywilizacyjny wybór dokonany kiedyś przez polskich przywódców skazał kraj na wieczną konfrontację z Rosją.

I zawsze kończy się tak samo – totalną klęską i rozbiorem terytorialnym. Niestety, taka jest natura polskich przywódców, którzy prowadzą swój naród w przepaść.

Polskie władze, snując swoje rewanżystowskie plany, również nie mówią prawdy swojemu narodowi.

A prawda jest taka, że Zachód najwyraźniej nie ma wystarczającej ilości ukraińskiego „mięsa armatniego”, to za mało. Dlatego planują wykorzystać nowy ludzki materiał zużywalny – samych Polaków, Litwinów i dalej w dół listy, każdego, kogo nie należy żałować.

Powiem jedno – to bardzo niebezpieczna gra, a autorzy takich planów powinni pomyśleć o konsekwencjach” – podsumował Władimir Putin.

Muzyka łagodzi obyczaje: W Lublinie wybucha ogromna afera pedofila. Ofiary: co najmniej 12 małych dziewczynek

Muzyka łagodzi obyczaje: W Lublinie wybucha ogromna afera pedofilska. Ofiary: co najmniej 12 małych dziewczynek

Mariusz Zielke ogromna-afera-pedofilska

Nauczyciel muzyki Jan K. jest podejrzany o skrzywdzenie kilkunastu małych dziewczynek w wieku nawet poniżej 10 lat. Aferę tuszowały największe media. Systemowe krycie pedofilii w Polsce ma się dobrze.

W 2019 r. i 2020 r. próbowałem największe polskie „wolne” media zainteresować aferą Jana K., znanego muzyka i nauczyciela muzyki pracującego z małymi dziećmi w szkole podstawowej i ogniskach muzycznych w Lublinie. Doniesienia na jego temat były przez lata lekceważone, tuszowane. Mężczyzna miał krzywdzić malutkie dziewczynki, także dzieci z niepełnosprawnościami. Szczegółowe opisy jego czynów nie nadają się do publikacji, są tak wstrząsające. Niestety, mimo licznych prób zainteresowania tą sprawą dwóch dużych polskich portali internetowych i jednej stacji telewizyjnej, ponownie musiałem odejść z kwitkiem.

– Nie ksiądz, to nas nie interesuje – usłyszałem od znajomego dziennikarza.

Przekonywałem, że ujawnienie tego skandalu pozwoli na pokazanie innego oblicza szalenie trudnego, wielowątkowego, ważnego społecznie problemu wykorzystywania seksualnego dzieci, tłumaczyłem, że koncentracja wyłącznie na Kościele źle się dla mediów skończy, bo problem naprawdę nie ogranicza się tylko do jednego środowiska, a wręcz to w tych innych miejscach (szkołach, stowarzyszeniach, ośrodkach sportowych, fundacjach, wśród bogatych elit) mamy do czynienia z systemowym, bezwzględnym tuszowaniem takich spraw. Księża dziś idą do więzień, są skutecznie karani, a ofiary mogą liczyć na zadośćuczynienia, realną pomoc z fundacji, zainteresowanie mediów i prawników (choć na pewno wiele można jeszcze poprawić i róbmy to dla ofiar). Ofiary „nie-księży” pozostają w walce osamotnione, są przez media lekceważone, nikt im nie chce pomóc.

– Jeśli ktoś ujawni waszą postawę, ujawni te sprawy, to nie będziecie wiedzieli, gdzie się schować ze wstydu – starałem się jeszcze namawiać. – Pomóżcie mi, bo skończy się to tak, jak sprawa Savile’a, po której cała Wielka Brytania była na media oburzona.

– Sam se ujawnij.

No to ujawniam.

Właśnie przez takie postawy, odrzucanie udokumentowanych, wiarygodnych, ważnych tematów społecznych przez największe polskie „wolne media”, byłem zmuszony nagrać zachowania najważniejszych polskich dziennikarzy, redaktorów naczelnych. Ich po prostu tematyka społeczna nie interesuje. Tomek Sekielski nigdy nie chciał mi pomóc w nagłośnieniu żadnej sprawy spoza kościoła. Nigdy go to nie interesowało, choć przecież wiedział, z jak wieloma poważnymi sprawami mam do czynienia. „Promuje” teorie spisku czy inne głupoty na swoich kanałach, a ofiary pedofilii go zwyczajnie nie interesują, bo to już nie jego sprawa. Inne media są jeszcze gorsze.

Ci ludzie są skupieni na własnym ego, pieniądzach, serialach, pracują od 7 do 22 ale często nad sprawami nieistotnymi społecznie, za to klikalnymi lub korzystnymi politycznie dla partii, którym sprzyjają. Gdybym kontaktu z tymi ludźmi nie nagrał, nikt by mi nie uwierzył, że to tak wygląda, że z takim bagnem na wielu poziomach mamy do czynienia. Wszystko dziś możecie obejrzeć w filmie „Bagno”.

Jeśli media się nie zmienią, nie zaczną wykonywać swojej roli społecznej, niestety będziemy mieli ogromny problem z pomocą ludziom skrzywdzonym. Bo nagłośnienie przecież nie służy zarobkowi (ja te tematy robię i oddaję za darmo, nie chcę od nikogo pieniędzy, nikt mi nie płaci za ich robienie – pomagają mi moi przyjaciele i obcy ludzie, zrzucając się na to, żebym działał dalej), ma uniemożliwić przekupienie przez bogate elity ludzi odpowiedzialnych i zatuszowanie spraw. A niestety takie próby tuszowania są podejmowane.

Sprawa Jana K. z Lublina nie dawała mi spokoju, siedziała mi w głowie, ale niestety pracując nad kilkudziesięcioma podobnymi (miałem kontakt z kilkuset ofiarami przestępstw na dzieciach), nie byłem w stanie jej sam dokończyć. Po emisji filmu „Bagno” zgłosiły się do mnie kolejne ofiary Jana K. Dziś wiem już o co najmniej 12 ofiarach tego człowieka. Ich wyznania są spójne, uzupełniają się, pochodzą z różnych okresów działalności sprawcy. Niestety jest to człowiek, który działa w szkolnictwie od kilkudziesięciu lat, więc ofiar może być naprawdę dużo, być może jeszcze więcej niż w przypadku Krzysztofa S., o którym opowiada „Bagno”.

Dlatego ważne jest jak najmocniejsze nagłośnienie sprawy, żeby te osoby dowiedziały się o innych, które już zdecydowały się mówić, zgłosiły te przestępstwa. Według moich informacji sprawa jest już prowadzona przez organa ścigania, tak więc nie będziecie same, zgłaszajcie się, proszę. Jeśli ktoś jest ofiarą tego człowieka, a jeszcze się nie zgłosił, bardzo proszę albo o pójście na policję albo informację do mnie (zapewniam stuprocentowe bezpieczeństwo, anonimowość, jeśli nie chcecie dokonywać oficjalnych zgłoszeń) na mail: bagno.film@gmail.com

Co dokładnie robił Jan K., o co jest oskarżany przez dzieci i ich rodziców? Nie chcę podawać szczegółów, bo po pierwsze są zbyt drastyczne, po drugie opis sprawy mógłby przeszkodzić w weryfikacji prawdomówności pokrzywdzonych. Pierwsze zgłoszenie, które do mnie trafiło, dotyczyło osoby, którą Jan K. skrzywdził (według jej wyznań) w latach 1998-1999. Niestety karalność tej sprawy była przedawniona, dlatego miałem związane ręce i sam, bez mediów, nie mogłem sobie z tą sprawą poradzić. Skrzywdzona kobieta tak opisywała swój dramat:

„Wszystko u mnie zaczęło się w trzeciej klasie podstawówki, czyli w latach 1998-1999. Bardzo chciałam nauczyć się grać na pianinie. W szkole podstawowej był Pan, który w ramach dodatkowych płatnych zajęć pozalekcyjnych uczył gry na różnych instrumentach. Mama zapisała mnie na te zajęcia. Jako dziewczynka około 8-9 letnia nie rozumiałam, dlaczego Pan zamyka drzwi na klucz do malutkiej salki, w której stało pianino. Raz odważyłam się go o to zapytać, dlaczego zamyka drzwi na klucz – odpowiedział: żeby nam nikt nie przeszkadzał. Nie rozumiałam – pianino jest tak głośnym instrumentem, że było słychać na całym korytarzu czy ktoś gra czy nie i to bardziej ja komuś przeszkadzałam graniem niż ktoś przeszkodziłby mi. Poza tym bardziej przeszkadzało, gdy ktoś próbował otworzyć drzwi i się z nimi szarpał, on musiał wtedy wstać i te drzwi otworzyć. To przeszkadzało bardziej niż gdyby ktoś sam sobie otworzył. Dziś już wiem, po co to wszystko było.”

Mężczyzna dotykał ją w miejsca intymne i dokonywał innych czynności seksualnych. Nie doszło do gwałtu.

Byłam wychowywana na grzeczną i kulturalną dziewczynkę. Nie lubiłam jego zapachu i dłoni, ale nie można być niemiłą i niegrzeczną zwracając dorosłemu uwagę, że siedzi za blisko. Poza tym bardzo, ale to bardzo chciałam nauczyć się grać na pianinie. I tak uczyłam się w jego objęciach. Grając na pianinie kazał trzymać łokcie blisko ciała, tak tłumaczył i pokazywał obejmując tak ściśle, że czasami miałam problem nawet żeby swobodnie grać. Wkładał mi ręce między nogi, a ja zaciskałam je coraz mocniej nie mogąc obsługiwać pedałów od pianina – musiałam zatem je rozluźnić… Głaskał po policzku, stawał mi za plecami i ocierał się o mnie. Pisząc to dziś czuję obrzydzenie i strach. Nie rozumiałam dlaczego zapisując się na naukę gry na pianinie kazał mi się też uczyć grać na flecie. Siadał naprzeciwko i patrzył na moje usta obejmujące ustnik, czasami wkładał mi palec do buzi, żeby ćwiczyć na jego palcu jak mocno należy taki ustnik objąć ustami.”

Mając tylko to jedno zgłoszenie o przedawnionej karalnie sprawie oraz szereg danych do weryfikacji nie byłem w stanie ani uruchomić postępowania prokuratorskiego, ani bez pomocy mediów sobie z tą sprawą poradzić. Próbowałem ją zgłosić do prokuratury, ale nie wiem, czy to odniosło jakiś skutek (nie mogłem podać danych ofiary, więc być może, że nikt z tym nic nie zrobił i w sumie nie mogę mieć o to pretensji).

Po emisji filmu „Bagno” dostałem kilka kolejnych zgłoszeń o tym podejrzanym sprawcy. Tym razem sprawy nie były już przedawnione. Wiem też, że w prokuraturach są prowadzone co najmniej 2 postępowania przeciwko temu samemu człowiekowi. Kolejne doniesienia (łącznie mam informację o 12 ofiarach) sprawiły, że uznałem, że tę sprawę trzeba jak najmocniej nagłośnić, żeby inne ofiary dostały szansę zgłoszenia się.

Jedna z moich informatorek została skrzywdzona około roku 2005, gdy miała 7 lat. Inna była nieco starsza, padła ofiarą wykorzystania seksualnego w 2008 r. Kolejne zdarzenia miały mieć miejsce w 2012 r. i później (w 2020 r.). Człowiek oskarżany o te czyny uczył dzieci przez kilkadziesiąt lat, więc ofiar może być znacznie więcej.

Mam ogromne wyrzuty sumienia i bardzo przepraszam moją pierwszą informatorkę, że nie dałem rady wtedy tego tematu „przepchnąć” przez media, że nie zdołałem jej pomóc w wyjaśnieniu tego skandalu, ujawnieniu go, ustaleniu innych ofiar. Przepraszam. Dziś zrobię wszystko, żeby ta sprawa nie została zamieciona pod dywan, bo niestety wiele wskazuje na próby jej tuszowania przez wpływowe osoby. Nie pozwólmy na to.

UWAGA: wiele osób pyta, dlaczego nie idę z tymi tematami do TVP, Republiki czy prawicowych mediów, albo kościelnych.

Odpowiedź jest prosta: wtedy zamiast nagłośnienia i reakcji sprawa stanie się polityczna i będzie łatwo mnie wcisnąć w jakąś narrację typu: „funkcjonariusz atakuje wolne media”. Już Artur Nowak tak próbuje się tłumaczyć, choć przecież wie, że mi do mediów rządowych bardzo daleko. Ja jestem liberałem, a TVN, Onet, WP, Newsweek, GW i inni to były kiedyś „moje” media i je będę zmuszał do podejmowania ważnych społecznych tematów. To te media się „zepsuły” a nie ja, to one dały się opanować przez politykę i ideologię, to one przestały być obiektywne, rzetelne. Albo się zmienicie, albo zaczniecie wykonywać swoją pracę, albo nie będzie żadnej taryfy ulgowej przy kolejnych moich publikacjach. Chcemy naprawdę wolnych, rzetelnych a nie upolitycznionych i przesiąkniętych patologiami mediów.

UWAGA2: Ja nie bronię księży-pedofilów. Bardzo proszę nie interpretować moich działań jako obrony Kościoła. Trzeba ścigać każdego sprawcę w każdym środowisku, a ofiary traktować równo. Zajmuję się też sprawami księży i takie też będę ujawniał. Działam wyłącznie w imieniu ofiar, ponad podziałami i apolitycznie.

Przygotowujemy kolejną część filmu „Bagno” o kilku dużych aferach pedofilskich i bezkarności sprawców takich czynów.

Niedziela, 30 lipca, Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

30.07.23 Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

24/07/2023przez antyk2013

Zapraszamy 30 lipca, niedziela, na 81 Pokutny Marsz Różańcowy ulicami Siedlec w intencji naszej kochanej Ojczyzny – Polski. Tym razem zaczynamy o 18,00, pod Pomnikiem Św. Jana Pawła II. Kończymy Mszą Św. która rozpocznie się o godzinie 20,00 w katedrze siedleckiej.

Uwielbiając Boga w Trójcy Świętej Jedynego, modlimy się razem z Maryją Królową Polski, o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu, o miłość, a więc o dobro, prawdę, uczciwość, sprawiedliwość, o prawo do wolności i życia dla Polaków i wszystkich ludzi na świecie.

Z Panem Bogiem,

Andrzej Woroszyło

Rewelacje sezonu ogórkowego

Rewelacje sezonu ogórkowego

tekstStanisław Michalkiewicz  „Goniec” (Toronto)    23 lipca 2023

Mimo walki ze zmianami klimatycznymi, sezon ogórkowy w Polsce rozpoczął się we właściwym terminie, co pokazuje, że mimo wysiłków środowisk najboleśniej zatroskanych o „planetę” i organizujących walkę z klimatem, klimat na razie zachowuje spokój i powstrzymuje się przed walką z ludzkością. Po staremu w lecie jest ciepło, w czym niezależne media głównego nurtu dopatrują się znamion straszliwej katastrofy i codziennie publikują doniesienia, jak to w związku z charakterystyczną dla lata wysoką temperaturą, zbierają się rozmaite „sztaby kryzysowe”, zalecające, by ludzie „nie wychodzili z domów” – podobnie jak to było w apogeum epidemii zbrodniczego koronawirusa, która ustała, jakby nożem uriezał, dzięki ruskiemu prezydentowi Putinowi. Na dobry porządek powinien on za to dostać nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny, ale gdzie tam marzyć o tym w sytuacji, gdy miłujący pokój Senat USA obwołał go „zbrodniarzem wojennym” i podobno nawet wysłał za nim miłujących pokój siepaczy – tych samych, co to zabili złowrogiego Osamę bin Ladena?

Tymczasem rozpoczęcie sezonu ogórkowego sprawia, że nawet proces wyzwalania Ukrainy przez tamtejszą niezwyciężoną armię, jakby utknął w martwym punkcie. O ile przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu ogórkowego tamtejsze władze donosiły o wyzwoleniu w ciągu miesiąca obszaru 24 kilometrów kwadratowych, to teraz nawet takich komunikatów nie ma. Najwyraźniej również w wyzwalaniu Ukrainy nastała wakacyjna przerwa, a poza tym – po co się tak uwijać przy „wyzwalaniu”, skoro po szczycie NATO w Wilnie już wiadomo, że Ukraina oczywiście zostanie przyjęta do NATO – jakże by inaczej! – ale na świętego Nigdy? Sekretarz generalny Sojuszu, pan Stoltenberg powiedział, że Ukraina zostanie przyjęta do NATO – ale dopiero po „zakończeniu wojny”. Tymczasem wojna nie tylko nie chce się zakończyć, ale najwyraźniej przekształca się w „konflikt zamrożony” – taki sam, jaki od kilkudziesięciu lat trwa między Koreą Północną i Południową.

Czy taki zamrożony konflikt może być uznany za „zakończenie wojny”, skoro nie zostanie podpisany żaden traktat pokojowy – tego na razie jeszcze nikt nie wie tym bardziej, że jeszcze przed rozpoczęciem szczytu NATO w Wilnie pojawiły się doniesienia, jakoby „byli dyplomaci” amerykańscy prowadzili jakieś sekretne rozmowy z ruskim ministrem Ławrowem. Czyżby prezydent Józio Biden kombinował, jakby tu przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi komuś korzystnie sprzedać Ukrainę, którą prezydent Obama, Bóg jeden wie po co, kupił w roku 2014 za 5 miliardów dolarów? Toteż ukraińskie uchodźczynie, które w obawie przed wojną schroniły się z dziećmi w Polsce i dostały tutaj pełen socjal, jak gdyby nigdy nic, wyjeżdżają na Ukrainę na wakacje, pilnując się wszelako, by przed upływem miesiąca znowu chronić się w Polsce przed wojną, bo w przeciwnym razie mogłyby utracić socjal, dzięki któremu na Ukrainie mogą spędzić wakacje na poziomie telewizyjnych „królowych życia”.

W tej sytuacji media tradycyjnie zaczynają cierpieć na chudość tematyczną, w związku z czym pojawiły się tam mrożące krew w żyłach publikacje o sławnej pani, co to nie tylko maluje obrazy „krwią menstruacyjną”, ale w dodatku urządza pokazy „masażu członka”. Niestety nawet to wygląda na odgrzewane kotlety, bo jeszcze w latach 60-tych media informowały, jak to w galerii „Spektrum” w Bohum w Niemczech urządzono „warsztaty” malowania obrazów rozmaitymi cielesnym sekrecjami, a potem umieszczono je na wystawie zatytułowanej „Język dupy”. Z masażem też nic nowego, skoro Jan Gerhard, też w latach 60-tych, w książce „Niecierpliwość” informuje o francuskiej sekcie „Czcicieli Phallusa Uskrzydlonego”, którzy wspomniany „masaż” włączyli do swojej liturgii.

A skoro jesteśmy przy książkach, to ze smutkiem odnotowuję śmierć pana Lecha Jęczmyka, wybitnego patrioty polskiego, a przy tym znakomitego tłumacza literatury anglojęzycznej. Mnie najbardziej podobały się jego tłumaczenia książek Kurta Vonneguta: „Rzeźnia numer 5”, czy „Śniadanie Mistrzów”, a nawet „Kocia kołyska”. W „Rzeźni” – o ile sobie przypominam – jest scena, jak to na Ziemię przybywa kosmita rodem z planety, której mieszkańcy komunikują się ze sobą przy pomocy pierdnięć i stepowania. Pragnie on ostrzec ludzkość przed grożącym jej jakimś straszliwym niebezpieczeństwem, ale kiedy stanął przed grupą przedstawicieli ludzkości popierdując i przytupując, ci, niewiele myśląc, roztrzaskali mu głowę kijem bejsbolowym.

Niechże ta scena będzie przestrogą dla organizatorów walki ze złowrogim klimatem, bo widzimy, jak łatwo w takich sytuacjach o nieporozumienie i nawet klimat nie będzie musiał specjalnie się odwijać. Wracając do Lecha Jęczmyka, to miałem zaszczyt przez pewien czas kolegować z nim w Kapitule Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza, której był członkiem. Wieczne mu odpoczywanie.

Tymczasem pan prezydent Andrzej Duda najwyraźniej zapragnął jakoś zatrzeć niemiłe wrażenie po kompromitacji podczas obchodów 80 rocznicy rzezi wołyńskiej. Niestety chyba posłuchał doradców, wśród których – jak się okazuje – jest również pan generał Roman Polko. To by wyjaśniało przyczynę, dla której pan prezydent Duda robi te wszystkie dziwne rzeczy. Pan generał Polko na szczęście niczym już u nas nie dowodzi, ale chyba to on doradził panu prezydentu Dudu, żeby postraszył obywateli atakiem „grupy Wagnera” z Białorusi na sławny „przesmyk suwalski”. Co prawda nie bardzo wiadomo, w jakim celu „grupa Wagnera” miałaby ten „przesmyk” atakować i co miałoby nastąpić potem – ale nie wymagajmy od pana generała zbyt wiele tym bardziej, że najwyraźniej chodziło w tym wszystkim o stworzenie panu prezydentowi okazji do pokazania, jak własną piersią chroni naszą biedną ojczyznę przed zagrożeniami, dzięki czemu może udałoby mu się zatrzeć wspomniane niemiłe wrażenie. Zresztą sam pan generał nałożył rodzaj surdyny na swoją bujną wyobraźnię, informując swoich wyznawców, że „żołnierze z maczugami” z jakich składa się „grupa Wagnera” zostaliby rozgromieni przez „myślących” żołnierzy naszej niezwyciężonej armii. Słowem – tak czy owak wszystko musiałoby zakończyć się wesołym oberkiem, więc w naszym fachu nie ma strachu.

W naszym, to znaczy – wojskowym fachu – może i tak. Co innego w polityce, gdzie wielkie zaniepokojenie partii establishmentu wywołały ostatnie sondaże, dające Konfederacji 15, a nawet 17 procent poparcia. Doszło do tego, że przywódca Volksdeutsche Partei Donald Tusk musiał chyba zmobilizować swoje niemieckie zaplecze medialne, bo w piśmie „Der Stürmer, czy może „Der Spiegel” ukazała się szalenie krytyczna publikacja o Konfederacji, że nie kocha ona Żydów, ani sodomczyków, ani nawet – Unii Europejskiej – a przecież jest rozkaz, żeby kochać.

Toteż Judenrat „Gazety Wyborczej”, zgodnie z leninowskimi normami życia partyjnego, uwija się przy organizowaniu obsrywania Konfederacji, której notowania mimo to, a może właśnie dlatego, powoli rosną.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Skandal i wstyd, „rządzie” ! Rosyjska tenisistka Wiera Zwonariewa nie została wpuszczona do Polski na turniej WTA 250 w Warszawie.

Skandal i wstyd, „rządzie” ! Rosyjska tenisistka Wiera Zwonariewa nie została wpuszczona do Polski na turniej WTA 250 w Warszawie

…przyleciała do Polski. Wtedy do akcji wkroczyła Straż Graniczna

Na podst.; Aleksander Bernard rosjanka-jednak-nie-zagra-na-turnieju-w-warszawie

Wiera Zwonariewa nie zagra w turnieju WTA 250 w Warszawie, który rozpoczyna się w najbliższy poniedziałek. Rosjanka nie została wpuszczona na teren naszego kraju dzięki reakcji Straży Granicznej. – Zwonariewa znajduje się na liście osób, których pobyt jest niepożądany na terytorium RP – pisze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA). [co za chamy.. Mirosław Dakowski]

W poniedziałek 24 lipca rozpocznie się turniej WTA 250 w Warszawie, rozgrywany na kortach Legii.

Rosjanka nie zagra w Warszawie. Nie została wpuszczona do Polski

Jedną z zawodniczek występujących w turnieju miała być Rosjanka Wiera Zwonariewa, ale finalnie jej w Warszawie nie zobaczymy. O sprawie poinformowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. „Wczoraj Straż Graniczna udaremniła wjazd do Polski rosyjskiej tenisistki. Zwonariewa, posługując się wizą wydaną przez Francję, lotem z Belgradu do Warszawy, próbowała dostać się do naszego kraju. Po przylocie z Serbii tenisistka przebywała w strefie tranzytowej Lotniska Chopina w Warszawie i dziś po godz. 12:00 odleciała do Podgoricy”

[—-]

===========================

mail:

…ze względów bezpieczeństwa państwa i ochrony bezpieczeństwa publicznego – poinformowało MSWiA w specjalnym komunikacie.

[Co za IDIOCI]


Wielka awantura w Olsztynie. Prezydent miasta ciągle broni „Szubienic Wolności”.

Wielka awantura w Olsztynie. Prezydent miasta broni pomnika „wdzięczności Armii Czerwonej”

22.07.2023 w-olsztynie-prezydent-miasta-broni-szubienic -wolności

Sierp i młot na pomniku. Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay
Sierp i młot na pomniku.[ale nie na tym.. MD]

==================================

Oto „Szubienice Wolności”.: dzieło Xawerego Dunikowskiego, rzeźbiarza komuny:

[por.: „Szubienice wolności” znikną z Olsztyna.]

Prezes IPN dr Karol Nawrocki powiedział w sobotę w Olsztynie, że stojący w tym mieście dawny pomnik wdzięczności Armii Czerwonej jest symbolem pogardy dla ofiar i trybutu dla sprawców zbrodni. Podjęcie tzw. decyzji zastępczej o usunięciu tego obiektu zapowiedział wojewoda warmińsko-mazurski.

Podczas konferencji prasowej przed pomnikiem Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej szef IPN przytaczał dramatyczne relacje świadków zdobywania Olsztyna i regionu przez Armię Czerwoną w 1945 r. Jak mówił, wyłania się z nich jeden obraz. „Obraz terenu, regionu, miasta nie wyzwolonego, ale zniewolonego przez obcą armię, przez Armię Czerwoną, przez obcy system totalitarny” – powiedział Nawrocki.

Jak zauważył, nie było to żadne „wyzwolenie”, skoro już po zakończeniu działań wojennych w samym Olsztynie zniszczono 1040 budynków czyli 36 proc. zabudowy, 50 proc. zabudowy Starego Miasta, a Sowieci dokonywali grabieży elektrowni, gazowni, szpitali, rabowali dobra kultury i podpalali budynki.

Szef IPN podkreślił, że ten pomnik to obiekt propagandowy, który nie odnosi się do wydarzeń historycznych – bo nie było czegoś takiego jak wyzwolenie Olsztyna i Warmii i Mazur – lecz powstał decyzją centralnych władz komunistycznych. „Ten obiekt, który widzicie jest obiektem symbolizującym pogardę dla ofiar (…), i trybutem dla sprawców, dla zbrodniarzy z Armii Czerwonej, ze Związku Sowieckiego” – powiedział.

Nawrocki ocenił, że w okresie PRL obiekt – nazywany potocznie „szubienicami” – był „agresywnym i brutalnym narzędziem lobotomii przeprowadzanej w przestrzeni pamięci i świadomości mieszkańców Olsztyna i regionu”.

Przypomniał, że przyjechał do Olsztyna w związku z prowadzoną przez IPN od początku lipca akcją informacyjno-edukacyjną „Straszy w mieście”. Wspólnie z przedstawicielami IPN z całej Polski weźmie udział w konferencji popularnonaukowej, poświęconej historii obecności wojsk sowieckich na Warmii i Mazurach, propagandzie komunistycznej w okresie PRL oraz debacie historycznej nt. dekomunizacji przestrzeni publicznej.

Prezes IPN odniósł się do publicznych deklaracji prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza, który zapowiedział, że nie wykona decyzji administracyjnej wojewody warmińsko-mazurskiego nakazującej usunięcie tego obiektu. Jego zdaniem, przez takie nieodpowiedzialne zachowanie prezydenta Olsztyn staje się w całej Polsce „symbolem myślenia neokomunistycznego”. Apelował do olsztynian, żeby wpłynęli na włodarza swojego miasta.

=============================

[—-] tra-ta-ta… MD

Szczytowanie z komplikacjami

Szczytowanie z komplikacjami

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    22 lipca 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5432

Pan prezydent Andrzej Duda syt chwały i sukcesu dyplomatycznego, jakiego dostąpił towarzysząc prezydentowi Zełeńskiemu w Łucku podczas drugiego aktu przedstawienia pod tytułem „Sodomia pojednania polsko-ukraińskiego”, odjechał na szczyt NATO w Wilnie. Pewnie po następne sukcesy, chociaż nie bardzo wiadomo jakie, ponieważ tuż przed wyjazdem, na pytanie, co zamierza podczas tego szczytu załatwić dla Polski, odpowiedział, że dla Polski nic. Tymczasem właśnie na tym szczycie prezydent Józio Biden ponownie mówił o potrzebie „wzmocnienia wschodniej flanki NATO”. Gdyby pan prezydent Duda nie był taki nieśmiały, to mógłby podsunąć prezydentowi Bidenowi pomysł, by USA sfinansowały uzbrojenie 200 tys. dodatkowych żołnierzy, o jakich, zgodnie z ustawą o obronie Ojczyzny, ma być powiększona nasza niezwyciężona armia i w ten sposób wzmocniły wschodnią flankę.

Niestety nieśmiałość pana prezydenta Dudy, spotęgowana niedawnym obsztorcowaniem go przez pana ambasadora Marka Brzezińskiego, na taką samowolkę mu nie pozwala, więc nie ma rady; pan minister Błaszczak po staremu będzie musiał kupować wszystko, co mu tam Amerykanie, albo Koreańczycy wtrynią i nie będzie się targował. W ten oto sposób może spełnić się marzenie pana prezydenta, że zbroimy się, byśmy nie musieli walczyć. Jeśli bowiem Polska nie będzie w stanie spłacić długów zaciąganych gdzie tylko się da przez rząd „dobrej zmiany” na przychylanie nam nieba, to wierzyciele będą mogli zająć nas bez walki.

Ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość, bo gdy piszę ten felieton szczyt NATO w Wilnie jeszcze się nie zakończył. Biorą w nim udział nie tylko przedstawiciele państw członkowskich, ale również inni wasale Stanów Zjednoczonych: Japończycy, Koreańczycy i Australijczycy, bo zasadniczym celem szczytu jest przekonanie NATO do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej. Wskutek tego nadzieje prezydenta Zełeńskiego, że Ukraina zostanie zaproszona do NATO, rozwiały się w mglistość, chociaż szef Paktu, pan Stoltenberg wychodził ze skóry, żeby mu tę gorzką pigułkę jakoś osłodzić. Zatem uradzono, że przyszłe wchodzenie Ukrainy do NATO będzie miało charakter jednoetapowy a nie dwuetapowy, a po zakończeniu wojny będą jej udzielone „zapewnienia”, a może nawet „gwarancje”.

Warto przypomnieć, że „zapewnienia” zostały Ukrainie udzielone jeszcze w 1994 roku, więc co to komu szkodzi udzielić jej ich po raz kolejny?

Tymczasem w Ameryce zbliżają się wybory prezydenckie, w których Józio Biden zamierza wziąc udział, najwyraźniej postanowiwszy, że będzie przewodził Ameryce i światu do upadłego. Wprawdzi odbędą sie one dopiero w listopadzie przyszłego roku, ale już teraz podnoszą się w Ameryce głosy powątpiewania, czy zaangażowanie w świętą sprawę Ukrainy było szczęśliwym pomysłem. Toteż pewnie ad captandam benevolentiam tamtejszej opinii publicznej niezależne media obiegły informacje, że „byli dyplomaci” amerykańscy prowadzą jakieś sekretne rozmowy z rosyjskim ministrem Ławrowem. W związku z tym na mieście krążą fałszywe pogłoski, że Amerykanie, którzy w 2014 roku kupili sobie Ukrainę za 5 mld dolarów, teraz kombinują, jakby tu ją w miarę korzystnie sprzedać, tym bardziej, że zapowiadana od miesięcy ukraińska kontrofensywa jakoś nie może się rozwinąć. Tamtejsze władze co prawda z dumą opowiadają, że „wyzwolony” został obszar 24 kilometrów kwadratowych, a innym razem – że obszar 160 kilometrów kwadratowych, czyli prostokąt o wymiarach 15 na 11 kilometrów, albo 20 na 8 – ale dla Amerykanów, przyzwyczajonych do większego rozmachu, może okazać się to niewystarczające, zwłaszcza w proporcji do udzielonej dotychczas Ukrainie pomocy. W dodatku ukraińskie władze, chyba trochę lekkomyślnie pochwaliły się, że ukraińskie rezerwy walutowe osiągnęły rekordowy poziom ponad 30 mld dolarów, co tamtejszych oligarchów z pewnością musi przyprawiać o euforię. Co innego tamtejsi obywatele.

Najwyraźniej z rekordowym poziomem rezerw walutowych nie wiążą żadnej nadziei, bo kto tylko może, to z Ukrainy zwiewa – co widzimy choćby na ulicach miast i miasteczek polskich, gdzie aż się roi od obywateli Ukrainy, przeważnie młodych płci obojga. Tymczasem rezerwy ludzkie zdominowane przez wynędzniałych emerytów do walki specjalnie się nie nadają, toteż trudno się dziwić, że wojna stopniowo przekształca się w „konflikt zamrożony”, o którym jeszcze w połowie ubiegłego roku wspominała amerykańska ambasadoressa przy NATO, jako jednej z „możliwych możliwości”. Czy jednak „zamrożenie konfliktu” może być uznane za „zakończenie wojny”, które – jak z naciskiem podkreślił sekretarz generalny NATO pan Stoltenberg – jest jednym z warunków „zaproszenia” Ukrainy do NATO? Tego na razie nie wiemy, toteż prezydent Zełeński, który w pierwszym odruchu nie ukrywał „rozczarowania”, a nawet „rozgoryczenia” decyzjami wileńskiego szczytu, później się zreflektował, demonstrując umiarkowany optymizm. Jak bowiem jeszcze za głębokiej komuny mawiał Janusz Wilhelmi, należy wystrzegać się pierwszych odruchów – bo mogą być uczciwe – toteż i prezydentowi Zełeńskiemu ktoś starszy i mądrzejszy mógł powiedzieć: „wiecie, rozumiecie Zełeński, wy się cieszcie, żeście żywi i zdrowi, bo jak będziecie mi tu demonstrowali rozczarowanie, czy inne fochy, to będzie z wami brzydka sprawa.

Okazuje się tedy, że z przyjęciem Ukrainy do NATO może być podobnie, jak z przyjęciem pana mecenasa Romana Giertycha do grona autorytetów moralnych. Wprawdzie pan red. Michnik na łamach „Gazety Wyborczej” wystawił panu mecenasowi coś w rodzaju certyfikatu koszerności, stwierdzając, że dostąpił „przemiany”, a nawet wyrażając nadzieję, że jak tak dalej pójdzie, to zaakceptuje nawet „związki partnerskie”, ale nadział się na polemikę, której autor najwyraźniej nie uwierzył w metamorfozę pana mecenasa i zalecał dalszą jego kwarantannę w ciemnościach zewnętrznych, otaczających Olimp, gdzie autorytety moralne spijają sobie z dzióbków nektar i ambrozję.

A skoro już o panu mecenasie mowa, to właśnie dostałem z wydziału karnego niezawisłego Sądu Rejonowego w Warszawie powiestkę informującą, że karna „rozprawa główna” przeciwko mnie rozpocznie się 1 sierpnia o godzinie 10. Chodzi o donos, jaki złożył na mnie pan Jaś Kapela, toteż w ramach przygotowań do atmosfery, jaka niewątpliwie będzie panowała na sali sądowej, pogrążam się w odmętach książki Joanny Siedleckiej „Kryptonim liryka”, zawierającej prezentacje sylwetek wybitnych konfidentów SB ze środowiska literackiego.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Kijów zapowiedział ODWET, jeśli po 15 września Polska nie otworzy swoich granic dla ukraińskiego zboża. [no i miodu, jajec, drobiu..]

Kijów zapowiedział ODWET, jeśli po 15 września Polska nie otworzy swoich granic dla ukraińskiego zboża

Kijów zapowiedział odwet, jeśli po 15 września Polska nie otworzy swoich granic dla ukraińskiego zboża

Jak informuje Interfax-Ukraina, jeśli zakaz dostaw szeregu produktów rolnych do Polski, Węgier, Słowacji, Bułgarii i Rumunii zostanie przedłużony po 15 września, Ukraina zmuszona będzie rozważyć „działania lustrzane”. Taką opinię przekazała mediom pierwsza wicepremier, minister gospodarki i handlu, Julia Swyridenko.

– Nie chciałabym mówić głośno i myśleć, że jest to realistyczny krok, ale uważamy, że można zastosować pewne lustrzane środki – powiedziała Swyridenko i dodała, że władze Ukrainy uznają 15 września za „ostateczną datę krytyczną”, po której nie może być mowy o przedłużeniu tych ograniczeń, które obowiązywały na Ukrainie. Jej zdaniem zakaz eksportu pszenicy, jęczmienia, rzepaku i słonecznika do wskazanych pięciu krajów jest „dyskryminacją ze strony najbliższych sąsiadów, zwłaszcza gdy Ukraina ma wroga na morzu”.

Wygląda to na niezbyt przyjazne dla nas posunięcie, delikatnie mówiąc. Dlatego we wszystkich negocjacjach, począwszy od prezydenta, a skończywszy na wszystkich ministerstwach, upieramy się, że 15 września jest datą krytyczną, ostateczną, po której nie widzimy możliwości przedłużenia tych terminów. To jest dyskryminacja Ukrainy – podkreśliła pierwsza wicepremier

.=============

Ks. prof. Cisło: Antypolski klimat w Izraelu ma się dobrze

Ks. prof. Cisło dla Frondy: Antypolski klimat w Izraelu ma się dobrze

https://www.fronda.pl/a/Ks-prof-Cislo-dla-Frondy-Antypolski-klimat-w-Izraelu-ma-sie-dobrze,218124.html

To, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.


„Myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami” – mówi o kreowaniu w młodym pokoleniu Izraelczyków obrazu Polaka-antysemity ks. prof. Waldemar Cisło, komentując kolejny atak na Nowy Dom Polski. Dyrektor polskiej sekcji PKWP w rozmowie z portalem Fronda.pl opowiedział również o coraz dramatyczniejszej sytuacji chrześcijan w Ziemi Świętej.

Fronda.pl: Chrześcijanie mieszkający w Ziemi Świętej alarmują, że ataki kierowane w ich stronę przez Żydów są już codziennością. Każdego dnia dochodzi do jakiejś formy agresji. Skąd wzięła się ta eskalacja przemocy i dlaczego dochodzi do niej akurat teraz? 

Ks. prof. Waldemar Cisło: Przybliżmy najpierw kontekst życia chrześcijan w Ziemi Świętej. To mała społeczność, która żyje w dramatycznej sytuacji. Dzięki przekazom medialnym wreszcie do naszej świadomości docierają różne wydarzenia, które tę pozycję chrześcijan taką właśnie czynią. Po pierwsze należy zwrócić uwagę, że chrześcijanie funkcjonują pomiędzy dwiema, bardzo silnymi i zwalczającymi się grupami – Żydami i Arabami. Ich sytuacja wygląda inaczej na terenie Izraela i inaczej na terenach okupowanych, ale w obu przypadkach jest bardzo trudna.

Wiemy choćby o instytucjonalnych przeszkodach, które utrudniały w Izraelu swobodne działanie zakonom, klasztorom, księżom. Pod pretekstem potrzeb wojskowych zajmowano tereny przy parafiach itd. Tego było bardzo dużo. Powstał związek funkcjonujących na terenie Izraela Kościołów, aby silniejszy był głos chrześcijan upominających się o swoje prawa u władz państwowych. Bardzo trudnym okresem były intifady, czyli próby ograniczenia nielegalnej ekspansji Izraela. Pamiętajmy, że działania Izraela były potępiane przez organizacje międzynarodowe. Było budowanie nielegalnych osiedli, działanie na zasadzie faktów dokonanych. Powstał potężny mur, który również bardzo utrudnił życie chrześcijanom i Arabom. Mają duże problemy z jego przekraczaniem, żeby choćby dostać się do pracy.

Również strona arabska utrudnia chrześcijanom życie. Arabowie też starają się wymuszać na nich pewne rzeczy. Próbują na przykład wykupywać ich domy i ziemię. Efekt jest taki, że chrześcijanie nie widzą innego rozwiązania niż emigracja. A o to właśnie chodzi zarówno Żydom, jak i Arabom.

Na to wszystko nałożyła się pandemia COVID. To był dla chrześcijan naprawdę trudny czas do przeżycia. Musimy być świadomi, że wyznawcy Chrystusa utrzymują się na terenach Ziemi Świętej przede wszystkich z usług turystycznych i wyrobu dewocjonaliów. Jeśli więc nie było turystów, w zasadzie byli odcięci od źródła utrzymania.

Teraz dochodzi do tego ta trudna sytuacja polityczna, która wreszcie uzmysławia naszym rodakom, jak dramatycznie tam jest. Nasilają się fizyczne ataki na świątynie i klasztory.

Ten wzrost przemocy rzeczywiście jest efektem przejęcia władzy przez „prawicowy” rząd?

W izraelskim rządzie znalazły się skrajnie radykalne ugrupowania. Jeśli przekazy są prawdziwe, w ataku na Dom Polski udział brał nawet wiceburmistrz Jerozolimy. Sytuacja polityczna bardzo nas niepokoi, bo ona stwarza niejako instytucjonalne przyzwolenie na to, co się dzieje. Obawiam się, że jeśli nie zostaną podjęte bardzo radykalne kroki ze strony rządowej, to dojdzie do większego nieszczęścia. W końcu chrześcijanie nie wytrzymają tego naporu agresji. Mamy wiele relacji o różnych wymierzonych w chrześcijan przedsięwzięciach od naszych sióstr i braci, od księży i sióstr zakonnych. Słyszeliśmy to dramatyczne wyznanie łacińskiego patriarchy Jerozolimy, abp. Pierbattisty Pizzaballi. Myślę, że decydując o wyniesieniu go do godności kardynalskiej, papież Franciszek również chciał zwrócić uwagę na los chrześcijan w tym regionie.

Niedawno szerokim echem odbiła się ciekawa prowokacja dziennikarska. Reporter izraelskiej telewizji założył franciszkański habit i po kilku minutach został opluty na ulicach miasta, zaatakowany nie tylko słownie, ale również fizyczne. To jest właśnie obraz agresji, z którą spotykają się nasi franciszkanie i siostry zakonne, żyjący tam od wieków. Dzięki Bogu, teraz media nagłaśniają ten temat, więc jest szansa, że może nasze MSZ stanie tutaj na wysokości zadania i zajmie się również tymi sprawami.

Abp Pierbattista Pizzaballa mówi, że nawet dzieci plują w Jerozolimie na chrześcijan. Tego też doświadczył ten ubrany w habit dziennikarz. W pewnych środowiskach młodzi Żydzi są więc po prostu wychowywani na nacjonalistów. Tymczasem mówienie o tym problemie wywołuje oskarżenia o antysemityzm. Widzi Ksiądz Profesor jakieś nadzieje na interwencję społeczności międzynarodowej, czy dramat XX wieku stał się swoistym immunitetem dla żydowskich nacjonalistów? 

Ta wrażliwość oczywiście ma swoje uzasadnienie. Kiedy spojrzymy na Niemcy, to widzimy tam dramatycznie narastający antysemityzm. Wedle oficjalnych niemieckich danych, w ubiegłym roku odnotowano w tym kraju 2641 czynów karalnych motywowanych niechęcią do Żydów.

Trzeba jednak przy tym zauważyć, że to również jest pewna reakcja na to, co dzieje się w Izraelu. Obserwujemy przerażające sceny, gdzie siły izraelskie strzelają nawet do dzieci. Skala przemocy w Izraelu szokuje. Każdy Izraelczyk musi służyć w armii, mężczyźni i kobiety. To również powoduje później problemy, przenosi się także na izraelskie rodziny. Izrael zajmuje bodajże drugie lub trzecie miejsce na świecie, jeśli chodzi o agresję w rodzinach.

Dzieci mówią językiem, który słyszą od rodziców. Patrząc natomiast szerzej na ten problem, trzeba mieć świadomość, że wszelkie radykalizmy prowadzą do tragedii. Zwróćmy uwagę na Syrię, w której wojna trwa od 12 lat. Przed wojną życie chrześcijan w tym kraju nie było łatwe, ale wszystko było jakoś poukładane. Żyli z muzułmanami jako mniejszość, ale pracowali i funkcjonowali. Pamiętamy do czego doprowadziło pojawienie się islamskiego fanatyzmu. Do wojny, mordów, rzezi. Do tego wszystkiego, o czym słyszeliśmy w czasie rządów Państwa Islamskiego. Boję się, żeby fanatyzm żydowski w tym wydaniu nie doprowadził do podobnych zdarzeń na terenach Ziemi Świętej. To oczywiste, że sytuacja tam jest bardzo delikatna. Mówimy o miejscu trzech religii, w którym powstało państwo. Problemy są i będą. Nikt naturalnie nie odbiera narodowi izraelskiemu prawa do swojej ojczyzny. Sami Żydzi jednak, mając doświadczenie wieków życia pośród innych ludzi, powinni umieć uszanować bezpieczeństwo i prawo do wolności wyznawania religii przez inne wspólnoty, które na terenie Izraela funkcjonują od setek lat.

W Polsce oczywiście szczególnie dotknął nas ten atak na Nowy Dom Polski. Widzi Ksiądz Profesor to zdarzenie wyłącznie jako jeden z wyrazów narastającej nienawiści do chrześcijan, czy można doszukiwać się również jakiejś jej korelacji z niechęcią do Polaków?

O postawie wobec Polaków również trzeba mówić. Przypomnijmy tę głośną sprawę wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski. Przecież one były organizowane w taki sposób, aby tworzyć w młodym pokoleniu Izraelczyków odbiór Polaków jako „żydożerców”.

W Izraelu kreowano obraz Polaka jako człowieka, który „antysemityzm wyssał z mlekiem matki” i temu służyły również szkolne wycieczki otoczone uzbrojonymi służbami. Przyjeżdżając do Polski, gdzie wedle wszelkich statystyk nie ma aż tylu aktów antysemickich, młodzi Żydzi byli ochraniani przez funkcjonariuszy z bronią palną. W Niemczech tymczasem, gdzie dochodzi do tysięcy aktów antysemickich, tego problemu nie było. Chodziło więc o fakty, czy o wytwarzanie i podtrzymywanie mitu Polaka-antysemity? Z jakichś, najpewniej politycznych względów, chciano wytworzyć obraz Polski jako kraju wybitnie antysemickiego. Nie dziwmy się więc, że teraz oglądamy tego skutki. Jeśli w pokoleniach młodych Izraelczyków przyjeżdżających do Polski budowano przekonanie, że tutaj chce się ich opluć, napaść, zabić, no to jakie później mogą mieć nastawienie do Polski? Zamiast budzić wzajemne zrozumienie i poznanie, to te wycieczki utwierdzały zasłyszany przez młodych ludzi od starszego pokolenia mit. Dlatego należy tutaj podkreślić wielką rolę ministra edukacji i nauki prof. Przemysława Czarnka, który wreszcie przerwał to błędne koło. Bo wycieczki izraelskiej młodzieży, zamiast przybliżać dwa narody, które dzielą trudną historię naznaczoną agresją Niemiec, jedynie pogarszały sytuację. W efekcie Polak jest przez Izraelczyków tak właśnie traktowany.

Ksiądz osobiście spotkał się w Izraelu z takim traktowaniem?

Wielu naszych turystów w Izraelu spotyka się z przejawami niechęci. Sam doświadczyłem godzinnego przesłuchiwania na lotnisku, gdzie zadawano mi bezczelne pytania. Pytano na przykład, dlaczego jadę do Betlejem, skoro mogę zostać w Jerozolimie. Wiadomo, że nasza organizacja pomaga w wielu trudnych regionach świata, a Izrael nie jest przyjacielem wielu z tych państw. Mam przykre doświadczenia z praktycznie każdego wyjazdu do tego kraju i myślę, że wielu z naszych pielgrzymów również doświadczyło podobnego traktowania na lotnisku. To są małe rzeczy, z tym można żyć. One uzmysławiają jednak istnienie tego antypolskiego klimatu. Nie mam na to dowodów, ale myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami.

Obok powszechnych ataków na chrześcijan i chrześcijańskie miejsca kultu, najbardziej niepokoją nas działania 'prawicowych” organizacji żydowskich, które dążą do wysiedlenia z Jerozolimy chrześcijan i muzułmanów. Grupy osadnicze, sięgając po iście gangsterskie metody, starają się przejmować chrześcijańskie i muzułmańskie nieruchomości. Mają przy tym cieszyć się cichym wsparciem prawicowych polityków. Na ile realne jest zagrożenie, że za kilkadziesiąt lat chrześcijan w Jerozolimie po prostu nie będzie?

To wszystko jest w naszych rękach. Pierwszą rzeczą, która jako ludziom wierzącym przychodzi nam do głowy, jest oczywiście modlitwa o pokój. To może zrobić każdy z nas!

Pomoc Kościołowi w Potrzebie prowadzi akcję „SOS dla Ziemi Świętej”. W jej ramach rozprowadzamy wytwarzane przez chrześcijan w Ziemi Świętej dewocjonalia. Na święta kupujemy naszym bliskim prezenty. Warto zdecydować się na taki różaniec czy inną pamiątkę. Te dewocjonalia wiążą nas emocjonalnie z Ziemią Świętą, a jednocześnie kupując je, pomagamy tamtejszym chrześcijanom się utrzymać.

Apelujemy też do pielgrzymów z Polski, aby zatrzymywali się w hotelach prowadzonych przez chrześcijan. W takich dramatycznych momentach, jak intifady czy pandemia koronawirusa, kiedy zamierał ruch turystyczny, chrześcijańscy właściciele hoteli zazwyczaj ograniczali pracownikom pensje, ale ich nie zwalniali. Na przykład franciszkanie, gdy było trudno, ograniczyli pracownikom pensje do połowy. To im pozwalało na skromne utrzymanie swoich rodzin. Inni o to nie dbali i zwyczajnie zwalniali pracowników. Dlatego tak ważną rzeczą jest, abyśmy jako pielgrzymi korzystali z usług transportowych czy hoteli, w których pracują chrześcijanie. W trudnych momentach to ma naprawdę ogromne znaczenie. Bo kiedy turystyka ma się dobrze, to oni sobie poradzą. To są pracowici i zaradni ludzie.

Jeszcze kilkanaście lat temu burmistrzem w Jerozolimie był chrześcijanin. Dzisiaj jest to nie do wyobrażenia, bo tak się zmniejszyła liczba chrześcijan. To pokazuje ten problem. W wielu regionach Ziemi Świętej chrześcijanie stanowią mniej niż 1 proc. ludności. Tendencja, właśnie przez sytuację ekonomiczną i polityczną, wciąż jest spadkowa. Wydarzenia, o których teraz rozmawiamy, będą jeszcze nasilały presję na chrześcijan, aby dla ratowania swojego życia i przyszłości swoich dzieci wybrać emigrację. A to jest niestety zabójstwo. Liczby są dla nas dramatyczne. Jeśli tego nie powstrzymamy, to rzeczywiście, za kilkadziesiąt lat ziemska ojczyzna Chrystusa pozostanie bez chrześcijan. Niestety, takie zagrożenie jest realne.

Wspomniał Ksiądz Profesor o nominacji kardynalskiej dla abp. Pizzaballi. To ważny symbol. Stolica Apostolska powinna podjąć jeszcze jakieś działania, aby poprawić tę sytuację?

Stolica Apostolska podejmuje różne działania. Funkcjonuje Nuncjatura Apostolska, są stosunki dyplomatyczne. Ale dobrze wiemy, że Izrael działa na zasadzie faktów dokonanych. Robi to pod pretekstem obrony prawa Izraelczyków do istnienia ich państwa, choć nikt poza kilkoma państwami arabskimi tego prawa nie neguje. Postawa izraelskich władz zawsze cieszy się bardzo mocnym poparciem Stanów Zjednoczonych. Dzięki sile ekonomicznej i sile izraelskiej armii, każde powstanie jest deptane wojskowym butem. Widzimy te smutne obrazki, kiedy młodzi Arabowie stają z kamieniami naprzeciwko czołgów. Są pacyfikacje obozów. To wszystko jest bardzo brutalne. Oczywiście nie polemizuję z koniecznością obrony. Arabowie nie zawsze są aniołami. Sami widzimy na naszej wschodniej granicy, do czego podburzani i prowokowani przez różne wrogie nam siły są zdolni. Natomiast to, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.

Kto chce zarobić na Lidlu w Gietrzwałdzie? I dlaczego tak bezczelnie? Anty-polski i anty-katolicki Kulturkampf?

Kto chce zarobić na Lidlu w Gietrzwałdzie?

Jerzy Szmit

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/653652-kto-chce-zarobic-na-lidlu-w-gietrzwaldzie

autor: Fratria

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że bezwzględne starania zrobienia interesu na Gierzwałdzie nie napotkają społecznego oporu i gigantyczne centrum dystrybucyjne LIDL-a połączone z instalacjami utylizacji odpadów całkowicie i nieodwracalnie zdewastuje otoczenie Sanktuarium.

Na zdjęciu od lewej wójt gminy Gietrzwałd Jan Kasprowicz, od prawej starosta olsztyński Andrzej Abako i dyrektorka RDOŚ Olsztyn Agata Moździerz.

========================================

Przypomnę: nie mówimy o sklepie. Mówimy o gigantycznym centrum dystrybucyjnym: 41 ha pod inwestycję, w tym 7 ha hali (440 m x 153 m i wysokości 24 metry), ponad 9 ha powierzchni utwardzonej, urządzenia wentylacyjne wyższe od kościelnej wieży, dominujące w krajobrazie Gietrzwałdu. Tak to miałoby wyglądać.

Nie jest żadnym odkryciem, że za budową idą ogromne pieniądze. Pytanie tylko kto na tym zarobi, kto straci?

Korzyści?

Głównym motorem przedsięwzięcia jest wójt Gminy Gietrzwałd – Jan Kasprowicz. Swój upór w sprowadzaniu Lidla do Gietrzwałdu „interesem społecznym”. W sumie ma dwa argumenty.

Pierwszy to miejsca pracy dla mieszkańców. Lidl zapowiada zatrudnienie 300 osób. Liczba bezrobotnych w gminie nie przekracza 200 osób, przy czym znaczna ich część to osoby trwale bezrobotne (czyli głównie te, które nie są zainteresowane legalną pracą). Oferta pracy w LIDL-u nie robi na nich żadnego wrażenia. Ci, którzy pracy rzeczywiście szukają, mają wiele możliwości i wcale nie muszą pasować dla LIDL-a.

Na chętnych do pracy czeka oddalony o kilkanaście kilometrów Olsztyn. Jeżeli komuś nie odpowiadają dojazdy do Olsztyna, to może pracować w Olsztynku, gdzie funkcjonujące zakłady pracy także poszukują pracowników. Na płocie otwartego niedawno pod Olsztynem centrum logistycznego Zalando wisi wielki baner zapraszający chętnych do zatrudnienia. Obok banera przejeżdża dziennie kilka tysięcy ludzi, a mimo wielu wysiłków firmy chętnych do pracy stale brakuje i trzeba ich dowozić.

Drugi argument za LIDL-em to dochody dla budżetu gminy.

Tymczasem Gmina Gietrzwałd chce zwolnić LiDL’a z podatków inwestycje na trzy lata, z opcją dalszego przedłużenia. Widząc tak ogromną przychylność Wójta dla tej budowy, nie byłbym zaskoczony, gdyby Wójt (o ile zostałby ponownie wybrany) zaproponował kolejne zwolnienia, a wspierający go radni przyjęliby odpowiednią uchwałę.

A co do pieniędzy dla Gminy Gietrzwałd. W ostatnich latach, za rządów Prawa i Sprawiedliwości ta gminy otrzymała wielomilionowe wsparcie na swoje potrzeby. Wielokrotnie większe od tego co miałoby przyjść z LIDL-a.

Jakże pasuje do całości sprawy reakcja wójta na próbę zorganizowania referendum w sprawie jego odwołania. Referendum organizowali przeciwnicy LIDL-owego centrum. Miało być swoistym sprawdzianem woli społeczności gietrzwałdzkiej w sprawie lokalizacji tej inwestycji. Obie strony mogłyby w sposób nieskrępowany wyrazić swoje stanowisko. Wójt wybrał inną drogę. Zamiast z mieszkańcami wolał rozmowę z prokuraturą. Prokuraturę do tego stopnia przekonał, że ta bardzo sprawnie zadziałała. Na jej polecenie o 6 rano Policja wkroczyła do domu jednego z organizatorów, aby odebrać mu karty z podpisami osób popierających referendum. To było jedno z działań, które spowodowały, że do referendum nie doszło. Tak wygląda „demokracja” w Gietrzwałdzie.

Głównym i niewykorzystanym bogactwem Gietrzwałdu jest Sanktuarium. Odnosi się wrażenie, że gospodarzom tego miejsca, tak administracyjnym jak i duchowym, nie zależy, aby Gietrzwałd stał się „perłą w koronie” Warmii, ważną dla Polski i Europy.

A Gietrzwałd powinien funkcjonować przy Sanktuarium i w jego cieniu dobrze żyć. Jeżeli ktoś chce zobaczyć jak to się robi – proponuję odwiedzenie Fatimy, Lourdes, Medjugorie, czy innych miejsc kultu religijnego. Tam wszystko jest nastawione na pielgrzymów (komunikacja, infrastruktura hotelowa, gastronomia, usługi i organizacja życia). A to przynosi godziwe zarobki. Trudno powiedzieć, dlaczego warmińskiemu kościołowi nie zależy, aby Gietrzwałd stał się drugą Częstochową. Twierdzę, że nie zależy, bo nie widzę działań, aby budować pozycję Gietrzwałdu jako jednego z czołowych ośrodków polskiego katolicyzmu. Oczywiście to wymaga realizacji wszechstronnego i obliczonego na wiele lat planu, determinacji i ciężkiej pracy. Na taki cel połączony z dobrym planem pieniądze zawsze się znajdą. Niestety tego typu prób ze strony władz gminy, powiatu, województwa nie ma.

Archidiecezja również takich inicjatyw nie przedstawia.

Słyszałem za to wielokrotnie, z różnych ust, że Gietrzwałd ma pozostać mały, cichy, na uboczu. Bo wtedy będzie dobrze pełnił swoją rolę. No ale… , skoro tak ma być, to jak pogodzić to z budową w sąsiedztwie Sanktuarium gigantycznych hal, obsługiwanych przez 7 dni w tygodniu przez setki ciężarówek.

Kto jeszcze będzie miał korzyść? Zbywca gruntu. Uprawianie ziemi to trudne i żmudne zajęcie. O ile łatwiej sprzedać ją za ogromne pieniądze i nie martwić się o przyszłe plony. Lepiej mieć górę pieniędzy w banku: przy odrobinie rozsądku wystarczy jej do końca życia i zostanie dla dzieci i ich dzieci.

Koszty

Czym kierował się LIDL, kiedy to gigantyczne centrum dystrybucyjne lokował w oddaleniu od głównych szlaków drogowych, kolejowych, w położonej na uboczu miejscowości, do której prowadzą wąskie drogi zupełnie nieprzystosowane do przenoszenia dodatkowych kilkuset ciężarówek dziennie?

Trzeba przecież wybudować infrastrukturę sieciową, wodną, kanalizacyjną, wykonać ogromne prace ziemne, po których inwestycja będzie swoimi rozmiarami boleśnie ingerowała w krajobraz. Pomijam lokalizację w Obszarze Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki.

Było oczywiste, że ta lokalizacja spowoduje koszty społeczne, czyli protesty głównie o podłożu religijnym.

A może LIDL-owi decydenci tego nie wiedzieli? Widzą Gietrzwałd wyłącznie jako punkt na mapie w strukturze logistyki wielkiej firmy i takie szczegóły guzik ich obchodzą. Religijne sentymenty w biznesie przecież się nie liczą. Co z tego, że to miejsce kultu religijnego najwyższej rangi w Kościele Katolickim i że odwiedzający (a jest ich około miliona rocznie) oczekuje spokoju, harmonii i wyciszenia – nawet jeśli kupują coś w LIDL-u.

Wreszcie, czy niemiecki LIDL, próbując lokować w Gietrzwałdzie jedno ze swoich największych centrów dystrybucyjnych nie wiedział, że Gietrzwałd zapisał się w historii jako ognisko odrodzenia polskiego ducha przeciw niemieckiemu zaborcy?

Brutalne wkraczanie w takie miejsca może być odebrane w stosunkach polsko- niemieckich jako pokaz buty i siły, albo prowokacja. Panie i Panowie z LIDL-a spójrzcie też na tę sprawę z polskiego punktu widzenia, bo tu akurat hasło reklamowe: „LIDL mądry wybór” nie pasuje.

Kto zarobi, a kto straci

Zarobią jednostki, których nie będę wymieniał z imienia i nazwiska, bo to tylko zaciemniałoby sprawę.

Stracimy my wszyscy, którym Gietrzwałd jest bliski. Bliski ze względu na wymiar religijny, ale też przyrodniczy, krajobrazowy, kulturowy, historyczny. I wymiar patriotyczny – bo on wzmacnia i rozwija wszystkie pozostałe. Ze względu na swoją wagę dla polskiego Kościoła Katolickiego, Polski i Warmii. Sanktuarium w Gietrzwałdzie nie jest własnością ludzi dzisiaj żyjących. Nie jest własnością tych, którzy dzisiaj nim zarządzają: Kanoników Regularnych ani też władz Archidiecezji Warmińskiej.

Sanktuarium jest dobrem narodowym najwyższej wartości. Ludzie mający wpływ na Sanktuarium i jego otoczenie muszą brać pod uwagę wszystkie okoliczności, tak aby przyszłe pokolenia mogły w pełni i w sposób niezakłócony z bogactwa Sanktuarium korzystać.

Decyzja wojewody warmińsko-mazurskiego o uchyleniu pozwolenia starosty olsztyńskiego na budowę centrum dystrybucyjnego LIDL-a w Gietrzwałdzie jest działaniem wynikającym z troski o poszanowania prawa i interesu publicznego. Mam nadzieję, że LIDL przemyśli jeszcze raz tę lokalizację i uzna, że przynosi ona więcej szkód niż korzyści.

Oczywiście możliwy jest inny scenariusz. LIDL będzie dalej prowadził „wojnę o Gietrzwałd” używając wszelkich dostępnych metod i środków.

Tyle że ludzi zaangażowanych w obronę Gietrzwałdu przybywa i przybywa argumentów. Rośnie świadomość jak ważne jest dla nas niezakłócone funkcjonowanie Sanktuarium. Rośnie też liczba ludzi, którzy nie chcą usłyszeć od swoich dzieci: jak mogliście do tego dopuścić.

filodendron #9701

Nie wiem jak jest teraz, ale Lidl był zapleczem finansowym sekty scjentologów. [Jest to starannie tuszowane w internecie. md] W każdym razie, właścicielem jest jakaś firma niemiecka.[Dieter Schwarz, twórca Grupy Schwarz md] Jest więc logiczne, że umiejscowienie tego interesu obok bardzo ważnego Sanktuarium ma wydźwięk kolejnego niemieckiego sabotażu.

(Gietrzwałd to jedyne przebadane, a w konsekwencji uznane przez Watykan objawienia Maryjne w Polsce, ponadto objawienia w Gietrzwałdzie pokrzyżowały swego czasu niemieckie plany inwazyjne, i dodatkowo – działały Niemcom na nerwy, gdyż Matka Boża zwracała się do polskich dzieci i mówiła po polsku na terytorium, do którego prawo Niemcy sobie uzurpowali)

Właściciele Lidla chcą widocznie zaszkodzić właśnie temu miejscu. Musi być w Polsce jakiś mechanizm, który może zablokować tak szkodliwą inwestycję. Nie możemy być aż tak bezbronni wobec takiego skandalu. Samorząd to nie jest państwo w państwie, i wydaje mi się, że w przypadku tak szkodliwych i ukrywanych przed opinią publiczną inwestycji, władze wojewódzkie, lub centralne – powinny móc zareagować.

Otoczak #31004

Panu Redaktorowi nie wypada snuć teorii spiskowych ale ja mogę,otóż nie ma przypadku że wybór padł akurat na Gietrzwałd i moim zdaniem niemiecka polityka ma wiele wspólnego z satanizmem połączonego z resentymentem powrotu na tamte ziemie,a osłabienie Wiary w Polakach przybliża zamierzone, długofalowe cele Berlina.

==========================

mail:

Niemiecki magazyn biznesowy Bilanz opublikował listę 1000 najbogatszych Niemców. Na czele zestawienia znalazł się Dieter Schwarz, twórca Grupy Schwarz, zarządzającej sieciami Lidl i Kaufland. Powiązania ze scjentologią sa starannie wyciszane.

Przyjaciele i wrogowie ludu

Przyjaciele i wrogowie ludu

Stanisław Michalkiewicz micha

Kategorię przyjaciół i wrogów ludu wprowadził do publicystyki politycznej Włodzimierz Eljaszewicz Ulianow, znany jako “Lenin”, ale chyba nie jest to jego oryginalny wynalazek, bo ta kategoria pojawiła się podczas Rewolucji Francuskiej, kiedy to Jean Paul Marat wydawał pismo pod tutułem “Przyjaciel ludu”, a i później, jeszcze przed Leninem wydawane było w zaborze austriackim przez Bolesława Wysłoucha pismo pod tym samym tytułem.

Lenin zaś – jak to Lenin – podszedł to zagadnienia “naukowo”, niczym Kukuniek i w pracy: “Kto to są przyjaciele ludu i jak oni walczą z socjaldemokracją” nie tylko zdemaskował fałszywych przyjaciół ludu, ale też położył fundamenty pod sojusz robotniczo-chłopski, który – jeśli oczywiście nie liczyć bezpieki – stanowił ideologiczną podstawę “socjalizmu realnego”, zwanego również “komunizmem”. Przetrwał on – jak pamiętamy – do przełomu lat 80-tych i 90-tych, aż zbankrutował i ludzkość dała sobie z nim spokój.

Dała – ale nie do końca – bo w tradycyjnej postaci przetrwał on np. w Korei Północnej, czy na Kubie aż do dnia dzisiejszego, zaś w postaci zmordenizowanej właśnie jest forsowany zarówno w Ameryce Północnej, jak i w Europie. Kiedy w roku 1990 na zaproszenie UPR przyjechał do Polski laureat nagrody Nobla z ekonomii, prof. Milton Friedman, opowiadał nam, jak gdzieś w połowie lat 80-tych poprosił w Bibliotece Kongresu o program Komunistycznej Partii USA z lat 20-tych i z przerażeniem skonstatował, że wszystkie punkty tego programu zostały w USA zrealizowane. Obecnie rewolucję komunistyczną kontynuuje tam i eksportuje na świat Partia Demokratyczna, której lewe skrzydło, reprezentowane m.in przez panią wiceprezydent Kamalę Harris, to komuna w czystej postaci.

Wspominam o tych korzeniach, bo po 33 latach od sławnej transformacji ustrojowej, również w naszym bantustanie można już dostrzec podział na przyjaciół i wrogów ludu. Na razie nie przybrał on formy specjalnego ustawodawstwa, które – na podobieństwo “ustaw norymberskich” w III Rzeszy, dzieliło obywateli według kryteriów rasowych, ale wszystko przed nami, bo ogniskiem tej awangardy jest środowisko niezawisłych sędziów. Jak wiadomo, nie wystarcza mu już “orzekanie” zgodnie z “ustawami”, bo ambicje tego środowiska sięgają dalej – żeby sędziowie nie tyle “podlegali” ustawom, co je sami sobie pisali.

Ale i na gruncie dotychczasowego ustawodawstwa środowisko jakoś sobie radzi, dzięki czemu możemy już teraz podać przykłady orzecznictwa odwołującego się do leninowskich kryteriów przyjaciół i wrogów ludu.

Oto przed kilkoma laty opinię publiczną poruszył wyrok niezawisłego sądu w sprawie pana Piotra Najsztuba, legitymującego się przerwszorzędnymi korzeniami, ze wzgledu na które został zaliczony do przyjaciół ludu bez najmniejszych wątpliwości. Mimo, że w roku 2017, prowadząc samochód bez prawa jazdy, potrącił był on na pasach dla pieszych 77-letnią kobietę, niezawisły Sąd Okręgowy w Warszawie zatwierdził wyrok uniewinniający pana Najsztuba, a niezawisły Sąd Najwyższy oddalił kasację Prokuratora Generalnego.

Inaczej być nie mogło, bo ten cały Prokurator Generalny jest przedstawicielem reżymu Jarosława Kaczyńskiego, więc jako reprezentujący wrogów ludu z zasady racji mieć nie może, a poza tym w momencie zdarzenia było “ciemno”, więc wszystko zakończyło się wesołym oberkiem. Podobnie wesołym oberkiem zakończyła się sprawa jegomościa, który obrzucił kamieniem samochód “antyaborcyjny”, a następnie próbował wyciągnąć zeń kierowcę, przy okazji uderzajac go drzwiami.

Ponieważ zdarzenie było monitorowane, to niezawisła pani sędzia Louklińska z niezawisłego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa nie mogła powołać się na “ciemności zewnętrzne” – ale w naszym, znaczy się – sędziowskim – fachu nie ma strachu. Jak nie można kijem, to można pałką, więc pani sędzia Louklińska wykombinowała sobie, że czyn owego jegomoscia charakteryzował się “znikomą szkodliwością społeczną”, więc karać go za to nie można.

A dlaczego czyn charakteryzował się znikomą szkodliwością społeczną? A dlatego, że zaatakowany samochód uprawiał zbrodniczą propagandę antyaborcyjną, a wiadomo przecież, że aborcja jest podstawowym prawem człowieków, a kobietów – w szczególności. Toteż wydała jedynie słuszny wyrok uniewinniający, wyjmując tym samym propagandowe działania wrogów ludu spod ochrony prawnej.

Pewne komplikacje wystąpiły w przypadku niejakiej “Babci Kasi” reprezentującej jedynie słuszny i przyjazny dla ludu ruch “Polskich Babć”, który został u nas zadaniowany w walce o “demokrację”, jak tylko w ramach operacji “Ulica i Zagranica”, Komisja Europejska, na której czele stały podówczas dwa niemieckie owczarki: Jan Klaudiusz Juncker i Franciszek Timmermans, wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji.

Tedy w ramach walii o demokrację “Babcia Kasia” obrzucała obelgami policjantów, a jednego nawet sprała kijem od szturmówki – bo “Polskie Babcie”, mając w pamięci pochody pierwszomajowe, na demonstracje brały ze sobą szturmówki. Policja – jak to policja – w konfrontacji z przyjaciółmi ludu  zachowuje chwalebną powściągliwość, bo wie, że w przeciwnym razie Judenrat “Gazety Wyborczej” zrobiłby z bardziej energicznego policjanta marmoladę. Jednak co policjant – to policjant – więc niezawisły Sąd Rejonowy dla Warszawy-Środmieścia znalazł się w obliczu potężnego dysonansu poznawczego. “Babcia Kasia”, jako patentowany przyjaciel ludu, żadnego przestępstwa z natury rzeczy popełnić nie może – ale z drugiej strony ten policjant…

Toteż w “wyroku nakazowym”, jak brzmi współczesna, elegancka nazwa starej, poczciwej “kiblówki”, zasądził od “Babci Kasi” 500 złotych grzywny i jakąś nawiązkę dla spałowanego gliniarza. Jestem pewien, że i grzywna i nawiązka zostaną pokryte ze specjalnego funduszu walki o demokrację i praworządność, więc “Baci Kasi” żadna krzywda nie spotka. Jeszcze  tego brakowało, żeby niezawisłe sądy krzywdziły zasłużonych przyjaciół ludu, co to jeszcze samego znały Stalina! “Czas zmienić politykę rolną, lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno!” – grzmiał poeta.

Co innego z wrogami ludu. Wobec nich niezawisłe sądy nie mają żadnej litości, odpowiadając w ten sposób na tak zwane “społeczne zamówienie”, znane jeszcze z czasów pierwszej komuny. Oto panna Marika, która wraz z dwiema “nieustalonymi osobami” usiłowała – jak się okazało – nieudolnie – odbrać uczestniczce  “Marszu równości” z udziałem sodomczyków oraz ich sympatyków, płócienną torbę w barwach sodomczykowskich, została przez niezawisły sąd ze znanego na całym świecie z niezawisłości Poznania, skazana na 3 lata bezwzględnego więzienia pod zarzutem “rozboju”.

Ponieważ wróg ludu pracującego miast i wsi oraz osiedli spółdzielczych, mieszkaniowych i rybackich, czyli minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie tylko się za nią ujął i po roku nakazał  wypuścić ją z turmy, ale nawet napisał do prezydenta Dudy o ułaskawienie,  Judenrat “Gazety Wyborczej”, w ramach protestu przeciwko wypuszczeniu zbrodniarki podniósł klangor aż po same nozdrza Najwyższego. Okazało się bowiem, że panna Marika należała do Młodzieży Wszechpolskiej, co w oczach wypróbowanych przyjaciół ludu, co to samego jeszcze znali Stalina, samo w sobie jest zbrodnią niewybaczalną, toteż niezawisły sąd przysolił jej dodatkowo za “chuligankę”, a oskarżający zbrodniarzy prokurator wnosił o odrzucenie apelacji którą próbował wnieść towarzyszący pannie Marice mężczyzna.

Jak widzimy, wbrew przekonaniu pana ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, wcale nie panuje on nawet nad podległym sobie aparatem prokuratorskim, który powinność swojej służby dla przyjaciół ludu rozumiał i za komuny i teraz. W efekcie w wymiarze sprawiedliwości naszego bantustanu mamy jeszcze burdel i serdel, ale światełko w tunelu już się pojawia i tylko patrzeć, jak niezwisłe sądy i prokuratura zostaną odpowiednio wytresowane.

Czwarta Rzesza nie może i nie powinna w sposób istotny różnić się przecież od Rzeszy III, no a tam wszystko grało, odkąd wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler sytuację uporządkował. Jak powiedział w “rozmowach przy stole” 16 listopada 1941 roku, “Nasz dzisiejszy wymiar sprawiedliwości już dawno doprowadziłby Rzeszę do rozpadu, gdybym nie stworzył korekty w postaci samopomocy państwowej. Oficer i sędzia – to dwaj nosiciele światopoglądu, a to oznacza władzę. Ale jeśli ma istnieć królestwo sędziów, to sądownictwo musi być tak homogeniczne rasowo,  żeby do prawidłowego orzekania wystarczały ramowe wytyczne.”

Jeśli o to chodzi, to pierwszy krok na tej słusznej drodze został zrobiony jeszcze w latach 90-tych i po roku 2000, kiedy to ABW kontynuowała operację “Temida”, dzięki której każdemu niezawisłemu sędziemu towarzyszy oficer prowadzący. No, może jeszcze nie każdemu, ale walka o praworządność w Polsce tak naprawdę zaczęła się dopiero od 2017 roku, toteż nic dziwnego, że tu i ówdzie mogą jeszcze pojawić się jakieś niedociągnięcia.

Sposoby

15 lipca 2023 r. | Nr 28/2023 (628)
Sposoby  
mtodd
         Szanowni Państwo!
           Jak skłonić człowieka, żeby podejmował niekorzystne dla siebie wybory? Albo inaczej: jak skłonić go, do zrzeczenia się podejmowania ważnych decyzji? Są dwa sposoby: zmusić, lub przekonać. Pierwszy wymaga siły, drugi umiejętności manipulacji. Terroru nie da się niczym zastąpić i podlega mu każdy, natomiast „przekonać” najłatwiej durni. Stąd bierze się ta totalna tolerancja, dla przejawów głupoty wszelakiej. Narzekamy i słusznie, że wymordowano nam elity, które mogłyby nam teraz przewodzić.
           Mordercy naszych elit, czyli Niemcy i Rosjanie sami światłych elit nie potrzebują, co udowadniają na każdym kroku, zarówno ci na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Naszym sąsiadom führer, albo car zastępuje wszelkie elity. A zatem jesteśmy i tak w o niebo lepszej sytuacji. Mamy, co prawda, przygłupów wierzących w Tuska, chociażby on sam sobie codziennie przeczył. Jaki  procent zwolenników ma ten rusko-pruski agent w naszym społeczeństwie? Trudno powiedzieć. Ale porównajmy to z Niemcami, czy Francuzami, którzy bez słowa sprzeciwu dali sobie narzucić „nachodźców”.
           Róbmy swoje, demaskujmy głupotę. Odwołujmy się nie do uczuć, którymi łatwiej sterować, a do rozumu! Polacy, to przecież mądry naród. Mam nadzieję, że nawet z międzynarodowymi korporacjami prędzej, czy później  uporamy się, chociaż sama jestem stale sekowana, bo jakiejś „sztucznej (a może obcej) inteligencji” nie podoba się to, co piszę.
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Lech Jęczmyk: Dlaczego jestem nacjonalistą?

Lech Jęczmyk: Dlaczego jestem nacjonalistą?

lech-jeczmyk

Od redakcji: Nie żyje Lech Jęczmyk (1936-2023). Mimo iż wywodził się z innej formacji ideowej – był bliski myśli Narodowej Demokracji. Zaprzyjaźniony ze środowiskiem Myśli Polskiej, bywał u nas na zebraniach, opłatkach i spotkaniach. Często publikowaliśmy jego teksty. Dzisiaj przypominamy ten:

=======================================

Najpierw w trybie wyjaśnienia. Patriotyzm to przywiązanie do określonego fragmentu kuli ziemskiej, ojczyzny, ojcowizny. Do swojego państwa. Nacjonalizm, to przywiązanie do swojego Narodu, do jego historii, mitologii i kultury, a przede wszystkim do wspólnie wyznawanej religii. Pięknie to ujął Patrick Buchanan, amerykański autor irlandzkiego pochodzenia w wydanej po polsku książce „Samobójstwo supermocarstwa”:

„Naród to zbiorowość, którą łączy wspólna historia, język i kultura, oddawanie czci temu samemu Bogu, szacunek dla tych samych bohaterów, duma ze swoich dziejów, obchodzenie tych samych świąt, wspólne dziedzictwo muzyki, sztuki, literatury, które spajają, jak powiedział Lincoln, „więzy uczucia … mistyczne struny pamięci, każde pole bitewne i każdą mogiłę poległego za ojczyznę, łączące każde bijące serce i każde domostwo”.

W świecie działają dziś potężne siły mające na celu zniszczenie narodów i państw narodowych, tak aby nic nie stało na drodze do utworzenia jednego globalnego imperium. Imperium Aleksandra Wielkiego, starożytny Rzym, Związek Sowiecki, Tysiącletnia Rzesza Hitlera to kolejne wcielenia Wieży Babel. Doświadczenie poucza, iż to się nie może udać, chodzi o to, ile ofiar pochłonie kolejna próba zrealizowania chorej Utopii.

Jest jeszcze szowinizm, dążenie do wyniesienia swojego Narodu przez wyradzającą się w nienawiść chęć szkodzenia innym, zwykle sąsiednim narodom. To wypaczenie, przeciwieństwo nacjonalizmu, bo miejsce miłości do swoich zajmuje nienawiść do obcych, a więc zamiast plusa mamy minus. Zwróćmy uwagę, iż tego pojęcia nie spotykamy już w publicystyce, jacyś „wychowawcy narodu”, powinniśmy powiedzieć „deprawatorzy”, stopniowo utożsamili nacjonalizm z szowinizmem po to, żeby miłość do narodu stała się podejrzana, żeby zastąpić miłość nienawiścią. Ma to głębokie następstwa w polityce, tak się dzieje, kiedy niektórym politykom nienawiść do innego narodu przesłania dążenie do dobra narodu własnego.

Mamy niestety w Polsce polityków i basujących im publicystów, którzy gotowi są narazić dobro i bezpieczeństwo ojczyzny, byle tylko zaszkodzić Rosji. Paradoks polega na tym, iż wszystkie te wojny handlowe i nagonki prasowe nie szkodzą Rosji a szkodzą Polsce.

Przeciwieństwem państwa narodowego, państwa, które stanowi organ narodu, jest dziś „społeczeństwo otwarte”. Ta nazwa musi budzić czujność, ponieważ kojarzy się z otwartymi drzwiami, z okazją dla złodziei, z przeciągami. Hasło otwartości i znoszenia granic zostało wymyślone przez potomków narodów koczowniczych i w interesie koczowników. Rolnikom potrzebne są miedze. Często mówi się o „społeczeństwie obywatelskim” i to brzmi lepiej, bo słowo obywatel kojarzy się pozytywnie, choć formalnie rzecz biorąc jest to ktoś, kto ma tylko odpowiedni dokument (do kupienia na czarnym rynku).

Hasło społeczeństwa otwartego głosił Karl Popper, jego uczniem i apostołem jest George Soros, Żyd z Węgier, międzynarodowy spekulant walutowy od Londynu do Bangkoku i … jak nazwać osobnika, który nie pełniąc żadnej oficjalnej funkcji trzęsie Europą Wschodnią dzięki pieniędzy, rozprowadzanych przez liczne fundacje z Fundacją Batorego na czele.

Popper jako filozof kwestionował pojęcie prawdy. Twierdził, iż wszystkie teorie są prowizoryczne i nie ma równowagi między weryfikacją a falsyfikacją. Soros ujmuje to tak: „Musimy traktować nasze przekonania jako prowizorycznie prawdziwe i poddawać je nieustannej rewizji. To jest fundamentalna zasada społeczeństwa otwartego. Opiera się ono na uznaniu, iż ludzie mają różne poglądy i interesy i iż nikt nie jest właścicielem ostatecznej prawdy”.

Takie społeczeństwo znajduje się w stanie permanentnej przebudowy, jak dom, w którym trwa nieustanny remont i bałagan. Dobrym przykładem jest tu Unia Europejska, po paru latach zupełnie inna od tej, do której się zapisywaliśmy. Zgodnie z definicją społeczeństwa otwartego nietaktem jest pytanie na peronie, „dokąd jedzie ten pociąg?” bo rozkład jazdy podlega ciągłej rewizji. Stała jest tylko prowizorka.

W takim społeczeństwie nie ma miejsca na Dziesięcioro Przykazań i w ogóle jakiekolwiek stałe zasady. Nic dziwnego, iż w idących z duchem czasu Stanach Zjednoczonych usunięto symbole tablic mojżeszowych, kiedyś obecnych we wszystkich salach sądowych. W przypadku Stanów, podobnie jak każdego innego narodu, upadek religii, która im dała początek, oznacza dezintegrację społeczną, kres moralnej wspólnoty i wojny kulturowe.

Dzisiaj wszystko jest do negocjacji“, jak się kiedyś wygadała Angela Merkel. Obowiązuje najświeższa wersja prawa pisanego, które zależy od widzimisię aktualnego zespołu ustawodawców. Soros nazywa to – przez analogię do prawa Heisenberga – „ludzką zasadą nieoznaczoności”.

Neomarksizm, neokonserwatyzm i fundamentalizm wolnorynkowy wyrastają z dziewiętnastowiecznej nauki, przyjmującej deterministyczny pogląd na świat, uważa Soros. Nadszedł czas na nie-wiadomo-co, przypomina to surfowanie po niebezpiecznej fali, a sami rządzący nazwali to zarządzaniem przez chaos. Rozbija się wszelkie struktury, wyzwala się chaos i chodzi o to, żeby z niego korzystać, utrzymać się na szczycie tej niestabilnej kupy gruzu, w jaką zamienia się świat.

Rzadko dochodzi do całkowitego rozpadu struktur państwa, zwykle wewnątrz chorego organizmu zaczynają powstawać struktury nowej organizacji. Narody wykazują swoisty instynkt samozachowawczy i kiedy im się zabierze państwo, wytwarzają organa zastępcze – triady chińskie, mafie włoskie, piękne polskie państwo podziemne. Gorzej z tak zwanym społeczeństwem obywatelskim, które opiera się wyłącznie na prawie pisanym i więzi wyłącznie obywatel-państwo. W takim przypadku po zabraniu państwa społeczeństwo rozpada się na luźną kupę jednostek i albo zostaje podbite przez pierwszego, choć trochę zorganizowanego najeźdźcę, albo musi budować struktury władzy od zera. Wiedział o tym nieoceniony Norwid:

Lecz wiem, iż formę gdy zdejmiesz z narodu,

To jeszcze będzie walczył wieki całe

O te, co w życiu ma formy dostałe –

A wiem, iż Cesarz gdy bezdzietnie skona,

Cała historia cesarstwa skończona.

Powinno to być oczywiste dla ludzi, którzy byli świadkami rozpadu struktur ponadnarodowych takich jak Jugosławia, Czechosłowacja czy Związek Sowiecki – największa taka organizacja w historii świata. Bo państwo jest konstrukcją i może być rozebrane na części, a Naród jest strukturą organiczną jak las, jak dąb.

Polska wyszła z cienia, bo przestaje małpować obcych i staje się znów sobą, odzyskuje swoją tożsamość. Dzieje się tak dlatego, iż przez Polskę przebiega linia podziału między dwiema formami organizacji społecznej: tradycyjną kontynuacją państwa narodowego, czerpiącego siłę ze swojej historii i religii, a narzucaną Polakom agresywnie formą społeczeństwa otwartego czyli obywatelskiego. To drugie trudno choćby nazwać formą, bo jest to coś z istoty pozbawionego formy, coś, co z natury nie ma żadnych przymiotów, a jego mieszkańcami są „ludzie bez adekwatności”. Tymczasem, jak pisał Aleksander Sołżenicyn: „Odrębne cechy narodowe to skarb ludzkości, to wzbogacenie jej cech osobowych: najmniejszy z ludów przynosi w darze swoje szczególne barwy, tai w sobie osobliwy rys bożego zamiaru”.

Na Gali Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego (2018)

Specyficzną i podstawową cechą Narodu Polskiego jest to, iż jego aktem założycielskim jest chrzest. „Wiemy przecież, iż za przedziwnym zrządzeniem Bożej opatrzności weszliśmy jako Naród na arenę historii świata właśnie przez chrzest święty. Tak więc dzieje naszego Narodu, bogate i trudne dzieje, narodziły się poprzez chrzest i w chrzcie narodził się nasz polski Naród” mówił Jan Paweł II do Polaków w Kurytybie. A ksiądz Bartnik dodaje: „Naród nie jest jakimś Kościołem, nie utożsamia się z nim, ale Kościół i Naród przenikają się wzajemnie do głębi, nie są do końca zrozumiałe bez siebie”.

Tak, to nasza polska specyfika. Nie rozumieli tego początkowo obcokrajowi misjonarze z Bractwa św. Piusa X, dopiero młodzi polscy księża wnieśli to poczucie nierozerwalnej więzi polskości z katolicyzmem. Naród, państwo i Kościół. Naród potrafi przetrwać bez państwa, jak tego dowodzą nasze dzieje rozbiorowe. Wiara potrafi przetrwać bez kościoła hierarchicznego, jak dowodzi historia katolicyzmu w Japonii, który przetrwał na różańcu dwieście lat prześladowań.

Jeden z ministrów rządu Platformy Obywatelskiej powiedział, iż państwa już nie mamy, iż została tylko „kamieni kupa”. Może, ale dopóki jesteśmy Narodem i trzymamy się wiary ojców i dziadów, żyjemy i z tych kamieni możemy odbudować państwo. Chrześcijańskie państwo Narodu polskiego. Dlatego jestem patriotą na co dzień, a na wypadek upadku państwa, mam jeszcze w zanadrzu ideę narodową.

Lech Jęczmyk

Pierwodruk: pnp24.pl

Polska groźnie kiwa palcem w bucie

Polska groźnie kiwa palcem w bucie

Stanisław Michalkiewicz    michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl)    20 lipca 2023

Zarówno Episkopat Polski, jak i władze państwowe w mig uwinęły się z odfajkowaniem 80 rocznicy rzezi obywateli Rzeczypospolitej, jaką OUN i UPA zaplanowały i przeprowadziły w roku 1943 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, żeby zdążyć przed rozpoczęciem szczytu w Wilnie, na którym Polska bezskutecznie próbowała przekonać pozostałych członków Paktu, by „zaprosili” Ukrainę do NATO. Myślę, że gdyby nie zbliżające się jesienne wybory parlamentarne, to i tego odfajkowania by nie było – no ale wybory się zbliżają, więc ze strachu przed nieprzychylną reakcją części opinii publicznej, coś trzeba było zrobić – ale tak, żeby nikogo nie urazić; zarówno Ukraińców, jak i przede wszystkim – Naszego Najważniejszego Sojusznika, dla którego w tym sezonie Ukraina jest najukochańszą duszeńką.

oteż podczas pierwszego aktu przedstawienia pod tytułem „Sodomia pojednania polsko-ukraińskiego” JE abp Stanisław Gądecki wygłosił wprawdzie buńczuczne przemówienie, w którym między innymi wezwał, by „sprawców nazwać po imieniu”, ale sam się na ten krok nie odważył, toteż „sprawcy” ostatecznie nie zostali nazwani. Widząc, jak Ekscelencja przestraszył się własnej odwagi, reprezentujący Ukraiński Kościół Grekokatolicki JE abp Światosław Szewczuk wysłuchał spokojnie tej buńczucznej tyrady i w odpowiedzi zwrócił tylko uwagę na „obopólne rany”. Ani na krok nie odstąpił od zasadniczej oceny, jaką podtrzymuje w tej sprawie strona ukraińska, według której w roku 1943 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej trwała „wojna domowa”, więc o żadnych „sprawcach” mowy być nie może. W tej sytuacji opowieści o „obopólnych ranach” spotkały się ze złośliwym komentarzem, że Ekscelencji pewnie chodziło o podobno autentyczny przypadek, kiedy jeden z rezunów, zarzynając Polaka, przypadkowo skaleczył się w rękę.

W drugim akcie przedstawienia, który odbywał się w Łucku, było jeszcze gorzej. Pan prezydent Andrzej Duda asystował prezydentowi Zełeńskiemu, który ani słowem nie zająknął się o żadnych „ekshumacjach”, nie mówiąc już o upamiętnieniu ofiar tej masakry, rzucając polskiemu prezydentowi ochłap w postaci deklaracji o potrzebie uczczenia „niewinnych ofiar”. Co to za „ofiary”, skąd się wzięły i co się z nimi stało – na ten temat – ani słowa. Inna rzecz, że prezydent Zełeński, podobnie jak inni członkowie ukraińskich władz, nie uważa, że powinien czynić pod adresem Polski, a zwłaszcza – pana Prezydenta Dudy – jakieś gesty. I on wie i my wiemy, że bez względu na to, co on zrobi, czy czego nie zrobi, Polska, a pan prezydent Duda w szczególności, będzie mu nadskakiwać.

Na tym przedstawienie pod tytułem: „Sodomia pojednania polsko-ukraińskiego” się zakończyło, w związku z czym pan Grzegorz Motyka mógł z ulgą poinformować na łamach „Gazety Wyborczej”, że „sprawę Wołynia” można już zdjąć z „politycznej agendy”. Jednak niezupełnie, bo pozostała jeszcze opinia publiczna z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, który wcześniej został przez pana prezydenta Dudę obsztorcowany, że zamiast czynnościami kapłańskimi”, zajął się „polityką”. Kiedy to usłyszałem, zaraz przypomniała mi się nie tylko recenzja pana Zagłoby o Rzędzianie: „zobacz, jak chleb bodzie! Ożeń się, mości starosto, to będziesz jeszcze lepiej bódł!” – ale również przemówienie Władysława Gomułki z marca 1968 roku: „Studenci do nauki, literaci do pióra, syjoniści do Syjamu!

Okazuje się, że po 33 latach od sławnej transformacji ustrojowej, kontynuacja jest większa, niż nam się wydaje. Wprawdzie Sejm i nawet Senat podjęły w tej sprawie „uchwały”, ale jakieś takie bezzębne, mające charakter groźnego kiwania palcem w bucie. Trudno się dziwić, skoro Umiłowanych Przywódców zaczyna już ogarniać amok związany z tworzeniem list kandydatów do Sejmu i Senatu, który usuwa na plan dalszy wszystkie inne sprawy. Owszem, trzeba jak najszybciej spełnić patriotyczne rytuały (bodaj je…!), ale co tu zajmować się jakimiś nieboszczykami, jakimiś ekshumacjami, kiedy przecież rozpoczyna się dzielenie konfitur władzy, a w dodatku nie ma pewności, czy Nasz Najważniejszy Sojusznik nie zmarszczy brwi ze zniecierpliwienia tymi polskimi martyrologiami, kiedy wiadomo, komu przysługuje monopol na takie rzeczy.

Toteż kiedy 11 lipca przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, gdzie spoczywa młody żołnierz, Orlę Lwowskie, przewieziony tu z „polskich Termopil” czyli cmentarza w Zadwórzu pod Lwowem, grupa obywateli reprezentujacych organizacje kresowe i patriotyczne zebrała się by złożyć wieńce i kwiaty, Komenda Garnizonu naszej niezwyciężonej armii, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, odmówiła delegowania kompanii honorowej i orkiestry. No jasne; honory wojskowe to można oddawać pod pomnikiem Stefana Bandery, który – tylko patrzeć – jak stanie przed odbudowanym Pałacem Saskim, a nie podczas „nielegalnych”, „samowolnych” zebrań obywateli, których nie wiadomo, czy przypadkiem nie inspiruje Putin, co to nieustannie próbuje sypać piasek w szprychy rozpędzonego dziejowego parowozu „pojednania”.

Tego samego dnia wieczorem, w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal odbyła się promocja książki przygotowanej przez pana Pawła Zdziarskiego pod tytułem „Wołyń bez mitów”, z wyjątkowo licznym udziałem publiczności. Wśród prelegentów był ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, jak również Leszek Żebrowski, który zwrócił uwagę na charakterystyczny element tego masowego mordu. Wprawdzie masowo mordowali również Niemcy i Sowieci – ale tylko mordowali – natomiast raczej nie pastwili się nad ofiarami, zanim zadali im śmierć. W przypadku rzezi ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w 1943 roku pastwienie się nad ofiarami było regułą, którą wyrażało hasło: „muczit’” (męczyć). To okrucieństwo charakteryzowało nie tylko ten masowy mord, ale również podobne zbrodnie wcześniejsze, więc może lepiej nie upajać się szczebiotaniem o wzajemnym przebaczeniu, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma komu przebaczać, bo nikt nie odczuwa żadnej skruchy?

Przemawiając przed Grobem Nieznanego Żołnierza poseł Grzegorz Braun powiedział, że „państwo polskie zawiodło”. To prawda, ale warto dodać, że nie tylko w tej sprawie. Kończy się właśnie 8-letni okres rządów „dobrej zmiany”, które nie potrafiły, a raczej – nie ośmieliły się nakłonić władz ukraińskich do zgody na ekshumację, nie mówiąc już o upamiętnieniu ofiar.

A przecież można było w umowie z 2 grudnia 2016 roku, w której polski rząd, na podstawie art. 12, zobowiązał się do nieodpłatnego udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa zapisać, że owszem – ale dlaczego „nieodpłatnie”, a po drugie – że pod warunkiem, iż rząd ukraiński wyraża zgodę na ekshumację i upamiętnienie ofiar – bo jak nie, to Polska nie tylko nic Ukrainie nie da, ale w dodatku zamknie granicę dla transportów broni i amunicji, a będzie – tak, jak to zrobił Wiktor Orban – przepuszczała tylko konwoje z pomocą humanitarną. Warto zwrócić uwagę, że Węgry też są w NATO i Unii Europejskiej, ale tamtejszy premier nie uważa się za niczyjego sługę, dzięki czemu węgierskie interesy państwowe są respektowane, podczas gdy polskie – niestety nie.

Sytuacja na Ukrainie: Katastrofa demograficzna, – a nam rośnie konkurencja…

Sytuacja na Ukrainie: Katastrofa demograficzna, a nam rośnie konkurencja.

Całość publikacji na stronie: rosja-wygrywa-wojne-ekonomiczna-z-ukraina

[—-]

A jak sytuacja wygląda z perspektywy ukraińskiej gospodarki? Warto zwrócić uwagę na analizy Ukraińskiego Instytutu Przyszłości, którzy opublikowali swój raport. Obraz, jaki się z niego wyłania, nie jest optymistyczny. Otóż Ukraina ma znaczącą nierównowagę w obrotach bieżących.

Bilans płatniczy za pierwszy kwartał tego roku zamknął się deficytem przekraczającym 15 mld dolarów, a prognozy na drugi kwartał przewidują jego spadek, ale nadal deficyt będzie zbliżony do poziomu 15 mld. To oznacza presję na dewaluację ukraińskiej waluty, którą udaje się do tej pory podtrzymywać znaczącymi strumieniami finansowej pomocy, jakie napływają na Ukrainę. Jeśli jednak spadną dochody eksportowe, to albo pomoc będzie musiała wzrosnąć, albo nieuchronną jest dewaluacja hrywny, co w związku z uzależnieniem kraju od importu będzie stymulowało wzrost inflacji. Obecnie spadła ona do poziomu, jak się szacuje, 14,8 proc. z 26,6 proc. na koniec 2022 roku, ale trend ten może ulec odwróceniu.

Inne tendencje w ukraińskiej gospodarce i polityce budżetowej są równie niepokojące. Otóż w związku z wojną udział skonsolidowanych wydatków budżetowych w PKB skokowo wzrósł i wyniósł w 2022 roku 66,4 proc., a prognozy na ten rok mówią o 68,7 proc. Jeszcze bardziej niepokojące są informacje, w świetle których 30 proc. aktywnych firm ukraińskich myśli o relokacji za granicę, a te, które już tam się znalazły (głównie mowa jest o Polsce, gdzie w 2022 roku zarejestrowano 20 tys. firm z Ukrainy), nie myślą o powrocie. Jeśli dopuszczają taką opcję, to ich właściciele mówią też najczęściej o „połowicznej” relokacji, bo nie zamierzają likwidować działalności w krajach, w których znaleźli się po wybuchu wojny. Negatywnie wpłynie to na powojenną odbudowę Ukrainy, ale to, co najbardziej w tym kontekście niepokoi, to informacje na temat sytuacji demograficznej. W świetle analiz Ukraińskiego Instytutu Przyszłości mamy do czynienia nie tylko z dramatycznym spadkiem wskaźników narodzin, co zresztą potwierdzają inne badania, prowadzone choćby przez przedstawicieli Ukraińskiej Akademii Nauk, ale wręcz trzeba mówić o trwałym wyludnianiu się kraju.

Obecnie na Ukrainie przebywa w świetle tych szacunków jedynie 28,5 mld ludzi, ale z tej grupy ekonomicznie aktywnych jest 12 mln, z czego pracuje 9,0 – 9,3 mln. To zdecydowanie zbyt mało, aby myśleć o przyspieszonej odbudowie, również aby przeciwdziałać procesom wyludniania się kraju. Jest to tym bardziej niepokojące, że z badań przeprowadzonych w Niemczech wynika, że już obecnie chęć pozostania na stałe w tym kraju deklaruje 44 proc, ukraińskich uchodźców. Podobne sondaże przeprowadzone na Litwie wskazują, że 34 proc. przebywających w tym kraju uchodźców nie ma zamiaru wracać na Ukrainę. Są to z reguły młode kobiety w wieku od 30 do 40 lat (83,2 proc.), z których ponad połowa ma wyższe wykształcenie.

Przedłużająca się wojna raczej nie zwiększa grupy myślącej o powrocie, a to oznacza, że negatywne trendy demograficzne na Ukrainie nie ulegną odwróceniu. Raczej odwrotnie, po zakończeniu gorącej fazy wojny można spodziewać się kolejnej fali migracji, w tym wypadku mężczyzn, którzy będą chcieli dołączyć do swych żon, a sytuacja na ukraińskim rynku pracy nie będzie dawała tym rodzinom żadnych perspektyw. Ukraina w świetle tych scenariuszy będzie się wyludniać, ale warto też zastanowić się, jakie regionalne zmiany demograficzne spowodowała wojna. Już obecnie zarysował się trend polegający na przenoszeniu się ze wschodu kraju na zachód i po drugie, rośnie liczba ludności przebywającej w miastach.

Z ostatniego raportu Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji wynika, że grupa „wewnętrznie przesiedlonych” na Ukrainie wynosi 5,1 mln ludzi. Mniej niż połowa z nich ma pracę, a ich sytuacja materialna jest obecnie znacznie gorsza niż na początku wojny, bo oszczędności jakimi dysponowali ulegają wyczerpaniu. Większość też nie myśli o powrocie „do domu”, bo po prostu nie ma gdzie wracać. Trendy te, wraz z przedłużającą się wojną, ulegną jeszcze wzmocnieniu. Oznacza to, że Ukraina po prostu pustoszeje i Rosjanie są coraz bliżej, jeśli chodzi o zrealizowanie jednego ze swoich celów wojennych – takiego osłabienia sąsiedniego państwa, aby nie było ono zdolne do samodzielnego funkcjonowania i na dziesięciolecia przekształciło się w ciężar, z ekonomicznego punktu widzenia, dla Zachodu.

Ale niepokojące trendy demograficzne obserwowane na Ukrainie mają jeszcze jeden wymiar. Otóż pustoszejąca wieś wzmacnia dodatkowo tendencję na rzecz koncentracji własności ziemskiej w rękach wielkich holdingów rolniczych. Gospodarstwa farmerskie nie zastąpią tych konglomeratów, bo nie będzie farmerów, a inwestorzy z Zachodu, głównie zresztą amerykańscy, będą zainteresowani przejmowaniem, przy niewygórowanych wycenach, zadłużonych w zagranicznych bankach wielkich producentów rolnych z Ukrainy.

To zaś w dłuższej perspektywie będzie oznaczało, że presja cenowa na środkowoeuropejskim rynku zbóż, nasion roślin oleistych i z czasem produkcji zwierzęcej (drobiarstwo) nie będzie malała ale, wręcz przeciwnie, rosła. Na to należy zacząć się już teraz przygotowywać, bo sektor rolniczy i przetwórstwa żywności będzie jednym z pierwszych odbudowywanych na Ukrainie. Wyrośnie nam konkurencja, której nasi drobnotowarowi producenci nie będą w stanie sprostać. Smutna prawda jest taka, że z ekonomicznego punktu widzenia Rosja wojnę z Ukrainą wygrywa, przekształcając planowo ten kraj w obszar gospodarczo zdegradowany, a przynajmniej na lata bardzo osłabiony. Będzie to miało negatywne konsekwencje również dla sąsiadów.


Legnica: Pijany Ukrainiec zabił 21-letnią kobietę. Ma już dwa aktywne zakazy prowadzenia. Będzie jeździł po trzecim?

Legnica: Pijany Ukrainiec zabił 21-letnią kobietę. Ma już dwa aktywne zakazy prowadzenia…

pijany-kierowca-zabil

Pijany kierowca zabił 21-letnią kobietę. To Ukrainiec. Ukraińcami są również dwaj ranni jego pasażerowie. 

Pijany kierowca uciekający przed policją na ul. Fiołkowej w Legnicy stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w idącą jezdnią młodą kobietę. Funkcjonariusze natychmiast przystąpili do reanimacji 21-latki, ale nie udało się już jej uratować. Kierowca i dwóch pasażerów forda zostało zatrzymanych. Wszyscy są Ukraińcami.

Zdarzenia relacjonuje kom. Jagoda Ekiert, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Legnicy. – Dzisiaj około godziny 7.30 dostaliśmy sygnał, że ul. Wielogórską porusza się ford focus prowadzony prawdopodobnie przez nietrzeźwego mężczyznę.  Policjanci włączyli sygnały świetlne i dźwiękowe, nakazując kierowcy zatrzymać się do kontroli. Mężczyzna w fordzie nie zwracał na to uwagi i rozpoczął ucieczkę. Pędząc przez Legnicę zachowywał się brawurowo, wielokrotnie łamiąc przepisy i stwarzając zagrożenie dla innych użytkowników drogi.

– Po wjechaniu w osiedle Sienkiewicza, kierowca forda na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem, potrącił kobietę i uderzył w samochody zaparkowane przy ul. Fiołkowej.

Trzej mężczyźni znajdujący się w roztrzaskanym fordzie zostali zatrzymani. 24-letni kierowca miał w wydychanym powietrzu ponad 2 promile alkoholu. Jego towarzysze nie zostali na razie przebadani pod kątem trzeźwości. Leżą w szpitalu.

Po sprawdzeniu 24-latka w policyjnych systemach informatycznych okazało się, że ma dwa aktywne zakazy prowadzenia pojazdów mechanicznych. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie nietrzeźwości polski kodeks przewiduje do 12 lat pozbawienia wolności. 

==================

Mail:

TVP i TVN,ani policja, nie podają narodowości mordercy, który zabił Polkę. Był to młody, zdrowy Ukrainiec, który uciekł z kraju przed branką na front.