Katastrofa: Kolejna spółka z Grupy Azoty ogranicza produkcję nawozów

PAP

https://www.farmer.pl/produkcja-roslinna/nawozy/kolejna-spolka-z-grupy-azoty-ogranicza-produkcje-nawozow,122455.html

Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów

Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów, fot. Grupa Azoty

, fot. Grupa Azoty

Należące do Grupy Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn ograniczyły od środy produkcję nawozów azotowych z powodu wysokich cen gazu. Sytuacja na rynku gazu, determinująca rentowność produkcji jest całkowicie niezależna od Grupy Azoty – podkreśliła spółka.

Azoty Puławy wstrzymują produkcję nawozów azotowych. Jaki jest powód?

Obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego, determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od Grupy Azoty i nie była możliwa do przewidzenia – podkreśliła też w komunikacie Grupa. Przypomniała, że rynkowe notowania gazu w okresie ostatniego półrocza wzrosły z poziomu 72 euro za MWh w dniu 22 lutego do poziomu 280 euro za MWh 23 sierpnia 2022 r.

W ciągu ostatnich dni, z powodu wysokich cen gazu produkcję ograniczyły inne fabryki chemiczne, należące do Grupy Azoty.

Zakłady Azotowe Puławy ograniczyły produkcję amoniaku do około 10 proc. możliwości; wstrzymana została produkcja w Segmencie Tworzywa oraz w Segmencie Agro, za wyjątkiem produkcji siarczanu amonu z Instalacji Odsiarczania Spalin i płynów katalitycznych, zawierających amoniak i mocznik.

Na początku sierpnia, z powodu wysokich cen gazu Zakłady Azotowe Puławy całkowicie wstrzymały do odwołania produkcję melaminy.

Akcje Azotów tracą ponad 5 proc. po zawieszeniu części produkcji

Czytaj więcej

Azoty Puławy wstrzymują produkcję nawozów azotowych. Jaki jest powód?

Z kolei zakłady w Tarnowie wstrzymały prace instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.

W trakcie ogłoszonego postoju instalacji produkcyjnych realizowane będą procesy inwestycyjne oraz remontowe, w tym planowany wcześniej, główny remont instalacji Poliamidów – poinformowała też Grupa Azoty.

Czytaj więcej

Akcje Azotów tracą ponad 5 proc. po zawieszeniu części produkcji

W środę ceny gazu w holenderskim hubie TTF utrzymywały się na poziomie 273-283 euro za Mwh. W piątek Gazprom ogłosił, że gazociąg Nord Stream 1 w dniach 31 sierpnia-2 września zostanie zamknięty z powodu prac serwisowych przy ostatniej działającej turbinie w tłoczni Portowa. Po ponownym uruchomieniu przesył ma powrócić do poziomu 33 mln m sześc. dziennie, czyli ok. jednej piątej maksymalnej zdolności.

Anwil wstrzymuje produkcję nawozów z powodu wysokich cen gazu

Czytaj więcej

Anwil wstrzymuje produkcję nawozów z powodu wysokich cen gazu

Zginęli w obronie polskiej niepodległości. 80 lat temu hitlerowcy ścięli błogosławioną Poznańską Piątkę

https://pch24.pl/zgineli-w-obronie-polskiej-niepodleglosci-80-lat-temu-hitlerowcy-scieli-blogoslawiona-poznanska-piatke/

(fot. prtscr/youtube/ Evtis B2)

80 lat temu w Dreźnie Niemcy wykonali wyrok śmierci na Czesławie Jóźwiaku, Edwardzie Kaźmierskim, Franciszku Kęsym, Edwardzie Kliniku i Jarogniewie Wojciechowskim. Pięciu młodych wychowanków salezjańskiego oratorium w Poznaniu zginęło za udział w konspiracyjnej organizacji. W 1999 r. Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.

Wieczorem 24 sierpnia 1942 r. na dziedzińcu Landgericht (sądu krajowego) przy Münchner Platz 3 w Dreźnie kat Alfred Roselieb uruchomił gilotynę. Pod jej ostrzem zginęli młodzi błogosławieni. Pięciu wychowanków salezjańskiego oratorium w Poznaniu wcześniej zostało skazanych na karę śmierci „z powodu przygotowań do zdrady stanu” wobec III Rzeszy.

Czesława Jóźwiaka, Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika oraz Jarogniewa Wojciechowska połączyło oratorium przy ul. Wronieckiej 9 w Poznaniu. „Właściwie to mam dwa domy – jeden na Łąkowej, drugi przy Wronieckiej 9. Nawet trudno powiedzieć, w którym spędzam więcej czasu” – pisał w prowadzonym przez siebie pamiętniku Kaźmierski.

Szacuje się, że na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych w ośrodku przy ul. Wronieckiej wolny czas po zajęciach szkolnych spędzało łącznie ok. 300 osób w wieku od 10 do 18 lat.

We wrześniu 1939 r. Czesław uczestniczył w walkach obronnych jako żołnierz ochotnik batalionu Przysposobienia Wojskowego. Jego pozostali czterej koledzy również zgłosili się do tej formacji, lecz nie zdążyli już uczestniczyć w walkach. Po powrocie do Poznania zastali tam już niemieckich okupantów.

8 października 1939 r. Wielkopolska została włączona do Rzeszy pod nazwą tzw. Kraju Warty. Polska ludność została pozbawiona wszelkich praw, ograbiona z majątku, a jej część (inteligencję, działaczy niepodległościowych) poddano eksterminacji. Niektórych mieszkańców regionu wysiedlono na terytorium Generalnego Gubernatorstwa. Pozostałych poddano germanizacji i policyjnemu terrorowi. Na czele „Kraju Warty” stanął gauleiter NSDAP, Arthur Greiser.

Jeszcze w 1939 r. na terenie Wielkopolski powstały pierwsze konspiracyjne organizacje. Jedną z nich była Narodowa Organizacja Bojowa (NOB), kierowana przez Antoniego Wolniewicza, który powierzył tworzenie struktur konspiracyjnego harcerstwa Lechowi Masłowskiemu. Ten skontaktował się z Czesławem Jóźwiakiem, który zasilił szeregi podziemnej struktury i wprowadził do niej swoich czterech towarzyszy.

W ramach konspiracyjnej działalności piątka salezjańskich wychowanków podjęła rozpoznanie wywiadowcze niemieckich jednostek stacjonujących na terenie Poznania, m.in. oddziałów Luftwaffe w dawnym gimnazjum Bergera. Kolportowali pismo konspiracyjne „Polska Narodowa”. Podkomendni Jóźwiaka, pseudonim „Piotr”, zbierali informacje o Polakach, którzy starali się o wnioski o wpis na niemiecką listę narodowościową, by stać się volksdeutschami.

21 września 1940 r. gestapowcy aresztowali Edwarda Klinika. Dwa dni później do cel Staatspolizeileitstelle Posen w dawnym Domu Żołnierza, podczas okupacji siedzibie gestapo w Poznaniu, trafili Jóźwiak, Wojciechowski, Kaźmierski i Kęsy.

„Pierwsze śledztwo – jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę” – pisał Klinik w liście z 23 września do rodziny. Wyjątkowo brutalnym torturom poddano także przywódcę grupy.

Z cel w Forcie VII piątka trafiła do więzienia we Wronkach. 23 kwietnia 1941 r. osadzono ich w Berlinie-Neukölln, a później w więzieniu na zamku Osterstein koło Zwickau (Saksonia).

Według ustaleń IPN 31 lipca 1942 r. Landgericht Posen (sąd krajowy w Poznaniu) podczas sesji wyjazdowej w Zwickau skazał poznańską piątkę na karę śmierci za „przygotowania do zdrady stanu” wobec III Rzeszy. „Oskarżeni zagrozili bezpieczeństwu Wielkiej Rzeszy Niemieckiej podczas stanu wojny. Zgodnie z zasadą prawną stosowaną przez sąd zasłużyli na karę, jakiej, biorąc pod uwagę aktualną fazę walki o istnienie narodu niemieckiego, wymaga bezpieczeństwo Rzeszy” – pisano w uzasadnieniu wyroku.

18 sierpnia przewieziono ich do więzienia przy drezdeńskim Landgericht (sądzie krajowym) i osadzono w pojedynczych celach śmierci.

„Bóg dobry bierze mnie do siebie […] Idę do nieba, do zobaczenia” – oświadczał Franciszek Kęsy w ostatnim liście do rodziny.

Zachowały się także listy pozostałych skazanych. Mimo tragicznego położenia i zbliżającej się śmierci zaskakuje spokojny, pełen wiary ton, w jakim pisali.

„Do ostatniej chwili z moją silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności, gdyż nie wiadomo, co by mnie tutaj na ziemi czekało. Was proszę, moi kochani, o modlitwę za moją grzeszną duszę, proszę Was o przebaczenie mych grzechów młodości. Ściskam Was i całuję z całego serca i z całej duszy. Wasz zawsze kochający Syn i brat Edzio” – pisał Klinik do swoich najbliższych.

24 sierpnia 1942 r. ok. godz. 20.30 Jóźwiak, Kaźmierski, Kęsy, Klinik oraz Wojciechowski zostali straceni. Świadkiem ich śmierci był kapelan więzienny ks. Franz Bänsch. Tuż przed śmiercią skazańcy zaintonowali pieśń religijną. Jeszcze tego samego dnia Bänsch zapisał: „Dziś przeszli do wieczności ludzie święci”. Ciała zamordowanych pogrzebano poza murami cmentarza w Dresden-Plauen.

13 czerwca 1999 r. papież Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi wśród 108 męczenników II wojny światowej.

 (PAP)/ oprac. FA

To katastrofa rolnictwa, czyli GŁÓD: Należąca do PKN Orlen grupa Anwil też wstrzymuje produkcję

To katastrofa rolnictwa: Należąca do PKN Orlen grupa Anwil też wstrzymuje produkcję.

https://nczas.com/2022/08/23/co-sie-dzieje-nalezaca-do-pkn-orlen-grupa-anwil-wstrzymuje-produkcje/

Należąca do PKN Orlen włocławska spółka Anwil podjęła decyzję o tymczasowym wstrzymaniu produkcji nawozów azotowych. Powodem są rekordowe ceny gazu, głównego surowca do produkcji tego typu nawozów.

W związku z bezprecedensowym i rekordowym wzrostem cen gazu ziemnego w Europie, spółka Anwil podjęła decyzję o tymczasowym wstrzymaniu produkcji nawozów azotowych – przekazał Orlen we wtorkowym komunikacie.

Jak podkreślono, Anwil na bieżąco monitoruje sytuację na rynku surowców i jak tylko warunki makroekonomiczne na rynku gazu ulegną stabilizacji, produkcja zostanie wznowiona. W czasie postoju linii produkcyjnych Anwil będzie realizował prace remontowe i inwestycyjne – zaznaczył Orlen.

W nocy z poniedziałku na wtorek Grupa Azoty poinformowała, że „w związku z nadzwyczajnym i bezprecedensowym wzrostem cen gazu ziemnego” zarząd podjął decyzję o czasowym zatrzymaniu pracy część instalacji i ograniczeniu produkcji.

Należące do Grupy Azoty Zakłady Azotowe Puławy ograniczyły produkcję amoniaku do około 10 proc. możliwości; wstrzymana została produkcja w Segmencie Tworzywa oraz w Segmencie Agro – nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6, za wyjątkiem produkcji siarczanu amonu z Instalacji Odsiarczania Spalin, oraz roztworów katalitycznych z mocznikiem i amoniakiem.

Jak podkreśliła Grupa Azoty, obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego, determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od spółki i nie była możliwa do przewidzenia.

[Była, była, kolego!! A nie należało dawać ciągle dupy tym złym i głupim ludzikom z UE. Mirosław Dakowski]

Na początku sierpnia z powodu wysokich cen gazu Zakłady Azotowe Puławy całkowicie wstrzymały do odwołania produkcję melaminy.

W poniedziałek ceny gazu w holenderskim hubie TTF sięgnęły 270-280 euro za MWh, po wzroście o ok. 15 proc. w ciągu jednego dnia. W trakcie minionego tygodnia ceny gazu na europejskim rynku wzrosły o ok. 25 proc. We wtorek do południa poziom cen w TTF znacząco się nie zmienił.

W piątek rosyjski Gazprom ogłosił, że gazociąg Nord Stream 1 od 31 sierpnia do 2 września zostanie zamknięty z powodu prac serwisowych przy ostatniej działającej turbinie w tłoczni Portowa. Po ponownym uruchomieniu przesył ma powrócić do poziomu 33 mln m sześc. dziennie, czyli ok. jednej piątej maksymalnej zdolności.

Porwanie Ukrainek, czyli kolejny skok na polską kasę. Kto bogatej Polsce zabroni…

Rusza fundusz imienia błogosławionego Klemensa Szeptyckiego, mający na celu pomoc ukraińskim sierotom wojennym i kobietom uwolnionym z niewoli – poinformował w środę w Kijowie szef KPRM Michał Dworczyk. https://www.bankier.pl/wiadomosc/Dworczyk-Rusza-fundusz-ktory-ma-pomoc-ukrainskim-sierotom-wojennym-i-kobietom-uwolnionym-z-niewoli-8391286.html

========================

Konrad Rękas https://konserwatyzm.pl/rekas-porwanie-ukrainek-czyli-kolejny-skok-na-polska-kase/

Na początek ustalmy jedną rzecz. Jakie u licha „kobiety i dzieci uwolnione z rosyjskiej niewoli”?

Jeńcy i niewola – definicje prawne

Przecież to jest bijąca w oczy bzdura i jawne wyłudzanie polskich pieniędzy, trudno już nawet zliczyć która. Status jeńca wojennego jest regulowany artykułem 4 i 5 Konwencji Genewskiej z 12. sierpnia 1949 r.  Zgodnie z nimi do niewoli bierze się:  „1) członków sił zbrojnych Strony w konflikcie, jak również członków milicji i oddziałów ochotniczych, stanowiących część tych sił zbrojnych; 2) członków innych milicji i innych oddziałów ochotniczych, włączając w to członków zorganizowanych ruchów oporu, należących do jednej ze Stron w konflikcie i działających poza granicami lub nawet w granicach własnego terytorium, pod warunkiem, że te milicje lub oddziały ochotnicze, włączając w to zorganizowane ruchy oporu, odpowiadają następującym warunkom: a) mają na czele osobę odpowiedzialną za swych podwładnych; b) noszą stały i dający się z daleka rozpoznać znak rozpoznawczy; c) jawnie noszą broń; d) przestrzegają w swych działaniach praw i zwyczajów wojny; 3) członków regularnych sił zbrojnych, którzy podają się za podlegających rządowi lub władzy nie uznanym przez Mocarstwo zatrzymujące; 4) osoby towarzyszące siłom zbrojnym, ale nie należące do nich bezpośrednio, jak na przykład cywilni członkowie załóg samolotów wojskowych, korespondenci wojenni, dostawcy, członkowie oddziałów pracy lub służb, powołanych do opiekowania się wojskowymi, pod warunkiem, że otrzymali oni upoważnienie od sił zbrojnych, którym towarzyszą, przy czym te ostatnie obowiązane są wydać im w tym celu kartę tożsamości według załączonego wzoru; 5) członków załóg statków handlowych, włączając w to kapitanów, pilotów i uczniów, oraz członkowie załóg samolotów cywilnych Stron w konflikcie, o ile nie przysługuje im prawo do korzystniejszego traktowania na mocy innych postanowień prawa międzynarodowego; 6) ludność terytorium nie okupowanego, która przy zbliżaniu się nieprzyjaciela chwyta spontanicznie za broń, aby stawić opór inwazji, a nie miała czasu zorganizować się w regularne siły zbrojne, jeżeli jawnie nosi broń i przestrzega praw i zwyczajów wojennych”. Słowem, raz jeszcze – jakie kobiety i dzieci?

Wbrew temu, co opowiada się w mediach III RP – na Ukrainę nie najechała Złota Orda. Wojna jest brutalna, niszcząca, stanowi straszliwą traumę dla ludności cywilnej. Ale nikt nie bierze w niej jasyru. Siły Zbrojne Rosji ani milicje republik ludowych nie porywają cywilów – bo niby po co? Tam są przesuwane granice, niszczy się bezwzględnie wojsko przeciwnika, ale przecież nawet kijowska propaganda, przy całym swym prymitywizmie nie twierdzi, że jest to wojna o d…!

Kto bogatej Polsce zabroni?

No więc skąd niby miałyby się wziąć beneficjentki funduszu imienia błogosławionego ministra Dworczyka? Ruscy je porwali, niczym Rzymianie Sabinki, a potem oddali po odkochaniu?

Przecież to bzdura aż bijąca w oczy nawet sentymentalnych i tkliwych na niewieścią niedolę Polaków. Z budżetu III Rzeczypospolitej już wyasygnowano 8 milionów złotych, a zbliżoną hojność mają okazać kolejne spółki Skarbu Państwa, fundusze, agencje i wszystko to, co też jest naszymi pieniędzmi, tylko już całkiem wyprowadzonymi poza społeczną kontrolę i świadomość.

Dzięki tej NASZEJ, nas wszystkich hojności – jakieś kobiety na Ukrainie czy też ukraińskie imigrantki w Polsce dostaną po 10.200 zł jednorazowo i dalszą pomoc finansową o nieokreślonej jeszcze bliżej wysokości. Przewidziany jest również zasiłek „na dzieci”, bo to zawsze lepiej brzmi. By dostać zasiłek rodzinny, niegdyś zupełnie podstawowy i oczywisty – dochód na członka polskiej rodziny nie może obecnie przekroczyć 674 zł miesięcznie.

Dzięki nieprzekroczeniu progu, rozprasowanego obecnie przez inflację – dostaje się 95 zł miesięcznie na dziecko do 5. roku życia, 124 zł na te w wieku 5-18 lat i 135 zł między 18 a 24 rokiem życia. Kryterium dochodowe dla sławnego 500+ – to obecnie 800 zł na osobę. Dziecko ukraińskie, będące obywatelem Ukrainy i z obojga ukraińskich rodziców, którzy zginęli podczas wojny – dostanie od państwa polskiego 643 zł BEZ WZGLĘDU na dochód.

Skąd taka nierówność? Bo tak błogosławiony Dworczyk postanowił o twoich pieniądzach, ty onuco!

Niestety, są sieroty wojenne na Ukrainie. Im szybciej ta wojna się skończy – tym będzie ich mniej i to byłby właściwy kierunek pomocy ukraińskim dzieciom. Ale jest też bieda w Polsce. Głęboka, rozszerzająca się, pozbawiająca wszelkiej nadziei. I będzie coraz bardziej odczuwalna, bo błogosławiony minister Dworczyk rozdaje polskie pieniądze Ukrainkom twierdzącym, że rosyjski najazd wywołał w nich traumę paraliżują na całe dwa dni wszelką aktywność na Tinderze!

Kto bogatej Polsce zabroni…

WRealu24 skasowane przez YouTube! CO DALEJ? Liczba ludzi, którzy podejmują walkę ze „światowym systemem” – cały czas rośnie!!

Liczba ludzi, którzy podejmują walkę ze „światowym systemem” – cały czas rośnie!!

https://banbye.com/watch/v_hSUD8uek3P14

20 mocnych minut

wRealu24 skasowane przez YouTube! CO DALEJ? Rola, Plewa, Braun, Winnicki, Korczarowski i Wilk OSTRO odpowiadają w Sejmie RP!

W niecałe dwa lata podstawowe produkty spożywcze zdrożały po około 90 proc. Restaurator pokazuje prawdę o inflacji.[Woda też drożeje!!]

Restaurator pokazuje prawdę o inflacji. „Pseudo-obniżka VAT-u”

Damian Słomski https://businessinsider.com.pl/biznes/inflacja-i-ceny-zywnosci-w-praktyce-restaurator-pokazal-faktury/e0rtzhe

Oficjalne dane pokazują, że od wybuchu pandemii ceny w Polsce wzrosły średnio ponad 20 proc. Podobnie jest z żywnością.

Tymczasem faktury zakupowe jednego z restauratorów pokazują kilkukrotnie większą skalę drożyzny

  • Właściciel bistro z podkrakowskiej miejscowości pokazał nam faktury, z których wynika, że w jego przypadku w niecałe dwa lata podstawowe produkty spożywcze zdrożały po około 90 proc.
  • Zauważa, że wprowadzona przez rząd obniżka VAT dla restauratorów przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego. Teraz płacą jeszcze więcej, a na zmianach skorzystali dystrybutorzy.
  • Przyznaje, że w wymarzoną restaurację włożył z żoną całe oszczędności i wszystko wskazuje na to, że m.in. przez inflację jeszcze wiele lat nie wyjdą na zero. Minimalizują straty i nie chcą zbankrutować
  • ========================

Oficjalne dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wskazują, że średni wzrost cen dóbr i usług konsumpcyjnych w ciągu ostatniego roku wyniósł 15,6 proc., a od początku pandemii przekroczył 21 proc. Podobne podwyżki dotknęły żywność, co przełożyło się też na cenniki restauracji.

To jednak średnia wyciągnięta dla pewnych towarów i usług. Ostatecznie w jednych obywateli inflacja uderza mocniej, w innych słabiej. Właściciel podkrakowskiej restauracji wyśmiewa liczby podawane przez urzędników. Wskazuje, że skala podwyżek cen podstawowych produktów spożywczych, które służą przygotowaniu dań, jest w jego przypadku znacznie większa.

– Przerażają mnie obecne ceny. Kiedy słyszę o inflacji, która wynosi kilkanaście procent, to ogarnia mnie złość. To nieprawda. Rzeczywista inflacja jest dużo, dużo wyższa. Nie wiem, dlaczego jest to ukrywane — wskazuje w rozmowie z Business Insider Polska właściciel bistro „Palce lizać” z podkrakowskiej miejscowości Siepraw.

Od blisko dwóch lat, czyli od momentu wejścia w biznes, zbiera faktury za produkty kupowane na potrzeby serwowanych dań i nam je pokazał.

Porównania przyprawiają o zawroty głowy. Restaurator przyznaje, że jest w bardzo trudnej sytuacji, bo już na starcie musiał zmierzyć się z pandemią. Z tego względu nie mógł liczyć na pomoc państwa. Teraz toczy nierówną walkę z inflacją.

Gigantyczny wzrost cen żywności

Na niektórych produktach zauważyłem nawet 200-300 proc. podwyżki. Półtora roku temu kupowałem pięciolitrowy olej w cenie około 20 zł. Teraz dokładnie taki sam olej, od tego samego producenta i tej samej pojemności kosztuje 57 zł — wylicza.

Smalec wieprzowy (200 g) jeszcze pod koniec 2020 r. kupował po 94 gr. Teraz końcówka jest podobna, ale z dwójką z przodu (2,92 zł). Filet z kurczaka chodził po 13-14 zł, a dało się go dostać też za niecałe 10 zł. Teraz w cenniku jest po 22 zł. Zwraca też uwagę na jaja, które z dokładnie tej samej fermy na początku kupował po 30 gr za sztukę, a teraz producent liczy sobie 48 gr.

Restauracji nie omijają też konsekwencje paniki cukrowej. Nasz rozmówca za kilogramową paczkę w pierwszych miesiącach działalności płacił niecałe 2 zł. Ostatnio na fakturze widniała już stawka 5,53 zł za sztukę.

Warto zauważyć, że to ceny z hurtowni, w których zaopatrują się właściciele restauracji. Są więc niższe niż te, które widnieją ostatecznie na półkach sklepowych.

— Bardzo trudno jest prowadzić bistro, mając takie podwyżki. Przeanalizowałem faktury na najbardziej podstawowe produkty, takie jak jajka, mleko, masło i inne tłuszcze, różnego typu śmietany, sery i mięso oraz warzywa. Przez ostatnie półtora roku średni wzrost cen w ich przypadku wyniósł ponad 90 proc. – podsumowuje.

Przyznaje, że gdy chodzi nawet na zwykłe zakupy, prywatnie, to w popularnej sieci dyskontów widzi, że od lutego ceny zwiększyły się o blisko 30 proc. Zwraca przy tym uwagę na — jego zdaniem — pseudoobniżkę VAT-u, którą z dumą chwali się rząd.

— Na fakturach wyraźnie widać, że ceny po „obniżce VAT” pozostały tak naprawdę na tym samym poziomie, na jakim były pierwotnie. Odpowiednio wcześniej zostały przez dostawców podniesione, by po obniżeniu podatku wygenerować przez nich większy zysk. W praktyce dla branży gastronomicznej jest to dodatkowe 5 pkt proc. podatku VAT do odprowadzenia — podkreśla restaurator.

Zaznacza jednak, że miał do czynienia z jednym jedynym wyjątkiem. Był nim dostawca jaj, który faktycznie obniżył swój cennik o VAT.

Rosnące ceny żywności nie są jedynym problemem branży. Restauracje, tak jak inne firmy, muszą mierzyć się też z gigantycznym wzrostem opłat za szeroko rozumianą energię. Koszty transportu ze względu na drogie paliwa są oczywiste, ale jak zauważa nasz rozmówca, opłaty za gaz w jej przypadku zwiększyły się o około 100 proc.

Jeszcze gorzej jest z rachunkami za prąd, które skoczyły o blisko 400 proc. Choć dodaje, że akurat w przypadku energii elektrycznej zmienił operatora, więc porównywalność danych jest przez to nieco zaburzona.

Ile płacą klienci, a ile powinni?

— U mnie w małej miejscowości sycący zestaw dwudaniowy, czyli zupa i porządne danie mięsne, kosztuje 18 zł. Żeby móc ponieść wszystkie koszty i osiągnąć satysfakcjonującą marżę, tak naprawdę musiałbym podnieść cenę zestawu do około 25 zł — przyznaje szef bistro „Palce lizać”.

Gdy startował z biznesem, ten sam zestaw był po 16 zł. Jedyne podwyżki w cenniku wprowadził tuż przed wybuchem wojny w Ukrainie. Podkreśla, że nie chce bardziej podnosić cen. Zamiast tego stara się szukać oszczędności i nowych klientów.

W bistro najdroższa potrawa to żeberka glazurowane miodem. Duża porcja po podwyżce sprzed kilku miesięcy o 4 zł kosztuje 28 zł.

Jedni restauratorzy starają się nie odstraszać klientów cenami. Inni balansują na granicy opłacalności, a duża część dostosowuje cenniki do nowych realiów. W efekcie spada popyt, co potwierdzają branżowe analizy.

Wyniki badania PMR przeprowadzonego w maju 2022 r. na potrzeby raportu „Rynek HoReCa w Polsce 2022. Analiza rynku i prognozy rozwoju na lata 2022-2027” pokazują, że z powodu wzrostu cen połowa Polaków ogranicza wizyty w lokalach gastronomicznych (66 proc.). W przypadku zamówień na dowóz lub na wynos taką deklarację składa 63 proc. ankietowanych.

Ta sama ankieta pokazuje, że zdecydowana większość społeczeństwa jest coraz bardziej świadoma swoich wydatków. Ze stwierdzeniem, że „gotując samodzielnie, można zaoszczędzić”, zgadza się 75 proc. Polaków korzystających z usług gastronomicznych.

— To trudna branża. Jest bardzo ciężko. Gdyby nie pandemia i inflacja, byłbym bardzo szczęśliwy. Te przeszkody odbierają jednak sporo satysfakcji. W wymarzoną restaurację włożyliśmy z żoną całe nasze oszczędności i wszystko wskazuje na to, że długo tego nie odrobimy — przyznaje z żalem właściciel bistro.

— Obawiam się, że przy obecnych kosztach możemy nie wyjść na zero przez kolejne 10 lat. Robimy wszystko, żeby biznes był rentowny, ale w tej chwili jest to niemożliwe. Staramy się oszczędzać i minimalizować straty. Chcemy uniknąć losu, który już spotkał część gastronomii, która zmuszona była do zamknięcia — podkreśla.

Turystów nie brakuje, ale dzielą porcje

Na sytuację narzekają zarówno restauratorzy z małych miejscowości, dużych miast, jak i najpopularniejszych turystycznych regionów. Ci ostatni zawsze w sezonie mają duże obłożenie. Tak jest i tym razem. Gorzej z przełożeniem tego na pieniądze.

Na półmetku wakacji np. pod tatrami nie można było narzekać na frekwencję, ale Tatrzańska Izba Gospodarcza (TIG) wskazuje, że turyści ze względu na ceny są dużo bardziej oszczędni.

– Dosyć czytelnie spadł średni rachunek, licząc per capita, czyli z każdego stolika. Restauratorzy notują mniejsze utargi w porównaniu z latami poprzednimi .

Powołując się na informacje od przedstawicieli branży, dodaje, że w poprzednich latach goście zamawiali więcej, a incydentalne było dzielenie porcji na kilka osób.

– Teraz takie zamówienia są standardem. W gastronomii kluczem nie jest obłożenie stolików, a średni utarg od stolika – zauważa.

Autor: Damian Słomski, dziennikarz Business Insider Polska

==========================

Zarobki mamy polskie, a ceny wody będą europejskie. Szykują się ostre podwyżki taryf

https://innpoland.pl/183205,ceny-za-wode-niedlugo-wzrosna

Wyższe rachunki za wodę są pokłosiem wysokiej inflacji oraz wzrostu cen energii. Z tego powodu przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne wraz z samorządami podnoszą taryfy.

  • Wiele przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych chce podnieść taryfy za wodę
  • Niektóre podwyżki nie są jednak proporcjonalne do ponoszonych strat, o czym mówił pod koniec lipca Przemysław Daca, były prezes Wód Polskich
  • W 2021 roku podwyżka cen za wodę w Polsce wyniosła 3,9 proc. rok do roku przy inflacji HICP na poziomie 14,2 proc. Jak będzie teraz?

Depopulacja Polski. Niezaprzeczalny, ogromny „sukces PiS”.

Depopulacja Polski. Niezaprzeczalny, ogromny sukces PiS

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, WażneAutor: Redakcja, 21 sierpnia 2022

Depopulacja danego obszaru geograficznego jest procesem złożonym. Termin wyludnienie oznacza zmniejszenie liczby ludności. Nic jednak nie mówi o stosowanych metodach, a są to:

  1. Depopulacja wojenna lub zakamuflowana (zgony nadmiarowe podczas lockdownu medycznego, zwiększenie śmiertelności z powodu obniżenia standardu świadczeń zdrowotnych).
  2. Wysiedlanie, deportacje (metoda wojenna).
  3. Pobudzenie emigracji (wyjazdów z kraju ludności rodzimej).
  4. Zmniejszenie dynamiki urodzeń (mały wskaźnik dzietności) m.in. poprzez szykany ekonomiczne.
  5. Przesiedlenie obcego pod względem cywilizacyjnym, kulturowym elementu etnicznego.

Żadna z dotychczasowych formacji politycznych po 1989 roku nie osiągnęła takich sukcesów w tej dziedzinie jak socjalistyczna formacja Kaczyńskiego, realizująca ze zbrodniczym rozmachem następujące punkty: pierwszy (częściowo), trzeci, czwarty i piąty.

Oczywiście, proces depopulacji rozpoczął się na długo przed rządami PiS, jednak nikt inny nie przyśpieszył go aż do tego stopnia. Aktualnie w Polsce rodzi się mniej dzieci niż podczas II Wojny Światowej, a w sytuacji utrzymania się niekorzystnych tendencji nasza dynamika demograficzna (liczba zawartych małżeństw, liczba urodzeń) ustabilizuje się na poziomie 20 milionowego kraju.

Prognozy demograficzne sporządzane w drugiej połowie lat 80-tych przewidywały, że w XXI wieku Polska przekroczy liczbę 50 mln mieszkańców.

Aby przybliżyć czytelnikowi obraz zmian prezentujemy wykres urodzin w Polsce na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Spadek z jednego miliona do 331 tys.

W roku 2021 urodziło się w Polsce zaledwie 331 tys. dzieci.

Wywiad z ideologiem NWO wydrukowany w socjalistycznej „Kulturze” w 1975 r.

Prof. Dennis L. Meadows podał w nim konkretną liczbę ludności dla Polski – 15 milionów obywateli, która według niego jest “wielkością optymalną”.

ANDRZEJ BONARSKI: Wydaje mi się, że „Granice wzrostu” nie uwzględniają różnic między typem gospodarki socjalistycznej i kapitalistycznej, że nie uwzględniają tempa (…)

PROF. DENNIS L. MEADOWSWolałbym odpowiedzieć nie bezpośrednio. Na przykład, jeżeli chodzi o Polskę, to sądzę, że macie zbyt duży przyrost ludności. 15 milionów ludności gwarantowałoby równowagę. Dalej: jeżeli chodzi o Polskę, widzę takie problemy – po pierwsze: właśnie zahamowanie eksplozji demograficznej (…)

A. B.: Jak wyobraża sobie Pan drastyczne zahamowanie rozrodczości?

D. L. M.: Państwo o ustroju socjalistycznym ma w tej mierze szczególne możliwości. Aparat administracyjny i społeczny może stworzyć warunki przeciwdziałające nadmiernemu przyrostowi ludności.

A. B.: Czy nie wydaje się Panu, że każda rodzina może chcieć kiedyś mieć dzieci i ma do tego prawo?

D. L. M.: Absurd.

A. B.: Nie sądzę, by dało się tak całkowicie lekceważyć tradycję i biologię.

D. L. M.: Łatwo ją zmienić.

 (…) ANDRZEJ BONARSKI “Kultura” z 12 stycznia 1975, s. 7

_______________________________________________

A oto efekty polityki depopulacyjnej realizowanej w Polsce przez każdą, bez wyjątku, ekipę rządową:

Rocznik Demograficzny 2021/ GUS/

Polityka PiS oznacza przyśpieszenie depopulacji Polski

Teza, że program 500+ pomoże w zwiększeniu dzietności i odwróci katastrofalne tendencje na stałe była głoszona przez cynicznych propagandzistów. Chwilowy wzrost urodzin był efektem realizacji wcześniej podjętych decyzji o drugim i trzecim dziecku. Intensywny program NWO realizowany przez PiS w formie wprowadzania kolejnych lockdownów (zdrowotnego, energetycznego, żywnościowego, finansowego), a mówiąc wprost: program okradania i depopulacji Polaków, niszczenia przedsiębiorstw, w tym firm rodzinnych jest milowym krokiem na drodze do realizacji wytyczonych, antypolskich celów. Na razie, Polacy dają się okradać i pozwalają się zabijać. Jedni boją się represji i broni palnej w rękach współczesnych folksdojczów, inni skulili się w powłoce niewolnika i pełzają dalej, w stronę przepaści.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Oto polska racja stanu w relacji z Ukrainą. „Na kogo” gra prezydent Duda i władze.

Marta Markowska https://nczas.com/2022/08/19/ks-isakowicz-zaleski-oto-polska-racja-stanu-w-relacji-z-ukraina-wywiad/

Uległość pana prezydenta wobec władz Ukrainy, co sam akcentuje, jest tak daleko posunięta, że nie tylko się nie upomina o pochówki ofiar, ale ustępuje we wszystkich innych sprawach. Pytanie: czyje interesy pan prezydent reprezentuje? – pyta ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” podejmuje tematy upamiętnienia ludobójstwa na Wołyniu, dzieleniu ofiar na lepsze i gorsze oraz polskiej racji stanu w kwestii relacji polsko-ukraińskich.

Marta Markowska: Postawa prezydenta RP Andrzeja Dudy podczas uroczystości upamiętnienia ludobójstwa na Wołyniu wzbudziła spore kontrowersje. Do Księdza oraz do grupy Polaków trzymających baner z prośbą o zniesienie zakazu ekshumacji zwłok pomordowanych na Wołyniu prezydent zaapelował o „miarkowanie słów”. Czy zdaniem Księdza jest to jednoznaczny dowód na to, że nasz prezydent nie dba o dobrze rozumiany interes Polaków, lecz reprezentuje służalczą postawę względem naszego wschodniego sąsiada?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Choć słowa prezydenta są bardzo znamienne, znacznie istotniejsze jest to, co nasz prezydent robi, a ściślej czego nie robi, a jako prezydent III RP powinien czynić. Od 2015 roku prezydent i jego otoczenie, a także władze obozu rządzącego składały i nadal składają liczne deklaracje dotyczące kwestii ludobójstwa i pochówku polskich ofiar na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i w innych częściach Kresów. Niestety, są to tylko obietnice. Przez siedem lat nie zrobiono nic.

W tym roku po raz pierwszy pan prezydent, pan premier i ambasador Ukrainy przyszli na uroczystości upamiętniające Krwawą Niedzielę, która była apogeum ludobójstwa na Wołyniu. Wydawało się, że będzie to wielki krok do przodu. Padły deklaracje, ale… tylko deklaracje. Chociaż pan prezydent wygłosił bardzo emocjonalne, trwające 21 minut przemówienie, w którym dość chaotycznie mieszał wątki historyczne i polityczne), później sam sobie zaprzeczył. Kiedy bowiem przeszedł obok banneru rodzin kresowych upominających się o pochówek swoich krewnych, moim zdaniem użył absolutnie niewłaściwych słów. Padły słowa w charakterze upomnienia czy pogróżek, że mamy miarkować słowa, że trzeba pójść inną drogą, że to nie służy żadnej ze stron. Prezydent nie powiedział, kto jest tą drugą stroną, natomiast jego wypowiedzi w czasie przemówienia i późniejsze są skrajnie proukraińskie.

Nie jestem przeciwny współpracy Polski z Ukrainą, ale powinna się ona odbywać na szczeblu partnerskim. Uległość pana prezydenta wobec władz Ukrainy, co sam akcentuje, jest tak daleko posunięta, że nie tylko się nie upomina o pochówki ofiar, ale ustępuje we wszystkich innych sprawach. Pytanie: czyje interesy pan prezydent reprezentuje? Jest prezydentem niezależnej Rzeczypospolitej czy też myśli już o swojej przyszłości jako działacz czy przedstawiciel UKRAPOLU, czyli sojuszu Ukrainy z Polską? Oczywiście są to mrzonki, niemniej bardzo niebezpieczne.

Na swoim Twitterze zadał Ksiądz panu prezydentowi bardzo trafne pytanie: czy podobne słowa byłby w stanie skierować do ofiar holokaustu Żydów? Odpowiedzi Ksiądz nie uzyskał, ale możemy się jej domyślać.

Prezydent Andrzej Duda, jak również przedstawiciele innych opcji politycznych, inaczej traktują rodziny ofiar zbrodni katyńskiej, inaczej rodziny kresowe, czyli krewnych pomordowanych na Wołyniu, a jeszcze inaczej rodziny ofiar holokaustu. Wszystkie te wydarzenia były ludobójstwami. Każdy zamordowany i jego rodzina powinni być potraktowani jednakowo. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby pan prezydent mówił o miarkowaniu słów wobec rodzin ofiar holokaustu albo żeby mówił, żebyśmy dbali o wrażliwość niemiecką – bo przecież drugą stroną w przypadku holokaustu Żydów są Niemcy. Nie można w ten sposób dzielić ofiar na lepsze i gorsze. Myślę jednak, że to jest charakterystyczny rys obozu rządzącego, który wyraźnie rozróżnia ofiary. Ofiary „dobre” to ci, którzy zginęli z rąk Niemców lub Sowietów, a ofiary „gorsze” to te, które zginęły z rąk Ukraińców.

Wreszcie obóz rządzący rozróżnia ofiary żydowskie od ofiar polskich, co moim zdaniem jest ogromnym błędem, bo każda ofiara – czy to był Polak, czy Rosjanin, czy Ukrainiec, czy przedstawiciel innej narodowości – ma takie samo miejsce w naszej pamięci. To wszystko byli obywatele polscy! Każdy obywatel II RP okresu międzywojennego powinien być uszanowany, gdyż zginął z rąk okupanta. Niestety, dzisiaj widzimy, że pan prezydent dał się wplątać w takie podzielenie ofiar na lepsze i gorsze.

Jeżeli obserwujemy takie uprzywilejowanie Ukrainy, to czy zgodnie z tym, co mówi jeden z posłów Konfederacji, mamy już do czynienia z ukrainizacją Polski?

Myślę, że i tutaj nastąpiło pomieszanie pewnych pojęć. Jeszcze raz podkreślę: dobra współpraca między Polską a Ukrainą jest bardzo ważna, ale z pozycji partnerskiej, można nawet powiedzieć: braterskiej, a nie w sytuacji, w której Polska jest ciągle w pozycji służebnej wobec Ukrainy i ma spełniać jej oczekiwania.

Słowa pana prezydenta o tym, że zostały zniesione granice, moim zdaniem, godzą w polską rację stanu. Konstytucja RP mówi, że Rzeczpospolita ma konkretne granice. Jakiekolwiek próby znoszenia tych granic wymagają zgody całego społeczeństwa, a nie tylko polityków na górze, którzy sobie ubzdurają, że mamy UKRAPOL.

Przed naszym przystąpieniem do UE było referendum, a tu nagle bez referendum obóz rządzący ciągle podkreśla, że będziemy tworzyli wspólne państwo z Ukrainą. Hola, hola! Najpierw trzeba zapytać suwerena po jednej i po drugiej stronie. Z tego, co wiem, Ukraina wcale się nie pali, żeby być w UKRAPOLU razem z Polakami. Z różnych powodów.

Podobnie ukrainizacja Polski jest bardzo niebezpieczna.

Prowadzę Fundację im. Brata Alberta, która opiekuje się prawie 150 osobami z Ukrainy Wschodniej. Są to głównie kobiety i dzieci. Niedawno zginął mąż jednej z pań, która pracuje w kuchni. Był ukraińskim żołnierzem w Charkowie. Nie ma cienia wątpliwości, że trzeba tym ludziom pomagać, co nie oznacza, jak się postuluje, żeby wprowadzać język ukraiński jako drugi w Polsce bądź dawać Ukraińcom lepsze prawa w Polsce niż Polakom. Takie działanie prowadzi do konfliktów polsko-ukraińskich, a służebna rola kamerdynera, sługi-współpracownika jest fatalna. Część polskich polityków wpada w amok. Już budowaliby nowe państwo itd. Najpierw trzeba wygrać wojnę, dopiero potem mówić o wspólnym państwie. Trzeba także ustalić zasady partnerskie. Jeżeli Polacy tak pomagają Ukrainie, to dlaczego na Ukrainie ciągle obowiązuje zakaz pochówków ofiar rzezi Wołyńskiej?

W związku z obecną sytuacją na Ukrainie do Polski przybyło ogromnie wielu uchodźców. Czy myśli Ksiądz, że wraz z końcem wojny ci ludzie powrócą, czy też zostaną w Polsce na stałe?

Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Sytuacja bardzo szybko się zmienia. Kiedy wybuchła wojna, większość osób – w tym ja, moi przyjaciele – miała nadzieję, że to będzie wojna krótkotrwała i uchodźcy szybko wrócą do swoich domów. Teraz okazuje się, że ta wojna będzie przeciągana i obserwujemy wzajemne wykrwawianie się obu stron. Rosjanie dokonują straszliwych zniszczeń na Ukrainie Wschodniej. Okazuje się, że część tych rodzin nie ma już gdzie wrócić. Część wyjedzie za granicę, ale znaczna część pozostanie w Polsce.

Pytanie, czy Polska jest przygotowana na to, żeby utrzymywać, poprzez świadczenia socjalne, tak ogromną grupę cudzoziemców. Kraje Zachodnie są bardzo ostrożne w tego rodzaju działaniach, a jeśli podejmują działania, to są one bardzo przemyślane. W Polsce natomiast to jest „Hajda na koń! Szable w dłoń! Ruszamy w bój! Będziemy się bić! Pędzimy naprzód!”. To wyskakiwanie przed szereg spowoduje, że gdy przyjdzie zima, może pojawić się pytanie, jak utrzymać ośrodki dla uchodźców z Ukrainy, podczas gdy zabraknie pieniędzy na utrzymanie polskich organizacji charytatywnych.

Już pojawiły się protesty pracowników warsztatów terapii zajęciowych dla niepełnosprawnych, którzy nie są w stanie się utrzymać, bo uginają się pod ciężarem inflacji. Trzeba to jakoś mądrze rozdzielić. Nie na zasadzie przyznawania środków grupie uprzywilejowanej kosztem braku pomocy dla obywateli polskich. Sytuacja jest bardzo trudna. Obawiam się, że znaczna część Ukraińców nie wróci do swojego kraju – z rożnych powodów – i będą w Polsce odbijali się od ściany do ściany, bo przecież nie będzie aż tyle pracy w Polsce, zwłaszcza dla kobiet.

Głównym problemem rysującym się na tle kwestii uchodźców jest sytuacja ekonomiczna i kryzys, z jakim się w tej chwili mierzymy. Po drugie: Polska była przez bardzo długi czas państwem jednonarodowościowym. Polacy przywykli do tego, że wokół siebie widzą samych rodaków. Kiedy nagle idąc przez miasto, nie słyszą w ogóle języka polskiego – reagują. Jest to bowiem dla nas sytuacja trudna i niecodzienna.

To jest problem już dawno opisany w historii. Jest granica asymilacji przybyszów z obcego państwa w danej strukturze. Jeden z historyków obrazowo opisał to w sposób następujący: ile łyżeczek cukru można jednorazowo rozpuścić w szklance herbaty? Jeżeli pewna grupa osób powoli wchodzi w struktury danego państwa, to się asymiluje. Tak jak moi przodkowie Ormianie i wiele innych mniejszości narodowych w Polsce. Tak samo asymilują się przecież i Polacy w innych państwach. Gwałtowne przybycie milionowych rzesz może spowodować, że struktury państwowe kompletnie nie będą na to przygotowane, a grupy te nie będą się asymilować. Przykład mamy we Francji, gdzie nawet w trzecim pokoleniu emigranci z Afryki Północnej nie asymilują się, mimo że na co dzień mówią po francusku. Tu może być podobnie.

Pytanie: ile osób w państwie polskim może zostać przyjętych tak, by znaleźli pracę, zasymilowali się na tyle, żeby ich dzieci poszły do polskich szkół, żeby nauczyli się języka polskiego – a nie tworzyli państwa w państwie?

Obecnie w dużych polskich miastach przebywają bardzo liczne grupy ukraińskie, które w ogóle nie mają kontaktu z Polakami. Tworzą strukturę wewnętrzną. Niedawno byłem z supermarkecie. Ukrainka stojąca w kolejce do kasy rozmawiała ze sprzedawczynią po ukraińsku. Może nie tyle sam fakt rozmowy po ukraińsku jest szokujący, ile pytanie, co będzie dalej. Dojdzie do takiej sytuacji, że Polacy nagle poczują się jak nie w swoim państwie. Ile tych łyżeczek można rozpuścić w jednej szklance, czyli ile tysięcy czy milionów cudzoziemców może się w danym państwie zasymilować? Śmiem twierdzić, że 3 mln się nie zasymilują… Ciągle będzie to trochę obce ciało. Trzeba natomiast pomóc – czego, moim zdaniem, nie ma – tym osobom, które chcą zostać w Polsce, widzą tu swoją przyszłość, ale na zasadzie poszanowania praw polskich. To nie większość ma się dopasować do mniejszości. To mniejszość ma się dopasować do większości.

Mam wrażenie, że w tej chwili jest trochę na odwrót…

To prawda. Nasza nadgorliwość, wybieganie przed szereg nas ośmiesza. Dla przykładu: idiotyczna jest dyskusja nad określeniem: „na Ukrainie” czy „w Ukrainie”; czy możemy wywiesić taką, czy inną flagę. W telewizji państwowej od pięciu miesięcy wszyscy prezenterzy mają wpiętą polsko-ukraińską flagę. Kiedy była rocznica ludobójstwa na Wołyniu, to te flagi zdejmowali. To jest paranoja.

Jeżeli państwo polskie chce być państwem polskim, nie może tworzyć takich sytuacji. Jest takie powiedzenie: chcesz być szanowany, szanuj najpierw sam siebie. Jeżeli Polska chce być szanowana, nie może się przefarbować na całkiem inne struktury, tylko powinna szanować swoje tradycje. Pomagajmy tym, którzy przybywają. Twórzmy dla nich miejsca pracy, ale niech oni też szanują nasze tradycje i nasze zwyczaje.

Jest Ksiądz współautorem książki pt. „Wołyń. Przemilczana zbrodnia na Polakach”. Czy mógłby Ksiądz pokrótce przybliżyć jej treść?

Są to rozmowy ze świadkami. Zarówno świadkami ludobójstwa, którzy jeszcze żyją – wtedy byli małymi dziećmi, dziś mają po 90 lat – jak również historykami i publicystami, którzy zajmują się tym tematem. Zestawienie wielu osób z różnych stron tego problemu – świadkowie, historycy, dzieci ofiar – pokazuje, jak bardzo ten problem jest skomplikowany.

Niezależnie, kto się wypowiada i niezależnie w której książce, zawsze przewijają się dwie sprawy. Po pierwsze: III RP dokonała grzechu zaniechania. Mija 30 lat od zmiany ustroju w Polsce i 30 lat istnienia niepodległej Ukrainy. Polska była pierwszym krajem, który uznał Ukrainę za niepodległe państwo. Przez ten czas ani polscy, ani ukraińscy politycy nie potrafili rozwiązać tego problemu, czyli znaleźć drogi prowadzącej, po pierwsze, do pochowania ofiar, po drugie – do wyjaśnienia wątpliwości. Widać wyraźnie, że wina leży po stronie polityków, a nie ofiar. Bardzo ciekawym wątkiem jest spojrzenie na problem oczami statystycznego Ukraińca. Ja to widzę w rozmowach z uchodźcami, którymi się opiekuję. Dla większości Ukraińców informacje na temat ludobójstwa pochodzą z ukraińskich mediów rządowych. Niestety tam też media podporządkowane są władzy państwowej, a politycy ukraińscy utrzymują, że należy o wszystkim zapomnieć. Coś tam było, Polacy pobili się z Ukraińcami i dla świętego spokoju należy o wszystkim zapomnieć.

Myślę, że ustawiczne mówienie o tym jest bardzo ważne. Chodzi o to, żeby społeczeństwo ukraińskie zobaczyło ten problem nie jako problem stricte polityczny, tylko ludzki: pochować ofiary, postawić krzyże, wspólnie się pomodlić i iść dalej. Moim zdaniem, oba społeczeństwa bardzo szybko dogadałyby się między sobą – na co jest wiele pozytywnych przykładów na poziomie lokalnym. Natomiast politycy nie chcą się dogadać, nadal żyją w kłamstwie i je pielęgnują. Tak jak fundamentem PRL-u, komuny było kłamstwo katyńskie, tak fundamentem negatywnych relacji polsko-ukraińskich jest zaniechanie wołyńskie.

Podsumowując, można wywnioskować, że dziś domaganie się sprawiedliwości dziejowej, prawdy historycznej stało się czymś nieakceptowalnym, nieprawidłowym. Wielu ludzi z mainstreamowych mediów zarzuca tym, którzy nadal walczą o tę prawdę, bycie ruską onucą. Skąd czerpać siłę i motywację do walki o dobre imię swej ojczyzny?

Bardzo dobrze pamiętam czasy komunizmu lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, czas „Solidarności”. Propaganda komunistyczna ustawiała wtedy sprawę tak: ktokolwiek mówi o zbrodni katyńskiej, jest amerykańskim agentem, a dotykanie tej sprawy ma rozbić bardzo dobre relacje Polski i Związku Radzieckiego. Dzisiaj PiS, PO i inne partie de facto kopiują tę propagandę komunistyczną, zmieniają tylko nazwy. Twierdzą, że ktokolwiek dotyka sprawy Wołynia, domaga się pochówku ofiar, mówi o gloryfikacji zbrodniarzy, jest ruskim agentem. Kiedy czytam, co piszą na portalach społecznościowych ideolodzy PiS-u, załamuję ręce. Oni po prostu powtarzają komunistyczną propagandę. Patrząc natomiast na to w trzeźwy sposób, rozwiązanie tego problemu poprzez powiedzenie prawdy, przeprosiny ze strony Ukrainy i cofnięcie zakazu pochówku jest wybiciem amunicji stronie rosyjskiej. Konflikt o pochówki będą wykorzystywać nie tylko Rosjanie, ale także Niemcy i inne narody, czego mamy przykłady. Dopóki ten wrzód nie zostanie oczyszczony, a rana zasklepiona, zawsze ktoś obcy to wykorzysta. Na razie klasa polityczna cały czas żyje mitami: zapomnieć, to znaczy rozwiązać problem. Nie da się zapomnieć i nie da się rozwiązać tego problemu bez pochowania ofiar.

Mądrość zwana sprytem –

Mądrość zwana sprytem – Stanisław Michalkiewicz

W niezapomnianym skeczu kabaretu „Dudek” z Janem Kobuszewskim i Wiesławem Gołasem pt. „Ucz się Jasiu” jest scena, kiedy Jan Kobuszewski, jako właściciel warsztatu hydraulicznego, pyta ucznia Jasia, którego gra Wiesław Gołas, „do czego jest ta rura?” – na co Jasio przygląda się przez chwilę rurze i powiada: „ta rura jest do niczego”. Kto by wtedy pomyślał, że była to scena prorocza, zapowiadająca zgryzoty, jakie będą udziałem Polski w związku z dostawami gazu przez Baltic Pipe, a właściwie w związku z brakiem tych dostaw. Polska uczestniczyła w budowie tego gazociągu, która kosztowała 2,2 mld euro i – jak wielokrotnie byliśmy zapewniani – miał on być gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego, umożliwiając rezygnację z dostaw gazu rosyjskiego. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, chociaż na przełomie wiosny i lata premier Morawiecki wystąpił z zagadkową pretensją, by rząd norweski podzielił się z Polską zyskami ze sprzedaży gazu, a nawet wezwał mieszkających w Norwegii Polaków, by w tej sprawie zaczęli rząd norweski molestować.

Pan premier Morawiecki już wcześniej wpadał na różne pomysły, ale – przynajmniej na pierwszy rzut oka – mieściły się one w ramach normalności w sensie medycznym, – bo jeśli chodzi o sens ekonomiczny, to już nie. Na przykład program dekarbonizacji Polski wydawał się dziwaczny, bo niby dlaczego państwo miałoby rezygnować z korzystania z nośników energii, którymi dysponuje na rzecz nośników, którymi nie dysponuje, a w każdym razie – nie dysponuje nimi w stopniu wystarczającym do zaspokojenia potrzeb krajowych, wynoszących około 20 mld metrów sześciennych gazu rocznie?

Koniecznością „ratowania planety” wyjaśnić tego nie można, bo – po pierwsze – to uzasadnienie nie wytrzymuje krytyki w sytuacji, gdy znacznie większe gospodarki, niż polska, jak np. gospodarka amerykańska, czy chińska, wcale z węgla nie rezygnują, a – po drugie – zależność dobrostanu „planety” od spalania paliw kopalnych jest oczywista przede wszystkim dla niestabilnej emocjonalnie szwedzkiej panienki Grety Thunberg, z której sprytni rodzice podobno wyciągnęli już mnóstwo szmalu – no i oczywiście – dla rzesz jej młodocianych wyznawców, którzy o „planecie” wiedzą wszystko, chociaż nie bardzo potrafią wyjaśnić – o czym kilkakrotnie się przekonałem – dlaczego właściwie zmieniają się pory roku.

Z drugiej strony jednak wiadomo, że od polityków, zwłaszcza takich, jak pan premier Morawiecki, zbyt wiele wymagać nie można, bo dla doraźnych korzyści partyjnych czy nawet osobistych, gotowi są na rozmaite głupstwa, a poza tym rząd „dobrej zmiany” swojemu postępowaniu nadawał pozory racjonalnego uzasadnienia, właśnie reklamując korzyści, jakie będziemy odnosili, kiedy tylko gazociąg Baltic Pipe zostanie ukończony. Tymczasem gazociąg został ukończony już jakiś czas temu, ale gaz do Polski jak dotąd nim nie płynie i okazuje się, że nie bardzo wiadomo, czy popłynie, przynajmniej w ciągu najbliższych dwóch lat. Słowem – na razie „ta rura jest do niczego” – jakby powiedział Jasio, grany przez Wiesława Gołasa.

Ta rura jest do niczego” przynajmniej na razie, ale nie dlatego, by nie nadawała się do tłoczenia gazu. Ona się nadaje, ale – jak głoszą fałszywe pogłoski – Polska na razie z tego gazu nie będzie mogła skorzystać z powodu jakichś niejasności w umowie z Norwegami i Duńczykami. Wygląda na to, że pan premier Morawiecki o tych niejasnościach i wynikających z nich konsekwencjach, został poinformowany kilka miesięcy temu, właśnie kiedy zaczął kierować pod adresem norweskiego rządu i pracujących w Norwegii Polaków żądania wykraczające poza normalność w sensie medycznym.

Zwróćmy jednak uwagę, że w innych sprawach, na przykład dotyczących osobistego majątku, pan premier Morawiecki sprawia wrażenie człowieka całkiem sprawnego umysłowo, a nawet obdarzonego specyficznym rodzajem mądrości, który nazywamy sprytem. Skąd zatem u niego takie objawy zaćmienia w sprawach publicznych? Warto, by zajęło się tym jakieś konsylium weterynarzy, ale chyba do tego nie dojdzie, więc spróbujmy wyjaśnić ten fenomen na własną rękę.

Zacznijmy od tego, że polityczna kariera pana Mateusza Morawieckiego zaczęła się od stanowiska doradcy doskonałego premiera Donalda Tuska, który już wtedy stał na czele Volksdeutsche Partei i w którym Nasza Złota Pani z Berlina szczególnie sobie upodobała. Jak wiadomo, Donald Tusk Naszej Złotej Pani pozostał wierny aż do chwili obecnej, co z jednej strony nawet dobrze o nim świadczy, że nie jest niewdzięcznikiem – podczas gdy pan Mateusz Morawiecki dokonał politycznej wolty, przechodząc z obozu zdrady i zaprzaństwa do obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, za co został wynagrodzony stanowiskiem wicepremiera w rządzie Beaty Szydło. Takie transfery zdarzały się i wcześniej, na przykład Wielce Czcigodny poseł Antoni Mężydło przeszedł w PiS do Volksdeutsche Partei i – jak publicznie zapewniał – wcale nie musiał z tego powodu zmieniać poglądów. Jak było w przypadku pana Mateusza Morawieckiego – tego nie wiem, bo w duszy u niego nie byłem, natomiast pragnę zwrócić uwagę na kolejny ważny etap w karierze wicepremiera Morawieckiego.

Oto w następstwie „głębokiej rekonstrukcji” rządu „dobrej zmiany”, w ramach której Naczelnik Państwa spuścił z wodą ministra obrony Antoniego Macierewicza, a panią premier Szydło odesłał na emeryturę do Parlamentu Europejskiego, pan wicepremier Morawiecki został premierem z zadaniem – jak pamiętamy – „ocieplenia stosunków z Unią Europejską”. Warto dodać, że ta „głęboka rekonstrukcja” nastąpiła w kilka miesięcy po felonii, jakiej względem swego wynalazcy dopuścił się pan prezydent Andrzej Duda, który po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią, zapowiedział zawetowanie ustaw regulujących funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w naszym bantustanie, z czym mamy do dzisiaj coraz większe zgryzoty. Czy nominacja pana Mateusza Morawieckiego na premiera rządu „dobrej zmiany”, nie była przypadkiem efektem kompromisu do, którego Naczelnik Państwa, wskutek osłabienia felonią pana prezydenta Dudy został zmuszony?

Tego oczywiście nie wiemy, ale przecież musiała być jakaś ważna przyczyna, dla której wicepremierem, a następnie premierem rządu „dobrej zmiany”, został były doradca doskonały premiera Tuska, w którym Nasza Złota Pani szczególnie sobie upodobała i mocną ręką przeniosła, a następnie prowadziła przez europejskie salony? W międzyczasie wszczęła i prowadzi przeciwko Polsce wojnę hybrydową przy pomocy Donalda Tuska, ale z drugiej strony, przy pomocy premiera Mateusza Morawieckiego, doprowadza do obezwładnienia energetycznego Polski, już to pod pretekstem jej „dekarbonizacji”, już to wskutek „niejasności” w umowie gazowej z Norwegami i Duńczykami, by w rezultacie doprowadzić do tego, by Polska, podobnie jak inne państwa, kupowały od Niemiec rosyjski gaz tłoczony rurociągiem NordStream 2, który – jak tylko uda się tej zimy zorganizować kryzys energetyczny w Europie – chyba będzie musiał zostać uruchomiony?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org)    20 sierpnia 2022

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5234

Siedem lat chudych

Izabela Brodacka 20 sierpnia

Po siedmiu latach rządów „dobrej zmiany” czeka nas zapewne przynajmniej siedem lat zimna i głodu. Jedną z głównych tego przyczyn jest mit globalnego ocieplenia. Wątpliwe czy ktokolwiek z rządzących uwierzył w globalne ocieplenie. Jednak wprowadzają oni „zielony ład” realizując cudze przestępcze plany zniewolenia ludzkości. Oznacza to przede wszystkim odejście od energetyki węglowej czyli nie tylko zamykanie czy wręcz zatapianie kopalń lecz płacenie przez producentów ogromnych haraczy za emisję CO2 i śledzenie w ich produktach tak zwanego „śladu węglowego”. Nikt, w naszym kraju, nie ośmielił się sprzeciwić zbiorowemu szaleństwu , nabożnie podejmowano kolejne kroki i zobowiązania. Na przykład do 2035 roku wszystkie samochody mają mieć napęd elektryczny. Nikt się nie zastanawia czy to jest w ogóle możliwe i jakie to będzie miało skutki dla ludzi i dla gospodarki. Nikt się nie zastanawia również nad faktem że technologie fotowoltaiczne powodują ogromne szkody ekologiczne. Aby otrzymać tonę litu trzeba przepłukać dwadzieścia ton rudy zużywając 70 ton wody. 

Podejmując jakiekolwiek działania na masową skalę należy robić tak zwany rachunek ciągniony, oceniać opłacalność tych działań w świadomości ich dalekosiężnych konsekwencji. Za czasów Clintona w jednym z okręgów USA dla oszczędności wody określono maksymalną dopuszczalną pojemność spłuczki klozetowej. Ku zdziwieniu autorów tego pomysłu zużycie wody w ubikacjach wzrosło. Przyczyna była prosta, ludzie spłukiwali muszlę klozetową po kilka razy. W Polsce dowcipni jak zawsze internauci zaproponowali żeby dla oszczędności wody spłukiwać muszlę co trzeci raz. 

„Pięć lat temu dotarło do nas, co się na świecie dzieje. I że nie ma od tego odwrotu, a my musimy iść ze światem, a nie przeciwko niemu – mówią górnicy”. Tak  wiernopoddańczo i kłamliwie twierdziła Rzeczpospolita .w artykule pod tytułem  „Pożegnanie z węglem”.  Podaję link żeby każdy mógł sobie przeczytać te pompatyczne brednie. (https://klimat.rp.pl/walka-o-klimat/art19148051-pozegnanie-z-weglem). 

Dziś nasi rządzący obudzili się jak cтрекоза (konik polny, po rosyjsku rodzaju żeńskiego) z bajki Kryłowa, która „oглянуться не успела, kак зима катит в глаза”. (nie zdążyła się obejrzeć a tu zima zajrzała jej w ślepia). Mam nadzieję że Kryłow nie został w Polsce zdelegalizowany.  

Teraz, gdy pozalewano kopalnie, gdy wypłacono górnikom odprawy wysyłając ich na zieloną trawkę premier Morawiecki zarządza w trybie nagłym import 4,5 miliona ton węgla z przeznaczeniem dla gospodarstw domowych. Jak twierdzi natomiast pani Łukaszewska-Trzeciakowska zakontraktowano 7 milionów ton natomiast sprowadzono 3 miliony. To czysty kabaret – Polska położona na węglu sprowadza węgiel z antypodów. Wymuszanie wiary w dogmat globalnego ocieplenia przypomina jak żywo wymuszanie wiary w dogmaty komunistyczne. Wiary w walkę klas, w dialektykę rozwoju społeczeństw czy choćby w osiągniecia Miczurina i Łysenki. Rezultatem tej wiary był miedzy innymi Wielki Głód-  Hołodomor (po ukraińsku Голодомор czyli zamorzenie głodem ) Przyczyną głodu w ZSRR, najbardziej dotkliwego właśnie na Ukrainie, był pięcioletni plan gospodarczy wprowadzony przez Stalina w 1929. Plan zakładał kolektywizację obszarów rolnych. Chłopi radzieccy mieli być pozbawieni własności i pracować w kołchozach.  Za kradzież kłosa zboża groziła kara śmierci. W grudniu 1932 Stalin wprowadził obowiązek meldunkowy dla mieszkańców miast co praktycznie uniemożliwiało ucieczkę z głodujących  wsi. 

Nikt nie ma wątpliwości, że głód z lat 1932–1933 na Ukrainie był sztuczny. Nie wiadomo jednak czy była to zaplanowana antyukraińska akcja Stalina czy też głód był wynikiem bolszewickiej zbrodniczej głupoty każącej wierzyć w sowiecki raj dla przyszłych pokoleń.  Liczba ofiar głodu szacowana jest na 10 milionów.

Odejście od energetyki węglowej wymusili na Polsce Niemcy. To również Niemcy uzależnili swój kraj i zachodnią Europę od rosyjskiego gazu. Teraz żądają żeby Polska dzieliła się z nimi swoimi rezerwami. 

W zideologizowanej trosce o środowisko holenderski rząd postanowił ostatnio ograniczyć wpływ rolnictwa na emisję gazów cieplarnianych poprzez likwidację 30 procent krajowych hodowli zwierząt oraz wprowadzenie przymusowego wykupu ziemi od rolników. Czy władze Holandii chcą wywołać współczesny Голодомор na świecie przez zbrodniczą w swej głupocie ideologię „zielonego ładu”?

Przez wiele lat nakłaniano w Polsce obywateli do zmiany systemu ogrzewania na gazowe. Teraz plakaty zachęcające: „zamień kopciucha na ogrzewanie ekologiczne” jakoś zniknęły. Opalający swoje domy węglem mają natomiast otrzymać dodatek w wysokości 3 tysiące na gospodarstwo domowe. Można to traktować jako premię za zdrowy rozsądek przejawiający się w fakcie, że ogrzewający swe domy węglem nie podporządkowali się ideologii „zielonego ładu”. Gdyby swego czasu szeregowi Polacy uwierzyli w ideologię komunistyczną tak jak podobno  w nią uwierzyli liczni polscy intelektualiści, choćby na przykład Leszek Kołakowski,  dawno bylibyśmy jedną z sowieckich republik albo ku radości Stalina wymarlibyśmy z głodu.

Ideologia komunistyczna jest jak groźny wirus, nieustannie mutuje, a kolejne mutacje są groźniejsze od poprzednich  bo trudniejsze do rozpoznania. „Zielony ład” to jedna z mutacji marksizmu kulturowego. Wszystkie mutacje marksizmu mają wspólną cechę – w imię brzmiącego szlachetnie lecz  nierealnego, dalekiego celu czyni się i akceptuje doraźne zło. Nie do zrealizowania jest na przykład powszechna równość ludzi choćby dlatego, że  ludzie tego nie chcą i  są różnie obdarowani przez naturę. Podobnie nie do zrealizowania jest troska o wszystkie istoty żywe choćby dlatego, że niektóre z nich, na przykład pasożyty , są naszymi naturalnymi wrogami. W imię równości ze szkodą dla wszystkich wymordowano arystokrację i elity Rosji i mordowano elity naszego kraju.  W imię troski o naszą błękitną planetę i  jej ginące gatunki skazuje się nas obecnie na lata chude. 

Bo lata tłuste już były i właśnie się skończyły. 

410. rocznica narodzin „Kniazia Jaremy”. Uroczystości na Świętym Krzyżu.

https://pch24.pl/410-rocznica-narodzin-kniazia-jaremy-uroczystosci-odbeda-sie-na-swietym-krzyzu/

21 sierpnia minie 410 lat od dnia przyjścia na świat księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, bohatera walk z rebelią Bohdana Chmielnickiego i polskiego męża stanu. Rocznicowe obchody odbędą się na Świętym Krzyżu, gdzie leżą zmumifikowane szczątki „Kniazia Jaremy”.

Uroczystość rocznicową rozpocznie o godz. 11.30 Msza św. w świętokrzyskiej bazylice. Po jej zakończeniu na błoniach rekonstruktorzy z Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej i miłośnicy militariów i kultury polskiej XVII wieku zaprezentują widowisko „Żywot Jeremiego Wiśniowieckiego” oraz przybliżą historię polskiej husarii.

Jak informuje Karol Bury z Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej, w trakcie imprezy będzie można zobaczyć dziesięć koni husarskich. W pierwszej odsłonie będzie prezentowana lekka husaria polska z jej początków, czyli z czasów bitwy pod Orszą w 1514 roku. W drugiej zaś pokazana będzie formacja w takiej formie, w jakiej jaka walczyła w bitwie pod Beresteczkiem.

W programie obchodów zaplanowano husarski turniej konny, pokaz musztry paradnej i bojowej halabardników, a także gonitwy. Będzie też prezentacja mody dworskiej, tańców z epoki i muzyki barokowej.

O godz. 14 wykład pt. „Święty Krzyż skarbnica historii. Od Bolesława Krzywoustego do Księcia Jeremiego” wygłosi wybitny znawca tematu prof. Krzysztof Bracha z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Wstęp na wydarzenie jest wolny. Na czas jego trwania wokół Świętego Krzyża wprowadzone zostaną udogodnienia dla przyjeżdżających. Wyznaczone będą parkingi i drogi dojazdowe.

Organizatorami obchodów 410. rocznicy urodzin księcia Jeremiego Wiśniowieckiego są m.in.: Starostwo Powiatowe w Kielcach, świętokrzyskie Zgromadzenie Zakonne Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, Chorągiew Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach, Urząd Gminy w Bielinach, Urząd Miasto – Gminy w Nowej Słupi.

Patronat honorowy nad widowiskiem objął prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda.

Książę Jeremi Michał Wiśniowiecki herbu Korybut (zwany Jaremą) urodził się 17 sierpnia 1612 w Łubniach. Wsławił się jako niezłomny obrońca Rzeczpospolitej przed powstaniem Chmielnickiego, równie głośna była jego konwersja na katolicyzm z prawosławia, w którym był wychowywany. Zmarł nagle 20 sierpnia 1651 r. w obozie wojsk koronnych pod Pawołoczą na Ukrainie. Był księciem na Wiśniowcu, dowódcą wojsk koronnych, wojewodą ruskim, starostą przemyskim, starostą nowotarskim, ojcem króla polskiego Michała Korybuta Wiśniowieckiego.

Żona, księżna Gryzelda Konstancja z Zamoyskich Wiśniowiecka, obawiając się sprofanowania zwłok męża przewiozła trumnę z jego doczesnymi szczątkami na Święty Krzyż i złożyła w grobowcu rodziny Oleśnickich.

Święty Krzyż to najstarsze polskie sanktuarium. Przechowywane są w nim relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Opactwo benedyktyńskie założone zostało z inicjatywy Bolesława Chrobrego w 1006 r. Obecnie opiekę nad nim sprawuje Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

Czemu Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk i Mariusz Kamiński minister MSWiA nękają obrońców życia a nie ścigają aborcjonistek handlujących pigułkami poronnymi…?

https://www.zycierodzina.pl/pomoc/2022.0819m.html

Kazali przynieść pudło po butach, by odebrać ciało dziecka po aborcji

================

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Niedawno pisałam do Pana o tym, że Policja nęka wolontariuszkę Fundacji za pokazywanie prawdy o aborcji i o związku biznesu aborcyjnego ze szczepieniami na Covid. Sprawa rozwija się. Małgosia przesłała na komisariat pisemne stanowisko w sprawie pikiety, od której wszystko się zaczęło, a teraz czeka na rozstrzygnięcie – najprawdopodobniej wyrok nakazowy z sądu, od którego będziemy się odwoływać. Szykujemy się do batalii o prawdę.

Przypomnijmy, że Policja działa w sposób zadziwiający: zamiast wystawić wezwanie do stawienia się na przesłuchanie, przyjechała po Małgosię prosto do jej domu, a funkcjonariusze chcieli dokonać przesłuchania w mieszkaniu w obecności innych domowników, w tym niepełnosprawnej córeczki Małgosi. Policja wykazuje się niezwykłym zaangażowaniem.

Dlaczego z równą pasją nie ściga np. aborcjonistek handlujących w sieci pigułkami poronnymi…?

Dlaczego traktuje obronę życia jako przestępstwo, podczas gdy aborcjonistki bez przeszkód organizują zabijanie dzieci i jeszcze publicznie się tym chwalą?

O co chodzi w sprawie Małgosi? O pikietę połączoną z publicznym Różańcem, która miała miejsce 6 listopada ubiegłego roku – przeszło 9 miesięcy temu! Akurat teraz, gdy Fundacja prowadzi działania, by powstrzymać kolejny lockdown i akcję szczepień niemoralnymi preparatami – ktoś przypomniał sobie, że w blisko rok temu Małgosia pokazywała na ulicy zdjęcie abortowanego dziecka! Co za zbieg okoliczności!

Szanowny Panie!

Trzymam rękę na pulsie i będę dawała Panu znać o kolejnych krokach w tej bulwersującej sprawie. Ściganie ludzi za to, że sprzeciwiają się zabijaniu dzieci, to istne kuriozum! Jest skandaliczne, że nie ściga się morderców, ale ludzi, którzy powstrzymują mordowanie. Z pewnością, gdyby wolontariusze Fundacji nie psuli szyków wielkiemu biznesowi, wszyscy mielibyśmy spokój. Aborcja to bardzo dobry zarobek, a wielkie koncerny odnoszą z niej korzyści finansowe.

Chcę, by wiedział Pan jeszcze to: Małgosia jest jedną z kobiet, które działają w Fundacji, bo same kiedyś dokonały aborcji. W ostatnim czasie udzieliła wywiadu, w którym opowiada, jak 23 lata temu pozwoliła lekarzom zabić swojego synka. Opisuje, jakie były i są konsekwencje tego, co się stało. Mówi rzeczy wstrząsające. Proszę przeczytać choćby ten fragment:

nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje, nie rozumiałam. (…) Więc podpisałam zgodę na przerwanie ciąży…

Mój syn urodził się żywy na łóżku ginekologicznym. W momencie, w którym go wyjęto i położono mi między nogami, okazało się, że jego serce nadal bije, więc lekarze musieli poczekać aż przestanie bić. Wcześniej, gdy jeszcze był w moim łonie, codziennie podawali mu truciznę, by spowodować jego zgon. Po tym sprawdzali, czy nadal jego serce bije, ale on miał bardzo silne serce i żył jeszcze chwilę po wyjęciu na zewnątrz.

Po tym wszystkim wpadłam w amok, dotarło do mnie, że to nie było przerwanie czegoś, do czego można za chwilę wrócić, ale że moje dziecko autentycznie umarło. Chciałam go jeszcze zobaczyć, ale lekarz nie chciał mi go pokazać, więc zadarłam głowę, by móc to zrobić. Tego widoku nie zapomnę do końca życia… Mój syn leżał na prawym boku, miał podkurczone nóżki, zgięte rączki… to nie był zlepek komórek, to był mały człowiek, któremu przestało bić serce. Ponieważ nie mogłam zapanować nad sobą, zawołano anestezjologa, który mnie uśpił.

Lekarze nie chcieli wyrzucić dziecka do odpadów medycznych, bo był trochę za duży, leżał na sali zabiegowej, w blaszanej misce przykryty ligniną, gdzie każdy przechodził, były badane inne pacjentki. W końcu do mojej mamy, która była wtedy przy mnie, przyszła salowa i poprosiła ją, by przyniosła pudełko po butach i zabrała ciało

Całą rozmowę może Pan przeczytać pod tym linkiem:

https://www.zycierodzina.pl/kazali-przyniesc-pudelko-po-butach-by-zabrac-dziecko/.

Zachęcam także, aby przesłać link innym osobom, aby dowiedziały się z pierwszej ręki, jak naprawdę wygląda aborcja, jak jest okrutna i jak tragiczne konsekwencje z sobą niesie.

Matkom, które pozwoliły zabić swoje dzieci, nikt i nic nie jest w stanie wrócić ich synów i córek. Wiele z nich angażuje się jednak w obronę życia, aby ratować inne maluchy. Bardzo się cieszę, że po tak strasznych doświadczeniach dziewczyny znajdują siłę, by działać przeciw aborcji. Feministki twierdzą, że „aborcja jest OK”. Świadectwo kobiet takich jak Małgosia pozwala zobaczyć, że proaborcyjne slogany to gigantyczne kłamstwo.

Oby ta historia pomogła uratować kolejne dzieci zagrożone zabiciem w łonach matek.

Serdecznie Pana pozdrawiam!


Kaja Godek
Inicjatywa #ZATRZYMAJABORCJĘ
Inicjatywa #STOPLGBT
Fundacja Życie i Rodzina
zycierodzina.pl

PS – wciąż zbieramy fundusze na pomoc prawną dla Małgosi. To niezwykle ważne, by w tej sytuacji czuła się bezpieczna i była otoczona fachowym wsparciem. Jeśli uważa Pan, że należy pomóc, proszę o dokonanie wpłaty na dane widoczne w stopce niniejszego maila. W tytule przelewu bardzo proszę wpisać „pomoc prawna”.

Judasz dostał gotówkę. PiS i PO biorą srebrniki – na kredyt.

CzarnaLimuzyna https://www.ekspedyt.org/2022/08/18/judasz-dostal-gotowke-pis-i-po-biora-srebrniki-na-kredyt/

Dorabianie „filozofii”, „legendy” do antypolskiej działalności PiS trwa w najlepsze. Bardzo dobrze w tym względzie współpracują  ze sobą TVP i TVN nazywając antynarodowych socjalistów „prawicą”, dzieląc użytecznych idiotów na przeciwników i zwolenników, pozycjonując przy okazji dwa główne produkty zgodnie z profilem psychologicznym ich wirtualnych konsumentów.

Postanowiłem dokonać kolejnej nieznacznej trawestacji jednej z wypowiedzi lewicującego europosła PiS:

Rząd mówi, że pełzamy. Trzymam kciuki za te starania, żeby zakończyły się sukcesem, ale od samego początku jestem sceptyczny, jeśli chodzi o ten program …

A tu kolejny cytat, tym razem dosłowny:

Czas przeciąć negocjacje i powiedzieć, że rezygnujemy ze środków na KPO. “Gość Wydarzeń”/Polsat/

Judasz dostał gotówkę. PiS i PO biorą srebrniki na kredyt obciążając jego spłatą ofiarę

Polityk PiS nie nazywa rzeczy po imieniu. Trudno nazwać ten żenujący spektakl negocjacjami w jakiejkolwiek dobrej sprawie. Rozmowy z neokomunistycznymi szantażystami są od samego początku, w swojej istocie, pozbawione sensu. Nie negocjuje się z politycznymi terrorystami.

“Polska nie prowadzi kampanii antyzachodniej”

Pan Zdzisław, zwolennik legalizacji pewnej niemoralnej rzeczy nazywa atakujących Polskę „zachodem”. Jest to prawda tylko w jednym aspekcie, a mianowicie geograficznej lokalizacji aktualnie działających ośrodków neomarksistowskich.

Jak widać o komunizmie i Niemcach ani słowa, bo “ciemny lud” może mieć niemiłe skojarzenia. Podobnie jest z realnym faszyzmem pod unijnym szyldem lub auspicjami NWO. Stąd politykowi PiS wyszedł następujący „kalambur”: „Polska nie prowadzi kampanii antyzachodniej”.

Polska nie prowadzi antykomunistycznej kampanii ?

Dlaczego?

Odpowiedź jest bardzo prosta. To nie “Polska”, bo Polska w swojej istocie jest antykomunistyczna. Nie Polska, lecz zwolennicy socjalizmu i różnych mutacji komunizmu, a wśród nich także piewcy unijnego faszyzmu, nie prowadzą takiej kampanii.

=====================

Suplement. Gwoli sprawiedliwości dodam jeszcze jedną wypowiedź pana Krasnodębskiego, rzadko spotykaną w głównym ścieku.

Uważam, że zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu. To jest paradoksalne.

Na Rosję trzeba mieć Abramsy, wiadomo jakich środków użyć. Natomiast, żeby sobie poradzić z UE, to wymaga większego wysiłku organizacyjnego, intelektualnego – i w tym sensie to jest większe niebezpieczeństwo.

Wypowiedź znalazłem w “Zależnej”.

Rządy „tutejsze” wobec tragedii Polaków i zbrodni OUN-UPA.

Prezenty ministra Dworczyka – prof. Bogusław Paź https://www.bibula.com/?p=135817

Ukraińscy „heroje” siekierami, widłami etc. zgładzili 200 tys. Kresowian (nie licząc Żydów), dziś mają pomniki i nazwy ulic w każdym mieście Ukrainy, a rząd Ukrainy neguje fakt tego ludobójstwa i zabrania ekshumacji 5,5 tys. bezimiennych mogił ofiar band OUN-UPA.

Nie wypłacił też jednej złotówki za ludobójstwo na Polakach, za wypędzenie milionów z nich i za zajęte polskie majątki, ziemię, kamienice, pałace, uniwersytety, kościoły etc.

Tymczasem rząd PiS planuje wydanie z naszych kieszeni po 10 tys. zł. odszkodowania dla… Ukrainek z traumą (sic)! Do dziś dnia, od 80 lat żadna ekipa rządząca Polską nie wypłaciła odszkodowania nikomu z mojej rodziny za traumy z Kresów, z którymi żyli przez całe życie. 

Moja teściowa – rodowita Wołynianka do teraz, jak mówi: nie ma miesiąca, by nie śniło się jak jako dziecko nocą z rodzicami ucieka w zbożu podpalanym przez zdziczałe bandy OUN-UPA. Żaden rząd – tak za komuny, jak i AWS, SLD PO, PSL i PiS nie zaoferował pomocy psychologicznej ofiarom i świadkom ukraińskiego ludobójstwa!

Znałem dziesiątki osób – z rodziny, sąsiadów etc, którzy całe życie zmagali się z traumami – nocami wracały wspomnienia, o poranku budzili się przerażeni i mokrzy od potu. Miałem sąsiadkę – żyła całe życie w stanie obłędu i prawie nigdy nie wychodziła z domu na powietrze. Jak się niedawno dowiedziałem: na jej oczach dzicz z OUN-UPA dosłownie zarżnęła jej rodziców i rodzeństwo…. . Znałem śp. pana F. Trusiewicza – banderowcy na jego oczach zarżnęli mu całą rodzinę, on cudem ocalał, dożył sędziwego wieku. Do ostatnich jego dni (zmarł niedawno) żaden łajdak rozdający dziś miliardy na Ukrainę się do niego nie zgłosił z pomocą… http://cejsh.icm.edu.pl/…/bwmeta1.element.ojs-doi-10…

Nieudacznicy z PiS – odszkodowania obywatelom obcych państw płaćcie ze swoich kieszeni. Zajmijcie się losem 2,5 miliona Polaków żyjących w Polsce poniżej granicy ubóstwa, zajmijcie się pacjentami w szpitalach, których dzienna suma na całodobowe wyżywienie wynosi dużo mniej niż 10 zł. Zajmijcie się milionami emerytów, których emerytury już teraz, latem, nie starczają na zakup węgla i opłaty za ogrzewanie.

Tak, oczywiście, jestem za pomocą uchodźcom! – Ale: uchodźcom, nie obywatelom obcych państw za granicą, wszystkim uchodźcom – nie tylko białym zza wschodniej granicy, ale także tym z Syrii, Libanu, Afganistanu etc., i za ta taką pomocą, jaka się wg prawa międzynarodowego należy: dach nad głową + jedzenie i nic ponadto. Czyli taką, jakiej udzielają kraje o wiele bogatsze od nas.: Niemcy, Hiszpania, Francja, Włochy etc.

Ukraina, kraj dwukrotnie większy od Polski w 80% wolny od działań wojennych i największy eksporter broni do Rosji, niech sama zajmie się swoimi obywatelami, którzy żyją na jej terytorium, bo to jej a nie Polski obowiązek zajmować się swoimi obywatelami, a pomoc poszkodowanym przez rosyjskiego agresora niech weźmie z tego eksportu broni – Tym bardziej, że do niedawna zajmowała 8. miejsce na świecie w eksporcie broni na świecie. https://www.rp.pl/…/art2905441-najwiecej-broni-ukraina…

Warto poczytać, jak Polacy reagują na pisowskich nieudaczników https://twitter.com/michaldwor…/status/1559993894774906880

Prof. Bogusław Paź

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (18-08-2022) | https://myslpolska.info/2022/08/18/prof-boguslaw-paz-prezenty-ministra-dworczyka/

Prezes Kaczyński zmniejsza elastyczność podczas pełzania

Prezes Kaczyński zmniejsza elastyczność podczas pełzania

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, WażneAutor: CzarnaLimuzyna, 8 sierpnia 2022

Pełzać będziemy. Pełzaliśmy i pełzamy

My do koryta, a wy do jamy

Donald Tusk, wybitny przedstawiciel opcji niemieckiej straszy swój elektorat, że PiS może przestać pełzać przed Brukselą. Z najnowszej historii wiemy, że ludzi, którzy oglądają telewizję bardzo łatwo przestraszyć. Lemingi boja się najbardziej rzeczy dobrych dla Polski. W tym przypadku jednak prawda nie jest przyjemna. PiS ma zamiar zmienić tylko… elastyczność. Obiecywał to już w 2015 roku.

Inna strategia

Nową strategię PiS wyjaśnia w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” prof. Arkadiusz Jabłoński

Jarosław Kaczyński zapowiada pewien rodzaj strategii, w której będziemy wykazywać się większą skutecznością, a mniejszą elastycznością. Był czas, w którym tę elastyczność, próbę wypełniania warunków KE traktowano jako coś, co będzie sprzyjało korzystnym rozwiązaniom dla Polski. Okazało się to naiwnością. Teraz mamy nową zapowiedź prezesa PiS.

Będzie próba podejmowania gry z KE na innych warunkach wbrew narzekaniu opozycji.

Nie wiem co kieruje profesorem Arkadiuszem Jabłońskim. Czy może chce, w ten sposób, zasugerować, że PiS naprawdę wierzyło w końcowy pozytywny efekt wdrażania marksistowskiej nomokracji zwanej praworządnością? 

Czy wśród osób normalnych naprawdę byli ludzie, którzy uwierzyli, że zgoda Morawieckiego na unijny dyktat, to “coś, co będzie sprzyjało korzystnym rozwiązaniom dla Polski”? Czy wierzył w to Morawiecki? Jeżeli w to wierzycie, to chyba nie doceniacie pana Morawieckiego.

 „Narzekanie opozycji”

To prawda. Targowica z Nowogrodzkiej jest bez przerwy krytykowana przez targowicę totalną za pełzanie zygzakiem, a więc za sposób niezbyt szybkiego podążania w kierunku najgłębszej przepaści. Trzeba jednak przyznać gwoli sprawiedliwości, że nikt do tej pory nie zrobił tyle złego dla Polski, co PiS. Konkurencyjna targowica (PO et consortes) próbuje przekonać polskiego głupca, że zrobią „to lepiej”. Mamy więc klasyczną tragifarsę – połączenie tragedii z farsą, w której naiwni bohaterowie przeżywają kolejne “niespodziewane” lockdowny (medyczny, energetyczny, żywnościowy, finansowy). PiS oczywiście przekonuje, że nie ma najmniejszego zamiaru wychodzić z unijnego (globalnego) lockdownu, a na domiar tego, w kulminacyjnej scenie: chce osiąść głębiej, bo pełzać od pewnego momentu nie będzie już można.

“Szef komitetu wykonawczego PiS”, nazwiska specjalnie nie wymienię, bo liczy się funkcja, powiedział, że celem partii jest zmiana struktury bagna z „bagna UE” na ”bagno narodów UE”. Zmiana słuszna i pożądana. W oryginale cytat brzmi:

My z UE nigdzie się nie wybieramy i to podkreślaliśmy wielokrotnie. Nie wszystko działa tak, jak powinno w UE. Naszym celem jest także zmiana struktury UE, na Unię Europejską narodów.

Będziemy stosować taktykę “ząb za ząb”

Już widzę oczami wyobraźni jak targowica z Nowogrodzkiej wybija zęby unijnym faszystom, zmuszając Niemców do rezygnacji z wydobycia węgla i rezygnacji z dotychczasowego wolumenu produkcji rolnej i przemysłowej na rzecz polskiej gospodarki. Ponadto: wymusza pod groźbą sankcji przywileje dla polskiej mniejszości w Niemczech łącznie z prawem do antyniemieckich parad na ulicach Berlina. A na koniec Niemcy dokonują wpłaty “pod choinkę, w grudniu 2022.” pierwszej raty reperacji wojennych.

Nihil novi sub sole

Targowica z Nowogrodzkiej versus targowica totalna. Oto poziom percepcji i zaangażowania Polaków. Zawracam uwagę na fakt, że obydwie zwaśnione targowice są za likwidacją polskiego górnictwa. Co na to idioci-zwolennicy jednej i drugiej – takiej samej opcji?

 Wiwat! Niech żyje Nowy Ład! – PiS da, PiS da PiS da. Piosnka.

autor; DK

Kiedy z twej pensji wyżyć się nie da, 

wokoło coraz większa bieda, 

Niech cię pociesza piosenka ta

PiS da, PiS da PiS da.

 Kiedy za opał płacisz krocie 

 Pierzesz w deszczówce, suszysz na płocie 

 To w uszach dźwieczy ci piosnka ta

 PiS da, PiS da , PiS da. 

Kiedy fakturę nową dostaniesz 

Za prąd,  za gaz, za ogrzewanie 

To na pociechę piosenka ta 

PiS da, PiS da,  PiS da.

 Kiedy opłacasz składkę na zdrowie, 

 Ale prywatnie leczysz się znowu, 

 Niech ulży troskom śpiewka ta: 

 PiS da, PiS da, PiS da. 

Kiedy kredytu spłacić nie możesz,  

Bo stopy wzrosły procentowe,  

To na pociechę niech w duszy ci gra: 

PiS da, PiS da, PiS da. 

 I ty, emerycie, co mimo trzynastek 

 Znów na śniadanie zjesz chleb bez masła, 

 niech Ci  brzmi w uszach i siłę da:

 PiS da, PiS da, PiS da. 

Gdy w telewizji słyszysz co chwila, 

Jak ciągle rząd ci życie umila 

To w tle znów dźwięczy piosenka ta: 

PiS da, PiS da, PiS da.

 I ty, który firmę tracisz pomału 

 Na rzecz obcego kapitału 

 Na pocieszenie niech w duszy ci gra 

 PiS da, PiS da,  PiS da. 

i gdy pod mostem twój szałas stanie, 

Bo nie starczyło na mieszkanie 

To w tym szałasie zaśpiewaj tak:

PiS da, PiS da, PiS da.

 A kiedy przyjdą zburzyć twój dom,  

 Żeby zbudować lotniczy port

 To na pociechę masz słowa dwa: 

 PiS da, PiS da, PiS da. 

A kiedy zamkną się już twe oczy

I będzie kondukt za trumną kroczył

Niech mu do marszu piosenka gra: 

PiS da, PiS da, PiS da.

 Śpiewamy wszyscy radosną pieśń 

 By dobrodziejom oddać cześć 

 Wiwat! Niech żyje Nowy Ład!

 PiS da, PiS da, PiS da.  

Drugi kwartał przyniósł bardzo mocny spadek PKB. Ostre hamowanie polskiej gospodarki.

Ostre hamowanie polskiej gospodarki. Tak silny spadek PKB zaskoczył ekonomistów.

Krzysztof Kolany https://www.bankier.pl/wiadomosc/PKB-Polski-II-kwartal-2022-dane-wstepne-8391189.html

Drugi kwartał przyniósł bardzo mocny spadek produktu krajowego brutto względem poprzedniego kwartału – poinformował Główny Urząd Statystyczny. To może oznaczać wystąpienie w Polsce tzw. technicznej recesji.

W II kwartale 2022 roku PKB Polski był realnie (czyli po uwzględnieniu inflacji) o 5,3 proc. wyższy niż rok wcześniej – wynika ze wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego.

O ile dynamika roczna wciąż pozostaje imponująca, to już znacznie gorzej prezentuje się porównanie z poprzednim kwartałem.

Względem poprzedniego kwartału produkt krajowy brutto Polski obniżył się aż o 2,3% po tym, jak w I kwartale odnotowano bardzo silny wzrost o 2,5% kdk. Był to też trzeci najsilniejszy kwartalny spadek PKB w sięgającej roku 1995 historii porównywalnych statystyk.

Tak silny spadek PKB względem poprzedniego kwartału kompletnie zaskoczył ekonomistów, którzy spodziewali się dynamiki tego wskaźnika na poziomie -0,8% kdk i 6,3% rdr. Ponieważ jest to tzw. szybki szacunek, nie znamy struktury PKB, więc nie możemy określić, co stało za tak dużą i negatywną niespodzianką. Można jedynie snuć przypuszczenia, że istotną rolę odegrała zmiana stanu zapasów.

[dalej – bla- bla… można se poczytać… MD]

ŚCIEKI. To pokazuje bezradność systemu, w jakim żyjemy.

https://www.tuolawa.pl/artykul/25957,to-pokazuje-bezradnosc-systemu-w-jakim-obecnie-zyjemy

Publikujemy raport stowarzyszenia „Wszystko dla Oławy” w sprawie ścieków z firmy Jack-Pol:

  • 17.02.2022 Kilkanaście lat temu powstał w naszym mieście zakład przerobu makulatury Jack-Pol. Oprócz ekologicznych aspektów działania firmy jest niestety także drugie dno. Mianowicie dno rzeki Odry, na którym od wielu lat osadzają się tony odpadów z produkcji pocelulozowej spuszczanych przez zakład do kanału żeglownego rzeki.
  •           Podczas procesu produkcji masy celulozowej i papieru zużywane są olbrzymie ilości wody i energii. Skutkiem ubocznym produkcji jest masa pocelulozowa. Zakłady papiernicze uwalniają także do wód i powietrza wiele szkodliwych substancji chemicznych oraz produkują odpady, które trafiają na składowiska, oczywiście w teorii, bowiem w Oławie tony tych odpadów przez lata wędrowały prosto do drugiej co do wielkości polskiej rzeki. Najbardziej szkodliwym etapem produkcji papieru jest wybielanie masy celulozowej za pomocą chloru gazowego lub związków chloru, co powoduje uwalnianie do ścieków z zakładów papierniczych niebezpiecznych zanieczyszczeń chlorowcoorganicznych. Organiczne związki chloru poddawane działaniu wysokich temperatur, w jakich odbywa się bielenie, często przekształcają się w trwałe i wysoce toksyczne związki zwane dioksynami. Jak wykazały różne badania, substancje te można znaleźć nie tylko w ściekach pochodzących z papierni, ale także w samych produktach papierowych (w tym produktach higieny osobistej, takich jak papier toaletowy i chusteczki). Najbardziej niebezpiecznym związkiem z grupy dioksyn jest 2,3,7,8-TCDD. Jest on silnie toksyczny nawet w śladowych ilościach i może wywołać zmiany w systemie odpornościowym, uszkodzenia płodu, zaburzenia płodności, uszkodzenia narządów wewnętrznych. Mamy też potwierdzone informacje, że w tym procesie wytwarzana jest dość duża ilość rtęci, która także może przedostawać się do środowiska. Jak bardzo może to być szkodliwe dla środowiska, pokazuje reakcja oławskiego ZWiK, który odmówił firmie Jack-pol odprowadzania tej substancji do sieci kanalizacyjnej obawiając się o florę bakteryjną naszej miejskiej oczyszczalni ścieków. Normalnie powinno to być utylizowane. Jednak ponieważ jest to drogi proces i żaden pobliski zakład nie chce tego przyjmować, najłatwiej było więc spuszczać to do rzeki.

          Od kilkunastu już lat z dużą regularnością lokalne media po sygnałach od mieszkańców informowały, że biała substancja wlewa się do rowu (roboczo zwanego S-B) przy ul. Zwierzynieckiej i dalej płynie prosto do kanału żeglownego rzeki Odry tuż poniżej śluzy. Wielokrotnie powiadamiane były wszystkie możliwe służby i instytucje takie jak Policja, Straż Miejska, Straż Pożarna, Burmistrz, Powiatowy Inspektor Ochrony Środowiska, PGW Wody Polskie (dawny RZGW) i inne. Tak, proszę Państwa, przez kilkanaście lat ww. instytucje państwowe nie potrafiły zlokalizować sprawcy zrzutu tej trucizny, a także zbadać jej składu chemicznego. To pokazuje bezradność systemu, w jakim obecnie żyjemy. Płacimy podatki, utrzymujemy te instytucje, a jednak jest, jak jest.

         Nasze stowarzyszenie „Wszystko dla Oławy” ma zapis w statucie „dbanie i troskę o środowisko naturalne”. Dlatego postanowiliśmy się zająć tą sprawą. Kilka miesięcy zajęło nam namierzenie sprawcy. Ale po kolei. Najpierw ustaliliśmy, do kogo należy działka, na której zlokalizowane jest ujście, z którego wypływała podejrzana substancja. Otóż okazało się, że nieruchomość jest w użytkowaniu wieczystym PKP. Zapytaliśmy więc kolejarzy, czy wiedzą, co to jest za budowla. Potwierdzili, że zostało to zbudowane przez firmę Jack-pol, która zwróciła się do nich o zgodę na budowę, firma miała też zgodę na odprowadzanie wód opadowych. Jednak, jak twierdzą kolejarze, Jack-pol miał spełnić pewne warunki postawione przez PKP. Niestety, jak się okazuje, nigdy tego nie zrobił!!! To treść odpowiedzi od PKP: „W uzupełnieniu chciałam dodać, że Polskie Koleje Państwowe S.A. będące właścicielem części rowu S-B (w obrębie działki nr 30, AM-62 obręb Oława) podczas rozprawy administracyjnej przeprowadzonej dnia 1 czerwca 2016 r. w Starostwie Powiatowym w Oławie w sprawie odprowadzanie do rowu melioracyjnego S-B wód opadowych z terenu Jack-Pol Sp. z o.o. obejmującego działki nr 4/33, 3/3 oraz 3/1 AM-68, obręb Oława wyraziły wstępną zgodę na odprowadzenie wód opadowych i roztopowych, pod warunkiem zawarcia pisemnej umowy z Producentem Wyrobów Papierniczych Jack-Pol Sp. z o.o., jednak taka umowa nie została nigdy podpisana oraz zgoda na odprowadzanie wód opadowych i roztopowych do rowu melioracyjnego S-B w obrębie działki nr 30 AM-62 w Oławie z terenu Producenta Wyrobów Papierniczych Jack-Pol Sp. z o.o. nigdy nie została wydana.”

         Tak więc proszę sobie wyobrazić, że przez te wszystkie lata cokolwiek było tędy spuszczane przez tego truciciela, było robione nielegalnie. Nikt z ww. służb, instytucji, a przede wszystkim burmistrz miasta, wielokrotnie o tym informowany tego nie zweryfikował. Dlaczego ? Nie wiadomo, może nie chciał. My pokazaliśmy, że nie było to wcale takie trudne.

          Większościowy pakiet udziałów Jack-Polu posiada wrocławska firma Merida. Gdy zaczęło być już coraz głośniej o sprawie, właściciele truciciela wpadli na pomysł, że trzeba zmienić miejsce zrzutu, kupując działkę przy ul. Portowej, gdzie zamierzają wybudować przemysłową oczyszczalnię ścieków. Przekopano się pod ul. Portową i pod pozorem prób szczelności regularnie co kilka dni rozcieńczone odpady pocelulozowe spuszczano bezpośrednio do kanału żeglownego Odry powyżej śluzy. Liczono zapewne na to, że jest to mniej dostępne miejsce i cały proceder będzie mógł trwać następne lata. Jednak po sygnałach wędkarzy we wrześniu zorganizowaliśmy spotkanie grupy roboczej złożonej z przedstawicieli stowarzyszenia, mieszkańców, ekologów (Eko Unia z Wrocławia), wędkarzy i dziennikarzy. W spotkaniu udział wzięli także zaproszeni przez nas przedstawiciele zakładu, którzy zaprzeczali wszystkiemu, pytani czy coś wiedzą na temat tych zrzutów, z uśmiechem i zdziwieniem tłumaczyli, że to nie oni. A jeśli coś było, to przypadkowo na skutek przeprowadzania tzw. prób szczelności systemu. Przedstawiciele zakładu zapraszali też członków stowarzyszenia do wizyty w zakładzie, jednak gdy doszło do dopinania szczegółów wycofali się z tego, najpierw żądając zbyt dużo szczegółowych informacji na temat uczestników wizytacji, a później zasłaniając się covidem. Pracownicy firmy twierdzili także, że zakład ma pozwolenie na zrzut ścieków. Sprawdziliśmy, owszem, zostało firmie Jack-pol wydane pozwolenie zintegrowane na zrzut oczyszczonych ścieków przemysłowych i wód opadowych. Jednak jak te odpady mogą być oczyszczone, skoro nie ukończona została budowa oczyszczalni. Świadkowie, najczęściej wędkarze, co jakiś czas informowali media, że śmierdząca biała substancja jest spuszczana przez Jack – pol do Odry. Może to cały czas próby szczelności systemu ? Obawiamy się, że to ciąg dalszy trwającego od kilkunastu lat procederu. Tym razem robione jest to w mniej dostępnym miejscu, odpady są rozcieńczane wodą pobieraną z Odry, i spuszczane co kilka godzin w krótkich cyklach do kanału Odry ok. 200 m powyżej śluzy.

          Zawiadomiliśmy Starostwo Powiatowe w Oławie o prawdopodobieństwie wygaśnięcia tego pozwolenia, bowiem firma nie spełniła wymogu budowy w ciągu dwóch lat biologicznej oczyszczalni ścieków. Poinformowaliśmy przy okazji o tym Ministerstwo Środowiska i Klimatu, WIOŚ, PGW Wody Polskie. W odpowiedzi otrzymaliśmy pismo z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska potwierdzające obawy mieszkańców. W zakładzie przeprowadzono skrupulatną kontrolę, podczas której stwierdzono szereg naruszeń pozwolenia zintegrowanego oraz zastosowano wobec osoby odpowiedzialnej przewidzianą prawem sankcję. Ponadto firma musiała wystąpić o zmianę pozwolenia zintegrowanego o zapis dotyczący wywożenia ścieków bytowych przez firmę asenizacyjną.  Zakład wystąpił też o pozwolenie na rozbudowę i co za tym idzie zwiększenie produkcji. Stworzono, jak się okazuje, na potrzeby firmy raport oddziaływania na środowisko, który wg nas zawiera wiele błędów i wątpliwości. W raporcie analizę wpływu ścieków odprowadzanych do rzeki przeprowadzono w oparciu o wadliwe przyjęty przepływ rzeki Odry. Założono przepływ rzeki 45,576 m3/ sekundę, co jest ogromnym błędem. Miejsce odprowadzania ścieków znajduje się na kanale żeglownym rzeki Odry, a nie bezpośrednio na brzegu rzeki. W kanale żeglownym większość czasu woda stoi i nie ma żadnego przepływu, zatem wpływ emisji zanieczyszczeń do rzeki będzie o wiele intensywniejszy i wywoła większe skutki. Ponadto nie wykonano badania ścieków i ich wpływu na rzekę dla chlorków i siarczanów, związków wyjątkowo nie korzystnie wpływających na środowisko. Kolejną istotną rzeczą jest brak przeprowadzenia badań siedliskowych. Oławscy wędkarze doskonale wiedzą, że kanał żeglugowy powyżej i poniżej śluzy jest zbiornikiem zaporowym, w którym większość czasu woda nie płynie. Przepływ i to krótkotrwały występuje tylko w momentach śluzowania przepływających tam barek i jachtów. Są to zbiorniki, w których następuje wybitnie gromadzenie się rybostanu – zimą na tzw. „zimowisku„ a wiosną akweny te są z kolei tarliskami ryb i powinny podlegać szczególnej ochronie. Ponadto w tym miejscu są siedliska chronionych bobrów. Poinformowaliśmy o tym urzędników, którzy będą odpowiadać za wydanie decyzji o rozbudowie zakładu. Jednocześnie wystąpiliśmy o uznanie nas za stronę w postępowaniu. Uważamy, że lokalizacja oczyszczalni ścieków jest nietrafiona.

         Zastanawia fakt, o co w tym wszystkim chodzi. Czy tak poważna firma o zasięgu międzynarodowym, jaką jest Merida (właściciel Jack-Pol) naprawdę musi bawić się w taki proceder ? Otóż Szanowni Państwo, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Te odpady powinny być utylizowane w profesjonalny sposób. To oczywiście kosztuje, więc najłatwiej jest je spuścić prosto do rzeki, są to potężne oszczędności dla zakładu. Na przestrzeni kilkunastu lat mogły to być już setki lub nawet tysiące ton…! Jest to także narażanie na straty Skarb Państwa, choćby z tytułu nieodprowadzania podatku VAT od procesu utylizacji. Oczywiście, to wszystko są na tym etapie nasze przypuszczenia, które jednak krok po kroku będziemy starać się udowadniać.

        Obecnie dzięki działaniom WIOŚ proceder ustał. Kontrolujemy, zaglądamy na miejsce wylotu i stwierdzamy, że w ostatnim czasie nie widać, aby substancja była spuszczana do rzeki. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu był jedyną instytucją, która pomogła nam w sprawie, doprowadzając do zaniechania zrzutów. Dlatego też zdecydowaliśmy się na wystosowanie specjalnych podziękowań dla tej instytucji, która przywróciła nam wiarę w sens  naszego społecznego działania.

            My jako stowarzyszenie mieszkańców Oławy nie odpuścimy. Będziemy konsekwentni w działaniu, dopóki Jack -Pol nie zaniecha trucia środowiska.

„Wszystko dla Oławy”

Money, money, money…!

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  16 sierpnia 2022

http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5232

Mieszcząca się na Tajwanie Republika Chińska, jest kolejnym krajem – po Ukrainie, Polsce i Litwie – któremu Stany Zjednoczone obiecały, że będą go bronić do ostatniej kropli krwi. Te zapewnienia padły z pięknych ust pani Nancy Pelosi, która w tym właśnie celu na Tajwan przyjechała. Wszystko zatem jest w jak najlepszym porządku; Republika Chińska w razie czego będzie się broniła aż do ostatniego Chińczyka, podobnie jak Ukraina – do ostatniego Ukraińca, no i Polska, do ostatniego…, no, mniejsza z tym.

Z jednej strony wymaga to gorliwości i determinacji, ale z drugiej – niepodobna nie zauważyć, że zaczyna wkradać się tu pewna nerwowość. Wprawdzie ostateczne zwycięstwo jest tuż-tuż, w zasięgu ręki – ale uchodźcy uchodzą nieprzerwanym strumieniem, a kultowe zawołanie: „idi na chuj!” które tak spodobało się w Hollywood, że pewnie na tej kanwie zostanie nakręcony jakiś thiller z Angeliną Jolie, albo Julią Roberts, zaczyna podlegać trawestacjom.

Oto Amnesty International ogłosiła raport, z którego wynika, że niezwyciężona ukraińska armia posługuje się cywilami, jako żywymi tarczami, ustawiając między blokami mieszkalnymi armaty i wyrzutnie rakiet. Wyjaśnia to fenomen, dlaczego zbrodniarz wojenny Putin tak się uwziął właśnie na ukraińskich cywilów, którzy zresztą uciekają, gdzie tylko mogą, ale również wprowadza atmosferę nerwowości, która udziela się tamtejszym parlamentarzystom, a nawet radnym municypalnym. Oto parlamentarzysta Najwyższego Sowietu Oleg Gonczarenko poinformował Amnesty International, że jest „bezwartościowym gównem”, a radna miejska Kijowa, pani Alina Mychajłowa poinformowała szefową Amnesty International, Agnieszkę Callamard, że ma w ustach „ruskiego chuja”. Słowem – Amnesty International dołączyła do grona „ruskich onuc”, które tropią i demaskują nie tylko „sygnaliści” w osobie Cezarego Łazarewicza, ale i oddział Propaganda Abteilung z Woronicza, co to właśnie po raz kolejny zdemaskował Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikke, jako ruskich agentów.

Wiadomo; kto nie jest agentem ukraińskim, a przynajmniej nie chce być „sługą narody ukraińskiego”, ten musi być agentem ruskim. Taki jest widać rozkaz, a poza tym wiadomo też, że nic tak nie gorszy, jak prawda.

Z drugiej strony to obfite rzucanie „gównami” i „chujami” może świadczyć o wkradającej się nerwowości. Skoro USA właśnie zapewniły Republikę Chińską, że w jej obronie będą walczyły do ostatniej kropli krwi, to czy przypadkiem nie oznacza to, że będą starały się wygaszać konflikty na innych kierunkach? Taki jaskółczy niepokój można było wyczuć w buńczucznym oświadczeniu prezydenta Zełeńskiego, że Ukraina „na pewno nie da się wmanewrować w dyplomatyczne bagno, jakim jest zamrożony konflikt” – a na taką właśnie możliwość, jako „jedną z możliwości”, wskazała pani Julianna Smith, ambasador USA przy NATO.

Na pewno”, to takie samo sformułowanie, jak „nigdy”. Wyjaśnił to kiedyś Winston Churchill premierowi Mikołajczykowi, który podobnie buńczucznie mu oświadczył, że Polska „nigdy” nie zgodzi się na oddanie Wilna i Lwowa. – „Nigdy, nigdy… – mruknął Churchill. – To jest słowo, którego nikomu nie można zabronić wymawiać”. I chyba słuszna jego racja, bo gdyby ktoś teraz wspomniał o myślozbrodni, czyli o Wilnie i Lwowie, to zostałby napiętnowany jako „ruska onuca”, albo nawet agent, co powtarza ruską propagandę po Miedwiediewie. „Na pewno”, to wszyscy umrzemy.

Tymczasem „zamrożenie” jest „jedną z możliwości” jeszcze z jednego powodu. Oto Chris Powell, działacz GATA, czyli organizacji ekonomistów i menedżerów, zajmującej się badaniem przepływów złota, 18 lipca podał informację, że USA przejęły ukraińskie rezerwy złota wartości około 12 miliardów dolarów. Jakby tego było mało, we włoskich mediach pojawiły się fałszywe pogłoski, że to złoto zostało przejęte przez Amerykanów już w roku 2015, podobnie jak ukraińskie rezerwy walutowe. Tymczasem wartość amerykańskiej pomocy dla Ukrainy od roku 2014 do chwili obecnej wynosi 11,8 mld dolarów, a więc prawie tyle, ile wartość wziętych przez USA na przechowanie ukraińskich rezerw złota. W tej sytuacji „zamrożenie” byłoby całkiem logiczne, mimo kategorycznego sprzeciwu prezydenta Zełeńskiego. Bo – w odróżnieniu od złota, którego zasoby jednak są ograniczone – w prezydentach możemy – to znaczy nie my, uchowaj nas Boże od takiej pychy! – ale na przykład Stany Zjednoczone, mogą w prezydentach przebierać jak w ulęgałkach. Jak mi kiedyś w Denver w Colorado powiedział pewien starszy pan – jeśli jakiś rząd za bardzo nam, to znaczy Ameryce, podskakuje, to my go zmieniamy. Warto zwrócić uwagę, że przebierać można nie tylko w prezydentach. Kiedy wdowa po Leninie, Nadieżda Krupska, próbowała podskakiwać Stalinowi, ten dobrotliwie ją ostrzegł, że „towarzyszowi Leninowi możemy znaleźć jakąś inną żonę”.

Na domiar złego Chris Powell podaje, że z tym złotem to są same zgryzoty. Otóż – jak powiada – „zaksięgowanych” jest 30 tys. ton – ale fizycznie jest tylko 15 tysięcy, bo reszta została sprzedana, albo „wypożyczona” – cokolwiek by to miało znaczyć. Ale to jeszcze nic w porównaniu z fałszywymi pogłoskami, rozpowszechnianymi przez ruskich agentów w Italii. Przypominają oni, że takie Niemcy zdeponowały w USA około 300 ton złota i przez całe lata nie mogły się doprosić, żeby ichni inspektorzy mogli przynajmniej zobaczyć, czy to złoto istnieje. W końcu z tych 300 ton udało im się odzyskać podobno tylko 5 – i pewnie dlatego przewodniczący opozycyjnej CDU, w rozmowie z Naczelnikiem Państwa, który musiał go molestować w sprawie reparacji, wymijająco odpowiedział, że trudno będzie znaleźć niemiecki rząd, który by się na reparacje zgodził – i to nawet w sytuacji, kiedy pan Jan Zbigniew hrabia Potocki przecież ponad 800 miliardów dolarów tytułem reparacji wyprocesował dla Polski od Niemiec przed Europejskim Sądem Arbitrażowym – Sądem Polubownym w Ciechanowie, utworzonym przez Regionalną Radę Biznesu w Opinogórze.

Wynika z tego, że państwa poważne, owszem, pomagają Ukrainie – ale w granicach rozsądku. Co innego nasz nieszczęśliwy kraj, który hojności swojej dla Ukrainy nie stawia żadnych barier. Oto niedawno nasi Umiłowani Przywódcy z dumą poinformowali, że wartość polskiej pomocy dla Ukrainy stanowi równowartość 1 procenta Produktu Krajowego Brutto, czyli w liczbach bezwzględnych – około 26 – 27 miliardów złotych. Śledzenie przepływów ukraińskich rezerw złota rzuca też snop światła na rosnącą rezerwę wobec zaspokajania ukraińskich żądań przez poważne państwa Europy Zachodniej, mimo, iż pod pretekstem wojny, Stany Zjednoczone mocno chwyciły je za twarz.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.