UE steruje w sztorm. … Idzie katastrofa. Fit for 55. [I to w “Dzienniku”!!]

UE przed sztormem, czyli prawie jak chińskie “zero COVID”… Idzie katastrofa. Fit for 55.

Andrzej Krajewski https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8622193,chiny-ue-unia-europejska-zero-covid-usa-polityka-klimatyczna-fit-for-55.html

Przez trzy lata komunistyczne Chiny twardo trzymały się strategii ani kroku wstecz, jeśli idzie o obostrzenia sanitarne. Totalitarne państwo zbudowało imponującą machinę pozwalającą: testować, kontrolować i izolować obywateli, gdy tylko pojawiło się choć najmniejsze ognisko epidemii. Kiedy reszta świata, z bardzo nielicznymi wyjątkami utraciła zupełnie kontrolę nad szerzeniem się kolejnych mutacji koronawirusa, Pekin mógł się szczycić, iż panuje nad sytuacją.

Chiny i Unia Europejska

“Zero COVID”

Jeszcze w połowie października prezydent Xi Jinping podczas przemówienia inaugurującego XX Zjazd Komunistycznej Partii Chin, potwierdził utrzymanie strategii “zero COVID”. Niedługo potem w kraju pojawiły się symptomy buntu. Dotąd wzorowo zdyscyplinowani Chińczycy mieli dość lockdownów. Na dodatek za sprawą obostrzeń sanitarnych coraz większe perturbacje groziły gospodarce Państw Środka. Miesiąc po XX Zjeździe prezydent Xi uznał swą porażkę w zmaganiach z epidemią i de facto zgodził się na cichą kapitulację. Restrykcje sanitarne zaczęto zawieszać, masowe testowanie obywateli dobiegło końca i epidemia rozlała się po cały kraju. Jaka jest obecnie liczba chorych i zmarłych nie wiadomo, bo komunistyczne władze wręcz otwarcie fałszują statystyki. Szczątkową wiedzę można czerpać z nielicznych filmów przenikających do Internetu, ukazujących przepełnione szpitale oraz domy pogrzebowe. Tak oto chińskie społeczeństwo będzie musiało przejść wszystko to, czego ludzie w Europie i na innych kontynentach doświadczyli wcześniej. A na dokładkę wymęczono je restrykcjami niespotykanymi nigdzie indziej. Jednocześnie chińską gospodarkę, po wstrząsach związanych z lockdownami czekają teraz zawirowania, jakie niesie ze sobą kumulacja zachorowań.

Ta opowieść byłaby jeszcze ciekawsza, gdyby pojawiły się wiarygodne dane, co do wskaźnika śmiertelności w Chinach na milion mieszkańców. Wówczas łatwiej byłoby ocenić, na ile Pekinowi opłacił się olbrzymi wysiłek włożony w trzy lata zmagań ze epidemią. Niestety, rzetelne oszacowanie kosztów: społecznych, ekonomicznych i politycznych “zero COVID” nie jest możliwe. Acz można mieć uzasadnione podejrzenia, iż cała strategia przyniosła o wiele więcej strat niż zysków, o czym najlepiej świadczy jej nagłe porzucenie.

Chiny same na siebie zastawiły pułapkę

Pułapka, jaką same na siebie zastawiły Chiny, nosiła wszelkie znamiona racjonalności. Ich władze w sposób wzorcowy wcielały w życie to, jak walczyć z epidemią chcieli wirusolodzy i epidemiolodzy. Dysponując zaś aparatem totalitarnego państwa zrobiły to perfekcyjnie, zmuszając całe społeczeństwo do ślepego wypełniania naukowych zaleceń. Nie utrudniało tego istnienie jakichkolwiek “bezpieczników”, takich jak: wybierany w demokratycznych wyborach parlament, niezależne sądy, media wolne od cenzury, wreszcie zróżnicowana opinia publiczna. W Europie dzięki owym „bezpiecznikom” rządzący wcześniej lub później musieli zacząć brać pod uwagę rosnące z powodu obostrzeń niezadowolenie społeczne oraz wsłuchiwać się w głosy przedstawicieli innych dziedzin wiedzy naukowej.

Na przebieg epidemii wpływ miał bowiem nie tylko sam koronawirus oraz dekretowane przez rządy zakazy, ale też zachowywanie się zbiorowości. Już po kilku miesiącach mocniej niż strach przez chorobą poczynaniami ludzi rządziły czynniki: socjologiczne, psychologiczne i ekonomiczne. W końcu rządy musiały łagodzić restrykcje, żeby unikać otwartego buntu. Nota bene w momentach, gdy frustracja społeczna sięgała zenitu i tłumy wychodziły na ulice, koronawirus mógł się szerzyć o wiele swobodniej, niż gdyby nie wprowadzano generującego bunt lockdownu.

Dzięki wspominanym “bezpiecznikom” i różnorodnym dziedzinom wiedzy udawało się jakoś korygować najbardziej szkodliwe poczynania rządów, zafiksowanych przede wszystkim na tym, by za wszelką cenę ograniczać rozprzestrzenianie się patogenu. Tak oto po przechorowaniu i masowych szczepieniach od roku w Europie mamy już za sobą wszystko to, co najgorsze w związku z epidemią. Natomiast Chińczycy będą musieli ją dopiero przejść.

Niestety w naszych czasach królują bardzo wąskie specjalizacje. Przyjęto bowiem za pewnik, że łączenie w jedno jak największej liczby dziedzin naukowych było możliwe w czasach renesansu. Leonardo da Vinci potrafił ogarniać całość, bo zasób ówczesnej wiedzy nie przytłaczał swym ogromem. Dziś żaden człowiek nie ma szansy na osiągnięcie podobnej uniwersalność. Rządzący idą zatem na łatwiznę i podejmując decyzje, biorą pod uwagę wąskie wycinki wiedzy. Najlepiej te, które z różnych politycznych względów najbardziej im pasują.

Polityka klimatyczna UE

Tak działa polityka unijna w odniesieniu do globalnego ocieplenia. Statystyki i badania klimatologów pokazują, iż nabrało ono tempa. Wiedza na czym polega efekt cieplarniany jasno wskazuje, iż odpowiada za nie rosnące w atmosferze ziemskiej stężenie dwutlenku węgla oraz metanu. Najprostszą odpowiedzią na zagrożenie jest gwałtowana redukcja emisji obu gazów cieplarnianych, za sprawą przebudowania funkcjonowania całego społeczeństwa. Takie rozwiązanie prezentuje się równie prosto i przekonująco jak chińskie “zero COVID”. Czyli wszyscy spędzą w zamknięciu tyle, ile będzie trzeba, każdy dostatnie konieczną liczbę szczepień, a gdy koronawirus znajdzie się wreszcie pod kontrolą rządu i wirusologów, wyjdą na wolność, by żyć długo, zdrowo oraz szczęśliwie. Przy okazji świadcząc o potędze Państwa Środka. Jak się ma realne życie do teorii opartej na wąskiej dziedzinie wiedzy właśnie widzimy.

Teoria transformacji społeczno-energetycznej Unii Europejskiej wygląda jeszcze piękniej. Społeczeństwa krajów członkowskich będą musiały ograniczyć swe potrzeby, ponosić koszty drogiej energii, zredukować liczbę podróży, jeść mięso od święta lub w ogóle, a przede wszystkim zacisnąć pasa. Dzięki temu w dwie dekady zniknie wszystko, co emituje dwutlenek węgla (oraz metan, jeśli szczęście dopisz), a Stary Kontynent będą mógł się cieszyć energią z OZE, ekologicznego wodoru i ewentualnie reaktorów jądrowych (jeśli uda się okiełznać niemieckie fobie na ich tle).

To uniezależnienie się od paliw kopalnych wzmocni pozycję Unii w świecie. Zaś „cła węglowe” nakładane na te towary spoza UE, przy których wytworzeniu nastąpiła emisja CO2, nakłonią producentów z: USA, Chiny i Indii do naśladowania polityki klimatycznej Unii. Inaczej zostaną odcięci od europejskiego rynku zbytu. Po czym w połowie stulecie globalne ocieplenie się zatrzyma, a mieszkańcy Europy za sprawą przebudowania społeczeństw, żyć będą długo, zdrowo oraz szczęśliwie.

Tyle teorii powstałej w Brukseli z połączenia zaleceń klimatologów z mocarstwowymi ambicjami i tamtejszych urzędników. Bo to oni opracowywali plany kolejnych kroków w stronę redukowania emisji gazów cieplarnianych i przebudowy energetycznej Starego Kontynentu aż po Fit For 55. Po czym akceptowała je Rada Europejska. Owe plany stworzono bez baczenia na ogromne zagrożenia, widoczne jeśli spojrzy się na całą rzecz przez pryzmat: ekonomii, socjologii, psychologii i wielu innych dziedzin wiedzy, aż po realne możliwości technologiczne. Takie spojrzenia generuje bowiem mnóstwo pytań. Każe z nich można zacząć od słów – “a co jeśli”. Przejdźmy zatem do małej wyliczanki.

=================================================

A co, jeśli…

A co, jeśli droga energia sprawi, że cały przemysł masowo wyniesie się poza granice UE i pauperyzacja społeczeństw gwałtownie przyśpieszy, przynosząc wybuch wielkich buntów i niepokojów (płonące samochody i galerie handlowe emitują sporo CO2). A co jeśli na cła węglowe USA i Chiny odpowiedzą czymś, co kiedyś nazywano “cłami bojowymi” i będą nimi tak długo tłuc w kluczowe produkty z Europy, aż Stary Kontynent stanie przed wyborem – głęboki kryzys ekonomiczny lub kapitulacja.

A co, jeśli nie uda się zbudować wielkich magazynów energii i ta uzyskana z OZE nie będzie wstanie pokrywać zapotrzebowania na prąd Starego Kontynentu. A co jeśli ekologiczny wodór nie spełni pokładanych w nim nadziei, bo jest to wyjątkowo trudny w magazynowaniu i przesyłaniu pierwiastek. A co, jeśli pozbawieni możliwości kupna nowych aut (te elektryczne są dziś przeciętnie dwa razy droższe niż z silnikiem spalinowym), podróżowania, pespektywy na tanie mieszkanie, lepsze życie, masowo biedniejący mieszkańcy krajów UE zaczną zmieniać preferencja wyborcze. Aż postanowią głosować na tych, którzy – jak niegdyś Mussolini czy Hitler – obiecają im obalenie starych porządków.

Takie pytania można mnożyć w nieskończoność. Jednak niewiele obchodzą one członków Komisji Europejskiej czy brukselskich urzędników, bo przecież to nie wyborcy decydują o ich karierach i dochodach. Również przywódcy kluczowych krajów UE (a zwłaszcza Niemiec) zdają się na nie impregnowani i są wciąż gotowi trzymać się obecnej strategii na przekór zdrowemu rozsądkowi.

Na szczęście w krajach UE nadal jest dość lokalnych “bezpieczników”, które podobnie jak w czasach pandemii zaczną wymuszać korekty. Zapewne znów doświadczymy schematu sprowadzającego się do próby wymuszania zmian na siłę, wielkiej nagonki na ostrzegających przed popełnianymi błędami, następnie tężenia oporu niezależnych instytucji i społeczeństw. Aż po moment, gdy rządzący zgodzą się korygować plany tak, by choć trochę przystawały do skomplikowanej rzeczywistości. Tyle tylko, że z “zero COVID” można się wycofać po cichu, po czym uodpornione na wirus społeczeństwo wraca do normalnego życia. Natomiast w przypadku polityki klimatycznej taki luksus może okazać się niemożliwy.

Przed takim niebezpieczeństwem ostrzegają łatwe do dostrzeżenia zależności. Wedle danych Eurostatu w 2019 r. kraje UE odpowiadały za 9 proc. światowej emisji CO2, China za 27 proc., Rosja 12 proc., USA 8 proc.

Pomimo olbrzymich wysiłków Unii rok temu w skali świata wyemitowano o 6 proc. więcej dwutlenku węgla. Jednocześnie klimatolodzy właściwie nie dają już żadnych nadziei na zahamowanie globalnego ocieplenia. Cudu nie będzie. Ono trwa i przyniesie ogromne zmiany, włącznie z wojnami, wielkimi migracjami mieszkańców biednych krajów i pogodowymi anomaliami. Po zburzeniu stanu równowagi (a to już nastąpiło) gigantyczne przemiany są nieuniknione. [To ostatnie jest NIEPRAWDĄ MD]

Unia niczym żaglowiec wpływający w sztorm

Tymczasem za sprawą swej polityki klimatycznej kraje Unii wejdą w nie niczym żaglowiec wpływający w sztorm, na którym kapitan się upił, żagli nie zabezpieczono, a załodze kazano zająć się szorowaniem pokładu. Żegnająca się z własnym przemysłem Europa, wstrząsana konfliktami społecznymi i politycznymi, nasilającymi się z powodu ubożenia jej obywateli, będzie coraz mniej zdolna do stawienia czoła niebezpieczeństwom.

Zupełnie odwrotnie niż USA, czy Chiny, gdzie już wyraźnie na pierwszy miejscu stawia się przygotowania do sztormu, a dopiero potem redukowanie emisji gazów cieplarnianych. I raczej nie będzie pocieszeniem dla mieszkańców Starego Kontynentu, iż idą na dno w imię dobra całej ludzkości.

Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie…”. [UE, USA, neo-PRL…]

„Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie…”

Stanisław Michalkiewicz 1 stycznia 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5312

Wygląda na to, że wojna hybrydowa, jaką Niemcy od początku 2016 roku prowadzą przeciwko Polsce, w ostatnim czasie doznała eskalacji. Już nie wystarczyło zablokowanie Funduszu Odbudowy, ale za pośrednictwem niemieckich owczarków, jacy obsadzili instytucje europejskie, Niemcy doprowadziły do zablokowania środków z tzw. funduszy spójności, które, w kwocie 76 miliardów euro, zostały dla Polski preliminowane w budżecie Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Pretekstem jest oczywiście „brak praworządności”, to znaczy brak zgody sędziów zwerbowanych w charakterze konfidentów jeszcze przez Wojskowe Służby Informacyjne, albo przez ABW w ramach operacji „Temida”, albo sędziów politycznie sympatyzujących z Volksdeutsche Partei z Donaldem Tuskiem na czele, na „nową” Krajową Radę Sądownictwa”, poprzez którą rząd „dobrej zmiany” chciałby przejść na ręczne sterowanie sądownictwem. Taka potrzeba pojawiła się w związku z tym, że kiedy przestała istnieć PZPR, sędziowie wyemancypowali się z jakiejkolwiek zależności od jakiejkolwiek władzy państwowej, co im się bardzo spodobało, bo stwarzało nieograniczone możliwości dokazywania i spokojnego korumpowania się.

Ale nie chodzi tu o to, by roztrząsać problemy niezawisłych sędziów, czy proponować jakieś wyjście z sytuacji, bo to jest jedna sprawa, a praworządność, jest tylko pretekstem do szantażowania Polski i gdyby, wskutek na przykład ustępliwości rządu, go zabrakło, to znalazłby się jakiś inny. Nawet już się znalazł w postaci tzw. Karty Praw Podstawowych. Została ona przyjęta na szczycie Rady Europejskiej w Nicei w roku 2000. Nazwa tego dokumentu jest myląca, bo w istocie jest to manifest komunistyczny, w którym promotorzy komunistycznej rewolucji poupychali wszystkie wynalazki zmierzające do destrukcji organicznych więzi społecznych, by – zgodnie z „Manifestem z Ventotene” unijnego świątka, włoskiego komunisty Spinellego, doprowadzić do likwidacji historycznych narodów europejskich. Bo to właśnie na obecnym etapie, jest celem Unii Europejskiej, którego jej polityczni kierownicy nawet nie starają się specjalnie ukrywać.

Prehistoria

Po dwóch próbach, jakie w XX wieku podjął cesarz Wilhelm II i Adolf Hitler, narzucenia Europie niemieckiego przywództwa siłą, Niemcy, kiedy ich państwo w 1949 roku zostało odtworzone, zrozumiały, że nie tędy droga, że znacznie bezpieczniejsze i tańsze jest narzucenie Europie swego przywództwa metodą pokojowego jednoczenia.

Rozpoczęło się ono niewinnie i w postaci Wspólnego Rynku nawet przyniosło Europie potężny impuls rozwojowy. Co więcej – stworzyło wrażenie, że we wspólnej Europie Niemcy sie rozpuszczą i nie będą stanowiły żadnego zagrożenia. Jednak nie z Niemcami tanie numery! Jeśli nie kijem, to pałką – ale cel cały czas jest ten sam; poddanie Europy niemieckiemu przywództwu. Najtwardszym jądrem metody pokojowego jednoczenia było korumpowanie biurokratycznych gangów, pod pozorem „demokracji” okupujących europejskie narody.

To się znakomicie udało i w dodatku nawet za stosunkowo niewielkie pieniądze, bo nie przekraczające 2 procent europejskiego Produktu Krajowego Brutto. Toteż po upadku porządku jałtańskiego, na przełomie lat 80-tych i 90-tych, kiedy Niemcy odzyskały swobodę ruchów w Europie, nawróciły się na linię kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, obecnie poddawane przez Stany Zjednoczone próbom niszczącym w związku z wojną na Ukrainie, jaką USA na czele państw NATO prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca. Żeby jednak nie płoszyć ptaszków zawczasu, początkowo Wspólnoty Europejskie funkcjonowały w formule konfederacji, czyli związku państw, nazywanym przez entuzjastów „Europą Ojczyzn”.

Traktat z Maastricht

Skoro jednak Niemcy nawróciły się na linię polityczną kanclerza Bismarcka, to dzieje Europy weszły w następny etap. Zwiastunem tej zmiany było przyjęcie traktatu z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993. Zmieniał on radykalnie formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich. Odszedł od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli państwa związkowego.

Od tego momentu trwają przygotowania do narzucenia Wspólnotom Europejskim politycznej czapy w postaci Unii. W ramach przygotowań do budowy europejskiego państwa federalnego pod niemieckim kierownictwem, Niemcy w latach 90-tych wysadziły w powietrze projekt „Heksagonale”, inicjując rozbiór Jugosławii, czyli „Wielkiej Serbii”, którą zawsze uważały za enklawę rosyjskich wpływów w „swojej” części Europy, a potem, już po roku 2000 doprowadzając do rozbioru samej Serbii, poprzez ustanowienie Kosowa zamieszkałego przez „Kosowerów”, co wymagało już bombardowań Serbii przez bombowce NATO, żeby w ten sposób ją zmłotować.

Ten eksperyment potwierdził zdolność Niemiec do przewodzenia Europie, wobec czego nie było na co czekać, tylko doprowadzić do przekształcenia Wspólnot Europejskich w Unię Europejską, czyli odrębny podmiot prawa międzynarodowego.

Traktat lizboński

Początkowo Unia Europejska miała być utworzona na podstawie tzw. traktatu konstytucyjnego, ale nie wszedł on w życie z powodu sprzeciwu Holandii, wobec czego z dwóch traktatów sklecono jeden w postaci poprawek do każdego z nich, co w znacznym stopniu zniechęcało do uważnego przeczytania go. Do obiegu politycznego twór ten wszedł pod nazwą „traktatu lizbońskiego” i rozpoczęły się przygotowania do jego przyjęcia. Polska, to znaczy – premier Donald Tusk, w towarzystwie Księcia-Małżonka, który wtedy akurat piastował stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie obozu zdrady i zaprzaństwa oraz w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podpisała ten traktat akurat w rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 2007 roku. Jak potem premier szczerze przyznał, podpisał go bez czytania – bo niby po co Donald Tusk miałby go czytać, może jeszcze ze zrozumieniem, skoro starsi i mądrzejsi już go napisali i przeczytali?

Toteż 11 kwietnia 2008 roku Sejm głosami posłów należących [obecnie… md] do obozu zdrady i zaprzaństwa oraz głosami obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania tego traktatu, co nastąpiło 10 października 2009 roku. Traktat lizboński wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku i od tego dnia zaistniała Unia Europejska, jako odrębny od państw członkowskich podmiot prawa międzynarodowego. Warto zwrócić uwagę, że środowiska stręczące Polakom ratyfikację traktatu lizbońskiego podkreślały z naciskiem, że „Unia nie jest państwem”. Było to z jednej strony dziwne, bo Unia Europejska ma wszystkie atrybuty państwa. Ma terytorium – o czym każdy może przekonać się w Terespolu, który nie tylko leży nad wschodnią granicą Polski, ale również – nad wschodnią granicą Unii Europejskiej. Ma „ludność”, bo każdy obywatel każdego państwa członkowskiego, jest jednocześnie obywatelem Unii Europejskiej. Do tej pory obywatelstwo było związane z państwem, a nie „organizacją międzynarodową”, bo nie można być np. „obywatelem UNESCO”, chociaż pewien strażnik w gmachu ONZ w Nowym Jorku myślał, że „to mały, ale bardzo dzielny naród”. Ma wreszcie władze w postaci Rady Europejskiej jako władzy ustawodawczej, Komisji Europejskiej, jako władzy wykonawczej i Parlamentu Europejskiego, jako demokratycznego kwiatka do tego kożucha. Ma też Trybunał, bank centralny, walutę, policję w postaci Europolu, prokuraturę w postaci Eurojustu, słowem prawie wszystko, co mają inne państwa, z wyjątkiem armii, ale to tylko kwestia czasu.

Z drugiej strony uporczywe utrzymywanie, że Unia państwem nie jest było oczywiste w sytuacji, że gdyby „była”, to trzeba by odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie, jaki w takim razie jest prawno-międzynarodowy status państw członkowskich: czy nadal są niepodległe, czy też mają tylko autonomię. Są one bowiem częściami składowymi państwa pod nazwą „Unia Europejska”, a dotychczas żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie była niepodległa. Przeciwnie – podlegała władzom tego państwa, właśnie jako jego część składowa.

Odrębną sprawą jest kwestia suwerenności. Traktat lizboński ustanawia „zasadę przekazania”, głoszącą, że Unia Europejska ma tylko takie uprawnienia, jakie przekażą jej państwa członkowskie. Oznaczałoby to, że polityczna suwerenność w Unii jest podzielona. Władze UE są suwerenne w zakresie kompetencji przekazanych, bo to one decydują, jaki zrobić z nich użytek, ale państwa członkowskie całkiem suwerenności nie tracą, bo to one decydują, które kompetencje przekazać, a których nie.

Ale traktat lizboński ustanawia też „zasadę lojalnej współpracy”, która głosi, że państwo członkowskie MUSI powstrzymać się przez KAŻDYM działaniem, które MOGŁOBY zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Widzimy, że zasada ta unieważnia „zasadę przekazania”, bo obowiązek powstrzymania się nie zależy wcale od zakresu kompetencji przekazanych, tylko od tego, czy jakaś sprawa została uznana za „cel Unii Europejskiej”. Ponieważ chodzi o cele Unii, a nie żadnego z państw członkowskich, to jest oczywiste, że wyłączną właściwość określania, co jest „celem Unii”, a co nie i przed czym państwo członkowskie ma się powstrzymać, mają władze Unii Europejskiej. W ten sposób traktat lizboński wypłukuje z państw członkowskich suwerenność, stwarzając zarazem pozory legalności dla przekształcania Unii Europejskiej w państwo federalne pod kierownictwem Niemiec. Dlaczego pod kierownictwem Niemiec? Dlatego, że przed ratyfikowaniem tego traktatu przez Niemcy, został on zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe jako sprzeczny z konstytucją RFN. Trybunał uznał, że sprzeczny nie jest, ale uzależnił zgodę na jego ratyfikację przez prezydenta od uprzedniego przyjęcia ustawy, na podstawie której żadne prawo nie może wejść w życie na terenie RFN bez zgody obydwu izb parlamentu: Bundestagu i Bundesratu. I taka ustawa został przyjęta. Oznacza to, że Niemcy mogą forsować na terenie Unii jakieś rozwiązanie prawne, które wejdzie w życie wszędzie, z wyjątkiem Niemiec. Oznacza to, że tylko Niemcy zastrzegły sobie w Unii suwerenność.

Polska pod kuratelą

17 września 2009 roku amerykański prezydent Obama dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, polegającego na wycofaniu USA z aktywnej polityki w Europie Środkowej. Próżnię polityczną wypełnili strategiczni partnerzy, tj. Niemcy i Rosja – każdy w „swojej” części Europy. Polska leży w strefie „niemieckiej” więc siłą rzeczy przeszła pod kuratelę Niemiec, z czego zdawali sobie sprawę nasi Umiłowani Przywódcy – a świadczy o tym choćby „hołd pruski”, jaki w Berlinie złożył Książę-Małżonek. I dopóki Polska była pod kuratelą niemiecką, to rzeczą oczywistą było, że na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu jest Volksdeutsche Partei Donalda Tuska tym bardziej, że 20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, którego najtwardszym jądrem było strategiczne partnerstwo, niemiecko- rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym – podział Europy na strefę „niemiecką” i strefę „rosyjską”. Ale w roku 2013 prezydent Obama wysadził to strategiczne partnerstwo w powietrze, wykładając 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „Majdanu”, którego celem było wyłuskanie tego kraju spod kurateli rosyjskiej, by trafił pod amerykańską – podobnie jak Polska.

Zmiana kuratora wymagała dla przyzwoitości zmiany lidera sceny politycznej naszego bantustanu, co nastąpiło nie w następstwie strzelaniny – jak na Ukrainie – tylko „afery podsłuchowej”. W rezultacie wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, a parlamentarne – PiS – który jesienią 2015 roku utworzył rząd z panią Beatą Szydło na czele. Pani Szydło jeszcze nie zdążyła nic zrobić, ani nawet – niczego powiedzieć – a już w początkach stycznia 2016 roku Komisja Europejska, na której czele stały dwa niemieckie owczarki: Jan Klaudiusz Juncker i Franciszek Timmermans, wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę „badania stanu demokracji”. Oczywiście nie chodzi o żadną demokrację, ani o żadną praworządność, ani o zapewnienie dobrostanu dla sodomczyków – czego domaga się Karta Praw Podstawowych – tylko o powrót na pozycję lidera tubylczej sceny politycznej Volksdeutsche Partei, a jeśli to by się nie udało, to przynajmniej o zmuszenie politycznej ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego do posłuszeństwa wobec Berlina. Nasz obecny kurator, czyli USA, na razie trzyma PiS przy władzy, ale najwyraźniej nie za wszelką cenę. Kiedy bowiem Naczelnik Państwa poskarżył się ambasadorowi Brzezińskiemu, że Niemcy nie wykazują należytego zrozumienia dla proklamowanego przezeń programu „dążenia” do reparacji wojennych, ten udzielił odpowiedzi wprawdzie długiej, ale kompletnie pozbawionej treści, słowem – wymijającej. Myślę, że z kilku powodów. USA wiedzą, że PiS i tak zrobi dla nich wszystko, co każą, więc po cóż miałby wdawać się w jakieś spory z Niemcami, skoro jak nie dziś, to jutro może ich potrzebować?

Niemiecki klimatyczno-elektryczny Wielki Brat. Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Niemiecki klimatyczno-elektryczny Wielki Brat i urządzenia do wyłączania urządzeń. Na co trzeba będzie zmarnować pieniądze z KPO.

Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Dariusz Matuszak na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628025-niemiecki-klimatyczno-elektryczny-wielki-brat

Przy wszystkich dyskusjach o suwerennościowych i finansowych aspektach Krajowego Planu Odbudowy i pieniędzy, które być może unijny łaskawca, jeśli będziemy grzeczni, zechce pożyczyć, umyka jedna zasadnicza sprawa. Otóż główna idea KPO jest taka, by zadłużając się, na polecenie i pod kontrolą unijnych urzędników wydać pieniądze na to, co doprowadziło Europę do kryzysu energetycznego i na skraj katastrofy gospodarczej.

Część pieniędzy KPO to pożyczka, którą się oddaje, a część to tzw. „darmowe granty”, które trzeba będzie spłacić podnosząc podatki i wysokość składki odprowadzanej na utrzymanie brukselskiej eurokracji. Blisko 43 % tak pozyskanych pieniędzy będziemy musieli przeznaczyć na realizację obłędnej, samobójczej polityki klimatycznej. Ponad 21 proc. na tzw. transformację cyfrową. Inaczej mówiąc 64 % środków będziemy musieli wydać tak, jak życzą sobie tego eurokraci. Mamy też wierzyć, że ci którzy jak Timmermans, czy jacyś niemieccy władcy Unii, doprowadzili Europę do rozpaczliwej sytuacji, mają dość rozumu, by wiedzieć na co inni mają wydawać pieniądze. Gaszenie pożaru trzeba powierzyć psychopacie piromanowi, on wszak się na ogniu zna.

Niemiecka nowoczesność w domu i zagrodzie

Gdy rozważa się kolejne unijne pomysły można wspomnieć program telewizyjny z czasów PRL „Nowoczesność w domu i zagrodzie” i sparafrazować klasyka „prondu ni ma i nie będzie”. Unijne osiągnięcia są takie, że w trzeciej dekadzie XXI wieku połowa Europy zastanawia się, czy aby nie zamarznie zimą i czy ma wystarczający zapas świeczek w domu. Ale od czego są jaśnie oświeceni Niemcy ze swą genialną transformacją energetycznąEnergiewende. Właśnie wymyślili jak zmarnować ogromne pieniądze i wydać je łącząc dwa cele KPO: zaspokojenie sekty klimatycznej i miłośników kontroli wszelakiej od transformacji cyfrowej. Pomysł niemieckiej Federalnej Agencji Sieci – Bundesnetzagentur będzie złotym cielcem, najwyższym, najdoskonalszym wcieleniem KPO.

Otóż ta niemiecka instytucja ogłosiła, że od 2024 roku dostawcy energii elektrycznej za pomocą specjalnych urządzeń będą mogli sami ograniczać pobór energii konkretnym prywatnym odbiorcom. I to bez ich zgody, a nawet wiedzy. Na razie chodzi o energię dla pomp ciepła do ogrzewania mieszkania i wody oraz dla stacji ładowania samochodów. Inaczej mówiąc, jeśli ktoś w niemieckiej elektrowni RWE, albo sam kanclerz Scholz dojdzie do wniosku, że w domu państwa Himmler jest zbyt ciepło, to może im pobór prądu przez pompę ciepła ograniczyć. Podobnie może uznać, że panu Goebbelsowi nigdzie się teraz nie spieszy, nie musi jechać, więc sobie poczeka na ładowania swojego elektrycznego samochodu ludowego – Volkswagena.

Niemcy są jak zwykle w awangardzie postępu – mają dwa w jednym i jednym genialnym pomysłem Bundesnetzagentur realizują politykę klimatyczną i transformację cyfrową. Póki co, nie ma planu całkowitego odłączania prądu – przecież nie o to chodzi, by Niemcy marzli w swych domach jak ich dziadkowie w okopach, tylko o to, by specjalne cacko – dzieło transformacji cyfrowej ograniczało pobór energii przez konkretne urządzenia. To ma działać jak elektroniczne ograniczanie prędkości w samochodzie, tyle, że będzie nim zdalnie sterował dostawca prądu. Albo kto wie, może w przyszłości jakiś urząd specjalnie do tego powołany, który będzie też sprawdzał czy kto grzeczny, czy nie i nagradzał dodatkowym prądem, bądź dyscyplinował. „Die Welt” wyliczył, że ograniczenie energii w stacji ładowania samochodów do 3,7 kilowatogodziny sprawi, że by pojechać swym ludowym samochodem 50 kilometrów pan Himmler będzie ładował go 3,5 godziny. Więc w przyszłości to taki specjalny urząd będzie być może będzie decydował jak długo pan Goebbels, czy który tam, będzie ładował samochód, w zależności od tego gdzie chce nim pojechać. Jak np. na zlot brunatnych zielonych, czy jakiejś innej sekty klimatycznej, to godzinkę, a jak na niepotrzebne nikomu spotkanie w parafii to 7 godzin. Dzięki transformacji cyfrowej możliwe będą takie rzeczy, które się nawet Chińczykom nie śniły.

Więc jak Polska w ramach KPO pożyczy kochane pieniążki, to realizując transformację cyfrową, będzie mogła kupić od  Bundesnetzagentur miliony takich sprytnych urządzeń. A kto wie, może jak dobrze pokombinujemy to np. prezes PGE będzie mógł dajmy na to takiemu Borysowi Budce nawet telewizor wyłączyć.

W Szwajcarii już opracowano 4-stopniowy plan zakazu ładowania i prowadzenia pojazdów elektrycznych. Kolejne ograniczenia z całkowitym zakazem włącznie mają obowiązywać w zależności od stopnia obciążenia sieci i podaży energii elektrycznej. Ta bowiem w znacznej mierze importowana jest z Niemiec i Francji. Szwajcarzy uważają, że może jej więc zabraknąć.

Amerykańska wersja KPO

Do KPO powinien przystąpić też Nowy Jork – na początek miasto, a potem cały stan. Też będzie można za jednym zamachem zrobić sobie dobrze klimatycznie i cyfrowo. Jak donosi „New York Post” miasto za 1,1 miliarda dolarów chce w przyszłym roku kupić 500 autobusów elektrycznych. Na razie ma takich 15,ale ambitna gubernator Kathy Hochul ogłosiła, że docelowo wszystkie 5800 pojazdów ma być na prąd. Miejskie przedsiębiorstwo transportowe (MTA) ostrzega panią gubernator, że eksploatacja autobusu elektrycznego kosztuje 2 do 3 razy więcej niż diesla, czy na gaz, więc budżet nie wytrzyma tych 500 elektryków. Decyduje o tym koszt prądu. Pani gubernator zażądała więc, by stanowa Komisja Służby Cywilnej opracowała specjalny plan, który pozwoli ładować autobusy po niskiej cenie – z wielkim rabatem. Okazuje się, że aby było taniej, trzeba ładować autobusy wedle pewnego bardzo skomplikowanego harmonogramu, uwzględniając na bieżąco tysiące zmiennych i zrobić to tak, by sieć wytrzymała dodatkowe obciążenia. Inaczej mówiąc, by korków nie wywaliło. W tym celu trzeba zakupić specjalne „inteligentne” ładowarki samochodów i „inteligentne” urządzenia do sterowania energią w stacjach ładowania w całym mieście. Najpierw trzeba je też połączyć w sieć i dopiero tak będzie można inteligentnie sterować ładowaniem autobusów.

Tak więc gdyby pani gubernator zgłosiła się po KPO, to mogłaby za jednym zamachem zrealizować dwa cele i zaimponować unijczykom. Po pierwsze mogłaby zmarnować pieniądze na drogie autobusy elektryczne, które akurat teraz i tak nie mogą jeździć, bo z powodu globalnego ocieplenia cały stan Nowy Jork jest skuty lodem. Tak zrealizowałaby cel klimatyczny. A drugi cel – transformacji cyfrowej, osiągnęłaby marnując pieniądze na zakup specjalnych inteligentnych ładowarek, i urządzeń do sterowania energią w sieciach stacji, by ładować samochody, które jak jest mróz jeździć nie mogą. Lepszego planu sam Stanisław Bareja, by nie opracował, a i Timmermans byłby dumny z takiej korzyści klimatycznej.

Przykłady wydają się być skrajne, ale zaprawdę nie ma takiej głupoty, której fanatycy od globalnego ocieplenia i karbowi, którzy chcą ludzkość kontrolować nie wymyślili by. Te przykłady należy pomnożyć razy dziesiątki i być może wtedy otrzymamy pełen obraz KPO. Trzeba wyobrazić sobie osiedle mieszkaniowe w Radomiu z tysiącami inteligentnych stacji ładujących samochody. Albo kolejne urządzenia do wyłączania urządzeń jakie miłujący porządek i dyscyplinę Niemcy wymyślą.

„Qatargate”. Biedroń na krótkiej liście. Afera dopiero się rozkręca.

Qatargate”. Biedroń na krótkiej liście.

Zastąpi aresztowaną socjaldemokratkę? Mówi o wpływach… skrajnej prawicy

19.12.2022, https://www.tvp.info/65172276/qatargate-robert-biedron-moze

Nie mówię „nie”; jestem na „krótkiej liście” Parlamentu Europejskiego – mówi Robert Biedroń pytany, czy na stanowisku wiceprzewodniczącego PE zastąpi aresztowaną za korupcję Evę Kaili. Odnosząc się do korupcyjnego skandalu w gronie socjaldemokratów europoseł Lewicy stwierdził, że demokracja w Europie jest zagrożona przez… skrajną prawicę.

Choć określany mianem „Qatargate” skandal wybuchł prawie dwa tygodnie temu, w Parlamencie Europejskim rośnie obawa, że afera dopiero się rozkręca – zauważają media. Wszyscy zatrzymani podejrzani pochodzą z kręgu Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D). 

 Według medialnych doniesień Eva Kaili, była już wiceszefowa PE, i trzej aresztowani mężczyźni, z których jeden to jej „partner” [dla normalnych: chodzi o aktualnego kopulanta. MD] Francesco Giorgi, otrzymywali łapówki od państwa z Zatoki Perskiej, prawdopodobnie Kataru. Do winy przyznał się Giorgi. Kaili nie przyznała się do niczego, podobnie jak rząd Kataru. Jak na razie mowa jest o kwocie 1,5 mln euro.

Czytaj więcej: Partner byłej szefowej PE przyznał się do korupcji. Sypie nazwiskami 

Lewica wini „skrajną prawicę” za aferę socjaldemokratów 

 Sprawę komentował w TVN24 europoseł Lewicy Robert Biedroń

 – Z jednej strony to pokazuje siłę Parlamentu Europejskiego, jak zareagowaliśmy na ten skandal. W ciągu 24 godzin Ewa Kaili została zatrzymana i pozbawiona swoich przywilejów władzy – powiedział polityk, pytając dziennikarza, czy „wyobraża sobie takie standardy w Polsce” (o standardach w Senacie i immunitecie marszałka Tomasza Grodzkiego pisaliśmy m.in. w tym artykule). 

Zdaniem Biedronia uzasadnione są obawy o stan demokracji w Europie.

– Ona jest zagrożona. Jest wiele państw, które ze względu na siłę będą próbowały sobie tę władzę podporządkować. Wiele mówi się o wpływach skrajnej prawicy na stanowione w UE prawo za rosyjskie pieniądze – stwierdził europoseł Lewicy. 

 Biedroń: Czarne owce są wszędzie 

Prowadzący rozmowę dziennikarz „upomniał” Biedronia, zwracając uwagę, że w przypadku Kaili zawiodła raczej… lewica. – „Dzisiaj się okazuje, że takie czarne owce są wszędzie” – uznał eurodeputowany. 

 Biedroń pytany, czy będzie następcą Kaili na stanowisku wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, odpowiada: „Jestem na krótkiej liście. Wybory będą w przyszłym roku. Nie mówię »nie«”. 

Rząd wywiesił białą flagę, przyjmując dyktat Komisji Europejskiej ws. praworządności. Ewidentnie sprzeczne z Konstytucją.

Rząd wywiesił białą flagę, przyjmując dyktat Komisji Europejskiej ws. praworządności. Ewidentnie sprzeczne z Konstytucją.

Michalkiewicz: Jesteśmy świadkami przełomowego momentu w dziejach naszego Bantustanu

https://nczas.com/2022/12/15/michalkiewicz-jestesmy-swiadkami-przelomowego-momentu-w-dziejach-naszego-bantustanu/

Stanisław Michalkiewicz w felietonie wyemitowanym na kanale TV ASME na YouTube odniósł się do nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Jest to jeden z warunków podyktowanych nam przez Brukselę w związku z KPO.

– Jesteśmy świadkami przełomowego momentu w dziejach III Rzeczpospolitej, naszego Bantustanu. Właśnie rząd wywiesił białą flagę, przyjmując dyktat Komisji Europejskiej ws. praworządności mówił Stanisław Michalkiewicz, odnosząc się do projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.

Nowelizacja ustawy o SN

Projekt zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, który ma wypełnić kluczowy kamień milowy wskazany przez Komisję Europejską ws. KPO, wpłynął do Sejmu i został opublikowany w nocy z wtorku na środę na sejmowej stronie internetowej.

We wtorek wieczorem podczas konferencji prasowej o projekcie tym mówili minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk i rzecznik rządu warszawskiego Piotr Müller.

Z satysfakcją przyjmujemy informacje z dzisiejszego posiedzenia komisarzy (KE), którzy przyjęli wynegocjowane założenia jako rozwiązujące. Jeżeli zostaną przyjęte przez polski parlament wypełnią kamień milowy dotyczący wymiaru sprawiedliwości, który jest najbardziej kluczowy z punktu widzenia spełnienia warunków dla uzyskania środków z KPO powiedział we wtorek Szynkowski vel Sęk.

Minister ds. UE zaznaczył, że pierwszą fundamentalną propozycją zmian, będzie to, aby sądem rozstrzygającym sprawy dyscyplinarne sędziów był Naczelny Sąd Administracyjny w miejsce dzisiejszej Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. Doprecyzował, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej będzie zajmowała się sprawami dotyczącymi odpowiedzialności zawodowej adwokatów i radców prawnych.

Minister zapewnił, że prezydent Andrzej Duda w trakcie negocjacji ws. KPO był na bieżąco konsultowany i został poinformowany „o zarysie tych finalnych ustaleń”.

– Druga istotna zmiana to doprecyzowanie zastosowania testu niezależności. Z jednej strony, tak by mógł być stosowany również przez składy sędziowskie, z drugiej strony by za nie tylko stosowanie testu niezależności, ale też ewentualne wykorzystanie innych ścieżek ustalania statusu sędziego nie groziła odpowiedzialność dyscyplinarna – powiedział.

KE na początku czerwca zaakceptowała polski KPO, co było krokiem w kierunku wypłaty przez UE 23,9 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek w ramach Funduszu Odbudowy, jednak pieniądze nie zostały wypłacone. Komisja zaznaczyła, że polski KPO „zawiera kamienie milowe związane z ważnymi aspektami niezależności sądownictwa, które mają szczególne znaczenie dla poprawy klimatu inwestycyjnego i stworzenia warunków dla skutecznej realizacji” i że „Polska musi wykazać, że te kamienie milowe zostały osiągnięte przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat w ramach Funduszu Odbudowy”.

Rozwiązanie sprzeczne z polską Konstytucją

Mówiąc o zapisach zawartych w nowelizacji, Michalkiewicz stwierdził, że „tego właśnie dowiedział się w Brukseli pan minister Szynkowski vel Sęk, który tam negocjował te wszystkie dyrdymały”.

– Bardzo ciekawe jest, mówiąc nawiasem, to rozwiązanie, dlatego że ono jest ewidentnie sprzeczne z polską Konstytucją. Otóż Konstytucja przewiduje, że owszem, Naczelny Sąd Administracyjny zajmuje się badaniem legalności, czy prawidłowości decyzji administracji publicznej, natomiast ani słowem nie wspomina, że on się ma zajmować sędziami sądów powszechnych i tam prowadzić jakieś postępowania dyscyplinarne – wskazał publicysta.

W ocenie Michalkiewicza „być może – co zresztą jest przypuszczeniem uprzejmym – że pan minister Szynkowski vel Sęk też nie zdawał sobie z tego sprawy, przyjmując ten dyktat Komisji Europejskiej ws. Naczelnego Sądu Administracyjnego”.

– Ciekawe, co w tej sytuacji zrobią płomienni obrońcy Konstytucji z kukuńkiem na czele, któremu ta koszulka z napisem KONSTYTUCJI już pewnie zdążyła przyrosnąć do ciała. (…) Mogą udać, że tego słonia w menażerii nie zauważają, ale mogą też przyjąć, żeby zmienić Konstytucję tak, żeby dostosować ją do życzeń Komisji Europejskiej – zaznaczył.

– Tu precedens już jest, dlatego że tak właśnie się zdarzyło w przypadku europejskiego nakazu aresztowania przypomniał Michalkiewicz.

Nieprawdopodobne ilości lobbystów oblegają siedziby UE

Nieprawdopodobne ilości lobbystów oblegają siedziby UE w Brukseli i Strasburgu

Date: 14 dicembre 2022Author: Uczta Baltazara

Zjawisko, o którym mowa spowodowane jest łatwością omijania reguł oraz możliwością używania tzw. “drzwi obrotowych” między polityką a biznesem. W wyniku tego, aż 485 byłych parlamentarzystów pracuje obecnie dla różnych grup interesów. Wśród nich także były przewodniczący Komisji Europejskiej –  José Barroso.

«Tu Bruksela, mamy problem!» – Ów problem nazywa się relacjami między polityką a biznesem. Skandal, który rozpoczął się od aresztowania europosła Antonio Panzeri’ego i obecnej wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego, Evy Kaili, uwypuklił skażenia, szare strefy oraz fakt przeplatania się interesów między europosłami, urzędnikami oraz przedstawicielami sektorów biznesowych.

Powstaje dżungla, w której niebotyczna liczba lobbystów oblega siedziby instytucji w Brukseli i Strasburgu; system “drzwi obrotowych”, który umożliwia politykom kończącym swoją kadencję bezpośrednie wejście do korytarzy biznesowych. Świadome problemu władze UE od lat próbują narzucić zasady postępowania, czasem drakońskie, które jednak w świetle wydarzeń ostatnich dni nie wydają się funkcjonować należycie.

* Liczby – Aby prowadzić działalność wpływową, lobbyści pracujący w kontakcie z europosłami i komisarzami europejskimi muszą zarejestrować się w specjalnym rejestrze. Obowiązek, który ma na celu zagwarantowanie przejrzystości. Kłopot jednak w tym, że na grudzień 2021 roku – według rocznego raportu opublikowanego przez sam Parlament Europejski – na owej liście zarejestrowanych było aż 13 366 osób, co oznacza wzrost o 8% w ciągu pięciu lat.

Ponieważ Zgromadzenie liczy 705 europosłów, daje to stosunek nie mniejszy niż 19 lobbystów na każdego wybranego do PE parlamentarzystę (nie wspominając o tym, że podmiot zarejestrowany może z kolei akredytować dziesiątki delegatów, co daje im swobodny dostęp do Parlamentu Europejskiego). Mamy więc do czynienia z prawdziwym “oblężeniem”. Na liście znajdują się firmy, stowarzyszenia branżowe, związki zawodowe, ale także organizacje pozarządowe. Najwięcej zainwestowała (9 mln euro) Europejska Rada Przemysłu Chemicznego. Według serwisu Statista, w roku 2019 około 6 milionów zaangażował Google, o jeden mniej Microsoft, mniej więcej o połowę mniej Facebook, Bayer i ExxonMobil.

* «Drzwi obrotowe» – Mnożą się wątpliwości, czy “przeciwciała” przeciwko korupcji w PE zadziałały. I to nie tylko dzisiaj. Wymowny w tym względzie jest raport, który międzynarodowa organizacja Transparency poświęciła brukselskim gabinetom władzy w roku 2017. Sprawozdanie zwraca uwagę na szereg krytycznych problemów w powiązaniach między biznesem a instytucjonalnym procesem decyzyjnym: rosnące konflikty interesów, bezpośrednie przejścia z jednej roli do drugiej, nieskuteczne przepisy. Na przykład nie ma określonego okresu tzw. “cooling off” (moglibyśmy go określić mianem neutralizacji) dla parlamentarzystów, którzy nie zostali ponownie wybrani: mogą oni natychmiast przejść na listę lobbystów, wykorzystując w ten sposób wszystkie swoje wpływy. Paradoksalnie, sekretarze parlamentarzystów, członkowie personelu i urzędnicy UE cieszą się mniejszą swobodą: dla nich “okres szabatowy” może trwać nawet 15 lat.

Podczas gdy sprawozdawcy i przewodniczący komisji są zobowiązani do publikowania w rejestrze internetowym informacji o planowanych spotkaniach z “przedstawicielami grup interesu”, nie dotyczy to 705 posłów do PE, w tym wiceprzewodniczących komisji, przewodniczących delegacji lub koordynatorów: nie mają oni “prawnego obowiązku publikowania szczegółów swoich spotkań, ale mogą to robić na zasadzie dobrowolności”.

Dzieje się tak dlatego, że europosłowie jako pierwsi odrzucili jakąkolwiek formę zobowiązań wobec nich, argumentując, że deklarowanie, z kim się spotykają i jak sprawują swój urząd, byłoby sprzeczne z wolnością poselską, którą dostali od wyborców.

* Inne alarmujące liczby (i nazwiska) – Analiza organizacji Transparency odkrywa znacznie więcej: 50 procent komisarzy europejskich urzędujących do roku 2014 zostało zatrudnionych przez firmy, banki, grupy interesów. Wśród nich wyróżnia się nazwisko byłego przewodniczącego komisji, Portugalczyka José Manuela Barroso. Wśród europosłów odsetek ten spada, ale pozostaje na niepokojącym poziomie 30 procent, co zdaniem analityków jest pożywką dla konfliktów interesów i korupcji. W sumie aż 485 byłych europosłów przeskoczyło przez ten płot. Wśród lobbystów Google’a jest nie mniej niż 115 byłych europosłów, ale wśród gigantów, którzy nałogowo odwiedzają brukselskie korytarze, są też Uber, Arcelormittal, Goldman Sachs, Volkswagen i Bank of America.

Na podstawie artykułów dzienników mainstreamowych: https://www.corriere.it/esteri/22_dicembre_12/caso-panzeri-l-assedio-lobbies-ue-affaristi-sono-13000-5f00d5bc-7a0e-11ed-940e-9b2491325fc5.shtml https://www.ilfattoquotidiano.it/2022/12/14/qatargate-il-registro-ue-contro-le-ingerenze-nove-dipendenti-per-controllare-per-12-445-lobbisti-deputati-ed-ex-fanno-quel-che-vogliono/6902973/

Cechy wyróżniające faszyzm: Bezwzględny ucisk opozycji, cenzura i kontrola każdego aspektu życia. UE bardzo ładnie pasuje do tego opisu.

https://thesaker.is/fascism-in-the-eu/
Hans Vogel tłum. Sławomir Soja
Jakie są cechy wyróżniające faszyzm jako system polityczny? Są to: bezwzględny ucisk opozycji, cenzura i kontrola każdego aspektu życia obywateli. UE bardzo ładnie pasuje do tego opisu.

=================

Wij zijn de zwarte soldaten, want wij strijden voor vrijheid en voor recht!”
(Jesteśmy czarnymi żołnierzami, bo walczymy o wolność i o sprawiedliwość)
Tak brzmiała marsz NSB, holenderskiej partii narodowo-socjalistycznej (1932-1945). Oczywiście czerń odnosiła się do koloru ich mundurów, a nie do koloru ich skóry.

Jakimś dziwnym trafem, ta stara piosenka, podobnie jak ludzie, którzy ją śpiewali i idee, które za nią stały, odzyskała w Europie drugie życie. Przyglądając się bliżej UE, rzuca się w oczy, że mundury policyjne na ogół są również czarne, może nie zawsze te noszone przez funkcjonariuszy na zwykłej służbie, ale na pewno te, które noszą policjanci z oddziałów prewencji. Policja w pełnym rynsztunku to dosłownie czarni żołnierze.  Ubrani w ten sposób, już od ponad dziesięciu lat brutalnie tłumią pokojowe demonstracje. Szczególnie szokująca była brutalność policji, godna państw “Trzeciego Świata”, wobec ruchu Żółtych Kamizelek we Francji.

W tym samym czasie, również inny rodzaj czarnych żołnierzy opanował ulice starej Europy. Nie są ubrani w czarne mundury, ale mają czarną skórę. Nie działają w szyku zwartym i nie są dowodzeni, ale ci czarni żołnierze również prowadzą wojnę przeciwko spokojnym obywatelom krajów UE. Upatrzyli sobie szczególnie kobiety, molestując je, gwałcąc, zabijając, zastraszając ich mężów i rodziny. Ci czarni żołnierze działają niejako za linią frontu, za policją. Krótko mówiąc, toczy się prawdziwa wojna przeciwko ludności UE.

Najwyższe dowództwo znajduje się w rękach rządów [krajó«w md] UE. Mimo że w większości krajów UE podział władzy jest zapisany w konstytucji, w praktyce ten podział nie jest już oczywisty. Rządy UE są w stanie wykorzystać kombinację często jawnie nadużywanych działań policji i systemu sądowniczego (sędziowie również są ubrani na czarno!) do podporządkowania sobie obywateli oraz kontrolowania opinii publicznej i debaty publicznej. Media, czyli tzw. wolna prasa, zarówno prywatna, jak i publiczna (z rzekomymi gwarancjami jej bezstronności, jak w Niemczech), również odgrywa kluczową rolę w kontrolowaniu opinii publicznej. Mówiąc w kategoriach wojskowych, rządy UE cieszą się “dominacją nad całym spektrum”  domeny publicznej.

W tych warunkach nie było trudno zakazać rosyjskim mediom dostępu do UE, już w kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej wojny na Ukrainie 24 lutego 2022 roku. Nieliczne głosy podnoszone w proteście przeciwko tej masowej i bezprecedensowej cenzurze, zostały z łatwością uciszone i stłumione. Nie jest chyba przypadkiem, że unijną cenzurę zadekretował Niemiec, a konkretnie Niemka, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Niemcy to naród europejski, który dotknięty jest ciągłą cenzurą i ścisłą kontrolą mediów od czasu, gdy Hitler zlikwidował wolność prasy w 1933 roku, Niemcy żyją w warunkach kontroli medialnej i ograniczania wypowiedzi. Wolność słowa jest w Niemczech zakazana od prawie stu lat! Dziś, polityka zastosowana po raz pierwszy przez nazistów stała się normą i standardem w całej UE.

Zasadniczym narzędziem zarządzania i kontrolowania debaty publicznej jest ośmieszanie i „wrabianie” opozycji. Tym sposobem, każdy, kto nie wpisuje się w oficjalną narrację, zostaje nazwany “nienawistnikiem”, “negacjonistą” lub “teoretykiem spiskowym”. Już tylko z tego powodu, sugeruje się, że tacy ludzie nie nadają się do udziału w debacie publicznej. Jeśli mimo to, nadal to robią, używa się ostrzejszej broni. W takim przypadku stwierdza się, że sprawca ma “niebezpieczne pomysły” lub że jest “potencjalnym terrorystą”. Jako taki musi być załatwiony, na przykład wtrącony do więzienia lub poddany leczeniu psychiatrycznemu. Liczni unijni dziennikarze i inni głoszący niepożądane prawdy, zostali postawieni w stan oskarżenia, wtrąceni do więzienia lub zamknięci na oddziale psychiatrycznym. Jeśli ktoś okaże się szczególnie trudnym przypadkiem, jest eliminowany w drodze wypadku samochodowego, przez jakiegoś “samotnego wilka” lub samobójstwa.

Na szczęście, aż tak brutalne metody raczej rzadko muszą być stosowane. Państwowa cenzura z pomocą policji i sądów kapturowych, załatwia większość takich spraw. Zapobiega temu również utrzymywanie “standardów społecznościowych” w mediach społecznościowych takich jak Facebook, Apple (I-phone), Google, Youtube, Instagram, Amazon (do niedawna także Twitter) i innych platformach, filtrujących zdecydowaną większość “zbrodniomyśli”.

Jednak dla władz UE nie byłoby dobrym rozwiązaniem, gdyby wszyscy obywatele przyłączyli się do marszowego kroku w kierunku faszystowskiego nieba. Bez umiarkowanej, ale kontrolowanej i kierowanej “zbrodniomyśli”, nie byłoby większego pożytku z tych wszystkich czarnych żołnierzy, których szeregi codziennie powiększają się o całe łodzie “azylantów” sprowadzanych na tajne unijne rozkazy. Stara maksyma “dziel i rządź” została odkurzona i kieruje polityką większości rządów UE i Komisji Europejskiej.

Rządy UE stosują sprytną taktykę zwiększania niepokojów społecznych i zastraszania, aby tą drogą promować program całkowitej kontroli nad ludnością. Metoda ta opiera się na kryminalizacji “mowy nienawiści” i potajemnym ułatwianiu wszelkiego rodzaju przestępstw “czarnym”, zagranicznym żołnierzom. W Amsterdamie, 80% przestępstw popełnianych jest przez młodych Marokańczyków. Kiedykolwiek sprawcy są aresztowani, zazwyczaj są szybko wypuszczani bez postawienia zarzutów. Jeśli już dochodzi do postawienia zarzutów i skazania, to kary zazwyczaj są  śmiesznie niskie w porównaniu z popełnionym przestępstwem. W takim przypadku, media skrupulatnie przestrzegają instrukcji, aby w swoich relacjach nie podawać pochodzenia ani narodowości sprawców. Są oni zatem opisywani jako “nastolatkowie”, a nie “młodzi Marokańczycy”. W rezultacie, gdy media mówią o “nastolatkach”, opinia publiczna wie, że są to w rzeczywistości Marokańczycy. Mimo to, jeśli ktoś publicznie odważy się nazwać czarne czarnym, jest natychmiast oskarżany o “zbrodnię nienawiści”. Z pewnością nie ma lepszego sposobu na podsycanie podziałów społecznych.

Rdzenni Europejczycy czują się zdradzeni, niepewni i sfrustrowani, ale nie wolno im dać upustu swoim uczuciom. W ten sposób można w nieskończoność utrzymywać kontrolowany poziom napięcia, ponieważ w tym samym czasie społeczeństwo jest zmuszane do uległości za pomocą codziennych dawek pornografii strachu: o wojnie nuklearnej, dziurach w warstwie ozonowej, kwaśnych deszczach, zmianach klimatycznych, podnoszeniu się poziomu oceanów, topnieniu czap lodowych, emisji węgla i azotu oraz śmiertelnych pandemiach. W mediach paradują niekończące się rzędy “ekspertów”, którzy wyjaśniają i ilustrują przerażające szczegóły każdego zagrożenia, apelując przy tym o “podążanie za nauką”. Eksperci o przeciwnych poglądach nigdy nie są zapraszani do debaty na temat czających się nad nami niebezpieczeństw, zamiast tego, nazywani są rutynowo “negacjonistami”. Uczestnicząc w tym procesie, rządy i media  pomagają zniszczyć ostatnie ślady uczciwości naukowej.

Zawsze jest tylko jedno wyjście, jedno rozwiązanie danego problemu. Jest nim posłuszeństwo wobec rządu i robienie dokładnie tego, co nam każą. Zatem, prawie rok po rozpoczęciu rosyjskiego SMO na Ukrainie, teraz, gdy UE zaangażowała się w odcięcie dostaw energii dla Europy i zniszczenie europejskiej bazy przemysłowej, obywatelom każe się ograniczyć zużycie wody i energii. Wyłącz grzejnik, jeździj mniej samochodem, myj się rzadziej, załóż dodatkowy sweter, kupuj mniej, jedz mniej mięsa i przerzuć się na owady!

W międzyczasie, media, stojące na straży systemu, prawie nie donoszą o prawdziwym niebezpieczeństwie załamania finansowego.

Rządy UE stosują cenzurę na pełną skalę, terroryzują swoich obywateli oddziałami policji przypominającymi SS i imigrantami (często nielegalnymi) o skłonnościach przestępczych, wtrącają dysydentów do więzień, likwidując ich w razie potrzeby, a jednocześnie wspierają reżim na Ukrainie, który otwarcie gloryfikuje ideologię nazistowską. Należałoby się w tej sytuacji zastanowić, nad niekończącym się i wszechobecnym lamentem na temat tego, jacy rzeczywiście źli byli ci naziści? Opowieści o II wojnie światowej, dyktaturach wojskowych w Ameryce Łacińskiej, okropnościach reżimów komunistycznych i wszelkich innych wrogach dalekich i dawnych, są kamieniem węgielnym ideologii poprawności politycznej.

Kolejnym epitetem, którym rządy UE i ich najbardziej fanatyczni zwolennicy, tacy jak Zieloni, Liberałowie i Socjaldemokraci, lubią obrzucać każdego, kto się z nimi nie zgadza, jest “faszysta”. Brzmi to trochę jak skamielina,  pozostałość sprzed wieku, kiedy lewica była atakowana przez umundurowane gangi uliczne, takie jak SA w Niemczech i Fasci di combattimento we Włoszech. Rzeczywiście, można nazwać takich ludzi nazistami lub faszystami, choćby dlatego, że tak sami siebie nazywali. Ale w bardziej obiektywnym sensie, jakie są cechy wyróżniające faszyzm jako system polityczny? Są to: bezwzględny ucisk opozycji, cenzura i kontrola każdego aspektu życia obywateli. UE bardzo ładnie pasuje do tego opisu. Ale najważniejszą cechą jest to, że w faszyzmie zarówno państwo, jak i społeczeństwo podlegają dyktatowi monopolistycznego kapitalizmu, innymi słowy – wielkich korporacji, w tym banków. Tak się też dzieje w UE. Podczas gdy w nazistowskich Niemczech i faszystowskich Włoszech te korporacje nazywały się Krupp, IG Farben, FIAT, Ansaldo i tak dalej, dziś nazywają się Blackrock, Vanguard, Amazon i Microsoft.

Od wielu lat prawodawstwo UE, mające pierwszeństwo przed przepisami uchwalanymi przez parlamenty krajowe, jest pisane i przygotowywane do uchwalenia przez istną armię lobbystów opłacanych przez monopolistyczny kapitał. Tych najemników jest więcej niż urzędników w stolicy UE, Brukseli. Zamiast stawiać temu opór, eurokraci oraz członkowie Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej koncentrują się na zapewnianiu sobie kolejnych podwyżek płac, dając przykład swoim kolegom w państwach członkowskich UE. Można więc stwierdzić, że UE i jej państwa członkowskie są rządzone nie tylko przez faszystów, ale przez skorumpowanych faszystów. Przynajmniej, przy całym swoim złu i wadach, nazistowskie Niemcy i faszystowskie Włochy miały znacznie niższy poziom korupcji.

Rosyjska SMO na Ukrainie przyczyniła się do tego, że pewne sprawy ujrzały światło dzienne.  Faszystowski charakter UE i ogólnie “Zachodu” (w zasadzie imperium USA), staje się coraz bardziej widoczny. Dzieje się tak dlatego, że podstawowe prawdy zwykle wychodzą na jaw podczas kryzysów i wojen.

Jedną z tych prawd jest to, że UE jest faszystowska do szpiku kości.

Hans Vogel tłum. Sławomir Soja

Epidemia KATARU w UE. W Parlamencie Europejskim.. Fight Impunity !!!

Epidemia KATARU w UE. W Parlamencie Europejskim.. Fight Impunity !!!

Co wiemy o korupcji w Parlamencie Europejskim z udziałem Kataru? A czego NIE WIEMY??

https://nczas.com/2022/12/11/co-wiemy-o-korupcji-w-parlamencie-europejskim-z-udzialem-kataru/

Sprawa ta już wstrząsa Parlamentem Europejskim. W Brukseli zatrzymano pięć osób, w tym wiceprzewodniczącą Parlamentu, socjalistkę z Grecji. Chodzi o podejrzenie „korupcji” i „prania brudnych pieniędzy” w Parlamencie Europejskim.

W mieszkaniu eurodeputowanej Evy Kaili znaleziono gotówkę poupychaną w torbach o wartości 600 tys. euro. Przeszukano 16 lokali, celem rekwizycji sprzętu komputerowego i telefonów komórkowych.

Krajem korumpującym ma być Katar (czyżby zemsta Belgów za nieudany Mundial?). Śledztwo trwa już od kilku miesięcy, a belgijscy śledczy „podejrzewają kraj Zatoki Perskiej o wpływanie na decyzje gospodarcze i polityczne Parlamentu Europejskiego poprzez przekazywanie znacznych sum pieniędzy lub oferowanie znaczących prezentów osobom trzecim zajmującym stanowiska polityczne i strategiczne”.

Wśród aresztowanych jest grecka socjalistyczna europosłanka Eva Kaili, od 2022 r. jedna z wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego. Jest też 44-letni prezenter telewizyjny, szef wiadomości telewizyjnych na greckim kanale Mega Channel od 2004 do 2007 r.

W tej sprawie zatrzymano innych. Są to kolejni socjaliści – były włoski eurodeputowany Pier-Antonio Panzeri, który zasiadał w PE latach 2004-2019, „partner” Evy Kaili – Francesco Giorgi, który jest jej asystentem parlamentarnym europosła Partii Demokratycznej Andrei Cozzolino, a także sekretarz generalny Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych (ITUC), Luca Visentini. Do tego zatrzymany jest dyrektor organizacji pozarządowej, którego tożsamości nie podano.

Dwie kolejne osoby zostały aresztowane we Włoszech. Według włoskich mediów to żona i córka Pier-Antonio Panzeriego. Ten jest obecnie prezesem organizacji pozarządowej Fight Impunity, a w radzie honorowej tej organizacji znajdziemy takie nazwiska jak laureat Pokojowej Nagrody Nobla Denis Mukwege, czy były premier Francji Bernard Cazeneuve.

W PE kociokwik i kilku polityków wzywa już do „pilnej debaty na temat poprawy zasad etyki w Parlamencie Europejskim”. „Czas ujawnić wady naszego Parlamentu i wysłać jasny sygnał” – napisała eurodeputowana Nathalie Loiseau (Renew) na Twitterze. Przewodnicząca PE Roberta Metsola napisała na Twitterze: „Nasz Parlament Europejski jest zdecydowanie przeciwny korupcji. (…) Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby ułatwić pracę wymiarowi sprawiedliwości.”

Strach o koniec dolce vita na skutek zbytniej pazerności?

Źródło: France Info

Dlaczego chrześcijanie stali się w Europie mniejszością?

Konieczność dziejowa czy sprawna akcja neomarksistów? Dlaczego chrześcijanie stali się w Europie mniejszością?

Cywilizacja śmierci oparta jest na wierze w nieistnienie Boga. NWO.

https://pch24.pl/koniecznosc-dziejowa-czy-sprawna-akcja-neomarksistow-dlaczego-chrzescijanie-stali-sie-w-europie-mniejszoscia/

„Chrześcijanie stali się w Europie mniejszością. (…) Dzisiejsze zeświecczenie Europy wbrew powszechnym mniemaniom nie wynika z jakiejś konieczności dziejowej, z jakiegoś bezosobowego procesu. Sekularyzacja jest celowym działaniem, efektem wcielania w życie przez europejskie elity antychrześcijańskich idei od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Robert Tekieli.

Publicysta podkreśla, że cywilizacja łacińska przegrywa dziś batalię z neomarksistowską tęczowo-zieloną cywilizacją śmierci. „Nic dziwnego. Kiedy dochodzi do starcia, dominującą staje się ta cywilizacja, która nakłada mniejsze obowiązki moralne. (…) Ani jeden ze znanych mi Unijczyków nie jest człowiekiem wierzącym. Unijczycy pogardzają wiarą, a sama Unia Europejska stała się groźnym narzędziem walki cywilizacyjnej”, zaznacza.

Zachodnia cywilizacja śmierci oparta jest na wierze w nieistnienie Boga. Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby, a etyki chrześcijańskiej nie da się pogodzić z systemem moralnym zezwalającym na aborcję i eutanazję [ani sodomię, ani niszczenie rolnictwa itp. MD] . Jest albo, albo. Dla nas ma to najdalej idące konsekwencje. Nie można uczestniczyć w polskości, jeśli się nie szanuje chrześcijaństwa i tego, co chrześcijaństwo zrobiło z naszą tożsamością. Wykorzenienie wiąże się zawsze z utratą wiary”, podsumowuje Robert Tekieli.

===================================

RW, mail:

<< Sekularyzacja jest celowym działaniem, efektem wcielania w życie przez europejskie elity antychrześcijańskich idei od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Robert Tekieli.>>

7 grudnia 1965 roku odbyła się ostatnia sesja Soboru Watykańskiego II. Zatwierdzono „Dignitatis humanae” o wolności religijnej, koncepcję już nieomylnie potępioną przez Kościół katolicki; oraz „Gaudium et spes”, o dialogu ze współczesnym światem. „Kościół niemal ogłosił się służebnicą ludzkości” – oświadczył Paweł VI, który tego samego dnia zniósł Indeks Ksiąg Zakazanych i zamknął Święte Oficjum. Po ogłoszeniu fałszywych wolności rozpoczęło się dzieło zniszczenia Świętego Kościoła Rzymskiego.

Dzień później, 8 grudnia 1965 r. uroczystym publicznym posiedzeniem na placu przed bazyliką św. Piotra, oficjalnie zakończył się sobór Vaticanum II – śmierć zachodniej kultury i rewolucja w Kościele (gorsza niż [anty]francuska i bolszewicka), najgorsza tragedia jaka dotknęła ludzkość, gorsza od wszystkich wojen i zarazy: zerwanie z wiarą katolicką.

<< Ani jeden ze znanych mi Unijczyków nie jest człowiekiem wierzącym. Unijczycy pogardzają wiarą, a sama Unia Europejska stała się groźnym narzędziem walki cywilizacyjnej>>

I dlatego papież JPII, Kościół Katolicki wzywał do wstąpienia do Unii.

Parlament UE ostro na ścieżce wojennej: Przekazał Ukrainie 1 (jeden) generator prądu dla 1 (jednego) budynku.

Parlament UE ostro na ścieżce wojennej: Przekazał Ukrainie jeden generator prądu dla 1 (jednego) budynku.

9.12.2022 https://www.tvp.info/65005348/parlament-europejski-wspiera-ukraine-przekazali-generator

Parlament Europejski przekazał Ukrainie generator. Urządzenie wystarczy do zasilenia w energię elektryczną średniej wielkości budynku, takiego jak szkoła czy urząd.

Jestem dumna, że w imieniu Parlamentu Europejskiego mogę przekazać ten generator dzielnemu narodowi – powiedziała szefowa unijnej instytucji.

===========================

W Brukseli, w obecności belgijskiej minister spraw wewnętrznych, reform instytucjonalnych i odnowy demokratycznej Annelies Verlinden, odbyła się ceremonia przekazania generatora. 

– Jestem dumna, że w imieniu Parlamentu Europejskiego mogę przekazać ten generator dzielnemu narodowi Ukrainy w ramach naszej kampanii Generatory Nadziei – powiedziała przewodnicząca PE Roberta Metsola podczas uroczystości.

=====================

Miliony Ukraińców pozostają bez prądu w wyniku nieustających ataków Rosji na infrastrukturę krytyczną.

– Dzięki tej praktycznej darowiźnie oraz przy pomocy innych darowizn z miast i miasteczek w całej Europie, chcemy utrzymać działanie podstawowych obiektów na Ukrainie tej zimy i zapewnić energię szpitalom, szkołom, wodociągom, ośrodkom humanitarnym i schroniskom – powiedziała Metsola.

Parlament Europejski i Eurocities, sieć ponad 200 największych miast Europy, rozpoczęły 23 listopada kampanię Generatory Nadziei. Kampania wzywa miasta do przekazywania generatorów prądu, transformatorów i części zamiennych do sieci elektrycznych, aby pomóc Ukraińcom przetrwać nadchodzącą zimę.

Ukraińscy gangsterzy przemycali marihuanę w pudłach z hiszpańską pomocą humanitarną dla Ukrainy.

Ukraińscy gangsterzy przemycali marihuanę w pudłach z hiszpańską pomocą humanitarną dla Ukrainy.

9.12.2022, https://www.tvp.info/64998515/narcos-hiszpania-marihuana-w-kartonach-z-rzekoma-pomoca-dla-ukrainy

Grupa ukraińskich gangsterów przemycała marihuanę z Hiszpanii do różnych krajów europejskich, pod przykrywką pomocy humanitarnej dla ogarniętej wojną ich ojczyzny.

Handlarze narkotyków nawiązali współpracę z operującymi na terenie Andaluzji gangami w tym marokańskimi i skupowali duże ilości „trawki”. Skończyło się to [?? Czyżby? md] aresztowaniem 29 osób i przejęciem ok. 800 tys. euro.

[Nie „skończyło”.. To gałązka wielkiego DRZEWA. MD]

Ponad stu funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej (Guardia Civil) wzięło udział w operacji wymierzonej w wyjątkowo [?? hi, hi.. md] cynicznych handlarzy narkotyków. Śledczy odkryli niedawno, że na Costa del Sol pojawiła się grupa ukraińskich gangsterów. Skupowali znaczne ilości marihuany i wysyłali ją do Europy. Gangsterzy ukrywali narkotyk w kartonach mających zawierać pomoc humanitarną dla Ukrainy. Furgonetki z „trawką” włączały się do konwojów jadących do ogarniętego wojną kraju. A po drodze odbijały od nich, ruszając do odbiorców marihuany.

Gwardia Cywilna wykryła w Fuengiroli (Malaga) dwie furgonetki zarejestrowane na Ukrainie, w których ukryto łącznie 109 paczek pakowanej próżniowo „trawki”. Aresztowano cztery osoby jadące tymi pojazdami.

Porządki

Po zebraniu dowodów i ustaleniu powiązań ukraińskich gangsterów z lokalnym półświatkiem [??] śledczy uderzyli. W pierwszej fazie operacji, funkcjonariusze dokonali serii przeszukań w prowincji Malaga. Znaleźli wówczas 740 tys. euro, 25,2 tys. dolarów amerykańskich i 20 kg pąków marihuany.

Gwardziści przejęli też kilka pistoletów oraz akcesoria policyjne i nadajniki GPS. Gangsterzy ze wschodu nie zamierzali się ograniczać li tylko do przemytu narkotyków. Zatrzymano wówczas 11 osób. Faza druga dotyczyła dostawców marihuany z w prowincjach Granada, Kordoba i Sewilla. Aresztowano wówczas 14 osób. Tym razem przejęto 1,5 tys. krzaków konopi, 10 kg zapakowanej hermetycznie marihuany, pięć sztuk broni i 15 tys. euro. Dwóch podejrzanych próbowało uciec, taranując radiowóz Gwardii, ale zostali zatrzymani.

Rząd kłamie ws. stawek VAT! Każda rzecz, o której mówi Sasin – to kłamstwo! VAT- żądają od nas 23%, a mogą[UE] 5%!! Czy wy macie Polaków za IDIOTÓW??

Rząd kłamie ws. stawek VAT! Każda rzecz, o której mówi Sasin – to kłamstwo! VAT- żądają 23%, a mogą 5%!!

https://www.facebook.com/watch/?extid=CL-UNK-UNK-UNK-AN_GK0T-GK1C&mibextid=2Rb1fB&v=817497972690743

15 minut

„Generalna Gubernia Plus”. To nie jest teoria spiskowa. Dokumenty są powszechnie znane.

„Generalna Gubernia Plus”. To nie jest żadna teoria spiskowa. Dokumenty są powszechnie znane.

https://nczas.com/2022/12/06/michalkiewicz-to-nie-jest-zadna-teoria-spiskowa-dokumenty-sa-powszechnie-znane-video/

To nie jest żadna teoria spiskowa, to są dokumenty powszechnie znane – komentuje publicysta Stanisław Michalkiewicz projekt potocznie nazwany „Generalna Gubernia Plus”.

Działania premiera Mateusza Morawieckiego wobec Unii Europejskiej, zdominowanej przez Niemcy, można zdefiniować krótko: całkowite poddaństwo. Morawiecki przyjmuje i wykonuje wszystkie rozkazy, jakie przychodzą do niego z Berlina, udając jednocześnie, że prowadzi z UE wojnę w obszarze sprawiedliwości i generalnie to nie odda żadnego guzika.

Niemcy jednocześnie chcą z UE zrobić państwo federalne, w którym mieliby przewodzić. Polska miałaby w tym całym układzie niewiele do gadania.

Czy właśnie w tym kierunku wszystko zmierza? O tym na kanale Sommer 12 dyskutowali redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” Tomasz Sommer i Stanisław Michalkiewicz.

Traktat Lizboński jak najbardziej obowiązuje. Co więcej, jest twórczo rozwijany przez orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Co do tego nie ma wątpliwości – w jakim kierunku to zmierza. „Kropką na i” jest umowa koalicyjna trzech partii tworzących aktualny rząd niemiecki. Jest wpisane expressis verbis, że Unia Europejska ma być państwem o strukturze federalnej – mówił Michalkiewicz.

To nie jest żadna teoria spiskowa, to są dokumenty powszechnie znane – podkreślił.

Sommer zwrócił uwagę, że na tej samej zasadzie Kaczyński z Morawieckim mogą zrobić zjazd w Gorzowie Wielkopolskim i podpisać akt koalicyjny, który będzie temu [„Generalna Gubernia Plus”] przeczył.

Premier Morawiecki, razem z naczelnikiem państwa i całym Sejmem, mogą uchwalić dekrety nawet przeciwko trzęsieniu ziemi – powiedział ironicznie Michalkiewicz.

Ale dopóki nie wypowiedzą tamtych traktatów, to one obowiązują. To jest elementarz stosunków międzynarodowych. Owszem, bywają takie sytuacje, że traktat przestaje obowiązywać. W tym jednak przypadku, żaden z tych traktatów – z Maastricht i Lizboński – nie przestał obowiązywać. W związku z tym opowieści dziwnej treści, że nasi politycy uchwalą, że wszyscy mają być bogaci, zdrowi, piękni i młodzi… owszem, mogą to uchwalić. Ale żadnych stanów faktycznych przez głosowania ustalić nie można – podkreślił Michalkiewicz.

Cała rozmowa dostępna poniżej oraz na kanale Sommer 12.

Więcej o projekcie potocznie nazwanym „Generalna Gubernia Plus” można także przeczytać w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”. Wydanie papierowe dostępne w salonach prasowych, a elektroniczne w Bibliotece Wolności pod tym linkiem.

https://youtu.be/PJHoLeTWeYA

Wymowny przykład braku suwerenności: PiS podwyższa VAT [na energię i pochodne] na rozkaz Brukseli

Wymowny przykład braku suwerenności: PiS podwyższa VAT na rozkaz Brukseli

Zaawansowany proces nie tylko likwidacji Polski, ale ogólnie – c y w i l i z a c j i

CzarnaLimuzyna

„Wrócą wyższe stawki VAT na energię elektryczną, paliwa i nawozy”

Po raz kolejny okazuje się, że tzw. niepodległość bytu państwowego znanego pod nazwą III RP jest jedynie złudzeniem użytecznych idiotów.

Zwiększone stawki VAT oznaczają większe koszty wytwarzania, które przełożoną się na kolejną falę podwyżek.

Czy może być inaczej? Oczywiście. Teoretycznie w każdej chwili możemy przerwać:

Energetyczny lockdown, zwiększanie inflacji, wdrażanie totalitarnych regulacji NWO – przerwać ideologiczną podległość wymuszającą realizację „Wielkiego Resetu”.

Dlaczego tak się nie dzieje? Tzw. „demokratyczna” większość dająca poparcie organizacjom, w praktyce przestępczym, popiera zaawansowany już proces nie tylko likwidacji Polski, ale ogólnie      – c y w i l i z a c j i, dostosowując się do zabójczych standardów. Oczywiście, większość użytecznych idiotów będzie zaprzeczać, udowadniając w ten sposób, po raz kolejny, swoją głupotę. W ostatnim czasie mogłem się dobitnie przekonać, że ludzie są głupi równie często jak grzeszni.

Tymczasem komunikat dla niewolników… dla wszystkich niewolników, brzmi:

Sasin przyznał, że ze względu na decyzję Komisji Europejskiej, która zakwestionowała niektóre działania w związku z tarczą, polski rząd będzie musiał przywrócić wyższe stawki VAT na energię elektryczną czy paliwa. “Będziemy musieli niestety ten VAT przywrócić, nie tylko w tym zakresie (energii elektrycznej – PAP), ale w obszarze pozostałych surowców energetycznych, również nawozów” – powiedział. /Gazeta Prawna/

Dodatkowo premier kraju, „który należy do kogoś z zagranicy” przygotował niewolników na różne warianty sytuacji, o których zadecyduje ”Unia”.

Ze strony KE nawet mamy groźby, że będą nakładane kary, jeżeli nie wycofamy się z dotychczasowych działań osłonowych, obniżek stawek podatkowych VAT”

Zapewnił jednocześnie, że “tak długo, jak się da, i nie będzie gwałtownego sprzeciwu KE, utrzymamy zerowe stawki VAT na żywność”. (PAP)

Widać wyraźnie, że “”tak długo, jak się da, i nie będzie gwałtownego sprzeciwu” będzie coraz gorzej.

Co krzyczeliście na Marszu Niepodległości?

Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu. Przypominam, żebyście kiedyś nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”

Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu.

[Przypominam, żebyście nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”. MD]

Tomasz Mysłek https://nczas.com/2021/11/05/anty-energetyczna-anty-gospodarcza-w-strone-klimatycznego-komunizmu/

W związku z szaleńczą „klimatyczną”, czyli anty-energetyczną i anty-gospodarczą polityką władz Unii Europejskiej (coraz bardziej lewacko-komunistycznych), również w Niemczech, podobnie jak w Polsce, w ostatnich miesiącach podrożało niemal wszystko. Oprócz postępującej drożyzny towarów, usług i inflacji, niemieckie sklepy, firmy i konsumentów prześladują także duże opóźnienia w dostawach i inne problemy.

9 października aż 38 dostawców gazu ziemnego ogłosiło, że cena tego surowca dla konsumentów w Niemczech, w tym dla firm i gospodarstw domowych, wzrośnie w ostatnim kwartale br. o średnio 13 procent.

W pierwszym półroczu 2021 r. przeciętne niemieckie gospodarstwo domowe musiało zapłacić za prąd i gaz łącznie już o 4,7 proc. więcej, niż w drugim półroczu 2020 r. Natomiast ceny produktów energetycznych w Niemczech (jak informował dziennik „Die Welt”) były we wrześniu br. aż o 14,3 proc. wyższe, niż rok wcześniej. Szczególnie dużo wzrosły ceny oleju opałowego (aż o 76,5 proc.) i paliw do samochodów (o 28,4 proc.). A cena benzyny na wielu stacjach w Saksonii i innych landach wynosiła 17 października już nawet 1,779 euro za litr (tj. ok. 8,14 zł). Ceny detaliczne gazu ziemnego wzrosły przez ten rok o 5,7 proc., ceny energii elektrycznej o 6,6 proc., a żywności średnio o 4,9 proc. (ale np. ceny warzyw aż o 9,2 proc.). Z kolei koszty ogrzewania w Niemczech wzrosły we wrześniu br. aż o 33 proc. w porównaniu z wrześniem 2020 r. (!). W związku z tym jedna z kilkunastu bardzo „postępowych” i „demokratycznych” posłanek SPD do parlamentu UE, tj. Katarina Barley, poradziła niemieckim konsumentom, żeby w swoich mieszkaniach przykręcili ogrzewanie i nosili ciepłe swetry. Sehr schön und demokratisch!

Rosnące na rynkach świata i Europy od miesięcy hurtowe ceny węgla i gazu skutkują ponoć również tym, że w wielu niemieckich magazynach i elektrowniach już od kilku tygodni gazu i węgla brakuje i nie jest pewne, czy tych nośników energii wystarczy na całą nadchodzącą zimę. Należy jednak pamiętać, że w Niemczech aż około 75 proc. końcowej, detalicznej ceny energii elektrycznej i kosztów ogrzewania domów nie jest pochodną samych kosztów surowców i kosztów wytworzenia tej energii, ale przede wszystkim efektem licznych podatków, tzw. opłat sieciowych i innych oraz różnych przymusowych dopłat. A więc skutkiem niemieckiego i unijnego socjalizmu!

Ciągle rosnące koszty i ceny energii i paliw, a także liczne inne „zielone”, „klimatyczne”, finansowo-podatkowe i biurokratyczne wymagania władz UE i władz krajowych, powodują więc rosnącą drożyznę towarów i usług i coraz większą inflację. Jak podał oficjalnie niemiecki GUS (14 października), w sumie inflacja w Niemczech wyniosła we wrześniu br. już 4,1 proc. rocznie – tj. najwięcej od prawie 28 lat. A to przecież zapewne nie koniec jej postępów i wzrostów. Tym bardziej, że ceny w niemieckich hurtowniach były we wrześniu br. już o 13,2 proc. wyższe, niż w tym samym okresie roku 2020. Tak wysokiej inflacji w niemieckim handlu hurtowym nie było ponoć od roku 1974. Z kolei, jak podawał monachijski instytut ekonomiczny Ifo, aż 74 proc. ankietowanych niemieckich sklepów detalicznych skarżyło się we wrześniu br. na coraz większe problemy i opóźnienia z dostawami towarów. W przypadku sklepów budowlanych na zaległości i opóźnienia w dostawach narzekało aż 98 proc. tych placówek handlowych, a np. wśród ankietowanych sklepów z meblami 94 proc. Natomiast w dziedzinie sklepów spożywczych te zaległości i opóźnienia dotknęły „tylko” 47 proc. z nich.

Co na to wykonawcze władze UE?

Co w reakcji na tę skandaliczną drożyznę podstawowych dóbr i usług i ciągle rosnącą inflację (także w Polsce, Rumunii, Italii, socjalistycznej Republice Francuskiej i pozostałych krajach euro-kołchozu) proponują wykonawcze władze UE? Czyli brukselska Komisja UE (zwana przez lewicowych polityków i lewicowe media „Komisją Europejską”), w tym niezwykle „zielone” i „postępowe” komisarki, ich rzeczniczki i inne urzędniczki? Ano, proponują – jak to zwykle wszelkiego rodzaju euro-socjaliści i komuniści płci obojga – „dopłaty do rachunków za gaz i prąd dla najuboższych” oraz „dopłaty dla firm najbardziej dotkniętych podwyżkami” (chodzi oczywiście o dopłaty na koszt ogółu podatników, w tym tych ubogich). Ponadto, zamiast pożądanej przez cały przemysł i ogół konsumentów całkowitej likwidacji czy choćby znacznej redukcji przymusowo-złodziejskich unijnych opłat za dozwolone emisje dwutlenku węgla czy np. wielkiej redukcji podatków w branży energetycznej, postulują jakiś zagadkowy „system specjalnych bonów energetycznych” (który miałby być finansowany ze środków pochodzących z unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów, czyli tzw. ETS). Ponadto postulują jakiś system „dotacji w ramach dozwolonej pomocy publicznej” dla firm i „na dłuższą metę być może także wspólne zakupy gazu przez kraje UE”. Komisarka UE do spraw energii Kadri Simson zapowiedziała (13 października), że jej urzędnicy już „pracują” nad systemem wspólnych zamówień gazu przez państwa UE oraz nad planem „koordynacji zmagazynowanych rezerw gazu” we wszystkich krajach UE. Ale zaraz czujnie dodała: musimy mieć jednak pewność, że nadal będziemy mogli realizować nasz Europejski Zielony Ład (..) i nasze cele klimatyczne (!).

Sehr dumm und demokratisch!

Tego samego 13 października komisarze UE przedstawili – obok powyższych „propozycji” – także swoją opinię, że „przejście na energię czystą jest najlepszym zabezpieczeniem przed skokami cen w przyszłości, więc to przejście należy przyspieszyć”. W związku z tym zapowiedzieli „dalsze wspieranie inwestycji w energię odnawialną i w energetyczną efektywność”. Widać więc wyraźnie, że przy tym ich całym neo-sowieckim „centralnym planowaniu” i „koordynowaniu” polityki energetycznej i innej we wszystkich 27 państwach UE, ci brukselscy i inni euro-komuniści nadal twardo obstają przy swoim ideologiczno-absurdalnym i niezwykle kosztownym (dla ludzi i firm) „Zielonym Ładzie”. Czyli przy systemie centralistyczno-socjalistycznym, który chcą zaprowadzić w niemal całej Europie. Furchtbar!

Co proponują kierownicy niemieckich partii?

Tymczasem w reakcji na te „klimatyczno”-energetyczne szaleństwa i plany (tysięcy polityków i urzędników UE i Niemiec) oraz na wielkie problemy przez nich wywołane, już nawet (nieduża) część lewicowej elity Niemiec wyraziła publicznie swoje silne zaniepokojenie postępującymi deficytami i rekordowo wysokimi cenami energii, paliw oraz związanymi z tym licznymi problemami. Np. jeden z liderów pokomunistycznej partii Lewica (Die Linke), Dietmar Bartsch, opowiedział się nawet za czasowym obniżeniem podatków i ceł na benzynę i olej napędowy. Z kolei np. w zbiorowym liście, podpisanym przez kilkudziesięciu niemieckich i innych „europejskich” publicystów i dziennikarzy, w tym m.in. przez byłego naczelnego redaktora opiniotwórczego tygodnika „Die Zeit” Theo Sommera, wezwali oni władze Republiki Federalnej, żeby – wbrew swoim wciąż obowiązującym planom (z roku 2011 i 2012) – nie rezygnowały jednak z dalszej i wieloletniej produkcji energii atomowej. Według sygnatariuszy listu, całkowite odejście od energii atomowej przyczyniłoby się bowiem nie tylko do zwiększenia problemów gospodarczych i socjalnych, ale także do znacznego zwiększenia krajowej emisji dwutlenku węgla. A także do znacznego opóźnienia osiągnięcia unijnych i niemiecko-rządowych „celów klimatycznych”. Bo energię jądrową w Niemczech, w razie jej braku, mogą zastąpić jedynie paliwa kopalne, a to by oznaczało „dodatkowe 60 mln ton dwutlenku węgla” rocznie. Wskutek tego emisja tego (złowrogiego) gazu wzrosłaby wówczas w Niemczech co najmniej o 5 proc. – alarmują mocno zatroskani (głównie o „klimat”) pismacy lewicy (wg welt.de).

A co proponują kierownicy pięciu parlamentarnych niemieckich partii (licząc z dwoma partiami chadeków), które chcą w Niemczech rządzić (zapewne już za 1-2 miesiące) w już nowym partyjno-powyborczym układzie? Wydaje się, że na razie w palącej kwestii ww. drożyzny, inflacji, braków węgla i gazu itp. problemów nic istotnego i nic mądrego nie proponują. Choć rozmowy zwycięskiej w wyborach (26 września) lewicowej SPD z euro-komunistycznymi Zielonymi i demo-liberałami z FDP na temat utworzenia nowego rządu trwają już od 11 października, to na razie (tj. do 18 października włącznie) partie te, jak podawała niemiecka prasa, osiągnęły „wstępne porozumienie” głównie w sprawie tzw. płacy minimalnej – czyli w sprawie stałego priorytetu (stałego hopla) lewicy. Ponoć ta płaca ma zostać podniesiona aż ok. 25 proc. – z obecnych 9,60 euro brutto za godzinę pracy do 12 euro za godzinę (!). I to już w pierwszym roku ich partyjnych rządów. W skali miesiąca ma to dać niemieckim „minimalnym” podwyżkę aż o ponad 290 euro brutto, a ich „płaca minimalna” ma wynieść w sumie już ok. 1980 euro miesięcznie i ma być drugą najwyższą w całym euro-socjalistycznym kołchozie (po Luksemburgu). Wunderbar!

Należy przy tym pamiętać, że w dość licznych sektorach niemieckiej gospodarki, jak np. w przemyśle motoryzacyjnym, obowiązują jeszcze wyższe (niż 9,60 euro/godz.) „płace minimalne”. Wyższe, bo ustalane na podstawie branżowych tzw. układów zbiorowych (kierownictw firm ze związkami zawodowymi i radami pracowników). A nie zanosi się przecież na obniżenie jakichkolwiek podatków i opłat obciążających niemieckie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe. Zanosi się więc na to, że w razie kilkuletnich wspólnych rządów ww. dwóch partii lewicy i demo-liberalnej FDP w znacznej części branż niemieckie produkty i niemiecka gospodarka utracą na rynkach świata swoją dotychczasową (jako taką) cenową atrakcyjność i konkurencyjność. Pytanie tylko – kiedy utracą? Może już w drugim czy trzecim kwartale przyszłego roku?Sehr schlimm!

Z przecieków do krytycznej prasy (jak tygodnik „Junge Freiheit”) wynika, że już nie Deutschland über alles, jak dawniej, ale lewackie „Klimaschutz über alles („ochrona klimatu nade wszystko”) stało się dewizą i naczelnym priorytetem większości niemieckich polityków. Podobno „liberałowie” z FDP zgodzili się już wstępnie i warunkowo na: powszechny przymus instalowania solarów na wszelkich dachach w Niemczech, na przyspieszenie całkowitej rezygnacji Niemiec z węgla kamiennego i węgla brunatnego w energetyce i ciepłownictwie oraz na zbudowanie wiatraków („farm wiatrowych”) na łącznej powierzchni aż 2 procent całego lądowego terytorium Niemiec (!). Czy tych zwariowanych i już niemal zbrodniczych szaleńców, lewaków i euro-komunistów z partii Zieloni, SPD i innych – w tym także tych z euro-komunistycznej Brukseli i Paryża – już nikt i nic w naszej Europie nie powstrzyma?

Więcej uroczystości – mniej niepodległości. Czy po zapędzeniu się w kozi róg jest jeszcze jakaś droga odwrotu.

Więcej uroczystości – mniej niepodległości

Stanisław Michalkiewicz https://www.magnapolonia.org/wiecej-uroczystosci-mniej-niepodleglosci/

11 listopada przypada święto odzyskania przez Polskę niepodległości. Ustanowione zostało akurat tego dnia, by w ten również sposób umocnić kult Józefa Piłsudskiego, na którym sanacja fundowała sobie moralną legitymację władzy, podobnie jak PZPR na granicy na Odrze i Nysie. Tak naprawdę bowiem 11 listopada w Polsce nie wydarzyło się nic ważnego, jeśli chodzi o niepodległość państwa.

Niepodległość Polski została proklamowana 7 października 1918 roku przez Radę Regencyjną, która za podstawę tej proklamacji przyjęła 13 punkt listy amerykańskich celów wojennych, mówiący o niepodległej Polsce z dostępem do morza i gospodarką regulowaną traktatami. Józef Piłsudski, przyjmując z rąk Rady Regencyjnej władzę nad wojskiem, musiał chyba uznawać jej władzę, podobnie, gdy kilka dni później przejmował z rąk tejże Rady, która następnie się rozwiązała, pełnię władzy nad państwem, jako jego Naczelnik. Skoro przekazała mu władzę nad państwem, to znaczy, że państwo, czyli różne jego agendy, albo były już zorganizowane, albo znajdowały się w trakcie organizacji. Można tedy powiedzieć, że 10 listopada Józef Piłsudski przyjechał na gotowe. Ale mniejsza o to, chociaż szkoda, że wśród tylu uroczystości żadna chyba nie była poświęcona Radzie Regencyjnej, której uczestnicy, podobnie jak ich zasługi, są niemal zapomniane.

Więc uroczystości jest bez liku, bo każdy na rok przed wyborami, chce pokazać jakim to jest szermierzem niepodległości. Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński  z tej okazji odgrzał nawet miesięcznicę smoleńską, chociaż przezornie wolał przemawiać pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego, a nie pod pomnikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, chociaż jego kult, a nawet zdolności profetyczne, wprawdzie jeszcze nie dorównują rozmachowi kultu Józefa Piłsudskiego, ale przecież jesteśmy dopiero na początku drogi. W swoim przemówieniu Naczelnik Państwa dał do zrozumienia, że niepodległość Polski znajduje się dzisiaj w delikatnym momencie. To akurat prawda, ale jeśli już tak szczerze o tej niepodległości rozmawiamy, to warto przypomnieć, że do tej delikatności Jarosław Kaczyński przyłożył rękę i to nie raz. Zresztą nie on jeden, bo również Donald Tusk, również Aleksander Kwaśniewski, którego uważam za prawdziwe nieszczęście dla Polski, podobnie jak Leszek Miller, a nwet niektórzy przedstawiciele przewielebnego duchowieństwa, figurujący w kartotekach Służby Bezpieczeństwa. W referendum akcesyjnym w czerwcu 2003 roku wszyscy oni, ponad podziałami, zgodnie stręczyli Polsce Anschluss, podobnie jak wcześniej – “plan Balcerowicza”, wobec którego – podobnie jak wobec Anschlussu – “nie było alternatywy”.

Tymczasem w roku 2003 mijało 10 lat od wejścia w życie traktatu z Maastricht, który w sposób zasadniczy zmieniał formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich – bo Unia, jaklo odrębny podmiot prawa międzynarodowego, powstała dopiero 1 grudnia 2009 roku, po ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Traktat z Maastricht  odchodził od formuły konfederacji, czyli związku państw, czyli “Europy Ojczyzn”, ku formule federacji, czyli państwa związkowego, a więc Rzeszy, której państwa członkowskie będą częściami składowymi. A czy część składowa jakiegokolwiek państwa jest niepodległa? To wykluczone, ponieważ podlega władzom tego państwa, właśnie jako jego część składowa.

Przypuszczenie, że Jarosław Kaczyński, Donald Tusk, Leszek Miller,  czy Aleksander Kwaśniewski w roku 2003 mogli o tym nie wiedzieć, byłoby niegrzeczne. A skoro wiedzieli, to dlaczego stręczyli?

Dlatego, że po II wojnie światowej Europa, wskutek dwóch wielkich wojen w XX wieku, które można potraktować również jako europejskie wojny domowe, utraciła znaczenie polityczne. Ilustracją tej degradacji był porządek jałtański, którego gwarantem z jednej strony były Stany Zjednoczone, a z drugiej – Związek Sowiecki, z którym prezydent Roosevelt zamierzał dzielić władzę nad światem, po tym, jak przyłożył rękę do likwidowania Imperium Brytyjskiego, by USA zajęły jego miejsce. Francja i odtworzona w roku 1949 RFN uznały, że w tych warunkach walka o hegemonię w Europie nie ma najmniejszego sensu i że lepiej wkroczyć na drogę pokojowego “jednoczenia Europy” to znaczy – rozpocząć przekupywanie biurokratycznych gangów, okupujących poszczególne kraje europejskie i w ten sposób, po długim marszu, odzyskać pozycję równorzędną, albo przynajmniej zbliżoną do USA. Ta metoda okazała się strzałem w dziesiątkę, bo biurokratyczne gangi aż przebierały nogami, by ktoś zaczął je przekupywać i dzięki temu 1 maja 2004 roku Anschluss objął państwa Europy Środkowej, oczywiście po uprzednim zlikwidowaniu Jugosławii w ramach wysadzania w powietrze Heksagonale, które mogłoby stanowić przeszkodę z budowie europejskiego imperium.

Potem nastąpiły dalsze kroki na drodze “pogłębiania integracji”, przede wszystkim w postaci traktatu lizbońskiego, który amputował Polsce, podobnie jak innym państwom członkowskim – z wyjątkiem Republiki Federalnej Niemiec –  ogromny kawał suwerenności, poddając je władzy instytucji Unii Europejskiej. Warto przypomnieć, że za ustawą z 1 kwietnia 2008 roku, upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania tego traktatu, głosował – z pewnymi wyjątkami – zarówno obóz  płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm z Jarosławem Kaczyńskim, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa z Donaldem Tuskiem. Jarosław Kaczyński, zapytany o to na niedawnym spotkaniu w Nysie, powiedział, że gdyby  tego traktatu nie ratyfikował obóz  patriotyczny, to ratyfikowałby go obóz zdrady i zaprzaństwa. Słowem – jeśli Polskę pozbawiają niepodległości zdrajcy, to oczywiście fatalnie, bo oni robią to byle jak, podczas  gdy obóz patriotyczny robi wprawdzie to samo – ale po Bożemu.

Tymczasem traktat lizboński, a szczególnie ustanowiona w nim zasada lojalnej współpracy, stworzyła możliwość systematycznego wypłukiwania suwerenności z państw członkowskich, bo zgodnie z nią, każde nich musi powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Wystarczy tedy, by Komisja Europejska, czy TSUE napisały, że celem Unii Europejskiej jest “praworządność”, czyli m.in. napuszczanie jednych niezawisłych sędziów na drugich, albo zapewnienie dobrostanu sodomczykom, a już na podstawie tego pozoru legalności można stosować wobec niepokornych bantustanów szantaż finansowy, który miedzy innymi Polskę ma skłonić do subordynacji. Jakby tego było mało, to całkiem niedawno Jarosław Kaczyński osobiście przyłożył rękę do dalszego “pogłębiania integracji”, przy pomocy Lewicy przeforsowując w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, wyposażającej Komisję Europejską w prawo zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii i nakładania “unijnych” podatków.

Przypominam to wszystko, bo Jarosław Kaczyński w swoim przemówieniu namawiał Polaków, by w tej sytuacji skupili się wokół rządu, którego on jest akuszerem. No dobrze – ale co właściwie rząd “dobrej zmiany” zamierza z tym fantem zrobić? Tego już nam Naczelnik Państwa nie powiedział, bo widocznie sam nie wie, czy po zapędzeniu się w kozi róg jest jeszcze jakaś droga odwrotu.

Już 30 (!) tankowców LNG stoi biernie przed portami Europy.

Już 30 (!) tankowców LNG stoi biernie przed portami Europy.

Zniszczenie gospodarki EU jest priorytetem?

StanW 9 listopada 2022, https://emigrant19.neon24.info/post/169886,zniszczenie-gospodarki-eu-jest-priorytetem-dla-usa

Polityka emisji CO2 jest ideologią dla idiotów.

Co za draństwo: Już 30 (!) tankowców jest zaparkowanych u wybrzeży Europy

Lichwiarstwo z naszymi cenami energii jest widoczna już dla wszystkich, widać to tuż u wybrzeży Europy i nikt nic z tym nie robi.
Już 30 gigantycznych tankowców z gazem płynnym nie dokuje w terminalach rozładunkowych, aby nie obniżać ceny gazu ziemnego w krajach UE.

My raz po raz słyszymy te same stwierdzenia, że za wysokie ceny gazu odpowiada Władimir Putin (choć jego firma energetyczna Gazprom nadal jak zwykle dostarcza gaz do Austrii tanio i ekologicznie). Ale teraz staje się coraz bardziej jasne, kto powoduje eksplozję naszych kosztów energii.
To spekulanci nie pozwalają na zwiększenie dostaw na rynek europejski, ponieważ ta dodatkowa dostawa gazu oczywiście natychmiast obniżyłaby ceny gazu ziemnego i energii na giełdzie.

U wybrzeży Europy pływa już 30 gigantycznych tankowców LNG – te olbrzymy mają na pokładzie do 150 000 metrów sześciennych skroplonego gazu ziemnego (LNG), a jeden ładunek może zasilić 65 000 gospodarstw domowych przez cały rok.
My Europejczycy, jesteśmy obecnie pozbawieni wystarczającej ilości gazu ziemnego z powodów chciwości lichwiarskiej.
Czekają na lepsze czasy

W każdym razie rynek LNG jest niezwykle dynamiczny. Armatorzy wybierają rynek, który przyniesie im największy profit. Jeśli ceny w Azji są wyższe niż na przykład w Europie, statki po prostu zawracają i znikają z wybrzeża Europy.
Główni dostawcy – przede wszystkim USA i Katar – ze względu na spadające ceny gazu znacznie ograniczyli prędkość transportu do Europy i wolą poczekać na lepsze czasy na otwartym morzu. I to pomimo ogromnych sum, jakie pożerają takie statki. Czarter pojedynczych tankowców LNG na podróż przez Atlantyk kosztował pod koniec października 400 000 euro – każdego dnia!

https://exxpress.at/was-fuer-eine-sauerei-bereits-30-gas-tanker-parken-vor-europas-kuesten/?

———————————————-

Emisja CO2 w tym przypadku, o dziwo, nie ma żadnego znaczenia.

Najzabawniejsze jest to, że USA NGO sponsoruje europejskich aktywistów blokujących w Europie ulice i autostrady, przyklejając się do nich.

A więc Terror Klimatyczny jest wspierany z za oceanu przez największych producentów CO2. https://exxpress.at/us-stiftung-sponsert-mit-35-millionen-euro-die-klima-terroristen/

Jednocześnie USA, tak samo jak Chiny czy Indie, są największymi producentami CO2 i się tym wcale nie przejmują, i w tych krajach mamy tendencje wzrostowe emisji CO2.

A więc o co tu chodzi? Tu może tylko chodzić o zniszczenie gospodarki EU.

Michaił Kowaliow: Europa [UE] się przeliczyła

Michaił Kowaliow: Europa się przeliczyła https://www.bibula.com/?p=136808

Kryzys energetyczny w krajach zachodnich, wzrost gospodarczy Chin, błędne decyzje Brukseli i świata zachodniego, nasilenie konkurencji gospodarczej między USA a UE, a także relacje między zachodnimi i chińskimi centrami świata. O tych światowych trendach i problemach – rozmowa z Michaiłem Kowaliowem, doktorem nauk fizycznych i matematycznych, profesorem Wydziału Ekonomii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego.

Podaż ropy i gazu do UE maleje. Do czego może to ostatecznie doprowadzić?

– Rzeczywiście, znaczna część energii zużywanej przez Unię Europejską pochodziła z Rosji, ich stosunkowo niska cena wynikała ze sposobu dostaw – przez rurociągi. Polityka sankcji zmniejszyła napływ węglowodorów i ich cena gwałtownie wzrosła. Niemożliwe jest znalezienie kompensującego w pełni te straty dostawcę zamiast Rosji. Ponadto Niemcy nie mają jeszcze miejsc do cumowania, aby przyjmować skroplony gaz LNG, będą musiały dużo oszczędzać, a energochłonne gałęzie przemysłu już się zamykają, nie wytrzymując wysokich cen i konkurencji z chińskimi towarami. Chiny, podobnie jak Indie, wykorzystują sytuację i otrzymują rosyjską energię ze zniżką. Oczywiste jest, że ich towary stały się tańsze. Niemcy postawili na Nord Stream 2. Ale został wysadzony w powietrze. Kto to zrobił, nie wiadomo, jedno jest pewne, że jest to korzystne wyłącznie dla Stanów Zjednoczonych.

Dlaczego Bruksela, Pana zdaniem, wybrała ścieżkę sankcji?

– Myślę, że Europejczycy zaakceptowali sankcje emocjonalnie i nie myśleli zbyt wiele o konsekwencjach. W rezultacie widzimy, że ograniczenia energetyczne szkodzą im bardziej niż Rosji. Stany Zjednoczone jako pierwsze porzuciły rosyjską ropę, ale łatwo było im to zrobić, ponieważ kupowały niewielkie ilości. W dzisiejszej UE nie ma silnego przywódcy jak Merkel, więc się przeliczyli.

Wydaje się, że celem Waszyngtonu jest deindustrializacja Europy, droga do jej osłabienia gospodarczego i jeszcze większego podporządkowania. Świadczą o tym trendy w dziedzinie energetyki. Na początku był zielony ład, który przerodził się w stały pomysł dla UE: poszli ścieżką eliminacji tradycyjnej energii we własnym kraju (tylko w Niemczech z 25 elektrowni jądrowych pozostały trzy). Ostatecznie okazało się, że zielone technologie nie są tak praktyczne.

– UE przeceniła znaczenie źródeł odnawialnych i są one niewiarygodne. Czasami nie ma wiatru, czasem słońce nie grzeje. Niebezpieczeństwa związane z energią jądrową były przesadzone. Francja ma wystarczająco dużo elektrowni jądrowych i teraz śmieje się ze swojego odwiecznego rywala Niemiec. Nie sądzę, aby USA naprawdę chciały zdeindustrializować UE. Sami przywieźli swoje fabryki do Chin. Chcą je z powrotem u siebie, ale to nie działa. Główną konkurencją dla Amerykanów nie jest dziś UE, która już teraz gwałtownie traci na znaczeniu (w 2000 roku jej udział w światowej gospodarce wynosił 20,3%, a dziś tylko 14,9% to dane MFW). Świat podzielił się na dwa bloki: amerykański i chiński, w skład którego wchodziło 139 krajów inicjatywy „Jeden pas, jedna droga”. W przyszłości, nawet według zachodnich prognoz, chiński biegun będzie silniejszy, więc kolektywny Zachód zachowuje się tak konwulsyjnie – nikt nie chce oddać prymatu.

Centrum analityczne w Brugii (Belgia) oszacowało, że rządy UE przeznaczyły prawie 500 mld euro na wsparcie obywateli i przedsiębiorstw w obliczu gwałtownego wzrostu cen gazu i energii elektrycznej. Czy uważa Pan, że kwota ta wystarczy, aby przezwyciężyć obecny kryzys?

– UE jest wciąż wystarczająco bogata, aby pomóc płacić za energię swoim obywatelom, chociaż jak dotąd ratują oni własne firmy energetyczne przed bankructwem tymi pieniędzmi, a wtedy konieczne będzie uratowanie energochłonnych gałęzi przemysłu, a jeśli obywatele będą protestować na ulicy, będą musieli coś im dać. Krótko mówiąc, UE stoi w obliczu dwóch trudnych zim i wierzę, że więcej niż jeden rząd poda się do dymisji po tym, jak nie radzi sobie z problemami społeczno-gospodarczymi. Natomiast Białoruś skutecznie poradziła sobie z obecnymi wyzwaniami gospodarczymi, szybko restrukturyzując przepływy towarowe i tworząc nową logistykę.

za: sb.by

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (23-10-2022) | https://myslpolska.info/2022/10/23/michail-kowaliow-europa-sie-przeliczyla/

Wesprzyj naszą działalność [Bibuły. md]

Komisarze unijni z Ursulą von der Leyen na czele! Polska rodzina to nie CO2!

Centrum Życia i Rodziny
Paweł Ozdoba | Centrum Życia i Rodziny <kontakt@czir.org
Szanowni Państwo,
„Czeka nas ciężka zima…” – od takich nagłówków uginają się nie tylko szukające sensacji tabloidy, ale także wypowiedzi ekspertów w dziedzinie gospodarki, zwłaszcza energetyki.
Z pewnością i Państwu i członkom Państwa rodzin towarzyszy niepokój, jak udźwigniemy tegoroczne koszty opłat za energię? Czy uda się spiąć domowy budżet?…
Choć polski rząd zaproponował maksymalne ceny prądu dla odbiorców wrażliwych, małych i średnich firm oraz gospodarstw domowych, to jednak polski podatnik zmagać musi się z czymś jeszcze…
Z unijnym haraczem, który już od lat drenuje nasze kieszenie!
Z pewnością słyszeli Państwo o systemie EU ETS (europejski system handlu emisjami), który jest zawartą w cenie prądu opłatą za uprawnienia do emisji CO2. Ogromny udział opłat ETS przekłada się na wysokość rachunków nie tylko podmiotów produkujących energię ze źródeł nieodnawialnych, ale także dla zwykłego gospodarstwa domowego.
Udział wydatków na zakup uprawnień do emisji CO2 w kosztach produkcji ciepła zwiększył się kilkakrotnie i w wielu firmach ciepłowniczych – w dużej części wciąż należących do samorządów – przekracza już 30-40 proc. Efektem są podwyżki cen ciepła oferowanego przez zakłady ciepłownicze.
Wiemy zatem, kto naprawdę chce „zafundować” nam i naszym rodzinom ciężką zimę!Żądam od KE likwidacji tych opłat!Ale nie tylko to…
To także wszechobecna drożyzna, spowodowana koniecznością podniesienia cen produktów i usług, bo firmy obciążone są równie wysokim ETS. 
Sklepy, piekarnie, restauracje, lokale usługowe – to kolejne ofiary tego absurdalnego rozwiązania unijnych agend.
W ten sposób Unia Europejska wprowadza ideologiczny dyktat odnawialnych źródeł energii, dla którego ważniejsze jest budowanie tzw. polityki zielonego ładu i dążenie za wszelką cenę do neutralności klimatycznej, niż dobro ludzi, rodzin, które są w tej sytuacji najbardziej poszkodowane.
Nie możemy zgodzić się na to, by przez hołdowanie ideologii ekologizmu cierpiały polskie rodziny, gospodarstwa domowe i małe firmy!
W skali roku każda polska rodzina ponosi koszt ok. 1200 zł, a rodziny wielodzietne nawet 1900 zł, za ten klimatyczny wymysł, nie licząc kosztów za emisję CO2 w transporcie, które wynoszą dodatkowe ok. 1700 zł. Każdego miesiąca tracimy zatem aż ok. 300 zł z domowych oszczędności!
Proszę wyobrazić sobie sytuację rodziny wielodzietnej, która korzysta np. z dwóch pralek, eksploatowanych niemal non-stop. Taka rodzina będzie zmuszona zapłacić rachunek za energię horrendalnej wysokości!
Nie możemy zgodzić się na to, by rodziny dźwigające Polskę w jej demograficznej słabości, ponosiły taką niesprawiedliwą karę!
I dlatego, wobec takiej polityki unijnej wymierzonej przede wszystkim w kieszenie polskiej rodziny, nie pozostajemy obojętni!
Nie zgadzam się z unijnym dyktatem zielonego ładu!
Dlatego właśnie Centrum Życia i Rodziny przygotowało petycję skierowaną do Przewodniczącej Komisji Europejskiej o likwidację lub przynajmniej zawieszenie na czas wojennych kryzysów energetycznych opłat związanych z funkcjonowaniem systemu ETS.
Mówimy głośno: „Komisarze unijni z Ursulą von der Leyen na czele! Polska rodzina to nie CO2!”
Utrzymywanie napędzanego przez chore pojęcie ekologizmu systemu ETS, jest absurdem unijnych urzędników, często manipulowanych przez ideologicznych eko aktywistów!
Chroniąc nasze rodziny i suwerenność naszego państwa, nie możemy się na to zgodzić! Dlatego mówimy: dość gnębienia polskiej rodziny! Dość dyktatu klimatycznych głupców!
Podpisuję petycję do KE o zniesienie systemu ETS!Wzywamy Komisję Europejską, by zgodnie z celami określonymi przez unijne traktaty, stała przede wszystkim na straży interesów obywateli UE!
Wierzę, że również dla Państwa jest to ważna i potrzebna inicjatywa. Chcemy z nią dotrzeć do różnych środowisk.
Planujemy jak najszerszą promocję tej petycji, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Po zebraniu odpowiedniej ilości podpisów chcemy, oczywiście, ją przetłumaczyć i rozpowszechnić wśród członków Komisji.
Dlatego, jeśli również dla Państwa ważne są postulaty, których realizacji żądamy od Komisji Europejskiej, prosimy o wsparcie finansowe tych działań. Prosimy o przekazanie nam dobrowolnego datku w wysokości 30 zł, 50 zł lub nawet 100 zł czy 200 zł, bądź inny, który uznają Państwo za właściwy.
Wspieram działania Centrum Życia i Rodziny!
Nie możemy poddać się niewolniczej polityce unijnych komisarzy, którzy próbują coraz mocniej zaciskać nam pętlę zielonej ideologicznej poprawności, realizując swoje odrealnione pomysły kosztem dobra ludzi, dobrobytu rodziny!
Wierzę, że razem z Państwem powstrzymamy kolejną próbę ucisku naszej Ojczyzny, wyzysku naszych rodzin, ze strony unijnych biurokratów!
Serdecznie Państwa pozdrawiam

Jeśli rozum nie znajdzie drogi powrotnej do polityki europejskiej, spowoduje to nieodwracalne szkody.„Ambasador Rosji w Austrii ostro o UE”

2022-10-15 https://marucha.wordpress.com/

Oto list Dmitrija Lubinskiego, ambasadora Federacji Rosyjskiej w Wiedniu, opublikowany przez austriacki tabloid „Exxpress” zbliżony do Partii Ludowej. W Polsce taki list nie miałby szans na publikację [Oficjalną, w meRdiach wysokonakładowych. Nie obiżajmy naszego znaczenia. MD].

====================

Mimo kilku kontrowersyjnych sformułowań redakcja „Exxpress” zdecydowała się go opublikować.

Jeden z czytelników napisał: „Dziękujemy redakcji za odwagę! Opublikowanie tego jest tak ważnym wkładem w wolność wypowiedzi i różnorodność, a prawdopodobnie w pokój! Wróćmy do stołu negocjacyjnego, zbyt wielu już ucierpiało i może być znacznie gorzej”.

Poniżej tekst ambasadora Dmitrija Lubińskiego:

============================

„Od wielu miesięcy UE i jej państwa członkowskie dostarczają Ukrainie ogromne ilości broni, wbrew własnym i obowiązującym na arenie międzynarodowej zasadom kontroli eksportu. Co ciekawe, sprzęt ten jest również finansowany z tzw. „Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju” – funduszu pozabudżetowego o budżecie około pięciu miliardów euro, finansowanego ze składek państw członkowskich UE. Na te „pokojowe” cele udostępniono już 2,6 miliarda euro.

Sprzęt wojskowy dostarczany przez UE, w tym ciężka broń dalekiego zasięgu, jest również szeroko wykorzystywany przez rząd w Kijowie do lekkomyślnego ostrzału miast i wsi, mieszkań i obiektów socjalnych, infrastruktury cywilnej i transportowej, zabijania niewinnych ludzi, osób starszych, kobiet i dzieci. Tylko zachodnia propaganda antykremlowska milczy na ten temat. W słusznej sprawie, jak mówią.

UE skrupulatnie ukrywa również prawdę o zagrożeniach, jakie takie „budowanie pokoju” stwarza dla bezpieczeństwa jej własnych obywateli. Broń przeznaczona dla Ukrainy (w tym MANPADS i przeciwpancerne pociski kierowane) trafia masowo na czarny rynek przy przyzwoleniu państwa i może wpaść w ręce terrorystów i przestępców w różnych zakątkach świata.

Już teraz coraz częściej dochodzi, w tym w Austrii, o konfiskacie przez policję nielegalnej broni „ukraińskiego” pochodzenia. Istnieje dosłownie groźba powtórzenia się scenariusza wojen bałkańskich, kiedy cała Europa została zalana nielegalną bronią palną z Bałkanów Zachodnich. Zbrodnicze echo tych wojen wciąż jest tu odczuwalne.

Jakby w szale antyrosyjskie ośrodki w UE, z aktywną ingerencją i podżeganiem ze strony USA i Wielkiej Brytanii, wykorzystują każdą okazję, aby promować kontynuację działań wojennych w regionie. Oprócz ciągłego szkolenia ukraińskich oddziałów paramilitarnych przez poszczególne państwa członkowskie, przewidywane jest utworzenie misji szkoleniowej UE dla Ukrainy.

W świetle wspomnianych wyżej „wysiłków pokojowych” Brukseli pojawiają się absolutnie uzasadnione pytania, które każdy myślący obywatel zadaje teraz lub musi zadać: w jakim stopniu szkolenie nacjonalistycznych ukraińskich bojowników na europejskiej ziemi służy interesom pokoju? W jaki sposób dostawy broni do regionu konfliktu mogą być wykorzystywane do tworzenia pokoju na kontynencie europejskim, wbrew rządom prawa? Przeciwko komu jest i czy ta machina wojenna będzie skierowana w ostatecznym rozrachunku?

I wreszcie, co nie mniej ważne: czy nie byłoby bardziej sensowne, aby UE, zamiast tańczyć w takt skrzypiec Zełenskiego i faszerować Ukrainę bronią, i szkolić morderców, pamiętała terminy takie jak „pokój”, „pokojowe współistnienie”, „wzajemne bezpieczeństwo” lub po prostu „stół negocjacyjny”?

A może zasady „wspólnoty wartości”, które próbuje się narzucić całemu światu, po prostu już na to nie pozwalają?

Zachód jest obecnie w prawdziwym antyrosyjskim szaleństwie. Polska, poprzez swojego byłego ministra spraw zagranicznych Sikorskiego, dziękuje USA za sabotaż na gazociągu Nord Stream. Estoński minister spraw zagranicznych Reinsalu gratuluje ukraińskim siłom specjalnym przeprowadzenia aktu terrorystycznego na Moście Krymskim.

Są też inne przykłady. Kijowskie marionetki już wzywają swoich lalkarzy na Zachodzie do przeprowadzenia wyprzedzającego ataku nuklearnego. Morderstwo, sabotaż, zniszczenie, prowokacja i inscenizacja – wszystko jest dozwolone, jeśli jest skierowane przeciwko Rosji. Ale wszelka cierpliwość ma swoje granice.

Jeśli rozum nie znajdzie drogi powrotnej do polityki europejskiej, może to spowodować nieodwracalne szkody. Najwyższy czas się obudzić.

Za: exxpress.at https://myslpolska.info